DZIEŁA JÓZEFA KREMERA. Z DODANIEM ŻYCIORYSU I ROZBIORU PRAC KREMERA ORAZ NOTATEK UZUPEŁNIAJĄCYCH, PRZEZ HENRYKA STRUVEGO. WSTĘP. ŻYCIE I PRACE JÓZEFA KREMERA SKREŚLIŁ Henryk Struve, WARSZAWA. NAKŁAD I DRUK S. LEWENTALA. Nowy-Świat, Nr. 39. 1881 ŻYCIE I PRACE JÓZEFA KREMERA. JAKO WSTĘP DO JEGO DZIEŁ SKREŚLIŁ Henryk S t r u v e. WARSZAWA. NAKŁAD I DRUK S. LEWENTALA, Nowy-Swiat, Nr. 39. 1881. Äîçâîëĺíî öĺíçóđîţ. Âŕđřŕâŕ, 8 Äĺęŕáđ˙ 1880 ăîäŕ ŻYCIE I PRACE JÓZEFA KREMERA. SKREŚLIŁ HENRYK STRUVE „Kto się nauce i umiejętności zaślubi, i jéj odda żywot swój, niechaj za cel swój ma, by się sam obrócił na środek dla korzyści współczesnych i kraju swojego. Grdy się wyprzysięgnie pychy, miłości własnej, zawiści drobnych, a frymarków pracą swoją; gdy się wyrzecze życia rozkoszy, siebie samego uczyni wygnańcem na samotność ; gdy powołanie oświecania ludzi świętem kapłaństwem sobie mieć będzie ; gdy miłością i cierpliwością nad księgami zwiędnieje a trudy ciężkie i skrócone siły żywotne, niby krew duchową, w ofierze dobru publicznemu złoży, — toć już prace jego nie pójdą w poniewierkę. Byle miał na sercu myśl ogółu, któremu służy, toć ona nawiedzi go w samotności ckliwej, stanie obok niego, niby patronka, wzmocni go i pobłogosławi pracom jego ; bo te prace, lubo przeminą, jak wszystko przemija, i ustąpią się poźniejszym doskonalszym ducha dziełom, — toć przecież nie przeminie zasługa i zostanie imię poczciwe, — a kości jego nie będą wzgardzone." Słowa te, wypowiedziane przez Kremera w r. 1849, (*) charakteryzują tak dobitnie zarówno jego osobistość jak i całą działalność piśmienniczą, że dlatego samego postawiliśmy je na czele (*) Wykład systematyczny filozofii, T. I. str. 232 niniejszego wydania Dziel Kremera. Zycie Kremera.   1 2        ŻYCIE I PRACE niniejszego wstępu do dzieł jego. Pisząc słowa powyższe w sileswego wieku, Kremer nie miał bynajmniej na myśli samego siebie— a jednak, mimo wiedzy i woli, odzwierciadlił w tych słowach wiernie całą swą duszę, zasadnicze dążności całego swego żywota. Jeżeli o kim, to o Kremerze powiedzieć można, że się sam obrócił na środek dla korzyści współczesnych i kraju, że się wyprzysiągł pychy, miłości własnej, zawiści drobnych, rozkoszy życia, aby się oddać zupełnie świętemu kapłaństwu oświecenia ludzi i przysporzenia dobra publicznego. To też zaprawdę prace jego nie pójdą nigdy w poniewierkę. Z biegiem czasu zmienią się zapewne poglądy pod niejednym względem; wystąpią na jaw nowe dążności; myśl badawcza przybierze nowe formy, zbogaci się nową treścią, postąpi naprzód. Rozwój ducha, dzieje nauki i sztuki, ulegając ciągłemu ruchowi życiowemu, nie zasklepiają się nigdy w ramach przeszłości, mają zawsze na oku przyszłość lepszą, doskonalszą. Ale pomimo to, zasługa Kremera jako pierwszego przedstawiciela systematycznej filozofii w Polsce, jako pierwszego estetyka i historyka sztuki, nigdy nie przeminie. Dzieła jego pozostaną pokarmem duchowym dla przyszłych pokoleń: bądź jako środek gimnastyki umysłowej, rozwijającej giętkość, żywość i energią myśli, bądź jako źródło niewyczerpane idealnych poglądów, uszlachetniających uczucie i namiętności, rozbudzających zmysł dla wszystkiego co piękne i wzniosłe. Pragnąc przedstawić tutaj w należytem świetle zarówno umysłowy rozwój, jak i działalność naszego pisarza i myśliciela, zamierzam najprzód podać jego życiorys, aby następnie zastanowić się bliżej nad pracami, któremi zbogacił piśmiennictwo krajowe. A. ŻYCIE KREMERA. (*) I. Rodzice Kremera. — Przywiązanie do matki. — Staranność ojca o wychowanie synów. — Pierwsze nauki. — Ówczesny stan szkolnictwa krakowskiego. — Liceum Ś-tej Anny. — Charakterystyka ówczesnych nauczycieli. — Wspomnienia historyczne. -- Nagły zwrot w młodzieńcu do pracy poważnej. — Professor Frączkie wicz. — Ksiądz Mastelski. Józef Kremer **) urodził się w Krakowie dnia 22 Lutego 1806 roku. Rodzice jego należeli do stanu mieszczańskiego, cieszyli się po (*) Wiadomości do niniejszego życiorysu zaczerpałem z następujących źródeł: 1) Notatki autobiograficzne, spisane przez Kremera w roku 1868 dla K. Wł. Wójcickiego ; 2) Listy Kremera do Janusza Ferdynanda Nowakowskiego, Kaź. Wł. Wójcickiego i do mnie ; w ilości razem czterdziestu trzech. 3) Wiadomości udzielone mi łaskawie, bądź piśmiennie bądź ustnie, przez panią Maryą Kremerową, i panów: Karola Estreichera, Augustyna Frączkiewicza, Romualda Hubego, Kaź. Kaszewskiego, Aleksandra Kremera, Jan. Ferd. Nowakowskiego, F. H. Lewestama, Edwarda Lubowskiego, Kaź. Wł. Wójcickiego i in. Wszystkim wymienionym osobom składam publicznie najszczersze podziękowanie za łaskawe poparcie niniejszej pracy. (**) Rodzina Kremerów dawniej pisała sie Kraemer. Sam Józef podpisał się JÓZEFA KREMERA. 3 wszechnym szacunkiem, i byli jak na owe czasy dość zamożni. Wielki ogród, zwany Kremerowskim, oraz dwa domy w rynku były ich własnością. Matka, Anna z Erbów, pełna pobożności i serdecznego uczucia, wpajała wcześnie w swe dzieci zasady religii, rozwijała w nich miłość do Boga i ludzi, zaszczepiała przywiązanie do prawdy, piękna i dobra. Ze szczególną troskliwością otaczała swego najstarszego syna Józefa, który jako słabowite i wątłe dziecko potrzebował więcej od innych pieczy i dozoru. „Byłem słabowitym, mówi Kremer w swych notatkach autobiograficznych; do roku 7-go życia przebyłem prawie wszystkie choroby dziecięcego wieku. Właśnie z tego powodu stałem się ulubieńcem matki. Na mnie ziściła się ta prawda, że im większą a liczniejszą troską, im liczniejszą bezsenią matki opłacają wychowanie dziecka, tem ono dla nich droższe i ukochańsze." Stosunek serdeczny, jaki się w skutek tego od dzieciństwa między matką i synem wywiązał, wpłynął bezpośrednio na cały rozwój umysłowy naszego myśliciela. Sam Kremer za życia często powtarzał, że matce swéj winien był wszystkie swe uczucia szlachetne i poczciwe, że ona wszczepiła głęboko w jego serce wiarę i pobożność, posyłając go w każdem zmartwieniu lub dziecinném jakiemś przekroczeniu do kościoła Panny Maryi, aby się tam wypłakał i uspokoił. To też przywiązanie syna do matki było równie głębokie jak trwałe. Dowodzi tego szczególniej opowiadanie Kremera w przytoczonych powyżej notatkach autobiograficznych o wrażeniu, jakie na nim wywołała niespodziewana śmierć matki. Jako młodzieniec dwudziestokilkuletni, znajdując się na. uniwersytecie Berlińskim, otrzymał od matki list, w którym mu donosi, że się udaje do Karlsbadu na kuracyę i że wracając do domu, chciała by się z nim zjechać w Dreznie w czasie bliżej oznaczyć się mającym. Tymczasem w kilka tygodni później otrzymał list nie z Karlsbadu ale z Krakowa, i nie od matki, ale od professora Czajkowskiego, który mu donosił, że matka w Karlsbadzie umarła. „Nikt z rodziny, mówi Kremer, nie ośmielił się pisać do mnie z taką wiadomością ; uprosili Czajkowskiego, który dla mnie był zawsze życzliwym a którego wysoko szanowałem. Ogłuchłem z boleści na tę wiadomość". Korzystał z nadchodzących wakacyj „by pojechać do domu i utulić się wśród swoich." Następnie wrócił znowu do Berlina, lecz myśl o ukochanej matce ciągle towarzyszyła młodzieńcowi. Szukał na wiosnę rozrywki w wycieczce do Weimaru i Heidelberga. „I byłbym był zupełnie szczęśliwy, pisze, gdyby nie rana w sercu, zadana przez śmierć matki." Nadeszły znowu wakacye; Kremer udał się przez góry Badeńskie do Szwajcaryi. I dopiero tutaj smutek jego się nieco ukoił. „Ruch fizyczny, mówi, widok natury pełnej wzniosłego ma jeszcze w r. 1830 na podaniu do wydziału prawnego Kraemer, a brat jego Aleksander tą pisownią zaznaczony jest jako członek Tow. Nauk. Krak. w piśmie prof. Majera: Pogląd historyczny na Tow. Nauk. Krak. 1858 r. str. 116. 4        ŻYCIE I PRACE jestatu, miejscowości wiekopomne z historyi szwajcarskiej, jakoś mnie pokrzepiły cieleśnie i duchowo ; — mogłem już spokojniej pomyśleć o mojej bolesnej stracie; w myśli rozmawiałem z matką i niby pisywałem listy do zmarłej." W następnym roku Kremer bawił w Paryżu, ale i tutaj o matce nie zapominał. Dowodem tego służą następujące pełne uczucia słowa, wyjęte znowu z notatek autobiograficznych. „Wyznaję otwarcie, mówi Kremer, że pamięć na moją matkę zmarłą była mi talizmanem, który mnie chronił od zboczeń wielu, które kuszą młodzieńca w mieście tak powabném jak Paryż. Doświadczyłem prawdy, że dobra matka silniej działa niekiedy na pozostałe dzieci, niż to czyniła za życia swojego." Z tego, co się powiedziało, nie trudno wywnioskować, że w serdecznym stosunku Kremera do swéj niatki, w ich wzajemnem do siebie przywiązaniu, szukać należy najgłówniejszéj przyczyny owego ciepła serdecznego, owéj świeżości uczucia, które przenikają wszystkie dzieła Kremera, charakteryzują cały jego sposób myślenia, całą jego filozofią. Ojciec Kremera był człowiekiem równie zacnym, jak prawym i rozumnym. Dorobiwszy się uczciwą pracą majątku, przykładał wszelkich starań, aby dać trzem swoim synom : Józefowi, Karolowi i Aleksandrowi, jak najlepsze wykształcenie. Jak rozumnie zaś i zdrowo na to swoje zadanie się zapatrywał, o tem świadczą następujące słowa samego Kremera, wyjęte ze wspomnianych już kilkakrotnie notatek. „W czasie moich lat akademickich, pisze Kremer, zdarzyło się, iż pewnego wieczora rozsądny a zacny ojciec nasz przywołał do siebie mnie i obu moich odemnie młodszych braci, i rzekł, iż lubo nie ma takiego majątku, aby nam mógł zapewnić utrzymanie na przyszłość, przecież gotów wszelkich dołożyć starań, choćby z największą ofiarą i zrzeczeniem siebie, aby nas wychować ile można najlepiej. Przeto przedsięwziął każdego z nas trzech wysyłać na trzy lata za granicę dla dalszego udoskonalenia, ale to wtedy tylko, jeżeli złożymy mu dowód, żeśmy się już tego wszystkiego nauczyli, czego się tylko w Krakowie nauczyć można, a takim dowodem będzie dla niego doktoryzacya z jakiego bądź fakultetu. Zostawszy doktorem, każdy z nas niechaj sobie obierze uniwersytety najsławniejsze w jego zawodzie. Spełniły się później, dodaje Kremer, pragnienia poczciwego ojca, a tém szanowniejsze, że sam był człowiekiem nienaukowym a kierował się wyłącznie zdrowym rozsądkiem i miłością dla dzieci". I w samej rzeczy, cześć prawdziwa należy się zacnemu obywatelowi, który, łącząc tak rozumnie przywiązanie do wykształcenia rodzimego z szacunkiem dla nauki postronnych, spożytkował swe zasoby materyalne, aby obdarzyć społeczeństwo trzema synami, równie zacnymi jak ojciec, a dzięki jego zabiegliwości, wyższymi od niego pod względem wykształcenia i wpływu społecznego. Młodsi bowiem bracia Józefa, Karol i Aleksander, zajęli także wydatne stanowisko w umysłowości krajowej. JÓZEFA KREMERA.   5 Pierwszy z nich, zmarły w roku 1860, jako Dr. filozofii i dyrektor budownictwa, pełen zasług na polu sztuki krajowej ; drugi jako Dr. medycyny i czynny po dzień dzisiejszy pisarz, oraz członek Akademii Umiejętności w Krakowie. Tento szczęśliwy stosunek do ojca i matki miał zapewne Kremer na myśli, gdy jako znakomity już pisarz wypowiedział następujące słowa, świadczące o jego głębokiem przywiązaniu do życia rodzinnego, o jego dozgonnej czci dla pamięci swych rodziców: „Komu zacnego ojca uśmiech był jutrznią ducha, mówi Kremer (*), a nieskażona cnota wzorem, kto jego błogosławną modlitwę wziął posagiem w świat : z kim za dziecięcych lat matka, miłości pełna, prawiła o kochaniu ludzi, o bojaźni Bożej, o zmarłych braciszkach, co dziś już aniołkami proszą za pacholątkiem pozostałem na ziemi, by było dobre i pobożne ; kogo wypiastowały zacność i święty obyczaj domowy, — ten zaiste nie będzie samotnym na świecie, bo nieśmiertelna jest spuścizna miłości rodzinnej i cnoty ojcowskiego domu. Choć mu nie jedno w sercu zgaśnie, choć mu życie zbiednieje, a nie jedno uczucie lodem zajdzie, — nie będzie samotnym na świecie. W chwilach szarych, ckliwych cofnie się w siebie, zamknie się w sercu własnem, jakby w przenajświętszej świątnicy istoty swojej ; w cichości uroczystej, sam na sam z Bogiem będąc, tajemniczej treści ducha swojego da posłuchanie, — i pojawi mu się postać ojca, co napoi pociechą i posili otuchą w sobie, i stanie przed nim matka, i pochwali, i przytuli, i scałuje boleści trud ze znękanego czoła"... Pierwsze nauki pobierał Kremer w domu rodzicielskim od nauczycieli prywatnych. Następnie oddano go do klassy I-széj Liceum św. Anny. Ponieważ zaś z powodu słabości zdrowia, lekarze zawsze przestrzegali, by chłopca zbyt nie trudzić naukami, przeto też postępy były dość słabe. Nadto zauważyć należy, że ówczesny stan szkolnictwa w Krakowie pozostawiał wiele, bardzo wiele do życzenia. Od czasów Kommissyi Edukacyjnej, wszystkie przewroty polityczne, odbijające się o Kraków, wywierały wpływ stanowczy na losy Akademii Krakowskiej i zależnych od niéj szkół niższych i średnich. Gwałtowne wstrząśnienia przerywały nieustannie spokój i ciągłość w rozwoju szkolnictwa. Zaledwie w roku 1780 dokonaną została reforma Akademii niestrudzoną pracą Kołłątaja ; zaledwie ruch naukowy ożywionym został działalnością takich mężów jak Jan Śniadecki, Czerwiakowski, Szasterowie, Szeidt i inni; zaledwie szkoły, w zawiadywaniu Akademii pozostające, uwolniły się od nieszczęsnego wpływu jezuitów i uzyskały światłych, postępowych przełożonych,— gdy wypadki 1792 roku przeszkodziły utrwaleniu się nowowprowadzonych urządzeń. Powszechne zawikłania polityczne (*) Listy z Krakowa. List XI, T. I, str. 188 nowego wydania. 6        ŻYCIE I PRACE miały za skutek zupełny rozstrój szkolnictwa krajowego. Konfederacya targowicka rozwiązała roku 1793 Kommissyę Edukacyjną. Akademia i szkoły krakowskie pozostały bez wszelkich środków i błagać musiały sejm grodzieński o jakie takie zabezpieczenie swego bytu. W następnym roku wkroczyli Prusacy do Krakowa. W styczniu zaś 1796 roku Austryacy objęli w posiadanie gród starożytny. Pomimo starań Jana Śniadeckiego i przyrzeczeń danych mu w Wiedniu, rząd austryacki w roku 1800 nagle oddalił wszystkich polskich nauczycieli i zastąpił ich Niemcami, którym, jak mówi Sołtykowicz (*), tyleż na polerowności ile na nauce zbywało. Reforma zaprowadzona, wedle słów nowozamianowanego dyrektora gimnazyów ks. Fr. Hoffmana, na wzór innych szkół austryackich, wskrzesiła jezuicką scholastykę. Prócz zepsutej łaciny, wykładanej według zagmatwanych gramatyk, języka niemieckiego i niekończącego się nigdy katechizmu (słowa Sołtykowicza), nieuczono żadnych innych przedmiotów. Szczęściem stan ten nie trwał zbyt długo. W skutek pokoju wiedeńskiego, zawartego z Napoleonem roku 1809, Austryacy zmuszeni byli odstąpić Kraków Księztwu Warszawskiemu. Szkolnictwo na tem jednak nie wiele skorzystało. Głównodowodzący, książę Józef Poniatowski, rozkazem dziennym oddalił wprawdzie natychmiast zarówno z Akademii jak i ze szkół professorów austryackich, lecz miejsca ich, według świadectwa hrabiego St. Wodzickiego, prezesa senatu późniejszej Rzptéj Krakowskiej, obsadził pod płaszczem źle zrozumianej narodowości, tem co miał pod ręką, co znalazł na bruku krakowskim (**). Nauczyciele, po większej części zasłużeni wojskowi, przy najlepszej chęci, nie mogli być rozkazem dziennym zamienieni na dobrych pedagogów. Zresztą, jakże wymagać aby wojak, przepełniony pamięcią swych awanturniczych przygód, zajęty myślą o dalszym pochodzie dziejów, w obec których teraźniejszość była tylko stanem zmiennym, tymczasowym, znalazł upodobanie w nauczaniu młodzieży? Młodzież nie była dla niego celem pracy, lecz tylko środkiem dla urzeczywistnienia przy jej pomocy celów wcale nienaukowych, pedagogicznych. Cała jego dążność mogła mieć wyłącznie na oku, aby uczniowie stać się mogli kiedyś spadkobiercami ducha wojowniczego ; aby się przejęli owym romantyzmem żołnierskim, który w miejsce spokojnej a Wytrwałej pracy w oznaczonym kierunku, drogą gwałtownych wstrząśnień i heroicznych czynów zdobywa sobie lepszą przyszłość. Tacy nauczyciele podniecali w sposób bezpośredni żywą fantazyę młodzieży, zmuszali ją do wzięcia serdecznego udziału w owych wielkich przewrotach, które (*) Zobacz : Sołtykowicz, O stanie Akademii Krakowskiej, 1810 roku, str. 88 i następne. (**) Zob. list Wodzickiego do Jana Śniadeckiego z dnia 18 Listopada 1821 roku; Pamiętniki o Janie Śniadeckim przez Michała Balickiego. 1865 roku, T. I, str. 823. JÓZEFA KREMERA. 7 zmieniły warunki bytu i wzajemne stosunki narodów europejskich; rozbudzali w młodzieży ideały dziejowe i gorączkową chęć do ich najprędszego urzeczywistnienia; przyśpieszali tętno życia powszechnego, które jednostkę łączy z ogółem. Ale przy tém wszystkiém naruszonym został normalny rozwój młodocianych umysłów, wymagający spokoju, wewnętrznego skupienia, systematycznej nauki. Kto, jak Kremer, wyrósł pod przewodnictwem takich nauczycieli, otrzymał po nich w spadku żywą fantazyę, ciepłe uczucie, romantyczną ruchliwość umysłu i woli, — lecz w następstwie wiele, bardzo wiele nad sobą pracować musiał, aby przyswoić sobie ów spokój, ową stałość duszy, która jest koniecznym warunkiem prawidłowej pracy na każdem polu ludzkiej działalności. Powyższa, ogólna charakterystyka ówczesnego stanu szkolnictwa krakowskiego przybiera rysy nader plastyczne i żywe w następujących słowach samego Kremera, wypowiedzianych w jego notatkach autobiograficznych. „Nasi professorowie, mówi Kremer, po większej części oficerowie z czasów księcia Józefa, lub z ostatniego dziesiątka lat zeszłego wieku, najczęściej już nie pamiętali tego, czego się niegdyś byli nauczyli za młodu. Więc też zwykle tak bywało, że w połowie lekcyi professor sprzykrzył sobie grammatykę łacińską, a odsunąwszy na bok książki, opowiadał nam o Kościuszce, o księciu Józefie, o bitwach, klęskach, tryumfach i spełzłych nadziejach". Wspominając w tych samych prawie słowach o swych czasach szkolnych w piśmie: Kraków w obec Polski i Sukiennice jego (1870), Kremer dodaje : „Takie-to naszego pokolenia było wychowanie, taka atmosfera na nas wiała, takąśmy oddychali, taką tchnęliśmy w nasze pa nas pokolenia". Ten kierunek myśli podniecanym został za czasów szkolnych Kremera przez różne wypadki dziejowe, dotyczące jego miasta rodzinnego, a opisane przez niego samego w powyższem piśmie : Kraków w obec Polski i Sukiennice jego (*). Tymczasem o pracy naukowej, systematycznej, mowy prawie wcale nie było. W liście do Kaź. Wł. Wójcickiego z roku 1850, Kremer sam o sobie wspomina między innemi, że szczególniej w niższych klassach „odznaczał się nad wszystkich swych kolegów bezprzykładnem—próżniactwem". Mawiał też, że nieparzyste liczby były dla niego w szkołach złowrogie, bo w 1-szej, 3-ciej i 5-téj klassie po dwa lata odsiadywał. Próżniactwo to jednak nie było u Kremera wynikiem gnuśności umysłowej, lenistwa duchowego, lecz wypływało raczej z nadmiaru ruchliwości, pociągającej za sobą tak często niechęć do ześrodkowania władz umysłowych w pewnym kierunku, oraz z zamiłowania do pewnych tylko zajęć, odwlekających od pracy (*) Pismo to będzie pomieszczoném w ostatnim tomie niniejszego wydania dzieł Kremera. 8        ŻYCIE I PRACE obowiązkowej. Z różnych bowiem stron dowiadujemy się, że młody Józef, pomimo słabości zdrowia, był jednak nadzwyczaj żywego usposobienia, lubił płatać figle, i nad tem tylko przemyśliwał, jakby bytność swoją, w domu czy w szkole, żartem jakimś zaznaczyć. Później ta ruchliwość umysłowa wyrażała się wielkiém zamiłowaniem do czytywania książek, zwłaszcza w klassie pod ławką. Traktaty historyczne i podróże, według własnych słów Kremera, zajmowały go wówczas bardziej niż grammatyka łacińska lub matematyka. Dopiero w 5-téj klassie młodzieniec zaczynał pojmować potrzebę nauki i garnął się do niej z całą żywością i energią swego umysłu. Był to przewrot doraźny, nagły, o którym sam Kremer w swych notatkach autobiograficznych wspomina temi słowami: „W klassie 5-téj jakaś gwałtowna ze mną zaszła odmiana. Pewnego ranka ślubowałem samemu sobie, że się będę już uczył, że się nikomu z kolegów nie dam prześcignąć, choćby tylko pilnością. Wstawałem rano, nawet wśród lata przed wschodem słońca". Z ustnych zaś opowiadań Kremera, zachowanych w rodzinie, dowiadujemy się, że w owym czasie wybiegał często z książkami bądź do ogrodu, bądź na przechadzkę zamiejską, aby na świeżem powietrzu uczyć się, to wyjątków z poetów, to innych zadań szkolnych. Ulubioną zaś wycieczką młodzieńca był lasek zwany Sikornikiem, na górze św. Bronisławy, gdzie, wśród pięknej przyrody, widoku tęskliwych Karpat, wśród wspomnień dziejowych, które ze wszystkich stron żywem słowem do serca i umysłu przemawiały, powstała zapewne w młodzieńcu pierwsza myśl o poważniejszych zadaniach życia, zrodziła się chęć czynnego udziału w owym ruchu powszechnym, który zaznaczał swe ślady zarówno na fantastycznych urwiskach Beskidów, jak na smętnych grobowcach świetniejszéj przeszłości. Poczucie tego związku duchowego z coraz szerszém kołem istnienia ; pragnienie stania się żywem ogniwem w łańcuchu czasów, — oto pierwsze bodźce, zachęcające każdy umysł wyższy do sumiennej i wytrwałej pracy. I u naszego myśliciela, który w całej swej filozofii tak serdecznie uwydatnia łączność jednostkowego ducha z powszechnym, owe bodźce, pod wpływem wrażeń, wywołanych przez przyrodę i dzieje, wcześnie działać poczęły, powodując przewrot stanowczy w całem życiu wewnetrznem młodzieńca. Wielką pomocą w urzeczywistnieniu powyższych błogich przedsięwzięć był Kremerowi czcigodny Augustyn Frączkiewicz, wówczas nauczyciel matematyki w liceum św. Anny, a ostatnio powszechnie szanowany dziekan wydziału matematyczno-fizycznego b. Szkoły Głównej Warszawskiej. Zdarzyło się, że Frączkiewicz, po długiej przerwie czasu, spowodowanej lenistwem Józefa, kazał mu pewnego razu odpowiadać na lekcyi z dwumianu Newtona. Józef nadspodziewanie dobrze wywiązał się ze swego zadania i otrzymał stopień celujący. Nazajutrz, zagadnięty znowu, wykazał dowodnie, że się równie JÓZEFA KREMERA.   9 starannie przygotował. Uderzony tą zmianą w uczniu, dotąd tak niedbałym, professor Frączkiewicz kazał mu pozostać po lekcyi w kłassie, aby się z nim sam na sam rozmówić. Zapytał go tedy, czy się sam bez obcej pomocy na lekcye przygotowywa i zkąd pochodzi ten zwrot jego do nauki. Józef oświadczył, że korrepetytora nie posiada, i że postanowił stać się na przyszłość dobrym uczniem. Professor serdecznie uradowany tym rzadkim objawem charakteru w młodzieńcu, powinszował mu jego postanowienia, naganił dotychczasowe próżniactwo, zachęcił do pracy na przyszłość wskazaniem na zdolności, uwydatniające się w jego odpowiedziach, a pragnąc wreszcie aby to wszystko nie minęło bez trwalszych dla młodzieńca następstw, zażądał od niego, aby podaniem ręki uroczyście powtórzył przyrzeczenie, że się nadal zaniedbywać nie będzie. Lecz na tém sumienny pedagog nie poprzestał; udał się nadto do rodziców Kremera, powiadomił ich o tém, co się stało, i prosił, aby zwracali pilną uwagę na syna, który w tak uderzający sposób dał się poznać ze swych zdolności i charakteru. Czyn ten prof. Frączkiewicza nie potrzebuje zaiste bliższego objaśnienia; pokazuje on tylko, że w owym czasie, pomimo ogólnego upadku szkolnictwa, byli jednak jeszcze tu i owdzie pedagogowie prawdziwi, którzy nie ograniczali swéj działalności samem tylko nauczaniem, lecz posiadali głębsze pojęcie o swych ojcowskich względem młodzieży obowiązkach, a przez sumienne ich spełnienie ochraniali młode latorośle społeczeństwa, jego nadzieję i przyszłą chlubę, od przedwczesnego więdnięcia lub karłowacenia. Zachowując aż da późnych lat najszczerszą wdzięczność dla swego godnego przewodnika, Kremer w swych notatkach autobiograficznych, po wzmiance o swym zwrocie do nauki, opowiada w krótkości powyższe zdarzenie temi słowami: „Zacny Augustyn Frączkiewicz, nasz świeżo mianowany professor matematyki, wręcz różny od naszych dawnych zaniedbujących siebie i nas nauczycieli, spostrzegł ten nagły zwrot w umyśle moim, więc mnie zachęcił, dodał mi ufności w siebie, odebrał odemnie słowo, że już wytrwam stale na téj nowej drodze. Temu szanownemu mężowi wiele, bardzo wiele zawdzięczam". O innych nauczycielach Kremera w liceum nic godnego uwagi powiedzieć nie możemy. Przytoczone wyjątki z notatek autobiograficznych charakteryzują dostatecznie ich działalność pedagogiczną a nie zachęcają nas bynajmniej do otrząsania ich zapomnianych dawno nazwisk z pyłu ówczesnych programmatów. Wspomnimy tu tylko jeszcze w kilku słowach o nauczycielu religii Kremera. Był nim ks. Jan Mastelski. O duchu w jakim działał ten kapłan na młodzież świadczy dość korzystnie rozprawka jego, zamieszczona w jednej z ówczesnych książeczek popisowych, p. t. O wpływie religii na dobro człowieka (*). Z rozprawy téj przeziera (*) Programma liceów krakowskich, św. Anny i św. Barbary, za r. 1826. 10      ŻYCIE I PRACE umysł światły, rozleglejszy, możnaby prawie powiedzieć filozoficzny. Autor występuje wprawdzie, i słusznie, przeciwko owym mędrcom francuzkim XVIII wieku, od półmędrków wychwalanym ; przeciwko zdaniu, jakoby rozum sam przez się był wystarczającym do wyrokowania w rzeczach religii; ale pomimo to, wolnym jest od owego natrętnego dogmatyzmu, jaki niestety tak często owłada przedstawicielami wiary. Nie napotykamy tu żadnych fanatycznych napadów na samodzielność umysłową lub filozofię, na rozum i naukę; przeciwnie religię nazywa autor rozumem, rozumu ludzkiego, i stara się wykazać jéj wysoką doniosłość na zasadzie zbawiennego wpływu, jaki wywiera na udoskonalenie człowieka pod względem oświaty, moralności i dobra społecznego. Jeżeli z treści téj rozprawy, napisanej przez jednego z wydatniejszych przedstawicieli ówczesnego szkolnictwa krakowskiego, wolno wyprowadzić wniosek o ogólnej atmosferze duchowej, wśród której młodzież się rozwijała — to wyznać należy, że brak ścisłej metody w traktowaniu nauki uzupełniano, choć w części, większą samodzielnością i swobodą myśli, większem poszanowaniem dla indywidualnego rozwoju ducha, szerszym poglądem na potrzebę rozumowego uprzystępnienia dla młodzieży najwyższych nawet prawd. Była to tedy przeważnie atmosfera racyonalna, filozoficzna, która zwykle bardziej sprzyja normalnemu wzrostowi umysłu wyższego, niż czczy mechanizm pedagogiczny, pozbawiony wszelkiej osnowy duchowej. II. Kremer na Uniwersytecie Jagiellońskim. — Ówczesny stan Akademii Krakowskiej. — Studya humanitarne.—Professorowie Kremera w tych studyach: Bandtkie, Czajkowski i Jankowski. — Rozprawa Kremera o Michale Stachowiczu. — Styl Czajkowskiego i Kremera. — Pierwsza podróż do AVłoch. — Stosunek do klassycyzmu i romantyzmu. — Odwiedziny u Brodzińskiego. — Studya filozoficzne. — Wpływ Jana Śniadeckiego na młodzież krakowską. — Filozofia Kanta. — Studya prawne. — Professorowie : Słotwiński, Boduszyński, Litwiński, Krzyżanowski i Hoszowski. — Egzamen na magistra prawa. Dotrzymawszy sumiennie słowa, danego sobie i professorowi Frączkiewiczowi, Kremer w roku 1823 zdał szczęśliwie egzamen dojrzałości (maturitatis) i wstąpił na Uniwersytet Jagielloński. Stan Akademii Krakowskiej od reformy księcia Józefa (1809 r.) nie wiele się zmienił, a w każdym razie nie na lepsze. Gdy w skutek traktatu wiedeńskiego roku 1815 Kraków został rzecząpospolitą z urzędowym tytułem wolnego, niepodległego i ściśle neutralnego miasta, pomyślano znowu o reorganizacyi szkolnictwa. Reorganizacyę tę charakteryzuje, nader dobitnie hr. Wodzicki w przytoczonym już liście do Jana Śniadeckiego. Oto jego słowa (*) : „Kom (*) Zob. przywiedzione powyżéj Pamiętniki Balickiego o Janie Śniadeckim. T. 1, str. 824 i nast. JÓZEFA KREMERA.   11 missya, reorganizująca (w roku 1816) nową rzeczpospolitę, nadała Akademii, przez jezuitów wyżebrany, nowy statut. A że sam rektor ówczesny był prawnikiem, nikt odtąd prócz adwokatów nie dostał katedry, a ludzie prawni, zastąpili uczonych, uważając posady swoje pod względom pensyów do nich przywiązanych, łatwości ubiegania się za kilku urzędami i kierowania sprawiedliwością tego kraju. Zdarzało się często, że takowy prawnik musiał uczyć przedmiotów, o których w całem życiu nie słyszał. Usunięci z mocy statutu od wszelkiego dozoru, pod rektorem, mniej dbającym o rozkrzewienie nauk, jak o łaskę kolegów, aby go na urzędzie potwierdzili, professorowie tutejsi nie uczyli, albo źle uczyli bezkarnie, a młodzież, spuszczona z oka, przejęta wzgardą dla niezdatnych nauczycieli, nie tylko ich nie słuchała, ale jeszcze targała się na krajową władzę, używana częstokroć do zaimponowania sejmom i znieważania rządu". ...,,I my tu, powiada na innem miejscu Wodzicki, także posiadanry kilku godnych i uczonych mężów, ale sama ich zdatność odbija jeszcze wydatniej od niedołężności reszty professorów." To niedołęztwo władz akademickich, przy braku taktu politycznego ze strony młodzieży, miało za skutek, że „opiekuńcze nad rzecząpospolitą dwory" w r. 1820 postanowiły zreformować na nowo Akademią, i w tym celu zamierzały obdarzyć pierwszego rektora władzą dyskrecyonalną poczynienia zmian, potrzebnych w dawnym statucie, bez uczestnictwa rządu rzeczypospolitéj i bez zachowania form konstytucyjnych. Gorącem pragnieniem wszystkich, którym na sercu ciążyło dobro starodawnej siedziby nauki polskiej, było, aby wybór rektora padł na osobę, która, łącząc zaufanie dworów z dobrą wolą i znajomością rzeczy, zdolnąby była odwrócić cios, grożący Akademii, i postawić znowu na stanowisku godném jéj świetnej przeszłości. Oczy wszystkich zwróciły się na Jana Śniadeckiego, który w podobném położeniu tak znakomite usługi okazał Wszechnicy Wileńskiej. Że wszystkich stron proszono, błagano Śniadeckiego, by z miłości dla nauki i kraju, zechciał przyjąć urząd rektora Akademii i pokierować jéj losami. Prezes senatu rzeczypospolitéj (hr. Wodzicki), w wymownych słowach przedstawił Śniadeckiemu jego obowiązki dla szkoły głównej Krakowskiej, i prosił, aby w razie, gdyby Litwy stale opuścić nie mógł, poświęcił choć sześć miesięcy Krakowowi, poczém ,,oddalając się jak prawodawca Likurg z urządzonego przez siebie kraju, odjeżdżałby z cnotliwém przekonaniem, że założywszy węgielny kamień sławy Akademii, oddał plemieniowi polskiemu usługę, jakiej za sto lat okoliczność nie nastręczy może żadnemu Polakowi." (*) Okoliczności nie pozwoliły Śniadeckiemu zadosyćuczynić wszystkim tym przedstawieniom; zresztą. (*) Tamże str. 826. 12       ŻYCIE I PRACE sam wyznaje (*), że „wszystkie projekta, reformy i odmiany tak go znudziły, iż od nich, jak od zarazy ucieka", czemu się w obec tyloletnich usilnych starań a smutnych doświadczeń zasłużonego męża wcale dziwić nie można. Odmowa Śniadeckiego miała za skutek, że stan tymczasowy uniwersytetu Jagiellońskiego jeszcze bardziej się przedłużył, a nowe urządzenia, jakie w roku 1822 wprowadzono, nie zdołały podźwignąć nauki z upadku. Jak dawniej tak i teraz większość professorów ubiegała się raczej o stanowiska senatorów rzeczypospolitéj, o adwokaturę i inne urzęda, zamiast pracować nad postępem nauki i wykształceniem młodzieży. Stopnie akademickie rozdawane były bez wszelkiej ścisłości, a przez to traciły na znaczeniu. Lekcye czytywane były jakby z łaski tylko, bez względu na postępy nauki i potrzeby umysłowe słuchaczy. Liczba uczniów znacznie się zmniejszyła, gdyż młodzieży Królestwa zakazano posyłać na nauki do Krakowa. Okoliczność ta zniechęcała jeszcze bardziej nauczycieli i uczących się. Professorowie, którzy pracowali naukowo, należeli do rzadkich wyjątków ; podobnież i młodzież miała na oku głównie tylko studya chłebodajne, bez zamiłowania do głębszych badań naukowych (**). Wstępując do Uniwersytetu, Kremer wybrał sobie wydział prawny. Przy wyborze tym kierowało nim, jak się zdaje, nie tyle zamiłowanie nauk prawnych, ile stosunki miejscowe, zapewniające prawnikom w krótkim czasie wyższe stanowisko w życiu społeczném. Zapoznawszy się wprawdzie później bliżej z temi stosunkami, Kremer, wedle własnych słów, uczuł z czasem „wstręt do powołania praktycznego prawnika" — ale jako młodzieniec niedoświadczony, ulegał zapewne powszechnemu prądowi, patrzał bardziej różowo na przyszłość, jaką studya prawne swym adeptom obiecywały. Według ówczesnych urządzeń uniwersyteckich, trzyletni kurs specyalnych nauk, na każdym fakultecie, poprzedzanym był dwuleciem filozoficzném, czyli właściwie humanitarném, t. j. wykładem (*) W liście do Franciszka Szopowicza, professora matematyki Uniwersytetu Krakowskiego z d. 10 Maja 1822, zamieszczonym w dodatku do pracy M. S t r aszewskiego, o Janie Śniadeckim, 1875, str. XLV. (**) W owym czasie wychodziło w Krakowie czasopismo Pszczółka Krakowska z dodatkiem humorystycznym p. t. Świstek filozoficzny. Otóż Świstek ten karci także w najsurowszy sposób ówczesny stan Akademii Krakowskiej. Prawda, że na wzór wszystkich ludzi, którzy z humoru i opozycyi robią rzemiosło, pan Świstek gani bez rozbioru złe i dobre. Ale w ogólnych rysach obraz jego zgadza sie ze słowami Wodzickiego. Akademią Krakowską Świstek nazywa wszechnicą szaraczkową, w której protekcya, kolligacye stanowią o wszystkiem. Każdy Uniwersalioschaos może, według jego słów, zasiąść na kanapie szarogrodzkiéj, t. j. na katedrze uniwersyteckiej, byleby miał dużo znajomych i wielką dozę śmiałości. Rzecz naturalna, że przy tej sposobności nie obeszło sie bez ironicznych napadów na filozofomanią, transcendentalizm, metampsykotyzm, filologoszarlatania, eskulapio- i adwokatozdzieryą i t d. JÓZEFA KREMERA.   13 nauk ogólnie kształcących, jak języki starożytne, literatura ojczysta, historya i filozofia. Studya te, odpowiadając bardziej usposobieniu młodego Kremera, zajęły go też do żywego i wywarły wpływ stanowczy nietylko na jego dalszy rozwoj umysłowy, lecz i na całą jego przyszłość. Głównymi professorami Kremera w powyższych przedmiotach byli: Jerzy Samuel Bandtkie, Paweł Czajkowski i Józef Emanuel Jaakowski. Bandtkie, obok bibliografii, wykładał język łaciński i kierował praktycznemi ćwiczeniami uczniów w tym przedmiocie. Za podstawę w swych wykładach przyjmował prace znanego niemieckiego filologa Chrystyana Daniela Becka (ur. r. 1757, + 1832). Nie ulega wątpliwości, że wykłady te znakomitego uczonego odznaczały się rzadką naówczas w uniwersytecie Krakowskim gruntownością ; nadto, zauważyć należy, że Bandtkie ćwiczył Kremera prywatnie w łacinie. Me wiemy, czy Kremer uczęszczał także na narzecza słowiańskie, które Bandtkie od czasu do czasu, jako kolegium nieobowiązujące wszystkich uczniów, czytywał. Bardzo być może, że wykładom tym zawdzięczał pewne zamiłowanie do studyów filologicznych, które się między innemi wykazuje w rozprawie Kremera nad źródłosłowem wyrazu ślachta, szlachta, — zamieszczonej w r. 1859 w Gazecie Warszawskiej (*). Najbliższe stosunki osobiste łączyły Kremera podczas studyów uniwersyteckich z professorem Czajkowskim. Już powyżej widzieliśmy, że stosunki te musiały być bardzo serdeczne, kiedy Czajkowski, zastępując rodzinę, przyjął na siebie obowiązek zawiadomienia Kremera o bolesnej stracie matki. Czajkowski, znany w literaturze z wydania przekładu Jerozolimy wyzwolonej Tassa przez Piotra Kochanowskiego, i z szeregu własnych rozpraw i pieśni okolicznościowych, zamieszczonych w Rocznikach Towarzystwa Naukowego Krakowskiego, wykładał naówczas literaturę polską, retorykę i teoryą poezyi. Należał on do owych wyjątkowych professorów, którzy wywierali szerszy wpływ na młodzież, opiekując się sumiennie jéj wykształceniem. Dla zachęcenia uczniów do pracy, Czajkowski, obok wykładów, zadawał uczniom temata do wypracowań domowych i przeglądał takowe skrzętnie na lekcyach. Okoliczność ta była głównym powodem serdecznego zbliżenia się professora z młodym Kremerem. Czajkowski bowiem przekonał się wkrótce o wyższych zdolnościach Józefa i czuwał już nadal z ojcowską pieczołowitością nad jego rozwojem umysłowym. Opowiadają, że po śmierci Michała Stachowicza w r. 1825, Kremer przedstawił Czajkowskiemu rozprawę, zawierającą pogląd na artystyczną działalność tego malarza. (*) Gazeta Warszawska 1859, Nr. 333 do 335. Ciekawa ta praca zamieszczoną będzie w ostatnim tomie niniejszego wydania dzieł Kremera. 14       ŻYCIE I PRACE Zewnętrzną pobudką do wyboru już w owym czasie tematu z dziedziny sztuk pięknych były zapewne dla młodego akademika freski historyczne Stachowicza, w sali Jagiellońskiej uniwersytetu (*). Obrazy te były pierwszemi wrażeniami artystycznemi przyszłego estetyka i przyczyniły się nie mało do rozbudzenia jego fantazyi, zaszczepienia serdecznego zamiłowania do sztuk pięknych. Czyż młodzieniec o żywości umysłu i zdolnościach Józefa mógł obojętnie patrzeć na wybitne momenta dziejów Akademii, do której sam należał ? Czyż widok pierwszego otwarcia Akademii przez arcybiskupa Skotnickiego (roku 1364) za świetnych czasów Kazimierza Wielkiego; uroczystego przeprowadzenia akademików pod osobistém przewodnictwem Władysława Jagiełły do nowej siedziby w sercu miasta (1400); widok Twardowskiego, czyniącego doświadczenia na górze Lasota przy mogile Krakusa, lub widok Anny Jagiellonki, składającej w darze Akademii noszonego przez siebie łańcucha złotego ze swym wizerunkiem (r. 1584), lub audyencyi jednego z Rektorów u Zygmunta III i t. d. czyż, mówię, widoki te wraz z licznemi portretami mężów, którzy tutaj, na tych katedrach zasiadłszy, roznieśli sławę Akademii po całym świecie uczonym, nie musiały silnie oddziałać na fantazyą młodzieńca i zachęcić do głębszego zastanowienia się nad owemi środkami artystycznemi, przy pomocy których późna potomność zdolną jest wskrzesić popioły praojców, nadać im kształty żywe, przemawiające bezpośrednio do stęsknionej teraźniejszości? Jeżeli do tego dodamy, że cały Kraków, wszystkie prawie jego kościoły i gmachy znakomitsze, przepełnione były utworami Stachowicza, religijner mi, historycznemi i rodzajowemi; że kompozycye jego, pomimo wielu usterków, pełne były życia i ruchliwości i zwracały na siebie powszechną uwagę, — natenczas zrozumiemy, że myśl napisania rozprawy o Stachowiczu charakteryzuje w sposób dobitny cały kierunek duchowego rozwoju Kremera w owym czasie. Sztuka, poezya, estetyka zajmowały go widocznie bardziej niż wszelkie inne studya, stały się głównym żywiołem jego czynnego umysłu. To też nie dziw, że rozprawa o Stachowiczu w wysokim stopniu zadowoliła professora Czajkowskiego. Domagając się od swoich uczniów wypracowali wykwintniejszych, w stylu podniosłym, professor, zawiedziony zbyt często w swych oczekiwaniach, zwykł był mawiać: „Panowie! widać nie swojém piórem, ale gęsiem smarujecie." Tym razem jednak, rozbierając pracę Józefa, rozpromieniło się jego obli (*). Freski te, w liczbie jedenasta, ukończone w r. 1821, wykonane zostały z polecenia Rektora Uniwersytetu Sierakowskiego, według opisów historycznych Józefa Sołtykowicza. Szczegółowy opis tych obrazów podała Pszczółka Krakowska z r. 1821, str. 160 i nast. Czajkowski napisał na temata tych obrazów jedenaście pieśni, które odczytał na posiedzeniach Tow. Naukow. Krakow. w latach 1822,1823 i 1825, z nich jednak tylko pieśń VI-ta ogłoszoną została drukiem w XII-m tomie Roczników Tow. 1827. JÓZEFA KREMERA.            15 cze; w wyrazach serdecznego uznania przedstawił uczniom jej treść, odczytał z niéj większe wyjątki, a w końcu zwrócił się do autora, mówiąc : „Pozwól, panie Józefie, że zachowam tę rozprawę dla siebie na pamiątkę. Będzie ona balsamem, kojącym moje serce." Dodajmy, że Czajkowski był osobistym przyjacielem Stachowicza, a w dwa lata później sam ogłosił pierwszą rozleglej sza rozprawę o tym artyście (*). Wspomniano powyżej, że Czajkowski bardzo był wymagającym co do rozpraw piśmiennych. Szczególną uwagę zwracał on na obrazowość i kwiecistość stylu. Sam pisał napuszysto i silił się zazwyczaj na poetyczne porównania, których jednak nie umiał do rzeczy zastosować ani logicznie przeprowadzić. Ponieważ nadto poglądy jego nie odznaczały się szczególną głębokością, lecz pozostawały w granicach codziennych ogólników, przeto owo zamiłowanie do ornamentyki retorycznej stało się u niego wstrętną nieraz manierą. Szlachetna intencya, jaka autorem tym bez wątpienia kierowała, wyzwolenia stylu polskiego z więzów prozaicznej oschłości, nie ochroniła go od wady wprost przeciwnej. I w stylu Kremera, jak wiadomo, najcharakterystyczniejszém znamieniem jest poetyczność i kwiecistość; ale ten kierunek stylistyczny, który Kremer wziął w spadku po swoim professorze, łączy się u niego z odpowie (*) Zob. Rocznik Towarzystwa Naukowego Krak. t. XII, 1827, str. 258 do 280. Chcąc dać czytelnikowi jasne pojecie o poglądach estetycznych Czajkowskiego, jako professora, który wywierał najsilniejszy wpływ na młodego Kremera, oraz o przedmiocie, który sobie Kremer wybrał do pierwszej wiąkszej rozprawy, przytaczam tutaj niektóre dobitniejsze wyjątki z pracy Czajkowskiego o Stachowiczu. „Każda postać, mówi Czajkowski, nie wtedy jest urodną, gdy na płótnie szykowną całość wykrywa, ale jeśli uderza wyrażeniem, jeśli w niéj ujrzeć można i wspaniałość, i odwagę i wielkość, jeśli z pod miłej budowy poważny wygląda przymiot, a sama falistość szaty towarzyszy wzniosłemu pomysłowi. Mało widzimy w naturze szat prawdziwie doskonałych pod względem imaginacyi, ale dłuto, ale pędzel z nich tylko życie biorą. Obraz zaś z obrazu zrobić, jestto czołgać się udeptanym śladem, lecz zmieniać wzory i godzić je ze swojém pojęciem, —jestto kreślić nowe wynalazki. I Stachowicz jeszcze był uczniem, a już nie należał do cechu gminnej czeladzi, bo talent jego, który zawisł od ręki, lubo słabą pozyskał wprawą, ale przez zdolność wrodzoną puścił się wyżej, i nie mając nabytków utkwionych w pamięci, lecz pilnując uczucia oraz natchnienia, ukończał swoje z idealnego włókna. Zawsze on, od myśli do wyrażenia idąc, umiał czytać w naturze, i czego z jéj kobierca nie zgarnął, to wyobrażeniem nadstawił. Ztąd i nasz Wawel i nasze lasy i doliny Ojcowa i ta starożytna Wisła z jego umysłem rozmawiać zaczęły; a jeźli na żadnem błoniu, jeźli na krakowskich wzgórzach nie wystawiał rzeszy pląsających nimf lub bogów, przecież i tam odzywały sie do niego jakieś duchy przodków, których język najlepiej zrozumiał i tém dokładniej dawne obyczaje chwytał, wciągając późniejszych widzów w uczestnictwo z upłynioną przeszłością..." „Dosyć długo Stachowicz błąkał sie miedzy przepychem, naśladując starożytne wzory w kościelnych przedmiotach, przecież niemniej był żywym karcicielem przesady. Roztrwonił, przyparty niezbędną koniecznością, trochę pochlebstwa, ale uciekł i z tego pola kłamstwa, bo wiedział, iż powab malarski od prawdziwości zawisł." Kończąc zaś swą rzecz, Czajkowski zwraca sie do cieniów Stachowicza w tych słowach: „Ja mniemam, żem cię nie obraził umiarkowaniem, które mi zabraniało po 16 ŻYCIE I PRACE dnim polotem myśli, z treścią prawdziwie poetyczną, wzniosłą, usprawiedliwiającą niezwykłą formę wysłowienia. Ztąd nie napotykamy w stylu Kremera owej sprzeczności między ubóstwem myśli a boga ctwem ozdób językowych, która ma za skutek, że styl, pomimo swej pozornej piękności, staje się wymuszonym, czczym, manierowanym, a często nawet śmiesznym (*). Dla bliższego zrozumienia rozwoju Kremera w kierunku estetycznym, zauważyć należy, że już w rok po wstąpieniu do Uniwersytetu był tyle szczęśliwym, że podczas wakacyj mógł odwiedzieć krainę, do której tęsknią wszystkie umysły podnioślejsze, piękną Italią. O téj pierwszej podróży Kremera do Włoch napotykamy w jego notatkach autobiograficzną następującą wzmiankę: „Noce bezsenne, ciągłe ślęczenie nad książkami (w pierwszym roku studyów akademickich) osłabiły mnie do reszty. Spostrzegli to i professorowie moi w Uniwersytecie. Dwóch z nich udało się do moich rodziców, przekładając im, że mnie trzeba koniecznie od pracy na czas niejakiś oderwać. Ojciec przestraszony pytał mnie, czylibym miał ochotę nadchodzące wakacye przepędzić na podróży i po jakim kraju? Uszczęśliwiony, odpowiedziałem, że zawsze marzyłem o Włoszech. Ojciec, mimo znacznych kosztów takiej podróży, zezwolił, a ja puściłem się do Włoch. Nie będę się rozwodził, jak ten kraj szczęsny, naturą cudowną i zabytkami sztuki, działał na młodą moją a tak go równywać ciebie z Rafaelem, lubo i ten zawołany mistrz w ciężkim zawodzie twoim dopóty wpadał w błędy, dopóki Perugia wzorów pilnował, i nie rzucił sie tą drogą geniuszu, na której i ty niedawno doskonałości szukałeś; jam nie powiedział, żeś ty w ujęciu podobieństwa jest Annibalem Caraccim, albo iżeś w pomieszaniu kolorów z światłem dościgł Corregia, albo że wyrażenia twoje dadzą się połączyć z Tyziana pędzlem. Imiona tak wielkie nie mogły tu mieć miejsca, boś ty był skromny przy posiadaniu zalet, a nie należąc do gminu naśladowców, nigdyś się nie trzymał ani włoskiej, ani francuzkiej, ani jakiejkolwiekbądź szkoły, ale słuchając natchnienia, wskazałeś wzrastającym Polakom nowy gościniec do uwieczniania ojczystych dziejów, i przez to podobno pozyskałeś jedyną chwały nagrodę, żeś był narodowości naszej malarzem." (*) Przytoczone powyżej wyjątki z rozprawy Czajkowskiego o Stachowiczu, dają dość jasne pojęcie o jego stylu. Dodam tu tylko jeszcze niektóre ustępy, charakteryzujące dobitniej jego przesadę i napuszoność: „O jakże żałować trzeba, iż umysł tak dowcipny w określaniu niepojętych nawet cudów, nie wykończył dalej wyobrażeń swoich, ale stanąwszy na południu, roziskrzył błyskawice i przygasł na zawsze w nieskończonej nocy." Albo: „Jakimże głosem, powiedzcie wy sami, wysławić powinniśmy Stachowicza roboty, w których, niby śmiały orzeł, wcisnąwszy się za wszystkie burze i nawałności czasów, od pierwszej nitki, ręką natury zawiązanej, pasmo naszych przeznaczeń wykreśla, a ryjąc w kolejnych zamieszkach znamiona wściekłości i gwałtu, lub pod namiotem pokoju szczęście umilone swobodą.... to wszystko w jedną całość spoił." W Pochwale na Dra med. Arnolda (Kraków. 1830), napotykamy między innemi—następujące obroty mowy. Przyroda „dopiero błyska ponętną iskrą, jużci gaśnie w ciemnym grobie nieprzespanej nocy." — ,,Co się jeno rodzić zwykło... to w nabiegłych czerstwością żyłach posagowy rdzeń niechybnego zepsucia przecedza." — „Uczony człowiek jest jak ów potok, który nietylko skrapia niwy i lasy, nietylko napawa mieszkańca i zwierzęta, ale odwiedza i wielkie miasta, wnosi do nich obfitość i służy im za ozdobę;" i t. d. i t. d. JÓZEFA KREMERA.   17 rącą wyobraźnię, lubo wyznać winienem, że gdy go później odwiedziłem, Italia owa, choć do starszego i wytrawniejszego umysłu przemawiała wprawdzie inaczej, ale nie mniej potężną i bogatą treścią." Wzmiankę tę uzupełnić możemy jeszcze następującemi szczegółami, zaczerpniętemi z równie wiarogodnego źródła. Podróż, o której mówimy, uskutecznił Kremer wspólnie z dwoma kolegami: Feliksem Lepoldem, teologiem, i Michałem Rostafińskim, prawnikiem. Ojciec Józefa sprawił im wózek góralski, płótnem kryty, i konika góralskiego, i tak zajechali przez Wiedeń i Semmering aż do Bruck nad Murem. Tutaj zostawili swój ekwipaż u krewnego pocztmistrza i pieszo puścili się w dalszą drogę. Przewędrowawszy przecudną Sztyryą i Karyntyą, wkroczyli w Wenecyańskie, a następnie dotarli aż do Florencyi. Rzecz naturalna, że młodzieniec ośmnastoletni, jakim naówczas był Kremer, nie mógł zbyt wiele skorzystać z tego pobytu we Włoszech dla swego wykształcenia estetycznego; z tém wszystkiém jednak sama podróż, wśród tak romantycznych warunków, sam widok południowej natury, samo zwiedzenie przybytków sztuki, musiało obdarzyć fantazyą nieskończonem bogactwem nowych wrażeń estetycznych, podniecić przyrodzony zapał do utworów piękna, zachęcić do wytrwałej pracy w raz obranym kierunku. Dostawszy się raz do Florencyi, młodzieniec miał sposobność zawrzeć bliższą znajomość zarówno z uroczą prostotą i naiwnością Rafaela, jak z gorącem barw i pełnią form Tycyana, zarówno ze słodyczą i miękkością Corregia, jak z tytaniczną energią Michała Anioła. A to wszystko musiało znakomicie rozszerzyć jego widnokrąg umysłowy, zaostrzeć smak estetyczny, dać pojecie o całym szeregu kwestyj artystycznych, które dopiero później stały się przedmiotem poważnego rozbioru. To też przypuszczać należy, że zadowolenie, jakie Czajkowski z powodu rozprawy Kremera o Stachowiczu objawił, opierało się właśnie na poetycznym nastroju młodego autora, na żywem zamiłowaniu dla piękna i zaostrzonym sądzie estetycznym, rozbudzonym oglądaniem owych pierwszorzędnych utworów sztuki, które stanowią chlubę tak Florencyi w ogóle, jak w szczególności głośnych na cały świat zbiorów Medyceuszów w Galeryi degli Uffizi. W każdym razie nie ulega wątpliwości, że ten pierwszy pobyt Kremera we Włoszech był potężnym bodźcem do wczesnego rozwoju jego przyrodzonych estetycznych skłonności. Mówiąc o pierwszych studyach estetycznych Kremera, nie możemy tutaj pomijać milczeniem tak głośnego u nas w owym czasie sporu między klassykami i romantykami. Jak patrzał na ten spór młody Kremer? Jak się przedstawiała ta kwestya jego mistrzowi Czajkowskiemu? Że znane im były odnośne rozprawy, szczególniej Brodzińskiego i Śniadeckiego, to nie ulega wątpliwości. Sam Czajkowski, powaga literacka w ówczesnym Krakowie, zabrał głos                  Życie Kremera.   2 18       ŻYCIE I PRACE w téj sprawie; odczytał bowiem w r. 1825 na jedném z posiedzeń Towarzystwa Naukowego rozprawę O granicach poezyi klassycznéj i romantycznej (*). Ale, ponieważ rozprawa ta drukiem ogłoszoną nie została, przeto nie możemy stanowczo wyrokować o poglądach jéj autora. Ze wszystkiego jednak, co o nim wiemy, jak i z samego tytułu rozprawy, wnosić należy, że zajmował bardzo niejasne stanowisko pośrednie między stronami walczącemi. Serdeczne ciepło uczucia, wybujała fantazya ciągnęły go niewątpliwie do romantyzmu; z drugiej jednak strony, stare nawyknienia, szacunek dla starożytnych pisarzy, któremi się wiele zajmował, nie pozwoliły mu zapewne wziąść stanowczego rozbratu z klassycznym formalizmem. Kto jak Czajkowski, raz wyrzekł, że : „język polski kształci się tylko przez naśladowanie właściwych łacinie piękności", (**) ten chyba nie jest zdolnym do głębszego pojęcia czysto narodowych pierwiastków romantyzmu. Inaczej się jednak rzecz miała z jego uczniem, młodzieńcem o wyższych zdolnościach, pełnym nietylko serdecznego uczucia, lecz i głębszej myśli, wychowanym nadto wśród narodowej tradycyi i romantyzmu wojennego. Kremer młody chyba nie mógł bez najżywszego zajęcia czytać ballad Mickiewicza : Grażyny, Dziadów, które właśnie wówczas się ukazywały, gdy do Uniwersytetu wstępował; jego pociąg do sztuki i piękna, przyrodzona, że tak powiem, skłonność do idealizmu, musiały się wyrazić serdeczném współczuciem dla owych zwiastunów nowej w życiu narodowém epoki, świetniejszej dla poezyi i sztuki krajowej przyszłości. Za dowód tego właśnie stosunku młodzieńca do romantyzmu mogłaby służyć ta okoliczność, że przepędziwszy pierwsze wakacye uniwersyteckie we Włoszech, podczas drugich udał się do Warszawy i zapoznał się osobiście z Kazimierzem Brodzińskim, który, jak wiadomo, pierwszy u nas, na zasadzie poważnych estetycznych wywodów, wykazywał doniosłość poezyi romantycznej. Wyznajmy jednak, że o tych odwiedzinach Kremera u Brodzińskiego nie posiadamy żadnych innych szczegółów, prócz ulotnej wzmianki w notatkach autobiograficznych, że odwiedziny te były dla niego najważniejszem zdarzeniem podczas pobytu w Warszawie, i że Brodziński oczarował go swoją słodyczą i dobrocią, które tchnęły z każdego jego słowa. W każdym jednak razie sam fakt odwiedzin Brodzińskiego i żywa sympatya dla jego osoby świadczą wymownie o nastroju umysłowym młodzieńca i kierunku, w którym się rozwijał. Przejdźmy do charakterystyki studyów filozoficznych Kremera w Uniwersytecie Jagiellońskim. Professorem filozofii był naówczas (*) Donosi o tém prezes Tow. Girtler w sprawozdaniu z czynności za rok 1825; zob. Rocznik t. XII, 1827, str. 12. (**) W Pszczółce Krakowskiej z roku 1821, str. 78, w obronie swego tłómaczenia Cycerona O powinnościach przeciwko Chyliczkowskiemu. JÓZEFA KREMERA.   19 Jozef Emanuel Jankowski, następca Jarońskiego. Obaj byli zwolennikami filozofii Kanta. Działalność akademicka Jankowskiego jednak, według wiarogodnych źródeł, nie miała być zbyt wpływową. Był on nietylko professorem filozofii, lecz i doktorem praw i adwokatem, a to go naturalnie od pracy naukowej odciągało. Nadto brak mu było ducha badawczego, dążności do samodzielnego roztrząsania kwestyj filozoficznych ; trzymał się w wykładach niewolniczo nie tyle samego Kanta, ile drugorzędnych opracowań jego filozofii. Wykazują to jego pisma, szczególniej Krótki rys Logiki, wydany w Krakowie r. 1822 (*). Nie dziw zatem, że przeciwko podobnym przedstawicielom kantyanizmu z taką surowością występował Jan Śniadecki, obawiając się, by się nie przyczynili do zbałamucenia młodzieży. A trzeba zauważyć, że wpływ Śniadeckiego, tak na professorów, jak i na młodzież Uniwersytetu Krakowskiego w owych czasach był bardzo znaczny. W r. 1821 uczniowie Uniwersytetu Jagiellońskiego, z inicyatywy kolegi swego Eustachego Szopowicza, przedrukowali w Krakowie pisma Śniadeckiego przeciwko filozofii Kanta. Trzej z tych uczniów, między któremi późniejsi professorowie prawa, Ferdynand Koisiewicz i Jan Kanty Rzesiński, ofiarując Śniadeckiemu egzemplarz tego przedruku, zaliczają te pisma o Kancie do dzieł „rozszerzających prawdziwe światło i zasłaniających od błędów, w pozorną szatę prawdy przybranych" (**). Śniadecki przyjął ten objaw sympatyi dla swoich poglądów z widoczną radością. „Proszę tym panom młodym, pisze w kilka tygodni po odebraniu egzemplarza do professora Franciszka Szopowicza (***), podziękować za przychylność i dobre słowo ; nie zawadzi ich ostrzedz, że przesadzili w mojej pochwale; jest to wykroczenie dobrego serca, ale pochwała przesadzona w dobrej retoryce staje się satyrą. Cieszę się mocno, że filozofia niemiecka nie chwyciła się młodzieży krakowskiej, o którą się najbardziej lękałem, i jeżeli się WMPan do tego przyłożył, zrobiłeś ważną dla kraju przysługę. Zgorszyłem się boleścią, kiedym czytał o nauczycielach, wyjeżdżających z tą nauką." W tym duchu wpływając na studya filozoficzne w Krakowie, Śniadecki zalecał w owym czasie, z powodu reformy Uniwersytetu, na katedrę filozofii Michała Wiszniewskiego, nieznanego jeszcze z żadnej pracy professora logiki w Liceum Krzemienieckiem (****). Przy obsadzeniu (*) Treść i charakterystykę téj pracy Jankowskiego zob. w moim Wykładzie Logiki T. I. Wstęp historyczny. 1870. Str. 205 i nast. Co do innych prac Jankowskiego, nadmieniam, że ogłosił on w Rocznikach Tow. Nauk. Krak. nastąpujące rozprawy, nieprzekraczające jednak zakresu zwyczajnych ogólników: O znakomitszych nieprzyjaciołach filozofii. 1821. Różnica filozofii starożytnej i późniejszej. 1824. Różnica między prawem przyrodzoném a nadaném w teoryi umów. 1831. (**) Zob. M. Baliński, Pamiętniki o Janie Śniadeckim. T. I, str. 859 i nast. T. II, str. 440. (***) Zob. M. Straszewski, Jan Śniadecki. 1875. Dodatki, str. XLIII. (****) Pamiętniki Balińskiego. T.I, str. 845. 2* 20       ŻYCIE I PRACE bowiem katedry filozofii w Uniwersytecie Wileńskim, oddano Gołuchowskiemu pierwszeństwo przed Wiszniewskim; Sniadecki zaś chciał zużytkować jego zdolności przynajmniej dla Krakowa, w nadziei, że przy jego pomocy zdoła zupełnie przytłumić poloty metafizyczne tamecznej młodzieży. Starania jego jednak spełzły na niczém. Wiszniewski dopiero w r. 1830 powołanym został do Krakowa, ale nie na katedrę filozofii, lecz do wykładu historyi powszechnej i historyi literatury powszechnej i polskiej. Zresztą, wątpić należy, czy Wiszniewski byłby ziścił nadzieje Śniadeckiego co do dalszego rozwoju filozofii u nas. Jeżeli sam Sniadecki wpływem osobistym, pismami przeciwko Kantowi, filozofią umysłu ludzkiego, nie zdołał podkopać zakładanych w owym czasie fundamentów idealizmu; jeżeli nie zdołał zaciągnąć pod sztandar realistycznej filozofii najżywszych umysłów współczesnej mu młodzieży polskiej, Gołuchowskiego, Kremera, Trentowskiego, Libelta, Cieszkowskiego i innych, to chyba czegoś podobnego nie można się było spodziewać po Wiszniewskim, który, nadto, w następstwie zupełnie się nie zgadzał ze Sniadeckim w ocenie filozofii Kanta, dowodził bowiem przeciwnie, że od czasów Kanta, filozofia nowego nabrała życia, rozpoczęła nowy i pełen nadziei zawód (*). I w samej rzeczy, powszechny duch czasu oraz dążności i doświadczenia historyczne narodu domagały się szerokiego na świat poglądu: poglądu, obejmującego całość istnienia, zdolnego naznaczyć każdej jednostce odpowiednie miejsce w ogólnym rozwoju ludzkości*. Ciasne szranki empiryzmu, prozaiczne wymagania szkockiego zdrowego rozsądku, — nie mogły wstrzymać myśli filozoficznej w jej naturalnym biegu ku powyższym celom. W obec tych prądów dziejowych, wszelkie nawoływania Śniadeckiego : „Słuchajmy nauk Locka we filozofii, przepisów Arystotelesa i Horacego w literaturze, a prawideł Bakona w naukach obserwacyi i doświadczenia; uciekajmy od romantyczności jako od szkoły zdrady i zarazy !" (**) musiały przebrzmieć bez wszelkiego skutku. Ów potępiony przez Śniadeckiego zasiew filozofii Kanta, pomimo swych niedostatków, stał się jednak zawiązkiem najświetniejszej epoki filozofii polskiej; podobnie jak potępiony przez niego romantyzm, stał się chlubą polskiej poezyi! Podczas gdy wielu z pomiędzy uczniów Uniwersytetu w Krakowie z niechęcią słuchało Jankowskiego a z niecierpliwością wydzierało sobie z rąk pisma polemiczne Śniadeckiego, dyskredytujące kierunek filozoficzny, wygłaszany z katedry,—jeden z ich kolegów wziął się na seryo do studyowania oryginalnych dzieł samego Kanta. Czuł on głęboko, że sama negacya nie może zadowolić umysłu ludzkiego, że polemika przeciw obcym poglądom, niedoprowadzająca do (*) Zob. M. Wiszniewski, Bakona metoda tłómaczenia natury. 1834. Nowe wydanie. Warszawa. 1876. Str. 111 i nast. Porównaj także ocenę poglądów samego Śniadeckiego, przez Wiszniewskiego, tamże str. 100. (**) Jan Śniadecki, Dzieła, wyd. Balińskiego. T. V, str. 23.          JÓZEFA KREMERA.   21 nowych dodatnich wyników, pozostawia po sobie czczość, próżność, nieukontentowanie. Me należał on jednak do owych lekkomyślnych umysłów, którzy tę czczość, towarzyszącą negacyi, starają się przygłuszyć zarozumiałością, drwinkami ze wszystkiego co nie leży jak na dłoni, co dla swego zgłębienia wymaga poważnej pracy myśli. Przeciwnie, ta praca myśli była żywiołem jego ducha, to zgłębienie istoty rzeczy po przez połyskującą powierzchnię, zjawisk, — było potrzebą jego badawczego umysłu. To też pisma Śniadeckiego, zamiast zniechęcić do filozofii transcendentalnej, wywarły na nim skutek wprost przeciwny ; obudziły żądzę bliższego zapoznania się z owym potępionym myślicielem, który się zastanawiał nad stosunkiem umysłu ludzkiego do świata zjawisk i jego istoty. Uczniem tym był Józef Kremer. O swych studyach filozoficznych w uniwersytecie, Kremer sam tak mówi : „Wybrałem sobie wydział prawniczy, ale, krom tego, filozofia* przemawiała do mnie dziwnym urokiem. Wziąłem się do czytania źródeł filozofii, więc oryginalnych dzieł. Z wytrwałością uporną studyowałem np. Krytykę rozumu przez Kanta ; byłem rad sobie, gdy mi się udało na dzień strawić choć trzy kartki tego dzieła." Tym studyom towarzyszyła żywa dyskusya z kolegami nad przedmiotami filozoficznemi. Opowiadają, że Kremer już wówczas wygłaszał nieraz z katedry swoje poglądy i z żywością bronił głównych zasad filozofii Kanta. Koledzy, a między nimi i Wojciech Majer, zasłużony później prawnik (+ 1861), brat znakomitego fizyologa i Prezesa Akademii, nazywali Kremera Leibnicem i zachęcali do rozwijania tematów filozoficznych. Czy Kremer już wówczas miał sposobność zasłyszeć o Heglu i studyować jego dzieła ? — o tern nie posiadamy pewnych wiadomości. Zdaje się jednak, że tak było, gdyż inaczej nie możnaby sobie wytłómaczyć faktu, że zaraz po ukończeniu Uniwersytetu Jagiellońskiego udał się do Berlina dla słuchania wykładów Hegla. O studyach prawnych Kremera powiemy tu tylko słów kilka. Nie przypadły one, szczególniej w formie, w jakiej wykładane były w Krakowie, do jego przeważnie estetycznego i filozoficznego usposobienia. Były one przedmiotem obowiązkowym, któremu się z konieczności oddawał, który jednak nie zdołał żywiej go zająć. W obec istniejących urządzeń uniwersyteckich, zresztą zupełnie uprawnionych, nikt nie może się w uniwersytecie poświęcić wyłącznie filozofii, lecz musi obrać sobie inny jaki przedmiot specyalny, mogący służyć za podstawę do działalności w pewnym zawodzie praktycznym. Ztąd mamy wśród studentów uniwersyteckich teologów, filologów, historyków, prawników, matematyków, chemików, fizyków, medyków i t. d., ale nie napotykamy filozofów. Filozofia nie jest przedmiotem chlebodajnym, zapewnia adeptom swoim tylko wyjątkowo działalność praktyczną na katedrze uniwersyteckiej, zresztą wymaga szczególnego usposobienia i zamiłowania, występującego 22       ŻYCIE I PRACE na jaw dopiero w dojrzalszej młodzieży, na zasadzie innych studyów specyalnych — dla tego też i przyszli jej krzewiciele pierwiastkowo przyłączyć się muszą do innej gałęzi nauki, i dopiero w następstwie filozofii poświęcić się mogą. Takie przechodnie znaczenie miały i u Kremera studya prawne. Dodatniej ich doniosłości dla jego rozwoju umysłowego dopatrzeć się można tylko w tem, że przyuczały go wcześnie do ściśle logicznych wywodów i dokładnego formułowania myśli, — co było ważnem dopełnieniem jednostronnego wpływu Czajkowskiegp w kierunku rozwlekłego poetyzowania. Professorami Kremera na kursach prawnych byli (*): dziekan fakultetu Feliks Slotwiński, który wykładał prawo natury oraz encyklopedyą i metodologią prawa; Augustyn Boduszyński. professor prawa rzymskiego : Walenty Litwiński, professor prawa polskiego; Adam Krzyżanowski, professor historyi prawa polskiego, i Mikołaj Hoszowski, który wykładał ekonomią polityczną. Wszyscy ci professorowie obok swych zajęć akademickich piastowali bądź inne urzęda adwokatów, sędziów, senatorów rzeczypospolitéj, bądź też poświęcali się innym naukom, jak np. Boduszyński, który z szczególnem zamiłowaniem oddawał się naukom przyrodzonym. To też z pomiędzy wszystkich jeden tylko Slotwiński znany jest w literaturze z kilku obszerniejszych dzieł prawnych. W pracach tych wykazuje wprawdzie szeroką erudycyą i żywe zajęcie się przedmiotem, ale pomimo częstych powoływań na Kanta, pomimo, że między innemi mówi, iż prawo natury „wykłada prawa i obowiązki, przez czysty rozum poznalne" (**), jednak, podobnie jak Jankowski, nie posiadał samodzielnego zmysłu filozoficznego, i dla tego też nie zachęcał młodzieży do głębszych studyów nad filozofią prawa. I on, podobnie jak większość jego kolegów, kontentował się, gdy uczniowie na egzamenach, które się skrupulatnie co pół roku odbywały, dali dowód, że się dokładnie obeznali ze skryptami professorów i do nich swe odpowiedzi stosowali. O samodzielnej pracy naukowej przy takim systemacie naturalnie mowy być nie mogło. W roku 1828, złożywszy egzamen ustny i nadesławszy później odpowiedzi na pytania piśmienne, Kremer został magistrem prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego i udał się następnie jak najśpieszniej na dalsze studya do Berlina. III. Uniwersytet Berliński. — Hegel i Schopenhauer. — Dziejowe znaczenie filozofii Hegla. — Jej doniosłość dla ówczesnej młodzieży polskiej. — Professorowie berlińscy : Schleiermacher, Raumer, Ritter, Gans, Savignv. — Kremer w Weimarze; odwiedziny u Göthego. — Pobyt w Heidelbergu. — Zycie studenckie w Niem (*) Zob. Spisy lekcyj w Uniwersytecie Jagiellońskim za lata 1823 do 1828. (**) Słotwiński, Prawo narodów naturalne. 