natury przedmiotu krzątać się musieli, przeto rzecz jasna, iź krytyka rzeczonych mniemań w ogóle, która się odniesie główniej do owych tylko głębszych i sta­ranniej dowodzonych badań, obejmie już tem samem ocenienie zdań autorów mniej wywodnych. O proste tylko tych ostatnich skazówki i twierdzenia zaha­czać się, nie będzie już potrzeby. Z tegoto powodu, prócz tego co się poprzednio powiedziało, nie będziemy się dłużej zastanawiali nad Czackim, który tylko swe słuszne spostrzeżenia róż­norodności Statutów Kazimierzowskich doniósł; ani nad Kownackim, który na gołosłownem twierdzeniu zbył rzecz o starszeństwie Statutu wielkopolskiego, a na jawnym prostym błędzie oparł takież twierdzenie o dwojakości Statutu Wiślickiego. Lecz i o Jana Wincentego Bandtkiego dziele powiedziawszy, ile się do późniejszych badań przyczyniło, nie mamy potrzeby rozbierać jego mnie­mań wyżej przełożonych. Tak te Bandtkiego, jako też nowsze Maciejowskiego uwagi, stykając się z badaniami drugich uczonych, w tem miejscu nas zaprzątną, gdzie ściślej zgłębiane były. Tem mniej więc Eoeppel zajmować nas będzie, który powtarzając niemal Bandtkiego twierdzenia, dowody na później odłożył. Głów­niej atoli cała waga krytycznego roztrząsania zwrócić się musi do badań Lelewela, i bezimiennego autora „Przyczynku", bo tylko oni wszystkich stron przedmiotu dotykali, i zdanie swoje na skrzętnie szukanych dowodach opierali. Tu zaiste najważniejsza część zadania naszego, tu pole najtrudniejszej walki. Lecz żołnierzowi w służbie naukowej prawdy, omijać walk nie wolno. §. 67. Teoryę Lelewela, roztoczoną różnemi czasy w trzech osobnych dziełach, tu zbiorowo jako całkowitą jedność rozważać będziemy. Przełożyliśmy ją we wszystkich szczegółach obszernie, wiernie i dokładnie, używając nawet ile moż­ności wszędzie, (podobnie jak i przy innych pisarzach,) własnych autora wy­rażeń. Rezultatem jej jest, iź Kazimierz Wielki, a właściwiej mówiąc, oświata ówczesnej Polski, w owem tak głośno sławionem prawodawstwie Wiślickiem, na nic niemal innego zdobyć się nie mogła, jak tylko na bezrozumną chwytaninę i zrzucenie na kupę poszarpanych i sprzecznych między sobą okruchów daw­niejszych ustaw, bez braku i ładu, bez myśli i następstwa. Zamiast zbawienności, szwank tylko większy potrzebie publicznej przyniosło Wiślickiego sejmu dzieło, mnożąc sowicie dawne krajowych ustaw sprzeczności i wątpliwości. To co do nas doszło w wulgacie Wiślicką zwanej, zaledwo w małej i małowaźnej cząsteczce należy do czasów Kazimierza Wgo; z resztą wszystko należy, nie tylko z przed­miotu swego, ale i z myśli, i często z samej osnowy, do prawodawstwa główniej Łokietkowego, lecz też w znacznej części bądź do Przemysława Króla, bądź do Henryka Brodatego, lub do Bolesława Wstydliwego, Konrada, Leszka Bia­łego, Kazimierza Sprawiedliwego, ba! Bolesławów pierwszych czasów. Do tego wypadku zmierzają wszystkie dowody autora; dowody jednak te, zdaniem naszem,