POGLĄDY EKONOMICZNE W POLSCE XVII. WIEKU. Napisał Zygmunt Gargas. WE LWOWIE. JAKUBOWSKI & ZADUROWICZ. Z DRUKARNI WŁADYSŁAWA ŁOZIŃSKIEGO. Zarządca W. J. Weber 1897. (Odbitka z „Przeglądu prawa i administracyi”) J. B. Say tak się wyraził niegdyś o historyi ekonomiki społecznej (jak i w ogóle o historyi wszelkich nauk): „Co za korzyść ma się z tego, że się zestawi głupie sądy i tezy na­ukowe słusznie uznane za mylne? Wydobywanie ich na jaw, nie tylko nie jest pożytecznem ale jest wstrętnem. Dla tego też historya każdejumiejętności staje się tem krótszą, im wię cej się wykształca sama umiejętność". Nauka jednak zarzuciła takie stanowisko stanowczo. Nie tylko bowiem, że historya ja­kiejś umiejętności świadczy o rozwoju duchowym danego na­rodu, jest więc ważnym przyczynkiem do historyi jego kul­tury, nie tylko że specyalnie historya ekonomiki społecznej może rzucić częstokroć wiele światła na stosunki gospodarcze danego kraju, ale również poznanie błędów, w przeszłości w nauce popełnionych, może nas ustrzedz przed dokonaniem ich w przyszłości; z drugiej zaś strony może wykazać nie­jedną myśl, która znów nie jest tak bardzo nieracyonalna, jak się to na pierwszy rzut oka wydaje. Nad historyą ekonomiki społecznej w Polsce, dotychczas badań prawie wcale nie przedsięwzięto. Prócz prac Wołow­skiego i Dunajewskiego nad traktatem Kopernika de moneta cudenda tudzież Korzona i Marchlewskiego o fizyokratyzmie w dawnej Polsce, inne, których jest zresztą bardzo niewiele, są bez większego znaczenia. Niniejsza rozprawa ma brakowi temu w części zaradzić; nie wyczerpie ona rzeczy, nawet w tym ciasnym zakresie, jaki sobie nakreśliła, ałe przyczyni się może choć w drobnej 1 mierze do rozszerzenia widnokręgu naukowego w tym kie­runku 1). I. Wiek XVII. stanowi w historyi rozwoju ekonomiki spo- łecznej wielki krok naprzód; tu po raz pierwszy bowiem wy- stepuje ekonomika jako nauka odrębna przybierając zarazem charakter nauki społecznej. Cechę tę posiada przedewszystkiem jeden kierunek w tej nauce panujący, merkantylizm. Objawiając sie w rożnych czasach i krajach przedsta­wia merkantylizm ogółem nader różnorodne poglądy i opi­nie 2). Przecież poglądy te mają też wiele cech wspólnych ze sobą. I tak widzimy tu przedewszystkiem przecenianie warto­ści pieniędzy. Stanowisko, wedle którego ówczesna nauka oce­niała pieniądz, jest mniej więcej analogiczne z tem, które dzisiaj zajmuje nauka w kwestyi kapitału 3). Tak sądzi np. Law, że każde pomnożenie masy pieniędzy bogaci społeczeństwo. Na­wet Petty i Locke cenią wyżej kruszce szlachetne z powodu ich wytrzymałości i waluty powszechnej niż inne towary. U pisarzy minorum gentium nabiera to przecenianie pieniądza kolosalne rozmiary. Pod wpływem tego kierunku wzrasta na- 1) Na tem miejscu ośmielam się też złożyć najserdeczniejsze podziękowanie prof. dr. Stanisławowi Głąbińskiemu za łaskawie udzielone mi rady i wskazówki, którym niniejsza praca wiele ma do zawdzięczenia. 2) Roscher (Zur Geschichte der englischen Volkswirtschaftslehre im XVI. und XVII. Jh. str. 122) sądzi nawet: "das bekannte Bild, welches die Lehrbuchertradition von einem Merkantilisten zu entwerfen pflegt, passt immerhin auf manche unbedeutende Schriftsteller des siebzehnten und achtzehnten Jahrhunderts; aber die bedeutendsten werden keineswegs davon getroffen". 3) Eoscher Geschichte der Nationalokonomik in Deutschland str. 239. wet znacznie ilość prób alchemistycznych. Pieniądz to „mate­ria universalissima, materia prima, spiritus universalis". Zresztą takie przecenianie pieniądza nie było ogólnem. Owszem najznakomitsi pisarze tego kierunku wolni byli od tego zbo­czenia, uznając znaczenie i innych czynników dla bogactwa narodów 1). Gdy naród nie ma własnych min złota i srebra, dążyć należy do uzyskania tych kruszców sztucznymi środkami, wiec przedewszystkiem zapomocą handlu zagranicznego. Tak 2) Tomasz Mun wywodzi, że równie jak przy innych towarach tak i przy pieniądzu nie chodzi o ilość wywiezionych pieniędzy, jeno o różnicę miedzy wielkością ich dowozu a wywozu. Dawniej przeciwnie memoryał Clementa Armstronga (z początku XVI. w.) żądał powiększenia zasobów pieniężnych w kraju, zwalczając jednakże z drugiej strony namiętnie handel zagra­niczny. Na podobnem stanowisku stoi również cała polityka ekonomiczna Karola V., zabraniająca wywozu pieniędzy, popie­rająca jednakże dowóz towarów zagranicznych (celem zapobie­żenia drożyźnie). Później natomiast zwyciężyła zasada bilansu handlowego. Musimy zawsze zważać na to— mówi np. Stafford jeszcze w r. 1581, — by nie więcej od zagranicy kupo­wać jak jej sprzedajemy, gdyż wówczas stalibyśmy się ubogimi, oni zaś wzbogaciliby się. W r. 1601 teza ta wypowie­dzianą jest znów w innej jeszcze dobitniejszej formie w Malines Canker of Englands common wealth. Znajdujemy tu mianowicie zdanie, że różnica między wielkością dowozu a wy­wozu, wypłacona przez poszczególne kraje czy terytorya, da sie przedstawić wagą, w której jedna ze szal przeważa. Przemysł jest już wedle Serry i Botera ważnym bardzo czynnikiem rozwoju gospodarstwa społecznego a Carli zau­waża, że rozwój przemysłu poprzedza nawet pełny rozwój pro- 1) William Ounningham „Adam Smith und die Mer­kantilismen". (Zeitschrift f. die ges. Staatswissenschaft 1884, str. 48). Duhring Kritische Geschichte der Nationalokonomie und des Socialismus 1871 str. 29. 2) Leser Das Merkantilsystem w Handwörterbuch der Staatswissenschaften T. IV. str. 1170 i n. * dukcyi rolniczej. Podniesiono wiec żądanie, by w drodze ustawodawczej ułatwiać wywóz wytworów przemysłowych (utrudniając wywóz surowców). Bartelemy de Lafferaas (z końca XVI. w.) żąda podobnie, by we Francyi wprowa­dzono fabrykacyę kosztowniejszych tkanin. Jest to o wiele pe­wniejszy środek uzyskania zasobów pieniężnych, gdy sie ku­puje od zagranicy, nie wydając żadnych pieniędzy, niż zakaz ich wywozu. Często spotykamy sie też ze stanowczem przecenianiem znaczenia wielkiej liczby ludności i jej gęstości. Żądanie takie stawia np. Becher, Seckendorf i inni. Już Bodinus jednakże, żądając powiększenia liczby ludności, zwraca uwagę i na to, że państwo winno sie starać także i o to, by ta ludność miała zarobek. Za pomocą stosownej polityki winno sie ono starać o roz­wój przemysłu w kraju, o powiększenie liczby ludności, o mo­żliwe wyzyskanie i spożytkowanie wszystkich sił żywotnych w kraju. Ingerencya państwa przybiera zwłaszcza za Colbert a we Francyi bardzo szerokie rozmiary. W ślad za tem żąda­niem idzie dążenie do wzmocnienia siły potęgi państwowej, do konsolidacyi wewnętrznej a prowadzi częstokroć do abso­lutyzmu. Oczywiście wszystkie te rady i wskazówki nie są zawsze wypowiadane ze stanowiska gospodarstwa społecznego, owszem często mają głównie na oku gospodarstwo państwowe, skarb. Podniesienie skarbu i potęgi państwa, to także jedna z głó- nych cech tego kierunku. U jednych przez zakaz wywozu złota u drugich zapomocą polityki handlowej będzie się boga­cić ludność, będzie się więc wzmagać i jej siła podatkowa. Wszystkie te postulaty, jakkolwiek wypowiedziane w zbyt jaskrawej formie, były przecież częstokroć uzasadnione doko­naną właśnie ewolucyą gospodarczą. Jest to czas, w którym coraz dalej postępująea kolonizacya Nowego Świata czyniła płonną wszelką obawę przeludnienia pewnego kraju; owszem wszystko przemawiało za tem, że powiększająca się liczba lu­dności przyczyni się do podniesienia bogactwa krajowego. Po­dział pracy postępował coraz dalej, a równocześnie dokonywająca sie przemiana gospodarki naturalnej w gospodarkę pie- niężną podnosiła znaczenie pieniądza i zwiększała jego zapo­trzebowanie, tem bardziej, że nie znano nowożytnych zastęp­ców pieniądza; zresztą w wielu krajach nie było kopalń kruszców szlachetnych. Ingerencja państwa dla rozwoju prze­mysłu krajowego była również uzasadnioną wieloma wzglę­dami. Wszak rozwój rolnictwa nie zawsze wyprzedza rozwój przemysłu, owszem często rzecz sie ma odwrotnie. Wiec jeśli państwo starało się o rozwój przemysłu, dążyło ono tem sa­mem do rozwoju całej produkcyi narodowej. A do opieki jest ono powołanem tem bardziej wówczas, jeśli ten przemysł nie mógłby sie utrzymać w obec współzawodnictwa in­nych krajów. Merkantylizm — to jeden prąd rozwijający sie w eko­nomice społecznej XVII. w. Poczyna się on już w w. XIV., w drugiej zaś połowie XVII. w. (za Coiberta) osiąga najwyż­sze swe natężenie. Obok tego objawia się jednakże tym czasie jeszcze kierunek dawniejszy, kanonistyczny. Najważniejszą jego cechą —z to głębokie piętno etyczne 1). Widzimy tu powiem przedewszystkiem potepienie wszelkiego egoizmu; wszelkie (dążenie do zysku, nawet gdy ono nic nie szkodzi bliźniemu, jest ubolewania godnem w każdym razie jednakże wnowaga, „aequalitas". Wszelka działalność mająca na celu wytwarzanie dóbr jest tylko „malum nexessarium: negotium negat otium, quod malum est neque quaerit veram quietem, quae est Deus. Pomiędzy poszczególnemi czynnościami za­chodzą jednakże pewne różnice; i gdy rolnictwo jest czynno­ścią wcale chwalebną, rzemiosło zaś Deo non displicet, to handel Deo placere non potest, gdyż kupiec żąda więcej za, swój towar, niż zapłacił, nie zachodzi więc między jego świad­czeniem a świadczeniem kupującego "aequalitas". Czas, zdaniem kanonistów, jest dobrem ogólnem, nie mozna więc było żądać zapłaty za wygodzenie rzeczy nie niszcze- 1) Endemann Die nationalökommischen Grundsätze der canonistischen Lehre (Hildebrand a Jahrb. f. Nationalökonomie u. Statistik T. I, 1863 str. 35 i n.). jącej przez użytek. Z tego wynika też brak pojęcia kapitału, polegającego po części także na wstrzymaniu sie od natych­miastowego używania. Grunta można wypożyczyć opłatnie. Natomiast nie można tego uczynić z pieniądzmi, które nie mogą być inaczej użyte jak przez wydanie ich. Wypożycza­jący (mutuum dans) przenosi zresztą własność tych pieniędzy na pożyczającego (mułuum accipiens), nie ma więc od tej chwili żadnego prawa do tych pieniędzy. Dlatego pobieranie odsetek jest zyskiem niegodziwym i potępienia godnem. Kościół dążył też wszelkiemi siłami do przeprowadzenia tych swoich zasad w praktyce. Do powyższych postulatów przyłączył sie więc jeszcze jeden: kościół (względnie państwo) winien czuwać nad całem życiem gospodarczem społeczeń­stwa. Więc ową „aequalitas" w świadczeniach stara sie urze­czywistnić w ten sposób, że stanowi ceny towarów. Choć bo­wiem kanoniści uznają wpływ innych czynników na wytwa­rzanie się ceny, przecież sądzą, że ingerencya kościoła jest w tym wypadku najbardziej właściwą i urzeczywistni najwię­cej ową iusłitia commutativa. To były poglądy kanonistów średniowiecznych. W wielu względach łatwe do wytłumaczenia (np. zakaz pobierania od­setek ze względu na trudność inwestycyi kapitałów) musiały one uledz z czasem i uległy też faktycznie powolnym modyfikacyom. Zakaz pobierania odsetek ścieśniano coraz bardziej, czyniąc w nim coraz dalej idące wyłomy. A poglądy na ceny, na iusłitia commutativa, starano sie zastosować do nowych objawów życia gospodarczego. Drożyzna więc była potępienia godną, bo za to samo świadczenie żądano większej zapłaty niż poprzednio, chciano więc przekroczyć owo iustum pretium tkwiące w każdym towarze. Przyczyną drożyzny był więc wy­zysk, objawiający się w najrozmaitszej formie; więc potępiano jako „monopole" związki producentów a częściej kupców celem podniesienia cen, podnoszono samowolę kupców w ogóle; pań-sfwo miało zapobiedz tym szkodliwym objawom życia gospo­darczego zapomocą środków ustawodawczych. Obok tego wi­dzimy tu skargi na wzmagającą się konsumcyę zbytkową, która oczywiście ze stanowiska kościelnego jest potępienia godną jako objaw zbytniego a grzesznego przywiązania sie do rzeczy ziemskich 1). W czasie swego rozkwitu (w wiekach średnich) w pe­wnym stopniu uzasadnione stosunkami ekonomicznemi, gospo­darką naturalistyczną, później wskutek zmiany tych stosunków traciły te teorye coraz bardziej grunt pod nogami; zwłaszcza tyczy się to istoty pojmowania pieniędzy i — co zatem idzie — zakazu pobierania odsetek, który, choć był uznawany jeszcze czasami w XVI. w. za uzasadniony, później w XVII. w. pod­trzymywany był tylko w teoryi, w zasadzie. Kierunek kanonistyczny wychodził z założenia wprost przeciwnego niż merkantylizm. Gdy ten miał na oku dobro społeczeństwa a przynajmniej, panstwa, tamten uwzględniał głównie jednostkę. Ta różnica zasadnicza sprawiła, że oba te kierunki mogły przez pewien czas istnieć obok siebie, uzupeł­niając sie nawzajem w pewnym stopniu. II. Poglądy powyżej omówione nie mogły i nie pozostały też faktycznie bez wpływu na Polskę. Wszak wiele z przyczyn tego ruchu, miało charakter ogólno europejski, ale w każdem panstwie w każdym kraju przybrały te poglądy charakter stosunkom specyficznym tegoż kraju najbardziej odpowia­dający. Wiek XVI. ku końcowi swemu wydał w Polsce wiele planów i rad ekonomicznych; różnorodne też obozy walczyły tu ze sobą o palmę zwycięstwa. A jeszcze przy końcu w. XVI. widzimy z jednej strony reprezentanta kanonistyki średnio­wiecznej, obok zwolennika nowych prądów, nurtujących na Zachodzie. Wiek XVII. dużo odebrał w spuściźnie po w. XVI.; ale stanowi on właśnie epokę, w której nowe prądy i nowe teorye poczynają nurtować w społeczeństwie i w nauce. 1) Schmoller. Zur Geschichte der volkswirtschaftlichen Ansichten in Deutschland sur Zeit der Meformationsperiode (Zeitschrift f. die ges. Staatswissenschaft 1860 str. 718). Obok poglądów, ściśle etycznych, będących niewątpliwie spadkiem po ekonomice kanonistycznej, widzimy tu już bardzo wyraźnie wpływy zagranicznych merkantylistów. Jest to je­dnakże po części także skutkiem zmienionego stanu rzeczy w gospodarstwie społecznem, nie tylko zaś wypływem no­wych prądów nauki Zachodu: stanowcza przemiana gospodar­stwa naturalnego w gospodarstwo pieniężne musiała wywołać z natury rzeczy jednakie objawy w nauce wszystkich krajów czy narodów (o ile oczywiście specyficzne ukształtowanie sie stosunków tegoż kraju nie spowodowało pewnych, dość zna­cznych modyfikacji). I w Polsce, kierunek merkantylistyczny doznał pewnych zmian pod wpływem innego ustroju państwo­wego i pod wpływem innych stosunków i; ideałów społe­cznych. A wszystkie poglądy ekonomiczne tej epoki, to myśli wypowiedziane właśnie pod wpływem i z punktu widzenia stosunków krajowych, wypowiedziane ze stanowiska — że tak powiem — obywatelskiego. Nie są też te pisma ekonomiczne wcale jakimiś systematycznymi traktatami, nie są też ekonomicznemi pismami nawet, we właściwem tego słowa znacze­niu. Gdy w wiekach średnich ekonomika była częścią teologii, względnie etyki chrześcijańskiej, to obecnie sprawy ekonomi­czne traktuje sie bądź to z tego dawnego jeszcze stanowiska, bądź to w połączeniu i równocześnie z innemi sprawami publicznemi, zwłaszcza skarbowemi. Chcąc zbadać przeto, jak się w. XVII. zapatrywał na sprawy gospodarstwa społecznego, należy uwzględnić pisma o treści wcale różnej i z nich do­piero wydobyć to, co się odnosi do spraw natury gospodar­czej; tem bardziej, że pisarze, którychby można nazwać eko­nomistami, nie są w tej epoce przynajmniej, z małymi wy­jątkami, zbyt wybitnymi. I tak znajdujemy garść poglądów ekonomicznych u Sebastyana Fabiana Klonowicza w jego utworach poetyckich p. t. „Worek Judaszów: To jest, złe nabycie maiętności Joan. XII. Judas fur erat et loculos habens ea quae mittehantur portabat w Krakowie Roku od narodzenia syna Bożego 1600", tudzież, w dziełku „Flis albo spuszczanie statków do Gdańska y nauka żeglarska, w którey się pokazuie sposób nietylko że- glowania wolnego, lecz y obyczaiom ludzkim w sprawach ich potocznych uważnego. Dawnościąc niż owszeki zaniechana, lecz teraz znowu poprawiona y dla dobra pospolitego do druku po­dana przez Sebastyana Klouowicza w Warszawie u Jana Trelpińskiego r. 1643". Jako w dziełach „poetyckich" dużo tu dla nas materyału oczywiście nie ma; to co jest (poglądy na związki gospodarcze, handel), należy niewątpliwie w znacznej mierze przypisać nader prozaicznemu nastrojowi tych utworów poetyckich. Więcej materyału jest u Sebastiana Patrycego, tłumacza „Oekonomiki Aristotelesowey to iest rządu domowego z dokładem siąg dwoje, Kraków 1602 i „Polityki Aristote­lesowey, to iest rządu Rzeczypospolitey z dokładem ksiąg ośmioro.) W Krakowie w drukarniey Szymona Kempiniego, roku pańskiego 1605". Choć tłumacz, przecież wyraża bowiem Petrycy w dodatkach swoje własne myśli i poglądy. Stoi on jednakże oczywiście pod wpływem Arystotelesa, a w dalszym rzędzie kanonistów ale i on ma niekiedy poglądy oryginalne na stosunki społeczne, specyficzny polski charakter na sobie noszące. Ogółem jako tłumacz zresztą dużo samoistności oka­zać nie może. Prawie zupełnie oryginalnem jest natomiast pismo Stanisława Cikowskiego, Podkomorzego generalnego województwa krakowskiego. Starosty czorsztyńskiego, babimostckiego, Admi­nistratora ceł koronnych. „Z strony fortelów kupieckich szkodliwych KJMy koronie. W Krakowie w Drukarni Łazarzowey fioku Pańskiego 1602". Jest to odpowiedź na jakieś pisma nie­znane nam bliżej, zarzucające Cikowskiemu złą administracyę ceł. Autor broniąc się przed zarzutami mu czynionymi stara się udowodnić, że postępuje ściśle legalnie, że wcale nie ob­dziera kupcowi bacząc li tylko na to, by nie krzywdzili skarbu koronnego. Przytem porusza mimochodem cały szereg spraw pierwszorzędne znaczenie ekonomiczne mających; więc mówi o polityce handlowej, o kupcach, o zbytku i t. p. Rzecz cała składa sie z dwóch częsci. Gdy pierwsza jest polemiczna druga p. n. "W sprawach celnych część wtóra. To jest Con- stituciae, Privilegia, Mandaty, Decreta Commissiae składowe y celne, krótko zebrane. Także y spiski rąk własnych kupiec- kich, iako Towary im drogo do mieysca ze wszystkim nakła­dem przychodzą a iako ie zaś stanu wszelakiego ludziom przedawaią. W Krakowie w druk. Łazarzowey E. P. 1602" za­wiera udowodnienie twierdzeń czy postulatów, wypowiedzia­nych w części pierwszej. I tak np. na str. 25 jest „Instruk­tarz celny od książąt i królów polskich uchwalony a potym przez KJM. śp. Zygmunta I. poprawiony, znowu na sejmiech kilku i na przeszłym Sejmie Anni 1601 statutami i constitucyami conferowany", na str. zaś 32 „Decret Commissiey łęezyckiey o cudzoziemcach y nieosiadłych tu w koronie rodzonych A. 1602 uczyniony". Jak widzimy materyału tu dużo, nietylko do zbadania poglądów ekonomicznych ale i samych stosunków gospodarczych, (zwłaszcza zaś do histo­ryi cen). Stanowisko, jakie zajmuje Cikowski, jest przedewszyst­kiem skarbowe; względy fiskalne kierują nim w jego ra­dach i wskazówkach a polityka handlowa, którą on dora­dza, ma niewątpliwie dużo charakteru merkantylistycznego w sobie. Uwagi godnem jest też pisemko p. t. „Votum szlachcica polskiego pisane na seymiki y seym r. 1606", zawierające szereg cennych poglądów w kwestyi reformy skarbowości w Polsce, na zbytek, w kwestyi poddańczej i t. p. "Wybitniejsze znaczenie w historyi ekonomiki polskiej zajmuje traktat ks, dra Marcina Śmigleckiego "o lichwie y o wyderkach, czynszach, spólnych zarobkach, naymach, arendach y o samokupstwie"; książka która choć należy wła­ściwie i czasem i tendencya jeszcze do w. XVI., musi być uwzględniona i tutaj nietylko ze względu na swoje szóste wydanie z r. 1604 a następne w ciągu tego wieku dokonane, ale i ze względu na to, że myśli tutaj wyrażone są jeszcze w wielkiem poszanowaniu w społeczeństwie a inni pisarze chętnie powołują sie na Śmigleckiego (np. Slescovius). Autor stoi w zupełności pod wpływem kanonistów (nie tylko śre­dniowiecznych zresztą) i parafrazuje poprostu ich wywody w formie, w jakiej się objawiały głównie w połowie XVI. w. Omawia cały szereg spraw „zarobkowych" badając zawsze, czy dane postępowanie zgadza się z etyką i moralnością. Tu należy on więc tylko częściowo i poglądy jego omówić wy­pada tylko w najogólniejszych rysach 1). Piotra Widawskiego Wężyka pismo p. t. „Exorbitancie albo o rzeczach w każdem królestwie y we wszelkiey rzeczypospolitey szkodliwych na które ani prawa ani winy żadney nie masz. Z uniwersałem poborowym na zbytki, utraty y nie­potrzebne wystawy domowe. Za prośbą y żądaniem wiela do­brych ludzi którym pokóy a w statku sie z skromnością ko­chają, napisane przez P. W. Wężyka w Krakowie w drukarni Łazarzowey 1603 2)", jest właściwie pismem politycznem, za­wiera przecież niejedną uwagę ekonomiczną, o handlu (ze stanowiska merkantylistycznego), o zbytku i t. p. Kilka uwag o zbytku (prócz materyałów do historyi go­spodarczej) zawiera także broszura prawna p. t. „Sposób podaiący drogę do korrektury prawa a zatym do sprawiedliwości y pokoiu w koronie polskiej i prawie według łudzi bogoboynych y spokoynych, zwierciadło cnót przez szlachcica polskiego napisany, ku końcowi przydano o rokoszu y Constitucyach przeszłego Seymu. W Krakowie Roku Pańskiego 1607 3). Należą tu dalej kazania sejmowe Skargi. Tarnowski4) mówiąc o nich powiada między innemL „Dziwnie może i nie na swojem miejscu wydadzą sie kazania w tym zarysie dziejów i zwrotów literatury politycznej; w istocie rzadko kiedy mogą do niej należyć. Czy jest to dobrą albo złą stroną i zwy­czajem kaznodziejstwa, że grzechy i obowiązki życia publi­cznego zwykle pomijają, nie tu i nie nasza rzecz roztrząsać. 