hospodar wołoski Piotr, bez poprzedniego wypowiedzenia wojny, wtargnął na Pokucie zimową porą, pod koniec 1530 r. ; zajął Gwoździec, Śniatyn, Kołomyję i Tyśmienicę, uprowadzając ludność i kraj aż do Halicza spustoszył. Odparcie tej napaści poruczył król Zygmunt I Janowi Tarnowskiemu, hetmanowi. Stanęło w pogotowiu pięć do sześciu tysięcy. Była to sama prawie jazda; piechoty nie więcej nad 300 ludzi liczono. Wołosi w ogólności bili się dzielnie; konie mieli mierne ale rącze. Rzadko używali zbroi. Tarcze ich były proste, nie powłóczne, a kopie bez proporców, sprawnie jednak niemi robili. Od roli wzięty chłop rychło nawykał do bojowego szyku. Nieraz jeździec o strzemionach dębowych, siodle bez pokrycia u łęku bryndzę i chleb w koziej skórze mający, zadziwiał swoją zręcznością. Ulubioną niegdyś ich bronią była osęka, rodzaj kopii, w której u wierzchu znajdował się grot do pchnięcia i hak do przyciągania. Puszczając się w największym pędzie popod hufce nieprzyjacielskie, zrywali jeźdźców z koni, i wielką szkodę w ludziach sprawiali. Takiego przeciwnika w przeważającej liczbie mając przed sobą Tarnowski, wysłał przodem mało co więcej nad dwa tysiące ludzi, dając im rozkaz, iżby przebywszy Dniestr, z różnych stron na załogi wołoskie uderzyli. Było to ostatnich dni lipca 1531 r. Po kilkunastu drobnych spotkaniach na różnych miejscach, całe Pokucie zostało w dwóch dniach oczyszczone z Wołochów, prócz Gwoźdźca, gdzie nieprzyjaciel w twierdzy się zamknąwszy, uporczywie się bronił. Oblężony jednak poddał się wkrótce, a hetman kazał osadzić wojskiem polskiem zamek, obronę jego Włodkowi powierzając. Na wieść o porażce swoich biegł na Pokucie sam Piotr, wiodąc dwadzieścia kilka tysięcy świeżego wojska. Sześć tysięcy rzucił on przodem przed sobą, i kazał im napowrót Gwoździec zdobyć. Uwiadomiony o tem Tarnowski, ruszył na pomoc oblężonym. Stoczono bitwę dnia 19 sierpnia i Wołosi zostali na głowę porażeni. Wielu z nich padło, więcej nierównie, a między temi nie mało osób znakomitych dostało się do niewoli, reszta pierzchła. Po odsieczy Gwoźdźca cofał się Tarnowski w głąb kraju i stanął obozem pod Obertynem, gdzie przyszło do walnej bitwy, w której Wołosza na głowę pobitą została ob. Obertyn. Groźniejszym nierównie w owe czasy nieprzyjacielem byli Tatarzy. Łupieżcze ich napady nieustannie się powtarzały. Jeden z głównych szlaków tatarskich, szlak wołoski, szedł właśnie przez Pokucie, które bywało często widownią bojów z napastnikami. W1624 r. Aleksander Koniecpolski, podówczas hetman polny koronny, któremu straż granic wschodnich była powierzona, powziął wiadomość od szpiegów, iż Tatarzy z Budziaku Bessarabii zmierzają przez Wołoszczyznę do Polski. Było to w Zielone Świątki. Rozesłał niezwłocznie uniwersały po województwach podolskiem, wołyńskiemu bełskiem i t. d. , aż do Biecza i Przemyśla, ostrzegając o niebezpieczeństwie; wezwał obywateli pobliskich ziem, aby się z wojskiem łączyli; chorągwiom zaś husarskim rozkazał, aby bez wielkich ciężarów i bez kopii, w zbrojach, z muszkietami tylko, jaknajprędzej pod Kamieniec zdążały. Nadciągały do wojska zaciężnego dość liczne hufce ochotników ze wszech stron, jako to Sobieski Jakub i Zborowski Aleksander ze szlachtą pow. trembowelskiego, Bałaban Aleksander, starosta rohatyński, ze szlachtą pokucką, Struś Mikołaj, ststa halicki, i inni. Zebrało się do 5000 zbrojnych. Dnia 5 czerwca, gdy zaledwie połowa wojska była zebrana, dano znać, że Tatarzy już są pod Stepanowcami, o 10 mil od polskiego obozu. Było ich wedle podania jednych 30 tysięcy, według drugich 60 tysięcy, a dowodził nimi Kantymir basza. Ratowano się zwykle przed napadami tatarskiemi ucieczką wraz z dobytkiem do zamków i miejsc obronnych, umyślnie na ten cel w każdej okolicy wznoszonych. Omijali je zwykle Tatarzy, bo pomyślność wypraw na niespodziance i pośpiechu zależała. Koniecpolski, nie mając odpowiednich sił, postanowił przepuścić Tatarów i napaść dopiero na wracających, rozesłał więc gońców aż do Przemyśla, Jarosławia, Rzeszowa i Biecza, ostrzegając ludność przed niebezpieczeństwem; sam zaś zaraz po przejściu Tatarów kazał porobić zasieki w lasach Bednarowskich, którymi mieli powracać. Wysłany w 200 koni Jan Odrzy wolski szedł w ślad za Tatarami, donosząc o wszystkich ich ruchach hetmanowi. Stał właśnie hetman od 3 dni pod Świstelnikami, gdy doniósł Odrzywolski, że już tymże szlakiem horda powraca. Podemknął się więc z wojskiem swojem pod Martynów nad Dniestrem, 2 mile powyżej Halicza, i stanął w obozie ściśnionym, wszystkie wozy cięższe do zamków poodsyławszy. Nazajutrz przyszła horda. Stanęła koszem po prawej stronie Dniestru, 2 mile od Martynowa. Hetman obawiając się, by Tatarzy z łupami nie wymknęli się, zmyśla ucieczkę. Pogasiwszy ognie w obozie, puszcza się na całą noc w pochód, rozrzuca po drodze niby w popłochu odbieżane kolasy, i o świcie staje na polach Popławnickich między Haliczem a Bołszowcem. Rankiem podstąpił Kantymir basza w 15 tysięcy pod Martynów. Nie zastawszy wojska polskiego, puścił się w pogoń, i przypadł aż pod Popławniki. Tam było wszystko gotowe na przyjęcie. Uderzył odważnie na wojsko polskie basza całą swoją potęgą. Dawali mu dzielny odpór dwaj Sieniawscy, Struś Mikołaj i Herburt, Pokucie