AUGUST CIESZKOWSKI OJCZE-NASZ TOM TRZECI 1923. POZNAŃ: FISZER I MAJEWSKI WARSZAWA: E. WENDE I SKA. ŁÓDŹ L. FISZER TORUŃ: TOWARZYSTWO WYDAWNICZE "IGNIS". OJCZE-NASZ III. AUGUST CIESZKOWSKI OJCZE-NASZ          » WYDANIE NOWE ZUPEŁNE III. PROŚBY DRUGA DO SIÓDMEJ I AMEN 1923. POZNAŃ: FISZER I MAJEWSKI WARSZAWA: E. WENDE I SKA ŁÓDŹ: L. FISZER TORUŃ: TOWARZYSTWO WYDAWNICZE „IGNIS". CZCIONKAMI DRUKARNI KATOLICKIEJ TOW. AKC. POZNAŃ ALEJE MARCINKOWSKIEGO 24. Druga prośba. „PRZYJDŹ KRÓLESTWO TWOJE". PRZEDMOWA WYDAWCY DO PIERWSZEGO WYDANIA Z 1906 R. Oddając mi Swoje manuskrypta, wspomniał Autor o czterech tomach wykończonych, — drugą Prośbę przeto za wykończoną uważać należało. Tymczasem kopja Gaszyńskiego, której się trzymać zalecał, wcale dobrze zachowana dla dalszych działów książki, w pierwszej części trzy tylko pierwsze rozdziały zawiera, reszta tego działu zginęła bez śladu. Stosując się do Spisu Rzeczy, który dla dwóch pierwszych działów w całości nas doszedł, staraliśmy się złożyć, w miarę możności, resztę pierwszego działu z luźnych fragmentarycznych kart oryginalnego rękopisu Autora, uwzględniając zachodzące raz po raz warjanty, o ile który więcej do wspomnianego Spisu Rzeczy zbliżonym się wydawał. Resztę niewyrobionego materjału, po części z manualika Autora zaczerpniętego, podajemy w Appendixie; tam także umieściliśmy fragment rozbioru proroków Starego Zakonu, którego nie sposób było do tekstu wprowadzać w stanie, w jakim nas doszedł. Nietylko za wykończenie rozdziałów, nawet za ich następstwo w I dziale ręczyć nie można. Czy np. rozdział VI dzisiejszy, (sądząc po 2-gim odsyłaczu na str. 19) nie miał zamykać tego działu, nie da się rozstrzygnąć bez kopji Gaszyńskiego. W tekscie samym lub przypiskach starano się uwidocznić wszelkie wątpliwości dotyczące ostatecznej formy tego działu, albo nielicznych braków w dalszym ciągu książki. Jak w poprzednich tomach, tak i w niniejszym, nie pozwoliliśmy sobie żadnemi dodatkami spajać pojedyńczych fragmentów rękopisu. Oprócz końcowego zdania na stronie 12, nigdzie nawet nie przestawiono nic w składzie samych frag VIII mentów, które dały dział I w dzisiejszej jego formie.1 Owa jedyne zdanie przeniesiono na zakończenie rozdz. IV, aby półczwartej strony stanowiących początek rozdz. V dla tekstu uratować. Miejsce jego w rękopiśmiennym fragmencie jest na czele ostatniego2 ustępu str. 15. Nic również nie opuściliśmy z tekstu choć fragmentarycznego, gdy do naszych rozdziałów stosować się nie zdawał, jak np. końcowe zdanie rozdziału VI, dowodzące wyraźnie, że po nim nie miejsce na nasz rozdział VII. Najprostsza uczciwość wydawcy na to nie pozwalała, ona też tych kilku uwag jest jedynym powodem. Czy braknące części kopji Gaszyńskiego kiedykolwiek się odnajdą, przesądzać trudno; — dziś nie wiemy, gdzieby ich jeszcze szukać można. Jeżeli więc nie było formalnego powodu spieszyć się z wydaniem książki, która tyle niepewności odnośnie do tekstu na samym wstępie zawiera, nie było również celu go odraczać. O        ile wszakże przy wydaniu I Prośby przytoczone słowa Autora: „Próśb nie wydawaj, póki czasy nie nadejdą".... mogły nasuwać nam wątpliwość, czy wypełniamy Jego wolę, — o tyle przy niniejszej, słowa te właśnie wszelką wątpliwość naszą rozwiały. Rzut oka na to, co się wkoło nas dzieje, aż nadto przekonywa, że „czasy nadeszły" dla rozbioru Prośby, która brzmi: Przyjdź Królestwo Twoje. 1        Nie mówię tu o rozdziale XI, do którego tylko pierwsze zdanie z pe wnością należy, reszta zaś zapewne fragmenta zagubionych dwóch dalszych rozdziałów stanowi. — 2        W obecnem wydaniu na czele pierwszego większego ustępu str. 15 zaczynającego się od słów: U Marka Ś-go spotykamy... przypis, obec. wydawc.          DZIAŁ PIERWSZY. Królestwo Boże w Piśmie św. i Tradycji. I. Cel prośby II-giej. Po prośbie tyczącej się najwyższej Istoty, następuje prośba tycząca się stosunków Ludzkości, — po kwestji samego Boga, kwestja społeczna świata. Najwyższem Dobrem, — najwyższym Celem, — Celem nad celami jest oczywiście Bóg; — naczelna więc prośba oczywiście też Boga musiała mieć na celu. — Z dóbr zaś świata, — z celów ludzkości, — Królestwo Boże jest znowu największe, — słusznie więc druga prośba niem się zajmuje.1 — Że zaś jest największem, że jest warunkiem i spełnią wszelkich dóbr ludzkości, to nam Chrystus zgóry zapowiedział: „Szukajcie naprzód „Królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego, a resztę wszystko „otrzymacie w dodatku". Otóż właśnie Królestwo Boże jest przedmiotem niniejszej prośby, — sprawiedliwość zaś Jego następnej.3 Czego nam Zbawiciel w powyższych słowach szukać każe, — o to nam właśnie w drugim ustępie Modlitwy Swojej prosić zaleca, w trzecim zaś wskazuje nam tegoż warunek. Skoro zaś o to wszystko modlić się każe, oczywista, że nas tern jeszcze nie 1        Są ślady, jakoby w pierwszych wiekach Chrześcijaństwa prośba ta trzecią stanowiła, a trzecią zaś: bądź wola Twoja, była drugą. — To nam wskazuje Tertuljan de Orat. Dom., a dałoby się tłumaczyć tern, że właśnie, czego się ta domaga, jest środkiem i warunkiem, wskazanego w tamtej, Cela. 2        Mat. VI, 33. 3 Na dowód jak mądrość wieków zgadza się ze światłem Objawienia, niech posłuży zdanie Arystotelesa, iż stan społeczny jest największem dobrodziejstwem, sprawiedliwość zaś podstawą społeczeństwa. Pol. I, 2. 2 obdarzył, lecz dopiero przyrzekł i przybliżył, — bo inaczej nie byłby kazał ani tego szukać, ani o to prosić. Że zaś prośba ta jeszcze spełnioną nie została w drugiej Epoce świata, w epoce Chrześcijańskiej, i dopiero w epoce trzeciej, w epoce po średnim wieku nastąpić mającej, spełnioną będzie i być może, — jest także oczywistem. — Dość spojrzeć na stan dotychczasowych stosunków społecznych, na walki i rozerwanie panujące dotąd w świecie, — na brak i boleści, którym życie ludzkości do dziś dnia ulegało, — aby się przekonać, że Królestwo .Boże zaiste jeszcze nie nadeszło, — bo zaiste dotychczasowy stan świata nie odpowiada bynajmniej pojęciu Królestwa Bożego. — Dość znowu wspomnieć na słowa Chrystusowe: „Królestwo moje nie jest z tego „świata",1 — aby się przekonać, iż przez cały ciąg epoki Chrześcijańskiej, Królestwo Boże na ziemię nadejść nie miało. Że jednak z drugiej strony Chrystus jak najwyraźniej przyrzekł Ludzkości przyjście Królestwa Bożego na ziemię, — że wiara w to nastąpić mające przyjście była ogólnem i pra-wowiernem całego Chrześcijaństwa przeświadczeniem w pierwszych wiekach Odrodzenia, to dla każdego, choć cokolwiek biegłego w Piśmie lub w historji kościelnej, jest rzeczą również niewątpliwą, — również oczywistą. — Przystąpimy niebawem do roztrząśnienia głównych oświadczeń Chrystusa, jako też świadectw Ojców i Doktorów Kościoła w tym względzie; tu zaś tę wstępną uczynimy uwagę, iż dość już byłoby zastanowić się bez uprzedzenia nad samą niniejszą Prośbą powszedniej naszej modlitwy, w której Chrystus zaleca nam modlić się, nie wogóle o Królestwo Boże, ani o jego rozwój i t. p. ale wyraźnie o jego przyjście, aby już w niej, obok teraźniejszego braku, uznać obietnicę przyszłego stanowczego wypadku, wraz z rękojmią jej dotrzymania. — Boć gdyby Królestwo to, albo nigdy na świat nasz nadejść nie miało i wiecznie udziałem innego świata być miało, jak to późniejsi twierdzić poczęli, — albo też przeciwnie, gdyby już przez Chrystusa na ziemię przyniesione zostało, jakto niektórzy jeszcze później usiłowali tłumaczyć, — pocóżby nam Chrystus zalecił prośbę: ,,PRZ YJDŻ „Królestwo Twoje"? — W jednym lub drugim przypadku ta1 Joan XVIII. 36. 3 kowa prośba byłaby niedorzecznością, bo jak się nie prosi ani o to, co się już otrzymało, ani o to, czego się stanowczo nigdy nie otrzyma, tak też się nie woła o przyjście, ani nie wzywa tego, co nigdy przyjść nie może, ani też tego, coby już było nadeszło. Trzymajmy się więc przy tej prośbie, jako i przy pierwszej, najprostszego i najnaturalniejszego znaczenia wyrazów, a nie dając się obłąkać sztucznym naciąganiom, ani też kusić się o poprawę słów Zbawiciela, zaufajmy Mistrzowi, że wiedział dobrze, o co nam prosić kazał i że w właściwych wskazał to wyrazach. — Skoro tedy zalecił nam wyraźnie prosić o przyjście Królestwa, tern samem zaręczył nam, że przyjdzie Królestwo Boże, że od nas zależy prędzej czy później takowe wymodlić sobie i wypracować. I. Pozorna sprzeczność Prośby z oświadczeniem Chrystusowem: „Królestwo moje nie jest z tego świata". Aliści, skoro tylko na zasadzie tej prośby, wiarę w dopiero nadejść mające Królestwo Boże przypuścimy, — wnet z drugiej strony, ważna zaskoczy nas trudność. — Jakżeż ta prośba zgadzać się może z przytoczonem dopiero oświadczeniem Chrystusa: „Królestwo moje nie jest z tego świata?*1 Wszakże to jest w istnej sprzeczności z niniejszą prośbą. O co bowiem ta wyraźnie prosi, tego tamto wyraźnie odbiera nadzieję, co ona wyraźnie twierdzi, to owo wyraźnie zaprzecza. Pocóż tedy Chrystus kazał nam prosić o przyjście tegoż Królestwa i toż przyjście tylokrotnie nam zapowiadał, tak niezłomnie przyrzekł, skoro sam na końcu wyznał, że owo Królestwo „nie jest z tego świata". — Cóż znaczy ta okropna sprzeczność? Jeżeli Królestwo to nie ma być z tego świata, jeżeli wiecznie domaganiem tylko i ideałem ma pozostać, jeśli jest udziałem tamtego a nie naszego świata, — jeżeli wybrani tylko dopiero na innym jakimś świecie indywidualnie dostąpić go mają, godziloż się powszechną taką prośbę w powszechnej modlitwie Chrześcijan tak stanowczo umieszczać, godziłoż się kazać nam wzdychać za przyjściem tego, coby przyjść nie mogło? — Prawdziwie gorzkąby to było ironją, — okropną mistyfikacją. — Byćżeż to może? 1* 4 A z drugiej strony, godziż-li się przypuszczać, jakto niektórzy, uderzeni oczywistością tylu tekstów nadejście na świat tegoż Królestwa dowodzących, uczynili, — iż sam Zbawiciel zmienił swoje zdanie? iż sam z początku łudził się naiwną nadzieją założenia światowej, polityczno-socjalnej Teokracji, a że dopiero później, wskutek dalszej refleksji i większego doświadczenia, albo też wskutek wypadkowego nieudania się Jego mniemanego planu, te świeckie wyobrażenia Swoje na li duchowne przetłumaczył, — że zmuszonym się ujrzał czysto idealne nadać znaczenie realnym zrazu i tak dobitnym przepowiedniom Swoim! Godziż-li się przypuszczać, aby Zbawiciel, — ów pierwowzór wszechdoskonałości Ducha, któremu Duch już nie pod miarą, ale spełna się udzielił, — albo sobie taką igraszkę z ludzkości sprawił, albo też sam tak dalece się omylił, iż przepowiedziawszy jak najwyraźniej nadejście Królestwa Bożego na ziemię, cofnął później przyrzeczenie Swoje i uciekł się do nędznego wybiegu, do sztucznej przenośni dla uratowania pozoru, skoro sam ujrzał niepodobieństwo urzeczywistnienia pierwotnej nadziei? — Zaiste, tak postępują tylko kuglarze, albo oszusty, którzy chcą świat uwodzić, ale nie Ten, który Ducha Bożego pełny, przyszedł dla zbawienia Świata! O! dajmy pokój niby rozsądkowym przypuszczeniom tak zwanych Racjonalistów, a raczej wszelkim wybiegom zakłopotanych sofistów. Nie chciejmy nigdy być mędrszymi od Mistrza, nie podsuwajmy Mu nikczemnych wybiegów, nie oskarżajmy go o metafory lub przenośnie (metabole), ale owszem badajmy jego wyraźne oświadczenia i podziwiajmy przedziwne Przybliżenia (Parabole), któremi przyszedł umysł ludzkości otwierać i Królestwo Boże przybliżać. — Uznajmy ich głębokość i obfitość, czerpmy z nich wody żywota — i bądźmy pewni, że źródło to zawsze pragnieniu naszemu zadość uczyni. — Uży-wałci wprawdzie Chrystus Przybliżeń (Paraboli), mówiąc o Królestwie Bożem, ale to właśnie, aby umysł Ludzkości otwierać, aby ją przybliżyć do celu i uzdalniać do przyjęcia dobrej wieści o zbliżającem się Królestwie. Ci zaś, którzy Go o taką Meta-bolą posądzają, są właśnie jego odwrotnikami, bo tern samem rzeczywiste nadejście Królestwa Bożego oddalają, a umysł ludzkości stłumić i zawrzeć usiłują. 5 Zaprawdę! zaprawdę! przyrzeczenia nadejścia Królestwa Bożego na ziemię są aż nadto wyraźne, — aż nadto jawne, liczne, niewątpliwe. — Ależ równie dobitnie i niewątpliwie stoi to zeznanie Chrystusa Piłatowi złożone, iż Królestwo Jego nie było z tego świata. — Jakżeż więc pogodzić tę sprzeczność, — jakże skojarzyć te wręcz przeciwne oświadczenia, z których jedno drugie wykluczać się zdaje? — Niemasz tu co w bawełnę obwijać, niema nawet co rozprawiać. Stoją w Piśmie — i nikt ich z niego nie wyruguje. — Bo też rugować ich nie potrzeba, jedno owszem skojarzyć, pogodzić. — Rozwiązanie tej pozornej sprzeczności. Distingue tempora et concordabit scriptura. — W epoce Chrześcijańskiej Królestwo Boże nie było, ani też jeszcze mogło być z tego świata, bo wtenczas Zbawienie i Odrodzenie Chrześcijańskie, na tern właśnie zależało, aby Ludzkość od świata zmysłowego i widomego oderwać, od urodziwej ziemi odwrócić, — aby światu temu, li zewnętrznemu zaprzeczyć, słowem, aby z nim stanowczo zerwać, a natomiast świat wewnętrzny, nieskończony, cielesnemu oku niewidomy, w duchu Ludzkości wzbudzić i na miejscu potępionego świata wystawić, — słowem, aby ku idealnemu niebu całe życie jej skierować. — To zaparcie się świata zewnętrznego, a założenie wewnętrznego, to zerwanie obecnych stosunków i rozerwanie doczesnych okoliczności, a zapowiedzenie wiecznych, — było też wzniesieniem Ducha na wyższą skalę, do wyższej potęgi. — Lecz każde oderwane i jednostronne zniesienie, samo się znieść musi, bo nigdy zaprzeczne i ujemne środki, ostatecznemi celami pozostać nie mogą, — i wszelka antyteza wymaga własnego nawzajem zaprzeczenia, bo pod warunkiem sprzeczności sama się stawia, i tym sposobem dąży ku spełnieniu swemu. — Wtenczas też Królestwo Chrystusowe nie mogło być z tego świata, ponieważ ów świat zrzec się sam siebie musiał, aby się odrodzić, aby się z zewnętrznego i zmysłowego na wewnętrzny i umysłowy przedzierzgnąć, aby się nareszcie do wyższego, do spełnego, — do Ducha i Prawdy pełnego uspo 6 sobić. — Owo usposobienie świata, było właśnie Przybliżeniem Królestwa Bożego i założeniem jego w nas samych, aby następnie z nas i przez nas urzeczywistnić się, t. j. istotnie nadejść mogło. A jak świat zewnętrzny musiał dopiero ustąpić przed wewnętrznym, tak znowu ów wewnętrzny musi następnie zewnętrznym się przyodziać i w tenże wstąpić, jeżeli nie ma zostać urojonem jakiemś marzydłem, próżnym tylko pomysłem. — Zmysłowość podnosi się do umysłowości, lecz umysłowość musi się nawzajem zmysłowością urzeczywistnić, jeśli nie ma zostać czczą tylko abstrakcją. Widome przepadło jako marne i to było dobrze, ale niewidome pozostałoby tylko marą, gdyby się nawzajem nie uwidomiło. Cokolwiek więc niewidomem dotąd było, widomem stać się musi, aby pełnego życia dostąpić; — póki zaś jest tylko niewidomem, póty jest tylko możnością, domagalnością, postulatem; założoną tajemnicą, ale jeszcze niespełnioną rzeczywistością i niedokonanem Objawieniem. Jako tedy są trzy główne stopnie wszelkiego prawdo-mienia, wszelkiego Ducha Tworu t. j. przeczucie z przewagą zmysłowości, pojęcie z przewagą umysłowości i czynne dokonanie w harmonji zmysłu i umysłu przez działającą wolę, tak też i Królestwo Boże stanowiska te w historji Ludzkości przebiegać musiało. — Królestwo więc Boże przeczuwane naprzód i zmysłowo w dalekiej widowni przez Proroków przewidywane, — następnie idealnie pojęte, pomyślane i potentialiter postawione, a przez to samo dopiero przybliżone przez Chrystusa i w Przybliżeniach opisywane, następnie zaś przez Apostołów i Ewangelistów w Słowie opowiadane, a które się do dziś dnia opowiada i zapowiada, (evangelizatur), — ma się ostatecznie spełnić i dokonać, ma się czynnie urzeczywistnić, czyli ma actualiter przyjść do nas i stać się spełnym ludzkości udziałem. Że takie a nie inne jest rozwiązanie sprzeczności, zachodzącej między powyższemi słowy Chrystusa z jednej strony, a zalecaną nam prośbą wraz z tylokrotnemi i tak wyraźnemi obietnicami z drugiej, tego nam dowodzi nietylko żywy duch, ale nawet sama wyraźnie objawiona litera Pisma t. j. sam dalszy ciąg Chrystusowego oświadczenia. — Powiedziawszy •         ■ bowiem Chrystus: „Królestwo moje nie jest z tego świata", dodaje niebawem: „gdybyć Królestwo moje z tego świata „było, słudzyby moi walczyli, abym nie był wydany Żydom. — „Aleć teraz Królestwo moje nie jest stąd.1 Prawdziwie trzeba faryzeuszowskiej zatwardziałości, lub jezuickiego wypłonienia ducha, aby tak dobitnie wskazanej tajemnicy czasów nie uznać.... i tak wyraźnie od wieków w Piśmie stojący wyraz „teraz" przeoczyć. Idzie więc tylko o rozróżnienie owego wyraźnego „teraz" od „kiedyś", a wtenczas owe powyższe pozorne sprzeczności tak Pisma jak Historji rozwiążą i wytłumaczą się same. Owo zaś „teraz" jest całą jedną Erą, całym jednym światem, — jest wiekiem drugim, czyli średnim dziejów ludzkości. — Jest to owo wielkie dzisiaj, które rozumie Apostoł, gdy mówi: „Napominajcie jedni drugich na każdy dzień, póki się Dziś „nazywa",2 — a po którem wielkie jutro t. j. nowy wiek świata, nowa doba ma nastąpić. — Tak więc, przez cały ciąg niniejszego, średniego wieku, które się zaczęło z Erą naszą i do dziś dnia trwa, Królestwo Boże nie 'było (i nie mogło być) z tego świata, lecz. było dopiero zbliżone, zasiane, zapowiedziane i opowiadane. — Czyli inaczej pojęcie jego było dopiero założone w nas samych, dopiero słowo (λόγος) Królestwa Bożego wystąpiło,3 ale to Słowo jeszcze Ciałem się nie stało. — Co Pismo święte rozumie przez te i tym podobne wyrażenia stanu idealnego oderwanego, niewidomego, pozaświatowego, a więc w rzeczywistość życia jeszcze nie wstąpionego Królestwa, — to wnet na samych tekstach poznamy, z których ujrzymy znowu, podobnie temu, cośmy przy pierwszej prośbie odkryli, że objawienie Chrześcijańskie dopiero zadatek i pierwiastki Królestwa Bożego przyniosło, zostawując trzeciemu Objawieniu i trzeciej dziejów Epoce, realne owych idealnych zarodów wykształcenie. — Tu zaś to naprzód miejmy na uwadze, że cokolwiek jest dopiero w stanie pojęciowym, w stanie Myśli i Słowa, a jeszcze nie Czynu, tem samem jeszcze spełna i doskonale 1        Joan. XVIII, 36 NUNC autem regnum meum non est hinc. 2        Hebr. III, 13. 15. ...per singulos dies, donec Hodie cognominatur. (Patrz Tom I, dział IV). 3 "Verbum Regni". Mat. XIII, 19. 8 nie jest, bo mu na odpowiedniej rzeczywistości brakuje, bo Słowo jeszcze Ciałem się nie stało. — Wszelkie więc Kró-lestwo tylko tamtoświatowe byłoby dla nas tylko abstrakcją, tylko podmiotowym naszym pomysłem, nie zaś istną rzeczywistością, przedmiotowem jestestwem, bytem. Z czego wypada, że samo to pomyślane dopiero Królestwo wymaga spełnienia swojego, — wcielenia swojego. Ależ na to możnaby wprawdzie odpowiedzieć, iż owo Królestwo, dla naszego świata tylko pomyślane, bytuje przecież na innym świecie, że więc posiada Jestestwo i nie jest tylko Myślą. Zgoda, nietylko takby być mogło, ale tak też jest rzeczywiście. W Niebiesiech istnieje Królestwo Boże, ale za tern nie idzie, aby nigdy na samej ziemi i dla ziemi istnieć nie miało, aby ziemia nasza na wieki pozbawioną go być miała! Owszem; — i o to nie potrzebujemy się już tu wdawać w dowody i wywody ksiąg poprzednich, bo temu sprzeciwia się wyraźnie osnowa naszej prośby, która mówi: „przyjdź Królestwo Twoje". Gdyby więc to Królestwo nie miało przyjść na nasz świat tutejszy, gdyby wiecznie miało ziemskiemu padołowi niedostępne pozostać, i tylko wybrani, opuszczając ziemię, dostąpić go mieli, tobyśmy w ten sposób modlić się nie mogli, jedno musielibyśmy mawiać: „Przymij nas do Królestwa Twego, — Daj nam wstąpić do Królestwa Bożego". IV. Rozbiór tekstów Pisma św. o Królestwie Bożern. Gdyby Królestwo Niebieskie znaczyć miało Zbawienie wieczne i żywot przyszły pozaświatowy, tak jak go sobie Chrześcijanie wystawiali, to następujące słowa Chrystusa byłyby nie podobne do wytłumaczenia: „Ktokolwiek jedno z najmniejszych przykazań rozwiązuje (przestąpi?) i podług tego „naucza, ten będzie najmniejszym nazwany w Królestwie Nie-„bieskiem, a kto wypełniać je będzie i tak nauczać, ten za „wielkiego w Królestwie Niebieskiem będzie miany".1 Tekst ten oczywiście dowodzi, iż Królestwo Niebieskie jest rzeczywistym stanem, którego dostąpić cała Ludzkość 1 Mat V, 19. 9 jest przeznaczoną i w którym, jako w świecie, różnorpdne stosunki wyższości i niższości znajdować się mają.1 — W zbawieniu wiecznem zaś podług pojęć Chrześcijańskich trudno przypuścić stopniowania, — albo się jest zbawionym, albo się nim nie jest. Kto zaś podług wyobrażeń Chrześcijańskich już wszedł do Królestwa Niebieskiego, ten już jest zbawionym, kto zaś nim nie jest, ten jest jeszcze w czyścu, albo też w piekle. Gdyby więc tu szło o absolutne i wieczne zbawienie, to byłby się Chrystus wyraził tak, jak w następującym wierszu: „Póki sprawiedliwość Wasza nie będzie obfitszą od Faryzeu-„szowskiej, póty też nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego".2 Dlaczegoż więc wyżej położył Chrystus za karę przestąpienia najmniejszego przykazania, otrzymanie najniższego stopnia w Królestwie Niebieskiem, a tu zaś za warunek wnijścia do niego obfitszą sprawiedliwość? Oto dlatego, że skoro Ludzkość dostąpi stanu właściwego Królestwu Bożemu, ów który przestąpienie najmniejszego przykazania będzie sobie miał do wyrzucenia, a który za przestąpienie to przecież zadosyć nie uczynił, w odrodzeniu będzie najmniejszym z uczestników tegoż Królestwa, — czyli stan jego indywidualny, w tym stanie ogólnym będzie porównawczo pośledni. — Ale ten, którego Sprawiedliwość niedostateczną się okaże i tylko zewnętrzną, pozorną, (Faryzeuszowską), a więc jeszcze przez sam Chry-stjanizm nieodrodzoną, ten dopóty się wcale nie odrodzi w Królestwie Niebieskiem, dopóki Sprawiedliwość ta u niego obfitszą się nie stanie t. j. dopóki przez sam czyściec odrodzenia Chrześcijańskiego nie przejdzie. Najpośledniejsze więc miejsce w Królestwie Niebieskiem przeznaczone jest temu, który jedno z najmniejszych przykazań przestąpił, ale wnijście do niego nie jest mu zabronione, skoro się już raz odrodził, t. j. skoro już piętno chrześcijańskie na siebie przyjął (wiemy zaś, że odrodzenie przez śmierć wprawdzie, ale też nietylko przez śmierć może mieć miejsce: — Nikodem),3 gdy tymczasem wnijście to jest niepodobnem dla 1 Jak się te stosunki mają do idei Równości, mającej być jednym z głównych żywiołów przyszłego stanu Społecznego a Równość ta pojętą będzie przy III Prośbie. 2 Mat. V, 20. 3 Joan III, 4, 5. 10 każdego, którego sprawiedliwość jest jeszcze jałowa, t. j. który został się jeszcze na stanowisku przedchrześcijańskiem. Gdyby zaś Królestwo Niebieskie znaczyło wieczne poza-światowe zbawienie, takiego rozróżnienia nie mogłoby być wcale, lecz byłoby powiedzianem, iż nikt nie wejdzie do Królestwa, kto się zupełnie nie oczyści i nie usprawiedliwi. Naznaczenie bowiem pośledniego miejsca w Królestwie dowodzi, iż samo to Królestwo będzie znowu, równie jak doczesne życie nasze, także nowem, doczesnem, pełnem zasługi i postępu, albowiem częściowe tylko i niedokładne, a jednak wieczne zbawienie byłoby absurdum, — i każdy mające w perspektywie takie najniższe miejsce w Królestwie, wolałby raczej zaiste, gdyby tak było, przekroczyć większe jakie przykazanie, aby się do czyśca dostać i tam oczyściwszy się dostatecznie, pełnego nakoniec zbawienia dostąpić, niż przystać na owe minimum zbawienia. Wprawdzie miałby do przebycia męki czyścowe, lecz po ich przebyciu nadzieję zupełnego zbawienia, wiecznej błogości, beatitudinis plenariae, gdy tymczasem przez przestąpienie drobnego zakazu znalazłby się skazanym na wieczne minimum Zbawienia; kto wie, czy takie minimum nie byłoby większą męką nad przemijającą mękę oczyszczenia. Lecz wszystkie te trudności nikną pojąwszy Królestwo Niebieskie za nowe dalsze i wyższe, lecz równie światowe i doczesne życie jak teraźniejszość, t. j. uznawszy, że Królestwo Boże, które dotąd było „nie z tego świata" ma się stać „z tego świata", z tą różnicą, iż wtenczas Świat nasz już w epoce normalnej znajdować się będzie, gdy teraz tkwi jeszcze w anormalnej. Przejdźmy do innego tekstu, który jakkolwiek zda się zupełnie oderwanym, przecież nam właśnie stosunek ten wyjaśni: „Zaprawdę powiadam Wam, że z pomiędzy wszystkich „z niewiast zrodzonych nie powstał żaden większy nad Jana „Chrzciciela; — ale który jest najmniejszym w Królestwie Niebieskiem, — większy jest od niego".1 Gdyby tu szło o Zbawienie wedle wyobrażeń Chrześcijańskich, zaiste któżby miał wyższe prawo do tegoż Zbawienia od Ś-go Jana Chrzciciela. Lecz tu idzie o nowy stan doczesny w Odrodzeniu, o dalszy 1 Matt. XI. 11. 11 stopień rozwinięcia Ducha i całego istnienia. Tak pojąwszy, słusznie mógł powiedzieć Chrystus, iż najmniejszy w Królestwie t. j. w III Epoce, wyższy jest od największego w drugiej Epoce świata, równie jakbyśmy powiedzieć mogli, iż ostatni i najpośledniejszy z wyznawców Chrześcijańskich wyższy jest na skali ducha od największych Bohaterów Starożytności i od największego proroka przedchrześcijańskich czasów. Najmdlej-szy z Chrześcijan dostąpił już na skali Ducha takich sił i takiego dostojeństwa, jakie Duchowi przedchrześcijańskiemu były jeszcze niedostępne, ku którym takowe ledwo tęsknić i dążyć mogły. — Ostatni ten tekst dobrze nam służy do objaśnienia innego wyżej przytoczonego, w którym już uznaliśmy dobitne wskazania trybu i perjodów historji. „Zakon i Proroki trwają aż do Jana, — od tego zaś „czasu, Królestwo Boże się zapowiada (evangelizatur) i każdy „do niego truciem się wciska". (Luc. XVI, 16. Mat. XI, 12). Śty Jan Chrzciciel był więc pierwszy, który trudem, pokutą, umartwieniem, dążył i wciskał się do Królestwa Bożego i dlatego przez samego Zbawiciela nazwany został największym i najzasłużeńszym w tej drugiej świata epoce; aleć najmniejszy uczestnik spełnionego i już objawionego Królestwa Bożego w trzeciej Epoce na skali Ducha większy będzie od niego. Że zaś Królestwo Boże przy wystąpieniu Zbawiciela było dopiero Mysterium, a nie jeszcze Objawieniem (zupełnie tak jak zesłania Ducha Ś-go w poprzedzającej prośbie) dowodzą słowa Chrystusa do uczniów: „Wam dano jest poznać tajemnicę Królestwa Niebieskiego, ale onym nie jest dano". (Mat. XIII, 11. Mar. IV, 11. Luc. VIII, 10 etc). Bo też tak względem Ducha Ś-go jako też i Królestwa Bożego zesłan-nictwo Chrystusa było właśnie poselstwem dobrej nowiny (Ewan-gelją) — dopiero zapowiadaniem Królestwa Bożego jako Mysterium, a więc jeszcze tylko Obietnicą nie zaś samym Obdarzeniem. Gdyby nie tak, było, toby wiersz ten i wogóle udzielenie tajemnicy Królestwa jako też Ducha Ś-go samym tylko Apostołom, byłoby istną w samym Chrystjanizmie sprzecznością, boć właśnie Chrystjanizm jest przysposobieniem wszystkich ludzi na synów Bożych i przygotowaniem dla wszystkich ludzi Dziedzictwa Bożego i powołaniem wszystkich ludów i narodów 12 do dostąpienia tegoż Królestwa, i do zbliżania się ku niemu, do osiągania go trudem i zmartwieniem. Skądżeż więc taki niechrześcijański partykularyzm wkradłby się w naukę Zbawiciela, skądżeżby takie tajemnicze i wyłączne (ezoteryczne) udzielenie Ducha S-go i Królestwa Bożego, gdyby właśnie tak Duch Sty, jakoteż i Królestwo Boże jeszcze nie były tajemnicami dalszemi objawienia, do upowszechnienia zachowanemi. Ale w Epoce Chrześcijańskiej Dziedzictwo to musiało być jeszcze zawarte,- i ciasne dotąd być musiały wrota i z trudem należało do nich się wciskać, a Piotrowi głowie Kościoła dane były klucze do tego zawartego jeszcze dziedzictwa.1 Ale dziś otwierają się i rozszerzają ciasne wrota, — i klucze wypadają z rąk zniedołężniałych następców Piotra, — i co zakryte było, odkrywa się, i co w zamkniętym skarbcu tajemniczo aż do spełnienia się czasów przechowano, to się staje spełnym ludzkości udziałem. Równie jak zesłanie Ducha Ś-go na Apostoły było tylko zadatkiem zesłania jego na Ludzkość, —1 prymicjami Ducha, tak też Ewangelja Królestwa Bożego, jest dopiero zarodem tegoż Królestwa Bożego, zasianiem jego. Było to dopiero „Słowo" Królestwa Bożego,2 a to Słowo jeszcze wtenczas Ciałem λόγος się nie stało, dopiero stać się miało, a właśnie jako słowo, jako jeszcze nie wcielone, (a więc jeszcze obiec-tive nieurzeczywistnione), słusznie i głęboko przez Chrystusa jako dopiero subiective i idealnie istniejące oznaczone zostało, gdy rzekł: „Królestwo Boże jest wewnątrz Was samych".3 Parabole Chrystusa o Królestwie Niebieskiem, są istnem objawieniem procesu zbliżania się tego Królestwa, są historją Słowa tego Królestwa, stającego się Ciałem. V. Rozbiór parabolicznych oświadczeń Chrystusa o Królestwie Bożem. Jest pewien rodzaj tekstów nadzwyczaj bogatych i brzemiennych o Królestwie Bożem, tym rodzajem są Parabole. 1        Mat. XVI, 19. 2        Mat XIII, 19 dopiero „Verbum regni", λόγος βασιλείας. Tudzież u Marka S-go IV, 14. siewacz zasiewa słowa, verbum seminat. i Luc. VIII, 11. 3        Mar. IV, 22. Mat. X, 26. Luc. VIII, 17, XII, 2. 13 Powstało od dawna pytanie, nad którem Teologowie dotychczas wszerz i wzdłuż rozprawiają, dlaczego Chrystus o Królestwie Niebieskiem ciągle w Parabolach prawie się wyrażał? — Przyczyna tego jest nader prosta, acz Teologowie dotychczas uchwycić jej nie mogli, albowiem uznanie jej byłoby w budowie ich nauki zbyt stanowcze zrządziło wzburzenie. — Otóż Chrystus, mówiąc o Królestwie Bożem, nie mógł się inaczej jedno w Przybliżeniach t. j. w przenośniach, przybliżonym sposobem wyrażać, ponieważ samo to Królestwo dopiero przybliżone zostało; — musiał mistycznie tylko o niem mówić, ponieważ samo Królestwo było dopiero Mysterium, nie zaś Objawieniem. Sam je dopiero przybliżał i zapowiadał, nie zaś stanowczo na świat przynosił. Gdyby był przyszedł w chwale, z pełnem Objawieniem tego Królestwa, zaiste nie byłby był potrzebował żadnych przenośni ani paraboli, bo co kto widzi (albo daje), tego ani przybliżać, ani zapowiadać nie ma potrzeby. Wszelka prawda w kolebce swojej, w zarodzie, jest mistyczną, — w chwili zaś rzeczywistego objawienia swego Mysterium, w chwili spełnienia Obietnicy, wszelkie dotąd ciemne, przenośne i przybliżone wyobrażenie ustępuje jasnej świadomości, prostej oczywistości. Wszelka tedy parabola jest tylko porównaniem, przybliżeniem, przenośnią i odnośnią, — co zaś już przed sobą mamy, co już posiadamy, to też jasno i bez ogródki pojmujemy i dzielnie obejmujemy; — dlatego już Paraboli nie potrzebujemy. Cokolwiek więc Chrystus przyniósł, nie jako zawarte Mysterium, ale jako rozwarte Objawienie, n. p. Ojcowską łaskę i miłosierdzie, — miłość braterską między ludźmi, darowanie uraz, — poświęcenie się i t. p., słowem to wszystko, co stanowi właściwy a nieodnośny żywioł Chrześcijaństwa, to nam bez przenośni, bez Paraboli żadnych, ale owszem wprost i stanowczo wyłożył, bo tern wszystkiem już nas spełna obdarzał. Otóż gdyby był przyszedł obdarzać nas równie spełnionem Królestwem, byłby nam też jasno i bez ogródki, nie w parabolach o niem przemawiał. — Ale przyniosłszy dopiero „Słowo „Królestwa Bożego"1 — słowo, które, zanim ciałem stać się mogło, rozpowiedziane być musiało po całej kuli ziemskiej, — 1 Verbum Regni. λόγος τής βασιλείας Mat. XIII. 19, Marc. IV. 14, Luc. VIII. 11. 14 a przybliżywszy tym sposobem nadąjście tego Królestwa, nie mógł inaczej jedno w przybliżeniach o niem mówić, bo to znowu należało do owych rzeczy, które miałby był do powie-dzenia, ale których wówczas „nie bylibyśmy znieśli".1 Lecz O w, który miał nas wedle obietnicy, we wszelką prawdę wprowadzić, rozwija dziś zapowiedź z parabolicznych powłok, — i okazuje, jak doskonałe przybliżenia objawił Ten,.który nam Królestwo Niebieskie przybliżył. Ze takie było znaczenie i przeznaczenie Paraboli u samej kolebki Chrześcijaństwa, — że ci, którzy takowe z samych ust Zbawiciela przejęli, uważali je za vehiculum przyszłych rzeczy nie zaś za środek nauki o rzeczach już obecnych i danych, — dowodzi świadectwo jednego z Apostolskich Ojców, Świętego Barnaby, który mówi: „Gdybym Wam pisał o przyszłych rze-„czach, tobyście nie rozumieli, bo te leżą w parabolach".2 Go tedy dotąd w parabolach leżało i cośmy dotąd zrozumieć nie mogli, to dziś na jaw wyjdzie, ponieważ owa przyszłość już właśnie przyszła. Tak więc o Królestwie Bożem „mówił Jezus w podobieństwach (w parabolach) do tłumów, a bez podobieństwa nie „mówił do nich".3 I wielą takiemi podobieństwami mówił do „nich Słowo, — wedle tego jak słuchać zdołali".4 „Aby się wypełniło, co powiedziano przez Proroka mó-„wiącego: Otwórz usta moje w podobieństwa (parabole) i wy-„powiem skryte rzeczy od założenia świata".5 Ziścił więc Chrystus w Zakonie Swoim przepowiednie Starego Zakonu i otworzył usta na przybliżone porównania A oto znowu Zakon Ducha spełnia założenie Nowego Zakonu, 1        Joan. XVI, 12. 2        Czy owa Epistola, zwykle Śmu Barnabaszowi przypisywana, a którą Orygenes katolicką t. j. powszechną mianuje, jest istotnie i bez żadnej wąt pliwości pióra tego Ojca, tego dotąd krytyka stanowczo nie odkryła i może nie odkryje; — co jednak żadnej nie ulega wątpliwości to, iż pochodzi ta Epistoła niezawodnie z Apostolskich czasów i że zawsze Kościół niepospolitą ważność do niej przy więzywał. W braku więc stanowczych dowodów innego Autorstwa, a obok pewności jej Apostolskiego pochodzenia, nie widzimy po wodów odmawiania jej temu Ojcu, pod którego imieniem do nas doszła. 3        Mat. XIII, 34. 4        Marc. VI, 33. 5        Mat. XIII, 35. Ps. LXXVIII, 2. 15 podnosząc porównania do równania i otwierając, co w nich jeszcze zawartem było. Takim to cudnym trybem rosło i postępowało powszechne zamiarów Boga Objawienie. U Marka Ś-go spotykamy naprzód trzy parabole ściśle z sobą spowinowacone. Parabola o siejbie padającej na różną rolę odkrywa nam różnorodne koleje, którym to słowo, ten zaród, to ziarno w świecie ulec miało, zanim wejdzie, i toż nasienie, to ziarno ciągle w paraboli u Mat. XIII, 19 owem „słowem Królestwa Bożego" jest nazwane. Że zaś zejść miało, pomimo tych wszystkich kolei, pomimo wszystkich nieprzyjaznych tak zewnętrznych jak wewnętrznych okoliczności, że na światło dzienne z zakrycia wyjść miało, że ten zadatek i ta zapowiedź równie względem Królestwa straconemi ani opuszczonemi być nie mogły, to nie tylko z natury rzeczy wypada, ale nawet objawione zostało: Albowiem, mówi Chrystus: „niemasz nic tajemniczego, coby się objawić nie miało, „nic zakrytego, coby na jaśnią nie wyszło",1 co wychodzi na to samo, cośmy przy pierwszej prośbie powiedzieli: niemasz Mysterium, któreby się nie stało Objawieniem. I każde My-sterium jest przepowiedzeniem dalszego Objawienia. — Pomimo więc wyschnięcia, przytłumienia lub niezejścia pewnej ilości ziarna, padającego na nieuprawioną rolę, rozwinie się jednak to Słowo i Ciałem się stanie. Znaleźli niektórzy komentatorowie, iż najulubieńszą formą Chrystusowych paraboli było porównanie Królestwa Bożego do siejby i siewacza. I rzeczywiście największą część doszłych do nas paraboli, podobna treść zapełnia. Stałoż się to przypadkiem lub dowolnem jakiem upodobaniem Mistrza, czyliż też skutkiem rozumnego i najtrafniejszego wyboru? Zaiste zbyt wysoko, zbyt doskonale nigdy nie potrafimy myśleć o słowach i czynach Zbawiciela. I w tym przypadku podziwiać musimy absolutną trafność i stosowność Jego porównań. Skoro tylko uznamy tryb czasów i postęp Objawień, wnet porównania jego za istne równania przyjąć musimy, a uznawszy tylko przybliżenie, same jego podobieństwa doskonale do istoty przypadają. Jakoż cóż może dokładniej wyrazić My 1 Mat. : 26. Marc. IV. 22 16 sterium i tegoż Mysterium jako Mysterium objawienie nad ziarno i jego zasianie? Cóż zasię może doskonalej oddać objawienie tegoż Mysterium i spełnienie założenia, nad wyrośnięcie i rozwinięcie się tego ziarna? Przecież i mędrzec te-goczesny, któremu nikt ścisłości rozumowania nie zaprzeczy, nie zdołał lepiej wyrazić pojęcia przed urzeczywistnieniem, (owo słowo, λόγος wszelkiej realności) jak mówiąc, że pojęcie jest ziarnem, a ziarno jest pojęciem. Nie dziwmy się więc liczbie Chrystusowych paraboli o ziarnie i siejbie, — owszem dziwmy się ich trafności i dokładności. — Druga Parabola jest obrazem samorodnej żywotności zasianego ziarna. Siewca rzuca ziarno w ziemię i zaśnie, a ziarno samo wyrasta i rozwija się, i ziemia sama przez się (αύτομάτη) wydaje naprzód trawkę, potem kłos, a potem pełen kłos zboża. Ale siewca jednak choć niby zasnął, jest czujny, wstaje i w dzień i w nocy t. j. czuwa Opatrzność Boża nad tą hi-storją rozwijającego się Słowa. Parabola ta jest arcypięknem potwierdzeniem naszego uznania, iż Ludzkość sama przez się do dojrzałości przeznaczeń swoich dojść winna, aczkolwiek nad tern autonomicznem samodzielnem procesem rozwijania się własnego czuwa Ojcowskie oko Opatrzności Bożej, — o czem obszerniej przy trzeciej Prośbie. Trzecia parabola o drobnem ziarnku gorczycy wyrasta-jącem w krzew rozległy, pod cieniem którego ptaki zamieszkać mogą, jest znowu obrazem tego silnego wyrostu Królestwa Bożego, z nikczemnego napozór zarodu i wykształcenia się jego na przybytek Spokoju i Ochłody dla mieszkańców burzliwej dotąd lub skwarnej, atmosfery naszej. — Parabola u Łukasza Ś-go1 o kwasie zakwaszającym całą mąkę, do której dodanym został, jest znowu jasnym obrazem tego wewnętrznego przejęcia i wzniesienia wszystkich żywiołów świata fermentującym procesem Królestwa Bożego. — Jest ona dowodem, że Królestwo Boże nie może być jakąś instytucją, — szczególnem jakiemś ubłogosławionem Państwem, obok innych na świecie, jak sobie Żydzi wystawiali, — ani też żadnym pozaświatowym jakimś stanem bez żadnej styczności z doczesnem życiem, ale że jest właśnie przerobieniem się 1 XIII, 21. 17 w sobie i przerodzeniem się martwych dotąd samego świata żywiołów, wniesionych przez sam ferment do wyższego stanu. — U Ś-go Mateusza znajdujemy powtórzenie dość wierne wszystkich tych parabol, oprócz drugiej Markowej najpiękniejszej może ze wszystkich w istniejącej formie, w jakiej ją nam Ewangelista ten przekazał, która to forma u Ś-go Mateusza refleksyjnej ustąpiła, a przez to się sama treść znacznie odmieniła. VI. Wypadek tego rozbioru i pojęcie Królestwa Bożego wedle podań Pisma. Już niejeden tekst odnoszący się stanowczo do Królestwa Bożego stał się przedmiotem naszej uwagi. Już we Wstępie uznaliśmy, — opierając się na wypadkach dzisiejszego stanu Egzegezy, iż główne ustępy Synoptycznych Ewangelij mówiące o nadejściu Królestwa Bożego1 jednomyślnie uznają i stanowią dwa po sobie Wieki, czyli Epoki świata, — z których jedna jest epęką tęsknoty, oczekiwania, dążenia, zasługi, — druga zaś epoką spokoju, spełnienia, zadośćuczynienia, błogości. W Ewangelji Ś-go Jana niemasz wprawdzie ustępu dosłownie odpowiadającego powyższym ustępom trzech pierwszych Ewangelistów, ale też nietylko niemasz żadnego, któryby się im sprzeciwiał, lecz nadto jest mnóstwo rozrzuconych tekstów, które świadomość tego, co Synoptycy objawili, oczywiście przypuszczają i warują; — tak iż zdaje się jakoby dlatego tylko Śty Jan wyraźnie o tern nie wspominał, że myśl przewodnicząca układowi jego Ewangelji stanowczo tego nie wymagała.2 1        Mat. XXIV, XXV. Mar. XIII. Luc. XXI. Do tekstu na marginesie przypisał Autor: „Tu powtórzyć i rozebrać główne teksty Synoptyków". Niema śladu tego rozbioru w rękopisie. Patrz Tom I. dział IV, rozdz. 4. i 5. (Przyp. wyd.) 2        Patrz przytoczoną już (w Appendixie Tom I. Przyp. wyd.) rozprawę Weizla w Stud. u Krit. 1836. Do tekstu dopisał na marginesie Autor nie skończone zdanie. . Jakoż Śty Jan głównie o Duchu Stym (Przyp. wyd.) 2 18 Śród tekstów takowych następujący na szczególną zasługuje uwagę: „Niechaj się nie trwoży serce Wasze, „mówi Chrystus do Apostołów, wierzcież Bogu i wierzcież „mnie". „W domu Ojca mego jest wiele mieszkań, — gdybyć „tak nie było, powiedziałbym Wam. „idę, abym Wam zgotował miejsce, a gdy odejdę i zgo-„tuję Wam miejsce, pójdę zasię i wezmę Was do Siebie, że-„byście, gdziem ja jest, i Wy byli. „A dokąd ja idę, wiecie — i drogą wiecie. „Rzekł mu Tomasz: Panie nie wiemy dokąd idziesz — „a jakoż możemy drogę wiedzieć? „Rzekł mu Jezus: Jamci jest Droga i Prawda i Żywot, „niktci nie przychodzi do Ojca jedno przezemnie".1 Tak jest, Chrystus jest Drogą i Prawdą i Żywotem. Przezeń Ludzkości przejść trzeba było, aby dojść do Wiekuistego, — aby dostąpić przygotowanych dla niej mieszkań, — przybytków spokoju i błogości. Gdybyć tych mieszkań nie było u celu, toćby nam ich Zbawiciel nie obiecywał. Wierzmyż Mu! wierzmy Bogu! i wskazaną drogą stąpajmyż do celu. Chrześcijaństwo tedy jest właśnie owem dialektycznem przejęciem w wielkim potoku dziejów Świata. Ono jest środkiem dziejów, — których Celem jest Królestwo Boże. Ono jest drogą do domu Ojca, w którym Syn Boży mieszkania nam przygotował, Chrystus prawdziwą drogę otworzył i objawił, cel zaś dopiero wskazał i obiecał. Obietnicę tę Chrystusową znajdujemy właśnie w tej samej mowie, w której dalszym ciągu Zbawiciel Pocieszyciela nam zapowiedział. I nie dziw, że obietnice te obok siebie stoją, jakby wypływały z siebie. Boć jedna drugą waruje i spełnia. Boć Królestwo Boże' a Społeczność Ducha Świętego jest jedno i to samo, jak to niezwłocznie z rozbioru ich pojęcia uznamy, i jak to już Paweł Śty wyraźnie oświadczył, dając nam tę dziwnie piękną i mądrą definicję Królestwa Bożego: „Królestwo Boże jest Sprawiedliwość i Pokój i radość „w Duchu Świętym".2 1        Joan. XIV, 1—6. 2        Rom. XIV, 17. 19 Pomnijmy na te słowa, — są one stanowcze. Im się bliżej poznamy z istotą Królestwa Bożego, tern je trafniej-szemi i dobitniejszemi uznamy. — Tak jest, — Społeczność Ducha S-go i Królestwo Boże jest jedno i to samo, — są to dwa odmienne wyrażenia jednej istoty, jednego Stanu, — raz pod formą teologiczną, drugi raz pod formą społeczno-polityczną podane. Zamiast tedy owych chiljastycznych przepowiedni, podanych nam przez Mateusza, Marka i Łukasza, a których jeden Jan tylko nie powtarza, podaje nam ten ostatni obietnice Parakletyczne, które na stanowisku jego zupełnie tamte zastępują. Jakoż do idealno-spekulacyjnego, — greckiemi misterjami wykar-mionego ducha Janowego, nie przypadały tak ściśle owe zmysłowe wyobrażenia, które natomiast ducha Żydo-Chrześci-jan bardziej pobudzały, — i dlatego też zwrócił Jan główną uwagę swoją od politycznych ku teologicznym obietnicom, nie zaprzeczając jednak bynajmniej tamtym, i nie wyłączając ich wcale, — owszem wyraźnie świadomość takowych przypuszczając. A więc ze spełnem udzieleniem się Ducha Ś-go i Królestwo Boże stanie się spełnym Ludzkości udziałem, i wespół dostąpimy oczekiwanego Dziedzictwa.1 Ale wprzód przeminąć musiały i muszą wszystkie czasy i koleje, których sam Zbawiciel tak jasny obraz wystawił,2 czasy przybliżenia Królestwa Bożego,3 (które czasom zadatkowania Ducha S-go odpowiadają) — czasy założenia tegoż Królestwa we wnętrzu naszemu (które czasom udzielenia pierwiastków Ducha do serc pierwszych Chrześcijan odpowiadają). — Musiały i muszą przeminąć owe koleje trudu i ucisku,5 po których cała ludzkość gwałtem do Królestwa tego wdzierać się miała.6 I Kościół wojujący czas swój przewalczyć musiał, dopókiby się w triumfujący nie przerodził, i Zapowiedź ona Królestwa Bożego, oznajmienie dobrej nowiny o niem, 1        Ephes. I. 14. etc. 2        Patrz wyżej. 3 Mat. X. 7., III. 2., IV. 17. Luc. X. 9. 11 etc. 4 Luc. XVII. 21. 5 Mat. XIII. 21. 6 Mat. XI. 12. 2* 20 rozgłoszoną być musiała na całej kuli ziemskiej.1 A na końcu jednak Wiara w Syna człowieczego, pomimo jej rozgłoszenia po całym obszarze ziemi, miała zostać tak podkopaną i zwąt-loną, iż spytaćby się można, azaliż jest jeszcze na ziemi.2 A na jej miejscu jako za dni Noego, lub za czasów Lo-towych, wiara w mamonę i egoizm panowanie swoje rozpostrzeć miały3 tak, że „wszyscy od najmniejszego do największego udali się za łakomstwem".4 Któż w tych wszystkich już powyżej przytoczonych tekstach nie uzna mistrzowskiego rysu dziejów naszej Epoki? Któż się przy jej ujściu być nie poczuje? A jeśliby się znaleźli tak zapamiętali między nami szaleńcy, którzyby ociągali się, chcieli walczyć z tern ujściem, którzyby żałowali przeszłości, jak Izraelici na puszczy, w drodze do ziemi obiecanej za garnkami Egipskimi tęsknili, a spoglądając wstecz chcieli cofać fale czasu, — tym dość będzie zawołać ze Zbawicielem: „Pamiętajcie na żonę Lotową"!5 Oprócz powyższych jużeśmy się jeszcze z innym przeważnym tekstem poznali,6 z tekstem, którego wszystkie władze świeckie przez wieków osiemnaście na własną korzyść skrzętnie obracały, którego używały i nadużywały i cieszyły się nim, jakoby wieczną inwestyturą swoją, nie zważając na to, że według wyraźnego zastrzeżenia Chrystusa, oświadczenie to nie wieczne, ale tylko wiekowe, t. j. czasowe miało znaczenie. „Królestwo moje teraz nie jest z tego Świata" i zaiste podówczas aż dotychczas ani było, ani być mogło, ani być było powinno. Dziwna, iż te właśnie teksty, których dotąd, acz z odwrotnych przyczyn tak duchowni jak świeccy włodarze jedno-zgodnie używali, dla dowodzenia pozaświatowości i oderwanej idealności Królestwa Bożego, są te same, do których my bezpośrednio się udajemy, aby z nich właśnie wręcz przeciwny wyprowadzić wniosek. Skoro zaś teksty takie (jak n. p. Joan XVIII. 36, Luc. XVII. 20 et ss. Joan. XIV. 2. et sequent.) zwykle przez przeciwników przytaczane, prosto wzięte, świadczą nam 1        Mat. XXIV. 14. Luc. XVI. 16. 2        Luc. XVIII. 8. 3 Luc. XVII. 26—32. 4        Jerem. VI. 13. 5        Luc. XVII. 32. 6 Joan. XVIII. 36. 21 właśnie o czasowem nadejściu Królestwa Bożego i o spełnem jego dla Ducha (a więc zmysłowem i umysłowem urzeczywistnieniu), — cóż dopiero powiedzieć o owych, którym nigdy pomimo najlepszej chęci, znaczenia abstrakcyjno-idealnego i li pozaświatowego nadać nie umiano, i które wyraźnie nadejście światowego Królestwa zapowiadają, (jak n. p. Mat. XXIV. 30 i zmysłowe XXVI. 29. etc. etc. Przejdźmyż więc teraz do innych nieprzytoczonych jeszcze tekstów i rozpatrzmy się w tej komorze wielkiego Skarbca Objawienia. VII. Pojęcie Królestwa Bożego w początkach Tradycji. Chiljaści. Nie wahali się też wcale pierwotni Chrześcijanie w ocenieniu owych słów Chrystusowych1 i stosunku tychże do wyraźnych przyrzeczeń. Nie wątpili też ani na chwilę we wstępnych wiekach naszej Ery o świeckiem nastaniu Królestwa Bożego po ustaniu „maluczkiego" czasu ucisku i próby. Że zaś Królestwo to wówczas równie jak i dotąd nie było z tego świata, to zaiste dość oczywiście spostrzegali i dość boleśnie uznawali, boć nie byli jeszcze tak dalece w teologicznych fikcjach wyćwiczeni, ani w sztuczne targanie wyrazów tak wprawni, aby wbrew oczywistości twierdzić jak później wymyślono, że takowe już nastało. Tern silniej więc i tern szczerzej wierzyli w toż przyszłe nastanie, — i tylko własnym ułomnościom, własnej krewkości przypisywali „ociąganie się Pańskie". — Wiara ta, czy to pod wyrażeniem powtórnego Zbawiciela Powrotu (đáńďőóßá), już nie w stanie poniżenia i cierpienia, lecz w stanie chwały i potęgi; — czy to pod wyrażeniem tysiączno-letniego panowania jego na ziemi (nauka Chiljastów), i t. p. stała się niebawem jednym z najpowszechniejszych Kościoła pewników i stanowiła rzeczywisty cel dążeń i nadziei Chrześcijaństwa. Począwszy od Apostolskich Ojców, jako to Barnabasza, towarzysza Ś-go Pawła2 Hermasa,3 — Papjasa, Biskupa Hiero 1        Na marginesie położył Autor w nawiasie: „Przeczytać jeszcze Mun„ster in Henke Magazin — o wierze trzech pierwszych wieków chrześcijań skich co do tysiącletniego panowania". 2        Epist. Cap. XV. 3        Pastor Hermae. lib. I vis I, 3. — porównaj Jachmann v. 86. 22 politańskiego1 aż do późniejszych filarów wiary: Ireneusz, Tertuljan,3 a nawet Cypryjan Śty,4 trwałą tę wiarę widzimy,— w szczególności zaś zwracamy uwagę na świadectwo Ś-go Justyna, które nam wyraźnie dowodzi, jak dalece wiara ta za jego czasów była się wkorzeniła między prawowiernemi.5 Dopiero od Orygenesa liczyć można pierwotnej i powszechnej tej wiary w Kościele zachwianie, a lubo w IV wieku już Ortodoksja stanowczo od niej odstąpiła, przecież jej jeszcze stanowczo nie potępiła, gdyż Sty Hieronim nawet ledwo ją za błędną, lecz jeszcze nie za kacerską poczytuje. Z tych i tym podobnych świadectw i dowodów wypada, że wiara w nastąpić mające panowanie Boże na ziemi była niemal ogólną pierwiastkową wiarą początkowych wieków Chrześcijaństwa. I dlatego to słusznie uznali nowi badacze dziejów Kościoła, że tenże Kościół potępiając później marzenia Chil-jastów, tern samem wskutek idealnej reakcji, (niezbędnej wprawdzie dla dalszego postępu), własną pierwotną wiarą swoją potępiły — wiarę naiwną i prostą zrazu, lecz skrzywioną niebawem, (a wtedy już potępienia godną) obcemi dodatkami, a tern samem wyrodzoną w potworne herezje, ale przecież w pierwiastkowej świadomości Chrześcijańskiej głęboko wko-rzenioną, na Piśmie ugruntowaną i przez najprawowierniejszych Ojców i Nauczycieli Kościoła długo wyznawaną. — VIII. Powolna zmiana tego pojęcia Chiljastów, — z prawowiernych stali się kacerskimi. Jakimżeż więc sposobem przyszedł Kościół nietylko do odstąpienia, ale nawet do potępienia tego, co sam naprzód 1        Zabytki zagubionego pisma jego p. t. ëďăßůí ćőńéďßćţí ÝňŢăçôiň u Ezebjusza III, 39 i Ireneusza V, 33. 2        Adv. Haer. V. 33, 34. etc. usque ad finem. 3 Adv. Marc. III, 24. — de resur. carnis. 26. i w wielu innych pismach z periodu montanistycznego. Najciekawsze pod tym względem pismo de spe fidelium niestety zaginęło. 4 Ep. 58, 61, etc. 5 Diał c. Tryph. LXXX i LXXXI. Przyznaje wszelako Śty Justyn, że byli też pobożni Chrześcijanie, którzy inaczej rozumieli. 23 wyznawał? Jakież mogły być przyczyny, które prostą i silną tą wiarą zachwiały i tak stanowczy zwrot nadały nadziejom chrześcijańskim ? Jest ich dwoje, — jedna ujemna, druga dodatna. 1° Ujemną przyczyną było tak nazwane „ociąganie się „Pańskie"1 t. j. nie spełnienie się przez kilka wieków owych gorących nadziei, nienadejście tego utęsknionego Królestwa, którego dostąpienia nawet za życia pierwszego pokolenia Chrześcijan spodziewano się.2 Powstawała też z początku pobożne wprawdzie, ale żarliwe skargi, iż Pan opóźnia Swe przyjście, — a po tych skargach pobożniejsze jeszcze onych zaniechanie, przez coraz bardziej wzrastające i świadomość chrześcijańską ogarniające idealne przyrzeczeń Pańskich zrozumienie. 2° Dodatną przyczyną była przesada i urojona fantastycz-ność zmysłowych wyobrażeń o tern Królestwie Niebieskiem, które wkrótce w łonie pewnych sekt chrześcijańskich ekscentrycznie wybujały. Takić jest zwykły tryb postępu Myśli, kiedy ze stanu zawarcia na jaw występuje, rozpada się na odwrotne sprzeczności, dosięga swych ostatecznych przeciwieństw, aby się znów, po długich błąkaniach, spełna z sobą skojarzyć. W miarę więc jak idealniejsi z pomiędzy Chrześcijan, t. j. naprzód ci, którzy nader jeszcze niepewny gościniec Ortodoksji sami torowali, a następnie ci, którzy się bardziej w istną Gnosis przerzucili, odstępowali coraz bardziej od zmysłowych o Królestwie Bożem wyobrażeń, — przeciwnie inni, materjal-niejsi w dążeniach swoich jak n. p. Ebjonici i wszyscy Żydo-Chrześcijanie, słowem ci wszyscy, których później Kościół pod ogólną nazwą Chiljastów objąwszy, z łona swego wyrzucił i jako kacerzy potępił, — coraz bardziej brnęli w zmysłowe marzenia, — które jako istotnie nieprzypadające do czysto idealnego dążenia całego Chrześcijaństwa, w dalszem rozwinięciu własnej istoty Kościół potępiać i wytępiać musiał. — Jakoż w czwartym już wieku naszej Ery, widzimy ortodoksję chrześcijańską stanowczo na idealnej drodze i odtąd kacerzy Chiljastów, z jej prawego łoża odepchniętych, już tylko tu i owdzie z boku spostrzegamy. Przeszło trzech wieków jednak było do tego potrzeba. 1 Podług Mat. XXIV, 48. 2 Ob. w Appendixie fragment z manualika o Marc. IX. 1. 24 IX. Dalszy wyrób Pojęcia Królestwa Bożego w Tradycji. Trojakie tłumaczenie. Jakież więc po takim czysto idealnym zwrocie, Tradycja Chrześcijańska obietnicom Pańskim nadała znaczenie? Jakież pojęcie na miejsce pierwotnego, prostego i naturalnego pojęcia Królestwa Bożego wprowadzono i jakże ten wielki dogmat ostatecznego Spełnienia Chrystusowego posłannictwa wytłumaczono? Trojako: Wnet zobaczymy, iż troiste tłumaczenia te, nie są bynajmniej odstąpieniem od prawdy, ale owszem coraz bliższem przystąpieniem do niej, że więc potok Tradycji oddalając się od tego, cośmy uznali pierwotnem i naiwnem Królestwa Bożego pojęciem, bynajmniej nie błądził, lecz owszem zbliżył się do portu. Że atoli doń jeszcze nie dopłynął, to także zarazem uznamy. Bo też przeznaczeniem jego było stanowić tylko drogą do przystani. Z czego się okaże, iż teologiczna fikcja późniejszych czasów (ułudna raczej niż obłudna) na tern zależała, że chciano środek za cel, zbliżenie za dostąpienie udać, co też udać się nie mogło. x. Pierwsze tłumaczenie: Królestwo Boże jest żywotem przyszłym. Oto są więc owe trzy teologiczne przystąpienia do prawdy, — trzy dalsze ale jeszcze częściowe do niej zbliżenia. 1° Życie Przyszłe. Trzymając się wyraźnego oświadczenia Chrystusowego u Jana Ś-go XVIII. 36. podanego, Królestwo Boże, z tęgo życia w przyszłe, z tego Świata w tamten, przeniesiono. I słusznie. Inaczej być nie mogło, inaczej r" Ekonomja czasów, cała harmonja historji byłaby zniwe W tern życiu Chrześcijanie Królestwa Bożego żadnym sposc dostąpić nie mogli, — mieli tylko przystępować do nie, otwarte zostały wrota przybliżonego Królestwa i powołanie dv niego dopiero nastąpiło. Zaiste tenże sam Chrystus, który przyszedł pokutą zalecać, odstąpienie od świata i pogardzenie nim kazał, który 25 uczniom swoim ucisk i trud, cierpienie i cierpliwość zapowiadał, nie mógłci im dać tak bezpośredniej nadziei, nie mógłci im przyrzec, aby w tem życiu, li zasłudze i cierpieniu poświę-conem, aby w tym świecie, „który nic do Niego nie miał,"1 wiekuista nagroda udziałem ich stać się miała. Oczekując niebawem tej nagrody bez zasłużenia na nią, grubo się mylili. Jakoż zapomnieli oni byli, iż Chrystus powiedział, że oni ucisk będą mieli na świecie (bo nie są z tego świata, jako i On nie jest ze świata), lecz że im kazał ufać w Siebie, — bo On zwyciężył Świat.2 Zapomnieli oni byli, że im Chrystus nieraz odkrywał cały wewnętrzny tryb postępu historji, jak n. p. w słowach: Zakon i Proroki trwają aż do Jana — od tego zaś czasu Królestwo Boże się zapowiada (evangelizatur) i każdy trudem do niego wnika, (albo z trudem do niego dąży.)3 Zapomnieli oni byli, iż im Zbawiciel tę ich własną pomyłkę, lub w którą wpaść mieli, wyraźnie i jasno przepowiedział i przestrzegał ich mówiąc: „Przyjdzie czas, w którym „zapragniecie ujrzeć choć jeden dzień Syna człowieczego, „a nie ujrzycie go!... I będąc wam mówić: Oto tu — i oto „tam — ale nie idźcie i nie dajcie się prowadzić. Albowiem „jako błyskawica zabłyska z pod nieba od jednej do drugiej „strony, tak będzie Syn człowieczy w Dniu swoim. Lecz po-„trzeba wpierwej, aby wiele ucierpiał i był wzgardzon od epoki „swojej (lub rodu swego).4 I jako się stało za dni Noego, „tak też się stanie za czasów Syna człowieczego. Jedli, pili, „żony pojmowali i za mąż wydawali, aż do onego dnia, „w którym Noe wszedł do Arki i przyszedł potop (kataklizm) „i wytracił wszystkich, — takżeć równie jako się stało za „czasów Lotowych, jedli, pili, kupowali i sprzedawali, sadzili „i budowali, — a tegoż dnia gdy wyszedł Lot z Sodomy, „spadł jak deszcz ogień z siarką i wytracił wszystkich. Tak 1        Joan XIV. 30. 2        Joan XVI, 33. — XVII, 16. 3        Luk. XVI, 16. To jest dosłowne przetłumaczenie tego tak niezrozu miałego tekstu, a który dzisiaj tak jasnym się staje. Po Epoce więc Zakonu i Proroków, trwającej aż do Jana, następuje epoka zapowiadania Królestwa Bożego i dążenia do niego śród trudu i ucisku świata, a dopiero III Epoka... 4        Tu dopisał Autor na marginesie: „To dosłownie przetłumaczyć." Tekst grecki brzmi: άποδοχψασδήναι άτο τής γενεάς ταύτης. (Przyp. wyd). 26 „też zupełnie będzie i w on dzień, kiedy Syn człowieczy ob-„jawi się".1 — Tu następuje obraz tego kataklizmu, a później takie zapytanie Chrystusa: „Lecz kiedy przyjdzie Syn czło-„wieczy — czy myślicie, że zastanie jeszcze wiarę na ziemi".2 Ileż to w tym ustępie prawd wielkich, które nam dzisiaj dopiero jawnemi się stają. Tak jest, epoka II miała być epoką ucisku od świata i przezwyciężenia świata. Tak jest, w ciągu tej Epoki miała ludzkość trudem i gwałtem dążyć do Królestwa Bożego, a ogólna Spójnia tej Ludzkości, Kościół Chrystusowy miał być właśnie wojujący, nie zaś triumfujący. — Zapragnęli rzeczywiście pierwotni Chrześcijanie ujrzeć dzień Syna człowieczego, a nie ujrzeli go. Dopiero gdy Syn człowieczy wiele ucierpiał i wzgardzon został w epoce swojej, gdy zaczęła ustawać cześć Jego, gdy minął czas, w którym każdy trudem dążył do Królestwa Bożego3 i gdy świat znowu w pospolite koleje powszedniego życia wstąpił i o niczem prawie nie myśli jedno o materjalnych i industrjalnych zatrudnieniach, o kupowaniu i budowaniu, o jedzeniu i o żon pojmowaniu, gdy wszelka wiara podkopaną została, czy to przez rozumowanie i krytykę, czy też w próżni indyferentyzmu wywietrzała, czy też przez praktyczny egoistyczny kierunek, — wtedy dopiero nowy kataklizm się zbliża, kataklizm straszny, lecz który skrócony być może dla miłości wybranych4 — i wprowadzi ludzkość w nowe koleje. O        przyjściu tem później obszerniej, — tu tylko uznać musimy iż, nie ród jeden, nie pokolenie jedno, ale Era cała minąć miała, świat ów trudu i ucisku, przejścia i dążenia cały przebytym być musiał przed spełnieniem tego przyrzeczenia. A jeśli niektóre wyrażenia Chrystusa zdawały się to ich bez pośrednie mniemanie popierać, tośmy we Wstępie widzieli, iż wyrażenia te obszerniejsze też posiadają znaczenie, i że greckie áéţí i ăĺíĺÜ, również epokę i rasę wyrażać mogą. Właśnie więc to niespełnienie się oczekiwań pierwotnych Chrześcijan, co zachwiało wiarę ich w nadejście Królestwa 1        Luk. XVII, 22—30. 2        Luk. XVIII, 8. 3        W nawiasie ołówkiem Autor dopisał: gdy komfort opanował świat. (Przyp. red.) 4        Mat. XXIV, 23. Marc. XIII., 20. Luc. XXI, 8. 27 Bożego, naszą przeciwnie wzmagać tylko może, skoro widzimy» iż daremność ich oczekiwania równie wyraźnie przepowiedzianą im została, jak następne w czasie swoim tychże nadziei tak oczywiste spełnienie. — Nietylko więc do osoby Chrystusa, ale też do całej Epoki, którą otwierał, stosują się te pełne prawdy wyrazy: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem, nikt do „Ojca nie dojdzie jedno przezemnie."1 Daremne tedy być musiały nadzieje pierwotnych Chrześcijan, wyglądających powrotu Pańskiego i nadejścia Królestwa Jego jako Żydzi swojego Mesjasza. Daremne zaś były bynajmniej nie jakoby fałszywe, ale jako za nagłe, za niecierpliwe. Epoka bowiem cała Chrześcijaństwa musiała być epoką cierpliwości i cierpienia, bo i Objawiciel jej był Mesjaszem cierpiącym. Nauka, którą On przyniósł, była właśnie nauką oderwania od świata, Królestwo, które On założył, nie miało być jeszcze z tego świata. — A wraz z tem objawieniem udzielił razem Przepowiedzenie nastąpić mającego Skojarzenia rozerwanego Świata, i nastąpienie Królestwa Bożego na tymże Świecie, a to nie przez nowe Słowo, — ale przez nowe uzupełniające Słowa tego Objawienia, którego wówczas przyjąć ani pojąć „Świat jeszcze nie był zdolny." Cała więc Epoka jedna, — cały ów wiek Świata (Aeon) upłynąć musiał, zanim Przepowiedzenie to istnem Objawieniem stać się mogło, — zanim Obietnica Królestwa, wraz z obietnicą Ducha spełnioną być mogła. — Kiedy więc ani za życia Apostolskiego pokolenia, ani też za życia późniejszych Chrześcijan, obietnica ta uiścić się nie mogła, słusznie zaiste uznała Tradycja jej poza światowe znaczenie, słusznie ją do żywota przyszłego przeniosła. Bo dla uczestnika Chrześcijańskiego Zbawienia, nie mogło być Królestwo Boże innem, jedno przyszłego życia udziałem. Wszakże Chrystus wyraźnie był zapowiedział: „Królestwo moje teraz nie jest stąd." Nie błądziła więc wcale późniejsza Tradycja odrzucając od siebie jako mrzonki wszelkie chiljastyczne marzenia, owszem Chiijaści sami błądzili, spodziewając się bezpośrednio dojść do Celu, bez odbycia pośredniej i pełnej trudu drogi. Tą drogą zaś jest właśnie Chrystus i całe Chrześcijaństwo. — 1 Joan XIV, 5. 28 Ale w tem dopiero byłaby stanowczo zbłądziła Tradycja, gdyby uznawszy drogą, zapomniała była znowu o stanowczym celu, albo i raczej nie zapomniawszy wcale o nim, takowy ad calendas Graecas odesłała. — Wnet obaczymy, że i tego błędu nawet nie popełniła, owszem krok dalszy niebawem uczyniła, wystawiając nam przed oczy istną figurą Królestwa Bożego na ziemi w „Chrystusowym Kościele." Środek zaś miał być wiekowy, ale też nie wieczny, czyli właśnie Wieki Średnie ludzkości miały być wiekami Środka, Wieki zaś Celne tychże dziejów, czyli Epoka trzecia dziejów Świata staną się wiekami Celu. Dla pierwszych tedy pokoleń Chrześcijańskich, a raczej dla całego łańcucha pokoleń Wieków średnich nastanie Królestwa Bożego musiało pozostać rzeczą przyszłego Żywota, ale też i chwila nastać miała, w której Żywot przyszły teraźniejszym się staje, inaczej, podług tego, cośmy na wstępie wyłożyli, nie byłby prawdziwym Żywotem wiecznym, ale jakąś urojoną mrzonką.1 XI. Drugie tłumaczenie: Królestwo Boże jest kościołem widomym. (Fragment.) 2° A przecież nie przeoczyła do szczętu Tradycja kościelna pewnego uprawnienia tkwiącego w domaganiach Chil-jastów i sama uznała, iż Królestwo Boże, choć w przybliżeniu musi widomo ustalić się na ziemi. To więc przybliżone ustalenie uznała w Kościele Chrystusowym. Oprócz tego wszystkiego dwa ostatnie tłumaczenia powyższe grzeszą tem, iż przypuszczają już nadeszłe Królestwo Boże. Są więc w sprzeczności z Objawieniem Chrystusa, który wysyłając Apostołów Swoich na opowiadanie Ewangelji, kazał im wyznawać, iż dopiero przybliżyło się Królestwo Boże, a nie zaś nadeszło; — są nadto w zupełnej sprzeczności z owym głównym tekstem, w którym Chrystus wyznaje, iż Królestwo Jego nie jest z tego świata. Jeżelić to Królestwo 1 Tom I. dział VI. na boku dopisał Autor: To cośmy tam filozoficznie wyłożyli, tu nam trzeba logicznie na tekstach wyłożyć. — * 29 Boże nie ma być teraz z tego świata, jakże Kościół Chrystusowy przez samego Chrystusa na Piotrowej opoce wystawiony mógłby być tem Królestwem? Są nareszcie z Modlitwą Chrystusową w zupełnej sprzeczności, skoro ta błaga o nadejście tego Królestwa. Przez niepojęcie więc przyszłości tego dogmatu i zamienienie go na teraźniejszą determinację zwichniono oczywistą jego istotę. Cóż nam tedy z dogmatem tym czynić wypada, skoro niniejsza Prośba nasza reintegracji jego wymaga? Oto oddalić wyżej wskazane przyczyny, które dogmat ten zachwiały, a wróciwszy się do jego bezpośredniego źródła, ostateczny cel i przeznaczenie jego odsłonić. Kościół Chrystusów — Zgromadzenie wiernych, — Zapo-wiedzenie i nadzieja Życia Przyszłego, — oto były właściwe przedmioty samego Chrześcijańskiego Objawienia i te też w Epoce jego stanowczo się rozwinęły, — nadejście zaś samego Królestwa Bożego było dopiero przepowiedziane, jako Mysterium udzielone, którego przeznaczeniem było, jak każdego Mysterium, w następnem Objawieniu wyjawić się. Cała przeto epoka historji, której Chrystus jest założycielem, przepłynąć i upłynąć musiała, zanim Przepowiedzenie to istnem Objawieniem, zanim Obietnica spełnioną być mogła. Z tego wypada, iż daremne oczywiście być musiało oczekiwanie uczniów Chrystusa i pierwotnych jego wyznawców, gdy się spodziewali w tem życiu Królestwa Bożego na ziemi dostąpić, bo wówczas Królestwo to było w Niebie, t. j. w przyszłem życiu w wewnę-trzno-podmiotowym, t. j. w idealnym, pozaświatowym stanie.1 1 Cokolwiek znaleźć zdołaliśmy odnoszącego się do niniejszego działu, umieściliśmy w Appendixie. W Spisie rzeczy zachował się ślad dwóch ostatnich rozdziałów, które rąk naszych nie doszły. (Przyp. wyd ) DZIAŁ DRUGI. Rodowód Królestwa Bożego filozoficzno-historyczny. I. Przeznaczeniem Człowieka jest Społeczeństwo. Stan społeczny jest przeznaczeniem, — jest naturą, — jest istotnym warunkiem życia człowieczego, — Człowiek jest do społeczeństwa stworzonym, bez niego nie byłby nawet człowiekiem, — bo tylko stan społeczny przypada do pojęcia jego. —   Arystoteles mówiąc, że człowiek jest zwierzęciem polity-cznem ( ξţďí πολιχόν), wyrzekł istną i jędrną prawdę. — Nadeszli później inni, którzy Arystotelesa poprawić mniemali i rzekli, że człowiek jest „zwierzęciem religijnem". — Jeżeli przez religijność rozumieli ową wieczną spólność i spójność wszech Duchów, ową solidarność z Bogiem i ludźmi, owo już nietylko ślepe albo mimowolne, ale świadome siebie i dobrowolne uznanie zawisłości, — a więc swobodnej zależności i należności duchowej, — słowem ów absolutny związek i obowiązek, który w samym źródłosłowie Religji, a bardziej jeszcze w wiecznem jej znaczeniu i przeznaczeniu leży, — nie mamy nic przeciw temu, owszem stanowczo przystępujemy do ich spełnej definicji i chętnie ją za poprawkę odpowiednią wielkiemu postępowi przez Chrześcijaństwo na świat przyniesionemu uznajemy; — tylko na to zwrócimy uwagę, że Arystotelesowa polityczność już na stanowisku tego mędrca, t. j. w miarę wyobrażeń przedchrześcijańskich, właśnie to samo wyrażać miała, bo u Dawnych đďëéôĺßá zawsze była δεόδεν, — a ich życie polityczne niczem innem jedno ich życiem religijnem. — Lecz jeżeli rozumieją tylko ową oderwaną (abstrakcyjną) religijność, która owszem z polityką nic spólnego nie ma, albo mieć nie chce, — ową pozaświatową dążność, odrywającą raczej człowieka od społeczeństwa, (która jest tylko negacyjno-dialek-tycznym momentem w samej Religji) wtenczas pozwolą nam pozostać przy Arystotelesowej definicji, jako dokładniej i rzeczy wiściej pojęcie człowieka obejmującej, bo nie to, co dopiero postulatem albo tylko dążnością jest, a więc nie to, co dopiero być ma, albo wiecznie tylko być powinno, stanowi istną definicję, istną naturę przedmiotu, ale to, co jest i staje się; — i nie to nawet, co jest tylko jednym żywiołem, a raczej jednym abstrakcyjnym momentem żywota, ale właśnie to, co ten żywot wszechstronnie spełnia i stanowi, — co immanentny cel jego urzeczywistnia.1 — Z pojęciem tedy człowieka dane jest nierozdzielnie pojęcie społeczeństwa, — bo społeczeństwo dopiero dokonywa i spełnia człowieka, ono go człowiekiem stanowi. — Bez społeczeństwa nie pojmiesz człowieka, jak znowu bez stanu natury nie pojmiesz zwierzęcia. Bo otóż właśnie, czem stan natury, czyli życie w łonie przyrodzenia jest dla zwierzęcia, tem jest stan polityczny, czyli życie w łonie społeczeństwa dla człowieka, t. j. spełnieniem jego pojęcia, zadośćuczynieniem tkwiących w nim zarodów, stanowczem jego znaczeniem i przeznaczeniem. — Wszystkie chuci zwierzęcia, wszystkie zdolności i wszystkie organa jego już na polu natury zadowolnienie znajdują, — ono dalej nie sięga, ono też żyje zupełnie na łonie natury. — Bo też zwierzę jest stworzeniem ograniczonem i skończonem w sobie; — czem jest jako zwierzę, tem zostaje, i dalej jak zwierzę nie pójdzie i dlatego wystarcza mu sama natura, jaka jest, jaką zastał na świecie, — w naturze zwierzęcia niemasz Postępu. — Człowiek zaś jest istotą nieskończoną, a więc dokonywającą i doskonalącą się samą, słowem postępującą, — a więc stan natury wystarczać mu nie może, owszem znajduje właśnie w naturze swojej potrzebę i popęd zniesienia stanu natury. — Zniesienie zaś stanu natury jest właśnie ustaleniem stanu społecznego, — obcowaniem Duchów. Spytajmy się Mędrca, który zaiste najdoskonalej znał zwierzęta, bo on rzeczywiście naukę o nich założył, spytajmy 1 Patrz Arystotelesa Politykę I. 2. się Buffona, czem się właśnie człowiek od nich różni. Odpowie nam Buffon, że człowiek jest właśnie człowiekiem przez to, że on dopiero w społeczność się łączy, — a więc znów nic innego jedno definicja Arystotelesowa, która wiecznie prawdziwą zostanie. Wprawdzie i pomiędzy zwierzętami nachodzą się pewne zawiązki społeczeństwa, jak w ulach, mrowiskach, boberniach i wszelkich trzodach lub stadach, ale tym zawiązkom społeczeństwa brak właśnie na tem, co sam cel społeczeństw stanowi, one nie doskonalą ani siebie ani składających je członków. Czem są, tem od wieków były i będą, — tem pozostają, nie wznoszą się, nie rozwijają. Stan bezspołeczny byłby właśnie dla człowieka stanem istnej zwierzęcości, a więc ów mniemany stan natury byłby dlań właśnie antynaturolnym, bo przeciwny jego własnej naturze. — I dlatego to dzielnie znowu powiedział Arystoteles, iż człowiek, któryby nie żył w społeczeństwie, musiałby być czemś mniej, lub czemś więcej niż człowiekiem; musiałby być dzikiem zwierzęciem lub Bóstwem.1 — I dlatego to gdzieindziej tenże sam mędrzec trafnie uznał, że dobro polityczne jest najwyższem celem życia ludzkiego.2 I dlatego* to nareszcie starożytność cała, silnem przeczuciem wiedziona, wołała: Vae soli! II.      Troista postać stanu społecznego. Skoro tak jest, nie dziw, iż absolutny stan natury rodu ludzkiego nigdy i nigdzie istnieć nie mógł, chyba tylko na papierze, jako płód wyobraźni próżnych teoretyków nad stanem socjalnym mędrkujących i z niego jakieś umowy towarzyskie, „Contrat Social" wyprowadzić usiłujących. Miałci zaiste Ród Ludzki pewien sobie właściwy stan Natury, ale ów stan był już nader społeczny, acz dopiero bezwiedną i przyrodzoną spójnią obdarzony. Stan ten poznaliśmy w I. Tomie, był to stan natury samego społeczeństwa, nie zaś człowieka, bo człowiek, jako człowiek, niesie już z sobą społeczeństwo. — Nie dziw tedy, że sami tak zwani Dzicy żyją w pewnym stanie 1 Polit. I.      2 Ethiea Nicomach. I. 2.         33 społeczeństwa, albowiem, gdzie tylko jest jakieśkolwiek ciało, tam musi być grawitacja. Ale stan społeczny, ów stan grawitacji ludzkości do siebie samej, może być i jest nader rozmaity. — Począwszy od stanu najbliższego zwierzęcości, aż do stanu spełnej dojrzałości Ducha t. j. począwszy od stanu społeczeństw Dzikich, aż do stanu Społeczności Ducha Świętego, — rozwija się ogromna skala przemian i stanów, których postępowa całość właśnie historję rodu ludzkiego stanowi. — Wykształcenie i dokonanie stanu społecznego jest właśnie wolnym ducha człowieczego tworem. — Im głębiej zapuszczamy się w pierwiastki dziejów rodu ludzkiego, im bardziej do kolebki jego zaglądamy, tem też go bardziej znajdujemy w nieodpowiednim jeszcze przeznaczeniu jego stanie. — Jako człowiek, póki do dojrzałości swojej nie dojdzie, nie jest jeszcze rzeczywistym człowiekiem, ale dopiero dzieckiem lub wyrostkiem, — tak też i społeczeństwa w dzieciństwie rodu ludzkiego jeszcze nie są normalnemi społeczeństwami, ale dopiero przesłannikami, zarodami takowych. — Zarody społeczeństwa są wprawdzie już wszędzie, gdziekolwiek jest człowiek, równie jak w każdem dziecku tkwią już zarody człowieka, — lecz zarody te własnego żywota ducha przytłumione są jeszcze samej natury przewagą. — Nie sam przeto człowiek, jako człowiek, ale owszem samo społeczeństwo, jako społeczeństwo, znajduje się w stanie natury, czyli w niewłaściwym sobie stanie, w stanie bezpośrednio danym i przyrodzonym, z którego się wydobyć i wolno się rozwinąć jest właśnie jego przeznaczeniem. — Wyróść więc naprzód ze stanu natury, w samem jego łonie się wykształcić, — następnie stan natury stanowczo przewalczyć, znieść i od siebie odrzucić, — a nakoniec stan ten natury napowrót sobie przyswoić, t. j. nie zstępować bynajmniej napowrót do niego, ale owszem przez asymilację wznieść go do siebie i już nie za obcą sobie potęgę, ale za własny organiczny żywioł użyć i sobie jako odrodzoną naturę przywłaszczyć, — oto jest troiste zadanie stanu społecznego, — oto są trzy pory wielkiego żywota Ludzkości — oto są trzy główne stanowiska Historji! Jak człowiek jest Duchem, składający msię z ciała i Duszy,— tak też i społeczeństwo, które jest powszechnym człowiekiem. — 3 34 Jak w człowieku rozwija się naprzód głównie jego ciało, — (wiek dziecinnego wzrostu), — następnie zaś głównie jego dusza, — (wiek młodzieńczego wychowania), — aż nareszcie do pełnoletności doszedłszy, rozpoczyna dopiero człowiek właściwe i spełne życie, całą rzeczywistość Ducha swego rozwi-jając, — (wiek męskiej, obywatelskiej działalności), — tak też i wszelkie społeczeństwa i nareszcie Ludzkość cała, ów powszechny, zbiorowy człowiek, przez podobne przygotowawcze szczeble żywota przejść musiały przed dostąpieniem dojrzałego i właściwego stanu swego. — Pierwszy więc perjod życia rodu ludzkiego musiał być głównie fizyczny. — Społeczeństwo w naturalnych, przyrodzonych warunkach rozwijać się zrazu musiało; — jest to dziecinny wzrost i wyrosi Ludzkości. — Duch ludzki dążył dopiero do uznania siebie samego, do wydobycia się z nadanych przez samą naturę stosunków. — Otóż ten perjod naturalnego rozwijania się ducha ludzkiego jest całą epoką Starożytności. — Drugi perjod życia rodu ludzkiego musiał być odwrotnie moralno-idealny. — Duch ludzki doszedłszy do uznania siebie, a przez to odkrywszy w sobie dwa przeciwne żywioły: idealny i realny, — zwrócił się ku temu, który się mu jako własny i właściwy objawił, który z własnego wnętrza wydobył, nie zaś zewnątrz i około siebie znalazł. Dane więc stosunki precz odrzucił i nowe z wnętrza swojego rozwinął. — A tak społeczeństwo od przyrodzonych stosunków odstąpić musiało, a natomiast nowy świąt, nowe społeczeństwo utworzyło się. — Ten perjod zaprzeczenia i zniesienia stanu natury, czyli ten perjod negacji i abnegacji jest całą Epoką Chrześcijaństwa. Do trzeciego organicznego i właściwie duchowego okresu życia ludzkości wnet przystąpimy, skoro tryb życia dwóch pierwszych bliżej poznamy. III. Stan społeczny w Epoce pierwszej: w Starożytności. Że pierwotne państwa wschodnie niczem innem nie są, jedno państwami natury, tego dowodzić wcale nie potrzeba; są one za takie oddawna uznane i powszechnie tak nazywane; — fizyczne i bezpośrednio zmysłowe żywioły stanowią 35 ich panującą istotę, świat umysłowy zaiste się już w nich rozwija, ale naiwnie, dziecinnie, mistycznie i symbolicznie. — Aliści nietylko społeczeństwa azjatyckie piętno takie okazują, — nawet duchowo już rozbudzona Grecja, nawet pra-ktyczno-dzielny Rzym, są w istocie swojej jeszcze Państwami natury. — Żywioł etniczny, — wrodzono-szczepowy, — bezwiednie i bezpośrednio wyrosły panuje nad ich duchem, siłę ich życia i całą ich indywidualność stanowi. — Ich stan społeczny jest tem, czem jest, — czem być powinien, nie pytają się wcale, — nie domyślają się nawet, aby się pytać można;1 o ich Bycie tylko, nie zaś o ich Myśli, w nich samych mowa być może. — Prawa społeczne są, bo są, nikt nie wie skąd pochodzą, — są wieczne.2 Jeżeli się te prawa lub ten stan społeczny (od Bogów zwykle założony, a więc nadany) rozwijają, to dopiero sposobem przyrodzonym, z wrodzoną koniecznością· lub przypadkowością, — które właśnie, acz wręcz sobie przeciwne, są wzajemnem piętnem stanu przyrodzonego, — ale jeszcze nie z duchową wolnością. Sprawy sobie z tego bynajmniej nie zdają, — dzieje się to de facto, nie de jury! Stąd owe ślepe trzymanie się starożytnych obyczajów i instytucyj, stąd fatalna tylko tychże zmiana. — Fatalność zaś jest właśnie przypadkową koniecznością, lub też koniecznym przypadkiem, nie zaś wolnym Ducha czynem. Dlatego też Fatum jest najwyższą potęgą społeczeństw starożytnych. Grek i Rzymianin nie rozmyśla bynajmniej nad istotą swego społecznego stanu, ani też nad wrodzoną miłością sWoją ku ojczyźnie, nie analizuje tej przyrodzonej socjalnej substancji, która jest tylko zależną przypadłością, ale ją czuje żywo i silnie, — instynktem jest z nią zrosły. — Bez niej nie byłby ni-czem, — w niej tylko żyje i oddycha. — A skoro tylko mędrkować nad nią zaczyna, to już owa socjalna substancja przepada, lub rozpada się. Wielki a święty Sokrates, ów Sofista 1        Plato pierwszy się o to spytał; — ale kiedyż żył Plato? i cóż odpo wiedział na pytanie? — Żył już przy samem rozpadaniu się i konaniu Grecji, — odpowiedział zaś właśnie to, co samą istotę przyrodzonego życia Greków stanowiło, t. j. zidealizował tylko przyrodzone społeczeństwa swego stosunki. — 2        Sofokles. — (Antygona i Edyp). 