AUGUST CIESZKOWSKI OJCZE-NASZ TOM DRUGI 1923. POZNAŃ: FISZER I MAJEWSKI WARSZAWA: E. WENDE I SKA. ŁÓDŹ: L. FISZER TORUŃ: TOWARZYSTWO WYDAWNICZE „IONIS". OJCZE-NASZ II. AUGUST CIESZKOWSKI OJCZE-NASZ WYDANIE NOWE ZUPEŁNE II. WEZWANIE I PIERWSZA PROŚBA 1922. POZNAŃ: FISZER I MAJEWSKI WARSZAWA: E. WENDE I SKA. ŁÓDŹ: L. FISZER TORUŃ: TOWARZYSTWO WYDAWNICZE „IGNIS". CZCIONKAMI DRUKARNI KATOLICKIEJ TOW. AKC, POZNAŃ ALEJE MARCINKOWSKIEGO 24. WEZWANIE PRZEDMOWA WYDAWCY DO WyDANIA PIERWSZEGO. „Wezwanie", napisane w roku 1837 czy 38 — o ile sądzić można z dzienniczka Autora — wyprzedziło o wiele „Wstęp", który dopiero w roku 1848 za namową Zygmunta Krasińskiego napisanym i wydanym został. (Paryż 1848 Maulde i Renou; wydanie drugie, Poznań 1870, nakładem J. K. Źupańskiego). Chociaż z manuskryptu widocznem i wiadomem jest, że Autor powracał do swej pracy i dodatkami ją wzbogacał, nie znalazła się kopja całości w ostatecznej formie do druku gotowej — ne varietur. — Mimo to wydawca nie poważył się zmienić najmniejszego szczegółu manuskryptu i tylko dla objaśnienia czytelników tych parę słów podaje. DZIAŁ PIERWSZY. „Ojcze". I. Słowo i akt Miłości. Miłości pełen Zbawiciel, miłości pełnem słowem zagaił społeczną modlitwę naszą. Mogłoż się stać lepiej albo tylko inaczej? Mogłoż jakiekolwiek dogmatyczne słowo Wiary, chociażby najgłębsze, albo też prorocze słowo Nadziei, chociażby najdonośniejsze, doskonalej na czele Chrystusowego Testamentu zajaśnieć? Nie, — bo jedno jak drugie, aczkolwiek nie mniej wielebne i nawzajem do zbawienia niezbędne, pozostałoby przecież społecznie — mniej skutecznem. Wszak wielki Apostoł Chrystusów, ten właśnie, któremu winniśmy w samem zaraniu drugiej Ery świata najpotężniejszy rozwój samej wiary i nadziei, nie wahał się już powiedzieć: „Terazci trwa wiara, nadzieja, miłość, — to troje, ale z tego trojga największą jest miłość".1 Przyniósł i podniósł nam wiarę w imię Boże, które święcić mamy; — przyniósł i podniósł nam nadzieję w Królestwo Boże, które nam przybliżył i szukać kazał; — rozwinął nam i skupił Zbawiciel cały szereg najżywotniejszych i najbrzemienniejszych tajemnic Wiary w siedmiorgu Próśb pacierza, — zamknął i potwierdził je wszystkie w końcu najdonośniejszem słowem nadziei Amen, — ale oparł je wszystkie od samego początku na najwyższem a jednak nam najprzystępniejszem słowie Miłości, jak na warunku, bez którego wszelka wiara dziczeje, — a wszelka nadzieja marnieje. 1 I Cor. XIII 13. 1 2 Obdarzył On nas wiarą i obdarzył nadzieją, — ale prze-dewszystkiem i nadewszystko zaszczepił w nas miłość, ową „związkę doskonałości"1 — jak ją doskonale ten głęboki, potężny i olbrzymi Pneumatolog mianuje, obok którego najza-wołańsi z dzisiejszych badaczów ducha tak niesłychanie karleją, — bez której sama wiara płonieje a nadzieja marnieje, przy której zaś i przez którą tak jedna jak druga szlachetnie, kwitną i słodko owocują. Zaprawdę, jeśli wiara już zbawia, a nadzieja jeszcze utwierdza, to miłość dopiero spełnia i dopełnia, wykonywa i dokonywa. Ona poczęte i założone w duchu na jaw wyprowadza, do skutku doprowadza, ona w wolę zaszczepia, w życie spo-' eczne przesadza, w obyczaj zakorzenia i w ustawiczny czyn wciela to wszystko, co wiara i nadzieja w głębi uczucia nam zasiały a w rozliczne myśli i słowa wyhodowały, — przez nią więc sama wiara owocuje a nadzieja sama dojrzewa. — I dla tego znowu Apostoł Pański tę spójnię i kopułę wiary i nadziei, już tak trafnie nazwaną, nietylko „związką doskonałości", ale dobitniej jeszcze, ściślej i wyraźniej mianuje „dopełnieniem Zakonu".2 Tak jest, — dopełnieniem, i to nie jednego tylko, ani też drugiego, ale wiecznego Zakonu. Bo od wszechwieków już i na wieki wieków ta „związka doskonałości" stanowiła, stanowi i stanowić będzie integralną funkcję w stopniowym a ciągłym rozwoju ducha i dopełnienie „woli Bożej jako w niebie, tak i na ziemi". Wszakże na zagadnienie biegłego w piśmie Faryzeusza, usiłującego podchwycić Chrystusa przez zadanie Mu pytania, jakie jest największe przykazanie w Zakonie, odpowiedział sam Zbawiciel podwójnem, z ksiąg Mojżeszowych zaczerpniętem, przykazaniem Miłości3 i dodał wyraźnie, że „na tern dwojgu przykazaniu zawisł wszystek Zakon i Proroki" 4 a więc cała wiara i cała nadzieja przedchrześcijańskiego Objawienia. — A przecież to samo właśnie, co tu Zbawiciel wytknął jako 1 Colos HI 14 2 Rom XIII. 10 3 V. Mos. VI. 5. i III. Mos. XIX. 18. 4 Math. XXII. 40. 3 sumę i wypadkową Starego Zakonu i Proroków, niczem innem nie jest, jedno stać się miało istnym zarodem i treścią nowego Objawienia. I stało się rzeczywiście przykazaniem nowem,1 wyraźnie jako nowe w najuroczystszej chwili objawionem, kiedy już zbliżał się czas, aby syn człowieczy jako syn Boży uwielbiony został, — tak samo jak cały nowy Zakon stał się rzeczywiście nowym, choć nie rozwiązywał bynajmniej starego, ale go dopełniał. A to przykazanie tak dalece znowu streszcza całą istotę Chrześcijaństwa, że gdybyśmy tę istotę w jednem a integralnem słowie zawrzeć musieli, nie wahalibyśmy się znowu powiedzieć: Chrześcijaństwo — to Miłość. Albowiem sam Zbawiciel nam ją podał społeczną, wzajemną Miłość, jako stanowcze i pewne kryterjum prawdziwych uczniów i wyznawców swoich.2 — A co przyszłe jeszcze wieki zwiastować nam o niej miały, to tradycja Chrześcijańska doskonale przeczuwała, skoro trzecią Hypostazę Bożą statecznie mianowała Miłością. A jak od wszechwieków jest miłość domaganym albo uznanym duchowego życia warunkiem, tak i nadal pozostanie po wszystkie wieki panującą w świecie Ducha siłą. Otóż co objawienie w Słowie od wieków i na wieki zapowiadało lub wypowiadało, to samo objawienie w Ciele, — którem jest Stworzenie całe w największych i najmniejszych przestworach Wszechświata, — od wieków nam i na wieki zaświadcza. Bo czemżeż jest w wielkiej mechanice fizycznego Wszechświata panująca Atrakcja, czemżeż w świecie nieskończenie drobnych atomów Powinowactwo chemiczne, jeżeli nie tern samem właśnie, co w Organicznem Życiu, w Organizmie Ducha jest Miłość? I dla tego też boski Założyciel Chrześcijaństwa nie tylko do Modlitwy naszej, ale i do całego dzieła Swego nie przystąpił z żadną Dogmatyką ani Eschatologją ale przedewszystkiem i nadewszystko odezwał się do uczucia i dobrej woli, a całe Objawienie swoje, całą naukę zbawienia, na miłości oparł. — Tak dalece nam ją uprzystępnił i userdecznił, iż cokolwiek Ojcowie lub Mędrcy Kościoła przez wieki Tradycji Chrześci 1 Joan. XIII. 34. 2 Joan. XIII. 35. 1* 4 jańskiej dla wiary i nadziei naszej z tej nauki wysnuli, to wszystko tkwi już bądź explicite, bądź implicite w miłosnych słowach i czynach, któremi „dobrą nowiną" zwiastował. — Bo czem-żeż cała Ewangelja, ta „dobra nowina", którą Apostołom swoim rozpowiadać polecił, jeśli nie ustawicznem a różnolitem słowem Miłości ku Bogu, Ojcu naszemu, i bliźnim, braciom naszym? A czemże znowu całe życie i wszystkie cuda Chrystusowe, jeśli nie ustawicznym a obustronnym, nie obosiecznym — lecz owszem obospójnym, — bo Ojcu naszemu, który jest w Nie-biesiech, i braciom naszym, którzy są na ziemi, poświęconym czynem wszechmiłości? — Czemżeż nawet są owe cuda, nad któremi mędrcy tego świata do dziś dnia szeroce rozprawiają, czy je naturalnie czy supranaturalnie tłumaczyć, — a więc czy je za cuda przyjąć, czy nie przyjąć? I swarzą się nadaremnie, bo się ich znaczenia ani przeznaczenia nawet nie domyślają, — bo je poczytują za przygodne, bądź przyrodzone, bądź nadprzyrodzone tylko fakta, co im ubliża, — gdy tymczasem one, pojęte jako istne akta miłości, — a symbolicznie lub protoplastycznie podane wierze naszej jako uwierzytelniające znaki, a nadziei naszej jako wskazówki przyszłości, jako zarody i zawiązki, jako prototypy miłosnych działań i funkcji powołanej do zbawienia ludzkości, — w miarę postępu i dojrzewania tejże same się nam już tłumaczą i coraz pełniej jeszcze wytłumaczą. Czemżeż nareszcie sama śmierć Chrystusowa, jeśli nie najwyższą ofiarą miłości, — nadbohaterską, — bo nie w przeboju, lecz w znoju poniesioną, za którą nie ubiegał się bynajmniej tak długo, dopóki potrzebne Mu było żyć i pracować dla braci i wszelkie skarby swej duszy im udzielać. — Ale przy dopełnieniu dzieła, kiedy kilkoletniem nauczaniem bliższych i dalszych uczniów dostatecznie usposobił, a wybrane Apostoły natchnął i rozesłał, słowem, kiedy sam uznał, iż już dokonał Dzieła,1 a czując, iż „przyszła godzina, aby był uwielbion syn człowieczy", wyraźnie wskazał, jak śmierć dopiero przynosi istne uwielbienie,2 wyrzekł, iż większej miłości nikt mieć nie może, jak duszę własną za przyjaciół położyć,3 — wtedy do 1        Joan. XVII. 4 2        Joan. XII. 23, 25. 3        Joan. XV. 13. 5 piero tem ostatecznem, a nie doraźnem, ale całożywotnem i dobrowolnem poświęceniem dał nam poznać całą miłość Bożą, iż duszę samą za braci położył. Czyż więc nie koncentruje się całe nowe Objawienie w tej „związce doskonałości", — w tem „dopełnieniu Zakonu?" A jeżeli spójnia miłości jest tak niezbędnym cementem wszelkiego zbudowania i wielebnym warunkiem zbawienia, nie dziw, że jej potęgą sam przepełnion, a potrzeby wzbudzenia odpowiedniego współczucia doskonale świadom Zbawiciel, nie rozwinął nam zrazu nowego Objawienia w system umiejętny albo prawodawczy, — ale raczej związawszy je ściśle z dawnem, którego nie rozwięzywać bynajmniej ale dopełniać przychodził, — a więc nie uroniwszy nic zgoła z tego, co już było wiekuistą, choć jeszcze niespełna ducha ludzkiego zdobyczą, — postępową naukę swoją przedewszystkiem sercu uprzystępnił. A Zakon swój Nowy, dopełniający Stary, poświęceniem własnem uświęcił, pozostawiając Apostołom, Ojcom, Mędrcom i Prawodawcom Kościoła — dogmatyczne, etyczne i eschatologiczne dalsze wysnucie wszystkiego, co sam żywemi słowy a życio-dajnemi czyny, w serca ludzkości zaszczepił. Miałżeż więc ów Wyznawca i Cudotwórca Miłości ostateczne znowu swojej dobrej nowiny dopełnienie bez miłosnej pozostawić inwokacji? Miałżeż testamentowi swemu, — owemu zapisowi wszechprzeznaczeń ludzkości — jakąś inną, choćby najpobożniejszą, ale nie tak miłosną dać podstawę? A jakżeż miał nam tę miłość u samego wstępu testamentu swego przekazać? — Miałże nam ją tylko nakazać lub polecić? O nieskończenie lepiej uczynił! — Udzielił nam jej nie rozporządzeniem Zakonu, choćby najzbawienniejszem, ani zaręczeniem jakiemkolwiek, choćby najuroczystszem — to na sam koniec Modlitwy pozostawił — ale żywą, bo z życia zdjętą odezwą, — z serdecznych najkorniejszą — a z kornych najszczytniejszą, na jaką mowa ludzka zdobyć się tylko może. Zaiste, cóż miłośniejszego a więc dla nas milszego, a jednak donośnjejszego i żywotniejszego wystawić sobie można nad odwołanie i uniesienie się, — dane nam z góry upoważnienie — do poufnego i wiernego obcowania z Istotą najwyższą, jako nam już samem przyrodzeniem najbliższą! Cóż tkliwszego, wymowniejszego a ściślejszego i skuteczniejszego 6 zarazem, nad zawezwanie Boga jako Ojca naszego! Wszakżeż to nietylko słowo nad słowami, — ale już istny akt miłości u samego wstępu dokonywany, bo w chwili, gdy uznajemy Boga „Ojcem naszym", juści tern samem Bogu synowską, a bliźnim bratnią miłość ślubujemy. O ileby tak nie było, — o ile tego przez zapomnienie lub spowszednienie już ani czujemy, ani ślubujemy, — o ile przeto w tej miłosnej Ojca naszego inwokacji nie podejmujemy się, w miarę sił własnych, wykonywać ową sumę i wypadkową Starego Zakonu, która niczem nie jest, jedno samą treścią nowego, a niezbędnym warunkiem dziejowego obudwu dopełnienia,1 — o tyle kłamiemy nietylko Bogu, ale i sobie, — a wtedy czy taka kłamliwa inwokacja więcej waży w oczach Ojca naszego od wierutnego marnotrawnych synów, jakich dziś nie brak, bluźnierstwa? Lecz o ile tak jest, — jeśli to czujemy i ślubujemy, a więc nie idealnie bynajmniej, ani nadnaturalnie, ale realnie i naturalnie z każdorazowych życia społecznego stosunków, ustawicznie dobrą wiarą, dobrą myślą i dobrą wolą owej dostojności naszej dać świadectwo usiłujemy, — toć mamy w tej samej inwokacji, już w tern pierwszem słowie pacierza nietylko obietnicę i zadatek, — ale rękojmię i drogowskaz, — drogę i żywot, — środek i warunek — i prawo i siłę odziedziczenia Ojcowizny, i dostąpienia wszystkiego, co testament Chrystusowy zawierał. A tak na samem czele owego testamentu, który pod formą próśb wszelkie dotychczasowe tajemnice przyszłości naszej obejmuje, — lecz który pod siedmiorakiem tychże próśb zawarciem, testamentem mistycznym pozostawać i pełnoletności dziatek Bożych oczekiwać miał, — znachodzimy nie tajemnicę żadną, ani też zagadnienie jakie, coby nam myślą i słowem dopiero rozwiązać należało, ale owszem jawne oświadczenie, najprzystępniejsze, najoczywistsze, każdemu zrozumiałe, każdego do żywa poruszające, w prostym i czułym zawarte wykrzykniku, przed którym myśl i słowo stają wryte, wołając o pomoc do serca. Daremnie też, kusilibyśmy się tłumaczyć przed Wami o Bracia, to słowo „z którego lepiej niż z innych słów Bożych — 1 Patrz księgę I. Dział I rozdział 4, 5. 7 serca Bożego nauczyć się można",1 dopóki sami chętnie i skwapliwie, jako istne dzieci Ojca naszego garnąć się doń nie zechcecie, a odpowiednią Miłością wyświadczonej Miłości nie wywzajemnicie. W imię więc Boże, zaczyna od imienia Bożego, — ale wcale nie od dogmatycznego, —(jakiem podówczas było imię Jehowa),— ani nawet od urzędowego i zwyczajowego, — (jakiem podówczas było imię Adonai „Pan"), — ani też od mistycznego a dotąd przed pospołem ukrywanego, w jakie misterja ówczesnych ludów obfitowały, — ale od lepszego nad te wszystkie — dotąd niesłychanego albo ledwo domyślanego, a przecież nam najprzystępniej-szego, najbliższego i najmilszego, bo najmiłościwszego. II. Ojcostwo Boże jako zaród pierwszej radykalnej przemiany          świata społecznego. Zaiste, gdyby był Syn Boży już na tern jednem poprzestał, zgoła nic innego nam nie objawiwszy, — jedno Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, — jak też w istocie nic, czegoby już w tern nie było, objawić nam nie przyszedł, — gdyby przeto niczego więcej nas nie nauczył, jedno wstępnego wiersza modlitwy naszej, — jak w rzeczy samej całe Objawienie swoje w tym wstępie, jakby w zarodku zawarł, — już przez to jedno byłby został Zbawicielem świata. Bo już tern jednem zwiastowaniem Boga, już tak bliskiego dla Izraela, jeszcze nam nieskończenie przybliżył, — a tern jednem przybliżeniem już nas Bogu doskonale przysposobił, — a tern jednem przysposobieniem jużci nas wyzwolił, nietylko z pod przemocy zewnętrznych potęg przyrodzenia, pod jaką żyli Poganie, ale nawet z pod przemocy „panującego Pana", przed którym truchlał z dawna Lud Wybrany, — tern jednem wyzwoleniem zniósł już przed Bogiem wszelkie między nami granice stanu, wszelkie zapory rodu lub narodu, i do współdziedzictwa równo uprawnił, — tern jednem nareszcie równouprawnieniem wszystkich już tak dalece do Boga zbliżonych jeszcze pomiędzy sobą zbliźniłi pobratał i jako braci, a więc jako uprawnione dziatki Boże, do społecznego odziedziczenia wspólnej Ojcowizny powołał. 1 Sty Grzegorz. 8 Jeżeli więc słusznie i prawdziwie mógł Mojżesz, ów wysłaniec Boży dla wybawienia wybranego ludu, przestrzegać i napominać ów lud, by chował zakon pierwszego przymierza, na którym mądrość i rozum i wielkość jego była zawisła: „Albowiem któryż naród tak wielki jest, aby mu byli Bogowie „tak bliscy jako Pan, Bóg nasz we wszystkiem, ilekroć go „wzywamy? Albo który naród tak wielki, któryby miał ustawy „i sądy tak sprawiedliwe, jako wszystek ten zakon, który ja „przedkładam wam dziś?" — to słusznem i prawdziwem było to dla owego czasu i ludu, bo wonczas nic nadto nie mogło być wyższego, ani bliższego, ani sprawiedliwszego. I dla tego też cześć i imię Boga w Izraelu górowały po nad wszystkiemi mitami i misterjami pogańskiego świata. Skoro zaś nadszedł Chrystus, — już nie pojedyńczego ludu wybawiciel, jakim był Mojżesz, — ale całego Rodu ludzkiego Zbawiciel, — jużci nie doskonały „sługa Boży", — ale istny a pierworodny „Syn Boży", jakiego przedtem nie było, ani też drugiego być nie może, — objawił nam ustawy i sądy nieskończenie jeszcze sprawiedliwsze, bo miłościwsze i Boga nieskończenie nam bliższego, bo już nietylko Pana (Adonai), ale „Ojca naszego". — I w tem więc słowie Chrystus nie rozwiązał Zakonu,— ale dopełnił go. Podnosząc imię Boże do wyższej potęgi, — nie zniósł je, ale je wzniósł, wywyższył i wywielbił. Trudno więc o donośniejsze od nas, a łaski pełniejsze od Boga wezwanie, — trudno o bliższy i ściślejszy, a jednak o wyższy, rozleglejszy i brzemienniejszy stosunek, — trudno o czulsze a przyrodniejsze z Bogiem obcowanie, a jednak o żywotniejszy a błogosławniejszy przyszłych przeznaczeń naszych zawiązek. Wszakże na tem to już dokonanem Objawieniu Ojcowstwa Bożego polega obecna wiara nasza, — na tem zawisła przyszła cała ufność i nadzieja nasza, — a to wszystko pod jednym tylko warunkiem, jednym tylko ale niezbędnym — Miłości! „Patrzcie", mówi Jan Śty1 „jaką miłość wyświadczył nam „Ojciec, że nazwani jesteśmy synami Bożymi — i jesteśmy. „Dla tego świat nie zna nas, że Onego nie zna. Najmilsi! „teraz jesteśmy synami Bożymi, — a jeszcze się nie okazało „czem będziemy". 1 Joan. I. Cap. III. 1. 2.          9 Zaprawdę „jeszcze się nie okazało", bo znowu wonczas okazać się jeszcze nie mogło, — bo czem będziemy, to rzecz naszej przyszłości, — gdy tymczasem dostąpienie synostwa Bożego stało się już wtedy rzeczą teraźniejszości, — rzeczą już dokonanego Objawienia, ale dokonanego dopiero od Boga, acz nie wykonanego do dziś dnia przez nas jak się należy przysposobienia. I dla tegoć to cierpimy dotychczas, — dla tego waśnimy się bezustannie między sobą, a odpadamy od Boga żywego jak ów niesforny lud Izraelski — i przedłużamy w przechodzie na pustyni wędrówkę naszą do Ziemi obiecanej. Inaczej już-byśmy triumfowali, — inaczej jużbyśmy wspólną, zgodną, bratnią, a więc organiczną pracą tę ziemię sobie zdobyli — i weszli w posiadanie tego wszystkiego, co nam od Ojca naszego wymodlić Zbawiciel polecił. Wszelkie warunki i środki ku temu mamy już dane1 od Ojca naszego. — Od naszej tylko dobrej woli zależy one dane Ojca naszego spożytkować i na dobro ludziom czynnie obrócić, — a nie marnować ani przedrzeźniać, ani też nicować lub wzajemnie sobie ujmować, jakto niestety do dziś dnia „duch wiecznie przeczący", wbrew woli Ojca naszego ustawicznie kusić nas usiłuje, a przez to samo do dostąpienia Ziemi obiecanej opóźnia. Ale duchowi zaprzeczenia, nawet w wiekach wędrówki do tej ziemi obiecanej, zaprzecza ustawicznie nawzajem Duch Święty, — już nie przeczyciel, ale owszem utwierdziciel, — ani martwiciel, ale pocieszyciel, — który nawet w latach walki i niedorostu „dopomaga mdłościom naszym**2 i cieszy się z każdego postępu, z każdego zarobku, z każdego odkrycia, z każdego zespolenia, i niczego tyle nie pragnie, ile dziatek bożych upełnoletnienia, by im mógł udzielić to, czego przedtem nie byliby znieśli, — a we wszelką prawdę ich wprowadziwszy, do spełnego obywatelstwa w Królestwie Ojca naszego powołać. A nie przypuszczajcie tu bracia, — Wy zwłaszcza, bądź na pozór, bądź w istocie doroślejsi w Duchu, — żadnej mi-styczności, — żadnej przenośni ani figury w tem, co Wam 1 Wszystko nam dałeś co dać mogłeś Panie! Psalm Dobrej Woli. - Rom. VIII. 26. 10 tu dosłownie i bez ogródki za Wiarę, Nadzieję i Miłość naszą podajemy. Zaręczamy Wam, żeśmy przy zdrowych zmysłach i trzeźwym umyśle, a nie w zachwyceniu żadnem, — żeśmy nie tylko dnie i noce, ani nawet miesiące i lata, ale szeregi lat — a jużci ćwierć wieku — nad tem rozmyślali, u wszelkich mędrców świata tego rady i porady zasięgali, żadnej umiejętności nie zaniechali, — a nigdzie ani u nikogo nic mędrszego, doskonalszego i błogosławniejszego nie otrzymali nad to, czem nas przed lat blisko dwoma tysiącami Syn Boży obdarzył. Jeśliśmy do dziś dnia nawet nie wszystko jeszcze należycie pojęli, ani nasza w tem wina, ani tem mniej Jego wina. Owszem mądrość w tem Boża, iż sam rozwój Objawienia tak doskonale umiarkował, — iż nie wymagał po nas doraźnego pojęcia tego, czegobyśmy jeszcze, znieść nie umieli,1 — ale raczej samo to pojęcie tak przedziwnie rozłożył, iż w miarę dojrzałości naszej zakryte nawet słowa (verba abscondita) dojrzeć nam się dawały. Lecz jeśliśmy dotąd nie wszystko wyraźnie wymagane wykonali, w temci nasza wina, nasza wielka wina. — A wina i kara zarazem, bo stąd to dotychczasowe cierpienie nasze, którem odpokutowywamy to, cośmy wykonać zaniechali. A dla czegośmy dotąd nie wykonali? Oto nietylko dla tego, że najmiłośniejsi między nami nie mieli dość miłości, albo, że najufniejsi nie mieli dość nadziei, — ale co dziwniejsza, że nawet najwierniejsi nie mieli dość wiary. — Bodaj czy nie dlatego, żeśmy po prostu, wiernie i dosłownie, za istną, szczerą, spełną a nie przenośną prawdę tego nie brali, co nam jako taką objawiono, — żeśmy chcieli być mędrsi od wiekuistego Mistrza i nie wahali się tłumaczyć na idealne, co On nam realnie i bez przenośni objawił, — żeśmy n. p. „Ojca naszego" w sposób przenośny i przybliżony, nie zaś istotnie i bez ogródki za Ojca naszego uznawali. Tak jest, — nie metaforycznie ani parabolicznie, — ale jako żywo Bóg jest Ojcem naszym. Pojmijmy to raz na zawsze, bez ogródki, bez wahania, bez żadnego ale, — pojmijmy to jako pewnik matematyczny, z którego nic ująć się nie da, ale z którego owszem wiele 1 Joan XVI, 12. 11 więcej wyprowadzić można. — Zawierzmy temu silniej jeszcze, niżeli temu, że dwa razy dwa jest cztery, — bo w rachubach sperand ludzkich, kędy przypadkowość raz w raz zachodzi, roztropność radzi przyjmować ów pewnik matematyczny ledwo w przybliżeniu i liczyć częstokroć tylko na trzy, — ale w rachubach sperand z Bogiem żadna przypadkowość nie wtargnie.— Tam mogą zachodzić tylko nasze omyłki i nasze opuszczenia, a takich właśnie unikajmy, abyśmy ich nie odpokutowywali, — a więc z tego, za co nam się Bóg dał i podał, co nam więc słowem Swojem zaręczył, ani joty, ani kropki nie urońmy, — to istna, niezachwialna, nietykalna prawda. Co większa, — to musi być nader obfita i zbawienna prawda, — inaczej po-cóżby nam wyraźnie objawioną została. Otóż tą prawdą żyło Chrześcijaństwo od osmnastu wieków, a choć czerpało z niej wszystko, to jednak jej samej do szczętu nie wyczerpało. — Inaczej byłoby nietylko jej samej zaiste nie utraciło, — bo cokolwiek Bóg dał, tego już nie odbiera, ani znosi, — ale też tkwiących w niej wynikłości nie zaniedbało, czyli otrzymało więcej, — byłoby dostąpiło tego, co Ojciec nasz dla pełnoletnich dziatek swoich zgotował, a więc przez wyczerpanie Ojcostwa Bożego nie byłoby nic zgoła postradało, owszem byłoby tylko zyskało. Nie przestałby nigdy Ojciec nasz być Ojcem naszym, ale dziatki przestałyby być niedorostkami, a stałyby się prawnie, moralnie i społecznie usamowolnionymi synami i córami, jakich Ojciec nasz od wieków pragnie i wygląda. Toć jest wola Jego jako w niebie, tak i na ziemi,— a więc oczywiście nie tylko w niebie, ale i na ziemi. Na temci zawisło obywatelstwo w królestwie Jego, na tem Jego imienia święcenie. — Nie dość Go wzywać jako Ojca naszego, trzeba Mu się dać na prawych synów wychować, trzeba Jego samego, Wszechpocieszyciela, dojrzałością naszą nawzajem pocieszyć. Nie masz tu rady ani przelewki: albo bluźnimy Bogu i ubliżamy sobie, nadaremnie imienia Bożego jako Ojca naszego wzywając, — albo, przyznając się do tak wielkiego dostojeństwa, trzeba wszelkich Jego obowiązków dopełniać, — i nie rozpadać się ani upadać, — ale owszem coraz świętsze związki zawierać, wolę Bożą spełniać, królestwo Jego sprowadzać i imię Jego święcić, jako w niebie, tak i na ziemi. 12 „Ależ to być nie może! to ułomnej naturze ludzkiej „przeciwne, — to pium desiderium, które ideałem na wieki „pozostaje". — Ułomnej zaiste, — ale czyż nie leży w tejże naturze z owej ułomności coraz bardziej wyrastać i z dzieciństwa do męskości dorastać? Spojrzyjmy tylko na pasmo dziejów, z wieluż to ułomności jużeśmy wyrośli i wiele szczebli w żywocie Ducha nienada-remnie przebyli?1 — Spojrzyjmy na dzieje samej natury, o której niegdyś myślano, że postępu żadnego nie przypuszcza, ileż ona przedstawia nam śladów przebytych już stanów, dokonanych formacyj, i odpowiednich wiekuistemu życiu ducha przerodów. Chciejcie tylko iść dalej i choć na chwilę zawierzyć nie nam, którzy hic zgoła do nauki Zbawiciela nie przydajemy, — owszem z Niego tylko bierzemy, aby dać o Nim zapowiedziane, — od wieków oczekiwane, a w nastających wiekach spełniać się mające świadectwo, — nie nam więc, ale Zbawicielowi samemu. Wszak Go ubóstwiacie? Wszak wierzycie w Niego, a przecież nie wierzycie Mu, bo wciąż sami idealizujecie, co On najwyraźniej powiedział, lub najrealniej zapowiedział. I przez to właśnie, że sami idealizujecie, że meta-frazujecie i na figurę mowy obracacie, co było u Niego bez-przenośnem i najistotniejszem wyrzeczeniem, — przez to samo zniżacie do rzędu marnych ideałów, co było u Niego najżywotniejszą realnością, i przeobrażacie na niedościgalne nigdy pium desiderium, co jest właśnie dojrzewającej natury ludzkiej, łaską Bożą podpartej, nobile officium. Na miłość więc Zbawiciela naszego, — wy wszyscy, którzy wierzycie w Niego i ufacie Mu, — nie wzdragajcie się dowierzyć w Niego — i doufać Mu. Inaczej prześcigną was niebawem w Wierze, Nadziei i Miłości ci, którzy dotąd nie wierzyli ani ufali, dopóki im połowicznie tylko (idealnie a nie realnie) wierzyć i ufać polecano. I dla tego to, krom tak wielkiego a już dokonanego objawienia, w którem rzeczywiście cała treść Chrześcijaństwa zawarta, złożył nam istny Syn Boży „pierworodny między wielą braci"2 siedm dalszych tajemnic w Testamencie swoim, siedm 1        Patrz tom I. 2        Rom. VIII. 29. 13 skarbów przyszłości, które z teraźniejszej Miłości wylęgnąć się mają, lecz niczem innem nie są, jedno spełnieniem i dokonaniem tego wszystkiego, co nam w dobrej nowinie (Ewan-gelji) zapowiedział, założył i przybliżył i o co właśnie do Ojca naszego modlić się, a więc ustawicznie przyczyniać nam się polecił. On nas nauczył używać imienia Bożego, a w pierwszej zaraz prośbie poleca nam modlić się o tegoż imienia stanowcze święcenie. — On nam Królestwo Boże przybliżył, a w drugiej prośbie poleca nam modlić się o tegoż Królestwa stanowcze przyjście. — On nas nauczył woli Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, a w trzeciej prośbie poleca nam modlić się o spełnienie tej woli jako w Niebie, tak i na ziemi. — Wszak on, ulitowawszy się nad zgłodniałą rzeszą i nakarmiwszy ją rozmnożonym chlebem, wyrzekł w Mowie nad Mowami, że człowiek nie żyje tylko chlebem, ale i słowem Bożem, — a w czwartej prośbie poleca nam modlić się o ów clyleb powszedni, do życia niezbędny, a więc cielesny i duchowy zarazem każdemu zabezpiecza. — On nas nauczał odpuszczać winy winowajcom naszym, a w piątej prośbie poleca nam modlić się o usprawiedliwienie nasze, dopiero wskutek tego i w miarę tego, jak sami winowajcom naszym odpuszczamy, — a więc nie z daremnej tylko łaski, ani też z jałowej, choćby najgorętszej, bez uczynków wiary. — On nas wyćwiczył i uzbroił do walki z pokusami, owemi próbami żywota, a w szóstej prośbie poleca nam modlić się o walki tej uśmierzenie, a więc namiętności ludzkich w dojrzalszym wieku ludzkości poskromienie i uharmonizowanie. — On nam dał pojąć niewolę i znienawidzić złe, a w siódmej prośbie poleca nam modlić się o wyzwolenie, zbawienie ode złego. A o to wszystko modlić się do Ojca naszego poleciwszy nam, dodaje „Amen", — co znaczy, nie, jak błędnie dotąd tłumaczono, „niech się tak stanie", ale kategorycznie „zaprawdę tak się stanie".* Jeżeli więc całą Modlitwę Pańską uznali już Ojcowie Kościoła za skrócenie całej Ewangelji, tedy wstępną jej odezwę, * Azaliż w tem wszystkiem nie tkwi to, co bałamutne dni naszych słownictwo „rozwiązaniem kwestji socjalnej" nazywa, — a co my, opierając się oburącz na historycznych i przyrodniczych podstawach, wolimy spełnieniem Objawień Bożych nazywać? 14 tyle brzemienną i donośną, możnaby poniekąd poczytać za streszczenie samego streszczenia. I w rzeczy samej, żadne ziarnko ani zarodek obficiej ani misterniej taić w ,sobie nie potrafi wszechżywiołków organizmu, który się z niego ma wywiązać, żadna zasada nie piastuje w sobie głębiej a pełniej wszechpierwiastków wysnuć się mającej umiejętności, żadna z owych symfonij, które w języku sztuki uwerturami zowiemy, nie zdoła dzielniej skupić w sobie tematu i motywów lirycznego arcydzieła, nad owo sławne a błogosławione Modlitwy naszej zagajenie. W niem jak w ognisku zbiegły się wszelkie dążenia przeszłości, — z niego jak z ogniska tryskają wszelkie promienie przyszłości. Jest to pod formą uczucia sam szczyt i wyskok Objawienia Bożego. — -A tak w samem Wezwaniu Modlitwy naszej odkrywamy miłościwy zadatek i rękojmię tego wszystkiego, co za jej przewodem od Boga sobie wymodlić, a czynną zasługą sprawić i spełnić mamy — Trudno zaiste o doskonalszą dla samych próśb podstawę, trudno o większą ich spełnienia rękojmię, — albowiem cokolwiek w prośbach zajaśnieje nam wszechjawą pojęcia, to już w niniejszem wezwaniu migoce nam jakoby w przeczuciu utajone. — Bo też i samo Wezwanie ma się do następnych próśb rozwoju, jak się ma przeczucie do pojęcia, — jak możność do rzeczywistości,— założenie do wykonania, —powód do dowodu, tęsknota teraźniejsza do zadowolenia przyszłości. III. Żywe doświadczanie Ojcostwa Bożego. Ale cóż stąd, że nam Zbawiciel takie słowo nad słowami zwiastował, jeśliśmy się stali ku słuchaniu jego tępi a ku wykonaniu leniwi. Cóż stąd, że nas do tak rodzimego z Bogiem i między sobą powołał pożycia, jeśliśmy sami bądź zaniedbaniem Objawienia, bądź znowu bezmyślnem a bezserdecznem okle-pywaniem spowszedniałego wyrazu, to święte powołanie w poniewierkę puścili, a przygłuszywszy u siebie zmysł ku należytemu ocenieniu tak drogiego zadatku, oraz przepomniawszy zawartych w nim związków a wynikających z niego obowiązków, tem samem zatracili wszelki ślad wypływających z niego dziejowych następstw i skutków. 4 15 Kto pragnie w sobie ów zgnębiony zmysł odżywić a choćby uśpiony tylko rozbudzić, cóż ma począć, — do czego się udać? jakiej, metody się chwycić? lub jakichże potęg duchowych w pomoc krewkości zawezwać? Azaliż wczytawszy się w foljały, jakie pobożni wykładacze nad tem słowem ku rozpamiętywaniu wiernych przez wieki rozpisali, znalazłby w nich niejedno ku zbudowaniu? — Bez wątpienia. Lecz jeżeli żywe słowo od dzieciństwa powtarzane a od wieków przekazane, tak dalece mu spowszedniało, że się już nie ima ani serca ani nawet uwagi, mało mu pomogą zawarte w księgach wywody lub dowody, mało go zagrzeją za-skrzepłe dziś strugi wrzącego niegdyś natchnienia wyznawców. Grzebiąc po księgach odetchnie chyba martwym z nich pyłem, ale zaiste nie duchem. Innego mu trzeba bodźca, — żywotniej szego zarzewia. — Możeli znowu podnietą wyobraźni, wpływem arcydzieł sztuki, któremi Duch chrześcijański nigdy nie gardził, owszem, obok rozpamiętywania zwykle się chwytał ku rozmaganiu uczuć pobożnych, doszedłby snadniej do zapragnionego usposobienia? Wszakże uczucie uczuciem się wznieca i rozżarza, a gdzież go niechybniej się dobrać, jeśli nie w zabytkach żywotnego natchnienia, któremi nieśmiertelni mistrze rylcem albo dłutem, pędzlem albo tonem, Wiarę, Miłość i Nadzieję własną spół-czesnym i potomnym przekazywali? Bez wątpienia. — W kimkolwiek drga już wytworny zmysł sztuki, ten się poruszy do żywa, ilekroć spojrzy na łaski pełne oblicze Rafaelowej Madonny, która dzieciątko nad dzieciątkami piastując u łona, tak przepełną a prześwietną pała ku niemu miłością, jak gdyby już nad rodem ludzkim w Osobie Jego po macierzyńsku czuwała; — albo w wyższe jeszcze wpadnie zachwycenie, ilekroć usłyszy niebotyczne dźwięki ostatniej symfonji Bethowena, która zatęskniwszy właśnie do „Ojca naszego w Niebiesiech" wzdychaniem niewymownem, wpada Serafickim chórem w niebieskie jego chwał odśpiewy, zbra-tnienie nasze na ziemi (Szylerowym tonem i słowem) rozgłaszając. — Zaiste w podobnych chwilach zachwytu lub nastroju, ktokolwiek pobożnie Ojca naszego zawezwie, ten Go w sercu poczuje, ten Go uwielbi, ten Go nawet w głębi duszy doświadczy. — 16 Ale niestety, w szczupłej garstce powołanych do zakosztowania takich arcytworów sztuki, jakże mało wybranych, — a nawet między wybranymi, jakże mało godnie przygotowanych do takiego Ducha Odpustu! — A cóż poczną niewy-brani ani przygotowani? — Co rzesza owa pospolita, dla której takie gody, tak wyjątkowe środki, ani zawsze ani wszędzie na dorędziu? — Szukajmyż tedy powszechniejszych i powszedniej -szych przystępów ku Ojcu naszemu, bo gdyby nie był każdemu z nas i o każdej dobie, bez żadnych „sztucznych" środków przystępnym, — byłby chyba jeszcze „panującym Panem", jak niegdyś, ale jeszcze nie „Ojcem naszym". — Wszakże otworem stoją kościoły Boże. W nich żywe słowo wymownych nieraz kaznodziei powołuje od ośmnastu wieków umysły dziatek Bożych ku Ojcu naszemu; już wizerunki, już to pieśni święte, wabią bez ustanku serca ich i dla niejednego są istną pociechą, — a przecież snać i to nie starczy, skoro tyle stóp niechętnych omija ich progi, a nawet w ich ściany wstąpiwszy, tyle serc obojętnością przeziębłych nie doznaje rozgrzania. — Dla czego? Bodaj nie dlatego, że nietylko bezwierni, ale my nawet Objawienia Chrystusowego nie bierzemy dosłownie, ale tylko przenośnie, wskutek czego szukamy Ojca naszego zbyt daleko, — gdy tymczasem On jest nader blisko, i nie przypuszczamy nawet szczerze, aby w tej nazwie miłosnej, którą snać z dziecinną naiwnością Bogu nadawać nam dozwolono, tkwiła literalnie Mądrość i Prawda wiekuista, — nie przenośnia żadna, ani poetyczna figura, ku zbudowaniu użyta, — ale pewnik matematyczny, istny, rzeczywisty, przyrodzony stosunek. — A przecież tak jest i ujrzymy to na jawie, byleśmy otworzyli oczy, — oczy nietylko ciała naszego, ale i duszy i całego ducha. Nie uciekaj się więc do żadnej sztuki ani nauki, by zahaczonego Ojca odszukaćj Bracie osierociały własnem zaniedbaniem! Bo żadnym mozołem, choćby pobożnym, nie wyśledzisz go tak łatwo, — ani kunsztem, choćby nabożnym, nie dobierzesz się doń tak bezpiecznie, jak własnego serca żywem doświadczeniem. Życie społeczne stanowi już samo przez się nietylko najwyższą sztukę i naukę, ale coś więcej jeszcze, ponad wszelkie sztuki i nauki; — stanowi Szkołę nąd Szkołami, — Metodę 17 nad Metodami, — Objawienie nad Objawieniami. Spojrzyj więc w życie, — w najbliższe, w najprzystępniejsze — w Twoje własne domowe, rodzinne, a znajdziesz już w niem, byleś tylko chciał, nieochybną drogę i skazówkę coraz wyższego powołania, znajdziesz w niem dowody i powody wyższego przysposobienia, znajdziesz w niem istne nabożeństwo. Wyszukaj np. w skarbcu pamięci z lat ubiegłego dzieciństwa, tkliwe wspomnienia życia rodzinnego, a owionąwszy ducha rojem domowych pamiątek, zastanów się nad temi, które na sercu twojem najpotężniejsze lub najsłodsze wrażenie wywarły; — przenieś się myślą i sercem w tak błogie jak uroczyste chwile, gdyś macierzyste pieszczoty niepodzielną jeszcze wywzajemniał miłością, lub korząc się przed Ojcem, przyjmował dobrowieszcze na całe życie błogosławieństwo! A gdy tą wewnętrzną muzyką wspomnienia ukołyszesz sobie ducha, a doświadczonej już w życiu pociechy wizerunkiem uobecnisz sobie rozkosze ziemskiego synostwa, wtedy mimowolnie i mi-mowiednie zrosi Ci się oko, — a rozmięknie serce — i zdolniejszym się poczujesz maleńką zrobić próbę i podnieść po-prostu i bez ogródki znane Ci i dane ziemskie Ojcostwo do wyższej potęgi i padłszy na kolana z uniesieniem zawołać do Boga: „Ojcze nasz, któryś jest w Niebiesiech! A zawierz Bracie! Ten wstępny akt synowskiej pokory, a poufnego z Ojcem naszym obcowania, — (choćby nie od jednego razu, bo to zaiste nie czarodziejski ale obyczajowy środek), — nietylko Cię chwilowo pocieszy i utuli, ale nawet uzdolni do coraz dalszego zrozumienia.... a co lepsza jeszcze, do coraz pełniejszego wykonywania synostwa Bożego. Bo powoli i nieznacznie, — ale ciągle i wielostronnie, — jak wszystko, co w Przyrodzie wzrasta i rozwija się, — unosić pocznie Ducha Twego na owych „skrzydłach miłości", o których już marzył Plato, zanim nas Chrystus przyszedł niemi opatrzyć. Bo nastroi ducha Twego na ton o tyle Bogu miły, o ile braciom miłościwy, o tyle w sobie postąpniejszy, o ile braciom przystępniejszy, — i uczujesz, żeś nie sierotą ani samopaśni-kiem na ziemi, ale owszem związków i obowiązków pełną istotą, które to związki i obowiązki właśnie całą dostojność, całe szczęście żywota Twojego stanowią. 2 18 A im więcej przywykać zaczniesz do tej myśli i do tego uczucia, tem bardziej wola Twoja z leniwej lub niedołężnej stawać się będzie pochopną i dzielną, a niejedno, co Ci się zdawało trudnem lub zgoła niewykonalnem, — objawiać Ci się pocznie jako łatwe, bo zgoła naturalne. I nie dziw, — owszem arcynaturalnie. Bo ową solidarnością żywota, sam się w sobie ukonsolidujesz, — sam się pokrzepisz, — sam się uzbroisz i uprzystępniejesz. A skoro tylko do tego żywotnego Obyczaju przywykniesz, t. j. skoro Ci się stanie „drugą naturą" (jak słusznie nazwano wszelkie przyzwyczajenie), to jużci ani na chwilę nie poczujesz się samotnym, opuszczonym, sierotą na świecie, lecz owszem, w doli lub niedoli duch Twój cały znajdzie oparcie o łono Ojcowskie i społeczną braci rękę. — I poczujesz się w świecie, jak w Rodzicielskim domu, a nie na żadnej Obczyźnie, ani na wygnaniu, w domu, który dziedzictwem Twojem jest, choćbyś go jeszcze dla nie-letności w stanowcze posiadanie nie objął, — przecież już jest domem Twoim, skoro jest Ojcowskim, — słowem poczujesz się, uznasz i spełna żyć poczniesz nie na wygnaniu, ale w Ojcowiźnie. Sprobuj tylko, byle szczerze i naiwno, a wtedy bez wykładu ani pomocy niczyjej uczujesz w głębi duszy, jaka to szczytna choć potulna, — jaka potężna choć naiwna, słowem jaka to święta Odezwa. IV. Egoizm, altruizm i organiczne formy ich pogodzenia. — Lecz kto niedolą żywota tak ciężko dotknięty, że sierotą znalazł się na ziemi, kto nie zaznał za życia ojca, ani uścisku matki zapamiętał, kto wspomnień rodzimych pró-żen, rozkoszy dzieciństwa nie zakosztowawszy nigdy, nie ma czem odwilżyć posuszy osamotnionego od kolebki serca — byłżeżby, na domiar upośledzenia, onej przeważnej drogo-skazówki do Ojca Naszego pozbawion? — Jako żywo! Jeśli komu, to sierocie Ojciec nasz w dwójnasób przystępny! — Świadkiem łza, którą upośledzone jestestwo nad niedolą własną roni, — nieomylna ile serdeczna, dziecięcia Bożego legitymacja. 19 Zaprawdę, samo poczucie tak dotkliwego w żywocie uszczerbku, sama tęsknota za nigdy nie doznaną a przecież raz po raz domyślaną pociechą, sama gorycz ziemskiego sieroctwa, bardziej niż cokolwiek przysposabia Ojcu niebieskiemu. Wszak doświadczenie takiego niedostatku, jużci jest głębokiem serca doświadczeniem, — a nawzajem owa niedola jest tak dawnym na synostwo Boże przywilejem, że zanim Ojca naszego pospołu nam objawiono, już go był psalmista wyłącznie „Ojcem sierot" obwieścił.1 Kto więc nigdy w życiu nie doświadczył pieszczot macierzystych ani rozkoszy wymówienia Ojcze-mój, tem skwapliwiej i rzewniej, byle wszedł w siebie i zapragnął utulenia, poczuje się do możności, potrzeby, a nawet moralnej konieczności zawołania „Ojcze-nasz!" A ktoby wreszcie sierotą sam bywszy, nie poczuwał się przecież do wyraźnej żałoby sieroctwa, — temu chyba już inne związki i obowiązki zastępują błogą solidarność ziemskiego synostwa i podobną, choć odmienną pociechą, żywot zaprawiają. Może on własną obdarzon już dziatwą, na którą przelał wszystek zasób rodzinnego uczucia, o tyle mniej go łaknie, o ile go sam więcej udziela. Wszak „szczęśliwsza jest dawać, aniżeli brać", wyrzekł sam Zbawiciel,2 nie dziw tedy, jeżeli brak biernego mniej dolega, komu czynne uczucie Rodzicielstwa serce zadowalnia. — . Dziwniejsza byłaby stokroć, a raczej zgoła niepojęta, bo przyrodzeniu ludzkiemu zgoła przeciwna, gdyby wydziedziczony z obojga duch, tem gwałtowniej a boleśniej się nie rwał ku zadość-uczynieniu owej przyrodzonej miłości na innych szczeblach żywota, choćby i dalszych zakresach społecznego obcowania. Bo samopaśnika na świecie goryczą wskroś nie-przesiąkłego, a tęsknem pragnieniem raz wraz nietrawionego, a więc choćby mimowiednie za obcowaniem wzdychającego, niemasz ani być nie może. A tak każdy, ktokolwiek zechce, ilekroć zapragnie, nie szukając daleko, znajdzie u siebie silną pobudkę ku Ojcu naszemu, bo odkryje w życiu własnem, czy domowem, czy społecznem życia powszechnego, — w Ojcu rodzonym, lub 1        Ps LXVII. 6. 2        Act. Apost. XX. 35. 2* 20 własnem rodzicielstwie, Ojca naszego dzielne przybliżenie, — a w samem nawet osieroceniu tem silniejszą do jakiegobądź zespolenia podnietę. — Ale kto zgoła nie zechce.... kto własnowolnie obojętnieje lub krnąbrnie sierocieje, a tem samem upornie jedynaczeje?        — za tym marnotrawnym bratem przyczyńmy się sami u Ojca naszego. Przyczyńmy się spółczuciem, mową i uczynkiem, aż go do spólni nakłonimy. Bo niemasz ducha, któryby niezdolny był zatęsknić!.... choćby przed bracią, a nawet przed, sobą samym udawał. — Upatrzmyż więc tylko chwilę rozczulenia, chwilę gorącego zapragnienia, a w braku nawet takiej, korzystajmy z nieznośnych chwil nudoty, — owej próżni duchowej już spowszedniałej, jakoby zwietrzałej tęsknoty, — by go przywieść do wyznania, że niemasz i być nie może szczęścia w odosobnieniu, — że wszelka pociecha, wszelka prawda i zacność żywota tkwi w spólnem obcowaniu, — już to z rodem, już to z narodem, już to z ludzkością, już to z Bogiem, — że kto się owego obcowania na jakimkolwiek szczeblu żywota zarzeka, ten wyrzeka się samej życia pełni, ten samowolnie pozbawia się zbawienia, nietylko przyszłego, kiedyś lub gdzieś tam oczekiwanego, lecz i obecnego, z owej spólni ustawicznie tryskającego, — ten więc, ubliżając Bogu, tem okrutniej sobie samemu ubliża. — Wszakżeż to obcowanie, wszakżeż ta solidarność, to nieobca nam na przekór narzucona powinność, ale owszem własna ducha naszego potrzeba, — nie nałożony to z góry obowiązek, ale samorodny niezbędny nam związek, istna życia naszego dźwignia, wzajemna spólnia i spójnia, jednem słowem to Religja. Bo czemżeż jest sama Religja, — jeśli nie właśnie ligą nad ligami, związkiem nad związkami, którego Rodzina przedstawia nam najbliższy zawiązek, a Narodowość dalszy obowiązek! — Dawno już a słusznie uznano, że rodzina stanowi, że dom rodzinny jest pierwszym zawiązkiem Kościoła, jego zarodem i figurą, — że jest drobnym Kościołem, jak Kościół jest wielką rodziną. Otóż ta pierwiastkowa komórka dalszych społecznych formacyj, to oczko czyli pączek dalszych religijnych rozwojów, rozkrzewia się z Rodu w Naród, z Narodu w Ród ludzki, 21 przez różne pośrednie przechodząc wykształty; — wszystkie zaś razem mają źródło i ognisko wspólne w Ojcu naszym, który jest Alfą i Omegą, początkiem i końcem wiecznego Żywota, — i od którego „wszelkie Ojcostwo się mianuje jako w Niebie, tak i na ziemi."1 Ktokolwiek tedy z członków powszechnej Rodziny odrywa się lub odpada od jakiegokolwiek szczebla społecznego życia, staje się na tym zaniedbanym przez siebie szczeblu „synem marnotrawnym" i skazuje się sam na wszelkie nędze tego marnotrawstwa. — Ma zaiste pewne odosobnienie ducha, wielebną zasadę, prawa i pożytki swoje, ale zawsze i nieinaczej jak pod warunkiem dalszego i wyższego zespolenia. Bez przechodniego stanu odosobnienia nie byłoby nawet żywotnego zespolenia, byłaby tylko martwa jednostajność, co w języku umiejętności zowiemy abstrakcyjną jednolitością substancji, — a nic mniej nad to duchowi, jako duchowi nie przystoi. O ile więc żywotne odosobnienie, jako przechodni a postępowy środek ku doskonalszemu, bo duchowemu zjednoczeniu, wielebnem zawsze będzie, — (czemuby chyba płytkie tylko umysły, które się nigdy zasady usamoistnienia2 nie domyśliły, lub wiotkie charaktery, które nawet czyśćcowej potęgi samoistności nigdy nie doświadczyły, zaprzeczyć potrafiły) — o tyle za cel poczytane lub wryte stanowisko, — a wtedy staje się nie samo-istnością lecz samolubstwem, nie osobistością lecz sobko-stwem, — na pogardę i potępienie nietylko zasługuje, ale takowem już w sobie dotknięte. Jakoż myli się o wiele, kto poprzestaje na przypuszczeniu, iż kary Bożej, na jaką zasłużył, żaden się nie ustrzeże samolub. Myli się w czasie, bo niedość powiada; nie postrzega, jak znakomity zadatek tej kary, jeśli nie jej całość, samolub już obecnie w samem sobkostwie własnem ponosi, jak sam tę już ponoszoną karę coraz bardziej wzmaga i obostrzą, zaślepiając się coraz silniej nad własnem dobrem, którego gdyby dojrzał, wolałby raczej znienawidzić siebie samego dla miłości własnej. 1 Ephes. III. 15. 2        Principium individuationis u Leibnitza, nader wielkiej wagi pod fizycz nym, metafizycznym i moralnym względem. Tryb i postęp tego pierwiastku indywi dualizacji wdziejowem zastosowaniu wyłożyliśmy w Dziale II. Rozdz. XIII księgi I. 22 „Ależ to wierutna przesada, — igraszka słowa lub dialektycznej myśli," — odrzeknie tu rzesza niby rozsądnych pseudo-krytyków. Doprawdy? A myślicież może, że to jest niemożebną egzageracją, — nieprzypuszczalnem przypuszczeniem? Jako żywo! To się działo i dzieje. To się wciąż jeszcze dzieje, począwszy od pierwotnego wybuchu Chrześcijaństwa, aż po dni dzisiejsze. A czemżeż jest, — nie owa miłości pełna, a tern samem już znowu dodatnia i czynna, choć na pozór zaprzecznie tylko występująca prachrześcijańska abne-gacja, która wrodzonemu i wyrodzonemu egoizmowi przeciwstawiła to, co dzisiejsi moraliści i socjologowie altruizmem przezwali i wiekową, walkę tego dwojga w dziejowe życie wprowadziła,1 — ale owa bardziej jednostronna, a tern samem w sobie jałowsza, a przecież w egzageracji swojej jeszcze czcigodna ascetyczna mortyfikacja, — czemżeż jest, jeśli nie potępieniem lub przytępieniem doczesnego życia,dla spodziewanego spółudziału w wiecznem „świętych obcowaniu", — a więc znienawidzeniem siebie dla miłości własnej? To przesada, jeśli chcecie, — egzageracją, w łacińskiem źródłosłownem znaczeniu tego wyrazu, ale to się clziało i dzieje, a nawet tu i owdzie jeszcze dziać będzie. I taka przesada była nietylko zawsze wielebną, ale nawet niezbędną w pierwotnem Chrześcijaństwie, jako zbawienna reakcja przeciw grasującemu u schyłku starożytności egoizmowi. Otóż wielebną i niezbędną ona zawsze pozostanie, ale nie wyłącznie ani antytetycznie. Jako taka, przez całe średnie wieki jeszcze święcić się musiała, walcząc ustawicznie swoim supranaturalnym altruizmem z naturalnym, bo wrodzonym, ale dzikim jeszcze egoizmem. Dopiero przy schyłku tych średnich wieków, tj. w Epoce Odrodzenia, kiełkować zaczęły zarodki i rozpoczęło się szczepienie lub oczkowanie wyższego już, bo syntetyczniejszego humanizmu, tego zarodku zgody i zrośnięcia się egoizmu z altruizmem, owej spójni i spólni, której miłość Chrześcijańska była bezpośrednim przesłańcem, a jest i zawsze będzie niezbędnym warunkiem. — A że egoizm z altruizmem nie tylko da się pogodzić i zrosnąć, — ale nawet powinien, — że na tern pogodzeniu 1 Patrz tom I, dział II. 23 i zrośnięciu się właśnie całe obojga uprawnienie i zobowiązanie zawisło, że to więc nietylko jest możnością, ale po części już rzeczywistością, a staje się coraz bardziej koniecznością, — o tem dopiero sam rozbiór Próśb coraz wszechstronniej nas przekona, bo to właśnie stanowi jedno z kardynalnych zadań trzeciej Ery świata. W zasadzie i w rozgałęzieniach swoich jest to kwestja nietylko socjologiczna, ale nawet teozoficzna, — w praktyce zaś okaże się głównie pedagogiczną, bo przedewszystkiem od wychowania dziatek zawisłą, — a to począwszy nie od samej szkoły lub szkółki, ale głównie od ochronki, bodaj nie od żłóbka lub kolebki. — Wszak wyrzekł Zbawiciel: „Pozwólcie dziatkom przyjść do mnie, bo kto nie przyjmie Królestwa Bożego jako dziecię, — nie wejdzie do. niego". Nim całą wagę i potęgą tego miłości pełnego rozkazu przy prośbach poznamy, tu poprzestać musimy na tem parabolicznem, ledwo przybli-żonem, ze sztuki ogrodniczej zaczerpniętem uznaniu, że jak egoizm jest pełną życia płonką, a więc dziczka, która albo wcale nie, albo tylko dziko owocować może, — tak nawzajem altruizm jest znowu życia pełnym i najszlachetniejszym zrazem lub oczkiem, który wymaga wszczepienia lub zaokulizo-wania — słowem zrośnięcia się z płonką, — co oczywiście nie bez bólu ani mozołu, a więc nie bez poświęcenia dzikich latorośli dziać się może, — aby się w owocodajne drzewo zamienić. — Nic nie masz w życiu milszego nad miłość wszelkiego obcowania, wszelkiej solidarności zawiązek. — A nawzajem nigdzie, jedno w obcowaniu, jedno w solidarności tkwi wszelka miłość, a z" nią wszelakie szczęście i uwielbienie, — w odpadku zaś owszem sam upadek. Wszakżeż ilekroć nam przychodzi wyrazić ów najwyższy stan błogości, jakim cieszą się już Ubłogosławieni w Niebie, nieprzypisujemy im osobliwszej jakiejś szczęśliwości, lub pojedynczej chwały, lecz wyznajemy krótko a zwęzłowato, jak nam to Symbol Apostolski wskazał: „Świętych Obcowanie". O jakże to głęboki, a prawdy i pociechy pełen ustęp naszego Wyznania Wiary! A odmawiając takowy, zastanowiliżeśmy się kiedy nad pytaniem, dlaczego Skład Apostolski nie poprzestał na poleceniu nam Wiary w Świętych, ale wyraźnie zastrzega i ob 24 wieszcza „Świętych obcowanie?"... Oto poprostu, aby nam dowieść, że sami Błogosławieni nie znajdowaliby się jeszcze w błogosławionym stanie, gdyby ich błogość miała być osamotnioną, bo dla samych Świętych żyć samopas i dla siebie, a nie w obcowaniu, byłoby to nie żyć.* Co stara Mądrość wyrzekła: Biada samotnemu, (vae soli!) prawdą jest nietylko na padole płaczu, ale i w niebieskich nawet przybytkach. A nawzajem, co prawdą i pociechą jest na wszechwysokościach, prawdą i pociechą zostaje pod miarą, na wszelkich szczeblach żywota, a więc „jako w Niebie, tak i na Ziemi". Co stanowi najwyższą błogość dla świętych, to ją też stanowi dla poświęcających się, a co martwiłoby samych świętych, tern bardziej zmartwychstać dopiero mających, domartwia. I dlatego to Apostoł Miłości innego dowodu i powodu zmart-wychstania nie przypuszcza jedno miłosne obcowanie; — dlatego bez ogródki, nie w czasie przyszłym, ale wyraźnie w teraźniejszym powiada: „My wiemy, iżeśmy przeniesieni z śmierci do żywota, iż miłujemy bracią. Kto nie miłuje, trwa w śmierci.1 O jakże wznioślejsze, prawdziwsze i życia pełniejsze jest to Apostolskie słowo od ascetycznych za dni naszych napo-minań, które nam wprawdzie nakazują miłować braci na ziemi a Ojca w Niebiesiech, ale nam za to jakąś odpłatę w przyszłem dopiero życiu obiecują. I ta zaiste nie minie, bo nic marnie na Bożym świecie nigdy nie przepada, jedno się konsekwentnie przeistacza. Ale, jak nauki przyrodnicze przyszły już od czasu Lavoisiera do przekonania, że żaden atom Ciała w Wszechświecie nie ginie, jedno się w inne Ciało przeobraża, i jak późniejsza fizyka do uznania takiejże nieśmiertelności siły już doszła, toć tern bardziej żaden wyrób ani zarobek ducha w żywocie wiecznym nie marnieje ani ginie, — a żywot wieczny (jak to już wiemy z I. księgi) nie jest tylko wiekowym, owszem, przez to właśnie wiecznym jest, że się ani żadną śmiercią kończy, ani też żadną śmiercią dopiero zaczyna.2 „Bo nektar żywota „Wtenczas jest słodkim, gdy z innymi w dziele, „Serca niebiańskie nie poi wesele, „Kiedy je razem nie wiąże nić złota". (Oda do młod). 1 I. Ioan. III. 14. 2 Patrz księgę 1. dział IV. 25 Ale czemuż nie uznać, że to zadośćuczynienie miłości nie jest żadną obiecanką ani tylko spodziewanką, ale już darem obecnym, ustawicznym, — od nas samych zależnem używotnieniem i ubłogosławieniem naszem? Wszakże gdziekolwiek jest miłość, choćby na przybliżonym dopiero stopniu, tam nie będzie dopiero kiedyś, ale jest już miło, tam szczęście i życie, tam już przynajmniej zawiązek, jeśli nie zgoła, jak mówi Apostoł, „związka doskonałości,"1 — a gdzie jej wcale nie masz, — tam nawzajem nie będzie dopiero, ale eo ipso jużci jest gorycz, smutek i przekora, martwość i zmartwienie, odpadek i upadek, słowem stępienie ducha, jeśli nie zgoła istne potępienie! A więc choćby przez samolubstwo samo powinnibyśmy ścigać Miłość, — gdyby ona właśnie przed jednem samolub-stwem nie uciekała. Zresztą Omnia vincit amor et nos cedamus amori.2 Zaprawdę miłość nie jest żadnym pożytkom kwoli, owszem sobie sama wystarcza, tak dalece, że Miłość jakichś zewnętrznych pożytków wypatrująca, już tern samem przestałaby być miłością, a stałaby się raczej spekulacją. Ale właśnie dlatego tak przedziwnie Ojciec nasz umiarkował tej miłości wrodzone i przyrodzone skutki, że opróżniony z niej żywot sam w sobie coraz bardziej marnieje, a przepełniony nią owszem ustawicznie się rozwielbia. Nie dziw więc, jeśli miłość żadnych pożytków nie wypatruje, „rzeczy swoich nie szuka"3, — po-cóżby ich szukać miała, skoro je sama w sobie znajduje, skoro w nie sama bezpośrednio obfituje. — I na cóżby miała wyglądać jakiejbądź odpłaty, skoro w tem, co sama czyni, ma już zadośćuczynienie, — skoro się w sobie rozmaga, im więcej domaga, a w tem co daje, już bierze? Któż tego nie doznał, choćby po części wobec Rodziców lub Dziatwy, wobec Żony lub Kochanki, wobec Braci lub Przyjaciół, wobec Ojczyzny albo Kościoła? A jeśli tak jest, od najpowszedniejszych życia pierwotnego stosunków począwszy, — co każdy uzna, ktokolwiek kiedy kochał, — (a któżby znowu kiedyśkolwiek nie kochał!) — cóż dziwnego, 1 Colos. III. 14. 2 Porównaj Wirgilego Eclog. X. 3 I Cor, XIII. 5. 26 że im ta miłość bardziej się wzmaga i wznosi, im jej cel i przedmiot coraz bardziej rośnie, a w życie publiczne wkraczając, Ojczyznę, Ludzkość ogarnia, tern też dzielniej wzrasta Duch, który się jej poświęca, tern większych a niedomyślanych przedtem dostępuje błogości, tern silniej żyje, a nie obumiera. A jeśli w Ojcu naszym, jako najwyższem a spólnem Wszechświata ognisku, tkwią i kojarzą się bez wyjątku wszelkie dobra, wszelkie pociechy, wszelkie życia skarby, widzialne i niewidzialne, świadome lub doświadczyć się dopiero mające, — których uczestnictwa, by spełna dostąpić, potrzeba tylko: „Zestrzelić myśli w jedno ognisko I w jedno ognisko duchy," oczywista, że każdy marnotrawca, który samowolnie sierocieje, a więc upornie jedynaczeje i siebie samego i nas solidarnie martwi, odwlekając, o ile na nim zawisło, społeczne pocieszenie, pełnoletności dziatek bożych dostąpienie, rodu ludzkiego wyzwolenie, a puścizny Chrystusowej stanowcze odziedziczenie. Bo nie pojedynkiem znowu Ojciec nasz wyzwala dziatki swoje, — aczkolwiek dojrzalsze, doświadczeńsze, w paśmie żywotów zasłużeńsze do coraz wyższych dóbr a dostojniejszych powołań przed czasem przypuszcza i zadatkami wyzwolenia opatrznie obdarza. — Z łaski zaprawia małoletnie do czynnego a spełnego w królestwie swojem obywatelstwa, — nawet niejednemu marnotrawstwu w wiekach niedorostu, „onych czasach niewiadomości,"1 miłościwie przegląda, — wszelako nieprędzej wyzwoli nas, ani przeznaczonem Dziedzictwem, które jest spólne a nie dzielne, upełnoletnionych obdarzy, dopóki nie tylko ci albo owi, jako pojedyńcze indywidua, ale my, jako dziatwa Ojca naszego, jako Ludy i Ludzkość, nie dojrzejem społem, a owej dojrzałości nie dowiedziem w społecznem obcowaniu — obfitością owocowania. Przy Powołaniu Narodów dość Mu już było na pojedynczych wybranych do rozgłaszania przybliżonego dopiero Kró-estwa, atoli przy nadchodzącej „Spełni Ludów,"2 która niczem nnem nie jest, jedno owego Powołania spełnieniem, — a która nusiała wówczas pozostać „tajemnicą," jak o tern Apostoł wyraźnie ostrzega, póki objawieniem się stać nie mogła, — 1 Act. Apost. XVII. 30, 31. 2 Rom. XI. 25. 27 już Mu nie idzie o niektórych wybranych, lecz właśnie o wszech-powołanych. — A przecież nie zrażajcie się, Bracia, ani upadajcie na duchu przed ogromem podobnego warunku! — Bo jak mało wymaga, tak owszem wiela pomaga sam Ojciec Nasz, właśnie przez to i dlatego, że jest Ojcem Naszym. Póki był nam dopiero „Panującym Panem," jak pod starym Zakonem, póty mogliśmy jeszcze nie wiedzieć o trosce i pomocy jego, równie jak o miłosierdziu. A przecież już wtedy, zanim się nam jeszcze jako „MiłosiernyOjciec" objawił, zanim przeto miłość Jego w nas obfitować poczęła, jużci w oczach „Sprawiedliwego dopiero Pana" wystarczała obecność pięćdziesięciu... trzydziestu... ba nawet dziesięciu sprawiedliwych do zawieszenia zapadłego już wyroku nad potępioną społecznością.1 Ileż tedy w obliczu „miłującego a miłowanego Ojca" sprawić zdoła już nie ujemnie tylko, ale dodatnie poświęcone obcowanie dziesięciu — trzydziestu — pięćdziesięciu „nie słowem ani językiem, ale uczynkiem i prawdą miłujących,"2 — prawdą, a więc „znajomością woli Jego we wszelakiej mądrości i wyrozumieniu duchowem"3 napełnionych, — uczynkiem, a więc tejże woli nie jałowych wyznawców, lecz płodnych wykonawców! Miałożby wam się zdawać, że tylu ich nawet nie znacie?... Bracie czytający! nie pytaj wielu Was będzie, chciej tylko ty być choć jednym z dziesięciorga! Z gołosłownego wyznawcy Ojcostwa Bożego, jeśli nim jesteś — a jesteś, byle raz w życiu odmówiłeś Ojcze-nasz, — zostań też choć na próbę wykonawcą Synostwa Bożego. — Mniemaszli, że to bardzo ciężko? Zaspokoił cię zawczasu Ulubieniec Pański, ów już nie tylko Wyznawca, ale i wykonawca Miłości, który wołał bez ustanku: „Miłujcie się Braciszkowie! miłujcie się Synaczkowie!" — On ci sam w Miłości i Miłosierdziu przewodniczył i z doświadczenia zaręcza, że „miłość Ojca naszego na tern zawisła, abyśmy „przykazań Jego strzegli, a przykazania te nie są ciężkie,"4 a więc nadzwyczajnego wysilenia, ani wyjątkowego bohaterstwa nie wymagają. 1        Genesis XVIII. 26—32 2        I. Joan. III. 18. 3        Coloss I. 9. 4        I. Ioan. V. 3. 28 A wolisz-li zaświadczenie samego Syna Bożego, „pierworodnego między wielą braci," który nam utorował sobą samym drogę do Ojca naszego, którego przedtem nikt nie znał, jedno Syn i komu Syn chciał objawić. Otóż On ci oświadcza, że to „jarzmo wdzięczne, a brzemię lekkie jest."1 Spróbuj tylko, byle szczerze i wytrwale — bo to nie czarodziejski a obyczajowy środek, — a wnet obaczysz, jak wespół z bracią działając, a każdy po swojemu, nie rwąc się każdy do wszystkiego, lecz światła, ciepła lub siły nawzajem sobie udzielając, unosić będziesz i siebie i braci elektromagnetyzmem zbawienia! Byłeś miał dobrą, a więc szczerą i wytrwałą wolą, nie zaś tylko dobrą chętkę, nie lada wiotką zachciankę, — bo taka rychło spełznie i zasmuci ziemię a rozweseli piekło, o któ-rem mądrze powiedziano, że niemi brukowane. Bo nic weselszego dla ducha „wiecznie przeczącego" nad spełznięcie lub zmarnowanie dobrej intencji, która do skutku nie dojrzewa. Najmilsza to jemu ze wszystkich wygrana, bo nic bardziej panowania jego na świecie nie przewleka, — o czem przy wykładzie samych próśb Pacierza wszechstronnie pokolei, na drodze ścisłego rozumowania i pozytywnie przekonamy się. A na zachciankach, na dobrych chętkach i intencjach, na próbach, zakusach i porywach, na przedsięwzięciach nawet arcywielebnych i dzielnych nie brakło nigdy i dziś zaiste nie brak. Wprawdzie aż szesnastu wieków potrzeba było pełnemu poświęcenia Chrześcijaństwu na doczekanie się świętego Wincentego a Paulo, którego arcypraktyczne, bo zmysłem organizacyjnym ubłogosławione Apostolstwo samarytańską Parabolę już nie sporadycznie, jak było dotychczas, ale organicznie w życie społeczne wprowadzać zaczęło, a w tern dziele Miłosierdzia już nietylko zakonno-kościelnej, ale i świeckiej Asocjacji żywotny pochop dało. Spojrzyj tylko wokoło siebie. Cóż wielebniejszego, cóż w skutkach płodniejszego być może nad owe bractwa miłosierne, owe stowarzyszenia wspólnej pomocy, wzajemnej po-ręki, opatrznej przezorności, — cne już zawiązki, początki wykonawczego Synostwa Bożego, które śledząc pilnie wszelkich bied, nędzot i umartwień braci bliźnich, wypatrują, ob 1 Matth. XI. 30. 29 myślają i spółnemi siły gromadzą zbawcze środki, bądź ku ich ulżeniu lub uśmierzeniu, bądź jeszcze lepiej ku zapobieżeniu takowym. A tern wielebniejsze i dzielniejsze, bo wtedy najskuteczniejsze, ilekroć nie na samej jałmużnie, ani na jedno-stronnem dobrodziejstwie, lecz na wzajemnej pomocy oparte, albo przynajmniej, ilekroć potrzebę dalszych dobrodziejstw uchylają, — które już przestają być jednostronną jałmużną, aby stać się zapomogą, — a bliźnich do braterskiej nawzajem poręki skutecznie powołując, taką właśnie między nimi kojarzą organiczną zawisłość, jaka nadal istną od losu i przypadków niezawisłość każdemu z nich zabezpiecza. Stara to sprawa zaiste, stara przynajmniej jak sam świat Chrześcijański, bo w pierwotnych jego Agapach już poczęta, a przez szereg dziewiętnastu wieków w Kościele pilnie pielęgnowana, — a jednak wcale nowa w dzisiejszym rozwoju i dzięki świeżo powstałej, lecz wciąż wzmagającej się potędze świeckiej Asocjacji, powołanej te organiczne rudimenta w życie społeczne wprowadzić i we wszystkie tegoż życia stosunki rozgałęzić. Ani też „nowe przykazanie, ale stare, któreście mieli od początku  — a przecież przykazanie nowe".1 „Bo też nie inne rzeczy piszemy Wam, niżli któreście czy-„tali i poznali. A spodziewam się, że też aż do końca poznacie".2 Tak jest — aż do końca, bo to znowu ledwo początki, mało pozorne a przecież nader już płodne, wielce obiecujące a przy wytrwałości więcej jeszcze niż obiecują dotrzymujące. Chwałaż więc Ojcu naszemu w Niebiesiech, że i takie już na ziemi naszej kiełkować poczynają, że mnożą się i krzewią te cne zawiązki bratniej solidarności, te skromne dotąd, ale przyszłości pełne towarzystwa wspólnej pomocy, te już nietylko bractwa, ale całe rodziny miłosierdzia, te przyjacielskie stowarzyszenia (friendly society), te dzieła społecznej raki ludzkości, słowem te luźne rozgałęzienia powołanej już do życia, a wkrótce do panowania, idei Asocjacji. A maluczko obaczym, jak się rozwielmożnią w potężne dobra publicznego Ligi,3 które 1 Joan. II 7. 8. 2        II Cor. I. 13. 3        Że już i takie są nawet za dni naszych możebne, czyliż nie masz dowodu bądź w Lidze Polskiej jako narodowej, bądź w genewskim Stowarzy szeniu Czerwonego Krzyża jako międzynarodowem i t. p. 30 wespół, nie przymusowo ale swobodnie, powiąże Religja w olbrzymie Bractwa rodowej, narodowej i międzynarodowej cnoty, której Ojciec nasz po dziatkach swoich od wieków z upragnieniem wygląda. Bierz się więc do dzieła, z byle której strony, bracie byle który, wedle powołania do jakiego w duchu się poczujesz. A nie rwać Ci się na wszystko, bo nie każdy do każdego powołany, ani nawet uganiaj się za całością dzieła, bo sam nie dasz rady, — owszem, taka zachcianka zdradzałaby w sobie więcej zarozumiałości niżeli rozumu, więcej pychy, niżeli miłości. — Nie wszystkiego od wszystkich dziatek Ojciec nasz wymaga, — owszem, sam rozkład i podział pracy w swojej Ekonomji społecznej tak przedziwnie umiarkował rozkładem darów i podziałem usposobień,1 i wszelkie drogi Ducha tak sowicie przed nami roztworzył, że „Czyń każdy, co możesz, jak pragnie Duch Boży, „A całość sama się złoży". Ale czyń, — a nie ustawaj, — a cokolwiek czynisz, czyń święcie, t. j. z poświęceniem. Bo ten się tylko naprawdę święci, kto się poświęcać umie, — a kto się poświęcać umie, ten zaiste życia nie urania, owszem, przysparza,.... jak to coraz dalej postępując, coraz oczywiściej poznamy. A gdy tak czynić będziesz, nie odkładaj do jutra, ani też oglądaj się bracie, ilu ci pomoże. Bo ledwo obliczysz, żeś choć jednym z dziesięciorga, jużci potęgą dobrego przykładu ujrzysz się samotrzydziestym, — a rychło i pięćdziesiątym. — I bez liku rozmnażać się będziesz w świętości zapale, jak się stoczkowy płomyk rozmnaża, kiedy zapala po-gasłe gromnice. A juści coraz bardziej rozwidni się nam wokoło, — a co niedawno jeszcze wyglądało nam na ponurą zapadłego świata pieczarę, — niby pierwotne cierpiącego Chrześcijaństwa katakumby, — przeobrazi się nam z triumfującem Chrześcijaństwem w świetną Ojca naszego świątynię, kędy wiele rodzeństwa, ale jeden Rodzic — wiele darów, ale jeden Duch — wiele wspólnych posług, ale jeden Pan, i wielka różność spraw, ale tenże Bóg! 1 Porównaj I Cor. XII. — Komentarz w Drogach Ducha. 