stornie łowią przez 3 miesiące czerwiec, lipiec i sierpień. Poozem we wrześniu i październiku następuje połów na śledzie, węgorze, brejtlinki, który już tak trudny nie jest, bo sieci na wieczór w morzu tylko zostawiają i nazajutrz rano wyjmują. Najintratniejszy jest atoli połów na łososie, odbywający się na wiosnę w marcu, kwietniu i maju wtedy cała wieś wychodzi, nawet kobiety i dzieci, na brzeg morza, aby dopomagać przy wyciąganiu do brzegu sieci, poprzednio daleko w morze zapuszczonych. Wielka radość, kiedy połów się uda, bo od połowu łososi zależy zamożność lub ubóstwo rybaków. Zimą co robią rybacy pytacie się może. Oto niewiasty i dzieci sieci wiążą, a mężczyzni się zatrudniają połowem na psy morskie lub świnie morskie lub łowieniem w sieci kaczek morskich. Z tłuszczu pierwszych tran wytapiają; ich wątroba jest delikatesą, a kaczki dobrze podobno smakować mają. Najciekawszy jest porządek, jakim się rybacy wyspy podzielili dla połowu. Wszyscy mieszkańcy bowiem pojedyńczych wiosek podzielili się na pewną liczbę tz. matszoperyi czyli związków rybackich, z których każdy ma pewne miejsce w morzu do połowu łososi i węgorzy. śledzie i stornie wolno łowić, gdzie się komu podoba. Na czele matszoperyi stoi tz. szyper, a około niego inni rybacy maszopi na cały fok się zgromadzają maszopują się, nietylko mężczyźni, ale i kobiety i dzieci. Przy podziale zaś ryb czyli zarobku taki jest porządek, że każy mężczyzna żonaty dostaje jednę całą część, wdowa po dawniejszym maszopie połowę tego, kobiety i dorosłe dzieci czwartą część tego co żonaty maszop. Każdoczesny proboszcz odbiera także czwartą część, organista i małe dzieci niedorosłe ósmą część. Rozkład ten wszystkich rybaków na pewne związki sprawia, iż wszyscy zarówno przy połowach zarabiają i że wszyscy równo są albo zamożni albo ubodzy. Wyrabia się w tem nawet pewien porządek społeczny, którym nietylko wewnątrz są połączeni, ale występują nawet przed zwierzchnością świecką. Mowa półwyspiarzy jest stara kaszubska, która w tem zdaje się być dźwięczniejszą od wyrobionej teraz polskiej, że przycisk nie jak my zwykle na przedostatnią, ale i na 3cią, 4tą i ostatnią zgłoskę kładzie. Mają też wyrazy gdzieindziej mniej albo wcale nie znane, jak np. perzynko cokolwiek, bokadość wiele, wszeternasto wszystko, babnica kruchta, nogawica pończocha, stateczk sądek piwa. Osobliwie wyrażenia rybackie i żeglarskie, nie wiedzieć zkąd wzięte, używane teraz jeszcze przez niemców w Helu. I tak kotwica zowie się u nich draga, wiosła remy, cisza merska glada, statek otwarty, na którym jadą, brat, sieci na śledzie mance, sieci na stornie cezy, głębia morska szur, latarnia morska szur; ląd ssały zowią krajem. Niektóre wyrazy z niemieckiego wzięte, np. zamiast łowić mówią fiszować. Zato płynąć po morzu nazywają biegać. Jeżeli który z rybaków sadzi się na mowę polską, mówią o nim, że polaszy. Jak lud tu pracowity, tak i pobożny. Swiąt jest wiele. na wyspie, jak np. św. Rocha, św. Anny, Ofiarowania M. B. , św. Walentego, św. Barbary św. Michała, św. Jana Chrzciciela i inne, które w sam dzień obchodzą, choć gdzieindziej oddawna już zaniechane. Oprócz tego każda wieś ma jeszcze swoje osobne św. Patrona szczególnego, jak np. Jastarnia pucka św. Józefa, Kusfeld św. Antoniego, Jastarnia gdańska Bór św. Rozalią, które także uroczyście obchodzą. Uderzająca ich prostota i pobożność w kościele. Przedewszystkiem celują swym śpiewem. Jak czyste fale wód morskich bez przestanku się unoszą i spuszczają, bez przerwy dążąc do brzegu, tak też śpiew ten z silnych wydobyty piersi czasem trzema, czterema i więcej głosami przy najakuratniejszem crescendo i descrescendo bez pauzy dąży silnym rytmem, nie taktem, do chwały Boskiej i do zbudowania siebie i bliźniego. Zaiste, nigdzie jeszcze tak dobrego śpiewu ludowego nie słyszałem, jak u rybaków w Jastarni. Najserdeczniej się modlą śpiewając, a melodya jest tak piękna, że każdego zachwyca. Często przed nabożeństwem jeszcze szedłem do kościoła, aby tylko temu śpiewowi się przysłuchać i rozkoszować w tem morzu głosów i melodyj. Spytać się rybaków, kto ich śpiewać nauczył, sami nie wiedzą. Ich pradziadowie od wieków już tak śpiewali. A zapewne i po nich wnuki i prawnuki śpiewać tak będą, bo tu już małe dzieci od trzech do czterech lat nietylko różaniec, ale i inne pieśni śpiewać potrafią. Nauczyły się tego podczas wieczorów zimowych przy wiązaniu sieci, a największą ich uciechą jest siedzieć przed kościołem i nucić za tymi co w kościele śpiewają. W parafiach sąsiednich kraju już nie znają śpiewu rybackiego. Zato innych piosnek światowych, frętówek, zgoła żadnych nie znają. Sakramenta małżeństwa nikt tu nie przyjmie, tylko na mszy św. Także i pogrzeby ze mszą się odprawiają. Przy pogrzebach jest zwyczaj, że na grobie zaraz krzyż stawią z napisem, który już w domu poprzednio zrobili i przed trumną niosą. Małżeństwa zwykle w obrębie pojedynczych wiosek dla pewnego antagonizmu iście po chrześciańsku zawieraią którzy się sobie upodobali, biorą się z wiedzą rodziców. Wesele odbywa się u tej strony, gdzie większy dobytek albo wygoda, i wcale niepotrzeba, iżby w domu narzeczonej się odprawiało. Chłopaków tylko dziewczęta częstują na weselu. Nowożeńcy sami o sobie radzić powinni. Hel