że Machnówce, na miejscu lichej zamczyny drewnianej, wystawił przemożny zamek z muru. Jeszcze. przed 30 laty, na tak zwanej górze zamkowej w Machnówce, można było widzieć rozwaliny bastyonu z wieżyczkami i murem; widocznie były to reszty tegoż zamku, otoczonego wałem i fosą. Znalezione tam żelazne działo wmurowane dziś w mur cerkwi Bohorodicznej. Był jeszcze sklep murowany i fundamenta jakiegoś gmachu, z którego głazy użyte zostały na pobudowanie cerkwi w Policzyńcach, , a ruina miała być podobną do baszty owej, która do dziś dnia zaonowała się w Biłołówce. Ale Janusz Tyszkiewicz niemniej też wiódł spory o granice z sąsiadami, jak i ojciec jego. Kiedy w sprawie rozpoczętej przez ks. Korecką z ojcem jego o granice z Biłołówką, trybunał zesłał sąd podkomorski na grunt, dla rozgraniczenia dóbr od dóbr, Janusz Tyszkiewicz chcąc zahamować egzekucyą dekretu trybunalskiego opowiada akt wjechał zbrojne na mogiłę zborną, na drodze kijowskiej; i tu, podzieliwszy ludzi swawolnych było ich do kilku tysięcy na pułki, kazał im z bębnami, chorągwiami rozwiniętemi, trąbami, strzelbą różną, zbrojne, konno harce wyprawiać; jakoż ci ludzie na koniach biegali, wołali, strzelali a to ku zgwałceniu prawa pospolitego i zniewadze sądów podkomorskich w zbiorach piszącego. Za Janusza Tyszkiewicza M. jeszcze się szerzej rozbudowała i rozrosła; aliści niezadługo miała się w popiół i pustkę zamienić. R. 1648 wybuchł bunt Chmielnickiego; po rozbiciu korsuńskiem hetmanów, tenże bunt jeszcze się bardziej rozbujał, i juz w mies. lipcu Ostap Krzywonos czyli tak zwany Krzywonosik, syn starego Maksyma Krzywonosa z rozkazu Chmielnickiego stanął podjazdem pod M. , w której przebywał na zamku z załogą, złożoną z chorągwi kozackiej Janusza Tyszkiewicza, dzielny i odważny rotmistrz Lew, i kędy się dużo zawarło było szlachty z okolic i żydostwa. Ale jednocześnie z pojawieniem się pod M. Krzywonosa i Jeremi ks. Wiszniowiecki, wracając z Pohrebyszcz, znalazł się w tejże samej okolicy, i uproszony przez Janusza Tyszkiewicza, wyruszył coprędzej na odsiecz zagrożonemu mczku. Wojew. Tyszkiewicz z Wiszniowieckim połączył się w Bystrzyku, ale gdy już szli ku M. , wojewodzie coś raptem na nos wlazło, jak się wyraża naoczny świadek, i począł nalegać, aby dać pokój odsieczy; ale wojsko, pełne otuchy i chęci zmierzenia się z nieprzyjacielem, gwałtem do boju się naparto. Tymczasem kozacy, przed nadejściem odsieczy już byli dobyli miasta; następnie wziąwszy szturmem klasztor bernardynów i księży wysiekłszy, z klasztoru zaczęli też dobywać zamku. Załoga trzymała się ostro, ale, jak mówi Jerlicz, rotmistrz Lew nieostrożnie uczynił był wycieczkę, i w tej, naprowadzony przez kozaków na zasadzkę, musiał się cofnąć kozacy, pędząc za uciekającymi w nieładzie, wpadli do zamku i zapalili go wraz z miastem. Rotmistrz Lew, ranny, w małym poczcie życie uniósł. Po ulicach rozpoczęły się mordy, ale raptem wylękłe i mordowane rzesze ludu widzą od wjazdu z Berdyczowa, że jak, , z nieba jasnego, błyszczą się szable z pól Wiszniowieckiego. Toć zaraz jedna chorągiew książęca ruszyła z kopyta na przełaj ku zamkowi i wnet się zwarła z piechotą kozacką, która, nie wytrzymawszy natarcia, zaczęła się cofać, ale jazda zaporoska skoczyła jej na pomoc. Zawrzał bój krwawy. Wieliczko powiada, że w tym boju, sam Wiszniowiecki dwa, razy tylko co nie uległ niebezpieczeństwu życia; raz konia pod nim zabito, a drugi raz jakoby spisą Krzywonos tylko co z konia go nie zsadził. Wszakże to z prawdą, zdaje się, niezgodne, bo naoczny widz Maszkiewicz nic o tem nie mówi. W końcu waleczne wojsko Wiszniowieckiego wyparowało Krzywonosa z miasta i z zamku. Krzywonos pierzchnął, i za miastem w polu od Koziatyna się otaborzył. Całodzienny deszcz i pluskota, oraz zmierzch nocny, nareszcie położyły koniec bojowi. Nazajutrz wszakże o świcie, Wiszniowiecki gotował się uderzyć na tabor Krzywonosa, ale gdy kilku żołnierzy na brzuchach wylazło na wały zamkowe i spojrzało po równinie, już taborów nie było; nieprzyjaciel umknął. Według Twardowskiego, o zaprzestanie, ścigania dalszego kozaków, Wiszniowieckiego miał uprosić Tyszkiewicz, który to zrobił dla prywaty, dbając o zachowanie swoich gumien i całość swoich włości. Mybyśmy rozumieli, że. Wiszniowiecki, i bez prośb wojew. kijowskiego, nie ścigałby Krzywonosa z tak szczupłemi siłami, jakiemi rozporządzał. Byłoby to oczywiście szaleństwem. Zresztą stary Maksym Krzywonos był już w Połonnem na Wołyniu a więc daleko na przedzie; odwróciwszy się tedy i uderzywszy na księcia Jeremiego, mógł go wziąć we dwa ognie, albowiem od Pawołoczy znów już nadciągał Chmielnicki z potencyą prawie niesłychaną. I dla tego Wiszniowiecki dobrze zrobił, że jeszcze zawczasu uchylił się w bok ku Konstantynowu ob. źródła Dyaryusz Bogusł. Kazim. Maszkiewicza w Zb. pam. o dawn. Polsce Niemcewicza, t. V, str. 74. Latopisiec Jerlicza, t. I, str. 75. Wojna domowa z kozaki Sam. Twardowskiego, str. 18, 19. Jana Białobockiego Pochodnia wojennej sławy Jmci ks. Jeremiasza Wiszniowieckiego, Kraków, 1649 r. Letopis Sam. Wieliczka, t. I, str. 96. Machnówka od tej katastrofy z d. 18 lipca stała też pustką, a kraj okoliczny zupełnie, był zniesiony. Toć prze Machnowicze