TŁUMACZ ROKOSZOWY         157 Z których para obłoków chybkiem lotem siąga,         5 Para zaś chyże pióra niziną przeciąga. Ta [w] górę wylatając, cną pobożność głosi, Ta zaś męstwo po ziemskich granicach roznosi; Ta krzyż święty koroną niebieską okryła, Ta zaś podkowę sławą ziemską tak zmocniła,     10 Ze choć ją powódź topi wylanej zazdrości, Każda z cnót przy swej jednak zostaje godności. Do Jaśnie Wielmożnego a mnie MP. Jego M. Pana Zygmunta z Mirowa Myszkowskiego, marszałka Korony Polskiej nawyzszego etc. etc. Dziwna rzecz, jakoć okręt mój chętliwy Jest [z] swym tłumaczem, marszałku cnotliwy, Ze i pogodnych gwiazd nie upatruje, Lecz i pod czasy burzliwe żegluje. Niech powie, jakom go w tym upominał,     5 Żeby w tę burzą drogi był nie wszczynał; Jednak on przy swym zostając uporze, Chociaż przeciwne, podał żagle, morze. I ledwie przebył dróg Niestrowych progi, Zaraz się udał na Wiślne odnogi,    10 Których nurtami plac przestrzeńszy wziąwszy, Pędzi wśrzód Wisły, żagle wyciągnąwszy. Zaczym go wściągać nie jest już ostrożnie, Widząc, że swój bieg kieruje niezdrożnie. Płynie abowiem tam, skąd powiewają  15 Cnoty twe; te go, te wiatry wzywają. Nie chybia drogi, gdy swój pojazd rączy Z twych cnót wielkością, cny marszałku, łączy. Bo iż sam z cnoty prawdą jest zrodzony, Słuszna, żeby był cnotom przyłączony,         20 Które on zawsze w tym hojniej znajduje, Przeciw komu się nienawiść buntuje. Więc też do brzegu takowego płynie, Który przenosząc zazdrość, w cnotach słynie. I pewien tego, że gdy się mu stawisz       25 Portem, niewczasów podróżnych go zbawisz.