KORONA POLSKA BARZO SMUTNA Nie zawsze się chce, awa serce boli, Gdy nie po woli. Na toźem ja was tak długo chowała, Żebym na wasze własną krew patrzała,         50 Kiedy pociecze potokami w lasy? Nieszczęsne czasy! Spodziewałam się w leciech teraźniejszych, Mając tak wiele synów potężniejszych, Źe mnie ucieszą; alić oni w iną,     55 Chcąc sami giną. Wszystkie żywioła, mnie się użałujcie, Jeśli możecie, smętną poratujcie, Żebym mogła zbyć kłopotów domowych Od dziedziców swych.      60 Płaczcie mię, lasy, płaczcie, leśne cienie, Wysokie skały i drobne kamienie; Płaczcie i góry, płaczcie i wy zgoła, Rodzajne pola! Pewnie się żaden mnie w tym nie użali,      65 Jeśli sam Pan Bóg tego nie oddali. Mój język więcej już mówić nie może, Pożal się Boże! Drogie potomstwo onych przodków sławnych, Czemu nie idziesz zgodą ojców dawnych,     70 Którzy się w domu z szkodą nie wadzili, Z królem radzili? Co sejm stanowił, to już mocnie trwało; Praktyk i zdrady u nich nie bywało, Granice polskie w pokoju miewali         75 I przyczyniali. Kamienne serca i twarde nosicie, Żeście Polacy, na to nie pomnicie, Pod jednym prawem w Rzeczypospolitej W wolności złotej.         80 Zła Prozerpina na to się udała, Aby me syny w niezgodę wegnała; I ze mną, nie wiem, co na koniec będzie, Zle o mnie wszędzie.