3* 36 nad Sofistami, a przez to właśnie istny pogromca wszelkiej Sofistyki, słusznie był oskarżony ze stanowiska starb-greckiego, iż zaraża młodzież Ateńską, że nadweręża stan społeczny Rzeczypospolitej, — albowiem budzącą się świadomością Ducha, ten stan natury ducha greckiego, podkopany już przez Sofistów, do reszty rozkładał i rozbierał. — Że rozkładał, to zaiste prawda, — nie mijali się tu z prawdą oskarżyciele jego; — ale że rozkładał potęgą Ducha, — i duchowemi środkami nie do zniweczenia żadnego, ale owszem do podniesienia prowadził, i to właśnie w chwili, kiedy ów przyrodzony stan państw greckich już się sam rozpadał i przepadał, to także prawda; — i dlatego święte było dzieło i święte męczeństwo jego. — Podobnież później miał słuszność stary Kato lękania się napływu idei greckich do Rzymu i uznawania w nich zarodów upadku Rzeczypospolitej swojej. — Zaprawdę! przewidywał on trafnie, że zgubę staremu Rzymowi przyniosą, — ale cóż zdo-łałże poradzić? Reakcje takowe były to ostatnie protestacje istniejącej, a obumierającej realności, przeciw rodzącej i wznoszącej się idealności, upadającej Natury, przeciw wyrastającej wewnątrzności Ducha, starych Tytanów, przeciw nowym Bogom. — Daremne podrygi żywotnych niedawno nerwów, kurczących się pod ostrzem Ducha, którym już były, lepiej niż mieczem, podcięte. — Wszystkie tedy społeczeństwa pogańskie były jeszcze mniej więcej społeczeństwami natury. — Niższe lub wyższe rozwinięcie ich Ducha objawia się dopiero w łonie przyrodzonego stanu i krańców takowego nigdy nie przekracza, — w chwili bowiem, gdy ma się ku temu przekroczeniu, społeczeństwo samo obumiera i ginie, bo żyło tylko ową siłą bezpośrednio nadaną, a w członkach swoich poczutą. — A ponieważ ten stan przyrodzony jest istnym społeczeństwa żywotem, przeto wystąpienie z niego tylko śmiercią owego społeczeństwa być może. — Nieśmiertelności Ducha społecznego tam być jeszcze nie mogło, — takową chrześcijańskie objawienie dopiero przyniosło i założyć mogło, — Społeczeństwa starożytne żyją tak jako zrodzone zostały i tak długo, póki ich przyrodzone siły starczą, — ale przerodzić się lub odrodzić jeszcze nie jest w ich mocy. — Są więc naturalnej śmierci podległe, jako każde naturalne istoty. — Rzecby można, że 37 jak człowiek w społeczeństwach starożytnych nie był jeszcze bynajmniej Śni juris, jako człowiek, ale owszem bywał tylko albo rzeczą, jako niewolnik, albo też zależną przypadłością społecznej substancji, choćby był optimo jure civis, — tak też i samo społeczeństwo starożytne nie miało jeszcze własności siebie samego, jedno zaledwie dożywotne siebie posiadanie, i dopiero Chrześcijaństwo tak człowieka jak społeczeństwo sobie przywłaszczyło i do godności uprawnionego Subjektu podniosło. — IV. Stan społeczny w Epoce drugiej: w Chrześcijaństwie. Chrześcijaństwo dopiero wydało wojnę nazabój państwom natury. — Mogłoby się zdawać, że, skoro Chrześcijaństwo ów stan natury społeczeństw zniosło, tem samem musiało natomiast doskonały stan społeczny ustalić, albowiem stan społeczny, będąc przeznaczeniem człowieka, zniosło do szczętu to, co dla samej natury człowieka było antynatu-ralnem, czyli niezgodnem z jego właściwem przeznaczeniem. — Przecież inaczej się rzecz ma. — Nim się do stanu spełnego dokonania dojdzie, potrzeba jednostronne połowice tegoż stanu przebyć. — Tej dialektycznej konieczności nie uszło Społeczeństwo Chrześcijańskie. — Oderwało ono człowieka od istniejących społeczeństw i same też społeczeństwa w sobie rozerwało. — Wyrwało obywatela z łona swojej Rzeczypospolitej, swojego rodu i przyrodzonych stosunków, — i powiedziało mu, że jest nie szczególnikiem żadnym, (Grekiem, Rzymia-niniem i t. p., lecz ogólną istotą, człowiekiem, wszystkich ludzi bliźnim. Toż samo rzekło niewolnikowi, który jeszcze nie był człowiekiem, ale dopiero rzeczą przywłaszczalnem narzędziem. — Uprawniło więc każdego, ale tylko w sobie i przez siebie, t. j. idealnie, podmiotowo, (subjective), ale bynajmniej nie przedmiotowo i realnie, przez świat społeczny, ani w tymże świecie. — Usamowolniło tylko duszę, ale nie ciało, — owszem potępiło to ostatnie i oddało je na pastwę niedoli, zmartwie-a. — Przez co wprawdzie absolutną niewolę absolutnie 38 podkopało, — ale część jej: poddaństwo, jako niewolę samego ciała (słusznie u Germanów nazwane Leibeigenschaft) i t. p. pozostawiło. — A tak nastąpiło zupełne uprawnienie, usamo-wolnienie i odrodzenie wnętrza ducha człowieczego, lecz jeszcze nie wszech zewnętrznych świata stosunków, a więc nie spełnego jeszcze żywota Ducha.1 Jako więc w Starożytności człowiek nie mógł być ani uprawnionym, ani sprawiedliwym inaczej, jedno tylko przez pewną społeczność i właśnie w tej społeczności, w której się zrodził lub osiedlił, t. j. właśnie wskutek owych zewnętrznych i widomych towarzystwa stosunków, bez których indy-widuum Starożytne było zgoła niczem, tak znowu wręcz przeciwnie Chrześcijaństwo uprawniło i usprawiedliwiło go wbrew i mimo wszelkiej miejscowej lub czasowej społeczności i jedynie w oderwaniu od wszelkich ziemskich stosunków. , Najnędzniejszy z poddanych chrześcijańskich był i czuł się w duszy swojej wolny i był nim zupełnie w oczach Religji, tej również wewnętrznej duszy społeczeństwa, tej nowej zaświatowej, lecz jeszcze nie wszechświatowej spójni. Pogański więc obywatel był tylko przedmiotowo, chrześcijanin zaś tylko podmiotowo wolnym. — Owa pogańska absorbcja indywiduum przez społeczeństwo, powetowaną została Chrześcijańską absorbcja — społeczeństwa przez indywiduum. — Chrześcijanin, odkrywszy we wnętrzu swojem zaród wyższej idealnej społeczności, zaniedbał wszystkie realne, które też stały się łupem rozprężenia i swawoli.2 Stąd w początkach średnich wieków dziwne napozór przedstawia się nam zjawisko. — Z jednej strony zdaje się, jakoby rzeczywistego społeczeństwa w światowem czyli świeckiem znaczeniu wcale nie było, największe odosobnienie, roz-targanie, jakiego tylko ród ludzki był zdolny; — z drugiej 1        Patrz Tom I, dział drugi. 2        Rousseau w Contrat social tak mówi o Chrześcijaństwie: liv. IV. Mais cette religion n'ayant nulle relation particuliere avec le corps poIitique, laisse aux lois la seule force qu'elles tirent d'elles memes, sans leur en ajouter aucune autre, et par la un des grands liens de la societe particuliere reste sans effet. Bien plus, loin d'attacher les coeurs des ciloyens a 1'etat, elle les en detache comme de toutes les choses de la terre. Je ne connais rien de plus contraire a 1'etat social.  39 strony ogólna jakaś ale niewidoma spólność najróżnorodniej-szych ludów powstaje. — Z razu tabula rasa wszelkich istniejących stosunków, chaos i noc ciemna w cywilizowanym niedawno świecie; później dopiero tworzące się samopas pierworodne skupienia, jakoby coagulacje, pojedyncze uprawnienia, — luźne przywileje, — sprzeczne prawa i obowiązki li osobiste; — siedziby odrębne, warowne, odpychające się nawzajem, jakoby czychające na siebie, — następnie znowu korporacje i coraz bardziej dowolnie spajające się stowarzyszenia i powstające państewka, ale nigdy i nigdzie nie widać tego, co starożytni Respublica nazywali. — A jednak była obok tego świata rzeczy-prywatnych pewna Rzeczypospolita, — lecz trudno było dopatrzyć się jej w świecie, ponieważ ona była niewidomą i do tego świata nienależącą. — Jakoż Res- . publica Chrześcijan wcale gdzie indziej była niż w świeckich stosunkach. Ona tkwiła we wnętrzu ducha pojedynczych ludzi, — ona te wnętrze spajała. — Ona była niewidomem zgromadzeniem wiernych, — Kościołem w najogólniejszem, a więc li idealnem znaczeniu. — A tak chociaż społeczeństwo świeckie zaledwie jako społeczeństwo istniało, chociaż odosobnienie ludzi do ostatecznego kresu swego doszło, była przecież wielka, idealna spólność (communio) wszech-bliźnich, wewnętrzno-osobista (podmiotowa) solidarność ludzi; a wielka ta niewidoma spólność, własnem przeznaczeniem wiedziona, uwidamiać się poczęła i dojrzewała przez wieki do stanu tak organicznego, iż w głowie Kościoła swoje sensorium commune, swoje widome ognisko znalazła i do kończyn świata nerwy swoje rozgałęziła. — Co ujrzawszy, rozumiała, że już jest ostatnie nec plus ultra stanu ludzkości na ziemi, że doszła do stanu doskonałego społeczeństwa. Aliści tak jeszcze nie było, boć sam ten organizm nie był jeszcze spełna organiczny, jedno dopiero chemicznemu antagonizmowi podległy, jak to wnet uznamy, — ale był już oderwaną figurą Królestwa Bożego. — Ten organizm był tylko Kościołem, w sprzeczności z Państwami świeckiemi, które to Państwa świeckie zewnątrz siebie pozostawił, i sam też powstał przeciwko nim, a one przeciw niemu, — i dwa te czynniki zaszły z sobą w walkę, której wypadku dziś jeszcze wyglądamy. — 40 V. Dwoiste Królestwo w Epoce drugiej: Civitas Dei et Civitas ter rena ich wzajemny proces, dążenie i ujście. Jakoż Chrystjanizm w kolebce swojej zaparłszy się doczesnej i miejscowej ojczyzny i wskazawszy inną ogólną, idealną, pozaświatową, — chwycił się z zapałem wyrazów Chrystusa: „Królestwo moje nie jest z tego świata." I rzeczywiście ani było, ani powinno było, ani mogło być z tego świata. — Powiedział jednak Zbawiciel zarazem: „Przybliżyło się Królestwo „niebieskie" — i prawdę powiedział, bo to Królestwo wówczas nie nastało jeszcze na świat, ale postawiło się już naprzeciw światu, jako ideał, jako dopiero żądanie, (postulat), jako dążenie, — słowem odbiło się dopiero w świadomości Ducha jako już pojęte i uznane potentialiter przeznaczenie, lecz jeszcze nie wystąpiło w jego czynnem życiu, jeszcze się w rzeczywistości (actu), nie wcieliło. Stąd dwa wręcz przeciwne sobie stanowiska, — stąd wieczna niezgoda Myśli z Bytem, tego, co było z tem, co być powinno. — Z jednej strony realność rozerwana, rozpadła się na nieskończone quantitative szczegóły, na polityczne okruchy, — z drugiej zaś idealność rozpostarła się w nieskończony quantitative ogół, w niebiański system i to dopiero stanowiło Chrześcijańską Rzeczypospolitą, rem-publicam, gdy tymczasem wszystkie sprawy świeckie, choć najpowszechniejsze, stały się res prwatae. I nietylko prawo publiczne zamieniło się na prawo prywatne, — nietylko stosunki ludowe zawisły od prywatnych stosunków ich książąt, nietylko zwyczaj lub przywilej zajął miejsce prawa lub ustawy, a rozpadłszy się tym sposobem na mrowisko szczególnych uprawnień, ustąpił ogólnego pola prawu kanonicznemu, — prawu Kościoła; — ale nadto cały duch ludzkości poczuł w sobie dwie odrębne dziedziny i dwa odrębne bieguny: tego, co jest i tego, co być powinno. — Stąd panująca wskroś przez całe średnie wieki świadomość dwóch Królestw naprzeciw sobie stojących i z sobą wiecznie walczących: civitas Dei i civitas terrena, niepojednalne wrogi, których tryb i przeciwieństwo wyłożył nam katolicki umysł Ś-go Augustyna. — 41 A przecież wspólnym celem, wspólnem dążeniem i przeznaczeniem obu tych Królestw był zawsze pokój, — pokój tak w sobie, jak między sobą. — Domagalność to na owem negacyjno-dialektycznem stanowisku, w owej dualistycznej wskroś epoce, wcale nie do spełnienia, bo pokój między królestwem idealnem a realnem rzeczywiście inaczej nastąpić nie może, jedno przez wspólne skojarzenie się obudwóch, przez wzajemne przejęcie się sobą i pojęcie się, zniesienie się i wzniesienie do wyższej Jedności. — Co skoro nastąpi, królestwa te już nie będą tem, czem są podczas trwającej walki, ale właśnie czemś nowem, czemś trzeciem, dwuzłożnem, wyższem, jednorodnem, acz różno-pełnem. Równie jak kiedy się kwas z zasadą połączy, to już ciało z nich powstałe nie jest ani kwasem ani zasadą, ale solą, t. j. ciałem wyższem, trzeciem a syntetycznem, dwuzłożnem; nie zaś żadną mieszaniną kwasu i zasady, ale ich wspólnem przesiąknieniem i przejęciem, — zupełnie nowym utworem, obdarzonym naturą i własnościami, których jego składowe czynniki wcale nie posiadały, — tak też i przy dokonaniu postępu dwóch tych wręcz przeciwnych Królestw, civitas Dei już nie pozostanie z oderwanemi znamionami odrębną od civitas terrenae, ale owszem obiedwie wzniosą się do jednej organicznej jedni, — i królestwo księcia tego świata i zaświatowe Królestwo Boga, civitas terrena i ci-vitas Dei skojarzą się wspólnie w jedno Królestwo Boże na ziemi (Civitas Dei terrena), — wyłączne ich dotąd własności skojarzą w sobie ku wyższemu działaniu. — Na stanowisku zaś chrześcijańskiem ów pokój żądany niczem innem być nie mógł, jeno pożądanym, pium desiderium, t. j. domagalnością tylko pozostać musiał, bo samo stanowisko było dopiero przechodniem, (dialektycznem), — bo póki trwał rozdział dwóch tych światów, póty też oczywiście społeczności świeckie nie stanowiły jeszcze Społeczności Ducha Ś-go, a więc ani Królestwa świeckie nie mogły stanowić Królestwa Niebieskiego, ani nawzajem Królestwo Boże nie mogło być z tego świata. — Aby dojść do współudziału potrzeba naprzód znieść rozdział, — a przecież na tym rozdziale zdawało się dotychczas opartem samo Kościelne Chrześcijaństwo. — Znieść przeto rozdział dwóch światów, dwóch natur człowieka, dwóch 42 Królestw ludzkości, — byłoby to znieść samo Chrześcijaństwo, przekroczyć je i wkroczyć już w następny wiek Ludzkości.— Póki więc wrzała i wrzeć musiała walka ich sprzeczności, póty ich syntetycznego skojarzenia być nie mogło; skoroby zaś tó ostatnie nastąpiło, toby już samo stanowisko społeczności Chrześcijańskiej przekroczyło się, toby już Królestwo Niebieskie stało się z tego świata, (czem teraz nie jest), — i tym sposobem nastąpiłoby właśnie to, co Chrystus, jako teraz jeszcze nie będące i być nie mogące, objawił, — ale o co prosić nam pozwolił, a nawet zalecił. Lecz samo istnienie tego domagania się czegoś poza siebie w społeczności Chrześcijańskiej jest właśnie przybliżeniem tegoż Królestwa, · bo w całej starożytności domysłu nawet nie było, aby społeczeństwa do czegoś dalszego poza siebie dążyły, — celu istniejących społeczeństw wyższego od nich samych poza niemi nie postrzegano, a więc samo to Królestwo było jeszcze nader dalekiem, i jak powiada Prorok Pański: „Pocieszenie" było jeszcze „zgoła oczom onego świata zakryte"1 — To dojrzenie zaś pocieszenia, to obmyślenie owego dalszego, transcendentnego celu społeczeństw, było w tym okręgu olbrzymim i prawdziwie Boskim krokiem Chrześcijaństwa. — Przez otwarcie drogi wiodącej ku niemu Chrześcijaństwo przybliżyło cel, a przez uznanie sprzeczni dwóch światów położyło warunek zniesienia tejże, oraz skojarzenie ziemskich i niebiańskich potęg, politycznych i religijnych stosunków. VI. Dwoisty Świat: idealny i realny, Religji i Polityki, Kościoła i Państwa, — ich troista z sobą walka. Warunek ten właśnie teraz do wypełnienia pozostaje. Ów zaświecki, — bo dopiero obmyślony cel stać się ma znowu świeckim, czyli w samem życiu ludzkości czynnie urzeczywistnionym, -- ta myśl, to słowo musi przybyć, i dlatego wołamy: „Przyjdź Królestwo Twoje". — Lecz powrotna owa świeckość wielce jest odmienną od pierwotnej, od starożytnej, z której ludzkość wyszła. — Wracamy wprawdzie do imma 1 Oseas XIII. 14. nentności celu społeczeństw starożytnych, ale świadomo i wolnie przez czyn ducha, t. j. przez immanentne urzeczywistnienie pomyślanego dotąd transcendentnego celu. — Lecz aby dokładnie pojąć, jak się ta Jednia utworzy, przypatrzmy się poprzednio, jakim się trybem Różnica owych żywiołów wyrodziła i w następstwie wieków rozwinęła. — Ich własny, w nich samych tkwiący popęd wskaże nam sposób ich skojarzenia. — A naprzód dwie te odrębne sfery, religijna i polityczna sąż one dopiero czysto chrześcijańskim płodem? Nie, tylko ich odrębność, — ich refleksja w sobie, ich antagonizm, jest nowego świata postępem. — Drzemały one w nierozdzierżgnionej jedni i we spólnej obojętni w starożytnym świecie, — ale właśnie sam ich rozdział na dwa przeciwległe obozy, wystąpienie ich z siebie i przeciw sobie, a tem samem stanowcze ich objawienie jest dziełem Chrześcijaństwa. — W Starożytności społeczna władza jest jeszcze jedną i jednorodną, —religja i polityka są w bezpośredniej jedności. — Na wschodzie polityka jest religijną, —w Grecji i Rzymie religja jest polityczną, — odróżnienie ich w starym świecie byłoby istną niedorzecznością. — Jako dziecię wcale o tem nie wie, ani myśli, że ma ciało i duszę, i nie czuje w sobie owej walki dwóch tych żywiołów ducha, tak też i Starożytność cała do owej refleksji, do owego przeciw-postawienia sfery religijnej i politycznej nie doszła i dojść nie mogła. — Ona za pełno a razem za naiwnie żyła, aby do takowego rozbioru przystąpić. W braku wszelkiego innego, świata, na obecnym się ograniczała, — ale też pełną piersią w nim oddychała i nie oglądając się za innym, w nim tak religijne jak polityczne życie bezpośrednio odprawiała. W epoce chrześcijańskiej przeciwnie właśnie przez poznanie się ducha ludzkiego we wnętrzu swojem, stało się tych sfer stanowcze rozdwojenie i samego świata rozsądzenie. Polityce dostał się dotychczasowy świat w udziale, Religja zaś nowy z gruntu sobie wybudowała. — W pierwszych wiekach chrześcijaństwa o samym wschodzie średnich wieków, kiedy się dopiero Chrześcijaństwo z konającą Starożytnością pasować zaczynało, religja sama wystąpiła ze stosunków świeckich, potępiła politykę, pogardziła nią, odrzuciła ją od siebie, — a odrzucając, rzuciła ją pod nogi Cezarowi.1 1 Mat. XXII, 21. Marc. XII, 17. Luc. XX, 25. 44 Ale też sam Cezar, jako książę tego świata precz odrzucony jest,1 a odrzucenie było tem samem potępieniem. Silnie to wyraził Tertuljan mówiąc o Chrystusie: „Gloriam saeculi, "quam noluit rejecit, quam rejecit, damnavit, quam damnavit, in „pompa diaboli deputavit2 — Odosobniony Duch od stosunków światowych cofnął się sam w siebie, w samotność, — a żywot pustelniczy, jako przesłanie klasztornego, za ideał żywota chrześcijańskiego uznano. — Sfera zaś polityczna, owa pogardzona i martwo opuszczona, odpłaciła niebawem sferze religijnej wzajemną pogardą i wzajemnem potępieniem. Zycie w pustelniach lub w kata-kombach wydało jej się wierutnem, niecnem szaleństwem, a poświęcających się takiemu życiu, poczytała za bezbożnych opętańców. — Uznała ich za wrogów Cezara i ludu, wzdrygnęła się na ich widok i wzgardziła niemi, bo ich poczytała za ludzi niezdatnych do spraw świata: „Hostes Caesarum, hostes po-„puli, — homines infructuosi in negotio, — latebrosa et lucifuga „natio i t. p."3 — za nieużytki, za jakieś plemię kretów. — Odrzuciła ich więc od siebie i potępiła po swojemu, po ziemsku, t. j. cisnęła ich na stosy męczeńskie. — To było pierwsze wzajemne rozdarcie porodu. — Następnie, w właściwych średnich wiekach, po stanowczem zajęciu świata przez wzrastający Chrystjanizm, odmieniła się natura walki, ale sama walka przetrwała, a nawet wzmogła się. — Skoro chrześcijaństwo opanowało świat pogański, wtedy oczywiście nie odróżniało się już od zewnętrznego świata, ale samo w sobie, we wnętrzu swojem się rozróżniło. — Ordo et Plebs (χëŢńďň χáé ëáüň) wystąpiły przeciw sobie, jakoby dusza przeciw ciału. — Ludzkość doszła do istotnej świadomości dwócf) światów, równie jak pojedyńczy człowiek doszedł do uznania dwóch natur w sobie, a wskutek tego, skoro tylko Chrystjanizm „osobno położył Cesarza i Urząd jego, a osobno „Pana Boga i Urząd jego,"4 — dwa te osobne urzędy, jako reprezentanci dwóch istotnych a niepojednanych kierunków, nieomieszkały nastawać na siebie i wzajemnie się zagarniać. 1        Joan XII, 31. 2        De idolatria XVIII. 3        Patrz n. p. Minutius Felix. Oct. VIII. etc. 4        Skarga. Kazanie na XXII niedzielę po świętach Wielk. 45 Już to nie było wcale odrzucanie i potępianie się jako na początku, ale owszem ciągłe kroczenie i zachodzenie na siebie i wciąganie w siebie, — czyli była to walka już bardziej wewnętrzna niż zewnętrzna. — Jest to już jakoby proces chemiczny, — wyższy zaiste od pierwotnego, mechanicznego, gdzie prosty gwałt i przemoc panowały, — ale jeszcze nie fermentacyjno-organiczny. Z jednej strony świecił Kościół, ta Katolicka potęga, panująca ogólność średnich wieków, jedyna spólność w tym świecie odosobnienia; — z drugiej zaś strony migał się świat drobnych władz świeckich, feodalnie spiętrzonych, arytmetycznie skupionych i ostatecznie reprezentowanych w sumie swojej, w państwie Cesarzów niemieckich. Wiadome są ich walki i tylowieczne zatargi. — Owo rozstajne a rozstrojne Państwo świeckie było ciałem (disiecta membra) Ludzkości Chrześcijańskiej, spójny zaś i strój trzymający Kościół jej duszą. — Ale spólnego ducha Jedności między niemi jeszcze wcale nie było, — i równie jak Paweł Śty mawiał, iż czuje dwóch ludzi w sobie, walczących i sprzeciwiających się sobie, tak też i Chrześcijaństwo całe dwie ludzkości w sobie poczuło, spierające się nawzajem, rozezierające jego żywot i ciągnące zasię każda pod swój Zakon. — To było drugie rozerwanie ciągłego żywota. — Nareszcie przy ustaleniu się Reformacji, już ku schyłkowi średniego wieku, walka ta świata religijnego ze światem politycznym napozór uśmierzyła się, ale tylko napozór, bo rozdwojenie tych światów istnie pozostało, jedno ze stanu wytężenia przeszło w stan zobojętnienia, — ze stanu wrzącego chemizmu do stanu uśmierzonego mechanizmu. — Zawarto niby rozejm, lecz rozejm jest zawsze rozdziałem, acz pod pozorem spokoju; — dopiero prawdziwy pokój jest skojarzeniem, — spełnem zjednoczeniem. — Rozdział ten był nawet bardziej stanowczym niż kiedykolwiek, bo wrytym i skrzepłym,1 uznanym nawet i zaleconym, a więc de jure 1 Non commiscendae sunt potestates ecclesiastica et civilis. (Confess. August.) Nadewszystko dobitne i przedziwne jest następujące zdanie: „Cum „potestas ecclesiastica concedat res aeternas et tantum exerceatur per mi-„nisterium verbi, non impedit politicam administrationem, sicut ars canendi „nihil impedit politicam administrationem". Confess. August. „De Potestate „ecclesiastica". Do takiego więc stopnia upadł ten stosunek. 46 i świadomo ustalonym, kiedy dotąd tylko de facto i uczuciem się objawiał, dążąc zawsze do własnego zniesienia. Atoli podczas wrzącej walki średniowiecznej władze świeckie, pasując się ciągle, hołdowały przecież duchownej, były od niej w najwyższych sprawach społecznych zależne, a Kościół dzierżył rzeczywiste nad wszystkiemi państwami zwierzchnictwo. — Papież dzielił świat odkryty lub nawet odkryć się mający, — i udzielał części jego komu chciał.1 — Przed jego forum wytaczały się spory Ludów lub ich Mocarzy, on wiązał lub rozwiązywał, on dawał lub odbierał korony, dziedzictwa, królestwa; — on sądził lub rozstrzygał, a klątwa jego była długo ultima ratio rerum. — Od czasu zaś Reformy przy owej zaskrzepłej separacji, która, acz w protestanckich państwach poczęta, niebawem i do katolickich wtargnęła, bo nader wygodną się okazała, stosunek ten się odwrócił — i wyszło na to, że władza duchowna hołduje świeckiej i owszem od Rządów zależy. — Jak dawniej Kościół nad każdym Rządem, tak dziś każdy Rząd nad swoim Kościołem ma polityczne zwierzchnictwo; klątwa już wystąpić nie śmie, a bulla papieska przed ogłoszeniem o placet monarchy, lub o ministerjalne potwierdzenie prosić się musi. — Tam więc przy walce (której pun-ctum saliens stanowi Canossa), przemagała religijna, — tu przy rozejmie, (który jeszcze nie doszedł do kulminacyjnego punktu), polityczna władza. — Tam był Kościół orędownikiem państw, tu zaś państwa stały się opiekunami, nadzorcami Kościoła. — A tak sprawdziła się na Kościele przepowiednia Chrystusowa, głowie i węgielnemu jego kamieniowi uczyniona: „Pókiś był młodym, opasowałeś się sam i chodziłeś, kędyś „chciał, ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce Twoje, „a inny cię opasze i poprowadzi, kędybyś nie chciał".2 Toci jest trzecie rozerwanie ujścia. VII. Wypadek tych walk. Dzisiejszy stan zobojętnienia i martwości. (Rozdz. VII. i VIII.) Dzieje Kościoła Chrześcijańskiego są tedy ciągiem pa- smem walki ze światem, jawnej czy utajonej, wewnętrznej czy 1        Bulla Aleksandra VI. „Inter caetera...". 2        Joan XXI. 18. 47 zewnętrznej. — Z natury swojej Kościół musiał być albo prześladowanym albo prześladowcą; — starcia zaś między władzą duchowną a świecką, — nie trafunkowe wcale, lecz istotne, bo w naturze Chrześcijaństwa uzasadnione, — póki życia jego stanie, ustać nie mogły i nie mogą. — A jeżeli dzisiaj widzimy walkę tę w ogóle stępioną, (acz co chwila odzywa się ona tu i owdzie), to znowu jest tylko dowodem stępienia się samej istoty dotychczasowego Chrześcijaństwa, tak pod kościelnym jak politycznym względem, dowodem rozpadania się dotychczasowych sił świata i ustępowania tychże przed nową organiczną przerodą. — Mechaniczne rozdzielenie, obojętność lub martwe amalgamata zaprowadzone w ostatnich czasach między Państwem i Kościołem, dowodzą tylko bezsilności i nieży-wotności obudwu stanowisk, bo kędy jest żywotna spójnia, tam sztucznego kleju nie potrzeba. — Jest to przechodni stan śmierci, — tu niemasz już organicznej siły, ówdzie zaś niemasz jej jeszcze. Wypadek takiej półśrodkowej obojętności już nieraz uznano i opłakano. — Tak bowiem staje się prawo społeczne bez-bożnem, a bezbożność stanowi prawo. — I choć napozór zdaje się, jakoby były jakieś religijne obrządki na świecie, to rzeczywiście życia religijnego nader mało.1 — Powtórzyć więc nam trzeba z de Maistrem: „II n'y a plus de religion sur la terre, „le genre humain ne peut rester dans cet etat". — VIII. Dwa te odwrotne bieguny żywota ludzkości, jakoby dwie odwrotne elektryczności, stanowiące, póki były w dynamicznym 1 Przy okropnych chorobach rozdzierających ciało społeczne Anglji, przy tych zarodach śmierci, które to państwo w łonie swojem piastuje, cóż dotąd jeszcze przyczynia się do utrzymania jego życia, cóż nie pozwala mu rozpaść się na miazgę? Bez wątpienia w nader znacznej części ów duch religijny, który tak instytucje narodu, jako też życie samego ludu. jeszcze dość silnie ogarnia i przejmuje. — Tam prawo jeszcze nie stało się zupelnie bezbożne, — tam Kościół jeszcze nie jest zupełnie od państwa oderwany, tam jedno na drugie pewien wpływ wywiera. Wpływ ten zaiste może być fałszywy, — bo kto głębiej wejrzy w stan społeczeństwa i religji w Anglji, ten ujrzy, jak marnym jeszcze, a więc martwym jest ten wpływ zobopólny, i uzna, iż takie połączenie Kościoła i Państwa zaprawdę nie jest normalne, a przecież jakkolwiekbądź działa ono zbawiennie na życie narodu, gdy tymczasem indyferentyzm, na stałym lądzie bardziej upowszechniony, zabija, — jeżeli już sam nie jest wypadkiem dokonanej martwości. 48 stanie żywotne strumienie średnich wieków, których zaś przeznaczeniem jest wspólnie przechodzić w siebie, mogąż się długo utrzymać w tak obojętnym względem siebie rozdziale, w owem osobnem natężeniu, w jakiem je dzisiaj spostrzegamy? — Zaiste, mogą na czas pewien, t. j. dopóki są rozdzielone od siebie jakoby szkłem baterji Lejdejskiej, bo takie właśnie jest ich dzisiejsze położenie. — Ale ta szyba indyfe-rentyzmu jest zdradliwa, — póki jest jeszcze elektryczność w baterji, póty natężenie trwa, — ale też pierwszy nieostrożny (bądź z umysłu, bądź za lada jakim trafunkiem) wyładować ją może!... A jeślić owszem wskutek czasu, albo przez wilgoć socjalnej atmosfery przypuszczacie, że jedna z owych rozdzielonych elektryczności już uprowadzoną została, że sobie wywietrzała i nie troszczycie się o nią, — o biedni fizycy, nie chciejcież się mamić, — wiedzcie, że i druga przez to samo już znikła, bo jedna jest koniecznym warunkiem drugiej, — skoro jedna zniknie, drugiej też już niema. — Spojrzyjcie! wszakci cała baterja Wasza jest martwą. — Tak też i polityka Wasza jest bez duszy, ilekroć religja w niej obumarła. — Co ujrzawszy, może zwątpicie zgoła o samej Elektryczności? — Jako żywo! — Elektryczność jest zawsze, — ona żyje w Naturze, ona Wszechświat ogarnia, lecz owa starannie przez Was rozdzielona, którąście niby w swoich baterjach zgromadzili, posiadali i zobojętnić pragnęli, — nie umiawszy jej użyć, — spłynęła wspólnie do wszechźródła swego. — Ona jest w Wszechświecie i ożywia Wszechświat, ale Wy już ani śladu jej nie macie w waszych gabinetach! Cieszcie się jeszcze, że Wam przez niewczesne wyładowanie się, nie roztrzaskała dotąd baterji i Was samych piorunem swoim w proch nie obróciła!... ■ IX. Państwo Kościelne. — Czy mogło stać się Jednią Państwa i Kościoła? Taki to był żywot Państwa i Kościoła na łonie Chrześcijańskiego świata. — Aliści jakiż jest los samego Państwa Kościelnego, czyli Kościoła jako państwa świeckiego? Tu zdaje 49 się napozór jakobyśmy jednią owych dwóch biegunów spotkali, — tu może znajdziemy żywotną spójnię, prawdziwe zjednoczenie? — Co być nie mogło z natury swojej, tego też w naturze nie znajdziemy. — Spełny organizm nie mógł być udziałem świata chrześcijańskiego, ponieważ świat ten był dopiero drogą, warunkiem i wzrostem ku niemu. — Ú w samej rzeczy Chrześcijaństwo, zniszczywszy pierwotną samorodność społeczeństw starożytnych, a raczej wydawszy ostateczny wyrok jej zniszczenia, bo takowa już od dawna rozpadała się i niweczyła się sama, — potępiwszy tedy, co się już było samo stępiło, a natężywszy natomiast pojęciową władzę ducha ludzkiego, mogło było założyć ogólne państwo, owo zgromadzenie wiernych, nową zupełnie społeczność, oddzielającą się stanowczo od wszelkich społeczności świata, a przez to samo nic wspólnego z niemi nie mającą. — Lecz tym sposobem, ogólność owej Rzeczypospolitej musiała być wyłączną, oderwaną, zaprzeczną, a więc w rzeczy samej szczegółową właśnie dlatego, że była wyłącznie ogólną, tylko ogólną; — każde zaś „tylko" już jest ograniczeniem, a więc tem samem ipso facto szczegółem. To cośmy przy pierwszej prośbie o samej Religji Chrześcijańskiej powiedzieli, iż chcąc stać się wyłącznym ogółem, musiała zostać szczegółem, bo prawdziwa powszechność (Katolicyzm) nie wyłącza nic z siebie, ale owszem organicznie włącza, — a prawdziwa Jedność nie może być nigdy jedno-stajnością, ale właśnie zjednoczeniem różnic, — to samo acz z odmiennych powodów o Królestwie chrześcijańskiem powiedzieć nam trzeba. — Królestwo to, wystąpiwszy na świat, jako nie będące z tego świata, a więc z negacją siebie samego u własnej niemal kolebki, nie mogło w całem życiu swojem inaczej jedno zaprzecznie się rozwijać. Póki zostawało ową idealną Rzecząpospolitą, owem zgromadzeniem wiernych, jako dopiero słowo Królestwa Bożego, póty też było wprawdzie społecznością ogólną, ale też tylko idealną, niewidomą, wewnętrzną, duchowną tylko a nie świecką. — Skoro zaś własnem przeznaczeniem wiedzione, świecko się rozwijać (sekularyżować się) poczęło, z ogólnego państwa stało się szczególnem, stało się jednem z pomiędzy wielu. — A tak 4 50 stało się wprawdzie drobnem „Państewkiem kościelnem", ale nie wszech państw Kościołem! — Dzielna jest zaiste logika owych apologetów Kościoła, dowodzących jak potrzebne,. jak nieuchronne było owe ustalenie się Kościoła w postaci Państwa świeckiego, — brak tylko tej logice ostatecznego dopełnienia, t. j. uznania, iż Kościół, spełniając tym sposobem przeznaczenie swoje, tem samem występował z niego i stawał się właśnie tem, czem zgóry być nie miał. — Ta dialektyka sprzeczności jest ciągłą historją Chrześcijaństwa.1 Jak o ową immanentną dialektyka rozbić się musiały dążenia państwa Kościelnego, tak też z drugiej strony zarówno na niczem spełznąć dotąd musiały usiłowania tych wszystkich świeckich władców, którzy o uniwersalnej Monarchji marzyli. — Uniwersalna monarchja była także czysto abstrakcyjnem pojęciem, postulatem nie dającym się przenieść w rzeczywistość.— Jest ona li politycznie takiem samem niepodobieństwem jak uniwersalność jednej a jednorodnej religji. — Rzeczywista jedność jest zawsze Jednością wielu, czyli zjednoczeniem, pojednaniem, jest zawsze organizmem, skojarzeniem różnorodnych żywiołów, nie zaś stopieniem ich w jedną martwą formę. — X. Stan społeczny w Epoce trzeciej, Parakletycznej. — Jednia prawdziwa dwóch Światów i dwóch Królestw czyli żywotna Harmonja świata stanowi właśnie Królestwo Boże na ziemi. Jakiż więc jest ostateczny wypadek pod względem społecznym owych dwóch wielkich epok historji ? — Oto z jednej strony mamy mnogość ludów, narodów (gentes), odrębnych społeczeństw, szczególnych Rzeczy-pospolitych (civitates), wcale z sobą niespojonych, niesfornych, żyjących jeszcze między sobą w stanie natury, — z drugiej zaś strony mamy Rzeczpospolitę idealną, ogólną, niewidomą, Królestwo, które wcale nie jest z tego świata, a owszem stojące naprzeciw królestwom 1 Leży to w naturze każdej antytezy, każdego dualistycznego stanowiska, przechybiać się w swój odwrot. — Dopiero syntetycznego stanowiska jest własnością dojrzeć do tego samego, co było jego źródłem, dostąpić spełnienia przeznaczenia swego. 51 świeckim; mamy solidarność Ludzkości de jure, przy rozstrzeleniu jej de facto, — pojednanie idealne (potentia), a odosobnienie realne (actu). Z obu więc stron jakiś niedostatek, z obu stron domaganie się a niedomaganie, z obu stron wspólna tęga do swojego dopełnienia. Aliści powiedziano jest, iż: rozdwojone w sobie Królestwo nie ostoi się1 — Dzieje społeczeństwa Chrześcijańskiego potwierdzają nam tę prawdę i społeczeństwo to tyloma walkami w łonie swojem zmordowane, zachwiane i zmartwione, wzdycha dziś do Ducha twórczego, aby je w wyższy organizm ludzkości przerodził. — Jakoż wszelki dualizm sam dąży do zniesienia swego, bo jedna antyteza jest bezpośrednim dowodem niedostateczności drugiej, pośrednim zaś siebie samej; jedna drugą wyłącza, a przez to wyłącza i siebie, jedna drugiej dopełnić pragnie, a przez to przechodzi w drugą i znosi siebie, chcąc znosić swoją przeciwnicę. — To jest logiczny powód walki Kościoła i Państwa, w całym biegu średnich wieków. — Jak więc naturalny indyferentyzm stanu społecznego Starożytności rozpaść się musiał na idealny dyferentyzm stanu społecznego Chrześcijaństwa, tak znowu tenże podnieść się musi do duchowego skojarzenia trzeciego świata. — Owa oderwana dotąd ogólność Chrześcijaństwa dąży do uzupełnienia się faktyczną szczegółowością świata starożytnego. — Świat dochodzi do uznania jednej duchowej Ludzkości, — do skojarzenia jej odrębnej dotąd religijnej duszy z porąbanem dotąd politycznem ciałem. — Dotychczasowe disiecta membra owej ludzkości pragną ożywczego tchnienia dla wspólnego zjednoczenia się, — dla życia w sobie, dla siebie i przez siebie samych. — Owa Rzeczpospolita idealna, objawiona w Chrześcijaństwie, wzdycha do zrealizowania w narodach i przez narody. — Owo Logos socjalnego świata, które dotąd tylko u Boga, staje się ciałem i zamieszkuje między nami. — Starożytny żywioł etniczny, ludy (gentes), są właśnie owemi organami tego wcielenia, środkami do tego celu, różnorodnemi żywiołami do różnorodnych też funkcyj, ale do wspólnego zjednoczenia powołanemi. — Solidarność ludzkości, dotąd 1 Matt. XII, 25. 4* tylko podmiotowa, zmysłom niewidoma, dotąd tylko we wnętrzu myśli założona, dotąd tylko idealnie pojęta, owe Słowo Królestwa Bożego (Verbum, Regni) staje się Ciałem, — występuje dziś przedmiotowo, widomo, w zewnętrznych i publicznych świata stosunkach. — Wrodzone dotąd i przyrodzone Narodowości przeradzają się w sobie, przestają być wyłącznemi i ogra-niczonemi jak w pogańskim świecie, lecz wznoszą się do wspólnego obcowania, do żywotnej komunji. — Z odrębnych i mechanicznie tylko na siebie działających, stają się spół-czynnikami powszechnego organizmu, żywotnie, a nie martwo przypadają do siebie i właściwy swój urząd w organizmie ludzkości odkrywają i znajdują. To ich odrodzenie, đáëéăăĺíĺóßá, to ich zmartwychwstanie w Duchu stanowi dopiero ich własne przejście ze stanu natury do stanu cywilizacji społeczeństw, do stanu obywatelstwa Narodów, do stanu Rzeczypospolitej Ludów. — Jak dotąd tylko pojedyncze indywiduum było obywatelem własnego pojedynczego narodu, tak dziś wszelki naród, jako osoba zbiorowa, staje się obywatelem tej Rzeczypospolitej Świata, tego Zbioru nad Zbiorami, tej powszechnej Ecclesiae, którą wielki Apostoł Pański nazywa: Spełnią Ludów, plenitudo gentium.1 Najrozmaitsze formy owa Rzeczpospolita w sobie ogarnąć może, stosownie do najrozmaitszego usposobienia Ludów, począwszy od ściśle monarchicznych, aż do czysto demokratycznych, podobnie jak dotąd w pojedynczych Państwach różnorodne z sobą spółkują stany, i najrozmaitsze istnieją szczeble społecznej hierarchji. — A zamiast walczyć z sobą bądź o granice, bądź o wpływ lub przewagę, spółkować owszem z sobą i spółpomagać sobie mają, jak pojedyncze stany w zdrowej Rzeczpospolicie. — A ta Rzeczpospolita nie ma już wyłącznego, li doczesnego, ograniczonego i samolubnego przeznaczenia, jak społeczeństwa pogańskie, — ani też odwrotnie tylko oderwanego, pozaświa-towego, domagalnego, możnego a nie rzeczywistego, wiecznie nieskończonego, a więc niedosięgalnego (negacyjno-abnega-cyjnego) celu, jak społeczność chrześcijańska, — ale jest właśnie spełnią i jednią obudwu tych stanowisk, uspołecznie 1 Rom. XI, 25. ■ 53 niem świata, dokonaniem przeznaczeń Ducha ludzkości, uskutecznieniem domagania i wzniesieniem jej członków do prawdziwej zgody, do harmonji Bytu, Myśli i Czynu. — Ta to harmonja, to zjednoczenie wszechrozmaitości, ta zgoda i pogoda burzliwych dotąd i odpychających się żywiołów stanowi właśnie Królestwo Boże na ziemi, — XI. Stosunek Socjalności Chrześcijańskiej do Parakletycznej. Atoli równie jak Kościół Chrześcijański, owa widoma figura niewidomego dotąd Królestwa Bożego, ów zadatek oczekiwanego dziedzictwa, przez rozmaite co do czasu przechodził formacje i nader różnorodne co do miejsca obejmował żywioły, tak też i samo Królestwo Boże, skoro nadejdzie, tem-bardziej ani jednakiem co do czasu, ani jednostajnem co do miejsca, ani jednostronnem co do postaci pozostać nie może. — Będzie ono różnorodnem i różnostajnem, a pomimo tego zawsze jednem, — solidarnem w sobie, — organicznem. — Błądziłby więc mocno ten, ktoby jakąśkolwiek wyrobioną a priori formę Królestwa tego poszukiwał, a znaszedłszy w mniemaniu swojem jakowąś, podług niej stosunki świata ulać zamyślał. — Dodałby tylko nową utopję do istniejących już podostatkiem utopij. — Królestwo Boże nie ścierpi skrzepłej formy, ponieważ jest samem życiem, ponieważ jest organicznym stanem; — nie abstrakcyjnym wprawdzie stanem, nie owym tylko rozwojem życia czyli ogólnikiem, istniejącym tylko w Myśli, a „uciekającym przed wszelką rzeczywistością", jakoby widmo przed światłem dziennem, — ale właśnie żywą wszechnicą instytucyj narodów harmonijnie z sobą obcujących, duchowym nastrojem świata; — bo celem wszystkich żywiołów świata jest właśnie żywa, organiczna Harmonja. — Nie tu przeto, ani też ówdzie, ani też tak, albo też owak nadejść może Królestwo Boże, ale właśnie i tu i ówdzie i tak i owak, — ponieważ sam nastrój wszechżywiołów świata stanowi właśnie to Królestwo. — I dlatego powiedziano jest: „Królestwo niebieskie nie przyjdzie tak, aby je spostrzec 54 „i wskazać miano i rzec oto tam jest, albo też tu". Lecz wedle dalszego porównania: jako błyskawica zajmie widnokrąg cały, skoro właśnie niczem innem nie będzie, jedno zelektryzowaniem świata iskrą wspólnego życia i przejęciem państw doczesnych wiecznym węzłem braterstwa wszech lu- dów i wspólności wszech instytucyj.1 Póki więc mniemano, że Królestwo to może być jednem któremkolwiek z Królestw naszego globu, jakoby uprzywilejowane z pośród innych na Stolicę Boga, póty mamiono się nader niskiem, staro-żydowskiem złudzeniem. — Póki znowu sądzono, że Królestwo to wcale nie może być z tego świata że wszystkie Królestwa naszej ziemi „nic do niego nie mają że ono zawsze pozostanie wewnątrz nas, w idealnym żywiole Myśli, - i wiecznie przyszłe życie ma tylko na celu, — póty się znowu łudzono wzniosłą, ale nader jednostronną chrześcijańską abstrakcją. — Obiedwie te przeciwne sobie ułudy nawzajem znieść i do kojaźni wznieść potrzeba. — Królestwa Bożego zadaniem jest: wieczne życie Ducha w świecie rozwijać. — Cel ludzkości: nie w oderwanem przyszłem życiu, ale w obecnem, które jest uczestnikiem wiecznego urzeczywistnić; (boć ludzkość nie umiera tylko się przeradza, a wieczne życie niczem innem nie jest, jedno wszechpełnią obecnych żywotów i wszechciągiem kolejnych). Królestwo Boże na ziemi niczem innem nie jest, jedno: Stanem organicznym społeczeństw, — zjednoczeniem świata, — harmonją narodów, — politycznym Kościołem ludzkości! 1 Luc XVII, 20, 21, etc. W najświeższem bo dopiero co z druku wy-szłym wykładzie tego przeważnego ustępu przez E. Schaumbacha Superin-tend. Meiningen w piśmie perjodycznem Ullmanna Umbreita: Tbeol. Studien und Kritiken 1845. H. I. podaje autor jako wypadek całego rozbioru następujące trafne ustępu tego orzeczenie: „Królestwo Boże nie nadejdzie sposobem bezpośrednio pod oczy podpadającym tak, aby mu przypatrzeć się „miano i stanowczo chwilę jego nastania oznaczyć zdołano; ani też nie da . „się powiedzieć, oto w tem miejscu albo w tamtem nastało i ustaliło się, bo „ono wcale nie jest rzeczą miejscową, — ani w Judei ani w Galilei wyłącznie „się nie znajduje. — Nie czekajcie więc, aż Wam ono skądciś zewnętrznie „nadejdzie, ono w Was samych jest i być musi". — Tak jest istotnie, — nie nadejdzie ono znikąd, tylko w nas samych dotąd jest — i z nas samych się rozwinie. — Chrystus je założył we wnętrzu Myśli naszej, — Paraklet zaś w Czyn i Rzeczywistość je wprowadzi. 55 Jak pobratanie się ludzi przez Chrystjanizm i wzniesienie ich do godności bliźnich było już przybliżeniem tego Królestwa, a to przez założenie społeczności Chrześcijańskiej, — Kościoła Chrystusowego, — tak znowu dalsze pobratanie się Luciów i narodów przez Parakletyzm i wzniesienie tychże do godności członków powszechnego społeczeństwa, staje się właśnie tegoż Królestwa nadejściem czyli właśnie założeniem Parakletycznej społeczności, — Kościoła Ducha Ś-go. Za owem zbliżeniem powstał dopiero Kościół Chrystusowy, — ów ziemski reprezentant Królestwa niebieskiego, owa figura Królestwa Bożego, jak go powszechnie Tradycja nazywa. — Myśmy go również za reprezentanta, za figurę tegoż Królestwa uznali, ale już nie li w antytetycznem rozumieniu Ś-go Augustyna, jakoby on był ową arką, czyli nawą niebiańską, pływającą po oceanie światowości i ziemskości i z tym Oceanem walczącą, — ale w rodowodnem i postępowem znaczeniu t. j., iż on był tylko zwiastunem dalszego stanu ludzkości, szczeblem do niego, zadatkiem na niego, idealnemi ramami oczekiwanego obrazu, przepowiedzeniem rzeczywistego stanu, w którym ludzkość uorganizowana wedle modły dawnego Kościoła sama się stanie powszechną Arką Przymierza, wszelkie żywotne duchy w sobie ogarniającą, a więc katolicką, w właściwem znaczeniu tego wyrazu, ludzi i ludów Ekklezją.1 Kościół tedy Chrystusów, który był dopiero zadatkiem zbliżającego się królestwa, jako Duch Śty, udzielający się Apostołom, był tylko zadatkiem udzielenia sie Jego Ludzkości, przeradza się właśnie i rozwija w ten powszechny Kościół Ducha, który jest tegoż Królestwa nadejściem i spełnieniem. — A tym sposobem sprawdzają się ściśle na tym wielkim kościele Ludzkości owe przeważne, lecz dotąd tylko przybliżone słowa Ś-go Ireneusza: „Ubi Ecciesia, ibi et Spiritus Dei et „ubi Spiritus Dei, illic Ecciesia et omnis gratia". 1 έχχλησια = Zgromadzenie, Zbór, Sobór, Sejm. — Wiadomo, że wielka ekklezją ludu Greckiego była powszechnem zgromadzeniem ludu do załatwienia spraw publicznych. — W tem to samem znaczeniu rzekł Schleiermacher: że rodzina jest najpierwotniejszym Kościołem (Die Christl Sitte. Brief. A 572) w tem to samem dziś mówimy, iż Rodzina Wszechludów będzie ostatecznym absolutnym Kościołem — 56 Tak jest, prawdziwego Kościoła Ludzkości dopóty być nie mogło, dopóki Duch Święty był tylko zapowiedziany i zadatkowany. — Byłci w kościele Chrystusowym Duch Sty i działał w nim zaiste, ale dopiero pierwiastkami zadatkowany. Dopieroć istne Objawienie Ducha Świętego, stać się może ustaleniem Społeczności Jego, — a tem samem udziałem wszelkiej łaski i wszelkich darów, których on jest powszechną a. niewyczerpalną krynicą. XII. Kościół Ludzkości. — Spełnia Ludów. — Stosunek Ludów do Ludzkości. (Rozdz. XII i XIII). Zastanówmy się bliżej nad tem stanowczem przejściem Epoki chrześcijańskiej w Epokę Przyszłości i rozbierzmy wzajemny stosunek ich społecznego stanu. — Chrystjanizm, zniózłszy wszelkie Rzeczypospolite realne, jakie zastał na ziemi, odkrywszy ich nicość i krewkość, przyniósł na świat swoją Rzeczpospolitą idealną, swój Kościół Słowa, owo zgromadzenie Wiernych i Bliźnich, powiązanych z sobą jeszcze nie żadnym realnym, ale dopiero idealnym i moralnym węzłem, dążących dopiero do stanu Ukojenia, Zjednoczenia i Pocieszenia; — byłci to już zaiste Kościół Boży, ale dopiero wojujący. — Ta rzeczpospolita idealna, niewidoma, w nas dopiero założona, to właśnie było dopiero słowem (λογος) doskonałego Społeczeństwa, — ale jeszcze nie jej ciałem, jeszcze nie jej rzeczywistością, a więc Królestwo Słowa było też tylko Słowem Królestwa Bożego (verbum regni) jak Ewangelje je mianują.1 — Aż do owego czasu to „Słowo Królestwa Bożego", było tylko u Boga t. j. poza naszym światem, — Chrystus zaś przyniósł je nam na świat tutejszy, — wyrzekł je, a tem sa-mem stanie się ciałem tego słowa zapowiedział; a to wyrzeczenie Słowa było też zadatkowem urzeczywistnieniem, pierwszym szczeblem i podścieliskiem doskonałego urzeczywistnienia. — Samo zaś Królestwo Niebieskie, póki się Ciałem u nas nie stało, pozostało jeszcze u Boga, — bo sam Bóg poza-światowym dotąd dla nas zostawał, bo sam Bóg pozostawać 1 Mat. XIII, 19. 57 miał w niebie aż do spełnienia czasów.1 — Ale dziś dopiero Słowo to Ciałem i rzeczywistością się staje, dziś właśnie na świat nasz wstępuje, w Rzeczywistości t. j. już nie w Słowie tylko, ale w czynie, actu, a nie potentia,2 — bo też dziś Bóg sam jako Ducb Wszechświata się objawia; — bo dziś niebo i ziemia okazują się nie odrębnemi światami, ale przechodzą-cemi w siebie stanami jednego Wszechświata. — I Królestwo Boże dotąd nie mogło być z tego świata, bo sam ten świat był dotąd nie swój, bo sam w sobie rozerwany i zmartwiony był i walczył sam z sobą i cierpiał. — Ależ Kościół wojujący i cierpiący musiałci być triumfującego prze-słańcem. — A Bóg cierpiący, zapowiedział wyraźnie i stanowczo Boga Pocieszyciela. — Aliści zaród owego pocieszenia, ożywczy pierwiastek społeczeństwa przez Chrystusa przyniesiony: Miłość i Braterstwo wszystkich ludzi, — było dopiero podmiotowo we wnętrzu ducha każdego pojedynczo założone, i dlatego właśnie świata jeszcze zająć nie mogło. — To założenie było dopiero wskazówką, postulatem, któremu zewnętrzne stosunki świata dopełnić się nie dozwalały. — Byłci to tylko nakaz jednostronny, bo abnegacyjny, — bo tylko indywidualnie moralny, nie zaś publicznie socjalny. Potrzeba było zaiste tego wewnętrznego odrodzenia samego człowieka, potrzeba było tego wstąpienia w siebie, a wystąpienia z zewnętrznego świata, bo bez niego poganin nie byłby ani godnym ani zdolnym nie tylko przystąpić, ale nawet zbliżyć się do Królestwa Bożego; — lecz teraz znowu nie dosyć na tem. — Wewnętrzne odrodzenie człowieka nie wystarcza jeszcze bez zewnętrznego odrodzenia stosunków samego świata, bez odrodzenia się samych społeczeństw.3— Chrześcijaństwo odkrywszy tedy wszystkim ludziom, że są bliźnimi, że są wszyscy uczestnikami Boskości we wnętrzu ducha swego, — powołało też wszystkie ludy do tej równości zbawienia*. — Ale znowu w ludach widziało dotąd tylko samych ludzi, nie zaś społeczeństwa; o ich stan społeczny, o ich narodowość nie pytało się jeszcze wcale. — Dziś społeczeństwa same zbawienia wołają, dziś ludy same boskość i nieśmier 1        Act. Ap. III, 21. 2        Porównaj I. Cor. IV, 20. 3 Bliżej o tem przy III. Prośbie. 58 telność ducha swego uznają, jak to poczęli pojedynczy ludzie za nastaniem Chrześcijaństwa. — Dziś narody wzdychają do wystąpienia ze stanu natury społeczeństw, do odrodzenia się jako bliźni między sobą, do dostąpienia obywatelstwa Ludzkości. Dziś same ludy i społeczeństwa odkupienia Chrześcijańskiego wymagają. — Kościół Chrześcijański, który idealnie był ojczyzną ogólną, przez to samo realnie był żadną} — Aby się więc w Królestwo Boże przerodził, trzeba mu się stać ojczyzną realnie powszechną, nie zaś tylko idealnie ogólną, t. j. potrzeba, aby narody przy zatrzymaniu istnej swej indywidualności, uczuły się członkami jednej powszechnej ojczyzny: — Ludzkości! — A to Ludzkości nie abstrakcyjnej, nie kosmopolitycznej, nie takiej tylko jaką dziś pojmujemy, stanowiącej tylko pomyślany ogólnik wszystkich ludzi, czysty płód myśli naszej, którego wcale rzeczywiście jako Ludzkości nie widzimy (un etre de raison), a więc znowu w rzeczywistości żadnej, — ale takiej, któraby żyła w świecie a nietylko w myśli naszej, którąbyśmy widzieli i w której byśmy żyli, jako w powszechnem organizmie ludzi i Ludów. — Jak tedy Kościół Chrześcijański ogarnąć miał idealnie wszystkich ludzi, tak Kościół Ludzkości ogarnąć ma realnie wszystkie ludy i połączyć takowe nie żadną trafunkową przy rodzoną siłą, ani też abstrakcyjno-idealnym nakazem, — ale organicznem życiem. Nie idzie mu bynajmniej o spojenie lu dów w jedno olbrzymie a ogólne państwo, — ale właśnie o rozwinięcie wspólnej państw Jedności, — o ich wiekuistą Harmonję. —       Abstrakcyjne tedy, abnegacyjne i prywatne principium Chrystjanizmu, wznosi się dzisiaj do realnej, organicznej i publicznej zasady Parakletyzmu, — a co we wnętrzu ludzi jako słowo dopiero spoczywało, to na świat w instytucjach społecznych jako słowo wcielone, jako Czyn występuje. — Co było dotąd tylko pragnieniem staje się zadość-uczynieniem. — A tak Parakletyzm pod względem społecznym niczym innem 1 Jak pojęcia te już wszędzie do świadomej dojrzałości dochodzą i jak nawet na praktyczno-politycznem polu do rozwiązania zbliżają się, dowodzi n. p. dyskusja Izby Panów we Francji w r. 1844 i 45, nad prawem: o wycho waniu i nad stosunkiem Państwa do Kościoła. — Patrz zwłaszcza glosy: Portalisa,       i Montolemberta. 59 nie jest, jedno prostem a ścisłem dopełnieniem chrześcijańskiego zadania, — rozwiązaniem chrześcijańskiego założenia, — przejściem Kościoła ze stanu wojującego do stanu triumfującego. — Z czego wypada, iż „Królestwo Boże na ziemi" tak się ma do Królestwa Chrześcijańskiego, które „nie było jeszcze z tego świata" jak się ma Czyn do Wiedzy, Rzeczywistość do Pojęcia, Spełnienie do Możności! — XIII. Wielki ten Kościół Ludzkości, wielka ta Rzeczpospolita narodów nie będzie wcale stępieniem, ani tem mniej zgładzeniem osobistości narodowych, jak to sobie kiedyś niektórzy kosmopolityczni marzyciele wystawiali; — byłoby to znowu nieżywotną abstrakcją, martwym gwałtem albo próżnią, — ale owszem będzie ona ich podniesieniem, ich spotężeniem, ich organicznym wykształtem. — Jak prywatne n. p. osobniki nie przestają dlatego być sobą, iż żyją w społeczeństwie, i nie giną przez to wcale jako osobniki, iż się uznają za członków rodziny, za obywateli spólnej Ojczyzny, — lecz owszem tem dzielniejszemi się okazują, im bardziej całą istotę swoją poświęcają miłości familji lub ojczyzny, im silniej duszą i ciałem należą do swego rodu lub narodu, — tak też i Ludy bynajmniej samych siebie wyrzekać się nie potrzebują, aby się w organizm Ludzkości skojarzyć, — lecz owszem, im bardziej do niego przypadną, im bardziej z nim zrosną, tem wyżej wzniosą rodzimego ducha, tem silniej rozszerzą zakres własnej działalności, tem bogatszego i pełniejszego dostąpią życia. — Ktoby myślał o jakiemś zatarciu narodowości, o zamalowaniu wszystkich ludów jedną barwą i przypasowaniu ich do jednej miary, tenby marzył tylko o Prokrustowem łożu dla ludów. A gdyby który z Mocarzów tego świata pokusił się o takie Prokrustowe z ludami postępowanie, ten zadawszy nieskończone męki ludom i ludzkości nareszcie spostrzeże ze zgrzytaniem zębów, że się okrutnie sam oszukał, bo mu sam żywot narodów kłamstwo zadał. Jeżeli dostojeństwo pojedynczego człowieka jest święte i nietykalne, — jakżeż bardziej 60 narodowość pojedynczego Ludu? — Lecz właśnie jak owo dostojeństwo pojedynczego człowieka dopiero w Rzeczy-pospolitej, t j. w uorganizowanem Państwie urzeczywistniać i spełniać się może, tak też i urzeczywistnienie idei Narodowej, czyli faktyczne uznanie Autonomji narodów, dopiero w ich spełni, w ich Rzeczypospolitej, ustali się i upraktyczni. — Ktoby zaś przeciwnie zaprzeczał możności utworzenia organicznego społeczeństwa między narodami, powinienby wprzódy ściśle zaprzeczać tejże możności pomiędzy ludźmi, pomiędzy członkami jednego narodu. — Przecież istnieją Kraje, Państwa, Rzeczypospolite i Widzimy je jak same przez się żyją i działają; — kiedy się więc ludzie skojarzyć mogli w Lud,— czemuż się ludy nie mają skojarzyć w Ludzkość? Wszakże narodowość pojedyńczych ludów nie jest ich myśli tylko płodem, — wszakże nie tylko w świadomości spoczywa, ale rzeczywiście jest, — żyje w politycznym organizmie,— jest Czynem. — Czemuż Ludzkość ma tylko myślą, jeśli nie mrzonką pozostać? Mówimy wprawdzie i myślimy o Ludzkości, ale gdzie ona jest? Dotychczas tylko w ideale, — tylko w krainie myśli naszej; jest to ogólnik bez rzeczywistości. — Ludzkość dotąd jest to tylko abstrakcja, to co Francuzi nazywają un etre de raison. A przecież cóż spełniejszego, żywot-niejszego nad Ludzkość? Cóżby, więc rzeczywistszego nad nią być miało? Nie powinnażby ona właśnie być najwyższą i najdoskonalszą świata naszego Rzeczywistością? A dopóki takową nie jest, nie brakujeż społecznemu stanowi ostatecznego dopełnienia? Dopełnienie to jest tak nieochybne, postęp ten jest tak ścisły, jak tylko postęp matematyczny być może. Wszakci to niczem innem nie jest, jedno podniesieniem dotychczasowych społeczeństw do wyższej potęgi, — do stanu Społeczeństwa Społeczeństw ! Czem Lud jest dla ludzi, tem Ludzkość dla Ludów = Lud Ludów. — Czem Rodzina dla rodowych, — czem Naród dla Rodów: tem Ród ludzki dla Narodów, Rodziną Rodzin, — Wszechojczyzn Ojczyzną! — Naród, Królestwo, Rzeczpospolita, nie są zbiorowiskiem ludzi, nie są prostą arytmetyczną sumą, pewnej ilości członków do siebie dodanych, ale ich pomnożeniem się przez się, ich podniesieniem do drugiej potęgi. — 61          ■         Idzie więc teraz o podniesienie społeczeństw do trzeciej potęgi, o własne ich samych przez się pomnożenie. — Naród narodów, Królestwo królestw, Rzeczpospolita wszelkich rze-czypospolitych, oto jest właśnie owa trzecia potęga, oto jest oczekiwane i zapowiedziane Królestwo Boże na ziemi, oto jest co Paweł Śty Spełnią Ludów (plenitudo gentium) nazywa.1 A tak prawdziwą Ojczyzną Ludów staje się powszechne Królestwo Boże, równie jak dotąd ojczyzną pojedynczych ludzi i rodów jest ich szczególny kraj i naród. — Każdyć obywatel godny tego nazwiska służy Ojczyźnie swojej jak tylko może i czem tylko może, t. j. wedle wrodzonych zdolności, wedle stopnia rozwinięcia i wedle już wyrobionego towarzyskiego stanu; — toż samo dziać się ma z narodami w stosunku do wielkiej ojczyzny narodów. Wszystkie Narodowości, wedle własnych żywiołów, położenia, charakteru i wedle już wyrobionego żywota, służyć odtąd będą wspólnej Ojczyźnie, a służąc jej dopełniać się będą wzajemnie. — A służba ta wzmoże je i rozmoże nad wszelkie dotychczasowe wyobrażenie. Bo służyć jej będą bynajmniej nie jako podbite lub podległe, — ale jako równolegle powołane, spółuprawnione, jako powszechnie odkupione i zbawione, — każda w miarę przeznaczenia i zdolności swoich, jak pojedyncze organa służą całemu organizmowi. Wedle funkcyj, do których jest przeznaczony, każdy ma inny urząd, inne znaczenie, a przecież wspólnie mają jedno wielkie przeznaczenie i jednemu służą celowi. — I dopiero ziści się owa przepowiednia króla Proroka: „Zgromadzą się pospołu narodowie i królowie, aby służyli „Panu".2 I nastąpi na koniec owa spełnia Ludów (plenitudo gentium, đëŢńůěá ôţí ĺčíţí), którą Paweł Śty Rzymianom przepowiedział, którą im wyraźnie jako tajemnicę (mysterium) wskazał,3 bo objawienie i urzeczywistnienie jej dopiero następnego czasu miało być udziałem. — Ú spełni się nareszcie przeczucie jednego z najdzielniejszych duchów upłynionych 1 Rom. XI, 25. 2        Ps. Cl. 22. — Co służba Boża religijnie znaczy, wiemy już z I-ej Prośby, co zaś politycznie i socjalnie znaczy niezwłocznie się z tej przekonamy.— 3        Rom. XI, 25. „Bo nie chcę Bracia pozbawiać Was tej tajemnicy, „abyście nie byli zarozumialemi w sobie, iż ślepota dotknęła Izraela, dopóki „nic wejdzie Spełnia Ludów" 62 czasów, owego chrześcijańsko-myślnego poganina, Tacyta, który już przewidywał Ludzkości obcowanie, „humanitatis commercium", który już wzdychał do Przymierza Rodu Ludzkiego. „Foedus „generis humani." Ú spełni się coś więcej jeszcze niż jakiekolwiek słowne Proroctwo, spełni się uczucie i dążenie, spełni się czynna prze-po-wiednia pewnego narodu, który w całym ciągu dziejów swoich poczytywał siebie za narzędzie służby Bożej, który zawsze świadczył o sobie, że służy sprawie ludów, który się nie uganiał nigdy za narodowem sobkostwem, ale owszem poświęcał się dla innych, który nie podbijał obcych, ale ich ratował, który był tarczą cywilizowanych ludów przeciwko tym, które owej przybliżonej cywilizacji jeszcze nie były dostąpiły, który zawsze wierny był Bogu, bratnim Ludom, Sprzymierzeńcom i sprawie Ludzkości. — Spojrzyjcie wokoło siebie, — jeślić jest taki naród na świecie, — toć oczywista, że z niego wyjść musi zapowiedź, „dobra nowina" o nastaniu Królestwa Bożego na ziemi, jak z narodu żydowskiego wyjść musiała zapowiedź, „dobra nowina" o jego przybliżeniu. Królestwo to zrodzić się u niego samego nie może, ani się u niego wyłącznie ustalić, boć wiadomo, że to Królestwo nie może być wyłącznie ani tu ani tam, — nie może być udziałem pewnego ludu albo miejsca, jedno jest spełnią Ludów i ogarnia wszelkie miejsca. — Ale dobra nowina już nie przybliżenia jego, ale nadejścia (Evangelium regni) musiała stać się jego udziałem, — jego apostolstwem. — On najzdolniejszy i najpochopniejszy, do przyjęcia i pojęcia tej Ewangelji. — To dar Boży za pracę, za trudy, za cierpienia jego. — Aliści dar ten podzieli on wnet z wszelkiemi Ludami, bo nigdy nie był zawistnym. — Uznaje on, iż wszystkie ludy przyczyniały się dotąd pokolei, każdy po swojemu, wedle Darów Ducha Ś-go, do przybliżenia Królestwa Bożego, jak odtąd znowu przyczyniać się będą do jego żywotnego rozwoju i postępu, do jego kwitnienia i owocowania. — Uznaje on, że bracia jego, inne Ludy, podobnież zasłużyły się Bogu i Ludzkości, że ów n. p. był pod pewną miarą przewodnikiem Czynu, ten znowu Myśli, tamten znowu Czucia; — że więc on nie jest bynajmniej przedniejszym od innych, nie jest wy 63 branym między innemi, — ale równym, bliźnim, kochającym Bratem, — przeznaczonym do równego działu i udziału w społeczności Ducha, do współczynnego obywatelstwa w obcowaniu Ludów, członków Królestwa Bożego! Gdyby tego nie uznał, — gdyby dał się skusić mami-dłom jakiegoś pierwszeństwa, które mu fałszywe proroki podszeptywać nieomieszkają, skłamałby po raz pierwszy przeznaczeniu swemu i stałby się go niegodym. Lecz jak Chrystus nie uległ pokusie Szatana ofiarującego mu panowanie nad widomym światem, — tak i naród Chrystusowy odpycha od siebie podszepty szatańskie i choć umorzony głodem ducha i znękany najcięższemi próby nie głosi bynajmniej wojny między narodami, ale owszem Unję wszechnarodów, — ową Unję, której dał w dziejach swoich, podczas Ery walki i rozstroju najświetniejszy, a w dziejach świata jedyny przykład. Bo czemżeż są nawet Zjednoczone Stany Nowego Świata w porównaniu z owem Pobraniem i Pobrataniem się dwóch dotąd obcych między sobą Narodów, — które się wolnie i dobrowolnie, bez zrzeczenia się siebie, ani kroczenia !na siebie w jedną wielką Rzeczpospolitę zlały? W takiem pobraniu, w takiem pobrataniu niema już mowy o żadnej hegemonji, — ani też o żadnej secesji. — XIV. Przejście z dotychczasowego Stanu Natury Społeczeństw do stanu Społeczeństwa Społeczeństw. Zaprawdę! zaprawdę! powiadamy Wam, iż przyjdzie czas,— i jest już, — w którym niepojętem się wyda, jak dotychczasowa cywilizacja śmiała się cywilizacją mianować, dopóki jeszcze tego znamienia istnej cywilizacji, tego obywatelstwa pojedyńczych narodów w jednej wspólnej Ojczyźnie: — Ludzkości, nie posiadała. — Zaiste cywilizacja dopóty jest gorzką ironją, dopóki właśnie civitas Dei nie stanie się terrena, dopóki Królestwo Boże nie ogarnie ziemi; — póki ów stan natury z przeznaczeniem człowieka niezgodny, a więc dla niego an-tynaturalny, istnieć jeszcze będzie między społeczeństwami świata. — 64 — Aleć przecie już nie stan natury między narodami pa nuje, przecież jest już i był zawsze jakiśkolwiek między niemi związek, przecież jakieś powinowactwo, jakaś Społeczność ludów w całej historji się objawia. — Wszakże Federalizm był już Starożytnym dostatecznie znany? — Wszakci związek Amfiktjonów dotychczas podziwienie nasze wzbudza? — Wszakci w wojnach Krzyżowych mamy istny przykład skupienia się narodów spólną myślą natchnionych. — Wszakże Unje Naro dów są znanem w Historji, acz rządkiem zjawiskiem. A po minąwszy nawet te wszystkie zbyt od nas odległe objawy, którymby zresztą dojrzałej organizacji poniekąd odmówić można, czyliż dzisiejsze stosunki Państw między sobą nie od powiadają przynajmniej pod pewnem względem warunkowi uspołecznienia Społeczeństw? Wszakże same dzisiejsze Traktaty, różnorodne dyplomatyczne stosunki, a nareszcie owe prawo narodów, acz świeżego rodu, są istnemi dowodami już istnie jącego skojarzenia ludów i przejścia tychże ze stanu Natury w stan, jeżeli jeszcze nie moralny i socjalny, to przynajmniej prawny. Dopóki tak zwanego Prawa Narodów (jus gentium) nie znano, słusznie można było poczytywać Narody za zosta jące w Stanie Natury, lecz dziś zdaniem publicystów to Prawo Narodów uprawiających, jużeśmy z tego Stanu Natury sta nowczo wyszli. — i nie dość na tym ogólnym węźle, mamy też i szczególne. Wszakci na jednej półkuli spostrzegamy tak zwane Zjednoczone Stany, na drugiej zaś, tak zwany System państw Europejskich, wraz z jego „serdecznemi po rozumieniami" (ententes cordiales) etc. Nie sąż to już orga niczne skojarzenia? — Skojarzenia takowe mogą być mniej więcej niedoskonałe lub niedokładne, ależ przecie już istnieją i od początku towarzystw coraz bardziej doskonalą się; — godziż się więc twierdzić, iż owa Spełnia Ludów dopiero trze ciej Epoki Świata ma się stać udziałem? że Cywilizacja do tychczasowa wszelkiego obywatelstwa Narodów pozbawioną była? —   Zarzuty przeciwników są zwykle istnemi dla dobrej sprawy dowodami, — i w tym przypadku toż samo się dzieje. — Pomijamy tu naprzód ów wzgląd naczelny, że wszelkie owe niedołężne skojarzenia nie są bynajmniej religijnemi w całem znaczeniu tego wyrazu, pomijamy go tu, bo o nim wkrótce 65 obszerniej powiemy. Aleć samych zarzucających naiwnie się pytamy: czyli stan Ludzkości, w którym ultima ratio rerum są zawsze bagnety i armaty, jest, może się nazywać stanem organicznym? Czyli ów mniemany stan przynajmniej prawny może się takim poczytać, kiedy wykonanie prawa samym stronom w zapasy z sobą wchodzącym jest zostawione, kiedy ostatecznem kryterjum owego Prawa, stanowi zawsze Siła! Jeżeli to nazwiemy stanem prawnym, cóż tedy nazwiemy stanem bezprawia? Cóż będzie stanem gwałtu i przemocy? — Mówicie, że to stan prawa, — zgoda, jestto stan prawa, ale — mocniejszego. Aby stan prawny istniał, potrzeba, aby zawarowane prawo miało jakąś sankcje, miało rękojmię swego dotrzymania i zadość uczynienia. Gdzież ta rękojmia, gdzież ta sankcja? Oddalmy się tedy na chwilę od wszelkich wyobrażeń O        Królestwie Bożem i ograniczmy się na jakiemkolwiek z dzi siejszych Królestw li świeckich. — Któryż monarcha lub mi nister poczytałby kraj swój za uorganizowany, za godny na zwiska ucywilizowanego społeczeństwa, gdyby w nim anarchja i prawo mocniejszego bez ustanku grasowały. Choćby ta anarchja łagodziła się niekiedy prywatnemi układami, choćby tam osobiste „kompozycje", jak w średnich wiekach, zastępo wały gdzieniegdzie brak społecznej organizacji, takie państwo nie byłoby jeszcze państwem, taki Rząd byłby tylko bezrządem.— 1        to nazywacie stanem Prawa Narodów. To jest anarchja w całem znaczeniu tego wyrazu! — Oto patrzcie, to samo właśnie dzieje się dziś w Ludzkości, która Rządu nie posiada i znajduje się też w Bez-rządzie. — To samo, co przytaczacie za dowód już nastąpionego skojarzenia Ludów, owe Traktaty, owe dyplomatyczne stosunki i t. d. to właśnie dowodzi jego braku, a przytem jego potrzeby, jego niezbędności. — Czyliż obywatele szczególnego jakiego kraju potrzebują zawierać między sobą ugody . zaczepne i odporne, czyliż gwarantują sobie nawzajem swoje posiadłości, albo też na myśl im kiedykolwiek przyjdzie uznawać wzajemnie swoją niepodległość? Nie, — bo władza społeczna czuwa nad niemi i zabezpiecza im to wszystko. Ona stanowi ich wspólną rękojmię i zwierzchnią opiekę, ona ustanawia organa społeczne do rozwiązywania ich sporów i wy 5 66 kształcą coraz doskonalsze czynniki do zadosyć uczynienia ich potrzebom. — Bo każdy civis, skoro do civitas należy, nie w ramieniu własnem, ani też w rusznicy szuka prawa swego, ale w organach sprawiedliwości społecznej i coraz bardziej pojmuje, że nie kosztem innych, ani też wbrew innym, ale właśnie wspólnie z innemi i przez wzajemne współdziałanie rozwijać życie powinien. — Ów przeto względny stan natury i prawa mocniejszego, jakie u kolebki, albo też u grobu dotychczasowych społeczeństw zjawił się między ludźmi, — istnieje dotąd całkowicie i stanowczo pomiędzy ludami — Owe zaś Traktaty, przymierza i dyplomatyczne stosunki, do których się odwołujecie, są to tylko abstrakcyj no-prawne zobowiązania, od dowolności stron układających się mniej więcej zawisłe, (bo gdzież odwołanie w razie ich niedotrzymania, jeżeli nie znowu do prawa mocniejszego)? Są to takie układy, zobowiązania się, wynagrodzenia lub zadosyćuczynienia, które sobie Państwa nawzajem dziś przyznają, odpowiadające zupełnie średniowiecznym między prywatnymi Kompozycjom, lecz bynajmniej nie są to żywotno-socjalne stany, z istoty samego Społeczeństwa wypływające i w ich substancji uzasadnione. — Wiecie też, do częgoście doszli z waszemi traktatami? Oto do tego, co sami nienawidzicie. Oto ani mniej ani więcej do Proudhonowych kontraktów i Proudhonowej anarchji.1 — Jeżeli więc Hobbes mógł słusznie o tym względnym stanie natury między ludźmi powiedzieć, iż „homo homini lupus", z jakże większą słuszno-nością rzec można o dotychczasowym stanie natury między ludami: populus populo lupus! Lecz równie jak wskutek organizacji państw, prywatne gwałty ustąpiły procesom cywilnym, co było istotnie ciwiliza-cyjnym krokiem w pojedynczych państwach, — tak też publiczne gwałty narodów, któremi są wojny, ustąpić muszą procesom narodowym w organizmie Rzczypospolitej powszechnej, — i to będzie stanowczym krokiem Cywilizacji Ludzkości.— Od Trybunału cywilnego do trybunału narodów jest istotnie tylko taki krok, jaki od zatargów średniowiecznych, do wojen dzisiejszych. — Do zniszczenia tego gwałtu między prywatnymi 1 Przypisek późniejszy (ręką Autora dodane). Nie dziw też, że Proud-hon stał się tak gorliwym obrońcą istniejących dziś traktatów. 67 przyczynił się mocno wynalazek pewnego środka jeszcze gwałtowniejszego niż wszystkie dotąd znane. Środek ten, który z natury swojej mógł się zdawać przeznaczonym do nieskończonego rozmagania owego stanu gwałtu, owej wojny wszystkich przeciw wszystkim, zgwałcił owszem sam gwałt prywatny, — uczynił go nadal niepodobnym, — utorował drogę politycznej organizacji. Proch wysadził pojedynczych gwałtowników i przyczynił się, więcej może niż wszelkie inne wynalazki i postępy, do skojarzenia luźnych ludzi w państwa polityczne. Coś podobnego dziś właśnie dla narodów się dzieje. — Tak bowiem jak wynalazek prochu i broni palnej wygnieździł z jam, lub stargnął z szczytów swoich owych średniowiecznych rabusiów, zawisłych po skałach, utajonych po pieczarach, lub zasklepionych w niedostępnych dotąd zamczyskach, a utrzymujących społeczeństwo w stanie walki wszystkich przeciw wszystkim, — tak też dzisiejsze wynalazki strategiczne, doprowadzając coraz bardziej wojnę do tak stanowczej i morderczej potęgi, oraz środki napadu do tej niechybności, że żadne warownie oprzeć się im nie zdołają, wraz z metodą wojowania masami, podnoszą wprawdzie wojnę do jej ostatecznego wytężenia, ale tem samem ją znoszą. — Jak wojna prywatna spotęgowana przez proch przesiliła się i ustać musiała, tak też wojna publiczna, podobnież przez samą siłę swoją zginąć musi, — a gwałtowność i doskonałość jej ją samą zgwałci i pokona. Że się już od sporego czasu stanowczo ma ku temu, tego nam dziś liczne skazówki w życiu społeczeństw dowodzą.— Jakoż, nie widzimyż już dzisiaj za najmniejszym powstającym między państwami zatargiem, konferencyj dyplomatycznych, porywających kierunek całej sprawy, — nie dozwalających przystąpić do stanowczej rozprawy, zamieniających proces miecza na proces pióra, postępowanie bojowe na postępowanie gabinetowe ? Oprócz tego nie widzimyż co rok prawie wznawiających się sądów polubownych między państwami, pośre-dnictw pokoju ofiarowanych lub żądanych w narodowych zatargach, — interwencyj mniej więcej moralnych w sprawach socjalnych? Wszakci to są już zapowiedzi, zawiązki Trybunału Narodów? Niedołężne wprawdzie, bo na wyjałowionym i niedoprawnym gruncie kiełkujące, — ale dla spoglądającego 5* 68 w dal, są to nieomylne skazówki i zapowiedzie przyszłości.— I nie dowodząż nam wszystkie te zjawiska, iż przy następującej organizacji Ludzkości równie między narodami, jak dziś między prywatnymi, sprawy przechodzić mają przez pewne rodzaje sądów pokoju, lub sądów przysięgłych, — zanim je strony do ostatecznej instancji Rzeczypospolitej Ludów, do najwyższege Areopagu Ludzkości zaniosą! — xv. Wieczysty powszechny pokój. Widzimy z tego, że jednym z warunków i znamion Królestwa Bożego na ziemi jest owe skojarzenie Ludzkości wiekuistym i powszechnym Pokojem, do którego mimowolnie wszystkich niemal głębszych publicystów pojęcia teorotycznie dążyły, — a do którego w praktyce obecne stosunki dyplomacji i prawa narodów tak widocznie dla nas, acz dla nich samych na oślep i mimowiednie, grawitują. — Pojęcie wiekuistego pokoju nader często w nowszych mianowicie czasach w umyśle badaczów społecznego stanu kiełkowało; nieraz też, acz bojaźliwie wyrzeczone zostało, lecz dotąd zwykle za marzenie, za pium desiderjum, za utopję uznawane, wstydziło się poniekąd przyznać się do samego siebie. Dziś odmienia się stan rzeczy. — Dziś nieledwie już każdy „upatrzył pokój, że jest dobry, i ziemię, że jest piękną."1 — Przez miłość więc dla tej ziemi i dla jej drogich skarbów, ktokolwiek takowe posiada, pożąda pokoju. — Lecz i Ludzkość cała, nietylko jej cząstka ciesząca się takowemi skarbami, pożąda pokoju, ale pożąda go trwałym, a nie wiotkim, — pożąda go opartym na wiekuistej Bożej zasadzie, nie zaś podpartym złotemi drągami giełdowych mocarzy. — Jeżeli dotąd wstydliwie tylko odzywały się głosy, zaledwie przypuszczające możność ustawicznego Pokoju, to dziś owszem do uznania konieczności tegoż dochodzimy. — Odtąd właśnie wstydem będzie nie przyznać się do tego, wstydem zaufać w marność dzisiejszego pokoju, a nie wierzyć w ów trwały, który oto nadchodzi. — Tylko ślepi oczywistości nie dostrze 1 Genes. XXXIX. 15. 69 gają; — kto zaś ma oczy a nie widzi, lub widzieć nie chce, ten ciemnym jest na duchu, — ten jest synem ciemności. — Lecz jasność go wkrótce ogarnie, obleje go chrztem światła i tylko cień wstydu na nim pozostawi. — Dlaczegóż jednak to pojęcie wiekuistego pokoju, o które od tylu wieków kusiły się tak znakomite umysły, pozostało aż do dni naszych w półcieniach marzenia? Dlaczegóż myśl tę, którą pokochali i wypiastowali Henryk IV, Leibnitz, Bernardin de St. Pierre, Rousseau, Kant, Fichte, Bentham, a nareszcie Aleksander Cesarz pod anielskim1 wpływem Pani Krudener, dlaczegóż myśl, której nawet pierwsze zawiązki, jeśli nie już w zapędach Macedońskiego Aleksandra, to przynajmniej w usiłowaniach Rzymskich Antoninów, pragnących świat cały w jedną civitas połączyć, ścigaćby się dała, — dotąd za nic więcej jedno za marne marzenie, za pium desiderium, częstokroć nawet za śmieszną zachętkę poczytano?