ścińskiej chałup 114; że z dóbr Żabotyna sianożęcie i grunta odbierają. Tymczasem nadeszły dni krwawej pamięci tak zwanej koliszczyzny. Było to w 1768 r. Maksym Żeleźniak, porzuciwszy zbójectwo, schronił się był do monasteru ś. Mikołaja w M. , gdzie zamierzał już żywot pobożnie na modlitwie i pokucie zakończyć. Ale nagle rzuca on swój monaster i udawszy się do pobliskiego lasu motrenińskiego, zbiera tam wałęsających się hultai zaporoskich. Był to pierwszy zawiązek jego watachy. Wydało mu się, że pułkownik Kwaśniewski, dowodzący horodowymi kozakami w M. , sprzyja mu i że przejdzie na jego stronę. Pojechał tedy do niego, ale niezastawszy pułkownika w M. , przestraszył tylko żonę tegoż, odjeżdżając powiedział, że w Chołodnym jarze w lesie Motrenińskim będzie czekał na rychłą odpowiedź od pułkownika. Kwaśniewski widząc że nieprzelewki, obawiając się napadu, umknął z żoną do Kryłowa, położonego na ruskiej stronie Taśmina Maksymowicz Soczynienia, t. I, str. 638. Wiadomo jaki potem straszny krwi rozlew nastąpił. Kolije wpadli toż do tutejszego monasteru, cerkiew i cele zakonników zrabowali, skarby i mienie monasterskie zabrali Pochilewicz. Po stłumionej koliszczyznie jakiś czas przechowywał się w M. watażka Neżywy Kiew. starina, t. III, r. 1852, str. 309. Roku zaś 1775 została zesłaną umyślnie komisya z sejmu, dla rozsądzenia sprawy między pozostałą wdową ks. Jabłonowską, wojewodziną bracławską, a ur. ks. Lubomirskim o klucz żabotyński Vol. leg. , VIII, str. 325. Od tego też czasu cały dzisiejszy powiat czehryński rzetelnie dzielił się na dwie części. Wszystko co leżało na prawym brzegu Taśminy, albo raczej co opisywała Taśmina, zakreślająca prawie koło, było sstwem i majątkiem Jabłonowskich, którzy, jak to widzieliśmy, tylko w charakterze dóbr dziedzicznych posiedli byli klucz żabotyński i medwedowski; po drugiej zaś stronie wszystko należało do Śmilańszczyzny, czyli do ks. Lubomirskich. Ale jakkolwiek wyżej wspomniana komisya, zjechawszy na grunt, sprawdziła była, opisała i postanowiła granice, jednakże nie załatwiła wszystkich spornych kwestyj w wielu miejscowościach i szczególnie wioska Kosara, na granicy tych dóbr położona, stała się prawie kamieniem obrazy i skałą zgorszenia dla ustawicznych o nią sporów i kłótni. Toć ks. Ksawery Lubomirski, dziedzic Śmilańszczyzny, czynił wciąż na nią zamachy. Ale była ona w ręku mocnego adwersarza, ks. Ant. Barnaby Jabłonowskiego, ssty czehryńskiego, który całość obrębów dóbr swoich i sstwa zbrojną strzegł i bronił ręką. Trądycya w ustnem podaniu wiele epizodów z tej wojny sąsiedzkiej przechowała. W Kosarze był zameczek, w którym siedział zawiadowca Zieliński, z nieodstępną czujnością i bacznością. Ale Lubomirskiemu nie tak chodziło zaiste o ten strzęp ziemi, jak raczej o postawienie na swojem, lub też namiętnie lubiącemu rycerskość o zaprawę poniekąd i, , exercytacyą wojenną. Jakoż niedopuściwszy w 1779 r. aby urząd podkomorski łucki sypał kopce, postanowił przemocą, bądź co bądź, oderwać Kosarę. Służył on wtedy w szeregach rossyjskich był generałem majorem, a więc sprowadziwszy do Smiły szwadron huzarów rossyjskich, pod jego zostających komendą a konsystujących nad granicą, i przebrawszy ich w strój nadwornych swoich, , zieleńców, na ich czele na wojnę wyruszył sąsiedzką. Zaczął też od obcesowego natarcia na zamczynę, ale gdy szturm nie wydał pomyślnego skutku, książę pan udał się do wybiegu. oto, ogromne fury słomy szły przed jego wojskiem i tworzyły przodem tabór, który miał je zasłaniać od pocisków oblężonych a zarazom służyć miały ku zapełnieniu słomą fosy i dopomożeniu wdrapania się na wały. Lecz Zieliński, nie w ciemię też bity, kazał nabić kilka śmigownic płachtami maczanemi w smole; za zbliżeniem się fur wystrzelono tedy; płomienie ogarnęły słomę i znowu to Lubomirskiemu pomieszało szyki, ale w końcu, gdy mimo to napastnicy znowu chcieli wznowić szturm, Zieliński poczęstował ich kartaczami kilkunastu huzarów padło a reszta poszła w rozsypkę. Lubomirski nie był z tych ludzi coby mógł połknąć tak łatwo upokorzenie; zraniony w dumie posłał Jabłonowskiemu dwie złote kulki, z domaganiem się przyjęcia pojedynku albo oddalenia Zielińskiego z obowiązku. Jabłonowski podobno miał przyjąć ostatnią propozycyą. Ale na tem się nie skończyło. Lubomirski ciężko mógł odpowiadać, że w tym najeździe użył rossyjskich huzarów, z których wielu zabito, i to w granicach obcego państwa. Powiadają, że to było powodem, iż w 1787 r. zbył on cały klucz smilański ks. Potemkinowi. Ks. Antoni Barnaba Jabłonowski, znany nam z pamiętników, które zostawił, człowiek wzorowej zacności i wielkiej używający powagi, będąc w jednej tylko części dziedzicem M. , a drugą władając jako ssta czehryński, użył własnych funduszów dla ulepszenia tego dziedzictwa Rzpltej. Chcąc też podupadłe mto M. mówi dokument do dobrego stanu przyprowadzić, i one wolnym ludem, handel i rękodzieła sprawującym, pomnożyć, dozwolił mieszczanom stanowić winnice i wolnego w nich gorzałki palenia, tudzież szynki wolne każdemu osiadłemu, za opłatą kotłowego zostawił; czynsz z każdego placu oznaczył; urzęda sądownicze i rządowe zachował; cechmistrzów od wszel Medwedówka