31 I zabrzmi chór nad chórami, jak przy zwiastowaniu, tak przy uiszczeniu dobrej nowiny: „Chwała Ojcu naszemu na wszechwysokościach a pokój dziatwie Jego na ziemi, ludziom i ludom dobrej woli!" v. Realność stosunku synowskiego względem Ojczyzny. „Błahe są to marzenia, — przenośnie, — wątłe przypuszczenia, a więc i marne nadzieje, — bodaj nie bałamutne „słów igraszki" odrzeknie rzesza opieszałych na duchu. „Bo na czemżeż oparte? Na tern jednem, że nam Chrystus „Boga Ojcem naszym nazywać przykazał? I toż ma nam „służyć za dostateczny powód i dowód społecznego Zbawienja! „Acz od wieków ród ludzki Boga Ojcem naszym przezywać „nawykł, nikomu przecież na myśl nie przyszło brać tej nazwy „dosłownie, jedno raczej za poetyczną metaforę, z której „wprawdzie mniej lub więcej budujące wynikłości kaznodzieje „wszech narodów wyprowadzić umieli, lecz która stosunku „ścisłego, rzeczywistego, matematycznie porównawczego, a cóż „dopiero żywotnego, nigdy nie wyrazi. Bo cóż za styczność „albo odpowiedność, cóż za porównanie a przynajmniej upodobnienie między ojcem lub matką na ziemi, a „Ojcem naszym, „który jest w Niebiesiech?" Alboż to osoba z ciała i krwi „jak one, którąby oblicznie oglądać, rękoma ściskać, a usta-„wicznem obcowaniem dopieścić się można? A przecież nasz „kaznodzieja nad kaznodziejami, sam Skarga, uznaje, że „prawa „miłość" obecności wymaga. Miłość więc tu na ziemi choćby „najszczytniej pomyślana, bez realnej obecności, bez żywego „obcowania, jeśli nie mrzonką, to przynajmniej ideałem zawsze „pozostanie, i żadne przybliżenie, żaden nastrój ducha nie „zapełni otchłani, która nas od niego oddziela. Chcieć tedy „wręcz idealną wyobraźni przenośnię, za realną serca i całego „Ducha unośnię udawać, a błahe dowcipu przybliżenie za ży-„wotny i rzeczywisty stosunek podawać, to mamidło przynaj-„mniej, jeśli nie oszukaństwo." — O synu ociężałego serca a lekkomyślnego Ducha, jestżeś ty pewien tego, o czem tak zarozumiale przemawiasz, przeciw skazówce z życia zdjętej? Azaliż nie doświadczyłeś sam nigdy żadnej innej miłości jedno do osoby tobie podobnej, 32 z tobą jedno i spółrodnej, z którąbyś mógł „twarz w twarz" rozmawiać i obcować? A kochasz-li ty Ojczyznę?... a juści kochasz, boś nie wyrodek. A kochasz to wcale nie idealnie ale realnie, bo nie tylko samym rozumem, ale i sercem calem. A widziałżeś wżdy na oczy drogą jej Osobę? A uściskałżeś ją kiedy w miłosne ramiona? — Wszak nigdy, — bo to niejednorodna z matką twoją, owszem odrębnego wcale przyrodzenia istota, a przecież bez ogródki ani przenośni żadnej, istna Matka nasza, — to nam poświadczysz i sercem i umysłem i lepiej jeszcze, bo ustawicznym synowskim czynem. Wszak ona cię poczęła, spłodziła i wychowała, nie przenośnie bynajmniej, ale rzeczywiście, acz innym wcale trybem i w wyższym snać zakresie, niż najbliższa twoja rodzicielka. — Wszak ona cię podobnież, acz inaczej, mlekiem piersi swoich wykarmiła, i na własnem łonie wypiastowała, a juści tak dalece na rysach, ruchach i obyczajach Twoich nieomylne piętno własnej rodzimości wybiła, ze wprawne oko od razu odgadnie, jakiej Ojczyzny jesteś synem. — Wszak ona cię wyuczyła swojskiego języka, ona cię z podaniami narodu, jak rodzona matka z podaniami rodu twego oswoiła, ona cię wszelkiemi cnoty i zalety przodków, choćby mimowiednie zaopatrzyła, • ona ci nawet ich przyrodzone przywary, ich dziedziczne usterki lub nałogi, choćby mimowolnie przekazała, ona cię więc ich win i zasług spadkobiercą uczyniła, — słowem, ona dawszy ci życie, ze wszelkiemi tegoż życia warunkami, z siłami lub wadami jej organicznej konstytucji właściwemi, pielęgnowała cię po macierzyńsku pókiś dorastał. — A dorósłszy, ty ją nawzajem po synowsku pielęgnujesz, ty ją dźwigasz, opatrujesz, dla niej pracujesz, dla niej życie poświęcasz, — jej cześć i sławę, jej pomyślność i bogactwa w każdym stanie i powołaniu wzmagasz, — słowem ty przez nią żyjesz, jak Ona przez ciebie. Czemkolwiek jesteś w społeczeństwie, cokolwiek posiadasz z dóbr moralnych lub materialnych, cośkolwiek odziedziczył lub zarobił, to wszystko pod pewnym względem winieneś matce Ojczyźnie, — co wszakże nie wyklucza, byś tego samego pod innym znowu względem nie zawdzięczał rodowym Rodzicom, którzy cię takoż na świat wydali, puścizną swoją obdarzyli, czem jesteś uczynili. — 33 Bo też pojęcia Ojcostwa i Ojczystości są nieidentyczne, ale z sobą spółmierne, przyległe, matematycznie do siebie podobne i sobie odpowiednie, a nawet tak dalece przypadają do siebie, iż niemasz istotnego piętna Ojcostwa, na któremby Ojczyźnie zbywało, ani przypadłości Macierzyństwa, której by Matka narodowa z Matką rodową nie podzielała. A to jej Ojcostwo sam wyraźnie i dosłownie uznajesz, zwąc ją w każ-dem narzeczu Ojczyzną, a miłość i uczucie obowiązku względem niej, Patrjotyzmem; — i dlatego właśnie, że to jest istną, zupełną i ścisłą prawdą, nie zaś słów igraszką, ani przenośnią żadną wyobraźni, miłujesz ją nietylko słowem, ani językiem, ale „uczynkiem i prawdą"; — i dlatego też nie idealnie, nie wyobraźnią jej hołdujesz, ale realnie serce ci ku niej rośnie za każdem wspomnieniem, krew ci w żyłach kipi, ku poświęceniu za nią niecierpliwa; — dlatego rozkazy jej kornie spełniasz, władzę jej zwoloną nad sobą uznajesz, ciężary wszelkie, ilekroć od niej pochodzą, z miłością znosisz, dolegliwości podzielasz, w jej doli lub niedoli własną upatrujesz, — słowem wszelką chlubę żywota na tern zakładasz, byś się stał godnym synem Ojczyzny. Zachodziż tu jakakolwiek mistyczność, jakabądź ułuda lub przenośnia wyobraźni? Azali nie raczej serdeczny a rozumowy zarazem, bo przyrodzony, matematycznie porównawczy, — choć bynajmniej nie równawczy, — słowem żywotny i rzeczywisty synostwa stosunek, — acz inakszy zaiste od tego, który Cię z ojcem i matką wiąże? Powiesz-li że dalsze, że rozleg-lejszy, że duchowniejszy? Zgoda, — i owszem; — ale czyżby przez to miał być mniej bliski, mniej ścisły, mniej przyrodzony? Jako żywo! — Owszem, chyba tern doskonalszy, im wyższy, tern obfitszy, im rozleglejszy, — a co dziwniejsza, bodaj czy nie nawet pod pewnym względem realniejszy, — im na pozór oderwańszy, tern rzeczywiście zroślejszy, ściślejszy i przyrodniejszy. — Bo rodząc się, jużci odrywasz się raz na zawsze z łona matki, a im bardziej podrastasz, tern się od niej coraz bardziej odosobniasz, odrębny obok niej, nie zaś wspólny z nią żywot prowadząc. — Na łonie Matki Ojczyzny owszem odprawiasz żywot cały, jej własny żywot tern samem sprawując, — ledwo chwilowo lub wyjątkowo to łono opuszczasz, a opuściwszy rwiesz się niebawem nazad w jej objęcia, powtarzając za tęsknym Owidjuszem: 3 34 „Nec quisquam patria longius exul abest"! bo czujesz w głębi duszy, żeś na to zrodzon, byś żywot na tern łonie pędził. — Na obczyźnie, ilekroć nie usychasz do szczętu, zawdy, choć po części marniejesz, bo jedno, coś od Matki Ojczyzny odziedziczył, tam Ci się na nic nie przyda, a nawzajem niejedno tamtejsze do twego przyrodzenia niekoniecznie przypada. Żaden trafunkowy wyjątek, żadna choćby najszczęśliwsza „naturalizacja", a cóż dopiero zdrożne przenarodowienie, nie obali powszechnego prawa natury. — W jednej Ojczyźnie spełna, dzielnie i wedle własnego przyrodzenia żyjesz, jak nawzajem Ojczyzna Tobą i wespół bracią Twoją żyje; — tak dalece, że o ile sama nie mogłaby żyć bezdzietnie, o tyle znowu, dopóty żyje, dopóki jej na prawych synach nie zbywa, choćby ją samą w kajdany okuto i do grobu żywcem wtrącono, a głazem obcego jarzma przytłoczywszy w poczet zmarłych na wieki zapisano. — Pragniesz-li jeszcze i na to dowodu? Spojrzyj tylko na życie narodów, jużto samoistnych, jużto uciemiężonych. — Rzymian gdy zabrakło, rzymska Ojczyzna naprawdę umarła, aczkolwiek nabalsamowanego jej trupa przez wieki jeszcze chowano, a z zachowaniem nazwiska za żywą świata potęgę udawano. Natomiast żyje oto Ojczyzna, choć na pozór zamordowana lub rozćwiartowana, — żyje, dopóki tylko wielkiej Męczennicy własna nie zarzeknie się dziatwa. A wyraz tego życia dzwoni bez ustanku w ludowej pieśni, która nie kłamie, bo „vox populi vox Dei". Przysłuchaj się jej tylko. Tam oto naród szczęśliwszy między spółczesnemi ludy, ciesząc się ustawicznem z żywą Matką obcowaniem, świadczy o żywem dziatek dla matki poświęceniu bohaterską pieśnią: "Allons enfants de la patrie"! albo też wzdycha za niedopełnionem jeszcze, choć nieuchron-nem, o ile naturalnem plemion własnych zjednoczeniu: „Das Vaterland muss grósser sein". Tu, oto wy rzekome sieroty, niby pogrobowe już dzieci, którym od kolebki zwiastowano, że ich Matka odumarła, że jej imię już na wieki z Matrykuły narodów wymazane, a rozdawanej między Macochy dziatwie, te jakoby Matki kochać nakazano — Oto przy każdym nadziei zaświcie, i po każdym jej zachodzie, nucą wiernie, ufnie i miłośnie, bez rozpaczy choć w żałobie: 35 „Jeszcze Polska nie zginęła Kiedy my żyjemy" — Taki akt Wiary, Nadziei i Miłości całego narodu w prostej pieśni zawarty, bodaj czy nie więcej dowodzi nad wszelkie rozumowania. VI. Kolejne szczeble Ojcostwa i Macierzyństwa. Jeśli tedy nie żadną igraszką słowa ani przenośnią wyobraźni, ani mistyczną ułudą, ani sztucznym uczucia nastrojem, ale przyrodzeniem całem, sercem i duchem uznawamy się czem rzeczywiście jesteśmy, — Synami Ojczyzny, jeśli miłujemy ją tak szczerze i bez ogródki jak rodzoną matkę, acz dwie te istoty snać tak dalece między sobą się różnią, — jeśli nareszcie nie roimy sobie idealnie, ale doświadczamy realnie, iż przez tę miłość, przez to ciągłe z Matką Ojczyzną obcowanie, przez to zadośćuczynienie naszym względem niej obowiązkom, własne życie rośnie nam i potężnieje, w przeciwnych zaś warunkach mdleje i gorzknieje, ilekroć zgoła nie marnieje, — czemużbyśmy wznieść się do wyższej jeszcze Synostwa potęgi nie umieli, i uznawszy się, czem podobnież jesteśmy, Synami Bożymi, kochać, wyznawać i jeśli nie na własne cielesne oczy oglądać, to przynajmniej, o ile od nas zawisło, doglądać Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, — w odpowiedni znowu, acz nie taki sam sposób, jak kochamy, wyznawamy i pielęgnujemy Ojczyznę, która jest na ziemi? Nikt nie przeczy, owszem wyraźnie się tu zastrzega, że inaczej Bóg nam Ojcem, jak pojedynczy każdego z nas rodzic, jak i że zaiste nieskończona między Ojcostwem Jego a Ojczyzną zachodzi różnica, — ale cóż stąd wypada? Przecież i Ojczyzna wcale inakszą nam Matką, jak rodzona Matka, a jednak za Matkę jej poczytywać i jako takiej piastować nie wzdragamy się. Upatrzywszy tedy dopiero, co w Ojczyźnie dzielniejsze jeszcze, a nawet bliższe, niżeli w rodzonych Rodzicach, Ojca naszego przybliżenie, mieliżbyśmy znowu dla tego, iż to Ojcostwo jest zgoła innego rzędu, stopnia lub rodzaju, samemu Ojcostwu zaprzeczać, a przez to i Ojcu naszemu ubliżać, i siebie z wszelkich pożytków i rozkoszy Synostwa wyzuwać? Jako żywo! Nie dość, że błędem, ciężką byłoby to dla nas samych klęską. — 3* 36 Błędem, albowiem od Niego „wszelkie się Ojcostwo mianuje, „jako w Niebie, tak i na ziemi".1 a więc o tyle nadwerężylibyśmy ziemskie Ojcostwo, o ile ubliżylibyśmy niebieskiemu, od którego, jak wnet z dziejów przekonamy się, wszelkie ziemskie Ojcostwo zawdy zawisło. — Klęską i krzywdą, albowiem marnotrawstwo wszelkiego Synostwa, a dopiero tak dostojnego, jużci jest dotkliwym życia uszczerbkiem, rozwiązując jedną z onych spójni życia, które zarazem stanowią jego dźwignię. Wszakże już na stosunku z Rodzicami lub z Matką Ojczyzną ustawicznie doświadczamy, że im kto hojniej ich pieczy i posłudze żywot swój poświęca, a tern samem z bracią rodową lub narodową czynniej i dobroczynnej, a więc miłośniej obcuje, tern bardziej żywot własny wzmaga i rozwielbia, a owszem o tyle go urania, o ile marnotrawi bez pożytku dla Rodu i Narodu; — a już potępia się i hańbi, gdy gniazdo własne kalając, wyrodnie od niego odpada. — Podobnież i Ojcu naszemu żywot cały w czynnej, a nie gołosłownej nieść ofierze, nie jest to wcale życie zatracać ani skurczać, — ale owszem wzmagać i zapładniać, rozszerzać i przydłużać. Bo taka jest obfitość i płodność zdrowego i silnego Życia w sobie, — nie wspominając tu nawet jego odradzalności z siebie (palingenezji), o czem później przy Prośbach i odnośnych apostolskich komentarzach, — iż jedno poświęcenie, choćby ustawiczne, ani go wypłania, ani wyczerpuje go bynajmniej, ani też innych nie wyklucza, ale owszem, im wyższe, tern bardziej inne waruje, w sobie zawiera i z siebie rozmnaża, a więc życia nie uboży, ale owszem wzbogaca, nie wysila, ale zasila. — Jak Śty Augustyn Pismo św. mianuje niewyczerpalną nigdy Objawienia krynicą, — z której, gdy się nam zdaje, żeśmy już coś aż do szczętu wyczerpnęli, niebawem się pokazuje, że możem więcej zaczerpnąć, i znowu niebawem w innem lub wyższem znaczeniu więcej odkrywamy, tak samo ma się z Życiem, które juści także do Objawień Bożych należy. I nie dziw. Alboż życie samo nie jest takoż objawieniem Bożem sui generis ? Alboż nie stanowi także wielkiej tajemnicy, z której nauka Przyrody raz wraz coś więcej odkrywa? A im 1 Ephes. III. 15. 37 więcej odkrywa, tern więcej poznaje, że jej coraz więcej do odkrycia nie tylko pozostaje, — ale przybywa. Bo każda szczęśliwie rozwiązana tajemnica wyradza zaraz z siebie roje dalszych tajemnic do rozwiązania, zagadnień do odkrycia. Rzekłbyś, że je z siebie wyradza, — a tymczasem odkrywa tylko po kolei, co było dotąd niepostrzegalnem i niedomyślanem, chyba czasem w intuicji genialnych badaczy przeczutem i jakby proroczo za-powiedzianem. Otóż jak z teorją, tak też i z praktyką życia. Im go więcej z siebie wydobywamy i udzielamy, tern go nam samym więcej miasto ubywać, przybywa, — a im go więcej dla siebie skąpimy, tern bardziej, na przekorę sobie, nikczemniejemy. Jeżeli tedy na spełnianiu warunków i obowiązków wszelakiego Synostwa na ziemi, które jest różnorodne i różnorzędne, zależy istne zbogacanie i wypełnianie wszelkiej próżni doczesnego życia, toć oczywista, że na wywiązywaniu się z obowiązków Synostwa Bożego zależy nietylko najwyższe i ostateczne dopełnienie, ale nawet integralna suma wszelkich związków jako w Niebie, tak i na Ziemi. I w rzeczy samej, jak Ojczyzna nietylko nam nie wzbrania dla miłości swojej miłować Rodziców, lecz owszem tego po nas tak dalece wymaga, że wyrodnego Syna w rodzie nie uzna nigdy za godnego Obywatela w narodzie, tak i Ojciec nasz, który jest w niebiesiech, nie zwalnia nas bynajmniej od obowiązków około Matki naszej Ojczyzny, która jest na ziemi, — ale nas owszem ku niej zobowiązuje, tak dalece, że wyrodnego Syna ziemskiej Ojczyzny sam wydziedzicza z niebieskiej. Bo nie zawiść rozwodząca, ale miłość kojarząca, znamionuje wszelakie Ojcostwo na jakiejkolwiek wszech istot potędze. Ani też ubytek żaden, ale raczej przybytek i dobytek towarzyszy i świadczy wszelakiemu Synostwu na każdym szczeblu wszechświata. A więc patrz, Synu, abyś się sam nie marnotrawił, uganiając się marnie za własnem sobkostwem, ale raczej poczuj się miłośnie do solidarności społecznej, pociesz się wiarą i nadzieją, że oprócz doczesnych Rodziców i matki Ojczyzny, która jest na ziemi, masz jeszcze Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, a który nie będąc już ani doczesnym, ani tylko ziemskim, ale wiekuistym i wszechobecnym, już eo ipso nigdy 38 i nigdzie Ci nie zabraknie, ani Cię nie osieroci, — i nawet wtedy, gdy się go sam przekornie wypierasz, jeszcze miłosnem okiem wygląduje powrotu marnotrawnego syna... Tą wiarą, tą nadzieją, tą miłością wszelakiego synostwa przysparzaj sobie bezustanku własnego Żywota na ziemi, nie szczędź go dla Braci, którzy Ci się prędzej czy później pośrednio lub bezpośrednio wzajemnością wywdzięczą. — Bo jeśli nic zawodniejszego nad wdzięczność indywidualną, nic owszem nieochybniejszego nad wzajemność społeczną, — ta rośnie jak na drożdżach... — przypomnij sobie tylko przecudną Parabolę Zbawiciela o fermencie..} Wzrastaj sam i postępuj na coraz wyższe synostwo, poświęcaj i uświęcaj się wytrwale we wszelakiem obcowaniu, jak zaleca książę Apostolskie2 — byle wytrwale, bo to znowu nie czarodziejski, ale obyczajowy środek. A taką czynną miłością stając się nietylko Bogu, ale i ludziom coraz milszym, czyli w łaskę wszelaką coraz bardziej obfitując, przeznaczenia własnego coraz dzielniej i świetniej na świecie Bożym dopełniaj! A wtedy lepiej niż dotąd zrozumiesz, bo — ujrzysz na jawie dosłownie spełniające się przykazanie Starego Zakonu — jedyne z całego Dekalogu, które już było więcej, niż prostym zakazem, bo dodatnim już nakazem, a które też wedle głębokiej Apostoła uwagi3 było najpierwszem przykazaniem z Obietnicą: „Czcij Ojca Twego i Matkę, jakoć przykazał Pan Bóg Twój, abyś żył przez długi czas, a żebyć się dobrze wiodło na ziemi".4 VII. Dostępy do Boga poprzez „jestestwa innych rzeczy". Aliści tu może już nie za płonną igraszkę słowa, ale raczej za wierutne zuchwalstwo myśli poczytacie, iż z przyrodzonych stosunków nietylko rodowego ale i narodowego synostwa, bez ogródki ani przenośni wnioski czerpiem do Bożego. Tu już może wzdragać się poczniecie, przypuściwszy z trudem pierwsze przybliżenie, bo przez samego Zbawiciela podane, przyzwolić na to drugie. — A może też nie tyle umysł 1 Luc XIII. 21. — Mat. XIII. 33. 2 I Petr. I. 15. 3        Ephes VI, 2, 3. 4        V Mos, (Deuteronom). V. 16. 39 wasz się wzdraga, ile serce się ociąga przed takiem wymaga-niem. Nie czując się na siłach, ani w sobie dość zasobu miłości, by z niższych i ciaśniejszych jej stopni piąć się ku coraz szerszej, pełniejszej, bez utraty ani uszczerbku żadnej z poprzednich, a przywykłszy wielbić raczej Ojca naszego wargami, niżeli nad Istotą Jego się zastanawiać, lub o wolę Jego pytać, niedość, że sami przed sobą tłumaczyć się będziecie spowszedniała wymówką mistycznej lub retorycznej przenośni, ale może wręcz gorszyć się poczniecie z podawanych tu przybliżeń, jakoby z ubliżeń Bożej istocie, która snać podobnych porównań ze stworzonemi jestestwy nie dopuszcza, ani żadnego z niemi pospolitowania nie cierpi. Posłuchajcież, jeśli takie było wasze mniemanie, co nauczał mąż po trzykroć wielki, bo świątobliwością życia, głębokością myśli i dostojeństwem dzielnie sprawowanego urzędu, wysoko na skali dziejów zapisany, — przed którym przeto, czemkolwiekbyście byli na świecie, z uszanowaniem powstawszy, na chwilę umilknąć zechcecie: „Zaprawdę, mówi Anzelm Śty,1 człowiek na to był stworzony, aby zawsze okiem bogomyślności na Stwórcę swego „patrzał; — ale że Stwórca sam Duchem jest, y żadne oko „do niego, tak jako jest sam w sobie przyjść nie może: powożone przed nim są jestestwa innych) rzeczy, aby na nie pa-„trząc, rozumem swym ścigał wysokości owego, który sam przez „się widzianym być nie może. —       W rozmyślaniu albowiem ich „człowiek miał się piąć do poznania Boga, y tak miał z nich „mieć jako stopnie, któremi miał przyjść do Stwórce".2 Otóż to samo, słowo w słowo, co Was przed chwilą gorszyło, niczem innem nie jest, jedno to, czem tu właśnie Mędrzec i Dostojnik Śty siebie i nas buduje, co sam wyraźnie zaleca, jako środek postępu i podniesienie ducha. - I nie jeden Anzelm Śty, ale tak przed nim, jak i po nim jeszcze, równej jemu wagi i powagi w dziejach Umiejętności Myśliciele to samo wypowiadają. Bo i cóż znaczy, jeśli nie to samo: 1        W. kanclerz angielski, nieśmiertelny wynalazca ontologicznego dowodu istnienia Bożego, Śty Anzelm z Kanterbury. 2        Lib. de excel. (?) V. cap. 6, w przepolszczeniu Fabiana Birkowskiego. Do tego wielkiej doniosłości ustępu powrócimy jeszcze przy 1. Prośbie. (Cy tat nieczytelny — przyp. wydawcy). 40 Experimentalis notitia Dei u Ś-go Augustyna, lub cały Rozdział XXIX Ks. VII. De civitate Dei? Albo czegoż naucza Summa Ś-go Tomasza z Akwinu, lub Itinerarium mentis ad Deum Ś-go Bonawentury i tylu innych Koryfeuszów Scholastyki, nie, wspominając już całego roju późniejszych naśladowców, którym Kardynał Bellarmin utorował drogę? Do czegoż wreszcie, jeśli nie do tego samego prowadzi, tak Platońska „analogia", jak Leibnitzowa „Via eminentiae", itd. itd., słowem całkowity szereg i wszystkie etapy owej metody po-równawczo-ewolucyjnej, która od Sokratesa aż do dni naszych, i po za dni nasze rozwijała nam w kolei wieków, i rozwijać będzie te stępy duchownego postępu? Nie wzdragajmy się przeto przystępować do Ojca naszego po owych stępach, które tak oczywiście doń wiodą, — ani obracajmy sobie w kamienie obrazy, co nam owszem za kamienie probiercze, za stopniowe środki skojarzenia, za pośrednicze wiązania1 właśnie w harmonji stworzenia tak przedziwnie sam Wszechstwórca rozłożył. Bo i na cóżby się nam Bóg Ojcem naszym zwiastował, a przez Syna swego zaświadczył, iż od niego mianuje się wszelkie Ojcostwo, jako w Niebie tak i na ziemi, gdyby nie-tylko w to wierzyć, nietylko to rzeczywiście pojąć, ale i wedle tego postępować, nie miało być z naszym pożytkiem, — gdyby nie chciał w znanem każdemu z nas Ojcostwie i wszelakiej Ojczystości wskazać nam modły własnej Istoty oraz należnego Mu od nas a Jemu najmilszego nabożeństwa! Że to się nam zrazu trudnem wydaje, zrażać nas nie powinno. Wygodniej zaiste obłudnem ku mniemanej nieprzy-stępności Boga uszanowaniem, w obłokach ideału „zatrzymywać prawdę Bożą"2 a przez to samo wymawiać się od tak żywotnego z Ojcem naszym i spółbracią obcowania, jakiego już w Rodzie lub Narodzie przybliżone przynajmniej znajdujemy wyobrażenie. Lecz co może być wygodnem, jestżeż godnem? A jeśli tak jest, uznajmyż z wyższą jeszcze od An 1        A gdybyśmy dalej jeszcze sięgnąć chcieli wstecz, w świat przed chrześcijański, nikt głębiej nie pojął ważności i potrzeby podobnych pośrednictw w wszechświecie (co Grecy μετότχτες nazywali, ich stosunek zaś wriksąią) nad Platona w Tymeuszu. 2        Rom I. 18. 41 zelmowej, Augustynowej lub Tomaszowej, bo Apostolską powagą, jak marne są wymówki i wybiegi owych leniwców rozumu lub serca, którzy zapoznawszy Ojca naszego, Jemu i sobie ubliżają. „Albowiem rzeczy Jego niewidzialne od stworzenia świata, przez te rzeczy, które są uczynione zrozumiane, „bywają poznane; wieczna też moc Jego i bóstwo; — tak iż „nie mogą być wymówieni. Gdyż poznawszy Boga, nie chwalili „Go jako Boga, ani Mu dziękowali, ale znikczemnieni w myś-„lach i zaćmione jest serce ich".1 Patrzcie, jak tu Apostoł dopełnia i prześciga nawet świątobliwego Mędrca, wytykając nietylko „znikczemnienie w myślach", ale i „zaćmienie serca". Bo juści nie tylko samemu rozumowi kwoli, a więc nietylko do poznania utajonego Boga, służą nam owe podobieństwa i przybliżenia, po których, jako po stopniach, „piąć się mamy w rozmyślaniu, aby przyjść do Stwórce" — skoro sam rozum lub samo poznanie, acz tak wielebne, wszelkim wymaganiom życia niekoniecznie wystarcza, — równie jak wiara sama, chociażby najgłębsza, bez czynnej miłości zbawienia nie utrwala. — Lecz krom tego znajdujemy na tych stopniach jeszcze wszechstronniejszy pożytek, bo z własnego życia zdjęte doświadczenie, co świadcząc o nieprzebranych skarbach uczucia, myśli i czynu, których dostępujemy, ilekroć przez coraz wyższą miłość, ku coraz wyższej solidarności — ku coraz wyższemu obcowaniu postępujemy, wznosi nam myśli i rozjaśnia serca, stawia nam przed oczy, byleśmy je otworzyć chcieli, stosunek ustawicznie żywotny, jużci nie sztuczny, ani idealny, nie przenośny, ani też nie dostępny, lecz owszem wbrew pozorowi, tern przyrodniejszy, ściślejszy, trwalszy i dostępniejszy, — im wyższy. A wszakże nie błądzi bynajmniej przytoczony Mędrzec Sty, ani przez to rzeczywistości lub żywotności obecnego zawsze stosunku, a więc obcowania naszego z Bogiem nie wyklucza, gdy zgodnie z tylokrotnem świadectwem pisma2 wyznaje, iż „Boga jako jest sam w sobie i przez się żadne oko niedowidzi". — Ale czy to samo słowo w słowo, jedno z wykładnikiem niższego stopnia, nie stosuje się już nawet do Ojczyzny ? Wszak ta Matka nasza, chociaż jest tylko na ziemi, 1 Rom I 20, 21. 2 Joan. I. 18. I. Tim VI. 16. I. Joan. IV. 12. 42 a więc napozór nie tak od nas daleka jak „Ojciec nasz, który jest w Niebiesiech", juści takoż sama w sobie pozostaje nam nieprzystępną, bo i ona także „sama w sobie Duchem jest",— inakszym wprawdzie od Bożego, ale też inakszym od naszego Ducha. — Przed nią więc takoż, acz na podrzędnej swej skali, „położone są jestestwa innych rzeczy", abyśmy własne jej syny, za pośrednictwem widzialnych, niewidzialne ścigali i poznawali. — Któż się jej kiedy, „jaka jest sama przez się i w sobie", cielesnem okiem dopatrzył, kto się z nią kiedy sam na sam rozprawił lub popieścił? Jeżeli wracający z długoletniej wędrówki wygnaniec, wstąpiwszy na ziemię ojczystą, pada na kolana i w uniesieniu całuje tę ziemię, to zaiste dopełnia symbolicznego znaku Miłości Ojczyzny, — ale juści przez to nie uściskał jeszcze samej Ojczyzny. Bo i o niej rzec można, że, „jako jest sama w sobie i przez się", mimo przystępności swojej, jest nam niedostępną. A przecież, któż zaprzeczy, że ją znamy i z całych sił kochamy, że mamy z nią nietylko myślne lub domyślne, ale żywe i ustawiczne obcowanie, że ona w nas mieszka, jako i my nawzajem w niej, że nareszcie, o ile się sami „społecznie między sobą miłujemy", o tyle „doskonała jej miłość (patrjotyzm) jest w nas". — Podobnież o Bogu słowo w słowo naucza nas inna, znowu wyższa od Anzelmowej, bo znów Apostolska powaga: „Boga żaden nigdy nie widział. Jeśli się miłujemy zobopólnie, Bóg w nas mieszka, a miłość Jego doskonała jest w nas".1 Wszakże tu stosunek ten sam ściśle zachowany, jedno wykładnik stosunku do wyższej podniesiony potęgi. Samych zaś równań, jako różnorzędnych i różnostopniowych, bynajmniej między sobą nie równamy, jedno postępując na coraz wyższe, — porównywamy. VIII. Żywotność porównań - Wszechprzytomność Boga — Objawienie w Cieleń Objawieni w Słowie. I na to lada zaprzeczny duch siła wrzekomych wynajdzie wymówek; — bo czemużby zaprzeczać nie umiał, kto ani twierdzić, ani utwierdzać, ani potwierdzać niezdolen? — I rzecze dumnie: „Nauki ścisłe nie porównaniami, ale równa 1 I Joan IV, 12. 43 niami postępują; wszelkie porównania są zdradne, owszem niezawodnie obłędne. Niczego nie dowodzą, one tylko owszem zawodzą". Doprawdy? — A więc zawodziłby nas sam Zbawiciel, kiedy nam dobrą nowinę o przybliżonem Królestwie Bożem przyniósł i całą naukę o tern Królestwie w porównaniu i przybliżenia (parabole)zawarł! Ale nie mówmy tu jeszcze o tych przedziwnych Parabolach, będzie o nich mowa przy Prośbach, mianowicie przy drugiej, gdzie poznamy do czego one prowadzą i czego dowodzą. Posłuchajmy raczej, co duch zaprzeczny dalej zarzuca: „I tak n. p. do czegoż niniejsze porównanie z Matką Ojczyzną prowadzi? Czyliż dla tego Matki Ojczyzny, jako jest w sobie i przez „się dojrzeć nie możemy, że ona Duchem jest? — boć każdy Duch, „lubo zmysłom utajony, właściwem sobie Ciałem na zewnątrz się „objawia, a spółrodnym sobie Duchom przez to przystępnieje. „Czyli nie raczej dlatego, że ów Duch sui generis, zupełnie od „naszego innorodny, (bo nie pojedyńczo-podmiotowy, ale społecznie li przedmiotowy), — w sobie samym ani przez się żadnego „uosobienia (personifikacji) nie przypuszcza, jedno właśnie w nas „samych, duchach podmiotowych, wyosabia się? Czego więc „w nim nie dostrzegamy t. j. samej osobistości,— tego też u niego „niemasz, ani być nie może; — cokolwiek zaś w samej istocie „jest, to się nam też objawia. A tej zaiste analogji nikt do „Bożej istoty nie przeniesie, ktokolwiek nie chce zaprzeczyć „osobistości Boga, a tern samem wpaść w najpotworniejsze „wynikłości, w jakie filozofja germańska niedawno zagrzęzła „i z jakich po dziś dzień wybrnąć nie potrafiła". Nikt też z nas zaiste tak błędnej indukcji sobie nie pozwoli, — nikt owszem silniej od nas przeciw wzmiankowanym wynikłościom nie powstaje, dlatego właśnie, że w sobie za-przeczne tylko i sprzeczne, że ujmują, tylko Bożej Istocie, że uwłaczają Jej, skoro same niedostatki, istotom niższego rzędu właściwe, Jej przekazują, — a więc rzeczywiście ubliżają Jej, — zamiast przybliżać do niej. My tymczasem dalecy od wszelkiej ujmy lub zaprze-czności twierdzimy owszem, a raczej Leibnitzową via eminen-tiae postępując, genetycznie dowodzimy, że wszelkie dostatki nasze z Niej ostatecznie czerpiemy, bo Ona Spełnią i Sumą wszechdoskonałości, — a więc, że wszelkie Jej siły są naszemi 44 zasiłki, jak wszelkie nasze pod miarą nabytki jej doskonałą własnością, — tak dalece, że samej Osobistości człowieka bez osobistości Boga pojąćbyśmy nie zdołali. — Wszak trudno o wręcz przeciwniejsze do dzisiejszej bezosobistej pseudo-teozofji stanowisko. Cóż nam tedy ów przeczny Duch wogóle zarzuca? Zawodność wszelkiego porównania? Nikt jej nie przeczy, ale tylko o tyle, o ile kto, jak on sam w tej chwili, wbrew wyraźnej przestrodze, widne porównanie ślepo na równanie zamienia. Ale w tern właśnie tkwi sam powód zawodu. My właśnie tu nie równamy, ale porównywamy. My różnicom żadnym nietylko nie zaprzeczamy, ale je owszem rozwijamy, potęgujemy. My różniczkujemy, ale zarazem integrujemy. Jakżeby się zdumiał pierwszy lepszy badacz natury, któremu chcianoby wydrzeć bodaj nie największą i najpłodniejszą ze świeżych zdobyczy w Naukach Przyrodzonych, Anatomję i Fizjologję porównawczą, pod pozorem, że to nauka zawodna, bo tylko porównawcza?... Albo cóżby powiedział geometra, gdyby mu z samego podobieństwa trójkątów żadnego wniosku wyciągać nie pozwalano, — pod pozorem, że wszelkie podobieństwo niczego nie dowodzi tylko zawodzi — i na dobitkę wymagano, aby nie z podobnemi, ale równemi trójkątami dał sobie radę, i z równych kątów i równość boków koniecznie wypadała? Przeżegnawszy się z zadziwienia na posłuch takiej insynuacji, odrzekłby, iż z samą równością trójkątów zaiste niedalekoby zaszedł, że dopiero z porównania nie równych, ale do siebie podobnych, oraz z własności i praw tego podobieństwa najobfitsze zastosowania wysnuwa, — że na tern podobieństwie nietylko cała się Trygonometrja zasadza, która nam właśnie pozwala ściśle mierzyć to, co jest niedostępne, ale że nawet bez niego cała Matematyka, z nauk ścisłych najściślejsza, niepodobnąby się stała i t. p. A zapędzając się w słusznem oburzeniu na tak płytkie uroszczenia, dodałby jako dalsze lecz powinowate wynikłości, że przez rachunek prawdopodobieństwa, jedną z najwyższych znowu zdobyczy tej nauki, dochodzimy do wyśledzenia praw, żadnym na pozór prawom nie uległej przypadkowości, że cała Analiza nieskończoności niczem zgoła nie jest, jedno podobną Metodą, czyli dochodzeniem przez przybliżenia, — że nareszcie, chybaby 45 nie miał najmniejszego wyobrażenia o Matematyce, ktoby przypuszczał, że ona żadnych nie przypuszcza przypuszczeń, — gdy tymczasem przeciwnie ta arcyścisła i zaiste niezawodna Nauka istnemi przypuszczeniami wciąż postępuje i dzięki owym przypuszczeniom, byle wywodnym i dowodnym, tak dalece już zaszła. Zostawmyż zarzutnika w zapasach ze zdumionym badaczem natury lub z rozjątrzonym matematykiem, którzy go nauczą jak porównania i podobieństwa tak przybliżenia i przypuszczenia w umiejętnościach najściślejszych, a więc i w życiu, które jest ich sumą i koroną, cenić i jak się z niemi obchodzić należy, — a tymczasem zanotujmy tu, że nietylko cała matematyka, ani też tylko ta lub owa z nauk przyrodniczych, ale wszystkie nauki bez wyjątku, każda po swojemu, tą metodą porównawczą wciąż postępują i jej właśnie największe zdobycze swoje zawdzięczają, (jak n. p. filologja porównawcza, prawodawstwo porównawcze i t. d. i t. d.) — i nietylko wszystkie same w sobie tą metodą się rozwijają, ale nawet między sobą nawzajem się potęgują. A powróciwszy do szczegółowego zarzutu, oraz przystając chętnie na jego konsekwencje, przekonajmy się, azali w niej samej ów duch zaprzeczny sam sobie, jak zwykle, nie zaprzecza. — Czegoż bowiem w owem zresztą słusznem rozróżnieniu duchów na przedmiotowe i podmiotowe chciał dowieść? Chyba tego, — sobie na przekorę a nam na poparcie, — że z Ojcem naszym, jako Duchem absolutnie osobistym, my dziatki Jego, jako także osobiste duchy, a więc, jak Pismo się wyraża, „na obraz i podobieństwo jego stworzone", tern łatwiejszy, ściślejszy, przystępniejszy i przyrodniejszy jeszcze mamy mieć stosunek, aniżeli nawet z Matką Ojczyzną, jeżeli ta duchem tylko zbiorowym będąc, właściwej w sobie i przez się osobistości ma być pozbawiona? On zaś owszem absolutną jest osobistością, której my odbiciem, jako na obraz i podobieństwo Jego stworzeni. — Czy tego dowieść chcieli? „Jako żywo!" — odeprze tu znowu duch wiecznie przeczący, a jako taki na ustawiczne ujemności prawem dialektyki skazany i na sprzeczne z sobą ostrowia raz wraz zapędzany. „Boć Ojczyzna, mimo li przedmiotowej a więc ogólnikowej, „nie zaś jednostkowej duchowości, nie stanowi przecież dla 46 „nas istoty czysto umysłowej, lecz owszem, w pewien Orga „nizm sui generis wcielona, zmysłowo nawet arcyprzystępną „Wszelkie jej pierwiastki, żywioły, przypadłości, — słowen „wszelkie „widzialne jej rzeczy", tak są obfite i pełne, iż dc „niewidzialnych nader łatwą drogę torują, bodaj czy spełna „jej nam nie objawiają. Tak więc, jeśli się godzi, w braki „ścisłych pojęć do niby plastycznych wyobrażeń się uciekać „nietylko przystaćby na to można, że ją poniekąd oblicznie „oglądamy, ale co lepsza, w usługach publicznych ustawicznie „jej doglądając, w niej i przez nią żywot własny wiodąc „i nawzajem do jej żywota własnem przyczyniając się, tem „samem ścisły a rzeczywisty chowamy z nią obyczaj. A mi-„łość ku niej przy tak bezpośredniej styczności i obecności) „żadnego wysilenia, żadnego zwłaszcza oderwania Ducha nie „wymaga, ale raczej z przyrodzenia nam własnego wynika, „Tymczasem Ojciec nasz, „który jest w Niebiesiech", już przez „to samo dla nas ziemian, mimo wielorakich z Jego strony „objawień tak dalece utajony i niedostępny, tak oderwanym, „czystym i nadprzyrodzonym duchem jest, że go już nietylko „zmysłowem okiem dopatrzeć, ale nawet myślą doścignąć „trudno, a cóż dopiero żywotnie doświadczyć, albo w obecne „z Nim obcowanie jakoby z Ojcem rodzonym zachodzić. — „A przecież tak dobitnie Skarga nasz powiedział: „prawa mi-„łość pragnie obecności".1 Daremne więc wysilenia a niedołężne wspinania się, — między Nim a nami taka otchłań, „jaka między niebem a ziemią. Ledwo na ikarowych skrzy-„dłach myśli i to z ikarowym zawdy narażeniem, możemy się „ku niej zapędzać, a zapędziwszy wnet opadamy na padół „naszej skończoności, uznając pokornie Jego nieskończoną niedostępność". — Otóż w tem właśnie tkwi największa ułuda, — jeśli nie wierutna obłuda. — Obłuda zaprawdę, o ile tak przemawiający duch nie bierze natychmiast rozbratu z wielkim dogmatem Wszechobecności Bożej, i z najwyższym postulatem dzisiejszej filozofji, ale raczej takowe, jedno jak drugie w byle jakąś mglisto-idealną frazeologję przybrawszy, na przypadek przewidywanej potrzeby do kramu wyznań lub doktryn swoich przypuszcza. — Ułuda zaś tylko, jeżeli całej doniosłości tej 1 Kazania na niedziele i święta, w. fol. Krak. 1595, str. 519. 47 wielkiej prawdy, jednej z zasadniczych w Chrześcijaństwie, sam się ani domyśla ani nawet przeczuwa. — Środka tu zaiste nie masz, ani też połowicznie przeczyć a przypuszczać nie uchodzi. Albo zerwać wypada z całą tradycją chrześcijańską, która mozoląc się przez wieki nad wykładem tajemnicy Wszech-obecności Boga, wyznawszy nawet nieraz niepodobieństwo jej należytego pojęcia, przecież nigdy, przenigdy się jej nie wyrzekała, owszem istnemi wysileniami uczucia, rozumu i woli dostępować jej usiłowała; — ufna w zaręczenie Zbawiciela, że „nic niemasz tajemniczego, coby w danym czasie objawić się nie miało",1 wolała raczej o mistycyzm zawadzać, jak u św. Teresy, aniżeli ręce opuszczać i wszelkiego z Bogiem obcowania nietylko w przyszłem lecz i w obecnem życiu się wyrzekać; — albo przeciwnie, uwielbiwszy, jak się należy, tę wiekuistą dążność, uznawszy całkowite jej uprawnienie, wypada nam zaciągnąć się szczerze do szeregu wyznawców i przyczynić się dalszemi kroki, choćby tylko coraz bardziej zrazu przybliżonemi, do osiągnięcia celu. Nasz wybór zaiste niewątpliwy, bo my zbawiennego tradycji toru nigdy nie zatrzemy, ani jej żywotnego pasma nigdy nie przerwiemy; — owszem, coraz dalej snuć jej wątek za najświętszy poczytujem obowiązek. — Wszak Tradycja to sam Postęp, jak to już jej wyraz oznacza. — Ono ani wrytą stanąć, ani też od ubieżonego toru bezkarnie odbiegać nie może. — Zarówno więc winni tak ci, którzy zatrzymują prawdę bożą, jak ci, którzy od niej odbiegają. Niech więc sobie obłudnicy o oderwaniu lub o nieskończonej od nas odległości Boga i nieprzystępności Jego co chcą prawią, my już w samej nazwie „Ojca naszego" mamy istną skazówkę, w tradycyjnym dogmacie Wszechobecności bożej, istną rękojmię Jego przystępności. A w zaręczeniu wielkiego Apostoła domyślmy się przynajmniej, póki z nim jasno nie pojmiemy, że Ojciec nasz, który jest w Niebiesiech, mimo nieskończonej na pozór odległości i nieprzystępności, przecież „od każdego z nas nie jest daleko, albowiem w nim żyjemy, ruszamy się i jesteśmy",2 — że więc bez porównania 1 Mat. X. 26. Luc. VIII. 17. 2 Acta apostoł. XVII. 27, 28. 48 a bez ustanku, bo w każdej chwili i na każdem miejscu, w każdym ruchu naszym i w każdym ducha naszego powiewie, nieskończenie ściślej i bliżej nam obecny, aniżeli własna Ojczyzna,        co przy pomocy Bożej, w dalszym wykładzie słów „któryś jest w Niebiesiech", już cokolwiek więcej niż samym domysłem się stanie. — Ktokolwiek w wszechprzytomność Boga po dawnemu wierzy, na to zaiste nie zażąda dowodu, bo w wierze własnej posiada już sam powód, jeżeli jeszcze nie dowód zupełnego prawdomienia. Ktokolwiek zaś jasnego jej pojęcia wymaga, a szczerze na zadośćuczynienie liczy, niech pomni przede-wszystkiem na niesłychane niebezpieczeństwa, napotykane przez śmiałych żeglarzy, którzy się bez busoli, o własnych wiosłach i żaglach, ku odkryciu tej wielkiej tajemnicy wartką cieśniną rozumowania zapuszczali, i raz po raz albo o Scyllę abstrakcyjnego Deizmu albo o Charybdę substancjalnego Panteizmu marnie rozbijali. Niech więc nam na chwilę choć uwierzy, że tych obustronnych skał z bacznego nie spuszczamy oka, i niech nam za złe nie poczytuje, jeżeli chcąc uniknąć podwodnych opok lub wirów, a nie zaniechać przecież badawczej podróży — dozwolonej zaiste Duchowi naszemu, „albowiem Duch wypatruje wszystko, nawet głębokości Boże",1 — przeprowadzamy go raczej, nim się na ocean tajemnic puścimy, po stałym lądzie stycznych) z sobą przybliżeń, póki tego lądu nam stanie. A postępując coraz dalej trzymamy się, — nie naoślep bynajmniej, owszem na widno — wszelkich poręczy wiary, by wobec owych „głębokości Bożych" zapobiec zawrotom głowy i uniknąć postronnych przepaści, od których nas właśnie owe dobroczynne poręcze ochraniają i strzegą. Wszak poręcz nie zapora, owszem podpora; — nie zagradza ona drogi jedno ją odgradza, a tern samem ubezpiecza; — owszem sama wiedzie naprzód, wskazując którędy dobra droga, a odwodząc tylko od możebnego zawsze, ale zgubnego zboczenia, — na to właśnie postawiona, by najniebezpieczniejsze przejścia ułatwić i uprzystępnić. — Bo i któż stawia poręcz, kędyby nie było obok niej przepaści? Albo nacóżby pływały na powierzchni morza ostrzegalne znaki, 1 I Cor. II. 10. 49 gdybyśmy doświadczeniem wieków wzgardziwszy, z opatrznie wytkniętej, bo skazówkami ubezpieczonej drogi zbaczać woleli na skały lub mielizny — kędy nie ma co szukać — chyba zatracenia? Ścigajmy więc i wypatrujmy „głębokości Bożych", skoro nam to nietylko dozwolonem, ale wyraźnie poleconem zostało, wszelako nie spuszczajmy z oka ani poręczających pewników na lądzie, ani też ukotwicowanych ostrzeżeń po morzu. — Bo to są wszystko zbawienne znaki, które nam Ojciec nasz niebieski, (jużci nie na przekorę dziatwie, ale ku jej pożytkowi), w miarę dojrzałości naszej naprzód przez sługi i pro-roki swoje, następnie przez Syna swego Jednorodzonego, a nareszcie przez powołanych uczniów i wyznawców tegoż, po wszelkich drogach żywota naszego, opatrznie porozkładać kazał. Badania zaiste nikt nie wzbrania, — owszem badajmy , wszystko, bo to jest ducha wyzwolonego nietylko istnem prawem, ale i najdostojniejszym obowiązkiem (nobile officium). — Nurtujmy głębiny wszelkie, ku pożytkowi braci, by doświadczeniem własnem doświadczenie przodków wzbogacić. — Nie lękajmy się nawet „wypatrywać głębokości Bożych", co nam i ślepo wierni za złe nie wezmą, pomnąc, że inaczej postępujących, skarciłby nas słusznie o opieszałość uwielbiony przed chwilą Śty Anzelm, który wyraźnie żąda, „byśmy utwierdziwszy się w wierze, co wierzymy, zrozumieć też usiłowali".1 — Ale strzeżmy się narzucać zaprzecznych, a choćby tylko połowicznych, jeśli nie bardziej jeszcze ułamkowych wypadków doświadczeń dnia bieżącego, którym doświadczenia jutrzejsze już kłam zadać mogą, — za prawdę wiecznotrwałą, lub prawdo-mienie wieków obalającą. Strzeżmy się wiec odstępców, którzy narzuciwszy się za wodzów ślepym, wyprowadzają je na ostrowia, tusząc sobie, iż Ród ludzki na nich właśnie czekał, by bliższą, prostszą i bezpieczniejszą drogę wynaleźć od tej, po której przez wieki postępował, — (a jużci oczywiście postępował, krom zwrotów lub występów, w które się zapuszczał, jak tośmy w dziejów wywodzie uznali;) ale owszem, pilnujmy się boskich przewo 1 Śty Anzelm: Negligentia mihi videtur, si, postquam confirmati sumus in fide, non studemus quid eredimus intelligere. (Cur deus homo? Lib. I cap.2) *        4 50 dników, którzy nas dotąd wiedli i niezawiedli i nie spuszczajmy ich z oka aż nas do celu, a cel nam dowiodą. Pilnujmy się onej drogi, która jest jedyną drogą życia i zbawienia, bo jedna wiedzie do Ojca naszego, a przebywając koleje Cierpienia, dąży do Pocieszenia. Po tej drodze a nie po innej odkryjemy to, czego się Paweł Śty już po Ateń-czykach domagał, wzywając ich, „aby szukali Boga owaby go „snać namacali albo naleźli, chociaż od każdego z nas nie jest „daleko. Albowiem w nim żyjemy i ruszamy się i jesteśmy, „jako i niektórzy z Waszych Poetów powiedzieli: Jego bowiem „i rodzajem jesteśmy. 1Ipsius enim et genus sumus". Otóż dlatego właśnie, że nieprzenośnie lecz istotnie rodzajem Bożym jesteśmy, — co Paweł Śty z przyciskiem wnet powtarza, snać na zaświadczenie i ostrzeżenie owych mędrców i półmędrków ateńskich, by wyrażenia tego za poetyczną tylko nie poczytano figurę, — dlatego tedy, że rodzajem Bożym jesteśmy, śmiemy go mianować już nie w przybliżeniu, lecz po prawdzie: Ojcem naszym, a równem prawem bez ogródki ani warunku przybytek tego Ojca naszego, który „w świątyniach ręką ludzką wznoszonych nie przemieszkuje",2 ale „który jest w Niebiesiech": Ojczyzną naszą.3 A skoro On sam „od każdego z nas nie jest daleko", oczywista, że i ów przybytek Jego, owa wszechwieczna i wszechświetna Ojczyzna, słowem owe Niebiosa, w których jest Ojciec nasz, nie mogą być od ziemi naszej tak dalece oderwane, ani spólnictwa wszelkiego z nią pozbawione, jak się właśnie tym wydawało śród zamroczy średniowiecznej, którzy Ojcostwo Boże za marną przenośnię poczytawszy, sami siebie od Boga, a tern samem Boga 1 Act. Apostoł. XVII, 27, 28. Wujka tłumaczenie, którego najchętniej trzymamy się, ilekroć ścisłej wierności i dobitności nie chybia, co zresztą rzadko, zwłaszcza w ustępach przeważny wpływ mieć mogących się zdarza, w tern miejscu brzmi jak następuje; „Gdyżeśmy też są narodem Bożym". Aczkolwiek błędnem nazwać nie można tego tłumaczenia, zwłaszcza przy staropolskiem znaczeniu wyrazu naród, wszelako dopuszcza dwuznaczność, której w texcie niema, a która w każdym razie wniosek osłabia. Text grecki mówi: „Toδ γαρ χαρ γένος έσμέν". dosłownie mu odpowiada łacińsko-katolicki przekład Wulgaty i dla tego przytoczyliśmy go powyżej obok polskiego. 2        Act. Ap. XVII, 24. 3        Hebr, XI, 14, 16. 51 od nas odstrychnąć usiłowali. I tak się też ma rzeczywiście, ale o tem na właściwem miejscu,1 — tu zaś dobierajmy się coraz wszechstronniej do Ojca naszego, po owych stopniach przybliżenia, które sam dla postępu i przystępu naszego przed nami opatrznie rozłożył. A przy takiem dopiero badaniu, one dwa wielkie szeregi objawienia Bożego, które dotychczas dla niedojrzałości rozumu naszego zdawały nam się być z sobą w sprzeczności: Objawienie w Ciele, którem jest Przyrodzenie całe, — i Objawienie w Słowie, którem jest Pismo święte, — coraz bardziej w oczach naszych poczną przypadać do siebie i jednoczyć z sobą; — a wtedy roztworzą się nam oczy nietylko ku coraz głębszemu „zrozumieniu Pisma", ale też ku coraz dokładniejszemu poznaniu i zrozumieniu tej wielkiej księgi Natury. I jak nieraz każdemu z nas zdarza się w dojrzalszym wieku przypomnieć sobie tę lub ową radę albo przestrogę Ojcowską, którą za młodu z własną nieraz szkodą poniewieraliśmy, bośmy jej zbawienności wtenczas albo sami nie rozumieli, albo co gorsza w zarozumiałości naszej obejść bezkarnie mniemali, — tak też kiedyś rumienić się nam przyjdzie nad dziecinną zarozumiałością podrastających dopiero pokoleń, które pod mniemanem hasłem pozytywizmu, z lada ułamku wiedzy, z byle jakiego, ale jeszcze elementarnego w dziedzinie Natury odkrycia, pochop biorą do zaprzeczania wszystkiemu, cokolwiek Duch Śty, w miarę dojrzewania naszego, nam z kolei wieków odkrywał. A im wyżej światło, ciepło i elektromagnetyzm jego obleje „wszelkie Ciało", tern silniej przekonamy się, że nawet przybliżone Jego przestrogi służyły jużci nie na to oczywiście, by nas czegośkolwiek dobrego pozbawiać, ale na to właśnie, by nas ode złego zbawiać.2 IX. Gdyby pomimo tak stycznych a oczywistych przybliżeń Ojciec nasz jeszcze zdawał nam się za daleko, — moglibyśmy zaiste krom już wytkniętych — rozliczne podobizny i przybli 1 Patrz dział IV niniejszej księgi. - Odnośne wywody i dowody przy każdej Prośbie, a mianowicie przy siódmej. 4* 52 żenią podawać i po nich jakoby po coraz wyższych wschodach ku Ojcu naszemu się wspinać. Bo są zaiste rozmaite stosunki Ojcostwa, jako też różnorodne Ojcowizny, które im dalsze się napozór wydają, tern, przypatrzywszy się z blizka, w istocie nam coraz przyrodniejsze, acz nadprzyrodzone, i z nami spójniejsze, acz bardziej oderwane się ukażą. I tak n. p. od Ojcostwa rodzonych Rodziców postąpiwszy do Ojcostwa Ojczyzny, — a w tej narodowej Rodzicy uznawszy wyższe, obszerniejsze, a jednak ściślejsze i trwalsze względem nas Rodzicielstwo, i wyciągnąwszy stąd wnioski co do mniej przystępnego napozór Ojcostwa Bożego, — moglibyśmy postąpić znowu do wyższego i obszerniejszego, a przecież jeszcze nam spójniej-szego i trwalszego, — a więc Bożemu tern podobniejszego Ojcostwa, — i upatrzyć takowe w Rodzie ludzkim, w Ludzkości, spólnej Matce naszej a powszechniej bratnitnich narodów Ojczyźnie, - która to Ojczyzn naszych Ojczyzna, a więc do potęgi znowu podniesiona wspólna Matka nasza, tak się ma do zbiorowych już Ludów, Narodów, jak każdy z tychże do pojedyńczych ludzi, Rodów, — a której Macierzyństwa acz na pozór odleglejszego, jużci nam ani wyzuć ani zaprzeć się zgoła niepodobna. Bo jeśli jeszcze leży w naszej mocy Ojczyznę własną opuścić i żyć na obczyźnie to z tej powszechniej Ojczyzny jużci nie ma innej emigracji, chyba tylko wierutne zaprzeczenie własnemu jestestwu — Sa- mobójstwo. Lecz przystąpiwszy do tej Matki Ojczyzny wyższego stopnia i chcąc za jej przewodnictwem znowu ku Ojcu naszemu postąpić, mielibyśmy oczywiście, jak w drugiego stopnia zagadnieniach, dwie niewiadome do rozwiązania i na tym stopniu porównania, acz nader obfitym w przybliżenia, dochodzilibyśmy szukanej nieznanej za pomocą nieomal również nieznanej. Bo jeśli Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, mimo Objawienia przez Syna jego po dziś dzień (jako x) szukamy, i jeszcześmy się Go niedopatrzyli ani znaleźli, chociaż od każdego z nas nie jest daleko i chociaż rodzajem Jego jesteśmy, — to i Ludzkości, Matki Matek naszych, które są na ziemi jeszcześmy się takoż należycie nie dopatrzyli, (jest ona dla nas jakoby y) chociaż w niej nie mniej jak w Ojcu Naszym żyjemy i ruszamy się i jesteśmy, i znowu acz w inny sposób rodzajem jej jesteśmy 53 Lecz zbliża się właśnie chwila jej dojrzalszego niż dotąd uznania i uwielbienia, — chwila już nie abstrakcyjnego szukania, ale konkretnego znalezienia się Rodu ludzkiego w owej „Spełni ludów", którą nam dotąd jako tajemnicę zapowiedziano1, którą nam już nawet przybliżono w chrześci-jańskiem „Powołaniu Narodów" (convocatio gentium), — niebawem zaś w jawnej chwale ujrzymy w tegoż powołania spełnieniu. — Tej tajemnicy nadchodzące rozwiązanie stanie się zarazem nowych a niedomyślanych dotąd między narodami stosunków zawiązaniem, albowiem będzie to podniesienie i uwielbienie Wszechojczyzny, bez najmniejszego uszczerbku ani ubliżenia pojedynczym Ojczyznom, podobnie jak zawiązanie wszelkiej jedni Narodowej staje się podniesieniem i pokrzepieniem rodowych społeczności, bez żadnego dla samej Rodziny uszczerbku, owszem z tern większem jej uwielbieniem i uwielmożnieniem. Podobnież w tej Wszechojczyźnie rozwielmożni nam się po swojemu każda nasza Ojczyzna, nie zaś rozpadnie się albo rozpłynie, jakto nam bezrozumni a bez-sercowi kosmopolici prawią, którzy jakąś ogólną, abstrakcyjną Ludzkość, bez Narodowości (absurdum, jakby Religję bezwyznaniową) przypuszczając, tern samem jej nie dopuszczają, i miasto dodatniej Spełni Ludów, jaką nam zapowiedzianą została, wręcz przeciwnie o jakąś ujemną Próżnię Ludów się kuszą. — Bezrozumni zaprawdę, — bo nie widzą ani się domyślają, że taka ogólna tylko, a więc abstrakcyjna Ludzkość bez Narodowości, jaka przypuszczają, jest istotą w sobie nieżywotną ani nawet możebną, — bo czysto zaprzeczną, a więc potęgą ujemną. Taką Ludzkość przypuszczając, ilość najdodatniejszą i absolutnie twierdzącą, jaką jest organiczna Ludzkośc1, prze-dzierzgają na ujemną i czysto zaprzeczną. A co z tego matematycznie wynika? Sprobuj jeno wyciągnąć pierwiastek z ilości ujemnej! Ani sposób, a gwałcąc prawo matematyczne dojdziesz chyba do wypadków urojonych. — Przeciwnie z do-datnej Ludzkości łatwo Ci wyciągnąć wszelakie pierwiastki, bo temi są żywe i rzeczywiste Narodowości, bez których nie byłoby Ludzkości, równie jak bez rodów nie byłoby narodów, które to wszelakie Ojcowizny niczem mniej nie są jedno stopnio 1 Rom. XI. 25. 54 wemi potęgami onej najwyższej Potęgi Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, od którego wszelkie pochodne Ojcostwo się mianuje jako w niebie, tak i na ziemi. A tak dopiero nie omylisz się w rachubie, boś się nie pomylił przy potęgowaniu. — A zaiste bezsercowi, — bo nie czują ani rozumieją, że wszelkie negacyjne drogi tylko do zaguby prowadzą, że żadne pozbawienie zbawieniem być nie może, że więc Miłość Ludzkości tylko pod warunkiem miłości Ojczyzny jest podobna i przypuszczalna, równie jak cnoty narodowe blichtrem by tylko były i marnością, bez cnót rodowych i domowych. — Ale ponieważ owa Spełnia Ludów, która ma Wszech-ojczyznę naszą stanowić, dopiero nam jako tajemnica zwiastowaną, a więc jeszcze objawioną nie została, przeto należy oczywiście do Przyszłości, a nie do obecnej chwili; odłóżmy więc jej wykład do drugiej Prośby Chrystusowego Testamentu — jako do właściwego jej miejsca — a poprzestańmy tu na przypatrzeniu się jej własnemu przybliżeniu, owej „figurze Królestwa Bożego", którą już mamy na ziemi — Kościołowi Matce naszej, — która jako taka jest nam znowu sui generis Matką Ojczyzną, — a Ojca naszego, który jest w Niebiesiech istnem znowu przybliżeniem. Bo nie darmo, ani też przenośnie, acz znowu pod odmiennym obyczajem, przystoi Kościołowi miano „Matki naszej", — jak nie mniej słusznie na dalszy szczebel wskazując, zwie się „figurą królestwa Bożego", ostatecznej naszej Ojczyzny. — Ale na cóżby się to zdało? Wszakże ktokolwiek ma Kościół za Matkę naszą na ziemi, ten jużci tern samem ma Boga za Ojca Naszego w Niebiesiech, a więc obejdzie się bez wszelkiego przewodnictwa, skoro ta matka nasza niczem innem nie zajęta, jedno doczesnem wychowaniem dziatek Ojcu naszemu, wedle Jego wiekuistej woli, a w miarę ich własnego uzdolnienia i czasowego przemożenia. — W kimkolwiek owszem ku owej Matce synowskie nie drga serce, ten choćby zimną rozumu rachubą uznał dowiedzione, bo dowodne, kościoła Macierzyństwo, poczyta je przecież za tak znowu czysto idealne, a więc jednostronnie przenośne i oderwane, że na tym stopniu przybliżenia, nie zgorszy się wprawdzie, ale też i nie zbuduje. Wierzącego przeto nie ma co przekonywać, a niedowiarka jakże nakłonić? Jakże go przywieść do uznania, iż on przez 55 to samo, że się na łonie Kościoła zrodził i wyhodował, i pod jego bezustannym, choćby niedomyślanym wpływem żywot rozwinął, istnym jest jego synem, choćby marnotrawnym? Chyba wstecz się cofnąć, wskazać mu inne, choćby niższe, acz wielebne w sobie przybliżenie. I czemuż nie? wszakże przybliżeniami nauczył nas sam Mistrz dostępować Prawdy. Było to już metodą Zbawienia, nim jeszcze najściślejsza z Umiejętności w Analizie Nieskończoności domyśliła się jej potęgi. Otóż on syn ślepego serca, ale zarozumiałego umysłu, który Kościołowi powszechnemu, owej „Akademji Chrystusowej", jak go kaznodzieje nasi chętnie i słusznie mianują, istnego Macierzyństwa lekkomyślnie odmawia, niebaczny na to, że nietylko sam w niej wyrósł, ale do dziś dnia mimowiednie lub mimowolnie jej sokami się żywi, jak płonna latorośl u winnej macicy, zwykł przecież i nie waha się za istną matkę ducha swego wyznawać i z synowskiem przywiązaniem przez żywot cały wielbić świecką Wszechnicę, na której do życia duchownego w młodocianych pasował się leciech. W podeszłym nawet wieku, pobożnem uczuciem wiedzion, odwiedza nieraz z miłością owe krużganki, po których niegdyś kwapił się ku zdrojom umiejętności, wdzięczny aż do grobu za umysłową dostojność, do której Alma Mater (nie na próżno tak nazwana) ducha mu podniósłszy, pociechą i potęgą dalszy jego żywot hojnie zaopatrzyła. Aliści, jeżeli tak droga i czcigodna, choć tylko przybrana w młodości ducha naszego piastunka, której znowu, bez przenośni, ani ubliżenia wszelakiemu innemu Rodzicielstwu, winien nieomal wszystko, ktokolwiek miał szczęście doznać jej wychowawczej pieczy, lub zaczerpnąć, jak od duchowej Mamki, żywotnego pokarmu, — zasługuje choć pod miarą na dawane jej drogie miano Matki (Alma Mater) a w istocie na dożywotnią, ba nawet i pozgonną wychowańca pobożność1 — cóż dopiero ona Matka nieprzyrodnia, nie przybrana, ani nawet doczesna, nie wyjątkowa ale powszechna, która od kolebki 1 Co wszystko prześlicznie streścił i jakoby wyraźnie przepowiedział Jan Dymitr Bończa Solikowski, arcybiskup lwowski, w następującym ustępie Testamentu swego: „Matce Akademji Krakowskiej: Winienem Ci wszystko „czem byłem; lubo Polak wziąłem wszystko od Polski, jednak ssałem po-„karm z Twych piersi i teraz mię polecam przed zgonem i po śmierci". 56 aż do trumny nie spuszcza z nas Macierzyńskiego oka, ani poprzestaje na samej umysłowej pieczy, ale takową zarówno na serce, na wolę, na cały żywot ducha rozciąga, wszelkie życia naszego zdarzenia, wszelkie czynności i przedsięwzięcia, wszelkie żywota naszego stosunki uszlachetnia i błogosławi, a weselne czy smutne w Sakramenta obróciwszy, ku dobru naszemu i Chwale Ojca naszego opatrznie kieruje; — owa Matka łaski pełna, w każdym miejscu nam przytomna, o każdej dobie nam rada, o każdej doli pamiętna, która wtedy właśnie najtkliwiej i najpotężniej nas tuli, gdy nas wszystko w świecie opuszcza, a samo jestestwo nasze snać w niecestwo się roz puszcza, — i nawet po za grobem jeszcze dba o nas i przy czynia się za nami, choćbyśmy sami za życia jej zaniedbywali, a do własnego jej żywota bodaj czem się przyczyniali O synu lekkomyślny! Choćbyś w przebiegu ziemskich) dziejów tej nieborodnej i niebodążnej, lecz docześnie dopiero wojującej, cierpiącej, a więc jeszcze nie triumfującej Matki, upatrzeć zdołał jakową słabostkę, jakie chwilowe zaćmienie lub obnażenie — nie folguj Chamowemu natchnieniu! — Zarzuć raczej płaszcz pobożny na dostrzeżoną, a kto wie, czy nie urojoną w oczach Twoich usterkę, — nadewszystko zaś nie przypisuj samej Matce niepokalanej, co który bądź z mniej godnych jej Ministrów, choćby nadużywszy urzędu, a więc i Matki imienia, mógł kiedykolwiek lub gdziekolwiek zawinić. Wszakże ilekroć u steru własnej Matki Ojczyzny zdarzy Ci się spostrzec mniej godnych Rządców lub Ministrów, których Bóg dopuszcza drugdy jako plagi na zapamiętałe narody, (któremi przeto i winnicę własną nawiedzać gotów, ilekroć takowa w plonowaniu zalega), bynajmniej Cię to ani upoważnia, ani skłania do wyparcia się Ojczyzny, a cóż dopiero do wywieszenia bratobójczej chorągwi rokoszu! Miałżebyś jedno dla Kościoła, Matki naszej, mniej być względny i wyrozumiały? Alboż nie wstydno Ci czasem aż do głębi ducha, na widok tej lub owej karty dziejów własnego narodu, — a kiedyż Ci na myśl przyszło przyganiać o nią samej Matce Ojczyźnie, albo co gorsza, wyrodnie od niej odpadać? — Któryż naród bez grzechu? Któreż dzieje na ziemi bez zmazy? — Pomnij choćby tylko na „wojnę kokoszą", albo na przedrozbiorowy 57 bezrząd i rozpustę w dziewiczej dotychmiast a bohaterskiej zawdy Polsce; pomnij znowu na bezeceństwa owych bartło-miejskich Nocy lub Dni rewolucyjnych, które skalały żywot jej szlachetnej siostry na zachodzie, a cóż dopiero na obmierzłe winy, ohydy lub zbrodnie, kalające nieraz ubiegłe dzieje tego lub owego Państwa czy Narodu, tern obrzydliwsze, ilekroć nieproszeni Sofiści „rozumem Stanu" usprawiedliwiać je usiłują; — a pomniawszy na to wszystko, zapytaj się samego siebie, azali przechodnie takie plamy, wżdy pomstę lub pokutę za sobą wiodące, uwłóczyły kiedykolwiek miłości Ojczyzny w sercach jej prawych synów, lub dały im prawo wyrzekać się tej Matki? Czemużbyś jedno Kościołowi, Matce naszej, zapamiętał tę lub ową zdrożność, której się bądź wyrodek jaki na Stolicy Apostolskiej, bądź zapamiętały oddział milicji duchownej, bądź lada schorzały wyrostek kościelnego krzewu kiedykolwiek w ciągu wieku dopuścił. Wszakże już Śty Cyprjan przestrzegał nas: „Niema się wiara nasza odtrącać, ani miłość nasza, abyśmy dla tego od Kościoła odstępowali, iż w nim na wiele kąkolu patrzym",1 — a w przestrodze tej wtórowali mu wymownie najcelniejsi Ojcowie Kościoła.2 Byś żył z Kościołem Matką naszą w takiej spólni a jedni jak żyjesz z Matką Ojczyzną, ani by Ci przez myśl przeszło dla tej odrobiny kąkolu jej przyganiać lub uwłaczać; —. owszem naprawiałbyś bez ustanku jej żywot, jak tego dopełniasz około Ojczyzny, — walczyłbyś z walczącą, cierpiałbyś z cierpiącą, dźwigałbyś ulegającą, podrastał ż wyrastającą, a tern samem odwracałbyś zakały, przysparzał jej chwały, a zabezpieczał zwycięstwo. — A wtedy miasto lekkomyślnego sarkania na lada niemoc lub usterkę, słodkobyś ponosił niejedną uciążliwość, jak niejedną przykrość miłośnie znosisz od rodzonego Ojca albo od Matki Ojczyzny; — i kochałbyś zarówno Kościół, Matkę naszą, dla jej cnót niebiańskich, mimo dostrzeżonych wad ziemskich, jak dziś targasz się na nią dla upatrzonego źdźbła przywar doszesnych, mimo belkowego wiązania darów i sił wiekuistych, których snać w ślepocie własnej nie dostrzegasz. 1 Lib. III Ep. 3. — - Śty Grzegorz Nazjanzeński (Orat. I) Śty Chryzostom in Paul. 36 i t. p. 58 „Ale któżby się wzdragał", odrzeknie naiwna, nawpół chętna, lecz przekorna rzesza niedowiarków, „wyznawać oczy-„wiste Kościoła macierzyństwo? Któżby nierad tulił się do „łona tej Matki naszej i czerpał w jej zdrojach pociechy co-„raz obfitsze soki społecznego żywota? Któżby jej chwilowych, „a choćby i wiekowych zaćmień zapamiętał, gdyby ona sama, „przeznaczenia swego nieprzepomna, po dziś dzień dotrwała „w owej wierze, w owej miłości, w owej nadziei, w jakie „własny zaopatrzył ją Oblubieniec, gdy Ojca naszego zwiasto-„wawszy, sam ku niemu odchodząc, powrót swój a nadejście „królestwa Bożego uroczyście zapowiedział. — Ale niestety, „gdzież się podziała owa Wiara, Miłość i Nadzieja, które Apostołów i świętych Pańskich zapalały, a przez szereg wieków „Kościół wszystek do cierpienia i cierpliwości skłaniając, do „dzieła i dzielności ustawicznie zagrzewały. Ociągał się z przyj -„ściem Oblubieniec, aż tu owe „głupie dziewice",1 do czuwa-„nia nad Jego przyjściem powołane, posnęły, i oleju im przy „brakło, a lampy im pogasły         Dziś Kościół urzędowy, mniej „sza o to który, bo każdy kędykolwiek nań spojrzysz, wyparł „się wszelkiej Nadziei, — omdlał w Miłości, a bodaj czy spełna „wierzy, w co wierzyć nakazuje. Chciej mu jedno przypomnieć „wyraźne zaręczenie Pańskie, — sprobuj tylko, w najlepszej „wierze, z synowską miłością, z mężną do dzieła nadzieją przystąpić k'niemu i dopomnieć się onych obietnic spełnienia, „a wnet natrętniku kłócący wygodny jego spoczynek, wyklnie „Cię i potępi. A Ty ze wstydem spostrzeżesz się, żeś się nie „w swoje wdał sprawy, że zbawienie własne, a cóż dopiero „ludzi i ludów, już nie żywo organicznie od Kościoła powszechnego, a więc i od Ciebie wraz z bracią w Kościele, lecz „martwo mechanicznie od przełożonych jego kluczników wyłącznie ma zależeć. Podobnie jak z łona dzisiejszych naro-„dów pasożytna jakaś formacja, którą Biurokracją przezwano, „wybujawszy samopaśnie zabija żywotną tychże Narodów ro-„dowość, a pogardziwszy zielonemi życia niwy, raczej zielone „stoliki obsiadła i wysyssa z martwych wielkiej rodziny członków ostatki soków, które ją karmić i rozwijać miały, tak „i z Kościoła powszechnego wywiązały się w kolei wieków „zgubne pasożyty, które z komnat konsystorskich, z prebend 1 MatT XXV. 59 „lub stolic klerykalnych, duszą i niszczą powszechnej Rodziny „życie. — A wskutek tego Rodzeństwo całe na sektarstwo się „rozpadłszy, żyje już nie własnem, spólnem, organicznem, ile „raczej hierarchicznem lub sacerdotalnem życiem ledwo wege-„tuje. — A gdy na czele panuje martwość, w całem ciele roz-„lega się zmartwienie. A nawzajem im bardziej obojętnieje „dziatwa, tern rada opiekuńcza, która się jej sieroctwu na-„„rzuciła, bardziej ku niej drętwieje. Cóż więc dziwnego, skoro „ta Matka sama tak dalece od Ojca naszego odbiegła, że „i dziatwa od niej odstąpiwszy, w wierze zachwiała się, w mi-„łości ostygła i w nadziei upadła". O syny małej wiary, cóż z tego, że sami w dobrej wierze przemawiać mniemacie. Jeśli tu dobra wiara, przypuściwszy nawet że dobra, — wżdy jest małą. Wszak i zawiązek owocu sam przez się dobry, — a przecież niedobry ani ku spożyciu, ani ku rozmnożeniu, póki nie wzrośnie i nie dojrzeje. Tak i Wasza, choćby najlepsza w sobie wiara, póty jeszcze cierpka a niepłodna i niezdrowa, póki niedostała. Niechno przed czasem odpadnie ów zawiązek od gałęzi, a jużci nigdy nie dojrzeje, jedno sam przez się kwaśny, jeszcze zgorzknieje. W cierpkości dognije. Sam dojrzały dopiero owoc ma prawo, jak się należy, odpaść od drzewa, bo jużci dokonawszy przeznaczenia na drzewie, idzie dalszemu zadość uczynić powołaniu. Ale on wtenczas właśnie słodki a nie cierpki, zdrowy a nieszkodliwy; — póki zaś cierpki, póty cierpliwy, póty dojrzewa. — Azaliście podobni do owocu, czyli do zawiązku? Sarkacie na odstępstwo macicy, sami jej odstąpiwszy, a mszcząc się na niej, sami się stokroć o zemstę przyprawiacie. Gdyby wam kiedykolwiek rodzona zawiniła matka szukalibyście jak wyrodni synowie pomsty na niej, — azali nie raczej pokutę za nią i przed nią u jej drogich stóp czynili? Albo gdyby was znowu skrzywdziła Ojczyzna, czyliżbyście przypadkiem jako Koriolany lub Glińscy przeproszenia od niej wymagali? azali nie raczej własną służbą i poświęceniem sami ją przeprosili ? Tak czynić winne, tak też zwykły prawdziwie miłujące syny, — snać takiemi dla Kościoła, Matki naszej, być ani myślicie, skoro gorsząc się z niej, toż zgorszenie w sobie i między sobą krzewicie. 