TOWARZYSTWO NAUKOWE WARSZAWSKIE. PRACE FILOZOFICZNE       Nr. 3. POD REDAKCYĄ W. HEINRICHA. WŁADYSŁAW BIEGAŃSKI. TEORYA POZNANIA ZE STANOWISKA ZASADY CELOWOŚCI. Z ZAPOMOGI KASY DLA OSÓB PRACUJĄCYCH NA POLU NAUKOWEM IM. DRA JÓZEFA MIANOWSKIEGO. WARSZAWA. SKŁAD GŁÓWNY W KSIĘGARNI GEBETHNERA I WOLFFA. KRAKÓW. — DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓŁKI. 1915. Cena 1 rb. 20 kop. Druk Teoryi poznania został ukończony w lipcu 1914. Z powodu wypadków wojennych drugą korektę ostatniego arkusza zrobiłem bez udziału autora. Książka opuszcza prasę z rocznym opóźnieniem. W. Heinrich. TEORYA POZNANIA TOWARZYSTWO NAUKOWE WARSZAWSKIE. PRACE FILOZOFICZNE       Nr. 3. POD REDAKCYĄ W. HEINRICHA. WŁADYSŁAW BIEGAŃSKI. TEORYA POZNANIA ZE STANOWISKA ZASADY CELOWOŚCI. Z ZAPOMOGI KASY DLA OSÓB PRACUJĄCYCH NA POLU NAUKOWEM IM. DRA JÓZEFA MIANOWSKIEGO. WARSZAWA. SKŁAD GŁÓWNY W KSIĘGARNI GEBETHNERA I WOLFFA. KRAKÓW. — DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓŁKI. 1915. SPIS RZECZY. Strona PRZEDMOWA                 I SPIS RZECZY ....'..'     . . HI-V ROZDZIAŁ PIERWSZY. — Cel poznania  1—40 1. Celowy punkt widzenia w teoryi poznania. 2. Pogląd Comte'a na naukę. 3. Cel poznania naukowego podług spółczesnej krytyki filozoficznej. Konwencyonalizm Poincarego. 4. Obraz naukowy Macha. 5. Ekonomiczny cel nauki. 6. Związek przewidywania z nauką podług Poincarego i M a c h a. 7. Dualistyczny pogląd na poznanie w spółczesnej filozoficznej krytyce nauki. 8. Biologiczny cel poznania podług nauki Spencera. 9. Pragmatystyczna teorya poznania. 10. Jej krytyka. 11. Przewidywanie jako cel poznawania. 12. Przewidywanie praktyczne i naukowe. 13. Prewidyzm. ROZDZIAŁ DRUGI. — Warunki konieczne poznawania. Kategorye        40—111 1. Ogólne uwagi metodologiczne o celowem rozpatrywaniu zjawisk. 2. Celowe rozpatrywanie zjawisk poznawczych. 3. Warunki konieczne poznawania utrwalone w organizacyi. 4. Warunki konieczne w formie wymagalników. Kategorye. 5. Ogólne uwagi nad kategoryą przyczynowości. 6. Kategorya i konstrukcya przyczynowośei. 7. T. — IV — Strona z w. czyste pojęcie przyczynowości. 8. Antynomie w konstrukcyi związku przyczynowego. Antynomia pierwsza. 9. Antynomia druga. 10. Antynomia trzecia. 11. Wieloznaczność pojęcia przyczyny. 12. Stosunek przyczynowości do celowości. 13. Stosunek przyczynowości do prawa dostatecznej zasady. 14. Ogólne uwagi nad kategoryą rzeczy i własności. 15. Substancya i atrybut oraz rzecz i własność. 16. Stosunek kategoryi przyczynowości do kategoryi rzeczy i własności. 17. Wymagalnik takożsamości. 18. Ogólne uwagi nad kategoryami. ROZDZIAŁ TRZECI. — Kategorye i rzeczywistość . . 112—154 1.       Kategorye jako pierwiastki aprioryczne poznania. Teorya idei wrodzonych Kartezyusza. 2.       Empiryczna teorya Locke'a. 3. Teorya Leibniza. 4. Krytyka racjonalizmu dogmatycznego. 5. Krytyka i konsekwencye empiryzmu. Pogląd Berkeleya. 6. Poglądy krytyczne H u m e'a. 7. Teorya Kanta. 8. Stosunek krytycyzmu Kanta do empiryzmu i racyonalizmu. 9. Zarzuty wytaczane przeciwko teoryi Kanta. 10. Teorya Kanta w świetle prewidyzmu. 11. Rzeczywistość i kategorye; porządek realny i porządek poznawczy. 12. Źródła kategoryi podług teoryi Kanta i podług teoryi prewidystycznej. ROZDZIAŁ CZWARTY. — Środki poznawania. Pojęcia, konstrukcye i hypotezy   . 155—250 1. Ogólne uwagi o środkach poznawania. 2. Pojęcia rekonstrukcyjne, ich budowa i treść. 3. Znaczenie pojęć rekonstrukcyjnych w poznawaniu. 4.       Pojęcia konstrukcyjne, ich elementy i podział. 5.       Znaczenie pojęć konstrukcyjnych w poznawaniu. 6. Pewniki. 7. Konstrukcya liczby. 8. Pojęcie i konstrukcya przestrzeni. 9. Konstrukcya czasu. 10. Konstrukcya ruchu. 11. Ruch względny i bezwzględny. 12. Przewidywanie proste i odwrotne. Przypuszczenia. 13. Hypotezy właściwe. . — V — Strona 14. Powstawanie hypotez. Analogia i intuicya. 15. Hypotezy proste i złożone. 16. Hypotezy empiryczne i konstrukcyjne. ROZDZIAŁ PIĄTY. — Zakończenie       251—280 1. Ostateczne uwagi nad przewidywaniem i pre-widyzmem. 2. Spółczesna krytyka filozoficzna nauki i prewidyzm. 3. Metafizyka i jej stanowisko w systemie wiedzy. 4. Wartość poznania i prawda. 5. Krytyczne uwagi nad pojęciem prawdy i jej definicyami. 6. Pojęcie prawdy w prewidy-stycznej teoryi poznania. PRZYPISY         281—321 1. W sprawie celowości. 2. W sprawie zasady ekonomii. 3. W sprawie kategoryi. 4. W sprawie praw naukowych i ich stosunku do pojęć. 5. W sprawie teoryi konstrukcyi. INDEX ALFABETYCZNY       323-328 PRZEDMOWA. Dzieło niniejsze stanowi szczegółowy wykład poglądu, którego krótki szkic podałem w 1910 r. w pracy p. t. »Traktat o poznaniu i prawdzie«. Różnica pomiędzy obecną a poprzednią moją pracą polega jeszcze na sposobie opracowania przedmiotu. W »Traktacie« całe zagadnienie prewidyzmu rozpatrywałem wyłącznie z biologicznego i psychologicznego punktu widzenia, w obecnej zaś pracy uwzględniłem przeważnie stanowisko epi-stemologiczne. Wobec tego praca niniejsza nie przedstawia tylko rozwinięcia myśli tam już zawartych, lecz poniekąd nowe ich uzupełnienie. Przyczem układ całego dzieła opartem na metodologicznej zasadzie celowości, gdyż pogląd na poznanie, zwany prewidyzmem, tylko z tego stanowiska da się wystarczająco i jasno uzasadnić. Praca niniejsza była przedstawiona w streszczeniu na posiedzeniu Wydziału II-go Warszawskiego Towarzystwa naukowego w dniu 6 marca b. r. Częstochowa, w lipcu 1914 r. ROZDZIAŁ I. Cel poznania. 1. Celowy punkt widzenia w teoryi poznania. 2. Pogląd Comte'a na naukę. 3. Cel poznania naukowego podług spółczesnej krytyki filozoficznej. Konwencyonalizm Poincarego. 4. Obraz naukowy Macha. 5. Ekonomiczny cel nauki. 6. Związek przewidwania z nauką podług P o i n c a r e'g o i Macha. 7. Dualistyczny pogląd na poznanie w spółczesnej filozoficznej krytyce nauki. 8. Biologiczny cel poznania podług nauki Spencera. 9. Pragmaty-styczna teorya poznania. 10. Jej krytyka. 11. Przewidywanie jako cel poznawania. 12. Przewidywanie praktyczne i naukowe. 13. Pre widyzm. 1. Najwłaściwszem polem do rozważania celowego są produkty pracy ludzkiej. W biologii i socyologii stosowanie teleologicznego punktu widzenia budzi zawsze pewne wątpliwości, gdyż, bądź co bądź, oparte jest tylko na analogii i wynika z niemożności stosowania wyłącznie przyczynowego rozważania. Biologiczne i socyolo-giczne zjawiska przystosowania nie dadzą się objąć i dostatecznie wytłómaczyć z samego tylko przyczynowego punktu widzenia i dlatego posługujemy się przy ich rozważaniu teleologiczną metodą badania poniekąd, jak sądził Kant, z potrzeby, z braku innego wyjścia. Geneza tych zjawisk nie jest nam znaną; wiemy tylko, że najlepiej możemy je wyjaśnić, resp. przewidzieć, je TEORYA POZNANIA  1 — 2 — żeli jako czynnik ich powstawania przyjmiemy potrzebę układu, t. j. jeżeli zastosujemy celowy punkt widzenia. Tymczasem genezę produktów świadomej i dowolnej pracy ludzkiej znamy dobrze; tutaj potrzeba i jej zadośćuczynienie jako powzięty naprzód cel wyraźnie występują, czynniki więc te nie są przypuszczalne tylko, wyprowadzone na drodze analogii, lecz rzeczywiste. Stąd celowe rozważanie w tych sprawach jest najzupełniej uzasadnione i daje nam rzeczywiste genetyczne wyjaśnienie. Produktem pracy ludzkiej jest nauka, albo obszerniej rzecz biorąc, poznanie zarówno naukowe jak praktyczne. Pytanie o celu nauki i o potrzebie, która ją tworzy, nasuwało się mimowoli i było stawiane jnż bardzo dawno, jeszcze przez filozofów greckich. Odpowiedź na nie wypadała dość zgodnie w sposób następujący: nauka traktuje o tem, co jest, jak jest i dlaczego jest, a wynika z wrodzonej człowiekowi ciekawości, czyli wyrażając się ogólnie: nauka ma na celu odtwarzanie w myśli rzeczywistości, a jej źródłem jest wrodzona człowiekowi dążność dociekania, czysta przyrodzona ciekawość. 2. Pogląd ten przetrwał bardzo długi okres czasu bez wyraźnej opozycyi. Dopiero pierwszy August C o m t e około połowy XIX. wieku wyraźnie zaznaczył, że odtwarzanie rzeczywistości myślowe, odtwarzanie tego, co jest i jak jest, nie charakteryzuje w sposób dostateczny nauki. Czysty, encyklopedyczny zbiór faktów odtwarza niewątpliwie rzeczywistość, odtwarza to, co jest, ale nie stanowi nauki. O nauce wtedy dopiero mówić możemy, jeżeli fakty porządkujemy, uogólniamy w ten sposób, że z nich możemy przewidywać inne fakty. Nauka więc polega na przewidywaniu (savoir c'est prevoir). Dodać tu jednak musimy, że Comte nie uważał przewidywania za cel nauki, lecz wyłącznie za jej cechę cha — 3 — rakterystyczną. Cel nauki, zdaniem jego, polega na uporządkowaniu faktów, z którego już w następstwie wynika przewidywanie. W wielu miejscach swego kursu filozofii pozytywnej 1) wyraźnie zaznacza, że wyłącznie praktyczny cel w postaci przewidywania przyszłych zdarzeń jest dla rozwoju nauki szkodliwy; nauka dopiero wtedy czynić może rzeczywiste postępy, jeżeli wyzbywa się utylitarnego punktu widzenia. To też filozof ten nie upatrywał potrzeby, która tworzy naukę, w korzyści, lecz we wrodzonej człowiekowi dążności do porządkowania faktów, do harmonii. Dążność ta jest tak potężną i tak panuje nad całym umysłem człowieka, że w razie gdy ten nie jest w stanie uporządkować znanych mu faktów na drodze pozytywnej, czyni to przy pomocy poglądów teologicznych i metafizycznych. Stąd wynikają owe trzy stopnie rozwoju poznania naukowego: teologiczny, metafizyczny i pozytywny, które stanowią kamień węgielny filozofii C o m t e'a. Z powyższego widzimy, że poglądy Comte'a na naukę dadzą się streścić w sposób następujący: celem nauki jest porządkowanie faktów a potrzebą, z której ten cel wynika, jest dążność do harmonii, stanowiąca przyrodzoną cechę naszej inteligencyi. Z uporządkowania faktów wynika ich przewidywanie, które wobec tego jest tylko charakterystyczną cechą nauki, odróżniającą naukę od wiedzy nieuporządkowanej. Nauka w ścisłem znaczeniu tego wyrazu powinna porządkować fakty pozytywnie, t. j. powinna je tylko uogólniać oraz wzajemnie uzależniać, unikając starannie wszelkich dodatków, wybiegających poza fakty. Nauka pozytywna nie powinna zawierać nic ponad prawa, wyprowadzone z uogólnienia 1) A. Comte: »Cours de philosophie positive«. Wydanie 2-gie z 1864 r. Patrz: T. I. str. 51 i T. III, str. 194. 1* — 4 — faktów, oraz ponad fakty szczegółowe, które podporządkowujemy prawom. 3. Zasadniczy pogląd Comte'a na naukę jako na układ faktów uporządkowany, usystematyzowany, wynikający z wrodzonej dążności naszego umysłu do harmonii, znajduje i dziś wielu zwolenników. Spółczesna jednak filozofia odbiega wyraźnie od poglądów francuskiego pozytywisty na jednym punkcie, mianowicie nie może uznać i nie uznaje jego ideału nauki pozytywnej, opartej wyłącznie na faktach i pozbawionej wszelkich dodatków. Spółczesna krytyka filozoficzna wykazała, że przy pośrednictwie samego tylko uogólnienia faktów nie możemy utworzyć harmonijnego, powiązanego we wszystkich szczegółach układu, że dla uporządkowania naukowego musimy się posługiwać najpierw pewnemi zasa-dniczemi założeniami, a następnie hypotezami, dopełnia-jącemi fakty. Ani zasadnicze założenia nauki, ani hypo-tezy nie mieszczą się w faktach, nie mogą być z nich wyprowadzone na drodze uogólnienia, lecz stanowią poniekąd dowolne, uzupełniające dodatki. Fakty, jak się wyraża Poincare 1), można porównać do punktów, wyznaczonych na planie, systemat naukowy łączy te punkty w postaci przeprowadzonej między nimi linii krzywej i tworzy tym sposobem mniej lub więcej harmonijny obraz. Kierunek tej linii i jej forma stanowią wnoszone przez nas do nauki dodatki; o ich wyborze decydują nie tyle fakty, ile inne względy, od nich niezależne, jak wygoda, przejrzystość układu, ułatwienie ory-entowania się w nim itp. To też układ faktów jest w pewnym stopniu dowolny i jeżeli w danym określonym czasie przedstawia się dość jednolicie, to jest wynikiem ogólnej zgody, jakby cichej, wzajemnej umowy. Stąd 1) Poincare: »Valeur de la science«. Cytuję podług tłó-maczenia niemieckiego Webera z 1903 r. — 5 — cały ten pogląd na naukę, którego najwybitniejszym przedstawicielem był niedawno zmarły matematyk francuski Poincare, nosi nazwę konwencyona-1 i z m u. 4. Inny pogląd na znaczenie subjektywnych dodatków w nauce wypowiada Mach 1). Autor ten upatruje cel nauki w przystosowaniu myśli do faktów oraz w przystosowaniu się myśli między sobą. Każdy nowy, niezwykły fakt budzi w naszym umyśle niepokój, wywołuje natrętne pytanie »dlaczego«, które domaga się w jakikolwiek sposób odpowiedzi. Odpowiedź na nie człowiek znajduje, jeżeli pogodzi fakt spostrzegany z poprzedzają-cemi doświadczeniami, zawartemi w myśli, w pamięci, czyli innemi słowy, jeżeli przystosuje myśl do danego faktu. Fakt wtedy staje się zrozumiały, wyjaśniony i równowaga umysłu, naruszona przez jego obecność, zostaje przywróconą. Ale zrozumienie, wyjaśnienie faktów nie wyczerpuje jeszcze całego zadania nauki. Nauka musi jeszcze przystosować między sobą pojedyńcze myśli, dotyczące rozmaitych zjawisk w pewnym zakresie doświadczenia, musi je powiązać związkiem logicznym zgodności i utworzyć tym sposobem skończony, harmonijny obraz. Nauka więc podług Macha tworzy obrazy, obejmujące pewne zakresy naszego doświadczenia, gdzie szczegóły są do siebie przystosowane, wzajemnie ze sobą powiązane w harmonijną całość. Potrzebą, która rodzi naukę, jest wrodzona człowiekowi dążność do zgodności, do przystosowania, do harmonii myśli. Obraz naukowy nie stanowi trwałej budowy, lecz zmienia się w miarę nowych zdobyczy doświadczenia, 1) Mach: »Ueber Umbildung und Anpassung im naturwis-senschaftlichen Denken. Popular-wissenschaftliche Vorlesungen« 3-cie wydanie z 1903, str. 243. — 6 — w miarę nowych faktów. Dopóki odkrywane fakty dadzą się przystosować do utworzonego poprzednio obrazu naukowego, nauka właściwie nie ulega zmianie, choć bogaci się w szczegóły, lecz gdy natrafiamy na odkrycia, których nie jesteśmy w stanie pomieścić w ramach istniejącego obrazu, to następuje odpowiednie przekształcenie całego układu faktów. Same fakty, jako trwała zdobycz naszego doświadczenia, pozostają w tem nowem ukształtowaniu bez zmiany, zmienia się tylko przystosowanie myśli do faktów i wzajemne powiązanie myśli pomiędzy sobą, słowem zmienia się tylko układ. W nauce więc odróżniać powinniśmy fakty od ich powiązania; pierwsze są trwałe, niezmienne, drugie zaś ulega w rozwoju nauki ciągłej zmianie; pierwsze są wynikiem naszego doświadczenia, drugie zaś polega na dodatkach, uzupełnieniach, wnoszonych przez nasz umysł do spostrzeganych faktów. 5. Jaka jest rola tych dodatków podług teoryi Macha? Wspominaliśmy już, że konwencyonalizm upatruje w nich utwory dowolnie umówione, zgodnie ze względu na wygodę w badaniu uznane. Otóż Mach wygodę tę upatruje w korzyści ekonomicznej. Stosujemy w obrazie naukowym takie dodatki, takie sposoby powiązania faktów, które pozwalają nam osiągnąć wyniki badania przy najmniejszym, najoszczędniejszym wysiłku pracy umysłowej. Powyższa zasada ekonomiczna występuje od pierwszych kroków naszej czynności poznawczej; nasze pojęciowe objęcie rzeczywistości należy już uważać za jej wyraz. Następnie wszystkie teorye i hypotezy mają również na celu objęcie możliwie największej ilości faktów z jednego punktu widzenia, przez co ułatwiają nam w wysokim stopniu poznawanie i zmniejszają nasz wysiłek myśli. Tak zwane prawa nie stanowią nic innego, jak tylko zwięzłe sprawozdania o pewnych faktach. »Naj — 7 — bardziej ekonomia myśli, mówi Mach1), ujawnia się w nauce, która osięgła najwyższy stopień formalnego rozwoju, mianowicie w matematyce. Jakkolwiek dziwnem się to może zdawać, cała siła matematyki polega na pomijaniu wszelkich niepotrzebnych myśli, na największem oszczędzaniu czynności myślenia. Już same kolejne znaki, które liczbami nazywamy, stanowią układ podziwu godnej prostoty i oszczędności«. Każdy dalszy stopień matematyki ułatwia nam coraz więcej liczenie i oszczędza naszą pracę myśli. »Można rzec, mówi dalej tenże autor, że niema zadania matematycznego, któreby nie mogło być rozwiązane przy pomocy zwykłego liczenia. Ale i to również jest pewnem, że istnieją takie operacye matematyczne liczenia, które obecnie w kilka minut rozwiązujemy, na co jednak bez odpowiedniej metody całe życie ludzkie nie wystarczyłoby«. Słowem, podług teoryi Macha, nauka nie tylko wyraża wzajemne przystosowanie myśli i przystosowanie myśli do faktów, lecz zarazem przystosowanie to uskutecznia w stopniu najbardziej ekonomicznym, najbardziej oszczędzającym siły naszego umysłu. Wszystkie więc dodatki, wprowadzane przez nas do obrazów naukowych, mają właśnie na celu ekonomię pracy umysłowej. Pogląd ten nie stanowi przeciwieństwa ze wspomnianym powyżej konwencyonalizmem, lecz tylko go zacieśnia, uzupełnia. Pojęcie »wygody« jest obszerniejsze, ogólniejsze, aniżeli pojęcie korzyści ekonomicznej i to ostatnie mieści się w niem jako szczegół w ogóle. Różnica pomiędzy konwencyonalizmem a ekonomizmem Macha i Avenariusa nie jest istotna i polega na tem, że pierwszy rozszerza pole dowolności w wyborze teoretycznych dodatków, drugi je ogranicza. Kiedy eko 1) Mach: »Die okonomische Natur der physikalischen For-schung«, 1. c, str. 224. — 8 — nomizm uznaje tylko jeden rodzaj wygody, mianowicie korzyść ekonomiczną, konwencyonalizm oprócz tego przyznaje jeszcze inne kryterya, np. względy estetyczne. Zdaniem konwencyonalistów z dwóch hypotez jednakowej wartości pod względem naukowym i ekonomicznym wybieramy zawsze tę, która nam imponuje swoją prostotą i harmonią estetyczną. »Uczony, mówi Poincare 1), nie bada przyrody dlatego, że takie badanie jest użyteczne; bada ją, bo sprawia mu to przyjemność, a sprawia mu przyjemność, bo przyroda jest piękną... Mówię tutaj o owem wewnętrznem pięknie, pły-nącem z harmonijnego ładu części, uchwytnem dla czystego umysłu«. 6. Powstaje obecnie pytanie, jak teorya Poincare'go i Macha zapatruje się na związek przewidywania z nauką? Wspominaliśmy już, że Comte uważał przewidywanie za najbardziej charakterystyczną cechę nauki; wiemy również, że autor ten nie upatrywał w przewidywaniu celu nauki, lecz tylko stały wynik uporządkowania, uogólnienia faktów. Otóż nowsza filozofia nauki nie uznaje stałości tego wyniku. Poincare przyznaje, że nauka w wielu przypadkach może na zasadzie odnalezionych praw przewidywać, przepowiadać przyszłe zdarzenia z mniejszą lub większą trafnością, ale takiego przewidywania nie uważa za stały wynik nauki, ani tembar-dziej za jej cel. Swoją wątpliwość pod tym względem jeszcze wyraźniej wypowiada Mach. »Wymagają od nauki, mówi ten autor2), żeby była w stanie przepowiadać, prorokować (prophezeien) i nawet Hertz w swojej mechanice stawia jej takie wymagania. Wymaganie to je 1) Poincare: »Nauka i metoda«, tłom. polskie z 1911 r., str. 10. 2) Mach: »Prinzip der Vergleichung in der Physik«. Vor-lesungen, str. 280 i 281. — 9 — dnak, jakkolwiek mimowoli się nasuwa na myśl, jest zaciasne. Geolog, paleontolog, niekiedy nawet astronom, a zawsze historyk, badacz kultury i języka przepowiadają, że tak powiem, wstecz. Nauki zaś opisowe, tak samo jak geometrya, matematyka, nie prorokują ani naprzód, ani wstecz, lecz tylko poszukują wzajemnego uwarunkowania. To też właściwiej należałoby mówić, że nauka nie przewiduje, lecz dopełnia w myśli dane nam częściowo fakty«. Krytyka powyższa uwzględnia tylko przewidywanie w znaczeniu przepowiadania, prorokowania przyszłych zdarzeń. Otóż nie ulega wątpliwości, że przewidywanie w tem znaczeniu nie może być ideą kierowniczą teoretycznego poznania naukowego. Już Comte niejednokrotnie zwracał uwagę, że punkt widzenia użyteczności praktycznej jest szkodliwy dla rozwoju nauki. W rzeczy samej dopóki medycyna uwzględniała wyłącznie praktyczną potrzebę rozpoznawania, leczenia i przewidywania zejścia chorób, nie czyniła i nie mogła czynić wybitnych postępów. Jej właściwy rozwój datuje się dopiero od czasu, kiedy z macierzystego pnia pierwotnego poznania praktycznego zaczęły się wyodrębniać teoretyczne nauki anatomii, fizyologii, patologii i t. p. Praktyczny punkt widzenia zacieśnia zawsze widnokrąg myśli i usuwa z niego wiele faktów, które pozornie nie mają najmniejszego związku z potrzebami życia, a które w przyszłości przy bliższem ich poznaniu mogą się okazać bardzo płodnymi w następstwa praktyczne. »Gdyby uczeni XVIII w., mówi Poincare, nie zajmowali się elektrycznością dlatego, że była dla nich pozbawioną praktycznego interesu, nie mielibyśmy w wieku XIX. ani telegrafu, ani elektrochemii, ani elektrotechniki«. Jeżeli więc uwzględniamy wyłącznie ten rodzaj praktycznego przewidywania, to musimy przyznać, że takie przewidywanie nie może być ani celem, ani stałym wy — 10 — nikiem nauki. Ale przewidywanie można pojmować w innem ogólniejszem znaczeniu jako przewidywanie pewnych faktów z innych, danych nam w obecnem doświadczeniu, jako przepowiadanie całości zdarzenia z danej nam jego części; takie przewidywanie nie ogranicza się do potrzeb praktycznych życia, godzi się najzupełniej z wymaganiami teoretycznego poznawania naukowego i jak to jeszcze później zobaczymy, stanowi nawet jego istotę. To, co Mach nazywa dopełnianiem faktów przez myśl i co uważa poniekąd za istotną właściwość nauki, nie stanowi nic innego, jak tylko przewidywanie w znaczeniu obszerniej szem, ogólnem tego wyrazu. Do tego przedmiotu zresztą powrócimy jeszcze w dalszym toku niniejszej pracy. 7. Powyżej wyłożony pogląd na naukę, który znalazł najdokładniejszy swój wyraz w pracach P o i n c a-rego i Macha, liczy obecnie wielu zwolenników zarówno wśród specyalistów, przyrodników i matematyków, jak wśród filozofów 1). Punktem wyjścia tego po 1) Nie mogę tutaj przytaczać różnych modyfikacyi, jakie spotykamy w powyżej zaznaczonym ogólnym poglądzie na naukę u rozmaitych autorów. W obecnej pracy na uwzględnienie zasługują tylko poglądy wybitniejszych autorów polskich spół-czesnej doby. Otóż Wł. Heinrich w pracy p. t.: »0 rozwoju metod badania naukowego« (Dzieje myśli, T. I) wypowiada zdanie, że nauka jest obrazem usystematyzowanym zjawisk w pewnym ich zakresie. »Początkowo, mówi ten autor, stoimy bezradnie wobec otaczających nas zjawisk, dopiero obraz utworzony pozwala nam budować nowe konstrukcye i poprzez nie każe nam szukać nowych zjawisk i nowych łączności. Obraz jest tą nicią przewodnią, która kieruje naszymi krokami w labiryncie otaczającej nas mnogości objawów zjawiskowego świata i pozwala je poznawać«. Heinrich kładzie wielki nacisk na tę okoliczność, że obrazy naukowe nie są stałe, lecz ulegają zasadniczym zmianom w miarę poznania nowych faktów, na co podaje liczne odpowiednie przykłady, zaczerpnięte z historyi nauki. — 11 — glądu jest przekonanie, że nauka porządkuje, klasyfikuje, systematyzuje fakty doświadczenia i tworzy z nich obrazy o harmonijnie powiązanych szczegółach. Nauka nie odtwarza dokładnie tego, co jest i jak jest, lecz dopełnia opisywaną rzeczywistość przez rozmaite dodatki katego-ryalne i hypotetyczne; czyni zaś tak dlatego, aby osiągnąć możliwie skończony, harmonijny układ faktów w pewnym zakresie. Źródłem, skąd wypływa naukowe porządkowanie faktów, potrzebą, której nauka czyni zadość, jest wrodzona umysłowi ludzkiemu dążność do harmonii, innemi słowy estetyczne uczucie. Stąd cały ten pogląd nazwać moglibyśmy intelektualno-estety-cznym. Intelektualizm w tej postaci budzi odrazu liczne wątpliwości. Przedewszystkiem ustanawia bardzo wyra Podobny pogląd na naukę wypowiada A. Mahrburg (Co to jest nauka? Przegl. filozoficzny 1897 r.). Nauka zdaniem tego autora jest systemem pojęć i sądów, obejmujących ogół doświadczenia w sposób sprawdzalny i logicznie konsekwentny. Z powyższego określenia wynika, że nauka nietylko porządkuje, systematyzuje doświadczenia, lecz równocześnie symbolizuje i ujmuje je w formy pojęciowe; »bez tych form, mówi Mahrburg, nauka nie istnieje i żadne doświadczenie nie ujęte w formę pojęcia lub sądu nie może uchodzić za naukowe« Na tę symbolizującą, idealizującą stronę nauki kładzie wielki nacisk Znaniecki (»Humanizm i poznanie«, 1912). Nasze doświadczenia są zmienne, nauka dopiero wydobywa z nich elementy stale, ogólne; tym sposobem powstają idealne przedmioty, idealne stosunki, wyrażone przez pojęcia. »Odtwarzanie stosunków dla nauki może przybrać tylko postać zastąpienia stosunków empirycznych, szczegółowych przez idealne, ogólne«. Układ idealnych elementów, dotyczących pewnego przedmiotu, stanowi schemat naukowy, z układu zaś schematów powstaje całość nauki, system naukowy. Wiedza więc ma charakter idealny, twórczy. »Człowiek, kończy autor, myśląc systemy naukowe w idealnem, teoretycznem ich znaczeniu, jest zawsze twórcą — twórcą świata idealnego i siebie samego jako teoretycznego rozumu w łonie tego świata«. — 12 — źną, poniekąd nieprzebytą granicę pomiędzy poznaniem naukowem i praktycznem. Poznanie naukowe podług tego poglądu ma być wynikiem wyłącznie potrzeb inte-lektualno-estetycznych, poznanie zaś praktyczne niewątpliwie wynika z praktycznych potrzeb życia i nie rości pretensyi do harmonijnego układu faktów. Różnica więc jest tu zasadnicza, głęboka; tymczasem historya nauki dowodzi, że poznanie naukowe utworzyło się z praktycznego, że wszystkie nauki wzięły swój początek z potrzeb praktycznych, że miały pierwotnie charakter wiedzy praktycznej i dopiero z biegiem czasu powoli przekształciły się na nauki teoretyczne. Nawet nauka tak teoretyczna i formalna, jak matematyka, powstała z pierwotnej arytmetyki kupieckiej. Jeżeli tak jest, jeżeli przekształcenie to odbywało się powoli, nieraz zupełnie niepostrzeżenie, to pomiędzy wiedzą praktyczną i naukową nie może być tak wyraźnej i zasadniczej różnicy. Przeciwko takiej różnicy przemawia również okoliczność, że tesame kryterya logiczne, które stosujemy w poznaniu naukowem, mają wartość także i w poznaniu praktycznem, co byłoby niemożliwe, gdyby cele nauki różniły się zasadniczo od celów poznania praktycznego. Następnie nadmienić jeszcze musimy, że nauki teoretyczne nie tracą bynajmniej mniej lub więcej oddalonego związku z potrzebami życia praktycznego. Na podstawach ustanowionych przez nauki teoretyczne powstają t. zw. nauki stosowane, które już mają bezpośredni związek z potrzebami życia. Z tych i tym podobnych względów pogląd, że celem nauki jest porządkowanie faktów i tworzenie z nich harmonijnych obrazów, a jej źródłem jest wrodzona dążność do harmonii, ideał intelektualnego piękna, nie mógł być powszechnie uznanym i wywołał mniej lub więcej wyraźną opozycyę. 8. Punktem wyjścia opozycyi przeciwko powyższej, że tak powiem, intelektualno-estetycznej teoryi nauki — 13 — były niewątpliwie poglądy Spencera, który wprowadził do tej sprawy biologiczny i ewolucyjny punkt widzenia. W swoich »Zasadach psychologii«, wydanych po raz pierwszy w 1855 r. Spencer wyraźnie zaznacza, że zdolność poznawcza istot żywych odgrywa rolę funkcyi biologicznej i jako taka służy do zabezpieczenia bytu osobnika i gatunku. Zdolność poznawcza pośredniczy pomiędzy wrażeniem i oddziaływaniem i, jak wszystkie funkcye ustroju, rozwijała się kolejno. Najniższym jej szczeblem jest odruch, gdzie całe pośrednictwo sprowadza się do przenoszenia podniety z drogi nerwowej czuciowej na drogę ruchową czyli, jakbyśmy dziś powiedzieli, z neuronu czuciowego na znajdujący się z nim w styczności neuron ruchowy. Złożoną formą odruchu jest instynkt, gdzie podrażnienie kilku neuronów czuciowych przenosi się na szereg odpowiednich neuronów ruchowych i wywołuje złożone oddziaływanie. W miarę dalszego rozwoju pomiędzy neurony czuciowe i ruchowe zostają włączone pośrednie ogniwa — neurony, które umożliwiają wybór oddziaływania. Ośrodkowy układ nerwowy u zwierząt wyższych i u człowieka składa się właśnie z niezliczonej liczby pośrednich neuronów. Przy takiem urządzeniu podnieta z drogi czuciowej nie idzie bezpośrednio na odpowiednią, wskazaną przez organiza-cyę drogę ruchową, jak to widzimy przy odruchu lub instynkcie, lecz krąży po drogach ubocznych, gdzie najpierw może być zahamowaną lub wzmożoną, a następnie może być przeniesioną na oddalone i ubocznie tylko z daną drogą czuciową powiązane neurony ruchowe. Krążenie podniety po drogach ubocznych ośrodkowego układu nerwowego jest związane ze świadomością i przy jej pośrednictwie rzeźbi ślady pamięciowe, które, zlewając się z obecnemi świeżemi wrażeniami, kierują odpowiednio podnietą i decydują o wyborze oddziaływania. Świadomy wybór oddziaływania ułatwia w stopniu — 14 — wysokim przystosowanie żywego ustroju do otoczenia. Odruch i instynkt, jako stałe i zawsze jednakowe oddziaływania, stanowią dostateczne przystosowanie tylko wobec podniet stałych, zawodzić jednak muszą wobec zmian, zachodzących w otoczeniu. Przystosowanie do zmian może być uskutecznione tylko przy pośrednictwie świadomego wyboru oddziaływania; to też skala życia istot, posiadających dobrze rozwinięty ośrodkowy układ nerwowy, jest zawsze rozleglejsza i zabezpieczenie ich bytu większe, aniżeli przy nieświadomem odruchowem lub instynktowem oddziaływaniu. Świadomy wybór oddziaływania stanowi istotę naszej zdolności poznawczej, naszego myślenia; stąd wynika, że poznawanie jest fun-kcyą biologiczną, zabezpieczającą byt ustroju. Jej ostatecznym celem jest wybór możliwie odpowiedniego i możliwie korzystnego dla bytu ustroju oddziaływania; jej zaś źródłem, z którego na drodze filogenetycznej ewolu-cyi powstało całe nasze myślenie poznawcze zarówno praktyczne jak naukowe, jest ogólna biologiczna potrzeba zachowania bytu. Tak się przedstawia w krótkim i bardzo ogólnym zarysie pogląd Spencera na źródła i cele myślenia poznawczego 1). Pogląd ten dzięki wielkiemu rozgłosowi, jaki wkrótce potem nadał Darwin teoryi ewolucyjnej i selekcyjnej, zyskał znaczne rozpowszechnienie, jakkolwiek z epistemologicznego stanowiska przedstawiał także poważne trudności do pokonania. Spencer rozpatrywał sprawę poznania wyłącznie z psychologicznego punktu widzenia; interesowało go tylko zagadnienie o powstawaniu myślenia poznawczego, nie zajmował się zaś konsekwencyami, jakie stąd wyniknąć mogą dla teoryi poznania. Dopiero gdy zaczęto wyprowadzać odpowie 1)H. Spencer: »Principes de psychologie« tłóm. fran-cus., 1875 r. T. I, str. 455 itd. — 15 — dnie epistemologiczne konsekwencye, zauważono, że poznanie naukowe nie da się wytłómaczyć z tego stanowiska. Pogląd, że myślenie poznawcze polega na wyborze oddziaływania tłomaczy dobrze tylko nasze poznanie praktyczne, gdyż tam spostrzeżenia i wnioski prędzej czy później ujawniają się w czynach, w działaniu. Teoretyczne jednak poznanie naukowe nie przedstawia takiego związku z działaniem. Jeżeli matematycy zajmują się twierdzeniami geometryi nieeuklidesowej lub twierdzeniami, dotyczącemi liczb urojonych; jeżeli astronomowie badają położenie gwiazd stałych, ich oddalenie i wzajemny stosunek, to bynajmniej nie mają na celu wyboru oddziaływania. Są bowiem przekonani, że twierdzenia te nie dadzą się zastosować do naszego doświadczenia, a działanie nasze względem gwiazd stałych jest nawet w marzeniach wyłączone. Inne działy nauki teoretycznej wykazują może oddalony związek z naszem działaniem praktycznem, z naszą oryentacyą w otoczeniu, ale związek ten nie zaprząta wcale umysłu uczonego teoretyka i bynajmniej nie stanowi świadomego celu jego badań. »Czy możemy twierdzić, mówi B i e g e 1 e i s e n 1), że osobnik, zaznajomiony z kinetyczną teoryą gazów, jest lepiej uzbrojony do walki o byt, aniżeli ten, który zachowanie się gazów zna tylko z praw Mariotte'a i Gay-Lussaca? Ileż razy przy powstawaniu teoryi fizykalnych grają rolę czynniki estetyczne, które żadną miarą nie dadzą się wtłoczyć w ramy biologicznych potrzeb! Współczesne silne wyodrębnienie nauk przyrodniczych od technicznych, które przecież w zasadzie nie są niczem innem, jak zastosowaniem tych pierwszych do potrzeb praktycznych, są silnym dowodem bezinteresowności t. zw. na 1) Bronisław Biegeleisen: »O twórczości w naukach ścisłych«. Przegl. filozof. T. XIII. z r. 1910. — 16 — uki czystej. Wszystkie wyżej rozpatrywane czynniki twórcze przy powstawaniu nauki przemawiają jeżeli nie przeciwko biologicznemu punktowi widzenia, to przynajmniej są wymownem świadectwem, że sam tylko dobór naturalny nie zrodziłby nigdy sporu między zwolennikami a przeciwnikami eteru«. Fakty powyższe wywołały wśród zwolenników te-oryi Spencera dualistyczny pogląd na poznanie. Biologiczne źródło i biologiczny cel przyznawano tylko poznawaniu praktycznemu, dla naukowego zaś poznawania poszukiwano czynników intelektualno-estetycznych. Na takiem właśnie stanowisku stoi Mach. »Zwyczajne (praktyczne) myślenie, mówi ten autor 1), służy tylko celom praktycznym, przedewszystkiem zaspokojeniu potrzeb cielesnych. Wzmocnione zaś naukowe myślenie tworzy swoje własne cele, stara się zadowolić samo siebie, usunąć intelektualne niedogodności, przykrości. Wzrastając na służbie u celów praktycznych, staje się w końcu swoim własnym panem«. 9. Widzimy z powyższego, że Spencera biologiczną teoryę myślenia poznawczego przyjmowano i godzono pierwotnie z dualistycznym poglądem na poznanie, upatrującym zasadniczą różnicę w celach i źródłach poznania praktycznego i naukowego. Dualizm jednak ten ze względów, które poprzednio już wyłuszczyłem, budził poważne wątpliwości, to też na samym już schyłku XIX. w. powstała teorya, znana pod nazwą pragmatyzmu, która z punktu widzenia biologicznego starała się wytłómaczyć nietylko poznanie praktyczne, lecz również teoretyczne, naukowe. Żeby to uczynić, trzeba było nadać obszerniejsze znaczenie pojęciu działania i pod tą nazwą pojmować zarówno działanie fizyczne, ruchowe, jak intelektualne, myślowe. Mówiliśmy już, że Spen 1) Mach: »Erkenntnis und Irrtum«. 1905, str. 2. — 17 — cer cel myślenia poznawczego upatrywał w wyborze oddziaływania, słowem w działaniu; miał on tu niewątpliwie na myśli działanie ruchowe, czyny. Teorya, o której obecnie jest mowa, ustanowiła jeszcze pojęcie działania myśli, ujawniającego się w postępie poznania, w odkrywaniu nowych faktów. Działać możemy nietylko przy pośrednictwie celowego, widocznego ruchu naszych mięśni, ale także przy pośrednictwie celowego ruchu naszej myśli. Wszystko to jest działaniem, co posuwa nas naprzód, co przenosi nas ze sfery jednego doświadczenia do sfery drugiego, co stanowi postęp, ruch, pracę bez względu na to, czy działanie powyższe ujawnia się w widocznych ruchach naszego ciała, czy też w niewidocznej pracy myśli. Jeżeli nadamy takie obszerne znaczenie pojęciu działania, to teoryę biologiczną możemy zastosować również do poznania naukowego. Celem nauki jest także działanie myśli, wyrażające się w postępie wiedzy, w odkryciu nowych faktów. Działanie to nie różni się w zasadzie od działania fizycznego. Przypuśćmy, że dwóch ludzi spostrzega w trawie pełzającego płaza: jeden na ten widok dozna wstrętu i strachu, pocznie uciekać; drugi przeciwnie zatrzyma się, zacznie uważnie obserwować ruchy płaza, jego zachowanie się, jego wygląd itp. Mamy tutaj dwa różne oddziaływania na to samo wrażenie, oddziaływania, które nazwać moglibyśmy praktycznem i naukowem. W pierwszym przypadku po wrażeniu następuje szereg skojarzeń, których wynikiem jest działanie ruchowe, w drugim inne skojarzenia prowadzą do działania myśli, do uważnej obserwacyi. A zatem w obydwóch przypadkach mamy do czynienia z działaniem rozmaicie się tylko ujawniającem. Wybór oddziaływania, podług teoryi Spencera, ma zawsze na celu zadośćuczynienie potrzebie zachowania bytu, jest dla osobnika użytecznym, korzystnym. 2 — 18 — Wiemy, że poznanie praktyczne ujawnia wyraźnie ten swój charakter użyteczności, powstaje więc pytanie, czy poznanie naukowe nosi tosamo piętno. Pragmatyści twier-dzą, że tak jest. Wiedza jest zawsze dla nas korzystną na niej opieramy zwykle nasze postępki, czyny. Podług Peirce'a 1), twórcy pragmatyzmu, każda idea choćby najbardziej teoretyczna i oderwana wywiera pośrednio wpływ na nasze postępowanie. W naszej działalności psychicznej niema ścisłej granicy pomiędzy rozumem, uczuciem i wolą, wszystko się tu łączy i wiąże nierozerwalnie; niema wyobrażenia, niema idei, któraby nie zawierała równocześnie pewnego tonu uczuciowego i właściwego sobie popędu do czynu. Wobec tego działanie myśli, które prowadzi do odkrycia nowych faktów, do powiększenia zasobu naszego doświadczenia, musi być dla nas korzystne, musi mniej lub więcej pośrednio przyczyniać się do zachowania bytu. Widzimy z powyższego, że pragmatyzm zwalcza dualistyczny pogląd na istotę naszego poznania, zaciera granicę pomiędzy praktyką i teoryą i upatruje zarówno w nauce jak w poznaniu praktycznem działanie użyteczne, czyniące zadość potrzebie zachowania bytu. Jest jeszcze jedna wybitna różnica pomiędzy pragmatystycznym a intelektualno-estetycznym poglądem na naukę, mianowicie w sprawie dodatków, wnoszonych przez nas do nauki w postaci konstrukcyi i hypotez. Mówiliśmy już, że teorya intelektualno-estetyczna konstrukcye i hypo-tezy uważa za sposoby powiązania faktów w pewną całość harmonijnego obrazu naukowego, że przypisuje im rolę konwencyonalną lub ekonomiczną, oszczędzającą naszą pracę umysłową przy porządkowaniu faktów. Tymczasem pragmatyzm upatruje w nich sposoby do zdoby 1) Peirce: »La logique de la science«. Revue philosophi-que, 1878. — 19 — wania nowych faktów, do posuwania wiedzy naprzód; ich znaczenie sprowadza się do roli, jaką spełniają instrumenty w działaniu praktycznem. Podług teoryi inte-lektualno-estetycznej hypoteza jest tem lepszą, im więcej faktów obejmuje i tłómaczy, jest bezwartościową, jeżeli nie jest w stanie pewnej grupy faktów wyjaśnić; podług zaś teoryi pragmatycznej hypoteza jest lepszą i płodniej-szą, jeżeli przy jej pośrednictwie odkrywamy więcej faktów, jest bezpłodną, bezwartościową, gdy do takich odkryć nie prowadzi. »Teorye, mówi pragmatysta James1), nie są odpowiedzią na zagadnienia, odpowiedzią, która nas może zaspokoić. Teorye raczej są narzędziami, instrumentami. Teorye nie istnieją dlatego, żeby na ich wygodnem posłaniu leżeć spokojnie, lecz żeby dążyć naprzód, żeby przy ich pomocy opracowywać ponownie przyrodę«. Pogląd pragmatystyczny na poznanie zyskał obecnie wielu zwolenników nietylko tam, gdzie powstał, mianowicie w Ameryce i Anglii, lecz znajdujemy wyraźne i liczne jego ślady w literaturze filozoficznej niemieckiej i włoskiej. We Francyi do poglądu pragmatystycznego na naukę przyznaje się także głośna dziś szkoła Bergsona. Powstaje obecnie pytanie, jakie zalety i jakie wady pogląd ten przedstawia? Do zasług pragmatyzmu zaliczyć najpierw musimy wyraźne zaakcentowanie i spopularyzowanie celowego punktu widzenia w teoryi poznania. Celem poznania, jak już wiemy, zajmowano się bardzo dawno, gdyż zagadnienie to nasuwało się mimowoli przy rozważaniu produktu pracy ludzkiej, jakim jest nauka, ale dopiero pragmatyzm sprawę tę wysunął na pierwszy plan bez żadnych zastrzeżeń i ogródek i wywalczył jej powszechne prawo obywatelstwa. Następnie 1) James: »Pragmatismus«. Tłom. niemieckie w 1908 r. Str. 33. 2* — 20 — druga zasługa pragmatyzmu w teoryi poznania polega na tem, że pogląd ten broni teoryi unitarystycznej, że obejmuje z jednego punktu widzenia zarówno poznanie praktyczne jak naukowe. Pomiędzy nauką a zwykłem poznaniem praktycznem istnieje tyle wspólnych cech zasadniczych, że ich wzajemne bliskie pokrewieństwo rzuca się mimowoli w oczy. To też zaznaczenie wyraźne tego pokrewieństwa wbrew przeważającemu w spółczesnej filozofii dualistycznemu poglądowi stanowi niewątpliwą zasługę pragmatyzmu. 10. Pragmatystyczna teorya przedstawia także liczne słabe strony. Do nich przedewszystkiem zaliczyć musimy zbyt obszerne i nieścisłe pojmowanie poznania. Pragmatyzm opierając się na zasadzie, że czyste poznanie intelektualne stanowi sztuczną abstrakcyę, że w rzeczywistych zjawiskach psychicznych poznanie jest zawsze powiązane z uczuciem i popędami do czynu, wykroczył poza granice czystego intelektu i połączył czucie, poznanie i oddziaływanie w jedną całość. Podług Schillera1), je-dnego z głównych przedstawicieli tego kierunku, wszelkie poznanie przesiąknięte jest interesami, intencyami, pragnieniami, wzruszeniami, celami, dobrami, postulatami, wyborami itd., dlatego też nie może być mowy o poznaniu wyłącznie intelektualnem, lecz czynność poznawcza zawsze się łączy z wolą, z popędami do czynu, a nawet z działaniem. Zasadniczem więc założeniem pragmatyzmu jest antyintelektualizm. Takie obszerne, antyintelektualistyczne pojmowanie czynności poznawczej nasuwa liczne wątpliwości. Zapewne przyznać musimy, że każdemu naszemu wyobrażeniu towarzyszy ton uczuciowy i wynikający z niego popęd do czynu, ale związek pomiędzy treścią wyobrażenia 1) Schiller: »Etudes sur l'humanisme«. Tłomaczenie francuskie z 1909 r. — 21 — i jego tonem uczuciowym nie jest bynajmniej stałym i bezpośrednim. Tej samej treści wyobrażenia towarzyszy ton uczuciowy o rozmaitym stopniu natężenia lub nawet o rozmaitej jakości, co zależy od wielu ubocznych czynników. Treść np. wyobrażenia »obiad« może wywołać w jednym przypadku uczucie przyjemności i usilnego pożądania, w innym przeciwnie słabe pożądanie albo nawet wstręt, niechęć; zmiany te w tonie uczuciowym i popędach nie zależą wyłącznie od samej treści wyobrażenia, która jest stałą, lecz od stanu zdrowia, od sytości i innych względów. Następnie zaznaczyć jeszcze musimy, że kojarzenie tonów uczuciowych i wynikające stąd ich nasilenie lub osłabienie nie idzie w parze z kojarzeniem treści wyobrażeń i od niego nie zależy lub jeżeli zależy, to w każdym razie nie bezpośrednio. Wobec powyższych faktów psychologicznych na takie obszerne pojmowanie poznania, z włączeniem do tej sprawy stanów uczuciowych i popędów, zgodzić się nie możemy. Do jednego bowiem mianownika sprowadzamy tym sposobem sprawy różne, wprawdzie ze sobą spółistniejące, ale nie znajdujące się we wzajemnym genetycznym związku. Oprócz stanów uczuciowych i popędów, które towarzyszą treści naszej myśli poznawczej, antyintelektua-listyczny pragmatyzm włącza do poznania jeszcze działanie. Działaniu nawet nadaje przeważającą rolę w czynności poznawczej; w niem bowiem widzi cel i wyłączne kryteryum prawdy naszego poznania. Z pojęcia działania (grecki termin πράγμα) powstała nawet sama nazwa pragmatyzmu. Tymczasem związek działania z treścią myśli poznawczej jest bardzo luźny i bardzo pośredni. Treść myśli wtedy tylko wywołuje czyn, działanie, jeżeli jej towarzyszy mocny ton uczuciowy i popędowy w przeciwnym razie ta sama treść nie prowadzi do czynu' Działanie więc nie wynika z treści myśli, lecz z czyn — 22 — ników uczuciowych i intencyonalnych, które, jak już wiemy, są luźnie tylko powiązane z treścią. Może się nawet zdarzyć i tak, że działanie występuje nie zgodnie, lecz wbrew wynikom myśli. Jeżeli tak jest, to pogląd, że działanie jest stałem i bezpośredniem następstwem myśli poznawczej i do niej integralnie należy, musimy uważać za błąd psychologiczny, który i z epistemologi-cznego stanowiska żadną miarą uzasadnić się nie da. Ostatecznie jakkolwiek przyznajemy, że stany uczuciowe i popędy towarzyszą zawsze w mniejszym lub większym stopniu treści każdej myśli poznawczej i że treść ta wiąże się pośrednio przez popędy z działaniem, to jednak dla badania epistemologicznego musimy rozpatrywać treść myśli w oderwaniu od jej zabarwienia uczuciowego i intencyonalnego, oraz od działania. Abstra-kcya taka jest najzupełniej uzasadniona, gdyż całość nie-rozczłonkowanego myślenia poznawczego jest zbyt skomplikowana, aby mogła być bez analizy i abstrakcyi zbadana. Jest to zasadnicze prawo badania naukowego, że zjawiska skomplikowane muszą być na składniki proste rozłożone. * *        * 11. Uwzględniając powyższe uwagi krytyczne, możemy wyprowadzić w sprawie poznania następujący pogląd. Przedewszystkiem zgadzamy się z poglądem Spencera, że poznanie spełnia rolę celową, biologiczną i że stanowi, ogólnie rzecz biorąc, pośrednie ogniwo albo właściwiej szereg pośrednich ogniw pomiędzy wrażeniami, a oddziaływaniem na nie ruchowem. Ten pośredniczący szereg procesów psychicznych składa się z treści doznań obecnych i minionych, zachowanych w pamięci oraz z towarzyszących im stanów uczuciowych i popędowych. Pomijając te ostatnie, które do wła — 23 — ściwego poznania nie należą, otrzymujemy wzajemnie powiązany szereg treści doznań. W najprostszym układzie szereg ten przedstawia się w sposób następujący: najpierw występuje doznanie obecne, t. j. scałkowane skupienie wrażeń, doznanych w obecnej chwili. Doznanie to wiąże się na zasadzie podobieństwa z pewnymi elementami zachowanych w pamięci doznań minionych. Jako wynik tego powiązania ujawniają się w naszej świadomości inne elementy doświadczeń minionych, które nie mieszczą się w doznaniu obecnem. Elementy te przenosimy do obecnego doznania i stąd wynika oczekiwanie, przewidywanie, że i tu te same elementy wystąpią, występują lub występowały. Jeżeli teraz treści tych doznań i wynikającemu z nich przewidywaniu towarzyszą silne stany uczuciowe i wyraźne popędy, to przewidywanie ujawnia się w odpowiednim do jego treści czynie. Doznając np. pewnego skupienia wrażeń wzrokowych, które ze względu na podobieństwo łączę z pewnemi cechami (mianowicie formą i barwą) bochenka chleba, leżącego na stole, przewiduję zaraz, że inne cechy tego przedmiotu, znane mi z doświadczeń poprzednich, będą także podobne. Jeżeli w obecnej chwili jestem głodny, mojemu przewidywaniu, że dany przedmiot jest bochenkiem chleba, towarzyszą silny stan uczuciowy i odpowiednie popędy ruchowe; przystępuję więc do stołu, łamię lub kraję chleb i spożywam go. W razie zaś, gdy jestem syty, moje przewidywanie ma słaby ton uczuciowy i nie ujawnia się w czynie; wtedy jednak może być punktem wyjścia dalszych przewidywań. Mogę na tej samej drodze przez kojarzenie z innemi minionemi doświadczeniami przewidywać, że chleb na stole położyła służąca, że wróciła już z miasta itd. Niekoniecznie punktem wyjścia dla przewidywania musi być obecne wrażenie lub skupienie wrażeń. Przewidywać można z każdej obecnej treści świadomości, — 24 — bez względu na to, czy będzie doznaniem, czy pamięcią minionego doświadczenia, czy też nakoniec jakąś abstra-kcyą pojęciową. Jeżeli rozmyślam wieczorem nad jakiem-kolwiek zdarzeniem, którego świadkiem byłem dziś rano, to wynikiem moich rozmyślań będą zawsze przewidywania albo następstw danego zdarzenia albo jego przyczyn. Punktem zaś wyjścia przewidywań jest w danym przypadku odtwórcze wyobrażenie minionego doznania, z którego przez porównanie z faktami podobnymi, znanymi mi z dawniejszych doświadczeń, wyprowadzam ostatecznie moje przewidywania skutków lub przyczyn. W podobny sposób uczony, gdy chce sprawdzić jakąkolwiek hypotezę naukową, przewiduje, że przy wytworzeniu sztucznem warunków, objętych przez hypotezę, pewien fakt wystąpić powinien, jeżeli tylko jego przypuszczenie jest prawdziwe. Na tej drodze powstają wszystkie eksperymenty naukowe; przewidywanie bowiem takie budzi w umyśle uczonego żywe zainteresowanie i dlatego urzeczywistnia się w czynie. Tak samo każde rozwiązanie zadań matematycznych oraz dowodzenie twierdzeń jest niczem innem, jak przewidywaniem wyników z porównania danych założeń ze znanymi poprzednio pewnikami matematycznymi lub dowiedzionemi już twierdzeniami. Słowem, każde poznanie zarówno praktyczne jak naukowe wyraża się w przewidywaniu. Poznać jakąś rzecz lub jakieś zjawisko, to znaczy przewidzieć własności i stosunki rzeczy lub przyczyny i skutki zjawiska. Każda myśl poznawcza, wzięta w całości, wyraża przewidywanie. Zdanie Locke'a, że poznanie polega na stwierdzeniu podobieństw i różnic, jest w całości niesłuszne, jakkolwiek zawiera pewną część prawdy. Jest prawdą, że poznawanie posługuje się zawsze stwierdzaniem podobieństw i różnic, ale tylko jako środkiem w celu przewidywania. Wyrazem tego stwierdzania są sądy, ale — 25 — sądy oddzielnie wzięte stanowią tylko fragmenty myśli poznawczej i nie wyrażają jej nigdy w całości. Całość myśli poznawczej wyraża się zawsze we wnioskowaniu. Nawet owe najprostsze sądy spostrzegawcze np.: to jest drzewo, to jest chleb itp. nie stanowią całego poznania, lecz tylko ostateczny jego wynik. Poprzedza je zawsze stwierdzanie podobieństwa pomiędzy obecnem doznaniem, resp. wyobrażeniem spostrzegawczem, a pewnymi elementami poprzedzających doświadczeń, objętych ogól-nem pojęciem drzewa lub chleba. Pojęcie ogólne zawiera jeszcze inne elementy, które nie mieszczą się w skupieniu wrażeń, stanowiących moje obecne doznanie; a ponieważ wiem, że elementy te w minionych doświadczeniach były zawsze obecne, ilekroć występował w mojej świadomości dany kompleks wrażeń, przeto przewiduję, że i obecnie znajdą się tam w całości, że to, co widzę, zawiera wszystkie znane mi elementy moich pojęć drzewa lub chleba. Cała powyższa złożona czynność występuje przy spostrzeganiu tak szybko, że nie uświadamiamy jej sobie dokładnie, mamy tylko świadomość jej ostatecznego wyniku w postaci sądu spostrzegawczego. Tak się dzieje zawsze przy postrzeganiu zwykłych przedmiotów naszego otoczenia; proces poznawczy powtarza się w tych przypadkach bardzo często i wskutek nawyknienia staje się bardzo szybkim. Nawyknienie więc sprawia, że poprzedzające ogniwa tego procesu wypadają z naszej świadomości i pozostaje tylko ostateczny wynik. Jeżeli jednak postrzeganie dotyczy przedmiotów rzadko spotykanych, to proces poznawczy odbywa się wolniej i wszystkie jego ogniwa występują wyraźnie na jaw. Rozpoznawanie chorób przez lekarza, rozpoznawanie roślin przez herboryzującego botanika stanowią wskutek tego sprawę poznawczą, złożoną z szeregu sądów, jakkolwiek sprawa — 26 — ta w swej istocie jest identyczna ze zwykłem postrzeganiem. Z powyższego widzimy, że pomiędzy elementarnem postrzeganiem i złożoną czynnością poznawczą niema istotnej różnicy; obie te sprawy polegają na przewidywaniu, wprowadzonem z dat, zawartych w obecnem doznaniu, resp. w obecnej treści świadomości, oraz w po-przedzającem naszem doświadczeniu, zachowanem w pamięci. Myślenie więc poznawcze w rozmaitych swych przejawach przedstawia czynność w zasadzie jednakową; zarówno proste, elementarne postrzeganie jak naukowe poznawanie polegają na tej samej czynności przewidywania. Bieg tej czynności możemy przedstawić w następującej schematycznej postaci: Jeżeli wiemy, że A jest B, t. j., że obecna treść świadomości A jest podobna do poprzedzającego doświadczenia B i jeżeli wiemy jeszcze, że B jest C, t. j., że poprzedzające doświadczenie B było powiązane zawsze z innem doświadczeniem C, to z tego przewidujemy, że A jest C, to znaczy, że obecna treść świadomości A jest także powiązana z doświadczeniem C. Taki sam schemat logika podaje dla wnioskowania; a zatem logiczny termin »wnioskowanie« odpowiada ściśle temu, co tutaj nazywamy czynnością poznawczą resp. przewidywaniem. Z tego wynika, że trzy terminy: przewidywanie, poznawanie i wnioskowanie stanowią tylko odrębne miana tej samej czynności, rozpatrywanej z rozmaitego stanowiska: bądź biologicznego (przewidywanie), bądź epistemologicznego (poznawanie), bądź nakoniec logicznego (wnioskowanie). Do tych trzech terminów moglibyśmy jeszcze dodać czwarty: »uzupełnianie, v. dopełnianie« W rzeczy samej przewidywanie, o którem tutaj mówimy, nie stanowi nic innego, jak dopełnianie obecnego doznania przez myśl, t. j. przez elementy zachowane w naszej pamięci z poprzedzających doświadczeń. — 27 — To samo możemy wyrazić jeszcze w innej ogólniejszej postaci: przewidywaniem resp. poznawaniem nazywamy uzupełnianie obecnej treści świadomości przez daty, zaczerpnięte z poprzedzających doświadczeń lub przyjętych założeń. Uzupełnianie więc w tem znaczeniu jest właściwie synonimem przewidywania. Rzecz godna uwagi, że Mach, który nie uznaje przewidywania za cel poznania naukowego, wyraźnie jednak zaznacza, że poznawanie zarówno praktyczne jak naukowe polega na uzupełnianiu (Erganzung) przez myśl faktów, danych nam częściowo w doświadczeniu. Ta pozorna niezgodność wynika ze zbyt ciasnego pojmowania przewidywania. Autor pod tą nazwą pojmuje wyłącznie przewidywanie zdarzeń przyszłych, prorokowanie przyszłości, tymczasem, właściwie rzecz biorąc, przewidywać można zarówno przyszłe, jak przeszłe lub obecne zjawiska ukryte. Przewidywać znaczy właściwie zgadywać, odnajdywać myślą to, co jest ukryte, co się nie mieści w obecnem naszem doznaniu. Jeżeli widzę i postrzegam leżący na stole orzech, to zarazem wiem, że przedmiot ten posiada twardą skorupę: ta wiedza nie mieści się w mojem wzrokowem doznaniu, lecz stanowi domysł, przewidywanie czegoś istniejącego, obecnego. Gdy w danej chwili oglądam nabity rewolwer, to wiem, że przy naciśnięciu sprężyny mogę wywołać wystrzał, i ta moja wiedza stanowi przewidywanie czegoś, co się stać może, co nastąpi. Nakoniec, jeżeli jadę drogą polną i postrzegam mokry grunt, kałuże na drodze i wodę stojącą w bruzdach zagonów, to wiem, że w tej okolicy przed niedawnym czasem padał deszcz; deszczu tego nie widziałem, lecz go się tylko domyślam, przewiduję z połączenia obecnych moich doznań z poprzedzającem doświadczeniem. Przewidywanie więc poznawcze nie jest związane z czasem, nie dotyczy samych tylko zdarzeń przyszłych, ale obejmuje także zjawiska obecne i prze — 28 — szłe. Istota przewidywania polega na dopełnianiu myślą doznań obecnych bez względu na to, czy dopełnione części zdarzenia lub przedmiotu mogą być obecnie spostrzeżone albo dopiero w przyszłości, czy też nie wejdą wcale do naszych spostrzeżeń, gdyż już przeminęły. To samo powiedzieć możemy o poznaniu naukowem. Mach twierdzi, że nie można mówić o przewidywaniu jako celu poznania naukowego, gdyż jedne nauki, jak chemia i fizyka, przewidują naprzód, inne, jak geologia i historya, przewidują wstecz, a inne nakoniec, jak matematyka, nie przewidują wcale. Na zarzut ten moglibyśmy odpowiedzieć co następuje: kierunek w czasie przewidywania nie stanowi istotnej cechy poznania naukowego, lecz zależy w całości od przedmiotu badania. Jeżeli przedmiotem nauki są zjawiska minione, które ujawniają się dla naszego doznania w postaci drobnych fragmentów, resztek lub wywołanych przez nie oddalonych skutków, to kierunek przewidywania resp. dopełniania naszych doznań musi być wsteczny. Tak się dzieje w geologii lub historyi. Tutaj przewidywanie nosi charakter wyjaśnienia, tłomaczenia. W każdem wyjaśnieniu poszukujemy czegoś, z czego nasze obecne doznanie może być przewidziane. Przeciwnie, jeżeli badamy zdarzenia obecne, powtarzające się, to chodzi nam głównie o możliwość ich przewidywania w przyszłości i dlatego wyznaczamy takie ich czynniki, z których przewidywanie przyszłe tych zdarzeń wyprowadzić by można. Taki kierunek przewidywania przeważa w chemii, fizyce i innych naukach przyrodniczych. Mówimy przeważa, gdyż kierunek przewidywania w nauce nigdy nie jest jednostajny. Zdarzyć się mogą przypadki, w których przewidywanie geologa dotyczy przyszłości, a chemika sięga wstecz. Jeżeli np. geologia naucza, że ciągłe działanie wody i kruszenia się skał zniweluje w oddalonym czasie nierówności na ziemi, to — 29 — przewiduje właściwie zdarzenie przyszłe; i odwrotnie, jeżeli chemik, badając wodę studzienną lub produkty spożywcze, określa sposób ich zanieczyszczenia lub zafałszowania, to przewiduje wstecz, mianowicie to, co było. Słowem niema żadnej ścisłej granicy pomiędzy przewidywaniem naprzód i wstecz. Nawet matematyka, której Mach odmawia zupełnie właściwości przewidywania, nie stanowi bynajmniej wyjątku. Czemże bowiem np. jest rozwiązywanie równań, jeżeli nie przewidywaniem wartości dla niewiadomych z danych nam w równaniu wielkości wiadomych przy pośrednictwie dat, zaczerpniętych z poprzedzającej naszej wiedzy, t. j. ze znanych nam twierdzeń. Czemże jest każde najzwyklejsze dodawanie lub mnożenie, jeżeli nie przewidywaniem sumy lub iloczynu z danych nam składników lub czynników. Matematyka więc także przewiduje, nie jest to jednak przewidywanie ani naprzód, ani wstecz, ale przewidywanie spółistnień, wynajdywanie tego, co jest w zakresie stosunków ilościowych. 12. Ostatecznie na zasadzie powyższych uwag przychodzimy do przekonania, że niema zasadniczej różnicy pomiędzy przewidywaniem resp. poznawaniem prakty-cznem i naukowem, zarówno bowiem jedno jak drugie polega na dopełnianiu obecnej treści naszej świadomości pierwiastkami, czerpanymi z zasobu poprzedniej naszej wiedzy. Jeżeli mówię, że niema między niemi istotnej różnicy, to bynajmniej nie twierdzę, że sprawy te są identyczne, pozbawione wszelkich różnic. Niewątpliwie nauka od poznania praktycznego różni się wybitnie nie-któremi cechami, ale różnice te nie są istotne, zasadnicze. Przedewszystkiem przewidywanie naukowe jest pewniejsze, wyznacza bowiem ściślej czynniki i składniki, z których zjawiska przewidzieć możemy. Poznanie praktyczne opiera się w przewidywaniu przeważnie na ogól-nem, sumarycznem podobieństwie obecnego doznania — 30 — z dawniejszem doświadczeniem, tymczasem poznanie naukowe stwierdzone podobieństwo rozkłada na składniki i wykazuje wyraźnie, jakie z nich mają znaczenie w da-nem przewidywaniu, a jakie są bez znaczenia. Z poprzedzających doświadczeń np. poznanie praktyczne przewiduje, że butelka wypełniona wodą i wystawiona na mróz pęknie, ale nie zaznacza, jakie składniki powyższego złożonego zdarzenia decydują w danem przewidywaniu, stąd przewidywanie nieraz zawodzić może, zwłaszcza jeżeli podobieństwo pomiędzy obecnem a dawniej szem doświadczeniem nie jest zupełne. Tymczasem poznanie naukowe, ustanawiając ogólne prawo, że woda przy zamarzaniu powiększa swoją objętość i wskutek tego na ściany wypełnionego i szczelnie zamkniętego naczynia wywiera znaczne ciśnienie, wyznacza wyraźnie, jakie czynniki decydują w danem przewidywaniu i pozwala nam stanowczo przewidywać, w jakich warunkach skutek wystąpi, a w jakich nie ujawni się. Można rzec nawet, że potrzeba pewniejszego przewidywania była główną podnietą, która doprowadziła do poznania naukowego. Częste zawody w przewidywaniu praktycznem zmuszały ludzi do zastanawiania się nad własnemi doświadczeniami, do ich szczegółowej analizy. Analiza zaś doświadczenia, wyodrębnianie z jego całości czynników i składników oraz wyprowadzanie przewidywania z podobieństwa pomiędzy wyodrębnionymi czynnikami i składnikami stanowi właściwość poznania naukowego. Zapewne przyznać musimy, że powyżej wskazana różnica pomiędzy poznaniem praktycznem i naukowem nie jest bezwzględna. Nieraz zdarzyć się może, że i poznanie praktyczne wyodrębnia pojedyńcze składniki doświadczenia i na nich opiera swoje przewidywanie. Dziki australczyk lub indyanin, gdy chce rozniecić ogień, wybiera do tarcia suche kawałki drzewa, wie bowiem dobrze, że suchość drzewa jest warunkiem koniecznym lub — 31 — w każdym razie ułatwiającym wywołanie ognia przez tarcie. Cała więc różnica sprowadza się do tego, że poznanie naukowe posługuje stę zawsze analizą doświadczenia na czynniki i składniki, poznanie zaś praktyczne czyni to nie zawsze i nigdy nie uskutecznia analizy w stopniu tak zupełnym, jak nauka. Druga różnica pomiędzy poznaniem naukowem i pra-ktycznem polega na tem, że pierwsze jest uporządkowane, usystematyzowane, kiedy drugie przedstawia się nam w postaci luźnych faktów, nie powiązanych w jedną całość. I tu zaznaczyć musimy, że różnica powyższa jest względna, że wyraża się właściwie w stopniowaniu, a nie w samej jakości. Nie możemy żadną miarą odmówić poznaniu praktycznemu dążności do porządkowania doświadczeń; poznanie to bowiem posługuje się w ogromnej większości przypadków doświadczeniami uogólnio-nemi, które znajdują swój wyraz w pojęciach ogólnych drzewa, rośliny, dębu, szafy, stołu itp. Już sam ten fakt, że mowa nasza składa się z wyrazów o znaczeniu ogól-nem, obejmującem całe grupy doświadczeń, dowodzi, iż poznanie nasze zaczyna bardzo wcześnie porządkować doświadczenia, szeregować je w pewne grupy. Pobudką do takiej czynności była niewątpliwie okoliczność, że przewidywanie, oparte na doświadczeniach uogólnionych, daje zawsze pewniejsze wyniki, aniżeli przewidywanie, wyprowadzane wyłącznie z pojedyńczych szczegółów. Zresztą jest rzeczą możliwą, że odgrywała tu także pewną rolę i owa ekonomia pracy umysłowej, o której mówi Mach. W każdym razie z tej, czy z innej pobudki poznawanie praktyczne jest już bardzo wcześnie uporządkowane i objęte w grupy uogólnionych doświadczeń. Nauka w tym kierunku idzie dalej i owe grupy uogólnionych doświadczeń, które w poznaniu praktycznem są odosobnione, wiąże w całość systematu naukowego. Posługując się przytem w stopniu większym analizą — 32 — i otrzymanemi stąd abstrakcyami, tworzy nieznane dla poznania praktycznego uogólnienia abstrakcyjne, które powoli w systemacie naukowym zastępują pierwotne uogólnienia doświadczeń konkretnych. Główną pobudką do tworzenia systematów naukowych jest także potrzeba możliwie najpewniejszego przewidywania. Poznawanie, oparte na uogólnionych abstrakcyach, na t. zw. prawach naukowych, pozwala nam pewniej przewidywać, aniżeli gdy jest oparte wyłącznie na uogólnieniu konkretnych doświadczeń. Dość ważną rolę odgrywa tu także potrzeba ekonomizacyi pracy, co wobec ogromu faktów, zdobywanych przez naukę, staje się rzeczą konieczną. Najmniejsze zaś znaczenie w tworzeniu systematów naukowych ma czynnik estetyczny, wzgląd na harmonijne powiązanie szczegółów. Zapewne każdy systemat naukowy stanowi mniej lub więcej harmonijny, zgodny w szczegółach układ, ale harmonia ta jest już wynikiem zadośćuczynienia potrzebie możliwie pewnego i możliwie ułatwionego przewidywania; udział więc w tej sprawie czynnika estetycznego jest w każdym razie nieznaczny, jeżeli nie zupełnie zbyteczny. Nakoniec trzecia i bodaj najważniejsza różnica pomiędzy poznaniem praktycznem i naukowem polega na tem, że pierwsze ogranicza się wyłącznie do zakresu potrzeb życia praktycznego, drugie zaś wybiega daleko poza ten zakres i czyni zadość potrzebom intelektualnym. Różnicę powyższą niektórzy filozofowie uważali za istotną i na jej podstawie, jak już wiemy, ugruntowali dualistyczny pogląd, wyodrębniający ściśle naukę od poznania praktycznego. Jeżeli jednak staniemy na zajętem przez nas stanowisku i w istocie czynności poznawczej upatrywać będziemy przewidywanie, to różnica ta straci całą swoją jaskrawość. Zarówno w poznaniu praktycznem jak naukowem stosujemy tę samą czynność przewidywania, opartą na podobieństwie pomiędzy obecną — 33 — treścią świadomości a doświadczeniami poprzedzającemi, cała zaś różnica polega tylko na motywach, wywołujących myślenie poznawcze. Motywami czynności poznawania są stany uczuciowe i intencyonalne, towarzyszące naszym wrażeniom i wogóle wszelkiej treści naszej świadomości. Jeżeli te stany są słabe, niewyraźne, to czynność poznawcza resp. przewidywanie nie dochodzi do skutku i nasze doznanie przemija bez śladu; przeciwnie jeżeli są mocne, wyraźne, to wywołują ruch myśli. Codziennie otrzymujemy mnóstwo rozmaitych wrażeń, ale zwracamy uwagę i myślimy tylko o tych wrażeniach, którym towarzyszy silniejszy ton uczuciowy i popędowy, reszta zaś nie zostaje przez nas w myśleniu poznawczem uwzględniona. Przechodzę np. ulicą i obojętnie mijam cały szereg widzianych wystaw sklepowych, aż nagle zwraca moją uwagę jakaś nowa książka na wystawie sklepu księgarskiego. Tytuł książki i znane mi nazwisko jej autora budzą w moim umyśle żywszy stan uczuciowy, gdyż w tym właśnie czasie pracuję nad podobnym tematem. Przewiduję więc, że książka może zawierać interesujące dla mnie szczegóły; rozważam, czy warto ją nabyć, przeczytać, szukam na okładce oznaczonej przez księgarza ceny, rozmyślam, czy rozporządzalne w danej chwili fundusze pozwalają mi na kupno tej książki itd. Słowem powstaje w moim umyśle bardzo ożywiony ruch myśli, którego pierwotnym motywem był stan żywego zainteresowania, towarzyszący postrzeżeniu tytułu książki. Ta sama okoliczność zachodzi przy każdem dowol-nem myśleniu. Siedzę np. bezczynnie przy biurku i umysł mój snuje w tej bezczynności cały szereg rozmaitych wyobrażeń, wywoływanych przez mimowolne kojarzenia. Nie jest to myślenie poznawcze, lecz swobodna gra wyobraźni. W tym mimowolnym biegu wyobrażeń kojarzenie nasuwa mi na myśl wiadomość, zaczerpniętą przed TEORYA POZNANIA  3 — 34 — kilku dniami z gazety, o projekcie założenia w naszem mieście nowej instytucyi społecznej. Projekt ten podoba mi się, to też zaczynam myśleć o nim, przewidując, jak projekt ten będzie przyjęty w kole moich znajomych, na kogo przy jego urzeczywistnieniu liczyć można, jakie skutki urzeczywistniona instytucya wywołać może itp. Swobodna gra wyobraźni została w tem miejscu przerwana przez myślenie poznawcze, którego punktem wyjścia była nasunięta mi przez przypadkowe skojarzenie treść świadomości o mocniejszym, żywszym tonie uczuciowym. Z powyższych przykładów widzimy, że jeżeli naszym wrażeniom, wyobrażeniom odtwórczym lub jakiejkolwiek treści świadomości towarzyszy zainteresowanie, to ta okoliczność budzi naszą uwagę i wywołuje czynność poznawczą; jeżeli zaś zainteresowania niema, to dana treść świadomości przemija szybko bez reakcyi. Nasze zainteresowanie treścią świadomości nie jest stałe, lecz ulega zmianom stosownie do nastroju, do stanu zdrowia, do poprzedzającego biegu myśli itp. i dlatego też tej samej treści towarzyszy raz mocne zainteresowanie, innym razem zaś słabe, nieznaczne tylko. Stąd doznanie, które w pewnej chwili wywołało ożywiony bieg myśli poznawczej, w innym czasie przemija bez śladu podobnej reakcyi. Stąd również, jeżeli doznajemy w szybkiem ko-lejnem następstwie kilku wrażeń, które budzą rozmaity stopień zainteresowania, punktem wyjścia przewidywania jest zawsze wrażenie, posiadające silniejszy stopień stanu uczuciowego. I odwrotnie podczas wypoczynku, bezczynności, wrażenia stanowiące przedmiot słabego zainteresowania budzą myśl poznawczą dlatego, że nie znajdują przeciwwagi w innej treści o mocniejszym tonie uczuciowym. Rozpatrując np. znany mi krajobraz podczas wycieczki świątecznej, spostrzegam w nim takie szczegóły, których dawniej przy zwiedzaniu tej miejsco — 35 — wości nie zauważyłem. Dzieje się tak dlatego, że dawniej zwiedzałem tę miejscowość, zainteresowany innymi przedmiotami, stąd szczegóły usunęły się same przez się z pola mojej myśli poznawczej. Zdarza się nieraz, że pewne wrażenie posiada dostateczny ton uczuciowy, aby obudzić przewidywanie, ale wyprowadzony z przewidywania wynik w postaci spostrzeżenia lub wniosku nie przedstawia dla nas wyraźnego interesu i nie wywołuje dalszych reakcyi. Myśl więc poznawcza w tym przypadku ogranicza się na pojedyńczem spostrzeżeniu lub wniosku. Jednostajna ciągłość myśli powstaje wtedy, kiedy wynikom kolejnych przewidywań towarzyszy zainteresowanie dostateczne, aby wywołać nowe przewidywania. Tak się dzieje przy rozmyślaniu nad jakimkolwiek tematem naukowym lub przy dyskusyi nad jakiemkolwiek zagadnieniem. Umyślnie przytoczyliśmy szczegóły powyższe, ażeby wykazać, że budzicielem i kierownikiem myśli poznawczej jest wyłącznie zainteresowanie, jakie towarzyszy jej treści. Samo poznawanie resp. przewidywanie zależy od treści naszej świadomości i ta wyłącznie decyduje o jego wyniku, wywoływanie jednak myśli poznawczej i jej kierunek zależy w zupełności od towarzyszącego treści zainteresowania. Cała więc różnica pomiędzy poznawaniem praktycznem i naukowem sprowadza się głównie do przedmiotu zainteresowania. Mało inteligentny wieśniak lub robotnik interesuje się wyłącznie w swojem otoczeniu takimi przedmiotami i zjawiskami, które znajdują się w blizkim związku z jego potrzebami życia, z zajęciem, jakiemu się oddaje. Wszystko zaś inne, co wybiega poza ten ciasny zakres, nie przedstawia dla niego żadnego interesu, dlatego nie rozmyśla, nie zastanawia się nad tem. W tym ciasnym zakresie wskazany osobnik przewiduje trafnie ukryte własności przedmiotów lub następstwa zjawisk, przyczem posługuje się poprzedza 3* — 36 — jącem doświadczeniem, resp. nabytą poprzednio wiedzą w podobny sposób, jak to czyni uczony matematyk, zoolog lub fizyk. Jego przewidywanie resp. wnioskowanie odbywa się tym samym sposobem; inne tylko są przesłanki, więcej konkretne, mniej rozczłonkowane, ale droga, po której kroczy jego myśl, jest ta sama. Jeżeli więc poznawanie takie nazywamy praktycznem i odróżniamy je ściśle od naukowego, to nie dlatego, że samo przewidywanie jest tu inne, odrębne, lecz że przedmiot zainteresowania jest inny. Zainteresowanie w poznawaniu praktycznem jest wyrazem potrzeby zachowania bytu, oryen-tacyi w otoczeniu, wykonywania czynności zawodowych itp. Podobne zainteresowanie wybiera za przedmiot przewidywania tylko pewne rzeczy i zjawiska w otoczeniu, przyczem kieruje przewidywanie tylko w stronę takich własności rzeczy i następstw zjawisk, które odpowiadają potrzebom praktycznym. W poznawaniu naukowem przewidujemy dla przewidywania. Zainteresowanie, które kieruje tu naszą myślą poznawczą, nie jest wyrazem potrzeb praktycznych, lecz popędem, że tak powiem, intelektualnym, chęcią przewidywania bez względu na jego wyniki praktyczne. Ten rodzaj zainteresowania powstaje w rozwoju kultury względnie późno. W pierwszych początkach poznawanie miało wyłącznie charakter i kierunek praktyczny. Pierwotny człowiek z trudem znajdujący dla siebie pożywienie, otoczony ze wszystkich stron czyhającemi na jego byt niebezpieczeństwami, cały wysiłek swojej myśli musiał skierować na utrzymywanie swego bytu, na wyszukiwanie pożywienia i unikanie niebezpieczeństw. To też przewidywanie jego szło tylko w tym jednym kierunku. Z dalszym rozwojem życia gromadnego powstaje podział pracy; w gromadzie wyodrębniają się osobniki, których zadaniem staje się wyłącznie przewidywanie zjawisk i kataklizmów przyrody oraz rozmaitych zdarzeń przyszłych, — 37 — ważnych dla pomyślnego bytu gromady. Są to t. zw. wróżbici, kapłani. Wobec kruchej i bardzo trudnej egzysten-cyi człowieka pierwotnego, wobec jego bezwzględnej zależności od zwykłych lub niezwykłych zdarzeń przyrody, rola wróżbitów w pierwotnych gromadach była bardzo wydatną; otoczeni byli ogólnem uznaniem ich wyższości, połączonem nieraz z zabobonnym strachem. Byt mieli zabezpieczony, nie potrzebowali zdobywać pożywienia, odzieży, gdyż cała gromada troszczyła się o ich utrzymanie. Kierunek więc ich myśli poznawczej wyszedł z ciasnego koła potrzeb praktycznych i zwrócił się, już choćby z chęci utrzymania swego wybitnego stanowiska w gromadzie, w stronę przewidywania zjawisk przyrody i ukrytych własności rzeczy. Na tem polu powoli przez wieki całe doszli do wielu odkryć i trafnego przewidywania wielu zdarzeń. Wynalazek pisma sprawił, że dokonane odkrycia mogły być utrwalone i przekazane następnym pokoleniom. To też wśród wróżbitów-kapłanów starożytnych Indusów, Chaldejczyków i Egipcyan powstały początki poznania naukowego, mianowicie pierwsze zawiązki astronomii, geometryi, medycyny. Niewątpliwie te początki poznawania naukowego nie były jeszcze pozbawione praktycznego interesu. Pierwotna geometrya miała głównie na celu mierzenie gruntów uprawnych, kopców, spichrzów; pierwotna astronomia mierzenie czasu, przewidywanie peryodycznie występujących zjawisk przyrody, a medycyna polegała w całości na przewidywaniu zejścia w chorobach i ich leczeniu. W każdym razie przewidywanie obejmowało tu już bardzo szeroki zakres zjawisk, a praktyczne zastosowanie dokonanych przewidywań utrwalało wiarę i zamiłowanie do myśli poznawczej. Tym sposobem powoli wytworzyło się owo zainteresowanie intelektualne, ów interes, jaki człowiek znajduje w samej czynności przewidywania. — 38 — Dodać wszakże winienem, że w powstawaniu i rozwoju poznania naukowego odgrywały i odgrywają dotychczas dosyć ważną rolę pewne pobudki praktyczne, jak miłość sławy, rozgłosu, oraz chęć zdobycia poważanego stanowiska w społeczeństwie. Jest rzeczą bardzo wątpliwą, czy samo czyste zainteresowanie intelektualne bez powyższych pobudek praktycznych byłoby w stanie stworzyć tak potężny rozwój nauk, jakiego jesteśmy świadkami w dobie spółczesnej. Nakoniec nadmienić jeszcze muszę, że nauki teoretyczne nie stoją zupełnie odosobnione od potrzeb praktycznych, lecz są z niemi powiązane licznemi pośredniemi ogniwami. Nieraz potrzeba praktyczna nasuwa dopiero jakieś nowe zagadnienie teoretyczne, które w szczegółowem opracowaniu stanowi nową gałąź nauki czystej. Tak się stało np. z bakteryo-logią, która powstała i rozwinęła się z praktycznej potrzeby zwalczania chorób zakaźnych. Z drugiej strony wynik i zdobycze nauk teoretycznych stosujemy dziś rozlegle do potrzeb życia praktycznego; na tej właśnie drodze powstają t. zw. nauki stosowane. Uwzględniając wszystkie powyższe okoliczności, dochodzimy do przekonania, że pomiędzy poznaniem praktycznem i naukowem niema istotnej różnicy, że pomiędzy niemi istnieją powolne przejścia i liczne związki pośredniczące. 