— Dlatego właśnie, że na przebytych dotąd stanowiskach urzeczywistnienie jej takiem samem było wierutnem niepodo-bieństwem, jakiem właśnie odtąd byłoby jej zaniechanie. Epoka walki i rozdwojenia nie miała być epoką pokoju, a pokój w niej tylko w kształcie domagalności, dążenia, intencji, tęsknoty objawiać się zdołał.2 Ludzkość dotąd trudem wstępów swoich zajęta, nie mogła jeszcze ponad nie przebytemi wschodami dojrzeć podwoi przybytku, zapowiedzianego jej przez tych lub owych dalekowidzów. — Ci zaś sami bynajmniej jeszcze jasnowidzami nie byli i domyślali się dopiero nader mglisto tego, za czem tęsknili. Marząc bowiem o ustaleniu wieczystego pokoju w dotychczasowych świata stosunkach, marzyli jakoby o kwadraturze koła. — Utopją ich właśnie było to, że przymierzali z sobą stosunki nie spółmierne, nie dość radykalnie myśleli o rzeczy, że nie myśleli o potrzebie odrodzenia tych żywiołów, które skojarzyć pragnęli. — Kto pragnie nowego, 1        „Anielskim" w znaczeniu Hieronimowem, wiadomo bowiem, że Sty Hieronim nazywał Aniołami na ziemi kobiety dobrej woli i serca, przy czyniające się do rozkrzewienia się dobrej nowiny. — Do takich przesłanniczek dobrej chęci i dobrej wieści należy bezprzecznie Pani Krudener. 2        Autor dopisał tu na marginesie, a później skreślił te słowa: „tęsknota zaś wszelka jest dla niektórych arcysmutną, dla niektórych zaś arcyśmieszną." 'Przyp. wyd.) 70 powinien szczerze, spełna i stanowczo pragnąć, — nie zaś jak pismo się wyraża: łatać starą suknię nowemi płatkami... „lub w zepsowane naczynie świeży moszcz nalewać."2 Jedni myśleli o podbiciu bądź gwałtem i przemocą, bądź jakimkolwiek mechanicznym środkiem „Europejskiej równowagi" wszystkich znanych narodów pod jedną władzę i na jedno polityczne kopyto, drudzy, niby mędrszy, marzyli o jakiemś chemicznem zlepieniu lub sklejeniu ich „wapnem nieczynionem" i potynkowaniem ich z wierzchu na jedną barwę kosmopolityzmu. — Ale żaden nie pomyślał o organicznem przerodzeniu ich w wyższy spółorganizm, o powiązaniu ich absolutnym związkiem, — Religją. — Żaden nie pomyślał o tern, że narody same przerodzić się w sobie i odrodzić się muszą, — że polityka między niemi panująca, religijnie odżywić się musi, i z pogańskiej, jaką jest dotychczas, stać się musi istnie Chrześcijańską, zanim do wieczystego Pokoju przystąpią, — równie jak stary człowiek odrodzić się w sobie musiał, aby dostąpić Chrześcijańskiego zbawienia. — A jednak sam Henryk IV, ów król, o którym powiedziano, że on jeden w pamięci ludzi się uwiecznił, — marzył o „Rzeczypospolitej Chrześcijańskiej". — Czy byłby już wtedy doprowadził ją do skutku, — wątpić można na widok przeklętego sztyletu Ravaillaca, który sam jeden wystarczył do opóźnienia o kilka wieków tego co wiekopomny ów król byłby przynajmniej przybliżył,... a o co po nim do dziś dnia nikt się nie pokusił. XVI. Warunek do niego — Odrodzenie Polityki. — Święte Przymierze. Dopóty więc narody niezdolne były i będą przyjąć idei wikuistego pokoju, i przeprowadzić ją w rzeczywistość, dopóki się religijnie z sobą nie zwiążą, dopóki się z Ducha nie odrodzą, dopóki się w Społeczności Ducha Świętego nie utwierdzą. — Bez tego związania, odrodzenia i utwierdzenia istniejące dziś Państwa, wbrew żywiołom Ducha, wbrew świętym i nietykalnym prawom narodowości, wbrew Prawdzie i Społecznemu Dobru zlepione lub skrojone nigdy nie zdołają przypaść do siebie, 2 Mat. IX, 16, 17. 71 nigdy prawdziwie powszechnego a żywotnego ciała Ludzkości utworzyć nie będą w stanie. — Między niemi nigdy powszechnego pokoju być nie może, bo u nich sam Pokój jest wyjątkiem albo blichtrem i kłamstwem, — i chociaż ciągle mają na uściech: Pokój! Pokój! nie mają pokoju.1 Normalnym ich stanem jest walka/ egoizm ludowy lub rządowy, — ciągłe tarcie i ciągła wojna wszystkich przeciwko wszystkim, a kiedy włodarze ich kuszą się o utrzymanie między nimi pokoju, to „leczą skruszenie ludu tylko po wierzchu".2 — „Przeto mówię, że w błąd wprowadzili lud mój mówiąc: „Po-„kój! Pokój! choć nie było pokoju. — Jeden zaiste zbudował „ścianę a drudzy ją tynkowali wapnem nieczynionem. — „Mówże do tych, którzy ją tynkowali wapnem nieczynio-„nem: upadnie to, — przyjdzie deszcz gwałtowny, a wy ka-„mienie gradowe spadniecie, i wiatr wichrowaty rozwali je. „A oto gdy upadnie owa ściana, iżaliż Wam nie rzekną: „Gdzież jest ono tynkowanie, któremeście tynkowali? „Przetoż tak mówi panujący Pan: Rozwalę ją, mówię, „wiatrem wichrowatym w zapalczywości mojej, — i deszcz „gwałtowny w popędliwości mojej przyjdzie etc. na zniszczenie „jej rzeknę do Was: Niemasz już owej ściany, ani tych „którzy ją tynkowali „...tych którzy ogłaszają widzenie pokoju, choć niemasz „pokoju".3 — „Przeto, ponieważ widzicie marność a mówicie kłamstwo, „przeto też jestem przeciwko Wam, mówi panujący Pan".4 Nie traktacikiem więc żadnym, ani dyplomatyczną konferencją, ani żadnym podobnym blichtrem lub tynkiem, słowem żadnym sztucznym klajstrem lub fortelem, wapnem nieczynionem da się skojarzyć żywotny pokój między ludami, ale dopiero prawdziwą ideą życia Ludzkości, z Ducha odrodzoną, świętem przymierzem skojarzoną, a w realnych jej członkach religijnie rozwiniętą. — Cześć słowiańskiemu Monarsze, który po raz pierwszy wystąpił z niedojrzałą wprawdzie i niebawem 1        Jerem. VI. 14. VIII, 11. 2        Jerem. VI. 14. VIII. 11. 3 Ezechjel XIII. 10—16. 4 Ezechjel XIII. 8. 72 zwichniętą, ale przecież żywotną myślą Świętego Przymierza, — dzięki mu przynajmniej za tę chęć szlachetną. — Lecz hańba owym politycznym Faryzeuszom, którzy z początku ironicznie się uśmiechali na widok politycznego dziwoląga tak dziwacznego zamiaru, a później, skoro go uniknąć nie mogli, — skrzywili, skaleczyli, zwichnęli go i wyrodzili! — Historja Świętego Przymierza, jednego z najpiękniejszych kosmopolitycznych pomysłów, spełzłych niestety na niczem, dostatecznie nam dowodzi, czego po dotychczasowych dyplomatycznych kolejach spodziewać się można. — Piękny ten czyn publicznego chrześcijaństwa został tylko pięknym na papierze, a szkaradnym w wykonaniu, bo dyplomacja, której wykonanie tegoż powierzono, pozostała czem była: — istnie pogańską. — Choć ona w imię Trójcy Świętej zagaja wszelkie przymierza, przecież tylko w imię Bożka Terma, Merkurego lub Mammony takowe zawiera. — Jak pogaństwo nie miało jeszcze wyobrażenia o świętych a wiecznych prawach człowieczeństwa, — tak dyplomacja nie ma jeszcze wyobrażenia o świętych a wiecznych prawach narodowości; — jak pogaństwo nie zdolne było wznieść się do świętego przymierza bliźnich, tak dyplomacja dzisiejsza nie zdolną jest wznieść się do świętego przymierza narodów. — Póki się więc dzisiejsze Państwa, księstwa tego świata, owe społeczne Nikodemy, w nocy radzące i obradujące, w duchu nie odrodzą, póty też, nie pojmując dlaczego, ani jak się narody odrodzić muszą, nie pojmą też Królestwa Bożego i nie wejdą do niego. — XVII. Zarzuty. — Faryzeusze polityczni. — Status quo i Rutyna. „O jeżeli mamy czekać odrodzenia państw dzisiejszych „i samej Polityki, — niestety długo będziemy czekali. — „Status quo i Rutyna są to potężne Bogi, a róg obfitości „trzymając w ręku, obdarzają z niego szczodrze czcicieli i wy-„znawców swoich; cześć ich przeto głęboko zakorzeniona w sercach ludzi stanu. — Niejednegoć odszczepieństwa po „tych Faryzeuszach politycznych spodziewać się można, ale „tego zaiste nie. — Raczej wielbłąd przedzierzgnie się przez 73 „ucho od igły, zanim który z nich wierność tym Bożkom gabinetowym i giełdowym wypowie. — Jeżeli więc taki waru-„nek, — pożegnajmy się z nadzieją." — — Obawa Faryzeuszów Stanu jest równie płonną, jak wątłą jest sama ich istota. — Zaiste, prawda, że Status quo i Rutyna są silnie wkorzenione potęgi, — że są potęgami dlatego, że są — wskutek samej bezwładności swojej (vi inertiae).— Lecz nie cofajmy kroku przed pobielanemi grobami. — Gdzie życia już niemasz, tam i rozpadanie bliskie. — Poco się zżymać przeciwko umarłym. — Wszakże: cum mortuis non nisi lawas luctari. Dozwólmy więc „umarłym grzebać swych umarłych", a sami obróciwszy się do rzeszy i wskazując jej jutrzenkę, powiedzmy z Chrystusem: ,,Skoro ujrzycie chmurę wchodzącą od „zachodu wnet powiadacie: Będzie deszcz, — i staje się tak. — „A gdy zawieje wiatr od południa powiadacie: Będzie ciepło, — „i bywa tak. — Obłudnicy! powierzchowne znaki nieba i ziemi „rozeznać umiecie, a znaków czasu tego nie poznajecie".1 A równie jak Bóg, gdy poraz pierwszy miał odnowić świat, „słał znaki, księgi i posły, — a przecież nieszczęśliwa synagoga „nie baczyła na świetne znaki, nie pojęła ksiąg i nie usłuchała „wiernych posłańców, — tak dalece, że gdy Bóg odwiedzał „swoich, swoi Go nie przyjęli"2— tak też i dziś Bóg zwiastuje nowe z Ludzkością przymierze i nasyła nam znaki i księgi i posły, któremi tak świecka, jak duchowna Synagoga zarówno gardzić się zdaje, trwając w zapamiętałości swojej. — Lecz równie jak się niewidome Królestwo Boże założyło we wnętrzu Ludzkości, wbrew oporowi lub pogardzie ówczesnych Faryzeuszów, tak też i widome Królestwo Boże rozwinie się w społecznych stosunkach Ludzkości, wbrew lub mimo dzisiejszych Faryzeuszów Stanu. — Aliści niech Was samych wierni bracia zarzut niepodobieństwa nie zraża, ani szyderczy przydomek utopistów z nóg nie obala. — Pomnijcie, że co dotąd i dziś jeszcze utopją zdawać się może, jutro już może nią nie być. — Ileż to wypadków przed chwilą jeszcze niepodobnych ziściło się w dziejach albo i w oczach naszych. Niewierni nie wierzyli, — aż obaczyli, — i gorzko narzekali, iż nie przewidzieli. — 1        Luc. XII 54-56. 2        Innocenty III Papież: In fest. purificat. Mariae. 74 „Ależ taka przemiana jest zgoła nie podobna, bo się wiekuistej naturze ludów i ludzi sprzeciwia." — Precz z tym frazesem, bo czyż może być przemiana niepodobniejszą, — czyż może być jaka naturze ludów i ludzi przeciwniejszą nad nastanie Chrześcijaństwa? Wszakci cały żywot Chrześcijański niechybnie byłby się wydał Starożytnym olbrzymią utop ją, — i gdyby kto wśród starożytnego świata usiłował był niektóre żywioły świata Chrześcijańskiego w życie wprowadzić, byłby był zaiste za takiego marzyciela poczytanym, jak dotąd owi wszyscy, którzy garną się całą siłą, a przynajmniej całą chęcią ducha ku pewnym zdała lśniącym czeluściom przyszłości naszej gmachu. — A przecież cały świat starożytny z całą rzeczywistością, z całą okazałością swoją i granitową napozór trwałością, runął przed marzeniami owych marzycieli, którzy go odrodzili. — Ależ poco nam sięgać tak daleko. — Czyliż przed kilku-dziesiąt laty nie poczytanoby za szaleństwo powiązania Europy siatką żelaznych kolei? A przecież to szaleństwo iści się rozsądnie, i my „szalejemy" już po przestrzeni, jakby na przekorę niewiernym. A myśl nasza po metalicznych drutach rozsyłana, jeszcze lepiej żartuje sobie z czasii i przestrzeni, — i niewiarę niewiernych przedrwiwa. Czyliż, wobec tego już dokonanego zawiązku, spełna duchowe powiązanie ludów nie-podobniejszem Wam się wyda od materjalnego ? Nie lękajcie się więc, aby Was za marzycieli poczytano, skoro Spełnię Ludów przez odrodzenie Polityki rozgłaszać będziecie, — jak przesłańcy nasi nie lękali się tego przydomku, kiedy odrodzenie wnętrza człowieczego rozpowiadali. — Bądźcie takiemi marzycielami i chlubcie się nawet z tego, dopóki ci, którzy Was tak nazywają, nie okażą się sami, czem już są rzeczywiście: — marami! XVIII. Wrzekoma niepojednalność Narodów. — Ich pocieszenie. (Rozdz. XVIII i XIX). — „Ależ oprócz bezwładnego oporu politycznych Faryzeuszów, oprócz niechęci owych włodarzy narodowych, któ-„rym dobrze się dzieje przy gospodarstwie dzisiejszem, a którzy „przeto nie kwapią się z jego poprawą, — są inne głębsze 75 „i żywotniejszy przeszkody, są w samem łonie narodów tkwiące „niepodobieństwa ustalenia powszechnej w Ludzkości harmonji, „powszechnego pokoju. — Kto marzy o zjednoczeniu Ludów „w jedną społeczną Ludzkość, ten chyba samych ludów nie „zna, ten nie ma wyobrażenia ich charakteru, położenia, ich „wzajemnych względem siebie przesądów, ich nierozwiązalnych „zatargów, ich krzywd nieprzepomnych! Są między niemi „urazy zbyt głębokie, są rany zbyt krwawe, są nareszcie niesforności zbyt wrodzone. — Wszystko to sprawia, że „póki „świat światem, naród narodowi nie może być bratem"! — Zaprawdę, zaprawdę, powiadamy Wam, że jako Chrystus przyniósł darowanie uraz między ludźmi, tak oto Pocieszyciel przynosi darowanie uraz między ludami. — Wszakżeby pocieszenie jego było niezupełne, gdyby spółpocieszenia, a tern samem pojednania rozwaśnionych między sobą narodów sprawić nie zdołało, — a w takim razie nie byłbyci on istnym Pocieszycielem, ale chyba fałszywym Prorokiem, chyba Samozwańcem parakletycznym, jakich już widzieliśmy niemało, począwszy od Montana i Manesa, — a wtedy odepchnąćby go jak tamtych i czekaćby nam trzeba na prawdziwego Pocieszyciela. — Po owocach poznacie Go; a jednym z tych owoców: Spełnia Ludów. — A spełnia ta teraz zaledwie świta, lecz witamy ją pieśniami radości. — Owe zatargi i krzywdy nieprzepomne, — przepomną się właśnie, — przebaczą się. — I odnowi się na wielkiej skali Chrześcijańskiego świata ów piękny dzień Starożytności, kiedy lud jeden przebaczył innemu ludowi. Zaiste Ateńczycy, skazując na wytępienie zdradzieckich Mitylenów, — mieli prawo odwetu za sobą, — a jednak prawo to ich gryzło. — Lud po bezsennej nocy zbiera się na rynku, — odwołuje niedawno co zapadły potępienia wyrok, przebacza winowajczemu ludowi i wyprawia rączejszy od poprzedniego statek, aby przebaczenie wyścignęło skazanie.1 A jeśli Lud pogański zdołał się podnieść do podobnego aktu ludowej miłości i narodowego przebaczenia, jakżeż wątpić o ludach Chrześcijańskich i Parakletycznych po przebyciu 1 Tucydydes III, 39, 4. 76 szkoły Cierpienia i Pocieszenia. — Wszakże zawsze i wszędzie Pocieszeni wspaniałomyślni są. — Wspaniałomyślnymi nawet będą przed samem pocieszeniem, inaczej staliby się go niegodni i opóżniliby je, tak dla siebie jako i dla braci, przedłużając nadaremnie opóźnienie się Pańskie. „Albowiem powiadam Wam: Jeśli nie będzie „obfitsza sprawiedliwość Wasza niż uczo-„nych w Piśmie i Faryzeuszów, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego".1 Zbawienie ludów objawia się podobnie jak zbawienie pojedynczych ludzi. „A który lud mówi, iż w światłości jest, a brata swego nienawidzi, w ciemności jest".2 A którykolwiek lud „bratu swemu powie Raka"3 — choćby też ucierpiał od niego tyle, ile Polak od Moskala, ile Włoch od Niemca, ile Grek od Turka, lub Irlandczyk od Anglika, i choćby nienawiść narodowa tak była zadawniała i w sercu zakorzeniona, jak niegdyś między Anglo-Normandami a Gallo-Frankami, lub dziś jeszcze między Germanami a Słowianami, — ten zgrzeszy przeciw Duchowi Świętemu, który Społeczności swojej, t. j. Spełni Ludów wymaga. — Uciśnieni lub zmartwieni dadzą właśnie przykład tego przebaczenia. — Taka to będzie zemsta przygnębionych. — Jeśli Was to zaspokoić może, bądźcie spokojni gnębi-ciele, tylko taka Was od nich czeka! — Jaką zaś sam Bóg na Was wymierzy, to niech Wam własne sumienie objawi. — XIX. A teraz co do odrębnych skłonności narodów, co do ich niesforności i różnorodnego dążenia, toć właśnie jest powodem i dowodem ich ostatecznego nastąpić mającego zjednoczenia. — Gdybyć ich nie było, toby nie było co łączyć i kojarzyć, — mielibyśmy tylko martwą bryłę jednorodnej materji, już z domu spojną, ale obojętną, nie stojącą ani o swoje spojenie, ani o swoje w proch obrócenie. — Przecież sam Duch jest już jednią różnorodnych żywiołów, a Społeczność Ducha oczywiście jednią różnorodnych 1        Mat. V, 20. 2        I Joan II, 9. 3        Mat. V, 22. 77 Duchów być musi. — Sama więc różnorodność i rozmaitość narodów stanowić ma właśnie obfitość żywiołów organicznej Ludzkości. — Bezwzględna jednorodność odpychałaby się raczej, albo pozostałaby martwą. — Wybornie wyraził to mędrzec ze Stagiry, mówiąc: „Wszakci „to na tern zależy prawdziwe arcydzieło politycznej zgody, „ażeby z wielu jedno, z różnorodnych stanów Zjednoczenie, „sprawić, aby spoić w jednym ładzie i składzie wszelkie przyrodzone różnice i wszelkie stosunki. — Zdaje się nawet jakoby „natura sama wymagała sprzeczności i dążyła do utworzenia „z tychże harmonji, nie zaś z jednorodnych żywiołów. — Wszakże „się płeć męska łączy z żeńską, nie zaś z jednorodną sobie, „a tak pierwsze zjednoczenie składa się ze sprzeczności, nie „zaś z jednostajności. — W czem i sztuki naśladują naturę." — (Tu przytacza Arystoteles dobitne przykłady z muzyki, z malarstwa, ze składni mowy, gdzie wszędzie żywotna jedność z różnic powstaje, — i dodaje): „Otóż to właśnie, co ciemny „Heraklit tak wyraził: Łącz razem krzywe i proste, przypadające do siebie i rozpadające się, kędzierzawe z gładkiem, — „strojne i niestrojne, ażeby ze wszystkiego było jedno i z je-„dnego wszystko".1 Otóż jest istna mądrość wieków, — ta się nie starzeje. I my nic innego nie żądamy nad to, co już ciemny Heraklit ciemno wskazywał, co Arystoteles w innych dziełach swoich tak spekulacyjnie pojął, — a w niniejszym ustępie z tak jasną popularnością wyraził; — nic innego nad to, co było Starożytnych domysłem, przyrodzonego instynktu w formacji społeczeństw wpływem, — co było nowożytnych myślą, refleksyjnej świadomości żądaniem, — a co nareszcie staje się dla nadchodzącego świata czynem i rzeczywistością, — samodzielnym Ducha arcytworem! — Zresztą, zarzut opierający się na mniemanej niepojednal-ności żywiołów narodowych przypomina nam właśnie podobny w sferze religijnej przeciwko powstającemu Chrześcijaństwu wymierzony. — Jakoż wiemy od Orygenesa, że Celsus z uśmiechem politowania tych wszystkich za nieledwie pozbawionych 1 De mundo V. Czy ten traktat przez niektórych Arystotelesowi za-przeczany, jest istotnie jego pióra, tego tu rozbierać nie pora. — CzyjkoU wiekbądź, jest on znakomity, w każdym więc razie Arystotelesa godzien. 78 zdrowych zmysłów poczytywał, którzy przypuszczać mogli, „iż „Azja, Europa i Libja, iż Grecy i barbarzyńcy aż do kończyn „ziemi pod jeden religijny zakon zjednoczyć się dadzą".1 — A przecież nietylko owe znane, ale i nieznane Celsowi ludy dały się skojarzyć z sobą wewnętrznym węzłem jednej wiary, — i drzewo tej wiary zapuściło konary swoje daleko poza domyślane, za czasów jego ziemi kończyny, i nie wstrzymały go ani różnorodne usposobienia narodów, ani ich dotychczasowe nawyknienia; — a wypadek, o ile na tern stanowisku był podobnym, zadał kłamstwo wrzekomemu Celsa rozsądkowi. — A przecież pomnijmy, że przeznaczeniem Chrześcijaństwa nie była jeszcze owa spełna i rzeczywista powszechność, którą dziś dopiero jako jednią Wszechróżnic pojmujemy i w życie wprowadzamy, lecz dopiero abstrakcyjna ogólność. — A więc dzisiejszych przerozsądnych krótkowidzów jeszcze bardziej stanowcze jutro czeka zawstydzenie. — Sądzą się być nader rozsądnymi, widząc tylko dzisiaj, a nie myśląc o jutrze. — Otóż rozsądek i roztropność jest owszem u tych, którzy uchwyciwszy tór i popęd ducha, odkrywszy prawo jego postępu, nie dają się ani uwieść pozornemi jego odstępami, ani omamić przechodniemi stanowiskami, ani zawarować sterczącemi w potoku jego progami, — lecz którzy ufając sile wody żywej, płyną z nią do niechybnego ujścia, — do wielkiej przystani! — Ktokolwiek wierzy w Wolność, Równość i Braterstwo pomiędzy ludźmi, nie tak zaiste jak rewolucyjni demagodzy głoszą — (po ścianach je rozpisując, a z serc i umysłów wy-rugowawszy) — lecz tak jak z Objawienia Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, niewątpliwie płyną,- — niech zawierzy w Wolność, Równość i Braterstwo pomiędzy Ludami: bo jedno jest warunkiem drugiego. — Kto tego nie pojmie, kto całem sercem tego nie uczuje, ten się jeszcze w duchu nie odrodził, — ten nietylko sam nie godzien wejść do Królestwa Bożego, ale nadto braciom swoim wejście do niego tamuje. — Lecz ktokolwiek jakiemukolwiek Narodowi świętej niepodległości jego zaprzecza, — ktokolwiek z hipokryzją ubolewa niby nad wyrządzoną niesprawiedliwością, ale o odsądzeniu takowej nie myśli, bo to wypadek spełniony (un fait accompli), — ten się 1        Orig. Contra Cels. VIII, 72. 2        Patrz Tom II. dział II. 79 sam srodze potępia. — Naród skrzywdzony nie pomści się wprawdzie, — bo go Bóg sprawiedliwy zastąpi w dniu swoim. — Nie, — Wy w żadnego Boga nie wierzycie, którzy takich krzywd dopuszczacie! — Wyście Chrześcijanie ? — Jako żywo! wyście gorsi niżeli Poganie, bo i ci przecie wierzyli w nieuchronną Nemesis. — Bo i ci przecie nie urągali się z tego, co świętem być poczytywali. — A Wy w cóż wierzycie? W sztukmistrzostwo własne i w dobry byt własny. — O! upa-miętajcie się dla Boga i przez Boga! — Uwierzcież raz żywo w Boga żywego. — Miejcie religję w sercu, a nie tylko w uściech. — Odrodźcie się z martwych! — Niech i Was Duch Śty pocieszy a nie zmartwi, niech Was samych wyswobodzi! — Bo zaprawdę powiadamy Wam, — wyście martwi jak owe figowe drzewo, któremu Zbawiciel uschnąć nakazał i które na ogień przeznaczył. — Choć zieloną jest Wasza korona i choć bujne wyrostki Wasze, jeżeli pień owoców nie rodzi, własnemu kłamie przeznaczeniu! DZIAŁ TRZECI. Pojednanie Religji i Polityki. I. Stopniowa ich przypadłość do siebie w dotychczasowej historji.— Religja jest duszą stanu politycznego. — Stan polityczny jest ciałem Religji. Cóż tedy rozumiemy przez owe religijne odrodzenie Rządów i Narodów? Jakiż jest normalny stosunek Religji do Polityki? Jakże dwie te odrębne dotąd siły skojarzyć się mają? Jakiż jest stanowczy warunek, aby Królestwa tego świata Królestwem Bożem się stały? — — Religja (jak to nam źródłosłów jej wskazuje) jest z natury swojej związkiem, Zjednoczeniem, Pojednaniem. Jest ona nietylko związkiem między Bogiem a światem, między Duchem absolutnem a ograniczonemi duchami, ale nawet związkiem samegoż świata w sobie, samychże pojedynczych i ograniczonych duchów między sobą. — Tak jest, Religja stosunku naszego do Boga się tyczy, ale też stosunków naszych do nas samych i z samemi sobą. Tamten stosunek (względem nas samych transcendentny), był przedmiotem pierwszej, — ten zaś (względem nas immanentny), — jest przedmiotem drugiej prośby. — Uznawszy skojarzenie nasze z Bogiem, przez święcenie Jego imienia, uznajmy teraz skojarzenie nasze między sobą, przez przyjście Jego Królestwa. — Otóż, czem jest sama Religja w pojęciu swojem, — i z natury swojej, — tern też pod pewną miarą każda szczegółowa religja objawia się. — Każda z nich jest, lub była takiemże transcendentnem i immanentnem skojarzeniem na niższym albo wyższym stopniu, — każda z nich jest, lub była mniej lub więcej doskonałym ale zawsze żywym duchów związkiem. Pogańskie religje były żywiołami skojarzenia pewnego ludu w sobie samym, organami, siłą żywotną jego własnej narodowości. — Narodowa Rzeczpospolita panowała nad Re-ligją, ale religja była jej środkowym cementem, jej gruntem, jej siłą żywotną. — W Chrześcijaństwie stosunek ten się wprawdzie wręcz odwrócił, a pomimo tego Religja (acz objawiła się pod formą rozerwania ducha) z natury swojej przecież pozostała najwyższym kojarzącym węzłem, idealnym związkiem Wiernych i Bliźnich, — niewidomą Ekklezją. — W Chrześcijaństwie tedy odwrotnie od Starożytności, narody stały się żywiołami i organami Religji. — Jak tam Religja służyła narodom, tak tu narody (gentes) zaczęły służyć Religji, lub przynajmniej przez nią być za środki własnego panowania poczytane i użyte. — Religja więc pozostała jedyną panującą nad niemi Jednością. — Przy całej różnorodności i przy całem rozprzężeniu politycznego świata, ona jedna wznosiła ten świat do pewnej wewnętrznej zgody, do idealnej Kommunji. — Religja przeto nigdy nie jest czysto osobistym, nigdy prywatnym tylko żywiołem, lecz owszem zawsze w najwyższym stopniu socjalnym, zawsze uspólniającym. — Wielu mędrców trafnie uznało, że w miarę i w sposób, jak lud jaki Bóstwo pojmuje, w tenże sam sposób i w tejże samej mierze stan swój społeczny, rzeczpospolitę swoją wykształca. I w samej rzeczy ów immanentny związek od transcendentnego związku zależy i nawzajem. Jak Bóstwa Wschodu tak też i Państwa wschodnie były utworami Trwogi, świadectwami Przemocy; — a więc równie stan społeczny jak i Religje azjatyckie lub afrykańskie były despotyczne. — Jak Bóstwa Greckie, tak też i Rzeczpospolite greckie były estetycznemi arcydziełami, plastycznemi Ducha w przyrodzonych jeszcze stosunkach tworami; — a więc równie religja jak stan społeczny Greków był dziełem przyrodzonej, ale ładnej fantazji, naiwnej, ale pięknej sztuki. — Jak Bóstwa Rzymskie, tak też i Państwo Rzymskie były tworami praktycznego rozsądku, wykształtem ludowej teleologji; — a więc zdanie: „Salus populi suprema lex esto" równie w religji, jak i w polityce stanowczo panowało. — Nareszcie jak Bóg Chrześcian był cierpiącym, tak i społeczeństwo ich było padołem płaczu i cierpienia, jak Bóg chrześcijański tak i Kró 6 82 lestwo Jego stało się niewidomem, czysto duchownem czyli idealnem, — jak Bóg pozostał w niebie, tak i Królestwo jego pozostało niebieskiem i nie było jeszcze z tego świata. — Póki Chrześcijanie wyglądali Chrystusowego na świat powrotu (Paruzji), poty też nieodłącznie spodziewali się przyjścia jego Królestwa na ziemię; lecz skoro dogmat ten także zidealizowali, wnet też poprzestali na idealnem Królestwie. Nareszcie i za dni nieledwie naszych, kiedy się wstrzęsły wszystkie posady dotychczasowego politycznego stanu, wstrzęsły się jednocześnie wszystkie dotychczasowe wyobrażenia o Bogu. — Była chwila we Francji tak politycznej jak religijnej zagłady (tabulae rasae). — Lecz chwila ta była tylko przejściem do nowej przerody. — Wraz z chętką nowego stanu, powstała chętka nowego obrządku, nowej Teologji. — Owo zgromadzenie reprezentantów ludu, którzy nową Rzeczpospolitą wotowali, wotowali też zarazem, jej Boga; a Bóg ten był ściśle stosowny do utworzonego społeczeństwa. I ten Bóg i ta Rzeczpospolita runęły, ustępując znowu Restauracji dawnego porządku, bo to były niewczesne, a więc niedołężne i nieżywotne jeszcze porody. — A po owej Restauracji zachwiało się znowu wszystko, bo to była restauracja martwości. — Rozpuściły się wyobrażenia, rozstrzeliły się chęci, — krytyka ogarnęła umysły, — i zamęt powstał tak na religijnem jak na politycznem polu, a zamęt ten i krytyka w crisis przerobiły się. — A w tern chwilowem przesileniu ludzie ani wierzą w nic, ani wątpią w nic, — ale wypatrują, co przyjść ma, — czekają i szukają. W tej chwili nakoniec dochodząc do uznania Boga Duchem Świętym, Duchem Wszechświata i Królem Wszech-duchów, — tern samem społeczeństwo nasze wznosimy do owej Społeczności Ducha Świętego, którą nam Paweł Śty przepowiedział. — Uznanie Boga Duchem Świętym, a Społeczeństwa naszego za Społeczność Jego, jest to jeden i tenże sam akt, jak to z samego wyrażenia tego stosunku wypada. — Jest to religijne wyświęcenie polityki ziemskiej, a nawzajem sprowadzenie na ziemię Królestwa niebieskiego. — Jest to akt Wiary, Nadziei, Miłości, akt Natchnienia, Wiedzy i Czynu. —          83 II. Spełne zjednoczenie Religji z Polityką w Społeczności Ducha. — Odrodzenie Polityki przez Religję i urzeczywistnienie Religji przez Politykę. Stąd wypada, iż dzisiejszy wykształt Społeczeństwa musi być równie spełny i dojrzały, jak spełnem i dojrzałem jest nasze pojęcie Boga. — Społeczeństwo to już nie może być ani naturalnym płodem jakiejkolwiek chuci lub uczucia, ani też naiwnym tworem estetycznej fantazji, ani też tylko dziełem praktycznego rozumu, ani też tylko abstrakcyjnem postulatem wewnętrznej myśli itd., słowem żadnem tylko, — aie spełnym, żywotnym arcytworem, całego Ducha, społeczeństwem w któ-rem wszystkie żywioły ograniczonego Ducha, a wszystkie dary absolutnego, spełna wedle świadomej wolności swojej rozwijać się i urzeczywistniaćby mogły. — Skoro Bogiem naszym jest sam Duch Sty, Społeczność nasza istną Społecznością Ducha Ś-go być musi, — a święcenie Jego — staje się poświęceniem naszem, — zadaniem życia naszego. — Kiedy jednak dzisiaj, pomimo tej wiecznej przypadłości i względności stanu społecznego do religijnego we wszystkich czasach i u wszystkich ludów, zdarza nam się słyszeć głosy twierdzące, jakoby czas wszelkiej Religji już minął, jakoby Ludzkość dojrzała, nie potrzebowała już owej „dziecinnej „sprężyny", służącej niegdyś do kierowania jej ruchami, owego paska przydatnego poty, póki o własnej sile chodzić nie umiała, zaiste możnaby na chwilę zwątpić o prawdzie tego dojrzewania, skoro tak niedorzeczne i niedojrzałe mniemania jeszcze z jej łona wznosić się mogą. Już przy pierwszej prośbie spotkaliśmy się z podobnym zarzutem, tu zaś pod względem społecznym wypada nam go jeszcze uchylić. — Trzeba też mieć nędzne nader wyobrażenie o istocie Religji, aby ją ograniczać na przyjęciu tego lub owego mitu, na trzymaniu się, lub opuszczeniu tego dogmatu, — na odbyciu, lub zaniechaniu tej łub owej ceremonji! — Przecież Religja nie jest samym tylko Katechizmem, ani też tylko symbolicznym obrządkiem, ani też tylko prawidłem moralnem, — ani też słowem znowu żadnem „tylko", lecz owszem jest całą spełnią czucia, wiedzy i woli ku absolutnym celom Ducha skierowanych. — Religja więc to absolutny 6* związek i obowiązek Wszechżycia, — to absolutna harmonja, to powszechne Skojarzenie. — Znieśmy związek, znieśmy ową żywotną, kojarzącą siłę, a w proch się rozpadniemy. — Odbierzmy kojarzącą duszę, a ciało trupem się stawszy, rozkładać się pocznie. — Ależ my przecie do organicznego skojarzenia, do Harmonji właśnie dążymy; — a więc sami Religją wskroś przejęci jesteśmy, bo bez niej nie mielibyśmy żadnego wspólnego dążenia. Wszystko co wspólne, wszystko co zgodne, wszystko co skojarzone, przez to samo już jest religijne, dlatego też cudnej piękności i prawdy są słowa Chrystusa: „Gdziekolwiek zbierze się dwóch lub trzech w mojem imieniu, „tam ja będę pomiędzy niemi."1 — Jak człowiek pojąć się nie da bez społeczeństwa, tak znowu społeczeństwo nie da bez Religji, — takie społeczeństwo byłoby „nonsensem", zupeł-nem absurdum, bo nie byłoby spólnią, społeczeństwem, a więc byłoby tern, czemby właśnie nie było. — Ci, którzy twierdzą, że już nie potrzebujemy Religji, że ona na nic się nie zdała, tern samem mimowiednie twierdzą, że nie potrzebujemy społeczeństwa, boć samo społeczeństwo już jest Religją. — Religja jest powszechną spójnią ludzi i ludów, istną ich siłą i dźwignią. — Całe życie ludzkości jest wielką Religją, — a Religja jest całem jej życiem. — Religja jest wszystkiem dla wszystkich. — I dlatego to mówiąc o owem nadchodzącem skojarzeniu ludów i ludzi, o owej harmonji świata i ludzkości, która jest celem socjalnych dążeń naszych, a przedmiotem niniejszej prośby, nie nazywamy jej tylko powszechną Rzeczpospolitą narodów, ani nawet nie przestajemy na Apostolskiem „Spełni Ludów" nazwaniu, ani też wcale nie oglądamy się za żadnem praktycznem lub teoretycznem, historycznem lub politycznem nazwiskiem, — ale ją polityczno-religijnie „ Królestwem Bożem" mianujemy. — A to aby okazać, iż — Boga pełni — w Bogu żyjąc i działając, — i Bogiem się rządząc, — dopiero dostąpimy siły potrzebnej do tak wielkiego dzieła skojarzenia, i że jedynie Religja, jako obejmująca w sobie całość wszechdzia-łalności Ducha, jako spełny objaw uczuć, myśli i czynów wszelkich duchów, jako właśnie wszystko dla wszystkich, będzie ożywczym nerwem tego socjalnego organizmu. 1 Mat. XVIII, 20. Miasto twierdzenia przeto z owemi niby dojrzałemi umysłami, że Ludzkość dotąd wprawdzie potrzebowała Religji (jakoby środka jakiegoś, nie zaś środka i celu razem) — odtąd jednak bez takowej obejść się już może, — wypada raczej uznać, że dotąd owszem obchodziła się Ludzkość bez prawdziwej, społecznej Religji, i tylko jej przesłankami (premisami) i zadatkami (primitiae) cieszyła się i obchodziła, — a dziś dopiero potrzebuje jej spełna, — wymaga jej i wymodlą ją od Ducha na spełne Pocieszenie swoje, i dostępuje jej nareszcie w Społeczności Ducha Świętego. Obchodziła się zaś dotąd bez niej Ludzkość, bo musiała się obchodzić, bo nawet dotąd nie byłaby jej zniosła i dlatego też chodziła omackiem po manowcach nieorganicznych stanów historji, błądząc niemało, a kierując się tylko zwolna opatrznemi z góry światełkami, które jej w mglistej dali cel dążenia wskazywały; — i błądziła też dość długo i cierpiała niedostatek pomimo cząstkowych zadatków, któremi Duch Święty obdarzał ją kolejno, na kolejnych wschodach wielkiego jej pochodu i coraz dalszych zwrotach wielkiego jej obchodu. — Religja przeto jako Dusza, a stan polityczny jako Ciało przypadały zawsze do siebie, ale raz bez świadomości swojej jedności, drugi raz owszem ze świadomością swojego rozdwojenia. — Dziś dopiero do uznania spełnego Zjednoczenia i Zgody w Duchu dochodzi, dziś dopiero Dusza sprawdza się w Ciele, a Ciało w Duszy. — Dotąd zaś póki samopas sobie wzrastały bez wiedzy tożsamości swojej, — Religja mogła być tylko urojonym ideałem, a Polityka musiała być kłamliwym objawem. — Przy wzroście jednak i żywotnem rozwijaniu się społecznego ciała — i dusza jego, Religja, rozwijała się pod miarą, i ożywiała je o tyle, o ile organa tegoż dozwalały. Dziś cały duch ludzkości dojrzewa, a więc ciało i dusza jej w spełni swojej staje. — Kiedy więc dotąd twierdzono, że religja jest podstawą wszelkiego społeczeństwa, że jest prawdziwą pociechą na utrapienia światowe, mówiono zaiste prawdę, acz jeszcze nie właściwym, nie spełnym, ale dopiero przybliżonym sposobem; nie domyślano się nawet, jak wielką prawdę tym sposobem wyrażano. — Dziś dopiero okazuje się Religja tern rzeczy 86 wiście, czem dotąd była w nierozwiniętem pojęciu; — dziś dopiero stanowczo pociesza i ustala społeczeństwo, — nie abstrakcyjnie, nie przenośnie, ani też odnośnie do jakiegoś stanu, poza obecną rzeczywistością, ale w samem życiu świata, ściśle i stanowczo. — Ta pociecha świata jest w nim samym, nie zaś poza nim; — podporę własną ma w sobie, jak organizm wszelki, nie zaś gdzieindziej, jakoby mechanizm jaki. — III. Idea Królestwa Bożego na ziemi. Z tego rodowodu Królestwa Bożego przejdźmy teraz do bliższego oznaczenia jego istoty. — Pojęcie Religji jako absolutnego związku Wszechświata, nie dla celu tylko bezpośrednio-widomego, doczesno-ograni-czonego, przypadkowo-przyrodzonego, jak to w pogańskich społecznościach bywało, — ani też dla celu tylko idealno-po-zaświatowego, wcale tu niewidomego, wiecznie tylko wiecznego, a więc nigdy doczesnego, obecnego (zawsze tylko transcendentnego, nigdy immanentnego), jaki w społeczeństwie Chrześcijańskiem panował, — ale dla istnego celu świata i Ludzkości, dla najwyższego dobra Ducha, w żywotnej i wszechobecnej rzeczywistości, które to dobro równie materjalnego jak idealnego zadosyćuczynienia wymaga, (albowiem Duch jest spełnią duszy i ciała). —        rozwinięcie więc organiczne wszystkich zasobów i wszystkich darów Ducha, wszystkich skarbów Wszechświata, wszystkich żywiołów Ludzkości, — zespolenie ich w coraz dosko-nalszem życiu, uprawa i wzniesienie ich do coraz szlachetniejszego i dzielniejszego stanu, — —        świadome urzeczywistnienie wolności Ducha, nietylko w jakim jednostajnym a wyłącznym kierunku, ale w spełni swojej, —. pojęcie jedności społecznego Porządku i religijnego Obrządku, oraz pojęcia Rządu, jako głównego a czynnego organu tych wymagań, tego związku, tej Religji, — jako środka i ogniska organicznego życia ludów i ludzkości, — —        uorganizowanie tego Rządu tak, aby wszyscy do działania zdolni, doń powołani zostali {rzeczywiście też działali, t. j. byli 87 sami uczestnikami tego rządu, a ministrami panującego Ducha,— aby każdy, w czem kto może i jak może, jakąkolwiek sprawę publiczną spełniał i piastował, a to począwszy od najniższej podstawy społeczeństwa, od pierwotnej gromady, od gminy, (commune, Gemeinde, mir), owej pierwotnej społecznego ciała komórki (molecule primitive), w której panująca zasada Samorządności (selfgovernment), otworzy niezliczone zawody działalności społecznych i powoła każdego do współuczestnictwa w sprawach publicznych; począwszy tedy od najdrobniejszych a najliczniejszych u podstawy socjalnej piramidy zakresów, — i wznosząc się coraz bardziej na szczeblach hierarchji, tego świętego porządku, w miarę jak same te sprawy coraz obszerniejszy i wyższy przybierają charakter, — aż do najwyższego punktu Centralizacji, przeznaczonego do skupienia całości i powszechności spraw społecznych, — stanowiącego sensorium commune społeczeństwa i wszelkich społeczeństw, ognisko jego biernych i czynnych ruchów, jako mózg dla systemu nerwowego, jako serce dla obiegu krwi; — —         uznanie tego publicznego działania i współdziałania na wszystkich szczeblach życia towarzyskiego już nietylko za prawo, ale za obowiązek socjalny i w najwyższym stopniu religijny, a przez to za samą Cnotę, — uznanie spółuczestnictwa w Rządzie za akt religijnego Obrządku, — za obowiązek i praktykę świętą, — za środek i warunek zbawienia; albowiem gdzie sam Bóg jest Królem, tam wszelki współudział w Rządzie jest właśnie samo przez się już służbą Bożą, —         uznanie przeto owej służby publicznej, tej służby Ludzkości, ile kto może, w czem może i jak najlepiej może, za istną służbę Bożą, za kapłaństwo Ducha, za przeznaczenie i poświęcenie społecznego człowieka, — —         przekonanie, że im kto wyższą piastuje władzę, tern też bardziej służy, tern też jest bardziej sewus servorum, tern też ma większy socjalny obowiązek, ale też tern większą zasługę, — —         przekonanie, że niemasz innej nad to zasługi, że ta jest absolutną, że ta służba Boża w ludzkości od najmniejszych sfer do największych, jest istną zasługą przed Bogiem i dla Boga, — że tego właśnie Bóg pragnie, a niczego innego, a więc żadnych czczych ceremonij ani martwych praktyk, (które są czcigodne jako przybliżone sprawy, ale nie wyczerpują celu), albowiem Bóg jest Duchem i pragnie nadewszystko uprawy Ducha, — —        przekonanie, że kto jakimbądź sposobem nie służy w owem powszechnem Królestwie, którego sam Bóg jest królem, kto w tej winnicy Pańskiej wcale nie pracuje, kto nie poświęca się, a tern samem nie wyświęca żywota swego, aby nim zbiorowy żywot familji, gminy, narodu, ludzkości, onych niższych i wyższych kościołów, utrzymać, rozwijać i udoskonalać, — ten jest próżnym ciężarem ziemi, (inutile terrae pondus) „jakoby cymbał brzmiący", — ten grzeszy przeciw Duchowi Świętemu, bo od Społeczności Jego się usuwa, (a „grzechy przeciw „Duchowi Świętemu nie będą odpuszczone ani w tym wieku ani w przyszłym") — —        przejęcie się tern socjalnem poświęceniem, które już nie jest czczem i abstrakcyjnem poświęceniem dla samego poświęcenia, (nie celem przez się, ale środkiem) bezużytecznem zmartwieniem, (mortyfikacją) siebie, jaką ascetycy dotąd zalecali, ale owszem płodnem poświęceniem dla wspólnego i żywotnego celu, — uzupełnieniem i uświęceniem życia: —        Oto są główne zasady owej Świętej Rzeczypospolitej, stającej się przeto spólnie Państwem i Kościołem, — instytucją Bożą i światową, — czyli dosłownie: Panowaniem Bożem w świecie. — IV. Warunki r środki Królestwa Bożego. — Tożsamość wymogów i Darów Ducha Św. — Duch panujący i Duchy poddane. — Książe — ksiądz. — Jedność stanu świeckiego z duchownym. — Państwo i Kościół. (Ewangelia Egipcjan). To więc zlanie się w jedno spraw doczesnych z wie-cznemi, — to przeniesienie celu życia i środków zbawienia z nieba wiary w świat życia, — to podniesienie pogardzanych dotąd, lub przynajmniej od czci religijnej odsądzonych zabiegów światowych do godności obowiązków względem Boga, — słowem to uświęcenie socjalnego Czynu i uznanie go za samą Cnotę, w jakimkolwiek zawodzie i powołaniu, w jakiejkolwiek funkcji, w jakimkolwiek stopniu lub zakresie dano mu jest wystąpić, byle w tym czynie działająca osoba składała cały zasób swych 89 zdolności i dobrej chęci, byle mogła w sumieniu swojem dać sobie świadectwo, że o ile działać jest w stanie, o tyle też działa, że powołaniu swemu, ile tylko od niej zależy, zadosyć czyni, — że nie grzeszy własnowolnem opuszczeniem, bo grzech zaniedbania jest właśnie grzechem przeciw czynnemu Duchowi, (które to stosunki przy następnej prośbie, rozbierając wolę, bliżej poznamy): oto są nowe a jedyne warunki Zbawienia, oto są wymagania Królestwa Bożego. — Wymagania wprawdzie wielkie i warunki trudne, — ale raczej napozór jak w samej istocie, albowiem stają się właśnie łatwe i lekkie w stosunku do środków, któremi nas Duch . Święty ku ich dopełnianiu obdarza. — Albowiem to samo, czego Duch Śty od nas pragnie i wymaga, jest niczem innem jedno rozwinięciem i użyciem tych samych władz i popędów, które duchowi człowieczemu z natury udzielił. — Niczego więcej zgoła nie żąda nad to, czem już sam zgóry obdarza, niczego nie pragnie, coby naturze Ducha się sprzeciwiało, ale właśnie tylko tego żąda, aby z darów jego korzystano, — aby ich nie tłumiono lub im odłogiem leżeć nie dozwolono, — niczego więcej nie wymaga, jedno aby wszystkich w życiu używano ku dopięciu najwyższego celu, który jest zarazem szczęściem Ludzkości i prawdziwą czcią Boga.1 — A więc nie wymagania żadne, ale raczej same dary Ducha Świętego są warunkami i zasadami Jego Społeczności. W tej przeto Społeczności ci wszyscy, którym kierownictwo spraw publicznych i coraz dalsze rozwijanie przeznaczenia narodów albo ludzkości powierzone będzie, — niżsi lub wyżsi książęta będą istotnie księżmi1, kapłanami Kościoła Ludzkości, boć oni właśnie jedyne sacra Ducha odbywać (celebrować) będą. —Stosunki te przepowiedział tak dobitnie Prorok Zacharjasz mówiąc: „Patrz oto mąż, Wzrost jego imię, gdyż „pod nim wszystko wzrośnie, — ten wystawi Kościół Bogu! — „Tak jest, ten wystawi Kościół Panu i przyniesie sławę i siedzieć „i panować będzie na stolicy swojej, i będzie też księdzem (kapła-,,nem) na swojej stolicy, i pokój będzie między obudwoma".3 1 O tem dokładniej przy III Prośbie, która dopełnia niniejszą. 2 Wiadomo, że w słowiańskich narzeczach pierwotnie ksiądz znaczyło tyle co książę. 3 Zacharias VI. 12, 13. 90 Tak jest, pokój będzie między obudwoma, skoro staną się jednością, skoro nie dwa odrębne cele, ale jeden i tenże sam, żywot ludów i ludzkości ogarnie. — Dotąd walka była między niemi, bo każdy ciągnął pod swój zakon, bo urząd świecki i urząd duchowny mijały się z sobą lub nastawały na siebie. Aliści Skarga, ten prorok katolickiej Polski powiedział dzielnie : „Urząd królewski i urząd kapłański jeden koniec mają i są jako „dusza z ciałem złączone do jednego się ściągając, aby Pan Bóg „był uczczon i święty Zakon Jego chowany był na ludzkie zbawienie." — Dwa te urzęda odtąd już tylko jedno stanowić będą, z oddzielnych staną się wspólnemi. — Stan świecki i stan duchowny zaślubią się z sobą i stanowić będą istotnie jedne duszę w jednem ciele. — I położy się koniec owemu rozdwojeniu świata trwającemu przez średni wiek Ludzkości, sprawy doczesne się uwiecznią a wiecznie się nam udzielą, — a każde państwo będzie pojedynczym Kościołem, — powszechny zaś Kościół Ludzkości będzie wspólną Państw Ojczyzną. — Jak przy pierwszej prośbie znaleźliśmy, w uratowanym przez Tertuljana śladzie Marcjonowej Ewangelji, mistyczną przepowiednię i potwierdzenie ściśle wyprowadzonych z jej rozbioru wniosków, — tak podobnie przy tej drugiej prośbie uratowany przypadkiem przez innego z Ojców Kościoła zabytek równie ważnego apokryfu, którego znaczenia dotąd niepodobna było dociec, i sam się objaśni i powyższe wypadki w dobitnej acz symbolicznej formule skupi. W ułomku Ho-melij z apostolskich czasów, zwanym pospolicie: drugim listem S-go Klemensa Rzymskiego do Koryntjan, czytamy w rozdziale XII, iż „Pan zapytany, kiedy nadejdzie Królestwo Jego ? odrzekł : „kiedy dwoje jednem się stanie, — kiedy wnętrze będzie jak ze-„wnętrze, i męzkie z żeńskiem, ani męzkie ani żeńskie." W tej tedy Społeczności Ducha poddanemi są wszelkie ograniczone, tak pojedyńcze jak zbiorowe Duchy, czyli tak ludzie jak Ludy, stopniowe ducha Kościoły; Panującym zaś Duch absolutny, — Duch Święty. — Ministrami zaś Jego, a tern samem Kapłanami, zawsze w obustronnem znaczeniu książąt i księży, są wszyscy władzcy (władyki) tego świata, od najmniejszego do najwyższego, od najmdlejszego do najpotężniejszego, — od gminnego i gromadnego, do spółnarodowego, do Ojca Ziemskiego, Papieża wszystkich Dobrowolnych. — 91 í. Wyświęcenie się stanu świeckiego a wyświęcenie się duchownego. — Dzisiejsze choroby tak religijne jak polityczne są właśnie zbawiennem przesileniem. Królestwo Boże na ziemi nie będzie więc ani wyłącznem Państwem, ani wyłącznem Kościołem, ani też jakiemciś mecha-niczno-obojętnym zlepkiem Państwa i Kościoła, ale właśnie organiczną Państwa i Kościoła Spółjednią. — Jednia zaś ta już nie może być transcendentnie teokratyczną,1 jak to w niektórych Państwach Wschodnich lub w dążeniach Grzegorzowego Katolicyzmu spostrzegamy, gdzie sprawy stanu służebne były, jakoby środki, religijnemu celowi, ani też stanowczo polityczną, jakto w klasycznej starożytności, albo też w Angiji od czasu Henryka VIIIgo widzimy, gdzie sprawy religijne służebne były, znowu jakoby środki, politycznemu celowi; — ale Jednią prawdziwą, spółczynną, której cel jest jeden i tenże sam, polityczno-religijny, której zaś środkami są wszystkie tak moralne jak materjalne żywioły i zasoby Ducha, wszystkie dary Ducha Ś-go. — Jak ów idealny, niewidomy Kościół, któremu brakło zrazu na wszelkiej politycznej organizacji, na wszelkiej światowej podstawie, własnem przeznaczeniem wiedziony wyświęcać się musiał, — tak też nawzajem Ciało polityczne, któremu dotąd brakło na duchownem skojarzeniu i któremu dziś jeszcze religijnej spójni nie dostaje, wyświęcić się musi. — Bez takowego wyświęcenia, bez żywiołu i bodźca religijnego, bez przejęcia się tym duchem spólności, osiągnienie harmonji w stosunkach społecznych, w sprawach tego świata było i jest niepodobieństwem, — równie jak bez istotnego i zupełnego wyświęcenia, t. j. przejścia Kościoła w świat i urzeczywistnienia tym sposobem Królestwa niebieskiego na ziemi, sprawy religijne na abstrakcję chorować i obumierać musiały. — Wszelkie kunsztowne środki, wszelkie arcana sztukmistrzów stanu z jednej strony, wszelkie mistagogje kościelnych hierofantów z drugiej, zdolne są tylko na czas jakiś mechaniczną wystawić lub po 1 (Przyp. wyd.) Przy końcowym ustępie poprzedniego Rozdziału Autor na marginesie dodał: Różnica takiej teokracji od wszystkich poprzednich, jakie nam Historja przedstawia: Tamte były transcendentne, obracały całą Społeczność na wyłączną korzyść swoją, — ta zaś będzie immanentna. • deprzeć Potęgę, ale zaiste nie zrodzą nigdy organicznej, samo-żywotnej Społeczności. — Sprawy tego świata tak długo kawęczyć musiały i muszą, dopóki ten duch spólności nie przejmie wskroś zwichniętych lub zarażonych członków społecznego ciała. — Spojrzyjmy naprzód na sprawy duchowne i uznajmy, jak dalece źle się dzieje w winnicy Pańskiej. — Że wywietrzała albo spróchniała Wiara Ojców naszych, to lada dziecko dziś uzna. — Nic nie pomoże przeczyć temu usty, nic nie pomoże dobrodusznie ostatniego koguta Eskulapowi nieść w ofierze, boć martwe oko pozornego ofiarnika dość silnie świadczy przeciw jego udawaniom, dość jawnie dowodzi, że on sam nic nie sprawia, jedno odprawia, i że nie wierzy w to, co już tylko odprawia. — A przecież cóż do dziś dnia najmocniej porusza i oburza umysły? Co sprawia, że jednocześnie z różnych stron Europy zlatują się wieści o rozruchach i o krwi rozlewie? — Sprawy religijne! — Byćżeż to może? A więc nie obumarła Wiara, skoro o nią lub dla niej jeszcze wstrząsają się masy. — Spojrzyjmy znowu na rzeczy świeckie i uznajmy, jak one dziś egoizmem i prywatą przesiąkłe, jak one są igrzyskiem samopaśnych chuci lub niesfornych z sobą wyobrażeń. — Najszlachetniejsza nawet ze wszystkich samolubnych namiętności, — ambicja, — jakżeż się dzisiaj szkodliwie w sprawach społecznych odzywa! — Możnaby ją upłodnić, możnaby ją uczynić bodźcem najwyższych i najszlachetniejszych poświęceń, — natomiast patrzcie, jak ją zmartwiono, zatruto. — Któż dziś nie widzi, iż jedną z głównych przyczyn socjalnej fermentacji jest owa potrzeba, owe prawo publicznego działania w społecznościach, dostąpienia właściwego spółudziału do rzeczy publicznych, owa ciągła protestacja przeciwko wszystkiemu, cokolwiek dzieje się w Rządach bez przyczynienia się rządzonych. — Ubolewają rządzący nad tą burzliwą i zapamiętałą ambicją, miotającą indywiduami w Społeczeństwie, krzyżującą bezustannie wszelkie kierunki rządów i czyniącą rządzenie prawie niepodobnem przez sam zbytek chęci rządzenia. — I uciekają się do różnych narkotyków na uśmierzenie tej mało zrozumianej dotąd draźliwości socjalnej, — począwszy od pojedyńczych rusztowań lub ogólnych wojennych 93 hekatomb, aż do zwątpienia i zniechęcenia.1 — Aż oto patrzcie, — owa socjalna draźliwość i fermentacja okazuje się niczem innem, jedno pożądanym fermentem socjalnego pokoju, wyższego życia warunkiem. Myślicież może, iż to są wszystko złowrogie oznaki, iż to są czasu naszego choroby? — Bynajmniej! — Są to nieorganiczne dotąd środki, czekające na ożywcze tchnienie, aby się w organizm rozwinąć, są to żywioły w waśni, czekające skojarzenia! — Każdy pragnie żyć spełnię, — a żyć spełnię to jest działać dla ogółu, — bo Czyn i działanie to korona i spełnia życia. — To więc, czego każdy dziś pragnie, to właśnie donem mu będzie w społeczności Ducha. Co więcej nawet, to będzie razem danem i żądanem, to będzie nietylko każdego prawem, ale też obowiązkiem. — Aliści patrzcie, jak Duch Pański drogi swoje przygolo-wywa. — Wszakże każdy to dziś już za prawo swoje uważa, co istotnie niczem innem nie jest jedno obowiązkiem, — każdy pnie się do władzy, która w rzeczy samej jest tylko służbą,. ciężarem nad ciężarami, ale świętą służbą i świętem dźwiganiem, — każdy czuje niezłomny popęd do tego, co w rzeczy samej jest cnotą. — Tak jest, czynne i spełne obywatelstwo jest właśnie cnotą, — służba publiczna jest służbą Boga i każdy, który chce być czynnym obywatelem, niczego więcej nie żąda nad to, co stanowi istotnie jego przeznaczenie, co właśnie Bożą wolą jest. — On ma właśnie prawo do tego obowiązku i nawzajem obowiązek względem tego prawa. — Jeżeli zaś te popędy wydają się Wam dziś jeszcze czy-stem samolubstwem zarażone, jeśli w nich tylko próżną ambicję upatrujecie, jeśli one rzeczywiście raczej na prywatę, niż na publiczną cnotę zakrawają, — czyjaż w tern wina? Azaliż nie samego społecznego ciała, owego ogółu, który nie żyje wespół ze szczegółem, ale go z siebie wyłącza i jako wrzód wysadza? Azaliż nie samej społecznej duszy, — owej Religji, która zaświatowe prawa i obowiązki stanowi, a o światowych przepomina, od czci religijnej je odsądza? Czyjaż w tern nareszcie wina, jeśli nie Wasza, o Wy! którzy się tylko użalać umiecie na owe indywidualne chętki, boście dotąd tych po 1 Znane są słowa francuskiego ministra „Apres moi gouveme qui „pourra." Ważne to są słowa jako symptoma czasu. — 94 pędów nie umieli zrozumieć, a cóż dopiero czynnie uorgani-zować, użyznić, uświęcić! Skargi Wasze już dziś nic nie pomogą, — współdziałanie w sprawach publicznych wszystkich członków społeczeństwa, w miarę stanowiska, w miarę uzdolnienia i zasłużenia każdego, jest conditio sine qua non społecznej harmonji. - Albowiem har-monja ta już nie może być tylko daną, — nadaną; nie może też być tylko pojętą i pomyślaną, ale musi się samodzielnie utworzyć, spółczynnie w życiu rozwinąć. — Gdzie spółdziałania nie-masz, tam być może tylko jednostronne działanie i oddziaływanie (akcja i reakcja), a więc zawsze walka, zawsze rozerwanie. — Cóż więc dziwnego, że zasiawszy sam wiatr, dziś sprzątacie same burze?1 — Warunek pierwszy: podmiotowy. — Samorządność, Selfgovern-ment. — Prawo czynnego Obywatelstwa. — Autonomja. — Usamo-wolnienie Ludzkości. — Uzdolnienie ludów i ludzi do tej samorządności. — Wychowanie Ludu. Aliści z drugiej strony wręcz przeciwną spostrzegamy chorobę w społeczeńskiem ciele. — Dopiero co skarżyliście się na burzliwe kipienie społeczeńskich żywiołów, a jużci gdzieindziej słychać odwrotne skargi na martwe zobojętnienie, tak w politycznych jak w religijnych stosunkach. A czyjaż wtem znowu wina, jeśli nie Wasza, którzyście ciało społeczne sparaliżowali i duszę społeczną przygnębili lub przemarnili? Co komu po Waszych sprawach materjalnych bez wszelakiego ideału, lub czysto idealnych bez ciała ani krwi? Co komu po , Waszych zabiegach, aby utrzymać to, co się własnym ciężarem obala, albo rozdymać to, co próżne jak bańka mydlana? Roztwórzcie tylko wielki ogród życia, któryście od wieków przywarli, aby w nim dla siebie tylko gospodarować, — a ujrzycie nas czynnych przy jego uprawie. — Spółuczestnictwo przeto w sprawach publicznych (copar-ticipatio), — samorządność członków społeczności (Selfgovern-ment) — słowem spełne i czynne obywatelstwo jest prawem i obowiązkiem dojrzewającego Ducha, jest warunkiem jego Społeczności. — Czas cudzego Zakonu, (tieteronomji) już minął 1 Oseas VIII, 7. 95 nieodzownie, — czas własnego Zakonu (Autonomji) już stanowczo nastąpił. — Duch ludzkości dochodząc dopiero do właściwego, rzeczywistego stanu Ducha, którym to stanem jest właśnie Społeczność Ducha Świętego, musi w nim stosownie do natury Ducha objawiać się i rozwijać. — Wskutek tejże natury, żaden porządek rzeczy nadany, zastany, czysto faktyczny nie zadowolni go, — ani też żaden niedosięgalny ideał, żadna abstrakcja, żaden li wewnętrzny stosunek nie uczyni mu zadosyć, — ale własny Czyn dopiero, lub przynajmniej własne pod miarą przyczynienie, świadome i twórcze kształcenie instytucyj publicznych, słowem rozwijanie życia społecznego przez siebie samego (sua sponte) ma być jego udziałem.1 Otóż ten popęd do samoistnego i własno-prawnego działania, — do własno-wolnego kierowania sprawami swemi i sprawami ogółu, słowem do prawa czynnego obywatelstwa w życiu publicznem (droit de citoyen actif) dziś równo w indywiduach jak w narodach, równo w stowarzyszeniach pojedynczych jak w wielkiem towarzystwie Ludzkości dzielnie się objawia. — Dotąd tak ludzie jak ludy, tak ludy jak Ludzkość znajdowały się w stanie względnej małoletności, w stanie opieki, a więc „pod ochmistrzami" jak mówi Paweł Święty (Galat IV.) a więc w stanie cudzego Zakonu, (Heteronomji). — Bierność sama była ich powszechnym udziałem, — czynne zaś obywatelstwo nie powszechnem prawem, ale wyłącznym dopiero przywilejem, — nie prawidłem, ale tylko wyjątkiem.2 — Odtąd właśnie wyjątek na prawidło, a obowiązek ślepego posłuszeństwa na obowiązek świadomego współdziałania zamieni się. — Dziś ludzkość chwilę usamowolnienia swego święci. — Dziś równie ludzie jak ludy,* równie ludy jak ludzkość zrzucają wszelkie obce jarzma i odtąd o swoich własnych prawach żyć i chodzić pragną. — A chęć to równie słuszna jak zasłużona, — słuszna, bo znamieniem wszego Ducha jest samo 1 Że ów „voluntary principle" tak do religijnych jak do politycznych stosunków zastosowany, nie wyłączy bynajmniej substancjalnej jedności, to wnet uznamy. Owszem stanie się on dopiero takowej prawdziwym warunkiem i dopełnieniem. — Jest to owe zadowolnienie samego Ducha, które już Arystoteles pod wyrażeniem αύτάρχεια przewidywał. (Polit. I ) - 200000 Elektorów we Francji, (dopis. na margin. Przyp. wyd.). 96 dzielność, — wolność, życie przez się, — zasłużona zaś, bo przez koleje, doświadczenia i prace dotychczasowego żywota, słowem przez postępy dzieciństwa i młodości, przystąpiła już ludzkość do wieku pełnoletności, — na usamowolnienie zaiste zasłużyła. — „Mówię tedy bracia, pokąd dziedzic jest dziecięciem, nic „nie jest różny od sługi, chociaż jest panem wszystkiego. — „Ale jest pod opiekunami i dozorcami aż do czasu za„mierzenia ojcowskiego. — „Także i my, gdyśmy byli dziećmi, — pod żywioły świata „tego byliśmy zniewoleni. — „Lecz gdy przyszło wypełnienie (pierwszego) czasu, posłał „Bóg onego syna swego, który się urodził z niewiasty, — „który się stał pod Zakonem. — „Aby te, którzy pod Zakonem byli, wykupił, żebyśmy „prawa przysposobienia za syna dostąpili".1 A dostąpiwszy tego przysposobienia, przestaliśmy być dziećmi, ale żyliśmy dotąd jako młodzieńcy, już nie pod zakonem przymusu, ale pod zakonem miłosierdzia i łaski. — Atoli w sprawach tego świata, w sprawach obywatelskich jeszcześmy zgoła żadnego nie mieli udziału, — a onego dziedzictwa naszego, spodziewanego, jeszcześmy sami nie objęli, ani dzierżyli, bośmy jeszcze, mimo wyjścia z dzieciństwa, pełnoletni nie byli, — jeno dopiero dorastali. — Byliśmy już de jure, jak powiada Apostoł Śty, przysposobieni na synów i dziedziców, ale jeszcze nie usposobieni de facto, — a usposobić się było rzeczą naszą, przez naukę i pracę. — Przysposobienie zaś z łaski Ojca było i z wiecznego przeznaczenia Ducha. — Usamowolnieni więc byliśmy dopiero myślą, abstrakcyjnem prawem i przeznaczeniem (χατα δύναμιν) — ale nie czynem publicznym, jako dorastający dopiero, a nieupełnoletnieni młodzieńcy, aż do wypełnienia wtórego czasu. — Dotąd też nie rządziliśmy dziedzictwem naszem, jednośmy je dopiero idealnie posiedli, w Wierze i w Nadziei, gotując się dopiero i przysposabiając do rzeczywistego niem zawła-dania. — A Dziedzictwo nasze dzierżyli dalej opiekuny. — A dziś, gdy wybija pełnoletności godzina, — świeckie i du 1 Galat. IV, 1—5. 97 chowne opiekuny nasze nie byłyby od tego, aby małoletność naszą przewlekać, — ale nie mogą nad zamierzenie ojcowskie. — Który szle nam Pocieszyciela, skoro wypełnił się wtóry czas, aby nas wprowadził do dziedzictwa naszego, — i odebrał liczbę od opiekunów i dozorców. — Lecz warunkiem spełnienia prawa i obowiązku czynnego obywatelstwa, jest właśnie uzdolnienie do tegoż, — usposobienie przysposobionych. — To uzdolnienie zaś jest zarazem przyczyną i skutkiem czynnego obywatelstwa, — przyczyną, bo właśnie z już nabytego uzdolnienia powstała ogólna jego potrzeba i prawo do niego, a więc domaganie się powszechne; — skutkiem zaś, ponieważ odwrotnie, z uznania i wykonywania dopiero powszechnego obywatelstwa powstanie rzeczywiste uzdolnienie szczególnych członków społeczności, — czyli inaczej: przez to właśnie, że lud dojrzał już do zdolności piastowania władz publicznych, przez to też staną się jego udziałem; — a nawzajem przez to, że się staną jego udziałem i że przygotowane wychowanie ludu ku temu się skieruje, przez to samo coraz bardziej lud się do tego powołania uzdolni. VII. Warunek drugi: przedmiotowy. — Organizacja. — Rząd i Porządek. — Hierarchiczna władza. Lecz samorządność owa, — jako indywidualny spółudział do spraw ogółu, tak szczególnych ludzi względem swego ludu, jako też szczególnych ludów względem spólnej Ludzkości, — (co znowu samodzielność i niepodległość narodów stanowi, bez której takoż nie może być harmonji, bo narodowość równie świętą i absolutnie ważną jest dla każdego ludu, jak godność ludzka dla każdego pojedynczego człowieka) — samorządność tedy owa, tak ludzi jak ludów, byłaby tylko jednostronnym, a więc niedostatecznym warunkiem Królestwa Bożego. — Drugostronnem dopełnieniem i ustaleniem owych podmiotowych wpływów pojedynczych ludzi i ludów jest: przedmiotowa organizacja, substancjalna Władza, silny i prawy Porządek, — ów Porządek, który Śty Augustyn zgodnie z Arystotelesem już tak słusznie nazwał „szczęściem człowieka 7 98 „i towarzystwa", a do którego wiek nasz nieledwie tyle co do wolności tęskni. — Bo też prawdziwy porządek jest samorządności warunkiem i nawzajem odwrotnie. — Bez porządku nie może być prawdziwej wolności, jedno tylko anarchja, (bezrząd); — bez wolności nie może też być prawdziwego porządku, jedno tylko ciemięstwo, (niewola). — Słusznie więc dzisiaj dwa te sakramentalne wyrazy: Wolność i Porządek (Liberie— Ordre public) spotykamy zwykle w parze, jako objaw dwóch dopełniających się nawzajem dążeń społecznego ducha. — Jak środkiem i organem Wolności jest współuczestnictwo wszech obywateli da spraw publicznych, oraz samorządność gmin i wszelkich społeczeństw, — tak znowu środkiem i organem Porządku jest Rząd, — silna centralizacja administracyjna, nie wyłączająca wcale owej samorządności gmin w większych i mniejszych zakresach, co niewłaściwie decentralizacją zowią,— rozległa i dzielna wszelkich władz Hierarcha. — Rząd jest centralnym organem (ganglionem) Ludu, ogniskiem władającym, t. j. w ład wprowadzającym Naród. — Bez Rządu nie mógłby się Lud urządzić, bo Lud abstrakcyjnie bez Rządu uważany, jest tylko nieoznaczonym ogólnikiem, albo me-chanicznem zbiorowiskiem; dopiero przez rządową organizację, przez skupienie się i zjednoczenie się w Rządzie, staje się sam prawdziwym osobnikiem, Narodem, — dopiero przez Rząd organicznie żyje i działa. — Lud bez rządu jest w stanie chaosu. Hierarchję więc rządową z siebie samego rozwinąć, wykształcić, urządzić, jest właśnie zadaniem społecznego Ducha, bo onego ustalenie jest warunkiem jego własnego ustalenia, jest jego własnem urzeczywistnieniem. — Jakimże więc trybem w Królestwie Bożem, w tej Społeczności Ducha Świętego rodzić się lub odradzać ma Rząd i wszelki Urząd Ducha? VIII. Źródło władzy Bożo-ludowe. — Elekcja. I na to pytanie Kościół Chrystusowy, owa przybliżona figura Królestwa Bożego, podaje nam odpowiedź, przodkując właśnie przybliżonym przykładem. W Organizmie i Dziejach Kościoła mamy więc podobieństwo urządzeń Królestwa Bożego.— 99 Widzimy, jak wraz z samorządnością pierwotnych gmin chrześcijańskich rozwinęła się jednocześnie wielka dusza tego wielkiego ciała wiernych, — jedność w rozmaitości — rozmaitość w jedności, — urząd coraz bardziej centralizujący się, Rząd coraz powszechniejszy i silniejszy, Organizacja coraz doskonalsza, — słowem, podziwienia godna katolicka hie-rarchja. — Jeżeli gdzie, to zaiste tam przedmiotowa władza (aucto-ritas), jako od Boga nadana, uznaną została; — a przecież pomimo to, — czyli raczej właśnie dlatego, władzę tę oparto na podmiotowem wspódziałaniu członków, t. j. wyprowadzono ją z ich własnego wyboru, z wolnej Elekcji. — Skazówką właśnie Bożego wyboru, był sam wybór wiernych; — jakoż stosowniejszej skazówki, ściślejszego kryterjum dla Ducha nie-masz i być nie może. — Tym to bowiem sposobem vox po-puli legitymowała się jako istna vox Dei, jako środek objawu Bożego rozporządzenia. Jakkolwiek rozmaite w ciągu wieków były i być mogły formy tej Elekcji, — mniej lub więcej doskonałe, bo dopiero przybliżone, (albowiem właściwy wiek elekcyjny jeszcze nie był nadszedł, lecz dopiero się zapowiadał, dopiero podobnym się czynił...) — czy to na wyższych, czy na niższych szczeblach hierarchji, — czy to bezpośrednio i czynnie, czy też pośrednio i tylko biernie,1 — czy stanowczo, czy stopniowo, — czy zewnętrznie, czy wewnętrznie2 itd., zawsze i wszędzie widzimy, że substancjalna władza Kościoła na tej demokratycznej zasadzie ostatecznie spoczywała i dopiero w dalszych wewnętrznych przerodach, jakoby coraz wyższą sublimację pierwotnych żywiołów, żywioł arystokratyczny i monarchiczny, arystokrację kościelną z siebie samej wywiązywała. — Dziś jeszcze po tylu kolejach, — pozostał jako sterczący zabytek tej zasadniczej formy życia katolickiego Kościoła: wybór głowy 1        n. p. Assensus, — populi acclamatio, — dość częsta forma wyboru Biskupów. — 2        n. p. Cooptatio zasada tworzenia się wysokiego senatu Jerozolimskiego (patrz Vitringa: de Synagoga vetere), który to senat dobierał sobie członków z łona pomniejszych synedrów. — Podług wszelkiego prawdopodobieństwa, forma ta elekcyjna przeszła następnie do gmin chrześcijańskich i stanowiła zasadę wyboru Presbyterów, — gdy tymczasem Diaconi zwykłą elekcją wprost przez gminę wybierani byli. — 7* 100 jego, Papieża, przez kościelnych magnatów, przez kardynalskie conclave... Biedne caput mortuum żywotnego niegdyś organizmu! — Podobnie przeto jak w Chrystusowym Kościele, tak i w Królestwie Bożem, społeczna przedmiotowa władza urodzi się z wolnej Elekcji, — ale skoro tylko zrodzona, skoro tylko ustalona, już staje się z Bożej łaski, z Bożego postanowienia, — z Bożego natchnienia. — Ileż to w nowszych zwłaszcza czasach nie wymierzono pocisków przeciw tej tak prostej a prawdziwej formule: „z Bożej łaski." — „Wszelka władza od Boga pochodzi", a więc jest rzeczywiście z Bożej łaski. — A tak rozwiązuje nam się samo za skazówką Kościoła owo brzemienne pytanie: skąd ma pochodzić wszelki urząd w społeczności Ducha? azali od Boga, czyli też od Ludu? Odpowiadamy: od Boga przez Lud, — i od Ludu przez Boga. — Albowiem skoro jest Elekcja prawdziwie od ludu, tern samem jest przez Boga natchnioną, — a skoro jest istotnie przez Boga natchnioną, tern samem musi być przez Lud wyrzeczoną. — Pod jakim zaś warunkiem elekcja może być i jest prawdziwie ludową, oraz istotnie od Boga natchnioną, to niezwłocznie wyśledzimy. — Poprzednio tę jeszcze uczynimy uwagę, że wszelkie dotychczasowe nieporozumienia i zapamiętałe zatargi o źródle wszelkiej władzy, tak na politycznem jak na religijnem polu, z tego jedynie powstały, iż dwa wyłączne, sobie wręcz przeciwne stronnictwa, każde z osobna jednostronne tylko źródło wyłącznie uznawało, a przez to błądziło w tern, w czem odwrotne stronnictwo słuszność miało, — i nawzajem miało słuszność w tern, w czem odwrotne błądziło. — Bo z jednostronnego uznania niby-ludowej zasady, wyradzała się tylko podmiotowa anarchja, z jednostronnego zaś uznania niby-Bożej zasady, wyradzała się tylko przedmiotowa tyranja. — A jednostronnie wzięte źródła te nie były rzeczywiście ani ludowem, ani Bożem, — jedno raz swawolne, drugi raz dowolne, — ale nigdy wolne. — Wolna Elekcja przeto, jako jedyny a nie jednostronny, bo właśnie ze skupienia najróżnorodniejszych żywiołów w jedną Ekklezją, powstający środek objawu Bożo-ludowej woli, jest 101 stanowczą zasadą i ostatecznem źródłem Rządu i Urzędu Społeczności Ducha. — Lud z łona swego wywołuje Rząd, — lecz wywoławszy uznaje go i jest mu posłusznym, — dopóki znowu wedle zasadniczego prawa swego, wedle trybu życia swego nie odwoła go, nie odnowi go. — Jest to Autonomja wszechobywateli, która swoją Heteromonję z siebie samej wywiązuje, takową za swoją własną uznaje, w siebie ogarnia, a przez to właśnie staje się żywotną, przez to organiczną, przez to positive się utwierdza, — bez tego zaś pozostałaby tylko zaprzeczną, — niepłodną lub dezorganizującą. Różnorodność żywiołów hierarchicznych. Kiedy jednak mówimy, iż Elekcja jest stanowczą zasadą społecznej władzy, nie twierdzimy bynajmniej, aby ją miała jedynie i jednostajnie stanowić. — Albowiem sam ów Rząd, sama Hierarchja byłaby znowu nader jednostronną i abstrakcyjną, gdyby to, co jej właściwy zaród stanowi, miało też koniecznie w każdem jej rozkrzewieniu i rozgałęzieniu przewodzić, powtarzać się i zgoła innej formacji nie dopuścić. — Wszakże organizm przez to właśnie żyje, że wyradza tak w sobie jak z siebie różnorodne organa, które służą znowu do tem wyższego jego udoskonalenia. Im jednostajniejszy zaś jest organizm jaki, tem jest podrzędniejszy, tem bardziej zbliża się do martwej masy materji, tem bardziej do niższych szczebli stworzenia należy. Im niższa istota tem jednostaj-niejsza w sobie, — im wyższa tem rozmaitsza, tem misterniej umiarkowana. — Organizm roślinny n. p. nader niższy od zwierzęcego, dlatego właśnie jest daleko jednostajniejszy. — Każda gałąź drzewa jest w sobie samej uważana drzewem, w każdej gałęzi jest sam typ drzewa jednorodnie tylko powtórzony. — Gałąź tedy jest jakoby zdrobniałem drzewem, a drzewo jakoby zdrobniałym lasem. — Wcale już inaczej w organizmie zwierzęcym, a tem bardziej w ludzkim. — Im odmienniejsze kształty, im różnorodniejsze członki, tem wyższy organizm i tem duch potężniejszy, bo mu tem więcej różnych środków służy, i tem ściślejsze członków po 102 winowactwo. — Zwierzokrzewy, polipy, to są dopiero jednorodne, powtarzające się w członkach swoich organizmy, a przez to właśnie pozbawienie ich jakiego z owych jednostajnych członków, jest im mniej więcej obojętnem. Człowiek zaś w niczem się już sam nie powtarza, acz rytmiczność panuje we wszystkich jego członkach, organizm jego jest doskonale urządzoną składnią typów całego uniwersam, — on jest mikrokosmem ! Gdybyśmy przeto jednorodną tylko zasadę, jednostronnie w organizmie Ludzkości przeprowadzić chcieli, ubliżalibyśmy temuż organizmowi, popełnialibyśmy właśnie taki błąd, jak gdybyśmy w Embrjogenji tak wnioskowali: „ponieważ pierworodna komórka jest jajkiem i wszelkie życie organiczne „z takiego jajka pochodzi, przeto wszelkie ciała organiczne „są z samych jajek złożone." — Jak pierworodne komórki wyradzają z siebie dalsze i przeradzają się na insze wykształty, tak też organizm społecznego ciała podobnych przeradzań, podobnych metamorfoz wymaga. — I w samej rzeczy, — potrzeby Hierarchji są rozliczne, funkcje jej nader rozmaite, organa przeto odpowiadać mają funkcjom i stosować się do nich, jeżeli ciało chorować nie ma. — Nie tamujmy więc niczem samorodnego życia społeczeństw, — niech sobie rodzą same różne środki i kształcą różne członki swoje różnemi sposoby i właściwemi sobie drogami, i bądźmy przekonani, że właśnie z tej samorodności harmonja przeznaczeń wypłynie. — I w tym także przypadku świeci nam Kościół Chrystusowy przybliżonym przykładem. Upatrujemy w nim najróżnorodniejsze wykształty, najodrębniejsze napozór konstytucyjne pierwiastki i najbogatsze hierarchiczne środki, a jednak najściślej z sobą skojarzone organiczną życia siłą. — A kiedy mówimy o Kościelnej Hierarchji, nie rozumiemy przez to li samego Rzymsko-Katolickiego Kościoła, aczkolwiek w nim uznajemy istny zaród i najdoskonalszą dotąd modłę rządu konstytucyjno-reprezentacyjnego,1 — lecz rozumiemy 1 Na dowód dość przytoczyć zasadę Elekcji Biskupów i urzędników duchownych, — częstość Soborów, na których Biskupi nie w własnem tylko imieniu, ale jako reprezentanci całego duchowieństwa swojego występowali, — nareszcie owe postanowienia Biskupie cum assensu clericorum wydawane. — 103 owszem całą spełń owych hierarchicznych żywiołów, które w apostolskich czasach chaotycznie dopiero powstawały, i jak w nierozwiniętym jeszcze organizmie, obojętnie z sobą żyły, aż się następnie dialektycznie wyłączyły, i osobne centra stanowić, oraz odmienne funkcje odbywać poczęły. — Wiadomo bowiem, że wszystkie zasady znanych i istnie-jących dotąd Kościołów, pierwiastki swoje w apostolskiej epoce mają i do kolebki Chrześcijaństwa po uprawnienie swoje sięgają. — Tak Rzymskie Papiestwo, jak jemu wręcz przeciwne kongregacje Independentów, — tak presbyterjalne i synodalne, jak Episkopalne instytucje, — a nadto wszelkie owe kształty ze wszystkiemi ich podkształtami, począwszy od najdemokra-tyczniej republikańskich, aż do najabsolutniej monarchicznych, wywodzą słusznie swe istnienie od gmin apostolskich; — one wszystkie z jednego źródła pochodzą i do jednego ujścia zmierzają, — one wszystkie wytryskają z Piotrowej opoki, — a płyną wszystkie ku Kościołowi Ducha. — ■ Skupienie ich w trzech ogniskach życia Ludzkości, w powszechnym Sejmie, Rządzie i Sądzie. Ale w dotychczasowym Kościele, żywioły te dopiero przygotowywać się mogły, bo samo stanowisko było tylko przygotowawcze, przechodnie, a przez to, jako disiecta membra pozostać musiały, a stan spełna organiczny nie mógł być ich udziałem. — Każden z owych wyłącznych Kościołów jest już wprawdzie pewnym organizmem w sobie, ale przez to samo, że jest tylko w sobie, żaden z nich nie stanowi powszechnego Organizmu Kościoła, bo w prawdziwie powszechnym Organizmie, różnorodne systemata powinny się znajdować, jako pojedyncze spółkujące organa, nie zaś stanowić osobnych, z sobą wcale nie solidarnych i nic do siebie nie mających życia objawów. — Kościół katolicki przeto, który zaiste miał z pomiędzy wszystkich największe prawo do nazwiska katolickiego, sam się tego prawa pozbawił i dotąd pozbawia, wyrzucając z łona swego owe napozór niesforne z nim żywioły. — Gdyby był prawdziwie katolickim, byłby zdołał i umiał te odrębne żywioły sobie przysposobić, byłby je przyswoił; byłyby one zrosły 104 w nim, a on rozwinął się właśnie za ich pomocą. — Lecz to było dla niego niepodobieństwem, dla wyłuszczonych już powodów. — Pod pozorem nie osłabienia własnej Jedności, wyrzekał się Kościół katolicki, wszelkiej żywotnej różnorodności, niepomny, że przez to wpadał w jednostronność i w jedne-stajność, — które zawsze są martwością, — a pozbawiał się „Zjednoczenia", które jest zawsze ożywieniem i upłodnieniem. Prawdziwie Katolicka Hierarchja Królestwa Bożego w takową słabość popaść już nie może. — Nie wykluczy ona żadnego kształtu Rządów, ani nie przytępi żadnego trybu społecznego działania, ani nie potępi żadnej gminowładnej zasady. — Ta polityczna tolerancja, religijnej odpowiednia i takową uzupełniająca, zamiast osłabić, ustali owszem hierarchję, ona właśnie siłę i zdrowie jej zapewni, albowiem organizm różnorodnych wymaga funkcyj do życia, a różnorodne funkcje wymagają właśnie rozmaitej budowy organów, — a organami temi są różnorodne społeczeństwa mające wspólnie wedle właściwych każdemu zdolności przyczyniać się do życia całości.1 W samem przeto wykształceniu pojedyńczych Rządów, w samem zasadniczem urządzeniu się, (nietylko w bieżącej administracji) panować ma zasada samorządności (selfgovern-ment) własnowolnego ukonstytuowania się, — a to znowu pod zasadniczym warunkiem Spółudziału (coparticipationis) do organizacji powszechnej; to jest: 1° do Rządu centralnego, jako do najwyższej władzy wykonawczej; — 2° do powszechnego Ludzkości Soboru (concilium oecu-menicum Ijumanitatis), jako najwyższej władzy prawodawczej, nareszcie 3° do Powszechnego Trybunału Narodów, jako do najwyższej władzy sądowniczej i kontrolującej. 1 Nasi dzisiejsi, tak polityczni jak religijni intoleranci, deklamują ciągle o jedności Państwa, albo o jedności Kościoła, a niebaczni na drugostronny warunek i potępiający jako coś potwornego to, co właśnie byłoby normalnem (Państwa w Państwie i Kościoły w Kościele), przypominają nam bardzo owego Moljerowskiego lekarza, radzącego choremu, aby dał sobie wyłupać jedno oko i uciąć jednę rękę z powodu, że przywłaszczają sobie soki innym członkom ciała należne, i twierdzącego, że po takiej operacji pozostałe oko i ręka tern silniejby żyły. — O biedne Doktory i Profesory! 