60 Przypuściwszy znowu wielką trafność porównania Biurokracji z Sacerdotalizmem i zespolenia obojga w jednem oburzeniu, — cóż ztąd wynika? Spojrzyjcie wokoło siebie na kraje, w których ta plaga „zielonego stołu" niepomału się rozkrzewiła. Azaliż Francuz lub Prusak lub jaki bądź krajowiec odpada od Ojczyzny dla tego powodu. Narzeka on na plagę, ale zaiste nie zarzeka się Ojczyzny. Choć ubolewa nieraz nad rozpisywanemi biurokratycznie podatkami, nad egze-, kucjami i tym podobnemi dolegliwościami, w którychby widział owszem ulgi, a nie ciężary, gdyby je samorządniej stanowił, (bo te pozorne ciężary mają cel społeczny a dobroczynny, byle nie gniotły, ale podnosiły więcej niż dzisiejsze), jako i wy znosilibyście chętnie jura stolae, gdyby takowe zasadzie dobrowolności powierzono, — chociaż nastaje przeto bez ustanku mową i obywatelskim czynem na rozprzestrzenienie samorządności, (selfgovernment) bynajmniej nie ustaje w dopełnianiu zaciągniętych dla kraju obowiązków i nie wypowiada lekkomyślnie posłuszeństwa, choćby dociskającemu urzędowi, - tak i wy, dopominając się już to o zasadę dobrowolności (voluntary principle), już to o wyższe stokroć dobra i obietnice Pańskie, po co się buntujecie lada chwila i winę częstokroć własną, winę zaniedbania, na urząd kościelny zwalacie? A któż Was tak niezawodnie przekonał o tern mniema-nem odstępstwie Kościoła Matki naszej?... któż to wam dowiódł, że ta winnica Pańska tak dalece odłogiem leży, jak Wam się zdaje? Któż Was tak dalece wtajemniczył w rozkład postanowień Ojca naszego, by Was upoważnić do wyrokowania, iż to ugorowanie, na co narzekacie, wbrew Jego woli się dzieje? Ileż to Was razy napominał sam Zbawiciel, abyście nie gorszyli się, ani upadali na duchu przed ociąganiem się Pańskiem? Co Kościołowi zarzucacie, — zastanówcie się, azalibyście sami nie zawinili, — wy po za drzwiami świątyni zabałamuceni? O gdybyście mieli cokolwiek mniej swawoli, owej lekkomyślnej krytyki, która Was samych przesila, a za to odrobinę więcej Wiary, Miłości i Nadziei, o którą się dopominacie, dostrzeglibyście niebawem, że ta Wiara, Miłość i Nadzieja w samym Kościele nie tak dalece się wypleniła, jak Wam się 61 wydaje, — że tam nie taka panuje posuszą jaką Wam własna gorączka wyobraża. A przypuściwszy znowu, że jak w przytoczonej Jezusowej przypowieści, połowa z oczekujących dziewic poinęła, któż Was przekonał, iż tam nie masz drugiej połowy mądrych, które czują? Któż Wam zaręczył, że te mądre i czułe nie otworzą wrót z radością, skoro Oblubieniec naprawdę zapuka, przymykając jedno takowych przed bałamutnemi natrętniki, — by dobijających się wilków, zwłaszcza w owczą skórę przyodzianych, do Pańskiej nie zapuścić owczarni? Wymówki wynajdować i winę na bliźniego spędzać, zwłaszcza przełożonego, zaiste rzeczą łatwą, ale też nader niepłodną. Pytajcież się więc przedewszystkiem samych siebie, azaliście danych Wam talentów nie strwonili lub w ziemię bezużytecznie nie zakopali, — azaliście już należycie przygotowani do zdania z nich liczby przy rychłym powrocie Pańskim! Bo oto nadchodzi. — Zaprawdę, zaprawdę powiadamy Wam, że oto chwila się zbliża, w której nastąpi na ziemi, co Proroki i Wyznawcę nazwały „Nawiedzeniem Pańskim". A wtedy biada zaiste dziewicom w przedsionku świątyni zadrzemanym, ale biada, stokroć biada zapamiętałym gwałtownikom, którzy posły Pańskie pomordowawszy, samego Syna i Dziedzica zniewolić usiłują. Wzywajcież do pokuty, zgoda, ale wtedy dopiero, gdy sami uczynicie pokutę, a wtedy, bodaj czy potrzeba będzie wezwania. A wszakże o dniu onym ani godzinie żaden nie wie, ani Aniołowie w Niebie, ani Syn, jedno Ojciec. Patrzcież tedy, czuwajcie i módlcie się, nie usty tylko, ale pracą, bo nie wiecie kiedy czas będzie.1 Nie obrachujecie onej pory z kalendarza wieków, jak to Wam bałamutni wieszczbiarze niekiedy szepczą i markocą2 ale raczej z owocowych latorośli ducha Waszego wnioskujcie, azali Boże latko się zbliża. Póki owe latorośle jeszcze suche, snać samo lato się opóźnia. Bo w jak dziedzinie natury, wskutek zbliżania się lata, latorośle wilgną i puszczają, tak nawzajem w dziedzinie ducha przez to, ze latorośle oczekują i owocują, lato sprowadzają. 1        Mat. XXIV 36, 42. 2        Jes. VIII. 19. 62 To wielka tajemnica działalności przyczyny i skutku, która jest nieustannym czynem ducha. Otóż jeżeli się ociągacie sami z synostwem ku Bogu, a Braterstwem między sobą, — cóż dziwnego, że i Ojciec nasz się ociąga z upełnoletnieniem i Wyzwoleniem, — a cóż słuszniejszego, że i Kościół, Matka nasza, nie za dojrzałe Was syny, ale za nieletnią dziatwę poczytując, jako taką, na pasku Was wodzi. O gdybyście sami, jak się należy, owocować poczęli, gdybyście przynajmniej okwitać poczęli, jakżeby Ona się uradowała, jakżeby Wam wolności przysporzyła, jakżeby Wam chętnie, już nie samym duchem Cierpienia i Boju przejęta, lecz duchem Pocieszenia i Triumfu natchniona, ogłosiła już więcej niż samo Przybliżenie, bo istne Nadejście królestwa Bożego na ziemi, które, jak wiecie, niczem innem nie jest jedno: Pokój i Radość w Duchu S-tym.1 Snać jeszcze nie wybiła godzina, acz dochodzi, skoro Wam tego dotąd nie ogłasza, — a że dotąd nie wybiła, Wasza wina, — nasza wina, — nasza spólna a wielka Wina! Jako „Matka nasza", która jest na ziemi, jest dla nas Kościół oczywistem przybliżeniem Ojca naszego, — a jako „figura królestwa Bożego" jest znowu oczywistem tegoż królestwa, niebieskiej naszej Ojczyzny, przybliżeniem. Dlatego też, zakładając ten Kościół na opoce, aby przetrwał wieki i nie przemogły go wrota piekielne, wyrzekł Syn Boży: „przybliżyło się Królestwo Niebieskie", o „nadejście" zaś tego królestwa, o spełnienie zadatku i dokonanie przybliżenia dopiero w drugiej Prośbie Modlitwy naszej prosić nam kazał, podobnie jak objawiając nam imię Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, nie wyczerpał jeszcze Zbawiciel całej pełni Imienia Bożego; — owszem wyraźnie wyrzekł: „Ojcze, uświetnij imię Twoje". „A głos przyszedł z Nieba: Uświetniłem i jeszcze raz uświetnię.2 „A tłum, który stał i słyszał, mówił: zagrzmiało. A drudzy „mówili: Anioł do niego przemówił. Odpowiedział tedy Jezus 1        Rom. XIV. 17. 2        W oryginale stoi: Πάτερ, δόξοσόν σoo το δνομα.Íλδεν οδν φωνή έχ τοδ οδρανού χαι εδόξατα χαι παλιν δοξασ. Vulgata zaś tłumaczy: Pater, clarifica nomen tuum. Venit ergo vox de coeio: Et clarificavi et iterum clarificabo. Joan. XII. 28. 63 „i rzekł: Nie dla mnie ten głos przyszedł, ale dla Was",1 — co znowu przy pierwszej Prośbie uznamy. Prośby więc odkryją nam dopiero do czego te niezbędne przybliżenia wiodą — i dowiodą. Tu zaś we wstępnem ich wezwaniu mamy do czynienia z ich postępowem przybliżeniem. Bo jak na wszelkich szczeblach i szeregach duchowego Życia różniczkowało się imię Boże, które się integruje w Duchu Ś-tym, tak znowu na wszelkich szczeblach i szeregach społecznego ustroju Ludzkości różniczkowały się elementa i formacje, które się w królestwie Bożem integrować mają: Odmawiajmyż więc te prośby wyraźnie nam zalecone w Wierze, Nadziei i Miłości, jak nam podane zostały, póki ich spełnienie się nam nie objawi, a przybliżajmy się do Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, po tych wschodach, które nam sam Stwórca rozłożył, za pośrednictwem tej Matki naszej, która nam jest na Ziemi już najbliższem jego przybliżeniem. X. Na dotychczasowych, bardziej przyrodzonych szczeblach (rodowych, narodowych), chybaby wyrodek jaki zaparł się przyrodzonego Synostwa, — tu owszem, wkraczając poniekąd w nadprzyrodzone, zdawołoby się, iż synostwo to staje się jakoby luźniejszem, a wyparcie się onegoż powszedniejszem. Lecz jeżeli już w starożytności Ojcobójstwo poczytywano za coś tak dalece przyrodzeniu przeciwnego, a więc zgoła nie-przypuszczalnego, iż w prawodawstwie karnem przewidzieć go nawet nie chciano, lub jeśli u wszystkich ludów i po wszystkie wieki Ojczyznobójstwo (zdradę kraju) niedość, że najsrożej karano, ale i judaszowem przekleństwem w dziejach piętnowano, — miałożby tylko dla Kościoła, Matki naszej, Matkobójstwo mniej być zdrożne albo karygodne? Jako żywo! Tu tylko zachodzi ta różnica, że jeśli Ojca rodzonego życia pozbawić, nawet Ojczyznę o zgubę przyprawić można, — to Kościoła, Matki naszej, — równie jak Ludzkości Wszechro-dzicielki naszej, — już nie można. Przeciwko nim: telum imbelle sine ictu. 1 Joan XII. 30. 64 Snać jesteśmy tu już na wyższem ku Ojcu naszemu, który jest w Niebiesiech, przybliżeniu. — Kto od nich odpada, sam sobie tylko szkodzi, sam w sobie się rozpada, sam w sobie więc ponosi karę swego oderwania — karę znikczemnienia albo znicestwienia. Inną wymierzać nań karę nad tę, którą sam sobie zadaje, byłoby to wiekuistej Matce ubliżać. J dla tego też, gdyby Kościół, Matka nasza, mógł był kiedykolwiek runąć, to chyba tak zwana „Inkwizycja Święta" byłaby mu cios śmiertelny zadała. Ale stał na opoce, a więc i wrota piekielne przemóc go nie umiały. — I znikły stosy Inkwizycji Świętej, te wrota piekielne na ziemi i Kościół, Matka nasza wyszła nawet z tej ognistej próby, jaką jej zapamiętali, bo miłości Chrystusowej przepomni synowie zadali, zwycięsko, — jak przepowiedział istny potępi-ciel potępicieli, — Zbawiciel. Są wreszcie zlodowaciałe do szczętu serca, zobojętniałe wskroś duchy, które wszelakiego wyrzekłszy się synostwa, nie znają Rodu ani Narodu, a czy to o Kościół, czy o Ludzkość, jakoby o bałamutne mrzonki dbając, w materji zagrzęzłe, a jeśli komu, to chyba Mamonie hołdując, — po żadnym z wytkniętych tu szczebli przystępu do Ojca naszego nie znajdą. Miał-żeż-by im pozostać zgoła nieprzystępny? O nie bluźńcie tak dalece Ojcu wszelakiego miłosierdzia! Drogi i ścieżki Jego rozliczne, a łaska nieprzebrana. Stokroć zaiste trudniej onemu, który wszelkiej Matki, bądź w Rodzinie, bądź w Ojczyznie, bądź w Kościele zarzeka się na ziemi, Boga mieć Ojcem w Niebiesiech, — lecz co onemu trudno, ba nawet bez szczególnej łaski niepodobno, — jużci leży w mocy Wszechmocnego. Jeśli dobry pasterz porzuca dziewięćdziesiąt i dziewięć owieczek, by gonić za setną zabłąkaną, tern więcej i Ojciec nasz nie spuszcza z oka za-bałamuconego dziecięcia, choćby się takowe wszelkiego synostwa zapierało, — jedno boleje nad niem, jak nad synem marnotrawnym, własnowolnie wyrzekającym się pociech i posiłków domowego dziedzictwa, a sam wygląda chwili podniesienia go i przytulenia, „byle jedno zawołał żałobnym głosem „do niego, a mocno uwierzywszy jemu".1 1 Mikołaj Rej z Nagłowic: O poskramianiu Dumy. 65 A juści dobrowolnego zawołania wyczekuje Ojciec nasz, boć człowiek to wolny Duch, a nie martwe narzędzie. Zniewolone zaś zbawienie byłoby samego zbawienia pozbawieniem gdyż byłoby przeznaczenia Ducha zaprzeczeniem. — Wszakże, Bóg nie bawi się w jasełki. Czyliżbyśmy tedy owym odpadłym a w sobie zapadłym duchom, których niestety liczba od dnia do dnia się wzmaga, żadnej już podać nie zdołali dźwigni? Czyliżbyśmy w kryjówkach ich serca i w dążnościach całego jestestwa nie znaleźli utajonej kojarzni za przybliżenie znowu służyć mogącej? Wszakże on sam takowej ani domyśla, ani domaga się. Takich, coby o Ród, ani Naród nie dbali, zaiste niewielu, — bo tu przyrodzenie samo z blizka działając, silnie przemaga i do solidarności pomaga; — stokroć liczniejsi, którzy nie dbają o Kościół powszechny, ową wielką spójnię wiernych na ziemi, a przybliżoną dopiero figurę dalszego, wyższego jeszcze „Świętych Obcowania". Ten jużci nie czyni tego z nadmiaru siły, ani z butnej przekory, jak się to tak zwanym silnym duchom wydaje, lecz owszem ze słabości i niedostatku, a co większa, z braku uznania owej słabości i braku pokory. Nikt bardziej od nich wystarczać sobie nie mniema, gdy tymczasem nikt nad nich zawiślejszy, nikt nad nich bardziej, jakoby kajdanami obciążony, wedle wyrażenia wielkiego Apostoła „pod żywioły świata tego zniewolony".1 Bo ulega temu właśnie, co w życiu najmocniej cięży i dolega, a wyzwala się jedno z tego, co właśnie podnosi i unosi. Sądzicież może, że takie wszelkiego Ojcostwa lub Macierzyństwa pozbawione sieroty tułają się samopas w przestworach obojętnego dla nich świata? Bynajmniej. Wrzekome jedynaki mają wspólną a wielką Matkę, która ich z oka, nawet z łona nie spuszcza, — ale ową tylko, którą zaznały przecież Pogany. Dla Poganina więc pogańskie przybliżenie. Prawdziwe zasię, acz znowu jednostronne, a więc nie domagające, jedno pomagające, jak wszelkie przybliżenie. Tej nowej pobudki i dźwigni nie daleko nam szukać, my z nią nieomal zrośnięci, ona dosłownie nas dźwiga. Nieskończenie od niej więcej zawiśli, niż od wszelkiej innej w szeregu Matek Potęgi, oderwać się od niej nawet 1 Galat. IV. 3. 5 66 tyle co od Rodzicy, co od Ojczyzny, co od Kościoła albo Ludzkości, nie leży w naszej mocy. Owszem, z niej zrodzeni, z nią przez żywot cały niemal zrośnięci, na jej łonie „jesteśmy, żyjemy i ruszamy się", a po żywocie w nią się nazad obrócimy1. Rodzicielka nasza i karmicielka, dożywotnia piastunka, a wiekuista macica, która przez żywot cały niańczy nas na łonie i bezpiecznie po przestworach wszechświata unosi, a po dokonaniu żywota skazitelne żywioły jestestwa naszego nazad pochłania w wielkie łono swoje, by w tajnikach onego do dalszych usposobić je odrodzeń,2 która wiecznie rodzi i wiecznie odradza, a im więcej sama płodzi, tern się jeszcze bardziej upładnia. — Na tym świecie na pozór to najdalsza, w rzeczywistości zaś najbliższa nam Matka. To Ziemia nasza, żywa całego Rodu ludzkiego Rodzica, a spólna tutejszych Ojczyzn naszych Ojczyzna. Wszak tę już starożytne ludy za wielką a dobrą matkę naszą poczytywały,3 i już to symbolicznie (a więc przenośnie), już to dogmatycznie (a więc ściśle), jako taką czciły. A ubóstwiwszy Rodzicielkę dobrodziejkę, samo przybliżenie wzięły za istotę, jak się to zdarzać zwykło niemowlętom, gdy nie sięgając wyżej, już w cielesnych Rodzicach jakieś przemożne i wszechwładne nad sobą, lecz zarazem pieczołowite i opatrzne bóstwa upatrują. Krom owych obrządków lub wyznań, w których szczególna a bliższa cześć Matki Ziemi z ogólniejszą a dalszą Matki Natury, urodzonej lub rodzącej Rodzicy — w jedno i toż samo spływała, lecz ograniczając się wyłącznie na tych, gdzie o cześć samej Ziemi jako Matki naszej wyraźnie chodziło, spostrzegamy takową po wszystkie wieki i u wszystkich ludów rozgałęzioną, a w każdym z jej objawów odkrywamy wysokie zaiste i wielebne pojęcie, na jakie każdoczesne pogaństwo zdobyć się i unieść umiało, nim się do samego Objawienia, nieskończenie od przybliżeń wielebniejszego, podniosło. Jakoż co znaczy, cóż wyraża owa cześć i czołobitnia, składana po wszystkie wieki i u wszystkich rozpowszechniona ludów, to pelasgicznej Gei, to frygijskiej Cybeli, to grecko-fenickiej Rhei, 1        Genesis III. 19. 2        I. Cor. XV. 3        Terrae omniparenti. (Virgil, Eneid). 67 to samotrackiej Demeter, to latyńskiej Tellus, to średniowiecznej Harcie czyli Frei, to nareszcie u starych Słowian i Litwinów bez ogródki ani omówki żadnej Ziemi Matce, — jeśli nie naiwny objaw dziecięcej wyobraźni, oraz przyrodzony a żywotny popęd ku wielkiej naszej Rodzicy, zanim dojrzała cześć Ojca naszego, dojrzalszym już ludom objawić się zdołała. „Aleć na on czas, nie znając Boga, służono tym, którzy z przyrodzenia nie są Bogowie".1 Sądzicież-li przypadkiem, o zarozumiałe dziś duchy, żeście z, tej dziecinności niepomału wyrośli? O nie tuszcie sobie za wiele o dojrzałości własnej. Bo zaprawdę powiadamy Wam, straciliście snać naiwność dzieciństwa, aleście do pełnoletności nie dorośli! Byłci czas, gdy Chrześcijanie dla miłości dopiero co objawionego Ojca naszego, wszelkich uciech i pieszczot owej starej Ziemi Matki, szczerze się wyrzekli; a to zrzeczenie się było wielebne, bo niższe a podlejsze, nieskończenie wyższemu a chwalebniejszemu poświęcali. A wtedy jak wiadomo potrzeba było ze starem stanowczo zerwać, by nowe całem sercem i duchem powitać, — bo to był czas oderwania i rozerwania, nie zaś kojarzni i ukojenia, jaki później miał nastąpić. Ale dziś, wy — Chrześcijanie chyba tylko z nazwiska, — o Ojcu naszym, który jest w Niebiesiech, oczywiście przepomniawszy, zwróciliście się nazad ku Ziemi Matce, chociaż o tyle tylko o nią dbacie, o ile ją wyzyskiwać zdołacie! Kochacie się w niej po dawnemu, po pogańsku, jedno się do tej miłości po dawnemu nie przyznawacie, ani jej tak żywotnie jak ongi przodki Wasze, Pogany, nie sprawujecie, — przez co oszpeciliście, co w tej czci pięknem, sfałszowali, co prawdziwem, zgorszyli, co samo przez się dobrem było, a więc postradaliście wszystko, co niegdyś tym przodkom Waszym ku zbudowaniu służyło. Bo dawni uznawali tę wielką i spólną Matkę Ziemię i upd-dobali ją sobie; widzieli, że jest piękna i łaski pełna, w urodę i urodzaj wszelki bogata. I sprawiali ją uczuciem pobożnem — wdzięczni za dobrodziejstwa, w które obfituje. A to sprawowanie było wielebne, bo religijne. — Wy zaś niby to umiecie one dobrodziejstwa odnosić próżnemi słowy do Ojca naszego, a tymczasem myślą i sercem, zmysłem i przemysłem wpijacie 1 Galat. IV. 8. 5* 68 się w ziemię i wysysacie jej pierś mlekodajną, sprawując ją tylko własnemu pożytkowi kwoli, niepomni moralnych pobudek, — jak dziecię wysysające pierś matki, czułe zaledwie na to, co mu dolega, a niedomyślające się jeszcze, w jak przedziwnie wyższe zajdzie z nią kiedyś stosunki. — W służebnicę obróciliście Matkę, a bezpiecznie Warn i błogo tylko wtenczas, gdy tulicie się do jej łona. A samo przypuszczenie rozstania się z jej obliczem, jużci Was smutku, troski lub trwogi nabawia, jakoby dzieci zaledwie z niemowlęctwa wyrosłe, i truchlejecie na samo wspomnienie odłączenia się od matki. A życie Wasze ciągłym bojem bez pokoju, frasunkiem bez ukoju, umartwieniem bez zmartwychwstania. Uganiacie się za uciechą, mijając się z pociechą, i zniewalać usiłujecie, co Was samych zniewala. Powiecieżli znowu, że to marna przenośnia, bodajnie nawet, czy nie bałwochwalcza, a tern samem świętokradzka? Obaczymy. Przenośnia zaiste, dopóki innorodnej Matki ani ina-kszego Ojcostwa nie przypuszczacie, jedno wedle takiej krwi i takiego Ciała, jakie sami posiadacie, — bynajmniej, owszem, skoro samemu pojęciu Ojcostwa dozwolicie wyrostu i rozwinięcia. Nie porównanie to żadne ani równanie, ani tu, ani na poprzednich szczeblach; ale raczej ciągłe potęgowanie — prawdziwe zasię, acz znowu jednostronne, póki go integralnie nie dopełniamy i do wszechojcostwa nie odnosimy, póki je tylko ze strony przyrodzenia uważać będziecie, nie bacząc na wewnętrzne wiązadło i na duch spełna ożywczy. Ale może bałwochwalcze, świętokradzkie? Nie inaczej, jeśli na przybliżeniu przestawać będziecie, „którem dawał skazówkę Duch „Sty, póki jeszcze droga do Świątnicy nie była objawiona, póki „jeszcze trwał pierwszy przybytek, — co jest podobieństwem nastającego czasu"1 — ale owszem, najpobożniejsze, skoro tylko z Augustynem Śtym, niemałej wagi i powagi Mistrzem pojmiemy, iż cokolwiek niegdyś z przyrodzonych powodów światu przypisywano, to wszystko „bez żadnej obawy świątokradzkiego mniemania", ku prawdziwemu Bogu, sprawcy świata a wszelkiej Duszy i wszelkiego ciała założycielowi odnosić należy.2 1        Hebr. IX. 8, 9. 2        De civitate Deł L. VII c. 29. Quod omnia, quae physiologi ad mundum partesaue eius retulerunt ad unum verum Deum referre debuerunt: „Namque 69 Bo też zaprawdę nie w Uświetnianiu Boga tkwi zabobon, ale przeciwnie w ubóstwianiu świata, — i nie te dziatki błądzą, które w Bóstwie domyślają się Ojcostwa, ale te, które w Ojcu domyślałyby się Bóstwa. Równie więc ludy jak ludzie, póki niemowlętami są, przyznają Rodzicom pewne Bóstwo i przypadłości Bóstwa, jakoby figurę lub skazówkę Bóstwa, Stworzycielstwo, władzę absolutną etc, dorosłszy zaś, nie przestają czcić rodziców jako pośredników i namiestników Bóstwa. Lecz jak bezbożnością byłoby wyrosłszy z dzieciństwa przyznawać Ojcu jakiekolwiek Bóstwo, tak owszem pobożnością jest istną przyznawać Bogu wszelakie Ojcostwo, „od którego wszelkie Ojcostwo się mianuje jako w Niebie, tak i na ziemi".1 Oto wskazaliśmy Wam przelotnie rozmaite szczeble i potęgi Ojcostwa, rozwinęliśmy szereg przybliżeń do Ojca naszego, który moglibyśmy wam jeszcze dalej różniczkować, gdyby nam raczej nie szło o istną całkową (integrał), której wytknięte wyrazy są tylko zależnemi funkcjami. Chcecież tedy z owych jednostronnych przybliżeń podnieść się do wszechstronnej potęgi? Wznieścież tylko myśl, serce i wolę, jak się należy do Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, — uznajcie się czem jesteście uznani, dziatkami Bożemi, spełniajcie wszech związki i obowiązki stąd wynikające,2 — a jużci obejdziecie się bez wszelakiego przybliżenia, ponieważ ujrzycie się sami do niego najściślej zbliżeni, a między sobą zbliźnieni. O        trudno to zaiste i niesłychane podniesienie, — i nigdy duch ludzki nie byłby mu stanowczo podołał, ani się na nie odważył, gdyby sam Ojciec Nasz nie był nas ku niemu z łaski przysposobił, a posłannictwem Syna Swego przed wieki rodzo nego, śród wieków narodzonego, a na wieki z nim spółkrólującego, omnia, quae ab eis' ex istorum theologia velut physicis rationibus referuntur ad mundum, quam sine ullo scrupulo sacrilegae opinionis, Deo potius vero, qui fecit mundum, omnis corporis et omnis animae conditori tribuantur, ad-vertamus hoc modo: Nos Deum colimus, non caelum et terram, quibus duabus partibus mundus hic constat: nec animam, vel animas per viventia quaecum-que diffusas, sed Deum, qui fecit caelum et terram et omnia, quae in eis sunt." 1        Ephes III. 15. 2 Patrz dział II niniejszej księgi. 70 nie był nas do onego zbliżenia k'niemu, a zbliźnienia się między sobą upoważnił. — Dzięki więc Bogu, Ojcu wszechmogącemu, — że nas do takiego dostojeństwa podniósł i z sobą skojarzył, a cześć i chwała po wszystkie czasy, narody i wyznania Jezusowi Chrystusowi, istnemu Synowi Boga (a niemniej Synowi Człowieczemu), iż nas uczynił dziatkami Bożemi, — iż nam to przysposobienie Boże zwiastował, iż nas tak dalece do Boga zbliżył a między nami pobratał i zbliźnił. — Za pośrednictwem tego Brata i Mistrza i Pana wznośmy serce, myśl i wolę ku Ojcu naszemu, bo on jest jedyną drogą wiodącą do Ojca, „wizerunkiem niewidzialnego Boga",1 kto go widzi, widzi i Ojca, kto go pomija, Ojca nienawidzi, — to nam świadectwo daje Duch Śty w duchu naszym. Otóż dla tego właśnie, że tu o coś więcej szło, nie o samo zrozumienie Boga jako Ojca, ale też o spółczucie i o spółdziałanie, o solidarność, spójnię i religijne obcowanie, nie objawiła się ta myśl Boża prostem słowem, nie urodziło nam się czyste pojęcie Boga jako Ojca naszego, ale to „Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami, — pełne miłości i prawdy."2 Gdyby ród ludzki był plemieniem istot tylko myślących, a nie zarazem namiętnych i wolnych, gdyby był jakimś rojowiskiem abstrakcyjnych filozofów, jak go sobie niektórzy z podobnych filozofów wystawiają, nie zaś rodzajem czujnym, namiętnym i wolnym, byłby snać Ojciec nasz Myśl i Słowo swoje (λογος) inaczej objawił i nie potrzebował wcielać tego λογος w istotę z nami jednorodną, nam przyrodzoną. Ale do Synów ludzkich posłał Syna człowieczego, takiego samego jak my brata, aby nam nie tylko wielkie to powinowactwo umysłowo objawił, ale też zmysłowo uobecnił, „byśmy jego poznawszy, poznali i Ojca"3 — i do serca naszego życiem swojem przemówił, abyśmy jego w ciele i krwi ukochawszy, a z duchem jego całym zespoliwszy się, przez niego zbliżyli się do Ojca naszego, który przedtem był nam tylko Panem, Adonai, odtąd zaś za Ojca naszego powszechnie uznany, do 1        Coloss. I 15. 2        Joan. I 14. 3        Joan. IV. 10. 71 dalszych jeszcze a wielebniejszych z tego Ojcostwa wynikających powołał nas stosunków. A dzisiaj dość ,nam na tern zbliżeniu i wzajemnem zbli-źnieniu. Każdy dzień ma swą troskę i zadanie swoje. Wszak dziś mamy dopiero wezwanie Ojca naszego przed sobą. Skoro w pierwszą Prośbę wejrzymy, — w Prośbę, która z przeznaczenia swego w Jutro wgląda, spostrzeżemy, jaki będzie jutrzejszy stosunek, zaiste dzisiejszemu ani na włos nie ujmujący, ani na jotę niezaprzeczny, owszem stanowczo tenże potwierdzający i potęgujący. Lecz to sprawa jutrzejsza, a nam dzisiejszy obyczaj bliżej rozpoznać należy, albowiem on jest warunkiem i podstawą dalszego, rękojmią i zadatkiem tkwiących w nim następstw. Bo jakże chcecie, aby się imię Boże święciło, świadomość Boża w nas dojrzała i pełne dary Ducha na pełnoletnią ludzkość spłynęły, bez wyczerpania miłości, świadomości i działalności Ojca naszego, który jest w niebiesiech? A dalej, jakże chcecie usposobić się i wyhodować na obywateli królestwa Bożego, póki przysposobienia Synostwa Bożego, jak się należy, nie pojmiecie i onego wychowania nieletnich dziatek Bożych nie dokonacie; — jakże wiernie, mądrze i dzielnie hołdować mu w królestwie Jego, dopóki pierwotniejszego stosunku dziatek do Ojca nie wyczerpniecie ? Jakże chcecie nareszcie, by się działa Wola Jego jako w niebie, tak i na ziemi, póki owegoż przybytku Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, jak się należy nie poznacie, — póki przestawać będziecie na Niebiosach albo li materjalnych, jak to czynili poganie, którzy poczytywali takowe za miejsce zmysłowe z ziemią styczne i światu naszemu przyległe, poczęści nawet podległe, — albo też na li idealnych, jak to czynili abstrakcyjni Chrześcijanie, którzy je poczytywali za miejsce czysto umysłowe, żadnej styczności ani spólności z ziemią nie mające, a światu przeciwległe. Dopiero, gdy poznacie, iż Niebiosa, ów wiekuisty Ojca naszego przybytek, nie są w istocie ani tern, ani owem, za co je brano, a przecież pod pewnym względem i tern i owem, ale wespół do potęgi podniesionem, że więc tak się mają w rzeczywistości do owych przybliżonych wyobrażeń, jak się mają wszelkie przesłanki do wniosku, jak się ma n. p. linja i płaszczyzna do bryły, bez której nie byłoby w prawdzie ani 72 iinji ani płaszczyzny, ale któraby nawzajem nie była czem jest, gdyby ją nie stanowiło wzajemne pomnożenie linji przez płaszczyznę, — albo nareszcie, jak się ma wszelkie Jestestwo i wszelka myśl do czynnego Ducha, bez którego nie byłoby ani Bytu, ani Myśli, jak również bez nich nie byłoby Onego; — wtedy dopiero, poznawszy Ojca, pocieszy nas Duch Boży, obiecany od Ojca przez Syna i rozleje się na wszelkie Ciało i święcić będzie Imię Swoje. — A królestwo Boże, dotąd przybliżone, nadejdzie, — i dziać się będzie Wola Boża jako w Niebie, tak i na ziemi. A my znalazłszy, co nam szukać polecono, Królestwo Niebieskie i Sprawiedliwość jego, wszystko zresztą (co dalsze prośby nam odkryją) otrzymamy w naddatku. Wszak Wezwanie, które tu rozebrać mamy, stanowi samo przez się wstęp do całej modlitwy. Przekraczać tenże dla dogodzenia niecierpliwym nie leży ani w naszej mocy, ani w ich korzyści; owszem zabłąkałby się w manowcach, ktokolwiek od Ojca naszego nie wyszedł i w nim stałej podpory sobie nie obrał, a w miłości jego nie wytrwał. A tak będzie ta druga księga znowu wstępem w nowy szereg wieków, których Prośby są wykładnikiem, ale wstępem już wewnętrznym, a nie zewnętrznym,1 nie naszym do nich za przewodnią nitką dziejów przystępem, ale raczej dostępem z samego założenia modlitwy Pańskiej. — Zresztą, kto tak dalece czytać umie, że do trudniejszych ksiąg tęskni, ten już z zewnętrznego wstępu niejedno wyczytał z tego, bo mu Prośby dowodniej wyłożą, a w niniejszym jeszcze się więcej doczyta, — kto zaś dopiero sylabizuje, temu oczywiście tylko elementarze do ręki się podają. Że niewiadomo Wam, jak ku temu przystąpić, ani jak do tego dostąpić, to nie dziw, — boście zgoła przepomnieli naczelnego przykazania: „Szukajcie naprzód królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a zresztą wszystko otrzymacie w naddatku."2 Siedźcie więc praw bożych i badajcie kornie, a nie urągajcie się dumnie. Dochodźcie ich jaką drogą chcecie, bądź w Piśmie, bądź w Naturze, bądź w Dziejach, — bo to jest trojakie Objawienie Boże: w Słowie, w Ciele i w Czynie. 1 Jak uwertura przed operą i introdukcja w samej operze. 3 Matth. VI. 33. 73 A skoro tylko aż do królestwa Bożego dojdziecie, spadnie też zasłona z oczu Waszych na wszelkie jego Cuda i dalsze wy-nikłości. A dojdziecie do królestwa Bożego dopiero za śladem drugiej Prośby boskiej naszej Modlitwy, a ta wam dopiero odsłoni w dalszych swych prośbach szereg dalszych jego dóbr i dziwów, — jakżeż więc chcecie, aby tu na samym wstępie Modlitwy, wszystko już w jaśni i pełni przed oczy stanęło. Wszakże tu jeszcze z fundamentami mamy do czynienia, a mianowicie już nie z fundamentami zewnętrznego przedsionka (jak w I naszej księdze), ale już samej świątyni, której zarys przekazał nam i w puściźnie zostawił sam Chrystus. Jakże chcecie budować, bez puszczenia dostatecznych fundamentów? Wszakże ten pierwszy wiersz modlitwy jest takoż jeszcze wstępem, już nie naszym zewnętrznym, ale Chrystusowym wstępem do siedmiu prośb pacierza, a od czego Chrystus za dobre uznał Testament swój rozpocząć, tego zaiste pominąć nie zechcecie. A komuby cierpliwości przybrakło na widok tylu wstępów i fundamentów, wtedy gdy świat nasz cały w boleściach człowieczeństwa nowej domaga się budowy, kędyby mógł spocząć, temu niech stanie przed oczy widzenie Śgo Symeona Słupnika, któremu zdało się, „iż fundamenta jakieś kopał ku zbudowaniu „i słyszał głos mówiący: Trzeba „głębiej kopać" i kopał. Mnie-„mając, iż już dosyć, przestał, alić wnet usłyszał drugi raz: „kopaj głębiej" i brał głębiej, aż za trzecim albo czwartem „upominaniem usłyszy: Już przestań, a jeśli chcesz budować, „róbże ustawicznie, bo bez ustawicznej pracy nic nie zarobisz."1 Z czego nasz Skarga, za torem Śgo Augustyna, taki wyciąga obrok duchowy, który się też dzisiejszym Tomaszom poleca, a nawet wierniejszym i ufniejszym się przyda: ,,Chcesz „li być w cnotach wysoki, bądź w pokorze niskim; na wysokie „pałace kopaj głębokie fundamenta. Tern mocniejsze budo-„wanie postawisz, im najgłębsze osnowanie puścisz. A rób, „nigdy nie przestając, aby się budowanie zbawienia Twego zawdy „podnosiło, a do Nieba doszło." Nie szczędźmy więc pracy na fundamenta, ani cierpliwości około ich osnowania, ale z wiarą, nadzieją i miłością 1 Skarga. Żywot Św. Symeona. 74 idźmy dalej w mozolnej, a choćby i niewdzięcznej na pozór robocie. Bo cóżeśmy Wam dotąd w tych wszystkich przybliżeniach powiedzieli? Jedno słowo tylko: żyjcie, ale żyjcie spełna, żyjcie w miłosnej jedni z Rodem i Narodem, z Ludzkością i Kościołem, żyjcie nawet z Ziemią Matką naszą, nie martwą w sobie jak Wam się zdaje, ale także żyjącą i spółkującą w Wszechświecie, żyjcie w Miłości ustawicznej, — a tern samem już żyć będziecie w Bogu i z Bogiem. Bo on jest źródłem życia i celem jego: On ogniw Wszechstworzenia wiązannym łańcuchem, On Bytem, Myślą, Życiem — Ojcem, Synem, Duchem! On jak Myśl w świecie mieszka i jak byt wieczysty, Lecz za świata krańcami, On jest osobisty. — On Duchem Świętym, jednym, który wie sam siebie, Rozlał się po wszej ziemi, a został na niebie! A my wszyscy i wszędzie Jegośmy obrazem, I wstępując stopniami w coraz wyższe włości, Żyć musim nieśmiertelnie, z Nim żyć musim razem, Zrodzeni z Jego łona, żyć w Jego wieczności! I jako On nas stworzył, tak my tworzyć dalej, I z wewnętrza nas samych, wyprowadzać światy, By prząść Mu, jak nam uprządł, wiadomości szaty, O        ile możem, biedni, w Anielskiej pokorze, To, coś Ty nam dał z łaski — oddawać Ci, Boże, A nigdy nie módz, nigdy, nic Ci oddać, Panie, I        tak żyć w Tobie wiecznie, przez wieczne kochanie!1 Każdy Wasz czyn żywotny a miłosny jest Ojca naszego pociechą, każde odpadnięcie lub zaparcie się, Jego umartwieniem. Chciejcie tylko żyć jak się należy, a żeby umieć żyć jak się należy, trzeba tylko umieć kochać. A któżby kochać nie mógł, albo nie umiał? Alboż to trudno? Który z Was, jeśli nie wszystkich to przynajmniej mniej tej albo owej Miłości nie doświadczył? I dlatego właśnie żeście ich doświadczyli, odwołujemy się do świadectwa serca Waszego, azali każda z nich nie jest krynicą błogości i bło 1 Cytatu tego w rękopisie niema, ale na marginesie ręką autora dopisano: Ustęp z Psalmu Wiary, dlatego tu go podajemy. (Przyp. Wydawcy). 75 gosławieństwa.1 I jak zgoła nic nowego Wam nie przynosimy, jedno to, co od wieków macie przed sobą, — objawione w Słowie, w Ciele i w Czynie, — tak też zgoła nic nowego od Was nie wymagamy, nic Wam nie stawiamy jako conditio sine qua non przystępu do Ojca naszego, jedno to, co po wszystkie wieki za społeczne cnoty poczytywano. „Bo też nie inne rzeczy piszemy Wam, niżli któreście „czytali i poznali, a spodziewam się, że też aż do końca „poznacie."2 Uwielbiał od wieków Ród ludzki te społeczne cnoty i dążył ustawicznie do ich integralnego osiągnięcia, ale osięgnąć nie mógł, póki naprzód nie poznał Ojca naszego, „od którego wszelakie Ojcostwo się mianuje", — a poznawszy nawet, póki go nie uwielbił czynem, jak On chce być uwielbiony. Bo znowu nie sądźcie, aby ten warunek, choć tak stary jak świat, miał wżdy być tak łatwym do osiągnięcia, jak się na pozór wydaje. Inaczej od osiemnastu wieków, co ludzkość dąży do dziedzictwa Ojca naszego, do tej Ojczyzny naszej, która jest Królestwem Boga, i dó tej Ojcowizny naszej, która się dziś dopiero „socjalną kwestją" nazywa, jużbyśmy dalej zaszli. Uznaliśmy w Bogu Ojca, ale jeszcze nie Ojca Naszego, a w tym dodatku właśnie do tak wielkiego imienia, tkwią społeczne warunki Jego dokładnego poznania. — 1        Temu nikt zaprzeczyć nie zdoła, chyba ten, któryby etycznej miłości od byle jakiej miłostki rozróżnić nie umiał. Jużci o Sokratesie słusznie po wiedziano, że cała nauka jego na tem zależała, by miłości nasze etycznie oczyścić (ut amores per Ethicam purget. — Tomassinus. Dogm. Theol. II. Cap. X. XI 2        II Cor. I. 13. DZIAŁ DRUGI. ■ I. Niezbędność zaimka „nasz". . Przeczuwali już zaiste całą wagę, tkwiącej w samym wstępie Modlitwy, spólności i społeczności, wszyscy wyznawcy i nauczyciele chrześcijaństwa. Począwszy od Cyprjana Ś-go, którego zdanie w tym względzie z poprzedzającej już księgi znamy,1 aż do najświeższych dni naszych kaznodziei, żaden wykładacz Modlitwy Pańskiej piętna owej spólności nie przeoczył, żaden też, jak się należy uwielbić jej nie zaniedbał. Bo któżby nie zauważył, iż tu nie o wyłączne a osobiste dla każdego człowieka dostojeństwo, nie o pojedyńcze a prywatne powołanie, ale o Solidarność Rodu ludzkiego tak z Bogiem, jak w sobie samym Zbawicielowi chodziło. Inaczej, dośćby Mu było każdego z nas upoważnić do mówienia: „Ojcze mój!" Wszakże i taka odezwa, choć pojedynczo wyrażona, skoro wszystkim podana, a każdemu bez wyjątku nie tylko dozwolona, ale polecona, nie ubliżałaby ani wszechmiłości Boga, ani powszechnemu ludzi przysposobieniu. A przecież ileżby jej niedostawało! O ileż byłaby mniej doskonałą! Brakłoby jej bowiem spółuznania owej spólności, brakłoby jej oczywistego dowodu i w samej odezwie tkwiącego wyznania, iż Bóg jest Ojcem nie każdego z nas zosobna, ale wyraźnie naszym, a więc o tyle nam Ojcem, o ile wszech bliźnich pospołu za braci poczytujemy, o ile w samem wyrażeniu Jego Ojcostwa wyznanie spółbraterstwa naszego zawieramy. Jeden tylko „pierworodny między wielą braci"2 przez 1 Patrz Tom I, dział I, rozdział 3. Całkowity ustęp Ś-go Cyprjana w przy-piskach niniejszego tomu. 2 Rom. VIII. 29. 77 to właśnie, że Ducha Bożego „nie pod miarą odebrał,"1 miał prawo i moc wołać do Boga „Ojcze", albo „Ojcze mój," albowiem wszelka spełnia Synostwa, zamieszkawszy w Nim i za Jego dopiero pośrednictwem udzieliwszy się nam, wznosiła Onego od wieków oczekiwanego2 a na wieki uwielbionego3 wysoko ponad ludzi, ba nawet ponad Anioły;4 zaczem idzie, że ów bezpośredni Syn Boży a pośrednik naszego synostwa, przez którego dopiero staliśmy się przysposobioną dziatwą Bożą, choć bratem był naszym, ale pierworodnym, pierwowzorem (prototypem), a więc jako taki jednorodnym, ěáăÝíçôďň, nam zaś, synom przysposobionym, a do dziedzictwa przezeń współpowołanym, polecił odtąd mówić nie wprost: Ojcze! ani z osobna Ojcze mój! ale spoinie jak przystało: Ojcze nasz, abyśmy, ani żadnem dostojeństwem, któregobyśmy z bliźniemi nie dzielili, pojedynczo nie chełpili się, ani też żadnych dóbr dalszych, z tegoż Ojcostwa na przyszłość wynikających, któ-reby społecznemi i pospolitemi nie były, od Ojca naszego w powszechnej modlitwie domagać się nie ważyli. O ile więc wzniosłe i bożoimienne jest owo imię Boże, Modlitwę Pańską rozpoczynające, o tyle niezbędnym i przedziwnym jest dopełniający toż imię zaimek. Uznanie Boga za Ojca, acz tak wielebne, nie byłoby dostateczne, gdybyśmy go nie uznali Ojcem Naszym. Ten zaimek dopiero odgranicza stanowczo objawienie Chrześcijaństwa od wszelkich pogańskich lub starozakonnych przybliżeń, któremi duch ludzki w chwilowych podrywach ku pojęciu Ojcostwa Bożego się wspinał. — II. Historyczne dojrzewanie pojęcia Ojcostwa. Jakoż nazwa Ojca, którą wskutek upoważnienia Chrystusowego w pierwszym wyrazie modlitwy naszej Bogu nadajemy, znachodzi się już, acz nader rzadko, tak w starożytnem Pogaństwie, jak w starozakonnym, zwłaszcza późniejszym Ju 1        Joan. III. 34. 2        Jerem 14. 8. 3        Rom. IX. 5 4        Hebr. I. 4. 78 daizmie. Lecz, o ile wyjątkowe jest to zjawisko, o tyle też samo znaczenie do tej nazwy przywiązane, tak nieskończenie się różni od znaczenia, jakie Chrześcijaństwo w niej odsłoniło, iż za jedno i to samo, jak się niezwłocznie przekonamy, poczytać się nie da. A ta różnica w znaczeniu wyrazu wcale nie przypadkowa, lecz odpowiada znowu zaszłej rzeczywiście zmianie w przedmiotowych społeczności stosunkach. Wszakci samo Ojcostwo doczesne, ziemskie, światowe, coraz się bardziej z postępem prawodawstwa i ducha publicznego wznosiło, rozwijało, doskonaliło, wyzwalało, dopóki w Chrześcijaństwie pełni i dojrzałości swojej nie dostąpiło. Pierwotny ów pater familias, w obliczu którego potomstwo całe było alieni juris, bo pozbawione nietylko wszelakiego uprawnienia, lecz nie posiadające poniekąd osobnego w społeczeństwie istnienia, — jeno jakoby latorośle, zawisłe odnogi, cały swój żywot z pnia czerpające, a czerpane z powietrza żywioły temuż nazad odnoszące, nie zaś jako podobne jemu lub bynajmniej niepodległe i przez się żyjące istoty, — zgoła inne miał znaczenie w Starożytności od tego, jakie nabył w średniowiecznym świecie, kędy wyzwolona już dziatwa, nie tyle w prawnej, ile za to w moralnej zawisłości od Ojca się ujrzała i z nim lepiej i ściślej jeszcze wewnętrznym a nie zewnętrznym węzłem spojona, na pozór od niego odpadłszy, w istocie doskonalej przypadła. Wszakże już w szczuplejszym okresie dziejów pojedynczego ludu, spostrzegamy, choć na mniejszą skalę, niesłychaną różnicę między istotą cywilnego Ojcostwa przy schyłku Państwa Rzymskiego, a ową, jaką mu pierwotne prawodawstwo dwunastu tablic przyznawało.1 Lecz powolne to dojrzewanie ziemskiego Ojcostwa wtedy dopiero do kresu swego doszło, gdy się niebieskie objawiło przy nastaniu Chrześcijaństwa, które cielesnego rodzica, bezwzględnego dzieci swoich Pana, ich wolności frymarczycielą, ich życia i śmierci, ich majątku i dobytku samowładzcę, tak dalece w moralnie opatrznego, miłującego i miłowanego Ojca zamieniło, iż na widok tak stanowczej w samych społecznych stosunkach i obyczajach przemiany, możnaby poczytać Chrystusa za objawiciela nie tylko Bożego na niebiesiech, ale też 1 Czem zaś było u spółczesnych Ojcostwo — patrz Macrob. Sat. II c. 4. Melius est Herodis porcum esse quam filium. 79 poniekąd i ludzkiego na ziemi Ojcostwa. — Bo jak przed nim, tak i po nim były między ludźmi Pany, byli też i Ojcowie, lecz przeciwległość a wzajemne na siebie nachodzenie tych dwóch dziejowych stanowisk już się i w tern odbija, że ówdzie rzeczywisty Ojciec nietylko dla sług swych, ale nawet względem własnych dzieci był raczej tylko Panem, tu zaś wszelki Pan, już nietylko dla dzieci, ale i dla sług swoich jął być poniekąd Ojcem. To przezwyciężenie Państwa przez Ojcostwo mogłoby się nam niepojętem wydać, zastanowiwszy się, iż owszem przyrodzone Ojcostwo, a raczej Rodzicielstwo, było jedną z naj-główniejszych zasad i podstaw starożytnego świata, a to nie tylko w właściwych patrjarcfyalnycb społeczeństwach, lecz i w późniejszych wykształtach mniej lub więcej z niemi spowinowaconych i na pewnej Patrjarcfyalności, która się później w Patrycjat przeobraziła, opartych. Począwszy od wschodniego Patrjarchatu, aż do zachodniego Patrycjatu, społeczności starożytne daleko silniej były z sobą zrosłe i jakby z jednego pnia wyrosłe, niżeli luźne rojowiska ludzi i ludów Chrześcijańskich, a potęga Ojcowska w szczuplejszych lub szerszych zakresach, w rodzinie, w pokoleniu, w narodzie, była jednym z najważniejszych tego stanu wykładników i spójni. To wątpliwości nie podpada żadnej, lecz właśnie ta Przemoc i to prze-maganie ziemskiego Ojcostwa czyniło niepodobną cześć Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, i o to właśnie chodziło, aby przemódz to przemaganie ziemskiego Ojcostwa, rozwolnić jego twardość, surowość jego złagodzić słodyczą i przyprowadzić do tego wszelkich ludzi, aby już „nie zwali sobie „Ojca na ziemi, albowiem jeden jest Ojciec Wasz, który jest w Niebiesiech".1 U starożytnych władza Ojcowska była bezwzględna, absolutna, despotyczna, — w prawodawstwie zaś Chrześcijańskich narodów znajdujemy rozwiązanie władzy ojcowskiej; stąd nowe principium prawa „puissance paternelle ne vaut'V albo też „droit de puissance paternelle . n'a lieu".3 Despotyczna 1        Matth. XXIII. 9. 2        Konigswarter. Revue de legisl. XIV. 30. XVI. p. 154. 321. XVII. 393 XIX. p. 321. 513. Zopfel Revue Etrang. IX. 61. 3        Loisel liv. I. tit. 1. regle 37. 80 patria potestas, jaką choćby najlepszy pater familias posiadał, a jaką nawet opiekunowie lub kuratorowie nad wszelkim majątkiem pupilów aż do Septyma Sewera dzierzyli,1 przeobraża się w Chrześcijańskim świecie w nieznane starożytnemu światu opiekuńcze i opatrzne mimdium i tak dalece się rozwalnia, że jeden z glośsatorów XIII wieku mógł nazwać dzieci u Franków „prorsus absolutos". Potrzeba więc było owym realnym a ograniczonym rodzinom, owym rodowym i narodowym odgraniczeniom stopić się w idealną Ludzkość, aby powszechnego Ojcostwa dostąpić. Dopóki Ojcowie rodzin wyłącznie i samodzielnie panowali, dopóty o Ojcu naszym mowy być nie mogło, dopóki ziemskie i cielesne rodzicielstwo trwało w pierwotnej potędze, dopóty dusza wzbijać się nie zdołała ku Ojcu niebieskiemu. Dopiero naturalne starganie się lub rozwiązanie pierwotnych a poziomych węzłów uzdolniło do zawiązania nowych i wyższych, dopiero zniesienie ograniczonej lub ograniczającej Patrjarchal-ności ziemskiej podniosło nas ku nieskończonej patrjarchal-ności niebieskiej. Ilekroć tedy w starożytności nadawano godło Ojca Bogu, nic więcej i nic innego pod nim nie rozumiano, jedno synonim Stworzyciela, Rodzica, Budowniczego, Sprawcy władzy. Na dowód dość przytoczyć niektórych przodowników starożytnego Ducha, aby się o tern znaczeniu przekonać. Tak oczywiście rozumiał Mojżesz, gdy w szczytnem kantyku swoim karząc obłąkany lud Izraelski w ten sposób przemawia do niego: „I takież to oddawanie Panu, ludu głupi i szalony, azali on nie jest Ojcem Twoim, który Cię sobie nabył, on Cię uczynił i stworzył Cię".2 — Zaiste nikt w tym Mojżeszowym wykrzykniku ani śladu Ojca naszego w Chrześcijańskiem rozumieniu nie odkryje. A przecież, któżby bardziej nad Arcypro-roka Mojżesza miał był prawo przepowiedzenia nam Ojca naszego? — gdyby snać objawienie tego imienia przed czasem zamierzenia Ojcowskiego nie było się przeciwiało mądrej Ekonomji wychowania Bożego. Podobnież rozumiał sam Plato, gdy przystępując w Ti-meuszu do tłumaczenia tajemnic Natury, nazywa Boga 1 L. I. § 2. Digest. de.adm. test. 2 Deuteron. XXXII. 6. 81 „Stwórcą i Ojcem wszystkiego" ćáôĺńá ôďύδĺ ôďŕ πáíôďň. Skoro tylko Ojcem wszystkiego, toć oczywista tylko w znaczeniu Stwórcy i Rodzica fizycznego.1 A przecież u kogoź mniej jak u pobożnego Platona, u Mędrca, którego pisma tak dalece w chrześcijańskie domysły obfitują, iż słusznie w nich upatrzono przedświt chrześcijańskiego słońca, dziwiłoby nas napotkać, jeśli nie pojęcie, to przynajmniej domysł Boga, jako Ojca (nie wszystkiego ale) naszego. Nareszcie nieinaczej rozumiał sam Philo, ów Duch nadgraniczny, owo pośrednie ogniwo, wiążące już poniekąd staro-zakonną z nowozakonną myślą, gdy tylokrotnie rozwodząc się nad imionami Bożemi, a zawdy główny przycisk kładąc na pojęciu przyczyny, i dla tego najchętniej Boga o áßôéď:. áßôéďí δρáóôÝńéďí nazywając, wpada przecież po kilkakroć na przydomek Ojca, a wtedy nazywa go znowu Ojcem wszystkiego,2 a więc jak Plato w znaczeniu sprawcy i stwórcy, albo też olbrzymim Ojcem światła,3 albo nareszcie Ojcem świata, a ludzi tylko Hegemonem,4 kierownikiem i władzcą. — A przecież Bóg Philo-nowy już był tak opatrzny, tak dobroci, łaski i miłości pełen, iż rzekłbyś nieraz, iż tu nie jakiś Mędrzec Aleksandryjski, ale bodajnie Apostoł Chrystusów przemawia!... Co dowodzi jak jeszcze daleko od wyśledzenia w Bogu na drodze spekulacji, 1 Bądź dziwnym trafem, bądź dziwną trafnością wyrażenia nie użył w tern miejscu Cycero w doszłych do nas zabytkach przekładu Platońskiego Tymeusza wyrazu Ojciec i oddał ów ustęp w ten sposób „quasi parentem huius universitatis", bo też tu Ojciec jest dopiero w znaczeniu rodzącego rodzica — natura naturans. — Jak dalece przecież podchodził już pod pojęcie Synostwa Bożego i Braterstwa między ludźmi ujrzymy w jednym z najwyższych, ale też dla ludu najnieprzystępniejszych własnych utworów. Cicero fragm. de legibus apud Lactant. V. 8. Sicut una eademque natura mundus omnibus partibus inter se congruentibus cohaeret ac nititur, sic omnes homines inter , se natura confusi gravitate dissentiunt, nec se intelligunt esse consanguineos et subiectos omnes sub unam eandemque tutelam; quod si teneretur deorum profecto vitam omnes viverent. 2        ĐáôŢń τών όλων DE ABRAHAMO ED. PFEIFFER V. 284 — δ ôďű Đáíôď; DE CONFUSIONE LINGUARUM ED. PF. III. 394. MANG. I. 431. 3        Wyrażenie Ojciec światła użyte przez Philona, napotyka się też u wielu pisarzy kościelnych, a między innemi bądź dziwnym trafem, bądź nie bez natchnionej intencji w bulli Clemensa XIV znoszącej Zakon Jezuitów. — 4        δ ποιετής ôůí üëůí. δ τοδ πáôŢń etc. ó čĺţí ÷áι áíδńţπůí Ţγεμών. De vita Mosis III Mang. II 171. oraz De praemiis ac de poenis Mang II 414, 415 6 82 pewnych przypadłości wyższego pojęcia, do ujrzenia go drogą boskiej intuicji, za jego własnem przyczynieniem się w pełni wyższego objawu, ujrzenia go w jego istocie i uwielbienia mianem Ojcze nasz. Nie zbywało też Philonowi na dokładnem obudwu tych dróg rozróżnieniu,1 umiał też ich naturę określić, lecz tylko pierwsza z nich była filozofowi dostępną, na drugą zaś, dopiero istny Syn Boży miał moc wstąpić i nas wprowadzić. Jeżeli więc ani teokratyczny Zakonodawca, arcywybra-niec Boży śród wybranego ludu, ani filozoficzny prawodawca, piszący prawa dla ludzi — nie jakimi byli, lecz jakimi wystawia sobie, że być powinni, — a tern samem istny poprzednik Ojców kościoła na łonie helleńskiego Pogaństwa, ani głęboki teozof, starozakonny Neoplatończyk, wspólny potomek Mojżeszowego i Platońskiego ducha, nie zdołali odkryć Ojca naszego, a tern mniej podnieść nas samych, podnosząc cześć jego, — darmobyśmy szukali w rzędzie pośledniejszych Duchów. Nie pozostaje nam więc, jak uznać z Tertuljanem, że dopiero Chrystus, syn Boży śród człowieczeństwa, a pierworodny między wielą braci, a tern samem we wszystkiem przodkujący,-objawiając nam powszechne między ludźmi braterstwo, powołał przez to samo wszystkich bliźnich do stanowczego i spólnego synostwa Bożego. — Dopiero on nam oznajmił dobrą nowiną (Ewangelję), że sam Bóg jest Ojcem naszym, Ojcem, już nietylko sierot, jak śpiewa psalmista, ani też wybranego tylko ludu, ale Ojcem wszystkich ludzi i ludów, bez różnicy rodu lub narodu. I nietylko sam Chrystus i Apostołowie inaczej się już do Boga nie odzywają, ale my wszyscy wyraźnem postanowieniem Chrystusa ku temu upoważnieni, (już nie trafunkowo, ani wyjątkowo) inaczej do Boga nie przemawiamy, i odtąd dopiero nazwa Ojca stała się względem Boga tak potoczną i właściwą, tak legalną i obyczajową, jak przedtem była nazwa Pana (Adonai). A zwiastując to za nim, Apostoł narodów zapewnia nas, że: „jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich (nie zaś wszystkiego), „który jest nad wszystkiemi przez wszystkie i we wszystkich 1        De praemiis ac poenis Mang. II, 414, 415, legis alłeg. III Pf. 300, 302. 2        Rom. VIII. 29. Coloss. I, 18. Hebr. VI, 20. 83 „nas,1 „żeśmy wszyscy synami Bożemi przez wiarę w Chrystusie Jezusie2 i „żeśmy nie wzięli ducha niewoli znowu ku „bojaźni, (jakto bywało pod Panem Adonai), ale żeśmy wzięli „Ducha przysposobienia Synowskiego, przez którego wołamy „Abba, t. j. Ojcze. A ten duch poświadcza duchowi naszemu, „iżeśmy dziećmi Bożemi".3 A wszakże nie innego Boga objawił nam Chrystus, jedno tego samego, który przemawiał przez Proroki i zakony stanowił i prawa przepisywał przez Arcyproroka Mojżesza, tego samego nawet, którego domyślał się Plato, a ku któremu unosił się Philo. Lecz odkrywając nam wyższe samego Boga imię, a więc wyższe przypadłości jego (attributa), sprawił, iż staliśmy się uczestnikami nowych a wyższych przymiotów, które, acz zawsze tkwiły w absolutnym Przedmiocie, przecież dla czczących Go podmiotów, były dotychczas niedostępne. A odkrycie to, jak samego Boga uwielbiło, tak i nas niepoję-temi, a więc niedostępnemi do tej pory dobrodziejstwy obdarzać poczęło. Bo dopóki czegośkolwiek wcale pojąć nie jesteśmy w stanie, dopóty też tego ani w posiadanie objąć nie możemy, i choć to istnieje mimo świadomości naszej, dla nas jest jakoby wcale nie istniało. Dlatego też, chociaż Bóg był, jest i będzie zawsze Ojcem naszym, to przecież, póki nam się takim nie objawił, pozbawieni byliśmy wpływu tego założenia. Aliści, ledwie to wyrzekł Pawet Święty, wnet wyprowadza z onego synostwa Bożego wniosek, niepospolitej na przyszłość wagi, dodając: „A jeślić synami tedy i dziedzicami — dziedzicami wprawdzie Bożymi, a spółdziedzicami Chrystusowymi. — jeśli tylko z nim spółcierpimy, abyśmy także z nim byli we-spółuwielbieni. Albowiem „mam za to" (dodaje proroczo wielki Apostoł), „iż utrapienia teraźniejszego czasu nie są godne owej „przyszłej chwały, która się ma objawić w nas. Bo troskliwe „wyglądanie stworzenia oczekiwa objawienia synów Bożych".4 Nie błądzi więc bynajmniej Tertuljan, gdy twierdzi, że przed tern Objawieniem imię Boga, jako Ojca nie było ni 1 Ephes IV. 6. 2 Galat III. 26. 3 Rom. VIII. 15.16. 4 Rom. VIII. 17. 19. Galat. IV. 6. 7. 6* 84 komu znane. Nie błądzą też bynajmniej Apologeci, którzy utrzymują, iż samo objawienie Boga jako Ojca naszego, starczyłoby do stanowczego odgraniczenia uczuć, myśli i uczynków świata Chrześćjiańskiego od wszelkich żywiołów w świecie przedchrześcijańskim, nie mylą się zaiste, gdy nieprzebranych domyślają się skarbów w tern boskiem dwusłowiu. III. „Publiczne" wynikłości .Wezwania". „Uwłaszczenie synów Bożych". Atoli mimo tak oczywistej u samego progu wskazówki, mimo wyraźnego nawet jej zaświadczenia przez wszystkich wykładaczy Modlitwy, żaden z nich nie posunął się do odsłonięcia jej ostatecznych, publicznych wynikłości, jedno poprzestawszy na wyznaniu, iż Zbawiciel nie upoważnił nas przemawiać do Ojca naszego pojedynczo, lecz owszem polecił modlić się społem wszystkim za wszystkich, oraz to zespolenie należycie uwielbiwszy, wpadali niebawem sami, jakby mimowolnie, w osobiste rozpamiętywania. A tak, z uszczerbkiem dopiero co uznanej solidarności, wszelką błogość dostąpionego synostwa, wszelkie dobra przez prośby dostąpić się mające, raczej do prywatnych stosunków pojedynczego w sobie zawartego, z bliźnimi wprawdzie obcującego, lecz od publicznych spraw oderwanego człowieka, odnosili. Rzekłbyś, czytając ich wykłady, iż Ojciec, od którego wymodlić sobie tyle mamy, jest wprawdzie Ojcem każdego z nas i również każdego z naszych braci, słowem każdego z osobna, ale jeszcze nie społecznym Ojcem naszym, nie Ojcem Ludów i Ludzkości. To szczególne (acz bynajmniej nie przesądzające, lecz tylko niedomagające) zajęcie się prywatną stroną stosunków Chrześcijańskich — nie zaprzeczające wcale, lecz tylko zawieszające do czasu publicznych stosunków rozwinięcie — nie-tylko wytłumaczyć łatwo, ale nawet do pewnego czasu, jako istotnie mądrym wymiarem wychowania ludzkości spowodowane, usprawiedliwić należy. Jak Bóg miarkuje i rozkłada stopnie Objawienia swego wedle stopniowej dojrzałości pod-rastających duchów, co mądrą Ekonomją Objawienia nazwano, — tak też przy dalszej uprawie tego Objawienia opatruje ogrodników swego Ogrójca w zmysł najtrafniejszy ku 85 zbawiennemu pielęgnowaniu hodowanych w nim roślin, by rozkładali sobie właściwe roboty na właściwe pory i zawsze wczas, a nie przed czasem, ani po niewczasie najstosowniejszą przedsiębrali — co znowu mądrą Ekonomją Tradycji nazwać można1.   * Dopóki przeto nieusposobieni byli sami w sobie ludzie do objawionego przysposobienia, dopóty też o spełnieniu i dokonaniu tego przysposobienia, czyli o podniesieniu go z prywatnej do publicznej potęgi, ani mowy być nie mogło, aczkolwiek to spełnienie i to podniesienie tkwiło zawsze jako myśl utajona w objawionem już słowie. Dopóty też wykła-dacze tego słowa, nie wykluczając bynajmniej tej społecznej myśli, a więc następnym jej wynikłościom nie zaprzeczając, owszem naiwnie ją sami wyznając i przyznając, wydobywali z niej zaledwo cząstkę i początki wszechwynikłości, w jakie obfituje. „Albowiem, gdy dla czasu mieli być nauczycielami, „zasię potrzebowali uczyć, które są początki zaczęcia mów „bożych, przemawiając do tych, którymby mleka trzeba, a nie „twardego pokarmu. Bo każdy, który jest mleka uczestnikiem „(co się dopiero mlekiem karmi) nieświadom jest mowy sprawiedliwości, albowiem dzieciątkiem jest. A doskonałych jest „twardy pokarm; tych, którzy przez zwyczajenie zmysły mają „wyćwiczone ku rozeznaniu dobrego i złego".2 Jak dalece zaś podówczas Powołani nie usposobieni byli do „twardego pokarmu", — jak dalece nie domagali jeszcze zwiastującemu się przysposobieniu, ile im wszędy brakło do wymaganego wzwyczajenia i wyćwiczenia, widno już z tego, iż na łonie samego nawet Izraela, wybrańca Bożego między narodami, który się sam do przyrodzonego synostwa Bożego poniekąd poczuwał, — „albowiem miał przysposobienie sy-„nowskie i chwałę i testament i zakonu danie i służbę i obietnicę"3, — rozpowiadanie Ojca naszego, acz tak doskonale dopełniające domagań i niedostatków Zakonu, napotkało na wstręt i zaparcie. Gdy pierworodny między wielą braci do 1        Na obie te Ekonomje, które potężny umysł Tertuljana nieomal u świtu, bo już w pierwszych wiekach Chrześcijaństwa przewidział, otworzy nam pierwsza Prośba rozleglejszy widok. 2        Hebr. V. 12-14. 3 Rom IX. 4. 86 swoich własnych przyszedł, swoi go nie przyjęli. „Lecz ile-„ kolwiek przyjęli go, tym dał moc, aby się stali Synami Bo-„żymi tym, którzy wierzę w Imię Jego".1 1 stawali się nimi powołani przez długi szereg wieków chrześcijańskich, i usposobiali się przysposobieni, dorastając do przeznaczeń własnych i gotując się jako synowie do objęcia zapowiedzianego spółdziedzictwa. — Bo że na próżnem, nomi-nalnem dostojeństwie Synostwa Bożego skończyć się nie miało, lecz że takowe w realne dla dzieci obietnicy obfitować miało skutki, to już nam wonczas Apostoł Narodów zaręczył mówiąc: „A jeżelić Synami, tedy i dziedzicami, dziedzicami wprawdzie „Bożymi, a spółdziedzicami Chrystusowymi, — jeśli jednak „spółcierpimy, abyśmy też wespół byli uwielbieni".2 Zważywszy doniosłość i ważność wyrażonego tu warunku, łatwo nam zrozumieć, iż o samem objęciu owego dziedzictwa w realne posiadanie, ani mowy być nie mogło, aż przy dopełnieniu lat i moralnej dojrzałości przysposobionej dziatwy. Przeskok wszelki byłby się sprzeciwiał mądremu rozkładowi wychowania Bożego, który stopnie dojrzewania naszego przedziwnie umiarkowawszy, to tylko i o tyle nam udziela, o ile znieść jesteśmy w stanie.3 A więc i dziedzictwa małoletnim w posiadanie nie oddał, dopókiśmy trudem, pracą i spółcier-pieniem do dzierżenia go nie przysposobili się. Otóż od owego czasu aż po dziś dzień, co Apostoł „niniejszym" czasem nazywa, czasem utrapienia i oczekiwania owej, „przyszłej chwały, która się objawi w nas", gdy przyjdzie uwłaszczenie synów Bożych i t. d., — od owego tedy czasu aż po dziś dzień, nadzieją jesteśmy zbawieni.4 Uważmy dobrze — dopiero nadzieją, a wiadomo, iż nadzieja nie jest jeszcze obecną rzeczywistością, „bo co kto „widzi i posiada, pocóżby się miał spodziewać. Ale jeżeli się „spodziewamy, czego nie widzimy, przez cierpliwość, oczeki-„warny... a Duch dopomaga krewkości naszej" etc. Otóż jeżeli odrodzenie pojedynczego człowieka w sobie samym było niezbędnym warunkiem i środkiem odrodzenia 1        Joan. I. 12. 2        Rom. VIII. 17. Świadectwo J anowe później poznamy. 3        Cfr. Joan. XVI. 12. 4        Rom. VIII. 24 et ss. 87 zbiorowej ludzkości, nie dziw, iż troska około prywatnej osobistości poprzedzać musiała u chrześcijańskich nauczycieli wszelką troskę około publicznego społeczeństwa. Wszakże sam Mistrz żywota a założyciel pokoju i spólności, który nam w tej Arcymodlitwie wierzytelny zapis społecznych przeznaczeń naszych przekazał, przyszedłszy wonczas na ziemię, aby Ojcu naszemu nas wszystkich przysposobić i Królestwo Boże rozpowiadać, nie rozpoczął dzieła od jakiej bądź naprawy nadwerężonego zaiste społeczeństwa, ale owszem jął naprawiać ludzi wołając ich do pokuty i skruchy. Ani też ich obdarzył bez-pośredniem Ojca naszego pocieszeniem, „ową przyszłą chwałą, która się ma objawić w nas", ale owszem zmartwił warunkami spółcierpienia i wymaganiami przysposobienia, wszczepiając w nas wiarę, miłość i nadzieję zapowiadanego Królestwa, którego dopiero szukać i domagać się polecił, kamień jego węgielny we wnętrzu naszem założywszy. A opowiedziawszy jego przyszłe chwały i poleciwszy modły o jego nadejście, oświadczył ostatecznie „lecz teraz Królestwo moje nie jest stąd".1 I uczniowie Jego rozpowiadając dobrą nowinę, nie głosili bynajmniej jakoby Królestwo Boże nadeszło, ani też nawet jakoby już nadchodziło, ale raczej, wedle wyraźnego polecenia rozpowiadali, iż „przybliżyło się". I w rzeczy samej przybliżyło się dopiero od chwili, w której nas Zbawiciel na właściwą drogę ku niemu wprowadził, na drogę, którą się sam być mianował2 wiodąc nas wyraźnie do Ojca naszego i wiekuistych Jego przybytków, kędy siła mieszkań-które On przygotować nam poszedł.3 Lecz o samem objęciu owego dziedzictwa mowy być nie mogło, aż po dopełnieniu lat przysposobionej dziatwy. A tak przez cały szereg wieków średnicfy, — bo pośredniczyły między Zakonem Pańskim a Królestwem Ojca Naszego, który jest w Niebiesiech, — wieków dorostu i dojrzewania, pielgrzymstwo i wędrówki ku ziemi obiecanej, onych wieków boju a niepokoju, które trwają po dziś dzień, lubo już zachodzą,4 — pry 1        Joan.    XVIII. 36. 2        Joan.    XIV. 6. 3        Joan.    XIV. 2. 4        Patrz    Księgę I. Dział II. rozdział 2 i 3. 88 watna moralność, o której ustalenie przede wszystkiem chodziło, bo ona jedna miała „przyzwyczaić zmysły nasze", jak mówi mąż Apostolski, i wyćwiczyć nas ku rozeznaniu dobrego i złego, — co zaiste nie jednego roku albo stulecia, lecz całej Ery, całego perjodu żywota ludzkości wymagało, — w osobistej, a więc prywatnej osnowie, górę wzięła nad publiczną jeszcze niedojrzałą, a bez niej nieżywotną socjalnością. Bo Moralność jest Socjalności przesłanką i zawiązkiem, warunkiem nieodzownym a nigdy niepozbędnym, bez niej Socjalności nie masz, jak wniosku być nie może bez założenia. Z jej łona dopiero jak z macicy własnej socjalność wyrasta, lecz wyrósłszy nawet, bez niej ostać się nie może, ją samą owszem w publiczne świata stosunki obleka, w niej ma znowu » jądro własne, bez niej prysłaby niebawem jak bańka mydlana. Kto o jakiejś Socjalności bez Moralności, a więc immo-ralnej marzy, kto przypuszcza, jak się to dziś niektórym prze-ciwnożnikom Chrystusowym boskiej przestrogi niepomnym zdarza, iż socjalność, przekroczywszy moralność, w oczywistej z nią sprzeczni postawić się musi, — ten albo siebie okrutnie mami, albo braci bezecnie oszukuje, ten chyba domaga się skutku bez przyczyny, porodu bez zarodu, wniosku bez założenia, gmachu bez podwalin. Póki jedno u siebie marzy, pty ugania się za marą, lecz jeśli złowrogą rękę chce do dzieła przyłożyć, niech pomni, że z mrozem w sercu a kałem na dłoni stawia zamki na lodzie, pałace na trzęsawiskach... A potem zżyma się i przeklina, gdy nie wytrzymają próby słońca, lub wraz z budowniczymi w błotniste zapadają bagna. Gdy więc mijała Epoka pierwsza, ślepego jeszcze prawa, trzymającego człowieka w niewoli, a nastawała Epoka wtóra, opatrznej Moralności, wyzwalającej dopiero wewnętrznego człowieka, czyli inaczej, gdy schodziło panowanie Zakonu, a nadchodziło panowanie Łaski, gdy ponad zgrzybiałym światem zewnętrznych, a więc zmartwiałych uczynków, zmysłowych zjawisk, a więc pozorów, wyrastał nowy świat istotnych intencyj, słusznie i potrzeba było, aby „szafarze postawieni ku wyda-„waniu obroku na czas oznaczony"1 pilnie z brzemiennych słów Odkupiciela wydobywali, i skwapliwie na jaw wyprowadzali to wszystko, co do rozmagania owych intęncyj, do 1 Loc. XII. 42. 89 uwielbienia owej Łaski, słowem, do rozwinięcia w ludziach i między ludźmi wewnętrznej moralności zmierzało, — pozostawiając tymczasem w półcieniach tajemnicy cokolwiek ponad okres prywatnej moralności w dziedzinę publicznej socjal-ności wkraczając, już nie tyle do rozpowiadanego Słowa królestwa Bożego, ile raczej do jego nadejścia w Czynie, t. j. do następnego urzeczywistnienia owych chrześcijańskich intencyj w publicznych sprawach świata należało, a więc przy nowym dopiero wybuchu Chrześcijaństwa, domyślanym od początku, a wyraźnie zapowiedzianym przez jednego z najświeższych jego Proroków1 na jaw wystąpić miało. Że zaś ów wybuch nowy niczem innem być nie może, jedno samego Chrześcijaństwa spełnieniem i opowiadanego dotąd słowa w Czyn wcieleniem, a więc zgoła nic innego, jedno to samo co we wnętrzu ludzi sam Zbawiciel założył społecznie w ludach i ludzkości rozwinie, przeto nie szukajcie go opodal, — nie roztrzaska on ani rozwiąże Zakonu, jedno owszem go wypełni. A tak ktokolwiek targa się na zakon Chrystusowy w mniemaniu, że tym sposobem rozwiąże choćby jedno z tak zwanych zadań społecznych, sam Cel ku któremu zmierza, odpycha. Bo ani jota z niego nie przeminie aż się wszystko spełni, — a spełni się nie tak jak się niecie pliwym marzycielom zdaje albo też zachciewa, lecz jak w mądrości Bożej od początku zamierzone, pełnemi miary stępami przedziwnego w miarę własnej naszej zasługi postępu. Skrzywiać lub opóźniać ten postęp mogą zaiste ludzie złowrogiemi zabiegi, przez to ociąganie się Pańskie przewlekając, lecz zahamować go lub cofnąć nie zdoła żadna przemoc gwałtowników, ani tych, którzy społeczeństwo z góry tłoczą, ani tych, co je z dołu wysadzają. Tylko prawą drogą Chrystusową, drogą moralności Ewangelicznej dochodzimy do dziedzictwa Ojca Naszego dla nas, dziatek Jego, przygotowanego. Bo ona jest jedynym pomostem łączącym Stary Zakon z Królestwem Bożem i musiał Ród ludzki odbyć i przebyć tę drogę, jeśli miał przystąpić do celu, — do „wiecznego dziedzictwa".2 1 Józef de Maistre. Patrz księgę I. Dział I. 5. 2 Hebr. IX. 15. 90 A teraz od Was zależy, bracia, cel ten oddalać lub zbliżać, od was zależy obiecane uwłaszczenie Synów Bożych przyspieszać lub spóźniać, i to co Apostoł zowie objawieniem Synów Bożych spełnić, lub też na wieki jeszcze nadzieje nasze opóźniać. Schodźmy jedno z wytkniętej drogi, a wnet Wam się Cel zabłąka, i nader już przybliżone Królestwo oddali, i koczować będziecie po bezdrożach, których przygód i wygód doświadczyliście do zbytku, od czasu jak gonicie za społe-cznemi mamidłami. Postępujcie owszem drogą, baczni na rozstawione z łaski drogoskazy, a wnet Cel Wam zabłyśnie, bo do przybliżonego sami się zbliżycie. Ani zbaczajcie więc z prawego toru, jak czynią odstępcy, którzy się próżnem mianem postępców chlubią, ani ustawajcie na drodze jak czynią niedołęgi, którzy upatrzywszy sobie po drodze jaki taki przybytek, przystali, a zwątpiwszy w osiągnięcie ostatecznego, na wpół drogi dożywotnie rozgościli się i z wrzekomą rezygnacją upodobawszy sobie w popasie wystawiają suche weksle na tamten świat, jak gdyby na tym już bynajmniej płatne być nie miały. A wszakżeż im Chrystus nie wzdychać tylko do Królestwa Bożego, ale szukać go polecił i pod tym warunkiem przyjście jego zaręczył. Postępujcie raczej ustawicznym następkiem, zgoła nic nie marnując z osiągniętego, zgoła nic nie ustępując z przyobiecanego, ale wszystko utwierdzając i co krok więcej zdobywając, słowem, „obficiej przestrzegając tego coście słyszeli, „byście snać nie przeciekli".1 A tak nie poczytacie za przebyte, za wczorajsze, tego co wiecznem jest, a bez czego żadne dziś ani jutro się nie obejdzie, ani też nawzajem nie odroczycie do wiecznego jutra to, ku czemu kwapić się nam polecono, póki się dziś nazywa. Pomnijcie na zapowiedzenie Zbawiciela: — „Nie każdy, „który mi mówi: Panie, Panie, wnijdzie do Królestwa niebieskiego; ale który czyni wolę Ojca mego, który jest w Nie-„biesiech, ten wnijdzie do Królestwa niebieskiego".2 On przewodnik nasz we wszystkiemu w Synostwie, w Zmartwychwstaniu, w dziedzictwie odziedziczenia, On, który się dla 1 Hebr. II. 1. 