13. Powyżej wyłożony pogląd, upatrujący istotę poznawania w przewidywaniu, nazwaliśmy prewidy-zmem1), nazwa ta bowiem zaznacza wyraźnie najistotniejszą cechę myślenia poznawczego. Pogląd ten stanowi wyraźne przeciwieństwo do intelektualno-estetycznej teoryi nauki; zato przedstawia pewne genetyczne podobieństwo z pragmatyzmem, gdyż obydwa te poglądy mają wspólny punkt wyjścia, powstały z biologicznego pojmowania czynności poznawczej. W dalszych jednak swych 1) Patrz: »Traktat o poznaniu i prawdzie«, 1910 — 39 — wynikach prewidyzm odbiega dość daleko od pragmatyzmu i nie zgadza się z nim w rozwiązywaniu najważniejszych, bo zasadniczych zagadnień. Szczegółowe zestawienie tych różnic podałem w innej pracy 1), nie będę więc tu ich powtarzał. 1) Prewidyzm i pragmatyzm. »Przegl. filozof.« 1910. ROZDZIAŁ II. Warunki konieczne poznawania. — Kategorye. 1. Ogólne uwagi metodologiczne o celowem rozpatrywaniu zjawisk. 2. Celowe rozpatrywanie zjawisk poznawczych. 3. Warunki konieczne poznawania utrwalone w organizacyi. 4. Warunki konieczne w formie wymagalników. Kategorye. 5. Ogólne uwagi nad kategoryą przyczynowości. 6. Kategorya i konstrukcya przyczy-nowości. 7. T. zw. czyste pojęcie przyczynowości. 8. Antynomie w konstrukcyi związku przyczynowego. Antynomia pierwsza. 9. Antynomia druga. 10. Antynomia trzecia. 11. Wieloznaczność pojęcia przyczyny. 12. Stosunek przyczynowości do celowości. 13. Stosunek przyczynowości do prawa dostatecznej zasady. 14. Ogólne uwagi nad kategoryą rzeczy i własności. 15. Substancya i atrybut oraz rzecz i własność. 16. Stosunek kategoryi przyczynowości do kategoryi rzeczy i własności. 17. Wymagalnik takoż-samości. 18. Ogólne uwagi nad kategoryami. 1. W poprzednim rozdziale niejednokrotnie zaznaczałem, że krytyka filozoficzna już dawno wykazała, iż poznanie naukowe posługuje się założeniami, konstruk-cyami i hypotezami, które nie mieszczą się w naszem doświadczeniu i stanowią subjektywne dodatki, wnoszone przez nas do nauki. Powstaje więc pytanie, jak z punktu widzenia prewidyzmu tłomaczyć będziemy obecność i rolę tych dodatków w poznaniu naukowem. Wiemy już, że pogląd prewidystyczny na poznanie jest wynikiem celowego rozpatrywania zjawisk poznawczych i w całości się na niem opiera. A zatem ażeby rozwiązać postawione — 41 — przez nas zagadnienie, musimy przedewszystkiem zastanowić się nad zasadami rozpatrywania celowego. Metodologia celowości nie jest jeszcze dokładnie we wszystkich szczegółach opracowaną. Celowość przez długi czas była traktowana wyłącznie ze stanowiska metafizycznego i dopiero względnie niedawno zaczęto ją rozpatrywać z metodologicznego punktu widzenia. Celowością z tego stanowiska nazywamy złożony układ zjawisk, gdzie ostateczny skutek jest wynikiem nietylko pierwotnej przyczyny, lecz również potrzeby całego układu. Celowy układ zjawisk jest zawsze skończony i kołowy, t. j. ostateczny skutek schodzi się tu z pierwotną przyczyną i czyniąc zadość potrzebie, wywołanej przez przyczynę, kończy i zamyka odpowiedni szereg zjawisk. Nie będę obszerniej sprawy tej wyłuszczał, gdyż najpierw uczyniłem już to w innej mojej pracy 1), a następnie jest to poniekąd zbyteczne dla naszych obecnych rozważań. Nas w danej chwili interesuje inna strona związku celowego, mianowicie stosunek środków do celu. W każdym układzie celowym zjawisk odróżniamy: 1) pierwotną przyczynę, 2) potrzebę, wywołaną w układzie przez powyższą przyczynę, 3) ostateczny skutek czyli cel i nakoniec 4) pośrednie ogniwa zjawisk, wiążących pierwotną przyczynę z ostatecznym skutkiem, czyli t. zw. środki. Pomijając dwa pierwsze człony, które dla naszych obecnych rozważań są bez znaczenia, zastanowimy się bliżej nad dwoma ostatnimi. Środki są, ogólnie rzecz biorąc, przyczynami celu, resp. ostatecznego skutku, ale nie jego przyczynami całkowitemi, lecz tylko częściowemi. Stąd wynika, że środki dla danego celu nigdy nie są jednoznacznie wyznaczone, że ten sam cel może być osiągnięty przez rozmaite środki. Rozmaitość jednak środków 1) Patrz rozprawę p. t.: »Neoteleologia«. Sprawozdania z posiedzeń Towarzystwa naukowego warszawskiego, 1910. — 42 — jest ograniczona koniecznymi warunkami układu. W danym układzie możliwe są tylko pewne środki, osięgające cel; o ich możliwości lub niemożliwości decyduje sam układ, że tak powiem, konieczne jego warunki. Weźmy jakiekolwiek przystosowanie biologiczne: jego wynik jest celem, który zwykle bywa osięgany rozmaitymi sposobami — środkami. Rozmaitość jednak tych sposobów nie iest bezgraniczna, lecz redukuje się do pewnych możliwości, o czem decyduje organizacya biologiczna danego ustroju czyli, mówiąc ogólnie, warunki konieczne układu. Warunki te dla danego układu są stałe, niezmienne; odgrywają one zawsze w celowem rozpatrywaniu zjawisk bardzo ważną rolę, gdyż od nich zależy jakość i rozmaitość środków. A zatem przy każdem celowem rozważaniu zjawisk należy ściśle odróżniać: 1) cel, 2) zmienne środki, prowadzące do tego celu i 3) niezmienne, stałe warunki, które są konieczne dla celowego układu zjawisk. Żeby ujawnić dokładnie powyższe człony i zachodzące między nimi stosunki, rozpatrzmy jakikolwiek najprostszy przykład celowego układu zjawisk. Przypuśćmy, że siedzę przy biurku zajęty pracą i odczuwam głód. Doświadczane przezemnie w obecnej chwili uczucie głodu jest wyrazem świadomej potrzeby mojego organizmu, wywołanej przez pewne przyczyny dokładnie jeszcze niezbadane. Prawdopodobnie brak zawartości w żołądku, a może i wydzielanie w pustym żołądku soku trawiennego wskutek bodźców psychicznych, wskutek myśli o pokarmie, wywołują swoiste podrażnienie zakończeń nerwowych w ścianach żołądka. Podrażnienie to jest bezpośrednim skutkiem działającej, pierwotnej przyczyny i ujawnia się nieraz naszej świadomości w postaci ściskania w dołku żołądkowym. Ale na tym bezpośrednim skutku sprawa się nie ogranicza; równocześnie mamy świadomość potrzeby jedzenia, świadomość uczucia głodu, które — 43 — stanowi reakcyę całego ustroju na opisane poprzednio zmiany i które bynajmniej nie jest jednoznaczne ze swo-istem podrażnieniem nerwów czuciowych żołądka. Uczucie głodu jest wyrazem zaburzenia w czynnościach odżywczych ustroju i zawiera równocześnie świadomość potrzeby wyrównania tego zaburzenia. Jest to uczucie ogólne, organiczne, które wprawdzie występuje wskutek miejscowego zaburzenia czucia w ścianach żołądka, ale nie jest z niem identyczne, stanowi odczyn całej naszej świadomej jaźni, całego ustroju. Tak się przedstawia stosunek pierwotnej przyczyny do potrzeby. Rozpatrzmy teraz dalszy bieg zjawisk celowych. Siedząc przy biurku, mam świadomość uczucia głodu, które, jak już wspominaliśmy, zawiera potrzebę wyrównania zaburzenia w czynności odżywczej. Czyniąc więc zadość tej potrzebie, wstaję od biurka, idę do kredensu, szukam tam jakiegokolwiek pokarmu i spożywam go. Mogę tej potrzebie uczynić zadość w inny sposób, mogę, nie zmieniając miejsca, zadzwonić na służbę i kazać sobie przynieść coś do zjedzenia. Jeżeli wiem, że służby w domu niema i kredens jest pusty, mogę wyjść z domu do poblizkiej restauracyi i tam się posilić. Słowem środki dla osiągnięcia celu w danym przypadku mogą być bardzo rozmaite, ich wybór jest dowolny i zależny od okoliczności. Ale powyższe środki są zależne od jednego koniecznego warunku, mianowicie od możności wykonywania dowolnych ruchów. Gdybym był sparaliżowany i pozbawiony mowy, to nie mógłbym ani zadzwonić, ani zawołać na służbę, ani iść do kredensu lub restauracyi i osiągnięcie celu w tych warunkach byłoby niemożliwe. Tak samo nie mógłbym natychmiast zaspokoić mojego uczucia głodu, gdybym siedział zamknięty w celi więziennej. Otóż swoboda dowolnych ruchów jest tu warunkiem koniecznym osiągnięcia celu. Środki więc dla swego urzeczywistnienia wymagają pe — 44 — wnych koniecznych warunków, które decydują o ca łym układzie celowym, o możliwości celowego związku zjawisk.         2. Po tych ogólnych uwagach o układzie celowym zjawisk i o stosunkach, jakie się w nim ujawniają, przystępujemy do rozpatrzenia zjawisk poznawczych. Wspominaliśmy już, że poznanie jest wytworem dowolnym człowieka, jest produktem jego dowolnej, świadomej pracy i że wobec tego może być rozpatrywane jako celowy układ zjawisk. W układzie poznawczym pierwotną przyczyną jest działanie otoczenia na organizm człowieka. Bezpośrednim jej skutkiem są nasze wrażenia, czucia; potrzebą, jaka z działania otoczenia dla całego organizmu wynika, jest zachowanie bytu. Człowiek wtedy może zachować swój byt wobec zmiennych warunków otoczenia, jeżeli dokładnie się w niem oryentuje, t. j. jeżeli umie przewidzieć, jakie przedmioty znajdują się w otoczeniu i jakie zmiany zajść mogą, oraz jakie przedmioty lub zmiany mogą być dla niego korzystne, a jakie szkodliwe. Takie przewidywanie pozwala mu następnie na odpowiedni wybór oddziaływania ruchowego, mianowicie na utrzymanie przedmiotów i zmian korzystnych, oraz na unikanie i usuwanie szkodliwych. Widzimy więc, że najbliższym celem czynności poznawczej jest przewidywanie; cel ten osięgnąć możemy z pomocą rozmaitych środków przy obecności pewnych stałych, koniecznych warunków. 3. Zastanówmy się przedewszystkiem nad warunkami koniecznymi poznania, o środkach zaś będziemy mówili później w jednym z następnych rozdziałów. Ażeby wyjaśnić znaczenie i rolę warunków koniecznych poznania, musimy się zastanowić nad czynnością poznawczą myśli, nad owem przewidywaniem. Przewidywanie dla swego uskutecznienia wymaga najpierw obecności pewnego zapasu bądź konkretnych bądź uogólnionych do — 45 — świadczeń poprzedzających, zachowanych w pamięci. Bez pamięci, t. j. bez zdolności reprodukowania minionych doznań, żadne przewidywanie nie mogłoby dojść do skutku. A zatem pamięć jest pierwszym warunkiem koniecznym poznawania. Następnie abyśmy mogli korzystać w przewidywaniu z poprzedzających doświadczeń, musi istnieć pewna zdolność umysłu, zestawiająca, łącząca doznania obecne z minionemi, a zachowanemi w pamięci. Zdolność tę nazywamy kojarzeniem, bez niej również przewidywanie byłoby niemożliwe. Stąd kojarzenie musimy uznać za drugi warunek konieczny poznawania. Nakoniec, jak już wspominaliśmy, zasadą każdego przewidywania jest stwierdzenie podobieństwa pomiędzy obecnem doznaniem, a pewną częścią doświadczenia, zachowanego w pamięci; na tej bowiem zasadzie zawsze przewidujemy, że inna część znanego nam poprzednio doświadczenia ujawni się w doznaniu obecnem. A zatem przewidywanie bez zdolności stwierdzania podobieństw nie mogłoby dojść do skutku, czyli z tego wynika, że zdolność ta jest trzecim warunkiem koniecznym poznawania. Powyższe warunki: pamięć, kojarzenie i odnajdywanie podobieństw są ściśle związane z organizacyą ośrodkowego układu nerwowego, są jej wynikiem i dlatego warunki te nazwać moglibyśmy organizacyjnymi. Możemy je uważać za wynik organizacyjnego przystosowania się ustroju w kolejnym filogenetycznym rozwoju do potrzeb przewidywania. W myśl ogólnej zasady biologicznej, że potrzeba tworzy funkcyę, a funkcya tworzy narząd, rozwinęły się w ośrodkach nerwowych owe niezmiernie wrażliwe komórki kory mózgowej, które posiadają własność zachowywania i reprodukowania śladów minionych podrażnień, owa bajecznie powikłana sieć włókien nerwowych pośredniczących pomiędzy komórkami, przy której pomocy przychodzi do skutku ko — 46 — jarzenie, oraz owa specyficzność zakończeń nerwów czuciowych, które są tylko wrażliwe na pewne właściwe dla nich podniety. Ta ostatnia okoliczność sprawia, że iakościowo jednakowe podniety wywołują podrażnienia w tych samych drogach i komórkach mózgowych, przez co zostaje umożliwione odczucie ich podobieństwa, ich jednakowości. Analizując dalej w ten sam sposób organizacyę narządów zmysłowych, możemy się łatwo przekonać, że jest także przystosowana do potrzeb odnajdywania podobieństw. Fizyologia zmysłów poucza, że narządy zmysłowe są przystosowane do pewnej skali natężenia podniet, że zbyt słabe podniety nie zostają wcale odczute, zbyt zaś silne tracą w odczuciu swój charakter jakościowy. Wiemy również, że drobne różnice w natężeniu podniet nie zostają postrzeżone. Tym sposobem same narządy zmysłów wyłączają w odczuwaniu nadmierną rozmaitość otoczenia i umożliwiają przez to odnajdywanie podobieństwa w otrzymywanych wrażeniach. Gdyby wrażenia odtwarzały wszelkie różnice, zachodzące w podnietach, to przedstawiałyby się naszej świadomości w postaci tak chaotycznie różnorodnej, że stwierdzenie między niemi podobieństw byłoby bardzo utrudnione, jeżeli nie niemożliwe. 4. Oprócz warunków koniecznych organizacyjnych istnieją jeszcze innego rodzaju warunki poznania, które są wyrazem sposobów objęcia i rozpatrywania dostarczanych nam przez zmysły wrażeń. Sposoby te nie zależą od organizacyi, lecz znajdują się w bezpośredniej zależności od zamierzonego celu. Cel sam przez się wyznacza te warunki, są one jego koniecznymi wymagal-nikami; bez nich cel nie może być osiągnięty. Pod nazwą założeń, wymagalników, postulatów pojmujemy w logice takie sądy, których prawda, t. j. oczywistość i konieczność, zależy od prawdy — 47 — innego sądu, z nich wynikającego. Prawda każdego sądu zwykle wynika ze swego uzasadnienia, w postulatach zaś porządek uzasadnienia jest odwrócony: postulat nie wynika ze sądu uzasadniającego, lecz przeciwnie, sąd uzasadniający wynika z postulatu. Podobne odwrócenie porządku uzasadnienia da się tylko wyjaśnić i zrozumieć na drodze metodologii teleologicznej. Cel, ogólnie rzecz biorąc, może być rozpatrywany jako naprzód powzięty, zamierzony skutek; jako więc skutek wynika z przyczyny, a jako zamiar poprzedza przyczynę, a nawet ją wyznacza. To samo możemy powiedzieć o uzasadnieniu sądów. Jeżeli dany sąd wyraża cel i jako taki jest rozpatrywany, to jest zarazem następstwem i zasadą: jako następstwo (skutek) wynika z pewnego warunku, jako zaś zamiar jest tegoż warunku zasadą. To też jeżeli uznajemy za prawdę następstwo celowe, musimy uznać także postulat, z którego następstwo to wynika, gdyż następstwo celowe jest równocześnie zasadą dla postulatu. Wyjaśnijmy te stosunki na jakimkolwiek przykładzie konkretnym; weźmy jako przykład choćby owe wzniosłe prawo etyki chrześciańskiej: kochaj bliźniego twego jako siebie samego. Reguła ta, jak wszystkie prawa etyczne, jest postulatem, wymagalnikiem, z którego wynika możliwość celowego następstwa, mianowicie możliwość idealnie zgodnego spółżycia ludzi. Jeżeli chcemy osięgnąć ten cel, musimy uznać wymagalnik chrześciańskiej miłości bliźniego, gdyż wymagalnik ten jest koniecznym warunkiem osiągnięcia celu, bez niego cel idealnie zgodnego spółżycia ludzi nie dałby się nigdy osięgnąć. Wymagalnik powyższy nie jest sam przez się oczywisty i konieczny. Nie może być również dowiedziony sposobem zwykłym przez podanie zasady, z której wynika, gdyż wynika właściwie ze swego wyniku, t. j. z zamierzonego celu i dowodzenie jego sposobem zwykłym stanowiłoby błąd logiczny, znany pod nazwą »hysteron — 48 — proteron«. A jednak pomimo to wszystko musimy uznać jego konieczność bez dowodzenia, jeżeli tylko uznajemy wynik. Na tym punkcie właśnie dają się wykazać podobieństwa i różnice pomiędzy postulatami i pewnikami. Postulaty tak samo jak pewniki nie mogą być dowodzone, prawda ich musi być przyjęta bez dowodów. A jednak zarówno pewniki jak postulaty nie są prawdami zupełnie pierwotnemi, bezwzględnemi; poprzedzają je zawsze pewne, przyjęte przez nas konstrukcye pojęciowe, z których pewniki i postulaty bezpośrednio wynikają. Właśnie to ich wynikanie bezpośrednie czyni zbędnem wszelkie dowodzenie. Jeżeli bowiem przyjmiemy pewną konstrukcyę, to już eo ipso przyjąć musimy wszystko to, co w tej konstrukcyi jest zawarte, co z niej bezpośrednio wynika. Konstrukcye te nie mogą być uważane za dowody, gdyż każde dowodzenie jest pośrednie, wymaga pośrednictwa terminu średniego, tymczasem tutaj takiego pośrednictwa niema. Stąd też Arystoteles prawdy podobne nazywa άμεσα (t. j. pozbawione terminu średniego) i uważa je wskutek tego za pierwotne, niedowo-dliwe. Tak się przedstawia podobieństwo; różnica zaś pomiędzy pewnikami i postulatami polega na rozmaiłem ich ustosunkowaniu do przyjętych konstrukcyi. Jeżeli kon-strukcya pojęciowa wyraża zasadę, to konieczne, bezpośrednie jej następstwo nazywamy pewnikiem. Jeżeli zaś konstrukcya pojęciowa stanowi cel, to konieczny warunek tego celu, w nim bezpośrednio zawarty, nazywamy postulatem, inaczej wymagalnikiem. Terminy: »założenie, postulat, wymagalnik« są zwykle uważane jako synonimy. Sądzę jednak, że terminowi »założenie« należałoby nadać inne, odrębne znaczenie. Założeniami nazwiemy więc wszelkie konstrukcye pojęciowe, które tworzymy, przyjmujemy, zakładamy. Z założeń dopiero wynikają zarówno pewniki jak — 49 — wymagalniki, stosownie do tego, czy założenie stanowi wyraz zasady, czy też celu. Umyślnie omówiłem sprawę postulatów nieco obszerniej, gdyż konieczne warunki poznania, które obecnie rozpatrzyć zamierzam, mają wyraźny charakter wy-magalników. Warunki te noszą już oddawna w teoryi poznania miano kategoryi, to też dla odróżnienia od warunków organicznych możemy je nazwać kategoryal-nymi. Właściwą cechą jeżeli nie wszystkich, to przynajmniej głównych kategoryi jest ta okoliczność, że mają dwuczłonowy, wzajemnie zależny układ. Kategoryę np. przyczynowości pojmujemy w postaci związku pomiędzy dwoma zależnemi pojęciami: przyczyną i skutkiem; kategoryę rzeczowości lub substancyi — w postaci zależności pomiędzy rzeczą i własnością, substancyą i atrybutem; kategoryę ogólności w postaci pojęć zależnych: ogół i szczegół itd. Wprawdzie Kant w swojem wyliczeniu kategoryi ustanowił ich trzechczłonowy podział, autor ten jednak wyraźnie zaznacza, że trzeci człon w jego podziale stanowi właściwie połączenie dwóch członów zasadniczych. Kategorya np. wszystkości stanowi połączenie jedności i wielości itd. Zasadniczym więc dla kategoryi jest i pozostanie podział dwuczłonowy. Powstaje obecnie pytanie, dlaczego kategorye, owe konieczne warunki poznania, pojmujemy w postaci dwuczłonowej zależności? Ażeby na to pytanie odpowiedzieć, musimy znowu powrócić do rozważania celu czynności poznawczej. Celem poznawania jest, jak już wiemy, przewidywanie; przewidywanie zaś jako takie koniecznie zakłada dwuczłonowy układ rozpatrywanych w poznaniu przedmiotów. Przewidujemy zawsze coś przyszłego lub ukrytego z czegoś obecnego i jawnego; nie może być przewidywania z niczego, przewidywania bez żadnego związku z tem, co jest lub co było. Każde poznawcze TEORYA POZNANI*  4 — 50 — przewidywanie, jak już w poprzednim rozdziale wspominaliśmy, stanowi dopełnianie faktów; a zatem musimy ściśle odróżniać najpierw fakt obecny, a następnie to, co do tego faktu myśl nasza wnosi, resp. co przez przewidywanie dopełnia. Słowem, jeżeli chcemy przewidywać, dopełniać, wnioskować, poznawać, musimy zawsze odróżniać dwa człony: 1) człon, z którego przewidujemy i 2) człon, który przewidujemy. Jest to warunek konieczny poznawania, bez niego czynność przewidywania nie może być uskuteczniona. Dlatego też w przewidywaniu, resp. poznawaniu zdarzeń, zjawisk zawsze odróżniamy przyczynę (to, z czego przewidujemy) i skutek (to, co przewidujemy); w przewidywaniu ukrytych własności — rzecz, z której przewidujemy i własność, którą przewidujemy itd. A zatem dwuczłonowy układ kategoryi tło-maczy się dostatecznie celem przewidywania. W każdym przedmiocie poznania ze względu na cel czynności poznawczej musimy odróżniać dwa człony, którym nadajemy rozmaite nazwy, stosownie do rodzaju poznawanych przedmiotów; a więc jeżeli chodzi o przewidywanie zmian, mówimy o przyczynie i skutku, jeżeli zaś mamy na myśli przewidywanie spółistnień, mówimy o rzeczy i jej własności, w zakresie stosunków ilościowych jest mowa o całości i części, o ogóle i szczególe itd. Z powyższego widzimy, że kategorye posiadają następujące wspólne cechy: 1) są one stałymi, koniecznymi warunkami poznawania, 2) posiadają wskutek tego logiczny charakter wymagalników, postulatów i 3) mają dwuczłonowy układ, wynikający z istoty poznawania. Różnice, jakie pomiędzy kategoryami spotykamy, zależą wyłącznie od przedmiotu poznawanego, od tego, czy przewidywanie dotyczy zmian, spółistnień, stosunków itp. 5. Po tych uwagach ogólnych przechodzimy do szczegółowego przeglądu najważniejszych kategoryi. Na pierwszym planie musimy tu postawić kategoryę — 51 — przyczynowości, gdyż ta odgrywała i odgrywa zawsze w poznawaniu pierwszorzędną rolę. Zmiany, zachodzące w otoczeniu, wywierały zawsze przemożny wpływ na byt osobnika, to też potrzeba ich przewidywania musiała się przedewszystkiem wyraźnie zaznaczyć. Dlatego również ujęcie zmian otoczenia w postaci związków przyczynowych występuje na jaw już na najpierwszych szczeblach kultury umysłowej; są nawet wyraźne wskazówki, że i zwierzęta, przynajmniej o wyższej organizacyi, przewidują zmiany w podobny sposób. Przy-czynowość przytem stanowi konieczną formę poznawania zmian; jesteśmy najzupełniej przekonani, że niema zmiany bez przyczyny. Przekonanie to jest tak głęboko zakorzenione, że nawet w razie, gdy dla pewnej zmiany nie możemy odnaleść przyczyny, nie wątpimy, iż odpowiednia przyczyna istnieć musi. Konieczność związku przyczynowego w poznawaniu zmian budziła oddawna poważne refleksye i była punktem wyjścia rozmaitych teoryi, które dadzą się podzielić na dwie ogólne grupy teoryi empirycznych i racyonalistycznych. Pierwsze upatrują źródło konieczności związku przyczynowego w ko-lejnem i jednostajnem następstwie zjawisk przyrody, następstwie, które stwierdzamy na drodze doświadczenia. Konieczność więc związku przyczynowego podług tych teoryi jest objektywna, tkwi w samej przyrodzie. Drugie przeciwnie widzą źródło tej konieczności w naszym umyśle, w jego właściwościach i zdolnościach wrodzonych. Mamy więc tu do czynienia z koniecznością sub-jektywną, zależną od poznającego umysłu, a nie od poznawanej przyrody. Te zasadniczo przeciwne teorye długi czas zwalczały się wzajemnie ze zmiennem powodzeniem. Dziś przewaga znajduje się po stronie teoryi racyonalistycznych. Pomiędzy powyższemi przeciwnemi teoryami jest jeszcze miejsce na trzeci pogląd, za którym właśnie tu 4* — 52 — taj obstajemy. Rozpatrując tę sprawę z zajętego przez nas stanowiska, dochodzimy do przekonania, że źródłem konieczności związku przyczynowego nie jest ani przyroda z jej kolej nem i jednostajnem następstwem zjawisk, ani wrodzone właściwości naszego umysłu, lecz cel, jaki spełnia poznawanie. Jeżeli zgodzimy się, że celem poznawania jest przewidywanie, to musimy się również zgodzić, że przewidywanie zmian bez rozczłonkowania zdarzenia na część przewidywaną i część, z której przewidujemy, nie da się żadną miarą uskutecznić. Część zdarzenia przewidywaną nazywamy skutkiem, część zaś, z której przewidujemy, przyczyną. W rzeczywistych zdarzeniach przyrody niema odrębnej przyczyny i odrębnego skutku; każde zdarzenie w przyrodzie stanowi całość nierozczłonkowaną, w której dopiero nasza czynność poznawcza na drodze abstrakcyi odróżnia części, zwane przyczyną i skutkiem. Z tego jednak bynajmniej nie wynika, że rozczłonkowanie zdarzenia powstaje wskutek wrodzonej właściwości naszego umysłu, że umysł nasz nie jest w stanie uchwycić i odtworzyć inaczej spostrzeganych zdarzeń. Umysł nasz, jeżeli tylko poprzestaje na biernej obserwacyi, jeżeli ma na celu wyłącznie odtworzenie zdarzenia, uchwytuje tylko kolejny przebieg zjawisk w czasie, nie odróżniając w nich wcale odpowiednich członów związku przyczynowego. Tak się właśnie dzieje przy każdej biernej obserwacyi wybuchu wulkanu, zjawiska zorzy północnej, ruszania lodów na rzece itp.; w naszej świadomości znajdujemy wtedy szereg wyobrażeń, odtwarzających kolejny przebieg zjawisk i nic więcej; niema tam wcale rozczłonkowania zdarzeń na przyczyny i skutki. Dopiero kiedy umysł nasz przechodzi od biernej obserwacyi do właściwego poznawania, do wyjaśnienia, tło-maczenia, resp. przewidywania spostrzeganych zdarzeń, zaczyna wyszukiwać w nich części, z których mógłby — 53 — przewidzieć, inaczej wyjaśnić, wytłomaczyć spostrzeganą zmianę. Otóż tutaj dopiero zaczyna się rozpatrywanie przyczynowe; jest ono ściśle związane z przewidywaniem jako celem, stanowi jego warunek konieczny, nieodzowny. Kategorya więc przyczynowości nie jest wrodzoną właściwością umysłu, wynikającą z jego organizacyi, gdyż w takim razie umysł nasz kładłby piętno związku przyczynowego na każdą spostrzeganą zmianę. Tymczasem czyni tak tylko w tym przypadku, gdy chodzi o wyjaśnienie, o przewidywanie; a zatem kategorya ta znajduje się w ścisłym związku z zamierzonem lub dokony-wanem przewidywaniem. Gdyby człowiek mógł poprzestać wyłącznie na biernej obserwacyi zjawisk przyrody, gdyby nie był zmuszony przez potrzebę biologiczną do przewidywania, to nie doszedłby nigdy do pojęcia związku przyczynowego. Przewidywanie, niezbędne dla zachowania bytu człowieka, prowadzi także z konieczności do objęcia zjawisk spostrzeganych w postaci związku przyczynowego, gdyż bez tego przewidywanie nie dałoby się uskutecznić, zamierzony cel nie dałby się osięgnąć. Podobnie jak poszukiwanie i znajdywanie przez zwierzęta pożywienia da się tylko osięgnąć przy pośrednictwie dowolnych ruchów, tak również przewidywanie może być tylko uskutecznione przy pośrednictwie rozczłonkowania zdarzeń na przyczyny i skutki. A zatem nie przyrodzone właściwości umysłu, lecz potrzeba przewidywania zmusza nas do objęcia zmian w zdarzeniach w postaci stosunku przyczynowego. 6. Z powyższego wynika, że przyczyna i skutek są to tylko części zdarzenia, odróżniane przez nas przy pośrednictwie abstrakcyi w celach przewidywania; przyczem skutkiem nazywamy część zdarzenia, którą przewidujemy, przyczyną zaś inną część, z której przewidu-iemy. Na takiem jednak odróżnianiu i na takiej definicyi — 54 — związku przyczynowego nie poprzestajemy. Umysł nasz posiada pewną właściwość, resp. zdolność, która dąży do uprzedmiotowienia dokonanych abstrakcyi. Abstrak-cyom umysł przypisuje taką samą realność, jak wszystkim swoim spostrzegawczym i odtwórczym wyobrażeniom, gdyż abstrakcye powstają z rozczłonkowania konkretnych wyobrażeń, stanowią ich części wyodrębnione i dlatego nie zatracają cechy realności. Część całości ma byt rzeczywisty na równi z całością. Dopiero kiedy z różnych części tworzymy sztucznie nową całość, kiedy powstaje w naszym umyśle t. zw. wyobrażenie wytwórcze, cecha realności, towarzysząca pojedyńczym częściom, ginie. Stąd też czyste abstrakcye, powstające z rozczłonkowania wyobrażeń spostrzegawczych lub odtwórczych, z wyodrębnienia ich części bez udziału nowej syntezy, przedstawiają się naszej świadomości jako wytwory urny-stu, mające byt nietylko pomyślany, lecz również realny. Z tego źródła prawdopodobnie wynika owa dążność umysłu do uprzedmiotowania wszystkich naszych pojęć ogólnych i abstrakcyjnych. Ponieważ przyczyna i skutek są właśnie takiemi pojęciami abstrakcyjnemi, przeto umysł nasz w myśl tego, cośmy powyżej powiedzieli, nadaje im byt realny, t. j. upatruje w nich nietylko części pomyślane, wyodrębnione sztucznie dla celów przewidywania, lecz rzeczywiste części zdarzenia. Wobec tego także stosunek przyczynowy, który w myśli ma czysty charakter przewidywania, musi przybrać przy uprzedmiotowaniu pojęć przyczyny i skutku inne znaczenie. W tej hypostazie odgrywa ważną rolę analogia. Człowiek pierwotny zauważył już bardzo wcześnie, że może dowolnie dokonywać w otoczeniu zmiany, że może przenieść z miejsca na miejsce kamień, obalić drzewo, nałamać gałęzi itp.; spotykając więc następnie zmiany, dokonywujące się w otoczeniu bez jego udziału, wnioskował na zasadzie analogii, że są one wy — 55 — nikiem dowolnego działania istot jemu podobnych. W tym pierwotnym antropomorficznym poglądzie na świat przyczynę pojmowano jako wolę osoby, skutek jako zmianę spostrzeżoną, a stosunek przyczyny do skutku jako dowolne, celowe działanie. Z dalszym rozwojem kultury, z pierwszym brzaskiem naukowego poznawania ustąpił przedewszystkiem pogląd na ukryte i bytujące wszędzie duchy (t. zw. fety-szyzm), wobec czego osobowe pojęcie przyczyny nie dało się już utrzymać. Zastąpiono je metafizycznemi pojęciami rozmaicie pojmowanych elementów świata, mianowicie: atomów, materyi, formy i t. p. Zamiana ta sprowadziła odpowiednie zmiany w pojęciu realnego stosunku przyczynowego: wyłączono z niego wraz z osobowem pojęciem przyczyny wszelką dowolność, natomiast pozostawiono bez zmiany pierwotne pojęcie działania. Co się tyczy celowego charakteru działania, to zdania się podzieliły: kiedy jedni uznawali charakter celowy związku przyczynowego, inni pogląd ten odrzucali. Na takim szczeblu rozwoju spotykamy pojęcie realnej przyczyno-wości w filozofii greckiej. Szczebel ten moglibyśmy nazwać metafizycznym w przeciwieństwie do pierwotnego, czysto antropomorficznego pojmowania tej sprawy. Mechanika XVII w. wprowadziła do poglądu na związek przyczynowy nowe zmiany. Zamiast metafizycznych elementów przyczynowych, podawanych przez filozofów greckich, Galileusz ustanowił jako przyczynę abstrakcyjne pojęcie siły i wyłączył zupełnie charakter celowy związku przyczynowego. Nowoustanowione, mechaniczne pojęcie przyczynowości przedstawiało się w sposób następujący: przyczyną wszystkich zmian jest siła, stosunek przyczyny do skutku (zmiany) wyraża się w działaniu siły, działanie to jest stałe, konieczne i ilościowo wyznaczalne. Kiedy następnie w drugiej połowie XIX w. wprowadzono do nauki pojęcie energii, konstrukcya na — 56 — ukowa realnego związku przyczynowego uległa znowu przekształceniu. Podług zasad energetyki przyczyną zmian jest energia, pojmowana jako zdolność do pracy, stosunek zaś pomiędzy przyczyną i skutkiem wyraża się w pracy, pojmowanej jako równoważna zamiana jednego rodzaju energii na inny. I ten jednak pogląd podobnie jak poprzedzający, mechanistyczny zawierał zasadnicze pierwiastki antropomorficzne; pojęcie bowiem pracy, tak samo jak pojęcie działania stanowią wyraz stosunku człowieka do otoczenia i przedostały się do pojmowania związku przyczynowego w zjawiskach przyrody na drodze wnioskowania z analogii. A zatem pomimo znacznych przekształceń, jakim pojęcie przyczynowości realnej uległo wraz z rozwojem poznania naukowego, zawsze zawiera ono pierwiastki antropomorficzne i tym sposobem wyraźnie wykazuje swoje pokrewieństwo, swój bli-zki genetyczny związek z pierwotnym fetyszyzmem. 7. Okoliczność ta sprawiła, że najnowsza krytyka filozoficzna (szkoła Avenariusa, Mach) skierowała wszystkie swoje usiłowania ku temu, aby ustanowić pojęcie związku przyczynowego czyste, pozbawione pierwiastków antropomorficznych. Jako wynik tych usiłowań powstało nowe matematyczne pojęcie przyczynowości, które głosi, że związek między zjawiskami przyrody, nazywany powszechnie przyczynowym, nie polega na działaniu ani na dokonywanej pracy, lecz na stosunku matematycznej, funkcyonalnej zależności. Pogląd ten jednak nie znalazł powszechnego uznania, gdyż daje się zastosować tylko do stosunków, ustanawianych przez fizykę matematyczną i nie jest w stanie objąć wszystkich związków, jakie zachodzą pomiędzy zjawiskami w przyrodzie 1). Zresztą poglądu tego nie możemy żadną miarą 1) Szczegółową krytykę tego poglądu czytelnik znajdzie w rozprawach konkursowych Stamma i Zawirskiego. »Przegląd filozoficzny«. T. XV., 1912 r. — 57 — uznać za wyraz czystej realnej przyczynowości, pozbawionej wszelkich dodatków, gdyż samo pojęcie zależności funkcyonalnej było zaczerpnięte ze stosunków matematycznych i stamtąd także na drodze analogii zostało przeniesione do stosunków wśród zjawisk przyrody. Zamiast więc analogii antropomorficznej ustanawiamy analogię matematyczną, a bynajmniej nie czyste pojęcie przyczynowości realnej. Wogóle rozpatrując tę sprawę uważniej, przyznać musimy, że czyste pojęcie przyczynowości nie da się żadną miarą ustanowić. Źródło stosunku przyczynowego tkwi, jak już wiemy, w przewidywaniu, w naszej czynności poznawczej, to też tylko stosunek myślowy przewidywania jest nam bezpośrednio dany, realne zaś odpowiedniki tego stosunku są nam nieznane; tworzymy więc je sztucznie, budujemy je na wzór stosunku myślowego z czynników, znanych nam z doświadczenia. Czynniki, jakie tu stosujemy, mogą być dowolne z tem jednak zastrzeżeniem, że stosunek między nimi musi ściśle odpowiadać wszystkim właściwościom stosunku w przewidywaniu myślowem, inaczej bowiem utworzona konstrukcya związku przyczynowego nie mogłaby być uważana za realny odpowiednik przewidywania. Nasze więc pojęcie przyczynowości realnej, t. j. związku przyczynowego, jaki zachodzi pomiędzy zjawiskami przyrody, nie jest odtworzeniem, rekonstrukcyą związku realnego, lecz wytworem sztucznym, konstrukcyą, zbudowaną na wzór stosunku przewidywania z czynników, zaczerpniętych z doświadczenia przy pośrednictwie analogii. Ponieważ wybór tych czynników jest poniekąd dowolny, przeto w dziejach poznania naukowego spotykamy rozmaite modyfikacyę konstrukcyi związku przyczynowego, stosownie do zasobu doświadczenia i do panujących w danej chwili w nauce poglądów ogólnych. Gdybyśmy z tej sztucznej konstrukcyi chcieli wyłączyć wszystkie dodatki, — 58 — czerpane z analogii, to zatracilibyśmy zupełnie pojęcie przyczynowości jako realnego odpowiednika stosunku przewidywania. Oto dlaczego twierdzę, że bezwzględnie czyste pojęcie przyczynowości nie da się ustanowić. Z tego jednak nie wynika, że przyjęte dziś w nauce pojęcie związku przyczynowego nie wymaga reformy, że nie da się znacznie uprościć. Antropomorficzne czynniki siły, działania, zdolności do pracy odegrały dlatego tak znaczną i długotrwałą rolę w kolejnych konstrukcyach związku przyczynowego, że stanowią wyraz ograniczonego koła zmian, mianowicie zmian, dokonywanych w otoczeniu przez człowieka. Analogia więc była tu względnie dość blizka, przytem czynniki te odwzorowywały dość wiernie stosunek przewidywania, a zatem nadawały się do wyrażenia tegoż stosunku w niezależnych od człowieka zmianach przyrody. Ale z drugiej strony czynniki te są zbyt konkretne, zbyt szczegółowe, aby przy ich pomocy można było konstrukcyjnie objąć całość zmian, zachodzących w przyrodzie. Zbyt wyraźny ich antropo-morfizm nie licował z ogólnem ich znaczeniem i budził oddawna liczne refleksye i poważne wątpliwości. To też słusznie poniekąd starano się czynniki te z pojęcia związku przyczynowego wyrugować i zastąpić je innymi, odpowiedniejszymi i ogólniejszymi. Już Hume proponował usunąć z pojęcia związku przyczynowego pojęcie działania i zastąpić je stosunkiem stałego następstwa w czasie, a Avenarius i Mach radzili takąż zamianę na stosunek zależności funkcyonalnej. Pomysły te nie dadzą się utrzymać już choćby z tego względu, że stosunki stałego następstwa w czasie i zależności funkcyonalnej nie odpowiadają ściśle stosunkowi przewidywania zmian; pierwszy jest zaobszerny i wyraża także stosunki, które do związku przyczynowego nie należą, drugi zaś jest zaciasny i nie może objąć wszystkich przejawów stosunku przyczynowego. — 59 — Sądzę, że stosunek zależności, jako dostatecznie ogólny, dałby się najprędzej zastosować do pojęcia związku przyczynowego, ale należałoby go w inny sposób zacieśnić, aniżeli to uczynili Mach i Avenarius. Analogię dla konstrukcyi przyczynowości czerpać należałoby nie w stosunku zależności funkcyonalnej, lecz zależności genetycznej. Związek przyczynowy w takim razie wyrażać będzie zależność w powstawaniu zjawisk. Przyczyną nazwiemy tę część zdarzenia, z której powstaje inna część zdarzenia jako skutek. Określenie powyższe, oparte na zależności w powstawaniu, może najlepiej odpowiada stosunkowi, wyrażonemu w przewidywaniu. Stosunek powstawania odpowiada dość ściśle stosunkowi przewidywania i jest jego realnym odpowiednikiem. Chcąc więc podać konstrukcyę przyczynowości możliwie czystą i możliwie najprostszą, musimy ją oprzeć na stosunku realnym zależności w powstawaniu i nadać jej powyżej wskazaną postać. Ostatecznie z powyższych uwag wynika, że powinniśmy ściśle odróżniać kategoryę od konstrukcyi przyczynowości. Kategorya i prawo przyczynowości głosi, że nic się nie dzieje bez przyczyny, że każda zmiana, każde zjawisko musi mieć swoją przyczynę. Konstrukcya zaś przyczynowości wyjaśnia, tłomaczy, czem jest owa przyczyna i na czem polega związek pomiędzy przyczyną i skutkiem. Są to więc dwie zupełnie różne sprawy, jakkolwiek dotyczą tego samego zagadnienia. Kategorya przyczynowości, jak już wyjaśniliśmy, jest koniecznym warunkiem poznawania; bez tego warunku nasze poznawanie w charakterze przewidywania byłoby niemożliwe. Wobec tego kategorya jest zawsze jednakowa, stała, niezmienna, gdyż warunek konieczny nie może się zmienić dopóty, dopóki sam cel nie ulegnie zmianie. Inaczej sprawa się przedstawia z kon — 60 — strukcyą przyczynowości, owem pojęciem przyczyny i związku przyczynowego. Tutaj chodzi o realny odpowiednik przewidywania, o to, jak należy sobie przedstawić układ zjawisk, aby przewidywanie zmian w zdarzeniach przyrody mogło być uskutecznione. Rzecz prosta, że układ taki możemy sobie przedstawiać, wyobrażać w rozmaity sposób; to też konstrukcya przyczynowości nie jest stała, lecz zmienna i ulega w kolejnym rozwoju poznania ciągłej ewolucyi. Konstrukcya związku przyczynowego, jak wszystkie wogóle konstrukcye, nie ma na celu odtwarzania rzeczywistego układu zjawisk nawet w znaczeniu przypusz-czalnem, hypotetycznem, lecz stanowi sztuczną budowę, ułatwiającą nam stosowanie przewidywania do rzeczywistych zdarzeń przyrody. Vaihinger1) miał więc poniekąd słuszność, zaliczając pojęcie związku przyczynowego do t. zw. fikcyj naszego poznania. Pogląd jednak tego autora grzeszy pod tym względem, że nie odróżnia konstrukcyjnego pojęcia związku przyczynowego od kategoryi przyczynowości i sprowadza obie te sprawy do jednego mianownika kategoryi. Nie kategorya przyczynowości jest fikcyą, sztuczną konstrukcyą, jak twierdzi Vaihinger, lecz wytworzone przez nas pojęcie przyczyny i związku przyczynowego. Co innego jest kategorya, konieczny wymagalnik, konieczny postulat naszego poznania, a co innego zmienna, możliwa tylko i poniekąd dowolna konstrukcya pojęciowa. Kategorya przyczynowości w postaci prawa związku przyczynowego występuje już na pierwszych szczeblach poznawania i trwać będzie bez zmiany dopóty, dopóki nasze poznawanie spełniać będzie rolę przewidywania; tymczasem konstrukcya pojęciowa przyczyny i związku przyczynowego ulega 1) Vaihinger: »Die Philosophie des Als. Ob.« 1911. Str. 297 itd. — 61 — ciągłym zmianom i przekształceniom zarówno w poznawaniu praktycznem jak naukowem. Zapewne kategorya nie jest faktem, ani też hypotezą. Stąd Vaihinger wnosi, że powinna być fikcyą, gdyż odróżnia on tylko trzy składniki poznania: fakty, hypotezy i fikcye. Poza hypo-tezami jednak i fikcyami, resp. konstrukcyami, istnieje jeszcze jeden odrębny składnik poznania, mianowicie: konieczne warunki, wymagalniki. W następnych rozdziałach wykażemy, że inny jest stosunek do rzeczywistości koniecznych warunków, a inny konstrukcyi, zwanych przez Vaihingera fikcyami. 8. W konstrukcyach związku przyczynowego krytyka filozoficzna oddawna wykazuje cały szereg antynomii, które dadzą się wyjaśnić, jeżeli uwzględnimy, że źródłem pojęcia przyczyny i związku przyczynowego jest przewidywanie, jego człony i stosunek w niem zachodzący. Wspominaliśmy poprzednio, że pojęcie przyczyny da się sprowadzić do następującej, względnie najprostszej i najczystszej definicyi: przyczyną nazywamy tę część zdarzenia, z której powstaje inna część tegoż zdarzenia jako skutek, resp. jako zmiana. Nadmienić tutaj musimy, że w definicyi niema mowy o zdarzeniu kon-kretnem, lecz o zdarzeniu uogólnionem, o pewnej klasie zdarzeń. W poznawaniu zawsze się posługujemy zdarzeniami uogólnionemi. Zdarzenie rzeczywiste w całej jego indywidualnej konkretności nigdy się nie powtarza i dlatego nie może być podstawą przewidywania. Pożar np. stodoły w mieście X, przy ulicy Y pod Nr 5, który się zdarzył dnia 5 Maja o godz. 5 popołudniu, stanowi zdarzenie indywidualne, rzeczywiste. Analizując je na części związku przyczynowego, otrzymujemy jako przyczynę konkretną następujące szczegóły: Do stodoły wszedł robotnik z zapalonym papierosem, położył się na stercie słomy i zasnął. Podczas snu zapalony papieros wypadł mu z ręki, wykruszone z papierosa zarzewie dostało się — 62 — pomiędzy słomę i wobec suchości słomy i panującego w stodole przewiewu wywołało najpierw zapalenie się słomy, a następnie pożar całego budynku. Szczegóły te, razem wzięte, stanowią przyczynę danego konkretnego zdarzenia. Gdybyśmy teraz doświadczenie to ze wszystkimi jego szczegółami chcieli uznać za zasadę przewidywania w innym konkretnym przypadku, to musielibyśmy się zgodzić, że przewidywanie w tych warunkach byłoby niemożliwe. Każde bowiem nowe zdarzenie pożaru będzie posiadało wiele szczegółów nowych, odmiennych i suma szczegółów, uznana przez nas za przyczynę pożaru w pierwszem doświadczeniu, nie powtórzy się w całej pełni w żadnem innem konkretnem zdarzeniu. Abyśmy mogli posługiwać się w przewidywaniu doświadczeniami poprzedzającemi, musimy wyłączyć z nich szczegóły niezgodne, różne i wyodrębnić podobne, wspólne, innemi słowy musimy je uogólnić. Uogólnienie jest tu konieczne w myśl wymagalnika takoż-samości, o którym mówić będziemy w końcu niniejszego rozdziału. W przewidywaniu więc przyczynowem klasyfikujemy przedewszystkiem zdarzenia na grupy podobnych zmian, np. na grupy pożarów, wybuchów, wystrzałów, śmierci, gnicia i t. p., następnie wyodrębniamy w nich wszystkie te szczegóły, które są wspólne, podobne, pomijamy zaś wszystkie indywidualne różnice. Wobec tego za przyczynę uważamy nie całą część konkretnego zdarzenia ze wszystkimi jego szczegółami, lecz sumę elementów wspólnych, z których powstaje dana zmiana. Wśród tych elementów jedne występują zawsze w jednakowej postaci, inne zaś, jakkolwiek także zawsze obecne, przyjmują w rozmaitych zdarzeniach rozmaitą jakościowo postać. Różnice powyższe zaznaczamy w ten sposób, że pierwsze elementy nazywamy właściwą, główną przyczyną, drugie zaś mianujemy rozmaicie: warunkami, okazyami, powodami. Taki podział elementów — 63 — przyczynowych uznany już był dawno; wspomina o nim Galileusz, który uważal siłę za główną, prawdziwą przyczynę (causa vera, efficiens), inne zaś elementy za przyczyny okazyjne (causa occasionalis). Najwyraźniej jednak podział ten występuje w energetycznej konstrukcyi związku przyczynowego; tutaj główną, właściwą przyczyną jest energia, inne zaś elementy przyczyny są albo warunkami, umożliwiającymi lub ułatwiającymi przemianę energii, albo powodem, wywiązującym energię w układzie. Nie brakło także pomysłów, niwelujących powyższy hierarchiczny porządek pomiędzy elementami, składającymi przyczynę. J. St. Mill twierdzi1), że wszystkie elementy przyczyny są zarówno konieczne dla wywołania skutku i dlatego niema właściwie zasady do odróżnienia przyczyny głównej od warunków. Przyczynę, podług tego autora, stanowi skupienie wielu dodatnich i ujemnych warunków przyczynowych, z których każdy ma znaczenie konieczne dla powstawania skutku. Z tego poglądu wynika dość rozpowszechniony dziś w nauce podział przyczyn na całkowite i częściowe. Jeżeli wszystkie warunki przyczynowe są obecne, mówimy o przyczynie całkowitej, jeżeli występuje tylko jeden lub kilka warunków, mówimy o przyczynie częściowej. Rzecz prosta, że tylko przyczyna całkowita wywołuje skutek. Podział ten z teoretycznego punktu widzenia nie da się obronić i wywołuje z wielu stron opozycyę (Łukasiewicz, Zawirski)2), utrzymuje się jednak w nauce głównie ze względów praktycznych. Ma on bowiem pewne znaczenie w przewidywaniu: obecność przyczyny 1) Mill: »Systcm of Logic«. Ks. III. Rozdz. IV. § 3. 2) Zawirski: »Przyczynowość a stosunek funkcyonalny«. »Przegl. filozof.« T. XV. z 1912 r. — 64 — całkowitej czyni przewidywanie skutku koniecznem, obecność zaś częściowej tylko możliwem. Powyższe poglądy stanowią pierwszą antynomię pojęcia związku przyczynowego. Mamy tu bowiem do czynienia z dwoma sprzecznemi twierdzeniami, z których jedno przyznaje jednakową wartość wszystkim elementom przyczyny, drugie przeciwnie zaznacza rozmaite ich znaczenie dla wywołania skutku. Sprzeczność w tych twierdzeniach da się wyjaśnić, jeżeli uwzględnimy, że pierwszy pogląd rozpatruje związek przyczynowy w zdarzeniach konkretnych, drugi zaś w zdarzeniach uogólnionych. W zdarzeniach konkretnych skutek jest indywidualnie konkretny i powstaje z przyczyny o tym samym charakterze. Przyczyna zaś konkretna obejmuje całą część zdarzenia ze wszystkimi jej szczegółami; zmiana lub brak jednego jakiegokolwiek szczegółu zmienia już w pewnym stopniu skutek i czyni całe zdarzenie innem, nie temsamem. A zatem wszystkie elementy przyczyny mają poniekąd jednakową wartość. Inaczej sprawa się przedstawia, jeżeli rozpatrujemy zdarzenia uogólnione, klasy zdarzeń; tutaj mamy zupełne prawo odróżniać w przyczynie szczegóły stale się powtarzające od innych niestałych, zmiennych. Stąd wynika rozmaita ich wartość: pierwsze przedstawiają się nam jako główna przyczyna, drugie zaś jako zmienne jej warunki. 9. Ważniejszem następstwem uogólnienia zdarzeń jest jednokierunkowość i nieodwracalność związku przyczynowego. Gdybyśmy w związku przyczynowym rozpatrywali wyłącznie zdarzenia konkretne w całej ich indywidualnej pełni, to moglibyśmy jednoznacznie wyznaczać zarówno z przyczyny skutek, jak ze skutku przyczynę. Analiza bowiem przyczynowa w takiem zdarzeniu wyróżnia dwie wzajemnie się dopełniające części: przyczynę i skutek, które razem wzięte stanowią całość danego zdarzenia. Obecność więc jednej części świadczy — 65 — o koniecznem zachodzeniu drugiej bez względu na to, czy dana nam jest jako obecna przyczyna, czy też skutek. Ponieważ jednak, jak już wspominaliśmy, rozpatrywanie zjawisk wyłącznie konkretnych nie da się pogodzić z celem przewidywania i ponieważ dla tego celu musimy zdarzenia szeregować w pewne grupy, w pewne klasy o wspólnych podobieństwach, przeto stosunek wzajemnej odwracalnej zależności pomiędzy członami związku przyczynowego musi uledz odpowiedniej zmianie. Zamiast odwracalnej, wzajemnej, otrzymujemy w uogólnionych związkach przyczynowych zależność jednokierunkową, nieodwracalną. W przyjętej ogólnie konstrukcyi związku przyczynowego jednakowa przyczyna wyznacza jednakowy skutek, ten sam jednak skutek może być wyznaczony przez różne przyczyny. Stąd przewidywanie jest jednokierunkowe: przewidujemy jednoznacznie z obecności przyczyny obecność odpowiedniego jej skutku i z braku skutku brak przyczyny; nie możemy zaś przewidywać jednoznacznie w kierunku odwrotnym: z obecności skutku obecność przyczyny i z braku przyczyny brak skutku. Taką prostą, jednokierunkową zależność Łukasiewicz1) uważa za najistotniejszą cechę związków przyczynowych i wszystkie związki, które nie odpowiadają temu zasadniczemu prawu, wyłącza z zakresu stosunku przyczynowego. Istnieją jednak inne poglądy wręcz przeciwne powyższemu. Mach i Borowski2) twierdzą, że istotną cechą stosunku przyczynowego jest zależność wzajemna odwracalna i że jednokierunkowy, nieodwracalny stosunek zależności, przeważający obecnie w konstrukcyi przy 1)       Łukasiewicz: »Analiza i konstrukcya pojęcia przy czyny«. »Przegl. filozof.« T. IX. 2)       Borowski: »Krytyka pojęcia związku przyczynowego«. »Przegl. filozof.« T X. TEORYA POZNANIA  5 — 66 — czynowości, jest wynikiem nieodpowiedniego rozpatrywania związków przyczynowych. Podług Macha, właściwą przyczyną jest zawsze przyczyna bezpośrednia, tj. taka, z której skutek bezpośrednio powstaje; tymczasem zarówno w praktycznem jak w naukowem poznawaniu bierzemy pod uwagę przeważnie przyczyny oddalone, pośrednie, które przy pośrednictwie innych ogniw przyczynowych łączą się dopiero z rozpatrywanym skutkiem. W takich pośrednich związkach przyczynowych zależność nie może być wzajemną, odwracalną i stąd wynikło przekonanie, że istotą tego związku wogóle jest zależność nieodwracalna. Borowski sprawę tę wyjaśnia inaczej; podług tego autora, w ogólnie przyjętym poglądzie na związek przyczynowy przyczynę i skutek traktujemy niejednakowo. Skutek bierzemy zawsze w zakresie obszerniejszym, przyczynę zaś w zakresie ciaśniejszym; pierwszemu przypisujemy znaczenie pojęcia rodzajowego, drugiej zaś gatunkowego. Stąd wynika, że taki sam skutek odpowiada różnym przyczynom i że jednoznaczne wyznaczanie możliwe jest tylko w kierunku od przyczyny do skutku. Podobne jednak traktowanie członów związku przyczynowego jest, zdaniem Borowskiego, niesłuszne, niewłaściwe. Jeżeli za przyczynę bierzemy pewien kompleks zjawisk, to i za skutek powinniśmy brać także kompleks zjawisk w całości, a nie jego część tylko, jak to zwykle czynimy. W takim razie zakres skutku będzie ściśle odpowiadał zakresowi przyczyny i wyznaczanie powinno być odwracalne: zarówno ze skutku możemy jednoznacznie wyznaczać przyczynę, jak z przyczyny skutek. Mamy więc tu do czynienia z drugą antynomią pojęcia przyczynowości: podług jednego poglądu związek przyczynowy wyraża zależność prostą, nieodwracalną, podług drugiego zależność wzajemną, odwra — 67 — calną. Każde z tych twierdzeń ma swoje uzasadnienie i jest oparte na całym szeregu odpowiednio tłomaczo-nych faktów. Sprzeczne te twierdzenia możemy pogodzić tylko wtedy, jeżeli uznamy, że rodzaj zależności nie stanowi cechy istotnej związku przyczynowego, lecz jego cechę pochodną, zależną od innych zasadniczych właściwości konstrukcyi. Wśród tych ostatnich na pierwszym planie stoi konieczność uogólniania związków przyczynowych, które tylko w uogólnionej, rozklasyfikowanej postaci stają się przydatne dla przewidywania. Klasyfikujemy zdarzenia ze względu na jakąś pojedyńczą ich cechę lub jakieś skupienie cech, które dla nas posiadają największy interes, największe znaczenie. Takie znaczenie ma właśnie zmiana, występująca w zdarzeniu jako skutek, gdyż przewidywanie zmian jest ostatecznym celem poznawania zdarzeń. To też grupujemy zdarzenia, uogólniając przeważnie zmiany jako skutki, i tworzymy tym sposobem ogólne klasy zdarzeń pożarów, wybuchów, ruchów, ogrzewania, krystalizacyi, ulatniania się itp. Każda taka ogólna klasa obejmuje szereg zdarzeń więcej szczegółowych, jej podporządkowanych; klasa np. pożarów obejmuje uogólnione zdarzenia pożarów z podpalenia, z przypadkowego zapruszenia ognia, z uderzenia pioruna itp.; klasa wybuchów obejmuje zdarzenia wybuchu prochu strzelniczego, dynamitu, chloranu potasu itp. Uogólniając te klasy szczegółowe, gatunkowe do coraz wyższych rodzajowych, uwzględniamy w uogólnianiu wyłącznie zmianę jako skutek, przyczyny zaś pozostają w dawnej szczegółowej, gatunkowej postaci. Stąd mówimy, że przyczyną pożaru jest albo umyślne podpalenie, albo przypadkowe zapruszenie ognia, albo uderzenie pioruna, czyli innemi słowy, że przyczyny tej klasy zdarzeń bywają różne. Dlaczego tak się dzieje, dlaczego przyczynę i skutek uogólniamy w tych przypadkach w niejednakowym 5* — 68 — stopniu? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy uwzględnić, że przewidywanie zmian powstaje z dwóch źródeł: z poprzedzających doświadczeń, zachowanych w pamięci i z obecnego doświadczenia. W poprzedzających doświadczeniach znajdujemy całość zdarzeń, najczęściej w postaci uogólnionej, w postaci owych klas, o których powyżej mówiliśmy, w obecnem zaś doświadczeniu daną nam jest tylko część zdarzenia, zawierająca elementy przyczynowe w postaci konkretnej. Z tych różnych źródeł przewidywanie korzysta w sposób następujący: z poprzednich doświadczeń czerpie skutek, a w obecnem doznaniu znajduje przyczynę. Stąd skutek posiada wyższy stopień uogólnienia, aniżeli przyczyna. Nie zawsze jednak tak bywa. Gdy poznaliśmy już możliwie dokładnie przyczyny zdarzeń, możemy je szeregować, klasyfikować nie podług skutków, lecz podług przyczyn i w tym celu uogólniamy w stopniu wyższym przyczynę. Ten sposób uogólniania stosujemy nieraz w poznaniu naukowem dla celów dydaktycznych lub systematyzujących. W podręcznikach spółczesnych fizyki spotykamy podział zdarzeń na zjawiska ciepła, światła, elektryczności i t. p.; widzimy więc tam klasy zdarzeń, gdzie zasadą podziału nie są skutki uogólnione, lecz przyczyny. Podobny układ znajdujemy także w podręcznikach patologii, gdzie zdarzenia patologiczne są klasyfikowane podług przyczyn na działy ogólne zakażeń, zatruć, samozatruć itp. We wszystkich tych klasach zdarzeń przyczyna ma wyższy stopień uogólnienia, aniżeli skutek; wobec czego taki sam szczegółowy skutek ma taką samą ogólną przyczynę, a jednakowa ogólna przyczyna powoduje rozmaite szczegółowe skutki. Energia elektryczna np. może powodować rozmaite fizyczne zjawiska, zatrucie rozmaite sprawy patologiczne itd. Otóż w tych przypadkach zależność przyczynowa jest także jednokierunkowa, ale w kierunku odwrotnym od skutku — 69 — do przyczyny. Możemy jednoznacznie wyznaczać tylko przyczynę ze skutku, wyznaczanie zaś jednoznaczne skutku z przyczyny jest niemożliwe. Nakoniec w poznawaniu naukowem spotykamy także konstrukcye związku przyczynowego z wzajemną, odwracalną zależnością członów. Takie konstrukcye są wynikiem zupełnej analizy zdarzeń na pojedyńcze elementy. Jeżeli skutek rozłożymy na elementy i to samo uczynimy z przyczyną i jeżeli bierzemy pod uwagę tylko pojedyńcze odpowiednie czynniki skutku i przyczyny, to możemy nieraz między nimi ustanowić zależność wzajemną, zwłaszcza gdy je ujmujemy z ilościowego punktu widzenia. Tym sposobem np. ustanawiamy wzajemną, odwracalną zależność pomiędzy temperaturą i objętością gazów, pomiędzy czasem a drogą przebytą przy wolnym spadku ciał itp. Wzajemność i odwracalność związku jest tu następstwem jednakowego stopnia uogólnienia obydwóch członów; przyczyna i skutek w tych przypadkach wzajemnie i ściśle sobie odpowiadają i dlatego możemy jednoznacznie wyznaczyć zarówno z przyczyny skutek jak ze skutku przyczynę. Widzimy z powyższego, że w konstrukcyach związku przyczynowego możemy mieć do czynienia z trojakim stosunkiem zależności: 1) albo z zależnością jednokierunkową prostą od przyczyny do skutku, 2) albo z zależnością jednokierunkową odwrotną od skutku do przyczyny, 3) albo nakoniec z zależnością odwracalną w obydwóch kierunkach. Już sama obecność tych tak zasadniczych różnic bezwzględnie dowodzi, że nie mogą one stanowić stałej, istotnej cechy stosunku przyczynowego. Ich źródło, jak to wykazaliśmy, leży w budowie konstrukcyjnej członów związku przyczynowego, w stopniu uogólnienia przyczyny i skutku. Jeżeli jeden z tych członów ma wyższy, rodzajowy stopień uogólnienia, a drugi niższy, gatunkowy, to zależność przedstawia typ jedno — 70 — kierunkowy od gatunku do rodzaju; z gatunku bowiem możemy jednoznacznie wyznaczyć rodzaj, z pojęcia zaś rodzajowego jednoznaczne wyznaczenie gatunku nie udaje się. Stosownie więc do tego, czy skutek, czy przyczyna mają wyższy stopień uogólnienia, otrzymujemy albo zależność jednokierunkową prostą, albo odwrotną. W razie gdy oba człony związku przyczynowego mają w konstrukcyi jednakowy stopień uogólnienia, stosunek zależności między nimi będzie wzajemny, odwracalny. Powstaje obecnie pytanie, czy nie dałoby się wszystkich tych różnych konstrukcyjnych typów związku przyczynowego sprowadzić do jednego o zależności wzajemnej, odwracalnej? Zdawałoby się pozornie, że redukcyę tę łatwo osięgnąć można przez wyrównanie stopnia uogólnienia przyczyny i skutku. Za takiem rozwiązaniem tej sprawy przemawia Borowski. A jednak jeżeli uwzględnimy, że budowa konstrukcyi naukowych i jej członów jest zawsze przystosowana do zadania, spełnianego przez nie w poznawaniu, to na ten pomysł musimy się zapatrywać sceptycznie. Każda z powyższych konstrukcyi jest przystosowana do odpowiedniego zakresu badań poznawczych. Jeżeli chodzi o wykrycie skutków dla danych przyczyn lub o wynajdywanie przyczyn dla danych skutków, to zadanie to najlepiej spełnia konstrukcya przyczynowości z wyższem uogólnieniem skutku, z zależnością jednokierunkową prostą. Gdy zaś mamy na celu systematyzowanie, porządkowanie zdarzeń o danych nam konkretnych skutkach, to najodpowiedniejszą będzie konstrukcya z wyższem uogólnieniem przyczyny i z zależnością jednokierunkową odwrotną. Nakoniec konstrukcya o zależności wzajemnej, odwracalnej znajduje swoje najodpowiedniejsze zastosowanie przy abstrakcyjnem, matematycznem traktowaniu zdarzeń. A zatem wszystkie te trzy rodzaje konstrukcyi mają — 71 — swoją racyę bytu i nie mogą, resp. nie powinny być sprowadzane do jednego typu. Wprawdzie typ pierwszy, typ o zależności jednokierunkowej prostej od przyczyny do skutku jest niewątpliwie w naszem poznawaniu przeważającym. Panuje on niepodzielnie w poznawaniu pra-ktycznem, a nawet w poznawaniu naukowem zakres jego stosowania jest znacznie większym, aniżeli dwóch pozostałych typów. Przewaga powyżej zaznaczona da się tem wytłomaczyć, że przy pośrednictwie tej konstrukcyi przewidujemy najlepiej i jednoznacznie przyszłe zmiany, a przewidywanie przyszłych zmian jako skutków odgrywało zawsze i odgrywa dotychczas w poznawaniu praktycznem najważniejszą rolę. Celowość biologiczna poznawania właśnie polega na tem, żeby przewidywać przyszłe zmiany w otoczeniu, gdyż tym tylko sposobem osobnik mógł przystosować do nich swoje działanie, swoje zachowanie się. Przewidywanie wstecz od skutków do przyczyn, przewidywanie tego co było, co już minęło, co daną nam w doświadczeniu zmianę wywołało, ma dla zachowania bytu znaczenie podrzędne, gdyż wobec minionych zdarzeń człowiek jest bezradny. Poznawanie przyczyny z danego skutku nie jest jednak bez wartości, ma ważne znaczenie pośrednie dla przyszłych przewidywań, ustanawia bowiem zależność przyczynową, z której w przyszłych przewidywaniach korzystać możemy. To też poznawanie naukowe stosuje ten rodzaj przewidywania wstecznego bardzo często; tym sposobem ustanawiamy np. hypotezy naukowe, które ostatecznie stwierdzamy przez przewidywanie proste od przyczyny do skutku na drodze eksperymentu. Widzimy więc, że i poznawanie naukowe, jakkolwiek stosuje rozmaite konstrukcye związku przyczynowego, posługuje się jednak w stopniu przeważającym konstrukcyą o zależności prostej od przyczyny do skutku. Wynik ten da się łatwo wyjaśnić, jeżeli uwzględnimy, że poznawanie — 72 — teoretyczne jest tylko wyższym udoskonalonym szczeblem poznawania praktycznego. 10. Istnieje jeszcze antynomia trzecia w oznaczaniu stosunków czasowych, jakie związek przyczynowy ma wyrażać. Związek przyczynowy wyraża następstwo w czasie, twierdzą jedni; związek przyczynowy wyraża stosunek jednoczesny, dowodzą inni. Obydwa te twierdzenia znajdują na swoje poparcie odpowiednie fakty. Zwolennikiem pierwszego poglądu był Dawid Hume, który nawet w stałem następstwie czasowem upatrywał istotę związku przyczynowego. Następnie sprawie tej poświęcił wiele uwagi J. St. Mill, analizując cały szereg odpowiednich faktów. Autor ten w końcu doszedł do przekonania, że skutek może następować po przyczynie, może z nią także spółistnieć, wyłączona jest tylko jedna możliwość: skutek nie może przyczyny wyprzedzać. Do zwolenników drugiego poglądu należy Mach; twierdzi on stanowczo, że każda właściwa, bezpośrednia przyczyna zjawiska jest zawsze z niem jednoczesna i tylko przyczyny niewłaściwe, pośrednie, oddalone wyprzedzają skutek. Nakoniec istnieje jeszcze pogląd, wyłączający zupełnie stosunki czasowe z pojęcia związku przyczynowego. Do jego zwolenników zaliczyć możemy Łukasiewicza, który istotę związku przyczynowego upatruje wyłącznie w stosunku zależności prostej koniecznej; taki zaś stosunek jest niezależny od czasu i dlatego skutek może być jednoczesnym z przyczyną, może być jej następstwem, może nawet wyprzedzać przyczynę, jak to widzimy w układzie celowym. Stosunki więc czasowe mają, zdaniem Łukasiewicza, dla związku przyczynowego znaczenie czysto przypadkowe. Powstaje obecnie pytanie, jak możemy pogodzić sprzeczności powyższe w konstrukcyach przyczynowo-ści? Ażeby pytanie to rozstrzygnąć, musimy przedewszystkiem uwzględnić, że związek przyczynowy, wzięty — 73 — in abstracto, nie mieści w sobie określonych stosunków czasowych. Przewidywanie bowiem, z którego wytworzyło się pojęcie związku przyczynowego, może dotyczyć zarówno zdarzeń przyszłych, jak przeszłych lub spółist-niejących bez żadnej różnicy. A zatem w istocie związku przyczynowego nie znajdują się jakiekolwiek ściśle określone stosunki czasowe. Stosunki te mieszczą się tylko w realnych odpowiednikach kategoryi przyczyno-wości, w samych zdarzeniach. Zdarzenia dane nam są w czasie jako spółistniejące, minione lub przyszłe, stosunki te dopiero razem z pojęciem zdarzeń przechodzą do pojęcia realnego związku przyczynowego. Abstrakcyjna więc przyczynowość, owa kategorya, ów warunek konieczny, że musi istnieć coś, z czego coś innego przewidzieć, przepowiedzieć się daje, jest niezależna od stosunków czasowych. Ponieważ jednak kategoryę tę stosujemy do zdarzeń rzeczywistych, przebiegających w czasie, przeto w realnym związku przyczynowym zdarzenia muszą być ujęte przez nas w swym charakterze czasowym, w tych stosunkach czasowych, w jakich się nam przy spostrzeganiu przedstawiają. Z powyższego wynika, że związek przyczynowy nie wyraża jednego określonego stosunku czasowego, lecz różne ich rodzaje, ujawniające się w zdarzeniach. Sprzeczne poglądy, o których powyżej wspominaliśmy, powstały właśnie z powziętego naprzód przekonania, że te stosunki należą do istoty związku przyczynowego, co wobec ich rozmaitości musiało doprowadzić do antynomii. Stosunki czasowe zdarzeń, objętych kategoryą związku przyczynowego, przedstawiają się w sposób następujący. W otoczeniu, ściśle rzecz biorąc, niema zdarzeń odrębnych, niezależnych od siebie; wszystkie zmiany, odbywające się w przyrodzie, stanowią ciągłą całość, w której na drodze abstrakcyi odróżniamy dopiero pojedyńcze zdarzenia. Ponieważ pomiędzy tak wyróżnionemi da — 74 — rzeniami niema ścisłej granicy, przeto możemy je brać dowolnie w rozmiarach większych lub mniejszych. Stąd wszystkie zdarzenia możemy podzielić na złożone i proste. Pod nazwą zdarzenia prostego pojmujemy grupę zmian, wzajemnie się dopełniających i stanowiących razem jedną całość. Skurcz mięśnia trójgłowego ramienia i wyprostowanie ręki w stawie łokciowym stanowią dwie zmiany, z których jedna wyraża się w skróceniu mięśnia, druga w zmianie ułożenia ręki i które wzajemnie się dopełniają i stanowią razem całość zdarzenia prostego. Ze szeregu wzajemnie powiązanych zdarzeń prostych powstają zdarzenia złożone. Pisanie np. listu stanowi zdarzenie złożone; na jego całość składają się następujące zdarzenia proste: najpierw powstaje postanowienie pisania listu, akt woli, potem idzie cały szereg zdarzeń prostych, wyrażających się w skurczach odpowiednich grup mięśniowych ręki razem z rozmaitemi zmianami w jej ruchach, które nazywamy sięganiem po pióro, ujęciem pióra, maczaniem pióra w kałamarzu itd. aż do kreślenia znaków pisma na papierze. Zdarzenia proste są tutaj powiązane w ten sposób, że skutek jednego jest częścią przyczyny drugiego. Żeby uchwycić pióro do pisania, muszę po nie sięgnąć, żeby je umaczać w atramencie, muszę je poprzednio chwycić w palce itp. Słowem, do skutku jednego zdarzenia prostego przyłącza się nowy czynnik, który razem z nim stanowi przyczynę drugiego zdarzenia; skutek zaś drugiego w kom-binacyi z jakimś nowym czynnikiem stanowi przyczynę trzeciego zdarzenia itd. Umyślnie kładę tu nacisk na tę okoliczność, że przy powiązaniu zdarzeń nigdy skutek jednego zdarzenia nie może być całkowitą przyczyną drugiego. Nowa zmiana, jako nowe zdarzenie, nie może bowiem powstać z samych tylko czynników, zawartych w zdarzeniu poprzedzającem, gdyż w takim razie otrzymalibyśmy to samo — 75 — zjawisko, lecz nie nową zmianę. Dopóki więc w czynnikach zjawiska poprzedzającego nie nastąpi jakakolwiek zmiana, dopóki nie przyłączy się do nich jakaś nowa okoliczność, jakiś nowy czynnik, to mamy do czynienia tylko z jednostajnem trwaniem zjawiska, wyłączającem wszelką zmianę. Okoliczność powyższa tłomaczy nam dobrze rozmaite stosunki czasowe, jakie spotykamy w zdarzeniach, ujętych w postaci związku przyczynowego. Zmiany, występujące jako przyczyna i skutek w zdarzeniu prostem, są zawsze jednoczesne, gdyż stanowią dwie różne części, różne strony tegoż samego zdarzenia. Skurcz mięśnia i odpowiednia zmiana w ułożeniu ręki występują równocześnie; skutek trwa tu tak długo, jak długo trwa przyczyna i z ustąpieniem przyczyny ustaje również skutek. Inaczej sprawa przedstawia się w zdarzeniach złożonych; tutaj za przyczynę bierzemy część pierwszego zdarzenia prostego albo jego całość, za skutek zaś — skutek ostatniego zdarzenia prostego, albo także jego całość. Pomiędzy więc przyczyną i skutkiem mieści się cały szereg zdarzeń prostych pośredniczących, z których każde ma pewien czas trwania, zanim przez pizyłączenie się nowego czynnika stanie się przyczyną następnego zdarzenia i przyjmie jego postać. Wobec tego przyczyna zdarzenia złożonego zawsze wyprzedza skutek i skutek trwa po ustąpieniu przyczyny. Taki pogląd na stosunki czasowe związków przyczynowych wypowiedział już Mach, zdanie jednak jego wywołało wyraźną z wielu stron opozycyę. Oponenci przytaczali tu następujący argument: jeżeli związek przyczynowy bezpośredni w zdarzeniu prostem jest jednoczesny i jeżeli związek przyczynowy pośredni składa się z szeregu związków bezpośrednich, to z takich założeń nie da się uzasadnić następstwo w czasie, szereg bowiem jednoczesności daje zawsze jednoczesność. Argument — 76 — ten jest oparty na błędnem tłomaczeniu stosunku, zachodzącego pomiędzy zdarzeniami prostemi, jeżeli te występują w szeregach. Oponenci przypuszczają, że skutek poprzedzającego zdarzenia prostego jest całkowitą i bezpośrednią przyczyną zdarzenia następnego, tymczasem, jak to poprzednio wykazaliśmy, jest on tylko częścią jego przyczyny. Żeby wystąpiło zdarzenie następne, skutek zdarzenia poprzedniego musi być dopełniony przez nowy czynnik, musi w nim nastąpić nowa zmiana i właśnie ta nowa zmiana skutku jest przyczyną nowego zdarzenia. Ponieważ zmiana skutku występuje dopiero po pewnym czasie jego trwania, przeto pomiędzy wystąpieniem skutku jednego, a wystąpieniem przyczyny drugiego zdarzenia upływa mniej lub więcej długi okres czasu. Ten okres czasu nazywamy trwaniem zdarzenia, suma zaś czasów trwania zdarzeń pośredniczących stanowi to, co nazywamy w zdarzeniu złożonem czasem następstwa skutku po przyczynie. W poznawaniu praktycznem rozpatrujemy przeważnie, jeżeli nie wyłącznie, związek przyczynowy w zdarzeniach złożonych. Praktyczny cel poznawania wymaga, abyśmy mogli przewidywać zmiany i zdarzenia przyszłe, gdyż tym sposobem tylko możemy do nich przystosować nasze działanie, zabezpieczające wobec nich nasz byt. Dlatego poznawanie praktyczne rozpatruje zdarzenia w rozmiarach obszernych i sięga do przyczyn oddalonych. Okoliczność ta sprawiła, że zwykłe, potoczne pojęcie związku przyczynowego jest zawsze połączone z następstwem w czasie. Ze zdarzeniami prostemi, z przyczynami bezpośre-dniemi i z jednoczesnością stosunku przyczyny do skutku zapoznało nas dopiero poznawanie teoretyczne naukowe. Nauka głównie dąży do tego, ażeby uczynić nasze przewidywanie możliwie pewnem, tymczasem przewidywanie z przyczyn oddalonych, a zatem zawsze czę — 77 — ściowych, daje wyniki tylko mniej lub więcej prawdopodobne. Chcąc więc uczynić przewidywanie możliwie pewnem, koniecznem, nauka musiała zacieśnić rozmiary rozpatrywanych zdarzeń, musiała zdarzenia złożone rozłożyć na szereg zdarzeń prostych. Z analizy zaś takich zdarzeń powstały pojęcia przyczyn bezpośrednich, całkowitych i związków przyczynowych jednoczesnych. Pozornie zdawałoby się, że nauka odbiega tutaj daleko od celu poznawania praktycznego, że przewidywanie w zdarzeniach prostych, jako dotyczące zmian równoczesnych, niema dla naszego działania i dla zachowania bytu żadnego znaczenia. Tymczasem tak nie jest. Jeżeli zważymy, że zdarzenia złożone składają się z szeregu zdarzeń prostych, to musimy przyznać, iż dokładne poznanie zdarzeń elementarnych, prostych prowadzi również do dokładnego poznania ich skupienia. Poznanie więc naukowe nie odbiega bynajmniej od właściwego celu poznawania praktycznego, lecz ten sam cel osiąga w stopniu wyższym, dokładniejszym, pewniejszym. 11. Na zasadzie uwag powyższych możemy wyjaśnić także nieokreśloność, wieloznaczność pojęcia przyczyny. Wspominaliśmy, że przyczyną nazywamy tę część zdarzenia, z której daną zmianę przewidzieć możemy. Jeżeli mamy do czynienia ze zdarzeniem prostem, to nasze pojęcie przyczyny wypada jednoznacznie, obejmuje bowiem całą sumę elementów zdarzenia, które muszą być obecne, aby zmiana powstała. Inaczej rzecz się przedstawia w zdarzeniach złożonych; tutaj elementy zdarzenia są rozdzielone w czasie i ich suma jest tak wielka, że trudno daje się objąć w postaci scałkowanego pojęcia jednolitej przyczyny. Dlatego też w tych przypadkach za przyczynę przyjmujemy pojedyńcze elementy zmienne i nie uwzględniamy wcale elementów stałych, które są także konieczne do wywołania skutku. Mówimy więc, że przyczyną pożaru jest zaprószenie ognia, przyczyną — 78 — dobrych urodzajów pomyślne warunki atmosferyczne, jakkolwiek ani zaprószenie ognia, ani warunki atmosferyczne nie wyczerpują wszystkich elementów przyczynowych danych zmian. Co więcej, ten sam element przyczynowy raz może być uważany za przyczynę, innym zaś razem za pomijaną okoliczność stałą. Jeżeli np. mówimy o dobrych urodzajach w pewnej strefie lub w pewnym kraju, to za przyczynę uważamy pomyślne warunki atmosferyczne, pomijając sposób uprawy roli, który w danym razie przyjmujemy za element przyczynowy mniej więcej stały. Przeciwnie, jeżeli mówimy o dobrych urodzajach w pewnym majątku, to wskazujemy na uprawę, kulturę roli jako ich przyczynę, warunki zaś atmosferyczne uważamy za element przyczynowy stały. Słowem przy rozpatrywaniu zdarzeń złożonych za przyczynę przyjmujemy pojedyńcze elementy lub pewne grupy elementów przyczynowych, jeżeli tylko z nich daną zmianę jako skutek przewidzieć możemy. Przewidywanie takie jest możliwe wtedy, kiedy inne elementy pizyczynowe danego zdarzenia są stałe, lub za takie mogą być uważane. Wobec tego nasze pojęcie przyczyny nie jest tu jednoznaczne, lecz ulega zmianom, stosownie do rozmaitych ubocznych okoliczności rozważania przyczynowego. Następnie wieloznaczność pojęcia przyczyny zależy jeszcze od tego, że w złożonem zdarzeniu możemy dowolnie przyjmować za przyczynę albo przyczynę pierwszego zdarzenia prostego, albo całe to zdarzenie, albo nawet kilka prostych powiązanych ze sobą zdarzeń. Za przyczynę np. rozbicia się pociągu uważamy albo złe nastawienie zwrotnicy, albo nieuwagę zwrotniczego, albo panującą na stacyi mgłę, z powodu której zwrotniczy nie mógł spostrzedz zbliżającego się pociągu. Dodać tutaj muszę, że wieloznaczność pojęcia przyczyny jest udziałem głównie poznawania praktycznego, nauka zaś wskutek analizy zdarzeń złożonych na proste i wsku — 79 — tek przeważnego rozpatrywania tych ostatnich dąży do zupełnego wyłączenia wieloznaczności z pojęcia przyczyny. 