VI. Odwieczny problemat „rozumu najwyższego", demiurga świata, odgrywa wybitną rolę w wywodach zwolenników celowości i w łatwy do zrozumienia sposób częstokroć przenosi czysto naukowe zagadnienie o celowości w naturze na niewłaściwy grunt teologiczny. U wielu kwestja „rozumu najwyższego" uchodzi za drażliwą i, jak się zdaje, wcale niesłusznie, bo nie należy nigdy wikłać interesów wiary z interesami nauki. Któż nie wie, że w dziejach ludzkości bywały epoki, kiedy usiłowano myśl, poszukującą prawdy naukowej, skrępować dogmatami wiary religijnej i naodwrót, epoki, gdy wiarę chciano poddać wyrokom nauki? I dziś także niewątpliwie podzieliłyby się zdania w kwestji, czy dogmaty religijne potrzebują uzasadnienia swego szukać w wiedzy naukowej, tak jak zawsze się na tym punkcie dzieliły, chociaż zdaje się być pewnym, że założyciele systematów religijnych nie uważali za potrzebne uciekać się do powagi rozumu lub doświadczenia, że ani racjonalistami ani empirykami nie byli. Fides ąuaerens intellectum, jak się św. Anzelm z Canterbury wyraził, jest dziecięciem epoki, gdy racjonalizm trzeba było powoływać na pomoc zachwianej wierze. Błogosławieni ci, co nie widzą, a uwierzą; wiara