2        Matth. VII. 21. 3        Colos I. 18. 91 ludzkości całej poświęcił, aby samą ludzkość uświęcić, On, który się umartwił i nas do umartwienia powołał, by zmartwych-powstać i nas z martwych podnieść, a następnie, już skruszonych i zmartwychpowstałych, ostatecznem pocieszeniem obdarzyć, nie zapowiedział nam bezzwłocznych pociech Królestwa Bożego, ale owszem wyraźny „ucisk na świecie",dodając wszakże: „ufajcie jam zwyciężył świat" i zapowiadając Pocieszenie. I zaufali Mu męczennicy, jak Mu po dziś dzień ufają męczone narody, onych pierwiastków Męczeństwa społeczne potęgi. Bo dziś już nie ludziom, ale ludom na to przyszło, by żywot kładły za Wiarę, Miłość i Nadzieję; — „któż tedy „je odłączy od Miłości Chrystusowej? Utrapienie, czyli ucisk? „czyli głód? czyli nagość? czyli niebezpieczeństwo? czyli prześladowanie? czyli miecz?"1 Nie stanowiż to właśnie jednego z najoczywistszych znaków, iż Zbawienie Chrystusowe z moralno-osobistego, jakiem przede-wszystkiem być musiało na początku, jużci staje się społeczne? Ale wy najoczywistszych znaków czasu nie rozumiecie — jakżeżbyście mieli rozróżniać istotę czasów i uznawać nieuchronny postęp od pojedynczego zbawienia dusz do społecznego zbawienia Ducha? Nadaremnie świadczy książę Apostolskie, że „o tem zbawieniu wywiady wali się i badali Pro-„rocy, którzy o przyszłej na was łasce prorokowali, badając „się na który, albo na jaki czas ukazował w nich duch Chrystusów; — opowiadając pierwej o utrapieniach tych, które są „w Chrystusie, i chwałach za niemi idących".2 Wy te chwały upornie do wieczności odraczacie, nie bacząc, że wieczność nie jest „jakimś czasem", o którym to wyraźnie Apostoł mówi, — a tem samem owe utrapienia, które także na jakiś czas ową przyszłą chwałę poprzedzać miały, na ziemi uwieczniacie. — IV. Wolność — Równość — Braterstwo. Jeżeli udzielone nam przez Chrystusa przeświadczenie, iż Bóg jest Ojcem naszym, stało się już dla pojedynczego człowieka nieprzebranem źródłem szczęścia, miłości i pociechy, 1        Rom. VIII. 35. 2        I Petr. I. 10. 11. 92 sprężyną wyższej działalności, bodźcem poświęcenia i środkiem uświęcenia, jak to wyznawcy Chrześcijaństwa po wszystkie wieki dowiedli, a każdy Chrześcijanin bez dowodu w głębi serca dozna; — to zaiste społeczne znaczenie tego objawienia, dla zbiorowego człowieka, dla ludów i ludzkości musi być Oczywiście niemniej potężne, niemniej błogie, niemniej łaski pełne. — Inaczej wszelkie wnioski i przypuszczenia nasze o istocie Modlitwy na samym wstępie dotkliwego doznałyby zawodu. Bo chociaż nie prośbę żadną, ale wyznanie i oświadczenie przed sobą mamy, to przecież ani podobna, żeby Zbawiciel zagaił tę społeczną modlitwę wyrażeniem, które, choćby nie w sprzeczności zostawało z całym jej duchem, to przynajmniej ważności i obfitości prośb nie sprostało. Owszem, albo przypuścić należy, iż z możnych odezw wybrał w społeczne skutki najbrzemienniejszą i łaski najpełniejszą, albo też u samego progu świątyni cofnąć trzeba kroku, i przestać w niej szukać zapisów społecznych przeznaczeń ludzkości. Zaprawdę nie zawiedzie nas zaufanie w pełnię i przepełnię Modlitwy, skoro nawet w tym początkowym ustępie, właściwie w przyszłość bynajmniej nie sięgającym, a więc względem tejże na pozór obojętnym, znajdujemy właśnie wytknięcie drogi i środków do onego Celu, którego siedmioro próśb modlitwy, siedmioraki przedstawią nam wykład. Otóż objawienie Boga jako „Ojca naszego", zwiastując nam naprzód spólność pochodzenia już nietylko od jednego ziemskiego Rodzica, ale też od spólnego Ojca niebieskiego, a tem samem, dopełniając tradycji Adamowej drugostronnym wywodem, odsłoniło nam dopiero prawdziwą solidarność Ludzkości, która mimo różnicy plemion, narodów i rodów, przecież jeden i tenże sam Ród ludzki stanowi, już nietylko wedle ciała i krwi, ale także wedle myśli i słowa, wedle wszechwa-runków i wszechprzeznaczeń Ducha. Dalej wyzwalając Ludzkość z więzów ziemskiej rodzinności, a więc wszelkiej ślepej fatalności, czyli oswobodzając z bezpośredniego stanu natury i odpowiedniej temuż stanowi niewoli społecznej, a podnosząc ją owszem ku dostojeństwu Synostwa Bożego, obdarza ją panowaniem nad naturą, której niegdyś w podległości służyła, i władzą nad sobą i prawem opatrznego rządzenia sobą, której była pozbawioną. 93 Dalej, równając między sobą i spółuprawniając wszelkie stany i stanowiska społeczne, dopóty odrębne i między sobą odporne, dopóki się za wyższe lub niższe przed Bogiem poczytywały, uszlachetnia tem samem każde powołanie, nie poniżając wszakże żadnego, jedno owszem podnosząc wespół wszystkie, i znosi zapory pomiędzy niemi wyrosłe. Dalej zbliżając wszystkich ludzi jako dzieci do wspólnego Ojca, wiąże tem samem wszystkich bliźnich jako braci między sobą. A tak nadając wszystkim ludziom i ludom, wszelkim rodom i narodom jedne i wspólne w Ojcu naszym ognisko, tem samem powołuje wszystkich do spólnego między sobą związku i obowiązku; — do spólnej względem Boga i wzajemnej względem siebie Religji.1 Zaiste potrzeba było Czasu nie mało, aby te wszystkie wynikłości jak się należy na jaw wystąpiły, lecz skoro raz zeszły na widnokrąg, chyba ślepy ich nie dojrzy, chyba zła wiara nie przyzna, iż tkwią niezbędnie w pojęciu Ojca naszego. Wyznawając tedy Boga Ojcem naszym, cóż czynimy? Oto wyznawamy wszech ludzi i ludów Wolność, Równość i Braterstwo, — jako już w powszechnem Ojcostwie Bożem założone i tkwiące, a przy dojściu rodu ludzkiego do pełnoletności ipso jurę et facto spełniające się wynikłości. Tak jest, to jedno wezwanie „Ojcze nasz" zawiera już w swojej prostocie a pełni to wszystko, a nawet stokroć więcej, bo czulej, prawdziwiej a skuteczniej (razem do serca, do myśli i do woli przemawia), aniżeli owo słusznie wsławione, lecz niestety osławione za dni naszych godło „Wolność, Równość i Braterstwo", które o ile szczytnem i prawdziwem jest w swojej istocie, o tyle znowu zmarniało i w ironiczny frazes się przeistaczało, skoro je po gmachach grodów naszych lub po lada świstkach powszednich skrzętnie rozpisywać poczęto, a natomiast z głębi serc własnych zapamiętale wyrugowano. Byśmy to godło mieli we wnętrzu żywych serc wyryte, snać nie potrzebowalibyśmy świecić martwemi a zewnętrznemi napisy. Lecz jeśli śród burz społecznych zawieruszył nam się 1 Sam wyraz religja, czy go z Cyceronem od relegere (De Nat. Deor. II. 28.) — czy z Laktancjuszem (Inst. div. IV. 28.) od religare wyprowadzać zechcemy, jawnie okazuje, iż znaczy związek i obowiązek tak względem Boga jak względem nas samych. 94 kompas, owo sumienie wszelkiego okrętu, zaprawdę mimo świetnej a wiotkiej tylko flagi, jaką rozwieszamy, nie zawiniemy do portu, bo ona nie starczy ni za żagiel ni za kompas, — nie da ani siły ani kierunku... Chyba, że znowu powiewem Wiary, Nadziei i Miłości przejęci, spojrzymy w górę ku gwiaździe przewodniej, ta nam przypomni kierunek nieomylny, bo świeci od wieków nad tą samą przystanią, do której igła Chrystusowa torowała nam drogę, — ta nam objawi, że Ojcostwo Boże jest zarazem powodem i dowodem naszej Wolności, naszej Równości, naszego Braterstwa. — Bo jak jedno bez drugiego obejść się nie może, tak też skoro zaniedbujemy przyczyny, pozbawiamy się skutków. Cóż bowiem leży w tem przedziwnem dwusłowiu, którem ludzie i ludy do Boga się odzywają, jeśli nie wyraźne wyznanie Wolności, Równości i Braterstwa między ludźmi i ludami? I moźnaż pojąć Boga jako Ojca naszego bez uznania wszech bliźnich za wolnych, za równych, za braci? Tak też nawzajem nie, można objąć Wolności, Równości i Braterstwa, bez odwołania się do Ojca naszego, — a więc tak jedno jak drugie jest sobie wzajemnym warunkiem i Spełnią, A naprzód Braterstwo. Óoć to oczywista, że skoro tylko Boga za Ojca naszego uznajemy, tem samem wspólne Braterstwo wyznajemy, bo jakżeż moglibyśmy się cieszyć i szczycić wspólnym Ojcem, jeśliśmy sobie nawzajem nie bracią? Jedno bez drugiego oczywiście obejść się nie może, jedno pociąga drugie niezbędnie za sobą. I jak Braterstwo nasze bez Ojcostwa Bożego nie miałoby najmniejszej przyczyny, tak nawzajem Synostwo Boże, kfórem się szczycimy, bez Braterstwa naszego między ludźmi nie miałoby najmniejszego skutku. — Oczywista więc, że ilekroć Ojcze nasz wymawiamy, już tem samem zbratnienie nasze ogłaszamy, a nawzajem ilekroć Braterstwo nasze obwoływamy, tylekroć do Ojca naszego, zkąd jedynie pochodzić może, odwoływać się musimy. — Stąd też, jeżeli Braterstwa między nami zaniedbujemy, cóż dziwnego, że Ojciec nasz dalszych darów swoich nam ukróca, że nam Równość i Wolność tylko pod miarą udziela, — a jeśli znowu o Ojcu naszym zapominamy, cóż dziwnego, że Braterstwo nasze nietylko stygnie i marnieje, ale w gorzką zmienia się ironię. — 95 Podobnież z Równością. Jużci tem samem i Równość pochodzenia naszego, jakoteż uprawnienia i zaopatrzenia w obliczu Ojca naszego wyznajemy, boć jeżeli w obliczu Pana nierówne mogą być sługi, to zaiste w obliczu Ojca wszystkie dziatki równe. Zarówno im byt i życie daje, i zarówno ich w miłości swej zagarnia, i równą nad niemi czuwa Opatrznością. A jeśli w dalszym ich żywocie jedno nad drugie przekłada, to chyba wskutek ich własnej zasługi lub przewinienia, ich wzajemnego ku niemu przywiązania lub oderwania, ich własnego i od nich samych zależnego postępowania, słowem, wskutek ich wolnej woli i wolności, nie zaś wskutek jakiejbądź fatalnej przypadłości urodzenia lub zastanego stanu. W obliczu więc Ojca naszego nie może już istnieć żadna nierówność powołania ani wybrania, żaden wyłączny a nie zasłużony przywilej, jedno tylko z naszej własnej wolności wyrosła, a tem samem względem nas uprawniona i przez nas samych spowodowana różnica. Wszelka zaś nie fatalna, ani dowolna, lecz owszem od nas zawisła i w możności naszej tkwiąca różnica, nietylko nie sprzeciwia się prawdziwej Równości, ale owszem, jest istną Równością i Sprawiedliwością, ją samą stanowi i usprawiedliwia. — Wymawiając tedy Ojcze nasz, już tem samem Równość naszą przed Bogiem i przez Boga ogłaszamy. I nawzajem wzdychając do Równości, mamimy się okropnie, jeśli jej zasadę i źródło nie w Ojcu naszym zakładamy. Nareszcie Wolność. Wszakci tem samem i Wolność naszą wyznajemy. Albowiem jedynie w obliczu Boga, póki był nam tylko Panem (Adonai), byliśmy bezwładnymi sługami i niewolnikami, „nie mając nic krom Ducha bojaźni", W obliczu zaś Boga, jako Ojca naszego, jesteśmy już wyzwoloną i wyzwalającą się dziatwą, spółuczestnikami jego dóbr, spółdziedzicami jego imienia, przedmiotem, celem Jego miłości, troską Jego wychowania, źrenicą Jego Opatrzności, klejnotem Jego stworzenia, — własną Jego rozkoszą, pociechą i chwałą. Oczywista więc, że wymawiając Ojcze nasz, tem samem wyzwolenie nasze przed Bogiem i przez Boga ogłaszamy, a nawzajem, że dążąc do Wolności, tylko od Ojca naszego wymodlić ją możemy. A tak Ojcostwo Boże jest zasadniczym powodem Wolności, Równości i Braterstwa, tak między ludźmi jak między ludami, a nawzajem Wolność, Równość i Braterstwo stają ostatecznym dowodem Ojcostwa Bożego. 96 V. Wolność w Liście do Galatów. — Niedostateczność jej form obecnych. Jakże to dzielnie a treściwie pojął Paweł Śty, gdy nie wdając się jeszcze ani w głęboko dogmatyczne wywody, cechujące zwłaszcza list do Rzymian, ani też w rozwój plastycznych zarodów, a praktycznych wynikłości, w które listy do Koryntjan mianowicie obfitują, ani też w mistyczne spekulacje listu do Efezów,1 lecz głęboką intuicją uchwyciwszy wielki rozkład i wymiar czasów, w jędrnym liście do Galatów odzywa się w ten sposób: „Mówię tedy: pokąd dziedzic jest dziecię-„ciem (małoletnim), nic nie jest różny od sługi (niewolnika — ,,ďďýëďő), panem będąc wszystkiego. Ale jest pod opiekunami „i ochmistrzami, aż do czasu zamierzenia Ojcowskiego (zamierzonego od Ojca). Takoż i my, gdyśmy byli nieletni, pod „żywioły świata tego byliśmy zniewoleni. Lecz gdy przyszło „wypełnienie czasu, posłał Bóg onego Syna swego, który się „urodził z niewiasty, który się stał pod Zakonem. Ażeby te, „które są pod zakonem odkupił, ażebyśmy prawa przysposobienia za syny dostąpili. A iżeście synowie (ponieważżeście 1 Niektórzy z nowych krytyków usiłują zaprzeczyć Pawłowi Śmu listu do Efezów, dowodząc między innemi istotnej różnicy stanowiska tego listu z innemi niezaprzeczonemi utworami Apostoła i upatrując w nim źródło następnego gnostycyzmu. Że pewna różnica zapatrywania się między temi utworami znachodzi, wątpliwości nie ulega, lecz to bynajmniej nie dowodzi niepojednalności stanowiska, ani też dostatecznie upoważnia do mniemania, że W. Apostoł, w różnych czasach swej działalności nie mógł różnorodnie zapatrywać się. Że zaś list do Efezów znakomity wpływ wywarł na rozwój, nie tylko samej gnozy, ale też prawowiernego Chrześcijaństwa, tego nikt zaprzeczyć nie zdoła. Domniemany więc w tem przypuszczeniu, a bezimienny autor tego listu byłby w. każdym razie jednym z wielkich filarów wiary i wyznawców nowego Zakonu, trudno więc przypuścić, aby bezimiennym mógł pozostać; skoro zaś podanie na Pawła Ś-go wskazuje, a nie masz przekonywających dostatecznie dowodów, bądź zewnętrznych bądź wewnętrznych, któreby podanie to stanowczo obalały, tem samem niemasz dostatecznych powodów odmawiania mu przyznanego, acz różniącego się od innych, lecz wcale nie sprzecznego z innemi dzieła. Gdziekolwiek więc niewątpliwa oczywistość tego nie wymaga lub wymagać nie będzie, nie przystoi nam naśladować owych zbyt porywczych krytyków, którzy rozpuściwszy cugle krytycznej swawoli częstokroć bez potrzeby tylu nam Pseudo-Mojżeszów, Pseudo-Izajaszów, Pseudo-Arysto-telesów i Pseudo-Pawłów narzucają. 97 „synami), przeto posłał Bóg ducha syna swego w serca Wasze, „wołającego Abba t. j. Ojcze! A tak nie jesteś więcej niewolnikiem (niemasz już niewolnika), ale synem. A ponie-„waż synem, tedy i dziedzicem Bożym przez Chrystusa. Aleć „naonczas nie znając Boga, służyliście tym, którzy z przyrodzenia nie są Bogowie. Teraz zaś uznawszy Boga, „owszem uznani będąc od Boga, jakoż się zwracacie znowu „ku żywiołom mdłym i mizernym, którym znowu chcecie dać „się zniewolić".1 A następnie przechodząc Paweł Sty do wyłożenia alegorji, tkwiącej w podaniu o dwóch Synach Abrahamowych, jednego z niewolnicy Agar, drugiego z wolnej, Sary, których za figurą dwóch testamentów (Synaj-skiego i Jerozolimskiego) sam poczytuje i ogłasza,'2 kończy brzmiennemi słowy: „A tak bracia nie jesteśmy synami nie-„wolnicy, ale wolnej. Zostańcie tedy przy wolności, którą nas „Chrystus oswobodził, a nie poddawajcie się znowu w jarzmo „niewoli".3 Trudno pełniej a dobitniej wyrazić wyzwolenia z Niewoli Natury, wydobycia się z pogrążonego w stanie Natury społeczeństwa, jak to Paweł Sty w powyższych wyrazach uczynił; — trudno wyraźniej i trafniej oświadczyć, iż przed objawieniem Synostwa Bożego, o Wolności żadnej ani mowy być nie mogło, oraz że ta wolność nie przyszła nam znienacka, jakoby ją jaki pogański deus ex machina przyniósł, ale że zwiastowała się i wyrastała z Czasem, że wystąpiła z pod Zakonu, że się objawiła z wypełnieniem Czasu i również z Czasem rozwijać i spełniać się miała, — dopóki się nie spełni i nie objawi ową przyszłą chwałą, która się objawi w nas.4 Jakoż począwszy od despotycznych państw wschodu, kędy każdy był niewolnikiem despoty, despota zaś najwyższy tem się tylko od niższych sobie niewolników różnił, że był niewolnikiem bezpośrednim, a więc od spółniewolników swoich niezawisłym, lecz wespół z nimi pod żywioły świata zniewolonym, a skończywszy na owych niby wyzwolonych, nawet w wy 1 Galat IV. 1—10 2 Galat IV. 24. stitya εαΐνν αλληγούαενα. 3 Ibid. IV. 31. V. I. 4 Rom. VIII. 18. 7 98 zwalających się Rzpltach Grecji i Rzymu,1 widzieliśmy, jak sami najpełniejsi Obywatele, optimo jure cives, nie należeli do siebie, lecz do społeczności, do Rzpltej swojej, — widzieliśmy,2 ile owo stopniowe wyzwalanie się było jeszcze zawisłe od przyrodzenia i urodzenia, jak dalece sama Wolność publiczna była jeszcze zawisłością samych Obywateli, a cóż dopiero prywatna, niewolników podległych owym Obywatelom, jak wreszcie Fatalność, owa zaprzecznica wszelkiej Wolności, którą Seneka tak dobitnie mianuje „koniecznością wszechrzeczy i wszechczynów, której żadna siła nie przełamie",3 ślepo nad najnędzniejszym z ludzi, jak nad bohaterem, półbożkiem i bogiem panowała. Stąd też i wszelka służba u Starożytnych nietylko zwała się, ale też była istną niewolą (servitus, servitium, servitudo δουλεια, ειλωτεια, πενεστεια itp). Bo dopóki w świecie całym, a nawet u ludu, który pojęcie i cześć Boga najwyżej posunął, bo też pierwotne Objawienie najwierniej piastował, dopóki nawet u tego wybranego ludu Bóg był człowiekowi niczem więcej, jedno panującym Panem (Adonai), — dopóty też człowiek nawzajem Bogu niczem więcej być nie mógł, jedno Niewolnikiem, Poddanym, a w najlepszem przypuszczeniu, ledwo ulubionym i zaufanym sługą. — Lecz sługa choćby nawet wybrany, choćby Panu najmilszy, nie przestaje być mimo tego istotą względem Pana obcą, odległą a podległą, lecz wcale z nim niewspółrodną, bynajmniej jemu niepowinowatą, ani też zbliźnioną, ani do wspóldziedzictwa jego uprawnioną. Między sługą a Panem tkwi jeszcze oczywista otchłań, a jedyny między niemi stosunek, jest stosunkiem Bojaźni, uczuciem zewnętrznej zależności, ślepej zawisłości.4 1 Z których to dziejów nowsi badacze, a mianowicie Niebuhr wyprowadzili „nieomylne prawidło, iż wszelkie (społeczne) wiązadła, pierwiastkowo ścisłe i zwarte, coraz bardziej z przepływem czasu rozwalniały się". 2 Patrz Tom I. Dział II. 4, 5. 3 „Necessitatem rerum omnium actionumque quam nulla vis rumpat", a którą przecież Opatrzność Ojca naszego zdruzgotała. Seneca Ouaest Nat. II. 36. 4 Słusznie uznali nowożytni teologowie n. p. Schleiermacher i jego szkoła, uczucie zawisłości (Abhangigkeitsgefuhl) za pierwiastek wszelkiej re-ligijności, lecz mylą się, zawierając poniekąd całą Religję na tem, co jest właśnie tylko jej pierwotnym pierwiastkiem. Dawno już przed nim wyrzekł doskonale Psalmista (Ps. CX. 10), że Bojaźń Boża jest początkiem Mądrości, 99 A oczywiście, póki między Panem a sługą nieprzebyty tkwi odstęp, póty między samymi sługami, mniej lub więcej wybranymi również nieprzebyte istnieją rozstępy, — owe odmienne uprawnienia, rozmaite usposobienia, różnorodne powołania, martwe klasy, skrystalizowane kasty, wyższe lub niższe rody, panujące lub służebne narody, słowem wiecznie wryte, a w siebie nieprzechodnie stanowiska i stany, które też wieczny rozdział i rozpadniecie tak między ludźmi, jak między ludami utrwalały. Odkąd owszem Bóg objawił się nam Ojcem naszym, a nas dziatwą swoją mianował, a tem samem bracią między sobą, odkąd nas spoił, tak z sobą samym, jako też między nami węzłem nad węzłami, wypełnił przepaść oddzielającą nas od niego, i zarazem stopił wszelkie zapory, oddalające nas jednych od drugich, słowem, wszechstronne związki i obowiązki nasze podwyższywszy, powszechną Religję naszą tak względem siebie, jak względem nas samych spotęgował.1 Bo opatrzywszy nas dostojeństwem, prawem i obowiązkiem, jakich się starożytne wieki ani domyślały, założył w nas fundamenta owych dóbr społecznych i przyszłej chwały, które się coraz bardziej podczas średnich wieków, owej Ery przechodniej a przygotowawczej, wznosić i rozwijać miały, aby nareszcie przy wstępie naszym w nowe wieki w całej pełni zajaśnieć i zmartwioną ludzkość pocieszyć. a więc nieodzownym jej warunkiem i założeniem, lecz bynajmniej przez to nie twierdził, aby taż Bojaźń jedynym środkiem lub ostatnim końcem, celem Mądrości być miała. Wszakże nie tego tylko wymaga po nas Bóg, abyśmy go się bali, na to nie potrzeba było wyższego Objawienia, owszem dość na to było pozostawić nas w pierwotnych religjach natury, lecz, Miłością będąc, pragnie, abyśmy jego i siebie nawzajem kochali, Duchem będąc, pragnie, abyśmy go „w duchu i Prawdzie czcili" (Joan. IV. 24), a więc Miłość jego miłością wspólną odzwajemniali, Prawdę Objawienia Mądrością obejmowali i Wolę Bożą, jako samodzielne Duchy, Wolnością naszą spełniali, a do tego wszystkiego bogobojność jest ledwo przygotowawczym szczeblem i wstępem, niezbędnym wprawdzie, ale niedostatecznym, ani ostatecznym warunkiem, — której to prawdy nikt dzielniej nie wyraził nad Ś-go Augustyna w następu-jącem czterosłowiu: „Timor medicamentum, — caritas, sanitas". 1 Doskonałe pojęcie stanowiska Mojżeszowego i Chrystusowego znajdujemy w następującym ustępie listu do Żydów: „A Mojżesz wprawdzie „wiernym był we wszystkiem domu jego sługą, na świadectwo tego co miało „być mówione. Ale Chrystus jako syn w domu swym, który dom my jesteśmy, „jeśliże ufność i chwałę nadziei aż do końca mocną zachowamy". Hebr. III. 5,6. 7* 100 Lecz powołując nas na syny swoje, bynajmniej się przez to Bóg służby naszej nie wyrzekł, ani też nas od wzajemnej między sobą posługi nie uwolnił, jedno owszem samą służbę tak względem siebie, jak względem nas samych podniósł, od niewoli ją odróżnił, wyzwolił, uszlachetnił, — skorupę niewoli z niej zdarłszy, w dobrą wolę ją przyodział. Jakoż u starożytnych nietylko służba nie odróżnia się w ni-czem od niewoli, tak dalece, że wszelka służba już eo ipso jest i nazywa się niewolą (servitus, servitium, servitudo (οουλεiα εϊλωτεία, πενεστεία). ale nawet niewola zakrywa i obejmuje w sobie wszelkie służby tak dalece, że w wyobrażeniach i stosunkach starożytnych stokroć bardziej przypuścić się da niewolnik, któryby wcale nie służył, aniżeli służący, któryby nie był niewolnikiem. I nietylko w pogańskim świecie służba a niewola była jednoznaczną i jednobrzmiącą, ale sam stary Zakon nawet u Hebraeów, którzy się przecież między sobą za braci poczytywali, nie znał innego wejścia w służbę jedno zaprzeda-nie się w niewolę, a więc wyzucie się samego siebie, i odwrotnie innego opuszczenia służby czyli rozwiązania jej nie przypuszczał, jedno wykup czyli wyzwolenie,1 bądź dowolne ze strony pana, bądź też przymusowe, prawem jubileuszowem zawaro-wane. W starożytnym tedy świecie nie przyjmowano sług, ale je nabywano, a więc przywłaszczano sobie bądź przez kupno, bądź przez darowiznę, zdobycz, lub jakąbądź uzukapję. Ów podmiotowy stosunek, który dziś się nam tak naturalnym wydaje w przyjmowaniu sługi, byłby się starożytnym wydał istną niedorzecznością, równie niepojętą i niestosowną, jak gdyby dziś chciano mówić o dobrowolnej umowie z bydlęciem. Dopiero w Erze Chrześcijańskiej, gdy nas Chrystus wszystkich wykupił z pod Zakonu2 i uwolnił od owej służby przyrodzony cl) niby-bogów3 przez które to zwroty Paweł Sty ze zwykłą sobie dobitnością usamowolnienie nasze tak z pod Żydostwa jak z pod Pogaństwa oznacza, dopiero naówozas 1 Deuter. XV. Levit. XXV. 2 Galat IV. 5. 8. 3 Dzielnym komentarzem powyższego zdania i Pawiowego wyrażenia mogłaby być ostatnia połowa satyry Vtej Persjusza, w której stoicki poeta naigrawa się z wrzekomej wolności niby wolnych Rzymian, gdyby sposób pisania głębokiego poety, częstokroć celny, ale nie zawsze trafny, sam nie wymagał zbyt długiego komentarza. 101 służba wszelka, nietylko względem Boga, ale też względem człowieka, rozwolnić i uszlachetnić się mogła, stawszy się z przymusowej, zewnętrznej, przypadkowej, bezwzględnej, słowem niewolniczej — dobrowolną, świadomą siebie, zaszczytną i wierną.1 — Bo Chrześcijaństwo rozwolniło też służebność wszelką, rozwiązując starego świata pęta, i rozwalniając ogniem miłości jego przyrodzone a już stargane wędzidła. — A przecież owa wywyższona i wyzwolona służba, daleką jest jeszcze do dziś dnia od pełnego uświęcenia, jakie ją czeka w Erze nadchodzącej, — (Kapłaństwo, Ministerjum, ëĺéôďőńăßá. Urząd, Czyn) równie jak Wolność nasza daleką jest jeszcze od owego spełnienia, jakiem ją dziedzictwo Chrystusowe, Królestwo, Boże, uświęci. — Albowiem owo pierwotne uwolnienie Chrześcijańskie, musiało być dopiero oderwanem (ab-strakcyjnem), połowicznem,2 a więc jeszcze niedojrzałem i nie-domagającem, — ponieważ przemagała w niem Myśl a nie domagał Byt, - przez co oboje wymagają dopełniającego Czynu. A tak prawdziwa a powszechna Wolność już przez Chrystusa objawiona, dopiero w łonie Kościoła, owej figurze Królestwa Bożego na ziemi3 poniekąd rozwinąć się mogła, bo tam nie pozostała luźną i samopaśną, a więc swa-wolną, ani też bez-ładną jak w światowych stosunkach, ale owszem w ład święty wprawiona, a tem samem władzą świętą pokrzepiona, , wskazywać zaczęła do jakiej to potęgi i chwały, do jakiego pocieszenia i Zbawienia wznieść się zdoła, skoro się owa światowa (polityczna) wolność, owym świętym ładem i świętą władzą (hierarchją) zapłodni. — Oczywista już skazówka, że nie dość jest Wolność gołosłownie ogłaszać, aby ją osiągnąć i ustalić, ale potrzeba ją od Ojca naszego wymodlić i z braterstwa naszego wyprowadzić. A objawiciel Synostwa Bożego a braterstwa naszego wyrzekł, iż „nie przyszedł na świat, aby mu służono, ale owszem, „aby służył" i że „ktokolwiek pragnie być między Wami pierwszy, „winien być sługą wszystkich".4 A na dowód jak właśnie im 1 Patrz Tom I dział II. 13. 2 Patrz Tom I dział II. 3 Patrz II Prośbę. 4 Marc. X. 43—45.         102 większe dostojeństwo, tem też większa służba i naodwrót, począł się Naczelnik najwyższy Kościoła, sam namiestnik Boga na ziemi, sługą sług Bożych (servus sevorum Dei) mianować. A gdy od podwładnej rzeszy wiernych powszechnego posłuszeństwa i winnego najwyższej władzy na ziemi poszanowania wymaga, wyraźnie zastrzega, iż takowe nie jako poddanym sługom albo niewolnikom, lecz jako wszechsynom na wyraźny rozkaz Boży nakłada.1 Skoro Bóg jest Ojcem naszym, niepodobna by żądał, abyśmy byli zniewoleni, bądź przez żywioły świata, — bo jest Ojcem naszym, a nie Panem, a więc kochającym nas jako Cele, a nie posługującym się nami jako środkami, — bądź jedni przez drugich — bo jest Ojcem naszym, nie zaś niektórych z nas, kocha nas spólnie i dobra naszego żąda. Jeśli więc dla dobra tegoż dozwalał, abyśmy tak długo byli zniewoleni, dopóki się do Wolności nie usposobimy, to jest, dopóki nie mógł nam być więcej jak panującym Panem, to zaiste od chwili przysposobienia nas za dzieci swoje, skruszył moc niewoli i do Wolności nas powołał. Jakoż sama niewola starożytnych z powstaniem Chrześcijaństwa runęła, bo pod Ojcem naszym ostać się nie mogła, a jeśliśmy dotychczas spełnej wolności nie dostąpili, to dlatego, że acz dziećmi Bożemi, przecież pełnoletniemi, a więc spełna usamowolnionemi nie byliśmy. Jeżeli więc zaprzeczywszy Niewoli, nie utwierdziliśmy jeszcze Wolności, jeżeli wzdychamy jeszcze w przechodnim stanie między Niewolą pierwszej, a Wolnością trzeciej Ery, to nie dziw, ponieważ druga Era jest z natury swojej przechodnią, jest drogą do żywota w królestwie Bożem, własnem naszem sposobieniem do objęcia dziedzictwa. Zanim przy wykładzie trzeciej Prośby poznamy ową pełną Wolność, która niczem innem nie jest w najwyższym swoim objawie, jedno zgodą woli naszej z wolą Bożą, równie jak 1 Patrz pamiętne breve Sylvestra II (r. 1000), w którem Stefana Węgierskiego królem mianuje pag. 300 ed. Coquelin — Jubente eodem omnipotente Deo. — Teneantur similiter nobis et successoribus nostris per se vel per suos legatos debitam reverentiam et oboedientiam exhibere, seque sanctae Romanae ecclesiae, quae subjectos non habet ut servos sed ut filios susci-pit universos, subditos esse ostendere. (Niektórzy wątpią w autentyczność tego Breve, patrz Schróckh pag. 535, 537, 541. Tom XXI). 103 Mądrość najwyższa niczem nie jest, jedno zgodą pojęcia naszego z Myślą Boga, — wystarczy nam tymczasowo definicja Wolności, w samem jej imieniu tkwiąca. — Wszakci wolność jest własnością Woli naszej. — Póki Woli nie posiadamy, póty o Wolności mowy nie ma. Potrzeba równości a niezbędność różności. Jeżeli o Wolności istotnej nawet w wyzwalających się lub wyzwolonych Rzpltach Starożytnych, to jeszcze mniej o Równości żadnej, a cóż dopiero o Braterstwie bądź między ludźmi bądź między ludami przed Objawieniem Ojcostwa Bożego mowy być nie mogło. — Bo dopóki nie objawił się nam Bóg Ojcem naszym, dopóty też mogły się poczytywać i rzeczywiście poczytywały się nawzajem, niektóre Narody za wybrane, za upodobane, za wywyższone, poczytując natomiast inne za wzgardzone, za odepchnięte, za potępione, — podobnież jak niektóry człowiek w porównaniu do drugiego mógł się zdawać Bogu bliższy, póki bliźniego swego, a tem samem sobie równego nie zaznał. Tak sobie więc nawzajem uwłaczały Ludy, jak się między sobą upośledzali ludzie. I nietylko lud Boży, wyznawca Zakonu, dumny z wybrania swego, odgraniczał się zazdrością od innych ludów, odpychając takowe wspólną ku wszystkim pogardą,1 którą mu się nawzajem sowicie tamte opłacały,2 ale też wszelkie inne ludy wielbiąc własne, rodzime zalety, ogarniały wszelkie obce wspól-nem uczuciem wstrętu i nienawiści, na wrzekomej ich niższości, acz na istotnej różnicy usposobienia, opartem. Jak Grek gardził wszelkim cudzoziemcem, mianując go eo ipso barbarzyń-cem, tak znowu ów cudzoziemiec, za barbarzyńca poczytany, 1 Tak dalece, że uważając wszystkich obcych za plemię potępione, porównywał je poniekąd do ludzi pozbawionych człowieczeństwa. 2 Tacyt w Księdze V rozdz. 8 historji nazywa Żydów „teterrima gens" i tym podobnemi szafuje im obelgami, a kreśląc w początkowych rozdziałach tej księgi ubliżający obraz tego Narodu, poświadcza w jak głębokim u wszystkich ościennych zostawał obrzydzeniu. Zresztą nic lepiej tej pogardy nie dowodzi, nad niechęć pogromców tego ludu do przybrania, jak to zwykle po zwycięstwie nad jakim ludem bywało, przydomku „Judaicus". (D. Cassius lib. LXVI c. 7). 104 bądź światły Pers, bądź głębokomyślny Egipcjanin, lekceważył lekkomyślnego Greka. Podobny też stosunek zachodził pomiędzy Rzymiany a wszystkiemi ludy, z któremi kolej dziejów ich zetknęła. Każdy obcy już im był wrogiem. 1 dlatego też w ich mowie jeden i tenże sam wyraz oznaczał obcego i wroga (bostis),1 co dziwnie odpowiada wytkniętej już jednoznaczności wyrazów sługa i niewolnik (servus). — 1 to wszystko było naturalnem, póki nadnaturalne powołanie narodów nie zabłysło. Lecz skoro nastało powszechne obwołanie „Ojca naszego, który jest w Niebiesiech", skoro zajaśniała przez to w miejsce wyłącznych uprawnień, a wzajemnych upośledzeń, powszechna sprawiedliwość Boża przez wiarę Jezusa Chrystusa ku wszystkim i na wszystkie wierzące — bez różności żadnej,2 skoro na zapytanie: „Izali Bóg tylko żydów aza też nie poganów" odpowiedziano „owszem i Poganów",3 skoro nareszcie Apostoły Chrześcijaństwa bez ogródki rozgłosiły po świecie: „Niemasz „żyda ani Greka, niemasz niewolnika · ani wolnego, niemasz „mężczyzny i niewiasty, aleście wszyscy jedno w Chrystusie „Jezusie. A jeśliście wy Chrystusowi, tedy nasieniem Abraha-mowem, a według obietnicy dziedzicami" — wtedy dopiero otchłań rozdzielająca ludy wybrane od niewybranych, kasty uprawnione od bezprawnych, stany panujące od służebnych zapadła się i przepadła. — I od tej chwili, a nie od Rewolucji Francuskiej dopiero, Równość na świecie zaświtała i jako prawo człowieka proklamowana została. Owszem od tej chwili sam lud dotąd wybrany, zdał się jakoby odepchnięty, a sam lud dotąd panujący i inne zniewalający, w najsromotniejszą niewolę wtrącony. — I sprawdziło się niebawem słowo Zbawiciela: „A wiele pierwszych będą ostatecznemi, a ostatecznych pierwszemi.5 — I odtąd mnogość ludów spółpowołanych, nader różnych między sobą, a przecież nic jeden przed drugim nie mających, a więc hegemonji już żadnej między sobą nie przypuszczających, zalało oblicze ziemi, — odtąd też i czło 1 Varro de lingua lat. IV in princ. Cicero de officiis. I. 12. 2 Rom. III. 22. 3 Rom. III. 29. 4 Galat. III. 28, 29. Rom. X. 12. I Cor. XII. 13. Col. III. 11. Math. XIX 30. Marc. X. 31. Luc. XIII 30. 105 wiek człowiekowi po raz pierwszy zrównany, jako bliźni stanął w obliczu Boga. I wtedy to dopiero sami nauczyciele ludu wybranego, którzy już od wieków piastowali w Starym Zakonie tajemnicę jedności, jednorodności i solidarności wszechludów i wszech- . ludzi, utajoną w podaniu o pochodzeniu wspólnem od jednego ziemskiego rodzica, spostrzegli się znienacka na nowem znaczeniu tak długo dla nich zakrytego objawienia, a wykładając w Talmudzie ową starozakonną tajemnicę pochodzenia Rodu ludzkiego od jednej pary, na zapytanie „dlaczego Adam jest jedyny w pierwotnem stworzeniu?" odpowiadają: „Ażeby na przyszłość między ludźmi nikt nie mógł nikomu powiedzieć: Jestem szlachetniejszego rodu od ciebie". — Potrzeba więc było aż Chrześcijańskiego odkrycia owej tajemnicy, potrzeba było wpływu nowego objawienia, ażeby samym piastunom i stróżom starego, otworzyły się oczy do zrozumienia Pisma, Atoli ta dotąd niesłychana, a po raz pierwszy na świecie zwiastująca się Równość, daleką jeszcze była od właściwego spełnienia. Podległa dialektycznym prawom wszelkiego postępu, nie odrazu stanęła u kresu własnej dojrzałości. Owszem, począwszy od jednostronnych Abstrakcji, od rozpowiadania samej oderwanej zasady równości, szeregu pośrednich wieków i przygotowań wymagała, ażeby się coraz bardziej żywotnie rozwijać i spełniać, a dopiero przyczyniwszy sobie od wieku do wieku po coraz nowym warunku, dojść nareszcie w nowych wiekach do przeznaczonej sobie spełnej, a nie jednostronnej, zatwierdnej, a nie zaprzecznej równowagi. Jakeśmy więc widzieli Wolność, występującą zrazu w stanie oderwania (abstrakcji) i dopiero połowę człowieka oswo-bodzającą (wyzwoleniem duszy a poddaństwem ciała), a na 1 Miszna Tom IV. de Synedr. cap IV. § 5. - Talmud i późniejsze rabiniczne pisma już w Epoce po-Chrystusowej powstałe, obok niesłychanych dziwactw i zagmatwań, właściwych przesilającemu się w sobie stanowisku, obfitują w podobne ustępy, w których się wpływ Chrześcijaństwa jawnie, acz najczęściej mimowolnie, czasem nawet mimo-wiednie okazuje, a w których przeto uporni odpychacze nowego Zakonu nie domyślają się nawet, że mu hołd oddają, i że sami na starym pniu nowe szczepią latorośle. — Podobnie się ma i mieć będzie z niektóremi nowego Zakonu Rvbinami, nie domyślającymi się do dziś dnia przyszłej doniosłości niektórych jeszcze na oślep wyznawanych dogmatów. 106 stępnie grawitującą przez wieki ze stanu oderwania ku stanowi żywotnego spełnienia, — tak też i Równość, ogłoszona w obliczu Boga, ośmnastu wieków potrzebowała, by się rozwinąć w obliczu prawa. A jeżeli dalej jeszcze nie doszła i w pełni stosunków społecznych nie zakwitła, to dlatego chyba, żeśmy dotychczas mimo tylu wieków rozwoju, nie doszli do jej pełnego a nie próżnego, dodatnego a nie ujemnego pojęcia. Jakoż, po dziś dzień jeszcze uganiamy się za jej cieniem i pozorem, a chybiamy jej istoty, albowiem domagamy się zaprzeczenia, zatarcia wszech różnic na świecie — a więc ujemności, — a przez to samą Równość, jaką nam Ojciec nasz przeznaczył i zamierzył, wrzekomą tylko i niepodobną czynimy. Równości bowiem niemasz, ani być nie może, bez odpowiadających i spełniających ją nierówności, — jak Wolności niemasz bez dopełniającego ją prawa, - jak nawet braterstwa być nie może bez osobnej osobistości. Bo, jak Wolność nie jest rozwiązłością żadną, inaczej byłaby tylko swawolą — jak braterstwo nie jest spółosobistością, inaczej byłoby właśnie bezosobistością, — tak też i równość nie może być jednakowością ani jednomiernością, — bo wtedy byłaby tylko równością, chyba na Prokrustowem łożu. Wszakże, gdybyś nie był inną osobą aniżeli twój brat, gdybyś się od niego nie odróżniał kształtem i istotą, gdybyś nie miał mimo najściślejszego z nim braterstwa, osobnego jestestwa i osobnego w społeczeństwie uprawnienia, słowem Twojego własnego ja, oczywiście nie byłbyś ani sobą (osobą), ani też jego bratem, jedno albo nim samym, albo też jego przypadłością, niewolnikiem, rzeczą — a takiej zaiste solidarności pod nazwiskiem braterstwa nie rozumiesz. — Podobnież, gdybyś nie był wolny, przy prawie i przez prawo, byłbyś sam bezprawny, a więc tylko swawolny, a wtedy dopiero na prawdę niewolny. Znamy już z poprzedniej księgi1 ową ujemną i zaprzeczną wolność, która będąc tylko oderwaną niezawisłością, a więc rozwiązłością, z jaką ludy średniowieczne na świat wystąpiły, nie stanowi jeszcze Wolności, ale dopiero dowolność, swawolę, ledwo u samego zawiązku społeczeństw możebną, a więc 1 Patrz Tom 1. Dział II, XII. 107 nie jest ostatecznem bogactwem, ale owszem pierwiastkowem ubóstwem. Za taką dziś uganiać się wolnością, nie byłoby zaiste postępem, ale owszem wstecznością. — Podobnie się ma z ową bezwzględną równością, przez marzycieli dni naszych za ideał postępu poczytaną, a w istocie niczem nie będącą, jedno ideałem wsteczności;· albowiem, jeśli gdziekolwiek przypuszczalna, to znowu ledwo u samej kolebki społeczeństw, kędy pozbawiona wszelkiej zasługi, wszelkiego nabytku i zarobku, a więc wszelakiego „przemożenia", duchy oczywiście nic jeden nad drugiego mieć nie mogą, póki u siebie samych nic zgoła nie mają. — Za takąż to czczą i ubogą Równością miałyby się dziatki Ojca naszego ubiegać, a dla znikomego cienia, rzucając posiadane już ciało, wszelkie zdobyte wschody i przebyte około jej spełnienia zachody udaremnić? — Niedarmo przeto, ale owszem dla zadośćuczynienia tej nierówności, warującej równość, istniała zawsze, istnieje i istnieć nie przestanie w łonie ludzkości pewna różnica ras, a w łonie każdej rasy, pewna różnica plemienności, a w łonie każdego plemienia, pewna różnica narodowości, a w łonie każdego narodu, pewna różnica krajowości czyli ziemstwa,1 a w łonie każdego ziemstwa, pewna różnica rodowości, a w łonie każdego rodu, pewna różnica indywidualności, aż nareszcie w łonie każdej indywidualności — to jest owej jednostki już naturalnie rozdzielać się niedającej,2 odkrywamy między wszystkiemi absolutnie równy subjekt, każdemu właściwe, a wszystkim wspólne, 1        Krajowością lub Ziemstwem nazywamy ową właściwość pewnych or ganicznych części Narodu (Krain czyli Ziem), które acz rozróżnione w sobie i między sobą, przecież w Narodzie spółkują i całość jego składają, bez któ rych przeto nie byłoby prawdziwie rozczłonkowanego, a więc organicznego Narodu, jak znowu bez Narodowości nie byłoby Ludzkości. Nikt nie przeoczy ani zaprzeczy różnicy, zachodzącej między Mazurem a Podolaninem, między Westfalem a Szwabem, między Bretonem a Provensalem, a przecież, któżby im śmiał odmówić jednej spólnej a równej Narodowości. Na dostrzeżenie tych różnic nie potrzeba nawet odległych między sobą Ziem dobierać, bo już stykające się z sobą okolice, skrajne kraje dobitnie częstokroć panujący między niemi odskok objawiają, czego na wielu ościennych z sobą w Polsce Woje wództwach, w Niemczech Państewkach, we Włoszech nawet miastach dopatrzeć się łatwo. — 2        Patrz Tom I. Dział II. rozdz. XIII. oraz przypisek w końcu niniej szego tomu. 108 nieskończenie uprawnione i powołane ja. Którą to Równość i wspólność odkrywszy i uwielbiwszy, Chrześcijaństwo bynajmniej przez to nie zniosło żadnej różnicy indywidualności, rodowości, narodowości, plemienności, rasowości i t. p., ale raczej podniosło wszelkie te różnice do wspólnego uprawnienia, do wzajemnej między sobą harmonji, do właściwego znaczenia i przeznaczenia, oświadczając, że „różne są dary, ale „jeden Duch, i różne posługi, ale jeden Pan".1 Jak więc w stosunku do Wolności wyraźnie oświadczył Zbawiciel, iż nie przyszedł rozwiązywać Zakonu, ale owszem spełniać, tak też w stosunku do Równości nie przyszedł zewlec z nas żadnych różnic bądź przyrodzonych, bądź społecznych, ale owszem lepiej i opatrzniej nas przyodziać, Bo też zaprzeczać temu, co wiekuiście ma istnieć w stworzeniu, jako ro-zumnie przez Stwórcę umiarkowane, mogło być tylko zadaniem zwichniętych za dni naszych umysłów, niezdolnych ani zdrowo pojąć, co być powinno, a więc porywających się, jak mówią, „z motyką na słońce", — ale nie Słowa, które nam do Czynu drogę torowało. O ile naturalny brat od brata różni się fizycznem i mo-ralnem usposobieniem, acz w obliczu naturalnego rodzica są równą sobie dziatwą, krwią z jego krwi i kością z jego kości, tak też między wszelką społeczną bracią, równą w obliczu Ojca naszego, jako duchy z Jego ducha, trwają i trwać będą naturalne różnice, coraz się bardziej z sobą kojarzące, podnoszące i w siebie spływające, przez wspólne obcowanie coraz bardziej surowość i niepodlegalność wzajemną zagładza-jące, lecz nie zatarcia żadnego, owszem właściwego występu i postę"pu domagające się. Bo zatarcie wszelkie należy do owych zaprzecznych (po-zbawczych a nie zbawczych) środków, które nigdy celu utwierdzić nie zdołają, które owszem, ile do nich uciekamy się, sam cel oddalają, bo nas dążących ku niemu na odbytej już drodze wstecz cofają, — a więc tak się mają do prawdziwego postępu, jak się ma „Duch wiecznie przeczący" do Ducha świętego utwierdziciela i pocieszyciela, — albo, jak się ma Antychryst do Chrystusa. — 1 I Cor. XII. 4, 5. 109 VII.          „Złota wolność" — i fałszywa równość. Byłci czas, gdy pewien Naród, wielkiemi łaski u Boga obdarzon, w obłędnej żywota swego chwili jął się ubiegać o tak wrzekomą, bo bezwzględną i ujemną Wolność, jak owa Równość, której się tegocześni marzyciele domagają. Wbrew odziedziczonym podaniom, zasadom i obyczajom, jął rozwiązywać Zakon Ojców swoich, a nie spełniać, — zaczął Wolność na swawoli pokładać, pojedynczemu widzi-mi-się nowe prawa nadawać, ujemny opór i upór na miejsce dodatnego współdziałania stawiać, a tak byłe komu pozwoliwszy nie pozwalać, — czyli, co na jedno wychodzi, „Duchowi wiecznie przeczącemu" dawszy górę nad twierdzącym, — niebawem, cokolwiek miał, postradał. Takiej to Wolności, przezwiskiem „złotej" napiętnowanej, pilnowali jak źrenicy w oku wrzekomi patrjoci, za konserwatystów wolności siebie udając i przedając. Lecz pilniej jeszcze od nich strzegli jej obce wrogi, którym nic milszego ani po-żądańszego być nie mogło nad zaćmienie istotnej, blichtrem „złotej" wolności. Tych wyuzdanych patrjotów smutnymi spadkobiercami są tegocześni zwolennicy absolutnej Równości, którzy się, równem prawem jak oni za konserwatorów zdobytej od pół wieku równości poczytują, a przyjąwszy przykazane im godło: „Wolność, Równość i Braterstwo — albo śmierć", samem postawieniem tej arcyujemnej alternatywy dowodzą, że jeśli im o wolność chodzi, to juści tylko o „złotą", — jeśli o Równość, to chyba tylko o Prokrustową, — jeśli nareszcie o Braterstwo, — tak jest, nawet o Braterstwo, — to chyba tylko o Kainowe! Aliści ten sam naród, który przez wieki tak zdrową cieszył się Wolnością, póki jej tak zwanem „liberum veto" nie przedrzeźnił, — póki się nie dał uwieść na pokuszenie Upickim, a wkrótce o zgubę przyprawić Targowickim liberalistom, — nie mylił się bynajmniej na równości, ale owszem głęboko ją rozumiał, póki na łonie swojej Rzeczpospolitej, której nawet królewski Majestat nie przeszkadzał zwać się i być istną Rzeczpospolitą, wyznawał, że: Szlachcic na zagrodzie Równy wojewodzie. — 110 Bystro on dojrzał i raźnie wysłowił w tem swobodnem a mądrem przysłowiu, że prawdziwa Równość nie wyklucza bynajmniej różnic, ale je owszem uprawnia, bo nie zależy na tożsamości żadnej, ani na jednomierności niepodobnej, ale owszem przy wspólnem uprawnieniu, powołaniu i uprzystępnieniu wszelkie różnice stanu i dostojeństwa nietylko przypuszcza, ale nawet waruje, o ile są skutkiem zasługi i rozdawniczej sprawiedliwości (justitiae distributivae sed non commutativae). Nic mędrszego zaiste nie odkrył mądry między starożytnymi Cycero, gdy wyrzekł: „ipsa aequabilitas est iniqua, „cum habet nullos gradus dignitatis",1 ani też mądry między nowożytnymi Monteskjusz, gdy zawołał: „Autant le ciel est „eloigne de la terre, autant 1'esprit de veritable egalite l'est-il de 1'esprit d'egalite extreme".2 A jeśli ziemia nie jest tak dalece oderwana od Nieba, jak rozumiał głęboki prawoznawca? Jeśli owszem do składu niebios sama należy i przyczynia się w swojej części, o ile do niej należy, do spełniania Niebios? — I w tem rozumieniu prawdę rzekł Montesquieu, bo rzeczywista, każdoczesna równość, acz przybliżona, przyczynia się do spełnienia absolutnej, — równie jak każdomiejscowy świat spełnia Wszechświat i dąży sam w sobie do coraz ściślejszego zastosowania się do niego, jako i ziemia grawitując harmonijnie w niebie-siech, dąży do urzeczywistnienia woli Bożej, jako w Niebie tak i u siebie. Bo też Równość do ostateczności doprowadzona, a więc przesadzona, przesadza się z słuszności w niesłuszność, — jak Wolność, skoro tylko przesadzona, przesadza się ze swawoli w niewolę — jak samo prawo w bezprawie, — (suramum jus summa injuria.3 1 Że abstrakcyjna i bezwzględna równość jest sama przez się nierównością i niesprawiedliwością — mówiąc, że sama słuszność równości jest niesłuszną, ponieważ niema żadnych stopni godności i zasługi. Et cum omnia per populum geruntur, quamvis justum atque moderatum, tamen ipsa aeąuabilitas est iniqua, cum habet nullos gradus dignitatis. (De republica I. XXVII). 2        Eśprit des lois Iiv. VIII chap. 3· Porównać Chiaromontego (Piusa VII) Kazanie o Wolności i Równości (Paris 1814) Lavater Nachgelassene Schriften IV Band i Rousseau. 3        Za historyczny przykład tego aksjomatu: summum jus summa injuria, przytoczyć można przykład Manljusza Torquata, skazujący na śmierć własnego 111 A domyślał-ci się niemniej trafnie tenże sam Naród, którego dzieje tak w nauki jak w przestrogi obfitują, że Wolność i Równość, jakiemi przez wieki spółczesnym narodom przodkował, nie mogą się obejść bez dopełniającego Braterstwa, i dlatego też wolne i równe jego spółobywatelstwo nie inaczej jedno „bracią" nawzajem się nazywało, usiłując serdecznym obyczajem (a więc nietylko słowem i językiem) nominalne to zrazu Braterstwo, w ziemskiem i patrjotycznem obcowaniu, choć pod miarą urzeczywistnić. — Zaiste dopiero pod miarą, boć trudno na łonie średnich jeszcze wieków wymagać spełnego zadośćuczynienia wszelkim warunkom nadchodzącej Ery. Nie podajemy więc tych zarodów za doskonałą już modłę dojrzalszych a powszechniejszych Ludzkości stosunków, jedno raczej za drogie zawiązki i łaski pełne zadatki przyszłości, za przybliżenia i podobieństwa, które gdziekolwiek napotkawszy, czy to w Dziejach, czy w Przyrodzie, czy w Piśmie (owych objawieniach czynu i słowa Bożego), wszędy nam pilnie śledzić, wytykać i uwielbiać wypada. — A niemniej trafna, acz również przybliżona modła owej Równości, której dobieramy się, przyświeca nam od początku naszej Ery w pierwotnych gminach Chrześcijańskich, owych zarodowych komórkach, z których rozwinął się wielki organizm Kościoła. Tam już bez względu na osobę, na pochodzenie lub majątek, na stan lub narodowość, owszem pochłaniając w jedność wszelkie te różności, ujrzeli się wszyscy członkowie Gminy i Kościoła równymi między sobą i przed Ojcem naszym, a pomimo to, — a raczej z powodu tej równości, — wybierali z pomiędzy siebie, wywyższali przed sobą i uznawali wybranych, najgodniejszych, najzasłużeńszych, najczynniejszych, do przewodniczenia, nauczania, dozorowania, rządzenia. — Rzeczywistość więc prawdziwej Równości (a z nią i możność Braterstwa), nie na tem bynajmniej zawisła, aby bliźni przed bliźnim, brat przed bratem zgoła nic nie miał i niczem syna za to, że śmiał bez rozkazu stoczyć walkę i zwyciężyć (Z manualika, czyli dzienniczka Autora, do którego na wstępnej karcie manuskryptu od syła w następującej uwadze: „Do tego przydać notatki z podłużnego nie bieskiego manualika; te które do próśb należą, są oznaczone liczbą po rządkową próśb, te które do niniejszego Wezwania, mają albo O. albo ża„dnego znaku." — Przyp. Wyd).      112 od niego się nie różnił, bo to nie byłaby Równość, ale raczej jednostajność (uniformitas), tej zaś ani Natura, ani tem mniej Duch nie cierpi. — Darmobyś jej szukał w przyrodzeniu między miljonami miljonów liści na drzewach, albo między mirjadami mirjadów ziarnek piasku nad morzem, — darmobyś się o nią w świecie społecznym kusił, — takie kuszenie się to marna pokusa. Bo żądając równości bez nierówności, pozbawiasz ją właśnie tego, co ją sprawić ma, a bez czego nicby nie znaczyła. Wszakże sama logika, ta algebra myśli, ani sama nawet algebra, ta logika ilości i miary, identycznego równania (a == a) bynajmniej za prawdziwe nie uznają równanie, jedno za caput mortuum do niczego nie prowadzące i nic zgoła z siebie wywieść nie dające. W najoderwańszych przeto dziedzinach umysłu potrzeba już czegoś więcej niż identyczności do nie-płonnego równania, — potrzeba różnic i stosunków, potrzeba wspólnego zrównoważenia ilości i jakości we względnej spo-sobowości. — A cóż dopiero w świecie natury, która o ile wszędy do równowagi dąży, o tyle abstrakcyjnej równości ani zna ani nawidzi? Albo ilekroć bardziej jeszcze w świecie Ducha, którego każda czy to pojedyncza, czy zbiorowa jednostka, inaczej uzdolniona, inaczej usposobiona, a przecież wespół uprawniona, wespół powołana, wespół nawet przez Ojca naszego w zadatki przeznaczenia swego zaopatrzona. — Spojrzymyż tylko wzajemnie na siebie i wkoło siebie! Jeden z nas silny, drugi słaby, jeden dzielny, drugi niedołężny, ten zdrów, tamten chorowity, ten wygląda na Belwederskiego Apollina, ów znowu na szpetnego Satyra, — tu głębokomyślny prawdy myśliwiec, lecz za to dźwięku fałszywego od czystego rozpoznać nawet niezdolny, ówdzie plastyczny twórca cudownych kształtów, lecz najpowszedniejszym pewnikom zdrowego rozsądku zgoła nieprzystępny; — tu gospodarz prawy i pracowity, zarobny i zasobny, z dzisiejszego dwojga zrobi jutro czworo, ówdzie znowu zapamiętały gracz albo pieniacz, z posiadanego dziś dwojga, woli jedno na kartę lub sprawę wyłożyć, aby przez kartę albo sprawę i drugie postradać... Gdzież tu Równość? Gdzie nawet możność rowności? — Nigdzie, przenigdzie, jeśli nie w spólnem pochodzeniu od Ojca naszego, w obfitem uposażeniu różnemi, a przecież odpowia 113 dającemi sobie wedle właściwego przemożenia dary, w jedna-kowem powołaniu i zobowiązaniu do darów tych uprawy, w wolności wznoszenia się lub poniżania na skali żywota, w miarę obecnej zasługi i już zasłużonego przemożenia, słowem w spólnym udziale do praw i obowiązków społeczno-re-ligijnych, jako syny jednego Ojca, który jest w Niebiesiech i jednej Ojczyzny, która jest na ziemi. Spróbujmy tu owszem na chwilę Ojca-naszego poprawić, spróbujmy Jemu na przekorę, a sobie na urągowisko, dokładniejszą sobie równość obmyśleć. Spróbujmy n. p. in gra-tiam owej domaganej Równości, artyście ująć cokolwiek gen-juszu na korzyść prostego rzemieślnika, nad którym oczywiście góruje, a dodać mu wzamian od tegoż cokolwiek ducha przemysłu i zarobkowości, którym ów rzemieślnik nad nim znowu przemaga; — a wnet dzieła pierwszego, przestawszy zachwycać przedziwną nadobą i arcydzielną miarą, odrażać nas zaczną nieznośną miernością, gdy tymczasem drugi z biegłego a skrzętnego technika, jakim był przed zrównaniem, stanie się opłakanym twórcą niedołężnych zakusów lub przesadnych dziwolągów. Albo spróbujmy znowu statystycznym w myśli rachunkiem obdzielić bezwzględnie wszystkich członków narodu jednakowym majątkiem, — czyli dokładniej jednostajną nędzą, — a nie zbogaciwszy nikogo, owszem zubożywszy wszystkich co do nogi, już ranek jutrzejszy zada kłamstwo zaprowadzonej dziś równości, odkrywając dzienny zarobek Piotra, obok nocnej przehulanki Jakuba, i odsłaniając nam na miejscu zrównanego przed dobą klepiska, wierutną grudę sterczących i wyśmiewających się z prawidła wyjątków. — Komu więc idzie o prawdziwą równość, nie zaś o tę wrzekomą, która sobie samej przedrzeźnia, niechże szuka jej w prawdziwem źródle i w prawdziwem ujściu, którem jest właśnie Ojciec Nasz, ognisko, skąd wszystkie wypływają nam prawa, a dokąd skupiają się nazad wszystkie nasze obowiązki. — Jedynie jako promienie tego ogniska jesteśmy sobie równi, ale też jako tacy, jesteśmy niemi zupełnie, pod jakimkolwiek między sobą rozchodzimy się kątem i na jakikolwiek, w danym sobie kierunku, punkt okręgu żywota natrafiamy. On nas spólnym aktem stworzenia na świat powoławszy, a oso 8 114 bliwemi każdego opatrzywszy dary, porucza pracy i zasłudze własnej dalszą tych darów uprawę i samego przemożenia przemożenie. Od społeczności zaś wymaga, aby nietylko zawad rozkrzewianiu się przemożenia nie stawiała, ale owszem opatrznemi środki i zapomogi wspólnemu rozwojowi sprzyjała, — pracy i zasłudze coraz obszerniejszy a świetniejszy zawód otwierając. A przybliżoną znowu modłę owej względnej i oględnej równości zaopatrzenia, znajdujemy w przedziwnej paraboli Chrystusowej o odjeżdżającym Panu, który sług swoich nie pozostawił, jakto mówią „z gołemi rękoma na bruku", ale owszem zaopatrzył talentami każdego, według przemożenia jego, a za powrotem wynagrodził godnością lub poniżeniem, datkiem lub ujmą, w miarę zarobku lub próżnowania, w miarę zasługi lub niedbalstwa każdego. — Gdyby był odjeżdżający Pan równym i jednostajnym talentem każdego sługę obdarzył, byłby właśnie niesłuszność popełnił (ową iniquom aeąuabilitatem, o której wspomina Cycero), albowiem skądinąd już przemożenie każdego było różne, bo nierówna poprzednia zasługa i wrodzonych zdolności rozwinięcie. — Ale opatrzył bez wyjątku wszystkie sługi proporcjonalnie do ich przemożenia, a żadnego bez minimum opatrzenia nie zostawiwszy, wynagrodził za powrotem w dwójnasób tych, co z opatrzenia skorzystali, karcąc owszem i gromiąc tych, co choćby nie stracili, przecież darów zaniedbali. — Oto jest prawdziwa justitia distri-butiva. — VIII Przedrzeźniacze Ojcostwa Bożego. Wy wszyscy więc, którzy pobożnie Ojcze nasz odmawiacie pomnijcie, iż samem wymówieniem tego Bożego Wezwania, już ślubujecie bliźnim Wolność, Równość i Braterstwo! — „Skoro to wiecie, błogosławieni będziecie, jeśli to uczynicie",1 — lecz jeśli tego ani w myśli, ani w sercu nie macie; a nade-wszystko czynem nie sprawdzacie, zaprawdę, modląc się, bluźnicie! Bo jakiemże prawem śmiecie urągać się Bogu, mianując Go Ojcem Waszym, skoro bliźnich Waszych, których On za 1 Joan. XIII, 17. 115 równo Ojcem, za braci nie uznawacie? Albo, co gorsza, skoro im tej próżnej nazwy przed Bogiem obtudnemi wargi nie odmawiając, takową w życiu społecznern i urządzeniach świata bez ustanku przedrzeźniacie? A przedrzeźniacie najoczywiściej, ilekroć frymarczycie, bądź ludźmi, bądź ludami, jakoby przywłaszczalną rzeczą, nie uznając ich za cele przez się niepodległe i spółuprawnione, lecz owszem, na służebne sobie środki obracając; ilekroć pod pozorem innobarwnej rasy utrzymujecie współbliźnich i spół-braci Waszych w kajdanach starej, przez Chrystusa skruszonej niewoli, — a to mianowicie, jakby na domiar przedrzeźniania w tych społeczeństwach, które się najwolniejszemi rządzą ustawami, a gminowładczemi chlubią zasadami. Albo też, ilekroć wydzieracie bratnim ludom narodową ich niepodległość, ilekroć wyzuwacie ich bądź siłą gwałtu, bądź podejściem zdrady, z owej Wolności i Równości, która im się; wespół z bracią przed Ojcem naszym należy, — a jakby znowu nadomiar przedrzeźniania „święte przymierza", w których wyraźnie braterstwo ludów i narodów ogłaszacie, ku tak bratobójczemu dziełu zawieracie. Lecz pominąwszy nawet te dwie najsromotniejsze dni naszych niegodziwości, — pominąwszy te dwa śmiertelne grzechy dwóch połowic świata, istne bratobójstwa, które dość wymienić, aby potępić, a na posłuch których zdumiona potomność wahać się będzie, azali ma uwierzyć,1 iż po dziewiętnastu wiekach Objawienia Ojca naszego, mogły się jeszcze popełniać — czyż nie bluźnicie przeciw Ojcu naszemu, czyż nie wrzekome jest synostwo, którem się chlubicie, ilekroć uchylacie się od tych obowiązków, jakie Wam związki braterskie niezbędnie nakładają, ilekroć zaniedbujecie właściwego wychowania i stosownego wyposażenia braci w one Sakramenta społeczne, bez pomocy których zbawić się nie mogą. — Skoro tych braci Waszych pozostawiacie niedbale, albo też pogrążacie z umysłu w ciemnotę sztucznego dzieciństwa, odmową przynależnego 1 Jeżeli stary Seneka mógł o ślepocie i niewiadomości swego czasu wyrzec: „Venict tempus quo posteri tam aperta nos nescisse mirabuntur"! z jakże większem prawem mógłby spółczesny jaki Seneka zawołać: Veniet tempus quo posteri tam patefacta nos scisse quidem et probasse, nihilomi-nus tamen tam contraria occulta adsequi voluisse mirabuntur! 116 wychowania, przygniataniem społecznego rozwoju, a następnie pochop bierzecie z owej sprawionej lub niepoprawionej ciemnoty, z owej sztucznej niedojrzałości, aby ich od praw publicznych odsądzać, a do obowiązków społecznych nie powoływać, i owszem wielbicie ową ciemnotę jako stateczną rękojmię publicznej spokojności i bogobojnego porządku! O bójcie się Boga sami, — przedrzeźniacie jego Ojcostwa, ślepi tłumacze Jego Opatrzności, którzy mniemacie, bądź naiwnie, bądź obłudnie, iż to stanowi Bogu miły Porządek, aby tylko niektórzy, garstka powołanych do dóbr, swobód, dostojeństw i rozkoszy życia przystęp miała, a krocie i miljony na wieki wydziedziczone pozostały, jakoby plemię skazanych na całe życie do ciężkich robót kajdanników, skoro ani środków, ani nadziei wyzwolenia mieć nie mogą! A przedrzeźniacie oczywiście, ilekroć odmawiacie pracującej braci wszelkiego środka postępu, wszelkiej poręki i zapomogi publicznej, wszelkiej dźwigni ku wyzwoleniu od niepozornej, ostatniej wprawdzie, ale najbezwzględniejszej niewoli, — od niewoli codziennego głodu, — nie przypuszczając innego dla nich doczesnego zbawienia, jedno w pracy rąk gołych, ledwo starczących najczęściej całodziennym znojem do zadośćuczynienia dziennemu łaknieniu. A tymczasem te same ręce, choćby najmniejszą dźwignią, choćby najdrobniejszym drążkiem z domu opatrzone, zdołałyby nietylko ciężar dnia dzisiejszego podnosić, ale na jutro zarabiać i swobodniej rozwój osobistego Ducha, wedle właściwego powołania i przemo-żenia każdemu zabezpieczać. Skoro im częstokroć ukrócacie chleba powszedniego, już to podatkiem publicznym,1 już to cłem i monopolem prywatnym,2 o tyle tylko popuszczając lub skurczą jąc prawa i miarkując instytucje, o ile głód, ta ssąca pompa świata, gwałtownie wymaga, aby parciem zewnętrznem ścian społecznej machiny nie roztrzaskała. 1        Wiadomo, jak dalece podatki konsumcyjne na przedmioty pierwszej po trzeby bez porównania więcej ciążą na ubogich niżeli na bogatych, skąd w nowszych czasach powstało chwalebne dążenie przeistaczania podatków niestałych na stałe, rozchodowych na dochodowe. 2        Zbożowe n. p. prawa w Anglji obarczały jak wiadomo chleb powszedni klas, pozbawionych własności, cłem podrożającem na prywatną korzyść właści cieli ziemskich.         Ι nie dość na tern, że im tego chleba nie zapewniacie, skoro ich pozbawiacie nawet, nietylko moralnego wychowania, nietylko materjalnej zapomogi, ale zgoła wszelkiego szlachetniejszego bodźca, wszelkiej podnoszącej i zagrzewającej myśli, wszelkiej publicznej cnoty, zalecając im jedynie i na-dewszystko oszczędność, potężną zaiste, płodną i wielebną cnotę, ale na której chcieć opierać cały porządek społeczny, wyszłoby na chęć zawarcia całej moralności w formułę składanego procentu. Boże broń, abyśmy uwłaczali najmniejszym cieniem zarzutu lub wyrzutu, owym zbawiennym zachodom około zakładów, które oszczędność braci naszych pobudzają, skupiają, wzmagają, — około owych dobroczynnych kas oszczędności, które są pierwszym nieomal zarodem opatrznych instytucyj, jakich społeczeństwo nasze wygląda, ponieważ nietylko są wstanie powolnym znojem a wytrwałością, proletarjuszów naszych na właścicieli i kapitalistów zamieniać, ale nadto są źródłem mnóstwa innych cnót społecznych, z porządnego i oględnego życia wypływających.1 Owszem wielbimy je i błogosławimy im, uznając w nich najdzielniejsze i najzbawien-niejsze ze wszystkich urządzeń społecznych, jakiemi dzień dzisiejszy, w podobne zakłady zbyt jeszcze ubogi, poszczycić się zdoła. — Lecz pojmijcie, że aby rzeczywiście oszczędzać, trzeba móc oszczędzać, a nasi z gołemi rękoma urodzeni, jeszcze nie są ku temu dość uwielmożnieni. — A więc przynależnego wychowania i zapomogi publicznej, tego żąda po nas dla łaknącej braci Ojciec nasz, który jest w Niebiesiech. Dopóki tego upornie odmawiacie, dopóki ogałacać nie przestaniecie braci ze wszelkich dóbr moralnych i materjal-nych, dopóki przed tą gołota przymykacie wrota społecznego postępu, jakiemże prawem śmiecie przyznawać się do Synostwa Bożego; jakiemże czołem odmawiać Ojcze-nasz? Wszakci nie dla Was tylko zajaśniała owa wielka miłość, że się nam 1 Słusznie rzekł jeden z najzasłużeńszych około krzewienia tych instytucyj ludzi stanu, K. Dupin, w piśmie swojem o kasach oszczędności we Francji, „Ileż to utajonej cnoty, panowania nad sobą, wytrwałości charakteru „przeciwko rozkoszom i rozpuście, ileż to dziecinnej i rodzicielskiej miłości, „ileż to roztropności i religijności tkwi w owym skarbie po groszu nagro-„madzonych a w pocie czoła zarobionych stu miljonów franków". 118 Bóg Ojcem naszym objawił, wszakci nam wszystkim polecono odmawiać „Ojcze nasz" a nikomu „Ojcze mój". — A jeśliśmy wszyscy wspólnie uprawnioną bracią, któż Wam rodowe majoraty między rodzeństwem ustanawiać dozwolił, któż Was do takiego szlachectwa, które naprawdę nie jest szlachetnością, upoważnił? Mówicie na to: „tak być musi koniecznie z tej prostej „przyczyny, że inaczej być nie może, bo cały porządek społeczny stoi na takiem rozróżnieniu stanów". — O Rozumie nierozumny! jeśli na tern stoi, to na bardzo glinianych nogach, — niedziwna wcale, jeśliby się obalił. Lecz Bóg świadkiem, że on na czemś lepszem i trwalszem stoi. Gdybyście rzekli, że tak być musiało1 do czasu, mielibyście słuszność, bo rzeczywiście inaczej być nie mogło, dopóki się Ród ludzki nie wzmógł, a człowiek do pełnoletności nie dochodził. Lecz czyli inaczej być nie może, spytajcie się Starożytnych, ludzi Stanu i Nauki równie jak Wy rozumnych, częstokroć nawet rozumniejszych. Oni Wam odpowiedzą, że tak samo sądzili i prawili o Niewolnictwie,2 i z większym stokroć prawdy pozorem, bo im się istnem niepodobieństwem 1 Na parę wieków przed Darwinem odkrył już Hobbes między ludźmi „walkę o byt" i nazwał ią bellum omnium contra omnes. Sławne i osławione jest wyrzeczenie Hobbesa „homo homini lupus". Jestżeż w tern zdaniu istna prawda, jak zwolennicy jego twierdzili, czy też wierutny fałsz? — Ani jedno ani drugie, odpowie krytyka negatywna, wzajemnie jednostronna, na wpół drogi bałamucąca; - owszem, jedno i drugie odpowie krytyka pozytywna, dochodząca celu. I tu także jak w kwestjach wszelakiego Objawienia „distingue tempora et concordabit scriptura". — Że w stanie dzikim człowiek człowiekowi „wilkiem", któż zaprzeczy? Że z postępem cywilizacji takim być już przestał, jeszcze przestaje i coraz bardziej przestanie, któż nie uzna? Wszak sam wilk w rodzaju swoim jest już psem (lupus canis), ale jeszcze dzikim; indywidualnie oswoić go wprawdzie nie można, nawet jednorazową hodowlą; urodziwszy się wilkiem nie da się od razu na psa wychować, a wiadomo, że „natura ciągnie wilka do lasu"; musi więc przerodzić i odrodzić się. Ale właśnie ta sama natura przerodzić i odrodzić go może, jużto samorodną hodowlą, już to przyzwyczajeniem, tak trafnie przezwanem drugą naturą, i tego też dokazała w rodzaju canis, którego lupus został przebytym, przekroczonym gatunkiem. I mamy dziś psa, który niczem innem nie jest, jedno już uspołecznionym i ucywilizowanym wilkiem, i z wroga stał się „przyjacielem człowieka". Miałżeżby tylko człowiek pozostać na wieki wieków człowiekowi wilkiem? Tego sam Hobbes nie twierdził. 