1822. Str. 11. JÓZEFA KREMERA.   23 czech. — Professorowie: Schlosser, Mittermaier i Thibaut. — Wędrówka do Szwajcaryi. — Pobyt w Paryżu. — Ówczesny stan polityczny i umysłowy Francyi.— Kremer i Saint - Simonizm. — Romuald Hube. — Professorowie : Say, Guizot, Villemain, Cousin. — Rewolucya lipcowa. — Podróż do Londynu. — Powrót do kraju. Pod koniec drugiego dziesiątka bieżącego wieku uniwersytet Berliński jaśniał w całej pełni swego blasku. Wszystkie prawie gałęzie nauki, szczególniej zaś filozofia, historya i prawnictwo, reprezentowane były w nim przez mężów głośnych na cały świat uczony. Pomimo dążności reakcyjnych, które w owym czasie całą Europą zawładnęły, a którym i rząd pruski skwapliwie ulegał, król Fryderyk Wilhelm III osobiście cenił wysoko oświatę narodu i sztukę. On to wprowadził w swym kraju powszechny obowiązek posyłania młodzieży do szkół, a otworzywszy w roku 1810 wszechnicę berlińską, przyłożył wszelkich starań, aby nadać jej pierwszorzędne stanowisko wśród uniwersytetów niemieckich. Wiedząc jednak dobrze, że nauki tam tylko kwitnąć mogą, gdzie postronne wpływy nie tamują ich samodzielnego rozwoju, — szanował osobiste przekonania uczonych myślicieli, dbając głównie tylko o to, aby ich działalność przynosiła zaszczyt nauce i krajowi. Na czele ruchu umysłowego w Niemczech stał naówczas Jerzy Hegel (ur. 1770, + 1831). Jego filozofia absolutnego idealizmu, oparta głównie na idei dziejowego rozwoju ducha, była najgłębszym wyrazem epoki. Epoka ta obejmuje prawie trzydziestoletni przeciąg czasu, od francuzkiéj rewolucyi (1789) do traktatu Wiedeńskiego (1815). Bezustanne przewroty i wstrząśnienia dziejowe, zrywające wszelkie związki z przeszłością; nadludzkie wysilenia na korzyść nowego porządku rzeczy ; upadek olbrzyma, który zawładnął losami świata; rozczarowanie wszystkich bez wyjątku narodów europejskich ; przymusowy zwrot od romantycznych polotów ducha do ciasnoty i prozy codziennego życia, — oto wydatne momenta téj epoki, które wciskały się do świadomości czasu i domagały się rozumowego wyjaśnienia. Racyonalizm, który w XVIII wieku nie posiadał jeszcze prawdziwie wielkiego przedmiotu, i dlatego kontentował się sprytnemi rozrywkami salonu, mamidłami dowcipu i czczej negacyi, teraz, wobec piorunów dziejowych, które roztrzaskały dawne przybytki przepychu i zniewieściałości, — zmuszonym został wystąpić na świat boży, stanąć wobec jego nagiej rzeczywistości, zdać sobie poważną sprawę z owych konwulsyj, które wstrząsnęły jego olbrzymim organizmem. Doświadczenia wieku, potęga dziejowej rzeczywistości wskazały rozumowi ludzkiemu dwie tylko drogi dalszego rozwoju: albo rozpaczać z powodu wszystkiego co się stało, sprowadzać życie jednostek i całych narodów do gry nierozumnych sił, dopatrywać się zarodku złego w istocie samego istnienia, w przywiązaniu do bytu i życia — albo też wiarą w rozum wszechświata zawładnąć ruchem dziejowym i silić się na logiczne pojęcie wszystkich jego mo 24       ŻYCIE I PRACE mentów, bez względu na pozorną ich przewrotność. Pierwszą z tych dróg poszedł Schopenhauer (ar. 1788 + 1860), zgryźliwy i wcale jeszcze naówczas nieznany rywal Hegla. On to w cztery lata po zamknięciu owej, burzliwej epoki ogłosił najgłówniejsze swoje dzieło, które stało się podstawą wszelkiej filozofii rozpaczy, nihilizmu, niedowiarstwa w rozum świata aż po dzień dzisiejszy (*). Hegel wybrał drogę przeciwną. — Wszystko co jest, jest rozumném, — oto jego dogmat zasadniczy. Świat rzeczywisty, historya ludzkości, — są objawami najwyższego rozumu. Zadanie ludzkiej świadomości polega na tem, aby należycie pojąć działalność tego rozumu najwyższego, jego uosobienie w całem bogactwie jestestw, we wszystkich momentach historyi. Filozofia sprowadza się w istocie swojej do fenomenologii ducha, do pojęcia stopniowego rozwoju istnienia od pierwszych zawiązków świadomości aż do idei bezwzględnej. Główne myśli tego poglądu powziął Hegel jeszcze w roku 1807 (**), wśród ulotnej chwili spokoju, która w mowie będącą epokę przerwała ; ale wszechstronny rozwój jego systematu oraz potężny wpływ takowego na współczesność datuje się dopiero od roku 1818, gdy Hegel rozpoczął swą działalność jako professor filozofii uniwersytetu w Berlinie. Że filozofia Hegla odpowiadała bardziej, niż wszelkie inne filozofie, duchowi czasu, umysłowym dążnościom chwili, — to jest faktem historycznym, który się zaznacza jéj panowaniem nad umysłami dwóch prawie pokoleń większości narodów europejskich. Ale i z drugiej strony trudno zaprzeczyć, że zasada tej filozofii, jéj wiara w rozum świata, jéj energia w pojęciu dziejów, zgodniejszą jest z ogólną naturą człowieka, z przyrodzonemi dążnościami wszystkich zdrowo myślących ludzi i czasów, niż zasada rozpaczliwej apatyi, zaprzeczenia rozumowych podstaw bytu, wygłaszana przez Schopenhauera. Można nie zgadzać się na metodę Hegla w przeprowadzeniu téj zasady, można być przeciwnikiem jego dyalektyki, — ale nie można zaprzeczyć, że sama zasada rozumowego porządku świata, zgodności jego praw i ustroju z logiczną osnową umysłu ludzkiego, — jest koniecznym punktem wyjścia dla wszelkiej dodatniej, prawdziwie , pozytywnej pracy ducha, dla wszelkiej nauki i moralnej działalności człowieka. Kto tej zasady nie uznaje, ten rozrywa gwałtownie ogniwa, które go łączą z całym światem pozostałym, przeciwstawia się jako mara abstrakcyjna żywotnym dążnościom rzeczywistości, i ginie umysłowo i moralnie w swém sobkostwie, jako roślina wykorzeniona. Powyższe dodatnie pierwiastki filozofii Hegla są też jedynem wyjaśnieniem jéj wpływu prawie magnetycznego na ówczesną mło (*) Artur Schopenhauer, Die Welt als Wille und Vorstellung. 1819. Wiadomo, że w naszym czasie kierunek ten podjętym znowu został przez Edwarda Hartmana. (**) Hegel, Phänomenologie des Geistes. 1807. JÓZEFA KREMERA.   25 dzież polską. Filozofia Hegla koiła rozczarowanie z powodu nierozumu przeszłości ; napełniała wiarą w przyszłe panowanie rozumu, W każdej jednostce przyznawała działalność idei bezwzględnej, każdej wyznaczała właściwe stanowisko w dziejach ludzkości, a tem samem pokrzepiała poczucie osobistej godności, podniecała energią ducha, zachęcała do usilnej pracy na polu zdrowo pojętego idealizmu. A to wszystko schodziło się właśnie z najżywotniejszemi potrzebami młodzieży polskiej, odpowiadało bezpośrednio jéj stanowisku i dążnościom wśród ówczesnej społeczności. To też nie dziw, że filozofia Hegla znalazła gorących zwolenników wśród przedstawicieli wszystkich stron dawnej Polski, że do nadania jéj cechy swojskiej przyczynili się tacy pisarze jak: Kremer, Garczyński, Trentowski, Libelt, Cieszkowski i wielu innych, należących już po części do młodszej generacyi heglistów u nas. Obok Hegla, czynni byli podczas pobytu Kremera w Berlinie i tacy znakomici uczeni jak Schleiermacher, Fryderyk Raumer, Karol Ritter, Gans, Savigny i wielu innych. Główne dzieła wymienionych uczonych Kremer, według własnego zeznania, studyował, bądź jeszcze w Krakowie bądź w Berlinie. Schleiermacher, głębokomyślny teolog, który szukał źródła religii nie zewnątrz człowieka lecz w istocie jego własnego ducha ; autor pełnych ciepła i serdecznego uczucia mów o religii, religijnych monologów, zarysów etyki i t. d. ; gruntowny znawca i tłómacz dzieł Platona, — podtrzymywał zapewne w młodym Kremerze owo głębsze poczucie religijne, które od dzieciństwa w nim się rozwijało, a które przy abstrakcyjnych wywodach Hegla łatwo na szwank wystawioném być mogło. Raumer znowu, professor historyi powszechnej, lecz czynny zarazem i na polu filozofii prawa, historyi literatury i estetyki, obdarzał swych słuchaczy bogatym materyałem szczegółowej wiedzy dla wypełnienia, zbyt ogólnikowych zazwyczaj, schematów heglowskiej dyalektyki. W tym też kierunku uzupełniał na swém polu Hegla, znakomity twórca tak zwanej geografii porównawczej Ritter, ożywiając wykład tego przedmiotu wykazaniem jego ścisłej łączności z całym rozwojem człowieka od pierwszych początków kultury aż do ostatnich przewrotów dziejowych. Wykłady Bittera zaszczepiły w umysł naszego myśliciela gorące zamiłowanie do studyów nad geografią, które w następstwie znalazło swój wyraz zarówno w kilku rozprawach, czytanych przez Kremera w Towarzystwie Naukowém Krakowskiem, w latach 1841 i 1843, jak i w nader zajmującem opracowaniu tego przedmiotu w filozofii natury, pod napisem organizm geologiczny (§§ 263 do 298). Co się wreszcie tyczy Gansa i Savigniego, to, jak wiadomo, byli oni przedstawicielami dwóch przeciwległych kierunków w ówczesnej nauce prawa. Pierwszy z nich, jako uczeń Hegla, był gorącym zwolennikiem filozofii prawa, wykazywał konieczną potrzebę oparcia idei i nauki prawa na rozumowém zgłębieniu jego istoty; gdy tymczasem Savigny domagał się przede 26                ZYCIE I PEAGE wszystkiém wyjaśnienia prawa ze stanowiska jego historyi. Obaj professorowie dopełniali się nawzajem na korzyść swych słuchaczy; bo jeżeli Gans zachęcał przedewszystkiém do filozoficznej spekulacyi nad prawem, to Savigny, trzymając się głównie historycznych danych, obdarzał umysł bogatym materyałem do filozoficznych wywodów (*). Podczas pobytu w Berlinie spotkała Józefa smutna wiadomość o śmierci ukochanej matki. Jak ta wiadomość na niego oddziałała, wspomnieliśmy na wstępie. Dla utulenia żalu, wakacye 1828 roku przepędził u swoich w Krakowie ; na zimowe półrocze zaś wrócił znowu do Berlina. Dopiero na wiosnę 1829 roku, po całorocznych studyach w Uniwersytecie Berlińskim, Kremer udał się w dalszą drogę. Filozofia Hegla przyjęła się była wprawdzie już stanowczo do jego umysłu ; z jéj stanowiska zaczął zapatrywać się na cały świat i dzieje ludzkoici ; ale pomimo to pragnął bliżej zapoznać się i z innymi uczonymi, mając zapewne przytém zawsze jeszcze na oku dalsze swe wykształcenie w zawodzie prawniczym. Celem jego podróży był Paryż. Przedtem jednak zamierzał przepędzić letnie półrocze na uniwersytecie Heidelbergskim, dokąd przynęcały go wykłady znakomitych prawników Mittermayera i Thibauta, oraz historyka Schlossera. W drodze do Heidelberga Kremer zatrzymał się w Weimarze dla złożenia, jak sam mówi, osobiście hołdu Gothemu. Pobyt ten w Weimarze, sam Kremer opisuje tak powabnie w rozprawie o Dziewicy Orleańskiej Schillera (**), że nie mogę się wstrzymać od przytoczenia tutaj odnośnych ustępów. „Zapewne wielu z was było już w Weimarze, mówi Kremer. Jestto jedno z tych miast, co to zawsze strojne jakby na święto, zawsze wyświeżone, obmyte czysto, ciche, i tak się lśniącemi szybami wesoło patrzy w świat, że aż miło, podobne do młodej dziewczyny, idącej sobie w niedzielę do kościoła, z kwiatkiem na głowie, a w ręku z książką do nabożeństwa i z chusteczka haftowaną, — skromna, cicha, pobożna. Taki jest Weimar, miasteczko-stolica ! Pełno tam ładnych białych domków, a więcej jeszcze ładnych ogródków; rzekłbyś nawet, że tam nie ogródki dla domków, ale domy niby altanki dla ogródków stawiane ; więc będąc wśród samego miasta, myślisz, żeś na przedmieściu ; pytasz ciągle o miasto, aż jeden z grzecznych mieszkańców, poznawszy cudzoziemca, uchyli grzecznie kapelusza i zapewni, żeś w samiuteńkim środku miasta ; — (*) Zajmujące studyum nad wzajemnym do siebie stosunkiem historycznej i filozoficznej szkół prawa, ogłosił u nas Dr. G. Roszkowski, w pracy: Pogląd na naukę Fr. K. Savigny ze stanowiska filozofii prawa, 1871 r. Zob. szczególniej str. 61 do 76, gdzie jest mowa o polemice Gansa z Savignim. (**) W Dwutygodniku literackim Kurowskiego z r. 1844. Praca ta pomieszczoną zostanie w niniejszem wydaniu dzieł Kremera. JÓZEFA KREMERA.   27 a są to bardzo grzeczni ci obywatele wejmarscy. Otóż w tym Weimarze jest rodzaj rynku, na tym rynku fontanna, a niedaleko od niej dom nie pałacowaty, nie pyszny, ale tak sobie dom wygodny, domaszny. Przed tym tedy domem stawało często mnóstwo ludzi, mówiących różnemi językami, a zwłaszcza angielskim, i gawronili się w okno onego domu, w dach, we drzwi, w dym, co wychodził z komina. Bo też ten dom był domem jego excelencyi a radcy tajnego a ministra stanu wielkiego księztwa weimarskiego. Jakto? i dla tego ci ichmoście tak lepili oczy w ten dom? Nie zupełnie dla tego, ale dla tego podobno, iż tą excelencyą, tym radcą tajnym, tym ministrem, był — Göthe. Niektórzy z onych ciekawych, doświadczających szczęścia, wstępowali w progi jego mieszkania, ale połowę ich tylko przyjmowano, a z tych jedni byli grzecznie przyjęci, inni niegrzecznie. Bo też można w części i Göthego wytłómaczyć. Kto jechał przez Niemcy, nawracał przez Weimar; całe wędrówki narodów, niby migratio gentium, wydeptywały mu schody, a zwłaszcza Anglicy, co, jak wiadomo całemu światu, niby stado żórawiów ciągną przez Europę. Ŕ prawda, iż gdy się Anglik uda, to perfekcya ; ale John Bull zwyczajnego chowu pospolicie siebie i innych nudzi. — I ja byłem w tym Weimarze, ciągnie daléj Kremer, a zważcie dobrze, byłem tam w latach studenckich, w tych latach, kiedy się wszystko na świecie udaje, i gwiazdy na niebie, niby muzykanty wiekuiste, przygrywają nam na to życia wiosennego wesele ; a przeczytawszy ze ś. p. Bandtkiem Horacyusza, pomyślałem sobie : audaces fortuna juvat! Więc też ta wizyta udała mi się bardzo szczęśliwie i nad podziw byłem łaskawie przyjęty". Tutaj przerywa się wątek równie dowcipnego jak zajmującego opowiadania Kremera. Wracając do rzeczy, to jest do Schillera, mówi : „Ale dajmy tą razą pokój tej wizycie, może przy innej sposobności opowiem ją wam". Niestety, przyrzeczenia tego Kremer, o ile wiem, nie dotrzymał, — to też o owém łaskawem przyjęciu akademika krakowskiego przez Gröthego, nic więcej powiedzieć nie możemy. Zamykamy tedy tę wzmiankę o jego pobycie w Weimarze słowami, któremi sam kończy powyższe opowiadanie. „Wyszedłszy od Gröthego, udałem się za miasto. Było to na wiosnę. Słońce, co jak Opatrzność świeci nad naturą, żegnając boleśnie ziemię, chowało się za kaplicę samotną, i z za niéj rozsyłało po niebie powódź swego światła, Owa kaplica była jakby środkiem i ogniskiem tych promieni, i rysowała się silnie na dnie złocistem błękitnego sklepu ; rzekłbyś, że to cyborum święte, ofiarny kielich, łączący niebo i ziemię. Człowiek, któremu także już słońce żywota ku zachodowi się miało, otworzył mi sklep pod kaplicą. Trzy tam obok siebie stały kamienne grobowce pełne powagi; jeden z nich jeszcze próżny, oczekiwał Göthego : środkowy miał już swojego mieszkańca, wielkiego księcia weimarskiego ; w trzecim drzemał snem wiecznym na swym wianku laurowym i cierniowej koronie Krzysztof Fryderyk 28       ŻYCIE I PRACE Schiller, ur. 1759, umarł 1805 roku, mając lat 46. Ś. p. w. książę lubił snać dobre towarzystwo, i po śmierci nie lada kogo do siebie zaprosił; oddając cześć wielkim wieszczom, uczcił tem samem i siebie". Z Weimaru, jak już powiedziano, Kremer udał się do Heidelberga. Półroczny pobyt w Heidelbergu Kremer, w notatkach autobiograficznych, zalicza do najpiękniejszych wspomnień swej młodości. Złożyły się na to różne czynniki. Przedewszystkiém przecudne okolice Heidelberga, położonego, ze swoim starodawnym zamczyskiem, na wzgórzach tuż nad Nekarem. Nadto, Kremer tutaj dopiero miał sposobność zapoznać się bliżej z całą swobodą i romantycznością życia studenckiego w Niemczech. Berlin, jak każde większe miasto, nie sprzyja rozwojowi tego życia ; tam młodzież uniwersytecka ginie wśród licznych mieszkańców, rozdrabia się i nie może się swobodnie oddawać swym romantycznym tradycyom. Tymczasem młodzież mniejszych uniwersytetów niemieckich po dzień dzisiejszy zachowała jeszcze ową świeżość i ruchliwość umysłu, owe zamiłowanie do niezależności i swobody, które zawsze uważano za znamię prawdziwej czerstwości młodzieńczego wieku. Prawda, że ten romantyzm studencki, ta swoboda, prawie niczém nie krępowana, pociągają za sobą zbyt często zboczenia w kierunku ordynarnej rubaszności, lub nawet, co gorsza, rozwięzłości. Ale to ma miejsce tylko u tych jednostek, które zbyt wcześnie pozbyły się swego młodzieńczego idealizmu i dla tego utraciły kierownika wśród labiryntu wrażeń, wciskających się ze wszystkich stron do ich świadomości. Młodzież zaś z wyższym polotem ducha, z energiczniejszą wolą, nie może znaleźć korzystniejszych warunków dla normalnego dojrzewania, dla wyrobienia w sobie męzkiej samoistności, dla rozwoju wszelkich zawiązków wzniosłych myśli i szlachetnych uczuć, jak właśnie owe życie pełne swobody, serdecznych stosunków z rówieśnikami i przełożonymi, pełne zachęty do pracy duchowej, połączonej z ruchem wśród pięknej przyrody ; to jest owe życie, które stanowi charakterystyczne znamię małomiejskich uniwersytetów, szczególniej w południowych Niemczech. To też nie dziw, że i Kremer tutaj przepędził najpiękniejsze chwile swéj młodości. Do uprzyjemnienia pobytu w Heidelbergu, przyczyniły się wreszcie osobiste stosunki naszego młodego uczonego z koryfeuszami Heidelbergskiego uniwersytetu. Do nich naówczas należeli, szczególniej historyk Schlosser i prawnicy Mittermayer i Thibaut. Kremer jeszcze w roku 1868 daje dowód swego do nich przywiązania, mówiąc : „byli to mężowie nietylko wysokiej nauki, ale tak dla mnie serdecznie życzliwi, iż zachowuję do dziś dnia ciepłą wdzięczność ich pamięci". Nie będziemy się tutaj obszerniej zastanawiać nad działalnością tych mężów i ich wpływem na młodego Kremera. Komuż zresztą nie jest znana doniosłość Schlossera, jako historyka! Dzieła jego, JÓZEFA KREMERA.            29 przełożone w nowszych czasach i na nasz język, zachowały swoje wysokie znaczenie aż do chwili obecnej. Charakterystyczném ich znamieniem jest to, że pojmują historyę w szerszém znaczeniu, jako rozwój ogólnych dążności i ducha narodowego, a zatem nie kontentują się samą polityczną i militarną stroną swego przedmiotu, lecz uwzględniają zarazem cały ruch umysłowy danej epoki. Pierwiastek ogólnie ludzki, serdeczna sympatya dla wszystkiego co znamionuje postęp na ciernistej drodze historyi, co się przyczynia do uszlachetnienia człowieka, do rozwoju jego stron dodatnich; sumienna zaś bezstronność przy wytykaniu złych, spaczonych i przewrotnych dążności, — oto zalety, które zjednały Schlosserowi powszechne uznanie uczonych a gorącą cześć i miłość wszystkich, którzy mieli sposobność należeć do jego słuchaczy lub poznać go osobiście. A sposobność ta nastręczała się po Kremerze jeszcze licznemu szeregowi młodych generacyj, gdyż Schlosser, doczekawszy się późnych lat, umarł dopiero w roku 1861. Zupełnie toż samo, co o tym znakomitym historyku, powiedzieć należy o nie mniej znakomitym prawniku Mittermayerze. I jego działalność publiczna jako professora, polityka, członka ciał prawodawczych, obok głębokiej nauki, odznaczała się wysokiemi zaletami charakteru, bezstronnością sadu, sumienną rozwaga i serdeczném ciepłem dla wszystkiego co zaznaczało postęp humanitarny; i jego działalność, podobnie jak Schlossera, rozciągnęła się na liczne pokolenia uczni, wśród wzrastającego ciągle uznania ; umarł bowiem w ośmdziesiątym roku życia w Heidelbergu 1867 roku. Co się wreszcie tyczy Thibauta, professora filozofii prawa za czasów Kremera, to powiemy tylko, że jako antagonista Savigniego, wspólnie ze wzmiankowanym już Gansem, należał do przewodników filozoficznej szkoły prawnictwa. Zaopatrzony w listy polecające od berlińskich i heidelbergskich professorów do znakomitszych uczonych francuzkich, — Kremer, na jesień 1829 roku, udał się w dalszą drogę do Paryża. Ale naturalnie, nie wsiadł do wagonu pierwszej lub drugiej klassy i nie przebył téj przestrzeni w przeciągu kilku godzin. O podróżach za pomocą pary mówiono naówczas na seryo tylko w Anglii ; a na kontynencie dopiero w r. 1835 zbudowano pierwszą kolej żelazną z Brukselli do Malines. Czy istniały karety pocztowe, utrzymujące stałą kommunikacyę między Heidelbergiem i Paryżem? — nie wiem. Wiem tylko, że nasz akademik, nie mogąc lotem błyskawicy stanąć na miejscu, chciał z podróży swojej wyciągnąć największą korzyść dla swego umysłu i serca, i dla tego posiłkował się najprostszym i najnaturalniejszym środkiem lokomocyi, jakim są własne nogi, poruszające się pod nadzorem własnych oczów. A że nie potrzebował się obawiać prędkiego zużycia tego środka, więc też nie wybierał najkrótszej drogi do celu, lecz skorzystał z blizkości Szwajcaryi i ku niéj przedewszystkiém skierował swe kroki. 30       ŻYCIE I PRACE O tej podróży do Szwajcaryi napotykamy w zarysach autobiograficznych następującą, lakoniczną wprawdzie, lecz charakterystyczną, notatkę : „Nadeszły wakacye jesienne, pisze Kremer; więc po studencku, z tłumoczkiem na grzbiecie, z cigenhajmerem w ręku, w towarzystwie kolegi, ruszyłem pieszo przez Badeńskie do Szwajcaryi. Po drodze wstąpiłem na wieżę katedry strasburgskiéj". Kto podobne dłuższe wycieczki pieszo przez góry wykonał, kto skosztował cały urok, wypływający z takiego bezpośredniego zetknięcia się z przyrodą, ten zapewne uwierzy Kremerowi, że wędrówka ta przez Szwarcwald i alpy Szwajcarskie zdolną była ukoić bolesne wspomnienia z powodu śmierci matki, które się zawsze jeszcze do jego serca wciskały. W miejsce smutku i żalu, zajaśniał w duszy jego coraz żywiej, idealny obraz zmarłej matki, towarzysząc młodzieńcowi, jako anioł opiekuńczy, na dalszej drodze żywota, Pod koniec 1829 roku Kremer stanął w Paryżu. Francya, jak wiadomo, znajdowała się naówczas pod nie zbyt świetnemi rządami Karola X. Dążności reakcyjne, wprowadzenie i protegowanie jezuitów, rozwiązanie gwardyi narodowej, obostrzenie wszelkich przepisów, krępujących normalny rozwój społeczeństwa, — wywołało wkrótce niezadowolenie całego narodu. Groźne wykrzyki: ŕ bas les ministres ! ŕ bas les Jesuites ! zmusiły króla w roku 1828 do pewnych ustępstw. Znienawidzone ministeryum Villcle'a zastąpiono przez liberalniejsze Martignac'a. W Sierpniu zaś 1829 r. reakcya najsroższa znowu zawładnęła sterem rządu w osobie Polignac'a, który, jak wiadomo, podał najbliższy powód do rewolucyi lipcowej 1830 roku. Były to zatem pod względem politycznym czasy bardzo wzburzone, na które Kremer w Paryżu natrafił. To wszystko jednak nie osłabiło nadzwyczaj żywego ruchu umysłowego na polu nauki, literatury i sztuk pięknych. Francya ze swych świetniejszych czasów posiadała cały szereg znakomitości pierwszorzędnych, których wpływ nie mógł być skrępowanym więzami reakcyi. Liberalne ministeryum Martignac'a ożywiło nawet na nowo wykłady naukowe, wprowadzeniem niezbędnych w tym względzie reform, ograniczających wpływy ultramontańskie, oraz przywróceniem professorów, którzy za wygłaszanie zasady swobody i niezależności w poszukiwaniach naukowych zawieszeni zostali w swém urzędowaniu podczas najsilniejszej reakcyi. Do nich należeli między innemi najznakomitszy historyk francuzki Guizot ; zdobywający sobie coraz większy rozgłos, filozof Cousin; uczeń jego, psycholog i moralista Jouffroy, i inni. Wspólnie z nimi jaśniały na ówczesnem niebie umysłowości francuzkiéj w całym swym blasku takie imiona, jak romantyk chrystyanizmu a wymowny przeciwnik reakcyi Karola X Chataubriand, krytyk i estetyk Villemain, ekonomista Say, genialny badacz przyrody Cuvier, przyjaciel jego a następnie antagonista, znakomity obrońca typowej jedności jestestw, naturalista i filozof Geoffroy Saint-Hilaire i wielu innych. Pod opieką tych. mężów młodsza generacya JÓZEFA KREMERA.   31 rozwijała coraz szerzej, coraz żywotniej sztandar romantyzmu. Victor Hugo, Alexander Dumas, Alfred Vigny, Sainte-Beuve zbierali pierwsze swe laury. Dwudziestoletni Musset spisywał swe wrażenia z podroży po Hiszpanii i Włoszech. Na horyzoncie sztuki wschodziły takie gwiazdy, jak mistrze pędzla Delacroix, Delaroche, rzeźbiarz David d'Angers, którzy właśnie za pobytu Kremera w Paryżu obudzali powszechne zajęcie swemi pierwszemi, najznakomitszemi utworami. Z drugiej zaś strony, wśród téj młodej Francyi, już wówczas nie brak było umysłów, wskrzeszających ze szczególnem zamiłowaniem empiryzm XVIII wieku, torujących drogę owym realistycznym dążnościom, które miały zawładnąć duchem czasu w drugiej połowie naszego wieku. Auguste Comte, prorok pozytywizmu, właśnie za czasów pobytu Kremera w Paryżu czytał kursa w Ateneum królewskiem przed licznie zebraną publicznością, do której należeli członkowie Akademii, professorowie, i inne znakomite osobistości. W tym też czasie Comte ogłosił drukiem pierwszy tom swéj filozofii pozytywnej. Z tym całym ruchem na polu nauki, literatury i sztuki, znajdującym się już przeważnie pod wpływem romantyzmu, łączyły się jak najściślej romantyczne dążności w dziedzinie polityki i życia społecznego. Powszechne przekonanie, że dana chwila politycznego zamętu jest przeddniem ważnych zmian politycznych, wyrodziło nowe systemata socyalne, mające na celu jak najprędsze uszczęśliwienie narodu. Obok teoryj żyjącego jeszcze naówczas Fourier'a, stawała się coraz modniejszą nauka zmarłego niedawno przedtem (r. 18*25). hrabiego Saint-Simona. Mistyczne zestawienie chrystyanizmu z ideami komunistycznemi, podniosła w teoryi, lecz tak trudna w praktyce zasada : ŕ chacun suivant sa capacité, et ŕ chaque capacité suivant ses oeuvres, — zjednała téj nauce liczne grono zwolenników. Najgorętszym obrońcą Saint-Simonizmu był naówczas Michał Chevalier, redaktor Globu. Początkowo uczniowie téj nauki zbierali się w ciemnych zakątkach Paryża, ale wkrótce znaleźli opiekunów zamożnych, którzy otworzyli dla nich podwoje swych eleganckich salonów. W nich to Saint-Simoniści miewali swe mowy, rozwijające szczegółowo naukę nowego proroka, o potrzebie zniesienia rodziny, prawa spadkowego i o innych reformach socyalnych, mających sprowadzić niebo na ziemię. Zdając sobie sprawę z całego tego ruchu umysłowego w Paryżu, przekonywamy się, że w owym czasie oddziaływać musiały na umysł młodego Kremera najróżnorodniejsze wrażenia. Wskutek stosunków osobistych, Kremer zaraz na wstępie zapoznał się bliżej z SaintSimonistami. Oni też początkowo zdołali wywrzeć wpływ silniejszy na jego sposób myślenia i zjednać dla swych mistyczno-socyalnych teoryj. Dopiero poważna refleksya, studya naukowe oraz skuteczna przyjacielska rada, doprowadziły go do jasnego przeświadczenia o błędności i nawet szkodliwości owych Saint-Simonistycznych urojeń. 32 ŻYCIE I PRACE Przyjacielska ta rada udzieloną Kremerowi została przez Romualda Hubego, naówczas już professora prawa w Uniwersytecie Warszawskim, bawiącego także w owym czasie w Paryżu. Z tym mężem, pełnym wielkich zasług dla nauki i kraju, łączyła Kremera najserdeczniejsza zażyłość. W Paryżu przestawali codziennie ze sobą, pracowali wspólnie nad naukami prawnemi, do których Hube zachęcał Kremera, pragnąc, by zajął jedną z wakujących katedr prawa w Uniwersytecie Warszawskim. A chociaż to życzenie jego nie przyszło do skutku, z tém wszystkiém jednak Hube wywierał wpływ nader zbawienny na swego młodszego przyjaciela, kierując jego, zbyt może miękką i wrażliwą naturą. Wpływ ten uwydatnił się dowodnie właśnie ze względu na stosunek Kremera do Saint-Simonizmu. Wspomina o tém sam Kremer w notatkach autobiograficznych temi słowy: ,,Kazania Saint-Simonistów, mówi, tchnęły szlachetnością, wzniosłą miłością ludzi, a wypowiedziane ze świetnym talentem, z porywającą wymową, czyniły na mnie nadzwyczajne wrażenie, podobnie jak na wszystkich słuchaczach, których, choć ludzi światowych, te mowy często do łez rozrzewniały. Byłbym się może dał uwieść tym naukom, gdyby nie Romuald Hube. On był starszym, wytrawniejszym, wykazywał mi słabą stronę i błędy tej nauki, przekonał mnie zupełnie i uchronił od zawrotów umysłowych. Pamiętamy wszyscy, dodaje następnie Kremer, jak to Saint-Simonizm niezadługo spaczył się prawie w karykaturę (*). Uspokojony w sobie nie przerywałem pracowitego mojego życia." I w samej rzeczy, miał Kremer w Paryżu sposobność lepszego spożytkowania swego czasu, niż spędzenie takowego na ckliwych kazaniach i dyskussyach z Saint-Simonistami. To też wkrótce podjął znowu poważną pracę naukową, dzieląc czas między wykłady najznakomitszych professorów a pracą w bibliotece królewskiej. W zakresie studyów specyalnych zajęły Kremera szczególniej wykłady ekonomii politycznej professora Say'a, znakomitego obrońcy głośnej zasady: laissez faire, laissez passer. Wykłady te, miewane na ówczas w Conservatoire des arts et métiers oraz w College de France, odznaczały się podobno wzorową jasnością i przystępnością, a nadto przypadały do usposobienia Kremera swą tendencyą uniwersalną, ogólnie filozoficzną. Say wydawał właśnie w owym czasie swój znakomity Cours d'économie politique, w którym jako myśl przewodnią rozwijał przekonanie, że wszystkie narody łączą się solidarnie ze sobą pod względem swych interesów ekonomicznych, że upadek jednego narodu pociąga za sobą zawsze nędze innych, że wzajemna pomoc narodów, pokojowy ich rozwój, jest koniecznym warunkiem powszechnego dobrobytu. W tym duchu Say domagał się zupełnej (*) Te forme karykaturalną, opartą już nie tylko na komunizmie, lecz na rozwięzłości, przybrał Saint-Simonizm w osobie swego naczelnego duchownego, ojca Enfantin'a, zmarłego 1864 r. JÓZEFA KREMERA 33 niezawisłości rozwoju ekonomicznego od administracyi i polityki. „Le Gouvernement, mówi pod tym względem, fait déjŕ beaucoup de bien, quand il ne fait pas de mal." Z pomiędzy przedmiotów ogólnie kształcących, Kremer słuchał, z szczególnem zajęciem historyi powszechnej u Guizota. Gruizot ogłosił był krótko przed tem (r. 1827) swoją historyą rewolucyi angielskiej, która postawiła go odrazu na czele dziejopisarstwa francuzkiego. Podczas zaś pobytu Kremera w Paryżu wydawał swój Cours d'histoire moderne, zawierający w sobie treść wykładanych naówczas lekcyj. Bogactwo szczegółowych materyałów, racyonalne wywody i zastosowania, przy wykładzie ściśle systematycznym, stanowią, jak wiadomo, główną cechę tych kursów. Ten kierunek refleksyjny w dziejopisarstwie, łączył się bardzo blizko z filozoficznemi tendencyami naszego młodego myśliciela i w każdym razie przypadał bardziej do jego usposobienia, niż inne kierunki dziejopisarstwa, które w owym czasie wspólnie z kierunkiem Guizota dobijały się uznania; jak np. kierunek czysto opisowy Thierry ego, lub kierunek Thiersa, skłaniający się przeważnie do fatalizmu, do przyczynowego wykazania złych i dobrych stron dziejów, bez wszelkiej oceny ich doniosłości z moralnego lub filozoficznego stanowiska. Studya estetyczne Kremera, obok odwiedzin znakomitych galeryj paryzkich, szczególniej Louvru i istniejącej naówczas już od lat dziesięciu wystawy dzieł żyjących artystów w pałacu Luxemburgskim, ześrodkowywały się głównie około wykładów literatury i estetyki Villemaina. Krytyk ten w swych pracach nad literaturą francuzką i powszechną zwracał główną uwagę na łączność znakomitych pisarzów z całem życiem umysłowem i społecznem danej epoki. W poetach i myślicielach widział rzeczników wieku i miał na oku przedewszystkiém charakterystykę ich indywidualności na tle ogólnych idei czasu. Tego rodzaju traktowanie historyi literatury musiało znakomicie rozszerzyć estetyczny widnokrąg Kremera. To też nie ulega wątpliwości, że w następstwie umiał skorzystać z wykładów Villemaina dla swych własnych studyów nad historyą sztuki. Tendencya ścisłego połączenia dziejów fantazyi z ogólnym umysłowym i społecznym rozwojem danego narodu lub czasu, stanowiąca, jak później zobaczemy, jedno z wybitniejszych znamion estetycznych pism Kremera, — wykazuje bezpośrednio wpływ francuzkiego krytyka na naszego pisarza. Kremer rozszerzył tylko w sposób samodzielny programmat Villemaina, rozpatrując już nie tylko dzieje literatury lecz i dzieje piękna w ogóle, szczególniej sztuki z tego uniwersalniejszego stanowiska. Obok studyów prawnych, historycznych i estetycznych, Kremer nie zaniedbał w Paryżu i filozofii. Z nadzwyczajném zajęciem słuchał lekcyj Viktora Cousina, najsławniejszego przedstawiciela ówczesnej filozofii francuzkiéj. Cousin znany już był na ówczas ze swych rozległych prac nad historyą filozofii, z sumiennego wydania zarówno Życie Kremera. 3 34       ŻYCIE I PRACE dzieł nowoplatończyka Proklusa jak i ojca filozofii francuzkiéj Kartezyusza, z wybornego przekładu Platona i z innych pism pomniejszych. Liberalne zaś poglądy Cousina w polityce i filozofii, dla których w r. 1822 przerwano jego lekcye, zjednały mu powszechną sympatyą i otoczyły go przy ponowném rozpoczęciu wykładów w r. 1828 licznym zastępem uczniów i wielbicieli. Jako dziecko ostatnich lat XVIII wieku (ur. 1792 r.), Cousin początkowo przyznawał się do teoryj sensualistycznych. Studyum dzieł Condillaka, a bardziej jeszcze ponętne wykłady sławnego w swoim czasie Laromiguiéra, którego był uczniem w latach 1811 do 1813, zjednały go dla tego kierunku myśli. Lecz następnie, zapoznawszy się przez Royer- Collarda z filozofią Tomasza Reida, stał się obrońcą szkockiego zdrowego rozsądku. Dopiero Maine de Biran, krytyk Laromiguiéra, największy, jak mówi Cousin, metafizyk francuzki od czasów Malebrancha, skłonił go do głębszych studyów filozoficznych i przygotował nową fazę w nader zmiennym rozwoju tego wrażliwego umysłu. Podczas bowiem kilkakrotnego pobytu w Niemczech, Cousin zawarł osobiście serdeczną znajomość z Schellingiem i Heglem, i to wystarczało aby zrobić z niego gorącego zwolennika ich filozofii. W chwili gdy Kremer do Paryża przybył, Cousin znajdował się właśnie pod bezpośrednim wpływem niemieckich myślicieli, przebywał swą fazę panteistyczną. Idea obecności Boga we wszechświecie, stopniowego rozwoju najwyższego ducha w dziejach ludzkości, — zawładnęła naówczas całym sposobem myślenia Cousina, stała się główną treścią jego wykładów, wygłaszanych w formie ponętnej, krasomówczej. Zdumieni uczniowie z zapałem słuchali téj nowej filozofii i spodziewali się po niej urzeczywistnienia najpiękniejszych nadziei dla dobra powszechnego. Ruch umysłowy Paryża, wyprzedzający rewolucyą lipcową,, znalazł tutaj, w wykładach Cousina swój punkt kulminacyjny, swoje filozoficzne uzasadnienie. Dla Kremera treść wykładów Cousina nie była nowością ; zapoznał się z nią daleko gruntowniej, niż ją Cousin wykładał, u samego źródła jeszcze w Berlinie. Ale nowością była dla niego niewątpliwie forma, w której Cousin tę treść wygłaszał. W miejsce abstrakcyjnych wywodów Hegla, w miejsce ociężałego rozumowania, postępującego zwolna na szczudłach dyalektyki, — spotkał się tutaj z wykładem pełnym świetności i dowcipu prawdziwie francuzkiego. Jeżeli lekcye Hegla bogatym zasobem swéj treści idealnej przemówiły do rozumu młodego myśliciela, to wykłady Cousina swą stroną estetyczną, swém ciepłem retoryczném, — utorowały téj treści przystęp do jego żywej fantazyi, nadały jej znaczenie wyższe po nad schematyzm logiczny; znaczenie bezpośrednie dla uczucia i serca, dla zjednoczonych dążności całego ducha. Zasiewy Czajkowskiego co do formy i Hegla co do treści, wschodziły w Kremerze coraz bujniej pod wpływem ciepła i blasku francuzkiéj wymowy. Doszedłszy zaś następnie do samodzielnej dojrza JOZEFA KREMERA.  35 łości rozkwitły żywemi barwami w owym idealizmie Kremera, który tak harmonijnie jednoczy piękność stylu z podniosłością poglądu. Tymczasem w świecie politycznym zanosiło się coraz wyraźniej na gwałtowną katastrofę. W Sierpniu 1829 roku, jak już wzmiankowano, liberalne ministeryum Martignaca ustąpić musiało reakcyi, na której czele stanął książę Polignac. Przedstawienia przeciwne większości parlamentu, proźby jej rzecznika Royer-Collarda pozostały bez skutku. Na prawa reakcyjne z dnia 26 Lipca 1830 odpowiedział Paryż trzydniową rewolucyą, złożeniem z tronu Burbonów, przywróceniem Orleanów w osobie Ludwika Filipa. Kremer podczas całego tego przejścia przebywał w Paryżu. W zarysach autobiograficznych napotykamy w tym względzie następującą pobieżną notatkę. „Wybuchła rewolucya lipcowa. Owe trzy dni wywrotów będą dla mnie na zawsze pamiętne. Wśród zachwytu i szału takie panowało umiarkowanie i szlachetność w ludzie, że mi się objawiał charakter tego ludu paryzkiego z zupełnie nowej i nie znanej mi dotąd strony." „Karola X i jego rodzinę, dodaje, ostatni raz widziałem a to zblizka pod Louvrem na processyi Bożego Ciała. Familia Orleańska, z księciem Ludwikiem Filipem na czele, kroczyła za baldachinem w pewném oddaleniu od rodziny panującego." Wkrótce po ukołysaniu rewolucyi lipcowej — Kremer pomyślał znowu o powrocie do kraju. Przeżywszy w Paryżu rok cały, jak widzieliśmy, wśród poważnych studyów, ruchu umysłowego i społecznego, poczuł potrzebę spożytkowania swej szerokiej wiedzy dla, dobra rodaków w zawodzie praktycznym. A chociaż działalność prawnika po rozległych studyach filozoficznych, estetycznych i historycznych, już mu się tak nie uśmiechała, jak przy wstąpieniu do Uniwersytetu Krakowskiego — to jednak nie widział przed sobą w danej chwili innej przyszłości. W myśli tedy zajęcia odpowiedniego stanowiska w hierarchii sądowniczej swego miasta rodzinnego, a co najwięcej ubiegania się o katedrę prawa bądź w Krakowie bądź w Warszawie, Kremer puścił się w drogę powrotną. Pragnąc jednak skorzystać z blizkiego sąsiedztwa Anglii, téj krainy klassycznéj dla nowożytnych instytucyj państwowych, zamierzał zwiedzić choć pobieżnie Londyn. Doczekawszy się tedy jeszcze dnia 9 Sierpnia, owego uroczystego dnia, w którym Ludwik Filip, wśród odgłosu armat i radośnych wykrzyków narodu udał się do parlamentu dla zaprzysiężenia konstytucyi, i złożywszy następnie, według własnych słów, pożegnalne uszanowanie generałowi La Fayette, dowódzcy gwardyi narodowej, łaskawemu zawsze dla młodej Polonii, Kremer opuścił Paryż i wkrótce potem stanął w stolicy Anglii. O pobycie Kremera w Londynie nie posiadamy żadnych bliższych szczegółów. W każdym razie nie przebywał on tutaj dłużej nad kilka tygodni, gdyż w listopadzie widzimy go już w Krakowie. Wszystko, co o wrażeniach londyńskich Kremera powiedzieć może          3        36 ŻYCIE I PRACE my, sprowadza się do następującej notatki w jego zarysach autobiograficznych: „Londyn w porównaniu z Paryżem — mówi Kremer — zdawał mi się olbrzymem przepotężnym, ale hardym, zimnym, rozsądnym. Chodząc po tych jego ulicach, patrząc na te jego budowle publiczne, ogromne, jakby na całą wieczność zbudowane, mimowolnie przychodził mi na myśl obraz starego Rzymu, jakim był za czasów pierwszych imperatorów." Nie wiem, pod wpływem jakich wrażeń, nasunęło się Kremerowi to porównanie Londynu ze starożytnym Rzymem. Sądzę jednak, że głównym powodem tego porównania była raczej kolosalność Londynu oraz charakter Anglika zimny, zamknięty w sobie, do formalizmu skłonny, a przytém pewny siebie i stanowczy, niż strona ściśle architektoniczna miasta. Bo pod tym względem Londyn, przynajmniej dzisiejszy, z Rzymem porównanym być nie może. Prawda, że posiada on wspaniałą katedrę Ś-go Pawła przypominającą kościół Ś-go Piotra, ale to nie Panteon starego Rzymu ; a prawdziwy Panteon londyński, Westminster-Abbey, zestawiony z łagodnych łuków gotyckich, nie ma znowu nic wspólnego z nieugiętą formą stylu rzymskiego. Zauważmy nadto, że ówczesny Londyn nie posiadał jeszcze dzisiejszego imponującego pałacu Parlamentu, którego budowa na miejsce zgorzałego w r. 1834, ciasnego, nieforemnego budynku, rozpoczęła się dopiero w siedm lat po pobycie Kremera w Londynie. Z pomiędzy zaś większych gmachów, które w owym czasie uderzyć mogły naszego podróżnego, najpotężniejsze były: nieistniejący dziś, z powodu urządzenia skweru trafalgarskiego, pałac Northumberland-Hous, starożytna siedziba królów St. James, Whitehall, Guildhall, SomersetHouse, Buckingham-Palace, dzisiejsza rezydencya królowej Wikoryi, wzgardzona jednak przez Williama IV ówczesnego króla, który w szpetnym tym gmachu nigdy mieszkać nie chciał. Ale i te utwory angielskiego budownictwa, pomimo swéj wielkości, nie robią z Londynu Rzymu. Londyn jest i pozostanie przedewszystkiém miastem handlowém, a chociaż stał się rynkiem dla handlowego świata, i przez tę uniwersalność swoją przypomina Rzym, to jednak swą fizyognomią architektoniczną nie przedstawia żadnego podobieństwa do majestatycznego grodu rzymskich imperatorów. To też powyższe słowa Kremera, streszczające jego wrażenia londyńskie tylko z tego stanowiska należycie zrozumianemi być mogą. Dodajmy, że i pod względem zewnętrznych rozmiarów, Londyn ówczesny nie zajmował jeszcze nawet połowy dzisiejszego obszaru; bo w miejsce dzisiejszych czterech milionów mieszkańców, posiadał naówczas tylko półtora miliona. Ale i ta liczba musiała się wydać kolosalną w porównaniu z Paryżem, który w roku 1830 nie posiadał jeszcze miliona ludności. Z Londynu Kremer morzem północnem popłynął do Hamburga, a z tamtąd najkrótszą drogą na Berlin i Wrocław śpieszył do Kra JÓZEFA KREMERA.   37 kowa. Po półtrzecia rocznej nieobecności stanął znowu w mieście rodzinném z końcem Listopada 1830 roku. IV. Uzyskanie stopnia doktora obojga praw Uniwersytetu Jagiellońskiego. — Służba wojskowa. — Zawód nauczyciela prywatnego w domu państwa Skrzyńskich w Zagórzanach. — Studya filozoficzne i językowe w zaciszu wiejskiém. — Urząd assesora honorowego przy sądach w Krakowie. — Powrót do Zagórzan. — Przyjaźń z Wincentym Polem. — Współpracownictwo w Kwartalniku Naukowym Krakowskim. — Professor Zeiszner w Zagórzanach. — Powrót do Krakowa. Powróciwszy do kraju, Kremer pomyślał przedewszystkiém o uwieńczeniu długoletnich swych studyów uzyskaniem stopnia doktora. Ponieważ jednak ówczesne niespokojne położenie kraju nie pozwalało mu zająć się wypracowaniem rozprawy na ten cel, przeto składając wydziałowi prawnemu Uniwersytetu Jagiellońskiego chlubne świadectwa z przebytych kursów prawa za granicą, prosił o zwolnienie go z tego warunku i nadanie mu stopnia doktora bez złożenia rozprawy. Na wniosek professora Słotwińskiego wydział dnia 28 Stycznia, 1831 roku jednomyśnie uczynił przedstawienie do Rady Wielkiej Uniwersytetu aby udzieliła żądanej dyspensy dla „tak uczonego męża", i następnie mianował Kremera doktorem obojga praw. Tymczasem ówczesne wypadki powołały Kremera w szranki Marsowe. Młody doktor praw zamiast pracy przy zielonym stoliku zaciągnął się do wojska. Jako kanonier w VI-éj bateryi artyleryjskiej przyjmował udział w bitwie pod Grochowem. Raniony w głowę i lewe ramię odkomenderowanym został do Warszawy i Modlina, a następnie powrócił znowu do Krakowa. „Cóż mi było teraz czynić ? pisze Kremer w swych notatkach autobiograficznych. Służba wojskowa była mi zawadą do otrzymania jakiejkolwiek posady publicznej. Ojciec mój i starsi przyjaciele nasi obawiali się dla mnie nieczynności, a ja też tęskniłem do pracy, do pewnego zatrudnienia." Bardzo tedy było na rękę młodemu uczonemu, gdy się zjawił do Krakowa majętny, zacny i wykształcony obywatel z Galicyi, pan Tadeusz Skrzyński z Zagórzan pod Gorlicami, poszukujący nauczyciela domowego dla swych dzieci. Pan Skrzyński był wychowańcem Józefa Sołtykowicza, i starał się ze swej strony o gruntowne wykształcenie swego syna, przeto, jak mówi sam Kremer, umiał poważać ludzi poświęcających się naukom. A że z drugiej strony młody nasz uczony sumienną pracą, szeroką znajomością świata i wysokiemi zaletami towarzyskiemi umiał sobie wkrótce zjednać szczerą życzliwość i szacunek, przeto kilkoletni pobyt w zacnym domu państwa Skrzyńskich pozostawił w nim jak najprzyjemniejsze wspomnienia. 38       ŻYCIE I PRACE Rzecz naturalna, że żywy umysł Kremera i tutaj w wiejskiém zaciszu nie zaniedbywał tego, co stało się jego drugą naturą: pracy nad samym sobą, nad zbogaceniem swéj wiedzy i rozszerzeniem swego umysłowego widnokręgu. Głównemi przedmiotami jego zajęć w chwilach wolnych od obowiązków nauczycielskich były filozofia i język ojczysty. O tych studyach sam Kremer w swych notatkach autobiograficznych jeszcze w roku 1868 obszerniej się rozpisał w sposób równie zajmujący jak i pouczający. Oto jego słowa : „Dostałem się więc do samotnej spokojnej ciszy wiejskiej. Wolne godziny od zatrudnień obowiązkowych obracałem na studya filozoficzne, które mnie zawsze nęciły. Książek mi nie brakło ; miałem pełną swobodę gruntownie przetrawić nauki pobierane za granicą. Ale notując sobie myśli i rozumowania filozoficzne, spostrzegłem, że mi języka filozoficznego polskiego braknie, więc całą siłą rzuciłem się na badanie mowy polskiej. Wtedy jeszcze nie istniały te gramatyki gruntowne i pilnie opracowane, któremi się dziś poszczycić możemy. Czyniłem sam spostrzeżenia. Nadto studyowałem pisarzy Zygmuntowskich, zwłaszcza teologów ówczesnych, bo uważałem, że spory teologiczne autorów złotego wieku z innowiercami nastręczają mnóstwo wyrazów filozoficznych; że ich sposoby mówienia, jak i budowa okresów, zdań, są czysto polskie; że ci pisarze mieli jeszcze poczucie ojczystej mowy pełne, nieprzytłumione, bo oni jeszcze nie byli zniewoleni do uczenia się mnóstwa obcych języków; przestawali jedynie na łacinie. Oni pisząc mową polską, choćby w przedmiotach idealnych, nie kowali wyrazów, bo słowo potoczne wypływało im szczęśliwym instynktem ze serca, bez łamania głowy; ich nieskalane uczucia ojczyste były zarazem zdrojem i sumieniem mowy polskiej. Zatem wypisywałem sobie ich wyrażenia, słowa, sposoby mówienia, toki mowy. Wszak dzisiaj jeszcze jestem przekonania, iż dzieła pisarzy Zygmuntowskich są dla nas kąpielą a krynicą, w której spłókać należy obce naleciałości. Co więcej, trawiąc w czasie wakacyi kilka miesięcy nad Dniestrem, uczyłem się od księdza unickiego języka cerkiewnego w téj nadziei, iż w nim znajdę pomoc do pisania w przedmiotach filozoficznych po polsku." Słowa powyższe odsłaniają nam jedną z tajemnic czystości i piękności języka Kremera. Owe gruntowne studya nad mową ojczystą, owe zatopienie się w pisarzach Zygmuntowskich ochroniło naszego myśliciela od samowolnego wytwarzania terminów filozoficznych na sposób Trentowskiego i nadało mu możność wyłożenia najoderwańszych i najgłębszych myśli w mowie czysto polskiej. Oby o tém nie zapominała młodsza generacya, pracująca nad rozwojem filozofii polskiej! Dla zachęty zaś powtórzę tu piękne słowa Kremera, wypowiedziane w tym przedmiocie w jedném z jego dzieł (*): „Naucz (*) Listy z Krakowa, Tom I. str. 205 niniejszego wydania. JÓZEFA KREMERA.   39 się własnego języka twojego, woła, naucz się jego sumienia, jego serca ; podpatrz jego tajemnice ; poznaj się z czarami jego potęgi, co w nim żyją zaklęte; umiej z niego wskrzesić pioruny i burze, płacze i muzyki anielskie, jeżeli chcesz by ci mowa twoja zagrała i zaśpiewała pod piórem, jeżeli chcesz by ci była talizmanem do potęg, do uczuć, co śpią nieznane w topielach piersi naszych! Tak jest, naucz się języka twojego, naucz się jego sumienia; ale pamiętaj, że tu głowa, że tu rozum niewystarczy ; przyłóż serce do serca twojej mowy, bo tak jedynie uczujesz jéj tętno tajemnicze; pokochaj ją z duszy, jeżeli chcesz być od niéj kochanym. Jeżeli ta mowa twoja nie będzie ci potulną, jeżeli nie będzie powolną twoim myślom i uczuciom, nadaremnie będziesz przysięgał, że ją znasz, że ją kochasz — nikt ci nie uwierzy." Godzi się też przy téj sposobności wspomnieć, że Kremer sam wskazuje na professora Uniwersytetu Jagiellońskiego Franciszka Szopowicza (+ 1839), jako na jednego z tych przewodników młodzieży, który ją zachęcał do pracy nad językiem ojczystym. W Podróży do Wioch mówi o nim Kremer: „On uczył nas wprawdzie matematyki; lecz obok niej wpajał jeszcze wiele zasad życia, np. przedstawiał, jako każdy samowolnie piętnuje się bezcześcią, kto nie dba o poznanie własnego języka, kto się nim władać nie nauczy; więc fukał i burczał nas nielada, gdy dostrzegł jakiego zwichnienia mowy lub niewłaściwego w niéj zwrotu, i stawiał nam na żywą duszę bezmózgłość tych niedowarzeńców, co mniemają, jakoby czystość języka zasadzała się li na unikaniu wyrazów nieswojskich, a nie baczą, że to właśnie zwroty i budowa zdań są przedewszystkiém wyrazem rodzinnego ducha każdego języka. Przy każdej też sposobności prawił nam o Śniadeckich, polecając, byśmy się rozpatrzyli w tym krystalicznym ich języku. Świeć mu za to Panie !" W dwa lata po pobycie w Zagórzanach Kremer zatęsknił znowu do miasta rodzinnego i do trwalszego zapewnienia swej przyszłości. Udał się znowu do Krakowa, w nadziei, że zdoła uzyskać jakiś urząd w zawodzie prawniczym. I w samej rzeczy w roku 1833 zawiał na Kraków, według słów samego Kremera, jakiś wiatr liberalniejszy od trzech opiekuńczych dworów, a wskutek tego po wielu zachodach i przy pomocy silnych protekcyj otrzymał bezpłatną posadę assesora honorowego przy sądach. Lecz na tej posadzie pozostał tylko parę tygodni. Zarówno niechęć do zawodu praktycznego prawnika, o której wspomnieliśmy już raz powyżej, — jak i inne nieprzyjazne karyerze urzędniczej okoliczności, skłoniły Kremera do ustąpienia naleganiom pana Skrzyńskiego, który usilnie pragnął aby sumienny pedagog do domu jego powrócił. Uwolniwszy się tedy od obowiązków urzędowych, Kremer udał się na nowo do Zagórzan. Przecież ówczesny kilkutygodniowy pobyt Kremera w Krakowie nie był daremny, przeciwnie wywarł wpływ na jego dalszy rozwój umysłowy przez zawarcie serdecznej przyjaźni z Wincentym Polem. 40       ŻYCIE 1 PRACE Pol, o rok młodszy od Kremera, powrócił był właśnie w owym czasie z Francyi, dokąd się udał po roku 1830. Wtedy już był ogłosił pełne życia i cudnej piękności Pieśni Janusza, któremi odrazu zjednał sobie powszechne uznanie. Wybierał się on po przyjeździe do Krakowa w Karpaty, które później tak ujmująco opisał i opiewał w swych Obrazach z życia i podróży, oraz W Pieśni o ziemi naszej. Zapoznawszy się z Kremerem w Krakowie, Pol przyrzekł mu, że podczas swych górskich wycieczek zawita i do Zagórzan, aby przez nieco dłuższe wspólne pożycie utrwalić serdeczny stosunek,, jaki się zaraz przy pierwszej znajomości między nimi zawiązał. I w samej rzeczy Pol dotrzymał danego słowa i niezadługo przybył do Zagórzan. A że znalazł czego szukał : serdeczną przyjaźń i swobodę, więc zabawił u Kremera przez dwa miesiące, ożywiając wiejskie zacisze swém ujmującem towarzystwem. Najprzyjemniejsze chwile przepędzali obaj przyjaciele na wycieczkach w góry sąsiednie. Tu już zapewne wyrwały się z piersi Pola owe tęskliwe słowa, które wyrażają jego przywiązanie do gór ojczystych a zarazem tak dobitnie malują ów nastrój uczuciowy, który zapewne i Kremera przenikał na wspólnych z Polem wędrówkach. „W góry ! w góry, miły bracie ! Tam swoboda czeka na cię. Na szałase do pasterzy, Gdzie ze źródła woda bieży ; Gdzie się serce z sercem mierzy I w swobodę człowiek wierzy ! Tutaj silniej świat oddycha, Tu się szczerzej człek uśmiecha ! Świeższe, żywsze, barwy, wonie, I powietrze bywa lżejsze, Ach, i bóle serca mniejsze ! Czystsze czucia, w lżejszem łonie ! O, te skarby, te obrazy, I natury i swobody : Chwytaj, pókiś jeszcze młody, Póki w sercu jeszcze rano ! Bo nie wrócą ei dwa razy, A schwycone pozostaną..." Snać obaj nasi wędrowcy byli mistrzami w chwytaniu owych skarbów przyrody i swobody, a schwycone potrafili zachować świeże i nieskalane w głębiach serca — gdyż przez całe życie odnawiali swe uczucia w tym cudnym zdroju młodzieńczej poezyi. JÓZEFA KREMERA.   41 Prócz wspólnych wycieczek po górach, i wspólne rozmowy i dyskussye zbliżały obydwóch pisarzy do siebie, łącząc ich jednością ducha i szczerością serca. Świadczy o tem Kremer w kilku następujących słowach, rzucających światło na tę stronę umysłową jego stosunku do Pola. Wspominając o pobycie Pola w Zagórzanach, Kremer dodaje: „Ja naszym wspólnym rozmowom dostarczałem treści z nauki, oczytania i z tego, czegom się był nauczył u siebie i za granicą. Pol zaś intuicyą, niby jasnowidzeniem, oświetlał przedmioty z nowej zupełnie strony, pokazywał w rzeczach to, czego inni, choćby je znali, nie spostrzegali." Ma tutaj Kremer zapewne na myśli ów nastrój poetyczny, który charakteryzuje wszystkie poglądy Pola na świat i życie, na ludzi, przyrodę i dzieje ; ów nastrój, który najprostszym opisom tego pisarza nadaje tyle powabu i uroku. Ten nastrój poetyczny Pola, będący spuścizną jego czasów wileńskich, był najbezpośredniejszem ogniwem, łączącem Kremera z całym ruchem ówczesnej literatury romantycznej. Jeżeli dawniej podróż młodocianego Kremera do Włoch, jego odwiedziny u Brodzińskiego, rozprawa o Stachowiczu i t. p., były oznaką kiełkujących w jego duchu estetycznych dążności, to teraz przyjaźń serdeczna z autorem Pieśni Janusza może służyć za dowód stanowczy zupełnego rozkwitu tych dążności w dojrzałym umyśle naszego pisarza. Kremer, pozostający w tak blizkich stosunkach z Polem, musiał był już poprzednio rozwinąć w swoim duchu zasoby zgodne z owym nastrojem poetycznym, który stanowił podstawę dla wszelkich zapatrywań jego przyjaciela. A chociaż główne dążności Kremera już wówczas, jak się zdaje, ześrodkowały się na filozofii ; chociaż umysł jego, pod wpływem studyów naukowych, urabiał raczej niwę abstrakcyjnych pojęć i dyalektyki, a nie czuł szczególnego powołania do pracy nad poetyczném upostaciowaniem swych bogatych zasobów, — z tém wszystkiém jednak głębokie poczucie piękna, żywa fantazya, przyrodzony zmysł estetyczny, podsycane zarówno pobytem wśród pięknej przyrody, jak i serdeczną zażyłością z takim jak Pol poetą, wywierały coraz silniejszy wpływ na ukształtowanie filozoficznych poglądów naszego myśliciela. Pod wpływem tych czynników najoderwańsze wywody jego umysłu nabierały ciepła prawdziwie serdecznego, i szukały dla swego wysłowienia coraz pokaźniej szych form, — aż w końcu zajaśniał od razu na niebie piśmiennictwa krajowego filozof-poetŕ, estetyk mistrz-słowa, łączący w sobie te dwa pierwiastki tak harmonijnie, że trudno powiedzieć któremu z nich należy się pierwszeństwo. Duch ożywczy romantyzmu przenikał w osobie Kremera ociężały mechanizm abstrakcyjnych form umysłu, obdarzył szkielet skostniały sercem drgającem, wypełnił próżnię jego ciałem pięknem a ciepłem, odział jego nagość szatą ponętną, a całości nadał ruch żywy, harmonijny. Takim sposobem zrodziła się filozofia i estetyka Kremera, równie głęboka co do swej treści myślowej, jak jasna i przezroczysta ze względu na formę. 42 ŻYCIE I PRACE Bezpośredniem potwierdzeniem powyższego poglądu na umysłowy rozwój Kremera służyć może jego pierwsze wystąpienie na polu literackiém, odnoszące się także do jego czasów zagórzańskich. W r. 1835 Antoni Zygmunt Helcel przedsięwziął zacną myśl podniesienia oświaty krajowej przez wydanie pisma, poświęconego postępom „filozofii, prawa, dziejów świata i historyi literatury". Dwa rodzaje pism peryodycznych, które się u nas były rozwinęły, jakiemi są pisma polityczne i popularne, Helcel pragnął uzupełnić dodaniem pisma naukowego, które byłoby zdolném skupić pracowników na téj niwie piśmiennictwa i dać im możność szerszego rozwinięcia swéj działalności. Jako współpracowników w tém nowém piśmie Helcel zapewnił sobie między innemi takich pisarzy, jak : Kazimierz Brodziński, Wacław Hanka, Józef Łukaszewicz, Wacł. Alek. Maciejowski, Kajetan Trojański, Kaź. Wł. Wójcicki i inni. Do opracowania rozpraw z dziedziny filozofii zaprosił Helcel Kremera, z którym się już dawniej w Krakowie był zapoznał. Takim sposobem połączonemi siłami powstał w Krakowie r. 1835 Kwartalnik naukowy, który po dzień dzisiejszy zajmuje tak zaszczytne miejsce w literaturze peryodycznéj jako pierwszy objaw poważnej pracy około samodzielnego rozwoju nauki u nas, po przerwach jakie rok 1830 za sobą pociągnął. O dążnościach kwartalnika objaśnia nas Wstęp Helcia, traktujący o teoretycznej i praktycznej oświacie. Biorąc za podstawę swych poglądów filozofią Schellingo-Heglowską, Helcel wykazuje konieczną potrzebę zjednoczenia teoretycznych i praktycznych czynników cywilizacji ; chcąc się zaś przyczynić do jéj samodzielnego rozwoju w kraju, pragnie za pośrednictwem swego pisma obdarzyć społeczeństwo szeregiem prac równie gruntownych jak oryginalnych. „Naśladować, i na naśladowaniu samem przestać, mówi redaktor i wydawca Kwartalnika, było błędem naszym; mieć na względzie postęp nauk u obcych, a budować o własnych siłach i własnych podstawach, niechaj będzie poprawą naszą! Gniewamy się na pojedynczego plagiatora, w obce przybierającego się pióra ; starajmyż się więc unikać cechy plagiatu w całej naszej literaturze. Wskazują dzieje, jak po tyle razy w słowiańszczyźnie, w życiu narodowém, występowaliśmy w całym blasku własnych rodowitych dążności, przy których bledniała cudzoziemczyzna : zdaje się, iż gdy zechcemy, to i w życiu umiejętnem torem własnym postępować z chlubą zdołamy." Słowa te, godne by je ciągle na nowo powtarzano, są najwierniejszym wyrazem odradzającej się na niwie swojskiej nauki. Współpracownicy Kwartalnika przyłożyli wszelkich starań, aby zadosyć uczynić tym potrzebom społeczeństwa i zaszczepić w szerszych kołach zamiłowanie do poważnych rozumowań i studyów naukowych. Dział filozofii w kwartalniku, jak już powiedziano, dostał się pod opiekę Kremera, który też w tém piśmie wystąpił po raz pierwszy przed czytającą publiczność, ogłaszając w pierwszych czterech JÓZEFA KREMERA.   43 tomach obszerną pracę p. t. Rys filozoficzny umiejętności. Z treści i doniosłości tego szeregu rozpraw zdamy bliższą sprawę przy rozbiorze prac Kremera. Tutaj zaznaczymy tylko, że praca ta jasnością w wykładzie najoderwańszych pojęć, pięknością wysłowienia i ciepłem serdeczném postawiła odrazu pedagoga zagórzańskiego na czele nowego swojskiego ruchu filozoficznego, dążącego do jak najściślejszego połączenia rozumu i serca, logicznej treści z formą estetyczną, nauki i sztuki. Walka przeciw wszelkiemu rozdwojeniu istoty człowieka, pragnienie harmonijnego zaspokojenia wszystkich stron jego ducha — oto znamię charakteryzujące ten pierwszy występ Kremera na niwie piśmienniczej; znamię, które później stało się wspólną cechą wszystkich wybitniejszych dążności na polu filozofii krajowej. Żeby dać choć w przybliżeniu pojęcie o energii myśli i piękności wysłowienia tej pierwszej pracy Kremera, oraz o nastroju umysłowym pod wpływem którego ją pisał, przytoczę tu kilka zdań wybitniejszych. „Dzieje wewnętrzne człowieka, mówi Kremer (*), są pasmem nieukojonego pragnienia i ciągłem miotaniem, bo w głębiach ducha mieszka popęd, wywodzący go z tłumnej wrzawy życia, i jakby biegunem strzały magnesowej wiecznie inne wskazuje strony, kędy człowiek nowe ma odkrywać dziedziny. Lecz w połowie téj trudnej drogi dochodzą go wieści o wędrowcach, których czcze i odludne pustynie abstrakcyi pochłonęły. Zewsząd wznoszą się głosy, że tylko udziałem poezyi być mogą krainy nadziemskie, kędy marzenia znikomą barwą innego, lepszego bytu malują obrazy; nareszcie, gdy spostrzeże, iż lat tysiące usnuły długą przędzę błędów i zboczeń, teoryj i systematów, które, zabłysnąwszy na chwilę, zgasły na zawsze, przypominając jedynie nieudolność ludzką, wówczas rozpacz i powątpiewanie o sobie, wcisnąwszy się do duszy, zatruwa ją bolesném przekonaniem niemocy. W chwili atoli, w której zdaje się upadać pod tem brzemieniem, człowiek najbliższym jest zwycięztwa, bo siła wrodzona jak geniusz opiekuńczy ciągle nad nim czuwa, i wskazując mu godło delfickiego Apollina, prowadzi go do poznania samego siebie." „Niechaj więc umilkną żale, mówi na innem miejscu (**), iż biednym udziałem człowieka jest poznanie tylko zewnętrznej powłoki rzeczy ; wszak ona nas prowadzi do poznania w nich ukrytej myśli, bo istota jest tylko suknią téj myśli; więc z zewnętrznej postaci jestestwa snadno odgadnąć można wewnętrzne jej istnienie. Jak gałęzie, konary i cała postawa drzew jest wierném tłem utajonej w ziarnie siły ; jak w głębiach gwiazd utajona abstrakcya rysuje świetne niebios kołowroty ; tak anielskie uczucia, ukryte w głębiach duszy (*) Kwartalnik Naukowy T. 1. 1835 str. 48 i nast. (**) Tamże str. 60. 