zewnętrzne przeobrażenie życia społecznego, przeobrażenie się jego form ustrojowych, odbywać się musi w realnym elemencie społeczeństwa — w jednostce ludzkiej, gdzie posiada jedynie tylko moralną wartość. Z tej zaś strony rozpatrywany komunizm przedstawia się jako rozwiązanie tej odwiecznej walki, która toczy się pomiędzy istotą ludzką i światem zewnętrznym, pomiędzy osobnikiem a zbiorowością. Daje się to sformułować w trzech postulatach moralnych, wyrażających jeden i ten sam stosunek jednostki do środowiska społecznego przy komunistycznych formach życia. Naprzód — jako wyzwolenie człowieka od jarzma rzeczy, gdyż cała troska o warunki życia przechodzi do społeczeństwa, wskutek czego zaspakajanie potrzeb życiowych zajmuje minimalne miejsce w świadomości ludzkiej, jakkolwiek społecznie rozwija się ogromna praca około tego. (Jest to zasadniczy punkt kolektywizmu, jego wartość ekonomiczna). Powtóre — jako wyzwolenie od jarzma i n-stynktów zwierzęcych, instynktu zachowania siebie, głodu, które podobnie jak instynkt oddychania przejdą w sferę nieświadomą i stracą wszelkie przewodnictwo nad świadomem życiem człowieka, gdyż instynkt samozachowania, nie będąc jak dzisiaj tamowany i gwałcony przez życiowe warunki, lecz przeciwnie, zaspakajany w organizacji społecznej, zaniknie jako składnik duszy, a wraz z nim, wszystkie jego nadprodukty psychologiczne, rozwijające się na jego podkładzie uczucia samo-lubstwa, pychy, chęci panowania nad innymi, zawiści. W końcu — jako wyzwolenie od przymusu społecznego, którym jest wszelkie państwo, zmuszające siłą fizyczną, policyjną, do zachowywania praw uświęconych; przymus ten zanika, zumował tak kiedykolwiek, nie był-że-by to straszny egoista? i czyż możemy być pewni, że w danej chwili jego mózg sofistyczny nie przechyliłby wolę na stronę przyjemności niższych, to jest, pozostawienia; niech się tam dzieje co chce? A oto wreszcie czwarty. — Od samego dzieciństwa był on wychowywany w poczuciu się jedności zupełnej z całą resztą ludzkości. Od dzieciństwa zawsze myślał, że ludzie są zespoleni ze sobą ścisłą solidarnością. Przyzwyczaił się cierpieć, gdy inni cierpią przy nim, czuć się szczęśliwym, gdy szczęśliwymi są wszyscy. Gdy tylko posłyszał rozpaczliwy krzyk matki, bez namysłu rzucił się do wody, instynktownie, ażeby uratować dziecko. I kiedy matka jemu dziękuje, on odpowiada: „ależ za co, droga pani, ja jestem tak szczęśliwy widząc szczęście pani. Robiłem zupełnie naturalnie, nie mogłem robić inaczej". (P. Krapotkine — Anarchie dans l'e v o 1 u t i o n socialiste, p. 23—5). 94