tu i owdzie suchy i ulotny piasek pozdmuchiwał, a wzburzone i podniesione morze wyspę zalało. R. 1818 zliczonOj że woda nie mniej jak na 27 miejscach się przelewała; a r. 1824 naliczono miejsc aż do 124. Nowszemi czasy zaczęto jednak i te usypy pielęgnować. Z wielką ze strony rządu starannością obsiewają je teraz pewnym rodzajem owsa, barszczem tu zwanego, clymus arenarius, który w piasku mocne korzenie puszcza. Przez to nietylko że stary piasek nie ulatnia się, ale i świeży coraz bardziej zatrzymuje. Zresztą wzgórza te na wielu miejscach tem są silniejsze, że wielu nieraz rzędami obok siebie się ciągną. O samym półwyspie nie trzeba myśleć, jakoby był pusty i nagi. Całość od wzgórz nadmorskich aż do zatoki i od Wielkiej wsi aż do Helu jest pięknym zagajem porosła. Najczęściej się napotyka sosnę zwyczajną, ale i brzozy, różne krzewy, olszyny, wicie, jarzębiny, ba nawet dęby często się natrafiają. Po za Jastarnią aż do Helu ciągnie się nawet bór stary, do budynków przydatny. Rząd około tych zagajów jak największą ma dbałość, ani drobnych i suchych gałązek zbierać nie pozwala, żeby się, grunt piaszczysty zakrywał i użyzniał. Choć tak piaszczysty i leśny, jest ten półwysep zaludniony stosunkowo dość gęsto. Obejmuje bowiem 4 osady wiejskie i jedno miasteczko. Osady nazywają się, począwszy od lądu poza Wielką wsią Cejnowa czyli Chałupy, dusz 241, Kusfeld 332, Jastarnia pucka 356 i zaraz za nią. Jastarnia gdańska czyli Bór 312 dusz; m. Hel 372 dusz. Pod względem językowym i wyznaniowym zachodzi różnica. Mieszkańcy m. Hela, jako od gdańszczan dawniej zależący, są zniemczeni i zlucrzeni. Zato wszystkie inne osady, w starostwie puckiem kiedyś leżące, są szczero polskie i katolickie, a to tak dalece, że nigdzie ani jednego niemca ani żyda niema. Parafie istnieją 2 katolicka w Jastarni i luterska w Helu. Z zatrudnienia są wszyscy mieszkańcy rybakami, i to w jak najściślejszem tego słowa znaczeniu. Jedyny tylko ksiądz i nauczyciel nie są rybacy. Nie masz pomiędzy nimi żadnego, któryby się czem innem trudnił. Nawet rzemieślnika zwykle najpotrzebniejszego, jak szewca, krawca, kowala, nigdzie nie znajdzie. Wszelkie w tym względzie potrzeby, buty, chleb, odzież itd. , kupują w miastach na lądzie, zazwyczaj w Pucku lub w Gdańsku. Także pługa żadnego nie ma. Pod żyto jare albo ziemniaki piasek sobie rydlem uprawiają. Wóz bodaj tylko jeden jest na całym półwyspie u proboszcza w Jastarni, o drewnianych osiach i bosych kołach, na którym zaprzężonym w woły odwiedza ksiądz chorych. Wołki tutejsze dość żwawo chodzą, ponieważ nię są, jak gdzieindziej, przy roli spracowano, Z innych zwierząt domowych hodują prawie tylko krowy, nieco owiec i gesi, kóz zgoła nie znają. Chaty mają z drzewa po największej części w zrąb stawiane, nowe już teraz z cegły budują, którą z niemałym mozołem z lądu na czółnach sobie sprowadzają. Do stajen i chlewów używają często starych czółen płaskich i otwartych, które na połowę rozrzynają, pospołu łączą i mają chlewik gotowy. W domach panuje czystość i ochędóstwo. Prawie wszędzie jest drewniana podłoga położona. Ściany całe obrazami poobwieszane. Obok przestronej głównej izby mieści się pomniejszy alkierz, W sieni komin osobny czyli piekarnik urządzony, w którym ryby tyle potrzebne wędzą i suszą. Ludność rybacka jest postawy wogóle rosłej, zdrowia czerstwego, włosów jasnych. Mężczyźni mają przy łowieniu długie aż po pas baty, kaftan obcisły, od świąt biorą surduty. Niewiasty na głowach czepce o zastrzępionyoh brzegach, tak jak noszą kaszubki; suknie ich najulubieńsze modre. Dziewczęta nadzwyczaj prędko wyrastają, llstoletnie równają się innym 16stoletnim. Chłopców rodzi się więcej niż dziewcząt, ale potem na okrętach i przy łowieniu niemało ich ginie. Pożywienie rybaków prawie tylko postne, codzień mają ryby na stole; mięsa używają chyba w święto, niedzielę. Wódki począwszy od misyi, którą tu oo. jezuici przed kilkadziesiąt laty odprawili, zgoła nie znają zato luterscy rybacy w Hela nadmiarem jej używają. O łowieniu ryb, najważniejszem i jedynem prawie zatrudnieniu mieszkańców, tak pisze naoczny świadek ob. Pielgrzym pelpliński, rok 1874, str. 92 Codziennie, kiedy wieczorem wychodziłem na przechadzkę, ciągnęli rybacy do morza, po trzech wsiadywali w łódkę i dalej na wodę. Czemu tak późno w noc wyjeżdżają pytałem się. Jadą na bańki i stornie, odpowiedzieli, a może uda się i skarpi złowić. Ale co to są bańki, stornie, skarpie Oto widzisz, odrzekł ksiądz proboszcz, nie umiesz ryb po polsku uazwać. Nie dziwuję się tobie, bo i niejeden uczony nasz nie wie iż niemieckie Flundern nazywają się albo bańki, kiedy są małe, lub Stornie, gdy są większe; ryby skarpie nazywają niemcy Steinbutte, a i niejeden polak już je tak nazwał. I zaczął mi dalej opowiadać, jak rybacy, wyjeżdżając teraz po trzech w łódce na noc na morze, pracują przez całą noc aż nazajutrz do obiadu, sieci zapuszczając i wyciągając z głębiny morskiej. A przybywszy do lądu, zaraz odsyłają połów do Gdańska, bo tylko świeże stornie są pokupne. Przespawszy się tedy po obiedzie cokolwiek, rybacy muszą jeszcze przed wieczorem swe sieci naprawić, bo na wieczór ta sama czeka ich praca. Oczywiście, kiedy morze burzliwe, na połów nie wychodzą. A trzeba wiedzieć, że każda ryba ma swój czas do łowienia. I tak Hel