2 Patrz Tom I, Dział II. 119 zdawało, aby ktokolwiek chciał pracować i służyć, skoroby niewola ustała. A przecież to niepodobieństwo stało się po-dobnem, — nadeszło niebawem Chrześcijaństwo, by skruszyć kajdany niewolników, by znieść samą niewolę i w dobrowolną służbę ją przemienić; — a mimo tego świat nie przepadł, ani zaginęło społeczeństwo, jak zapowiadały ówczesne konserwa-tory niewoli. Owszem, Pany świata tego uznali odtąd tak niewolników jak barbarzyńców za braci przed Bogiem, — lecz teraz nie dość na gołosłownem uznaniu. Dziś nadszedł czas tych Braci jako braci wychować, drogi żywota im rozszerzać, a od spółdziedzictwa, które jest bratnim celem zgoła nie odsądzać; — słowem tak w bratnie ich środki i zapomogi po bratersku zaopatrywać, aby stan każdego z nich nie był zastany i zastały, ale od własnego postanowienia zawisły. A wtedy dopiero, gdy społeczne wychowanie ludu zacznie się troszczyć o zdrowe wypielęgnowanie owych zarodów, któ-remi Duch Sty szafuje każdemu urodzonemu, gdy społeczeństwo szczerze pomyśli o zaopatrzeniu gołych rąk braci naszych i bliźnich na świat występujących w jakieśkolwiek dźwignie, któreby im pierwszego trudu życia ulżywszy, pewien punkt oparcia na resztę żywota nadały, i wątek do dalszego wysnucia w rękę podały, słowem, gdy opatrzność społeczna czuwać zacznie nad synami Bożemi od kolebki do grobu, — choćby zrazu niczem więcej, jak mnożąc i wzmagając siłą stowarzyszenia i potęgi społecznej, owe dobroczynne zakłady, które miłość Chrześcijańska pojedyńczem już poświęceniem poczęła, a które rozszerzać i upładniać tak łatwo, — wtedy dopiero żaden z bliźnich naszych dotąd niby-wolnych, niby-równych, niby-braci, nie będzie mógł podnieść goryczą lub głodem zwątlonego głosu i rzec: „Cóż mi z tego, żem niby „wolny, ale jakoby ptak na gałęzi, — bez przytułku, bez ogniska, „bez powszedniego chleba? Cóż mi z tego, że mnie ogłasza -„cie równym z Wami przed prawem, a bratem Waszym przed „Bogiem? Cóż mi po tych wszystkich niby dostojeństwach „i wrzekomych, obłudnych swobodach? Są to dla mnie brzmiące „a próżne słowa, albowiem przyszedłem na świat z tern tylko, „czem mnie Ojciec nasz niebieski obdarzył, ale mnie ludzie „na ziemi niczem nie opatrzyli, nie wsparli, nie wspomogli. „Małego podparcia, małego zabezpieczenia potrzebowałem od 120 „społeczeństwa, aby w dąb wyrosnąć, a nie wyschnąć jak „trzcina. Mój brat starszy, dzięki wcześniejszemu na świat wystąpieniu, natrafił jeszcze przypadkiem na Chrześcijańską, „dzień w dzień rzadszą duszę, w której miłość bliźniego nie „całkiem była wygasła. Maluczko podparty, poradził sobie „półwiekowym znojem, stanął na tern i zarobił sobie na pe-„wien kawał chleba, choćby dopiero na tę porę życia, gdy „mu zęby opadać zaczynały. Ale ja młodszy, choć w tak „zwanych „Chrześcijańskich państwach" żyjący, pojedynczego „Chrześcijanina nie miałem szczęścia napotkać, a pogańskie „dotąd społeczeństwo ani pomyślało do dziś dnia o wycho-„waniu i zaopatrzeniu swych dziatek. Ledwo, i to jeszcze nie „wszędzie, uczy ich czytać i pisać, ledwie gdzie niegdzie kasę „oszczędności im zakłada. A nauczywszy i założywszy nie „pyta się wcale, czyli mają cokolwiek do czytania, czyli mieć „mogą cokolwiek do oszczędzenia. 1 na to jeszcze sknerzy „swojego kredytu, a tysiące miljonów marnotrawi na hufce „zbrojne, na więzienia i straże, na komory celne! Cóż więc „dziwnego, że zmarniały we mnie zdolności, któremi Ojciec „obdarzył mnie niebieski, trafiwszy na ziemię płonną i twardą. „Pracować? — pracowałem, lecz przyznaję szczerze, że był-„bym inaczej pracował, z innem życiem i pożytkiem dla siebie „i braci, gdyby owa Wiara, Miłość i Nadzieja, z któremi w świat „występowałem, nie były więdły za każdym krokiem, aż opadły „do szczętu. — Wiarę głuszyło co chwila zwątpienie, a miłość „zatruła się zawiścią, aż wreszcie rozpacz zadeptała nadzieje! „I dziś, o ja nieszczęśliwy, tak sam na siłach opadłem, że nie „mam już jej do oparcia się pokusie podsłuchiwania wężowych „poduszczeń; chociaż tyle zostało mi zdrowia ducha, by wie-„dzieć, że są wężowe. O Bracia! zmówcie jeszcze raz Ojcze „nasz za zbawienie ducha mego. To i mnie pomoże i Was „może opamięta. Dla mnie to będzie posilnym lekiem, dla „Was dzielnym przepisem lekarza". Teraz jużci o to nie idzie, jak za pierwotnych czasów Apostolskich, aby przedać cokolwiek się posiada i rozdać między ubogie. To był środek i sposób stosowny naówczas, gdy o zbawienie pojedynczego człowieka chodziło. Wtedy rozdający darem swoim zbawiał duszę własną, łaknącemu bratu przynosząc ciała zbawienie. Lecz dziś ten tryb postępowania 121 jużby nie wystarczył; bogatych zamieniłby tylko na żebraków, ubogich zaś nie przedzierżgnąłby wcale na majętnych. Jak przez odebranie bogatym a rozdanie ubogim wszyscyby co do nogi zubożeli, a żadenby się nie bogacił, co na statystycznych liczbach dowieść nader łatwo, tak odwrotnym znowu trybem, nie ujemnym lecz dodatnim, przez nabytki, a nie ubytki, nie przez dzielenie, ale owszem przez mnożenie,, środków i dóbr społecznych i otwieraniem do nich przystępu pozbawionym, nikt owszem nie zubożeje, jedno się wszyscy wespół zbogacą. Z jednej lampy zapalisz ich tysiące, skoro przysposobisz knoty i paliwo. Chceszli zaś jedną lampę na kilkoro światełek rozdzielać, wnet jej własne światło omdlewać Ci pocznie i za-gaśnie Ci w ręku. Bo udział do dóbr społecznych jest jakoby wzajemne zapalanie się pochodni od pochodni, które rozmnaża światło nikomu nie ujmując, gdy tymczasem podział martwy istotę ich zachwiewa, w rezultacie je niweczy} IX. Wolność — Równość — Braterstwo — hasłem zbawienia albo zatracenia. O ile więc Wolność, Równość i Braterstwo w Ojcu naszym zakładacie i z Niego wyprowadzacie, o tyle święte jest wzdychanie Wasze, a błogosławiona usilność. Lecz jeśli ob-' woływanie tych świętych dóbr ma służyć tylko za płaszczyk chytrości i samolubstwa, jeśli są to tylko marne słowa w ustach waszych, tchnących zemstą, pieniących się od nienawiści, a miotających przekleństwy, wiedzcie o tern, iż te przekleństwa na wasze głowy spadną i obciążą je całem brzmieniem sprawionego przez was zgorszenia. Niestety, zgroza porywa i dreszcz jakoby z otchłani wieków przejmuje, ilekroć to godło tak piękne, tak święte zaprzęgacie do rydwanu myśli zawiścią zgorzkniałych, krwią brzemiennych, rozkładem społeczeństwa tchnących. Wszakże to godło głosi zbawienie, a wy je nicujecie na pozbawienie. Boć wolność, którą rozpowiadacie tchnie gwał 1        Słów ostatnich niema w rękopisie. (Przyp. wyd.) 122 tem a nie swobodą, a równość Wasza tchnie chucią poniżenia tych, co są na wysokościach, zamiast wspaniałomyślnej woli podniesienia rzeszy po padole wzdychającej, · a braterstwo Wasze przypomina „zwaśnionych braci o Ojcowiznę", nad którymi płakała mącąc wodę Libusza,1 nie zaś ową „rzecz dobrą i świętą", którą zapowiadał Psalmista, braciom zgodnie mieszkającym.2 I nacóż się zdało, choćby to ostatnie było najszczerszym waszym celem, jeśli właśnie najprzewrotniejszą ku temu obieracie drogę, — drogę, która cel, choćby już przybliżony, znowu oddali! Możeż-li środek wręcz celowi urągający doprowadzić do celu? Alboż na to, aby spragnionych napoić, łaknących nakarmić, a nagich przyodziać, potrzeba nasyconych ogładzać a przyodzianych obdzierać? Czyż nie widzicie, iż dopóki do samych ujemnych i zaprzecznych udawać się będziecie środków, dopóty zachwiać lub obalić byle co zdołacie, ale nic nigdy nie utwierdzicie, nic nigdy nie wybudujecie! Zaprawdę, zaprawdę, kto dziś zaprzecza, tego się Bóg zaprze, kto owszem zatwierdza, tego Bóg utwierdzi. Boć „nie żądamy być zewleczeni, ale . owszem przyobleczeni, aby to nawet, co śmiertelne jest, pochłonięte zostało od żywota".3 A jeśli takie jest dni naszych zadanie, jakżeż możecie, o Faryzeusze postępu, dążyć do Wolności przez terroryzm, do Równości przez niwelację, do Braterstwa przez hajdamacze bratóbójstwo! Jakże możecie Scribowie i Doktorzy Wolności, Równości i Braterstwa w zimnem a próżnem, częstokroć nawet obłudnem uniesieniu, wołać znowu: „pereat mundus, fiat justitia". — . Nie widzicie obłąkani, a widzieć nie chcecie obłąkający, iż taka justitia, choćby była summum jus, byłaby właśnie summa injuria. — Nie takiej to zaiste wymagał Apostoł Pański, nie taką wam zalecał. On prawił o sprawiedliwości obfitej, a wy żądacie płonnej; — jemu szło o budującą, a Wam o rozwalającą; on wzdychał do sprawiedliwości, która życie dawa, wy do takiej, która życie wydziera. 1 Sąd Libussy. 2 Ps. CXXXIII. 1. 3 II Cor. V 4. 123 Przeciwnożniki Chrystusowe! dopókiż łudzić braci i siebie będziecie kłamliwemi wykrzykniki! Nie o sprawiedliwość Wam idzie, ani o słuszne zrównanie, ale o własne wyniesienie, po sprawionych gruzach i rozwaliskach, bo, gdyby Wam sprawiedliwie o nią chodziło, tobyście nie zapominali, że wszelka sprawiedliwość i godziwość wszelka jest w zgodzie a nie w sporze, w pokoju a nie w boju, — bo póki wre spór i bój, póty niemasz innego prawa, jedno prawo mocniejszego, ani też niemasz polepszenia żadnego, jedno zgorszenie. Nie podnoścież więc złowrogiej ręki ku obaleniu, ale raczej dołóżcie dzielnej ku zbudowaniu. Budujcie-sobie przybytek nowy, a jeśli to będzie przybytek polepszenia a nie zgorszenia, bądźcie pewni, że mu gorszy sam miejsca ustąpi. Sądzicież może, iż niema w dziejach przykładu takiego ustąpienia? Przypuszczacież, iż niepodobna, aby nowe a lepsze zdołało przemóc stare a już zgorszone, bez materjalnej przemocy? bez przegwałcenia? O jakże daleko odstąpić musieliście od Chrześcijaństwa, skoro tak dalece porodu jego dzieje obcemi Wam się stały! — Wskażcież nam zbrojne hufce, które Chrześcijaństwo do boju przeciw staremu światu wywiodło, bitwy, które stoczyło, krew cudzą, którą wytoczyło, twierdze, które siłą ramienia, nie zaś mocą ducha swego obaliło. A przecież Stary Świat, skoro dojrzał i przejrzał w sobie, dał mu się ogarnąć i zagarnąć. I dlatego właśnie, że wolało Chrześcijaństwo raczej wychylić aż do dna własny kielich goryczy, aniżeli kroplą z jego dna zatruć społeczeństwo, — dlatego właśnie, że zapowiedziom Proroka, a przykładowi Mistrza żywota posłuszne, „nie wo-„dziło się, ani wołało po ulicach i nadłamanej trzciny nie doganiało, ani lnu jeszcze kurzącego nie dogasiło"1— rozpło-nęło się w świetną pochodnię, przed której blaskiem przygasły wszelkie tlejące się jeszcze świata światełka, — i właśnie dlatego wyrosło w dąb niebotyczny, z którym wyschły na trzcinę pień starego świata mierzyć się ani poważył. — A przecież nie zapominajcież różnicy, czasów. Wszakże naonczas, gdy Chrześcijaństwo występowało na świat, nie przynosiło mu jeszcze pokoju, ale owszem miecz, ani zjednoczenia, 1 Isai. XLII 2, 3, Matth XII. 19. 20. 124 lecz dopiero rozdwojenie. — Była to chwila rozkładu i rozstroju świata, nie zaś ukojenia i skojarzenia, była to chwila przejścia przez negację i abnegację ku doskonalszej afirmacji. — Jeśli więc kiedykolwiek, to zaiste naonczas, nowe mając prawo zaprzeczyć staremu, mogło ulec pokusie chwycenia za miecz cielesny, by wytępiać, co już było potępionem. A mimo to, nie kazałżeż Mistrz zapalczywemu uczniowi, korda dobywającemu, schować tenże do pochwy, wyrzekłszy: iż kto rwie się do miecza, od miecza też zginie?1 Dopuścił tedy światu, aby sam się w sobie przełamał i skruszył, przepowiedział nawet zgorszenia, przez jakie przejść będzie musiał, i bicze boże, jakie na nim zawisną i bolał nad niechętnem Jeruzalem zabijającem proroki, — lecz uczniom swoim, świadomym apostołom zbawienia, filarom nowej budowy, kamieniom węgielnym przybliżonego Królestwa, nie dozwolił skalać się żadnem zniszczeniem, żadnym gwałtem, żadnym nawet upornym odporem. A teraz my zważmy z krwią najzimniejszą, azali ta gar-steczka wybranych, na których głowie i sercu przyszłe losy świata spoczywały, gdyby była nie sile ducha, lecz ramieniowi swemu zaufała, zdołałaby prędzej lub lepiej świat sobie zhoł-dować?... Dziwne jest nieraz zbałamucenie umysłów, które nie widzą samej oczywistości. Przypuszczacież może, że gdyby Chrześcijaństwo było do starego świata szturm przypuściło, lub konspiracjami go podkopało, by go w powietrze wysadzić, byłoby go prędzej zdobyło? Azali prędzej samo nie uległo? — „Ależ ulec nie mogło będąc Bożem dziełem". — Otóż właśnie dlatego szturmu nie przypuściło! A za to zaniechanie gwałtu, za to pogardzenie bojem i rozbojem, korzą się przed nim kolana ośmnastu wiekowych pokoleń! O bracia, jeśli wam na sercu zbywa, miejcież przynajmniej roztropność, oczy ku widzeniu oczywistości. — Lecz nie sądźcie, aby powodem do tego nakazu była Zbawicielowi sama roztropności rachuba. Głębsza zaprawdę i wielebniejsza stokroć tkwiła w tem przyczyna: Wiekuista przewaga Ducha utwierdziciela, zachowawczego pocieszyciela, nad duchem wiecznie przeczącym, martwicielem i zatracicie 1 Matth. XXVI. 52. 125 lem. Dlatego też, gdy uczniowie Zbawiciela, chcąc skarcić samarytańskie miasteczko, odmawiające Mu przyjęcia, zapragnęli ognia z nieba na spalenie miasteczka, cóż odrzekł Jezus? Obróciwszy się zgromił je, mówiąc: „Nie wiecie czyjego Ducha jesteście Syn człowieczy nie przyszedł dusze zatracać, ale zachowywać". I szli do innego miasteczka.1 Jeżeli więc wonczas, gdy szło o rozróżnienie, o rozdwojenie, o przewalczenie i zmartwienie świata, Zbawiciel takie dawał uczniom swoim przestrogi, cóż dopiero dzisiaj, gdy idzie o zjednoczenie, o ukojenie, o pokój, o pocieszenie. A jeżeli wonczas roznosiciel nauki Chrystusowej po narodach wyraźnie napomina i zaklina braci, „aby upatrywali „te, które czynią rozruchy i pogorszenia, — mimo naukę, „którą otrzymali i chronili się ich. Albowiem tacy Panu na-„szemu Jezusowi Chrystusowi nie służą, ale własnemu brzuchowi swemu, a przez łagodną mowę i pochlebstwo serca „prostych zawodzą  A Bóg pokoju zetrze szatana pod nogi „Wasze wrychle"2 — cóż dopiero w obecnym czasie, dla którego rzekłbyś, iż ten ustęp umyślnie napisany? Dziś, „kto ma uszy, niech słucha", a prorok nowego Za-konu woła na czas Objawienia Królestwa: „Jeśli kto w poj-„manie wiedzie, w pojmanie pójdzie, jeśli kto mieczem wo-„juje, musi być od miecza zabity. Tuć jest cierpliwość i wiara „świętych".3 Ktokolwiek się przeto do Apostolstwa nowego wieku poczuwa, niechże tej cierpliwości i wiary w czystości dochowa i nie da uwieść na pokuszenie duchowi gniewu i pomsty. „Nie mścijcie się więc sami najmilsi, ale dajcie miejsce gniewowi, albowiem napisano jest: Mnie pomsta, a ja oddam, mówi Pan".4 Lecz, jeśli nie wasza rzecz przywłaszczać sobie prawo zemsty i chwytać za karny miecz sprawiedliwości, bo pomsta i kara wyłącznie należy się Bogu, — jest wyższe stokroć prawo a przecież nam z Bogiem spólne, którego nam Bóg nietylko nigdy nie zajrzy, ale owszem, o tyle względem nas 1        Luc. IX. 55—56. 2        Rom. XVI. 17. 18 i 20. 3        Apocal. XIII, 9. 10. 4        Rom. XII, 19. Konkordancje u Wujka. 126 samych użyje, o ile sami winowajcom naszym udzielimy: prawo Przebaczenia.1 Ofiary wdzięcznie przyjmuje Bóg, byle niepokalane, i ofiar-ników miłuje Ojciec-Nasz, byle Ablowego a nie Kainowego ducha. Bo poświęcenia wymaga, a potępieniem wszelkiem głęboko się brzydzi. — Wszakże już przez proroków Starego Zakonu objawił Jehowa odrazę swoją do ofiar krwawych i do całopalenia wszelkiego, skądżeż Wam dziś przychodzi sprośna chęć cofnięcia się zamiast postąpienia i bałwochwalcza myśl służenia Molochowi raczej niż Jehowie, a cóż dopiero Ojcu-naszemu! A jeśli szczerze wierzycie w to, co tak lekkomyślnie, a co dziwniejsza tak jednomyślnie, acz po przeciwległych sobie obozach głosicie, jakoby krwi koniecznie potrzeba, już to do zmazania wielkiego przestępstwa, już to do utrwalenia wielkiego postępu, jeśliście tak jedni, jak drudzy w sumieniu przekonani, że tylko krwawa ofiara zdoła przebłagać Boga, słowem, że dopiero krew jest pieczęcią Bożą, nadającą ostateczną sankcję wszelkiej zdobyczy ducha, wtedy idźcie społem za przykładem Syna Bożego i męczenników Chrześcijańskich, nadstawcie krwi własnej a nie wołajcie o cudzą, bo kto świętą natchniony sprawą poświęca siebie, — uświęca się; lecz kto wytępia braci — potępia właśnie siebie. Gdybyście byli Chrystusowymi, a nie Antychrystusowymi duchami, nie myślelibyście o szafowaniu krwi bratniej, a wtedybyście się spostrzegli, że Bóg nawet i Waszej nie wymaga. Bo ofiara nad ofiarami, której Syn Boży dokonał, spełniła już wszelką. Ofiarę, zadość czyniąc wszelkim potrzebom przeszłego i przyszłego Wieku. 1 Przebaczenie prześliczny w języku polskim wyraz, a przedmiotowi dziwnie odpowiadający, bo obejmuje nietylko darowanie uraz i tychże zapomnienie (zahaczenie) — a potąd tylko odpowiada greckiemu wyrazowi amne-stja, — ale jeszcze nadmiar łaski i miłości, po zahaczeniu, bo aż przebaczenie, — a to wszystko nie naoślep, ale owszem świadomo i opatrznie, bo bacznie, obacznie. Ten jeden wyraz tłumaczy nam dzielniej niż wszelkie komentarze głębokie Pawła Śgo zdanie: „Gdzie rozmnożył się grzech, tam się przemnożyło miłosierdzie". (Ubi abundavit delictum, superabundavit gratia). Rom. V. 20. O prawie, obowiązku i cnocie przebaczenia, o jego przyrodzonych i nadprzyrodzonych skutkach, obszerniej przy piątej Prośbie. DZIAŁ TRZECI. I. Środki i sposoby „społecznego zbawienia". „Ależ środki i sposoby" ? zawołają niewierni Tomasze społecznego zbawienia. „Łatwo prawić o naprawie, lecz skoro ją „sprawić przychodzi, wnet pryska bańka mydlana, — bodajby „tylko mydlana. Dopóki nie położymy palca na zagojonych „ranach zmartwychwstającej Ludzkości, dopóty nie uwierzymy" ! — A zasię możnaby im dać odpowiedź, jaką otrzymał Tomasz: „Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli". Lecz ta przystała tylko Słowu, które się stało Ciałem i zamieszkało między nami. Wobec tego Słowa potrzeba było tylko dobrej wiary, aby uwierzyć, — a dziś trzeba dobrej myśli, aby zrozumieć, a nadewszystko dobrej woli, aby spełnić. — O niewierni Tomasze, wszakże nie wymagamy od Was wiary w gołe słowa nasze, ale w cały ciąg dopełniającego się coraz bardziej Objawienia, a jeśli i to odrzucacie, jeśliście wszelki zmysł dla słowa Bożego zatracili, to spojrzyjcie tylko na świat przyrodzenia, w którem Słowo stało się Ciałem i w nim upatrujcie wykład postanowień Bożych, a jeśli i ten dla tępego umysłu waszego jest niedostępny, przypomnijcie sobie własne dzieje wasze, własne doświadczenia, a z ich świadectwa- czerpajcie świadomość własnych przeznaczeń i losów. Do pewnej miary i do pewnej pory nikt Wam za złe wziąść nie powinien, jeżeli z nieufnością na rozumowania ludzkie spoglądacie, jeśli doświadczywszy tyle obłąkania, odpychacie z niechęcią lub przesądem, co tylko z dala lub zbliska jakąkolwiek utopią trąci. Lecz oto patrzcie: Trzy Księgi stoją przed Wami otworem: 128 Księga Objawienia, Księga Przyrodzenia, Księga Dziejów ludzkości. Trzy te księgi są tylko wzajemnem tłumaczeniem siebie samych i zgadzają się z sobą co do joty. Otóż gdzie tylko odkryjecie ich zgodę, gdzie tylko rozumowanie wytrzyma próbę tych trzech kamieni probierczych, tam się nie wahajcie, — to nie mamidło stoi przed Wami. Jest-że to wszystko, co mówimy, składne czy nieskładne? Opieraż się na słowie Bożem, na prawach Wszechświata i na dziejach ludzkich, czyli też na mrzonkach niesfornych i przypuszczeniach wiotkich? Jeżeli składne i sforne, — jeżeli na słowie Bożem budowane i z ciągłego rozwoju przeszłości wysnute, jeżeli zdrowo z założeń Objawienia, Przyrodzenia i Historji wysnute, czegóż stawacie jak wryci za każdym krokiem i wołacie na niepodobieństwo, dopóki Wam się przed oczyma nie upodobni? Wszakże niema jeszcze wieku, jak Równość przed Prawem zdawała się istnem niepodobieństwem, a przecież już połowa wieku oto minęła, jak w kodeksach Waszych na wieki ją zapisano. Wszakże ledwo dziesiątek lat upływa, jak zaczęliście się naprawdę zdumiewać nad niesłychaną szybkością udziału wszelkiej myśli od kraju do kraju, przez owe szyny żelazne po ziemi naszej rozkładane, — a oto zaledwie zdołaliście się z tym cudem oswoić, a jużci Was nowy Cud zdumiewa, bo oto mosiężne druciki po powietrzu rozciągane, prześcignęły owe szyny, jak orli lot żółwia pełz prześciga, i oto zaprzestaliście się dziwić, iż w mgnieniu oka, bez przenośni żadnej, kraj z krajem obcować może. I nietylko Ojcowie Wasi, ale Wy sami przed niewielą laty nie bylibyście uwierzyli w to, co dziś widzicie i czem się już cieszycie. I tak każdy postęp Ducha ludzkości zrazu Dumę Waszą obrażał i niewiarę Waszą wzbudzał, aż Was samych potem w zdumienie wprawił i przekonanie Wasze zhołdował, a przecież żaden pokory Was nie nauczył! Z tego co jest i było, poznawajcie tedy co będzie, a strzeżcie się mówić, iż to lub owo być nie może, jeżeli to owszem z tego co jest i było, wypłynąć powinno. — 129 Jak Ojcowie Kościoła, świadomi związku i harmonji między stosunkami naturalnymi a nadnaturalnymi, zwykli byli niejeden punkt wiary objaśniać podobieństwem z dziedzin doświadczalnej przyrody, — tak i my, za ich przykładem, owo odkrycie Boga jako Ojca naszego moglibyśmy porównać1 do odkrycia siły pary, która acz znaną była od wieków, acz domyślaną była jej potęga, acz nawet cudotwórcze jej zastosowanie przechodziło przez myśl dawniejszym pokoleniom, — przecież dopiero od Watta objawiła się światu jako działająca siła, i od tej chwili dopiero dobrodziejstwy swemi obdarzać nas poczęła. Podobnież elektromagnetyzm, ów arcydziałacz kosmiczny, istniał sobie i działał w świecie mimo nieświadomości o jego istnieniu. I choć doławiali się jego od wieków badacze przyrody, przecież dopiero objawiciele jego, Oerstedt, Ampere i Faraday, odkrywszy nam jego imię, a tern samem wiele z jego praw, przymiotów i własności, nowe dla nas prawa, przymioty i własności odsłonili. I wnet poczęliśmy cieszyć się i korzystać z cudotwórczych działań, które przed tern odkryciem dla nas były niedostępne. A lubo niesłychane już dary z tak świeżego objawu na nas już spłynęły, to przecież dalecy jesteśmy od wyczerpania wszechdziwnych skutków i następstw, jakie nam to odkrycie nadal obiecuje. Tak też od ośmnastu wieków wielbimy już Boga jako Ojca naszego, cieszymy się tern odkryciem i niesłychanych błogości dostąpiliśmy już z tego uwielbienia, a przecież nie wyczerpnęliśmy jeszcze do końca wszystkich skarbów tkwiących w tern Bożem imieniu,«i nie dostąpiliśmy dotąd wszech skutków z Ojcostwa Bożego wypływających. Bo też skutki i wynikłości te są dwojakiego rodzaju i rzędu. Jedne immanentne, t. j. w samem Ojcostwie tkwiące, dobywające się na jaw, rozwijające i wykładające się w kolei czasów, wewnątrz onej Epoki świata, którą Chrystus rozpoczął, a dokonyWające się dopiero w dniu dzisiejszym, który jest dniem żniwa Chrystusowego zasiewu, — drugie transcendentne, t. j. po za Ojcostwo Boże sięgające, acz z niego niezbędnie wypływające i więcej jeszcze obiecujące, jakoby dzieci Z tern wszakże zastrzeżeniem, że każde podobieństwo chromieje. 9 130 z łona Matki występujące i osobno żyjące, a te oczywiście do dni jutrzejszych, do następnej Ery świata należą. — Nad pierwszemi zastanowimy się w niniejszym dziale, drugich z lekka tylko w następnym dotkniemy, ponieważ ich właściwy wykład już do zakresu Próśb wkracza, tu zaś nie Prośbę żadną, w przyszłość sięgającą, ale dopiero Oświadczenie, teraźniejszość naszą znamionujące, mamy przed oczyma. Dlatego też w niniejszej księdze nie same przyszłe rzeczy bezpośrednio z łona Próśb wykładać (jak to w następnych miejsce mieć będzie), ale raczej teraźniejsze z danego Oświadczenia rozwijać i pośrednio dopiero o przyszłych wnioskować wypada. Metoda przeto wykładu z natury rzeczy o tyle różnić się musi w obecnej, a następnych księgach, iż tu spoglądamy wprost na teraźniejszość, a tylko refleksyjnie na przyszłość, tam zaś przeciwnie, przyszłe rzeczy będą bezpośrednio poglądu naszego przedmiotem, przeszłe zaś i teraźniejsze ich refleksyjnem tłem i podścieliskiem. A przy tym rozbiorze pomnijmy; że jeśli dnia dzisiejszego zdrowo nie pojmiemy, zwichniemy sobie jutrzejszy. Zapadłych wyroków Bożych zaiste nie przesądzimy, bo co miłość i mądrość jego dla ludzkości zgotowała, to prędzej czy później, bądź na srogiej, bądź na błogiej drodze stanie się jej udziałem. Otóż, że Nawiedzenie Boże jest nieochybne i nie-bawne, o tern nas zarówno Objawienie i Historja, zarówno Wiara i Umiejętność zapewniają. „Lecz ani dzień ani godzina nikomu nie wiadome, ani „aniołowie niebiescy nie wiedzą — jedno sam Ojciec nasz".1 — Ani też sposób tego nawiedzenia Bożego nie wiadomy, bo naprzód nie postanowiony, skoro zawisł od naszej zasługi lub winy. Idzie więc o to, czy ociąganie się Pańskie jeszcze przedłużymy, lub zagrożony dzień gniewu jego, wiszący nad głową ludzkości jak miecz Damokłesa, a przecież odwrócić się dający,2 na świat sprowadzimy, sobie i braci naszej boleści nad boleściami przysparzając, — czyli też owszem, zaproszeni na ślubne gody sprawione Synowi przez Ojca Niebieskiego, sta 1        Matth. XXIV. 36. 2        „Gdyż Bóg nie postawił nas ku gniewu, ale ku nabyciu zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa", (ł Tessal. V. 9.). 131 niemy się godnymi tego wezwania „na wieczerzę wesela Barankowego",1 i zasłużymy sobie gotowością wewnętrznego serca i czystością szat zewnętrznych na błogie a nie srogie nawiedzenie Boże, i żywota naszego w Bogu podniesienie. Hic Rhodus, hic salta, mawiali poganie. „Tuć jest cierpliwość i wiara świętych",2 mawiają Chrześcijanie. II. Grzechy zaniedbania naszych czasów. Zaledwie wstępne słowo o nastającem przeobrażeniu świata, o otwarciu trzeciej doby dziejów, zdołało się na papier wytłoczyć, a jużci wstrząsły się ziemskie potęgi, zdało się, jakoby trąby dnia sądnego się rozległy, dreszcz powszechny bądź strachu, bądź nadziei, przebiegł wszystkie warstwy społeczeństwa, dawne i świeże trony zachwiały się w posadach, lub runęły w otchłań, ludy w chwiłowem uniesieniu bratnie podały sobie dłonie, a lud cały, dotąd bierny i cierpliwy, zdumiał się, iż go nagle do czynnego obywatelstwa powołano. A rozpisawszy po ścianach stołecznych i po krociach świstków publicznych trzy magiczne wyrazy: Wolność, Równość i Braterstwo, sądzono lekkomyślnie, że już stało się, co się stać miało, iż oto Era błoga już nastała, że kres cierpień ludzkości już osiągnięty, a wieków złoty szereg otwiera się przed nami. Smutne omamienie Adamowego plemienia, — dającego się uwieść na pokuszenie lada pełzającemu natchnieniu, a z pożycia, owocu drzewa świadomości dotąd nic więcej nie odnoszącego, jedno wstydliwe spostrzeżenie, iż jest nagie i niedołężne. Dopókiż, święty Boże, karcić będziesz biedny Ród ludzki i dozwolisz, aby postępy jego, nie z góry miarkowane, nie rozumnie przewidywane, lecz z dołu wybuchające, na pozór przypadkiem rządzone, a dopiero mękami okupione, ze szkodą i po szkodzie spostrzegane były? — Dopóty, dopóki sam Ród ludzki, albo tylko na dół, pod siebie, w kałużę, albo tylko w górę, ponad siebie, w marne 1        Matth. XXII. 2. Luc. XIV. 16. Apocal. XIX. 9. 2        Apocal. XIII. 10. 9* 132 obłoki marzenia spoglądać będzie, — nie zaś przed siebie, dokąd iść mu, jak człowiekowi przystoi, jak sam kształt organizmu jego wymaga. — Dopóki więc ulegać będzie, albo samej krwi, albo samemu ciału, — albo też wylegać będzie w marne wyrazy i czcze domysły, — zamiast polegać na Duchu, z Ducha poczynać i czyny płodzić. Dopóki oglądać się będzie, albo wstecz poza siebie, jak żona Lotowa, tęskniąc za opuszczonem siedliskiem, a nie pomnąc przykazania Bożego, które do dalszych krain powołuje i wiedzie, albo też wyłącznie wokoło siebie, bądź za posiadaną, bądź za upragnioną chudobą, gardząc zaproszeniem Pańskiem na przygotowane już gody. — Zaiste prawda, że zdziczałe wymysły, które od wieku nieomal koczują po umysłach, smutną a złowieszczą są ku temu drogą. Nikt nie zaprzeczy, że jakiś szał złowrogi wkradł się w opróżnione serca i próżniejsze jeszcze umysły. Zda się, jakby chciano świętokradztwem Imię Boże uświęcić, — bezbożnością Królestwo Boże podejść, zaskoczyć i zdobyć,— swawolą Bożej woli dokonać, — rozbojem lub wydzierstwem chleb powszedni sobie zabezpieczyć, — wzajemną zemstą, a nie przebaczeniem wspólne winy mazać, — rozpasaniem chuci, a nie strojem namiętności ukoić pokusy, — słowem, hołdując złemu, zbawić się od złego! — Opłakany przewrót umysłów, prawd wiekuistych zgubne przenicowanie, a tern samem nastającego już królestwa uporne odpychanie. Ilekroć prawy postęp tak nieprawemi objawi się przestępstwami, odpychajcież te napaści hartownym puklerzem i godziwym, a zawsze cnym orężem, — macie do tego prawo, macie i smutny obowiązek! Lecz ilekroć znowu zapamiętały pofolguje napastnik, — a bywają nawet w gorączce szału chwile upamiętania, — nie puszczając obronnego puklerza, ciśnijcie precz zbyt żartki Wasz oręż, by oswobodzoną z niego ręką uderzyć się naprzód w piersi i przyznać się, jeżeli nie wszędzie do winy uczynku, to przynajmniej do winy zaniedbania, a dopełniwszy aktu skruchy, jąć się bez odwłoki czynu zbawienia. — Gdyż wina nie-dbałości, wina oziębłości, zobojętnienia, zgubniejsza częstokroć, i w zgorszenie plenniejsza, niżeli niejeden sprosny uczynek, i siła grzechów Waszych myślą, mową lub uczynkiem doko 133 nanych, byłoby Wam snadniej przebaczonych, gdybyście goręcej ukochawszy, mniej byli zaniedbali.—Wszak: „wiele czyni, „kto wiele kocha; wiele czyni, kto co czyni, dobrze czyni. „Dobrze czyni, kto więcej dobru powszechnemu, niż własnej „woli służy".1 Uderzcie się w piersi, czyjaż przedewszystkiem wina, iż do takiego między ludami zwichnięcia przyszło, że złowrogim, a nie błogim snać puszczono się torem. Zaprawdę, zaprawdę, nie uniewinni się żaden, który niegodziwych chwyta się środków, choćby pod pozorem najgodziwszych celów, — lecz jakżeż nawzajem ma się uniewinnić ów, który mu godziwych ukróca, przystęp do nich nadewszystko utrudnia, albo zgoła nie dopuszcza? ' Otóż zastanówcie się po prawdzie, trzeźwo u siebie, ileście ukochali, ile uczynili, — a coście uczynili, czy dobrze uczyniliście? Spojrzyjcie na wewnętrzne narodów stosunki, na ich bogactwa i siły, tak duchowe jak cielesne, które raz po raz chwalebnie wzmagacie, ale niestety więcej „własnej woli", niżeli „dobru powszechnemu służąc", bo zamiast podnoszenia społem wszystkich warstw społecznych, przez postęp jednych, a zaniedbanie drugich, coraz je mocniej od siebie rozstry-chacie. Przy środkach i zasobach, jakie posiadacie, cóżeście dotąd przedsięwzięli, aby ubóstwo, tak cielesne, jak duchowe, ową plagę dla pojedyńczych braci, a trąd toczący nasze społeczeństwo, wyleczyć, i zjadliwym dziś skutkom jego, i grożącej stąd nawałnicy zapobiec? A naprzód cóżeście przynajmniej przysposobili? — Oprócz niedostatecznych, ani liczbą, ani układem, szkółek dla ludu, w których nauczyciel bardziej troszczyć się musi o swój chleb cielesny, aniżeli o duchowy dla dziatek, bo sam pasuje się z nędzą, mimo tego iż uczeń z ciężką jeszcze pasuje się opłatą; oprócz mniej gęstych jeszcze a bardziej zaniedbanych, acz stokroć niezbędniejszych ochronek, w którychby dzieciątko od samej kolebki, zanim zdoła chwycić się nauki abecadła, już w sztuce społeczno-re-ligijnego życia się ćwiczyło,2 a tem samem do przyjęcia Kró 1 De imitatione Christi XV. 2. 2 Ars vitae, vitae magistra u Cycerona lub Seneki — έπιστήμη τοδ fitoev u pobożnego Epikteta i t. p. 134 lestwa Bożego, jako dzieciątko się sposobiło,1 — oprócz owych kas oszczędności, tak zbawiennych dla mogących, lecz tak ironicznych dla pozbawionych, dla niemogących lub nie-umiejących oszczędzać, albo owych lombardów, jedynych zakładów kredytu dla ubóstwa, z pobożności przeciw lichwie po-czętych, a w niesłychane lichwiarstwo wyrodzonych; — oprócz tych domów sierót i podrzutków, które snać na drugiego Wincentego oczekują, by zaniedbane dziatki zbawił powtórnie od gorszej częstokroć nad samo zaniedbanie opieki; — oprócz owych szpitali, przytułków i rzadkich zakładów miłosierdzia lub opatrzności, które miłość Chrześcijańska tak święcie i świetnie prywatnemi środki pozakładała, a osobistem poświęceniem rozmogła, lecz którym publiczne środki i społeczne poświęcenie o wiele niedomaga; — oprócz tych i tym podobnych, zawsze wielebnych i błogosławionych w zarodzie, ale nie dość wielmożnych półśrodków, — powiedzcie sami, cóżeś-cie obmyślili, coście przewidzieli, coście umiarkowali, coście zaopatrzyli? — Bo ani workhousami, ani taksą ubogich poszczycić się bezwątpienia nie zechcecie, sami to raczej za plagę, nie za dobrodziejstwo żadne poczytując. 1 w samej rzeczy trudno o bardziej gorzką dobroczynności publicznej ironję, a zgubniejsze marnotrawstwo, trudno o dotkliwsze tak dobroczynności publicznej jak gospodarstwa narodowego prze-drzeźnienie. A cóż dopiero, jeśli wzrok przeniesiecie z wewnętrznych, na zewnętrzne między narodami stosunki? • Tu już nie same grzechy zaniedbania, ale najoczywistsze praw Bożych przełamywanie, sromotne gwałty i grabieże, popełniane przez tych, „którzy wiążą brzemiona ciężkie i nieznośne i kładą je na ramiona ludzkie... i rozszerzają bramy „swe i większe czynią kraje".2 Zbrodnie pospolitego morderstwa na żywych narodach dokonywane, mądrością stanu przed popełnieniem tłumaczone, a po spełnieniu obłudnie opłakiwane, lecz „czynem dokonanym" usprawiedliwiane! — Godne samego czynu usprawiedliwienie, „dopełniające miary Ojców Waszych", bo dokonywa 1        Luc. XVIII. 17. 2        Matth. XXIII. 4, 5. 135 jące czynu pod pozorem, że już dokonany, jakby on nie przez to jedynie był dokonanym, iż go bez ustanku dokonywacie. O przemądrzy Mężowie Stanu, jakże grubą powłoką zajść musiały przezorne oczy wasze, jeśliście dotąd nie spostrzegli, iż właśnie ów „czyn dokonany" stał się źródłem najopłakań-szego w społeczności rozczynu, — bo zatruł publiczne sumienie, podkopał wszelkie zasady prawa i uczciwości, zwichnął uczucia, wyobrażenia, dążenia i obyczaje, zdeptaniem prawd najwyższych i starganiem węzłów najświętszych, bo wszczepił w zdrowe ludy, zarówno w krew ciemięzców, jak uciemiężonych, najzgubniejsze jadu zarody, natchnął lekceważenie wszelkiej ustawy, pogardę wszelkiej władzy, nienawiść wszelakiego Rządu i Porządku, a namnożył Apostołów rozwiązania i rozpusty, i tak dalece już nie pojedynczych ludzi, ale całe ludy obłąkał, iż nie upatrują innego na przewrotność Waszą lekarstwa, jak samego świata przewrócenie. Sprawiwszy sami takie rozprzężenie, jakiemżeż prawem dziwicie się głębokiemu rozprzężeniu świata ? Jakżeż nie widzicie, iż dla marnej chciwości rozbiwszy tak zdradną puszkę Pandory, pełną jadu i gadu „wysypało się natychmiast wszystko „złe na ziemię, — sama nadzieja pozostawszy na dnie, tej „jednej bowiem nie kazał wypuszczać Jowisz..."1 Ale Wy, po stolicach Chrześcijańskich obsiedli, radzi-byście samą Nadzieję przez pogańskie bożyszcze uszanowaną, ze dna puszki wypłoszyć. I nie dość Wam wypychać ją tłocznią gwałtu, a wysysacie ją pompą pokusy, mniemając w nieporównanej naiwności, że zamordowani potrafią upatrzeć sobie raj ziemski tam, kędy Dantejski napis u wchodu piekło im zwiastuje. Jeśli im ubliżacie, — im zaiste, — lecz jakżeż stokroć bardziej sobie, skoro ich do spólności z sobą niby przypuszczacie, pod warunkiem nieprzypuszczalnego spodlenia!.. wyzucia się wszelkiej nadziei, — skoro miarą waszego uwielbienia ma być ich własne znikczemnienie. O        jakże dokładnie znał Was Zbawiciel, gdy zapowiedział iż „Wy dopełniacie miary Ojców Waszych".2 I jak słusznie - uniósł się na Was samych największą chmurą gniewu, jakiej 1        Hezjod. Roboty i dni I. 2        Matth. ××ÉÉI. 32.    136 błękit jego życia przypuszczał, wołając: „Wężowie, rodzie jaszczurczy, jak ucieczecie sądowi Gehenny". 1 Otóż w tern właśnie najwyższe zbrodni przekleństwo, iż bezustannie klęski i zbrodnie rodzić z siebie musi,2 że przepaść pod przepaścią otwiera, a zawraca głowę i zaślepia oczy stojących nad przepaścią, . Dokonywacie czynu dlatego, że już dokonany, a nie postrzegacie, iż czyn dlatego tylko dokonany, że go bezustanku dokonywacie. I umywacie sobie ręce w wrzekomej niewinności, — o Piłaty! III. Dojrzewanie ludzkości. — Końcem kataklizmów społecznych. „O biada Wam, którzy budujecie groby Proroków, a Ojco-„wie Wasi pozabijali je. „Zaiste świadczycie, iż zezwalacie na uczynki Ojców Waszych, albowiem oni je zabili, a Wy budujecie groby ich.3 „I powiadacie: Byśmy byli za dni Ojców naszych, nie „bylibyśmy towarzyszami ich we krwi Proroków. „A tak świadkami jesteście sami sobie, iż jesteście sy-„nami tych, którzy proroki pobili. „Wy też dopełniacie Ojców miary".4 Zaiste dopełniacie, bo ilekroć zdarzy się zgwałconemu, od czci i wiary odsądzonemu, a żywcem pogrzebanemu narodowi, przebudzić się chwilowo z grobowego omdlenia, przewrócić się w trumnie, i szarpać z rozpaczą własne ciało, a głową o zabite wieko taranie, i olbrzymiem, acz bezsku-tecznem wysileniem, jako istny lud proroczy, który „przeciwko nadziei w nadzieję uwierzył",5 ziemią pod stopami Waszemi zatrząść i dać Wam znać, że jeszcze oddycha, — cóż Wy natenczas?... Oto, ledwo ochłoniecie z pół podziwu a pół przestrachu, którym Was to „niesłychane szaleństwo" na chwilę ogarnia, nie poczuwacie się zgoła do niczego, jedno się owszem zdumiewacie nad upornym duchem niepokoju, który śnać 1 Matth. XXIII. 33. 2 Schiller. 3 Luc XI. 47. 48. 4 Matth. XXIII. 30. 32. ? Rom. IV. 18. 137 umęczonego na wieki opętał, i stąd pochop tylko bierzecie, aby zbudowane jemu grobowisko jeszcze cięższym przywalić kamieniem. Na Miłość Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, jakiż to owszem uporny duch opętania Was samych ogarnąć musiał, skoro wszelki zmysł prawdy i prawa z sumienia Waszego wyrugowawszy, do tego stopnia Was zaślepił, iż nietylko zgrozy nie czujecie żadnej, ale nawet oczywistości nie widzicie, a spo-kojności własnej, tak wiecznej jak doczesnej, nie ratujecie. Gdzie się podziało zachwalane doświadczenie Wasze, o przemądrzy Mężowie Stanu, jeśli po tylu poniesionych szkodach, i wbrew dobitnym najprzezorniejszych z pomiędzy Was przestrogom, nie przekonaliście się dotąd, iż taki wrzód ciągle jątrzony w organizmie ludzkości, musi niemocą lub niepokojem przejmować wszelkie jej członki, a jadem zatruwać wszelkie społeczeństwa soki? Czyż nie widzicie, że tu i owdzie zaszczepiony jad w nic innego wyrodzić się nie może, jedno w truciznę lub nihilizm? Zasiawszy więc sam wiatr, cóż dziwnego że nie zdołacie nic innego sprzątać, jedno same burze? I po dziś dzień, leniąc się do zbawczego czynu, cóż dziwnego, jeżeli niebawem rozpuścicie ów rozczyn gniewu Bożego,1 przed którego domyślaną nawałnicą już zawczasu truchlejecie. — Miasto spólnej, dodatniej, twierdzącej i bierzmującej akcji, rozbudziliście wszędy wzajemne ale ujemne, wszędy sprzeczne i zaprzeczne reakcje, którym co chwila odwrotną a równie zapamiętałą reakcją tamę położyć usiłujecie.2 A tak trawicie się wszyscy nietylko jedni drugich, ale też siebie samych, kusząc się nadaremnie o starcie przeciwników, i marnując w tej okropnej waśni żywiołów społecznych wszystkie siły ludzkości, wszelkie dary Boże, które owszem ku dobrej sprawie i zagospodarowaniu Wam powierzono. Kiedyż się przekonacie, bądź z wniosków rozumu, bądź z doświadczenia dziejów, bądź z praw natury, bądź ze skarbnicy Objawienia, że Abyssus Abyssum invocat, że wszelkie zaprzeczne działanie wywołuje tylko zgubne oddziaływanie, że 1        Ozeasz V. 10. 2        Rewolucje są tylko reakcją, a kontrrewolucje reakcją reakcji. Patrz Tom Dział III. 138 każde ciemięstwo przemocy wzbudza odpowiednie gwałtu wstrząśnięcie, jak nawzajem każdy wybuch gwałtownej rewolucji sprowadza nowe przygnębienie, które się nieochybnie, bądź gromem stanu (coup d'etat), bądź moralnem zapadnięciem, bądź jakąkolwiek społeczną klęską objawia, a którego brzemię znowu tak długo gnębi, dopóki się nowym kataklizmem nie odeprze, i tak dalej i dalej, na wzajemną zagubę i przekorę braci. Cóż z tego, że potomność z tych wszystkich zgorszeń, wybuchów i przygnębień korzysta, i że końcem końców Boża wola na ziemi się dzieje, czyż sądzicie, że tego Bóg pragnie, aby ludzi klęskami do własnego ich dobra zaganiać, a do swej woli zniewalać? Przecież o to właśnie Boga błagamy, aby wola Jego nie ze ślepą działa się koniecznością, ale owszem „jako w Niebie, tak i na ziemi", a więc harmonijnie i organicznie, a nie przekornie, nie waśnią skłóconych żywiołów, a nastających na siebie kataklizmów. Powiecie na to — „darmo, inaczej być nie może, gwałt „i przemoc leżą w naturze; czego uniknąć nie podobna, z tern „oswoić się trzeba: „Gwałt niech się gwałtem odciska". Jest to znowu jedna z owych prawd doczesnych, a nie wiekuistych, które skoro się staną niewczesne, w fałsz sromotny zamieniają się. Prawda doczesna o tyle, o ile w Naturze jeszcze bardziej leżały owe wulkaniczne i neptuniczne rewolucje, jakich ziemia nasza doznała, a które przecież ustały, skoro sama ziemia dojrzawszy, do wydania organicznych płodów usposobiła się. Kiedyż uznacie, iż czas już nadszedł, aby ów proces zamętu, właściwy tylko planetarnym ciałom w wiekach ich niedojrzałości, w wiekach pierwotnych wykształtów, ustąpił raz na zawsze procesom organicznym, jak się to ze skorupą naszej ziemi w swoim czasie stało, — a więc, aby Ludzkość jęła rozwijać życie wedle misternych jego tajemnic i skarbów, nie marnując go bezustannie, ani potopami ani wulkanicznymi wybuchy, ale owszem korzystając ze wszystkich napływów i wzniesień, któremi pokład społecznego świata dotychczas użyźnił się i przysposobił? — Samo ustanie przyrodzonych kataklizmów w dziedzinie ślepej natury,czyliż nie jest zapowiedzią ustania duchowych, a co zniknąć mogło w naturze czy-liżby stokroć bardziej w dziedzinie Ducha uniknąć się nie dało? 139 Tak też i dojrzewanie ludzkości koniec położyć musi gwałtownym społeczeństwa kataklizmom. Lecz, aby te ustać mogły, potrzeba, aby ich przyczyny ustały: gwałtowne zaś parcia i wypierania warstw społecznych, przy rodzimej surowości i gwałtownem wydobywaniu się niższych, mało niestety daje otuchy, abyśmy już ostatni z owych gwałtów przebyli. Bodajbyścież uznali, iż oto czas już nadszedł... Bo jakże mała jeszcze liczba prześcigłych oczu dostrzega oczekiwanej tęczy przymierza na niebie, — i jakże ociągają się z przyniesieniem gałązki oliwnej wysłane na zwiady z arki przymierza gołębice. Dlatego smutno nam jeszcze na ziemi, i smutno Ojcu naszemu, który jest w Niebiesiech! Bo On pragnie dla nas Pocieszenia, a my doń w boleściach i zmartwieniu wzdychamy. IV. Doktorowie i faryzeusze postępu. O sterniki społeczeństwa, widzicie, że od Was samych, od Waszej dobrej Woli i dobrej myśli, zawisło zamknąć na wieki Erę gwałtownych rewolucyj i zielone wieki organicznych wykształtów światu społecznemu otworzyć. Czemuż się ociągacie z własnem zbawieniem? O, czemuż mając władzę, środki i zasoby w ręku, a świadomość rzeczy boskich i ludzkich w umyśle, wy umiejętniejsi, wy zamożniejsi i przemożniejsi, słowem wy starsi, bo dawniej usamowolnieni, lub władzą zgóry opatrzeni bracia, nie poczuliście nic w ostygłem i opróżnionem sercu, coby Was do dzieła zbawienia zagrzało, coby Was do czynu pocieszenia zapędziło? — Czemuż hołdując na ślepo gwałtowi, lub dufając samej przebiegłości, otwieracie owszem wrota gwałtowniejszym jeszcze i przebie-glejszym od siebie, a przymknęliście natomiast przed tymi, którzy w dobrej myśli i dobrej woli szukają Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego! Zaprawdę, niegodziwość z jednej strony, nie upoważnia jej z drugiej. — Czemuż przekornem podkopywaniem wiary z jednej strony, a odmową przynależnej oświaty z drugiej, i przykładem samolubnych chuci zgóry, zbałamuciliście ludy dotyla, że dziś w mało co wierzą, jeszcze 140 mniej wiedzą, a tylko to wolą, co im się zachciewa? — Cze-muż zaniechaniem wszelkich obowiązków około wychowania i wyposażenia młodych braci sprawiliście, iż upornie od dziedzictwa odpychani, ku objęciu onego złowrogim, a nie błogim puszczają się torem? Czemuż lękając się, jakby ognia wszel-kich społecznych rozwojów (zdrowych socjalnych ewolucyj), wywołaliście natomiast społeczne rozboje, chorobliwe przesilenia (socjalne rewolucje), a daliście wylęgnąć się owym myślom zdradnym, które, jakby miecz obosieczny, i Wam krwawą niosą szkodę, i tych kaleczą, którzy nim niezgrabnie a zapamiętale szastają? — Czemuż dziś jeszcze, dziś urgentibus fatis mundi, nie spieszno Wam w dobrej myśli prześcignąć źle myślących, ale owszem marnościom się oddając, próżnować wolicie? Nikt Wam nie przeczy, iż z każdą społeczeństwa naprawą trzeba się obchodzić jak z ogniem, nikt Was też nie namawia, byście z tym ogniem lekkomyślnie igrali, którego tak straszliwa jest rozpusta, jak wielki pożytek; — ale przecież nietajno Wam, że ogień, ów najpotężniejszy z przyrodzenia dobrodziej, wtedy tylko pali i niszczy, gdy rozpasan, a owszem grzeje, świeci, tworzy, ku wszelkim życia pożytkom posłusznie służy, ilekroć w właściwem ognisku zawarty i przemyślnie użyty. Jak wszystko co wielkie, jak wszystko co potężne, jak wszystko co zbawienne, Ogień jest „radykalistą" i„ konserwatorem" zarazem, — bo jednym naprawdę być nie można, nie będąc drugim. On stapia i ulatnia gdzie potrzeba, stęża i hartuje gdzie wypada; on naprawia co zepsute, doprawia co surowe; zdolen prostować co krzywe, naginać co uporczywe; — tu rozkłada, a tu spaja, tam trawi, ówdzie odradza; — on pochłania, co skazitelne, oczyszcza, co nieśmiertelne! Jeżeli temu zbawicielowi między żywiołami natury, zdarzy się kiedy szkodę Wam wyrządzić, oskarżajcie raczej przezorność i roztropność własną, żeście się przed nim fizycznie uchronić nie umieli, albo społecznie zabezpieczyć zaniedbali, — ale nigdy samego Ognia istotę, która tak dzielna jak święta, tem droższe ma Cnoty, im większą potęgę. A jeśli, nie bacząc na życiodajne jego dobrodziejstwa, o tem tylko przemyśiiwacie, aby Was snać w perzynę nie obrócił, sprobujcie choć na chwilę zagasić go na świecie, — 141 może się nawet uda Wam go zadeptać, — ale niebawem życia bez ognia doświadczywszy, wzniesiecie błagalne ku zagniewanym niebiosom ramiona, by wymodlić sobie od nich piorunową błyskawicę, któraby wam zagasłe ogniska na nowo wskrzesiła! „O wodzowie ślepi, którzy przecedzacie komara a poły-„kacie wielbłąda"1 czemuż nie korzystacie z powyższego przybliżenia? Dopókiż sami siebie martwić a zmartwychstających. przygnębiać będziecie? Biada Wam, nauczeni w piśmie i Faryzeusze obłudni, iż zamykacie Królestwo niebieskie przed ludźmi, albowiem tam sami nie wchodzicie, ani wchodzącym dopuszczacie wnijść,2 — pod pozorem utrzymania porządku, marnujecie porządek, a pod płaszczykiem religji, udając pokorę, oddychacie pychą, i bijecie się z lekka w piersi przed Ojcem naszym, aby tern silniej na karki młodszych dzieci jego uderzać. „Biada Wam, Doktorowie i Faryzeusze obłudnicy, iż da-„wacie dziesięcinę z mięty, anyżu i kminu, a opuściliście, co „ważniejszem jest w zakonie: sąd i miłosierdzie i wiarę. To „należało czynić i tamtego nie zaniechać. „Biada Wam, Scribowie i Faryzeusze obłudnicy, iż oczyszczacie co jest zewnątrz kubka i misy, a wewnątrz pełni, „jesteście drapiestwa i plugastwa. „Faryzeuszu ślepy, oczyść pierwiej co jest wewnątrz kubka „i misy, aby to co zewnątrz jest, czystem się stało. „Biada Wam, Doktorowie i Faryzeusze obłudnicy, iż „jesteście podobni grobom pobielanym, które z wierzchu zdadzą „się piękne ludziom, ale wewnątrz pełne są kości umarłych „i wszelakiego plugastwa. „Także i Wy z wierzchu się wprawdzie zdacie ludziom „sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudności i nieprawości. „Biada Wam, Doktorowie i Faryzeusze obłudnicy, którzy „budujecie groby proroków i zdobicie pamiątki sprawiedliwych. „I powiadacie: gdybyśmy byli za dni Ojców naszych, nie „bylibyśmy towarzyszami ich we krwi proroków. 1        Matth. XXIII. 24. 2        Luc. XI. 52. Biada Wam biegłym w Zakonie, iżeście wzięli klucz wy rozumienia; samiście nie weszli i tych, którzy wchodzili, hamowaliście. — 142 „A tak świadkami jesteście sami sobie, iż jesteście syno-„nowie tych, którzy proroki pobili. „Wy też dopełniacie Ojców miary. „Wężowie, rodzaju jaszczurczy, jakoż ucieczecie przed „sądem piekła. „Przeto ja posyłam do Was proroki i mędrce i doktory, „a z nich zabijecie i ukrzyżujecie i z nich ubiczujecie w bóżnicach „Waszych, i będziecie prześladować od miasta do miasta. „Aby przyszła na Was wszystka krew sprawiedliwa, która „rozlana jest na ziemi, ode krwie Abla sprawiedliwego, aż do „krwie Zacharjasza, syna Barachjaszowego, któregoście zabili między kościołem i ołtarzem. „Zaprawdę, powiadam Wam, przyjdzie to wszystko na „ten naród. „Jezuzalem, Jezuzalem, które zabijasz proroki, i kamie nujesz te, które do Ciebie są posłani: ilekroć chciałem zgro„madzić syny Twoje, jako kokosz kurczęta swoje pod skrzy„dły zgromadza, a niechciałoś?       „Oto Wam zostanie dom Wasz pusty. „Albowiem powiadam Wam, nie ujrzycie mię odtąd, aż „rzeczecie: Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.1 V. Roła „starszych braci" w społeczeństwie. O        Bracia starsi, upamiętajcie się sami, pamiętając o sła bszej, a dorastającej braci. Pracujcie sami dla tych, którzy dla Was i na Was pracują, a spieszcie z pocieszeniem ku tym, którzy bądź za Was, bądź przez Was, cierpieli lub cierpią. Jeżeli w łonie pojedynczego Narodu nie wszyscy członkowie jego do „obywatelstwa" dorośli, strzeżcie się przezywać ich z nagła obywatelami w chwilach rewolucyjnego szału, ale jako dorastających braci, którym winniście współobywatelstwo, wychowujcie ich na Obywateli, ale nazywajcie ich po dawnemu braćmi i obchodźcie się jak z bracią, bo tern są już z domu i tern być nie przestaną, abyście ich szczerze a nie obłudnie, . stanowczo i nieodzownie mianować tak i takimi uznać mogli. 1        Matth. XXIII. 23-39. 143 A jeżeli znowu między Narodami, członkami Ludzkości, nie wszystkie zarówno do „Cywilizacji" dojrzały, która, jak sam wyraz wskazuje, obywatelstwo ludzkości stanowi, nieście im jej pochodnię w misjonarstwach pokoju, dzieląc się z nimi coraz bardziej darami i powołaniem Ducha. Ale nadewszystko strzeżcie się podbojem lub zaborem wrzekomego misjonar-stwa Cywilizacji dokonywać, bo taki zamach, już względem barbarzyńców jest niegodziwością, a cóż dopiero, jeżeli przeciwko bratniemu ludowi wymierzony, który Wam w niejednej sprawie przykładem i cnotą przodkowa!, a w niejednej rozprawie Was samych bratnią piersią przed napływem barbarzyństwa zasłaniając, sam jeden zagrożoną Cywilizację dziel-nem ramieniem wyratował. Wszakże jak Boga w Niebiesiech nazywacie Ojcem, tak też kraj i naród własny na ziemi zowiecie Ojczyzną. Niedar-moc każden język w tym przedziwnem imieniu zawarł przekonanie, naprzód, iż nikt pozbawionym być nie może ani Ojczyzny, która jest na ziemi, ani Ojca, który jest w Niebiesiech, powtóre, iż wszystkie dzieci tej ziemskiej Ojczyzny, podobnie jak wszystkie dzieci Ojca niebieskiego, mają spólne prawa, a wzajemne obowiązki; prawa i obowiązki dopóty starszym braciom ku piastowaniu i pielęgnowaniu powierzone, dopóki młodsi nie dorosną i nie dojrzeją, ale coraz bardziej podzielne i udzielne, w miarę jak sama pełnoletniość nastaje. Wielu z Was samych, dziś udział w tych prawach mających, dziś godnie Ojczyste godności piastujących, — pomnijcie, dawnoż-to dobijaliście się o ich otrzymanie? Dawnoż to ów stan trzeci, który był naówczas stanem upośledzonej pracy, do warstwy uprawnionego obywatelstwa przypuszczono? A dziś wy sami, świeżo uposażeni, mieliżbyście, — dostąpiwszy swego, — pozostać stokroć głuchszymi i uporniejszymi od owych, którzy na tylowiekowem prawie oparci, ociągali się snać chwilowo z usamowolnieniem Waszem, lecz przekonawszy się niebawem o nastąpionej pełnoletności, sami pospieszyli poświęcić na ołtarzu Ojczyzny wyłączne przywileje, i z Wami rów-nem prawem i równą godnością po bratersku podzielili się. Noc 4-go Sierpnia, dzień 3-go Maja, ranek 18-go Marca oto są wielkie i chwalebne dla Ludzkości chwile, bo bez gwałtu, bez zgryzoty ani sromoty żadnej, bez krwi rozlewu 144 i zgoła bez rozdarcia, bez rewolucji wszelkiej i przed rewolucją zabłysłe. To były chwile braterstwa, dnie przygotowawcze dla Ducha Ś-go, Pocieszyciela i Utwierdziciela, — dalsze zaś chwile krwawo w rocznikach ludzkości zapisane, dnie Kainowe, były chyba dniami pociechy dla ducha „wiecznie przeczącego", przeciwnożnika Świętemu! —" Co potem zachodziło, bądź ze wnętrza narodu, bądź obrzydliwiej jeszcze zewnętrznym naciskiem: srodze opłakany zbytek! Łatwa do przewidzenia odpowiedź Wasza: „Właśnie ten „opłakany zbytek, trop w trop za wspaniałą idący ofiarą, prze-„raża nas i odraża. Gdyby nie owa obawa, a raczej głęboka „odraza, (bo kto czuje się w sile, ten się lękać nie potrze-„buje), któżby nie pragnął rozszerzać swobód, popuszczać wę-„dzideł, i dzielić się z bracią społecznemi dobrami, do których, „acz tylu już powołanych, przecież tak mało wybranych. Ależ „niestety, właśnie dlatego, że tak mało widać usposobionych, „potrzebno jest i pożyteczno same wrota powołania ścieśniać, „wypada raczej wędzideł ukrócić, raczej cofnąć się, niżeli naj-„mniejszy krok dalej uczynić. Już i tak głęboko zabrnięto; „dziś tylko ten wybrnie, kto silniejszy". Łatwiejsze jeszcze odpowiedzi odparcie. — A cóż wywołuje ów opłakany zbytek, jeśli nie opłakańszy ubytek, który go poprzedził, jeśli nie to właśnie, iż dopóki tylko na sile się czujecie, póty też wybranych grono samolubnie ścieśniacie, a niby-powołanych zgoła zaniedbujecie, i jakoby lekkomyślny, a niezgrabny jeździec na surowym rumaku, wędzidła coraz bardziej ściągacie, i tak dojeżdżającemu rumakowi dokuczacie, że aż na kieł weźmie. A wtedy dopiero, gdy poczuwacie drgnienie wstępującego gniewu, i gdy najdzielniejszą ręką za wędzidła chwycićby potrzeba, wy je owszem z omdlałych rąk upuszczacie, i dopiero zaniedbana, a udraśniona surowość rumaka, daje się Wam we znaki. Lecz porzuciwszy mniej godne przedmiotu, acz niejedną prawdę uzmysłowić zdolne porównanie, sądzicież istotnie, że już za wiele powołanych na tak małą liczbę wybranych? Jeśliby tak było, to — Wasza wina, Wasza wina, Wasza wielka wina! Boście środków wybrania, owych pomocniczych sakramentów zbawienia, Społeczeństwu uskąpili. 145 To święte słowo, którego tu nadużywacie, tylko w ustach Bożych było na swojem miejscu, gdy nauki zbawienia ludziom udzieliwszy, i wszelkie środki i zapomogi ku osiągnięciu tegoż zbawienia z daremnej łaski podawszy, odwołał się Ojciec nasz Niebieski, przez Syna swego na ziemi, do naszej Wolności i wybranie powołanych li od ich dobrej Woli zawisłem uczynił. Ale wy, nie dawszy braciom środków zbawienia do ręki, nie uprawiwszy zgoła społecznego pola, jedno tylko zachciankom swawoli dawszy wybujać jak chwastom, pozbawiając raczej braci społecznej nauki i społecznych środków, pozbawiając ludzi i ludy przynależnej niepodległości, jakżeż możecie bez bluźnierstwa wspominać o powołanych i wybranych. A na sam ostatek odwołujecie się do materjalnej siły! To was nie kłopoce, że się cofacie nietylko wstecz poza godziwość i sumienność, ale nawet wstecz poza ślepe prawo, — mniejsza Wam o to, skoro wsteczność jest Waszą chlubą, otwarcie przyznanem zadaniem. Ależ teraz zważcie, — ta sama siła, do której Wam nie wstyd odwoływać się, jako do ostatniej instancji, acz wiecie, że ona była najpierwotniejszą, najsurowszą, a tern samem naj-podlejszą w dziejach ludzkości, — któż Wam zaręcza, że ona właśnie Was samych nie zdradzi, że się na Waszą korzyść obróci, że Was nie zawiedzie fatalnie tam, kędybyście najmniej chcieli? Póki siła materjalna zostaje w posiadaniu Ducha, póty, równie wielebna jak wielmożna, służy za właściwy środek i materjał Duchowi, bo wtedy ani ślepa, ani fatalna, lecz owszem duchem rządzona, w duchu ma swój cel i ognisko, a Duch w niej podścielisko swe, zdrową podporę. Lecz skoro nawierzch się wydobywa, miasto służenia za podstawę, wnet przygnębia to wszystko, co ją uszlachetnia, zdradza wszystko, co się jej powierza, i nareszcie rozprzęga swą własną potęgę. Od czasu jak Siła ustąpiła Prawu i wyższym Ducha Postępom, raz tylko jeden udało jej się wydobyć znowu na widownię Historji w całej swej obrzydliwości, a to właśnie w chwili przesilenia między starą a nową dobą, — o tej be-zecnej dziejów północy, która zaległa świat, a w czasie której światło Zbawienia gdzieś tam w zakątku wschodniej ziemi świtać zaczynało. 10 146 Roztwórzcie sobie pełnego miary, acz kipiącego oburzeniem dziejopisa tej okropnej nocy, wysnujcie sobie obrazy pretorjańskich gwałtów, zdrad i swawoli, pomnijcie na niedołęstwo i spodlenie starszyzny, na znikczemnienie i zakały ludu, na ohydę tej samej siły zbrojnej, w którą dziś ufacie, a która przewróciwszy się na sobie samej1 i z silnej podstawy stawszy się gniotącym i walącym się szczytem, oczywiście ostać się nie mogła, lecz niebawem utraciwszy hart, męstwo i cnoty, rozległa się w rozpasane żołdactwo, przystępne wszelkiemu przekupstwu i wszelkiej nikczemności, hołdujące występkowi wzamian za odbierane hołdy występku, wynoszące swawolnie i stawiające naprzeciw siebie służalczych sobie panów, a wnet spychające aż na dno pośmiewiska panujących przed chwilą służalców, — a uprzytomniwszy sobie wszystkie zgrozy i wszystkie hańby, wszystkie brudy' i wszystkie obłudy, wszystkie łotrostwa udawane za lekarstwa, a wszelką przemoc zdobywaną podłością,-polegajcie sobie dalej, czy jeszcze raz, na materjalnej sile, jeśli ku temu czujecie dość siły. O zaprawdę, juści i z takiej toni, przed którą się wzdry-gacie, wyrwałby Wszechmogący zapadłe człowieczeństwo, nawet dla miłości wybranych skróciłby dni obrzydzenia, ale któżby Was dziś ostrzeżonych, a dotąd mimowiednie i mimowolnie ku temu kroczących, wyratował z wiecznego potępienia sro-moty, gdyby za sprawą Waszą ponowiły się one dni straszliwe, któżby zmył Wam z sumienia strugi łez i krwi napróżno przez ludzkość wylane, bez których dzień Pocieszenia zejść może. O        nie igrajcie z żadnym ogniem bracia, ani rozpuszczajcie żadnej powodzi, bo chmura gniewu Bożego wisi nad Wami wszystkimi. Czuwajcie, bo nie wiecie dnia ani godziny, ani też wiecie, skąd przyjdzie Nawiedzenie! Przygotowujcie więc drogi Pańskie w chwilach choćby wrzekomego spokoju i byle znośnej, lada jakiej pogody, ażeby Was samych, burza nieprzygotowanych nie napadła. Nie odsądzajcie, abyście nie byli odsądzenia gdy przyjdzie zdać liczbę z powierzonych a zaniedbanych darów, — nadewszystko nie 1        Nec miles in arbitrio ducum, sed duces militari violentia trahebantur. Tacit. Hist. III. 49. 2        Quae alii scelera hic remedia vocat... et omnia serviliter pro dominatione. Tacit. Hist. I. 37. 36. 147 wyrządzajcie krzywdy dzieciom Bożym, współbraciom Waszym, a przecież w społeczeństwie dotąd sierotom; — rozwiążcie pęta uciemiężonych narodów, dajcie im żyć własnem a nie cudzem życiem, — a braciom upośledzonym nie odmawiajcie kolejnego dostąpienia tego, czegoście sami pokolei dostępowali, a tak nie skąpiąc nikomu Chrztu Ducha, powołujcie ludy i ludzi do obiecanego i zgotowanego Dziedzictwa. — Nietylko szczęście upośledzonych, ale Wasze własne od tego zawisło, bo ...Nektar żywota Wtenczas jest słodki, gdy z innymi w dziele, Serca niebiańskie nie poi wesele, Kiedy je razem nie wiąże nić złota.1 Owe słodycze życia, których zazdrośnie strzeżecie, same gorzkną i zatruwają się Wam, bądź nudą, bądź troską. Troską, bo lękacie się bezustanku, by Wam ich nie wydarto, czuwacie wprawdzie, ale tylko odpornie, i uzbrajacie się pilnie, bo nie czujecie się bezpiecznymi w ich posiadaniu, póki nie są z „innymi w dziele".2 — Nudą, bo skoro tylko z troski ochła-niacie, wnet do Was wita niesmak przesycenia, bo czujecie się samotni, choć siła Was jest, — i ciasno Wam i duszno w odosobnieniu, czczy Wam się i nudzi w próżności żywota, a przecież ani wyobrażenia nie macie skarbów pociechy, które zgotował Pan dla wiernych swoich. Sam ulubiony Wasz, bo wam powinowaty poeta, uczciwy poganin jako i Wy; słodkiego życia miłośnik, ludzkich słabości skrzętny wytykacz, skrzętniejszy ubarwiacz, napomina Was ze zwykłym sobie wdziękiem, a niezwykłą donośnością, w te słowa: — Quod si Frigida curarum fomenta relinquere posses, Quo te coelestis sapientia duceret, ires.3 1 Mickiewicz, Oda do młodości. . 2 Cóż sprawia, że Francja w obecnej chwili, mimo wszelkich przeciwnych pozorów, najbezpieczniejszą się czuje przed marzeniami komunistów, o zniesieniu własności marzących? To właśnie, iż własność ziemska tak dalece jest rozmnożona i rozpowszechniona, że przeszło 3/4 ludności krajowej ma w tejże własności jakiśkolwiek udział. Słodycze własności ziemskiej są już we Francji w znakomitej dziele, acz w zbytnim podziele, z tej tedy strony wywłaszczających komunistów, żadne jej niebezpieczeństwo nie grozi, bodajby tak było z innych stron. 3 Horat. lib. 1. epist. 3. 10* 148 Lecz Wy, przed którymi zajaśniała w pełnym blasku owa niebiańska mądrość, której zaledwo domyślał się Horacy, Wy uczestnicy Ojcowskiego przysposobienia, wolicie znosić zimne trosk podmuchy, dreszczem przejmujące wyziewy, niżeli się oddać ciepłym miłości popędom i niebieskiej Mądrości natchnieniom, których się sami snać nie domyślacie. — „Albowiem „zatyło serce ludu tego i uszami ciężko słyszeli i oczy swe „zamrużyli, żeby kiedy oczyma nie widzieli i uszyma nie słyszeli, „a sercem nie zrozumieli — i nawrócili się — i uzdrowiłbym je,1 mówi lekarz ludzkości. A zasie dodaje: „Bym był nie przyszedł, a niemówił im, nie „mieliby grzechu, lecz teraz nie mają wymówki z grzechu swego,,.2 Tak jest bracia, gdyby Wam nie objawiono, iż Bóg jest „Ojcem naszym", moglibyście zaiste mieć w nieświadomości wymówkę poniekąd i uniewinnienie, lecz otrzymaliście dobrą nowinę o tem Bożem przysposobieniu, snać nie na to, aby Was do jakiegoś szlachectwa, które nie jest szlachetnością, powołano, — nie na to, aby Wam jednym dostojności przymnożyła, I chełpicie się skwapliwie z tego dostojeństwa, nie pomnąc, że prędzej czy później, obrócić się Wam musi w zagubę; — bo im wyższe wyniesienie, tem okropniejszy upadek, im silniejsze lekarstwo, tem sroższą, przewrotnie użyte, trucizną się staje. — Jakimże czołem staniecie przed Ojcem naszym, tak dalece ubliżywszy braciom? O! stokroć lepiej byłoby dla Was, gdybyście, zrzuciwszy z siebie maszkarę obłudy, zrzekli się dostąpionego Synostwa Bożego i bluźnić Bogu poprzestali. Wtedy uznalibyście się tem, czem jesteście, odszczepieńcami Wiary, w bałwochwalstwo nazad zapadłymi, zatwardziałymi Pogany. I wtedy, nie unikając wszakże zasłużonego sądu, oszczędzilibyście sobie przynajmniej obciążenia codziennem świętokradztwem. „Bo, jeśli nie każdy", jak zapowiedział Zbawiciel, „który woła Panie! „Panie! wejdzie do królestwa niebieskiego, ale który czyni „wolę Ojca mego, który jest w Niebiesiech",3 — cóż dopiero ów, który śmie wołać: Ojcze-nasz! a urąga się Ojcu niebieskiemu, odmawiając dziatkom jego, co im się, jako braciom, 1        Matth XIII 15. 2        Joan. XV. 22. 3        Matth. VII. 21. 149 należy ? Dodaje on do grzechów względem braci grzech wielk przeciw Bogu, grzech przeciw pierwszemu przykazaniu, wzywając imienia Bożego nadaremnie. Choćbyście więc innych przykazań Bożych uczciwie pilnowali, choćbyście osobiście, nietylko nie wydzierali bliźniemu żadnej rzeczy, które jego są, ale owszem, jałmużnę nieraz czynili i dobrych uczynków zwykle nie zaniedbywali, — o czem, że czynicie, nikt nie wątpi, nikt Wam nawet lekce tego nie waży, — to przecież nie dosyć, bo zważcie, co powiedział znowu Mistrz: „W tern jest uwielbion Ojciec „mój, abyście bardzo wiele owocu przynieśli i stali się uczniami moimi".1 A czyż nie wiecie, że ta nauka, której mamy być uczniami, całkiem zawarta w przykazaniu braterskiej miłości, i że zaledwie tamto wyrzekł Nauczyciel, wnet po dwakroć powtarza: „To jest przykazanie moje, abyście się społecznie miłowali, „jakom Was umiłował"2 i znowu: — „To wam przykazuję, „abyście się społecznie miłowali".3 A czyż nie wiecie, że istny owoc Ojcostwa Bożego to właśnie społeczna Wolność, Równość i Braterstwo, tak dla ludzi jak dla ludów, i jeśli Ojciec tern tylko uwielbion być może, abyśmy bardzo wiele owocu przynieśli, toć oczywista, że pojedyncza jałmużna, choćby najszczodrzej rozdawana, że tu lub owdzie dokonany dobry uczynek, acz zawsze wielebny, przecież nie wystarcza, i że gdy przychodzi czas dopełniania Zakonu, kto cokolwiek z niego opuszcza, przestaje być istnym uczniem Mistrza, ...i tak jest jakby nic nie uczynił. Wszak wiadomo Wam, że grosz wdowi więcej zaważył niż wszelkie bogaczów ofiary, właśnie dlatego, że biedna wdowa wiele nie mogła, — bodaj nie uczyniła więcej niż mogła. Ale Wy wielmożni, Wy starsi, Wy władzę piastujący bracia, skoro Ojca naszego wyrzekacie się, zapadając nazad w Pogaństwo, prześcigacie je nawet w poniżeniu, bo tamto ciemni, a wy nauczeni i oświetleni, — dobrze świadomi jak Ojciec chce być uwielbion! 