12. Uważając przewidywanie za źródło związku przyczynowego, możemy jeszcze wyrównać i złagodzić wielowiekowy antagonizm pomiędzy przyczy-nowością i celowością. Jak już wiemy, pierwotna konstrukcya związku przyczynowego łączyła zgodnie przyczynowy i celowy punkt widzenia. Już jednak w pierwszych przebłyskach poznania naukowego spotykamy próby wyodrębnienia obydwóch tych związków; odtąd również zaczyna się ów wspomniany przez nas antagonizm. Nie mam zamiaru kreślić tutaj jego dziejów, uczyniłem to już zwięźle w innej mojej pracy; nadmienić tylko muszę, że konstrukcya czystego związku przyczynowego zyskała coraz wyraźniejszą przewagę w miarę rozwoju poznania naukowego. Nauka okazywała tendencyę do oparcia wszystkich swoich przewidywań na czystym związku przyczynowym i do zupełnego wyłączenia rozważania celowego. Tendencya ta w pewnych okresach święciła niewątpliwie tryumfy, ale pomimo to nie zdołała zwalczyć niektórych uroszczeń metodologii teleologicznej. Nawet w obecnej chwili są pewne zakresy zdarzeń, gdzie zarówno poznawanie praktyczne jak naukowe posługuje się otwarcie lub w sposób zamaskowany celowym punktem widzenia. Przewidywanie np. działania i czynów ludzi oraz zwierząt w poznawaniu praktycznem jest oparte prawie wyłącznie na uwzględnianiu związku celowego; również przewidywanie naukowe w zjawiskach biologicznych i so-cyologicznych nie może się obejść bez rozważania celowego. Wszystkie te zjawiska odbywają się w układach zamkniętych, są bardzo powikłane i wielokrotnie ze sobą skrzyżowane. Mamy tu do czynienia ze zdarzeniami zło — 80 — żonemi, które tem się różnią od innych podobnych zdarzeń, że ich ogniwa pośrednie, owe zdarzenia proste pośredniczące, nie są stałe, lecz zmienne. Wobec tego przewidywanie ostatecznego skutku z samej tylko przyczyny pierwotnej jest albo niemożliwe, albo w każdym razie bardzo utrudnione. Radzimy więc sobie w ten sposób, że przewidujemy nie z jednego, lecz z dwóch momentów, mianowicie z przyczyny pierwotnej i z potrzeby układu. Przyczyna pierwotna w takim zamkniętym układzie, zrównoważonym przez wzajemne powiązanie części, wywołuje najpierw pewną bezpośrednią zmianę w jakiejkolwiek części układu, a następnie przez tę bezpośrednią zmianę powoduje także zaburzenie równowagi całego układu. Ponieważ układy takie istnieć mogą tylko przy zachowanej równowadze, przeto dalsze zmiany tak są przez sam układ i wzajemną zależność jego części kierowane, żeby ostateczny skutek wyrównywał zaburzenie równowagi, spowodowanej przez pierwotną przyczynę. Rodzaj i stopień zaburzenia równowagi nazywamy potrzebą układu i z niej właśnie, oraz z przyczyny pierwotnej możemy przewidywać ostateczny skutek. Taki sposób przewidywania nazywamy celowym; różni się on od przyczynowego tylko pod tym względem, że tu przewidujemy nie z samej tylko danej nam części zdarzenia, nie z samego momentu przyczynowego, lecz również uwzględniamy w przewidywaniu całość układu, jego zaburzenie równowagi, jego potrzebę. Walka, jaką toczą przeciwnicy teleologii z powyższym celowym sposobem przewidywania zdarzeń, polega na nieporozumieniu, na błędnem tłomaczeniu potrzeby. Potrzeba, która w swym pierwowzorze, w świadomych czynach ludzkich występuje w postaci zamiaru, świadomego popędu, nie jest bynajmniej powziętym naprzód ostatecznym skutkiem, lecz jednym z czynników, wyznaczających skutek. Już od czasów Lukrecyusza — 81 — wytaczano stale przeciwko celowości zarzut, że w poglądzie tym skutek wyprzedza swoją bezpośrednią przyczynę, co uważano niejako za herezyę, przyszłość bowiem nie może powodować, wyznaczać, tworzyć przeszłości. Jeżeli jednak uwzględnimy, że potrzeba (zamiar, świadomy popęd) jest tylko reakcyą całego ustroju, resp. układu na wpływ pierwotnej przyczyny, reakcyą, nadającą określony kierunek dalszemu biegowi złożonego zdarzenia i tym sposobem wyznaczającą skutek, jeżeli dalej przyjmiemy, że skutek ostateczny czyni tylko zadość potrzebie, zaspakaja popęd, ale nie jest z nią jednoznaczny, to zrozumiemy, że tu nie przyszłość wyznacza przeszłość, lecz odwrotnie, przeszłość (zaburzenie równowagi, wywołane przez pierwotną przyczynę oraz potrzeba stąd wynikająca) wyznacza przyszłą zmianę, która ostatecznie wyrównuje zaburzoną w układzie równowagę. A zatem zarzut przeciwników teleologii polega na błędnem pojmowaniu potrzeby, która nie jest właściwie wyobrażonym, naprzód powziętym skutkiem, lecz jednym z czynników, sprowadzających skutek 1). 1) Zachodzące tu stosunki możemy wyjaśnić schematycznie w sposób następujący. Wyobraźmy sobie układ zamknięty o niestałej równowadze w postaci koła M. Przypuśćmy dalej, że na układ ten działa z zewnątrz podnieta P, która w najbliższych elementach układu wywołuje TEORYA POZNANIA  6 — 82 — Stąd wynika, że niema zasadniczego przeciwieństwa pomiędzy związkiem celowym i czysto przyczynowym. Oba te związki są rozmaitymi realnymi wyrazami, roz-maitemi sztucznemi konstrukcyami tej samej wspólnej kategoryi przyczynowości. Kategorya przyczynowości głosi, że każda zmiana musi mieć swoją przyczynę, to znaczy, że każda zmiana wymaga istnienia czegoś, z czego ją przewidzieć możemy. Jeżeli to coś, z czego przewidujemy, stanowi tylko część zdarzenia, skupienie kilku jego elementów, to mówimy o związku przyczynowym, jeżeli zmianę S. Gdyby układ był luźny, niezamknięty, wzajemnie w sposób ścisły niepowiązany, to zmiana S wywołałaby kolejno w sąsiednich elementach zmianę S1, ta zaś ostatnia zmianę S2 itd. Tymczasem w układzie zamkniętym M, którego elementy są nawzajem ściśle powiązane, podnieta P wywołuje nietylko zmiany miejscowe S, ale równocześnie sprowadza ogólne zaburzenie równowagi układu, wyrażające się w przemieszczeniu elementów lub też w zmianie ich wzajemnego powiązania. To zakłócenie równowagi okazuje swój wpływ na dalszy przebieg zjawisk w układzie. Zmiana pierwotna S zamiast spowodować zmianę S1 pod wpływem czynników x, wynikających z zaburzonej równowagi, wywołuje inną zmianę E1, ta zaś ostatnia pod wpływem innych czynników y sprowadzi zmianę E2 itd., aż do ostatecznego skutku K, który przywraca zakłóconą równowagę układu. Przywrócenie zaś równowagi odbywa się w ten sposób, że ostateczny skutek usuwa pierwotną zmianę S. Nakreślony powyżej przebieg zjawisk S. E1. E2.. E3... K zależy więc wyraźnie od dwojakiego rodzaju czynników: od pierwotnej podniety zewnętrznej P i od czynników x, y, z..., które płyną z samego układu, z jego zaburzonej równowagi i występują, ujawniają się dopóty, dopóki równowaga układu nie zostanie przywróconą. Ponieważ przywrócenie równowagi stanowi potrzebę układu, niezbędny warunek jego bytu, przeto w powiązaniu celowem zjawisk nazywamy wewnętrzne czynniki x, y, z... potrzebą, a w ostatecznym skutku upatrujemy zadośćuczynienie potrzebie. — 83 — zaś w przewidywaniu uwzględniamy oprócz elementów zdarzenia jeszcze całość układu, w którym się zdarzenie odbywa, to mamy do czynienia ze związkiem celowym. W takim związku to coś, z czego przewidujemy, składa się z dwóch odrębnych, że tak powiem, momentów: najpierw z części zdarzenia, resp. z pierwotnej przyczyny, a następnie z reakcyi całego układu, która do zdarzenia bezpośrednio nie należy, ale na jego kierunek i ostateczny skutek wywiera odpowiedni wpływ. A zatem różnica pomiędzy związkiem przyczynowym i celowym nie jest istotna, zasadnicza, za jaką ją Kant uważał. Zasada związku celowego tkwi tak samo w kategoryi przyczynowości, w owym koniecznym warunku przewidywania zmian, a cała jego różnica od związku przyczynowego sprowadza się do odmiennego sposobu przewidywania, do innej konstrukcyi. 13. Na tem kończymy nasze uwagi nad kategoryą przyczynowości i konstrukcyami związku przyczynowego. W bardzo blizkim genetycznym związku z prawem przyczynowości znajduje się prawo zasadności, zwane inaczej prawem zasady (racyi) i następstwa. Prawo to głosi, że każdy sąd musi mieć swoją dostateczną zasadę. Porównując prawo zasadności z prawem przyczynowości, które wyraża, że każda zmiana musi mieć swoją przyczynę, widzimy bardzo wielkie ich podobieństwo, co tem tylko wytłomaczyć możemy, że obydwa te prawa wyrażają konieczny warunek czynności przewidywania. W rzeczy samej, jak już niejednokrotnie wspominaliśmy, w naszem sądzeniu i wnioskowaniu dadzą się wykazać wszystkie właściwe cechy przewidywania. Jeżeli widzę zdaleka i rozpoznaję jakikolwiek przedmiot, to w mojej świadomości mam tylko skupienie wrażeń wzrokowych. Skupienie to łączę natychmiast z mojem doświadczeniem poprzedzającem, zachowanem w pamięci 6* — 84 — i dopiero z dat, tam zaczerpniętych, wyprowadzam sąd rozpoznający, że przedmiot spostrzegany jest drzewem, bochenkiem chleba lub pomarańczą. Sąd ten wyraża moje przewidywanie, że z danemi w świadomości wrażeniami wzrokowemi łączą się inne dotykowe, smakowe, węchowe, które razem z niemi stanowią całość wyobrażenia przedmiotu. To samo, tylko w stopniu jeszcze wyraźniejszym, widzimy w każdem wnioskowaniu. Z pojedyńczych sądów, że ten człowiek ma słabe niewyczuwalne tętno, nierówny, chrapliwy oddech, że jest nieprzytomny itd., wnoszę, resp. przewiduję na zasadzie mojego doświadczenia poprzedniego, że ten człowiek umiera. A zatem we wszystkich naszych czynnościach poznawczych z jednej części zdarzenia (z danych nam doznań, z obecnej treści świadomości) przewidujemy przy pośrednictwie poprzedzającego poznania inną część zdarzenia w postaci wydanego sądu lub wniosku. Opisaną powyżej sprawę przewidywania możemy traktować z dwóch stron: z realnej i poznawczej. Jeżeli rozpatrujemy realne odpowiedniki naszych wrażeń lub sądów, to przewidywanie dotyczy zdarzenia realnego, jeżeli zaś uwzględniamy wyłącznie psychiczne, poznawcze odpowiedniki tej sprawy, t. j. nasze wrażenia i sądy, to przewidujemy zdarzenie poznawcze. W obydwóch jednak przypadkach, ponieważ mamy do czynienia z tą samą czynnością przewidywania, odróżniamy część zdarzenia, z której przewidujemy, oraz część, którą przewidujemy. W zdarzeniach realnych pierwszą część nazywamy przyczyną, a drugą skutkiem, w zdarzeniach zaś poznawczych pierwszą — zasadą albo racyą, a drugą następstwem. Weźmy jako przykład cytowane już przez nas poprzednio przewidywanie lekarza co do mającej nastąpić śmierci. Przewidywanie to odpowiada najpierw pewnemu zdarzeniu realnemu, a następnie stanowi samo przez się — 85 — zdarzenie psychiczne wnioskowania poznawczego. Zdarzenie realne wyraża się tu w zjawiskach porażenia czynności krążenia krwi, oddechania, funkcyi ośrodkowego układu nerwowego itp., które prowadzą do zjawiska śmierci. Zdarzenie zaś poznawcze składa się z szeregu sądów, stwierdzających zaburzenia najważniejszych funkcyi organicznych, oraz wyprowadzonego sądu — wniosku, że człowiek ten umrze. W zdarzeniu realnem zjawiska porażenia funkcyi nazywamy przyczyną, zjawiska zaś śmierci — skutkiem; w zdarzeniu poznawczem sądy stwierdzające zjawiska noszą miano racyi, wniosek zaś o śmierci mianujemy następstwem. Przyczyna odpowiada tu zasadzie (racyi), skutek zaś następstwu. Z powyższego widzimy, że związek zasady i następstwa wypływa z tego samego źródła, co związek przyczynowy. Pomimo jednak niewątpliwego genetycznego pokrewieństwa zasadność musimy uznać za stosunek swoisty, odrębny. Pojęcie zasady nie jest bynajmniej identyczne z pojęciem przyczyny i uzasadnienie ma inne znaczenie, aniżeli przewidywanie przyczynowe. Gdyby zasadność miała wyrażać, podobnie jak przyczy-nowość, stosunek zależności w powstawaniu zdarzeń i cała między niemi różnica miała się sprowadzać do tego, że pierwsza znajduje swoje zastosowanie w zdarzeniach poznawczych, a druga w realnych, to właściwie nie byłoby żadnej racyi do ich odróżniania. Uznając bowiem odrębność przedmiotu badania za dostateczną różnicę, należałoby, konsekwentnie postępując, odróżniać także związek przyczynowy w zjawiskach chemicznych od związku przyczynowego w zjawiskach fizycznych itd. Swoistość więc zasadności nie może polegać na odrębności przedmiotu, do którego stosujemy kategoryę przy-czynowości, lecz na pewnej swoistości samego stosunku. To, co przewidujemy przy uzasadnieniu, nie stanowi zda — 86 — rzenia poznawczego w całości, lecz tylko jego treść z wyłączeniem wszelkich innych warunków powstawania. Wiemy już, że o powstawaniu naszych sądów i wniosków decyduje nietylko treść naszej myśli, lecz także czynniki uczuciowe i popędowe, interes, gwoli któremu dokonywamy sądzenia. Czynniki te odgrywają bardzo ważną rolę i jeżeli treści naszej świadomości nie towarzyszy odpowiednie zainteresowanie, to zdarzenia poznawcze w postaci sądów i wniosków nie dochodzą wcale do skutku. Stąd wynika właściwa różnica pomiędzy przyczyną i zasadą. Przyczyną naszych sądów i wniosków jest skupienie wszystkich elementów, od których zależy ich powstawanie; a zatem do przyczyny należą zarówno treść świadomości jak towarzyszące jej stany uczuciowe i popędowe, które stanowią razem t. zw. zainteresowanie. Zasadą zaś sądów i wniosków jest wyłącznie treść naszej świadomości. Sąd nie powstaje z zasady, ale tylko treść jego z treści zasady wynika. Wynikanie przeciwstawiamy tu powstawaniu, gdyż termin ten wyraża wyłącznie stosunek zależności pomiędzy treścią zdarzeń poznawczych. Obecnie musimy pomówić o treści zdarzeń poznawczych. Odróżniamy w niej treść przewidywaną, ujawniającą się w wydanym sądzie lub wniosku i treść elementów (wrażeń, pojęć i sądów), z których wydajemy, resp. przewidujemy sąd. Treść zasady, z której przewidujemy, jest nam dana w rozłączeniu: pewna jej część mieści się w obecnem doznaniu albo, właściwiej mówiąc, w obecnej treści świadomości, inna jej część znajduje się w poprzedzającem doświadczeniu, w poprzednio wydanych sądach. Rozdzieloną treść zasady łączymy następnie w całość wydanego sądu lub wniosku; na tem właśnie polega przewidywanie w sądzeniu i wnioskowaniu. Przewidywane więc następstwo ma tę samą treść, — 87 — co zasada, z tą tylko różnicą, że w zasadzie treść jest rozdzielona pomiędzy obecne doznanie i daty, czerpane z poprzedzającego doświadczenia. Jeżeli mówimy, że następstwo ma tę samą treść co zasada, to z tego bynajmniej nie wynika, że w zasadzie niema nic ponad to, co jest zawarte w następstwie. W ogromnej większości przypadków zasada ma treść obszerniejszą i zawiera oprócz tej treści, jaka się mieści w następstwie, jeszcze inną, która do następstwa nie przechodzi. W zasadzie bowiem treść następstwa jest rozłączoną i w tem rozłączeniu jest powiązaną z innymi elementami. To też biorąc zasadę w całości ze wszystkimi jej ubocznymi związkami, zwykle spotykamy w niej treść większą, obszerniejszą, aniżeli w następstwie. Wyjątkowo tylko zdarzyć się może, że treść zasady jest ściśle jednakowa z treścią następstwa. Nie powinno jednak być, aby następstwo miało treść większą od zasady lub wogóle taką, która się nie mieści w zasadzie, gdyż podobne ustosunkowanie przeczy istocie przewidywania. Przewidujemy treść następstwa z treści danej zasady; jeżeli więc w następstwie spotykamy coś, co się nie mieści w zasadzie, to następstwo takie nie może być przewidywane z samej tylko danej zasady i otrzymany sąd lub wniosek nie jest przez daną zasadę uzasadniony. Umyślnie przytoczyliśmy tutaj bliższe szczegóły w sprawie treści zdarzeń poznawczych, gdyż przez to wychodzi na jaw normatywny, kontrolujący charakter, jaki posiada stosunek zasadności i jakim się wybitnie różni od stosunku przyczynowego. Wspominaliśmy poprzednio, że powstawanie zdarzeń poznawczych nietylko zależy od wzajemnego ustosunkowania treści ich elementów, lecz także od wielu innych ubocznych okoliczności, które w zdarzeniu przyjmują ważny udział, ale do jego treści nie należą. Stąd zdarzyć się może i zdarza się w rzeczy samej bardzo często, że ustosunkowanie — 88 — treści pomiędzy zasadą i następstwem nie odpowiada powyżej wyłuszczonym wymaganiom. Może się np. zdarzyć, że w wydanym sądzie lub wniosku spotykamy inną treść, aniżeli w odpowiedniej zasadzie, jeżeli uboczne okoliczności w postaci stanów uczuciowych oraz popędów biorą przewagę i kierują czynnością sądzenia lub wnioskowania w sposób nieodpowiadający treści. Ponieważ takie sądy są dla naszego poznania bezwartościowe, albo w każdym razie mniej wartościowe, przeto oddawna powstała potrzeba ustanowienia dla naszych sądów odpowiedniej kontroli, odpowiedniego sposobu wartościowania. W tym celu wyłączono z czynności sądzenia i wnioskowania wszelkie czynniki uboczne i rozważano powstawanie zdarzeń poznawczych tylko ze względu na ich treść. Z takiego abstrakcyjnego ustosunkowania powstała konstrukcya logiczna zasadności, której głównem zadaniem była ocena wartości zdarzeń poznawczych. Jeżeli wydany sąd posiada treść, która jest zgodną z treścią zasady, t. j. mieści się w treści swojej zasady, to sąd lub wniosek jest dla naszego poznania wartościowy, innemi słowy, jest prawdziwy. Przeciwnie, jeżeli treść wydanego sądu nie jest zgodną, nie mieści się w treści zasady, to sąd jest bezwartościowy, jest błędny. Z powyższych uwag wynika, że konstrukcye zasadności i przyczynowości pomimo ich blizkiego genetycznego pokrewieństwa spełniają odrębne, swoiste zadania. Zadanie konstrukcyi przyczynowości polega na przewidywaniu zdarzeń, zadanie zaś konstrukcyi zasadności na przewidywaniu wartości zdarzeń poznawczych. Ich wspólność, ich pokrewieństwo wyraża się tem, że obie polegają na przewidywaniu i wskutek tego są wyrazem wspólnego, koniecznego warunku przewidywania, owej kategoryi, która głosi, że każdej zmianie, o ile ta ma wejść do zakresu naszego poznania, musi towarzyszyć coś, z czego ją przewidzieć możemy. To coś w kon — 89 — strukcyi przyczynowości nosi nazwę przyczyny i stanowi część konkretną lub uogólnioną zdarzenia, z której zmianę przewidzieć możemy; w konstrukcyi zaś zasadności nosi miano zasady i stanowi część wyodrębnioną, abstrakcyjną przyczyny zdarzenia; z zasady przewidujemy nie tylko zmianę, lecz zarazem jej wartość. Żeby wyjaśnić różnicę pomiędzy związkiem przyczynowym i związkiem zasadności, rozważmy jakikolwiek przykład konkretny. Przypuśćmy, że wracam do domu z gościny późnym wieczorem przez puste pole. Goszcząc u mojego znajomego, nasłuchałem się wielu opowieści o grasujących w okolicy bandytach i o ich napadach. Idę więc pod tem wrażeniem i na połowie mniej więcej drogi widzę stojący przy drodze przedmiot. Pod wpływem słyszanych opowieści i wobec panującego zmroku wyobraźnia moja działa żywo: widzę już człowieka stojącego przy drodze i oczekującego na mnie, widzę, że ten człowiek ma broń w ręku. Jestem więc przekonany, że spotkałem się z bandytą. Tymczasem była to iluzya i po dostatecznem zbliżeniu okazało się, że przedmiot widziany przezemnie był drogowskazem na rozstajnych drogach. A zatem sąd spostrzegawczy poprzednio wydany był błędnym. Powstanie tego błędnego sądu daje się w zupełności przyczynowo wyjaśnić; jego przyczyną były: niewyraźne wskutek zmroku wrażenia wzrokowe, oraz zasłyszane świeżo opowieści, które dopełniły w sposób nieodpowiedni moje doznanie i wywołały błędne przewidywanie. Rozważając jednak uzasadnienie tego sądu, musimy przyznać, że sąd był błędny, że był pozbawiony zasady, że jego treść nie mieściła się w zasadzie. A więc to samo zdarzenie poznawcze ma wystarczającą, dostateczną przyczynę, ale nie ma dostatecznej zasady, racyi. Niezależnie od różnic w znaczeniu i w stosowaniu konstrukcya zasadności przedstawia jeszcze jedno ważne — 90 — podobieństwo z konstrukcyą związku przyczynowego, mianowicie zależność, wyrażona w niej, jest jednokierunkową, nieodwracaluą. Z prawdy zasady możemy przewidywać prawdę następstwa i z błędności następstwa — błędność zasady, ale nie odwrotnie. Nie możemy więc przewidywać w kierunku odwrotnym: z prawdy następstwa — prawdę zasady oraz z błędności zasady błędność następstwa. Zależność nieodwracalna wynika tu również z tych samych powodów, co i w związku przyczynowym. Mówiliśmy już, że zasada ma przeważnie treść obszerniejszą, większą, aniżeli następstwo; część tej treści przechodzi do następstwa, inna zaś jej część pozostaje przez następstwo nieuwzględnioną. Dlatego też stwierdzając prawdę następstwa, stwierdzamy tylko część treści zasady, ale bynajmniej nie jej całość, i odwrotnie, z błędności zasady nie możemy stwierdzać błędności następstwa, gdyż błędność zasady może dotyczyć tylko tej części jej treści, która nie przechodzi do następstwa. A zatem i tu różnica w stopniu uogólnienia zasady i następstwa, w obszarze ich treści powoduje nieodwracalność stosunku. Wyjątkowo tylko, jeżeli zasada i następstwo mają jednakowy obszar treści, stosunek zasadności może być odwracalny. 14. Przewidywanie zmian nie wyczerpuje jeszcze całego zadania czynności poznawczej. Dla bytu biologicznego jest również bardzo ważną sprawą przewidywanie stałych własności rozmaitych przedmiotów, spotykanych w otoczeniu. Przewidywanie to czyni możliwą naszą oryentacyę w otoczeniu, daje nam możność posługiwania się jednymi przedmiotami, omijania lub unikania innych. Na przewidywaniu własności rzeczy polega całe nasze działanie w życiu codziennem od chwili obudzenia się aż do zasypiania, cała nasza umiejętność posługiwania się rozmaitymi przedmiotami codziennego użytku. To też przewidywanie własności wystąpiło na — 91 — jaw w rozwoju życia umysłowego bardzo wcześnie, w jednym prawie czasie z przewidywaniem zmian. Początkowo obie te czynności niczem się od siebie nie różniły. Człowiek pierwotny nie odróżniał związku przyczynowego od związku rzeczy z własnością, gdyż we wszystkich rzeczach otoczenia upatrywał istoty do siebie podobne. W każdej więc własności, podobnie jak w każdej zmianie, widział wynik działania celowego i dowolnego. Przyczyną zarówno zmiany jak własności była rzecz, obdarzona życiem i działająca w podobny jak człowiek sposób. Jeżeli kamień jest twardy i ciężki, to dlatego, że stawia opór; jeżeli owoc jest słodki i soczysty, to dlatego, że jest dobry, łagodny, jeżeli zaś jest cierpki i kwaśny, to dlatego, że jest zły, gniewliwy itp. Ten pierwotny antropomorfizm trwał prawdopodobnie w umysłowym rozwoju człowieka bardzo długi okres czasu; jego ślady pozostały nawet w naszej mowie: rodzaje rzeczowników i budowa gramatyczna zdań świadczą niewątpliwie za powszechnym niegdyś antropomorficznym poglądem na przedmioty otoczenia. W pierwotnem więc poznawaniu nie było różnicy w pojmowaniu zmiany i trwałej własności, nie było także różnicy w sposobie ich przewidywania. Pierwotny człowiek stosował jeden i ten sam sposób, np. wróżbę, zarówno do przewidywania zmian, jak ukrytych własności rzeczy. Powszechne stosowanie wróżbiarstwa w poznawaniu pierwotnem było poniekąd następstwem antropomorficznego zapatrywania się na przedmioty otoczenia. Jeżeli bowiem każda rzecz działa dowolnie i wyrazem tego działania są jej zmiany lub własności, to wobec dowolności działania trudno przewidzieć zamiary i ukryte cele rzeczy. Ale z drugiej strony ponieważ w myśl pierwotnego antro-pomorfizmu pomiędzy rozmaitemi rzeczami tak samo, jak pomiędzy ludźmi, istnieją związki sympatyi lub anty-patyi, przeto z zachowania się jednych rzeczy można — 92 — sądzić o zachowaniu się innych i na tem oprzeć przewidywanie. Oto właściwe źródło wróżbiarstwa, tak powszechnego w życiu umysłowem pierwotnego człowieka. W pierwszych początkach poznawania naukowego wróżbiarstwo traci zupełnie swoje znaczenie, pozostają jednak inne ślady pierwotnego antropomorfizmu. Utrzymuje się więc trwale pogląd, że rzecz sama jest źródlem zarówno wszelkiej zmiany jak swych własności. Tutaj po raz pierwszy budzi się zastanowienie, że trwała własność rzeczy i zmiana tej własności stanowią, bądź co bądź, dwa pojęcia różne, których nie można jednakowo uzasadniać, tłomaczyć. Obecność zmiany da się wytłomaczyć przez działanie rzeczy, obecność zaś własności trudno jest wyjaśnić tym samym sposobem. Stąd powstała myśl, że inną musi być zasada powstawania zmiany, a inną istnienia trwałej własności. Pierwsza jest oparta na pojęciu działania, druga na pojęciu posiadania; rzecz czyni, sprowadza, powoduje zmiany, ale posiada własności. Nauka Arystotelesa o czworakim rodzaju przyczyn ma najprawdopodobniej swe źródło w teoretycznem odróżnianiu powstawania własności i ich zmian. Przyczyny materyalna i formalna tłomaczą i wyjaśniają nam powstawanie własności, przyczyny działająca i celowa — powstawanie zmian1). 15. W filozofii greckiej stosunek rzeczy do własności, ów stosunek posiadania uległ bardzo poważnym i głębokim rozważaniom. Przedewszystkiem zwrócono uwagę, że niema zasadniczej różnicy pomiędzy trwałą własnością a zmianą. Trwałość własności jest względna; każda własność rzeczy z biegiem czasu się zmienia; nawet kamień po bardzo długim czasie kruszeje; zmienia się również barwa przedmiotu, jego zapach, spoistość 1) Lang: »Das Kausal-problem«.T.I. »Geschichte des Kau-sal-problems«, 1904. — 93 — forma itp. własności. Wodę np. znamy w trzech różnych postaciach: jako ciało stałe — lód, jako płyn i jako gaz — parę; własności jej w każdej z tych postaci są różne, a jednak nie ulega najmniejszej wątpliwości, że mamy do czynienia z tą samą rzeczą, ale posiadającą różne własności, których rozmaitość jest spowodowana przez zmiany. Twardość lodu zamienia się na płynność wody, ta zaś na lotność pary itd. A zatem wszystkie własności rzeczy są zmienne, niezmienną, bezwzględnie trwałą jest tylko istota rzeczy. Z czego wynika, że każda rzecz składa się ze zmiennych własności i z niezmiennej istoty rzeczy, czyli t. zw. substancyi. Czemże jest owa istota rzeczy, owa substancya (grecki termin ούτία)? Tutaj spotykamy zdania rozbieżne. Filozofowie natury ze szkoły jońskiej upatrywali sub-stancyę w materyi, mianowicie w elementach (Empe-dokles), w atomach (Demokryt). Późniejsi zaś filozofowie ze szkoły Sokratesa widzieli istotę rzeczy w idei, w formie lub w połączeniu materyi i formy. Nie możemy tutaj zastanawiać się nad dalszym rozwojem pojęcia substancyi, musielibyśmy bowiem przytoczyć w skróceniu całe dzieje filozofii, zaznaczymy tylko, że analiza filozoficzna pojęcia rzeczy i jej własności doprowadziła do wyników zgoła nieoczekiwanych. Poznanie praktyczne uważa rzecz za skupienie własności wzajemnie ze sobą powiązanych w pewną całość, w tej całości dopiero na drodze abstrakcyi odróżniamy pojedyńcze własności Tymczasem analiza filozoficzna rozkłada rzecz na własności i substancye. Jeżeli odejmiemy od rzeczy wszystkie jej własności, to pozostaje coś bliżej nieokreślonego, jakieś podścielisko własności, coś, co wiąże własności w całość rzeczy i to właśnie podścielisko nazywamy substancyą. Analiza więc filozoficzna ustanowiła obok pojęcia rzeczy i własności nowe po — 94 — jęcie substancyi, którego poznawanie praktyczne wcale nie zna. To nowe pojęcie substancyi wprowadzono następnie do teoryi poznania i tym sposobem zmieniono zasadniczo pierwotne zagadnienie. Zamiast zagadnienia o stosunku rzeczy do własności postawiono pytanie o stosunku substancyi do własności, atrybutów. Tymczasem nie ulega wątpliwości, że zagadnienia te dotyczą innych zupełnie stosunków. Substancya nie jest pojęciem rzeczy, lecz otrzymanem na drodze abstrakcyi pojęciem trwałego, niezmiennego podścieliska własności. Stosunek więc substancyi do własności, zwanych z tego punktu widzenia atrybutami, przedstawia się jako stosunek pomiędzy tem, co jest w rzeczy trwałe, a tem, co jest zmienne. Pierwotne zaś zagadnienie o stosunku rzeczy do własności przedstawia się zupełnie inaczej, Tutaj chodzi o stosunek rzeczy nierozczłonkowanej do jej własności, całości do jej części, stosunek, który nasze praktyczne poznawanie określa, posługując się antropomorficzną analogią, jako przynależność, jako posiadanie. Ten tylko stosunek należy do podstawowych zagadnień teoryi poznania, stosunek zaś substancyi do atrybutów nie stanowi zagadnienia episte-mologicznego, lecz tylko metafizyczne. Wprowadzając więc pojęcie substancyi do zagadnienia o poznawaniu rzeczy i własności, odbiegamy od pierwotnego i właściwego jądra sprawy. Należy ściśle odróżniać zagadnienia epistemologiczne od metafizycznych i psychologicznych. Zagadnienie o rzeczy ze stanowiska metafizycznego stawiamy w postaci pytania: czem jest rzecz i czem jest jej własność. Ze stanowiska psychologicznego zagadnienie to głosić będzie: jakim sposobem powstaje pojęcie rzeczy i własności. Nakoniec ze stanowiska epistemologicznego rozstrzygamy pytania: jaki jest stosunek rzeczy do jej własności i jak poznajemy rzeczy i własności. Ponieważ w obe — 95 — cnej pracy rozpatrujemy wyłącznie teoryę poznania, przeto tylko te ostatnie pytania mogą nas interesować. Pytania te poniekąd zakładają, że rzecz jest nam dana w doświadczeniu. Unikając rozważań metafizycznych i stając na gruncie wyłącznie epistemologicznym, musimy się zgodzić, że pojęcie rzeczy czerpiemy z doświadczenia bezpośredniego i pośredniego. W bezpośredniem doświadczeniu dany nam jest pewien kompleks wrażeń, do którego na drodze pośredniej dołączamy wnioski, najpierw realizujące nasze doznanie, a następnie zaznaczające niezależność w przestrzeni i trwałość w czasie całego doznanego kompleksu. Daty te, czerpane z doświadczenia zarówno bezpośredniego jak pośredniego, najzupełniej wystarczają do utworzenia naszego pojęcia rzeczy i udział pojęcia substancyi w tej sprawie jest zbyteczny. Pojęcie substancyi, jak to wykazaliśmy, powstało dopiero na drodze analizy i abstrakcyi z pojęcia rzeczy i nie mamy żadnej racyi dla wniosku, że analiza odtwarza wiernie naszą pierwotną syntezę poznawczą. Pojęcie więc rzeczy jest konkretne i empiryczne, inaczej sprawa się przedstawia z pojęciem własności. Własność nie występuje w doświadczeniu w sposób niezależny, jest wynikiem abstrakcyi, która, jak wszystkie czynności umysłu, jest zawsze celową, ujawnia swoją działalność wobec jakiejkolwiek istniejącej potrzeby. Otóż musimy się tu zastanowić nad pytaniem, jaka potrzeba zmusza nas do wyróżnienia własności w danej nam w doświadczeniu rzeczy? Gdyby zadaniem naszego poznawania było tylko odtworzenie tego, co jest w otoczeniu, to pojęcie rzeczy najzupełniej wystarczyłoby dla tego celu i nie byłoby potrzeby wyróżniać w niej własności. Ale na takiem biernem, obserwacyjnem tylko stanowisku umysł ludzki pozostać nie może, otoczenie bowiem wywiera przemożny wpływ na byt człowieka; jedne z przedmiotów otoczenia są dla niego niezbędne. — 96 — dostarczają mu pożywienia lub obrony przeciw niebezpieczeństwom, inne przeciwnie są dla bytu jego szkodliwe. Stąd człowiek z konieczności musi dążyć do posiadania jednych przedmiotów, a do unikania innych i w tym celu musi przedewszystkiem odróżniać je ściśle, oceniać ich wartość dla siebie, co da się osiągnąć jedynie przez zastosowanie abstrakcyi i wyróżnienie w rzeczach własności. Całe rozpoznawanie (t. j. odróżnianie) rzeczy w otoczeniu, oraz cała ocena ich wartości polega na przewidywaniu bądź całości rzeczy ze spostrzeżonych jej własności, bądź ukrytych własności z rozpoznanej poprzednio rzeczy. A zatem dopiero potrzeba przewidywania zmusza nas do upatrywania w rzeczach własności. Człony »rzecz i własność« są takim samym koniecznym warunkiem przewidywania, jak »przyczyna i skutek«. W doświadczeniu dane nam są rzeczy w całości lub zachodzące w nich zmiany w postaci zdarzeń; dopiero potrzeba przewidywania czyni koniecznem rozczłonkowanie danych nam w doświadczeniu całości na części, z których przewidujemy, i na części, które przewidujemy; rzeczy więc rozkładamy na rzeczy i własności, a zdarzenia na przyczyny i skutki. 16. Stosunek rzeczy do własności różni się na wielu punktach od stosunku przyczyny do skutku, jakkolwiek obydwa te stosunki są wyrazem warunku koniecznego jednakowej czynności, mianowicie przewidywania. Różnice więc między nimi wynikają nie z istoty przewidywania, lecz z charakteru zjawisk, do których stosujemy tę czynność. W związku przyczynowym przewidujemy zmiany, zjawiska zmienne i dlatego stosunek realny pomiędzy przyczyną i skutkiem przedstawia się w najogólniejszym zarysie jako powstawanie, jako geneza, a w po-tocznem znaczeniu antropomorficznie jako działanie. W związku rzeczy z własnością przewidujemy zjawiska — 97 — mniej lub więcej trwałe, a zatem stosunek tu zachodzący przedstawia się nam w ogólnym zarysie jako konieczne spółistnienie, a w potocznem, praktycznem znaczeniu jako przynależność. Wprawdzie wspominaliśmy już, że własności nie są zjawiskami bezwzględnie trwałemi, lecz ulegają także z biegiem czasu zmianom; okoliczność ta jednak nie wpływa na zaznaczoną powyżej różnicę. Własności rozpatrujemy w stosunku, w związku z rzeczami; o ile więc rzeczy są trwałe, to ich własności posiadać muszą ten sam trwały charakter. Tutaj uwzględniamy nie trwałość bezwzględną własności, lecz ich trwałość względną, zależną od trwałości rzeczy. Te same własności mogą być także rozpatrywane ze stanowiska bezwzględnego jako zmiany, w takim razie jednak muszą być ujęte w formę kategoryi przyczyny i skutku, a nie w formę kategoryi rzeczy i własności. Biała barwa śniegu może być przewidywana jako trwała własność rzeczy lub też jako zjawisko zmienne, zależne od krystalicznej budowy śniegu i odpowiedniego odbicia się promieni światła. W pierwszym przypadku uwzględniamy wyłącznie stosunek koniecznego spółistnienia, w drugim powstawania; w pierwszym mamy do czynienia ze związkiem, jaki zachodzi pomiędzy rzeczą i jej własnością, w drugim ze związkiem przyczynowym. Z powyżej zaznaczonej głównej różnicy wynikają inne następstwa. Ponieważ własność zawsze spółistnieje z rzeczą, a rzecz z własnością, przeto w związku obecnie omawianym nie może być rozmaitości w stosunkach czasowych, jaką spotykamy przy rozpatrywaniu związku przyczynowego. Tutaj rzecz istnieje zawsze w jednym czasie z własnością i nie może ani jej poprzedzać, ani po niej następować. Właśnie w tym charakterze jednoczesności, jaka zachodzi w stosunku rzeczy do własności, widzimy poniekąd dowód wypowiedzianego poprzednio przez nas zda TEORYA POZNANIA  7 — 98 — nia, że stosunki czasowe nie wynikają z istoty przewidywania i nie są objęte kategoryą, lecz zależą od stosunków czasowych, występujących w rozpatrywanych zdarzeniach. To, z czego przewidujemy, niekoniecznie musi poprzedzać to, co przewidujemy; oba te człony mogą być i są często jednoczesne, a stosunek przewidywania nie wyraża bynajmniej następstwa w czasie. Jeżeli przewidujemy z rzeczy jakąkolwiek jej własność ukrytą, to mamy wyraźną świadomość, że własność ta nie powstała dopiero w tym czasie, kiedyśmy ją przewidzieli, lecz że zawsze, nawet w stanie dla nas ukrytym, spółistniała z rzeczą. A zatem stosunki czasowe przedmiotów i zdarzeń, rozpatrywanych w poznawaniu, decydują o charakterze czasowym przewidywania; samo zaś przewidywanie, jako czynnik poznawczy, niema charakteru czasowego, aczkolwiek, jako zjawisko psychiczne, stanowi niewątpliwe następstwo w czasie. W naszej myśli to, z czego przewidujemy, poprzedza zawsze to, co przewidujemy, ale ta kolejność w czasie członów psychicznych przewidywania nie decyduje o stosunkach czasowych członów realnych. Co do odwracalności stosunku, to związek rzeczy z własnością podlega tym samym zastrzeżeniom, co i związek przyczynowy. Najczęściej bywa jednokierunkowy, nieodwracalny, jeżeli chodzi o jednoznaczne wyznaczanie. Możemy więc jednoznacznie przewidywać własność z danej nam rzeczy; przewidywanie odwrotne rzeczy z własności nie jest jednoznaczne i prowadzi do rozmaitych możliwych wyników. Dzieje się tak wskutek tych samych warunków, co w związku przyczynowym, mianowicie wskutek niejednakowego uogólnienia obydwóch członów stosunku. Rzecz w stosunku do własności jest najczęściej mniej uogólniona, posiada mniejszy zakres, aniżeli własność. Wyróżnioną własność spotykamy nietylko w tej jednej rzeczy, ale także w wielu innych; — 99 — stąd zakres jej stosowania jest większy, aniżeli zakres stosowania rzeczy. W stosunku np. »śnieg i białość« pojęcie rzeczy »śnieg« ma znacznie mniejszy zakres, aniżeli pojęcie własności »białość«; barwa biała bowiem występuje nietylko w śniegu, ale w wielu innych przedmiotach. Dlatego też jeżeli wiemy, że dany przedmiot jest śniegiem, możemy z całą pewnością przewidywać, że jest białym. Odwrotnie jednak, z samej obecności białej barwy nie możemy przewidywać przedmiotu śnieg, albo przewidujemy go tylko w znaczeniu możliwości. Tylko w tych stosunkowo rzadkich przypadkach, gdzie własność ma tensam zakres, co i rzecz, t. j. gdzie dana własność mieści się tylko w tej jednej rzeczy, przewidywanie jest jednoznaczne w obydwóch kierunkach, zarówno od rzeczy do własności jak od własności do rzeczy. Jeżeli wiem napewno, że dana rzecz jest solą kuchenną, to przewiduję z całą pewnością, iż stanowi połączenie chemiczne sodu i chloru oraz odwrotnie, jeżeli stwierdzam przez analizę połączenie chemiczne sodu z chlorem, to przewiduję również z całą pewnością, że rzecz, posiadająca tę własność, posiada wszystkie inne cechy soli kuchennej czyli, że jest solą kuchenną. Pomimo powyżej wskazanej, ważnej różnicy w wynikach obydwóch kierunków przewidywania w poznawaniu praktycznem posługujemy się nimi w równej mierze i przewidujemy zarówno z własności rzecz jak z rzeczy własność. Kombinacya tych dwóch kierunków stanowi nawet całość naszego praktycznego przewidywania w zakresie przedmiotów, spotykanych w otoczeniu. Jeżeli np. odczuwam pragnienie i widzę zdaleka na stole przedmiot kulisty żółto-czerwonej barwy, odpowiedniej wielkości, to z tych spostrzeżonych własności przewiduję, że przedmiot leżący na stole jest pomarańczą. Ponieważ dalej wiem, że rzecz, zwana pomarańczą, posiada jeszcze inne własności, mianowicie zawiera pod zewnę — 100 — trzną powłoką soczysty miękisz, który po spożyciu może ugasić moje pragnienie, przeto przystępuję do stołu, obieram pomarańczę i zjadam ją. W całym tym złożonym procesie myśli dadzą się odróżnić trzy okresy: okres pierwszy, w którym przewidujemy rzecz z danych nam w spostrzeżeniu własności; okres drugi, w którym z rozpoznanej poprzednio rzeczy przewidujemy inne ukryte jej własności i nakoniec okres trzeci: oddziaływania ruchowego, przystosowanego do przewidywanych własności rzeczy. Pierwszy okres, t. j. przewidywanie rzeczy ze spostrzeganych własności, nastręcza największą trudność, zwłaszcza jeżeli w przewidywaniu opieramy się na jednej pojedyńczej własności. Jak już bowiem wspominaliśmy, własność ma większy zakres aniżeli rzecz i dlatego nie pozwala na jednoznaczne przewidywanie rzeczy. Niepowodzenia w tym względzie musiały być tak częste, że już praktyczne poznawanie unika przewidywania rzeczy z pojedyńczych własności i posługuje się w tym celu najczęściej całą ich grupą. Tym sposobem ograniczamy zakres, jaki przedstawia pojedyńcza własność i zbliżamy go możliwie do zakresu rozpoznawanej rzeczy, co, jak już wiemy, jest koniecznym warunkiem jednoznacznego przewidywania. Przewidywanie w okresie drugim, t. j. od rzeczy do jej własności, jest niewątpliwie pewniejsze. Pewność ta jednak zależy od dwóch okoliczności: najpierw od wyniku przewidywania w okresie poprzedzającym, t. j. od prawdziwego rozpoznania rzeczy, a następnie od warunku wymagającego, aby własność przewidywana należała do stałych własności rzeczy. Warunek pierwszy jest sam przez się oczywisty. Jeżeli błędnie rozpoznamy rzecz, to błędnem musi być nasze przewidywanie jej własności. Jeżeli np. przedmiot, leżący na stole, a rozpoznany przezemnie jako pomarańcza, nie będzie tym owocem, lecz tylko jego imitacyą z wosku lub mydła, to — 101 — przewidywanie, że przedmiot ten posiada miękisz soczysty, okaże się również błędnem. Rozpoznawszy rzecz, mamy zasadę do przewidywania własności tylko wtedy jeżeli chodzi o jakąkolwiek jej własność stałą, istotną; w przeciwnym bowiem razie bardzo często mylić się możemy. Przewidywanie np., że pomarańcza, leżąca na stole, ma miękisz czerwony, t. zw. malinowy, narazić nas może na częste zawody. Umyślnie zastanowiliśmy się dłużej nad szczegółami przewidywania rzeczy i własności w poznawaniu pra-ktycznem, gdyż poznawanie naukowe kroczy po tej samej drodze i tylko udoskonala przyjęte tam sposoby. Kierunek udoskonalenia wynika z powyższych wskazówek. A więc poznawanie naukowe rozpoznaje rzecz, przedmiot albo z pojedyńczej własności, która mieści się tylko w tej jednej rzeczy, albo z kilku własności razem wziętych, których ugrupowanie jest właściwe tylko tej jednej rzeczy. Następnie poznawanie naukowe wyznacza ściśle rzecz, wyraźnie określa wszystkie istotne jej własności i odróżnia je od przypadkowych, aby można było osięgnąć pewniejsze przewidywanie. W końcu nadmienić muszę, że poznawanie naukowe w bardzo szerokim zakresie posługuje się przewidywaniem rzeczy i ich własności. Rozpoznawanie okazów przyrody zarówno martwej jak żywej, rozpoznawanie rozmaitych zjawisk, jak choroby, stany kultury itp., oraz wszystkie wnioski stąd wyprowadzane są oparte na tym rodzaju przewidywania. Tutaj także zaliczyć musimy czynność poznawczą, polegającą na podporządkowaniu zdarzeń konkretnych znanym nam już prawom ogólnym i na przewidywaniu na mocy tych praw dalszych zdarzeń. Słowem, zakres przewidywania, opartego na kategoryi rzeczy i własności, jest w poznawaniu naukowem bardzo obszerny, może nawet obszerniejszy od zakresu przewidywania przyczynowego. — 102 — 17. Kategorye przyczyny i skutku oraz rzeczy i własności nie wyczerpują jeszcze wszystkich warunków koniecznych poznawania. Wspominałem już ubocznie przy omawianiu związku przyczynowego, że przewidywanie z poprzedzających doświadczeń, jeżeli te obejmują zdarzenia w całej ich indywidualnej konkretności, jest niemożliwe. To samo dotyczy przewidywania z rzeczy indywidualnie konkretnych. Pojedyńcze zdarzenia lub rzeczy w całej ich indywidualnej pełni nie powtarzają się w otoczeniu i dlatego nie mogą być przewidywane. Przewidywanie zawsze opieramy na podobieństwie obecnego doświadczenia z poprzedzaj ącem, na tem, co jest między niemi wspólnego, co się powtarza; to zaś, co się nie powtarza, co stanowi indywidualną cechę zdarzenia lub rzeczy, nie wchodzi do zakresu tej czynności. Dlatego też w każdem poznawaniu zdarzeń lub rzeczy musimy ściśle odróżniać wspólne podobieństwa od różnic, to, co się w nich powtarza, od tego, co raz tylko w danem kon-kretnem zdarzeniu występuje. Posługując się terminologią Stamma, moglibyśmy powtarzające się, wspólne podobieństwa nazwać niezmiennikami, niepowtarzające się indywidualne różnice — wyróżnikami. Wszelkie więc poznawanie, zarówno praktyczne jak naukowe, uwzględnia tylko niezmienniki w zdarzeniach i rzeczach, wyłącza zaś — wyróżniki. Dzieje się tak na mocy wymagalnika, warunku koniecznego, który tkwi w samej istocie czynności poznawania. W naszem otoczeniu spotykamy tylko konkretne indywidualne przedmioty i takież zdarzenia. Rozmaitość między nimi jest tak wielka, że śmiało powiedzieć można, iż niema dwóch przedmiotów, ani dwóch zdarzeń bezwzględnie jednakowych. Gdyby więc celem naszego poznawania było odtworzenie tego, co jest, co spotykamy w otoczeniu, to nasze poznanie objąć powinno zarówno wspólne podobieństwa jak indywidualne różnice rzeczy — 103 — i zdarzeń. Co więcej, owe indywidualne różnice, owe wyróżniki powinny odgrywać w poznaniu rolę nawet wybitniejszą, gdyż na nich właśnie polega cała rozmaitość, cała konkretność rzeczywistości. Tymczasem widzimy coś przeciwnego, poznawanie wyraźnie dąży do wyłączania, pomijania różnic i do wydobywania podobieństw. Już w naszej przyrodzonej organizacyi zmysłowej spotykamy urządzenia, które usuwają z pola naszej świadomości drobne indywidualne różnice i czynią je niepo-strzegalnemi. Nie postrzegamy zwykle drobnych różnic w barwach, zapachach, smakach, dotyku itp.; że takie różnice istnieją, dowodzi choćby fakt, iż przez kształcenie i wieloletnią wprawę odpowiednich zmysłów jesteśmy w stanie wydobyć na jaw różnice, niepostrzegalne dla innych ludzi. Znawcy barw, win, tytoniów, specyaliści w ocenie tkanin wynajdują różnice tam, gdzie człowiek niewyspecyalizowany stwierdza tylko zupełne podobieństwo. Zresztą i na drodze eksperymentalnej wykazać także możemy skłonność naszych zmysłów do niwelowania różnic. A zatem nasza organizacya zmysłowa dokonywa wyboru wśród podniet, płynących z otoczenia, usuwa różnice i wydobywa wspólne podobieństwa wrażeń. W tem właśnie widzimy pierwsze organizacyjne przystosowanie do potrzeb poznawania. Na tem jednak organizacyjnem przystosowaniu nie wyczerpuje się wszystko w tej sprawie. Wrażenia są elementami, z których składają się nasze wyobrażenia, odpowiadające konkretnym przedmiotom i zdarzeniom w otoczeniu. Wyobrażenie przez swoją konkretność i indywidualność nie nadaje się także do przewidywania. Musimy więc i tu uczynić wybór, wydobyć elementy podobne, wspólne dla wielu konkretnych przedmiotów lub zdarzeń i wyłączyć elementy różne. Wyboru tego dokonywa nasza świadoma czynność poznawcza. Wielką jej pomocą jest właściwość umysłu, która wynika prawdopodobnie — 104 — także z organizacyi i polega na tem, że często powtarzające się wrażenia utrwalają się mocniej w pamięci. Właściwość ta sprawia, że w szeregu wyobrażeń, otrzymanych od podobnych przedmiotów w różnym czasie, utrwalają się mocniej w pamięci elementy podobne, wspólne, a zatem częściej się powtarzające; wrażenia zaś rzadko doznawane przy postrzeganiu, czyli odpowiadające indywidualnym cechom przedmiotów i zdarzeń, usuwają się z pamięci. Te jednak organizacyjne urządzenia nie stanowią wszystkiego w tej sprawie; odgrywa tu także ważną rolę świadoma czynność umysłu, która czyni wybór w elementach naszych wyobrażeń, uwzględniając wśród nich tylko wspólne, powtarzające się, a pomijając indywidualne. Na tej drodze powstają nowe ugrupowania elementów, rodzajowe lub gatunkowe, które zawierają tylko sumę podobnych doświadczeń, dotyczących pewnych grup przedmiotów i zdarzeń. Ugrupowania te nazywamy pojęciami ogólnemi. Powyższa czynność wyborcza nie jest zupełnie dowolna, lecz zależy od celu czynności poznawania; cel ten właśnie zmusza nas do wyodrębniania w indywidualnych przedmiotach i zdarzeniach elementów wspólnych, takich samych. Doznawany przez nas przymus stanowi założenie, stawiane przez naszą celową czynność poznawczą jako warunek, bez którego cel poznawania nie dałby się osięgnać. Założenie to nazywamy wymagalnikiem takoż-samości, który głosi, że przedmiotem naszego poznawania (przewidywania) mogą być tylko elementy zdarzeń i przedmiotów powtarzające się, jednakowe, takież same. W podobny sposób wypowiada się Stamm 1): »Ist-nienie nauki, mówi ten autor, jest tylko wtedy zrozumiałe, gdy przyjmiemy, że ma ona cel praktyczny, że 1) E. Stamm: »Stanowisko zasady tożsamości w logice«. »Przegl. filozof.«, t. XIV, z 1911 r. — 105 — jest ona dla nas stosowną bronią w postępie, w rozwoju pieczy o byt. Nauka jest produktem rozwoju biologicznego i społecznego. Broń ta polega na tem, że pozwala nam przepowiadać przyszłość, a przez to niszczyć, osłabiać lub wzmacniać działanie przedmiotów, zostających w pewnych z nami stosunkach, zależnie od ich wartości dla nas. Przepowiednia jest jednak tylko wtedy możliwa, gdy istnieją przedmioty powtarzające się, a więc niezmienniki. Przedmioty czysto indywidualne, momenty istniejące tylko w jednej jedynej chwili, nie powtarzające się w przyszłości nigdy, czyli momenty absolutnie bezwartościowe (nazwane przez autora w innej pracy wyróżnikami) nie mogą nigdy uskutecznić przepowiedni... Jeżeli momenty absolutnie bezwartościowe nie mają dla nauki znaczenia, to należy je oczywiście z zakresu nauki wydalić; dzieje się to właśnie za sprawą zasady tożsamości. Każdy przedmiot ma zostać identyczny ze sobą, t. zn. żaden przedmiot nie może być jedynym, lecz musi się powtarzać, o ile ma być przedmiotem naukowym. Każdy naukowy przedmiot musi być niezmiennikiem, ściślej mówiąc, każdemu naukowemu przedmiotowi musi odpowiadać pewien niezmiennik, do którego należy. To, co badamy, nazywamy, musi również istnieć w przyszłości i dla innych. Muszą istnieć w przyszłości chwile, kiedy A będzie równe dawnemu A i w tych chwilach zastosujemy nasze dawne doświadczenia. Widzimy więc, że tak zrozumiana zasada tożsamości ma w nauce znaczenie bardzo ważne. Jest ona postulatem, w którym skrystalizowana jest cała metoda nauki...« Stamm ten ogólny postulat poznania nazywa zasadą tożsamości. Zasadzie jednak tożsamości nadawano w filozofii tak rozmaite znaczenie, że jest rzeczą poniekąd konieczną, abyśmy zaznaczyli przez odrębne terminy zachodzące tu różnice. Nazywamy więc powyższy ogólny wymagalnik poznania zasadą takożsamości i odróżniamy — 106 — go ściśle od wymagalnika logicznego, dla którego pozostawiamy nazwę zasady lub pewnika tożsamości. Wy-magalnik logiczny zakłada, że dla celów logiki, t. j. dla kontrolowania wartości naszych myśli, jest rzeczą konieczną, aby znaczenie wyrazów mowy, innemi słowy, aby treść pojęć, odpowiadająca wyrazom mowy, była zawsze stała, niezmienna, jednakowa. Jeżeli symbolu A użyliśmy raz w pewnem określonem znaczeniu, to tosamo znaczenie, tę samą treść musimy mu przypisać, ile razy symbol ten stosować będziemy w dalszym przebiegu myśli. Żadne uzasadnienie myśli nie dałoby się ustanowić, żadna myśl nie miałaby wartości poznawczej, gdybyśmy przeciwko tej zasadzie wykraczali. Wymagalnik zaś epi-stemologiczny głosi, że dla celów poznawania, przewidywania przedmiotów lub zdarzeń musimy uwzględniać wyłącznie elementy ich jednakowe, gdyż w przeciwnym razie żadne przewidywanie nie dałoby się uskutecznić. Pokrewieństwo pomiędzy powyższymi wymagalni-kami jest niewątpliwie blizkie. Wymagalnik logiczny jest oparty na epistemologicznym; gdybyśmy bowiem nie przestrzegali warunku, wymagającego uwzględnienia w poznawaniu wyłącznie elementów powtarzających się, jednakowych, to stałość naszych pojęć i naszych myśli byłaby niemożliwa. Gdybyśmy np. przy poznawaniu koni uwzględniali indywidualny ich wzrost lub indywidualną barwę uwłosienia, to nie moglibyśmy utworzyć ogólnego pojęcia konia o stałej, niezmiennej treści. Pomimo jednak blizkiego związku możemy także stwierdzić między temi zasadami wybitne różnice. Przedewszystkiem wymagalniki te są warunkami koniecznymi różnych celów; stałość pojęć, stałość znaczenia wyrazów mowy, zaznaczona przez wymagalnik logiczny, jest warunkiem, bez którego tylko wartościowanie poznania, uzasadnienie naszych sądów nie dałoby się uskutecznić, tymczasem stałość, jednakowość przedmiotów i zdarzeń — 107 — jest warunkiem koniecznym ich przewidywania. Przewidywać możemy nawet z pojęć o zmiennej treści, jeżeli tylko treść ta zawiera elementy przedmiotów lub zdarzeń jednakowe. Jeżeli np. do treści pojęcia A zaliczymy raz elementy stałe a, b, c, a drugi raz takież elementy a, b, c, d, to w pierwszym przypadku przewidywanie doprowadza nas do sądu: A nie jest d, a w drugim do sądu: A jest d. Przewidywanie w obydwóch przypadkach jest możliwe, gdyż elementy zaznaczone w treści są stałe, jednakowe i powtarzają się we wszystkich przedmiotach, oznaczonych przez symbol A; wyniki jednak tego przewidywania są bezwartościowe, sprzeczne, gdyż nie uwzględniliśmy wymagalnika logicznego tożsamości i temu samemu symbolowi przypisaliśmy różne znaczenie, różną treść. Następnie wymagalnik logiczny dotyczy tylko naszych pojęć, naszych myśli, epistemologiczny zaś dotyczy ich odpowiedników realnych, przedmiotów i zdarzeń. Pojęcie, o ile zawiera jednakową treść, może być uważane za teżsame, za tensam przedmiot, ujawniający się naszej świadomości w różnym czasie. Jednakowe zaś przedmioty lub zdarzenia, albo jednakowe ich elementy występują w różnych indywiduach, okazach i dlatego nie są teżsame, lecz takież same. Stąd też wymagalnik epistemologiczny nazywamy nie zasadą tożsamości, lecz ta-kożsamości. Zasada takożsamości jest warunkiem koniecznym każdego poznawania, bez niej żadne przewidywanie, zarówno naukowe jak praktyczne, nie może być uskutecznione. Wobec tego zasada ta powinna się ujawniać już przy pierwszych próbach czynności poznawczej. Tymczasem niektórzy autorowie, jak Levy-Bruhl i Ko-disowa 1), twierdzą, że ludzie stojący na bardzo nizkim 1) Kodisowa: »Okres przedlogiczny myśli człowieka i echa jego w dobie obecnej«. »Przegl. filozof.«, t. XV, z 1912 r. — 108 — szczeblu kultury umysłowej nie posługują się wcale w swem myśleniu zasadą takożsamości i że fakt ten jest tak powszechny, iż można odróżnić w rozwoju myślenia okres przedlogiczny, w którym powyższa zasada niema wcale zastosowania. Zdanie to autorowie cytowani opierają na faktach, czerpanych z opisów kultury i życia psychicznego ludów pierwotnych. Pierwobytni mieszkańcy Ameryki i Australii utożsamiają nieraz siebie z rozmai-temi zwierzętami lub widzą takożsamość w rozmaitych przedmiotach nawet mało do siebie podobnych albo nakoniec zupełnie podobnym przedmiotom przypisują rozmaite własności itp. Fakty te, których ilość jest wielka, mają świadczyć, że zasada identyczności nie jest obowiązująca w pierwotnym okresie rozwoju umysłowego. Wniosek taki uważamy za zbyt pospieszny i słabo uzasadniony. Jeżeli zważymy, że myślenie pierwotnego człowieka jest pełne przesądów, niezrozumiałych dla nas analogii, antropomorficznych przenośni i t. p., to zrozumiemy, jak trudną jest rzeczą tłomaczyć jego poglądy i jak łatwo omylić się możemy, stosując w wyjaśnieniu nasz spółczesny punkt widzenia. Trzeba przejąć jego zasób wiadomości, jego analogie, słowem, trzeba posługiwać się jego myślami, aby zrozumieć i wytłomaczyć wyprowadzane przez niego wnioski. Jeżeli indyanin brazylijski ze szczepu Herero twierdzi, że jest papugą, to z tego bynajmniej nie należy wnosić, iż nie widzi żadnych różnic pomiędzy sobą i papugą. Jego pozorna identyfika-cya ma prawdopodobnie inne źródło, wyraża tylko wzajemną ścisłą zależność, sympatyę mistyczną, jaka, jego zdaniem, istnieje pomiędzy nim i papugą. Na mocy tej zależności mniema, że wszelki dobry lub zły los, jaki spotka papugę, stanie się również jego udziałem i odwrotnie; stąd wniosek, że człowiek z jego szczepu sta — 109 — nowi tę samą istotę, co i papuga. Krzywicki1) podaje cały szereg podobnych przykładów, zaczerpniętych z zabobonów zarówno dzikich ludów jak naszych mało kulturalnych wieśniaków. Przykłady te bynajmniej nie świadczą przeciwko istnieniu zasady takożsamości w pierwotnych formach poznawania, lecz przemawiają tylko za ogólnym mistycznym poglądem na otaczający świat. Co więcej, tenże autor przytacza jeszcze inne przykłady, które świadczą raczej o tem, że ludzie pierwotni nadużywają tej zasady, że mają skłonność do bezkrytycznego uogólniania każdego spostrzeganego przypadku. Rzecz prosta, że mówimy tu tylko o epistemologi-cznym wymagalniku takożsamości; ten ujawnia się zawsze w poznawaniu nawet przy pierwszych przejawach tej czynności. Wymagalnik zaś logiczny tożsamości, zastrzegający stałość pojęć w naszem myśleniu, stałość znaczenia naszych wyrazów mowy, niema bezwzględnego znaczenia w naszem poznawaniu. Zasada ta jest tylko postulatem ścisłego logicznego myślenia, uzasadnionego dowodzenia; przeciwko niej wykraczają nietylko ludzie pierwotni, ale nawet bardzo często i ludzie inteligentni spółczesnej kultury. Jeżeli teraz streścimy powyższe uwagi, to otrzymamy następujące wyniki. Przewidywać możemy tylko elementy zdarzeń i rzeczy powtarzające się, podobne, jednakowe i przewidywanie nasze opieramy również na elementach jednakowych, wspólnych. Jest to warunek konieczny, bez którego czynność poznawania byłaby niemożliwą. Warunek ten bywa urzeczywistniony w pewnej części przez organizacyę zmysłową i pamięciową, przeważnie jednak przez pojęciowe przedstawienie zdarzeń i rzeczy. Ponieważ źródła tego warunku nie mieszczą się 1) L. Krzywicki: »Wiedza ludów pierwotnych«. »Dzieje myśli«, t. I. — 110 — w doświadczeniu, lecz w istocie samej czynności poznawczej, przeto stanowi on subjektywny pierwiastek naszego poznania, który nazwać możemy wymagalnikiem, postulatem takożsamości. Wymagalnik więc ten posiada wszystkie główne właściwości kategoryi, różni się zaś od kategoryi przyczynowości i rzeczowości tylko tem, że nie ma dwuczłonowego układu. 18. Ostatecznie nasza teleologiczna analiza poznawania doprowadziła nas do wyróżnienia trzech zasadniczych, głównych wymagalników: przyczynowości, rzeczy i własności oraz takożsamości. Z powyższych trzech głównych kategoryi możemy na drodze uogólnienia lub wyszczególnienia ustanowić cały szereg innych pochodnych wymagalników. Tak np. z kategoryi rzeczy i własności przez uogólnienie dadzą się wyprowadzić kategorye: całości i części, ogółu i szczegółu. Z epistemologicznego wy-magalnika takożsamości możemy ustanowić wymagalniki logiczne, zwane pewnikami tożsamości i sprzeczności. Kategorya takożsamości w połączeniu z kategoryą przyczynowości daje wymagalnik logiczny dostatecznej racyi. Z wymagalników logicznych dostatecznej racyi oraz sprzeczności możemy wyprowadzić kategorye sposobowe: konieczność i możliwość itd. Słowem, ilość kategoryi pochodnych może być znaczna. Jeżeli do tego dodamy, że sposób ich formułowania może być rozmaity, stosownie do stanowiska, z jakiego je rozpatrujemy, to zrozumiemy, że ilość kategoryi pochodnych oraz ich genetyczna klasyfikacya nie dadzą się jednoznacznie ustanowić. Z historyi filozofii wiemy, że pod tym względem czynione były niejednokrotne próby, ale bez stałego, ogólnie uznanego wyniku. Arystoteles np. podzielił wszystkie kategorye na dziesięć klas, ale w jego klasyfikacyi przeważały względy metafizyczne i gramatyczne, to też podział ten nie ma dziś żadnego znaczenia dla teoryi poznania. Pojęcie kategoryi u Arystotelesa odbiega daleko od znaczenia, jakie — 111 — dziś tej nazwie w teoryi poznania przypisujemy. Spół-czesne epistemologiczne pojęcie kategoryi ustanowił Kant i podał zarazem nową próbę ich podziału na dwanaście klas, ale i ta klasyfikacya nie znalazła zupełnego uznania, nawet wśród jego zdecydowanych zwolenników i gorących wielbicieli. Z naszego stanowiska klasyfikacya ta grzeszy pod tym względem, że miesza kategorye główne z pochodnemi i bynajmniej nie wyczerpuje wszystkich wymagalników poznania. ROZDZIAŁ III. Kategorye i rzeczywistość. 1. Kategorye jako pierwiastki aprioryczne poznania. Teorya idei wrodzonych Kartezyusza. 2. Empiryczna teorya Locke'a. 3. Teorya L.e i b n i z a. 4. Krytyka racyonalizmu dogmatycznego. 5.       Krytyka i konsekwencye empiryzmu. Pogląd Berkleya. 6.       Poglądy krytyczne H u m e'a. 7. Teorya Kanta. 8. Stosunek krytycyzmu Kanta do empiryzmu i racyonalizmu. 9. Zarzuty wytaczane przeciwko teoryi Kanta. 10. Teorya Kanta w świe tle prewidyzmu. 11. Rzeczywistość i kategorye; porządek realny i porządek poznawczy. 12. Źródła kategoryi podług teoryi Kanta i podług teoryi prewidystycznej. 1. Pod nazwą kategoryi pojmujemy pierwiastki, które nie mieszczą się w doświadczeniu, a pomimo to są koniecznymi składnikami, resp. warunkami naszego poznania. Wobec takiego pojmowania kategoryi powstają dwa bardzo ważne pytania: 1) skąd się biorą owe składniki konieczne, jeżeli niema ich w doświadczeniu i 2) jakim sposobem kategorye godzą się z doświadczeniem i dopełniają je, jeżeli stanowią pierwiastki obce, nie mieszczące się w doświadczeniu. Pytania te były rozmaicie rozstrzygane. Przy opisie sposobów rozstrzygania powyższych zagadnień nie możemy sięgać w głębie filozofii greckiej, gdyż pojęcie kategoryi u Greków miało inne znaczenie. Wprawdzie nauka Platona o ideach — 113 — i nauka stoików o t. zw. αοιναί έννοιαι przedstawiają pewne podobieństwa ze spółczesnem, epistemologicznem pojęciem kategoryi, ale poglądy te są tak pomieszane bądź z metafizyką (u Platona), bądź z psychologią (u S t o-i k ó w), że nie mogą być zasadniczo porównywane ze spółczesnem pojmowaniem tej sprawy. Zagadnienia powyższe w znaczeniu czysto epistemologicznem były dopiero wyraźnie postawione w nowszej filozofii, mianowicie po raz pierwszy przez Descar-tesa. Filozof ten, zastanawiając się uważnie i głęboko nad źródłami i wartością naszego poznania, dowodził, że doświadczenie zmysłowe nie jest wyłącznem jego źródłem, że w naszem poznaniu istnieją idee, które żadną miarą nie mogły powstać z doświadczenia zmysłowego. Do takich pozadoświadczalnych idei Descartes zaliczył pojęcia substancyi, resp. rzeczy, istnienia, rozciągłości, prawdy, Boga i inne, nie podając zresztą ściśle ich liczby, ani nie wyznaczając ich szczegółowo. Idee te należą do najbardziej oczywistych i wyraźnych pojęć naszego umysłu i tą właśnie oczywistością i wyrazistością odróżniają się od idei, czerpanych z doświadczenia zmysłowego. Skąd więc powstają te dokładne i jasne idee pozadoświadczalne? Istnieją one niewątpliwie w umyśle naszym, gdyż tam je zawsze przy dokładnem rozważaniu znajdujemy; a ponieważ nie powstały z doświadczenia, przeto należy przyznać, że są nam dane wraz z umysłem, słowem są wrodzone. Podług nauki Kartezyu-sza wszystkie idee naszego umysłu są albo wrodzone, albo napływowe, albo utworzone. »Zastanawiając się bowiem nad tem, mówi ten autor1), co to jest rzecz, co to jest prawda, co to jest poznanie, przychodzę do przekonania, że zaczerpnąłem te pojęcia nie skądinąd, jak tylko 1) Descartes: »Rozmyślania nad zasadami filozofii«, tłom. polskie Dworzaczka. Rozmyślanie III, str. 32. TEORYA POZNANIA  8 — 114 — z własnej natury. Słysząc zaś hałas, widząc słońce, czując ogień, sądzę, że to wszystko pochodzi od rzeczy zewnątrz mnie istniejących. A wreszcie wyobrażenia syren, hippogryfów i inne tym podobne ja sam wytwarzam«. Czy idee pozadoświadczalne są nam dane, są wrodzone naszemu umysłowi w postaci doskonałej, skończonej, czy też w postaci odpowiednich zdolności, z których dopiero z biegiem czasu przy rozważaniu wytwarzają się? Pytanie to jest trudne do rozstrzygania wobec tego, że Descartes ani w swoich »Meditationes de prima philosophia«, ani w »Principia philosophiae« nigdzie w tej sprawie wyraźnie się nie wypowiada. Niektórzy historycy filozofii oraz niektórzy komentatorowie jego prac przechylają się na stronę poglądu, że Kar tezyusz pod nazwą idei wrodzonych (ideae innatae) pojmował nie pojęcia w postaci zupełnie rozwiniętej, lecz w postaci zdolności do tworzenia takich pojęć. Na poparcie tego poglądu powołują się na ogólne określenie idei, podane przez tego filozofa. Na samym początku trzeciego rozmyślania znajdujemy wzmiankę, że idea jest formą, jest sposobem myślenia (modus cogitandi); podobną wzmiankę spotykamy w określeniach, dodanych na końcu »Rozmyślań« 1). »Przez wyraz »idea« pojmuję taką formę jakiejkolwiek myśli, przez bezpośrednie pojęcie której dochodzę do świadomości o tej myśli«. Stąd komentatorowie wyprowadzają wniosek, że idea wrodzona oznacza właściwie wrodzoną formę myśli, ale nie jej treść. Dowody te jednak nie są przekonywujące i skądinąd można przytoczyć cytaty, które przemawiają na korzyść poglądu, że idee wrodzone są nam dane w postaci zupełnie skończonej. Jakkolwiek będziemy sobie tłomaczyć idee wrodzone, istota tej sprawy pozostaje bez zmiany. Nauka 1) Descartes: l. c. »Dodatek do rozmyślań«, str. 97. — 115 — o ideach wrodzonych wyraża pogląd, że pewna część naszego poznania nie powstaje z doświadczenia, lecz stanowi coś, co jest wrodzone, co jest nam dane wraz z umysłem. Powstaje obecnie pytanie, jakim sposobem ta wrodzona część poznania godzi się z doświadczeniem? Źródła obydwóch części poznania są zupełnie różne; co więc sprawia, że godzą się one zupełnie i wiążą w jedną całość bez żadnej sprzeczności? Na te pytania Descartes znajduje odpowiedź względnie prostą na drodze teologicznej. Bóg, który stworzył świat i człowieka, założył w jego umyśle idee, urzeczywistnione w świecie. Tym sposobem idee wrodzone godzą się z rzeczywistym biegiem zjawisk, gdyż wyrażają właściwie najogólniejsze prawa, kierujące zjawiskami. 2. Powyżej naszkicowany pogląd Descartes a, dzięki wielkiemu autorytetowi tego filozofa, zyskał wkrótce wielu zwolenników. Ale i opozycya nie dała na siebie długo czekać; wystąpił z nią pod sam koniec XVII. w. filozof angielski Locke. W dziele »Essays on human understanding« Locke przedewszystkiem całe ostrze swojej krytyki zwrócił przeciw teoryi idei wrodzonych. Gdyby istniały w naszym umyśle idee wrodzone, rozumuje autor, to powinny wystąpić bardzo wcześnie, już nawet w wieku dziecięcym wraz z pierwszym początkiem świadomej myśli, a następnie powinny występować w każdym umyśle bez względu na jego rozwój i kulturę. Tymczasem tak nie jest; idee, które Descartes uważał za wrodzone, występują w naszem świadomem myśleniu względnie późno i to dopiero w związku z dość wysoko rozwiniętą kulturą umysłu. Idea np. Boga, która w nauce zwolenników Kartezyusza stoi na pierwszym planie w szeregu idei wrodzonych, nie jest wcale znaną u wielu dzikich ludów, a nawet są inteligentni ateusze, również nie uznający jej wcale. Na zasadzie takich i tym podobnych rozważań Locke do 8* — 116 — chodzi w końcu do wniosku, że idei wrodzonych w naszym umyśle niema. Zwalczając idee wrodzone, Locke zwraca się również przeciwko całemu poglądowi racyonalistów z Kar-tezyuszem na czele, jakoby istniała część poznania niezależna od doświadczenia. Wszystkie nasze idee powstają z doświadczenia i jeżeli zdarzają się tu pozorne wyjątki, to dlatego tylko, że umysł daty, czerpane z doświadczenia zmysłowego, rozkłada na elementy i elementy te wiąże w inne całości. Tym sposobem utworzone idee pozornie nie mieszczą się w doświadczeniu, ale niewątpliwie składają się z elementów, które z doświadczenia zostały zaczerpnięte; umysł do nich nic nie dodaje. Niema nic w umyśle, czegoby poprzednio nie było w doświadczeniu zmysłowem — oto stara maksyma scholastyczna, którą Locke w całej pełni uznaje. A zatem źródłem naszego poznania są albo zmysły (sensa-tion), albo refleksye (reflexion). Zmysły dostarczają nam wrażeń lub t. zw. wyobrażeń prostych. Z idei prostych na drodze refleksyi umysłowej, kombinującej i analizującej, powstają idee złożone, idee abstrakcyjne i idee stosunków. Wszystkie te jednak idee zawierają tylko pierwiastki, zaczerpnięte z doświadczenia zmysłowego; re-fleksya nic do nich nie dodaje, ona je tylko rozkłada i wiąże w nowe związki, w nowe idee. Otóż te nowe idee przedstawiają się nam jako niezależne od doświadczenia, gdyż w tej postaci, w jakiej zostały utworzone, w niem się nie mieszczą; ściśle jednak rzecz biorąc, powstały one niewątpliwie z doświadczenia. Tak właśnie powstają idee Boga, prawdy, przyczyny i skutku, rzeczy i własności i wogóle wszystkie te idee, które Descar-tes uważał za wrodzone. 3. Oto w krótkim zarysie pogląd Locke'a na tę sprawę, znany pod nazwą empiryzmu i przeciwstawia — 117 — jący się wyraźnie racyonalizmowi Descartesa. Pogląd ten został wkrótce zaatakowany z dwóch stron: najpierw ze strony zwolenników racyonalizmu (Leibniz), a następnie i z obozu własnego (Hume). Leibniz w odpowiedzi Locke'owi napisał dzieło pod podobnym tu-tułem: »Nouveaux Essais sur l'entendement humain«, gdzie punkt po punkcie rozpatruje poglądy swojego przeciwnika. Przedewszystkiem więc zastanawia się nad problematem idei wrodzonych. Zgadza się z Locke'm, że idee w zupełnej, skończonej postaci nie mogą być naszemu umysłowi wrodzone, ale z tego bynajmniej nie wynika, iż umysł nasz nie posiada ich w postaci zarodkowej, nieświadomej. Idee wrodzone w tej postaci ujawniają się względnie późno pod wpływem kultury i rozwoju umysłu. Autor zwraca uwagę, że posiadać ideę w umyśle, a być jej świadomym są to dwie rzeczy różne. Posiadamy tysiące takich idei, które drzemią w głębokościach umysłu i dopiero w miarę potrzeby mogą być budzone i wciągane w krąg naszej świadomości. Idea więc może być wrodzona, ale przez długi czas może być ukryta, dopóki nie zostanie wydobytą na jaw przez inne idee przy stosownej okazyi. Gdy taka okazya się nie zdarzy, gdy człowiek nie zastanawia się nad odpowiednim przedmiotem, to idea, jakkolwiek istnieje w umyśle, może się wcale nie ujawnić. Leibniz odróżnia wyraźnie istnienie idei aktualne, świadome (la connaissance actuelle) i istnienie jej ukryte, potencyalne (la connaissance virtuelle). Otóż idee wrodzone mają właśnie takie istnienie potencyalne. To istnienie w sposób potencyalny można pojmować jako wrodzoną zdolność umysłu, to też Leibniz do maksymy, wyznawanej przez empirystów, że nic niema w umyśle, czegoby nie było w doświadczeniu zmysłowem, dodaje: z wyjątkiem samego umysłu i jego zdolności (nisi intellectus ipse). — 118 — Leibniz1) zarówno jak Descartes obstaje za tem, że »są idee i zasady, które nie pochodzą z doświadczenia zmysłowego i które znajdujemy w umyśle, nie tworząc ich, chociaż dopiero doświadczenie daje nam sposobność do ich ujawnienia«. Rozpatrując uważnie całość naszego poznania, widzimy, że są pewne jego działy, np. matematyka, które się odznaczają oczywistością i niczem niezwalczoną koniecznością, oraz są inne, które tych właściwości nie posiadają. Słowem w naszem poznaniu są prawdy konieczne (les uerites necessaires) i prawdy faktyczne (les uerites de faits). Źródłem pierwszych są idee i zasady wrodzone (w sposób potencyalny), źródłem zaś drugich jest doświadczenie zmysłowe. Na pytanie, jakim sposobem poznanie pozadoświad-czalne, wrodzone godzi się z poznaniem, czerpanem z doświadczenia, Leibniz odpowiada, że pomiędzy niemi istnieje t. zw. harmonia przedustawna (1'harmonie pre-etablie). Wykład tego poglądu znajdujemy w jego metafizyce, wyłożonej w dziele »Monadologie«. Monady duszy nie działają na monady ciała i świata materyalnego, lecz rozwijają się samoistnie i niezależnie jedne od drugich. Każdy jednak stopień rozwoju jednych odpowiada stopniowi rozwoju drugich, innemi słowy w ich rozwoju i funkcyach istnieje ustanowiona naprzód przez Boga harmonia. Stąd wypływa zgodność pomiędzy myślą i rzeczywistością, pomiędzy ideami, czerpanemi wyłącznie z kapitału zakładowego samego umysłu i ideami pochodzenia doświadczalnego. 4. Dzieło krytyczne Leibniza, jakkolwiek napisane w kilkanaście lat po ogłoszeniu pracy Locke'a, pozostawało przez długi czas w rękopisie i dopiero 1) Leibniz: »Nouveaux Essais sur 1'entendement humain.« I. Chap. I, § 1 i 2. — 119 — w 1765 r. zostało wydane; dlatego też nie mogło wywrzeć odpowiedniego wpływu w dziejach teoryi poznania. Zresztą dodać musimy, że Leibniz, tak samo jak Descartes, stanął na gruncie dogmatycznego racyona-lizmu i że jego nauka, jakkolwiek w szczegółach stanowiła niewątpliwy postęp, w ogólnym zarysie wyrażała ten sam punkt widzenia. Teorya racyonalistyczna dzieliła całe poznanie na dwa zasadniczo różne działy: na poznanie racyonalne, wyprowadzane z samego rozumu i poznanie faktyczne, wynikające z dat doświadczenia zmysłowego. Pierwsze wyraża prawdy konieczne, drugie prawdy faktyczne, pozbawione konieczności; prawdy więc konieczne wynikają z idei i zasad przyrodzonych umysłowi, prawdy faktyczne z naszych wrażeń. Cała ta nauka, wyłożona w sposób dogmatyczny, przedstawiała liczne braki i wątpliwości. Przedewszystkiem sama teorya idei i zasad wrodzonych budziła poważne krytyczne refleksye: Czy idee te i zasady są wrodzone naszemu umysłowi w post .ci skończonej, aktualnej, czy też w postaci potencyal-nej? Następnie jeżeli są wrodzone w postaci potencyal-nej, to czy występują pierwotnie w naszym umyśle jako zawiązki substancyalne, które tylko przez dalszy swój rozwój ujawniają się, czy też są wyrazem wrodzonych zdolności i własności umysłu? Nakoniec jeżeli są wyrazem wrodzonych zdolności, to przy jakich warunkach aktualizacya ich dochodzi do skutku? Na wszystkie te pytania niema wystarczającej odpowiedzi ani w pierwotnej teoryi Descartesa, ani w późniejszem jej uzupełnieniu, podanem przez Leibniza. Następnie teorya racyonalizmu dogmatycznego nie podawała całkowitego wykazu idei i zasad wrodzonych, przytem ich kryterya nie były ścisłe. Wobec tego teorya otwierała szerokie pole dla dowolności: idee i zasady, — 120 — które jeden autor uważał za wrodzone, pozadoświad-czalne, inny zaliczał do zakresu doświadczenia zmysłowego. W końcu dodać jeszcze musimy, że teorya ta nie wyznaczała ściśle stosunku pomiędzy poznaniem racyo-nalnem i faktycznem. Racyonalizm dogmatyczny odróżniał w całości poznania część jedną, niezależną od doświadczenia i część, z doświadczenia wynikającą; nie było tu mowy o pierwiastkach poznania wzajemnie się dopełniających, lecz o częściach zupełnie od siebie niezależnych. Wobec tego nasuwało się słusznie pytanie, jakim sposobem zasady racyonalne mogą się wiązać z doświadczeniem, jakim sposobem np. zasada racyonalna przyczynowości lub substancyi ujawnia się dopiero w doświadczeniu i jest z niem ściśle, chociaż nie genetycznie powiązana? Hypoteza przedustawnej harmonii, podawana przez Leibniza dla wyjaśnienia tej sprawy, nie mogła znaleść powszechnego uznania już choćby wskutek wprowadzenia do niej czynników nadzmysłowych. 5. Wobec tak licznych wątpliwości racyonalizm dogmatyczny nie mógł przezwyciężyć teoryi empirystycznej Locke'a, która niewątpliwie była w sposób więcej jednolity i konsekwentny zbudowana. To też empiryzm uzyskałby nawet przewagę, gdyby nie ta okoliczność, że w jego własnem łonie powstały wątpliwości, które doprowadziły do zgoła nieprzewidzianych wyników. Konsekwencye takie wyprowadzili znani angielscy myśliciele, Berkeley i Hume, przyczem każdy z nich uczynił to w odmienny sposób. Berkeley, uznając zasadnicze założenie empiry-zmu, że nasze poznanie czerpiemy wyłącznie z doświadczenia bądź zewnętrznego, bądź wewnętrznego, twierdzi jednak, że empirystyczna teorya poznania tłomaczy treść naszych idei w sposób nieodpowiedni. Przez takie tło — 121 — maczenie, mówi autor1), »sami sobie zapruszamy wzrok kurzem, a następnie żalimy się, że nie możemy widzieć«. W podobny sposób działa ogólnie rozpowszechniony pogląd, uznany za prawdę w teoryi Locke'a, że w naszym umyśle istnieją idee ogólne i abstrakcyjne, których treść składa się z oderwanych własności. Sądzimy np., że istnieją w naszym umyśle idee ruchu, substancyi, rozciągłości itp., tymczasem, rozważając rzecz krytycznie, idei takich wcale nie posiadamy, lecz posługujemy się zawsze ideami szczegółowemi, konkretnemi. W pewnych tylko okolicznościach tę samą ideę szczególną używamy jako przedstawicielkę, jako zastępującą miejsce wszystkich innych podobnych szczególnych idei i na tem właśnie polega ich pozornie ogólny lub abstrakcyjny charakter. Z tego zasadniczego błędu wynika cały szereg innych błędnych konsekwencyi. Berkeley zastanawia się głównie nad analizą idei substancyi jako podścieliska własności i ze ścisłą konsekwencyą wykazuje, że nasze przekonanie o istnieniu przedmiotów otoczenia niezależnie od postrzegania nie jest bynajmniej uzasadnione, jakkolwiek stale towarzyszy naszym postrzeżeniom. Przez abstrakcyę oderwaliśmy pojęcie bytu od pojęcia postrzegania i sądzimy, że dwie te własności: istnieć i być postrzeganym są odrębne i niezależne od siebie. Tymczasem rozważając treść naszych postrzeżeń, widzimy, iż przypisujemy im byt przedmiotowy tylko na zasadzie postrzegania, czyli innemi słowy byt i postrzeganie stanowią dwa różne wyrazy dla oznaczenia tej samej sprawy. Jeżeli zaś twierdzimy, że przedmioty istnieją niezależnie od naszego postrzegania, to przekraczamy treść naszych postrzeżeń, dopełniamy ją wnioskiem, który bynajmniej koniecznie 1) Berkeley: »Rzecz o zasadach poznania«. Tłom. polskie Jezierskiego, str. 3. — 122 — z treści tej nie wynika. A zatem przekonanie nasze o istnieniu rzeczy niezależnie od naszego postrzegania, od naszych idei, jest przesądem, wynikającym z nieodpowiedniego posługiwania się abstrakcyami. Takich przesądów w treści naszych idei jest moc wielka, to też empiryzm, o ile je przyjmuje dogmatycznie bez odpowiedniego krytycznego rozważania, jest na błędnej drodze i błędnie tłomaczy zasady i źródła poznania. Pomijamy tu dalsze szczegóły i dalsze konsekwencye, które doprowadziły Berkeleya do subjektywnego idealizmu, uzupełnionego w odpowiedni sposób przez teologiczne rozważania. Nas obecnie interesuje tylko krytyczna, a nie konstrukcyjna strona nauki tego filozofa. A krytyka jego bądź co bądź wykazała, że empiryzm, przyjęty dogmatycznie, jakkolwiek pozornie stanowi te-oryę jednolitą i w szczegółach dobrze zbudowaną, nie jest przy głębszem krytycznem rozważaniu pozbawiony licznych sprzeczności i wątpliwości. 