1) Bliżej o nim pisałem w rozprawie p. t. Marcin Śmiglecki i jego traktat o lichwie. Przyczynek do historyi ekonomiki polskiej XVI. w. (Przewodnik naukowy i literacki 1897, Lipiec). 2) Znane mi niestety tylko z Wiszniewskiego Historya li­ terat, polskiej, IX. str. 377 i n. 3) Wydał ją na nowo dr. Bolesław Ulanowski wraz z dwie­ ma innemi w Bibliotece pisarzów polskich, wydawanej przez kra­ kowską Akademię umiejętności p. t. „Trzy broszury prawne z r. 1607 i 1612. 4) St. Tarnowski Pisarze polityczni XVI. w. II. str. 386. Być może, że uzasadniona lub konieczna nawet jest ta prak­tyka, która mowców kościelnych zamyka w szrankach życia prywatnego: że chcąc cokolwiek otrzymać, jakikolwiek spra­wić skutek, biorą za prawidło, nie za wiele naraz, nie wszyst­kiego razem żądać.... Że zaś wymowa kościelna (choć związku tego nie dość może szuka) może mieć związek z literaturą polityczną mamy dowody u siebie i inwentarz tej ostatniej w w. XVI. nie byłby dokładnym ani zupełnym, gdyby w nim opuścić kazania sejmowe Skargi”. Słowa te odnoszą sie również w zupełności prawie i do historyi ekonomiki. Nie może ona pominąć tych kazań, boć to wprawdzie nie traktat ekonomiczny ale kazania, jednakże ka­zania omawiające wszystkie prawie strony życia publicznego, więc i objawy ruchu gospodarczego. Sprawy zysku, stosunki kredytowe, poddańcze, konsumcya zbytkowa — oto cały sze­reg spraw, które omawia nasz kaznodzieja. Nie jest to zresztą wcale objaw nowy, że kaznodzieja mówi o tych sprawach; wszak w Niemczech XVI. w, pierwszorzędnem źródłem do poznania poglądów ekonomicznych tego czasu jest np. między innymi i Luter; a i u nas taki np. „Quaestor abo o pohamo­waniu utrat niepotrzebnych ks. Stanisława Sokołowskiego" (z XVI. w.) nie jest właściwie niczem innem jak kazaniem a przecież z drugiej strony pierwszorzędnym materyałem dla historyi ekonomiki. W swych poglądach ekonomicznych Skarga stoi oczywi­ście (choć teoretycznie tylko) na stanowisku kanonistycznem (co do „lichwy" zwłaszcza). Ogółem jednakże są jego poglądy szczerze i prawdziwie etycznemi. Z drugiej strony objawiają się i u niego (dość wyraźnie nawet) wpływy merkantyli­styczne. Stanisława Targo Witkowskiego, celnika i pisarza komory królewskiej, dziełko p. t. "O nadzwyczajnych poborach 1613 r." 1) zajmuje się więcej techniczną stroną administracyi skarbowej niż sprawami gospodarczymi, może więc stano­wić dla nas tylko źróło posiłkowe do poznania poglądów ekonomicznych. 1) Wiszniewski l. c. IX. 383. Więcej ciekawych szczegółów zawiera , natomiast duże "dzieło" p. t. "Zwierciadło korony polskiey. Urazy ciężkie y utrapienie wielkie, które ponosi od Zydów wyrażające; Sy­nom koronnym na Seym walny w Roku Pańskim 1618 przez M. Sebastyana Miczyńskiego Philosophiey Doktora wystawione. Teraz znowu porządniej y dostateczniey wydane. W Krako­wie w Drukarniey Macieia Jedrzeiowczyka". Jest to cały stek zarzutów czynionych, żydom głównie ze stanowiska nienawiści rasowej i religijnej - ale jest tu przeciez cały szereg zarzutów pierwszorzędne ekonomiczne znaczenie mających. Nader ważną jest broszura p. t. „Okulary na rozchody w koronie y z korony, przez które iako w zwierciedle obaczyć każdy może fortele y nieznośne zyski, zdzierstwa y łupiestwa kupieckie. Przy tym śrzodki y sposoby różne iako temu zabieżeć y one pohamować. Publica utiliłas anteponenda est odio privato.... Cicero. JMPP. Stanisława Zaremby Sta­rosty Grabowskiego Roku Pańskiego 1623". Rzecz cała dzieli się na trzy dyskursy: „Pierwszy Discurs, w którym różne zdania Szlachty y kupców o przyczynach drogości y podniesienia pieniędzy. Wtóry Discurs, co za skarb nieoszacowany za różne materie, napoie, korzenia y insze fraszki mało Rzeczypospolitej potrzebne z polski wychodzi. Trzeci Discurs, w którym ślachta pruska ślachcie polskiej fortele zdzierstwa nieznośne kupieckie odkrywa, podaiąc sposoby przykładami cudzoziemskiemi, iako temu wszystkiemu zabieżeć". W pierwszym dyskursie więc szlachta skarzy się na dro-żyznę i zarzuca kupcom niewłaściwe zachowanie się w obec nich, zdzierstwo i t. p. Kupcy zaś starają się wykręcić jakoś. Z walki tej na słowa, zwycięsko wychodzi szlachta (jak to zresztą wynikało z samego założenia autora). Następnie dają szlachcie „Prusacy" różne rady, jak powinna postępować so­bie, by usunąć „fortele j nieznośne zyski kupieckie". Stanowisko autora jest może najbardziej merkantylistyczne ze wszystkich pisarzy polskich tego czasu; jest też u niego najbardziej widocznym wpływ zagranicy. Zna on nawet — zdaje się, — i literaturę, zagraniczną, powołuje się, bowiem na praktykę ustawodawczą francuską i wenecką. Z drugiej strony i u niego widoczne są wpływy kierunku etycznego. W dalszym rzędzie należy tu wymienić „Discurs Marnotractwa y zbytku korony Polskiej przez Krzysztopha Fran­ciszka Falibogowskiego. Drukowano Roku Pańskiego 1625". Są to morały i rady, w większej części etyczne znaczenie ma­jące ale jest i tu trochę materyału ekonomicznego. Autor stoi — zdaje sie — pod wpływem merkantylizmu. Podrzędne stanowisko zajmuje też (dla naszego celu przy­najmniej) „Dyskurs o terażnieyszym stanie żup krakowskich 1626", przypisywany Stanisławowi Naruszewiczowi (?), cenny jako źródło poznania sposobu eksploatacyi tych kopalń, nie zawierający jednak dużo materyału teoretycznego. „Odkrycie zdrad złośliwych, ceremoniy taiemnych, rad praktyk szkodliwych Rzeczypospolitey y straszliwych zamy­słów żydowskich. Także zdrowa rada iako zdradom praktykom y przedsięwziętym zamysłom żydowskim, ieśli chcemy wcale bydź przed czasem zabiegać mamy autore Sebestiano Slescovio Doctore Illustrissimi Principis et reverendissimi domini D. Si­monis Rudnicki Dei et Ap. Sedis gratia Episcopi Varmiensis Medico Physico Brunsbergae 1631", jest jak pismo Miczyń-skiego stekiem najrozmaitszych, najohydniejszych zarzutów, podnoszonych przeciw żydom, zawiera jednakże obok tego kilka sądów i myśli ekonomicznych (znów pod wpływem mer­kantylizmu i kanonistyki wypowiedzianych). Bardzo ważnym jest „Discurs o cenie pieniędzy teraźnieyszey y o niektórych skutkach iey przydane teraz nowo Medium abo sposób zniże­nia ceny pieniędzy, bez szkody każdego; co gdy się zachowa, choćby pieniądze oraz iako bydź ma spadły, nikt by przedsię na nich nic nie utracił. Jana Grodwagnera Roku Pańskie­go 1632" 1). Nie ogranicza sie tu bowiem autor wyłącznie na sprawy monetarne, ale uwzględnia także całą politykę handlo­wą. Są tu niekiedy myśli wcale wybitne (np. pojęcie gospo- 1) Taki jest tytuł drugiego wydania. W pierwszem wyda­niu brzmi on: „Discurs o cenie pieniędzy teraźnieyszey y o nie­których okolicznościach, własnościach a skutkach iey Jana Grodwagnera Roku 1631. darstwa społecznego); ogółem stanowisko jego jest może naj­bardziej postępowem ze wszystkich mu współczesnych, a z za­dowoleniem zaznaczyć należy, że zdanie jego o stanie kupiec­kim dużo różni sie (i to korzystnie) od innych. Wybitnym pisarzem i na tem polu jest Szymon Starowolski, autor pism p. t. Dyskurs o monecie, Pobudka albo Rada na zniesienie Tatarów perekopskich, Poprawa niektórych obyczaiów polskich, reformacya obyczaiów polskich i Votum o naprawie Rzeczypospolitej. W Pobudce rozwija on plany kolonizacyjne, w Votum, Poprawie, a najobszerniej w Reformacyi żąda on (obok reform czysto obyczajowych) reformy ceł administracyi skarbowej, reformy podatków, mówi o zbytku, o kupcachh, o monecie (o tem także w osobnym Dyskursie), o polityce handlowej i t. p. Poprawa i Reformacya to właściwie pisma etyczne; ale jak w ogóle w tym czasie i później jeszcze wciągano w zakres etyki i sprawy ekonomiczne, tak czyni to też i Starowolski. I on jest kanonistą a zarazem merkantylistą. Pierwszą połowę XVII. w kończy małe pisemko p. t. " . . . . kruk w złotey klatce abo Żydy w świebodney wolności Korony Polskiey Roku Pańskiego MDCXLVIII" 1). Wedle Wiszniewskiego (Hist Ut. p. IX. 398) autorem jest Achacy Kmita Żupnik Bocheński. Jest to poemat (sic!) wy­rzucający żydom ich okropności. Autor stoi na stanowisku konsumującej szlachty, a ubolewając nad złymi stosunkami kredytowymi, nad nieszczęściami, które kraj nawiedziły, winę tego wszystkiego przypisuje Żydom. Andrzeja Maksymiliana Fredry „Przysłowia mów poto­cznych, obyczaiowe, Radne woienne na fawor Polskiego języka ku głębokiej przytym uwadze poważnego czytelnika na widok podane przez wiernego oyczyźnie anonima. W Krakowie 1668", zawierają po większej części przysłowia treści moralnej i oby- 1) Na karcie tytułowej prócz tego następujący cytat: Becordare Domine, quid acciderit nobis intuere est respiee opprobrium nostrum. Haereditas nostra versa est ad alienos domus nostra ad extraneos etc. Aquam nostram pecunia biblmus ligna nostra precio comparauimus. Hirem. Cap. 54. czajowej, zdarzają sie tu jednakże i myśli o głębszem znacze­niu społecznem, świadczące o prawym zmyśle publicznym autora i o trzeźwości jego zapatrywan. „Andreae Maximiliani Fredro Castellani Leopoliensis Monita Politico moralia et Icon ingeniorum Editio nova Permissu superiorum Ingolstadii Typis Thomae Grass Typographi Academici Anni MDCCI" zawiera treść bardzo podobną treści przysłowi, pomnożoną chyba tylko owym dziwacznym spisem charakterów ludzkich, nie przynosi jednak dla nas żadnego nowego materyału. To samo tyczy sie i przekładu tego dzieła dokonanego przez ks. Januszkiewicza. „Andrzeia Maximiliana Fredra kasztelana Lwowskiego Potrzebne consideratie około porządku woiennego y pospoli­tego Euszenia przez Franciszka Glinkę z Rafałowie do druku podane a teraz z przydatkiem sporządzenia oekonomiey woienney y sposobu iakoby woyska Rzeczypospolitey mogły być w dobrym porządku zatzzymane, powtórnie przedrukowane w Słucku R. P. 1665", zawiera natomiast kilka bardzo cen­nych uwag o podatku wojennym i projekt połączenia Piny z Muchawcem, przyczem autor rozwija cały szereg myśli, do­wodzących głębokiego rozumienia całego procesu gospodar­czego. Inne dzieło p. t. „Serenissimo ac potentissimo Ioanni III. Poloniarum regi orthodoxo vere repraesentans speculum anomaliam in capitibus imperii sarmatia a Casimiro Zawadzki Castellano Culmensi Gubernatore Lipinensi Maiestati Anno salubrio 1675 Idibus Februarii Varsaviae" zawiera w formie wniosków czynionych Janowi III. projekty ulepszenia administracyi państwowej, tudzież omawia sprawy monetarne i skar­bowe. Tu należy tez pismo p. t. "Oekonomika Ziemiańska Generalna Punktami Partikularnemi, Interrogacyami Gospodar­skiemi Praktyka Miesięczną, Modelluszami abo Tabularni Arithmetycznemi Obiaśniona, Panom dziedzicznym, Arendarzom, Oekonomom, Attendentom, Urzędnikom, Pisarzom, Prowentowym y wszystkim w pospolitości Dóbr ziemskich Dozor­com pożyteczna y potrzebna, w którey znajduie się dostate­czne w Gospodarstwie Informacye, Przestrogi, Notanda różne, Remedia wszelkiemu bydłu osobliwie na końskie defekta y choroby pomocne także folwarcznemu drobiu przy tym Sekreta doświadczone na wygubienie szkodliwey gadziny powietrzną, ziemney y wodney przez rodzonego Jakuba Haura Jaśnie W. J. M. P. Kasztelana Woynickiego Wielkorządcy Krakowskiego, Drohobyckiego, Złotoryskiego, Barwołdskiego etc. Starosty Oekonomiey Samborskiey, Wielickiey y Bocheńskiey karbaryey Administratora. Sporządzona dawnym sposobem za Me­moryał Nowy a Instruktarz podana. W Krakowie w Drukarni Dziedz. Krzysztofa Schedla JKM. Typogr. E. P. 1675. Nakła­dem Gerzego Schedla". Dziełko to jest poradnikiem dla go­spodarzy wiejskich coś w rodzaju książki Gostomskiego z XVI. w., porusza jednakże niekiedy i kwestye mające niewątpliwe znaczenie dla gospodarstwa społecznego, choć stanowisko, które tu autor zajmuje, ma zawsze i w pierwszym rzędzie na oku jednostkę. Większa też cześć tego dzieła zapełniona jest ra­dami tyczącemi sie techniki gospodarstwa rolnego. ..Recepta na to, abyśmy sie długo w ojczystej ziemi osiedzieli A. 1682 , wydana po raz pierwszy (z rękopisu) przez I. K. Plebańskiego (Warszawa 1887), zawiera cały szereg bar­dzo cennych rad i uwag o administracji skarbowej, o zbytku, rozkładzie ciężarów publicznych i t. p. a odznacza sie trze­źwością i wielką bystrością sądu. Ma ona na celu wskazanie szlachcie, dlaczego źle się dzieje w kraju; winien temu cały szereg „niesprawiedliwości", które autor wylicza. Stanisława Herakliusza Lubomirskiego broszura de vanitate consiliorum znana mi w wydaniu polskiem p. t. „Próżność y prawda Eady z łacińskiego w Polskim języku wyrażona w Thoruniu u Jana Chrystyana Laurera Bibliop. 1705" (po­przednio już 1699), zawiera obok uwag moralnej, wojskowej i czysto politycznej natury także poglądy na sprawy skarbowe i ekonomiczne. Mówi wiec autor o rozdziale ciężarów publi­cznych, o cłach, o monopolach, o administracyi skarbowej itp. Treść rozprawy stanowi sfingowana rozmowa pomiędzy pró­żnością a prawdą, w której „prawda" ma niewątpliwie wyra-żać poglądy autora. 2 Oto szereg pism, które należałoby uwzględnić w historyi poglądów ekonomicznych w Polsce XVII. w. Nie śmiem twier­dzić, jakoby spis powyższy był zupełnym, owszem niejedno może dałoby sie tu dodać, zdaje mi sie jednak, że obejmuje on wszystkie ważniejsze pisma tej epoki; nie ma tu dzieł du­żych, systematycznych, zbyt wybitnych; sądzę wiec, ze najwłaściwszem przeto będzie użycie metody Schmollera i żeprzedstawienie poszczególnych poglądów na dotyczące objawy życia gospodarczego da obraz o wiele wyrazistszy tego, jak wówczas o tych rzeczach myślano, niżby to mogło mieć miej­sce przy omawianiu poszczególnych pisarzy. Nie będzie to obraz wszechstronny, boć nie wszystkie objawy życia gospo­darczego objęła ówczesna ekonomika, bo myślano, mówiono i pisano tylko o tych jego zjawiskach, które sie wprost rzu­cały w oczy i domagały koniecznie rozwiązania. Uwzględnia­my tu także sprawy skarbowe, bo łączą sie one z ekonomicznemi bardzo ściśle i stanowią nawet częstokroć podkład tych ostatnich. Nie mogliśmy również przeprowadzić ściśle syste­matycznego podziału na poszczególne sprawy, gdyż spowodo­wałoby to zbyt wielkie rozmiary pracy, przyczem musiałoby się potrącać o jedną i tę samą kwestyę kilkakrotnie (czego jednakże w zupełności nie można było uniknąć). Cytujemy dość obszernie i posługujemy sie zazwyczaj własnemi słowami danego pisarza, ponieważ sądzimy, że nietylko może sie to przyczynić do lepszego zrozumienia jego myśli, ale mamy na uwadze i tę okoliczność, że prawie wszystkie pisma, które tu cytujemy, są bardzo trudno dostępne i (z małymi wyjątkami) nie były później na nowo wydane. III. Zasadnicza różnica między merkantylizmem a kanonistyką objawiała się przedewszystkiem w poglądach na stosu­nek jednostki gospodarzącej do jpaństwa, w poglądach na związki gospodarcze. Ekonomika kanonistyczna nie miała bo­wiem tyle na oku społeczeństwa ile jednostkę, a będąc częścią teologii zdążała przedewszystkiem do zbawienia indywiduum. To też gdy kanoniści, zupełne w tym względzie zachowują milczenie, u nas w czasie, gdy nowe prądy dały sie odczu­wać w naukach społecznych, dość często stosunkowo, da sie słyszeć zdanie w tym względzie. I tak już Sebastyan Klonowicz w przedmowie do Worka Judaszów porównuje społeczeństwo z organizmem, zaznaczając że „tak też ciało rzeczypospolitej zniszczećby musiało i w ni­wecz sie obrócić, jeśliby uboższy wydzierał majętność bogat­szemu; jeśliby nagi zdzierał szaty z odzieńszego, jeśliby gło­dny wydzierał chleb niegłodnemu, jesliby próżnujący nędznik brał majętność temu, kto pracuje i ma sie dobrze; jeśliby za­cny gość wyganiał z domu gospodarza podlejszego. A naosta­tek jeśliby wolno było dużemu przewodzić nad słabszym, — patrzaj jakaby to szpetna i mierziona rzeczpospolita była". Oczywiście autor ma tu na oku i inne momenta, w każdym razie zaznacza bardzo dobitnie wzajemną zawisłość jednostek gospodarzących od siebie i od ogółu. Potwierdza to także Grodwagner: „Bo gdzie się particularne osoby niszczą, mó­wi on, tam sie niszczy y Rzeczpospolita, która ex communitate do pospolitości a pospolitość ex particularitate to iest z szcze­gólności osób iest złożona". Jest tu więc