105 Owe tedy niezbędne ogniska życia Ludzkości t. j. 1° powszechny Sejm, — 2° powszechny Rząd, i 3° powszechny Areopag narodów, — dopełniając jej organizmu przeprowadzą Ludzkość z dotychczasowego stanu pojęcia, do stanu czynu, ze stanu abstrakcji do stanu rzeczywistości. — Już wtedy nie będziem się pytali, co to jest Ludzkość? Gdzie ona jest? Kędyż się objawia? Nie jest-li ona próżnym tylko ogólnikiem, myśli naszej chimerą, która nigdzie ciała ani podstawy nie posiada? Bo ją wtedy już w czynie widzieć i uznawać będziemy, bo działać będzie jako istota żywotna, bo organa jej wyliczać i wskazywać będziemy, nie zaś mówić tylko o niej jak o żelaznym wilku, którego nikt nie widział ani doświadczył. — Dopóki Ludzkość, jako Ludzkość, własnych organów nie miała, dopóty była tylko duchem niecielesnym (Spiritus incorporalis); duch zaś niecielesny jest tylko widmem (fantasma daemonium incorporałe). — Była właśnie tern, czem był Lud, któryby żadnego Rządu, żadnej władzy, żadnej społecznej organizacji nie posiadał. — Taki lud nie byłby ludem, — on nie byłby wcale. — Dlatego też ludzkości dotąd nie było, — ale odtąd będzie. — Trzy te żywotne ogniska równie w społeczeństwie po-wszechnem jak w szczególnych społeczeństwach znajdować się muszą; — podobnie jak każdy zwierzęcy organizm trzy ogniska życia: mózg, serce i organ płodny posiada. — Ana-tomja i fizjologja trzech owych centralnych organów, mogą być najróżnorodniejsze, tak co do czasu jak i co do miejsca, w miarę mniejszej lub większej doskonałości samych organizmów, lecz istnieć i urząd swój pełnić muszą, — inaczej nie byłoby zwierzęcia. — XI. Warunek trzeci: podmiotowo-przedmiotowy. — Istotne panowanie Ducha w Społeczności. (Rozdz. XI. i XII). A tak ów spółudział (coparticipatio), tak członków pojedynczej społeczności do spraw publicznych własnego zakresu, jako też owych pojedyńczych społeczności do spraw publicznych Ludzkości, objawił się nam nietylko jako stanowiący istotę samorządności, czyli wolności politycznej każdego obywatela w swoim zakresie, ale nadto jako stanowiący istotę 106 samego Porządku społecznego, zasadę i cel Rządu i Urzędu Ducha. — Zasadą, źródłem Rządu i Urzędu uznaliśmy wolny wybór {Elekcje); celem zaś, ujściem takowych uznaliśmy organiczne spółkowanie, zjednoczenie się w coraz wyższe społeczności, w coraz doskonalsze kościoły (Ecclesiae). Uznaliśmy naprzód prawo pojedynczych obywateli do samorządności, do stanowienia w sprawach publicznych, do udziału w Rządzie. — Ów zaś Rząd, któryśmy zrazu za przeciwlegnią samorządności, za przedmiotowe ustalenie podmiotowych popędów poczytali, wyszedł sam na zbiorowego obywatela, obdarzonego znowu prawem spółudziału na coraz wyższych piętrach hierarchji tak, że sama hierarchja, niczem innem nie jest, jeno wielkim obrazem pierwotnej gminnej samorządności. Wyszliśmy więc z zasady spółudziału i wróciliśmy się do niej, — podmiotowy spółudział przedmiotowym się dopełnił. — Ów porządek, owa Hierarchia, którąśmy zrazu za wręcz przeciwny warunek Wolności i Samorządności poczytali, jako He-teronomja z Autonomji się wywiązująca, okazały się jako zupełnie do nich przypadające, — jako na to samo wychodzące, — Rząd jest wypływem obywatelstwa, a obywatelstwo jest wy-kształtem Rządu. — Lecz nie dość jeszcze na tern. — Jakiż jest organiczny środek, jakiż jest żywotny warunek samej owej przypadłości? — Bo nie dosyć jest wyrzec: Rząd i obywatele mają się zgadzać z sobą, albowiem Rząd jest środkiem obywatelskiego życia, wypływem obywatelstwa, a obywatelstwo jest znowu celem i ujściem Rządu; — nie dość jest taki czczy nakaz wystawić, trzeba jeszcze wskazać siłę spełnienia tego nakazu, trzeba go umożnić i urzeczywistnić. — Cóż tedy ma wolność pojedynczych obywateli z Porządkiem ogólnym skojarzyć, co zaręczy ich ścisłą tożsamość? — Co zdoła podmiotowe prawo przedmiotowo stosować i przedmiotowe instytucje podmiotowo uzasadnić? Nic innego, jeno to, co najwyższą świata kojarznię stanowi, — to co jest środkiem i celem razem, prawdziwa wszech-jednia: Duch, — objaw życia jego w świecie: Religja. — A w szczególności, ponieważ tu o sprawy społeczne i publiczne idzie, przeto kojarzącym warunkiem jest istnienie silnego Ducha społecznego, czyli tak zwany żywy Duch publiczny. 107 Bez niego wszystkie przedmiotowe instytucje są martwe, — bez niego wszystkie podmiotowe popędy, złowrogie. — Wymyślcie najpiękniejsze, najprawdziwsze, najdobroczyn-niejsze instytucje, jeśli niemasz ożywczego Ducha publicznego, owe doskonałe instytucje pozostaną doskonałemi, — tylko na papierze, — bo trzeba ludzi dobrego uczucia, dobrej myśli i dobrej woli, do wykonania najdoskonalszych urządzeń. Bez tego ducha wszystko spełza, — przy nim dopiero wszelka konstytucja prawdą i życiem się staje., — Oddawna już uznano, iż zasadą prawdziwej Demokracji, jest cnota obywatelska, iż warunkiem rządów elekcyjnych i instytucyj samorządnych republikańskich, jest silny i żywy Duch publiczny. — Uznanie to jest zaiste prawdziwem, lecz dotąd było ono raczej przeczuciem, niżeli świadomością. — Nie wiedziano bowiem, — co też wiadomem być nie mogło, iż Ducha publicznego dopóty spełna być nie mogło, dopóki się nie spełniło samo objawienie Ducha Świętego. I dlatego to prawdziwy duch publiczny, był dotąd raczej pium desideriuw, aniżeli rzeczywistością i tylko sporadycznie objawiał się w społeczeństwach, aby dowieść możności i dzielności swojej. I dlatego to wszelkie rządy Elekcyjne, wszystkie instytucje republikańskie, przed nastaniem Społeczności Ducha próbowane, mogły się tylko przybliżonym sposobem udawać, t. j. o tyle tylko, o ile pod pewną miarą panował w nich Duch publiczny, co dotąd przed spełnem objawieniem Ducha, także tylko przybliżonym i zadatkowym sposobem być mogło. — Wzory, skazówki, zapowiedzi takowych rządów lub instytucyj po różnych wiekach historji napotykamy, lecz zawsze wątłe i krótko-trwałe, bo jeszcze niewczesne, nie w swoją porę wyrosłe, a więc wyrodne, jak płód niedonoszony, bo nie w porę zrodzone, a przeto nieprzynoszące z sobą dostatecznej siły żywota do oparcia się nacierającym na nie wpływom. — Że system Elekcyjny n. p., czy to w Grecji, czy w Rzymie, czy w Polsce, mógł się wyrodzić w złowrogie następstwa, to wcale nic innego nie dowodzi nad to, że Elekcja nie była właściwym żywiołem ówczesnych wieków. — I w samej rzeczy ona dopiero Epoki Trzeciej, Epoki Ducha Ś-go, Epoki Woli i Wolności stać się mogła właściwym udziałem; w przeszłych zaś epokach, jako nie na swojem polu wyrosła, łatwo mogła 108 wybujać lub zmarnieć. — Tam była tylko w stanie zadatku, zapowiedzi, jutrzenki, — tu dopiero w własnem świetle swo-jem, w odpowiedniej spełni i w zdrowej płodności się objawi. Trafnie też i głęboko przeczuł Kościół Chrześcijański, iż każda Elekcja jest aktem religijnym, a mianowicie jest właściwym ^specyficznym) aktem Ducha Ś-go, i dlatego przed przystąpieniem do podobnego aktu, osobnem nabożeństwem do Ducha Świętego, oraz pysznym hymnem „Veni creator Spiritus", starał się utajone dotąd siły Ducha Ś-go dla sprawy onej wymodlić. Ale gdy Ducha, wedle Chrystusowego założenia, przynajmniej we wnętrzu serc nie było, wezwanie ustne pomagać nie mogło, — i wołający nie mogli wolnym czynem woli Bożej dopełnić.1 — Gdziekolwiek jednak istniał Duch publiczny, acz pod drobną miarą, tamże też elekcje istotnie pod wpływem Ducha Świętego odbywały się. — Z tego wypada, że dotąd nieomal tylko w Kościele Chrystusowym, jako posiadającym zadatki i pierwiastki Ducha, elekcje mogły być zdrowe i błogo-skuteczne. — Na politycznem zaś polu wyjątkowo się tylko objawiały, o tyle tylko, o ile duch publiczny pod pewną miarą był obecny, — i niepoczesne też zwykle wydawały owoce. — Jak zaś świat starożytny dalekim jeszcze był od domysłu świadomego i wolnego panowania Ducha Ś-go w Społecznościach, dowodzi n. p. powszechne niemal w Grecji zastąpienie wolnej Elekcji ślepym Losem. — I nie dziw, że w Społeczeństwie, w którem ślepe Fatum było zasadniczem bóstwem, poczytano Los za stanowczą rękojmię dobrego wyboru urzędników. — Los tam był prawidłem, a wolna Elekcja drobnym zaledwie wyjątkiem. — Mylą się przeto ci, którzy poczytują Los za żywioł arcy-demokratyczny i republikański. — Jest on wprawdzie takowym, ale tylko w dzieciństwie społeczeństw, w braku dojrzałości Ducha. — W doszłej zaś Społeczności Ducha, wolna Elekcja będzie właśnie prawidłem, — przeciwnie zaś Los tylko wyjątkiem. XII. A przecież, acz wyjątkowo, acz na owych niewłaściwych i nieprzysposobionych niwach, zdrowo się objawiała Elekcja, 1 Porównaj Mat. VII, 21. — 109 póki gdziekolwiek Duch publiczny w jakimkolwiek stopniu ożywiał jeszcze społeczeńskie ciało. — I wszelki udział Ludu do Rządu, acz dotąd niestosowny, nieodpowiedni, bo nie wszechstronny, bo nie spełny, bo nie Duchem Świętym uprawniony, dopóty jednak w ubiegłych wiekach zdrowe wydawał owoce, dopóki ów Duch publiczny pod pewną miarą wedle czasu i miejsca, pojedyncze członki tegoż ciała przejmował. — Cóż zdołało przez kilka wieków utrzymać rzymską po-tęgę? Co zdołały grożący nieraz upadek oddalić, — natężone rozerwanie trafnemi transakcjami rozwiązać i ową starą Rzymu konstytucję, jakoby do wiecznego tarcia i oporu stworzoną, w tryb życia wprowadzać? Oto ów Duch publiczny, ów wszechstronny patrjotyzm, na głos którego cichły pojedyncze głosy: owa virtus Rzymska, żywa i dzielna, dopóki prywatnemi zabiegi, zbytkiem i lichwą nie dała się podkopać. — Coś podobnego dziś jeszcze w Anglji spostrzegamy. Ostatki ducha publicznego nie dotknięte dotąd szerzącą się zarazą, dozwalają jeszcze ludowi brać pod pewną miarą pewien udział do spraw publicznych. — O stanach Ameryki tu nie wspominamy, bo tam duch publiczny dopiero się rodzi. — Szczęsny, że trafia z narodzeniem swojem na samo Ducha Ś-go wstąpienie. — Nareszcie kiedy Polska upadła pod brzemieniem wolnej Elekcji i rządu republikańskiego, czyliż rozumiecie, że to z ich winy upadła? — Jako żywo! — długo ona przy nich i dzięki im żyła. — Kiedy zaś upadła, to właśnie upadła dla braku ich warunku, dla braku ich żywotnej spójni, — a wtedy to z brakiem zdrowego i przez wieki utwierdzającego liberum concedo, wylęgło się potworne i za-przeczne liberum veto. — Nie było już wtedy w Polsce ducha publicznego, — prywata ogarnęła tak serca jak umysły, — i dlatego samorządność Polski wybujała i zmarniała. — Obumarł jej duch, więc ciało trupem się stało i rozpadło. — Aliści wiemy, że Duch nie umiera, jeno się przeradza. — Szczęsny znowu, że się przeradza właśnie w tej chwili, gdy następuje objaw Ducha Świętego! — 110 XIII. Znamiona Ducha publicznego. — Ustawa czyli Prawo pisane. — Jakież tedy są znamiona istnienia tego Ducha publicznego? — Gdybyśmy tylko powiedzieli: „poznacie go po „owocach", — powiedzielibyśmy zaiste prawdę, lecz niedostateczną; narażalibyśmy bowiem przez to Rzeczypospolite na złowieszcze nieraz próby i ciężkie doświadczenia i dążylibyśmy tylko omackiem, dokąd świadomie postępować trzeba. — Tak jest, — poznacie go po owocach, — ale właśnie owoce te wywołać, uszlachetniać i pomnożyć można. — W sadzie zdrowo już plonującym obejdzie się zaiste bez ogrodniczej sztuki; aby drzewo poznać po owocach, to każdy potrafi, skoro owocu dojrzy lub skosztuje; — ale nie obejdzie się bez niej, aby owoców tych przysposobić, zaszczepić, aby szlachetne zarody w dziczki zaoczkować, aby je okrzesać i ich płodność zapewnić. — Po czem więc, oprócz owoców, poznać płodność i szlachetność Ducha publicznego i jakim sposobem w społeczeństwa zaszczepić go można? Poznać go można po różnych znamionach, albowiem różneć są dary i działania Ducha. — Atoli jak ogrodnikowi wystarcza jedna główna oznaka, tak i my przestaniemy na jednem z tych znamion. — Oznaką istnienia Ducha publicznego jest działanie prawe i społeczne we wszystkich stosunkach życia z zaniechaniem pisanego prawa (ustawy), czyli przejęcie się mysią i celem prawa, uznanie go za zbawienne, i dopełnienie przepisu jego przez własny popęd, nie zaś przez zewnętrzny przymus, czy to fizyczny, czyli też moralny. — Jest to zastąpienie martwego prawa (ustawy) przez żywy społeczny obyczaj, — jest to zapisanie prawa na sercach współobywateli tak, aby ono było w nich, a oni w niem chodzili, nie zaś mieli je przed sobą, jakoby cudze a niedogodne prawidło, — jednem słowem, jest to ów stan, który dotąd wyjątkowo tylko w chwilach najdzielniejszego życia dotych- czasowych społeczeństw objawił się, w którym każdy: Sponte sua, sine lege fidem rectumąue colebat.1 Ovid. Mefamorphos. 111 Weźmy przykład z dobrej rodziny. — Wszelkie stosunki, wszelkie wzajemne prawa układają, stanowią i dopełniają się w niej wedle istniejącego prawa, a przecież mimo prawa i bez prawa, t. j. z zaniechaniem wszelkiej drogi prawnej. — Tam miłość i obyczaj, nie zaś kodeks stanowi, a przecież wedle przepisu kodeksu wszystko się dzieje. Istniejące ustawy mcgą nawet być ułomne, skoro tylko duch rodzinny, ów pierwszy szczebel ducha publicznego, jest żywotny, wykonanie ułomnego nawet prawa staje się dzielnem i dobrem. — Pierworodność n. p. w prawie spadkowem, prawo majoratów i substytucyj nie jest zaiste „lex in perpetuum valitura", — a przecież ileż mu Anglja dobra i potęgi winna? — Bo duch rodowy i narodowy był myślą tego prawa przejęty i dobrowolnie (sua sponte) celu onegoż dopinał, i dlatego też sprawiedliwość jego była obfitą. — Przeciwnie, inne narody winne wiele wdzięczności wręcz przeciwnemu prawu równości spadków, a sprawiedliwość tego prawa w życie wprowadzonego i duchem publicznym ożywiona, jeszcze obfitszą się okazała. — Na tym przykładzie widzimy, że najróżnorodniejsze prawa stosunki mogą być w błogie skutki obfite, skoro tylko je duch publiczny uświęci. — W dobrej przeto rodzinie układa się wszystko wedle woli i obyczaju jej członków, zgodnej zawsze z wolą i przepisem prawa. — Skoro zaś w jej łonie wzniosą się zatargi i dojdą do stopnia, iż tylko prawna droga ujście im dać może, — skoro członki rodzeństwa, zamiast na wewnętrzne pobudki, na artykuły kodeksu odwoływać się poczną, — o wtedy bądźcie pewni, rodziny tam już niemasz, — ledwo jej imię jeszcze pozostało, żywotny zaś duch rodzinny już wygasł. — Brat pozywający brata, już nie jest jego bratem, jest on więcej niż obojętnym, jest już jego wrogiem. Podobnież co do publicznych stosunków w narodzie, który jest rodzin rodziną, podobnież w ludzkości, która jest wszech Narodów Narodem. — Prawo publiczne, społeczne, wtenczas dopiero jest żywotne, skoro z ducha i w duchu narodowym wyrosłe. — Kiedy zaś miasto w duchu, jest tylko na papierze lub pergaminie zapisane, — kiedy konstytucja Państwa nie stanowi jego życia, ale jest tylko „kartą", ustawą, — wtenczas jest tak wiotką, jak ów świstek, na którym spisana. — 112 Prawo pisane jest tern doskonalsze, im się go mniej czytać potrzebuje.1 — Powstanie prawa pisanego było jednym z pierwszych postępów towarzystw, jego zaniechanie, obejście się bez niego, będzie jednym z ostatecznych. Prawo pisane (ustawa, lex) jest zawsze martwe i skrzepłe, jego sprawiedliwość jest tylko płonną i jałową. — Duch zaś żywego prawa wymaga. — Duch żywy jest panem martwego prawa. — Kiedy Trybun Rzymski w chwili użycia swojego veto, do którego zaiste stanowcze miał prawo, cofał się przed uroczystem błaganiem Senatu i na święte zaklęcie, aby uszczerbku Rzeczypospolitej nie czynił, zaniechał tego prawa, dawał istny dowód, jak dalece godzien był toż prawo piastować. Żył wtedy Duch publiczny, który Trybunowi pozwolił i nakazał zaniechać swego prawa. — Póki też w Polsce liberum veto jako prawo istniało, ale póki nikt go nie używał, a cóż dopiero nadużywał, póty można go było policzyć do „złotych klejnotów wolności." Czem się zaś stało skoro Duch publiczny obumarł, — to niestety wiadomo! — „Jeśli tedy duchem bywacie prowadzeni, nie jesteście pod „prawem", powiedział Apostoł Narodów."2 — A rozumie się to nie tak, aby wolno było nie wypełniać prawa, ale owszem, aby go ponad martwy przepis żywo dopełniać. — Bo pomnijmy zawsze na to, że nie przychodzimy rozwiązywać zakonu, ale go uzupełniać.3 Duch przeto nie dozwala zostawać wstecz prawa, ale owszem zapędza wyżej i dalej niż prawo; — bo Duch brzydzi się wszelkiem przeczeniem, ale kocha twierdzenie; bo pragnie sprawiedliwości obfitej. — Duch tedy nie znosi ustawy, ale wznosi się nad nią, aby tern spełniej dopełnić prawa. — Czciciele żywego Ducha dopełniają prawa, obfitując ponad ustawę, czciciele zaś martwej litery przestrzegają ściśle ustawy, a nie postrzegają, iż martwią żywe prawo. A wiadomo Wam,że „litera zabija, ale Duch ożywia".4 I wiadomo Wam takoż, że: gdzie jest Duch Pański, tam jest wolność? 1 Pierwotny tekst brzmiał: „jest więc na to tylko, aby go nie było".— Autor skreślił te słowa, zastępując je temi·, które podaliśmy w tekście. (Przyp. wyd.) 2 Galat V. 18. 3 Mat. V. 17. 4 II. Cor. III. 6. 5 II. Cor. III. 17. 113 XIV. Uświęcenie życia publicznego. — Machjawel a Machjawelizm. Cóż tedy uczyni nas pochopnymi do sprawowania urzędów Ducha, — urzędów Wolności? Co nas do nich uzdolni? — Sam Duch, — istna działalność jego w nas, cześć nasza ku niemu i święcenie imienia jego w obyczaj zamienione, bo od kolebki nawykłe, a więc w drugą naturę naszą obrócone poświęcanie się dla Rodu i Narodu, dla ludzi i Ludzkości, aby się Imię Boże coraz pełniej święciło, — słowem Religja Ducha Świętego, która jest zarazem Polityką Królestwa Bożego. Skoro się życie publiczne uświęci, — skoro się czynności społeczne za istną cnotę, a służbę publiczną za jedyną zasługę uzna, — skoro się prawo do niej za religijny obowiązek. — a polityczny obowiązek za religijne prawo poczyta, — wtedy się rozpostrze panowanie Ducha Świętego w Jego Społeczności, — wtedy wolność wraz z porządkiem zakwitną na świecie. — Lecz póki urząd świecki, urzędem świętym nie będzie, póty frymarka i prywata kazić będą publiczne sprawy i zarażać społeczną władzę; — póty martwe tylko stosunki przemocy i przymusu istnieć mogą w politycznem ciele, do organicznego przeznaczonem współżycia; —póty skazitelność będzie biegłością, a przebiegłość potrzebą, — póty prawo karne będzie jedyną tarczą towarzyskiego porządku, — póty kat będzie się szczycił tytułem mistrza sprawiedliwości I — Co powie potomność na taką sprawiedliwość, której kata mianowano mistrzem? Nieskończona litość, albo zgroza przejmie ją na tak ironiczne a dobitne nazwanie! — A póki zasię urząd duchowny, urzędem duchowym się nie stanie, t. j. wszelką potrzebę i wszelki żywot Ducha w sobie obejmującym, piastującym i pielęgnującym, nie zaś pewne żywioły Ducha, jako potępione, od siebie odpychającym, — póty też obłuda kazić będzie religijną zwierzchność, a niewiara lub obojętność oziębiać będzie stworzone do miłości serca, — póty wyznanie z przekonaniem krzyżować się nie przestaną, — póty też martwe albo oderwane stosunki trwać będą w społeczności bliźnich, owych bliźnich bracią stać się mających, — a niezdołających. — 114 A tak kojarzącym węzłem między tym Ogółem a Szczegółem, — między Ludem a Rządem, między przedmiotową substancjalną władzą, a osobistemi samolubnemi popędami, nie może być inny, jedno węzeł absolutny: — Religja, — bo Religja jest właśnie duszą społeczeństwa, absolutnym procesem ducha publicznego, — istnym darem i działaniem Ducha Świętego. — Ona to nas dopiero zawiedzie w ową obfitą sprawiedliwość, która wieczną będzie,1 nie zaś przechodnią, jak sprawiedliwość przemijających ustaw, — w ową sprawiedliwość, którą Plato i Arystoteles za podstawę wszelkich społeczeństw uznali,2 — a której Chrystus szukać nam kazał, jako stanowcze znamię Królestwa Bożego. — Nie sama tedy zewnętrzna uczciwość, nie goła tylko sprawiedliwość, czyli legalność, dostateczną jest dzisiaj do dzierżenia spraw publicznych, — wszakże taką mieli już poganie, — (a nawet i więcej mieli, czego nam nie dostaje t. j. naiwną, przyrodzoną towarzyskość), — ale też wewnętrznej, moralnej pobudki potrzeba, — chrześcijańskiego uświęcenia do spraw publicznych rozciągnionego. — Bo chrześcijańskie uświęcenie zaledwie dotąd w prywatnych między bliźniemi stosunkach zakwitło, — i to jedynie zakwitło, lecz do owoców rzeczywiście nie dojrzało, ponieważ owoce z tego kwiecia dopiero na pu-blicznem polu dojrzeć mają, na prywatnem zaś kwiecie to, acz piękne i szlachetne, jest mniej więcej z natury swojej płonne. — Otóż publiczne to pole epoka chrześcijańska zostawiła odłogiem. — Narodowe sprawy, ludowe spólne stosunki pogardzone i opuszczone, musiały się samym chwastem rozoranego pogaństwa zaperzyć. — A tylko samym chwastem,— bo chrześcijańskie przewrócenie starożytnej niwy, resztę jej zdrowych plonów wytępiło, — poczem na odłożonej świeckiej roli same chwasty zapuścić się mogły. — Ale właściwa chrześcijańska sfera, sfera czysto duchowna, nie słuchała dotąd tego głosu, bo czas jej nie był przyszedł, czyli raczej słuchała go o tyle, o ile dla wyłącznych celów swoich było niezbędnem. — Sekularyzował się wprawdzie coraz bardziej Kościół, ale cóż z tego? nie spirytualizował się 1        Psal. CXIX. 142. 2        Pol. I, 2. 115 bynajmniej świat, — czyli on wprawdzie przychodził w świat, ale nie świat w niego. — A tak Kościół zamiast ogarnąć w siebie wszelkie narody i państwa, stał się sam jednym z licznych i drobnych państw na ziemi, — ale też nie Królestwem Bożem! — Owóż tedy wylęgłe na świeckiej, odłogiem zostawionej niwie, ku schyłkowi średnich wieków pogańskie chwasty, coraz mocniej bujały i przyszedł czas, że je spostrzeżono i nazwano je jednym wyrazem: Machjawelizmem. — Wcale niesłusznie od imienia Machjawela, który był dzielnym duchem, na starożytnych, zdrowych plonach wykarmionym, i który, uderzony smutnym widokiem zachwaszczonego odłogu, podał właśnie potężne środki do jego uprawy, zaiste nie w zamiarze przysporzenia chwastów. — Otóż skorzystano z machjawe-licznych środków, — za ich pomocą rola świecka na pulchności zyskała i zbronowano jej sterczące kłęby. — Ale chwast chwastem pozostał, bo o celu doprawy zgoła przepomniano; — bo doprawiwszy ziemię, zasiać jej nie umiano ziarnem z chrześcijańskiego spichlerza, — a tegoż to ziarna potrzeba właśnie do przygotowanej przez Machjawela niwy. — Same starożytne zarody po części już się wyrodziły, po części zaś już ukazały się niezdatne i niedostateczne dla wyrosłego Ducha Ludzkości. — Czy to w wewnętrznej polityce krajów, czy też w ich wzajemnych między sobą stosunkach, same pogańskie żywioły zatruwają dziś ciągle żywot ludów i ludzkości. — W sprawach publicznych zda się jakoby Chrześcijaństwa nigdy nie było, — jakoby żadne odrodzenie nigdy nie nastąpiło. — Że polityka świata jest dotąd tylko pogańską, to już nieraz uznano. — Dziś wszystko na tern polu jest jeszcze kłamstwem, sztukmistrzostwem, fikcją, obłudą, leoniczną kolluzją. — A to zarówno czy w krajach najcywilizowańszych, czy też w mniej więcej barbarzyńskich, czy w owych rządach, tak zwanych parlamentarnych i konstytucyjnych, czy też w despotycznych, lub w owych, w których jeszcze naiwna, przyrodzona jakaś patrjarchalność panuje. — Aleć że tak nie potrwa, przyrzekł nam Pan przez usta Ezechjela:1 „Ponieważ mówicie marność, 1 XIII. 8. 8* 116 „a widzicie kłamstwo, przeto też jestem przeciwko Wam, „mówi Panujący Pan". Marności tej, — kłamstwa tego już też czas zaprzestać. Szczerości, — istnej prawdy, istoty, nie zaś blichtru wymaga czas nasz i ludzkość tak w religijnych, jak w politycznych stosunkach. — Dość długo dała się karmić fikcjami, bo fikcje były przybliżeniami do prawdy, prawdopodobieństwami. — W obliczu zaś samej prawdy wszelkie prawdopodobieństwo staje się właśnie niepodobieństwem, gdyż wtenczas dopiero daje się ocenić różnica jego i odstęp od prawdy, wtenczas im prawdo-podobniejsze kłamstwo, tem obrzydliwsze. — I wszelkie przybliżenia upadać też muszą, skoro się samego celu dosięga.— Były one dobre i przydatne, jako szczeble, jako wschody, — cześć i pokój więc ich twórcom, bo oni dobrze czynili i służyli sprawie postępu. — Aleć trzoda ich naśladowców, niech nam zasię daje pokój. — Bo czas ich już minął i ludzkość ich omija. — Przeciwko tym, którzy się nie dadzą pociągnąć je} zwycięskim rydwanem, oświadcza się Pan, Bóg prawdy i życia. xv. Legalność, legimistyczność etc. czem są w Królestwie Bożem. — Kościół jako wzór jego organizacji. Równie więc jakeśmy pod względem religijnym stanowczy wzięli rozbrat z wszystkiemi fikcjami i przypuszczeniami, — jakeśmy zawarte misterja rozwarli, i przybliżone symbola do samej Istoty doprowadzili, tak też i pod społecznym względem bierzemy rozbrat z wszelkiemi dotychczasowemi przybliżeniami, —z owemi formułkami, stosówkami i sposóbkami, jako z cackami dziecinnego ducha, niezdatnemi już dla dojrzałego wieku. — Martwa legalność, sztuczna legitymistyczność, słowem wszelkie fikcje polityczne uznajemy za niedołężne, za spróchniałe, za niezdolne już do zbawienia świata. — A jednak nie odrzucamy ich bynajmniej, — nie potępiamy ich wcale, równie jakeśmy żadnych religijnych przybliżeń nie odrzucili, ani potępili. — Owszem uznajemy, że miały w sobie cząstkę prawdy, a jako takie zapowiadały prawdę, wskazywały na nią, i rozwijały pokolei jej składowe pierwiastki. — Nie wytępiamy więc owych zarodów, jeno ze sta 117 nowczych zamieniamy je na służebne, z niesfornie panujących, zamieniamy je na organiczne, spółkujące środki. — One się zdadzą, skoro się tylko odrodzą, skoro się tylko uspołecznią. — One, pod pewnym względem i pod pewną miarą, odpowiedzą też pewnym potrzebom ducha, boć i dotąd odpowiadały w kolei czasów stopniowym jego rozwinięcia stanom. — Do nich to pokolei Duch ludzkości zdążał, do nich on dojrzewał, — one mu za cele starczyły i zadość czyniły; a dziś je ujrzy jako zdobyte skarby swoje. — Co więc dotąd osobno żyło i wyłącznie przemagało w kolei czasów, to odtąd razem żyć i wspólnie pomagać sobie będzie w organizmie społecznego stanu. Odtąd przeto już nie panować jako cele, ale służyć jako środki będą; samym zaś celem staje się istna Społeczność Ducha, — to jest: „Sprawiedliwość, — pokój i radość w Duchu „Świętym."1 Ze wszystkich zaś owych przybliżonych stanów Ducha najwielebniejszy, największy i najbogatszy w zasoby dla przyszłości jest zaiste Chrystusowy Kościół. — Bo też Kościół Chrystusów stanowi ową wielką, ogólną figurę owej świętej Rzeczypospolitej narodów, owej harmonijnej Społeczności Ducha, którą: „divina institutione moniti, „audemus Regnum Dei dicere." — Wszelkie zaś dotychczasowe Państwa, Rządy, instytucje itd. słowem wszelkie świeckie żywioły stanowią tylko pojedyncze momenta, (jakoby disiecta membra), które dopiero ogólny organizm do spółkowania doprowadzić zdoła. — Z tego wypada, że konstytucja, żywioły i dzieje dotychczasowego Kościoła podają nam skazowkę, (ale też tylko ska-zówkę, figurę, modłę) konstytucyj, żywiołów i dziejów Królestwa Bożego. — Wszelkie instytucje, prawa, pierwiastki, formy, obyczaje, słowem wszelkie życia objawy dawnego Kościoła, rozwinięte, wzniesione, spełnione i do życia Ludzkości zastosowane, staną się właśnie zasadami, znamionami i przypadłościami powszechnego Kościoła Ludzkości. Lecz zawsze o tyle tylko, o ile zasady, znamiona i przypadłości niższego lub jednostronnego stanowiska dadzą się stosować do stanowiska spełnego i wszechstronnego. — Są to więc dopiero przybliżone c 1 Rom. XIV, 17. 118 typy, ujrzane w perspektywie zbliżającego się Królestwa. — Samej zaś Ludzkości teraz jest rzeczą, z owych przybliżonych typów dojrzałe i odpowiednie wykształcić organa. Od Kościoła to przejęły Państwa świeckie wzór tej przedziwnej hierarchicznej Organizacji, która przewyższoną już być nie może, — która owszem im spełniej jeszcze na polu świeckiem się rozwinie, tem bardziej jeszcze mądrość swoją i wielkość objawi. — Bo nie sądźmy bynajmniej, aby Hierarchja Kościelna już w świeckiej wyczerpaną została, daleką jeszcze jest organizacja polityczna od całego bogactwa środków, har-monji zakresów i całej spełni żywiołów organizacji Kościelnej. — Dość na to zwrócić uwagę, pominąwszy wszelkie uboczne szczegóły, iż dopiero jedna połowa hierarchji duchownej znalazła w administracyjnej dziedzinie1 świeckie zastosowanie. Wiadomo bowiem, że hierarchja duchowieństwa dzieli się głównie sama w sobie na świecką i zakonną. Otóż więc dotąd tylko hierarchję duchowieństwa świeckiego przeniesiono na pole administracji świeckiej. O przeniesieniu idei duchowieństwa zakonnego w zakres rzeczy świeckich nie pomyślano bynajmniej; — nie domyślano się nawet, aby to było podobnem. A to przecież stanowi całą jedne połowicę życia kościelnego, zupełnie równie ważną i równie w skutki obfitą jak hierarchja duchowieństwa świeckiego. — Otóż jeżeli Hierarchja duchowieństwa świeckiego odpowiada administracji politycznej i w tejże znalazła światowe swoje zastosowanie, to znowu organizacja zakonna oczekuje jeszcze odpowiedniego rozwoju w organizacjach ekonomiczno-społecznych, Ligi, Stowarzyszenia, Bractwa, Trades Unions, Friendly societys etc. etc. Dziś Hierarchja już nie zadziwia nas wcale, nie przejmuje nas przynależnem uwielbieniem, bośmy do niej zanadto przywykli, skoro ona z kościelnych do świeckich spraw przeszła, — bośmy się codziennem obcowaniem z nią oswoili, bo jej koła, kółka i kółeczka widzimy obracające się bezustannie przy wszystkich czynnościach naszego życia. — Ależ zastanówmy się tylko, jakiejże to wielkości pojęcia i czynu potrzeba było do jej pierwotnego założenia i do jej przeprowadzenia 1 Słowa tego braknie w tekscie. (Przyp. wyd.) 119 przez wszystkie szczeble i zakresy społeczeństwa Ludzkości. Ktoby nie uznał, że to jest dzieło olbrzymie, — podziwienia godne, tenby chyba nie miał zmysłu ani do Wielkości, ani do Harmonji. — Jednym z głównych i nader słusznych tytułów chwały Napoleona jest genjalne jego rozwinięcie centralizacji administracyjnej swojego Państwa. A cóż to za drobne dzieło w porównaniu z hierarchiczną organizacją całej ludzkości, tego harmonijnego powiązania wszelkich narodowości, wszelkich strojnych i nie strojnych człowieczeństwa żywiołów w jedno wielkie ciało, — tego sensorium commune, wysyłającego nerwy swoje aż do kończyn świata i poruszającego ostatnie muszkuły tegoż ciała, siłą własnej woli i przewagą ducha.1 — XVI. Pierwiastek walki w Harmonji Królestwa Bożego. Jak Kościół Chrześcijański miał swoją historję i różnorodne przez szereg wieków przebywał koleje, tak też i tego wielkiego Kościoła organicznej Ludzkości nie trzeba sobie wystawiać w stanie wrytym, a przeto umarłym. — I on żyć będzie, i on rozwijać się będzie, i on walki nawet do przebycia mieć będzie, walki tak wewnątrz jak zewnątrz siebie. — Ta prawda może nie odrazu wydawać się będzie jawną. Harmonja bowiem będąc piętnem stanu przyszłości, jakżeż ma przypuszczać walki w łonie Królestwa Bożego, — a to nawet tak zewnętrzne jak wewnętrzne? — Gdzie walka się zdarza, tam harmonji, tam pokoju niema; to już nie będzie harmonja, to już nie będzie Pokojem! — Przeciwnie, — właśnie wyłączenie lub stłumienie walki przestałoby być harmonja, — bo sama walka wówczas walczyłaby przeciw owej jednostronnej, wrzekomej, — niepodobnej harmonji. — Harmonja bez walki, to abstrakcja, — mrzonka. W niem przeto walka służyć ma samej Harmonji do utrzymania i rozwinięcia jej życia. Cała różnica na tem zależy, że walka 1 Zapiski niewykończone, odnoszące się do kwesfyj tu poruszonych, umieściliśmy w Appendixie. (Przyp. wyd.) 120 jako żywioł negacyjno-postępowy już nie będzie istniała dla siebie i przez siebie, ale dla pokoju, t. j. walka przestanie być celem przez się, aby zostać środkiem z siebie. — Przez to samo charakter jej i objawienie się, zupełnie zmienione zostanie, — ona będzie pokonaną i udoskonaloną, a przez to samo właśnie harmonijną walką. — Aby faktycznie okazać, iż skupienie tych wyrazów nie jest sprzecznym w sobie postulatem (contradictio in adjecto), aby dać realnie wyobrażenie tego, cośmy dopiero spekulacyjnie wyrazili, — przytoczmy przykład z istniejących i już wspomnianych społeczeńskich stosunków, gdzie sama walka już po części uharmonizować się dała. — W średnich wiekach za panowania prawa mocniejszego, walka była celem przez się, gwałt bezwarunkowo przemagał, własna satysfakcja była ultima ratio. — Zgrozą przejęte umysły na widok zamętu i roztarga-nia sprawionego w świecie przez tę waśń średniowiecznych jednostek, już wówczas pomyślały o wprowadzeniu harmonji w miejsce tej indywidualnej walki, już wtenczas marzyły o pokoju, albo przynajmniej o rozejmie Bożym (Treuga Dei). — Cóż się okazało? — Oto taka marzona harmonja, taki pokój, a choćby tylko rozejm Boży, były istnem niepodobieństwem, bo prawdziwa harmonja nigdy bez walki obejść się nie może. — Chciano tylko znieść walkę bez obmyślenia środków jej zadośćuczynienia. — Znieść zaś walkę, bez wzniesienia jej, t. j. stłumić ją bez przeniesienia jej na normalniejsze pole, było i okazało się też niepodobieństwem. — Sama więc Treuga Dei, o którą się wtenczas kuszono, była w swoim rodzaju utopją, marzeniem, — była tylko daremnem domaganiem się. Sprawiła ona chwilowe ulżenie cierpieniom towarzyskiego ciała, ale tylko chwilowe i runęła, bo z natury swojej nigdy utrzymać się nadal nie mogła. — Sam ów rozejm co chwila się rozrywał i w dawną walkę nazad zapadał. — A teraz przeniosłszy się nagle myślą z owego czasu w dzisiejszy, spostrzegamy, że owa zacięta walka prywatnyc h gwałtów i prawa mocniejszego nareszcie zgoła ustała, i dziś nie znajdujemy jej w świecie. Jakimże to stało się sposobem, jakimże cudem? Oto wskutek wyższej organizacji Państwa, wskutek wzniesienia nie zaś zniesienia walki, wskutek zastąpienia jej inną, udoskonaloną, uharmonizowaną Walką, prostym cudem postępu 121 świata. — Przez dalszą bowiem organizację polityczną walka prywatnego gwałtu zamieniła się w proces cywilny. — I pro ces jest-ci walką bez wątpienia, ale już nie przez się i nie dla siebie, ale owszem dla zgody, dla prawa, — przez prawo. Jest to już poniekąd harmonijną walką, — walką pokoju. — To tylko drobna próbka, dziś dążymy do daleko wyższych, do żywotniejszych stosunków. — Dotychczasowe bowiem stosunki społeczeńskie, jako w epoce immanentnej walki, pomimo już wszczętej organizacji, okazują się nam jeszcze jakoby całkowicie walką przesiąkłe; żywioł zapamiętałego współubiegania się (konkurencji), niezgody, wyłącznego samo-lubstwa, powszechnego antagonizmu, przemaga jeszcze nad wszelkie socjalne dążenia, — i dlatego wewnętrzna walka samego społeczeństwa, jakkolwiek w porównaniu z epoką czystego gwałtu wydawać się już może harmonijną, jest rzeczywiście jeszcze nader bezharmonijną. Widzimy więc, iż niektóre już organiczne żywioły dzisiejszego stanu polityki, (jak n. p. organizacja sądownictwa, gwar-dji publicznej, itd.) wzniesione i udoskonalone, przeniesione zostaną do Królestwa Bożego, do stanu ogólnej Ludzkości. Nawzajem też żywioły temu stanowi właściwe i w nim dopiero objawić się mające, nie poprzestaną fylko na ogólnem w związku ludzkości ustanowieniu, lecz także pojedynczych narodów staną się wewnętrznym udziałem. — Panującem znamieniem dzisiejszego stanu społeczeństwa jest jeszcze walka, — ona nadewszystko przemaga, — we wszystkiem ona ton daje, — a raczej wszystko na swój ton, ton fałszu nastraja; i w samem społeczeństwie, które z natury swojej koniecznie spólnością, zjednoczeniem być musi, rozdwojenie przez rozstrój panujący, przez walkę wszystkich przeciwko wszystkim ma miejsce. — Stan socjalny dotychczasowy jest mrowiskiem wewnętrznych sporów, — sprzeczności interesów prywatnych między sobą z jednej strony, — dążeń i postulatów publicznych z drugiej strony, — nareszcie interesów i dążeń prywatnych ogólnie wziętych, przeciw interesowi i dążeniu publicznemu szczególnie wziętemu, rządzonych przeciwko rządom. — Rządzący między sobą, — rządzeni między sobą, nareszcie rządzący z rządzonemi w bezustannem są tarciu. — Jeżeli gdzie 122 jest skojarzenie, to tylko z wyczerpniącia walki (de guerre lasse), z omdlenia sił, — rozejm martwych. Albo jedna strona ustępuje drugiej, albo jedna przemaga nad drugą, — żywotny zaś konkurs, którego maximum jest następnej epoki zadaniem, w dzisiejszej jest ad minimum zredukowany. — Żywotne zaś współuczestnictwo, jeśli się gdziekolwiek objawia, to chyba na dowód swojej możności na świecie. Dziś właśnie jest wyjątkiem, jako nadchodzące prawo.1 Od organizacji więc stosunków socjalnych na wyższą skalę zależeć będzie tych walczących żywiołów uharmonizo-wanie, a to bez przytłumienia... Równie więc jak w ogólnej Ludzkości tak też i w szczególnych narodach Królestwo Boże będzie na mniejszą skalę organicznem spółkowaniem wszystkich żywiołów politycznych w harmonijnem socjalnem życiu. — Jak więc idea zjednoczenia Ludów spowoduje wieczny pokój między narodami, tak też idea zjednoczenia ludzi, idea asocjacji, sprowadzi harmonijne życie na łono samych narodów. — Bo aczkolwiek pojedyncze państwa posiadają już i posiadały zawsze pewną polityczną organizację, wznoszącą je nad stan natury, czyli stan luźnego rozpadnięcia, przecież organizacja ta nie jest dotychczas istotnie organiczną, samo-żywotną, ale mniej więcej mechaniczną, sztuczną i martwą. — A wewnętrzna ich ekonomja, spełnia Ludzi, wraz przez spełnię Ludów nastąpi.2 Solidarność ludzi jest solidarności Ludów warunkiem, jako nawzajem ta jest tamtej dopełnieniem. — Dzieje Kościoła Chrystusowego okazują nam szereg walk to ze światem, — to z herezjami i t. d. Wypadek tych walk był zawsze zaprzeczny, — potępienie herezyj i wytępienie innowierców, teraz będzie dodatnym, — wcielenie. — Jak to być może? A opozycja w dzisiejszych rządach, żywioł fermentacyjny i postępowy. 1        Na marginesie dopisano: (Ewangelja Egipcjan). (Przyp. wyd.) 2        O tem obszerniej przy IV-tej prośbie, gdzie o ekonomicznych sto sunkach ludu jest mowa. — 123 Prawdziwy pokój jest żywym spokojem nie martwym spoczynkiem. — Bóg żyje w wiecznym Spokoju, ale nie w spoczynku, — On nie spoczywa, On ciągle tworzy, bo jest Bogiem żywym.1 — Powyższe wskazówki wystarczą nam ku zrozumieniu, na czem zależy harmonijny pokój świata i jak w łonie jego odbywać się może i powinna harmonijna walka. — Za ich pomocą zdołamy już pojąć walkę organicznie i uznamy, iż znieść walkę bez jej wzniesienia, jest to samo życie zabić, bo życia bez walki być nie może; — lecz uorganizować, uspólnić walkę, jest to samo życie podnieść. — Wszak życie organiczne niczem innem nie jest jedno ciągłą ale uspólnioną walką; — wszak organa ciała wzajemnie działają i oddziaływają na siebie, wzajemnie się trawią lub odnawiają, wzajemnie się pobudzają, lub tłumią, — i tę ich ciągłą walkę bardzo trafnie procesem życia nazwano. Lecz miasto niweczenia samego życia tą walką, owszem je wzmagają i utwierdzają. — Tyle o wewnętrznych tak możnych jak potrzebnych walkach w łonie Królestwa Bożego. — Słówko jeszcze o zewnętrz- nych walkach niechybnych przy jego porodzie i początkowem rozwinięciu. — XVII. Królestwo Boże jako Społeczeństwo Społeczeństw. — Prozelityzm Chrześcijaństwa, —- a misjonarstwo Ducha. Dotychczasowa cywilizacja nasza, acz chroma i leniwa, potrafiła jednak w rozwinięciu społecznego życia prześcignąć o wiele barbarzyńskie ludy obydwóch hemisfer. Ta przybliżona cywilizacja, jako prawdziwej najbliższa, ma przeto prawo i możność stanowcze przejście uczynić, do niej więc początkowanie (inicjatywa) nowej Ery świata należy. — Przy chrześcijańskiej świata odnowie, początkowanie nowego rzeczy porządku mogło wprawdzie stać się udziałem opóźnionych 1 W numerowanej kopji Gaszyńskiego po stronie 31 następuje tu str. 36. Czy lapsus calami przy numeracji, czy istotnie taka tu luka zachodzie orzec trudno, bo oryginalnego manuskryptu Autora niema. — (Przyp. wyd.) 124 w cywilizacji ludów, ponieważ znamieniem tej odnowy było właśnie stanowcze od istniejących stosunków odstąpienie, — dotychczasowych społeczeństw zniesienie. — Przy niniejszem zaś świata odrodzeniu już nie o zniesienie, ale o wzniesienie idzie. — Społeczność chrześcijańska z natury swojej była wrogiem doczesnych Społeczeństw, — Społeczność zaś Ducha Ś-go jest właśnie ich wzajemną między sobą przyjaźnią, ich kojarznią, ich spełnią. — Tamta była Społeczeństwem bez-społecznem, ta zaś jest Społeczeństwem Społeczeństw. — Stąd wypada, że Zjednoczenie Narodów, stanowić mające Królestwo Boże, te najprzód ludy obejmie, które już społecznie epokę Chrześcijańską przebyły i naszej przybliżonej cywilizacji stały się uczestnikami, lub przynajmniej zakosztowały. — Że narody dotąd barbarzyńskie staną się następnie najdzielniejszemi członkami tegoż Królestwa, że one właśnie na Spełnię Ludów oczekują, aby się spełna społecznie rozwinąć, — to zaiste wątpliwości nie podpada. Lecz z drugiej strony równie pewna, że one potrzebują owego fermentu, który je ma do Społeczności powołać. — W jednej z przedziwnych paraboli swoich objawił nam Chrystus, że Królestwo Boże podobne jest kwasowi (fermentowi), który niewiasta dodaje do mąki, ażeby cała skwaśniała (wzniosła się).1 — Tą mąką, to świat cały, kwasem zaś początkowe Królestwo Boże, które siłą własnej propagandy przejmować i zajmować ma martwe dotąd obszary. — Do Królestwa Bożego wszyscy są powołani i wszyscy też, w czasie i miejscu swojem, w miarę zasług i czynów własnych wybrani, a raczej przybrani zostaną. — Wszystkie też ludy do niego powoli i dowoli wznieść się muszą. — A Duch ludzkości dopóty się nie ukoi, dopóty spełnego nie zakosztuje szczęścia, dopóki wszystkie nie będą zbawione. Nawracać przeto, a raczej powoływać ciurów Królestwa Bożego, będzie zaiste socjalnym przewodników Ducha obowiązkiem. — Przy takowem nawracaniu, bez wszelkiej walki zaiste nie obejdzie się, bo stan natury owych na wpół dzikich społeczeństw, naturalnemi też i dzikiemi środkami oddziaływać zechce przeciw wpływowi społecznego Ducha. Lecz walki takowe nie będą, ani tak wytępcze, ani tak zaciekłe, jakiemi 1 Mat XIII. 35. 125 były podczas wieków Rozstroju. — Albowiem postępowanie społecznego Ducha jest zgoła odmienne od postępowania jego przesłańców. — W samym trybie tego postępowania odbija się nam znowu stanowcze piętno trzech epok świata. — W starożytności, w epoce ścisłego a obojętnego prawa, prozelityzm był rzeczą zupełnie nie znaną, albo też li trafunkową. Izraelita tylko na to zważał, aby się nie kazić obcowaniem z innemi ludami; — Grek odpychał tylko barbarzyńcę; — Rzymianin narzucał mu wprawdzie jarzmo, ale nie dobrodziejstwa swoje, bo w prawniczej mądrości doszedł do pewnika: „Beneficia non obtru-„duntur". — Nastało Chrześcijaństwo, a z niem prawna obojętność i skrzepła formalność ustała. — Dobrodziejstwa zaczęły się owszem narzucać, prozelityzm powstał i świat ogarnąć zapragnął, bo zapewnienie wiecznego szczęścia innowiercom za moralny obowiązek uznano. Stąd misjonarstwo, stąd inkwizycja i gwałtowne nawracania, — stąd ostatecznie auto-da-fe w matce Ojczyźnie, a wytępianie au-tochtonów po kolonjach. — W socjalnej nareszcie epoce Ludzkości obowiązek ów z czysto-moralnego, stanie się sam socjalnym, czyli z abstrakcyjno-idealnego, stanie się etniczno-realnym. — Owa ślepa obojętność i martwa wyłączność świata starożytnego nie przypada już wcale do przeznaczeń społecznego Ducha, i nie może już mieć miejsca w nowej Rodzinie narodów, — ale też bezwzględny antagonizm Chrze-ścijański ustąpić musi organicznej propagandzie. — Obowiązek nawracania i powoływania zostaje jak w Chrześcijaństwie obowiązkiem, ale z koniecznego i bezwzględnego, staje się wolnym i względnym. Z dwóch tedy stosunków ubiegłych epok, z martwo obojętnego stosunku Starożytności i żywo bezwzględnego stosunku Chrześcijaństwa, powstaje stosunek trzech żywotnie-względny. — I tu więc znowu Mechanizm i Chemizm przebytych światów, w Organizm powstającego przeradzają się. Starożytność rzekła: Dobrodziejstwa nie narzucają się. — Chrześcijaństwo rzekło: Dobrodziejstwa narzucać się powinny. — Epoka zaś Ducha Świętego rzeknie: Dobrodziejstwa nieść trzeba, ale ich narzucać nie wolno. — Trzeba do nich powoływać i usposabiać; trzeba pomagać, a nie prze-magać. — 126 Nie pójdzie tedy Cywilizacja Królestwa Bożego ogniem i mieczem burzyć przyrodzonych narodowości i przymuszać je do przyjęcia znienawidzonych dobrodziejstw, i nie zapragnie tak heroicznym, a raczej barbarzyńskim sposobem narzucać dobrodziejstw barbarzyńskim ludom. — Owszem, w ich własnem, narodowem życiu znajdzie ona zdolność i pochopność do wzniesienia, do odrodzenia i przeobrażenia ich na członków Królestwa Bożego, — równie jak kwas znajduje w mące zdolny do fermentacji materjał. — Zgładzenie więc wszelkiej przeszłości, owa tabula rasa jak przy nastaniu Chrześcijaństwa, wcale jej potrzebną nie będzie do rozkrzewiania się. — Takowa była li tylko tam potrzebną, gdzie szło o wręcz przeciwne przewrócenie stanowiska, — nam zaś owszem o jego wszechstronne ustalenie idzie. — Bo powiedzieliśmy już, że Królestwo Boże będzie jednozgodne a różnostajne. — Cywilizacja prawdziwa wymaga szczepienia i okulizacji, lecz nie wycinania ani karczowania. — Wyciąć . dziczkę lada kto potrafi, szczepić ją zaś i uszlachetniać zda-tnego ogrodnika jest sprawą. — Rozwijanie więc zarodów cywilizacyjnych w łonie każdej narodowości, na własnym jej pniu i gałęziach odbywać się winno. — Uszanowanie dla każdej narodowości, dla niepodległości ludów, równie jak dla prawa każdego człowieka, równie jak dla wolności osobistej, jest warunkiem skojarzenia Ludzkości. — Lecz przy uszanowaniu dla tego, co jest istotnie świętem, drugostronnym warunkiem jest podniesienie przyrodzonego stanu narodów do Społeczności Ducha. — Równie jak wolność osobista bynajmniej na tem nie zależy, aby indywiduum sa-mopas sobie po świecie hasało, a spółbliźnich niepokoiło, lub takowych za środki do swawolnych celów swoich używało, lecz owszem na tem właśnie, aby w substancjalnej jedni z Duchem ogólnym znajdowało daleko wyższe i obfitsze życie, daleko doskonalsze przeznaczenie nad to, jakie w odosobnieniu udziałem jego być może, — tak też błędnieby rozumiano niepodległość ludów, gdyby ją zakładano na odgraniczeniu się murem chińskim od reszty społecznego świata, a co większa, gdyby z niej wyprowadzano wolność tatarskich napadów, albo korsarskich bezprawiów. — Tak pojęta niepodległość byłaby tylko swawolą ludów, nie zaś ich wolnością; — każda zaś swa 127 wola, jak to wnet przy następnej prośbie ujrzymy, gwałt i przymus za sobą pociąga, bo przymus jest koniecznym odpowiednikiem swawoli, — rozstrojnem jej dopełnieniem. — Jednostka żadna, czy to ludzka, czy też ludowa, nie może mieć prawa swawolnej gospodarki w świecie. Dopóki więc organizacja Ludzkości świata całego nie zagarnie, dopóki ferment Królestwa Bożego całej masy ludzkości nie przejmie, dopóty Rzeczpospolita skojarzonych narodów na cząstkowe cywilizacyjne, a mianowicie odporne walki przygotowaną być musi, — i dlatego dopóty pewne socjalne wojsko i wojenną marynarkę utrzymywać będzie. W łonie zaś własnem, do utrzymania społecznego prawa, dla służby Rządu i Porządku, — gwardja socjalna, — z narodowych i komunalnych złożona, wystarczy. — A jako przy przejściu z pierwszego wieku świata w drugi, zjawiły się ludy, żadnego dotąd w życiu cywilizowanych narodów nie mające udziału, a przeznaczone do odnowienia Ludzkości, — tak i w tej chwili wzruszają się, jakby na rozkaz Ducha ludy drzemiące dotąd na łonie przyrodzonego stanu, a teraz z nienacka zbudzone przez przodowników cywilizacji, — i do obcowania w Rzeczypospolitej Ludów powoływane. — XVIII. Collegium de propagando summo bono. Poznajemy z tego, że chrześcijańskie misjonarstwa były tylko figurą i zadatkiem wielkiego misjonarstwa Królestwa Bożego,— że ów żywioł chrześcijańskiej propagandy, wcieliwszy się dopiero w starożytny żywioł kolonizacji, — a Collegium de propaganda fide, przerodziwszy się na Collegium de propagando summo bono, dokona wreszcie wielkiego Chrześcijaństwa zadania i doprowadzi naszą ziemię do stanu jednej owczarni o jednym pasterzu. — Tu się dopiero objawia cała wewnętrzna prawda owego wsławionego i osławionego pewnika dawnego Kościoła: Extra ecclesiam nulla salus. — Zaiste, wielka to prawda, ale dotąd była tylko przybliżoną, — spełną zaś stanie się dopiero w przyszłości. Boć oczywista, że poza owym wielkim Kościołem 128 Ludzkości nie może być zbawienia, albowiem w nim dopiero urzeczywistnia się pojednanie, harmonja i szczęście Społeczeństwa. '-— Cóż bowiem będzie summum bonum dla społecznego Ducha, jeśli nie socjalne Życie w Bogu i skojarzonej Ludzkości? Kto-kolwiekby przeto, czyto człowiek, czy naród od tego Kościoła się oddzielał, tenby się dobrowolnie owego summum bonum, owego zbawienia pozbawiał, — tenby się dobrowolnie pogrążał w stan zamętu i anarchji. — Przecież już starożytni mędrcy, acz jeszcze ani znać, ani domyślać się nawet mogli dalszych wydoskonaleń społecznego stanu, jednak stan ten społeczny jako taki, za największe dobro dla ludzi poczytywali. — Wszakże już Cycero twierdził, że ani dobrze żyć bez dobrze urządzonej Rzeczypospolitej nie podobna, ani też nic bardziej błogiego nad takową nie-masz. Wolnoć zaiste każdemu z ludzi i ludów, pod warunkiem nie przeszkadzania społecznym bliźnim, uchylić się od Kościoła Ludzkości, od Społeczności Ducha Ś-go, wolnoć nie wstępować do Zjednoczenia ludów i ludzi, wolno to będzie zaprawdę. — Ale któż zechce się oddzielać, któż zechce się widocznie pozbawiać zbawienia? Dotąd zbawienie było tylko rzeczą wiary, — rzeczą idealnej przyszłości, — dziś staję się udziałem rzeczywistej teraźniejszości, — naocznego przekonania. — Skoro każdy z ludzi uzna w społeczeństwie, a każdy z ludów w Społeczeństwie społeczeństw, zadośćuczynienie prawdziwego przeznaczenia swego uzna, i oczywiste zbawienie swoje, czyli jak Apostoł rzekł: Sprawiedliwość, Pokój i Radość w Duchu Świętym spostrzeże, — pytamy się, któryż od wielkiego Kościoła Ludzkości odłączać się zechce? — Przecież i dzisiaj pod przybliżoną miarą, wolno jest każdemu człowiekowi zawrzeć się w samolubną skorupę i nie należeć do żadnej społeczności, do żadnego Kościoła. Wszakżeby i dziś wolno każdemu wyrzec się domu i ogniska, zaprzeć się rodu i narodu. — Nikt mu zaiste tego nie zabroni, nikt go do życia społecznego nie przymusi. — Ale gdzież jest człowiek, któryby zgoła extra illas ecclesias zostawał? — Wszak-żeby to było samobójstwem za życia? Wszakże Ci nieszczę 129 śliwi, którzy w takie usposobienie popadną, kończą też zwykle zbrodnią samobójstwa. — A gdybyć się znalazł taki samobójca przy życiu, taki odludek, któryby zniósł oderwane od społeczeństwa życie, bez odbierania go sobie, — mamyż go potępiać? — A to na co? — On się sam ipso facto potępia. — On się sam dobrowolnie skazuje na utratę szczęścia, na utratę wszelkich dóbr żywota, — owych dóbr, których nigdzie krom w społeczeństwie nie znajdzie, których niczem sobie nie zastąpi, — i bez których końcem końców nigdy się obejść nie zdoła, chyba że, jak powiada Stagiryjczyk, stanie się czemś więcej, lub czemś mniej niżeli człowiekiem! — Jeżeli więc stan społeczny, nawet na przybliżony cl) swoich szczeblach, — na owych wschodach do Przybytku Pańskiego, jest i był zawsze stosunkowo najwyższem dobrem dla człowieka, jeżeli już taką posiadał siłę atrakcji, — o ileż bardziej, o ileż spełniej i absolutniej na stanowisku dokona-nem, na stanowisku Społeczeństwa społecznego w stanie Królestwa Bożego. — Chociażby Apostoł nie był zapowiedział narodom, że w niem dopiero znajdą Sprawiedliwość, Pokój i Radość, to byłyby one się tego domyśliły, przystępując do niego. — Bo dziś same narody dochodzą do odkrycia istnych tajemnic Objawienia, bo dziś samo objawienie Objawienia staje się ich udziałem. — Bo dziś już pojmują tajemnicę Spełni ludów, bo dziś już nie w Przybliżenia cl) o Królestwie Bożem mówić będą, ale jasno i właściwie, — a w parabolicznych skazówkach jawne, choć dotąd zakryte, oznaczenia ujrzą. — Bo dziś uznają, iż kościół Chrystusów, jako prze-słaniec kościoła Ducha Świętego, zwiastował im wielką prawdę, wołając: Extra Ecclesiam nulla salus. — 1 same, ów okrzyczany pewnik dawnego Kościoła jeszcze bardziej rozgłoszą, — a odtąd nikt mu nie zaprzeczy, ponieważ dowód swój, (owoce swe) sam z sobą przynosi. — I przypomną sobie narody, że mędrcy ich po wszystkie wieki uczyły, że stan społeczny jest najwyższem dobrem, i że sprawiedliwość jest podstawą społeczeństw. — I pocieszą się wszelkie narody, bo spostrzegą, że znalazłszy Królestwo Niebieskie i Sprawiedliwość jego, resztę wszystko otrzymają w dodatku. — 9 130 XIX. Królestwo Boże jako Spełnia wszystkich politycznych stosunków do harmonijnej jedności doprowadzonych. Jego żywotność i rozwijalność. — Zakończenie. Stanowić tu zgóry, jak się ma ludzkość, jak się mają Ludy uorganizować, jak się Królestwo Boże w dalszym potoku historji rozwinie, jaki będzie jego wewnętrzny porządek, (dyscyplina), — ani możemy, ani chcemy, ani mamy do tego prawo. — Jest to rzecz przyszłej Tradycji, — przyszłego obyczaju przyszłego żywotnego postępu; — wyrzekać o tem zgóry byłoby przesądzać historję, byłoby to wolność Ducha nadwyrężać lub hamować. — Wszakże wolność na tem zależy, aby istotne, a przez to samo konieczne zasady w nieskończoną możność dowolnych objawów wcielać. Bez takiego pojednania istnej konieczności z dowolną możnością, niemasz rzeczywistej wolności. Rzeczywistą zaś wolnością sam Bóg tak Kościół jak Ludzkość obdarzył. — Co więc Tertuljan rzekł o organizacji samej dyscypliny Chrześcijańskiego Kościoła, to znowu do organizacji Kościoła Ludzkości, Społeczności Ducha Ś-go, Królestwa Bożego się odnosi: „Harum et aliarum hujusmodi disciplinarum „si legem expostules scripturam, nullam invenies. Traditio „tibi praetendetur auctrix, — consuetudo confirmatrix, fides „observatuix."1 Jakeśmy przy I-wszej Prośbie powiedzieli, iż Religja Ducha S-go nie jest żadną religją nową, ale Religją samą, istną, wieczną Religją, która się pojedyńczemi stronicami swemi objawiała, i pojedyńcze dotąd żywioły duchowe kolejno, acz jednostronnie wykształcała, — a dziś w pełni staje, — tak samo też* tu powiadamy, iż nie przynosimy żadnej nowej formy politycznej, żadnej świeżo ulanej konstytucji, którąby na papierze spisać, w pewną ilość artykułów zawrzeć i komuś, na rolę konstytucyjnego monarchy skazanemu, do zaprzysiężenia podać można, — ale owszem samą spełnię wszelkich politycznych stosunków do harmonijnej jedności podniesionych, której pojedyńcze żywioły także się w szeregu wieków pod okiem historycznej Opatrzności rozwijały, dopóki taż Opatrz 1 De Corona. C IV. 131 ność nie przeprowadziła tych wszystkich żywiołów do dojrzałości swojej, do Spełni Ludów, — do Społeczności Ducha Ś-go, do Królestwa Bożego. — Wykształcenie tej Społeczności, jej dalsze koleje jej dzieje i wszystko. Kiedy Zbawiciel świata wysyłał uczniów Swoich na opowiadanie dobrej nowiny o zbliżeniu się Królestwa Bożego i na założenie Swojego Kościoła, który miał być jego zadatkiem, nie przepisał im naprzód, jakiemi formami i z jakich mater-jałów mają gmach średniowieczny wystawić, — ani też nie przepowiedział im losów tegoż Kościoła w świecie, bo konstytucja tego Kościoła przez szereg wieków sama się wykształcić i rozwinąć miała. — Poprzestał na objawieniu im jego zasad, jego celu i jego siły żywotnej. — Wskazał im opokę, na której stanąć miał ten Kościół, — przyrzekł im, że czuwać nad nim będzie i że będzie z nim, i odprawił ich z poleceniem rozkrzewiania go po wszystkich ludach aż do kończyn ziemi. — Dziś zamiast pojedynczych ludzi rozesłanych po świecie, idee się w świat rozsyłają. — To są nowe apostoły ludzkości, apostoły Ducha Ś-go, — apostoły niewidome do założenia widomego Królestwa, jako za dni Chrystusowych byli widomi Rozesłańcy do założenia niewidomego Królestwa. — Idźcie idee, bierzmujcie Ludy Duchem Śtym, głoście im dobrą nowine o nadejściu Królestwa Bożego, — o Pocieszeniu! — Głoście im, iż On jest Bogiem i Panem i Królem wiekuistym, — że świat to Jego Królestwo, — że wola Jego to nasze prawo, — że dary Jego to nasze własności, — że służba Jego to darów tych uprawa, — że kapłaństwo Jego, to nasze urzędy, — że chwałą Jego nasze święte zjednoczenie. — A niebawem usłyszymy głos „jako ludu wielkiego i jako „głos wielu wód i jako głos mocnych gromów, mówiących: „Alleluja, iż ujął Królestwo Pan Bóg wszechmogący".1 1 Apocalyp. XIX. 6. — 9* 132 1        Ludzkość cała wraz z przełożonemi na stolicach Lu dów upadną na oblicze swe i pokłonią się Bogu, mówiąc; „Dziękujemy Tobie Panie Boże wszechmogący, — któryś jest, — „i któryś był, — i który masz przyjść, żeś wziął moc swoją „wielką i ująłeś Królestwo".2 — 2        Apocalyp. XI. 17. — APPENDIX. FRAGMENT ROZBIORU PROROKÓW STAREGO ZAKONU. (luźna karta) I. „Zrozumieliście to wszystko"? (spytał się Jezus uczniów), A oni odpowiedzieli: „Tak Panie". A on im rzekł: „Przeto też wszelki nauczyciel biegły w Piśmie i świadomy Królestwa Bożego, podobny jest gospodarzowi, który wyjmuje ze skarbca swego rzeczy nowe i stare." (Mat. XIII. 51, 52). Widzimy więc z tego, iż ażeby ze skarbca Pisma Świętego wydobyć wszystko, co się w nim znajduje, i to co stare, i to co już użyte zostało, a co jeszcze użytem być może, i to co jeszcze nigdy nie służyło, trzeba nietylko być biegłym w Piśmie, ale głównie i koniecznie być świadomym Królestwa Bożego. Świadomość ta jest to otworzenie oczu ku spełnemu zrozumieniu Pisma. Dlatego też jedną z najpierwszych i najgwałtowniejszych potrzeb dzisiejszego stanu świata, jest zupełnie nowe przetłumaczenie Pisma świętego ze stanowiska nowego objawionego, t. j. ze świadomością Królestwa Bożego i Panowania Ducha Ś-go. Bo jak niewątpliwą jest rzeczą, iż Duch Śty mówił przez Proroków i natchnął Autorów Pisma, tak również niewątpliwą jest rzeczą, iż dotychczasowi jego tłumacze, a mianowicie jego egzegeci i krytycy byli tego szczegółu pozbawieni.1 Wtenczas to znajdziemy w Piśmie nieprzebraną pełność skarbów, których dotychczasowe tłumaczenia domyślać się nam tylko dozwalają. 1 Niech posłuży za bezpośredni przykład egzegeza tekstu dopiero co przytoczonego Mat. XIII. 51, 52 przez Baura (Kritik der Synopt. II Bd.), gdzie te głębokie a biedne słowa przez ciąg kilku stronic biedną także, ale zaiste nie tak głęboką krytyką są męczone. Przytaczamy tylko ten przykład, bo właśnie dopiero co tekst ten pod naszym piórem się znalazł. Jakąkolwiek stronicę Pisma byśmy otworzyli, podobne przykłady znaleźćby się dały 134 Śty Augustyn mówi, że Pismo jest źródłem nie dającem się wyczerpać od jednego razu, do którego i drugi i trzeci raz wracać się można, a Śty Ireneusz przytoczywszy proroctwa Izajaszowe, mówi (Adv. Haeres V. 33): Wiem, że zarzucą mi, że proroctwa te tyczą się nawrócenia pogan... etc. — i ja jestem tego zdania, ale to bynajmniej nie przeszkadza, aby to proroctwo nie ściągało się także do panowania sprawiedliwych na ziemi, — albowiem Pan szczodry (bogaty) jest w dziełach swoich. Proroctwa, jako wypływy Ducha Bożego, są wieczną prawdą, nieograniczoną pewnemi okolicznościami lub czasem lecz owszem wyrażeniem wiecznej woli Bożej, głównych postanowień Jego i praw przedwiecznych, któremi historja do końca wieków kierowaną być musi. Dlatego to przepowie-dzenia Starego zakonu, te nawet, które przy rodzącym się Chrystjaniźmie realizacji swojej już dostąpiły, nie przestają być jeszcze ważnemi dla przyszłości naszej, a to z powodu owego niezachwianego prawa analogji, któremu dialektyka historji wiecznie podlega. Ze zaś forma ich jest charakterem indywidualności, partykularności, a nawet przypadkowości nacechowana, a pomimo tego treść tychże ogólne i konieczne ma znaczenie, to nas dziwić nie powinno, gdyż nawet inaczej być nie może. Stopień bowiem świadomości, z którego wypłynęły, nietylko, iż nie jest stopniem refleksji, a tem mniej spekulacyjnej wiedzy, lecz nawet i bezpośredniego stopnia jest to najbezpośredniejszy szczebel. Są one wypływem najbier-niejszej intuicji, a jako takie właśnie partykularnością, a przy-tem poetyczną plastycznością napiętnowane być muszą. Że jednak treść ich jest boska, przeto przypadkowość ich, sama się negując, zostawia rezultata swoje dla korzyści wszystkich wieków, w których to ciągu rezultata te, przebiegając coraz wyższe rozwinięcia szczeble, z dziedziny pierwotnej intuicji przechodzą w sferę wiedzy, a z tejże nakoniec do sfery praktycznego czynu się wznoszą. Zaród ich przeto przez cały bieg historji jest wieczno-trwały, wiecznie on żyje i rozwija się. Że zaś w Starożytności całej aż do narodzenia Chrystusa, ludzkość stała na stanowisku bezpośredniej intuicji i czucia, przeto proroctwa te były tylko tym dostępne, którzy odpowiedniem czuciem obdarzeni byli i dlatego dla ogółu 135 pozostały ciemnemi. Za nadejściem zaś Chrystusa, gdy druga wielka Epoka dziejów otworzyła się, a przez to ludzkość.na stanowisko wiedzy się wzniosła, proroctwa te przez częściowe już ich spełnienie, a bardziej przez rodzącą się ogólną świadomość rozumianemi być zaczęły, i tu się zaczyna czas tłumaczenia proroctw, który trwać ma aż do końca tej drugiej Epoki, w którym to punkcie, doszedłszy już do ostatecznego i uzupełnionego ich zrozumienia, teorja przejdzie w praktykę, trzecia epoka dziejów, epoka czynu i woli się zacznie, a ludzkość absolutnie zrozumiawszy proroctwa, kolejno całkowicie realizować je będzie. — Ponieważ właśnie ludzkość do tego punktu się zbliża, gdy już zmierzch drugiej Epoki z jutrzenką trzeciej się miesza, przeto nadszedł czas ostatecznie proroctwa te światłem filozof ji ogarnąć, wieczne ich znaczenie tak kompletnie zrozumieć, jak je sami wieszcze czuli, a następnie zaraz rozpocząć praktyczne ich wypełnianie, którego ciąg cały potomności jest zadaniem. Przychodzimy więc do pojęcia, iż proroctwa nie ograniczają się tylko do pewnego wypadku, n. p. do nadejścia Mesjasza, lecz na całą przyszłość historji światło rzucają, iż je- -żeli poniekąd spełnionemi zostały ich przepowiednie, to bynajmniej już nadal wartości swojej nie tracą, gdyż przeznaczeniem ich jest nie raz, lecz ciągle się realizować. Że zaś każdy z głównych punktów historji jest przesłańcem i figurą innego dalszego i wyższego, przeto łatwo daje się rozumieć, iż proroctwo, choć raz spełnione, jeszcze innego spełnienia w historji oczekiwać musi, — i dlatego to Śty Augustyn słusznie twierdzi, iż teksty Pisma Świętego są niewyczerpalną krynicą, z których raz zaczerpnąwszy jedno znaczenie, niebawem znowu inne wytryśnie, a potem i trzecie jeszcze się wydobędzie. (Rozróżnić środki i cele, przejścia i stanowisko Epoki organicznej i Chrystusowej). Właśnie zaś odkrycie pojęcia tego wiecznego proroctw znaczenia jest owem ostatecznem zamknięciem tłumaczeń i znalezieniem klucza proroków. Tego klucza używać będziemy do odsłaniania dotychczasowych tajemnic szczegółowych proroctw, do których przystępujemy. — 136      IZAJASZ. Rozdz. I. W tym rozdziale znajdujemy strofowania i narzekania na odszczepieństwo i nieprawość ludu. Prorok przytacza wszelkie dolegliwości nieodstępne od tak anormalnego stanu. Cóż może być ogólniejszego i wieczniej-szego nad tę prawdę? A stan chorobliwy społeczeństwa, który tak dobitnie opisuje, czyż raz tylko w ludzkości miał miejsce? Stan taki jest właśnie oznaką dogorywającego perjodu, w którym dawne zasady przestarzałemi i niedo-łężnemi czuć się dają, a nowe jeszcze dostatecznie w świadomości się nie objawiły, w którym dawne życia poręcze zmurszały, a obalając się bezbronną przepaść zostawiły. Im znaczniejszy zaś popęd ma ludzkość przez następne przekształcenie otrzymać, tem głębszy jest jej upadek, tem dalsze jest nazad cofnięcie, tem okropniejszy i boleśniejszy czas przechodu i rodzącego zamętu. Opuściwszy mniej znaczne okresy choroby, którym ludzkość już podlegała, przyznać musimy, iż słowa te głównie do dwóch najznacz-niejszych kryzów obrócone zostały, z których jedna bezpośrednio poprzedziła narodzenie Chrystusa, druga zaś obecne nasze położenie stanowi. Jak wtenczas powszechna deprawacja, upadek istniejących instytucyj i zupełne odpadnięcie od dotychczas wiodącego toru przepowiadały następne odrodzenie się ludzkości na nowem stanowisku, tak i teraz sprzeczne antynomje ,we wszystkich stosunkach, a stąd powszechna dolegliwość dająca się czuć wszystkim członkom socjalnego ciała, odszczepieństwo, a czasem i pogarda piwotalnych osi przeszłości, a chciwa nadzieja względem przyszłości, są rękojmią zbliżającej się reformy, mającej nowy organiczny popęd nadać ludzkości. A ta właściwa krytycznym epokom choroba całego społeczeńskiego ciała możeż byc dobitniej oddaną niż w 6tym wierszu tego rozdziału, gdzie powiedziano: „Od stopy aż do wierzchu głowy „niemasz w nim nic całego, tylko rana i siność i blizny „zagniłe nie są wyciśnione, ani zawiązane, ani olejkiem „opatrzone". — 137 II. Na verso fragmentu o prorokach). A Ty Danielu zamknij mowy i zapieczętuj księgi aż do czasu zamierzonego, — aż mnodzy przyjdą — i pomnożoną będzie umiejętność. Dan. XII. 4-9. Księgi historyczne obejmujące przeznaczenie przyszłe ludzkości zapieczętowane są aż do przeznaczonego czasu, t. j. do chwili rozpoczęcia ich realizacji. Wtenczas zaś odpie-czętowane zostaną, bo będzie to epoką rozwinięcia się samej świadomości. — Historjozofja jest właśnie ową świadomością przeszłych i przyszłych rzeczy. Jej odkrycie jest odpieczęto-waniem Ksiąg Danielowych, co nastąpić nie mogło wprzód, aż mnodzy przyjdą i pomnożoną będzie umiejętność. — III. DO DZIAŁU I. ROZDZ. II. (Luźna notatka) (Na verso strony z notatkami do I. Prośby.) Że hipoteza metaboli jest fałszywa, że Chrystus jasno przewidział i przepowiedział, iż Królestwo Jego było naprzód idealne, a dopiero następnie realne, dowodzi mnóstwo tekstów. Że zaś On nigdy nie dążył do świeckiego panowania tego dowodem jest historja o pokusie jego. Pokusa ta jest mistycznym obrazem walk jego Ducha. Myśl władzy światowej podaną mu przez czarta bezwzględnie odepchnął... DO DZIAŁU I. ROZDZ. IV? ALBO VI. (Luźna kartka z notatkami.) Naprzód o czasie nadejścia Królestwa Chrystus nic stanowczo wyrzec nie chciał — mówiąc, iż to jest tajemnicą Ojcu tylko wiadomą, (Mat. XXIV. 36. — Marc. XIII. 4. Wręcz o to zapytany odmówił odpowiedzi, (Act. Apost. I. 7.) polecając im tylko przyjęcie mocy Ducha Świętego. (Act. Apost. I. 8.) Przecież mamy ślad w apokryficznej Ewangelji, że gdy raz Faryzeusze natarli na niego  138 Nadejście to poprzedzać mają zaburzenia (Mat. XXIV. et passim) i wojny, powstania i fizyczne kataklizmy. Mar. XIII. Luc. XXI., upadek wiary i obyczajów. „A to wiedz, iż w ostateczne dni nastaną czasy trudne, „Albowiem będą ludzie sami siebie miłujący, łakomi     II. Tim. III. 1-5. (także I. Tim. IV. 1. — II. Thess. II. 23. - II. Petr. III. 3. — Jud. 18.) Czyliż myślicie, że syn człowieczy znajdzie wiarę na ziemi? Luc. XVIII. 8. Równie jak Bóg nim odnowił świat przez zapowiedź i zbliżenie Królestwa Niebieskiego, — „słał znaki, księgi i po-„słów, — a przecież nieszczęśliwa Synagoga nie baczyła na „świetne znaki, nie pojęła ksiąg, i nie usłuchała wieszczych „posłańców, — tak dalece, że gdy Bóg odwiedzał swoich, swoi „go nie przyjęli." (Innocent. III. In festo purif. Mariae I, 1.) tak też i dziś Duch Sty przygotowuje nadejście tego Królestwa, i nasyła nam znaki, księgi i posły, któremi dzisiejsza świecka i duchowna Synagoga zarówno gardzić się zdaje trwając w zakamieniałości swojej. Jan XIV. 1—6. Tak jest Chrystus jest Drogą i.Prawdą i Życiem, przez niego przejść trzeba, aby dojść do wiekuistego. Rom. XIV. 17. Królestwo Boże jest Sprawiedliwość, Pokój i Radość w Duchu Śtym. Hebr. XII. 26... głos jego naonczas poruszył był ziemię, a teraz zaś obiecał mówiąc: ,,Jeszcze ja „raz poruszę już nie tylko ziemią, ale i niebem." To odwołanie się do proroctwa Aggeuszowego, w którem stoi Hag. II. 6. „Duch także mój stanie pośrodku Was — nie „bójcież się" 7.       Bo tak mówi Pan zastępów: Oto ja jeszcze raz a to po małym czasie poruszę niebem i ziemią, i morzem i suchą. 8.       Poruszą mówię wszystkie narody i pójdą do pożądanego1 od wszystkich narodów, — i napełnię dom ten chwałą mówi Pan zastępów. — 10. Większa będzie sława domu tego następnego niż onego pierwszego mówi Pan zastępów, bo na tem miejscu dam Pokój mówi Pan zastępów. 1 Inni tłumaczą: Przyjdzie pociecha wszystkich narodów — i tak być może. 139 Joan III. 5. Kto nie odrodzi się z wody i Ducha, ten nie wejdzie do Królestwa Niebieskiego. — Uczestnicy więc Królestwa Bożego, podwójnego muszą dostąpić odrodzenia, t. j. przejść przez odrodzenie Chrzęść, i dojść do odrodzenia Parakl. — Symbolem owego odrodzenia był chrzest z wody, symbolem zaś ostatniego jest bierzmowanie z Ducha . . . DO DZIAŁU I. ROZDZ. VIII. STR. 23. (z manualika) Społeczność Chrześcijańska, czyli Kościół Chrystusów, było to rzeczywiście Królestwo Boże w zarodzie, w założonej możności, ęáôÜ äýíáěéí, potentia. I dlatego jest tak silne i prawdziwe oświadczenie Chrystusa u Marka Świętego IX. 1.: Zaprawdę powiadam Wam, iż wielu z pomiędzy tu stojących nie zakosztują śmierci, zanim nadejdzie Królestwo Boże w mocy, czyli w założeniu, εν äďíÜěĺé. Owa äüíáěéň Królestwa Bożego dopiero w Społeczności Ducha Ś-go, stać się miała ĺíĺńăĺßá, actu. — Śty Łukasz, który snać nie rozumiał głębokości i prawdy tego dodatku Zbawiciela, odrzucił z oświadczenia Jego te słowa: ĺí δυνάμĺé, przez co pozbawił je dobitności i absolutnej prawdziwości. Śty Mateusz zaś poszedł dalej i hołdując wyobrażeniom Ebjonityckim, dał temu oświadczeniu bezpośrednio materjalne znaczenie, zapowiadające niezwłoczne przyjście Syna Człowieczego w swojem Królestwie. Trzy te warjanty jednego tekstu są pomnikami trzech sposobów zapatrywania się na przyszłość świata u samej kolebki Chrześcijaństwa. Tekst Markowy, oczywiście autentyczny, raz dla samego bezpośrednio wiarogodnego i naiwnego charakteru całej Ewangelji Ś-go Marka, drugi raz dlatego, iż łatwo daje się pojąć powód opuszczenia (przez niezrozumienie) owych słów: ĺí ďőíÜěĺß. gdy tymczasem powód ich dodania, gdyby nie były prawdziwemi, byłby niepojęty, trzeci raz nareszcie dlatego, iż wyrażają samą prawdę, istnym wypadkiem stwierdzoną, a tem samem Zbawicielowi przystoją, — tekst więc Markowy jest wyrażeniem czystej i jasnej świadomości Chrystusowej, który wiedział, iż Królestwo jego teraz nie jest z tego świata, ale który zaród jego na świat przyniósł i za 140 łożył, obiecując następne tegoż zarodu rozwinięcie. — Tekst Mateuszowy jest wyrażeniem wręcz przeciwnem świadomości zmysłowej owych niecierpliwych uczniów, których Chrystus gromił i przestrzegał, aby się uwieźć nie dali. — Jakoż skutek pokazał, iż pojęcie Mateusza było fałszywem, ponieważ wszyscy zakosztowali śmierci bez nadejścia Syna Człowieczego w Królestwie swojem, gdy tymczasem tekst Markowy okazał się absolutnie prawdziwym. Nareszcie tekst Łukaszowy jest refleksyjnym i li ujemnym środkiem między obiema. Snać nie rozumiał i wątpił, a że in dubio abstine(?) (sic), wolał opuścić słowa dające właściwy klucz tego oświadczenia. Wprawdzie, że nadzieja niewłocznego. urzeczywistnienia była niemal ogólną w samych apostolskich czasach dowodzi mnóstwo tekstów n. p. pomijając Apokalipsę, Hebr. X. 37. — I. Joan II. 18. — 1. Petr. VI. 7. — Jacob. V. 8. Philip. IV. 6. DO DZIAŁU I. zapewne DO ROZDZ. X. (Luźna karta autograf) Nawet ów sławny wykrzyk Jobowy XIX. 25, który tak długo służył za dowód zmartwychwstania do przyszłego życia, ów ustęp, który Sty Hieronim oddał temi słowy: „et in no-vissimo die de terra surrecturus sum", bynajmniej nie zawiera w sobie tego, co ów znakomity Ojciec Kościoła wyraził. Ustęp ten w hebrajskim tekście tak brzmi dosłownie: „Wiem mój Zbawca żyje i wkońcu stanie on na ziemi". Ileż tu więc błędów w tym jednym ustępie dopuścił się Hieronim Śty, a za nim następni tłumacze! Job mówi tu o trzeciej osobie, a nie o pierwszej („on", a nie „ja"), mówi, że stanie — postanie, a nie zmartwychwstanie, mówi nareszcie „na ziemi", nie zaś „z ziemi". Ustęp ten przeto nie ma najmniejszego związku z dogmatem o nieśmiertelności duszy, którą weń wtłoczyć chciano, jest raczej mesjaniczną przepowiednią, ale zgoła niczem więcej. A przecież ile to na nim budowano! Dziwna rzecz, że Luter, w tłumaczeniu swojem tak skwapliwie starający się odstępować od Vulgaty, zupełnie tu się 141 zgodził z Śtym Hieronimem, i w te same co on błędy popadł. — A wszakże nie twierdzimy bynajmniej, aby tu Śty Hieronim jakikolwiek fałsz powiedział. Owszem, co wyrzekł jest istną prawdą, z tą tylko różnicą, że nie ową, która się znajdowała w tekście. Tłumaczenie przeto Ś-go Hieronima jest błędneni jako tłumaczenie, ale wcale nie fałszywe jako artykuł wiary, — jest więc wiarowe, ale nie jest wierne, albowiem stawia nam Job przed oczy prawdę, która jeszcze w starym Zakonie na jaw wyjść nie mogła. (Luźna kartka z notatkami) Pojęcie Królestwa Bożego już dotknięte rozwinąć, miejsca pisma świętego o nim objaśnić. — W Chrystjanizmie: Królestwo moje nie jest z tego świata. — Lecz nadzieja i wiara w jego zrealizowanie się. Chiljaści.— Apokatastasis. Miejsca Pisma świętego obiecujące N. Jeroz. Dzień Jehowy etc. . . Przy tej prośbie nie potrzeba dowodzić, że jeszcze spełnioną nie została (154) sprzeczność stosunków socjalnych. Wyjątek Rousseau. Odparcie tego, że to nie życie przyszłe (149). Wstęp, że to nie Kościół, który jest tylko figurą. — O jako dobra, o jako wdzięczna rzecz mieszkać bra cie społem!       Ps. CXXXII. 1. etc. Otóż teraz błogosławcie Panu, wszyscy słudzy Pańscy, którzy stoicie w domu Pańskim, w przedsionku domu Boga naszego.         Ps. CXXXIII. 1. Także i Wy gdy ujrzycie iż się to dzieje, wiedzcież, żeć blizko jest Królestwo Boże Luc. XXI. 31. A więc nie nadeszło jak wielu twierdzi, — lecz nadejdzie na ziemię po tych ozna kach. —   Ezechiel XXXVI. — O lenistwie i samolubstwie stróży i pasterzy. Jes. VI. 9. 10). Paweł Śty mówi, że to Królestwo jest sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Śtym. — Prorocze pełne wagi słowa! — Jeżeli kto nie odrodzi się z wody i z Ducha Ś-go, nie wejdzie do Królestwa Niebieskiego. Jan III. 5. Ziarnko gorczycy. Erdmann Mat. XVII. (156). 