wały. R. 1737 oddał się dobrowolnie w ręce komendy polskiej, konsystującej w L. , hajdamaka Kassian, który potem razem z Sawą Czałym porządnie tłukł i tępił rabusiów Kuryer polski. Regimentarzami, którzy ustawiczną i czujną straż trzymali w L. , byli w 1737 r. Maliński, 1743 Nitosławski; w 1749 Samuel Ożga, w 1750 Bukowski. Roku zaś 1731 gubernatorem był Mikłaszewski. W 1744 r. niejaki kozak Dawid Zwinigródzki, wziąwszy prawo od Rossyi na osadzenie słobód nad Wisią i Sieniuchą, wjechawszy kryjomo w granice polskie, w L. zaczął przemawiać do ludzi, aby się na jego wynosili słobody ale przez kozaków lisiańskich schwytany i oddany w ręce regimentarza Nitosławskiego List Nitosławskiego w zb. Konst. Swidz. . Około 1737 r. Jan Aleksander Jabłonowski, dziedzic L. , już nie żył, a rządziła dobrami wdowa po nim Teofila z Sieniawskich, W r. 1749 należała L. już do syna ich Józefa Aleks. Jabłonowskiego, wojew. nowogródzkiego, ssty buskiego, zwinigródzkiego i korsuńskiego, który się pisał Comes in Lisianka et Zawolocze, Główną jego rezydencyą były Lachowce na Wołyniu, gdzie utrzymywał dwór z monarchiczną okazałością, nadworną milicyą, służbą i etykietą dworską ob. o dziwactwach jego ciekawy artykuł z Pamiętników anonima w Kalendarzu Ungra na r. 1857. Uczony, pisał i drukował wiele. Dwa. razy się żenił; z pierwszej żony Karoliny Radziwiłłównej miał dwie córki Teofilę za Józefem Sapiehą i Annę za Lanckorońskim; z drugiej Wiktoryi Woronieckiej, syna Augusta Dobrogosta, tak zwanego księcia kozaka. R. 1757 tenże ks. Józef Aleksander zjechał do L. i w dzień Narodzenia N. Matki, w zamku lisiańskim aprobował fundacyą dawniejszą matki swej w 1733 r. uczynioną dla kościoła oo. franciszkanów, pod tytułem Niepokalanego Pocięcia i św. Józefa Oblubieńca w Lisiance Załuski, Anecdot. Jablonow. , i sum. arch. Lachow. , przeznaczywszy dla tychże zakonników na utrzymanie 10000 złt. Nadto miejsce, gdzie stał dawny zamek, darował oo. bazylianom. Inny zaś nowy zamek na innem miejscu dźwignąć kazał. Był to zamek murowany, czterokątny, po którem długi czas pozostało było jedno piętro, ale to w 1842 zgorzało. Z jego planu sytuacyjnego, który mamy pod ręką, widzimy, że z trzech stron prawie Tykicz go oblewał, z czwartej wał bronił przystępu. Ze skrzydłami, w czworobok zbudowany, miał w swym środku dwa piętra; jedne bramę i dwa bastiony po rogach wyniosłe, mogące obraniać z hakownic żelaznych rodzaj armatek wszystkie ściany cnego zamku, sięgając daleko swoimi strzałami; przytem wysoką i dębową palisadą obwiedziony, z bramą drugą drewnianą, także do obrony sposobną. Miał wewnątrz do bronienia się znaczną liczbę kozaków i amunicyi dostatek Lipoman. Około tego czasu gubernatorem L. był Andrzej Krzymuski. Ten to gubernator podniósł był znakomicie mczko, które na całą Ukrainę zaczęło się wstawiać swoimi licznie uczęszczanemi jarmarkami. W tym celu utrzymywał on dobre zachowanie i z Zaporożcami. Skałkowski cytuje list tegoż Krzymuskiego, w którym zapraszał mołojców zaporoskich, aby przyjeżdżali handlować do Lisiańskiej gubernii; winszując zarazem koszowemu Grzegorzowi Fedorowi, iż on potrafił swawolne hultajstwo surowo karać i na wodzy trzymać, a stąd panowie polscy, żyjąc spokojnie, za niego Pana Boga proszą Gliszczyński Znacz. Zapor. , str. 144. Ale nareszcie nadszedł rok 1768, w którym po całej Ukrainie zgrozą przejmujące nastąpiły katastrofy. Szczególniej L. , w ciągu okresu tych zdarzeń opłakanych, aż po dwakroć stała się widownią scen krwawych. Żeleźniak, zdążając do Humania, skierował się ku L. Było to na samym początku powstania, w czerwcu. Garnizon lisiański niezbyt liczny, bo większa część jego przyłączyła się do związku barskiego wystąpił z miasta w pole dla spotkania się z koliami, ale żołnierze zostali rozbici. Wtedy kolie dokoła otaczają zamek, ale gdy się kuszą o jego zdobycie daremnie, gubernatorowi Dobrzyńskiemu ręczą, że jeżeli się podda, to jemu i oblężonym życie darują. Dobrzyński, ozy zawierzając ich słowu, ozy pozbawiony załogi, nie był w możności się obronić, poddał się, a kolie do zamku wpadłszy i miasta, niepomni na przyrzeczenie, rzeź rozpoczynają. Świętokradzkie sceny w kościele ks. franciszkanów dostatecznie są znane; na chórze powieszono razem franciszkanina, żyda i psa, z wiadomym napisem. Pierwszą ofiarą rzezi padł o. Modest Kitarski, franciszkanin. Reszta zakonnej braci schroniła się była do wsi pobliskiej Wodzianik, ale i tam wpadają kolie i zamordowują oo. Franciszka Grondzkiego i Cypryana Szafarkiewicza. Jeden tylko gwardyan o. Hiacynt Pawłowski, jakby cudem, z ich rąk ujść zdołał. Nareszcie, po dokonanych licznie mordach na szlachcie, żydach i majętniejszych włościanach, Żeleźniak wyrusza dalej ku Hu maniowi. Ale w tejże L. , po tej pierwszej katastrofie, nastąpiła druga podobna i co więcej, że już po stłumionej zupełnie, jak się zdawało, koliszczyźnie. Oto w tymże roku, po schwytaniu hersztów rzezi humańskiej, to jest wywiezieniu za Dniepr Żeleźniaka a straceniu w Serbach Gonty, w jesieni wybucha nowy bunt, pod wodzą watażki Buhaja, w okolicach L. W L. przebywał wtedy komisarz Chiczewski, który zjechał tu był z dóbr wołyńskich ks. Jabłonowskiego dla obejrzenia po świeżym Lisianka