tuzie, wysłał wojewodę Dębińskiego do szwedz kiego generala Karlosona, którego Dębiński na głowę pobiwszy pod Karkhuzem, zwrócił się ku oblężonej przez Szwedów Wendzie i tam, pod murami miasta, wspólnie z nadciągającym z Kokenhuzy Radziwiłłem, zadał Wranglowi dotkliwą klęskę. Atoli wojsko polskie, zbyt szczupłe, nie mogło korzystać ze zwycięstwa. Nieukontentowane, burzyło się o żołd zaległy. Radziwiłł cofnął się znów do Kokenhuzy. Szwedzi tymczasem zdobyli Dorpat, Lemaal i Ronneburg. Wenda im się poddała, a sejm w niej z rozkazu KarolaSudermańskiego zgromadzony, uchwalił, że laflanty odpadają od Polski. Radziwiłł przestać musiał na obronie Rygi i Dyamentu. Kokenhuza po dzielnym oporze poddała się Karolowi w r. 1601. Niebawem Radziwiłł zgromadził nowe siły, połączył się z Chodkiewiczem i obiegł szwedzką załogę w Kokenhuzie. Na odsiecz jej przybył szwedzki generał Gillenheim z 6tysięcznym korpusem. Wydano mu bitwę, a Chodkiewicz zadał Szwedom dotkliwą klęskę. Zabrano 12 sztandarów, dział 33. Kokenhuza poddała się polakom. Radziwiłł wkrótce potem odzyskał Wendę, Chodkiewicz zaś Trejden i Zygwold. Gdy Karol Sudermański i Rydze zagroził, pośpieszył tam Chodkiewicz. Nowina o przybyciu króla Zygmunta i Zamojskiego z dawno oczekiwanem wojskiem, skłoniła atoli Karola do cofnięcia się w głąb Estonii. Zamojski, chcąc przywieść Karola do bitwy, z obozu pod Kokenhuza napisał mu list wyzywający do boju słynna epistola Kokenhusiensis, na który Karol tak krzywdząco odpowiedział, że go Zamojski na pojedynek wyzwał. Karol zagroził grubijańsko, że jako wyższy urodzeniem, może tylko kazać, aby kanclerza kijem obito, na co kanclerz odrzekł trafnie U nas w Polsce używają kijów tylko na tych, którzy się zdradzą i złamaniem wiary splamili; Bogu dzięki, atoli, niemasz takich u nas; w ks. Sudermanii szukać ich pdtrzeba Karol, nie wdając się z obozem Kokenhuzy w dalsze korespondencye, odpłynął do Szwecyi, skąd Już do Inflant nie wracał aż dor. 1605 tak dla niego fatalnego, w którym, po wiekopomnem zwycięstwie Polaków pod Kirchholmom, całe wojsko szwedzkie legło w rozsypce ucieczki; sam zaś król, straciwszy kapelusz, nie oparł się aż na okręcie, co go zawstydzonego do Szwecyi odwiózł. Dopiero zamęt wojny domowej w Polsce ułatwił mu podniesienie podupadłej w Inflantach sprawy. Gdy bowiem wr. 1608 Chodkiewicz na rokoszanow zebrzydowskich wyjechał, postąpił Karol pod Weissenstein i zdobył tę twierdzę, jego zaś generał Mansfeld 27go lipca tegoż roku wziął szturmem Dyament, a 8 sierpnia Kokenhuzę, którą wszakże już 8 paździer. polacy znowu zdobywają. Zygmunt III, niezadowolony z Żółkowskiego polityki, posłał pod Moskwę, na odsiecz coraz srożej uciśnionemu Gąsiewskiemu, Jana Karola Chodkiewicza, zawarłszy po śmierci Karola IX, uzurpatora Szwecyi, rozejm w Infllantach w d. 30 października r. 1611. Gdy zaś w r. 1621 król Gustaw Adolf rad z rozerwania sił polskich, zerwał okłady i obiegł Rygę, a miasto, 2 zagrożone zagładą, po długim oporze, poddało się jemu 25 września, pułkownik szwedzki Robrun poniósł pod Kokenhuza dotkliwą klęskę od dzielnego Gąsiewskiego. A gdy w r. 1625 komisya traktatowa ze Szwedami spełzła na niczem, gdyż Zygmunt III nie chciał poświęcić swoich mrzonek, wtedy Gustaw Adolf, nie mogąc doczekać pokoju, postanowił wojną go wystraszyć z Inflant. W sierpniu wylądował w Rydze ze znacznemi siłami i z łatwością zdobył najprzód Zelborg, a potem, po 16dniowym silnym oporze, Kokenhuzę, która odtąd już w ręku szwedzkiem pozostała. W r. 1627 d. 27 stycznia oblega ją wprawdzie raz jeszcze Sapieha, ale jej wziąć nie zdołał. W r. 1656 wojska rossyjskie, wtargnąwszy do Inflant, pomiędzy innemi obronnemi zamkami wzięły i Kokenhuzę, a tę zaledwie w przymierzu z r, 1661 zawartem w Kardis otrzymali Szwedzi na powrót. W r, 1700 zamek kokenhuski zajęły wojska saskie Augusta II i wzniosły tam potężne szańce, w których się 12, 000 pomieszczało żołnierzy. Ci wszakże, w r. 1701 w miesiącu lipcu ustępując śpiesznie przed walecznemi hufcami Karola XII, po naprędce rzuconym moście przeprawiły się przez Dźwinę, a przed opuszczeniem Kokenhuzy pułkownik saski Bose wysadził ją prochem w powietrze. Odtąd piękny ten zamek przedstawia już tylko malowniczą ruinę; jej potężne zielskiem ubrane mury nadają dziwny urok romantycznej okolicy, do której położona nieopodal stacya kolei żelaznej ryskodynoburskiej, nosząca również nazwę Kohenhtizen, licznych ściąga wędrowców, zwłaszcza w niedzielę i dni świąteczne. Wnętrze dziedzińca, zamkowego, jakkolwiek czworokątne, ma pozór trójkątny, z powodu iż ściana wewnętrzna od strony zachodniej ma zaledwie 42 stóp długości. Długość ściany wewnętrznej od strony północnej wynosi natomiast już wewnątrz dziedzińca stóp 345, wschodniej 210, a południowej 315. Zewnątrz zaś ściana północna zamku liczy 455, wschodnia 340 a południowa 430 stóp. Pomimo okropnego zniszczenia mury Kokenhuzy wznoszą się dotąd bardzo wysoko. Skrzydło południowe od strony Dźwiny stosunkowo jeszcze się najlepiej utrzymało. Wędrowca, zbliżającego się do ruiny od strony wschodniej, uderza najprzód ostrołuk gotycki niezwykłych rozmiarów, a który niegdyś tworzyć musiał jedno z dwóch głównych okiem zamkowego kościoła, położonego na piętrze. Pod kościołem dostrzegamy dotąd bardzo pięk Kokenhuza