uzbroił za kozaków, przyjął do rządu nad nimi niegdyś wojskowego na pułkownika, podzielił na sotnie i dziesiątki, każdy dziesiątek różnił się w maści koni; ten zaś, co miał konie siwe, był jego dziesiątkiem i nazywał się dziesiątek dziesiętnika Tarana. Książe ćwiczył ich w karności, odbywał mustry; obozowali oni pod gołem niebem, trzymali warty, pikiety. Książe sam nie uchylał się od służby, gdy przyszła kolej na dziesiętnika Tarana. Stołu osobnego nie miał i wspólnie z nimi jadał, wina się wyrzekł, pijał więc gorzałkę. Ks. Kozak mieszkał zimą w dość lichym domku, latom cały czas trawił w obozach, pod namiotami; dotąd w wielu miejscach zostały ślady okopów, ktoremi się otaczał. Obok domku księcia stał arsenał; tu chowały się jego siodła, sukna na okrycie kozactwa, jego broń i prochy. Lud dobrze ks. Kozaka pamięta. Stał się on niemal legendową postacią. Książe żył w niezgodzie z sąsiadami, najeżdzał ciągle to Korsuńszczyznę. to Smilańszczyznę, bił się sam i bywał bity. Powiadają, że kazał się bić nahajami własnym kozakom, a później, złapany od kozaków śmilańskich i innych, wytrzymywał pletnie, nieprzyznając się kim był. Pewnego razu zabrał pola od wioski Daciek w Korsuńszczyznie. Sam książe na tę wyprawę prowadził swoich strzelców; główna jednak jego siła składała się ze stu ludzi piechoty, uzbrojonych w karabiny, ze sotni kozaków i dwóch armat. Z korsuńskiej strony byli także kozacy, pod dowództwem Żuka. Kozacy korsuńscy spieszyli się, a konie uwiązali u młyna. Jabłonowski kazał naprzód puszczać rakiety na konie i te spłoszone rozerwały batownią, rozbiegłszy się po polu; wtedy kazał iść do ataku piechocie i kozakom, wskutek czego korsuńscy się rozpierzchli. Szli razem z księciem gieometrowie, ciągnąc łańcuchy i sypiąc kopce, w która kładziono zużle szklanne, jako nieuległe zniszczeniu. Odebrawszy pola od Daciek, prowadził dalej granice od Wyhrajowa i Bohusławszczyzny. Kozacy niechworowscy i bohusławscy ustąpili i niesprzeciwiali się sypaniu kopców. Szelest, sotnik kozaków bohuaławskich, rzekł o księciu i o jego ojcu Patrz, stary szczupak zdechł ale zęby ostre zostawił. Opowiadają też, że zachwyciwszy wielkie stado ks. Poniatowskiego, pasące się na stopach korsuńskich, nieprzywłaszczył go sobie, ale kazał poobcinać wargę wszystkim koniom, wiadomo zaś, że to stado było wysokiej wartości co do krwi i dobroci. U ludu w S. krąży o księciu pieśń Nasz kniaź Mykoła ma 20 lat, a taki rycerz jak jego dziad. Czuwał też nad dobrobytem włościan i hojnie ich opatrywał. Na dokumentach nadawczych podpisywał się Auhust Mykoła Kniaź. Wieś Mikołajówką, t. zw. Steblowską, od drugiego imienia swego nazwał i założył. Zamyślał on dom sobie wygodniejszy w S. postawić i uregulować mko, ale tego niedoprowadził do skutku. Upodobanie do gorzałki, którą zrazu dla popularności pijał, przeszło w zgubny nałóg, który o śmierć go w kwiecie wieku przyprawił. Umarł w S. na początku 1772 r. , otoczony kozakami, w chałupie wieśniaczej, do niedawna jeszcze istniejącej. Matka jego ks. wojewodzina nowogródzka była głośną ze swoich dziwactw i dumy posuniętej aż do śmieszności. Otaczała się ceremoniałem królewskim; w domu jej była sala tronowa. Podpisywała się Z ks. Giedyminów, Korybutów, z Prussów Wiktorya Jabłonowska, wojewodzina nowogródzka. Przechowywały się w aktach ślady wyrozumiałych i łagodnych jej rządów; czuwała nad potrzebami włościan i mieszczan. Jeszcze za życia przelała prawo swe do S. na synowca Andrzeja ks. Woronieckiego, ale ten wkrótce z S. wystraszył ją hajdamakami, tak że wynieść się musiała do Lwowa, gdzie w 1816 r. życie zakończyła w ostatniem opuszczeniu, ile że Woroniecki w krótkim czasie roztrwonił cały majątek i w 1812 r. odprzedał S. Onufremu Hołowińskiemu, od którego w spadku następnie otrzymał tę majętność syn jego Herman. Zamieszkał on stale w S. , dom jego stał nad Rosią, przerobiony z dawnego arsenału ks. Kozaka. Przed domem był ogród chiński i kaplica, dalej nad skałami Rosi ciągnął się ogród. Herman Hołowiński był ożeniony z Emilią z Borejków. Oboje słynęli równie ze światła, jak z przymiotów towarzyskich i obywatelskich. Dom ich był ogniskiem życia umysłowego prowincyi. Stałymi gośćmi w S. bywali ks. Ignacy Hołowiński, późniejszy metropolita, Michał Grabowski, Konstanty Swidziński, Gustaw Olizar, Konst. Podwysocki. Bawił tu przez kilka dni Adam Mickiewicz w przejeździe z Petersburga do Odessy. Przechowywano na pamiątkę jego pobytu łóżko żelazne, na którym spał, ze stosownym napisem złotym na poręczy. Znany wiersz poety, zaczynający się od słów Błądzącym wśród ciasnego dni naszych przestworza, nosi datę r. 1825 d. 10 lutego w Steblowie. W domu Hołowińskich przebywali jako domownicy Micowski i Wróblewski, którzy zostawili ciekawe pamiętniki, pozostające dotąd w rękopiśmie. Hołowiński zebrał szacowną bibliotekę, która po jego śmierci przeszła na własność Konst. Podwysockiego, zamieszkałego w Rychtach na Podolu. Majątek zaś S. dostał się drogą kupna krewnemu Zenonowi Hołowińskiemu, który urządził tę włość wzorowo i przekształcił S. na fabryczną osadę, Steblów