6. Do podobnych wyników doszedł Dawid Hu-me1). Filozof ten także uznaje ogólne założenie empi-ryzmu, że wyłącznem źródłem naszego poznania jest doświadczenie, zarówno zewnętrzne jak wewnętrzne (sen-sation and reflexion). Wszystkie nasze idee powstają z doznań, wrażeń (impressions) i reprodukują w swej 1) Poglądy swoje, dotyczące tego przedmiotu, H u m e wypowiedział w dwóch pracach: w obszerniejszej p. t.: »Treatise on human nature«, (Traktat o naturze ludzkiej), wydanej po raz pierwszy w 1739, oraz drugiej, krótszej, która stanowi streszczenie pierwszego tomu »Traktatu« i wydaną została po raz pierwszy w 1748 p. t.: »Philosophical Essays concerning Human Understan-ding«, (Szkice filozoficzne o rozumie ludzkim). Tytuł ten został następnie przez Hume'a zmieniony na: »An Enquiry Concerning Human Understanding« (Badania dotyczące rozumu ludzkiego). Tę ostatnią pracę Łukasiewicz i Twardowski przetłomaczyli na język polski. — 123 — treści to tylko, co w doznaniach było zawarte; zwłaszcza idee proste ściśle odpowiadają wrażeniom, co się zaś tyczy idei złożonych, to podobieństwo ich z wrażeniami nie zawsze jest zupełne; w każdym jednak razie Hume uznaje za prawo, że treść każdej idei zarówno prostej jak złożonej, czerpiemy z doznań i że w ideach niema nic ponadto, co było lub co jest w naszych doznaniach. Prawo to było punktem wyjścia i kamieniem probierczym jego krytyki. Autor postawił sobie za cel rozpatrzyć treść główniej szych idei zasadniczych naszego poznania, o ile ta zgadza się z treścią odpowiednich doznań. Jeżeli przy tem rozpatrywaniu okaże się, że w treści idei znajdują się elementy, które nie mieszczą się w doznaniach, to takie elementy powinny być z idei wyłączone jako naleciałości, jako przesądy właśnie w myśl powyżej wskazanego prawa. Z tego punktu widzenia Hume poddał szczegółowej krytyce idee istnienia, substancyi, a zwłaszcza związku przyczynowego. Pojęcie związku przyczynowego opracował najobszerniej. Locke nauczał, że pojęcie to powstaje z rozważania stosunków, jakie zachodzą między zjawiskami zarówno w doświadczeniu zewnętrznem jak wewnętrznem. Idea więc związku przyczynowego, podług jego nauki, jest pochodzenia empirycznego i zawiera w swej treści wyłącznie elementy, czerpane z doświadczenia. Otóż przeciw temu poglądowi wystąpił Hume. Jako zwolennik empiryzmu zgadza się, że pojęcie przyczynowości, jak wszystkie wogóle idee, wynika z doświadczenia i powinno zawierać takie tylko elementy, jakie znajdujemy w naszych doznaniach. Tak powinno być, tymczasem szczegółowa analiza H u m e'a wykazała, że nasze potoczne i naukowe pojęcie tego związku zawiera także elementy, których żadną miarą nie możemy znaleść W odpowiednich doznaniach. Niema w naszem doświadczeniu nic, coby odpowiadało idei — 124 — działania lub związku koniecznego, tymczasem te właśnie idee stanowią istotne cechy pojęcia przyczynowości. Stąd wynika, że cechy te są obcą naleciałością, wprowadzoną niejako dowolnie do idei związku przyczynowego. Idea ta w czystej, krytycznej postaci nie przedstawia nic innego, jak tylko stałe następstwo; konieczność zaś, przypisywana związkowi przyczynowemu, jest właściwie dodatkiem subjektywnym, pozbawionym wszelkich podstaw objektywnych i wynikającym jedynie z nawyknienia. Wskutek często powtarzającego się następstwa przywy-kamy niejako do niego, upatrujemy w niem związek konieczny. W rezultacie szczegółowa i głęboka krytyka Hu-me'a wykazała, że nasze zasadnicze pojęcia zarówno poznania praktycznego jak naukowego zawierają wiele dodatków subjektywnych. Obecność tych dodatków w naszych ideach zasadniczych Hume tłomaczył nawyknie-niem, kojarzeniem idei, a zatem czynnikami niezależnymi od doświadczenia. Ponieważ czynniki te, jako poniekąd dowolne, nie mogą uzasadnić konieczności dodatków subjektywnych, przeto pogląd Hume'a prowadzi prostą drogą do sceptycyzmu. Ostatecznie w połowie XVIII w., po stuletnich wysiłkach najwybitniejszych przedstawicieli nowszej filozofii, sprawa poznania i jego źródeł nie była zdecydowana w sposób zgodny i jednolity. W sposobach jej rozwiązania spotykamy kilka wzajemnie zwalczających się teoryj. Wśród nich na pierwszym planie musimy postawić teoryę, znaną pod nazwą racyonalizmu, której twórcą był Descartes, dalszym krzewicielem i obrońcą Leibniz, a która znalazła swe ostateczne dogmatyczne ugruntowanie w pracach Wolffa. Teorya ta miała najwięcej zwolenników na lądzie stałym Europy, zwłaszcza w Niemczech. W Anglii największem uznaniem cieszyła się inna teorya, zwana empiryzmem, która początek swój — 125 — zawdzięcza Baconowi, a zupełne opracowanie i ugruntowanie Lockeowi. Wśród zwolenników empiryzmu ujawnił się wkrótce kierunek krytyczny, reprezentowany przez Berkeleya i Hume'a; kierunek ten doprowadził do jawnych lub w pewnym stopniu zamaskowanych wyników sceptycznych. 7. Tak się sprawa poznania przedstawiała aż do drugiej połowy XVIII w., mniej więcej do czasu, kiedy Kant zabrał w niej głos. Filozof ten był wychowany na poglądach racyonalizmu dogmatycznego Leibniza i Wolffa, gdyż t. zw. wolffianizm stanowił oficyalną filozofię na ówczesnych uniwersytetach niemieckich. Dopiero zapoznanie się z pismami H u m e'a obudziło go, jak się sam wyraża, z drzemki dogmatycznej i zmusiło do uważnego zastanowienia się nad poznaniem i jego pierwiastkami. Hume, analizując pojęcia zasadnicze naszego poznania, wykazał, że znajdujemy w nich elementy, które nie mieszczą się w naszych pierwotnych wrażeniach; stąd autor ten wyprowadził wniosek, że elementy te są subjektywnymi dodatkami, poniekąd przesądami, które powinny być wyłączone z poznania. Można było jednak ten sam wynik analizy inaczej tłomaczyć. Kantowi, jako wyszkolonemu na racyonalizmie, mimo-woli nasuwała się myśl, że to, co Hume mienił następstwem nawyknienia i kojarzenia, jest właściwie koniecznym pierwiastkiem, wnoszonym do poznania przez naszą władzę poznawczą, że w każdem poznaniu są pierwiastki, czerpane z wrażeń oraz inne aprioryczne, pochodzące z poznającego umysłu. Myśl ta powoli przez lata całe dojrzewała w umyśle Kanta, aż ujawniła się w postaci nowej teoryi, ogłoszonej po raz pierwszy w 1781 r. w dziele p. t.: »Krytyka czystego rozumu«. Teorya ta, zwana krytycyzmem, zajmuje stanowi sko pośrednie pomiędzy empiryzmem i racyonalizmem dogmatycznym. Zgodnie z empirystami Kant przyznaje — 126 — że bez doświadczenia niema poznania. »Zadnej niema wątpliwości, mówi zaraz na początku wstępu do Krytyki czystego rozumu, że całe poznanie nasze zaczyna się wraz z doświadczeniem, bo czemże innem mogłaby władza poznawcza zostać pobudzoną do działania, gdyby nie dokonywały tego przedmioty, które pobudzają zmysły nasze i już to same wytwarzają wyobrażenia, już to wprawiają w ruch naszą działalność rozsądkową, by je porównywała, łączyła i oddzielała i w ten sposób przerabiała materyał wrażeń zmysłowych na poznanie przedmiotów, zwane doświadczeniem«. Uznając jednak, że żadne poznanie nie powstaje przed doświadczeniem, nie twierdzi bynajmniej, jak to czynią empiryści, że wypływa całkowicie z doświadczenia. Pojęcie doświadczenia w nauce Kanta ma zupełnie inne znaczenie, aniżeli w teoryi empirystów, którzy pojęcie tej sprawy ograniczali do wrażeń, bądź zewnętrznych, zmysłowych, bądź wewnętrznych, organicznych lub psychicznych. Kant doświadczeniem nazywa poznanie przedmiotów, a zatem wrażenia, opracowane już w stopniu skończonym przez władze poznawcze. W każdem doświadczeniu filozof królewiecki odróżnia materyę i formę poznania. Materyą są wrażenia, formą zaś wnoszone przez władze poznawcze pierwiastki, które łączą i kształtują daną nam materyę, doprowadzając tym sposobem do poznania przedmiotów, resp. do doświadczenia. Na takiem połączeniu formy i materyi polega każde poznanie doświadczalne. Oprócz poznania doświadczalnego istnieje jeszcze poznanie niezależne od doświadczenia; powstaje ono, jeżeli z doświadczenia wyłączamy materyę poznawczą, t. j. wszelkie wrażenia, i rozważamy wyłącznie formę poznania. A zatem mamy dwa rodzaje poznania: jeden stanowiący doświadczenie, poznanie przedmiotów, które wyraża się we wzajemnem spółdziałaniu materyi i formy poznania, — 127 — drugi stanowiący poznanie czystych zasad, które kształtują doświadczenie, poznanie czystej formy bez uwzględnienia materyi poznawczej. Pierwszy rodzaj Kant nazywa poznaniem a posteriori, drugi zaś poznaniem a priori. We władzy poznawczej, która wnosi do doświadczenia formę, Kant odróżnia intuicyę, ogląd (Anschau-ung) i rozsądek. Ogląd odbiera, otrzymuje wrażenia i nadaje im postać wyobrażeń. W tem ujęciu wrażeń i przekształcaniu ich na wyobrażenia przyjmują czynny udział t. zw. formy oglądowe: przestrzeń i czas. Przestrzeń jest formą oglądu zewnętrznego, czas zaś wewnętrznego. »Za pośrednictwem oglądu zewnętrznego, mówi Kant 1), wyobrażamy sobie przedmioty jako będące na zewnątrz nas i to wszystkie w przestrzeni. Tem określa się lub określić się daje ich kształt, wielkość i stosunek jednego do drugiego«... »Ogląd wewnętrzny, za pośrednictwem którego umysł ogląda sam siebie, czyli swój stan wewnętrzny... sprawia, iż wszystko, co należy do określeń wewnętrznych, wyobrażamy sobie w stosunkach czasu«. Ponieważ przedmioty oglądu zewnętrznego jako wyobrażenia stanowią również przedmiot oglądu wewnętrznego, przeto stosunek czasu jest formą ogólniejszą, dotyczy wszystkich wogóle przedmiotów, forma zaś przestrzeni dotyczy tylko przedmiotów oglądu zewnętrznego. Ogląd zarówno zmysłowy jak wewnętrzny tworzy tylko wyobrażenia z wrażeń, nadając tym ostatnim formę przestrzeni i czasu. Doświadczenie jednak nie polega na samem wyobrażaniu. Ażeby doświadczenie, resp. poznanie przedmiotów mogło być uskutecznione, musimy dane nam przez ogląd wyobrażenia połączyć w postaci sądów, 1) Kant: »Krytyka czystego rozumu«,tłom. polskie Chmielowskiego, str. 65. — 128 — czego dokonywa inna władza poznawcza: rozsądek. Sądy, łączące wyobrażenia, mogą mieć wyłącznie znaczenie podmiotowe, t. j. mogą się odnosić tylko do świadomości danego podmiotu albo mogą się odnosić do świadomości wogóle i w takim razie mają znaczenie przedmiotowe i powszechne. Pierwsze nazywamy sądami spostrzegawczymi, drugie doświadczalnymi1). Charakter przedmiotowy i powszechny sądów doświadczalnych wynika z podporządkowania spostrzeżeń (sądów spostrzegawczych) pewnym ogólnym formom rozsądku, które Kant nazywa czystemi pojęciami rozsądkowemi a priori, czyli inaczej jeszcze kategoryami. Kategorye więc są to formy, jakie rozsądek nadaje spostrzeżeniom, ażeby te mogły się stać doświadczeniem, t. j. ujętem w powszechne prawa poznaniem przedmiotów. Stąd wynika, że kategorye są koniecznymi warunkami możliwości doświadczenia. Form kategoryalnych Kant wylicza 12 (jedność, wielość, wszyst-kość, rzeczywistość, przeczenie, ograniczenie, substancya, przyczynowość, wspólność, możliwość, istnienie, konieczność) i wyprowadza je ze znanych w logice i uzupełnionych przez siebie postaci sądów. Nie będziemy się tu wdawali w dalsze szczegóły, zaznaczamy tylko, że rozważanie czystych form oglądowych oraz czystych kategoryi rozsądkowych stanowi poznanie a priori. Takie poznanie nie zależy od doświadczenia, gdyż doświadczenie nie może być uskutecznione bez materyi poznania, a tu właśnie materyę tę wyłączamy i uwzględniamy tylko czystą formę. Poznanie, oparte na rozważaniu czystych form oglądowych, daje nam matematykę, poznanie zaś, oparte na rozważaniu czystych form rozsądkowych, t. zw. kategoryi, daje za 1) Kant: »Prolegomena do wszelkiej przyszłej metafizyki, która będzie mogła wystąpić jako nauka«. Tłom. polskie Piątkowskiego, § 18, str. 54. — 129 — sady czystego przyrodoznawstwa. Do zasad czystego przyrodoznawstwa należą najogólniejsze, powszechne i konieczne prawa przyrody, mianowicie, że wszystkie zjawiska podlegają prawu przyczynowości, że wszystkie zjawiska w przyrodzie ulegają ilościowemu stopniowaniu, że istnienie rzeczy stanowi połączenie własności w substancyi itd. Kant, zgodnie z poglądami Leibniza, za znamienne cechy poznania apriorycznego uważa powszechność i konieczność. To też jeżeli spotykamy prawo lub zasadę, które odznaczają się tem, że są ogólnie uznane i nie mogą być żadną miarą zaprzeczone, to musimy je uznać za aprioryczne, wszystkie bowiem prawdy, pochodzące z doświadczenia, nie posiadają nigdy tych cech. Poznanie aprioryczne, wyprowadzone z form oglądowych i czystych pojęć rozsądkowych, niema bynajmniej znaczenia bezwzględnego. Wszystkie prawa i zasady, na tej drodze wyprowadzone, są ważne tylko w zakresie naszego doświadczenia, służą tylko na użytek doświadczalny. »Służą one, jak mówi Kant, do głosko-wania zjawisk, aby módz je czytać jako doświadczenie« Jego zdaniem, poznajemy tylko zjawiska (fenomeny), rzeczy same w sobie (t. zw. noumeny) są niepoznawalne. Zjawiska przez nas poznawane nie odpowiadają rzeczywistości samej w sobie, gdyż podczas poznawania rzeczywistość ta ulega przekształceniu najpierw w naszych narządach zmysłów, a następnie w naszej władzy poznawczej, która otrzymane wrażenia kształtuje podług właściwych sobie, przyrodzonych form. Formy te, będące zasadami doświadczenia, są zarazem ogólnemi prawami przyrody. »Znamy bowiem przyrodę tylko jako ogół zjawisk, t. j. wyobrażeń w nas samych i nie możemy przeto znikąd zaczerpnąć prawa ich kojarzenia, jak tylko z zasad ich kojarzenia w nas samych, t. j. z warunków ich koniecznego zjednoczenia w świadomości, które stanowią możliwość doświadczenia«. Stąd Kant wyprowa TEORYA POZNANIA           9 — 130 — dza swój ostateczny wniosek, że »rozsądek nie czerpie swoich praw (a priori) z przyrody, lecz je przyrodzie dyktuje«1). 8. Powyżej naszkicowana teorya Kanta zajmuje, jak już wspominaliśmy, stanowisko pośrednie pomiędzy empiryzmem i racyonalizmem. Z angielskimi empiry-stami Kant godzi się pod tym względem, że uznaje ważną, przodującą rolę doświadczenia. Bez doświadczenia niema i nie może być żadnego poznania; nie może być poznania aposteriorycznego, gdyż to właściwie wynika z doświadczenia; nie może być także poznania apriorycznego, gdyż ten rodzaj poznania ujawnia się dopiero przez doświadczenie. Gdyby nie było doświadczania, nie mielibyśmy żadnej świadomości o prawach apriorycznych naszej władzy poznawczej. Dopiero kiedy nasza władza poznawcza zostaje pobudzona przez wrażenia, ujawniają się jej kształtujące i porządkujące prawa. Uznając jednak przodującą rolę doświadczenia, Kant nie upatruje w niem jedynego, wyłącznego źródła poznania. Na tem właśnie polega zasadnicza różnica pomiędzy empiryzmem, wyznawanym przez angielskich filozofów i krytycyzmem królewieckiego myśliciela. Różnica ta wynika poniekąd z rozmaitego pojmowania doświadczenia. Empiryści angielscy pojmują doświadczenie jako sumę wrażeń, suma zaś wrażeń podług Kanta nie stanowi całkowitego doświadczenia, lecz tylko jego część, materyał poznawczy, który musi być ujęty w pewne kształtujące formy, aby się stał zupełnem, całkowitem doświadczeniem, resp. poznaniem przedmiotów. Poznanie przedmiotów ma więc dwa źródła: jedno z nich tkwi we wrażeniach, drugie zaś w naszej władzy poznawczej, która kształtuje i porządkuje wrażenia. Empiryści angielscy popełniają, zdaniem Kanta, błąd przez to, że 1) Kant: »Prolegomena«, § 36, str. 79. — 131 — uznają tylko jedno źródło poznania, mianowicie wrażenia i pomijają zupełnie czynniki, wnoszone przez naszą władzę poznawczą. Stąd właśnie powstają wyniki sceptyczne, do których konsekwentnie dochodzą zwolennicy empiryzmu. Hume i Berkeley mają zupełną racyę, gdy dowodzą, że nasze pojęcia przyczyny i skutku, materyi, ogółu i szczegółu itp. odbiegają daleko od odpowiedniego materyału poznawczego, jaki jest zawarty we wrażeniach, ale nie mają słuszności, gdy na podstawie powyższego wyniku wnioskują, że pojęcia te są poniekąd przesądami, wynikami nawyknienia. Pojęcia te, zdaniem Kanta, powstają z drugiego, pomijanego przez empirystów źródła poznania, są pierwiastkami kształtującymi i porządkującymi wrażenia, wnoszonymi do poznania przez naszą władzę poznawczą. Są to niewątpliwie subjektywne dodatki, ale bynajmniej nie dowolne, wprowadzone do poznania przez nawyknienie, jak twierdzą empiryści, lecz konieczne, niezbędne, bez których żadne doświadczenie nie mogłoby dojść do skutku. To jest najważniejszy wynik, który odróżnia wybitnie i zasadniczo naukę Kanta od empiryzmu i zarazem wiąże ją z poglądami racyonalistów. Teorya jednak Kanta, jakkolwiek przez uznanie pierwiastków apriorycznych poznania wiąże się z dogmatycznym ra-cyonalizmem, odbiega wyraźnie na wielu punktach od poglądów, wypowiedzianych przez Descartesa i Leibniza. Przedewszystkiem nauka racyonalistów uznawała istnienie dwóch niezależnych od siebie rodzajów poznania: doświadczalnego czyli zmysłowego oraz racyonal-nego czyli czysto rozumowego. Były to jakby dwie zupełnie odrębne klasy poznania, które różniły się między sobą zasadniczo, zarówno w swej genezie jak w swych wynikach. W teoryi więc racyonalistów 9* — 132 — mieliśmy podaną klasyfikacyę poznania, lecz nie jego analizę; niema tam mowy o elementach poznania, lecz o jego rodzajach. Dlatego też wytłomaczenie wzajemnego powiązania tych odrębnych klas przedstawiało niepospolite trudności i zmuszało do przyznawania udziału czynników nadprzyrodzonych w7 postaci t. zw. harmonii przed-ustawnej. Punkt zaś wyjścia nauki Kanta był inny, jego pogląd był w całości oparty na analizie poznania. Nauka jego traktuje przedewszystkiem o pierwiastkach, elementach poznania, o podziale ich na zmysłowe (wrażenia, materya poznania) i czysto rozumowe, racyonalne (formy poznania). Z wzajemnego ustosunkowania tych pierwiastków Kant dopiero wyprowadza samą klasyfikacyę poznania. Z połączenia pierwiastków zmysłowych z racyo-nalnymi powstaje poznanie doświadczalne, z wyłącznego zaś rozważania elementów czysto rozumowych powstaje poznanie racyonalne, zwane przez Kanta apriorycznem. A zatem niema pomiędzy poznaniem doświadczalnem i racyonalnem tak głębokiej różnicy, jak to przyjmuje teorya racyonalistów, oraz wzajemny związek tych rodzajów poznania staje się zrozumiałym bez udziału nowych hypotez. Powtóre bardzo ważnym szkopułem, o który rozbijały się wszystkie teorye racyonalistów, było pytanie, dlaczego poznanie racyonalne, aprioryczne, aczkolwiek wrodzone i niezależne od doświadczenia, ujawnia się w całej pełni względnie późno, jako wynik wyższej kultury umysłu. Ani teorya idei wrodzonych Descartesa, ani teorya wiedzy potencyonalnej Leibniza nie były w stanie dać pod tym względem zadowalającej odpowiedzi. Dopiero Kant rozwiązał powyższe zagadnienie w sposób dostateczny. Nauka jego głosiła, że pierwiastki aprioryczne poznania stanowią właściwość naszej władzy poznawczej, wyrażają prawa, podług których władza ta czynność swoją objawia. Niema więc poznania — 133 — bez udziału pierwiastków apriorycznych, ale udział ten jest ukryty i usuwa się pierwotnie z naszej świadomości. Dopiero później w miarę kultury umysłu, w miarę posługiwania się myśleniem abstrakcyjnem, jesteśmy w stanie rozważać w oderwaniu owe pierwiastki i wyprowadzać na ich podstawie odpowiednie wnioski. Stąd też do poznania apriorycznego (zasady matematyki, zasady ogólne przyrodoznawstwa) dochodzimy dopiero wskutek wyższej kultury umysłu i głębszego zastanawiania się nad czynnością naszej władzy poznawczej. Jest jeszcze inna okoliczność w teoryi Kanta, która tłómaczy nam względnie późne występowanie poznania apriorycznego. Wszyscy racyonaliści przed Kantem upatrywali w poznaniu apriorycznem wyłącznie sądy analityczne, wyprowadzone z pojęć i ich definicyi. Ponieważ pojęcia te dane nam są a priori, są wrodzone, przeto całe poznanie aprioryczne na drodze analizy z nich czerpane, musi być również wrodzone. Tutaj nic nie tworzymy, tylko wysnuwamy wątek, wyprowadzamy konsekwencye, zawarte w treści pojęć. Kant przeciwnie w pewnikach matematycznych i w najogólniejszych prawach przyrody uznawał sądy syntetyczne, które mają tę właściwość, że ich orzeczenie nie jest wyprowadzone analitycznie z pojęcia podmiotu, lecz stanowi nową treść, dodaną do treści podmiotu. Treść tę dodajemy do podmiotu nie na mocy doświadczenia, jak się to dzieje w sądach syntetycznych empirycznego pochodzenia, lecz na mocy zasad, zawartych w naszej władzy poznawczej. Dlatego leż poznanie aprioryczne, złożone z takich sądów, nie jest wyprowadzone, wysnute z pojęć podstawowych, lecz powstaje podług zasad pierwotnych na drodze twórczej syntezy. Okoliczność ta tłomaczy nam także, dlaczego poznanie aprioryczne, wyrażone w matematyce i czystem przyrodoznawstwie, występuje tak późno w ko — 134 — lejnym rozwoju naszego poznania i wogóle jest wynikiem kultury umysłu oraz odpowiedniego nauczania. Trzecia zasadnicza różnica pomiędzy dogmatycznym racyonalizmem i krytycyzmem Kanta polega na tem, że racyonalizm całe zagadnienie o apriorycznem poznaniu rozpatruje wyłącznie z psychologicznego punktu widzenia, Kant zaś stawia je na gruncie epistemologicznym. Racyonaliści szukali źródła poznania apriorycznego w samym umyśle, w jego ideach, które tam istnieją w jawny lub utajony, potencyalny sposób i stanowią, że tak powiem, kapitał zakładowy umysłu, przekazywany od wieków nowym pokoleniom na drodze dziedziczenia. Pogląd taki mimowoli nasuwał cały szereg zagadnień trudnych do rozwiązania: skąd idee wrodzone dostały się do umysłu, jaki jest ich stosunek do idei nabytych przez doświadczenie, jakim sposobem się ujawniają, aktualizują itd.? Konsekwencye te stanowiły zarazem słabą stronę teoryi, gdyż zmuszały do tworzenia nowych hypotez i do niezmiernej komplikacyi samej teoryi. Kant sprawę tę uprościł, trzymając się ściśle teoryi poznania i nie zbaczając na pole psychologii. Autor ten wyłącznie analizuje poznanie i wynajduje w niem elementy: materyę i formę; w dokładnym opisie tych elementów, zwłaszcza formy poznania upatruje główny cel swojej pracy. Nie interesuje go wcale pytanie o pochodzeniu tych form poznawczych, o ich istocie; wszystko to bowiem wykracza poza granice omawianej przez niego sprawy. »K a n t, mówi jego zwolennik i komentator, L i e b m a n n 1), przekształcił dogmat o »wrodzonych ideach«, wyznawany przez Platona, Descartesa i Leibniza, na krytyczne pojęcie »o transcendentalnych formach poznania 1) O. Liebmann: »Zur Analysis der Wirklichkeit«, trzecie wydanie z 1900 r., rozdział: »Die Metamorphose des Apriori«, str. 222. — 135 — czystego rozumu«. »Na czem polega, pyta dalej tenże autor, owa radykalna differentia specifica poglądu Kanta na aprioryczność w porównaniu z dawnemi ideae inna-tae? Otóż zwięźle mówiąc na tem, że Kant powszechnego i koniecznego poznania (matematyka, logiczne i fizyczne zasadnicze prawdy) nie uważa, jak wszyscy dogmatycy, za wiano indywidualnej substancyi duszy, φνχή monady, mens itp., gdyż jako krytyczny myśliciel wie, iż o takiej nadzmysłowej substancyi duszy nic wiedzieć nie możemy; lecz za zasadnicze prawa, za formy poznającej świadomości, które za fakt κατ'έζοχήν uznane być muszą«... »Na mocy tego poglądu aprioryczność wydobywa się ze sfery indywidualności i staje się ogółem, powszechnością, przekształca się z dogmatu racyonalnej psychologii na trans-cendentalno-filozoficzny pewnik, który ma na celu ujęcie właściwych granic i warunków naszego poznania«. 9. Krytycyzm więc Kanta z jednej strony usunął wątpliwości, jakie ustanowiła krytyka empirystów, a z drugiej przekształcił dogmatyczne założenia racyonalizmu na poglądy krytycznie uzasadnione. Jeżeli do tego dodamy, że całość teoryi była przez niego we wszystkich szczegółach gruntownie i konsekwentnie opracowana i przemyślana, to zrozumiemy, iż nauka jego o poznaniu stanowiła wielką epokową reformę, która uzyskała trwałe znaczenie w historyi filozofii. Zapewne, w takiej rozległej budowie jak systemat filozoficzny musiały się znaleść pewne szczerby, pewne niedokładności i słabe wiązania, które ujawnione zostały przez spółczesną Kantowi i późniejszą krytykę. Przedewszystkiem zwrócono uwagę, że filozof ten zbyt był rozmiłowany w klasyfikacyjnych schematach; stąd tworzył nieraz sztuczne podziały, schematyczne klasy. Zwłaszcza jego klasyfikacya kategoryi, wyprowadzona z uzupełnionej klasyfikacyi sądów logicznych, budziła liczne wątpliwości i wywołała uzasadnioną krytykę. Prze — 136 — ciwko systemowi kategoryi występowali nietylko przeciwnicy krytycyzmu Kanta, ale nawet tacy zdecydowani i gorący jego wielbiciele, jak Schopenhauer, Lange, Liebmann i inni. Zarzucano również z wielu stron Kantowi, że jego pomysł niepoznawalnej rzeczy samej w sobie nie licuje z krytycznym systematem teoryi poznania. Zasada krytycznej filozofii wymaga, żeby przyjmować tylko takie założenia, które mogą być dowiedzione, tymczasem rzecz sama w sobie jako niepoznawalna usuwa się z pod wszelkich krytycznych rozważań i stanowi dogmat, przyjęty bez dowodów. Pomysł, że owa rzecz sama w sobie jest przyczyną naszych wrażeń, całego materyału poznania, także nie da się uzasadnić ze stanowiska krytycyzmu Kanta. Związek bowiem przyczynowy, podług tej nauki, ma zastosowanie tylko w zakresie doświadczenia, poza doświadczeniem w zastosowaniu do niepoznawalnej rzeczy samej w sobie nie może mieć żadnego znaczenia. Takie argumenty przeciwko rzeczy samej w sobie wytaczał już spółczesny Kantowi Schulze1), popiera je również i neokantysta, Liebmann2). Niewątpliwie pomysł rzeczy samej w sobie nie wiąże się bynajmniej z zasadami filozofii krytycznej i jeżeli Kant pomysł ten do swej teoryi wprowadził, to uczynił tak wyłącznie dla względów ubocznych, lecz nie zasadniczych. Chodziło mu właściwie o zaakcentowanie różnicy pomiędzy jego teoryą poznania a subjektywnym idealizmem Berkeleya, o zwalczenie zarzutów, jakie mu 1) Schulze: »Aenesidemos oder uber die Fundamente der von Herrn prof. Reinhold in Jena gelieferten Elementar-Phi-losophie«, pierwsze wydanie z 1792 r., przedruk w wydawnictwach Towarzystwa Kanta w 1911 r. 2) O. Liebmann: »Kant und die Epigonen«, nowe wydanie z 1912. — 137 — pod tym względem stawiano zaraz po ogłoszeniu pierwszego wydania Krytyki czystego rozumu 1). Dodać tutaj musimy, że Kant zamierzonego celu nie osiągnął, że nie odgraniczył ściśle swojej teoryi od idealizmu. Wartenberg 1), który tej sprawie w teoryi poznania Kanta poświęcił szczegółowe krytyczne uwagi, doszedł do następujących wyników: »Kant w swej ar-gumentacyi omija właściwą kwestyę, zamiast zbijać tezę idealistyczną zbija coś, czego idealizm wcale nie twierdzi i dowodzi czegoś, czemu idealizm wcale nie zaprzecza. Kant czuł może, o co właściwie chodzi, wskazują na to owe dwuznaczne, realistycznie brzmiące zwroty w jego argumentacyi; ale Kant nie mógł właściwej kwestyi wysunąć jasno i niedwuznacznie na czoło swej argumentacyi, nie chcąc popaść w wyraźną sprzeczność z idealistycznemi zasadami swej teoryi poznania. Kan-towska teorya poznania ma idealistyczny charakter, zasady jej nie nadają się więc z góry do odparcia idealizmu, na które Kant tylko wskutek grubych nieporozumień mógł się odważyć. Wprawdzie w kantowskiej teoryi poznania mieści się także realistyczny pierwiastek w postaci rzeczy samej w sobie, mającej działaniem swem wywoływać w nas wrażenia zmysłowe, a więc dostarczać umysłowi empirycznego materyału do jego form apriorycznych; ale istnienie tej rzeczy samej w sobie jest tylko dogmatyczną, bez żadnego dowodu przyjętą supo-zycyą Kanta, której prawdziwość idealizm słusznie może zakwestyonować«. Wytaczano jeszcze cały szereg innych zarzutów przeciwko teoryi Kanta, że tu wspomnę tylko sprawę po 1) Patrz: »Prolegomena«. Uwagi do § 13. 2) Mścisław Wartenberg: »Kantowska argumenta-cya przeciwko idealizmowi«. »Przegląd filozoficzny«, tom VIII, 1905 r. — 138 — wiązania rozsądku i zmysłowości (władzy oglądu), sprawę, którą w ostatnim czasie obszernie i źródłowo omawiał u nas B o r n s t e i n 1). Odpowiednich szczegółów przytaczać tu nie będę, gdyż toby przekraczało zakres obecnej pracy. Chciałem tylko w powyższych krótkich uwagach wykazać, że szczegóły teoryi poznania Kanta nawet wśród zdecydowanych jej zwolenników i wielbicieli nie zawsze znajdują uznanie. Trwałym i niespożytym nabytkiem myśli filozoficznej pozostaną ogólne idee, ogólne podstawy, na których teorya ta zbudowaną została, szczegóły zaś jej muszą uledz zmianie w miarę odkrywanych nowych punktów widzenia, w miarę nasuwających się z biegiem czasu nowych poglądów na istotę poznania. 10. Teorya Kanta opierała się na założeniu, że istota naszego poznania polega na porządkowaniu danej nam w świadomości treści. Pozostawiając na uboczu poznanie aprioryczne i uwzględniając tylko poznanie empiryczne, doświadczalne, widzimy, że Kant upatrywał w niem myślowe odtworzenie danych nam w świadomości różnorodnych wrażeń zmysłowych, odtworzenie odpowiednio uporządkowane przez przyrodzone naszej władzy poznawczej formy, resp. prawa. Ponieważ nasza władza poznawcza składa się z dwóch czynności: oglądu i rozsądku, przeto poznanie wtedy dochodzi do skutku, jeżeli wrażenia uporządkujemy zarówno podług praw oglądu jak rozsądku. Sam ogląd lub sam rozsądek bez oglądu nie może nam dać poznania. »Bez zmysłowości, mówi Kant2), nie byłby nam dany żaden przedmiot, a bez rozsądku żaden nie byłby pomyślany. Myśli bez treści są czcze, oglądy bez pojęć są ślepe«. Każde więc 1) Benedykt Bornstein: »Zasadniczy problemat teoryi poznania Kanta«. 1910 r. 2) Patrz: »Krytyka czystego rozumu«, str. 94. — 139 — poznanie zawiera dwa czynniki: jeden bierny w postaci materyału poznawczego, w postaci różnorodnych wrażeń zmysłowych, drugi czynny w postaci władzy poznawczej, która porządkuje podług właściwych sobie form i praw dany nam materyał. Taką jest zasadnicza idea, z której Kant wyprowadził wszystkie szczegóły swej teoryi poznania. Szczegóły te były ściśle przystosowane do poglądu, że istota poznania polega na uporządkowaniu, właściwie na upo-rządkowanem odtworzeniu danej nam w świadomości treści. Całe więc zadanie teoryi poznania sprowadzone zostało do odkrycia owego porządku poznawczego, do szczegółowego opisu praw porządkującej władzy poznawczej. Co zaś do owej treści, do owego materyału poznawczego, to nad nim, jako nad czynnikiem biernym, Kant wcale się nie zastanawiał. Autor zaznacza tylko, że nasze wrażenia, ów materyał poznawczy, są skutkiem, są wynikiem działania na nasze zmysły jakiejś nieznanej nam rzeczywistości samej w sobie. Zapewne, zarówno rzeczywistość ta jak jej skutki — wrażenia muszą być w jakiś właściwy sobie sposób uporządkowane, ale ponieważ porządek ten jest i pozostanie dla nas zawsze nieznany, gdyż stoi poza obrębem naszego doświadczenia, przeto nie może być w teoryi poznania uwzględniony. Nasza władza poznawcza porządkuje wrażenia na swój sposób, bez względu na to, czy wrażenia dane nam są w jakimś określonym porządku, czy też stanowią chaos, pozbawiony porządku. Odtworzenie uporządkowane wrażeń otrzymujemy w ten sposób, że nasz porządek poznawczy narzucamy, że tak powiem, wrażeniom, bez względu na to, czy w nich jest zawarty jakikolwiek inny porządek. A zatem na jedno wyjdzie, czy wrażenia dane nam są w postaci uporządkowanej, czy też nie, gdyż zarówno w pierwszym jak w drugim przypadku nadajemy im nowy zupełnie porządek. Oto dla — 140 — czego Kant nie zastanawia się nad materyałem poznawczym. Tak się ta sprawa przedstawia w teoryj Kanta; jeżeli jednak rozpatrywać ją będziemy z punktu widzenia prewidyzmu, to wystąpi na jaw inne jej oblicze. W porządkowaniu poznawczem widzimy wtedy nie cel poznania, lecz środek prowadzący do przewidywania. Niewątpliwie nasza władza poznawcza porządkuje w odpowiedni sposób dane nam w świadomości wrażenia, ale porządkuje je w celu przewidywania innych wrażeń. Wobec tego dane nam wrażenia, ów materyał poznania, nie stanowią czynnika zupełnie biernego, lecz są poniekąd miarodajne dla samej czynności porządkowania poznawczego. Przewidywanie dotyczy zawsze nowej treści; z danego nam w świadomości skupienia wrażeń przewidujemy przy pośrednictwie porządku poznawczego inny kompleks wrażeń, który w danej chwili nie mieści się w naszej świadomości. O ile przewidywanie się sprawdza, treść przewidywana staje się treścią stwierdzoną i ów przewidywany kompleks wrażeń zjawia się w naszej świadomości. To zjawienie się nowej treści nie jest wynikiem działania władzy poznawczej, gdyż władza ta nie tworzy treści poznania, t. j. wrażeń. Treść ta jest nam dana, że tak powiem, z zewnątrz, przez działanie rzeczy samej w sobie na nasze zmysły. A zatem jej zjawienie się w naszej świadomości musi być wynikiem jakiegoś porządku realnego, występującego w naszych wrażeniach. Gdyby wrażenia nie były nam dane w postaci pewnych skupień i szeregów, to występowanie wrażeń nie dałoby się nigdy przewidzieć. Znaczna liczba sprawdzających się przewidywań dowodzi w każdym razie jakiegoś ich uporządkowania. Wobec tego musimy uwzględnić dwie równoległe i pozornie od siebie niezależne sprawy: z jednej strony różnorodne wrażenia dane na — 141 — szej świadomości w postaci kompleksów i szeregów, z drugiej uporządkowanie przez władzę poznawczą tychże wrażeń w sposób, ażeby pewne części tych kompleksów i szeregów można było przewidzieć. Zaznaczyć tutaj musimy, że podług teoryi Kanta wszelkie kompleksy i szeregi wrażeń są także wynikiem uporządkowania poznawczego. Czynne tu są aprioryczne formy oglądu: przestrzeń i czas, które wiążą pojedyńcze wrażenia stosunkami przestrzennymi w pewne kompleksy, a stosunkiem czasowym następstwa w pewne szeregi. Z tego wynika, że wrażenia nie są nam dane w kompleksach i szeregach, lecz że takie ich uporządkowanie zależy w całości od naszej władzy poznawczej. Z poglądem tym zgodzić się nie możemy. Pomijając zagadnienie o aprioryczności przestrzeni i czasu, które szczegółowo omówimy w następnym rozdziale, zastanowimy się tutaj nad pytaniem, czy kompleksy i szeregi wrażeń dadzą się w całości wytłomaczyć przez uporządkowanie poznawcze. Przypuśćmy, że pogląd Kanta jest prawdziwy, że w naszej świadomości mamy dane tylko luźne wrażenia, które dopiero ogląd przestrzenny łączy i wiąże w pewne kompleksy, odpowiadające rozsądkowym pojęciom rzeczy. Taki pogląd tłomaczyłby w sposób względnie dostateczny występowanie w świadomości całkowitych kompleksów wrażeń, ale jak wyjaśnić możemy przypadki, gdzie dane nam są tylko pewne, nieraz drobne części kompleksów. Podobne fragmenty nasz ogląd przestrzenny powinien obejmować jako nowe kompleksy, różne bądź co bądź od dawniej oglądanych całkowitych kompleksów. Tymczasem tak się nie dzieje i, jak wiemy z teoryi postrzegania, nasza władza poznawcza dopełnia je, rozpoznaje w nich całość kompleksu. I ten wynik, jeżeli chodzi tylko o dopełnianie w myśli, teorya Kanta jeszcze jest w stanie wytłomaczyć przez udział czynności rozsądkowej w sprawie postrze — 142 — gania. Ale nasze dopełnianie myślowe, postrzegawcze urzeczywistnia się; w naszej świadomości już po doko-nanem postrzeżeniu zjawiają się kolejno wszystkie inne wrażenia, stanowiące całość kompleksu. Występuje więc obok dopełnienia myślowego dopełnienie rzeczywiste, które nie może być następstwem procesu myślowego, gdyż stanowi treść świadomości nie utworzoną przez umysł, lecz daną nam z zewnątrz przez rzecz samą w sobie. Takie dopełnianie wrażeń, odpowiadające dopełnianiu myślowemu w naszych postrzeżeniach, bądź co bądź świadczy, że kompleksy wrażeń powstają niezależnie od naszej władzy poznawczej. Wyjaśnijmy te teoretyczne rozważania na przykładach konkretnych. Weźmy pod uwagę sąd, wyrażający poznanie doświadczalne: cynober przy ogrzewaniu (prażeniu na ogniu) rozkłada się na rtęć i bezwodnik kwasu siarkowego. Sądowi temu odpowiada pewien szereg kompleksów wrażeń, mianowicie: skupienie wrażeń, które nasza władza poznawcza rozpoznaje jako cynober, inne skupienie, odpowiadające poznaniu ognia i czynności prażenia i jeszcze dwa inne, rozpoznawane jako rtęć i bezwodnik kwasu siarkowego. Ten szereg skupionych wrażeń nasza władza poznawcza podprowadza najpierw pod pojęcia ciał o pewnych własnościach, a następnie wiąże je ze sobą w postaci związku przyczynowego. Zarówno pojęcia odrębnych ciał z pewnemi własnościami jako też związek przyczynowy są tylko koniecznymi warunkami poznania i nie mieszczą się w danej nam grupie wrażeń. Czy jednak z tego wynika, że dana nam grupa różnorodnych wrażeń nie jest wcale uporządkowana i że porządek wprowadzamy tu dopiero przy pośrednictwie władzy poznawczej? Moglibyśmy takie przypuszczenie uczynić, gdyby wyłącznym celem poznawania było odtworzenie uporządkowane danych nam wrażeń. Wtedy — 143 — moglibyśmy przypuścić, że różnorodne wrażenia stanowią coś na podobieństwo zbioru różnobarwnych kulek, pomieszanych w jakiemś naczyniu. Świadoma czynność władzy poznawczej, podług tego poglądu, wybiera ze zbioru i układa grupy kulek jednej barwy, oraz szereguje je w pewnym porządku. Otrzymujemy w takim razie odtworzenie zbioru kulek, gdyż szereg grup jednobarwnych zawiera ten sam materyał, te same kulki, jakie znajdują się w naczyniu, z tą tylko różnicą, że ten-sam materyał jest obecnie uporządkowany w pewne grupy i szeregi. Takie jednak przypuszczenie i taka analogia nie mogą być zastosowane do sprawy poznawania, jeżeli na nią zapatrywać się będziemy z punktu widzenia prewidystycznego. Sąd »cynober przy prażeniu rozkłada się na rtęć i bezwodnik kwasu siarkowego« nietylko stanowi wyraz naszego doświadczenia, lecz zarazem służy nam do przewidywynia doświadczeń. Na zasadzie powyższego poznania doświadczalnego wiemy, że jeżeli nam będzie dana tylko część tych wrażeń, to inną ich część możemy przewidzieć i stwierdzić: jeżeli np. dany nam jest kompleks wrażeń, odpowiadający poznaniu cynobru i kompleks, odpowiadający poznaniu czynności prażenia, to przewidujemy i stwierdzamy po pewnym czasie inne kompleksy wrażeń, które odpowiadają poznaniu rtęci i bezwodnika kwasu siarkowego. Z tego wynika, że wrażenia muszą być dane naszej świadomości w postaci odrębnych kompleksów i szeregów czyli innemi słowy, muszą być w jakiś sposób uporządkowane, niezależnie od porządku, wprowadzonego do doświadczenia przez władzę poznawczą. Weźmy inny jeszcze przykład. Doznaję kompleksu wrażeń wzrokowych i mięśniowych, który ze względu na barwę, formę i odpowiednią wielkość rozpoznaję jako owoc — pomarańczę. Na zasadzie tego rozpoznania przewiduję, że przedmiot ten posiada miąższ soczysty o wła — 144 — ściwym smaku i zapachu. Te ostatnie wrażenia dotykowe, smakowe i węchowe nie są mi dane, nie doznaję ich, lecz tylko przewiduję, że są, że mogą wystąpić, jeżeli przedmiot wezmę do ręki i obłuszczę ze skóry. Niewątpliwie moje przewidywanie tych wrażeń jest wynikiem rozpoznania danego przedmiotu, t. j. mojego uporządkowania poznawczego. Ale w danym przypadku nietylko przewiduję obecność tych wrażeń, lecz na zasadzie przewidywania stwierdzam je także, doznaję ich. Doznanie zaś takie nie jest i nie może być wynikiem uporządkowania poznawczego, lecz wynikiem czegoś, co jest niezależne od naszego poznawania, mianowicie jakiegoś związku, zachodzącego pomiędzy naszemi wrażeniami. Musi istnieć w naszych wrażeniach jakiś związek, który sprawia, że pewnym wrażeniom wzrokowym towarzyszą takie a takie wrażenia dotykowe, węchowe i smakowe. Gdyby takiego związku nie było, to nasze przewidywanie nie mogłoby się urzeczywistnić, nie mogłoby się zamienić na doznanie, gdyż źródła przewidywania i doznawania są zupełnie różne i z samego uporządkowania poznawczego, ze źródła przewidywania nie może powstać doznanie. A zatem urzeczywistnienie przewidywanego doznania musi mieć swoje odrębne źródło i ma je niewątpliwie w powiązaniu wrażeń, niezależnem od naszej władzy poznawczej 1). 11. Z powyższych uwag wynika, że w naszem doświadczeniu istnieją dwa porządki: 1) realny we wrażeniach w postaci kompleksów i szeregów i 2) poznawczy 1) Nie wyczerpałem tu wszystkich argumentów, jakie mogą świadczyć przeciwko nauce Kanta o stosunku materyi i formy poznania. Podałem tylko jeden własny dowód, wyprowadzony z pre-widystycznego punktu widzenia, inne argumenty znajdzie czytelnik w pracy W a ss er ber ga: »Stosunek pomiędzy materyą a formą zjawisk u Kanta«. »Przegląd filozof.«, l. V, z 1902 r. — 145 — w naszej myśli w postaci kategoryi rzeczy i ich własności oraz związku przyczynowego. Do takich wyników doprowadza nas konsekwentnie teorya prewidyzmu. Powstaje obecnie pytanie, jaki jest wzajemny stosunek tych porządków, czy porządki te są zupełnie od siebie niezależne, czy też w jakiś określony sposób harmonizują z sobą? Pierwsza alternatywa nie da się obronić ze względu na zgodność ostatecznych wyników porządku realnego i poznawczego. Wynik porządku poznawczego, przewidywanie godzi się z wynikiem porządku realnego, z odpowiedniem występowaniem wrażeń. Taka zgodność wyników byłaby niemożliwa, gdyby obydwa te porządki sobie nie odpowiadały. A więc pozostaje druga alternatywa, zakładająca pomiędzy nimi istnienie jakiejś harmonii. Teraz kolejno musimy postawić pytanie, czem się wyraża owa harmonia? W odpowiedzi na pytanie powyższe powstają dwie alternatywy: albo obydwa porządki są zupełnie z sobą zgodne i porządek poznawczy odtwarza we wszystkich szczegółach porządek realny, albo zgodności zupełnej niema, a istnieje tylko odpowie-dniość. Pierwszą z nich możemy wyłączyć, gdyż gruntowna analiza H u m e'a i B e r k e 1 e y'a wykazała, że w porządku poznawczym są elementy, jakich wcale niema w porządku realnym i że wogóle porządek poznawczy bynajmniej nie odtwarza porządku realnego. Pozostaje zatem druga alternatywa, zakładająca odpowiedniość. Pojęcie odpowiedniości oznacza, że każdy wyraz jednego porządku występuje równolegle z wyrazem drugiego porządku; pojedyńcze, równoległe wyrazy obydwóch porządków nie są identyczne, ani nawet do siebie podobne, spełniają jednak w obydwóch porządkach podobną rolę i mają w nich jednakowe znaczenie. Jeżeli mówimy, że porządek poznawczy jest odpowiednikiem porządku realnego, to znaczy, iż związki w nim wyrażone przed TEORYA POZNANIA  10 — 146 — stawiają we właściwy, odrębny, inny sposób związki, jakie zachodzą w porządku realnym, spotykamy tu poniekąd tensam stosunek, co w uznawanym przez wielu filozofów i psychologów paralelizmie psycho-fizycznym: każdemu procesowi psychicznemu odpowiada, towarzyszy proces fizyko-chemiczny w mózgu. Pomiędzy tymi procesami niema właściwie podobieństwa, są to sprawy odrębne, różne, a cały związek między niemi wyraża się tem, że jedna bez drugiej nie występuje. Są to jakby dwa różne oblicza, dwie postacie tego samego przedmiotu, wynikające z rozmaitego punktu widzenia. Przez uznanie odpowiedniości pomiędzy porządkiem poznawczym i realnym nie rozwiązaliśmy całego zagadnienia. Pozostaje jeszcze jedno pytanie nierozstrzygnięte, mianowicie: jakim sposobem powstaje ten stosunek odpowiedniości? Pytanie to interesowało nawet Kanta, jakkolwiek z punktu widzenia jego poglądu na poznanie nie przedstawiało się tak ważnem i tak koniecznie wymagającem odpowiedzi. W jednej z jego drobniejszych prac polemicznych z 1790 r.1) spotykamy następującą uwagę: »Nie możemy podać żadnej zasady, dlaczego posiadamy taki właśnie rodzaj zmysłowości i taką przyrodę rozsądku, z których połączenia doświadczenie staje się możliwe; co więcej, dlaczego te zresztą różnorodne źródła poznania zgadzają się z możliwością doświadczenia wogóle, głównie zaś z możliwością poznania doświadczalnego przyrody ze wszystkiemi jej roz-maitemi empirycznemi prawami, o których rozsądek nic nas nie może pouczyć a priori; przytem zgadzają się zawsze i tak dobrze, jak gdyby przyroda była urządzona umyślnie dla naszej władzy poznawczej. Tego wszystkiego nie możemy i sądzę, że nikt nie może szczegó l) Cytowane w dziele Bornsteina: »Zasadniczy problemat tcoryi poznania Kanla«, 11)10 r. — 147 — łowo wyjaśnić«. Z cytaty powyższej widzimy, że Kant uzasadnienie odpowiedniości pomiędzy porządkiem poznawczym i realnym uważał za niemożliwe. W rzeczy samej na podstawie zasad filozofii krytycznej, nie uznającej żadnych dogmatycznych założeń, sprawa ta nie da się żadną miarą uzasadnić. Pod tym względem w lepszem położeniu był racyonalizm dogmatyczny, który dla wytłómaczenia odpowiedniości ustanowił dogmat przedustawnej harmonii. Tłomaczono sobie, że Bóg, tworząc porządek realny przyrody i człowieka wraz z jego władzą poznawczą, założył pomiędzy porządkiem realnym i poznawczym harmonię, odpowiedniość, zgodność w wynikach. Dla Kanta takie tłomaczenie jako na-wskróś dogmatyczne było niemożliwe do przyjęcia, a ponieważ filozof ten nie mógł wynaleść innego, więcej krytycznego dowodu zachodzącej tu harmonii, przeto ostatecznie pozostawił całe to zagadnienie nierozstrzygniętem. Jest jednak wyjście z tej trudnej i zagmatwanej sprawy, jeżeli staniemy na stanowisku biologiczno-ewolucyjnem i z tego punktu widzenia będziemy rozpatrywali całość zagadnienia. Wtedy porządek poznawczy przedstawi się nam jako wynik rozwojowego przystosowania naszej władzy poznającej do porządku realnego. Pod nazwą przystosowania pojmujemy w biologii reakcyę celową, zachodzącą w zamkniętym układzie ży-wym wskutek podziałania podniety zewnętrznej. Przystosowanie nazywamy reakcyą celową dlatego, że powstaje z dwóch czynników: z podniety, działającej na układ z zewnątrz i z potrzeby, wywołanej w układzie przez tę samą podnietę. Pierwszy czynnik moglibyśmy nazwać wywołującym, a drugi kształtującym reakcyę; podnieta bowiem wywołuje reakcyę, ale jej przebieg i ostateczny skutek zależy głównie od potrzeby układu. Wtedy tylko reakcyę mianujemy przystosowaniem, jeżeli czyni zadość potrzebie. 10* — 148 — Jeżeli zastosujemy powyższe uwagi o warunkach biologicznego przystosowania do zajmującego nas obecnie zagadnienia, to sprawa przedstawiać się będzie w sposób następujący. Podnietą, impulsem, który pobudza do czynności naszą władzę poznawczą, są dane nam w świadomości wrażenia. One stanowią czynnik wywołujący, czynnikiem kształtującym nasz porządek poznawczy jest potrzeba oryentacyi w otoczeniu, wywołana w naszym układzie myślenia również przez obecność danych wrażeń. Potrzebie tej czyni zadość przewidywanie, że w naszem doświadczeniu wystąpią inne, nowe wrażenia. Przewidywanie więc jest ostatecznym skutkiem, wynikiem naszej czynności poznawczej, naszego porządku poznawczego. Ponieważ przewidywanie wtedy tylko czyni zadość potrzebie, spełnia dobrze swoją rolę, kiedy zgadza się z rzeczywistem występowaniem wrażeń i ponieważ występowanie przewidywanych wrażeń nie stanowi nic innego, jak wynik porządku realnego, przeto jasną jest rzeczą, że wyniki obydwóch porządków muszą się z sobą zgadzać. Ta zgodność wyników wtedy tylko staje się możliwą, jeżeli pośrednie ogniwa obydwóch porządków są sobie odpowiednie. Mówimy: odpowiednie, a nie identyczne, zupełnie zgodne, gdyż re-akcya nigdy nie może być identyczna ze swoją podnietą. Tutaj chodzi tylko o odpowiedniość, to znaczy, że każdemu związkowi poznawczemu odpowiadać musi jakiś związek porządku realnego. A zatem stosunkowi przyczynowemu naszego poznawania musi odpowiadać jakiś bliżej nieokreślony związek realny; naszemu pojęciu ta-kożsamości jakieś podobieństwo, resp. pokrewieństwo pomiędzy wrażeniami itd. Używamy wyrażenia »musi odpowiadać«, gdyż w razie, gdyby takiej odpowiedniości nie było, wynik naszego przewidywania nie mógłby się godzić z wynikiem porządku realnego. To przystosowanie władzy poznawczej do porządku — 149 — realnego nie mogło powstać odrazu, lecz jak wszystkie przystosowania biologiczne rozwijało się kolejno przez długi szereg pokoleń, jak dziś sądzimy, na drodze doboru naturalnego. Gdyby przewidywanie myślowe nie zgadzało się z porządkiem realnym, to cały nasz system poznawania, na przewidywaniu oparty, byłby pozbawiony korzyści i nie mógłby się utrzymać. Życie w swoim kolejnym rozwoju wyłączyłoby go niewątpliwie; osobniki, któreby się nim posługiwały, wyginęłyby w konkurencyjnej walce o byt. Ze wszystkich więc możliwych sposobów zadośćuczynienia potrzebie oryentacyi w otoczeniu nasz porządek poznawczy utrzymał się dlatego, że jest najbardziej odpowiednim i najwięcej zgodnym z porządkiem realnym. A zatem harmonia porządku poznawczego z porządkiem realnym nie przedstawia bynajmniej nierozwiązalnego zagadnienia, lecz może być dostatecznie wytłomaczona na podstawach teoryi ewolucyjnej i selekcyjnej. 12. Pozostaje w końcu do omówienia jeszcze jedna sprawa, dotychczas przez nas zaledwie wzmiankowana. Chodzi mianowicie o to, gdzie należy upatrywać źródła kategoryi, owych koniecznych warunków poznawania, czy w naszym umyśle, czy też w okolicznościach niezależnych od umysłu i jego organizacyi? Jak już wspominaliśmy, Kant pytania tego możliwie nie poruszał, stawiając całe zagadnienie o apriorycznych pierwiastkach poznania na gruncie wyłącznie epistemologicznym. W Prolegomenach wyraźnie zaznacza, że »niema tu mowy o powstawaniu doświadczenia, lecz o tem, co się w niem zawiera« Pierwsze zagadnienie należy do psychologii empirycznej, drugie do krytyki poznania. Kategorye, podług jego nauki, miały być czystemi rozsądkowemi pojęciami a priori, które wnosimy do dostarczonych nam przez ogląd wyobrażeń i którym podporządkowujemy wszystkie nasze postrzeżenia. Jak powstają te pojęcia w roz — 150 — sądku, jakie funkcye i jakie elementy psychiczne przyjmują udział w ich powstawaniu, pytań tych Kant nie rozstrzyga, gdyż wykraczają poza granice krytyki poznania. Z całokształtu jego nauki wynika w sposób stanowczy, że źródła kategoryi należy szukać w umyśle, w naszej władzy poznawczej. Jak jednak należy sobie przedstawić udział umysłu w genezie kategoryi, tego Kant nigdzie wyraźnie i jasno nie wypowiada. W jednem miejscu Krytyki czystego rozumu1) pogląd swój na tę sprawę nazywa epigenetycznym i przeciwstawia go poglądowi preformacyjnemu Leibniza. Niema zresztą i tam dokładnego wyjaśnienia, co autor pod nazwą epigenezy czystego rozumu pojmuje. Termin »epigeneza« niewątpliwie był zaczerpnięty z biologii, z głośnego za czasów Kanta sporu pomiędzy dwiema teoryami embryologi-cznemi: preformacyjną, zwaną jeszcze ewolucyjną i epi-genetyczną. Teorya preformacyjna uznawała w zapło-dnionem jajku istnienie drobnych, niewidocznych zawiązków dla wszystkich organów rozwiniętego ustroju, teorya zaś epigenetyczna wyprowadzała cały ustrój przez stopniowe rozwijanie się zarodka z jednorodnej materyi jajka na mocy działania właściwej jej siły. Jeżeli więc Kant uznawaną przez siebie teoryę kategoryi nazywał »niby systemem epigenezy czystego rozumu«, to miał prawdopodobnie na myśli, że kategorye nie powstają razem z rozsądkiem w postaci zawiązków, uzdolnień do myślenia, lecz są koniecznym wynikiem czynności rozsądku wobec dostarczanych mu przez zmysły oglądów. Pogląd taki mimowoli budzi następujące refleksye. Jeżeli kategorye są koniecznym wynikiem działania rozsądku, to powinny się ujawniać zawsze w każdem doświadczeniu, dotyczącem rzeczy i zmian w nich zacho 1) »Krytyka czystego rozumu«, str. 159. — 151 — dzących. Tymczasem nasze spostrzeżenia nie zawsze ujmujemy w formy kategoryalne przyczynowości lub rzeczowości. Wspominałem już w poprzednim rozdziale, że obserwacya bierna, odtwarzająca tylko zdarzenia, nie obejmuje ich w postaci związku przyczynowego, lecz tylko w zwykłem kolej nem następstwie w czasie. Są nawet całe systemy naukowe, które poprzestają na opisie kolejnego występowania zmian i nie uwzględniają wcale ich powiązania przyczynowego. Taka np. embryologia opisowa podaje tylko opis kolejnego rozwoju zarodka, kolejnych zmian, jakie w tym rozwoju spotykamy, a nie zaznacza wcale ich związku przyczynowego; tak samo czynią patologia opisowa i inne podobne nauki. Istnieją także spostrzeżenia, gdzie kategorya rzeczowości nie znajduje wcale zastosowania; wtedy nie rozróżniamy, nie rozpoznajemy wcale pojedyńczych przedmiotów, lecz doświadczamy różnorodnych wrażeń, harmonijnie z sobą powiązanych. Są to t. zw. spostrzeżenia artystyczne, które mogą być niejednokrotnie w rozmaity sposób odtwarzane i opisywane. Takie spostrzeżenia nierozczłonkowane, pozbawione pierwiastków kategoryalnych, nazywa Bergson intuicyami i przeciwstawia je słusznie spostrzeżeniom poznawczym, rozczłonkowanym, podzielonym na przedmioty, własności i zjawiska. A zatem możliwe są doświadczenia, w których umysł nasz przyjmuje czynny udział, a pomimo to nie ujawnia w swej czynności form kategoryalnych. Dodać tutaj winienem, że Kant znał powyższe fakty, pogodził jednak z nimi swoją teoryę przez odrębne, ścisłe znaczenie, jakie nadał pojęciu doświadczenia. Autor ten odróżnia spostrzeganie od doświadczenia, sądy spostrzegawcze od doświadczalnych 1). Pierwsze łączą wyobrażenia z sobą w świadomości, jak się wyraża, 1) Patrz: »Prolegomena«, § 18. — 152 — podmiotowej i mają wartość tylko podmiotową, tylko dla osobnika, który je wygłasza, drugie oprócz połączenia wyobrażeń podporządkowują jeszcze swoją treść czystym pojęciom rozsądkowym, stanowią połączenie wyobrażeń w świadomości ogólnej i mają wartość powszechną, przedmiotową. A zatem można spostrzegać, można wydawać sądy spostrzegawcze bez udziału kategoryi, ale takie sądzenie nie będzie miało wartości powszechnej, przedmiotowej, nie będzie właściwem doświadczeniem. We właściwem doświadczalnem poznaniu udział kategoryi jest konieczny. Cała jednak ta teorya, upatrująca zasadniczą różnicę pomiędzy spostrzeganiem rozsądkowem (t. j. ujętem w sądy) a takiemże doświadczeniem, budzi poważne wątpliwości. Nie mogę zrozumieć, pomimo dowodów Kanta, dlaczego sąd »jeżeli słońce oświeca kamień, to on się ogrzewa« ma mieć tylko znaczenie podmiotowe, a sąd »słońce ogrzewa kamień« ma mieć znaczenie przedmiotowe, powszechne. Nie mogę również uznać, że wszystkie sądy, stwierdzające następstwo w czasie, mają tylko wartość podmiotową, a sądy, które stwierdzają związek przyczynowy, już przez to samo posiadają wartość przedmiotową, powszechnie przez wszystkich uznaną. Nie trudno byłoby znaleść fakty, które będą przeczyć powyższym uogólnieniom. Możnaby przytoczyć cały szereg sądów, które stwierdzają tylko następstwo w czasie, a pomimo to mają charakter przedmiotowy, ogólnie uznany i odwrotnie, związki przyczynowe, ustanowione przypuszczalnie bez dostatecznych dowodów, mają znaczenie sądów o charakterze czysto podmiotowym. Nie mam zamiaru zajmować się bliżej powyższymi szczegółami, chcę tylko zaznaczyć, że nawet Kant uznawał, iż rozsądek może wydawać sądy raz z udziałem pojęć rozsądkowych a priori (kategoryi), a drugi raz bez ich udziału. Jeżeli tak jest, to kategorye nie wiążą się — 153 — ściśle z czynnością rozsądku, nie są tej czynności koniecznymi warunkami. Gdyby bowiem kategorye były wynikiem przyrodzonej organizacyi rozsądku lub też w jakikolwiek inny konieczny sposób wiązały się z rozsądkiem, to czynność tej władzy poznawczej bez ich udziału byłaby niemożliwa. Wobec tego teorya, upatrująca źródło kategoryi, owych koniecznych warunków poznawania, w umyśle, w czynności rozsądku, traci swoją podstawę. Powstaje obecnie pytanie, gdzie w takim razie należy upatrywać źródła kategoryi? Otóż z dotychczasowych naszych rozważań wynika, że szukać ich należy poza umysłem, w celu poznawania. Byt człowieka na ziemi jest ściśle związany z możliwością przewidywania zdarzeń i własności przedmiotów otoczenia. Tylko wskutek doskonalszego przewidywania człowiek był w stanie odpowiednio wyzyskać siły przyrody i przy ich pomocy zwyciężyć i ujarzmić wśród zwierząt o wiele silniejszych od siebie spółzawodników. Rozumem człowiek zajął przodujące stanowisko na ziemi, a rozum to przewidywanie. Przewidywanie, jak każda czynność celowa, wymaga pewnych warunków, które są niezbędne, konieczne dla jego urzeczywistnienia. Bez tych warunków cel stałby się nie-osięgalny, przewidywanie byłoby niemożliwe. Ponieważ przewidywanie stanowi istotę czynności poznawczej, przeto jego warunki konieczne są zarazem warunkami koniecznymi poznawania. Warunki te nie są przyrodzoną właściwością naszego umysłu, gdyż umysł posługuje się nimi tylko wtedy, kiedy przystępuje do przewidywania; przy biernej zaś obserwacyi, podczas swobodnej gry wyobraźni, umysł nasz najzupełniej bez nich się obywa. Są one konieczne tylko dla przewidywania, lecz nie dla każdej działalności umysłu, dla każdego myślenia wogóle. Umysł nie wyprowadza, nie wysnuwa tych warunków sam z siebie, lecz są mu one jakby narzucone wraz z celem, — 154 — który ma spełnić. Z logicznego stanowiska kategorye są wymagalnikami, wyznaczonymi przez cel poznawania. Gdyby cel poznawania był inny, innemi również byłyby kategorye, przyczem organizacya umysłu pozostałaby bez zmiany, gdyż nie odgrywa w ich powstawaniu żadnej roli. Kategorye są niewątpliwie czynnikami apriorycznymi poznania, nie mieszczą się bowiem w naszem doświadczeniu, lecz istnieją przed wszelkiem doświadczeniem, w celu, który nasze poznanie spełnia. Są jednak pomimo swej aprioryczności odpowiednikami nieznanego nam porządku realnego, gdyż w przeciwnym razie nasze przewidywanie nie mogłoby się urzeczywistnić i straciłoby wszelkie znaczenie dla bytu człowieka. ROZDZIAŁ IV. Środki poznawania. Pojęcia, konstrukcye i hypotezy. 1. Ogólne uwagi o środkach poznawania. 2. Pojęcia rekonstrukcyjne, ich budowa i treść. 3. Znaczenie pojęć rekonstrukcyjnych w poznawaniu. 4. Pojęcia konstrukcyjne, ich elementy i podział. 5. Znaczenie pojęć konstrukcyjnych w poznawaniu. 6. Pewniki. 7. Konstrukcya liczby. 8. Pojęcie i konstrukcya przestrzeni. 9. Kon-strukcya czasu. 10. Konstrukcya ruchu. 11. Ruch względny i bezwzględny. 12. Przewidywanie proste i odwrotne. Przypuszczenia. 13. Hypotezy właściwe. 14. Powstawanie hypotcz. Analogia i in-tuicya. 15. Hypotezy proste i złożone. 16. Hypotezy empiryczne i konstrukcyjne. 1. Pozostają nam jeszcze do rozpatrzenia środki poznawania. Środkami w ogólnej metodologii teleo-logicznej nazywamy pośrednie ogniwa, które wiążą pierwotną przyczynę z ostatecznym skutkiem. W zastosowaniu do omawianej obecnie sprawy pierwotną przyczyną jest działanie otoczenia na nasz ustrój, działanie, które dla naszej świadomości przedstawia się w postaci otrzymywanych wrażeń; ostatecznym zaś skutkiem jest przewidywanie nowych wrażeń. Pomiędzy tymi krańcowymi członami zachodzi cały szereg pośrednich zdarzeń psychicznych, które wiążą przyczynę ze skutkiem i które nazywamy środkami lub sposobami poznawania. Środki — 156 — v. sposoby poznawania różnią się od poprzednio omawianych warunków koniecznych pod tym względem, że te ostatnie są zawsze stałe, zawsze dla danego celu jednakowe, tymczasem pierwsze są zmienne, rozmaite. Ten sam cel może być osiągnięty przez rozmaite środki, ale zarazem cel ten tylko przy pewnych stałych warunkach jest osięgalny. Warunki umożliwiają osiąganie celu, środki zaś cel ten osiągają. Warunki zależą tylko od celu i układ, który danych warunków nie posiada, nie może spełnić odpowiedniej czynności celowej. Tymczasem środki zależą najpierw od warunków koniecznych dla danego celu, a następnie od składowych części układu; stosownie więc do owych składowych części, stosownie do materyału, który się w układzie znajduje i który licznym zmianom ulegać może, środki mogą być rozmaite. Wyjaśnijmy te stosunki na prostym przykładzie konkretnym, który podaliśmy już w rozdziale drugim przy omawianiu warunków koniecznych poznania. Otóż, jak tam już wspominaliśmy, zadośćuczynienie potrzebie (uczucia głodu) może być dokonane przez rozmaite środki. Mogę zadzwonić na służbę i kazać sobie przynieść coś do spożycia, mogę sam pójść do kredensu i zjeść znalezione tam potrawy, mogę nakoniec wyjść z domu i wstąpić do poblizkiej restauracyi itd. Wszystkie te środki prowadzą do tego samego celu i wszystkie w jednakowej mierze czynią zadość odczuwanej przezemnie potrzebie. Wybór pomiędzy nimi zależy od okoliczności, mieszczących się w zakresie mojego działania. Jeżeli wiem, że służba jest w domu i że w mieszkaniu znajdzie się na-pewno coś do zjedzenia, jeżeli przytem mam pilne zajęcie, które wymaga mojej obecności w domu i unikania wszelkiej straty czasu, to wybieram pierwszy środek i dzwonię na służbę. Jeżeli zaś wiem, że służby niema w domu, to wybieram drugi środek i idę sam do kredensu. Nakoniec jeżeli okaże się, że w domu niema nic — 157 — do zjedzenia i zajęcie moje nie jest bardzo pilne, to wybieram trzeci środek i wychodzę do restauracyi. W razie gdy nie mam pieniędzy, mogę jeszcze wstąpić do znajomych lub krewnych i prosić ich o posiłek. Wszystkie jednak te środki zakładają jeden konieczny warunek, mianowicie, że mam zupełną swobodę ruchów; w przeciwnym razie żaden z powyższych środków nie może być stosowany i cel nie może być osiągnięty. Warunek ten umożliwia cel, czyni go osięgalnym, środki zaś wskazane cel urzeczywistniają. Wszystkie powyższe środki polegają na owym warunku koniecznym, z nim się ściśle wiążą, każdy z nich bowiem wyraża się przez odpowiednio dobrane ruchy dowolne. Jeżeli teraz zastosujemy powyższe uwagi do poznawania jako czynności celowej, to możemy wyprowadzić następujące wnioski analogiczne. Układem poznawczym czyli zakresem działania poznawczego nazywamy przedmiot badania, który się przedstawia rozmaicie, bądź w postaci zjawiska przyrody, bądź zdarzenia społecznego, bądź zagadnienia filozoficznego i t. p. Układy poznawcze różnią się pomiędzy sobą w swych składowych częściach, w swoim materyale, który poznajemy. Celem poznawania jest, jak już poprzednio wykazaliśmy, przewidywanie. Warunkami koniecznymi osięgalności tego celu są kategorye przyczynowości, rzeczowości i takożsamości, o których mówiliśmy już obszerniej w rozdziale drugim. Co się zaś tyczy środków, czyli sposobów poznawania, to te, jak już wiemy, zależą od warunków koniecznych oraz od układu, t. j. przedmiotu badania. Środki więc poznawcze muszą się opierać na kategoryach, muszą się z niemi wiązać, gdyż w przeciwnym razie nie doprowadziłyby nigdy do przewidywania. Następnie środki poznawcze zależą jeszcze od przedmiotu badania, a ponieważ przedmiot badania przedstawia się w bardzo uro — 158 — zmaiconej postaci, przeto środki mogą być również rozmaite. Jakkolwiek środki poznawania są bardzo urozmaicone, dadzą się jednak wszystkie uogólnić i podprowadzić pod trzy następujące klasy: pojęcia, konstrukcye i hypotezy. Środki te występują w całej pełni i najwyraźniej w poznawaniu naukowem, ale nie są bynajmniej wynalazkiem nauki, spotykamy je również w poznawaniu praktycznem. Wszystkie tak częste i tak pospolite w życiu praktycznem postrzeżenia opierają się na doświadczeniach poprzedzających, uogólnionych w postaci pojęć. Jeżeli chcę pisać list i poszukuję na biurku pióra, to mam w myśli ogólne pojęcie pióra, które streszcza wszystkie moje poprzedzające doświadczenia nad tym przedmiotem. Jeżeli rozpoznaję w przedmiocie, leżącym na stole, książkę, to moje rozpoznanie opieram także na ogólnem pojęciu książki i t. d. Poznawanie praktyczne posługuje się także bardzo często hypotezami, mianowicie w tych przypadkach, gdy nasze doznania są niewyraźne, ułamkowe tylko lub też gdy chodzi o poznanie minionej przyczyny spostrzeganego obecnie skutku. Spodziewam się przybycia mojego brata i siedząc w pokoju, słyszę wyraźnie kroki człowieka, idącego po schodach, przypuszczam więc, że to mój brat idzie. Widzę zdaleka idącego człowieka; rysów jego twarzy z powodu oddalenia nie rozpoznaję, czynię więc najrozmaitsze przypuszczenia co do jego osoby; albo nakoniec wchodzę rano do ogrodu i widzę na drogach ogrodowych wiele strąconego owocu, połamanych gałęzi — stąd powstaje w moim umyśle przypuszczenie, że musiała być w nocy burza z wiatrem. Poznawanie praktyczne nie może się także obejść bez konstrukcyjnych środków. Jeżeli chcemy poznać, który z dwóch przedmiotów jest większy, która z dwóch dróg jest krótsza, to wymierzamy przedmioty jakąkolwiek miarą, a drogi — 159 — krokami, posługujemy się więc konstrukcyą jednostki miary. A zatem wszystkie środki poznawania naukowego stosowane są także w poznawaniu praktycznem. Cała zaś między nimi różnica polega na tem, że sposoby poznawania naukowego są zawsze dokładniejsze, ściślejsze i więcej urozmaicone, aniżeli sposoby poznawania praktycznego. 2. Przechodzimy obecnie do kolejnego przeglądu powyżej zaznaczonych trzech głównych sposobów poznawania. Zaczynamy od pojęć. Przy rozpatrywaniu zagadnień filozoficznych niezmiernie ważną jest rzeczą, abyśmy ściśle je formułowali i wyraźnie zaznaczali, o co właściwie nam chodzi. Sprzeczne wyniki w rozwiązywaniu wielu zagadnień powstają głównie wskutek tego, że nie uwzględniamy powyższego zastrzeżenia i rozpatrujemy tę samą sprawę z rozmaitego punktu widzenia. Otóż pojęcia możemy rozpatrywać z trojakiego stanowiska: psychologicznego, logicznego i epistemologicznego. Psychologia zastanawia się wyłącznie nad zagadnieniem: jaka jest geneza pojęć, jak i z jakich czynników powstają pojęcia w naszym umyśle. Logika rozpatruje treść i zakres pojęć skończonych, zupełnych, oraz ich stosunek do sądów, przyczem dla swoich celów idealizuje je, nadając im sztuczną postać konstrukcyjną. Nakoniec teorya poznania interesuje się wyłącznie pytaniem: jakie znaczenie mają pojęcia w naszem poznaniu, jaką rolę tam spełniają. W obecnej pracy zajmiemy się głównie tem ostatniem zagadnieniem. Nim jednak przystąpimy do jego rozwiązania, musimy najpierw odpowiedzieć na pytanie, czem są pojęcia? Wiemy, że nasze pojęcia są powiązane dość ściśle z symbolami — wyrazami, które występują bądź w postaci wyrazów mowy, bądź jakichkolwiek innych znaków. Symbole te spełniają podwójną rolę: najpierw oznaczają, mianują to, o czem pojęcie orzeka, a następnie — 160 — oznaczają także to, co dane pojęcie orzeka. Wyrażając się zwięźle, możemy powiedzieć, że to, o czem pojęcie orzeka, stanowi jego przedmiot, to zaś, co pojęcie orzeka, jest jego treścią. Przedmiot pojęcia może być albo dany nam w doświadczeniu, albo utworzony przez umysł lub wyobraźnię. Stąd wszystkie pojęcia możemy podzielić na rekonstrukcyjne (odtwarzające) i konstrukcyjne (utworzone). Pierwsze w obecnej pracy mianować będziemy dla krótkości pojęciami in sensu stricto, drugie zaś kon-strukcyami. Przedmiotem więc pojęć w ścisłem znaczeniu tego wyrazu będą wszystkie przedmioty naszego doświadczenia zarówno zewnętrznego jak wewnętrznego, a zatem rzeczy naszego otoczenia, stany naszej świadomości, ich oderwane własności, czynności i stosunki. Wszystkie te przedmioty są mianowane wyrazami mowy; wyrazy jednak z wyjątkiem imion własnych nie odpowiadają pojedyńczym przedmiotom, konkretnym ich wyobrażeniom, lecz całym grupom podobnych przedmiotów. Z tego widzimy, że przedmioty naszych pojęć są rozklasyfikowane na pewne grupy i każda z tych grup posiada swoje miano, swój symbol wyrazowy. Na takiem jednak mianowaniu nie kończy się rola wyrazów mowy w naszej myśli poznawczej. Każdemu wyrazowi odpowiada jeszcze jakaś treść, jakieś znaczenie. Kombinacyi wyrazów bez owej treści nie nazwiemy nigdy myślą, lecz mową bez sensu, pustymi, czczymi wyrazami. Połączenie wyrazów w postaci zdań wtedy dopiero ma sens, jeżeli odpowiada związkowi, jaki zachodzi pomiędzy ich znaczeniami. Czemże jest owa treść, odpowiadająca wyrazowi, owo znaczenie wyrazu? Pytanie to wiąże się ściśle z zagadnieniem genezy pojęć i wkracza w dziedzinę psychologii. Istnieje cały szereg teoryi, dotyczących genezy pojęć i ich treści: jedne z nich upatrują tu czynność wyobrażania, a w treści pojęć wyobrażenia uogólnione, inne — 161 — przeciwnie powstawanie pojęć przypisują czynności sądzenia, a w treści ich widzą tylko sumę sądów, nakoniec inne jeszcze zajmują stanowisko pośrednie i znajdują w pojęciach wyobrażenie podstawowe o charakterze konkretnym, opracowane przez władzę sądzenia. Nie będziemy tu szczegółowo rozpatrywać powyższych te-oryi, gdyż to wykraczałoby poza zakres niniejszej pracy 1). Dla naszego ściśle określonego celu wystarczy najzupełniej, jeżeli zastanowimy się nad wynikiem analizy treści pojęć z pominięciem pytania o ich genezie. Zastanówmy się nad treścią jakiegokolwiek pojęcia, weźmy np. pojęcie, symbolizowane przez wyrazy: kamień polny. Pytamy więc, jaka treść w tem pojęciu jest zawarta, co ja osobiście wiem o kamieniu polnym? Wiem, że kamień ten znajduje się w mniej lub więcej znacznej ilości na naszych polach, że jest rozmaitej wielkości, od rozmiarów orzecha aż do bloków o kilku metrach średnicy, że ma powierzchnię wygładzoną, jest twardy i ciężki, że jest używany do brukowania ulic, a w postaci drobnej, tłuczonej do szosowania dróg, że większe jego bloki służą do budowli, mianowicie do murowania fundamentów, że należy pod względem mineralogicznym do gatunku granitu i że nakoniec stanowi odłamki skał granitowych Skandynawii, przeniesione kiedyś przez lodowce na niziny środkowej Europy. Tak się przedstawia moja wiedza o kamieniu polnym, która stanowi zarazem treść tego pojęcia. Z powyższego przykładu przedewszystkiem wynika, że treść pojęcia można wyrazić w szeregu sądów. Powstaje obecnie pytanie, co te sądy oznaczają? Pomijając tymczasem dwa ostatnie sądy, widzimy, że wszystkie 1) Szczegóły w tej sprawie czytelnik znajdzie w pracy Twardowskiego: »Wyobrażenia i pojęcia«, 1898 r., oraz w mojej »Teoryi logiki«, str. 166 i dalsze. TEORYA POZNANIA  1 1 — 162 — inne zaznaczają moje własne doświadczenia, dokonane w różnym czasie nad kamieniem polnym. Doświadczenia te nie są konkretne, lecz uogólnione; są właściwie sądami ogólnymi, wyprowadzonymi na drodze wnioskowania indukcyjnego ze szczegółowych faktów. Widziałem wiele razy kamienie na naszych polach, brałem je nieraz do rąk, posługiwałem się nimi przy wbijaniu gwoździ, palików, widziałem również wielokrotnie brukowanie ulic, tłuczenie kamieni na szosie itd. Szczegóły konkretne wszystkich tych doświadczeń wyszły mi z pamięci; nie mógłbym podać okoliczności i szczegółów zdarzeń, w których brałem kamienie do ręki lub stwierdzałem ich obecność na polach. Zresztą gdybym nawet był w stanie to uczynić, to wiem, że dla mojej wiedzy o kamieniu polnym, dla treści danego pojęcia wszystkie te szczegóły są bez znaczenia i nie tylko mogą, ale powinny być pominięte. Wiem bowiem, że tutaj nie chodzi o ten lub ów okaz kamienia, lecz o każdy kamień, o kamień polny wogóle. Dwa ostatnie sądy, zawarte w treści analizowanego powyżej pojęcia, a wyrażające klasyfikacyjne podporządkowanie kamienia polnego oraz jego pochodzenie, nie są wynikiem moich własnych doświadczeń, lecz zostały zaczerpnięte z książek. Są to właściwie wnioski wyprowadzone z doświadczeń, dokonanych przez uczonych mineralogów i geologów. A zatem w treści pojęcia mieszczą się nietylko uogólnione doświadczenia — spostrzeżenia, lecz także wszelkie wnioski ogólne, wyprowadzone w inny sposób z doświadczeń. Dodać tutaj jeszcze winienem, że w zakresie poznania praktycznego treść pojęć może zawierać także doświadczenia niezupełnie uogólnione, t. j. takie, które zaznaczają, iż dane doświadczenie powtarza się nie we wszystkich, lecz tylko w pewnych przypadkach. Poznanie naukowe zamienia podobne doświadczenia na zupełnie uogólnione przez dodanie szczegółów — 163 — i ograniczenie tym sposobem ich zakresu. Logika zaś wyłącza je ze swojej konstrukcyi pojęć dla powodów, o których później jeszcze mówić będziemy. Ostatecznie na mocy powyższych rozważań dochodzimy do przekonania, że treść pojęć składa się z doświadczeń w rozmaity sposób uogólnionych. Doświadczenia w tej postaci nie mają charakteru wyobrażalnego. Dlaczego tak się dzieje? Wszakże wszystkie nasze obecne doświadczenia przedstawiają się nam w postaci wyobrażeń, to samo możemy powiedzieć o ich reproduk-cyach pamięciowych, jeżeli tylko odtwarzamy doświadczenia minione w postaci konkretnej. Wszystkie więc doświadczenia konkretne ujawniają się w naszym umyśle jako wyobrażenia spostrzegawcze lub odtwórcze, to też mimowoli nasuwa się pytanie, dlaczego doświadczenia, które stanowią treść naszych pojęć, nie posiadają chara-kteru wyobrażalnego? Przyczyną powyższego zjawiska jest ta okoliczność, że doświadczenia wskutek częstego powtarzania tracą swoją konkretność i stają się ogólnemi; wszelka zaś ogólność nie da się wyobrazić, wiemy już o tem od czasów Humea i Berkeley'a. Wprawdzie psychologia naucza, że w naszym umyśle istnieją t. zw. wyobrażenia ogólnikowe; te jednak mają właściwie charakter konkretny, ich ogólnikowość jest wynikiem niezupełności, braku szczegółów, które zostały niepostrzeżone. Pomiędzy ogólnikowością i ogólnością zachodzi wyraźna i zasadnicza różnica. Ogólnikowość powstaje wskutek niedostatecznego, ogólność zaś wskutek powtarzającego się spostrzeżenia; brak szczegółów w ogólnikowości jest wynikiem nieświadomym, biernym, brak zaś szczegółów w ogólności jest najzupełniej świadomy i powstaje wskutek czynnego ich pomijania; nakoniec w ogólnikowości zaznaczone są szczegóły najwybitniejsze, najwyraźniej występujące, w ogólności zaś stale powtarzające się. Wobec tego wyli* — 164 — obrażenia ogólnikowe nie mogą nigdy wyrażać doświad czeń uogólnionych1); co najwyżej mogą tylko spełniać tę samą rolę, co wyrazy mowy, t. j. mogą być ich symbolami. Psychologia empiryczna, zwłaszcza dawniejsza, grzeszy, mojem zdaniem, pod tym względem, że całą treść naszej myśli sprowadza wyłącznie do wyobrażeń. Zapewne, wyobrażenia odgrywają w naszem myśleniu ważną rolę; pomijając już tę okoliczność, że stanowią pierwotne źródło poznania, przyznajemy im jeszcze ważne znaczenie w utrwalaniu i odgraniczaniu wyników poznania. Bez symbolizacyi wyobrażeniami nasze pojęcia nie dałyby się ściśle odgraniczyć i utrzymać w pamięci; wszak nasze wyrazy mowy, które tak ściśle wiążą się z treścią pojęć i symbolizują ją, nie stanowią nic innego, jak wyobrażenia. Ale z tego bynajmniej nie wynika, że wyobrażenia wyczerpują całą treść naszej świadomości, że poza wyobrażeniami nic w niej nie znajdujemy. Pomijając już niewyobrażalne stany świadomości uczuciowe i popędowe, które do właściwego poznania nie należą, musimy jeszcze przyznać, że w naszej poznającej świadomości są treści, które nie dają się uchwycić w postaci wyobrażeń. Treści tej nie możemy sobie wyobrazić nie dlatego, że jest niejasna, fragmentarna, lecz dlatego, iż wykracza poza granice konkretności. Tutaj przedewszystkiem należą wszelkie uogólnienia; mamy jasną świadomość ich treści, wiemy dokładnie, co ona wyraża, ale nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie jej ogólności. Jakże w takim razie przedstawiamy sobie treść doświadczeń uogólnionych? Oto w ten sposób, że posługujemy się tu sądzeniem i ujmujemy treść niewyobra 1) Szczegóły w tej sprawie patrz u Stogbauera: »0 wyobrażeniach ogólnych«, 1910. Wydawnictwo polskiego Towarzystwa filozoficznego we Lwowie. — 165 — żalnych doświadczeń uogólnionych w postaci sądów. Ażeby wyjaśnić dokładniej powyższą sprawę, weźmy jakikolwiek przykład konkretny. Doświadczałem niejednokrotnie w latach moich dziecięcych podczas zabaw w ogrodach oparzenia pokrzywami, widziałem także często ślady tego oparzenia na skórze innych ludzi, słyszałem nakoniec opowiadania moich znajomych o doznanem przez nich oparzeniu. Szczegóły konkretne wszystkich tych zdarzeń wyszły mi zupełnie z pamięci, nie pamiętam w jakich okolicznościach, kiedy i gdzie doznałem sam oparzenia, nie przypominam sobie również, u jakich osobników i na jakich miejscach ich ciała widziałem ślady oparzenia, ani kiedy i kto mi opowiadał o podo-bnem zdarzeniu. Pomimo to mam jasną świadomość uogólnionego doświadczenia, które wyrażam w postaci sądu: pokrzywa przy dotykaniu parzy. Doświadczenia tego w całej pełni nie mogę sobie wyobrazić. Gdybym nawet pamiętał szczegóły minionych zdarzeń i próbował odtworzyć w umyśle jakiekolwiek z nich, to otrzymałbym tylko wyobrażenie konkretne, dotyczące jednego zdarzenia. Tymczasem doświadczenie uogólnione, ujęte w postaci sądu »pokrzywa przy dotykaniu parzy« zaznacza, że zarówno ja, jak każdy inny osobnik ulega oparzeniu, jeżeli dotyka się którąkolwiek częścią ciała jakiejkolwiek pokrzywy. Doświadczenie w tej postaci ogólnej nie może już być wyobrażone. Gdybym zresztą popuścił wodze wyobraźni i przedstawił sobie jakąś kiść pokrzywy, dotykającą mojej ręki lub twarzy, to nawet i to fantazyjne wyobrażenie nie może odpowiadać doświadczeniu uogólnionemu, gdyż jako wyobrażenie zaznacza szczegóły, które dotyczą wielkości pokrzywy, miejsca oparzonego i t. p., a które nie mieszczą się w naszem doświadczeniu uogólnionem. A zatem jeżeli chcemy zaznaczyć ogólność doświadczenia z pominięciem wszystkich szczegółów konkretnych, to — 166 — w jego przedstawieniu nie możemy się posługiwać wyobrażeniem, lecz tylko sądem. Z powyższych uwag wynika, że treść naszych pojęć jest niewyobrażalną. Jakże w takim razie wytłoma-czyć możemy niewątpliwy fakt, że wielu naszym ogólnym pojęciom towarzyszą mniej lub więcej wyraźne wyobrażenia? Jeżeli zastanawiam się nad ogólnem pojęciem, mianowanem przez wyraz »koń«, to w mojej świadomości oprócz treści, którą mogę wypowiedzieć w sądach, rysują się mimowoli rozmaite konkretne obrazy widzianych przezemnie koni. Fakty podobne tak często się powtarzają, że niektórzy psychologowie sądzą, iż treść pojęcia składa się nietylko z sądów, lecz także z podkładowego wyobrażenia konkretnego. Mojem zdaniem jednak, wyobrażenia, towarzyszące pojęciom, nie należą właściwie do ich treści, która zawsze wyraża się w sądach, lecz są jakby odbiciem przedmiotu pojęć. Każdy wyraz mowy budzi w umyśle oprócz treści wyobrażenie przedmiotu pojęcia. Go więcej, można powiedzieć, że przedmiot pojęcia występuje nieraz na pierwszy plan, treść zaś jego ujawnia się dopiero w związku pomiędzy wyrazami mowy. Tak się dzieje przy opowiadaniu jakiegoś zdarzenia lub przy słuchaniu opowiadania. Cała istota porozumiewania się ludzi między sobą polega właśnie na tem, że wyraz mowy, wypowiedziany przez jednego osobnika, budzi w umyśle drugiego przedewszystkiem jakiekolwiek wyobrażenie konkretne, należące do klasy, którą wyraz mowy oznacza. Wyobrażenie to nie należy do treści pojęcia, mianowanego przez dany wyraz mowy, lecz stanowi jego przedmiot, t. j. to, o czem dopiero treść pojęcia wypowiedzianą być może. Treść pojęcia ujawnia się więc w sądach, jakie o tym przedmiocie wypowiadamy i stosownie do tego, czy sądy te zgadzają się lub nie z tem, co o jego treści wiemy, co — 167 — jest w niej zawarte, uznajemy całe opowiadanie za prawdopodobne lub nieprawdopodobne. 