wskazana nader dobitnie identyczność inte­resów jednostki i społeczeństwa. Mniej stanowczo i z innego cokolwiek stanowiska oma­wia tę kwestyę Starowolski mówiąc za Demostenesem: „każde państwo takie zmnieysza sie kędy barziey obywatele prywatni bogacą sie sami niżeli skarb pospolity i kędy pilniej ludzie koło swoich rzeczy chodzą niżeli koło dobra pospolitego wszyst­kich obywatelów", chcąc w ten sposób niewątpliwie potępić coraz bardziej gnieżdżącą się prywatę. Do stanowiska Grodwagnera zbliża sie Fredro w Przy­słowiach. „W całości Rzeczypospolitey Wiarey świętey y tak wiele milionów bliźnich zawiera sie dobro iako wiele dusz w niey iest żyiących tym tedy wszytkim szkodzi albo wszyt­kim oraz pomaga, kto co źle albo dobrze Rzeczypospolitey uczyni z iednego pewna nagroda z drugiego niepochybna od Boga za tak wielu krzywda y kara". Podobnie czytamy w Re­cepcie: „każdy Oyczyzney syn powinien Oyczyźnie wszytko składać nietylko dlatego, ze ona go zrodziła, że mu honory * y substantie dała wielkie, ale co większa iest, że tego wszyt­kiego trudno zażyć chyba na Oyczyźnie zdrowey a kwi­tnącej". Widzimy wiec w ogóle wzmagające sie poczucie społe­czne — w literaturze. Kie było ono jednak zdaje sie wyrazem opinii ogółu społeczeństwa, w śród którego zanik wszelkiego uczucia obywatelskiego coraz bardziej dawał sie Rzeczypospolitej we znaki; były te głosy wiec co najwyżej wyrazem po­glądów jednostek wyższych nad swe otoczenie. IV. Częściej niż poglądy o całem gospodarstwie społecznem pojawiają sie zdania o poszczególnych zawodach gospodar­czych. Tu zaś pierwsze miejsce zajmuje handel. Znanym jest pogląd kanonistów na handel; opinia ta wywarła głęboki wpływ i u nas. Ale zupełnie zgodne te po­glądy polskich pisarzy z poglądami zagranicznych nie były. I tak Sebastyan Petrycy w swej Oekonomice sądzi, że ku­piectwo i handel, wszystko to byle uczciwie prowadzone, jest słusznym sposobem nabycia majętności; równocześnie jednakże wyraża zdanie, że zajęcia tego rodzaju już nie są dla szlachty tak przystojne jak dla innych stanów. Zaremba natomiast sądzi wprost, że kupiectwo to „rzecz nieprzystoyna" a dowodzą tego różne pisma św. jak i prawo rzymskie. Ad gradus honoris Reipublicae et militiam negotiatores non admissi nisi decem annis a mercatura se abstinuissent. Zdaje sie, że przecież szlachta poczęła wówczas coraz częściej przekraczać zakaz dla niej wydany zajmowania się handlem i rzemiosłem. Na to wskazują też słowa Starowolskiego w „Reformacyi". „Przed laty w Polszcze rolą sie ba­wić kmieca a kupiectwem miescka rzecz była, szlachcic zaś rycerskie rzemiesło miał w ręku i wojnę ustawiczna. Teraz nie masz u nas żołnierzów, nie masz mężów i bohaterów, tylko szynkarze, pieniacze a przekupniowie... około kupiectwa i handlów rozmaitych w których To największe męstwo, kto do Brzegu z woły A do Gdańska wie drogę z zbożem y popioły jako Satyr Kochanowskiego śpiewa: gdyż wszyscy prawie co zamożystszy, kupczą wołmi, końmi, winem, miodem, go­rzałkami, pieprzem, śledziami, rybami, wieprzami, stadami, zbożem wszelakiem, rozdając je w miasteczkach i na wsiach swoim poddanym i piwa ze dworu i gorzałki na szynk dawaiąc, tak iż sie ubogi człowiek w mieściech i po wsiach nie może przed nimi pożywić. Bo cokolwiek jeno poddany ma w domu na przedaj, to sobie do dworu przynosić każą i za lada co na poły darmo a potem w mieściech gdzie jarmarczki ludniejsze, drożej przedaią albo też extra regnum przez sługi swoie wysyłaią. Nieprzystoyna zaprawdę rzecz stanowi szlacheckiemu, bo jak Arystoteles mówi: kupiectwo jest po­trzebne miastu toć nie szlachcicowi, szlachta kupiectwem sie bawiąc wielkiemi kłamstwy i zdradą stan swój hańbią i skarb rzpltej szkodzą, gdy naskupowawszy zboża, wołów abo towa­rów jakich innych za wolnością cła na komorach królewskich nie płacą udając i przysiegaiąc iż te rzeczy w domu im sie zrodziły i to z ich własnych folwarków. A inni za podarun­kiem zezwalają, że kupcy zagraniczni wydają te towary za szlacheckie z tą kondycya im przedaiąc, że je za granice po­winni przez sługę swego wystawić i przez komory celne, wolno nic nie płacąc przeprowadzić ……………………… chłopu przebrawszy go po pańsku, każe szlachcic przysiądz, że na potrzebę pana swego towar ten prowadzi". Żąda tu dalej autor, by szlachcic płacił w tym wypadku cło kupieckie, ale zaznacza z drugej strony, że szlachcic wskutek zajmowania sie handlem prawdziwą swą godność traci; nie dążąc zaś do modylikacyi dotyczących przepisów prawnych, które rzeczywiście szlachcicowi w tym wypadku odbierały klejnot, uznaje widocznie ich słuszność; wiec i zda­niem tego autora zysk w kupiectwie jest nierzetelny i nie­uczciwy. Uznaje zresztą Starowolski z drugiej strony, że han­del (a mamy tu znów wyraźny dowód wpływów zagranicznych) przyczynia się do rozwoju gospodarczego całego społeczeństwa. „A to jest rzecz prawdziwa — mówi on — iż nigdy do Pol­ski więcej pieniędzy z postronnych krajów nie przychodziło, jako teraźniejszych wieków, gdyśmy do wyniosłego gospodar­stwa insze kupieckie zarobki przyłączyli". I Grodwagner zajmuje w obec kupców nader przychylne stanowisko, uznając ich pożyteczność w zasadzie, choć z dru­giej strony ubolewa, że obecnie kupcy to ci „co to już y na każdey rzeczy niezmiernych korzyści łakomie szukaią y usta­wicznie nowe o tym koncepty stroią, iakoby to łożywszy mały koszt, zewsząd pożytek wielki otrzymywali. Y powodzi sie im to iako baczymy bardzo dobrze; ponieważ opuściwszy inszych, ci co sie handlami bawią za podłe a błahe towary tak wiele pieniędzy nabierza iako za iakie nayprzedniejsze. A niech tego nikt nie rozumie, aby sie tu stanowi kupieckiemu przyganiało. Gdyż w tym iako w każdym iest siła ludzi pobożnych wedle powołania swego uczciwie swoy wiek prowadzących; y nie każdy to na sobie przewiezie, aby w postępkach nieprzystoynych choć y równia swego miał naśladowania. Dla tegoż są którzy się dobrymi y wybornymi Towarami bawią, nie chcą dla marnego zysku dobrey sławy swey naruszyć. Ale sie tu powiada; iż sie niektórzy u nas w Polszcze znayduią tacy, co to naturę Polską do uwierzenia snadną y nie tak na rozeznawanie kupi iako na dzielność spraw odważnych ufor­mowaną wybaczywszy inszym stanu kupieckiego ludziom na wstyd zarabiaiąc pluie o tym myśląc, iakoby iak naybarziey oszukiwać". A dalej tak mówi ten sam autor: „Jako na przykład Bławaty do kramów swych każą robić rzadkie cienkie y znaku niedychtowne". Mają one wskutek sztucznych machinacyi wy­gląd materyi gęstych. Nikt ich też nie kupuje zagranicą, tylko w Polsce znajdują one odbyt. I tak przerabiają np. kupcy raateryę 4-łokeiową na 5-łokciową. A przecież powinniby pamię­tać o słowach Kassyana: „Pożytek nie ma przechodzić miary, bo gdzie w nim słuszności nie będzie y pożytkiem zwany być nie może". „Nie pamiętaiąc — mówi dalej autor — y na one prawo, które samo przyrodzenie na duszy y rozumie każdego przełożyło i co y sami Poganie zachowali: „Co tobie nie miło, tego drugiemu nie czyń". A Cicero uczy: „Nie potrzebać nam naszych pożytków, upuszczać, gdyż ich też potrzebuiemy, ale baczyć na to, iakoby to z drugiego krzywdą nie było". Mamy więc jasno określone stanowisko autora. Kupcy są w gruncie rzeczy stanem pożytecznym; pogardy godnymi stają sie oni jednakże wskutek swych zdzierstw. Sprawiedliwie po­stępują, skoro zadają tylko zysku im sie należącego, gdy je­dnakże iustum pretium chcą przekroczyć postępują źle i nie­właściwie. Zarzuty powyższe dotyczą przedewszystkiem żydów. Nie oddają sie oni bowiem żadnemu zawodowi produkcyjnemu. „Uważam bowiem — mówi znów Grodwagner, — skądby oni takie sumy zbierali, ponieważ sie ani gospodarstwem nie ba­wią, nie orzą, nie sieią ani inszych co przy cięższych im robót ponoszą; ale na nie pospolicie Chrześcian naymuią y zażywaią przetoż nie wyżrzysz Żyda kowalem, cieślą, mularzem, bruka­rzem, grabarzem, bo mu sie to wszytko w Egyptcie uprzy­krzyło, ale tylko złotnikiem, kuśnierzem, krawcem, szmuklerzem abo też gdy się lichwą y kramową machlaniną zapomoże arendarzem. Gdyż mu takie rzemiosła iak y lichwa okazyą dużo czynienia sobie bez nakładu y prace pożytków. I złoto srebro przysadą y inszymi fortelnymi sztukami sfałszuie, futro okroi y namacawszy ie znowu pięknie wyciągną. Materyey mu sie też przykrawaiąc na szaty oberwie. Jadwabiem starym y zbótwiałem co mu lekko przyszedł przeplecie i tak to wymuśnie niem że tego nie poznasz pokryie". Z tych samych powodów zajmuje podobne stanowisko w obec żydów Miczyński. „Żydowie — mówi on — w przedawaniu, kupowaniu, robotach, posługach nawet w uczynnośc abo dogodzeniu czasu potrzeby szczerzy szalbierze". „Słysze głos: Nalepiey Żydowi przedać, nalepiey Żyd zrobi, nalepiey posłuży, naprędzey czasu potrzeby dogodzi. Mylisz sie, ktokolwiek tak rozumiesz abo mówisz. Wszystko to opacznie się znayduie. Co sie bowiem tknie dobrego przedania Zydowi to nagorsze iest, boć abo pieniądze oberznipne da, chociaż w liczbie więcey, abo ze złych naprawne abo na poły przyprawne". Objawia sie i tu więc (jak u Grodwagnera) dążenie do utrzymania owego idealnego iustum pretium. Ale widzimy tu również objawy silnej walki konkurencyjnej. „Co sie ściąga do taniego kupna — mówi Miczyński w innem miejscu — y tu w.Żydżie iako w tym, który z przyrodzenia szalbierz iest odrobiny szczerości nie masz, boć insze ukaże, insze subtelnie podrzuciwszy przeda; abo starzyznę trochę przynowioną za nowe abo snadź namieszawszy gorszey y fałszywey materyey, do tey, którąć przedaie". Widzimy i tu już wiec jaskrawy obraz nowoczesnej konkurencyi nieuczciwej. Zresztą wspomina (j. w.) o takich szacherkach Grodwagner, dalej zaś Achacy Kmita. Wiec jak Miczyński sie skarzy, że żydzi „przez arendy miast, wsi, ceł, myt, młynów, karczm, Pany do szkody, pod­dane do zniszczenia przywodzą, tak znów w poemacie o kruku czytamy: Żyd miód warzy, żyd piwo, żyd gorzałkę pali, Żyd kramarzem, Towarem tak, iako chce szali, Żyd na mycie, żyd na cle, Żydy na arendzie. A w innem znów miejscu: Tak przełożonych Polaninów oczy coś poczarowali Że wszystkie Chrześciańskie dobra pochowali 1). A gdzieindziej znów mówi Kmita: Żyd taniey sprzeda mięso, lecz go wprzód splugawi. Zarzuty, żydom czynione, nie ograniczają sie jedynie na to, co sie podnosi w obec innych kupców, jak np. zdzierstwo, działalność oszukańczą, lecz przybierają także charakter walki konkurencyjnej. Ludność chrześcijańska, nie mogąc tej konku­rencyi wytrzymać, skarzy sie, że żydzi „miasta koronne, przez odięcie kupiectw y Handlów zubożywszy barziey y ubożą (mi­mo zakazu) Ezemiosła uczciwe, któremi miasta stoią w nędzę wprawili, Towary y żywności nie tylko w Mościech ale y przed Miasta zabiegaiąc zakupuią" i t. d. (Miczyński). Kwestya ży­dowska objawia się tu wiec jako kwestya ekonomiczna; jest to walka o byt między dwiema rasami, walka, w której żydzi rozmaitych środków używając wychodzą zwycięsko, a dzieje się to mimo to» że statuta koronne stoją na straży zagrożo­nych interesów chrześcijan. 1) Choć to ściśle do rzeczy nie należy, przytaczamy na tem miejscu zakończenie poematu zatytułowane „Nagrobek Żydowi”: „Bliźnim nam iest Żyd, więc go pożałować trzeba, Niechay go Dyabli wezmą, gdy nie chciał do nieba”. Ogółem wiec rzecz biorąc, stanowisko ówczesnej ekono­miki jest w obec handlu i w obec kupców dość nieprzychylne. Handel to wprawdzie zasadniczo rzecz dość pozyteczna; ale ta pożyteczność, ulega zaprzeczeniu wskutek dążenia kupców do nadmiernych zysków. Państwo wiec stanąć powinno w obro­nie konsumentów; a środkiem takiej obrony winno być z je­dnej strony ustanowienie stałych cen (o czem niżej), z drugiej zaś strony kontrola władz ku temu powołanych nad wagami i miarami targowemi a zwłaszcza w.prowadzenie stałych i wspól­nych (dla całego państwa) miar i wag. Tak Starowolski żąda w swym Dyskursie. „Dobraby też rzecz była, aby y iednakiey wagi, chociaż na różnych mieyscach y pod różnymi stemplami bite, tak aby rerum mensurae tam avidorum quam liquidorum były we wszystkim królestwie uniformes, to iest ieden y iednaki korzec tak w Litwie, w Prusiech, w Rusi y Smoleńszczyźnie iako y w Koronie. Jeden achtel, jeden garniec abo beczka do piwa. Jeden funt, ieden kamień y ieden abo wszędzie iednaki łokieć. Co wszystko w konstytucyey opisać,-rozdać po powiatach y po miastach pocechowawszy y pilno tego doglądać aby stare miary wszytkie były zagubione, które teraz variationein czynią y pretium rerum utrudniaią". W podniesieniu tego projektu grają niewątpliwie pewną rolę i względy na jedność, na większą konsolidacyę poszcze­gólnych krajów; głównie jednak i przedewszystkiem dążenie do uczynienia obrotu bezpiecznym i uniemożliwienie wyzysku, więc zabezpieczenie jedynie zysków godziwych i „pohamowa­nie utrat niepotrzebnych" jakby się wyraził autor Quaestora. Myśli te powtarza Starowolski następnie jeszcze kilka­krotnie w Votum, w Poprawie i w Reformacyi. Podobne poglądy wypowiadają Grodwagner i Zaremba; a dążenia te muszą się wydawać tem dziwniejszemi, że w tym właśnie czasie konstytucye o jednoczeniu miar i wag są wcale liczne i dość często się powtarzają. Tłumaczy się to chyba tem, jak to zresztą zaznacza Zaremba, że postanowienia te po­zostały martwą literą prawa, że osłabiona władza państwowa nie zdołała ich z należytą energią utrzymać w mocy i posta­rać sie o ścisłe ich przestrzeganie. Obok handlu zajmują sie nasi ekonomiści także i przemysłem. Znają oni dobrze doniosłe znaczenie przemysłu dla kraju. dla rozwoju gospodarstwa krajowego zwłaszcza; jak handel tak i rzemiosło jednak jest zajęciem „nieprzystoynem" dla szlachcica (Petrycy). Nie chcą też postawić rzemieślników na równi ze szlachtą i oburza ich sama myśl o tem, że „rze­mieślnika szlacheckiemi wolnościami ozdobić chcą niektórzy". I tu słyszymy prawie te same skargi, które wypowia­dano ; zastanawiając sie nad handlem słyszymy utyskiwania na to, że rzemieślnicy obecnie „tak drogo robią" (Zaremba); inni skarzą sie na konkurencyą, zagrażającą rozwojowi przemysłu krajowego. Więc jedni utyskiwają na żydów, że „żydzi rzemiosła uczciwe, któremi miasta stoją, w nędzę wpra­wili" (Miczyński). Inni wywodzą swe żale dlatego, że szlachta zamiast zadowalać sie rolą „nakupiwszy skór, szewcom w mia­steczkach y wsiach swych wyrobić ie każą a obuwia naro­biwszy na iarmarki sami ieżdżą, drudzy rozsyłaią. Bywaią y tacy, którzy do kuśmierzów skóry dawszy a kożuchów na­robiwszy także z nimi rozsyłaią albo gdy ich przedać nie mogą poddanym rozdawszy, aby im według woli ich one pła­cili przymuszała. Bez wstydu już niektórzy zdecbliną kupczą a mianowicie gdy uśnionymi rybami poddane zarażaią. Y her­bem kupczą". (Zaremba). Zdanie powyższe wkłada autor w usta kupcom; i rze­czywiście, mogli byli to powiedzieć kupcy, gdyż zapatrywanie tego rodzaju odpowiadało w zupełności ówczesnemu uwarstwowieniu społecznemu, każda warstwa społeczna ma swoje własne zadania i swoje własne cele, i na nich powinna się, też ograniczyć. I szlachta powinna sie ograniczyć na swoje pole działania a nie wkraczać w cudze. Na podobnem stano­wisku stoi Klonowicz, Starowolski i w. i. Rolnictwo jest wedle zgodnej opinii współczesnych najszlachetniejszem zajęciem. „Personom mieyskim y szlacheckim" — mówi Petrycy — „maiącym imiona stateczne dla swoich, nie może przystoynieyszy być żywot ieno rolą sie bawić y z niey potrzeb swoim, sobie y domownikom dostawać". Podobnie i Zaremba, cytując słowa „Nihil est agricultura melius, nihil uberius, nihil dalcius, nihil homine libero dignius". Tylko ci którzy sie zajmują gospodarstwem, „orzą, sieją", przyczyniają się głównie i w pierw­szym rzędzie do rozwoju gospodarstwa społecznego. (Grodwagner). W pożyciu ziemiańskiem, — mówi znów Haur — wielka niewinność. A przyczyna tego jest, że „tu zysk ani podległy utracie ani nieprzystoyny ni też zawisł na oszukaniu". W prze­ciwieństwie do innych zawodów rolnik tylko nie czyha na zgubę drugich; zarabia wiec najuczciwiej na chleb swój. Wcale liczne głosy słyszymy o kwestyi poddań-czej. Tak Śmiglecki jeszcze mówi, że stosunku poddańczego nie można inaczej nazwać „iedno okrucieństwem wielkiem nad poddanymi, od którego do strasznego sądu Bożego apela­cja. Bo nigdy ta rola nędzna nie stoi za to czego ci niebo-żątka w tak ciężkich y niezmiernych drogach się nacierpią". A u Zaremby czytamy: „Przy tym gdybyśmy wspomnieli iąko się z poddanymi swymi obchodzicie, którzy się częstokroć w ciężkiey pracey swoyey wysługi także y krwawego potu nabyli tym sie iakby z rąk Pogańskich y wykupować muszą niektórzy y po kilkakroć". Widzimy więc, że odzywały sie głosy reakcyi przeciw wzmagającym sie wowczas obowiązkom poddańczym. Wzrost gospodarstw folwarcznych, spowodowany zwiększonym wywozem zboża, był też przyczyną zwiększenia powinności kmiecych. Ale zarzuty czynione szlachcie z tego powodu przez niższych statystow nie ograniczają sie na zwięk­szenie powinności pracy na roli pańskiej ale uwzględniają i to, że „panowie zniewalaią swoie poddane do kupowania u nich (Śmiglecki, podobnie i Grodwagner j. w.). Tu też należą ich zdaniem one podatki niezwyczajne, „kiedy poddani muszą sie panu składać na wesele, na drogę y tym podobne pańskie potrzeby. A potężny głos Skargi tak sie odzywa do szlachty: „Po­wiadacie sami, iż nie masz państwa w którym by barziey poddani i oracze uciśnieni byli pod tak absolutum dominium, którego nad nimi szlachta bez żadney prawney przeszkody używa. Y sami widzim nietylko ziemiańskich ale y królew- skich kmiotków, z których żaden ich wybawić y poratować nie może". „Tak to królestwo poddane robaczki nędzne, z któ­rych wszyscy żyjem, opatrzyło. Przetoż Pan Bóg grozi u Izaiasza (wyście wypaśli winnice moie y łupiestwa ubogich w domu waszym. Czemu tak kruszycie lud móy y twarzy ubogich moich mielenie). Jako ziarna pod młyńskim kamie­niem, tak ci kmiotkowie pod pany swemi". (VIII. kazanie sej­mowe). Ęie ogranicza się nasza literatura na platonicznem skonstatowaniu złego, ale dąży do jego usunięcia. I tak żąda np. Starowolski "abyśmy nie jako niewolnikom poddanym naszym rozkazowali ale jako pomocnikom robót naszych. Bo gdzieby to absolutum dominium nad poddanymi w on czas było, iako teraz nastało, nie trzebaby było na sejmach o tem statutów kować, wieleby robić miel w tydzień i co od pana mieli iść precz. Przetoż wielka tego iest potrzeba, aby rzeczpospolita w to wejżrzała przykładem inszych narodów, aby panowie poddanych swoich pro libitu suo nie zabijali, nie łupili, z maiętności ich co maią ani im gruntów, które sobie naprawią nie odejmowali ani ich też gwałtownemi robociznami nie ob­ciążali iako bydło nieme ale sie z nimi iako z ludźmi po ludzku obchodzili …………… każdy