APOLOGIA NA PASKWlL Aż pomierzysz swemi sznury Subtelne ich konjektury. Nie wąźli to czuha w krzaku, W jadowitym ich orszaku? Nie kryjąli swej urazy Rakuskiemi za obrazy? Na gołe nic nie daj wieści: Trzeba świadków do powieści. Sejm wszytkiemu plac w Koronie, A ci knują coś na stronie. Jeśli zdrada skrzydła toczy, Tam ją było odkryć w oczy; Nie stanąłli pan na słowie, Był tam senat i posłowie! Ale bunty i rozruchy Nie od Boga sieją duchy. Nimi, nimi legły państwa Pograniczne od pogaństwa; Nimi się też dom twój chwieje, Dokąd wnętrzny ten wiatr wieje. A podobno wyrok boży Już siekierę do pnia złoży: Bo krew, co krwie sięga, woła! Z nią płacz, krzywda, a nie goła, Swym taranem w niebo bije, A gniew czaszą pomstę pije! Mordy gęste kto policzy? Nie na burku i ulicy, Ale własne nawet progi, Te nie wolne ręki srogiej! Pójdę dalej: i praw stoły Burzą prochy i miecz goły. Na toby mieć te rokosze, Na to szańce suć, pleść kosze,