3. Obecnie przechodzimy do interesującego nas właściwie zagadnienia, do pytania, jakie znaczenie mają pojęcia w poznawaniu? Wiemy już, że każde pojęcie składa się z symbolu — wyrazu mowy lub jakiegokolwiek innego znaku, z grupy wyobrażeń konkretnych, stanowiących przedmiot pojęcia, oraz z jego treści, t.j. sumy sądów, wyrażających nasze doświadczenia uogólnione. Rozpatrzymy więc oddzielnie znaczenie tych składowych części pojęcia. Zaczynamy od symbolizacyi. Symbole wyrazowe służą przedewszystkiem do oznaczania przedmiotu naszej myśli. Bez nich nie bylibyśmy w stanie uzewnętrznić naszych myśli i udzielić naszych doświadczeń innym osobom. Następnie symbole mają jeszcze to znaczenie, że wiążą i utrwalają w pamięci dokonane doświadczenia. Doświadczenia bowiem, dokonane w roz-maitym czasie i miejscu oraz na rozmaitych przedmiotach, nie dałyby się zgromadzić, połączyć w całość treści pojęcia, gdyby nie wyrazy — symbole, które ustanawiają między niemi związek i nadają im odpowiednią jedność. Przytem doświadczenia te jako uogólnione, pozbawione szczegółów konkretnych i wskutek tego niewyobrażalne, są więcej lotne, że użyję tu tej analogii, t. j. trudniej utrzymują się w pamięci. Dlatego też symbol wyobra-żalny wyrazu mowy, będąc ściśle związany z treścią pojęcia, utrzymuje i utrwala ją w pamięci. Nakoniec ponieważ przy pośrednictwie wyrazów mowy lub innych znaków umówionych odbywa się udzielanie doświadczeń innym osobnikom, przeto treść naszych pojęć tym sposobem wzrasta, bogaci się. Na tej drodze bowiem przedostają się do treści pojęć doświadczenia, dokonane przez innych ludzi, przekazywane ustnie lub na piśmie. Co się tyczy przedmiotu pojęć, to wiemy już, że jest on uporządkowany klasyfikacyjnie w pewne grupy. — 168 — Przy pośrednictwie ogólnych wyrażeń mowy klasyfikujemy niezmierną rozmaitość przedmiotów myśli na szereg klas, przez co ułatwiamy sobie naszą w nich ory-entacyę. Każde świeże doznanie podporządkowujemy natychmiast przez odpowiednie mianowanie jednej ze znanych nam klas pojęciowych; tym sposobem niezmierzony ogrom naszych doświadczeń sprowadzamy do względnie szczupłej, a w każdym razie ograniczonej i możliwej do objęcia liczby działów. Kolejno przechodzimy do trzeciego składnika pojęć, mianowicie do ich treści. Treść ta, jak już wiemy, stanowi szereg dokonanych doświadczeń, ujętych w sposób uogólniony, zachowanych w pamięci, powiązanych i utrwalonych tam przez odpowiednie symbole wyrazowe. Jest to jakby rodzaj magazynu zapasowego, z którego czerpiemy przy każdem następnem przewidywaniu. Wspominaliśmy już niejednokrotnie, że przewidywanie nasze jest oparte na poprzedzających doświadczeniach; z nich czerpiemy to, co przewidujemy, co dopełniamy, a co nie mieści się w obecnem doznaniu. To też uporządkowanie tych doświadczeń w pewne grupy pojęciowe, powiązane i utrwalone przez wyrazy mowy, stanowi niezmierne ułatwienie w czynności przewidywania. Druga korzyść polega na większej pewności przewidywania, opartego na pojęciach. W treści pojęć mieszczą się wyłącznie, albo w każdym razie przeważnie, doświadczenia uogólnione, które stale się powtarzają, to też przewidywanie z takich doświadczeń będzie pewniejsze, aniżeli z doświadczeń pojedyńczych, co do których nie wiemy, czy będą się powtarzać. Jeżeli teraz uwzględnimy, że tylko przewidywania, które się stwierdzają w następnych doświadczeniach, mają znaczenie przy naszej ory-entacyi w otoczeniu, to zrozumiemy, jak wielką rolę odgrywają pojęcia w czynności poznawczej. Posługiwanie się pojęciami w poznawaniu jest po — 169 — niekąd niezbędne w myśl wspomnianego przez nas w rozdziale drugim wymagalnika takożsamości. Przewidywać możemy tylko to, co się powtarza, co jest wspólne przedmiotom i zdarzeniom; również tylko na tem, co się powtarza, co jest wspólne, możemy opierać nasze przewidywania. Właśnie pojęcia zawierają w swej treści te elementy powtarzające się, te doświadczenia uogólnione i dlatego stanowią tak ważny i niezbędny środek w poznawaniu. A jednak pomimo swej niezbędności pojęcia tylko powoli uzyskały przewagę w przewidywaniu. Na najniższych szczeblach poznawania przewidywanie musiało się odbywać na zasadzie minionych doświadczeń konkretnych; przewidywano z jednego doświadczenia konkretnego, indywidualnego inne podobne, również konkretne i indywidualne. Ponieważ, jak już wiemy, doświadczenia indywidualno-konkretne nie powtarzają się, przeto zdawałoby się, że ten rodzaj przewidywania jest niemożliwy. I tak byłoby w rzeczy samej, gdyby nie ta okoliczność, że już w naszej organizacyi zmysłowej i pamięciowej istnieją urządzenia, które usuwają różnice indywidualne, a wydobywają na jaw szczegóły wspólne, podobne. To też zarówno doświadczenia konkretne minione, zachowane w pamięci, z których przewidujemy, jak obecnie doznawane, co do których przewidujemy, tracą znaczną część swych szczegółów indywidualnych i stają się doświadczeniami wprawdzie konkretnemi jeszcze, ale nie indywidualnemi, lecz ogólnikowemi. W tej ogólnikowo-konkretnej postaci doswiadczenia mogą się już powtarzać i ich przewidywanie staje się wskutek tego mo-żliwem. Był czas i to zresztą nie tak bardzo odległy, kiedy ludzie w poznawaniu praktycznem posługiwali się wyłącznie doświadczeniami ogólnikowo-konkretnemi, kiedy pojęcia ogólne były nieznane. Nawet i obecnie u ludów, — 170 — stojących na bardzo nizkim, pierwotnym stopniu kultury, nie spotykamy wcale pojęć ogólnych; wyrazy mowy w ich języku symbolizują tylko doświadczenia konkretne o charakterze ogólnikowym. Prace Ribota 1), Bruhla2) zawierają cały szereg odpowiednich faktów, zebranych ze sprawozdań podróżników i misyonarzy. Wszyscy podróżnicy zgodnie przyznają, że w językach Indyan północnej i południowej Ameryki, Australczyków i innych pierwotnych ludów zadziwia wprost niezmierne bogactwo rzeczowników. Każdy przedmiot nosi odrębne miano, a niema wyrazów dla oznaczenia nawet takich najzwyklejszych pojęć ogólnych, jak ręka, oko, ryba, zwierzę, ptak itp. R i b o t np. podaje, że niektóre szczepy Poline-zyi posługują się odrębnymi wyrazami dla oznaczenia ogona u psa, u owcy, u kota itp., nie posiadają jednak wyrazu dla oznaczenia ogona wogóle. Indyanie Ameryki Północnej oznaczają odrębnymi wyrazami dąb czarny, biały; czerwony, ale nie posiadają wyrazu dla oznaczenia drzewa wogóle. Niema również wyrazów dla oznaczenia pojęć abstrakcyjnych i dlatego niema właściwie przymiotników; jeżeli trzeba odróżnić jakiś przedmiot przez oznaczenie jego właściwej barwy, to do rzeczownika, oznaczającego ten przedmiot, dodaje się inny rzeczownik, mianujący inny przedmiot, w którym dana barwa najwyraźniej występuje. Mieszkańcy Tasmanii dla oznaczenia przymiotnika »twardy«, mówią: jak kamień, zamiast okrągły mówią jak księżyc, zamiast długi —jak nogi i t. d. Czasowniki również odznaczają się wielkiem bogactwem sufiksów, które wyrażają rozmaite konkretne szczegóły czynności. Indyanie Ameryki północnej posiadają np. odrębne wyrażenia dla czynności mycia sta 1) Ribot: »Evolution des idees generales«, 1898 r. 2)Levy-Bruhl: »Les fonctions mentales dans les so-cietes inferieures«, 1910. — 171 — tków domowych, twarzy własnej, twarzy drugiego osobnika itp., nie mają jednak wyrazu dla oznaczenia ogólnej czynności mycia. Słowem, zarówno cały układ języka jak sposób wyrażania myśli świadczą, że ludy te nie znają pojęć ogólnych i abstrakcyjnych, a w swych przewidywaniach posługują się przeważnie pamięcią wyobrażeń ogólnikowych — konkretnych. Jest rzeczą także bardzo prawdopodobną, że i spółczesne ludy kulturalne przebywały podobny okres w swoim rozwoju umysłowym i że nasze pojęciowe, klasyfikacyjne uporządkowanie doświadczeń wytworzyło się powoli z pierwotnego konkretnego ich odtwarzania. Pomimo, że człowiek pierwotnej kultury posługuje się przeważnie, jeżeli nie wyłącznie, pamięcią ogólnikową doświadczeń konkretnych, jego przewidywania jednak w zakresie potrzeb życia praktycznego odznaczają się nieraz zadziwiającą trafnością. Tak pomyślne wyniki osięga on przez swoją wielką zdolność spostrzegawczą. Wszyscy podróżnicy, opisujący życie Indyan amerykańskich, podziwiają ich umiejętność chwytania drobnych szczegółów w zdarzeniach; kiedy człowiek cywilizowany wszystko, co spostrzega, klasyfikuje i uogólnia, dziki Indyanin przeciwnie, każde postrzeżenie indywidualizuje do najdrobniejszych szczegółów. Ta skłonność do indywidualizowania stoi w bli-zkim związku ze sposobem przewidywania, opartym na doświadczeniach konkretnych i w pewnym stopniu dopełnia go. Ażeby przy podobnym sposobie przewidywania osięgnąć wyniki możliwie trafne, zgodne z rzeczywistością, trzeba było wynaleźć pomiędzy obecnem doznaniem a jakiemkolwiek minionem doświadczeniem jaknajwięcej punktów stycznych, zgodnych. Nie znając praw ogólnych powtarzania się zdarzeń, człowiek o pierwotnej kulturze posługuje się w przewidywaniu przy — 172 — szłych zjawisk wyłącznie podobieństwem, zachodzącem pomiędzy doświadczeniami. Im zgodność między niemi jest zupełniejszą, im podobieństwo jest większe, tem przewidywanie w tych warunkach będzie pewniejsze. Stąd wynika potrzeba gromadzenia w postrzeżeniach większej ilości szczegółów czyli innemi słowy, potrzeba indywidualizowania. Do zadośćuczynienia tej potrzebie człowiek pierwotny doszedł bezwiednie na drodze przystosowania i tym sposobem wyrównał wady, właściwe ogól-nikowo-konkretnemu sposobowi przewidywania. Decydującym więc motywem do zamiany konkretnego sposobu przewidywania na ogólny, klasyfikacyjny był nie tyle wzgląd na niedostateczną trafność wyników, ile na bardzo ograniczony zakres jego stosowania. Przewidywanie, oparte na ogólnikowych konkretnych doświadczeniach, mogło wystarczyć tylko dla najbardziej elementarnych potrzeb życia. W miarę rozwoju kultury, w miarę tego, jak w sferę zainteresowania wciągnięty został cały ogrom pomijanych dotychczas zjawisk, sposób pierwotny musiał się okazać niedostatecznym i niewygodnym. Dla objęcia nowych, w swych szczegółach konkretnych i odosobnionych doświadczeń nie mogły wprost wystarczyć siły pamięciowe człowieka. Z konieczności więc musiał się znaleść sposób inny, który dałby możność oryentowania się wśród ogromu nowych doświadczeń; sposób taki znalazł się wkrótce w pojęcio-wem, klasyfikacyjnem uogólnieniu. Odtąd już pojęcia zyskują coraz większą przewagę w poznawaniu, do nich przystosowuje się mowa i cały bieg myśli poznawczej. Pojęcia nie są czemś nieruchomem, niezmiennem. Zarówno w poznawaniu praktycznem, jak naukowem treść pojęć ulega z biegiem czasu zmianie, rozszerza się lub zacieśnia, stosownie do zasobu dokonanych doświadczeń. Inną była treść pojęcia magnetyzmu lub elektryczności przed 100 lub 150 laty, a inna w obecnym cza — 173 — sie; inne było pojęcie cnoty u Rzymian starożytnych, a inne w etyce chrześciańskiej. Zdarza się także, że jakieś pojęcie ginie, zatraca się. Giną tu nie fakty, nie doświadczenia, o ile były dobrze obserwowane i opisane, lecz ich powiązanie w odrębne grupy pojęciowe. Tak np. zatraciło się w medycynie pojęcie kołtuna jako osobnego gatunku patologicznego. Natomiast wciąż powstają nowe pojęcia bądź z nowych, świeżo dokonanych doświadczeń, bądź z nowego ugrupowania dawniej znanych. Sposób powstawania pojęć jest zawsze jednakowy. Najpierw gromadzimy doświadczenia, dotyczące tego samego przedmiotu, następnie wiążemy je ze względu na wspólność przedmiotu w pewną grupę, którą ostatecznie mianujemy odpowiednim terminem. Tak powstały w fizyce pojęcia ciepła utajonego, ciepła właściwego, potencyału elektrycznego i t. p.; na tej drodze również ustanawiamy nowe gatunkowe pojęcia w botanice, mineralogii, zoologii i patologii. Najbardziej charakterystyczną cechą pojęć jest ta ich właściwość, że odtwarzają w sposób ogólny dokonane doświadczenia, stanowią ich rekonstrukcyę. Pojęcia w tem znaczeniu mogą wprawdzie zawierać elementy hypotetyczne, przypuszczalne w postaci wniosków, ale elementy te muszą się zgadzać z rzeczywistemi, dokona-nemi doświadczeniami. Moje np. pojęcie kamienia polnego zawiera w swej treści wniosek, że kamienie polne zostały przeniesione z gór skandynawskich na niziny środkowej Europy przez lodowce w oddalonej epoce lodowej. Wniosek ten nie wynika bezpośrednio z doświadczenia, ale zgadza się najzupełniej z dokonanemi doświadczeniami i stanowi ich uzasadnione wytłomaczenie. A zatem tylko wnioski zgodne z doświadczeniami mogą się znajdować w treści pojęć; niespełnienie tego warunku czyni pojęcia rekonstrukcyjne błędnemi, nieprzydatnemi w czynności poznawania. Głównym bowiem celem pojęć — 174 — jest dostarczenie nam uporządkowanego materyału dla przyszłego przewidywania; jeżeli więc materyał ten zawiera elementy błędne, niezgodne z rzeczywistemi doświadczeniami, to oparle na nich przewidywanie musi być również błędne. Kończąc rzecz o pojęciach, wspomnieć jeszcze muszę o teoryi epistemologicznej pojęć, jaką podała Ko-disowa1), konsekwentna krzewicielka empiriokrytycyzmu na naszym gruncie. Autorka uznaje to samo, co i my, założenie, że pojęcia są środkami przewidywania, tłomaczy tylko znaczenie tego środka w sposób odmienny, zgodny z zasadami empiriokrytycznej filozofii. Zgodnie więc z nauką Avenariusa odróżnia w każdem doświadczeniu elementy i charaktery; elementami są własności rzeczy, charakterami zaś wszelkie stosunki, zachodzące pomiędzy rzeczami i ich elementami. Charaktery, resp. stosunki mają ważne samozachowawcze znaczenie; na ich podstawie osobnik przewiduje przyszłe występowanie rzeczy i elementów. Następnie stosunki tem się jeszcze odróżniają od własności, że są względnie niezależne od subjektu, czyli innemi słowy, są objektywne2). Wobec takiego znaczenia stosunków poznawanie już przy pierwszych swych krokach wyodrębnia je z doświadczenia. Wyodrębnienie to nosi nazwę faktu i odbywa się na drodze abstrakcyi, przez wyłączanie elementów z całości doświadczenia; z faktów zaś powstają pojęcia. Pomiędzy wyobrażeniami i pojęciami da się ustanowić następująca różnica: Wyobrażenie czyli »obraz pamięcio-wy« rzeczy odtwarza całość doświadczenia ze wszyst 1)       Kodisowa: »Rzeczywistość i jej naukowe pojęcie«. »Przegl. filozof.«, t. V, z 1902 r. 2)       Nadmienić musimy, źe objektywność stosunków nieza leżnie od szkoły empiriokrytycznej uznawali także Helmholtz i Poincare. — 175 — kimi jego elementami i charakterami, jest to, jak się wyraża Kodisowa, »myśl przynależna rzeczy«, pojęcie zaś łączy i odtwarza fakty, zaznacza tylko stosunki (charaktery) z możliwem pominięciem elementów i stanowi »myśl odpowiednią rzeczy«. Im zupełniej pojęcie jest pozbawione elementów, tem jest doskonalsze, tem bardziej zbliża się do t. zw. doświadczenia czystego, objekty-wnego. Powyższa teorya, której tylko najogólniejszy szkic tutaj podajemy, jest niewątpliwie konsekwentnie i kunsztownie zbudowana. Przy jej pomocy dadzą się dobrze wyjaśnić zwłaszcza pojęcia naukowe abstrakcyjne, jak siła, energia, ruch, potencyał itp. O wiele trudniej sprawa przedstawia się z pojęciami ogólnemi, w których elementy (własności) stanowią główną i niezbędną część treści. We wszystkich ogólnych pojęciach gatunków i rodzajów zoologicznych, botanicznych itp. elementy są niezbędne; bez nich pojęcia te straciłyby całe swoje znaczenie w przewidywaniu. To też pojęcia te z trudnością tylko dadzą się pomieścić w ramach powyższej teoryi, co właśnie stanowi jej słabą stronę. 4. Oprócz powyższych pojęć rekonstrukcyjnych spotykamy jeszcze w poznawaniu, zwłaszcza naukowem, inne pojęcia, które dla odróżnienia nazywamy konstruk-cyjnemi albo wprost konstrukcyami. Zarówno pojęcia rekonstrukcyjne jak konstrukcyjne są sposobami, ułatwiającymi nasze poznawanie z tą tylko różnicą, że pierwsze ułatwiają czynność poznawczą przez uogólnienie, streszczenie, słowem uporządkowanie doświadczeń, drugie zaś przez ich uproszczenie. W przyrodzie zjawiska występują nieraz w postaci tak zawikłanej, że ich analiza na doświadczenia proste i następcza synteza w postaci pojęć nie dają się urzeczywistnić. Ażeby w tych przypadkach uzyskać możność przewidywania, musimy zjawiska te uprościć, co spełniamy w ten sposób, że albo — 176 — wyłączamy komplikujące doświadczenia z zakresu danego zjawiska, albo na ich miejsce wprowadzamy inne dowolnie wybrane, możliwie proste. Utworzone tym sposobem pojęcia nie stanowią rekonstrukcyi naszych doświadczeń w całej ich pełni, lecz utwory pojęciowe sztuczne, bądź pozbawione pewnych elementów doświadczalnych, bądź posiadające elementy, których niema w do-konanych doświadczeniach. Wobec tego w treści każdej konstrukcyi możemy odróżnić dwa rodzaje elementów: realne i racyo-nalne, resp. fikcyjne. Realne elementy stanowią jądro konstrukcyi i składają się z doświadczeń rzeczywiście dokonanych, w odpowiedni sposób uogólnionych. Elementy zaś racyonalne dopełniają właściwie konstruk-cyę, nadają jej formę skończonego pojęcia. Bez nich konstrukcya nie mogłaby być rzeczowo wyodrębniona, usamoistniona. Wśród elementów racyonalnych możemy także odróżnić dwa ich rodzaje: negatywne, polegające na wyłączeniu rzeczywistych doświadczeń, oraz p o-zytywne, które stanowią czyste wytwory umysłu, nieistniejące w doświadczeniu i z niem niezgodne. Uwzględniając powyższą różnicę w elementach konstrukcyi, możemy ustanowić: 1) konstrukcye z elementami racyonal-nymi negatywnymi i 2) konstrukcye z elementami pozytywnymi; pierwsze odpowiadają co do swej budowy pojęciom rekonstrukcyjnym oderwanym, drugie zaś ogólnym. Jako typ pierwszego rodzaju konstrukcyi możemy podać pojęcie konstrukcyjne liczby, które odpowiada pojęciu abstrakcyjnemu ilości, ale nie jest z niem bynajmniej jednoznaczne. Pomiędzy pojęciami abstrakcyjnemi a konstrukcyami tego typu zachodzi zasadnicza różnica pod tym względem, że pojęcie abstrakcyjne wyodrębnia wprawdzie pewną własność, pewne uogólnione doświadczenia od innych, ale nie nadaje jej odrębnego, niezale — 177 — żnego od innych własności bytu; tymczasem konstrukcya nietylko wyodrębnia daną własność, ale zarazem wyłącza zupełnie wszelkie inne własności i nadaje wyodrębnionemu doświadczeniu byt niezależny. W obydwóch więc przypadkach mamy do czynienia z abstrakcyą z tą tylko różnicą, że abstrakcya w pojęciach rekonstrukcyjnych ma znaczenie myślowe, w konstrukcyjnych zaś rzeczowe. W takich konstrukcyach do abstrakcyi, dokonanej w myśli, dołączamy sąd, że wyodrębniona własność istnieje zupełnie niezależnie od innych własności. Sąd ten jest fikcyjny, gdyż w rzeczywistości tak nie jest, doświadczenie wyodrębnione łączy się zawsze z innemi doświadczeniami i bez nich nie może być stwierdzone. Wracając do podanego przykładu, uważamy pojęcie ilości za abstrakcyjną rekonstrukcyę, pojęcie zaś liczby za abstrakcyjną konstrukcyę. W pojęciu bowiem ilości wyodrębniamy wprawdzie własność (ilość), ale mamy równocześnie świadomość, że własność ta jest związana nierozdzielnie z przedmiotami lub zjawiskami, że nasze odrywanie jest tylko możliwe w myśli, ale nie w rzeczywistości. Dlatego też pojęcie to jest rekonstrukcyjne, gdyż odtwarza w odpowiedni, oderwany sposób nasze doświadczenia. Inaczej sprawa przedstawia się z pojęciem liczby; i tu mamy do czynienia z abstrakcyą, z tem samem pojęciem ilości, ale ilości w pojęciu liczby przypisujemy byt niezależny od przedmiotów i zjawisk wbrew temu, co spotykamy w naszem doświadczeniu. Łączymy więc z pojęciem ilości sąd fikcyjny, stwierdzający jej rzeczową niezależność. Liczba jest jak gdyby rzeczą, ilość jest tylko własnością. Żeby zaznaczyć i utwierdzić rzeczowy charakter liczby, wynalezione zostały odpowiednie znaki, które dopiero pozwalają posługiwać się w całej pełni powyższą konstrukcyą w poznawaniu. Weźmy teraz jakikolwiek przykład drugiego typu TEORYA POZNANIA  12 — 178 — pojęć konstrukcyjnych, odpowiadającego rekonstrukcyjnym pojęciom ogólnym. Przykładem takim niechaj będzie logiczna konstrukcya pojęć. Wiemy już, czem jest pojęcie, rozpatrywane z punktu widzenia epistemologi-cznego, a po części i psychologicznego: jest to suma uogólnionych doświadczeń, dotyczących pewnego zakresu poznania, powiązana i usymbolizowana przez wyraz mowy. Wiemy również, że suma ta nie jest stała, zawsze jednakowa, że zwiększa się w miarę dokładniejszego poznania. Inną sumę doświadczeń zawiera pojęcie choroby w umyśle lekarza, a inną w umyśle nieobeznanego z medycyną laika; inną treść pojęciu temu przypisywali lekarze przed stu laty, a inną obecnie. Wspominaliśmy także, że treść pojęć nie zawsze zawiera same tylko zupełnie uogólnione doświadczenia, że w poznawaniu pra-ktycznem, a nawet w poznawaniu naukowem nieścisłem (biologia, socyologia) spotykamy w treści pojęć doświadczenia niezupełnie uogólnione, które wyrażamy w postaci sądów szczegółowych. A zatem treść pojęć w odpowiadającej rzeczywistości rekonstrukcyi przedstawia się niejednostajnie i niejednolicie. Logika dla swoich celów tworzy sztuczną konstruk-cyę pojęć. Nauka ta zakłada, że treść pojęć jest zawsze stała, jednakowa i że cechy, resp. doświadczenia w treści tej zawarte są zawsze ogólne, t. j. odpowiadają całemu zakresowi pojęcia bez żadnego wyjątku. Założenia te nie mają swego źródła w rzeczywistym układzie treści naszych pojęć, lecz w celu, jaki logika ma do spełnienia; są one więc niezgodne z rzeczywistością, są fikcyjne. Z tego wynika, że konstrukcya logiczna nie odtwarza naszych doświadczeń rzeczywistych, lecz stanowi sztuczny układ pojęciowy, który posiada obok elementów realnych także racyonalne. Realnym elementem jest tu sąd, że treść pojęcia składa się z sumy cech (doświadczeń uogólnionych), racyonalnymi zaś elementami, — 179 — czerpanymi nie z doświadczenia, są sądy, że suma ta jest zawsze stałą i że wszystkie cechy są istotne, dotyczą całego zakresu pojęcia bez żadnych wyjątków. 5. Obecnie musimy się zastanowić nad pytaniem, jakie znaczenie mają konstrukcye w poznawaniu, jaką rolę w niem spełniają? Wspominaliśmy już poprzednio, że do tworzenia konstrukcyi uciekamy się wtedy, jeżeli badane zjawiska są nadmiernie powikłane. Podług ogólnie przyjętej zasady metodologicznej rozkładamy wtedy złożone i powikłane zjawisko na szereg zjawisk prostych, które kolejno badamy. Jeżeli jednak którekolwiek z tych zjawisk prostych nie da się zupełnie wyodrębnić i uwolnić od powiązanych z niem ściśle innych zjawisk i jeżeli przytem zjawisko to budzi równocześnie szczególne nasze zainteresowanie, to w takim razie posługujemy się sztu-cznem wyodrębnieniem, konstrukcyjnem jego objęciem. Dzieje się tak najczęściej ze zjawiskami stosunków; stosunki są zawsze powiązane w sposób bardzo ścisły, nierozerwalny z członami ustosunkowanymi; bez tych ostatnich stosunek nie da się wyobrazić, ani pomyśleć. Może się także zdarzyć, że człony powiązane stosunkiem są tak zawikłane, iż nie można ich żadną miarą uchwycić w postaci zjawisk prostych. Wobec takich przypadków nie pozostaje nic innego, jak uciec się do sztucznych konstrukcyi, w których albo stosunek fikcyjnie uniezależniamy od członów ustosunkowanych, albo zamiast czło-nów rzeczywistych, nadmiernie powikłanych, wprowadzamy człony proste, fikcyjne. Osięgamy tym sposobem możność rozpatrywania szczegółów danego stosunku w warunkach dla naszego poznawania najpomyślniej-szych. Przedmiot, ujęty w postaci konstrukcyi, rozpatrujemy następnie tak, jak gdyby był rzeczywistem zjawiskiem. Rozważamy więc jego szczegóły, kombinujemy je i wyprowadzamy odpowiednie prawa, co wobec uprosz 12* — 180 — czonych warunków konstrukcyi daje się uskutecznić względnie łatwo. Następnie przenosimy wyniki na tej drodze otrzymane do zjawisk rzeczywistych, t. j. przewidujemy na ich podstawie występowanie pewnych doświadczeń w zjawiskach konkretnych. Ażeby wyjaśnić ten bieg myśli poznawczej, spróbujmy wyrazić go symbolicznie. Przypuśćmy, że w rzeczywistych zdarzeniach A, B, C.„ występuje stosunek x. Wyodrębniamy więc ten stosunek sztucznie, t. j, uniezależniamy go od zdarzeń rzeczywistych i rozpatrujemy w tej niezależnej postaci. Przypuśćmy dalej, że stosunek x rozpatrywany w powyższy sposób daje nowe kombinacye lub następstwa y, z... Stąd wnioskujemy, że y, z... wystąpić powinny także w zdarzeniach konkretnych A, B, C... wszędzie tam, gdzie jest obecny stosunek x. Nasze przewidywanie, nasz wniosek będzie najzupełniej uzasadniony, jeżeli y, z... są wynikiem wyłącznie stosunku x i jeżeli na kombinacye i następstwa stosunku x nie wpływają żadne inne elementy zdarzeń konkretnych A, B, C... Jako typowy przykład tego rodzaju poznawania podać możemy matematykę. Z konstrukcyi liczby, wyodrębnionej i uniezależnionej sztucznie, dochodzimy przy pośrednictwie odpowiednich kombinacyi i uogólnień do całego szeregu twierdzeń, wniosków, praw, które stanowią treść nauk matematycznych. Wyniki stąd otrzymane stosujemy następnie do rozpatrywania stosunków ilościowych w zdarzeniach rzeczywistych. Ponieważ rzeczywiste stosunki ilościowe, jakkolwiek ściśle i nierozerwalnie powiązane z przedmiotami i zjawiskami, nie są genetycznie zależne od ich elementów, przeto wyniki teoretyczne matematyki stosujemy w całej pełni do rzeczywistości. Jeżeli mamy do czynienia z konstrukcyami drugiego typu, gdzie nietylko wyłączamy elementy rzeczywiste, lecz zarazem wprowadzamy nowe elementy ra — 181 — cyonalne, to schemat czynności poznawczej przedstawiać się będzie w postaci następującej. Przypuśćmy, że pomiędzy rzeczywistymi członami A i B zachodzi stosunek x. Przypuśćmy dalej, że stosunek x jest tego rodzaju, iż nie może być wyodrębniony i uniezależniony od powyższych członów, gdyż w takim razie traci całe swoje znaczenie; jego istota bowiem polega właśnie na powiązaniu członów. Jeżeli do tego dodamy, że człony rzeczywiste A i B są tak nadmiernie powikłane, iż utrudniają poznanie zachodzącego między nimi stosunku, to nie pozostaje nic innego, jak uciec się do pomocy konstrukcyi. Zakładamy więc fikcyjnie, że tensam stosunek x zachodzi także pomiędzy sztucznie utworzonymi, prostymi członami a i b, analogicznymi do członów rzeczywistych A i B i w tej uproszczonej konstrukcyi rozpatrujemy wszystkie następstwa i kombinacye stosunku x. Wyniki stąd otrzymane przenosimy następnie na ustosunkowanie rzeczywiste i przewidujemy, że te same następstwa w niem ujawnić się powinny. Przewidywanie nasze urzeczywistni się w zupełności, jeżeli człony rzeczywiste dadzą się w całości sprowadzić do członów konstrukcyjnych, urzeczywistni się w mniejszem łub wię-kszem przybliżeniu, jeżeli taką zamianę tylko częściowo uskutecznić możemy. Wyrazem konstrukcyjnego biegu myśli o powyższym typie jest logika oraz geometrya. Logika rozpatruje stosunek zgodności pomiędzy naszemi myślami w celu ustanowienia dla niego pewnych norm kontrolujących. Ponieważ myśli nasze przedstawiają zjawiska niezmiernie zawikłane, co utrudnia w wysokim stopniu poznawanie zachodzącego między niemi stosunku, przeto logika tworzy odpowiadające im względnie proste kon-strukcye pojęć i sądów. Z konstrukcyi tych, powiązanych stosunkiem zgodności, wyprowadzany szereg praw, które stosujemy następnie do kontroli, do oceny wartości na — 182 — szych myśli poznawczych. Wyniki logiki dadzą się zupełnie zastosować do rzeczywistego myślenia, gdyż kon-strukcye logiczne są tak zbudowane, aby rzeczywistym naszym myślom można było nadać całkowicie ich postać. Geometrya rozpatruje formy przestrzenne przedmiotów i stosunki ilościowe między niemi zachodzące. Rzeczywiste formy przedmiotów są niezmiernie urozmaicone i w tej swojej rzeczywistej postaci nie nadają się do uporządkowania, to też poznawanie naukowe posługuje się tu również konstrukcyami i tworzy szereg prawidłowych form, t. zw. figur przez kombinacyę zasadniczych pojęć konstrukcyjnych: punktu, linii, powierzchni itp. Pomiędzy tak uproszczonemi formami stosunki ilościowe dadzą się już łatwo wyprowadzić w postaci całego szeregu twierdzeń, z których następnie ustanawiamy te same stosunki pomiędzy rzeczywistemi formami przedmiotów. Ponieważ rzeczywista forma nie odpowiada ściśle formie geometrycznej, lecz jest do niej w mniejszym lub większym stopniu przybliżona, przeto twierdzenia geometryczne mają zastosowanie w rzeczywistości tylko w przybliżeniu. W przebiegu myślenia poznawczego, posługującego się konstrukcyami, należy ściśle odróżniać dwie jego fazy: teoretyczną i praktyczną v. stosowaną. Teoretyczna faza poznawania konstrukcyjnego polega na tworzeniu konstrukcyi oraz na wyprowadzaniu z nich i z ich kom-binacyi ogólnych praw, zasad i twierdzeń, praktyczna zaś na zastosowaniu tych praw do rzeczywistego układu zjawisk. Pierwsza stanowi właściwe poznawanie konstrukcyjne, właściwą naukę, druga tylko praktyczne jej zastosowanie; pierwsza ustanawia, tworzy, przewiduje nowe prawa i twierdzenia, druga zaś stosuje te wyniki do praktycznego przewidywania. Wobec tego teoretyczna strona poznawania została wyodrębniona i uniezależniona — 183 — od zastosowania praktycznego, ona to stanowi właściwą naukę matematyki, geometryi i logiki. Powstaje obecnie pytanie, dlaczego ten rodzaj poznawania naukowego, jakkolwiek oparty na konstruk-cyach, zawierających elementy fikcyjne, niezgodne z rzeczywistością, daje się jednak zastosować do rzeczywistych zjawisk? Zdawałoby się, że tak być nie powinno, że przewidywanie, wyprowadzone ze sztucznych wytworów naszego umysłu, powinno dać wyniki także sztuczne, fikcyjne, niezgodne z rzeczywistością. Dlaczego więc ze sztucznych konstrukcyi otrzymujemy wyniki co najmniej zbliżone do rzeczywistego układu zjawisk? Wspominaliśmy już poprzednio niejednokrotnie, że treść konstrukcyi nie jest w całości utworem sztucznym, że oprócz elementów fikcyjnych zawiera także elementy realne, wynikające z uogólnienia rzeczywistych naszych doświadczeń. Rola powyższych elementów w konstrukcyi nie jest jednakowa; elementy realne mają tutaj główne, poznawcze znaczenie, elementy zaś fikcyjne spełniają tylko rolę dopełniającą, kształtującą całość konstrukcyi. Nie przyjmują one wcale udziału w przewidywaniu, w wyprowadzaniu wyników poznawczych, te ostatnie są wyłącznie oparte na elementach realnych konstrukcyi. Tem się właściwie tłomaczy zgodność wyników poznawania konstrukcyjnego z rzeczywistym biegiem zjawisk. Z powyższego również widzimy, że elementy fikcyjne konstrukcyi nie są bynajmniej dodatkami dowolnymi, lecz muszą czynić zadość dwom wymaganiom: muszą najpierw dopełniać konstruk-cyę, tworząc z niej skończoną całość, a następnie nie powinny być powiązane genetycznie z elementami realnymi konstrukcyi. Gdyby bowiem znajdowały się z nimi w genetycznym związku, to wywierałyby wpływ na wyniki, co jest niedopuszczalne. Uwzględniając wszystko to, co powyżej powiedzieliśmy — widzimy, że konstrukcye nie w każdym zakresie — 184 — poznawania mogą być stosowane. Najodpowiedniejszym przedmiotem dla konstrukcyjnego poznawania są stosunki powszechne, jako najmniej zależne od innych elementów złożonych zjawisk. 6. Poznawanie naukowe, oparte na konstrukcyach, odznacza się jeszcze tem, że posługuje się przy wyprowadzaniu, resp. przewidywaniu swych twierdzeń bezpośrednio oczywistemi zasadami, które wskutek tego noszą nazwę pewników. Zasady te wynikają bezpośrednio z treści pojęć konstrukcyjnych i dla swego uzasadnienia nie wymagają nic innego, jak tylko uznawania tej treści. Pojęcia konstrukcyjne odróżniają się od rekonstrukcyjnych pod tym względem, że ich treść jest zawsze stała i ściśle wyznaczona. Tworząc konstrukcyę, ustanawiamy już naprzód jej treść przez odpowiedni dobór elementów realnych i racyonalnych; ich ilość i jakość nie może następnie ulegać żadnej zmianie, gdyż w takim razie zmienia się całość konstrukcyi i mamy wtedy do czynienia nie z tą samą, lecz z inną konstrukcyą. Inaczej dzieje się z pojęciami rekonstrukcyjnemi, ich treść składa się z sumy dokonanych doświadczeń, która nigdy nie może być zamkniętą, skończoną. W miarę dokonywania nowych doświadczeń treść pojęcia zmienia się; doświadczenia, których powszechność i ogólność nie sprawdza się, zostają z treści pojęcia wyłączone, natomiast przedostają się tam inne, w nowy sposób stwierdzone i uogólnione. Pomimo takich zmian w treści przedmiot pojęcia pozostaje niezmienny, dotyczy bowiem tej samej grupy podobnych przedmiotów lub zjawisk; tylko wzajemne ich podobieństwa inaczej są przedstawiane. Wobec tak zasadniczych różnic w układzie treści pojęć rekonstrukcyjnych i konstrukcyjnych, przewidywania z nich wyprowadzane mają zupełnie odmienny charakter. Przewidywanie, oparte na treści pojęć rekonstrukcyjnych, ma charakter zawsze względny, że tak po — 185 — wiem, czasowy, zależny od sumy dotychczasowego poznania, dotychczasowych doświadczeń. Ponieważ suma ta nie jest stałą i układ treści pojęcia może w przyszłości uledz zmianie, przeto przewidywanie nasze nie może tu być bezwzględnie pewne, konieczne. Inaczej sprawa przedstawia się z przewidywaniem, opartem na treści pojęć konstrukcyjnych; tutaj treść jest stała, niezmienna i ściśle wyznaczona we wszystkich swych elementach, przewidywanie więc zgodnie z nią wyprowadzone nosi charakter powszechności i konieczności. Charakter konieczności i powszechnego uznania, towarzyszący pewnikom i wyprowadzanym z nich twierdzeniom, budził oddawna żywe zainteresowanie w epistemologii, przyczem poglądy na tę sprawę okazały się mocno rozbieżne. Empiryczna teorya poznania w konieczności i powszechności pewników upatrywała wyraz stałego i ogólnie dostępnego, a zatem powszechnego doświadczenia. Jeden z najwybitniejszych przedstawicieli empiryzmu, J. S t. Mill, który w swoim Systemie logiki poświęcił tej sprawie obszerne i wyczerpujące uwagi, twierdził, że wszelkie pewniki, zarówno matematyczne jak logiczne, są pochodzenia doświadczalnego, że są właściwie wnioskami indukcyjnymi, wyprowadzonymi z całego szeregu stałych, nigdy nie zawodzących, a przytem w każdej chwili możliwych do stwierdzenia doświadczeń. Przeciwnie, teorya racyonalistyczna upatruje w pewnikach prawdy konieczne, niezależne od doświadczenia i czerpane wyłącznie i bezpośrednio z rozumu; doświadczenie bowiem, zdaniem racyonalistów, nigdy nie może nam dostarczyć prawd bezwzględnie koniecznych i powszechnych. Podobnież i krytycyzm Kanta obstawał za tem, że konieczność i powszechność pewników przemawia stanowczo przeciwko doświadczalnemu ich pochodzeniu, i uznawał w nich zasadnicze prawa naszej władzy poznającej. — 186 — Na tle powyżej zaznaczonych zasadniczych różnic wywiązała się w swoim czasie gorąca polemika w tej sprawie pomiędzy Millem, zwolennikiem empiryzmu i Whewellem, wyznawcą krytycyzmu Kanta. Wynik tej polemiki, jakkolwiek nie doprowadził do wyrównania poglądów, wykazał jednak niewątpliwie, że argumenty empiryzmu na tym punkcie są słabsze i że wikłają się w sprzecznościach1). Ostatecznie z tej gorącej walki poglądów dochodzimy w każdym razie do przekonania, że czysto empiryczne pochodzenie pewników obronić się nie da. Z tego jednak nie wynika, że przeciwny empiryzmowi pogląd racyonalistyczny bądź w postaci czystej pierwotnej, bądź w tej formie, jaką mu Kant nadał, ma za sobą zupełną słuszność. Jest tu możliwy jeszcze trzeci punkt wyjścia, mianowicie, że pewniki nie pochodzą z doświadczenia, ani też z przyrodzonej organizacyi umysłu, z praw dyktowanych doświadczeniu przez naszą władzę poznającą, lecz ze sztucznych utworów pojęciowych, zwanych konstrukcyami. Że pewniki są genetycznie powiązane z konstrukcyami, dowodzą tego następujące fakty. 1) Przedewszystkiem pewniki spotykamy tylko w tych naukach, które posługują się konstrukcyami i w całości są na nich oparte, a zatem w logice, matematyce wraz z geometryą oraz teoretycznej mechanice; niema zaś ich w naukach doświadczalnych, które posługują się wyłącznie lub w każdym razie przeważnie pojęciami rekonstrukcyjnemi. Wprawdzie scholastyka ustanawiała także w naukach doświadczalnych pewniki w rodzaju następujących, że natura nie czyni skoków, że ciała działają na siebie tylko 1) Patrz szczegółową i gruntowną, chociaż może zbyt surową i nie pozbawioną przesady krytykę Raciborskiego, zawartą w jego dziele p. t.: »Podstawy teoryi poznania w systemie logiki Milla« z 188G r. T. I, str. 164 i dalsze. — 187 — przez styczność itp., ale te pozorne pewniki zostały następnie z nauki wyłączone jako błędne lub pozbawione wszelkiego uzasadnienia. Obecnie więc uznajemy pewniki tylko w naukach czystych, że tak powiem, konstrukcyjnych. 2) Pewniki zmieniają się w miarę zmiany, zachodzącej w konstrukcyach naukowych. Metageome-tryczne konstrukcye przestrzeni doprowadziły do wyłączenia pewników linii równoległych oraz linii prostej, pewników, opartych na konstrukcyi przestrzeni euklidesowej. Spółczesna logistyka przedstawia również jaskrawy przykład zależności pewników od ustanawianych konstrukcyi pojęciowych. Inne pewniki i inny ich układ spotykamy w systemie tej nauki, ustanowionym przez Peano, a inny w systemie Russella, co zależy w zupełności od rozmaitych konstrukcyi pojęciowych, przyjętych przez powyższych autorów. To też pewniki mają poniekąd charakter hypotetyczny: musimy je uznać za bezpośrednio oczywiste i konieczne pod warunkiem jednak, że przyjmujemy odpowiednią im zasadniczą konstrukcyę. Powstaje obecnie pytanie, dlaczego pewniki, jakkolwiek powstają ze sztucznych utworów pojęciowych, dadzą się jednak w mniejszem lub większem przybliżeniu stosować do faktów doświadczalnych? Na pytanie powyższe możemy odpowiedzieć to samo, cośmy już zaznaczyli, mówiąc o stosowalności konstrukcyi w doświadczeniu. Każda konstrukcya oprócz racyonalnych, fikcyjnych zawiera także elementy realne, odpowiadające doświadczeniu. Ponieważ te realne elementy przechodzą następnie do wynikających z konstrukcyi pewników, przeto pewniki zawierają także pewne elementy realne i na tem właśnie polega ich stosowalność w doświadczeniu. Przewidywanie z pojęć konstrukcyjnych może być pośrednie i bezpośrednie. Pomijając szczegóły przewi — 188 — dywania pośredniego, jako należące właściwie do metodologii, zastanowimy się bliżej nad przewidywaniem bez-pośredniem. Wyniki tego przewidywania, jak już wiemy, nazywamy pewnikami. Wszystkie więc pewniki wynikają z treści pojęć konstrukcyjnych i są wyprowadzane albo z tego, co jest w treści konstrukcyi zawarte, albo z tego, co z kombinacyi konstrukcyi wynika. Stąd pewniki możemy podzielić na analityczne i syntetyczne. Do pewników analitycznych, które nazwać moglibyśmy jeszcze definicyjnymi, należą wszystkie ogólne aksiomaty matematyczne, jak: całość jest większa od swojej części, dwie wielkości równe trzeciej są równe sobie, wielkości równe dodane do równych dają sumy równe itp. Wszystkie one wynikają z defmicyi pojęć konstrukcyjnych (całość i część, równość) i wypowiadają właściwie pewną część ich treści. Wobec tego niektórzy matematycy, jak Grassmann, radzą zastąpić pewniki matematyczne definicyami odpowiednich pojęć konstrukcyjnych. Nie ulega wątpliwości, że taka zamiana da się w matematyce bez żadnej trudności przeprowadzić, z tego jednak nie wynika, że pewniki analityczne niczem się nie różnią od definicyi. Definicya wyraża całą treść konstrukcyi, pewnik zaś analityczny tylko pewną jej część, która ma specyalną wagę ze względu na konsekwencye z niej wynikające. Do syntetycznych należą wszystkie pewniki geometryczne. Geometrya wyróżnia się w dziedzinie poznania konstrukcyjnego tem, że polega na kombinacyi konstrukcyi formy z konstrukcyami ilości, wielkości; to też i jej pewniki mają również podwójne źródło swego pochodzenia i wynikają bezpośrednio z podobnej kombinacyi. Jeżeli wypowiadamy pewnik, że linia prosta jest najkrótszą pomiędzy dwoma punktami, to nasze wypowiedzenie nie wynika bezpośrednio z treści konstrukcyjnego pojęcia linii prostej, gdyż, jak to słusznie zauważył — 189 — Kant, pojęcie prostości nie zawiera żadnej wielkości, lecz tylko jakość. Pewnik ten wynika właściwie z syntezy konstrukcyi jakościowej formy (linia prosta) z kon-strukcyą wielkości (najkrótsza odległość). Do powyższego sądu syntetycznego dochodzimy nie na drodze pośredniej jakiegokolwiek wnioskowania, lecz bezpośrednio przy pomocy oglądu wewnętrznego, idealnego, że tak powiem, eksperymentu. Zestawiamy w wyobraźni konstrukcye linii prostej oraz odległości między dwoma punktami i z tej kombinacyi wyprowadzamy bezpośrednio oczywisty pewnik. Podobnym sposobem powstają wszystkie inne pewniki geometryczne; są one wszystkie, jak je Kant nazywa, sądami syntetycznymi a priori. Filozof ten sięga jednak dalej i sądzi, że wszystkie wogóle pewniki, nawet te, które nazwaliśmy analitycznymi, powstają na drodze syntezy i stanowią wspomniane powyżej sądy syntetyczne a priori. Pogląd ten nie da się przekonywająco uzasadnić, to też obstajemy za tem, że tylko pewniki geometryczne należą do syntetycznych ze względu na syntetyczną właściwość konstrukcyi geometrycznych. Co się zaś tyczy pewników logicznych, to przedewszystkiem zaznaczyć musimy, że zasady, które pod tem mianem znane są w logice (zasady tożsamości, sprzeczności, wyłączonego środka i dostatecznej racyi), właściwie nie są pewnikami, lecz postulatami. Dowodów na poparcie tego zdania nie będę tu przytaczał, podałem je już bowiem na innem miejscu1). Do właściwych pewników logicznych należą: zasada zgodności prosta i zasada zgodności złożona w postaci dictum de omni et nullo, albo nota notae. Zasady te zaliczyć możemy do rzędu pewników analitycznych, gdyż są bezpośrednim wynikiem treści konstrukcyjnego pojęcia zgodności logicznej. 1) Patrz: »Teorya logiki«, 1912, str. 41 i dalsze. — 190 — 7. Z pośród pojęć konstrukcyjnych, stosowanych w poznawaniu naukowem, zasługują na szczególną uwagę konstrukcye liczby, przestrzeni, czasu i ruchu, na nich bowiem zbudowany został cały potężny gmach nauk ścisłych, mianowicie: matematyki, geometryi i teoretycznej mechaniki. Musimy więc zastanowić się bliżej nad źródłami i układem tych pojęć. Na pierwszym planie stawiamy konstrukcyę liczby. Jak już wspominaliśmy, konstrukcya ta utworzoną została w celu objęcia i uporządkowania stosunków ilościowych. Ilość uważamy jako własność przedmiotów i zjawisk, która tem się odróżnia od innych własności, że nie mieści się w samych przedmiotach lub zjawiskach, lecz w sposobie ich postrzegania. Ilość więc określić możemy jako powtarzanie się jednorodnych podobnych postrzeżeń w danym czasie lub przestrzeni. Jeżeli postrzeżenie w naszej świadomości nie powtarza się, to przedstawia się nam jako pojedyńcze, jako jedność, jeżeli zaś te same lub podobne postrzeżenia powtarzają się, to obejmujemy je jako wielość. Jedność i wielość stanowią najpierwotniejszą formę objęcia ilości. Wszystkie przedmioty i zjawiska na podstawie bezpośrednich dat naszej świadomości obejmujemy albo jako pojedyńcze, nie powtarzające się, albo jako wielokrotne, t. j. powtarzające się. Stąd nasze pierwotne sądy ilościowe przyjmują zawsze następującą postać: widzę albo widziałem jednego lub wielu ludzi, jedno lub wiele drzew, słyszę albo słyszałem jeden lub wiele wystrzałów, jedno lub wiele uderzeń dzwonu. Ten sposób pojmowania ilości wystarczyłby nam zupełnie, gdyby ilość nie wiązała się bardzo blizko z potrzebą biologiczną zachowania bytu. Nieokreślone pojęcie wielości (wielokrotności) nie mogło wystarczyć nawet pierwotnemu człowiekowi przy oryentacyi w otoczeniu, gdyż dla bytu jego nie jest rzeczą bez znaczenia, czy ma przed sobą kilkunastu lub kilkudziesięciu nie 191 przyjaciół, kilkanaście lub kilkaset przedmiotów, z których czerpie dla siebie pożywienie. A zatem ściślejsze określenie wielości stawało się koniecznością i musiało być w jakikolwiek sposób uskutecznione. Wielką pomocą w tym względzie okazała się wysoko rozwinięta zdolność indywidualizowania, t. j. spostrzegania szczegółów i różnic osobniczych, zdolność, którą odznaczają się ludy, stojące na nizkim szczeblu kultury. Podróżnicy zgodnie zaznaczają, że murzyni lub indyanie, pasący stada bydła lub owiec, które liczą nieraz po kilkaset sztuk, spostrzegają odrazu ubytek jednej lub kilku sztuk ze stada, jakkolwiek ich zdolność liczenia nie przekracza poza liczbę 3 lub 4. Oryentacyę swoją zawdzięczają temu, że znają wszystkie osobniki swego stada i wskutek tego brak jakiegokolwiek z nich nasuwa się odrazu ich uwadze. Może być i tak, że grupy ilościowe, występujące w skupieniu, przedstawiają pewne przestrzenne lub inne właściwości, po których człowiek pierwotny rozpoznaje zwykle dość trafnie ich rozmiary. Podobne sposoby określania wielości mogły być dostateczne tylko przy bardzo ograniczonem kole zainteresowania, nie wybiegającem poza granice najzwyklejszych potrzeb życia codziennego. W miarę jednak jak z rozwojem kultury zainteresowanie obejmowało coraz większy zakres przedmiotów i zjawisk nieznanych dotychczas, środki powyższe musiały często zawodzić. Dlatego też powstała dość wcześnie potrzeba ściślejszego określania wielości. W pierwotnem objęciu ilości tylko jedność była ściśle określona, wielość zaś przedstawiała się w sposób zupełnie nieokreślony. Stąd mimowoli nasuwała się myśl, ażeby wielość określać przy pomocy jedności; na tej właśnie drodze powstaje liczenie. Pierwsze próby liczenia, t. j. kolejnego dodawania jedności występują bardzo wcześnie. Nawet u Australczyków, stojących na najniż — 192 — szym szczeblu rozwoju umysłowego, spotykamy ślady tej czynności, która zresztą nie przekracza poza liczby 3 lub 4. U innych ludów o pierwotnej kulturze liczenie sięga wyżej do liczb 5, 10 lub nawet 20; wszystko zaś, co znajduje się poza tą granicą, stanowi nieokreśloną wielość. Czynność liczenia polega na kolej nem przyporządkowaniu przedmiotów jednej wielości przedmiotom innej wielości. Ażeby czynność takiego przyporządkowania mogła być w każdym przypadku uskutecznioną, jedna z dwóch porównywanych wielości musi być w każdej chwili dla człowieka dostępną. Taka wielość odgrywa rolę skali, miary, którą się przy liczeniu, resp. mierzeniu wielości posługujemy. Miarą pierwotnego liczenia były najczęściej człony naszego ciała, zwłaszcza palce. Na palcach, t. j. przez porównanie z wielością palców, odbywa się pierwotne liczenie wszystkich przedmiotów. Widzimy to jeszcze dziś u dzieci i u pozbawionych wykształcenia ludzi, którzy stale przy liczeniu posługują się palcami. Pierwotne nazwy palców i części ciała stają się następnie nazwami odpowiednich liczb. U niektórych np. szczepów Indyan Południowej Ameryki nazwa ręki stanowi równocześnie miano liczby 5, nazwa »człowiek« miano liczby 20 (wszystkie palce u rąk i nóg). Z liczenia na palcach powstały także najbardziej rozpowszechnione systemy liczenia: piątkowy, dziesiątkowy i dwudziestkowy. Na wyższym szczeblu kultury, przy więcej skom-plikowanem liczeniu zaczęto się posługiwać muszelkami, kamykami i innymi łatwo ruchomymi przedmiotami. U starożytnych Egipcyan, Greków i Rzymian liczenie przy pośrednictwie kamyków było bardzo rozpowszechnione; stąd nawet powstała łacińska nazwa calculus (rachunek). Owa skala liczenia, owa miara ilościowa ma u ludów pierwotnych zawsze znaczenie konkretne. Jeżeli dziki — 193 — Indyanin opowiada, że widział w lesie tyle białych ludzi, ile jest palców u obydwóch rąk, to określa ściśle wielość, ale określa ją w sposób konkretny. Niema jeszcze w jego umyśle oderwanego pojęcia liczby. W cytowanej już przez nas pracy Bruhla są podane liczne odpowiednie przykłady. W mowie np. niektórych szczepów In-dyan kanadyjskich są osobne wyrazy dla oznaczenia trzech przedmiotów, trzech ludzi, trzech sztuk bydła, niema jednak nazwy dla oderwanej liczby »trzy«. W dalszym rozwoju nazwy kolejnych członów skali liczenia tracą swoje pierwotne konkretne znaczenie i stają się wyrazami czystych liczebników. Liczebniki te mają już charakter pojęć abstrakcyjnych, oznaczają tylko ilość, lecz pomimo to nie są przedmiotami myśli samoistnymi, niezależnymi. Ich charakter oderwany wyraża się tem, że mogą być bez różnicy stosowane do określenia ilości najrozmaitszych przedmiotów i zjawisk, ale bez nich nie mają samoistnego znaczenia. Liczebnik np. trzy w tem oderwanem znaczeniu stanowi jakby coś niedopowiedzianego i nabiera dopiero istotnego znaczenia przez zespolenie z konkretnymi przedmiotami, jak trzy owce, trzy drzewa i t. p. Takimi liczebnikami posługiwała się dość wysoko rozwinięta arytmetyka kupiecka starożytnych Chaldejczyków i Egipcyan. Z abstrakcyjnych liczebników utworzoną następnie została konstrukcya liczby. W tym celu wyłączono z pojęcia liczebników wszelki związek z przedmiotami i zjawiskami i nadano im byt samoistny, zupełnie niezależny od wszelkich jakości. Liczba w tem znaczeniu nie jest już określeniem ilości przedmiotów, lecz samą ilością, istniejącą niezależnie, stanowiącą jak gdyby odrębny przedmiot. Takie uprzedmiotowanie liczby, zupełne jej oderwanie od przedmiotów i zjawisk otoczenia nie mieści się w naszem doświadczeniu, nie godzi się z rzeczywistością, w doświadczeniu bowiem ilość jest nieroz TEORYA POZNANIA  13 — 194 — łącznie związana ze spostrzeganiem innych jakości. W treści więc pojęcia liczby, jak W każdej konstrukcyi, znajdują się elementy realne i fikcyjne. Realnym elementem jest ilość, powtarzanie się podobnych postrzeżeń, fikcyjny zaś element stanowi sąd, przypisujący owej ilości niezależny, substancyalny byt. Ponieważ ilość, aczkolwiek zawsze zespolona w naszych postrzeżeniach z innemi jakościami, nie jest z niemi genetycznie związana, przeto sztuczne a zupełne uniezależnienie ilości w niczem właściwie nie zmienia jej znaczenia, jej treści. Realne więc pierwiastki konstrukcyi liczby nic nie tracą na jej fikcyj-nem uprzedmiotowieniu; przeciwnie, zyskują na tem, że stają się czystymi przedmiotami, do których stosować możemy w całej pełni kategoryę takożsamości. Trzy bochenki chleba nie są takież same, identyczne z trzema kamieniami, liczba jednak trzy jest zawsze i bezwzględnie identyczną z jakąkolwiek inną liczbą trzy. Na tej właśnie bezwzględnej tożsamości liczb polega powszechność i konieczność sądów arytmetycznych, resp. matematycznych. Jeżeli raz stwierdziłem, że 2 + 2 = 4, to wiem napewno, iż zawsze tak będzie, że ile razy dane mi będą 2 i 2 w połączeniu, to całość stanowić będzie cztery. Wiem zaś dlatego, że liczby 2 i 4 są zawsze takież same, identyczne; ich treść nie może ulegać żadnej zmianie. Sądy arytmetyczne są również konieczne, opierają się bowiem na ściśle ustanowionej definicyi liczby. Wiemy, że kolejne liczby powstają przez kolejne dodawanie jedności, a zatem 2 = 1 +1; 3 = 2 + 1: 4 = 3+1. Z definicyi tych wynika, że 2 + 2 = 4, że inaczej być nie może, gdyż wszelki inny wynik stanowiłby z powyższemi definicyami sprzeczność. Konstrukcyę czystych liczb, uniezależnionych zupełnie od przedmiotów i zjawisk, spotykamy po raz pierwszy w nauce filozofa greckiego Pytagorasa, który żył w VI. wieku przed erą chrześciańską. Odtąd zaczyn? — 195 — się rozwój teoretycznej matematyki, której dzieje nie należą do zakresu niniejszej pracy 1). Na zakończenie musimy się jeszcze zastanowić nad rozmaitymi gatunkami ogólnej konstrukcyi liczby. Znamy w spółczesnej arytmetyce liczby całkowite i ułamkowe, dodatnie i ujemne, niewymierne oraz urojone. Powstaje więc pytanie, jakim sposobem utworzył się ten podział i co on właściwie oznacza? Ażeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy sięgnąć do definicyi liczby. Liczbę określano w sposób rozmaity, najwięcej jednak uznania zyskały dwa określenia, podane przez dwóch wielkich matematyków: Euklidesa i Newtona. Pierwszy określa liczbę zwięźle jako zbiór jedności, drugi zaś podaje następującą definicyę: »pod nazwą liczby rozumiemy nie tyle zbiór jedności, ile stosunek jakiejkolwiek ilości do innej z nią jednorodnej, którą przyjmujemy za jedność« 2). Niewątpliwie definicya Newtona jest dokładniejszą, gdyż określa równocześnie jedność, a jedność, jak już wiemy, odgrywa najważniejszą rolę w konstrukcyi liczby. Angielski matematyk wyraźnie zaznacza, że ilość objęta pojęciem jedności jest dowolna, że zależy poniekąd od umowy, od naszego uznania. Powyższa okoliczność dlatego posiada tak wielką wagę, że pojęcie jedności nasuwa mimowoli myśl jakiegoś nierozdzielnego elementu, jakiejś całości. 1) Szczegóły w tej sprawie czytelnik znajdzie: »Dzieje my-śli«, t.l. »Zarys rozwoju matematyki«, opracowany przez Feld-bluma, Smosarskiego i Kwietniewskiego. Krótkie a dokładne szczegóły znaleść również można u F. Cajori: »A History of Elementary Mathematic«. Istnieje tłomaczenie rosyjskie z 1910 r. Dla poważniejszych studyów nad dziejami matematyki nieodzownem będzie klasyczne dzieło Cantora: »Vor-lesungen uber Geschichte der Mathematik«, 4 tomy. 2) Newton: »Arithmetica Univcrsalis«, cyt. w powyżej wspomnianem dziele Cajoriego, str. 348 w tłomaczeniu rosyjskiem. 13* — 190 — Tak też pierwotnie pojmowano jedność; nazwa ta oznaczała całość postrzeżenia bądź w postaci jakiegokolwiek przedmiotu, bądź całego jakiegokolwiek zjawiska. Pięć np. jedności oznaczało pięć ludzi, pięć drzew, pięć owiec, pięć błyskawic i t. p. Dopiero w arytmetyce kupieckiej jedność zyskała obszerniejsze znaczenie; jednością zaczęto tu nazywać nietylko pojedyńcze przedmioty, lecz i zbiór przedmiotów, pewną wielość np. pojedyńcze miary zboża, owoców itp. Taka jedność dała się dzielić lub wyznaczać przez jedności niższego rzędu i stąd właśnie powstała konstrukcya liczb ułamkowych, którą już spotykamy w arytmetyce starożytnych Egip-cyan. Liczby więc całkowite i ułamkowe znane były w pierwotnej arytmetyce kupieckiej i stamtąd przeszły do arytmetyki teoretycznej. W dalszym rozwoju tej ostatniej przy rozmaitych obliczeniach natrafiono na ilości, które nie mogły być objęte przez znane dotychczas liczby całkowite i ułamkowe. Niektóre z tych niezwykłych ilości, mające większe znaczenie w rachunku, zostały uznane za jedności sui generis i ze zbioru ich powstały liczby ujemne, niewymierne i urojone. Na ilości ujemne natrafiono przy próbach odejmowania liczby większej od mniejszej; wzmiankę o nich spotykamy już u Diofantosa, matematyka greckiego z IV wieku po Chrystusie, a matematycy induscy posługiwali się już niemi równorzędnie z liczbami dodatniemi. W nowszej matematyce, poczynając od epoki odrodzenia nauk, liczby te zyskały już szerokie rozpowszechnienie. Z ilością niewymierną, która nie da się objąć ani w postaci liczby całkowitej, ani ułamkowej skończonej, spotkał się Pytagoras, przy obliczaniu przekątni kwadratu, którego bok przyjmował za jedność. W charakterze odrębnych liczb wielkości te wprowadzone zostały dopiero w nowszych czasach. To samo powiedzieć należy o licz — 197 — bach urojonych; na odpowiadające im ilości natrafiono przy wyciąganiu pierwiastków z liczb ujemnych Wzmiankę o nich spotykamy u matematyków induskich, ich teorya jednak należy do nowszych czasów. Liczby ujemne, niewymierne, a zwłaszcza urojone wywołały w swoim czasie wielką opozycyę i utrwaliły się w matematyce dopiero wtedy, kiedy wynaleziono dla nich ra-cyonalne odpowiedniki. Z teoretycznego punktu widzenia konstrukcyom tym nic zarzucić nie można, jeżeli tylko uwzględnimy, że oznaczanie jedności jest dowolne, nie krępowane żadnymi względami realnymi. 8. Przechodzimy obecnie do konstrukcyi przestrzeni. Wiemy już, że Kant uważał przestrzeń za aprioryczną formę naszego oglądu zmysłowego. Dla uzasadnienia tego poglądu autor podaje dwa następujące argumenty. 1) Przedewszystkiem każde doświadczenie zewnętrzne wymaga wyobrażenia przestrzeni, bez niego wyobrażenia ciał i ich wzajemnego stosunku nie byłyby możliwe. Przyczem wyobrażenie przestrzeni jest poniekąd niezależne od wyobrażeń ciał, gdyż możemy łatwo wyobrazić sobie przestrzeń pustą, bez znajdujących się w niej ciał, nie możemy zaś żadną miarą przedstawić sobie ciał bez przestrzeni. 2) Następnie wszystkie prawa geometryczne, oparte na wyobrażeniu przestrzeni, mają charakter prawd powszechnych i apodyktycznych, tymczasem wiemy, że wszystkie prawdy empirycznego pochodzenia nie wyrażają konieczności i powszechnej ważności. Z tego wynika, że nasze wyobrażenie przestrzeni nie może powstawać z doświadczenia, lecz musi mieć genezę poza-doświadczalną, aprioryczną. Argumenty te nie są zupełnie przekonywujące i możnaby przeciwko nim przytoczyć inne dowody. Możnaby np. przeciwko pierwszemu dowodowi Kanta argumentować w sposób następujący. Rzeczywiście doświadczenie zewnętrzne nie jest możliwe bez wyobrażenia prze — 198 — strzeni, właściwiej mówiąc, bez przestrzennych stosunków, ale dlaczego dla wytłomaczenia tego faktu musimy zaraz przypuszczać wyobrażenie przestrzeni, istniejące przed doświadczeniem. Wystarczającego wyjaśnienia dostarczyć nam może inne przypuszczenie, że wyobrażenie przestrzeni powstaje równocześnie z wyobrażeniem ciał, jako synteza wrażeń formy i przestrzennych stosunków, nieodłącznie związanych z innemi wrażeniamL Mówimy nieodłącznie, gdyż zdanie Kanta o niezależności przestrzeni od innych wrażeń budzi także poważne wątpliwości. Przestrzeni pustej, pozbawionej wszelkich jakości tak samo nie możemy sobie wyobrazić, jak ciał bez formy i stosunków przestrzennych; taką przestrzeń możemy tylko pomyśleć, ująć w postaci sądu, ale nie w postaci wyobrażenia. Także przeciwko drugiemu dowodowi Kanta można przytoczyć kontrargumenty. Można, wychodząc ze stanowiska empiryzmu, upatrywać w konieczności i w powszechnem uznaniu prawd geometrycznych wynik stałego, nigdy nie zawodzącego doświadczenia. Możnaby również w tej sprawie widzieć skutek konstrukcyjnego objęcia doświadczenia w postaci ściśle wyznaczonych pojęć, jakiemi się posługuje geometrya. Słowem możliwe są tu inne tłomaczenia, wyłączające aprioryczność, zależną od organizacyi naszej władzy poznawczej. Zapewne i te przeciwdowody sprawy nie rozstrzygają, gdyż nie są pozbawione pewnych wątpliwości i nastręczają odpowiednie zarzuty. To też na drodze krytycznych rozważań sprawy tej zdecydować nie jesteśmy w stanie. Postawmy więc ją inaczej, prościej i zapytajmy, jakie wyobrażenie przestrzeni ma Kant na myśli, mówiąc o apriorycznej formie oglądu zewnętrznego. Otóż nie ulega najmniejszej wątpliwości, że jako aprioryczną formę oglądu autor ten uważał przestrzeń geometryczną ze wszystkiemi jej właściwościami, gdyż tylko ogląd — 199 — w takiej przestrzeni może doprowadzić do apodyktycznych i powszechnych prawd1). Przestrzeń geometryczna posiada następujące właściwości; jest wyobrażalna, czysta, t. j. pozbawiona wszelkich innych jakości zmysłowych, ciągła, bez żadnych przerw, trójwymiarowa, bierna, t. j. nie przedstawiająca żadnego oporu dla wolnego w niej ruchu, jednorodna we wszystkich swoich wymiarach i nieskończona. Przy pośrednictwie takiego przestrzennego oglądu, zdaniem Kanta, z różnorodnych jakościowo wrażeń zmysłowych »wyobrażamy sobie przedmioty jako będące pozewnątrz nas i to wszystkie w przestrzeni; tem określa się lub określić daje ich kształt, wielkość i stosunek jednego do drugiego«. Powstaje obecnie pytanie; czy taki schemat przestrzeni jest koniecznym warunkiem, resp. formą każdego oglądu zewnętrznego, każdego postrzeżenia? Zapewne, człowiek inteligentny, obeznany z zasadami geometryi, patrzy lub może patrzeć na stosunki przestrzenne poprzez schemat przestrzeni geometrycznej, ale czy z tego wynika, że zawsze tak się dzieje, że każdy człowiek bez względu na stopień wykształcenia wyobraża je sobie tak samo? Czy rzeczywiście każdy człowiek, postrzegając przedmioty, ogląda je, jak gdyby mieściły się w czystej, nieograniczonej, ze wszystkich stron nas otaczającej przestrzeni? Czy wogóle wyobrażenie przestrzeni, mieszczącej w sobie przedmioty i nas samych, jest faktem pierwotnym, nieodłącznie związanym z każdym oglądem? Czy nakoniec nasze przedstawienie przestrzeni jest 1) Że tak właściwie Kant pojmował aprioryczną formę przestrzeni, świadczy choćby następująca cytata: »A ponieważ przestrzeń, jaką sobie wyobraża geometra, jest zupełnie dokładną formą oglądu zmysłowego, którą napotykamy w sobie. a priori i która zawiera w sobie zasadę możliwości wszelkich zjawisk zewnętrznych co do ich formy«... »Prolegomena«. Uwaga I, do § 13, tłom. polskie Piątkowskiego, str. 42. — 200 — zawsze jednakowe i posiada wszystkie właściwości, jakie wyznacza dla niej geometrya? Pytania te nasuwają się tu mimowoli i wymagają koniecznie odpowiedzi. Odpowiedź na nie nie jest łatwa, gdyż wogóle jest rzeczą bardzo trudną zrozumieć i przedstawić sobie sposób myślenia i odczuwania wrażeń, odmienny od naszego. Trudność tę przezwyciężyć możemy tylko przez szczegółową analizę obserwowanych faktów lub też przez odpowiednie eksperymenty. Jeżeli będziemy rozpytywali szczegółowo ludzi o małej kulturze umysłu, np. naszych wieśniaków, to przedewszystkiem w ich myśli nie znajdziemy nic, coby odpowiadało ogólnemu przedstawieniu przestrzeni. Znają oni dobrze tylko konkretne stosunki przestrzenne oddalenia i położenia, wiedzą, co znaczą wyrazy »daleko« i »blizko«, »na prawo« i »na lewo«, »u góry i u dołu«, ale wiążą zawsze pojęcia tych stosunków z wyobrażeniami przedmiotów i nie mogą zrozumieć oderwanej od przedmiotów pustej przestrzeni. Wyrazy »pusty«, »pełny« pojmują zawsze w znaczeniu konkretnem, jako określenia zawartości przedmiotów; mówią więc: pusta beczka, puste mieszkanie, pełny kościół i t. p., ale nie mogą wyobrazić sobie czegoś pustego i zarazem pozbawionego granic, ścian. Używają wyrazów »przestrzennie«, »przestronnie« dla oznaczenia dużych odstępów pomiędzy przedmiotami, pozwalających na swobodę ruchów. Słowem, ludzie na tym szczeblu kultury umysłowej nie posiadają ogólnego wyobrażenia przestrzeni, lecz mają pojęcie tylko o konkretnych stosunkach przestrzennych, jak oddalenie i położenie. Do pojęcia stosunków przestrzennych ludzie dochodzą na drodze doświadczenia, przez kombinacye wrażeń wzrokowych i dotykowych z wrażeniami organicznemi, kinematycznemi (czucie mięśniowe i stawowe). Te ostatnie wrażenia odgrywają najważniejszą rolę i tem się zapewne tłomaczy, dlaczego ludzie ślepi od urodzenia — 201 — dochodzą również do dość dokładnego poznania stosunków przestrzennych. Stąd nawet niektórzy autorowie, jak Riehl, wyprowadzają całe przedstawienie przestrzeni wyłącznie z wrażeń kinematycznych. Doświadczenia, które prowadzą do poznania stosunków przestrzennych, są u ludzi dość mozolne; dziecko zaczyna się w nich oryento-wać dopiero po licznych próbach kojarzenia swych wrażeń wzrokowych z ruchowemi. Ludzie ślepi od urodzenia, którym operacya dopiero przywróciła wzrok w późniejszym wieku, nie oryentują się także w widzianem otoczeniu zaraz po odzyskaniu wzroku i dopiero przez odpowiednie doświadczenia uczą się oceniać wzrokiem stosunki przestrzenne. Tylko u zwierząt powyższe, nabyte w życiu gatunku doświadczenia są utrwalane dziedzicznie na drodze odruchowej organizacyi. Kurczę świeżo wyklute już po kilku godzinach biega swobodnie i chwyta dziobem w odpowiedni sposób ziarna jagieł. Kozica górska prawie zaraz po urodzeniu biega sprawnie po skałach nad przepaściami. Niema więc w naszem pierwotnem objęciu stosunków przestrzennych ogólnego schematu, ogólnego przedstawienia przestrzeni. Gdybyśmy nawet spróbowali sztucznie uogólnić pierwotne objęcie stosunków przestrzennych w postaci ogólnego przedstawienia, to otrzymalibyśmy wynik, daleko odbiegający od schematu, jaki podaje geometrya. Takie sztuczne uogólnienie wyprowadził Mach na zasadzie dat, zaczerpniętych z fizyologii zmysłów i nazwał je przestrzenią fizyologicznąl). Otóż przestrzeń fizyologiczna jest przedewszystkiem wypełniona rozmaitemi jakościami zmysłowemi, rozmaitymi przedmiotami. Następnie jest wprawdzie trójwymiarową, t. j. 1) Mach: »Die Analyse der Empfindungen«, IV wydanie z 1903 r., str. 84 i dalsze, oraz druga praca tegoż autora: »Er-kenntnis und !rrtum«, 1905 r., str. 331. — 202 — oznaczaną w stosunkach: »z przodu i z tyłu«, »na prawo i na lewo«, »u góry i u dołu«, ale oznaczenia te nie są jednorodne. Inaczej przedstawiają się nam przedmioty zdaleka, a inaczej zblizka, inne jest ograniczenie przestrzeni w górze, aniżeli w dole i z boków, o czem świadczy choćby spłaszczenie kopuły widnokręgu w naszych wrażeniach wzrokowych; również kierunek »na prawo« przedstawia, podług badań fizyologów, pewne jakościowe różnice w porównaniu z kierunkiem »na lewo«. Przestrzeń fizyologiczna jest przytem egocentryczna. Linie trzech wymiarów przestrzeni przecinają się jakby w głowie człowieka, przedstawiającego sobie w ten sposób przestrzeń. Człowiek jest jakby ośrodkiem przestrzeni i stąd powstaje względna charakterystyka wymiarów, jako położenia z przodu lub z tyłu, na prawo lub na lewo i t d. Przestrzeń taka jest również skończona, ograniczona siłą naszego wzroku, co ujawnia się w spostrzeganym widnokręgu. Słowem charakterystyka przestrzeni, zawartej w naszem pierwotnem objęciu stosunków przestrzennych, stanowi na wielu punktach wyraźne przeciwieństwo z przestrzenią geometryczną. W miarę dalszego rozwoju umysłu i bliższego zastanowienia się nad naszemi doświadczeniami powstaje dopiero abstrakcyjne pojęcie przestrzeni. Najbardziej do wytworzenia abstrakcyi przestrzeni przyczyniają się liczne doświadczenia nad zmiennością otaczających nas przedmiotów, nad ich znikaniem i powstawaniem. Przed naszym domem rosła kiedyś sosna, dziś jej niema, ścięto ją. Umiemy jednak wskazać miejsce, gdzie sosna rosła; miejsce to dziś jest puste, kiedy przed niedawnym czasem było wypełnione, zajęte przez rozrośnięte drzewo. Na szczycie przeciwległego pagórka stała kiedyś drewniana szopa, dziś jej niema, spaliła się; pozostało po niej puste miejsce, które jednak znajduje się w tym samym stosunku przestrzennym do naszego domu, w jakim {SPECIAL_CHAR: >} — 203 — była istniejąca niegdyś szopa. Tysiączne podobne doświadczenia nasuwają nam myśl, ie oprócz przedmiotu istnieje jeszcze miejsce, które ten przedmiot zajmuje, zajmował lub może zająć w przyszłości i że stosunki przestrzenne nie zależą od przedmiotów, lecz od miejsca, jakie te przedmioty zajmują. Stąd już krok tylko do przedstawienia przestrzeni pustej, czystej, w której znajdują się przedmioty. Wniosek taki jest tylko pozornie łatwy i nasuwający się z konieczności, w rzeczy zaś samej wymaga myślenia, wybiegającego poza ciasne granice potrzeb praktycznych i dlatego ujawnia się dopiero na wyższym szczeblu rozwoju umysłowego1). Otrzymane tym sposobem abstrakcyjne przedstawienie przestrzeni posiada następujące właściwości, które odróżniają je wyraźnie od hypotetycznego przedstawienia przestrzeni fizyologicznej. Przedewszystkiem przestrzeń w przedstawieniu oderwanem jest pustą, czystą; wprawdzie wiemy, że w naszych doświadczeniach przestrzeń jest zawsze wypełniona przedmiotami, ale mamy równocześnie świadomość, że nie przedmioty stanowią nasze otoczenie, lecz przestrzeń, w której się znajdują przedmioty. Innemi słowy odróżniamy już wyraźnie przestrzeń od przedmiotów, czego nie czynimy w pierwotnem, fizyo-logicznem objęciu tej sprawy. Następnie przedstawiamy sobie tę pustą przestrzeń jako jednorodną we wszystkich kierunkach, tymczasem, jak już wspominaliśmy, pierwotne przedstawienie stosunków przestrzennych nie 1) Abstrakcya pustej, czystej przestrzeni zostaje ułatwiona przez pojęcie próżni, które powstaje na drodze doświadczalnej z wrażeń mięśniowych i dotykowych. Z ruchu swobodnego naszego ciała w przestrzeni, bez odczuwania dotykowego oporu, wyprowadzamy pojęcie próżni. Genezę pojęć pełni i próżni rozpatruje szczegółowo Kozłowski w pracy p. t.: »Psychologiczne źródła niektórych zasadniczych praw przvrody«. »Przeglad filozof.