przeto niech sie porachuie, czemu poddani od niego uciekaią czemu go szkodzą i nieżyczliwymi są, czemu tak wiele pustek ma w wiosce swoiey. Już nie dla okrucieństwa i niewoli i dla niesprawiedliwości, za co wszystko w piekle na wieki cierpieć musimy. Poddani bowiem na pana robią, oni są jego skarbem prawdziwym, którego nie trzeba nadużywać bo go nie stanie. Stąd te rebelije chłopskie". Jeszcze dalej idących reform żąda „Votum szlachcica polskiego" z r. 1606. „Daymy też co hoyną ręką, mówi autor Votum, nie wszystkich też ciężarów na ubogie a utrapione poddane kładźmy. Ubogi chłopek nie ma sam co jeść z żoną z dziatkami, skóra do kości na nim przyschła i onę wiatr powiewa a nagości swey czem okryć nie maią a przecie dzie­sięcinę Xiądz abo pan od niego bierze, Rzplta pobór. Tylko tego nie dostawa, abyśmy ieszcze za dzień kazali im w ko­ściele siedzieć a Pana Boga za nas prosić. Mościwi PP. bóymy się Pana Boga, nie obeiążaymy nędzę większą nędzą”. W prawdzie potem w Poradniku gospodarskim Haura z r. 1675, gdy mowa o chłopach, autor już nic nie mówi o reformach, zaznaczając że „na poddanych trzeba użyć ostro­ści, trzeba im też czasem pokazać y łaskawość. Przeto w ka­żdym gospodarstwie przestrzegać zawsze dobrego y dawnego zwyczaju y samey powinności"; ale i to jeszcze mamy z je­dnej strony przynajmniej dążenie do legalności, z drugiej strony w tym samym czasie żądania dawniej wypowiadane obecnie ponawiają sie. 1 tak np. radzi „Recepta" z r. 1675 „abyś ubogiego oracza ciężarowi twoiemu zaś sumieniu ulżył i pozwolił abyś przykładem wszystkich rozumnych narodów ciężar kontributiey włożył na wszytkich w tey oyczyźnie żyiących ludzi. Mamy tu więc także żądanie reformy, w duchu korzystnym dla włościan. Głosów, żądających reformy stosunków poddańczych jest więc stosunkowo dość dużo; wszystkie żądają ulżenia ciężarów, nie mamy jednakże nigdzie wyraźnych dowodów na to, że pi­sarze ci myślą o reformach ustawowych; żądają oni raczej — zdaje sie, — uwzględniając dogmat o złotej wolności szlachty, reform obyczajowych. I tu właśnie leży słaba strona tych po­stulatów, zarodek ich niewykonania. Wśród rodzajów produkcyi, rolnictwo stoi najwyżej ; tylko przyroda więc jest głównym czynnikiem wytwarzającym nowe dobra materyalnei Przemysł, dodaje rzeczom wartości, handel jest pożytecznym również ale już w mniejszym stopniu. To są ogólne poglądy ówczesnej ekonomiki na wytwarzanie dóbr i na zawody gospodarcze; poglądy, któreby można nazwać zbliżonymi do fizyokratyzmu, choć niewątpliwie są one raczej kanonistycznymi a może były nawet wypowiedziane pod wpły­wem poglądów starożytnych. I tam rolnictwo, już u Arystote­lesa, było rodzajem produkcyi najważniejszym, decydującym prawie o rozwoju gospodarstwa społecznego 1). Z kwestyą produkcyjności społecznej łączy się kwestya pracy i kwestya zysku. Praca w ogólności nie hańbi; głównie 1) Schmoller l. c. str. 170. zależnem jest to jednak od jej rodzaju. Gdy rolnictwo tylko chlubę przynosi, przemysł Beo non displket, handel natomiast Beo placere non potest. To jest ostatecznie kwintesencyą kanonistycznych poglądów w tym kierunku, to jest też kwint­esencyą polskiej ekonomiki z tą chyba różnicą, że u większej ich części handel łagodniejszą wywołał opinię. Zysk jest wówczas uprawniony, gdy odpowiada świad­czeniom, gdzie więc jest zachowaną aequalitas. Zysk nie po­winien iść nigdy po za iustum pretium. Tak jest w stosun­kach handlowych i kredytowych. Tymi ostatnimi zajmuje sie zwłaszcza Śmiglecki 1), który zresztą badając stosunki kredy­towe, pieniężne, kontrakty, najmy, usługi, czynsze i t. p. zwraca przedewszystkiem i w pierwszym rzędzie uwagę na to, czy świadczenie odpowiada ściśle świadczeniu. Że wychodzi przy­tem w swoich badaniach z kanonistycznego zakazu pobierania odsetek, to inna kwestya, którą omówimy później. Punktem zasadniczym jego poglądów jest zbadanie, czy owa aequalitas zachodzi, a jeśli zachodzi, to dlaczego to ma miejsce. Z tego samego punktu widzenia są też wypowiedziane wszystkie zarzuty skierowane przeciw kupcom. Są oni potępie­nia godni dla tego głównie, ponieważ żądają nadmiernych zysków. Zarzut ten powtarza nader często przedewszystkiem Grodwagner. Ale choć może nie tak wprost wypowiedziany, leży on przecież na dnie duszy pomienionych pisarzy. To jest też jednym z głównych i ważniejszych czynników powodujących zarzuty czynione żydom; i oni żądają nadmiernych zysków i dla tego są potępienia godni. W związku z tem stoi również kwestya poddańcza; wszak poddani swą pracą przyczyniają się w wysokim stopniu do wytwarzania nowych dóbr materyalnych; im też zawdzię­cza szlachta swój dobrobyt; nie powinna więc chłopów minąć zasłużona nagroda za ich pracę mozolną; daniny i powinności kmiece nie powinny przekraczać należytej i właściwej miary. 1) O nim bliżej osobno. V. Sprawą, która najbardziej zajmowała ówczesne umysły, była drożyzna. Ceny podniosły sie w dość krótkim czasie znacznie; niekiedy zwyżka nawet była gwałtowną1). Kie uszedł ten fakt uwadze współczesnych. Tłumaczą go oni rozmaicie. I tak już ŚmigLecki sądzi, że przyczyną tego objawu jest „monopolium t. j. gdy w kupiectwie zysk sie do fednego tylko albo do kilku ściąga a zatym psuie się targ pospolity y drogość wprowadza w rzeczach kupnych, naprzyklad gdy ieden tylko przedawać abo kupować może inszym onego kupiectwa broniąc. Co iż iest z wielką szkodą Rzeczy­pospolitey y z krzywdą niemałą wielu ludzi, którzy drogością oną niewinnie ścieśnieni bywaią, srogie prawa wydają prze­ciwne. Samokupstwem jest zmowa nie postąpić więcey w targu względnie nie przedawać taniey". Autor kładzie wiec nacisk na pierwiastek subjektywny, sądzi on bowiem, że tylko zmowom, tylko chciwości kupieckiej zawdzieczyć należy coraz dalej postępującą zwyżkę cen. Omawiając sprawę tworzenia sie cen mówi znów Smiglecki. „A iż rzeczy potrzebne żywotowi ludzkiemu nie są zawżdy iednakowey ceny y drogości, ale wedle czasów, wedle mieysc, wedle obfitości rzeczy, wedle dostatku tych co kupić mogą abo co onych rzeczy potrzebuią, odmienia sie cena y drogość rzeczy". Stanowisko to różne zupełnie od innych 1) Oto ceny towarów i ceny pracy (wedle Haura, Łojki i Czackiego) w latach 1520—1675: Wóz siana Faska Zapłata Cena dnia cie- Rok czterokonny Krowa Baran masła parobka sielskiej roboty zł. gr. zł . gr. zł. gr. zł. gr. zł. gr. zł. gr. 1520 7 18 — — 2 9 8 1 1/3 16 10 — 12 2/3 1561 17 7 — — 3 22 17 12 21 20 — 18 2/3 1590 20 15 20 15 — — 18 10 27 — — 16 2/3 1650 17 10 20 0 4 13˝ 17 15 — — — 26 2/3 1675 24 0 16 10 5 0 — — 35 — — — p. Czacki, Dzieła zebrane i wydane przez hr. Edwarda Ra­czyńskiego. Poznań 1844, T. I. str. 200. opinii współczesnych jest wprawdzie wypowiedziane teorety­cznie tylko, całość zaś dzieła nie stanowi wcale potwierdzenia słuszności tego twierdzenia, przecież jest ono godnem uwagi jako i najbardziej uzasadnione i najbardziej rozwinięte. Stanisław Cikowski przypisuje drożyznę kupcom i ich samowoli: „kupcy drogo sprzedaią a dużo zarabiaią — mówi on. — Y tym domy szlacheckie zniszczały a kupcy w nich siedzą". Naruszewicz znów skarzy się, że „Pretia rerum w górę poszły", „tak y nakłady na Żupy bo płacę robotnikowi in dies meliorować muszą, ponieważ prowizyami dawnemi żadną miarą sustentować nie mogą". Konstatuje wiec autor także zwyżkę cen pracy, powstałą wskutek podrożenia środków żywności. Obszernie zajmuje sie sprawą drożyzny Zaremba. „Dla­czego tak wszystko podrożało, pyta szlachta; czemu teraz jeden łokieć więcey aniżeli przed tym na całą suknie wydamy; a kupcy odpowiadają: bo każdy czyni co chce y kupcy, co im sie podoba" To jest wiec jedna przyczyna drożyzny. Podstawa zupeł­nie ta sama co u poprzedników Zaremby. Ale do tego przy­łącza sie i drygi motyw jeszcze: stosunki monetarne. Szlachta zarzuca mianowicie kupcom: „a wyście też tego nie małą przyczyną, bo gdy u was towary kupowano zawszeście łokieć kilka groszy taniey, gdy wam talary albo czerwone złote obie­cowano ". Kupcy zaś motywują swoje postępowanie w ten spo­sób: „Co WM. wspominacie^ że lepiej wsi sześć mieć niż dwie, a my zaś rozumiemy że lepszy funt złota niż centnar ołowiu. Zresztą wolno to było WM. dać y nie dać grubą albo drobną monetę". Motyw ten jest więc tylko rozwinięciem pierwszego: siła kupna pieniędzy zdawkowych u kupców zmalała a szlachta konsumująca towary w drobnych ilościach musiała więcej pła­cić w drobnej monecie, choć cena w czerwonych złotych i ta­larach pozostała ta sama. Podobnie jak Śmiglecki i Zaremba wskazuje na monopolia jako na dalszą przyczynę drożyzny, z drugiej zaś strony przytacza i inne zdania w tym względzie wypowiadaae. Kupcy skarzą się mianowicie, że postępowanie szlachty jest przy- czyną zwyżki cen. „Y to sie godzi przypomnieć WM. — mó­wią oni — że gospodarstwa swoie opuściwszy i nie pamiętaiąc że tempus in agrorum cultu consumere est dulce, ięliście sie swemi poddanemi furmanić, których w niwecz obróciwszy y gospodarstwa wm. niespore y urodzaie liche za tym też y teraźniejsze drogości". Jest tu wiec nowy motyw zaniedba­nie gospodarstwa; z czego oczywiście wynika nie tyle dro­żyzna, co raczej niezdolność zaspokajania własnych potrzeb. Na monopole zwraca także uwagę i Lubomirski, choć traktuje tę kwestye z zupełnie odmiennego stanowiska. Mono­pole są zdaniem jego niewłaściwe, „ponieważ wielom odeymuie sposoby pożywienia i jednemu daje moc ogałacania in­szych". „Utracisz ludzi, spustoszysz miasta, zniesiesz spólne kupiectwa, odeymniesz nadzieię wszytkim, który iest pokar­mem zachęcaiącym lud, stwierdzeniem miast, fundamentem podatków. Wszytkich niepewnych będziesz miał mieszczanów y zawsze iakoby odeyść maiących...". Wiec choć z jednej strony autor uwzgl§dnia znaczenie monopolów dla konsumcyi, to z drugiej strony kładzie on nacisk i na oddziaływanie ich na produkcyą; mając tu na oku niewątpliwie monopole le­galne (przywileje) nie zaś jak jego poprzednicy, faktyczne. Grodwagner przypisuje drożyznę samowoli kupców: „Niesłusznie oni towar często przedawaią a niesłusznie przedawaiący gorszy są niż lichwiarze". Skonstatowawszy złe, stara się każdy z tych pisarzy po­dać środki zaradcze. Cikowski, a za nim Staro wolski w Reformacyi dowodzi, ze jeśli cudzoziemscy kupcy po nasze produkty sami będą przyjeżdżali a swoje towary będą nam przywozili, to towary stanieją. „Cudzoziemiec — mówi on, — to z chęcią odprawi y dobre towary wozić będzie bo u niego złego nikt nie kupi, iaehać z nim darmoby musiał nazad, bo mu go tu składać wedle przywileju miast składowych się nie godzi. Dobry tedy towar przywiezie y tanie go dać musi; bo porządek naszych kupców to sprawi, że plebiscitem uchwalą, (iako (jdańszczanie na polskie zboża) aby drożey żaden aksamitu nie brał iedno po kopie mniey więcey. Cudzoziemiec spuści mu taniey, bo sam go doma robiąc tanio mu przyidzie. Do tego, aby się 3 prędzey odprawił weźmie na sztych od Polaka towar Polski y przesadzi na nim połowicę, pieniędzy mu cześć da, cześć na czasy mu rozłoży: y tak Krakowski, Poznański kupiec sam tanio maiąc szlachcicowi taniey spuścić może. Ale gdy ia do niego towar swóy zawiozę, woły za granice zagnawszy muszę mu skakać po iego woley. Pasza wołom siła, na każdy dzień kosztuje, kosztuie strawa sług y koni; a gdy sie na tego zwa­śnią, nie kupi nikt wołów u niego to albo żeń daley z wiel­kim nieznośnym kosztem y niebezpieczeństwem albo na bórg day chłopu, co dusze tylko a czapkę ma. Ten ci zapłaci na ś. nigdy....". Podobnie u Zaremby. „Nie widziem y my lepszego spo­sobu, mówią Prusacy w odpowiedzi na narzekanie szlachty polskiey na drożyznę i zdzierstwo kupców iedno się do sta­rych zwyczaiów wrócić a ziemię zawrzeć, pieniądze zniżyć, składy swoie mieć ażeby cudzoziemscy kupcy do nas stowarami y po nasze towary przyieżdżali, towary przywiózszy ta­niey by je dawali, tak iako my woły do Niemiec zagnawszy y insze towary nasze z niemałą szkodą zawiózszy często tanio sprzedawać musiemy". W związku z polityką drożyznianą stoi również żądanie popierania rozwoju przemysłu krajowego, gdyż wówczas wsku­tek jeszcze bardziej zwiększonej konkurencyi ceny będą je­szcze niższe. Należy również postarać się i o to, „żeby żydom wolno, ści takie dać aby po koronie z iedwabnemi y sukiennymi materyami po miastach y miasteczkach ieździli y przedawali a przy boku J. K. M. aby im zawsze wolno było mieszkad a przyczyna ta, że się oni prawa będą bali według Constitucyey a na wagę wszystko przedawać będą y chcą y owszem się podymą y upominki Tatarskie przytym y na każdy rok znaczną sumę do skarbu dawać będą". Należy również ustawowo określić ceny i to tak towarów jak i usług. „W porządnych państwach — czytamy u Za­remby — iako na wszystko tak y na to pewne ustawy uczy­niono y na dzień rzemieślnikom pewnym płacą". A Faiibogowski, mówiąc o stałych cenach towarów (pretia rerum) powiada: „W Atenach między inszymi porządkami, to prawo w nich było, że sie nie godziło nikomu przedawać ani kupować, ażby był Philosoph oszacował daiąc te przy­czynę : Ne vendant tamquam Tyrani autem aut tamquam stulti". Wychodzono ogólnie z założenia, że kupcy za wiele (niestosunkowo dużo) zarabiają. W obec tego — sądzi Cikowski — ustanowienie stałych taks, mających zapobiedz wyzyskowi kon­sumentów, jest w zupełności usprawiedliwionem a urzędnicy koronni, którzy powinni przecież stać bezwzględnie na gruncie ustaw, zupełnie właściwie sobie postępują, wymagając zastóso­wania sie ścisłego do taryfy. Podobne pojmowanie rzeczy jak u Cikowskiego widzimy i w Voluminach legum. „Iż Precla rerum tak exoticarum iako y domesticarum z szkodą obywatelów Państw Naszych in immensum crescunt — czytamy w jednem miejscu — chcąc consulere w tym commoditati poddanych naszych komisarze ad taxanda Precia rerum pracsentis Conventus authoritate naznaczamy tak Senatu iako y z koła Poselskiego oboyga Na­rodów y do Dworu Naszego; do których miasta przednieysze w Koronie y w Ziemiach Pruskich i W. X. lit. za publikacyą tey konstytucyi Posły swe cum plenaria potestate posłać maią" (Vol. leg. III. 545). Sądy ekonomiki polskiej na nowe objawy życia gospo­darczego są, jak widzimy, w stopniu dość wysokim zbliżone do poglądów wypowiadanych podówczas i zagranicą. I tam, jak u nas, upatrywan.0 powód podrożenia towarów i usług zazwy­czaj w samowoli kupieckiej, w chciwości, w zmowach „monopoliach". Podając jednak środki zaradcze spotykamy tu prze­cież myśli, które choć może zdarzyły sie i w obcych literatu­rach, to zdarzały sie niezmiernie rzadko, z drugiej zaś strony jest rzeczą niewątpliwą, że myśli te i te środki zaradcze po­wstały na gruncie narodowym i nie były wypowiedziane wyłą­cznie pod wpływam przeczytanych utworów literatury zagra­nicznej. W pierwszym wiec rzędzie należy tu zaliczyć pomysł, by za pomocą odpowiednio pokierowanej polityki handlowej, osiągnąć zniżkę cen. Niech nie nasi kupcy jadą za granicę, lecz niech tamci tutaj przybędą a znajdując sie już w kraju, nie będą już chcieli nazad wozić swych towarów i odstąpią je * za byle jaką cenę. Trzeba sie również starać i robotników do kraju przynęcić, trzeba ich osiedlić w kilku miasteczkach tego samego województwa a konkurencya miedzy nimi będzie rę­kojmią, że ceny, które powinny być stałe, nie będą przekro­czone. Są to wszystko pomysły, odnoszące sie oczywiście w pierwszym rzędzie do towarów zagranicznych „exotcae merces". Towary zagraniczne bowiem t. j. takie, które głównie zagranicą wyrabiano nabywała szlachta i tu jej sie najbar­dziej dawała odczuwać zwyżka cen. Wiec chodziło w pierw­szym rzędzie o ułatwienie konsumcyi szlachcie. Inne środki zaradcze: poprawienie stosunków monetar­nych, ustanowienie stałych cen i taryf towarowych spotykamy i zagranicą. W Polsce przybrały taryfy cen cokolwiek inny charakter, niż gdzieindziej. Ustanawiania stałych cen żądała i ekonomika kanonistyczna. Nie stawiała ona jednakże tego postulatu ze względu na konsumenta, nie miała ona na celu. głównie ułatwienia konsumcyi jak raczej uchronienie produ­centa przed złem mu zagrażającem wskutek tego, że iustum pretium nie było zachowanem, że producent osiągnął większy zysk, niżby mu się wedle słuszności był należał. Taki sposób motywowania wynikał już zresztą z samego charakteru etycznego ekonomiki kanonistycznej. W Polsce, u polskich ekonomistów, motyw ten stanął na dalszym planie; iustum pretium, wzgląd na dobro duchowe producenta ustąpił w obec względu na ułatwienie konsumcyi szlachcie. Szlachta nie była zbyt zasobną w fundusze pieniężne, w przeciwień­stwie do mieszczan i gdy mieszczanie konsumowali wcale znaczne ilości towarów zagranicznych, szlachta musiała sie ograniczyć w konsumcyi i ustąpić w tym względzie pierwszeństwa pogardzanym przez sie mieszczanom. Tworzenie sie ceny różnie jest pojmowane przez współ­czesnych; spotykamy się tu ze zdaniem, że cena tworzy się pod wpływem stosunków targowych ale przeważającą jest opinia kładąca nacisk na pierwiastek subjektywny; cena two­rzy się pod wpływem spekulacyi, pod wpływem dążeń kap­ców do zagarnięcia dla siebie jak największych zysków. W ogóle kwestya cen nie jest nigdy prawie teoretycznie in abstracto rozważaną lecz jedynie z powodu zmian jej, ze względu na drożyznę. Poglądy na kwestya ceny i rady podawane przez na­szych pisarzy celem zapobieżenia wzmagającej sie drożyznie, niewątpliwie znalazły podatny grunt w społeczeństwie pol­skiem; świadczą o tem liczne postanowienia wydane prawie wszystkie w duchu i po myśli powyższych wywodów. Czy środki zaradcze, zalecane przez teoryę, w życie wprowadzone doprowadziły do pożądanego rezultatu t. j. czy osiągnęły cel zamierzony przez ustawodawcę? Zdaje sie, że nie miało to miejsca. Wskazują na to ciągle sie powtarzające konstytucye, utyskujące na drożyznę a wprowadzające przecież w życie te same postanowienia, które okazały sie zupełnie niestosownemu Nie były one zapewne dość ściśle wykonywane, ale ten fakt właśnie że pozostały martwą literą prawa dowodzi najlepiej tego, że nie były na miejscu. Podanie tych rad i wskazówek było niewątpliwie naturalnem i logicznie wypływało z całego sposobu myślenia o państwie. Ale nie liczyły sie te głosy nie­stety z tem, że życie jest silniejszem niż prawo, i że w walce konkurencyjnej zwycięża silniejszy. Producenci, względnie po­średnicy w sprzedaży ich wytworów, okazali sie w tym wy­padku większą potęgą niż konsumenci. VI. Zagraniczne poglądy o pieniądzu i jego znaczeniu z na­tury rzeczy odbić sie musiały w Polsce; jednakie przyczyny musiały wywołać jednakie skutki. Tu i tam odbyła się rewo­lucya cen; szlachta rolnictwu przeważnie sie oddająca, chcąc nabywać exoticae merces bardzo dotkliwie odczuwała — wobec zwyżki