44       ŻYCIE I PRACE Rafała, żyją w niebiańskich obliczach pędzla ; tak ściany kryształu świadczą o naturze ciał ; a co w sercach żyje, rodzi się w świecie, bo i wiekuistym pracownikiem historyi jest myśl. Poezya nawet dziejów jest prorokiem przyszłości." W takim to duchu rozpoczął Kremer swoją działalność na polu piśmiennictwa ; w takim prowadził ją dalej przez życie całe. Przy pracy piśmienniczej dla Kwartalnika, wypełniającej chwile wolne od zajęć pedagoga, upływał Kremerowi czas w zaciszu zagórzańskiem nader prędko. Towarzystwo dość ożywione, a zawsze serdeczne i szczere w domu państwa Skrzyńskich, urozmaicone od czasu do czasu przybyciem turystów, odwiedzających owe ustronia karpackie, nad granicą węgierską położone, było bardzo pożądanem odetchnięciem po sumiennej pracy w dziedzinie wychowania i nauki. Prócz pobytu Pola w Zagórzanach godne także wspomnienia odwiedziny professora mineralogii Zeisznera, połączone z okolicznościami, które w sposób dość drastyczny malują ówczesne położenie kraju. Rzecz tak się miała. W celu badań geologicznych, Zeiszner wybrał się w Karpaty i w wędrówce swojej zaszedł w okolice Zagórzan. Zbliżając się do granicy węgierskiej, professor natrafił na strażnika granicznego, który, nie mogąc zrozumieć celu pieszej wędrówki uczonego, przyaresztował go, i mimo formalnego paszportu dostawił do urzędu policyjnego w Jaśle. Stawiony przed naczelnika urzędu, Zeiszner wylegitymował się kim jest i w jakim celu podróżuje. Na nic mu się to jednak nie przydało, gdyż naczelnik krótko i węzłowato oświadczył, że gdy rząd będzie chciał wiedzieć, co się w górach znajduje, natenczas pośle inżyniera obwodowego, lub inną znającą się na rzeczy osobistość, a w każdym razie obejdzie się bez pomocy krakowskiego szkolarza. Wszelkie przedstawienia professora pozostały bez skutku ; z rozkazu naczelnika odprowadzonym został do więzienia. Szczęściem Zeiszner przypomniał sobie o bawiącym w Zagórzanach Kremerze i odniósł się do niego piśmiennie z prośbą o pomoc w dość krytyczném położeniu. Kremerowi też rzeczywiście udało się przekonać srogiego naczelnika o niestosowności jego postępowania i wydobyć Zeisznera z aresztu. Kilka dni równie wesołego jak pouczającego pożycia dwóch uczonych w Zagórzanach zakończyło tę charakterystyczną awanturę. Po sześcio-letnim, z małemi przerwami, pobycie w Zagórzanach, Kremer, mając już przeszło lat trzydzieści życia, postanowił przyłożyć wszelkich starań do zapewnienia sobie niezależnego stanowiska w świecie, i zawodu, odpowiadającego bardziej jego nauce i niepospolitym zdolnościom. W tym celu w r. 1837 powrócił już na stałe zamieszkanie do Krakowa, unosząc z sobą z Zagórzan bogaty zasób doświadczenia pedagogicznego, nauki i wspomnień jak najprzyjemniejszych. JÓZEFA KREMERA.            45 V. Rozwój szkolnictwa prywatnego w Krakowie. — Zakład wychowawczy L. Królikowskiego. — Działalność Kremera na polu wychowawczém od r. 1837 do 1850. Jego poglądy pedagogiczne. — Towarzystwo Naukowe Krakowskie. — Stosunki osobiste Kremera z ówczesnymi uczonymi. — Udział w pracach Towarzystwa Naukowego. — Wydanie Fenomenologii ducha i pierwszego tomu Listów z Krakowa. — Rozprawa o Dziewicy Orleańskiej Schillera. — Sąd Kremera o ówczesnym Teatrze Krakowskim. — Królikowski i Rychter. — Związek małżeński i szczęście domowe. Rażące niedostatki wychowania publicznego, o których wspomnieliśmy w poprzednich rozdziałach, pociągnęły za sobą rozwinięcie w Krakowie na szeroką skalę prywatnych zakładów wychowawczych. A chociaż te nie zawsze odpowiadały wyższym wymaganiom pedagogicznym; chociaż i w nich samowola przewodniczącego, lub też niewłaściwy dobór nauczycieli tamowały nieraz prawidłowy rozwój młodzieży ; rodzice jednak woleli oddać swe dzieci pod opiekę znanego im pedagoga, niż posyłać do szkół, pozbawionych wszelkiego racyonalnego kierownictwa. Po roku 1830 najznakomitszy w Krakowie pensyonat prywatny znajdował się w ręku Ludwika Królikowskiego, pedagoga starej daty, który pomimo swych zasad demokratycznych, był tyranem dla powierzonej jego pieczy uczącej się młodzieży. Nie szkodziło to jednak jego wziętości; przeciwnie, rozgłos karności panującej w jego zakładzie wychowawczym, powiększył z każdym rokiem liczbę jego uczni. Z najodleglejszych stron przybywali do Krakowa ojcowie dla oddania swych synów w żelazne ręce tego surowego pedagoga. Najliczniejszy zaś kontyngens dostarczał zazwyczaj Wołyń i Podoi, zkąd pochodziły całe szeregi paniczów utytułowanych i herbowych, powierzonych Królikowskiemu, aby w nich przytłumił różne nawyknienia pańskie i przerobił na pożytycznych członków społeczeństwa. O ile jego środki pedagogiczne wystarczały dla osiągnięcia tego celu trudno powiedzieć; wiadomo tylko, że pedagog krakowski jako gorący zwolennik ówczesnej demokracyi Zienkowicza był zajadłym przeciwnikiem wszelkiego panoszenia się owych paniczów i nie szczędził ani słów pogardy ani trzciny dla wykorzenienia w nich nałogu pańskości. Otóż w chwili, gdy Kremer powrócił z Zagórzan do Krakowa rząd wolnego miasta, z powodów politycznych, nagle nakazał Królikowskiemu opuścić rzeczpospolitę. Jego zakład wychowawczy miał się rozchwiać. Zakłopotani ojcowie nie wiedzieli co począć ; zkąd tu na prędce znaleźć pedagoga, zdolnego zająć się dalszém wychowaniem licznej młodzieży ? Dowiedziano się o powrocie Kremera ; natychmiast liczne grono pierwszorzędnych i wpływowych osób zaproponowało mu, aby przyjął spuściznę po Królikowskim i zajął się wykształceniem osieroconej młodzieży. Kremer, nie mogąc, pomimo 46       ŻYCIE I PRACE najusilniejszych starań, uzyskać urzędu publicznego,, odpowiadającego jego wykształceniu i zdolnościom, przystał chętnie na tę propozycyą. Zabiegi rodzin, pragnących oddać pod jego kierownictwo synów, wyrobiły mu odpowiednie upoważnienie od rządu, i takim sposobem krótko po przybyciu do Krakowa, Kremer otwiera swój własny zakład wychowawczy, w którym w przeciągu następnych lat kilkunastu zużytkowywa na szeroką skalę zarówno swą naukę i zdolności jak i znajomość świata i doświadczenie pedagogiczne. O tej działalności pedagogicznej Kremera, sięgającej aż do roku 1850, pozostały do chwili obecnej jak najpochlebniejsze wspomnienia. Wszyscy, zarówno wychowańcy jak i rodzice i nauczyciele, pracujący wspólnie z Kremerem, wyznają jednozgodnie, że był on zawsze prawdziwym ojcem i opiekunem powierzonej mu młodzieży, dbającym z całą energią i sumiennością o jéj dobro prawdziwe, o jéj wszechstronne a prawidłowe rozwinięcie. Z wiernością względem swych zasad pedagogicznych, ze stanowczością w ich urzeczywistnieniu, łączył ową żywość uczucia i słodycz charakteru, która podbija serca, wpajając w nie szacunek prawdziwy i przywiązanie niezmienne. I nie ulega wątpliwości, że temi środkami Kremer w sprawie wychowania, zwłaszcza synów zamożniejszych rodzin, doczekał się daleko świetniej szych rezultatów, niż Królikowski ze swoją rubaszną surowością. Ten zmusił wprawdzie uczni do ślepej uległości, przyuczył do rygoru i posłuszeństwa ; ale pozostawił ich bez wszelkiego kierownictwa w życiu, bo niedbał o to aby z czasem sami mogli sie stać swymi kierownikami. Kremer zaś, zwracając główną uwagę na wykształcenie umysłu i serca, zaszczepiając w swych wychowańcach idealne zasoby nauki i poczucia obywatelskiego, wyrabiał z nich ludzi dojrzałych, zdolnych do samodzielnego działania według własnych przekonań, według własnego pojęcia swych obowiązków i zdań w życiu. Kremer nie wyłożył obszerniej swych zasad pedagogicznych, ale w pismach jego napotykamy tu i owdzie różne uwagi, dające jak najwyraźniejsze pojęcie o jego zapatrywaniu się na sprawę wychowania, o duchu w jakim działał jako pedagog. Naj obszerniej wypowiedział w tym względzie swe poglądy w mowie O zadania młodzieży polskiej kształcącej się w Uniwersytecie Jagiellońskim, mianéj w r. 1870 przy objęciu rektorstwa tego uniwersytetu (*). Z mowy tej widzimy, że najwyższym celem wychowania, według Kremera, jest doprowadzenie młodzieńca do samodzielnej pracy, do samoistnego, własnego myślenia. Własne myślenie, mówi tu Kremer, jest żywotnym warunkiem rozwoju umysłowego młodzieży; to też przedewszystkiém dbać należy o to, aby młodzież przemogła „ową gnuśność myśli, owe lenistwo duszy, które pragnie, aby kto inny za nas myślał, bo to niby wy (*) Osobne odbicie z „Czasu". Kraków 1871. JÓZEFA KREMERA. 47 godniej". A w tym celu trzeba w nią zaszczepić gorący zapał, serdeczną miłość do nauki, która nie jest bynajmniej gołym zbiorem wiadomości luźnych, lecz organiczną całością prawd i zasad, dostępnych tylko dla tego, kto duchem przenika treść nauki i zdaje sobie samodzielną sprawę z jéj celów i zadań. To też według Kremera nie ma w sprawie wychowania, szczególniej wyższego, nic przewrotniejszego nad chlebochwalstwo, nad dążność, mającą wyłącznie na myśli przyszły z nauk zarobek. Młodzieńcy wdrożeni w ten niegodny kierunek myśli, dbają jedynie o ostateczne wypadki nauk, aby te pochwytane rezultaty sprzedawać w życiu, ale nie pytają o uzasadnienie rozumowe tych wypadków. „Tacy niewydarzeńcy, mówi Kremer, napchawszy sobie pamięć okruchami wiedzy, które spieniężyć pragną, nie zdołają tych ułomków ani ugruntować, ani powiązać umiejętnie." Dla takich ludzi wszelki postęp w dalszém życiu jest niepodobny ; nie oddając się nauce z zamiłowania, nie przyswajają jéj sobie gruntownie, i dla tego w życiu w razach trudnych sami sobie radzić nie mogą i zawodzą się w skutek tego zazwyczaj na swoich rachubach. Nauka dla nauki, dla udoskonalenia umysłu i rozszerzenia jego widnokręgu, — oto cel prawdziwy wykształcenia według Kremera. Z nauką zaś w parze chodzić winno uszlachetnienie serca i moralność. Brak moralności, mówi Kremer, staje sie powodem ułomkowego i powierzchownego nabywania wiedzy ; przeciwnie prawdziwa moralność i zacność najściślej się wiążą z gruntowną umiejętnością. Sama przez się usilna pracowitość i pilność wytrwała około nauk jest potężnym czynnikiem uczciwego żywota i dążności moralnej ; nadto każda nauka treścią swoją wznosi myśl człowieka ku dziedzinom wiekuistych prawd, a z tą myślą i wola jego uduchowiona opuszcza nizkie kały żądz zmysłowych, namiętności brudnych i wzlatuje na wyżyny czystej moralności i poczciwego obyczaju. „Ta sama prawda odwieczna, którą sobie człowiek mozołem naukowym zdobywa, jest zarazem tem dobrem etyczném, którego się dobija cnotą. Są to dwa różnobarwne promienie, płynące z jednego wspólnego nadziemskiego światłości stoku." Niektórych bardziej szczegółowych kwestyj wychowania dotyka Kremer mimochodem w innych swych pracach. W filozofii ducha, mówiąc np. o pamięci (*), wykazuje dobitnie niedorzeczność mechanicznego jéj rozwinięcia. „Najpotężniejszą podporą pamięci, mówi tu Kremer, jest ład i szyk w głowie; gdzie tego brak, mnemoniki na nic się nie zdadzą. Starożytni znali te sztuczne środki pamiętania, ale nie wiele do nich przywiązywali wagi, poszły więc w zapomnienie." „Uczenie się ścisłe, metodyczne, zależące na jasném, logiczném powiązaniu między sobą faktów nauki, daleko łatwiej przyjdzie w pomoc pamięci, niż sztuczne sposoby, nie będące w żadnym stosunku (*) Wykład systematyczny filozofii. T. II. § 475. 48                ŻYCIE I PRACE do rozumu i rozsądku." Porządne podziały przedmiotów, ścisła a zrozumiała klassyfikacya doprowadzają daleko odpowiedniej do głównego celu kształcenia młodzieży, do wyrobienia jéj myśli, niż mechaniczne uczenie się na pamięć, gdyż tylko przy pomocy tych środków umysł młodociany zdoła przemódz swój przedmiot i przyswoić go sobie rzeczywiście. W tejże filozofii ducha Kremer wypowiada swe myśli o sposobie i znaczeniu nauczania języków (*). Rozumowanie, mówi tutaj, jest cichą mową; bez wyrazów myśleć nie można ; z tego wypływa, że jasne wysłowienie się jest skutkiem jasnego myślenia, że aby pisać i mówić dobrze pewnym językiem, potrzeba nim myśleć. „Gdy się wzmaga myśl, wzmaga się też jej zewnętrzne zjawisko, to jest język, i na odwrót, z rozwinięciem się języka rozwija się i duch. Jest-to kategorya działania i oddziaływania. Im ta gra potężniejsza, tem silniej rośnie duch i język." „Ztąd nauczenie się języka obcego narodu jest zajrzeniem w serce jego. Dla tego też poznawanie dzieł obcej literatury z tłómaczeń jest rozmowa na giesta, rozmowa z głuchoniemym. Poznanie zaś obcych literatur mocą własnych ich języków czyni z ducha naszego panteon duchów narodowych. W téj świątnicy, powiada dalej Kremer, pierwsze miejsce należy się językom starożytnym, co, niby posągi najwyższej piękności, z litością spoglądają się na niejeden naród nowożytny, co zamiast urość w litą postać, jest skleceniem pożyczanych zkąd inąd różnorodnych członków i zlepiszczem obczyzny." Szczególną doniosłość, mianowicie pod względem pedagogicznym, przypisuje Kremer językowi łacińskiemu. Przekonywa nas o tern między innemi następująca równie piękna jak charakterystyczna i trafna pochwała języka łacińskiego, zamieszczona w Listach z Krakowa (**). „Język rzymski, mówi Kremer, jest to muzyka poważna, pełna szlachetnej dumy i uczucia własnej godności i potęgi. Słysząc ten dźwięk i te fale téj mowy rytmu, rozumiałbyś, że to jakieś pochody uroczyste muzyki Beethowenowéj, że to oratorya, unoszące się na grzmiących skrzydłach organów kościelnych. Dziwią się np. okazałości w mowach sejmowych Skargi, a majestatowi miary i brzmieniu jego peryodów? On podsłuchał pulsów łaciny, zastosował je do mowy polskiej; w tem tajemnica téj wspaniałości poważnej, a tych dźwięcznych akordów tego języka. Ztąd też mowa Skargi podobna do rzymskiej mowy; ztąd ona kroczy to jakby uroczystym pochodem arcykapłana w święto Boże, to jakby tryumfem bohatera, uwieńczonego wawrzynem zwycięzkim. A cóż dopiero ta rozumna a logiczna budowa mowy rzymskiej, która tamuje swawolę, nie broniąc swobodnych ruchów myśli, która żąda dobitności i siły, (*) Tamże §§ 480 i 482. (**) Listy z Krakowa. T. II, str. 117 i nast. JÓZEFA KREMERA. 49 ścisłego rysunku wyobrażeń i dokładności najwyższej w znaczenia słów! Grammałyka łacińska, — toć najzacniejsze wyćwiczenie dla rozumu; ona nadaje myśli logikę, wagę i podwalinę, na której stanąć może, jako na ciosowém podnóżu. Ztąd też aż do końca żywota poznać zdołasz w iście naukowych ludziach piętno, które im nadała nauka łaciny, odróżniające ich od wychowania, pochwyconego na dorywku, na żarty, z amatorstwa." Że Kremer, przypisując łacinie tak wysokie pedagogiczne znaczenie, nie myślał bynajmniej zaniedbywać dla niéj w wychowaniu młodzieży języka ojczystego, to wynika zarówno z tego, cośmy w poprzednim rozdziale powiedzieli o jego własnych studyach językowych jak i z przytoczonych tam słów Kremera, zachęcających każdego do gruntownego wniknięcia w ducha mowy rodzinnej. Prócz nauki języków Kremer ze szczególnem zamiłowaniem wspomina o geografii, którą też nieraz sam z wielkiém zajęciem w swym pensyonacie wykładał. W jakim zaś duchu to czynił, o tem świadczy jego pogląd na tę naukę, wypowiedziany w filozofii natury (*). „Dawniej geografia, mówi Kremer, była zbiorem wiadomości i wiadomostek, przyczepionych jakby z łaski do dziejów pojedynczych ludzi historycznych, lub do żywota narodów i państw. Tak żyła w ubóstwie i poniżeniu okruchami, które spadły z bogatego stołu historyi, polityki lub filologii; szczęśliwa, jeżeli ją raczyli uważać za użyteczną, choć podrzędną pomocnicę w wspaniałej budowie wiedzy, którą duch ludzki sobie dźwigał na mieszkanie a chwałę swoję. Lecz skrzętna i baczna robotnica, pracując w zaciszu, obaczyła się w końcu wśród obfitego dobytku długowiecznych trudów swoich, i spostrzegła jak jéj duchowa majętność się wzmogła, jak te jéj wiadomości rozjednostkowane a ułomkowe fakta zrosły się w jedne całość organiczną. Teraz roztworzyły się inne widoki dla jéj działania. Pojęła ona, że jéj zawisłość od innych nauk się skończyła, że zdoła już sama zapracować dla siebie na swój własny dom ; bo jakby gromem zapalił się w niéj pomysł, że i ona ma to zacne powołanie, by wyśledzić Boże słowo, skreślone tak budową lądów i krajów, tak architekturą dzielnic świata, jak morską topielą, jak gwiazdzistém pismem na niebie. Co było dla dawnej geografii jakby faktem przypadkowym w naturze, co było dla niéj opisem niewolniczym, wyliczaniem, stało się już treścią dla myśli, dla rozumowania filozoficznego..." „Jak kości w organizmie wiernie do siebie należą, jednę składając całość, tak również uznano, że te lądy i te morza, rzeki i części świata, nawzajem wypływają, z siebie ; że tym właśnie trybem, jakim są, a nie innym, winny były być zbudowane, jeżeli się (*) Wykład systematyczny filozofii. T. II. § 284. Życie Kremera. 4 50 ŻYCIE I PRACE miały stać domem ojczystym dla historyi i kształcenia się rodu ludzkiego." Z takim prawdziwie naukowym poglądem na geografią, wykazującym jasno, że Kremer nie napróżno uczęszczał na wykłady znakomitego Karola Rittera, pedagog nasz łączył należyty szacunek dla matematyki i nauk przyrodzonych. Zdanie to wyda się może dziwném tym wszystkim, którzy zwykli widzieć w Kremerze bezwzględnego idealistę, opierającego filozofią natury na samych tylko zasadach abstrakcyjnego rozumu. Lecz w obec jego wyraźnych zdań, wskazujących na doniosłość nauk przyrodzonych i potrzebę zapoznania się 2 niemi, nie możemy wątpić, że umiał należycie cenić i pedagogiczne znaczenie tych nauk. „Dziś już, mówi Kremer w filozofii natury (*), żaden z filozofów nie waży sobie lekce spostrzeżeń nauk na doświadczeniu opartych, i żadnemu z nich na myśl nie przyjdzie, aby chcieć konstruować naturę a priori, niby na pamięć i od ucha, bez wpatrzenia się we fakta ; dziś już każdy nabył przekonania, że metoda filozoficzna, choćby najdoskonalsza, nie wystarczy i prowadzi do wyroków fałszywych o naturze, jeżeli się na faktach opierać nie będzie." „Wszelkie inne postępowanie filozofii zrodzi teorye natury, które, w obec rozwijających się tak potężnie nauk przyrodzonych, trwale ostać się nie zdołają, a zapadając się w sobie, raczej idą na sponiewieranie umiejętności, niż na jej poważanie i chwałę." W jaki sposób Kremer to swoje zapatrywanie na nauki przyrodzone zastosował do praktyki pedagogicznej, o tem nie mamy bliższych wiadomości. Nie ulega wprawdzie wątpieniu, że w każdym razie, i według nas zupełnie sprawiedliwie, główny nacisk kładł na wykształcenie klassyczne, humanitarne ; ale obok tego głównego celu nie zaniedbywał w wykształceniu młodzieży i tych dziedzin wiedzy, które, opierając się na obserwacyi i doświadczeniu, według jego własnego przekonania, stanowią konieczne dopełnienie samodzielnego rozwinięcia treści rozumowej. Jeżeli do tego, cośmy dotąd o pedagogicznych poglądach Kremera powiedzieli, zwrócimy jeszcze uwagę na jego głębokie poczucie estetyczne, oddające się z ciepłem wszystkiemu co piękne tak w naturze jak w sztuce, natenczas pojmiemy całą doniosłość jego kilkunastoletniej działalności w zawodzie wychowawczym. Jakoż w samej rzeczy po dzień dzisiejszy w najrozliczniejszych stronach, tak w Gralicyi i Poznańskiem jak na Podolu i Wołyniu, spotkać się można z uczniami Kremera, którzy nie tylko z wdzięcznością i przywiązaniem o swym przewodniku wspominają, ale i czynem, życiem przykładnem, sumienną pracą nad sobą i swoimi, serdecznym udziałem we wszystkiém, co zaznacza postęp w rozwoju umysłowym, (*) Wykład filozofii. T. II. § 216. JÓZEFA KREMERA    51 przynoszą zaszczyt prawdziwy pedagogicznej działalności naszego myśliciela. Wspólnie z pracą na polu wychowawczém, Kremer zaraz po przybyciu do Krakowa przystąpił do szerszego rozwinięcia swéj działalności naukowej. Jeszcze w tym samym roku 1837 został członkiem Towarzystwa Naukowego Krakowskiego i przyjął czynny udział w jego zajęciach. Towarzystwo Naukowe Krakowskie, założone w roku 1815 na wzór Towarzystwa przyjaciół nauk w "Warszawie, miało za swój cel krzewienie wiadomości w zakresie wszelkich nauk i sztuk, mianowicie zaś rozciągnięcie pieczy nad postępem piśmiennictwa krajowego i zabytkami historyi (*). Rozpadało się ono jeszcze w czasie gdy Kremer do niego wstąpił na sześć oddziałów czyli sekcyj : teologiczną, prawniczą, lekarską, matematyczno-fizyczną, historyczno-literacką i techniczno-artystyczną. Rozróżnienie to jednak odnosiło się raczej do samych przedmiotów, jakiemi się Towarzystwo zajmowało, aniżeli do rzeczywistego rozdzielenia członków według wymienionych kategoryj naukowych ; posiedzenia bowiem miały zawsze charakter ogólny i odbywały się w obecności członków wszystkich sekcyj. Posiedzenia te były prywatne i publiczne; pierwsze miały miejsce raz na miesiąc, drugie trzy razy do roku. Główna działalność Towarzystwa ześrodkowywała się w posiedzeniach prywatnych, na których członkowie odczytywali rozprawy, poddając ich treść pod rozbiór i dyskusyą słuchaczy. Wstępując do Towarzystwa, Kremer miał sposobność bądź odnowienia dawnych stosunków, bądź zawiązania nowych z całym szeregiem pracowników na polu nauki, literatury i sztuki. Spotkał się on tutaj najprzód ze swymi dawnymi professorami z czasów uniwersyteckich, z prawnikami : Słotwińskim, Krzyżanowskim, Boduszyńskim, z professorem filozofii Jankowskim, z professorem matematyki Szopowiczem, wreszcie ze swym niezmiennie życzliwym przyjacielem Pawłem Czajkowskim. Z pomiędzy zaś młodszych sił, należących do tej samej co Kremer generacyi lub przynajmniej nie wiele od niego starszej, zdołali już w owym czasie zająć wydatne miejsce w umysłowości krajowej tacy członkowie Towarzystwa, jak historycy literatury i filologowie : Michał Wiszniewski, Józef Muczkowski, Kajetan Trojanowski, Karol Mecherzyński ; jak pracownicy na polu nauk przyrodzonych: Ludwik Zeiszner, Józef Majer, Fryderyk Skobel, Stefan Kuczyński ; jak artyści Józef Brodowski i Rafał Hadziewicz. Do nich z czasem, osiedlając się w Krakowie, przyłączyli się i Lucyan Siemieński, Wincenty Pol, Wojciech Stattler i inni. W tak liczném a dobraném gronie mężów równie uczonych jak (*) Zob. w tym względzie pouczającą pracę Prof. Majera : Pogląd historyczny na Towarzystwo naukowe Krakowskie. Kraków. 1858. 4* 32       ŻYCIE I PRACE wysoko uzdolnionych, Kremer znalazł najlepszą zachętę do własnej pracy naukowej. Szczera zaś zażyłość i przyjaźń, która go wkrótce połączyła z większością wzmiankowanych członków Towarzystwa, osładzała mu wolne chwile od mozolnych zajęć pedagoga i dodała otuchy do wytrwania w podjętej na tem polu pracy. Jako członek Towarzystwa Naukowego Kremer w rozbieranej przez nas epoce odczytał na posiedzeniach Towarzystwa, o ile wiemy, następujące rozprawy,: 1-0 O metodzie i systemacie geografii fizycznej w r.1841; 2-0 Stanowisko Rittera w geografii w r. 1843; 3-0 Związek filozofii Indów z ich sztuką piękną w r. 1845 ; i wreszcie 4-0 Zasady tegoczesnéj filozofii natury, w r. 1847. Nadmienić jednak należy, że z lat 1833 do 1840 i 1845 do 1848 sprawozdania z czynności Towarzystwa drukiem ogłaszane nie były, wskutek czego nie posiadamy wiadomości, jakie rozprawy i przez kogo w tych latach przedstawiane były Towarzystwu. Szkoda też wielka, że żadna z powyższych rozpraw Kremera nie wyszła drukiem ; nawet w sprawozdaniach rocznych Prezesów Towarzystwa napotykamy o nich po większej części krótką tylko wzmiankę, nie dającą należytego pojęcia o ich treści. Tylko o pierwszej z tych rozpraw dał dokładniejszą sprawę ówczesny Prezes Towarzystwa J. K. Trojański. Obok zajęć praktycznego pedagoga i członka Towarzystwa Naukowego, Kremer w pierwszych latach po swoim powrocie do Krakowa zajął się także wydaniem dwóch większych dzieł, będących, że tak powiem, programatem całej jego późniejszej działalności piśmienniczej. Dziełami temi były, najprzód jego Fenomenologia ducha, a następnie pierwszy tom jego Listów z Krakowa. Pierwsza z tych prac, wydana w Krakowie w r. 1837, jest przejrzaném odbiciem wzmiankowanych już rozpraw Kremera, umieszczonych w Kwartalniku Naukowym. W pracy téj przejawiają się jak najdobitniej filozoficzne dążności naszego pisarza. Dążności te stanowią ogólną podstawę wszystkich prac piśmienniczych Kremera, nadają im cechę charakterystyczną, są naukowém uzasadnieniem jego poglądów w zakresie innych dziedzin życia umysłowego, szczególniej zaś w zakresie pedagogiki i estetyki. Jako pedagog Kremer jednak, jak widzieliśmy, był czynnym głównie praktycznie, nie zajmował się zatem teoretyczném rozwinięciem swych poglądów pedagogicznych w osobnych dziełach, nie przyjmował szerszego udziału w piśmiennictwie wychowawczém. Estetyka natomiast stała się dla niego przedmiotem głębszych studyów od pierwszej chwili jego działalności piśmienniczej. To też pierwszy tom jego Listów z Krakowa, pisany w latach 1841 i 42, a wydany w Krakowie 1843 r. wykazuje najdobitniej ten kierunek jego pracy; zaznacza, że myśliciel nasz, szukając specyalnego pola dla rozwinięcia swych zasad filozoficznych, wybierze sobie dziedzinę piękna, sztuki, jako najściślej powiązaną z całym jego nastrojem umysłowym. Dla tego właśnie powiedziałem, że w Fenomenologii ducha i w pierwszym tomie Listów z Krakowa przedstawia się JÓZEFA KREMERA. 53 nam programat, zawiązek całej przyszłej działalności piśmienniczej Kremera. Po szczegółowy pogląd na doniosłość tych pierwszych dzieł Kremera odsyłam czytelnika do rozbioru jego prac. Z pomiędzy innych prac literackich Kremera, ogłoszonych w dziesięcioletnim przeciągu czasu od r. 1837 do 1847 wspomnieć nam wypada tylko jeszcze o jego obszernym rozbiorze dramatu Schillera Dziewica Orleańska i jego przedstawienia na scenie krakowskiej w r. 1844. Praca ta ogłoszona, jak już wzmiankowano, w Dwutygodniku Kurowskiego, daje nam między innemi jasne pojęcie o ówczesnym stanie teatru krakowskiego i o zajęciu, z jakiem Kremer śledził za jego rozwojem ; to też godzi się poświęcić temu przedmiotowi kilka chwil uwagi. Lato roku 1844 pozostanie na zawsze pamiętnem w historyi teatru krakowskiego. Od tego czasu właściwie scena krakowska przyjmuje charakter poważny, czyniący choć w części zadość wyższym wymaganiom sztuki. Jednym z najwidoczniejszych objawów tego zwrotu było wystawienie w Krakowie przez przedsiębiorcę Meciszewskiego Dziewicy Orleańskiej Schillera. Zużytkowanie kilku młodych naówczas, lecz wysoko uzdolnionych sił artystycznych, jak np. Królikowskiego i Rychtera; godne rozwinięcie zewnętrznej strony przedstawienia zapomocą wspaniałych dekoracyj znakomitego malarza teatru nadwornego w Berlinie Gropiusa (ur. r. 1794, urn. 1870), i inne zalety nadały temu przedstawieniu znaczenie pierwszorzędne w dziejach teatru krakowskiego i skłoniły naszego estetyka do wypowiedzenia z tego powodu w serdecznych słowach swego uznania i zadowolenia. Przytoczymy tu słowa Kremera, malujące jasno zarówno stan teatru przed tem przedstawieniem, jak i doniosłość tego ostatniego. „Nam się już dawno stęskniło, mówi Kremer, by się kiedy przecież doczekać sceny, podobnej do teatrów reszty cywilizowanego świata, a trudno by też było ludzką mową wypowiedzieć, cośmy przeszli w dawnych latach z tym teatrem naszym. Szczęśliwi, trzykroć szczęśliwi wy wszyscy, coście nie znali tych biéd naszych. Dość wam powiedzieć, iż lubo dzisiaj przyjął już nas w siebie gmach chędogi i obszerny, toć jeszcze tkwi w naszej myśli, jakby złowrogi strzygoń jaki, on budynek obrzydliwej pamięci z ulicy Śto-Jańskiej, co to zimą mroził, latem dusił, a przez cały rok tak był ohydny i bezecny, iż nam się po dziś dzień jeszcze przyśnić w nocy może, strasząc swoim kształtem, do olbrzymiej spluwaczki podobnym. Ot przebyliśmy to wszystko, jak się przebywa choroba jaka, jak się wiele rzeczy na świecie przebywa. Teraz wszystko inaczej ! Nie na żarty nawet zawitał do nas Gropius, on Gropius, którego panorama znana daleko jak świat szeroki i długi; on czarnoksiężnik, co to raz postawi was na szczycie jakiejś wieży klasztornej w Palermo, to was przeniesie na statek wielorybi wśród lodowców lśniących i błyszczących biegunowych mórz, to znów posadzi obok gryzetki przy 54 ŻYCIE I PRACE okienku omnibusu paryzkiego, albo inną razą stanie z wami na ganku szwajcarskiego domu, otoczywszy go cudami wiekuistej twierdzy Alpów; a to wszystko tą szczerą, żywą prawdą, że się z razu trudno pochwytać ; w głowie się coś skręci, aż nareszcie przysiągłbyś, iż rzeczywistość bajką, ale że to, co widzisz, to jedynie prawdą..." „Zawsze z nowém upodobaniem patrzym na te dziwy pędzla jego, czyli nam się pola, góry, skały, w cudnej perspektywie rozłożą, czyli się na scenie las stuletnim dębem zakołysze, czyli nas świetlica pradziadowa gotyckim łukiem obejmie, — zawsze wszystko tak jest pełne poezyi, tak prawdy pełne, żebyś rad do syta się napatrzyć". — „A dekoracyom odpowiedni jest i narząd i sprzęty i stroje. Bo te szaty tak świeże, tak sute i bogate, tak się migocą atłasem i aksamitem, a tak się lśnią haftem złotym i srebrnym i litym galonem, że już czasami i zapominasz, żeś w owdowiałej i zubożałej stolicy krakowskiej, ale ci się zamarzy, żeś na dworcu francuzkiego króla, lub na którego z Jagiellonów starych." Oto jeden z dobitniejszych przykładów, wykazujących z jaką żywością, a przytém prawdziwie estetyczną prostotą, Kremer oddawał się pięknu ; jak świetnie i porywająco umiał wypowiedzieć to wszystko, co uderzyło o jego serce i poruszyło jego fantazyą ! Przechodząc do rozbioru repertuaru teatralnego, Kremer wypowiada obszernie swój pogląd na ten przedmiot. Narzeka tutaj przedewszystkiém na lichy wybór sztuk. Dotychczas, mówi, to wywlekano z pod starej rupieci sztuki, które dawno poszły w zapomnienie ; to przedstawiono nowe, ale potworne ramoty, pozbawione życia i piękna, to wreszcie przeniesiono z obczyzny sztuki, co pod ozdobną mową i zmyśloną serdecznością zaszczepiały w widzów przegniły cynizm moralny. Przeciwko tego rodzaju aklimatyzowaniu obcych błędów występuje Kremer z całą energią, wykazując złe skutki, jakie z rozpowszechnienia moralnych jadów dla całego społeczeństwa, wyniknąć muszą. Spodziewa się tedy, że przedsiębiorca, wystawiający tak piękny i poważny utwór, jak Dziewica Orleańska Schillera, przyłoży wszelkich starań do tego, aby ze sceny zrobić siedzibę pradziwego piękna i wzniosłych idei. Sądu Kremera o osobistym składzie ówczesnego teatru w Krakowie bliżej przytaczać nie będziemy. Powiemy tylko, że znajduje go w ogóle zadawalającym, i że z szczególnem uznaniem wspomina już wówczas o Rychterze i Królikowskim. Są to młodzi pełni zdolności artyści, mówi Kremer, i przepowiada im piękną przyszłość, „gdy nie ustaną w swej usilności rozwijania darów przyrodzonych i kształcenia się artystycznego''. Snać żądaniu estetyka zadosyć się stało, kiedy przepowiednia jego tak świetnie się ziściła! W końcu niniejszego rozdziału przychodzi nam wspomnieć choć w kilku słowach o życiu domowém Kremera. Zapewniwszy, wsku JÓZEFA KREMERA.   55 tek siedmioletniej sumiennej pracy, byt swego zakładu wychowawczego i zjednawszy sobie powszechny szacunek dzięki wysokim zdolnościom umysłowym i rzadkim cnotom osobistym, Kremer w roku 1844 wstąpił w związek małżeński z panną Maryą Mączyńską, córka zacnego domu, z którym go łączyła przyjaźń prawdziwa. Miłość i wzajemny głęboki szacunek były niezachwianą podstawą domowego szczęścia małżonków. To też nie dziw, że Kremer w życiu domowém znalazł owe ciepło serdeczne, za którem zawsze tęsknił, które było potrzebą jego ducha, warunkiem koniecznym rozkwitu bogatych zasobów jego myśli, uczucia i fantazyi. Błogosławić należy los, który go tém szczęściem obdarzył i takowe aż do zgonu niezmiennie mu dochował ! VI. ■ Śmierć Jankowskiego. — Kremer zastępcą professora filozofii w Uniwersytecie Jagiellońskim. — Uzyskanie stopnia doktora filozofii.—Nominacya na professora filozofii w Uniwersytecie a estetyki i historyi sztuki w szkole Sztuk Pięknych.—Zwinięcie zakładu wychowawczego.—Kremer i młodzież uniwersytecka r. 1848. — Działalność professorska Kremera. — Drugi tom Wykładu filozofii, Listy z Krakowa i Podróż do Włoch. — Odwiedziny Warszawy i sąd Kremera o niéj w porównaniu z Krakowem. — Dłuższa przerwa w działalności piśmienniczej Kremera po wydaniu Podróży do Włoch. — Zwrot w poglądach filozoficznych Kremera. — Prace od roku 1867. — Udział w Towarzystwach naukowych i artystycznych oraz w Akademii Umiejętności. — Kremer jako człowiek. — Ostatnie dni jego życia i śmierć. Dnia 6 Maja 1847 roku umarł Józef Emanuel Jankowski, doktor prawa i filozofii, professor filozofii Uniwersytetu Krakowskiego. Wkrótce potem Uniwersytet zastanowić się musiał nad obsadzeniem osieroconej katedry. Nie było najmniejszej wątpliwości między członkami uczonego ciała, że najgodniejszym kandydatem do zajęcia wakującej posady był Józef Kremer. Powszechne panowało przekonanie, że on zdoła najlepiej ożywić wykład filozofii, podnieść go z upadku, w jakim się dotąd znajdował, i nadać mu właściwe stanowisko w systemacie wyższego wykształcenia młodzieży. Zgodnie z tém przekonaniem obrano Kremera na następcę Jankowskiego. Ponieważ zaś nie posiadał jeszcze stopnia doktora filozofii, niezbędnego dla zajęcia katedry téj nauki, przeto poruczono mu zrazu tylko tymczasowy wykład filozofii w charakterze zastępcy professora. Było ta w lecie 1847 roku. Od tego czasu rozpoczyna się zwrot w życiu i pracy naszego myśliciela. Widoki zajęcia stanowiska, odpowiadającego w zupełności jego zdolnościom i gorącej miłości nauki, otwierały przed nim nową zupełnie przyszłość. Serdeczne marzenia wielu lat, których spełnienie zdawało się być niemożliwem z powodu licznych nieprzyjaznych okoliczności, miały teraz znaleźć niespodziewane urzeczywistnienie. Nie dziw tedy, że Kremer z całą energią garnął się do swych nowych 56       ŻYCIE I PRACE obowiązków i przyłożył wszelkich starań, aby jak najprędzej wyjść ze stanu tymczasowego. Głównym środkiem dla osiągnięcia tego celu było wydanie pracy ściśle naukowej i uzyskanie stopnia doktora filozofii. To też Kremer zaraz po objęciu wykładu filozofii przystąpił do pracy nad dziełem Wykład systematyczny filozofii obejmujący wszystkie jéj części w zarysie, którego pierwszy tom wyszedł na jaw w Sierpniu 1849 roku, jako pierwsza część Biblioteki Naukowej, wydanej staraniem Towarzystwa Naukowego Krakowskiego. Na zasadzie tego dzieła i w uwzględnieniu innych zasług naukowych Kremera, fakultet filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego, zwalniając go od wszelkich egzaminów, przyznał mu jednozgodnie dnia 5 Września 1849 roku stopień doktora filozofii. W następnym zaś 1850 roku minister oświaty hr. Thun, o którym Kremer w jednym ze swych listów do Kaź. Wł. Wójcickiego wspomina, że „bardzo jest życzliwy Uniwersytetowi Krakowskiemu i że czyni dla niego wszystko, co tylko można, ile okoliczności i pieniądze pozwalają", mianował go professorem zwyczajnym filozofii w uniwersytecie, oraz professorem estetyki i historyi sztuki w szkole sztuk pięknych. Po uzyskaniu téj nominacyi Kremer zwinął swój zakład wychowawczy i oddał się zupełnie swym nowym obowiązkom professorskim. Takim sposobem Kremer stanął u kresu swych życzeń, osiągnął wszystko, co pragnął dla zapewnienia sobie odpowiedniego pola działalności. Ale osiągnięcie tego celu, nie było tak łatwem, jakby się to z pozoru zdawać mogło. Lata przejściowe od r. 1847 do 1850 nabawiły naszego pisarza i myśliciela wielu bardzo gorzkich przykrości. Nie mówiąc już o osobistej niechęci ze strony ludzi zazdrosnych, którzy zakłócają spokój każdemu, kto się nad ich poziom wynosi, Kremer doznał w tym czasie najprzykrzejszego zawodu, bo zawodu ze strony tych, którym pragnął poświęcić swą pracę, naukę i zdolności, ze strony młodzieży uniwersyteckiej. Okoliczność ta tak jest charakterystyczną jak dla Kremera tak i dla ówczesnego stanu rzeczy, że nie mamy powodu jéj zataić. Już w roku 1843 jedno z młodych pism warszawskich wystąpiło przeciwko Kremerowi z bardzo gorzkiemi zarzutami osobistemi. Pretekstem do tego wystąpienia posłużyła ocena pierwszego tomu Listów z Krakowa, lecz właściwym powodem były nieporozumienia i niechęć na innem zupełnie polu wyrosłe. Jakżeż inaczej wytłómaczyć taki np. ustęp owéj oceny, gdy autor mówi o Kremerze : „Widzieć męża tylu zasług, męża, który pierwszy zaraz z zacnym Karolem Libeltem, pierwszy w polskiej mowie szerzył zasady filozofii bezwzględnego stanowiska, a szerzył je mową tak jasną, tak cudnie kwiecistą, przystępną, ludową, że po wieki wzorem zostanie wysłowienia myśli abstrakcyjnej; widzieć tego męża tak młodych dążeń i młodego zapału, widzieć go zabijającego postępowość w rozwijaniu dziedzin umysłowych, to jest okropném, przerazającem ! to już JÓZEFA KREMERA.   57 wszelki zapał i wszelką odbiera odwagę!" Gdy zapytamy na czém krytyk właściwie opiera tak okropnie przerażający sąd, otrzymujemy jako odpowiedź, że szczegóły tej książki są dobre, że jest ona filozofią umnictwa, wyłożoną, jasno, przystępnie, w jędrnej, cudnej mowie, toczącej się jasnym kwiecistości strumieniem; ale całość jest chromą, „bo nietylko, że nie ma dążenia postępowego, lecz przeciw temu grzeszy." Jako jedyny argument, zdolny poprzeć to zdanie o upadku Kremera, autor przytacza tę okoliczność, że Kremer zupełnie fałszywie oznacza stosunek sztuki do wiary i filozofii. Fałszywości tej jednak autor bliżej nie wykazuje ; z całego zaś stanowiska krytyki widać, że ma na myśli wystąpienie Kremera w ósmym liście (*) w obronie idei Boga przeciw filozofii zeszłego wieku. Kremer tutaj w samej rzeczy karci jak naj surowiej ową, jak mówi, prostytucyą rzeczy drogich i pełnych dla człowieka wagi, ową pychę ludzką, która pomiata prawdami od wieków uświęconemi, zapominając zupełnie, że rozum i wiara, filozofia i religia, wypływają z jednego przedwiecznego źródła, a zatem w istocie swojej nie mogą być sprzeczne ze sobą. Ale Kremer w temże samem miejscu wykazuje jak najjawniéj, że nie ma tu. bynajmniej na myśli bronić scholastycyzmu, domagającego się niewolniczej zależności rozumu od dogmatycznej treści wiary. „Cała historya ludzka, mówi tu Kremer, przez lat tysiące właśnie pracuje tylko nad tém, aby zrozumieć zjawiska natury, towarzystwa, zrozumieć własną istotę człowieka. Pragniemy zrozumieć mowę zjawisk, przetłómaczyć je na język naszego rozumu. Wiemy bowiem, iż wszystko, co jest, powinno przystać do naszego rozumu, nadać się do niego. A choć nie tylko w świecie umysłowym, ale i w naturze jest wiele rzeczy, których my sobie wytłómaczyć nie możemy, toć wiemy, iż tych rzeczy nie dla tego nie rozumiemy, jakoby były przeciwne rozumowi, ale dlatego, iż nie znamy wiele jeszcze faktów, t. j. wiele ogniw potrzebnych do rozumowania, które, gdyby nam były wiadome, bez wątpienia posłużyłyby nam do pojmowania tego, co było zagadką. Słowem, szukamy wszędzie i we wszystkiém prawideł rozumu, bo w nas jest wrodzony instynkt, iż wszystko się odbywa rozumnie, i że wszystko do naszego rozumu przystać powinno." Jeżeli do tego dodamy słowa Kremera, wypowiedziane na tém miejcu przeciwko ślepym dogmatykom, że są u nas jeszcze ludzie, „którzy pod szatą białą Pitagorasa i w trzewiku Kanta widzą krogulcze pazurki, którym każda książka filozoficzna siarką trąci, i słysząc o filozofii już palcami sięgają do wody święconej, bo wedle ich zdania filozofia dla porządnego człowieka jest tém, czem dla wflka koń zatruty," — natenczas w samej rzeczy powyższe ubolewania nad upadkiem Kremera, nad jego odstępstwem od filozofii bezwzględnego stanowiska przedstawią się nam jako objaw niedojrzałego sądu (*) Nowe wyd. T. I. str. 115 i nast. 58 ŻYCIE I PRACE o rzeczach i młodzieńczej zarozumiałości, oceniającej wszystko wedle swego przypadkowego widzimisię. Bądź co bądź, zarzuty powyższe przyjęły się z czasem do mło-. dzieży uniwersyteckiej w Krakowie i w pięć lat później spowodowały przykre dla Kremera przejście. Młodzież bowiem, mając swego professora za nie dość postępowego, szczególniej w porównaniu z Karolem Libeltem, w jesieni 1848 r., gdy prowadziła rej w Krakowie, wydelegowała do Kremera dwóch swoich przedstawicieli : Gustawa Cz. i Włodzimierza Mł. z żądaniem, aby się zrzekł katedry filozofii na korzyść Libelta. Biorąc jednak pod uwagę dotychczasowe zasługi. Kremera, pozwolono mu łaskawie ubiegać się o katedrę filozofii prawa. Kremer, głęboko draśnięty tą niewdzięcznością dla jego pracy naukowej i niesprawiedliwą ocenę jego uczuć obywatelskich, dał owym delegatom listowną odpowiedź, że chętnie się zrzecze katedry filozofii, jeżeli Libelt na niej zasiąść zechce ; o katedrę zaś filozofii prawa w żadnym razie ubiegać się nie będzie. Zaproszono tedy Libelta ; ale on, zamiast przyjęcia katedry, wykazał młodzieży całą niestosowność jej postępowania względem Kremera i tak przekonywająco wpłynął na nią, że Kremer wkrótce odzyskał znowu powszechne uznanie i miłość. Obowiązki professora filozofii w Uniwersytecie a estetyki i historyi sztuki w Szkole sztuk pięknych Kremer pełnił aż do końca życia przez lat 28. Działalność ta professorska pełna była wysokiej doniosłości i wpływu zbawiennego. Przed ewszystkiém śmiało powiedzieć można, że od Kremera zaczyna się nowy zupełnie okres wykładów filozofii w Uniwersytecie Jagiellońskim, wykładów systematycznych, umiejętnych, obejmujących całość nauk filozoficznych. Podczas gdy poprzednicy Kremera na katedrze filozofii w Krakowie traktowali swe wykłady po dyletancku tylko, jako rzecz uboczna obok innych licznych zajęć, — Kremer oddawał się swemu zawodowi professorskiemu z całem zamiłowaniem i sumiennością. Całkowite opracowanie kursów historyi filozofii, logiki, psychologii, etyki, estetyki i historyi sztuki w językach polskim i niemieckim (w tym ostatnim wykładano w Krakowie nauki uniwersyteckie od roku 1856 do 1861) jest tego najlepszym dowodem. Nadto zauważyć należy, że Kremer ze szczególnem zamiłowaniem pielęgnował i zewnętrzną formę swoich wykładów. Najsuchsze przedmioty w ustach jego nabierały poetycznego uroku, ożywione były ciepłem serdecznem i siłą przekonania. Wskutek niepospolitego daru wymowy Kremer umiał najoderwańsze rozumowania przedstawić jasno, zrozumiale, używając dla ich uprzystępnienia licznych przykładów a nieraz nawet porywających obrazów. Jeżeli do tego dodamy, że Kremer bardzo chętnie ze swemi uczniami przestawał, że z prawdziwą życzliwością zachęcał ich do pracy, podnosił ich zaufanie we własne siły, przychodził im w pomoc radą i czynem; że jako kolega był łatwym w pożyciu, uprzejmym, serdecznym, pełnym dziwnej szczerości a wolnym JÓZEFA KREMERA. 59 od wszelkich drobnych namiętnostek, zakłócających nieraz pożycie osób najbliżej siebie stojących, natenczas zrozumiemy, że w zawodzie swoim zjednywał sobie coraz większe przywiązanie młodzieży, coraz szczerszą przyjaźń kolegów, coraz powszechniejszą cześć ogółu. To też wpływ jego zarówno na uniwersytet jak i na całe społeczeństwo, szczególniej w pierwszych czasach jego zawodu professorskiego, gdy się znajdował w sile wieku i działalności, był bardzo» rozległy. Kilka generacyj zawdzięcza Kremerowi bezpośrednio zachętę do pracy nad filozofią, tak mało u nas poprzednio w wyższych zakładach naukowych pielęgnowaną. I jeżeli dzisiaj w Krakowie studya filozoficzne prosperują, jeżeli widzimy tam młodszych pracowników, oddających się z zamiłowaniem tym studyom, to pocieszający ten objaw zawdzięczamy zapewne głównie professorskiéj działalności Kremera. Prawda, Kremer nie stworzył nowej szkoły filozoficznej, nie miał uczniów w ścisłem znaczeniu tego słowa, t. j. zwolenników, rozwijających dalej jego poglądy filozoficzne. Ale to nie jest winą jego professorskiéj działalności, lecz wynikiem innych, powszechnych warunków, niezależnych zupełnie od jego wpływu osobistego. Czasy nasze w ogóle nie sprzyjają rozwijaniu się szkół, opartych na osobistej zależności uczniów od mistrza. Dzisiaj środki kształcenia są tak powszechnie przystępne, że mistrz nie jest już ani jedynym, ani głównym pośrednikiem między uczącą się młodzieżą i nauką. Każdy uczeń prawdziwy czerpać dziś może i czerpie swą naukę nie tylkoze wskazówek mistrza, ale i z innych źródeł ; więc, doszedłszy do dojrzałości, nie poczuwa się już do naukowej zależności od mistrza, lecz ma się za ucznia nauki w ogóle, działającej na niego niezależnie od osobistego pośrednictwa tego lub owego professora. Nadto kierunki naukowe, literackie, artystyczne doszły do naszych czasów już w tak rozwiniętej co do zasad formie, że dzisiaj nikt już z najznakomitszych nawet myślicieli, artystów, poetów nie może się uważać za głównego, a cóż dopiero za wyłącznego przedstawiciela uprawianego przez siebie kierunku. Każdy z nich ma obok siebie lub przed sobą równie znakomitych przedstawicieli swego kierunku, do których się jego uczniowie ze stanowiska tradycyi naukowej odwołać mogą. Wreszcie zamęt chwilowy, istniejący prawie na wszystkich dziedzinach pracy umysłowej, charakteryzujący nasze czasy przejściowe, wywołuje w adeptach nauki i sztuki zbyt wysokie mniemanie o ich samodzielności, iżby wielu z nich chciało się przyznać do swéj zależności od przewodników i mistrzów, od jakiejkolwiek tradycyi naukowej lub artystycznej. Wszystkie te powody, razem wzięte, spowodowały w nowszych czasach zupełne rozprzężenie pojęcia szkoły filozoficznej, artystycznej, literackiej w dawniejszém znaczeniu, opartém na osobistym związku uczniów z mistrzem. Dziś każdy po ukończeniu szkoły w znaczeniu pedagogicznem staje się samodzielnym mistrzem, zaciągającym się w prawdzie pod pewien 60       ŻYCIE I PRACE sztandar kierunków, wolnym jednak od wszelkiej osobistej zawisłości od swoich mistrzów. Nic zatem dziwnego, że i Kremer pomimo znakomitego wpływu na młodsze generacye, nie stał się głową szkoły, nie znalazł uczni, którzy otwarcie od niego swe istnienie duchowe wyprowadzają. Ale okoliczność ta, wobec powyższych wyjaśnień, nie uwłacza bynajmniej jego doniosłości, jego rozległemu wpływowi na młodzież i całe społeczeństwo. Jednym z najdonioślejszych momentów działalności professorskiej Kremera były jego wykłady estetyki i historyi sztuki w szkole sztuk pięknych. Tutaj Kremer znajdował się w najwłaściwszym sobie żywiole ; tutaj działał z owém zamiłowaniem głębokiem, które wypływa z przyrodzonego usposobienia i staje się drugą naturą. To też nikt zapewne nie mógł lepiej zadosyć uczynić wzniosłemu powołaniu kierowania pierwszemi krokami rodzącej się nowej epoki sztuki polskiej, pielęgnowania jéj rozwoju i wzrostu, jak właśnie Kremer. Jeżeli kto, to on zdolnym był podniecić fantazyą młodych adeptów sztuki, rozbudzić w nich zamiłowanie do piękna, przedstawić im całą doniosłość ich przyszłego zawodu, uzupełnić techniczne wykształcenie jasnym a głębokim poglądem na istotę piękna i jego dzieje, zachęcić do wytrwałej pracy dla dorównania owym wielkim wzorom, które jaśnieją na niebie sztuki ; jedném słowem, rozwijać wszechstronnie zarody artystycznych dążności, doprowadzając je do dojrzałego pojęcia swych środków i celów. A wiadomo dobrze, że praca ta Kremera nie pozostała bezowocną, lecz przeciwnie przyniosła plon nader bogaty, którym kraj cały na zawsze szczycić się będzie. Dość powiedzieć, że geniusz Matejki kształcił się pod estetycznym kierunkiem Kremera. Z zawodem professora łączyły się dla Kremera mozolne obowiązki członka kommissyi egzaminacyjnej dla kandydatów stanu nauczycielskiego, które od roku 1850 pełnił przez całe życie. Mówiąc o działalności professorskiej Kremera, wspomniemy tu zaraz i o działalności jego na innych polach pracy umysłowej od czasu objęcia katedry filozofii w Uniwersytecie Jagiellońskim. Na pierwszem miejscu uwzględnić tu należy dalszy rozwój działalności piśmienniczej Kremera. Wydawszy w roku 1849 pierwszy tom swego Wykładu systematycznego filozofii, obejmujący fenomenologią i logikę, Kremer przystąpił natychmiast do opracowania dalszego ciągu tego dzieła, t. j. filozofii natury i ducha. Ze szczególną pilnością studyował w tym celu współczesny stan nauk przyrodzonych, uzupełniając takim sposobem swoje przeważnie filologiczno-historyczne i prawnicze wykształcenie. Znakomitą pomocą byli Kremerowi w tym względzie koledzy i przyjaciele jego, tacy gruntowni badacze przyrody jak fizyolog Jozef Majer, fizyk Kuczyński, geolog Zeiszner i inni. W każdej kwestyi ważniejszej, odnoszącej się do filozofii natury, a wymagających empirycznych danych, Kremer zasięgał ich rady i skorzystał z ich wska JÓZEFA KREMERA.   61 zówek naukowych. Wspomina on sam o tern w przedmowie do tego drugiego tomu Wykładu filozofii, wydanego w Wilnie 1852 roku. W tymże roku 1852 przedsięwziął Kremer z żoną dłuższą podróż do Włoch. Podróż ta była pragnieniem Kremera od wielu lat. Pobieżne zwiedzenie Włoch za czasów studenckich rozbudziło w estetyku tém gorętsze życzenie rozpatrzenia się w cudach piękna umysłem dojrzałym, wyrobionym, zbogaconym samodzielnym poglądem na życie i sztukę. „Od wielu, bardzo wielu lat, mówi Kremer we wstępie do Podróży do Włoch, Włochy nęciły mnie ku sobie, ku tamtym stronom zwracając chęci moje i serdeczne życzenia. Więc w chwilach, gdy trudki i mozoły powszednie życia, zachody i prace nużyły i trawiły siły, wtedy, w tych szaroburych chwilach, zapalałem sobie na pociechę niby świeczkę w duszy, samemu sobie przyrzekając, że się wyprawię kiedyś do Włoch." Najgłówniejszym jednak celem tej podróży były studya nad historyą sztuki. Po ukończeniu drugiego tomu Wykładu filozofii Kremer zabierał się do dalszego opracowania swych Listów z Krakowa, przerwanych wydaniem pierwszego tomu w roku 1843. W tych nowych listach zamierzał przedstawić ogólny obraz dziejów artystycznej fantazyi; a dla oparcia tych dziejów na własnych studyach i nastrojenia umysłu swego usposobieniem, stosowném do pracy tego rodzaju, pragnął na nowo zwiedzić Italię. „Ufałem, mówi Kremer, że mi ta wycieczka dostarczy na czas długi wspomień, niby duchowego chleba, i że będę miał znów na kilka lat czém żyć umysłowo, że ten przelot, choć pośpieszny przez Włochy, poda mi sposobność uzupełnienia wyobrażeń moich o wielu jeszcze dla mnie wątpliwych szczegółach historyi sztuki we Włoszech." Wreszcie Kremer już przy rozpoczęciu podróży miał zamiar skreślenia osobnego opisu takowej, „któryby, obok treści, tyczącej się scen natury i ludzi owych stron, wyraził zarazem ogólnym zarysem historyą architektury, rzeźby i malarstwa, tak w czasach chrześcijańskich jak i w starożytności klassycznéj". Opis ten podróży miał być szczegółowem udowodnieniem, unaocznieniem i praktyczném zastosowaniem ogólnych poglądów, wypowiedzianych w Listach z Krakowa. Wszystkie te zamiary Kremer urzeczywistnił przez swoją działalność piśmienniczą w przeciągu dziewięciu lat następnych. W latach 1853 i 1854 pracował usilnie zarówno nad przerobieniem pierwszego tomu Listów z Krakowa z roku 1843, jak i nad ich dalszym ciągiem, obejmującym dzieje artystycznej fantazyi. Wydanie całego dzieła w trzech tomach (niniejsze nowe wydanie rozdziela Listy z Krakowa na dwa tylko tomy) oraz skreślenie kilku pomniejszych prac, wypełniło rok 1855. Zaraz potem zabiera się Kremer do opracowania swej Podróży do Włoch, którą napisał w przeciągu siedmiu lat w sześciu tomach (licząc w to dwie części ostatniego piątego tomu). W Lipcu r. 1862 rękopism ostatniego tomu znajdował się już w rękach wydawcy Józefa Zawadzkiego w Wilnie. (Dzieło to ogło 62       ŻYCIE I PRACE szono drukiem od r. 1859 do 1864). Ile jednak trudów i pracy dzieło to kosztowało naszego pisarza, o tem świadczą między innemi następujące słowa jego, wypowiedziane w Czerwcu 1862 roku w liście do J. F. Nowakowskiego. „Jak wielbłąd na pustyni, mówi Kremer, pragnie oazy i źródła, tak ja wyglądam wypoczynku. W przeciągu dziesięciu lat napisałem ośm tomów dość grubych, a przytém osobne rozprawy, a przytém moje lekcye, a przytém kłopoty ! Więc dociągam, jak mogę, do końca tomu piątego, którego początek już się drukuje w Wilnie ; będzie on gruby ; niechaj mu Pan Bóg nie pamięta jak mnie zmachał i wycieńczył. Myślę, że za trzy tygodnie, cztery najwięcej będzie koniec." A gdy wreszcie doszedł do końca, gdy stanął u kresu kilkoletniéj pracy i dzieło swoje na świat puszczał, wtedy zamknął je następnemi pięknemi słowy: „Czytelnicy moi! Chciejcie przyjąć życzliwem a chętnem uczuciem tę książkę moją, jako zaprawdę z pod serca dar. Przez wszystkie lata téj wytrwałej, niesprzykrzonéj pracy przyświecała mi ciągle idea święta, nieśmiertelna. Ona dodawała mi odwagi, bym nie ustawał w trudach a łamaniach z sobą. Dla téj idei nie żałowałem sił, jej z miłością poświęcając wszystkie wolne chwile, wszystkie myśli i pragnienia moje ; opłacałem uczciwe chęci całą moją osobą i jakby zakonnym ślubem wyrzekałem się przez cały czas wszystkich innych pragnień, wszystkich innych serca życzeń. Dla téj miłości mojej ku wielkim ideom wiem, że też znajdą pobłażanie niedostatki i słabe strony téj pracy mojej. Bo wierzajcie, że takowe pochodzą raczej z nieudolności, ale nigdy z lekceważenia powinności świętej, nigdy z braku sumiennej woli wywiązania się jak tylko mogłem najlepiej z zadania mojego." Po bliższe szczegóły, odnoszące się do treści i doniosłości tego dzieła, odsyłam znowu czytelnika do rozbioru prac Kremera. W ciągu pracy nad Podróżą do Włoch, Kremer napisał i inne pomniejsze rozprawy, jako to : Kilka słów o epoce, w któréj rozkwitła sztuka bizantyjska. Kraków 1856; O tryptyku i kilka uwag nad architekturą i rzeźbą gotyckiego stylu. Wilno 1859; Niektóre uwagi nad źródłosłowem wyrazu polskiego ślachta, szlachta. Grazeta Warszawska 1859 Nr. 333 do 335; artykuł Analiza w Encyklopedyi powszechnej r. 1859 ; O przenośniach i porównaniach, w książce zbiorowej, ofiarowanej Kaź. Wł. Wójcickiemu. Warszawa 1862, i inne. Po roku 1862, t. j. po ukończeniu Podróży do Włoch, następuje kilkoletnia przerwa w działalności piśmienniczej Kremera. Korzystamy z niej aby choć wkrótce wspomnieć o jedném z wydatniejszych zdarzeń w życiu prywatném Kremera za czas ubiegły. W roku 1859 Kremer odwiedził Warszawę, której już od czasów studenckich, gdy w r. 1825 był u Brodzińskiego, i po przelotnym pobycie w roku 1831 nie był widział. Teraz przybywał jako znany w całym kraju i powszechnie czczony pisarz i myśliciel, jako autor Wykładu filozofii, Listów z Krakowa i pierwszego tomu Podróży do Włoch. To też odwiedziny te Kremera w Warszawie były dla JÓZEFA KREMERA.   63 niego istnym tryumfem, zaznaczającym najszczersze uznanie całego ogółu dla jego wysokich zasług na polu nauki i piśmiennictwa krajowego. Świat literacki i artystyczny urządził w Resursie Obywatelskiej ucztę na cześć Kremera, a domy pierwszych obywateli miasta i różne koła i kółka towarzyskie ubiegały się o pierwszeństwo podjęcia u siebie znakomitego myśliciela i estetyka; Kremer, z natury serdeczny a cichy, pracujący zawsze z samego tylko zamiłowania prawdy i piękna, bez wszelkich celów ambitnych, przyjmował te dowody powszechnego uznania z ową szczerą wdzięcznością i skromnością nieskłamaną, która zdobi ludzi niezwykłych, mężów zasług prawdziwych. O wrażeniach warszawskich Kremera nabieramy jasnego pojęcia z kilku listów, pisanych w owych czasach do Kaź. Wł. Wójcickiego, który wraz z J. F. Nowakowskim opiekował się głównie Kramerem podczas jego pobytu w Warszawie. W listach tych Kremer tak szczerze i otwarcie wypowiada swe wrażenia, porównywając przytém Warszawę z Krakowem, że większe nawet wyjątki z tych listów obudzą, jak sądzę, powszechne zajęcie. W Maju 1859 roku krótko po powrocie do Krakowa pisze Kremer do Wójcickiego : „Odwiedziny stolicy były wielce dla mnie korzystne ; otworzyły mi się nowe widoki na ludzi i rzeczy, które mnie najwięcej obchodzą. Rozporządzacie wielką zamożnością sił duchowych i umiecie niemi władać, ku dobremu je zwracając. Zdaje mi się, że nic u was nie marnieje, co tylko żyje i czemś waży. A przy tern nie lada to rzecz, ta czujność na wszystkie zjawiska umysłowe i obyczajowe. Ta opinia publiczna wrychle tak u was spotężeje, że będzie istną sztuką być niedobrym. A przytém zazdroszczę wam owej elastyczności a młodości duszy, która byle nieco odetchnęła już się wyprostuje, rozzieleni i rozkwita. U nas inaczej! My istne Piotrowiny, których trzeba z grobu wywołać, by świadczyli za prawdą i prawem. Miałby Kraków czém gospodarzyć, ale rozstrój, ale atonia przycisnęła wszystkich. Bądź przekonany, panie Kazimierzu, że Warszawa ogromne na mnie uczyniła wrażenie. Czuję, że gdybym był przed dziesięciu laty odwiedził tę zacną stolicę, i gdybym był wtedy z miesiąc w niéj pobawił, już ten pobyt mój byłby stanowił epokę w życiu mojém naukowém. Wszak i dziś wasi ludzie są nadzwyczajnym pojawem dla nas Krakowian, bo na nich patrzemy świeżemi oczami. Ot biorę za przykład dwóch z twoich przyjaciół, np. p. K., autodydakt, który sam sobie, który na przełaj szedł po bezdrożach nauk bez przewodnika, a szedł a szedł, aż nie doszedł celu swojego, i zacnie się sprawił; albo Fr. Dmóchowski! Istny talizman od obczyzny! My, pracując nad jakimś specyalnym przedmiotem, grzebiemy się po uszy w literaturach zachodu, mianowicie w francuzkiéj i niemieckiej, więc obcując z Dmóchowskim mielibyśmy czém zakląć naleciałe pierwiastki... Ten stan duchowy Warszawy ma istne odbicie swoje w zewnętrznym kształ 64       ŻYCIE 1 PRACE cie miasta samego. Rozrasta się na wielką stopę, jest gdzie odetchnąć, a chociaż obok pałaców znajdzie się domek nizki, pozostatek z dawnych czasów, przecież, z tego, co jest, można, jak z ulicy Marszałkowskiej wywróżyć, co będzie w przyszłości!..." W rok później, wspominając o Warszawie z powodu zapisu Świdzińskich, rozprowadza dalej paralelę między Warszawą i Krakowem w tych słowach: „Już to wy szczęśliwsi jesteście od nas ! U was zawsze się coś pojawi, co może pójść na zdrowie a moc ogółu, więc byle chcieć, to i stanie rzecz dobra, którą błogosławić będą ci, co się dziś jeszcze nie porodzili. U nas inaczej ! Nam rzadko kiedy zaświeci jakaś gwiazda szczęśliwa, a gdy się przypadkiem pokaże, to już chyba dlatego, aby tém jaśniej rozwidnieć martwicę ogólną i groby. I nie może być inaczej; nasza mieścina mała jest, a nas drobna garstka, — a tu znikąd zasiłku duchowego, bo kraj, do którego my należymy, to przecież ta Galicya nieszczęsna, co spróchniała, bezmózgła, bez serca i bez pieniędzy ! Otóż z tej Galicyi mają nam pójść siły żywotne jak drzewu ze ziemi, w której rozsyła korzenie swoje ! Więc tylko żyjemy rosą, idącą nam z góry, ale ze ziemi, z gruntu nic a nic nam nie przybywa. Jest istotnym cudem, że w tym Krakowie jeszcze tyle się działa. Proszę porównać się z nami, z naszém położeniem, a przyznacie, że robimy, co tylko możemy." I jeszcze w Listopadzie 1864 roku pisze Kremer do Wójcickiego: „Nie uwierzysz jak mi tęskno do was, do Warszawy. Czuję, żebym się odrodził, orzeźwił w waszém towarzystwie. Trudno, byś pojął, jak martwym, jak głuchym stał się stary Kraków nasz. A choć zdrowie już mi się prawie zupełnie wróciło, spotężniałbym i odmłodniał wśród ludzi warszawskich." Nie będziemy się bliżej zastanawiali nad temi wrażeniami Kremera ; nie będziemy rozbierali, co w powyższych słowach zaliczyć należy na karb nowości, ozłacającej wszystko uroczym blaskiem sympatyi, a co jest istotną prawdą, niezależną od ulotnych wrażeń. Powiemy tylko, że od czasu swego pobytu w Warszawie, Kremer zawiązał jak najbliższe stosunki z tutejszym światem literackim i śledził jak najżywiej za jego rozwojem i dążnościami. W miejsce przytoczenia szczegółów wspomnę tu tylko o jego żywym udziale w przykrych przejściach J. I. Kraszewskiego w czasie wydawnictwa Gazety Codziennej; przejściach, które zdolne były przekonać Kremera, że i świat literacki warszawski ma swoje ale. Otóż co w tej sprawie pisze Kremer do J. F. Nowakowskiego w Marcu 1860 roku. „Długi szereg lat pracy i zasług powinien był wystarczyć za rękojmię krajowi, iż Wszystko, w co się wda Kraszewski pewnie będzie zacne i poczciwe .. Wiesz, cny panie Ferdynandzie, że gdyby mnie nie tak wiązała powinność skończenia w najkrótszym czasie Podróży dla Zawadzkiego, by mu nie robić zawodu, przysłałbym już teraz do Gazety Codziennej artykuły wprost z moim podpi JÓZEFA KREMERA.   65 sem. Ŕ już to dla tego, żeby okazać, że my Krakowianie po nierównie większej części nie dzielimy uprzedzeń warszawskich, już to dla tego, żeby przyjść w pomoc stronie oczernionej i skrzywdzonej, bo co to jest niesłuszne oczernienie, my to w Krakowie dobrze znamy i czujemy." Mówiąc o niesłusznych oczernieniach, obawiam się aby słowa Kremera, wypowiedziane powyżej przy porównaniu Warszawy z Krakowem, nie były mu za złe wzięte i poczytane za rodzaj niewdzięczności względem miasta rodzinnego. Dla rozwiania tego rodzaju oskarżeń dość wspomnieć, że Kremer wykazał jak najserdeczniej wysoką doniosłość Krakowa w swém piśmie: Kraków w obec Polski. 1870 r. Co zaś do zarzutów Kremera, to one, choć wypowiedziane przed długim szeregiem lat wśród innych zupełnie warunków, znajdują swe potwierdzenie niestety i w nowszych czasach. Przytoczę tu tylko następujące słowa generalnego sekretarza Akademii Umiejętności w Krakowie, wypowiedziane w sprawozdaniu z ruchu naukowego Akademii za rok 1874. „Spokojna i niepochlebiająca sobie świadomość, mówi otwarcie sprawozdawca, nie pozwoliła nam dotąd czuć koło siebie téj ciepłej atmosfery, która dodaje sił i otuchy, która brzmi przychylném słowem żywego interesu: co się u was dzieje? jak wam się powodzi? jaki stosunek środków waszych do waszej pracy? Charakterystyczny fakt, że konkursowe fundusze przysyłano nam z Warszawy, zbiory znaczne książek przeważnie z wychodźstwa, wyrazy ciepłego uznania z zagranicy, że książki nasze prawie wyłącznie rozchodziły się w Królestwie Polskiém i za granicą i t. d." Słowa te pokazują co najmniej, że Kremer nie popełnił grzechu przeciwko czwartemu przykazaniu, gdy w Krakowie zatęsknił za żywszą obmianą myśli, za większym ruchem umysłowym, za szerszym widnokręgiem dla poznania ludzi i świata. Wróćmy jednak do dalszego przeglądu działalności piśmienniczej Kremera. Powyżej już wspomnieliśmy, że po roku 1862, t. j. po ukończeniu Podróży do Włoch, następuje kilkoletnia przerwa w pracy literackiej naszego pisarza. Co było przyczyną tej przerwy? Nie ma zapewne wątpliwości, że ona spowodowaną była po części konieczną potrzebą wypoczynku po tak długiej a mozolnej pracy umysłowej. Nadto różne choroby i cierpienia, które od roku 1862 częściej się zjawiały, oraz inne większe i mniejsze biedy i kłopoty życia przyczyniły się do téj przerwy. Głównie jednak wywołaną została, jak się zdaje, wewnętrznemi przewrotami w poglądach i dążnościach naukowych naszego myśliciela, pracą jego nad zrównoważeniem swych dawnych zasobów umysłowych z nowszemi prądami czasu, ze zmienionemi zapatrywaniami chwili. Zastanówmy się nad tem nieco bliżej. Czasy bezwzględnego idealizmu minęły bezpowrotnie. Na jego miejscu już od roku 1850 zaczynał się szerzyć coraz bardziej mate Życie Kremera.    