142 Podobne Królestwo Niebieskie skarbcowi Mat. XIII. 44. (158). Fourrier tak wielkie dobrodziejstwa przypisuje asocjacji — (słów kursywą tu podanvch niema w manuskrypcie, pr.zyp. wyd.) iż ani oko nie widziało, ani ucho... Izajasz. 64. Corinth. 2 (159). IV. DO DZIAŁU II. ROZDZIAŁU IV. Rousseau w ks. IV. du Contrat social tak mówi o Chrześcijaństwie: Le christianisme est une religion toute spirituelle occupee uniquement des choses du ciel: la patrie du chretien n'est pas de ce monde. II fait son devoir il est vrai, mais il le fait avec une profonde indifference sur le bon on mauvais succes de ses soins. Pourvu qu'il n'ait rien a se reprocher, peu lui importe que tout aille bien ou mal ici-bas. Si l'etat est flo-rissant, a peine ose-t-il jouir de la felicite publique; il craint de s'enorgueillir de la gloire de son pays: si l'etat deperit, il benit la main de Dieu qui s'appesantit sur son peuple. Pour que la societe fut paisible et que 1'harmonie se maintint, il faudrait que tous les citoyens sans exception fussent bons chretiens, mais si rralheurensement il s'y trouve un seul ambitieux, un seul hypocrite, un Catilina par exemple, un Cromwell, celui la tres certainement aura un bon marche de ses pieux compatriotes. La charite chretienne ne permet pas aisement de parler mal de son prochain. Des qu'on aura trouve par quelque ruse l'art de leur en imposer et de s'em-parer d'une partie le 1'autorite publique, voila un homme con-stitue en dignite: Dieu veut qu'on le respecte: bientót voila une puissance: Dieu veut qu'on lui obeisse. Le depositaire de cette puissance en abuse-t-il? c'est la verge dont Dieu punit ses enfants. On se ferait conscience de chasser 1'usur-pateur: il faudrait troubler le repos public, user de violence, verser du sang, tout cela s'accorde mal avec la douceur du chretien: et apres tout qu'importe qu'on soit libre ou serf dans cette vallee de misere? L'essentiel est d'aller en paradis, et la resignation n'est qu'un moyen de plus pour cela. Survient quelque guerre etrangere? les citoyens mar-chent sans peine au combat: nul d'entre eux ne songe a fuir, 143 ils font leur devoir, mais sans passion pour la victoire: ils savent plutót mourir que vaincre. Qu'ils soient vainqueurs ou vaincus, qu'importe? la providence ne sait-elle pas mieux qu'eux ce qu'il leur faut? Qu'on imagine quel parti un en-nemi fier, impetueux, passionne, peut tirer de leur stocisme. Mettez vis-a-vis d'eux ces peuples genereux que devorait Tardent amour de la gloire et de la patrie; supposez votre Republique chretienne vis-a-vis de Sparte ou de Rome, les pieux chretiens seront battus, ecrases, detruits, avant d'avoir eu le temps de se reconnatre, ou ne devront leur salut qu'au mepris que leur ennemi concevra pour eux. Cetait un beau serment a mon gre que celui des soldats de Fabius; ils ne jurerent pas de mourir ou de vaincre, ils jurerent de re-venir vainqueurs et tinrent leur serment; jamais des Chretiens n'en eussent fait un pareil, ils auraient cru tenter Dieu. Mais je me trompe en disant: une republique chretienne; chacun de ces mots exclut l'autre. Le christianisme ne preche que servitude et dependance. Son esprit est trop favorable a la tyrannie, pour qu'elle n'en profite pas toujours. Les vrais chretiens sout faits pour etre esclaves; ils le savent, ils ne s'en emeuvent guere, cette courte vie a trop peu de prix a leurs yeux. V. WARJANT 1 I 2 ROZDZ. III DZIAŁU ORAZ XIX ROZDZ. W DZIALE II. (luźny arkusz z napisem do II. Prośby.) Miasto więc twierdzenia z niby dojrzałemi umysłami, iż ludzkość wprawdzie dotąd potrzebowała Religji, — odtąd jednak bez takowej obejść się może, — wypada raczej powiedzieć, że dotąd owszem obchodziła się Ludzkość bez prawdziwej społecznej religji i tylko jej pierwiastkiem się cieszyła, — a dziś dopiero potrzebuje jej spełna, — wzywa jej i dostąpi jej w Społeczności Ducha Ś-go. Obchodziła się dotąd bez niej, bo musiała się obchodzić, dopókiby sama do niej nie dojrzała, —· i dlatego chodziła omackiem po manowcach nieorganicznych stanów historji i błądziła dosyć w tem dążeniu, pomimo opatrznego z góry światła, które jej coraz jaśniej i coraz silniej cel dążenia wskazywało, pomimo cząstkowych zadatków, któremi Duch Śty obdarzał ją na kolejnych wschodach jej wielkiej wędrówki. — Hegel ślicznie powiedział, że w miarę i w sposób jak lud jaki Bóstwo pojmuje, tak też i państwo swoje, stan swój społeczny, rzeczpospolitą swoją wykształca. I w rzeczy samej jak Bóstwa Wschodu tak i stan społeczny Wschodu były utworami trwogi, — wyznaniem Przemocy. — Jak Bóstwa Greckie tak i Rzeczypospolite Greckie były estetycznemi arcydziełami. Jak Bóstwa Rzymskie, tak i Państwo Rzymskie były tworami praktycznego rozsądku, wykształtem ludowej te-leologji. Zdanie: Salus Populi suprema lex esto równie w religji jak i w polityce stanowiło. Nareszcie jak Bóg Chrześcijański, tak też Królestwo jego nie jest z tego świata. Dziś dopiero uznając Boga Duchem Śtym, Duchem Wszechświata, — tem samem Społeczeństwo nasze wznosimy do Społeczności Ducha Ś-go, tem samem stosunki nasze ziemskie religją uświęcamy i nawzajem Królestwo Boże sprowadzamy na ziemię. Stąd wypada, iż harmonijna organizacja Społeczeństwa będzie spełnym arcytworem Ducha, już nie tylko naturalnym płodem, plastycznym tworem zmysłowej fantazji, ani też dziełem praktycznego rozumu, ani też abstrakcyjnem postulatem wewnętrznej myśli, ale spełnym, żywotnym arcytworem Ducha. — VI DO DZIAŁU III. ROZDZIAŁU VI. (z manualika) Wychowanie obywateli czynnych. — Gdy obywatelstwo kazane będzie, jak dziś religja zaświatowa, — gdy kazalnice i katedry wszelkie będą mównicami słowa Królestwa Bożego,— gdy szkoła będzie już wstępem do samego życia, a życie samo dalszym postępem szkoły, — gdy służba wojskowa, każdego obowiązująca, stanie się istnym szczeblem praktycznego wychowania młodzieńca. Plac ćwiczeń wojskowych jest dzisiaj widownią najbez-celniejszego znoju, a koszary bagniskiem gnuśności, kędy zatruwają się... 145 Zycie zaś obozowe nadal stanie się normalną twórczością, największą wszechnicą praktycznego życia. Stany wyższe i Pospólstwo — dwa bieguny społeczne. Zniesienie pospólstwa przez jego wzniesienie. Co sprawia pospólstwo? brak wychowania tak uczuciowego jak umysłowego,— i brak udziału do rzeczy publicznej. — Pospólstwo przez społeczne wychowanie stanie się dopiero Ludem. Do dziś dnia zaś zasługuje poniekąd na pogardę, z jaką tak zwane wyższe klasy nań spoglądają, — ale ta pogarda końcem końców na kogóż spadać powinna, czy na lud, który rad nie rad musi zostawać pospolitym, czy też na tych, których jest powołaniem i obowiązkiem wznieść owe pospólstwo do godności ludu, a którzy przecież wolą zostawiać go w owej ciemnej i głębokiej otchłani, aby tem większym ponad jego głową panować odstępem. Kościół Chrześcijański jest Monarchją i Rzecząpospolitą razem. Nadto jest Monarchją elekcyjną i reprezentacyjną.          ·         ·                  VII. FRAGMENT AUTOGRAFU DOTYCZĄCY DZIAŁU III. ROZDZ. VII. I IX. Centralizacja Rządowa i Samorządność administracyjna zamiast wyłączania się dopełniają się nawzajem. Wiadomo, że im wyższy i doskonalszy jest organizm, tem też dokładniejsza w nim centralizacja i tem właściwsze każdego członka przeznaczenie. Roślina ledwo dobija się jakiejkolwiek centralizacji, dlatego też pojedyńcze jej organa nie mają właściwego sobie życia jak w organizmie zwierzęcia, każda gałązka jest zupełnie podobnem drzewem do samego drzewa, (jednakowe naczynia) — przewróć roślinę wsadź jej gałązki w ziemię a korzenie nad ziemię, wkrótce przerodzi się sama, gałązki staną się korzeniami, a korzenie gałązkami, bo przeznaczenie każdego członka jeszcze się stanowczo i silnie nie wyrobiło, w zwierzęciu zaś nie zrobisz z płuc żołądka, albo mózgu z serca. Każdy z tych organów żyje osobnem życiem, inne odbywa działania, zupełnie czego innego wymaga i co 10 146 innego daje, a jednak wszystkie spółkują w najściślejszej centralizacji. Odetnij w roślinie trzy czwarte gałęzi i trzy czwarte korzeni a żyć będzie jak przedtem, odetnij zaś choć jeden jakikolwiek z żywych członków ciała zwierzęcego, jeśli nie zginie, to przynajmniej na całe życie kaleką pozostanie. Im tedy większa władza członków tem doskonalsza centralizacja i vice versa. Im funkcje są bardziej rozdzielone, tem też doskonalej skupione i połączone, im ich jest więcej i bardziej odrębnych, tem też ich jedność jest wyższą. Każda fibrylka nerwów ma właściwe sobie przeznaczenie, a jednak wszystkie podlegają jednemu mózgowi, każde kapilarne naczynie ma nieskończoną wartość, a jednak wszystkie centralizują się w sercu. Władza prawodawcza stanowi Ogólniki, władza wykonawcza (administracyjna) stanowi Szczególniki, władza sądownicza stanowi zastosowanie Ogólników do Szczególników i nawzajem. (Nader trafne ocenienie względnej wartości i niedogodni wszystkich trzech form Rządu znajduje się u Cycerona De republ. I. XXVI—XXIX. i kończy na wniosku połączenia ich w czwartej złożonej ze wszystkich trzech i miarkującej jedne przez drugą) (Górnicki)i Cesarz Juljan poczytywał się za Namiestnika ziemskiego i sługę Króla Bogów (Julian Imperat. Oper. Parys 1630. Orat II. p. 160. Cycero kładzie w usta Scypjona następujące wyrazy: „Est igitur (inquit Africanus) res populi, res publica; populus autem non omnis hominum coetus, quoquo modo congregatus sed coetus multitudinis, juris consensu et utilitatis communione sociatus. Ejus autem prima causa coeundi est non tam im-becillitas quam naturalis quaedam hominum quasi congregatio: non est enim singulare nec solivagum genus hoc; sed ita ge neratum, ut ne in omnium quidem rerum affluentia         (De republ. Lib. I. XXV. Nieodżałowana jest utrata dalszego ciągu tego ustępu, w którym Scypjo czy też Cycero samą zasadę społecznego życia rozwijał. — „Non enim facile volenti populo resistitur, si aut nihil impertias juris aut parum" Cic. ap. Priscian lib. XV. 101—4. Nec bene vivi sine bona rp. posset, nec esse quicquam civitate bene constifuta beatius Cic. lib. V. 147 VIII. FRAGMENT AUTOGRAFU PORUSZAJĄCY MYŚLI ZAWARTE W DZIALE III* ROZDZ. X. Seifart D. R. G. A. E. (Das Reich Gottes auf Erden) Lipsk 1830. — Nic. v. Brun nach den Lehren J. C. besonders seine Gleichnisse erklart Basel 8261//2. Za główne znamiona Kościoła poczytuje Dogmatyka Chrześcijańska. 1° Jedność — 2° Powszechność — 3° Świętość.— Aliści jedność, nie jest pojedyńczość. Nie może być przeto jednem z pomiędzy wielu — nie może być tu albo ówdzie, — ale jedność jest właśnie jednią, zgodnią, pojednaniem wielości i różnorodności. Katolicy dotąd wyłączając i wyrzucając z łona Kościoła wszelką różnię, przez to samo wpadali w jednostkowość, w pojedyńczość, a tem samem chybiali jedności, uganiając się za nią. — Protestanci zaś wychodząc z uznania różnic i różnorodności Kościołów, która to różnorodność nawet u samej kolebki Chrześcijaństwa (n. p. między Żydo-Chrześcijanami, Pogano-Chrześcijanami itd.) zaprzeczyć się nie da, poradzili sobie zostawiając różnorodność widomym Kościołom a Jedność absolutną Niewidomemu przypisując. Znamiona hierarchji są: jedność — spólność, — karność. IX. DO DZIAŁU III. ROZDZIAŁU XV. (z manualika) Dwojaki porządek w Hierarchji jest prototypem dwojakiego porządku w społeczeństwie. Świecki i klasztorny, ordo clericorum et ordo monachorum, porządek polityczny i porządek ekonomiczno-socjalny. — (Może do działu III., rozdz. VIII.) (z manualika) Selfgovernment w pierwszych gminach chrześcijańskich Śty Cyprjan (Ep. V) powiada, iż od nastania na biskupstwo postanowił sobie, nic bez przyzwolenia ludu nie przedsiębrać, („nihil sine consensu plebis gerere"). 10* 148 ×. (Luźny arkusz autografu) Rozwinąwszy przed sobą bieg dotąd upłynionych dziejów i ustaliwszy ich istotne i węgielne punkta, trzeba nam korzystać z tego skarbca, który Opatrzność tak pieczołowicie na pamięci rodu naszego wyryła i którego wartość właśnie teraz dppiero dostatecznie objąć zdołamy, gdyż właśnie w tej chwili udzielony nam jest i udzielonym być mógł klucz do spekulacyjnego poznania naszej przeszłości. Bo ludzkość świadomości swojej ani dotąd dostąpić, ani odtąd ujść nie może co późniejsze uwagi dowiodą, i to jest właśnie jednym z głównych charakterów dzisiejszej Epoki. Trzeba nam przeto w wytkniętej już drodze historji, prawa Boskiego porządku w krótkości rozeznać i wytknąć, gdyż tu o specjalne ich tylko objawienie na polu religji idzie, a z rozbioru tego wynikłości naszemu przedmiotowi właściwe same wypłyną. — Widzieliśmy, iż jedna tylko olbrzymia i z żadnym innym wypadkiem w dziejach nieporównana rewolucja, podkopując w ostatecznych zasadach budowlę świata starożytnego i nową we wszystkich względach i stosunkach ludzkości zaprowadzając reformę,tak zupełnie koryto historycznego potoku przekształciła, iż ją tylko za węgielny punkt dziejów uważać możemy i że ona tylko najdobit-niejszą granicą między historją dawną a nową stanowić może. Tą rewolucją jest zabłyśniecie i ustalenie się Chrześcijaństwa. Drugiej podobnej rewolucji jeszcze nie było. Ważność wypadków, które w dziejopisarstwie zwykle przyjmowanemi bywają jako stanowiące istną granicę epoki średnich wieków od dziejów nowożytnych, czemżeż jest w porównaniu tego zasadniczego przekształcenia ludzkości, tego wypadku, który moralnie i materjalnie sferą nowych wyobrażeń, jakoteż rojem nowych ludów dawny porządek zwalił i dał początek nowemu pokoleniu myśli i indywiduów. Bo tak myśl jak i ludność mają swój genetyczny postęp i swoje pokolenia, które wspólnie i z sobą równolegle bieżą, a nowy szczep człowieczeństwa nowe też źródło myśli na scenę świata przyniósł. Później oceniając wypadki XV i XVI wieku będziemy mieli sposobność okazania, jakiej zaiste są wagi reformy 149 w tym czasie nastałe i jakiej epoce one początek dają, tu tylko na pierwszy rzut oka powinniśmy postrzec, iż ich istotne znaczenie, skutki, działalność i wpływ historyczny nie mogą się z ważnością Chrześcijaństwa równać, a zatem że Epoka dziejów nowożytnych jest podporządkowaną względem całej Ery Chrześcijańskiej i jedynie tejże momentem czyli organiczną cząstką. Okres ów historji, zwany nowożytną historją od XV wieku począwszy jest niczem innem jedno dopełnieniem Chrześcijaństwa, tylko kulminacyjnym punktem Świata Chrześcijańskiego, najwyższym jego owocem, a przez to samo przygotowaniem dopiero do ostatniego trzeciego świata. Ta epoka obejmuje 3 reformy, które są 3ma rewolucjami: religijną, naukową i polityczną. Te rewolucje odbywszy dopiero kończy swój świat. — Były to po części restitutiones in integrum, po części zaród dopiero i możność nowego, ale jeszcze nie świat nowy. Sam instynkt ludów jest tego dowodem, który w początku Ery Chrześcijańskiej początek rachuby czasu zakłada i tej rachuby dotychczas się trzyma. Rewolucja Francuska ostatnia z owych trzech Refor-macyj pokusiła się o zmianę tej rachuby czasu i rzeczywiście, jeżeli która chwila, to pewnie ta miała prawo poczytać się za istotne zamknięcie tej wielkiej Epoki świata, którą wiekami średniemi nazywamy. A przecież i ta chwila musiała zrzec się tego zaszczytu i nową rachubę czasu porzucić, bo my do dziś dnia, jakkolwiek na samym schyłku, na samej granicy, przecież jeszcze w sferze średniego wieku się znajdujemy. Z tego średniego wieku, do którego schyłku, do którego ostatecznych kończyn dobiliśmy właśnie, wyjść nam nareszcie potrzeba i wkroczyć w wiek trzeci, w Epokę organicznej i harmonijnej Ludzkości, w Epokę rozwiązującej sprzeczności dotychczasowych szczebli. Trzeci dopiero szczebel prawdy, trzecie dopiero stanowisko dialektyki, trzeci moment pojęcia kojarzą i rozwiązują imanentne sprzeczności, — trzecia też dopiero Epoka historji zjednoczy dotychczasowe świata żywioły, usprawiedliwi jego jednostronne dotąd kierunki, uzupełni i udoskonali żywot Ludzkości. W tę to Epokę wstępując, dopiero pojmie i obejmie wszystkie dotychczasowe kroki swoje, dotychczasowe prace swoje, dotychczasowe walki swoje. — 150 Chrześcijaństwo z religją, wyobrażeniami, politycznemi stosunkami a nawet plemieniem ludów starożytności zupełny rozbrat uczyniło, gdy tymczasem reformy wieku XV i XVI mocne wprawdzie, lecz tylko cząstkowe wstrząśnienia wewnątrz tych wszystkich przez Chrześcijaństwo ugruntowanych stosunków uczyniły, i religja ta sama, ludy te same, i rządy te same w istocie swojej niezachwiane zostały, uległszy tylko przekształceniu. Słowem pierwszy rzut oka na dzieje przekonywać nas musi, iż jeden tylko w całym ich biegu wielki i nieporównalny dotąd wypadek losy świata radykalnie zmienił, że raz tylko tak ogromne wstrząśnięcie ogarnęło Ludność, a tem jest przejście ze świata starożytnego w nowe stosunki świata Chrześcijańskiego. Objawienie się idei Chrześcijańskiej i wędrówkę narodów w jedno pojęcie łączyć musimy, gdyż to są tylko dwie odpowiednie sobie strony tej wielkiej rewolucji, jedno moralne, drugie fizyczne odrodzenie ludzkości, wspólnie się wspierające i spólnie się powodujące. Zarzut niewspółczesności nie może tu mieć miejsca, bo jedyny wzgląd na to, iż w istocie tych dwóch wypadków leży, aby się wzajemnie uzupełniały, jużby go a priori wątłym czynił, a nadto pozorna tylko niespółczes-ność może być przypuszczoną, bo chociaż najgłówniejsze wędrówki dopiero w IV wieku się okazują, wszelako początki ich i napadów świeżych plemion równie dawnych jak Chrześcijaństwo czasów sięga, nakoniec wpływ historyczny Chrześcijaństwa również dopiero od IV wieku liczyć się powinien, gdyż wiadomo, że przed tym wiekiem Pismo Święte Nowego Zakonu wcale jeszcze upowszechnione nie było. Te kilka przeto początkowych wieków naszej Ery uważać potrzeba za epokę tranzycyjną, czas walki dwóch pryncypjów, niespokojne bujanie poruszonego wahadła, równie jak czas obecny za tranzycję do Epoki trzeciej, za przygotowanie świata nowego poczytanem zostanie. Zawsze więc pod nazwą Chrześcijaństwa rozumieć będziemy dwa te integralnie stanowiące go historyczne zjawiska: nową wiarę i nowe ludy. Dwie są przeto epoki, które ludzkość dotychczas przebiegła, epoka przedchrześcijańska i epoka chrześcijańska. Wyśledzenie właściwych odrębnych i istotnych cech tych epok, jako też rozbiór, czy składają z sobą dialektyczną antytezę, 151 będzie przedmiotem następnego badania; nim jednak do tego przystąpimy, potrzeba nam jeszcze następujące poczynić uwagi. Historja jest organiczną całością, normalną sferą Ducha, w której się Boska, a zatem przedwieczna dialektyka objawia i realizuje, a jako taka, jeżeli jest, co być musi, w rzeczywistości odpowiednią przedmiotowi swojemu, wtedy prawa tejże dialektyki muszą się w jej postępie przedmiotowo okazywać i właściwe członkowanie tego organizmu spowodować. Prawa te do najprostszej formuły swojej zredukowane są spekulacyjną trychotomją, której też przedmiotowe obja wienie historja przedstawiać nam musi. Ponieważ jednak nie zdaje się, abyśmy już koniec dziejów osięgnęli i to dnia osta tecznego doszli, przeto całości historycznej przed sobą roz winiętej nie mamy, a ta całość z przeszłości i przyszłości składać się musi, t. j. począwszy od chwili, w której pierwsza iskra człowieczeństwa ocknęła się z powszechnego snu na tury, aż do chwili, w której do absolutnej sfery swej rozwijalności i do zrealizowania ostatecznego zarodu w pojęciu swojem leżącego dojdzie.   Tak więc określona całość historji powinna nam przedstawić przedmiotowe urzeczywistnienie Boskiej dialektyki, a trzy główne w niej Ery odpowiadać muszą trzem zasadniczym idei momentom. Z poprzedniego atoli rozumowania wypadło, iż gdy objawienie Chrześcijaństwa jest jedyną konieczną granicą między dwoma tak różnymi światami, jakim jest dawny i nowy, i żadne podobnej wagi wstrząśnienie w dziejach prócz niego miejsca nie miało, przeto historja dwie tylko dotąd główne epoki biegu swojego odbyła, a trzecia ostateczna jeszcze do przyszłości należy. Gdy zaś w spekulacyjnej całości trzeci moment jest prawdziwem ugruntowaniem, zjednoczeniem i usprawiedliwieniem dwóch abstrakcyjnych poprzedzających i składających go przeciwów, a zupełność tak przebieżonej sfery dopiero spekulacyjny proces stanowi, przeto i w historji w istocie trzeciej Epoki leży, aby była uzupełnieniem, zjednoczeniem i rozwiązaniem jednostronności poprzednich, i tak ludzkość do ostatecznej harmonji, stanowiącej przeznaczenie idei doprowadziła. Tak więc badanie nasze nowem wzbogaca się żywiołem, a rozbierając istotę dwóch kardynalnych epok naszej prze 152 szłości, ich charakterystyczne piętna i abstrakcyjnie z sobą walczące pryncypja do świadomości naszej podnosząc, będziemy się starali z dwóch danych trzecią niewiadomą osię-gnąc i szukać w przyszłej trzeciej erze dziejów rozwiązania wszystkich sprzeczności dotychczasowego świata. — . Podajemy ten fragment, choć w I. tomie (ob. dział ÉI, rozdz. 2 i 3) po części zużytkowany, ponieważ zdaje nam się, że to pierwszy rzut (więcej do Prolegomenów zbliżony), który w pierwotnym planie, gdzie o „Wstępie" jeszcze mowy nie było, zapewne przy kwestji Królestwa Bożego miał znaleźć zastosowanie. (Przyp. wyd.) Trzecia prośba. BĄDŹ WOLA TWOJA JAKO W NIEBIE TAK I NA ZIEMI. TRZECIA PROŚBA. Bądź wola Twoja jako w Niebie tak i na ziemi. I. Przedmiotem pierwszej prośby był Bóg, — przedmiotem drugiej prośby była Ludzkość, — przedmiotem trzeciej prośby jest Wolność. — „Ależ tu wcale o Wolności mowy niema. Tu „idzie o spełnianie woli Bożej, a nie naszej, — a więc o zupełne „poddanie się naszej woli pod tę wolę, a więc właśnie o to, „co nie jest Wolnością". Ci, co taki zarzut zgóry uczynią, przypuszczają chyba, że Wolność na tem właśnie zależy, aby nie spełniać Bożej woli, inaczej nie czyniliby podobnego zarzutu. — Jeżeli tak, to dziękujemy za ich wyobrażenie o Wolności, która tak pojęta niczem innem nie jest, jedno swawolą. — Lecz niech się na chwilę uspokoją, wnet zrozumieją, że Wolność nasza a spełnianie się Bożej woli jako w Niebie tak i na ziemi jest jedno i to samo, — (unum et idem est). Wolność jest najwyższym z atrybutów Ducha, rzecby nawet można, iż nietylko najwyższym, ale nawet jedynie istotnym, absolutnym jego predykatem, jego znaczeniem i przeznaczeniem. — Wolność jest tem dla Ducha, czem ciężkość lub rozciągłość jest dla wszelkiego ciała, — czem jasność, zrozumiałość jest dla wszelkiej myśli. Równie jak ciało pozbawione wszelkiej rozciągłości nie byłoby ciałem, równie jak myśl pozbawiona wszelkiej jasności nie byłaby myślą, tak i Ducha pozbawionego wszelkiej wolności niemasz, ani być nie może. — Mówimy wprawdzie często o niewolniczych duchach, jak mówimy o ciemnych, niezrozumiałych myślach, 156 lecz jest to taki sam sposób mówienia, jak kiedy o lekkich ciałach wspominamy. — Lekkość ciał, ciemność myśli i niewolnictwo duchów jest tylko względnem i porównawczem wyrażeniem, ale najlżejsze ciało cięży przez to samo, że jest ciałem, najciemniejsza myśl i najpodleglejszy duch muszą mieć pewien stopień jasności i wolności przez to samo już, że są myślą albo duchem. Ciało bez wszelkiej ciężkości jest marnem tylko wyobrażeniem, — absurdum; Myśl bez wszelkiej jasności jest marną jakąś mrzonką, drugie absurdum, — Duch bez wszelkiej wolności jest marnem jakiemś przypuszczeniem, — trzecie, największe absurdum. Wolność więc jest istotną syntetyczną, immanentną własnością Ducha. Z Duchem dana jest wolność, dla Ducha jest wolność, jak Duch jest dla Wolności, — jedno do drugiego przypada — jest dopełnieniem swojem, — spełnieniem swego przeznaczenia. — W pojęciu Ducha już jest Wolność zawarta, bez niej być nie może tern, cze.m jest z natury swojej. Nauczał już tego Paweł Sty mówiąc: „gdzie jest Duch Pański, tam jest „Wolność".1 Lecz Wolność nie stanowi jedynej determinacji Ducha, jest ona wprawdzie jego najwyższą, najistotniejszą determinacją, determinacją determinującą ęáô ĺîď÷Ţí, bez której nie byłby, nie mógłby być Duchem, lecz pomimo to, a raczej właśnie dlatego, nie wyłącza bynajmniej innych. Bo gdyby wyłączała wszelkie inne determinacje, czyniłaby właśnie z Ducha abstrakcję, abstrakcję z siebie samej, a wiemy właśnie, iż Duch jest przeciwnie istną konkretnością, całością, spełnią. Jakież są więc kardynalne determinacje Ducha? Jakież są główne szczeble jego stanu? Najwyższemi determinacjami, znaczeniami i przeznaczeniami Ducha są: Miłość, Mądrość i Wolność (Amor, Sapientia, Libertas). Prawdy, do których myśl w ciągu wieków ze świadomością dochodzi, zawsze poprzedzane bywają symbolicznem lub mitycznem przeczuciem. Wiadomo, że w mitologji greckiej, a raczej w teogonji Orfeusza i Hezjoda, Amor (Eros) był 1 II Cor. III. 17. 157 poczytany za najpierwszego z Bogów, za nadającego pierwszy ruch Chaosowi i wydobywającego z ciemnicy Eter i Światło dzienne. Mit ten jest nadzwyczaj piękny i głęboki. — Wiadomo też, w teozofji Hebrajskiej, a następnie w Gnosis, σοφία Mądrość, (uchodziła za Emanację Bóstwa).1 Wiadomo też nareszcie, jaką rolę grała w nowszych czasach Wolność i jak podczas Rewolucji francuskiej ubóstwioną została. I I . Kartezjusz wyrzekł wiekopomne zdanie: cogito ergo sum. Zdania tego nietylko nikt nie obalił, bo obalić go niepodobna, lecz owszem stało się ono kamieniem węgielnym nowoczesnej świadomości, zasadą wszelkich późniejszych Ducha rozwojów. Cóż wyraża to zdanie, i co jego niezachwialność stanowi? Oto właśnie uznanie, iż Myśl już obejmuje Byt, że nie można być myślącym bez bycia; — gdy przeciwnie można być, a nie być myślącym, ale też wtedy nie można rzec jestem, sum, (jedno być pomyślanem jako jest, est). Myślenie jest więc wyższą potęgą istnienia, jestto istnienie już nie bezpośrednio pierwotne, lecz zreflektowane już w sobie, pomnożone przez się, jest to więc druga potęga Bytu. Ale ta druga potęga nie jest jeszcze ostateczną, nie zamyka szeregu potęgowania. Zdanie więc Kartezjusza o ile jest niezachwialne w sobie, o tyle przekroczonem być może. To przekroczenie, to dalsze potęgowanie zawrzeć się znowu może w następującej formułce: „volo, ergo sum et cogito". Bo jak można być, ale jeszcze nie być myślącym, nie można zaś być myślącym a nie być, — tak znowu można być i być myślącym, ale jednak nie być chcącym (idzie tu o Wolę a nie o zachcianki), gdy przeciwnie niepodobna chcieć bez Bytu i bez Myśli. Jak więc Myślenie implikuje już w sobie Byt, tak znowu Wola implikuje w sobie Bycie i Myślenie. Wola więc jest trzecim najdoskonalszym stosunkiem podmiotu do przedmiotu, stosunkiem dokonywającym, celnym, — Słowa objęte nawiasem są uzupełnieniem oryginału. 158 stanem ducha już ani przypadkowym, ani koniecznym, jak były stany czucia lub myśli, — ale właśnie wolnym, stanem nad stanami. Wola więc jest najwyższą działalnością, najwyższą funkcją, najwyższą własnością Ducha, — jest ona Summum Ducha. Nietylko zaś jest Summum, ale nawet Sumą Ducha, — w Woli bowiem skupiają i wspólnie wznoszą się wszystkie kierunki i wszystkie żywioły Ducha. — Bez Myśli i bez Czucia ani działać, ani chcieć nie możemy, a więc Wola obejmuje takowe, jako przesłanki swoje. Myśl i Czucie są w Woli i determinują takową. Wprawdzie odwrotnie da się także powiedzieć, że Wola jest w Myśli i Czuciu, boć Duch, acz różnorodny, jest jednym, lecz Wola w Czuciu i w Myśli jest ich celem, ich ostatecznym owocem, gdy tymczasem Czucie i Myśl w Woli są jej środkiem, jej przygotowaniem, jej warunkiem (premisami). Jakoż mogą być uczucia i myśli jeszcze mimowolne, ale Woli bezuczuciowej lub bezmyślnej być nie może. Dlatego też uczucie i myśl są składowemi żywiołami Woli, a Wola jest tychże syntetyczną konsekwencją. Lecz wszystkie stany Ducha są dopiero wtedy właściwie duchowe, kiedy są wolne. Myśl mimowolna wcale nie jest jeszcze doskonałą, dokonaną myślą, — Czucie mimowolne również jest dopiero uczuciem na niższym stopniu rozwinięcia i godności pozostałym (takie uczucia zowiemy często zwie-rzęcemi, prosto przyrodzonemi, a jeszcze nie odrodzonemi w Duchu). A tak, nawet na właściwych polach Czucia i Myśli, Wola jest panującą (Hegemonikon). Najwyższym aktem Myśli i Wiedzy jest wolny wyrób myśli, z łona samej świadomości występujący świadomy postęp. — Najwyższym stanem Czucia jest namiętna miłość wolnego utworu lub postanowienia Ducha. Nie to, co czucie i myśl naszą bez przyczynienia się naszego zajmie, lecz to, co z Woli kochamy, to czego z Woli świadomi się stajemy, jest najdoskonalszym kwiatem i owocem duchowego życia. Zaiste, nie ów spokojny i szczęśliwy kochanek, albo ów pedantyczny i jałowy erudyt są rzeczywistemi reprezentantami Miłości i Mądrości. Tych bezwątpienia nigdy Czucie i Myśl za godnych, za absolutnych kapłanów swoich nie ogłoszą. — 159 Pigmaljon kochający swoją Galateę, Perykles kochający swoją Aspazję i swoje Ateny. — Leonidas gotujący się do śmierci, mającej mu dać nieśmiertelność. — Temistokles drę czony bezsennością, póki nie zrównał Milcjadesowi. — Jezus miłujący swoich braci, stworzonych przez siebie bliźnich, — Męczennik każdy na stosie wznoszący hymn miłości na cześć Ukrzyżowanego, którego ubóstwiał wyznając go. — Rycerz krzyżowy kochający Panią swojego wyboru a opuszczający ją w domu dla miłości zdobycia upragnionego Grobu. Kolumb szalejący za Nowym Światem, Kamoens ratujący swoją Luzjadę, Rafael zakochany w swej Świętej Familii, Michał Anioł zachwycony pięknością Panteonu i zachwycający go w po wietrze, Dante wygnany z ojczyzny i zagnany do piekieł i nieba... Joanna d'Arc opuszczająca wioskę swoją, aby zba wić ojczyznę, Abelard      Savonarola idący na próbę ognia dla stwierdzenia swoich słów, Święty Wincenty a Paulo opatrznie miłujący swoje sieroty, Beethowen, Mozart natchniony uczuciem śmierci, tworzący własne dla siebie Requiem, nareszcie wszyscy tego-cześni Męczennicy Wolności, którzy krew swą przelali, aby była obfitem nasieniem przyszłości i którzy poświęcili się w świętem uczuciu swej sprawy, — oto są różnorodni reprezentanci najwyższego stanu Czucia, czucia już nie mimowolnego, nietylko biernego, lecz wolą przesiąkłego, z woli odrodzonego; oto są uczestnicy prawdziwie Boskiego uczucia. A z drugiej strony Pitagoras czyhający na wszelki rytm w naturze i świecie, — Anaksagoras trzeźwiący myśl z do tychczasowego upojenia, Sokrates, ten najmędrszy z ludzi według wyroczni, rodzący pojęcie Dobrego i budzący su mienie, — Plato, ten muzykant myśli wydobywający ludzkie i społeczne akordy. Arystoteles wychodzący na podbicie świata pod myśl, jak uczeń jego, pod swoje berło; Archimedes żą dający punktu oparcia dla wzruszenia ziemi, a Kopernik da jący mu ten punkt i poruszający ziemię; Leibnitz stanowiący przedustanowioną harmonję, a Newton wywodzący jej prawa w fizycznem universum, Descartes postanawiający myśleć i z po stanowienia tego byt swój wyprowadzający; Spinoza  Kep pler rozkazujący planecie zjawić się tam, gdzie się znajdować powinien, Rousseau, ten mizantropiczny filantrop, Montesquieu 160 śledzący żywotnego nerwu każdego prawodawstwa, każdej instytucji, Vico stwarzający nową naukę tego, co się staje, Machjawel przepowiadający, co książęta następnych wieków uczynić muszą, Lavoisier wymyślający nowe doświadczenie przed wstąpieniem na rusztowanie, Volta czynnie rozwijający bierne odkrycie Galvaniego, — Kant przedsiębiorący badawczą żeglugę po oceanie umysłu ludzkiego, — Fichte stwarzający świat z woli, Schelling na poręczach sprzeczności wzbijający się do Ideału, Hegel przeprowadzający wszelki byt przez myśl i rozwiązujący wszystkie w łonie myśli zagnieżdżone sprzeczności, — Fourier ścigający też sprzeczności na łonie świata i wołający o ich realne zniesienie i t. d. i t. d., oto są reprezentanci najwyższego stanu myśli, myśli nie mimowolnej lecz wolnej, nietylko biernej, lecz czynnej, nie tylko refleksyjnej, lecz spekulatywnej, z siebie postępującej i występującej i rzeczywiście działającej o tyle, o ile myśl działać jest zdolna, — prawdziwe echa Bożej myśli. Cokolwiek więc jest w Duchu ludzkości, to się wznosi, to się dopełnia, to się ubóstwia przez wolę. Wola jest spełnią Ducha. Czem wola jest dla podmiotowego Ducha, tern wolność dla przedmiotowego. Jeżeli więc na polu Czucia i Myśli Wola dopełnia wszystkiego i ubóstwia wszystko, — jakaż więc godność, jakaż jej potęga być musi na własnym jej polu, — na polu praktycznej twórczości, — na polu idealno-realnego Czynu! W poprzedzających królestwach Czucia i Myśli wpływ jej podobny jest dopiero do wyższej interwencji jakiego wszechwładcy w rządy hołdowniczych mu mocarzy, lecz w własnem swojem państwie, tam gdzie Wola sama rządzi i króluje, tam to jest istotnie widownią wszelkich postępów Ludzkości i świata, tam to ona właśnie doprowadza człowieka do absolutnych jego przeznaczeń, tam to rzeczywiście czynnie zbliża go do Boga. Jak ogień Wszechczucia wiecznie tleje w sercu Ludzkości i wybucha czasami na orzeźwienie jej życia, jak światło Wszechmyśli wiecznie przyświeca umysłowi Ludzkości i wzmaga się kolejno do przyświecania jej drodze, tak siła Wszechwoli wiecznie działa w historji świata i w każdej potrzebie wciela się w bohatera, w Monarchę, w Ministra, w Reformatora, aby 161 dopełnić tego, do czego dojrzał Duch Świata. A kiedy nadejdzie chwila jakiego przeważnego dla Ducha Świata kroku, kiedy wielka Świata epoka ma się w nową przesilić, wtedy wola rozwija całą swoją potęgę, objawia całą władzę sobie od Boga daną i gospodaruje sobie w świecie pod postacią jakiego Cezara lub Napoleona. Czem więc Duch jest w całem Universum, tern Wola jest w Duchu. Jest razem jego Istotą i Istnieniem, jego Alfa i Omega. Jest ona causa sui, jako initialis i jest równie causa sui, jako finalis. Tu ważne powstaje pytanie: czy też jest odrębne państwo woli? Czy wola jest osobną władzą Ducha czyli też tylko rezultatem czucia i myśli? To pytanie jest jedno z najważniejszych i było dotąd jednem z najtrudniejszych zadań świadomości Ducha. Ono właśnie stanowi punkt sporu między teorją Determinizmu i Jndeterminizmu. Teorja Determinizmu w najprostszem swojem wyrażeniu twierdzi, iż Wola jest stanem Ducha wypadającym z tego, co jej Czucie i Myśl podają, że ona w sobie nic nie ma, a więc niczem nie jest, jedno tern, czem ją jej działacze czynniki (faktory) uczynią. Teorja Jndeterminizmu przeciwnie przyznaje Woli osobną i wszechwładną potęgę i twierdzi, że w sobie samej i jedynie w sobie znajduje źródło swego Objawienia, swej realizacji.1 1 Oczywiście nie może tu być miejsca do rozwinięcia całej fenome-nologji woli, której dzisiejszy stan filozofji tak niezbędnie wymaga. Sprawa woli była dotąd i jest prawie aż do dziś dnia terra incognito. Panowanie Myśli, Inteligencji, íďőň, íüçóéň, od Arystotelesa aż do Hegla nie dozwoliło dotąd Woli dojść do praw swoich w świadomości ludzkiej. Pojęcia i wywody, których się ona stała przedmiotem, były dotąd nader ubogie i dopiero w ostatnich upły-nionych latach spostrzegać się daje jakieś niepospolite zajęcie się tym stanem Ducha. Zajęcie się to nie jest przypadkowe, jest ono w dialektycznym postępie ducha uprawnione, bo dziś właśnie przychodzi kolej na wolę, dziś wola panowanie swoje otwiera. Lecz dotąd zaledwie postulata, dążenia, początki, zarody tego nowego kierunku objawiły się w fiJozofji. Gdybyśmy tu właśnie chcieli dopełnić czego właśnie potrzeba, ugruntowanie, wywiedzenie, rozwinięcie tak nowego i mało uprawionego przedmiotu musiałoby to wy 11 162 Obiedwie te teorje mają wspólnie słuszność i niesłuszność, to jest każda. z nich błądzi właśnie w tern, w czem tamta odwrotna jest prawdziwą, i jest nawzajem prawdziwą w tern, w czem jej przecznica błądzi. Znoszą się więc i wznoszą nawzajem i wspólnie dopełniają prawdy. Wola jest rzeczywiście determinowaną. Determinacje jej podane są z zewnątrz i z wewnątrz, przez zmysł i umysł. Czucie i Myśl są przesłańcami Woli, gotują Pańskie tej Pani drogi. Wola nic stanowić nie może, coby jej przez uczucie lub myśl podane nie zostało, bo wszelkie postanowienie lub działalność, któreby nie było ani świadome, ani poczute, nie byłoby wcale aktem Ducha. (Taki akt byłby tylko — albo aktem szaleństwa, albo fizycznym aktem zwierzęcego organizmu, n. p. akt trawienia, cyrkulacji krwi i t. p. takie akta nie są bynajmniej wolne, ale zupełnie mimowolne wcale bezwolne). Lecz mając sobie daną i podaną determinację przez Czucie lub Myśl, Wola dopiero determinuje samą determinację, jest potęgą wznoszącą tę daną cyfrę ducha. Bez samej cyfry nie byłoby co wznosić do potęgi, a więc cyfra rzeczywiście determinuje potęgę, lecz potęga nawzajem determinuje cyfrę, i z pierwiastku czyni ją kwadratem, sześcianem i t. p. Wola więc, jak z jednej strony jest niewolną, przymuszoną, musząc oczekiwać i przyjmować determinację od czucia i myśli, tak z drugiej strony jest zupełnie samowolną, swawolną, mogąc z przyjętej determinacji uczynić, co jej się tylko podoba. Może ją przyjąć lub odrzucić, zatwierdzić lub zaprzeczyć, stłumić lub wykształcić, ścieśnić lub rozszerzyć, słowem wedle wszelkiej immanentnej możności odmienić, przerobić i wyrobić. Wola ma więc odrębne państwo swoje w duchu, ma więc osobną działalność swoją, kiedy jest u siebie i od siebie. Lecz kiedy jest tylko u siebie, wtedy jest tylko abstrakcyjną ogólnością dążącego ja, — wtedy jest tylko czczą i płonną.— Spełnia się zaś przez determinacje, które przyjmuje, które w sobie przerabia, i jako wolny wyrób Ducha z siebie rzeczywiście wydaje. paść zbyt rozlegle. Dlatego przestaniemy tu na wskazaniu najprzystępniej-szych szczytów kwestji i na utorowaniu, ile możności, drogi do mniej dotąd przystępnych i na obudzeniu w popularnej świadomości tego, co nawet w ezoterycznej świadomości ścisłych badaczy Ducha jest jeszcze zakrytem. 163 Zapatrując się tylko refleksyjnie na wolę znajdziemy dwa jej odwrotne stany, odpowiadające dwom teorjom determi-nizmu i indeterminizmu. Znajdziemy niewolę i swawolę, przymus i dowolność, a to wedle tego, jak wolę wyobrazimy sobie, albo tylko bierną, albo tylko czynną. Refleksyjne to pojęcie Woli jest dalekiem jeszcze od tego, czego jej prawdziwe pojęcie wymaga. [Albowiem refleksja na tern polega, że poprzestając na sprzecznych) wyrazach pewnej prawdy, stoi wiecznie przed alternatywą wybrania jednego lub drugiego. Tymczasem prawdę uchwycić można jedynie jako zasadę ich obu porówno].1 Widzieliśmy, iż w każdym akcie woli objawiają się dwa przeciwne stany niewoli i swawoli. — [Nie znaczy to, by wola nie mogła się nigdy objawić sama przez się. Wolnym być trzeba, by odczuć niewolę — będąc swa~ wolnym popada się w bezwolę. Więc te podrzędne momenty woli wikłają się same w nieuniknione sprzeczności, przez co świadczą wymownie o swojej zależności od panującego żywiołu, który pozostaje niezmienny w ich rozbieżnych dążeniach. Gdy jest czynną, wola musi już nieść w sobie moment bierności, jako pobudkę, — kiedy jest bierną, musi być świadoma, że działaćby mogła. A tak wola nie jest nigdy wyłącznie czynną ani bierną, zawsze jest zarazem jednem i drugiem. Wola zachowuje wyższość nad swojemi przypadkowemi wyrazami i wychodzi nietknięta z ich sprzeczności. Gdy zaś sama siebie po-siędzie, gdy się sama w sobie rozwinie, wola przestaje też objawiać się na los szczęścia pod sprzecznemi postaciami, lecz sama stwarza pomiędzy niemi równowagę i harmonję. Gdzie panuje wolność, tam niema walki pomiędzy determinacją i indeterminacją. Naturalna pobudka potęguje samodzielną chęć, samodzielna chęć przenika i wywołuje naturalną pobudkę, niewola i swawola, przymus i dowolność wzajemnie się znoszą a raczej wznoszą na wyższe stanowisko, na którem bierność i czynność woli zamiast się wykluczać żywotnie współdziałają. Wola przestaje tu być domyślaną podstawą sprzecznych objawów, ona istotnie i samodzielnie występuje za siebie i konkretnie się urzeczywistnia jako wolność].2 1        Słowa objęte nawiasem są uzupełnieniem oryginału. 2        Słowa objęte nawiasem są uzupełnieniem oryginału. 11* 164 Dlatego też Wolność jest najwyższą i absolutnie istotną, substancjalną determinacją Ducha i dlatego powiedzieliśmy, iż tylko niewłaściwie, to jest względnie mówić można o duchu niewolnym. A ponieważ Wolność nie jest tylko bytem, (jak n. p. rozciągłość ciał, która jest daną) lecz jest procesem sta-wania się, przez się, czynem z siebie, samodziełem, przeto też prawdziwa Wolność, ta niezbędna determinacja Ducha, wtenczas dopiero staje się prawdziwa i rzeczywista, kiedy sam Duch się dokonywa, dojrzewa, do doskonałości własnej dochodzi. A że Duch świata dotąd dopiero do dojrzałości swojej dążył i równemi stanowiskami do niej się zbliżał, ale jej dotąd jeszcze nie był dostąpił, przeto też Duch ludzki i Ludzkości dotąd jeszcze wolnym nie był i właściwie wolnym być nie mógł, Wolności dotychczas jak się należy nie zaznaliśmy. Wypadek niniejszy zdaje się być w oczywistej sprzeczności ze wszystkiem, cośmy do tej chwili. powiedzieli. Tam bowiem dowiedliśmy, iż bez Wolności niemasz Ducha, że gdzie jest Duch, tam już jest Wolność, i że Duch jest samą Wolnością; tu zaś doszliśmy do twierdzenia, iż dotąd wcale w świecie Wolności nie było i nawet być nie mogło. Bo też sam Duch dotąd prawdziwym Duchem nie był, jedno dopiero się stawał, bo jeszcze Panowania Ducha Ś-go nie było, jedno się dopiero było przybliży to. [W istocie sprzeczności żadnej tu niema, bo każdy żywotny stan zawiera rozmaitość stopni, choć dopiero ostateczny stopień jest pełnym rozwojem. Wolnym jest człowiek, odkąd jest człowiekiem, lecz wolność jego jest niespełnioną możliwością. Dla doskonałego wykształcenia woli ludzkiej potrzeba zestroju jej realny cl) popędów z przeznaczeniem jej czyli z wolą Bożą. Dopóki człowiek zna wolę Bożą tylko jako ciążące nad nim fatum, wrogie dążeniom jego własnej woli oczywiście nie może jej pełnić. Gdy uzna, że Bóg właśnie żąda od niego samodzielnego wysiłku, wstępuje na wyższy stopień wolności. Lecz w istocie takie przebudzenie się woli nie daje jeszcze wolności. Wala Boża znów nie może być pełniona, dopóki przedstawia się jako ogólnikowy dopiero nakaz — nie obejmujący konkretnych celów woli. Między wolą Bożą a ludzką panuje znów 165 nieuleczalna sprzeczność. Wolność jest dopiero możliwa i wymagana, ale nie jest jeszcze rzeczywista].1 Nim dojdziemy do rozwiązania tej sprzeczności i do wstąpienia na stanowisko absolutnej Wolności, która właśnie będzie spełnieniem Bożej woli jako w Niebie tak i na ziemi, dowiedźmy nietylko a priori, ale a posteriori drugiego naszego twierdzenia i okażmy przez historję, że dotąd wolności nie było, że dotąd wola, ten najwyższy stan Ducha, równie jak w teoretycznej świadomości uznanym nie był, tak też na polu praktycznem wolno i spełna się jeszcze nie rozwinął. — IV. W głębokim i pierwotnym Orjencie o Wolności i o samodzielności mowy być nie może, tam nawet i samoistności śladu nie było, tam wszystko pogrążone AV panteistyczno-kosmicznej substancji. Trwoga, którą Montesquieu bardzo trafnie za panującą w Orjencie uznał, jest istnym dowodem owej absolutnej zależności ducha, a nawet to uczucie Trwogi już jest postępem z bezpośrednio pierwotnego stanu, w którym nawet tego uczucia rozróżnienia od substancji nie było, lecz tylko najzu-pełniejsze zatopienie się w kosmicznem życiu, lub najmecha-niczniejsza kohezja, jak n. p. w Chinach. W patrjarchalnych formacjach taż sama zależność, lecz cokolwiek wyższa, bo organiczniejsza, fizjologiczniejsza. Dopiero w kastach spostrzegamy wykluwanie się jakiejkolwiek samoistności indywidualnej, — a to w uprawnieniu wyższych wzglądem niższych. Bynajmniej nie w sobie, bynajmniej nie przez się i dla siebie, ale tylko w stosunku, w porównaniu do niższych. Wyższe kasty dlatego tylko poczuwały się do pewnych praw, że niższe ich wcale nie miały, a więc tylko ujemnie, prywacyjnie. Niższe zaś choć nie były niewolnicze, ale były daleko mniej jeszcze, były bezwolne. Niewola przypuszcza już wolę, jest jej negacją, przeci-wem; bezwolność zaś jest stanem zupełnego jeszcze nieobu-dzenia woli, niepoczucia się do możności posiadania woli. — Wyższe tedy kasty czuły tylko odrębne swoje uprawnienie Słowa objęte nawiasem są uzupełnieniem oryginału. — 166 w porównaniu do niższych a więc samo w sobie uprawnienie to było zupełnie bezwiedne, nieświadome. Niższe zaś nie czuły się same, nie miały najmniejszego przeczucia własnej godności, były na Duchu martwe, albo co najwięcej, one spały duchowo. — W klasycznej zaś Epoce starożytnego świata (w Grecji i Rzymie) to ilościowe stopniowanie uprawnienia zamienia się na jakościowy odskok, — niektórzy znajdują się wolnemi, niektórzy zaś niewolnikami. W Grecji, gdzie po raz pierwszy duch ludzki doszedł do poznania siebie, do intuicji i bezpośredniej świadomości swojej godności, indywiduum poczuwa się wolnem, lecz nie jako człowiek, ale tylko jako obywatel, jako członek pewnego społeczeństwa, pewnej rzeczypospolitej, a zatem w tej przypadkowej determinacji urodzenia swego. — Co poza tą sferą, to wszystko albo barbarzyńcy, albo niewolnicy, to wszystko nic nie znaczy, — to się u nich nie rachuje. O człowieku, o duchu jako o duchu mowy tam być nie mogło, pierwsze zarody pojęcia człowieczeństwa dopiero na schyłku państwa Rzymskiego kiełkować poczęły, kiedy już jutrzenka Chrześcijaństwa świtała. Spostrzegamy to kiełkowanie w świadomości naukowej u Cycerona, w świadomości popularnej u Terencjusza. Przez to właśnie wolność taka, jaka się dopiero w Helladzie wykluwała, jest tylko partykularnem, wyłącznem, przypadkowem, przyrodzonem uczuciem, znalezieniem się wolnym, które to wszystkie przypadłości na pierwszy rzut oka wydają się zupełnie sprzeczne z pojęciem prawdziwej wolności. Daleko wyższą jest wolność w Rzymie, gdzie homo sui juris już nietylko z samego urodzenia był takim, ale takim stać się mógł, a przecież jakże daleko jeszcze od owego zewnętrznego uprawnienia obywatela Rzymskiego, do wewnętrznej podmiotowej wolności Chrześcijanina! Jakoż widzieliśmy, iż kiedy indentyczna w sobie sub-stancjalność Wschodu zaczęła w łpnie swojem się rozróżniać i jakieśkolwiek uprawnienie rozwijać, nastało w kastach warst-wienie się coraz wyższych uprawnień, tak, iż każda wyższa kasta zdawała się od niższej wolniejszą. Orjentalna ta różnica zamieniła się w Grecji na przeciw-ległość: Wolnych i Niewolników. Otóż przy zachowaniu tej greckiej przeciwległości Rzym objawia niejaki powrót do orjen 167 talnych rozróżnień, ale oczywiście nie w bezpośrednim, naturalnym ich kształcie. Obok głównego rozdziału na obywateli i niewolników, powstaje znowu różnicowe stopniowanie tak, że między samymi uprawnionymi jedni więcej, drudzy mniej byli uprawnieni. (Patrycjusze, plebejusze, patroni, klienci, manu missi etc.) Lecz specyficzną wyższość stanu tego nad wszystkie do owego czasu objawione w historji stanowi to, że uprawnienie to staje się procesem. Skrzepła i nieruchoma dotąd na wschodzie różnica stanów stopiła się w społeczeństwie Rzym-skiem, czyli płynną i zmienną być poczęła. Wolność rzymska po raz pierwszy ukazuje się czynną przez się, nie zaś tylko nadaną, przyrodzoną i w bezpośrednim tym stanie skrystalizowaną, albowiem w mniej uprawnionych wzbudza wolę wyższego uprawnienia, a w więcej uprawnionych wzbudza wolę bronie-nia swego stanowiska, swoich praw i przywiązanych do tegoż stanowiska religijnych i politycznych Działań. Ta to walka Woli o Wolność, stanowi całą istotę wewnętrznej Rzymu historji. To jest ogromnym postępem nietylko w porównaniu do społeczeństw Wschodnich, ale nawet do świata greckiego, gdzie różnica między wolnością a niewolą jeszcze była stałą, a nie płynną, — martwą, skamieniałą, nieprzekraczalną. Dopiero w Rzymie graniczna ta ściana stapiać się zaczęła w ruchomą i elastyczną. Lecz pomimo to, wolność ta równie Grecka jak Rzymska, nie przyszedłszy jeszcze przez wnętrze myśli i nieugruntowawszy jeszcze ogólności swojej na pojęciu każdego ja jako źródła własnego uprawnienia, lecz znajdując źródło to w zewnętrznych okolicznościach (rodowych, narodowych i t. p.) jest przez to samo tylko szczegółowem zjawiskiem, dopiero zewnętrzno — przypadkową wolnością. Nie jest ona świadomem prawem każdego Ducha, ale znowu tylko otrzymanem prawem obywatela, i ta szczegółowa, wyłączna wolność determinowana jest tylko z zewnątrz z danych stosunków podmiotowego świata. — Wiemy zaś, iż zewnętrzna determinacja jest właśnie piętnem niewoli, stanu przymusu. Go się we wnętrzu woli nie odrodzi, to nie jest wolnością. Jest to ograniczona — fatalna wolność. — Dość to wyrazić, aby pojąć, jaka sprzeczność zawarta jest w tych przypadłościach wolności. — Taka więc Wolność, oczywiście nie jest jeszcze Wolnością. — 168 V. Dziwnym zdaje się fenomenem, iż u ludu, którego prawodawstwo ślepem tchnie posłuszeństwem dla woli Boga, spostrzegamy właśnie najwyższe rozwinięcie prywatnej wolności, jakie tylko w świecie starożytnym objawić się mogło. — Spostrzeżenie to powinnoby już dać uczuć, że między wolą Bożą, a wolnością ludzką istotne zachodzi powinowactwo, — powinowactwo, które wkrótce tożsamością być ujrzymy. Jakoż z pomiędzy wszystkich ludów starożytności u Hebraj-czyków doszła indywidualna wolność do najwyższego stopnia możebnego w sobie rozwoju. — U nich każdy Izraelita już jest samoistny, każdy uprawniony, — niewolnicy mogą być tylko od obcych, od Pogan. Wprawdzie zadłużony, zrujnowany Izraelita może zrzec się swojej wolności, zaprzedać takową i w poddaństwo brata swego wstąpić, lecz oprócz tego, że abdykując tym sposobem rzeczywistość swojej wolności nie abdykuje nigdy jej możnością t. j. możności odkupienia się lub bycia odkupionym, (gdy tymczasem niewolnicy starożytni nie posiadali nawet prawa własnego odkupu, bo też i środków ku temu mieć nie mogli) — oprócz tego, iż prawo Mojżesza nakazuje jaknajlepsze obchodzenie się z takim poddanym, który mimo tego nie przestał być bratem, — oprócz tego wszystkiego zgoła jeszcze Rok jubileuszowy ipso jure wszystkim takim poddanym bezwzględne przynosił usamowolnienie. — Zaiste są to już wysokie i ważne determinacje wolności w porównaniu do wszystkich, jakie nam Starożytność przedstawia. Sama niewola u żydów była już raczej tylko poddaństwem niż niewolą, a do tego jeszcze poddaństwem tylko czasowem, poddaniem Bratu swemu. Zdawałoby się przeto, iż na tym szczeblu absolutna godność Ducha i nieskończone, nieogra-niczalne jego uprawnienie już uznanem zostało. Czemżeż się więc jeszcze różni Wolność Żydowska od Chrześcijańskiej? — Ogromnemi różnicami: 1° Tern, że jest wyłączną, a nie włączną, szczególnie indywidualną, nie zaś ogólnie podmiotową, — tycze się bowiem tylko Izraelity jako Izraelity, nie zaś wszelkiego człowieka, jako człowieka, — tycze się więc tego i owego, a nie każdego ja. U żydów Poganin może być zupełnym niewolnikiem, względem 169 niego niemasz obowiązku, niemasz jubileuszu. Ta wyłączna tedy wolność Izraelity zostaje jeszcze wraz z całą starożytnością na stanowisku dawnej szczegółowości, — mechanicznego separatyzmu. 2° Tem znowu, iż jest zewnętrznie przedmiotową, a nie wewnętrznie podmiotową, t. j. tylko w Zakonie napisana, nadana, nakazana, znaleziona jako factum, nie zaś poczęta w sobie, niewydobyta z nieskończoności ducha, niezapisana w sumieniu, w wewnętrznem przekonaniu, w świadomości siebie. 3° Tem nareszcie, że była jeszcze fatalną, konieczną wolnością — nie zaś samowolną. — Ona była tylko factum, a nie ideą, a tem mniej Czynem z siebie, Samodziełem, — bo nawet abdykujący ją z siebie musi mimowolnie wrócić do niej w Rok jubileuszowy — nieograniczonych, bezwzględnych ślubów nieprzypuszczająca. W Erze chrześcijańskiej możnaby mniemać, że skoro to poddanie się subjektu, te śluby czy duchowne czy świeckie były dobrowolne, więc Wolność była zupełną, albowiem Wolność zależy na determinowaniu się z własnego popędu, na urzeczywistnieniu własnych postanowień. Tak jest bezwątpienia, lecz jest to dopiero pewien szczebel wolności, nie zaś zupełne jej stanowisko. Wolność, która sama się znosi, jest niczem innem jedno dialektyczną Wolnością, stanowiskiem wewnętrznej negacji Wolności. Wszelkie zaś negacyjno dialektyczne stanowisko, jest tylko przejściem, środkiem, nigdy zaś Celem i zadośćuczynieniem pozostać nie może. Tu przez samą Wolność znosi się Wolność, na stanowisku zaś ostatecznem, harmonijnem, Wolność ma wznosić i wzmacniać się sama. Niedość więc na tem, iż subjekt raz u siebie wolno postanawia abdykować wolność swoją, nie można go już przez to rzeczywiście wolnym nazwać, gdyż (co najwięcej) wolnym był tylko w chwili abdykacji, i to, jak wnet zobaczymy, jeszcze nie rzeczywiście. A jeśliby kto z pojęcia Wierności wyprowadzać chciał wniosek, iż wierny subjekt ciągle abdykuje, a więc ustawicznie wolności swojej daje dowód, utrzymując się w wierności, tobyśmy odpowiedzieli, iż to zupełnie na jedno wychodzi, bo tu nie o czas, nie o chwilę jedną lub o mnóstwo chwil idzie, ale 170 ď to, iż wolność takowa jest tylko w principium swojem, χáôÜ äüíáěí, jest tylko formalną wolnością i czyni abstrakcję z wszelkiej treści swojej, — co zaś jest tylko w principium, tylko w możności, to jeszcze nie jest tem, czem być ma, czego pojęcie i przeznaczenie jego wymaga — to jest czczem i ab-strakcyjnem. Pojęcie i przeznaczenie Wolności jest, ażeby nietylko z wnętrza ducha pochodziła i w tem wnętrzu możność własnej determinacji zachowywała, ale też żeby na zewnątrz rzeczywiście występowała, przedmiot zgodnie do Celu podmiotu kształciła, możność swej determinacji istotnie realizowała i treściwe żywioły Ducha rozwijała. Taka więc Wolność już nie jest prawdziwą, skoro Rzeczywistość nie odpowiada Możności, skoro jej pojęcie nie realizuje się, skoro jest tylko potentia, nie zaś actu. Przypuszczając nawet, iż w Wierności zachowana jest integralna możność Wolności, subjekt abdykujący ma takie prawo nazywać się wolnym, jak człowiek posiadający znaczną bibljotekę, lecz nieużywający nigdy takowej, miałby prawo nazywania się uczonym. Uczoność jego tkwi w szafach i na pułkach jego, ale nie w duchu własnym. On wprawdzie może być uczonym, jeżeli te książki przeczyta i nauczy się co w nich zawarte, — ale bez tego nim nie jest. Nie możności tylko, lecz rzeczywistości, — nie abne-gacji, lecz afirmacji, — nie rozstroju lecz stroju wymaga prawdziwa Wolność. Nie wystarcza jej zasadniczy akt postanowienia, jej potrzeba życia wolnego, procesu spełnego, harmonijnej rzeczywistości. Jej potrzeba być Czynem, a nie tylko intencją. Najdobrowolniejsza abdykacja własnej woli niemoże być wolnością, bo wola z natury swojej nie chce być abdy-kowaną, ona woli być wolną, ona chce żyć, determinować i realizować się w tem życiu i harmonizować się ciągle z przeznaczeniem swojem. Wolność nie cierpi żadnej frymarki, choćby ta najszlachetniejszy miała pozór a nawet istotę. Taka abdykacja więc byłaby frymarką Wolności, jest tylko pewnym aktem swawoli czyli dowolności. Wiemy, że swawola na tem zależy, aby dać przewagę wewnętrznej, podmiotowej i abstrakcyjnej swojej woli wbrew 171 determinacjom przedmiotowym i konkretnym. W swawoli wszy■ stko jest możne, w Wolności zaś to jest rzeczywistem, co z Celem i Przeznaczeniem Ducha wolno się zgadza, — co jest w har-monji własnej, a nie zaś w chaosie przypadkowości lub dowolności. Wszelki więc ślub, przez który człowiek abdykuje swą wolność, jest istną swawolą jego Ducha, a razem jego zgwałceniem, bo wiemy, że swawola zawsze ma w sobie swą przeciwnicę gwałt. Duch więc, który abdykuje, który zaniedbuje wolność swoją, źle czyni, bo działa przeciw naturze i przeznaczeniu swemu. Wprawdzie na dialektyczno-antytetycznem stanowisku Chrystjanizmu to dialektyczne zniesienie Wolności samej przez się było zupełnie na swojem miejscu, a więc wtenczas jako przejście, jako środek, jako negacyjność postępu dobrem było,1 lecz dziś przestępując znowu ten negacyjny postęp i wstępując w organiczną afirmację pojmujemy, iż Wolność w treściwej pełni i harmonji swojej realizowaną być powinna. Lecz brak Wolności w świecie Chrześcijańskim nietylko z dobrowolnej jej abdykacji pochodził. W masach nie przyszło do abdykacji, do ustąpienia, tam był też brak z niedostą-pienia. Dlaczego? Bo człowiek pojął się dopiero jako subjekt, nie zaś jeszcze jako Osoba, t. j. przyszedł do świadomości abstrakcyjnej swej godności, jako człowiek wewnętrzny, ale nie konkretnego uprawnienia swego jako członek społeczności. Miał on już świadomość wiecznych praw i obowiązków swoich, ale jeszcze nie doczesnych. Te zaś wieczne prawa i obowiązki, ponieważ były tylko wieczne, a nie zarazem doczesne, były tylko abstrakcyjno-idealne, a więc nie prawdziwym, nie rzeczywistym jeszcze produktem niedojrzałej myśli, wstępnego wyobrażenia. Bo wiemy, iż Wieczność, która doczesności w sobie nie zawiera, która doczesność z siebie wyklucza, tem samem nie jest prawdziwą wiecznością,2 bo się ogranicza sama, bo się sama z łona wszelkiej realności wydobywa, opuszcza atmosferę żywotną, dla krain jakiegoś ideału, gdzie jest czczo i pusto. 1        Patrz Wstęp, co do dialektyczno-antytetycznego stanowiska Chrystja nizmu, oraz Siódmą Prośbę, co do pojęć względnego złego i dobrego. 2        Patrz tom I. dział IV. 172 Jakżeż trafnie i głęboko wyraził to Śty Jakób1 w następującym wierszu: „kto wejrzy w doskonałe Prawo Wolności „i trwać będzie w niem, nie zapominając (nie zaniedbując) lecz „działając czynnie, ten błogosławiony będzie w czynie swoim".2 Tekst ten jest tak dobitny i obfity, iż byłoby zaślepieniem chcieć go jeszcze objaśniać. — Dotychczasowe zaś prześlepienie tego tak ważnego tekstu inaczej pojąć się nie da jedno przez to, iż właśnie wejrzenie w doskonałe prawo Wolności, trwanie w niem i działanie czynne — dopiero trzeciej epoki ludzkości mogło się stać udziałem. Stąd wypływa następujący wniosek. Jakeśmy więc dotąd nie posiadali jeszcze Ducha, ale dopiero pierwiastki Ducha,3 tak też nie posiadaliśmy jeszcze Wolności, jedno dopiero pierwiastki Wolności, a z udzieleniem się Ducha Świętego Ludzkości następuje też jej rzeczywista Wolność, jak to dzielnie przepowiedział Paweł Śty: „Gdzie jest Duch Pański tam jest Wolność.4 VI. Wszak codzień słyszycie — i zapewne Wam samym zdarzyło się powtórzyć wyznanie, iż Ustawa Moralna przez Chrystusa objawiona jest non plus ultra społeczeńskich ustaw, i że gdyby tylko każdy jej dopełniał, posiadalibyśmy raj na ziemi. Słysząc lub mówiąc to słyszycie i powtarzacie wielką prawdę, ale, zaiste, nie rozumiecie jej dotąd, bo tak właśnie, jak ją rozumiecie, jest fałszem. Bezwątpienia Ustawa Moralna Chrześcijaństwa jest najszczytniejszą i najdoskonalszą, jaka tylko być może, ależ przecie braknie jej czegoś jeszcze, a ten jej brak sami wyznajecie pomimo uznania jej doskonałości, nie uważając, że to o czem właśnie wspominacie stanowi sam brak zasady. Mówicie bowiem: „Gdyby zasada chrześcijańska miłości i braterstwa wszechludzi 1        Jakżeż to trafnie i głęboko przeczuł Rousseau, mówiąc, że, kto dobro wolnie poddaje się niewoli, ten zrzeka się cnoty. (Contrat Soc. liv. I. eh. 4.) 2        Jac. I. 25. Qui autem perspexerit in lege perfectae libertatis, et permanserit in ea, non auditor oblivionis factus, sed factor operis, hic beatus in facto suo erit. 3        Rom. VIII. 22. 23. 4        II. Cor. III. 17. 173 „dopełnianą była, mielibyśmy raj na ziemi." Otóż właśnie, że nie jest dopełnioną, — to samo jej braku, jej niedostateczności dowodzi, czyli: brak jej właśnie dopełnienia. Bo dlaczegóż nie jest dopełnianą? Gdyby była spełnia dobrą, wszechstronną, praktycznie stosowną, słowem doskonałą, toby też była dopełnianą, boć samo jej dopełnianie byłoby dopełnieniem jej doskonałości. Dopóki przeto braknie jej tego ontologicz-nego dowodu, dopóty też doskonałość ta jest tylko ideałem, — jako coś co być powinno a jednak nie jest, jako czysty postulat, — czyli jest jeszcze abstrakcyjną. Doskonałą jest, zaiste, ustawa moralna, ale tylko idealnie t. j. iż nic nad nią wyższego i doskonalszego ogólnie pomyśleć nie można, ale też ów czysty pomysł jest czczym, dopóki się nie spełni, dopóki się w czyn nie wcieli. Jest to więc dopiero wytknięty cel, ale jeszcze wcale nie spośredniczony środkiem, braknie mu więc środków do spełnienia. Całkowita epoka dążenia, epoka tęsknoty, dążyła i tęskniła do tego celu, który przecież zawsze był poza jej obrębem, i coraz bardziej niedosięgalnym się zdawał. I w rzeczy samej był niedosięgalnym, dopóki go jedynie wewnętrznem usposobieniem, samym duszy popędem dosięgnąć chciano. Bo zewnętrzna natura oddziaływa przeciw li wewnętrznym postulatom, w które wbrew niej występują zamiast wstąpienia w nią. Wrodzone popędy namiętności dadzą się wprawdzie poskromić, uśmierzyć, ale zgoła zniweczyć przecież się nie dadzą. Jak potępianie i wytępianie było tylko zaprzecznym środkiem, a więc rzeczywiście wcale żadnym środkiem, jeno przejściem, przygotowaniem do niego. Potrzeba środka twierdzącego dla dopięcia rzeczywistego, nie zaś tylko oderwanie pomyślanego celu. Twierdzący zaś środek jest, nie zaś być powinien, — bo to co właśnie tylko wiecznie być powinno, a nigdy nie jest, to właśnie być nie powinno, bo gdyby istotnie być powinno, toby też było, toby się też stało. Stanie się, czyli nastanie jest dopiero ostateczną rękojmią, że coś było być powinno. Z tego przebiegu Historji Wolności wypada, iż w miarę kształcenia i rozwijania się Woli ludzkiej podmiotowo w sub-jekcie, kształciła się też i rozwijała Wolność Ludzkości (przedmiotowo w Objekcie). Indywiduum realizując bezpośrednią wolę swoją stworzyło Prawo. — Prawo jest najdoskonalszem 174 ustaleniem stosunków indywidualnych między ludźmi, jest Ustawą ich zewnętrznych styczności i uharmonizowaniem tychże. A ponieważ świat starożytny był właśnie światem zewnętrznych stosunków, przeto też w świecie starożytnym doszło prawo do zupełnej dojrzałości swojej, do odpowiedniego pojęciu swem urzeczywistnienia. Kształtowało się prawo w kolei wieków i narodów aż nareszcie doszło w systemie Prawa Rzymskiego do stanowiska tego, które już jako ścisłe prawo przekroczonem być nie może. Jako snycerstwo greckie, albo jak malarstwo średniowieczne przedreformacyjnej Epoki, tak też prawo rzymskie, (jako prawo) nic do życzenia nie zostawia i dokonało swojego pojęcia. Zaiste uległo już od tego czasu i ulegnie jeszcze Prawo różnorodnym przekształtom i postępowi, równie jak snycerstwo i malarstwo podobnych doznało, lecz postępy te i przekształty już nie z natury samego prawa wypłyną, ale z wyższej nad ścisłe prawo idei. Idea moralności, a tem bardziej socjalności panująca nad ideą Prawa, będące znowu dalszym tejże postępem i rozkwitem wpływają na nią i przekształcają takową odpowiednio do wyższych celów swoich i doskonalszej swojej natury. Ale w tym wpływie i w tem przektształceniu już nie o indywidualne tylko stosunki, już nie o ścisło zewnętrzne tylko determinacje woli idzie, ale też o wewnętrzne, sub-jektywne. Jak indywiduum realizując bezpośrednio wolę swoją stworzyło Prawo, tak subjekt realizując refleksyjnie wolę swoją stworzył Moralność. Ustawa Moralna jest znowu najdosko-nalszem ustaleniem stosunków podmiotowych i wewnętrznych między ludźmi i uharmonizowaniem tychże. A ponieważ świat Chrześcijański jest właśnie światem wewnętrznych i podmiotowych stosunków, przeto też i w świecie tym idea moralności zupełnego rozwinięcia swego dostąpić musiała. Jakoż Ewangelja przedstawia takową w absolutnej dojrzałości, a wszystkie prace Moralistów tej Epoki były tylko usystematyzowaniem tkwiących w niej zarodów i doprowadzeniem ustawy moralnej do zupełnej odpowiedniości swojemu pojęciu. Moralność Indyjska n. p. moralność Konfucjusza i t. p. mogły się jeszcze z wewnętrznej swojej zasady wznosić i wykształcać, były zdolne doskonalić się bardziej, mogły jeszcze wyższego 175 rozwinięcia własnej istoty oczekiwać, ale moralność Ewangeliczna jest już dostąpieniem własnej pełni, własnego Apogemu. Nad ewangeliczną moralność już żadnej wyższej być nie może, ona jest już jako moralność dokonaną, doskonałą. Chryst-janizm więc doszedł do kulminacyjnego punktu Moralności, jak Rzym doszedł do kulminacyjnego punktu Prawa. Lecz znowu z wyższego stanowiska Wolności, ze wpływu wyższej nad samą Moralność idei, ulec może i ulega sama idea Moralności dalszym postępom i przekształtom. Nic z siebie i nic dla siebie, bo jako taka już jest dokonaną, — (już jest klasyczna, jak snycerstwo Greckie, albo prawo Rzymskie,) ale z wyższego stanu Ducha i dla wyższego stanowiska Wolności. Moralność bowiem jest stanowiskiem Wolności nieodpo-wiedniem jeszcze wszelkim wymaganiom Ducha, jest dopiero abstrakcyjnym postulatem, jest walką samej wolności z sobą i zwyciężeniem jej przez siebie samą, — przedmiotowo jest rozkazem dla ducha, obowiązkiem, — podmiotowo jest intencją ducha, dobrą i świadomą chęcią — lecz nie jest jeszcze spełnieniem rozkazu, nie jest jeszcze wywnątrzeniem się intencji w całym obszarze społecznych stosunków. Jako indywiduum jest człowiek dopiero szczególnym, przypadkowym człowiekiem, takim lub owakim, znajduje się i czuje w zewnętrznych okolicznościach i w tych stara się jak może usadowić i urządzić się. Jako subjekt jest człowiek już ogólnym, ale dopiero, abstrakcyjnym człowiekiem, pojmuje-się i uznaje we wnętrzu swojem i to wnętrze swoje jedynie wykształcić i urządzić usiłuje. Indywidualnemu człowiekowi szło tylko o Byt swój, o istnienie, o prawo egzystencji swojej. Podmiotowemu człowiekowi idzie tylko o Myśl swoją, o istotę, o intencją swoją. Tam był abstrakcyjny w szczególnej realności swojej, tu abstrakcyjny w ogółowej realności swojej. Obydwa stanowiska wymagają dopełnienia. Dopełnienie to znajduje się w człowieku spełnym, konkretnym, w Osobie. Osoba już nietylko znajduje się przypadkowo i czuje siebie w świecie, już nietylko wie o sobie, jako o koniecznie uprawnionem ja, ale też chce z siebie istotą i istnienie swoje rozwinąć, działa przez się, od siebie sama się skutecznie a nietylko intencyjnie afirmuje, sama przyczynę 176 swoją w społeczeństwie stwarza, sama organicznie się przyczynia do organicznego żywota Ludzkości. Będąc prawnem indywiduum człowiek się tylko odgranicza od innych, krystalizuje się w sobie, strzeże praw swoich i istnienia własnego, a drudzy mają tylko ujemny obowiązek szanowania tych praw t. j. nieobrażania takowych. Będąc moralnym subjektem człowiek się tylko rozpływa w abstrakcyjną ogólność, poświęca się, on sam nie o prawach swych myśli, ale o obowiązkach, szanuje tylko istotę i intencje swoje. Będąc zaś socjalną Osobą człowiek działa i udziela się i bierze Udział w rzeczywistem, pełnem, społecznem Życiu.— Osoba socjalna jest indywiduum i subjektem razem do wyższej potęgi podniesionem; ona ma prawa, ona nie jest czczym tylko ogólnikiem, zerem bez cyfry, ale też nie jest tylko pojedynczą, j odrębną cyfrą bez związku w wielkim Świata rachunku. Osoba jest rzeczywistym członkiem społeczeństwa; w tej pozycji zawarta jest razem jej zależność i niezależność. Jej byt przez się i współuczestnictwo z ogółem — jej bierna i czynna partycypacja, — jej funkcja. Prawo i obowiązek są to dwie przeciwne sobie stronice jednej idei, a tą skupiającą ideą jest Cnota. — Prawo jest Cnotą w stanie martwego Bytu, — bezwzględnego przepisu, — Obowiązek jest Cnotą w stanie oderwanej myśli — niespełnione jeszcze intencji. Dopiero sama Cnota jest żywem spełnieniem Prawa i Obowiązku, zadośćuczynieniem warunkom i dążeniom swoich składowych pierwiastków, — jest prawem i obowiązkiem przeszłym z Bytu i Myśli w samodzielne Życie, jest Czynem. Prawo i obowiązek są w ciągłej walce z sobą, póki się Cnota z nich nie zrodzi i owych Rodziców swoich w siebie nie ogarnie. W Cnocie zaś i przez Cnotę prawo staje się obowiązkiem, a obowiązek prawem, w cnocie zaś dopiero i przez cnotę tak wykonanie prawa jak spełnienie obowiązku, jest rozkoszą — jest szczęściem. I tak n. p. w Cnocie obywatelskiej wykonanie praw obywatelskich i spełnienie obowiązków obywatelskich, słowem służenie sprawie publicznej, jest rozkoszą, jest gorącem pragnieniem, jest celem i nagrodą zabiegów' prawego obywatela. 177 W cnocie małżeńskiej i rodzinnej poświęcanie się dla dobra małżonki lub małżonka, oraz dzieci swoich stanowi szczęście; w tych tedy przykładach prawo i obowiązek jest jedno i to samo. Gdzie Cnoty niema, a cnota być nie może bez Miłości, Mądrości i Woli, tam rozpada się prawo z obowiązkiem, tam prawo idzie do Sasa a obowiązek do lasa, a przy rozpadaniu się żywiołów społecznych panuje tylko walka lub dezorjentacja. W małżeństwie gdzie niema cnoty, jedna strona upiera się przy swojem prawie, albo gwałci prawo, a druga nie spełnia swego obowiązku albo także gwałci prawo i odwrotnie.1 Tu prawo i obowiązek nie są względem siebie negacyjne, nie wyłączają się bynajmniej, nie stają zewnętrznie naprzeciwko siebie, lecz stopiły się razem w Cnocie. Cnota już nie jest wyłącznem factum — ani też wyłączną myślą, intencją, — ale jest realnem Życiem całem, jest spełnią praw i Obowiązków z własnego popędu i natury Ducha. Realizacja zaś Woli takiej Osoby jest socjalność. To trzecie piętro Wolności, do której Prawo i Moralność byłyby poprzedniemi piętrami, przygotowawczemi szczeblami, — pre-misami właściwego wniosku. — W socjalności dopiero jest Wolność jakby w domu, u siebie, u Celu swego, doszła do swego znaczenia, dopełniła przeznaczenia swego. W socjalności więc dopiero jest wolność Wolnością, dotąd zaś była tylko dążeniem, przybliżeniem, chromym na jedną lub na drugą nogę postępem. Jużci przy samem Prawie jest już pewien początek Wolności, lecz niedostateczny, bo wyłączny, szczegółowy, egoistyczny. Przy Moralności już jest Wolność daleko doskonalszą, uogólniona, wewnętrznie uzasadniona, szranki egoizmu przekraczająca, przelewająca się na bliźnie Duchy i Równość tychże 1 Ustęp powyższy sięgający od słów: „Prawo i Obowiązek" do słów: „albo także gwałci prawo i odwrotnie" — pochodzi z luźnej karty znajdującej się w „manualiku" autora. Znajdujemy tam jeszcze następujące' notatki: Przed pomienionym ustępem — „Do III Prośby w dopełnieniu tego co jest w manualiku podłużnym. (Wettstein Now. Test. I. 323 i Lightfoot. Paralele do Mat. VI, z żydowskich i pogańskich pism zebrane".) U spodu dopisano: „Władza opinji u Rzymian. — ignominja wyrzeczona p. Cenzorów. (Dalsza część przy pisku nieczytelna. Przyp. wyd.) 12 178 w obliczu Boga uznawająca, Braterstwo ich wyznawająca, ale jeszcze niespełna, bo owych związków i obowiązków publicznie na wszelkich szczeblach społecznych niespełniająca. VII. Ustawy i instytucje prawne, moralne i socjalne są więc przedmiotowem urzeczywistnieniem Woli, treściwem spełnieniem Woli. Są one tem dla Woli, czem Umiejętności są dla Myśli, czem Sztuki piękne są dla Czucia. Są to najwyższe Ducha Twory, a razem najwyższe dla Ducha Przedmioty. , Ale jako Przedmioty Ducha, nie tyle one pochodzą tylko z niego, lecz wyszedłszy z niego, począwszy się w nim, spełniwszy się przezeń, stawiają się samoistnie naprzeciw niego i wtedy Duch podmiotowy wchodzi w stosunek z temi Przedmiotami Ducha. Jakoż każde dzieło Sztuki jest wprawdzie naprzód utworem artysty, a zatem wypływem z jego Ducha, lecz skoro rzeczywiście utworzonem zostanie, staje się przeciwległym Przedmiotem dla Ducha, stoi przed nami, lub jest nam dany, abyśmy go użyli, uczuli, słowem przezeń zadosyć uczuciom naszym uczynili. Toż samo z Umiejętnością. Każda nauka jest utworem uczonych mędrców, myślących badaczy. Lecz skoro nauka jaka wykształconą została, skoro jakakolwiek prawda już odkrytą i w świadomość już objętą została, wnet z utworu podmiotowej wiedzy staje się znowu Przedmiotem dla Ducha,— jest nam znowu daną, abyśmy się jej uczyli, abyśmy w niej zadosyć potrzebom myśli naszej uczynili, i z niej dalsze wyroby Myśli wysnuwali. Toż samo ze społecznem Życiem, z Wolnością. Każda ustawa, każda instytucja, czy prawna, czy moralna, czy socjalna wyszła z twórczości podmiotowego Ducha, lecz skoro z niej wyszła, już jest dana, już jest przedmiotowym Duchem, już istnieje przez się naprzeciwko podmiotowym Wolom, abyśmy w jej sferze działali i w niej zadośćuczynienie potrzebom woli naszej znajdowali. Instytucje więc istniejące, ustalone, tak zwane pozytywne prawa społeczne są więc, jakkolwiek są utwo 179 rami woli, niezależnemi od woli pojedynczej, ale owszem, każda wola pojedyncza uznaje w nich swoją ogólną substancję, swój przedmiot, swoje spełnienie, — właśnie tak jak Umiejętność lub Sztuki piękne są ogólną Substancją i przedmiotem i spełnieniem wiedzy i Czucia. Jak lada widzimisię myśli nie zdoła nadwerężyć spełnionej istniejącej nauki, tak lada chętka woli nie zdoła nadwerężyć spełnionego istniejącego prawa. Prawo istnieje przez się, kto go swawolnie narusza, ten musi przestać być wolnym, musi przestać być członkiem społeczeństwa Woli. Pojedyncze naruszenie prawa jest w sferze czynu tem samem, czem w sferze myśli pojedyncze absurdum. Kto się takowego dopuści, o tym także powiedzieć można, iż nadwerężył naukę, lecz nauka przez to nie przestaje być Nauką, nie troszczy się o to, tylko absurdnik przestaje de facto i de jure być rozumnym, przestaje być członkiem Rzeczypospolitej Myśli. Ale chceszli prawdziwie i rzeczywiście posunąć dalej Naukę lub Prawo społeczne, jeśli Twój Duch tak szczęśliwy, tak między wybranemi wybrany, iż on pierwszy dochodzi do przeczucia, świadomości i woli dalszego wykształcenia Ducha przedmiotowego, wyższego urzeczywistnienia Woli podmiotowej . i Woli przedmiotowej, doskonalszego jeszcze spełnienia Wolności — wtedy uczyń to nie wahając. Objaw światu, co tkwi we wnętrzu Ducha Twego, Myślą lub Czynem udziel to światu, a jeśli to jest normalne, jeśli to jest istotnym postępem — nie troszcz się, dziś czy jutro, przez spółczesnych czy przez potomnych, sprawiedliwość wymierzoną Ci będzie. Wtedy utwór Twój, wyłączna dotąd własność Twoja, stanie się własnością ogółu, stanie się znowu dla innych Przedmiotem, a Ty nadałeś Ludzkości nową Prawdę, albo nowe Dobro! Rzeczywiście, ktokolwiek z nową Myślą albo z nowem wolnem dziełem występuje, ten czyni występek przeciw istniejącym nadanej i uznanej sferze Przedmiotowego Ducha. Idzie tylko o to, czy ten występek zostanie występkiem, przestępstwem, czy też się okaże prawdziwym postępem. — My na-przykład w tej chwili w całym ciągu niniejszego dzieła czynimy same przestępstwa, na wszystkie strony przestępujemy 12* 180 obecne stanowisko Przedmiotowego Ducha, wiemy o tem dobrze, — wiemy co czynimy, — lecz odwołujemy się do Boga i do sumienia całej Ludzkości, czy te przestępstwa nie są postępami! O, zaiste, byłyby to przestępstwa i zostałyby przestępstwami, gdybyśmy naruszali którąkolwiek z odwiecznych zasad, na których wybudował Duch wiekuisty Przybytek Pański! Byłyby to przestępstwa, gdybyśmy którykolwiek z założonych już węgłów podkopali lub wysadzić usiłowali. Ale nie daj tego Boże, ani nam ani tym, co po nas przyjdą i za nami pójdą. Nic nie wysadzamy, niczemu nie zaprzeczamy, owszem, utwierdzamy, na tem co już założone i zdobyte dalej budujemy i, jak nasz Mistrz Wiekuisty, nie przychodzimy rozwiązywać Zakonu, jedno spełniać takowy. I pod tym tylko warunkiem postępowanie nasze nie zostaje przestępstwem, ale Postępem. Tak więc równie nauki jak instytucje społeczne nie dają się przekształcać pierwszemu lepszemu, — są to już istniejące potęgi, — są to sfery ogólnego Ducha, w których szczególne Duchy są, ruszają się, żyją. Dopiero gdy pojedyncze Myśli lub Czyny za postęp przez ogół uznane zostaną, gdy ogół sobie przyswoi i za własność swoją, za swoje Dobro je uzna, gdy je znowu w istniejący Przedmiot wykształci, wtedy dopiero powiedzieć można: Duch Przedmiotowy się wzniósł, wyższa sfera świata się otworzyła, Mądrość lub Wolność udoskonaliła się. Doszliśmy więc do ścisłego pojęcia rozróżnienia i do przeciwległości dwóch sfer, t. j. Ducha podmiotowego i ducha przedmiotowego i do uznania, jak jedna na drugą działa. Doszliśmy do uznania, iż również jak Duch podmiotowy kształci się w potoku wieków i do coraz wyższej, pełniejszej godności dochodzi, tak też i duch przedmiotowy, a mianowicie najwyższa jego determinacja, — Wolność, coraz się bardziej spełnia, coraz bardziej do immanentnego celu i przeznaczenia swojego dochodzi. Wszystkie więc żywioły zawarte w pojedyńczym duchu człowieka odbijają się kolejno i objawiają przedmiotowo w ogólnym Ducbu Narodów i Świata. Wszystkie instytucje społeczne i ustawy są ogólnem polem do realizowania narodów... 