cen tychże towarów — brak pieniędzy. Łatwo więc tłu­maczą się zdania i poglądy, które nader wielką wagę przy­kładały do posiadania pieniądza i to nie tylko w odniesieniu do jednostki ale i w odniesieniu do państwa. „A należy rzpltej — mówi już ks. Piotr Grabowski w swem Zdaniu syna koronnego o piąciu rzeczach rzeczypospolitej polskiej należących — tak duże na tem, abyśmy pieniądze bogate mieli, iż jeśli ich nie będzie, zginiemy, o czem tu dla krótko- ści dyskurowae nie chce. To jedno powiem, iż nie teraz, ale przed kilką tysięcy lat, pieniądze nervum belli zową a iako eine nervo moc każda nulla est, tak wojna bez pieniędzy, którą co rychle zapewne z Turkiem będziem mieli, jako sie w pierwszym traktacie o sąsiedztwie pokazało". Widzimy więc, że autor stoi na stanowisku bardzo zbli-żonem do stanowiska najzagorzalszych merkantylistów. Wszak i u nich pieniądz to res universalissima i t. p. Choć z dru­giej strony niewątpliwie racye należy przyznać Grabowskiemu, gdy zaznacza, że nie należy prowadzić wojny, gdy sie nie ma należytych środków pieniężnych do tego. Grodwagner określa istotę pieniądza: Pieniądz to „Pretia rerum, to iest cena rzeczy". Identyfikuje więc autor pie­niądz z ceną; oczywiście jest to pojęcie bardzo powierzchowne, zgodne zresztą z pojmowaniem rzeczy u kanonistów. W ogólności nie wielu pisarzy zastanawia sie nad istotą pieniądza, choć w praktyce, in concreto, uznawają w pełni po­glądy wypowiedziane przez Grabowskiego. Ale i tu spotykamy, (jak za granicą zresztą) pogląd, że pieniądz, że jego istnienie jest w samej istocie swej szkodliwem. „Wszystkich... przyczyn upadku Państwa każdego — mówi Starowolski w Dys­kursie — iest naypierwsza y najwyższa przyczyna Moneta abo Pieniądze. Gdy bowiem kto niezbożnie żyje abo contetnnit pietatem et Religionem, uwiedziony będąc dostatkami swemi y bogactwy skarbów. Abo też nędzą przyciśniony wy­myśla wiarki y tłumaczy że aby sie tak u rozrutniczków mógł pożywić abo głupich bogaczów, iako czynią Ministrowie Here­tycy .... kto też niesprawiedliwość popełnia wszystko czyni dla pieniędzy, dla honorów, dla dobrego mienia y dla chci­wości swoiey. Skąd y do łakomstwa iest skłonny nie oddaiąe temu co komu powinno a biorąc drugiemu czego brać od niego niegodziło się". A niechaj czuły słuchacz w duszy swej dospiewa: Skoro pieniądze to rzecz szkodliwa, należy je usunąć; zdaje się, że jednak sam Starowolski uznaje, że utyskiwania jego w żaden sposób nie mogą wywołać praktycznych skut­ków, skoro następnie przechodzi do omówienia spraw mone­tarnych. Z kwestya pieniądza łączy się kwestya użycia go. Śmi­glecki stoi jeszcze na dawnem kanonistycznem stanowisku, że pieniądz nie może być inaczej użyty jeno przez wydanie. Jest to stanowisko zajęte już przez św. Tomasza z Akwinu: Za po­życzkę brac odsetki jest rzeczą samo przez sie niesłuszną, gdyż znaczy to tyle, jak coś sprzedawać, czego niema, mówi św. Tomasz; to zaś jest nierówno miernością przeto i niespra­wiedliwością. By to zrozumieć, trzeba wiedzieć, że istnieją rzeczy, których użycie polega na zużyciu, tak jak np. uży­wamy wina pijąc je lub zboża spożywając je. Przy rzeczach tego rodzaju przeto użycie przedmiotu nie jest różnem od sa­mego przedmiotu; komu zezwala sie na użytek rzeczy, temu daje sie rzecz samą, wskutek czego odstępuje sie w tym wy­padku równocześnie także wszelkie prawa własności... Istnieją jednakże rzeczy, których użycie nie polega równocześnie na ich zużyciu; tak użycie domu polega na zamieszkaniu go, nie zaś na zniszczeniu go... Pierwszy i najważniejszy rodzaj użycia pieniędzy polega na wydaniu ich (zużyciu). 1 dla tego jest samo przez sie rzeczą niesprawiedliwą przyjąć obok zwrotu pieniędzy także i odszkodowanie za zużycie ich. Poglądy te prawie w zupełności przejął do swej roz­prawy i Smiglecki. W czasie, gdy wypowiedział je św. To­masz, nie można im było odmówić pewnej racyi bytu. Go­spodarka naturalistyczna uniemożliwiała bowiem wszelką pra­wie inwestyeyę kapitału. Pieniądz rzeczywiście nie mógł być z małymi wyjątkami inaczej użyty jak przez zużycie. Wiek XVI. sprowadził jednakże przewrót stanowczy w tym kie­runku. Gospodarka naturalistyczna uległa była przemianie w pieniężną. Poglądy więc, które niegdyś miały racye bytu, obecnie straciły grunt. Smiglecki, wychowanek scholastyków średniowiecznych, zdaje sie, że odczuwał zmianę stosunków. Więc choć samą zasadę starał sie utrzymać, to przecież oma­wiając zastosowanie jej in concreto, doszedł właściwie do re­zultatów wprost przeciwnych założeniu, bo — doszedł do za­przeczenia zasady. Za pożyczkę można brać odsetki, jeśli w grę wchodzi lucrum cessans lub damnum emergens lub je­śli chodzi o wynagrodzenie zawodowej pracy bankiera. Pobie- ranie odsetek w każdym innym wypadku jest lichwą i z tego powodu potępienia godnem. W przeciwieństwie więc do dzisiejszej doktryny, którawymaga do pojęcia lichwy zguby gospodarczej dłużnika, autor kładzie nacisk na stosunki wierzyciela. Jeśli ten wskutek wy­pożyczenia pewnej sumy jego własnością będącej, szkody nie ucierpi, nie powinien żądać zapłaty odsetek od dłużnika. Wszak byłoby to wyzyskaniem położenia przez niego, wyzy­skaniem niegodnem człowieka uczciwego. Niestety jednakże kryteryum tego rodzaju jest bardzo trudnem do przeprowadzenia w praktyce, niemożliwem jest bowiem wprost rozstrzygnąć, czy zachodzi lub nie zachodzi zguba gospodarcza wierzyciela. Poglądy autora miały wiec w pierwszym rzędzie charakter etyczny. Na równi z pieniądzmi traktuje autor i inne rzeczy, które jednakże, stosownie do tego, do jakiej należy je zaliczyć kategoryi, inaczej są przez autora traktowane. W ten sposób omawia autor najmy, czynsze, dzierżawy, wyderki a z traktowania tych wszystkich materyi wynika, że zbliża on sie do abstrakcyjnego pojmowania kapitału, jako po­jęcia obejmującego przedewszystkiem ogół środków produk­cyjnych. Stanowisko zajęte przez Smigleckiego tylko teoretycznie a in concreto przez niego samego właściwie zaprzeczone zna­lazło wśród współczesnych tylko w zasadzie, w teoryi, wiela zwolenników. I tak Zaremba podając zarzuty czynione szlach­cie przez kupców zaznacza, że "szlachta lichwi, biorąc 20 proc. do 50 gorzej od żyda", wiec kładzie nacisk na wysokość odsetek, nie występuje zaś wcale w obronie zasadniczego zakazu pobierania odsetek. Nawet Piotr Skarga, także przecież du­chowny katolicki mówi: „A lichwy y złe nabywanie maję­tności iako sie rozmnożyły. Są ludzie, którzy wszytkie Żydy przechodzą dzisięć y dwadzieścia y trzydzieści od sta biorą. Y gubią domy potrzebnych y prawie pożeraią a nic z miło­sierdzia md nędznym nie czynią". (VIII. kazanie sejmowe). Mowca kładzie tu więc nacisk na wysokość odsetek, właści­wie zatem porzuca w zupełności stanowisko kanonistów. Do stanowiska Śmigleckiego natomiast zdaje sie zbliżać Grodwagner mówiąc „Niesłusznie przedawaiący są gorsi niż lichwiarze, bo ten przedsię dobrodzieystwo jakieś czyni, gdy potrzebnemu choć i niesłusznym sposobem wygodzi". Nie określa tu wprawdzie autor swego stanowiska dość wyraźnie; skoro jednak sądzi, że „lichwa" może być pożyteczną, wszel­kie prawdopodobieństwo przemawia za tem, że autor pojmujeprzez „lichwę" wszelkie pobieranie odsetek. Oczywiście i u niego widzimy różnicę między teoryą a praktyką. Zasa­dniczo uważa on lichwę za potępienia godną, pobieranie od­setek za zysk niesłuszny, w praktyce przecież pobieranie takieodsetek w pewnym stopniu za uzasadnione. Na zbliżonem (choć innem stanowisku) stoi również Petryey: „Lichwą bawić sie żadnemu człowiekowi nie przystoi: chyba żydowi, który sie nie ogląda na słuszność y na poczci­we swoie zyski: owszem ma sobie za wielką rzecz, gdy Chrześcianina oszuka albo odrze. Którzy okrom żydów, lichwy patrzą, są bezecni, iako złodzieie zdzierający upadłych ludzi". Nie mamy tu teoretycznego rozważania słuszności pobierania odsetek, ale stanowisko zajęte przez autora wskazuje na to, że­uważa on zysk z pożyczania pieniędzy za niesłuszny. Zupełnie prawie ze Śmigleckim zgadza się Miczyński: „kto lichwę bierze — mówi on — drapież czyni y niemniey powinien wrócić lichwiarz co wylichwi, niż złodziey co ukra­dnie. Et ideo in iure Canonico post titulum de Furtis immediate De usuris siquidem usura est species furti". Podobnie i Haur gromi lichwiarzy, gdyż lichwa, jak są­dzi, z ukrzywdzenia bliźniego powstaje. Ogólnie więc rzecz biorąc przeważa opinia Grodwagnera. Wskazuje na to stałe i konsekwentne uzywanie terminu „lich­wa" zamiast wyrazu „pobieranie odsetek". Jestto więc epoka przejściowa niejako, jestto czas, w którym pojęcia kanonistyczne uznawane są jeszcze w teoryi, w praktyce jednakże ulegają prawie zupełnemu zaprzeczeniu. Jestto więc czas, w którym dotychczasowe poglądy poczynają się przekształcać w nowe. Stosunki kredytowe znajdują wcale szerokie uwzglę-dnienie u pisarzy współćzesnych. Udzielaniem pożyczek pro- centowych zajmują się przede wszystkiem żydzi Słyszymy wiec nader często skargi na żydów dlatego, że „lichwą Chrześeiany nieznacznie gubią" (Miczyński). Achacy Kmita, domniemany autor „Kruka", mówi, że „gdy szlachcic idzie na wojnę, Tymczasem Pan Żyd włości iego popustoszy, młyny, karczmy wyniszczy, poddanych rozpruszy. Ztąd że sie powróciwszy z woyny poratuie Szlachcic gdy Żydom dobra wszytkie zafantuie". Lecz nietylko szlachtę gubią lichwiarze ale i poddanych (Zaremba, Śmiglecki). Z dru­giej strony szlachta i mieszczanie również starają sie zarabiać wypożyczaniem pieniędzy na procent (Skarga Petrycy, Śmi­glecki mówią bowiem i o innych osobach, które „lichwą sie bawią"). Miczyński znów skarży się, że „lichwą Chrześciany iedne nieznacznie gubią, drugie Lichwiarzami czynią …………………………Chrześcian do lichwy nakłaniają". Pobieranie odsetek było wiec rzeczą wcale zwyczajna wówczas w oczach opinii publicznej było ono jednak potę­pienia godnym, gdyż zachodził, tu zdaniem współczesnych zysk nieuczciwy. Mimo to poczęto się liczyć, zdaje sie, z fak­tem dokonanym; tembardziej że ścisłe wykonywanie kanonistycznego zakazu pobierania odsetek nie dało się w praktyce przeprowadzić, doprowadziło nawet do pewnego rodzaju reakcyi, gdyż poczęła sie wytwarzać lichwa w dzisiejszem tego słowa znaczeniu. Wskazują na to wcale wysokie odsetki, które łatwo mogły i sprowadzały też rzeczywiście zgubę gospodar­czą dłużnika, skoro inwestycya nie mogła dawać tak wielkich dochodów, by one stały w stosunku prostym do odsetek po­bieranych przez wierzyciela. Dlatego też niewątpliwie było czynem wielkiej wagi założenie banków miłosierdzia w Kra­kowie i Wilnie, które udzielały pożyczek za umiarkowanym procentem. Było to już stanowczem zaprzeczeniem kanonistycznej teoryi przez tych właśnie, co byli jej zwolennikami w zasadzie. Ale mimo to starają się, oni upozorować takie po­stępowanie i utrzymać zasadę samą niezachwianą. I tak mówi np. Śmiglecki: „Montes pietatis nie lichwią, ponieważ abo krom zastawy nic przy pożyczaniu nie biorą ci, którzy z tej góry pieniędzy pożyczaią nędznym ludziom iako się w Krako- wie y w Wilaie zachowuie abo rzecz bardzo małą biorą y to nie za pożyczanie ale w nagrodę pracey tych, którzy onych ku pożyczaniu strzegą". Więc praktyka doszła do zupełnego zaprzeczenia dok­tryny kanonistycznej, teorya starała się utrzymać dawną dok­trynę niezachwianą; starając sie ją jednakże pogodzić ze zmie­nionymi stosunkami gospodarczymi doszła do zupełnego jej zaprzeczenia. Pieniądz nabiera większego znaczenia, które w zbyt do­sadnych wyrazach uznają i nasi pisarze; doprowadza to ich niekiedy do przeceniania pieniądza, choć w mniejszym stopniu niż niektórych pisarzy zagranicznych. VII Sprawy mennicze zajmują w literaturze XVII. w. stano- wisko bardzo wybitne. Cały szereg pism zajmuje sie w pierw­szym rzędzie sprawami monetarnemi (choć swoją drogą innym sprawom więcej poświęca miejsca). Bicie monety krajowej w Polsce sięga czasów pogań­skich, jednak przed monetą krajową i obok niej kursowała ciągle wielka ilość rozmaitej monety obcej, polska też moneta miewała kurs po za granicami kraju. Było to koniecznym wy­nikiem stosunków politycznych i handlowych Polski z ościen­nemi i dalszemi państwami1). Już2) od Zygmunta Augusta cu­dzoziemska moneta zaczęła sie w Polsce zagnieżdżać, tem bar­dziej, że Zygmunt August nie bił wcale monety koronnej. To też sprawa mennicza przez długi czas stała na porządku dzien­nym obrad sejmowych. W. r. 1578 uchwalono założyć, kró­lewską mennicę, której zarząd powierzono dawniejszym ustawom nie podskarbiemu koronnemu lecz odrębnemu dostoj- 1) Antoni Ryszard. Moneta obca w Polsce, Polska za gra- nicą i wzajemne naśladowania. Eeferat miany na II. Zjeździe hi­storyków polskich str. 1. 2) Pawiński. Skarbowość w Polsce za Stefana Batorego, str. 443. nikowi (Rafałowi Leszczyńskiemu). Stało sie to prawdopodo­bnie dla tego, ponieważ ówczesny podskarbi (Bużeński) obar­czony ciężarem wieku nie czuł sie dość na siłach, aby podo­łać nowym obowiązkom, które z wprowadzenia zmiany na tem polu nań spadały. Nowy administrator mennicy koronnej nie stawał na czele mennicy administrowanej na rzecz skarbu, lecz zawierał raczej układ tego rodzaju z królem, że niejako sam zakładał myncarnie swoim nakładem, przyjmując na siebie obowiązek urządzenia jej całkowicie gdzieby zechciał, sprowa­dzenia statków i ludzi usposobionych. Jednem słowem, Le­szczyński wystąpił jako przedsiębiorca, który zapewniał skar­bowi państwowemu czystego dochodu 20 groszy od każdej grzywny, jaka w mennicy jego stopioną zostanie. Dozór nad mennicą miał król. Dla ułatwienia nowemu administratorowi spełnienia trudnego jego zadania wydał on uniwersały, zabra­niające poddanym swoim oraz kupcom cudzoziemskim wywo­zu srebra za granicę Polski. Z drugiej strony nakazał on znieść do mennicy wszelkie srebro po cenie 8 złp. za grzywnę. Ró­wnież mieli żydzi krakowscy w myśl zobowiązania od dawna istniejącego znieść jak najprędzej po tej samej cenie 1000 grzywien srebra do tejże mennicy. Zakazano dalej używania monety cudzoziemskiej, wywołano mianowicie wszelką monetę miasta Gdańska zarówno srebrną jak i złotą. Dla zagrani­cznych talarów Karola Ferdynanda i kilku innych uczyniono późnej jednakże pewną ulgę, zachowały one bowiem swą wartość i prawo obiegu. Wywołanie cudzoziemskiej monety bowiem było w ogóle zadaniem dość trudnem do przeprowa­dzenia, gdyż mennica Leszczyńskiego nie mogła dostarczyć potrzebnej ilości monet, wskutek czego król wznowił nawet braciom Gobeliuszom z Gdańska i Malborga przywilej bicia monety polskiej za pewną do skarbu opłatą. Ordynacyą menniczna z r. 1578 postanawiała m, i.: Z grzywny myncarskiej zawierającej w sobie szczerego srebra czyli fainu 13,5 łutów, wyrobić 7 sztuk talarów, tak aby one razem ważyły jedną grzywnę i pół skojeca, z grzywny zaś fajnu sztuk 8 grosz. 10 den. 4, aby tym sposobem grzywna fajnu w obiegowej monecie przedstawiała wartość 9 zł. 20 gr. 4 den. Te dążenia do reform menniczych nie ustały i w XVII. w. Grodwagner znowu skarzy sie na wywożenie dobrych srebr­nych monet polskich. Sprawia to przedewszystkiem różnica stopy menniczej polskiej a zagranicznej. A ma to jeszcze ten skutek, że jest „oszukanie w Handlach w czym i Rzeczypospolitey może to szkodzić". Dzieje się to w ten sposób, że zagra­niczny kupiec zamilczywszy o stopie zagranicznej, łatwo bar dzo oszuka polskiego kupca. W dalszym ciągu swych wywodów porusza autor jeszcze inną sprawę. Czerwonych złotych 6 równa sie w Polsce Talerom 10. Do tego też stosowaćby się powinna i drobna moneta (złoty). Ponieważ jednak 1 taler = 3 zł. a 1 czer­wony złoty = 51/2 zł., te same wartości w drobnej monecie winny sie wyrażać jak 16 1/2 : 15 a w podwójnych ilościach jak 33 : 30. Tak być nie powinno. Wszystkie państwa wpro­wadziły u siebie „pomiarkowanie talerów z czerwonymi zło­tymi". U nas nie miało to miejsca dotychczas. Ponieważ srebr­na moneta jest więc u nas tania, więc cudzoziemcy wywożą ją za granicę. W ten sposób tracimy na każdych 10 talerach 1 taler. Trzeba więc przedewszystkiem ustawniczo określić stosunek wzajemny złotej i srebrnej monety i uchwalić że 10 talerów = 6 czerwonym złr. == 30 zł., nie dozwolić zaś by złoto było droższe niż srebro, by więc płacono za 6 czerwo­nych zł. 33 zł. nie zaś 30 zł., jak by to miało miejsce z 10 talerami. W razie takiej waluty ustawowej wywóz sam przez się ustanie, nie będzie więc Ezczplta tracić tyle srebra, wów­czas też niewątpliwie polepszą się stosunki handlowe. Nako­niec zaś jeszcze jeden wzgląd przemawia za tą reformą: „Bo ponieważ pieniądze są pretium rerum to iest ceną towarów y każdey rzeczy iako sie też słusznie przedawać abo kupować będą, kiedy w pieniądzach tey dzielności nie masz iakąby u nich sprawować miały: Abowiem iż y one wzaiemnie się by Towar iaki przemieniają, potrzebaby im mieć w pewnej kwocie iedney ku drugiey słuszną aequivalentią y proportią. Tey iż u nas nie maią iako się pokazało, nie będzie żadnym sposobem rzecz słusznie przedaną: ponieważ iedna że za iedną speciem będzie więcej a za drugą mniey". Nakoniec trzeba w ogólności zważać na to, by i drobniejsza moneta, zacho- wała stosunek do Talerów i czerwonych złotych, trzeba wiec zważać na to „aby w każdym pieniądzu tak wiele srebra się znaydowało, żeby do quoty valoru Talerów Czerwonemu zło­temu naznaczonego w liczbie drugich, z którymi wespół taki valor iego wypełniać będzie i żadney z tych speciem nieprzechodził; boby sie tym y proportia pomieszała y oceasia by do wywożenia drobnych pieniędzy podana była". Wiec oznaczenie nominalnej wartości, staranie sie o to, by ta nominalna wartość odpowiadała rzeczywistej (wewnętrz­nej), tudzież oznaczenie w drodze ustawowej stosunku warto­ściowego poszczególnych monet do siebie — to postulaty autora; rady niewątpliwie słuszne. Podobne rady daje także Starowolski. Żąda wiec „abyśmy czerwony złoty a taler 1 w konstytucyey opisany mieli wiele ma ważyć; czerwony złoty winien być oszacowany po złotemu nowey monety, któraby teraz Rzeczpospolita kuła szczyro srebrne iako czyni Moskwa swoie dzięgi y Turcy swoie Aspry. Taler zasię aby nieszedł ieno po pół złotego nowey monety a po trzy złote teraźnieyszey". Trzeba również baczyć i na to, by tej nowej monety nie poczęto fałszować, „Bo iako skoro źli ludzie y żydzi obaczą monetę szczyro srebrną zarazem sie iey imą fałszować iako czynili dotąd, przetoż potrzeba konie­cznie te nowe grosze, brać na wagę aby nie zaraz wydał y łatwo poszlakowany był, ktoby go pofałszował". Nową monetę należy wprowadzać powoli, aby sie ludność mogła przyzwy­czaić do niej. Należy wybijać „szczyro miedziane bez żadnego pobielenia szelągi", „dla ubóstwa y dla kupowania drobnych rzeczy". „Aby