1        Joan. XV. 8. 2        Joan. XV. 12. 3        Joan. XV. 17. 150 A wtedy Ojciec nieprawością Synów a sprawiedliwością własną spowodowany, odezwie się znowu, już nie jako Ojciec, ale jako panujący Pan, przez usta proroka Ezechjela:1 „Dlatego żeście pogaństwo grzechami przewyższyli, które „jest wokoło Was, a w ustawach moich nie chodziliście, i są-„dów moich nie zachowaliście, nawet ani tak jako poganie, „którzy są około Was, sąduście nie uczynili. „Przetoż to mówi Pan Bóg. Oto ja na cię, a ja sam „uczynię w pośrodku Ciebie sądy przed oczyma narodów. „A uczynię w Tobie czegom nie uczynił, i którym rzeczom „podobnych czynić nie będę, dla wszechobrzydliwości Twojej". A niech to Was nie zwodzi, ani w pokusę nie wprawia, że się Bóg ociąga. Bo długo zwykł przeglądać Bóg winnym przez wzgląd na niewinne, aby po żniwie dopiero wywiać kąkol od ziarna. Długo odwodzi za bystre sługi swoje od przedwczesnego wyrwania kąkolu, „aby snać zbierając kąkol, nie „wykorzenili zaraz i pszenicy".2 Bo przekonajcie się raz, bracia wszelakiego obozu, że jak przy każdem krwi upuszczeniu, które mądry lekarz ile podobna odwleka, marnuje się sił żywotnych niepomału, tak też w każdem gwałtownem wyrywaniu więcej się stokroć dobrej marnuje pszenicy, aniżeli złego wytępia kąkolu. Ale co żyje, to rośnie, —co dorasta, to dojrzewa, a żniwo minąć nie może... VI. Zwolennicy „światowego porządku" — a sprawiedliwość Boża. Chcecież-li wiedzieć jaki, ze wszystkich spotkać Was mogących sądów Bożych, jest dla Was najprzychylniejsży, bo najmniej zgubny, owszem w dalszy ratunek najobfitszy? Ten właśnie, przed którym się najsrożej wzdrygacie, którego się najmocniej w tern życiu lękacie, — sąd doraźny jednego z owych zawsze opłakanych kataklizmów społecznych, które Bóg dopuszcza od czasu do czasu, by otworzyć oczy ślepym, skruszyć zakamieniałe i zasię „sprawę skróconą uczynić na ziemi".3 1        Ezechjel. V. 7. 9. 2        Matth. XIII. 29. 3        Rom. IX. 28. 151 Jak ów lekarz, który uznawszy w mądrości swojej, że jest jeszcze nadzieja ratunku, niezwłocznem krwi opuszczeniem, śmiercią groźne zapalenie znosi, i chorego, acz na długo osłabionego, przecież do życia nazad przywoływa, — co właśnie lekarzowi tylko pewnemu siebie, nie zaś byle jakiemu partaczowi wolno, a więc w społecznych chorobach tylko Bogu, a nie ludziom wyrokować przystoi, — tak też Bóg w owe smutne czasy nawiedza Was dopuszczoną przez siebie katastrofą, i zbawia Was w doczesnem życiu, doraźną i doczesną karą zatwardziałości Waszej, aby dalszy ciąg żywota wiecznego, już Was oczyszczonych i zbawionych zastał. Zaprawdę, przystałoby Wam wtedy, za przykładem Mahometa, dzięki złożyć wierzycielom, że w tern życiu, a nie w przyszłem, że dziś, a nie jutro dopomnieli się długu zapłaty. Lecz ilekroć Bóg, w mądrości swojej, ociąga się z do-raźnem ukaraniem, ilekroć Wam skąpi niezwłocznego miłosierdzia przez skrócenie sprawiedliwości, o wtedy gorsze Was czeka, bo snać na gorsze zasłużyliście!... bo sam Bóg zwątpił o doczesnem wyleczeniu. Przecież sami spostrzegliście od dawna, i powtarzacie z upodobaniem, że tylko pomniejsze występki podpadać zwykły pod doraźną sprawiedliwość, wielkie zaś zbrodnie, o pomstę do nieba wołające krzywdy, — jakoby tam nie dosłyszane, — płazem uchodzą. Ileż to razy dowcipnie zauważyliście, że małe łotrzyki zapadają niebawem jak muchy w pajęczynę, — ale wielkie, społeczne, historyczne grzeszniki, ciemięzcy, bezkarnością się cieszą; owszem ślepy los czulej uśmiechać się im zdaje, i wszystko snać im się udaje... A tak: „I pyszne macie za błogosławione, ponieważ się „Ci budują, którzy czynią niezbożność, i którzy kuszą Boga „zachowani bywają".1 O zaślepieni, nie widzicież w tern właśnie wielkiej a niezgłębionej sprawiedliwości Bożej, która miarkuje karę na stopień przewinienia, a której ociąganie się stokroć straszliwsze i zgrozy pełniejsze, niżeli niezwłoczne nawiedzenie! Ilekroć Bóg nie otwiera Wam oczu, lecz owszem dopuszcza, abyście lepiej szaleli, i dopiero na mniej winne potomki Wasze, na przestępstw 1 Malachias III. 15. 152 Waszych dziedzice, zsyła doczesne gniewu swego gromy, to snać dlatego, iż tych ostatnich docześnie uratować pragnie, o Was zaś stanowczo zwątpiwszy, zasłużoną karę, w sprawiedliwości swej, do Wielkiego Jutra odkłada, albowiem dzisiejsza, doraźna, nie odpowiadałaby przewinieniu. Ale Wy może z wielkiego jutra sobie żartujecie! Może mówicie między sobą: „Gdzież jest Bóg sądu?"1 O nieszczęśliwi z nieszczęśliwych! czyżbyście przypadkiem postradali już do szczętu wiarę w przyszłe zadośćuczynienie? Czyżbyście ją utrzymywali jedynie ku poskromieniu biednych, nagich i łaknących? Czyż bez żartu poczytujecie Sąd Boży za Przesąd, który jak przedtem, tak nadal popierać warto, bo dobrze służy, bo zda się? Niestety! są tacy arcynieszcząśliwi między Wami, lecz dzięki Bogu, ani wszyscy, ani nawet wielu. Są nikczemni obłudnicy, którzy mniemają, że im się wiecznie udawać uda, — lecz tak dalece Ród ludzki nie upadł, aby wielu z tych, co w nim rej wiodą, mieli się okazać na końcu oszukanymi oszukańcami, zwodzonymi zwodzicielami. Bo zważcie bracia, co za okropny a nikczemny musi być zawód onego, który życiu wiecznemu urągając w duszy, lecz dla światowej potrzeby potakując mu usty, a tak przez cały ciąg obłudnego życia mniemając, że doskonale zawodzi, wkońcu spostrzega, że się sam zawodzi, bo istną prawdę dla innych wyznawał, a tylko sam siebie najsrożej oszukał! — Zgrzyt jego zębów nawet dla słuchających nie do wytrzymania,... on go przecież przez nowy żywot wytrzymać musi... Do Was to, Wy przemożne niby duchy, którzy straszyliście dotychczas słabsze i potulne, groźnemi tajemnicami przyszłego żywota, sami mniej dbając o nie, lecz zato tern docześniejsze ciągnąc z nich korzyści, — do Was, chełpiących się w duchu, iż się obchodzicie bez bodźca z przyszłego żywota, aby w obecnym prowadzić się porządnie i uczciwie, jak to już umieli poganie, do Was oto przychodzimy, broń w Waszem ręku użytą, na Was samych obrócić. Słabszych natomiast i uciśnionych usiłować będziemy już doczesnemi względami i dowodami, na wiekuistych prawdach i zasadach opartemi 1 Malachias II. 17. 153 przekonać, od złego toru odwieść, a w dobrem utwierdzić,1 i da Bóg, że bez grożenia Bogiem ku drodze bogobojnej, nakłonić ich zdołamy. — Lecz Was owszem, przemożnych, po-zwiemi przed roki tajemnej, a lekceważonej przez Was Przyszłości, zadając sumieniowi Waszemu, z najświętszem jakie być może zaklęciem, uroczyste pytanie, azali się nie czujecie swobodnymi od wszelkiej troski około życia przyszłego?... azali pewni i bezpieczni jesteście, że nic zgoła, bądź dobrego, bądź złego, człowieka po śmierci nie czeka?... Jeśli choć mimowolnem zadrgnieniem odpowiecie na to zagadnienie, dzięki wzniesiemy do Boga, bo tak silna ogarnie nas pociecha, jak silna jest Wiara, z jaką Wam pytanie stawiamy, — bo to świadectwo sumienia Waszego, będzie nam dowodem, że nie odwrócił się jeszcze od Was Ojciec nasz, który jest w Niebiesiech, że Was jeszcze za straconych synów nie poczytał, że was jeszcze na „bezdenną zagubę" nie skazał.2 Lecz, jeśliście przeciwnie, tak dalece zatwardziali, by sądzić, iż innej odpowiedzialności niemasz nad doczesną, widomą, której kto uniknie, już zgoła wszystkiego uniknął, — jeśliście dość ślepi, by nie widzieć, iż „sprawiedliwa jest rzecz „u Boga, aby oddał uciśnienie tym, którzy uciskają"3 — o wtedy żal i litość nasza nad Wami nie miałaby granic, chyba jedną może... ostatnią, której się w Miłości ku Wam czepiamy, — niewiarę naszą, w Waszą niewiarę! Bo czyż podobna przypuścić, abyście Wy, zwolennicy światowego Porządku, skorzy do oddawania pod sąd ludzki wszelkich przestępstw i każdego występnika, i przekonani o niezbędności sądu doczesnego dla utrzymania światowego porządku, zdołali na chwilę pomyśleć o Porządku Wszechświatowym bez Sądu Bożego? Jakto? za lada przewinienie wołacie o zadośćuczynienie prawu doczesnemu, i w tern jednem upatrujecie rękojmię i spójnię społeczeństwa, a mielibyście o prawie wiecznem, o jego działalności i ostatecznej sankcji, o jego niezbędności i nieuchronności powątpiewać? — Mieliż-byście się tak dalece w rachubach Waszych zagmatwać, abyście się za biednym pierwiastkiem uganiali, opuszczając jego nie 1 Patrz następujące rozdziały. 2 Rotomless perdition! Milton. 3 II Thessal, I. 6. 154 skończone spotęgowanie, aby Wam b doczesną „różniczkę" chodziło, a wieczny jej „integrał" z przed oczu uchodził? Nie, — choćbyście sami gwałcili rozum, by taką „głupotę" w siebie wmówić, my Was za nadto rozumnych mamy, aby przypuścić, iż Wam się to kiedykolwiek uda! Bo jeśli już „głupi rzekł w sercu swojem: niemasz Boga"!1 — jakże dalece głupi, a nad wszelki wyraz nieszczęśliwy ów, któryby w sza-lonem zadufaniu rzekł lub pomyślał: „Dajmy na to, że jest „Bóg, taki lub owaki, to przecież niema i niepotrzeba sądu Bożego". Do tego sądu więc, któremu, choćbyście śmieli usty, nie potraficie nigdy ani sercem, ani myślą zaprzeczyć, do tego sądu, przed którym niemasz ani zaoczności, ani przedawnienia, powołujemy Was, jako i sami przed nim stanąć chcemy, zapisujemy się. Do Bożego, — nie ludzkiego, bo nawet dziejowy Sąd, acz zwykł być objawem Bożego, a w ostatecznych wypadkach przypadnie ściśle do niego, przecież, jako ludzki, bywa w swych drogach omylny, często niewczesny w porze, chybny w właściwym środku, przenośny lub niedonośny w celu. Boży zaś niezawodnie niezawodny, a w czasie, przestrzeni i ruchu przedziwnie umiarkowany. Na ten sąd ostateczny pozywając Was, zapisujemy się nań sami, całem ciałem i duszą i całym duchem naszym, bo kto dziś do Braci przemawia, kto dziś dla Braci lub na Braci działać się odważa, ten im musi dać zapis na duchu swym, jako zakład czystości celów, jako rękojmię miłości swej. Bo „większej nad tę miłości, żaden nie ma, aby kto duszę swą położył za przyjacioły swoje".2 Niegdyś doczesne a śmiertelne pojedynki mianowano sądami Bożymi; dziś sąd Boży, wiekuisty, okazuje się wielkim pojedynkiem Nieśmiertelności, do którego staniemy wszyscy, wielcy czy mali, potężni czy krewcy, ciemięzcy czy uciemiężeni, zbrojni w chęci, w myśli, w dokonane czyny nasze. W tym wiekuistym pojedynku, już nie żaden traf ani zręczność grotami włada, jedno sprawiedliwość Pana i miłosierdzie Ojca naszego. — Sprawiedliwość i miłosierdzie wespół z sobą spojone i skojarzone, a więc wzajemnie potęgujące 1 Psalm XIV. 1. 2 Joan XV. 13. 155 się,1 które mnożąc winę przez kary godność, a zasługę przez błogosławieństwo, dorzucają krzywdy krzywdzicielowi, a zacności cnocie, — i otwierają przed nami wstępną skalę z chwały w chwałę, oraz zstępną z potępienia w potępienie!... O Bracia! ostatnie słowo, na Miłość Boską i Waszą, — wzdychając do Ojca Waszego, pamiętajcie o cierpiącej i wzdychającej braci! Już nietylko na miłość pokoju i zgody, ale na zbawienie Wasze, zaklinamy Was, póki macie Czas i moc, — nie dopuszczajcie do ostateczności, lecz zbawiajcie ludzi i ludy drogą pokoju i zgody. VII. „Mądrość ciała i mądrość ducha". Jako owi „szczęśliwi tego wieku", którzy w tern tu życiu odbierają nagrodę za lada dobre uczynki, jakie im się spełnić zdarza, bo przeważające ich występki lub zbrodnie wymagają obfitszego w przyszłym żywocie ukarania, tak znowu owi „mniej szczęśliwi" doraźną ponoszą karę za sprawioną rozterkę, by oczyszczeni w odrodzeniu żyć. Grzeszniki i ciemięzcy i cierpiący prześladowanie, — tamci odbierają dobra swoje za żywota obecnego, by potem męki cierpieć, gdy owszem męczone przez nie Łazarze, pociechy zażyją (patrz Luc. XVI. 25), tych zaś spotyka złe doczesne, aby światłość wiekuista, tak w własnym błogim żywocie, jako też w sławnej u swoich pamięci bez zaćmienia świecić im mogła. Był człowiek, który wielkie rzeczy na świecie wykonał. Nie dokonał-ci on dzieła niniejszego świata, lecz niepomału przygotował jego dokonanie, poniekąd jak stary Cezar niepomału usposobił stary świat, ku nadchodzącemu odrodzeniu. Rozpadające się już społeczeństwo na nowo skupił i podparł, niewczesne zapędy poskromił,. a zarazem nowe zarody, — których już sam był przygotowanym wyobrazicielem, legjonami swemi po dalekich polach rozsiał, i w różnorodne ludy zaszczepił. — Choć dokonał wiela, mógłci on więcej stokroć dokonać, bo mu wiele danem było, czem zadufany pogardził, — mógł nawet mniejszym zachodem i kosztem, z wielką oszczędnością łez i krwi, gdyby był, przepomniawszy o sobie, baczył O tem dokładniej przy V tej Prośbie. 156 » raczej na cierpliwy a wzdychający pod cierpieniami lud, oraz , na mordowane, a rzucające mu się w objęcia, pod nadzieją, ludy. Pogardził niejednem wielebnem, a zaślepił się niejednem nikczemnem. Wszakżeż i za to co uczynił, wielkim pozostanie. — Lecz byłżeżby wstąpił do grobu tak wyolbrzymionym duchem, gdyby nie potężna ekspiacja, której za popełnione w ciągu żywota złe, a opuszczone dobro, przed grobem dokonał? Byłżeżby nawet w oczach potomności tak światłą zajaśniał chwałą, gdyby tu, za życia, nie odbył długoletniego czyśćca, cierpiąc Prometeuszowskie męki, przykuty do zwrotnikowej skały, z rozdzieraną przez sępy wątrobą! O! stokroć szczęśliwy, że nie dokończył żywota świetnym i górującym na tronie, że owszem strąconemu z tak wysoka, dany był czas do odbycia rachunku sumienia, do zapisywania w przekazanym nam Testamencie miary i wagi tego co uczynił, i czego nie uczynił! Spowiedź i pokuta Święto-Heleńska, snać w ludzkich dziejach największa, (bo ta, która się między Oliwnym ogrójcem a Golgotą odbyła, wżdy ponad ludzkie sięga, a przeobfita jej zasługa nieskończenie udzielna, i zgoła na ród ludzki prze-lewna) — jak dla nas niewyczerpany. skarbiec nauk i rozpamiętywania, tak dla ducha jego nader obfite zadośćuczynienie stanowi. — Bogu samemu wiadomo, czyli dla wiekuistego zbawienia dostateczne, w każdym razie to pewna, że mu w Odrodzeniu wysoce policzone; dla chwały doczesnego żywota niezbędne, a pod pewnym względem dla nas wszystkich nawet nie bezkorzystne. — Są inni, którym do kresu życia los sprzyjał, i lepiej się dzieje na świecie, lecz którzy kiedyś ze zgrzytaniem zębów zawołają: „Biada nam, iż się kara nasza odwlekła, żeśmy „odebrali wszystkie dobra nasze za przeszłego żywota, a za „spełnione złe za życia na podobny czyściec nie zasłużyli". Nie czyńmy nigdy złego, aby powstało dobre, jak nas wyraźnie przestrzega Paweł Śty, dodając, iż mowa taka istne bluźnierstwo, a uczynek potępienia godzien.1 Toć to właśnie wyrzucacie jezuickim duchom, (słusznie, gdy w danym razie trafia, niesłusznie, gdy Wam się to tylko widzi), jakoby ich 1 Rom. III. 8. 157 moralność zasadzała się na uświęcaniu wszetecznych środków przez wielebne cele, — nie wpadajcież więc sami w tę sprzeczność, którą częstokroć w przewidzeniu wytykacie, a którą potępiać umiecie u innych, hołdując jej u siebie. „Bo mądrość ciała jest śmierć, a mądrość ducha żywot „i pokój".1 Do świętego celu, święta musi być droga, inaczej co krok potykać się będziecie o kamień obrazy, inaczej powstają zgorszenia, z których łasce Ojca naszego wolno i snadno bywa wyprowadzać polepszenia, boć „prawda Boża nawet „przez kłamstwa nasze obfituje ku chwale jego",2 ale zawszę z biedą dla świata i wstydną karą dla gorszycieli. O        jakże okropnie zawstydza nas Bóg, ilekroć z samych występków wyprowadza postępy, ilekroć zdrożnościami naszemi drogę ducha swego wytyka, a z przeczności naszych utwierdzenie buduje, dowodząc nam na oczy, do jakich do stojności doprowadzilibyśmy ludzkość, gdybyśmy „nie byli „przeczni, nie uciekali się do niesprawiedliwości, gniewu i za„palczywości, ale przestawali na prawdzie",3 drogę cnoty, ową drogę prawych sił zawsze wybierali. — Nie marnotrawilibyśmy wtedy ani czasu ani środków, słowem wszech darów Bożych ku zbawieniu, a tern samem nie marnielibyśmy sami, lecz owszem, jako dobrzy gospodarze, mnożylibyśmy zasoby i po mnażali się sami w błogosławieństwie. Już dawno rzekł Pan przez usta psalmisty: „Dam Ci „rozum i nauczę Cię drogi po której chodzić masz, — dam „Ci radę... — Nie bądźcież jako wół, albo jako muł, którzy „rozumu nie mają, których gębę uzdą i wędzidłem kiełznać „musisz, aby się na Ciebie nie porwały".4 Po tylu dziejowych doświadczeniach, jakżeście dotąd nie doszli do przeświadczenia, iż wskutek każdego porywania zaciąga się uzda i mocniej dociska kiełznające wędzidło, a owszem popuszcza się i opada przy zgodzie i łagodzie. Łączność wyśmiewacie, zwąc ją niedołęstwem, a ufność wyszydzacie, zwąc ją dobrodusznem oszukiwaniem się, a przecież powiadamy wam: Błogosławieni pokój czyniący! 1 Rom. VIII. 6. 2 Rom. III. 7. 3 Rom. II. 8. 4 Ps. XXXII. 8. 9 158 Wiążcie się w Ligi dobra pospolitego, rozkrzewiajcie stowarzyszenia wzajemnej pomocy i braterskie agapy, — i oczekujcie powszechnego wylania Ducha Ś-go na wszelkie Ciało (Joel), którego to zesłanie Ducha Ś-go na Apostoły było dopiero zadatkiem i zapowiedzią. Wołacie, iż jednostronnie uczynić tego niepodobna, że gdyby Wam dano przykład ulgi w ucisku i pociechy w utrapieniu, chętniebyście pofolgowali i serdecznie zaufali, lecz że gwałt gwałtu woła, nacisk i ucisk, odpór i upór sprowadza i t. d. Ale któż ma pierwszy dać przykład, jeśli nie każdy? — Póki Ty się oglądasz, tamten się waha, póki Ty powątpiewasz, tamten nietylko wątpi, ale wprost przeczy. Miasto żądania przykładu, — daj go. — Ty pierwszy lepszy, — i ty także. — Błogosławieni, którzy zaufają w zaufanie! Oto macie do podźwignięcia grzęznące brzemię wieków, któremu żaden z Was sam przez się nie sprosta, ale jąwszy się wraz wydźwigniecie je. Czyż czekacie na komendę? Ta wam dawno dana, ale nie uważacie. Cokolwiek uwagi a odwaga się znajdzie, cokolwiek dobrej woli! a siły Wam nie zabraknie... a oto patrzcie... rusza się i daleko pójdzie, byleście tylko chcieli. A Wszechmocny podpomoże! Jeśli się nie imiecie, brzemię coraz dalej grążyć będzie, a pełznąć wszelka nadzieja. Lecz gdy spólną przyłożycie rękę, zdumiejecie się nad łatwością dzieła, bo do siły Waszej, wzajem przez się pomnożonej, przystąpi jeszcze jej wyższa potęga, przystąpi łaska Boża, — owa łaska już nie daremna, ale zasłużona, już nie wyczekiwana, lecz uczynkiem sprowadzona, już nie tylko z dobrej wiary poczęta, ale też dobrą wolą rozwinięta; — a wtedy dokonawszy, co niedawno zdawało się niepodobieństwem, zawołacie: Chwała Bogu na wysokościach, a pokój na ziemi ludziom dobrej woli! VIII. „Potrzeba prawdy bez niegodziwości". — Duch stronniczy. A teraz Wy nawzajem, którzy wołacie w niebogłosy Wolność, Równość i Braterstwo, pomnijcie na Ojca naszego, który jest w Niebiesiech; — i zważcie, iż ilekroć wywieszacie to 159 godło, ślubujecie tak ku niemu jako też między sobą, Miłość nieskończoną. A jeżeli wymawiając te słowa, nie macie Ojca naszego na sercu i myśli, a czynem go nie wielbicie, zarówno jako tamci bluźnicie. Bo oto jak tamci, ilekroć modlą się do Boga, Ojca Naszego, który jest w Niebiesiech, kłamią jemu i sobie, ilekroć nie pomną, że w tern wołaniu tkwi już ślub Wolności, Równości i Braterstwa, — tak nawzajem i Wasze wykrzyki w obłudę i świętokradztwo zachodzą, ilekroć się kusicie o coś, co bez Ojcostwa Bożego byłoby nonsensem. Jeśliśmy się tamtych pytali, jakim prawem przyznają się do Synostwa Bożego, skoro Braterstwa ludzi nie uznają, tak i Was pytamy, skądże Braterstwo Wasze, jeśli nie przez wspólne nam wszystkim Synostwo Boże. Jak jedno tak drugie bez swego dopełnienia i sprawdzenia obejść się nie może, bo jak przyczyna nie byłaby przyczyną, gdyby skutku nie miała, tak i skutek nie byłby skutkiem, gdyby przyczyny nie posiadał. Oczywista, iż tu znowu jedno bez drugiego obejść się nie może. Jak więc ów „pierworodny między wielą braci",1 ów „Syn miły, w którym się Bogu upodobało",2 aby nas tenże do powszechnego Braterstwa powołał, rzekł fałszywym a kuszącym go braciom: „Ani mnie znacie ani Ojca mego. Byście „mię znali, snaćbyście i Ojca mego znali"3 — tak też dzisiaj odpowiadamy bezbożnym głosicielom Braterstwa: Wrzekome Braterstwo Wasze, ilekroć z Synostwa Bożego wyzute, a z Ojcostwa Bożego nie wysnute. By Wam o prawdziwe chodziło, snaćbyście o Ojcu naszym nie przepomnieli. Inaczej jest to marne słowo, jak wszelkiej przyczyny tak też wszelkiego skutku pozbawione. A nietylko Braterstwo, ale też Równość i Wolność są istnym wypływem Ojcostwa Bożego. Bo na czemżeż oprzesz Równość między nami, jeśli nie na spółprzysposobieniu, a więc spółpowo-łaniu i spółuprawnieniu. Juści nie na bezwzględnej istocie człowieka, boć niemasz bezwzględnej istoty, bez względnych objawów, i spełnia tychże objawów stanowi właśnie samą istotę. Spojrzawszy na jakikolwiek objaw tej istoty, bądź na fizyczne, bądź na moralne, bądź na społeczne jej przypadłości, 1. Rom VIII. 29. 2 Marc. I. 11. 3 Joan VIII. 19. 160 spostrzeżesż same różnice, a więc istną między ludźmi pod każdym względem nierówność. 1 na tych to naturalnych różnicach starożytność całą nierówność stanów zakładała, i obrzydły gmach niewoli budowała, jednych do panowania, drugich do służby przeznaczając. Idziecie w zapasy z Kserksesem, który z religijnych powodów burzył świątynie Greckie, bo Magowie Perscy uczyli, iż świątynią Bożą świat cały, a stąd wnioskowali, iż wszelkie zawarcie bóstwa w bóżnicach jest bezbożnością, i samo istnienie świątyń świętokradztwem, albo może o chwały Kalifa Omara współubiegać się chcecie, o którym wieść niesie, że spalił księgozbiór Aleksandryjski w ślepem przekonaniu, że Koran wszelką mądrość zawiera, że więc istnienie samo innych Ksiąg obok Koranu ujmę jemu, a przez to mądrości samej przynosi.1 Nareszcie najwrzekomsza i najsromotniejsza Wolność, ilekroć z Boga nie poczęta i Bogiem nie przejęta, ilekroć w religijne związki i obowiązki nie wpleciona,2 bo wtedy prze-dzierzga się w istną swawolę, a więc wszelkiej swobody zatratę i społecznego życia rozprzężenie. — Dość wspomnieć na ohydne chwile samowładnej anarchji, podczas których w imię Wolności,— tak świętego nadużywając imienia, — więziono, mordowano, katowano, i ucisk jakiego wieki nie znały po wszystkich członkach społeczeństwa rozprowadzano. Sam despotyzm ślepej przemocy, acz wieki przetrwał i co do ilości więcej krwi i łez wycisnął, nie dał się tyle prawdziwej swobodzie we znaki, ile owe Sa-turnalja, ów Terroryzm Wolności, — bo póki panował pierwotny Despotyzm, póty nie domyślana jeszcze swoboda drzemała w tajnikach przyszłości, i tylko Bogu wiadoma była nikczemność, a więc i znikomość Przemocy, — gdy tymczasem pod Terroryzmem Wolności, czujny i świadomy duch swawoli, samej Wolności przedrzeźniał, i wyradzał z uciążliwych stanów najcięższy, obarczenia w chwili odetchnienia, a z obrzydliwych stanów najobrzydliwszy, stan pijaństwa* na trzeźwo. 1        Słów tych niema w rękopisie. (Przyp. wyd). 2        Owa sławna „Deklaracja Praw człowieka", jest tylko połowiczną i dla tego Abstrakcją. Oświadcza Prawa a przemilcza Obowiązki. A przecież nie ma Prawa bez Obowiązku, równie jak Obowiązku bez prawa. Z obojga do piero powstaje ów Związek jedności, który jest celem wszelkiego społeczeń stwa. — Patrz Arystoteles Polityka ks. II. 2. 161 Jeśli Wam przeto idzie o prawdziwą Wolność, o Wolność ludzi i ludów, narodów i świata, a nie o swawolę żadną, która jest tamtej odwrotem i przewrotem, — bo uporna i odporna, rozprzężna i rozpustna, gwałt zadająca i siebie sama gwałcąca, gdy tamta owszem ładu i składu pełna, w pokój i radość obfituje, — zaprawdę o nic innego iść Wam nie może, jedno o Wolę Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, i pragnie dobra naszego, jako w Niebie tak i na ziemi. Sam Bóg dobra tego dla nas pragnie i domaga się go po nas samych, i k'niemu nam pomaga, a przecież go nigdy, przenigdy nam nie narzuca, i słusznie, albowiem samo narzucenie byłoby jego pozbawieniem, będąc ujmą Wolności, bez której prawdziwego dobra niemasz, ani być nie może. — Widzicie więc, że ilekroć usiłujecie gwałtem i przemocą, a więc nie po Bożemu, narzucić nam wolność, choćbyście ją marzeniami Waszemi w złote malowidła oblekli, to ją przecież z jej istoty obieracie, — a więc marzycie myślą marność, czynem istotne dobro marnujecie. A chcąc być wszechmoc-niejszymi od Wszechmogącego (a więc samych siebie potępi-cielami), stajecie się sami przeciwnikami Bożymi. A darmobyście wołali, że „cel uświęca środki, — to tylko „przechodni, mijający środek". Jeśli rzeczywiście ów środek jest tak dalece przemijający, że sam cel przemija lub omija z tym celem się mija, — jeśli niewłaściwość samego środka znosi zgoła sam cel, toć oczywista, że i środka nie uświęcacie i sam cel potępiacie. Lecz niedość na tych znamionach snadno w oczy wpadających, bo jaskrawych; — wstąpcie do tajemniejszych kryjówek własnego serca i zbadajcie najostatniejsze jego pobudki, by się przekonać, „czyjego ducha jesteście", lub czy Wam nie grozi niebezpieczeństwo, skąd wcale żadnego nie domyślacie się. — Zaiste czcigodna jest ta ambicja, która szlachetnemi środki do szlachetnych dąży celów, która jest pobudką chwały, a cnoty sprężyną. Uwielbia ją ziemia i radują się jej wespół niebiosa, bo wszelki duch nie na to jest duchem, by gnuśniał i gnił, lecz na to, by żywot wzmagał i z chwały w chwałę postępował. — Lecz tu zbadajcie pilnie siebie. Jeżeli w jakim zakątku szczerze skruszonego serca odkryjecie jakiśkolwiek ślad samolubstwa lub zawistnej żółci, 11 162 jeżeli nawet w najszlachetniejszej chęci służenia Ojczyźnie i Ojcu naszemu, spostrzeżecie, że ambitus Wasz nie jest wszelkiej pychy wolen, lecz, że Wam tyle, albo więcej o to idzie, aby przez Was dobro się stało, jak o to, aby się stało, — o bracia czujcie! już nie dobrze z Wami; — jużci czyha na Was duch złego, który niepozorną pochyłością z otchłani w otchłań Was wciąga! Bo wiedzcie, że Pycha jest wszelkiego Poświęcenia przecznicą, w jej wrzekomych rozkosznych objęciach, tkwi już zapłata, choćby największej przez nią wzbudzonej zasługi, — tern bardziej, że ta zasługa, ilekroć z pychy poczęta, nigdy na prawdę wielką być nie może, że sama niebawem się skarci zradzając Próżność, która nadawszy ją na chwilę, pozorną wielkość jej nadała. I nie dość na tern, — jeśli nie rozmógłszy się nawet w pychę, choć odrobina wiotkomyślnej próżności Wami miota, tam gdzie o święte idzie sprawy, wiedzcie o Bracia, że tenże sam Duch zatracenia już Was pajęczynami swemi usidla, aby niebawem w twardsze skuć okowy. — Bo sama Próżność, owa wierzchnia piana samolubnego mętu, wygląda zrazu na coś arcyniewinnego, i tłumacząc się poniekąd nieważkością swoją, wyprasza się nawet przed najchwalebniejszemi duchami, które nie baczą, że kędy-kolwiek wznosi się pianka, tam już męty muszą być u spodu. — A rozmagając się wkrótce doznawanem folgowaniem, wiotka ta istota pociągnie za sobą cały szereg samolubnych chuci, przygłuszy lub zobojętni wszelkie wyższe popędy, a gdy te umilkną, doprowadzi Cię stokroć, do najbezwstydniejszego zepsucia. Iluż to prawdziwie powołany cl) i usposobionych, iluż to ludzi opatrzego przeznaczenia, poślizgnęło sobie nogę, po tej zdradnej piance! A którzy nie zapadli aż na dno kałuży, to przecież bądź już osiągnięte zasługą stanowisko, bądź chryzmę swoją w upadku postradali, a tak gubiąc siebie samych, pozbawili lud swój albo ludzkość namaszczonych wodzów, i dowiedli bądź da-wnemi, bądź świeżemi przykłady, że jak samolubstwo jest pierwszym samobójstwa zawiązkiem, tak znowu Samochwalstwo jest ostatnią Bałwochwalstwa odnogą.1 1 Dlaczego jeden z najcelniejszych mężów, którymi ród ludzki poszczycić się może, jużto dla wzniosłości uczuć, jużto dla doniosłości myśli, 163 Nietylko więc przez miłość pierworodnego Brata naszego, którego przykład w każdem dziele Zbawienia, bądź na większą, bądź na mniejszą skalę przewodniczyć nam winiem, a który nas wyraźnie nauczył, iż chcącemu iść za nim potrzeba naprzód zaprzeć siebie, zaiste nie na to, aby się gubił, lecz na to, aby się lepiej odnalazł1 — nietylko więc przez miłość braci, ale nawet przez ową wyższą, a tern samem cną i mądrą miłość własną, która już nie w sprzeczni, lecz w jedni z miłością bratnią zostaje, pomnijmy, iż ktokolwiek owe zdolności i siły, któremi dla dobra społecznego obdarzył go Ojciec nasz niebieski, obraca li na szukanie swego, bądź pożytku, bądź chwały, ten w końcu sam się oszukuje, ten przez to samo najmocniej się naraża i na chybienie celu, i na zadatkowanych środków marne postradanie. — Gdziekolwiek spostrzeżecie pałającą zemstę, lub tlejącą się nienawiść, miasto gorejącej miłości, a nieskończonego miłosierdzia, tam się omylić nie możecie, to podziemne, nie zaś niebiańskie natchnienie; — bo dobra wola zawdy skorą jest do ratunku i poświęcenia, ale nie do zguby lub potępiania. Ona nie pobłaża z góry, owszem surowo przestrzega, ale tern snadniej przebacza, nie jątrzy żadnej rany, ale ją owszem goi, a gdy sama zbawczą zada, wnet ją opatruje. Gdziekolwiek napotkacie haniebne lub niegodziwe środki, tłumaczone godziwością lub świętością celu, tam się także ani na chwilę nie wahajcie, tam dobrej myśli być nie może; — bo dobra myśl, dobrych sposobów szuka, i takie zawsze znajduje, — wszelkie zaś złe natchnienia nie pochodzą od Tego, „który jest Prawdą bez niegodziwości",2 ale są to raczej sprośne wyziewy onego ducha ciemnoty i fałszu, który podżegał stosy „świętej" Inkwizycji, zanim jął się machać ostrzem „świętej" jużto dla dzielności czynów, mąż, który zasłużył na błogosławiony przydomek Ojca Ojczyzny, a któremu sam Juvenalis tak skory do nagany, a trudny do uwielbienia, ów przydomek szczytnie zaświadcza: „Roma patrem patriae Ciceronem libera dixit" przecież u potomnych mniejszego doznaje uwielbienia, niżby mu się rzeczywiście należało? Bodaj czy nie dla sowitego samochwalstwa, samej chwały wiekuistego hamulca. — Przykład ku rozpamiętywaniu dla Cyceroników nowoczesnych. 1 Luc. IX. 23. 24. - Deuteron. XXXII. 3, 4. 11* 164 gilotyny, który kierował rzezią Ś-go Bartłomieja, zanim wywołał hajdamactwa Galicyjskie, który nareszcie ogłupiał narody, bądź duchownym, bądź świeckim Jezuityzmem, za nim począł rozbestwiać ludy, bądź demagogicznym, bądź biurokratycznym Radykalizmem! Gdziekolwiek dostrzeżecie jakiejkolwiek zmazy, choćby śladu przylgniętego brudu lub skalania, tam bądźcie pewni, że dobra wiara tak długo zamieszkać nie może, dopóki uroczyste, a pokutne nie nastąpi oczyszczenie. Nim to nastąpi, odpychajcie podawany puhar, choćby się zdawał pełen najwonniejszego napoju, i „nie upijajcie się winem, w którem jest nieczystota",1 — bo Was nietylko chwilowo zmysłów pozbawi, ale zatruje, a podający zaiste nie jest Ofiarnikiem Bożym. Wszakże już pod Starym Zakonem, ze szczeroczy-stego tylko naczynia przyjmował Pan ofiary, wszakże już nawet na pogańskiej świątyni Delfickiej obwieszczał napis, iż żadna sprosność wstępu do niej mieć nie może, tern bardziej więc od chwili, gdy Ojciec Nasz zaopatrzył ludzi dobrej wiary w tak potężne, a nieochybne środki oczyszczenia wszelkiej zmazy i przetopienia zardzewiałego kruszcu. Gdziekolwiek nareszcie odbije się o nasze uszy brzęk cymbałów brzmiących, gdzie usłyszycie podłe pochlebstwa szafowane jakkolwiek się zdarzy, bądź despocie, bądź ludowi, owe frazesa tern próżniejsze, im wrzaskliwsze; miasto treściwej, a sumiennej prawdy, która zawsze i wszędzie w oczy kole, — tam bądźcie pewni, że ani śladu dobrej wiary, dobrej myśli lub dobrej woli niemasz, bo tak zwykł przemawiać ów duch znikczemniały, „brzuchowi swemu służący",2 i czołgający się na tej podstawie od chwili, gdy po raz pierwszy jął się podłego rzemiosła pochlebnej pokusy. Widzieliście go niedawno płaszczącego się przed wczorajszemi tyrany, spostrzegliście go później „rozdymającego rozruchy i pogorszenia"3 i snać ujrzycie go znowu pełzającym u stóp jutrzejszego dyktatora: „Gdy fala, wzdęta wyziewami chuci, Na ląd zachwiany pogromcę wyrzuci". 1        Ephes. V. 18. 2        Rom. XVI, 18. 3        Rom. XVI. 17. 165 Wszystkim, co Was w taki lub owaki sposób kuszą, co niepomni na naukę Zbawcy, ani na doświadczenie wieków, . kłamstwo udają za prawdę, fanatyzm za dobrą wiarę, mężo-bójstwo za męstwo, pomstę za sprawiedliwość, chuć za dobrą wolę, odpowiedzcie z Chrystusem. „Wy z ojca djabła jesteście, a pożądliwości Ojca Waszego czynić chcecie. On był „męźobójcą od początku i w prawdzie się nie ostał, bo w nim „nie masz prawdy. — Gdy mówi kłamstwo z własnego mówi, „iż jest Kłamcą i Ojcem jego".1 Ale nas Ojciec nasz, który jest w Niebiesiech, uczy, iż nie ta droga, jedno właśnie wręcz przeciwna droga Miłości i Prawdy wiedzie bez chyby do Wolności, do Równości, do Braterstwa. On nas uczy, że „Miłość cierpliwa i dobrowolna „jest, że Miłość nie zajrzy, złości nie wyrządza (nie jest roz-„pustna), nie nadyma się, nie szuka swego, nie rwie się do „gniewu, nie myśli złego, nie raduje się z nieprawości, ale się „weseli z prawdy".2 — A taką to miłość wszędzie i wszystkim od początku do końca objawiwszy, i Apostołom swoim po świecie opowiadać zaleciwszy, rzekł Jezus do tych co weń uwierzyli: „Jeśli trwać będziecie przy mowie mojej, prawdziwie uczniami moimi będziecie. I poznacie prawdą, a prawda Was „oswobodzi".3 Pomnijcie bracia, tylko prawda Was oswobodzi, a nie żadna obłuda ani żaden kłam... Im dłużej hołdować im będziecie w nadziei ukrócenia drogi, tem dłużej błąkać się będziecie po manowcach niedoli. A jeśli przed samolubstwem lub samochwalstwem oso-bistem, choćby w najpozorniejszą postać przybranem, wystrzegać się pilnie macie, cóż dopiero przed zbiorowem, — przed zawistnym duchem stronnictwa, który hołduje piekielnej zasadzie: divide et impera, rozsiewa wzajemne nieporozumienia, i rozdmuchuje choćby niepoczesne zrazu zatargi, a tem skwapliwiej dba o nieugiątość zasad, aby tem twardszym po nich stępem wspinać się ku samolubnym szczytom i zaszczytom. Przed tym kusicielem, który tu się łasi, ówdzie jadem tryska, o bracia, miejcie się na baczności, bo to „wielki Mistrz w sztuce 1        Joan. VIII. 44. 2        I. Cor. XIII. 4. 6. 3        Joan. VIII. 31. 32. 166 potwarzy, nawet „gdy chwali jużci osksrża",1 a coż dopiero, gdy rozmogłszy się w sobie, spostrzega, iż może lżyć i przeklinać, gwałcąc słabsze na duchu, a rozjątrzając silniejsze. Gdyby nie zaraźliwe stronniczego ducha tchnienie, mro-żące wszelkie kwiecie owocowania bliskie, a trujące wszelki strączek w ziarno już brzemienny, jakżeż często dzielilibyśmy pospołu upragnionym owocem i ziarnem, bo w zbożny czas starczy zaiste dla wszystkich; naonczas kto już ma, dostaje więcej, a kto nie ma, tern łatwiej otrzymuje czego mu nie dostaje. Lecz duch zwodu i rozwodu zajrzy takiego urodzaju, — sam jeden żleby na tern wyszedł, — niedziw przeto, jeśli Kapłani jego, ani zdolni, ani warci otrzymania własną zasługą i pracą większego w plonach udziału, na sztuczną liczą drożyznę i takową wywołują, aby wyjść na swoje. Ci monopoliści ducha publicznego dowcipnie spekulują. Wiedzą, że w każdym czasie i każdym kraju u gawiedzi nic bardziej nie popłaca, jak wszelka przesada, bo im jaskrawsza jaka barwa, tern snadniej z daleka widzialna. Przesadzając więc wszelką prawdę, nie pytają się, czy przez to samej prawdy w istne kłamstwo nie przesadzą, — czego już starożytni strzec się umieli, wiedząc, że summum jus summa in-juria, — lecz co im to szkodzi, oni bezpieczni, że ich samych już nikt w przesadzie nie przesadzi. Co się stanie z ich zasadami, skoro do ostateczności dotrą, czy się wtedy wedle praw logicznych i przyrodzonych w odwrotnicę nie przelegną, mniejsza o to, byle tylko oni, za ich pomocą, do pierwszeństwa dotarli. Nie przypuszczając ani rozumu, ani uczciwości, ani zgoła szlachetnego popędu u tych wszystkich, którzy się na nich bezwględnie nie piszą, sprawiają oczywiście, iż przeciwna strona wzajemną odpłaca się bezwzględnością, krzykaczy od potakiwaczy nie odróżniając, uwiedzionych z uwodzącymi mieszając. A że ani tu, ani ówdzie, na podobnych monopolistach nie braknie, przeto z obu stron uczciwi, na siebie podszczuwani, lżą się o nieuczciwość, i z obu stron umiarkowani ani miarkują, jak dalece są poza wszelką miarę porywani, jak dalece służą za ślepe narzędzie tym, którzy Tasso Gerusalemme liberata II. 167 tylko swego szukając, wzajemnie jednych przez drugich oszukują. O Bracia! na miłość Ojca naszego i Waszą własną, — bo i ta z tamtą przypadają zawsze do siebie, — zawstydźcie też tych szczujących Was na siebie bezwstydników, zdepczcie tę hydrę publiczną, która gubiła i gubi Narody, jak Pycha gubiła od wieków i dotąd gubi człowieka! Przestańce się nawzajem posądzać i szkalować, przestańcie w każdym innomy-ślącym wroga upatrywać, spostrzeżcież się owszem, iż większych wrogów nie macie nad tych, którzy Wam bezustannie wrogów wyszpiegowują i wytykają;1 zawierzcie w wzajemną dobrą wiarę, podajcie sobie bratnie dłonie z namiotu do namiotu i z obozu do obozu, i bądźcie przekonani, iż którzy-kolwiek, choćby z razu bez najmniejszej nadziei odwetu, pierwszy przykład dobrej wiary, dobrej myśli i dobrej woli dadzą, nietylko sobie w oczach Ojca naszego Synowską zasługę nad zasługami zaskarbią, ale wkrótce z niemałem zdziwieniem podobną wiarę, myśl i wolę u dotychczasowych przeciwników wzbudzą. Bo prawa fizyczne i moralne są w świecie jedne i te same, a choć pod różną objawiają się postacią, przedziwnie sobie odpowiadają. Otóż jak strumienie elektryczne w danym kierunku przez indukcję się wzbudzają, tak też społeczne Cnoty i usposobienia duchowe równej podlegają indukcji; wywoławszy ich strumień w jednem miejscu, niebawem wywoła się odpowiedni sobie w drugiem. Co pomiarkowawszy o bracia, umiarkujcie się... Odwołujecie się chętnie do cnót Starożytnych, pielęgnujcież więc tę, którą Starożytni z dziwną jednomyślnością za najwyższą poczytywali: Cnotę Umiarkowania, która u nich Sprawiedliwość i Roztropność, szczęście i zdrowie razem znaczyła. — Bądźcie szczerymi i prawdziwymi demokratami, nie słuchając obłudnych demagogów, a wtedy ujrzycie szczerych i prawdziwych arystokratów, nie na przeciw sobie, ale między 1 Dziewiczy nasz język nie ma nawet wyrazu na ohydne denuncjatorów i delatorów plemię, bo też i naród znał wprawdzie oskarżycieli publicznych, ale tajemnych knowaczy i podżegaczy owego rodzaju, szpiegujących potwarców, którymby musiał kazać odszczekiwać pod ławą, tak mało posiadał, że obszedł się bez ich nazwania. 168 Wami, z Waszego łona powstających,... którzy będą szczerymi arystokratami, jakich wszędzie potrzeba (bo żadna demokracja nie obejdzie się bez władzy najlepszych i najzasłu-żeńszych), nie zaś oligarchami, bez których się równie jak bez demagogów obejdzie. IX. Rzekoma niepojednalność zasad. „Jakto? mamyż uczynić ofiarę z niezachwialnych zasad! „Mamyż przez połowiczne sobie ustępowania fałsz zadawać „temu, co za wiekuiście prawdziwe poczytujemy, a domieszawszy kłamstwo do prawdy, jednać to, co z natury jest „niepojednalne! — Precz z takim moderantyzmem, który tylko „do półśrodków wiedzie, a tern samem celu o pół mety chybia". — Wykrzykniki prawdy nie przemogą, a tam najmniej się zdadzą, gdzie właśnie o porozumiewanie się idzie. Chcecie-li rozumować z dobrą wiarą i jasno, jakoby na dłoni, czyli też nie chcecie? Jeśli nie chcecie, jeśli odbiegając od słonecznego światła, ograniczycie się na puszczykowych wrzaskach, oczywista, iż niema innej rady jedno wznieść do Ojca naszego błaganie psalmisty, aby „zaniemiały wargi kłamliwe, które mówią przeciw sprawiedliwemu rzeczy przykre ,,z hardością i wzgardą".1 Lecz jeśli nie o monopol ducha publicznego Wam idzie, któż myśli Was nakłaniać do odstępowania od niezachwialnych zasad lub do ujmowania takowym? Właśnie wierność ku nim jest chwalebna, a frymarczenie zasadami najwszeteczniejsze, i właśnie o wzajemne dopełnianie się jednej przez drugą, nie zaś o ujmowanie sobie nam idzie. Ale też wiedzcie, że nikt bardziej im nie ujmuje od tych, którzy o dopełnianiu słyszeć nie chcą, i że nikt skorszy do tego frymarczenia jak ci, którzy wiekuiście prawdziwe zasady za niepojednalne poczytują. Bo niemasz w świecie ducha niepojednalnych zasad, równie jak w świecie natury niemasz niepojednalnych pierwiastków. — Kto się więc ugania za ta-kiemi tworami własnego przewidzenia, ten porzuca rzeczywiste i żywe jestestwa, by chwytać za cień, za mrzonkę, za 1 Ps. XXXI. 19. 169 abstrakcję, a kusząc się nadaremnie o dosięgnięcie czegoś, co wiecznie jak wszelki upiór znika, oczywista, iż prędzej czy później ze znużenia, jeśli nie z podlejszego powodu, odstąpi cienia, by chwycić za byle jakie ciało. — Zasady prawdziwe tak dalece są pojednalne, że owszem niemasz żadnej, któraby już z domu prawdziwą była, któraby żyć mogła w bezwzględnej swojej, nagości; lecz dopiero wtenczas spełnia się, a więc żywotnie prawdziwą się staje, gdy odwrotnicą swoją, jakoby przejęta i przepojona, wespół z nią podnosi się do wyższej kojarzni; — podobne w tern do zasad chemicznych, które są tylko jednostronnemi abstrakcjami ciał złożonych i zjednoczonych, a przez to dopiero prawdziwą jedność stanowiących, jakiemi są sole. Jak nigdzie w naturze nie napotkacie zgoła czystej zasady chemicznej, ani też absolutnego kwasu, chyba je sztucznie (i to nawet ani absolutnie, ani na długo) w laboratorjum wydobędziecie, — bo wszelka zasada łaknie odpowiedniego sobie kwasu i nawzajem, a ilekroć nie może bardziej właściwego powinowactwa dostąpić, kojarzy się choćby z samą wodą, owym chemicznym środkiem, który zasadom służy za kwas, a kwasom za zasadę, — i z niemi sole tworzy, ale niewłaściwe jedno przybliżone; — tak też nigdzie w świecie społecznym nie napotkacie absolutnych zasad, chyba znowu, i to nie na długo w owych sztucznych laboratorjach, które bądź gabinetami, bądź klubami się nazywają. Wszędzie zaś w życiu społeczeństw ujrzycie zasady, nie w stanie pierwiastkowej nagości, ale albo już skojarzone z właściwymi sobie odwrotnikami, albo też przynajmniej oczekujące w stanie przybliżenia, w stanie wodami, na lepsze i ściślejsze połączenie, wedle tkwiącego w nich powinowactwa wyboru. Bo Prawda nie tkwi nigdy, ani w ostateczności żadnej, jak mniemają zapaleńcy, ani też w ich ścisłym, matematycznym środku, opodal zarówno od wszelkiej ostateczności, (juste milieu), jak mniemają znowu półśrodkowi krótkowidze, lecz dopiero w ich wspólnem, a nad niemi górującem ognisku, który jest ich pełnią i wyżnią, a więc ich celem, nie środkiem. Albowiem każda ostateczność niczem nie jest, jedno połowicą i stronnicą prawdy, a środek między niemi jest ich obojętnym punktem przejścia, który nie będąc już tern, ani 170 jeszcze owem, zgolą niczem nie domaga, a przeciec mimo obojętności swej jest niezbędnym; — gdy tymczasem spólne ognisko, skupiając w sobie rozstrzelone promienie wszelkich ostateczności, i rozprowadzając nawzajem swój wpływ i działalność na wszelkie pojedyńcze kierunki, zapewnia nam jedność przy rozmaitości, i swobodę wszechobjawów przy istotnym porządku, i stanowi to, co w geometrji analitycznej punktem rodnym nazywamy, do którego wszystkie linje zgodnie się odnoszą, i z którego nawzajem wszelkie ich ewolucje powstają. — Otóż dopóki Wam zasady niepojednalnemi się wydają, dopóty bądźcie pewni, że są jednostronne,, wrzekome, że nie z żywotnemi prawdami, ale z oderwanemi pojęciami, z abstrakcjami macie do czynienia, które Wam się w własnem ręku ulatniają lub przeistaczają. — Każda z nich wzdycha do swego dopełnienia, jak owe zasady chemiczne, domagające się kwasu, którym przepoiwszy się dopiero, stają się prawdziwemi solami. — Myślicie im hołdować i sprzyjać, a tymczasem działacie wbrew ich naturze, albowiem one same chorują na duch stronniczy, bo przeznaczeniem ich jest spółdziałać w duchu publicznym, — spółkować w zdrowym organizmie społeczeństwa. Otóż chorobliwy duch stronniczy tylekroć zdrowemu duchowi publicznemu stoi na zawadzie, ilekroć mu owszem nie pomaga, ilekroć go nie spełnia. — Jak w każdym organizmie, tak oczywiście i w społecznym potrzeba różnic i walk, potrzeba starcia się opinji i wzajemnego przeciwdziałania kierunków, bo to samo życie, i ciągły jego postęp stanowi. Lecz skoro żywotne ścieranie i wzajemne na się działanie ze zdrowej funkcji przechodzi w wyłączną chorobę, skoro duch stronniczy miasto podniecania i podnoszenia sił żywotnych, stępia je owszem i potępia, oczywista, iż duch publiczny miasto rozwoju, rozkładu doznaje, miasto wzmagania się w życie, zmartwia się i trupieje. Zaiste nikt głębiej tego wszystkiego nie pojął, jak wielki nauczyciel Chrześcijaństwa, gdy do wzajemnego uznania się wszech członków, „których acz wiele jest, wszakże są jednem ciałem," wzywa i mówi: „Bo i ciało nie jest jeden członek, ale wiele. „Jeśliby rzekła noga, iżem nie jest reką, nie jestem „z ciała: izali dlatego z ciała nie jest? 171 „A jeśliby rzekło ucho, iżem nie jest okiem, nie jestem „z ciała: izali dlatego nie jest z ciała? „Jeśliż wszystko ciało okiem, gdzież słuch? Jeśli wszystko „słuchem, gdzież wonienie? „A teraz położył Bóg członki każdy z nich w ciele, jako „chciał. „A gdyby wszystkie były jednym członkiem, gdzież ciało? „Lecz teraz acz wiele członków, ale jedno ciało. „A nie może rzec oko ręce: nie potrzeba mi cię, albo zasię „głowa nogom: nie potrzebuję was. „Owszem daleko więcej członki ciała, które się zdadzą „być mdlejsze, są potrzebniejsze. „A członkom ciała, które mniemamy być niepoczciwsze, „tymże większej poczciwości przydawamy; a które są sromotne „nasze, obfitszą poczciwość mają. „A poczciwe nasze niczego nie potrzebują; ale Bóg społu „umiarkował ciało, temu któremu nie dostawało większą cześć „dawszy. „Aby nie było rozerwanie w ciele, ale iżby jedne członki „o drugich toż staranie miały. „A jeśli co cierpi jeden członek, społu cierpią wszystkie „członki, choć bywa uczczon jeden członek, wespół się radują „wszystkie członki."1 X. Ogień i woda. — Miłość „dopełnieniem Zakonu." Powiecie na to: „Zaiste potrzeba różnic, i nikt tej potrzebie „zaprzeczać nie myśli, ale co innego jest skojarzyć, to co się „nawzajem wcale nie wyklucza, jak wzrok i słuch, albo jak „rękę i nogę, a zgoła co innego chcieć skupiać kierunki ze „sobą zgoła niepojednalne, wręcz sobie przeciwne, z natury „swojej nawzajem się wyłączające. Skoro jedno drugiemu „wyraźnie zaprzecza, skoro jedno drugie znosi, niema rady „ani sposobu, trzeba jedno drugiemu poświęcić, bo kto fałszu „nie zdepce, ten samą prawdę zabija." Macie słuszność zaiste, dopóki dwoje wręcz sobie zaprzeczających naprzeciw siebie kroczy, lecz mylicie się głęboko, 1 I Cor. XII. 14—26. 172 nie przypuszczając ich spólnego skojarzenia w trzeciem, i nie widząc, iż wszelki fałsz tkwi właśnie w zaprzeczeniu owemu Trzeciemu, który dopiero samą Prawdę spełnia. Właśnie trzeciego jest powołaniem i obowiązkiem stać się dwojga rozstajnych stanowisk związkiem (copula). Pójdźmy znowu po objaśnienie do dziedzin przyrodzenia. Cóż na pozór niepojednalniejszego być może nad Ogień i Wodę, owe dwa Żywioły świata wedle Starożytnych, które w świecie natury odpowiadają temu, czem są zasady w świecie Ducha.1 Nie wchodząc w głębsze ich antagonizmu wyśledzenie, wszak ogień wystawiony na działanie wody zalewa się i ga śnie, — woda nawzajem wystawiona na działanie ognia marnie się ulatnia i wysycha. Jedno więc na drugie nastaje, jedno drugiemu się sprzeciwia, jedno drugie bezwzględnie znosi i ni weczy. — To podobieństwo stronnictw w stanie walki na zabój, w stanie wzajemnego potępiania się. — Teraz przy patrzmy się naprzód, jak Bóg umiarkował i pojednał Ogień z Wodą, w przyrodzonych dziejach trzeciego Żywiołu, Ziemi. Gdyby był szedł za zdaniem naszych jednostronników, i sa memu Ogniowi lub samej Wodzie zhołdował naszą Ziemię, zaiste mielibyśmy same pożary lub potopy, bezustanne wul kaniczne lub neptuniczne rewolucje na powierzchni planety, alebyśmy do dziś dnia ani życiem się na nim nie cieszyli, ani o pojednalności żywiołów i zasad nie rozprawiali. — Spólne dopiero, sprzeczne względem siebie, a przecież spółpomocnicze działanie dwóch żywiołów na trzeci, (procesa Neptuniczne i Wulkaniczne), doprowadziły kulę ziemską do tej pełni ży wota, którą podziwiamy, a której w Społeczności sprostać winniśmy.         Weźmy do ręki któregokolwiek z dawniejszych, jednostronnych wykładaczy tego dzieła Bożego, a spostrzeżemy, jak dalece każdy wyłączny geolog, choćby był znakomitym 1 Od czasu jak Chemja odkryła nam swoje kilkadziesiąt pierwiastków, puszczono w niepamięć i nieomal w pośmiewisko cztery żywioły Starożytnych. Wszelako głębsza nauka Przyrodzenia uzna wkrótce, i poniekąd już dzisiaj domyślać się zaczyna, iż odkrycia Chemji nie nadwyrężają tej teorji żywiołów, która bynajmniej płonną nie była, skoro w nich, jużci nie materjalne pierwiastki, ale zasadnicze Stany wszech jestestw w Naturze upatrywać będziemy. 173 Wernerem, bądź Wulkanista, bądź Neptunista, gmatwa się w dociekaniach i w nierozdzierzgnięte wikła się trudności, dopóki, przypuszczając jedno, nie dopuszcza drugiego, a kusząc się dla miłości jednolitego systemu poprawiać pracę Bożą, nie uznaje spółdziałania przeciwnych sobie żywiołów, które mu się przecież, za każdym krokiem sowicie objawiało. — Przeciwnie zajrzyjmy do świeższych prac Buchów lub Beau-montów, którzy docieczone już przez ich poprzedników działanie tak jednego jak drugiego żywiołu na trzeci, w teor-jach swoich skojarzyć umieli, a wtedy Historja przyrodzona naszego planety przestaje nam być zagadką, równie jak w poprzedzającej księdze zagadka Historji naszej ludzkości, przez odkrycie trzeciego jej zadania, i wzajemnego wpływu dwóch pierwszych na wykształt tego trzeciego, rozwiązaną została. — Ale to może tylko Boża sprawa, tak dalece jednać przeciwne sobie żywioły i zasady, biednemu zaś człowiekowi, w samych ograniczeniach zrodzonemu, i jednostronnościach żyjącemu, dość będzie, gdy jednej zasadzie wiernym pozostanie, a myśli łączenia ich się zrzeknie. — Tenże sam przykład i tę wątpliwość nam rozwiąże. I człowiek umiał pojednać wodę z ogniem w ten sposób, aby nietylko nawzajem siebie nie znosiły, ale owszem nieprzebrane zapasy siły przyniosły mu w ofierze. Nie zalał ognia wodą, ani wysuszył wody ogniem, jak pragnie duch stronnictwa, ale owszem połączył oboje w misternej machinie parowej, w której się jedno bez drugiego nie obejdzie, w której ta woda ogniem przejęta, ten ogień wodą przepojony, w tern zaślubieniu zrodziły cuda siły i przemysłu. Oto macie podobieństwo stronnictw w normalnym stanie wzajemnego sobie pomagania i spółdziałania. A skoroć w Naturze, nietylko Bogu, lecz i człowiekowi udało się skojarzyć tak przeciwległe sobie potęgi, i antagonizm ich na korzyść, nie zaś na szkodę świata obrócić, — przyznać zapewne, że chcecie, że i w dziedzinach Ducha wiele za tern przemawia, i spostrzeżecie się, że chyba braknie nam dotychczas ów Modus, który nietylko nie potrzebuje być owem ujemnem ustępowaniem i odstępowaniem, co pod imieniem móderan-tyzmu piętnujecie, ale owszem dodatnią dźwignią, jedyną drogą 174 wspólnego postępu się okaże,1 słowem, że nie o żadne ubytki, ale o spólne nabytki tu idzie. Tak jest, tylko sposób skojarzenia bywa czasem niedo-strzeżony, niewiadomy, ale samo Skojarzenie jest nietylko wiekuiście możebne, ale stanowi istne przeznaczenie wszechświata. — A przecież ten Sposób, ten modus in rebus, ten Środek do Celu, jedynie dla niedbałości lub zapamiętałości naszej pozostaje w ukryciu, bo nic nad niego nie masz jawniejszego, nic dobitniej objawionem nie zostało, bez niego wszystko trudno, z nim wszystko łatwo. Bo on jest sprężyną powszechną. W świecie ducha, w świecie społecznym ten środek nazywa się Miłość. Czem atrakcja w świecie ciał fizycznych, czem powinowactwo chemiczne w świecie nieskończenie drobnych atomów, tern, w organicznem życiu, w organizmie ducha, jest Miłość. Już mitologja starożytnych, tak głęboka w domysłach i dociekaniach swoich, poczytała Miłość za sprawcę wszech-ładu, już teogonja Hezjoda przyznała Miłości najwdzięczniejszą pracę rozdzierzgnięcia i wprowadzenia w ład Zamętu, a tajemnic tych najjaśniejsze i najgorętsze objawienie, i przeczuć tych najprzystępniejsze, bo prawdziwie ludowe (popularne), a przy tem najpostępniejsze, bo do królestwa Bożego wiodące wytłumaczenie przyniósł nam Syn Boży w miłosnej nazwie, którą się nam do Boga odzywać pozwolił ι nakazał. — Uznaliśmy w Ojcostwie Bożem jedyne źródło naszej Wolności, naszej Równości, naszego Braterstwa, a uznaliśmy to jedynie przez miłość, którą nazwanie to zawiera, — uznajmy w tej miłości klucz do rozwiązania wszelkiej sprzeczności naszej natury, wszelkiej tajemnicy naszego losu, jedyną modłę i warunek prawdziwego postępu.2 Upoważnia nas do tego każde słowo, każdy czyn i wszystek żywot Zbawiciela, upoważnia nas do tego sam Zbawiciel, podawszy nam nie co innego, jedno społeczną, wzajemną Miłość, jako stanowcze a nieomylne kryterjum prawdziwych 1 Słów tych nie ma w rękopisie. (Przyp. Wyd.) 2 Słów tych nie ma w rękopisie. (Przyp Wyd.) 175 uczniów i wyznawców swoich.1 Upoważnia książę Apostolskie, węgielna Chrystusowego kościoła opoka, zalecając nam „na-dewszystko ustawiczną, uprzejmą między „sobą Miłość, — „albowiem miłość gładzi (tłumi, leczy) mnóstwo grzechów". Wszakże apostolski ulubieniec Pański, który aż do ostatniego tchu nic innego na uściech nie miał jedno przykazanie wzajemnej miłości, w listach swoich tę puściznę nam przekazując, samego Boga, bez ogródki ani przenośni, Miłością nazywa.3 Wszakże nareszcie Apostoł Narodów, ten potężny i olbrzymi Pneumatolog, obok którego najzawołańsi za dni naszych badacze Ducha tak niesłychanie karłowacieją, — (bo cóż dotąd odkryli, czegoby on przed nimi nie odkrył, a ileż jeszcze z jego zasiewów w odłóg zapuścili? — który przeto w obfitości, różnorodności i spółharmonji darów i dróg Ducha, jakie przed nami rozwinął, mógł był najprędzej, — jeśli nie po dzisiejszemu drogę miłości pominąć, to przynajmniej stanowczej nie nadawać jej przewagi, — wyraźnie powiada: „Gdybym językiem ludzi i aniołów władał, a miłości nie miał, „stałbym się jako miedź brzęcząca, albo cymbał brzmiący. „A gdybym miał dar proroctwa, i znał wszystkie taje-„mnice i wszelką wiedzę, i miał spełnię wiary, tak abym góry „przenosił, a miłościbym nie miał, niczem będę. „A gdybym rozdał na pożywienie biednych wszystkie „władze moje, i oddał ciało moje, tak abym gorzał, a mi-„łości nie miał, na nic zda mi się".4 A streściwszy nam najwspanialszy wizerunek Miłości, na jaki kiedykolwiek ludzkie zdobyło się pióro, dodaje: „Albowiem „po części znamy i po części prorokujemy. „Ale gdy przyjdzie co jest doskonałego, co jest po części, „zniszczeje".5 A jak dalece przeczuwała Tradycja Chrześcijańska, co nam przyszłe wieki o niej rokują, widno już z tego, iż właśnie 1 Joan. ΧIII. 35. 2 I. Petr. IV. 8. 3 I. Joan. IV. 8. qui non diligit, non novit Deum, quoniam Deus Caritas est, oraz IV. 16. Deus caritas est et qui manet in caritate, in Deo manet, et Deus in eo. 4        I. Cor. XIII. 1—4. 5 I. Cor. XIII. 9. 10. 176 trzeciej Hypostazie Bożej specyficznie i ostatecznie nadaje predykat Miłości. Niedziw przeto, że we wszelkich Zakonach, nie wykluczając nawet pogaństwa,1 to „dopełnienie Zakonu", bądź dopiero domagane i domyślane, bądź też pojęte i wyznawane, było, jest i będzie zawdy panującą w świecie Ducha siłą, jaką zawsze była, jest i będzie w świecie Przyrody Atrakcja, we wszelkich swoich szczeblach, począwszy od molekularnej adhezji, aż do kosmicznej grawitacji. Bo też Objawienie w Słowie odpowiada nieustannie Objawieniu w Ciele, tylkośmy dotychczas w tej wielkiej, a rozłożonej przed nami Biblji Przyrody czytać jeszcze jak się należy nie nauczyli. Wiemy już bowiem od Apostoła, że „Miłość raduje się z Prawdy",2 a od samego Zbawiciela, że Pocieszyciel Duch święty ma nas „wszelkiej Prawdy nauczyć".3 — Przekonamy się zaś z dalszego rozbioru próśb Pacierza, że jeżeli wszelkiemi co lepszemi drogami Ducha, do wszelkiej Prawdy coraz bardziej zbliżać się można, to żadną inną krom najlepszej, która jest właśnie „dopełnieniem Zakonu",4 dostąpić jej niepodobna. Otóż, jak ustawicznem działaniem Ducha świętego jest zbliżać nas do tej Prawdy, — wiekuistą jego radością jest każdy nasz ku niej postęp, tak nawzajem kardynalnem nasżem zadaniem, bo jedynym warunkiem, jest wskazaną nam przez Chrystusa drogą miłości dopełniać Zakonu, a więc dostępować tej Prawdy, której za czasów Chrystusowych najwybrańsi z uczniów Jego nie byliby jeszcze znieśli.5 Po wszelkich, choćby coraz lepszych drogach Ducha można niejedno odkryć i nabyć, — ale na jeszcze lepszej 1        Wobec już osiągniętych wypadków, a ustawicznie postępujących badań dzisiejszej nauki, oraz przy należytem uwzględnieniu różnorodnych usposobień orjentalnych i starożytnych ludów, któżby dziś nie uznał w Konfucjuszu, Zoroastrze, Sakiamuni, Sokratesie itp. przyrodnich spółpracowników zakonodawcy Mojżesza i starozakonnych proroków, a eo ipso spółproroków Chry stusa; albo już w sile twórczo-kojarzącej Hezjodowego έρως, nie upatrzył za rodowych pierwiastków chrześcijańskiej αγαπη. 2        I Cor. XIII. 6. 3        Joan. XVI. 13. 4        Rom XIII. 10. 5        Joan. XVI. 12. 177 drodze znajduje się ów zapowiedziany „Spokój i Radość w Duchu Świętym",1do czego ludzie, lud i ludzkość od wszechwieków dążą. Przestańcie pod pozorem przygotowania, budowania gmachu przyszłości, burzyć i do szczętu rozbierać przeszłych wieków budowę. Czyż Wam braknie luźnych i próżnujących materjałów na świecie, iż wolicie już spojone i użyte rozbie-rać, a przez to samych siebie z przytułku, choćby mniej doskonałego, obierać? Albo jakby Wam miejsca na Bożym świecie nie stało do stawiania nowych ścian przy starych, do ogarnięcia starego gmachu w miłosne objęcia nowego.2 Wszakże „gdy przyjdzie co jest doskonałego, co jest po części samo zniszczeje",3 — która to prawda Objawienia co krok i co chwila, przy każdym rozkwitającym pączku, przy każdym przeradzającym się robaczku, w Przyrodzeniu nam się objawia, a w dziejach świata przy każdym Postępie i prze-kształcie potwierdza. A gdybyście ani Objawieniu, ani Przyrodzeniu, ani żadnemu doświadczeniu, jedno własnej rachubie ufać chcieli, zróbcie sobie na przekonanie, — w myśli, ale nie w Czynie, — próbą a contrario; przewróćcie to zdanie, a wnet Was fałsz tego przewrotu w oczy uderzy i od przewrotnego Czynu odwiedzie, — bo zniszczywszy to, co jest po części, oczywiście, że jeszcze nic zgoła doskonałego przez to nie sprawicie. Jeśli więc macie moc jakąkolwiek lub władzę, obracajcie ją „na zbudowanie, a nie na zepsowanie",4 pomni, że ktokolwiek buduje, ten zbudowywa, a kto tylko obala i niszczy, ten sprawia też tylko zgorszenie. 1 Rom. XIV. 17. 2        Za prawdziwą figurą naprawy społeczeństwa służyć może czyn czci godnego kapłana w polskim Śląsku, Ks. Fichy, który widząc niezbędną po trzebę odnowienia grożącego upadkiem kościółka, i zebrawszy na ten cel kilkoletnim mozołem pobożne dary u ludzi dobrej woli, jął wznosić ściany nowego kościoła naokoło dawnego. I wznosił takowe powoli, ile mu środków starczyło, bo z małym rozpoczął pracę zasobem, a gdy doszedł do dachu, jął nowy stawiać ponad starym, i tyle dokazał wytrwałością i poświęceniem, iż zawarł kościół w kościele, a tak, bez miejscowej zmiany i nawet bez czaso wej przerwy w nabożeństwie, przybytek Bogu i wieraym Jego okazalszy i lepszy niż przedtem wystawił, a wystawiwszy nowy i lepszy, dopiero stary i już zbutwiały rozebrał,        3        I Cor. XIII. 10. 4        II Cor. XIII. 10. 12 178 XI. Rewolucja nieudolnym środkiem społecznym. Dwojacy są między Wami Apostołowie zniszczenia, jedni, którzy upatrują zawadę jedynie w Panach tego świata, w Mocarzach wyższego lub niższego stopnia, i dlatego pilno Wam onych Mocarzy przemóc i samych gwałtowników zgwałcić; — drudzy zaś tej zawady szukają w samej istocie Społeczeństwa, i dlatego pragną istotę tę przewrócić i wnętrzności jej rozrywać. Wspólne to a wzajemnie dopełniające się zaślepienie, bo osobiste wady i zawady zawisły od umowo-społecznych, jak nawzajem te ostatnie od tamtych, — jak podobnież wszelka forma zależy od treści, i odwrotnie materja od formy. Jakoż niebawem spostrzeżemy, pokolei się z Wami rozprawiwszy, iż jedni w drugich przechodzicie, choćby nawet mimo własnej woli lub wiedzy, i że jak jednych tak drugich płonne są zamysły, póki tkwią w zgubnem zaprzeczeniu, gdy tymczasem płodne mogłoby być spółdziałanie, gdyby Wam istotnie o działanie, a nie o oddziaływanie chodziło. O        ślepi! ślepi! Czyż nie widzicie, że moc owych Mo carzy nie tkwi w nich samych, bo to ludzie jak my wszyscy, częstokroć nawet na ciele i na duszy słabsi, ale w Was sa mych i wszystkich bliźnich, którzy tylko taki stan społeczny znoszą, jaki znieść mogą, i którzy, gdyby do lepszego byli dojrzeli, toby go też byli osiągnęli, a jeśli już do pełnoletności istotnie dorastają, nieochybnie też mimo opiekunów i och mistrzów wszelkich usamowolnienia dostąpią. Póki ludzkość, lub pojedyńcza społeczność, rzeczywiście wymagała Absolutyzmu, póty też Absolutyzm przemagał i utrzymywał się, zaiste nie swoją własną mocą, ale naturą rzeczy, istną potrzebą społeczną. Utrzymywał się, bo go utrzymywano, nawet gdy się sam obalał.1 A utrzymywano go, bo do ówczesnych wymagań społecznych ściśle przypadał. 1        Najdobitniejszym na to w dziejach przykładem jest abdykacja Iwana Groźnego, którego Naród na klęczkach błagał, aby objął nazad władzę. A jeśli nam więcej o ogólne prawidło niżeli o pojedyńczy przykład idzie, niech tu posłuży za dowód cały rodzaj rewolucji tak zwanych pałacowych, w których choć sprzątano jednego despotę po drugim, to na to jedynie, aby go natych miast podobnym, lub lepszym jeszcze zastąpić. 179 Skoro zaś przez postępującą dojrzałość ludzi i ludów okazywał się zbyteczny, skoro sam ponad potrzebę społeczną jął wybujać i zbytkować, niebawem go się pozbywano, z tern większemi trudami i boleściami, kędy drogę gwałtu obierano, tern snadniej i ładniej, gdy drogą pokoju i cnoty.1 Skoro tylko duch pojedynczego Narodu lub Społeczeństwa tak dalece w sobie dojrzeje, iż mu na wyższy stopień społecznego objawu wstąpić niezbędnie potrzeba, — wtenczas też nieochybnie wstępuje. Chwała Bogu, jeśli dobro-wolnie, — biada ludziom, jeśli na przebój! Wtedy to pod prawem ciśnieniem ducha publicznego ustępują i rozstępują się formy społecznych instytucyj, i bramy żywota rozszerzają się. A kędy nie są dość gibkie, aby tej potędze ustąpić, wtedy dopiero pękają i roztrzaskują się z łoskotem, wtedy bałwany wznoszącego się Oceanu rozrywają zastawione groble, dostateczne przy zwykłym wód stanie, a zgoła niedołężne wobec ich wezbrania. A gdy tak orkan rewolucji przyniesie ze zniszczeniem, co fala ewolucji mogła była ze Zbawieniem przynieść, bogobojne duchy uznają w nastąpionej Rewolucji, Boże dopuszczenie, i ze skruchą wołają: „oto musiało przyjść zgorsze-nie, skoro polepszenie przyjść nie chciało".2 Lecz zwykle sami sprawcy owej Rewolucji, choć przez Boga dopuszczonej, a więc w wyrokach Jego za niezbędną lub zbawienną uznanej, i w skutkach swoich błogosławionej, padają przecież ofiarą sprawionego przez się zgorszenia, na oczywisty dowód, że nie ta droga jest Bogu milą, ani duchowi ludzkości przystojną.3 1        Christiern II. 2        Anglja, gdzie od dwóch blisko wieków duch publiczny, przebywszy epokę swoich kataklizmów, ustatkował się, okazał się silniejszy, zdrowszy niż gdziekolwiek, uniknęła też dotąd wszelkich Rewolucji przez wczesne i trafne Reformy. A przecież nie brak tam rewolucjnych żywiołów, ani też doskona łość instytucyj wymaganiom wszelkim zaiste nie odpowiada. Lecz duch pu bliczny dopóty się o te domagania nie troszczy, dopóki są niedojrzałe, a tern samem niedołężne; skoro zaś tak dalece się rozmogą, iż Potęgę stanowić zaczynają, nie ociąga się z zadośćuczynieniem prawemu domaganiu, i ubiega zwiastunów zgorszenia stopniowem zaprowadzeniem polepszenia. A tak zba wienna Ewolucja zapobiega zgubnej Rewolucji. — 3        Słusznie to spostrzegł i dawno już wyrzekł jeden z najrewolucyjniejszych myślicieli, jeden z Apostołów rozwiązania w społeczności: „Ceux, qui „donnent le bransle a un Estat, sont volontiers les premiers absorbez en sa 12* 180 A ta pospolita tragiczność ich doczesnego losu, dla nas częstokroć niepojęta, a przecież tylekroć spostrzegana, iż w prawidło nieomal przeszła, z wyżyn Bożych uważana, prze-obraża się owszem w nieskończoną łaskę i pociechę, równie jak pozorna bezkarność wielkich ciemięzców i grzeszników świata objawiła się nam owszem jako najsroższa z kar dotknąć ich mogących. Bo im niezbędniejszą wedle Boga stała się rewolucja, im konieczniej „musiało przyjść zgorszenie", a więc im oczy-wiściej piętno bożego dopuszczenia z sobą przyniosło, tern skorsze i lżejsze, tern docześniejsze, a nie wieczne jego odpokutowanie. A gawiedź, przypatrująca się rewolucji, która się udała, zdumiewa się owszem głęboko, nie pojmując, że oto raptem, jakoby mimo wiedzy lub mimo woli, dokonała się rewolucja, gdy tymczasem tyle poprzednio knowanych spisków, tyle poprzednich prób i usiłowań pełzło na niczem, tyle zamachów rozbijało się niedołężnie o lada opór istniejących potęg. „To przypadek lub podejście, — to sprawił ten albo ów zręcznym fortelem swoim, — a gdyby znowu przeciwnie tak lub owak był sobie postąpił, byłoby się przy dawnem ostało". Zaiste, godne gawiedzi rozumowanie, — acz powtarzane nieraz przez niby-mądrych jej kierowników. — Zaprawdę, nie przypadek to żaden, ale konieczność, nie trafunkowy podstęp ale istne dopuszczenie Boże. — Owo się nie udawało, bo było za wczesne, sztucznie wzniecane i rozdmuchiwane, w sobie nieuprawnione, narzucone, niedojrzałe, nie miało więc dostatecznego powodu własnego urzeczywistnienia; — to owszem udało się, — snać już było dokonane, albo miara złego dopełniwszy się, własnym ciężarem przechylić się musiała, — bo już było za późno do ewolucyjnego, do „pogodnego ratunku".1 , Kto po nastąpionej rewolucji tak jeszcze zaślepiony, iż nie uznaje jej konieczności, ten się na drugą, jeszcze gorszą naraża, ale kto się z niej cieszy, jakoby z dokonanego postępu „ruyne. Le fruict du trouble ne demeure gueres a celuy quiTa esmeu; il „bat et brouille Teau pour d'aultres pescheurs". (Montaigne, Essays Liv. I chap. 22).     