— 158 — pa" (Lux), w którego liberalizm wierzył, któremu torował drogę do tronu i którego zasypywał otwartymi listami w nadziei, że go swoją wymową pchnie w pożądanym kierunku. Odurzył się zupełnie tym optymizmem, gdy go ,,król mieszczański" zaprosił do siebie i tłumiąc ziewanie, wysłuchał cierpliwie jego rad, których nie myślał wykonać. Natomiast żeby się pozbyć natrętnego i kłopotliwego doradcy, mianował go generalnym prokuratorem Korsyki. Tu Cabet z właściwą mu energią zaczął tępić nadużycia i przywracać stosunkom prawidłowość: oczyścił wyspę z rozbójników, a jej urzędy z samowoli, wprowadził sądy przysięgłych. ,,Z całą naiwnością ma-łomieszczanina — powiada Lux — który nie może uwierzyć, że rewolucya minęła i kasztany, wyciągnięte przez lud, zostały rozdzielone między wielkich kapitalistów, grzebał on ciągle w ogniu i we wszystkich swoich mowach żądał dokończenia rewolucyi przez zgromadzenie ustawodawcze, konstytucyę i poparcie Włoch, Belgii i Polski w ich dążeniach do wolności." Rząd przypatrywał się gniewnem okiem tym radykalnym wystąpieniom swego prokuratora i skorzystawszy ze sposobności postawienia jego kandydatury na posła z Cote d'Or, dał mu dymisyę. Pomimo wytężonego przeciwdziałania, Cabet został wybrany znaczną większością i zasiadł w Izbie deputowanych na krańcowej lewicy. Utworzywszy silną partyę opozycyjną, zaczął ostro atakować rząd słowem i piórem, oskarżając o zdradę i wprowadzenie despotyzmu. Gdy po krwawem stłumieniu rozruchów, wywołanych pogrzebem posła radykalnego, generała La-marque'a, przywódcy opozycyi zapewnili króla, że ona go poprze na gruncie zasad rewolucyi lipcowej, Ludwik Filip odrzekł ironicznie: ,,Jestem zachwycony, że panowie Cabet i Garnier Pages są tego zdania." I ogłosił Paryż w stanie oblężenia, a Cabeta polecił oddać pod sąd. Ten jednak zdołał uciec i ze swej kryjówki oświad