we wszystkim królestwie iednaką wagę miały tak czerwone złote iako y talery, iako też y grosze abo puł-groszki. To iest aby grosz urobiony na Litwie tyleż ważył iako y grosz koronny, iako y Gdański abo Elbląski — żeby pospólstwo iednę wszędzie y iednaką wagę na pieniądze miało. Mincarz kując monety, nie powinien sie starać na tem zarobić, inaczey działoby się oszukanie wszytkiemu ludowi po­spolitemu, który nie znając się na liczbie metalów, musi wszystkie swoie rzeczy drożey abo taniey za pieniądzmi puszczać”. Widzimy wiec cały szereg rad, krótko i zwięźle wypo­wiedzianych, jakto w ogóle ma często miejsce u Starowolskiego. Wartość nominalna odpowiadać powinna rzeczywistej wartości monety i jej waga ma być ściśle określoną zapomocą ustawy i w całem państwie winna być jedna i ta sama. Rady bezsprzecznie zdrowe. Jeden szczególnie postulat zasługuje na baczną uwagę: to żądanie wprowadzenia w obieg drobnej miedzianej monety; żądanie to dowodzi coraz bardziej szerzą­cej sie potrzeby używania pieniądza jako środka zamiany; transakcje handlowe nie ograniczały sie obecnie tylko do za­możniejszych warstw społeczeństwa, nie miały miejsca jedynie w ważniejszych (więc i rzadkich) wypadkach. Inne dezyderaty Starowolskiego są niewątpliwie w związku z przeprowadzona wówczas reformą monetarną; stoją one głównie na tem sa­mem stanowisku co Grodwagner, żądają zaś w zasadzie „umiarkowania" jednych monet z drugimi, co w obec częściowo już dokonanej reformy monetarnej było koniecznem. Żądania te ponawia Starowolski w Votum, w Poprawie i Reformacyi. Mówi tu m. i. „abyśmy dobre ziarna przedająe nie brali za nie miasto pieniędzy plew lada jakich. Dążyć więc należy do wytępienia tych plew. A usunięcie złej mo­nety połączone z równoczesnem wprowadzeniem dobrej będzie miało ten skutek, że każdy „będzie sie tem kontentował, że to co ma, tedy ma in solido metallo et incorruptibili per aetatem". Zresztą powtarza tu autor te same rady jak w Dys­kursie. Nad złymi stosunkami monetarnymi ubolewa też Za­remba, wskazując na niepewność w skutek złych stosunków mo­netarnych powstającą w kontraktach kupna i sprzedaży; zwła­szcza wymaga koniecznej reformy i ingerencyi państwowej fakt, że kupcy nie stosują sie do waluty ustawowej monet, że zwłaszcza nie chcą brać drobnej monety po cenie oznaczonej wskutek czego szlachta zakupująca drobne ilości towarów musi płacie za nie znacznie drożej, niżby sie wedle słuszności na­leżało. Sprawa ta już od dłuższego czasu stała na porządku dziennym: „kiedy by w mieście — czytamy bowiem już w Ustawach Prawa Ziemskiego polskiego (dla pamięci lepszej krótko i porządnie z statutów i konstytucyi zebrane przez JM. Pana Jana Tarnowskiego niekiedy kasztelana krakowskiego etc. w Krakowie w drukarni Łazarzowey 1579 1) — za którą ku­pią drobnych pieniędzy nie chciano, tacy mieszczanie takąż winą mają być karani jako też i szlachta. A gdyby kupiec albo kramarz za jaką kupią pieniędzy drobnych "brać nie chciał taki kupią traci do nas". Konstytucyą ta jednakże nie była zapewne wykonywaną i stąd żale Zaremby. Reform monetarnych żąda nakoniec i Zawadzki, który sądzi, że najlepszym środkiem ku zaradzeniu wielu niedogo­dnościom gospodarczym jest reductio monetae ad iustum valorem quantitatis qualitatisque materiae. Ogólny wiec charakter poglądów ekonomiki XVII. w. na sprawy monetarne, to żądanie przedewszystkiem reform w kierunku wykonywania ustaw wydanych w tych sprawach; dążenie do zapewnienia waluty drobnej monecie a z tem i rozszerzenia rynku pieniężnego, postulat nakoniec zachowa­nia należytej wągi w poszczególnych monetach jak i zacho­wania odpowiedniego stosunku (ustawą określonego) miedzy niemi i w życiu, nakoniec dążenie do dokładności monet tu­dzież (niekiedy) żądanie zgodności stopy menniczej krajowej z zagraniczną. Tymi środkami można też osiągnoąć to, że pieniądze nie będą z kraju wychodziły, w takiej masie jak dotychczas. Wi­dzimy więc, że choć jest tu dużo zgodnych postulatów z za­graniczną nauką, nie ma tu przecież owego pierwiastka nie­rozumnego, jaki tkwił np. w zakazie Karola V. wywozu monet z kraju. Ten sam cel da sie tu osiągnąć środkami o wiele więcej naturalnymi i właściwymi. VIII Dużo uwag poświęca współczesna ekonomika sprawom konsumcyi. Zajmuje się ona zwłaszcza konsumcyą zabytkową. Słyszymy tu z jednej strony skargi na zbytek szlachty, z dru- 1) Wyd, Turowskiego str. 93 giej strony na konsumeyę zbytkową mieszczan, nakoniec zda­nia, użalające sie na wzmożenie sie zbytku w ogóle. Slescovius ubolewa nad zbytkiem, a szukając jego przy­czyn, przypisuje powstanie jego żydom. „Gdybyż żydów nie było, nie napierałyby sie panie — mówi on — stroiów cu­dzoziemskich aniby piór za czapką iakoby kozak nosiły; iadłyby domowe owoce nie świnią potrawę kosztom". „O zbytku stroiów aż nazbyt z cudem na to patrzyć, gdyż sukna abo ubiór u wielu z kondycya sie nie zgadza", skarzy sie znów Falibogowski. Zbytek też, jest zdaniem Starowolskiego jednym z powo­dów upadku państwa każdego. A wszak mamy wszystkie to­wary .,bez których vita human a difficulter conservari potest". Bardzo wiele uwag poświęca zbytkowi Starowolski w Reformacyi. Wiec gani zbytek w jedzeniu i piciu, w ubiorze, w życiu w ogóle i ubolewa nad zbytkiem szlachty i zbytkiem mieszczan. I Grodwagner gani zbytek „bławatów y inszych rzeczy barziey na luxum niż na potrzebę używamy". Powtarza on dalej znany merkantylistyczny argument Sully ego: „A to pe­wna, mówi on, żeby to sie żadnemu Państwu tak nie zeszło, iako naszey Polszcze, która z osobliwey opatrzności Bożey, wszystko co tylko do życia ludzkiego jest potrzebnego z siebie wydaie. Niech kto ukaże, ieśli iey czego, krom wina, korze­nia a Bławatu nie dostaie: a bez tego wszytkiego iako mniey potrzebnego, snadnieby sie obeyść mogliśmy, maiąc na to miejsce pożytki, którymi to zastąpić y nagrodzić sobie mo­żemy. Mamy na napoy iako y na chleb zboża a do tego y miodu dostatek. Mamy na odzieżą wełny y lnów barzo wiele; korzenie też ogrodne y mleczne, także okrasy domowe rozmaite stoią wielom za te przysmaki zamorskie, które y obcy sami bacząc nie tak zdrowiu potrzebne iako appetitowi nie­których tako wygodne sobie lekceważą y nam ie za rzeczy sobie potrzebnieysze y bez których zgoła żyć nie mogą pod« mietywaią y iako sami chcą wiedząc o nałogu naszym, że tego niezmierną moc radzi trawiemy przedaią, czego by doka­zać nie mogli, gdybyśmy tych rzeczy tak nie affektowali 4 y miernie y wedle potrzeby ich tylko, iako wino do offiary przenaświetszey, bez którego ta odprawić sie nie może, także dla delikackich żołądków, które y korzenia cokolwiek potrze­bować mogą, a potężniejszym Aquavita y groch z słoniną nie zawadzi, zażywali". Wniosek prosty ten, że należy sie ograniczyć w konsumcyi zbytkowej. Taką radę daje też Skarga w VIII. kazaniu sejmowem. „O Boże móy, iakie zbytki w to sie królestwo wniosły, któremiłosierdzie wszystko wypędziły" mówi on: „Począwszy od małych aż do wielkich wszyscy mierność świętą y proste uży­wanie opuścili y onym staropolskim y żołnierskim życiem, wzgardzili. Każdy chce wino pić. Już nie tylko woda, na któreyśmy przestawali, ale y piwo młodym y zdrowym. Jedna, na dzień kwartą wina do roku sto złotych blisko utraci. Rzadki panosza bez jedwabiów, bez poszóstnych koni, bez kil­kanaście pachołków y barwy iedwabney, bez kolebek y stroynych obitych kołczych, ieździć nie chcą. Już siodła tylko wo­źnicze zostały. W wozie koń za kilka set złotych... Białe- głowy tak w ubiorach y stroi ach swoich przebrały, iż końca, utratom nie masz. Na iedwabie, złotogłowy, ogony y ferety y karety utrat nie przeliczysz. Na półmiski y liczbę niezwy­czayną potraw musi stawać, byle sie pokazać a marności czci y sławy ludzkiey, która za nic nie stoi nabywać". A zbytek taki musi się wydać tem dziwniejszym, że przecież dostatków i bogactw w kraju jest dosyć. „O namilsza matko, iaż zbytkuią dzieci twoie — mówi on znów w IL kazaniu — źle tych dostatków używaią, na grzechy, na sprosności, na utraty, na próżności". Głównie słyszymy skargi na sprowadzanie towarów zagranicznych; oczywiście, że skargi te stoją w związku z merkantylistycznym sposobem myślenia, z dążeniem by jak naj­mniej pieniędzy wychodziło z kraju. Ponieważ zaś w kraju przemysł nie był rozwinięty, exoticae merces towary zagrani­czne (w tym wypadku „rozumiane jaka zbytkowe) trzeba była sprowadzać. By więc pieniądze nie wychodziły z kraju, nale­żało tego unikać „należało wystrzegać się zbytku. Kto zbytkował, ten nietylko że sam niepotrzebnie uszczuplał swoje fun- dusze, ale szkodził samej Rzeczypospolitej. Powinniby raczej, zamiast pieniądze wywozić, użyć ich w kraju na potrzeby Rze­czypospolitej (Skarga II. kazanie sejmowe), z drugiej zaś strony zbytek często prowadzi do nadużyć w urzędowaniu i do naruszenia dór publicznych. Bo gdy ktoś „exhaurit domowe peculium szuka ut per scelus suppleat". Gwałtowniejsze jeszcze są głosy ówczesnej ekonomiki przeciw zbytkowi mieszczan. I tak czytamy w broszurze o ko- rekturze prawa z r. 1607 taki postulat: „Na strój plebeiorum Lex sumptuaria iako iest po inszych państwach tak i w Pol­ szcze byłaby barzo potrzebną: jeno w takiej wolności szla­ checkiej z trudnością by przyszło ustawiać ją. • Jednak nie szlachcicowi i mieszczanom z każdego i nayprzednieyszego miasta żadnego nie excypując utriusque sexus aby nie było wolno chodzić w żadnej iedwabnej szacie, we złocie, perłach, drogich kamieniach, w sobolach, w rysich, w bobrze ani w ża­ dnym kosztownym futrze, w szkarłacie, w półszkarłaciu, w gra­ nacie, w półgranaciu ani w safianie excepto radziec, którzy swoy habit poważnieyszy mieć mają i tych którzy by sie dworom króla JM. abo przy szlachcicach bawili ale jeno póty tego zażywać mają, póki sie przy nich bawią, pod utraceniem wszystkiego w czymby chodził i pod wiezieniem, gdyby ina­ czej czynił". Jest to opinia, zresztą naturalna, w obec dążno­ ści, która sie objawiała jeszcze w w. XVI. w Polsce wcale skutecznie, do objawienia różnic stanowych na zewnątrz. Ży­ czenie autora powyższej broszury znalazło niewątpliwie po­ klask wśród społeczeństwa, gdyż w Voluminach nader często spotykamy leges sumptuariae 1). Czytamy już więc w r. 1613 w Voluminach, (III. 183): „Widząc w tym bydź wielką szkodę Rzpltey y chcąc Stan szlachecki y w tym mieć równy a Plebeis, postanawiamy, aby żaden mieszczanin ani Plebeius excepto Magistratu nie śmiał zażywać szat iedwabnych y podszewek, także futr ko- sztownych, okrom lisich y inszych podleyszych; także w safianie aby żaden z tych nie chodził sub poena 14 Marcarum 1) Np. Vol. leg. III. 183, 619, 370 i inne. ad instigationem y tych rzeczy Delatorowi przysądzeniem. O co forum ex termino facto w każdym sądzie Mieyskim". Zbytek wiec to głównie używanie towarów zagranicznych, które za drogie pieniądze trzeba do kraju sprowadzać z za­granicy. Zbytkujący czynią niesłusznie: konsumcya powinna sie ograniczyć przedewszystkiem w pierwszym rzędzie na wy­twory krajowe. Konsumeya winna jednakże być odpowiednią stanowisku konsumenta. Zdaje sie, że idee powyższe, choć teoretycznie ogólnie uważane za słuszne, nie były przecież w życiu wykonywane; wskazują na to z jednej strony powtarzające sie ciągle (i pó­źniej jeszcze) utyskiwania na zbytek szlachty, z drugiej strony często ponawiane leges sumptuariae. Miały one niewątpliwie (o ile odnosiły sie do zbytku szlachty zwłaszcza) dużo racyi; zbytek wstrzymywał bowiem inwestycye kapitałów i czynił stosunki poddańcze jeszcze bardziej nieznośnymi. I dla tego głosy te zasługują na wszelką cześć i szacunek. Odnośnie do odróżnienia mieszczan od szlachty nie mogły one powstrzy­mać coraz dalej idącej demokratyzacyi zbytku, a co zatem idzie, i potrzeb. Wszak słyszymy niekiedy głosy, uskarzające sie na wzrost potrzeb u robotników miejskich (Naruszewicz). Reakcya w tym ostatnim wypadku objawiała się w ten spo­sób, że „stare rody patrycyuszowskie, które z góry spoglądały na dorobkiewiczów tworzących sie z dawnej czeladzi i robo­tników i obcych przybyszów, nie mogąc się targnąć na ich prawa ustawami cechowemi strzeżone, starały sie objawiać swą wyższość wystawnością w życiu, wykwintnością w ubio­rze" 1). Więc i tu leges sumptuariae nie osiągnęły pozytywnego rezultatu. Ogólna wiec cecha tej epoki na polu konsumcyi to jej wzmaganie sie, wzrost potrzeb. Objaw ten nowy nie uszedł uwadze piśmiennictwa a znalazł w niem ujemne ocenienie. 1) Prof. dr. Aleksander Semkowicz. O potrzebie i sposobie badania i wydania ważniejszych źródeł znajdujących się w miejskiom archiwum we Lwowie. (Pamiętnik II. Zjazdu historyków polskich) str. 6. IX. W dziedzinie polityki ekonomicznej objawiano cały sze­reg poglądów, w których znać wpływ ekonomiki zagranicznej. I tak mamy to w pierwszym rzędzie odzwierciedlenie zagra­nicznych dążności (angielskich zwłaszcza) zmierzających do rozwinięcia potęgi państwowej. Wobec wzmagającej sie potęgi stosunków ekonomicznych, w stosunkach międzynarodowych i w obec potęgującego sie znaczenia pieniądza poczęto identy­fikować potęgę polityczną państwa z jego bogactwem, źródło tego ostatniego upatrując w posiadaniu pieniądza. Poglądy te nie pozostały bez wpływu na Polskę. Poda­liśmy już poprzednio głosy wskazujące na znaczenie pieniądza i przeceniające to znaczenie niejednokrotnie. Skoro więc pie­niądz stanowi podstawę e bogactwa krajowego, należy dążyć do zwiększenia jego zasobów w kraju. „Kiedybyśmy — radzi Starowolski — jeszcze na koło granice zawarli żadnych towarów nie wypuszezaiąc z korony, ale dozwalaiąc pogranicznym wszytkim do nas iachać libere, po co ieno im potrzeba, mie­libyśmy wielkie stąd pożytki y naszeby sie pieniądze z pań­stwa nie wynosiły y srebra y złota do nas haniebnieby siła zewsząd przychodziło. A to z tey przyczyny, że do nas żaden cudzoziemiec swoiey monety nie powiezie, tylko musi z talerami abo ezerwonemi złotemi przyiachać, ieśli zechce sobie co kupić. A kupić koniecznie musi, bo od nas ut plurimum te towary wychodzą, bez których vita humana difficulter conservari potest, iako te rzeczy do iedzenia y odzienia sie na­leżące, zboża, wełny, woły, konopie a my od nich tylko te rzeczy miewamy, które do delicyi należą, iako wina, korzenie, bławaty, frukty, sukna drogie, bez czego sie wszytkiego my obeyść możemy a oni bez nas barzo trudno". A jeszcze dobitniej w Reformacyi: „Aby żaden kupiec ani szlachcic ani pan wielki nie ważył się towaru żadnego do sąsiednich narodów za granicę wywozić, to jest ani koni, ani wołów, ani popiołów, zboża, żelaza, farb, kruszców, wosków, łojów, skór, wełny etc. Ale te wszytkie rzeczy kto co ma przedać, niech zasyłaią do pogranicznych miasteczek, kędy cu­dzoziemcom wolno będzie przyiachać i kupować te rzeczy, co sie komu podoba. Wolno niech będzie i po wszytkiey koronie ieździć, dla skupowania towarów, tylko aby wyjeżdżając z ko­rony, od tych rzeczy, które wyprowadzają cło pograniczne płacili. A my co byśmy stąd za pożytek mieli, snadnie każdy obaczyć może, bo cła wszystkie z cudzego a nie z naszego mieszka pójdą do skarbu a to co byśmy mieli od naszych towarów we Wrocławiu albo gdzieindziej płacić za granicą, w naszym sie mieszku zostanie. Także, co byśmy mieli iadąc po towary do Lipska albo do Frankfortu strawić, to nam wcale zostanie w domu a przeciwnym sposobem, cudzoziemcy do nas dla handlu przyiachawszy trawić sie muszą i od to­warów, które z sobą przywiozą myta płacić". Grają tu wiec ważną rolę oczywiście względy skarbowe; dochód z ceł pod­niesie sie w ten sposób, ale i względy ekonomiczne, dążenie do podniesienia gospodarczego miasteczek pogranicznych. Po­dobne okoliczności ma autor na oku, gdy wskazuje na to, że w takim razie i Gdańszczanie przyjeżdżaliby do Polski i tu kupowaliby zboże, tu też sprzedawaliby towary zagraniczne; szlachcic zaś w domu siedząc mógłby je tanio nabyć, gdyż wówczas zależnym by był kupiec od niego a nie on od kupca. Przy tem Gdańszczanie sami musieliby opłacać wszystkie należytości skarbowe i „po Polszcze dla towarów przyieżdżaiąc sie zawsze w karczmach co strawić". Ale i inne skutki miałaby taka, polityka; w skutek skła­dów i „rzemieślnicy dobrzy dla snadnieyszego pożywienia do nas się przeprowadzą, skąd y rzemiosła zakwytnęłyby y z gę­stego ludu kontrybucyi do skarbu Rzpltey przybyłoby iuxta proverbium, ubi populus ubi obolus". Poglądy Starowolskiego mają niewątpliwy pokost merkantylistyczny; ulegają one jednakże pewnym modyfikacjom, noszącym piętno specyficznie polskie. Nie idzie bowiem Starowolski w ślady francuskiego merkantylizmu, który zabraniał tylko wywozu surowców a dążył do podniesienia wywozu wytworów przemysłowych; żąda on zakazu wywozu tak surow­ców jak i wytworów przemysłowych; owszem niech się wzmoże dowóz zagraniczny, towary wówczas stanieją. Skarb państwa rozwinie się wskutek zwiększenia sie opłat nadgrani­cznych jak i w obec niechybnego powiększenia sie liczby ludności, wiec i wzmożenia sie dochodu z tytułu podatków bezpośrednich. Obok względów skarbowych grają tu oczywiście rolę i względy na konsumcyę, gdy we Francyi miano na oku przedewszystkiem rozwój produkcyi. Nie jest to zresztą postulat bez wzorów zagranicznych, wszak prawie to samo czynił i tak samo postępował i Karol V., takie same dezyderaty wypowia­dał: Clement, Armstrong i inni. Grodwagner stoi na podobnem stanowisku jak Starowolski. „Cudzoziemcy od nas pieniądze tylko wyłudzaią y nas ubożąc sami sie bogacą " mówi on. „W czymbyśmy sie po­czuć mieli idąc za nauką zgodną Politikowi, którzy wszyscy z Aristotelesem uczą yż ubogaczenie każdego państwa y kró­lestwa na tym zawisło, aby sie w nim znaydowały Towary takie, za któreby obywatele mogli pieniędzy nabywać a nie (iako my czynimy) zbywać". My wywozimy surowce a zagranica przerobiwszy je, do­wozi je nam napowrót i sprzedaje drożej. „Cóż tam z wełną naszą czynią (w Angliey, w Hollandiey, w Niderlandziech) ? Na sukna ią y insze niepospolite a przednie materie, także na obicia rozmaite obracaią y te do nas znowu przywożą a za nie gwałtowne od nas pieniądze wywożą. Na taki sie dowcip nie możemy zdobyć, abyśmy tak sobie z wełną tą poczynali iako oni to czynią. Zaczymby te pieniądze, które na sukna y insze materie do nich wychodzą w naszey oyczyźnie zo­stały; y próżnych chlebów by tak wiele y nędzy takiey w Polszcze nie było. Boby się każdy miał czym zabawić y powinienby snadnie znalazł rzemiosłem się y domowem tylko zapomagaiąc. Ponieważby snadnie mógł bydź ieden su­kiennikiem, drugi knapem, trzeci pończosznikiem, oponnikiem, czapnikiem, drudzy by też maiąc kopę Towarkami choć y sztychowali. Zaczymby y Ezeczpospolita się bogaciła y nie tak by