181 Duch Przedmiotowy jest więc dziełem Ducha podmiotowego, a przecież jego substancją — jego ogólnością, panującą nad nim władzą. Jest on z niego i dla niego. Dla siebie on nie żyj.e, odrębnego żywota swego nie ma, inaczej nie byłby ogółem, lecz znowu tylko szczegółem i tylko realizuje się w szczególnych Duchach i przez szczególne Duchy. Duch przedmiotowy nie jest więc Osobą w właściwem znaczeniu tego wyrazu, ale tylko tak zwaną osobą moralną, czyli nie persona, lecz personifikacja, nie jest więc osobnikiem ale osobowością. Gdybyśmy nie unikali zbyt naukowo-spekulacyjnych wywodów i tam tylko do nich się nie udawali, gdzie tego niezbędna dla ścisłości, niezachwialności rozumowania jest potrzeba, tobyśmy w tem miejscu filozoficznie rozwinęli dialektyczny proces Ducha Przedmiotowego i Podmiotowego i z Dialektyki pojęć Ogólności i Szczególności wyprowadzilibyśmy pojęcie absolutnej Całości, czyli Ducha absolutnego, i tym sposobem wyprowadzilibyśmy świadomość Woli Bożej jako absolutnej Syntezy woli przedmiotowej i podmiotowej, jako korony i sumy dotychczasowego procesu. Lecz gdzie tylko można bez nadwyrężenia ścisłości trzymamy się bezpośredniego trybu dowodzenia. I tu więc tylko wskazujemy drogę ścisło filozoficznego wywodu, a sami dalej pójdziemy bardziej za światłem intuicji niż za przedmiotem spekulacyjnej dialektyki. Cóż to więc znaczy, iż duże te sfery będące nawzajem spełnieniem siebie samych, determinujące się obustronnie, zamiast dokładnie przypadać do siebie, jak tego pojęcie ich wymaga, w bezustannej są z sobą walce? Skądże to pochodzi, iż wola pojedyńcza w woli ogólnej zamiast dopełnienia własnego, znowu tylko ograniczenie własne upatruje, zamiast przypadać, sprzeciwia się takowej, przekracza ją ciągle i nawzajem przekraczaną bywa? Dlaczegoż te wszystkie kolizje i autonomje, kiedy dwie te sfery są jednego Ducha stronicami? Mój Boże, pytacie się dlaczego? A dlaczegoż w samym Duchu człowieka wieczne tkwią sprzeczności, dlaczegoż wieczna objawia się walka wewnętrznych ducha żywiołów? Dlaczegoż Duch przedmiotowy sam w sobie bezustanne autynomje zawiera, Dlaczegoż Prawo, Dlaczegoż Moralność jest systemem samych kolizyj i t. p.? 182 Oto wszystko dla jednej tylko ale wielkiej przyczyny, — oto dlatego, że Duch dotąd nie dojrzał, że nie doszedł jeszcze do dokonania, do doskonałości swojej, że się dotychczas sam Duch znajduje na szczeblach przechodnich, dialektycznych, negacyjnych wielkiego swego procesu, że nie wstąpił jeszcze w organiczną swoją afirmację. Tu dochodzimy do rozwiązania tej pozornej sprzeczności, którąśmy wyżej wskazali, nie troszcząc się zrazu o jej załatwienie. Powiedzieliśmy, iż istnem znaczeniem i przeznaczeniem Ducha jest Wolność, a potem wskazaliśmy historycznie, iż dotąd Duch nie posiadał i nie mógł posiadać Wolności. Teraz pytamy się, jak to być może i dlaczego tak? Oto właśnie dlatego, że sam Duch dotąd jeszcze nie był sobą, — żeśmy dotąd mieli tylko pierwiastki Ducha, ale nie jego spełnię... VIII. Kiedyż więc dojdzie Duch do tego dokonania swego, kiedyż wstąpi w organiczną swoją afirmację? A nadto przypuściwszy, że raz dojdzie, to chwila jego dokonania chyba będzie też chwilą jego skonu, bo absolutnie dopełniwszy procesu swojego, sam proces swój zamknie i zniesie. Przekroczy w tej chwili własne stanowisko, tem samem przestanie być tem, do czego właśnie dopiero co doszedł? Na pierwsze pytanie odpowiedź oczywista, bo wypada ze wszystkiego, cośmy dotąd powiedzieli. Duch dochodzi do dojrzałości i doskonałości swojej przez trzecie absolutne objawienie — przez trzecie Przymierze z Bogiem — przez trzecią Erę Historji, przez panowanie Ducha Ś-go, „który nas we „wszelką prawdę wprowadzi."1 A ta poznana „Prawda wyswo-„bodzi nas;"2 jakoż ujrzymy, że: „gdzie jest Duch Pański tam „jest Wolność."3 Na zapytanie zaś, czy chwila dokonania jest właśnie chwilą skonu, chwilą przekroczenia siebie samego, odpowiadamy, że nie. 1 Joan. XVI, 13. 2 Joan. VIII. 32. 3 2 Cor. III. 17. 183 Perjod dojrzałości, doskonałości jest właśnie koroną Życia, nie zaś śmiercią, użyciem nie utratą, harmonijnym spokojem po trudzie dostępu, nie zaś martwym spoczynkiem. Dojrzały wprawdzie owoc skoro tylko dojrzeje spada, a następnie psuje się, ale dlaczego? dlatego właśnie, że owoc nie jest celem przez się, nie przez się, ani dla siebie on żyje, ale jest produktem Natury dla innych. Dojrzenie więc jego jest również chwilą użycia, ale użycia dla innych i dlatego spożytym być powinien. Jeżeli go zaś uważać będziemy za środek odrodzenia własnego gatunku, t. j. za szczegół przeznaczony do utrzymania Ogółu, wtedy również po dojrzeniu nic mu innego nie pozostaje, jedno zginąć dla substancji swojej. Z Duchem zaś rzecz się ma zupełnie inaczej. Duch jest przez się i dla siebie, doszedłszy więc do własnego celu, żyć i użyć go pragnie i ma do tego prawo. Ma prawo, bo je sam , zdziałał, sam na nie zasłużył. Przeznaczeniem Ducha jest być samego siebie wytworem, a więc i samego siebie użyciem — nagrodą swoją i szczęściem swojem. Wprawdzie każdy Duch ograniczony jako ograniczony, jest też tylko ograniczonym celem, a więc rzeczywiście musi przyjść chwila, w której przekroczy się sam, bo każde ograniczenie dlatego jest ograniczeniem, aby przekroczonem, znegowanem zostało, lecz pomimo tego już jest Duchem, skoro partycypuje w społeczności Ducha. Pomimo ograniczenia swego żyć i użyć musi, choć ograniczonym sposobem, dojrzałego plonu swego trudu.1 Wkroczenie więc w dojrzały, w doskonały perjod żywota Ducha, nie jest skonaniem tegoż Żywota, nie jest jego przekroczeniem, lecz owszem jego najwyższem życiem. Żywot ten jest dokonany w znaczeniu tem, iż doszedł do celu swego, do spełni i organizacji dotąd nieprzytomnych, nie obudzonych, lub luźnych i niesfornych żywiołów. Lecz nie jest dokonanym w znaczeniu tem, jakoby mu nic więcej do czynienia nie pozostawało. Owszem wręcz przeciwnie. Wszakże to dopiero ten perjod żywota jest perjodem Czynu i Samodzielności. Wstępne perjody były tylko perjodami przygotowania i pracy, cierpienia i trudu, służby i zasługi. Tu dopiero jest nagroda, jest panowanie, jest samorządność. Jest to zupełnie ten sam 1 Ołówkiem dopisane: Radość i Pokój w Duchu Śtym. 184.     stosunek, jaki istnieje przy dojściu pojedynczego człowieka do pełnoletności. Równem prawem zapytaćby można, czy pełnoletność czyli zupełna dojrzałość człowieka pociąga za sobą zakończenie jego żywota, zamknięcie jego postępów. Równem prawem możnaby przypuścić, iż człowiek pełnoletni jest owym dojrzałym owocem, któremu nic wiecej jedno opaść pozostaje, skoro doszedł do dojrzałości swojej. Zaiste tak nie jest, tu się dopiero żywot człowieka właściwie rozpoczyna, bo dotąd był tylko dzieckiem, niedorostkiem; tu też również zaczyna się Czynność, Samorządność, słowem spełne życie i użycie człowieka. Ile więc razy mówimy o dokonaniu, o spełnieniu przeznaczeń Ducha, albo Ludzkości, nie mówimy wcale o negacji, lecz owszem o prawdziwej afirmacji. W ograniczonych przedmiotach samej Natury dokonanie, doskonałość staje się rzeczywiście negacją, przekroczeniem stanowiska, bo też stanowisko samej Natury jest tylko służebne — nie panujące, środkowe — nie zaś celne. Natura cała nie istnieje dla siebie, ale dla Ducha, którego Ona jest żywiołem i środkiem. Doskonały owoc jest właśnie doskonałym wtedy, kiedy przestaje być owocem, bo uznając doskonałość jego, spożywamy go, a tak dopiero przez zaprzeczenie jego istnienia utwierdzamy jego doskonałość. — Lecz Duch doskonałym jest wtedy dopiero, kiedy spełna żyje i wedle obfitego przeznaczenia swego z siebie działa. Niech się więc trwożliwe umysły nie lękają wkroczyć w dokonany doskonały perjod żytia Ludzkości, nie przekroczą one przez to siebie, —- owszem pełnoletności swojej dopiero dostąpią, a przez to usamowolnienia własnego. Z Samorządnością rozwinie się własna samodzielność, i wtedy dopiero otworzy się prawdziwe pole Czynu, którego dziś zaledwie myślą domyślać się zdołamy, równie jak dziecko zaledwie domyśla się, co mu jako człowiekowi czynić wypadnie. IX. „Wszystko to być może — ale my dotąd Bożej Woli nie „widzimy, a o nią przecież nam idzie. Przypuszczamy wszystko „co tu powiedzianem zostało, lecz nie rozumiemy dotąd co 185 „to wszystko ma za stosunek z Bożą Wolą i z jej spełnieniem „na ziemi. To pojąć pragniemy, a wszystkie historje o Woli „ludzkiej i Wolności ludzkości na inny raz sobie schowamy." — Właśnie dlatego nie mogliście dotąd pojąć Bożej Woli w całej spełni i doskonałości tychże, a tem samem spełnienia jej „jako w niebie tak i na ziemi" — że wszystkie powyższe historje o woli i wolności człowieka i ludzkości świadome Wam dotąd nie były. I nietylko wszystko to, cośmy dopiero powiedzieli, było niezbędnem do tego pojęcia, ale jeszcze wiele byłoby do powiedzenia, daleko więcej niż w innych kwestjach, — a to dlatego, iż sfera woli była prawie dotąd terra incognita, przez mędrców dotychczasowych bardzo rzadko zwiedzana, a kiedy przypadkiem zwiedzana, to nie dla niej samej, ale dla jakiegoś obcego jej celu. Spojrzyjmy tylko na wszystkie psychologje, któremi filozofowie nas dotychczas obdarzali, znajdziesz tam rozumowania bez liku o czuciu lub zmysłach, o myśli i świadomości — ale o Woli ledwo słów parę, i to częstokroć bez treści. Dopiero w kilku ostatnich upłynionych latach, gdy dotychczasowa Filozofja Myśli w Filo-zofję Czynu przeistaczać się poczęła, — nowy ten świat Ducha stał się celem kilku umyślnych do niego wypraw, a bardziej jeszcze przedmiotem oczekiwań i dążeń. Dopiero teraz więc uznajemy, iż to co dotąd było najwyższem, najabsolutniejszem Ducha zadaniem — prawdziwe pojęcie i poznanie Boga, dojście świadomości naszej do absolutum, — to odtąd przestaje być najwyższem zadaniem, — a następnie zadaniem takowem staje się: spełnienie Bożej Woli, — dojście Woli naszej do zgody z absolutum. Przedziwna to zaiste Harmonja, przedziwne umiarkowanie postępu Ducha ludzkości. Właśnie w chwili, kiedy dochodzimy do absolutnego poznania Boga, — kiedy się nam Bóg osta-tecznie i spełna objawia — kiedy Go już nie przybliżonym sposobem wyobrażamy, — lecz poznajemy go tem, czem jest — Absolutnym Duchem Wszechświata — Duchem Świętym, w aśnie w tej chwili poznanie to przestaje być ostatecznym Celem Ducha, — i nowy cel, — cel czynny, cel wolny, cel absolutnie praktyczny się wznosi. Pojęcie absolutum już więc nie jest absolutum, jak dotąd sądzono, lecz czynne i wolne urzeczywistnienie Jego Woli, a Wola jego jest całą 186 jego istotą i całem jego istnieniem, — staje się nowem Ab-solutum, — absolutnem Absolutum. Zadanie więc to już nie będzie czysto naukowem, ale etycznem, i dopełniając go, już nie będziemy tylko dążyć do absolutnej Prawdy, ale do absolutnego Dobra. Prawda zaś i Dobro jest istotnie i wy[raźnie] jedno i to samo, tylko na odmiennych rozwinięcia stopniach, t. j. prawda pozostaje tylko we wnętrzu myśli, i stan ten teoretyczny jest jej zadośćuczynieniem, Dobro zaś w świat Czynu się rozwija i w życie społeczne przechodzi. Widzieliśmy, iż Wola jest najwyższym, doskonałym i speł-nym stanem Ducha, widzieliśmy, iż Wolność jest najwyższą, istotną i stanowczą determinacją Ducha; z tego wypada, iż absolutny stan Woli podmiotowo — i absolutny stan Wolności przedmiotowo, — są więc najwyższemi, najdoskonal-szemi postulatami Ducha — a wolne skojarzenie Podmiotu z przedmiotem jest Celem nad Celami. Wola człowieka jest autonomją jego, — stan społeczny, — ustawy towarzyskie są jego heteronomją — one go ograniczają, — one stanowią karby i granice, w których działać i ruszać się może, — a przecież ograniczenia te stanowią właśnie jego wolność, bo gdyby ustaw i stanu społecznego nie było, człowiek pojedynczy przez to właśnie, iż abstrakcyjnie mógłby wszystko — rzeczywiście nicby nie mógł. (a force de pouvoir tout ne pourrait rien du tout). Cośmy dopiero uznali za Cel nad celami, to właśnie stanowi Bożą wolą. Równie jak pomyśleć się nie da, aby Bóg nie był najwyższą, najdoskonalszą, najspełniejszą Istotą, tak też pomyśleć się nie da, aby Wola Boża nie była Celem nad Celami —Wszechcelem. Zastanówmy się bowiem, co może stanowić Wolę Bożą ? Oczywiście — i to każdy odrazu przyzna i Spełnienie Miłości i Mądrości Boga, — a przez to doprowadzenie wszystkiego w świecie do najdoskonalszego przeznaczenia swego — do harmonji. Cóż jest najdoskonalszem w świecie, cóż jest Koroną dzieł Bożych? Duch ludzki, — czy to indywidualny jako człowiek, czy to ogólny jako naród, czy to powszechny jako ludzkość. Bóg chce, aby Duch t. j. człowiek, narody i ludzkość dostąpiły najwyższego, najdoskonalszego przeznaczenia swego, — widzieliśmy zaś, że najwyższym przeźna 187 czeniem Ducha jest Wolność, jest sama przez się sprawiona Harmonja. Bóg kocha Ducha ludzkiego przez Wszechmiłość Swoją, — zna i naznaczył mu przeznaczenie jego przez wszech-mądrość swoją, — chce więc, aby Duch ludzki osiągnął sam to przeznaczenie swoje, bo gdyby mu je Bóg narzucił, toby przez to samo przestało być jego przeznaczeniem, przestałoby być najwyższem dobrem, minęłoby się z celem i istotą Ducha. Samospełnienie celu Ducha nie przez Ducha samego byłoby właśnie jego niespełnieniem. Wolą więc Bożą jest, abyśmy dostąpili sami przez się naszej, prawdziwej, harmonijnej Wolności, bo Wolność — jakeśmy wyżej widzieli, jest istotnie znaczeniem i przeznaczeniem Ducha, jego najszlachetniejszym owocem. Żywioły tej Wolności, — pierwiastki tego spełnego wyrobu Ducha położył Bóg w całej jego przyrodzonej organizacji, w jego sercu i w jego umyśle. Znajdujemy w duchu naszym skarby ogromne, ukryte, które są zadatkami Ducha, pierwiastkami, gdybyśmy tego nie mieli, nie mielibyśmy co wyrabiać, — nie znalibyśmy naszego przeznaczenia. Żyć wedle przeznaczenia naszego, wedle natury Ducha, wedle skazówek i popędów w samym Duchu objawiających się, a wołających o normalne rozwinięcie, o spełnianie i dopełnianie się, oto jest celem Ludzkości, — a razem wolą Boga. Bóg to chce co założył, — a co założył, to dobrem jest. Natura więc Ducha ludzkiego jest z gruntu dobrą, idzie tylko oto, aby ją człowiek dobrze, t. j. zgodnie z Bożą Wolą rozwinął. Czemżeż Bóg rzeczywiście Wolę swoją objawia, czemżeż daje nam poznać wieczne przeznaczenie nasze? Własną naszą naturą, siłami i popędami nadanemi duchowi naszemu. Środkami, które człowiek w naturze swojej posiada i celami, do których z natury swojej dąży. Jak nas Bóg stworzył, tak nas mieć chce — to oczywista, — gdyby było inaczej, byłby nas stworzył inaczej. Istnienie więc nasze musi być zgodnem z przeznaczeniem naszem, z tą jednak różnicą, iż istnienie jest dopiero stanem podanej możności, — przeznaczenie zaś ma się stać właśnie urzeczywistnieniem, czynnem spełnieniem. Wszystkie więc siły, popędy i namiętności człowieka są wskazówkami jego przeznaczeń, objawieniami Woli Bożej względem 188 niego. Ale też wszystkie — i harmonja wszystkich, nie zaś to lub owo na przekorę tamtego. Równie jak ciało ludzkie jest doskonale umiarkowane, — uharmonizowane i wszystkie członki w właściwych funkcjach swoich spółkują zgodnie, aby rozwijać życie i zdrowie organizmu, tak też i Duch ludzki, ten organizm cielesno-idealny posiada różnorodne żywioły, z których każdy ma nietylko prawo, ale obowiązek żyć i rozwijać się wedle natury swojej i przyczyniać się spoinie do żywota Ducha. Bóg stworzył więc człowieka takim, jakim go mieć chciał, nic darmo ani niepotrzebnie w jestestwo jego nie założył, ale właśnie to co założył, to samemu człowiekowi do rozwinięcia zostawił, inaczej przymuszałby go być takim a nie innym, a przez to znosiłby najwyższe i stanowcze znamię ducha: Wolność. Wszystkie namiętności odnoszą się do 3 źródeł, czyli * raczej trzy tylko główne namiętności istnieją: 1o Miłość siebie, pierwsza i najbezpośredniejsza, odpowiadająca w sferze ducha przedmiotowego idei Prawa, gdyż prawo w abstrakcyjnem swojem znaczeniu tę psychologiczną ma zasadę. — 2° Miłość innych, stanowiąca zupełną sprzeczność do pierwszej, sfera refleksji, przedmiotowo moralności odpowiadająca. 3° Miłość rodzaju, spekulacyjne, syntetyczne połączenie i uzasadnienie dwóch poprzednich i zniesienie ich immanentnej sprzeczności, najwyższe stanowisko, do którego namiętności się wznoszą, psychologiczne źródło socjalności. Jest to rozszerzenie swej indywidualności na coraz obszerniejsze sfery, czucie i uznanie swojego ja w innych, i skupienie innych w swoje ja, co właśnie stanowi wyobrażenie rodzaju. — W tej dopiero sferze znosi się rzekoma niesforność miłości własnej i miłości bliźniego przez to, iż w zakresach familji, narodu i całej ludzkości indywiduum samego siebie uznaje i czuje się integralnym członkiem tego organizmu. W poprzedzających jest zawsze walka i jednostronna przewaga, bo albo ja gwałcę innych dla siebie, albo siebie dla innych, tu zaś jest równowaga i pojednanie, a tamte dwoje namiętności teraz dopiero okazują się w pra-wdziwem świetle i przeznaczeniu, jako służące i podporządkowane momentum. Jakoż i prawo nie może mieć prawdziwego istnienia dopiero w krajostanie, który do sfery socjalności należy i moralność bez tego powodującego warunku 189 byłaby tylko czczą abstrakcją, tak również miłość własna dopiero w miłości rodzaju wzmocnienie swoje i wywyższenie znajduje, miłość bliźniego zaś dzielności i rzeczywistości nabiera. Namiętność każda jest wyłącznem i całkowitem skierowaniem ducha w pewną determinację woli. Hegel powiada, że jako taka, namiętność nie jest ani złą ani dobrą, gdyż to stan formalny, a sąd ten od treści dopiero zależeć będzie. Wszelako zapatrując się choć tylko formalnie na namiętność jabym raczej powiedział, że jest i złą i dobrą. Bóg chce, abyśmy kochali i byli kochani, obdarzył nas więc Miłością. Bóg chce, abyśmy byli mądrzy, abyśmy mieli świadomość rzeczy ludzkich i boskich, — obdarzył nas więc Ciekawością, ową namiętnością poczytaną dotąd za pierwszy stopień do piekła a dziś okazującą się jako pierwszy szczebel do Nieba. Bóg chce, abyśmy byli wolni, abyśmy woleli co dobre, i obdarzył nas Wolnością. Potwierdza to dogmatyka Chrześcijańska, która stanowi, iż Bóg stworzył człowieka na podobieństwo Swoje. Wszystkie więc żywioły ducha człowieczego są odbiciem żywiołów Ducha Bożego, i równie wola człowieka jest wizerunkiem Woli Bożej. Dlaczegoż więc Wola Boża z wolą człowieka nie zgadza się i dotąd zawsze w antagonizmie bywała? Dlatego właśnie, iż wola człowieka nie była dotąd wolną, lecz przymuszaną jakimkolwiek ograniczonym i ograniczającym, zewnętrznym lub wewnętrznym popędem. Wolą Bożą jest Dobro Wszechświata, szczęście powszechne, Duchowa doskonałość wszystkich.1 Wolą* pojedynczego człowieka jest także szczęście, jest także Dobro, ale pojedynczo, ograniczonym sposobem pojęte. Skoro zaś człowiek dojdzie do pojęcia, iż Dobro pojedyńcze, ograniczone, tem samem już dobrem być nie może, bo dobro z natury swojej jest har-monją, zgodą, akordem, a harmonji jednostronnej być nie może (byłoby to contradictio in adiecto), że przeto dobro człowieka zależne jest od dobra Ludzkości i Ludzi, od dobra Narodów i Rodów, od spólności dóbr, nie od owej spólności abstrakcyjnej, a więc fałszywej, o jakiej bałamutni komu 1 Bóg chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i ku znajomości prawdy przyszli. I. Tim. II. 4. 190 niści marzą, owe zaprzeczne duchy, którym się zdaje, że są na tropie prawdziwego Postępu ludzkości, gdy owszem wszelkiej Wolności zaprzeczają, ale od spólności prawdziwej t. j. od spółudziału, od wzajemnego związku i obowiązku, od harmonijnego zjednoczenia pojedynczych stron. W ten czas dopiero Wola człowieka staje się Wolą Bożą, i nawzajem — Bóg niczego innego nie chce, jedno aby wszystkie żywioły ducha pełno i zgodnie się odzywały, — to stanowi szczęście, to stanowi zdrowie samego Boga! Czwarta prośba. CHLEBA NASZEGO POWSZEDNIEGO DAJ NAM CODZIEŃ. CZWARTA PROŚBA. Chleba naszego powszedniego daj nam codzień.1 Niemasz ustępu w pacierzu, któryby się stał powodem płytszych i wodnistszych uwag nad te, tak ważną prawdę i obfitą w rezultaty zasadę obejmujące wyrazy. Komentatorowie, czując nader trafnie, iż ta prośba w zupełnej swojej prostocie byłaby wręcz przeciwną całemu duchowi Chrystjanizmu, który 1 Przetłumaczenie wyrazu σήμερον przez wyraz dzisiaj jest zupełnie błędne, gdyż grecki ten wyraz nietylko dzisiaj, ale i zawsze, czyli codzień, nietylko hodie, ale też i quotidie, semper znaczy i nader często w tem ostatecznem znaczeniu w Piśmie jest używany. Oznacza on wtenczas nietylko ową chwilową, dzienną teraźniejszość, ale teraźniejszość trwałą, praesens absolutum. Zrozumieli to dobrze egzegetycy N. Testamentu, tłumacząc niektóre teksta, w których się ήμερον znajduje, przez zawsze, wiecznie, np. przy chrzcie Chrystusa. Lecz co do niniejszego tekstu, nie uczynili tego, bo wyrażenie dzisiaj' daleko lepiej przypadało do abnegacyjnego ducha Chrystjanizmu. Ze zaś w tem miejscu właśnie codzień, czyli zawsze położonem być koniecznie musi, najlepiej dowodzi paralela u Łukasza S., gdyż ten Ewangelista prośbę niniejszą w modlitwie Pańskiej tak wyraża: τον άρτον ήμών τόν επιούσιον διδον ήμιν το χαδ'ήμέραν. Daj nam chleba naszego powszedniego każdego dnia. A więc tekst Św. Łukasza wymaga tłumaczenia przez dzień w dzień, zawsze, lub codzień, a tekst Sw. Mateusza dozwala tak tłumaczyć, gdy przeciwnie, tylko tekst Św. Mateusza przypuszcza wyraz dzisiaj', a tekst Św. Łukasza go zupełnie wyłącza. Wbrew więc wyraźnemu i niewątpliwemu tekstowi Św. Łukasza, niedopuszczającemu wszelkiego innego znaczenia, wbrew wewnętrznej indukcji i bardzo pospolitemu użyciu wyrazu σήμερον w znaczeniu zawsze lub codzień, wybrano z dwóch możnych tłumaczeń tekstu Ś-go Mateusza to właśnie, które zdawało się bardziej przypadać do abnegacyjnego ducha nauki Chrześcijańskiej, ale które ze znaczeniem i przeznaczeniem modlitwy zupełnie się nie zgadza. — Tłumaczenie wyrazu επιούσιον przez „powszedni" podlegałoby także krytyce. Niezbędny, wystarczający, dostatni, byłoby dokładniej i oddawałoby dość wiernie to, co św. Hieronim przez supersubstantiałis chciał wyrazić. Mając zaś wzgląd na znaczenie konstrukcji greckiej z prepozycją επι. wyrażającą zwykle wzajemność... (Brak końca odnośnika. Przyp. wyd.J 13 194 absolutne oderwanie się od świata i abnegację wszystkich zmysłowych względów za istotę normalnego życia stanowi — a tem samem wszelkie staranie się o fizyczne lub doczesne dobro albo wręcz potępia, albo zaledwie toleruje, pojmując przeto, iż w codziennej najpowszechniejszej modlitwie Chrześcijan prośba podobna, li tylko do ziemskiego dobra zmierzająca, prośba o chleb powszedni, o który właśnie kaznodzieje chrześcijańscy troszczyć się zabraniają, albo wcaleby się znajdować nie powinna, albo przynajmniej nie w równej godności z tylą absolutnemi dobrami, w tej modlitwie objętemi, — uciekli się po większej części do przenośnych tłumaczeń, twierdząc, iż tu głównie o moralnym i duchowym chlebie, t. j. o Boskiej nauce jest mowa i tym sposobem mniemali uniknąć sprzeczności z ogólnym duchem Wiary. Niebaczni! — nie- · pomni, iż wszystkie słowa Chrystusa tchnęły zawsze najdoskonalszą prostotą, najprzystępniejszą dla wszystkich umysłów jasnością, i że, jeżeli kiedy Zbawiciel przenośni w parabolach używał, to właśnie w celu wyjaśnienia i ułatwienia objawianych pojęć, nigdy zaś w celu ich zaciemnienia. Cokolwiek zaś z umysłu w cieniu pozostawił, to wyraźnie dlatego, iż czas odkrycia jeszcze nie był nadszedł, — a więc zawsze pod warunkiem przyszłego wyjaśnienia i objawienia. Gdyby więc Chrystus miał był zamiar o ten chleb duchowny polecić nam prośbę, czemużby jej po prostu, w właściwych wyrazach, bez przenośni i ogródki w modlitwie nie umieścił? Ale pocóżby nam zalecał błagać o ten chleb idealny, kiedy go nam już sam przynosił? Czem nas sam obdarzał, tego już nam nie potrzebował do życzenia pozostawiać, a więc to, o co prosić kazał, musi być czemś dalszem. Na te główne kryterjum w pojęciu naszej modlitwy trzeba nam za każdym ustępem wracać, bo pominięcie jego w tłumaczeniu jej prośb zawsze jest źródłem błędu i omamienia. Bez przenośni więc bierzmy naprzód rzecz dosłownie, a ślepo trzymając się wyrazów Zbawiciela więcej w nich niezawodnie odkryjemy głębokości i obfitości, niż podszywając pod nie urojone lub naciągane ascetyków naszych wynikłości. Jeżeli zas który z rozsądnych i szczerych komentatorów, uderzony prostotą i wyraźnością tej prośby nie mógł jej odmówić materjalnego znaczenia, w takim razie en desespoir de 195 cause ratowai się ucieczką do mdłych i oklepanych rozwodzeń nad dobrocią i wszechmocnością Boga, w którego ręku znajduje się mienie i dostatek każdej istoty, i który jest darmo-dawcą wszelkich urodzajów i plonów. Tu następowały rozpamiętywania nad liljami polnemi i leśnemi ptaszkami, którym nigdy nic nie brakuje, — jak gdyby w tem samem właśnie nie tkwiła pewna godność i wyższość człowieka, iż on braku zaznać i temuż sam zaradzić może. Z tego założenia przechodził naturalnie nad umiarkowaniem i pokorą tej prośby, z czego znowu abnegacyjne i ascetyczne wnioski starał się wyprowadzić. A tak z prośby mającej oczywiście materjalne dobro na celu, starano się wszelkiemi sposobami utworzyć akt zrzeczenia się tego dobra, z prośby o zapewnienie dobrego mienia, utworzono ślub wiecznego ubóstwa! Tak to z naciąganego wychodząc założenia zawsze się in circulo vitioso błądzi. Odrzucając więc te wszystkie akomodacje na pierwsze wejrzenie przyznać musimy, iż prośba ta fizyczne dobro człowieka mająca istotnie na celu, z oderwanym, abnegacyjnym duchem Chrystjanizmu zupełnie się nie zgadza i zgadzać nie może, — a to do tego nawet stopnia, iż Katechizm Rzymski soboru Trydenckiego uznał przystępując do jej rozbioru potrzebę pytania: „czy godzi się ludziom Chrześcijańskim o rzeczy „doczesne prosić". Samo to pytanie dowodzi, jak dalece Kościół czuł draźliwość tej prośby na stanowisku Chrześcijańskiem. Życzenie którego dopiero godziwość dowodzić trzeba jest tem samem potępionem, albo przynajmniej mocno zachwianem. Godziwą jest rzecz, którą się czuje a nie rozumuje, kiedy ją wyrozumować trzeba, to jest bardzo wątpliwą. Wszelako uznaje kościół godziwość jego, ale czemżeż ją dowodzi? Oto na zagadnienie czy ludziom chrześcijańskim godzi się o rzeczy doczesne prosić, odpowiada prawie samemi tekstami Starego Zakonu,1 wnet jednak dodaje, iż w prośbach o rzeczy doczesne najbardziej przewiniamy.2 Więc i tu spostrzegamy trafne uczucie sprzeczności, lecz nietrafną chęć i usiłowanie usunięcia takowej a przez to wpadnięcie na niebezpieczniejszą jeszcze skałę nielogiczności, z której niema ra 1        Genesis XXVIII. Prov. XXX. 2        Kat. Rzym. część IV. rozdział XIII. 3.          13* 196 tunku. Przeciwnie zaś zobaczymy, iż powierzając się zupełnie logicznej busoli i sprzeczność tę najdobitniej przed oczy stawiając dopiero zdołamy na wolne morze prawdy wypłynąć. Tak jest, pomimo wszelkich naciąganych dowodzeń samo sumienie Kościoła Chrześcijańskiego krzyczy mu, że się nie godzi troszczyć o dobra ziemskie. Widzimy więc, że kaznodzieje i komentatorowie chrześcijańscy trafnie bardzo uczuli sprzeczność naszej prośby z duchem ich wiary i nauki, — i słusznie ze stanowiska swego usiłowali tę prośbę gwałtem do Chrystjanizmu nakręcić, nadając jej bardziej przenośne i ascetyczne znaczenie. Lecz zarazem uznając tę względną czyli czasową słuszność, bynajmniej absolutnego czyli wiecznego uzasadnienia tej chęci przyznać nie możemy, gdyż właśnie ta prośba z duchem Chrystjanizmu wcale nie potrzebuje się zgadzać, — albowiem wszystkie te prośby, jakeśmy tyle razy wspomnieli, odnoszą się do epoki późniejszej, po Epoce Chrześcijańskiej nastąpić i onąż uzupełnić mającej, czyli zmierzają do osiągnięcia zasadniczych znamion tej przyszłej epoki, a bynajmniej nie determinacyj, które już w obrębie samego Chrystjanizmu są naszym udziałem. A zatem nietylko, iż się one z duchem Chrystjanizmu zgadzać nie potrzebują, lecz owszem, jako cząstkowe zniesienie tegoż mniej więcej w sprzeczności znajdować się muszą. I dlatego gdybyśmy mieli odpowiadać na zapytanie Katechizmu Rzymskiego, — odpowiedzielibyśmy najwyraźniej, iż ludziom Chrześcijańskim jako Chrześcijańskim, nie godzi się prosić o rzeczy doczesne, bo dla nich doczesność cała jest niegodziwą. Lecz ludziom pochrześcijańskim — ludzkości organicznej — Społeczności Ducha Świętego, nietylko godzi się, ale potrzeba troszczyć się o rzeczy doczesne, i dlatego właśnie, że potrzeba, dlatego, że się godzi, polecił nam Zbawiciel prośbę o takowe. Wszelako gdyśmy położyli jako charakter epoki następującej: zrównoważenie i pojednanie wyłącznych dotychczas i sprzecznych z sobą świata stosunków i nazwaliśmy ją syntezą sfer poprzedzających, przeto epoka ta żadnym jednostron-nościom tamtych ulegać nie będzie, lecz organicznie też w sobie skojarzy. A tak zachowując w całej jego dzielności duchowne i wewnętrzne życie Chrystjanizmu, odtąd już kosztem fizycznej i zewnętrznej strony życia uprawiać go nie będzie, lecz i tej 197 także stronie należne prawa przysądzi, przez co równie na tern polu jako też we wszystkich kwestjach, któreśmy już rozstrzygnęli, lub jeszcze rozstrzygnąć mamy, połączy ona w sobie walczące żywioły Starego i Nowego Świata. Najjaśniej więc występuje ta sprzeczność w Ewangelji Ś-go Mateusza w tymże samym rozdziale, w którym się nakaz tej prośby znajduje,1 po której zaś, o kilkanaście wierszy niżej wręcz przeciwny zakaz następuje: „Nie troszczcie się o żywot „Wasz, cobyście jedli albo cobyście pili, ani o ciało Wasze, „czembyście się odziewali".2 Gdyby więc prośba niniejsza, równie jak wszystkie w modlitwie zawarte miała się ściągać do sfery Chrystjanizmu, wtedy między tym nakazem a tym zakazem, między wierszem 11 a wierszem 25 rozdziału VI Św. Mateusza istotna zachodziłaby rzeczywiście nierozwiązalna sprzeczność. Przeciwnie zaś rozróżniając ich czasowy stosunek i uznając prośbą oczywiście do epoki przyszłej, prawidło zaś do epoki teraźniejszej z natury swojej ściągać się muszą, pozorna ta sprzeczność okazuje się owszem najnormalniejszem przewidzeniem i postanowieniem. Distingue tempora et concordabit scriptura. Trzymając się więc wyrażenia Katechizmu Rzymskiego powiemy, iż istotnie ludziom Chrześcijańskim nie godzi się prosić o rzeczy doczesne, bo im to tekstem Mateusza Św. (R. VI. 26) wyrażnie zakazanem zostało, a to właśnie dlatego, aby ich oderwać od doczesnego świata, którego wyłącznem życiu przy schyłku Starożytności ród ludzki był pogrążony, a z którego właśnie ludzie Chrześcijańscy wybawieni zostali. Ależ po tern wybawieniu, po przyjściu przez próbę oderwania od świata i abnegacji, nietylko znowu godzi się, ale należy się, jest obowiązkiem prosić o dobro doczesne i dążyć do niego. Że zaś nauka Chrześcijańska jako reakcja, jako negacja starożytnego świata, musiała koniecznie wystąpić jako abnegacja z wyłącznem i jednostronnem panowaniem duchowności i we-wnętrzności, a przeto z potępieniem zewnętrzności i materjal-ności, stawając tym sposobem w zupełnej sprzeczności z charakterem pierwszej epoki dziejów, tego Ci nie pojmują lub 1 Mat. VI. 11. 2 Mat. VI. 25. 198 pojąć nie chcą, którzy jej tę niezbędną jednostronność za złe poczytują. Ale kto głębiej zapatrzy się na dialektykę dziejów, ten pozna, że to złe, jeżeli niem jest teraz, wtedy dobrem było, i że jako przejście nawet jest zupełnie dobrem, a nadto, iż ta jednostronność musiała sobie wyłączne panowanie nad tą epoką przywłaszczyć, aby sama następnie być przekroczoną i zniesioną przez trzeci absolutny kierunek społeczeństwa, przez który właśnie syntetyczna harmonja ustaloną zostanie. Dochodzimy więc do chwili, w której ciało, fizyczność, materja odzyskują napowrót swoje prawa tak zbawiennie dla postępu ludzkości przez jedną epokę zawieszone. Odzyskują zaś takowe już nie w wyłącznem, a tern samem chorobliwem dążeniu jakie w Pogaństwie przed objawieniem nauki Zbawiciela posiadały, a które przez nią na wieki zwalczone zostało, ale w tym prawdziwym stosunku i harmonji, jakie organizmowi pojęcia i jego realizacji przystoją. Dowodem, że ta chwila już jest tuż przed nami, że niniejsza prośba naszej modlitwy niebawnie urzeczywistnioną zostanie, jest samo uczucie i spostrzeżenie anormalnego stanu w materjalnych stosunkach ludzkości i śledzenie zaradczych środków do zaradzenia złemu. Bo każda reforma swoje konieczne psychiczne fazy w duchu ludzkości przebywać musi: naprzód obudzą się w przeczuciu, a wtenczas daleką jest jeszcze od swej realizacji, objawiając się tylko dolegliwościami cząstkowemi z jednej strony, a promykami nadziei z drugiej,— następnie podnosi się do świadomości i wiedzy, a wtenczas charakter ogólności i konieczności przybiera, który jest właśnie jej obecnym udziałem, lecz tern samem zapowiada już rychłe objawienie się czynu, który jest jej trzecim dokonywującym perjodem. Zaiste czuł zawsze Chrześcijanin niedolę rodu ludzkiego, ubolewał i płakał nad nią i miłością bliźniego t. j. poświęceniem własnem dla dobra innych zapobiegać jej pragnął. Lecz im więcej indywidualnie się dla niej poświęcał, tern bardziej ją socjalnie za niepokonalną uważał. Sama ta niedola była dla niego stanem normalnym, niezachwialnym, niepoprawnym — przeznaczeniem rodu ludzkiego, o zniesieniu jej mowy być nie mogło. Ziemia padołem płaczu, człowiek ofiarą złego i własnego grzechu, życie całe ciągłą pokutą i męką w nadziei zba 199 wienia. Myśleć więc o wybawieniu z męki w tern życiu, byłoby to narażać zbawienie w przyszłem. Owszem krzyże i umartwienie w teraźniejszości to rękojmie błogiego szczęścia w przyszłości. Poprawa więc socjalnego stanu, — przemiana padołu płaczu na dolinę pociechy każdemu Chrześcijaninowi wydać się musi nietylko nierozsądkiem, lecz nawet bezbożnością; i dlatego potępiano i palono kacerzy, którzy o niej marzyli. Byłoby to kusić się o zmianę przeznaczenia naszego żywota, przeznaczenia nadanego nam przez najwyższą i najlepszą Istotę, dla najlepszej naszej zasługi. Byłoby to działać przeciw postanowieniom Opatrzności. Cierpieć więc, oto jest jedyne i właściwe doczesne nasze szczęście a każdy istny i ścisły Chrześcijanin powinien z głębi serca wtórować świętej Teresie, błagającej wśród mąk o jeszcze większe męki i wołającej do Umęczonego: Panie ja chcę cierpieć, ja żądam cierpienia! Lecz sam Umęczony odpowiada im dziś na to: Powiedziałem Wam, dziatki moje, że wiele cierpieć będziecie dla miłości mojej, że ucisk świata znosić musicie, lecz spełniły się czasy, — zapowiedziane Zbawienie nadchodzi. Potrzeba Wam było pokochać Zbawienie, aby go dostąpić, potrzeba Wam było boleścią i trudem nań zasłużyć, potrzeba Wam było poświęcić się, aby się ubłogosławić. Czciliście mnie dotąd na krzyżu, czcijcie mnie odtąd Zmartwychwstającego, — i wstańcie z martwych sami. Umartwienia Wasze już zasłużyły na błogosławieństwo. Błogosławię Was, — pokój mój daję Wam, — daję go światu na ukojenie. Przemienienie moje danem Wam zostało jako figura Przemienienia Świata. Święćcie dziś przemienienie świata i zawołajcie społem z pierwszemi uczniami moimi: Panie rozbijmy tu namioty Spokoju, bo dobrze nam tu jest! [Chrześcijaństwo przynosząc świadomość tego, co być powinno, obudzić musiało przedewszystkiem w duchu ludzkim antagonizm względem tego co jest, a nawet nadać temu antagonizmowi charakter zasady. Nic jaśniejszego ze stanowiska chrześcijańskiego, jak że na tym świecie wszystko dzieje się na wspak prawd wyznawanych), którycl) urzeczywistnienia spodziewać się należy po śmierci. Stąd napozór dziwna, a jednak w gruncie ar-cylogiczna obojętność czy też bezsilność chrześcijaństwa, gdy chodziło o wcielanie pierwiastków, które przynosiło w społecznem życiu. 200 Zdawaćby się mogło, że objawienie Boga, jako Ojca wszystkiej, sprowadzi odrazu zupełną zmianą losu tych, których upośledził istniejący porządek i których wyobrażenia pogańskie pozbawiały praw ludzkich. Stało się inaczej. Nie zwlekało Chrześcijaństwo z uznaniem wszystkich ludzi za bliźnich. Ale wyznając ich równość przed Bogiem nie spieszyło się wcale ze zmianą ich realnego stanu. Owszem upośledzenie doczesne poczytało za środek udoskonalenia, za wymowny kontrast do obowiązującej w zasadzie dostojności człowieka i mającego nastąpić po śmierci ubłogosła-wienia. Stąd też rozwój historyczny, do którego pochop dało chrześcijaństwo, nie zaznaczył się bynajmniej szeregiem społecznych reform. Wręcz przeciwnie większa jeszcze w sprawach ludzkich zapanowała dowolność i wielo litość i dwudziestu blisko wieków potrzeba było, aby zaczyn chrześcijański na tyle przetrawił świadomość zbiorową, że potrzeba przebudowy społecznej ogólnego doczekała się uznania. Cała jedna warstwa społeczna nie zdołała dotąd swobodnie podnieść]1 czoła, wiecznie względem siebie samej odbywa robotę Danaidów i Syzyfa; Chrześcijaństwo wprawdzie podniosło tę klasę do godności człowieczeństwa, której przedtem była pozbawioną, ale tę godność względem" doczesnego życia w jałowej i gołej abstrakcji zostawiło, nie udzieliwszy jej niezbędnych warunków do objawienia jej w sferze socjalności. — Ta godność to jest poprostu „ti-„tulus sine vitulo." Zaiste pojęcie bliźniego jest nader wysokie, ale jeszcze nie najwyższe. Panuje w niem już wielka ogólność, ale jeszcze wielka czczość i abstrakcja. I cóż stąd, że wszystkich ludzi imieniem bliźnich czcimy, że ich przed Bogiem de jure za braci uważamy, gdy właściwych atrybutów tego dostojeństwa de facto wcale nie posiadają, a w sferze działalności swojej i duchownego kształcenia od zwierząt się nawet nie różnią, u których to właśnie życie tylko i tegoż życia utrzymanie jest ostatecznym istnienia celem. Możeż się duch człowieka na tern tylko ograniczać, co właśnie istotę zwierząt stanowi? Religja, działanie socjalne, nauka, sztuki, słowem konkretna realizacja idei pięknego, prawdziwego i dobrego, nadanie normalnego popędu czuciu, wiedzy, woli, oto są cele przez się Słowa objęte nawiasem są uzupełnieniem oryginału. 201 i dla siebie, które w umyśle człowieka rozwijać, kwitnąć i owoce rodzić mają, lecz pędzenie życia u ludzi jest tylko do tego środkiem. Pomnijmy na te ważne słowa Roussa, w którego pismach tak często znajdujemy ślepe przeczucie przeszłości i drażliwe uderzenie zbolałego teraźniejszości nerwu: „Tous les animaux „ont exactement les facultes necessaires pour se conserver. „L'homme seul en a de superflues. N'est-ce pas bien etrange, „que ce superflu soit l'instrument de sa misere?" Istna prawda teraz, lecz z ustaleniem normalnego rzeczy porządku, ten zbytek ludzkich zdolności z narzędzia nędzy zamieni się właśnie na szczęścia narzędzie. Jako np. formacja zębów i wszystkich organów fizjologicznych jest u każdego zwierzęcia warunkiem i oznaką sposobu życia, które ma prowadzić, tak też formacja ducha ludzkiego jest warunkiem i oznaką normalnego sposobu życia ludzkości. One więc zbyteczne zdolności, o których Rousseau wspomina, są tylko zbyteczne przez wzgląd na dzisiejszy stan socjalny, równie jak siły i organa lwa są zbyteczne w klatce menażerji. Lecz równie jak menażerja nie jest przeznaczeniem lwa, tak też obecny stan społeczeństwa nie jest przeznaczeniem ludzkości. Nadchodzi chwila, w której ludzkość zdoła użyć tych zbytecznych sił i zdolności do wzniesienia się na wyższy szczebel życia. Inaczej przypuszczać nie można bez bluźnierstwa przeciw Bogu i mądrości Jego postanowień. I w rzeczy samej, jakżeż przypuścić można, aby Bóg skazał człowieka, istotę czułą, rozumną i wolną, na tak ujemne wiecznie działanie, w którem nigdy złożonych w nim zarodów positive rozwinąć nie byłby w stanie? Następne dilemma jest nieuchronne: albo jest wyższe przeznaczenie człowieka, a wtedy Stwórca nadał nam możność jego dostąpienia, czego nam dowodzi moralne i fizyczne nasze usposobienie, — albo go niema i cel życia leży tylko w tegoż życia przepędzeniu, a wtedy trzebaby zwątpić o dobroci Boskiej, któraby szatańską igraszkę sobie robiła z tworzenia istot myślących i czujących umyślnie, aby ich na pastwę nieszczęścia porzucić, trzebaby nadto wątpić o mądrości Boskiej, lub porównać ją z mądrością owych prawodawców, którzy nakazują przymuszoną konsumpcję jakowego przedmiotu w jedynym celu po 202 magania jego produkcji, jakgdyby nie krócej było wcale go nie produkować, kiedy go konsumpcja w naturze rzeczy ugruntowana nie czeka. Jeżeli życie człowieka ma być całkiem obrócone na zmarnowanie tegoż życia, jeżeli ma być utrzymane dla samego utrzymania, wtedy pytamy się, do czegoż całe życie? Nie jest-że to istny circulus vitiosus? Nie jest-że to, jak powiada Juvenalis: Et propter vitam vivendi perdere causas. Ponieważ więc powyższego wniosku ani podobnego circulus vitiosus i działanie bez celu u Boga przypuścić się nie da, gdyż Bóg darmo zasiewać ani szczepić nie może, co więc tak w fizyczną jak umysłową naturę człowieka zasiał i zaszczepił, to przeznaczył na normalny wzrost i rozkrzewienie, przeto zmuszeni jesteśmy z wyższego stanowiska na tę kwe-stję spojrzeć, i uznać, iż to złe znajdujące się w dzisiejszej organizacji społeczeństwa, oczywiście jest spowodowane naturą wstępu i postępu ludzkości i odbywających się walk w jej dziejach, że to złe z początku mniej znaczące, wzrastało w miarę im bardziej było uczuwane i pojmowane, iż teraz doszło do swego kulminacyjnego punktu, gdyż się świadomość jego w społeczeństwie objawia, że nadto przy tej świadomości tuż leży lekarstwo choroby, wreszcie że dzisiejsza w tej względzie crisis i cierpienia, które towarzystwu sprawia, ni-czem innem nie są, jedno boleściami porodu, zwiastunami rozwiązania. — Że prośba, która nas dziś zajmuje, równie, jak wszystkie inne w modlitwie, do przyszłego oczekiwanego stanu społeczeństwa odnosi się, dowodzi samo zastanowienie się nad obecnem położeniem. Jakoż instytucje nasze zamiast umniejszania nędzy klas niższych i udzielania im Chleba powszedniego nie przestają nawet na stagnacyjnym i obojętnym stosunku, lecz wręcz przeciwnie ten chleb im jeszcze wydzierają. Spomnę tylko fiskalne urządzenia i uciążliwe podatki na artykuły pierwszej potrzeby, które majętnemu ani czuć się nawet nie dają, a ubogiego całe życie tłoczą. Czyliż n. p. prawa zbożowe w Angiji tak znacznie podnoszące cenę chleba i ciężkie cła nań po innych krajach nałożone nie wydzierają rzeczywiście i literalnie chleba ostatniemu wyrobnikowi? Czyż mięso ten warunek niezbędny do czerstwości i siły pracują 203 cego ludu nie jest obarczone prawie wszędzie tamującą jego użycie taksą? Czyż sól jedna z najgwałtowniejszych potrzeb ludu nie jest wszędzie źródłem ogromnych dochodów skarbowych, które ją ludowi często nieprzystępną czynią? etc. etc. I czyż, jakby nie dość było na publicznych monopolach, prywatne jeszcze, we wszystkich niemal krajach pod najrozmait-szemi formami istniejące czy to jedne de jure, feudalne prawo, czy też tylko de facto do ostatniego ciosu na proletarjuśzów (się) nie przykładają? Zdaje się, jakby wszystkie instytucje spiknęły się na ich uciemiężenie; możeż się więc podobny ich skutek inaczej nazywać, jak wydzieraniem ludzkości chleba powszedniego ? Lecz nie dość na tern, iż wszystkie te wyraźnie uciemię-żliwe ustanowienia tak opłakane wywierają skutki, cóż na to powiemy, jakżeż zgrozę naszą dostatecznie oddamy, przeko-nywując się, iż urządzenia w najchwalebniej szych zamiarach dobra ludzkości zaprowadzone, albo podobne, albo częstokroć gorsze jeszcze wywierają działanie. Taksy na ubogich naprzy-kład, domy przytułku i pracy, w dzisiejszej tychże organizacji, oraz wszystkie pomysły dzisiejszej filantropji, zamiast zaradzenia uznanemu złemu, stokroć go jeszcze powiększają, gdyż niedość, iż celowi swojemu wcale nie odpowiadają, nie mogąc zaopatrzyć człowieka w środki zdolne podnieść go do godności członka społeczności i obywatela, którą to godnością ze wszystkiemi jej atrybutami następna dopiero epoka Pa-rakletyczna może go obdarzyć, ale go jeszcze pozbawiają samej abstrakcyjnej godności moralnego człowieka, którą go już Chrystjanizm obdarzył. Byłoby tu zbytecznem powtarzać, co już tylekroć i tak dobitnie wystawiono względem opłakanego wpływu owych środków i półśrodków, któremi ludzie stanu dni naszych spodziewali się tę chorobę społeczeńską wyleczyć, i owych truciznowych lekarstw do dziś dnia na nią za-dawanych, wogóle więc, iż instytucje dzisiejsze zamiast przykładania się do jego duchownego postępu, do wzrostu rodu ludzkiego owszem wstecz je cofają i z już osiągniętego stanowiska strącają, bo stając się źródłem zepsucia i zakałą moralności, nietylko zewnętrznego brakującego dobra mu nie udzielają, ale nawet i wewnętrzne, które już przez wiarę Chrystusa uzyskał, wydzierają. — Próżniactwo, pijaństwo, 204 obrzydła swawola, zemsta, podpalania, prostytucja, oszustwa i zbrodnie wszelkiego rodzaju, przytępienie i zniweczenie wszystkich moralnych uczuć a stąd wypływający także jad na fizyczną organizację, słowem zatrucie całego życia we wszystkich tegoż stosunkach, oto są rezultaty, które napotykamy w badaniach nad stanem socjalnym klas niższych w krajach najcywilizowańszych, a miłość bliźniego, ta fundamentalna cnota Chrześcijańska, okazuje się tutaj w całej swojej bezsilności i sama dowodzi, iż nie w niej lekarstwa szukaćby trzeba, gdyż zamiast zbawienne przynosić skutki, w niewcze-snych objawiając się jałmużnach i w niedołężnych uprawiając i wyczerpując się półśrodkach, jest tylko olejem, wrzuconym w ogień, kaustykiem rozdrażniającym ranę. — Już w 1704 r. Daniel de Foe1 powiedział na czele me-, morjału podanego Parlamentowi Angielskiemu: „Dawać jał-„mużnę nie stanowi jeszcze prawdziwej miłości bliźniego". A od tego czasu mnóstwo teoretycznych i praktycznych wywodów ukazało tak ogólną bezsilność jak szczególną zgubność tych prywatnych i indywidualnych zasiłków, którym nawet w części musiano policyjnie zapobiec, przez zabronienie żebractwa. Lecz tak ujemny środek, jakim jest zabronienie żebractwa, bez dodatniego środka, jakim jest organizacja pracy i zapewnienie bytu, jest tylko nową socjalną sprzecznością, nowem absurdum i nową obelgą przeciw ludzkości. Skoro zapewnicie każdemu normalne i przynależne środki utrzymania, wtedy dopiero zakażcie żebractwa, inaczej jest to okrucieństwo. To nas przekonywa, iż sfera Chrześcijańska nie zdoła nam podać środków wyleczenia tej organicznej wady, bo miłość Chrześcijańska o ile jest szczytną i dzielną w prywatnych indywiduów stosunkach, o tyle jest niewystarczającą w publicznych socjalności kwestjach; a zatem, iż jedynie nadcho 1 Autor sławnego romansu dla młodzieży „Robinson Crusoe", który powinienby być w rękach wszystkich dzieci, albowiem niemasz nic, coby wzniecało w tychże większej namiętności czytania i obudzało przez to intel-lektualne funkcje, jak ta niezrównana książka. Jej wartość i wpływ dostatecznie się objawia przez to, iż stała się typem w literaturze i spowodowała mnóstwo nawet b. szczęśliwych naśladowań. A kiedy, jak zaraz zobaczymy, chleb powszedni nietylko na zmysłowych potrzebach się ogranicza, ale też i umysłowe obejmuje, przeto Robinson policzyć się musi dla dzieci do cbleba powszedniego. 205 dząca reforma świata może być zbawiennem dla tego stanu przesileniem. Boże broń, abyśmy przez to najlżejszy cień na indywidualną miłość bliźniego, na tę „ubogą służbę ubogich", której Pascal tak żarliwie hołdował, na ten najpiękniejszy kwiat chrześcijańskiego żywota, rzucali, — owszem, twierdzimy tylko, iż równie prywatna, jak publiczna filantropja są wzajemnie płonne i niedostateczne, póki się wspólnie nie przejmą i nie przesiąkną i wzajemnie nie zapłodnią. Dobroczynność prywatna zawsze znajdzie, przy najdokładniejszej organizacji społeczeństwa właściwe pole dla swej działalności, — bo w indywidualnych stosunkach tylko żywa interwencja osób dobrej woli zaradzić może. Wtenczas dopiero miłość chrześcijańska, przytłumiona i zabita dzisiejszemi stosunkami, na nowo skutecznie odżyje, i ogarnie nową siatką cały system dobroczynności publicznej, dla pokrycia braków tejże nieprzystępnych. Charakterem więc owej epoki ma być, aby wszystkie zdolności człowieka bez wyjątku, wszystkie jego naturalne popędy, które gdy nie będą gwałcone i wykrzywiane, przy obe-nem rozwinięciu ducha ludzkości zbawienny tylko kierunek wziąść mogą, znalazły w niej całą im przystojącą dzielność urodzonego dążenia i, żeby instytucje socjalne, zamiast w jakimkolwiek punkcie najmniejszą im tamę zakładać, owszem przeznaczone były do torowania i podniecania ich normalnego wypływu. Słowem, aby życie każdego członka społeczności nie ujemnie, lecz dodatnio i konkretnie odbywać się zdołało, co miejsca mieć nie może, dopóki zaspokojenie niezbędnych potrzeb do utrzymania swojej indywidualności każdemu za-pewnionem nie jest. Ta czwarta więc prośba uzupełnia koniecznie poprzedzającą, bo bez jej spełnienia, jak widzimy, nigdy nie zdołalibyśmy dojść do realizowania Bożej woli na ziemi. Owe prawidło fundamentalne moralności społeczeńskiej: „uważaj każdego za cel, a nikogo za środek", które w następnej dopiero socjalnej organizacji dostąpi apodyktycznego i powszechnego zrealizowania, w Chrystjanizmie zaś tylko prywatnym postulatem być mogło, jako w podmiotowej moralności, nie zaś w przedmiotowych instytucjach ugruntowane, owe prawidło, mówię, samo już wystarcza do wykazania na jaw całej 206 sporności, zawartej w pojęciu człowieka proletarjusza, pozbawionego nietylko konieczności i realności, ale nawet możności rozwinięcia tego, co się w nim w zarodzie znajduje. Dwóch wielkich ludzi, których, pomimo błędów ich, ludzkość wkrótce w poczet świętych swoich policzy, St. Simon i Fourrier, są przesłańcami tej wielkiej reformy, którą nam niniejsza prośba zapowiada. Już St. Simon i jego sekta zwróciła badania przyjaciół ludzkości na opłakany stan prole-tarjuszów, to jest bez wątpienia najwznioślejszym i najgłębszej uwagi godnym punktem ich nauki, — już prawie wszystkich sumiennych ekonomistów politycznych zadanie to mocno zajmowało, a genjalny Fourrier jasno okazał, iż wątłe i czcze są wszystkie usiłowania względem ustalenia prawdziwej wolności i lepszego bytu na świecie, bez tego, co nazywa pro-porcjonalnem minimum, które zależy na tern, aby każdy członek społeczności, bez względu i bez wyjątku, z tego samego tytułu, iż jest członkiem społeczności, miał ciągle i niezawodnie zabezpieczony środek swojego utrzymania, zastosowany do indywidualnych potrzeb i stopnia ich wykształcenia. Wtenczas to dopiero stanie się każde indywiduum prawdziwym i konkretnym człowiekiem, bo nie będzie już pracowało, aby żyć, ale będzie żyło, aby pracować, t. j. aby toż życie swoje normalnie rozwijać i wykształcać, czyli inaczej praca nie będzie obracana ujemnie na bezustanne zapełnianie odnawiającego się wciąż niedostatku, ale owszem, dodatnie na wszechstronny wzrost i postęp ducha, a to zgodnie z przeznaczeniem swojem. Odtąd więc pracować aby żyć, uznamy za bluźnierstwo socjalne, ale owszem, żyć aby pracować uznamy za cel ludzkości. Złe moralne zniesionem zostanie nową nauką i nowemi zasadami, gdy dotychczasowe już się bezskutecznemi i okwi-tłemi okazały. Złe fizyczne, źródło tego stanu oddalone będzie przez organizację pracy i przez ustalenie proporcjonalnego minimum, które uzupełni brak w pojęciu socjalnego człowieka. To minimum właśnie jest owym chlebem powszednim, o który Boga błagamy. Samo wyrażenie chleb powszedni okazuje nam, iż nie o zbytek, nie o obfitość zrazu prosimy, ale o konieczne potrzeby naszego jestestwa, abyśmy tylko zdołali przyrodzone człowiekowi cele dosięgnąć i przeznaczenia naszego na ziemi dopełnić w normalnej harmonji wszystkich naszej natury ży 207 wiołów. Symboliczne zaś tego minimum przepowiedzenie znajdujemy w mannie, którą Bóg Izraelitów opatrzył. Przez postęp ludzkości sfera zbytku coraz bardziej w sferę potrzeby zachodzi, czyli inaczej, co jeszcze wczoraj było zbytkiem, dziś staje się potrzebą, a jutro chlebem powszednim się stanie. Cóż n. p. przed laty bardziej zbytkowne zdawać się mogło nad komunikacje pocztowe, a czemżeż one są w porównaniu z dzisiejszemi kolejami żelaznemi, lub telegrafem elektrycznym, jeśli nie potrzebą, a jużci nawet chlebem powszednim. Bez wątpienia spotka nas tu zarzut, iż uznając, jak szko-dliwe są paljatywa, któremi chrześcijańska miłość bliźniego chce dzisiejsze złe ułagodzić, gdyż te paljatywa, otwierając ludziom drogę próżniactwa, niedbałości o los swój, a tern samem i występku, zamiast wyrwania ich z niedoli, w opłakańszy jeszcze stan ich pogrążają — my za radykalne lekarstwo podajemy środek, który właśnie też same, ale w daleko większem jeszcze natężeniu i zgubniejszej ogólności sprowadzić musi skutki. Cóż bowiem może być większą ponętą do absolutnego próżnowania i ślepej nierozmyślności, jak powszechne i ciągłe zapewnienie każdemu środków jego utrzymania? Cóż może niebezpieczniejszy dać kierunek jego żądzom i zgubniejsze towarzystwu rozkiełznanie jego żywiołów rokować. Na ten ułudny zarzut trzeba nam zgóry odpowiedzieć. Pomijając tę specjalną acz nader ważną odpowiedź, iż właśnie to brak chleba popędza ludzi po największej części w drogę zbrodni i występku i, że, przez zniesienie tego braku, więzienia i rusztowania, z małym bardzo wyjątkiem, ofiar swoich pozbawione zostaną, — zwrócimy głównie uwagę zarzucających na następny kanon: jeżeli co względnie do teraźniejszości może się niestosownem zdawać, samo zaś w sobie niesie rękojmię prawdy, to trzeba naprzód roztrząsnąć, czy właśnie w tych zewnętrznych względach nie znajduje się tej niestosowności źródło i czy principium to, które na niskiem i niedojrzałem stanowisku realizowaćby się nie dało, właśnie wyższego stanowiska nie oczekuje do normalnego swego rozkrzewienia? Otóż prawda, iż w dzisiejszej organizacji, a raczej dezorganizacji socjalnej, podobne lekarstwo zdaje się niepojętem, lub paradoksalnem. Lecz to nie uprawnia nas do uznania go za 208 zwodnicze w samem sobie. Ileż to rzeczy, dla przodków naszych niepojętych, dziś w rzeczywistości widzimy? Któryż n. p. Grek lub Rzymianin na czas niejaki przed naszą erą mógł był zrozumieć czysto duchowne i ascetyczne życie Chrześcijanina i toż uznać za jedyny środek własnej reintegracji? Któż przed zesłaniem na świat Gutenberga lub Watta, tych wielkich prze-słańców odnowienia świata, mógłby się był domyślić moralnych i fizycznych cudów druku i pary ? i t. d. i t. d. Powiem nawet więcej, iż to, co się nam teraz niepodobnem być zdaje, może być stokroć na przyszłość podobniejszem, niż to, co rzeczywiście istnieje lub istniało. Gdyby nam n. p. historja faktycznych dowodów, a historjozofja spekulacyjnych powodów mnóstwa starożytnych stosunków nie odkrywały, mogliżbyśmy uznać, iż są do prawdy podobne? Co do przeszłości n. p. komużby się teraz szaleństwo socjalne Cesarstwa Rzymskiego możnem wydawało, i t. p. A co do teraźniejszości któżby przypuścić zdołał, iż po dziewiętnastowiecznem istnieniu Chrześcijaństwa przy cywilizacji i politycznych stosunkach świata niewolnictwo ludzi, ta olbrzymia i potworna niedorzeczność, to socjalne absurdum, jeszcze w znacznej części naszego globu istnieje. Przy tych krzyczących świadkach, któżby śmiał zaprzeczyć, iż samo niepodobieństwo jest podobnem. Tak jest, gdy basreljefy i obeliski starego świata nurzają się w piasku, gdy nawet z gotyckiego średnich wieków gmachu obnażone tylko ruiny sterczą, a z drugiej strony fundamenta nowej towarzyskiej budowy albo jeszcze założone nie są, albo gdzie dopiero rzucone jeszcze do poziomu nawet się nie wzniosły i tylko oku budowniczych są przystępne i zrozumiałe, — wierzę, iż trudno jest nieświadomemu oku odgadnąć, jak się ludzkość w przygotowującym dla niej gmachu rozgości i jak architektonika socjalna potrzebom i wymaganiom czasu zadosyćuczyni. Lecz ta podmiotowa trudność wcale nas nie uprawnia do wyciągania przedwczesnych wniosków o przedmio-towem niepodobieństwie, a z dolegliwego dni naszych stanowiska spoglądając, nie użyczajmy obrzydłej barwy przyszłości, jeżeli to my sami, niestety, cierpimy na moralną żółtaczkę! Zupełna socjalna reforma jest wydarzeniem nie na małą skalę, jest to głębokie zoranie ugoru długo leżącego odłogiem, który ma świeżym i bujnym okryć się plonem tam, gdzie na 209 wet zżółkłe ciernie usychają; jest to wypadek, który w całej naturze odbicie znajduje i o którym z Pawłem Śtym powiedzieć trzeba: „Stare minęło, — spojrzyjcie, oto wszystko no-„wem się stało." (II. Cor. 5. 17.) Tak jest, nowem stanie się wszystko, równie jak za przyjściem Chrystusa postać świata całkiem się odnowiła. O znaczeniu tego odnowienia i niektórych jego oderwanych znamion jużeśmy się przy innych kwestjach porozumieli a następne więcej jeszcze objaśnień przyczynią. Codo niniejszej zaś, dosyć nadmienić, iż: przez realizację Woli Bożej na ziemi, przez podniesienie stanu religijnego, intelektualnego i moralnego ludzkości do wymaganego teraz stanowiska przez identyfikację namiętności z powinnościami, dziś niepojęte skutki jutro naturalnemi się okażą. Ody praca, która jest teraz gwałtem i przymusem, przez organizację1 i atrakcję przemysłową stanie się ponętą i przy 1 Myślałby kto, słysząc dzisiejszych ekonomistów, rozprawiających o Organizacji Pracy i rutynistów, odpychających sam ów wyraz, jakoby tchnący utopją, iż w tern jest coś niesłychanego, niewidzianego, ani domyślanego przenigdy, a tu owszem pokaże się, że aż do dni naszych Praca nie była pozbawioną organizacji- Czemżeż jest Niewolnictwo u Dawnych, jeżeli nie pewną formą organizacji pracy, właściwą ówczesnym wiekom, a później za niewłaściwą uznaną i innych stosunków rozwojem zastąpioną. Wszakżeż we własnym interesie Pana tkwiła piecza o życie i byt niewolników etc. Później poddaństwo i pańszczyzna po wsiach, a po miastach korporacje i monopola średniowieczne stanowiły znowu pewną organizację Pracy, która, obok mnogich niedogodności i ograniczeń, miała przynajmniej tę korzyść, że zapewniała pewien porządek w przemysłach i zapobiegała owym dolegliwościom klas pracujących, które się dopiero za dni naszych pojawiły. — Dziś zaś, pod mamiącem hasłem, wolności przemysłu i pracy, nastała istna Pracy Dezorganizacja. Każdy za siebie i każdy dla siebie — a nikt ani sobie, ani tern mniej innym nie wystarczy. Można więc do organizacji Pracy zastosować znaną gadkę Pani Stael i wyrzec, że nie Organizacja Pracy, ale właśnie jej dezorganizacja, jest świeżym wymysłem, tamta zaś jest stara jak świat, i dlatego właśnie, że jest żywotną, potrzebną ludzkości, przeradzała się ciągle w coraz nowsze i wyższe kształty-Przyznajemy, że owe rozliczne kształty organizacji Pracy były nietylko niedokładne i niedoskonałe, ale nawet wyraźnie złe i nieznośne, czego najoczy-wistszym dowodem jest to, że je zniesiono. A były nietylko złe pod względem fizycznym, materjalnym, ale też częstokroć i niegodziwe pod względem moralnym. Ale też uznajemy, że były, bo być musiały, bo Praca bez organizacji ostać się nie może, pod karą śmierci społecznej. Znany z trafnych swoich przypowiastek i ze zdrowego rozsądku Misr. Bud., który zwykł był mawiać, iż nie czytywał innej książki, oprócz wielkiej 14 210 jemnością, wtedy nikt zapewne na zabezpieczonem sobie minimum przestawać nie będzie, ale usłucha zgodnego głosu tak skłonności, jak i obowiązków swoich. — I w tem się objawi cała wzniosłość rozporządzeń Boskich, iż właśnie praca, to samo, co przy wyjściu z raju ziemskiego przeznaczonem zostało ludzkości za karę, to samo stanie się jej nagrodą przy powro-cie do niego. Co tylko apodyktycznie z wywodu myśli wynikło, to nie-podobnem, aby w objawieniu zupełnego potwierdzenia nie znalazło. Doszliśmy już bowiem do tej identyfikacji wiary i wiedzy tak, iż jedno drugiemu za criterium i kamień probierczy służyć powinno. Niechże się więc ludzkość, a mianowicie najnieszczęśliwsza jej klasa pocieszy, bo wypadki rozumowania dobitnie są w Piśmie Śtym poparte: „Wy wszyscy, którzy „spragnieni jesteście — woła Jeremjasz (L V 1.) — przybywajcie „do źródeł i wy, którzy pieniędzy nie macie, spieszcie się, „kupujcie i jedźcie. Chodźcie, kupujcie bez srebra i bez żadnej „zamiany wino i mleko." — Jeżeli zaś niedość na tem sło-wnem przepowiedzeniu, przedstawia nam Pismo jeszcze inne, faktyczne, a tem jest manna, którą Bóg darmo izraelitów na pustyni karmił. W powszechnej analogji universum, jako też w wiekuistej harmonji historji nic niemasz absolutnie oderwanego. Myśli są tłumaczeniem bytów, fakta są przesłańcami czynów1, drobne napozór zjawiska są analogjami ważnych później stanów. Tak więc manna jest antycypowanym symbolem, czyli typem tego chleba powszedniego, o który nam Chrystus prosić kazał; księgi świata, ale który snać musiał ją czytać, ten sam, który porównywał magnatów egoistycznych do wysmukłych topoli, pnącyrh się wysoko, ale ani cienia, ani owocu, ani żadnego pożytku nie dających, rzekł o prawie z roku 1807, które sądziło, iż zdejmuje kajdany z nóg naszych chłopów przez oświadczenie wolności przesiedlania się, bez względu na wszelkie inne potrzeby, że przy ściąganiu owych mniemanych kajdan ściągnie się także ich buty. Niech więc pomną ekonomiści, aby nadal ściągaczami butów nie zostali, bo to zaiste nie ponętne powołanie. 1 Faktami nazywamy wypadki zdarzone bez świadomej woli i zamierzonego celu przez podmiot, którego się tyczą i do których świadomość dopiero post factum przystępuje i takowe pojmuje. Czynami zaś wypadki, wyprowadzone ze świadomości i woli podmiotu pojętej przed realizacją, a podług tego pojęcia realizowane. Patrz Prolegomena zur Philosophie. Cap. I. 211 wedle słów Pawła Ś-go „a te wszystkie rzeczy wydarzały im się na wzór (τοποι) i dla napomnienia naszego."1 Takie jest znaczenie tej prośby i takie co do tych stosunków Chrystusa przepowiedzenie przyszłości. W bliższe określenie tego nadchodzącego stanu wdawać się teraz nie potrzebujemy, ani też ścigać ciągłego rozwinięcia i udoskonalania, fizycznej strony szczęścia ludzkości, gdyż wcale przypuszczać nie można, aby za nadejściem tej oczekiwanej epoki wszystkie stosunki raz na zawsze się ustaliły, i nic przemysłowi ludzkiemu do czynienia już nie pozostawoło. Owszem otworzy mu ona tylko wrota nowego zawodu, a oto właśnie rzecz idzie, normalny zaś postęp w czasie reszty dokona, i to jest myślą owych słów Chrystusa: „Szukajcie naprzód Królestwa Bożego „i sprawiedliwości jego, a reszta wszystko otrzymacie w do-„datku."2 * Równie więc jak Chrystjanizm, przychodząc na świat postawił postulat abstrakcyjnej wolności i godności człowieka, którego dopełnienie było zadaniem i celem całej jego epoki, tak też i nadejście Królestwa Bożego będzie postawieniem tego nowego postulatu, a dalsza jego historja będzie realizacją takowego. Porozumiawszy się dostatecznie względem dosłownego materjalnego znaczenia niniejszej prośby, myliłby się mocno, ktoby sądził, iż zaprzeczamy możności przenośnego tych słów tłumaczenia. Owszem, dopierośmy powiedzieli, że. myśli są tłumaczeniami Bytów, pod wyrażeniem chleba przeto i chleb duchowny rozumianym być musi, inaczej w równie zgubną, a może i gorszą jeszcze Ostateczność wpadlibyśmy od tej, którą zbijamy. Nie można dosyć powtarzać, iż wszelkie jednostronności są wiecznemi źródłami błędu, wszelkie zaś konkretne, zupełne i organiczne objęcie przedmiotu jest rękojmią zdrowego rozumowania i prawdy w wynikłościach. Każdy więc fenomen 1 I Cor. X, 11. — Wszystkie wyznania Kościelne i pisma Ojców Kościoła świadczą, iż bez świadomości Ewangelji i bez wiedzy objawionych w niej Prawd zbawienia być nie może. (Patrz dowody w dogmatykach Bretschneidera II fis. Hase 2 A. 28.) Wszyscy, którzy non proposuerunt Deum ante conspectum suum, nigdy nic wielkiego ani dobrego nie sprawili. 2 Matth. VI. 33. 14* 212 w porządku fizycznym ma swoje uzupełnienie w. porządku moralnym, a wszelkie prawdy Pisma Ś-go, jako absolutne prawdy posiadają to kilkakrotne i wszechstronne znaczenie. Dlatego też Sty Augustyn ślicznie powiedział, iż u każdego źródła Pisma Ś-go po kilkakroć napoić się można. — Roz-trzasnąwszy więc fizyczną stronę tej kwestji, jako bezpośredniej i najbliższej, i nad tą moralną się zastanowimy. Niezmierna większość społeczeństwa, wszystkie te klasy, których stan dopiero za tak opłakany uznaliśmy, równie są pozbawione w tej chwili duchownego, jak materjalnego chleba. Moralna degradacja, która koniecznie poprzedza każde ważne przesilenie i zapowiada nowy rozpęd socjalny, a której obecność z chwilową boleścią, lecz z pociechą nadziei uznać musimy, przedstawia nam podwójnie przykry obraz: brak tego co ma być i zatrucie tego co było. Przez Chrystjanizm bowiem była już ludzkość obdarzoną tym duchownym chlebem, lecz upadek i skażenie uczuć religijnych, obojętność w przedmiocie praw wiecznych, którą wieki jeden pisarz tak wymownie okazał, a, najbardziej owa fermentacja wyobrażeń, która zaród kiśnięcia do niego wprowadziła, wszystkie te przyczyny wraz z odwieczną pleśnią i mgłą przesądów, do których rozproszenia jeszcze dość dzielne nie zeszło słońce, chociaż dość silne już wichry zadęły, — wszystkie te przyczyny, mówię, strawiły pożywność owego chleba,1 a nadto nie przestając na tern ogołoceniu z dobrego, jeszcze go w nadmiar złego trucizną zaraziły. I tu więc podobny widzimy fenomen, jak w materjalnych stosunkach społeczeństwa, gdzie stanem obojętnym nawet, zerem cieszyć się nie możemy, bo niedość, że zbawienne utraciliśmy wpływy, ale skażenie silnie nad nami górę wzięło. Podwójna więc praca oczekuje reformę: znieść złe, a sprawić dobre, wyrwać ludzkości truciznę a podać jej chleb pożywny. Podwójny cel ten dopiętym zostanie: 10 pod wzglądem religijno-moralnym przez objawienie się i ustalenie nowych stosunków religijnych, o których w innych mówiliśmy rozdziałach. Obudzenie tej przytępionej strony ducha ludzkiego będzie jednym z najdzielniejszych środków zbawienia. Dopóki wpływ religji w przyrodzonej swej sile Mat. V. 13. Jesteście solą ziemi, lecz jeśli sól straci swoją słoność. 213 panował, dopóty duchowieństwo było ogniskiem światła i pilnym rozdawcą moralnego pokarmu. Lecz z zachwianiem tamtego i to działanie podkopanem zostało. Żar skupiony w ognisku rozrzuconym został po powierzchni, stracił na natężeniu, lecz zyskał na powszechniejszem rozlaniu. Był to z jednej strony upadek, lecz z drugiej ważne przygotowanie do wyższego podskoku. Odzyskanie więc poniesionej straty z jednej strony, a uzyskanie dojrzewającej korzyści z drugiej, jest właśnie pod tym względem zadaniem dni naszych. Cząstkowe zaś wskrzeszania wyższych uczuć i wiary, i prawie powszechny popęd i zajęcie się badaniami praw przedwiecznych i absolutnych, nadto praktyczne dążenie do nor-malniejszego życia, co wszystko w zamęcie wrzących dziś żywiołów silnie się przebija, rokuje bliską rehabilitację skażonego Chrystjanizmu i uzupełnienie tegoż takie, jakie było uzupełnienie Starego Zakonu przez Nowy. Wtedy odzyska ludzkość ten pokarm duchowy, a to o tyle doskonalszy, o ile postęp dwudziestu blisko wieków uczynił to potrzebnem. 2° Pod względem czysto intelektualnym. Przez otworzenie ludzkości drogi do prawdziwych wiadomości, zbogacenie jej masą pojęć elementarnych, czyniąc jej nawet wyższe coraz przystępniejszemi. Prawo do minimum jest równie niezaprzeczone jak to, któreśmy pod względem materjalnym uznali. Każde indywiduum więc powinno cieszyć się bezpłatną nauką elementarną, w dalszej zaś drodze swojego kształcenia zamiast dotychczasowych zapór same ułatwienia znajdować. Do tego upowszechnienia niezbędnych pierwotnych wiadomości wielkim jest środkiem wynalazek metody Bella i Lankastra, której skutki, przy wydoskonaleniu, jakiego jest zdolną, dziś dla nas byłyby nawet niepojętemi. Przy tern upowszechnieniu edukacji społeczeństwa, staraniem administracji socjalnej będzie dostarczanie im ciągłych środków dalszego kształcenia się i zaspokajania raz obudzonych umysłowych potrzeb, a to przez książki elementarne, pisma publiczne i perjodyczne, częścią bardzo tanie, oraz przez zakładanie po gminach ksiąg użytecznych i ogółowi przystępnych. Tym sposobem silny się nada popęd postępowi ducha ludzkiego, bez czego wszelkie staranie o polepszenie stanu materjalnego ludzkości, byłoby czczem urojeniem i niedołężnym zakusem. 214 3° Pod wzglądem intelektualno-praktycznym. Przez założenie wykładów profesjonalnych i normalnych nietylko dla młodzieży, mającej się zawodowi przemysłowemu oddawać, ale dla dorosłych nawet wyrobników i rzemieślników, oraz przez utrzymywanie tychże na równi z postępami i wynalazkami i torowanie im drogi do nabywania praktycznych wiadomości, których odległość lub niedostępność dziś klasę przemysłową prawie zupełnie pozbawia, nadto przez nadanie już w elementarnej edukacji większego niż dotąd obrębu wiadomościom, tyczącym się praktycznego życia. Niemasz podług mnie błahszego zarzutu jak ten, iż nauka odstręczy robotnika od pracy i nada mu niewłaściwy dążenia kierunek, gdy tymczasem nic łatwiejszego jak dowieść, iż właśnie bez umysłowego ukształcenia wyrobników nigdy praca nie zdoła się wydźwignąć z stanu upodlenia, w jakiem ją dziś jeszcze widzimy, nigdy nie zrzuci z siebie piętna przymusu, gwałtu, niedbalstwa i wstrętu, które wysysają jej pożywne soki, pozbawiają świat tylu dodatnich korzyści, a naznaczają te, których mu wydrzeć nie mogą, cechą niedoskonałości. Czas już, aby do wyobrażenia rzemieślnika przestano przywiązywać coś poniżającego, czas, aby sam rzemieślnik poczuł się artystą i z zapałem sztuki, z rozumnem zamiłowaniem do dzieła przystępował, czas już, aby mechaniczną pracę na organiczną zamienił; aby doznawał z dokonanej pracy takiej chluby i radości, jaka jest udziałem żołnierza po odniesionem zwycięstwie. Klasa bowiem przemysłowa będzie w przyszłości prawdziwą armją ludzkości, która pod chorągwią ducha wciąż nowe od natury wywalczać będzie zdobycze, a te zdobycze nigdy z klęskami połączone nie będą, nigdy łez nie wycisną, lecz zapewniając niezliczone korzyści obecnym, szczęście następnych pokoleń ustalą. Dosyć jest pojąć to stanowisko, aby przewidzieć w dali cały ogrom źródła pomyślności, które z niego wytryśnie. Prośba więc o chleb powszedni jest prośbą o oddalenie wszystkich anomalij i o uzyskanie wszystkich błogich skutków, których w tym rozdziale dotknęliśmy. — Widzieliśmy, iż konieczną wynikłością dzisiejszego stanu ludzkości jest zapewnienie każdemu indywiduum tak materjalnego jak intelektualnego minimum, aby mu nadać możność własnego nadal sa 215 modzielnego postępu. Lecz nietylko te przedmioty, które dziś za artykuły pierwszej potrzeby uznajemy, to minimum składać muszą, są i inne, które, teraz za zbytek uważane, wkrótce niezbędnemi się okażą, a sfera potrzeb coraz bardziej kosztem sfery zbytku rozszerzać się będzie. A to bynajmniej nie jest opłakanem spostrzeżeniem, gdyż właśnie pomyślność każdego nie, jak mylnie twierdzono, na wyzuciu się ze wszelkich potrzeb, a tern samem na cofnięciu się i zamknięciu w skorupie obrzydłej obojętności, ale owszem na pomnażaniu i rafinowaniu i na coraz wyższem doskonaleniu tychże potrzeb, zapewniwszy sobie środki zadosyć im uczynienia, zależy. I tak n. p. nietylko pożywienie, opał, przykrycie, naukę czytania i pisania, oraz zasadnicze wiadomości objąć musimy pod ogólnem wyrażeniem chleba powszedniego, ale z postępem ludzkości coraz więcej żywiołów w zakres tego minimum wciągać będziemy.. Naprzykład ustanowienie bezpłatnych łaźni i gimnastycznych zapasów jakoteż zaprowadzenie publicznych rozrywek i mniej więcej duchownych widowisk za równie nieodzowne warunki tegoż minimum położymy. Te właśnie przykłady z pomiędzy wielu innych wybraliśmy dlatego jedynie, iż ich realizację już w starożytności widzimy (a zatem są nie tyle, co inne, na sceptyczne zaprzeczenia narażone), czego dowodem są palestry greckie i termy u Rzymian, oraz igrzyska Olimpijskie, zabawy cyrkowe lub teatralne, kampomartjalne, etc. gdzie lud darmo, tych, nie powiem przyjemnostek, lecz prawdziwych potrzeb życia używał. Nie jest to więc urojonem ani przesadzonem żądaniem, gdyż zadośćuczynienie tymże już w rzeczywistości miało miejsce i teraz tylko reintegracji i regeneracji swojej oczekuje. Powiem nawet, że wiele jeszcze podobnych żądań przy dalszem rozwinięciu przyszłych instytucyj się obudzi, co nie zatrważającym, lecz owszem błogim widokiem będzie dla przyjaciela ludzkości oraz dowodem jej szybkiego postępu. Jak zaś potrzeba fizycznych i moralnych rozrywek jest głęboko wkorzenioną w naturę człowieka, dowodzą dzisiejsze zdegenerowane zabawy ludu, owe zapusty i odpusty, które są tylko rozpustą, a któreby można, dając im wyższy i lepszy kierunek, doprowadzić nawet nad owe stanowisko wzniosłości, na którem się po części w klasycznym świecie znajdowały. 