«, t II, w 1899 r. — 204 — posiada tej cechy. Do pojęcia jednorodności przestrzeni dochodzimy na drodze sprawdzania, korygowania naszych wrażeń przez doświadczenia ruchowe. Doświadczenia ruchowe, dokonywane w rozmaitych kierunkach, przekonywają nas, że niema tu różnic, jakie są zawarte w naszych pierwotnych wrażeniach. Nakoniec w przedstawieniu przestrzeni, o jakiem obecnie mówimy, niema egocentrycznego pojęcia względności. Stosunki przestrzenne odnosimy nie do naszej osoby, lecz do przedmiotów; odróżniamy oddalenie pomiędzy przedmiotami, ich wzajemne położenie itd. Oprócz różnic powyższych spotykamy jeszcze w abstrakcyjnem przedstawieniu przestrzeni cechy podobne, wspólne z hypotetyczną przestrzenią fizyologiczną; tutaj należą: trójwymiarowość, ciągłość i ograniczoność. Wszystkie powyższe cechy nie stanowią nic innego, jak wnioski ogólne, wyprowadzone z doświadczeń i dlatego nie mogą być wyobrażone, lecz tylko ujęte w postaci sądów. A jednak nie ulega wątpliwości, że w naszem przedstawieniu przestrzeni tkwi także coś wyobra-żalnego; przestrzeń pojmujemy jako wyobrażalną rozciągłość, która posiada powyżej zaznaczone cechy. Wyobrażenie rozciągłości jest jakby jądrem, około którego grupuje się szereg sądów, zaznaczających jego cechy. Właśnie obecność pierwiastka wyobrażalnego w przedstawieniu przestrzeni nasuwała mimowoli pytanie, czy przedstawienie to jest wyobrażeniem, czy też pojęciem? Kant, który uważnie zastanawiał się nad tą sprawą, rozstrzygnął ją na korzyść wyobrażenia. Argumentów jego ani krytycznych nad nimi uwag przytaczać tu nie będziemy; czytelnik znajdzie je dokładnie rozpatrzone w pracy Bornsteina1). 1) Bornstein: »Prolegomena filozoficzne do geometryi«, 1912 r. — 205 — Nasza decyzya w tej sprawie opiera się na następujących argumentach. Przedewszystkiem zaznaczyć musimy, że rozciągłość, przestrzenność nie jest bynajmniej cechą przedstawienia przestrzeni, nie należy do treści przedstawienia, lecz stanowi jego przedmiot. Rozciągłość jest właściwie synonimem przestrzeni i wyrażenie »prze-strzeń rozciągła lub przestrzenna« odpowiada owemu banalnemu wyrażeniu »masło maślane«. Wyobrażalność, która niewątpliwie tkwi w przedstawieniu przestrzeni, polega zarówno jak wyobrażalność wszystkich pojęć ogólnych na tem, że w przedstawieniu pojęciowem obok niewyobrażalnej treści ujawnia się także wyobrażalny przedmiot pojęcia. Nie można więc wskutek wyobrażalności przedmiotu przedstawienia odmawiać przestrzeni charakteru pojęciowego i zaliczać jej do czystych wyobrażeń. Na tej bowiem zasadzie powinniśmy abstrakcyjnemu pojęciu czerwoności odmówić także charakteru pojęciowego, gdyż niewątpliwie przedmiot tego pojęcia jest wyobrażalny, chociaż treść jego, jako oderwana od wszelkich innych jakości, jest tylko myślna i nie da się wyobrazić. Zupełnie to samo widzimy w pojęciu przestrzeni: przedmiotem jego jest wyobrażalna przestrzenność, rozciągłość naszego otoczenia, treścią zaś jego są sądy, wyrażające nasze uogólnione doświadczenia nad tym przedmiotem. Ostatecznie sądzimy, wbrew zdaniu Kanta, że przestrzeń nie jest czystem wyobrażeniem, lecz pojęciem. Pojęcie to dotyczy pewnej własności naszego otoczenia i rozpatruje ją w oderwaniu od wszelkich innych własności, a zatem jest pojęciem abstrakcyjnem. Następnie treść jego zawiera tylko wnioski, wyprowadzone z doświadczeń rzeczywistych, a więc jest pojęciem rekonstruk-cyjnem. Mówimy tu, rzecz prosta, o pojęciu przestrzeni empirycznem, do którego dochodzimy na drodze własnych rozważań i doświadczeń i które charakteryzuje się następującemi cechami: względną, myślną czystością, je — 206 — dnorodnością, trójwymiarowością, ciągłością i ograniczonością. Z pojęcia empirycznego przestrzeni nauka już dawno utworzyła pojęcie przestrzeni geometryczne. Pojęcie to jest konstrukcyjne, gdyż jak to zaraz zobaczymy, zawiera cechy, które nie mieszczą się bezpośrednio lub pośrednio w naszych doświadczeniach. Do takich cech należą: bezwzględna, zupełna czystość, bierność i nieogra-niczoność. Mówiliśmy już poprzednio, że empiryczne, abstrakcyjne pojęcie przestrzeni zawiera także cechę czystości, ale czystość w tem pojęciu jest względna, t. j. ma byt tylko pomyślany jako abstrakcya. Doświadczenia nad zmiennością przedmiotów otoczenia doprowadzają nas do wniosku, że istnieje niezmienna przestrzeń, wypełniona przez zmienne przedmioty i że wskutek tego odróżnić możemy w myśli przestrzeń pustą od wypełniających ją przedmiotów. Ale skądinąd także na zasadzie doświadczeń wiemy, że pustej, niewypełnionej przestrzeni w rzeczywistości niema, że po usunięciu jednego przedmiotu jego miejsce zajmuje natychmiast inny przedmiot, choćby niewidoczne powietrze. Stąd mamy wyraźną świadomość, że czysta, pusta przestrzeń możliwa jest tylko jako abstrakcya w naszej myśli, ale nie istnieje w rzeczywistości. Nauka geometryi czyni z tej abstrak-cyi wymagalnik, nadaje jej byt nietylko możliwy do pomyślenia, lecz wymagalny, konieczny dla pewnych celów i z tego stanowiska poniekąd realny. Spotykamy tu tę samą różnicę, jaką widzieliśmy poprzednio pomiędzy abstrakcyjnem pojęciem ilości a konstrukcyą liczby. Abstrakcya odrywa tylko ilość od przedmiotów w sposób możliwy do pomyślenia, z zupełną świadomością ich rzeczywistego i nierozerwalnego zespolenia, konstrukcya zaś zakłada ich zupełną niezależność i traktuje liczby, jak-gdyby te były substancyami, przedmiotami.. Otóż nauka geometryi traktuje przestrzeń jako zu — 207 — pełnie czystą, pozbawioną wszelkich przedmiotów, wszelkiej zawartości. Na tem jednak nie ogranicza się różnica przestrzeni empirycznej i geometrycznej. Geometrya zakłada jeszcze, że przestrzeń jest przytem zupełnie bierną. Założenie to nie mieści się w naszem empirycznem pojęciu przestrzeni, gdyż doświadczenia nasze pod tym względem wypadają rozmaicie i nie możemy ich w odpowiedni sposób uogólnić. Z oporu spotykanego przez nas przy zmianie miejsca przedmiotów, nie możemy wnioskować, że tylko wypełnienie przestrzeni jest tego przyczyną. Nie znamy żadnych doświadczeń kontrolujących i nie wiemy, czy przestrzeń pusta, pozbawiona przedmiotów, nie będzie stawiała także oporu w pewnych kierunkach. Słowem, bierność czystej przestrzeni nie może być stwierdzona doświadczalnie i dlatego nie mieści się w naszem empirycznem, na doświadczeniach opar-tem pojęciu przestrzeni1). Bierność taką zakłada geometrya i zakłada dlatego, że ta właściwość przestrzeni jest dla jej celów konieczną. Nie moglibyśmy mówić o stałym kierunku linii, o stałości form geometrycznych, gdyby wskutek zmiany miejsca, nakładania figur jednej na drugą, następowała jakakolwiek zmiana w ich formie. Stąd geometrya musi tę własność przypisać przestrzeni. Nakoniec geometrya przypisuje jeszcze przestrzeni nieograniczoność, nieskończoność. Własność ta nie wynika także z naszych doświadczeń i nie mieści się w naszem empirycznem pojęciu przestrzeni; jest ona tylko konieczną dla celów geometryi, dla konstrukcyi linii prostych i linii równoległych. Ostatecznie widzimy, że geometryczne pojęcie prze 1) Bornstein twierdzi przeciwnie, że bierność jest koniecznym wynikiem czystości, pustości przestrzeni. Patrz powyżej cytowaną jego pracę. — 208 — strzeni zawiera dwa rodzaje cech: realne i racyonalne. Do cech realnych należą: trójwymiarowość, ciągłość i względna czystość, do racyonalnych zaś: bezwzględna czystość, bierność i nieograniczoność. Cechy realne są sądami, uogólniającymi pośrednio lub bezpośrednio nasze doświadczenia, cechy zaś racyonalne nie mają swego źródła w doświadczeniu, są nawet z niem niezgodne; ich źródłem jest twórcza zdolność naszego umysłu, kierowana przez naprzód powzięty cel. Dlatego też cechy racyonalne nie stanowią utworów umysłu zupełnie dowolnych, lecz wynikają ze szczegółowego celu i potrzeb nauki; są więc założeniami, wprowadzonemi przez nas do konstrukcyi z celem, ażeby ta mogła spełniać dobrze swoje zadanie środka poznawczego. Historya nauki wskazuje, że pierwsze początki geometryi, tak samo jak pierwsze początki arytmetyki, były pochodzenia empirycznego, że wiele twierdzeń geometrycznych wyprowadzono na drodze eksperymentalnej 1). Dopiero Euklides w IV w. przed erą chrześciańską zgromadził te twierdzenia, uzupełnił je nowemi i nadał im układ demonstratywny, wzajemnie powiązany i oparty na ułożonym przez siebie systemie pewników. Pewniki te wymagały pewnych założeń co do własności przestrzeni, mianowicie co do jej czystości, bierności i nie-ograniczoności. Stąd powstała konstrukcya sztuczna, która odbiega na wielu punktach od pojęcia empirycznego przestrzeni i która dziś znaną jest w nauce pod nazwą przestrzeni euklidesowej. Geometrya Euklidesa ze względu na swój doskonały, ściśle logiczny układ przetrwała prawie bez żadnej zmiany aż do ostatnich czasów. Dopiero w wieku XIX matematycy przystąpili do rewizyi jej założeń r pe 1) Mach: »Erkenntnis und Irrtum«, str. 347 i dalsze. — 209 — wników. Zwłaszcza pewnik linii równoległych, który w zwięzłej, uproszczonej postaci głosi 1), że przez punkt, leżący nazewnątrz linii prostej, możemy przeprowadzić tylko jedną linię równoległą do niej, budził największe zainteresowanie. Łobaczewski w celu sprawdzenia tego pewnika i jego stosunku do innych pewników w układzie Euklidesa uczynił założenie wręcz przeciwne, mianowicie, że przez punkt, leżący nazewnątrz linii prostej, można przeprowadzić kilka linii równoległych, t. j. nie przecinających się z daną linią prostą przy odpowiedniem ich przedłużeniu i wykazał, że założenie to da się pogodzić z innymi pewnikami Euklidesa i nie stanowi z nimi sprzeczności. W takim razie jednak należy przekształcić naszą konstrukcyę przestrzeni i przypuścić, że linie przebiegają w niej nie na płaskich powierzchniach, lecz na t. zw. pseudosferycznych. Przestrzeń taka będzie więc także trzechwymiarowa, ciągła, nieskończona, czysta, lecz nie będzie zupełnie bierną; linie w niej kreślone będą miały nadany przymusowy kierunek pseu-dosferyczny. Ponieważ bierność przestrzeni należy do jej cech racyonalnych, wprowadzonych niejako sztucznie do konstrukcyi, przeto podobne przypuszczenie nie jest nie-możliwem i system geometryi na niem zbudowany jest pozbawiony sprzeczności. Wkrótce potem inny matematyk, Riemann wy 1) Pewniki i postulaty Euklidesa były przez późniejszych wydawców jego »Elementów« wielokrotnie przestawiane i zmieniane. W najdawniejszych wydaniach pewnik linii równoległych, zaliczany tam do postulatów, był formułowany w następujący sposób: »Jeżeli linia prosta przecinająca dwie linie proste tworzy kąty wewnętrzne i po tejże samej stronie położone, razem mniejsze od dwóch kątów prostych, to te dwie linie proste przedłużone dostatecznie daleko, przetną się z tej strony, z której suma kątów jest mniejsza od dwóch kątów pro-stych«. TEORYA POZNANIA  14 — 210 — kazał, że da się wyprowadzić system geometryi zupełnie konsekwentny, pozbawiony wewnętrznej sprzeczności, jeżeli założymy, że przestrzeń jest sferyczną, że linie w niej kreślone przebiegają na powierzchniach sferycznych, kulistych. Wtedy pewnik Euklidesa o liniach równoległych straci całe swoje znaczenie, gdyż w przestrzeni sferycznej niema linii równoległych, przy przedłużeniu nie przecinających się. W takiej przestrzeni nieprawdziwym również będzie pewnik linii prostej, orzekający, że pomiędzy dwoma punktami możemy przeprowadzić tylko jedną linię prostą, oraz pewnik, że dwie linie proste nie mogą ograniczyć powierzchni. Niema również w przestrzeni sferycznej linii prostych nieskończonych, gdyż każda linia ma tutaj przebieg kołowy i przy przedłużeniu wraca do miejsca, skąd wychodzi. Konstrukcya więc przestrzeni sferycznej Riemanna różni się od konstrukcyi przestrzeni płaskiej Euklidesa dwiema cechami, mianowicie tem, że nie jest bierną i nie jest nieskończoną. Ponieważ cecha skończo-ności nie przeczy naszemu doświadczeniu i innym uznanym cechom przestrzeni, a sprawa bierności lub oporności w pewnych kierunkach pustej przestrzeni nie może być doświadczalnie stwierdzoną, przeto konstrukcya przestrzeni sferycznej nie zawiera wewnętrznej sprzeczności i staje się wskutek tego możliwą. Riemann oraz Helmholtz zwrócili jeszcze uwagę, że pojęcie przestrzeni da się sprowadzić do ogólniejszego pojęcia rozmaitości (Mannigfaltigkeit) i że takie podporządkowanie nie jest bez wielkiego znaczenia, gdyż pozwala nam objąć przestrzeń z ogólnego, matematycznego stanowiska i zastosować do niej analizę matematyczną. Przestrzenność, rozciągłość jest jakością i jako taka nie nadaje się do rozważań matematycznych. Jeżeli jednak zważymy, że jakość ta jest ucharakteryzowaną przez właściwe jej stosunki położenia punktów i że sto — 211 — sunki te mogą być rozpatrywane jako zależności pomiędzy wielkościami, to zrozumiemy możliwość zamiany jakościowej przestrzeni na ilościowe pojęcie rozmaitości, wyznaczanej przez pewne zmienne, niezależne wielkości. Nasza więc przestrzeń trójwymiarowa, będąca przedmiotem rekonstrukcyjnego pojęcia przestrzeni fizycznej oraz konstrukcyi przestrzeni geometrycznej, wyraża ze stanowiska analizy matematycznej rozmaitość wyznaczoną przez trzy zmienne wielkości. Rozmaitość tę możemy podporządkować jako gatunek ogólniejszemu rodzajowemu pojęciu rozmaitości, wyznaczanej przez n zmiennych wielkości. Z tego wynika, że nasza przestrzeń trójwymiarowa nie jest jedyną możliwą formą przestrzeni, lecz tylko jednym z możliwych jej przypadków, z możliwych jej gatunków. A zatem oprócz trzech powyżej zaznaczonych możliwych konstrukcyi przestrzeni: płaskiej, sferycznej i pseudosferycznej, które analiza matematyczna określa jako rozmaitości o stałej krzywiźnie, bądź równej zeru (przestrzeń płaska), bądź pozytywnej (przestrzeń sferyczna), bądź negatywnej (przestrzeń pseudo-sferyczna), możliwe są jeszcze konstrukcye o rozmaitej ilości wymiarów. Tak się przedstawia w najogólniejszym zarysie sprawa t. zw. geometryi nieeuklidesowej, która w ostatnich zwłaszcza czasach wywołała bardzo ożywioną wymianę myśli zarówno wśród matematyków jak filozofów. Nie mogę tej sprawy rozpatrywać bliżej, muszę tylko zaznaczyć ogólnie, że wywarła ona wielki wpływ na teoryę poznania geometrycznego i doprowadziła do następujących wyników. 1) Pojęcie przestrzeni, na którem się opiera cała nauka geometryi Euklidesa, nie jest jedynie możliwą i konieczną formą ujęcia wrażeń, lecz stanowi konstrukcyę pojęciową o niektórych elementach racyonalnych, wniesionych do niej poniekąd dowolnie. 2) Obok konstrukcyi przestrzeni euklidesowej 14* — 212 — możliwe są także liczne inne konstrukcye o innych pierwiastkach racyonalnych. 3) Pewniki geometryczne zależą w znacznym stopniu od konstrukcyi przestrzeni, to też ulegają odpowiedniej zasadniczej zmianie, jeżeli przyjmiemy inną konstrukcyę. Powyższe wyniki nie zmniejszają jednak praktycznej wartości geometryi Euklidesa. Wspominaliśmy już poprzednio, że pierwsze początki geometryi były empirycznego pochodzenia i dopiero, kiedy zgromadzono dostateczną liczbę odpowiednich doświadczeń, Euklides ustanowił dla nich swoją konstrukcyę przestrzeni i oparte na niej pewniki. Jego więc konstrukcya była przystosowaną do faktów, zdobytych na drodze doświadczenia; dlatego też ze wszystkich możliwych konstrukcyi jest najbliższą postrzeganej przez nas rzeczywistości. Jest ona najbliższą i dlatego jeszcze, że jej racyonalne założenia odbiegają najmniej od doświadczenia. Jakże teraz po tem wszystkiem, cośmy powyżej wy-łuszczyli, przedstawi się nam zagadnienie aprioryczności przestrzeni, postawione przez Kanta? W ogólnem zagadnieniu aprioryczności należy ściśle odróżnić dwa odrębne i zasadniczo różne pytania, mianowicie: 1) co nazywamy apriorycznem poznaniem lub apriorycznymi pierwiastkami poznania i czy takie poznanie rzeczywiście istnieje? i 2) jeżeli istnieje poznanie aprioryczne, to jakie jest jego źródło, jaka jest jego geneza? Otóż odróżniając ściśle dwie strony zagadnienia, faktyczną i genetyczną, możemy co do aprioryczności pojęcia przestrzeni udzielić następującej odpowiedzi. Jeżeli zgodnie z poglądem Kanta apriorycznością nazwiemy to, co się nie mieści w doświadczeniu, to musimy przyznać, że nasze pojęcie przestrzeni geometrycznej jest aprioryczne, gdyż zawiera pierwiastki nie mieszczące się w doświadczeniu; są nimi owe racyonalne cechy, wprowadzane przez nas do pojęcia przestrzeni. Zgadzamy się również — 213 — z Kantem, że owe aprioryczne pierwiastki pojęcia przestrzeni oraz takież pierwiastki pojęć figur geometrycznych i ich elementów stanowią o konieczności i powszechności praw geometrycznych. Nie godzimy się jednak z jego nauką w sprawie genezy pierwiastków apriorycznych. Teorya Kanta upatruje ich źródło w organizacyi umysłu, w formach naszej władzy poznawczej; stosując ten pogląd do przedstawienia przestrzeni, widzi w niem formę naszego oglądu, wyraz ujęcia zmysłowego wrażeń. Otóż gdyby tak było, to za aprioryczne należałoby właściwie uważać pierwotne, t. zw. fizyologiczne przedstawienie przestrzeni ze wszystkiemi jego właściwościami, które, jak już wiemy, daleko i na wielu punktach odbiegają od cech, właściwych przedstawieniu geometrycznemu. W takim razie jednak konstrukcya przestrzeni geometrycznej byłaby niemożliwa; jeżeli bowiem przestrzeń stanowi przyrodzoną, a zatem stałą formę naszego oglądu, to nie może ulegać żadnej zmianie i zarówno w najpierwotniejszych postrzeżeniach, jak w zawiłych naukowych twierdzeniach geometryi powinna występować zawsze w jednakowej postaci. Tymczasem tak nie jest; przedstawienie przestrzeni w umyśle dziecka i pozbawionego wykształcenia człowieka dorosłego nie jest bynajmniej identyczne z przestrzenią, z jaką zapoznaje nas nauka geometryi. Kant sądził przeciwnie, że wyobrażenie przestrzeni jest zawsze jednakowe i występuje wyłącznie w postaci przestrzeni geometrycznej. Zdanie to wobec znanych nam dziś faktów, zdobytych przez spółczesną psychologię i fizyologię narządów zmysłów, musimy uważać za nieuzasadnione. 9. Przechodzimy obecnie do konstrukcyi czasu. Źródłem tego pojęcia jest czucie trwania, które towarzyszy wszystkim naszym postrzeżeniom zarówno przedmiotów i zjawisk otoczenia jak stanów naszej świado — 214 — mości 1). Czy postrzegamy błyskawicę, lot ptaka lub drzewo rosnące w ogrodzie, czy też doznawane przez nas w danej chwili uczucie gniewu lub radości, zawsze mamy świadomość, że wszystkie te postrzeżenia mają pewne rozmaite a właściwe sobie trwanie. Inne jest trwanie mojego postrzeżenia błyskawicy, inne zaś postrzeżenia drzewa, na które patrzę przez okno mojego pokoju. Czy czucie trwania jest pierwotnem, nierozkładalnem, czy też złożonem z innych prostszych elementów, pytania tego tutaj rozstrzygać nie będziemy, należy ono bowiem w całości do psychologii. W spółczesnej psychologii przeważa zdanie, że czucie trwania jest złożone i że na jego powstawanie składają się elementarne czucia organiczne, wywołane przez rytmiczne czynności wewnątrzustrojowe, jako to: oddychanie, skurcze serca itp. Czucie trwania jest nieodłącznie zespolone nie z czynnością postrzegania, lecz z treścią postrzeżenia; to też gdy postrzeżenie mija i jego treść staje się nabytkiem pamięci, czucie trwania nie znika. Jeżeli z jakiegokolwiek powodu odtwarzamy w pamięci treść minionego postrzeżenia, to odtwarzamy również jego trwanie. Odtworzone trwanie, towarzyszące wyobrażeniom odtwórczym, przedstawia pewną różnicę jakościową; nie jest tak żywe i wyraźne, jak podobne czucie, zespolone z postrzeżeniem. Nawet wyobrażenia wytwórcze, czerpane z wyobraźni i układane z rozmaitych części minionych spostrzeżeń, posiadają właściwe sobie trwanie. 1) Używany tutaj termin »trwanie«, »czucie trwania« odpowiada dość blisko temu, co psychologowie niemieccy nazywają »Zeitempfindung«. Nie należy więc utożsamiać użytego przez nas terminu ze znaczeniem, jakie mu nadał Bergson. Autor ten nadaje pojęciu trwania (duree) znaczenie nietylko czystego czucia, ale zarazem »wzajemnego przenikania się, solidarności organizacyi«, słowem, czyni z niego termin poniekąd metafizyczny. — 215 — Gdy wybieram się z wizytą do mojego znajomego i wyobrażam sobie przyjęcie, jakie mnie tam spotka, rozmowę, jaką tam prowadzić będziemy, to treści tych wyobrażeń towarzyszy także świadomość odpowiedniego trwania. Takie przewidywane czucie trwania odróżnia się także jakościowo od trwania doznawanego oraz minionego a wspominanego, mamy bowiem świadomość niemożności jego ścisłego wyznaczenia. Ostatecznie na zasadzie powyższych różnic jakościowych świadomość nasza łatwo odróżnia trwanie, towarzyszące spostrzeżeniom obecnym, od tegoż czucia, zespolonego ze spostrzeżeniami minionemi lub przewidywanemi. Na tej podstawie oparte jest odróżnianie trzech faz trwania: przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Z połączenia trwań naszych postrzeżeń zarówno obecnych jak minionych wynika czucie trwania naszej własnej jaźni. Nasze więc osobiste poczucie trwania jest związane ściśle z naszemi postrzeżeniami, ze świadomą czynnością umysłu. To też przy zawieszeniu tej czynności podczas snu lub podczas choroby ginie poczucie osobistego trwania. Ponieważ wyobrażenia w naszym umyśle występują w kolejnym szeregu jedno po drugiem, przeto trwania, im towarzyszące, mają tensam przebieg i stanowią kolejne następstwo. Następstwo więc jest pierwotnym układem trwań. Stosunek równoczesności nie mieści się w pierwotnem, czysto subjektywnem pojmowaniu czasu, gdyż w naszym umyśle postrzeżeń jednoczesnych niema. Pojęcie tego stosunku jest późniejszym nabytkiem poznania i powstaje dopiero wtedy, kiedy trwanie przenosimy na przedmioty i zjawiska otoczenia i w ten sposób nadajemy mu znaczenie objektywne. Mówiliśmy już, że czucie trwania jest ściśle zespolone z treścią naszych postrzeżeń. Wiemy również, że treść postrzeżeń na zasadzie bardzo wczesnych doświadczeń uprzedmiotowiamy, t.j. przypisujemy jej byt realny, — 216 — objektywny. Otóż wraz z całą treścią postrzeżeń uprzed-miotowiamy także towarzyszące jej czucie trwania; czucie to bowiem posiada wszystkie właściwości innych wrażeń, stanowiących treść postrzeżenia. Jest nam również jak inne wrażenia dane i nie może być dowolnie przez nas ani wprowadzane do postrzeżeń, ani zmieniane lub usuwane z nich. Przypisujemy mu więc byt realny; w tem znaczeniu posiadają trwanie nie nasze postrzeżenia, lecz odpowiadające im przedmioty i zjawiska. Przez takie uprzedmiotowienie zmienia trwanie swój pierwotny charakter; jako czucie zespolone z treścią postrzeżeń trwanie było czystą jakością i różnice pomiędzy trwaniem rozmaitych postrzeżeń były także wyłącznie jakościowe. Trwanie mojego postrzeżenia błyskawicy różni się jakościowo, a nie ilościowo od trwania mojego postrzeżenia lotu ptaka. Kiedy zaś przy uprzedmiotowieniu naszych postrzeżeń przenosimy trwanie na przedmioty i zjawiska, to jakościowy jego charakter ginie, gdyż przestaje być czuciem, a staje się objektywną własnością, która posiada stałą, niezmienną jakość. Wszystkie różnice pomiędzy trwaniami przedmiotów i zjawisk występują w postaci wyłącznie ilościowej; mówimy wtedy o trwaniu dłuższem lub krót-szem i możemy je mniej lub więcej ściśle wymierzać. Ponieważ przedmioty i zjawiska naszego otoczenia istnieją i odbywają się w przestrzeni, przeto i objekty-wne trwanie wiąże się także z przestrzenią. Na tę okoliczność zwraca wielką uwagę Bergson i wyprowadza z niej daleko sięgające konsekwencye. »Zbratani, mówi ten autor1), z wyobrażeniem (przestrzeni), opanowani nawet przez nie, wprowadzamy je mimowoli do naszego przedstawienia następstwa czystego; szeregujemy 1) Bergson: »O bezpośrednich danych świadomości«. Tłom. polskie z 1913 r., str. 71. — 217 — nasze stany świadomości w ten sposób, żebyśmy je mogli widzieć równocześnie, nie jeden w drugim, lecz jeden koło drugiego; krótko mówiąc, odbijamy czas w przestrzeni, wyrażamy trwanie przez rozciągłość, a następstwo przybiera dla nas postać linii ciągłej lub łańcucha, którego części, stykając się, nie przenikają się wcale«. Jako wynik uprzedmiotowienia trwania i jego ścisłego zespolenia z rozciągłymi przedmiotami i zjawiskami, odbywającemu się w przestrzeni, występuje przedewszystkiem stosunek równoczesności. Dopóki trwanie było powiązane tylko ze stanami naszej świadomości, zmieniającymi się kolejno, możliwym był jeden tylko stosunek pomiędzy rozmaitemi jakościowo trwaniami, mianowicie następstwo. Dopiero kiedy trwanie zostało uprzedmiotowione, t. j. przeniesione do przedmiotów i zjawisk otoczenia, ujawnia się możliwość stosunku równoczesności. Ponieważ w przestrzeni istnieją liczne przedmioty i odbywają się liczne zjawiska, z których każde posiada swoje trwanie, przeto ich trwania z sobą spółistnieją. Innemi słowy, stosunek równoczesności możliwym jest tylko pomiędzy przedmiotami i zjawiskami, rozmaicie umiejscowionymi w przestrzeni. Dlatego też Bergson określa równoczesność jako »przecięeie (intersection), czasu z przestrzenią«. Uprzedmiotowienie trwania prowadzi za sobą jeszcze inne następstwo. Każdy przedmiot i każde zjawisko mają swoje trwanie; poszczególne zaś trwania wiążą się z sobą w ten sposób, że albo z sobą spółistnieją, albo jedno po drugiem następuje. Kiedy jeden przedmiot znika i jego trwanie ustaje, trwają inne przedmioty lub też powstają nowe ze swojem trwaniem. Niema więc przerw w trwaniach, jeżeli uwzględnimy ogół przedmiotów i zjawisk. Stąd już krok tylko do objęcia wszystkich poszczególnych trwań w postaci jednego, jednorodnego, ciągłego trwania, które nazywamy czasem. Abstrakcya czasu po — 218 — wstaje więc tym samym sposobem, jak abstrakcya przestrzeni. Czas w abstrakcyi przedstawia nam się jako ciągłe, nieprzerwane trwanie, w którem mieszczą się wszystkie poszczególne trwania jako okresy, jako pojedyńcze jego odcinki. Wszystkie więc przedmioty i zjawiska istnieją, trwają w czasie tak samo, jak wszystkie przedmioty istnieją, zajmują miejsce w przestrzeni. Pojęcia czasu i przestrzeni mają nawet wiele wspólnych cech. Czas taksamo jak przestrzeń jest czysty, pozbawiony wszelkich jakości, jest ciągły, bez żadnych przerw, jest jednorodny i podzielny; różni się zaś od przestrzeni tem, że posiada tylko jeden wymiar oraz że przedmiotem pojęcia czasu jest trwanie, kiedy przedmiotem pojęcia przestrzeni jest rozciągłość. Podobieństwo pojęcia czasu z pojęciem przestrzeni jest tak wielkie i ich związek genetyczny jest tak blizki, że możemy się zgodzić z Bergsonem, iż bez pojęcia przestrzeni nie byłoby pojęcia ciągłego, jednorodnego, podzielnego czasu. Posiadalibyśmy wtedy czucia różnych trwań jakościowych, przerywanych okresowo pauzami podczas snu. Innem jeszcze następstwem uprzedmiotowienia trwania jest możliwość stosowania do przebiegu czasu miary ilościowej, przestrzennej. Subjektywna ocena czasu, oparta wyłącznie na czuciu trwania, jest, jak wiadomo, bardzo zawodna, zależy bowiem od zainteresowania, od oczekiwania, od mniej lub więcej szybkiego biegu naszych myśli itp. okoliczności. To też gdybyśmy się nią wyłącznie posługiwali, musielibyśmy przyznać, że czas przebiega bardzo niejednostajnie, że raz szybko bieży, innym zaś razem wlecze się żółwim krokiem. Inaczej sprawa przedstawiać się będzie, jeżeli trwanie przeniesiemy do przedmiotów i zjawisk otoczenia; wtedy trwanie jednego przedmiotu lub zjawiska możemy porównywać z trwaniem innych i tym sposobem zyskujemy możność ustanowienia objektywnej miary. Za najodpowiedniejszą — 219 — miarę czasu uważamy trwanie ruchu jednostajnego w przestrzeni ciał stałych, ruchu, który albo sam przez się posiada przebieg okresowy, albo któremu okresowość może być dowolnie nadana. To też od najdawniejszych już czasów przyjęto mierzyć trwanie wszystkich zjawisk i przedmiotów trwaniem jednostajnego i okresowego ruchu bądź ciał niebieskich na widnokręgu, bądź wody lub piasku w klepsydrach, bądź nakoniec wahadła w naszych zegarach. Zarówno czas subjektywny, zawarty w naszem czuciu trwania, jak objektywny, polegający na uprzedmiotowieniu tego czucia, są względne; pierwszy zależy od naszych postrzeżeń, od świadomej czynności umysłu, drugi zaś od przedmiotów i zjawisk, istniejących w naszem otoczeniu. Poczucie subjektywne czasu jest ściśle związane z naszą świadomością; przerywa się, gdy w tej ostatniej następuje przerwa i ginie zupełnie wraz ze śmiercią osobnika. Czas więc subjektywny jest skończony i pozbawiony ciągłości. Pojęcie czasu objektywnego wiąże się ściśle z istnieniem przedmiotów i zjawisk otoczenia. Czas w tem pojęciu przedstawia się jako wielkość ciągła, jednokierunkowa, wymierna i jednorodna, ale nie da się przedstawić w postaci zupełnie pustej, czystej i jako wielkość nieskończona. Możemy wprawdzie czas objektywny odrywać w myśli od zdarzeń, traktujemy również wszystkie zdarzenia jako w nim odbywające się, w nim zawarte, ale mamy najzupełniejszą świadomość, że pustego, niczem nie wypełnionego czasu niema, że w każdym momencie czasu coś się zdarza, coś się odbywa. Mówimy również, że czas trwa wiecznie, nie możemy sobie przedstawić jego końca, ale dlatego tylko, że nie możemy sobie przedstawić zupełnej pustki we wszechświecie, zniweczenia wszelkiej materyi i wszelkich zjawisk. Gdyby coś podobnego mogło kiedykolwiek nastąpić, czas objektywny straciłby wszelkie znaczenie, — 220 — gdyż czas ten oznacza właściwie trwanie przedmiotów i zjawisk; brak więc tych ostatnich prowadzi za sobą z konieczności i brak czasu. A zatem czas objektywny jako względny nie jest ani czysty (pusty), ani nieskończony. Tak się przedstawia pojęcie czasu objektywnego, które stanowi abstrakcyę, opartą na doświadczeniach i wnioskach z nich wynikających. Teoretyczna mechanika tworzy z tego pojęcia dla swoich celów konstruk-cyę t. zw. czasu bezwzględnego. Czas bezwzględny jest niezależny od przedmiotów i zjawisk, oznacza trwanie, oderwane od wszystkiego, co trwać może, trwanie przytem bezwzględnie jednostajne, »Czas bezwzględny w astronomii, mówi Newton1), różni się od względnego przez wyrównanie czasu zwykłego. Nierówne bowiem są dni spostrzegane w przyrodzie, chociaż zwykle przy mierzeniu czasu uważane są za zupełnie równe. Tę nierówność astronomowie poprawiają, ażeby prawdziwszym czasem można było mierzyć ruchy ciał niebieskich. Jest rzeczą możliwą, że żaden ruch nie jest w tym stopniu równy, ażeby mógł służyć do ścisłego wymierzania czasu. Wszystkie ruchy mogą się przyspieszać lub spóźniać (accelerari et retardari), tylko bieg czasu bezwzględnego nie może się zmieniać (sed fluxus temporis absoluti mutari nequit)«. Czas bezwzględny, jak wszystkie wogóle konstruk-cye, posiada cechy realne i racyonalne; do pierwszych należą: ciągłość, podzielność, jednowymiarowość, do drugich zaś: bezwzględna czystość, bezwzględna jednostaj-ność i nieskończoność. Konstrukcya ta powstała z potrzeb teoretycznej mechaniki. »Czas bezwzględny; mówi 1) Definicya czasu, podana przez Newtona w jego dziele: »Philosophiae naturalis principia mathematica«. — 221 — Liebmann1), istnieje tylko jako idea, jako pomysł matematyczny, stanowi coś na podobieństwo bezwymiarowego punktu lub jednowymiarowej linii bez szerokości i grubości i podobnie, jak te utwory umysłu, jest idealny i zarazem konieczny. Jak matematyczna idealna linia jest konieczną dla geometryi, tak również matematyczny, idealny, bezwzględny czas jest konieczny dla czystej mechaniki. Jest konieczny, aby można było ustanowić pojęcie ruchu i określić prawo bezwładności ze wszystkimi jego wynikami... Czas bezwzględny, kończy autor, jest tylko teoretyczną fikcyą albo hypotezą«. Podług przyjętej przez nas terminologii takie pojęcie czasu nie jest ani fikcyą w ścisłem znaczeniu tego wyrazu, ani hypo-tezą, lecz konstrukcyą, utworzoną z elementów realnych i racyonalnych (resp. fikcyjnych) zgodnie z celem, do którego dąży teoretyczna mechanika. Konstrukcya czasu nie odgrywa w poznawaniu naukowem tak ważnej i zasadniczej roli, jak konstrukcya przestrzeni. Były wprawdzie próby, podjęte jeszcze w XVIII w. przez Lamberta, ustanowienia na wzór geometryi nauki czasu, t. zw. chronometryi. Lambert, a za jego przykładem także Kant próbowali nawet wyprowadzić z konstrukcyi czasu bezwzględnego szereg pewników chronometrycznych, jako to: że pomiędzy dwiema graniczącemi z sobą częściami czasu niema przerwy, że pomiędzy dwoma punktami trwania istnieje tylko jeden okres czasu, że dwie części czasu nigdy nie są równoczesne, lecz jedna następuje po drugiej i t. p. Słusznie jednak Wundt2) uważa takie formułowanie pewników za tautologiczną parafrazę definicyi czasu i od 1) Liebmann: »Analysis der Wirklichkeit«, III. wydanie z 1900 r., str. 110. 2) Wundt: »Logik«, t. I. »Erkennlnislehre«, wydanie II. z 1893 r., str. 483. — 222 — mawia im wszelkiego znaczenia. Nie można również, jak to czyni Kant 1), upatrywać w przedstawieniu czasu jedynej koniecznej podstawy dla pojęcia liczby, liczenia i wogóle całej matematyki. Wielość bowiem ujmujemy nietylko w czasie, ale także w przestrzeni i słuszniejsze bodaj będzie zdanie Bergsona, którzy przy tworzeniu się pojęcia liczby przypisuje przedstawieniu przestrzeni najważniejszą rolę. Ostatecznie konstrukcya czasu jest głównie środkiem, stosowanym przez mechanikę teoretyczną; bez pojęcia czasu nie dałby się wyznaczyć żaden ruch w przestrzeni, ani nie możnaby było ustanowić żadnych praw jego dotyczących. Na tem kończymy nasze uwagi nad pojęciem i konstrukcyą czasu. Gdybyśmy teraz na zasadzie powyższych uwag chcieli wyrazić opinię co do aprioryczności czasu, to nasze zdanie będzie zgodne z tem, jakie wypowiedzieliśmy przy omawianiu konstrukcyi przestrzeni. Niewątpliwie konstrukcya czasu jako zawierająca elementy racyonalne, które nie mieszczą się w doświadczeniu, jest aprioryczna, ale aprioryczność ta jest czysto konstrukcyjna, wynikająca z potrzeb poznawania, z założeń, czyniących zadość tym potrzebom. Nie może tu być mowy o przyrodzonej formie naszego oglądu, gdyż za taką moglibyśmy tylko przyjąć czas subjektywny, polegający wyłącznie na czuciu trwania, a nie sztuczną, matematyczną konstrukcyę czasu, która występuje dopiero na najwyższym szczeblu poznawania. 10. Pojęcie ruchu jest ściśle związane z pojęciami przestrzeni i czasu. Ruch określamy jako zmianę miejsca przez ciało w przestrzeni i odróżniamy najpierw drogę przebytą przez poruszające się ciała, a następnie szybkość ruchu. Droga przebyta, jako pojęcie czysto przestrzenne, wymaga dla swego wyznaczenia tylko dat, czer 1) Patrz: »Prolegomena«, § 10. — 223 — panych z pojęcia przestrzeni, wyznaczenie zaś szybkości opiera się zarówno na pojęciu przestrzeni, jak czasu. Szybkość bowiem mierzymy drogą przebytą przez poruszające się ciało w jednostce czasu. A zatem droga przebyta (s), czas (ł) i szybkość (v) stanowią trzy zasadnicze elementy ruchu, wzajemnie się wyznaczające. Powyższe wyznaczniki nie wyczerpują wszystkich elementów konkretnego ruchu. W rzeczywistości właściwie niema czystego ruchu, są tylko ciała poruszające się, zmieniające swe miejsca w przestrzeni. Mechanika przedewszystkiem odrywa ruch od wszelkich innych jakości, zawartych w przedstawieniu ciała. Zamiast konkretnych ciał posługuje się punktami geometrycznymi, które mają wyrażać ośrodek ich ciężkości, lub pojęciem masy. Następnie mechanika nie uwzględnia również pierwiastków jakościowych, jakie są zawarte w naszem przedstawieniu ruchu i rozpatruje ruch wyłącznie ze względu na jego stosunki ilościowe. Droga przebyta nie jest jednoznaczna z ruchem i stanowi właściwie idealny ślad, jaki ciało poruszające się pozostawia w przestrzeni. Nieuwzględnienie tej okoliczności i traktowanie mechanicznych wyznaczników ruchu za konkretny jego wykaz, prowadzi do paradoksów, znanych już w starożytności. Do nich właśnie należą owe słynne paradoksy Zenona z Elei, które dzięki Bergsonowi 1) stały się znowu w spółczesnej filozofii aktualne. Paradoksy te są następujące. Szybkonogi Achilles 1) Do paradoksów Zenona Bergson powraca wielokrotnie; mówi o nich obszerniej w »Ewolucyi twórczej« (patrz tłomaczenie polskie Znanieckiego z 1913 r., str. 260 i dalsze), oraz już w pierwszej swej pracy p. t: »Essais sur les donnees imme-diates de la conscience« (patrz tłom. polskie Bobrowskiej z 1913 r., str. 78 i dalsze). — 224 — nie może nigdy dogonić żółwia, jeżeli ten na początku gonitwy wyprzedza go na pewną odległość. Nie może zaś dogonić dlatego, że kiedy Achilles dobiega do miejsca, skąd żółw wyruszył, ten ostatni już przebiegł nową odległość i tak do nieskończoności. Drugi paradoks polega na tem, że ciało nie może się wogóle poruszać, gdyż aby przebyć pewną drogę od punktu A do punktu B, musi naprzód przebyć połowę tej drogi, wprzód jednak połowę tej połowy i t. d. do nieskończoności. Przechodząc zaś nieskończone odcinki tej drogi, nie może nigdy osięgnąć punktu B. Paradoksy powyższe wynikają z utożsamienia ruchu z drogą przebytą. Drogę przebytą jako linię możemy dzielić dowolnie na najdrobniejsze odcinki, ale z ruchem tego czynić nie możemy. Ruch konkretny stanowi pewną jakość, która jest niepodzielna lub jeżeli da się dzielić, to tylko na właściwe jej elementy, także jakościowe. Podzielność nieograniczona nie może być zastosowana do ruchu. Bieg Achillesa może być podzielony na jego elementy, t. j. na kroki, ale kroków na części dzielić nie możemy. Część np. 1/20 kroku jako ruchu niema żadnego znaczenia, nie oznacza wcale ruchu, gdyż krok jako synteza skoordynowanych skurczów mięśni stanowi całość ilościowo niepodzielną. To samo możemy powiedzieć o ruchu ciągłym jakiegokolwiek ciała; dzielić taki ruch na części, na odcinki, to znaczy zatrzymywać go w pewnych punktach. Jeżeli więc tych punktów podziału będzie liczba nieskończona, to ciało właściwie pozostanie w spoczynku i ruchu nie będzie. A zatem paradoks dichotomiczny Zenona dowodzi nie niemożliwości ruchu, lecz niemożliwości jego nieograniczonego podziału. W podobny sposób jeżeli podzielimy bieg Achillesa na nieskończenie drobne odcinki jego kroków i każemy mu posuwać się naprzód na takie odległości, to — 225 — właściwie zatrzymamy jego bieg, gdyż on tak drobnych ruchów wykonać nie jest w stanie. Błąd więc w paradoksach Zenona tkwi w tem, że to, co jest słusznem dla drogi przebytej przez ruch, dla jego śladu w przestrzeni, przenosimy na ruch konkretny, posiadający pewne elementy jakościowe, które nie poddają się takiemu traktowaniu. Tak właśnie wyjaśnia paradoksy powyższe Bergson i wyjaśnienie jego uznajemy za słuszne, jakkolwiek nie godzimy się na dalsze konsekwencyę, jakie z nich wyprowadza. Autor ten bowiem wpada w inną ostateczność; kiedy Zenon w ruchu upatruje tylko drogę przebytą z jej przestrzennością i nieskończoną podzielnością i nie uwzględnia wcale jakościowych pierwiastków, to Bergson przeciwnie widzi istotę ruchu w jego jakościowych elementach, jego zaś przestrzenność wraz z wymiernością uważa za obce dodatki, wnoszone przez nasze dyskursywne, pojęciowe poznanie. Bergsona więc pojęcie ruchu jest taksamo sztuczną konstrukcyą, taksamo odbiega od konkretności, jak mechaniczne, wyznaczone przez przestrzeń i czas, z tą tylko różnicą, że kiedy pierwsze odrywa elementy czysto jakościowe i nadaje im samoistny, niezależny byt, drugie czyni to samo z elementami ilościowymi, przestrzennymi. Mamy tu do czynienia nie z intuicyą konkretnego ruchu, przeciwstawioną sztucznej konstrukcyi mechanicznej, lecz z dwiema konstrukcyami, z których druga, t. j. mechaniczna, ma wielką wartość jako doskonały środek przewidywania, czego bynajmniej o konstrukcyi Bergsona powiedzieć nie można. Właśnie te wyniki z poglądów Bergsona na ruch skłoniły Bornsteina do odrzucenia jego wyjaśnienia paradoksów Zenona. Bornstein podaje własne tłoma-czenie, które głosi, że błąd w tych paradoksach polega na tem, iż wprowadzamy do wyznaczenia konkretnego TEORYA POZNANIA  15 — 226 — ruchu teoretyczne pojęcie nieskończoności. »Liczbę nieskończoną, mówi ten autor1), pomyśleć wprawdzie można, lecz jednocześnie zmuszeni jesteśmy uznać to również, że niema ona odpowiednika w świecie rzeczywistych przedmiotów, gdyż świat ten jako rzeczywisty jest jednoznacznie określony co do liczby swych przedmiotów, posiada ich liczbę realiter określoną, t. j. skończo-ną«... Wobec tego, »droga, jaką ma przebyć Achilles (również i żółw) nie istnieje, nie może istnieć w przestrzenia... »Zenonowski sposób dzielenia biegu Achillesa, choć wydaje się na pozór zupełnie naturalny i niewinny, jest jednak w rzeczywistości niedopuszczalny. Jest niedopuszczalny dlatego, że jest sprzeczny w istocie rzeczy z kardynalnymi warunkami przestrzennego istnienia i że w ten sposób uniemożliwia istnienie drogi ruchu Achillesa i żółwia. A uniemożliwiając istnienie drogi ruchu Achillesa i żółwia, tem samem uniemożliwia i ruch ich, przeto i to, by Achilles mógł żółwia gonić, a więc i dogonić«. Co do drugiego paradoksu Zenona, Bornstein twierdzi, że paradoks ten jest prawdziwy, jeżeli myślimy o ruchu idealnego punktu geometrycznego, błędny zaś, jeżeli rozpatrujemy ruch rzeczywisty ciała trójwymiarowego. Punkt bowiem geometryczny poruszać się nie może postępowo po linii prostej, gdyż pomiędzy dwoma punktami linii prostej zawsze znajduje się punkt trzeci, co uniemożliwia wszelkie posuwanie się punktu naprzód. Tylko punkty fizyczne trójwymiarowe lub takież ciała mogą z sobą bezpośrednio sąsiadować, to też wobec nich paradoks Zenona jest błędny. l) Bornstein: »Kant i Bergson«. »Przegląd filozoficzny« 1913 r., str. 171 i dalsze. — 227 — Tłomaczenie powyższe, mojem zdaniem, jest niewystarczające. Bieg Achillesa staje się niemożliwy nietylko przy podziale drogi jego ruchu na odcinki do nieskończoności, ale nawet przy podziale skończonym, jeżeli te odcinki skończone będą tak małe, że uniemożliwiają mu dalsze stawianie kroków. A zatem nie w nieskończoności podziału leży błąd paradoksu. Również tłomaczenie drugiego paradoksu Zenona nasuwa pewne wątpliwości. Dziwnem wydaje się twierdzenie, że ruch punktu geometrycznego jest niemożliwy, a natomiast możliwym jest ruch ośrodka ciężkości ciała, który także jest punktem geometrycznym. Sprawę tę można wyjaśnić prościej nawet ze stanowiska, zajętego przez Bornsteina, t. j. ze stanowiska czysto przestrzennego, bez powoływania się na jakościowość nieprzestrzenną ruchu. Pozorna słuszność paradoksu Zenona polega na tem, że drogę ruchu, ową linię AB możemy w myśli podzielić na nieskończoną ilość odcinków i tym sposobem ustanawiamy nieskończoną ilość pozycyi dla ciała, poruszającego się od punktu A do B. Mając do przebycia nieskończoną ilość pozycyi ciało nigdy nie osiągnie określonego punktu B. Tak jest w idealnej konstrukcyi, w rzeczywistości jednak jest inaczej; przy najdalej posuniętym rzeczywistym podziale otrzymujemy tylko odcinki skończone. Wobec tego i liczba pozycyi na linii AB jest skończoną i ciało przez te pozycye przechodzące prędzej czy później dochodzi do punktu B. Umyślnie zatrzymaliśmy się dłużej nad paradoksami Zenona, gdyż wykazują pośrednio sposób, w jaki możemy się posługiwać konstrukcyami przy przewidywaniu w konkretnych doświadczeniach. Konstrukcye jako sztuczne, idealne utwory, które odrywają i uniezależniają niektóre tylko elementy doświadczeń oraz dopełniają je przez inne pierwiastki, czerpane z wyobraźni i poniekąd 15* — 228 — fikcyjne, nie mogą być w całej pełni stosowane do przewidywania w konkretnych przypadkach. Muszą one uledz przedewszystkiem uzupełnieniu przez elementy, które zostały pominięte przy ich budowie oraz muszą być tak stosowane, aby przewidywanie nie opierało się na ich elementach fikcyjnych. Nie uwzględniając tych warunków, wpadamy w paradoksy, pozornie słuszne z teoretycznego, idealnego punktu widzenia, błędne zaś w konkretnej rzeczywistości. 11. Obecnie musimy jeszcze w kilku słowach wspomnieć o względności i bewzględności ruchu. Ze ruch spostrzegany przez nas jest względny, wiedziano już bardzo dawno; sprawa ta jednak nabrała większego rozgłosu od czasu, kiedy w wieku XVII zaczęto opracowywać podstawy dynamiki naukowej. Ruch określamy jako zmianę miejsca, zajmowanego przez ciało w przestrzeni, miejsce zaś ciała w przestrzeni oznaczamy przez jego położenie, ustosunkowanie przestrzenne względem innych ciał. Wobec tego i zmianę miejsca ciała musimy wyznaczać przez takież ustosunkowanie przestrzenne do innego ciała, które uważamy za nieruchome, za pozostające w spoczynku. Ponieważ pojęcie spoczynku, braku ruchu jest także względne i wyznacza się przez stałe stosunki przestrzenne do innych ciał, przeto w spostrzeganiu ruchu i spoczynku występuje cały szereg możliwych złudzeń. Ciała np. mogą być w ciągłym ruchu, jeżeli jednak ich wzajemna odległość pozostaje bez zmiany, to ruch ich może być niepostrzeżony. I odwrotnie, ciało może pozostawać w spoczynku, jeżeli jednak rozpatrujemy je z innego ciała, znajdującego się w ruchu, to zdawać nam się będzie, że zmienia miejsce w przestrzeni, że się porusza. Nie będziemy tu podawali przykładów konkretnych, gdyż fakty podobne dobrze są znane. Względność spostrzeganego ruchu była wielką prze — 229 — szkodą w przewidywaniu naukowem zdarzeń dynamicznych; jej również przypisać w pewnym stopniu musimy zasadnicze błędy nauki o ruchu Arystotelesa oraz późny względnie rozwój tej gałęzi mechaniki. To też wielki twórca mechaniki teoretycznej, Newton starał się zastąpić pojęcie ruchu względnego przez inne konstrukcyjne pojęcie ruchu bezwzględnego. Ponieważ kon-strukcya ruchu, jak już wspominaliśmy, jest oparta na konstrukcyach czasu i przestrzeni, przeto bezwzględny ruch wymagał również przyjęcia konstrukcyi bezwzględnego czasu i bezwzględnej przestrzeni. Definicyę czasu bezwzględnego podaliśmy już poprzednio, obecnie podać musimy definicyę przestrzeni bezwzględnej. »Bezwzględna przestrzeń, mówi Newton, z natury swojej nie odnosząca się do żadnego zewnętrznego przedmiotu, pozostaje zawsze jednakową i nieruchomą. Względna przestrzeń jest miarą lub częścią ruchomą pierwszej; poznajemy ją zmysłami przez jej położenie względem innych ciał i zwykle przyjmujemy ją za przestrzeń nieruchomą, jak np. część przestrzeni, część atmosfery, część nieba, określone swem położeniem względem ziemi... Gdy ziemia się porusza, to przestrzenią naszej atmosfery, która pozostaje ciągle ta sama ze względu na naszą ziemię, jest raz ta, drugi raz inna część przestrzeni bezwzględnej, w którą atmosfera przechodzi i nieustannie się zmienia«. Ruchem bezwzględnym (motus absolutas) Newton nazywa przeniesienie ciała z jednego miejsca bezwzględnego na inne, względnym zaś przeniesienie ciała z jednego miejsca względnego na drugie, również względne. Miejsce zaś jest częścią przestrzeni, którą ciało zajmuje i, stosownie do rodzaju owej przestrzeni, jest bezwzględne lub względne. Konstrukcya ruchu absolutnego była poniekąd konieczną dla uzasadnienia prawa bezwładności, ustano — 230 — wionego przez Galileusza, a przyjętego przez Newtona jako zasadniczy pewnik mechaniki teoretycznej. Pewnik ten podług Newtona głosi, że »każde ciało pozostaje w spoczynku lub jednostajnym ruchu postępowym, o ile działające siły nie zmuszają go do zmiany tego stanu«. Wyraża on myśl, że wszelkie zmiany ruchu lub spoczynku jakiegokolwiek ciała zależą od działania innych ciał, które bądź przyspieszają ruch, bądź go zwalniają i zatrzymują, bądź nakoniec wyprowadzają ciało ze stanu spoczynku. W przyrodzie zjawisko bezwładności nigdy nie może wystąpić w całej pełni, gdyż tu spotykamy zawsze liczne ciała, wzajemnie na siebie działające. To też prawo bezwładności zakłada istnienie pustej, nieruchomej, bezwzględnej przestrzeni i bezwzględnego, jednostajnie przebiegającego czasu. Otóż ten wzgląd zmusił prawdopodobnie Newtona do ustanowienia konstrukcyi absolutnego ruchu. Mówimy prawdopodobnie, gdyż nie spotykamy w jego dziele wyraźnych w tej sprawie wskazówek; ściśle matematyczny sposób wykładu nie pozwalał mu na podo-bne wyjaśniające dygresye. Dopiero około połowy XVII w. Euler w pracy p. t.: »Theoria motus corporum solido-rum seu rigidorum« wykazał konieczną zależność konstrukcyi ruchu bezwzględnego od prawa bezwładności. Na konieczność innego jeszcze założenia wskazał matematyk G. Neumann1). Położenia ciała w pustej, nieograniczonej przestrzeni, ani jego ruchu jednostajnego w kierunku linii prostej nie możemy wyznaczyć bez przyjęcia w tej przestrzeni stałego, nieruchomego układu spółrzędnych, co znów konsekwentnie prowadzi do fikcyjnego przypuszczenia, że gdzieś w ogromie wszechświata istnieje jakieś bezwzględnie nieruchome ciało. Ta myśl 1) G. Neumann: »Uber die Prinzipien der Galilei — New-ton'sche Theorie«, 1870. — 231 — nasuwała się już wyraźnie Newtonowi, który nawet wskazywał regiony gwiazd stałych, jako możliwe jego miejsce; ale z drugiej strony fikcyjność takiego przypuszczenia odstraszała wielkiego badacza przyrody, który z zasady chciał unikać hypotez. To też o przypuszczeniu tem zaledwie wzmiankował i nie kładł nań żadnego nacisku; w umyśle jego nie mieściła się jeszcze świadomość, że fikcyjne elementy nie szkodzą konstrukcyom naukowym, które właściwie nie odtwarzają rzeczywistego przebiegu zjawisk, lecz są tylko środkami poznania. Świadomość ta utrwaliła się dopiero w nowszych czasach jako wynik głębszych studyów nad metodologią nauki. Dlatego też dopiero Neumann mógł wykazać, że takie przypuszczenie jest koniecznem uzupełnieniem mechanicznej konstrukcyi ruchu. Podług tego autora zasadnicze prawo bezwładności, na którem zbudowany został cały gmach spółczesnej teoretycznej mechaniki, nie da się uzasadnić bez przyjęcia przestrzeni bezwzględnej, ta zaś ostatnia bez założenia, że istnieje we wszechświecie bezwzględnie nieruchome ciało, które autor ten nazywa »ciałem alfa«. Nie wszyscy autorowie zgadzają się na niezbędność konstrukcyi ruchu bezwzględnego dla ugruntowania zasad mechaniki teoretycznej. Przeciwko tej konstrukcyi występował już Leibniz, jakkolwiek poglądy jego w tym przedmiocie nie były stanowcze i konsekwentne. W nowszym zaś czasie ujawnił się w mechanice kierunek, zdążający do tego, ażeby zasady i prawa ruchu oprzeć wyłącznie na doświadczeniach konkretnych z pominięciem konstrukcyjnych założeń. Kierunek ten, który nazwać moglibyśmy fenomenologicznym, wrócił znowu do pojęcia ruchu względnego. Argumentów w obronie mechanicznego pojęcia ruchu względnego nie będę tu przytaczał, gdyż to już wykracza poza zakres niniejszej pracy; interesujący się tą sprawą czytelnik znajdzie je — 232 — w dziełach Macha1), Stallo 2) oraz w wyczerpującej rozprawie Biegeleisena3). 12. Mówiliśmy już w rozdziale pierwszym, że poznawanie traktować możemy jako dopełnianie danych nam w świadomości faktów, doznań przez daty, czerpane z poprzedzających doświadczeń, i że pojęcie dopełniania w tem znaczeniu jest identyczne z pojęciem przewidywania. Dopełnianie takie może się odbywać w dwóch kierunkach, które zależą w całości od tego, co jest nam dane w obecnej treści świadomości. Jeżeli treścią naszych doznań, danych nam w świadomości faktów, jest przyczyna zdarzenia lub kompleks wrażeń, rozpoznany przez nas jako rzecz, to dopełniamy nasze doznania tym sposobem, że przewidujemy skutek danej przyczyny albo też nie mieszczące się w doznaniu własności rzeczy. Jeżeli przeciwnie dane nam są albo skutek zdarzenia, albo niektóre własności nierozpoznanej przez nas rzeczy, to dopełniamy je przez przewidywanie przyczyny danego skutku lub rozpoznanie rzeczy, posiadającej dane własności. Pierwszy sposób dopełniania, polegający na przewidywaniu w kierunku od przyczyny do skutku lub od rzeczy do własności, nazywamy dopełnianiem, respective przewidywaniem prostem, drugi zaś, postępujący w kierunku odwrotnym, od skutku do przyczyny lub od własności do rzeczy, mianujemy dopełnianiem lub przewidywaniem odwrotnem. Pierwszy sposób nazywamy prostym dlatego, że, jak już wiemy, jest z biologicznego stanowiska najważniejszym, a następnie 1) Mach: »Die Mechanik in ihrer Entwickelung historisch-kritisch dargestellt«, 1883 r. 2) Stallo: »Die Begriffe und Theorien der modernen Phy-sik«, tłom. niemieckie z 1901 r. 3) Bronisław Biegeleisen: »Bozwój pojęcia ruchu w mechanice«. »Przegl. filozof.«, t. IV i V. — 233 — i dlatego także, że daje wyniki jednoznaczne. Tylko z przyczyny daje się jednoznacznie wyznaczyć skutek lub z rzeczy jej własność; wyniki przewidywania od skutku do przyczyny lub od własności do rzeczy nie mogą być jednoznacznie wyznaczone. Dotychczas rozpatrywaliśmy przeważnie, jeżeli nie wyłącznie, przewidywanie proste, obecnie musimy się zastanowić nad wynikami przewidywania odwrotnego. Dopełnianie w kierunku odwrotnym odgrywa ważną rolę w poznawaniu naukowem i nosi tam miano wyjaśnienia, tłomaczenia. Na tej bowiem drodze poszukujemy przyczyny dla danego skutku lub ujętego w system klasyfikacyjny pojęcia rzeczy dla danych własności; słowem, poszukujemy tego, z czego dany skutek lub dane własności sposobem prostym przewidzieć można. Innemi jeszcze słowy, poszukujemy zasady dla treści naszych doznań, a wynalezienie zasady, z której treść naszych doznań przewidzieć możemy, stanowi istotę ich wyjaśnienia. Nauka nazywa fakty wyjaśnionymi, jeżeli może podać zasadę, z której fakty te z konieczności wynikają, to znaczy, z której fakty jednoznacznie przewidzieć się dadzą, wyjaśnienie więc naukowe jest identyczne z tą czynnością, którą tu nazwaliśmy dopełnianiem, v. przewidywaniem odwrotnem. Rozpatrzmy teraz bliżej czynność przewidywania odwrotnego. Mówiliśmy już, że czynność tę stosujemy wtedy, kiedy poszukujemy bądź przyczyny dla danego skutku, bądź pojęcia rzeczy dla danych własności. Przewidywanie nasze w tych przypadkach opieramy, tak samo jak w dopełnianiu prostem, na zachowanych w pamięci poprzedzających doświadczeniach. Tutaj powstają dwie ewentualności: albo dana zmiana jako skutek lub dane własności zachodzą w takich zdarzeniach lub rzeczach, które nam są dobrze znane z doświadczeń poprzedzających, albo zdarzeń tych i rzeczy wcale nie znamy. — 234 — W pierwszym przypadku, jeżeli dobrze znamy zdarzenia, to wiemy, jakie przyczyny wywołać mogą dany nam w doznaniu skutek i przewidujemy, opierając się w całości na tej naszej poprzedzającej wiedzy. Ponieważ ten-sam skutek może być wywołany przez rozmaite przyczyny i te same własności mogą się znajdować w rozmaitych rzeczach, przeto opierając się wyłącznie na datach, zawartych w obecnem doznaniu i naszych poprzedzających doświadczeniach, nie możemy jednoznacznie przewidzieć ani przyczyny, ani rzeczy. Dochodzimy tylko do pewnych możliwości, stanowiących rodzaj alternatyw; wybierając zaś jedną z nich, czynimy mniej lub więcej prawdopodobne przypuszczenie. Nasze przewidywanie w tym przypadku dopóty będzie przypuszczalne tylko, dopóki nie znajdziemy innych faktów, które ostatecznie będą w stanie albo wyłączyć przyjętą możliwość, albo ją stwierdzić i zamienić na fakt. Wyjaśnijmy powyższe uwagi na przykładach konkretnych. Widzimy np. pożar jakiegokolwiek budynku mieszkalnego; treść tego doznania obejmuje fragment pewnego zdarzenia w postaci zmiany, skutku, którego przyczyna jest nieznaną. Chodzi więc o dopełnienie zdarzenia, o wynalezienie przyczyny. W tej czynności posługujemy się doświadczeniami poprzedzaj ącemi, z których wiemy, że przyczyną pożaru może być albo przypadkowe zaprószenie ognia, albo umyślne podpalenie. Jeżeli teraz przyjmiemy jedną z tych dwóch możliwych przyczyn, to czynimy przypuszczenie, pozbawione pewności i tylko mniej lub więcej prawdopodobne. Przypuszczenie to możemy następnie sprawdzić przez uwzględnienie okoliczności, które bezpośrednio nie mieszczą się w mojem postrzeżeniu pożaru, t. j. przez nowe fakty. Jeżeli dowiemy się, że właściciel domu jest człowiekiem uczciwym lub że nie mógł mieć żadnej materyalnej korzyści z pożaru swej posiadłości, że nie miał wrogów, — 235 — którzyby mu tym sposobem szkodzić mogli i t. p., to przypuszczenie podpalenia jako przyczyny pożaru upada, tracąc wszelką podstawę. Natomiast inne fakty mogą utwierdzić nas w przekonaniu co do drugiego przypuszczenia, że dany pożar powstał wskutek nieostrożnego obchodzenia się z ogniem. W razie, gdy faktów takich zebrać nie możemy, nasze przewidywanie przyczyny zachowuje swój pierwotny charakter przypuszczalny. Weźmy jeszcze inny przykład, zaczerpnięty z historyi nauki. Obserwacye astronomiczne wykazały, że rzeczywisty obieg odkrytej przez Herschla planety Urana, przedstawia znaczne odstępstwa od drogi, wyznaczanej przez rachunek. Astronomia jnż od połowy XVIII wieku ustaliła, że wszystkie podobne odstępstwa, t. zw. pertur-bacye, zależą od wzajemnego przyciągania planet. Wobec tego próbowano wyjaśnić perturbacye obiegu Urana przez takiż wpływ najbliższych planet; przypuszczano więc kolejno wpływ Jowisza, Saturna, a następnie obydwóch tych planet razem, rachunek jednak wykazał, że odstępstwa w obiegu Urana nie dadzą się tym sposobem wytłomaczyć. Wtedy francuski astronom Leverrier uczynił przypuszczenie jeszcze jednej możliwości, mianowicie, że istnieje jakaś nieznana planeta, która okazuje przez przyciąganie wpływ na obieg Urana. W komunikacie, przedstawionym Akademii Umiejętności w Paryżu w 1846 r., Leverrier określił przez rachunek drogę tej przypuszczalnej planety oraz wyznaczył jej masę. W miesiąc niespełna później dyrektor obserwato-ryum berlińskiego, Galle dostrzegł tę planetę w miejscu, wskazanem przez francuskiego astronoma, którego przypuszczenie zostało tym sposobem najzupełniej stwierdzone 1). 1) Patrz: St. Kramsztyk. Dzieje astronomii w podręczniku: »Dzieje myśli«. t. I, wydanie z 1907 r., str. 154. — 236 — Wogóle ten rodzaj przypuszczeń stosujemy bardzo często, zwłaszcza jeżeli chodzi o wyjaśnienie danych nam w obserwacyi konkretnych zjawisk, skutków, zmian na zasadzie znanych już praw. Tym sposobem postępuje fizyk, jeżeli ma dane do wyjaśnienia jakiekolwiek zjawisko, chemik, jeżeli ma określić rodzaj zanieczyszczenia lub skład chemiczny jakiegokolwiek ciała, inżynier, wyjaśniający przyczynę zerwania wiązań w moście, lekarz, rozpoznający chorobę i jej przyczyny i t. p. We wszystkich tych przypadkach uwzględniamy przedewszystkiem wszelkie możliwości, wskazane nam przez dotychczasowy zasób doświadczeń, następnie stawiamy kolejno przypuszczenia pojedyńczych możliwości, a w końcu sprawdzamy je bądź bezpośrednio, bądź pośrednio przez wynajdywanie odpowiednich nowych faktów. Postępując w ten sposób, usuwamy możliwość opuszczenia jakiejkolwiek przyczyny i ułatwiamy sobie jej sprawdzanie. Przypuszczenia, które obecnie opisujemy, posiadają pewne właściwości, które je odróżniają wyraźnie od wszelkich innych wniosków przypuszczalnych. 1) Przedewszystkiem stawiamy je zawsze w celu pośredniego stwierdzenia rzeczywistej przyczyny lub rzeczy. Nie rozwiązują one same przez się zadania, jakie ma spełnić przewidywanie odwrotne, lecz są jego prowizorycznymi, pośrednimi środkami, ułatwiającymi osiągnięcie celu, który polega na jednoznacznem wyznaczeniu przyczyny lub rzeczy. To też w przypadkach, gdzie cel ten nie może być osiągnięty, gdzie musimy poprzestać na przypuszczeniu, wynik przewidywania uważamy zawsze za niedostateczny, za nieczyniący zadość potrzebie. 2) Przypuszczenia te zawsze dotyczą szczegółów, t. j. szczegółowej przyczyny dla danego szczegółowego skutku lub szczegółowej rzeczy dla danych własności; nie obejmują zaś ogólnej zasady związku, gdyż ta jest nam już znaną z poprzedzającego poznania. Otóż zupełna prowizory — 237 — czność podobnych przypuszczeń oraz szczegółowość ich treści odróżnia je wyraźnie od właściwych hypotez naukowych. Stąd też Wundt l) wyłącza je zupełnie z tego zakresu, nadając im nazwę »domyślania się faktu« (Ver-muthung einer Tatsache). Taka jednak nazwa nie będzie odpowiednią dla wszystkich tego rodzaju przypuszczeń; dlatego też sądzę, że lepiej uczynimy, jeżeli pozostawimy im nazwę przypuszczeń, a miano hypotezy właściwej nadamy innym środkom wyjaśniającym, o których w dalszym ciągu mówić będziemy. 13. Właściwa hypoteza stanowi wynik tego samego przewidywania odwrotnego przy braku odpowiednich doświadczeń poprzedzających. Jeżeli dane nam jest w obserwacyi jakieś niezwykłe zjawisko, którego dotychczas nigdy nie spotykaliśmy lub co do którego nasza dotychczasowa wiedza nie może nam udzielić żadnych wyznaczeń, to jego dopełnienie uskuteczniamy przy pośrednictwie hypotezy. Taka hypoteza zawiera nietylko przypuszczenie dopełniającej części zdarzenia, lecz zarazem przypuszczenie jej koniecznego związku z danem zjawiskiem. Tutaj właściwie nie chodzi o pewną szczegółową przyczynę danego nam w obserwacyi zjawiska, lecz o ogólną zasadę związku, jaki zachodzi pomiędzy zjawiskiem a przypuszczalnem jego dopełnieniem. W dopełnianiu odwrotnem przewidujemy część zdarzenia, z której inną, daną nam w obserwacyi, część zdarzenia przewidzieć możemy, czyli innemi słowy przewidujemy zjawisko, które z danem zjawiskiem jest powiązane jakimkolwiek związkiem koniecznym, gdyż tylko przy istnieniu takiego związku ścisłe przewidywanie jest możliwem. Jeżeli ten związek konieczny jest nam znany z poprzedzającego poznania, to przewidywanie nasze ogra 1) Wundt: »Logik«, t. I, »Erkenntnislehre«, wyd. z 1893 r., str. 454. — 238 — nicza się do przypuszczenia jednego ze zjawisk, o których wiemy, że są powiązane z danem nam w obserwacyi zjawiskiem. Jeżeli zaś przeciwnie związek ten jest nieznany, to przewidywanie nasze w tym przypadku, ściśle rzecz biorąc, staje się niemożliwem. Ażeby je umożliwić, musimy przedewszystkiem przypuszczalnie ustanowić zasadę związku koniecznego i dopiero przy jej pośrednictwie wynaleść zjawisko dopełniające. A zatem właściwa hypoteza polega na przypuszczeniu ogólnej zasady, z której dopiero zjawiska dopełniające dają się wyznaczyć. Że perturbacye w obiegu planet zależą od wzajemnego ich przyciągania — to stanowiło właściwą hypotezę, dziś dostatecznie przez obserwacyę i rachunek sprawdzoną; że odstępstwa w obiegu planety Urana zależą od obecności nieznanej za czasów Leverriera planety Neptuna — było przypuszczeniem, opartem na powyższej hypotezie. 14. Powstaje obecnie pytanie, jakim sposobem ustanawiamy hypotezy? Wiemy już, że hypotezy powstają jako wynik przewidywania odwrotnego; wspominaliśmy również, że wszelkie przewidywanie, zarówno proste jak odwrotne, jest oparte na doświadczeniach poprzedzających; czy więc i hypotezy powstają także z doświadczeń poprzedzających, z poprzedzającego poznania? Zdawałoby się, że na pytanie to powinniśmy odpowiedzieć przecząco, gdyż wyraźnie zaznaczyliśmy, że t. zw. właściwe hypotezy ustanawiamy wtedy, kiedy natrafiamy w obserwacyi na fakty, co do których nie posiadamy doświadczenia poprzedzającego. Jakże wtedy radzimy sobie z przewidywaniem? Otóż w ten sposób, że w braku doświadczeń identycznych posługujemy się doświadczeniami, które przedstawiają oddalone podobieństwo z faktami, danymi w obserwacyi. Decydującem zwłaszcza jest tu podobieństwo w stosunkach, czyli t. zw. analogia. Pod nazwą bowiem analogii pojmujemy podobień — 239 — stwo w stosunkach; przy takiem podobieństwie przedmioty v. człony ustosunkowane mogą być zupełnie różne, identycznym lub w każdym razie blizko podobnym jest tylko stosunek między nimi zachodzący. A zatem hypotezy czerpiemy także z uogólnionych doświadczeń z tą tylko różnicą, że doświadczenia te nie dotyczą tych samych przedmiotów, tych samych faktów, lecz innych, do nich pod względem analogicznym podobnych. Nie wszyscy autorowie, którzy zajmowali się teo-ryą hypotez, godzą się na ich pochodzenie empiryczne z poprzedzających doświadczeń. Naville1) obstaje za tem, że źródłem hypotez jest intuicya, pojmując pod tą nazwą siłę twórczą umysłu, niezależną od doświadczenia. Inni, jak Mill2), mówią o wyobraźni jako źródle hypotez i w każdej hypotezie widzą utwór dowolnie wyobrażony, niczem nie krępowany; »dla hypotez, mówi ten autor, niema innych granic poza szrankami ludzkiej wyobraźnk. Pogląd ten liczy dziś wielu zwolenników, to też często czytamy o »genialnej intuicyk, o »niepo-spolitej sile wyobraźnk jako o źródle, skąd wypływają wielkie i płodne hypotezy naukowe. Podobne tłomacze-nie daje tylko pozory wyjaśnienia, gdyż terminy »intu-icya«, »twórcza wyobraźnia« nie są bynajmniej ściśle wyznaczone. Pod nazwą intuicyi, jeżeli się będziemy ściśle trzymali pierwotnego znaczenia tego wyrazu, przyjętego przez Kanta3), pojmujemy ogląd czyli ujęcie bezpośrednie rzeczywistości. Intuicyi przeciwstawiamy ujęcie rzeczywistości pośrednie przez pojęcia (intuitus — conceptus). 1) Naville: »La logique de 1' hypothese«, wydanie drugie z 1895 r. 2)       Mill: »System of Logic«, ks. III, rozdz. XIV, § 4. 3)       Kant: »Krytyka czystego rozumu«, tłomaczenie polskie, str. 313. — 240 — Ogląd może być dwojaki: 1) zewnętrzny, zmysłowy, inaczej jeszcze czuciowy i 2) intelektualny, umysłowy; przy pomocy pierwszego ujmujemy wrażenia, dostarczane nam przez narządy zmysłów, przy pomocy zaś drugiego — stany naszej świadomości i ich wzajemne logiczne stosunki. Intuicya w tem znaczeniu nie jest czynnością, stojącą poza doświadczeniem, niezależną od doświadczenia, lecz sama przez się jest już doświadczeniem. Terminowi temu filozofowie mistycy nadali inne znaczenie; pod nazwą intuicyi pojmują oni źródło poznania, niezależne od zmysłów i rozumu, jakąś siłę tajemniczą, płynącą z uczucia, z objawienia, której wyrazem ma być natchnienie, ekstaza psychologiczna1). Mistyczne pojmowanie intuicyi stało się niejako potocznem i uzyskało nawet prawo obywatelstwa w niektórych teoryach estetycznych. Taka intuicya ma być specyficzną siłą twórczą umysłu, źródłem wszelkich pomysłów artystycznych i naukowych, ujawniających się pozornie samoistnie, bez wyraźnej poprzedzającej pracy umysłowej. O takiej to sile twórczej mówią wszyscy ci auto-rowie, którzy w intuicyi upatrują źródło hypotez. Pogląd ten nie da się uzasadnić naukowo, psychologicznie, gdyż psychologia nie zna i nie opisuje tej tajemniczej siły; na jego poparcie przytaczają właściwie fakt istnienia znacznych indywidualnych różnic w zdolności twórczej umysłu. Są ludzie, którzy odznaczają się niezwykłą pomysłowością zarówno w nauce jak w sztuce, są inni, nierównie liczniejsi, którzy tego daru wcale nie posiadają lub posiadają go tylko w stopniu nieznacznym. Że takie indywidualne różnice w twórczości istnieją, nie ulega żadnej wątpliwości, ale z tego bynajmniej nie wynika, 1) Patrz: gruntowne studynm Dawida: »O intuicyi w mistyce, filozofii i sztuce« z 1913 r., oraz moją pracę: "O filozofii Mickiewicza«, »Przegl. filozof.«, t. X. — 241 — że mamy tu do czynienia z jakąś odrębną czynnością umysłu, u różnych osobników w rozmaitym stopniu rozwiniętą. Najzupełniej wystarczy, jeżeli przyjmiemy, że właściwa naszemu umysłowi zdolność ujmowania podobieństw, stanowiąca zasadniczą własność naszej czynności poznawczej, może występować w rozmaiłem stopniowaniu. Jak są ludzie o wielkiej sile pamięci, o wielkich zdolnościach do języków, do kombinacyi matematycznych i t. p., tak również są tacy, którzy posiadają w wysokim stopniu rozwiniętą zdolność chwytania podobieństw; tam gdzie zwykły przeciętny człowiek widzi tylko same różnice, geniusz twórczy wynajdzie podobieństwo i potrafi wysnuć z niego cały szereg daleko idących konsekwencyi. W tem właśnie znaczeniu, możemy mówić o »genialnej intuicyi«; nie będzie to jednak jakaś odrębna tajemnicza czynność umysłu, lecz zwykła jego własność, rozwinięta tylko w stopniu niezwykłym. To samo możemy powiedzieć o wyobraźni jako źródle hypotez, niezależnem od doświadczenia. Niema w naszym umyśle siły, zdolności, któraby mogła tworzyć coś z niczego; utwory naszej wyobraźni pomimo całej ich fantastyczności posiadają wszystkie szczegóły, zaczerpnięte z doświadczenia. Tylko układ szczegółów w wyobrażeniach fantastycznych dyabła, centaura, fauna, smoka i t. p. jest dowolny, niczem niekrępowany, same zaś szczegóły są realne, czerpane z doświadczeń życia codziennego. A zatem, gdybyśmy się nawet zgodzili na udział wyobraźni w powstawaniu hypotez, musielibyśmy jednak uznać, że ich szczegóły są pochodzenia empirycznego, że powstają z doświadczeń. Błędnem jest również zdanie, że układ szczegółów w hypotezach naukowych jest zupełnie dowolny. Hypo-tezy zarówno w swych elementach jak w układzie muszą być przystosowane do faktów, danych nam w obserwacyi gdyż mają na celu ich wyjaśnienie, ich dopełnie TEORYA POZNANIA  16 — 242 — nie. Utwór więc hypotetyczny, któryby nie czynił zadość temu warunkowi, byłby pozbawiony wszelkiego znaczenia w poznawaniu. Jeżeli zaś ani wybór, ani układ elementów w hypotezach nie jest dowolny, lecz stosuje się do pewnego celu, do faktów obserwowanych, to z tego wynika, że hypotezy nie mogą powstawać z czystej wyobraźni, gdyż wyobraźnia odznacza się zupełną swobodą i dowolnością w wyborze i układzie elementów. Każda hypoteza musi się podwójnie stosować do doświadczenia; musi najpierw zgadzać się z faktami obserwowanymi, które ma wyjaśnić, a następnie musi sama być zaczerpniętą z doświadczenia. Myśl tę dobrze wyraził Stallo w następujący sposób1): »Główna zasada każdego zastosowania hypotezy w nauce da się wyrazić w dwóch zdaniach, z których pierwsze orzeka, że każda płodna hypoteza powinna wyrażać tożsamość dwóch części: faktu, który mamy wyjaśnić i faktu, przy pomocy którego wyjaśniamy; drugie zaś głosi, że ten ostatni fakt powinien nam być znany z doświadczenia«. Ostatecznie obstajemy za tem, że hypotezy nie powstają z jakichś tajemniczych sił umysłu, ani ze swobodnej gry wyobraźni, lecz z doświadczenia analogicznego. Zapewne, nie jest rzeczą bynajmniej łatwą wyśledzić pierwotne źródło hypotezy naukowej; sami jej twórcy nie mają nieraz żadnej świadomości co do źródła swego pomysłu. Pomysł taki najczęściej powstaje niespodziewanie i nagle, jako wynik nieświadomej, ukrytej pracy umysłowej, opartej na postrzeżonej analogii pomiędzy danymi w obserwacyi faktami, a znanemi nam dobrze doświadczeniami poprzedzającemi. To też nic dziwnego, że twórca, którego cała uwaga jest ześrodkowana na wynikach, na konsekwencyach pomysłu, nie zagłębia 1) Stallo: »Die Begriffe und Theorien der modernen Phy-sik«, tłom. niemieckie z 1901 r.. str. 100. — 243 — się do jego źródeł i nie umie sobie zdać sprawy z poprzedzających myśli, najczęściej zresztą ukrytych i niejasno skrystalizowanych. Jeżeli jednak zwrócimy na ten przedmiot szczegółową uwagę i będziemy analizowali pomysły naukowe aż do ostatecznych ich krańców, to na samem ich dnie znajdziemy zawsze analogię. Dotyczy to nawet genialnych pomysłów, które dokonały zupełnego przewrotu w nauce. Nie ulega wątpliwości, że na samem dnie wielkiej hypotezy Kopernika leży niewinna analogia, jaka zachodzi pomiędzy postrzeganiem ruchów ciał niebieskich a postrzeganiem ruchu względnego brzegów przy podróżowaniu statkami po rzekach i jeziorach. Być może, że na powstanie tej analogii nie bez wpływu była okoliczność, iż Kopernik zamieszkiwał w kraju, bogatym w rzeki i jeziora i miał częstą sposobność podróżowania statkami rzecznymi. Wiadomo również, jak wielką rolę w odkryciu drugiej zasady termodynamiki odegrała analogia maszyn parowych z turbinami wodnemi; spotykamy pod tym względem wyraźne wskazówki w wiekopomnej pracy Carnota. Zapewne, sama analogia nie wystarcza do utworzenia hypotezy, potrzeba jeszcze umieć z niej skorzystać, interesować się odpowiedniem zagadnieniem, posiadać dostateczną wiedzę w danym przedmiocie, słowem potrzeba umieć wyprowadzić z niej odpowiednie konsekwencye. W każdym jednak razie analogia jest podstawą hypotezy, jest fundamentem, na którym budujemy cały jej gmach ze wszystkiemi konse-kwencyami. 