5 66       ŻYCIE i PRACE ryalizm Vogta, Buchnera, Moleschotta i innych. Gruntowna zaś krytyka zarówno filozofii Hegla, jak i teoryj materyalistycznych przez takich myślicieli, jak młodszy Fichte, Trendelenburg, Ulrici, Lotze, Fechner, Janet i wielu innych wykazała jak najdobitniej, że prawda, poznanie istotne świata, nie może się opierać ani na samych wywodach rozumowych i abstrakcyjnej dyalektyce, ani na grubém pojęciu materyi i ślepem dowierzaniu tak zwanym prawdom empirycznym. Przekonano się coraz jawniej, że cała historya nauki i umysłowości nowszych czasów domaga się krytycznego rozbioru jak idealizmu tak i realizmu, oparcia dalszego rozwoju filozofii na dwóch niezbędnych podstawach prawidłowego poznania rzeczy : na rozumie i doświadczeniu, na przyrodzonych potrzebach i dążnościach ducha, oraz na empirycznych danych odsłaniających prawa, rządzące bytem zewnętrznym, niezależnym od człowieka i jego treści umysłowej. Kremer był umysłem zbyt żywym i czynnym, zbyt szczerze miłował prawdę, aby te nowe prądy czasu nie miały znaleźć odgłosu w jego duchu, tem bardziej, że własny jego kierunek filozoficzny już z samego początku wyłamywał się z pod wpływu jednostronnego idealizmu i wykazywał dążność uzupełnienia takowego wiedzą empiryczną, materyałem doświadczenia. To też nie dziw, że prace filozoficzne Kremera, ogłoszone w kilka lat po wydaniu Podróży do Wioch, wykazują już jak najdobitniej ten zwrot jego umysłu do syntetycznych dążności idealnego realizmu. Pierwszym objawem tego zwrotu jest rozprawa Kremera, ogłoszona na początku 1867 roku w Bibliotece Warszawskiej p. t. Najcelniejsze filozoficzne nauki o duszy przed sądem krytycznym obecnej nam filozofii. W rozprawie tej, Kremer otwarcie przyznaje się do poglądów powyższego kierunku filozoficznego, biorąc za punkt wyjścia swych wywodów krytykę filozofii Hegla i materyalizmu, oraz teorye psychologiczne młodszego Fichtego. Jeszcze jawniej przystaje nasz myśliciel do kierunku idealnego realizmu w rozprawie : O znaczeniu syllogizmu, zamieszczonej również w Bibliotece Warszawskiej, a wchodzącej w skład jego dzieła pośmiertnego p. t. Nowy wykład Logiki, które stanowi tom trzeci niniejszego wydania dzieł Kremera. Do pracy nad tym nowym wykładem logiki, jako też i nad Początkami Logiki, będącemi streszczeniem tego wykładu, wydaném przez rodzinę pisarza po śmierci jego w roku 1876, Kremer zabierał się już w roku 1865; nadwątlone atoli zdrowie oraz inne przeszkody, szczególniej zaś wydanie wykładów, mianych w szkole sztuk pięknych w latach 1866/7 p. t. Grecya starożytna i jéj sztuka, zwłaszcza rzeźba, Poznań 1868, zwlekały wykończenie powyższych dzieł filozoficznych. Pomimo to jednak już w Kwietniu 1865 r. na wezwanie Kaź. Wł. Wójcickiego do współpracownictwa w „Kłosach" Kremer odpowiada temi słowy: „Niechcę przyrzekać pracy, nie wiedząc czyli dotrzymać mogę słowa. Mam zamiar skreślenia kilku kompendyów filozoficznych, mających posłużyć za książki podręczne do wykładów uni JÓZEFA KREMERA.   67 wersyteckich; nie zdołam więc wziąść nowych na siebie zobowiązań; a owe kompendya tem naglejsze, że w Wiedniu niechętni wykładom polskim na Uniwersytecie Jagiellońskim ciągle nam zarzucają brak kompendyów polskich." Podobnież w liście z Lutego 1869 r. donosi Wójcickiemu, że zarówno przez Towarzystwo Naukowe, jak i przez Towarzystwo przyjaciół oświaty zawezwanym został do napisania logiki dla gimnazyów galicyjskich i że podjął na nowo pracę nad tem dziełem. Do mnie zaś nieco później pisze: „Od dwóch lat zajęty jestem napisaniem logiki dla szkół, rozumie się elementarnej i formalnej; do téj trudnej pracy prawie zmuszonym byłem." Z tem wszystkiém jednak Kremer to nowe opracowanie logiki, oraz streszczenie jego ukończył dopiero krótko przed śmiercią swoją, niedoczekawszy się ich wydania na widok publiczny. Do innych pomniejszych prac Kremera, napisanych po ukończeniu Podróży do Wioch należą: Sztuka w starożytnym Rzymie; odbitka z Kółka Domowego. Warszawa 1868; Kraków w obec Polski i Sukiennice jego, oraz słowo o bramie Floryańskiej. Kraków 1870; O zadaniu młodzieży polskiej, kształcącej się w Uniwersytecie Jagiellońskim; mowa miana w charakterze rektora Uniwersytetu. Kraków 1871; wreszcie niedokończona rozprawa p. t. O najważniejszem zadaniu filozofii w obecnym czasie. O treści i znaczeniu téj rozprawy, jak w ogóle o doniosłości powyższego zwrotu w poglądach filozoficznych Kremera powiemy więcej przy rozbiorze jego prac. Z zawodem professorskim i piśmienniczym Kremera łączyły się jak najściślej jego prace naprzód w Towarzystwie Naukowém, a następnie w Akademii Umiejętności. Wspomnimy tu tylko o najgłówniejszych momentach téj działalności naszego myśliciela od chwili objęcia katedry uniwersyteckiej w roku 1847. Od roku 1847 do 1852 Kremer pełnił obowiązki sekretarza Towarzystwa Naukowego za czasów prezesostwa najprzód rektora Brodowicza, a następnie od roku 1848 Jozefa Majera. W roku 1861 czytał Kremer w Towarzystwie rozprawę: O początku i znaczeniu komiczności gminnej, która jednak do nas nie doszła. Od roku 1861 do 1864 był przewodniczącym w oddziale nauk moralnych Towarzystwa. Pracując skrzętnie nad historyą sztuki, Kremer zwracał zawsze baczną uwagę na jej objawy w mieście rodzinném. Mową i czynem rozbudzając w szerszych warstwach społeczeństwa zamiłowanie do piękna, wskazywał na konieczną potrzebę należytego pielęgnowania wszelkich zabytków przeszłości, posiadających bądź dziejową, bądź też artystyczną wartość. To też wspólnie z Muczkowskim, Polem, z bratem swoim Karolem Kremerem, dyrektorem budownictwa, i z inspektorem dróg Żebrawskim przyczynił się do zawiązania w Towarzystwie Naukowém sekcyi archeologicznej, która postawiła sobie piękne zadanie: badania zabytków starożytności i rozciągnięcia nad niemi właściwej opieki. Kremer był zawsze jednym z czynniej 5* 68       ŻYCIE I PRACE szych członków téj sekcyi, wspierając ją skutecznie swoją gruntowną znajomością historyi sztuki. Tutaj miejsce wspomnieć, że Kremer był także jednym z założycieli Towarzystwa przyjaciół sztuk pięknych w Krakowie i aż do śmierci swojej przyjmował czynny udział w sprawach Towarzystwa jako członek jego Dyrekcyi. Jego to projektom i wpływowi zawdzięcza Towarzystwo w znacznej części piękny rozkwit w nowszych czasach, który jak był jedném z najżywszych pragnień Kremera, gdy znajdował się w sile wieku, tak też napełniał go prawdziwą radością pod koniec żywota. W uznaniu cnót obywatelskich Kremera i jego zasług na polu nauki i piśmiennictwa krajowego, różne Towarzystwa zaszczyciły go wyborem na członka swego. Kremer był członkiem honorowym Towarzystwa zachęty Sztuk pięknych w Królestwie Polskiém, Towarzystwa przyjaciół nauk w Poznaniu, oraz członkiem rzeczywistym Towarzystwa archeologicznego w Wilnie. Uniwersytet Jagielloński dał mu dowód swej czci i poważania, wybierając go kilkakrotnie na godność dziekana fakultetu filozoficznego i Rektora. Rząd zaś wynagrodził jego sumienną pracę przy Uniwersytecie i w Kommissyi egzaminacyjnej orderami Franciszka Józefa i Korony żelaznej. Gdy na początku 1872 roku przystąpiono do przekształcenia Towarzystwa Naukowego krakowskiego na Akademią Umiejętności, Kremer wybranym został do grona pierwszych dwanastu. członków, stanowiących zawiązek Akademii. Następnie po zupełnem ukonstytuowaniu Akademii wybranym został na Dyrektora wydziału historyczno-filozoficznego i w tym charakterze przyjmował czynny udział w Zarządzie Akademii. Prócz tego rozwijał działalność swoją jako przewodniczący w Komissyi dla filozofii, przez niego do życia powołanej, oraz jako członek Kommissyi historyi sztuki i archeologicznej. Pomimo nadwątlonego już zdrowia, Kremer z całą żywością swego umysłu przyjmował udział w dyskussyach naukowych; o czém przekonywają nas sprawozdania z posiedzeń akademickich, na których przy danej sposobności rozwijał swe poglądy naukowe i filozoficzne. I tak w Kommissyi filozoficznej Kremer odczytywał przez dłuższy czas wyjątki ze swego Nowego wykładu Logiki, objaśniając bliżej swoje odstępstwa od dotychczasowych opracowań tego przedmiotu. Jako dyrektor zaś Wydziału historyczno-filozoficznego przewodniczył w jego sprawach póki siły fizyczne starczyły aż na kilka tygodni przed śmiercią. Tę działalność Kremera w Akademii Umiejętności przedstawia wymownie, krótko po jego zgonie, kolega i świadek naoczny jego usiłowań, Akademik Szujski, w sprawozdaniu z ruchu naukowego Akademii za rok 1874. Oto słowa jego : „Przechodząc do prac i zajęć Wydziału historyczno-filozoficznego, mówi Szujski, nie byłbym dobrym tłómaczem grona, którego jestem, wydziałowym Sekretarzem, gdybym na czele mego zdania sprawy nie poświęcił słowa naj JÓZEFA KREMERA.   69 wdzięczniejszej pamięci temu, który jako Dyrektor najżywszy brał udział w naszych pracach, który, dotknięty już śmiertelną chorobą, dobywał sił ostatnich, aby przewodniczyć naszym posiedzeniom; pamięci obejmującego szeroko umysłu i żywą miłością dla wszystkiego, co piękne, dobre i prawdziwe, bijącego serca, ś. p. Józefa Kremera. Jeżeli też zdaniem sprawy zdołam przekonać, że wydział ten nie próżnował, pozwolę sobie zarazem jako sekretarz zmarłego Dyrektora zapewnić, że wszyscy jego członkowie i współpracownicy z podziwem i wzruszeniem patrzyli na ten umysł, walczący z przygniatającym ciężarem cierpienia i choroby, aby się oddawać temu, co kochał całe życie ; że ten umysł mógł dla nich być pięknym wzorem wytrwałości i miłości nauki." Dobiegamy do kresu niniejszego życiorysu. Przedstawiwszy w obecnym rozdziale w ogólnych zarysach działalność Kremera jako professora, pisarza i akademika, pozostaje nam tylko jeszcze powiedzieć słów kilka o Kremerze jako człowieku, aby w ten sposób zaokrąglić obraz téj ze wszech miar wyjątkowej osobistości. Najwydatniejszym rysem charakteru Kremera była niczém niezakłócona jasność i swoboda umysłu, połączone z rzadką delikatnością uczucia i ciepłem prawdziwie serdeczném. Kto kiedykolwiek miał sposobność zbliżenia się osobiście do naszego myśliciela i estetyka, zdania sobie sprawy z czynników jego życia wewnętrznego, ten wyznać musi, że harmonia tych dwóch, na pozór wyłączających się pierwiastków, stanowiła rdzeń jego osobistości, duszę jego duszy. Wykształcony na kazuistyce prawniczej i dyalektyce hegloskiéj, umysł Kremera przywykł do ścisłego rozczłonkowania każdej kwestyi, do szematyzowania wszystkiego, nad czém się zastanawiał, według logicznego pochodu myśli, wedle rubryk, opartych na istocie samej rzeczy. Ale z drugiej strony przyrodzone poczucie piękna, dobry smak, zamiłowanie do prawdy dla prawdy oraz żywa fantazya ochraniały go od zboczeń jednostronnej dyalektyki, niepozwalały jej zapanować nad umysłem jego, lecz nadawały jej tylko znaczenie podrzędnego środka umysłowej działalności. W ten sposób szematyzm, dyalektyka, abstrakcya, łagodzone były w umyśle Kremera przez względy estetyczne ; a rozumowania jego, nawet najbardziej oderwane, nabierały przez to rzadkiej w pisarzu filozoficznym przezroczystości i prostoty, stawały się przystępnemu nawet dla najmniej obeznanych z kwestyami filozoficznemi. To też nie tylko pisma estetyczne Kremera szczycić się mogą prawdziwie ujmującą szlachetnością i pięknością wysłowienia; zalety te zdobią także i jego dzieła filozoficzne ; one stanowiły nawet właściwość ustnych dyskussyj naszego myśliciela. Wymowa Kremera była potoczystą i jasną, odznaczała się doborem wyrazów i logiczną ścisłością w pochodzie i następstwie myśli, a nadto uderzała każdego podniosłością swego ogólnego nastroju. Nastrój ten wypływał bezpośrednio ze spójni dojrzałego zastanowienia i ciepła serdecznego, świa 70       ŻYCIE I PRACE domego panowania nad sobą i miękkości, krytycznego rozsądku i poetycznego natchnienia. W każdem słowie widać było męża nie tylko rozumnego, lecz i wyrozumiałego ; nietylko światłego i myślącego, lecz i obdarzonego sercem dla wszystkiego, co godne szacunku i miłości. Dzięki tym zaletom umysłu i serca, Kremer z rozległym na świat poglądem łączył gorącą wiarę w idealną treść wszechbytu, w ostateczne zwycięztwo rozumu nad ciemnotą, dobra nad złem, piękna nad szpetnem. A w skutek tego wyrobił w sobie ów spokój duchowy, ową wewnętrzną równowagę, które tak są konieczne nietylko dla własnego szczęścia, ale i dla zbawiennej działalności około dobra innych. Kto pozbawionym jest punktu oparcia we własnym swoim duchu ; kto niedowierza ani własnemu rozumowi, ani rozumowi istnienia, ten staje się igraszką przypadku i zamiast prowadzić i podnosić innych, upada sam przy najmniejszej chwiejności losu. W naszych czasach, skłaniających się tak ochoczo do skeptycyzmu i pessymizmu, szukających tak często dowodów naukowej ścisłości w zaprzeczeniu idealnej treści świata, jego rozumu ; upatrujących zadanie krytyki przedewszystkiém w odkrywaniu ujemnych stron życia i bytu, z pominięciem stron dodatnich, wzniosłych ; w naszych czasach, mówię, umysł pogodny, z szerokim widnokręgiem, oddający się ochoczo swym zadaniom życiowym, pełny ufności w swoją treść rozumową i w wyższy porządek istnienia staje się coraz rzadszym. Obecna generacya wydaje zazwyczaj albo egoistów, pracujących tylko na siebie, albo cyników, lubujących się w podrywaniu fundamentów wiekowej cywilizacyi, albo wreszcie pessymistów, opuszczających, na wzór tchórzliwego dezertera, sztandar obowiązków życiowych, aby się ukryć bądź w ruinach cynizmu, bądź w błocie niecnoty. Ztąd to tyle niechęci, niezadowolenia, a nawet rozpaczy ! Ztąd ów brak jedności, serdecznego skupienia, owo rozpryśnięcie się społeczeństw na koła, koterye, partye, pozbawione wszelkiej łączności, wszelkiego poczucia wspólnych zadań i celów. Tylko idea ożywia człowieka, dodaje mu sił i odwagi; tylko idea łączy, jednoczy, podnosi ludzi, budzi i podtrzymuje w nich wiarę w lepszą przyszłość. Więc też czasy nasze, nie chcąc popaść w ostateczność, nie powinny zatrzeć w swej pamięci owych mężów idei, którzy w ufności w wyższą treść rozumu, w zgodności działania z wymaganiami ducha szukali zarówno spokoju dla siebie jak i podstaw dla szczęścia powszechnego. Kremer należał właśnie do tych mężów idei. Zarówno w sprawach prywatnych, jak i w sprawach publicznych, zarówno w małych jak i wielkich dolegliwościach życia on nigdy nie upadał na duchu. Sumienna praca w imię wyższej idei, wewnętrzne zadowolenie z samych wzniosłych dążności, bez względu na ich chwilowe powodzenie podtrzymywały w nim niczém nie zakłócony spokój i pogodę umysłu. Opierając całą swoją filozofią na wierze w Rozum bezwzględny, JÓZEFA KREMERA.   71 świadomy siebie, osobowy, przejawiający we wszechbycie swoją treść idealną, Kremer patrzał na wszystko, jako na zrządzenie Woli najwyższej, mającej na oku prawdziwe dobro tak jednostek jak ogółu, urzeczywistniającej w pochodzie czasów swój wyższy porządek rozumowy, swoją ideę doskonałości. Ta wiara filozoficzna łączyła też Kremera jak najbliżej z religią. Przywykły do odszukania we wszystkiém, co jest, co ma byt rzeczywisty, pewnej treści idealnej, rozumowej, Kremer i w obrządkach religijnych dopatrywał się osnowy filozoficznej, zgodnej z jego ogólnym na świat poglądem, i dlatego, chociaż nigdy nie należał do zwolenników ślepej, bezmyślnej wiary, chociaż zawsze obstawał przy zdaniu, że prawdziwa religia nie może być sprzeczną z rozumem i jego wymaganiami, a zatem i z prawdziwą filozofią, z tém wszystkiém jednak z gruntu serca pojmował wysoką doniosłość religii dla moralnego rozwoju jednostki i całych narodów, i dla tego też zawsze z patryąrchalną powagą przestrzegał tradycyjny obchód obrządków religijnych i zachowanie zwyczajów, podniecających ducha religijnego. Swoje przekonania religijne wypowiada Kremer najdobitniej w ostatniej swej pracy, przy której go śmierć zaskoczyła, p. t. O najwazniejszém. zadaniu filozofii w obecnym czasie (*). O duchu jaki pracę tę a zarazem religijność Kremera przenika świadczy najlepiej następujący ustęp : „Przewiduję, mówi Kremer, że moją pracę spotkają zarzuty, a zarzuty z dwóch stron przeciwnych. Jedni przezwą mnie indyferentystą i racyonalistą. Będą to ci, którzy wymagają, aby się człowiek zrzekł rozumu, aby się wyrzekł prawa do pojmowania prawd najwięcej go obchodzących, a oddał się im na łaskę. Są to ci sami, którym warto przypomnieć ich skompromitowanie się w obec Galileusza i powiedzieć : e pur si muove! Drudzy przezwą mnie jakimś ultramontanem, klerykalnym, wstecznym a nie filozofem. Są to ci, którzy mniemają, że prawdziwy, istny filozof powinien być ateuszem, a co najmniej panteistą; więc nazwą mnie może obłudnikiem, zaprzańcem. Są to ci, którym tak łatwo o frazes, a tak trudno o myśl; należą oni do owego rodzaju płaskogłowych skeptyków, co z góry przesądzają o najważniejszych prawdach, nigdy się nie zastanowiwszy nad niemi." W życiu towarzyskiem, uwydatniały się w sposób prawdziwie sympatyczny wysokie zalety umysłu i serca Kremera. Z usposobienia swego żywy, pełen dowcipu i wesołego humoru, wszędzie i zawsze był gościem pożądanym. Obdarzony wyborną pamięcią i rzadkim darem słowa, umiał zawsze podsunąć pod dyskussyą jakiś przedmiot, na czasie będący, ogólnie zajmujący, lub też zająć towarzystwo opowiadaniem jakichś zdarzeń z własnego życia lub ludzi znakomitych, (*) Ta pośmiertna praca Kremera wejdzie w skład niniejszego wydania jego dzieł. 72 ZYCIE I PRACE jakichś anegdot, nowych bon mots i t. d. A już co do opowiadania, to Kremer był mistrzem prawdziwym. Dość powiedzieć, że jego opowiadania ustne, przypadkowo zaimprowizowane w niczém nie ustępowały wesołym opowieściom, które w tak ujmujący sposób ożywiają jego opis Podróży do Wioch. A w każdej takiej opowieści tkwiła myśl, idea, nauka, świadcząca o tem, że nie była wypowiedziana tylko dla zabicia czasu, dla ulotnej zabawy, lecz, że ją dobrał i wypowiedział głębokomyślny pedagog, ukrywający się pod szatą dowcipnego estetyka. I inne zabawy towarzyskie znachodziły w Kremerze żywego obrońcę. Lubiał widzieć młodzież wesołą, i zachęcał ją serdecznie do zabawy. W jednym z listów do J. F. Nowakowskiego pisze : „Proszę pana być wesołym w czasie zimy, zwłaszcza w karnawale, i dużo tańcować, bo nietylko macie się bawić za siebie, ale wypada wam nawet odbyć za nas zaległości dawne, bo my starzy, gdyśmy byli w waszym wieku odprawialiśmy smętnie młodość naszą." Jako prawy syn starodawnej stolicy polskiej, Kremer znał dobrze przysłowie: „gość w domu, Bóg w domu!" Rad on był od serca każdemu gościu i lubił ich widzieć jak najwięcej u siebie. A wtedy uwydatniał z widoczném zadowoleniem swe rzadkie dary towarzyskie. To też wszyscy chętnie przebywali w domu państwa Kromerów przy ulicy Sławkowskiej, i szukali w nim nietylko zwykłej zabawy, lecz i orzeźwienia duchowego. Ze szczególną zaś względnością oddawał się Kremer przyjeżdżającym do Krakowa rodakom, odwiedzającym licznie znakomitego pisarza. Wprowadzał on ich chętnie do swéj rodziny, zapraszał na swe spacery zamiejskie, zapoznawał z osobliwościami, dawał pouczające wskazówki, jedném słowem przykładał wszelkich starań, aby im uprzyjemnić pobyt krakowski i uczynić jak najodpowiedniejszym celowi podróży. Z jaką serdeczną życzliwością udzielał Kremer swą pomoc każdemu, kto tylko do niego się zgłaszał, bez względu zupełnie na stanowisko społeczne łudzi, temu za dowód służyć może następujące zdarzenie, które bliżej opowiemy, jako charakteryzujące dobitnie osobistość Kremera i przedstawiające nadto powszechne zajęcie. Pewnego razu, gdy Kremer, oddając się zwykłej pracy siedział w swoim pokoju, wszedł do niego człowiek zupełnie mu nieznany, w wieśniaczem ubraniu, i całując go w rękę oświadczył, że przeczytał jego Wykład filozofii, a dowiedziawszy się z tego dzieła jasno, co to jest filozofia, dumał sam długo nad różnemi kwestyami, a obecnie ośmiela się prosić szanownego professora, aby zechciał go przeegzaminować dla przekonania się, czy i jak pojął jego dzieło. Człowiekiem tym był Jan Szwed, włościanin ze wsi Biedaszkowa w Galicyi, który, pomimo mozolnej pracy fizycznej i nieustannej walki z niedostatkiem, już od młodości uczuwał pociąg do głębszych myśli, i dla tego, w chwilach wolnych od roboty, czytywał dzieła Kremera i szukał w nich zaspokojenia swych potrzeb duchowych. Uradowany tym niezwykłym objawem wyższych dążności umysłowych w prostaczku, JÓZEFA KREMERA.   73 Kremer przyjął go serdecznie jako gościa swego i wdawszy się z nim w dłuższą rozmowę, przekonał się w istocie, że ma do czynienia z umysłem, godnym bliższego zajęcia. To też od téj chwili opiekował się skrzętnie duchowym rozwojem Szweda. Pożyczał mu dzieła innych j polskich pisarzy, szczególniej też filozofów, wprowadzał go w należyte pojęcie treści tych dzieł, objaśniał wątpliwości, odpowiadał obszernie na listowne zapytania Szweda ; jedném słowem, zawiązał z nim serdeczny stosunek duchowej wzajemności, który z czasem do tego stopnia rozwinął zdolności i widnokrąg prostaczka, że w końcu sam wziął pióro do ręki i napisał rozprawę filozoficzną p. t. Wywód rozumowy o koniecznej potrzebie zmartwychwstania duszy ludzkiej w ciele. Rozprawę tę, którą mam pod ręką, rodzina Szweda po śmierci jego nadesłała Kremerowi. Treść jéj bardzo jest prosta. Szwed stara się udowodnić potrzebę połączenia duszy z ciałem w przyszłem życiu na podstawie koniecznego wzajemnego uzupełnienia tych pierwiastków w samem pojęciu człowieka. Ponieważ, mówi, człowiek nie jest istotą czysto podmiotową, subjektywną, lecz dla rozwoju swéj podmiotowości, duszy, musi się znajdować koniecznie w organicznej spójni z bytem przedmiotowym, objektywnym, i ponieważ spójnia ta urzeczywistnia się tylko w formie ciała, przeto i w przyszłem życiu dusza, mając zachować spójność swoją z przedmiotowym bytem, musi koniecznie połączyć się z ciałem. Ta argumentacja, sama przez się jasna i dobitna, wyłożoną została w rozprawie Szweda zawile, ociężale, w sposób wykazujący na każdym kroku dziwaczne zespojenie hegloskiej dyalektyki z dogmatyczném pojęciem nauki o zmartwychwstaniu ciał ludzkich. Pomimo to jednak zarówno rozprawa Szweda jak i w ogóle cała jego osobistość budzą żywe zajęcie jako jeden z najwymowniejszych dowodów téj prawdy, że i w najprostszym ludzie żyje duch czynny, samodzielny, pragnący wydobyć się z więzów bezmyślnej rutyny i ciemnych przesądów, aby własną myślą, rozumowo, przeniknąć treść swoich wierzeń i zdać sobie jasną sprawę z ich istotnego znaczenia. Pod tym względem Szwed przywodzi na myśl Jakóba Böhmego, a dążności jego zasługiwałyby na głębsze studyum, szczególniej ze strony tych wszystkich, którzy się poświęcają sprawom oświaty ludowej. W celu scharakteryzowania, przynajmniej kilkoma zarysami, osobistości Szweda i jego stosunku do Kremera, przytoczę tu kilka wyjątków z czterech listów Szweda, które mi łaskawie udzielone zostały przez panią Kremerową. W pierwszym z tych listów z dnia 4 Stycznia 1867 roku Szwed dziękuje Kremerowi serdecznie za pożyczenie dzieł Libelta i Gołu chowskiego, z których, jak mówi, bardzo wiele skorzystał, a następnie dodaje : „Z moich rozmów już kilka osób bardzo się tak teoretycznie jako też i praktycznie naprawili. Fanfaroństwo, modne wymuskania i pawie piórka, i szyderstwa z wiary świętej i dobrych obyczajów i z form religijnych porzucili, a za to dali się do czytania 74       ŻYCIE I PRACE lepszych dzieł religijnych; a nawet z duchowieństwa prosili mnie jeszcze o pożyczenie im 2-go tomu Grołuchowskiego." „Przełożony klass szkół ludowych w Ż., mówi dalej, i przełożeni rady miejskiej zapraszają mnie często na dyskussye naukowe, i rozwiązałem już kilka trudniejszych zadań ustnie, które się im bardzo spodobały, i jeszcze mnie chciwie na rozprawy tak religijne jako też témbardziéj filozoficzne zapraszają. A więc upraszam pokornie o nadesłanie mi jeśli można łaskawie na czas oznaczony coś stosownego, a ja uczciwie odeślę, lub na wiosnę sam oddam." W innym liście z roku 1869 Szwed donosi Kremerowi, że zapoznał się (zapewne z narady Kremera) z „przedniejszymi mężami" sąsiedniego miasta „tak z urzędników jako też i z cywilnej strony", i że napotkał u nich wiele „dobrej woli"; „jednakże, dodaje, wiadomości ich właśnie tylko do ich fachowych powinności ograniczają się, przyczém w przedmiotach najwyższej wagi niektórzy mało co wiedzą, a inni wcale ciemni są." Prosi tedy znowu o nadesłanie książek i wypowiada obszerniej swoje myśli o nieśmiertelności duszy; kończy zaś temi charakterystycznemi słowami: „Dzisiaj mam w mojej familii chorowite bardzo osoby, t. j. żonę i ojca i t. p. a rozmyślanie o Bogu i o dziełach a objawach jego jest dla mnie najmilszą rzeczą, zaś przy kłopocie domowym, bez dobrej książki umysł roztargniony samą wolą do czynności ciągle poruszać z trudnością przychodzi. Upraszam tedy o odpisanie." W roku 1871 Szwed przesyła Kremerowi pierwszy rozdział swéj rozprawy o zmartwychwstaniu duszy w ciele. Rozprawę tę dedykuje Kremerowi w następujących, pełnych szczerości słowach: „Uwagi te umyślnie dla Jego szacunku i miłości napisałem i na wykładach a szczególniej na Logice J. W. p. Professera oparte Jego szacunkowi i miłości jako uszanowanie u stóp nizko składam. Szczerem sercem przywiązany najposłuszniejszy i najniższy sługa." W ostatnim liście z dnia 23 Marca 1873 roku Szwed, mówiąc o głodzie umysłów", który się książek domaga, prosi Kremera o nadesłanie mu swojej Logiki szkolnej, skoro wyjdzie z druku, oraz o pożyczenie „Panteonu" Trentowskiego, „zachwalonego bardzo przez Gwiazdkę Cieszyńską." Kończy zaś następującą wzmianką osobistą : „Jestem już całe trzy lata związany reumatyzmem piersi, i nigdzie ani nawet na kilkadziesiąt kroków od domu odejść pieszo ani powozem nie mogę; a ztąd bardzo mi przykro, bo wszelką korrespondencyą z osobami pilno o wiecznym naszym losie myślącemi mam przerwaną, a co nadto, iż i brak potrzebnych zapasów materyalnych już silnie czuć mi się daje." W kilka miesięcy potem Jan Szwed umarł dnia 24 Lipca 1873 r. Donoszą o tem Kremerowi brataniec zmarłego Wojciech Szwed oraz Józef Drobisz, mianujący się uczniem Szweda. Powróćmy jednak do samego Kremera. W życiu domowém, rodzinném, Kremer był prawdziwym wzorem kochającego męża, troskliwego ojca, czułego brata. Kto jak on JÓZEFA KREMERA.   75 w młodości swojej dał dowody rzadkiego przywiązania synowskiego, ten i własną rodzinę przytulał do siebie sercem prawdziwie ojcowskiém. W listach jego napotykamy częste wzmianki o kłopotach domowych, o chorobach osób mu drogich i t. p., dowodzące z jakiem głębokiem uczuciem przyjmował udział we wszystkich sprawach, dotyczących rodziny i krewnych. Śmierć brata Karola w roku 1860 dotknęła go do żywego. „Uderzył na mnie cios okropny, straszny, pisze wówczas do J. F. Nowakowskiego, straciłem brata... Dla mnie był więcej jak bratem, bo przyjacielem, przed którym nie ukrywałem żadnego uczucia ! Okropna próżnia, otchłań roztworzyła się w życiu mojém." Z drugiej strony życie rodzinne zgotowało Kremerowi wiele chwil radosnych, szczęśliwych. Na pociechę jego i troskliwej małżonki wyrosło troje dzieci: Helena, Józef i Marya. Jako pedagog z powołania sam się skrzętnie zajmował ich wykształceniem, a w wesołem ich kole szukał najmilszego wytchnienia od pracy. Doczekał się też szczęśliwie zamążpójścia najstarszej córki za zacnego męża, prof. Rydla, i cieszył się szczęściem domowém jedynego syna. Córka najmłodsza dopiero po śmierci ojca wyszła za mąż za prof. Smolkę. Mąż o tak wysokich zaletach umysłu i serca, oddający się z takiém ciepłem światu i ludziom, spełniający tak ochoczo swe obowiązki jak względem całego kraju tak i względem rodziny i najmłodszej braci, musiał sobie koniecznie zjednać powszechne uznanie, szacunek i miłość. A chociaż i Kremerowi zazdrość i nienawiść złych ludzi nie jedną chwilę życia zatruły, chociaż i on nieraz uskarżał się nad owemi pasożytami literatury, co z obcej pracy żyjąc i nic nowego nie tworząc, wszystko oskarżają i potępiają, co tylko w ciasne ramki ich uprzedzeń wtłoczyć się nie daje, — z tém wszystkiém jednak nie brakło mu w życiu nigdy głębokiego szacunku i nawet uwielbienia od samego społeczeństwa i jego prawdziwych rzeczników. Światło i ciepło, któremi swoje otoczenie i kraj cały tak szczerze obdarzał, nie ginęły bez śladu, lecz wracając obficie do niego samego, zajaśniały nad jego głową aureolą powszechnego uznania i torowały mu drogę do coraz szerszego wpływu na umysł i serce współczesnych. Najwierniejszym wyrazem tego uznania powszechnego są następujące wiersze Lucyana Siemieńskiego do Kremera, któremi charakterystykę osobistości naszego myśliciela zamykamy : Oczy na gwiazdy, — ręka na sterze,          I tak przez czasu obszary, Tyś myślał szczerze i działał szczerze, Pełen uczucia i wiary. Takich żeglarzy morskie topiele I losy szanują ziemi, Bo duch ich jako ołtarz w kościele Nad ludem, a z wybranemi ! 76       ŻYCIE I PRACE Oręż nas zawiódł, oświata nie zwiedzie, Rycerstwo szlachtą było, dziś uczeni ; W szlachetnej walce, Ty stoisz na przedzie, W ciemności niosąc blask światła promieni. Oświecaj! Naród czci, co godne części! On za Twe znoje odda cześć i Tobie; Bo kto krajowi drogi ducha wieści, Z tym duch narodu, — w życiu i na grobie! Józef Kremer umarł w Krakowie dnia 2 Czerwca 1875 roku. Przyczyną śmierci było cierpienie, które już od długiego czasu w organizmie jego nurtowało, które jednak zwalczał nadzwyczajną energią ducha, oddając się aż do ostatnich dni życia swym zwykłym zajęciom i pracy umysłowej. Już rak toczył ciało jego a wiek domagał się wytchnienia, a Kremer bez przerwy pełnił swe obowiązki professorskie, przewodniczył w posiedzeniach akademickich i przygotowywał do druku nowe rozprawy filozoficzne, jak np. wzmiankowaną już powyżej O najważniejszém zadaniu filozofii w obecnym czasie, którą sam nazywa testamentem swoim, pozostawionym młodszemu pokoleniu. Wreszcie jednak nadwątlone ciało upadało na siłach. Przeczuwając zbliżającą się śmierć, Kremer przygotował się na nią według obrządków Kościoła, i z zupełną świadomością i z całym spokojem umysłu rozstał się z tym światem. Wiara w odwieczne przeznaczenie ducha, w przyszłe urzeczywistnienie jego wzniosłych dążności towarzyszyła mu przez życie całe aż do chwili ostatniej. Zgon Kremera pogrążył w najgłębszy smutek rodzinę, Kraków — kraj cały, wszystkich, którzy przywykli widzieć w nim jednego z najprzedniejszych przedstawicieli umysłowości polskiej. Gdy smutna wieść o śmierci Kremera obiegła jego miasto rodzinne, na gmachach Akademii Umiejętności, Czytelni Uniwersyteckiej i Akademii Sztuk pięknych powiały czarne chorągwie. Pogrzeb odbył się dnia 4 Czerwca. Pochód pogrzebowy wyruszył z domu Kremera przy ulicy Sławkowskiej. Trumnę nieśli aż do cmentarza studenci Uniwersytetu Jagiellońskiego na przemiany z uczniami Akademii Sztuk pięknych. Od wrót zaś cmentarza koledzy zmarłego, professorowie Uniwersytetu i członkowie Akademii a zarazem jego uczniowie: Stanisław Tarnowski, Józef Łepkowski, Franciszek Karliński i Józef Szujski ponieśli zwłoki aż na miejsce wiecznego spoczynku w grobie Mączyńskich, rodzinnym żony Kremera. Nad grobem pożegnał zmarłego wymownemi słowy prof. Dunajewski w imieniu Uniwersytetu i Akademii Umiejętności. Tłumy ludu, z wyrazem szczerego smutku, łączyły się z orszakiem żałobnym. JÓZEFA KREMERA. 77 B. PRACE KREMERA. I. Ogólny pogląd na działalność piśmienniczą Kremera. — Rozprawy w Kwartalniku Naukowym p. t. Rys filozoficzny umiejętności. — Ich stosunek do filozofii Comta i Hegla. — Szczegółowy wykład treści tych rozpraw. Zapoznawszy się bliżej z żywotem Kremera, rzućmy obecnie okiem na jego prace, na dzieła, które przetrwały jego doczesny żywot i pozostały po nim jako spuścizna duchowa dla przyszłych pokoleń. Kremer był filozofem i estetykiem, wygłaszał ogólny na świat pogląd i rozwijał w sposób szczegółowy teoryą i historyą piękna. Chcąc zatem bliżej zapoznać się z jego pracami, musimy śledzić za ich rozwojem w tych dwóch głównych kierunkach. Nadto zauważyć należy, że w ciągu czterdziestoletniej działalności piśmienniczej naszego myśliciela (1835 do 1875), w pierwszej połowie tego czasu poświęcał się przeważnie pracom ściśle filozoficznym, w drugiej zaś estetyce i historyi sztuki. Wyjątki, jakie w tym względzie napotykamy, a do których należą : wydanie pierwszego tomu Listów z Krakowa w roku 1843, oraz nowe opracowanie Logiki i napisanie kilku pomniejszych rozpraw ściśle filozoficznych pod koniec życia Kremera, nie znoszą powyższego ogólnego podziału. Zawód piśmienniczy rozpoczął Kremer, jak już wspomniono w przebiegu jego życia, szeregiem rozpraw w Kwartalniku Naukowym za rok 1835 i 1836 p. t. Rys filozoficzny umiejętności. Praca ta składa się z trzech głównych części: pierwsza ma za przedmiot zasadę Logiki (*); druga, Zasadę filozofii natury (**); trzecia pod napisem : Zasada filozofii ducha, zawiera dwa pierwsze działy nauki O duchu podmiotowym, t. j. Zasadę Antropologii (***) i Zasadę Fenomenologii ducha (****). Trzeci zaś dział rzeczy O duchu podmiotowym t. j. Psychologia, oraz rzecz O duchu przedmiotowym i o duchu bezwzględnym, które według podziału, podanego na początku filozofii ducha, stanowią jéj dalsze części składowe Kremer w téj pracy nie wyłożył (*****). (*) Kwartalnik Naukowy. Kraków. T. I. 1835 str. 44 do 63. (**) Tamże T. I. str. 205 do 253. (***) Tamże T. II. 1835. str. 201 do 268. (****) Tamże T. IV. 1836. str. 1 do 68 i 187 do 303. (*****) Z tego powodu, jak i z przyczyny, że osnowa powyższej pracy Kremera wyłożoną została daleko ściślej i obszerniej w jego Wykładzie systematycznym filozofii, nie pomieściłem w mowie będącej pracy w niniejszém wydaniu Dzieł Kremera. Nie wielką zatem liczbę czytelników, którzyby pragnęli bezpośrednio zapoznać sią z pierwotną formą filozoficznych poglądów Kremera, odesłać musze do wskazanych miejsc Kwartalnika Naukowego. Chcąc jednak, choć w części, uzupełnić ten brak, podaje tutaj obszerniej treść tej pracy, o ile można własnemi słowami Kremera. 78       ŻYCIE I PRACE Pochód myśli Kremera w tej pierwszej pracy jest następujący. W przypisku, stanowiącym niejako przedmowę, autor zaznacza w kilku słowach cel swojej pracy. „Gdy filozofia tegoczesna, mówi, zwłaszcza ta, która znaną jest pod imieniem szkoły berlińskiej, zwróciła uwagę prawie powszechną naukowego świata, uważamy za rzecz zgodną z przeznaczeniem tego pisma (Kwartalnika), aby w sposobie ile możności skróconym wyłożyć główne jéj zarysy. Zdaje się atoli, że najwłaściwszą rzeczą będzie w tym celu skreślić ogólny obraz w duchu założyciela tej szkoły, Hegla, stosując go do głównych zasad umiejętności, wedle najnowszego ich stanowiska, bez wyczerpania tak obfitego przedmiotu, ani określenia odcieniów drobniejszych, utrudniających pojmowanie całości." W końcu tego przypisku zaznacza w tych słowach swoje względem Hegla stanowisko: „Opierając się zresztą, co do zasadniczych myśli, na dziełach Hegla, rozwijających ten system, na ustném tłómaczeniu i kursach nieżyjącego już dziś nauczyciela, zachowujemy sobie jednak wszelką dowolność tak co do sposobu wyłożenia całego przedmiotu, jak co do zewnętrznego jej kształtu." Ze względu zaś na ten sposób wyłożenia przedmiotu, Kremer wskazuje na to, że jego cel zastosowania filozofii Hegla do głównych zasad umiejętności „nadaje niejako prawo używania języka może mniej właściwego filozofii, lecz bez wątpienia więcej zrozumiałego;" bo „stosując prawdy w innych naukach objęte do pewników abstrakcyjnych, ufać wolno, iż tem łatwiej umysł od rzeczy znanych do nieznanych doprowadzonym być zdoła." Zastanawiając się bliżej nad treścią tego przypisku, spostrzegamy, że zawiera w sobie przedewszystkiém objaśnienie napisu całej pracy, zrazu nie dość jasnego: Rys filozoficzny umiejętności. Przekonywamy się bowiem, że Kremer w tej rozprawie ma na oku wykład nie tyle samej filozofii, ile różnych nauk specyalnych ze stanowiska filozoficznego. Dla tego właśnie mówi z jednej strony o zastosowaniu filozofii Hegla do głównych zasad umiejętności, wedle najnowszego ich stanowiska; a z drugiej strony, o zastosowaniu prawd w innych naukach objętych do pewników abstrakcyjnych w celu doprowadzenia czytelnika od rzeczy znanych do nieznanych. Z tych słów pokazuje się, że Kremer już w pierwszej swéj pracy posiadał zupełnie jasne pojęcie o filozofii nauk specyalnych, t. j. pojęcie o potrzebie uogólnienia ostatecznych wyników badań specyalnych i spożytkowania takowych dla filozofii. Wiadomo, że to pojęcie filozofii nauk: specyalnych po raz pierwszy rozwinięte zostało przez Augusta Comta (ur. 1798 urn. 1857), a od jego czasów przybrało co raz większą doniosłość, szczególniej w obozie realistycznej filozofii. Według Comta i pozytywizmu cała filozofia sprowadza się nawet tylko do takiego filozoficznego uogólnienia nauk specyalnych. Kremer naturalnie, stojąc na stanowisku heglizmu, nie dochodził do takiej jednostronności; ale już tutaj uwydatnić wypada samodzielność jego stanowiska, polegająca na JÓZEFA KREMERA.   79 dążności zaznajomienia się z ostatecznemi wynikami współczesnej nauki i zastosowania takowych do abstrakcyjnej treści filozofii Hegla. Czy taki zwrot do nauk specyalnych był u Kremera wynikiem znajomości stanowiska Comta — trudno rozstrzygnąć. Zaznaczyć nam tylko wypada, że Comte już w roku 1826 ogłosił prospekt do swoich Cours de philosophie positive i że pierwszy tom tego dzieła, obejmujący ogólne zasady i filozofią matematyki, wyszedł na widok publiczny w roku 1830, t. j. właśnie podczas pobytu Kremera w Paryżu (*). Nadto zauważyć należy, że lekcye, które Comte w owym czasie miewał w Ateneum królewskiem, głośne były w całym Paryżu, gdyż na nie prócz licznej publiczności uczęszczali znakomici uczeni, członkowie Akademii nauk, professorowie, i inne znane osobistości. Staje się zatem bardzo prawdopodobném, że Kremer, znajdując się wówczas w blizkich stosunkach z światem literackim Paryża, a szczególniej jak widzieliśmy z Saint-Simonistami, do których i Comte się zbliżał (**), zasłyszał o nim i zaznajomił się z jego poglądami filozoficznemu bądź na owych wykładach, bądź też z innych źródeł. Wreszcie w dalszym przebiegu rozprawy Kremera napotykamy jedno zdanie, które potwierdza dość dowodnie powyższe przypuszczenie. Zdanie to znajduje się w filozof ii ducha i brzmi (***): „Nie mówmy, jakoby chodzącemu około zjawisk przyrodzenia odrzucić należało wszelką, jak to mówią, Metafizykę." Zdaje się, że zdanie to wymierzoném jest wprost przeciw jednostronnemu lekceważeniu metafizyki przez Comta i wypowiedzianém było tylko na zasadzie znajomości jego poglądów. Bądź co bądź, w każdym razie, nie ulega wątpliwości, że owe samodzielne stanowisko, jakie Kremer w téj pierwszej swej pracy względem Hegla zajmuje, wykazuje wpływ francuzkiéj uczoności na naszego myśliciela. Podczas gdy w Niemczech za czasów panowania filozofii idealizmu w pierwszych trzech dziesiątkach bieżącego wieku, nauki specyalne nie rozwijały się samoistnie, lecz ulegały ślepo ogólnym poglądom Schellinga i Hegla; we Francyi natomiast, gdzie filozofia nie posiadała takiej hegemonii nad innemi naukami, kwitnęły studya specyalne na polu historyi, nauk politycznych i przyrodzonych. Badania te, ześrodkowane głównie w Akademii nauk, były Kremerowi dobrze znane i naprowadziły go zapewne na ową myśl wyłożenia filozoficznych zasad różnych umiejętności. Zobaczmy jednak w jaki sposób autor myśl tę w swéj pracy rozwinął! (*) Już w latach 1822 i 1824 Comte wydrukował pierwszą cześć dzieła : Sy sterne de politique positive, ale w przedmowie do Kursów wspomina, że wówczas téksiążki nie puścił jeszcze w obieg publiczny, lecz ograniczył sią tylko na udzieleniuj jéj znakomitszym uczonym. (**) Już w roku 1820 Comte pisywał artykuły do czasopisma Saint-Simona: L'Organisateur. (***) Kwartalnik naukowy, T. IV. str. 200. 80       ŻYCIE I PRACE Pierwsza część rozprawy, zasada Logiki, ma na celu oznajmić czytelnika z filozoficzném stanowiskiem autora. Kremer nie rozwija tutaj bynajmniej treści logiki, lecz wskazuje tylko w kilku ogólnych zarysach na dyalektyczną zasadę Hegla, polegającą na pochodzie myśli od tezy przez antitezę do syntezy. Szczególne zajęcie budzi tutaj nie ten wynik, lecz sposób oryginalny, w jaki Kremer do tego hegloskiego wyniku dochodzi. Rozumowanie naszego myśliciela w tym względzie uwydatnia coraz wyraźniej owe odrębne stanowisko, jakie w stosunku do Hegla już w przywiedzionym przypisku zajął. Zaznaczywszy, iż wiadomości wszelkie, będąc owocem władz moralnych człowieka, słusznie są nazwane obrazem towarzystwa, które je wykształciło, Kremer dochodzi do wniosku, że tem więcej nauki, wzniesione nad codzienne potrzeby życia, winny być wierném tłem swego czasu. Jeżeli tedy filozofia, będąca najpiękniejszym kwiatem rozumu, zachęca współczesnych do zwrócenia na nią swej uwagi, pochodzi to głównie z tej okoliczności, że będąc równie jak filozofia wypływem tego samego wieku, znajdują w niej spokrewnione dążności. Powołaniem bowiem filozofii jest, aby stanąwszy na szczycie prac umysłowyeh, ogarnęła węzłem myśli zbiór wiadomości ludzkich. Dwie zaś są drogi, które prowadzą do zrozumienia filozofii. „Jedna, zacząwszy od pierwszych zawiązków historyi, prowadzi przez upłynione lat tysiące, wskazując rozwijanie się myśli w różnych jéj okresach, wedle różnych pokoleń, którym się kolejno spuścizną dostawała, a stawszy się nareszcie naszém dziedzictwem, dzisiejszą tworzy filozofią. Drogą inną do tego celu prowadzącą jest wewnętrzna historya duszy. Roztoczywszy bowiem pasmo wzrostu władz moralnych od pierwszego przebudzenia się umysłu, okażą się w nim epoki, odpowiadające wielkim okresom w dziejach kształcenia się świata : a przebiegłszy całą życia przeszłość, spostrzedz można, iż umysł w czasie najwyższego rozkwitania sił na równi z wiekiem i filozofią współczesną staje. Wiek albowiem jest naszym utworem, równie jak my dziełem wieku. A lubo epokami w historyi stulecia są, w człowieku zaś ulotne chwile, obie jednak drogi do jednej prowadzą mety." Dla znających dzieje filozofii, bez szczegółowych objaśnień widoczném jest, że dwie drogi, o których Kremer tu mówi, są realizm i idealizm; z jednej strony droga przedmiotowego badania zewnętrznych objawów człowieka i jego rozwoju, z drugiej strony droga podmiotowego śledzenia za postępem wewnętrznego życia każdej jednostki. Nie trudno nawet spostrzedz, że w powyższej charakterystyce owych dwóch dróg podanej przez Kremera, odbija się, może bezwiednie dla niego, antagonizm między Comtem i Reglem. Filozofia obydwóch tych myślicieli w gruncie rzeczy jest fenomenologia, nauką ó zjawiskach istnienia. Różnica między nimi polega głównie na tem, że podczas gdy Comte zwracał uwagę swoją wyłącznie tylko na JÓZEFA KREMESA.   81 zjawiska świata zewnętrznego, a zatem i co do człowieka, tylko na zewnętrzne, dotykalne i skrystalizowane objawy jégo rozwoju urny-» słowego (teologia, metafizyka, pozytywizm) ; Hegel natomiast, ufny w bezwzględną jedność myśli i istnienia, śledził tylko za wewnętrznym ruchem pierwszej i przenosił jej kategorye bezpośrednio do bytu przedmiotowego. Kremer przyznaje doniosłość obydwóch tych dróg; fenomenologia bytu zewnętrznego doprowadza według niego tak samo do szczytów filozofii, jak fenomenologia ducha. Oddaje zaś w swoim wykładzie pierwszeństwo ostatniej tylko dla tego, że prowadzi do celu drogą krótszą i mniej uciążliwą. „Miasto długiej i pełnej trudów podróży, mówi, przez cały ciąg dziejów rodu ludzkiego, obrać można krótszą, a nie mniej dowodną drogę, wpatrując się w stopniowe kształcenie się szczegółowego człowieka, zwłaszcza gdy każdy człowiek myślący historyą tę we własnej duszy znajdzie.* Obrawszy tę drogę, autor zachęca czytelnika, aby się z nim przypatrzył „tym chwilom umysłu człowieka, gdy jutrznia zabłyśnie, a czarowne wiry świata pierwotnego syna stworzenia do koła otoczą": Na dnie duszy drzemie iskra samodzielności, myśl, płomień wieczysty, rokujący jeńcowi zmysłów przyszłe panowanie. Przy jej pomocy on starga tajemniczą tkaninę, która go wiąże z naturą, i, przestąpiwszy magiczne koło zmysłów, stanie swobodnym wśród różnobarwnej sceny świata. Ta potęga myśli nie zaginie nigdy w człowieku, , jak nie ginie atom, czy to się w woniach kwiatów ulatnia, czy to w skrzydle orła po nad obłok buja". Myśl nigdy nie przestanie być panią i rządczynią zjawisk, które pełnym nurtem zmysłów do duszy płyną. Ona to, odrywając powłokę okrywającą przedmioty, odróżnia te, które do rzeczywistości należą od tych, które nikłem są widziadłem ; ona odróżnia rzeczy różne i mimo pstrej barwy zewnętrznej łączy podobne i na wspólnych mieści zasadach; ona to tworzy prawa ogólne wśród mglistej powodzi wszechrzeczy. Władzą zaś, przy pomocy, której myśl się odrywa od znamion przypadkowych, przechodnich, tworząc pojęcia ogólne, konieczne,— jest abstrakcya, nad którą się zatem bliżej zastanowić należy. O abstrakcyi, ciągnie dalej nasz autor, wiele już rozprawiano ; znalazła ona wielu przeciwników; nie trudno jednak pokazać, że wszelkie jéj czynione zarzuty nie tyczą się abstrakcyi prawdziwie rozumnej, lecz rączej owéj czczej i zwodniczej, która tylekrotnie zgubny wpływ wywiera na pracę umysłową. W każdym razie zauważyć należy, że te zarzuty, choć są słuszne, same jednak do abstrakcyi należą, bo są zdaniami ogolnemi i wypowiedziane są za pośrednictwem mowy, która znowu tylko abstrakcyi, wytworzonym przez nią pojęciom ogólnym winna swój początek. Nadto nikt nie zaprzeczy, że każda umiejętność tem doskonalszą jest, im się opiera na ogólniejszych podstawach ; jak temu za dowód służyć może matematyka, zawdzięczająca jedynie swym ogólnym zasadom ową nieza Życie Kremera.    6 82                ŻYCIE I PRACE przeczoną pewność, która ją wynosi nad wszystkie nauki, będące dziełem samego doświadczenia. Szukając zatem praw ogólnych wśród odmętu rozmaitości, abstrakcya rozwija się stopniowo, przedziera się po za obręby zwyczajnego doświadczenia i wedle różnych wrażeń jakich doznaje, rozmaicie siłę swoją objawia. „Albo mierzy światów bezdennych przestworza; albo wśród wewnętrznego rozdwojenia serca, przekazuje rozkołysanym uczuciom szranki powinności; albo wreszcie wstępuje w katakomby zapomnianych wieków, wróżąc z martwego oblicza przeszłości o przyszłości świata.* Czyż jednak myśl przy pomocy abstrakcyi dosięga zawsze swego celu? Bynajmniej. W połowie drogi dochodzą ją wieści o wędrowcach, których czcze i odludne pustynie abstrakcyi pochłonęły. Myśl traci bezwzględną ufność do sił swoich ; wyradza się krytyka; umysł rozbiera postępowanie swych władz, aby wprzód ocenić granice i istotę rozumu, nim do filozofii przystąpi (Kant). Ale czy to możliwe? Nie. Filozofia z czasem przekonała się, że do dochodzenia sił i istoty myślenia nie posiada innego narzędzia jak toż samo myślenie ; spostrzegła zatem, iż cały jej system krytyczny opierał się na wewnętrznej sprzeczności samego rozumowania. Sprzeczność tę uniknąć można tylko, gdy umysł zauważy, że jedynie przez samo myślenie dochodzi własnych władz i własnej swej natury, że zatem tylko z samego toku i treści filozofii wypłynąć winna istota rozumu, że bezpośredni ruch myśli jedynie pokazać może, czego myśl dokonać jest zdolną. W bezpośredniem urzeczywistnieniu tego ruchu myśli spoczywa właśnie istota filozofii Hegla. Zgodnie z tym poglądem na filozofią, jako na wynik abstrakcyjnego ruchu myśli, Kremer określa dalej stosunek podmiotowej sfery ducha, wrażeń zmysłowych, uczuć i namiętności, do myśli filozoficznej. „Celem filozofii, mówi, jest : prawdy podmiotowe, czyli dzieła wyobraźni, uczucia i innych władz, różnych od władzy myślenia, zamienić na prawdy przedmiotowe czyli konieczne i ogólne pojęcia." Burzliwe potęgi wrażeń zmysłowych zamilknąć powinny, gdy duch przypatrzyć się chce rzeczom w czystém świetle myśli. Lecz wrażenia zmysłowe, w ogóle treść podmiotowa ducha, różna od myśli oderwanej, przedmiotowej, posiada swoje prawa, których Kremer, już w imię owego pierwiastku realistycznego, o którym mówiliśmy, bynajmniej nie zaprzecza. Abstrakcya, według niego, nie powinna stwarzać nowych przedmiotów, przeciwnie, powinna zachować przedmioty, podane przez wrażenia, uczucia i t. d. Całe zadanie myśli filozoficznej polega tylko na sprostowaniu pierwotnego błędnego pojmowania rzeczy, zrodzonego pod wpływem wrażeń zmysłowych. „Gdy więc, mówi, przyczyną błędu nie są bynajmniej przedmioty myślenia, lecz raczej mylne pojmowanie umysłu w porowianiu tychże, przeto odmienić go trzeba, zachowując atoli całą dawną osnowę." Zrzucając zwodnicze szkiełka podmiotowego pojmo JÓZEFA KREMERA.   83 wania, należy przebyć jeszcze raz dawniej odbytą drogę, aby samodzielną potęgą myśli ogarnąć ogrom przedmiotów. Zaniedbanie powyższej prawdy, dowodzi dalej autor, jest główną przyczyną niedostatków abstrakcyi. Kremer wykazuje te niedostatki z taką prawdą i żywością, że nie możemy się wstrzymać od przytoczenia następującego większego ustępu, charakteryzującego jego samodzielne względem Hegla stanowisko. ,,Wielu było takich, mówi, którzy niepomni na to, iż jedynym celem wszelkiego myślenia rzeczywistość być winna, opuścili bogate jéj niwy i rzucili się w dziedzinę owéj czczej abstrakcyi, kędy skaliste i zimne szczyty sterczą jak trupie czoła nad światem pełnym życia. Nie mało poginęło tam systematów filozoficznych ; nie wielka liczba wędrowców powróciła ztamtąd ze zdrowym umysłem, lecz najczęściej porażona zabójczém marzeniem, błąkała się, skrzepła, do martwych upiorów podobna, wśród hożej natury i widoków społeczeństwa. Wielce sprawiedliwe są tedy skargi przeciw owym abstrakcyjnym teoryom wnoszone, które rozwieszając jakby jarmarczne napisy, górnolotne tytuły systematów, zwabiają mniej baczne umysły ku siebie, odrywając od tego, co je otacza i najwięcej zajmować powinno, a nakłaniając je do przebycia cierniem nastrzępionych obszarów terminologii, przy końcu drogi, w nagrodę trudów, zamiast jądrem rzeczy, łupinami karmią. Kto się albowiem oderwał od wszystkiego, co istnieje, cóż mu pozostać mogło, prócz czczości, prócz nicestwa, które żadnego owocu wydać nie zdoła ? Całą więc uwagę natężyć wypada, aby równie nie zginąć w głuchych bezdrożach abstrakcyi." Dla zapobieżenia powyższym zboczeniom abstrakcyi, Kremer dalej wskazuje na to, iż ten jedynie rzecz jaką ocenić i poznać potrafi, kto się przypatrzył wielkiej liczbie innych przedmiotów, należących do tego samego rodzaju ; że tylko porównanie do doskonałego pojęcia rzeczy prowadzi. Jesteśmy zatem i tutaj jeszcze na polu empiryczném. Zwrot do heglizmu rozpoczyna się w rozprawie dopiero przy bliższem oznaczeniu zasady porównania szczegółowych przedmiotów. Przedewszystkiém, mówi Kremer, zauważyć należy, że żadna nie wyniknie dla umysłu korzyść, gdy przedmioty porównywane zupełnie do siebie podobne będą ; przeciwnie śmiało twierdzić można, że w miarę większej różności rzeczy porównanych, wzrasta zarazem dokładność wyobrażenia o nich, tem wybitniejsze i jaśniejsze będzie ich określenie. A z tego wynika dalej, że pojęcie o przedmiotach dojdzie do najwyższego stopnia pewności, gdy już i rozmaitość rzeczy dosięgnie ostatecznych granic, to jest — a tu już wkraczamy w obręb dyalektyki hegloskiéj, — gdy różność zamieni się w sprzeczność. „Jakoż, mówi Kremer, stawiąc w myśli obok siebie dwie nietylko różniące się rzeczy, ale wręcz sobie tak dalece przeciwne, iż znamiona obudwóch zupełnie sprzeczne są sobie, spostrzegamy naprzód, że oba te pojęcia nie będą miały żadnej wspólnej cechy; dalej, gdy znamiona jednej rzeczy 6* 84       ŻYCIE I PRACE sprzeczne są i odwrotne zamianom drugiej, pojęcia więc i jednej i drugiej wzajemnie od siebie zależą, z siebie wypływają i są dwiema połowami na odwrót siebie wypełniającemi, gdyż każda rzecz te właśnie posiada znamiona, które drugiej brakują. Każde więc z tych pojęć z osobna i oddzielnie uważane, żadnego o sobie wyobrażenia nie daje ; przez porównanie zaś obu tych połowic, nabywa umysł logicznej pewności obu pojęć, która gdy nie była ani w pierwszém ani w drugiém pojęciu z osobna wziętem, będzie zaiste pojęciem trzeciem, łączącém oba pierwsze. Kto nigdy nie ujrzał światła, o ciemności pojęcia miéc nie zdoła ; światło i cień, będąc zupełnie sobie sprzeczne, nawzajem z siebie wypływają, i razem poznane, tworzą pojęcie światła i ciemności... „Wyobrażenie więc o rzeczach zawsze dojdzie najwyższego stopnia pewności, jeżeli umysł uchwycić zdoła z ogromu istot przedmiot odwrotny temu, który jest celem badań jego, i tą drogą o nim prawdziwego nabędzie pojęcia." Dotarłszy w ten sposób oryginalny do dyalektyki Hegla, Kremer dalej wskazuje na potrzebę, aby powyższy skutek zwyczajnego sposobu pojmowania rzeczy drogą logicznej abstrakcyi i siłą samego myślenia zatwierdzonym został. W tym celu dowodzi, że myśl abstrakcyjna, sama w sobie wzięta jest właśnie ową stroną odwrotną względem zwyczajnego pojmowania rzeczy; ową stroną, potrzebną do zupełnego pojęcia rzeczy, do zrozumienia wewnętrznego ruchu myśli. Okazuje się bowiem, że myśl sama, przechodząc od mnogości wrażeń szczegółowych do abstrakcyi, zrodziła ową sprzeczność dwóch przeciwnych pojęć i tym sposobem sprawdziła prawdę, otrzymaną powyżej sposobem zwykłego pojmowania. To nam, według Kremera, odsłania troistość pojęcia, będąca odwieczném prawem myśli, jej ruchu logicznego. Dalsze ustępy rozprawy poświęcone są pobieżnemu zastosowaniu owej konieczności logicznej myślenia do całego bogactwa szczegółowych jestestw. Tutaj Kremer staje już coraz bardziej na stanowisku Hegla, dopełniając go wszakże w właściwy sobie sposób. Najprzód wyprowadza znaną zasadę swego mistrza : myśl i istnienie jest jedno i toi samo. „Cokolwiek nie jest rozumnem, mówi, i nie zgadza się z myślą logiczną, nie jest bytem, nie istnieje, lecz jest tylko nikłym pobytem i ulotnie świecącym meteorem, lub nocnym straszydłem, które pierzchnie ze świtaniem myśli." Takim sposobem na zasadzie zewnętrznej powłoki rzeczy wniknąć możemy w jej myśl ukrytą. A z tego znowu wyprowadza nasz autor następujące zdanie, na które się i najnowsze czasy zgodzą : „Przeznaczeniem prac umysłowych jest zbieranie spostrzeżeń i faktów ; gdyż te dopiero osnową i podstawą filozoficznego rozumowania być mogą; bez nich zasługuje rozumowanie na imię czczej gadaniny. Lecz i na odwrót, jeżeli nie będzie związku logicznego, łączącego spostrzeżenia, staną się nauki powierzchowném nagromadzeniem szczegółów, niemających z sobą wspólnej i koniecznej całości. Powyższa prawda sto ŻYCIE I PRACE    86 pniowo rozwinięta, doprowadza do tego przekonania, iż każda teorya o tyle tylko jest prawdziwą, o ile wykonaną być może w świecie rzeczywistym, i nawzajem Wszystko cokolwiek się w świecie zewnętrznym dzieje, powinno znaleźć usprawiedliwienie w teoryi abstrakcyjnej." Koniec rzeczy o Logice objaśnia w kilku słowach, trzy zasadnicze pojęcia téj nauki według Hegla, jakiemi są : istnienie, istota i po- jęcie logiczne, którego szczytem jest idea bezwzględna. Filozofia natury, wedle Hegla, ma za przedmiot rozwinięcie idei w inobycie, to jest w przyrodzie. Zabierając się do jej wyłożenia, Kremer zaznacza znowu w przypisku, że lubo umiejętności przyrody nie są przedmiotem Kwartalnika, należy jednak głównemi rysami określić filozofią natury jako istotną część filozofii, i dodaje, że chociaż się opiera przeważnie na systemacie Hegla, z tém wszystkiém jednak, jak w Logice tak i tutaj, stosować się będzie do współczesnego stanowiska nauk przyrodzonych; a rozumowaniu swemu nada tok łagodniejszy i snadniej do przekonania trafiający. Pomimo to jednak powiedzieć należy, że rzecz o naturze jest przeważnie skróconym, popularnym wykładem filozofii natury Hegla. Jak Hegel tak i Kremer w téj rozprawie dzieli całą filozofią natury na Mechanikę, Fizykę i Organikę i zgodnie ze swym mistrzem wyprowadza w pobieżnym pochodzie dyalektycznym następujące pojęcia o przyrodzie. W Mechanice: 1-o mechanizm abstrakcyjny {a) przestrzeń, b) czas, c) miejsce); 2-o materya {a) bezwładna, b) poruszona, c) spadanie) ; 3-o mechanika bezwzględna (świat astronomiczny). W Fizyce : 1-o indywidualność ogólna (a) światło, słońce, b) ciemność, księżyce i komety, c) planety) ; 2-o indywidualność rzeczywista ziemi {a) ciężkość gatunkowa, b) spójność, c) dźwięk i ciepło) ; 3-0 indywidualność całkowita (a) kształt, b) rozmaitość indywidualności, c) chemizm). W Organice: l-o organizm geologiczny ; 2-0 organizm roślinny ; 3-0 organizm zwierzęcy. Co się tyczy szczegółowego wypełnienia tego szematu, to wskażemy tu tylko na niektóre ustępy rozprawy, uwydatniające odrębny sposób zapatrywania i wykładu naszego autora. Myśl oderwana, pozbawiona żywotnej treści nie jest polem, odpowiadającem usposobieniu Kremera. To też w sposób charakterystyczny rozpoczyna rzecz o naturze temi słowy: „Człowiek, stęskniony na długiej drodze logicznej abstrakcyi, wstępuje z przepełnioném sercem do świątnicy przyrodzenia, co bez końca i początku, jakby obręczem wieczności otacza myśl jego dokoła. Zewsząd widzi płonące, pełne tajemnicy charaktery i goni duchem utajone w nich słowo stworzenia". Następnie wskazuje na pierwotną jedność człowieka z naturą. „Był czas, mówi, gdy człowiek, bawiąc się u stóp matki-natury rozumiał jej uśmiech i uczył się poznawać głoski w wielkiej księdze przyrodzenia ; bo matka zlewała jeszcze ducha swego z duchem namaszczeńca wieczności". Na dowód téj 85       JÓZEFA KREMERA. pierwotnej jedności człowieka i przyrody, autor powołuje się na mitologią wszystkich narodów, która jest jakiemś jasnowidzeniem, pochodzącem z ścisłego związku człowieka z naturą. Dopiero gdy myśl wzrosła i związek z przyrodą zerwała, żyjące jéj oblicze skamieniało, spoglądając na nas tajemniczą twarzą Sfinksa. Szkolnictwo, jak brzydki owad, toczy wiekuiste karty przyrody. Tymczasem, chcąc pojąć naturę, należy ją zamknąć w objęciu ducha, zagrzać zarzewiem myśli, a wtedy zabrzmią wśród puszczy nieme Memnony nutą nieskończonego hymnu, a stary Sfinks znów o sobie przemówi. Ponieważ bowiem natura jest koniecznem rozumowaniem, które się stało ciałem, a duch ludzki rozumuje według tych samych praw dyalektycznych, przeto prawdziwość natury, jej pojęcia ogólne, rodzaje, szeregi oparte są zarazem na jestestwach natury i na tej myśli człowieka. Umysł sam przez się téj treści przyrody nie odgaduje, ale dopatrzeć się winien ruchu myśli dyalektycznéj w przyrodzie. I tutaj znowu wypowiada Kremer zdania, wykazujące jego dążność do uzupełnienia hegloskiéj dyalektyki. „Ktoby, mówi, wyłącznie umysłowi przypisywał stanowienie praw ogólnych o naturze, nie zważając, iż one są zarazem własnością jestestwa wrodzoną, zabłądziłby w stepy idealizmu, i budowałby stolicę nieskończonej mądrości po za rzeczywistości krańcem. Na odwrót, gdyby umysł, poddając się pod jarzmo fizycznego świata, jedynie doświadczeniu przyznawał ustawy konieczne, wypadałoby mu niezbędnie pojmować przyrodzenie tak, jakiem jest samo przez się i bez wpływu władz naszych. Lecz to znowu zagadnieniem, do rozwiązania nie podobném jest, bo myśl, wprowadzając do swych przybytków zjawiska świata tém samém niemi rządzi i pod prawa swoje poddaje. Wypływa tedy ztąd, iż doświadczenie jedynie połączone z logiczném rozumowaniem drogą do poznania natury jest." Określając następnie naturę ze stanowiska hegloskiego jako zlew dwóch przeciwległych biegunów, myśli i materyi, t. j. jako ideę w sprzeczności swej, i dowodząc, że całość natury, jako owoc myśli logicznej, podobnie jak istnienie logiczne na potrójny rozpada się sylogizm, Kremer zamyka rzecz o naturze wyprowadzeniem przytoczonego powyżej szematyzmu dyalektycznego przyrody. Część trzecią swéj rozprawy Kremer poświęca filozofii ducha. W przypisku zaznacza przedewszystkiém, że podczas gdy treść logiki zbyt jest abstrakcyjną aby mogła w całej swéj zupełności miejsce znaleźć w piśmie czasowem, a osnowa filozofia natury mniej jest odpowiednią powołaniu Kwartalnika ; filozofia ducha natomiast pod każdym względem zasługuje na obszerniejszy wywód. Ztąd po skróconym tylko wykładzie dwóch pierwszych części, zamierza autor część trzecią wyłożyć obszerniej w kilku artykułach. Jeżeli poprzednie dwie części wykazywały choć w ogólnych poglądach pewną niezależność naszego autora od Hegla, pewną dążność ograniczenia jego bezwzględnego idealizmu, to tutaj, rozwi JÓZEFA KREMERA.   87 jając bardziej szczegółowo rzecz o duchu, idzie już zupełnie za wskazówkami swego mistrza. Olśniony widocznie urokiem dyalektycznego pochodu myśli wśród objawów ducha, nie odważył się autor nawet ogólnemi uwagami uzupełniać Hegla, lecz całe swoje zadanie upatrywał li tylko w skróceniu i uprzystępnieniu jego poglądów. Kremer i tutaj pozostaje wprawdzie sobą, — i tutaj ogrzewa abstrakcyjne dedukcye ciepłem serdeczném, ożywia ich pochód barwnemi obrazami fantazyi; ale myśli i pojęcia, stanowiące treść i ciało téj pięknej sukni, są jak najwierniejszém odźwierciadleniem pierwowzoru. Mając na uwadze doniosłość przedmiotu oraz ciągłość niniejszego streszczenia, podamy tutaj choć najgłówniejsze zarysy téj ostatniej części rozprawy. Nie dawno, mówi Kremer, upłynął ów czas, gdy jedynie powaga zmysłów między ludźmi wiarę miała. Ale istota zmysłów na tem zależy, iż jedynie szczegóły dostrzedz mogą, nie wiążąc ich w ogólną całość. Tymczasem prawdziwe pojęcie rzeczy polega właśnie na wykryciu ich ogólnej, rozumowej zasady. Wynika ztąd, że i ducha poznać nie można za sprawą samego doświadczenia cielesnego. Dawniej, gdy się o to kuszono, gdy wniesiono świadectwo zmysłów do przybytku samego ducha, rozdrabiano i tutaj całości na części. Jak w naturę wprowadzano odrębne siły, podobnież zamiast całości ducha, wytworzono jakieś osobne władze umysłowe, i oddzielne czynności i sprawy duszne. W głębinach człowieka daremnie przemawiał głos o jedności ducha, o jego niepodzielności. To uśpienie ducha, ta sromota myśli minęła; przekonano się, że do poznania ducha dojść można jedynie za przywództwem niezmiennych pojęć rozumowych, że spostrzeżenia, które nam doświadczenie podaje, o tyle tylko są prawdziwemi, o ile się zgadzają z abstrakcyjnem pojęciem ducha, że duch sam w sobie zanurzyć się winien, by ujrzał dno istoty swojej. Nie zważając wcale na to, że taki pogląd na metodę badania ducha nie zgadza się wcale z ogólnemi zasadami, wypowiedzianemi w pierwszej i drugiej części o dwóch drogach poznania, o potrzebie wzajemnego uzupełnienia poszukiwań doświadczalnych i rozumu, autor nasz zabiera się do dyalektycznego wywodu pojęcia ducha. Filozofia natury, mówi, wykazuje, że rodzaj jest powszechnością, ale powszechnością abstrakcyjną; indywidua zaś są szczegółami, ale szczegółami rzeczywistemi. Rodzaj ma się do indywiduów szczegółowych jak wewnętrzna, niewidoma istota do zewnętrznego objawienia swego, jak podmiot do przedmiotu, jak powszechność do szczegółu. Tak więc rodzaj z jednej a indywidua szczegółowe z drugiej strony, są pod każdym względem dwoma przeciwległemi sobie ostatecznościami. „Jak atoli zawsze dwóch ostateczności przeciwległych prawdą jest jedność ich, tak i tu prawdą rodzaju czyli powszechności abstrakcyjnej z jednej, a indywiduów czyli szczegółów rzeczywisiych z drugiej strony, jest ich jedność. Lecz jedność powszechności abstrakcyjnej a szczegółu rzeczywistego jest powszechność rzeczywi 88       ŻYCIE I PRACE sta, czyli co jedno jest, jednością tą jest rzeczywistość, która już nie będzie więcej szczegółem znikomym, ale powszechnością ; a taką rzeczywistością powszechną, czyli taką powszechnością rzeczywistą, jest Duch." Przez zastosowanie trzech dyalektycznych momentów do tak pojętego ducha, Kremer podobnie jak Hegel wyprowadza trzy główne części filozofii ducha. Duch najprzód jest powszechnością zamkniętą w sobie, duchem podmiotowym; następnie jako występujący ż siebie i objawiający się na zewnątrz jest duchem przedmiotowym : wreszcie, jednocząc oba te momenta w sobie t.j. tkwiąc w sobie i zarazem się objawiając, duch staje się bezwzględnym. Z tego wynikają owe trzy części filozofii ducha, z pomiędzy których pierwsza rozbiera bliżej ducha samego w sobie, druga doprowadza do rozumowego pojęcia głównych jego objawów : prawa, obyczaje, moralności i historyi świata; trzecia zaś daje poznać prawdę bezwzględną ducha, wyrażającą się w sztuce, religii i samej filozofii. We wszystkich tych momentach duch stopniowo się rozwija, stopniowo pracą swoją wyzwala się z objęć skończoności, aż wreszcie pokonywa wszelkie granice, dociera do poznania swej metafizycznej wolności, swéj treści bezwzględnej, wysługując sobie nieskończoność. Rzecz o duchu podmiotowym rozpada się znowu według wymagań dyalektyki na trzy części jakiemi są: Antropologia, Fenomenologia i Psychologia. Pierwsza ma za przedmiot ducha podmiotowego, jako zatopionego jeszcze w przyrodzie - t. j. ducha przyrody ; druga przedstawia ducha podmiotowego w rozwoju swéj świadomości, odrębnej od przyrody ; trzecia wreszcie jednoczy oba te względy, wykazuje jedność ducha w przyrodzie i w świadomości, t. j. doprowadza do poznania rozumowej treści ducha. Co się tyczy Antropologii, to prócz szematycznego przebiegu jéj głównych kategoryj nie napotykamy w rozprawie nic szczególnego. Trzy części jéj: l-o Dusza przyrodzenia, 2-o Dusza w marzeniach, i 3-0 Dusza w rzeczywistości swéj, poddane są rozczłonkowaniu na nowe dyalektyczne momenta. I tak pierwsza część rozpada się na następujące działy: a) własności przyrodzone duszy (życie kosmiczne, różnica plemion, różnica indywiduów) ; b) zmiany »przyrodzone duszy (pory wieku, stosunek płciowy, czuwanie i spanie) ; c) uczucia. Druga część zawiera w sobie przegląd następujących momentów : a)       bierność duszy (magnetyzm, somnambulizm, jasnowidzenie) ; b)       uczucie siebie ; c) nałóg. Trzecią wreszcie część, mającą za przedmiot duszę w rzeczywistości, którą Hegel rozpatruje ze stanowiska ludzkiego, patognomicznego i fizyognomicznego, Kremer w pobieżnym swym przeglądzie już nie rozdrabia, lecz się ogranicza tylko krótką wzmianką o frenologii i fizyognomice. Najobszerniéj ze wszystkich części filozofii rozwinął Kremer w niniejszym rysie Fenomenologią ducha, którą też wydał w osobném JÓZEFA KREMERA.   