także przedwstępne prace do kolei między La1 biawą a Tylżą przez trzęsawiska nad zatoką kurońską. Bite trakty, łączące wszystkie miasta i większe wsie pomiędzy sobą, są tak liczne, że je tu wy łuszcząc byłoby rzeczą zbyteczną. Najbardziej ożywiona jest jednak komunikacyą wodna na Niemnie i kanałach z nim w związku stojących, a wymienionych już w tym słowniku na str. 931 a tomu IT. Skoro tylko flisówka się rozpocznie, wnet szeroki Niemen, jak tylko okiem sięgniesz, pokryty jest niezliczonemi statkami, obładowanemi to lnem, to konopiami, to zbożem, a mianowicie drzewem, czy to budulcowem, czy też opałowem. Wszystkie te statki dążą z Polski do Tylży, a stąd do Królewca. Tędy to całe lasy płyną po wodzie, ogromne sosny, jodły i dęby, które w długie tratwy są powiązane. Flisaków litewskich nazywają tu powszechnie zniemiecka dzimkami Dzimken, która to nazwa jest tylko korupcyą wyrazu Żmudzini, bo z tych najwięcej się rekrutują. Ich mieszkanie stanowi prosta buda ze słomy; tam sypiają, tam mają swoję żywność i inne przybory. Czasem znajduje się na tych tratwach jeszcze mały domek drewniany z kuchenką i izdebkami wtedy to jest mieszkanie żyda, do którego tratwa cała i wszystko drzewo na niej należy. Inne statki, nieraz olbrzymich rozmiarów, ładowane lnem, zbożem, skórami i innemi produktami, składają się także z samego nieobrobionego drzewa, łykiem tylko spojonego, tak że żelaza tam wcale nie znajdziesz. Łodzie te zowią się wiciny albo struże, jeżeli ładunek jest pokryty dachem z desek; karopki zaś albo bojdaki, jeżeli towary na nich spoczywające są tylko plecionką z łyka obsznurowane. Dla wielkich rozmiarów posuwają się te tratwy po woli, a gdy zmrok zapada, flsacy muszą zatrzymywać się nad brzegiem rzeki. Nie mogą się też odważyć na otwarte morze, ani na niebezpieczną dla żeglarzy zatokę kurońską, lecz płyną zawsze rzekami i kanałami, nieraz od morza Czarnego aż do Bałtyku. Mozolne i pełne trudów jest życie tratwiarzy litewskich; pomimo to kontentują się oni skromną strawą, składającą się zwykle z kartofli, grochu, kaszy i zacierki; mięsa prawie wcale nie jedzą, dorzucają tylko do potraw nieco słoniny. A jeżeli dostaną jeszcze trochę gorzałki, są już całkiem zadowoleni. Nie mniej skromny jest ich ubiór noszą grubą siermięgę filcową albo barankową z sierścią na wierzch przewróconą; prócz tego grubą koszulę z płótna, na piersiach otwartą, takież spodnie; na głowie mają duże czapki baranie z kutasem, albo gruby kapelusz słomiany, na nogach chodaki z łyka szyte, t. zw. pareski. Chodzą zimą i latem w tej samej ciepłej odzieży, mówiąc, że kożuch nie tylko od zimna, ale i od skwaru strzeże. Ci jednak, którzy już kilka razy odbyli flisówkę, postępując niby za cywilizacyą, kupują sobie nowomodne obuwie i czapkę, kamizelkę o jaskrawej barwie, surdut i chustkę na szyję, co im jednak nie bardzo do twarzy. Flisacy litewscy to lud rosły i wysmukły, średniej wielkości, nieraz zajmujących rysów twarzy, czarnowłosy, z niebieskiemi oczami, są bardzo spokojni, nikomu w drogę nie wejdą; choć w Królewcu nieraz ich ze stu razem widzieć, jednak nikt się na nich nie skarży; wałęsają się z ulicy na ulicę, gapią się zatrzymując się przed każdem oknem wystawnem, przed budą teatralną, albo przed szwadronem dragonów, podziwiając złote szlifiy kapitana, co jedzie na czele z szablą dobytą. Wszystko to bawi ich więcej niż budowy starożytne albo pyszne pałace, na które wcale nie patrzą. Chociaż nie posiadają nic więcej nad to, co właśnie na sobie mają, jednak są zawsze weseli. W podróży snuje się żart po żarcie; zawsze między nimi żywa toczy się rozmowa. Wieczorem, gdy tratwy juz u brzegu uwiązane, zakładają ogień, który przez całą noc się pali. Potem jedni grają na skrzypcach lub kobzie, a drudzy tańczą i chórem lub koleją śpiewają. W Kłajpedzie lub Królewcu sprzedaje żyd cały statek, bo wiciny nie mogą iść pod prąd wody i wypłaca flisakom ich zarobek, który przed wyzwoleniem z poddaństwa wynosił często tylko rubla za całą podróż. Za to kupują sobie harmonikę, nowe skrzypce, albo fajkę ozdobną i pełni radości wracają czasem parowcem, ale najczęściej pieszo i gromadami do domu. Na czele kroczą ci co sobie kupili nowe instrumenta muzyczne, na których teraz na przemian grają bez przerwy; drudzy postępują za nimi, śpiewając i skacząc, choć przy upale pot z nich się leje. Kraj przez pruskich Litwinów zamieszkały składa się niemal całkiem z rozległych nizin, spuszczających się z grzbietu wyżyny uralskobaltyckiej coraz bardziej ku zatoce kurońskiej. Dolną część tych nizin zajmują Kurończycy ob. , dalej w głąb kraju siedzą Litwini zmieszani z Kurończykami. Ponieważ ta część kraju już pod nazwą kurońskich czyli litewskich nizin ob. tom IV, str. 930 uwzględnioną została, dla tego przechodzimy tu do opisu t z. Szwaj caryi litewskiej koło Tylży się rozciągającej. Na miano to zasługuje ta okolica tylko ze względu na nieco niżej położone kurońskie czyli litewskie niziny, bo właściwych gór i tu napróżnobyś szukał; ale nad Niemnem, milę ponad Tylżą, wznoszą się po obu stronach rzeki małe wzgórza, jedyne na całej Litwie praskiej; to kończyny pasma uralskobaltyckiego. Ciągną się po lewej stronie Niemna od wsi OberEisseln aż do Tylży, po prawej zaś od Schreitlaugken aż do sławnej góry Rombinus zwanej. Okolica ta należy do najromantyczniejszych na Litwa