15. Przy budowie hypotezy daty, zaczerpnięte z analogii, z analogicznych poprzedzających doświadczeń, musimy przedewszystkiem przystosować do faktów, które mamy wyjaśnić. Daty, zaczerpnięte z analogii, nie są bynajmniej identyczne z danymi nam faktami, zawierają tylko identyczny lub bardzo podobny stosunek, ale inne 16* — 244 — zupełnie człony ustosunkowane. Aby więc przy ich pośrednictwie dopełnić fakty obserwowane, trzeba daty analogiczne odpowiednio przekształcić i do danych faktów przystosować. Przekształcenia te mogą być mniej lub więcej głębokie, co zależy w całości od różnic, jakie zachodzą pomiędzy danymi faktami a doświadczeniami analogicznemi. Jeżeli różnice są względnie nieznaczne, to może się zdarzyć, że zarówno fakty wyjaśnione jak doświadczenia wyjaśniające dadzą się objąć jednem wspólnem uogólnieniem bez odpowiednich przekształceń. Tak się właśnie stało z hypotezą ciążenia powszechnego, którą Newton wyprowadził pierwotnie na podstawie analogii z ciążeniem ciał przyziemnych. W budowie tej hy-potezy doświadczenia analogiczne ciążenia przyziemnego weszły w całości do ogólnego pojęcia ciążenia powszechnego jako szczegółowy jego wyraz. Cała więc hypoteza przyjęła postać uogólnienia naukowego, jakkolwiek jej pierwotnem źródłem była także analogia. Jeżeli różnice są tak wybitne, że nie dadzą się objąć w postaci jednej ogólnej zasady, to tworząc zasadę dla wyjaśnienia faktów, przekształcamy w odpowiedni sposób doświadczenia analogiczne. Hypoteza doboru naturalnego, ustanowiona przez Darwina, powstała z analogii doboru sztucznego, stosowanego ogólnie przez hodowców. Ponieważ środków, używanych przez hodowców, nie można było zastosować w całej pełni do doboru, odbywającego się na drodze naturalnej w przyrodzie, przeto szczegóły doboru sztucznego musiały uledz odpowiednim zmianom. Zamiast więc dowolnego i celowego wyboru uznano jako środek walkę o byt i zwycięstwo najlepiej uposażonych osobników. Podobne przekształcenie spotykamy i w innych hy-potezach. Zjawiska dźwięku już w starożytności upodabniano do falowania wody; na tej również analogii oparł Newton teoryę dźwięku jako ruchu falistego powietrza. — 245 — Hypoteza ta z doświadczeń analogicznych falowania wody zaczerpnęła formę ruchu i jego prawa, przekształciła zaś, jak łatwo zrozumieć można, ośrodek, w którym falowanie się odbywa. W ten sam sposób Huygens utworzyl hypotezę światła jako ruchu falistego eteru, opierając się na analogii ze znanemi już podówczas dobrze zjawiskami akustycznemi. Rzecz prosta, że i tu, korzystając z analogii, trzeba było dokonać odpowiednich zmian. Stosownie więc do faktów, znanych z obserwacyi, że szybkość światła jest niepomiernie większa, aniżeli szybkość rozchodzenia się dźwięku oraz że światło przechodzi także przez przestrzeń pozbawioną powietrza, Huygens przekształcił daty analogiczne w ten sposób, że przyjął dla wyjaśnienia zjawisk optycznych ruch falisty w innym przypuszczalnym i bardzo sprężystym ośrodku, mianowicie w t. zw. wszechświatowym eterze. Wszystkie własności owego przypuszczalnego eteru wyprowadzono sztucznie w taki sposób, ażeby można było przez ruch falisty w tym ośrodku wyjaśnić wszystkie zjawiska światła. Do hypotezy więc undulacyjnej światła wprowadzamy sztuczną konstrukcyę ośrodka falującego, nieznanego nam wcale z doświadczenia. Co więcej, uwzględniając wyłącznie potrzeby hypotezy wyjaśniającej, w budowie tej konstrukcyi nie krępujemy się wcale datami doświadczalnemi; przypisujemy np. eterowi, który ma być ciałem rzadszem od najbardziej rozrzedzonych gazów, nieściśliwość i zupełną sprężystość, t. j. takie własności, które spotykamy tylko w niektórych ciałach stałych i to zwykle w stopniu niezupełnym. W podobny sposób postępujemy przy stosowaniu do faktów hypotezy atomistycznej budowy materyi. Hypoteza ta jest dziś stosowana w szerokim zakresie do wyjaśnienia zjawisk chemicznych i fizycznych, przyczem pojęcie atomu stanowi taką samą sztuczną konstrukcyę, jak pojęcie eteru. Konstrukcya ta stosuje się całkowicie — 246 — do potrzeb wyjaśnienia, to też ulega zmianom w miarę tego, jakie zjawiska rozpatrujemy i wyjaśniamy. Fizycy w atomach widzą tylko pozbawione rozciągłości i masy punkty, chemicy zaś upatrują w nich niepodzielne cząsteczki materyi, obdarzone całym szeregiem własności. Dla chemika atomy jako niepodzielne i jednolite cząsteczki materyi nie mogą posiadać sprężystości, w kinetycznej zaś teoryi gazów atomom przypisujemy doskonałą sprężystość. Z powyższych przykładów widzimy, że przy stosowaniu analogicznych doświadczeń do wyjaśnienia obserwowanych faktów, niektóre elementy tych doświadczeń ulegają głębokim przekształceniom i przyjmują nieraz postać zupełnie sztuczną, fikcyjną. Przy wyborze tych elementów fikcyjnych uwzględniamy wyłącznie potrzeby wyjaśnienia, nie krępując się bynajmniej względami ich zgodności z całokształtem naszego doświadczenia. Dzieje się tak dlatego, że elementy fikcyjne hypotezy odgrywają tylko rolę uboczną, dodatkową, to znaczy, nie przyjmują istotnego udziału w wyjaśnieniu. Dla wyjaśnienia zjawisk posługujemy się tylko elementami realnymi hypotezy, elementy zaś jej fikcyjne służą tylko do wzajemnego powiązania pierwiastków realnych i do ujęcia ich w pewną całość wyobrażalną lub pojęciową. W un-dulacyjnej hypotezie światła miarodajnym dla wyjaśnienia jest tylko ruch falisty o pewnych własnościach, kon-strukcya zaś sztuczna eteru ze wszystkimi jej fikcyjnymi elementami służy tylko do wyobrażalnego przedstawienia podobnego ruchu. »Zarówno, mówi Stallo 1), w tym jak we wszystkich podobnych przypadkach identyczność faktów obserwowanych z hypotezą polega nie na pierwiastku wymyślonym, mianowicie na t. zw. eterze, lecz 1) Stallo, 1. c, str. 105. — 247 — na pierwiastku rzeczywistym, na drganiach; nie na samym czynniku, lecz na prawach jego sposobu działania«. 16. Wszystkie podane przez nas uwagi świadczą, że hypotezy powstają na drodze przekształcania dat analogicznych i że przy tem przekształcaniu przyjmują nieraz postać bardzo zawikłaną. Wobec tego ze względu na budowę i układ możemy hypotezy podzielić na proste i złożone. Hypotezy proste zawierają daty, zaczerpnięte tylko z jednej klasy doświadczeń analogicznych, przyczem całe ich przekształcenie polega na zamianie niektórych elementów analogicznych na elementy realne zjawisk wyjaśnionych. Jako przykład prostych hypotez podać możemy teoryę, wyjaśniającą zjawiska akustyczne przez drganie faliste powietrza. Pierwotnem jej źródłem, jak już wiemy, były doświadczenia nad ruchem falistym wody; doświadczenia te zostały w hypotezie przekształcone tylko przez zamianę jednego ośrodka drgającego (wody) na inny również realny (powietrze). Hypotezy proste tem się odznaczają, że nadają się najłatwiej do sprawdzenia. Hypotezy złożone zawierają elementy zaczerpnięte z rozmaitych źródeł. Na ich budowę składają się oprócz doświadczeń analogicznych, które stanowią właściwe jądro hypotezy, jeszcze elementy, wprowadzane do układu podczas ich przystosowania do faktów obserwowanych. Te ostatnie elementy mogą być bądź pochodzenia empirycznego, bądź racyonalnego, to znaczy: mogą być czerpane bądź z innych doświadczeń analogicznych, bądź z czysto teoretycznych rozważań umysłu. Stąd wśród hypotez złożonych możemy jeszcze odróżnić: empiryczne i konstrukcyjne. Pierwsze zawierają wszystkie elementy, zarówno główne jak dodatkowe, wyłącznie zaczerpnięte z doświadczeń analogicznych, drugie zaś zawierają wśród elementów dodatkowych pierwiastki, pozbawione podstawy doświadczalnej i czerpane wyłącznie lub przeważnie z rozważań teoretycznych. Jako przykład — 248 — hypotezy złożonej empirycznej możemy podać teoryę doboru naturalnego Darwina, gdzie oprócz elementu głównego, zaczerpniętego z doświadczeń analogicznych doboru sztucznego, znajdujemy element dodatkowy w postaci zasady walki o byt, którego źródła upatrywać należy w innych doświadczeniach analogicznych. Przykładem zaś hypotezy złożonej konstrukcyjnej może być te-orya undulacyjna światła z jej sztuczną konstrukcyą wszechświatowego eteru. Nadmienić tutaj muszę, że Vaihinger1) hypotezy konstrukcyjne, mianowicie atomistyczną i ruchu falistego eteru, wyłącza z zakresu hypotez i zalicza do konstrukcyi naukowych, które mianuje fikcyami. Hypo-teza, jego zdaniem, oznacza zawsze coś przypuszczalnie rzeczywistego, coś, co z biegiem czasu bezpośrednio lub pośrednio może być stwierdzone. Wobec tego w hypote-zie nie mogą się mieścić elementy fikcyjne, o których napewno wiemy, że są niezgodne z rzeczywistością, że nigdy nie mogą być stwierdzone. Takie jednak pojmowanie hypotezy zacieśnia zbytnio jej zakres; hypoteza w tem znaczeniu staje się przypuszczaniem, domyślaniem się faktu, tymczasem, jak już wiemy, tego rodzaju przypuszczenia nie powinny być zaliczane do właściwych hypotez. Możliwość stwierdzenia nie jest koniecznym warunkiem właściwej hypotezy; Wundt2) nawet twierdzi coś wręcz przeciwnego, gdy określa hypotezy »jako przypuszczenia, które są ustanawiane gwoli faktom, dla ich wyjaśnienia, ale zarazem nie dają się faktycznie stwierdzić, usuwają się z pod takiej kontroli«. Mojem zdaniem, różnica pomiędzy konstrukcyami i hypotezami polega nie na obecności lub braku pierwiastków fikcyjnych w ich budowie, lecz na zakresie 1) Vaihinger: »Philosophie des Als ob.« 1911 r. 2) Wundt: 1. c, str. 455. — 249 — i sposobie ich stosowania w poznawaniu. 1) Konstruk-cye tworzymy w celu uproszczenia przedmiotów i zjawisk, które ze względu na swe zawikłanie nie nadają się do ścisłego przewidywania. Hypotezy zaś tworzymy w celu dopełnienia zjawisk, danych nam w doświadczeniu w sposób fragmentarny. Zarówno konstrukcye jak hypotezy są środkami poznawania i na tem polega ich podobieństwo: różnią się zaś między sobą zasadniczo ze względu na zakres ich stosowania, ze względu na cel szczegółowy przez nie osiągany. 2) Następnie sposób posługiwania się tymi środkami jest także odmienny. Konstrukcye traktujemy jako uproszczone, wyidealizowane przedmioty poznania. Na drodze przewidywania prostego wyprowadzamy z nich szereg praw, które następnie stosujemy jako zasady przewidywania w zjawiskach konkretnych. Hypotezy zaś nie stanowią przedmiotów poznania, lecz zasady przypuszczalne, któremi posługujemy się bądź przy wyjaśnianiu znanych faktów, bądź przy wyprowadzaniu, przewidywaniu faktów nowych. Innemi słowy z konstrukcyi przewidujemy prawa, zasady, z hypotezy zaś fakty. Wobec powyższych różnic zasadniczych możemy łatwo wytłomaczyć rozmaity udział pierwiastków racyonalnych w ich budowie. Elementy racyonalne, resp. fikcyjne są niezbędne w budowie konstrukcyi, gdyż tylko przy ich pośrednictwie da się osiągnąć uproszczenie, wyidealizowanie przedmiotu poznania; w budowie zaś hypotez elementy te nie są konieczne, mogą być jednak użyte, jeżeli przystosowanie hypotezy do faktów tego wymaga. Vaihingerowi przyznać musimy niewątpliwą zasługę w tem, że zwrócił ogólną uwagę na ważne znaczenie konstrukcyi, zwanych przez niego fikcyami, w poznawaniu uaukowem oraz na różnicę, jaka zachodzi pomiędzy konstrukcyami i hypotezami. Sprawa ta bowiem w metodologii i teoryi poznania nie była do ostatniego — 250 — czasu dostatecznie opracowaną i wyjaśnioną. Teorya jednak konstrukcyi, podana przez tego autora, posiada wiele słabych stron i nie może być przyjętą, gdyż prowadzi konsekwentnie do paradoksów. Upatrując w kon-strukcyach tylko udział elementów, czerpanych z wyobraźni, niezgodnych z rzeczywistym układem zjawisk i sprzecznych między sobą, Vaihinger staje wobec bardzo trudnego problematu, jakim sposobem te pełne sprzeczności, a zatem błędne utwory myśli mogą być korzystne w poznawaniu, mogą prowadzić do prawdziwego przewidywania. Opisana przez autora metoda przeciwnych błędów wskazuje tylko co najwyżej sposób eli-minacyi konstrukcyi, ale bynajmniej nie tłomaczy, jakim sposobem po błędnej, fałszywej drodze dochodzimy do prawdy. Wogóle ze stanowiska, zajętego przez V a i h i n-gera i z podanego przez niego określenia konstrukcyi, zagadnienie to nie da się rozwiązać lub prowadzi do paradoksu, że prawdą jest najbardziej celowy błąd. Bliższych szczegółów krytycznych przytaczać tu nie będę, gdyż podałem je wyczerpująco na innem miejscu 1). 1) Patrz: »O filozofii fikcyi Vaihingera«. »Przegl. filozof.«, t. XVI z 1913 r., patrz również § 5 w Przypisach na końcu dzieła. ROZDZIAŁ V. Zakończenie. 1. Ostateczne uwagi nad przewidywaniem i prewidyzmem. 2. Spół-cze'sna krytyka filozoficzna nauki i prewidyzm. 3 Metafizyka i jej stanowisko w systemie wiedzy. 4. Wartość poznania i prawda. 5. Krytyczne uwagi nad pojęciem prawdy i jej definicyami. 6. Pojęcie prawdy w prewidystycznej teoryi poznania. 1. Pogląd, że celem poznawania jest przewidywanie, nie jest bynajmniej nowy; od czasów Comte'a i Spencera, t. j. od drugiej połowy XIX w. spotykamy go w pracach wielu filozofów, należących do rozmaitych szkół. Wypowiadali tę myśl mniej lub więcej wyraźnie albo z rozmaitemi zastrzeżeniami Mach, Avenarius, Nietzsche, Bergson, Vaihinger i inni, a z naszych autorów Kodisowa i Stamm. Pomimo, że pogląd ten jest od dość dawna znany, odgrywa jednak dotychczas w teoryi poznania względnie podrzędną rolę. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest przedewszystkiem zbyt ciasne pojmowanie czynności przewidywania. Pod tą nazwą autorowie spółcześni zwykle pojmują przepowiadanie, prorokowanie, przewidywanie przyszłych zdarzeń. Przewidywać możemy, mówi Stamm, tylko przyszłość, tylko to, co będzie, to zaś, co było lub co jest, — 252 — usuwa się z pod czynności przewidywania1). W podo-bnem znaczeniu pojmuje przewidywanie Mach. Wobec tak ciasnego pojmowania tej czynności nie można było podporządkować jej całego poznania, wszystkich nauk zwłaszcza takich, jak geologia, historya, matematyka, gdzie przewidywanie przyszłych zdarzeń jest stanowczo wyłączone. Te pozorne wyjątki zniechęcały do konsekwentnego przeprowadzenia w teoryi poznania zasady celowej przewidywania. Następnie chcąc oprzeć teoryę poznania na zasadzie celowej, należy cały przedmiot rozpatrywać wyłącznie ze stanowiska celowego; takie zaś stanowisko nie cieszy się dziś ogólnem uznaniem. Celowe rozważanie uchodzi za metodę nienaukową lub w każdym razie mało naukową i wskutek tego nie budzi zautania. Przytem metody teleologii nie są jeszcze dokładnie opracowane, co w pewnym stopniu utrudnić może konsekwentne rozpatrywanie celowe zagadnień, dotyczących tej sprawy. Z tych czy z innych jeszcze powodów zasada, że celem poznawania jest przewidywanie, jakkolwiek była już dość dawno znaną i uznawaną w teoryi poznania, nie została dotychczas wyzyskaną w sposób dostateczny dla ugruntowania poglądów epistemologicznych. Ażeby spełnić to zadanie, rozszerzyliśmy przedewszystkiem dotychczasowe zbyt ciasne pojęcie przewidywania. Podług przyjętego przez nas poglądu przewidywanie zdarzeń przyszłych jest tylko szczegółowym wyrazem ogólnego pojęcia przewidywania. Przewidywać możemy wszystko to, co jest nam nieznane, co nie mieści się w danych nam faktach, w obecnych naszych doznaniach; a zatem przewidujemy nietylko zdarzenia przyszłe, lecz także obe 1) E. Staram: »Przyczynowość a stosunek funkcyonalny«. »Przegl. filozof.«, 1912, str. 90. — 253 — cne, w danej chwili ukryte, oraz przeszłe, minione, których nie byliśmy świadkami. Niema żadnej zasadniczej różnicy pomiędzy tymi rozmaitymi kierunkami myśli i dlatego możemy je objąć ogólnem mianem przewidywania. Przewidywanie w takiem obszernem znaczeniu odpowiada temu, co w nauce nazywamy wyjaśnieniem, tłomaczeniem, wynikaniem, dopełnianiem, rozwiązywaniem; wszystkie te terminy oznaczają szczegóły, gatunki, które się mieszczą w ogólnem pojęciu przewidywania. Ustanowiwszy takie ogólne pojęcie czynności, mogliśmy już z łatwością wykazać udział jej nietylko w poznawaniu praktycznem, gdzie cel ten jest bezpośrednio widoczny, lecz także w poznawaniu naukowem, nie wyłączając nawet tych nauk, które dotychczas za wyjątki uchodziły. Gdy już cel poznania został wyznaczony i z potrzeb biologicznych genetycznie wyprowadzony, przystąpiliśmy do rozważania szczegółów. W tem rozważaniu zastosowaliśmy wyłącznie punkt widzenia celowy, posługując się metodą teleologiczną, poprzednio już przez nas opracowaną. A zatem ponieważ każdy cel powstaje z potrzeb i uskutecznia się przez odpowiednie środki, przeto zastanawialiśmy się kolejno nad środkami poznawania. Wśród nich odróżniliśmy środki stałe, niezmienne a konieczne dla osiągnięcia celu oraz zmienne, niestałe. Pierwsze nazwaliśmy warunkami koniecznymi; do nich zaliczyliśmy oprócz stałych odpowiednich urządzeń organizacyjnych wszystkie zasadnicze wymagalniki poznawania, czyli t. zw. kategorye; do drugich zaś, czyli do t. zw. właściwych środków zaliczyliśmy pojęciowe objęcie naszych doświadczeń oraz posługiwanie się sztu-cznemi konstrukcyami i hypotezami. Celowe rozpatrywanie rzuca nowe światło na pierwiastki aprioryczne poznania, na idealizacyę doświadczeń oraz na wszelkie dodatki, które wnosimy do po — 254 — znania zwłaszcza naukowego. Pierwiastki aprioryczne-poznania, t. zw. kategorye przedstawiają się nam w tem oświetleniu nie jako wynik przyrodzonej organizacyi naszej władzy poznawczej, lecz jako postulaty, wymagal-niki, warunki, które są konieczne dla osiągnięcia celu przewidywania. Wszelkie abstrakcye, sztuczne konstruk-cye z ich fikcyjnymi elementami i hypotezy nie są z tego punktu widzenia dowolnymi dodatkami, wnoszonymi przez nas dla powiązania faktów w całość harmonijną obrazu naukowego, lecz sposobami, środkami przewidywania. Całe zaś poznanie nie stanowi odtworzenia tego, co jest i jak jest, lecz wyraz coraz dokładniejszego przystosowania się do biologicznej potrzeby oryentowania się w otoczeniu. Teoryę powyższą w całym jej układzie nazwaliśmy prewidyzmem. Pod tą nazwą pojmujemy teoryę, rozpatrującą całość poznania teleologicznie, ze stanowiska zasady celowego układu zjawisk i opartą na założeniu, że celem poznania jest przewidywanie. Decydującem w tej teoryi jest nietylko uznanie samego założenia, lecz równocześnie posiłkowanie się metodą teleologiczną przy wyjaśnianiu zjawisk poznawanych. Umyślnie kładę nacisk na tę ostatnią okoliczność, gdyż wielu spółczesnych filozofów uznaje wprawdzie założenie, że celem poznawania jest przewidywanie, ale wiąże je z metodą czysto analityczną badania i wyjaśniania. Autorów tych nie zaliczam do prewidystów, gdyż istota prewidyzmu polega na tem, że teorya ta upatruje w poznawaniu czynność celową i w całości poznania widzi układ środków, spełniających cel przewidywania. Inne założenie uznają i inną metodą posługują się spółczesne filozoficzne teorye poznania. Teorye te pomimo wszystkich różnic, jakie między niemi zachodzą, zgodnie upatrują cel poznawania w odtwarzaniu rzeczywistości, to znaczy w odtwarzaniu myślowem tego, — 255 — co jest i jak jest. Przytem posługują się wyłącznie metodą analityczną, przy pośrednictwie której rozkładają wyniki poznania na elementy i następnie rozpatrują pochodzenie tych elementów. Teorye te są więc z istoty swej genetycznemi, rozważają bowiem głównie genezę poznania. Taki kierunek krytyce poznania nadał pierwotnie Descartes, a jej metodę ustanowił Locke. 2. Prewidyzm przeciwstawia się nietyle genetycznym ogólnym teoryom poznania, ile krytyce filozoficznej poznania naukowego, która powstała na schyłku XIX wieku jako reakcya przeciwko dogmatycznym uroszczeniom, panującym podówczas w łonie nauk przyrodniczych. Krytyce tej dali początek neokantyści Lange i Lieb-mann, a zwłaszcza ten pierwszy w swojem znakomi-tem dziele p. t.: »Historya materyalizmu i jego krytyka w dobie obecnej«, którego pierwsze wydanie przypada na rok 1867. Pracę w tym kierunku prowadzili dalej w Niemczech szkoła empiriokrytyczna ze swym twórcą Ave-nariusem na czele oraz przyrodnik Mach. We Francyi w tym ruchu krytycznym przyjęli udział: matematyk Poincare, fizyk Duhem, filozof Milhaud oraz szkoła Bergsona, a zwłaszcza Le Roy i Willbois. W Anglii i w Ameryce odznaczyli się na tem polu Stall o, Pearson, Clifford i inni, u nas zaś Kozłowski i przyrodnicy Natanson i Hoyer. Krytyka, której przedstawicieli tutaj wyliczyliśmy, posługuje się tym samym poglądem na cel poznania i tą samą metodą analityczno-genetyczną, co i ogólna teorya poznania; właściwie krytyka ta stanowi szczegółowy wyraz tejże teoryi, jej zastosowanie do wyników poznania naukowego. Ażeby zrozumieć całe znaczenie tej krytyki, musimy uwzględnić stanowisko dogmatyczne, jakie zajęła nauka około połowy XIX w. Olbrzymi rozwój nauk przyrodni — 256 — czych, dokonany w ciągu dwóch ostatnich stuleci, ugruntował zarówno wśród specyalistów jak wśród inteligentnego ogółu przekonanie, że nauka przez usuwanie pierwiastków subjektywnych z doświadczenia, przez eksperymenty i zastosowanie rachunku odkrywa to, co jest, co odbywa się w przyrodzie, niezależnie od warunków naszej świadomości, innemi słowy odkrywa istotną rzeczywistość. »Nauka, że tu użyjemy słów Kozłowskiego1), odsłania przed nami obraz świata wielce odmienny od tego, który poznajemy zapomocą zmysłów; świata, podlegającego prawom trwałym i jednolitym, posiadającym ścisłość matematyczną; świata atomów i ruchów, sił i oporów, świata pozbawionego większej części cech, należących do zmysłowości: dźwięków, barw, woni, wrażeń cieplikowych. Wszystko to zastępują wi-bracye atomów, fale eteru«. Sądzono, że obraz ten jest istotną rzeczywistością, która, działając na nasze narządy zmysłów, wywołuje inny obraz rzeczywistości zjawiskowej, zawartej w naszych wrażeniach. Otóż właśnie krytyka filozoficzna nauki wystąpiła przeciwko tym dogmatycznym uroszczeniom. Nie trzeba było wielkiej przenikliwości, aby dowieść, że obraz ten jest złożony z samych hypotez, sztucznych konstrukcyi i pojęciowych abstrakcyi, które tworzymy niejako dowolnie dla uporządkowania i wyjaśnienia obserwowanych faktów i które żadną miarą nie mogą rościć pretensyi do odtworzenia tego, co się odbywa w przyrodzie. Zwłaszcza argumenty, zaczerpnięte z historyi nauk, wykazały niezawodnie, że wszystkie te hypotezy, konstrukcye i abstrakcye są zmienne i że wskutek tego nie mogą przedstawiać niezmiennej rzeczywistości. 1) W. M. Kozłowski: »Zagadnienia wiedzy«. »Przegl. filozof.«, t. V, z 1902 r. — 257 — Słabą stroną krytyki filozoficznej nauki była ta okoliczność, że burząc uroszczenia dogmatyczne i wykazując prowizoryczność teoryi naukowych, nie była w stanie obronić w sposób dostateczny wartości nauki i tym sposobem prostą drogą prowadziła do sceptycyzmu. Nie była zaś w stanie obronić dlatego, że utrzymała dawno przyjęte założenie, iż celem poznania naukowego jest odtwarzanie rzeczywistości. Ponieważ zaś krytyka dowiodła, że konstrukcye i abstrakcye naukowe są sztuczne, że odbiegają daleko od rzeczywistości, że nawet same fakty naukowe polegają na przekształceniu faktów surowych, danych nam w obserwacyi, przeto z tego wynikało, iź cała budowa nauki teoretycznej nietylko nie odtwarza rzeczywistości, ale ją przekształca, że tak powiemy, fałszuje. A zatem nauka nie spełnia swojego zadania, swojego celu, jest więc bez wartości. Zapewne, krytyka nie mogła się przyznać otwarcie do takiego wyniku, to też próbowano ratować sytuacyę w sposób następujący. Tylko fakty odtwarzają rzeczywistość, to też wartość nauki zależy w prostej linii od ilości i jakości faktów, teoretyczna zaś jej budowa polega na powiązaniu faktów, na ich ekonomicznym układzie, na uporządkowaniu w pewną harmonijną całość. A więc teoretyczna budowa nauki czyni zadość innej potrzebie, bądź potrzebie oszczędzania wysiłku w pracy, bądź potrzebie intelektualno-estetycznej, wyrażającej się w dążności do harmonii myśli. Na tę ostatnią okoliczność z wielu stron stawiano mocny nacisk i przeprowadzano analogię pomiędzy obrazami naukowymi a dziełami sztuki, pomiędzy twórczością naukową a artystyczną. Notując skrzętnie punkty styczne, okazywano skłonność do nadania nauce tej samej wartości w kulturze ludzkiej, co i sztuce; zapominano zaś przytem, że pomiędzy twórczością naukową i artystyczną istnieje zasadnicza i głęboka TEORYA POZNANIA  17 — 258 — różnica zarówno w celach, jak w stosowanych kryteryach, na co już Struve 1) zwracał uwagę. Ale nawet taka analogia, takie upodobnienie nauki ze sztuką nie ratuje jej wartości, boć przecież od nauki wymagamy czegoś innego, aniżeli od sztuki i jeżeli nauka nie spełnia właściwego sobie zadania, lecz inne poniekąd jej obce, to staje się również bezwartościową. Tak więc czy owak sceptycyzm jest zawsze wynikiem koniecznym krytyki nauki, przedsiębranej we wspomnianym już przez nas kierunku. Przebija on już wyraźnie w dziełach Macha, a najwyraźniej występuje w pracach krytyków trancuskich Le Roy'a i Poincarego. Napróżno Poincare polemizuje z Le Roy'em i stara się obronić wartość nauki, gdyż i jego obrona zabarwiona jest sceptycyzmem. Jeżeli bowiem zgodzimy się z tym autorem, że nauka polega wyłącznie na klasyfikacyi stosunków, na uporządkowaniu naszych myśli, to musimy również uznać jego ostateczne uwagi, któremi kończy głośne swoje dzieło »0 wartości nauki« w sposób następujący. »Co tylko nie jest myślą — jest czystą nicością, gdyż myśl jedynie pomyśleć możemy; wszystkie wyrazy, którymi mówimy o rzeczach, nie mogą wyrażać nic innego prócz myśli; twierdzenie, że istnieje coś innego poza myślą, jest pozbawione wszelkiego znaczenia. A przecież dziwna sprzeczność dla tych, co wierzą w czas; historya geologiczna uczy nas, że życie jest tylko krótkim epizodem pomiędzy dwiema wiecznościami śmierci i że w samym tym epizodzie myśl świadoma trwała i trwać będzie tylko jedną chwilę. Myśl więc jest tylko błyskiem na tle długiej nocy, ale ten błysk jest wszystkiem«. »Ilekroć czytałem ten ustęp, dodaje Biegelei 1) H. Struve: » Wstęp krytyczny do filozofk, 1896 r., str. 237 i dalsze. — 259 — sen1), nie mogłem się nigdy oprzeć wrażeniu, że mam przed sobą tonącego, który, chwyciwszy ostatnią deskę ratunku, trzyma się jej gorączkowo, całym wysiłkiem swych mięśni, bo przed nim i za nim przepaść«. Sceptyczny wynik krytyki nie licuje jednak z wielką rolą, jaką nauka spełnia w kulturze ludzkości. Musi więc w krytyce tej kryć się gdzieś błąd, który prowadzi do wyników niezgodnych z rzeczywistym stanem rzeczy. Ponieważ zaś przyznać musimy, że sam sposób rozumowania krytycznego, wyprowadzania konsekwencyi jest bez zarzutu, przeto błędu poszukiwać należy w podstawach, na których się rozumowanie opiera, w jego założeniach. A zatem błędnem musi być założenie powyższej krytyki, że cel nauki polega na odtwarzaniu. W rzeczy samej, gdyby tak było, to w poznawaniu naukowem powinny najważniejszą rolę odgrywać indywidualne wyobrażenia, odtwarzające najdokładniej zjawiska rzeczywistości, tymczasem, jak już wiemy, rola taka przypada w udziale uogólnieniom schematycznym, pojęciom, zaznaczającym cechy ogólne lub oderwane zjawisk, i ustanowionym na ich podstawie rozmaitym myślowym kon-strukcyom, które odbiegają nieraz bardzo daleko od rzeczywistości. Ten jeden fakt dowodzi już niewątpliwie, że poznawanie naukowe nie ma na celu odtwarzania zjawisk. Nie można bowiem nawet przypuszczać, że nauka do swego celu kroczy po drogach wprost celowi temu przeciwnych; takie przypuszczenie przeczy najkardynal-niejszym zasadom wszelkiego przystosowania i wszelkiej czynności celowej. A więc założenie, przyjęte przez krytykę filozoficzną nauki, a zaczerpnięte z ogólnej teoryi poznania, jest błędne i cel poznawania naukowego musi być inny. Na 2) Bronisław Biegeleisen: »O twórczości w naukach ścisłych«. »Przegl. filozof.«, t. XIII, str. 408. 17* — 260 — szem zdaniem, celem tym jest przewidywanie tego, co jest, co było, co będzie z danych nam w doświadczeniu fragmentów. Taki cel wiąże się ściśle z potrzebą biologiczną zachowania bytu, umożliwia bowiem odpowiednią oryentacyę w otoczeniu; tłomaczy nam również blizkie pokrewieństwo poznawania naukowego z prakty-cznem. Nakoniec cel ten dobrze tłomaczy środki, którymi się nauka posługuje, mianowicie: pojęciowe schematy, sztuczne konstrukcye itp. Jeżeli bowiem przewidywanie jest celem poznawania, to z doświadczeń konkretnych musimy wyodrębnić pierwiastki stale się powtarzające i na nich oprzeć całą czynność poznawczą, gdyż indywidualne doświadczenia konkretne, jako nie-powtarzające się, nie nadają się do przewidywania. Następnie ponieważ od środków wymagamy tylko skuteczności w osiąganiu celu, przeto jest rzeczą bez znaczenia, czy ich układ, ich budowa zgadza się lub nie zgadza się ze zjawiskami rzeczywistemi. Tem się tłomaczy ważny udział sztucznych konstrukcyi w poznawaniu naukowem. Słowem, cała teoretyczna budowa nauki ze wszystkiemi jej uogólnieniami, hypotezami, konstrukcyami i abstrak-cyami nie stanowi nic innego jak system środków, przy których pośrednictwie możemy uskutecznić przewidywanie w pewnym zakresie zjawisk. Rozpatrując z tego stanowiska naukę, musimy przyznać, że teoretyczna jej budowa posiada wielką wartość, że pomimo swej zmienności i sztuczności spełnia dobrze i coraz dokładniej swoje zadanie. 3. Prewidyzm uznając, że nauki specyalne nie odtwarzają rzeczywistości, lecz tylko przewidują (resp. dopełniają, wyjaśniają) fakty, bynajmniej nie wyłącza z zakresu poznania zagadnienia o tem, co jest i jak jest. Zagadnienie to kołacze się w umyśle każdego kulturalnego człowieka i domaga się usilnie rozwiązania. Ponieważ — 261 — zaś nauki specyalne nie rozwiązują go, przeto powstaje pytanie, czy rozwiązanie takie jest wogóle możliwe i na jakiej drodze da się osiągnąć? Dodać musimy, że nie chodzi tu o rzeczywistość zjawiskową, gdyż ta jest nam dana w naszem doświadczeniu, w obserwowanych przez nas faktach, a zatem mieści się już poniekąd w każdem poznawaniu, lecz o rzeczywistość istotną, niezależną od doświadczenia. Ogólna teorya poznania ustanowiła już oddawna, że poznawane zjawiska, owa rzeczywistość zjawiskowa jest wynikiem spółdziałania przedmiotu i podmiotu, otoczenia i naszej władzy poznającej. Otóż w zagadnieniu, co jest i jak jest, chodzi o przedmiot, o ów czynnik objektywny, wywołujący zjawiska, o rzeczywistość istotną. Był czas, kiedy sądzono, że z ową rzeczywistością istotną zapoznają nas nauki przyrodnicze, wspomniana jednak przez nas krytyka filozoficzna pokonała te urosz-czenia. Wobec tego pytanie o możliwości poznania istoty rzeczy znowu stało się aktualnem. Pytanie to zresztą stawiano już bardzo dawno i rozmaicie je rozstrzygano. Kant obstawał stanowczo za tem, że poznanie rzeczywistości istotnej, t. zw. przez niego rzeczy samej w sobie, jest niemożliwe. Do wszystkiego, co poznajemy, dochodzimy przy pośrednictwie naszej władzy poznawczej, która wnosi do poznania swoje prawa, swój porządek; poznać zaś czysty objekt bez udziału subjektu żadną miarą nie możemy. Stąd wynika pogląd, zwany agnosty-cyzmem, który głosi, że absolut, rzeczywistość bezwzględna, niezależna od doświadczenia, jest niepoznawalna, że wszystko, co poznajemy, nosi charakter względny, zjawiskowy. Pogląd powyższy zyskał wielu zwolenników w Anglii; do nich zaliczyć należy znanego krzewiciela filozofii Kanta na gruncie angielskim, Hamiltona, oraz Herberta Spencera; tam również powstała sama — 262 — nazwa agnostycyzmu, wprowadzona po raz pierwszy do filozofii przez przyrodnika Huxley'a. Agnostycyzm nie jest jedyną możliwą odpowiedzią na postawione przez nas pytanie. Co więcej, pogląd agno-styczny, jak wszystkie wogóle poglądy sceptyczne, nie może zadowolić umysłu ludzkiego na dłuższą metę i dlatego nie może zyskać trwałego i znacznego rozpowszechnienia. Umysł ludzki niechętnie uznaje jakiekolwiek granice dla swoich pomysłów, to też poznanie istoty rzeczy nie zawsze uchodziło za problemat nierozwiązalny. Po jego rozwiązanie sięgali już filozofowie greccy od najwcześniejszych czasów, a dwa największe systematy filozoficzne starożytnej Grecyi: Platona i Arystotelesa były właśnie na tym problemacie zbudowane. Arystoteles nawet zagadnienie to wyodrębnił z ogółu wszystkich zagadnień filozoficznych i uczynił je przedmiotem osobnej gałęzi filozofii, która przypadkowym sposobem uzyskała nazwę metafizyki. Odtąd metafizyka uznaną została za naukę, traktującą o istocie rzeczy, poznającą byt objektywny, bezwzględny i odegrała w historyi filozofii bardzo poważną, a w niektórych jej okresach nawet przodującą rolę. Czy metafizyka może być uważana za naukę? Zdania pod tym względem są podzielone; jedni, jak np. szkoła pozytywistów z Comtem na czele, potępiają stanowczo metafizykę i odmawiają jej nietylko naukowego, ale wszelkiego znaczenia w systemie wiedzy ludzkiej; drudzy, jak Fr. A. Lange i liczni jego zwolennicy, odmawiają metafizyce charakteru i znaczenia nauki, ale przyznają jej ważną, poniekąd niezbędną rolę jako wyrazowi twórczości, czyniącej zadość pewnym potrzebom umysłu; inni jeszcze, również dość liczni, obstają za tem stanowczo, że metafizyka posiada znaczenie i charakter wiedzy naukowej. Stanowczym przeciwnikiem metafizyki jest u nas — 263 — Mahrburg1). Argumenty tego autora, skierowane przeciwko naukowości metafizyki, dadzą się streścić w sposób następujący. Przedewszystkiem każda nauka musi mieć swój własny przedmiot badań, tymczasem metafizyka nie ma przedmiotu, gdyż byt bezwzględny nie jest właściwie przedmiotem, nie jest dany ani w doświadczeniu wewnętrznem, ani zewnętrznem. Metafizyka również nie może przedmiotu swego stworzyć, gdyż bytu bezwzględnego utworzyć, skonstruować nie możemy. »Z materyału doświadczalnego, mówi autor, niepodobna skonstruować nic, coby było pozadoświadczalnem, jak również z przesłanek doświadczalnych nie można wywnioskować nic takiego, coby w nich nie było domyślnie zawarte; żadna zaś przesłanka doświadczalna zgoła nie zawiera w sobie bytu transcendentnego«. Następnie nauka wyjaśnia zawsze rzeczy nieznane i zawiłe przez znane i proste, tymczasem metafizyka czyni odwrotnie: rzeczy znane pragnie sprowadzić do nieznanych i zawiłych, formy bowiem bytu bezwzględnego są tylko domniemane, a zatem nieznane. Nakoniec sądzi autor, że »w samej koncepcyi bytu transcendentnego, bezwzględnego tkwi sprzeczność w poznaniu naukowem niedopuszczalna, gdyż koncepcya ta zakłada, że umysłowi danem jest coś, co nie jest treścią zjawiskową lub doświadczalną, że poznaje coś, co jest niepoznawalne«. Odmawiając metafizyce znaczenia wiedzy naukowej, Mahrburg poniekąd przechyla się na stronę poglądu Langego i przyznaje, że poglądy metafizyczne zada 1) Poglądy swoje na metafizykę Mahrburg wypowiedział w kilku drobniejszych pracach, mianowicie w artykule p. t.: »Metafizyka« (Poradnik dla samouków), w pracy p. t.: »W sprawie naukowości metafizyki« (Ogniwo 1903). Dokładne zestawienie tych poglądów podał Spasowski: »Adam Mahrburg i jego poglądy na naukę i filozofię«, 1913 r., patrz str. 135. — 264 — walają w pewnym stopniu potrzeby racyonalistyczne, etyczne, estetyczne, religijne zarówno twórców jak zwolenników. »Wczytując się w Platona, Spinozę, Hegla, mówi autor, dajemy się porwać olbrzymiej, harmonijnie zbudowanej całości, usypia na pewien czas nasz krytycyzm naukowy, na skrzydłach wyobraźni przebywamy przepaści nieprzebyte, tracimy z oczu świat rzeczywisty i swobodnie poruszamy się w idealnej konstrukcyi, w wizyi, utkanej z poddanych nam przez twórcę stanowisk, pożądań, celów. System metafizyczny jako dzieło sztuki musi być prawdziwy w tem znaczeniu, że się daje zrealizować w myśli i uczuciu... Do wszelkich wpływowych systemów metafizycznych da się zastosować przysłowie: si non e vero e ben trouato; system zaś naukowy powinien być: uero i ben trovato, prawdziwy i należycie uzasadniony«. Wogóle pogląd Langego na metafizykę, upatrujący w niej poezyę myślową (metaphisische Dichtung), zyskał szerokie rozpowszechnienie; dawał bowiem bądź co bądź wystarczającą odpowiedź na nasuwające się mi-mowoli pytanie, dlaczego metafizyka pomimo swych niewątpliwych wad i braków zarówno w metodzie jak w wynikach utrzymała się przez tyle wieków w filozofii. »Natura umysłu ludzkiego, uczy Lange, z konieczności wytwarza świat ideału, w którym szukamy schronienia przed ciasnotą zmysłów i który jest prawdziwą ojczyzną naszego ducha«. W ideale bowiem skupiają się najwyższe i najszlachetniejsze czynności ducha ludzkiego; w nim znajdują swój wyraz estetyczne, moralne i religijne potrzeby ludzkości. Otóż metafizyka czyni zadość tym potrzebom i tworzy systemy syntetyczne, harmonijne, które wybiegają poza ciasny widnokrąg doświadczenia i wiążą w sferach pozaempirycznych prawdę naukową z pięknem i dobrem. Systemy te nie mają charakteru naukowego, gdyż nauka zajmuje się tylko zjawiskami i pozo — 265 — staje wyłącznie w sferze doświadczeń, lecz raczej przypisać im należy charakter twórczości artystycznej. Tak się przedstawia w krótkim zarysie pogląd Langego na metafizykę; zyskał on, jak już wspominaliśmy, szerokie rozpowszechnienie, jakkolwiek także nie uniknął poważnych krytycznych zarzutów. Struve np. wytacza przeciwko temu poglądowi następujące argumenty 1): 1)      »Wydanie przy pomocy twórczej wyobraźni syntetycznych ustrojów myśli i hypotez nie jest bynajmniej cechą znamienną metafizyki w przeciwstawieniu do innych nauk. Każda nauka posługuje się tymi czynnikami przy poznaniu swego przedmiotu«. Wszakże w nauce widzimy często posługiwanie się sztucznemi konstruk-cyami, nie istniejącemi w doświadczeniu abstrakcyami, hy-potezami itp. Należałoby więc albo wyłączyć z pojęcia naukowości wszelkie tego rodzaju dodatki, albo jeżeli uznajemy je za zgodne z istotą nauki, to należałoby również z tego powodu nie odmawiać metafizyce naukowości. Argument ten podnosi również Wartenberg2). 2)      Zarzucają metafizyce, że w swych badaniach opuszcza grunt doświadczenia jedynie decydującego w nauce i posługuje się wyłącznie logiczną działalnością umysłu, logicznemi konsekwencyami. Ale to samo czyni w pewnym stopniu matematyka, która jednak należy bez sporu do najściślejszych nauk. 3)       Przeciwnicy metafizyki jako nauki twierdzą da- lej, że nauka rozpatruje swój przedmiot ze stanowiska zasady przyczynowości, tymczasem metafizyka posługuje się wyłącznie zasadami harmonii, jedności, zgody. Jeżeli jednak zgodzimy się z Kantem, że wszystkie ogólne 1) H. Struvel. c, str. 246 i dalsze. 2) Mścisław Wartenberg: »Obrona metafizyki«. »Wstęp krytyczny do metafizykk, 1902. — 266 — zasady wynikają z tego samego źródła, z organizacyi naszej władzy poznawczej, to dlaczego zasadzie przy-czynowości przypisujemy znaczenie naukowe, a odmawiamy tego znaczenia zasadom jedności i zgodności? 4) Nakoniec przeciwko naukowości metafizyki przytaczają i ten argument, że nie daje żadnych trwałych zdobyczy, że systemy metafizyczne wzajemnie się zwalczają, że nie można w metafizyce wykazać żadnego wyraźnego postępu; tymczasem nauka stale postępuje i pomimo zmienności swych hypotez i teoryi pozostawia jednak wciąż rosnący zasób trwałych faktów. Na ten zarzut S t r u v e odpowiada, że metafizyka jako nauka syntetyczna, uogólniająca nie może dostarczać faktów, a z drugiej strony, zmienność i błędy systemów metafizycznych bynajmniej nie stanowią cech, im tylko właściwych. »I dzieje nauki świadczą o wielu grubych fałszach, o ciągłych sprzecznościach pomiędzy uczonymi, o ciągłej zmianie hypotez, poglądów, teoryi; i nauki odstępowały niejednokrotnie od wymagań ścisłej naukowości i one nie dają rękojmi bezwzględnej nieomylności«. Do powyższych argumentów dodać moglibyśmy jeszcze jeden, skierowany wprost przeciw teoryi Langego. Metafizyka nie może być uważaną za wyraz twórczości artystycznej, za poezyę myślową, pojęciową, gdyż zarówno cel metafizyki jak kryterya przez nią stosowane są inne, aniżeli cel i kryterya utworów artystycznych. Celem metafizyki jest poznanie, przewidywanie rzeczywistości istotnej, objektywnej, jej zaś sprawdzianem jest zgodność, brak sprzeczności. System metafizyczny spełnia dobrze swoje zadanie, jeżeli z pewnych przyjętych założeń i hypotez może objąć, wyjaśnić wszystkie przejawy rzeczywistości zjawiskowej i jest dobrze zbudowany, jeżeli w jego szczegółach niema sprzeczności. Innemi słowy w systemie metafizycznym nie chodzi o wy — 267 — wołanie wrażenia, nastrojów, o piękno artystyczne, lecz o jednolite wyjaśnienie, pozbawione wewnętrznej sprzeczności. To też teorya Lange'go nie może być przyjętą i metafizyce nie możemy odmówić charakteru naukowości. Naukowość jednak metafizyki posiada pewne odrębne cechy, które ją wybitnie odróżniają od innych nauk i które były właśnie powodem zarzutów, przeciw niej skierowanych. Jej przedmiot, owa rzeczywistość istotna, objektywna nie może być nigdy przedmiotem naszego doświadczenia. Stąd wynika czysto hypotetyczny charakter tej nauki; jej wnioski nigdy nie mogą być stwierdzone przez doświadczenie; to też w nauce tej niema faktów. Jej metoda jest pozbawiona obserwacyi i eksperymentalnego badania, polega zaś w całości na spekula-cyi i logicznem wnioskowaniu. Ponieważ wnioski metafizyki nie mogą być doświadczalnie stwierdzone, przeto jedynym ich sprawdzianem jest zgodność myśli między sobą, brak między niemi sprzeczności. Oprócz powyższej różnicy w metodach badania i kryteryach metafizyka odróżnia się jeszcze od wszystkich innych nauk specyalnych pod tym względem, że jest nauką ogólną, że jej przedmiotem nie jest jakiś ograniczony zakres rzeczy i zjawisk, lecz cała rzeczywistość; stanowi ona to, co nazywamy ogólnym poglądem na światl). Ważna także różnica pomiędzy metafizyką i naukami specyalnemi polega na traktowaniu i pojmowaniu hypotez. Nauka posługuje się także hypo-tezami, ale nadaje im znaczenie prowizoryczne, traktuje je tylko jako środki poznawania, przy których pomocy l) G a r s k i dla takiego ogólnego poglądu na świat i życie proponuje nazwę »teoryi syntezy filozoficznej« zamiast zdyskredytowanego, jego zdaniem, miana metafizyki. Garski: »System filozofii«, t. I, z 1907 r., str. 88. — 268 — można wyjaśnić znane i przewidywać nowe fakty. Metafizyka zaś nie przewiduje nowych faktów, to też jej hypotezy wyjaśniające mają charakter nie prowizoryczny, lecz definitywny i stanowią właściwie dogmatycznie przyjęte założenia. Jeżeli więc jakakolwiek nauka specyalna utworzonym przez siebie hypotezom przypisuje znaczenie definitywne, a nie prowizoryczne i ich treści nadaje byt realny, to mówimy, że wkracza w dziedzinę metafizyki, że wprowadza do swego przedmiotu pierwiastki metafizyczne. Tak się właśnie stało z przyrodoznawstwem w pierwszej połowie XIX w., kiedy hypotezom atomistycznej i mechanistycznej przyznano znaczenie definitywne i uznano je za wyraz rzeczywistego układu rzeczy i zjawisk. Jak widzimy, różnice pomiędzy metafizyką i naukami specyalnemi są bardzo wydatne; nic więc dziwnego, że z wielu stron wyrażano wątpliwość co do naukowego jej charakteru. Ponieważ przytem wbrew wszelkiej niweczącej krytyce stanowisko metafizyki nie zostało zachwiane i wciąż powstają i powstawały nowe systemy metafizyczne, przeto nasunęło się mimowoli przypuszczenie, że ta gałąź wiedzy ludzkiej, nie będąc nauką, czyni jednak zadość uczuciowym potrzebom człowieka, stanowi jakby rodzaj poezyi. Pogląd ten utrzymać się nie da; metafizyka bądźcobądź przewiduje, resp. wyjaśnia, tłomaczy, a zatem posiada najważniejszą i zasadniczą własność poznawania. Musimy więc pomimo wybitnych różnic, wynikających z odrębnego przedmiotu i odrębnej metody badania, zaliczyć ją do poznania naukowego, wyznaczając przytem w tem poznaniu odrębne dla niej stanowisko. 4. Pozostaje nam jeszcze do omówienia stosunek prewidystycznej teoryi poznania do pojęcia prawdy. Związek poznania z pojęciem prawdy jest bardzo ścisły, gdyż prawda i błąd są wyrazami oceny poznania, są wyra — 269 — zami jego wartości. Rzecz godna uwagi, że Znaniecki wyłącza prawdę z zakresu wartości. »Zupełnie niepojęty, mówi ten autor1), jest termin »wartość logiczna«, gdyż o ile nasze myśli wyrażają pewne rzeczywiste stosunki pomiędzy zjawiskami, o tyle właśnie i z tego punktu widzenia nie są wartościami, lecz prawdami«. Pogląd ten wynika z abstrakcyjnego traktowania sprawy i wyraża konsekwencye przyjętych definicyi. Autor określa wartość jako »przedmiot, któremu u podmiotu odpowiada psychologiczne zjawisko uczucia«, a zatem wartość występuje w stosunku przedmiotu do podmiotu, do jego uczucia lub też pożądania. Prawdę zaś określamy jako zgodność myśli z przedmiotem, a więc prawda występuje w stosunku podmiotu (myśli — utworu podmiotowego) do przedmiotu. Z tego wynika, że prawda i wartość są wyrazami zupełnie odmiennych, przeciwnych stosunków i dlatego prawda nie może być wartością. Jeżeli jednak staniemy na stanowisku konkretnem, genetycznem i uwzględnimy nie abstrakcyjne definicye prawdy i wartości, lecz sposób ich powstawania, ich genezę, to zaznaczone różnice znikają. Z tego stanowiska wartość przedstawia się nam jako reakcya uczuciowa naszej świadomości wobec danego przedmiotu, wobec danej treści. Otóż i prawda, jeżeli ją rozważać będziemy z genetycznego punktu widzenia, jest również uczuciową reakcyą naszej świadomości wobec treści myśli poznawczej, wobec wydanego sądu. Każdemu wydanemu sądowi towarzyszy uczucie bądź przyznania, bądź sprzeciwiania się. Przyznanie i sprzeciwianie się stanowią uczuciową reakcyę naszej świadomości wobec przedmiotu, t.j. treści sądu i są źródłem pojęć prawdy i błędu w podobny sposób, jak odpowiednia uczuciowa chara 1) F. Znaniecki: »Zagadnienic wartości w filozofii«. Wydawnictwo »Przeglądu filozoficznego«, 1910 r., str. 13. — 270 — kterystyka wrażenia jest źródłem pojęć przyjemności i przykrości, a takaż charakterystyka wyobrażenia albo spostrzeganego czynu jest źródłem pojęć piękna i brzydoty, dobra i zła. Charakterystyka uczuciowa przedmiotu, inaczej jego wartość, zależy od pewnych jego własności, od warunków, w jakich się naszej świadomości przedstawia. Charakteryzujemy więc sąd jako prawdziwy, jeżeli jego treść zgadza się z rzeczywistością, resp. z elementami, z jakich sąd ten wyprowadzony został; oceniamy go jako błędny, jeżeli nie czyni zadość temu warunkowi. Z konkretnej charakterystyki przyznającej sądu tworzymy abstrakcyjne pojęcie prawdy, a następnie w de-finicyi tego pojęcia podajemy tylko warunki, jakie muszą być spełnione, aby treść sądu mogła być uznaną za prawdę. A zatem definicya nie podaje, czem jest prawda, lecz jakie są jej warunki. Zgodność myśli z przedmiotem nie jest właściwie prawdą, lecz warunkiem, jaki myśl spełnić musi, aby wywołać reakcyę świadomości, która stanowi prawdę. Z powyższego widzimy, że prawda jest tak samo reakcyą uczuciową świadomości wobec danego przedmiotu, jak każda wartość i różni się od innych wartości tylko swym przedmiotem, którym jest sąd, myśl poznawcza. Niema więc żadnego powodu wyłączać prawdę z zakresu wartości. Jeżeli zaś Znaniecki tak uczynił, to dlatego tylko, że traktując całe zagadnienie w sposób abstrakcyjny, przyjął defmicyę prawdy za wyraz jej istoty, kiedy w rzeczy samej definicya ta wyraża tylko konieczny warunek prawdy. Każda ocena, każda wartość znajduje się w ścisłym związku z celowym układem zjawisk i bez niego nie daje się uzasadnić i pomyśleć. Chcąc oznaczyć wartość przedmiotu, trzeba określić jego stosunek do potrzeby i do spełnianego celu. Wiemy już, że potrzeba wyznacza cel; wszystko to, co czyni zadość potrzebie, co spełnia — 271 — wynikający z niej cel, ma dla nas wartość; przeciwnie, co się nie przyczynia do zadośćuczynienia potrzebie, jest bez wartości. Potrzeba, ogólnie rzecz biorąc, stanowi dążność do wyrównania zaburzenia równowagi, któremu towarzyszy zawsze niepokój, ujemny ton uczuciowy; wszystko więc, co czyni zadość potrzebie, usuwa zaburzenie równowagi, usuwa niepokój i sprowadza ton uczuciowy dodatni; przeciwnie, wszystko, co nie czyni zadość potrzebie, co nie przyczynia się do przywrócenia równowagi, podtrzymuje ujemny ton uczuciowy. Na tem polega ogólna zasada wartościowania, owa wspomniana już przez nas charakterystyka uczuciowa. 5. Potrzeby mogą być rozmaite: biologiczne, estetyczne, etyczne, intelektualne, stąd powstają rozmaite klasy wartości. Tutaj mówić będziemy tylko o wartościach intelektualnych, o ocenie poznania. Ponieważ ocena poznania wiąże się ściśle z jego celem, przeto w miarę zmiany w pojmowaniu celu poznania następuje również zmiana w pojmowaniu prawdy. Jeżeli więc za cel poznania uważać będziemy odtwarzanie w myśli tego, co jest i jak jest, czyli innemi słowy odtwarzanie rzeczywistości, to prawdziwą, wartościową będziemy nazywali myśl, która odtwarza rzeczywistość, która się z nią zgadza. »Ten mówi prawdę, głosi Arystoteles w swej »Metafizyce«, kto uważa za rozdzielone to, co jest rozdzielone i za połączone to, co jest połączone; ten zaś błądzi, którego myśl jest przeciwna rzeczywistości« Powyższa definicya, której scholastycy nadali następnie postać skróconą, nauczając, że prawdę stanowi zgodność myśli ze swym przedmiotem, przetrwała wieki całe bez żadnej zasadniczej zmiany. Godziła się bowiem dobrze z pojęciem potrzeby i celu poznania. Podług powszechnego, wieki całe trwającego mniemania potrzebą poznawania miała być wrodzona człowiekowi ciekawość, żądza dociekania tego, co jest, a jego celem myślowe od — 272 — twarzanie rzeczywistości. Każda więc myśl, która czyniła zadość tej potrzebie i osięgała wskazany cel, musiała być uważana za wartościową, za prawdziwą. Wątpliwości co do takiego określenia prawdy powstały dopiero od czasów Descartesa, t. j. od czasu, kiedy filozofia zaczęła rozpatrywać bliżej i szczegółowo zagadnienie rzeczywistości. Okazało się wtedy, że rzeczywistość możemy pojmować w dwojaki sposób: jako rzeczywistość zjawiskową, względną, zawartą w naszych wrażeniach i postrzeżeniach i jako bezwzględną, istotną, niezależną od naszego postrzegania. Mimowoli więc powstało pytanie, o jakiej rzeczywistości jest mowa zarówno w definicyi prawdy jak w domniemanym celu poznania, czy chodzi tu o rzeczywistość zjawiskową, czy też istotną? Zdawałoby się, że chodzić nam tu powinno o rzeczywistość istotną, bezwzględną, ale już od czasów Kanta wiemy, że rzeczywistość ta jest niepoznawalną. »Twierdzenie, mówi Mahrburg1), że prawdą jest wiedza zgodna z rzeczywistością, jest błędne, skoro przez rzeczywistość rozumie się coś, co istnieje niezależnie od umysłu poznającego. Błąd ten zawsze prowadził do sceptycyzmu, gdyż według założenia musielibyśmy porównać wiedzę swoją z jakąś rzeczywistością, która jest właśnie niezależna od nas, a zatem niepoznawalna. Możemy porównywać jedynie dane umysłu z pewnemi innemi danemi umysłu, poznanie swoje pośrednie z poznaniem bezpośredniem, czyli postrzeżeniami zmysło-wemi, natomiast sięgnąć poza obręb treści uświadomionej nigdy nie możemy, a zatem wszelkie próby porównania z rzeczywistością rozbić się muszą o brak tej rzeczywi 1) Cytuję podług streszczenia, podanego przez Spasow-skiego w jego dziele p.t.: »Adam Mahrburg i jego poglądy na naukę i filozofię«, 1913, str. 64, ś — 273 — stości do porównania«. A więc definicya prawdy nie może obejmować prawdy bezwzględnej, opartej na bezwzględnej rzeczywistości. »Z prawdą bezwzględną, mówi tenże autor, rzecz się ma tak samo, jak z legendowym kwiatem paproci: ktoby go poznał, ten posiadłby wszystkie tajemnice, lecz próżno go szukać, bo paproć nie kwitnie«. Pozostaje tylko miarodajną dla prawdy rzeczywistość względna, zjawiskowa, t. j. ta rzeczywistość, która zawarta jest w naszych wrażeniach. To też chcąc uniknąć dwuznaczności terminów: »rzeczywistość«, »przed-miot«, należałoby definicyę prawdy zmodyfikować w sposób następujący: prawdą nazywamy zgodność myśli z naszemi wrażeniami. Taka jednak definicya będzie zaciasną. Posiadamy cały szereg prawd, które polegają nie na zgodności ich treści z wrażeniami, z rzeczywistością zjawiskową, lecz na zgodności z ustanowionemi i przyjętemi przez nas konstrukcyami pojęciowemi. Prawda np., że wszystkie promienie koła są sobie równe, nie wynika z obserwacyi, z mierzenia, ze zgodnośei jej z naszemi wrażeniami, lecz z konstrukcyi geometrycznej koła. Tutaj należą wszystkie prawdy matematyczne, które właśnie odznaczają się wielką siłą pewności i przewyższają pod tym względem prawdy, oparte na zgodności naszych sądów z wrażeniami, ze spostrzeganą przez nas rzeczywistością zjawiskową. Jeżeli więc definicya nie obejmuje tych prawd najważniejszych i najpewniejszych, to nie może być uważaną za wystarczającą. Ostatecznie widzimy, że pierwotna definicya prawdy, podana przez Arystotelesa i uznawana powszechnie w spółczesnych podręcznikach logiki i teoryi poznania, nasuwa pod wieloma względami wątpliwości. Wątpliwości te w każdym razie świadczą, że takie określenie prawdy niezupełnie odpowiada celowi naszego poznania, w czem TEORYA POZNANIA  18 — 274 — zarazem możemy upatrywać pośredni dowód, iż cel ten nie polega na odtwarzaniu rzeczywistości. Powyższe braki w pierwotnej definicyi prawdy skłoniły już Descartesa i Kanta do poszukiwania innego jej określenia. Odpowiednie jednak pomysły tych filozofów nie zyskały powszechnego uznania, gdyż ich reforma nie była radykalna, nie sięgała do podstawowego założenia, dotyczącego celu poznania. Wobec zaś utrzymanej ogólnej zasady, że celem poznania jest odtwarzanie tego, co jest, zarówno definicya Descartesa oparta na oczywistości, jak Kanta, oparta na zgodności myśli między sobą, nie mogły wyczerpać wszystkich warunków koniecznych prawdy i pozostały określeniami niedostatecznemi w stopniu nawet większym, aniżeli pierwotna definicya Arystotelesa. Dopiero na schyłku XIX w. kierunek filozoficzny, zwany pragmatyzmem, przedsięwziął radykalną reformę pojęcia prawdy. Reforma okazała się konieczną wobec tego, że pragmatyzm ustanowił inne założenie celu poznania. Wychodząc ze stanowiska biologicznego i anti-intelektualistycznego, pragmatyzm objął poznawanie w zakresie obszerniejszym i włączył tutaj impulsy woli oraz wynikające z nich działanie. Przy takiem obszernem bio-logicznem pojmowaniu czynności poznawania potrzebą, która wywołuje poznanie, nie jest i nie może być czysta ciekawość, lecz dążność do zachowania bytu, a celem poznania nie będzie czysto teoretyczne myślowe odtwarzanie tego, co jest, lecz wybór najodpowiedniejszego działania, skierowanego ku zachowaniu bytu. Założenie powyższe prowadzi za sobą z konieczności zmianę w pojęciu wartości poznania, w pojęciu prawdy. Prawda przedewszystkiem czyni zadość potrzebie zachowania bytu, a ponieważ zachowanie bytu stanowi wartość biologiczną, przeto prawda jest jednoznaczna z tą wartością, którą obejmujemy ogólnem mianem korzyści. — 275 — Co jest korzystne dla nas, jest równocześnie prawdziwe i odwrotnie, co jest prawdziwe, jest korzystne, twierdzą pragmatyści 1). Następnie prawda spełnia cel, ponieważ zaś celem poznania jest najodpowiedniejsze dla naszego bytu działanie, przeto prawda prowadzi nas do takiego działania i wyraża się w takiem działaniu. »Posiadanie prawdziwych myśli, mówi James, oznacza równocześnie posiadanie wartościowych środków działania«; czy myśl jest prawdziwą, poznać możemy jedynie przez jej sprawdzanie w działaniu. Jedynym więc sprawdzianem prawdy jest stwierdzenie jej w naszem działaniu, w skutkach. Moje postrzeżenie np., że na stole leży bochenek chleba, staje się prawdziwem, jeżeli wezmę przedmiot ten do ręki, rozkraję go, spróbuję jego smaku i jeżeli całe to złożone działanie potwierdza moje postrzeżenie, Prawda, jak mówią pragmatyści, jest zdarzeniem; nasze myśli, nasze wyobrażenia dopiero przez zdarzenia stają się prawdziwe. Gdybyśmy teraz chcieli na zasadzie uwag powyższych podać zwięzłą pragmatystyczną definicyę prawdy, to definicya ta wypadnie w sposób następujący. Prawdą nazywamy myśl, która się w naszem działaniu bądź bezpośrednio, bądź pośrednio w swych skutkach sprawdza. Dodać tutaj muszę, co zresztą już w rozdziale pierwszym obszerniej omawiałem, że działanie pragmatyści pojmują w obszernem znaczeniu tego wyrazu, zarówno w znaczeniu czynu jak w znaczeniu działania myśli, t. j. rozumowania, badania i t. p. Dlatego też powyższa definicya prawdy da się zastosować nietylko w poznawaniu pra-ktycznem, ale i naukowem. Nie mam zamiaru podawać tutaj szczegółowej krytyki pragmatystycznego pojęcia prawdy, uczyniłem to 1) Patrz: James, »Pragmatismus«, tłomaczenie niemieckie z 1908 r., str. 123 i dalsze. 18* — 276 — bowiem w innej mojej pracy 1) i nie uważam za stosowne powtarzać użytych tam argumentów. Chcę tylko zwrócić uwagę na jeden punkt niedostatecznie w poprzedniej pracy zaznaczony; mianowicie chodzi o to, że pragmatyzm sprawdzianu dla prawdy poszukuje nie w naszych myślach, lecz poza niemi, w działaniu. Taki pogląd zgadza się z antyintelektualizmem pragmatystów, którzy do poznawania włączają także wybór oddziaływania na podniety otoczenia, ale prowadzi równocześnie za sobą praktyczne konsekwencye, które burzą całe znaczenie powyższej definicyi. Jeżeli bowiem wartość myśli leży poza myślą, w jej zastosowaniu, w działaniu, to właściwie myśl pozostaje poza oceną, nie podlega wartościowaniu. Tylko działanie, podług tego poglądu, tylko skutki myśli wywołują reakcyę uczuciową naszej świadomości, są dla nas wartościowe lub bezwartościowe, sama zaś myśl takiej reakcyi nie powoduje i pozostaje bez oceny. Gubi się więc pojęcie prawdy, a na jej miejsce powstaje inna wartość — korzyść, czyli innemi słowy, pragmatyzm, utożsamiając pojęcie prawdy z pojęciem korzyści, gubi prawdę. Taki wynik stanowi nawet sprzeczność z biologicznym celem poznania, uznawanym przez pragmatystów. Jeżeli bowiem, jak twierdzi James2), »posiadanie prawdy, myśli prawdziwej nie jest samo przez się celem, lecz środkiem do zaspokojenia jakiejkolwiek potrzeby życia«, to ocena myśli musi być uskuteczniana przed jej zastosowaniem, gdyż w przeciwnym razie nie wiedzielibyśmy, jaką myśl dla danej potrzeby stosować powinniśmy, czyli innemi słowy, jaka myśl uczyni zadość danej potrzebie. Tymczasem, jak już wiemy, pragmatyści l) Patrz: »Traktat o poznaniu i prawdzie«, 1910 r., str. 214 i dalsze. 2) James, 1. c, str. 127. — 277 — nauczają, że samej myśli oceniać nie możemy, lecz tylko jej zastosowanie, jej skutki. Powstaje tym sposobem sprzeczność, której James stara się uniknąć przez to, że odróżnia od prawd aktualnych, stwierdzanych w działaniu, w zastosowaniu, jeszcze prawdy potencyalne, in-tencyonalne, przedstawiające gatunkowe lub rodzajowe podobieństwo do stwierdzonych poprzednio prawd aktualnych. W ten sposób omijamy wprawdzie spotykaną trudność, ale z drugiej strony nadmiernie wikłamy całą teoryę prawdy i czynimy ją mało przydatną przy wartościowaniu zjawisk poznawczych. 6. Powstaje obecnie pytanie, jak prewidyzm zapatruje się na prawdę. Prewidyzm, podobnie jak pragmatyzm, wychodzi także z biologicznego poglądu na czynność poznawania, różni się jednak od niego wybitnie w dalszych konsekwencyach. Przedewszystkiem stoi na gruncie czystego intelektualizmu, wyłącza wszelkie pierwiastki uczucia, woli i działania oraz pojmuje poznawanie w znaczeniu ściślejszem jako czynność myśli. Źródło poznania prewidyzm upatruje w potrzebie oryentacyi w otoczeniu, cel zaś w przewidywaniu zdarzeń. Ażeby przewidywanie mogło czynić zadość potrzebie oryentacyi, musi się stwierdzać w działaniu, w skutkach. Na tym punkcie prewidyzm godzi się z pragmatyzmem, ale nie uznaje, aby to stwierdzanie w skutkach stanowiło prawdę i było jej wyłącznym sprawdzianem. Stwierdzanie przewidywań nie jest źródłem prawdy, lecz jej skutkiem. Przewidywania nie dlatego są prawdziwe, że się sprawdzają, lecz dlatego się sprawdzają, że są prawdziwe. Przewidywanie wtedy tylko może spełnić swoją ważną rolę biologiczną w oryentacyi i pośrednio w zachowaniu bytu, gdy jesteśmy w stanie przed zastosowaniem ocenić jego wartość. Gdyby prawda naszych myśli, jak uczą pragmatyści, ujawniała się dopiero po ich zastosowaniu do działania, to o jakiemkolwiek celowem działaniu nie — 278 — mogłoby być mowy. Stosowalibyśmy wtedy zarówno przewidywania błędne jak prawdziwe, bez różnicy, a osiągnięcie celu byłoby tylko wynikiem czystego przypadku. Ostatecznie prewidyzm obstaje za tem, że ocena naszych myśli musi być uskuteczniona przed ich zastosowaniem i że kryterya tej oceny mieścić się powinny w samej myśli, a nie poza nią, w jej zastosowaniu. Na czem polegają kryterya, oceniające prawdę myśli? Ażeby odpowiedzieć na to pytanie, sięgnąć musimy do genezy myśli; myśli bowiem nie istnieją w naszym umyśle gotowe, lecz tam się tworzą, powstają. Treść każdej myśli powstaje albo z innych myśli, albo z danych nam wrażeń. Ostatecznym źródłem wszystkich naszych myśli są wrażenia albo zakładane konstrukcye pojęciowe; wrażenia i konstrukcye pojęciowe stanowią elementy naszych myśli. Jeżeli treść myśli zgadza się z treścią jej elementów, albo innemi słowy, jeżeli mieści się w ich treści, to nasza świadomość reaguje na tę myśl uczuciem przyznania, w przeciwnym razie ujawnia się uczucie sprzeciwiania się. Te różne reakcye uczuciowe świadomości stanowią o wartości myśli, która może być dodatnią lub ujemną. Ponieważ przewidywania (resp. myśli) zgodne z elementami stwierdzają się w działaniu, w skutkach, a przewidywania niezgodne nie stwierdzają się, przeto dla oryentacyi człowieka w otoczeniu i dla jego bytu było rzeczą niezmiernie ważną, ażeby zachodzące między niemi różnice mogły być jakimkolwiek sposobem zaznaczone możliwie wcześnie, przed ich zastosowaniem do działania. Otóż różnice te zaznacza wyraźnie samorzutna reakcya uczuciowa świadomości w postaci przyznania lub sprzeciwiania się, reakcya, którą musimy uważać za wyraz przystosowania się poniekąd organicznego naszej władzy poznawczej do potrzeb oryentacyi. Dzieje się tu to samo, co z innemi wartościami pierwotne, a tak powszechne uczucia przyjemności i przy — 279 — krości wobec doznawanych wrażeń są także wyrazem przystosowania się organicznego do podniet otoczenia, które mogą być dla ustroju biologicznego korzystne lub szkodliwe. To samo dałoby się powiedzieć o później występujących wartościach etycznych; reakcya uczuciowa na spełnione lub zamierzone czyny w postaci dobra lub zła jest wyrazem przystosowania się osobnika do potrzeb życia społecznego. Z powyższych uwag wynika, że prawda i błąd są pierwotnie uczuciami, właściwie reakcyami uczuciowemi naszej świadomości, towarzyszącemi stale naszym myślom poznawczym, związanemi przytem dość ściśle ze sposobem powstawania myśli. Zwykle mamy tylko świadomość treści myśli i towarzyszącej jej reakcyi, nie mamy zaś dokładnej i wyraźnej świadomości zarówno wszystkich elementów, skąd treść myśli wyprowadzamy, jak zgodności lub braku zgodności pomiędzy elementami i treścią myśli, skąd reakcya uczuciowa wynika. Nasze przewidywania w postaci postrzeżeń lub wniosków wyprowadzamy nieraz tak szybko, że proces ich powstawania usuwa się z pola jasnej świadomości, do której przedostaje się tylko ostateczny jego wynik. Wobec tego zdarzyć się może i zdarza się dość często, że charakterystyka uczuciowa treści myśli wypada fałszywie, t. j. uczucie przyznania towarzyszy treści myśli niezgodnej z elementami i odwrotnie, uczucie sprzeciwiania się towarzyszyć może myśli, wyprowadzonej zgodnie z elementami. Stąd charakterystyka uczuciowa naszych myśli nie może bezwzględnie stanowić o ich prawdziwości lub błędności. Dodać tutaj jeszcze musimy, że zarówno treść myśli jak jej charakterystyka uczuciowa mogą nam być poddane przez innych ludzi. W tych przypadkach geneza treści myśli jest nam zupełnie nieznaną, gdyż sami jej nie utworzyliśmy, a towarzyszące myśli przyznanie jest wynikiem suggestyi, autorytetu. Wszystko — 280 — to sprawia, że nie możemy polegać przy ocenie naszych myśli wyłącznie na charakterystyce uczuciowej. Ażeby osiągnąć pewniejszą ocenę, musimy uwzględnić przyczyny naszego przyznania lub sprzeciwiania się, ową zgodność lub brak zgodności, jakie zachodzą pomiędzy treścią myśli i jej elementami. A zatem uznajemy myśl za prawdziwą nie dlatego tylko, że jest odpowiednio ucharakteryzowana, że jej towarzyszy przyznanie, lecz dlatego, że się zgadza z treścią odpowiednich elementów. Ponieważ elementy myśli są jej zasadami, przeto prawdę zwięźle określić możemy, jako zgodność myśli z jej zasadami, czyli innemi słowy jako dostateczne, wystarczające uzasadnienie myśli. Zgodność stwierdzamy przez porównywanie treści, przez t. zw. ogląd intelektualny. Stwierdzenie na tej drodze zgodności nie jest pozbawione możliwych zboczeń, to też dla ścisłej oceny myśli należy jeszcze wynaleźć kryterya zgodności w treści. Logika, która się tą sprawą bliżej zajmuje, za takie kryterya uważa oczywistość i konieczność. Dalsze szczegóły w tej sprawie nie należą już do zakresu teoryi poznania. PRZYPISY. 1. W sprawie celowości. 2. W sprawie zasady ekonomii. 3. W sprawie kategoryi. 4. W sprawie praw naukowych i ich stosunku do pojęć. 5. W sprawie teoryi konstrukcyi. 1. Do rozdziału I. § i. w sprawie celowości. Sprawę celowości rozważałem już mniej lub więcej szczegółowo i wyczerpująco w kilku poprzednich moich pracach 1), obecnie muszę się zastanowić tylko nad pytaniem, dlaczego celowy punkt widzenia uważam za właściwy i poniekąd za niezbędny w teoryi poznania. Jest faktem niewątpliwym, nawet dla zdecydowanych przeciwników doktryny celowości, że nasze działanie świadome, dowolne przynajmniej w ogromnej większości przypadków wyraża układ zjawisk celowy. Działamy przeważnie dla jakiegoś celu, to znaczy, że cel jest czynnikiem kierowniczym naszego działania. Czemże jest ów czynnik kierowniczy, ów cel? Wundt2) określa cel, jako wyobrażenie skutku, wyprzedzające jego urzeczywistnienie. Podobną defmicyę podaje Janet3), nazywając cel wyzna 1) »O celowości w zjawiskach patologicznych«. Odbitka z Krytyki lekarskiej. 1905. »Neoteleologia«. Sprawozdania z posiedzeń Warszawskiego Tow. naukowego 1910 r. Nr. 4. »Metodyka te-leologii«. Sprawozdania z posiedzeń Tow. nauk. Warszawskiego 1910. Nr. 10. 2) Wundt. Logik T. I.Erkenntnislehre, wyd. drugie z roku 1893, str. 644. 3) Janet. Les Causes finales, wyd IV. z 1901 r. str. 4. — 282 — czonym naprzód skutkiem (l'effet predetermine). Takie jednak określenie jest za obszerne i wskutek tego błędne; nie każdy wyobrażony, naprzód wyznaczony skutek jest celem. Mogę np. wyobrazić sobie, coby było, gdybym przewrócił stojący na biurku kałamarz lub gdybym uderzył laską klosz lampy, ale wyobrażeń tych nie będę nazywał celem. Ażeby wyobrażenie przyszłego skutku stało się celem, musi się do niego przyłączyć coś jeszcze, mianowicie: pożądanie, zamiar urzeczywistnienia. To też trafniejszą jest, mojem zdaniem, definicya Mahrburga1), który w następujący sposób określa cel: »jest to wyobrażenie jakiejś rzeczy, działania lub stanu, połączone z pożądaniem osiągnięcia w rzeczywistości za pomocą środków, które się wydają odpowiednimi, tej wyobrażonej rzeczy, działania lub stanu«. Ale i definicya Mahrburga nie jest zupełnie wystarczającą. Autor niesłusznie kładzie największy nacisk na wyobrażenie, a pożądanie, zamiar urzeczywistnienia uważa za czynnik drugorzędny. Tymczasem w pojęciu celu na pierwszym planie należy postawić ów czynnik popędowy, zamiarowy, samo zaś wyobrażenie skutku odgrywa rolę drugorzędną, stanowi tylko dopełnienie, ściślejsze wyznaczenie zamiaru. Nie każdy cel przedstawia się nam w postaci jasno skrystalizowanej, wyobra-żalnej; cele estetyczne, społeczne, rozmaite, t. zw. ideały ujawniają się naszej świadomości w postaci tak zamglonej, o konturach tak niewyraźnych, że zaledwie mówić tu możemy o wyobrażaniu. Nieraz popęd, zamiar ujawnia się przedewszystkiem, panuje nad całym obrazem 1) A. Mahrburg. »Teorya celowości ze stanowiska nauko-wego«. Studyum filozoficzne, ogłoszone po raz pierwszy w Rozprawach wydziału historyczno-filozoficznego Akademii Umiejętności w Krakowie w r. 1888. Patrz przedruk tej rozprawy w »Pismach filozoficznych« Mahrburga. T. L, str. 16. — 283 — celu i dopiero przez przyłączenie odpowiedniego wyobrażenia skutku przybiera postać wyraźnego celu. Znużony np. długotrwałem rozmyślaniem nad jakiemkolwiek zagadnieniem naukowem odczuwam potrzebę rozrywki; popęd ten czuję wyraźnie, jakkolwiek nie wiem i nie wyobrażam sobie, jaka to ma być rozrywka. Namyślam się więc, czy mam iść do teatru, czy na koncert, czy do znajomych na pogawędkę i moja ostateczna decyzya co do wyboru rozrywki nie stanowi nic innego, jak skojarzenie jej wyobrażenia z odczuwanym popędem. Na zasadzie powyższych uwag, moglibyśmy podać następującą definicyę celu: celem jest popęd, zamiar połączony z wyobrażeniem skutku, który ma się urzeczywistnić. Definicya ta wyraźnie zaznacza, że nie każde wyobrażenie skutku jest celem, lecz tylko takie, które jest skojarzone z odpowiednim popędem i że istota celu polega nie na wyobrażeniu, lecz na towarzyszącym mu czynniku zamiarowym. Takie pojmowanie celu wyjaśnia w nowy, odmienny sposób niektóre zagadnienia, związane ze sprawą celowości. Oddawna zwracano uwagę, zarówno ze strony zwolenników jak przeciwników teleologii, że w związku celowym przyszłość wyznacza przeszłość, co jedni uważali za herezyę, inni zaś za właściwość istotną powiązania celowego. W rzeczy samej, jeżeli się zgodzimy, że cel jest wyobrażeniem przyszłego skutku, to wobec tego, że cel wyznacza środki, prowadzące do skutku, musimy się zgodzić, iż to, co ma nastąpić, występuje wcześniej od tego, co ma poprzedzać. Zasada więc, że w powiązaniu celowem przyszłość wyznacza przeszłość, jest koniecznym wynikiem definicyi celu jako wyobrażenia skutku. Napróżno Mahrburg, przyjmując powyższą definicyę, stara się zwalczyć wynikającą z niej zasadę, którą uważa za »fatalne nieporozumienie«. Wyobrażenie celu, podług niego, zawiera wprawdzie przyszłość, ale — 284 — każda przyszłość jest wynikiem przeszłości, poprzedzających doświadczeń. To też, chociaż wyobrażenie celowe wyznacza środki dla swojego urzeczywistnienia, czyni to jednak nie ze względu na wyrażaną przez siebie przyszłość, lecz ze względu na zawarte w niej doświadczenia poprzedzające. »Wyobrażenie celowe, mówi ten autor 1), musi być uznane za jeden z warunków przyszłego skutku, ale przyszłość ani mniej, ani więcej nie jest w niem reprezentowana realnie, jak w każdym innym warunku; w wyobrażeniu celowem przyszły skutek nie istnieje zgoła żadną cząstką realności swojej; istnieją tam tylko symbole psychiczne jego możliwych części składowych, o ile te części składowe poznane zostały w przeszłem doświadczeniu«. Argumentów Mahrburga nie możemy uważać za przekonywające. Jakkolwiek przyszłość wynika z przeszłości, nie jest jednak jej powtórzeniem; przewidywanie przyszłości nie jest oparte na samych tylko doświadczeniach poprzedzających, lecz na ich powiązaniu z obecnymi warunkami, z teraźniejszością i powstaje dopiero z ich połączenia. Wobec tego nie możemy twierdzić, że jeżeli wyobrażenie skutku wyznacza jego środki, to czyni tak wyłącznie ze względu na zawarte w niem doświadczenia przeszłe. Na tej więc drodze zasada, że przyszłość wyznacza przeszłość, nie może być zwalczona. A ponieważ nie może być także przyjętą, gdyż, bądź co bądź, zawiera pierwiastek mistyczny, nie licujący z charakterem krytyki naukowej, przeto musimy wynaleźć inny sposób jej usunięcia. Mówiliśmy poprzednio, że zasada ta jest koniecznym wynikiem definicyi celu, jako wyobrażenia przyszłego skutku; jeżeli więc jest błędną, błędnem musi być także określenie celu. W rzeczy samej poprzednio 1) Mahrburg 1. c. str. 26 i dalsze. — 285 — już zaznaczyliśmy, że istota celu nie tyle polega na wyobrażeniu przyszłego skutku, ile na towarzyszącym mu popędzie do urzeczywistnienia. Ten popęd odróżnia właściwy cel od przewidywanego skutku i stanowi jego różnicę istotną. To też, jeżeli tylko cel wyznacza środki, a nie czyni tego żadne zwykłe, bezcelowe wyobrażenie przyszłego skutku, to czynność tę musimy przypisać owej różnicy istotnej celu, owemu popędowi do urzeczywistnienia. Popęd zaś nie jest czynnikiem, występującym dopiero w przyszłości, lecz poprzedza zarówno skutek jak wszelkie jego środki. Stąd łatwo zrozumieć można, dlaczego cel wyznacza środki; nie czyni tego wyobrażenie przyszłego skutku, jakiś czynnik, występujący w przyszłości, lecz czynnik popędowy, zamia-rowy, który istnieje przed skutkiem i jego bezpośred-niemi przyczynami (środkami) 1). Nasza definicya celu usuwa także inne nieporozumienie, które zaznaczyło się wyraźnie w spółczesnej teo-ryi poznania. Mamy tu na myśli stosunek związku przyczynowego do celowego. Określenie, że cel polega na wyobrażeniu skutku, doprowadzało konsekwentnie do pojmowania celowości jako związku przyczynowego, rozpatrywanego w kierunku odwrotnym. Zdaniem Wundta, mówimy o porządku przyczynowym zjawisk wtedy, kiedy w ich rozważaniu postępujemy od zjawiska warunkującego do warunkowanego; o porządku zaś celowym wtedy, kiedy postępujemy odwrotnie, od zjawiska uwarunkowanego do warunkującego. Sigwart twierdzi również, że celowość i przyczynowość stanowią wyraz odwrotnego ustosunkowania, i upodabnia je w pewnym stopniu do odwrotnych i wzajemnie dopełniających się działań mnożenia i dzielenia. Rozpatrywanie przyczy 1) Porównaj tutaj to, cośmy zaznaczyli w tekście, w przypisku na str. 81. — 286 — nowe w tem znaczeniu wykazuje np., że 6 razy 6 czyni 36; rozpatrywanie zaś celowe bierze za punkt wyjścia iloczyn 36 i poszukuje czynników, z których ten iloczyn powstać może. »Jeżeli, czytamy u Sigwarta1), przez rozpatrywanie mas planetarnych i ich dróg matematycznie dochodzimy do wniosku, że ich wzajemne zaburzenia ciągle się wyrównują i tylko w określonych granicach dopuszczają pewne wahania, to stałość układu słonecznego występuje jako konieczny skutek danych przyczyn, co właśnie stanowi istotę rozważania przyczynowego. Jeżeli przeciwnie, za punkt wyjścia bierzemy układ słoneczny jako pewną stałą całość i pytamy, jakim sposobem ta stałość do skutku dochodzi i pod jakimi warunkami jest możliwą, to wtedy stałość układu słonecznego przedstawia się nam jako cel i całe takie rozważanie jest formalnie celowe«. Taki jednak pogląd na wzajemny stosunek związku przyczynowego i celowego nie jest słuszny; to też dziwić się należy, że tak wybitni myśliciele, jak Wundt i Sigwart, mogli dojść do powyższych wyników, przedstawiających błędnie istotę rozważania celowego. Różnica pomiędzy przyczynowością i celowością nie polega na kierunku rozważania; punkt wyjścia w rozpatrywaniu zjawisk niema tu istotnego znaczenia; czy będziemy rozważali związek zjawisk, poczynając od przyczyny, czy też od skutku, zawsze będzie to tylko rozważanie, badanie przyczynowe, jeżeli przy tem uwzględnimy wyłącznie dwa czynniki: przyczynę i skutek. Rozważanie celowe tem się odróżnia od przyczynowego, że w niem uwzględniamy oprócz przyczyny i skutku trzeci czynnik, mianowicie potrzebę (zamiar, popęd). Jeżeli na polu spotykam ułożoną stertę kamieni, to genezę 1) Sigwart. Logik. Methodenlehre T. II. wyd. z 1878. str. 215 i dalsze. — 287 — tego faktu mogę rozpatrywać ze stanowiska przyczynowego lub celowego. W pierwszym przypadku stawiam pytanie: kto kamienie te ułożył, w drugim zaś, kto i dla jakiej potrzeby, w jakim zamiarze uczynił to. Jeżeli oko oświetlimy snopem promieni światła, rzuconym z reflektora, to źrenica się zwęża. Fakt ten wyjaśniamy przyczynowo, gdy stwierdzamy, że zwężenie źrenicy następuje na drodze odruchowej przez skurcz mięśnia zwieracza tęczówki, wyjaśniamy zaś celowo, gdy zaznaczamy, że odruchowe zwężenie źrenicy czyni zadość potrzebie ochrony siatkówki oka przed oślepiającem, szko-dliwem działaniem mocnego światła. A zatem, rozważanie celowe polega zawsze i wszędzie na uwzględnieniu trzeciego czynnika, który ogólnie nazwaliśmy potrzebą. Czynnik ten ujawnia się wyraźnie tylko w zakresie naszego świadomego i dowolnego działania; tutaj jego obecność w postaci świadomego popędu, zamiaru nie ulega najmniejszej wątpliwości. Faktu tego nie zaprzeczają nawet najbardziej zdecydowani przeciwnicy teleologii, gdyż stwierdzić go możemy bezpośrednio w naszej świadomości. Układ zjawisk w zakresie naszego działania występuje w sposób następujący. Jakiekolwiek doznania lub jakakolwiek obecna treść świadomości działa w dwóch kierunkach: najpierw budzi zachowane w pamięci ślady dawnych doświadczeń i przez kojarzenie z nimi daje początek odpowiedniemu biegowi zjawisk świadomości, a następnie przez swą obecność wywołuje pewną reakcyę uczuciową i popę-dową. Reakcya ta, wyraża się w postaci świadomej potrzeby, w odpowiednim zamiarze, akcie woli, który przyłącza się do wywołanego przez doznanie biegu zjawisk, pobudza go i kieruje do zamierzonego skutku. Widzimy więc, że skutek, nasze działanie, jest wynikiem dwóch czynników: obecnej treści świadomości wraz z jej skojarzeniami, oraz popędu, aktu woli, z których — 288 — pierwszy ma znaczenie czynnika wywołującego, drugi zaś jest przeważnie czynnikiem kierującym. Powyżej wskazany układ zjawisk występuje w całym zakresie naszego działania, zarówno w działaniu zewnętrznem, wyrażają-cem się w czynach, jak w wewnętrznem, ujawniającem się w biegu myśli poznawczej. Poznawanie stanowi wyraz naszego działania i jako takie przedstawia układ zjawisk celowy; dlatego też rozważanie celowe w teoryi poznania jest najzupełniej uprawnione, jako zgodne z rzeczywistą genezą czynności poznawczej. Układ zjawisk w naszem działaniu jest wzorem, podług którego wyobrażamy sobie wzajemną zależność zjawisk w naszem otoczeniu. Na drodze analogii upodabniamy nieznaną nam zależność pomiędzy zjawiskami we wszechświecie ze znanym nam dobrze układem naszego osobistego działania i stąd powstają pojęcia związku przyczynowego i celowego 1). Jak łatwo można zrozumieć, pojęcie związku celowego było wcześniejsze i wyprzedziło na długi bardzo okres czasu pojęcie czystego związku przyczynowego; to ostatnie powstało dopiero z pojęcia związku celowego przez wyłączenie czynnika zamiarowego, popędowego. Ze względu na swoją genezę obydwa te pojęcia nie odtwarzają rzeczywistej wzajemnej zależności pomiędzy zjawiskami przyrody, nie są pojęciami rekonstrukcyjnemi, lecz konstru-kcyami, utworzonemi z analogii dla celów poznawania. Nie możemy więc twierdzić, że zjawiska, odbywające się w przyrodzie, są powiązane z sobą związkiem przyczynowym lub celowym, gdyż dla takiego wniosku nie mamy żadnej wystarczającej racyi. Zjawiska przyrody 1) Mówimy tu o pojęciach, konstrukcyach związku przyczynowego i celowego, a nie o kategoryi, prawie przyczyno-wości, które ma inne pochodzenie. Porównaj uwagi nad tą sprawą w rozdziale II § 6. — 289 — możemy tylko przy pomocy pojęć związku przyczynowego lub celowego przewidywać, poznawać. Dlatego też zarówno determinizm mechaniczny, upatrujący w przyrodzie wyłącznie przyczynowe uwarunkowanie zjawisk, jak pogląd, uznający celowe urządzenie wszechświata, nie są indukcyami, wyprowadzonemi z faktów, lecz hy-potezami, a właściwiej mówiąc, hypostazami metafizy-cznemi. Z powyższych uwag wynika, że pojęcia związku przyczynowego i celowego są tylko wyrazami sposobów poznawania (modus cognoscendi), a nie sposobów rzeczywistego powstawania (modus fiendi). Wobec tego o ich wartości i zakresie stosowania decydują wyłącznie względy praktyczne; oddajemy pierwszeństwo temu sposobowi, który łatwiej i pewniej prowadzi do celu poznawania. Uznawaną powszechnie wyższość przyczynowego sposobu rozważania poznawczego zjawisk musimy przypisać tej okoliczności, że konstrukcya związku przyczynowego jest prostsza i łatwiej nadaje się do matematycznego obliczania, aniżeli konstrukcya związku celowego. Dlatego też w naukach, które posługują się pomocą matematyki, rozważanie celowe zostało zupełnie wyrugowane. Natomiast są nauki, jak biologia, so-cyologia, gdzie rozważanie celowe oddać może wielkie usługi i bywa też jawnie lub w sposób ukryty, zamaskowany bardzo często stosowane. Tak postępujemy w tych przypadkach, gdzie rzeczywistego sposobu powstawania zjawisk nie znamy i gdzie wskutek tego musimy się posługiwać sposobami poznawania, ustanowionymi na drodze analogii. Jest jednak, jak już wspomnieliśmy, zakres zdarzeń, gdzie rzeczywiste powstawanie zjawisk jest nam znane; mówimy tu o zakresie świadomego, dowolnego działania, zarówno ruchowego jak poznawczego. Otóż w tym zakresie łatwo możemy się zdecydować na wybór sposobu pozna TEORYA POZNANIA.         