89 odbiciu (*). Ponieważ jednak i tutaj idzie zupełnie za Heglem, przeto wyłożymy tylko w najogólniejszych zarysach pochód jego myśli. Duch stopniowo tylko wydobywa się z objęć natury. Antropologia przedstawia pierwszy stopień tego procesu. W niej duch się już porusza, ale poddany jest jeszcze fizycznym potęgom przyrody. Fenomenologia natomiast bierze ducha już uwolnionego od bezpośredniego związku z przyrodą, dochodzącego już do świadomości swego odrębnego od natury bytu. Skoro zaś duch ujmie własną istotę swoją, skoro dotrze do wiadomości siebie, już dalej z siebie samego rozwijać się pocznie, coraz wyższych się dopnie prawd, aż nakoniec obejmie prawdę, która jest zasadą wszelkiego bytu, prawdę bezwzględną. Historya tego pochodu duchowego stanowi właśnie istotę i przedmiot fenomenologii ducha. Określenie stosunku fenomenologii do innych nauk filozoficznych szczególniej zaś do logiki, oraz podział samej fenomenologii, stanowi treść dalszych wywodów autora. Trzy zasadnicze części fenomenologii, przedstawiające trzy momenta duchowego rozwoju, są : 1- Świadomość zgoła czyli ogólnie wzięta ; 2-o Świadomość siebie; 3-0 Rozum jako wiedzenie bezwzględne. Pierwsza część obejmuje wiedzę ducha człowieczego o świecie zewnętrznym ; jest-to wychylenie się ducha zewnątrz siebie. W drugiej, duch nabywa wiedzy o sobie samym, wnika w swój świat wewnętrzny, zanurza się w nim, aby pojąć własną swoją istotę. Trzecia wreszcie część przedstawia jedność świata zewnętrznego i wewnętrznego ; tu rozum dosięga przeświadczenia, że jedne rządzą prawa światem zewnętrznym i wewnętrznym, a tém samém wznosi się do myśli bezwzględnej, która żyje i drga we wszystkiém co jest. Pierwsza część fenomenologii, stosownie do swego przedmiotu, zawiera w sobie krytykę empiryzmu ze stanowiska filozofii bezwzględnej. Napotykamy tu rozbiór trzech momentów wiedzy o świecie zewnętrznym, jakiémi są : a) pewność zmysłowa, oparta na wrażeniach, które otrzymujemy od jednostek materyalnych ; b) spostrzeganie, czyli wytworzenie ogółu zmysłowego przy pomocy tak zwanego zdrowego rozsądku ; c) pojmowanie, czyli wytworzenie ogółu umysłowego t. j. tak zwanych ustaw czyli praw przyrody. Wiadomo, że krytyka empiryzmu przez Hegla opiera się głównie na wykazaniu sprzeczności, zachodzącej między spostrzeganiem pojedynczego, szczegółowego objawu, a zasadniczą dążnością umysłu do uogólnienia, do wytwarzania pojęć, obejmujących całość objawów świata. Wszystkich szczegółów świata poznać nie można ; nie można nawet zbadać wszystkich szczegółów pewnej, ściśle określonej gruppy objawów ; a z tego wynika, że pojęcie ogólne, odnoszące się (*) Fenomenologia ducha. Kraków 1837 r. 90       ŻYCIE I PRACE czy to do różnych grupp objawów, czy do całego świata, zawsze będzie wytworem nie spostrzegania lecz rozumu. Prawa przyrody zatem tylko o tyle będą prawami ogólnemi, niezależnemi od przypadkowego materyału spostrzegania, o ile wynikają z istoty rozumu i wykazać zdołają swoją konieczność logiczną. Otóż te to zasadnicze argumenta i Kremer rozwija szczegółowo w pierwszej części fenomenologii. Z całego pochodu jego myśli zaznaczymy tutaj jeden tylko ustęp, zasługujący na baczną uwagę po dzień dzisiejszy. Wykazawszy, że zjawiska zmysłowe są łudzące i omylne, Kremer wyznaje, że taki wynik krytyki empiryzmu jest tylko przeczącym ; przekonywa wprawdzie o nieważności zjawisk świata materyalnego, nic nam atoli na ich miejsce nie daje. Na takiém przeczeniu jednak poprzestać nie można. „Bo, mówi, nam nie tylko chodzi o poznanie tego, co marnem jest i płochem, ale zarazem dążymy do tego, aby dosięgnąć pewności ogólnej, a przecież nie pustej w sobie i głuchej, lecz pełnej treści i wagi. Filozofia każda, ciągnie dalej, która zaprzecza a nie stawia, jest podobną do wytartej tablicy bez głosek i myśli ; a wyświstując marzenia, które od dawna człowiek do siebie pełen ufności przytulał, rzuca go w zimne objęcie sceptycyzmu, i zostawia samotnym wśród próżnicy głuchej ciemności, niczém nie ugajając straty mamiących nas wprawdzie wyobrażeń, lecz niegdy drogich sercu naszemu. Dla filozofii prawdziwej, wyświecenie urojeń i ułudy jest tylko jedną połową jéj roboty, drugą jest wynajdywanie prawdy, i budowanie, i stawianie. Wszak i marzenia tęskliwe naszej młodości i urojenia pełne słodyczy, odpływają i nikną porwane falą żywota naszego ; zaiste nie ma ich czego płakać, byleby natomiast wyrósł hart duszy, z przekonaniem niezłomnem o wiekuistej prawdzie." Z takiego to stanowiska krytykował idealizm obce poglądy ! A dziś pomimo ciągłego nawoływania do pozytywizmu, czyż duszą zwykłej krytyki nie jest negacya, zaprzeczenie, niechęć do głębszego pojmowania świata, lenistwo myśli, lubujące się w przesadném wytykaniu niedostatków ludzkiego umysłu, aby usprawiedliwić swoją nieczynność ! W każdym razie z tego stanowiska wyznać należy, że idealizm był pozytywniejszym, niż najpozytywniejszy nihilizm i skeptycyzm naszego czasu ! Druga część fenomenologii rozbiera następujące momenta świadomości siebie : a) świadomość mająca pewność istnienia swego bez względu na zewnątrz; b) żądze i bodźce zmysłowe, ze względem na zewnątrz; c) świadomość ze, względem na inną świadomość. Pierwsze dwa momenta Kremer rozbiera pobieżnie ze stanowiska psychologicznego; ostatni natomiast naprowadza znowu na krytykę historyczną obcych poglądów. Napotykamy tutaj najprzód stan, w którym człowiek w stosunku do innych ludzi zależnym jeszcze jest od żądz swoich ; ma to za skutek chęć podbicia cudzej świadomości, zniszczenia przeciwnika, co stanowi istotę Helotyzmu t.j. niewolnictwa. Stan wprost przeciwny, wynikający z abstrakcyjnego wzniesienia się świadomo JÓZEFA KREMERA.   91 ści po nad cały świat rzeczywisty reprezentowanym jest przez Stoicyzm i Skeptycyzm. Wreszcie chęć pogodzenia tych sprzeczności doprowadza świadomość stopniowo po przez tęsknotę uczucia na stanowisko rozumu, na którem człowiek w jestestwach zewnątrz niego będących siebie samego szuka i znajduje. Rozwinięcie rozumu stanowi trzecią część fenomenologii. Przedstawia ono znowu trzy główne stopnie pracy rozumowej. Na pierwszym stopniu rozum zajmuje się przedmiotami, które znajduje gotowe t. j. stara się poznać rzeczywistość ze stanowiska rozumowego. Stopień ten przedstawiają z jednej strony nauki przyrodzone a z drugiej nauki śledzące za rzeczywistemi objawami myśli, t. j. logika formalna i psychologia empiryczna. To też określenie znaczenia tych nauk w duchu filozofii Hegla poświęcone są dalsze ustępy rozprawy Kremera. „Badanie natury, mówi, jest wyrabianiem się rozumu naszego, nawyknieniem do postępowania szlakiem wiekuistej Idei..." „Umiejętności przyrodzone są niby chrztem ducha w zaraniu żywota jego i abecadlnikiem nieskończoności." Umysł, rozbierając objawy przyrody, tworzy tutaj najprzód pojęcia gromad, rzędów, gatunków, z których każdy ma właściwe sobie cechy. Wedle tych podziałów radby rozdzielić żywą naturę i zamknąć w szafy ; radby ją mieć całą pod kluczem. Szykuje ją tedy w półki, przegrody i grządki. Lecz natura w rychle sama owe szyki mięsza i psuje. Przyroda bowiem nie zna stałych przegród ni półek ; w naturze wszystko jest potokiem, ruchem, grą. Tu wieczne jest przelewanie stworzeń, tu nigdzie nie znajdziesz ścisłego rozgraniczenia. Przeświadczenie o tym ruchu skłania nauki przyrodzone dalej do badania sil natury, warunków i skutków ich działania, co staje się podstawą określenia praw przyrody. Jest-to już wyższe uogólnienie, ale nie wystarczające, bo zawsze jeszcze nie czysto duchowe, nie czysto umysłowe. I w tem objawia się właśnie słaba strona wszelkich nauk na doświadczeniu opartych ; ich uogólnienia gruntują się na szczegółach, a nie wypływają z pojęć rozumowych. Świadomość tych niedostatków powoduje nawrót ducha ku samemu sobie, ku wyśledzeniu swej treści ogólnej. Nawrót ten stworzył dawną logikę i psychologię, które wykrywały przy pomocy prostego spostrzeżenia ogólne pojęcia i dążności ducha i starały się z tego stanowiska określić stosunek ducha do przyrody, duszy do ciała. Naprowadziło to nareszcie na Fizyognomikę i Kranioskopię. Ale i tutaj brak jeszcze było rozumowej konieczności, bo wszystkie te pojęcia ogólne nie były wytworem samego rozumu, lecz tylko materyałem, nad którym rozum się zastanawiał. Dopiero drugi stopień pracy rozumowej przedstawia nam owe stanowisko, na którem rozum już nie śledzi zjawisk rzeczywistych, nie czyni więcej dostrzeżeń lecz sam sobie tworzy rzeczywistość, objawiając treść swoją w świecie zewnętrznym. Początkowo działanie jego opiera się jedynie na zmysłach, lecz następnie rozszerza, 92       ŻYCIE I PRACE uogólnia zakres swéj działalności przez uczucie, aż wreszcie, stając się cnotą, zrzeka się swéj jednostkowej indywidualności, przynosi ją w ofierze, w celu urzeczywistnienia w życiu zasad ogólnych, rozumowych, nadania biegowi świata kierunku, zgodnego z prawdą wiekuistą, bezwzględną. Przy pomocy cnoty rozum staje się rozumem, staje się rzeczywistością i dosięga tem samem ostatniego stopnia swego rozwoju. Bezpośrednie, dane zdolności, władze ducha i przymioty umysłowe są tu środkami dla wydania ogółu, ustawy, która wskutek rozumowego roztrząsania doprowadza do poznania praw abstrakcyjnych, rządzących wszelkim szczegółem rzeczywistym. Wskutek tego działania rozum ima sam siebie, staje się zarazem i podmiotem pojmującym i przedmiotem pojmowanym, staje się duchem, a ustawy jego wiekuiste i bezwzględne nie objawiają się już tylko w działaniu jednego znikomego człowieka, lecz w postaciach ogólnych całego rodu ludzkiego, w myślach światem rządzących, w sztuce pięknej, w filozofii, rozwijającej ideę bezwzględną, która wszystkiém jest i wié, że jest wszystkiém. Na tem kończy się osnowa fenomenologii ducha w ścisłem tego wyrazu znaczeniu t. j. jako część rzeczy o duchu podmiotowym. Kremer koniec ten sam zaznacza; pomimo to jednak, zapewne w celu uzupełnienia wykładu choć pobieżnym poglądem na brakujące części filozofii ducha, dodaje do powyższej rozprawy trzy ustępy, mające za przedmiot: l-o Wywód o duchu; 2-o Cześć bóstwu, oddawana; 3-o Wierzenie bezwzględne. Ustępy te zawierają w sobie historyczne usprawiedliwienie dyalektyki rozumu. Pierwszy z nich ma za przedmiot: l-o Duch w prawdzie swojej; 2-o Rozdwojenie ducha; 3-o Duch mający pewność siebie, i traktuje o ustawach boskich i ludzkich, oraz o stosunkach prawnych, o świecie nadziemskim i tutecznym ora z o utylitaryzmie, o moralności, początku złego, sumieniu, pięknej duszy i t. d. Drugi ustęp ma za przedmiot: l-o Cześć drzyrodzenia (a) światłochwalstwo, b) cześć kwiatów i zwierząt, c) cześć Egipska) ; 2-o Cześć oddawana bóstwu w dziełach piękności (a) zewnętrzna cześć bóstwa, b) wewnętrzne zjednoczenie człowieka z bóstwem, c) mowa poezyi) ; 3-o Religia. Bezwzględność treści. Trzeci wreszcie ustęp o Wiedzeniu bezwzględnem wykazuje, że w niém duch dosięga jedności treści i formy bezwzględnej i że jedność ta stanowi istotę filozofii, w której duch wraca do siebie, obdarzony świadomością przebytej przez siebie drogi. Nad szczegółowem rozwinięciem powyższych ustępów, już się tutaj zastanawiać nie będziemy ; wynika ono bezpośrednio zarówno z podanej treści jak i z metody dyalektycznego procesu. W miejsce tego dotkniemy tutaj w krótkości kwestyi daleko ważniejszej ze względu na rozwój poglądów filozoficznych naszego myśliciela. Dotyczy ona jego stosunku do panteistycznćj osnowy filozofii Hegla. Otóż zaznaczyć nam wypada, że w téj pierwszej pracy Kremer stoi jeszcze zupełnie na stanowisku panteistyczném, zaprzeczającem indy JÓZEFA KREMERA.   93 widualności wszelkiego znaczenia. Prawda, jak Hegel, tak i Kremer mówi często o Bogu i dowodzi, że prawdziwa filozofia koniecznie chrześcijańską być musi ; ale bliższe określenie indywidualności i jej stosunku do Istoty wszechbytu wykazuje, że zdania powyższe wypowiedziane są ze stanowiska bezwzględnego panteizmu, znoszącego wszelką osobowość jak Boga tak i człowieka. Na dowód zamykam streszczenie téj pracy Kremera, zaznaczeniem kilku zdań charakterystycznych. I tak, przytoczywszy pod koniec rozprawy kilka wyjątków z Pisma Świętego o Ojcu, słowie i duchu świętym, Kremer mówi: „Objawiona jest tedy najwyższa wiedza ogólna, która siebie wié we wszystkich nas, we wszystkiej wiedzy pojedynczej. Imanie atoli takowe siebie w każdej wiedzy i we wszystkiém, co jest, jest i miłością najwyższą. Miłość jest więc mądrością; jest umorzeniem swojego Ja osobistego. Gdy indywidualność zniknie i upadnie jak kwiat trawy, wtedy myśl, oblekając się w mądrość, staje się ogólną na podobieństwo tego, który ją stworzył, i spływa z miłością, w której jest Boga oglądanie, i będzie z niém w jedności". Całą zaś rozprawę swoję Kremer zakończa następującemi słowami. „Jak tedy wiedzenie bezwzględne, jest ostatecznym fenomenologii celem, tak zarówno jest żywiołem właściwym i istotą filozofii. Kto wiedzenia tego dosięgnąć pragnie, zzuć z siebie winien osobowość swoją, uwolnić się od tego wszystkiego, co go czyni tém czém jest, tym oznaczonym pewnym człowiekiem ; powinien się uogólnić, ofiarować siebie za prawdę, umorzyć w sobie swoje osobiste pojedyncze ja, będące niby grzechem pierworodnym człowieka, a rozdzielające go od myśli ogólnej, wiekuistej, żyjącej we wszelkiej bytności; a tak dopiero rozdzielenie między człowiekiem a bytnością wszelką się zaciera, myśl nasza już nie jest więcej monadą, jednostką samolubną. Wtedy Ja będzie ogólne jak wieczność i wszystko sobą ogarnie, spływa z wszelkim jestestwem, będącem w czasie i przestrzeni. Bo najwyższa mądrość jest i miłością najwyższą". Nie spodziewam się zarzutu ze strony światłego czytelnika, żem się zbyt długo zatrzymał na pierwszej pracy Kremera, i zbyt szczegółowo podał jéj treść. Było to rzeczą konieczną dla zdania sobie sprawy z wewnętrznego rozwoju naszego myśliciela. Nie znając bowiem dokładnie stanowiska, na którem stanął z samego początku, nie mielibyśmy podstawy do wykrycia zmian, jakim w następstwie poglądy jego ulegały. Nadto w przedstawieniu filozofii Kremera nie można żadną miarą pominąć choć pobieżnego wykładu zasad filozoficznych mistrza jego, Hegla, które stanowią niezbędne tło dla dobitnej charakterystyki naszego myśliciela. Skorzystałem tedy z téj jego pierwszej pracy, aby w krótkim przebiegu jéj treści uprzytomnić czytelnikowi podstawy bezwzględnego idealizmu i zaznaczyć pierwotny stosunek Kremera do tego kierunku filozoficznego. Teraz z łatwością już będziemy mogli zcharakteryzować samodzielne dążności filozoficzne Kremera, wypowiedziane w jego dalszych pracach 94       ŻYCIE I PRACE i tém samem określić ich znaczenie jak dla ogólnego rozwoju filozofii, tak w szczególności dla filozofii krajowej. II. Tom pierwszy Listów z Krakowa (1843 r.). —Rozprawy z zakresu geografii i inne prace pomniejsze do roku 1849. — Zwrot Kremera od literatury nadobnej do ściśle naukowej. — Wykład systematyczny filozofii (1849, 1852). — Charakterystyka jego formy i treści. — Styl Kremera. — Pogląd jego na istotą dyalektycznego procesu i na zasadą o jedności myśli i bytu. — Walka przeciwko panteizmowi. — Nauka o nieśmiertelności duszy i osobowości Boga. — Nawrót od panteizmu do teizmu. — Przyczyny nienapisania teozofii jako ostatniej części Wykładu filozofii. — Ogólny pogląd na znaczenie filozofii Kremera w okresie hegloskim. Po napisaniu powyższej rozprawy i wydaniu odbitki Fenomenologii ducha, następuje kilkoietnia przerwa w działalności piśmienniczej Kremera, spowodowana, jak widzieliśmy w przebiegu życia, licznemi zajęciami na polu praktycznej pedagogiki. Dopiero w roku 1843 występuje Kremer znowu przed publicznością pierwszym tomem Listów z Krakowa (10 pierwszych listów), wydanym w Krakowie a zawierającym w sobie Wstępne zasady estetyki. Nad treścią i doniosłością tego dzieła zastanowimy się później, gdy w przebiegu chronologicznym dojdziemy do dwóch dalszych tomów, które napisane i wydane zostały dopiero po latach dwunastu. Wspomnimy tu tylko, że pracę nad pierwszym tomem Listów z Krakowa Kremer rozpoczął już w jesieni 1841 roku. Pomiędzy opracowaniem pierwszego tomu Listów z Krakowa a wydaniem nowego większego dzieła w roku 1849, przebiega znowu szereg lat, w którym Kremer, obok zajęć praktycznego pedagoga, zaznacza swą działalność umysłową kilkoma pomniejszemi pracami, godnemi bliższej uwagi. W latach 1841 i 1843 zajmował się Kremer wiele Geografią. Świadczą o tém rozprawy : O metodzie i systemacie geografii fizycznej i O stanowisku Rittera w geografii, odczytane w Towarzystwie Naukowém Krakowskiem. Tylko o pierwszej z tych rozpraw posiadamy bliższą wiadomość, podaną przez prezesa J. K. Trojańskiego w sprawozdaniu z czynności Towarzystwa za rok 1841. Ponieważ rozprawa ta do nas nie doszła i dla tego w zbiorze dzieł Kremera zamieszczoną być nie mogła, przeto dla dania pojęcia o tém, jak się nasz myśliciel na ten przedmiot zapatrywał, uważam za konieczne przytoczyć tutaj w całości przegląd jej treści przez J. K. Trojańskiego. Wspomiawszy najprzód, że w rozprawie tej Kremer „wiele nowych objawił pomysłów", prezes w ten sposób charakteryzuje tę JÓZEFA KREMERA. 95 pracę (*): „Bogactwo, treściwość i wielka waga poczynionych postrzeż eń w naukach przyrodzonych dodała autorowi ochoty, aby doświadczył, czyliby materyały porozrzucane i rozdrobione po wszystkich prawie gałęziach umiejętności, a mianowicie w astronomii, chemii, geologii, zoologii, botanice i t. d. nie dały się zebrać w całość i związać w jednę budowę systematyczną, będącą wiernym obrazem żywota planety naszego. Chodziło mu tedy o to, jakaby być winna metoda i system geografii fizycznej, aby odpowiadała godnie dzisiejszemu stanowi nauk przyrodzonych i współczesnej nam filozofii. Kula ziemska bowiem, będąc dziełem najwyższej mądrości, jest jej także doskonałem objawieniem ; jest-to niby wcielona logika. Dla tego też umiejętność, która się nią zajmuje, również logiczną, również ścisłem rozumowaniem być powinna. Rozumie autor, iż prawdziwą drogą powiązania tej obfitej osnowy jedynie filozofia być może, jako władza abstrakcyi czyli rozumu, co w tłumie zjawisk fizycznego świata panować powinna i wprowadzić w nie ład, odłączając rzeczy przypadkowe i nieznaczące od istotnych, jednocząc podobne z sobą, a rozdzielając różne. Tak dopiero z zamętu pierwotnego doświadczeń wszystkich zawięzują się umiejętności w grona osobne. Uporządkowanie bogactwa osnowy swojej uskutecznia autor wedle rozmaitych stopni, które w naturze uważa. Zaczynając tedy od mechaniki ogólnej świata, t. j. od gwiazd i ciał niebieskich ; przeprowadza rzecz swoję przez wszystkie szczeble natury, okazując potęgi i siły, będące głównemi budownikami gospodarującemi w żywocie planety naszego, a tak snując wątek stworzenia, w końcu rozprawy, staje na geografii roślinnej, zwierzęcej i kończy na człowieku. Przeszedłszy rozmaite rasy, wykazawszy różnice fizyczne, stosunek ich do strefy swojej, tworzący różnice usposobień fizyologicznych narodów, rozbiera to pytanie : co stanowi historyą ludów ? czy duch ich wewnętrzny, czyli położenie geograficzne kraju ? A wskazawszy jak geografia fizyczna, stając u kresu swojego, dotyka się granicy geografii historycznej, a tej ostatniej epoką jest geografia polityczna, zamyka rzecz słowami Pisma Św.: I widział Bóg wszystko co uczynił, a oto było bardzo dobrze". Treść powyższej rozprawy sama za siebie przemawia i dla tego nie potrzebuje szczegółowych objaśnień. Potwierdza ona to, cośmy już w przeglądzie pedagogicznych zapatrywań Kremera zaznaczyli (str. 49 i nast.), że autor nasz z całą świadomością stanął na najnowszém stanowisku w zakresie geografii, zdobytém dla nauki przez Karola Rittera. Przekonywający i jasny wykład ogólnych zadań geografii z tego stanowiska i rozwinięcie jej w tym duchu w charakterze praktycznego pedagoga, zapewnia Kremerowi wydatne miejsce wśród (*) Zob. Rocznik Towarzystwa Naukowego Krakowskiego T. XVII, 1843 r. str. 35 i nast. 96       ŻYCIE I PRACE nowszych pracowników na tém polu nauki u nas. W każdym razie Kremer Wyprzedził pod tym względem przyjaciela swego Wincentego Pola. Niedługo później, bo w roku 1844 ogłosił Kremer w Dwutygodniku Literackim, wychodzącym w Krakowie pod redakcyą Waleryana Kurowskiego piękną pracę z dzidziny krytyki estetycznej p. t. Kilka słów o Schillerze, Dziewicy Orleańskiej i wystawieniu jéj na teatrze Krakowskim, (*). Praca ta rozpada się właściwie na trzy samodzielne części, wskazane w tytule, Kremer przebiega tu najprzód główne momenta z życia Schillera, charakteryzując w sposób piękny i dobitny wielkiego poetę, następnie podaje dość szczegółową historyą Dziewicy Orleańskiej, a wreszcie rozbiera utwór Schillera oraz przedstawienie jego na scenie Krakowskiej. Umiejętny rozbiór tragedyi Schillera, oraz szeroki pogląd na istotę i zadanie sztuki scenicznéj, stanowiący wstęp do krytyki tego przedstawienia, nadają pracy Kremera niezaprzeczoną doniosłość. Kilku charakterystycznych momentów tej pracy dotknęliśmy już powyżej w życiorysie Kremera (str. 53 i nast.). Co do szczegółów zaś odsyłamy czytelnika do ostatniego tomu niniejszego wydania dzieł Kremera, w którym praca ta zamieszczoną będzie. Mówiąc o Dwutygodniku literackim, nie możemy pominąć, że Kremer, jak się zdaje, w piśmie tém przyjmował nieco żywszy udział. Niektóre artykuły bezimienne tego wydawnictwa prawdopodobnie napisane były przez niego. W każdym razie uważam za rzecz niewątpliwą, że miła powiastka pod tytułem : Lud nieznany, czyli Marya Sybilla Merjan, zamieszczona w tym samym, co powyższa praca, tomie Dwutygodnika (Nr. 8, str. 251 do 255), a podpisana Józef z Krakowa, jest pióra Kremera. Powiastka ta opisuje w sposób nader powabny jak wzmiankowana sławna artystka XVII wieku, malująca z taką subtelnością przedmioty z historyi naturalnej (**), rozbudziła w swym wnuku, Gustawie Roxandrze, synu generała szwedzkiego a znanym później uczonym, zamiłowanie w motylach i owadach. Stanowią one właśnie ów lud nieznany, z którym chłopczyk, obojętny początkowo na objawy przyrody, wskutek opowiadań babki, pełnych życia i fantazyi, z prawdziwém zajęciem się zapoznał. Styl piękny, przypominający bezpośrednio sposób pisania Kremera, przedmiot z historyą sztuki związek mający, tendencya pedagogiczna, wreszcie podpis wskazujący na autora Listów z Krakowa, przekonywają o tém, że on, a nie kto inny napisał tę powiastkę ; dla tego bez wahania się zamieszczamy ją w ostatnim tomie (*) Dwutygodnik literacki T. I Kraków 1844 N. 7 do 11. (**) Szczegóły o życiu i malowidłach Maryi Sybilli Merjan (ur. 1647 + 1717) znaleźć można w książce E. Guhl, Die Frauen in der Kunstgeschichte. 1858 r. str. 133 i nast. JÓZEFA KREMERA.   97 niniejszego wydania Dzieł Kremera. Tendencyą pedagogiczną téj powiastki wypowiada następujące zakończenie : „Gustaw Roxander doszedł późnego wieku ; był uczonym, co mało znaczy ; był sławnym, co także nie więcej warto ; był czynnym, rozsądnym, dobrym, bo miłość natury podnosi rozum, utwierdza dobre skłonności i nadaje pokój duszy, jedyne szczęście na ziemi". Do prac pomniejszych z tego czasu należą dwie dalsze rozprawy Kremera czytane w Towarzystwie Naukowém : Związek filozofii Indów z ich sztuką piękną w roku 1845 i Zasady tegoczesnéj filozofii natury w roku 1847. O treści tych rozpraw nie posiadamy bliższej wiadomości; wnosić jednak należy, że zawierały one w sobie poglądy, wyłożone później przez Kremera bądź w Listach z Krakowa, bądź w Wykładzie filozofii. Bo w samej rzeczy, poświęcając część drugą Listów z Krakowa dziejom artystycznej fantazyi, autor nasz w liście XV mówi obszernie o Indyach (*), a tom drugi Wykładu filozofii obejmuje szczegółowe rozwinięcie filozofii natury. Tutaj też wspomnieć należy o niewielkiej rozprawie Kremera, napisanej w sierpniu 1849 roku w obronie sztuki krajowej przeciwko zarzutom, jakie jéj uczynił Wojciech Stattler, naówczas professor malarstwa w Krakowie, w mowie odczytanej w lipcu tego roku na publiczném posiedzeniu Towarzystwa Naukowego (**). W pięć lat po ogłoszeniu pierwszego tomu Listów z Krakowa pojawiła się na widok publiczny następna większa praca Kremera, ale nią nie był zapowiedziany ciąg dalszy Listów z Krakowa, lecz pierwszy tom nowego dzieła Wykładu systematycznego filozofii, obejmujący fenomenologią i logikę (***). Przyczyny zewnętrzne, które taką przerwę w wydawnictwie większych prac spowodowały, wynikają bezpośrednio ze znanych nam szczegółów życia Kremera. Poświęcając się ciągle jeszcze praktycznej działalności na polu pedagogicznem, Kremer nie znajdował zapewne ani czasu ani spokoju do szybszego wypracowania przytoczonego dzieła. Podziwiać nawet należy energią ducha z jaką obok męczącego kierownictwa pensyonatem zajął się pracą ściśle naukową na polu abstrakcyjnej filozofii. Najważniejsza jednak kwestya, która nas tutaj zająć po (*) List ten w niniejszém wydaniu mieści się w T. I Listów z Krakowa str. 295 i nast., w pierwszém zaś wydaniu ogłoszonym był dopiero w T. II, wydanym w roku 1855. Podobne wyjątki z Tomu II Listów z Krakowa ogłosił Kremer jeszcze w roku 1844 w Bibliotece Warszawskiej. (**) Rozprawa ta, zapewne ze wzglądów osobistych, spoczywała dotąd w rękopiśmie. Udzielona jednak obecnie przez panią Kremerową do druku, wejdzie w skład niniejszego zbioru dzieł Kremera. (***) Wykład systematyczny filozofii obejmujący wszystkie jéj części w zarysieDla miłośników téj umiejętności, pragnących dokładniej się z nią obeznać. Tom I. Fenomenologia- Logika. Kraków. Nakładem autora, 1849 r. Tom II tego dzieła obejmujący Rzecz o naturze i o duchu ludzkim wyszedł w roku 1852 w Wilnie nakładem Józefa Zawadzkiego. 7 Życie Kremera.    98       ŻYCIE I PRACE winna, dotyczy umysłowego rozwoju naszego myśliciela podczas w mowie będących lat pięciu. Co skłoniło Kremera do przerwania Listów z Krakowa, tak sympatycznie przez publiczność przyjętych, i zwrócenia się natomiast do opracowania nowego ściśle naukowego dzieła? Oto pytanie, na które przedewszystkiém szukać musimy odpowiedzi, chcąc zdać sobie jasną sprawę ze sprężyn i motywów wewnętrznych, które działalnością pisarską Kremera kierowały. Każdy pisarz poważny, zastanawiający się sumiennie nad zadaniami swej pracy, widzi się zmuszonym wybierać choć raz w życiu między dwoma kierunkami działalności piśmienniczej, które ciągle się krzyżując w końcu do zupełnie różnego doprowadzają celu. Jeden z tych kierunków ma na oku teraźniejszość, potrzebę lub upodobanie chwili; drugi sięga wzrokiem w przyszłość, pragnąc dokonać dzieł, zdolnych przetrwać ulotną chwilę, zachować swą wartość dla poźniejszych pokoleń. Pierwszy kierunek odpowiada najbardziej osobistym dążnościom pisarza, schlebia jego miłości własnej, zachęca do coraz większego natężenia sił i okazuje się w samej rzeczy niezbędnym we wszystkich wypadkach, gdy idzie o to aby wywrzeć doraźny wpływ na społeczeństwo i pokierować jego krokami w sposób bezpośredni. Drugi natomiast kierunek ma charakter, że tak powiem, przeważnie ascetyczny ; pisarz zwraca tutaj uwagę głównie na swój przedmiot, rozrywa związek ze swemi, czytelnikami, nie uwzględnia ich usposobienia, życzeń lub potrzeb, lecz rozwijając rzecz z ogólnego stanowiska odwołuje się do rozumu powszechnego, który jest, lub przynajmniej być powinien, jednym i tym samym u wszystkich ludzi i po wszystkie czasy. Rzecz jasna, że do pierwszego kierunku należą przeważnie utwory literatury nadobnej i dziennikarskiéj, w ogóle popularnej, gdy tymczasem drugi kierunek odpowiada przedewszystkiém naturze prac naukowych. Prawda, że ścisłego rozróżnienia między temi kierunkami przeprowadzić nie można ; podobnież nie ulega wątpliwości, że działalność piśmiennicza tem jest doskonalszą, wszechstronniejszą, im harmonijniej oba te kierunki w sobie jednoczy; im ściślej wzgląd na potrzeby chwili połączy z wymaganiami ogólnie rozumowemi. Ale ponieważ taka synteza należy do objawów wyjątkowych, przeto podział pracy według powyższych kierunków będzie rzeczą konieczną nawet dla najbardziej uzdolnionych pisarzów, pragnących w sposób należyty ześrodkować swe siły dla dobra powszechnego. Otóż, na podobném rozdrożu powyższych dwóch kierunków pracy piśmienniczej stanął Kremer po wydaniu pierwszego tomu Listów z Krakowa, a po głębszej rozwadze postanowił wstrzymać na czas dłuższy działalność na polu literatury nadobnej, aby przedewszystkiém spełnić swój obowiązek względem nauki, której się był specyalnie poświęcił, względem filozofii, cieszącej się naówczas tylko bardzo niewielką liczbą pracowników w kraju naszym. Z tego zwrotu w kierunku swéj pracy, Kremer sam się spowiada obszer JÓZEFA KREMERA.   99 niéj w roku 1855 w dopisku do ostatniego -Listu z Krakowa. Przytoczę tutaj najwydatniejsze miejsca téj spowiedzi, dające dokładną odpowiedź na pytanie co do wewnętrznych pobudek Kremera przy podjęciu na nowo pracy około systematycznego rozwinięcia filozofii. „Po napisaniu przed wielu laty pierwszego tomu téj książki, mówi Kremer, widząc szczupły a przytém szanowny zastęp robotników, poświęcających się u nas umiejętności, sam siebie zapytałem : czyliby mi się nie godziło raczej wrócić do nich i pomnożyć ich liczbę, choćby o jedną jednostkę? Sam siebie zagadnąłem, czyli mi samo sumienie nie nakazuje zaniechania na czas dłuższy pracy nad piękną literaturą, więc tych listów moich, i czyli raczej nie wypada zabrać się, ile mnie stać, do pracy ściśle naukowej ?.. Nie waham się wyznać, że ostateczne postanowienie w tym względzie nie przyszło mi wcale bez walki. Chodziło mi bowiem o przerwanie pracy około tych listów, tak lekkiej a miłej, że mi raczej była zabawą i ochłodą po trudach codziennych powołania mojego. Wypadało również zrzec się wszelkiej próżności, wrodzonej jakoby każdemu prawie autorowi ; jakoż wiadomo ci jak wielce życzliwie, jak łaskawie był przyjęty od publiczności tom pierwszy; nie dziw się tedy, że sama miłość własna parła chęć moją bym raczej zajął się następnemi listami, do których i tak zebrane już były dostateczne materyały... Przewidywałem z góry, że zajmując się ściśle naukowym przedmiotem, znajdę nie liczne, bardzo szczupłe grono czytelników, że dla większej części publiczności książka, do której się zabierałem, przejdzie bez śladu, bez imienia nawet ; wiedziałem dobrze, że mnie czeka w najściślejszem znaczeniu to, co zwykle nazywają pracą niewdzięczną. Przecież wszystkie te względy z istoty swojej nie są dość silne, aby mogły powodować człowiekiem, bo my w życiu doczesném nie jesteśmy na rozkosze stworzeni ; tu nie chodzi bynajmniej o to, co nam jest wdzięczne, miłe i ponętne, ale raczej o to, co naszą powinnością być uważamy". Przechodząc następnie do charakterystyki pracy naukowej, której się poświęcić zamierzał, Kremer mówi: „Wyznaję, że we mnie przeważył w końcu zupełnie wzgląd na samą naturę umiejętności, która miała być przedmiotem roztoczenia mojego, to jest wzgląd na istotę filozofii. Uważałem, że szeroko u nas rozwijany jest duch owej filozofii, co upiorem bezsennym chodząc po świecie, wysysa, jakby krew ciepłą, żywotną, najświętsze, najdroższe prawdy z piersi ludzi, ich samych na upiory bez serca zamieniając. Od uściśnienia téj nauki dławiącej nie ochronią żadne rozprawy choćby najświetniejszych talentów, nie obronią żadne przedstawienia ani namowy, bo owa filozofia, umiejętnością będąc, jedynie przez umiejętność pogrzebioną i zaklętą być może. Bo co drogą umiejętności jest zepsute, jedynie także drogą umiejętności naprawić zdołamy. Tak zapatrując się na tę naukę, co pada dżumą na ducha i okrywa ciemnem skrzydłem prawdy o istocie nieśmiertelnej człowieka, o przeznaczeniu świata i ludzkich dziejów, o Bogu, zdawało mi się 100      ŻYCIE I PRACE być obowiązkiem, abym naprzeciw nauce takowej rozłożył umiejętność, którą oddawna wynosiłem w myśli mojej. Należało mi tedy rozwinąć i w szczegółach tę umiejętność, powiązać jej ogniwa ścisłą logicznością i rozwinąć ją w książce przed oczyma czytelnika, jako całość systematyczną, ukończoną w sobie. Tą tedy chęcią ostatecznie powodowany zabrałem się do téj roboty i dokonałem jej, ile mnie stać było, w przeciągu znacznego szeregu lat wytrwałej i sumiennej pracy". Ten epilog do Listów z Krakowa stanowi najlepszy wstęp do przeglądu Wykładu systematycznego filozofii. W dziele tém mamy tedy przed sobą prawie dziesięcioletnią pracę Kremera, nad doniosłością której obecnie bliżej zastanowić się musimy. Zapoznawszy czytelnika już powyżej, przy streszczeniu rozpraw Kremera w Kwartalniku ogłoszonych, z istotą filozofii Hegla i jej dyalektycznym układem, nie będziemy tutaj szczegółowo śledzić za pochodem myśli tego nowego obszernego dzieła, rozwijającego w sposób systematyczny osnowę, wyłożoną bardziej popularnie w owych rozprawach. Zaznaczymy tutaj tylko te momenta, które wykazują samodzielność poglądów filozoficznych naszego myśliciela, i przez to samo stanowią bądź uzupełnienie, bądź dalszy rozwój nauki jego mistrza. Zaraz w przedmowie do pierwszego tomu Wykładu filozofii Kremer określa swój stosunek do filozofii Hegla. Niedostateczności pierwotnego systematu Hegla, mówi, były już pod każdym względem rozbierane w świecie naukowym. Pomimo to nikt nie zaprzeczy, że filozofia Hegla „tak ogromnej jest wagi, tak silną potęgą geniuszu twórcy swojego, że dziś wpłynęła przeważnie na wszystkie odnogi wiedzy ludzkiej". Niedziw tedy, że i wśród samej filozofii „żyje pierwiastkiem ducha swojego, że i długo jeszcze będzie podwaliną, na której się winny budować szkoły i systemata przyszłe". Z tém wszystkiém jednak Kremer wyznaje, że pod niejednym względem zmuszony był odstąpić od poglądów a nawet od zasad swego mistrza. Odstępstwo to autor nasz zaznacza jednak z godną podziwienia a charakterystyczną dla niego skromnością. Podczas gdy inni współcześni myśliciele, obcy i nasi, dopatrzywszy się w czémkolwiek niedostatków Hegla, zazwyczaj występowali przeciw niemu z piorunującemi polemikami, chociaż bliższy rozbiór ich stanowiska zbyt często wykazuje, że się od mistrza swego wcale nie znacznie oddalili, to Kremer, pomimo nader ważnych odstępstw, zawsze zachowuje dla mistrza swego wysoki szacunek, zawsze wyznaje, że rozwija dalej jego zasadnicze poglądy. A że większość ludzi, niewyłączając nawet uczonych i literatów, sądzi zwykle o innych według owéj powierzchownej zasady: jak cię widzą, tak cię piszę, nie zadając sobie pracy głębszego rozbioru rzeczy, więc też ztąd poszło, że skromność Kremera była dla wielu wystarczającym powodem do wygłoszenia zdania, że się trzyma bezwzględnie mistrza swego He JÓZEFA KREMERA. 101 gla, że w poglądach jego trudno się dopatrzeć prawdziwej samodzielności. I w samej rzeczy Kremer otwarcie wyznaje, że nim bynajmniej nie kierowała chętka utworzenia nowych systematów. Są one, mówi, wyłączną dzielnicą geniuszów. „Ktoby się do nich zabierał nie mając uświęcenia z góry, pracowałby zupełnie bez korzyści; robota jego, rodząc się li z dziecinnej próżności popisywania się a nie z chęci zacnej służenia drugim, nie byłaby nawet godną uczciwego wspomnienia, poszła by w rychle ludziom na pomiotło". „Jestem zdania, dodaje, że zrozumienie i wyjaśnienie a nawet wprost przetłómaczenie nauki geniuszów, jakim jest np. Plato, Aristoteles, Leibnitz, Kant lub Hegel, jest sprawą nierównie trudniejszą i wyższego znaczenia, niż występowanie z lada pomysłem i systematem, niemającym warunków życia w sobie". Ponieważ jednak z drugiej strony autor nasz pod wieloma względami świadomym był swego odstępstwa od poglądów mistrza, więc otwarcie przyznaje, że w całej swej książce pragnął zjednoczyć dwa względy: „Z jednej strony, mówi, byłem przekonany, iż nikt z piszących nie może być zniewolonym, aby z wyrzeczeniem się własnej samodzielności powtarzał jedynie myśli obce, choćby najświetniejszej powagi; owszem jego prawem i powinnością jest, by wystąpił na jaw i rozwinął wypadki, jakich się dorobił własnem myśleniem nad przedmiotem swoim. Z drugiej strony uważałem za równie ważną powinność, by piszący nie pomijał z lekkością prac współczesnych, a opierał się na poprzednikach swoich, bo tą jedynie drogą zdobyć sobie może stanowisko silne i potężne". Ufa tedy autor, że zjednoczył w swém dziele oba te względy przerabiając po swojemu tak całość filozofii Hegla, jak i szczegółowe jej części, i ośmielając się torować sobie nowe drogi ile razy go do tego wzywało własne przeświadczenie. Nadto Kremer zaznacza, że się w dziele swojem oparł głównie na Encyklopedyi Hegla. Porównywając jednak bliżej dzieło Kremera zarówno z przytoczoną Encyklopedyą Hegla, jak w ogóle z całem szczegółowem rozwinięciem filozoficznych poglądów tego myśliciela, wyznać należy, że autor nasz w zbytku skromności zatarł do pewnego stopnia samodzielność i doniosłość swej pracy i że obowiązkiem krytyki powinno być oddać mu przynależną sprawiedliwość, wykazując pełne znaczenia cechy, odróżniające jego dzieło tak co do formy jak co do treści od prac Hegla. Sam Kremer zaznacza wprawdzie w dalszym ciągu przedmowy kilka zasadniczych punktów, w których się z mistrzem swoim rozchodzi. Ale wobec poprzednich oświadczeń uwydatnienie tych różnic traci na wartości i w każdym razie wymaga wszechstronniejszego i głębszego objaśnienia. Podejmujemy się tego zadania w dalszym toku naszej rozprawy (*). (*) Zwracam uwagą czytelnika na to, że charakterystyka Wykładu filozofii Kremera, podana poniżej, jest szczegółowem rozwinięciem poglądów na ten przed 102      ŻYCIE I PRACE Pierwszém uderzającem znamieniem, odróżniającem dzieło Kremera, jak w ogóle większość prac filozoficznych polskich myślicieli od dzieł Hegla, jest zupełnie różny styl, zupełnie odmienny sposób językowego opracowania i wyłożenia poglądów na świat, a w skutek tego i inne traktowanie całej zewnętrznej, formalnej strony filozofii. Hegel i wszyscy prawie niemieccy myśliciele posiłkują się zazwyczaj mową jak najbardziej oderwaną. W wykładzie swych myśli pogardzają wszelką żywością i obrazowością wysłowienia, trzymając się zasady, że logiczna ścisłość uwydatnioną być winna w samym stylu, w terminologii abstrakcyjnej, w budowie zdań i okresów, mającej na oku wyłącznie tylko surowe wymagania treści, z pominięciem wszelkich ozdób językowych, wszelkiej ornamentacyi rozrywającej myśli. Ztąd pochodzi owa ociężałość i nawet niezręczność, która zazwyczaj charakteryzuje styl filozoficzny niemiecki. W nim pojęcia oderwane zastępują same rzeczy, a terminologia, zrozumiała tylko dla szczupłego zakresu wtajemniczonych, dla szkoły, usuwa na plan ostatni wszelką staranność około żywego przedstawienia i uprzystępnienia przedmiotu. Tymczasem inna jest zupełnie tendencya, a tem samem i forma językowego obrobienia myśli u naszych filozofów, szczególniej też i u Kremera. Kremer dobrze pojmował, że filozofia ma odtworzyć w duchu naszym rzeczywistość, że zadaniem jéj powinno być zaszczepić w byt jednostkowy człowieka zawiązki powszechnego życia, rozbudzić w nim poczucie wewnętrznej spójni pomiędzy nim i potęgami duchowemi wszechbytu. A że głębsze to poczucie nie może się ograniczyć zaznaczeniem owéj spójni przy pomocy samej tylko myśli oderwanej, lecz z natury swojej domaga się, aby całkowita istota człowieka przyjmowała w niej czynny udział, aby prócz abstrakcyjnego rozumu i uczucie i cała energia duchowa ową łącznością żyły i w niéj szukały podstaw dla prawidłowego rozwoju jednostkowego bytu, przeto jasną jest rzeczą, że takie przekonanie ogrzać musiało całe wysłowienie Kremera ciepłem serdeczném, zmienić musiało całą postać zewnętrzną jego wykładu filozofii. W miejsce suchego rozwoju abstrakcyjnej treści, uwydatniającej tylko, że tak powiem, nagi szkielet formalnej logiczności, Kremer zarówno w ogólnym tonie swego wykładu, jak i w szczegółowem rozwinięciu swych poglądów, łączył sposobem naturalnej syntezy żywość ducha z żywością słowa, treść filozoficzną z formą ujmującą, chwytającą za serce. Dziwna malowniczość stylu Kremera, mocą której wyrazy przyjmują dla niego znaczenie barw, miot wypowiedzianych przezemnie już poprzednio przy innych sposobnościach w następujących pracach: Wykład systematyczny Logiki. T. I, 1870 str. 231 i nast. Die philosophische Literatur der Polen w czasopiśmie Philosophische Monatshefte T. X, r. 1875 str. 222 i nast. zob. szczególniej str. 298 i nast. ; wreszcie Charakterystyka dążności filozoficznych Józefa Kremera i Karola Libelta w „Kłosach" z r. 1875 Nr. 525 do 528. JÓZEFA KREMERA.   103 a okresy stają się obrazami, odtwarzającemi w duchu czytelnika nieomal plastycznie rzeczy przedstawione ; malowniczość ta, mówię, która charakteryzuje nie tylko prace estetyczne Kremera, lecz stanowi zarazem i tło ogólne dla jego Wykładu filozofii, nie jest w naszym pisarzu nawyknieniem przypadkowém, lecz wyrobem jego własnego ducha, pragnącego być wszędzie sobą w całości swojej, w żywem pojednaniu wszystkich swych przyrodzonych potrzeb i dążności, bez rozerwania takowych na oddzielne kierunki według jakiegoś abstrakcyjnego schematu. Dla tego właśnie w charakterystyce Wykładu filozofii Kremera nie można pominąć milczeniem téj jego strony zewnętrznej, z pozoru małoznaczącej, w gruncie jednak pełnej doniosłości jako uzmysłowienie głębszych dążeń jego filozofii. Przechodzimy do treści. Już z uwag Kremera w przedmowie do całego dzieła wypływa, że jego ogólne stanowisko filozoficzne zgadza się i w téj pracy, podobnie jak w rozprawach poprzednich, z idealizmem i dyalektyką Hegla. I dla Kremera filozofia w samej rzeczy jest wypływem czystego myślenia, i on w dyalektycznym rozwoju idei widzi główną metodę filozofii, wreszcie i on jedność myśli i bytu, logiki i metafizyki ma za prawdę zasadniczą, z której wszystkie inne wysnuć należy. Ale bliższe rozwinięcie tych wspólnych poglądów na istotę filozofii i jéj metodę, wykazuje nam samodzielne stanowisko naszego myśliciela, doprowadzające go wreszcie pod nie jednym względem do innych zupełnie wyników. I tak zaraz we Wstępie do dzieła oświadcza Kremer wprawdzie, że zadaniem filozofii jest oswobodzić myślenie od wszelkich obcych pierwiastków, przymięszanych zwykle do niego, usamowolnić myśl od czarodziejskich potęg, które ciżbą zewsząd uderzają na ducha naszego. Powołanie filozofii, mówi, polega na tém, aby wyłącznie myślą czystą zwracała się do przedmiotów wszelkich, do treści zkąd inąd uniesionej, aby całą tę treść zamieniła na myśl. „Co było obrazem fantazyi, co się przebrało w postać serdeczną uczucia, co występowało w zwodniczych zmysłowości ułudach i t. d. teraz wprowadzone do świata filozofii przeistacza się na myśl. Na zaklęcie filozofii czar a oczynienie znika ; zjawiska przemijające, znikome, umierają śmiercią ziemską, a odradzają się duchem*. Z tém wszystkiém jednak już zaraz tutaj rozszerza Kremer pojęcie filozofii, wyswabadza ją z więzów beztreściowej abstrakcyi, wskazując na jéj konieczny związek z innemi naukami. Rozwija on tutaj myśli, rzucone już, jakeśmy widzieli, w pierwszej swéj pracy filozoficznej. Myśl człowieka, mówi, z pochodem wieków zwiedziła wszystkie dzielnice duchowego i materyalnego świata, na wszystkich wysokościach i nizinach wiedzy zatknęła sztandary zwycięzkie swéj potęgi. Filozofia tedy skorzystać winna z tych dorobków oświaty i historyi umysłu ludzkiego, zaczerpać winna z wszystkich umiejętności osnowę i przerobić ją na treść własną. Tylko taki związek z pojedynczemi naukami broni filozofią, by się nie przemie 104 ŻYCIE I PRACE niła w czczą abstrakcyą, w marzenie schorzałe bez rzeczywistości i prawdy; tylko z niego wypływają dla filozofii siły żywotne, podobnie jak tylko związek ten, to ścisłe przymierze nauk pojedynczych z filozofią, chroni wiadomości ludzkie by nie oschły w sobie, by nie stały się zwłokami bezdusznemi. „Słaba to głowa, mówi Kremer na innem miejscu w toku swego wykładu, która uchwyciwszy się jednej nauki jako powołania swojego, będzie nieukiem bez wyobrażenia o drugich ; wszak wszystkie umiejętności w jeden wieniec splecione, stanowią dopiero rzetelną wiedzę". Że Kremer pogląd ten na konieczny związek filozofii z naukami specyalnemi nie wypowiadał tylko jako ogólną zasadę, lecz starał się o jego zastosowanie w samym wykładzie filozofii, o tém wspomnieliśmy pokrótce już poprzednio, mówiąc o jego pedagogiczném traktowaniu matematyki i nauk przyrodzonych (zob. str. 50). Dodamy tu tylko, że Kremer w Wykładzie swoim nader często powtarza, że myśl oderwana bez pomocy faktycznej wiedzy nie może doprowadzić do poznania prawdy. „W dzielnicy faktów konstruowanie apriori prowadzi do marzeń" oto zasada Kremera, którą rozwija szczegółowo gdy mówi bądź o filozofii natury, bądź o dziejach ludzkości, bądź wreszcie o badaniu człowieka i jego duszy (*). Z jaką naprzykład oględnością i prawdą zapatruje się na ostatni z tych przedmiotów, temu za dowód służyć mogą słowa następujące, godne uwagi po dzień dzisiejszy: „Psychologia równie jak i antropologia, mówi Kremer, mimo szeregu licznego znakomitych pracowników należy jeszcze do umiejęności na poły dopiero dojrzałych. Jak wszędzie, tak i w dzielnicy ludzkiej psychy nie wystarczy teorya, nie opierająca się na faktach, a właśnie o te fakta czyste, nieprzyćmione tak tutaj trudno ! Ten lub ów badacz psychy w głowie swojej wyrobił z góry teoryę i przez szkiełka swojej fantazyi przypatruje się scenom w dramacie żywota psychicznego. Cisną się teorye po teoryach, a trudno byłoby nam przywieść wszystkie nowe pomysły, sposoby zapatrywania się, które z porządku dziennego przeszły przez świat naukowy ; więc też nagromadzone przez te teorye doświadczenia nie świadczyły bynajmniej, co się rzeczywiście działo w świecie duchowym, jako raczej dowodziły różnego sposobu, którym się na niego zapatrywano. Zatem albo zuchwała, lekkomyślna, wrzekoma filozofia wydawała z góry zarozumiałe wyroki swoje, nie oglądając się na doświadczenia, albo też znowu gburowata, niedouczona empirya sięgała w głębiny duchowe, niby z woru wydobywając to takie, to owakie fakta, i na ślepy traf stawiała przed siebie te dobytki bez ładu i składu, nie pojmując związku tych faktów, a tém mniej nie pojmując duszy jako całości". W końcu tego ustępu, wy (*) Zob. pod tym wzglądem szczególniej §§ 216, 453, 643, 644 Tomu II Wykładu filozofii. JÓZEFA KREMERA. 105 powiada Kremer nadzieję, że przecie z czasem przy odpowiedniém traktowaniu psychologii dojdziemy do tego, że będziemy w duchu naszym niby u siebie, niby w domu własnym, a tutaj, mówi, „niechaj nam przewodniczy rozwój filozoficzny oparty na faktach". Nie można wprawdzie powiedzieć, aby Kremer, stojąc na ogólném stanowisku filozofii Hegla, uwzględnił • we wszystkich szczegółach materyał wiedzy faktycznej ; aby poglądy swe na przyrodę, dzieje i człowieka rozwijał według zasad głębiej pojętej metody empirycznej, obejmującej doświadczenie wewnętrzne i zewnętrzne, duchowe i zmysłowe. Na to przypisywał idei, rozwijającej własną swoją treść, zbyt wielką doniosłość. Ale w każdym razie ważną jest rzeczą, że przynajmniej w zasadzie przyznawał konieczność uwzględnienia nauk specyalnych, i że korzystał z ich wyników o tyle, o ile na to pozwalało ogólne stanowisko idealizmu. W związku z powyższem pojęciem stosunku filozofii do innych nauk pozostaje przekonanie Kremera, wypowiedziane w przeciwieństwie do Hegla, że ani jego ani żadna filozofia nie może się nazywać bezwzględną, nie może mieć siebie za ostatni wyraz umysłowego rozwoju ludzkości. Mówiąc w § 80 Logiki o substancyi Spinozy, Kremer uznaje ją za jeden z owych najpotężniejszych stopni, po których dzisiejsza filozofia (Hegla) wstąpiła na stanowisko swoje ; ale zarazem dodaje, że „ta współczesna filozofia sama nie jest jeszcze ostatnim wyrokiem mądrości ludzkiej ; będzie dość dla niej chwały, dość zasługi, jeżeli się stanie szczeblem dla następców, jeżeli silenie się jéj robotników, potomność wspomni uczciwém słowem". W filozofii zaś ducha, uważając rozwój rodu ludzkiego za progressus in infinitum, Kremer wyznaje (§ 503), że żadna filozofia nie może się nazwać filozofią bezwzględną, więc że i własne swe poglądy filozoficzne ma tylko „za jedno z wielu ogniw, któremi się człowiek coraz wyższych prawd dorabia". Nie potrzeba zapewne dopiero szczegółowo zaznaczyć, że takie stanowisko historyczne, mające na oku ciągły postęp ludzkości, jest jedynie prawdziwém, zgodném z dziejową rzeczywistością. Dziś już przynajmniej żadna filozofia innego stanowiska zająć nie może, jeżeli się nie chce wyłamać z pod praw rozwoju umysłowego człowieka. A chociaż młodsze generacye, jako Kremer sam zauważył, patrzą się zazwyczaj z góry na geniusze przeszłości, poniewierają ich pracą, nie przypatrzywszy się ubóstwu i jałowiznie własnego umysłu, co niestety zbyt często się stwierdza poglądem najnowszych czasów na koryfeuszów idealizmu, to jednak bezstronna krytyka dziejowa zawsze, prędzej czy później, przyzna, że najnowsze stanowisko nauki stało się możliwem tylko na podstawie sumiennej pracy poprzednich pokoleń i że oddając sprawiedliwość przeszłości, zapewniamy sobie najlepiej szacunek przyszłości. Pogląd na rozwój dziejowy, wyłożony przez Hegla, a uzupełniony jasno i dobitnie przez Kremera przyczynił się najskuteczniej do takiego prawdziwie 106 ŻYCIE I PRACE historycznego pojęcia filozofii, jako stopniowego udoskonalenia się myśli ludzkiej w pracy około zrozumienia świata i praw rządzących nim. Jak pod względem pojęcia, tak i ze względu na metodę filozofii, poglądy Kremera, wygłoszone w Wykładzie filozofii, pomimo zgodności z ogólnemi zasadami Hegla, posiadają jednak pewne cechy odrębne, wykazujące samodzielność naszego myśliciela. I u Kremera główną podstawą wywodów filozoficznych jest dyalektyka, ruch myśli poprzez trzy momenta: tezy, antitezy i syntezy (*). Zgodnie z tem autor nasz widzi wszędzie, zarówno w filozofii, jak w dziejach ludzkości urzeczywistnienie tego procesu dyalektycznego. „Wszak cały żywot nasz, mówi, i całe pasowanie się z sobą i ze światem jest taką dyalektyką, będącą z kolei dorabianiem się pewnej prawdy, zaprzeczeniem jéj, bo poznaniem niedostateczności jej, i stąpieniem na wyższy szczebel". „Historya świata, losy państw i narodów, są również jedynie grą téj dyalektyki, którą ród ludzki krwawém mytem dokupuje się prawdy. Każdy wiek ma to sobie za prawdę najwyższą, co w przekonaniu jego żyje i wre; on siebie na szańc stawia, by przekonanie swoje wcielił w świat; a gdy ciężką, łzawą pracą ziści to gorące pragnienie swoje, już wtedy wykazują się niedostatki przekonania tego, więc znów nowe prace, więc nowe harce i nowy doskonałości wzór, i znów się pasuje i łamie, by osięgnąć urzeczywistnienie nowych swych myśli". Takim sposobem każdy szczebel, każda epoka historyi jest pierwiastkiem a zarodem następnych, jest przejściem koniecznem do coraz wyższych a wyższych stopni, aby duch w końcu mógł osiąść na szczycie samym, bo na tronie własnej godności swéj i osięgnąć prawdę bezwzględną. Główną jednak podstawą dyalektyki Hegla jest zasada tożsamości myśli i bytu. A właśnie w pojęciu tej zasady różni się Kremer stanowczo od Hegla i przez to nadaje swej dyalektyce inny zupełnie charakter. Dla Hegla owa tożsamość myśli i bytu jest bezwzględną t. j. w jego rozumieniu myśl jest bytem, a byt myślą. Nadto Hegel, mówiąc o myśli, nie rozróżnia należycie myśli ludzkiej, od myśli wszechświatowej, że tak powiem metafizycznej, lecz dyalektykę myśli ludzkiej, rozumu człowieka, przyjmuje za wyłączną podstawę dla określenia pochodu dyalektycznego myśli bytowej, rozumu bezwzględnego. Kreraer natomiast przyjmując, jak widzieliśmy powyżej, pewne źródła wiedzy po za zakresem myśli filozoficznej, w świecie zewnętrznym, w faktycznym materyale nauk specyalnych, sprzeciwia się zarazem bezwzględnej tożsamości myśli i bytu. Dla niego świat zewnętrzny, przedmiotowy istnieje niezależnie od podmiotu myślącego, stanowi samoistną formę bytu, która, chociaż i ulega tym samym co byt podmiotowy prawom rozumo (*) Zob. szczególniej § 6 Fenomenologii. JÓZEFA KREMERA.   107 wym, tém niemniej jednak nie powinna być pomieszaną z treścią jego. Przeciwnie, podmiot myślący, człowiek jako istota ograniczona pod względem umysłowym, według Kremera różni się zasadniczo od istoty wszechbytu i rozumu bezwzględnego, którego treść przyswoić sobie może tylko przy pomocy swej myśli jednostkowej, względnej. Ztąd wypływa, że rozwój dyalektyczny myśli ludzkiej a zatem i dziejów całej ludzkości dla Kremera nie jest sam przez się rozwojem rozumu bezwzględnego, jak dowodził Hegel, lecz jest tylko odzwierciedleniem w granicach bytu ludzkiego, podmiotowego owej treści przedmiotowej, która stanowi istotę rozumu bezwzględnego, Boga. Istnieje tedy, według Kremera, nie tożsamość myśli ludzkiej i bytu bezwzględnego, lecz paralelizm między témi czynnikami, na zasadzie którego myśl, rozwijając treść swoją, zdolną jest odtworzyć w sobie treść bytu bezwzględnego. Powyższy pogląd na stosunek myśli i bytu, jako podstawy procesu dyalektycznego, Kremer wypowiada kilkakrotnie w swym Wykładzie filozofii i wyprowadza z niego następnie nader ważne konsekwencye. Jedność myśli a istnienia, mówi (*), jedność podmiotu a przedmiotu jest formułą podstawową całej logiki, lecz niezrozumiana należycie w swojej prawdzie poprowadzić może, jak i już poprowadziła, do błędów najwyższej wagi. Przedewszystkiém tedy należy się jasno porozumieć względem znaczenia, które téj formule nadać wypada. „Nazywamy ducha jednością myśli, czyli podmiotu myślącego a przedmiotu, czyli istnienia, ciągnie dalej Kremer, dla tego, iż duch ludzki zdoła myśleć o sobie, o własném istnieniu swojém, iż zatem zdoła być zarazem podmiotem myślącym a zarazem przedmiotem, o którym myśli ; że tedy jest myślą istniejącą a istnieniem myślącem". „Uważmy następnie, iż tém istnieniem, tym przedmiotem nie tylko być może duch sam ale także przedmiot inny (świat zewnętrzny i t. d.), i pod tym względem mówimy o jedności myśli, to jest podmiotu a istnienia czyli przedmiotu. Jakoż jedność takowa okaże się naprzód, jeżeli poznajemy przedmiot, jeżeli poznajemy treść, jakby myśl przez niego wyrażoną ; wtedy bowiem tę treść przelewamy w ducha naszego, przyswajamy ją sobie, a tak tworzymy jedność ducha, jako podmiotu poznającego a przedmiotu poznanego". ,,Mimo wszakże takowej jedności naszej myśli, naszego podmiotu a istnienia czyli przedmiotu, nie powiemy, iż nasza myśl a ten przedmiot jest jedno i toż samo; mimo téj jedności, zachodzić zawsze będzie również silna różnica obu stron". Rozbierając zaś dalej pytanie: zkąd się bierze owa jedność naszej myśli z różnym od niej przedmiotem ? Kremer odpowiada : ,,Bóg stworzył wedle wiekuistej (*) Zob. pod tym wzglądem szczególniej T. II, §§ 209, 347, przyp. do § 594 i § 647. 108      ŹYCIEI I PRACE mądrości świat cały i ludzkiego ducha, przeto i myśl człowieka i myśl Boża, jako wyrażają wszechrzeczy stworzone, winny być w pokrewieństwie z sobą, i ten związek między naszym duchem a światem jest powodem, iż możemy odgadnąć myśli w nich złożone". Na innem miejscu Kremer zarzuca Spinozie, że zrozumiał dosłownie one : Cogito ergo sum Kartezyusza, w skutek czego „myśl i istnienie nie były wzięte w prawdziwém znaczeniu, aby człowiek dążył ku temu, aby myśli jego zgadzały się ile możności z ogólnemi prawami, które Bóg włożył w istnienie". Spinoza przeciwnie wziął tę jedność za tożsamość, nieznającą różnicy między myślą i istnieniem, a z tego zrodziło się u niego owo spływanie obu stron, które charakteryzuje jego pojęcie substancyi. Podobnie i nowsze teorye filozoficzne, dodaje Kremer, biorąc ową jedność istnienia i myśli za tożsamość, nie uznając różnicy między odwrotnością obu stron, nie rozróżniają tego co jest różne, a tak dowodzą, że w nich brak rozsądku. Najwyraźniej zaś wypowiada nasz autor ten swój pogląd na stosunek myśli do bytu w końcu całego dzieła (§ 647). Zarzuca on tutaj Heglowi, że u niego ogół staje się abstrakcyą, negacyą głuchą, chłonącą wszelkie jestestwo pojedyncze, wszelkie szczególności, zacierającą wszelkie różnice pomiędzy niemi. A błędne to pojęcie stosunku ogółu do pojedynczości wyprowadza z błędnego zapatrywania się na jedność myśli i istnienia, podmiotu i przedmiotu. Zamiast wyznać, iż myślą człowiek poznaje tylko przedmiot dany, przelewając treść jego w swoją własną treść, że zatem jedność myśli i istnienia polega tylko na ich zgodności, pomimo której jednak ta myśl szczegółowa, ten człowiek jako podmiot jest przecież czém inném niż przedmiot sam ; zamiast tedy wyznać, że mimo owéj jedności istnieje zarazem i różnica pomiędzy témi czynnikami, Hegel twierdzi, że myśl a przedmiot jest jedno i toż samo, i przez to, według Kremera, miesza myślenie ducha stworzonego, człowieka, z samem istnieniem, z prawdą rządzącą światem, z czego wynika cały szereg dalszych błędów filozofii Hegla. W ścisłym związku z powyższem odrębnem pojmowaniu myśli i bytu przez Kremera pozostaje pogląd jego na cały proces dyalektyczny myśli ludzkiej i na doniosłość logicznych kategoryj, zaznaczających różne momenta tego procesu. Dla Hegla dyalektyczny wywód kategoryj i formuł logicznych stanowi samą istotę prawdy bezwzględnej, jest samem urzeczywistnieniem idei jako zasadniczego pierwiastku całego istnienia. Dla Kremera przeciwnie proces dyalektyczny, a tém samém i pojedyncze momenta jego, wyrażone przez kategorye logiczne, jest tylko abstrakcyjném odzwierciedleniem procesu rzeczywistego, konkretnego, odbywającego się niezależnie od myśli ludzkiej w samym bycie. „Kategorye logiczne, mówi Kremer (*), (*) Pogląd swój na kategorye wyłożył Kremer głównie w § 196 Logiki. JÓZEFA KREMERA.   