1 Hebr. IV. 16. / 181 kto przed jej wybuchem uważa ją za konieczną, za fatalnie niezbędną, ten bardzo lekkomyślny, albo też wielce przewrotny, — albowiem zaiste nie to samo, lecz stokroć lepiej można było inaczej osiągnąć. — Lekkomyślny, jeśli sądzi, że droga gwałtu może kiedykolwiek przyspieszyć zwycięstwo dobrego nad złem, bo doświadczenie dziejów i przeświadczenie rozumu dowodzi ciągłego opóźnienia lub utrudnienia. — Przewrotny zaś, skoro w sprawionem wstrząśnieniu, sposobności osobistego wyniesienia tylko upatruje, a nie uznaje głębokiego Upadku i utraty, jakie każdej rewolucji towarzyszyć muszą. Otóż na tern spoczywa całe Wasze złudzenie, iż zdaje Wam się, jakoby owa złota Wolność, Równość i Braterstwo, o której marzycie, zakwitła natychmiast na ziemi, gdyby jej tylko dotychczasowe zawady sprzątniono, zapominając, że ujemnych a nie dodatnich, zaprzecznych, a nie twierdzących chwytając się środków, zaiste, to lub owo zachwiać lub obalić można, ale nic zgoła utwierdzić i nic wybudować niepodobna, — że owszem wieków znowu potrzeba, aby cośkolwiek w gruzy obróciwszy, same te gruzy posprzątać i nowe Przybytki wystawić. A inna znowu część gawiedzi zaciera sobie ręce, ciesząc się, że uzyskała nareszcie to, czego bez rewolucji nigdyby nie zdołała osięgnąć. — Równie naiwne rozumowanie jak powyższe, bo gdzież kiedykolwiek udała się, gdzież mogłaby udać się rewolucja, gdyby jej myśl i powód już nie dojrzewały, gdyby społeczność, od dawna nią brzemienna, nie była już jakoby na samem zleżeniu jej płodem? Gdy chwila tego połogu nadchodzi, nic wstrzymać nie zdoła niezbędnego rozwiązania, pocóż więc sztucznie sprowadzać to, co naturalnie nastąpić musi, co więcej nawet, po co zgoła narażać na poronienie to, co jest bezpieczne? Ilekroć dojrzewająca już w społeczności rewolucja nie przyspieszy się i nie wybucha zdołu, tylekroć własną grawitacją ustanawia i sadowi się zgóry, a ilekroć owszem zgóry upornie hamowana, tylekroć znowu czynne, a nie leniwe umiarkowanie zdołu ją przyspiesza i zapewnia, a niewczesny wybuch nadweręża i opóźnia. Któraż owszem rewolucja nie 182 opóźniła lub nie utrudniła raczej upragnionego postępu? Czyż daremnie działy się dzieje, iż Was zgoła niczego nie nauczyły? Naprzód nie uważacie na to, iż największa bez porównania część rewolucyj były raczej wsteczne; niż postępowe, tj. w imię dawnych praw lub obyczajów, w udanym celu odwrócenia grożącego im upadku, częstokroć w imię dawnych przesądów i nadużyć, przeciw wszelkiej tychże naprawie wymierzone. A jeśliście tak dalece jednoocy, iż nie uznajecie spełniających sie rewolucyj zgóry, lecz tylko, które zdołu wybuchają, na toż nazwisko zasługiwać Wam sie zdają, spytamy się Was, azali pomijając owych olbrzymów dziejowych, jak Aleksander W. lub Cezar, jak Karol W. lub Napoleon, których Opatrzność powołuje i usposabia ku przeobrażeniu olbrzymiego dzieła, — pomijając znowu ambitnych wartogłowów, jak Karol XII, — Wasze Dantony, Robespiery, St. Justy nie karleją obok takich rewolucjonistów, jakimi byli Ludwik XI. lub Piotr W., albo też Fryderyk i Józef II., którym dlatego tylko chwalebnej nazwy Ewolucjonistów odmawiamy, że dla wielkiego celu, jaki sobie zakładali, częstokroć do nikczemnych i do haniebnych uciekali się środków. — Gdyby właśnie nie rewolucyjnemi postępowali drogami, bądź zdradą i podstępem, bądź gwałtem i przemocą, jakążby chwałą jaśniały ich imiona w Panteonie dziejów! W tern właśnie mylicie się okropnie, iż sądzicie, jakoby Rewolucja mogła być kiedykolwiek przyczyną postępu, gdy tymczasem one niczem innem być nie mogą, jedno jego skutkiem fatalnym, wywołanym przez tych, którzy prawego postępu dobrowolniej uznać, lub przyznać nie chcieli. Są one jawnym występem na świat społeczny tego właśnie, co się        we wnętrzu ducha już było spełniło, co się właśnie w organizmie zdrowo rozwijało, a co owszem Rewolucja wszelka, choćby przymusem wywołana, mniej lub więcej na dezorganizację naraża. Przeciwników Waszych obwinialiśmy przed chwilą o to, że próżnują, iż marnują siły świata, hołdując marnej reakcji, miasto zbawiennej akcji, słowem, że zaprzeczają wszelkiemu dokonać się mającemu Postępowi. — Nawzajem Was obwi niamy, iż zarówno próżnujecie. Jeśli tamci upornie odpychają   183 to, co ma przyjść, Wy upornie spychacie to, co już przyszło, a więc zarówno próżnujecie, bo zaprzeczacie już dokonanemu Postępowi, — zarówno hołdujecie samemu duchowi Reakcji, bo czynem nie jest jeszcze żadnym, co próżnię po sobie sprawia! Jeśli dawni badacze przyrodzenia naiwnie twierdzili, iż natura czuje odrazę do próżni (horror vacui), zaiste badacze Ducha nie mylą się, gdy stokroć bardziej to samo o Duchu twierdzą. On tworzy, a nie niszczy, spełnia, a nie wypróżnia, zbawia, a nie pozbawia. — Dziećmi jesteście, działając inaczej, ale zaiste nie prawemi dziećmi Ojca naszego. Bo Bóg, który „Duchem jest, i takich szuka czcicieli, którzyby go w duchu i prawdzie chwalili",1 istnych czynów po Was wymaga, a nie próżnowania żadnego, a Wy tymczasem wszyscy próżnujecie! On dał „nam urząd jednania,... włożywszy na nas słowo zjednania",2 a Wy o rozrywaniu ciągle marzycie, — i myślicie być postępowi, w istocie będąc wsteczni. A pomnijcie, bracia, na przestrogę Apostoła Narodów: „nie stawajcie się dziećmi na „rozumie, ale tylko złością bądźcie dziećmi, a rozumem doskonałymi".3 — Bodajbyście stosunku tego wręcz nie odmieniali.... „Pókim był dziecięciem, mówiłem jako dziecię, rozumiałem jako dziecię, myśliłem jako dziecię. Lecz gdym się stał mężem, wyniszczyłem co było dziecinnego. „Teraz widzimy przez zwierciadło, przez podobieństwo: „lecz w on czas twarzą w twarz. Teraz znam po części: lecz „w on czas poznam, jakom y poznany jest. „A teraz trwają wiara, nadzieja, miłość: to troje, a z tych „większa jest miłość.".4 Przecież dziś nie idzie nam o zaprzeczenie, jak ongi, gdy objawiło się Słowo Zbawienia, ale owszem o tegoż Słowa utwierdzenie, o jego niezbędne wcielenie w odpowiedni Słowu Czyn, który jest samego Słowa wykonaniem i dokonaniem. „Bo nie żądamy być zewleczeni, ale owszem przyobleczeni, aby nawet to, co śmiertelne jest, pochłonięte zo-„stało od żywota. 1        Joan. IV. 24. 2        II. Cor. V. 18, 19. 3        I. Cor. XIV. 20. 4        I. Cor. XIII. 11. 184 „A który nas na to sprawuje Bóg, który nam dał za-„datek Ducha".1 Kto więc dziś zaprzecza, tego się Bóg Zaprze, a kto zatwierdza, tego Bóg utwierdzi. — Bo Bóg czynu wymaga, a nie próżności, ani marności żadnej.2 XII. Zawodność środków gwałtu. Wy i na to znajdziecie odpowiedź, — i nawet słuszną. Powiecie: „Zgoda na to, że ludzie taką społecznością się cie-„szą, na jaką snać zasłużyli, ale gdy forma społeczności jest „zła, tak dalece wadliwa, iż wszelką Władzę i Moc całą obraca „do rozkrzewiania złego, dzierżyciele przemocy używają tej „przemocy do jej własnego rozmagania. Tu skutek oddziaływa na przyczynę i staje się jej samej przyczyną, ucisk „z ucisku rośnie, a tak nietylko złemu końca nie widać, ale „owszem nieochybne jego rozmaganie. Jeżeli więc prawdą „jest, że nic bardziej nie kazi jak niewola, a nic bardziej nie „uszlachetnia nad wolność3 chcąc uniknąć ostatecznego skaże-„nia, onego wybujania chwastu, którego nie czas wyrywać, „gdy wszystko wokoło zagłuszy, trzeba gwałtem przemóc Prze-„moc, i ludzi chociażby przymusem do opanowania przynależnej Wolności nakłonić". —         Wszystko prawda, krom ostatniego wniosku, który dowodzi tylko słabej wiary Waszej, nie powiemy w czuwa jącego Ojca naszego, bo się o Niego mniej troszczycie, (a chcieć tu do niego się odwołać, zdawałoby Wam się petitio principii,) ale właśnie w tę potęgę, której sami najgłośniej usty hołdujecie, — w potęgę publicznego Ducha. 1 II. Cor. V. 4, 5. -        W ostatnich zwłaszcza czasach rzucono cień śmieszności na tak zwany bierny opór. I słusznie, bo stanowisko podwójnie zaprzeczne, raz już jako opór, a do tego jeszcze jako bierny, zaiste nie zasługuje na nic więcej, jak na pośmiewisko, wszelkiej niedołężności przynależne. Nie biernego oporu, ale czynnej pracy wymaga duch postępu, a czynna praca nie niszczy, ale tworzy, nie obala, lecz buduje, i sama nie marnieje, marnując około siebie, lecz żyjąc dzielnie w sobie, życie też wokoło krzewi i rozwija. — Ktokolwiek działa, a nie bawi się samem oddziaływaniem, ten też zaiste nie będzie przyparty do biernego oporu. 3 Tom I dział III. 185 Jakto? sami uznawacie, że Duch publiczny doprowadził nas wszechwładnie do tego punktu, na którym dziś stoimy, że po wszystkie wieki domagał wszelkiej pomocy i przemagał ją, mimo jej siłę i fortele wszelkie, — że wystarczał mimo niemowlęctwa i nieletności narodów do zapewnienia wiekuistego zwycięstwa światła nad ciemnotą, prawa nad bezprawiem, postępu nad wstecznością, — że gwałt z natury swej sam się wiekuiście gwałcił, — że przesilił się arcysilny Rzym, i runął już sam w sobie, zanim go barbarzyńcy zalali, — że ów piramidalny feodalizm, tak niezachwialnie na podstawie swojej usadowiony, wywrócił się przecież na niej, że późniejszy jeszcze absolutyzm, acz zbrojny w bastylje i zbiry, w izby gwiaździste i ołowiane sklepienia, że ostatni mocarz tego świata rozbił moc własną, jakiej świat jeszcze od czasów cezara nie widział, o fatalność, o właściwej godzinie w każdej przemocy tkwiącą, acz go poprzednio ani machiny piekielne, ani knowane pod nim spiski, ani wszechmocarstw wysilenia nigdy znikąd zachwycić ani dosięgnąć nie mogły, — to wszystko widzicie, to wszystko uznajecie i głosicie, — czasem nawet, jakoby przez zapomnienie, historyczną Opatrzność w tern wszystkiem uwielbiacie, i zdumiewacie się sami nad subtelnemi i dowcipnemi środkami, których używa, by odcisnąć ucisk i gwałt sam sobą pokonać,1 — a dziś przy oświacie krzewiącej się coraz bardziej, — jakby na przekorę leniwej ręce, która ją z niechcenia uprawia, — przy nader jeszcze młodych, gdzieniegdzie niemowlęcych, ale zawsze rosnących, olbrzymich potęgach mównicy i stowarzyszenia, przy prasie kiełznanej częstokroć, a mimo tego potężniejszej, przy zmysłowym i umysłowym kapitale przez wieki nagromadzonym, przy parze coraz obfitszej i jakoby sprężliwszej, przy kolejach żelaznych coraz gęstszych, przy elektromagnetyzmie coraz cudowniej-szym, słowem przy tylu siłach i środkach niepospolitej cnoty, i w obec tych wszystkich cudotwórczych, a niedawno wcale niedomyślanych komunikantów ludzkości, wątpicie, aby sobie 1 Jak n. p. przy usamowolnieniu gmin miejskich, tej wielkiej zdobyczy wojen krzyżowych, dokokonywanej przed wojnami, nie zdaleka po trudach przyniesionej, lecz z domu przed trudami wyniesionej, — i w tylu innych przypadkach, gdzie lada finansowa kwestja, co więcej, czasem kwestja próżności lub etykiety wystarczała... 186 duch ludzki bez gwałtu zdołał i umiał poradzić! Troszczycie się naiwnie, dziś przy tych wszystkich zasobach, aby nie potrafił rosnąć i wzmagać się w sobie, nie ufacie w naturalny jego postęp, i sztuczny chcecie mu nadać. Czemuż owszem tych wszystkich środków i darów Ducha, tych wszystkich sił i sposobów wszechmocnych, bo od Wszechmocnego pochodzących, nie używacie, na chwałę Bożą i pociechę ludziom coraz bardziej je obracając, ale raczej wolicie uganiać się za marnością i za marnowaniem? Przeoczywszy żywą naturę postępu, mieliżbyście się tak dalece w martwe formułki zagwoź-dzić? To niepodobna! O Doktory Wolności, Równości i Braterstwa, o Faryzeusze Postępu, długoście walczyli przeciwko doktrynerom oporu, lecz przyznać trzeba, żeście odnieśli nad nimi znakomite zwycięstwo, boście ich w uporze i zaślepieniu jeszcze przesadzili! My Was znowu zanadto rozumnych mieliśmy, by przypuścić, że w tak bakałarski błąd popadniecie. Chybaście się nie zastanowili nad tern, do czego Was ślepa zapędza namiętność, albo też, jeśliście się zastanowili, o nic innego iść Wam nie może, jedno o to, aby sprzątnąwszy dzisiejszych Mocarzy, jutro się na ich opróżnionych miejscach rozwalać. Oto zaś, przyznacie sami, ludzkości niekoniecznie idzie. Albo Wam idzie o postęp ludzkości, albo o wyskok własnych osobistości. Jeśli o pierwsze, w co chętnie wierzyć chcemy, to najmylniejszą ku temu, a najzgubniejszą dla niej obieracie drogę, bo ją właśnie narażacie sami na utratę, lub opóźnienie tego, czego dla niej pragniecie, a co już tyloma zadatkami ma zabezpieczonem. — Jeśli zaś o drugie, to owszem sami sobie najopłakańszy zawód gotujecie. — Bo jedno z dwojga nieochybne. Albo ludzkość dojrzała już do prawdziwej Wolności, Równości i Braterstwa, a wtedy przy środkach cnych i zdrowych, jakie w obfitości posiada, nie zaś bezecnych i chorobliwych, jakiemi ją duch opętania natchnąć usiłuje, poradzi sobie niebawem, i żadna siła ani potęga na świecie nie zdoła zatamować prawego Postępu, — nawet się o to nie pokusi, bo każdy zaczepny zakus srogoby przypłaciła, a krew męczeńsko przelana obfituje w niebawne zwycięstwo, jak to dzieje świata po wszystkie wieki dowodzą; — albo też owszem ludzkość jeszcze nie dojrzała, a wtedy Wy daremno się kusicie o nadanie jej sztucznej dojrzałości, jak to znowu pamięć dziejów dowodzi. W pierwszem przypuszczeniu gwałtowne usiłowania nietylko niepotrzebne, ale oczywiście szkodliwe, bo dodają tylko sztucznej siły oporowi, w drugim zaś znowu jedno z dwojga nieochybne. Albo się rozbiją o jej bezwładność ci, którzy ją gwałtem chcą wzruszyć, i pójdą niestety bądź na rusztowanie, więcej żalu niż uwelbienia wzbudzające ofiary, bądź też zaludniając więzienia lub wygnania, od lodów Syberyjskich aż do spiekot Cayenny, rozpamiętywać nad zwo-dniczością swych rachub i padną sami, opłakaną zawsze, lecz zgoła bezużyteczną, owszem, jak się rzekło, szkodliwą sprawie Wolności ofiarą, bo możność i pochop dającą ku silniejszemu przywarciu ucisku, — albo też owszem, przypuściwszy nawet najniepodobniejsze, przypuściwszy, iż mimo niedojrzałości Społeczeństwa, uda Wam się chwilowe opanowanie władzy, a wtedy najoczywiściej się okaże, iż o nic innego nie szło, jedno o zamianę osobistą, że oszukaliście swoich i siebie. Bo nowe Pany i Mocarze będą musiały naśladować, jeśli nie przesadzać dawnych, jak to sie po wszystkie wieki widywało i widuje, a wtedy zawiedzione ludy i narody, nie zyskawszy na zmianie, ale do zmiany przez Was samych przywykłszy, odpłacą Wam sowicie doznane zgorszenie. Po tych wszystkich przykładach, będziecież jeszcze lekkomyślnie sądzili, iż Rewolucje przyspieszają zwycięstwo dobrego nad złem, któreby trwało wiecznie, gdyby go gwałtem nie wywrócono? O dzieci w rozumieniu! doświadczenie Wieków niczego Was nie nauczyło? Ani zadane, ani poniesione klęski nie naprowadziły Was z toru zgorszenia, na tor lepszy! Zawsze natchnieniem Waszem duch krnąbrności, a bożyszczem Wa-szem Rewolucja? Gdy jej długo nie widać, wzdychacie do niej, i tajem-nemi spiski wywołujecie ją, a skoro wybuchnie, obmyślacie jedno, jakby ją uwiecznić, jakby utrwalić to, co się samo trawi, jak drażnić i przewlekać żarłoczność nienasyconego Saturna, który skałą Tarpejską, lub mordem wywdzięcza się własnym Kasjuszom i Grakchom, który wygnawszy Tarkwinju-szów, wnet wygania Kolatynów, a ściąwszy berłonośnych 188 Ludwików, niebawem ścina berłozdzierczych Robespierów, który, gdy mu własnych dzieci nie starczy, sam siebie pożera! Rzekłbyś, że darmo działy się dzieje, jeśli dotąd praw tak prostych dostrzec nie umiano. Niktby nie uwierzył takiemu zaślepieniu, gdyby go ciągle nie doświadczał, gdyby codzień nie obcował z bezbożnymi synami owych pobożnych Ojców, którzy tylko do „ustawicznego nabożeństwa" wzdychali, i nie słyszał ich codzień, wzdychających dziś do „ustawicznej Rewolucji". — Obłąkane Mędrki Wasze wielbią ją jakoby samego Postępu istotę, a wieszcze Wasze, w napadzie chwilowego obłąkania, zwą samego Ducha, — onego Pocieszyciela i Utwierdziciela, — „wiecznym Rewolucjonistą!" Porozumiejmy się dokładnie, — kto wie, czy cała sprawa nie rozbije się o jedną literę, równie jak o jedną literę rozbijały się tylowieczne zatargi chrześcijańskiego Kościoła. Tak wielkie zaślepienie to, dlatego właśnie, że jest tak wielkie i oczywiste nie może snać na czem innem spoczywać, jedno na marnem nieporozumieniu, nader zgubnem i opłakanem w skutkach, acz nader wątłem w przyczynie, jak zwykle bywają nieporozumienia. — Wy chyba co innego pod tym wyrazem rozumiecie, a gawiedź, na słowa Wasze czyhająca, co innego pojmuje, a k'temu co pojmuje, sposobi się. Przyznalibyśmy Wam słuszność, ale pod jednym warunkiem, jeśli to co Rewolucją przezywacie, za to samo uznajecie, co my Ewolucją zowiemy. O wtedy, dzielna między nami zgoda, bo i my wzdychamy do ustawicznej Ewolucji, bo Duch, zaprawdę, jest wiecznym Ewolucjonistą, sprawcą wiekuistego Postępu; — bo duch jest żywy, a nie martwy, gorący, a nie skrzepły, czynny, a nie leniwy, potężny, a nie bezwładny! Jeśliście owego ducha kapłanami, jeśli do nieustającej pracy jego, która jest „nieustającem nabożeństwem" wołacie, witajcie bracia w szeregach naszych, dołóżcie błogosławionej ręki do dzieła zbawienia, bo pracy jest sporo, każdemu się dostanie, byle tylko każdy do niej szczerze się pokwapił. Lecz jeśli ta wyczekiwana ręka, do gwałtu tylko skora, usunie się, —usta Wasze, miasto wyglądanego przyznania, szyderstwem się tu zetną, oczywista, że Was zostawić musimy nieubłaganym losom, które „chętnych wiodą, a niechętnych porywają". 189 A spostrzeżecie się niebawem, jak wielkie omamienie Wasze, gdy to, co za szczytny cel poczytujecie, okaże się naj-nędzniejszym ze środków. Boć przecie mimo wszelkiego zaślepienia, przyznacie, że nie do Rewolucji, jako Rewolucji wzdychacie, ale do jej skutków, nie do jej rodnych bolów, ale do jej płodnych porodów, do błogich owoców jej żywota, — a więc jej cel po za nią zakładacie. Usiłujecie sprawić Rewolucję, na to tylko oczywiście, aby ona Postęp sprawiła, aby ona sprowadziła to, co za dobre uważacie, ją więc samą, nie za owe upragnione dobro, ale owszem za Złe niezbędne poczytujecie. — Otóż tu zastanówcie się: niema zdradliwszej i przepaścistszej teorji nad teorję niezbędnego złego (malum necessarium). — Pomnijcie, że to ona, u przeciwników Waszych, wyrodziła ów tak zwany machjawelistyczny rozum stanu, (niby przemądry, a przecież w dalszych skutkach nader głupi), który wszelką niegodziwość, wszelki gwałt zadany prawom boskim i ludzkim, wrzekomą koniecznością tłumaczy; — ona Was nawzajem popycha do podobnych niegodziwości i gwałtów, pod pozorem podobnej także konieczności. — A jeśli pojmujecie, że ów skwapliwie przez Was potępiony Rozum Stanu do złego tylko wiedzie, czego najoczywistszy macie dowód na rozstroju losów Europy, powstałym z rozbioru Polski, tego gwałtu nad gwałtami, jakich się kiedykolwiek ów Rozum stanu dopuścił, jakże możecie, jakże śmiecie hołdować sami tak piekielnej potędze! Otóż w tern wszystkiem musi być wielka ułuda, lub obłuda wielka. Bo Złego, absolutnie niezbędnego, niemasz i być nie może na świecie, może być tylko względnie nie zbędne, bądź jako dopiero powodująca przyczyna, bądź jako już spowodowany skutek, (np. kara, jako niezbędne następstwo przestępstwa, i to zawsze pod możnością przebaczenia i zba wienia).         Ale z natury swojej zaprzecznej, ujemnej, Złe jest arcy-zbędne i dlatego wzdychamy do pozbycia się jego, i modlimy się do Boga: zbaw nas od złego. — Gdyby Złe kiedykolwiek mogło być niezbędnem, jakżębyśmy śmieli wznosić podobną prośbę, snać gwałcącą prawa Wszechświata, i niweczącą jeden z koniecznych warunków Stworzenia. W samej więc prośbie, kończącej modlitwę, podał nam Zbawiciel istne zaprzeczenie 190 absolutności złego, i objawił nam, że w złem wszystko jest względne, odnośne i znośne, — co dokładniej i wszechstronniej poznamy, skoro do rozbioru tej prośby przystąpimy. Tu dość wspomnieć, że jak prawdą jest wieczną, „iż niemasz tego złego, coby na dobre nie wyszło", bo Bóg tak umiarkował złe, że prędzej czy później, z większem lub mniejszem zgrzytaniem zębów i pohańbieniem, przecież dobremu służyć, i na dobro przedzierzgnąć się musi,1 i w tern właśnie całą wrzekomość i nikczemność jego najdoskonalej objawił, tak znowu niemniej wieczną jest prawdą, iż w dziedzinach ducha, niemasz tego dobrego, coby bez złego obejść się nie mogło, coby drogą prawą, a nie przewrotną, świątobliwą, a nie święto-kradzką, bogumiłą, a nie bogubluźną, osiągnąć się nie dało. A dalej przewrotność wszelka z natury swojej przez to samo, że jest przewrotnością, przewrócić się musi — To właśnie stanowi w jej własnem łonie, w Złem zbędnem tkwiące Złe niezbędne; — niezbędne względem przewrotności, jako skutek z już założonej przyczyny, acz z domu zbędne, lecz jedno wtedy nieochybne, skoro macica jego powstała; — jak zbrodniarz, wedle głębokiego pojęcia Platona, ujść nie może zasłużonej kary, bo ta kara stała się jego własnem, zasłużo-nem prawem. Niemasz więc tego złego, coby odpokutować się nie musiało, bądź dobrowolnie, a wtedy skrucha kruszy macicę, bądź mimowolnie, a wtedy kara, owa nieubłagana Nemezys, trop w trop za przestępstwem spieszy. Otóż, jak w zakresie życia prywatnego i obyczajach społecznych doszliśmy już do przekonania, że nietylko wiekuiste zasady moralności, ale nawet docześniejsze względy roztropności, i prawdziwego utylitaryzmu zalecają nam trzymać się w sprawach codziennych drogi honoru i uczciwości, albowiem ta droga najbezpieczniej wiedzie, i końcem końców najkorzystniej się wypłaca, jakkolwiek ów honor i uczciwość z rachuby, stokroć mniej u Boga popłacają, — jak niemasz dziś żadnego kramarza, któryby nie wiedział, lub zastanowiwszy się szczerze nie uznał, iż oszukaństwem sam się na końcu 1 Patrz znowu wyznanie Mefistofelesa u Goethego: Ich bin ein Teil von jener Kraft, Die stets das Bose will, und stets das Gute schafft. 191 oszuka, a pracą i skrzętną zarobkowością najdalej zajdzie, i zbogaci się, — tak też nadszedł już czas przekonania się, że w sprawach Stanu i w wielkich ruchach ludzkości nietylko wiekuiste prawa Wszechświata, nietylko Sprawiedliwość i Opatrzność wieczna, ale też najdocześniejsze i najdotykalniejsze względy uczą nas unikać manowców gwałtu i przewrotności, choćby na pozór krótszych i wabnych, a trzymać się prawego gościńca. Socjalizm nieskuteczny, bo bezbożny. A teraz Wy, którzy dzisiaj pięknego nazwiska Socjalistów nadużywacie, choć Socjalistami jako żywo nie jesteście, ilekroć knujecie na Społeczeństwo zamach mieczem i pożogą, nie zaś duchem i miłością nadwerężone Społeczeństwo naprawiać myślicie, — Wy, tak zwani Socjaliści czerwoni, posłuchajcie! Gdybyście w rzeczywistości byli, czem się mianujecie tobyście właśnie Społeczeństwo budowali, a nie gorszyli, bądź przykładem, bądź zasadami. Lecz skoro bądź myśli, bądź życie Wasze anty-socjalne, jakże Wam może Społeczeństwo zaufać? Jakże ma szukać w korcu oczywistej trucizny, ździe-beł wątpliwego dla niej lekarstwa? Gdzież uprawnienie Wasze, gdzie pragmatyczna sankcja Waszej Socjalności? Byłci czas, gdy Was odróżniano słusznie od ślepych komunistów lub zapamiętałych demagogów, był czas, gdy śród znikomych błyskotek teoryj Waszych, dopatrzywszy się wiekuistych błysków, cieszono się skarbami przeczuć i domysłów, acz niedojrzałych, acz dziwactwami zagmatwanych, które w dążnościach Waszych obfitowały. Stanowiliście wtedy szczupły ale zwarty, a dobrą myślą ogrzany orszak, zabierający się do budowania, a nie wywracania, a chociaż świat na przodków Waszych miotał pośmiewiska, i nadziejom ich sowicie urągał, wyście nawzajem mieli prawo uśmiechać się na te urągowiska. — Bo kędykolwiek kwitnie dobra wiara, dobra myśl, lub dobra wola, tam prędzej czy później na poszanowanie zasłuży i prędzej czy później owocem się ubłogosławi. Lecz dziś, zawarłszy sojusz z niszczycielami, których niegdyś tak trafnie sami gromiliście, wytykając im otchłań, 192 w którą sami wpadali i społeczeństwo wciągali, — przyj ąwszy ich barwę, wzamian za podzielone z nimi nazwisko, — pisząc się tymczasem na ich środki, w mylnej nadziei, że oni pisać się będą na Wasze cele, słowem, zapadłszy w nich, choćby mimowolnie, snać w przeczuciu, że oni znowu zapadną w Was, choćby mimowiednie, — sądzicie, żeście rozmogli się w potęgę, lecz jakżeż odbiegliście od cnych a niewinnych marzeń Ojców Waszych! Jeśli sądzicie, żeście przez to wzmogli, okropnie się mylicie, boście samych siebie odstąpili. „Odchyliwszy społem stali się niepożytecznemi". Języki Wasze niegdyś do podziwu naiwne, stały się chytre jako węża zwodziciela, usta Wasze, niegdyś do życia wołające „stały się „otwartym grobem, pełnym przeklinania i gorzkości, a jad żmi-„jów pod wargami ich", a drogę pokoju opuściwszy „skurcze-„nie i bieda, spustoszenie i starcie na drogach Waszych, „a nogi Wasze spieszą tam, gdzie wylewa się krew".1 —.A na znak nieomylny złowrogiego przeobrażenia, daliście sobie narzucić czerwoną chorągiew, aby nad głowami Waszemi powiewała. snać zapomnieliście co napisano: „O jako śliczne „i wdzięczne są nogi opowiadających pokój, zwiastujących „dobra i Pocieszenie i wołających Bóg Twój króluje".2 I zaprzaliście się siebie samych, boście niegdyś ku temu się kwapili, boście się sami, jużto za Kościół, jużto za Rodzinę poczytywali, jużto znowu obiecującem mianem demokratów Pokoju chlubili, a zgoła wszędy do zgody, do zjednoczenia, do harmonji wzdychali, i dobra bez goryczy ani jadu zwiastowali, i jakoby duchem pędzeni, częstokroć na oślep ku wielkiemu Pocieszeniu i królestwu Bożemu kroczyli. — O        czemuż, miasto poddawania pod niezawodną próbę ducha publicznego niepokalanych jeszcze, a w dobłyski boga tych marzeń Ojców Waszych, w której to potężnej próbie ulotniłoby się co wiotkie a dziecinne, a tem samem znikome albo też nikczemne, a oczyszczałoby się co ważkie a mężne, a tern samem cne i wielebne, — czemuż, miasto wiązania się między sobą węzłem narodowo-religijnym w jawne i wie lebne ligi, w konfederacje dobra, publicznego, i działania na 1        Rom. III. 12.—18, ί Psalm V. 11. IX. 7. (X. 7.) CXXXIX. 4. (140. 4.) Isai LIX. 3—8. 2 Rom. X. 15. Isa. LIII; 7. Nahum I. 15.  193 Społeczeństwo potęgą publicznego ducha, jęliście nurtować jak krety, i tajemnemi knowaniami podkopywać społeczną budowę? Czemuż czyhając zapamiętale jakby na upatrzoną pastwę, oddajecie się sami, lepiej od Was, lecz na Was samych czyhającej policji? — Samochcąc się marnujecie i gonicie za marnościami, a odbiegacie właśnie od śledzenia i roz-krzewiania tego, coby świat uzdrawiać mogło. O Bracia, gdyby Wam istotnie o wcielenie w Społeczeństwo Słowa Zbawienia chodziło, obralibyście sobie za wzór pierwotne związki Chrześcijańskie, owe bogobojne i braterskie Agapy, na wzajemnym obowiązku, na wspólnej pomocy oparte, a tern samem silniejsze od wszelkich spisków i knowań,1 — które, jeśli staremu Rzymowi sprostać umiały, zaprawdę i naszemu światu zdołałyby poradzić, a jeśli w samem łonie Kościoła ustały, w miarę jak Kościół świeckiego ramienia dostąpiwszy, na świeckim jął się opierać ramieniu, odżyją na nowo i z martwych powstaną w świeckiem Społeczeństwie, gdy toż nawzajem na Ojca Naszego oprze się ramieniu. Ale skoro, mimo godła braterstwa, nie ufacie w Ojca naszego, który jest w Niebiesiech, chcąc jedni bez Niego, drudzy wbrew Niemu sami sobie poradzić, przeto nie dziw, iż braterstwo tylko na uściech Wam kwitnie, i Ojca tego jakby z umysłu się pozbawiając, sami sierociejecie. A wtedy zdarza się najpobożniejszym między Wami tern mocniej narzekać na to osierocenie, i szemrać, że Was nie pociesza, że Parakleta odmawia, że z Królestwem swoim ociąga się, — niebaczni, jakbyście go sami nie krzyżowali i nie martwili, samych siebie nawzajem martwiąc i krzyżując! — A tą obojętnością względem Ojca naszego, która jest obojetności względem braci macicą, lub tern szemraniem przeciw Niemu, który jest tylko wzajemnego krzyżowania się między sobą wykładnikiem, opóźniacie od pokolenia do pokolenia, jak ów niesforny a za-pomny lud Mojżeszowy, dostąpienia Dziedzictwa i wkroczenia do tej Ziemi obiecanej, od której nas bodaj czy co więcej, jak wąski Jordan jeszcze przegradza. Bo wiedzcie o tern, że ów wyglądany Stan społeczny, doskonalszy od wszelkich przebytych w historji, ów stan 1 Origenes adv Cels. I. 13 194 harmonji i zgody, o którym marzycie, a do którego przed Wami wzdychały już wieki, niczem innem nie jest, ani być nie może, jedno obiecanem Królestwem Bożem, którego Ziemia Chananeńska była materjalną, Kościół zaś Chrystusów moralną figurą; które to Królestwo osiągnąwszy, wszystko zkolei otrzymacie w dodatku, albowiem ono jest Spełnią losów ludzkości, Spokojem i Radością w Duchu Świętym; — lecz jeśli omijacie je, lub o co innego pobocznie ubiegacie się, oczywiście, że niczego nie osiągniecie. Boć sami nieraz uznaliście, iż cokolwiek kunsztowne po ludzku, niebawem marność swą zdradzi i runie, a co po Bożemu naturalne, ostoi się i rozkrzewi. — Nie błądźcie więc w drodze ku niemu, ani ustawajcie w usilności budowania go, bo wszelki obłęd lub zwątpienie przewlecze tylko cierpienie na puszczy, a wszelkie próżnowanie pozbawia nas Zbawienia, — a nadewszystko nie tuszcie sobie, że je zdobędziecie bezbożnie.. Bo jeśli samo dopuszczenie lekkiego zwątpienia starczyło do zatrzymania Mojżesza u progu Ziemi obiecanej, cóż dopiero istne świętokradztwo, cóż dopiero gwałt zadany najświętszemu dziełu. A jeśli znowu, jak owi niespokojni a powierzchowni uczniowie Zbawiciela, gorszycie się zbyt długiem ociąganiem się Pańskiem, a zwątpiwszy w nieomylność i prawość wskazanej przez Niego drogi, uchylacie się od pracy, a puszczacie się na niebezpieczne manowce, w nadziei napadnięcia skróconą drogą na Królestwo Boże, cóż dziwnego, że na tern bezdrożu, zapadacie owszem co chwila w jamy „książę-cia tego świata", i o potęgę jego rozbijając się, z coraz większą odpierani stratą, coraz głębiej w bezdenną rozpacz grążycie. Albo znowu kusicie się o zrywanie owocu z drzewa Żywota, zanim ów owoc dojrzeje, który miasto przeznaczonej słodyczy i pożywności, tylko kwasem i goryczą złudzenia Was obdarza, — a wtedy oczywista, iż pozbawiacie się samej skuteczności owocu, który Wam w ręku marnieje. Dla braku odrobiny cierpliwości i czasu, skazujecie się sami na stokroć większe przedłużenie cierpienia, albowiem pominąwszy właściwą porę, udaremniacie podjęte prace, i nowej Wam pory oczekiwać potrzeba. 195 O upamiętajcie się bracia, póki i dla Was nie zabrzmi złowieszcze słowo „zapóźno", którem w obec przeciwników hojnie szafujecie. Ufajcie w Ducha Świętego, który co wielebne wywielbi, bierzmem swojem podparłszy, a co w sobie nikczemne uzni-komi, samemu sobie zostawiwszy. Bądźcie „duchem pałający",1 a nie pożądliwością żadną, bo ta Was samych zawiedzie, — i nawróćcie się. Nawróćcie się, zanim gorzko spostrzeżecie, żeście się stali, niekoniecznie w życiu przyszłem, (jak owi przeciwnicy), ale już w obecnem, omamionymi omamicielami. Bo jeśli się nie upamiętacie, chcecież wiedzieć, co się Wam najsmutniejszego zdarzyć może? Zaiste, nie to jeszcze, abyście ze złudzenia na złudzenie bezustannie strącani, o sterczące kamienie rozpaczy rozbijani, po jednemu ginąć mieli marnie, — bo wtedy, odniósłszy, jeśli nie zwycięztwa to męczeństwa palmę, myśli Wasze w tern, co mają wielebnego, przeżyłyby Was samych, i odżyły w niebawnych potomkach, przekazawszy im i wiarę niezachwianą i nadzieję nietkniętą i miłość nieprzesądzoną. — Lecz najsmutniejsza, tak dla Was, jak dla świata, byłaby chwilowa wygrana, — to właśnie, czego najgoręcej pragniecie, ku osiągnięciu czego wszystko stawiacie na kartę, — żeby się Wam zamysły Wasze na chwilę udały, żebyście osiągnęli przypadkiem, igrzyskiem rozigranych przez Was losów, upragnioną władzę. Bo wtedy dopiero jedno z dwojga: albo nie wiedzielibyście znowu co z nią począć, jak to już z dawien dawna i za świeża widziano, i jak to jeden z Was z naiwną głębokością na przyszłość zapowiedział, boście ani Wy w tej chwili do władzy nad światem nie dorośli, ani świat do Waszej władzy nie dojrzał; albo też, co gorsza, chcąc niby ratować cześć własną od tak dotkliwego bankructwa, jęlibyście się na ślepo zaprzecznego działania, i chcąc opierające się Społeczeństwo gwałtem nawracać, niebawem sprawionemi gruzy sami przywaleni, a wywołaną przez własną reakcję, naturalną reakcję do szczętu przygnębieni, miasto Dnia do którego wzdychacie, pogrążylibyście siebie i świat nasz cały w ciemność drugiej Nocy, z którejby już nie latami, ale pokoleniami, bodaj czy nie wiekami wydobywać mu się przyszło. 1 Rom. XII. 11. 13* 196 A tak odpychając znowu na długo nadchodzące Pocieszenie, a ociąganie się Pańskie bez miary przedłużając, zmartwilibyście wszystkie wierne, oziębili wszelką miłość, i nieomal samą nadzieję pozbawili nadziei. XIV. Tęcza przymierza. „A jeśli sól zwietrzeje, czemże solona będzie? Ninacz „się więcej niezgodzi, jedno, aby była precz wyrzucona y podeptana od ludzi".1 Otóż moglibyście być solą ziemi, jako działacze i bodźce prawego Postępu, jako podżegacze i doprawiacze zbożnych świata żywiołów, — moglibyście być „światłość świata... a nie „zapalają świece y kładą jej pod korzec, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu".2 Tymczasem czemżeż jesteście? Oto Jezuitami postępu. — A o cóż się najmocniej ubiegacie? O urząd Inkwizycji doczesnego Zbawienia. Jak owi wrzekomi Towarzysze Jezusa użyli i nadużyli najświętszego imienia na ziemi, aby anty-jezusowe przeprowadzać zamysły, nie troszcząc się bynajmniej o świętość środków, byle niby-świętych dostępować celów, a niepomni przykazania Mistrza, nie wahali się schować światło pod korzec, i pychą natchnieni, zamyślili świat opętać, sami duchowi niewoli opętać się dawszy, — tak i Wy, których przywłaszczone nazwisko Zwolennikami Społeczeństwa mianuje, ubliżacie wiążącej Was nazwie, hołdując owszem rozwiązłości, i mimo tylokrotnych napomnień Mistrzów Waszych nie wahacie się per fas et nefas rozrywać świat i religję jego miasto religowania, a nie wzdrygając się przed rozswawoleniem świata, sami w złowieszczą plątacie się swawolę, której niechybnem ujściem niewola. A zewnętrznym nawet znakiem zdradzając pomimowolnie „czyjego ducha jesteście" jak tamci wdzieli na się Czarność, szatę ciemnoty i nocy, po której i brudu nie rozeznasz, tak i Wy przybraliście- sobie Czerwień, barwę krwi, onego „arcy 1 Matth. V. 13 2 Matth. V. 14, 15. 197 dziwnego soku" którego łaknie „duch wiecznie przeczący",1 snać znawca tego, czego mu jeszcze do dzieła zgorszenia potrzeba! Zaiste, jak w Zgromadzeniach Loyoli lub Dominika zakwitały nieraz chrześcijańskie cnoty, i do dziś dnia krzewią się uwielbienia godne zasługi, mimo czarnej kaźni, która je od wieków zaległa, — tak i w Waszych pałających a okopconych kuźniach potomność nie przeoczy szlachetnego kruszcu, mimo czerwonej rdzy, która go pożera, — lecz sąd jej ostateczny tak na Was, jak na tamtych będzie surowy, albowiem kłamiecie sobie i Społeczeństwu, równie jak tamci sobie, światu i Zbawicielowi skłamali. Nareszcie, jak z pomiędzy tamtych, — zaiste nie wszyscy, ale już dość smutno, że mogło się znaleść kilku opętańców, — pałając świętokradzką chęcią zbawienia ludzi i społeczeństwa kąpielą ognistą, nie waha się dzisiaj wzdychać bądź wyraźnie, bądź domyślnie za nowem rozdmuchaniem stosów Inkwizycji, tak znowu z pomiędzy Was, — także niewielu, ale niestety niektórzy, pałając równie świętokaźną myślą sprawienia krwawej łaźni opierającemu się Waszej naprawie Społeczeństwu, nie wzdryga się wzdychać bądź tajemnie, bądź jawnie za nowem rozmachaniem noży hajdamackich, bądź katowskich noży. A jak w jednym, tak w drugim obozie znaleźli się tacy, którzy wojnę domową, wojnę bratobójczą ogłaszając za „świętą" nie wahają się, te posły potępienia, sromotę swych czarnych i czerwonych chuci pieczętować bluźnierstwem, z Boga się wywodząc, i Boga biorąc na świadki świętości zamiarów i przekonań swoich. „Kto z Boga jest, słów Bożych słucha. Dlategoć wy nie słuchacie, iż z Boga nie jesteście".2 — Bo gdzieżeście kiedykolwiek słyszeli, o Czarne i Czerwone duchy, aby Bóg chrztu ognistego lub krwawego na zmazanie grzechów świata wymagał? Ogień i krew wywielbił Bóg i podniósł do najwyższych potęg w anorganicznej i organicznej naturze, zaiste nie na to, by martwiły i karały, lecz na to, by życiem obdarzały, a więc nie 1        Patrz w Fauście Goethego nader głębokie wyznania Mefistofelesa o istocie ducha wiecznie zaprzeczającego i szczególnem jego do krwi na bożeństwie. 2        Joan. VIII. 47. 198 na rozpustę i przelew, ale na życiodajny rozwój i przepływ. — A jako warunki i środki zbawienia postanowił dwa lepsze chrzty po sobie idące, i pokolei zbawienia ludzkości dokony-wające, — chrzest z Wody i z Ducha;1 — jednym już obdarzeni, za drugim wzdychamy. Ktokolwiek tedy chrztem z ognia albo z krwi, myśli obmyć grzechy świata, czyja politowania godna duma nie wzdycha do innego dostojeństwa, jedno do urzędu bicza lub kata Bożego, czyje czoło nareszcie tak dalece wytarte, iż ubiega się samochcąc za piętnem potępienia, pogardzając bierzmem potwierdzenia, niechaj wie, że folgując tak pysznym chuciom, występuje z wszelkiego zakonu Bożego, idzie z samym Bogiem w nadaremne zapasy, jak owe strącone anioły, dufające w mądrość „świa-tłonośnego" Wodza, — że więc zaciąga imię swoje w poczet imion owych ziemskich czartów, Falarysów, Apollodorów, Pizy-stratów i Domicjuszów — Sullów i Marjuszów, Neronów i Domicjanów, Attylów i Dżengischanów, Torquemadów i Albów, Robespierów i Maratów, Żeleźniaków i Szelów, słowem obok wszelkich imion, które, choćby im nawet Duch Śty przebaczył, przecież w czarnem Pandemonjum Ludzkości, wyżej lub niżej na wieki wieków zapisane, przed jednem chyba w sromocie wespół karleją imieniem, przed imieniem powołańca i wybrańca, powiernika a przeniewiercy, winowajcy nad winowajcami, przed imieniem zdrajcy Judasza. „Bo mądrość ciała jest śmierć, a mądrość Ducha żywot „y pokój. — Gdyż mądrość ciała, jest nieprzyjaciółką Bogu, „bo nie jest poddana zakonowi Bożemu, albowiem ani może."2 A na posłuch takich obrzydliwości znajdują się niestety między nami miękkie, bawełniane duchy, które niewczesne pobłażanie za roztropność lub wyrozumiałość poczytując, wołają: „To tylko szaleńcy, zapaleńcy, mając oni w części słuszność, „jedno za daleko celują, za mocno nabijają i dlatego nigdy nie „trafią. — Zresztą zdrowiej myślą, niż w gorączce prawią, „a gdyby do czynu przyszło, jeszczeby o wiele poza myślą „pozostali". O        Bracia, strzeżcie się pobłażać tak łagodną mową (bądź szczerą, bądź tylko ostrożną), niecnym bezczelnościom, 1        Marc. I. 8. — Act. I. 5. 2        Rom. VIII. 6, 7. 199 które owszem tern żarliwiej mieczem Ducha ścigać należy, im bardziej pragniemy wszelkiej miecza cielesnego uniknąć potrzeby. — Tylko niedołęztwo przegląda, pobłaża i niby przebacza, czyhając na sposobność tern twardszego skarcenia; — silna zaś miłość zaziera w oczy wszelkiej obłudzie, poskramia ją zgóry, a poskromiwszy, dopiero przebacza. — Nie tyle ów zatruwa społeczeństwo, kto jadem częstuje, ile ten, który zdradnem przyzwalaniem przyjęciu jego pochop daje, a dwuznacznością sądu, rozkrzewianiu jego pomaga. Kto w zapale wybuchłej już walki, lub nawet w upojeniu z odniesionego zwycięstwa, krwawą wyrządza krzywdę pognębionej braci, ten zaiste popełnia grzech wielki przeciwko Synowi Bożemu, który nam darowanie uraz i miłowanie samych wrogów zalecił, i od dopełnienia tego warunku w tern życiu, odpuszczenie win naszych, jeśli nie w tern, to w tamtem życiu zawisłem uczynił; — ale kto w jednej z owych uroczystych chwil dziejowych, gdzie wrząca już walka dopiero się w wnętrznościach społeczeństwa gotuje, a cząstkowemi wybuchy zwiastuje dopiero żarliwość, w jaką jest brzemienna, w chwilach rzadkich, krótkich, a niepowrotnych, gdy odwrócić jeszcze można, co później pohamować się nie da, kto wtedy słówka w bawełnę obwija, kędy bez ogródki rózgą prawdy i sumienia chłostać należy, i daje pochop gwałtownikom porywania za sobą słabszych na duchu, ten zaprawdę dopuszcza się grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, grzechu, na który, jak wiadomo, „ani w tym wieku, ani w przyszłym" niemasz odpuszczenia.1 Nie wahajcież się więc, bracia dobrej myśli rozgłaszać przed tymi, „którzy mają rogi podobne barankowym, a mówią jako smok,"2 w jakimkolwiek ujrzycie ich obozie i w czyjekol-wiek ubiorą się pierza, że nikt na ziemi nie otrzymał prawa użycia sromotnego gwałtu pod pozorem narzucenia Zbawienia, ani też nie ociągajcie się wyznawać wszędy, bądź w bezpiecznej, bądź w niebezpiecznej godzinie, że wszelka żądza gnębienia i zaprzeczania, że wszelka myśl potępienia i wytępienia, słowem, że wszelkie czarne i czerwone chuci, jako z królestwa Ciemności rodem, do jasnej Chwały Królestwa Bożego nie zawiodą. 1 Matth. XII. 32. 2 Apocal. XIII 11. 200 Zaprawdę, zaprawdę, ani Czarni, ani Czerwoni Królestwa niebieskiego nie odziedziczą, i bram jego nie przemogą, owszem kroczącą ku nim Ludzkość w spiekotach pustyni zatrzymają i o głód Ducha przyprawią. Bo to Królestwo niedostępne żadnemu skażeniu,1 — a jeśli samo zwątpienie wstrzymać nas u wrót jego może, cóż dopiero zgorszenie; — a bramą do niego jest Tęcza przymierza, jasna i czysta jak miłość, wszechwdzięków pełna, jak oblicze Błogosławionej między niewiastami. Ta ślubna przepaska między niebem a ziemią, ten Boży znak pojednania i przymierza, to podobieństwo chwały Bożej, jest też symbolem pojednania naszego na ziemi. — Tó nasze godło skojarzenia, godło Pokoju i Pociechy, bo kojarzy w sobie wszelkie barwy i wszystkie świata świetności i jedną przez drugą miarkuje, i rozmnaża je z siebie bezliku ani granicy, a żadnej nie wyklucza, żadnej nie potępia, bo też bez żadnej obejść się nie może. Owszem dowodzi każdej, iż jedna żyć nie może bez drugiej, że każda wywołuje swą do-pełnicielkę, (bo jak spełnia wszechtonów, tak i spełnia wszech-barw stanowi dopiero harmonję), — że te siostry potrzebują siebie nawzajem, i w siebie zachodzą i stapiają wszystkie w jedno, jakoby w biel opalową. I znowu wydobywają się pokolei, to spojrzenie szmaragdowe nadziei, to niebieskie skrzydła miłości, to złotolśniące błyski wiary, słowem wszelkie pryzmatyczne dziwy, które są jakoby cieniami, nie ujemnemi, lecz dodatnemi, nie pozbawio-nemi światła, lecz owszem światłem przepojonemi, w samem świetle tkwiącemi, i toż światło spełniającemi, — z których każdy ma osobny urząd, właściwą sobie cnotę i powab właściwy, a wszystkie spływają spólnie w światło Dnia białego. W tern godle Pojednania wszelki duch osobisty odkryje promień sobie właściwy, radować mu się będzie bez nastawania na bratni, — i pod tą wszechbarwną, a nie bezbarwną ani jednobarwną chorągwią Skojarzenia wszelki Duch Narodowy zachowa zrosłe z nim kolory, nie potrzebując się ich ani wyrzekać pod uciskiem obcych, ani też zamazywać pod szarym pędzlem jednolitego kosmopolityzmu. 1 Porównaj I. Cor. XV. 50 201 Jak Harmonji żadnej być nie może w pojedyńczym tonie, tak też zgody i spólni niemasz w pojedyńczej barwie. Bo nie pojedyńczości, ale pojednania wymaga wszędzie Życie; — do pojedyńczości sprowadzone marnieje, do pojednania podniesione ożywia się dopiero i spełnia.1 O        Wy wszyscy, którym szczerze o polepszenie idzie, ale którzy daliście się zgorszyć zwątpieniem lub niecierpliwością, (pomnijcie na Mojżesza umierającego u progu Ziemi obiecanej, za chwilę zwątpienia), odrzućcie precz od siebie czerwoną chorągiew zgorszenia, a rozwincie niepokalaną a wszechświetną tęczową chorągiew Zbawienia! Bo póki czerwonej precz nie ciśniecie, a nie rozwiniecie tęczowej, póty też świat przerażać i odrażać będziecie ale pocieszyć go nie potraficie. Bo Czer wień znakiem zgrozy i boju, — tęcza znakiem Pocieszenia i Spokoju.2 Krwawa zorza na niebie zwiastuje same wichry i burze, tęcza zaś ociera uronione łzy nieba, przywraca mu świetną a spokojną niebieskość, a zstępując na zroszoną temi łzami ziemię, zapowiada na niej Zgodę i Pogodę.3 Precz więc z krwawą zorzą, złowieszczą północnego bieguna opończą, witaj niebiański gończe wszechświetny łuku pojednania! Tęczo przymierza, Boży znaku Pocieszenia, pocieszywszy już raz Ojca Noego po najstraszliwszym kataklizmie przy 1        Już trójkolorowość była poniekod przybliżeniem do tęczowej wszechbarwności, lecz jak wszelkie przybliżenie pozostała ledwie połowiczną. Aliści zapal, z jakim ludy powitały owo półśrodkowe przybliżenie, daje nam miarę utęsknienia, z jakim wyglądają spełnienia zaświtu, onego znaku Po ciechy i Przymierza. 2        W Piśmie Św. tęcza zwykle nazywana „Bożą". Gen. IX, 13, 14, 16, 17, znakiem pojednania i przymierza — to podobieństwem chwały Bożej. — Mitologja litewska mianowała tęczę wyraźnie Pocieszycielką, Linxmine, którą władzca Wszechświata Pramżimas zesłał na ziemię po nawiedzeniu jej po topem. (Patrz Td. Narbutt, dzieje starożytne narodu litewskiego, tom l, p. 3. Wilno 1835. Czerwoną zaś zorzę uważali północni Słowianie za oznakę walki Duchów zmarłych, w powietrzu bój wiodących, i po dziś dzień wołają Ło tysze i Litwini: Johdi kaujahs albo kurru łauszku dwech seles kaujahsy duchy powietrzne, duchy poległych bohaterów biją się. Patrz Narbutt p. 124. Hanusz 273. 3        Apocal. IV. 3. — X. I. Anioł, który przynosi pokój Boży, uwieńczony tęczą.     202 é rodzenia jakiego ród ludzki zapamięta, — pociesz nas znowu co rychło, — umiarkuj złowieszczą czerwień, przyjmując ją w siebie i podnosząc do godności królewskiej purpury i szlachetnego amarantu, pokrzep nas magnetycznym promieniem twego fioletu, oświeć złotolśniącym blaskiem, — daj nam znać niebieskiem twojem obliczem, a „smaragdowem spojrzeniem,"3 że się udało ludziom dobrej woli odwrócić najstraszniejszy kataklizm Społeczeństwa, którem zapamiętałość i rozpusta zgóry i zdołu jakby na wyścigi nam grożą. A jeśli obecne pokolenie już tak dalece skażone, iż nieskazitelności barw twoich znieść nie zdoła, jeśli nieodzownie oddane na pastwę złej Woli, — matce dwojga bliźniąt nieprawego łoża, Swawoli i Niewoli, a marnotrawnej macosze Wolności, — o niebieska duko,2 nie opóźniaj przynajmniej zejścia twego choć na syny nasze niewinne Ojców przestępstwa, — a przecież marnotrawstwa ich nieszczęsne dziedzice, XV. Końcem obecnego przesilenia klęska lub błogość.— Drogi zbawienia. Aliści cała rzesza Czerwonych odzywa się w ten sposób: „To wszystko złudzenie i majaczenie, może poczciwe." Któżby z głębi duszy nie pragnął, by się obeszło bez „wszelakiego zgorszenia, ale któż tak dalece ślepy, by nie „widział, iż się obejść nie może. Wszeteczna i obrzydliwa jest „Społeczność nasza, to zaprzeczeniu nie ulega, jakżeż jej nie „wywracać, aby lepszą zbudować? Lata i wieki cierpieliśmy, „wzdychali i wyglądali pociechy, a przecież zgoła żadna nie „zajaśniała. Wszechwładne chwile, cudowne sposobności z rąk „upuściliśmy zbytkiem wspaniałomyślności. Przebaczaliśmy „bezustannie w nadziei poprawy, ale Społeczność nasza, owa „wszetecznica, tylekroć na sprośnym uczynku schwytana, grzeszyć nie przestawała, raczej dobroduszności naszej urągała. „Nadszedł dzień ukamionowania. Prawa boskie i ludzkie na-„kładają na nas ten najświętszy obowiązek!" 1        Apocal IV. 3 2        Starosłowiańska nazwa tęczy, czczonej też u Litwinów pod nazwą kilpinis dangans i u Finnów pod nazwą Tairaucaari (arcus coelestis). . 203 A zasię nie będzie im dana odpowiedź inna, jedno ta, którą dał Jezus doktorom i Faryzeuszom Zakonu, kuszącym go względem cudzołożnej niewiasty: „Schyliwszy się na dół, „pisał palcem po ziemi. „A gdy nie przestawali go pytać podniósł się i rzekł im: "Kto z Was bez grzechu jest, niech na nią pierwszy rzuci kamień.1 „A zasię schyliwszy się, pisał na ziemi. „A usłyszawszy, jeden za drugim wychodzili, począwszy „od starszych: i pozostał sam Jezus, a niewiasta w pośrodku „stojąca. „A podniósłszy się Jezus rzekł jej: Niewiasto, gdzież są „co na Cię skarżyli? żaden Cię nie potępił? „Która rzekła: Żaden Panie! A Jezus powiedział: I ja „Ciebie nie potępię. Idź a już więcej nie grzesz."2 O Społeczności nasza, prawda żeś była nieraz grzeszna i sromotna, — ale gdzież podzieli się ci, którzy na Cię najgłośniej oskarżenia miotali, gdy ich wezwano, aby pierwszy cisnęli na Gę kamień? Wynieśli się po jednemu... Idź więc w pokoju, — ale więcej nie grzesz! A Wy, zawstydzeni oskarżyciele niewstydliwej niewiasty,, pracujcie naprzód nad sobą, byście się stali godnymi ciśnięcia na nią kamieniem. Pod tym tylko warunkiem prawo to otrzymacie. Zaiste nie zechcecie walczyć o palmę uporu z Faryzeuszami Zakonu, jedno jak oni wyniesiecie się po jednemu, dosłyszawszy warunku domaganego prawa, — a jeśli dopeł-niwszy go powrócicie nazad, — bądźcie pewni, że nierządnicę zastaniecie już porządną! Nikt Wam nie przeczy, że grzeszyła wiele i po dziś dzień wielce grzeszy, lecz umiała też kochać nie pomału, a przez to wiele jej przebaczonem będzie. Grzesząc nieraz głową, pokutowała sercem, a gdy leniwiało jej lewe ramię, prawe tern silniej pracowało. Głęboka to miłość natchnęła jej sprawy cne i pobożne, wszelakiego rodzaju i dążności najrozmaitszej, bądź Magdalenowe i Teresowe, bądź Joanowe i Jadwigowe, bądź znowu Wincentowe i Franciszkowe, bądź też Washingtonowe i Kościuszkowe. Wy zaś, Faryzeusze postępu, wejdźcież sami w siebie i zważcie, azali od czasu, jakeście się stali faryzejskimi 1 Deut. XVII. 7. 2 Joan. VIII. 3—11. 204 Pisarkami i Doktorami „Wolności, Równości i Braterstwa, „albo śmierci," — kochać zgoła nie zapomnieliście? Zagrzejcież tedy serca, a ostudźcie raczej mózgi Wasze, bo Wam się tli i kopci, kędy jasne promienie wyrabiać się winny, a natomiast lodowacieje ognisko, skąd wszelki cieplik życia pochodzi! A nie sądźcie, abyśmy dla1 Was samych wyrozumiałymi nie byli. Owszem, nie Wam samym przypisujemy całkowitą winę tego wyrugowania miłości, lecz podzielacie ją z przeciwnikami Waszymi. Bo Wam nie zatyło serce jak tamtym, którym dziś dobrze na świecie, ale owszem schudło, w goryczy zakisło, zatruło się cierpieniem. Przez to właśnie, „że w około rozmnożyła się nieprawość, oziębła też miłość wiela."1 Ale zastanówcie się bracia, azali to nie jest najsmutniejszy z zapowiedzianych znaków końca.2 — Niczem jeszcze wojny „i wieści o wojnach. Patrzcież, abyście sobą nie trwożyli, boć „się to musi stać, ale jeszcze nie jest koniec. Albowiem „powstanie naród przeciw Narodowi i Królestwo przeciw Króle-„stwu, i będą mordy i głody i drżenia ziemi po miejscach. A to „wszystko są początki boleści,"3 — a tych początków zasię doznaliśmy już niemało. Ale gdy po udręczeniu, zabijaniu i znienawidzeniu,4 po zgorszeniu i zdradach,5 po wystąpieniu szalbierskich proroków i uwiedzeniu mnogości,1' słowem po rozmnożeniu wszelkiej nieprawości oziębnie miłość wiela, o bracia, to już jeden z ostatecznych znaków, i już tylko „kto „wytrwa aż do końca, ten będzie zbawion."7— A po tym znaku już nic więcej nie pozostanie, jedno aby była „przepowiadana „ta Ewangelja Królestwa po wszystkiej ziemi na świadectwo „wszystkim narodom, a tedy przyjdzie koniec.,,8 Ale koniec okropny, — koniec obrzydliwy, „ucisk wielki, „jaki nie był od początku świata aż dotąd, ani będzie."9 1 Matth. XXIV. 12. 2 ibid 13. 14 3        ibid. 6. 7. 8. 4        ibid. 9. 5 ibid. 10. 6 ibid. 11. 7        ibid. 12. 13. 8        Matth. XXIV. 14. 9 ibid. §§ usque ad 21. 205 Gorzej niżeli za dni rozpadającego się Rzymu, wściekłość ogarnie stolice państwa, porwie ludy i narody, i wybuchnie potworniejsza stokroć wojna, niżeli owa, której dziejopis rzymski nawet nazwać nie umiał, bo „juźci ani domowa, ani społeczna, ani też zewnętrzna, a przecież wyglądająca na jakąś „bezecną mieszaninę, jakiś spólny zlepek z tych wszystkich, i na „coś więcej niż wojna."1 A dlaczego stokroć gorzej? — Nietylko dlatego, aby się spełniły słowa Zbawiciela, iż „ucisk będzie większy niżeli był od początku świata," — bo to byłoby brać skutek za przyczynę, — ale też samo się przez się rozumie, że im wyższe podniesienie świata, tern głębszy, skoro runie, musi być upadek, im większe z góry zasilenie, tern większa obrzydliwość, skoro mimo tego przyjdzie do gwałtownego przesilenia. Nie łudźcie się bracia, ani mylcie, — oto ruchem przyspieszonym pędzimy albo ku najokropniejszym klęskom, albo ku niewymownym, niedomyślanym nawet błogościom! Bo cóż może być błogosławniejszego, jak dostąpić rychło, drogą wolną i dobrowolną, na pociechę Ojcu naszemu i wszech braci naszych, owych przeznaczeń Ludzkości, zaręczonych słowem Bożem, a już przysposobionych w nas samych, i zadatkowanych darami Ducha Świętego, a dostąpiwszy spełniającej się właśnie pełnoletności, wstąpić do onego Dziedzictwa Bożego, zgoto-wanego nam od wieków, a przez Apostoła Narodów jako niezbędną wynikłość Synostwa wskazanego,2 jako przywłaszcze-nie Synów Bożych i jako już nie tylko duszy, ale ciała naszego odkupienie zapowiedzianego, słowem jako „wyswobodzenie z nie-„wolstwa skażenia na wolność chwały Synów Bożych", — czego dopiero posiadamy Nadzieję, — uwielbionego. A cóż owszem rozpaczliwszego być może, jak Ojca Miłosierdzia na Pana Gniewu choćby na chwilę zamieniwszy, Królestwo Boże, już nastające, samochcąc od siebie odepchnąć, i dopiero gwałtem gwałt przegwałciwszy, a udzieloną sobie 1 Caesaris furor atque Pompei Urbem Italiam, gentes, nationes, totum denique qua patebat imperium quodam quasi diluvio aut inflammatione corripuit, adeo ut non recte tantum civile dicatur ac ne sociale quidem, sed nec externum; sed potius commune quoddam ex omnibus, et plus quam bellum, — Florus, Epitome rerum Romanarum liber IV. 2. - Rom. VIII. 17—24. 206 poprzednio majętność marnie rozproszywszy i wszelkiej biedy i wszelkiego skruszenia nie pod miarę doświadczywszy, jako syny zaiste, ale marnotrawne, powrót do Ojca naszego z dalekiej ziemi ucisku i wygnania wypłakać sobie i wymodlić, wołając: „Ojcze! .„ zgrzeszyliśmy przeciw Niebu i przed Tobą; jużeśmy niegodni zwać „się synami Twoimi, uczyń z nas jakoby najemników Twoich".1 Że Ojciec nasz, który jest w Niebiesiech, przyjmie nas nazad do Dziedzictwa swego, że łzami bólu i skruchy oblaną ziemię z niebios swoich, do których ma zaiste święte prawo i obowiązek należenia," nie wytrąci, że owszem „z daleka mi-„łosierdziem wzruszon, ku niej przybieży i przychyli się i oblecze „ją na nowo w pierwszą szatę" i „pierścieniem obdarzy,, i żywot jej naprawi i symfonję i chóry wywoła,3 to nam wyraźnie zaręczył Zbawiciel przedziwnem Podobieństwem swojem, (Parabola), a istnem niepodobieństwem byłoby inaczej przypuścić. Lecz czegóż to dowodzi krom nieskończoności Miłosierdzia Ojca naszego, które bezdenniejsze jeszcze od najbezdenniejszej zaguby, ściga i dościga przepadający świat, jak dobry pasterz zabłąkaną owcę, aż ją znajdzie i na ramiona weźmie.4 — Cóż z tego, że taka „radość będzie w Niebie" nad jednym pokutującym światem, „jak nad dziewięćdziesięcią dziewięcią sprawiedliwych, nie potrzebujących pokuty", czyż to uprawnia świat, by się gubił i ma mu pochop dawać, aby właśnie takiej pokuty zapotrzebował? Wielu z Was uważa ową potrzebę pokuty za nieochybny i nieomijalny warunek. — Gdyby owa niezbędność przebycia pokuty miała być fatalnem prawidłem, nieomijalną koniecznością, nie byłby nam dobry Pasterz objawił, iż jest owszem setnym wyjątkiem wobec dziewięćdziesięciu dziewięciu „nie potrzebujących pokuty". Ale krom tak stanowczego oświadczenia, mogliż-byście taką fatalność z pojęciem miłosiernego Ojca naszego uzgodzić? Zastanówcie się tylko na chwilę. O        jakże Wam daleko jeszcze, byście ku Wolności dojrzeli, jeśli z jednej strony przypuszczacie, iż nieinaczej, jedno fatalnie dostąpić się daje, z drugiej zaś, iż kiedykolwiek gwałtem narzu 1        Luc. XV. 18.—21. 2 Patrz drugą część niniejszego Wezwania: „któryś jest w Niebiesiech". 3        Luc. XV. 20—25. 4        Marc. XV. 5. 7. Matth. XVIII. 12. 207 cić się może, — dwa wierutne fałsze, nawzajem w siebie wpływające, a spólnie Wolności bluźniące! I Wy do Wolności wzdychacie, Wy, którzy nie pojmujecie, iż Wolność wolną być musi, a więc innej konieczności nie przypuszcza, jedno tę, którą sama w sobie mieści, konieczność własnej istoty, aby była i stawała się tern, czem jest, a nie gwałtem sprawioną lub narzuconą, nie tern, czem nie jest, ani być nie może. Rozradują się więc zaiste Niebiosa z powrotu zabłąkanej ziemi, — to wątpliwości nie ulega żadnej, lecz pocóż ma ten świat ziemski przejść przez ucisk i skruszenie, jakiego nie było od początku ani potem będzie, skoro od jego woli zawisło uniknąć go i ominąć? Pocóż ma się stawać synem marnotrawnym, skoro wolno mu zostać prawym dziedzicem? A Wy wszyscy, którzy go w tor zguby popychacie, myślą, mową, uczynkiem lub niedbałością, czemżeż wynagrodzicie ludzkości łzy daremnie wylane i jęki ze zbolałej piersi wydarte? Dlatego, że wielka pokuta jest zawsze możebną, chcecie ją uczynić konieczną! O fatalni Fataliści, kiedyż się opamiętacie? kiedyż zrozumiecie, co jasne jak słońce? O bodajbyście już czynili Pokutę, bo jużci jest za co, nie czekając na więcej. Nie gubcie się gorzej, aby się potem lepiej odnaleźć, a mianowicie nie dufajcie w nieochybne miłosierdzie Boże, i nie spekulujcie zgóry na rozgrzeszenie za popełnić się mające przestępstwa, jak średniowieczni frymar-czyciele odpustów. „Biada światu dla zgorszenia. Albowiem muszą przyjść „zgorszenia; a wszakże biada człowiekowi, przez którego zgorszenie przychodzi".1 Straszliwe bywają kary Boże, ale ze wszystkich bodaj czy nie najstraszliwsza, gdy dopuści potępionemu już za winy bądź obecne, bądź przeszłe, duchowi stać się ślepą sprężyną lub fatalnem narzędziem zgorszenia. Bo wtedy pierwiastek tkwiącej w nim winy, przez się pomnożony, do straszliwej podnosi się potęgi, a sam winowajca staje się piekielną na ziemi potęgą. 1 Matth. XVIII. 7. Jeśliśmy dotąd jeszcze nie pojęli, o ile i w jaki sposób „muszą przyjść zgorszenia", to chyba dopiero przy siódmej prośbie, w której o istocie i warunkach Złego mowa, dokładniej zrozumiemy. 208 A tak owe bicze Boże, choć w danej chwili ślepemi narzędziami wyższego przeznaczenia zdawać się mogą, nie unikają przecież wszelkiej imputacji, albowiem, aby upaść do stanu ślepego narzędzia, musiały już na to poprzednią winą zasłużyć. O Bracia, wejdźcie w siebie, zważcie pobudki, zbadajcie natchnienia Wasze, osądźcie jedni drugich surowo, a siebie samych najsurowiej, i rozważcie, czy który z Was nie staję się, choćby czasem mimo wiedzy, takiem wybrauem między potępio-nemi narzędziem. A na probierczych ku temu nie zbywa Wam kamieniach, — atoli ze wszystkich najpewniejsza dobra wiara, dobra myśl i dobra wola. — Oglądajcie się więc wokoło siebie oględnie, azali Was skąd nie kusi zdrada. „I doświadczajcie samych siebie jeśli jesteście w wierze: sami siebie doznawajcie,... czyście snać nie odrzuceni".1 Lecz jeżeli w rozdartym na dwoje dzisiejszego społeczeństwa obozie, napomnienia te obijają się jako groch o ścianę, jeżeli tak dzierżyciele władzy, jak podżegacze ludu, wespół ślepymi i głuchymi na nie pozostaną, jeśli posłowie Ojca niebieskiego do „Narodów odpornych" zastaną samych „synów „niewstydliwej twarzy, a zatwardziałego serca",2 i głos ich przebrzmi jakoby głos wołającego na puszczy, — o wtedy Bracia biada Wam! biada nam! i po trzykroć biada! Bo Ojciec nasz, który jest w Niebiesiech, a który, acz wielką wyświadczył nam Miłość, iż nas sobie za dziatwę przysposobił, przecież nie przestał ani na chwilę być panującym Panem, ukróci Miłosierdzia, popuści Sprawiedliwości, a wtedy zaświta czerwono ów straszliwy dzień Pański3 który zajdzie w ciemnej dla wielu kaźni, a ponurej dla wszystkich żałobie.4 A nie sądźcie, aby to były znaki ostatecznego Sądu, po którymby już nie było życia ziemskiego, jedno śmierć. Bo naprzód wspomina Prorok starego Zakonu o wielkim ciągu pokoleń, które już nic podobnego nie doznają, i potwierdza to Prorok Nowego Zakonu, mówiąc: „Albowiem naonczas 1        II Cor. XIII. 5.         Ezech. II 3, 4. 3 Malach. IV. 5 Agg. II. 22. 4 Jerem. XXX. 7 Joel. II. 1. 2. 11. Sophon. I. 15. 18.. 209 „będzie ucisk wielki, jaki nie był od początku świata aż do-„tąd, ani potem będzie. „A gdyby nie były skrócone owe dni dla wybranych, „żadne ciało, nie byłoby zachowane, ale dla wybranych będą „skrócone one dni".1 Wybrani Ojca niebieskiego! opowiadacze słowa Pociechy i Życia, Wy, dla których nietylko one dni straszliwe mają być skrócone, lecz przez których ów kielich goryczy odwróconym być może, jeżeli owe domy odporne zdołacie do upamiętania nakłonić, — „gdyż Bóg nie postawił nas ku gniewu, ale ku „nabyciu zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa"2 — spieszcie z głoszeniem tego słowa kojącego i kojarzącego, a uzbroiwszy się w przestrogi i napomnienia Proroków Starego i Nowego Zakonu,3 spieszcie z opowiadaniem, iż niemasz Pokoju bez Skojarzenia, i że nie obaczą dnia pocieszenia, póki sobie wzajemnych zmartwień wespół nie przebaczą. „Niech oni słuchają albo nie, gdyż domem odpornym „są, przecie niech wiedzą, że Prorok był w pośrodku ich".4 — Spieszcie więc z wiązaniem, a nie rozwięzywaniem. Wołajcie już nietylko ludzi, ale i ludy do wielkiej Pokuty i do wzajemnej między sobą Amnestji, bez czego wielkiej Amnestji Bożej dostąpić nie mogą.' „Oto ja Wam poślę Eljasza proroka pierwej, niż przyjdzie „on wielki i straszny dzień Pański. Aby obrócił serce Ojców ku „synom, a serce synów ku Ojcom ich, abym przyszedłszy, nie „skarał ziemię wytraceniem".'1 Bo jeśli jeszcze nie są dość skruszeni, aby natychmiast usłuchali, to przynajmniej tyle u nich wskórać możecie, aby pofolgowawszy wzajemnej zaciekłości i jeśli nie odrazu wielki pokój Boży, to przynajmniej Boży rozejm (treugam Dei) ze sobą zawarłszy, dali czas upamiętaniu i rozpamiętaniu, a otwierając sobie zmysł ku pojęciu i przyjęciu przyszłych rzeczy i liczbę sprawiedliwych rozmagając, gniew Boży rozbrajali. 1        Matfh. XXIX. 21. 23. 2        I. Tess. V. 9. 3 Mianowicie Ezech. i Objaw. Św. Jana. 4        Ezech. II 5. 5        Piąta prośba. 6        Malach. IV. 5. 6. 