ciężkie były podatki. Boby y handlów było więcej, przez któreby ustawicznie pieniądze do Polski wchodziły a nie wychodziły, gdyżby ci co u obcych z naszey wełny sukno y materie bierzą do nas si§ po nie udawać musieli. A my­byśmy też tego i gdzieindziey nie szukali, nacoby sie doma sporządziło". Autor więc dąży do podniesienia przemysłu, gdyż wów­czas zasoby pieniężne wiec i bogactwo kraju się zwiększy a skarb państwa nowe uzyska źródła dochodu. Nie żąda Grodwagner zakazu wywozu towarów jak to ma miejsce u Starowolskiego, rozróżnia natomiast ściślej niż ten ostatni, różnicę zachodzącą między surowcami a wytworami przemysłowymi. Na inną okoliczność kładzie znów nacisk (choć także jest przejęty poglądami merkantylistycznymi) Piotr Widawski Wężyk. „Y też nie pomału szkodzi Rzczpltey, że my nasze rzeczy cudzoziemcom wozimy, z niemi sie prawie modląc a oni do nas nie ieżdżą, mówi on. Do nich ieżdżac sami sie ubożymy a one bogacimy, daiąc cła, mostowe, grobelne, bru­kowe, targowe płacąc w gospodach iako każą y przedsię im musimy przedać iako chcą, bo sie na nas zmawiają y nie kupi jeden nad drugiego drożey. A gdy nie chce im tak dać, iako oni chcą y z miast wyganiała. Czynią też y to, gdy którey rzeczy sie im przybierze, z przodku zdrożą dobrze ku­pując a gdy ludzie tego narzucą zaś iako chcą tak płacą y swego powetuią y nas o szkodę przyprawuią bo nie łza na­zad wieźć. A to czynią tak z strony zboża iako y wołów, sko­pów y innych towarów abo kupiey, nad którą się od granic wieszaia a co dalej to mniey postepuią aż musim dać iako sami chcą. Lepiey tedy aby oni do nas niż my do nich ieździli bo y Towary tam zostawimy y pieniądze co za nie weźmiemy. Niedarmo też o nas rymuią: Wrocław, co przy­wieziesz to ostaw. Także y Gdańsk koniec państw. A gdyby oni do nas ieździli abo swe faktory słali, byłyby miasteczka bogatsze, budowniejsze, ale my źle sie z nimi frymarczymy my onym woły tłuste, konie dobre, łoie, skóry, mięsa, zboża na wybór. A oni nam okulary, dromle, dzwonki, zwierciadła, szklanki ucałowane". Więc i Widawski Wężyk jest niewątpliwie merkantylistą; i on sądzi, ze zapomocą odpowiednio pokierowanej po­lityki handlowej kraj rozwinie się; pod względem gospodar­czym. Ale kładzie on nacisk na powiększenie dochodów skar­bowych; dochody te wzrosną wówczas, jeśli kupcy zagraniczni przyjeżdżając do kraju, ze względu na trudność powrotu z towarami taniej je pozbędą, niżby to miało miejsce za­granicą. Myśl tę porusza także Cikowski, który zwraca uwagę je­szcze na inną okoliczność t. j. na składowe, które mogłyby zyskać miasta w tym wypadku. „Cudzoziemiec to z chęcią odprawi y dobre towary wozić będzie, bo u niego złego nikt nie kupi", (p. w.). Kładzie tu autor nacisk także i na to, że reforma tego rodzaju przyczyni sie w wysokim stopniu äa usuniecia drożyzny. Przeciw wywozowi zboża występuje znów Klonowicz we Flisie: co sie zrodzi na polskim ugorze Połknie to morze, A dalej mówi on .... to rzecz uczciwa Użyczać drugim chleba, gdyć go zbywa Nie gań mi dobrej rzeczy, zdrowo mi to Wieźć Niemcom żyto I na toć powiem jedno bądź cierpliwy A nie bądź do tej wody tak skwapliwy Dobrze nażyczać samem tego świadom Chleba sąsiadom Lecz żaden tego niechay nie przewiedzie Byś mu miał wozić niechaj sam przywiedzie Niechaj chlebowi poczciwość wyrządza Komu go żądza A wywożąc zboże znać dawamy iżeśmy pieniędzy Są potrzebniejszy niż ci chleba w nędzy Gdyż nas ta chciwość w tę pracę wprawiła Szkód nabawiła. Więc i Acernus występuje przeciw wywozowi, gdyż Po­lacy narażają się wówczas na niebezpieczeństwo na nieznanem morzu; co najwyżej niechaj zawiozą zboże do Gdańska. Zre­sztą kto potrzebuje zboża, ten sam po nie przyjedzie do Polski. Typowo merkantylistycznem jest stanowisko Zaremby. Żąda on w pierwszym rzędzie, by ściągnąć rzemieślników do kraju. „Jest naszych nie mało — mówi on — którzy sie w Morawie, w Niemczech y gdzie indziey nauczyli y sukna rozmaite dobre robić umieią iedno porządek uczynić a wolno­ści rzemieślnikom lepszych nadać aby sie do nas garnęli, wrócić do starego prawa y obyczaiów a przyczynić czego nie dostawa". A bliżej określając ten postulat dodaje „że nie ślacheckiemi wolnościami (sc. ich ozdobić) ale od podatków y angaryi wszelakich, bo byśmy także tak rzemieślników cu­dzoziemskich do siebie nie przywabili. W Wenetiey rzemieśl­nikom co szarłaty y granaty robią nad insze wolności więk­szych nadano, których gdy do rzemiosł przyimuią przysięgała, że nikogo uczyć ani robić oprócz w samey Wenecyey nie będą". Z drugiej strony należy postanowić „abyśmy nie pozwa­lali wełny, skór, lnu, konopi y inszych towarów wywozić, które my onym posyłamy albo oni do nas sobie do domów przywiózszy sukna y płótna zrabiaią; potym nieznośnym swym zyskiem znowu do korony przywożą bo y sami do nich po nie ieździemy. Wielkie by to głupstwo ten na sobie pokazał który do Gdańska zaiachawszy, przedałby łaszt żyta za sto złotych a tam żeby chleba wziął za tysiąc złotych co by łaszt żyta zaważył; tak sie nam właśnie ze lnem y wełną dzieie". W dalszem swem dowodzeniu wskazuje Zaremba na przykład króla Francuskiego, który zakazał wywozu surowców i dowozu wytworów przemysłowych, ułatwiając wywóz wy­tworów przemysłu krajowego, przez co przyczynił się w wyso­kim stopniu do rozwoju produkcyi krajowej. „Przez to, co przedtym milionami za iedwabne y sukienne materie wycho­dziło, to teraz milionami do niej znowu wraca y przychodzi". Wskazanie przez Zarembę Francyi jako wzoru w tym przypadku, wskazuje bardzo dobitnie, że poglądy merkantylistyczne w Polsce rozwinęły się niewątpliwie także pod wpływem ojczyzny Sully ego. Nie jeden bowiem Zaremba wskazuje na Francyę, jako na wzór naśladowania godny, owszem czynią to także inni np. Grodwagner. Potrzebę konieczną popierania rozwoju rzemiosł wskazuje i Haur. „W każdym miejscu — mówi on — a mianowicie w Miastach, Miasteczkach y Wsiach, gdy iest defectus wła- snyeh poddanych, rzemięsłami sie bawiących; dla wygody swoiey potrzeba skąd inąd zaciągać przychodniów, którzy nie­tylko są wygodą ale też y pożytkiem Dziedzinie. Przeto onych swoim potrzeba accomodować sposobem, iakoby sie mogli przy maiętności pozostać. Tych zrazu nie ciemiężyć podatkami także y robocizną, którą z chałupy powinienby tylko dzień ieden odprawiać a z rzemięsła podatki publiczne opłacać". Będą z tem połączone i inne korzyści jak np. że zagraniczni kupcy będą w tym przypadku przyjeżdżać do Polski, wskutek czego dochód pański z szynków sie podniesie. Haur stoi więc na innem już cokolwiek stanowisku, ma on na oku przedewszyst­kiem ułatwienie nabywania wytworów przemysłowych szlach­cie a dopiero w dalszym rzędzie korzyści dla społeczeństwa {i tu właściwie dla skarbu państwowego tylko). Poglądy w Polsce XVII. w. na politykę gospodarczą więc, choć są dużo podobne do zagranicznych, przecież różnią sie od nich z drugiej strony w wysokim stopniu. Mamy tu z jednej strony przedewszystkiem dążenia do powiększenia potęgi państwowej; jest ona zależną od skarbu państwowego; bogaty skarb znów jest zawarunkowany liczną ludnością, płacącą podatek ; ludność ta powinna mieć zajęcie i utrzymanie. Należy więc dążyć do podniesienia przemysłu krajowego zapomocą zakazu wywozu surowców a dozwolenia wywozu wytworów przemysłowych (choć myśl ta nie jest ogólnie przyjętą). W ogóle pod względem zakazu wywozu surowców poglądy naszych pisarzy nie są tak stanowcze jak w innych kwestyach. Da sie to wytłumaczyć, uwzględnieniem szlachty, któraby głównie była dotknięta takim zakazem, i dla której odbyt surowców przez nią wytwarzanych byłby wysoce utrudnionym. Idee ekonomiczne powyżej omówione nie zdołały uzy­skać jak wiadomo dostatecznego poparcia wśród społeczeństwa. Konstytucye z r. 1565, 1578, 1587 zabraniające kupcom pol­skim wywozić z kraju towary miejscowe, lub sprowadzać to­wary zagraniczne, a pozostawiające prawo do tego tylko cu­dzoziemcom i posuwające sie w tym kierunku nawet tak da­leko, że do pewnego stopnia i dla pewnych przedmiotów handlu zamknęły dla kupców krajowych granicę, pozostawione w swej mocy 1) były zapewne podstawą opinii i poglądów wypowiedzianych w tym kierunku przez Widawskiego, Cikowskiego i Starowolskiego. Ale zapewne nie były wykonywane, skoro zachodziła potrzeba czynienia analogicznych a nowych jakoby wniosków w tym względzie. Poglądy ekonomistów polskich XVII. w miały jeszcze i tą cechę, mieszczącą w sobie zarodek niewykonania tych po­stulatów, że nie, kładły dostatecznego nacisku na wewnętrzną konsolidacyę państwa, na wzmocnienie siły władzy państwo­wej na wewnątrz, względnie takiej konsolidacyi wcale nie miały na oku. Najlepsze ustawy na nicby sie bowiem nie zdały, skoro nie było silnej władzy, któraby je w życie wprowadziła i w życiu stosowała Dwie jeszcze sprawy z dziedziny polityki ekonomicznej zasługują tu na baczną uwagę, w pierwszym rzędzie: jest to — projekt kolonizacyi na kresach. Myśl ta podniesiona w XVI. w, jeszcze przez Górnickiego, następnie w cokolwiek odmiennej formie propagowana przez Wareszczyńskiego, podniesioną zo­staje w tym wieku znów przez Starowolskiego, naprzód w Po­budce, poźniej powtórnie w Votum i w Poprawie. Ma on na oku z jednej strony względy na bezpieczeństwo państwa, z drugiej strony zwraca on uwagę na znaczenie gospodarcze i skarbowe tego projektu. „A cóż, gdybyśmy te pustynie wszystkie, — mówi Starowolski w Pobudce, — osadzili, które są między rzekami Dnie­strem a Dnieprem aż po czarne morze jako starzy książęta kijowscy, Jakie by tam urodzaje jakie dostatki były. Cóż gdyby Besarabią z jej obfitemi pastwiskami i ułownemi jezio­rami kędy od wielu lat prawie in culta terra jacet aż do gęby Dunaju a mogłaby niezliczone pożytki swoją obfitością przynosić a cóż gdyby Taurykę samą z tak tłustej ziemi stworzoną, tak wiele trzód chowającą, tak wiele portów ma­jącą z których commodissima navigatio do brzegu astrachań- 1) Prof. dr. Maryan Sokołowski. O znaczeniu i potrzebie ba­dań nad historyą handlu w Polsce. (Pamiętnik II. Zjazdu histo­ryków połskieh we Lwowie) str. 14, Vol. leg. V. skiego, konstantynopolitańskiego i granie perskich z kitajskiemi". A korzyści? Wszak „począwszy od zboża samego któ­rego większa cześć w Gdańsku z Wołynia a Polesia bywa, wszystkie rzeczy przedniejszym sposobem i doskonalszym tam się z łaski Bozej rodzą". Z drugiej strony i skarb państwa znaczne uzyskałby z tego tytułu dochody. Kolonizacya i powiększenie w ten sposób dochodów skarbowych to niewątpliwie pomysły merkantylistyczne. Mimo to nie przypisujemy wcale tych poglądów i tych projektów w tym przypadku wpływom zagranicznym, pominąwszy bowiem różnicę między pomysłami polskimi a zagranicznymi zacho­dzącą (u nas chodzi o kolonizacyę krajów sąsiednich, tam za­morskich), kolonizowanie pustych stepów było rzeczą samą na myśl sie nasuwającą. Świadczy to jednak bez wątpienia ko­rzystnie o zmyśle praktycznym naszych pisarzy. Nie tylko bo­wiem, źe w ten sposób wzrosłaby siła państwowa i narodowa, ale kraj uzyskałby nowe soki żywotne, któreby mu mogły do­dać siły ekonomicznej. Inną myśl podnosi znów A. M. Fredro w swej Ekonomice wojennej. Omawia on mianowicie projekt połączenia rzeki Piny, dopływu Dniepra z rzeką Muchawcem, dopływem Buga zapomocą kanału. W ten sposób połączone zostaną ze sobą dwa morza (Bałtyk i Morze czarne), utworzoną zostanie dogodna droga handlowa, która uczyni kraj nasz niezależaym, od kupców zagranicznych. Lepiej bowiem wozić statkami niż wozami. „Obecnie zaś przez morza y dalekie drogi Towary różne z niezmiernym kosztem y nakładem do nas prowadzą­cych zyskowi oraz łakomstwu podlegać musiemy, Handlowe miasta albo składy na towary, które stąd y owad przywie­zione albo wywiezione bywaią sposobne same sie praesentuią. Żyzność krajów okolicznych będzie w ten sposób sfruktyfikowaną a gospodarze okoliczni więcej będą dbać o swoje gospo­darstwo bo będą mieć odbyt. Puszcze zaś, których ten cały kraj od Smoleńska y Siewierza koło Czarnobyła y gdzieindziey pełen a daremną gęstością zarosłe bez pożytku za cza­sem same siebie ruinuią y przez starość opadaią iakieby po­żytki przez robienie Towarów leśnych y Popiołów Stołowym dobrom JKM. Skarbowi Ezeczpp. przez Auctią cła a Panom swoim albo possessorom każdego roku iak wieleby ogułem Millionów uczyniły. Drogi handlowe idące obecnie z Moskwy y inszych kraiów do Eygi, Eewla y innych Miast odwrócą sie a tą nową snadną drogą wodną ku nam z większą han­dlujących narodów wygodą y pożytkiem obrócone być mogą". I znaczenie strategiczne mieć będzie ta droga, bo za jej pomocą będzie transport środków żywności i posiłków uła­twionym w wysokim stopniu, Z drugiej strony, koszta i trudy z wybudowaniem ka­nału takiego połączone nie będą zbyt wielkie, bo trzeba prze­kopać równinę nie zaś okolicę górzystą i najwyżej w rozciąg­łości 2 mil. Woda może być sprowadzoną z bagien okoli­cznych, drzewa będzie również dość dla obwarowania brzegów. Cały kanał nie będzie zresztą przechodzić przez terytoryum zagraniczne, lecz będzie sie znajdował wyłącznie w granicach Bzeczypospolitej. Młynom okolicznym wybudowanie kanału również nic a nic nie zaszkodzi, jeśli sie tylko użyje do prze­prowadzenia roboty „umiejętnych rzemieślników", którzy wie­dzą „na iakich mieyscach służy albo wodne wrota stawiać a przechędożywszy Rzeki y Potoki, które do tych głównieyszych wpadaią dość wody będzie dla nagrążonych statków podnoszenia y do kół młyńskich pędzenia. Fundusze znajdą sie również nie trudno, tak ze skarbu państwowego jak i z udziałów prywatnych, ponieważ przedsiębiorstwo całe bę­dzie nader rentownem. Projekt ten, poruszony już za Włady­sława IV., już wówczas uznano za pożyteczny i łatwo wyko­nalny. Autor radzi nakoniec przedsięwzięcia budowy takich kanałów i w kilku innych miejscach. Jak widzimy, poruszył tu nasz statysta i uwzględnił wszystkie okoliczności, któreby za budową takich dróg wo­dnych mogły przemawiać. Podziwu godnem jest rzeczywiście a autora nie tylko to, że projekt ten, nader korzystny i ogro­mnej doniosłości dla gospodarstwa społecznego, poruszył z wielką stanowczością, ale bardziej jeszcze znajomość wielu tajników życia gospodarczego, które innym pisarzom XVII w. były zupełnie prawie nieznane. Niewątpliwie nie był pomysł Fredry ni nowym ni oryginalnym, podniesiono go już bo­wiem za Władysława IV. a autor sam odwołuje się na przy- kład Szwajcaryi i Niderlandów. Niemniej ponowne poruszenie tego projektu należycie umotywowane w czasach ogólnego upadku przynosi prawdziwą chlubę autorowi. X. Nauka skarbowa XVII. w. zagranicą zajmowała sie skarbowością głównie ze stanowiska gospodarstwa panujących 1). W ogóle punkt widzenia całej tej nauki dużo sie różni od obecnego. I tak Bornitz np. uważa domeny za jedyną pod­stawę bezpieczeństwa państwa, broni wprawdzie wolności po­datkowej niezbędnych środków żywności, ale też przywilejów podatkowych szlachty, duchowieństwa, posłów i studentów 2). Inny pisarz niemiecki Klock3) wywodzi miedzy innemi, że ubodzy powinni być wolni od podatków, że podatek nie po­winien obciążać własności tylko intraty, ale w ogóle uważa, on podatek za posiłkowe nadzwyczajne źródło przychodów skarbowych. Podobnie i Besold dopuszcza podatki tylko w razach nadzwyczajnych. Ogółem, jak widzimy, nauka skarbowa XVII. w. nie stoi jeszcze na wyżynie nowoczesnej. Nie podatki bowiem lecz inne zupełnie przychody stanowią przedewszystkiem o sile i potędze państwowej. Od tych poglądów wcale korzystnie od­bijają poglądy skarbowe polskich pisarzy. Tu sprawy skarbowe już od dłuższego przeciągu czasa zajmowały żywo opinie publiczną. Pustki w skarbie w obec wielkich potrzeb na wojsko i administrację państwową da­wały się coraz bardziej we znaki. Już w XVI. w. rozpoczęto czynić pierwsze kroki dla sanacyi tych stosunków; niestety zamiast polepszyć sie pogorszyły si§ one tylko w wysokim 1) Prof. dr. Stanisław Głąbiński. Wykład nauki skar­bowej. Lwów 1894, str. 84. 