109 będąc stopniami kolejnemi myśli, bytności wszelkiej, winny się znaleźć jako podwalina we wszystkich innych gałęziach umiejętności naszej" — a zatem w samem istnieniu. „Co w logice jest zarodem, abstrakcyą, niby teoryą, przybiera na się kształty rzeczywiste*. Ztąd wynika, że kategoryami nie są same momenta rozwijającej się abstrakcyjnej myśli, lecz „wypadki, rodzące się z roztoczenia myśli bezwzględnej, będącej zarazem i myśleniem i przedmiotem". A z tego znowu wyprowadza Kremer wynik, że duch dochodzący do poznania kategoryi sam staje się jedną ze swoich własnych kategoryj, sam nie jest tylko myślą abstrakcyjną, lecz i przedmiotem rzeczywistym, bytem, różnym od myśli. Już z powyższych uwag przewidzieć można ważne konsekwencye, jakie dla naszego myśliciela wypłynąć musiały z takiego odmiennego pojęcia istoty dyalektyki i zasadniczego jéj dogmatu o jedności myśli i bytu. Gały pogląd na świat Kremera przybrał przez to inny zapełnie charakter. W tém pojęciu paralelizmu między myślą i bytem, zastępującego w filozofii Kremera pojęcie hegloskiéj tożsamości tych czynników, tkwi główna logiczna podstawa energicznej walki Kremera przeciwko panteizmowi w Ogóle, a w szczególności przeciwko panteistycznym tendencyom heglizmu. Ta walka jest jedném z najcharakterystyczniejszych znamion Wykładu filozofii Kremera i dla tego domaga się wszechstronnego krytycznego wyjaśnienia. W poprzednim rozdziale widzieliśmy, że Kremer w pierwszej swej pracy filozoficznej stanął bez ogródek na stanowisku panteizmu, że pojęcie jednostkowego bytu, indywidualności zatapiał zupełnie w pojęciu ogółu, opierając nawet swe poglądy moralne na bezwzględnem zaparciu się jednostkowości. Tymczasem powyższe wywody o dyalektyce i stosunku myśli do bytu wykazują jak najwyraźniej tendencyą nadania jednostkowemu bytowi większego znaczenia i ocalenia przez to zarówno indywidualności człowieka jak i bytu osobowego Boga od panteistycznéj niwelizacyi wszelkich odrębnych form istnienia. Dążność ta znajduje swój najwymowniejszy wyraz w nauce Kremera o nieśmiertelności duszy ludzkiej i o osobie bezwględnej. Zaznaczymy tu najprzód w krótkości treść tych nauk, według Wykładu filozofii, aby następnie zdać sobie sprawę z przyczyn, które spowodowały takie odstępstwo Kremera od zasad panteizmu. Pogląd swój na nieśmiertelność wyłożył Kremer w ogólnych tylko zarysach w §§ 399 do 402 filozofii ducha. Ale i z tych ogólnych zarysów uwydatnia się związek tego poglądu z powyższemi wywodami o stosunku myśli do bytu. W duchu ludzkim, mówi Kremer, zradza się sama z siebie myśl o nieskończoności i wiekuistości. A ponieważ podmiot ma zawsze odpowiedni sobie przedmiot, zatem wiekuistość, nieśmiertelność, nieskończoność trwania duszy nie mogłaby być przedmiotem dla myśli człowieka jako podmiotu, gdyby w nim samym jako w podmiocie już wiekuistość nie przebywała, gdyby nieśmiertelność nie była istotą jego. „Nieskończoność, wiekuiste trwanie, 110      ŻYCIE I PRACE nie zdołałoby się pomieścić w jestestwie skończonem, przemijającem i marném. Duch myślący o wiekuistości już ją zamknął w sobie, już ona w nim przemieszkuje, ona jest nim samym. Myśl o nieśmiertelności jest jedynie własną istotą człowieka, która się w nim przebudza i daje znać o sobie ; co w nim już było, staje mu się obecném i przytomném". Tutaj tedy, jak widzimy, owa zasada paralelizmu, zgodności myśli i bytu doprowadza Kremera do przekonania, że istota myśląca o wiekuistości musi też mieć i byt wiekuisty, musi być nieśmiertelną. Argument ten wprawdzie często przytaczano na poparcie wiary w nieśmiertelność, — nie jest tedy nowością, — ale uwydatnienie jego związku z ogólnemi podstawami dyalektyki rozumowej przedstawia nowy zwrot myśli, który w każdym razie świadczy o oryginalném przeistoczeniu heglizmu przez Kremera. Toż samo powiedzieć należy i o poglądzie Kremera na osobę bezwzględną. I tutaj wywody naszego myśliciela, pełne logicznej bystrości, wypływają konsekwentnie z jego zasadniczego pojęcia myśli i bytu. W systemacie Hegla, jak wiadomo, Absolut, Bóg jest ideą bezwzględną, rozwijającą się według kategoryj logicznych w bycie i dochodzącą w duchu ludzkim, a mianowicie w najwyższym jego objawie t. j. w filozofii absolutnej do świadomości siebie. W poglądzie zaś Kremera na proces dyalektyczny idea abstrakcyjna, choćby bezwzględna, nie jest ostatnią kategoryą logiki, a zatem i nie może być ostatniém słowem filozofii. Duch ludzki, mówi Kremer (*), znajduje w samej rzeczy ideę bezwzględną w sobie, ale znajduje ją jako zaród jemu dany, poznaje więc, że ta idea nie jest myślą przez niego zrodzoną, lecz, że ma byt samodzielny od niego. Powołaniem ducha ludzkiego jest wprawdzie, aby on, jako podmiot myślący uczynił myślenie swoje myśleniem bezwzględnem, ideą, — ale to myślenie bezwzględne ducha ludzkiego bynajmniej nie jest jeszcze samą bezwzględnością, samą istotą bezwzględną. Przeciwnie, ponieważ myśl nie jest samym bytem, lecz tylko jego odzwierciedleniem, więc duch ludzki, dochodząc w myśleniu swojém do idei bezwzględnej, powinien dalej zbadać również to myślenie bezwzględne we wszech rzeczach, aby myślenie i bytność, podmiot i przedmiot uczynił jednością. A wtedy przekona się, że czém inném jest idea roztoczona przez niego, a czem inném idea w całkowitém roztoczeniu swojém, w wiekuistej swéj całości, że zatem w jego własnej idei bezwzględnej idea sama przez się, w swéj prawdzie najwyższej nie stanęła jeszczce u kresu swojego, że istnieje tutaj jeszcze dwoistość pomiędzy podmiotową ideą bezwzględną a jéj rzeczywistym przedmiotowym bytem, — dwoistość, która w dalszym procesie myśli przezwyciężoną, do jedności dopro (*) Zob. w tym wzglądzie szczególniej §§ 198 do 206 Logiki, oraz §§ 646 i 647 filozofii ducha. JÓZEFA KREMERA.   111 wadzoną być winna. Występuje tedy konieczność logiczna, — ciągnie dalej Kremer, takiego stopnia rozwoju myśli, takiej kategoryi, w którejby już nie było różnicy między duchem podmiotowym, posiadającym ideę bezwzględną, a samą tą ideą W przedmiotowém jéj roztoczeniu, w którejby duch obejmował ideę bezwzględną w całości jéj, w jéj prawdzie wiekuistej jako własne zrodzenie swoje, jako myśl, którą myśli, która zarazem jest myślą podmiotu a zarazem myślą tkwiącą w przedmiocie. Na tym najwyższym szczeblu myśli, w téj najwyższej kategoryi idea bezwzględna przestaje być abstrakcyą, a staje się rzeczywistością, dochodzi do prawdziwej jedności myśli i bytu. Tutaj nie ma już badania, śledzenia idei w przedmiocie i wynajdywania jedności podmiotu i przedmiotu, myśli i rzeczywistości,— jak to miało miejsce poprzednio; tutaj myślenie bezwzględne samo jest rzeczywistością bezwzględną, tutaj podmiot i przedmiot są bezwzględną jednością ; myślenie zamienia się na przedmiot, na rzeczywistość, stwarza bytność, a wszelki byt rzeczywisty dochodzi do świadomości myśli. Podmiot, myśl odróżnia się ód przedmiotu swojego, od wszechbytności, lecz gdy ta wszechbytność jest własnem zrodzeniem podmiotu, więc siebie w niéj wié i ogląda. Tą najwyższą jednością podmiotu i przedmiotu, myśli i bytu, tą ostatnią kategoryą rozumu jest właśnie osoba bezwzględna, Bóg. U Hegla zachodziła jeszcze różnica i sprzeczność między duchem a ideą bezwzględną w całości jéj, między duchem jako podmiotem a ideą bezwzględną jako przedmiotem jego. „Tutaj przeciwnie, mówi Kremer, cała idea bezwzględna jako myśl ducha, jako podmiot, ma odpowiednie sobie całą ideę bezwzględną, jako całą przedmiotowość ; tutaj wszelka ułomkowość znika, tu następuje spływanie zupełne obu stron: idea tutaj jest ukończona w sobie". Wyznać należy, że powyższy wywód dyalektyczny osoby bezwzględnej wypływa z całą ścisłością i konsekwencyą z poglądu Kremera na istotę logicznej kategoryi i wzajemny do siebie stosunek myśli i bytu. Rzecz naturalna, że taka różność w poglądzie na ostateczny wynik filozofii wpłynąć musiała na cały duch w traktowaniu wszystkich kwestyj szczegółowych. Przy każdej sposobności Kremer zwalcza panteizm, wykazuje sprzeczność jego z logicznemi, moralnemi i religijnemi dążnościami indywidualności ludzkiej i stara się dowieść, że dążności te należycie uspokoić się mogą tylko w świadomości o istnieniu osoby bezwzględnej, Boga osobistego. To też stosownie do tego teistycznego wyniku Kremer w kilku stanowczych momentach swego Wykładu filozofii odstępuje od dyalektycznego schematu, nie tylko samego Hegla, lecz i własnego swego rysu filozoficznego umiejętności, wyłożonego na lat czternaście przedtem w Kwartalniku Naukowym. Przedewszystkiem zauważmy, że Kremer, dla uzyskania osobnego miejsca w systemacie dla nauki o Bogu, którą Teozofią nazywa, 112      ŻYCIE I PRACE nie dzieli już całej filozofii na Logikę, Filozofią natury i Filozofią ducha, lecz jako trzy główne części systematu przyjmuje : (*) 1 ° Fenomenologią, wykładającą rzecz o świadomości od najprostszych, zmysłowych jej przejawów aż do rozumu bezwzględnego; 2° Naukę o        rozumie bezwzględnym w rozwiciu treści swojej : w myśli abstrakcyjnéj (Logika), w przyrodzie (Filozofia natury) i w duchu ludzkim (Filozofia ducha ludzkiego); tutaj występuje na jaw przedmiotowa strona rozumu bezwzględnego ; i nakoniec 3 ° Teozofią, naukę o osobie bezwzględnej, jako jedności bezwzględnego podmiotu i przedmiotu. Podobnież i w pojedyńczych częściach systematu, pozostających w związku z ideą o Bogu, Kremer zaprowadza właściwe zmiany. I        tak trzecią część Logiki nie dzieli według Hegla na żywot, poznanie i ideę absolutną, lecz z kategoryi żywota wyprowadza kategoryą ducha ludzkiego, a od niego, przy pomocy idei bezwzględnej, przejawiającej się w duchu ludzkim, przechodzi, w sposób wyżej wyłuszczony, do kategoryi Osoby bezwzględnej. Filozofią natury znowu nie zamyka, jak Hegel, rozpatrzeniem organizmu zwierzęcego z ogólnego stanowiska jego kształtu, procesu assymilacyjnego i rodzaju, lecz rozpoczyna rzecz swoją od konkretnej formy pojedyńczego jestestwa żyjącego, od niego przechodzi do rodzaju, a kończy na duszy, jako na najwyższym stopniu indywidualizacyi przyrody. Czyni to zaś na téj zasadzie, że pierwiastek ogólny, właściwy różnym stopniom rozwoju natury, bynajmniej nie zaciera pojedyńczości różnych istot, ich bytu indywidualnego, jak twierdzi panteizm — lecz przeciwnie pokazuje, że im wyższy jest stopień, na którym istota żyjąca stoi, tem potężniej wzrasta jéj pojedyńczość, jéj pierwiastek indywidualny. W skutek tego i w zakresie przyrody ostatnim wynikiem procesu dyalektycznego Kremera nie jest ogół abstrakcyjny, lecz byt jednostkowy, dusza. Jest-to, że tak powiem, ważny antecedent dla filozofii ducha, która znowu nie rozpada się jak u Hegla na filozofią ducha podmiotowego, przedmiotowego i bezwzględnego, lecz jako filozofia ducha ludzkiego rozpatruje tego ducha najprzód samego w sobie (Pneumatologia, Antropologią i Psychologia), następnie rozbiera jego objawy w rzeczywistości (Filozofia Prawa, Filozofia moralności i Filozofia obyczaju, traktująca o rodzinie, społeczeństwie i państwie), i nakoniec zdaje sobie sprawę z ducha ludzkiego, jako poznającego udzielony mu pierwiastek bezwględny (Estetyka, Rozwój religii i Historya filozofii). A takim sposobem ostatnia część całego systematu Hegla, t. j. filozofia bezwzględna, jest dla Kremera tylko wstępem do rzeczywistego poglądu na istotę bezwzględną, do nauki o Bogu osobowym. Co było główną przyczyną takiego nawrotu Kremera od panteiz(*) Zob. strona II i nast. przedmowy do T.I, Wykładu filozofii, następnie §50 Fenomenologii, wreszcie ostatni § 647 Filozofii ducha. JÓZEFA KREMERA.   113 mu do teizmu, takiego przeistoczenia całej dyalektyki wedle idei o nieśmiertelności duszy i osobowości Boga? Odpowiedź na to pytanie wypływa bezpośrednio z charakterystyki całej osobistości naszego myśliciela. Kremer, jak wiemy, z natury swojej nie był tylko umysłem abstrakcyjnym, poddającym wszystkie inne dążności i potrzeby swego ducha pod zimny formalizm logiki ; on był nadto estetykiem i poetą, człowiekiem serca, prawdziwego, głębokiego uczucia. A ta strona jego ducha nie mogła pozostać bez wpływu na cały sposób jego myślenia, na charakter i treść jego filozofii. Poczucie estetyczne i serce człowieka nigdy nie może się zadowolić wyrobami myśli abstrakcyjnej ; ono potrzebuje koniecznie form plastycznych ; stosunki osobiste zdolne są jedynie podniecić i uspokoić wymagania serca. Ztąd osobowość, indywidualność jest koniecznym żywiołem serca ; wyrzeczenie się jej lub zaprzeczenie jej w innych — znaczy deptać nogami uczucie, znaczy wyrzec się zarówno miłości własnej jak i miłości wszelkich innych istot rozumnych. Nie dziw tedy, że w dziejach rozwoju umysłowego ludzkości stwierdza się na każdym kroku prawda, że serce jest głównem źródłem wiary w nieśmiertelność osobistą duszy i w Boga osobowego. Trudno rozstrzygnąć, bez szczegółowego rozbioru, jakie jest głębsze znaczenie téj wiary sercowej, i w jakim się ona znajduje stosunku do abstrakcyjnych dociekań myśli; czy w świecie rzeczywistym pierwiastek osobisty, indywidualny jest podstawowym, jak chce mieć serce, czy też wszystko się sprowadza do czynników ogólnikowych, pozbawionych znaczenia indywidualnego, jak dowodzi myśl abstrakcyjna? To tylko pewna, że dążności i potrzeby uczucia wypływają tak samo z natury ducha ludzkiego jak i zasady myśli abstrakcyjnej i że nie ma racyonalnego powodu rozwinięcia tych ostatnich na niekorzyść tamtych. Dla tego też Kremer w poczuciu wewnętrznej harmonii ducha nie kontentował się samemi oderwanemi wywodami dyalektyki hegloskiéj, która go początkowo swą treścią logiczną olśniła, lecz nadto w rozwoju swego życia wewnętrznego, a zatem i swej filozofii zwracał coraz bardziej uwagę na potrzeby serca i starał się z całą świadomością zadosyć uczynić tym potrzebom. Wspólnie z syntezą logiczną myśli i bytu, podmiotu i przedmiotu, Kremer w swym Wykładzie filozofii ma ciągle na oku i syntezę etyczną, życiową między myślą i uczuciem, rozumem i sercem, między tendencyą logiczną uogólniania i potrzebą sercową uosobiania. Ztąd też pochodzi, że obok dyalektycznych wywodów, mających na celu udowodnienie nieśmiertelności duszy i osobowości Boga, Kremer tak często powołuje się na serce i z niego czerpie argumenta przeciw panteizmowi. Zaznaczymy tu w kilku słowach ten sposób dowodzenia Kremera. Na dnie naszej istoty, mówi Kremer niejednokrotnie w tym względzie (*), wiecznie czuwa, wiecznie żyje rzewna, niewypowie (*) Zob. szczególniej § 204 Logiki. Życie Kremera. 8 114 ŻYCIE I PRACE dziana tęsknota; w chwili ciszy a wewnętrznego pokoju, wznosi w piersiach naszych głos swój ów posłannik innych światów, ów wiekuistości prorok, który świadczy, że Bóg tchnął duchem swoim na człowieka, że on, co prowadzi gwiazdy po niebie, którego podnóżem są światy a rąbkiem szaty nieskończoności, udzielił się miłością wszech stworzeniom swoim i przemieszkuje, niby w świątnicy, w ciasnych szrankach serca ludzkiego. Póki natura i historya i duch człowieka nastrojone są do nuty tego wiekuistego Mistrza, dopóty znajdują w nim spokój i szczęście i wspólną harmonią wznoszą hymn czci i dziękczynienia. Gdy zaś glos Jego zamilknie w sercu, już i świat i człowiek stanie się własną zagadką swoją. „Cofnijmy z natury opatrzną mądrość, a nas przejmie zgrozą myśl, że ludzki ród sierotą samotnym wśród natury, że człowiek i ta wszystka treść jego tak zacna a głęboka, że jego losy oddane na łaskę ślepym, nieubłaganym, bezrozumnym przyrody potęgom; przypuśćmy, że z historyi powszechnej ustąpiła opiekuńcza myśl, co od stopnia do stopnia przez lat tysiące wiedzie ród człowieczy przed Boże oblicze, a świat wyda się być Golgotą mąk i cierpień bez końca, — dzieje ludzkie zamienią się w igraszkę okrutną i krwawe drwiny, w straszliwy sen wymarzony niby w deliryach obłąkańca ; niechaj zgaśnie płomień obecnego w nas Boga, a serce stanie puste, niby zgliszcze spalonego kościoła, a zrazu będzie gniazdem rozbestwionych chuci, — w końcu czczości bezdennej a głuchego przeczenia. Człowiek miałby czego pozazdrościć zwierzętom!" Ztąd tedy idea abstrakcyjna, bezosobowa, według słów Kremera, ściska serce mrozem i głuchotą, a filozofie, zatrzymujące się na niéj, nie są całością, systematem zamkniętym w sobie, lecz ułomkiem bez ostatniego słowa. „Filozofie takowe są przybytkiem mądrości ludzkiej niedobudowanym, brakuje im kopuły, promienia z góry". Zdając sobie bliższą sprawę z tej argumentacyi sercowej, poetycznej, mającej uzupełnić abstrakcyjne wywody dyalektyki, wyznać należy» że Kremer nie opierał jej na krytycznym rozbiorze ducha i praw jego umysłowego rozwoju, — jak to później uczynił Libelt. Bezpośredni głos uczucia sam przez się, bez wykazania jego racyi bytu przed sądem rozumu był w oczach Kremera wystarczającą podnietą do powołania się na jego świadectwo. On uczuwał wprost znaczenie jego dla ducha, i dla tego, nie zmieniając ogólnych podstaw racyonalistycznéj teoryi poznania, posiłkował się wymogami serca dla wykazania doniosłości swych logicznych wywodów. A chociaż taka bezpośrednia wiara w głos uczucia nie jest wystarczającą w obec ścisłych wymagań nauki; — chociaż usprawiedliwienie téj wiary, wykazanie jej źródła i znaczenia jest koniecznym warunkiem krytycznej filozofii, to jednak z drugiej strony odgrywa ona zawsze ważną rolę jako reakcya przeciwko jednostronnemu panowaniu oderwanej myśli. I w Kremerze ma ona toż samo znaczenie. Posiadał on zbyt żywą fantazyą i zbyt głębokie uczucie aby mógł się zadowolić abstrakcyj JÓZEFA KREMERA.   115 nemi wyrobami heglizmu; więc w bezpośrednich porywach serca, w poetyczném uosobieniu idei bezwzględnej szukał tego, czego mu najskrupulatniejsza dyalektyka nigdy dać nie mogła. Z témi wewnętrznemi czynnikami łączyły się niewątpliwie i zewnętrzne okoliczności, powodujące nawrót Kremera od panteizmu do teizmu. Po roku 1848 nastała stanowcza reakcya przeciwko wszelkim dążnościom negacyjnym, skeptycznym nie tylko u sfer rządowych, lecz i w świadomości wielu poważnych myślicieli i pisarzy owego czasu. Ciągły niespokój wewnętrzny i zewnętrzny, częste przewroty polityczne i społeczne wywołały nakoniec niechęć do poszukiwania nowych podstaw życia społecznego i przekonywały natomiast o wysokiej moralnej i rozumowej doniosłości starych prawd religijnych, o potrzebie pielęgnowania i szczepienia tych prawd w dorastającem pokoleniu. W nich szukano jednego z najskuteczniejszych środków wzmocnienia moralności społecznej, a na polu naukowém i filozoficzném spodziewano się przy pomocy tych prawd utorować pewną drogę myśli wśród chaosu najsprzeczniejszych poglądów, które w swawolnym nieładzie rozsiadły się na gruzach heglizmu i innych wydatnych systematów filozoficznych z początku bieżącego wieku. Ten zwrot tern był silniejszy w naszém społeczeństwie, że ono żyło głównie tradycyą i w niej szukać musiało niezbędnych podstaw swego bytu i rozwoju. Nie dziw tedy, że wśród takich zmienionych warunków ogólnego ducha i Kremer poczuwał się do obowiązku obstawania silnie przy zasadniczych prawdach religijnych o nieśmiertelności duszy i osobowości Boga i bronienia ich przeciwko wszelkim dążnościom racyonalistycznéj niewiary i panteizmu. Z tém wszystkiém jednak Kremer nie wykończył najważniejszej części całego swego Wykładu filozofii ; tej części, która właśnie miała rozwinąć w sposób pozytywny jego naukę o Osobie bezwzględnej, jako najwyższej kategoryi rozwoju dyalektycznego myśli ; Teozofii brak w Wykładzie filozofii Kremera. Zkąd to pochodzi? Jakie okoliczności i przyczyny mogły wpłynąć na to, że nasz myśliciel przerwał swój Wykład filozofii właśnie na tym punkcie, od którego zamierzał rozpocząć zupełnie samodzielny pochód myśli, po drodze nowéj, nieutorowanéj dotąd przez mistrza ; właśnie na tej części, która według jego własnych słów ma największe teoretyczne i praktyczne znaczenie w filozofii ? Rzecz naturalna, że te przyczyny musiały być bardzo ważne i stanowcze, kiedy Kremer nie tylko że nie wydał na widok publiczny Teozofii, ale, jak się zdaje, nie przystąpił nawet do pracy nad wyłożeniem jej treści (*). Przyczyn tych (*) Zauważyć tu musimy, że Eleonora Ziemięcka w liście otwartym do AL Tyszyńskiego, napisanym z powoda polskiego przekładu historyi filozofii Schwe          8* 116      ŻYCIE I PRACE pomimo całej ich doniosłości, nie potrzeba jednak szukać zbyt daleko i głęboko; wypływają one jasno zarówno z rozwoju piśmienniczej działalności naszego pisarza i postępu filozoficznych zapatrywań czasu, jak i z natury samego przedmiotu. Kilka uwag wystarczy dla należytego rozjaśnienia téj sprawy. Właśnie w tym samym roku 1852, gdy wyszedł na widok publiczny drugi tom Wykładu filozofii, Kremer, jak widzieliśmy (zob. powyżej str. 61), doczekał się upragnionej dłuższej podróży do Włoch. Pod niebem Italii, wśród wspaniałej przyrody i bogatych zabytków sztuki odezwał się w nim znowu estetyk i poeta i wziął stanowczo górę nad filozofem i dyalektykiem. Zaniedbany od dziesięciu prawie lat pierwszy tom Listów z Krakowa znowu dobyto z zakurzonej półki, a wraz z nim i całą literaturę estetyczną. Porzucone wśród trudów praktycznego pedagoga i abstrakcyj dyalektycznych, studya nad pięknem i jego dziejami domagały się znowu swych praw i stały się nawet obecnie obowiązkowemi z powodu zajęcia katedry estetyki i historyi sztuki w szkole sztuk pięknych. Nie dziw tedy, że Kremer po owéj podróży do Włoch, która przed nim otworzyła cudny świat piękna, z całą żywością swego umysłu, z całem zamiłowaniem i ciepłem serdeczném oddał się znowu estetyce i poświęcił jéj cały szereg lat sumiennej i wytrwałej pracy. Powtórne wydanie pierwszego tomu Listów z Krakowa oraz napisanie dwóch dalszych tomów tych Listów i sześciu tomów Podróży do Włoch było owocem tej dziesięcioletniej pracy. Dla Teozofii wśród tych zajęć czasu nie było i być nie mogło. Gdy zaś po upływie tego czasu przypomniały się Kremerowi obietnice, dane pod koniec Wykładu filozofii, gdy się poczuwał do obowiązku wypowiedzenia owego ostatniego słowa mądrości ludzkiej, które zamarło na ustach panteizmu : jakąż wielką a niespodzianą różnicę napotkał i w sobie i w świecie co do zasadniczych poglądów na istotę i zadanie filozofii! Już wydanie dwóch pierwszych tomów Wykładu filozofii w latach 1849 i 1852 mogło się wydawać poniekąd anachronizmem. Hegel już nie żył od lat dwudziestu ; szkoła jego rozwiała się na wszystkie strony świata; nastały jeżeli nie nowe systemata, to zupełnie nowe dążności i nowe potrzeby w zakresie filozofii. Ale co było jeszcze do usprawiedliwienia w roku 1852 to było poprostu niemożliwem w roku 1862. Pod koniec pierwszej połowy wieku kwitnęły jeszcze u nas w żywych barwach tradycye glera, a ogłoszonym w zeszycie Styczniowym Przeglądu Europejskiego z roku 1863 na str. 171 wspomina wprawdzie, że Kremer udzielił jéj zarys teozofii w rekopiśmie. Ponieważ jednak w pracach pośmiertnych Kremera nie znaleziono podobnego rękopismu, więc trudno określić znaczenie jego dla naszej kwestyi. Był to zapewne tylko konspekt, ogólny plan („zarys") teozofii, a nie sam wykład takowej, gdyż trudno przypuścić, aby obszerniejsze rękopiśmienne dzieło Kremera, w przedmiocie tak ważnym, mogło się zawieruszyć i zaginąć bez śladu. JÓZEFA KREMERA.   117 heglizmu; Trentowski, Libelt, Cieszkowski znajdowali się jeszcze w sile wieku; ich dzieła nie przerwały jeszcze swego pochodu wśród spragnionego społeczeństwa. Kremer mógł wówczas śmiało się do nich przyłączyć, tem bardziej, że sam był pierwszy, który już na kilkanaście lat przedtem wygłaszał zasady Hegla, i że nadto w swém nowém wystąpieniu uwzględniał zmienione potrzeby czasu i do nich nawracał swe wywody dyalektyczne. Zamknąwszy zaś w roku 1862 ostatni tom Podróży do Włoch, Kremer sam już nawet nie mógł myśleć o napisaniu Teozofii jako trzeciej części Wykładu filozofii. Dyalektyka hegloska była główną zasadą i metodą filozoficzną całego tego dzieła; obiecana Teozofia miała być jego uwieńczeniem; a tymczasem o dyalektyce nikt już prawie słyszeć nie chciał ; heglizmu mało kto znał ; większość używała go tylko jako straszydła, ostrzegającego młódź przed manowcami spekulacyi! Nowa zupełnie generacya wyrosła i zmężniała na zapomnianym grobie bezwzględnego idealisty. Rzeczywistość, fakta,. doświadczenie stały się najgłówniejszą pomocą myśli; przed ich bogactwem i przepychem ukryć się musiała dyalektyka niby kopciuszek w pobrudzonej i odartej sukience. Sam Kremer już nie był dyalektykiem, bezwzględnym idealistą. Ziarna myśli, wypowiedziane nie jednokrotnie w Wykładzie filozofii o doniosłości doświadczenia, faktów, o potrzebie uwzględnienia rzeczywistości, rozwinęły się w umyśle samego autora i wyrwały go ostatecznie z objęć hegloskiéj dyalektyki. A podróż do Włoch i nieskończone bogactwo specyalnych, szczegółowych studyów nad pojedynczemi objawami piękna w najrozliczniejszych formach i na najrozliczniejszych stopniach rozwoju, dokonały wreszcie i z téj strony owego przewrotu. Wobec tych studyów, Kremer przekonał się własnem doświadczeniem, że z góry powzięta dyalektyczna konstrukcya filozofii mija się koniecznie z prawdą rzeczywistą, że rozum nie może tworzyć prawdy, lecz posiłkować się winien tylko swemi władzami i prawami dla poznania prawdy, dla jej dobycia z bogatych materyałów wewnętrznego i zewnętrznego doświadczenia. Dobiwszy się zaś z całą świadomością takiego stanowiska wskutek własnego umysłowego rozwoju i zmienionego ducha czasu — czyż samemu Kremerowi dyalektyka nie musiała się przedstawiać jako metoda przezwyciężona, należąca zupełnie do przeszłości? czyż mógł się jąć opracowania Teozofii według téj przestarzałej metody? Opracowanie zaś téj ostatniej części Wykładu filozofii według odmiennej metody, z jakiegoś nowego stanowiska nie było rzeczą łatwą dla poważnego myśliciela, pojmującego jasno wymagania nauki odnośnie do tego przedmiotu. Chciawszy tego dokonać, należało z gruntu przebudować fundamenta filozofii, położyć nowe podwaliuy W zakresie Logiki, filozofii natury i filozofii ducha t. j. opracować na nowo całą filozofią. A do tego Kremer nie czuł się już zapewne na siłach mając lat 56. Zresztą nie chciał może wyrzec się własnej, w każdym razie zasłużonej przeszłości na 118      ŻYCIE I PRACE polu filozofii, aby wznieść nowy gmach, nie trwalszy od poprzedniego. Przecież to on sam z góry przewidział, że bezwzględnej filozofii nie ma wśród ludzi, że każda idzie za potrzebą i prądem czasu, ale się i zmienia wraz z pochodem dziejów. Tak tedy Teozofia, będąc początkowo tylko nie wykonanym, stała się w końcu niewykonalnym postulatem filozofii Kremera. Fale czasu pogrzebały ją wcześniej jeszcze, nim się zrodzić zdołała. Pomimo, to jednak w duchu swoim aż do końca życia pielęgnował zamiar napisania Teozofii. Świadczy o tém nie tylko fragment pośmiertny p. t. O najważniejszém zadaniu filozofii w obecnym czasie, zamieszczony w ostatnim tomie dzieł Kremera, lecz i wyraźne słowa jego wypowiedziane jeszcze w roku 1870 w liście do mnie, gdy mówi: „Może na starość zabiorę się jeszcze do napisania książki, coby niby była testamentem moim dla młodszego pokolenia, którym przekażę mu spuściznę moich myśli i uczuć, rodzaj Teozofii, choć nie ujętej w ścisłych ramach dyalektyki". Nie starczyło jednak już sił na wykonanie tego zamiaru nawet w tak zmienionej formie! Teozofia pozostała tylko wzniosłą myślą i szlachetną intencyą w sercu Kremera! Przedstawiwszy w powyższych dwóch rozdziałach poglądy filozoficzne Kremera z okresu hegloskiego, dodajmy tu kilka uwag o ich doniosłości i znaczeniu jak dla filozofii w ogóle, tak w szczególności dla rozwoju myśli filozoficznej polskiej. Co się najprzód tyczy Rysu filozoficznego umiejętności, zamieszczonego w Kwartalniku Naukowym, to samo pojawienie się jego zaznacza ważny zwrot w rozwoju filozofii u nas. Kremer nazywa ten szereg rozpraw w liście do Wójcickiego „dzwonkiem porannym, wzywającym do badań filozoficznych". I w samej rzeczy od tego Bysu filozoficznego umiejętności rozpoczyna się nowa i zarazem najświetniejsza epoka filozofii polskiej; stanowi on niejako ogólne tło, na którem się rozwijają późniejsze samodzielne poglądy Kremera, Trentowskiego, Libelta i Cieszkowskiego ; jest on wstępem filozoficznym do dzieł tych najznakomitszych myślicieli polskich. Przed tą pracą Kremera nie miano u nas żadnego pojęcia o jakimś kolwiek skończonym systemacie filozoficznym, o zamkniętym w sobie i zaokrąglonym poglądzie na świat. Systemata dawniejsze Descarta, Spinozy, Leibnica nie wywarły najmniejszego wpływu na umysłowość polską. O filozofii Kartezyusza napotykamy w naszej literaturze filozoficznej pierwszą wzmiankę dopiero w połowie zeszłego wieku, i to na to tylko, aby się od professora jezuity dowiedzieć, że poglądy tego ojca nowoczesnej filozofii stanowią dziesiąty JÓZEFA KREMERA.   119 stopień ateizmu (*). Głębokomyślny Spinoza przeszedł przez świat bez wzmianki u nas ; o istnieniu zaś Leibnica świadczy u nas tylko kilka dziełek z zakresu logiki, napisanych w duchu ucznia jego Wolffa. Z reformą szkolnictwa Konarskiego, filozofia nabrała wprawdzie większego znaczenia w naszém życiu umysłowem ; zaczynamy się zapoznawać z poglądami Bakona, Lokka, Kondyllaka, filozofii szkockiej i nawet Kanta i Schellinga; ale wszystkie prace w tym kierunku były albo tylko urywkami, odnoszącemi się do bardzo ograniczonej sfery pojęć filozoficznych, albo też miały przeważnie charakter pedagogiczny ; w każdym razie żadna z nich nie wzniosła się na ogólniejsze stanowisko filozoficzne, nie miała na oku całokształtu nauk filozoficznych, nie łączyła wszystkich szczegółowych kwestyj w jeden ogólny pogląd na świat. To wszystko po raz pierwszy występuje w naszej literaturze w Rysie filozoficznym umiejętności Kremera. W chwili, gdy praca ta na jaw wychodziła (r. 1835), Trentowski i Cieszkowski nie zabierali się jeszcze do napisania swych filozoficznych dzieł w języku niemieckim, a pierwsza praca filozoficzna polska Trentowskiego wyszła dopiero w siedm lat później, Cieszkowskiego zaś dopiero po upływie lat dwunastu. Libelt wprawdzie już na kilka lat przed tém uzyskał medal złoty w uniwersytecie berlińskim za rozprawę o Spinozie i ogłosił następnie (r. 1830) łacińską dyssertacyą O panteizmie w filozofii, ale były to także tylko specyalne poszukiwania bez ogólniejszej doniosłości; pierwsze zaś dzieła filozoficzne polskie Libelta ujrzały światło dzienne dopiero w dziewięć lat po téj pracy Kremera. Tak tedy ten Rys filozoficzny umiejętności sprawiedliwie nazwać można jutrzenką najnowszego okresu filozofii polskiej. A chociaż heglizm stanowi tu jeszcze prawie wyłączne tło poglądów Kremera, chociaż samodzielność jego występuje jeszcze bardzo skromnie w kilku tylko, zaznaczonych na swojém miejscu momentach; z tém wszystkiém jednak praca ta rozbudza u nas uśpioną myśl filozoficzną, zachęca ją do samodzielnego polotu w dziedzinę spekulacyi i wskazuje drogę jéj przyszłego rozwoju i postępu. W treści i formie téj pracy czynne są zawiązki wszystkich tych myśli, które później miały stanowić charakterystyczne znamię filozoficznych dążności jak samego Kremera tak i Trentowskiego, Libelta i Cieszkowskiego. Ciepło serdeczne i poetyczny nastrój ducha w związku z głębokiem poczuciem religijném już tutaj wyraźnie na jaw występują, łącząc syntetycznie wszystkie dążności ducha w jedną nierozdzielną całość, w różnicy od jednostronnego kierunku abstrakcyi, przeciwstawiającego myśl filozoficzną najgłębszym potrzebom serca i uczucia. To wszystko nadaje téj pracy Kremera jedno z najwydatniejszych miejsc w rozwoju nowszej filozofii polskiej. (*) Zob. mój Wstęp historyczny do Logiki str. 169, i nast. 120      ŻYCIE i PRACE Wykład systematyczny filozofii nie ustępuje co do swéj doniosłości Rysowi filozoficznemu umiejętności. Przeciwnie, systematycznością i ścisłością wykładu i samodzielnością treści przewyższa znacznie tę pierwszą pracę Kremera. Mamy tu już przed sobą wyrób zupełnie dojrzałej myśli, świadomej zarówno metodycznych podstaw jak i ostatecznych celów swego pochodu. A chociaż dzieło to wyprzedzonem już było takiemi pracami jak Trentowskiego : Grundlage der universellen Philosophie (1837), Vorstudien zur Wisienschaft der Natur (1840), Chowanną (1842), My ślinią (1844), oraz pracami Cieszkowskiego : Prolegomena zur Historiosophie (1838), Gott und Palingenesie (1842), Ojcze nasz (1848), wreszcie pierwszym tomem Filozofii i Krytyki Libelta (1845), z tém wszystkiém jednak zajmuje nie tylko zupełnie niezależne stanowisko względem tych prac, lecz przewyższa je często zarówno subtelnością i ścisłością rozumowania jak i wyrazistością swych poglądów. Wykład filozofii Kremera nie odznacza się poprawdzie tém bogactwem olśniewających połysków myśli, tą rzutkością, żywością i wszechstronnością poglądów, które charakteryzują szczególniej dzieła Trentowskiego ; ale za to wolnym też jest od owego nieustającego przerzucania się z jednej ostateczności w drugą, od owych ryzykownych skoków myśli, nie dbających o żadną ścisłość i ciągłość rozumowania, od owej wiecznej polemiki, nie dającej czytelnikowi przyjść do siebie, zastanowić się nad istotą przedmiotu. Tok myśli Kremera, spokojny, systematyczny, przedmiotowy, poddający się naturalnemu biegowi samej rzeczy, dążący jak można najprościej do ostatecznych wyników, płynie niby rzeka w swém ustaloném korycie. Tylko kiedy niekiedy, napotykając na swej drodze bądź twarde skały, bądź góry niebotyczne, skupia swe siły w sobie, zwęża swój bieg, zagłębia się aż do fundamentów tych przeszkód, lecz nie mogąc przemódz ich oporu, zaznacza tylko ich istnienie, przepływa koło nich i postępuje naprzód spokojnie jak poprzednio. W innych znowu chwilach rozlewa się wprawdzie po szerokich łanach, obejmuje najrozleglejsze widnokręgi, ale i wtedy nie zbacza zbytnio ze swéj drogi, lecz, użyźniwszy w przebiegu przebyte pola, wraca znowu do koryta i bieży czémpredzéj do celu wędrówki. O ile taki tok myśli Kremera blizko jest spokrewnionym ze sposobem rozumowania Libelta, o tyle się różni od traktowania filozofii przez Trentowskiego a poczęści Cieszkowskiego, od owego niespokoju myśli, który pod wpływem przeważnie podmiotowych wzruszeń, niby strumień górski, skacze ciągle w prawo i w lewo, szamocze się z każdym listkiem, napotykanym na drodze, rozpryskuje się w barwach tęczowych o każdy kamyk, i nie pyta jak i kiedy do celu dopłynie. Pozostając w tym obrazie, dodać tu możemy, że tok myśli Kremera wyróżnia się też charakterystycznie od sposobu rozumowania samego Hegla. Myśl bowiem mistrza dyalektyki nie płynie wcale, ani strumieniem, ani rzeką, lecz kroczy o kiju po bezpiecznej i pewnej, ale JÓZEFA KREMERA.   121 twardej bo z kamienia ubitej drodze. Wije się ona wężem wśród najpiękniejszych okolic, ale cóż, kiedy wędrowiec tych piękności prawie nigdy nie widzi, bo je zasłania mur drzew, zwanych tezą i antytezą, ustawionych po obu stronach drogi. Nie myślimy rozstrzygać pytania, która z powyższych dróg rozumowania jest najlepszą; każda może mieć swoich zwolenników ; ale to pewna, że istotna wartość każdej z nich zależy przedewszystkiém od jéj zgodności z treścią, która we wskazanym przez nią kierunku się rozwija, i od celu, do którego ostatecznie doprowadza. Treścią swoją Wykład filozof ii Kremera zajmuje nader wybitne miejsce wśród prac tak zwanej prawicy Hegla i to nie tylko w polskiej, ale i w powszechnej literaturze filozoficznej. Wiadomo, że po śmierci Hegla szkoła jego rozpadła się wkrótce na dwa przeciwległe i nawet nieprzyjazne sobie obozy, na tak zwaną lewicę i prawicę Hegla. Głównym powodem tego rozbratu było wystąpienie Straussa ze swoim Żywotem Jezusa (1835 r.). Stosując konsekwentnie zasady bezwzględnego panteizmu do historyi chrześcijaństwa, Strauss naturalnie jak w osobie tak i w nauce Chrystusa widział tylko jeden z przemijających momentów ogólnego rozwoju dziejów przez to samo zaprzeczał racyi bytu poglądom religijnym na osobowość Boga i jego objawienie w historyi. Z większą jeszcze oppozycyą przeciw wszelkiej w ogóle religii wystąpił wkrótce potem (1841) Feuerbach, w swojém dziele o Istocie Chrześcijaństwa. Domagał się on w niém, aby konsekwentnie rozwinięto zasadę Hegla, że filozofia, myśl jest najwyższym i ostatecznym wynikiem rozwoju ludzkości. Religia z tego stanowiska powinna być, według Feuerbacha, porzuconą raz na zawsze ; ona wypływa z ograniczoności umysłu i fanatycznych namiętności, odrywa człowieka od samego siebie, podkopuje postęp i dobrobyt ludzkości ciągłemi marzeniami o jakimś wyższym nadziemskim świecie, i dla tego ustąpić winna miejsce filozofii ziemskiej, tutecznéj, humanitarnej, widzącej w ludzkości głównego czynnika i ostateczny cel zdrowo pojętego rozwoju dziejów. Liczny szereg uczniów Hegla, którzy stanęli po stronie Straussa i Feuerbacha, lub przynajmniej obstawali przy zasadzie bezwzględnego panteizmu, stanowi właśnie tak zwaną lewicę Hegla. Do prawicy zaś należeli ci wszyscy, którzy, nie wyrzekając się ogólnych podstaw heglizmu, bronili jednak religii i osobowości Boga przeciwko bezwzględnym wynikłościom panteizmu. Rozpatrując się atoli nieco bliżej w pracach filozoficznych téj prawicy Hegla, wyznać należy, że nie ma wśród nich żadnej, któraby na podstawie ogólnych zasad heglizmu zdołała przezwyciężyć panteizm i nawrócić do idei o osobowości Boga. Teologowie téj szkoły jak Daub, Marheinecke, Günther i inni wymijali panteizm za pośrednictwem dość dziwacznego dualizmu między filozofią i wiarą, między dyalektycznym rozwojem przyrody aż do duszy człowieka a Bogiem-Stworzycielem świata, objawiającym się w duchu ludzkim i jego dziejach. Prawnicy znowu 122      ŻYCIE I PRACE jak Gans i Göschel czerpali swych argumentów przeciw panteizmowi głównie z motywów moralnych i praktycznych, nie uwzględniając należycie ogólnych metafizycznych zasad mistrza. Co wreszcie się tyczy filozofów z powołania, działających w tym kierunku jak np. Gablera, następcy Hegla na katedrze filozofii w Berlinie, Filippa Fischera, Schallera, i innych, to oni albo się ograniczali powtarzaniem zdań Hegla o zgodności jego filozofii z religią i chrześcijaństwem, albo też krytykowali Straussa i Feuerbacha z ogólnego stanowiska, bez szczegółowego rozbioru podstaw heglizmu w stosunku do prawd religii. Wszyscy zaś samodzielniejsi myśliciele, którzy wyrośli pod wpływem heglizmu, ale się z czasem zgodzić nie mogli z jego panteizmem porzucili też wkrótce potem ogólne zasady dyalektycznego idealizmu i torowali sobie nowe drogi po za obrębem filozofii Hegla, jak np. Fichte młodszy, Weisse, Chalybäus, Ulrici, Carriere i wielu innych. Takim sposobem prawica Hegla nie zdobyła się w Niemczech na myśliciela, któryby osobowość Boga i w ogóle najgłówniejsze prawdy religii uzasadnił i rozwinął z punktu widzenia filozofii Hegla. Wszyscy pozostali tutaj w zakresie abstrakcyjnego idealizmu i nie znaleźli przejścia od idei bezwzględnej do bezwzględnej osobowości, od fenomenologii ducha ludzkiego, do rzeczywistej bytności ducha najwyższego. A w tym względzie właśnie śmiało powiedzieć można, że przedstawiony powyżej pogląd Kremera na paralelizm myśli i bytu i na wynikającą ztąd kategoryę osoby bezwzględnej, jako przedmiotowego uzupełnienia podmiotowego rozwoju idei bezwzględnej, jest najważniejszym objawem filozoficznym w zakresie prawicy Hegla, najkonsekwentniejszym rozwojem jego systematu w tym kierunku. I gdyby Wykład filozofii Kremera był wyszedł nieco wcześniej w języku niemieckim, to niewątpliwie byłby się stał punktem zbornym dla całej prawicy Hegla, podstawą daleko odpowiedniejszą dla pogodzenia heglizmu z pozytywnemi prawdami religii niż wszystkie prace tego rodzaju wzmiankowanych dopiero co heglistów. Można się nie zgadzać z metodą i treścią dzieła Kremera, ale w każdym razie nie można zaprzeczyć, że w historycznym rozwoju nauki Hegla zajmuje ono miejsce nader wydatne, że reprezentuje zaszczytnie w szkole Hegla kierunek myśli, któremu cały szereg uczniów jego, pomimo wszelkich starań, podołać nie umiał. Co więcej, pełen głębokości pogląd Kremera na wzajemny do siebie stosunek myśli i bytu, jego samodzielne pojęcie istoty metafizycznej kategoryi, nadaje naszemu myślicielowi wysokie znaczenie nie tylko w zakresie szkoły Hegla, lecz i w epoce przejściowej od heglizmu do nowszej filozofii syntetycznej, idealnego realizmu. Pod tym względem z chlubą postawić go można obok takich niemieckich myślicieli jak młodszy Fichte, Ulrici, Trendelenburg, Lotzc i inni, do których się później zupełnie otwarcie przyłączył. U nas Wykład filozofii Kremera nie stał się tak głośnym i nie JÓZEFA KREMERA.   123 był tyle czytanym, co prace filozoficzne Trentowskiego, Libelta i Cieszkowskiego. Nadto zeszedł w krótce w świadomości ogółu na plan drugi wobec dzieł estetycznych Kremera. Zdaje się jednak, że pod tym względem wyrządzono krzywdę filozoficznym dążnościom naszego myśliciela. Krytycy zapatrywali się na wykład jego filozofii zazwyczaj z dwóch przeciwległych punktów widzenia i nie chcieli lub też, dla braku wykształcenia filozoficznego, nie mogli wznieść się na stanowisko samego autora, co było rzeczą konieczną dla należytego zrozumienia jego intencyj i sprawiedliwego ocenienia ich doniosłości. Jedni potępiali go z powodu heglizmu, zarzucali mu bez wszelkiego rozbioru panteizm i zalecali fanatycznie cenzurze kościelnej. Nad tego rodzaju krytykami nie mamy naturalnie powodu bliżej się zastanawiać, pomimo że ich niesprawiedliwe zarzuty, przeciwne najistotniejszym dążnościom Kremera, najbardziej go bolały. Inni znowu, mający większą pretensyą do filozoficznego zapatrywania się na rzeczy, nie mogli Kremerowi przebaczyć jego wystąpienia przeciw panteizmowi i zwrotu do zasadniczych prawd religijnych. Widzieli oni w tem albo poprostu naganne zacofanie, bratanie się ze wstecznemi siłami społeczności, albo też nieuzasadnione przekroczenie zakresu ścisłych rozumowań filozoficznych. Byli i tacy, którzy przyznawali, że „co do strony formalnej, trudnoby Kremerowi coś zarzucić", że na jego wywód osoby bezwzględnej „zgodzić się każdy musi", a jednak dowodzili, że osobowość jest pojęciem, dającem się zastosować wyłącznie tylko do ducha skończonego nie zaś do Boga, jako istoty bezwzględnej, i że w skutek tego Kremer zmienia właściwie tylko wyrazy, w miejsce bowiem idea bezwzględna pisze osobowość bezwzględna, ale to rzeczy nie rozwięzuje. Osobowość bezwzględna Kremera, dodawali, istnieje tylko „w myśli, w głowie, a nie wszystko, co jest w myśli ma byt rzeczywisty" (*). Wszystkie te krytyki jednak nie dotarły do właściwego fundamentu całego rozumowania Kremera, do jego poglądu na wzajemny do siebie stosunek myśli i bytu. W tym poglądzie tkwi przeważnie cały wywód osoby bezwzględnej; w skutek jego pominięcia osoba bezwzględna Kremera musiała się przedstawiać krytykom jako Deus ex machina. Ztąd poszło, że zarówno wierzący jak i hegliści nie przypisywali filozofii Kremera szczególnego znaczenia obok systematu Hegla ; a publiczność, idąca w tym względzie za krytykami, nie widziała w Kremerze nic innego prócz odblasku Hegla, i oddała pierwszeństwo oryginalnym pomysłom Trentowskiego i Libelta, zaniedbując co raz więcej subtelne filozoficzne wywody krakowskiego myśliciela. Takim sposobem stać się mogło, że prawdziwa doniosłość myśli Kremera przez długie lata nie została należycie (*) Zob. Dodatek o filozofii w Polsce przy przekładzie Historyi filozofii Schweglera przez F. K. 1863, str. 461 i nast. 124      ŻYCIE I PRACE wyjaśnioną i przez to nie wywarła prawie żadnego wpływu na dalszy rozwój pojęć filozoficznych u nas. Brak ten pragnąłem wypełnić w swoim rysie historyi Logiki w Polsce, przedstawiając już tam pogląd Kremera na wzajemny do siebie stosunek myśli i bytu i wykazując znaczenie takowego dla umiejętnej teoryi poznania (*). Jako podręcznik „dla miłośników filozofii, pragnących dokładniej się z nią obeznać" Wykład filozofii Kremera zajmuje dotąd jedyne stanowisko w naszej literaturze filozoficznej. Możnaby wprawdzie w tym względzie postawić obok niego bądź Rady przyjacielskie młodemu czcicielowi nauk i filozofii Szaniawskiego (1 wyd. 1805 r.), bądź Filozofią umysłu ludzkiego Jana Śniadeckiego (1 wyd. 1822 r.), bądź wreszcie Przewodnik filozofii Jacques'a, Simona i Saisseta, przełożony przez Eleonorę Ziemięcką (1862 r.). Ale żadne z tych dziel, bez względu zupełnie na stanowisko filozoficzne autora, nie czyni zadość naukowym wymaganiom podręcznika filozofii. Bady Szaniawskiego zbyt są ogólnikowe, dotykają zbyt wielu kwestyj po za obrębem filozofii leżących, aby mogły dać jasne i dokładne pojęcie o jéj zadaniach, metodzie i treści. Filozofia umysłu Śniadeckiego jest znowu traktatem wyłącznie psychologicznym, cennym wprawdzie pod nie jednym względem, ale pozbawionym wszelkiego szerszego i głębszego poglądu na filozofią, jéj zasady i części składowe (**). Co zaś do Przewodnika Ziemięckiej, to on właściwie nie jest niczém inném tylko prostem zestawieniem czterech dość samodzielnych i od siebie niezależnych dziełek popularno-filozoficznych (Psychologia, (*) Zob. mój Wykład Logiki T. I, 1870 str. 231 i nast. Nie w celu samochwalstwa, lecz wyłącznie dla należytego rozjaśnienia rzeczy, przytoczę tutaj kilka wyjątków z Listu Kremera z dnia 27 Listopada 1870 r. pisanego do mnie z powodu przedstawienia jego filozofii w powyższem miejscu Logiki. Wzmiankując o wyjściu méj książki, Kremer dodaje: „Ucieszony byłem sądem czcigodnego pana, umieszczonym na str. 234 i nast., którym wskazujesz różnice miądzy mojem stanowiskiem a poglądem Hegla. Dotychczas nikt jeszcze téj różnicy nie ujął z taką bystrością i nie wypowiedział tak jasno, i, rzekłbym, tak uczciwie. Owszem, dotychczas tak bywało, że ponieważ ktoś, niegdyś napisał : Kremer ciągle trzyma sią wiernie filozofii Hegla, wiec też inni nastąpcy, przepisując to zdanie, powtarzali takowe, nie wiele dbając czyli jest słusznem... Pocieszałem się atoli nadzieją, że kiedyś, gdy mnie już nie bądzie, ktoś rozbierając sumienniej naszą literaturą filozoficzną, odda mi sprawiedliwość. Tymczasem napisałem rozprawą O duszy, umieszczoną w Bibliotece Warszawskiej (w 1867 r.), w której, rozbierając miądzy innemi i system Hegla, wykazałem słabą jego stroną i nazwałem go przebrzmiałym. Ale i to nie pomogło wiele na przesąd, który na mnie ciążył. Tymczasem, panie kollego, byłeś dla mnie i t. d. Jabym sam o sobie nie mógł wydać sądu trafniejszego, a więcej mnie usprawiedliwiającego. Pan mnie odgadłeś, odkryłeś skryte myśli moje — te myśli, które, jak z żalem mniemałem, nie były dość jasno i jawnie przezemnie wypowiedziane... Prawdą jest, że gdybym teraz miał taką książką napisać, te myśli byłyby zupełnie jawne i swobodniejsze, bobym sie nie trzymał tak ściśle ram hegelianizmu"... (**) O powyższych dziełach Szaniawskiego i Śniadeckiego wypowiedziałem swoje zdanie bardziej szczegółowo w Logice str. 187 i nast. oraz 197 i nast. JÓZEFA KREMERA.   125 Logika, Historya filozofii oraz Etyka i Teodycea). Każda z tych prac ma swoje zalety jako podręcznik odnośnej nauki, ale wszystkie razem nie tworzą jednej całości filozoficznej, nie mogą służyć za wzór ani pod względem ciągłości i systematyczności rozumowania, ani pod względem ścisłości i wszechstronności w opracowaniu kwestyj szczegółowych. Tym wszystkim zaś wymaganiom czyni właśnie zadość dzieło Kremera. Jest ono niewątpliwie przestarzałem z powodu swego stanowiska hegloskiego, ale kto chce nabrać dokładnego pojęcia o jednolitości zasad w filozofii, o konsekwentnym i systematycznym ich rozwoju w najdrobniejszych szczegółach ; kto pragnie objąć filozofią we wszystkich jéj naukach, jednym rzutem oka jako całość zamkniętą w sobie, ten i dziś jeszcze z wielką korzyścią tak pod względem gimnastyki logicznej jak i co do samej treści przestudyuje Wykład filozofii Kremera. III. Prace Kremera z zakresu estetyki i historyi sztuki. — Stan literatury estetycznej, obcej i swojskiej do pojawienia się Listów z Krakowa. — Kremer, pierwszy polski estetyk i historyk sztuki. — Charakterystyka Listów z Krakowa, jako wykładu ogólnych zasad estetyki i dziejów artystycznej fantazyi. — Forma i treść tego wykładu. — Doniosłość jego po najnowsze czasy. — Podróż do Włoch pod wzglądem formy i treści. — Historya sztuki w opracowaniu Kremera. — Prace pomniejsze z dziedziny estetyki i historyi sztuki. Już w przebiegu głównych momentów z życia Kremera widzieliśmy (str. 61), że rok 1852 zaznacza ważny zwrot w jego działalności piśmienniczej. W roku tym Kremer zwiedził powtórnie, a teraz na czas dłuższy Włochy, podjął na nowo swe studya estetyczne, przerwane pracą nad systematyczném obrobieniem filozofii, i od tej chwili poświęcił dziesięć następnych lat życia szerokiemu rozwinięciu swych poglądów na istotę i historyą sztuki. Owocem tych wytrwałych studyów były dwa dalsze tomy Listów z Krakowa, wydane wspólnie z nowém opracowaniem tomu pierwszego (Wilno, 1855 r.), następnie sześciotomowa Podróż do Włoch (Wilno, 1859 do 1864 r.), i wreszcie szereg pomniejszych prac z dziedziny estetyki i historyi sztuki, uzupełniających powyższe dwa dzieła główne. Pragnąc zdać, o ile można, dokładną sprawę z doniosłości Kremera dla piśmiennictwa swojskiego, zwrócimy obecnie bliższą uwagę na powyższe trzy działy jego prac estetycznych. Stan naszej literatury estetycznej do pojawienia się pierwszego tomu Listów z Krakowa (1843 r.) nie wytrzymuje pod żadnym względem porównania z pracą piśmienniczą innych narodów na tem polu. Już w wieku XVIII u wszystkich narodów oświeconych zarówno 126              ŻYCIE I PRACE historya sztuki jak i estetyka znajdują znakomitych przedstawicieli. W Niemczech, prócz A. G. Baumgartena, twórcy estetyki jako samodzielnej nauki (1750 r.), czynni byli na tem polu tacy badacze i genialni pisarze jak : Winkelmann, Lessing, Kant, Herder, Göthe, Schiller i wielu innych. Za ich przykładem w bieżącym wieku historyą sztuki uprawiali w Niemczech tacy badacze jak Schnaase, Anzelm Feuerbach, Kugler i wielu ich następców ; każda zaś ze szkół filozoficznych niemieckich wystąpiła z szeregiem systematów estetyki, rozbierających jak ogólne zasady tak i wszystkie szczegółowe kwestye, dotyczące piękna i sztuki. Na ich czele stanął Hegel i jego szkoła, z której wyszedł najznakomitszy estetyk niemiecki nowszych czasów Teodor Vischer. We Francyi, po teoryi poezyi Mikołaja Boileau, urabiali estetykę w kierunku naturalistycznym zeszłego wieku Batteaux, Diderot, Marmontel i inni; a Cousin i Jouffroy uzupełnili później ich poglądy ze stanowiska idealistycznego. W praktycznej nawet Anglii, która się nigdy nie odznaczała szczególnym zmysłem dla piękna i twórczością artystyczną, już od dawna zajęto się przynajmniej wykazaniem psychologicznych podstaw poczucia estetycznego (Shaftesbury, Sutcheson, Reid, Burke, Hogart i ich następcy). U nas natomiast estetyka i historya sztuki aż do Kremera leżały prawie zupełnie odłogiem. Pominąwszy liczne dzieła, dotyczące teoryi wymowy, oraz podręczniki szkolne poetyki, nie posiadaliśmy do czasów Kremera, żadnych prac, któreby rozbierały zasadnicze podstawy poczucia piękna i estetyki. Pierwszorzędni krytycy, jak Brodziński, Mochnacki, Michał Grabowski i inni kierowali się wprawdzie w swych sądach pewnemi zasadami estetycznemi; dotknęli nawet przy danej sposobności różnych kwestyj specyalnych z obrębu estetyki, szczególniej z powodu sporu pomiędzy romantykami i klassykami; ale żaden z nich nie powziął myśli usystematyzowania swych zasad estetycznych i wyłożenia ich w związku wewnętrznym, w jednej zaokrąglonej całości. Tego też nie dokonali ani Józef Łęski, matematyk z powołania a przytém gorący miłośnik sztuki, który jeszcze w roku 1817 ogłosił rozprawę, zakrawającą na kompendyum estetyki p. t. O piękności w sztukach, szczególniej w malarstwie (*); ani Paweł Czajkowski, professor Kremera, który obok kwestyj literackich dotykał, jak widzieliśmy (powyżej str. 13 i nast.) i przedmiotów z zakresu sztuki plastycznej. (*) Rozprawa ta mieści się w Roczniku Towarzystwa Naukowego Krakowskie' go z roku 1817 T. I, str. 259 do 319. Łęski urodził się 1760 roku. Od 1798 roku był professorem matematyki w Krakowie po Janie Sniadeckim. Oddając się z rzadkiem zamiłowaniem sztukom pięknym, nagromadził w swém mieszkaniu istne muzeum artystyczne i w powyższej rozprawie, opartej przeważnie na estetycznych poglądach Winkelmanna, zastanawiał się, choć bardzo pobieżnie, nad ogólnemi zasadami piękna. Umarł 1825 r. Nekrolog jego podał Karol Hube w Roczniku Tow. Nauk. Krak. z roku 1831 T. IV, str. 125 i nast. JÓZEFA KREMERA.   127 Co się zaś tyczy historyi sztuki, to do czasów Kremera jako jedyném dziełem można się u nas było poszczycić tylko skróconem opracowaniem Winkelmanna Historyi sztuki starożytnej, dokonaném przez hrabiego Stanisława Potockiego, a wydaném w Warszawie w roku 1815 w trzech częściach p. t. O sztuce u dawnych czyli Winkelman Polski. Dość przypomnieć, że pierwowzór tego opracowania wyszedł na świat jeszcze w roku 1764, że Potocki w niczém nie rozszerzył ram bardzo jeszcze ścieśnionego historyozoficznego poglądu Winkelmana, że nawet faktyczne uzupełnienia, wymagane w skutek upływu przeszło pół wieku od chwili wydania oryginału, sprowadzone są do minimum, aby się przekonać, że i to jedyne dzieło z zakresu historyi sztuki, pomimo całej swej doniosłości, nie odpowiadało już swemu przeznaczeniu za czasów Kremera, a w każdym razie, jako przyswojone z obcej literatury, nie świadczyło o samodzielnych studyach, podjętych przez krajowe siły nad historyą sztuki. Takim sposobem do Kremera polska literatura nie posiadała właściwie żadnego opracowania estetyki, ani żadnych samodzielnych prac nad dziejami sztuki. A wobec takiego stanu rzeczy Kremer śmiało może i powinien być nazwany pierwszym polskim estetykiem i historykiem sztuki. Przed nim mieliśmy dość dobrych autorów retoryk i poetyk oraz znakomitych krytyków estetycznych, ale brak nam było estetyków, obejmujących całość teoretycznych podstaw piękna i sztuki ; mieliśmy również wielu gorących miłośników sztuki, ale nie posiadaliśmy umiejętnych pracowników nad jej dziejami. Zobaczmy tedy czego dokonał Kremer na tem polu. Listy z Krakowa, jako wykład filozofii sztuki czyli estetyki, według pierwotnego planu Kremera, wypowiedzianego w pierwszém wydaniu pierwszego tomu (str. 407) rozpaść się miały na trzy części : pierwsza miała zawierać Wstępne zasady estetyki, druga Dzieje artystycznej fantazyi, a trzecia rozbiór pojedynczych sztuk pięknych. Z tych trzech części Kremer atoli opracował tylko dwie pierwsze. Wstępne zasady estetyki stanowią treść dziesięciu pierwszych listów; do nich przyłączają się dwa następne listy, mające za przedmiot rozbiór fantazyi i stanowiące zarazem przejście do części drugiej. Ta znowu wyłożoną jest w ośmnastu ostatnich listach. Nie ulega kwestyi, że rozbiór pojedynczych sztuk pięknych, t. j. owa trzecia nieopracowana przez Kremera część listów, z natury swojej wchodzi w skład każdego zupełnego wykładu estetyki. Jest to część szczegółowa, zawierająca w sobie rozwinięcie ogólnych zasad estetyki i ich zastosowanie do głównych objawów twórczości artystycznej. To też dla braku tej części Listy z Krakowa zawierają w sobie właściwie tylko wykład ogólnych zasad estetyki, poparty poglądem na dziejowy rozwój fantazyi. Pogląd ten uwzględnia wprawdzie główne objawy twórczości artystycznej, wykazuje pracę ducha w każdej ze sztuk pięknych, i dla tego uzupełnia poniekąd część pierwszą i zaokrągla harmonijnie wykład owych zasad 128 ŻYCIE I PRACE ogólnych. W tém to historyczném uzupełnieniu i zamknięciu ogólnej części estetyki należy też zapewne szukać głównego powodu zaniechania pracy nad rozbiorem pojedynczych sztuk pięknych. To też w drugiém wydaniu Listy z Krakowa i bez owej części trzeciej wystąpić mogły jako całość w sobie. Z tém wszystkiém jednak owe dzieje artystycznej fantazyi, pomimo całej swéj historyozoficznéj doniosłości, o czém poniżej mowa będzie, nie mogą zastąpić specjalnego rozbioru pojedynczych sztuk pięknych, a praca Kremera pod tym względem pozostaje zawsze niezupełną. Charakter wykładu estetyki w Listach z Krakowa jest popularny. Kremer sam wspomina o tej formie swego dzieła i wyjaśnia ją bliżej pod koniec pierwszego i dziesiątego listu. Przyznaje on, że praca systematyczna, będąca całością organiczną w sobie, byłaby najodpowiedniejszym kształtem dla osnowy jego i że filozofia sztuki jako filozofia znalazłaby najwłaściwszy wyraz w formie ścisłego, naukowego wykładu. Ponieważ zaś w danej chwili nie czuje się w usposobieniu do podjęcia podobnej pracy pełnej grozy, a sądząc nadto, że i czytelnik szukać będzie w jego dziele rozerwania umysłu, ochłody i orzeźwienia myśli z powszedniego zatrudnienia, autor wybrał formę swobodniejszą ; formę, która, nie spuszczając z oka głównego celu, nadaje jednak prawo czynienia wycieczek w przedmioty będące w związku ze sztukami pięknemi, skreślenia przy sposobności tego wszystkiego, co myśl i serce pod pióro przyniesie. Do powyższych motywów wykładu popularnego w miejsce systematycznego, dodać tu możemy z naszej strony i tę okoliczność, że studya estetyczne Kremera, oparte na własném oglądaniu i badaniu dzieł piękna, na przejęciu się najwznioślejszemi utworami plastyki i poezyi, nie nadawały się do suchego wykładu estetyki według abstrakcyjnych zasad heglizmu, wyznawanego przez Kremera na polu filozoficzném. Wniknięcie w szczegółowe objawy piękna, przyznanie ich samoistnej doniosłości, ich znaczenia, że tak powiem, indywidualnego, w różnicy od tendencyi niwelizacyjnéj heglizmu, było jednym z owych czynników, które wyłamywały naszego myśliciela coraz bardziej z pod bezpośredniego wpływu jednostronnej spekulacyi. Więc też dziwić się nie można, że wykładu swych poglądów na piękno nie mógł przelewać w owe ciasne ogólnikowe formy, wymagane przez heglizm, że dla zaspokojenia swego własnego poczucia estetycznego, swego zamiłowania do całej mnogości szczegółowych objawów piękna potrzebował takiej formy wykładu, któraby pozwoliła na uwzględnienie owego zamiłowania w całej swéj indywidualnej sile, w całym bogactwie konkretnego materyału. A do tego wszystkiego nie nadawała się forma spekulacyjnych wywodów. Sam Kremer zaznacza niejednokrotnie w Listach z Krakowa tę niezgodność swoich zapatrywań estetycznych z jednostronną spekulacyą. O teoretykach tego rodzaju mówi między innemi zaraz JÓZEFA KREMERA.   129 w liście trzecim, rozbierając kwestyę o prawidłach i ustawach w sztuce (*): „Co przed nimi stworzyły wieki, nie ma żadnej u nich powagi ; nie chcą widzieć wielkich dzieł sztuki, któremi geniusze całej przeszłości uposażyły świat ; chcą z gołego rozumowania, z pojęć abstrakcyjnych wysnuć ustawy stałe i niezmienne dla sztuk pięknych. Rzecz jasna, iż trzymając się w sferze czystego i abstrakcyjnego rozumu, stanowić mogą jedynie zasady ogólne, nie wdając się wcale w szczegóły. Bo proszę cię, jakim tu sposobem z ogólnego rozumowania wywieść ile aktów ma mieć tragedya? dla czego niejeden tylko? dla czego nie sześć lub więcej? Albo jak ze samych pojęć rozumowych wskazać warunki doskonałego obrazu lub rzeźby? A mówiąc takim ogólnym trybem o kolumnach w architekturze, uczyć oni cię będą, aby one zbyt cienkie ani zbyt grube nie były; powiedzą nawet jakie wrażenie uczyniłyby popełnione w tym rodzaju błędy, ale ci nie oznaczą w liczbach stosunku grubości kolumn do ich wysokości, bo jakżeby z rozumowania samego taka dokładność wypłynąć mogła? W takowe szczegółowe objaśnienia nasi teoretycy nie wdają się wcale; dla tego ich zdania o dziełach sztuki są zupełnie ogólne, są to formuły i pewniki. Im nie chodzi bynajmniej o to, aby wykazać prawdę zamkniętą w jakiem dziele sztuki pięknej, ani nawet określić czém ta prawda jest w sztuce, bo uważają jedynie czém jest prawda sama w sobie wzięta. I nie przeczę, że rozumowanie takowe może być bardzo prawdziwe, ale do celu nie doprowadzi, bo zastosowania nie ma". A w innem miejscu (**) żąda, aby do badania sztuki zastosowano te same zasady, co do badania natury. W jednym i drugim razie, mówi, nie należy wprawdzie mieć na oku jednej tylko strony zewnętrznej przedmiotów i zjawisk, nie należy ubóstwiać samej formy zmysłowej, lecz wniknąć w myśl tkwiącą w niéj, w jej ducha; ale tego znowu uczynić nie można samą czystą myślą, samém gołem abstrakcyjném rozumowaniem, z zamkniętemi oczyma, niby na pamięć według widzimi się swojego, lecz baczyć należy na same zjawiska i ich prawa, czynić spostrzeżenia, pozbierać fakta, aby ten świat widoczny i dotykalny wyspowiadał nam duszę swoją i roztoczył przed nami treść swoją. Kremer pragnął tedy w swoim wykładzie estetyki uwzględnić jak najszerzej szczegółowy materyał sztuki i poezyi, nad nim się zastanawiać, z niego wyprowadzać swe zapatrywania, i dla tego nie mógł się niewolniczo poddawać ścisłym wymaganiom filozoficznej dedukcyi. A że w zasadzie innej formy naukowego traktowania rzeczy nie uznawał, więc w danym razie, jak w ogóle we wszystkich swych pracach z dziedziny estetyki i historyi sztuki, trzymał się popularnego sposobu wykładu. (*) Listy z Krakowa T. I, str. 24. (**) Tamże str. 50. Życie Kramera. 