216 Jedna tu jeszcze może zachodzić wątpliwość, bezpośrednia, dotykalna trudność. Skąd znajdą się środki do zabezpieczenia tego minimum? skąd fundusze na te wydatki? Czy to administracja socjalna ma je przedsiębrać? a jeżeli ona, skąd też fundusze czerpać będzie? Na to odpowiadamy naprzód innem zapytaniem: A skądże dzisiejsza administracja czerpie środki własnego, tak kosztownego utrzymania i wydatków tak znacznych na niektóre gałęzie, które, a mianowicie wojsko, jeżeli nie zupełnie w tym kształcie niepotrzebne (gdyż pewna jego ilość byłaby potrzebna przeciwko ludom, którychby wcielenie do społeczeństwa Świata jeszcze nie nastąpiło, a któreby jego całości zagrażać mogły, jakoby do wypraw cywilizacyjnych), — przynajmniej ilościowo zbytniemi się okażą. A z drugiej strony, tak silny popęd nadany przemysłowi nie rokujeż bezpośrednich źródeł produkcji, zdolnych aż nadto do przeważenia tej organicznej konsumpcji? Praca, ten od nas samych zależny żywioł bogactw — i natura, to przedmiotowe niewyczerpane źródło, skoro tylko przez pracę jest solicytowane, nie zostawia nas bez zbytkownych nawet środków do osięgnięcia socjalnych celów. Powtarzam, jakkolwiek niejednemu trudnoby się zdawało z dzisiejszego stanowiska jasny sobie obraz uczynić przyszłych iudzkości stosunków, niechaj się trudnością nie zraża, lecz niech śmiało dąży do wynalezienia absolutnie prawdziwych zasad, a względem tych się porozumiawszy, będziemy przekonani, iż ich urzeczywistnienie w czynie rychło za ugruntowaniem w świadomości nastąpi. Reasumując nakoniec postulata w tym Rozdziale rozwinięte, dochodzimy do pojęcia trzech gałęzi instytucyj, niezbędnych do utrwalenia nadchodzącego stanowiska, a te są: 1° System powszechnej asekuracji, dla zapewnienia każdemu indywiduum tego, co już posiada, a przez to zasłonienia go od strat ujemnych. 2° System powszechnej gwarancji dla zapewnienia każdemu indywiduum tego, czego nie posiada, a posiadać powinien, t. j. minimum, a tem samem zasłonienia go od stanowiska zupełnego ogołocenia (gołoty), czyli stanu zera w społeczeństwie. 3° System powszechnej asocjacji dla zapewnienia każdemu indywiduum dostąpienie tego, co posiadać może, i do . 217 uzyskania tego, do czego ma prawo, zdolność a nawet obowiązek, tak pod względem przemysłowym, jak i duchownym, słowem, dla otwarcia mu łatwiejszej a nawet jedynej drogi nadania dzielniejszego popędu do osiągnięcia celów dodatnicdatnich aby sprawdziły się słowa: „O jako dobra rzecz i jako wdzięczna rzecz mieszkać braci społem" (Ps. C. XXXII). O taki to chleb powszedni codziennie Boga błagamy, a to teraz tern goręcej czynimy, im głód mocniej ludzkości dokucza, im gwałtowniej wnętrzności rozrywa. Lecz przewodnicząca Opatrzność widzi jej potrzeby, miarkuje stopnie ich natężenia i nie opóźni nam udzielenia pokarmu, którego brak tak mocno już czujemy. My więc modląc się przysposabiajmy się do żniwa, bo zboże wkrótce dojrzeje. — Piąta prośba. I ODPUŚĆ NAM NASZE WINY, JAKO I MY ODPUSZCZAMY NASZYM WINOWAJCOM. PIĄTA PROŚBA. I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. W tym ustępie napotykamy po raz pierwszy obydwa składowe żywioły, stanowiące treść modlitwy, których rozrożnienie podaliśmy we wstępie, t. j. prośbę i oświadczenie, przyszłość i teraźniejszość, determinację nadchodzącego objawienia i determinację dotychczasowego Chrystjanizmu. Połączenie zaś dwóch tych żywiołów objaśni nam najdokładniej wzajemny ich tak do siebie jak do właściwych ich zakresów stosunek, i nieodbicie potwierdzi nasz sposób zapatrywania się na modlitwę. — Bo gdyby mylne było twierdzenie względem ich wyłącznego i właściwego znaczenia, gdyby prośby zawarte w modlitwie zamiast ściągania się do przyszłości społeczeństwa miały już w sferze Chrześcijaństwa ostatniej realizacji swojej dostąpić, wtedy zamiast tak wyraźnego oświadczenia w czasie teraźniejszym, iż my odpuszczamy naszym winowajcom, powinni-byśmy raczej prosić Boga o łaskę i pomoc, abyśmy dosyć siły mieli moralnego obowiązku tego zawsze nadal dopełniać, bo taka tylko prośba odpowiadałaby wewnętrznemu, pokornemu i z siebie się wyzuwającemu duchowi nauki Chrześcijańskiej i nad zakres tejże nie sięga. Lecz o to nam wcale Chrystus prosić nie poleca, bo ten obowiązek już implicite znajduje się w nauce, którą nam udzielił, a więc nie potrzeba expliciłe go wyrażać, — owszem nie może nawet przypuścić, abyśmy go nie dopełniali. Dlatego to owszem każe nam do Boga z taką pewnością przemawiać, dopełnienie tego obowiązku oświadczać i prosić na zasadzie tego o przyszłość odpowiednią naszym własnym zasługom. — 222 Ten stosunek jeszcze dobitniej, jeśli to być może, u Łukasza Ś-go jest wyrażony, i wniosek z oświadczenia jeszcze kategoryczniej wyprowadzony, tam bowiem powiedzianem jest: i odpuść nam nasze winy, bo i my odpuszczamy naszym winowajcom1 zamiast: „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". Oświadczalne więc porównanie Ś. Mateusza jest u Łukasza Ś-go na bezwzględny warunek zamienione, lubo obydwie te warjanty tekstu dostateczne piętno wyznania nie zaś postulatu posiadają. — Ta więc część niniejszego ustępu, która prośbą nie jest, jedno prostem oświadczeniem stosunków teraźniejszości (rozumie się sfery Chrześcijańskiej), powinna podług założenia naszego istotną determinację samego Chrystjanizmu zawierać; jakoż znajdujemy w niej zasadnicze prawidło Chrześcijańskiego postępowania względem bliźnich naszych, a to wyrażone w sposób niedozwalający wątpić, iż wszystkie prośby modlitwy zmierzają dalej niż zakres działalności samego Chrystjanizmu sięga, ponieważ o żadne determinacje integralnie go stanowiące nie prosimy, lecz owszem ich urzeczywistnioną już bytność, i osięgnięcie ich przez nas tak niewątpliwie wyznajemy. — Tu więc wyraźnie znajdujemy oświadczenie, które sumę Chrześcijańskich obowiązków zamyka, iż my winy odpuszczamy winowajcom naszym, a przy tern oświadczeniu dopiero prośbę, abyśmy równego losu od Boga doznali. — Słusznie więc bardzo spostrzegł Bruno Bauer, iż ze wszystkich ustępów naszej modlitwy, ten jeden tylko z czystej Chrześcijańskiej świadomości wypłynął.2 Lecz zamiast poznania, iż wszystkie inne kategorje w tej modlitwie zawarte, do przyszłości zmierzają i następne objawienie oznaczają, zdawało się Bauerowi, iż one są tylko puścizną i przypomnieniem Objawienia Starego Zakonu. Nieszczęśliwe omamienie, które spojrzenia naprzód, od wstecznego spojrzenia odróżnić nie umiało. — Że istotnie to, o co nam Chrystus prosić kazał, nie wchodziło w zakres Jego nauki, a przeciwnie to co wchodziło w zakres jego nauki, o to nam prosić nie kazał, ale owszem to objawiał i nakazywał, dowodzi również ten ustęp 1        Luc. XI. 4. χαι ăÜň áőôďß Üößďμĺí παντι δöĺéëďíôé ήμιν. 2        Â. Bauer Kritik der Evang. Geschichte der Synoptiker I. Band 33 bz 223 w porównaniu z tym, który w mowie Chrystusa bezpośrednio po modlitwie następuje. Jest on bowiem jedyny, do którego Chrystus natychmiast się zwraca po wyłożeniu całej modlitwy. Jakoż dodaje u Mat. Św. VI. 73. 15: „Bo jeżeli odpuścicie „ludziom upadki ich, odpuści też Wam Ojciec Wasz niebieski. „A jeśli nie odpuścicie ludziom upadków ich, i Ojciec Wasz „nie odpuści Wam upadków Waszych." Pocóżby Chrystus ze wszystkich wyłożonych próśb pacierza tę jedną wybrał do osobnego napomnienia, gdyby w niej właśnie prawidła czysto Chrześcijańskiego nie było. Jest więc rzeczą zupełnie naturalną, iż nauczywszy ludzi o co prosić na przyszłość mają, zwraca się do nauki, jak w teraźniejszości sprawować się mają. Przystępując zaś do drugiego żywiołu tego ustępu, to jest do samej prośby, odkryjemy w niej ważne zaiste kwestje tyczące się praktycznych stosunków Boga z Ludzkością. — Jakżeż dalekimi byli dotychczasowi komentatorowie od domyślenia się, iż w tych tak prostych napozór i dla oczywistości swojej mało ważonych wyrazach, spoczywa tajemnica tak ascendentnego jak descendentnego kierunku religji przyszłości. W głębszem bowiem zbadaniu tego ustępu, przedstawi się nam ta kwestja z podwójnego punktu widzenia, t. j. raz A)       uważając stosunki Boga do Ludzkości, drugi raz B)       uważając odwrotnie stosunki Ludzkości do Boga. — W obydwóch zaś kierunkach uznamy zbliżenie się radykalnej reformy, która jak zwykle, oparłszy się na dwóch wręcz przeciwnych sobie pryncypjach przeszłości, wyższą syntezę tychże ustanowi. A) W całej Starożytności, najwyższem Bóstwem, potęgą panującą nad śmiertelnemi i nieśmiertelnemi, było ślepe Fatum . [Eimarmene,Nemesis etc.],którego bezwzględna przemoc żadnego wyjątku, żadnej dowolności i żadnego podmiotowego stosunku nie przypuszczała. Przeciwne nawet wyobrażenia byłyby się starożytnym ubliżającemi dla Bóstwa zdawały i tylko przeznaczenie, abstrakcyjne prawo i bezwzględna sprawiedliwość odpowiadały ich pojęciu. Atrybuta nawet i przypadłości Bogów są temże samem piętnem naznaczone. Zeus-Hades1 n. p. lub córka Zeusa Dike mogą za prototyp tych stosunków służyć. 1 Homer Iljada V 845 — Apollodor L I 2 § 1. 224 W religjach orjentalnych były one jeszcze zewnętrzniejsze. Przemoc natury jest albo ich panującym charakterem, albo źródłem dalszych mistycznych formacyj. W Judaizmie zaś, w którym pod względem religijnym skupia się i do najwyższej potęgi dochodzi wyobrażenie Boga wszystkich przedchrześcijańskich Narodów, przedstawia się nam Bóg, jako Pan, Władca, Bóg Zastępów, przemocy, gniewu, Bóg Zemsty i odwetu, a najwznioślejszym już predykatem Boga była tylko sprawiedliwość.1 Za krańce tejże Starożytność cała przekroczyć nie zdołała, jakkolwiek czasem przeczucie niedołężności i niedostateczności abstrakcyjnego prawa objawiać jej się mogły, jak to n. p. ma miejsce w zdaniu: surnmum jus summa injuria, które to zdanie jest zwrotnikiem dialektyki tej sfery. Dopiero w Chrystjanizmie widzimy nie Pana lecz Gjca, — nie Boga silnych, ale Boga słabych i uciemiężonych, — nie Boga Zemsty ani nawet ścisłej Sprawiedliwości, ale Boga Łaski i Miłosierdzia. Miejsce zewnętrznej przemocy lub abstrakcyjnej sprawiedliwości i prawnego odwetu, zajęło wyobrażenie wewnętrzniejsze podmiotowej moralności i łaski, a skrzepłą formalność i przedmiotowość tamtej, ogniem mdłości w wolniejsze i płynniejsze stosunki stopiło. Przeznaczenie (fatum) zamieniło się na Opatrzność (providentia)r Zemsta na Miłosierdzie, Sprawiedliwość na Łaskę. Nietylko w stosunkach czysto religijnych lecz nawet w filozoficznych i praktycznych zwrot ten i refleksja w siebie objawiły się. Stoicki fatalizm przeszedł w gnostyczną i patrystyczną Opatrzność, a Juris prudentia rzymska ustąpiła . Chrześcijańskiej moralności. A tak ten drugi moment uzu 1        Wyrażenie: „Bóg jest wierny" fidelis jeszcze w ten sam zakres wchodzi, znaczy bowiem, iż ślepo dotrzyma obietnicy lub nakazu, jak się to okazuje ç. ń. z pieśni Mojżesza (Deuteron XXXII), gdzie następna apozycja objaśnia ten stosunek: Bóg wierny jest, a bez wszelkiej nieprawości sprawie dliwy i prawy. — 2        Predykatem Przeznaczenia jest Ślepota, — symbolem Opatrzności jest Oko, jej źródłosłowem we wszystkich językach Widzenie (Providentia, Vorsehung, Opatrzność). — Sprawiedliwość zaś będąca szczytem Przezna czenia, a tern samem najbliższą punktu przejścia w sferę Opatrzności wy stawianą była wprawdzie z oczyma ale — zawiązanemi. Zawiązane oczy dadzą się odwiązać i Sprawiedliwość przechodzi w Łaskę i Miłosierdzie, jak Prawo w Moralność. Ale Przeznaczenie (Fatum) jest z natury ślepe. 225 pełnił pierwszy i pojęcie objawiło się w swoich dwóch przeciwnych i nawzajem wyłączających się stronach. Opatrzność wprawdzie mogłaby być poczytaną za syntetyczne stanowisko w stosunku do Epikurejskiej przypadkowości z jednej strony, a fatalnej konieczności z drugiej; — równie jak Łaska byłaby już syntetycznem pojęciem w stosunku do Natury z jednej strony a do Zakonu czyli Prawa z drugiej. Bo jakeśmy gdzie indziej powiedzieli, sylogizmy świata w różnych kierunkach się krzyżują i w siebie zachodzą lecz jedne są dalsze, wyższe i ważniejsze, a zatem prawdziwsze od drugich. — Jakoż ten ostatni stosunek został głęboko przez Pawła Ś-go w liście do Rzymian uchwycony.1 Lecz Opatrzność uważana jako wpływ Boży na świat i ludzkość jest tylko antytezą Przeznaczenia, równie jak Łaska i Miłosierdzie jest tylko antytezą ścisłej Sprawiedliwości, a więc trzeciego syntetycznego dopełnienia wymagają; czego dowodem (a posteriori) jest, iż owo napozór syntetyczne stanowisko, wnet się samo w sobie dialektycznie rozwinęło, sprzeczności z własnego łona wydobyło, — przeciwległą wyłączność swoją prostopadle postawiło, — a nareszcie przez logiczną konieczność właśnie na swój odwrot się przewróciło, — do którego to punktu doszedłszy dostatecznie objawiło swój antytetyczny charakter a przez to samo okazało potrzebę dalszego podniesienia i spełnienia.2 1        Ponieważ w tym rozdziale mamy oddzielnie do przeprowadzenia dwa równoległe i wzajemnie się dopełniające rozwinięcia praktycznych stosunków Boga do ludzkości i ludzkości do Boga, teksta zaś Pisma S-go, które zwykle wraz z filozoficznym wywodem podajemy, odnoszą się wspólnie do tych oby dwóch szeregów i razem je ogarniają, przeto, aby uniknąć przerwy łańcucha rozumowań jakoteż odnaszalnych powtarzań, takowe teksta w końcu Rozdziału osobno przejdziemy, przez co znowu objawi nam się drugi temu równoległy, a nader ścisły łańcuch postępowego Objawienia. Wyrażenie „rozdział" odnosi się do podziału zamierzonego, lecz nie przeprowadzonego przez autora. (Przyp. wyd.) 2        Na luźnej kartce znaleziono przy manuskrypcie autora następującą notatkę, odnoszącą się do niniejszej prośby. (Przyp. wyd.) Rzeczą jest godną uwagi, iż według świadectwa Józefa Żydowina (Antiqu. XIII. 5. 9. XVIII. 3, 5. BelL jud. II. 8, 14) trzy te stadja pojęcia miały w trzech sektach żydowskich istnieją cych za czasów Chrystusa swoich reprezentantów, t. j. Esseńczycy uznawali tylko Boskie Przeznaczenie, Saduceusze tylko dowolność człowieczą, — Fa ryzeusze zaś byli zwiastunami trzeciego kierunku, zakładając źródło czynności 15 226 Lecz ponieważ trzeci dopiero moment djalektycznego rozwinięcia ma uzasadnić poprzedzające go premisy i walkę onych do wyższego zjednoczenia podnieść, bez czego pozostałyby zawsze jednostronnościami, przeto nadchodząca epoka dziejów, której przeznaczeniem ma być uharmonizowanie walczących w społeczeństwie żywiołów i zupełne wykorzenienie sprzecznego dualizmu świata, przyszła ta epoka mówię, syntetycznie w siebie przyjmując panujące przeszłości idee, w nowej zgodzie i na wyższem rozwinięcia szczeblu znowu je nam wszystkie okaże, już nie pojedynczo i wyłącznie, ale w orga-nicznem skupieniu i przesiąknieniu. Tego to właśnie skupienia daje nam rozbierane zdanie wyobrażenie, w niem bowiem z absolutną zgodą widzimy połączone pojęcia odwetu i miłosierdzia, — sprawiedliwości i łaski. Łaska Boga i miłosierdzie objawiać się będzie w tern, iż nam winy nasze przebaczone zostaną, lecz się ta wyłączna dotąd łaska wnet sprawiedliwością uzupełnia, gdyż to miejsce mieć będzie jedynie w miarę własnego postępowania naszego względem winowajców naszych, czyli ogólnie się wyrażając, w miarę własnych zasług naszych. Nie bezwzględne więc miłosierdzie i nie bezwzględna sprawiedliwość, lecz właśnie zo-bopólne przez się spowodowanie tych dwóch faktorów znajduje się w tych słowach zawarte, i zaiste trudnoby było w mniejszej ich ilości i w prostszym kształcie to syntetyczne stanowisko zakreślić, a to nie w mechanicznem połączeniu, jak u Ś-go Augustyna, gdzie wedle widzimisię Boga sprawiedliwość ną jednych a obok tego łaska na innych działała, co dodawalny tylko tworzyłoby stosunek, lecz owszem w wyższem równaniu, w którem [matematycznie się wyrażając] sprawiedliwość przez łaskę byłaby pomnożoną. Więc i w tej prośbie znajdziemy połączenie pryncypjów świata starożytnego i Chrześcijańskiego w ścisłej opozycji naszych w nas samych, a od Boga pomocy i wsparcia się spodziewając. — Mogłoby się dziwnem zdawać, iż prawda znajdowała się tu u Faryzeuszów, u tych właśnie, których Zbawiciel najwięcej gromił. Lecz uważać trzeba, iż Chrystus głównie potępiał ich uczynki nie zaś naukę, i owszem wyrzekł u Mat. XXIII. 3. „Wszystko tedy cokolwiek Wam rozkażą zachowajcie i czyń-„cie, ale wedle uczynków ich nie czyńcie. Albowiem mówią a nie czynią". (Podobny stosunek tych 3 sekt ma miejsce względem kwestji o nieśmiertelności duszy). 227 z sobą dotychczas zostających, które to właśnie połączenie cechować ma świat nowy. Tęż samą opozycję stanowiącą charakter tych dwóch kardynalnych epok przebieżonych dziejów oraz tęż samą syntezę ich kierunków w przeszłości spostrzegamy znowu w odwrotnych stosunkach ludzi do Boga, co właśnie stanowi Obrządek, Cultus. Jeżeli bowiem religja z samego źródłosłowu swego przedstawia nam się jako węzeł przywracający związek odpadłego rodu ludzkiego z Bogiem, tedy Cultus, który jest tylko integralną cząstką ogólnej sfery religji, jest właśnie tem działaniem, wychodzącem od ludzi i podnoszącem tychże do ich absolutnego ogniska a tem samem zagładzającem skutki rozdziału czyli upadku. Że jednak upadek może być dwojako uważany; raz ogólnie, jako zwichnięcie całej ludzkości z pierwotnej swojej pozycji, co grzechem pierworodnym ciążącym na całą ludzkość nazywamy, drugi raz szczególnie, jako indywidualne przestępstwa i grzechy; — przeto też cultus musi mieć stąd wypływający dwojaki cel; raz reintegrację solidarnej ludzkości w utraconą harmonję, a wtenczas przybiera charakter publiczny, drugi raz zmazanie szczególnego złego ciążącego na indywiduum, a wtenczas jest tylko prywatną praktyką. — O stanowczem zmazaniu tak publicznego jak i prywatnego złego będzie obszerniej w IX rozdziale,1 tu zaś rozbieramy tylko cultus, t. j. użycie środków przygotowujących też . reintegrację. Z rozbioru tego przekonamy się, iż stanowisko, na którem dziś się znajdujemy i w tym względzie murszeć już zaczęło, że przeto tu także jesteśmy. świadkami nowego tych stosunków przekształcenia. Jakoż w Starożytności, gdzie między Bóstwem a ludźmi mechaniczne tylko bojaźni, gwałtu i podległości lub też obojętności istniały stosunki, zadosyćuczynienie składało się równie z mechanicznych czynności. Były to przy zewnętrznych ceremonjach ofiarowane owoce, bydlęta, krew etc. zgoła zawsze materjalne lub zewnętrzne przedmioty, mniej więcej zmysły tylko obchodzące. 1 Wyrażenie odnoszące się do podziału dzieła zamierzonego przez autora, ale nie przeprowadzonego. (Przyp. wydawców). 15* 228 W Chrystjanizmie zaś, gdzie głównie o wewnętrzne prze konanie chodziło, gdzie abstrakcyjna duchowność i podmio towość panowała, skuteczny był tylko żal i skrucha do zma zania jedynie wewnątrz ducha poczętego grzechu. Ta druga jednostronność jako jednostronność wymagała zniesienia i uzu pełnienia. Równie jak Chrystus gdy czas panowania Zakonu był przeszedł,. a wyłączne prawo historycznego przeznaczenia swego dokonało, zniósł dawną naukę odwetu „ząb za ząb, „a oko za oko" i zastąpił go wręcz przeciwnym nakazem miłości i przebaczenia, tak znowu ten ostatni nakaz osiągnąwszy swego socjalnego celu, przeważywszy szalę na stronę wewnętrz nej duchowności, musi być zmieniony w ten sposób, aby z zachowaniem całej jego wagi, wyłączna przewaga zniesioną, a równowaga ustaloną została. Tej równowagi bynajmniej nie przez powrócenie lub jakiekolwiek zbliżenie się do dawnego wyobrażenia wyłącznej zemsty i odwetu w dawnem tychże znaczeniu dopniemy — co nie postępem, lecz wstecznym by łoby krokiem, — ale przez uznanie, iż sama wyłączna skrucha, stanowiąca istotę Chrzecijańskiej pokuty, choćby najdosko nalsza, nie jest już dostateczną do zupełnego wyswobodzenia nas od grzechu, ponieważ ona tylko w wewnętrznej duchowności człowieka jest uzasadnioną, a przecież i zewnętrzność musi przy swojem prawie obstawać, i toż skutecznie i czynnie objawiać. Gdy zaś uważając kwestję z psychologicznego stanowiska, w następnej epoce panującą ma być, jakeśmy wyżej wywiedli, urzeczywistniona wola, czyn i działanie, przeto, sama skrucha uznaną być musi za pojęcie już nieodpowiednie temu stanowisku, gdy przeciwnie w Chrystjanizmie, gdzie Wiedza głównie, a co do woli, tylko wewnętrzna, jeszcze na jaw nie wydana1 przemagały, pojęcie to zupełnie było na swojem miejscu.2        1        Czyli co popularnem wyrażeniem nazywamy serca intencją. 2        Na luźnej kartce znalazły się przy manuskrypcie autora następujące notatki do niniejszej prośby się odnoszące (przyp. wyd.): Środki reintegracji: Ofiara, pokuta, zasługa. — Ofiara była niejako zewnętrznym przymusem Bóstwa. Pokuta wewnętrzną pobudką miłosierdzia, w obu razach ślepe... Zasługa zaś jest miarą. 229 Niechaj nikt z tego nie wnosi, iż zaprzeczamy lub ujmujemy dzielności wewnętrznej i podmiotowej skruchy. Owszem zawsze jest ona i pozostanie koniecznym lecz tylko przestaje być jedynym i ostatecznym warunkiem do uwolnienia się od winy. Bo przyznać trzeba, iż z postępem ducha ludzkości, im trudniejsze i rzadsze być muszą przykłady upadku, tern większe i trudniejsze są wymagania do reintegracji. Te wymagania, te środki ekspiacji, w miarę postępu ludzkości same podlegały czasowemu rozwinięciu, odpowiedniemu zawsze sferom przez samą ludzkość przebieganym. Zapatrując się na ich główny charakter tak w świecie Starożytnym jak w Chrześcijańskim, da nam się i w tych stosunkach poznać sprzeczność tych dwóch kardynalnych zakresów, oraz wypadające stąd dla przyszłości syntetyczne stanowisko. Ta kwestja przeto, równie jak wszystkie inne tu rozbierane, okaże nam się w dialektycznym postępie, a obydwa jej abstrakcyjne stanowiska w normalnie przeciwległej sprzeczności. Powiedzieliśmy, iż dla świata Starożytnego środkiem ekspiacji i reintegracji była Ofiara, dla świata Chrześcijańskiego Pokuta. — Są to dwa pojęcia, których wręcz przeciwny charakter i wzajemne, dialektyczne się wyłączanie, a tern samem uzupełnianie, na pierwszy rzut oka są jasne. Ofiara odpowiada zupełnie stanowisku Starożytności, jej charakterem jest bezpośrednia szczegółowość, zewnętrzna przedmiotowość, jest to pojedyncze i odrębne bycie, któremu przypisywano możność ekspiacji. Pokuta zaś jest refleksją tego pierwotnego stanowiska, negacja jego szczegółowej zewnętrzności, na miejsce której wewnętrzna podmiotowość górę bierze. — Ofiara jest to wyzucie się i poświęcenie odrębnego i ograniczonego przedmiotu, mniej lub więcej ofiarnika obchodzącego, a czasem zupełnie temuż obojętnego, bo tu nie o wewnętrzne usposobienie ale tylko o zewnętrzne spełnienie rzeczy chodziło. Zniesienie antagonizmów człowieka: 1° Sprzeczności człowieka z naturą. 2° Sprzeczności wewnętrznej człowieka ze sobą samym (pokusa,6ta prośba). 3° Sprzeczności człowieka z absol. Duchem. Zniesienie złego w grzechu pierworodnym 7ma prośba. L'homme dans le paradis eśt hors de soi. 230 Skrucha zaś i pokuta jest przeciwnie wyzucie się i poświęcenie całego podmiotu, bo tu już nie zewnętrzny byt, ale wewnętrzna myśl była powodującym momentem. Opuszczając więc pierwotne swoje stanowisko, ofiara przechodząc w pokutę, objawia się jako ofiara siebie samego. Pokuta jest więc udu-chownioną ofiarą, gdy tymczasem ofiara była uzmysłowioną pokutą, bo tam jakakolwiek rzecz w miejsce podmiotu ekspia-cyjnie pokutowała,1 tu zaś podmiot w miejsce zewnętrznej rzeczy sam z siebie ofiarę czyni i wewnętrznemu rozerwaniu się poświęca. Obojętne więc szczegółowe bycie ofiary, do ogółowego myślenia pokuty podnosząc się, zmysłowość i materjalność tamtej w czystą duchowność tejże przeważa, słowem obydwa te pojęcia mają się do siebie jak przedmiot do podmiotu, jak Byt do Myśli, jak jedna abstrakcyjność do swego drugostronnego przeciwu, a dialektyczne wpadnięcie jednej w drugą, w śmierci Chrystusa znalazło swój punkt węgielny i zwrotny, była to bowiem najwyższa ekspiacyjna ofiara, ale też ostatnia; przez tę ofiarę ofiara sama zniesioną została. Bo jakkolwiek była ona jeszcze szczególną, materjalną i krwawą ofiarą, przecież nadto była już ofiarą samego siebie t. j. poświęceniem się samego podmiotu z własnej swojej determinacji dla najogólniejszego celu. W prawdzie w Starożytności zdarzały się nieraz wielkie poświecenia siebie samego dla kraju lub innych celów mniej więcej ograniczonych, ale tu cel jest naj'ogólniejszy.....Tak więc łącząc w sobie przechodnie znamiona ofiary i pokuty stała się ona zwrotną osią obydwóch tych pojęć, a duch ludzki w tern miejscu, tak wręcz przeciwny wziął obrót, iż pierwsi Chrześcijanie znieśli nawet obrzezanie, które uważać można za zdegenerowaną, prawie już pozbawioną wszelkiej materjalności i do znaczenia symbolu podniesioną ofiarę. Lecz i ten szczątek był w sprzeczności z nowym kierunkiem ducha i ustąpić musiał czysto moralnemu i wewnętrznemu usposobieniu, intencji. Nie twierdzę bynajmniej, aby ofiara zupełnie pozbawioną     była intencji, a pokuta zaś wszelkiego bytującego substratu, 1 Volcanales. Święta, gdzie lud wrzucał w ogień zwierzęta, jako ofiary        substytucyjne za własne zbawienie. Varro LL. V. 48. — W sacrach staro-    żytnych poświęcano coś, w sakramencie chrześcijańskiej pokuty poświęcano się.     231 bo to właśnie naturę przeciwu stanowi, iż zawsze zaród swojego przeciwległego pojęcia w sobie zamyka i nawzajem odwrotnie, lecz idzie tu o wyłączny kierunek i przewagę jednostronności, o abstrakcyjne piętno panujące nad momentami sprzeczności. — Jest więc też i w pokucie bytujący substrat, lecz tylko jako podporządkowany moment (sacrificium stało się sacramentum) — równie jak w ofierze intencja ofiarnika była tylko podrzędnym warunkiem. Abstrakcyjnem zaś i wy-' łącznem jej piętnem, oraz prawdziwą tejże istotą jest wewnętrzny żal i skrucha, która choćby najszczersza, zawsze zostaje tylko podmiotową, tylko jednostronnie w myśli, w sercu, czyli w wewnętrznej podmiotowości ugruntowaną. Sądzimyż więc, iż Bóg, który tak dobitnie przez usta Proroków oświadczył, iż sobie zbrzydził i znienawidził ofiarę, tegoż samego uczucia nie rozciąga na naszą zniedołężniałą pokutę, której najpiękniejsze wewnętrzne postanowienia wietrzeją i giną, gdy na zewnątrz objawiać się mają, a której odprawienie także już tylko symbolem prawie zostało. — Jej dzisiejsza degeneracja, równie jak degeneracja ofiary przed przyjściem Zbawiciela, jest właśnie zwiastunem jej rozwiniętej już niedostateczności i rychłe przekształcenie zapowiada. Gdy ono nastąpi, przekona się ludzkość o jej czczości i jałowiznie, kiedy sama jedna odłączoną jest od pojęć, które ją użyznić mają, lecz również przekona się o jej dzielności, gdy w tychże dopełnienia swego znajduje. Dwie ostateczności w trzecim dopiero momencie skupienia i wywyższenia znajdują swe ugruntowanie. Jednostronności Bytu i Myśli skupiają się w Czynie, bo Czyn jest pomyślanym Bytem i bytującą Myślą. To więc syntetyczne stanowisko jest udziałem przyszłości; tu odrębne dotąd charaktery przedmiotowej ofiary i podmiotowej skruchy w jedno świadome łączą się ognisko, — teraz zaś bliski jest wielki dzień pokuty, który też ostateczny kres położy samej wyłącznej pokucie, równie jak najwyższa ofiara Zbawiciela samej Ofierze ostatni cios zadała. I jak pierwsi Chrześcijanie znieśli nawet zdegenerowany symbol ofiary, t. j. obrzezanie, tak też następnie tegoż losu dozna zdegenerowany symbol pokuty, t. j. dzisiejsza po większej części dla formy i zwyczaju odbywana spowiedź. 232 W ten to dzień przez ogólne przebaczenie wzajemnych win, dopełniając już absolutnie przykazań Zbawiciela, godnie zamkniemy Epokę prywatnej Chrystjanizmu etyki, Bóg zaś z drugiej strony chwalebnie naznaczy rozpoczęcie socjalnej ery powszechną Świata Amnestją. Ten dzień będzie również nową węgielną osią dwóch kierunków ducha, bo gdy ogólna pokuta stanowić będzie wewnętrzne rozerwanie podmiotu, powszechne przebaczenie stanie się właśnie żywiołem ukojenia, i przejście z jałowej już pokuty w płodną zasługę ustali. Bóg zaś zupełnem zapomnieniem przeszłości, nową otworzy drogę odrodzonemu duchowi ludzkości, a tak Zbawienie Świata powtórzonem i uzupełnionem zostanie z tą różnicą, iż pierwszy jego akt uskutecznił odrodzenie indywidualnego człowieka, drugi zaś regenerację socjalnej Ludzkości będzie miał na celu. Tu słyszymy już odgłos zarzutów: ,,Jakto? więc pojednawcza śmierć Chrystusa jeszcze nie dokonała Zbawienia? „Jeszczeż potrzeba nowego pojednania? Żarliwym tym Chrześcijanom odpowiem: a przecież to Wy sami i pierwsi to „uznaliście. Wszakżeż to Innocenty III powiedział ,,że pojednawcza śmierć Chrystusa jest wprawdzie dostateczna dla „świata, ale skuteczna tylko dla wybranych".1 W ten to dzień nadto spełnionem będzie dosłownie to, o co w tej prośbie błagamy, gdyż dopiero przez darowanie ogólne (absolutne i publiczne, nie tylko prywatne) naszym winowajcom, staniemy się godnemi również przebaczenia od Boga, i taka dopiero restitutio in integrum zdoła nas wyrwać z tych antynomij socjalnych, w które się tak daleko wplątaliśmy, i których więzy tak nam już mocno ciężą. Równie więc jak zepsucie i głęboki upadek starego świata wymagały dla Zbawienia ludzkości tak wielkiej ofiary, i to jeszcze ofiary samego siebie, tak również chaotyczne zawi-kłanie dzisiejszych stosunków, natężenie różnorodnych żywiołów i stąd wynikłe wzajemne wszystkich względem wszystkich zawinienie wymagają koniecznie radykalnego oczyszczenia przez wielką pokutę i kulminacyjne Chrześcijańskie przebaczenie, której dzielność Bóg uwieńczy Swoją absolutną Amnestją. — De myst. miss. IV. 41. 233 Ta Amnestja będzie skutkiem dokończonej i uzupełnionej, ekspiacji rodu ludzkiego, która przeszedłszy przez sferę ofiarowania materji, a następnie ofiarowania Ducha z abnegacją materji wszechstronnie zadość uczyni tak sprawiedliwości jak miłosierdziu Boga, który też zmazanie pierworodnego grzechu i zadośćuczynienie objawiając, wyzdrowi świat cały. z chronicznych tegoż chorób, a zlaniem darów Ducha Ś-go na ludzkość nada jej nowych sił do puszczenia się w nowo otworzoną drogę. Własnemi więc czynami opierając się na sprawiedliwości i miłosierdziu Boskim staniemy się nadal sprawcami naszego przeznaczenia. Bo ofiara stając się niejako zewnętrznym przymusem Bóstwa, pokuta zaś stając się nieograniczoną ekscytacją Jego miłosierdzia, obydwie były abstrakcyjne i ślepe. Zasługa zaś będzie spekulacyjną miarą, przez którą tak sprawiedliwość, jak Wszechwładność Boga z jednej strony jako-też Łaska i miłość Jego z drugiej, skutecznie i pojęciu swemu odpowiednio objawiać się będą. - Bo na stanowisku ściśle prawnem tylko ofiara jest (byle jakiem) zadosyćuczynieniem dla Sprawiedliwości. Jakoż wszelka kara jest ofiarą, a kat jest dotąd wielkim ofiarnikiem i „Mistrzem Sprawiedliwości". Na stanowisku zaś czysto moralnem tylko pokuta jest (już przybliżonem) zadośćuczynieniem dla Łaski, i wszelkie duchowne umartwienie, wszelka skrucha i rozerwanie serca, jest pokutą, a sam podmiot jest swoim własnym katem. Wreszcie na stanowisku socjalnem tylko czynna zasługa będzie stanowczem już zadosyćuczynieniem, bo prawdziwie dostatecznem i prawdziwie czynnem, dla tej nowej determinacji Boskiej, dla której, nie znawszy jej dotąd, nazwiska jeszcze nie mamy, ale która ma być syntezą sprawiedliwości i łaski, jakto wyrazy niniejszej prośby przewidzieć dają. Widzimy przeto, iż wstępując w nowy ten zawód, nowy też warunek do podniesienia się z upadku jest nam w tej obietnicy położony. — Dopóki stan społeczeństwa był jeszcze bezpośrednim wypływem pierwotnych i surowych wyobrażeń oraz naturalnych namiętności ludów, jak to u Pogan i Żydów miało miejsce, dopóty dostateczną była obojętna, w mechanicznym stosunku do ducha zostająca ofiara, i dopóty nią przestępstwa swoje okupić i gniew wyłącznego Boga zemsty 234 ukoić było podobna, gdyż ona była równie wylącznem zadosyć-uczynieniem zewnętrznego czynu. Za nadejściem zaś Chryst-janizmu wyższy ten i światlejszy kierunek ducha wyższy też i głębszy położył warunek. — Teraz zaś, gdy znowu nastąpi absolutne wydoskonalenie instytucyj socjalnych, oraz reintegracja świata zewnętrznego w prawa, których go był Chryst-janizm pozbawił i pokuta sama mdłą i niedostateczną się okaże. Lecz o ile trudniejsze warunki i wymogi, o tyle łatwiejsze z drugiej strony uchronienie się od upadku. Chryst-janizm bowiem już opiekuńcze światło i obronną naukę przyniósł, następna zaś epoka stosunki społeczeństwa tak uorganizuje, iż wewnętrzna ich wartość będzie rękojmią ich nieobrażalności. Tak więc prośba ta przedstawia nam się w dwoistym charakterze: najwyższej dumy i najwyższej pokory. Z jednej bowiem strony sami sobie, swoim czynom przyznajemy determinację własnego przeznaczenia, z drugiej zaś wzywamy do tego współdziałania Boga i wyznajemy, iż bez Jego łaski i miłosierdzia nie dojdziemy do ostatecznego celu człowieczeństwa, do absolutnego uświęcenia. A tak inną drogą dochodzimy do tegoż samego rezultatu, który nam trzecia prośba wydała, iż gdy wola człowieka sua sponte normalny kierunek bierze, wtedy identyfikuje się z Boską i przez to spółdziałanie największej siły nabiera. Jak zwykle we wszystkich kwestjach staramy się spekulacyjne wywody opierać jeszcze na powadze Objawienia i w tern miejscu przypatrzymy się, czy teksta Pisma S-go nie potwierdzają tych wypadków, które na pierwszy rzut oka niepoje-dnalne z niemi być się wydają. W niniejszym bowiem wywodzie napotkaliśmy niejedne rozwinięcia i determinacje, które zdawać się mogą albo zupełnie obcemi dotychczasowemu rozumieniu tekstów, albo nawet wręcz i przeciwnemi. Przekonamy się jednak, iż to, co spekulacja apodyktycznie wysnuje, zawsze znajdzie w objawieniu swój kamień probierczy, a nawet, iż przypadkowe napozór corollaria mają w niem swe ugruntowanie. Mówiliśmy naprzód o stosunkach absolutnego Ducha do duchów ograniczonych, które to stosunki przebywszy kolejno sfery Prawa i Łaski, teraz wkroczyć mają w nową sferę jednoczącą wyłączne poprzedzających znamiona. Nastę 235 pnie mówiliśmy odwrotnie o stosunkach ograniczonych duchów do Absolutnego (Cultus), których kolejne objawianie w ofierze i pokucie wyłożywszy, również tu potrzebę nowego przekształcenia uznaliśmy. Nietylko więc te oczywiste rozwinięcia pojęć, ale nadto wszystkie do ich konkretności przyczyniające się znamiona i corollaria mają się nam jasno w tych tekstach przedstawić, bo w dzisiejszym umiejętności stanie już się nie godzi przypuszczać, aby w księdze objawienia, ten co ją czytać umie, nie znalazł pod formą wiary potwierdzenia tego wszystkiego, co tylko apodyktyczna spekulacja w prawdziwym żywiole myśli rozwinęła. . - Ponieważ przejście z pojęcia Prawa do Łaski jest niejako dominującą myślą całego Nowego Zakonu i pism Ojców Kościoła, przeto osobnych tekstów na tegoż dowodzenie przytaczać nie potrzeba. Albowiem, choćbyśmy jedyny list do Rzymian przeczytali, jużbyśmy tam nietylko ten stosunek w doskonałej jaśni znaleźli, ale nadto ujrzelibyśmy w nim najgłębsze zarody dalszych wynikłości, które jeszcze rozwijać mamy. Bardziej nam więc tu iść powinno o okazanie, że i Prorocy w tych miejscach, które do nadchodzącego Chrystja-nizmu się ściągały, toż przejście dokładnie przepowiedzieli, czego między innemi dowodzi nader ważny ustęp u Izajasza (XXX. 18—19). „A przeto czeka Pan, aby się zmiłował nad „Wami; i dlatego wywyższon będzie odpuszczając Wam; bo „Bóg Sądu Pan; błogosławieni wszyscy, którzy nań czekają,.... „Gdy zaczniesz płakać, wnet przestaniesz płakać, zmiłujący zmi-„łuje się nad Tobą, skoro usłyszy głos wołania Twego, wysłucha Cię". — Rozbierając ten ustęp, ileż to najgłębszych myśli w nim nie odkryjemy. Oto naprzód czeka Pan, aby się zmiłował nad Wami, a czeka dlatego, iż jeszcze panowanie abstrakcyjnego prawa się nie dokonało, iż ludzie jeszcze nadto zewnę-trzności oddani, iż dla nich sam Bóg jest jeszcze Panem nie Ojcem, — Bogiem Sądu nie Bogiem Łaski, — Przedwiecznym Jehową, nie zaś Bogiem miłości Chrześcijańskim, Pasterzem niosącym życie za owieczki swoje. I dlatego wywyższon będzie odpuszczając Wam. Zaiste pojmie każdy jak prawdziwe, jak wielkie jest to wywyższenie, jaki ogromny postąp od Sprawie 236 dliwości do Miłosierdzia, od Jehowy do Ojca naszego, który jest w Niebiesiech. Nie literalneż tu wyniesienie nastąpiło? nie bło-gosławieniż ci, którzy nań czekali, t. j. nadzieje w Nim pokładali, i którzy płakać t. j. żal i skruchę uczuwać i pokutować zaczęli? Bo skoro tylko pokuta powstała, t. j. skoro tylko rozerwanie i ofiara siebie samego nastąpiła po ofierze obcego żywiołu, wnet Pan Sądu stał się Zmiłującym i wysłuchał wołające głosy. Czyliż ta prosta parafraza nie wystarczyłaby sama do udowodnienia prawdziwej teopneustji Izajasza, a czyliż odwrotnie tu nie rozwiązuje nam najdokładniej zagadkę tego dialektycznego przejścia, będącego zarazem wywyższeniem, a spółkującego z przejściem człowieczego ducha ze stanowiska ofiary, na stanowisko pokuty? To przejście przepowiedział już Dawid (L. I. 18. 19.), odzywając się do Boga: „W całopaleniach nie będziesz się ko-„chał, — Ofiarą Bogu jest duch skruszony. Sercem skruszonem „i upokorzonem Boże nie wzgardzisz". A Joel do tegoż wzywając (II. 13), mówi: „I rozdzierajcie Serca Wasze a nie szaty Wasze". Jakżeż jawno w tych ustępach widzimy wykluwającą się ze zmysłowości duchowność, która jeszcze dobitniejszą się staje, gdy Bóg wynurzywszy przez usta Izajasza całe obrzydzenie, jakie powziął dla ofiar, które niegdyś, t. j. gdy one były odpowiednie stanowi społeczeństwa i z pojęcia swojego jeszcze nie zwichnięte, tak chętnie przyjmował, przez Ozeasza (VI. 6.) znów mówi: „Bo miłosierdzia chcę, nie zaś ofiary; „i znajomości Bożej, nie całopalenia". — Tu już zupełnie intelektualna strona wzięła przewagę, a znajomość Boża, ten wewnętrzny, duchowny stosunek, oraz świadomość, myślenie jego zajęło miejsce pierwotnie surowego i tylko bytującego stosunku. To zwycięstwo miłosierdzia i duchowności, którego przeczucie dopiero u Ozeasza znaleźliśmy, rozwinęło się zupełnie zgodnie ale daleko później i z dojrzałą świadomością u Pawła Ś-go w liście do Efezów, z tą jeszcze różnicą, iż to co u Ozeasza było jeszcze postulatem, to u Ś-go Pawła stało się aksjomem. I tak oświadczywszy w liście do Rzymian, żeśmy już nie pod prawem, ale pod łaską1 — tu mówi: „Albowiem łaską zbawieni 1 Rom. VI. 14. 237 „jesteście przez wiarę, i to nie jest z Was, dar to Boży jest, — „nie z uczynków, aby się kto nie chlubił".1 — Podziwiajmy głębokość tych tekstów, które im dalej postępujemy za każdem nowem przytoczeniem wyższą nas determinacją obdarzają i coraz dalej pierwotne pojęcie rozwijają. Jakoż ten ustęp nietylko wyjaśnił wiersz Ozeaszowy, ale jeszcze okazuje, iż postęp w nim objawiony pomimo tego, że jest postępem, pozostaje jeszcze abstrakcją i jest tylko przeważeniem się jednej jednostronności w drugą. Jest to stanowisko zupełnej z pierwotnem sprzeczności, a sprzeczność ta w sferze Chrystjanizmu do pojednania dojść nie może, bo tylko du-chowność, myśl i wiara dojrzałości swojej tu doszły, ale jeszcze nie wola ani uczynki, i dlatego właśnie uczynki byłyby jeszcze do zbawienia bezsilne. Dlatego to Apostoł tak dobitnie nas zapewnia, iż to jest tylko łaską i wiarą i darem Bożym, ale bynajmniej nie z uczynków naszyci), aby się kto nie chlubił. Zapewnienie to, czując jego wielką wagę, stara się Paweł w wielu innych miejscach wzmacniać i powtarzać mówiąc: „Gdy łaska Boża zbawienna dla wszystkich ludzi objawiona „została".2 — Gdy się okazała dobrotliwość i miłość ku lu-„dziom Zbawiciela naszego Boga, nie z uczynków sprawiedliwości, którebyśmy my uczynili, ale według miłosierdzia Swego „zbawił nas".5 — A na innem miejscu: „Zbawił nas i powołał „powołaniem Świętych nie według uczynków naszych, ale we-„dług postanowienia Swego i łaski, która nam dana jest „w Chrystusie Jezusie przed czasy wiecznemi, a teraz obja-„wioną jest przez okazanie Zbawiciela".4 We wszystkich tych tekstach cała waga przywiązana jest do udowodnienia, iż Zbawienie nasze tym razem zupełnie bez naszego przyczynienia się i tylko z łaski miłosiernego Ojca nastąpiło. — Zaiste nakazane są w Chrystjanizmie dobre uczynki, ale stokroć więcej nakazana wiara i ufność w mi- · łosierdzie Boga, a nadto odmówiona jest całkiem uczynkom siła zbawienia, która także tylko wierze i miłosierdziu, darmo 1 Ephes. II 8. 9. 2 Tit. II. 11. 3 Tit. III. 4. 5. 4        II. Tim. I 9. 10. 238 z łaski1 jest przypisana. Tu znowu na dowód cały list do Rzymian przytoczyć musimy, a mianowicie Rozdział III, gdzie wyraźnie pyta się Apostoł, czy z jakiego prawa, czy też z własnych uczynków wypływa Zbawienie, a odpowiada: Bynajmniej, ale z prawa Wiary! — Możnaż dokładniej odgrani-czyć się w swojem drugiem, środkowem stanowisku, między poprzedzającym pierwszem a następującym trzeciem? Brak tego stanowiska w samem jego wyrażeniu już się objawia, jest to bowiem znowu abstrakcja, która własne przyczynienie się i spółdziałanie wyłącza. Lecz z drugiej strony równie jak w Starym Zakonie znaleślibyśmy wieszcze głosy zapowiadające rychłe zniesienie właściwe} mu w tej mierze jednostronności, tak znowu nie możemy wątpić, żeby podobnież nowy zakon nie obejmował proroczych światełek, mających dalszemu postępowi przyświecić. Ustęp z listu do Rzymian jest pierwszem takiem światełkiem, determinując bowiem jeszcze dotychczasowe drugie stanowisko, sięga już w przyszłe, i tak dialektyczne przejście w trzeci moment syntetyczny stanowi, oraz obejmuje już zapowiedzenie zniesienia wzwyż uznanego braku. Jakoż strofuje Sty Paweł nie korzystających z dobrodziejstwa pokuty temi słowy:2 „Czy bogactwy dobrotliwości „Bożej i cierpliwości i nie skwapliwości pogardzasz? Nie wie-„dząc, iż Cię dobrotliwość Boża do pokuty prowadzi, — ale „podług zatwardziałości Twojej i serca niepokutującego skar-„bisz sobie samemu gniew na dzień gniewu i objawienia sprawiedliwego sądu Bożego, — który odda każdemu podług „uczynków jego". — Otóż tu dopiero znajdujemy zapowiedzenie dnia w przyszłości, gdzie dopiero miarą zbawienia będą uczynki nasze. W teraźniejszości jeszcze to miejsca niema, bo teraźniejszość tylko do pokuty i do korzystania z dobrotliwości Bożej wzywa, ale skoro nastąpi znowu dzień objawienia sprawiedliwego sądu,3 t. j. syntetyczna rehabilitacja 1 Rom III. 24. 2 Rom II. 4. 5. 6. 3 Oczywiście do tych, którzy upornie zechcą sobie pod temi wyraże niami sąd ostateczny i koniec świata wystawiać, nie ma tu dowodzenia, lecz  (sądząc, żeśmy się pod względem znaczenia końca świata i dnia Pańskiego dosta-    tecznie w Wstępie Dziale IV. porozumieli, zarzut podobny zdaje mi się nieprzypu-   szczalny — por. tom I niniejszego wydania str. 172 i nast. (przyp. wydawców).     239 dawnego stanowiska, łatwo jest zrozumieć, iż dla tych, którzy się jeszcze nawet do pokuty wiary i łaski nie wznieśli wtedy, gdy wyłączna tychże epoka przebytą już będzie, dzień ten stanie się dniem gniewu. Łagodzi jednak po części Sty Piotr to surowe Ś-go Pawła zagrożenie, gdy odwołując się do mirosierdzia Bożego mówi: „Używa Pan cierpliwości przeciwko nam, nie chcąc, aby którzy „zginęli, ale żeby się wszyscy do pokuty udali."1 Tu przedstawia nam się paralelizm między tym tekstem a wzwyż przytoczonym ustępem Izajasza. (XXX 18. 19.) Albowiem jak tam Pan sądu czekał na pokutę ludzi, aby samemu stać się Ojcem Miłosierdzia, tak i tu drugi raz Bóg czeka na nasze przyczynienie się, aby nowego wywyższenia dostąpić. Korzystajmy więc z tej cierpliwości Bożej bez jej nadużywania i przygotowujmy się do tej wielkiej i ostatecznej pokuty, która ma nowe odrodzenie i obmycie ludzkości z dotychczasowych skaz sprowadzić, bo: „Aczkolwiek przeglądał Bóg „czasom niewiadomości, ale teraz oznajmuje ludziom wszystkim „wszędy, aby pokutowali."2 Tą pokutą oczyszczeni, tą amne-stją uzbrojeni „podniesiem głowy, bo przybliżone będzie odkupienie nasze".3 Bo wiemy, iż wszystko stworzenie „wespół „wzdycha i wespół boleje aż dotąd — a nietylko ono stworzenie, „ale i my którzy mamy pierwiastki Ducha, i my sami w sobie „wzdychamy oczekiwając przysposobienia synowskiego pdku-„pienia ciała naszego".4 Zaiste nikt S-temu Pawłowi zarzucić nie może, iżby nie wiedział lub uznać nie chciał, że Jezus Chrystus już świat odkupił, jeżeli więc w przyszłości jeszcze o odkupieniu wspomina, musi się to ściągać do nowego odkupienia, do powtórnego zbawienia, którego charakter określiliśmy wyżej, bliższe zaś kwestji tej rozpoznanie zwłaszcza co się tyczy słów: „odkupienia ciała naszego" w rozdziale 9-tym nam się wyjaśni przy VII Prośbie.5 W tych ostatnich Ś-go Pawła wyrazach mamy rękojmię, iż, gdy przystąpimy do tej wielkiej pokuty, Bóg, który „przegląda 1        II Petr. II 9. 2        Act. Ap. XVII. 30. 3 Luc XXI. 28. 4 Rom. XVIII 22. 23. 5 Porównaj przypisek na str. 227. 240 czasom nieświadomości", puści w niepamięć dotychczasowe winy i że ludzkość wyzdrowiona tą przyobiecaną Amnestją bez długu i bez zgryzoty zdoła się puścić w tor nowo otwarty. A wtenczas ze Ś-tym Pawłem uznamy: „iż utrapienia „teraźniejszego czasu nie są godne owej przyszłej chwały, „która się ma objawić w nas".1 „Albowiem ten króciuchny i lekki (w porównaniu) ucisk „nasz nader zacnej chwały wieczną wagę nam sprawuje."2 Wtenczas już rozwijać zacznie dalsze sfery przeznaczenia swego aż „przyjdzie Syn Człowieczy w chwale Ojca Swego „z Aniołami swemi, aby oddać każdemu wedle uczynków Jego".3  Otóż mamy drugi tekst (wraz z ustępem Ś-go Pawła do Rzymian II. 6.), który wyraźnie zakłada co do przyszłości zbawienie nasze na uczynkach naszych. Rozróżnienie to co do przyszłości jest nader ważne, gdyż bez niego ustęp ten byłby nietylko w sprzeczności z mnóstwem innych tekstów, z których kilka przytoczyliśmy wyżej, ale nawet z całkowitą nauką Chrystjanizmu, która już nie ofierze i prawu, ani też jeszcze nie uczynkom i zasłudze, ale wyłącznie wierze i łasce moc Zbawienia przypisuje. Pojąwszy zaś dalsze zmierzanie tego ustępu jako też odpowiednich mu słów Apokalipsy: „A oto przychodzę rychło, a zapłata moja jest ze mną, abym „oddał każdemu wedle uczynków jego"4 t. j. pojąwszy, iż one są tylko przepowiedzeniami, gdy tymczasem teksta, w których tylko łaska jest wzywaną, są przeciwnie preceptami i nakazami, pozorna ta sprzeczność znika, a owszem objawia nam normalne rozwinięcie idei. Więcej tekstów przytaczać niema tu potrzeby, gdyż mieliśmy jedynie na celu w tym łańcuchu słów objawionych znaleźć kamień probierczy poprzedniego łańcucha spekulacyjnych rozumowań. Zebrane zaś tu z różnych ksiąg Pisma Świętego najdokładniej przedstawiają ten sam tryb rozwinięcia, który był tamtego wywodu wypadkiem, i gdy w jednym tekście znaleźliśmy zaród następującego, to ten następujący przed 1        Rom. VIII. 18. 2        II Cor. IV. 17. 3        Mat. XVI. 27. 4        Apoc. ΧΧΙI. 12. 241 stawiał nam tegoż zarodu rozrośnięcie i znów zawierał w sobie zaród dalszej wynikłości. Ta równoległa Genesis Myśli i Objawienia jest jedyną ale też apodyktyczną rękojmią naszych nadziei i wniosków, do których urzeczywistnienia wszystkich dotychczasowych sił dokładając, zresztą spuszczamy się na Opatrzność Sprawiedliwego i Miłosiernego Boga. Bądźmy przekonani, że gdy tego staniemy się godni, nie odmówi nam tego powtórnego Zbawienia i absolutnej reintegracji, która nam tyle jest potrzebną do otrząśnięcia się z nagromadzonych zakał i splotów, których rozerwanie i zrzucenie z siebie dopiero z Jego przyczynieniem się nastąpić może.1 1 W tem miejscu znajduje się w rękopisie następujący urywek: (przyp.wyd,) Parabola 12. Kr; Boże podobne do Pana, który przebaczył słudze swemu, ale gdy ten nie przebaczył zasię swemu winowajcy.... W „manualiku" autora znalazła się następująca notatka: (przyp. wyd,) 20/IV 1838. Ustanowienie sądów honorowych w miejsce pojedynków. Ten zwyczaj bowiem nietylko że nic zgadza się z dzisiejszym duchem czasu, coby tylko prywacyjną było niedogodnością, ale nadto zupełnie negacyjnem złem jest, będąc degeneracją dawnych sądów Bożych i zupełnie od pojęcia tamtych odstąpiwszy. Ten sąd miałby największą dowolność kar, — a zasadą jego jest opinja. — Dwóch arbitrów wybranych przez obydwie strony, a przez dwóch arbitrów wybrany superarbiter. Tajemnica pod słowem honoru. — Kary zaś lub obowiązki do dobra ogółu zmierzające, np. przedsięwzięcie jakichś ważnych i niebezpiecznych doświadczeń lub podróży — pewne poświęcenia i t, p. — w lżejszych zaś azach pieniężne kary na korzyść zakładów dobroczynnych. — Dalej zachodzą tam następujące jeszcze zapiski: (przyp. wyd.) Odtąd nie nazwę Was sługami, bo sługa nie zna myśli Pana, ale przyjaciółmi. Jan XV. 15. Perjodyczny dzień pojednania publicznego III Mos. XVI. To jest wieczne przykazanie powtarza Mojżesz III Nu. XVI. 29. 30, inne więc przykazania mogły być czasowe. Przyjaźń jest zasadą państw starożytnych, — związki aristów. O radzie przyjacielskiej wiersz Hezjoda przytoczony przez Arystotelesa w ks. I rozdz. V Etyki Nikomachejskiej, 16 Szósta prośba. I NIE WÓDŹ NAS NA POKUSZENIE. 16* SZÓSTA PROŚBA. I nie wódź nas na pokuszenie. Pierwszy raz w ciągu modlitwy przedstawia się nam ujemna prośba, podług rozróżnienia na ujemne i dodatne na wstępie uczynionego, gdzie oświadczyliśmy, iż pierwsze mają na celu oddalenie złego dodatnego, które jeszcze w istocie Chrześcijaństwa, jako drugiej epoki dziejów, epoki różnicy i rozdwojenia ugruntowane, immanentnie się znajduje; — drugie zaś, to jest prośby dodatne zmierzają do uzupełnienia braku, czyli złego ujemnego, które jeszcze przez toż stanowisko jako do dojrzałości swojej idei niedoszłe koniecznie spowodowane być musi, i dopiero przez stanowisko trzeciej epoki uzupełnionem być może. Dokładniejsze rozwinięcie tego zdania pod względem złego tak dodatnego jak ujemnego, które za niezbędnie immanentne w sferze Chrystjanizmu uznajemy, jakoteż dowód, iż przez to zdanie bynajmniej się nie ubliża boskości religji Chrześcijańskiej, owszem iż nietylko z nią się zupełnie zgadza, lecz samo jeszcze jest świadectwem i rękojmią normalnego jej rozwinięcia, w następującym rozdziale znajdziemy, gdzie ogólnie pojęcie złego roztrząsnąć nam wypadnie. Tu zaś zwróciwszy uwagę na to, iż mówiąc przy tej prośbie o determinacji ujemnej w pojęciu Chrystjanizmu koniecznie przytomnej, a przez następną epokę mającej być zniesioną, bieg naszego rozumowania przeciwny być musi dotychczas prowadzonemu. Tam bowiem dowodziliśmy, iż każda determinacja, o której kolejno była mowa w Chrystjanizmie się nie znajdowała i znajdować nie mogła, oraz dla czego i jak się ona przy nadchodzącej reformie objawi. — Tu zaś okażemy przeciwnie dotychczasową i bytność i konieczność ni 246 niejszej determinacji, a następnie dla czego i jak przez tęż reformę zniesioną zostanie. Podciągnąwszy pojęcie pokusy pod dokładną analizę, stosunki te tak co do przeszłości jak i przyszłości zupełnie nam się wyjaśnią. Pokusa jest stanem psychologicznym anormalnym, wewnętrzną walkę i sporność w samym sobie zawierającym. Gdy między naszemi naturalnemi chęciami a ustawą prawną lub moralną zachodzi kolizja, gdy popęd naszych namiętności z istotą naszych obowiązków zamiast z jednego źródła wypływać i zgodnie do jednego celu dążyć, odmienny lub przeciwny kierunek brać usiłuje, — gdy powody determinacyjne od naszej egoistycznej jednostki pochodzące tak są silne, iż równoważą odwrotne w ogólności rozumu źródło swe mające, — albo nareszcie gdy sama niesforność pojedynczych naszych chuci, albo też ogólnych żywiołów naszego ducha pędzi nas w odwrotne i nawzajem wyłączające się drogi, — wtedy znajdujemy się w stanie pokusy. I taki to stan moraliści przytaczają nam za dowód istnienia naszej wolności, a raczej swojego płytkofilozoficznego cheval de bataiile, które liberum ar~ bitrium nazywają. Lecz strzeżmy się mieszać pojęcia prawdziwej spekulatywnej wolności z tern, co tylko jest marną dowolnością. Bo w takim razie ten to stan ostatni uznalibyśmy za absolutny i normalny, gdy tymczasem on jest chorobliwym i przechodnim, a w przeznaczeniu ludzkości leży wyższy i prawdziwszy osiągnąć. Jeżeli przez dotychczasowe rozumowania we wszystkich poprzedzających rozdziałach, nie zdołaliśmy się jeszcze utrwalić w przekonaniu, iż modlitwa Pańska w wyraźnej znajduje się sprzeczności ze sferą Chrystjanizmu i że wszystkie jej szczegółowe prośby dążą do epoki późniejszej, wyższy szczebel w rozwinięciu historji zajmującej, że przeciwnie w tym sianie ludzkości, jakim go Chrystjanizm wykształcił, nigdyby się te prośby urzeczywistnić nie mogły, lecz owszem same, objawiając sprzeczność dotychczasowego stanowiska, do zajęcia wyższego djalektycznie pędzą, — jeżeli mówię do tego przeświadczenia jeszcześmy nie doszli, to nareszcie niniejsza prośba powinnaby ostateczne w tym względzie wątpliwości zniweczyć. — 247 Cóż bowiem na pierwszy rzut oka bardziej uderzającem być może, jak niezgodność tej prośby z fundamentalnym duchem Chrześcijańskiej ascezy. Pokusy, umartwienia, krzyże, nie sąż to kamienie probiercze wewnętrznego usposobienia Chrześcijan? Nie sąż to osełki, na których wyłączny ich spi-rituaiizm zaostrza się i hartuje? Czyż nie za pokusą leży niebieska korona, którą sobie wywalczyć spodziewają się, czyż nie na jej przezwyciężeniu zależy prawdziwa ich wartość i zasługa? Jakżeżby więc mogli Chrześcijanie błagać1 Boga, aby ich nie wiódł na pokuszenie, gdy to jest dla nich najdzielniejszym środkiem zbawienia, najobfitszem polem zwycięstwa? Byłoby to tak nieprzypuszczalnem, jak gdyby żołnierze w sze-regu wołali do wodza swego: „Nie wódź nas do boju!" — Raczej powinniby mówić: „Ojcze doświadczaj nas pokusami, abyśmy w tej ciągłej walce, w tem przezwyciężaniu naszych namiętności mieli sposobność zasłużenia sobie na wieczną nagrodę, oraz objawiania czystości i siły naszego ducha". Otóż byłaby modlitwa zupełnie Chrześcijańska. Jakoż widzimy przykłady Świętych i Ojców Kościoła, którzy się dobrowolnie wystawiali na pokusy i tychże z umysłu szukali, aby się przez to tern bardziej w zasadach i praktycznej dzielności utwierdzać. 1 dlatego to Jakób Apostoł w duchu prawdziwie Chrześcijańskim powiada: „Za wielką radość poczytajcie bracia moi, „gdy w rozmaite pokusy wpadniecie. Błogosławiony mąż, który „dzierżywa pokusę, bo gdy będzie doświadczony, weźmie ko-„ronę żywota, którą obiecał Bóg tym, którzy Go miłują".1 — Jakżeż z temi słowami zgadza się niniejsza prośba i nie zachodziż między niemi najoczywistsza sprzeczność, z której wnet powstaje pytanie, któreż z dwóch jej składowych a wyłączających się członków, ustęp ten Ś-go Jakóba, czy też ustęp modlitwy bardziej odpowiada duchowi Chrystjanizmu? Nie jestżeż tu jawnem, iż słowa Ś-go Jakóba zupełnie mu sprzyjają, a prośba nasza go podkopuje? Wszystkie nakręcane i gwałt pierwotnej myśli zrządzające tłumaczenia na nic się tu nie zdadzą i niemasz innego środka pogodzenia tej sprzeczności nad ten, który podajemy, t. j. uważania ich za dwa oddzielne stopnie idei religijnej, z których pierwszy t. j. list S-go Jakóba do Chrystjanizmu przypada, drugi zaś, to jest tekst modlitwy, za jego 1 Jac. I. 2. 12, 243 obręb przechodzi i nowe stanowisko otwiera. Tu znowu powtórzyć nam trzeba: „Distingue tempora et concordabit scriptura". Przestańmyż raz naciągać znaczenia wyrazów i najgłębszych objawień do zakorzenionych przesądów, a raczej te poświęćmy na ofiarę prawdzie, zwłaszcza gdy ta o tyle w zbawienie dla nas jest brzemienną. Tu więc jak i przy innych prośbach musimy odrzucić wszelkie akomodujące nie zaś jędrne i dosłowne tłumaczenia, bo gdyby to było w myśli Chrystusa, co w nią teraz wmówić usiłują, czemuż w miejsce obecnych wyrazów nie kazałby nam mówić: „I nie daj nam ulec pokusom". W tym kształcie byłaby to prośba zupełnie Chrześcijańska i za obręb Chrystjanizmu nie sięgająca, bo pokusa jest koniecznym jego warunkiem, jest to walka ugruntowana w powszechnym Antagonizmie tej sfery, jest to jeden z jej istotnych i niezbędnych momentów, których usunięcie upadkiem całości zagraża. Zamiast proszenia długo o zniesienie pokusy, Chrześcjanin konsekwentny, gdyby jej nie podlegał i zarodów jej tak wewnątrz jak zewnątrz siebie do zbytku nie upatrywał, stworzyćby ją musiał dla uzupełnienia pojęcia swego stanowiska. Lecz o to troszczyć się nie potrzebuje, na tern stanowisku bowiem rozdwojenie psychiczne jest konieczne, a stosunek podmiotowego ducha do przedmiotowego z jednej strony, oraz stosunek samych podmiotowych żywiołów między sobą z drugiej strony, w nadto niedojrzałym jeszcze stopniu swojego rozwinięcia zostaje, aby pokusa apodyktycznie w jego pojęciu ugruntowana objawiać się nie miała. Ze zaś Chrystjanizm jest polem walki i rozdwojenia, że wewnętrzny antagonizm jako też zewnętrzna sporność jest jego piętnem, właściwem drugiemu momentowi w rozwinięciu idei Historji, tego tu jeszcze dowodzić byłoby zbytecznem, zwłaszcza dla tych, których filozoficzne stanowisko jest tu przypuszczone i którzy z uwagą poprzedzające rozdziały przeczytali. Tych zaś, co nie ufając spekulacyjnym wywodom, na powadze objawienia chcą koniecznie zdanie swe opierać, dość będzie zwrócić uwagę na te tak ważne słowa Chrystusa: „Nie przyniosłem na świat pokój ale miecz" i na tyloliczne ustępy Nowego Zakonu, a mianowicie Ijstów Ś-go Pawła, gdzie często z wielką dokładnością stosunki te są traktowane.1 1 Patrz Rom. 249 A cóż dopiero wspomnieć o pismach Ojców Kościoła, u których ta myśl jest prawie główną podstawą ascetycznych rozpraw.1 Zresztą przeczytajmy jakikolwiek ascetyczny traktat z jakiejkolwiek daty, a w naiwnych wynurzeniach autora, które z bezpośredniego stopnia świadomości wypłynęły, odkryjemy najdobitniejsze dowody Chrześcijańskich antynomij, których pokusy jednostronnym są zjawiskiem. Lecz nie twierdzę wcale, jakoby pokusy samego tylko Chrystjanizmu miały być udziałem. Są one w nim predomi-nującemi, bo on jest polem walki χÜô' ĺîď÷Ţí, ale jak każda sprzeczność objawia się na wszystkich przechodnich szczeblach i kolejno raz tę drugi raz ową składową jednostronność swoją przeważa, dopóki do absolutnego punktu skupienia nie dojdzie, tak i pokusę spostrzegamy w większem lub mniejszem natężeniu na wszystkich prawie punktach przebieżonych dziejów. Zawsze jednak do objawienia swojego wybierać musi pole już rozwijającej się i w sprzeczność z sobą zachodzącej świadomości, jak się to nam w upadku pierwszego człowieka przedstawia. Nadto jak we wszystkich dotąd rozbieranych kwestjach jawnie widzieliśmy, iż Starożytność z Epoką Chrześcijańską i dawny Zakon z Nowym w absolutnym znajdują się odskoku, tak i w tych stosunkach wziąwszy pod uwagę dwa najważniejsze z dziejów mityczne podania pokusy na wstępie obu ubieżonych epok znajdujące się, ich przeciwległość i wzajemne dopełnianie się, wnet nam się objawi. Adam i Chrystus ci dwaj reprezentanci starego i nowego świata, węgielne kamienie dwóch głównych historji zakresów, obydwa podlegać musieli pokusie, której rezultaty u obu wręcz były sobie przeciwne. W mitycznem podaniu o Adamie, przy pierwotnem wylęganiu się świadomości ludzkiej, musiał w tej walce bezpośrednio naturalny popęd wziąść górę, i ta przewaga szczegółowości upadek Adama stanowi. Chrystus przeciwnie, siłą rozwiniętej już świadomości, kuszące natchnienia sprzecznego żywiołu odparł i przytłumił, i ta przewaga ogólnej przedmiotowej woli, jest rehabilitacją pierwszego upadku, spełnieniem przepowiedni starcia głowy węża. Przez 1 Np. u Laktancjusza Inst. Div. lib VII, 5., gdzie b. dobrze wyłożony antagonizm między rozkoszami duszy a rozkoszami ciała i jak jedne drugie wyłączają. 250 ten jeden czyn, Chrystus prototyp ludzkości w drugiej epoce dziejów, zadał najdzielniejsze antydotum moralnym skutkom postępku Adama, tego prototypu pierwszej epoki. Widzimy więc, iż przy pierwszej pokusie zwycięstwo zostało na stronie namiętności, zmysłowości, bezpośredniego czucia, — przy drugiej zaś na stronie obowiązków, ducho-wności i myśli. Jedno więc drugie zniosło, jeden mitus uzupełnił drugi. Jakież więc w tym względzie jest zadanie przyszłości, jakiż będzie stosunek pokusy do trzeciej, następującej epoki? We wszystkich dotychczasowych kwestjach, gdzie o dv ciatne, twierdzące determinacje chodziło, postępowaliśmy od jednostronnych stanowisk do konkretnej syntezy, która jednoczyła, a tern samem pojednawała, sprzeczne premisy Ŕ samą determinację w jej pełni stawiała i utwierdzała. Tu zaś jest mowa o determinacji ujemnej, premisami zaś były kolejne negowania względnych jednostronności, zamiast zwykłego tychże afirmowania. Syntetycznem więc stanowiskiem musi być absolutna negacja całej determinacji jako negacyjnej, zamiast absolutnej afirmacji, którąśmy zwykle wywodzili. — Otóż w tej trzeciej epoce nie będzie szło już o to, która strona pokusy zwyciężoną będzie, - bo panowanie wszelkiej jednostronności w niej koniec swój znajdzie, — ale o to, aby samą pokusę jako istotę zaprzeczną i sprzeczną zwyciężyć i znieść, t. j. do znaczenia podrzędnego momentu ją zniżyć. Bo pokusa sama w sobie, w pojęciu swojem jest tylko walką, a na stanowisku orga-nicznem, jakie ma zająć przyszłość, walka tylko jako integralny i dalszy postęp, dialektycznie powodujący moment znajdować się może, ale już bynajmniej nie jako predominujący i determinujący charakter panować w niem będzie. — Że zaś istniejąca wojna nie jest celem przez się lecz owszem tylko środkiem i drogą do pokoju i organicznego pojednania, to jest aksjoma nie potrzebujące dowodzenia. Tak i obecna psychiczna kolizja, którąśmy dopiero uznali, musi znaleźć dla siebie ujście w nadchodzącym harmonijnym żywiołów swych stanie. Roztrząsając bowiem dialektyczny bieg niniejszych determinacyj przekonywamy się, iż popędy i namiętności w trojakim do obowiązków muszą się znajdować stosunku: naprzód krępowane zewnętrznym gwałtem i przy 251 musem, — a to jest stanowisko przedchrześcijańskich religij; — powtóre, więzione wewnętrznem przeświadczeniem i abne-gacją, — a to jest istotą Chrystjanizmu; — potrzecie zaś zidentyfikowane właśnie z samemi obowiązkami i stanowiące odpowiednią podmiotową stronę przedmiotowej ustawy. To właśnie stanowisko ma nadchodząca reforma socjalna sprowadzić. Namiętności nasze dotychczas w więzach Irzymane, lub z naturalnego biegu zwichnięte, dostąpią przez nią przynależnej im wolności, a wtedy właśnie i tylko wtedy znajdą się w harmonji z odwieczną ustawą praktycznego rozumu. Nie idzie tu o rozkiełznanie namiętności lub ich tak zwaną apoteozę, bo pojąwszy spekulacyjnie istotne to stanowisko łatwo uznamy, iż wszystkie podobne wyobrażenia są bez żadnego znaczenia jako niedorzeczne marzenia kominkowego rezonowania-, — lecz idzie o nadanie im wolnego i normalnego popędu, a zniesienie wszystkich nienaturalnych zawad, tamujących żywotne ich rozkrzewienie, słowem o zastosowanie do nich rezultatów osięgniętych dziś na polu ekonomji politycznej, gdzie przekonano się, iż wszystkie prohibicyjne środki i systemata szkodę tylko ogółowi bogactw przynoszą, oraz kolizję i walkę między wszechstronnemi interesami zrządzają, gdy tymczasem dobrze zrozumiana zasada wolności handlu, zwracając wszystkie stosunki do naturalnego porządku, ogół do harmonji doprowadza, i dla wszystkich stron jest źródłem korzyści. Jednakże równie jak w ekonomji politycznej rozproszliwe dążenia indywidualnych interesów i organiczne wady a szczególnie braki dzisiejszych ustanowień, nie dozwalają jeszcze w zupełności systematycznego zastosowania tej zasady już teoretycznie uznanej, tak i na polu psychicznem podobne przyczyny odwlekać muszą ustalenie tej harmonji, którą już przeczuwamy, a której także warunkiem jest organizacja socjalna stosunków. Jakoż dalej prowadząc to porównanie równie jak najnowsze stanowisko ekonomji politycznej dowodzi, iż goła i jałowa wolność przemysłowa pozbawiona drugostronnie do-datnych instytucyj, mających na celu normalizowanie i organizowanie industrjalnych żywiołów, byłaby tylko dla ogółu zgubną, jakkolwiek z wręcz przeciwnych powodów co i pro 252 hibicyjny systemat, — tak też i psychiczne żywioły nie mogą dojść do przynależnego im rozwinięcia, bez równoczesnego rozwinięcia instytucyj socjalnych które mają ich anarchiczną konkurencją w organiczny konkurs zamienić. Widzimy stąd, iż ta szósta prośba modlitwy ściśle się łączy z trzecią, będąc poniekąd ujemnem i podmiotowem wyrażeniem tego, co w tamtej dodatnio a przedmiotowo się "znajduje. Głównym celem tamtej prośby było pogodzenie i uharmonizowanie podmiotowych popędów z wolą i ustawą przedmiotową; celem zaś niniejszej jest mianowicie pogodzenie i uharmonizowanie podmiotowych popędów i wszystkich żywiołów ducha ludzkiego1 między sobą, ponieważ jak S. Jakób (I. 14.) doskonale wyrzekł: „Każdy bywa kuszony od własnej „pożądliwości pociągniony i przynęcony", — oraz nadanie im spółkującego dążenia, odpowiedniego pojęcia, prawdziwego organizmu, którego proces objawiałby już nietylko ujemny rezultat i spustoszenie walki, a przynajmniej w najłagodniejszym przypadku wieczne przeciwważenie różnorodnych sił, redukujące wypadkową tychże najczęściej blizko wartości zera, — lecz owszem rezultat dodatni, normalny, konkretny i odpowiedniego rozwinięcia zdolny. Ważność i konieczność pokusy, tak w przedmiotowem jej objawieniu w żywocie ludzkości, jakoteż w podmiotowym jej na indywiduum wpływie, nie może być wątpliwa; dlatego też, lubo wyżej powiedzieliśmy iż, ona jest stanem psychicznym anormalnym, a to ze względu na absolutne zdrowie organizmu ducha, wszelako tu znowu ze względu na postęp jego rozwinięcia, uznajemy jej uprawnienie i niezbędność jako powodującego dalszy postęp środka. Środek jednakże o tyle tylko normalne posiada znaczenie, o ile realizację celu sprowadza, sam więc jest naturalnie momentem przechodnim, pozbawionym własnego punktu grawitacji, lecz odnoszącym się do następnej sfery; tak więc sam w sobie sprzeczność 1 Mogłoby się zdarzyć, iż pedantyzm filozoficznych purystów weźmie mi za złe użycie dobitnie w tem miejscu malującego wyrażenia żywioły ducha ludzkiego i zechce w niem upatrywać mniemany powrót do dawno przezwyciężonego stanowiska w psychoiogji, na którem mnóstwo odrębnych i bezzwiązkowych sił w duszy przyjmowano. Nadmieniam tu o tem jedynie w celu nazwania podobnego zarzutu przesadzoną pruderją, bo jawność całego filozoficznego stanowiska tego pisma dostateczna jest do jego usunięcia. 253 swoją zawiera, i zależność swoją objawia. Dla tego też musi być pokusa, lecz dla tej samej dialektycznej konieczności pokusa zniesioną być musi, bo prawda jej i absolutny powód wiaśnie w jej negacji się znajduje a byt jej o tyle tylko jest konieczny, o ile jej zniesienie nastąpi. Negacja jest więc jej istotą, co w następującym rozdziale1 na obszerniejszej sferze, bo na pojęciu złego, równie się okaże. — W tern to zrozumieniu powiedział Chrystus: „Musi przyjść na świat zgorszenie, „ale biada temu, przez którego przyjdzie". To zdanie ma bardziej podmiotowe znaczenie ze względu na powodującego zgorszenie, gdyż ten wzgląd był najważniejszym na podmio-towem stanowisku Chrystjanizmu; lecz z równem prawem i równą prawdą możemy to teraz przedmiotowo wyrazić, mówiąc: „Musiało przyjść na świat zgorszenie, ale biada „samemu zgorszeniu". — Tak więc cała ludzkość, szczególne indywidua, głównie w momencie ujemno-dialektycznym ich biegu, który jest antytezą ich rozwinięcia, muszą podlegać pokusie. Ze zaś ludzkość właśnie już ten moment przebywa i w epokę organicznej syntezy wkracza, przeto też walka już walkę pożera, i to jest wiaśnie, co chwilowo natężenie jej powiększa, wkrótce jednak, uległszy pod własnemi pociskami, pokusa przedmiotowa zwyciężoną zostanie. Pozostaje jej podmiotowy zawód w duchu indywiduów, lecz to jest właśnie pozbawienie jej ogólnego predominującego charakteru, który dotąd posiadała, to właśnie cośmy nazwali jej zniżeniem do znaczenia podporządkowanego momentu. Bo w rozwinięciu się ducha indywidualnego człowieka, które zawsze odpowiednie być musi biegowi postępu samej ludzkości, perjod walki i sprzeczności miejsce swoje koniecznie mieć musi. Żywioły bowiem ducha ludzkiego znajdują się naprzód w stanie obojętnym względem siebie i nie rozróżnionym, co bezpośrednio mechaniczny stosunek między nimi stanowi; następnie podnoszą się do chemicznej sporności i różnicy, aby tym sposobem dojść do trzeciego stanowiska organicznego i teleologicznego, którego bez odbycia poprzedniej fermentacji osiągnąćby nie zdołały. Nie może więc duch (mniej lub więcej) 1 Wyrażenie powyższe odnosi się do podziału dzieła zamierzonego przez autora ale nie przeprowadzonego, (Przyp. wydaw.) 254 uniknąć tego drugiego perjodu walki, inaczej brakłoby niezbędnego ogniwa do normalnego łańcucha i możność postępu byłaby przeciętą. Uznał to wieszcz mówiąc: „Wer nie sein Brot mit Tranen ass, „Wer nie die kummervolIen Nachte „Au? seinem Bette weinend sass, „Der kennt Euch nicht ihr himmlischen Nachte". Bezwątpienia więc dla poznania się z temi niebieskiemi siłami, dla zidentyfikowania się z niemi i osiągnięcia udziału w ich działalności, ciężkie walki tak zewnątrz jak zwłaszcza wewnątrz siebie ponosić nam trzeba. W dzisiejszej jednak epoce pojedyncze te walki wiele zyskują natężenia, i czerpają goryczy z powszechnego Antagonizmu panującego w świecie. Gdy więc Antagonizm ten przedmiotowo zniesiony zostanie, a ludzkość w stan organiczny przejdzie, nietylko że te indywidualne walki utracą swoją dotychczasową podporę, ale owszem z drugiej strony duch człowieka znajdzie w tym organizmie przedmiotowych instytucyj środki rychlejszego przebycia niezbędnej walki, balsam na nieochronne rany oraz dzielne pobudki i pomoce do przyspieszonego podźwignięcia się na wewnętrzne stanowisko odpowiednie zewnętrznej harmonji. Z powyższych uwag jakoteż z tych, które nam trzecia prośba przedstawiła, troista Harmonja okazuje nam się w perspektywie przyszłości. 10 Harmonja przedmiotowo-zewnętrzna zależąca na organizmie realnych instytucyj społeczeńskiego stanu, która ma zastąpić dzisiejsze antynomje realnego świata. 2° Harmonja podmiotowo-wewnętrzna zależąca na pogodzeniu i unormalizowaniu żywiołów psychycznych, która ma zastąpić dzisiejsze antynomje indywidualnego ducha. 30 Harmonja przedmiotowo-podmiotowa zależąca na zgodzie i identyfikacji pojedyńczego ducha z ogólnym, która ma zastąpić dzisiejsze antynomje między wewnętrznością a zewnętrznością między podmiotowym a przedmiotowym duchem. Teoretyczne pojęcie tych Harmonij, jeżeli jeszcze na polu nauki całkowicie i systematycznie przeprowadzonem nie zostało, to przynajmniej nader ważne i liczne przyczynki do odpowiedniego rozwinięcia swego posiada, a nawet w oczach naszych 255 widzimy dochodzące jego dojrzewanie. Skoro to niebawnie kresu swojego dosięgnie, już tylko pozostanie temu słowu stać się ciałem a ze stanowiska abstrakcyjnego pojęcia przejść w praktyczną rzeczywistość i konkretne życie. — Prawdopobnie do tej prośby odnosi się następująca notatka autora na luźnej kartce: do rozdziału VIII.1 Jakoż — cobyśmy powiedzieli o lekarzu, który każdą dolegliwość jakiegokolwiek organu kazałby leczyć przez amputację. Zaiste uznalibyśmy to hyperheroiczne lekarstwo za gorsze od choroby, a przecież nie oburzamy się słysząc codzienne zachwalanie podobnej operacji względem namiętności i popędów naszych. Wytępieniem lub gwałceniem namiętności, nigdy nie dojdziemy do ich prawdziwego pokonania, bo jeżeli w walce jakiej jedna strona z natury swojej jako słabsza i niższa ulec powinna, to nieinaczej nastąpić może, jedno gdy sfera wyższa ową niższą za niższą uzna, a tern samem w siebie zaabsorbuje i w służący sobie moment zamieni. Póki zaś sama z nią wałczyć będzie, póty ją za równo z sobą uprawnioną uzna, i o prawdziwem podporządkowaniu ί przezwyciężeniu; ani myśleć można. Choćby jej się udało albo tamte przemóc, albo z nią traktat zawrzeć, w obu przypadkach, pokój będzie tylko rzekomy i stanowisko anormalne. Zgwałcona bowiem przemocą strona nie zrzeka się swojej wyłączności i przeciwieństwa swego, owszem jeszcze się w niej natęża i zamiast odbywania funkcji spółkującego organu, wywiera wpływ zaszczepionego jadu. Zawarty zaś traktat w takim stanie rzeczy jest tylo mniej lub więcej trwałe i uzasadnione zawieszenie, które za pierwszym powodem znowu zerwane zostanie.— 1 Patrz przypisek na str. 253. (przypis, wydaw.) Siódma prośba. ALE NAS ZBAW ODE ZŁEGO. 