19 — 290 — wania; tutaj najodpowiedniejszym będzie taki sposób, który zgadza się ze sposobem powstawania. W takim bowiem razie modus cognoscendi nie jest tylko jakimś symbolem, odpowiednikiem nieznanego nam modus fi-endi, lecz zgadza się, zlewa się z nim najzupełniej. Ponieważ poznawanie należy właśnie do tego zakresu zjawisk i ponieważ zakres ten przedstawia typowy układ celowy, przeto rozważanie celowe w teoryi poznania jest sposobem badania najodpowiedniejszym. 2. Do rozdziału I. § 5. W sprawie zasady ekonomii: Ekonomiczny punkt widzenia był stosowany w nauce już oddawna. Początkowo przypisywano zasadzie ekonomii znaczenie objektywne; sądzono, że przyroda jest tak urządzona, iż jej zjawiska odbywają się ekonomicznie, w sposób możliwie prosty, z pominięciem wszelkich zbytecznych elementów. Pogląd ten, podniesiony do godności metafizycznej zasady, był już wypowiedziany przez Arystotelesa w następującem zdaniu: »przyroda nic napróżno nie czyni«. Jako modyfikacyę powyższej zasady należy uważać t. zw. zasadę prostoty, która przez dłuższy czas odgrywała rolę kierowniczą w badaniach przyrodoznawczych i która głosi, że przyroda posługuje się zawsze najprostszymi i najłatwiejszymi środkami. Pierwsze ślady tej zasady spotykamy już w Optyce Ptolomeusza; uznawali ją także Kopernik, Galileusz i Kepler jako pewnik kierowniczy badania, przy wynajdowaniu praw przyrody. Ekonomizm objektywny ujawnił się jeszcze w postaci głośnej w swoim czasie »zasady najmniejszego działania«, ustanowionej po raz pierwszy przez Mau-pertuis'a w r. 1746. Autor ten tak formułuje swoją zasadę: »Gdy w przyrodzie zachodzi jakakolwiek zmiana, ilość działania, użyta na tę zmianę, jest możliwie naj-mniejsza«. Pod nazwą działania (actio) Maupertuis — 291 — pojmuje iloczyn masy przez przebytą drogę i prędkość. »Przy ruchu ciał, wyjaśnia ten autor 1), działanie jest tem większe, im ich masa jest większa, im ich prędkość jest szybsza i im droga przez nie przebyta jest dłuższa; działanie więc zależy od tych trzech czynników i znajduje się w prostym stosunku do iloczynu masy przez prędkość i przestrzeń przebytą«. Zasada najmniejszego działania była uznawana następnie przez takich znakomitych uczonych, jak Euler i Laplace. Pewne cechy charakteru ekonomicznego posiada również zasada niezniszczalności, głoszona już wyraźnie w filozofii greckiej (Empedokles, Anaksagoras). W przyrodzie nic nie ginie — oto główna myśl tej zasady. Empedokles tak się w tej sprawie wyraża: »Głupcy nie mają daleko sięgających myśli, którzy mniemają, że powstaje to, czego wpierw nie było, lub że coś zginie albo całkowicie może być zniszczonem. Nie może bowiem coś powstać z czegoś, czego zupełnie niema i jest niemożliwe i niesłychane, by to, co jest, zginęło«. »O powstawaniu i znikaniu, mówi Anaksagoras, nie dobrze uważają Hellenowie, gdyż nic nie powstaje, ani nic nie zanika, lecz istnieje tylko mieszanie się i rozdział rzeczy, które są« 2). Poglądy te w nowszym czasie znalazły swój wyraz w zasadzie zachowania ogólnej ilości ruchu we wszechświecie, ogłoszonej przez Descartesa, oraz w zasadzie zachowania siły żywej, ustanowionej przez Leibniza. Dodać tutaj winienem, że zasad powyższych nie należy utożsamiać z zasadą niezniszczalności materyi, usta nowioną przez Lavoisier'a, oraz z zasadą zachowa 1) Wyjątek z Kosmologii Maupertuis'a, cytowany przez J a n e t a w dziele »Les Causes finales«. Wyd. IV. z roku 1901 str. 709. 2) Patrz: W. Heinrich. »Filozofia grecka do Platona«. 1913 rok, str. 145 i 187. 19* — 292 — nia energii, wprowadzoną do nauki przez R. Mayera i Joule'a, gdyż te ostatnie są wynikiem badań doświadczalnych, tamte zaś powstały na drodze rozważań czysto teoretycznych. Tylko w tych teoretycznych rozważaniach da się wykazać zasada ekonomii. Ponieważ zmiany w przyrodzie odbywają się w sposób możliwie prosty i oszczędny, przeto jest rzeczą nieprawdopodobną, a nawet niemożliwą, żeby elementy tych zdarzeń znikały i na nowo powstawały; byłaby to niewytłoma-czona niczem rozrzutność, nie licująca wcale z pojęciem prostoty i oszczędności. Wszystko to, o czem dotychczas była mowa, stanowi objektywne zastosowanie zasady ekonomii. Mamy tutaj do czynienia z rozmaicie wyrażonym wynikiem założenia, że przyroda jest urządzona celowo i ekonomicznie; to też powyżej wspomniane zasady należą do zasad metafizycznych. Na schyłku XIX w. zasadzie ekonomii nadano inne znaczenie. Zamiast upatrywać oszczędność i prostotę w urządzeniu przyrody, w jej zjawiskach, znajdywano te same cechy w naszem myśleniu o zjawiskach przyrody, w naszej czynności poznawczej. Tym sposobem na miejsce pierwotnej, metafizycznej powstała nowa zasada ekonomii o charakterze psychologicznym lub metodologicznym. Podług tego nowego poglądu nie zjawiska przyrody odbywają się w sposób możliwie prosty i oszczędny, lecz nasza władza poznawcza tak je właściwie odtwarza. »Gdy myślenie, mówi Mach 1), przy swoich ograniczonych środkach zamierza odtworzyć bogate życie świata, którego samo jest tylko drobną cząstką i którego wyczerpać nigdy nie może mieć nadziei, to ma wszelki powód do posługiwania 1) Mach: »Die okonomische Natur der physikalischen For-schung. Popular-Wissenschaftliche Vorlesungen«. 3 wyd. z roku 1903 str. 215. — 293 — się swojemi siłami w sposób oszczędny. Stąd wynika dążność filozofii wszystkich czasów, ażeby objąć rzeczywistość przy pomocy niewielu organicznie rozczłonkowanych myśli«. »Wiedza, czytamy w innej pracy tegoż autora 1), jest swojego rodzaju interesem kupieckim. Stawia ona sobie za zadanie, aby przy możliwie najmniejszym wysiłku, w możliwie najkrótszym czasie, przy pomocy niewielu myśli, otrzymać jaknajwięcej z wiecznej, nieskończonej prawdy«. Zasadę ekonomii w tem znaczeniu wypowiedzieli prawie równocześnie i niezależnie od siebie Avena-rius i Mach. Praca Avenariusa, dotycząca tego przedmiotu, (p. t.: »Philosophie als Denken der Welt ge-mass dem Princip des kleinsten Kraftmasses«. Prolegomena zu einer Kritik der reinen Erfahrung) była ogłoszona po raz pierwszy w 1876 r. Mach zaś zasadę ekonomii myślenia naukowego wyjaśnił wyraźnie i szczegółowo w swojej »Mechanice« z r. 1883, chociaż czynił już o niej wzmianki, jak sam zaznacza, w innych drobniejszych swych pracach jeszcze w r. 1872. Jakkolwiek obydwaj ci autorowie doszli do zgodnych wyników co do znaczenia i zakresu stosowania zasady ekonomii, to jednak punkt wyjścia i sposoby wyjaśnienia tej sprawy były u każdego z nich odmienne. Avenarius, jako teoretyk-filozof, traktował całe to zagadnienie z punktu widzenia ogólnego, psychologicznego, Mach zaś, jako przyrodoznawca-fizyk, rozpatrywał je z punktu widzenia metodologii naukowej. Stąd ekonomizm w nauce Avenariusa ma znaczenie zasady psychologicznej, w tłomaczeniu zaś Macha znaczenie zasady metodologicznej. Punktem wyjścia rozważań Avenariusa była 1) Mach: »Die Gestalten der Flussigkeit. Vorlesungen« str. 16. — 294 — analiza procesu myślenia poznawczego. Myślenie poznawcze w najogólniejszym zarysie polega na tem, że »wyobrażenie, które się przedostaje do naszej świadomości na drodze spostrzegania lub reprodukcyi, zostaje określone przy pomocy tych dat, jakie dusza zdolna jest rozwinąć ze śladów dawnych wyobrażeń«. Cały ten proces autor nazywa apercepcyą i odróżnia w nim dwie grupy wyobrażeń: jedną czynną, apercepującą i drugą bierną, apercepowaną. Pierwsza stanowi nabytek naszego dawniejszego poznania, zachowany w pamięci, druga obecną treść świadomości w postaci doznania lub reprodukcyi. Grupa apercepująca przyswaja, określa grupę apercepowaną, to też wszystko to, co świeżo przedostaje się do naszej świadomości, zostaje natychmiast przyswojone przez dawne, dobrze nam znane wyobrażenia. Na tej drodze powstają wszystkie nasze postrze-żenia, każde rozpoznawanie przedmiotów i zjawisk otoczenia. Otóż podług Avenariusa w apercepcyi, która stanowi wyraz czynności naszej władzy poznawczej, ujawnia się w całej pełni dążność do oszczędzania pracy umysłowej. Wszystko, co jest nowe, niezwykłe i nieznane, sprowadzone zostaje do tego, co jest zwykłe i znane; tym sposobem, mówi autor: »pomyślenie nowego wyobrażenia nie wymaga większego wysiłku, gdyż uskutecznia się przy pomocy dawnych i znanych wyobrażeń«. Następnie wyobrażenia dawne, apercepujące, zwłaszcza, jeżeli są ujęte w postaci pojęć ogólnych, mają treść większą, którą podczas apercepcyi przenosimy na wyobrażenia nowe, apercepowane; tym sposobem dopełniamy je, powiększamy ich treść bez powiększania wysiłku pracy umysłowej. A zatem, świadomość nasza podczas przyswajania nowej treści, nowych elementów, ulega możliwie najmniejszej zmianie, dokonywa — 295 — możliwie najmniejszej pracy i na tem właśnie polega zasada ekonomii myślenia. Mach wyprowadza zasadę ekonomii myślenia przy pomocy faktów, czerpanych z historyi mechaniki i fizyki. Fakty te dowodzą, że pojęcia, hypotezy i teorye naukowe ulegają ciągłym zmianom, że jedne z nich w historycznym rozwoju ustępują miejsca drugim. We wzajemnej walce poglądów zwyciężają zawsze te, które w możliwie prostej formie obejmują i tłomaczą możliwie największą ilość zdobytych faktów. Powyższa zasada ekonomiczna odgrywa w postępowym rozwoju poglądów naukowych bez porównania ważniejszą rolę, aniżeli zasady logiczne. Na poparcie tego zdania Mach przytacza cały szereg odpowiednich przykładów. »Sy-stem Ptolomeusza, mówi ten autor 1), nie zawiera żadnych sprzeczności; wszystkie jego szczegóły godzą się najzupełniej ż sobą. Mamy bowiem w tym systemie ziemię, pozostającą w spoczynku, krążącą jako całość sferę gwiazd stałych, oraz odpowiednie ruchy słońca, księżyca i planet. W systemie zaś Kopernika i jego poprzedników w starożytności wszystkie te ruchy zostały sprowadzone do obrotów kołowych i obrotów około swej osi. W trzech prawach Keplera niema żadnej sprzeczności. A jednak zyskaliśmy wiele, gdy Newton sprowadził je do jednego prawa ciążenia, które przytem objęło jeszcze z jednego punktu widzenia i spadek ciał na ziemię, i ruch rzutowy, i zjawisko przypływu, oraz inne podobne zdarzenia. Załamanie i odbicie się światła, interferencya i polaryzacya, stanowiły odrębne rozdziały optyki, które bynajmniej nie pozostawały z sobą w sprzeczności. Sprowadzenie jednak tych zjawisk do drgań poprzecznych przez Fresnela uznać musimy za wielkie ułatwienie i wybitny postęp. Jeszcze 1) Mach: »Erkenntnis und Irrtum 1905. str, 174. — 296 — większem uproszczeniem było ujęcie całej optyki, jako jednego z rozdziałów nauki o elektryczności, dokonane przez Maxwella. Geologiczna teorya katastrof Cuviera, przedstawienie peryodów stworzenia nie zawierają również sprzeczności. Każdy jednak będzie wdzięczny Lamarckowi, Lyellowi i Darwinowi, że wprowadzili do nauki prostsze wyjaśnienie historyi ziemi oraz świata zwierzęcego i roślinnego«. We wszystkich tych przekształceniach i zmianach poglądów widzimy coraz większe uproszczenie i coraz większą oszczędność myśli. Zasada ekonomii, która się w tych zmianach ujawnia, jest koniecznym wynikiem rozwoju biologicznego. Każda istota żyjąca dąży do zachowania swego bytu; cel ten u niższych zwierząt spełniają odruchy i instynkty, u zwierząt zaś wyższej organizacyi, a zwłaszcza u człowieka — świadoma czynność poznawcza. Czynność ta, podług Macha, polega na odtwarzaniu w myśli otoczenia, na przystosowaniu myśli do faktów. Abyśmy mogli oryentować się w otoczeniu, musimy je w myśli odtworzyć, do niego myśl naszą przystosować, co z początku odbywa się w sposób bardzo niedokładny. W miarę jednak dalszego rozwoju przystosowanie staje się coraz dokładniejsze i osiąga najwyższy swój szczebel w poznaniu naukowem. Zasada ekonomii jest ideą kierowniczą całego tego rozwoju; z zasady tej Mach wyprowadza i przyczynowe ujęcie zjawisk, i pojęcie rzeczy z ich własnościami, i pojęcie fizycznej przestrzeni, słowem wszystkie warunki konieczne i środki naszego poznania. Zasada ekonomii myślenia wkrótce zyskała licznych zwolenników. Widocznie pogląd ten tkwił już skrycie w ówczesnych kierunkach myśli krytycznej, gdyż był wypowiadany w podobnej formie przez wielu innych uczonych, którzy zupełnie niezależnie od Avena — 297 — riusa i Macha zastanawiali się nad istotą i znaczeniem nauki. T. zw. konwencyonalizm francuskich autorów, Poincare'go i Duhema, przedstawia bliskie i niewątpliwe pokrewieństwo z ekonomizmem; pojęcie dogodności mieści już w sobie pojęcie oszczędzania wysiłku, gdyż osiąganie celu przy możliwie najmniejszym nakładzie pracy jest dla nas dogodne, korzystne. Nawet dogodność estetyczna, na którą Poincare tak wielki nacisk kładzie, owo piękno, ład, wytworność w teoryach naukowych, wiąże się także pojęciem ekonomii. »Tro-ska o piękno, mówi ten autor 1), prowadzi do tego samego wyboru, co troska o użyteczność. I w ten też sposób owa ekonomia myśli, owa ekonomia wysiłku, która według Macha jest stałem dążeniem nauki, jest zarazem źródłem piękna i praktyczną korzyścią. Te gmachy budzą w nas zachwyt, w których budowniczy potrafił znaleźć proporcyę pomiędzy środkami a celem, w których kolumny zdają się nosić włożony na nie ciężar bez wysiłku i lekko, jak wdzięczne karyatydy Erech-teionu«. Popularność zasady ekonomii da się wyjaśnić te-leologicznym punktem widzenia, powszechnie stosowanym do oceny nauki na schyłku XIX w. Poznanie naukowe, jak każdy wogóle cel, może być osiągnięte rozmaitymi środkami, na drodze rozmaitych teoryi, hypo-tez i konstrukcyi. Ponieważ nauka czyni wybór pomiędzy tymi środkami i w danym czasie oddaje pierwszeństwo jednej teoryi przed innemi, również możli-wemi, przeto mimowoli powstaje pytanie, jaka zasada kieruje nami przy tym wyborze. Zasada ekonomii oraz obszerniejsza od niej zasada dogodności, wygody, były właśnie odpowiedzią na tak postawione pytania. I jak 1) Poincare: »Nauka i metoda«, tłomaczenie polskie, str. 11 i 12. — 298 — to zwykle bywa z każdą nowością, wkrótce przekroczono właściwe granice stosowania tych nowych zasad. Zaczęto więc oceniać ze stanowiska ekonomii nietylko zmienne środki poznania naukowego, ale także i takie jego składniki, które do podobnej oceny nie nadają się. O ekonomii i dogodności mówić możemy tylko wtedy, kiedy do pewnego celu prowadzą rozmaite drogi, wśród których możemy wybierać; tak się dzieje z teoryami, hypotezami i konstrukcyami naukowemi. Tam zaś, gdzie wybór przed nami jest zamknięty, gdzie droga prowadząca do celu jest jedyna, zasady powyższe nie mogą mieć zastosowania. Tymczasem zarówno Avenarius i Mach, jak zwolennicy konwencyonalizmu nie uwzględnili tej okoliczności i objęli z punktu widzenia dogodności lub ekonomii całość poznania naukowego ze wszystkimi jego składnikami. Avenarius np. upatruje w ekonomii ogólną zasadę myślenia i widzi jej wyraz nawet w aper-cepcyi, aczkolwiek jest to jedyna czynność naszej władzy poznawczej i nie znamy żadnej innej podobnej funkcyi, z którą moglibyśmy ją porównywać. Mach zaś z zasady ekonomii wyprowadza wszystkie warunki konieczne naszego poznania, owe kategorye przyczyno-wości, rzeczowości, takożsamości, chociaż kategorye te dla naszego poznania są jedynie możliwe i żadnego wyboru czynić tu nie możemy. Ta przesada, to przekroczenie właściwych granic wywołało wkrótce opozycyę. Przeciwko zasadzie ekonomii wystąpili przedewszystkiem zwolennicy czystej teo-ryi poznania, opartej na zasadach logicznych. Husserl, Ewald i Buzello1) zgodnie zaznaczają, że zasada 1) Husserl: »Logische Untersuchungen« T. II 1901 r. — Ewald: R. »Avenarius als Begrunder des Empiriokriticizmus«. 1905 r. str. 97 i dalsze. — Buzello: »Kritische Untersuchung von Ernst Mach's Erkenntnistheorie«. 1911 r. str. 14 i dalsze. — 299 — ekonomii w tem znaczeniu, jakie jej Mach i Ave-narius nadają, staje się zasadą konstytutywną całego doświadczenia, całego naszego poznania. Tymczasem takiej roli zasada ta odgrywać nie może, gdyż najpierw nie daje odpowiedzi na najważniejsze w teoryi poznania pytanie, kiedy wyniki naszego poznania są ważne, a następnie nie posiada stałego, objektywnego sprawdzianu. Bezpośredniego faktu ekonomii w naszem myśleniu niema, o ekonomii wnioskujemy tylko z uczucia ulgi, jakiego doznajemy przy stosowaniu odpowiedniej myśli. Uczucie to jest czysto indywidualne, subjektywne; opierając więc na niem całą budowę nauki, nadajemy poznaniu naukowemu piętno zupełnej względności i sub-jektywizmu (Buzello); zresztą ekonomia nie może być ogólną zasadą kierowniczą i z tego jeszcze względu, że nie posiadamy żadnej ściśle wyznaczonej miary dla odróżnienia, który z poglądów naukowych jest więcej, a który mniej ekonomiczny. »Ile oszczędza pracy, mówi Buzello, jakikolwiek wynalazek naukowy lub techniczny, zależy głównie od okoliczności ubocznych, od jego mniej lub więcej dokładnej znajomości, od sposobu zastosowania i nie da się nigdy naprzód ściśle wyznaczyć«. Na podstawie takich i tym podobnych uwag krytycznych zwolennicy czystej epistemologii odmawiają zasadzie ekonomii roli kierowniczej i rozstrzygającej w teoryi poznania, przypisując jej conajwyżej rolę wyłącznie metodologiczną (Husserl). Zgadza się to najzupełniej z ich zasadniczem stanowiskiem. Uznając teo-ryę poznania za naukę czystą, opartą na zasadach idealnych, niezależną od psychologii, nie mogą przyznać znaczenia epistemologicznego zasadzie, która wynika w całości z rozważań biologicznych i psychologicznych. To też krytyka zwolenników czystej teoryi poznania grzeszy pewną jednostronnością, wynikającą z przyjętych — 300 — założeń. Mają oni niewątpliwie racyę, gdy odmawiają zasadzie ekonomii konstytutywnego, przeważającego znaczenia, jakie jej nadają Mach i Avenarius, lecz nie mają słuszności, gdy zasadę tę zupełnie wyłączają z zakresu epistemologii. Teorya poznania nie da się ugruntować wyłącznie na zasadach czysto logicznych; są składniki poznania, których nie możemy rozpatrywać ze stanowiska logicznego prawdy: tutaj należą wszelkie teorye, hypotezy, pojęcia i konstrukcye naukowe. Na okoliczność tę zwrócił uwagę Metallman 1). Autor ten słusznie zaznacza, że nie możemy stawiać pytania, czy dana hypo-teza lub konstrukcya jest prawdziwa, gdyż na takie pytanie nie możemy otrzymać żadnej odpowiedzi. Tego rodzaju składniki poznania nie są ani prawdziwe, ani nieprawdziwe i wogóle nie mogą być rozpatrywane z logicznego punktu widzenia. Stąd Metallman wyprowadza następujący ostateczny wniosek. Ponieważ »w pewnych przypadkach stosowanie kryteryum prawdziwości nie prowadzi do żadnego rezultatu i stawia nas wobec pytania bez odpowiedzi, wobec niemożliwości samego pytania, przeto jest jasnem, że podobny (logiczny) punkt widzenia w takich razach jest zupełnie niedorzeczny« i dlatego musi być wynaleziony jeszcze inny punkt widzenia, inne kryteryum. Takim nowym sprawdzianem wartości jest zasada ekonomii. »Nie wszystkie elementy nauki, mówi dalej tenże autor, dadzą się rozpatrywać jako dogodne lub niedogodne. Sąwszakże takie i zasada ekonomii (dogodności) tutaj stworzyła istotnie nowe kryteryum wartości. Nie tyle w miejsce logicznego, więc z równocze-snem jego wyrugowaniem, ile obok niego«. 1) Metallman: »Zasada ekonomii myślenia, jej historya i krytyka« 1914 r. — 301 — 3. Do rozdziału II § 18. W sprawie kategoryi. Ponieważ termin »kategorya« jest używany w spółczesnej filozofii w rozmaitych znaczeniach, przeto musimy w tej sprawie podać kilka uwag wyjaśniających, ażeby uzasadnić nadane mu przez nas znaczenie. Nazwa kategorya (κατηγορία) pochodzi od greckiego czasownika κατηγορεΐυ — orzekać i oznacza właściwie »orzeczenie«. Pomysł ujęcia wszystkich orzeczeń w pewien systemat klas ogólnych przypisać musimy Arystotelesowi, jakkolwiek niektóre z tych klas wzmiankowane już były w pismach Platona. Wśród licznych pism Arystotelesa znajdujemy traktat, zatytułowany »kategorye« albo »o kate-goryach«, a poświęcony wyłącznie klasyfikacyi orzeczeń. Autentyczność tego traktatu nie jest bynajmniej pewna; historycy filozofii przytaczają liczne argumenty, które przeciw niej świadczą. W każdym jednak razie, gdybyśmy się nawet zgodzili, że traktat ten nie został napisany przez Arystotelesa, lecz przez któregokolwiek z jego uczniów, to i tak uznać musimy, że oddaje dość wiernie zasadniczą myśl mistrza i odpowiada dość blisko licznym wzmiankom, jakie spotykamy w tym przedmiocie w innych pismach Stagiryty. Otóż na zasadzie dat, zawartych w tym traktacie, da się ustanowić następujący układ kategoryi: 1) 1). ούσία — substantia, substancya n. p. człowiek, koń. 2)      ποσόυ — quantum, ilość np. dwułokciowe, trzy-łokciowe. 3)      ποίου — quale, jakość np. białe, gramatyczne. 1) Układ ten podajemy podług tablicy, zestawionej przez Wąsika. Przykłady stanowią tłomaczenie przykładów, podanych przez Arystotelesa. Patrz pracę Wiktora Wąsika: »Ka-tegorye Arystotelesa pod względem historycznym i systematycznym«. 1909 r. — 302 — 4)       πρόζ τι — ad aliquid, stosunek n. p. podwójnie, połowiczne, większe. 5)       ποχ — ubi, miejsce np. w liceum, na placu. 6)       ποιε — quando, czas np. wczoraj, w wigilię, 7)       κείσθαι — situm esse, położenie np. pochyla się siedzi. 8)       έχειυ — habere, posiadanie np. jest przyodziany, jest uzbrojony. 9)       ποιείυ — agere, czynność np. uciął, spalił. 10) πάσχειυ — pati, cierpienie (bierność) np. jest ucięty, jest spalony. Powstaje obecnie pytanie, co właściwie wyrażają kategorye w układzie Arystotelesa i na jakiej zasadzie filozof ten ustanowił powyżej wskazany ich podział? Odpowiedź na pytanie powyższe nie jest łatwa, już choćby ze względu, że Arystoteles zdania swego wyraźnie nie wypowiedział. Stąd też powstała olbrzymia literatura, dotycząca tego przedmiotu; wytłomacze-niem kategoryi zajmowali się usilnie greccy i arabscy komentatorowie pism Stagiryty, wiele również pracy poświęcili tej sprawie scholastycy średniowiecza. Dopiero epoka odrodzenia nauk położyła kres niezwykłemu zainteresowaniu się kategoryami i to zresztą na pewien czas tylko, gdyż z obudzeniem się ruchu na polu historyi filozofii w XIX w. zagadnienie o kategoryach odżyło, wywołując ożywioną wymianę zdań, że tu wspomnę tylko prace Trendelenburga, Prantla, Bonitza i innych. Nawet w naszej, względnie ubogiej literaturze filozoficznej sprawa kategoryi znalazła żywy odgłos. Pomijając autorów, piszących po łacinie w w. XV, XVI i XVII, mamy do zanotowania w najnowszym już czasie dwie obszerne monografie, dotyczące tego przedmiotu, mianowicie Gabryla1) i Wąsika. 1) Gabryl: »Kategorye Arystotelesa«. Rozprawy wydziału — 303 — Jakkolwiek cały ten ogrom pracy nie doprowadził do zupełnie jednoznacznych wyników, w każdym jednak razie oświetlił przedmiot dostatecznie. Najprawdopodobniej więc punktem wyjścia kategoryi Arystotelesa była analiza zdania gramatycznego. Na samym początku czwartego rozdziału traktatu »o kategoryach« czytamy: »Wyrazy wypowiedziane bez łączności oznaczają albo substancyę, albo ilość, albo jakość, albo stosunek, albo miejsce, albo czas, albo stan, albo posiadanie, albo czynność, albo bierność«. A zatem widoczną jest rzeczą, że kategorye zostały wyprowadzone z analizy zdania na wyrazy, rozpatrywane bez wzajemnego ich związku; wobec tego stanowią ogólne klasy wyrazów mowy. Na tem jednak nie ogranicza się ich znaczenie. Arystote-1 e s był wyznawcą poglądu, że istnieje ścisły paralelizm pomiędzy myślą i rzeczywistością; każdy sąd odpowiada rzeczywistości i na tem właśnie polega jego prawda, to też elementy sądu, owe wyrazy mowy, muszą także odpowiadać, znajdować się w ścisłej łączności z rzeczywistością. »Iloma sposobami się mówi, tyloma oznacza się byt«, mówi wyraźnie Stagiryta w swojej »Metafizyce«. To też jego kategorye nietylko oznaczają ogólne klasy wyrazów, ale zarazem i ogólne klasy, formy bytu. Dlatego również w rozmaitych swoich pracach mówi o kategoryach jako o klasach bytu lub bytów (κατηγορίαι τού όυτοζ), JAKO O GATUNKACH BYTóW (γέυη τώυ όυτωυ) ITP. I PRZEZ TO WYRAźNIE NADAJE SWOJEMU UKłADOWI ZNACZENIE METAFIZYCZNE, T J. UWAżA GO ZA WYRAZ KLASYFIKACYI ROZMAITYCH FORM BYTU. JEżELI TERAZ UWZGLęDNIMY, żE WYRAZY, DźWIęKI MOWY ODPOWIADAJą RZECZOM historyczno-filozoficznego Akademii Umiejętności w Krakowie. Ogólnego zbioru tom 36 z r. 1897. — 304 — nie bezpośrednio, lecz oznaczają przedewszystkiem pojęcia, a dopiero te ostatnie odpowiadają rzeczom, bytom, to zrozumiemy, że układ kategoryi ma także znaczenie logiczne, stanowi bowiem równocześnie najogólniejsze klasy pojęć. Widzimy z powyższego, że kategorye miały trojakie znaczenie: gramatyczne (jako klasy wyrazów mowy), metafizyczne (jako klasy form bytu) i logiczne (jako ogólne klasy pojęć). Wąsik, opierając się na faktach, że Arystoteles stosował swoje kategorye nietylko w metafizyce i logice, lecz także w dialektyce, retoryce, etyce, a nawet w fizyce, sądzi, iż filozof ten uważał swój system kategoryi za uniwersalny schemat który może być stosowany w każdej nauce. »Istota kategoryi, mówi Wąsik 1), nie polega na jakiejś określonej, pojedynczej sferze zastosowania, np. w metafizyce i logice, ale właśnie wybitną ich cechę w porównaniu z innemi klasyfikacyami stanowi to, że tablica kategoryi może być stosowana wszędzie, gdzie chcemy przeprowadzić jakiś podział; w ten sposób tworzy ona ogólny systemat pojęciowy, który może być stosowany w każdej sferze myśli ludzkiej, gdzie ma miejsce jakiekolwiek systematyczne rozróżnianie«. Trudno dziś orzec stanowczo, czy tak jest, jak twierdzi Wąsik, czy Arystoteles, tworząc swój układ kategoryi, miał rzeczywiście na myśli uniwersalną, wszystko obejmującą klasyfikacyę. Nie wiemy więc na-pewno, czy taki był pogląd Stagiryty na kategorye, faktem tylko jest, że tak się na kategorye można zapatrywać i że tak je traktują niektórzy spółcześni auto-rowie, że tu wspomnę znanego francuskiego myśliciela Renouviera oraz Wizego. Renouvier uważa kategorye za klucz do wszystkiego (c'est la clef de tout) 1) Wąsik: 1. c. str. 144 i 145. — 305 — i w tym celu wyprowadza swój oryginalny układ kategoryi, oparty na podstawach psychologii i logiki. Podobną myśl wypowiada również Wize. »Logiczne kate-gorye, mówi ten autor1), winny stanowić podkład do określenia wszystkiego, co istnieje, nie tylko poza nami, ale i w nas samych, między innemi więc też i sposób wyrażenia najogólniejszych zasad prawdy, dobra i piękna, będących celem wyjaśnień trzech nauk filozoficznych: logiki, etyki i estetyki«. Inny pogląd na znaczenie kategoryi spotykamy u Kanta. Podług tego filozofa, kategorye nie są ani najogólniejszemi orzeczeniami wszelkich naszych sądów, ani takiemiż formami bytu, ani klasami najwyżej uogólnionych pojęć, lecz powszechnemi i koniecznemi orzeczeniami, domyślnie zawartemi w naszych sądach doświadczalnych. »Doświadczenie, twierdzi Kant2), składa się z oglądów, które należą do zmysłowości, i sądów, które wyłącznie są sprawą rozsądku. Te jednak sądy, które rozsądek wytwarza jedynie z oglądów zmysłowych, nie są bynajmniej sądami doświadczalnymi... Sąd doświadczalny ponad ogląd zmysłowy i jego logiczne skojarzenie musi dołączyć coś, nadającego sądowi syntetycznemu znaczenie sądu koniecznego, a wskutek tego znaczenie powszechne«. To coś dołączone nie mieści się w naszych wyobrażeniach ani w ich skojarzeniach w postaci sądu spostrzegawczego, lecz stanowi pierwiastek aprioryczny, wkładany przez nasz rozsądek poznający do doświadczenia. Analizując więc wszystkie nasze sądy syntetyczne o wartości przedmiotowej i wyłączając z nich wszystko to, co należy do skojarzonych oglądów zmysłowych, otrzymujemy pewną resztę w postaci czystych 1) Kazimierz Wize: »Nauka o kategoryach«. Poznań. 1914 r. str. 23. 2) Kant: »Prolegomena« § 21 a. str. 61. TEORYA POZNANIA  20 — 306 — pojęć rozsądkowych, domyślnych orzeczeń, którym nasze spostrzeżenia, owe skojarzone w postaci sądu oglądy zmysłowe zostały podporządkowane. Są to właśnie ka-tegorye, t. j. powszechne i konieczne orzeczenia. A zatem pod nazwą kategoryi Kant pojmuje rozsądkowe, aprioryczne pierwiastki naszego poznania, orzeczenia powszechne i konieczne, pod które podprowadzamy wszelkie nasze podmiotowe spostrzeżenia, ażeby nadać im charakter przedmiotowy, charakter doświadczenia, resp. poznania przedmiotów. Dlatego też filozof ten określa kategorye ogólnie jako warunki konieczne możliwości wszelkiego doświadczenia. Ponieważ w ten sposób pojęte kategorye ujawniają się tylko w sądach doświadczalnych i służą im jako domyślne, konieczne orzeczenia, przeto ile jest rodzajów sądów logicznych, tyle powinno być najogólniejszych, powszechnych orzeczeń. Stąd układ i podział kategoryi może być wyprowadzony z układu i podziału sądów. Kant podaje następujący układ sądów logicznych: I.       Co do ilości: Ogólne Szczegółowe Pojedyńcze (jednostkowe) II.      Co do jakości: Twierdzące Przeczące Nieskończone III.     Co do stosunku: Stanowcze Warunkowe Rozjemcze. — 307 — IV. Co do sposobu: Wątpliwe Pewne Konieczne. Z układu sądów wynika następujący systemat pojęć rozsądkowych resp. kategoryi: I.       Ilość: Jedność Wielość Wszystkość. II.      Jakość: Rzeczywistość Przeczenie Ograniczenie. III.     Stosunek: Substancya Przyczyna Wspólność. IV. Sposób: Możliwość Istnienie Konieczność. Z powyższego widzimy, że systemat Kanta odbiega daleko od pierwotnego układu kategoryi, podanego przez Arystotelesa. Kiedy Arystoteles nadaje kategoryom znaczenie bądź gramatyczne (ogólne 20* — 308 — klasy wszelkich orzeczeń), bądź metafizyczne (ogólne formy bytu), bądź logiczne (najogólniejsze klasy pojęć), kiedy niektórzy nowsi filozofowie upatrują w katego-goryach uniwersalny schemat klasyfikacyjny, to Kant nadaje im znaczenie wyłącznie epistemologiczne i widzi w nich systemat apriorycznych warunków czyli zasad możliwości wszelkiego doświadczenia. W takiem właśnie epistemologicznem znaczeniu mówimy o kate-goryach w obecnej pracy. 4. Do rozdziału IV § 2. W sprawie praw naukowych i ich stosunku do pojęć. Nie wspominałem w obe-cnem dziele o prawach naukowych, gdyż epistemologiczne ich znaczenie da się w całości sprowadzić do takiegoż znaczenia pojęć rekonstrukcyjnych. Wszystko to, cośmy mówili o znaczeniu pojęć, może być również zastosowane do roli, jaką prawa spełniają w poznawaniu naukowem. Prawa więc są również środkami przewidywania i stanowią zwięzły wyraz naszych uogólnionych doświadczeń. W uogólniającem ujęciu naszego doświadczenia dadzą się odróżnić trzy następujące klasy: pojęcia ogólne, pojęcia abstrakcyjne i prawa. Pojęcia ogólne zawierają w swej treści sumę stale się powtarzających, uogólnionych doświadczeń, które dotyczą podobnych przedmiotów lub zjawisk. Pojęcia oderwane wyrażają stałe, uogólnione doświadczenia, dotyczące pojedyńczych podobnych elementów rozmaitych przedmiotów lub zjawisk. Nakoniec prawa stanowią wyraz uogólnionych doświadczeń, które dotyczą stosunków pomiędzy przedmiotami, zjawiskami lub ich elementami. A zatem we wszystkich powyższych sposobach objęcia doświadczenia ujawnia się lasama czynność uogólniania, zaznaczania wspólnych podobieństw z pominięciem wszelkich doświadczeń nie powtarzających się. Na tej czynności polega ich wzajemne podobień — 309 — stwo; różnica między niemi sprowadza się do przedmiotu doświadczenia, mianowicie prawa dotyczą stosunków, pojęcia, zaś rzeczy z ich własnościami oraz zjawisk. Jest jeszcze jedna różnica formalna, która polega na tem, że prawa wyrażamy w postaci sądów, a pojęcia symbolizujemy pojedyńczymi lub złożonymi wyrazami mowy. Dzieje się tak dlatego, że każdy stosunek obejmuje także człony ustosunkowane i bez nich nie może być dokładnie wyrażony. Niema więc różnic istotnych pomiędzy pojęciami i prawami. Ich bliskie, wzajemne pokrewieństwo było już dawno zauważone przez wielu autorów, że tu wspomnę tylko Helmholtza, który wyraźnie zaznaczył, że »prawa przyrody są niczem innem, tylko pojęciami gatunkowemi zmian, zachodzących w przyrodzie« 1). Wśród praw odróżnić możemy prawa praktyczne od naukowych, teoretycznych, zwanych jeszcze inaczej prawami przyrody. Prawa praktyczne zaznaczają stale powtarzające się stosunki pomiędzy przedmiotami i zjawiskami, np. dzień następuje po nocy, woda gasi ogień, przedmiot niepodparty spada, cukier rozpuszcza się w wodzie i t. p. Ilość tych praw jast ogromna i przy ich pośrednictwie odbywają się prawie wszystkie nasze przewidywania w życiu praktycznem. Prawa teoretyczne wyrażają stosunki pomiędzy abstrakcyjnie wyróżnionymi elementami przedmiotów lub zjawisk. Prawo np. wolnego spadku ciał zaznacza stosunek pomiędzy drogą przebytą a czasem spadku, prawo Boyle'a wyraża stosunek objętości gazu do jego ciśnienia i t. d. Prawa teoretyczne uzyskały stanowczą przewagą w poznawaniu naukowem dlatego, że są pewniejsze od praw praktycznych. Stosunek pomiędzy przedmiotami i zjawiska 1) Helmholtz: »Handbuch der physiologischen Optik«. 1867 r. str. 454. — 310 — mi zależy od stosunków, jakie zachodzą pomiędzy ich elementami. Ponieważ te ostatnie stosunki przy wzajemnej kombinacyi mogą ulegać najrozmaitszym zmianom, przeto ostateczny ich wynik, ów stosunek pomiędzy przedmiotami i zjawiskami nie zawsze wypada jednoznacznie. Woda np. gasi ogień, ale nie zawsze, gdyż wynik tu zależeć będzie od ilości zużytej wody i rozmiaru ognia. Cukier rozpuszcza się w wodzie, ale nie każda ilość cukru rozpuszcza się w każdej ilości wody; to też zdarzyć się może, że jeżeli rozczyn cukru w wodzie jest nasycony, dodany w nadmiarze cukier nie rozpuści się. Otóż podobne niepowodzenia i zawody z prawami praktycznemi zmusiły naukę do analizowania przedmiotów i zdarzeń na elementy i do wyznaczania stosunków pomiędzy elementami. Zyskujemy tym sposobem na pewności przewidywania, zyskujemy także i na tem, że ilość praw niepospolicie się zmniejsza, gdyż ilość elementów jest znacznie mniejsza, aniżeli ilość złożonych z nich przedmiotów i zjawisk. Zyskując jednak na jednym punkcie, tracimy na innym, mianowicie utrudniamy sobie stosowanie praw, na tej drodze otrzymanych, do konkretnej rzeczywistości. Francuski filozof Boutroux zestawił w tej sprawie bilans zysków i strat w następujący sposób: »Ogólnie rzecz biorąc, powiada ten autor 1), mamy dwa gatunki praw: jedne, które bardziej się wiążą z matematyką i zawierają domyślnie dokładne opracowanie i odczyszczenie pojęć; drugie zbliżone bardziej do czystej i prostej obserwacyi i indukcyi. Pierwsze wyrażają konieczność surową, jeżeli nie bezwzględną, lecz pozostają abstrakcyjnemi i niezdolnemi do wyznaczenia szczegółów i sposobów 1) E. Boutroux: »Pojęcie prawa przyrody w nauce i filozofii spółczesnej«. Tłomaczenie polskie Spasowskiego. 1902 r. str. 174. — 311 — realizowania się zjawisk. Drugie mają do czynienia ze szczegółami i stosunkami, które zachodzą pomiędzy całościami złożonemi i zorganizowanemi. Bardziej wyznaczają one rzecz, niż pierwsze; lecz ponieważ jedyną ich podstawą jest doświadczenie i ponieważ wiążą z sobą zjawiska zupełnie różnorodne, nie mogą uchodzić za takie, któreby wyznaczały z koniecznością«. Boutroux jako zdecydowany przeciwnik deter-minizmu mechanicznego, nie jest zupełnie bezstronny, to tez w jego bilansie przy zamianie praw praktycznych na teoretyczne wypada pewna przewaga po stronie strat. Nieprawdą jest, że prawa abstrakcyjne, teoretyczne są »niezdolne do wyznaczania szczegółów i sposobów realizowania się zjawisk«. Wyznaczanie takie jest najzupełniej możliwe, stanowi tylko czynność w pewnym stopniu trudniejszą i więcej zawiłą. Chcąc przy pośrednictwie teoretycznych praw wyznaczyć stosunek między zjawiskami, musimy scałkować to, cośmy poprzednio zróżnicowali; musimy uwzględnić najpierw wszystkie stosunki pomiędzy elementami zjawisk, następnie wszystkie wyniki wzajemnej kombinacyi tych stosunków i dopiero z połączenia tych dat możemy wyprowadzić stosunek pomiędzy zjawiskami w całości. Zapewne, że czynność taka jest więcej złożona, ale zato daje wyniki pewniejsze. Zysk w tym wypadku otrzymany wyrównywa stratę, a nawet pokrywa ją z nadwyżką. Nic więc dziwnego, że nauka oddaje pierwszeństwo prawom teoretycznym. Pozostaje nam jeszcze do omówienia zagadnienie, jaką rolę spełniają prawa w naszem poznawaniu. Był czas i to względnie niedawny, kiedy prawom teoretycznym, naukowym przypisywano znaczenie objektywne, kiedy sądzono, że stanowią one rzeczywiste sposoby powiązania zjawisk w przyrodzie. Pogląd ten mimowoli przypomina nam owe dawne zagadnienie realizmu pojęć — 312 — które wywołało tyle gorących i namiętnych sporów w filozofii scholastycznej. W rzeczy samej realizm pojęć ogólnych i realizm praw przyrody stanowią identyczne zagadnienia, gdyż wyrażają pogląd, że naszym uogólnionym doświadczeniom odpowiada w przyrodzie coś realnego. To też i rozwiązanie tych zagadnień musi być zgodne. Jeżeli więc dziś powszechnie i zgodnie uznajemy, że niema w przyrodzie gatunków ani rodzajów, lecz istnieją tylko pewne podobieństwa pomiędzy przedmiotami i zjawiskami, to musimy również uznać, że nasze prawa są tylko subjektywnym, poznawczym wyrazem nieznanego nam porządku realnego w przyrodzie. Zarówno pojęcia jak prawa ustanawiamy dlatego, abyśmy mogli się oryentować w otoczeniu, abyśmy mogli przewidywać przedmioty i zjawiska. Mają więc one dla nas wartość, o ile dobrze spełniają swe zadanie, o ile przewidywania na nich oparte sprawdzają sią. »Prawo przyrody, powiada Huxley 1), oznacza prawidło, które dotąd, jak się okazuje, zawsze się sprawdzało i które, jak oczekujemy, zawsze sprawdzać się będzie«. Niema tu wcale mowy o tem, że prawa rządzą i kierują zjawiskami w przyrodzie; są to tylko środki, przy pomocy których przewidujemy zjawiska. Zapewne, środkom tym musi odpowiadać coś rzeczywistego w przyrodzie, gdyż inaczej wyprowadzane przy ich pośrednictwie przewidywania nie sprawdzałyby się. Ale to coś rzeczywistego nie musi być podobne do naszych praw. Już sam ten fakt, że nasze t. zw. prawa przyrody wyznaczają stosunki pomiędzy elementami zjawisk, które nie posiadają niezależnego i samoistnego bytu w rzeczywistości, przemawia przeciwko identy 1) Cytowany w pracy Mahrburga: »Przyroda w naszem pojmowaniu i odczuwaniu«. Patrz księga zbiorowa »Myśl« rok 1904. — 313 — czności praw z realnym porządkiem zjawisk, odbywających się w przyrodzie. Następnie nie wiemy i wiedzieć nigdy nie możemy, czy takie nasze abstrakcye, jak przyciąganie, opór, ciśnienie, temperatura i t. p. są zgodne z rzeczywistymi elementami zjawisk. Nakoniec nasza analiza zjawisk na elementy nie jest i nie może być nigdy zupełną; mogą istnieć w przyrodzie elementy, o których nic nie wiemy, a które jednak mogą wywierać przemożny wpływ na uporządkowanie zjawisk we wszechświecie. Słowem, nie mamy żadnej wystarczającej racyi do wniosku, że nasze prawa odwzorowują rzeczywiste uporządkowanie zjawisk, a nawet że stanowią jego fragmenty, co najwyżej możemy tylko twierdzić, że są jego pośrednim wynikiem. Jakiś nieznany nam rzeczywisty porządek powoduje stałe powtarzanie się niektórych naszych doświadczeń w pewnych zjawiskach przyrody; doświadczenia te uogólniamy, wiążemy z sobą, tworząc prawa dla celów następnego przewidywania. Oto wszystko, co możemy zasadniczo w tej sprawie twierdzić. 5. Do rozdziału IV § 4. W sprawie teoryi konstrukcyi. V a i h i n g e r w dziele p. t. »Die Philosophie des Als Ob«, wydanem w 1911 r. wyłożył bardzo obszernie i szczegółowo teoryę konstrukcyi, która na wielu punktach nie godzi się z poglądem, wypowiedzianym przez nas w tekście niniejszej pracy. Autor rozpatruje kon-strukcye także z teleologicznego punktu widzenia i przypisuje im również znaczenie środków, narzędzi poznania. Myślenie poznawcze, jego zdaniem, zdąża do swego celu bardzo często po drogach ubocznych, posługując się sztucznymi utworami umysłu, które autor nazywa ogólnie fikcyami. Terminem »fikcya« nazywamy urojenie, utwór wyobraźni, któremu nic w rzeczywistości nie odpowiada. Nazywając więc wszystkie konstrukcye — 314 — fikcyami, Vaihinger już przez to samo kładzie wyraźny nacisk na ich charakter urojony, niezgodny z rzeczywistością. Fikcye, podług jego nauki, nie zawierają elementów realnych, lub jeżeli je posiadają, to te ani w budowie, ani w roli, spełnianej przez fikcye, nie mają żadnego znaczenia. Każda właściwa fikcya jest pełną sprzeczności; najpierw nie zgadza się z rzeczywistością, a następnie jest sprzeczna sama w sobie, gdyż zawiera elementy, które się wzajemnie nie zgadzają. Jeżeli utwór fikcyjny, niezgodny z rzeczywistością jest pozbawiony wewnętrznej sprzeczności pomiędzy elementami, to autor odmawia mu miana właściwej fikcyi i stosuje do niego nazwę fikcyi połowicznej (Semifiktion). »Obydwa te rodzaje fikcyi, mówi V a i h i n g e r, nie są ściśle oddzielone, lecz przeciwnie przez pośrednie ogniwa połączone. Myślenie zaczyna najpierw od lżejszych odstępstw od rzeczywistości (fikcye połowiczne), a dopiero w końcu, postępując coraz śmielej, posługuje się takimi utworami wyobraźni, które nietylko są sprzeczne z tem, co jest dane, lecz same w sobie są pełne sprzeczności«. Oprócz tej podwójnej sprzeczności w ich budowie, zewnętrznej i wewnętrzej, fikcye odznaczają się jeszcze następującemi właściwościami. Są przedewszystkiem czasowym środkiem, narzędziem poznania, to też, gdy myślenie cel swój poznawczy osiągnie, fikcye zostają wyłączone. Stanowią one jakby rusztowanie, które jest niezbędne przy budowie gmachu nauki, ale ulega rozebraniu, usunięciu, gdy budynek został już ukończony. Następnie towarzyszy im zawsze świadomość ich fikcyj-ności, ich charakteru urojonego. Ta właściwie okoliczność odróżnia je wyraźnie od hypotez, które ustanawiamy z pewną wiarą, jako możliwe, przypuszczalne odtworzenie rzeczywistości. Nakoniec najważniejszą cechą fiikcyi jest jej celowość. Gdyby fikcya nie była środkiem, ułatwiającym osiąganie celu poznawczego, to by — 315 — łaby tylko jaskrawym błędem bez żadnego znaczenia w nauce. Fikcya więc jest błędem celowym, korzystnym, owocnym w badaniu naukowem. Zakres stosowania fikcyi w poznaniu naukowem jest ogromny. Vaihinger wylicza aż 18 rozmaitych ich rodzajów. Na pierwszym planie stoją tu fikcye matematyczne; »cała matematyka, mówi autor, stoi na urojonej, fikcyjnej podstawie«. Fikcyami są pojęcia przestrzeni i ruchu, ten sam charakter mają także liczby oraz wszelkie formy geometryczne. Pojęcia bezwymiarowego punktu matematycznego, jednowymiarowej linii, dwuwymiarowej płaszczyzny i t. p. posiadają wszystkie cechy właściwych fikcyi; są bowiem niezgodne z rzeczywistością oraz zawierają wewnętrzną sprzeczność. To samo możemy powiedzieć o matematycznem pojęciu nieskończoności, o wielkościach nieskończenie małych i opartem na nich pojęciu różniczki i t. p. Utwory wyobraźni o charakterze fikcyjnym, urojonym spotykamy także w naukach przyrodniczych. Takie podstawowe pojęcia przyrodoznawstwa, jak materya, siła, energia, atom, eter i t. p. są pełnemi fikcyami i posiadają tylko wartość celowych narzędzi badania naukowego. Co więcej, Vaihinger twierdzi, że cała nasza czynność poznawcza, zarówno praktyczna jak naukowa, jest oparta na fikcyach; fikcyami bowiem są pojęcia przyczyny i skutku, rzeczy i własności, oraz wszystkie pojęcia abstrakcyjne i ogólne. Są to t. zw. fikcye epi-stemologiczne, do których zaliczyć jeszcze można: rzecz samą w sobie Kanta oraz pojęcie absolutu u jego następców. Autor wykazuje jeszcze wielkie znaczenie fikcyi w prawoznawstwie, etyce, estetyce i teologii; słowem niema działu poznania, któryby się w sposób bardzo rozległy nie posługiwał fikcyami. Na pytanie, jakim sposobem nasze myślenie, posługując się takimi błędnymi, pełnymi sprzeczności utwo — 316 — rami wyobraźni, dochodzi jednak do wyników prawdziwych, do trafnego obliczania, przewidywania przyszłych zjawisk, Vaihinger odpowiada, że wyniki takie otrzymujemy przy pomocy korygowania błędów. Myślenie poznawcze, posługując się fikcyą, popełnia błąd, który przy ostatecznym wniosku musi być poprawiony, wyłączony. Stąd powstają dwie metody korygowania fikcyi: 1) wyrównująca i 2) wyłączająca. Pierwszą stosujemy przy fikcyach połowicznych, wynikających z abstrakcyi. Jeżeli n. p. w badaniu naukowem jakiegokolwiek zjawiska uwzględniamy jeden tylko czynnik, pomijając inne, i rozpatrujemy zjawisko tak, jakgdyby wynikało z tego jednego czynnika, to otrzymane z takiej fikcyi wyniki możemy poprawić następnie przez uwzględnienie innych, pominiętych przez nas czynników. Metodę wyłączającą stosujemy przy fikcyach właściwych, które zawierają wewnętrzne sprzeczności. Takie fikcye nie mogą być poprawiane, wyrównane, lecz muszą być z obliczenia wyłączone. Wyłączamy je tym sposobem, że tworzymy nową przeciwną fikcyę, która znosi poprzednio zastosowaną. Korygujemy więc jedną fikcyę przez inną, wyłączamy błąd przez błąd. Stąd Vaihinger całą tę metodę nazywa metodą przeciwnych błędów albo przeciwnych operacyi. (Methode entgegengesetzter Fehler v. entgegengesetzter Operationen). Tę ostatnią metodę stosujemy w całej rozciągłości przy fikcyach matematycznych. Jeżeli mamy dane do rozwiązania jakiekolwiek zadanie, którego sposobem prostym rozwiązać nie jesteśmy w stanie, to uciekamy się do sposobu ubocznego przy pośrednictwie fikcyi. W tym celu wprowadzamy do rachunku jakąkolwiek wielkość urojoną, której przypisujemy znaczenie realne. Następnie dokonywamy obliczenia przy jej pomocy i otrzymawszy rezultat, tworzymy nową fikcyę, mianowicie zakładamy, że owa wielkość wprowadzona nie — 317 — jest realną, lecz równa się zeru. Wobec tego nasza pierwsza fikcya wypada, wyłącza się z otrzymanego wyniku. Takim samym sposobem postępujemy przy wszystkich fikcyach właściwych, zarówno naukowych jak epistemologicznych. Wszędzie tu fikcya odgrywa rolę terminu średniego, który występuje tylko w przesłankach, a wyłączony zostaje we wniosku. Tak się przedstawia w najogólniejszem zarysie teorya konstrukcyi, podana przez Vaihingera. W te-oryi tej odnaleźć możemy trzy następujące słabe punkty. Przedewszystkiem autor niesłusznie kładzie wyłączny nacisk na fikcyjne elementy konstrukcyi i nie uwzględnia wcale elementów realnych. Podług Vaihin-gera każda właściwa konstrukcya, resp. fikcya jest czystym utworem wyobraźni i zawiera wyłącznie elementy stamtąd zaczerpnięte. Tak jednak nie jest. Szczegółowa analiza konstrukcyi pokazuje, że w niej oprócz elementów urojonych, z wyobraźni czerpanych, znajdują się także elementy realne, czerpane z doświadczenia. Weźmy jako przykład konstrukcyę przestrzeni geometrycznej; otóż przestrzeni tej przypisujemy następujące cechy (elementy): ciągłość, trójwymiarowość, czystość bezwzględną i nieograniczoność. Nie możemy zaprzeczyć, że dwie ostatnie cechy, mianowicie czystość i nieskończoność, nie mieszczą się w naszych doświadczeniach, dotyczących przestrzenności; są więc urojone, fikcyjne. Ale bynajmniej tego samego nie możemy powiedzieć o ciągłości i trójwymiarowości przestrzeni geometrycznej. Elementy te są zawsze obecne w naszych wrażeniach przestrzennych, a zatem są realne. Weźmy jeszcze inny przykład, choćby ową typową fikcyę matematyczną wielkości nieskończenie małej. W niej możemy odróżnić dwa rodzaje elementów: z jednej strony pojęcie wielkości małej, z drugiej zaś pojęcie nieskończoności, a właściwie nieskończonej małości. — 318 — Z tych »wielkość mała« jest pojęciem oderwanem o charakterze rekonstrukcyjnym, a zatem realnym i tylko pojęcie nieskończoności, nieskończonej małości należy do elementów urojonych, fikcyjnych. To samo możemy powiedzieć o konstrukcyi linii geometrycznej; linii tej przypisujemy jeden tylko wymiar — długość, a odmawiamy jej dwóch innych wymiarów: szerokości i grubości. Właśnie nieobecność tych wymiarów stanowi element fikcyjny konstrukcyi, przyznana zaś obecność trzeciego wymiaru, długości — jej element realny. Słowem niema konstrukcyi bez elementów realnych. Następnie teorya Vaihingera, upatrująca w kon-strukcyach utwory wyobraźni, pozbawione zupełnie elementów realnych, nie jest w stanie wyjaśnić w sposób dostateczny przydatności konstrukcyi w badaniu naukowem. Każda konstrukcya, rozpatrywana z tego punktu widzenia, stanowi błąd całkowity bez cienia, bez odrobiny prawdy; jakim więc sposobem błędy takie mogą się przyczynić do zgodnego z rzeczywistością, do sprawdzającego się obliczania, przewidywania zjawisk ? Oto pytanie, które się tu mimowoli nasuwa i którego Vai-hinger ze stanowiska swej teoryi nie jest w stanie rozstrzygnąć. Podany przez niego sposób korygowania fikcyi, t. zw. metoda przeciwnych operacyi v. przeciwnych błędów, nie daje właściwej odpowiedzi na postawione powyżej pytanie. Metoda ta wyjaśnia nam tylko, jakim sposobem usuwamy popełniony po raz pierwszy błąd, ale bynajmniej nie tłomaczy, jakim sposobem pierwszy błąd przyczynił się do prawdziwego obliczenia. Błąd popełniony w rachunku albo może doprowadzić do błędnych wyników, albo ostatecznie, będąc skorygowany przez dopełnienie lub wyłączenie, może na wyniki nie mieć żadnego wpływu. Żeby jednak błąd całkowity mógł się przyczynić do otrzymania prawdziwych wyników, to przeczy wszelkiej oczywistości i musi — 319 — być dowiedzione. Teorya zaś Vaihingera dowodów takich nie dostarcza. Sprawę tę względnie łatwo rozstrzygnąć możemy, jeżeli przyjmiemy, że konstrukcye obok elementów fikcyjnych zawierają elementy realne. Owe elementy realne stanowią o całem znaczeniu konstrukcyi, z nich bowiem wyprowadzamy dalsze konsekwencye, które następnie stosujemy do zjawisk i przedmiotów rzeczywistych. Wartość więc naukowa konstrukcyi polega wyłącznie na obecności w niej elementów realnych, elementy zaś fikcyjne ułatwiają i umożliwiają nam tylko odrębne, oderwane rozważanie wyrażanych przez konstrukcye stosunków realnych i wyprowadzanie z nich odpowiednich konsekwencyi. To też nie przyjmują one żadnego udziału we właściwem obliczaniu zdarzeń i nie przechodzą wcale do ostatecznych wyników. Nakoniec za wadę teoryi Yaihingera możemy uważać jeszcze i tę okoliczność, że autor fikcyom v. kon-strukcyom nadaje zbyt wielki zakres i zalicza do nich takie sposoby i warunki poznania, które tutaj właściwie nie należą. Mamy na myśli pojęcia ogólne i oderwane oraz kategorye epistemologiczne, które Vaihinger uważa za fikcye typowe. Tymczasem jeżeli fikcye tem się odznaczają, że w swej treści zawierają pierwiastki fantazyjne, niezgodne z rzeczywistością, to zarówno pojęcia ogólne jak abstrakcyjne nie mogą być do nich zaliczane. Treść takich pojęć ogólnych, jak »człowiek«, »zwierzę«, »żelazo«, jest złożona wyłącznie z doświadczeń realnych. Gdybyśmy do tej treści włączyli cechy zaczerpnięte z wyobraźni, nieodpowiadające naszym doświadczeniom, to utworzylibyśmy błędne pojęcia ogólne, pozbawione wszelkiego znaczenia w naszem poznawaniu. Zapewne w treści pojęć ogólnych nie mieszczą się wszystkie cechy przedmiotów konkretnych, pomijamy tu świadomie cechy osobnicze; stąd wynika niezgodność — 320 — pomiędzy pojęciami a konkretnymi przedmiotami i zjawiskami, ale niezgodność ta nie może być dostateczną zasadą, abyśmy pojęcia ogólne zaliczać mieli do fikcyi. Tymczasem tak właśniie czyni Vaihinger: uważając pojęcia za odpowiedniki konkretnych przedmiotów, widzi w nich niezgodność z rzeczywistością, a nawet wewnętrzną sprzeczność, t. j. wszystkie cechy, uznawane przez niego za właściwe dla fikcyi. Winą takiego traktowania sprawy jast ta okoliczność, że autor nie odróżnia dwóch odrębnych punktów widzenia: logicznego i epistemologicznego i rozpatruje pojęcia w tem znaczeniu, jakie im nadaje logika. Pojęcia, rozpatrywane z epistemologicznego punktu widzenia, nie są bynajmniej psychicznymi odpowiednikami konkretnych przedmiotów, lecz stanowią wyraz naszego stałego (stale się powtarzającego) doświadczenia w pewnym zakresie. Pojęcie, symbolizowane wyrazem mowy »czło-wiek«, nie jest odpowiednikiem tego lub innego konkretnego osobnika, ani wszystkich osobników razem wziętych, lecz wyraża tylko sumę naszych dokonanych doświadczeń, naszego poznania ludzi. Jego treść składa się z sumy sądów, jakie wypowiedzieć możemy o danej grupie podobnych przedmiotów. Taka treść ułatwia nam w wysokim stopniu stosowanie nabytego poprzednio doświadczenia do konkretnej rzeczywistości i na tem właśnie polega wielkie znaczenie pojęć w poznawaniu. Logika zaś traktuje pojęcia ogólne zupełnie inaczej; tworzy z nich sztuczne konstrukcye jako ogólne przedmioty, jako odpowiedniki przedmiotów konkretnych, a w ich treści, która, jak już wspominaliśmy, składa się z sądów, widzi cechy odpowiadające wrażeniom lub skupieniom wrażeń. Ten sposób traktowania pojęć jest niewątpliwie sztucznym, fikcyjnym i da się wytło-maczyć właściwym celem logiki. Gdyby więc V a i h i n — 321 — ger rozpatrywał tę sprawę wyłącznie z logiczego stanowiska i omawiał pojęcia jako konstrukcye logiczne, to traktowanie ich w charakterze fikcyi byłoby najzupełniej uzasadnione. Ale w teoryi jego jest mowa nie o ściśle logicznem, lecz o poznawczem znaczeniu pojęć ogólnych i oderwanych; ta zaś okoliczność czyni pogląd jego pozbawionym słuszności. Podobny wniosek uczynić możemy co do pojmowania kategoryi. Teorya Vaihingera nie odróżnia wcale właściwej kategoryi, koniecznego prawa przyczynowości od przedstawienia, pojęcia przyczyny i związku przyczynowego. Tymczasem, jak już w rozdziale drugim obszernie wyłuszczyliśmy, są to sprawy zasadniczo różne. Kategorya v. prawo przyczynowości wyraża warunek konieczny poznawania i dlatego jest zawsze stała, niezmienna, nasze zaś przedstawienie przyczyny i związku przyczynowego stanowi sztuczny i zmienny utwór umysłu. To też za konstrukcyę, resp. fikcyę możemy uważać tylko nasze pojęcie przyczyny i związku przyczynowego, nigdy zaś stałe prawo epistemologiczne, zwane kategoryą przyczynowości, które głosi, że każda zmiana musi mieć swoją przyczynę. To samo możemy powiedzieć o kategoryi rzeczowości oraz o naszem przedstawieniu związku, jaki zachodzi pomiędzy rzeczą i jej własnością; pierwsza jest prawem, warunkiem koniecznym naszego poznawania, druga zaś sztuczną, na analogii zbudowaną konstrukcyą. Vaihinger nie uwzględnił tych zasadniczych różnic i przeto niesłusznie zaliczył kategorye do konstrukcyi v. fikcyi poznawczych. TEORYA POZNANIA  21 INDEX ALFABETYCZNY (nazwiska cytowanych autorów drukowane kursywą). agnostycyzm 261. Anaksagoras 291. analogia 238. antropomorfizm 55. 91. antiintelektualizm 20. antynomia przyczynowości 61. apercepcya 294. aposterioryczne poznanie 127. aprioryczne poznanie 127. aprioryczne pierwiastki poznania 132. Arystoteles 92, 110, 229, 271, 274, 290, 301. Avenarius 56, 174, 251, 255, 283. Bacon 125. Bergson 151, 216, 218, 222, 223, 225, 251, 255. Berkeley 120, 136, 145. Biegeleisen 15, 232, 259. Bonitz 302. Bernstein 138, 116, 204, 207, 226. Borowski 65. Boutroux. Bruhl-Levy 107, 170. Buzello 298. Cajori 195. Cantor 195. Carnot 243. celu definicya 281. celowy punkt widzenia w teoryi poznania 1, 290. celowy układ zjawisk 40. celowy układ działania zjawisk 287. celowości konstrukcya 79. celowości i przyczynowości wzajemny stosunek 80, 285. chronometrya 221. Cliffort 255. Comte 2, 251, 262. Comte'a pogląd na naukę i przewidywania 2. Comte'a ideał nauki pożyty wnej3. czasu pojęcie i konstrukcya 213. czasu pojęcie abstrakcya 217. czas subjektywny i objektywny 219. czas bezwzględny 220. czucie trwania 214. czucia trwania uprzedmiotowa-nia 216. — 324 — czysta teorya poznania 298. czyste pojęcie związku przyczynowego 56. czyste przyrodoznawstwo 129. Darwin 14, 244, 248. Dawid 240. Demokryt 93. Descarstes 113, 255, 272, 274, 291. Diofantos 196. dopełnienia 26. doświadczenia przyjęcia w nauce Kanta 126. doświadczenia uogólnione 163. doświadczenia konkretne i uogólnione 169. dualistyczny pogląd na poznanie 16. Duhem 255, 297. Ekonomizm objektywny 290. ekonomizm subjektywny 292. Empedokles 93, 281. empiryzm 116. Euklides 195, 208. Euler 230, 291. Ewald 298. Fenomeny i nomeny 129. Feldblum 195. fikcya 60, 248. fikcyjne elementy konstrukcyi 176. forma poznania 126. formy czyste oglądu 127. formy czyste rozsądku czyli ka tegorye 128. Gabryl 302. Galileusz 55, 63, 230, 290. Galie 235. Garski 267. Grossmann 188. geometrya nie Euklidesowa 211. geometryi pochodzenie empiryczne 208. Harmonia przedustawna 118. Hamliton 261. Heinrich 10, 291. Helmholz 174, 210. Hoyer 255. Hume 58, 72, 122, 145. Husserl 298, 299. Huygens 245. Huxley 262. hypotezy proste i złożone 247. hypotezy empiryczne i konstrukcyjne 247. hypotezy i kontrukcya 248. hypotezy i doświadczenia analogiczne 242. hypotezy właściwe 237. Intelektualno- estetyczna teorya nauki 11. idee wrodzone 115. intuicya 229. intuicya w mistyce 240. James 19, 275, 276. Janet 281, 291. Joule 292. Kant 49, 83, 111, 125, 128, 130, 138, 150, 151, 185,. 197, 199, 204, 212, 222, 239, 271, 395. kategorya rzeczowości 90, kategorya takożsamości 102. kategorya pochodna 110. kategoryi źródła podług Kanta 150. kategoryi źródła podług prewi dyzmu 153 153. kategorye epistemologiczne 49. — 325 — kategorya przyczynowości 51. kategorye i konstrukcye przyczynowości 59. kategoryi tablica Arystotelesa 301. kategoryi tablica Kanta 307. kategoryi znaczenie gramatyczne, metafizyczne i logiczne 304. kategorye jako schemat klasyfi kacyi uniwersalnej 304. Kepler 198. Kodisowa 108, 174, 251. klasyfikacja kategoryi 110, 135. konstrukcye 174. konstrukcyi elementy realne i ra cyonalne 170, konstrukcya z elementami racyonalnymi, pozytywnymi i negatywnymi 170. konstrukcye i pojęcia rekon strukcyjne oderwane 177. konstrukcji znaczenie 179. konstrukcyi teorya Vaihingera. konwencyonalizm 5.       [313. Kopernik 243, 290. Kozłowski 203, 255, 256. Kramsztyk St. 135. krytyka filozoficzna przyrodoznawstwa 255. krytycyzm 125. krytycyzm i empiryzm 130. krytycyzm i racyonalizm dogmatyczny 131. Krzywicki 109. Lambert 221. Lang 92. Lange 136, 255, 264. Laplace 291. Lavoisier 291. Leibniz 117, 150, 221, 291. Le Roy 255, 258. Leverier 235. liczba i ilość 190. liczenie 192. liczb czystych konstrukcya 194. liczby całkowite i ułamkowe 196. liczby ujemne 196. liczby niewymierne 196. liczby urojone 197. Liebmann 134, 136, 221, 255. Locke 24, 115, 255. Lukrecyusz 80. Łobaczewski 209. Łukasiewicz 63, 65, 72. Mach 5, 56, 75, 201, 208, 232, 251, 255, 258, 292, 293, 295. Macha pogląd na przewidywanie 8. Mahrburg 11, 263, 272, 282, 284. matematyki źródło podług Kanta 128. materya poznania 126, 140. Mayer R. 292. Maupertuis 290. metafizyka 262. metafizyki naukowość 265. metafizyka i nauki specyalnc 267. Metallmann 300. Milhaut 255. Mill 63, 62, 185, 239. Natanson W. 255. Nawille 239. Nietsche 251. niezmienniki 102. Neumann 230. Newton 195, 220, 229, 230, 244. — 326 — Obraz naukowy 5. 10. odwracalność związku przyczynowego 64. ogląd wewnętrzny i zewnętrzny 127. ogląd czuciowy i intelektualny 240. ogólność i ogólnikowość 163. Peano 187. Pearson 255. Peirce 18. pewnik i postulaty 48. pewniki 184. pewników teorya empiryczna i racyonalistyczna 285. pewniki i konstrukcya 186. pewniki analityczne i syntetyczne 118. pewniki logiczne 189. Ptaton 112, 301. Poincare 4, 174, 255, 258, 297. Poincarego pogląd na przewidywanie 8. pojęcie rzeczy 95. pojęcie ze stanowiska psychologicznego, logicznego i episte-mologicznego 159. pojęcie rekonstrukcyjne i konstrukcyjne 160. pojęć treść 160. pojęcia i wyobrażenia ogólnikowe 163. pojęcia przedmiot i treść 160, 166. pojęć znaczenie w poznawaniu 167. pojęć rekonstrukcyjnych zmienność 162. pojęcie przyczyny i związku przyczynowego 54. pojęcie przyczyny wieloznaczność 77. porządek poznawczy podług Kanta 139. porządek poznawczy i porządek realny 144. porządku poznawczego i realnego odpowiedniość 145. porządku poznawczego stosowanie do porządku realnego 148. potrzeba w układzie celowym 81. poznanie praktyczne i naukowe 12, 30. pragmatyzm 16, 274. Prantl 361. prawdy konieczne i praktyczne 118. prawdy aktualne i potencyalne prawdy pojęcia 269.       [277. prawdy bezwzględne i względne 272. prawda i pragmatyzm 274. prawda i prewidyzm 277. prawdy kategorya 278. prawo zasady i następstwa 83. prawo bezwładności i jego znaczenie w mechanice 229. prawa naukowe i pojęcia 308. prawa praktyczne i teoretyczne 309. praw przyrody znaczenie 311. prewidyzm 98. prewidyzm i celowość 254. przestrzeni pojęcie i konstrukcya 197. przestrzeń fizyologiczna 201. przestrzeni pojęcie empiryczne 202. przestrzeń wyobrażeniem czy pojęciem? 204. — 327 — przestrzeni pojęcie geometryczne 206. przestrzeń pseudosferyczna 209. przestrzeń sferyczna 210. przestrzeń aprioryczna 212. przewidywanie 10, 23, 251. przewidywania proste i odwrotne 232. przyczynowość i rzeczowość 96. przyczynowość i zasadność 88. przyczynowość i stosunki czasowe 72. przypuszczenia in sensu stricto 330. Pytagoras 194, 196. Raciborski 186. racyonalizm 117, 119. Renouvier 304. Ribot 170. Riehl 201. Riemann 209. ruchu pojęcie 222. ruchu wyznaczniki 223. ruch względny i bezwzględny 228. Russell 187. rzecz sama w sobie 136. Sądy spostrzegawcze i doświadczalne podług Kanta 128. sądy analityczne i syntetyczne 133. sceptycyzm Hume'a 124. sceptycyzm krytyki filozoficznej przyrodoznawstwa 255. Schiller 20. Schopenhauer 136. Schulze 136. Sigwart 286. Spasowski 272. Spencer 13, 251, 261. Spencera biologiczny pogląd na poznanie 13. środki poznawania 155. Stallo 242, 242, 246, 255. Stamm 56, 102, 104, 252. Stogbauer 164. Struve 258. -substancya pojęcie 93. takożsamość epistemologiczna i tożsamość logiczna 109. teorya poznania genetyczna 255. Trendelenburg 302. Twardowski 161. Vaihinger 60, 248, 251. Vaihingera paradoksy 259. Wartość i prawda 269. warunki konieczne i środki poznania 155. warunki konieczne poznawania 41, 44. warunki konieczne poznania organizacyjne 45. Wąsik 301, 304. Wartenberg 137, 265. Wasserberg 144. Whewell 186. Willbois 255. Wize 305. wnioskowania 26. Wolf 24. Wundt 221, 237, 248, 281, 285. wyjaśnienie 233. wymagalnik v. postulaty 46. wróżbiarstwo 91. Zainteresowania teorya 33. założenia 48. zasada dogodności 4, 7. — 328 — zasada ekonomii myślenia 6, 292. zasady ekonomii myślenia wła ściwe znaczenie 300. zasada prostoty 290. zasada niezależności 291. zasada najmniejszego działania 290. Zawirski 56, 63. Zenona z Elei paradoksy 223. Znaniecki 11, 269. • DO NABYCIA WE WSZYSTKICH KSIĘGARNIACH nastąpujące dzieła wydane z zapomogi Kasy pomocy dla osób pracujących na polu naukowem imienia Dra med. Józefa Mianowskiego, lub ofiarowane na rzecz Kasy. NAUKI FILOZOFICZNE. Rb. kop. Abramowski Ed. Badania doświadczalne nad pamięcią. 1. Obraz i rozpoznawanie złudzenia pamięci. 1910, 107 .    1        — *II. Podświadomość. 1911, VII+134+13 tabl. i 8 rys. . .     1        — *UI. Podświadomość i reakcye organiczne. 1912, IX+144 .     1        — —         *Pierwiastki indywidualne w socyologii. 1899, 136                 —        50 —         Źródła podświadomości i jej przejawy, 1914             l        50 Arystoteles ze Stagiry. Organon (pierwszy traktat. Kategorye) przetł. W. Wąsik. 1912, VIII+66    .       — 50 Balicki Zygmunt. Psychologia społeczna czynności poznawania. 1911, X. 617 ... ,                4 — Bergson H. O bezpośrednich danych świadomości. Przeł. K. Bo browska. 1913. XI+167             — 90 Biegański Władysław. Teorya logiki. 1912, VIII+641           2 40 —         Zasady logiki ogólnej. 1903, 406+VII               1 50 —         Traktat o poznaniu i prawdzie, 1910, 230                  — 80 —         Logika medycyny czyli krytyka poznania lekarskiego, wyd. 2. 1908, XVII+267 .                  1        Bornstein Ben. Prolegomena filozoficzne do geometryi. 1912, 134  1        — —        Zasadniczy problemat teoryi poznania Kanta. 1910, 234 . .        1        80 Dzieje myśli. Tom I zesz. 1.0 rozwoju metod badań naukowych. Wiedza ludów pierwotnych. Dzieje astronomii. Rys roz woju fizyki. W opr. Wł. Heinricha, Ludwika Krzywickiego, Stanisława Kramsztyka i Ludwika Brunera, 1907, XXXI+296, z 82 ilustracyami w tekście       1 50 —        II zesz. 2. Z historyi zagadnień i metod psychologii. Zarys historyi językoznawstwa czyli lingwistyki (glottologii). Indeksy alfab. (rzeczowy i nazwisk) do historyi językoznaw stwa. W opr. Stanisława Lorii i Jana Baudouina de Courtenay. 1909, 302 ..      1 50 Gaupp Otton. Herbert Spencer. Przeł. z niem. dr. A. Grosglick. 1898, 113        — 50 Gołuchowski J. Filozofia i życie. Przeł. z niem. Piotr Chmie lowski. 1903, XXV+ 128   — 50 Gomperz H. Uzasadnienie filozofii neosokratycznej. Przełożył z upow. autora Antoni Krasnowolski. 1900, 147+V .... — 75 Heinrich W. Teorye i wyniki badań psychologicznych. Część I. Badania wrażeń zmysłowych. 1902, VI+307     — 50 —        Filozofia grecka do Platona (rozwój zagadnień). 1913, VII, 335 1 80 James W. Pragmatyzm. Przeł. z ang. W. M. Kozłowski z dołą czeniem wykł. Dylemat Determinizmu, tegoż autora, oraz szkiców W. James i Pragmatyzm przez tłómacza, 1911, XLVII+207        Kant Im. Krytyka praktycznego rozumu. Z oryg. przeł. oraz wstępem i przepis, zaopatrzył Benedykt Bornstein, 1911, XXI+214  Kondyllak. Traktat o wrażeniach zmysłowych. Przeł. z franc. Antoni Lange. 1887, XXXVlI+220. (1 20)   Kozłowski Wł. M. Zasady przyrodoznawstwa w świetle teoryi poznania. (15+22), 1905, 311 . .         —         Historya filozoficzna powstania i rozwoju idei podstawo wych umysłowości współczesnej. Tom I, cz. I. 243 .... Lotze H. Zarys metafizyki. Upow. przekład według 3. wyd. oryg. sporządził oraz przedmową zaopatrzył dr. Adam Stógbauer. 1910, 141        .        Lutosławski W. Platon jako twórca idealizmu. 1899, 95 ... Mahrburg A. Pisma Filozoficzne, pod redakcyą Wł. Spasowskiego. T. I, str. XCIV+259. Warsz. 1914         T. II, str. 323. Warsz. 1914     . Ołtuszewski Wł. Psychologia oraz Filozofia mowy. Z 5 drzew, w tekście. 1898, 104      Platon. Biesiada (Symposion). Dyalog o miłości. Przeł. z grec kiego Stefan Okołów. 1907, 104     —         Fedon. Dyalog o nieśmiertelności duszy. Przeł. z greckiego Stefan Okołów. 1909, XXXII+85      Poradnik dla samouków. Cz. IV. Wstęp. Systemy wykształcenia i o wykształceniu ogólnem. Logika i teorya poznania. Filo zofia i metafizyka. Nauka wychowania. Metodyka. Historya pedagogiki. Popularyzowanie wiedzy i samouctwo. Dopeł nienia opr. L. Krzywicki, A. Mahrburg, S. Karpowicz, A. Szyc, P. Chmielowski, St. Michalski, K. Krzeczkowski. 1902, CXIII+492+21 ilustr      Potocki J. K. O energii społecznej. Rzecz z powodu »Logiki ekonomii« Herynga. 1900, 138      Przegląd Filozoficzny, kwartalnik, pod red. Władysława Weryho, wraz z Ruchem filozoficznym, rocznie     Ribot Th. Psychologia uczuć. Przeł. z 2-go wyd. franc. Kazimierz Okuszko. 1901, IV+508+V  —         Współczesna psychologia niemiecka. Przekł. W. M. Kozłow skiego i S. Bartoszewicza. 1901, 318     Schopenhauer. O wolności ludzkiej woli. Przeł. z oryg. oraz wstępem, objaś. i słowniczkiem filozof, zaopatrzył dr. Adam Stogbauer. 1908, VIII+296        Silberstein Ada. Wstęp do estetyki nowoczesnej. Cz. I. 1911, 159 Stamm E. Genetyczne ujęcie metodologii ogólnej na podstawie teoryi nauki, religii i sztuki. Warszawa 1914, str. 224 . . . Wąsik Wiktor. Kategorye Arystotelesa pod względem histo rycznym i systematycznym. 1909, 171      Rb. kop. 1 — 1 20 —         60 1 — 1        30 —        50 —        50 3 40 2        80 —        80 —        50 —        50 1        20 — 50 7 — 2        50 1 — 1 — 1 20 1 50 75—