źli się w tej liczbie Kisiel, wwda bracławski, Jeremi Wiśniowiecki, wwda ruski, Szczawiński, wwda brzeski, Stanisław Rewera Potocki, Janusz Tyszkiewicz, Witowski, Firlej, Hieronim Radziejowski, Adam Sieniawski, Jan Potocki, Pac, Gąsiewski i inni. Po bezskutecznych po kojowych próbach Kisiela, pomknęło wojsko polskie ku Staremu Konstantynowi. Pod wioską Światczą, o kilka mil za Wyżgródkiem, udało się powaśnionych ks. Zasławskiego i Wiśniowieckiego pogodzić, a pod m. Czołhanem, w dolinie o małą milę od tegoż miasta odległej, zwanej Czołhańskim Kamieniem, wojska regimentarzy połączyły się z obozem ks. Jeremiego Wiśniowieckiego i Tyszkiewicza. Oba te obozy stanowiły potęgę do 40, 000 wyborowego rycerstwa, oprócz ogromnej ilości ciurów i do 100, 000 ładownych wozów. Na wyprawę tę wybrali się panowie polscy z bajecznym przepychem i zbytkiem, jak ks. Radziwiłł wspomina, świecąc od złota i srebra, z namiotami przepysznemi perłami sadzonemi, z ogromnemi kredensami srebrnemi, z rydwanami pełnemi szat, srebra, złota i różnych klejnotów. Chmielnicki z niesłychanym pośpiechem zebrał tłumy kozaków i chłopstwa dziejopisarze liczą siły jego do 150, 000 ludzi, obiegł i wziął szturmem twierdzę Kudak, gdzie zginął znakomity obrońca jej Aleksander Marion, następnie wziąwszy Bar, do P. przyciągnął, gdzie postanowił czekać na Ordę. Przeszło znowu parę tygodni na naradach i wysełaniu podjazdów, nakoniec 15 września ruszyło wojsko polskie za Chmielnickim pod Konstantynów, który zajmowała załoga kozacka. Opanowawszy go bez rozlewu krwi, należało albo natychmiast uderzyć na obóz kozacki, uprzedzając połączeniu ze zbliżającą się Ordą, lub też wyczekiwać w bardzo warownem stanowisku pod Konstantynowem, jak to radził ks. Jeremi. Nieposłuchano go jednak, i znowu po kilkudniowych naradach wojsko polskie posunęło się ku Pilawcom, gdzie Chmielnicki w lichym zameczku, zwanym szyderczo kurnikiem, mocno się obwarował. Niewynaleziono miejsca dogodnego na obóz, rozrzucono go po górach i niedostępnych wertepach, bez szyku i ordynku, kto gdzie chciał, tam stawał, ani podjazdów, ani szpiegów, bez wody, tak że jazdą trzeba było oczyszczać brzegi Ikawy. Komisarzów siła, piszą z obozu pod 19 września, rady mało, emulacya wielka i prywaty. Zaczęto bawić się harcami i podjazdami. Samuel Łaszcz, Owsiński, klęski nieprzyjacielowi zadali, i gdyby więcej jedności w wodzach było, gdybyśmy chcieli zwyciężyć, mówi Kochowski, nieprzyjaciel byłby zniesiony. W poniedziałek 21 września pokazała się przednia straż Tatarów, było ich zaledwie 3000. Chmielnicki przjął ją z nadzwyczajnym rozgłosem, strzelaniem z dział i wrzawą w obozie, jak gdyby przyjmował samego chana z całą potęgą Krymu, co już niemały rzuciło postrach na nasz obóz, chociaż cała potęga chana miała nadejść dopiero w Piątek 25 września. W środę dnia 23 Kochowski podaje 25, Szajnocha 21 Chmielnicki z Tatarami pierwszy natarł na obóz polski Witowski, kaszt. sandomierski, wstrzymał natarcie kozaków. Za nim Mazurzy, bez żadnego rozkazu wodzów, rzucili się na nie przyjacielskie tłumy, lecz wpadli w błota. Witowski przyszedł im w pomoc, i odpędził nastającego Czarnotę. Wtem Chmielnicki z dwóch boków kazał natrzeć Tatarom, a sam z piechotą uderzył. Biegał on na czele swoich kolumn wołając za wiru mołojcy. Potykał się ks. Jeremi, Koniecpolski, Kisiel, niemogąc jednak przeważyć szali zwycieztwa na stronę polską, ustępować musieli. Widok coraz gęstszego mnóstwa Tatarów, a raczej chłopstwa przebranego za Tatarów, odjął wojsku koronnemu chęć posiłkowaniu braci. W dniu tym Ossoliński, Witowski, potykali się najdzielniej, ostatni wpadłszy z koniem w grzęzawisko, ledwo uratowanym został. Zginął Piasecki, Mozgowski, Sulimierski i wielu innych z rycerstwa. Nastąpiła tedy rada co dalej czynić Jedni byli zdania aby całą siłą na nieprzyjaciela uderzyć, inni zaś radzili ustępować taborem do Konstantynowa Starego i tam na nieprzyjaciela czekać; to zdanie przemogło. Tymczasem, gdy noc nastąpiła, pisze Miastkowski, podkancl. lwowski, pierwsi panowie regimentarze, uprowadzając cichaczem wozy z najdroższym sprzętem, a za niemi wszyscy uciekać zaczęli, odbiegając chorągwi, bez znaków, armat, taborów, rzucając zbroje, kopie, pancerze i wozy, niemogące towarzyszyć ucieczce. Udzielił się ten popłoch i obozowi ks. Jeremiego, który zebrawszy szczątki swych pułków, uchodził za uciekającymi. Taka trwoga ogarnęła wszystkich bez żadnej przyczyny, pisze Maszkowski, iż lubo ich nikt nie ścigał, uciekali wszyscy, co im sił stało, sądząc, że tuż za niemi pędzą Tatarowie. Arciszewski, dowódzca artyleryi, i wódz piechoty Osiński, ujrzawszy, że wszystko zgubione, rozstawili w pewnych odległościach ognie, chcąc złudzić kozaków pozorem rozstawionych placówek, a sami o północy z pozostałym żołnierzem ustąpili. Uwiadomiony o tej sromotnej ucieczce Kisiel, wwda bracławski, dopiero o świcie pospieszył za uciekającemi. Długo nieprzyjaciel nie wiedział i nie wierzył o opuszczeniu obozu, dopiero rano, na targ do obozu przybyłe chłopstwo, ujrzało go opróżnionym i dało znać kozakom. Wszystkie bogactwa panów polskich dostały się kozakom, z cząstki ich kazał Chmielnicki kilkanaście beczek napełnić srebrem i zakopać w Czehrynie, gdzie też samych najkosztów niej Pilawce