17 SIÓDMA PROŚBA. Ale nas zbaw ode złego. Nie mogła się dokładniej kończyć modlitwa jak podobną powszechną lubo ujemną prośbą, sumującą w sobie nega-cyjnie poprzednie życzenia i uzupełniającą wszystkie dodatnie determinacje, bo w ogólnem pojęciu Złego zamyka się tak brak, czyli złe ujemne, które zastąpione być ma wyższą dodatnią determinacją, jakoteż natężona i do świadomości podniesiona sprzeczność, czyli złe dodatne, w dotychczasowych zakresach spostrzeżone, a w przyszłem odnowieniu socjalnem ustąpić mające; właśnie zaś celem prośb modlitwy jest ów brak wypełnić a istniejącą sprzeczność z organizmu ludzkości wyrugować. Jak sam spójnik na czele tej prośby znajdujący się okazuje, łączy się ona ściśle z poprzedzającą, z tą tylko różnicą, iż co tamta w szczególnym przedstawiała względzie, ta w ogólnym obejmuje zakresie; tamta jednak jest zasadą tejże, albowiem dopiero zniesienie ogólniej pokusy świata, czyli rozerwania i antynomij dziś panujących, spowodować może prawdziwe zbawienie nas ode złego. — Pojęcie Złego jest jednym z najtrudniejszych pojęć, — co większa jest to nieomal pojęcie nie do pojęcia właśnie dlatego, że pojąć go wcale nie podobna jako będące, lecz dopiero da się pojąć jako zniesione, a więc nie w afirmacji własnej, ale owszem i jedynie w negacji. Bo też Zło jest tylko negacją Dobrego, ale negacją nie mającą własnego istnienia, a więc tylko prywacją. Wypada nam w skoncentrowanym ile możności wywodzie dojść do pojęcia złego, a opuszczając rozbiór jego zbyt kon 17* 260 kretnych ramifikacyj, objawiających się w całej pełni stosunków świata, ograniczyć się na wydobyciu logicznych jego znamion, a następnie na zastosowaniu tychże do kardynalnych objawień złego tak fizycznych i pneumatycznych jako też teo-zoficznych, które to ostatnie w najwyższem świetle kwestję nam przedstawią. Tak zrozumiemy względną konieczność złego w organizmie świata, skutki jego w życiu ludzkiem, czas trwania jego w Historji, oraz dojdziemy do świadomości trybu jego przezwyciężenia. Jak w sferze idei pięknego, brzydkiem nazywamy ową do-datną negację, w której zamiast czystej harmonji pierwotnego stanowiska, tylko niezgodę i niesforność składowych członków znajdujemy, — jak w sferze idei prawdziwego, fałszem jest to, co dialektyczną sprzeczność w sobie zatrzymuje, albo podług dawnej a dokładnej definicji, co nie odpowiada swojemu pojęciu a zatem w zwichnięciu się do niego stawia, — tak znowu w sferze idei dobrego, w realnej teleologji świata złe jest owym negacyjnym momentem w partykularności swojej się ograniczającem, którego dialektyka własnego pojęcia do natężenia własnej sprzeczności a następnie tejże zniesienia doprowadzić musi. — Jest to abstrakcyjne i uporne wyłączenie się szczegółowości i postawienie się w sprzeczności z ogólnością, jest to podniesienie się podporządkowanego żywiołu do rzędu kardynalnych, słowem jest to udanie się środka za cel, a tem samem zupełne zwichnięcie swego ideologicznego znaczenia. Czem Ciepło jest w Naturze, tem Dobro jest w sferze Ducha. Dobro już nie jest sferą abstrakcyjną, jednostronną, , mającą przeciwległą jednostronność zewnątrz siebie, istną negację, ale jest sferą konkretną, syntetyczną, posiadającą już negację negacji w sobie, a zatem tylko kontradyktoryczną prywację przypuszczającą. Tak właśnie ma się z Ciepłem. Ciepło już nie posiada własnej polarności jak n. p. Elektryczność w rzeczywistem rozwinięciu, albo też światło w mo-żnem usposobieniu.1 Ale Ciepło jest już siłą natury w sobie 1 Polaryzacja światła jest tylko możnością, — polaryzacja zaś Elektryczności jest rzeczywistością. Światło przedstawia nam się w pierwotnym nie-rozróżnionym stanie, — jego refleksja nie jest nawet jeszcze przełamaniem w samem sobie, rzeczywista dopiero polaryzacja światła jest jego zniszczeniem. 261 i przez się spełną i z tego powodu niemasz i nie może być na świecie dwóch wręcz przeciwnych sobie pierwiastków: Cieplika i Zimnika, ale jest tylko Ciepło, którego Zimno pry-wację stanowi. Ciepło i Zimno są więc Contradictoria a nie zaś Contraria. Zimno nie jest żadną naprzeciw Ciepła stojącą potęgą, mogącą z niem walczyć o swojej własnej sile, ale jest tylko brakiem lub osłabieniem prawdziwej potęgi, którą jest Ciepło. Tak więc Zimno jest tylko możnością, żadną zaś rzeczywistością w sobie. Im więcej urzeczywistniać się usiłuje, tem bardziej nicość i bezcelowość swą objawia, tem bardziej niszczy lub zawiesza wszelkie życie organiczne to ostateczne i spełne Dobro Natury. Pojęcie w bezpośredniej swojej jednostce (w swoim pączku) zawsze jest piękne, prawdziwe i dobre. Dopiero gdy pierwszy krok rozwinięcia swego stawi, gdy pierworodną niewinność swoją i zdrowie przełamuje, — gdy się w sąd analizuje i na tem niedojrzałem stanowisku, które jest punktem przejścia, a nie zaś spoczynku zatrzymuje, wtenczas staje się brzydkiem, fałszywem i złem. Jako niemowlę, gdy w pierwszy perjod organicznej ewolucji wkracza, gdy mu się wyrzynają zęby, te jawne, kościane dowody wykłuwającej się sprzeczności swojego ja przeciw swemu nie ja — sprzeczności, która już jest, nim jeszcze pomyślaną i uznaną będzie, t. j. nim jeszcze owo ja zdoła swoje ja pojąć i wymówić, — to dziecię w tym perjodzie musi ulec chorobie i cierpieć, lecz to cierpienie (to złe) jako środek stanie się dla niego nader zbawiennem dobrem, przez uzyskanie zębów tych dobrych środków dalszego utrzymania swego organizmu i przez dalsze rozwinięcie tegoż organizmu. Tak więc rewolucja, którą ciało jego dozna, bardzo korzystną będzie dla niego, jeżeli spowoduje normalną ewolucję, bo rewolucja jako środek, której względnym celem jest ewolucja może się stać zbawienna, ale sama stawiając się za cel, kłamie przeznaczeniu swemu i staje się największem złem, bo rozprężeniem. Jakoż i to dziecię, jeżeli nie zdoła tego fatalnego dla siebie perjodu normalnie przebyć, jeżeli to, co tylko w pojęciu swoim jest przejściem, zechce zostać stanowiskiem, t. j. Wręcz przeciwnie z Elektrycznością. Ta nie może się objawiać jedno w rozróżnieniu, w sobie samym spolaryzowanym stanie. Tu zniesienie tego polarnego stanu jest właśnie zniesieniem Elektryczności + Ĺ — Ĺ = O. 262 * jeżeli ten proces, jako proces odbytym i przebytym nie zostanie, wtedy albo życie dziecięcia ulegnie, albo stanie się pasmem cierpień i rozprzężenia. Przeciwnie zaś po przebyciu tej organicznej crisis wzrost jest dzielniejszy, zdrowie silniejsze i pewniejsze, oraz życie daleko wyższe niż przed jej nastąpieniem. Również idea pięknego, póki pozostaje na bezpośrednio abstrakcyjnem stanowisku, jak n. p. w symetrji, piękną jest wprawdzie, lecz jest to piękność mdła i mało znacząca. Aby zaś przejść do wyższej i konkretniejszej piękności, idea ta musi mechaniczną symetrję swoją przełamać, a zanim zdoła w organiczną piękność się odrodzić, musi przejść stadja bezsilności i że tak powiem choroby, w której nam brzydką okazywać się będzie. W tem pośredniem bowiem przejściu prosta i czcza symetrja zniszczoną już została, a wyższa harmonja jeszcze osiągniętą być nie zdołała. Tak n. p. gdy chcemy ładne już z natury położenie do rzędu wyższych piękności przez sztukę podnieść, musimy przedsięwziąść środki chwilowo je szpecące i od pierwszego uderzenia siekierą lub rydlem aż do ostatniej wywózki i plantacji przedstawiać ono będzie widok brzydkiego zamieszania i upadku z naiwnej swej ładności, którego to upadku konieczność i korzyść dopiero w chwili ukończenia dzieła objawi się wszystkim, do tego zaś czasu tkwić tylko będzie w myśli stwarzającego lub przetwarzającego artysty. Gdyby zaś, ciągnąc dalej porównanie, praca ta w procesie swoim przerwaną została, a przez to zrządzone zrujnowanie, mające tylko przejście stanowić, za kres dzieła uchodzić chciało, wtedy pojmujemy, iż to, co było dotąd tylko względnem złem i brzydkiem a w istocie środkiem do wyższego celu, oraz warunków wyższej piękności i dobra, stałoby się rzeczywistem złem a w miejsce ładnego widoku, mielibyśmy zeszpeconą okolicę. W dziedzinie prawdy i myśli też same istnieją stosunki. Wyjście z pierwotnej intuicji w refleksję jest pierwszym krokiem błędu, który to krok sprawdzonym jest przez dalszy krok, będący znowu błędem względem następnego, a w dalszym dialektycznym postępie każde zatrzymanie sią na wyłącznem i niedojrzałem stanowisku jest fałszem pomimo tego, iż toż stanowisko jako już wyższe i pełniejsze było prawdą poprzedzającego dopiero co opuszczonego szczeblu. 263 Takim sposobem jak słusznie powiedzieć można, że droga myśli ludzkiej jest ciągłym prawd łańcuchem, tak z drugiej strony nie mniej gruntownie daje się twierdzić, iż ona jest tylko samych fałszów pasmem, bo każdy szczebel jest prawdą względem poprzedzających, które on neguje, a fałszem względem następujących, przez które jest nawzajem negowany. Są to więc wszystko względne prawdy i równie względne fałsze dopóty, dopóki w normalnej fluktuacji i postępie się znajdują. Skoro zaś jednostronność jaka anormalnie stanie wrytą, tamując dalsze rozwinięcie i siebie za ostatni wyraz poczytując, wtedy dopiero ze względnego fałszu staje się bezwzględnym, właśnie tylko dlatego, że to co ma być środkiem, siebie za cel stawia, i że zamiast stanowienia spółkującego momentu (pierwiastku, ogniwa) w organizmie całości, owszem tęż całość rozrywa, odgraniczając się w swojej wyłączności, przez co samo z godności swojej organicznego członka degraduje siebie do znaczenia chemicznego pierwiastku, lub nawet tylko mechanicznej cząstki. Z tych wstępnych uwag przejść już możemy do oznaczenia abstrakcyjno-logicznych znamion Złego, które poznawszy wyśledzimy ich dalsze zastosowanie i rozwinięcie w sferze fizycznego i duchowego złego. Tak więc — sporność partykularności, zamiast zgodnego spółkowania, — środek udający się lub uważany za cel, — niekompletność rozwinięcia i przerwanie postępu dojrzewającego pojęcia, albo przeciwnie przeholowanie tegoż postępu, czyli anormalne rozwinięcie in plus, czego criterium jest samo pojęcie, tegoż rozwinięcia pojęcie, które jest właśnie przeznaczeniem, a staje się oznaczeniem (determinatio, Bestimmung) — słowem wszelkie zwichnięcie naturalnego porządku i rozerwanie harmonijnej konkordancji Wszechświata, oto są logiczno-dialek-tyczne znamiona złego, przez które dostatecznie się okazuje, iż złe nie jest bynajmniej żadną prawdziwą i rzeczywistą substancją, ale względnością tylko i nicością. Najwyższa zaś Antynomja w pojęciu złego tkwiąca da się tak wyrazić: Złe być może, ale nie powinno być — jest możnością ale niepowinnością1 — 1 Po niemiecku wyrazilibyśmy to tak: Das Bose ist ein Seinkonnendes aber ein Nichtseinsollendes. 264 czyli złe może być tak, — ale powinno być inaczej. Te znamiona i antynomje doprowadzą nas do poznania fizycznego i pneumatycznego złego, a w dalszej wynikłości do tychże zniesienia. Bo pojęcia tak czysto negacyjne jak Złe, tylko przez własną ich negację t. j. przez ich zniesienie pojęte być mogą. Samo proste zastosowanie powyższych rezultatów do przedmiotów fizycznych ułatwi nam wybadanie złego w Naturze. Zacznijmy od kilku zastosowanych przykładów, z których następnie ogólną cechę Złego fizycznego wydobędziemy. Jakoż owa sporność i niesforność członków rozdzierających harmonję organizmu przedstawia nam pojęcie choroby, która niczem innem nie jest, jedno oddzielaniem się pojedynczego organu, który odmawiając żywotnego konkursu żywotnemu organizmowi i wszystkim swoim współczłonkom, w sobie samym nowe stanowi centrum w sprzeczności z prawdziwem ogniskiem życia. Zapalenie n. p. jest zwichnięciem normalnego biegu humorów i affluxus tychże w nowy punkt z uszczerbkiem ogółu, co znowu natychmiast uszczerbkiem samego tegoż punktu się okaże, gdyż przez to nowe to centrum stawia się w antagonizmie z resztą organizmu, niszcząc je i również będąc reakcyjnie zniszczone. Z drugiej strony n. p. paraliż jest jeszcze niższym stopniem choroby, tu bowiem szczególny organ nie walczy z całością, lecz obojętnie się od niej odłącza i za-niechając swej funkcji, mechanicznej cząstki przybiera charakter, inny jeszcze chirurgiczny przykład wyjaśni nam lepiej całą abstrakcyjność złego. Wiadomo, iż kiedy kto przez amputację utraci nogę, czuje następnie boleść nie w tych częściach ciała, które mu pozostały, ale właśnie w tej, której mu braknie. Jest to fenomen który fizycznie usiłowano tłumaczyć, a który my logicznie lepiej zrozumiemy. Cóż więc boli chorego? — Oto noga, której nie ma, — na cóż on więc cierpi? — na abstrakcją, na brak. Przejdźmy do innego charakteru złego fizycznego. — Rośliny trujące n. p. bezwzględnie uważane są złe, bo szkodliwe, lecz właśnie są złe, bo je źle uważamy. Bezwzględnie bowiem co uważać, jest to uważać je w swojej, partykular-ności, odrębnie od wszystkich stosunków, a zatem odrębnie od przeznaczenia swego. Nie zapatrując się więc na te rośliny 265 bezwzględnie, t. j. jako na cel przez się, ale względnie t. j. jako na środek, i śledząc, jakie jest ich przeznaczenie w organizmie natury, uznamy je za bardzo dobre, mogą być bowiem albo najdzielniejszemi lekarstwami, a zatem same służą do wykorzenienia wiele innego złego, albo najużyteczniejszemi środkami w technologji. A więc żeby je uznać za dobre, trzeba je nie abstrakcyjnie uważać, lecz konkretnie ich przeznaczenie dla harmonji świata pojąć. Dalej — dlaczego owoc niedojrzały jest zły? — Właśnie dlatego, iż przerwany mu został proces jego rozwinięcia; — sam w sobie, w możności, w pojęciu swojem jest dobry, tylko zatamowanie jego postępu, wzięcie punktu przechodniego za kres, zerwanie go przed tym kresem, oto go złym uczyniło. On powinien był stać się dobrym, ale też mógł zostać złym, a że ta możność stała się rzeczywistością, przeto został złym. Z drugiej zaś strony przejrzenie jest również złem. Owoc psujący się przekroczył właściwy punkt normalnego rozwinięcia, który to punkt pojęcie jego czyli przeznaczenie stanowi. Przeznaczeniem zaś owocu jest, aby był spożytym, albowiem owoc nie jest celem przez się ale celem względnym, t. j. celem dla drzewa, które go przyniosło, dla wyższych zaś istot jest tylko środkiem, a zatem jako środek spożytym czyli spożytkowanym być musi i tu tylko idea użytku panować może (jest on utilis tylko przez usus). Jeżeli zaś ten szczególny owoc ma służyć do utrzymania swojej ogólności, t. j. gatunku, wtenczas znowu okaże się środkiem, ale już środkiem dla siebie samego, [ale nigdy celem dla siebie samego] — a wtenczas również musi zginąć czyli zgnić [perir ou pourrir] aby nowej roślinie nowe dać życie. Jego więc kosztem, jego zgubą przechowuje się i rozmnaża rodzaj. A tak jego strata stokroć się wynagrodzi, czyli inaczej jego złe jest tylko przejściem i warunkiem większego dobra. Dlatego musimy tracić i marnować nasienie, rzucając je w ziemię, aby na większem odrodzeniu zyskać, dlatego też musimy kaleczyć i rozdzierać ziemię pługiem, aby zamiast lichych chwastów pożyteczny plon przynosiła. — Więc tu znowu zło jest przejściem i środkiem. Gdyby zaś podczas tego procesu przejścia normalne rozwinięcie przerwanem zostało, gdyby grad, susza, lub jakie inne wpływy przeszkodziły wywiązaniu się tego dobra, wtęn 266 czas dopieroby się złe istotnie urzeczywistniło, ale teżby było nieistotną rzeczywistością, czyli niedojściem do swojej istoty, do swego przeznaczenia. Tak więc źródło i ujście złego jest nicością. Źródło, ponieważ jest, czem być nie powinno, a więc czem nie jest w istocie — ujście, ponieważ jest właśnie zniesieniem tej nierzeczywistej rzeczywistości, tego nieistotnego istnienia. O lekarstwie i na to, później mowa będzie. Przez powyższy przykład dotknęliśmy już wyższej i ogólniejszej klasy fizycznego złego, którą możemy nazwać nieprzyjaznym wpływem całej natury. Meteorologiczne zjawiska są często złem mocno dolegającem. Chemiczna natura posada niszczące kwasy i różnorodne szkodliwe żywioły, a organiczna wkońcu natura tak jest człowiekowi nieprzyjazną, iż prawie w bezustannej z nią znajdować się musi walce. Lecz właśnie dlatego to wszystko jest złe, że sam człowiek w walce z naturą się znajduje, że to, co do harmonji przeznaczone jest, tkwi jeszcze w dysharmonji. Jakoż póki się człowiek od natury nie odłączył, póki swojego partykularnego ja przeciw naturze nie postawił, lecz owszem podług znanego a bardzo trafnego wyrażenia, drzemał na łonie natury, poty zaiste złego tego nie doznawał. Ale też wtenczas tylko drzemał, — przeznaczeniem zaś Ducha jest być obudzonym, działać przez się. Nie doznawał więc wprawdzie wtedy złego, lecz to niedoznawanie go było gorszem nad doznanie złego, bo było stanem niższym. Doznał go, skoro poznał, skoro świadomość odłączyła go od stanu natury i teraz doznaje, bo odłączywszy się wszedł w walkę z naturą, a jeszcze jej nie pokonał, czyli raczej jeszcze z nią asymilacyjnego pokoju nie zawarł, — t. j. jeszcze nie zidentyfikował jej sił i wpływów z widokami, celami i działaniami swojemi. Skarżymy się na złe wynikające z walki, — raczej skarżmy się na samą walkę, na przyczynę nie na skutek, zjednoczmy się organicznie z naturą, a złe to z walki pochodzące wnet ustanie. Jakoż widzimy już, iż ci, którzy przez przyzwyczajenie [które tak trafnie i prawdziwie nazwano drugą naturą], zasto-sowują siebie do wpływów natury, a zatem niejako, lubo niedoskonale jednoczą się z naturą, przestają to za złe poczytywać, co innym, nieprzyzwyczajonym jeszcze dolega. Przyzwyczajenie zaś dlatego jest jeszcze niedoskonałem, a nawet 267 niewłaściwem zjednoczeniem się z naturą, iż w niem my do-stosowywamy siebie do natury, a tem samem zniżamy się poniekąd do niej, nie wracając wprawdzie do pierwotnego stanu uśpionej obojętności, lecz przytępiając wrażliwość wzbudzonych organów, — gdy tymczasem raczej naturę do nas wznosić i zastosowywać trzeba, a tak w tem zjednoczeniu nie retrogradację ale postęp upatrywać, bo powrót do natury nie ma być wcale bezpośredniem przywróceniem pierwotnego stanu, czyli zdziczeniem, ale owszem pośrednim, wyższym i zbogaconym całym rezultatem przebytej walki. Bliższe określenie tego aktu w dalszym ciągu tego Rozdziału1 nastąpi, tu bowiem jeszcze nie o zniesieniu złego, ale o jego znamionach, naturze i objawieniach jest mowa. Tu dosyć jest wspomnieć, że obecnie nawet przez użycie ochronnych środków z samej dziedziny natury, t. j. przez zastosowanie i skierowanie jednych sił natury przeciw drugim, a temsamem przez homeopatyczne niejako działanie możemy się wywarciu fizycznego złego skutecznie opierać. Ten proceder już jest znacznie wyższy od poprzedniego przyzwyczajenia, wszelako nie jest jeszcze absolutnie radykalny i ostateczny, a to dlatego, iż tu nie znosimy absolutnie waiki istniejącej między nami a naturą, przez podniesienie jej do wyższej syntezy i uharmonizowanie sprzecznych żywiołów, ale tylko jednę walkę zastępujemy drugą, t. j. walkę między nami a naturą przenosimy w łono samej natury i jedne z jej własnych sił i żywiołów stawiamy przeciw drugim. I tak n. p. w konduktorach piorunowych używamy zbawczej siły przewodnictwa metali przeciwko niszczącej sile elektryczności atmosferycznej. W pożarach walczymy wodą przeciw ogniu, — w mieszkaniach naszych przeciwnie ogniem przeciw zimnu, a dachem przeciw słocie." 1        Patrz odnośnik na str. 253. (Przypis. wydaw.) 2        Nareszcie przez nader spekulacyjny wynalazek parasoli dostąpiliśmy możności wędrowania po deszczu lub skwarze bez narażania się na te fizyczne nieprzyjemności. Ten wynalazek, jakkolwiek może się zdawać drobnostkowym, jednak może nam służyć za przykład postępu w oswobodzeniu ludzi od fizycznego złego, kiedy wspomnimy sobie, że Starożytni mieli tylko łuki i przedsionki do uchronienia się podczas słot lub upału. Kto widział n. p. w Rzymie ten starożytny olbrzymi i publiczny parasol, który się Janus Quadrifrons naczywa, ten w naszych dzisiejszych prywatnych i ruchomych parasolach będzie musiał uznać postęp cywilizacji. Tylko Pany świata mogły 268 Ale że samych tych znamion bez ich negacji t. j. bez ich zniszczenia, które jest ich przeznaczeniem pojąć nie możem, przeto zawsze i koniecznie z negacyjnych tych znamion w negację negacyj wpadamy. Tak więc abstrakcyjne znamiona złego, któreśmy wyżej podali, okazały się nam zupełnie w naturze urzeczywistnione. Stąd wypada wniosek, iż złe w naturze również jest nicością, względnością i niestosownością, wszelako istnieje, nam dolega i jako prawdziwy byt nam się objawia. Zdaje się więc ważna zachodzić sprzeczność między pojęciem złego a jego rzeczywistością, gdyż pojęcie jego wymaga, aby nie było, rzeczywistość zaś dowodzi, że jest. — W istocie sprzeczność ta istnieje, lecz ta okoliczność zamiast zwalenia wszystkich dotychczasowych rozumowań, co napozór wydaje się jej konieczną wynikłością, owszem ostatecznie je popiera, gdyż doszedłszy do uznania, iż pojęcie złego nie odpowiada swojej rzeczywistości czyli że jest z nią w sprzeczności, sami brak rozwinięcia złego wyznajemy i teraz pojmujemy, iż to właśnie i to jedynie stanowi prawdziwe złe w złem, iż ono złem zostaje, i że w procesie rozwinięcia swego się hamuje nie doszedłszy jeszcze do kulminacyjnego swego punktu, do swojego owocu, który właśnie musi być dobrym, bo skoro rzeczywistość jego nie odpowiada jego pojęciu, jawnem jest, iż samo złe w sobie jeszcze znajduje się w sprzeczności z sobą samem, na przechodnim szczeblu, a tem samem jeszcze nie jest prawdziwie dojrzałe i rzeczywiście jeszcze nie istnieje. To, więc cośmy uznali za jego rzeczy-wistość,to się nam tu właśnie jego nierzeczy wistością okazało, i złe zostało dialektycznie zmuszone do oka2ania się w całej swojej nagości i nicości. Dopiero z tego wyższego dialektycznego stanowiska zapatrując się na złe, możemy je pojąć, lecz pojmujemy je tylko jako znegowane, dawniej zaś póki się afirmacyjnie chciało utrzymać, nie mogliśmy go pojąć, czyli raczej ono samo nie mogło żadną miarą być pojętem, w niem samem ten brak i ta niedostateczność tkwiła, ponieważ do równi pojęcia swego jeszcze nie było dojrzało. Wtenczas dopiero sobie sprawiać podobne parasole, dziś mamy zdemokratyzowane parasole i każdy wyrobnik może sobie swój łuk ochronny czy to z jedwabiu czy z bawełny na drutach stalowych czy fiszbinowych rozpięty, a stokroć dogodniejszy od łuku Janusa rozpiąć. 269 złe będzie pojęte i za rozumne uznane, kiedy znegowane będzie, a przez to środkowość i względność swoją objawi, ale w tej właśnie chwili przestanie być złem, bo go cel dokonany i dobre pochłonie. Cała więc chyba dotychczasowych rozumowań nad istotą złego zależała zawsze na tem, iż Złe za istniejącą substancję, za stan stały, za coś positive trwałego poczytywano. Przenieśmy je na proces, uznajmy, iż jego znaczenie i przeznaczenie wcale nie w niem samem, ale zewnątrz niego leży, słowem pojmijmy je nie bezwzględnie lecz względnie, a wtedy przestanie być dla myśli nieprzezwyciężoną trudnością. Już Teodycea Leibnitza zbliżyła się po części do tego stanowiska przez względne uznanie złego za środek do dobrego, lecz nie pokonała jeszcze całej trudności, ponieważ Byt złego (lubo jako środek) za konieczny stanowi, gdy tymczasem najkonieczniejszem w pojęciu złego bynajmniej nie jest jego bezpośrednia pozycja, nie Byt jego prosty, ale jego dialektyczna negacja, jego procesowe zniesienie. Póki więc złe uważać będziemy za koniecznie w świecie istniejące, póty też do jego prawdziwego pojęcia nie dojdziemy. Owszem zniesienie jest jego przeznaczenie i znaczenie, nie istnienie jest jego istotą. Złego jako złego pojąć niepodobna równie jak fałszu pojąć nie możem, bo w chwili właśnie, kiedy pojmujemy fałsz, tem samem go znosimy a wyższą prawdę na jego miejsce stawiamy. Równie więc jak pojęciem fałszu jest jego zniesienie a wzniesienie się myśli na wyższe stanowisko, tak też pojęcie złego w istocie swojej jest jego zniesieniem a wzniesieniem woli na wyższe stanowisko. Nie można bezwzględnie pojąć złego, jak go też pokochać nie można. Któż zdoła kochać złe jako złe? Jeśli kto złe kocha, to chyba, że to złe jest dla niego dobrem, tak samo jak kiedy kto fałszu się trzyma, to dlatego,2 że mniema, że jest prawdą. Jeżeli my więc teraz doznajemy złego, jest to tylko dowodem niedojrzenia i niedokonania teologicznego procesu świata, a świadomość tego punktu jest znalezieniem nowego wyjścia z dziedziny złego i nowej broni do jego zwyciężenia. — Tak więc złe w zakresie natury, jak złe w sferze logicznej przedstawia nam słabą stronę, w którą będziemy mogli uderzyć. 270 W dziedzinie ducha objawia nam się złe na tych samych zasadach oparte, ale w wyższych, bogatszych i konkretniej-szych determinacjach. Logiczne złe bowiem było jeszcze złem w sobie, było tylko możnością złego, fizyczne okazało się jako złe dla nas, jako już wydobyte z abstrakcyjnego zarodu, w refleksji do nas istniejące. Pneumatyczne zaś złe znajdziemy w sobie i dla siebie, w zupełnem rozwinięciu swojem złe χáô Ýňď÷Ţí, którego też najwyższy prototyp znajdziemy w najwyższym szczeblu ducha t. j. w stosunku Absolutnego do ludzkości, w religji, i to stanowić będzie, cośmy teozoficznem złem nazwali. W duchu więc już złe nie będzie się tylko ograniczało na zwichnięciu swych abstrakcyjnych determinacyj, jakeśmy to w dialektyczno-logicznem złem uznali, ani też na tem zewnętrznem istnieniu, nieodpowiedniem wewnętrznemu przeznaczeniu swemu, jak to w sferze natury widzieliśmy, ale ponieważ ducb jest głównie działalnością, przeto złe pneumatyczne już nijakiem (neutrum) ani biernem [passivum], ale czyn-nem (activum) z siebie okazać się musi. To będzie głównem jego i specyficznem znamieniem. Złe więc duchowne przechodzić musi szczeble, które sam duch w sobie zajmuje, t. j. istnienie, świadomość i działalność. Ono więc także koncentruje w sobie Byt, Myśl i Czyn, te trzy kardynalne kategorje świata. Nie dość bowiem na tem, iż zwichnięcie, sporność, negacja etc. obojetnie istnieje, (jako neutrum), jeśli to ma złe duchowne stanowić, musi być jeszcze w świadomości ugruntowane, t.. j. musi być doznanem i po-znanem (jako passivum) a na koniec w woli źródło swej działalności znajdować, t. j. czynnie, active się począć. Jeżeli więc złe logiczne z natury swojej było koniecznem, — fizyczne zaś charakter przypadkowości nosiło, tedy złe duchowne okaże się nam nadewszystko jako wolne, t. j, z woli w duchowym podmiocie spontanciter powstające. Na zrozumieniu tego punktu polega n. p. dokładne pojęcie imputacji, która wtedy dopiero może mieć miejsce, gdy złe, czyli tutaj sporność i odpadnięcie partykularnej woli, od woli ogólnej czyli ustawy ze świadomości i woli popełniającego podmiotu wypłynęło. Bez tego ostatniego warunku czyn popełniony nieprawnie nie jest jeszcze prawdziwem złem, prawdziwym 271 występkiem (rozumie się, rzecz ze względu na działający podmiot uważając). Jest on złym przedmiotowo, z samego istnienia swego, bo w świadomości innych okazuje się jako nadwerężenie normalnej zgody prawa i postawienie się szczególności w walce z ogólnością, ale dla popełniającego podmiotu bez świadomości i bez własnowolnego postanowienie imputacji być nie może, a czyn jego wprawdzie za złe fizyczne (nieszczęście, przypadek) ale nie za złe pneumatyczne (występek, grzech) poczytanym będzie, ponieważ objawiając się jako takie tylko, i dla innych nie zaś dla siebie samego, a to przypadkowo, nie zaś wolno, — te tylko posiada znamiona, któreśmy fizycznemu złemu przyznali. Będzie więc to, co Niemcy nazywają Uebel, ale bynajmniej nie Boses. Dlatego też każda wyższa sfera procesu ducha następująca po niższej i też uzupełniająca, jak już poprzednio sama w sobie zjednoczyła sprzeczność porzedzającego stanowiska, tak znowu w sobie samej rozwija inną wyższą sprzeczność — (co zawsze w konieczności jej dialektyki leży, jeżeli tylko ta nowa sfera nie stanowi jeszcze absolutnego stopnia rozwnięcia, w którym to przypadku już wszelkie swoje integralne i przez całą drogę podbite sprzeczności harmonizuje, nie zaś w walce stawia) a pomimo tego, iż ta nowa sfera, mówię, nową sprzeczność z łona swego wydobywa, przecież nie jest dopóty złą, dopóki taż sprzeczność dostatecznie się rozwinąwszy, brak swój w świadomości jasno nie odbije, a następnie, pomimo tego uznania na tem niedojrzałem stanowisku upornie zatrzymywać się nie zechce. — Dopóki więc ta sprzeczność tylko się rozwija, dopóty też posłuszna prawom własnej dialektyki jest tylko w sobie bez wpływu na zewnątrz, a zatem nijaką, logiczną możnością złego. Skoro zaś ta sprzeczność dojrzeje, t. j. do natężenia swego dojdze i wyższej syntezy oczekiwać będzie, wtedy brak jej naszą świadomość ogarnie a wychodząc z abstrakcyjnego żywiołu swego, zjawi się i stanie się dla nas fizyczną rzeczywistością złego, my zaś wystawieni będziem biernie na wpływ tego już rozwiniętego złego. Nakoniec jeśli ta sfera ducha po osiągnięciu świadomości swego imma-nentnego braku zamiast własnowolnego wzniesienia się do 272 odpowiedniej syntezy, a zniesienia przez to uznanego za złe stanowiska, owszem sua sponte wstrzymuje swój normalny proces lub go jeszcze wykrzywia, wtenczas to złe objawia się czynnie w sobie, dla siebie i ze siebie z pneumatyczną apodyktycznością — i w tym punkcie pojęcie złego apogeum swoje osięgnęło. — To Apogeum Złego jest właśnie zwrotem jego w siebie i przeprowadzi nas do Dobrego.  , Leibnitz więc miał tylko po częsci słuszność i połowę tylko prawdy odkrył, gdy twierdził, że istota złego nie jest właściwie effective, ale tylko defective. Bo chociaż z wywodu naszego okazało się, iż złe jest i musi być negacyjne, wszelako nie jest tylko prywacyjne. Prywacyjnem jest tylko na niższym rozwinięcia stopniu, jako złe naturalne (fizyczne), którego negacyjność jest tylko ujemna i bierna, w sferze zaś ducha taż negacyjność staje się dodatnią i czynną. — Pomimo tego Teodycea Leibnitza zawiera nieoszacowane przyczynki do zrozumienia Złego, zwłaszcza logicznego, które poniekąd metafizycznemu Złemu Leibnitza odpowiada. To więc tylko jest u niego błędem i brakiem, iż nie doszedł do calkcwitego rozwinięcia pojęcia złego, przez co tylko cząstkowo, najniższe szczeble (lubo zasadnicze) złego do świadomości filozoficznej podniósł. — Śledząc te wywiedzione znamiona złego w zakresie ducha, napotkamy naprzód owe kolizje i antynomje tak psychiczne jak i etyczne, o których już w kilku miejscach a ostatecznie w poprzedzającym Rozdziale1 porozumieliśmy się. Widzieliśmy, że duch tak podmiotowy jak przedmiotowy nie osiągnąwszy jeszcze odpowiedniego pojęciu; swemu rozwinięcia, staje się pastwą wewnętrznego rozerwania, którego ukojenia na wyższem szczeblu dopiero szukać trzeba. Stąd pochodzą antynomje czucia, wiedzy i woli, — stąd kolizje prawne, moralne i socjalne, stąd nareszcie sprzeczność i walka podmiotowego z przedmiotowym duchem, która się jako a) występek — b) grzech — c) czyn antysocjalhy objawia. Przechodząc zaś do wyższej sfery ducha, t. j. do syntezy tych dwóch jego żywiołów, czyli do ducha podmiotowo-przed-miotowego, którym jest konkretne życie Ludzkości, czyli Historja, spostrzegamy, iż im do wyższego dochodzimy stanowiska, tem 1 Patrz odnośnik na str. 253 (przypisek wyd.) 273 ważniejsze też staje się objawienie Złego. Ziem w historji są wojny, wojna bowiem niczem innem nie jest, jedno wybuchnięciem kolizji w życiu pojedynczych narodów lub całej ludzkości rozwiniętej. Wiadome są nowszej filozofji pojęcia o istocie i przeznaczeniu wojny, nie potrzeba mi więc nad niemi się rozszerzać. Dość wspomnieć, iż właśnie jako punkt przejścia, jako kryzys jest ona zupełną realizacją złego, z którego przezwyciężenia powstaje wyższe dobro od tego, które przez powstanie złego przerwanem zostało. Wysokie jest zaiste pojęcie wojny jako środek i przejście do wyższego stanu Narodu lub Ludzkości, ale ograniczać się na tem pojęciu jest znowu brać fałsz za prawdę. Taka apoteoza wojny tchnie trochę sofizmem, a sofistyczność ta na tem zależy, że nie dość jest uznawać cel za dobry, aby tem samem i środek za taki uznać. Równie jak wyżej mówiąc o walce człowieka z naturą, wspomnieliśmy o środkach zniesienia tej walki przez nową walkę, lub przez potępienie i wytępienie, a przecież środków tych za ostateczne nie uznaliśmy, lecz owszem dopiero za początkowe i niedostateczne, tak też i wojny, jakkolwiek wpływ ich na dobro ludzkości zapoznanym być nie może, nie pozostaną dla nas najwyższym a przeto absolutnie dobrym środkiem postępu ducha. Owszem uznamy je tylko za stosowne do antytetycznego stanu ludzkości, w zupełnej zaś harmonji, harmonijnych też środków potrzeba do harmonijnych celów. Dlatego to każda sfera myśli następująca po niższej i tęż uzupełniająca, jeżeli jeszcze nie jest absolutnym rozwinięcia stopniem, zawsze immanentną sprzeczność w sobie zajmuje, a pomimo tego złem nie jest dopóty, dopóki się taż sprzeczność w niej nie rozwinie, świadomości nie ogarnie i dopóki wola upornie na niedojrzałem swojem stanowisku zatrzymywać się nie zechce. Prototyp wszelkiego złego w barwie religijnej wystawiony mamy w grzechu pierworodnym, który nam najdokładniejszy symbol tak złego ogólnie, jak i jego żywiołów przedstawia. Stanowi go właśnie oddzielenie się partykularnej woli stworzonego jestestwa od objawionej woli stworzyciela, to właśnie, cośmy za zasadniczy charakter złego podali. Nadto wąż kusiciel 18 274 zapowiedział był człowiekowi, iż po skosztowaniu owocu zakazanego osiągnie wiadomość złego i dobrego. I nie było to oszukaństwo ze strony węża, wiadomość ta stała się udziałem człowieka, a zarazem świadomość swojego grzechu i sprzeczności, w jakiej się postawił względem absolutnej woli.1 Widzimy więc tu naprzód jednostronne ograniczenie się w swojej upornej partykularności przez nadwerężenie zakazu, następnie sprzeczność w pojęciu tego ograniczenia znajdującą się, nakoniec 1 Na luźnej kartce autografu znajduje się następująca notatka: Rehabilitacja węża. Zniesienie dualizmu Boga i Szatana. Absorpcja siły piekielnej. — Wąż stał się narzędziem i powodem dobrego, istny dowód podległości i środkowości złego; teraz przekonywamy się, że nie kłamał Lucyfer absolutnie. Adam factus est sicut unus e nobis. Chrystus nam nakazuje, abyśmy się stali doskonałymi, jak nasz Ojciec w Niebie doskonałym jest. Mat. V. 48. — Duch Sty poda nam możność urzeczywistni prawdziwą identyfikację ludzkości z Bóstwem. Wtenczas wąż zupełnie będzie usprawiedliwionym, ujrzymy, że prawdę powiedział. A tak wola Boża i podstęp Szatana tego samego celu dopnie i zidentyfikuje się. Złe w naturze zwyciężone dodatnio ujemnie, egzaltacyjnie lub depresyjnie — pokrzywy — wytępienie jadowitych, starcie głowy węża. Ezechjel XXXV. 36. — et cessare faciam bestias pessimas de terra. Kolizje psychiczne — etyczne — podmiotowo-przedmiotowe: a) występek — b) grzech — c) czyn antysocjalny. Historja = duch podm.-przedm. — Wojny. Złe teozoficzne. Grzech pierworodny. Skutki 3. Zniesienie złego. Das Schlechte. D. Uebel. D. Bose. Die Natur bringt es nur zum Uebel. Sein. — Denken. — Tun.   An sich. — Fur uns. — An und fur sich.          ·         (żółtaczka) Spinoza — Manicheiści — Erdmann. . Prawo — występek — kara Telix culpa Augustini.   Łaska — grzech — pokuta Na verso tej samej kartki znajduje się notatka następująca: Złe Logiczne — Fizyczne — Pneumatyczne.          Antyteza.        Byt Istnienie. Środek w teieologji.      Świadomość jego. Przejście.        Czynienie jego. Niekompletność. Znegowana negacja. Partyk. ograniczenie. Wprowadzenie. Analiza złego w porównaniu z prawdą i pięknem. Dalsza kartka zawiera następujący zapisek: Logiczne znamiona, fizyczne, pneumatologiczne, teologiczne, grzech pierworodny skutki 3. świadomość tej sprzeczności (objawiającą się pierwotnie w uczuciu wstydu), która znamiona złego uzupełnia. Przeznaczeniem jest więc historji i całego biegu życia ludzkości to immanentne złe przez początkowy upadek poczęte zwalczyć, i dosięgnąć stanowiska, któreby od niego już było wolnem Że zaś ten pierworodny upadek podwójny miał dla ludzkości skutek, t. j. tak moralną jak i fizyczną naturę jej zwichnął, przeto do zupełnej ogółu reintegracji i ostatecznego grzechu zmazania i skutków jego zniesienia, potrzeba było kolejno podwójnej reformy socjalnej, z którejby jedna duchowną druga zaś materjalną stronę żywota ludzkiego odrodziła, a tak doprowadziwszy obiedwie do harmonijnego stanowiska wydanie właściwego owocu spowodować mogła. Objawienie Chrystusa właśnie jedną już stronę tego zadania wypełniło t. j. moralną. Chrześcijanin przez chrzest, który jest symbolem odrodzenia w nowej wierze i nowej nauce, jest uwolniony od moralnego wpływu grzechu pierworodnego, któremuby bez tego równie jak cała ludzkość do tego czasu podlegał, czyli podmiotowość jego do właściwych jej praw podniesioną została i zbawienie jego od niego samego, od jego wewnętrzności moralnej i samoistnej woli zależy. Dalszy zaś postęp wiedzy i umiejętności aż do dni dzisiejszych dokonał odnowienia duchowej człowieka natury. Lecz fizyczna sfera zadania jeszcze do rozwiązania pozostaje. Złe nad podmiotowością ciążące i ją krępujące, przez Chrystusa zniesio-nem zostało, ale w przedmiotowości, w realnych stosunkach świata w fizycznych względach jeszcze ono przemaga. I na tym to punkcie polega owa przeczuwana, ale fałszywie pojęta i do czystej świadomości jeszcze nie podniesiona zasada odrodzenia natury, uświęcenia ciała oraz reintegracji materji i fizyczności w przynależące jej prawa. Ci, którzy tego punktu jakiekolwiek mają przdczucie, fałszywie i niesłusznie poczytują za złe Chrystjanizmowi wyzucie z tych praw świata fizycznego, przyjmując dopiero chwilę powstania Chrystjanizmu za epokę upadku i potępienia materji, gdy tymczasem w grzechu pierworodnym jako w źródle wszelkiego złego, a raczej sprzeczności złego z dobrem, który tem samem jest powodem i warunkiem przyszłej świadomej i wyższej reintegracji szukać jej potrzeba. Chrystjanizmu zaś było tylko przeznaczeniem upadek ten do 18* 276 świadomości podnieść, a z dialektyczną koniecznością jeden moment reintegrując, musiał się względem przeciwległego momentu na nieprzyjacielskiej postawić stopie, albowiem duch już był odrodzony, a materja jeszcze pozostawała w pierworodnej skazie. I wedle praw tejże dialektyki świata, bez tej jednostronnej abnegacji materji, bez tego poskromienia fizycznego świata nigdy duch nie byłby zdołał regeneracji swojej dostąpić. Dlatego to Chrystus powiedział Apostołom Swoim: „Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, jam zwyciężył „świat". Powtarzam, grzech pierworodny czyli złe χáô' ĺξď÷Ţí przez Chrystjanizm tylko moralnie i podmiotowo zniesiony został, fizycznie zaś i przedmiotowo jeszcze trwa, i objawia się ciągle w tysiącznych sprzecznościach realnego świata, w waśni jego żywiołów i antynomjach wszystkich jego sfer, słowem w całem rzeczywistem złem, które się właśnie najboleśniej w świadomości naszej objawia.1 Zniesienie zaś tego złego w tym względzie przez następującą reformę socjalną dopiero usku-tecznionem będzie, czego koniecznym dowodem i powodem jest sama świadomość, do której właśnie doszliśmy.2 Prze-słańcami tego odnowienia, to ogromny popęd przemysłu, sztuk, wynalazków etc. Ze zaś popęd ten nie będzie jednostronny, lecz właściwy syntetycznej epoce, dowodzi znowu wzrost nauk.8 1        Bo świat w Chrystjanizmie został tylko zwyciężony, poskromiony, z praw swoich wyzuty, ale nie fizycznie odrodzony i uharmonizowany, wedle słów S-gp Augustyna: Abundant mała in mundo, ut non ametur mundus. 80 Serm. — 2        Na kartce luźnej znajdujemy następującą notatkę: Wyliczyć uwolnienia się od złego: Zniesienie złego czyli skutków grzechu pierworodnego. 1° Śmierci (I. Cor. XXVI. 54—56.) (Zmartwychstanie Ezechjel XXXVII) 2° Poddaństwa kobiety mężczyźnie. (Oswobodzenie kobiet. Chrystjanizm dopiero ją moralnie oswobodził ale nie prawnie i socjalnie). 3° Praca, jej reforma, atrakcja przemysłowa, — regeneracja Natury Ezechjel XXXVI 34—36. — 3        W tem miejscu zmuszeni jesteśmy podziwiać światło prawdy, którego natężenie zdoła czasem naprzód pomrokę kilku wieków przedrzeć, a z drugiej strony siłę genjuszu, którego oko nieraz potrafi podobne światełko z tak da» lęka zasięgnąć. Ten rezultat bowiem, do któregośmy dopiero z jasną i filozoficzną świadomością doszli, już go Sty Bernard niejako przeczuł i przewidział. W szóstem adwentowem kazaniu mówi on, iż pomimo przyjścia Chrystusa i zmazania przez to 277 Zapatrując się na złe logiczne badaliśmy formalnie, jak jest złe i znaleźliśmy to jak ogólnie w zwichnięciu żywiołów Idei, w nieodpowiedności pojęcia swojej rzeczywistości, w braku organicznego zjednoczenia i harmonji. Zapatrując się na złe fizyczne badaliśmy materjalnie co objawia złe i znaleźliśmy to co w różnych sposobach istnienia tej nieodpowiedności w fakty-cznem rozpadnięciu się istnienia od istoty, rzeczywistości od przeznaczenia, słowem w dysharmonji rzeczywistych zjawisk. Teraz przy duchowem złem pytamy się, dlaczego duch pojąwszy ową dysharmonję, pojąwszy różnicę zachodzącą między tem, co być powinno, a tem, co jest, nie trzyma się tego, co być powinno, dlaczego woli, to co nie jest istotnem. — Dlaczego? — bo widzi w tem dobro swoje. A więc nie dla złego jako złego bynajmniej, ale dla dobrego. Owo złe może mu pewną przyjemność lub korzyść sprawić, uważa go za środek tego, czego pragnie. Ale owe dobro jako tylko swoje, jako partykularne w sprzeczności z ogólnem dobrem właśnie dlatego jest złem, że jest w sprzeczności z ogólnem. Porzućmy na chwilę to szczególne dobro, a przypatrzmy się temu ogólnemu. I to ogólne dobro musi być pod pewnym względem złem, kiedy się znajduje w sprzeczności ze szcze-gólnem. Musi wymagać czegoś, co dla szczególnego ducha jest trudnem, przykrem, a więc złem, inaczej ów duch szczególny wolałby działać w harmonji z dobrem ogółu, gdyby to dobro było i dla niego dobrem. W ogólnem więc dobrem, w przedmiocie, musi być także wada, nietylko w samym podmiocie, i owo ogólne dobro jest ze swojej strony szcze-gólnem, kiedy szczególnego dobra w sobie nie ogarnia. Musi być jednostronnością, abstrakcją, i dlatego właśnie nie urzeczywistnia się, dlatego następuje kolizja. grzechu, poddani jeszcze jesteśmy boleściom, śmierci i tylolicznemu złemu, a to z powodu, iż Zbawiciel za pierwszem swojem nadejściem, głównie zajął się odnowieniem duszy, ją od grzechu uwalniając, że Śty Jan Chrzciciel nad Jordanem okazując go ludowi mówił: „Oto ten, który przychodzi gładzić „grzechy Świata" — a nie saś: „Oto ten, który przychodzi znosić choroby „i śmierć ciała". — I dlatego to Paweł Sty w liście do Filipensów o powtórnym przyjściu Chrystusa mówi, że wtedy dopiero „przemieni ciało nasze podłe, aby się stało podobne chwalebnemu ciału jego według skutecznej mocy, którą też wszystkie rzeczy sobie podbić może". Filip. III. 21. 278 Tak jest w istocie. Ileż to razy spostrzegamy na pierwszy rzut oka, iż występki i zbrodnie indywidualne spowodowane są przez stan socjalny, przez instytucje społeczne, i nietylko te wykroczenia, które oczywiście z tego źródła wypływają, ale nie ledwie wszystkie mniej więcej pośrednio dadzą się do niego sprowadzić. W każdym występku indywidualnym, społeczność jest mniej więcej solidarna. Znosiż to imputację indywidualną? — Bynajmniej. — Subjekt nie przestaje być dla tego winnym, bo ma świadomość swojej winy. Gdyby miał dobrą wolą, zrobiłby ofiarę z partykularnego celu swego dla celu ogólnego. Lecz przez to imputacja się rozdziela i część jej na objekt spada. Gdzie wymagana jest ofiara, tam harmonji jeszcze niema. Har-monja jest wtedy, kiedy ofiara ta z natury swojej, z własnego popędu, bez sprzecznej kolizji, ze zdrowego natchnienia następuje. Złe więc duchowe jest również jak logiczne i fizyczne oderwaniem się cząstki od całości, nieodpowiednością pojedynczego organu do ogólnego organizmu, bezwzględną niesto-sownością, czyli zerwaniem przeznaczonego stosunku,1 — z tą tylko różnicą, iż w złem duchowem, oderwanie to świadomo i własnowolnie następuje. A przecież widzieliśmy dopiero, że i tu niestosowność ta po części mimowolnie i nieświadomo jest spowodowaną przez to, że sam organizm jeszcze do zupełnej swojej stosowności nie dojrzał. Postulat więc pojednania hietylko podmiotu ale i przedmiotu się tyczy. Najwyższe dobro w organizacji społecznej, równie jak w organizmie fizycznym nazwać można zdrowiem. Zbrodnie, grzechy i występki są to choroby tego organizmu, choroby naturalne w dzieciństwie jego, póki ten organizm rośnie i fizjologicznie się rozwija, doszedłszy zaś do dojrzałości sił swoich, organiczne te choroby ustają, i organizm zdrów, jeśli mu nie da się przyczyny choroby. Piękność, Prawda i Dobro są żywotnemi Ideami, a jako takie w organicznej pełni i doskonałości swojej pojętemi być winny. Ta pełnia jest skutkiem żywotnego procesu, ta doskonałość jest wypadkiem dokonania, jest to więc Trwałość 1 Ten organiczny stosunek u Arystotelesa nazwany jest miarą, u Platona σωφροσύνη 279 obejmująca w sobie całość rozwinięcia. Wszelkie zaś rozwinięcie dzieje się przez Negację. Doskonałość więc obejmuje w sobie Negację, ale już dokonaną t. j. znegowaną negację. Każdego szczebla lub części przeznaczeniem jest być znegowaną, przez to samo, że jest oznaczeniem (podług aksjomatu omnis determi-natio est negatio) i każda niedoskonałość dąży do końca swego, do właściwego przeznaczenia swego, każdego więc stanowiska przeznaczeniem, jest być przekroczonym, każdej jednostronnej pozycji być zniesioną, lecz to zniesienie nie jest bynajmniej czczą prywacją, ale owszem afirmacyjną Negacją Negacji. — Tu dopiero dokładnie rozumiemy to, cośmy na wstępie nadmienili, odwołując się do tego Rozdziału1 i czego dotknąć się przy każdej Prośbie musieliśmy, iż sfera Chrystjanizmu nie jest ostateczną i absolutną w skali rozwinięcia ducha ludzkiego i że sama w sobie immanentną sprzeczność zamyka, która wszelako stopi się i zjednoczy w przejściu do wyższej deter-minacji, ale tymczasem bynajmniej ani boskości jej początku, ani apodyktyczności jej objawienia nie nadweręża, bo Chry-stjanizm sam będąc negacją istoty świata starożytnego, a sam nadto (principium) walki na świat przyniosłszy — podług już wspomnianych, tak ważnych a tak mało dotąd zrozumianych słów Zbawiciela, który rzekł: „Nie przyniosłem na świat pokój, „ale miecz" — z dialektyczną koniecznością moment złego w sobie obejmować musi. Ani tedy to nie jest temu boskiemu objawieniu ubliżającem lub zaprzeczającem zdaniem, iż Chry-stjanizm jeszcze ostateczną i absolutną sferą objawienia nie jest, boć i stary Zakon również w Bogu bezpośrednie źródło swe znajduje, a wszelako uznał Bóg, iż na tem stosunki Jego z ludzkością ograniczać się nie mogły, i podniósł je do wyższej potęgi w sferze Chrystjanizmu, który dawnego prawa i dawnego objawienia bynajmniej nie zniósł ani wywrócił ale podniósł i uzupełnił, jak to sam Chrystus u Mat. Ś-go w Rozdziale V w 17. powiada. Podobne a raczej odpowiednie temu przekształcenie i teraz się zbliża i zaiste łatwoby było okazać, jak w samych słowach Zbawiciela znajduje się ono zapowiedziane i w całym Nowym Zakonie jego zarody są zawarte. Lecz to od przedmiotu naszego nazbyt jest odległe, a nadto 1 Patrz odnośnik na str. 233 przyp. wyd. 280 sam niniejszy rozbiór modlitwy Pańskiej jawnie nam okazuje, iż ta to w przyszłości reforma jest przedmiotem i celem próśb, których nas Zbawiciel odmawiać nauczył. Jak w Starym Zakonie od Boga Ojca pochodziło wszelkie Objawienie, jak znowu wChrystjanizmie Chrystus jest źródłem nowej nauki, tak w trzeciej epoce dziejów ludzkości, trzecia osoba Trójcy Śtej duchowne swoje panowanie nad społeczeństwem ma rozpostrzeć i nową ideą nowy porządek rzeczy wprowadzić. A jako pierwotni Chrześcijanie bynajmniej Bogu Ojcu nie ubliżali nie przestając na Mojżeszowych księgach i zasadach Judaizmu, tak my znowu raczej dopiero teraz w całej świetności i prawdzie Objawienia Chrystusa pojąć będziemy w stanie, gdy przechodząc w nową sferę wyobrażeń z tego stanowiska na apodyktyczność jego się zapatrujemy i w tymże właśnie konieczne zarody i warunki następnego przekształcenia uznajemy. Takim to sposobem realizują się przyrzeczenia Zbawiciela, iż przyszłe nam Ducha Pocieszyciela, który dopiero godne da o Nim świadectwo. Boskie więc i apodyktyczne stanowisko Chrystjanizmu okazuje się niedostatecznem, a zatem względnie i warunkowo złem, kiedy dochodząc do świadomości immanentnej jego sporności, przejście do wyższej sfery uskuteczniać mamy. Złe to jest względne, bo wtedy było najwyższem i koniecznem dla ludzkości dobrem, jako samo pojęcie złego względnością, nicością i sprzecznością jest nacechowane, a sprzeczność ta jego owem przejściem znegowaną i zniesioną zostanie. O to absolutne zniesienie, o to ostateczne uwolnienie nas od złego, o to zupełne i wszechstronne zmazanie pierworodnego grzechu, czyli o ustalenie spokulacyjnej równowagi między duchem i materją, słowem o uharmonizowanie wszystkich sprzeczności świata do naszej świadomości doszłych każe nam Chrystus przez tę prośbę błagać a tem samem toż nam obiecuje. Amen niech się tak stanie i stanie się też tak.1 — 1 Na nienumerowanej kartce znajduje się jeszcze następujący zapisek odnoszący się wyraźnie do tej prośby. (Przyp. wyd.) Bo on musi królować dopóty, dopóki nie położy wszystkich nieprzyjaciół pod nogi swoje. A ostatni nieprzyjaciel, który będzie zniszczony jest śmierć. I Cor. XV. 25. 26. więc zniesienie śmierci będzie ostatecznym i skończonym uwolnieniem nas od skutków grzechu pierworodnego. Starcie głowy węża. Zakończenie. AMEN. ZAKOŃCZENIE. Amen. Amen. — Z jakąż radością wynurzywszy poprzedzające prośby, wymawiamy ten ostatni wyraz, który jest właśnie najzupełniejszą spełnienia ich w przyszłości rękojmią; ten wyraz, którego Chrystus tak często do poparcia i wzmocnienia objawień swoich używał, i który S. Cyprjan słusznie najdoskonalszą pieczęcią modlitwy nazywa. Znaczy on bowiem: Zaprawdę tak się stanie; niedość więc na tem, iż Zbawiciel, nauczywszy nas ρ co prosić mamy, a tem samem uznawszy co jeszcze ludzkości brakowało, przez samo to nadanie kierunku jej życzeniom, wskazał cel, którego ma dosięgnąć i którego zdobycie ma się stać jej usiłowań nagrodą, ale jeszcze przez dodanie tego ważnego wyrazu apodyktyczną pewność nadał temu, co już było mocno ugruntowaną nadzieją. Jeżeli bowiem powiedział: „wierzcie, iż o cokolwiek w imię moje prosić będziecie, to Wam danem będzie", jakżeż moglibyśmy wątpić, iż to, o co sam każe nam prosić, to, co sam za niezbędne dla naszego szczęścia uznał, to nareszcie, o co nietylko w imię jego ale własnemi jego słowami błagamy, mogło nam być odmówionem? Nadto, jeżeli do tych powodów zaufania w powadze religji źródło swe mających, przyłączą się przekonywające powody z umiejętności czerpane, jeżeli filozofja i historja, — a priori i a posteriori — dowodzą nam, iż obecny kataklizm socjalny, którego jesteśmy biernymi i czynnymi świadkami, niczem innem nie jest, jedno chaotycznem przygotowaniem nowej postaci świata, której wielu znamiom w samym rozbiorze próśb dotknęliśmy, — jeżeli więc w tem także miejscu wiara i wiedza z długiego sporu w spekulacyjną tożsamość przechodzą, — pytam się, nie byłożby to bluźnić przeciw Bogu 284 i rozumowi, gdyby kto już nie mówię wątpił, bo wątpienie, jako bierne i ujemne tak daleko nie sięga, ale upornie się sprzeciwiał uznaniu tej oczywistej pewności. Rzućmy ostatecznie oko na istotę i ogół Modlitwy, której szczegóły dopiero rozebraliśmy, a przekonamy się, iż zasady na wstępie położone, w całym jej ciągu i pojedynczych zarysach potwierdzenia doznały. Jest to więc modlitwa dla Chrześcijan przeznaczona, której prośby ściągają się do oczekiwanego nowego stanu społeczności, w którym to nowym stanie zapory Chrystjanizmu zniesionemi a jego niedostatki uzupeł-nionemi zostaną. Każda z determinacyj składających modlitwę, jest promieniem światła rzuconym na przyszłość, i na nich tylko się ograniczając, jużbyśmy jej dość dokładny obraz ułożyć sobie zdołali. Główne więc cechy tej przyszłości są następujące: Boga nie będziem sobie już wystawiać jako istotę z innego świata nami kierującą, ale owszem żyjącego i spółdzia-łającego w ludzkości, czego przygotowanie i mistyczne prze-powiedzenie widzimy w chwilowem i czasowem życiu Chrystusa na ziemi, a co teraz absolutnie mieć będzie miejsce w panowaniu Ducha Świętego w Duchu czasu i społeczeństwa. I to jest rozwiązaniem owego zapowiedzianego powrotu Mesjasza i zesłania Ducha Świętego nie na pojedyncze już indywidua, ale na ogół Ludzkości. Zapowiedziana przez Chrystusa jedność [prawdziwa nie abstrakcyjna] wiary zrealizowaną będzie, a spekulacyjne pojęcie Boga dopiero doprowadzi do powszechnego święcenia imienia Jego, bo czego nie rozumiemy, tego wprawdzie przez gwałt lub trwogę obawiać się możemy być przymuszeni, ale kochać i uwielbiać nigdy. — Wszystkie proroctwa, jakie się tylko w Nowym Zakonie znajdują, nadto te, które Stary Zakon składają, a których przepowiednie nie na samym Chrystjanizmie się ograniczając, aż naszych czasów sięgają, nadto gorąca wiara pierwotnych Chrześcijan w nadejść mającem Królestwie Bożem na ziemi spełnionemi zostaną. To Królestwo Boże obejmować będzie nowy porządek socjalny, gdzie prawny i moralny stan społeczeństwa nie przez gwałt zewnętrzny lub wewnętrzną walkę, ale przez harmonję naturalnych chuci z istotą obowiązków 285 ustalonym zostanie, i gdzie wszystkie najwznioślejsze cele ludzkości w sferze familji, społeczności i państwa wolny popęd mieć będą, a idea pięknego, prawdziwego i dobrego w absolutnych sferach sztuki, nauki i religji ostateczną realizację znajdą. — Wola najwyższej Istoty nie znajduje się już w kolizji z wolą doczesnych indywiduów, nietylko w całym biegu historji ęáôĺîď÷Ţí, ale i w prywatnych stosunkach objawiać się będzie. Ludzkość pozbawioną zostanie zakały, która dotychczas ciąży na tak wygórowanej niby cywilizacji dni naszych, a którą Chrystjanizm, sam znosząc niewolnictwo ludzi, w części tylko zdołał usunąć. Stan proletarjuszów, ludzi bez chleba, a tem samem bez możności żadnego wyższego dążenia, zniknie ze społeczeństwa, a tem samem nastanie tak długo oczekiwana i wszędzie szukana równość między członkami ludzkości, równość, która zaiste nie zależy na owych abstrakcyjnych, jednostronnych i przesadzonych wyobrażeniach końca przeszłego wieku, które tyle krwi kosztowały i tyle klęsk na świat sprowadziły, ale równość zasadzająca się na skutecznej możności dostąpienia wszystkich najwyższych celów w istocie ducha ludzkiego zaród swój mających, których osiągnienie przez anty-socjalne położenie większej części naszych bliźnich dotychczas było niepodobieństwem, — na posiadaniu środków tegoż dostąpienia i otwartej drogi do celu. Wiara w sprawiedliwego i miłosiernego Boga najmocniej zostanie ugruntowaną, z przeświadczeniem, że sami sprawcami jesteśmy naszego szczęścia lub niedoli przez własne nasze postępowanie. Człowiek przebywszy zewnętrzny przymus i wewnętrzną walkę, uczuwać będzie błogość harmonijnej działalności, nie-rozrywanej już waśnią i niesfornością nadanych mu przez Boga żywiołów, które już nie w mechanicznym oporze lub w chemicznej waśni znajdować się będą, lecz w organicznem życiu spółdziałać będą. Słowem oswobodzoną zostanie Ludzkość ze wszego złego, które rozerwane i z sobą w sprzeczność zaszłe stanowisko koniecznie obejmować musi, a tak dostąpiwszy trzeciego syntetycznego zakresu swojego rozwinięcia, w harmonji bgdącej tegoż stanowiska cechą, ożywiona nową siłą równo odrodzonych 286 ducha i materji, znowu obiegać zacznie wewnętrzne, w tej sferze zawarte determinacje, dopóki do owego ostatecznego stanu błogości nie dojdzie, o którym Jan Śty w R. XI. w. 11 i 21-24. i XIV. 3. nadmienia. W taką to przyszłość wstąpiwszy, już tej wielkiej Modlitwy odmawiać nie będziem, bo spełnione będą zawarte w niej życzenia. Zostanie ona zawsze jako jedna z najdroższych pamiątek i zabytków życia ludzkości, oraz jako jeden ż najważniejszych pomników Boskości Jezusa Chrystusa, Zbawiciela Rodu ludzkiego, i gdyby ktokolwiek jeszcze wówczas mógł wątpić o Boskiem Jego posłannictwie, ta modlitwa byłaby dostatecznym tegoż dowodem, bo któż, jeżeli nie Bóg sam zdołałby wtedy w kilku słowach zawrzeć tajemnicę tak odległej przyszłości, i to w sposób, aby świadomość tej tajemnicy wtedy dopiero odkrytą została, kiedy ludzkość w ową zapowiedzianą przyszłość będzie miała wstąpić. Teraz zaś gdyśmy ją odemknęli, wtedy znowu otworzą się oczy ludzkości do zrozumienia Pisma, i każdy pojmie, iż modlitwa ta była więc ową Danielową księgą zamkniętą do czasu. Posiadaliśmy ją blisko 19 wieków, ale czas jeszcze nie był nadszedł, aby jej wewnątrz ukryte znaczenie odkryć, aby tę niepozorną księgę przyszłości roztworzyć. Dopóki jeszcze tej przyszłości w niej objawionej nie wyciągniemy, odmawiajmy tę Modlitwę z całym zapałem, godnym zawartych w niej życzeń, z całą miłością, jaką jej Autorowi winniśmy, z całem przeświadczeniem, jakiego wymagają prawdy w niej zamknięte, z całym religijnym duchem, jaki nas powinien ożywiać, abyśmy się stali godnymi zapowiedzianego Królestwa Bożego. A gdy ono nastąpi, wtedy już zamiast Modlitwy wzniesiemy do Przedwiecznego hymn dziękczynienia i chwały, jaki nam w usta poda dzielność naszego uczucia i gorącość Wiary. Amen! niech się tak stanie, — i stanie się też tak! (W Busku 1836 r.) FRAGMENTY. I przypomnijcie sobie widzenie Piotra Ś-go w mieście Joppie, gdy przyszło nań zachwycenie i ujrzał wielką płachtę z nieba zstępującą a razem z sobą powiązane wielorakie ziemskie zwierzęta i bestje i gadziny i ptactwo niebieskie zawierającą, oraz głos z nieba wzywający głowę Kościoła, aby to wszystko spożył. A gdy wyłączny, czyli raczej niedość wówczas jeszcze katolicki duch Piotra wzdrygnął się na to wezwanie i odparł, iż tego żadną miarą uczynić nie zdoła, albowiem nic nieczystego ani pospolitego do siebie nigdy nie wziął, — jakąż mu niebo po trzykroć udzieliło odpowiedź? — „Co „Bóg oczyścił, Ty nie miej tego za nieczyste!"1 — 1 zrozumiał Apostoł wezwanie i jął przyjmować nietylko wybrane ale i odrzucone narody, równie jak w pokarmach żydowskiej wyłączności zaniechał. I poszedł za nim Kościół powszechny, tak w moralnych jak w materjalnych przepisach, a że nie na raz jeden służyć miało to widzenie, świadczy Papież Grzegorz XV, który w pamiętnej Bulli ustanawiającej Progagandę    II. Przykłady owej najwyższej Jurysdykcji Papieżów w sprawach i wojnach Narodów lub zatargach Monarchów: Kiedy Węgry opanowały Neapol, szukając pomsty za morderstwo Andrzeja, wtedy Joanna Neapoiitańska udała się do władzy Pontyfikalnej o rozstrzygnięcie tej sprawy i poddała się jego wyrokowi, — a po zapadnięciu tegoż brat zamordowanego Andrzeja ustąpił z wojskiem swojem, odmawiając nawet przyjęcia kary pieniężnej nałożonej na Królową. — 1 Act. Apost. X. 10-15. XI. 5—10. 288 III. Już Varro i Stoicy rozróżniali trzy sposoby zapatrywania się na Bóstwa: 1° mityczny, właściwy, który wówczas był prawowiernym przez poetów, odpowiadający n. p. dzisiejszemu supranaturalizmowi. — 2° zwany przez niego fizyczny, jak filozofowie wykładali. — 3° nareszcie polityczny, którego przedmiotem, celem były praktyczne stosunki ludzi do Bogów. (August, de Civ. Dei IV. 31. VI. 5. Plutarch (wyrazy oznaczające ustąp Plutarcha nieczytelne przyp. wyd.) de plex (?) ph. I. 6. IV. Osobny arkusz opatrzony u góry 4-ką ołówkiem p. autora. W wyższem atoli pojęciu dziejów badania takowe miasto ubliżania organicznemu postępowi stają się owszem istnym jego probierzem, dowpdzą bowiem, że Prawda wiekuista owego prawa Bożego, która wedle zdania błogosławionego Dionizego, przez głowę Kościoła w pamiętnej bulli Unam sanctam poświadczonego, „najniższe rzeczy przez pośrednie na najwyższe doprowadza",1 gdziekolwiek wytryśnie, nie rozpryskuje się nigdy na oślep, ani ulatnia się daremnie w powietrzu wieków, ani też grzęźnie po mieliznach dziejów, ale że owszem wszelkie jej żyłeczki, choćby niepoczesne zrazu źródełka, prędzej czy później wpływają w majestatyczny jej potok, a zrosiwszy już i nakarmiwszy Przeszłość, użyzniać jeszcze mają niwy Przyszłości. — Tak postępując, legitymować się nam znowu będzie sama przez się Prawda wiekuista, a wywodząc pochodzenie swe, dowiedzie, że nie jest córą żadnej umysłowej Rozpusty, a lekkomyślnej zachcianki, ani też przypadkowej a bałamutnej Wyobraźni (owej obłąkanicy Montaigne'a) ale owszem prawą dziedziczką uczciwych i porządnych przodków, którzy na nią pracowali, jej wszelki zarobek swój uczciwie przekazali, pod jedynym ale niezbędnym warunkiem dalszego rozwoju i coraz obfitszego plonowania, że jej przeto po przeszłości ani za wiele żądać ani za wysoko cenić nie należy, boć inna jej potęga blisko 1,Nom secundum B. Dionisium lex divinitatis est infima per media in suprema reduci Non ergo secundum ordinem universi omnia aeque et immediate, ed infima per media,et inferiora per superiora ad ordinem reducuntur. (Bulla Bonifacego VIII 1302 Unam sanctam). 289 ujścia w skupionym potoku, inna zaś w pobliżu sączących dopiero źródeł, lecz że tych ostatnich choćby skromnych w objawie lub niedołężnych w bezpośredniej skuteczności, zasługa jest przecież wielka, ponieważ są rodzicielkami.... V. Arkusz z nagłówkiem: Przypiski. 1. Może się zuchwałem wyda to twierdzenie, iż nikt dotąd codziennej i najpopularniejszej modlitwy nie zrozumiał, niech-żeż mu na poparcie służy Ś-go Pawła powaga, który pomimo tego, iż posiadamy modlitwę przez samego Zbawiciela nadaną, powiada, że nie rozumiemy, o co prosić mamy: „Duch dopo-„maga mdłościom naszym, Albowiem o cobyśmy się modlić „mieli jako potrzeba nie wiemy, — ale tenże Duch przyczynia „się za nami wzdychaniem niewymownem. — A ten, który „serca bada, wie, jaka jest myśl Ducha... [Rom. VIII. 26. 27.]. Lubo więc bez świadomości, bez tego prawdziwego zrozumienia modlitwy, którego teraz osięgnąć mamy, jednak skoro gorącem uczuciem i miłością odmawiana była, zawsze błogie przynosiła skutki, bo Duch pomagał słabości naszej i nieda-remnie wznosiliśmy głosy do tego, który serca bada; bo On wiedział, jaka jest myśl ducha! — Dlaczego zaś wtenczas zaraz i aż do dziś dnia świadomość ta ludzkości udzieloną być nie mogła, oraz znowu dlaczego w tej właśnie chwili ma się ona stać naszym udziałem, wkrótce wytłumaczonem będzie. 2. Co Śty Paweł o nadziei powiada, to zupełnie z małą odmianą wyrażeń w prośbie powiedzieć trzeba; jakoż w tekście jest: „Nadzieja widoma nie jest nadzieją, bo co kto widzi, „pocóżby się tego spodziewał, — Ale czego nie widzimy, tego „się spodziewamy i tego przez cierpliwość oczekujemy." — Również prośba otrzymana już nie może być prośbą, bo co kto posiada, pocóżby się tego spodziewał i błagał. — Ale czego nie posiadamy, tego się spodziewamy i o to prosimy, i tego przez cierpliwość oczekujemy. — (Rom VIII. 24. 25.) VI.          być powinno, rzeczywiście stało się. Czyn przeto jest właściwym zbawcą ludzkości, on dopiero dokonywa jej wymagań, on dopiero rozwiązuje i spełnia założenia całego jej żywota. 19 Nie uganiać się więc za jakiemś zdybać się mającem lub gdzieś spotkać nas mającem Szczęściem, ani też wyrzekać się jego w doczesnem życiu i właśnie zakładać jedyne zczęście na obchodzeniu się bez niego, — ale uczynić szczęście, — sprawić Ziemię obiecaną, — utworzyć Harmonję w Świecie, — oto jest dzisiejsżem Ludzkości zadaniem, do którego powołuje ją Bóg Wiekuisty, Pan wszech sił duchowych, który właśnie tego pragnie, aby Ludzkość siły te do stroju, do zgody, do zadośćuczynienia doprowadziła. Bo Bóg jest duchem i pragnie, aby go w Duchu i Prawdzie chwalono.1 A. chwalić Boga w Duchu i w Prawdzie jest to Wolę jego z Wolnością spełniać, jest to duchowych darów jego używać, założonych w nas tonów dobywać, — jest to czynnie wszech przeznaczeń Ducha dostępować. — VII. Arkusz z podkreśloną siódemką 7. Et faciam cum eis pactum pacis et cessare faciam besti as pessimas de terra et qui habitant in deserto, securi dormient in         Ezech. XXX. 2. 8. O śmierci będę Twoją śmiercią — Piekle zniszczę Cię — Ale pocieszenie jest jeszcze oczom moim zakryte. (Oseas XIII. 14.) Wiemy, iż z Boga jesteśmy, a świat wszystek w złem po grążon jest.       Jacob. V. 19. 0 Z natury niemasz nic złego, złem jest tylko, co złem pozostaje, co w procesie doskonalenia własnego w tyle pozostaje, a przez to z harmonji ogółu wychodzi, co nie jest dokonanem, a przez to nie doskoncłem (parfait. Voll-Kommen). VIII, Dobre jest rzeczywistością, złe jest tylko brakiem tej rzeczywistości, a więc nicością. Dobre jest pozycją, złe tylko prywacją, jak ciepło i zimno. Wszak jest cieplik, ale zimnika 1 Joan. IV. 24. 291 niemasz, bo zimno jest tylko względnością odnoszącą się do ciepła, brakiem cieplika. Ależ ciepło same nie jest jedynym agensem przyrodzenia. Wszelka działalność wymaga do działania odwrotnika, a to nietylko prywacyjnego, ale negacyjnego [non tantum contradictorium sed contrarium]. Zimno zaś jest tylko prywacją ciepła, nie zaś negacją. Cóż więc będzie odwrotnym biegunem do ciepła? co się z niem ożeni, żeby płodzić życie natury. Wilgoć, — ta jest właśnie specyficznym odwrotnikiem cieplika, prywacją zaś jej jest suchość, posuszą, którą władnie sprawia i wy wołuje ciepło, równie jak wilgoć wywołuje prywację ciepła, zimno. Są więc dwa bieguny i dwa indifferentne środki Ciepło    Suchość    Zimno    Wilgoć porównać Arystotelesa IV. ks. Meteorol. oraz o stawaniu się i niszczeniu, oraz o świecie V. O niedostateczności i niedołężności dobra li ujemnego czyli braku złego, patrz kazanie Ś-go Cezarego umieszczone w dodatku do kazań św. Augustyna Op. νοl. V. 431. ed 1683. in fol. cytowane przez Guizota Hist. Civ. Fr. 16 lekcja. Na verso. Abyssus abyssum invocat. Denn das ist der Fluch der bosen That, Dass sie fortzeugend Bóses muss gebaren. IX. Bóg nietylko stworzył człowieka na podobieństwo Swoje ale go też ciągle stwarza, bo też stworzenie całe nie jest jednorazowym Czynem ale wiecznem Dziełem. Pierwszego prototypa ludzkości Adama stworzył Bóg na zmysłowe podobieństwo Swoje — jako Mikrokosmos. Cały Świat jest objawem a więc podobieństwem Boga, człowiek jest mikrokosmos. — Drugiego prototypa ludzkości Chrystusa stworzył na umysłowe podobieństwo Swoje, jako Logos. Cały świat jest wcieleniem słowa Bożego,człowiek jest Λόγος προφορικός. — Χ. Właśnie zależy cała nicość i warunkowość wewnętrznego złego, które także nie jest tą apodyktycznością obdarzone, jaką sama sprzeczność posiada, ta bowiem jest koniecznym. 19* 292 momentem dialektycznego rozwinięcia, gdy tymczasem złe dopiero w doprowadzeniu jej do ostatecznego natężenia i wysilenia znajduje się wtedy, gdy świadomość jej braku i niezgody objawi się w duchu. XL Dokładne tych punktów rozważenie jest niezbędnie potrzebnem do właściwego zrozumienia tak konieczności jako i warunkowości Chrystjanizmu, niemniej pojęcia moralności, które mu odpowiada w dziedzinie ducha przedmiotowego, gdzie tymczasem pojęcie abstrakcyjnego prawa, czasom przed chrześcijańskim odpowiada, realizacja zaś socjalności do przy szłości dziejów należy. Jakoż w sferze moralności etc  SPIS RZECZY. Druga prośba. Przyjdź Królestwo Twoje. Dział I. Królestwo Boże w Piśmie św. i Tradycji.      stronica I.       Cel Prośby II-giej                 1—3 II.      Pozorna sprzeczność Prośby z oświadczeniem Chrystusowem: „Królestwo moje nie jest z tego Świata" .            3—5 III.     Rozwiązanie tej pozornej sprzeczności               5—8 IV.      Rozbiór tekstów Pisma Św. o Królestwie Bożem           8—12 V. Rozbiór parabolicznych oświadczeń Chrystusa o Królestwie Bożem              12—17 VI. Wypadek tego rozbioru i pojęcie Królestwa Bożego wedle podań Pisma                17—21 VII.     Pojęcie Królestwa Bożego w początkach Tradycji. Chiljaści     21—22 VIII.    Powolna zmiana tego pojęcia Chiljastów, z prawowiernych stali się kacerskimi               22—23 IX.      Dalszy wyrób Pojęcia Królestwa Bożego w Tradycji. Trojakie tłumaczenie                24 X.       Pierwsze tłumaczenie: Królestwo Boże jest żywotem przyszłym   24—28 XI. Drugie tłumaczenie: Królestwo Boże jest kościołem widomym. (Fragment)       .       28—29 XII. Trzecie tłumaczenie: Królestwo Boże jest kościołem niewi-        domym, zgromadzeniem wszechwiernych ...           XIII. Wszystkie te tłumaczenia są prawdziwe, ale pod pewną miarą, czyli są tylko przybliżeniem. — Ich spełnienie .... Dział II. Rodowód Królestwa Bożego filozoficzno-historyczny. I. Przeznaczeniem Człowieka jest Społeczeństwo ....         30—32 II. Troista postać stanu społecznego                32—34 III.     Stan społeczny w Epoce pierwszej: w Starożytności .         34—37 IV.      Stan społeczny w Epoce drugiej: w Chrześcijaństwie .        37—39 V. Dwoiste Królestwo w Epoce drugiej: Civitas Dei et Civitas terrena, ich wzajemny proces, dążenie i ujście      40—42 VI. Dwoisty Świat: idealny i realny, Religji i Polityki, Kościoła i Państwa, — ich troista z sobą walka       42—46 294 Stronica VII. i VIII. Wypadek tych walk. Dzisiejszy stan zobojętnienia i martwości       46—48 IX. Państwo Kościelne. — Czy mogło stać się Jednią Państwa i Kościoła?         48-50 X. Stan społeczny w Epoce trzeciej, Parakletycznej. — Jednia prawdziwa dwóch Światów i dwóch Kró lestw czyli żywotna Harmonja świata stanowi wła śnie Królestwo Boże na ziemi        50—53 XI. Stosunek Socjalności Chrześcijańskiej do Parakle tycznej .        53—56 XII. i XIII. Kościół Ludzkości. — Spełnia Ludów. — Stosunek Ludów do Ludzkości         56—63 XIV. Przejście z dotychczasowego Stanu Natury Społeczeństw do stanu Społeczeństwa Społeczeństw  63—68 XV. Wieczysty powszechny Pokój .  ... 68—70 XVI. Warunek do niego. — Odrodzenie Polityki. — Święte Przymierze       70—72 XVII. Zarzuty. — Faryzeusze polityczni. — Status quo i Rutyna         72—74 XVIII. i XIX. Wrzekoma niepojednalność Narodów. — Ich pocie szenie ..        74—79 Dział III. Pojednanie Religji i Polityki. I. Stopniowa ich przypadłość do siebie w dotychczasowej historji. — Religja jest duszą stanu politycznego. — Stan polityczny jest ciałem Religji       80—82 II. Spełne zjednoczenie Religji z Polityką w Społeczności Ducha. — Odrodzenie Polityki przez Religję i urzeczywistnienie Religji przez Politykę .......... 83—86 III.     Idea Królestwa Bożego na ziemi     86—88 IV.      Warunki i środki Królestwa Bożego. — Tożsamość wymo gów i Darów Ducha Św. — Duch panujący i Duchy poddane. — Książe — ksiądz. — Jedność stanu świeckiego z duchownym. — Państwo i Kościół. [Ewangelja Egipcjan]        88—90 V. Wyświęcenie się stanu świeckiego a wyświęcenie się duchownego. — Dzisiejsze choroby tak religijne jak polityczne są właśnie zbawiennem przesileniem . . . 91—94 VI. Warunek pierwszy: podmiotowy. — Samorządność, Self-government. — Prawo czynnego Obywatelstwa. — Auto-nomja. — Usamowolnienie Ludzkości. — Uzdolnienie ludów i ludzi do tej samorządności. — Wychowanie Ludu 94—97 VII. Warunek drugi: przedmiotowy. — Organizacja. — Rząd i Porządek. — Hierarchiczna władza         97—98 VIII. Źródło władzy Bożo-ludowe. — Elekcja    98—101 IX. Różnorodność żywiołów hierarchicznych       101—103 295 Stronica X. Skupienie ich w trzech ogniskach życia Ludzkości, w po wszechnym Sejmie, Rządzie i Sądzie . . . . . . . . 103—105 XI. i XII. Warunek trzeci: podmiotowo przedmiotowy. — Istotne panowanie Ducha w Społeczności     105—109 XIII.    Znamiona Ducha publicznego. — Ustawa czyli Prawo pisane . . . . .         110—112 XIV.     Uświęcenie życia publicznego. — Machjawel a Machjawelizm                113—116 XV. Legalność, legimistyczność etc. czem są w Królestwie Bożem. — Kościół jako wzór jego organizacji ....      116—119 XVI. Pierwiastek walki w Harmonji Królestwa Bożego ....    119—123 XVII. Królestwo Boże jako Społeczeństwo Społeczeństw. Pro zelityzm Chrześcijaństwa, — a misjonarstwo Ducha   123—127 XVIII. Collegium de propagando summo bono ........       127—129 XIX. Królestwo Boże jako Spełnia wszystkich politycznych stosunków do harmonijnej jedności doprowadzonych. Jego żywotność i rozwijalność. — Zakończenie                 130—132 Appendix                  133—152 Trzecia prośba. Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi. I. (rozdział)              155—157 II. „              157—161 III.     „..                161—165 IV.      „         .                 165—167 V. „     ....              168-172 VI.      „                           172—178 VII.     „                           178-182 VIII.    „         .............             182—184 IX.      „         .                184—190 Czwarta prośba. Chleba naszego powszedniego daj nam codzień . .            191—217 Piąta prośba. I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom        . 219—241 Szósta prośba. I nie wódź nas na pokuszenie ....  243—255 296 Siódma prośba. Ale nas zbaw ode złego             257—280 Zakończenie. Amen              281—286 Fragmenty.                287—292 Spis rzeczy               293—296 FISZER I MAJEWSKI Księgarnia Uniwersytecka, T. z o. p. w Poznaniu poleca swe najnowsze wydawnictwa: Abraham, Wł., Prof. Dr., Dante jako polityk i publicysta  Cannan, Edwin prof., Bogactwo wraz z dodatkiem o pieniądzu — przekład z angielsk. p. J. Puzynianki pod redak. prof. E.Taylora Cieszkowski A., Ojcze-Nasz, wydanie nowe i kompletne, Tom I. —         Ojcze-Nasz. tom II. . . .·        — O ochronach wiejskich, wydanie IV       Ciświcki Ô., O Naczelniku Państwa i prezydencie Rzeczypospolitej polskiej         Dziegiecka, Promieńska, Jeziorkowska, Niemiecko-Polski sło wnik dla nauczycieli szkół powszechnych    Elsner (Napolski) Podręcznik stenografji według systemu StolzeSchrey wyd. IV   Encyklopedja prawa obowiązującego w Polsce, praca zbiorowa przy współudziale profesorów uniwersytetów polskich pod re dakcją prof. Dr. A. Peretiatkowicza, t. I         Fiedler L. K., Przemysł Wielkopolski .    George, H., Nauka ekonomji politycznej   Gide, K., Prof., Zasady ekonomji politycznej, wyd. VI. (z XXIII wyd. franc. przetł. i oprac. przez Prof. Dr. Wł. Czarkawskiego i Prof. Dr. E. Taylora)  Godula, Hisforja handlu i przemysłu Górnego Śląska ...... Janet P., Historia doktoryn politycznych         Jeziorkowska, Á., Metodyka nauki rachunków         Kasprowicz B., Przemysł spirytusowy byłej dzielnicy pruskiej . . Kostrzewski, J., prof. Dr., Mapa narodowościowa ziem dotychczasowego zaboru pruskiego na podstawie urzęd. spisu ludności —         Przedhistoryczne dzieje Polski   Kowalski, B., Dr. med. Zarys nauki położnictwa dla użytku połóżKrzyżanowski, Á., Nauka skarbowości         Lutosławski, W., prof., Bolszewizm i Polska wyd. II       Majewski, Erazm, prof., Kapitał, rozbiór podstawowych pojęć gos podarczych, wyd. VI. skrócone p. autora   Majewski, St., Duch wśród materji  Mickiewicz Á., O życiu duchowem, z pism, przemówień i listów zebrał Stanisław Pigoń      Namysłowski, B., Prof. Dr., Repetitorjurm z anatomii roślin . . . Chanowicz, Á., Prof., Dr. Zarys prawa cywilnego obowiązującego na ziemiach byłego zaboru pruskiego, I. Nauki ogólne. . , . —         II. Zobowiązania  Paciorkowski St., Dwie Konstytucje z 3 maja 1791 i 17 marca 1921 z dołączeniem tekstów obu Konstytucyj       Payzderski, N. Dr., Ratusz Poznański z 17 ilustr.         Peretiatkowicz, Á., Prof. Dr., Państwo współczesne wyd. IV. . . . —         Filozofja 'społeczna 4 J. J. Rousseaua wydanie II. przejrzane i uzupełnione ....        —         Zarys encyklopedji prawa jako wstęp do nauk prawnych . . . —         Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej    Podręcznik dla sanitarjuszy i pielęgniarzy, opracowało grono le karzy poznańskich         Schramm J., Dr. Prof., Podręcznik analizy chemicznej jakościowej Stelmachowski L., prof. Dr., Zarys procedury cywilnej    Taylor, E., prof. Dr., Prawo skarbowe Rzeczypospolitej Polskiej 2 tomy Ustawa o opłatach stemplowych od weksli i czeków, wydal i objaśnieniami zaopatrzył Dr. St. Czyżewicz        Zabłocki, Franciszek, Pisma zebrał i wydał. Dr. B. Erzepki. . .