2) Roscher. Geschichte der Nationalökonomik in Deutschland str. 193 i n. 3) Głąbiński 1. c. str. 85. Roscher 1. c. str, 210. stopniu. Literatura starała sie zbadać z jednej strony przy­czyny złego, z drugiej podać środki zaradcze. Wiec słyszymy w pierwszym rzędzie głosy użalające się na złą administracye, celną i na nadużycia cłowe. W skutek postanowienia konstytucyi z r. 1587, „cła wszystkie stare y nowe w Koronie y we wszystkich Państwach do niey nale­żących od Szlacheckich zbóż zwłaszcza gdy który Szlachcic albo sługa iego, w którymkolwiek Grodzie wedle konstytucyi przysięgę uczyni pod winą sta grzywien brane być nie maią ani do iteracyi przysięgi tego Szlachcica albo sługi iego nikt przywodzić nie ma pod takąż winą" (Vol. leg. II. p. 1013). Konstytucye te wyzyskiwali kupcy w szerokich rozmiarach. „Pan przeda kupcowi — opowiada Cikowski — sto wołów a on list napisze przekupnych wołów ze trzy, ze cztery sta y ile chce a za zimowane albo powołowczyzne za tym listem pańskim opowie bez wstydu. Przysięże chłop, którego w dobrą suknią ubrawszy, za szlachcica udadzą na duszę owego pana, co list ma od niego krzywoprzysięże. Będą woły niz do gra­nice prziydą w piątych, szóstych kupieckich rękach a przed­się przysięże że to tego pana, co od niego pierwszy kupiec list kupił". W dalszym ciągu swego Odpisu skarzy się Cikowski na cały szereg niedogodności w obecnej administracyi celnej "zepsowanie tedy y niszczenie skarbu koronnego y prawie Oyczyzny wszytkiey za zepsowaniem y zniesieniem składów w miastach koronnych być pokazuie. A to dla piąci kupców y mieszczan którzy do Morawy dla sukien morawskich składy z miasta głównego do Niemiec przeniesie co kilka set do roku pożytku nie uczynią na cle. A pod ich płaszczem wszytkie iedwabne towary złote głowy, korzenie etc. któreby wielki pożytek uczyniły bezprawnie przez trzy lata wchodzą do korony". A dalej na innem miejscu, broniąc sie przeciw zarzutom Adwersarza swego mówi „ ……………udawa ten człowiek dobry do JKM. pana mego y do inszych ludzi znacznych dla ohydy wiary y cnoty moiey, że od iednego towaru raz wziąwszy na granicy drugi raz biorę w Poznaniu, trzeci raz z Poznania itd. Tego iako pierwey nigdy nie dowiedzie". Swego przeciwnika nazywa autor miłośnikiem miejskich rzekomo wolności ale w rzeczywistości „iest on promotorem priwatnych pożytków a oszukańców skarbu koronnego". Autor natomiast stoi na gruncie ściśle legalnym; chętnie uczyni on wszelkie ustępstwa „ale gdzie kto prawa nie ma a przed się uporem swym ius regium et Reipublicae niszczyć chce ac in usum proprium convertere, powinien barziey JKM. y Rzeczypospolitej wedle sumnienia prawdziwie szkodom JKM. zabie­gać: o prawa koronne aby nie były łamane y per abusum znoszone przestrzegać". Dlatego też „y Prusacy będąc podda­nemi koronnemi a nie maiąc na niepłacenie cła żadnego prawa ani wolności, bezwątpienia powinni płacić cła". Staje również w obronie składowego, które nietylko że przysporzy skarbowi dochodów ale przyczyni sie do rozwoju dobrobytu w kraju. Reformy ceł żada też Starowolski w Votum, w Popra­wie i w Reformacyi. Jest oa stanowczym przeciwnikiem przywilejów szlachcie w tym względzie przysługujących. Rzeczesz — mówi on w Reformacyi — wolny szlachcic od wszel­kiego (ła i myta. Prawda, ale ten co na potrzebę domową kupuje i co z swego urodzaiu zboża, woły, konie etc. i wsze­lakie insze rzeczy przedaje i to w koronie tylko nie za gra­nicą królestwa. Ale ty, który zysku większego szukając, zaku­pujesz, wywozisz i wyganiasz za granicę i cło płać i szla­chectwo tracić masz". Pierwszym krokiem do reform skarbowych jest pomiar łanowy aby grunty wszytkie pomierzywszy wiedziano, wiele która wieś łanów ma tak z chłopy iako y ze dworem .... a rozumiałbym żeby wszytka korona z księstwem litewskiem przeniosła dziesięć milionów łanów, z których na każdy rok czasy wiecznemi po złotemu do skarbu dając wiedzielibyśmy wszyscy, wiele na rok na żołnierza wychodzi a wiele w skar­bie zostaje. A kiedy gwałt nastąpi na ojczyznę dać drugi i trzeci pobór według potrzeby. Ale pobory niech wybierają skarbnicy w każdem województwie przysięgli i dożywotni na tym urzędzie, salarium przystojnem opatrzeni, którzy gdyby się skarbowi na dzień naznaczony nie iścili (zwykli albowiem poborcy teraźniejsi za podatki rzeczypospolitej majętności sobie 5 kupować, córki posażyć, świnmi i wołami kupczyć a skarbowi na retentach to ukazować: czem sie też y skarbowi pisarze bawią i bogacą z żydami pospolicie nakładając a rzeczpospo­litą dla swoich pożytków zawodząc), konfiskować dobra jego ba i gardłem karać jeśliby nad substancyą swoje więcej z po­datków rzeczypospolitey utracił. Także ktoby z swojej maję­tności czasu naznaczonego skarbnikowi poboru nie oddał aby był confiscatione tej majętności z której nie zapłacił de facto zaraz karany". Więc nie tylko reforma podatkowa ale zarazem staranie sie o wykonanie nowych ustaw wydać sie mających. Łanowe, » to jeden rodzaj podatku. A drugi to miejski: "Miasta także i miasteczka niech nie dają do skarbu rzeczypospolitej szosów, czopowego, donatyw ani poborów, bo tylko exaktorom pożytek iest nie rzeczypospolitey, którzy nie mając sumnienia, ledwie nie z skóry łudzi ubogich łupią i czworaki pożytek sobie od jednej rzeczy przywodząc a do skarbu z tego nic prawie nie oddając Z każdej rzeczy mili poborcy nasi dwojakie albo trojakie pożytki sobie czynią. Niechże tedy miasta i miasteczka wszystkie sami się rachują między sobą, kto czem handluje, szynkuje, rzemięsło robi albo grunty sprawuje i sami niechaj składki między sobą wybierają a skarbowi ogółem niech ze wszystkich swoich przyległości i prowentów pewną kwotę co rok płacą, do ręku skarbnikowi oddając. A żaden nie ma być uwolnionym od płacenia tego podatku (czy to w mieście czy na wsi)". A dochody z tego podatku dzielą sie na dwie po­łowy: jedna idzie dla skarbu państwa, druga „do skrzynki miesckiej" na potrzeby rozmaite miasta swoiego. Jest to więc podatek zwany dzisiaj repartycyjnym; myśl to w Polsce, choć może nie zupełnie nowa, przecież jeszcze nie ogólnie przyjęta i dlatego zasługująca na uwagę. Co do wykonania tego drugiego projektu, to i tu trzeba zważać na to, by rajcy sumę pobraną nie rozebrali między siebie i dlatego winni oni składać co roku rachunek kasowy. Podstawą do wymiaru należytości mają być następujące wska­zówki: „aby w każdem miasteczku były poszacowane domy wielkie y małe, wiele z którego placu czynszu ziemnego, ma iść do skrzynki, także folwarki po przedmieściach, ogrody, łąki, blechy, role, sady. Potem, kto sie jakim handlem albo przekupstwem, szynkiem albo rzemięsłem bawi, wiele od czego ma dawać na rok". Starowolski najobszerniej i najgruntowniej z pisarzy XVII. w. omawia reformy skarbowe. Przypomina on mimowoli statystów XVI. w. którzy zasadniczo na tem samem stali stanowisku co on. Niewątpliwie, że pojawiały sie tam myśli głębsze jeszcze jak np. Frycza Modrzewskiego (w Poprawie rzeczypospolitej) żądającego przy rozkładzie podatku grunto­wego uwzględnienia również i jakości gruntu i uprawy glebyW każdym razie, w XVII. w. reformami skarbowemi nie zaj­muje sie nikt tak głęboko i tak dobitnie jak Starowolski. Beform skarbowych żąda dalej Votum z r. 1606. Za najbardziej pożądane uważa mianowicie autor, utworzenie skarbów powiatowych, opartych na stałym podatku pół grosza od każdego sprzedanego korca zboża. Zasadniczo znów sprzeciwia się poborom Witkowski. Poborcę (exactor) nazywa on exactor humani generis. Nie chce przypuścić, aby exactor miał choć tylko pojęcie uczciwości, utrzymując, iż są to urzędy publikanów, do których powołują tylko złych ludzi. Poglądy Witkowskiego przedstawiają więc w zarodku te opinie, które doprowadziły później do tego, że uwolnienia szlachty od opłat skarbowych szły coraz dalej. Na innem stanowisku stoi Zaremba, który proponuje wprowadzenie podatku od kupcow po 1 gr. od każdego zaro­bionego złotego, obliczając przytem dochód z tego podatku skarbowi państwowemu przypaść mający na 4632 zł. 26 gr. Reform żąda również Exorbitancya z r. 1628, porusza­jąca obok innych spraw także i sprawę nieporządku w skar­bie, nie podająca jednak środków zaradczych. Bardziej godnymi uwagi natomiast są wywody St. H. Lubomirskiego. W sprawie rozkładu ciężarów publicznych sądzi on np., że nie należy wybierać podatków z roli. „Zawaruy Boże abyś z ról cokolwiek wyciągał y w wnętrzno-ściach ziemi pospolitey, czego szukał, zkąd życie y żywność bierzemy abo rolnicy y około niey robiąc szczerych ludzi ża­dnym sposobem nie wyniszczay...". Wysysać raczej należy tych "co z ciała naszego piją y z nas pożytek sobie znayduią, którzy na zbytki obracaią niech Rzeczpospolitą wspomagają; których napoie posilaią niech też oni Rzeczpospolitę odżywaią". Trzeba więc w pierw­szym rzędzie rozróżnić pracowitych od próżniaków i na tych ostatnich głównie nakładać ciężary publiczne. Uwzględnić też trzeba w każdym danym przypadku za­wód podatnika i t. p. Należy również dążyć do powiększenia liczby ludności. „Trzymay raczey iak naywiecey ludzi — mówi Lubomirski (idąc w tym względzie niewątpliwie za merkantylistami), — abyć wiele podatek dawali". Co do ceł, to nie na­leży dążyć do zbytniego ich podniesienia; w razie wysokich ceł bowiem ruch handlowy poważnym uległby ograniczeniom. Należy sie raczej starać o to, by więcej kupców je płaciło, wówczas bowiem tylko dochód skarbu podniesie sie znacznie z tego tytułu. I Lubomirski skarzy się ma złą administracyę skarbową ale sądzi, że kto ma skarby ma złodziejów". Zawadzki znów wskazuje na ważność stałych dochodów skarbowych dla pań-stwa, co ma większe znaczenie niż skarb, który nader łatwo (np. w razie wojny) może się wyczerpać. To też należy dążyć do powiększenia dochodów skarbowych z ceł, akcyzy i t. p. i wprowadzić stały powszechny podatek. Słuszniejszego i sprawiedliwszego rodziału ciężarów pu­blicznych żąda także recepta: nie należy w tak wysokim stopniu — jak to dotychczas miało miejsce —nakładać ciężarów na rolnictwo, tę „żywicielkę narodów", owszem „przykładem wszyt­kich rozumnych narodów należy ciężar kontributiey włożyć na wszytkich w tey oyczyźnie żyjących ludzi, aby sie żaden nie umknął od pomocy i a subsidio tey matki, którey dobrem żyie a tyie, iako to są ultima consumentes, aby płacili akcyzę generalną a comestilibus et potalibus, czopowe generalne etc. aby ten ciężar na wszytkich podzielony stał sie lekkim oby­watelom, pożytecznym oyczyźnie". I Recepta skarzy się na kradzież grosza publicznego, „kto tylko skarbu sie tknie — czytamy — zaraz swoie a przyiaciół swoich ręce w tey krwie daley niż po łokieć moczy; kto poborami zawiaduie zaraz pan, zaraz maiętności kupuie a ia Matka wasza (sc. Ojczyzna) exsangue corpus, ubóstwem y niedostatkiem ginę". Częste głosy odzywają sie zwłaszcza o jednej kategoryi podatków t. j. o pogłównem żydowskiem; nie mają tu je­dnakże nasi statyści tyle na oku powiększenia dochodów skarbowych, ile — wedle wypowiedzianej intencyi autorów przynajmniej — dokuczenie znienawidzonemu przez sie ży­wiołowi. 1 tak Miczyriski, zaznaczywszy, że „te wielkie żydowskie bogactwa iako y sami Żydowie koronie y skarbowi namniey niepożyteczne" sądzi, że należy wprowadzić reformę w pobo­rze pogłównego żydowskiego, bo choć żydzi płacą pogłówne, to płacą go mało a zresztą i to co płacą to ściągają z Chrze­ścijan, przerzucając na nich ten podatek. „IMMPP. Podskar­biowie powinni weyżrzeć aby za uczynieniem Constitucyey y pilnym dozorem Chrześcijan wiernych każdey z osobna głowy (nie wierząc namniey żydowskiey przysiędze, bo sie w żydzie wiary nigdy nie domacasz) płacili, uczyniłoby to w dziesięciornasób więcey niż daią, gdyż sie ich w koronie naydzie po kilkakroć sto tysięcy". I Achacy Kmita żąda ener­giczniejszego ściągania pogłównego z żydów, wyrażając przy­tem zresztą życzenie, że „nalepiey byłoby ich wygnać". I Grodwagner zajmuje podobne stanowisko : należy ścią­gać z nich pogłówne, choć swoją drogą najlepiej byłoby iść za wzorem króla hiszpańskiego, który 400.000 żydów z państw swoich wygnał, mimo że dostarczali oni sutych dochodów skarbowi państwa, bo „przecież dochody te mieli oni z oby­wateli, których obdzierali". Reforma — to najważniejsza i główna cecha poglądów skarbowych XVII. w. Lepsze wykonywanie ustaw, zapobieże­nie nadużyciom, tak ze strony poborców jak i ze strony po­datników, to jedna strona tej reformy; a druga nierównie ważniejsza, to żądanie lepszego rozkładu ciężarów publicznych na wszystkie grupy ludności, stósownie do ich znaczenia spo­łecznego i ich pożyteczności społecznej ze stanowiska kanonistycznego; więc przywileje dla rolnictwa, natomiast opodat­kowanie kupców tak pośrednio zapomocą ceł jak i bezpośre­dnio, więc zapomocą pogłównego na żydów i t. p. Ogółem więc planów i projektów dość dużo, choć myśli to luźne, tu i owdzie tylko od niechcenia rzucone i nie podnoszone z wiel­kim naciskiem. Oczywiście że i cała polityka handlowa ma na celu przedewszystkiem podniesienie dochodów skarbowych. Skarb państwa bowiem rozwinie sie wówczas dopiero na prawdę gdy ogół podatników będzie bogatym i gdy liczba tych ostatnich sie powiększy, więc dążenie do podniesienia produkcyi krajowej, przemysłu, handlu, rolnictwa i t. p. Dążenia te wszystkie opierały sie na tej prawdzie nie­wątpliwej, że państwo wówczas tylko stanie się potężnem (na zewnątrz zwłaszcza), gdy będzie oparte na silnej podstawie finansowej. Idące za dążeniami na Zachodzie, mają jednakże te projekty niestety i tę jeszcze cechę, że nie dość stanowczo dążą (j. w.) do wzmocnienia władzy wykonawczej mieszcząc w ten sposób w samych sobie zarodek niewykonania. W porównaniu z zagranicznymi stoją te poglądy wcale wysoko i świadczą w ogóle nader dodatnio o zdrowym zmyśle państwowym polskich statystów. Niewątpliwie już sam ustrój państwowy Ezeczypospolitej, w przeciwstawieniu do ustroju państewek niemieckich spowodował, że skarbu państwa nie identyfikowano bynajmniej z gospodarstwem panującego. Ale i polskie myśli i dążenia, tyczące sie podstawy finansowej państwa, mającej sie opierać w pierwszym rzędzie na podat­kach i to na podatkach stałych jak najszerszych warstw lu­dności, postulaty odpowiedniego rozkładu ciężarów, uwzglę­dniania większego i dokładniejszego intraty — stanowić mogą niewątpliwą chlubę naszej przeszłości. XI. Różne sprawy poruszyła i różne poglądy wypowiedziała ekonomika polska XVII. w. Indywidualistyczny pogląd kanonistyki średniowiecznej zmodyfikowany i zasilony nabytkami prądu etycznego XVI.- w. walczyo lepsze z rozwijającą się myślą społeczną, która na razie przybiera charakter polityki skarbowej, mającej jednakże równocześnie na oku dobro spo­łeczeństwa — z merkantylizmem. Ale oba te kierunki nie stoją na wrogich w obec siebie stanowiskach, lecz jednoczą się w jedną całość. Kanonistyka przybiera odmienny charakter, niż miała w wiekach średnich a dzieje sie to niewątpliwie pod wpływem zmienionych stosunków gospodarczych. Ale te stosunki gospodarcze, są z drugiej strony w wysokim stopniu przyczyną wszystkich tych poglądów, które zbliżają sie do merkantylistyki Zachodu. Stosunki gospodarcze, są niewątpliwie powodem, że po- czyna, kiełkować myśl o identyczności interesów jednostki z interesem państwa, że poczyna się wytwarzać pojęcie społe- czeństwa ciała organicznego. Wpływ doktryn kanonisty- cznych ujawnia sie znów w poglądach na produkcyą, na rol­ nictwo; przemysł i handel. Przeważa stanowczo opinia kano- nistyczna, że handel Deo placere non potest a tylko rol­ nictwo placet, przemysł natomiast tylko non displicet. Łączy sie to ściśle z kwestya zysku; zysk kupiecki jest nierzetelny, nieuczciwy, zdarza sie tu wprawdzie, że i inna objawia sie w tym względzie opinia, ale należy ona do wyjątków; zysk wiec winien ściśle odpowiadać usługom gospodarczym. I dla tego samowola kupców jest główną przyczyną ogólnej dro­ żyzny ich zdzierstwa, ich zmowy „monopolia". Państwo winno wystąpić w obronie zagrożonych interesów konsumentów, usta­ nawiając pretia rerum, tudzież wprowadzając jednolite i nale­ życie kontrolować się mające miary i wagi. Handel zbożem dopomógł szlachcie do skupiania więk­szych kapitałów w jej ręku; to pobudziło ją do coraz więk­szego wyzyskiwania sił roboczych wiejskiej ludności; wywo­łuje to oburzenie w literaturze i żądanie reformy. Ale bo­gactwo powoduje także większą konsumcyę; gdy zaś dochody, gdy siły gospodarza nie stoją w prostym stosunku do rozcho­dów, musi to wywołać klęski ekonomiczne. To też zbytek uważany jest powszechnie jako objaw społeczny potępienia godny. Grają tu rolę także względy merkantylistyczne. Z drugiej strony znajduje potępienie w literaturze dążenie mieszczan do dorównania szlachcie w sposobie życia. Zmienione stosunki gospodarcze zaznaczają swe istnienie przedewszystkiem i w kwestyi pieniądza. Pieniądz jest ogółem wysoko ceniony; posiadanie go stanowi podstawę potęgi pań- stwowej. Nie popada jednak nasza ekonomika (z rzadkimi chyba wyjątkami) w błąd popełniany niekiedy przez ekono­mikę zagraniczną i znaczenia pieniądza nie przecenia. Sprawy mennicze są bardzo często poruszane; mamy zadanie ujedno­stajnienia monety, ustawowego oznaczenia jej wagi i zawar­tości, żądanie monety dokładnej i t. p. Pojecie kapitału jest jeszcze bardzo mało wyrobione, a użyteczność i znaczenie i wartość pieniądza niezupełnie je­szcze wyjaśnione. Pogląd kanonistyczny nie jest jeszcze sta­nowczo porzucony; a lichwa, pojmowana niekiedy (nie zawsze) w tem dawnem znaczeniu pobierania odsetek (jakichkolwiek). Jednakże coraz bardziej zakaz kanonistyczny, broniony jest tylko teoretycznie; w zastosowaniu porzucony on już jest zu­pełnie. Owszem kredyt poczyna grać już ważną rolę w gospo­darstwie społecznem a obdlużenie własności ziemskiej docho­dzi nawet znacznych rozmiarów. To jest też jednym z ważniejszych powodów nienawiści przeciw żydom; zarzuty im czynione są zresztą w ogóle pra­wie zupełnie identyczne z zarzutami czynionymi kupcom w ogóle, wiec nadmierne zyski, zdzierstwa, oszustwa i t. p. Polityka handlowa stoi w naszej literaturze w wysokim stopniu pod wpływem merkantylizmu; w kraju należy prze­twarzać surowce krajowe a nie wywozić ich; ale z drugiej strony bardzo często spotykamy żądanie, by kupcy zagraniczni przyjeżdżali do kraju i tu zakupywali nasze towary; postulat, który ma może dużo podobieństwa z polityką Karola V., ale merkantylistycznym w późniejszem t. sł. znaczeniu nazwanym być nie może. Postulatami z dziedziny polityki ekonomicznej, nader racyonalnymi są również projekty kolonizacyi na kre­sach tudzież budowy kanału pińskomuchawieckiego. Sprawy skarbowe znajdują wcale szerokie uwzględnienie w ówczesnej literaturze; reforma administracyi podatkowej i celnej, tudzież sprawiedliwszy rozkład podatków bezpośre­dnich obok lepszego zaopatrzenia skarbu, to najważniejsze po­stulaty w tym kierunku. Oto w najogólniejszym zarysie poglądy ekonomiczne w Polsce XYII. w. Stoją one, jak to staraliśmy sie wykazać pod wpływem dwóch prądów zagranicznych : merkantylizmu i kanonistyki; nie można jednakże twierdzić, jakoby ekono­mika polska XVII. w. szła ślepo za tymi prądami i jakoby powtarzała bez samoistnych rozmyślań to, co tam powiedziano. Dowodzi tego nietylko ciekawe połączenie tych dwóch kierun­ków ale i fakt, że ekonomika nasza powtarza poglądy zagra­niczne, wypowiedziane w różnych czasach. Czy była krajowi pożyteczną, czy rady i poglądy przez nią wypowiedziane były i praktyczne? Na pytanie to ogółem należy dać odpowiedź twierdzącą. Nie wszystko, co doradzała, było mądrem i słu­sznem; ale gdyby posłuchano tych głosów w sprawach poddańczych, gdyby przeprowadzono rzeczywiście reorganizacye administracyi skarbowej, gdyby sprawy podatkowe i menni­cze po ich myśli traktowano, wyszłoby to niewątpliwie na pożytek kraju. Z drugiej strony należy jednakże zaznaczyć, że polityka drożyzniana, czy zbytkowa a po cz§ści i handlowa już wówczas okazała się niewłaściwą. W każdym razie wszelkie kierunki polityki handlowej jak i cała polityka ekonomiczna dążyła do ekonomicznego odrodzenia kraju, do uczynienia go niezawisłym od zagranicy pod względem gospodarczym, do wyzyskania wszystkich jego sił ekonomicznych. Natomiast jedną, stanowczą stronę ujemną mają wszyst­kie te postulaty, iź nie łączą sie one z równoczesnem żąda­niem silnej władzy państwowej, silnego rządu, któryby nie­tylko spowodował reformę ustawniczą ale czuwał zarazem nad jej wykonaniem. Wada ta umniejsza niestety wartość wszystkich tamtych dezyderatów w praktycznem zastosowaniu. TREŚĆ. Str. Słowo wstępne .......1 I. Poglądy ekonomiczne XVII. w. za granicą. Merkantylizm. Kierunek kanonistyczny czyli etyczny . . . 2 II. Poglądy ekonomiczne XVII. w. w Polsce. Źródła do hi- storyi tych poglądów. Metoda hadania i sposób przed­ stawienia rzeczy 7 III. Poglądy na stosunek jednostki gospodarzącej do pań- stwa i na związki gospodarcze . . . .18 IV. Zawody gospodarcze: Handel, przemysł, rolnictwo; kwe- stya poddańcza . . . . . .20 V. Cena. Drożyzna . . . . . . .31 VI. Pieniądz. Stosunki kredytowe . . . .37 VII. Sprawy mennicze . . . . . .43 VIII. Konsumcya, zbytek . . . . . .48 IX. Polityka ekonomiczna: opieka państwa nad handlem i przemysłem; plany kolonizacyi na kresach; projekt kanału pińskomuchawieekiego . . . .53 X. Sprawy skarbowe . . . . . .63 XI. Uwagi końcowe . . . . . .70