9 130      ŻYCIE I PRACE Z drugiej jednak strony wyznać należy, że ta popularność Kremera pełna jest szlachetności, wyższego polotu i głębszej myśli, bo się opiera na jasno pojętych zasadach filozoficznych i w miejsce poniżenia przedmiotu do poziomu średnio wykształconej publiczności, stara się o wzniesienie czytelnika na stanowisko poważnego, choć ogólnie przystępnego rozważania rzeczy. To też, mając na uwadze tę podstawę filozoficzną, ten szkielet naukowy swych prac popularnych z zakresu estetyki i historyi sztuki, Kremer zupełnie słusznie W końcu swego Wykładu filozofii (§ 647) mógł się powołać na Listy z Krakowa jako na składową część swego systemu, gdyż do niego jeżeli nie z formy, to z treści swojej nie wątpliwie należą. Jako wysoką zaletę pod względem formy i tego dzieła Kremera należy podnieść zarowno czystość i nadzwyczajną żywość wysłowienia, jak i poetyczny nastrój odpowiadający w zupełności przedmiotowi wykładu. Charakterystyka dzieł sztuki, różnych epok jej rozwoju, różnych ludów pod względem ich usposobienia estetycznego, i tym podobnych przedmiotów, często nadarzających się w dziele przeważnie historyczném, tak jest malowniczą, popartą tak wieloma zajmującemi szczegółowemi rysami, że czytelnik patrzy na wszystkoo czém autor mówi i nabiera o wszystkiém plastycznego obrazu. Podnosi to bezpośrednio znaczenie dzieła i świadczy o wyjątkowym darze Kremera do pisania właśnie o dziełach piękna. Co zaś do owego nastroju poetycznego, który wyraża bardziej podmiotowy stosunek autora i czytelnika zarówno do tych dzieł jak i do pewnych ogólnych zasad i poglądów, to zarzut deklamacyjności, powtarzany często w tym względzie, nie zdaje mi się dość uzasadnionym. Może się on wprawdzie powołać na niektóre pojedyńcze ustępy, które przekraczają zakres prawdziwie poetycznego nastroju i mają w sobie pewien odcień wymuszonej wzniosłości, ale to nie stanowi ogólnego tonu, ani charakterystycznego znamienia stylu Kremera w Listach z Krakowa; znamieniem tém jest prawda i szczerość uczucia, szlachetna miłość dla wszystkiego co piękne i wzniosłe; a wypływający z takiego źródła nastrój poetyczny może się nie podobać umysłom zimniejszym, bardziej prozaicznym, ale nie zasługuje na zarzut deklamacyjności. Nastrój taki znajdzie w przyszłości, jak znalazł dotąd, serdeczny oddźwięk zawsze i wszędzie, gdzie tylko jednostronny doktryneryzm nie przytłumił bezpośrednich porywów uczucia i jego przyrodzonego ciepła sztucznie nie oziębił. Część pierwsza Listów z Krakowa czyli Wstępne zasady estetyki mają za swój punkt wyjścia sztuki piękne. Zgodnie z bardziej konkretną i popularną tendencyą swego dzieła, Kremer nie wdaje się w rozbiór istoty piękna w ogóle, jak to czyni większość niemieckich estetyków, szczególniej ze szkoły Hegla, lecz przystępuje wprost do najwyższego objawu piękna t. j. do sztuki. We wstępnych zasadach estetyki pomija zatem zupełnie jak piękno w ogóle, tak i piękno natury i piękno duszy ludzkiej) a zastanawia się wyłącznie nad sztuką JÓZEFA KREMER A.  131 piękną, jéj stosunkiem do natury i ducha ludzkiego, oraz nad ideałem jako głównym czynniku twórczości artystycznej. Zresztą pogląd Kremera na sztukę tak jest rozległy, tak wiele w sobie obejmuje, a nadto tak głęboko wnika w jéj podmiotowe czynniki, że czytelnik nie spostrzega prawie wcale owego braku zasadniczych wywodów estetycznych. Kremer widzi przedewszystkiém w sztukach pięknych ostateczny wypadek i summę życia naszego tak duchowego jak materyalnego, kwiat wszystkich pierwiastków żyjących i pracujących od wieków w duszy człowieka, całą treść jego, oblaną wdziękiem nadświatnym (*). „W sztukach pięknych, mówi, człowiek składa całego siebie, im powierza najdroższe serca swojego uczucia i wiarę swoję i nadzieję, i tęsknotę swoję". „Wszystko, co jeno człowieka obchodzić może i co porusza głębinę duszy jego, wszystko to wyraża się w dziełach sztuki pięknej". W nich znaleźć można i dobytek prac naukowych, i prawdy z wiary płynące, i zasady z filozofii i z doświadczenia czerpane ; one wyjawiają nam jasne i ciemne chwile rodu ludzkiego, wszystkie koleje historyi, jak i dzieje natury. Dla tego też są one tém wielkiém ogniskiem, do którego chodzą grzać się wszystkie wieki i narody, i wszyscy ludzie bez względu na różnice powołania, wieku, płci i położenia towarzyskiego. Przechodząc od tego wstępnego poglądu na znaczenie sztuki do objaśnienia jéj genezy jak w duchu pojedynczego człowieka, tak i w dziejach całej ludzkości, Kremer zaznacza przedewszystkiém (**) dwoistość natury ludzkiej, jéj stronę materyalną i duchową. Wśród zgiełku codziennego życia, wśród jego zabiegów i wrzawy, kłopotów i pracy zapominamy zazwyczaj o szlachetniejszych potrzebach wyższej naszej natury. Niekiedy jednak odzywa się w głębi ducha tak silnie nieśmiertelna nasza istota, że nas na wskróś przejmuje tęsknota ku wyższej dziedzinie nadzmysłowej doskonałości. W tej tęsknocie tkwi, według Kremera, zaród wszelkiej sztuki pięknej, wszelkiej twórczości człowieka. Ale ta tęsknota, to umysłowe przebudzenie zależnem jest w znacznej części od stosunków zewnętrznych, życiowych, materyalnych jak pojedyńczego człowieka, tak i całych narodów. Daleki od jednostronnego idealizmu, Kremer otwarcie wyznaje, że zaspokojenie potrzeb cielesnych jest koniecznym warunkiem zwrócenia myśli do rzeczy nadzmysłowych, a podniesienie bytu materyalnego potężną pobudką coraz świetniejszego rozwoju sztuki. Jak dusza potężna, mówi, przemieszkiwać może jedynie w zdrowém i silnem ciele, tak przemysł materyalny, który jest ciałem społeczności umysłowej, warunkuje swobodny rozkwit wszystkich idealniejszych dążności. Na stwierdzenie téj prawdy nie brak dowodów (*) Tamże str. 2 i nast. (**) Tamże str. 6 i nast. 9* 132      ŻYCIE I PRACE z dziejów sztuki dawniejszej i najnowszej, to też Kremer wskazuje na nie, wyprowadzając z nich wniosek, że zasmakowanie w sztukach pięknych jest zawsze wróżbą uduchowienia się czasu i pewnym szczeblem poznania najwyższych prawd. Ale chociaż dobytek materyalny warunkuje i pobudza rozwój sztuki, to jednak nie jest jéj głównym czynnikiem. Ten wypływa z nieśmiertelnej istoty człowieka, z owéj tęsknoty jego ku światu wyższemu, nadzmysłowemu. Posiadając w swym duchu pierwiastek nieskończony, boski, człowiek nie może się zadowolić doczesnym bytem, skończonością, lecz sięga wyobraźnią swoją po za ten swój żywot i pragnie sprowadzić treść nieskończoną, odwieczną na ziemię. A że tego dokonać nie może w rzeczywistości zmysłowej, bo nieskończoność i świat zmysłowy wyłączają się nawzajem, więc odziewa przynajmniej tę treść nieskończoną w szatę zmysłową, daje jéj pozór rzeczywistości, aby się choć w obrazie nasycić treścią i ukoić swoją tęsknotę. Z tego wynika, że każde dzieło sztuki zawiera w sobie dwa pierwiastki: jeden zmysłowy, materyalny, drugi duchowy, będący prawdą nieskończoną. Pierwszy przystępny dla zmysłów; drugi istnieje tylko dla samego ducha. Harmonijne zaś pogodzenie tych pierwiastków jest najwyższym celem, wieńcem sztuki pięknej. „Świat materyalny, natura pożycza człowiekowi swoich postaci, swoich kształtów, daje mu na osnowę swoje marmury, drzewa, kruszce, barwy, tony, głos, a człowiek, uchwyciwszy je, wlewa w nich duszę swoją, przyciska gorejącem objęciem do serca, wlewa w nich nieskończone życie swoje, swego ducha, a tak staje się twórcą, mistrzem. Co żyło na bezdnach ducha, o czém jakby przez sen marzył, teraz dla niego zjawia się widome". Łącząc zaś w ten sposób istotę ziemską i niebiańską człowieka, zmysły ciała jego i duch wiekuisty, sztuka piękna uderza na całą treść natury ludzkiej, chwyta wszystkie struny naszego jestestwa. „Zmysły i rozum, uczucia i myśl, duch i serce, ciało i dusza, wszystkie te potęgi zarazem są tknięte piękności dziełem ; żadna tedy z osobna, ale wszystkie razem, jakby w chór grzmiącym psalmem witają wiekuistość, która na ziemię stąpiła. Tak piękność godzi wszystkie sprzeczności duszy naszej i pokojem niebiańskim ucisza wieczny w piersiach naszych bój". Oto w kilku słowach pogląd na genezę i istotę sztuki, wyłożony obszernie w drugim i siódmym liście (*). W celu wszechstronnego wyjaśnienia i uzupełnienia tego poglądu Kremer zajmuje się dalej określeniem stosunku sztuki jak do prawideł estetycznych i natchnie (*) Tamże str. 12 i uast., oraz str. 95 i nast. Porównaj też str. 123 i nast., gdzie Kremer odpiera „całą płytkość i zbyteczność onych zachodów, pragnących koniecznie zgadnąć, jakim sposobem sztuki były wynalezione". JÓZEFA KREMERA. 133 nia, do przyrody i różnych władz umysłowych człowieka, tak wreszcie do religii i filozofii. Nie mając jednak na celu przedstawienia we wszystkich szczegółach treści Listów z Krakowa, dotknę tutaj z pomiędzy zaznaczonych przedmiotów tylko tych, które bliżej charakteryzują stanowisko estetyczne naszego autora. A do nich należą przedewszystkiém określenie stosunku sztuki do natury, następnie pogląd na udział różnych władz ducha ludzkiego, szczególniej zmysłów i rozumu przy wydaniu dzieł piękna, wreszcie ich podział na różne rodzaje sztuki. Pytanie : czy sztuka jest naśladowaniem natury, czy też wypływem samodzielnej twórczości człowieka, należy do najgłówniejszych kwestyj estetyki po najnowsze czasy. Rozwiązaniu tej kwestyi poświęca Kremer list czwarty (*). Stanowisko, jakie w tym względzie zajmuje, wypływa po części już z powyższego poglądu na istotę sztuki, a w każdym razie odznacza się racyonalnością i trzeźwością. Kremer przedewszystkiém nie zaprzecza, że są w dziejach ludzkich czasy, w których sztuka jest tylko naśladowaniem natury, prostem jéj kopiowaniem. Są to jednak czasy, w których życie duchowe, wewnętrzne, idealne człowieka mniej było rozwinięte, a natomiast życie zmysłowe, zewnętrzne, praktyczne przeważało. Ztąd tych czasów w rozwoju sztuki nie można wziąść za wyłączną podstawę dla rozstrzygnięcia téj kwestyi. Podobnież i nawoływanie nowszych czasów do natury i tak często powtarzana definicya sztuki, że jest naśladowaniem natury, są raczej wypływem historycznego rozwoju sztuki, niż rzeczywistym wyrazem jéj istoty. Ten zwrot do natury, mówi Kremer, był koniecznym w obec gwałtów dokonanych w państwie sztuki w czasie jéj upadku. W chwilach, gdy sztuka, poniewierając naturą i zdrowym rozsądkiem, paczy czyste formy piękna, nawrócenie się do prawdy i przyrody jest rzeczą równie potrzebną jak zbawienną. Zresztą Kremer nie jednokrotnie powtarza, że nie lekeewaźy bynajmniej ogromnej wartości, jaką ma dla poety i artysty zapatrywanie się na naturę, świeże, miłości pełne. Ponieważ sztuka ma łączyć w jedność świat duchowy z przyrodzonym, więc mistrz prawdziwy powinien otworzyć duszę swoją i serce zjawiskom zmysłowego świata, powinien kształcić swój zmysł dla uroków natury. Przez to wzmoże się uczuciem, spotęguje się natchnieniem i obroni się wszelkiej niemocy, mogącej spaczyć myśl i zapatrywanie się jego na świat. „Niechaj tedy, dodaje Kremer, młodzieniec każdy pozna tę naturę, niechaj wiedza jego spina się po wszystkich jéj szczeblach, począwszy od atomu, co igra w eterach promienistych, począwszy od zawiązku błyszczącego kryształka, co buduje ścianki swoje około niewidomego punktu, niby serca swojego, od żyjątka, co jest dopiero punktem drgającym; a niechaj się ta wiedza (*) Tamże str. 28 i nast. 134      ŻYCIE I PRACE posuwa coraz wyżej, na coraz wznioślejsze natury przyczola, aż się nie zatrzyma przed postacią człowieka!" Ale pomimo takiego uznania wysokiej doniosłości i koniecznej potrzeby natury dla sztuki, nie można jednak zamknąć oczów na różnice istniejące między niemi, a szczególniej na te właściwości, które sztukę stanowczo odróżniają od wszelkiego naśladownictwa natury. Wywody Kremera w tym względzie dają się sprowadzić do kilku wydatnych momentów. Sztuka jako naśladowanie natury nie miała-by najprzód, według Kremera, żadnego rozumnego celu, nie czyniła-by zadość żadnej potrzebie ducha ludzkiego, nie przynosiłaby mu żadnego pożytku. „Na cóż byśmy mieli tworzyć z całym mozołem i poświęceniem naszém to, co już przyroda sama tak sutą, tak wielką odmierzyła nam miarą?" pyta nasz autor. Sama natura zaspakajałaby w takim razie daleko lepiej i wszechstronniej nasze poczucie estetyczne, niż najdoskonalsze dzieła sztuki. Jeżeli zaś tak nie jest, jeżeli prócz i obok natury ubiegamy się za dziełami sztuki, to tylko dla tego, że one zawierają w sobie coś odrębnego, coś takiego, czém natura sama nas obdarzyć nie może. A tem właśnie jest uwydatnienie owej treści idealnej, nadzmysłowej, której natura sama nam nie przedstawia. Wskutek téj właśnie treści idealnej sztuka przewyższa stokrotnie naturę. Dzieła téj ostatniej mogą być ogromne, pełne majestatu, ale szlachetniejszemi i wznioślejszemi będą zawsze dzieła sztuki, z ducha płynące. Jako dalszy dowód prawdy, że sztuka nie jest naśladowaniem natury, lecz przeciwnie, że względnie jest wyższą od niéj przytacza Kremer tę okoliczność, że nie każdy przedmiot natury nadaje się do odtworzenia artystycznego, i że wskutek tego nawet zwolennicy owéj naturalistycznéj teoryi o naśladowaniu natury przez sztukę domagają się od mistrza, aby przebierał przedmioty przyrodzone i tyl- ko najstosowniejsze i najpiękniejsze za wzór sobie stawiał. W takiém zaś żądaniu bezpośrednio zamknięte są, według Kremera, następujące prawdy: najprzód, że nie wszystko w naturze jest pięknem i że tedy nie cała natura godna naśladowania; dalej, że w stosunku sztuki do natury wszystko od owego wyboru zależy, który może być rozmaitym stosownie do różnych czynników działających w mistrzu, i nakoniec, że wybór właściwy przedmiotów przyrody opiera się na sądzie o ich piękności, a zatem wypływa z zastosowania pewnego próbierza i miary piękności, w duchu działających i dowodzących wyższości jego nad przyrodę. Wreszcie Kremer wykazuje, że naśladowanie natury jest poprostu niemożliwem, a wszelkie nieudolne starania w tym kierunku budzą bardziej wstręt niż zadowolenie estetyczne. I tak o naśladowaniu natury może być mowa tylka w malarstwie i rzeźbie, do architektury, poezyi i muzyki nie ma żadnego zastosowania. Malarstwo i rzeźba zaś w naśladowaniu natury ograniczone są do bar JÓZEFA KREMERA.   135 dzo szczupłego zakresu przedmiotów, niezdolnych uwydatnić właśnie to, co jest najpiękniejszém i najwznioślejszem w przyrodzie. Przestwory niebios bez końca, początku i granic, dające pojęcie o prawdziwej wielkości natury, mogą być ujęte tylko myślą i wyobraźnią, ale nie mogą się stać przedmiotem sztuki plastycznej. Toż samo powiedzieć należy o najistotniejszym objawie przyrody, jakim jest ruch odwieczny i życie, począwszy od przewrotów geologicznych, aż do processów życiowych najdrobniejszych istot na ziemi. Te zaś przedmioty natury, które się nadają do naśladowania, nie mogą być przez sztukę odtworzone z zupełną dokładnością i wiernością. Najskrupulatniejszy kopista, choćby był mistrzem w swéj sztuce, nie zdoła udać ani jednego listka tak, aby nie było bardzo dotykalnej różnicy między jego kopią a rzeczywistym listkiem. Wszelkie udawanie natury trąci zawsze albo nieudolnością i śmiesznością, albo obudza wstręt i obrzydzenie. Za przykład przytacza Kremer figury woskowe w porównaniu z figurami snycerskiemi Wita Stwosza, które pomimo, że mniej naśladują naturę niż tamte, budzą jednak daleko większe upodobania dla treści duchowej jaką wyrażają. I fotografia w porównaniu z malarstwem stwierdza tę prawdę. Obawiano się początkowo, że wierne kopiowanie natury przez daguerotyp lub fotografią zaszkodzi sztuce malarskiej, tymczasem wynalazek ten zaszkodził tylko kopistom a nie artystom, podobnie jak wynalazek druku zabił przepisywaczów a nie autorów. To wszystko wykazuje, że sztuka ma inne powołanie niż kopiować naturę. Podczas gdy każdy pojedyńczy przedmiot natury jest tylko odłamkiem z całości przyrody, tylko jedném ogniwem w całym jéj łańcuchu, i nadto nosi na sobie piętno doczesności i niedoskonałości, przypadkowych czynników tutecznego świata; dzieło sztuki pięknej natomiast jest całością w sobie, a całością w najwyższem znaczeniu, bo w niém przebywa duch wiekuisty, nieskończony. Jeszcze dobitniej rozwija Kremer swój pogląd na istotę sztuki przy określeniu jéj stosunku do zmysłów i rozumu w piątym liście (*). Tutaj objaśnia bardziej szczegółowo owe dwa składowe pierwiastki sztuki pięknej, materyalny i duchowy, o których już powyżej wzmiankowano. Znaczenie i udział zmysłów w sztuce naprowadza na bliższe rozwinięcie pierwszego z tych pierwiastków; rozbiór zaś stosunku rozumu do sztuki wydaje drugi. Doniosłość zmysłów dla sztuki Kremer przedstawia choć w ogólnych tylko rysach, ale jasno i dobitnie. Bez zmysłów, mówi, a w szczególności bez wzroku i słuchu nie byłoby sztuk pięknych; noc głucha, ciemna, niema pokrywałaby świat dokoła. Przez zmysły świat nabiera uroku dla człowieka. Przy ich udziale życie staje się dla niego tak pięknem i jasném, jakby dzień wiosenny. One (*) Tamże str. 49 i nast. 136 ŻYCIE I PRACE są podwaliną naszego poglądu na świat zewnętrzny, i do nich téż przemawia pierwiastek cielesny, materyalny dzieł sztuki, pragnąc je zadowolić piękną swą powierzchownością. To też wszelkie poniewieranie uciech ziemskich, wszelkie lekceważenie zmysłowej strony człowieka, choćby na korzyść ducha, pociąga za sobą upadek sztuki. Za dowód może służyć sztuka pierwszych wieków chrześcijaństwa. Zapierając się czynników zmysłowych, odzierając swe dzieła z form piękności, sztuka ta miała na oku wyłącznie tylko myśl, treść duchową, a przezto kontentowała się prawie samemi tylko znakami symbolicznemi. Krzyż, baranek, kotwica, palma zwycięztwa, gołąbek, grona winne i winna macica, siedm świeczników i t. p. zabrały miejsce sztuki. I w najnowszych czasach to lekceważenie zmysłowej formy na korzyść treści pociąga za sobą często najrozmaitsze zboczenia sztuki; takiém np. jest nadmierne rozwinięcie allegoryi, która z natury swojej zaczyna od myśli ogólnej, abstrakcyjnej i dla niej szuka dopiero kształtu, gdy tymczasem sztuka prawdziwa odwrotnie tworzy najprzód kształty, a skoro te już staną wtedy z nich wyczytać można myśl ogólną. Pomimo jednak całej doniosłości zmysłów dla sztuki chęć zadosyć uczynienia ich tylko wymogom z zaniedbaniem treści duchowej, rozumowej doprowadza do jeszcze większych przewrotności. Sztuka, mówi Kremer, mająca na oku jedynie przyjemność zmysłową jest zupełnie zbyteczną gdyż przedmioty rzeczywiste silniej do zmysłów przemawiają, aniżeli wszystkie dzieła sztuki. „Kobieta żywa, dodaje, choćby tylko zwyczajnych powabów, więcej by miała uroków, niż owa Venus Tycyana w Trybunie florenckiej; a choćby sam Franciszek Snyders wymalował pobitą zwierzynę, mniejszej by była wartości, niż rzeczywiste zające i sarny, zwłaszcza rozłożone już na półmisku". Zmysłowość musi być uszlachetnioną, aby mogła się stać czynnikiem artystycznym. Wymaga tego wyższa natura człowieka, która już w życiu codziénném podnosi, idealizuje potrzeby i przyjemności zmysłowe. Jeżeli bowiem instynkt płciowy zwierząt uzacnia się w człowieku miłością dusz i współczuciem, a nawyknienie do legowisk i nor, oraz troskliwość samic dla młodych stają się w sferze ludzkiej miłością kraju i pragnieniem spełnienia jego nadziei należytem wychowaniem młodego pokolenia, to takie uszlachetnienie zmysłowości tem jest konieczniejszém w sztuce, która z istoty swojej dąży do podniesienia człowieka. To też stanowisko li zmysłowe w sztukach, spuszczające z oka treść idealną, przemawiającą do ducha, bywa według naszego autora zawsze oznaka skrzywionych dążności serca i dzikości lub zepsucia umysłu. Tego rodzaju kierunek twórczości artystycznej istnieć może tylko w społeczności o spróchniałych podwalinach; jak tego dowodzi sztuka we Francyi za czasów Ludwika XIV i w ciągu przeszłego wieku. Piękność prawdziwą pojąć może jedynie czyste serce i wiek szlachetny, bo w nich tylko duch nie oddaje się samowolnie pod pano JÓZEFA KREMERA.   137 wanie materyi, lecz nad nią się podnosi, słuchając głosu wewnętrznego, co mu o wieczności przemawia, i zwracając swe oblicze ku niebiańskiej ojczyznie ideału. Takim sposobem, według Kremera, sztuki piękne są ześlubieniem dwoistej istoty człowieka, jego idealnej i zmysłowej natury, duszy i materyi, nieba i ziemi; a ponieważ każdy z tych pierwiastków żyje w sztuce równem, pełnem życiem, więc też w przekonaniu naszego estetyka, żaden z nich nie powinien sobie rościć prawa do wyłącznego panowania ani w sercu widza, ani w samem dziele piękna. Z tej to dwoistości składowych pierwiastków sztuki i zadania harmonijnego ich połączenia wyprowadza Kremer i swój pogląd na podział sztuk pięknych oraz na istotę każdej z nich (*). Strona zmysłowa sztuki, mówi Kremer, opiera się na zewnętrznych formach przestrzeni i działa na wzrok, a sztukami pięknemi na tem polu wyrosłemi są : architektura, rzeźba i malarstwo. Duchowa zaś strona sztuki, jej treść przemawiająca przeważnie do uczucia i myśli znajduje według niego swój wyraz najwybitniejszy w muzyce, której głównym żywiołem jest czas, a środkiem oddziaływania na podmiot słuch, przez co jéj utwory tracą niby materyalność swoją, przestają być działami, do których zastosować można miarę i wagę a stają się dostępnemi tylko dla życia wewnętrznego, w szczególności dla uczucia. "Wyrazem zaś harmonijnego zespojenia sztuk przestrzeni, wzroku ze sztuką czasu, słuchu jest u Kremera poezya. Ona z jednej strony łączy się z muzyką; jéj rytmy i rymy są harmonią i melodyą ; a z drugiej strony maluje i stawia przed oczy posągi bohaterów i bogów. Ale ponieważ nie jest prostem zestawieniem czynników działających w innych sztukach, lecz posiada swą samodzielność, różniąc się od muzyki swą treścią jasno wyrażoną a od sztuki plastycznej życiem wewnętrznem swych postaci, więc stanowi osobny, trzeci rodzaj sztuki, znoszący zupełnie ów pierwotny dualizm i nadający istotnemu pięknu najwyższy wyraz. Wszystkie inne kwestye traktowane przez Kremera we Wstępnych zasadach estetyki są dalszém rozwinięciem przedstawionych powyżej charakterystycznych rysów jego poglądu na sztukę. I tak, gdy mówi o prawidłach i natchnieniu w sztuce (list III) wykazuje, że oba te czynniki koniecznie uzupełniać się winny zarówno przy teoretyczném pojęciu sztuki jak i przy jej uprawianiu; a rozbierając stosunek sztuki do uczuć (list VI) dochodzi do wniosku, że samo tylko uczucie i tak zwany smak estetyczny nie może służyć za podstawę ani dla oceny dzieł piękna, ani dla artystycznej twórczości, lecz że harmonia uczuć i rozumu, dobrego smaku i jasno pojętych zasad estetycznych jest koniecznym podmiotowym warunkiem jak (*) Zob. tamże str. 63 i nast. 138      ŻYCIE I PRACE wszelkiego sądu. estetycznego tak i wszelkiego tworzenia prawdziwie pięknych dzieł sztuki. Przy określeniu zaś stosunku sztuki do religii i filozofii (list VIII) objaśnia bliżej w powyższym duchu pierwiastek uczuciowy i rozumowy sztuki; a wywody dotyczące istoty ideału (list IX) mają na celu udowodnić, że wszelki ideał jest pogodzeniem rzeczywistości z duchem, przeobrażeniem pierwszej według odwiecznych wymóg ostatniego, i że urzeczywistnienie ideału w sztuce na tem polega, aby w danym przedmiocie usunąć wszystkie przypadkowe znamiona, wszystkie drobne i bezważne cechy i zrobić z niego swobodne, niezawisłe uosobienie ducha. Rozbiór szczegółowych warunków takiego urzeczywistnienia ideału, jego działania w odpowiedniej sferze (list X: sytuacya, kollizyą, działanie, pathos, charakter) zamyka tę pierwszą ogólną część całego dzieła, którą Kremer sam w końcu nazywa wykładem najogólniejszych zasad filozofii sztuki. Przejściem zaś od niej do części drugiej, mającej za przedmiot dzieje artystycznej fantazyi, jest rozbiór fantazyi jak powszechnéj tak specyalnie artystycznej (list XI i XII), przy czém autor, w myśl wyżej wyłożonych ogólnych zasad, wykazuje rozliczne warunki prawdziwej twórczości artystycznej, a obszerniej się zastanawia nad kompozycyę, talentem i geniuszem. Sprawozdanie z drugiej części Listów z Krakowa nie wymaga szerszych wywodów; dość będzie zaznaczyć, że w niéj Kremer, określając na wstępie stosunek historyi powszechnej do historyi fantazyi (list XIII) przedstawia w żywych zarysach dzieje fantazyi najprzód u ludów wschodnich (Chiny, Indye, Egipt, Assyrya, Babilonia i Persya, oraz ludy Mahometańskie ; list XIV do XIX), następnie u ludów klassycznych (Grecya i Rzym, list XX do XXIV); potem zastanawia się w celu przejścia do ludów chrześcijańskich nad fantazyą Żydów (list XXV), i wreszcie poświęca pięć ostatnich listów dziejom fantazyi u ludów chrześcijańskich w przeciągu wieków średnich (list XXVI do XXVIII) i szesnastego stulecia (list XXIX i XXX), na czém pracę swoję ostatecznie zakończa. Nie wdając się bynajmniej w szczegółową krytykę poglądów Kremera na sztukę i jej dzieje, winniśmy jednak tutaj scharakteryzować stanowisko jego jako estetyka w stosunku do szkoły Hegla i określić bliżej znaczenie Listów z Krakowa w literaturze estetycznej. Kto zna prace nad estetyką Hegla i jego szkoły i z niemi porównywa sposób traktowania kwestyj estetycznych przez Kremera — ten uderzonym zostaje nader ważnemi odstępstwami jego od zasadniczych podstaw heglizmu. A że odstępstwa te nie są Tylko wynikiem popularnego wykładu przedmiotu, lecz odnoszą się widocznie i do samej treści jego, i nadto zaznaczają pełen doniosłości postęp w rozwoju estetyki, pozostając w związku ze zwrotem Kremera do nowych kierunków filozoficznych, więc budzą tern żywsze zajęcie. JÓZEFA KREMERA    139 Na równi z całym heglizmem i Kremer widzi wprawdzie w sztuce objaw ducha w formach zmysłowych, nieskończoności w kształtach skończonego bytu. Ale podczas gdy Hegel i jego szkoła dochodzą do tego określenia drogą dyalektycznych wywodów i rozbierają sztukę tylko jako fenomen ogólnego rozwoju absolutnej idei — przenosząc w ten sposób całą treść estetyki na pole metafizyki — Kremer natomiast bierze za podstawę swoich poglądów estetycznych konkretne objawy ducha ludzkiego i jego rozwój historyczny i z nich wyprowadza początek i istotę sztuki pięknej. Wymaganie, wypowiedziane kilkakrotnie, aby się estetyka nie opierała na ogólnikowem rozumowaniu, lecz uwzględniała stronę faktyczną twórczości artystycznej, nie jest u Kreméra tylko postulatem teoretycznym, ale staje się prawdą rzeczywistą, o ile to w ogóle było możliwem przy jego idealném stanowisku, którego się nigdy w zasadzie nie wyrzekał. W miejsce hegloskiéj metafizyki główną podstawą estetyki Kremera jest już psychologia i historya sztuki. A przez to nasz autor uczynił ważny krok naprzód w zakresie idealistycznej estetyki. Co się najprzód tyczy psychologii jako fundamentu pojęć estetycznych, to należy wprawdzie wyznać, że Kremer nie uwzględnia jeszcze tak szeroko i specjalnie jéj wyników, jak tego wymaga dzisiejsza naukowa estetyka. W dziele jego nie napotykamy bardziej szczegółowego poglądu na znaczenie i udział wzroku, słuchu i dotyku w poczuciu piękna i twórczości artystycznej ; jego rozbiór rozumu, uczuć i nawet fantazyi zbyt jest ogólnikowy, zbyt mało wnika w istotę odpowiednich objawów psychologicznych dla objaśnienia ich charakteru estetycznego. Tendencya wyprowadzenia sztuk pięknych z ogólnej istoty ducha ludzkiego przeważa widocznie jeszcze nad wykazaniem szczegółowych momentów jego twórczości. Z tém wszystkiém jednak Kremer zrozumiał już dobrze potrzebę ugruntowania estetyki nie na z góry powziętych pojęciach metafizycznych, lecz na naturze i dążnościach ducha ludzkiego ; on też był jednym z pierwszych, którzy tę nową zasadę psychologiczną przenosili na pole idealistycznej estetyki. Wprawdzie już przed nim Vischer w drugiej części swej Estetyki, mówiąc o jednostronném istnieniu piękna, wskazuje na jego subjektywne podstawy i rozbiera w tym celu fantazyą (*). Kremer nawet nie jednokrotnie powołuje się pod tym względem na Yischera, opierając się w szczegółach tu i owdzie na jego wywodach (**). Ale pominąwszy, że nasz autor, uwzględnia szerszy zakres objawów psychologicznych, gdyż (*) Th. Vischer, Aesthetik. T. II, r. 1847, str. 299 i nast. (**) Zob. Listy z Krakowa T. I, str. 191, 198, 216 i 363, oraz T. II, str. 19 i 98. Najdokładniej zaś określił Kremer swój stosunek do Vischera w Podróży do Włoch, T. II, str. 259 i nast. w przypisku. 140      ŻYCIE I PRACE zwraca uwagę nie tylko na fantazyą, lecz i na szereg innych zdolności i stanów umysłu, pozostających w związku z estetyką ; należy nadto zaznaczyć, że pogląd Kremera za samą fantazyą i jej objawy różni się zasadniczo od poglądu Yischera. Podczas bowiem gdy Vischer, zupełnie jeszcze w duchu Hegla, trzyma się metody dyalektycznéj, przez jej pryzmę na fantazyą się zapatruje, i jej objawy z metafizycznych przesłanek panteizmu wyprowadza ; Kremer natomiast staje na stanowisku indywidualizmu, widzi w twórczości artystycznej przedewszystkiém objaw człowieka i patrzy na sztukę konkretnie jako na wypływ jego natury, jego przyrodzonych potrzeb i dążności. Nasz estetyk wyrywa zatem, że tak powiem, sztukę z owego dyalektycznego potoku idei absolutnej, w którym heglizm ją zatapia wraz ze wszystkiémi żywiołami jednostkowego bytu, i przeciwstawia ją jako samoistny produkt człowieka odwiecznej nieskończonej zasadzie istnienia, Bogu, i jego twórczości. Łączność zaś pomiędzy témi czynnikami wyprowadza znowu nie z dyalektycznego zrównoważenia ich sprzeczności, lecz ze źródła indywidualnego, psychologicznego, z tęsknoty ducha ludzkiego ku nieskończoności pracującej w nim samym. Sztuka jest właśnie według Kremera, jak widzieliśmy, wyrazem tej tęsknoty i jednoczy w skutek tego harmonijnie rzeczywistość z idealnością, ducha ludzkiego ze światem nadziemskiej doskonałości. Syntetyczny charakter sztuki ma tedy u Kremera daleko wyższe znaczenie niż u Hegla i Vischera, bo nie odnosi się tylko do dwóch abstrakcyjnych pojęć lub stanów jednej i tej samej idei, lecz do dwóch różnych indywidualnych istot obchodzących w sztuce swoje pojednanie. W takim duchu rozwinął estetykę w ojczyznie Hegla dopiero Maurycy Carriere w roku 1859 (*). I uwzględnienie historyi sztuki ma u Kremera inny zupełnie charakter niż u Hegla i Vischera. Heglizm z zasady swojej sprzyjał wprawdzie historycznemu traktowaniu wszelkiego w ogóle przedmiotu myśli ludzkiej. Wykazanie rozwoju idei jest jego cechą wybitną. To też zarówno Hegel jak Vischer wcielają w swoje estetyki rozlegle wywody o dziejowych momentach twórczości artystycznej. Ostatni z nich szczególniej znaczną część swéj nauki o subjektywném pięknie poświęcił historyi fantazyi i ideału, dzieląc ją na trzy główne okresy, do których zalicza: 1) ideał objektywnéj fantazyi w świecie starożytnym, na Wschodzie, w Grecyi i u Rzymian ; 2) ideał fantastycznego subjektywizmu czyli fantazya romantyczna wieków średnich, i 3) ideał nowych czasów czyli fantazya wolnej, z objektywnością pojednanej subjektywności (**). Histo (*) M. Carriere, Aesthetik. Die Idee des Schönen u. ihre Verwirklichung durch Natur, Geist. u. Kunst. 2 tomy, 1859 r. Nowe wyd. 1873 r (**) Th. Vischer, tamże str. 403 do 524. JÓZEFA KREMERA.   141 ryczne zatem uzupełnienie teoretycznych poglądów estetyki, w ogóle pojęcie dziejów fantazyi Kremer wziął w spadku po heglizmie. Ale zastosowanie i faktyczne urzeczywistnienie tego pojęcia inne jest u Kremera, niż u jego poprzedników. Kremer nie traktuje dziejów fantazyi tylko jako illustracyi ogólnego rozwoju abstrakcyjnej idei, nie widzi w nich tylko jednego z licznych przykładów dyalektycznego procesu, jak to jeszcze czyni Vischer w powyższym podziale ; lecz przeciwnie nadaje tym dziejom bardziej samodzielne znaczenie, patrzy na nie jako na samoistny objaw ducha ludzkiego, budzący sam przez się żywe zajęcie, wykazując stosunek estetyczny człowieka zarówno do otaczającej go przyrody, jak i do owego wyższego idealnego pierwiastku, który w jego duchu żyje i działa. W miejsce tedy poddania dziejów fantazyi dyalektyce, Kremer zajmuje względem nich stanowisko bardziej historyczne i spożytkowywa ich treść dla faktycznego objaśnienia najgłębszych potrzeb i dążności natury ludzkiej. W skutek tego nasz autor uwzględnia też daleko szerzej, niż to czynią Hegel lub Vischer, związek rozwoju fantazyi z ogólnym rozwojem kultury i cywilizacyi. On sam zaznacza, że miał na oku przedstawić obraz dziejów artystycznej fantazyi w historyi powszechnej ludzkiego rodu. Charakterystyka etnograficzna narodów, pogląd zarówno na ich indywidualne usposobienie, jak i na ich ogólne stanowisko w dziejach ludzkości, jest u Kremera tłem, na którem odtwarza dopiero specyalne objawy artystycznej fantazyi. A przy tem należy podnieść jako niepoślednią zasługę naszego autora tę okoliczność, że wiadomości swoje o mało znanych narodach dalekiego Wschodu czerpie z najlepszych źródeł współczesnych. Z takiego szerszego, choć zarazem i bardziej indywidualnego i psychologicznego traktowania dziejów fantazyi wypływał dla Kremera i odmienny pogląd na ich wydatne okresy i epoki. W miejsce powyższego dyalektycznego podziału Vischera, Kremer, biorąc na uwagę stosunek człowieka do przyrody i ducha, dzieli całe dzieje fantazyi na dwa wielkie okresy: 1) obejmujący starożytność, w której fantazya człowieka, łącząc się jeszcze bezpośrednio z przyrodą, albo zależną jest zupełnie od jéj zewnętrznych kształtów (Wschód), albo się z niemi drogą bezpośredniego poczucia harmonijnie równoważy (Grecya i Rzym) i 2) okres, w którym duch człowieka, przerosłszy swą treścią przyrodę, albo wytwarza sobie własny swój świat ułud i mamideł, oderwany zupełnie od rzeczywistości i sprzeczny z nią (romantyzm średnich wieków), albo też świadomie zwraca się znowu do rzeczywistości i w nią wciela swą treść idealną (sztuka nowożytna od XVI wieku) (*). I pod względem takiego nacisku na estetyczne usposobienie narodów i ich stanowi (*) Zob. Listy z Krakowa. T. I, str. 265. 142      ŻYCIE I PRACE sko w dziejach cywilizacyi, Kremer wyprzedził znakomite dzieła Camera, przedstawiające historyą ideałów ludzkości w związku z ogólnym rozwojem kultury (*). Carriere wnika wprawdzie głębiej w istotę szczegółowych objawów ludzkiego idealizmu; on też bierze za podstawę inny pogląd historyozoficzny, bo wychodząc ze stanu przyrodzonego człowieka, śledzi za stopniowém wyłamywaniem się najprzód uczucia (Gemüth), a następnie i samego ducha ludzkiego z pod bezpośredniej władzy przyrody; ale myśl przewodnia jego dzieła i ogólne ramy jej przeprowadzenia schodzą się bardzo blizko z dziejami artystycznej fantazyi w Listach z Krakowa. Jest to nowym dowodem, że Kremer nader był czujnym na istotne potrzeby czasu i że dzieło jego ze stanowiska głębszego pojęcia dziejów piękna zasługuje na wydatne stanowisko nie tylko w naszej, lecz i w powszechnej literaturze estetycznej. I dziś jeszcze, pomimo pracy Carriera, dzieje artystycznej fantazyi Kremera zachowały dla nas swoją wysoką doniosłość choćby tylko jako jedyna w tym przedmiocie praca oryginalna polskiego myśliciela. Teoretyczna część estetyki uzupełnioną została później systematycznemi pracami Libelta (**) i Trentowskiego (***), ale część historyczna nie znalazła u nas dotąd pracowników, którzy by dzieło Kremera zrówna rozległością poglądu historycznego dalej poprowadzili. Przyjęcie Listów z Krakowa przez czytającą publiczność było jak najgorętsze; widać było, że odpowiadały one rozbudzającemu się już naówczas w naszém społeczeństwie żywszemu zajęciu dla sztuk pięknych. Ale za to krytyka, jak to zwykle w takich razach bywa, z tem większą zazdrością spoglądała na powodzenie dzieła. Wyszukiwano przedewszystkiém ujemne strony pracy; zarzucano jéj bądź pobieżność, bądź deklamacyjność, bądź wreszcie niewłaściwość stanowiska filozoficznego. W najpoważniejszem nawet czasopiśmie warszawskiém krytyk sprowadził swoje zarzuty do tego, że Kremer za mało uwzględnia stanowisko objawienia zarówno w dziejach powszechnych, jak i w dziejach fantazyi, że „w swych zasadach i myślach o sztuce zbyt powolnie poszedł w ślady filozofii i estetyki protestanckiej barwy, napiętnowanej względem chrześcijańskiego ducha przeczeniem". O innych zarzutach w kierunku wprost przeciwnym, godzących w odstępstwo autora od zasad bezwzględnej filozofii i postępu, wspomnieliśmy już powyżej w życiorysie Kremera (str. 56 i nast.). Rzecz naturalna, że wobec tego rodzaju naciąganych zarzutów mowy być nie mogło o sprawiedliwej ocenie dzieła, o wyznaczeniu mu właściwego miejsca w literaturze este (*) M. Carriere, Die Kunst im Zusammenhange der Culturentwickelung und die Ideale der Menschheit. 4 tomy, 1 wyd. 1863, 3 wyd. 1877 r. (**) Libelt, Umnictwo piękne. 1 wyd. 1850, 2 wyd. 1875 r. (***) Trentowski, Panteon wiedzy ludzkiej. T. II, 1874 r. str. 460 do 641. JÓZEFA KREMERA.   143 tycznej. Dopiero Karol Libelt w nowem wydaniu swej estetyki wykazał w kilku dobitnych słowach istotne znaczenie Listów z Krakowa. Mówi on w tym względzie co następuje (*): „Można orzec bez przesady, że Listy z Krakowa rozbudziły u nas pierwsze, gruntowniejsze i jaśniejsze pojęcia o pięknie i o sztuce. Nie jest to ani system, ani filozofia estetyki. Uczony autor, w rzeczach filozofii niemieckiej i w jéj teoryach o pięknie nader biegły, przyjął raczej luźną formę listów, aby w nich obszerne i gruntowne wypowiedzieć wywody estetyczne tak o znamionach i charakterach piękna, jak i o sztukach, mianowicie plastycznych, przez różne epoki i narody, będących upostaciowaniem tych znamion zewnętrznej piękności. I rzeczywiście była ta forma, lekka i bezsystematyczna, najstosowniejsza, aby w narodzie, mało obeznanym z estetyką, obudzić i smak do rzeczy pięknych, poznać ich znaczenie, charaktery i style, a zachęcić w ogóle do zamiłowania przedmiotu, uszlachetniającego wysoko i uczucia serca i podniosłość ducha. Ktokolwiek z nas zapragnie wstąpić do świątyni, w której adoracya bogini piękna się odbywa, powinien najprzód przebyć ten cudny przysionek, który Józef Kremer listami swoimi, jakby tyluż korynckiemi kolumnami w okół celli (tak zwała się u Greków właściwa świątynia) uozdobił i uzacnił. I zaprawdę nie będzie nadaremną, ani nużącą praca czytelnika, bo styl pisma jest prawdziwie estetyczny, a tak czysto polski, że zeń czuć powiew złotej literatury Zygmuntowskiéj, na której autor pióro swoje urobił". Słowa te Libelta zawierają w sobie wszystko, cobyśmy powiedzieć mogli dla ostatecznego streszczenia naszej charakterystyki Listów z Krakowa i dla tego do nich w tym przedmiocie nic już dodać nie mamy. Drugiém obszerném dziełem Kromera z dziedziny piękna jest jego Podróż do Włoch, o której wspomnieliśmy pobieżnie już w życiorysie (str. 61 i nast.). O celu i zadaniu tej pracy, i o jej stosunku do Listów z Krakowa podaje sam autor bliższe objaśnienia zarówno na wstępie do całego dzieła, jako też w przedmowie, dołączonej po jego ukończeniu (**). W chwili, gdy Kremer wybierał się w podróż do Włoch (r. 1852) zajęty był właśnie pracą nad dziejami artystycznej fantazyi. A chociaż mógł słusznie się spodziewać, że wędrówka jego po ziemi italskiej pójdzie na korzyść tej drugiej części Listów z Krakowa, to jednak, jak mówi, przewidywał, że tylko drobna cząstka spostrzeżeń i notat w po (*) Libelt, tamże, 2 wyd. Część ogólna str. 29 i nast. (**) Zob. Podróż do Włoch. T. I, str. VII i nast. oraz str. 21 i nast. 144      ŻYCIE I PRACE dróży poczynionych, umieścić się da w tej pracy, która miała być tylko ogólnym szkicem dziejów fantazyi. „Tak się tedy stało, objaśnia dalej Kremer, że mi się czepiła myśl skreślenia osobnego opisu tej wycieczki, któryby, obok treści tyczącej się scen natury i ludzi owych stron, wyjaśnił zarazem ogólnym zarysem historyą architektury, rzeźby i malarstwa, a to tak w czasach chrześcijańskich, jak i w starożytności klassycznéj. Ta myśl tak mocno mnie zajęła, iż postanowiłem u siebie wykonać ją wedle sił moich. Przewidywałem, że książka takowa mogłaby być właśnie uzupełnieniem owego szkicu dziejów artystycznej fantazyi, bo co w nim winno być jedynie ogólną zasadniczą teoryą, znalazłoby w takowym opisie podróży swoje udowodnienie, unaocznienie i praktyczne zastosowanie. Tak przeto złożyłaby mi się w formie wędrówki przez Włochy, niby historya sztuki, wykazana na pomnikach rzeczywistych, istniejących na ziemi italskiej. Podróż do Włoch miała tedy, według myśli Kremera, przedstawić całe bogactwo szczegółowego materyału z dziedziny historyi sztuki, zdolnego wyczerpująco objaśnić i ożywić owe ogólne historyozoficzne zarysy, które stanowiły treść dziejów fantazyi. Jeżeli Listy z Krakowa były tylko szkicowem odtworzeniem wspaniałej świątyni piękna w szczupłych ramach obrazu, to Podróż do Włoch miała tę świątynię unaocznić w całej rzeczywistości i zapoznać widza po szczególe ze wszystkiemi znakomitszemi okazami, które ją zdobią. Każdy łatwo pojmuje wysoką doniosłość takiego faktycznego uzupełnienia ogólnych poglądów na dzieje twórczości artystycznej. Ale zarazem każdy rozumie ogromną trudność osiągnięcia tego celu za pomocą zwykłego opisu podróży do Włoch. Jak tu przezwyciężyć chaotyczne pomięszanie przedmiotów ? jak tu wyswobodzić myśl z pod przypadkowych zupełnie wpływów czasu i miejsca? Jasna i dobitna charakterystyka szczegółów dziejowego rozwoju daną być może tylko na tle głębszego wniknięcia w ogólny pochód i główne momenty tego rozwoju. Tymczasem opis podróży nagli autora i czytelnika na każdym kroku do zajęcia się przedmiotami według kolei, którą przypadkowo nastręcza czas i miejscowość bez żadnego względu na związek wewnętrzny i następstwo historyczne tych przedmiotów. W podróży zabytki należące do najróżnorodniejszych epok stoją często obok siebie, a znowu dzieła jednego i tego samego okresu, nawet jednego mistrza oddzielone są od siebie tak odległem miejscem i czasem, że o ich współczesnem traktowaniu mowy być nie może. W skutek tego trudno ustrzedz się powtarzań przy charakterystyce dzieł do siebie należących, a z drugiej strony nie obejdzie się bez nagłych skoków myśli i przerwania jéj logicznego toku tylko dla tego, że tego wymaga przypadkowe następstwo obrazów w kalejdoskopie podróży. Kremer jasno pojmował wszystkie te trudności, sam o nich obszernie wspomina w przedmowie, i przedsięwziął wszelkie możli JÓZEFA KREMERA.   145 we środki dla ich przezwyciężenia. Środków tych jest cały szereg; wskażemy tu najgłówniejsze z nich, charakteryzujące bliżej zarówno treść jak i formę tego obszernego dzieła. Pierwszym ze środków dla usunięcia wskazanych niedogodności w opisie podróży jest monograficzne, o ile można, przedstawienie dziejowego rozwoju sztuki w każdem z głównych jej siedlisk we Włoszech. Kremer nie oprowadza nas wprost po miastach, muzeach i galeryach — nie zastanawia się nad dziełami w następstwie topograficzném jak je sam widział, lecz opis i charakterystykę dzieł sztuki danej miejscowości poprzedza zazwyczaj historycznym poglądem na jéj ogólną doniosłość artystyczną i na główne momenta, uwydatniające tę doniosłość; następnie dopiero w tych ramach dziejowego rozwoju przedstawia nam po szczególe jego wydatne okazy. W ten sposób przesuwają się przed naszemi oczyma np. w Wenecyi dzieje weneckiej architektury i weneckiego malarstwa; w Medyolanie zapoznajemy się ze stopniowym rozwojem malarstwa włoskiego od Leonarda da Vinci aż do Correggia; Florencya nastręcza autorowi sposobność nie tylko do żywej charakterystyki architektury, rzeźby i malarstwa w tém najdonioślejszém po Rzymie siedlisku sztuki, lecz i do zarysowania głownych momentów rozwoju rzeźby starożytnej, tak wspaniale reprezentowanej w galeryi Uffizzi; wreszcie bogate zabytki Neapolu i Rzymu, rozdzielone według tejże zasady na odpowiednie gruppy, Kremer zużytkowywa nader umiejętnie dla przedstawienia całego szeregu obrazów, dotyczących zarówno sztuki klassycznej jak i owych epok nowożytnego artyzmu, o których mówił w dziejach fantazyi. Jeżeli do tego dodamy zajmujące wycieczki w dzieje powszechne, w historyą miast i ich zabytków, w życie i czyny wydatnych osobistości, szczególniej artystów, wyjaśniające bliżej charakterystykę bądź ogólnego ducha czasu, bądź różnych okresów i szkół w rozwoju sztuki — natenczas wyznamy, że takie monograficzne zarysy nie są pozbawione wysokiego zajęcia i że nadto nie mało się przyczyniają do zaprowadzenia pewnego ładu w chaotyczném bogactwie szczegółowego materyału. Ale środek powyższy może być zastosowanym tylko do każdej miejscowości z osobna wziętej; następstwo zaś tych miejscowości, a tém samém i treści dziejowej zawartej w każdej z nich, już nie może być w podróży zmienioném według jakiejś myśli przewodniej. Pod tym względem opis z konieczności uledz musi kolei miast i okolic, jaka przypadkowo wypływa z wytkniętej linii podróży. W skutek tego, pomimo częstych powtarzań, ciągłego powoływania się na wspólną treść dotkniętą w różnych miejscowościach, ginie jednak w czytelniku świadomość o wewnętrznej łączności owych monograficznych rysów, a całość historycznego rozwoju sztuk pięknych należycie na jaw nie występuje. Ten to niedostatek nie może już być usunięty przez żadną nową me Życie Kremera.    10 146      ŻYCIE I PRACE todę ugruppowania samego materyału, lecz uzupełnionym być może tylko mechanicznie przez dodanie osobnych ustępów, łączących owe rozproszone po różnych miejscach rysy w pewne ogólniejsze poglądy, a w końcu nawet w jeden powszechny obraz dziejowego rozwoju sztuki. I z tego środka Kremer skorzystał jak najrozlegléj, w celu należytego rozwiązania owych zadań, o których wspomniał określając stosunek tego dzieła do Listów z Krakowa. Podróż do Włoch przeplataną jest całym szeregiem uogólniających widoków bądź na rozwój pojedyńczych sztuk pięknych, bądź na różne epoki lub szkoły artystycznej twórczości. Każdy z tych streszczonych zarysów historycznych zestawia wszystkie dzieła widziane w różnych miejscowościach i wyznacza każdemu z nich właściwe stanowisko w pochodzie dziejowym sztuki. Do takich ustępów dodatkowych należą między innémi: przegląd dziejów architektury świata chrześcijanskiego z jej podziałem na trzy epoki, starochrześcijańską, średniowieczną i nowożytną, o ile takowe się przedstawiają w zabytkach weneckich (*) ; takiż przegląd architektury na podstawie zabytków Medyolanu, Pawii i Genui (**) ; szkic dziejów sztuki starożytnej z charakterystyką jéj pięciu głównych epok (***); dalej obszerny zarys dziejów sztuki w Toskanii, zawierający szczegółowy pogląd zarówno na sztukę stylu romańskiego i gotyckiego jak i na różne epoki renessansu i barokizmu (****); wreszcie w końcu dzieła napotkamy w formie dodatku wyczerpujące kompendyum całej historyi sztuki p. t. Zarys dziejów sztuki starożytnej i sztuki rozwiniętej w czasach chrześcijańskich we Włoszech (*****). Tutaj należy jeszcze i spis illustracyj nie tylko w porządku, w jakim umieszczone są w dziele, lecz i według chronologicznego następstwa epok i okresów sztuki, oraz spis alfabetyczny artystów i przedmiotów wspomnianych w Podróży w celu ułatwienia podręcznego użytku dzieła. Nie ulega wątpliwości, że takiemi zarysami historycznemi, jak w ogóle przez sumienne i zręczne przeprowadzenie powyższych zasad Kremer potrafił podnieść naukową wartość swego dzieła i zbliżyć je jak najwięcej do ideału, który mu widocznie przyświecał, a który na tém polegał, aby Podróż do Włoch była zarazem zupełną historyą sztuk pięknych. Jeżeli się zaś zapytamy, dla czego do tego ideału nie zmierzał drogą krótszą, bezpośrednią, t. j. dla czego nie napisał wprost Historyi sztuki, zamiast przez siedm lat życia (*) Podróż do Włoch. T. II, str. 209 i nast. (**) Tamże, T. III, str. 131 i nast. (***) Tamże, str. 152 i nast. (****) Tamże, T. IV, str. 7 do 78. (*****) Tamże, T. VI, str. 175 do 250 JÓZEFA KREMERA.   147 i w sześciu tomach łamać się ciągle z trudnościami stojącemi na zawadzie pogodzeniu tak różnorodnych czynników, jakiémi są: opis podróży do Włoch i historya sztuk pięknych? to wyznać należy, że odpowiedź na to pytanie nie jest tak łatwą jak by się zdawało z pierwszego wejrzenia. Łączy się ona nie tylko z osobistym nastrojem ducha Kremera, który w skutek ciepła serdecznego i entuzyazmu dla wszystkiego co wzniosłe i szlachetne nie sprzyjał w rzeczach piękna ścisłej naukowości i krytyce historycznej, ale nadto wprowadza nas tak głęboko w usposobienie umysłowe i wymagania czytającej publiczności, że nie może być zadawalającą bez szerszych wywodów, dotyczących ogółu naszego społeczeństwa, szczególniej stanu jego w chwili, gdy Kremer pisał swą Podróż do Włoch. Nie odbiegając zbyt daleko naszego przedmiotu, podamy tu jednak w przelocie kilka wskazówek, zdolnych naprowadzić na bliższe wyjaśnienie tak dziwnie powikłanej formy jednego z najobszerniejszych i zarazem najpoczytniejszych dzieł naszej literatury. U narodów, znajdujących się w stosunkach bardziej normalnych, w których lepszy stan ekonomiczny i energiczniejszy puls życia umysłowego bardziej sprzyjają prawidłowemu rozwojowi zasady podziału pracy — treść Podróży do Wioch Kremera podaje zazwyczaj wątku do trzech zupełnie różnych rodzaji prac piśmienniczych, jakiémi są : zwykły opis podróży po Włoszech, przewodnik artystyczny wśród zabytków sztuki, nagromadzonych na ziemi italskiej, i wreszcie historya sztuki w naukowém znaczeniu tego słowa. Literatura niemiecka np., najbogatsza w tym względzie, posiada w każdym z powyższych rodzaji dzieła prawdziwie klassyczne, różniące się między sobą zarówno jasnym zakresem swych zadań i celów, jak i formą urobioną odrębnie w każdym z tych rodzaji pomimo wspólności a nawet niekiedy i tożsamości treści. Wspomnę tu tylko o przepysznych opisach Włoch przez Stahra, o jedynym w swoim rodzaju Ciceronie Burckhardta i wreszcie o pracach na polu historyi sztuki Kuglera, Lübkego i wielu innych. U nas taki podział pracy przed dwudziestu laty był przedwczesnym, a może nim jest i dzisiaj jeszcze dla różnych względów. Najprzód brak u nas jeszcze prawie zupełnie publiczności, zdolnej podtrzymywać literaturę naukową i przyczyniać się do jej szerszego rozwoju. Wszystko, co tylko przekracza zakres bądź najelementarniejszéj potrzeby umysłowej, bądź codziennej rozrywki literackiej wychodzi u nas dotąd na świat tylko ofiarą wydawców i autorów. Jakże tu myślić można było o wydaniu takiego zbytku umysłowego jaką jest sześciotomowa Historya sztuki! Przewodnik wśród bogactw artystycznych Włoch tak- że by nie znalazł należytej liczby czytelników. Tylko opis podróży zajmująco napisany, mógł liczyć na szerszą publiczność. Więc też zamierzone dzieło Kremera musiało choć w głównych zarysach zachować charakter Podróży. Tylko pod tym romantycznym sztandarem autor w danych okolicznościach mógł sobie zdobyć serca czy 10* 148 ŻYCIE I PRACE telników, obudzić w nich żywsze zajęcie dla poważniejszego zapoznania się z przedmiotem, o który mu głównie szło, t. j. z Mstoryą sztuki. Jako podróżnik autor mógł rozrywać i bawić czytelnika, a jako estetyk pouczać, wprowadzając w coraz głębsze rozpatrywanie dzieł piękna i w należyte pojęcie ich dziejowego rozwoju. I tak powstało dzieło, które jest zarazem i podróżą do Włoch, i przewodnikiem w zapatrywaniu się na bogactwa artystyczne ziemi italskiej i wreszcie Mstoryą sztuki. Jeżeli nie możemy mieć osobnych dzieł w każdym z tych rodzaji, bądźmy szczęśliwi, że posiadamy jedno dzieło, łączące w sobie te trzy rodzaje w sposób równie zajmujący, jak pouczający i umiejętny. W skutek powyższego powikłania treści i formy, historya sztuki nie mogła wprawdzie w Podróży do Włoch przybrać charakteru ściśle naukowego, ale pomimo to opracowanie jej w tem dziele cenném jest nie tylko pod względem praktycznym dla każdego, kto nie może skorzystać z dzieł obcych a chce się bliżej obeznać z utworami najznakomitszych mistrzów świata w zakresie budownictwa, rzeźby i malarstwa, lecz nadto posiada wartość prawdziwą ze stanowiska głębszej estetycznej oceny tych utworów. Forma podróży pozwalała Kremerowi zatrzymywać się dłużej przy wydatniejszych dziełach sztuki i wypowiadać swobodnie wszystko, co mu się na ich widok do myśli i serca cisnęło. Podczas gdy naukowy wykład historyi sztuki, w zwykłem pojęciu, nie może się uwolnić od pewnej abstrakcyjności w traktowaniu rzeczy, od owego przedmiotowego poglądu, który i wtedy gdy wykazuje całą doniosłość arcydzieł, zachowuje jednak swój zimny spokój krytyczny ; to przeciwnie Kremer jako podróżnik, obok takiéj objektywnej oceny, mógł względem utworów sztuki zająć stanowisko bardziej podmiotowe, wykazać ich wpływ bezpośredni na myśl i uczucie widza, wypowiadać szerzej swe wrażenia osobiste. On nie potrzebował być tylko historykiem i krytykiem, lecz mógł być zarazem i entuzyastą, mógł zachwycać się lub się brzydzić, śmiać się lub ubolewać stosownie do przedmiotów, z któremi się spotykał. Podobnież i stosunek jego do mistrzów, nad którymi się zastanawiał był swobodniejszy, nie krępowany względami na naukową ścisłość i systematyczność. A to wszystko podawało autorowi możność wniknięcia głębiej bądź w myśl przewodnią arcydzieł, bądź w niektóre szczegóły charakterystyczne, bądź w ducha różnych epok dziejowych sztuki, bądź wreszcie w indywidualność znakomitszych mistrzów. W miejsce ilościowej zupełności i dokładności w wyliczaniu wszystkiego, co zasługuje na uwagę sumiennego historyka, Kremer zastanawiał się głównie nad przedmiotami budzącemi powszechne zajęcie, nad pierwszorzędnemi gwiazdami na niebie sztuki, ale im też poświęcał zazwyczaj więcej czasu i szersze wywody, niż to ma miejsce w najobszerniejszych nawet historyach sztuki. Czytelnik zapoznaje się w skutek tego daleko głębiej z wewnętrzną, że tak JÓZEFA KREMERA.   149 powiem, historyą piękna, z owemi tajemniczemi sprężynami, które wprowadzają w ruch fantazyą artystyczną i są głównemi czynnikami jej twórczości. Jako świetne przykłady takiego traktowania rzeczy służyć mogą między innémi charakterystyki narodu Rzymskiego i jego sztuki, Giotta, Leonarda da Vinci, Raffaela, Michała Anioła, Tycyana i wielu innych znakomitych mistrzów. Za próbierz estetyczny we wszystkich tych charakterystykach i ocenach służą zasady wyłuszczone bliżej w rozbiorze Listów z Krakowa. W Podróży do Włoch Kremer stosuje te zasady z konsekwencyą myśliciela i subtelnością prawdziwego miłośnika piękna. Nigdzie nie napotykamy gołosłownego sądu, wypowiedzianego lekko, pobieżnie, po dyletancku, pod wpływem chwilowego usposobienia. Pomimo wszelkiego uwzględnienia podmiotowych wrażeń, Kremer wyjaśnia zawsze głębsze źródło takowych, usprawiedliwia je i motywuje na podstawie jasno określonych zasad. Można się tu i owdzie różnić w zdaniach z autorem, ale nie można zaprzeczyć, że poglądy swoje na różne epoki sztuki, na osobistość mistrzów i ich dzieła, wypowiada zawsze sumiennie, na podstawie gruntownej znajomości i wszechstronnego rozpatrzenia rzeczy. To staranie uniknienia wszelkiej powierzchowności, ó którą tak nie trudno w zwykłych opisach podróży, jest nawet jedną z najwybitniejszych cech tego dzieła i staje się niekiedy przyczyną zbyt rozwlekłego pochodu myśli. Chęć jak najprzystępniejszego, popularnego wykładu może także na to nie mało wpłynęła. Ale w imię sprawiedliwości wyznać należy, że rozwlekłość ta męczy tylko przy czytaniu dzieła jednym ciągiem ; gdy tymczasem przy rozpatrzeniu się w pojedynczych jego częściach z osobna wziętych wywołuje raczej przyjemne wrażenie w skutek serdecznego tonu autora i barwnego oświetlenia rzeczy z najrozliczniejszych stron. Gdzie teoretyczne zasady Listów z Krakowa okazują się niewystarczającemi dla ich zbyt ogólnikowego charakteru, tam Kremer w rodrózy do Wioch uzupełnia i rozwija je szczegółowo na tle najznakomitszych utworów sztuki pięknej. Wychodzi to bezpośrednio na korzyść czytelnikowi, bo kształci jego sąd estetyczny, przyczyniając się z jednej strony do rozjaśnienia rozumowego pojęcia piękna i jego warunków, a z drugiej wprowadzając coraz głębiej w należyte rozpatrzenie faktycznego materyału historyi sztuki. W ten sposób podnosi Kremer w Podróży do Włoch obszerniej kwestye, dotknięte już dawniej: o stosunku sztuki do natury, o udziale natchnienia i uczucia w sprawach artystycznych, o materyalnych warunkach rozwoju sztuki, o istocie piękna, o syntezie idei i rzeczywistości w sztuce pięknej, dalej o różnych warunkach techniki artystycznej, o różnych stylach architektonicznych i wiele tym podobnych. Te wywody teoretyczne tak są nawet częste, że stanowią właściwie osobny czynnik składowy dzieła — czwarty z rzędu — nad którym się jednak bliżej zastanawiać nie potrzebujemy, gdyż Kremer nie 150 ŻYCIE I PRACE odstępuje tutaj nigdzie od wstępnych zasad estetyki, wyłożonych w pierwszej części Listów z Krakowa. Doniosłość Podróży do Wioch z tą treścią, jaką w sobie zawiera i w téj formie, w jakiej ją przedstawia, właśnie dla naszego społeczeństwa, dla jego usposobienia i potrzeb estetycznych, była i jest dotąd nader wysoką. Pominąwszy tę okoliczność, bardziej utylitarną a zaznaczoną już powyżej, że dzieło to jest w naszej literaturze najlepszym przedstawicielem opisów podróży do Włoch, a jedynym reprezentantem przewodników artystycznych po miastach włoskich i historyi sztuki, posiada ono szersze, powszechniejsze znaczenie dla naszego życia umysłowego. W skutek przystępności wykładu, żywości i obrazowości stylu, o której wspomnieliśmy przy rozbiorze innych prac Kremera, a która nie opuszcza go i w tém dziele, nadto w skutek nastroju poetycznego i ciepła serdecznego, ogrzewającego każdy przedmiot dotknięty, budząc bezpośrednie osobiste zajęcie czytelnika, Podróż do Włoch zbliżyła bardziej publiczność naszą do sztuki i spraw artystycznych, a samych artystów natchnęła głębszem pojęciem piękna i zamiłowaniem do niego, niżby to kiedykolwiek uczynić zdołała najumiejętniejsza historya sztuki. Dzieło to rozbudziło dopiero zmysł estetyczny w szerszych warstwach społeczeństwa, otworzyło oczy dla prawdziwej piękności, nauczyło patrzeć na dzieła sztuki nie tylko wedle przypadkowych zachcianek mody i tak zwanego dobrego smaku, lecz ze stanowiska dziejowego rozwoju sztuki i jasno określonych kryteryów piękna. Dzięki temu dziełu miłośnicy sztuki nawykali zdawać sobie sprawę z powodów i racyi swego upodobania estetycznego, a adepci sztuki nabierali przekonania, że samo natchnienie, choćby najgenialniejsze, bez nauki i pracy nie może stworzyć mistrzów prawdziwych. Skrzętni a liczni u nas zawsze zbieracze pamiątek historycznych i obrazów pod wpływem tego dzieła zaczynali umiejętniej zapatrywać się na wartość artystyczną swych przedmiotów, a chęć posiadania dobrych dzieł sztuki wzrastała powoli. Znawstwo sztuki przestawało być udziałem pewnej tylko kasty, lub nawet kilku tylko wybranych jednostek, lecz stało się przystępnem dla każdego wykształconego członka społeczeństwa. Młodzież, garnąca się do sztuki, marząca o zwiedzeniu ojczyzny piękna, znalazła w tém dziele nie tylko miłego towarzysza do wycieczek w świat ideałów, lecz i sumiennego nauczyciela dla zapoznania się z dziejami architektury, rzeźby i malarstwa. Wreszcie, wykazując przy każdej sposobności na konkretnych przykładach znaczenie sztuki pięknej jak dla życia całych narodów, tak i dla rozwoju umysłowego jednostki, dzieło to wpajało w społeczność przekonanie, że na sztukę nie można patrzeć jako na przedmiot zbytku i rozrywki, lecz jako na sprawę publiczną, ściśle połączoną z najżywotniejszemi interesami ogółu. W skutek tego zachęcało do oglądania i kupna dzieł sztuki, przysparzało zawięzującym się u nas towarzystwom sztuk pięknych nie małą liczbę członków, budziło za JÓZEFA KREMERA.   151 jęcie dla rozwoju sztuki swojskiej, dla wykształcenia młodych artystów, dla osoby i utworów starszych. Jedném słowem, pod wpływem tego dzieła wszystkie sprawy artystyczne zaczęły w naszém społeczeństwie żywiej pulsować; całe społeczeństwo przy jego pomocy odbyło, że tak powiem, Podróż do Włoch, napawało się widokiem arcydzieł piękna i powróciło z téj podróży do siebie z ożywionem zajęciem dla wszystkiego co piękne i wzniosłe, podniesioném uzdolnieniem jak do głębszego pojęcia sztuki, tak i do samodzielnej twórczości artystycznej. To też nie ulega wątpliwości, że życzliwe przyjęcie tego dzieła Kromera przez miłośników sztuki, artystów i krytykę, w ogóle przez całą czytającą społeczność, było objawem nader pocieszającym i stało się jednym z owych czynników, które spowodowały tak świetny rozwój sztuki polskiej w ostatnich dwóch dziesiątkach lat. Szczegółowe udowodnienie wszystkich powyższych momentów wykazujących doniosłość Podróży do Włoch, odprowadziłoby nas zbyt daleko od naszego przedmiotu, ale to pewna, że przyszły historyk sztuki polskiej, chcąc należycie wyjaśnić warunki jéj najnowszego rozkwitu, nie będzie mógł pominąć tego dzieła Kremera. Pomimo całej doniosłości tej pracy i mozolnych trudów łożonych na jéj wszechstronne udoskonalenie, Kremer odzywał się o niéj zawsze z jak największą skromnością. „Lubo moja ta praca będzie ułomna i wiotka, powtarzał niejednokrotnie (*), stanie jednak za szczebelek dla późniejszych a lepszych odemnie. Dość mojej zasługi, gdy po swojemu zgotuję ścieżki dla wyższych talentów, co po mnie przyjdą, a których, ufać Bogu, nie zabraknie". W końcu zaś dzieła pociesza się nadzieją, że chociaż z coraz wyższym świata postępem pojawią się później i u nas prace wyższego nierównie znaczenia, a imię jego i ta obecna jego praca pójdą w zapomnienie, to jednak uczciwe jéj chęci unosić się będą choć bezimiennie w atmosferze duchowej, w której oddycha i żyje ogół, tak przez niego ukochany (**). Kilkanaście lat minęło od chwili, gdy Kremer z zaparciem się siebie te nadzieje wypowiadał, a dotąd owych doskonalszych lepszych prac nie widać, i niestety wśród danych okoliczności tak prędko się ich spodziewać nie można ! Zatrzymawszy się dłużej nad dwoma największemi dziełami Kremera z dziedziny estetyki i historyi sztuki, możemy się teraz ograniczyć kilkoma pobieżnemi uwagami odnośnie do jego licznych prac (*) Zob. np. T. I, str. 276. (**) T. VI, str. 169. Zob. też słowa Kremera charakteryzujące tak ujmująco pogląd jego na własną pracą, a przytoczone już powyżej w życiorysie str. 62. 152 ŻYCIE I PRACE pomniejszych z tego zakresu. Ogólny ich charakter odpowiada w zupełności wszystkim tym wydatnym cechom, które znamionują treść i formę Listów z Krakowa i Podróży do Włoch. Doniosłość zaś tych prac pomniejszych polega na tern, że uzupełniają one pod nie jednym względem owe dzieła główne i przyczyniają się do zaokrąglenia poglądów naszego pisarza jak na teoryą tak i na dzieje sztuk pięknych. Pism Kremera odnoszących się do teoryi estetyki bardzo jest nie wiele. Należą tu właściwie dwie tylko ulotne rozprawki: jedna o przenośniach i porównaniach, napisana w r. 1861 dla książki zbiorowej poświęconej Wójcickiemu (*), i druga o wdzięku pomieszczona również w piśmie zbiorowém a mianowicie w Kłosach i Kwiatach wydanych w Krakowie w r. 1869 (**). W téj ostatniej rozprawie autor zastanawia się zarówno nad źródłem psychiczném wdzięku, wypływającem z bezświadomej, naiwnej naturalności, jak i nad charakterem jego objawów zewnętrznych, polegającym przeważnie na lekkości i harmonii ruchów. Mówiąc zaś o przenośniach i porównaniach Kremer wyprowadza ich istotę z analogii, istniejącej między wewnętrznem życiem człowieka a najrozliczniejszemi objawami przedmiotowego bytu, począwszy od nieorganicznej przyrody, jej kształtów i barw aż do wyższych form świata roślinnego i zwierząt. Obszerna praca Kremera z dawniejszych lat, o Schillerze, Dziewicy Orleańskiej i wystawieniu jéj na teatrze Krakowskim (***), której treść podaliśmy już wkrótce powyżej (str. 96), lubo dotyka wielu kwestyj z teoryą poezyi i sztuki dramatycznej w związku będących, ma jednak przeważnie charakter krytyczny. Jest ona jedyną znaną nam pracą Kremera z zakresu krytyki bieżących objawów artystycznych. Estetyk nasz widocznie nie czuł szczególnego pociągu do tego rodzaju prac. Wstrzymywały go od nich jego ogólne, humanitarne tendencye, skierowane głównie do rozjaśnienia bądź filozoficznych zasad piękna, bądź pierwszorzędnych jego objawów z treścią dodatnią, podnoszącą umysł i serce. Krytyczna zaś drobiazgowość, obowiązek szczegółowego wykazania i stron ujemnych w objawach chwili, nie odpowiadały jego usposobieniu. Wspominając o krytykach, Kremer mówi o nich zwykle z pewną niechęcią, widzi w nich ludzi, mających tylko oko na obce niedostatki, pasożytów literackich, którzy według jego słów uważają, że nierównie wygodniej żyć obcym chlebem, niż samodzielnie pracować, i dla tego obgryzują cudze zasługi (****). Nadto i wstręt do wszelkich utarczek osobisty, na które się krytyk tak łatwo naraża, oddalał Kremera od tego zawodu. To (*) Dzieła Kremera T. XII, str. 466 do 475. (**) Tamże str. 458 do 465. (***) Tamże str. 417 do 457. (****) Zob. np. Listy z Krakowa T. I, str, 220, lub też Wykład filozofii T. I, str. 139.  JÓZEFA KREMERA.   153 też nie dziw, że i w téj jedynej pracy krytycznej bardziej się zastanawia nad samym Schillerem, nad historyą Dziewicy Orleańskiej, wreszcie nad estetycznemi zasadami tragedyi i sztuki dramatycznej, t. j. nad przygotowawczym materyałem do krytyki, niż nad samą oceną rozbieranego utworu i jego przedstawienia. Z większem bez porównania zamiłowaniem oddawał się Kremer historyi sztuki, i dla tego też do niéj odnosi się cały szereg mniejszych i większych rozpraw, napisanych zarówno podczas dziesięcioletniej pracy nad Listami z Krakowa i Podróżą do Włoch, jak i w okresie późniejszym. Wszystkie te rozprawy stanowią nader pożądany dodatek do historycznych studyów Kremera i wypełniają luki, jakie w Podróży do Włoch przy traktowaniu dziejów sztuki z natury tego dzieła wynikały. Najważniejszą z tego rodzaju prac pomniejszych, będącą jednak sama osobném dziełem, są wykłady Kremera o Grecyi starożytnej i jéj sztuce, zwłaszcza rzeźbie (*), miane w półroczu zimowém 1866/7 r. w krakowskiej szkole sztuk pięknych, a wydane następnie w Poznaniu w r. 1868. Dzieło to pod niejednym względem zasługiwało by na obszerniejszą charakterystykę. Jest ono pierwszym, ściśle naukowym objawem z zakresu historyi sztuki w naszej literaturze, i daje nadto jasne pojęcie o traktowaniu tego przedmiotu przez Kremera z katedry professorskiéj. Nie chcąc jednak zbytnio rozszerzać ram niniejszego sprawozdania powiemy tylko, że Kremer w pracy téj uwzględnia na szeroką skalę wszystkie wewnętrzne i zewnętrzne warunki rozwoju sztuki greckiej, mówi obszernie o usposobieniu ducha helleńskiego, o naturze geograficznej dawnej Grecyi, o języku, obyczajach i mitologii ludu greckiego, i na tém tle rozwija następnie z właściwem sobie ciepłem jak ogólne cechy artyzmu greckiego, tak i w szczególności dzieje architektury, rzeźby i malarstwa u Greków. Obok zalet właściwych wszystkim pismom Kremera z zakresu estetyki i historyi sztuki, praca ta ma jeszcze to do siebie, że wnika bardziej szczegółowo w techniczną stronę piękna plastycznego i staje się przeto rodzajem stosowanej estetyki o wysokiej praktycznej doniosłości, szczególniej dla młodzieży kształcącej się w sztukach pięknych. Dalszym ciągiem, albo przynajmniej dodatkowém uzupełnieniem historyi sztuki greckiej jest artykuł Kremera, ogłoszony w r. 1868 w Kółku Domowém p. t. Sztuka w staroiytnym Rzymie (**). Wykazuje on wpływ artyzmu greckiego na ten wszechwładny lud i zbiera w jeden prawdziwie mistrzowski obraz wszystkie rysy charakterystyczne życia i sztuki Rzymian, rozrzucone po różnych miejscach Podróży do Włoch, szczególniej zaś w dwóch ostatnich jéj tomach. (*) Dzieła Kremera T. XII, str. 95 do 274. (**) Tamże str. 275 do 292. 154      ŻYCIE I PRACE Pierwszym zawiązkom sztuki chrześcijańskiej poświęconą jest jedna z dawniejszych rozpraw Kremera, zamieszczona jeszcze w roku 1856 w Czasie p. t. Kilka słów o epoce, w której rozkwitła sztuka bizantyjska (*). Praca ta zawdzięcza swe istnienie jednemu ze wzniosłych ideałów szlachetnej duszy Kremera, a mianowicie ideałowi przedstawienia dziejów sztuki krajowej na tle pomników architektury, rzeźbiarstwa i malarstwa, nagromadzonych w katedrze krakowskiej na Wawelu. Każdemu krajowi, mówi Kremer we wstępie do tej pracy, idzie na wysoką chwałę, gdy się dorobił muzeum sztuki, w którem zebrane są dzieła najznakomitszych mistrzów dawnych czasów. Ale na wyższą chwałę, dodaje, liczyć mu się winno, gdy zbiór taki nie powstał przez sztuczne nagromadzenie pomników, oderwanych z pierwotnych miejsc i umieszczonych w przybytku późniejszych czasów, lecz gdy urósł samorodnie, gdy wieki z kolei na niego się składały, gdy naród cały, trzymając się wiernie przez cały swój żywot jednej i tej samej myśli, pracą artystyczną składał cześć świątnicy najwięcej od siebie ukochanej ; gdy każda wielka epoka zostawiała w niej na pamiątkę po sobie dzieło swojej sztuki, którą wytworzyła wedle właściwego sobie stylu, wedle zapatrywania się swojego czasu. Takowym przybytkiem jest właśnie Katedra krakowska, obejmująca w przestrzeniach swoich pomniki najważniejszych epok historyi polskiej; a te pomniki tak są liczne i różnorodne, że z nich nauczyć się można całej historyi sztuki chrześcijańskiej. Każda epoka tej sztuki unaocznia się żywo w katedrze krakowskiej odpowiedniemi pomnikami, począwszy od wizerunków Św. Wojciecha i Św. Stanisława należących do staro-chrześcijańskiej sztuki, aż do owego grobowca Włodzimierza Potockiego, który jest dziełem genialnego Thorwaldsena, a zatem należy już do najnowszej epoki. Byłoby to więc rzeczą bardzo pożądaną według Kremera, gdyby się kiedyś udało z tych pomników katedry na Wawelu wywróżyć, jak mówi, pulsa duchowe każdej wielkiej epoki cywilizacyi i scharakteryzować ją na tle jéj twórczości artystycznej. W tym zaś celu należało by, ciągnie dalej nasz autor, opracowanie każdej z tych epok rozdzielić na trzy główne części. Pierwsza miała by za przedmiot skreślić obraz okresu historycznego, ducha czasu i społeczności, w której dany styl się zrodził; w drugiej przyszłoby podać charakterystykę tego stylu i wyjaśnić jego związek z nastrojem duchowym epoki; trzecia nakoniec zajęłaby się wykazaniem jakiemi drogami styl ów dostał się w nasze strony i jakich doznał zmian w skutek materyału miejscowego i właściwości fantazyi artystycznej w Polsce. Kremer wié dobrze, że taka praca wymagała by długich studyów i badań estetycznych i dziejowych nad krajem, że ona w gruncie rzeczy przekracza najwyższe uzdolnienie jednego człowieka i tylko (*) Tamże str. 293 do 322. JÓZEFA KREMERA. 155 zbiorowemi siłami uskutecznioną być może ; ale bądź co bądź chciał tę pracę przynajmniej rozpocząć i dla tego rozprawę swoją poświęcił właśnie owej pierwszej części, niezbędnej dla wyjaśnienia stylu bizantyjskiego staro-chrześcijańskiej sztuki. Charakterystyka zatem życia społeczności z epoki bizantyjskiej, za czasów Konstantyna W. i Justyniana, oparta na studyach źródłowych, szczególniej na świadectwie Prokopa, sekretarza znakomitego wodza Belizara stanowi główną treść tego pisma. Kilka zajmujących uwag, rzuconych pod koniec rozprawy o związku sztuki bizantyjskiej z charakterem i dążnościami czasu w której powstała, stanowią już przejście do drugiej i trzeciej części zaznaczonego powyżej traktatu nad tym przedmiotem; ale części tych Kremer już nie opracował, zwracając się do epoki pozostającej w bezpośredniejszym związku z historyą sztuki krajowej. Tą epoką był gotyk, do którego odnoszą się trzy dalsze rozprawy Kremera, a mianowicie: O tryptyku z wystawy archeologicznej krakowskiej i kilka z tego powodu uwag nad architekturą i rzeźbą gotyckiego stylu. Wilno 1859 (*), Kraków w obec Polski i Sukiennice jego. Kraków 1870 (**) i wreszcie Słowo o Bramie Floryańskiej w Krakowie (***), wydane wspólnie z poprzednią rozprawą. Pracami temi a szczególniej pierwszą z nich Kremer, śmiało powiedzieć można, położył kamień węgielny do specyalnych naukowych badań nad historyą sztuki krajowej. Mieliśmy przedtem obszerne opisy zabytków swojskich, gruntowne traktaty archeologiczne, ale nie posiadaliśmy prac, rozbierających umiejętnie te zabytki ze stanowiska ich artystycznej wartości i ich związku z ogólnym pochodem dziejów sztuki. Kremer dopiero jasno u nas pojmuje, że dzieła artystyczne są tém względem epoki i narodu, czém względem rośliny jest kwiat ; jak ten właściwą sobie barwą, wonią i formą znamionuje roślinę, tak utwory sztuki charakteryzują życie i dążności narodu i czasu (****). A z tego stanowiska on pierwszy rozbierał i oceniał takie dzieła sztuki swojskiej jak ów Tryptyk z Lusiny, pełen świetnych rysów gotyckiego rzeźbiarstwa, jak Sukiennice i Brama Floryańska w Krakowie. W skutek tych prae Kremerowi należy się miano nie tylko pierwszego u nas historyka sztuki powszechnej, lecz i w szczególności pierwszego historyka sztuki krajowej. I jeżeli w ostatnich czasach działalność na tém polu żwawo się rozwija, dzięki przedewszystkiem skrzętności Akademii nauk w Krakowie i jéj sumiennych pracowników, to znaczna część téj zasługi spada niewątpliwie na Kremera, na jego praktyczną działalność w tym kierunku, dotkniętą już w ży (*) Dzieła Kremera T. XII, str. 322 do 386. (**) Tamże str. 387 do 397. (***) Tamże str. 398 do 409. (****) Tamże str. 329. 156 ŻYCIE I PRACE ciorysie (str. 67 i nast.), oraz na zachętę i przykład podany przez powyższe rozprawy. Z jakiem zaś ciepłem serdeczném Kremer już od dawna, bo już przed przeszło trzydziestu laty, oddawał się sprawom sztuki swojskiej, i bronił jéj przeciwko wszelkim zarzutom w przekonaniu, że ją czeka świetna przyszłość, temu za piękny dowód służyć mogą słowa wypowiedziane jeszcze w r. 1849 w Towarzystwie Naukowém Krakowskiem dla odparcia lekceważących zdań Wojciecha Stattlera o sztuce polskiej (*). Podczas gdy Stattler utrzymywał, że w Polsce nie ma wcale sztuki pięknej prawdziwej, że u nas nie rosną pod tym względem kwiaty, lecz plewy, Kremer w odpowiedzi swéj przedstawia w kilku rysach dzieje sztuki polskiej i wykazuje, że one znowu tak ubogiemi nie były, jak sądzi ówczesny surowy professor malarstwa w Krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych. Od ostatniej ćwierci XV stulecia do połowy prawie XVII wieku, Polska, mówi Kremer, przeżyła świetną epokę pod względem twórczości artystycznej, a jeżeli od tego czasu sztuka skromniej się u nas odzywa, choć ją podtrzymują Leksyccy, Stachowiczowie i inni, to jest to raczej wynikiem czasów, pełnych krwawego trudu, boleści i nieszczęść dla narodu, niż brak uzdolnienia artystycznego. W istnienie takowego i w przyszłe świetne jego objawy Kremer wierzy usilnie. „Gdy zima i mrozy ścisną niwy, mówi, już przyroda martwa i głucha i niema, żadne zachody i trudy nie wywołują z niéj oznaków życia i potęgi ; lecz gdy wiosna tchnie na nie ożywczym powiewem, gdy ją słońce wzbudzi światłem i ciepłem, już natura ocknie się szczęściem i weselem, a niwy i wzgórza ustroją się bogactwem kwiatów, nawet na mogiłach starych wyrosną róże z cierni suchych. Ody spojrzenie Boże padnie na naród jaki, już on ocuci się tą wiosną błogą ; jak kwiaty wyrastają zewsząd talenta świetne, wyrasta też miłość i cześć dla talentów tych, z opieką dla nich". A takiej miłości domaga się właśnie Kremer, gdyż ona tylko, jak mówi, a nie łajanie, zdoła uchować i u nas kiełkujące zawiązki sztuki pięknej, aby kiedyś, gdy błyśnie czas szczęśliwszy dla niéj, rozwinęły się potęgą podobną do świetności onych starych Jagiellońskich czasów. I wywróżył Kremer lepszą przyszłość dla sztuki polskiej ! (*) Dzieła Kremera. T. XII, str. 410 do 416. JÓZEFA KREMERA. 157 IV. Trace filozoficzne Kremera z ostatniego okresu jego działalności piśmienniczej. — Tragiczny los myśliciela należącego do dwóch wprost przeciwnych epok w rozwoju myśli. — Dwie potęgi umysłowe, które spowodowały upadek heglizmu. — Stadya przejściowe w poglądach filozoficznych Kremera. — Rozprawa O duszy w r. 1867 jako stanowczy objaw odstąpstwa Kremera od filozofii Hegla. — Nowy Wykład Logiki. — Przyczyny jego czysto formalnego charakteru. — Początki Logiki dla szkół średnich. — Rozprawa O najważniejszem zadaniu filozofii w obecnym czasie jako testament Kremera o wysokiej społecznej doniosłości. — Słówko o niniejszém wydaniu Dzieł Kremera. — Spis chronologiczny pism Kremera. „Kto już troszkę w późniejszy zaszedł wiek, a nałamał się z sobą i ze światem, ani sam się spostrzeże jakie w nim zaszły odmiany wśród tej ciężkiej pracy, którą zwykle życiem zowiemy. Każdy lat dziesiątek, ba, rok każdy, przebiegając pędem około nas, zabiera nam nie mało z dawnych duszy zasobów, ostudza nie jedno kipiące uczucie, unosi nie jedno spoufalone wyobrażenie, nie jednę migotną nadzieję, a ufną wiarę w rzeczy i ludzi... ...Życie obsypuje nas wiadomościami bez miary i liku, więc nam coraz to jaśniej w głowie, a coraz to spokojniej w sercu. Przycicha złudna młodzieńcza poezya, a na jej miejscu prawi poważnie proza jędrna i trzeźwa. Lekkie powiewy i wichry gwałtowne życia odsłaniają naszym oczom tajemnicze opony, odkrywając dalekie, szerokie na świat wyziery, o których dawniej ani nam się roiło po myśli. I tak z czasem zmienia się wskróś całe zapatrywanie nasze na rzeczywistość i własne nasze w niej stosunki, a nowo zdobyte bogactwa umiejętności i roztworzone dalekie na świat wyglądy odzierają z blichtrów biedotę wiedzy naszej, i jéj krótkowzrokie i majaczące domysły". Tę spowiedź Kremera, streszczoną nieco w końcowych ustępach, a wypowiedzianą przez niego w roku 1859 (*), gdy już odbył przeszło pół wieku swéj wędrówki życiowej, kładziemy na czele niniejszego rozdziału, który ma scharakteryzować prace filozoficzne z ostatniego okresu jego działalności piśmienniczej. Nie omylimy się zapewne, gdy już w powyższych słowach dopatrzymy się rozbratu naszego myśliciela z własną swoją filozoficzną przeszłością, rozbratu nie tylko z bezwzględnym idealizmem w ogóle, lecz i z tą szczegółową formą, jaką heglizm przybrał w duchu i dawniejszych pracach samego Kremera. Te blichtry, pokrywające biedotę naszej wiedzy, te domysły majaczące, te zmienione zapatrywania się na rzeczywistość, te nowo zdobyte bogactwa umiejętności i szersze poglądy na (*) W rozprawie O tryptyku; Dzieła T. XII, str. 323. 158 ŻYCIE I PRACE świat — jednem słowem cała treść tych wyrazów świadczy dobitnie o głębokiej wewnętrznej rozterce. Wymowném zaś uzupełnieniem tej publicznej spowiedzi są owe poufne zeznania w listach Kremera, przytoczone powyżej (str. 118 i 124), w których z pewną goryczą oświadcza, że w zamierzonych nowych pracach już się nie będzie ścieśniał ramami dyalektyki i hegelianizmu. I nie możemy się ustrzedz smętnego uczucia wobec tragicznego losu myśliciela, który, należąc do dwóch wprost przeciwnych epok, z boleścią w sercu widzi jak czas przyśpieszonym pędem go wyprzedza i z ironią w twarz mu rzuca do wyboru alternatywę: albo iść naprzód, zrywając z samym sobą, albo zamienić się jeszcze za życia w mumię, budzącą zajęcie samych tylko badaczów przeszłości. A los ten staje się tem tragiczniejszym w danym wypadku, że nadwątlone siły fizyczne nie dozwoliły pisarzowi pomimo najszczerszej chęci zadosyć uczynić tym wymogom czasu. Nie będziemy się tutaj szerzej zastanawiali ani nad ogólnemi czynnikami, które spowodował ów zwrot Kremera od heglizmu do nowszych kierunków myśli, ani nad czysto indywidualnemi rysami tego zwrotu. Odprowadziłoby to zaś zbyt daleko od naszego najbliższego zadania. Zresztą ogólną charakterystykę czasu ze stanowiska rozwoju filozofii w drugiej połowie bieżącego wieku, podałem już w innej pracy z nowszych dziejów naszej umysłowości — i dla tego jéj tutaj powtarzać nie będę (*). Co zaś do owych rysów indywidualnych, odnoszących się do osoby Kremera, to dotknęliśmy takowych choć pobieżnie już powyżej (zob. str. 65 i nast. 113 i 116 i nast.). Naszém obecném zadaniem jest tylko scharakteryzować ów zwrot pod względem jego treści filozoficznej na podstawie prac Kremera z ostatniego okresu jego życia. Prac ściśle filozoficznych z tego okresu nie jest zbyt wiele. Oprócz artykułu o Analizie, z r. 1859, napisanego dla Encyklopedyi Powszechnej (**), i mającego w skutek tego przeważnie charakter sprawozdawczy, należą tu właściwie tylko : rozprawa z roku 1867 p. t. Najcelniejsze filozoficzne nauki o duszy przed sądem krytycznym obecnej nam filozofii (***) i prace pośmiertne : Nowy Wykład Logiki (****) wraz z jego streszczeniem w Początkach Logiki dla szkół średnich, Kraków 1876 r., oraz fragment O najważniejszem zadaniu filozofii w obecnym czasie (*****). Przegląd tych to prac ma nas dopro (*) Zob. str. 308 i nast. méj rozprawy: J. I. Kraszewski w stosunku do filozoficznych dążności swego czasu, w książce Jubileuszowej, poświęconej Kraszewskiemu. (**) W Dziełach Kremera, T. XII, str. 87 do 91. (***) Tamże, str. 36 do 87. (****) Tom III Dzieł Kremera. (*****) Dzieła T. XII, str. 7 do 36. JÓZEFA KREMERA. 159 wadzić do bliższego określenia owego zwrotu w poglądach filozoficznych naszego myśliciela. Dwie są wielkie potęgi umysłowe, które spowodowały upadek wszechwładnego w swoim czasie heglizmu, a mianowicie : poczucie indywidualne osobowości i doświadczenie zmysłowe, empirya. Pierwsze odnosi się wprost do treści filozofii Hegla, drugie do jéj metody. Obie te potęgi odzywały się, —jedna więcej, druga mniej — już w Wykładzie filozofii Kremera, jak się to okazało w drugim rozdziale niniejszego rozbioru jego prac. Ale żaden z tych czynników nie rozwinął się w owym okresie filozoficznych poglądów Kremera tak silnie, aby mógł spowodować zupełne oderwanie się jego od zasadniczych podstaw heglizmu. Pierwszym dopiero objawem takiego stanowczego rozbratu jak z całą treścią tak i z metodą filozofii Hegla jest przytoczona powyżej rozprawa O duszy z roku 1867. Pomiędzy drugim tomem Wykładu filozofii a tą rozprawą upływa tedy okres piętnastoletni poświęcony pracom estetycznym, wśród których dokonał się ów zwrot stanowczy w poglądach filozoficznych Kremera. W tym okresie wzmagają się w duchu naszego pisarza owe dwa czynniki, przeciwne heglizmowi. Indywidualna i zmysłowa natura sztuki nie mało się do tego przyczyniła, jak tego dowodzą poglądy estetyczne Kremera wypowiedziane w Listach z Krakowa (zob. powyżej str. 131 nast.). Nadto w pismach Kremera z tego okresu odzywa się tu i owdzie silniejsze wystąpienie przeciw heglizmowi, w rodzaju przytoczonych powyżej ustępów z rozprawy O Tryptyku. Tak np. w tymże samym czasie, bo w drugim tomie Podróży da Włoch, wydanym w roku 1859, z nieukrytą ironią wspomina Kremer „o pewném stronnictwie w filozofii niemieckiej, które niedawno wszystkie tajemnice świata pragnęło rozwiązać formułkami i formułami, a o którem ktoś rzekł, że tym filozofom wielce dogodna sprawa z całą mądrością, bo oni mają na pogotowiu dwa garnuszki z farbami : naturę tłómaczą pędzlem, umaczanym w zielonych formułkach, a dzieje duchowe malują na czerwono — i rzecz skończona z zadowoleniem całej szanownej kompanii" (*). Wreszcie w tymże roku w artykule O analizie wykazuje Kremer niezbędną potrzebę i znaczenie metody doświadczenia dla nauk przyrodzonych i utrzymuje, że metoda dedukcyjna znajduje swoje zastosowanie tylko w umiejętnościach dnchowych, rozwijających się mocą czystej myśli a do tego dodaje uwagę: „jako np. we filozofii zwłaszcza spekulacyjnej", dowodzącą że już w owym czasie dedukcyi nie stosuje do całej filozofii, że oprócz spekulacyjnej uznaje i inną filozofią. Ale to wszystko są tylko ogólnikowe wskazówki, które zaznaczają pewne stadya przechodnie w rozwoju myśli Kremera, lecz nie charakteryzują dodatnio jego nowych poglądów. Takowe zupełnie jasno na jaw wy (*) Podróż do Włoch, T. II, str. 219. 160      ŻYCIE I PRACE stąpić mogły dopiero z chwilą, gdy nasz autor, ukończywszy swe długoletnie prace estetyczne i odpocząwszy po nich, zwrócił się znowu do filozofii. Rozprawę O duszy rozpoczyna Kremer obszerną reminiscencyą z czasów, gdy jako młodzieniec dwadzieścia dwa lat liczący słuchał w Berlinie filozofii Hegla. Reminiscencya ta, nader charakterystyczna dla osobistości naszego myśliciela, jest jednak w gruncie rzeczy jego ostatniém słowem pożegnalnem, z którem się rozstaje z nauką swego mistrza oddawna, jak mówi, przebrzmiałą i jedynie juz do przeszłości należącą. Filozofią współczesną, obecną, ze stanowiska której się zabierał do oceny różnych poglądów na duszę, nie jest już dla niego heglizm — lecz inny zupełnie kierunek myśli, torujący sobie nowe drogi po przez smętne gruzy wspaniałych niegdyś przybytków bezwzględnego idealizmu. Wyjaśnienie przyczyn upadku filozofii Hegla i bliższe określenie tego nowego kierunku myśli jest w skutek tego treścią wstępu do tej rozprawy. Główną przyczyną upadku filozofii Hegla, według Kremera, była z jednej strony jéj atmosfera panteistyczna, która odstręczała od siebie zdrowy, uczciwy instynkt i uczucie prawd wiekuistych, a z drugiej strony sprzeczność spekulacyjnego kalkulu, zwłaszcza Logiki z rzeczywistością, a w szczególności z faktami, wykrytemi w skutek ogromnych i nagłych postępów badań przyrodniczych. Te błędy i pomyłki filozofii Hegla, dodaje Kremer, tem więcej raziły publiczność wykształconą i uczonych, że były orzeczone z góry, hardo i dumnie we formułach spekulacyjnych, tonem wyroczni, pewnej swojej najwyższej, nieomylnej mądrości. Więc też nic dziwnego, ciągnie dalej nasz autor, że myśliciele głębsi zrozumieli, że filozofia powinna się ile możności zbliżyć do metody nauk przyrodniczych, które ciągłemi obserwacyami, mając oczy otwarte na rzeczywistość, krok za krokiem, pracą wolną ale pewną i rozumowaniem trzeźwem, opartém na faktach, dorabiają się świetnych rezultatów. Nic również dziwnego, że ci sami głębsi myśliciele, tuszyli sobie, iż porzucając błędne postępowanie i abstrakcyjne spekulacye Hegla, dojdą do rezultatów bardziej zgodnych ze zdrowem poczuciem rzeczy świętych, z rzeczywistemi faktami i dążnościami serca ludzkiego na polu religijnem. W ten sposób na podstawie krytyki heglizmu, odzywało się wszędzie, mówi dalej Kremer, poczucie, iż filozofią należy rozpocząć od nowych zawiązków, od nowych posad, i powstał nowy kierunek myśli, mający na oku pogodzenie rozumu jak z rzeczywistością tak i z poczuciem religijném. Ten nowy kierunek, zrodzony w Niemczech, stał się przedmiotem zajęcia głębszych myślicieli we Francyi i Anglii, i dla tego Kremer ma za rzecz pożyteczną obznajmić i ziomków z jednym z najwybitniejszych objawów tego ruchu myśli t. j. z Antropologią Emanuela Bermana Fichtego, młodszego, należącego do znakomitszych przedstawicieli tych nowych dążności w zakresie filozofii (zob. powyżej str. 66). JÓZEFA KREMERA.   161 Stosownie do zamiaru, wypowiedzianego w końcu tego wstępu cała rozprawa Kremera O duszy ma charakter przeważnie sprawozdawczy. Autor sam o tem mówi zaznaczając jasno, że w téj rozprawie kierowała nim tylko chęć zdać sprawę z pracy dokonanej przez innych, i że w skutek tego nie rości sobie bynajmniej pretensyi do oryginalności. „Zasługa moja, dodaje, będzie arcyskromna, bo takowa chyba w tem zależeć będzie, że zdam sprawę ziomkom o dążności poczciwej dodatniej obcych prac, że oszczędzę czytelnikowi studyów wymagających niejakiego trudu i pewnej wytrwałości i zwłaszcza, że oszczędzę trudu czytelnikowi mniej nawykłemu do czytania i rozumienia dzieł niemieckich filozoficznej treści". I w samej rzeczy, porównywając bliżej układ i treść rozprawy Kremera z dziełem Fichtego (*) przekonywamy się, że jest ona streszczeniem pierwszej księgi tego dzieła mającej za przedmiot krytyczną historyą nauki o duszy. Dwie dalsze księgi dzieła Fichtego, traktujące o istocie duszy i o stosunku duszy do ducha Kremer pomija. Zgodnie z Fichtem i nasz autor rozdziela różne nauki o duszy - na trzy główne gruppy, jako to: teorye spirytualistyczne (influxus physicus, occasionalizm, i praestabilita harmonia); teorye monistyczne (materyalizm i panteizm), i wreszcie psychologia realistycznego indywidualizmu (Herbart i jego szkoła). Ale podczas gdy nad pierwszym i ostatnim z tych działów zatrzymuje się tylko pobieżnie, część drugą o materyalizmie i panteizmie Kremer przedstawia dość obszernie, przeplatając w wielu miejscach sprawozdanie z Fichtego własnerai uzupełnieniami krytycznemi. Treści tych uwag i uzupełnień, jak i w ogóle całej krytyki materyalizmu i panteizmu, nie będziemy tutaj powtarzać, powiemy tylko, że w téj rozprawie Kremera budzi szczególne zajęcie jego krytyka hegloskiéj psychologii, wypływająca bezpośrednio z duszy naszego myśliciela. Kremer wykazuje w tym względzie, że metafizyczne podstawy heglizmu sprzeczne są z całym szeregiem faktów psychologicznych, a mianowicie z faktem ludzkiej indywidualności. „Każdy człowiek, mówi Kremer, jest jednostką osobną, osobniczą, z treścią właściwą, oryginalną, różniącą go od wszystkich innych jednostek ludzkich". Tymczasem Hegel, opierając się wyłącznie na idei ogólnej, wytłómaczyć nie może tego faktu indywidualizmu. On widzi w nim tylko ulotne zjawisko ogółu, ale w istocie rzecz się ma odwrotnie, bo indywidualność jest istotą realną, a ogół jej wytworem, jej pojęciem. Więc uznanie faktu indywidualności powinno być podstawą psychologii; a metafizyka nie rachująca się z indywidualizmem (*) Im. Her. Fichte, Anthropologie. Die Lehre von der menschlichen Seele. Begründet auf naturwissenschaftlichem Wege für Naturforscher, Seelenärzte u. wissenschaftlich Gebildete überhaupt. Lipsk, 1 wyd. 1856 r. 2 wyd. które miał przed sobą Kremer z r. 1860, wyd. 3 1875 r. Życie Kremera. 11 162 ŻYCIE I PRACE sprzeciwia się rzeczywistości i prawdzie. W skutek takiego zmienionego stanowiska względem Hegla, Kremer wraz z Fichtem młodszym skłania się bardziej do Herbarta, lubo się nie zgadza z metafizycznemi podstawami jego indywidualizmu psychologicznego. W końcu rozprawy Kremer przedstawia wnioski ostateczne Fichtego młodszego, wyprowadzone z krytyki różnych nauk o duszy. Wnioski te dają się sprowadzić do następujących punktów: 1) Dusza nie jest głuchym ogólnikiem, ale jestestwem rzeczywistém, realném, mającem w sobie cechy jednostkowe, osobnicze, oryginalne różniące ją od wszystkich innych jestestw podobnych. 2) Dusza jest substancyą, odnoszącą się do siebie samej, odzwierciedlającą się w sobie, podwajającą się w sobie, przebywającą i działającą w czasie i przestrzeni. 3) Dusza sama wykształca sobie i buduje sobie ciało organiczne, które jest własnem dziełem i wcieleniem duszy i najściślej odpowiada jéj właściwościom jako pewnej indywidualnej jednostki. 4) Z ciała jako z wyrazu duszy w czasie i przestrzeni, jako z jéj zewnętrznego wizerunku poznać możemy jéj właściwości i cechy osobnicze. 5) Ponieważ dusza sama tworzy ciało i kształtuje je sobie, więc w miarę jak dusza rozwija sobie stopniowo ten. organizm swój, rozwija też stopniowo własną swoją istotę. 6) Podstawą związku duszy i ciała, ich wzajemnego przenikania się jest siła organiczna, która jest bezświadomą czynnością duszy. W skutek charakteru sprawozdawczego całej téj pracy nie można stanowczo określić, o ile się Kremer zgadza z powyższemi wnioskami Fichtego młodszego, czy szczególniej podziela ów pogląd na duszę jako na siłę wytwarzającą i organizującą własne ciało. Ale to pewna, że Kremer sympatyzuje z témi wnioskami, i że staje zupełnie otwarcie po stronie nowszych dążności syntetycznych na polu psychologii, łączących głębsze badanie duszy z naukowym rozbiorem objawów fizyologicznych. Wspólnie z pracą nad powyższą rozprawą O duszy, Kremer, jak widzieliśmy w życiorysie (str. 66 i nast.), zajęty był zamiarem napisania „kilku kompendyów filozoficznych, mających posłużyć za książki podręczne do wykładów uniwersyteckich". Przy urzeczywistnieniu jednak tego rozleglejszego planu przyszło do skutku tylko opracowanie Nowego Wykładu Logiki, wraz z jego streszczeniem W Początkach Logiki dla szkół średnich. Nowy Wykład Logiki rozpada się na Wstęp i dwie główne części, jakiémi są: Nauka o zawiązkach myślenia i Metodologia. We Wstępie (§ 1 do 9) autor zastanawia się nad określeniem logiki, nad myśleniem i podziałem logiki. Charakterystyczną cechą tego wstępu, wyróżniającą ten nowy wykład logiki jak od dawniejszego wykładu samego Kremera, tak od wszelkiej w ogóle hegloskiéj logiki jest to, że Kremer nie ma tu już wcale na oku rozwoju dyalektycznego idei, lecz określa logikę jako naukę o czynnościach i śród JÓZEFA KREMERA.   163 kach poznania prawdy. Poznanie prawdy w rzeczach za pomocą ich porównywania i rozróżniania — oto według Kremera zadanie myślenia, będącego przedmiotem logiki. O dyalektyce już tu mowy być nie może, gdyż na tém nowém stanowisku nie chodzi już o samodzielne wysnuwanie myśli z samej siebie, lecz o wykazanie wszystkich tych warunków, od których zawisło zastosowanie się myśli do rzeczywistości, zgodność jej jak z rzeczywistemi prawami myślenia (prawda formalna), tak z prawami objektywnego bytu (prawda materyalna). W imię powyższego określenia logiki autor nasz odstępuje przynajmniej w zasadzie nie tylko od hegloskiéj logiki, lecz i od logiki jednostronnego formalizmu, rozwiniętego po Kancie szczególniej przez Herbarta. „Nasza logika, mówi Kremer (*) jest pod tym względem formalna, iż uczy form myślenia i także żąda, by myślenie ściśle zachowywało prawidła swoje i nie było w sprzeczności ze sobą ; ale oprócz tego żąda, by myślenie, zachowując te prawidła, stało się środkiem poznania prawdy w przedmiotach". A przez to autor nasz stanął właśnie na stanowisku nowszej syntetycznej logiki, przyjmującej charakter krytycznej teoryi poznania. Sam Kremer w dalszym przebiegu swego wykładu powołuje się na prace Benekego, Trendelenburga, Ulricego, Ueherwega, Lotzego i innych nowszych myślicieli niemieckich (**), opierających swe poglądy logiczne na zasadzie, że myślenie posiada nie tylko formalne znaczenie, ale ma i znaczenie przy poznawaniu rzeczywistości, znajdując w doświadczeniu swoje uzupełnienie i potwierdzenie. Określenie logiki jako teoryi poznania pociąga za sobą zupełnie odmienne traktowanie téj zasadniczej nauki filozoficznej, aniżeli to, jakie napotykamy bądź w szkole Hegla, bądź we wszystkich formalistycznych kierunkach, począwszy od średniowiecznej scholastyki. Prawdziwa teorya poznania zajmuje się nie tylko wykładem prawideł i form myślenia, lecz rozbiera zarazem ich treść i genezę i ocenia krytycznie ich udział i znaczenie w processie poznawania rzeczy. Ona z natury swego przedmiotu nie może się kontentować ani wiarą w dogmat heglizmu o przedmiotowej tożsamości myśli i bytu, ani samowolném ograniczeniem myślenia zakresem jego podmiotowej treści, lecz musi wszechstronnie zbadać jak myśl samą w sobie tak i jéj stosunek do przedmiotowej rzeczywistości, i to uczynić winna nie tylko ze stanowiska ogólnego, lecz nadewszystko na podstawie szczegółowego rozbioru pojedyńczych objawów myśli ludzkiej. Tak pojmuje teoryę poznania cała nowsza filozofia, tak ją usiłują rozwiązać powyżsi pracownicy na tém polu, przytoczeni przez samego Kremera. (*) Nowy Wykład Logiki. Dzieła Kremera T. III, str. 14. (**) Tamże str. 296 i nast. Zob. też mój Wykład systematyczny Logiki. T. I, 1870 r. str. 9 i nast. i 128 i nast. 11* 164      ŻYCIE I PRACE Jeżeli jednak porównamy Nowy Wykład Logiki z powyższemi dążnościami krytycznej teoryi poznania, to wyznać musimy, że nasz autor, oprócz ogólnego zaznaczenia swej zasadniczej zgodności z tym nowym kierunkiem, i prócz kilku innych uwag ulotnych, nie przeprowadza szczegółowo w swém dziele owych wymagań nowszej teoryi poznania. Nowa Logika Kremera, pomimo swej obszerności, w gruncie rzeczy nie jest wcale toryą poznania w powyższym duchu, lecz jest wykładem jak najsubtelniejszym formalnej logiki, bez rozbioru jéj treści ze stanowiska krytycznego. I tak przytoczona powyżej pierwsza część Nowego Wykładu Loki rozpada się na dwa działy, z których pierwszy (§ 11 do 15) zawiera W sobie treściwy wykład praw zasadniczych myślenia (prawo tożsamości, sprzeczności, uchylające środek i powodu), a drugi pod napisem : Utwory myślenia rozwija we wszystkich najdrobniejszych szczegółach formalne nauki o pojęciu (§ 16 do 46), o sądzie (§ 47 do 104) i o wniosku (§ 105 do 219). Autor wplata wprawdzie tu i owdzie w swój wykład uwagi, które przypominają stanowisko teoryi poznania, tak np. gdy naukę o pojęciu rozpoczyna od zaznaczenia jego psychologicznej genezy i gdy w skutek tego dochodzi do wniosku, że pojęcie jest myślą naszą, która odpowiada prawdzie rzeczywistego przedmiotu (§ 17), lub gdy do nauki o wniosku dodaje ustęp o znaczeniu sylogistyki (§217 do 219), w którym ze stanowiska bardziej krytycznego zastanawia się nad istotą sylogizmu, biorąc na uwagę poglądy Trendelenburga i John Stuarta Milla. Ale te dodatkowe uwagi nie zmieniają zasadniczego czysto formalnego charakteru całego wykładu. Co się powiedziało o pierwszej części, odnosi się i do drugiej t. j. do metodologii (§ 220 do 282). Ona stanowi w wykładzie Kremera właściwie tylko dodatek do części pierwszej. Świadczy o tém nadzwyczaj treściwe traktowanie tak ważnych, szczególniej pod względem praktycznym przedmiotów téj części, jakiémi są: nauka o definicyi, o podziale, o dowodzie i o systemie logicznym. I tutaj widocznie wzgląd na stronę formalną był decydującym dla autora. O krytycznym rozbiorze wszystkich tych wytworów logicznego rozwoju myśli ze stanowiska ich doniosłości dla istotnego poznawania rzeczy i ich zastosowania do szczegółowych potrzeb wiedzy — mowy nie ma. Metoda indukcyjna (dowód z przywodu) wyłożoną jest także tylko ze stanowiska dawnej formalnej logiki, bez względu na wszechstronne opracowanie właśnie téj części logiki przez Milla. Nie wdając się w bardziej szczegółowy rozbiór tego dzieła — powyższe uwagi charakteryzują dostatecznie jego treść — zaznaczę tu tylko choć w kilku słowach przyczyny, które prawdopodobnie spowodowały takie a nie inne obrobienia logiki przez Kremera. Gdyby śmierć nie była zaskoczyła naszego myśliciela podczas pracy nad tém dziełem, natenczas byłby zapewne sam w przedmowie wyłuszczył bliżej owe przyczyny. Ale i tak mogą być one dość jasno JÓZEFA KREMERA.   165 określone na podstawie warunków i okoliczności, wśród których Kremer pracował. Przyczyny te czysto formalnego przedstawienia logiki dadzą się sprowadzić do trzech następujących, głównych. Kremer najprzód zapewne ze względów pedagogicznych doszedł do przekonania, że w podręcznym wykładzie logiki należy przedewszystkiém mieć na uwadze ścisłość formalną myślenia ; nie wdawać się w krytyczny rozbiór zawikłanych kwestyj teoryi poznania, a przedstawić z zakresu logiki głównie te zasady, które się dają niejako matematycznie udowodnić i wyjaśnić. Dalej bezwzględne prawie panowanie formalizmu Herbarta w podręcznikach szkolnych z zakresu propedeutyki filozoficznej (logika i psychologia) oraz w wykładach uniwersyteckich w Austryi nie pozostało zapewne bez wpływu na ogólny charakter nowego opracowania logiki przez naszego autora.' Wreszcie własne usposobienie Kremera, wyrobione na naukach prawnych i schematycznej dyalektyce, czyniło go skłonniejszym do traktowania przedmiotu ze stanowiska formalnego niż ze stanowiska wszechstronnej krytyki. I tak powstało dzieło, które pomimo wyraźnych sympatyj autora dla teoryi poznania, stało się jednak w naszej literaturze jedynym przykładem wyczerpującego opracowania logiki ze stanowiska formalnego. O Początkach Logiki dla szkół średnich (Kraków, 1876 r.) dość tu będzie powiedzieć, że są one streszczeniem, niekiedy nawet dosłowném wstępu i pierwszej części Nowego Wykładu Logiki t. j. nauki o zawiązkach myślenia. Treść ich sprowadza się w skutek tego do wykładu formalnych nauk jak o zasadniczych prawach myślenia, tak o pojęciu, sądzie i o wniosku. Metodologia W Początkach Logiki zupełnie pominiętą została. Ostatnią pracą Kremera, podczas której śmierć wytrąciła mu pióro z ręki, i która wskutek tego pozostała fragmentem nie wykończonym, jest rozprawa p. t. O najwazniejszém zadaniu filozofii w obecnym czasie. Wspomnieliśmy o niej pobieżnie już w życiorysie (str. 67, 71, 76). Obecnie, dla zamknięcia niniejszego przeglądu prac Kremera, wypada nam ją bliżej scharakteryzować. Za punkt wyjścia do całej tej rozprawy, do postawienia w ogóle kwestyi o najwainiejszem zadaniu filozofii, posłużył Kremerowi pogląd na stan moralny i umysłowy społeczeństw europejskich w ostatnich czasach. Stan ten nie jest zadawalającym. „Nie mamy się już czego łudzić, mówi Kremer, społeczeństwo nie tylko w innych krajach, ale i wśród nas samych przebywa obecnie pod względem religijnym ciężkie przesilenie. Nie tylko w świecie katolickim, ale i we wszystkich innych kościołach chrześcijańskich, coraz otwarciej, coraz jawniej występuje przecząca niewiara. Co więcej — nawet wśród Żydów tak zwana oświata a wrzekoma cywilizacya wylęgła odstępstwo od prawdziwej, poważnej Mojżeszowej wiary". Co było jeszcze nietykalném, świętem dla przeszłego pokolenia, stało się dziś obcém, obojętnem dla wielu serc ludzkich. Dawniej 166      ŻYCIE I PRACE szy sceptycyzm i indyferentyzm ukrywał się jeszcze przed okiem tłumów ; dziś stał się otwartym, zaczepnym wrogiem wszelkiej wiary. To usposobienie bezreligijne wydaje już wszędzie owoce zatrute. Negacya zawładnęła umysłami nieopatrznemi, wżera się rakiem coraz głębiej we wszystkie warstwy społeczeństwa, wysysa z niego krew duchową, przemawia coraz butniejszém zuchwalstwera. W obec tej negacyi bytność Boga jest czczem marzeniem, a gdy się kto odezwie o nieśmiertelności ducha ludzkiego, nazywają go litośnie zabobonnym prostaczkiem, lub zbywają jadowitym sarkazmem. U nas wprawdzie te objawy niewiary i ateizmu bywają mniej groźne, mniej jaskrawe. Nasze usposobienie ciepłe, uczuciowe, serdeczne, co się mimowoli wzdryga. wobec téj czczości a próżni w duszy, broni nas jeszcze od téj śmiertelnej zarazy. Nadto instynkt zachowawczy wpaja w nas przekonanie, że bezreligijność i ateizm były by dla naszego społeczeństwa ciosem samobójczym, ostatnim wśród wszystkich ciosów nam zadanych. Ale i do nas, ciągnie dalej autor, wciskają się coraz bardziej owe dążności negacyjne i to jeszcze do tego w dwojakim kształcie, z dwóch odwrotnych stron świata. Więc i u nas nie należy z lekka sądzić tych objawów, lecz stać na straży rodzinnej zagrody w jéj obronie od ducha negacyi. „Strachy nas przejmują, dodaje Kremer z głęboką miłością dla spraw swojskich, gdy pomyślimy o naszém rodzinném społeczeństwie! Pytamy, czyliby ono zdołało przetrzymać tę grożącą chorobę negacyi? czylibyśmy mogli ją przebyć szczęśliwie i wraz z innémi ludami doczekać się zbawiennego zwrotu?" Dla bliższego usprawiedliwienia tego wystąpienia przeciw negacyjnym dążnościom czasu, Kremer zatrzymuje się dalej nad udowodnieniem zdania, że „każdy naród tylko tak długo żyje, dopóki mu nie zabraknie treści duchowej, dopóki w duszy jego nie zgaśnie Bóg". Powołuje się zaś w tym względzie głównie na dzieje ludzkości, które, jak mówi, wykazują, że im naród głębiej przenikniony jest religią, tem jest znakomitszym, że narody, które najwyżej wzniosły się w historyi, były narodami najwięcej religijuemi. Za przykład przytacza w ogólnych zarysach rozwój umysłowy wybitnych narodów. Grecy i Rzymianie, mówi Kremer, dopóty stali na czele ludzkości, póki głębokie uczucie religijne wzmagało treść przyrodzoną tych narodów. Chiny i Indye dla braku treści duchowej skołczały trupem. Inne państwa pogańskie Wschodu jak Babilonia, Persya, Fenicya, miały żywot krótkotrwały i pomimo potęgi legły wkrótce w letargu zepsucia. Żydzi natomiast, pomimo rozproszenia po całym świecie, zachowali przez tyle wieków swoją narodowość, bo stali silnie, upornie przy wierze. Co się zaś wreszcie tyczy narodów chrześcijańskich to one żyją bez porównania dłużej niż Grecy i Rzymianie, bo ich treść duchowa się wzmogła, bo prawdy chrześcijaństwa potęgują ich żywot, nadają im hartu, mocy i wytrwałości. To też nic dziwnego, ciągnie dalej autor, że JÓZEFA KREMERA.   167 w nowszych czasach granica chrystyanizmu jest zarazem granicą cywilizacyi i godności człowieka, że wszelki postęp prawdziwy, który się dokonał w nowszych czasach pod imieniem kultury i cywilizacyi, braterstwa i wolności był sprawą chrześcijaństwa, które, choć nie poznane, choć ukryte, choć bezświadomie, działało jednak w ludach tajemną i wszechmocną potęgą. Chrześcijaństwo swą wzniosłą zasadą miłości pogodziło wszystkie sprzeczności, które trapiły duch ludzki. Ono zjednoczyło niebo i ziemię, wiekuistość i rzeczy doczesne; usunęło rozterkę między ideałami doskonałości i prawdy a poczuciem ułomności ludzkiej; ono sprowadziło żywot nowy w umysły ludzkie, wytknęło drogę do urzeczywistnienia najwznioślejszych ideałów, dało rękojmię, że ludzkość dopnie swego przeznaczenia, że prawdy wiekuiste staną się prawdą ziemską. Wobec takiego stanu rzeczy, wobec szczególniej doniosłości życiowej zasadniczych podstaw chrystyanizmu i religii, Kremer oświadcza, że przemożenie powyższej negacyi, niedowiarstwa i ateizmu ma za najważniejsze zadanie filozofii w obecnym czasie. Głównym zaś środkiem dla osiągnięcia tego celu jest, według niego, filozoficzne udowodnienie prawd o istnieniu duszy różnej od ciała, o jej nieśmiertelności i wreszcie o istnieniu Boga. W tych prawdach jednoczą się wszystkie inne prawdy religijne, cały duchowy zasób ludzkości. To też rozumowemu uzasadnieniu tych to prawd dla rozbudzenia w szerszych warstwach społeczeństwa niezachwianego przekonania o ich rzeczywistości zamierzał Kremer poświęcić szereg ogólnie przystępnych artykułów w piśmie czasowém „Na Dziś" ; a niniejsza rozprawa miała być wstępem do tych artykułów, objaśniającym bliżej motywa i pobudki, które skłoniły autora do téj pracy. Wykazawszy w ten sposób swój pogląd na najważniejsze zadanie filozofii w chwili obecnej, Kremer zastanawia się jeszcze w téj rozprawie nad dwiema dalszemi kwestyami, pozostającemi w związku z owém zadaniem filozofii t. j. nad właściwemi powodami negacyjnego nastroju czasu, które znać trzeba, aby módz je usunąć, i nad sposobem udowodnienia owych prawd zasadniczych, mających przeciwdziałać szerzeniu się negacyi. Zaznaczymy tu tylko najcharakterystyczniejsze myśli Kremera w tym Względzie, rozrzucone tu i owdzie po téj rozprawie w formie urywkowej. Główne powody negacyi religijnej w naszym czasie dają się, według Kremera, sprowadzić do trzech następujących. Pierwszym jest ogólna materyalistyczna negacya wszystkiego, co jest duchowém, nadzmysłowem, idealném. Negacya religijna jest właściwie tylko jednym szczegółowym objawem téj powszechnej negacyi, opartej na teoryach materyalizmu. W obecnej chwili, mówi Kremer, nie tylko życie praktyczne, lesz i badania naukowe zbyt często przesiąknięte są tendencyami materyalistycznémi. Poznawanie natury ma głównie na oku nie wzniesienie ducha ludzkiego mocą wiedzy nad świat zmysłowy, lecz przysporzenie człowiekowi coraz wię 168 ŻYCIE I PRACE céj środków do szczęśliwości zmysłowej. Byłoby wprawdzie grubym błędem, dodaje Kremer, gdyby któś dla ostateczności materyalizmu lekko sobie cenił prace nauk przyrodzonych oraz zabiegi około poprawienia bytu materyalnego i gdyby poniewierał postępem na téj drodze. Ale przytém wszystkiém nie należy zapominać o warunkach życia duchowego, nie należy dozwolić, aby dobijanie się o dobrobyt materyalny zagłuszało wyższe potrzeby naszej istoty, a to właśnie czyni materyalizm naszego czasu. Drugi powód bezreligijności tkwi, według Kremera, w zarzutach, czynionych duchowieństwu, że reprezentuje dążności wsteczne, że swojemi uchwałami pragnie ludzkość na nowo wtrącić do ciemnoty średniowiecznej, że powoduje się bardziej pychą, fanatyzmem pobożną obłudą i interesami stanu niż wyrozumiałością i prawdziwém dobrem powszechném, przez co ostudza serca dla religii i wywołuje nawet jawną niechęć ku niej. Chociaż Kremer o tym zarzucie mówi z wielką oględnością, jednak wyznaje, że pozostawić musi duchownym sprostowanie sądu publicznego w tym względzie, i że byłoby do życzenia aby głosy poważne teologów odzywały się częściej i dobitniej między nami dla wykazania mylności owego niekorzystnego dla religii tłómaczenia postanowień i uchwał kościelnych. Trzecie wreszcie źródło negacyjnych dążności czasu wypływa, według Kremera, z wnętrza samego człowieka, z jego świadomości. A pod tym względem rozróżnia dwojaki rodzaj sceptyków. Do jednych należą umysły lekkomyślne, które z pychy i różnych innych ujemnych powodów osobistych z góry nazywają wiarę w Boga przesądem, chociaż sami nigdy sobie głowy nie łamali nad rozwiązaniem najważniejszych zagadnień wiedzy ludzkiej. Drudzy są sceptykami poważnymi, którzy nie wątpią aby wątpić, lecz wyznają, że chcieliby wierzyć, ale wierzyć nie mogą, bo za prawdę przyjąć mogą tylko to, co się daje rozumowo udowodnić, a właśnie owych zasad religii dotąd żadna filozofia udowodnić jeszcze nie zdołała, więc wątpliwość w tym względzie jest uzasadnioną. Otóż z témi to poważnemi sceptykami należy się według Krememera głównie rozprawić i w skutek tego wykazuje, że tutaj w miejsce domagania się wiary występować winna filozofia. Sposób dowodzenia zatem owych prawd, mówi, powinien być rozumowy, filozoficzny. Wiary nikomu narzucać nie można, ale nikt nie wyrzeka się rozumu, nikt nie powie, że jest nieprzystępnym dla rozumowania; więc trzeba właśnie dowodzić mocą rozumu tego, w co sceptyk wierzyć nie może. Dowody filozoficzne przekonają go, a prawdziwy myśliciel weźmie je do serca i uczyni z nich gorącą sprawę całego swego jestestwa. „Żyjemy, powiada Kremer, w epoce, jaką niegdyś przebywała Grecya za czasów Sofistów, jest to czas, w którym jednostka pcha się naprzód, jest-to ubóstwianie siebie; każdy sam do siebie się modli i samemu sobie czyni całopalenie. Ogólne prawdy ulotniły się ze świata. Więc jak filozofia Sokratesa i Platona prze JÓZEFA KREMERA.   169 mogła Sofistów rozumowanie i stanęła na miejscu prawa, moralności i obyczajów praojców, a zastąpiła religią, tak i dzisiaj niechaj filozofia podniesie głos, gdy religia i wiara w sercach oniemiała, zastygła". Taki pogląd na doniosłość filozofii w naszym czasie podaje Kremerowi pochop do wypowiedzenia kilku uwag o wzajemnym do siebie stosunku filozofii i religii. Uwagi te sprowadzają się do zdania, że oba te objawy ducha ludzkiego nawzajem się uzupełniają. Historya pokazuje, mówi Kremer, że religie wypaczać się mogą i zachodzić zabobonem; do filozofii należy zapobiedz temu zwichnięciu, Z drugiej strony filozofia przemawia tylko do rozumu, podaje tylko prawdy ogólne, niezależne od osobistego życia jednostki; religia zaś ogrzewa te prawdy, przenika je uczuciowo, robi z nich sprawę osobistą, życiową człowieka, i przez to ze swej strony uzupełnia filozofią. Zupełnym, całkowitym człowiekiem, jest dopiero ten, kto jednoczy w sobie obie te potęgi. Pociąga to wprawdzie za sobą. niesprawiedliwe zarzuty z dwóch stron przeciwnych, jak ze strony dogmatyków, wymagających aby się rozum wyrzekł prawa do pojmowania prawd najwięcej go obchodzących, tak ze strony owych racyonalistów, którzy mniemają, że istny filozof powinien być ateuszem a co najmniej panteistą (zob. życiorys str. 71); ale to nie może zachwiać człowieka, mającego na oku własne sumienie, dążącego do zaspokojenia wyższych potrzeb swego ducha. W końcu rozprawy Kremer wspomina w kilku słowach jak o możności w ogóle filozoficznego udowodnienia powyższych prawd zasadniczych, tak i o trudnościach jakie stoją na zawadzie ogólnie przystępnemu traktowaniu tych prawd. Zamyka zaś rzecz całą następującemi słowami, wypowiedzianemi w przeczuciu zbliżającej się śmierci jakby w ostatnich urywkowych tchnieniach: „Nie dbam o względy żadnej partyi, żadnego stronnictwa, one nie są mi po- . trzebne, ani się nikogo nie obawiam. Jestem starcem, nie chcę, ani żądam karyery; od nikogo się niczego nie spodziewam, czém i kim jestem, tém zostanę do śmierci, a moją pracę uważam za testament, zostawiony młodszemu pokoleniu!  Pragnę się o ile mnie stać skwitować z Bogiem, z krajem i ze sobą samym   " Zastanawiając się bliżej nad powyższemi pracami Kremera na polu filozofii z ostatniego okresu jego działalności piśmienniczej, nie można wprawdzie o nich powiedzieć, że zbogaciły naukę nowemi pomysłami, lub nowym sposobem udowodnienia dawnych prawd. Charakter przeważnie sprawozdawczy, formalny lub wreszcie fragmentarny tych prac stał temu na zawadzie. Dla tej samej przyczyny, dla której, jak widzieliśmy powyżej (str. 115 i nast.), teozofia pozostała tylko wzniosłym zamiarem w myśli Kremera, i prace jego z tego ostatniego okresu nie zdołały zetrzeć ze siebie piętna ogólnych niewykończonych rzutów. One uwydatniają wprawdzie 170      ŻYCIE I PRACE coraz wyraźniej owe dążności, które już w okresie hegloskim czynne były w naszym myślicielu. Tendencya wyrównania z jednej strony idealizmu z wynikami badań przyrodniczych, a z drugiej rozumu z uczuciem i religią występuje tu na jaw z całą stanowczością jako główny czynnik jego myśli. Ale urzeczywistnienie téj tendencyi, jéj należyte rozwinięcie, nadanie jéj formy nowego, zaokrąglonego w sobie poglądu na świat, nowej filozofii, już było niemożliwem z powodu nadwątlonych sił pisarza. Z tém wszystkiém jednak prace te, a szczególniej ostatnia z nich, nazwana przez Kremera jego testamentem, nie są pozbawione wysokiej doniosłości jako objaw charakteryzujący zarówno osobiste usposobienie naszego myśliciela jak i ducha społeczności, wśród której żył i działał. Idealizm jest i będzie zawsze filozofią pociechy i zachęty dla znękanego ; wiara w rozumny porządek świata i w moralną potęgę, żyjącą w nim, doda zawsze otuchy jednostce i całym społeczeństwom wśród nieszczęść wszelkiego rodzaju ; z niej czerpać będą zawsze zaufanie w lepszą przyszłość. Tego podniesienia umysłu i serca nie może nigdy spowodować realizm, oddający wszystko i wszystkich pod niewolę ślepych, bezrozumnych sił przyrody, wymagający raczej poddania się ducha pod władztwo materyi, niż przemożenia materyi potęgą ducha. Nie dziw zatem, że już dla tych przyczyn, pomijając inne płynące z naukowych dowodów, zarówno Kremer jak w ogóle prawie wszystkie podnioślejsze umysły stanęły u nas zawsze po stronie idealizmu i broniły go, że tak powiem, instynktowo, w duchu owego zmysłu zachowawczego, o którym wspomina Kremer w swojej rozprawie pośmiertnej. Z drugiej jednak strony doświadczenie dziejowe i roztropność uczą, że idealizm sam sobie pozostawiony, oderwany od gruntu realnego, od rzeczywistych warunków życia fizycznego i umysłowego, wpada w jednostronny romantyzm, nadwerężający prawidłowy rozwój i organiczny wzrost najbogatszych nawet zasobów jednostki i społeczeństwa. Więc wzgląd na byt rzeczywisty, na realizm w nauce i w życiu jest również koniecznym, jak owo podniesienie ducha przy pomocy czynników idealnych. Co więcej, jednostki i społeczeństwa, cieszące się lepszym dobrobytem we wszystkich stosunkach życiowych, mogą nawet z pewną śmiałością bez wielkiego ryzyka powierzyć się realistycznym prądom czasu, mogą poddać się owym eksperymentom dziejowym, mającym na celu wykazać, czy i jak człowiek żyć może bez wiary w Boga i rozum wszechbytu, bez światła i ciepła idealizmu. Silny organizm, przy sprzyjających warunkach, łatwiej wytrzymać zdoła taką ekstyrpacyą jednego z najżywotniejszych swoich czynników. Ale kto się szczycić nie może zbytkiem sił, niech się wystrzega tego rodzaju eksperymentów, bo może je łatwo życiem przypłacić. Niech wzmacnia i kształci równomiernie wszystkie organa i zdolności swego jestestwa, zarówno siły JÓZEFA KREMERA.   171 fizyczne, jak i umysłowe, zarówno zmysł dla rzeczywistości, jak i poczucie swéj wyższej, duchowej treści ; a nadewszystko niech się wystrzega przytłumienia prawidłowych funkcyj właśnie tych organów, które są główną podstawą jego bytu i rozwoju. I w tym właśnie duchu, obok względów naukowych, pojmował Kremer doniosłość nowszych syntetycznych dążności filozofii i pragnął je testamentem swoim przekazać młodszemu pokoleniu. A jeżeli testament każdego w ogóle człowieka zasługuje na uwzględnienie, to tém bardziej należy szanować i sumiennie rozpatrzyć ostatnie słowo myśliciela, który przez życie całe wytrwałą pracą dobrze się przysłużył prawdzie i krajowi, który, nie oglądając się za hałaśliwą walkę stronnictw, kroczył zawsze drogą prostą, ku celom szlachetnym, prawdziwe dobro ogółu na oku mającym. Jego doświadczenie życiowe, jego ostateczne tendencye, wypływające z głębokiego poczucia istotnych potrzeb społeczeństwa, chociaż z natury rzeczy nie mają bezwzględnie obowiązującej siły dla młodszej generacyi, nie mogą być jednak pominięte, jeżeli ma być zachowaną logiczna ciągłość i prawidłowy związek w rozwoju umysłowości. Ciągłe porzucanie i lekceważenie swojskich myślicieli dla obcych powag, ciągłe zrywanie tradycyi, duchowej spojności z dorobkiem własnej myśli w imię efemerycznych teoryj, wyrosłych na innym zupełnie gruncie, wśród odmiennych warunków bytu i życia, jest rodzajem umysłowego samobójstwa, czyniącego niemożliwem samodzielne nawet przetrawienia obcych myśli. Nie mam tu bynajmniej na oku obrony owych sztucznych wysiłków, które dążą do wytworzenia zupełnie odrębnej krajowej filozofii i nauki, a których gorącym przedstawicielem był Trentowski. Kremer sam występował jak najusilniéj przeciwko takiej wyłączności, takiemu zerwaniu, że tak powiem, międzynarodowych stosunków na polu filozofii. On sam drwił sobie z tego rodzaju starań wyrobienia filozofii własnego chowu, na własną potrzebę. Propagatorów takiej filozofii porównywał on ironicznie to z dobrą gospodynią, która pragnie mieć koniecznie swoją apteczkę domową, to z ogrodnikiem na przedmieściu, co uprawia własne grządki, a na tych grządkach pielęgnuje własne kapuściane główki. A do tego dodawał na seryo: „Wtedy tylko będziemy się mogli spodziewać osobnej dla każdego narodu filozofii, gdy każdy naród wymyśli sobie osobną dla siebie matematykę, fizykę lub chemię" (*). Nie chodzi tu tedy wcale o taką dziecinną nieomal wyłączność, sprzeczną z przekonaniem o powszechności praw rozumu, o istnieniu jednej i téj samej prawdy dla wszystkich jednostek i wszystkich narodów. Ale pomimo to zarówno Kremer jak i każdy posiadający jasne pojęcie o wewnętrznych i zewnętrznych warunkach rozwoju myśli, o różności indywidualnego (*) Zob. w tym względzie szczególniej Listy z Krakowa T. I, str. 119 i nast. 172      ŻYCIE I PRACE usposobienia i położenia, rozumie dobrze, że jedna powszechna prawda przyjmuje różne kształty w różnych jednostkach, a zatem i w każdym narodzie stosownie do owych odmiennych warunków życia i rozwoju. A właśnie z takiego odmiennego charakteru polskiej umysłowości, z jej indywidualnych potrzeb i dążności wypłynęły owe syntetyczne tendencye filozofii Kremera, czynne, jak widzieliśmy, już w okresie hegloskim a spotęgowane silnie w jego ostatnich pracach. Testament Kremera już z tego powodu zachowa na długo swoją doniosłość dla każdego poważnego pracownika na niwie swojskiej umysłowości. Jego myśl przewodnia zawiera w sobie cenny spadek po głębokim myślicielu, godny bez wątpienia większego szacunku pomimo urywkowej formy, w której do nas doszedł, niż owe negacyjne dążności, które pod postacią różnych systematów naturalizmu i pessymizmu do nas się wciskają, podkopując samodzielny rozwój swojskiej myśli. Takim spadkiem są w ogóle całe dzieła Kremera, których doniosłość na polu filozofii, estetyki i historyi sztuki wykazaliśmy szczegółowo w poprzednich rozdziałach. To też większość narodu przyjmie te dzieła niewątpliwie jako drogi dobytek swojskiej pracy, własnego życia umysłowego. Nie zawierają one w sobie, z natury rzeczy, wszystkiego czego teraźniejszość wymaga i istotnie potrzebuje ; wiele w nich rzeczy posiada, że tak powiem, tylko wartość archeologiczną; ale żyje w nich też dotąd jeszcze wiele zawiązków myśli i zacnych dążności, których pielęgnowanie nie jest tylko obowiązkiem wdzięczności dla znakomitego pisarza, lecz i jednym z koniecznych warunków dalszego, prawidłowego rozwoju naszej umysłowości. Organiczny wzrost zasobów duchowych narodu podlega tym samym ogólnym prawom, co wzrost dobrobytu materyalnego. Zaciągnijmy od obcych czego nam brak u siebie, czego nie wydaje ani ziemia nasza, ani przemysł swojski. Ale szanujmy spadek po ojcach i własną, choćby skromną, ale samodzielną pracę. Zamykając powyższy przegląd prac Kremera, mam sobie za obowiązek objaśnić tutaj w kilku słowach udział jaki przyjmowałem w niniejszém wydania jego dzieł. Wezwany przez pana S. Lewentala, który od rodziny ś. p. Kremera nabył prawo do wydania jego dzieł, abym przyjął kierunek części literackiej i redakcyjnej tego wydania, przyłożyłem wszelkich starań, aby ono z jednej strony stało się godnem pamięci znakomitego pisarza, a z drugiej czyniło zadość usprawiedliwionym wymaganiom i potrzebom czasu. W tym celu obok zwykłej staranności redakcyjnej, dodałem do tych Dzieł, jako wstęp w miejsce zamierzonego krótkiego życiorysu obszerną pracę, która postawiła sobie za JÓZEFA KREMERA. 173 zadanie przedstawić w wydatniejszych zarysach zarówno osobistość Kremera, jak i jego doniosłość dla nauki i piśmiennictwa krajowego. Taka wszechstronniejsza ocena należała się Kremerowi, jak się należy i innym naszym myślicielom, zbyt lekko zazwyczaj traktowanym przez młodszą generacyą. Nadto zaopatrzyłem Dzieła Kremera w liczne notatki i uwagi (oznaczone przez litery St.), które jednak zawierają w sobie wyłącznie tylko faktyczne uzupełnienia i z natury rzeczy w niczém nie dotyczą sądów i zapatrywań autora. W skutek tych uzupełnień, uwzględniających najnowszy stan rzeszy, śmiem się spodziewać, że szczególniej prace Kremera z dziedziny estetyki i historyi sztuki przestaną być przestarzałemi, przynajmniej co do treści swojej, i nabędą nowej wartości dla dzisiejszego czytelnika. Liczne niedokładności i błędy, które się wkradły, zapewne mimo wiedzy autora, do pierwszego wydania szczególniej Podróży do Włoch sprostowałem, że tak powiem, cichaczem, bez ich ostentacyjnego uwydatnienia już dla tego, aby nie obciążać nowego wydania zbytecznemi dodatkami. Dla łatwiejszego zoryentowania się czytelnika w obszarze dzieł Kremera zamieszczam tu w końcu Spis chronologiczny pism jego z podaniem wiadomości w jakim tomie Dzieł się mieszczą (Dz.) i gdzie jest mowa o nich w niniejszym Życiorysie i rozbiorze prac (Z. i P.). Miejsca główne oznaczone są gwiazdką. 1835.   Rys filozoficzny umiejętności. W Kwartalniku Naukowym Ż. i P. str. 42 i nast. 52, 77* do 94 i 118*. 1836.   Dalszy ciąg. Tamże. 1837.   Fenomenologia ducha. Odbitka z pierwszej części powyższej pracy. Kraków. Ż. i P. str. 52 i 86 i nast. 1841. O metodzie i systemacie Geografii fizycznej. Rozprawa czytana w Tow. Nauk. Krak. Ż. i P. str. 25, 52 i 94 nast. 1843.    T. I Listów z Krakowa. Wstępne zasady estetyki. Kraków. Dz. T. IV.— Ż.iP. str. 38 i nast. 48, 52, 56, 61, 94, 97, 98 i nast. 116, 125* do 143, 149. —         Stanowisko Rittera w Geografii. Rozprawa czytana w Tow. Nauk. Krak. Ż. i P. str. 25, 52 i 94. 1844.    Kilka słów o Schillerze, Dziewicy Orleańskiej i wystawieniu jéj na teatrze Krakowskim. W Dwutygodniku Kurowskiego. Dz. T. XII, str. 417 do 457. — Ż. i P str. 26 i nast. 53 i nast. 96 i 152 i nast. —         Lud nieznany, czyli Marya Sybilla Meryan. W Dwutygodniku Kurowskiego. Dz. T. XII, str. 627 do 629. — Ż. i P. str. 96 i nast. 1845. Związek filozofii Indów z ich sztuką piękną. Rozprawa czytana 174      ŻYCIE I PRACE w Tow. Nauk. Krak. Weszła w skład Listów z Krakowa, List XV. — Z.i P. str.'52 i 97. 1847. Zasady tegoczesnéj filozofii natury. Rozprawa czytana w Tow. Nauk. Krak. Ż. i P. str. 52 i 97. 1849. Tom I Wykładu systematycznego filozofii. Fenomenologia i Logika. Kraków. Dz. T. I. — Ż. i P. str. 25, 47 inast. 49 i nast. 56, 60, 72, 97* do 118 i 120* do 125, 130. —         Kilka słów o rozprawie p. Wojciecha Stattlera, professora malarstwa. Rzecz czytana w Tow. Nauk. Krak. Praca pośmiertna. Dz. T. XII, str. 410 do 416. — Ż. i P. str. 156. 1852. Tom II Wykładu systematycznego filozofii. Filozofia natury i ducha ludzkiego. Wilno. Dz. T. II. — Z. i P. jak wyżej pod r. ]849. 1855.   Tom II i III Listów z Krakowa. Dzieje artystycznej fantazyi oraz 2-gie wyd. Tomu I. Wilno. Dz. T. IV i V. — Ż. i P. jak wyżej podr. 1843. 1856.   Kilka słów o epoce, w której rozkwitła sztuka bizantyjska. W dodatku do Czasu i w osobnej odbitce. Kraków. Dz. T. XII, str. 293 do 322. — Ż. i P. str. 62, i 154* i nast. —         O przeczuciach. W książce zbiorowej Snopek literacki Wilkońskiej. Poznań. Dz. T. XII, str. 520 do 532. 1859.    T. I Podróży do Włoch. Wilno. Dz. T. VI. — Ż. i P. str. 39, 61, 72, 116, 125, 143* do 151, 153. —         O stosunku rzeczywistości do sztuki i poezyi. Rozprawa czytana w Tow. Nauk. Krak. zamieszczona w T. II Podróiy do Włoch. Dz. T. VII, str. 256 do 290. — Ż. i P. str. 149. —         O tryptyku z wystawy archeologicznej krakowskiej i kilka z tego powodu uwag nad architekturą i rzeźbą gotyckiego stylu. Wilno. Dz. T. XII, str. 323 do 386. — Z.iP. str. 62, 155* 157. —        Niektóre uwagi nad źródłosłowem wyrazu polskiego ślachta, szlachta. W Gazecie Warszawskiej. Dz. T. XII, Str. 503 do 519. — Ż.i P. str. 13, 62. —        Analiza filozoficzna. W Encyklopedyi powszechnej. Warszawa. Dz. T. XII, str. 87 do 91. — Ż. i P. str. 62, 158, 159. 1860.    Tom II Podróży do Włoch. Wilno. Dz. T. VII. — Ź. i P. jak wyżej pod r. 1859. 1861.    Tom III i IV Podróiy do Włoch. Wilno. Dz. T. VIII i IX. Ż. i P. jak pod r. 1859. —         O początku i znaczenia komiczności gminnej. Rozprawa czytana w Tow. Nauk. Krak. Ż. i P. str. 67. 1862.   O przenośniach i porównaniach. W książce zbiorowej dla Wójcickiego. Warszawa. Dz. T. XII, str. 466 do 475. Ż. i P. str. 62 i 152. 1863.   Tom V Podróiy do Wioch. Wilno. Dz. T. X. — Ź. i P jak wyżej pod r. 1859. JÓZEFA KREMERA. 175 1864.   Tom VI (Tom V część druga) Podróży do Włoch. Wilno. Dz. T. XL — Ż. i P. jak pod r. 1859. 1865.   Szczawnica. Felieton Czasu. Dz. T. XII, str. 608 do 612. 1867.    Najcelniejsze filozoficzne nauki o duszy przed sądem krytycznym obecnej nam filozofii. W Bibliotece Warszawskiej. Dz. T. XII, str. 36 do 87. — Ż. i P. str. 66, 158, 160* i nast. —        Adolf Mułkowski. Nekrolog w felietonie Czasu. Dz. T. XII, str. 613 do 619. —        Obrazki z Neapolu. W Bluszczu. Dz. T. XII, str. 533 do 607. 1868.    Grecya starożytna i jéj sztuka, zwłaszcza rzeźba. Poznań. Dz. T. XII, str. 95 do 274. — Ż. i P. str. 66 i 153. —        Sztuka w starożytnym Rzymie. W Kółku domowém, i osobne odbicie. Warszawa. Dz. T. XII, str. 275 do 292. - Ż. i P. str. 67 i 153. —        Elżbieta Sierawska. Nekrolog w felietonie Czasu. Dz. T. XII, str. 620 do 626. 1869.    O wdzięku. W piśmie zbiorowém Kłosy i Kwiaty. Kraków. Dz. T. XII, str. 458 do 465. Ż. i P.'str. 152. —         3-cie wyd. Listów z Krakowa. Naumburg. 1870.    Kraków w obec Polski i Sukiennice jego. W Czasie i następnie osobne odbicie. Kraków. Dz. T. XII, str. 387 do 397. Ż. i P. str. 7, 65, 155. —         Słowo o bramie Floryańskiej w Krakowie. W Czasie i potem w osobném odbiciu wraz z powyższem pismem. Dz. T. XII, str. 398 do 409. — Ż. i P. str. 67, 155. 1871.    O zadaniu młodzieży polskiej kształcącej się w uniwersytecie Jagiellońskim. Mowa rektorska. W Czasie i w osobném odbiciu. Kraków. Dz. T. XII, str. 479 do 499. — Ż. i P. str. 46* i nast. 67. 1868 do Nowy wykład Logiki. Praca pośmiertna. Dz. T. III. 1875 Ż. i P. str. 66 i nast. 68, 162* i nast. —        Początki Logiki dla szkół średnich. Praca pośmiertna. Kraków. 1876. Ż. i P. str. 66 i nast. 165. —        O najwazniejszém zadaniu filozofii w obecnym czasie. Praca pośmiertna. Dz. T. XII, str. 7 po 35. — Ż. i P. str. 67, 71, 76, 118, 165* i nast. KONIEC.