14 210 ■· Bo zważcie u siebie, iż, w oczach Boga już mała liczba sprawiedliwych wystarcza do odwrócenia gniewu Jego. Albowiem nawet w godzinach surowej sprawiedliwości Miłosierdzie Boże jest niewyczerpalne, i niemasz dowcipu na świecie, któryby sprostał płodności Ojca naszego w wynajdywaniu, przysparzaniu i podawaniu środków ratunku, sposobów i dróg Zbawienia. Wszystkie te środki Wam z daremnej łaski podaje, tylko jednego się nie chwyci, — gwałtem Was nie zbawi, bo takie Zbawienie, mimo woli Waszej, fauste, cudem narzucone, byłoby żadne, — a to chyba Wasza rzecz, ale nie Boża, chwytać się marnych) środków. — Ale gwałtem może Was od dalszego potępienia wyratuje. Bo gwałt z natury swojej tylko ujemny wypadek mieć może, marny do utwierdzenia, dzielny do zaprzeczenia, niedołężny do dostąpienia, potężny do odwrócenia! A taki gwałt i taka kara jest także Miłosierdziem u Boga, — najwyższem nawet w stosunku do zasługi, ilekroć sama zasługa tylko ujemna. DZIAŁ CZWARTY. „Któryś jest w niebiesiech". I. Synostwo Boże zadatkiem dziedzictwa. W objawieniu Chrystusowem po raz pierwszy doszła Ludzkość do pojęcia Boga jako wspólnego wszystkich ludzi Ojca. — Siła wykładaczy rozwodziło się nad szczytnością lub ważnością tego bożego nazwania, siła ich dowiodło, iż we-wnętrzność, serdeczność i ogólność tego miana, wystarczałaby już sama do odgraniczenia pojęć i uczuć Chrześcijańskich od wszelkich zgoła wyobrażeń przedchrześcijańskich. Niemasz więc potrzeby rozszerzania się tu nad tern, co już jest aż nadto znanem i uznanem, — i przestaniemy na wzmiance, iż istotnie owo oznaczenie podmiotowo-moralne, uogólnione jeszcze zaimkiem nasz, (że samo objawienie ludziom tak doskonałego Imienia Bożego) jest rzeczywistym odwrotem i przecznicą oznaczeń przedmiotowo-fizycznych,a zawsze pod pewnym względem ograniczonych i szczegółowych, które były tak Boga starego Zakonu, jako też bóstw Starożytności, udziałem. —        Domyślalić się wprawdzie tak Starożytni jak Starozakonni pewnego Ojcostwa Bożego. Wszakże Jowisza poczy tywano za Ojca Bogów i ludzi,1 (divum hominumque pater), i sam Plato nie mógł dać wyższej definicji Boga, jak mianu jąc go „Stwórcą i Ojcem wszystkiego";2 wszakże Izrael Boga swego częstokroć już ośmielał się Ojcem mianować, w chwi lach zaufania, gdy nie drżał przed nim jako przed Panem (Adonai). — Atoli były to dopiero przyrodzone, przybliżone 1 ΙΙατήο δνδών τε θεών τε. Homer. — Ennius ap. Cicero, de nat. D. II. 2. -        Timaeus (na wstępie). 14* 212 I ograniczone (przenośne) nazwania, bo tylko zmysłowo porównawcze lub szczegółowo, rodowo, pojęte. — Bóg był albo takim Ojcem, jak Natura Matką, (alma parens rerum), — albo też był Ojcem wyłącznie dla Izraela, a ledwo ojczymem dla wszelkich innych ludów. — Dopiero Chrystus Objawiciel powszechnego między ludźmi Braterstwa, powołał też wszystkich bliźnich, powołał nas wszystkiej do stanowczego i spólnego Synostwa bożego, dopiero nam oznajmił, że Bóg jest Ojcem naszym, t. j. każdego z nas bez wyjątku, wszystkich nas, bez różnicy Rodu lub Narodu, — a objaśniając to Apostoł narodów, oznajmił nam, „że jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, „który jest nad wszystkiemi przez wszystkie i we wszystkich „nas",1 żeśmy stali się wszyscy synami bożemi przez wiarę, „która jest w Chrystusie Jezusie",2 — i żeśmy „nie wzięli „Ducfra niewoli znowu ku bojaźni", jak to bywało pod Panem, „ale owszem, żeśmy wzięli Ducha przysposobienia synowskiego, „przez którego wołamy Abba, t. j. Ojcze. A ten Duch poświadcza duchowi naszemu, iżeśmy dziećmi Bożemi".5 Co wyrzekłszy, wyprowadza natychmiast Paweł Śty z onego Synostwa Bożego wniosek niepospolitej na przyszłość wagi, mówiąc: „a jeżelić dziećmi, tedy i dziedzicami; — dziedzicami „wprawdzie Bożemi, a spółdziedzicami Chrystusowemi, jeśli tylko „z Nim spółcierpimy, — abyśmy też z Nim byli społuwielbieni. — „Albowiem bracia, mam za to" (dodaje proroczo wielki „Apostoł), „iż utrapienia teraźniejszego czasu nie są godne onej „przyszłej chwały, która się ma objawić w nas. — Bo troskliwe „wyglądanie stworzenia oczekawa objawienia synów Bożych".4 Uważajcie, jak tu Apostoł, mimo dostąpienia synostwa Bożego zwiastuje nam, że jeszcze oczekawamy właściwego tegoż stosunku Objawienia i spełnienia onegoż obiecanem dziedzictwem, że więc samo objawienie Ojcostwa wskazuje na dalsze tegoż Objawienia objawienie. Wniosek, jaki tu Paweł Sty z tego Ojcostwa bożego wyprowadza, już nam rozszerza niepomału dotychczasowe stanowisko, i daje wejrzeć w niezbędne wynikłości następnego? 1        Ephes IV. 6. 2        Galat. III. 26. 3 Rom. VIII. 15, 16. 4 Rom. VIII. 17, 19. Galat. IV. 6, 7. 213 czasu, tern bardziej, gdy się zastanowimy nad dodanem bezpośrednio objaśnieniem: „Bo troskliwe wyglądanie stworzenia „oczekawa objawienia Synów bożych, gdyż stworzenie poddane „jest marności (stanowi przechodniemu), nie dobrowolnie, (niechętnie wy έχουσα) ale dlatego, który je poddał pod „nadzieją. „Bo y samo stworzenie uwolnione będzie z niewolstwa „skażenia (i braku φδορας),1 na wolność chwały dziatek Bożych „Wiemy bowiem, iż wszystko stworzenie wzdycha i jako „rodząca boleje aż dotąd. „A nietylko ono, ale i my sami pierwiastki ducha mający,2 „i my sami w sobie wzdychamy, oczekawając przywłaszczenia „Synów Bożych, — odkupienia ciała naszego".3 Zaiste, niktby jeszcze na tern miejscu nie zdołał objąć pełni prawd w tym brzemiennym tekście zawartych, dopóki wielkiej tajemnicy udzielenia Ducha Ś-go nie pojmie. — Niech się nawet o to nie kusi, zanim rozbiór samych próśb do zrozumienia tych i tym podobnych tekstów go nie usposobi. Niech raczej poprzestanie tymczasem na pojęciu dalszego Pawła Ś-go objaśnienia: „Albowiem nadzieją jesteśmy zbawieni''; (a więc jeszcze nie nastąpioną rzeczywistością), „nadzieja zaś widoma, nie jest „nadzieją; bo co kto widzi, pocóżby się miał jeszcze tego spo-„dziewać? Ale jeśli się spodziewamy, czego nie widzimy, przez „cierpliwość oczekawamy." Co znaczy innemi słowy: Gdybyśmy już dostąpili tego, czego cierpliwością dopiero oczekiwamy, to-byśmy przecie posiadali już nietylko niewidomą nadzieję, ale widome ziszczenie, czyli jużbyśmy nie cierpieli cierpliwie, już nie wzdychali za spełnieniem owej nadziei, ale owszem, jużbyśmy dostąpili onej przyszłej chwały, która się ma objawić w nas. A skoro jej dotąd nie oglądamy, lecz dopiero wyglądamy, przeto spodziewamy się jeszcze czegoś lepszego nad to, co nam już danem zostało. A przecież owo lepsze niczem innem nie jest jedno to, co nam przepowiedzianem, obiecanem i już w pier 1 Czyli inaczej „zbawione będzie ode złego", patrz VII Prośba. 2 Ten tajemniczy a nader ważny tekst, dopiero przy I Prośbie jawnie się rozwiąże, kędy mowa będzie o pierwiastkach i zadatkach Ducha Ś-go Apostołom już udzielonych, a stać się mających wszelkiego Ciała udziałem. 3 Rom. VIII. 20, 23. 214 wiastkach Ducha zadatkowanem zostało (jak to niezwłocznie uznamy). A w tern miejscu, zwracając się do Modlitwy, jako obejmującej słowo tej wyglądanej nadziei, dodaje Apostoł znane nam już słowa o niezrozumieniu Modlitwy: „Podobnie też „Duch dopomaga nieudolnościom naszym; (σοναντιλάμβάνεΐαι „ταiς άσ{SPECIAL_CHAR: &}ενείαις ημών) albowiem ο co modlimy się, jako potrzeba nie wiemy, — ale sam Duch przyczynia się za nami „wzdychaniem niewymownem, a badający serca wie, jaka „jest myśl Ducha".1 Oderwać się tu musimy od tego zdroju natchnionych przez Ducha Ś-go ustępów, — inaczej, ani przytaczaniu, ani rozpamiętywaniu nie byłoby końca, bo wielki Nauczyciel Chrześcijański, jakby z rogu obfitości, wysypuje bez ustanku coraz nowe prawdy. — Zatrzymajmy więc w pamięci wnioski Pawła Ś-go i ograniczmy się chwilowo na zbadaniu obecnego przedmiotu, t. j. Ojcostwa Bożego i wszelkich już bezpośrednio, już znowu pośrednio zawartych w nim wynikłości. II. Ojcostwo doskonalem, lecz nie ostatniem imieniem Boga. Oznaczenie to „Ojcze nasz", oprócz szczytności i wielkości, każdemu na pierwszy rzut oka jawnej, nabrało już dla . nas nieskończenie więcej wagi przez pogląd na przyszłe wnioski, które nam z niego wyprowadził Paweł Sty. — Teraz zachodzi pytanie: azaliż to Boże nazwanie już ostatecznem i najwyższem dla ludzi pozostać może nazwaniem? azali już stanowi ostateczne i najwyższe oznaczenie stosunku ludzi do Boga, czyli też przypuszcza owszem dalsze stosunku tego udoskonalenie? Jako właśnież imię Boga oczywiście, iż jeszcze nie jest najdoskonalszem, ani ostatniem, ponieważ nie jest nawet właściwem imieniem, jedno dopiero przymiotem, Predykatem Boga, czyli jest dla Nowego Zakonu taką potoczną, obyczajową nazwą, jaką dla starego Zakonu był wyraz Pan, Adonai. — Nazywając Boga Ojcem, oczywiście używamy przenośni, bo 1 Rom. VIII. 24-26. 215 przenosimy oznaczenie ze stosunków rodowych (familijnych). — Lecz przypuściwszy nawet, że pierwsza Prośba ma nam odkryć właściwe Imię Boga, toć przynajmniej stosunek Boga do nas zapewne doskonalej wyrazić się nie da. Miałożby bowiem jeszcze coś doskonalszego nastąpić nad stosunek Ojca do dziatek? Na pierwszy rzut oka zdaje się to niepodobnem. Cóż bowiem doskonalszego i ściślejszego być może nad ów stosunek Ojca do dzieci tak, jak Chrześcijaństwo,tenże stosunek pojęio? Cóż wielebniejszego, cóż tkliwszego, cóż zacniejszego, cóż ściślejszego, gorętszego, pomyśleć się da? Wszystkie naturalne bożyszcza, wszystkie warunkowo-duchowne bogi, wszystkie bóstwa rodowe, kastowe, ludowe, nietylko ów Zeus gro-mowładzca, fizyczny rodzic bogów i ludzi, ale nawet Adonai Sabaoth, Pan zastępów, Bóg zemsty i sprawiedliwości, Bóg wyłączny i zazdrosny, — wszystko to ustąpiło społem przed miłującym i miłowanym Ojcem, przed opatrznym Ojcem naszym, Ojcem wszystkich bliźnich, którego nam objawił od wieków oczekiwany Syn Boży, „pierworodny między wielą braci",1 w którym się nareszcie Bogu upodobało2 — Jezus Chrystus. Ów właściwy i doskonały syn Boży „pierworodny między wielą braci*, przyszedł na świat właśnie na to, aby nam obwieścić w dobrej nowinie (Ewangelji), tę wielką Bożą adopcję, i aby nas wszystkich Bogu, — Ojcu swemu, i naszemu przysposobić. — I usposobił nas ku temu, miękcząc i podnosząc serca nasze, odsłaniając nam nasze dostojeństwo synowskie, tłumacząc nam wynikłe stąd prawa i obowiązki nasze, i pozwalając nam odzywać się do Boga: Abba, Ojcze! — Nie jestżeż to już najwyższy, najdoskonalszy stosunek ludzi do Boga? Możeż być co doskonalszego nad Synostwo Boże? Zaiste, gdyby podczas trwania Starego Zakonu, zapytano się jego Wyznawców, czy podobna, ażeby Boga uczczono kiedykolwiek wyższym jakim predykatem, aniżeli Adonai ,,panujący Pan", mogliby byli z pewną słusznością podobnież utrzymywać, iż nic wyższego, ani dostojniejszego pomyśleć się nie da, że ta nazwa wyczerpuje wszelkie możebności chwały i potęgi, że jak nic wyższego być nie może nad absolutnego 1 Rom, VIII. 29, Coloss. I 18. - Ma c. I. 11. 216 Pana, tak też nic pokorniejszego i właściwszego z naszej strony nad wyznanie, iż jesteśmy jego sługami i niewolnikami. — I w rzeczy samej mieliby byli pod pewnym względem słuszność, gdyż w danym naówczas kierunku nic wyższego być nie mogło. A przecież, gdy wyraz Abba, Ojciec, zastąpił wyraz Adonai, Pan, wywielbił się nasz stosunek do Boga, i uwielbiliśmy stokroć lepiej, tak dalece, że zupełnie nowy świat stosunków społecznych z tej nowej nazwy wypłynął, i podnieśliśmy się sami na skali Ducha, podnosząc nieskończenie pojęcie naszego Boga. Nie dostąpiłaż przez to Ludzkość szczytu swego przeznaczenia? Czegożby więcej żądać mogła, czegożby dalej spodziewać się jej godziło? Niech na to boski Jan odpowie. — Jaką on nam z tego stanowiska otworzy widownię przyszłości, w taką zaiste spojrzeć nam się godzi. Wszakże on był zawsze ulubieńcem Zbawiciela, — serdecznym jego powiernikiem. — On więc nas nie zawiedzie: „Patrzcie (mówi on), jaką miłość oświadczył nam Ojciec, „iż mamy się nazywać dziatkami (τέχνα) bożemi. Dlatego też „świat nie zna (nie uznaje nas,* bo też nie zna (nie uznaje) „jego. — „Najmilsi! teraz jużci jesteśmy dziatkami bożemi, — ale „czem będziemy, to się jeszcze nie objawiło.** Wiemy zaś, iż ,,kiedy się objawi, będziemy z nim jednacy (ομοιοι),*** PONIEWAż ,,UJRZYMY GO JAKIM JEST; ,,A ktokolwiek ma tę nadzieję w nim, uświęca się, — jako ,,i On święty jest".1 Kto słów tych brzemiennych tu jeszcze przejrzeć nie zdoła, niech się nie troszczy, ani upada na duchu, owszem niech je zachowa w dobrej pamięci, a wkrótce staną mu się widniejsze i przezroczystsze. — Zaiste są one pełne trudu, bo * nie uznaje nas — nie chce nas uznać, — nienawidzi nas, cf. wiersz 13 tegoż rozdziału. ** jeszcze na jaw nie wystąpiło, jeszcze się nie urzeczywistniło, — porównaj wyżej przytoczone Rom. VIII 18.   *** jednacy v. jednorodni, nie zaś równi, ani też tylko podobni, jak wielu tłumaczyło, bo jedno za wiele, drugie za mało wyraża. 1 I. Joan. III. 1—3. 217 głębokości pełne, — lecz pierwsza już prośba odsłoni nam ich głąb, — bo objawi nam, ,,jakim Bóg jest", — i zarazem nauczy nas, jak ,,sią uświęcać mamy w Nim, — który Święty jest". — Ani też niech się nikt zawczasu nie martwi ogromem tego zadania, albo też do pobożnego serca nie dopuszcza zgrozy na domysł, jakobyśmy z Bogiem równać się chcieli, gdy z Janem Śtym spodziewamy się być z Nim zespoleni; — tu nie o równości, ale o jedności z Bogiem jest mowa. Czekajcie więc cierpliwie, aż się to objawi i wyłoży, co tu tajemniczo uczeń Pański założył. A komuby owszem odpowiedź Janowa wcale stanowczą, bynajmniej tak trudną, ani donośną, ani tak dalece zastanowienia godną się nie wydawała, komuby się chciało ów wyraz üěďéď·, tak naciągać i mordować, aby z niego tylko przenośne podobieństwo wycisnąć i zgoła nic więcej, — niech pomni, że tym sposobem to, o co Jan Śty ogłasza tu za jeszcze nieob-jawione nawet w Nowym Zakonie, a zatem za coś wyższego nad dostojność, którą nas Chrystus obdarzył, spadłoby na coś owszem niższego i już objawionego na samym wstępie starego zakonu, w pierwszym rozdziale najpierwszej z ksiąg świętych. Skoroć już księga Rodzaju na wstępie nam objawiła, że Bóg nas stworzył na obraz i podobieństwo swoje,1 skoro więc już od chwili stworzenia jesteśmy Bogu podobni, jakżeżby Jan Śty po odkupieniu mógł mówić co mówi? Komuby się nadto chciało wszelkie inne tej odpowiedzi tłumaczenie porównywać do owej pokusy węża, zwodziciela matki Ewy, obiecującego, iż po skosztowaniu owocu z drzewa świadomości staniemy się „jako Bogowie wiedzący dobre i i złe"2 — niechże posłucha pierwszego między Apostołami Pańskimi, ów kamień węgielny. Kościoła Chrystusowego, — a królestwa Bożego, którego on Kościół jest figurą, odźwierny i klucznik. Uwielbiwszy, jak powyżej Jan Śty, nieskończoną łaskę, dostąpioną już "przez poznanie Boga i Jezusa Pana naszego", dodaje: „Przez którego bardzo wielkie i kosztowne "obietnice są nam darowane, abyście się przez nie stali ucze 1        Genes. I. 27. 2        Genes. 111. 5. 218 „stnikami Boskiego przyrodzenia (ut per haec efficiamini di-„vinae consortes naturae — δειας χοινωνοι öýóĺως").1 Zapominają o tern, że wąż zwodziciel bynajmniej nie kłamał, skoro sam Bóg przyznał, iż „oto człowiek stał się „jako jeden z nas (tj. cząstką Bóstwa), wiedząc dobre i złe",2 — ale że kusiciel i skuszeni sprzeciwili się woli Bożej, przestę-pując czasowy zakaz jego, a tern samem psując Ekonomję Bożą w wychowaniu Rodu ludzkiego,3 i przez to właśnie sprawili, iż owa sama przez się dobra świadomość stała się złą, bo niewczesną, niedojrzałą, i że to, co miało i powinno być postępem, stało się przestępstwem. A stokroć bardziej byłoby się to przestępstwo spotęgowało, przez niewczesne spożycie owocu z drzewa żywota, gdyby Bóg nie był ograniczył wolności naszej po jej nadużyciu i skosztowaniu tego dalszego owocu zapobiegł. „Spółuczesinicy bożej Natury" wielkie a tajemnicze słowo, wytrysłe z Opoki, na której stanął Kościół Chrystusowy, — olbrzymia obietnica, udzielona wyraźnie jako obietnica, a więc jako zapowiedź na przyszłość, nie zaś jako już udzielona godność, przez Tego, któremu dana była moc zawiązywania lub rozwiązywania na ziemi wszystkiego, co miało być zawiązanem lub rozwiązanem w Niebiesiech. Tu już sprzeczki o wyraz być nie może, ani dwuznaczności nikt nie zarzuci. Rozwiążcież nam tę tajemnicę Piotrowa, Wy lekkomyślni, tak skorzy do umniejszania zapowiedzi Janowej i do ujmowania obietnicom Chrystusowym! Wytłumaczcie nam, co pod nią książę Apostolskie rozumiało jeśli Wam tak snadno się zdaje powyższą tajemnicę Janową o przyszłem objawieniu spólności naszej ż Bogiem zrozumieć. — A jeśli to głębokie słowo Piotra Ś-go do dziś dnia pojęcie Wasze prześciga, przyznajcie, że i owa święta spólność u Jana Ś-go, i niewidoma nadzieja spółdziedzictwa u Pawła Ś-go, równie zakrytem słowem dotąd dla Was pozostało. Ale Wy raczej autentyczności II listu Piotra Ś-go zaprzeczyć i całą tę Epistułę z kanonu do Apokryfów wyrzucić gotowi, aniżeli zrozumieć, co tu zapowiedziano! 1        II. Petr. I. 4. 2        Genes. III. 22. 3        O tem obszerniej przy naszej szóstej i siódmej Prośbie. 219 Aliści widzicie, że tu nie żaden Duch ciemności nas kusi i do zakazanych powołuje dostojeństw, jedno owszem najświatlejsze i najświętsze po Zbawicielu Duchy zapowiadają nam dalsze miłości Bożej objawy, i tor wskazują, po którym osięgnąć je mamy, a bez którego daremne byłoby wszelkie kuszenie się nasze. — A więc przez poznanie Boga i Jezusa Pana naszego przez Miłość Chrystusową, tak ku Ojcu niebieskiemu, jako też ku ziemskiej braci, nie zaś przez dumę i przechwałkę żadną, dojść zdołamy do przygotowanej nam chwały. A do wyraźnego świadectwa trzech głównych Apostołów Pańskich przyłóżmy równie wyraźne świadectwo natchnionego Jezajasza o lepszem jeszcze do Boga stosunku i więk-szem dostojeństwie nad Synostwo Boże. — Tę obietnicę daje Pan przez usta książęcia Proroków Starego Zakonu: „Tym, „którzy świąt moich strzegą i wolą co mi się podoba i utrwalają „się w Przymierzu mojem, tym w domu Moim i w ścianach „Moich przybytek dam, i dam im Imię lepsze nad imię synów ,,/ córek, — wieczne imię im dam, które już nie minie".1 — Patrzcie, jak tu wielebnem Boga dopuszczeniem Prorok Pański prześciga pośrednie czasy, i pogląda na dal poza nastąpić mające stanowisko, i zanim Synostwo Boże objawiło się dla wszystkich ludzi, już nam o lepszem jeszcze prawi imieniu, — o imieniu, które już nie minie. Przy takich świadectwach godziż nam się wątpić? Otóż mamy tu oprócz powyższego wniosku Apostoła Narodów,, wskazującego nam na przyszłe wynikłosci z już dostąpionego Synostwa Bożego, świadectwa dwóch głównych bożych kmieci, dwóch koryfeów Starego i Nowego Zakonu, dowodzące nam, iż owe przysposobienie synowskie, aczkolwiek już nader wzniosłe, aczkolwiek już łaski i miłości pełne, aczkolwiek wiekuiście prawdziwe, i jako takie wiecznie trwałe, nie jest jeszcze ostatnie, nie jest jeszcze wiecznie doskonałe, że więc przeminie, aby lepszemu jeszcze ustąpić. — Oto mamy zaręczenie, że nie poprzestaniemy nawet na dostojeństwie Synostwa Bożego, — że lepszego jeszcze imienia i wyższego stosunku dostąpimy. — Owa tedy „miłość, wyświadczona nam przez Boga", jak Śty 1 Isai. LVI. 4. 5. 220 Jan powiada, iż się nam już Ojcem zamianować raczył, jeszcze nie jest dokonaną, bo skojarzenie nasze z Bogiem jeszcze ści-ślejszem, jeszcze doskonalszem się stanie! Lecz skojarzenie to, — jednorodność ta, — uczestnictwo to w Boskiej naturze — „to się jeszcze nie objawiło", zastrzega Jan Śty, „to jest dopiero obietnicą", mówi Piotr, dopiero „nadzieją", mówi Paweł Śty. A mówili wtedy, kiedy się już Synostwo było objawiło, a więc, jak Paweł Śty się wyraża, po dokonanem przysposobieniu naszego Czynu. — A więc po dokonanem Chrystusowem objawieniu, obiecują nam ucznie Pańscy spełniejsze, jawniejsze tegoż Objawienia objawienie, a tern samem doskonalszego stosunku dostąpienie. — Aliści ów doskonalszy stosunek „objawi się" nam dopiero wtedy, skoro ujrzymy Boga „jakim jest", a wtedy to właśnie, wedle słów Izajasza, Bóg nam będzie więcej niż Ojcem, a my mu będziem nawzajem „lepiej, niż synami". — Nie sądźmy wszakże, aby dostąpienie owego lepszego, a wiecznego imienia, „które już nie minie", sprawić miało utratę i zatratę przyniesionego przez Chrystusa imienia, ja-kobyśmy postradać mieli dostąpione w Chrystusie Synostwo Boże, a Boga przestali Ojcem naszym mianować. — Zaiste dostojeństwo to wzniesie się, ale się bynajmniej nie zniesie; — nie minie więc także, równie jak dawne a prawdziwe stosunki nie mijają, — jedno się raczej rozwinie, nie przeminie także, ale się przemieni i uwielbi, jak przemienił się sam Zbawiciel na górze Tabor, gdy w większej chwale niż przedtem objawił się zdumiałym oczom Apostołów, — Bo równie jak Ludzkość, dowiedziawszy się od Chrystusa, że Bóg jest nietylko Panem, ale „Ojcem naszym", nie przestała Go przecież jako Wszechmocnego Pana (Adonai) czcić i wyznawać, i korzyć się i lękać przed Nim i panowanie Jego nad Wszechświatem uznawać, a Miłość ku Ojcu nie uwłóczyła bojaźni przed Panem i nie wstrzymała nas od służby Bożej, owszem usposobiła nas lepiej do niej, objawiając nam nowe dary i zapowiadając, że „różne są posługi, ale jeden Pan", — tak też i Parakletyczne objawienie podanego już w Zakonie Chrystusowym wyższego stosunku nie pozbawi nas otrzymanego Synostwa Bożego, nie zniesie tej przedziwnej zależności, ale owszem stosunek ten utrzyma i utwierdzi, spełni i uwielbi. Skoro nas silniej jeszcze 221 z Bogiem ma skojarzyć, toć oczywista, iż dostąpionego już związku nie rozerwie, jedno go pokrzepi, że go nie ujemnie, ale dodatnie odmieni. To następne i pokrzepione jeszcze Skojarzenie, to doskonalsze Przysposobienie, — to ściślejsze Zespolenie, — słowem to spółżycie z Bogiem, w Bogu i przez Boga, i spół-uczestnictwo w Jego istocie stanowi właśnie ową Społeczność Ducha Ś-go, Communicatio Spiritus sancti, którą nam także, wielki Apostoł przepowiedział,1 na którą nam wszystkie wyżej przytoczone teksta dopiero pośrednio wskazują, a którą nam-pierwsza prośba naszej Modlitwy bezpośrednio odkryje.2 Bo też za ścisłem przewództwem pierwszej prośby naszej modlitwy dojdziemy właśnie do tego, co Jan Śty wyglądał, tj. do ujrzenia Boga, jakim jest w istocie, — nie w przybliżonych jak dotąd o Nim wyobrażeniach, ale jakim jest, i jakim chce być czczonym. — I czcić go będziem właśnie tak, jak On cipce być czczonym.3 1 święcić będziem to wieczne Boże imię, a to imię uświęci się w nas i nas samych uświęci, przysposobiając nas stanowczo Bogu, usposobi nas stanowczo na ludzi. — A tak owe imię Ojca, które dotąd za najszczytniejsze i najdoskonalsze, a razem i najśmielsze, jakie Stworzenie Stworzycielowi nadawać mogło, poczytano, — dopełni się jeszcze innem, jeszcze doskonalszem i wyższem imieniem. — A przecież to wyższe i już najwyższe dla Ludzkości imię nie będzie nam wcale obcem, — ani też bynajmniej dla nas no-wem, dotąd niesłychanem, — bo w takim razie byłoby to jakimś dodatkiem do Zakonu, a wiemy przecież, że Zakon jest spełny, jedno nie spełna pojęty, nie spełna wypełniany, ba nie cały jawnie objawiony. — Uznamy owszem, iż Chrystus najwyraźniej je nam oznajmił, że sam Chrystus nie poprzestał na objawieniu nam imienia Ojca, — odznaczającego dopiero nasz dzisiejszy, przybliżony stosunek do Boga, stosunek, trwający podczas przybliżającego się królestwa, ale, że nadto wskazał nam absolutne i wieczne imię Boga, — że podał nam 1 II. Cor. XIII. 13. xďéíůíßá ôďδ αγιöďő πνεύματος. 2 Lecz zanim to nastąpić, mogło, musiało się poprzednio Ojcostwo· Boże i Synostwo nasze rozwinąć, dopełnić i dokonać. 3 Joan. IV. 22—24. 222 imię, wyrażające absolutny stosunek nasz do Boga, — stosunek jednorodności przy różnicy, — spólności przy podległości, — słowem taki właśnie, jakiego Śty Jan wyglądał, stosunek na-stać dopiero mający przy nastaniu samego królestwa Bożego. Bo też Chrystus, odzywając się do Boga i mianując go Ojcem — dodał: „I oznajmiłem im imię Twoje, i (jeszcze) „oznajmią, — aby miłość, którąś mnie umiłował, była w nich „samych, i ja w nich".1 A skoro poznamy w pierwszej Prośbie owo wieczne imię, dotąd tajemniczo oznajmione, a przez Objawienie Objawienia spełna zajaśnieć mające, tern samem wszystkie powyższe teksta, przez Boga oczywiście natchnione, uznamy za wieczne drogo-skazy i przepowiednie tego, co owa prośba zupełnie nam odsłoni i do czego nas sama dowiedzie. — Tak przeważnych owych tekstów, i mnóstwa innych z temiż spółkujących, na samym wstępie naszego wykładu nie zdołalibyśmy jeszcze ani pojąc, ani objąć w całej ich pełni i obfitości; — z tego więc powodu, jako też i dla tęgo, iż przy niniejszem wezwaniu tylko pośrednio i refleksyjnie, za pomocą obcych tekstów, o przyszłości wnioskować możemy, (ponieważ mamy przed sobą dopiero oświadczenie, nie zaś prośbę, z którejbyśmy mogli wprost ją z poleconych słów Zbawiciela rozwijać, jak to w dalszych księgach się stanie), odkładamy bliższe zastanowienie się nad temiż tekstami do chwili, w której kolejny rozbiór próśb znowu nas do nich sprowadzi. Tu spojrzyjmy tylko pokrótce na drogę, którąśmy w tym Dziale odbyli za przewództwem owych bożych drogoskazów, i uznajmy, ileśmy, acz na tak krótkiej wędrówce, postąpili ku celowi. Uznawszy naprzód jedność i jednorodne uprawnienie wszystkich ludzi, jako członków jednego Rodu, i wyznawszy z Apostołem Narodów, iż Chrystusowi dopiero winniśmy objawienie godności Synostwo Bożego i Ojcowskiego przez Boga przysposobienia, zajrzeliśmy wraz z Pawłem Śtym w dalsze tegoż stanowiska wynikłości, odkryliśmy, acz dopiero pośrednio i refleksyjnie, iż z tego Przysposobienia wypływa też Usposobienie do jeszcze wyższych i doskonalszych stosunków, tj. nadzieja osiągnięcia owego Dziedzictwa przez 1 Joan XVII. 26. 223 Chrystusa zapowiedzianego, a dotąd przez nas nie objętego, lecz z boleścią i cierpliwością oczekiwanego, — objęcia w realną posiadłość tego, do czego dopiero nabyliśmy prawo. W czem nietylkośmy nic zgoła nie wyrzekli, coby się stanowczo i wyraźnie we wnioskach Pawła Ś-go nie znajdowało, aleśmy nawet o wiele nie wyczerpnęli wszystkiego, co owe wnioski zawierają, albowiem to wszystko na tern miejscu wykładu Modlitwy Pańskiej nie byłoby jeszcze przystępne. Z tych przeważnych, ale jeszcze nader zakrytych ska-zówek przeszliśmy do wyraźniejszych jeszcze oświadczeń dwóch Proroków Starego i Nowego Zakonu, którzy już nie dedukcyjnie, ale asertorycznie, z oczywistą stanowczością, już nie pośrednio i wnioskowo, ale bezpośrednio, sposobem twierdzenia objawiają nam, że kiedyś będziemy więcej niż dziatkami Bo-żemi (czem już teraz, tj. od przyjścia Chrystusowego jesteśmy), i że otrzymamy względem Boga lepsze imię nad imię synów i córek, — imię wieczne, które już nie minie! Te wstępne drogoskazy były nam niezbędne, aby ułatwić przystęp do samych celów, które się w Prośbach osięgną. — Pod względem tego pierwszego pytania przystęp ów za pomocą powyższych tekstów jest ułatwiony, pierwsza więc Prośba już go rozwinie. — Ktoby zaś takowe już na tern miejscu zrozumieć zdołał, temu przystęp do próśb byłby wielce ułatwiony. III. Pojęcie niebios Jak pierwsza połowa niniejszego Wezwania na pierwszą prośbą wskazuje i od niej też właściwego rozwiązania wymaga, tak znowu druga część jego w tymże samym do drugiej prośby zostaje stosunku, i w drugiej się też rozwiąże. Przez pierwszą bowiem prośbę dojdziemy do odkrycia stanowczego i wiekuistego imienia Bożego, a więc i doskonałego stosunku ludzkości do Niego, — bo imię jest właśnie oznaczeniem przed , miotu dla świadomości podmiotów (subjektów); — przez drugą zaś dojdziemy do właściwego i wiecznego pojęcia Niebieskiego Królestwa, a więc owego Przybytku Bożego, którego tu Modlitwa nasza „Niebiosami" nazywa. — 224 A tak wszelkie wynikiości, do których się tu dopiero zbliżamy, wypadki, które tu dopiero refleksyjnie i dedukcyjnie wskazujemy, które niejako zapomocą przywoływanych skądinąd tekstów lub rozumowań do ustępu naszego wprowadzamy, tam z wykładu i rozkładu samych słów modlitwy żywotnie i naturalnie się wywiążą. Nim tedy do właściwych próśb przystąpimy, wypada nam, jak przy pierwszej części tego Wezwania, za wskazówką pierwszego wiersza naszej boskiej Modlitwy, zastanowić się nad obecnem oświadczeniem, a wyjaśniwszy dotychczasową, tj. jeszcze średniowieczną świadomość o niebie, pośrednio dopiero wyśledzić, ku jakiemu ujściu taż świadomość zdąża, i jak w nowowieczną wpływa. Gdybyśmy tu tak wiadome, tak przez się jasne, niemal oklepane (pervulgata) oświadczenie przed sobą mieli jak powyższe Ojcostwo Boże, które żadnego wykładu ani wyjaśnienia nie wymagało, moglibyśmy niebawem przejść do tego ujścia, i równie jak tam wskazać, za pomocą kilku tekstów Pisma św, od razu tkwiące w owem oznaczeniu wynikłości; — lecz tu mamy do czynienia z jednem z najtrudniejszych i najza-wilszych zadań teologji, z pytaniem o Przybytku Boga, i z dogmatem jego Wszechobecności. Trzeba się nam więc obszerniej zastanowić nad dotychczasową w tym względzie świadomością, aby, oparłszy się na niej, — do wyższej przystąpić. Jak mianowanie Boga Ojcem, tak też oznaczenie przybytku jego w Niebie napotyka się częstokroć w religjach starożytnych, lecz równie w tym wypadku jak w tamtym, znaczenie do tego wyrażenia przywiązane jest nieskończenie odmienne. We wszystkich przedchrześcijańskich religjach świadomość o przybytku Bożym w ogólności, a o Niebie w szczególności, była zawsze mniej więcej zmysłowo, fizycznie i przedmiotowo oznaczona. — Jak samo Bóstwo, tak też i przybytek tego Bóstwa albo zgoła materjalnie, albo przynajmniej stanowczo od materjalności zależnie sobie wystawiano. — Czy to w Fe-tyszyzmie, Sabeizmie i wszelkich religjach natury, gdzie bó- stwo albo w cielesnych i ograniczonych przebywać miała przedmiotach, a raczej gdzie zmysłowe te przedmioty samo bóstwo stanowić miały, — czy w Politeizmie, gdzie Bogowie 225 oprócz przedmiotowo wyobrażonego statecznego zamieszkania w pewnej miejscowości świata, np. w Olympie, naiwnie sobie z miejsca na miejsce po tymże świecie wędrowali, — czyli nawet w starym Hebraizmie, gdzie oprócz właściwego a ziemskiego pobytu Boga w Świątyni lub Arce przymierza, wystawiano sobie Boga w fizycznem, zmysłowem niebie, tj. w firmamencie, w nadziemskich sferach obłoków i atmosfery, a objawiającego się w rzeczach zmysłowych, — to w krzaku gorejącym, to na górze Synai, — zawsze istnienie Bóstwa przywiązywano do pewnych oznaczonych zmysłowości, do realnych miejscowości. W ich wyobrażeniach był Bóg w pewnych miejscach, a nie było go w innych, a ludzie Boży zbliżają się do pewnych miejsc, gdzie obecność Bożą czuli. Aczkolwiek późniejszy Judaizm, wedle jednomyślnego uznania Ojców Kościoła, torując drogę nastającemu Chrześcijaństwu, kusił się o coraz idealniejsze przybytku Bożego wyobrażenia, aczkolwiek począł piętrzyć w tym celu i wyraźnie do coraz wyższych potęg podnosić swe nieba i sam nareszcie niedostateczności owych potęg niebieskich do objęcia Boga domyślać się zaczął, wyznając, iż nietylko niebo, ale i nieba niebios ogarnąć Boga nie potrafią,1 aczkolwiek tedy coraz widoczniej ku prawdom chrześcijańskim grawitował i coraz chyżej ku zupełnemu zidealizowaniu materjalnego dotąd Przybytku Bożego zdążał, — jak to się dziać zwykło przy każdym postępie, dochodzącym do punktu przedzierzgnięcia się w swoją odwrotnicę, — to przecież nie wystąpił stanowczo nigdy z dziedzin przyrodzenia, ani opuścił zupełnie zmysłowych o niebie wyobrażeń. Zawsze mu niebem pozostało to, co cie-lesnem okiem widział „wysoko w górze", jak to mu Mojżesz i Jozue wskazali,2 a zmysłowa styczność i jednorodność tego nieba z ziemią, nie ubliżając wszakże względnej wyższości, tak mu się zdawała oczywistą, że nawet przeaniejszą część ziemi, ojczyznę własną, Palestynę, jako krainę bezpośredniego panowania, a więc i zamieszkania Bożego, zwykł był przezywać niebem.3 1        III. Regum VIII. 27., — II. Chroń. II. 6., VI. 18. 2        Deut. IV. 39. Jozue. II. 11. 3 Patrz dykcjonarz biblijny Bahrdta. Wyrażenie to przenieśli później Esseńczycy, owi bezpośredni przesłańcy Chrześcijan, do miejsca uroczystych 15 226 A tak, choć metafizyczniejszy w wierze swojej od wszystkich ludów przedchrześcijańskich, i stanowiący, jak to już trafnie uznał Bossuet, właściwy punkt grawitacji dla całego Pogaństwa, nie przekroczył przecież Izrael, mimo transcendentnej potęgi swego ducha, owego Realizmu Starożytnych, który dopiero pod wpływem mistycznych spekulacyj mędrców Aleksandryjskich, spółczesnych Chrystusowi, jął się rozpływać na czysty Idealizm. — W masie zaś ludu zmysłowe wyobrażenia tak głęboko były wkorzenione, iż nawet po przyjęciu Chrześcijaństwa przez pewną część Żydostwa, bez porównania uporczywiej opierały się czystym pojęciom chrześcijańskim, niżeli u samych właściwych Pogan, którzy, raz na chrześcijaństwo przeszedłszy, zarazem wszelkie jego warunki i wymagania bez ogródki ani przesądu przyjęli, a tern samem, zachodząc z tak zwanemi żydującemi chrześcijany (judaisantes) w kilkowiekową sporność, na łonie samego Chrześcijaństwa, owych pierwotnych wyznawców niegdyś obietnicy, a dziś spół-wyznawców dobrej nowiny, o wiele prześcignęli, i chętnych czy niechętnych za sobą pociągnęli. W proroczych dopiero pismach Starego Zakonu napotykamy ślady wznioślejszych o przybytku Bożym wyobrażeń, istne już zawiązki pojęcia Wszechobecności Bożej. Lecz przy ocenianiu proroczych tekstów nigdy przepominać nie należy właściwego znaczenia i przeznaczenia samych Proroków. Wszak nie byli to wyobraziciele ani wyznawcy obecnego stanowiska, ale owszem reformatorowie onegoż, a przesłańcy nowego. — Inaczej nie obwoływaliby nowego stanu rzeczy, gdyby im stary wystarczał. — Chętnie odwracali wzrok od teraźniejszości, kierując go ku przyszłości i raczej wyglądali co nadejść miało, aniżeli głosili co nadeszło było. — Chcieć wyprowadzać świadomość powszechną pewnego ludu lub czasu z pojedynczych, oczywiście ponad widnokrąg panujących wyobrażeń sięgających wyrzeczeń jego proroków, byłoby tak chybnem przedsięwzięciem, jak np. wysnucie panującej w kościele Chrześcijańskim dogmatyki z Objawienia Ś-go Jana. swoich zgromadzeń, w czem Kościół Chrześcijański poszedł znowu za ich śladem, poczytując siebie, przybliżonym także sposobem, za królestwo Boże na ziemi. — Patrz II. Prośbę. 227 Dlatego też szczytne ustępy Izajasza lub Jeremjasza,1 kędy wieszczowie ci głoszą, iż Bóg nie da się zawrzeć w świątyni ręką ludzką zbudowanej, albowiem chwała jego niebo i ziemię zapełnia itp., — mianowicie zaś ów przeważny, a ze wszystkich najszczytniejszy ustęp króla Proroka,2 ponieważ z całego Zakonu najdokładniej zbliżający się do spełnego pojęcia Wszechobe-cności Bożej, (w którym to ustępie, jakby z umysłu, a raczej z świętego natchnienia, już nie do starozakonnego Jehowy, ale wyraźnie do wiecznozakonnego Ducha Bożego odzywa się Psalmista) — nie podają nam właściwej modły panujących podówczas w Izraelu wyobrażeń, ale stanowią właśnie prorocze spełnej Prawdy zawiązki. Wznosiły się zaiste wyobrażenia samego Izraela pod wpływem wyrzeczeń tych wielkich nauczycieli, — bo żaden, choćby prześcigły objaw ducha nie przebrzmi bezskutecznie, lecz owszem wywrze pewien wpływ na wyobrażenia następnych pokoleń, — lecz opierać się na nich w ogólnych sądach i wnioskach, byłoby historyczną i teologiczną lekkomyślnością. — Historyczną, albowiem chybialibyśmy przez to przedmiotowej prawdy, tylu innemi tekstami i zabytkami poświadczonej, — teologiczną zaś, dobrowolnem wprowadzaniem do Pisma sprzeczności, które przy powierzchownem spojrzeniu nas rażą, ilekroć różnoczesne, a przez to różnostopniowe objawy za jednorzędne poczytujemy, lecz które owszem nikną i harmonijnie się rozwięzują przy rozróżnieniu czasów i głębszem uznaniu postępu w objawieniach Ducha Bożego. — Distingue tempora et concordabit scriptura. Nic więc dziwnego, jeżeli wspomniane dopiero teksta jako prorocze, od innych li wyznawczycl·) różnią się niepomału, nic dziwnego, jeśli prześcigają mnóstwo innych starozakonnych tekstów, a tern samem ponad świadomość powszechną o tyle górują, o ile cel góruje nad środkiem, — ale też nie dziw, jeżeli u innych twórców Zakonu, a co większa, u tych samych nawet wieszczów, tak bystro w przyszłość zaglądających, ilekroć im się zdarza nie proroczo, lecz wyznawczo się odzywać, tj. ilekroć panującym wyobrażeniom hołdując, w zakresie tychże Boga wielbią, — a wtedy niezawodnie nie o Duchu Bożym, 1 Isai. LXVI. Jerem. XXIII. 24. 2 Psalm CXXXVIII. 7. 8. 9. W hebrajskim tekście CXXXIX. 15* 228 lecz wyraźnie o Jehowie Panu bywa mowa, — napotykamy daleko ciaśniejsze przybytku Bożego pojęcie lub nader ograniczone i zmysłowe o Niebie wyobrażenia.1 Bo też najpotężniejszym nawet duchom nie podobna oderwać się zupełnie od środka, w którym żyją, ani też wyzuć się z wszelkich wpływów i warunków, którym własny rozwój zawdzięczają. A w całej starożytności Duch człowieczeństwa znajdował się jeszcze mniej lub więcej w więzach natury, acz, pasując się z niemi, oswobadzał się stopniowo z tych petów, przecież stanowczo oderwać się nie mógł, dopóki Chrześcijaństwo nie przyszło uwnątrznić człowieka, a tern samem wyrwać go z zewnętrznego świata, podnosząc stan natury, w którym dotąd zrósł i wyrósł, do stanu nadnaturalnego, z którego odtąd miał czerpać nieskończone zdroje łaski i potęgi. — Chrześcijaństwo, ów podrzędny stan natury bezwarunkowo zniósłszy, przeobraziło przyrodzoną zmysłowość w czystą umysłowość, i Niebu również idealno-moralne nadało znaczenie. Skoro więc w całej starożytności samo istnienie i istota Bóstwa świadome dopiero były jako zewnętrzne i zmysłowo oznaczone, przeto też i przybytek jego dopiero fizycznie i przedmiotowo oznaczonym być mógł, — metafizycznego zaś ledwo się doławiał. — Chrześcijaństwo zaś wręcz przeciwne przyniosło pojęcia, — przybytek Boga podmiotowo i idealnie oznaczyło, — i właśnie pod tym tylko warunkiem powstać mogło owe ludom starożytnym nieznane, lecz w Misterjach kiełkujące i ledwo przez mędrców domyślane a dla Chrześcijaństwa tak istotne, stanowcze, i przez sam lud już pomyślane pojęcie Wszechobecności Boga. — A tak w całej Starożytności objawia nam się Niebo w znaczeniu realnego miejsca, gdy tymczasem w Erze chrześcijańskiej, jak to niezwłocznie uznamy, otrzymało wręcz przeciwne znaczenie idealnego stanu. A jako w pierwszym szeregu wieków, występując z fizycznych podwalin, idealizowało się bezustannie, dopóki pod 1 Dość przytoczyć naprzykład wiersz 4 Psalmu CXLVIII-go, w którym Psalmista woła: Chwalcie Jehowę niebiosy i „wody, które są na niebie". Do czego nasz Budny naiwnie lecz trafnie oceniając ówczesne wyobrażenia, dodaje przypisek: „rozumiej o obłokach modrych, które są na powietrzu, bo-to Niebem zowią*. 229 wpływem mędrców nie doszło do metafizycznego zenitu, tak znowu w drugim szeregu, również pod wpływem badań i odkryć naukowych, realizowało się coraz bardziej, grawitując ku owej realno-idealnej, czyli duchowej spełni, którą przy końcu tego dzieła dostrzeżemy. IV. Wszechobecność Boża w chrześcijańskiem rozumieniu. Jakoż czemżeż był dotychczas w teologji chrześcijańskiej ów dogmat przytomności Boga wszędzie, jeśli nie znowu jednostronną abstrakcją, z tą atoli różnicą, że stanowi już nie żadną abstrakcję Bytu, lecz abstrakcję Myśli? Zaiste był on najczystszym, najidealniejszym ogólnikiem Myśli, ogólnikiem oderwanym od wszelkiej zmysłowej rzeczywistości, pozbawionym wszelkiego objawu, — gdy przeciwnie wszelkie oznaczenia przybytków Bóstwa w religjach przedchrześcijańskich były zmysłowemi szczególnikami Bytu, szcze-gólnikami, przywiązanemi właśnie do pewnych ograniczonych miejscowości. Dogmatyczna owa Wszechobecność jest tylko idealną nieskończonością, — nieoznaczonością, — czystym nega-cyjnym ogólnikiem, zupełną nieograniczonością.1 Gdybyśmy szukać chcieli w Starożytności powinowatego pojęcia, znaleźlibyśmy takowe zaledwie w tern, co filozofowie greccy nazywali áπĺiρďí. Ale też owe áπĺiρďí Greków było czystą abstrakcją myśli, nie zaś realnem wyobrażeniem; był to filozo-fezm, ale nie mit plastyczny. Otóż wszechobecność Boża w teologji protestanckiej chrześcijańskiej jest tejże samej natury. Wskutek odbytej dyferencjacji występuje ona zupełnie ze sfery zmysłowego świata, zaprzecza wszelkiemu szczególnemu oznaczeniu, odrzuca od siebie wszelkie zmysłowe istnienie i przerzuca się stanowczo w czystą krainę idealnego pojęcia. — Że ta wszechobecność jest istotnie li tylko ogólnem i abstrakcyjnem pojęciem dowodzi naprzód to, iż pomimo wszelkich zabiegów, nigdy wyobrazić 1 Matematycznie wyrażone jest to -§- właściwy symbol nieoznaczoności, w którym Lagrange trafnie uznał stanowczą oznakę przemiany funkcji. Lecons sur le calcul des fonctions, p. 321. 2me ed. Postępując w dyfe- rencjacji przestępujemy punkt nicości, a to przestąpienie jest właśnie przejściem z jednego rzędu lub rodzaju w odmienny. 230 jej nie zdołano, i że w istocie swojej sama jest niewyobrażalna. Skoro bowiem przychodziło Ojcom Kościoła i filarom tradycji tłumaczyć, jakim sposobem Bóg jest wszędzie obecny, powstawały najdziwaczniejsze wykłady i objaśnienia, które krzyżując się z sobą i zbijając się nawzajem, a przez to coraz bardziej czyste pojęcia gmatwając, niczego więcej oprócz samej jego niewyobrażalności nie dowiodły. Jakoż podług niektórych Ojców, puszczających się w ślad głębokiego Philona, jak np. podług Teofila,1 Arnobjusza2 itd. Bóg ma być samem miejscem wszechistnienia, który to idealny substancjalizm wnet jednak przez innych Ojców Kościoła, wynoszących Boga ponad wszelki Czas i wszelką Przestrzeń, jako to Klemensa Aleksandryjskiego3 i Augustyna,4 zbity został i zbitym być musiał. — Na innem miejscu Teofil" zgodnie z Atenagorasem6 usiłowali byli wyobrazić sobie Boga jako oblewającego lub otaczającego świat, jako obejmującego w sobie wszelkie Stworzenie, które to zdanie, również o zmysłowy Panteizm podejrzane, utrzymać się nie zdołało. Przyznać trzeba, iż arcytrudne to, bo czysto dialektyczne stanowisko najczyściej od razu przez dialektyczny umysł Philona zajęte zostało, który nie przestawszy na prostem, ideał-nem twierdzeniu wszechobecności Boga, odrazu nie wahał się wyrzec, iż Bóg, jakkolwiek wszędzie, (i dlatego właśnie, że wszędzie?) jest zarazem nigdzie, czyli inaczej, że lubo jest wszędzie przytomny — to przecież nie miejscowo, nie zmysło-wie wszędzie się znajduje, — twierdzenie, które później przez Ś-go Augustyna wyraźnie i dobitnie wznowione zostało." Zaiste Philonowi snadno było pojąć i nawet wyrazić ów stosunek w jego bezwarunkowej czystości, albowiem Philo był przedewszystkiem filozofem, aczkolwiek go Sw. Hieronim w poczet pisarzy kościelnych za pisma jego de vita contem 1 ad Autolyc. II. 3.τόπος ôţí ďëţí. 2 adv. gentes I. 31. locus rerum ac spatium. 3        Strom II. 2. 4        De divers quaest. 20. gdzie zaprzecza, aby Bóg był miejscem ur ipse locus sit. 5        ad Autolyc. I. 5. 6 Legat pro Christianis Cap. 8. 7 Epist. 187. ad. Dard. etc. Quaestionum Lib. LXXXIII. quaest. 10, apud Petav. lib. III. cap. 8 et sequ. 231 plativa nie wahał się zaliczyć,1 — ale wyznawcom wiary, religijnym nauczycielom ludu, którym szło o to, aby ów dogmat konkretnie wykształcić, a cóż dopiero tak nieprzystępną abstrakcję ludowi uczynić przystępną, ów dogmat zadał nieskończenie wiele trudu i daremnego do dziś dnia mozołu. Tak jest, dotąd daremnego. — Cóż bowiem aż do tej chwili z owych zatargów i tych usiłowań wynikło? Nic więcej, jedno wewnętrzna, pojęciowa sprzeczność, nad którą się już pierwotna Tradycja, a bardziej jeszcze późniejsza Teologja scholastyczna srodze namęczyła, a w badaniu której przynajmniej tę ma zasługę, iż dążąc ciągle do pojednawczej doma-galności, ważyła i równoważyła wyłączające się nawzajem oznaczenia bez przechylenia jej ku żadnej jednostronności, przez co też na ciągłem wahaniu się poprzestać musiała. Jakoż czyste pojęcie Wszechobecności było zasadniczym pewnikiem, było bezwzględnym Chrześcijaństwa warunkiem, był to stały terminus a quo, od którego ani odstąpić, ani też dalej postąpić niepodobna było, albowiem za każdym krokiem ku ściślejszemu, realnemu oznaczeniu tej Wszechobecności, ku spełnieniu tego warunku, wpadano, lub słusznie lękano się wpadać w wyłączny Antropomorfizm, lub w równie straszny Panteizm. A więc ów punkt a quo musiał też punktem ad quem pozostać czyli idealno-matematycznym punktem, bez żadnej rozciągłości, ani oznaczenia. Jakiebądź oznaczenie obecności Boga wciągało go bowiem samego w zakres rzeczy oznaczonych, a przez to ograniczonych, a wnet idealny warunek i cała istota Chrześcijaństwa zżymały się i powstawać musiały przeciw temu. Stąd owe zapasy częstokroć już nie z rzeczą samą, ale raczej z wyrazami, które targano i mordowano, dopóki żądanej giętkości nie nabyły, tj. dopóki wyrażając coś na pozór, rzeczywiście nic oprócz negacji ogólnej nie wyrażały, — albo nadzwyczajna krótkość i wstrzemięźliwość w wykładzie tak przeważnego punktu dogmatyki chrześcijańskiej, ograniczająca się na postawieniu twierdzenia, lecz unikająca pilnie wszelkiego rozwoju z uwagi, iż wszelka apozycja groziła niebawem zniesieniem samej pozycji. — Głównymi zaś zapaśnikami w tej 1 De Scriptor. Eccles. CXI. 232 szermierce wieków były: idealny kierunek, wypływający ze źródła Gnostycyzmu i zmysłowy kierunek, z Ebjonityzmu pochodzący. — Jeden trzymał się abstrakcyjnego warunku i gubił się w oderwanych ogólnikach, drugi zaś usiłował spełniać takowy, a spełniając właśnie niszczył go. W protestanckiej zwłaszcza Scholastyce, (gdyż i protestantyzm także miał perjod jeden, w którym myśl w schola-styczne wdała się koleje) zatargi podobne niezgodnej z sobą samej myśli spostrzedz się dają i do tegoż samego, czysto zaprzecznego wypadku dochodzą. — Stanowisko to najcie-kawiej znajdujemy u Quenstedta wyrażone, któremu zresztą niewiele nowsi teologowie ustępują:1 „Est Deus ubique illo-„caliter, impartialiter, efficaciter, non definitive ut spiritus, „non circumscriptive ut corpora, sed repletive, more modoąue „divino incomprehensibili"! Przyznać trzeba, że to arcyjasne wytłumaczenie trudności! A więc same ujemne lub nic nie znaczące oznaczenia, ostateczny zaś wypadek tych wszystkich prac umysłowych, tych olbrzymich wysileń ku pojęciu owej Wszechobecności Boga był w teologji dotychczasowej tak katolickiej jak protestanckiej czysto ujemny i zaprzeczny, czyli pojęto przynajmniej to, iż jej pojąć nie można! Wartoż było zadawać sobie tyle pracy, — aby dojść do wypadku ujemnego, tern bardziej, jeśli u samego wstępu stosunek ów był doskonale, w całej czystości swojej pojęty i najdobitniej przez samego Chrystusa wyrażony? — Zaiste warto było, — bo jak Sokrates całą zasługę swoją na tern zakładał, iż przynajmniej wie, że nic nie wie, a tą dialektyczną świadomością siebie przedzierżgnął kierunek ducha ludzkiego i utorował mu nową drogę, ku lepszej świadomości, tak też i dotychczasowa teologja chrześcijańska, złożywszy tylowieczne świadectwo nieudolności swojej do rozwiązania tej wielkiej tajemnicy, tern samem upoważniła, wezwała tacite do przekroczenia dotychczasowego jej stanowiska, do pogodzenia tej dotąd nierozwiązalnej sprzeczności i do objawienia tej dotąd zawartej, a w samem piśmie założonej Tajemnicy, które to przestąpienie nastąpić tylko może za pomocą pytania: dlaczego wszystkie dotychczasowe usiłowania były tak bezskuteczne? 1 Patrz np. Twesten „Vorlesungem iiber Dogmatik" II. pag. 39, 40 itd. 233 V. Abstrakcyjność chrześcijańskiego pojęcia wszechobecności. Dlaczegóż tedy Wszechobecność owa tak dalece niepojętą się zdawała, że żadnem tłumaczeniem do niej przystąpić nie było można, i dlaczego nie mogąc jej positive nadać żadnego określenia, przestawano na ujemnem jej wyrażeniu, powtarzając bezustannie, iż nie jest ani tern ani owem, jedno czemś dla nas niepojętem? Oto dlatego, iż wszystkim kuszącym się o pojęcie takowej szło właśnie o co innego wcale, niż o samo pojęcie. — Pojęto ją bowiem odrazu doskonale jako abstrakcję, — i tak ją wyrażono; — ale właśnie tak po-jąwszy i wyraziwszy, żądano jeszcze czegoś więcej: żądano wyobrazić ją sobie, a to właśnie było istnem niepodobieństwem. — Bo wyobrazić sobie to co ani kształtu, ani objawu nie ma, co się nie wcieliło, co jest tylko czystej myśli płodem, a bytem się nie spełniło, to zadanie prawdziwie nierozwią-zalne. — Jest to właściwy los wszelkich oderwanych ogólników myśli, wszelkich idealnych abstrakcyj, które dlatego właśnie i przez to jedynie zdają się być nieprzystępne, iż nie przypuszczają do siebie treściwego wyobrażenia lub zastosowania, któreby je właśnie używotnić zdołało. Wszelkie bowiem wyobrażenie już nietylko czysto idealnego, (pojęcia) ale też realnego istnienia (wcielenia) wymaga. 1 dlatego właśnie Wyobrażenie, jakkolwiek często przez nowszych filozofów pogardzane i za nader podrzędny szczebel Wiedzy poczytane, nie przestanie być nigdy istnym probierzem prawdziwości, treściwości i żywotności wszelkiego Pojęcia, — tak dalece, że ilekroć pojęciu jakiemu wyobrażalności odmawiamy, tylekroć potępiamy samo pojęcie, zniżając je z rzędu żywotnego zarodu do rzędu upiorowatej mrzonki. Skoro jakiekolwiek Pojęcie żadną miarą wyobrazić się nie da, bądźcie pewni, iż pomimo pozornej głębokości swojej — jest próżnem, że choruje na jednostronne abstrakcję, że jest czczą formą bez treści, bo gdyby było spełnem (konkretnem), a więc ży-ciorodnem pojęciem, toby się też prędzej czy później dało wyobrazić, toby się realnie objawić musiało, toby samo, wyobrażenie swoje, (ów chleb powszedni dla powszednich umysłów) plastycznie z siebie wyrobiło i z pączka swego kwiat 234 rozwinęło. — Podobnie, gdyby kto stawił pewnik i zasadę jaką, twierdząc, że są niezaprzeczenie prawdziwe, ale przecież żadnego zastosowania niezdolne, można być zgóry przeświadczonym, iż mniemany pewnik jest arcyniepewny, a mniemana zasada zgoła bezzasadna, albo przynajmniej, że w ich pojęciu czegoś brak, a to czego braknie jest właśnie zastosowanie. Skoro to się odkryje, wnet sam pewnik i sama zasada w od-miennem wcale świetle zajaśnieje i płodną prawdą się stanie. Otóż średniowieczne pojęcie Wszechobecności usiłowano obrócić na czystą abstrakcję, nie przypuszczającą żadnego wyobrażenia, a tern samem przystępną jedynie dla umysłów do oderwanych pojęć przywykłych, dającą się wprawdzie oderwanym sposobem pomyśleć, nawet słowem lub formułą jaką, to jest ogólnikiem jakim wyrazić,1 ale nigdy plastycznie wyobrazić. A przecież trzeba było uczynić ją ludowi przystępną, bo ją ludowi zapowiedziano; a przecież to nie szło. Ile razy bowiem z jakiemkolwiek wyobrażeniem do pojęcia Wszechobecności Boga przystępowano, tyle razy nadawano takowej pewne zmysłowe oznaczenie, przed czem znowu natychmiast się cofano, jako przed pogańską przepaścią, jako przed zakałą Chrześcijańskiego stanowiska. Nie było więc innego ratunku, jedno powiedzieć ludowi: Wierz, bo to jest Tajemnica — albo też silniej jeszcze zawołać z Augustynem Świętym: „Credo quia absurdum".2 1        ...wo Begriffe fehlen Da stellt ein Wort zur rechten Zeit sich ein, Mit Worten lasst sich trefflich streiten, An Worte lasst sich trefflich glauben. Goethe's Faust. - Usiłowania teologicznej dogmatyki porównać w tym względzie można do żądania chorego, któremuby lekarz zalecił użycie owocu, ale zarazem najsurowszą djetę przykazał. Nasz chory odrzucałby po kolei wszelkie podawane mu jabłka, wiśnie, winogrona etc, mówiąc, iż to są tylko winogrona, wiśnie etc, jemu zaś tylko owocu samego przez się pozwolono, ale ani jabłek, ani wiśni, ani żadnych podobnych rzeczy, nie pod szczególnym jakimś kształtem, ale w ogólnej istocie — Zaiste, strawiłaby go stokroć gorączka, zanimby się owego idealnego owocu doczekał! — Toż samo działo się z dogmatyką, która wymagała i to koniecznie Wszechobecności Bożej, ale pod żadnym kształtem przyjąć jej nie chciała. Czy tak czy owak, czy jeszcze inaczej wystawiano sobie tę Wszechobecność, wszystko bezwzględnie odrzucała, nie pomnąc, że 235 Lękano się słusznie wszelkiego bliższego oznaczenia, aby nie uwłaczać jej idealności, bo wiedziano bardzo dobrze, iż idealność jest jej samą istotą. Lecz istota zostająca bez objawu, bez postaci, bez wcielenia, byłaby znowu czystem uro-jeniem. Taka istota nie istnieje wcale, kto zaś rzeczywistej i żywej pragnie istoty, winien ją przyjąć i pojąć z wszech-przypadłościami tejże, winien się przypatrzeć, jak się realizuje pod karą utraty samejże istoty. — Wszelkie więc dystynkcje i określenia, wszelkie ostrożności i subtelności musiały zostać w rzeczy samej bezskuteczne, a sprzeczność ta, na owem stanowisku nierozwiązalna, dopiero przez dalsze przejście: z idealności w pełną, żywotną realność rozwiązać się nam może. Aby tę sprzeczność rozwiązać, porzućmy na chwilę ów czysty ogólnik Wszechobecności, owe czysto ujemne, żadnego twierdzenia niezdolne, a więc na samej nieudolności kończące oznaczenia, porzućmy ową doctam ignorantiam Scholastyków, i cały błędnik dogmatycznych wywodów około Wszechobecności Boga, którą stanowiono w zasadzie, aby ją niezwłocznie znieść w każdem zastosowaniu, a zastanówmy się poprostu, z naiwnem zaufaniem w słowa Zbawiciela nad niniejszym ustępem naszej modlitwy, który nam pewno prostszą wytknie drogę od owych krętanin dogmatyki lub wewnętrznych zapasów sprzecznej z sobą, póki się sama nie przekroczy, dia-lektyki. Cóż to znaczy, że Zbawiciel każe nam odzywać się do Ojca naszego w te słowa: „któryś jest w Niebiesiech?" Oczywiście oświadcza przez to, iż niebiosa a wszędzie jedno i to samo znaczą, skoro tylekroć przytomność Bożą wszędzie nauczał. — Czemuż raczej nie kazał nam mówić: „któryś jest wszędzie"? Zdaje się, iż tym ostatnim sposobem byłby dokładniej wyraził ową Wszechobecność Bożą, o której tyle-krotnie sam nauczał. — Miałżeżby ten wstępny wiersz pacierza być w sprzeczności z dogmatem Wszechobecności Bożej, — lub przynajmniej w czemkolwiek jego absolutności ustępować? Albo też mieliżbyśmy tu na samym wstępie wykładu chcieć odrzucając wszelkie wyobrażenia samo pojęcie zabija. I dlatego też, namę czywszy się nad pojęciem, kończyć musiała na wierze w absurdum. 236 poprawiać Zbawiciela? — Jako żywo! Przy rozbiorze próśb uznamy nieraz, jak dalece mamili się Ci wszyscy, którzy dla niedołężności własnego pojęcia, czasem samego Chrystusa poprawiać chcieli. — Aby snać nie ubliżać Bogu, w ich ograni-czonem pojęciu, woleli mu częstokroć rzeczywiście ubliżać •zwichnięciem słów przez Ducha Św. natchnionych. Atoli w tym przypadku nie potrzebowali komentatorowie uciekać się do takowej pokorno-pysznej poprawki, albowiem już sama Teologja Chrześcijańska, przeobraziwszy niebo w jakiś czysto idealny Zaświat, nić wspólnego z realnym światem nie mający, jako przybytek wcale nie miejscowy, nic z zmysłową przestrzenią wspólnego nie mający, — te słowa, „któryś jest w Niebiesiech", zdawały się daleko lepiej odpowiadać ich idealnemu stanowisku, niż wyrażenie „Wszędzie". Bo wyraz wszędzie byłby już jakimś światowym Panteizmem trącił, a z „Niebem" nie było tej obawy. Bo choć wyznawali obecność Bożą wszędzie, to przecież zawsze z tern ograniczeniem, z tem wyraźnem zastrzeżeniem, że owo wszędzie nie jest bynajmniej zmysłowem, ale czysto umysłowem. Niebo zaś, , zwłaszcza w liczbie pojedynczej wyrażone jako coś niezmysło-wego, lecz dopiero oczekiwanego, „przyszłego", zdawało się im właśnie odpowiadać owemu warunkowi idealnej tylko, a nie realnej — moralnej; a nie fizycznej, — zaświatowej, a nie* światowej Wszechobecności. Niebaczni! nie uważali, że tak ujemne oznaczenie, którem mniemali Boga uwielbiać, — ubliżało mu właśnie, — bo było rzeczywiście ograniczeniem Jego Wszech-istoty, oderwaniem Go od rzeczywistego Bytu, a więc ujmą jego absolutności, nie zaś żadnem przysporzeniem chwały, — że więc odciągając od Boga wszelką zmysłowość, a nawzajem wszelkiej zmysłowości odmawiając przytomności Bożej, — tern samem wpadali na jałowe ostrowia abstrakcji — kędy czczo i pusto i ciemno i zimno. A przecież kilku z pierwotnych filarów Chrześcijańskiego Kościoła przestrzegało ich już u świtu dni chrześcijańskich, a pod pewnym względem nader słusznie, iż zmysłowości i cielesności Bogu ujmować niepodobna.1 Atoli mimo tych przestróg ujma ta, odejmowanie to potrzebne było, nastąpić i usta n. p. Melito, Tertuljan i t. d. O tem przy I i VII Prośbie. 237 lic się musiało, jako oddziałanie (reakcja) przeciw pogańskiemu światu, a oddziałanie to było nawet niezbędne i zbawienne dla później nastąpić mającej równowagi, — dla późniejszego zatwierdzenia i spełnienia wszechobjawień Bożej Istoty. Czemżeż bowiem grzeszyło Pogaństwo? Oto właśnie cielesnością, miejscowością i ograniczonością Bóstwa. Musiała tedy Nauka zbawienia wybawić ród ludzki od tak niskich, tak fałszywych i tak niesfornych wyobrażeń. A wybawić inaczej nie mogła, jedno przerzucając Ducha ludzkości na wręcz przeciwny kierunek, tj. potępiając Ciało i wszelkie jego stosunki, oraz twierdząc idealność i nieograniczoność Bożą. To jest dialektyczne prawo, objawiające się nietylko w operacjach myśli, ale w każdej rzeczywistości, a więc oczywiście i w życia społecznego stosunkach. Aby dać przybliżone wyobrażenie konieczności takiego przewrotu i zawrotu w odwrotną ostateczność, weźmy tylko, si parva licet com-ponere magnis, przykład z jednej ważnej w dzisiejszych czasach towarzyskich reform, przedsięwziętej przez towarzystwa Wstrzemięźliwości. Wszakże samo ich nazwisko dostatecznie dowodzi, że im właściwie nie o zaparcie się wszelkiego używania upajających napojów, ale o wstrzemięźliwość w ich używaniu chodzi. A przecież, jakimżeż środkiem dochodzą do tego celu, jakąż drogą obierają do upragnionego umiarkowania, do owej miary, która jest niezbędnym warunkiem wszelkiego prawdziwego życia? Oto absolutnem zaprzeczeniem, zupełnem oderwaniem się i wyzuciem, bezwzględnem zaparciem się godziwego w sobie, lecz niegodziwie nadużytego użycia. Twórcy tych towarzystw uznali z głęboką znajomością Natury i ludzi, iż znałogowany organizm już żadną miarą do Miary sprowadzić się nie da, jedno bezwzględną negacją, niezmierną abnegacją, i że aby nawyknienie, (słusznie drugą naturą nazwane), przezwyciężyć, trzeba gwałt sobie zadać i w odwrotną ostateczność się przerzucić. Ale celem Towarzystw Wstrzemięźliwości jest właśnie sama wstrzemięźliwość, zdrowe umiarkowanie, a tylko środkiem, drogą ku niemu jest bezwzględne zaparcie i zaprzeczenie. — Podobnież i pierwotne Chrześcijaństwo, owa droga Zbawienia, ów środek w historycznym rozwoju ludzkości, podnoszący ją ku ostatecznemu celowi, którym jest Królestwo Boże,. 238 musiało się zaprzeć tego świata i wszelkich okazałości jego, a uchwycić się Zaświata. Lecz mogłoż na tem pozostać? — Nie. Bo gdyby było przestało Chrześcijaństwo na przeniesieniu Ducha ludzkości z zielonych niw Realizmu i Antropomorfizmu na jałowe ostrowie Abstrakcji, byłoby tylko zastąpiło jeden fałsz wręcz odwrotnym fałszem, i ludzkość byłaby w samem lekarstwie tylko odmienną chorobę znalazła. Atoli Chrześcijaństwo jest praw-dziwem Bożem objawieniem, — Nauką Zbawienia, — nie zaś odwrotnego potępienia; przynosząc tedy na jaw zbawienną reakcję, jako niezbędną dla dalszego postępu ludzkości, musiało też zarazem przynieść, lecz w głębi Objawienia swego utaić reakcję dla reakcji, skoro czasy będą spełnione. Jakoż, wyrzekłszy jawnie oderwanie się od ciała, wyrzekło jako tajemnicę przyszłości, odkupienie i Zmartwychwstanie ciała, — Przyjście na świat Królestwa Bożego i t. d., które to stosunki Prośby nam odsłonią. — Również pod względem Wszechobecności, nie mógł nas Chrystus zostawić bez spełnego Objawienia, i złożył takowe w Modlitwie. — Otóż dlatego nie kazał nam odmawiać „któryś jest wszędzie", lecz „któryś jest w Niebiesiech", iż Niebiosa i wszędzie są właśnie jednem i tem samem, — z tą wszelako różnicą, że wszędzie jest niedostatecznem, za ubogiem wyrażeniem, bo tylko ogólnem, w sobie samem nie dość oznaczo-nem, jeszcze mglistem, (vague) — gdy tymczasem Niebiosa wyrażają organicznie, stanowczo Wszechświat cały, z wszel-kiemi składaiącemi go światy, ze szczeblami, zastępami i potęgami światów, i z całą ich powszechną Harmonją. Bo niebiosa są to właśnie owe niezliczone mieszkania w domu Ojca, które nam Syn Boży zapowiedział,1 które poszedł nam przygotować i do których nas zaprosił. — I dlatego też kazał nam wspominać o tym przybytku Bożym, o tym domu Ojca, w liczbie mnogiej, mówiąc Niebiosa, nie zaś w pojedynczej: niebo, — aczkolwiek dogmatyka i li-turgja Chrześcijańska, posłuszna panującemu duchowi abstrakcji, ową mnogość do pojedyńczości gwałtem sprowadzić usiłowała. Joan. XIV. 2. W domu Ojca mego jest siłą mieszkań. 239 VI. Realne pojęcie niebios jako mnogości światów. I nie dziw wcale. — Spytajmy się bowiem jakiegokolwiek prostego a zdrowego umysłu, co są niebiosa?1 Lecz spytajmy się w liczbie mnogiej, a nie w pojedynczej: bo zagadniony o niebo, w liczbie pojedynczej, a pomny długowiecznej nauki Teologów, tak katolickich jak protestanckich, odwróciłby może oczy od całego wzgardzonego świata, zajrzałby w siebie samego, — we wnętrze swoje, i odrzekłby, że na tym świecie niemasz innego nieba, jedno w sercu wiernych, oczekujących pośmiertnego zadośćuczynienia; — jeśli zaś o przedmiotowem Niebie, jako o realnym Przybytku ma być mowa, to takowego na naszym świecie nigdzie niemasz, jedne na tamtym świecie, w stanie przyszłego żywota. — Lecz zagadniony o niebiosa, bez rozmysłu ani przesądu - spojrzy natychmiast w górę, wskaże nam powszechną sfer harmonję, ani zgłębialne wzrokiem, ani do-ścigalne wyobraźnią skarby Wszechświata, miljardy globów, ziemie, pływające wraz z naszą ziemią — ową „kropeczką w Wszechświecie" — po absolutnej przestrzeni, i kierujące niemi ogniska, i drogi mleczne, i światów archipelagi. — A na ten widok wspaniały przyzna zaiste, że to jest wielki i zadośćczyniący, — że to jest godny Boga przybytek, — że nie potrzeba oglądać się za przyszłym żywotem, aby nań spoglądać, lecz że już w teraźniej-szem życiu i w obecnym świecie dano nam podziwiać i uwielbiać Majestat Boży, w Jego niezliczonych komnatach, pałacach i dworach, bo w tym rajskim widoku już się objawia wielkim i wszechmocnym Pan tych niebieskiej zastępów.2 A cóż dopiero, gdy uzbroiwszy krewkie oko nasze w owe potężne narzędzia, które nam bądź nie domyślane dotąd ro 1        W Wykładzie katechizmu naszego Gilowskiego znajdujemy ową nai wną wprawdzie, lecz niekoniecznie błędną definicję nieba: „Niebo, to roz przestrzenienie, na którem są. postanowione gwiazdy, planety, słońce i mie siąc". — Rzekłbyś nieomal, że słyszysz już astronoma Śniadeckiego, mówią cego: Niebo, przestrzeń niezmierna, gdzie się mieszczą wszystkie dzieła stwo rzenia, — przepaść odległości, w której tonie wzrok ludzki. 2        O jakże słusznie mawiał Kant, iż dwie rzeczy wzbudzały w nim bez ustanne, a coraz większe uwielbienie: ustawa moralna w nas, — i gwiaź dziste niebo nad nami; — i jakże słusznie unosił się nad tym widokiem Lon gin, któremu nikt zaiste nie zaprzeczy, że znał się na wzniosłości. Zaprawdę niebiosa są wcieleniem wszechwspaniałości. 240 jowiska światów objawiają1 tam, gdzieśmy tylko pustą przestrzeń przypuszczali, bądź też dozwalają być świadkami narodzenia i kształcenia się światów,- a tem samem dowodzą, że Stworzyciel nie przestaje tworzyć sobie nowych Przybytków,3 i że Niedziela Boża, w stosunku do pojedyńczego świata, może być Poniedziałkiem, Środą itp. względem innego, gdy zapomocą tych cudnych narzędzi zapuszczamy się w niezgłębioną przecież przestrzeń... ów nieskończony niebiański kobierzec, świetnemi zasłany światami, na powierzchni którego niemasz punktu, w który zapuściwszy potężny teleskop, nie napotkałoby oko nasze na świat jakikolwiek, w wyższem lub niższem rozwinięcia stopniu, oraz w bliższej lub dalszej od nas płaszczyźnie, bądź rodzący się dopiero, bądź kwitnący całą potęgą życia, bądź zachodzący, bądź nawet już umarły, a przecież wysłanemi ku nam promieniami jeszcze się nam objawiający... A jeśli gdzieniegdzie w tym różnolitym, a tak obficie zasłanym kobiercu natrafiamy wyjątkowo na jakieś bezgwiezdne, a więc na pozór bezświatowe szczeliny,4 to wyjątkowy taki otwór, dając nam sposobność zagłębienia wzroku naszego w jeszcze odleglejsze nad wszelki wyraz przestrzeni otchłanie, jeszcze bynajmniej nie dowodzi, aby w jej projekcji, dostatecznie przedłużonej, nie napotkał się świat, którego niedostrzeżenie pochodzić może, albo z niedostatecznej potęgi dotychczasowych narzędzi, czyli z podmiotowej naszej nieudolności, albo z przedmiotowej ich niedostępności, jeźli np. światło jego, aczkolwiek półtorasta miljonów mil na godzinę przebywające, przecież czasu jeszcze nie miało, aby ziemi naszej dosięgnąć.5 1        Olbrzymi teleskop Herschla odkrył tysiące kosmicznych obłoczków (nebulosae), z których każdy z miljonów słońc się składa. Arago: Analyse des travaux de Sir. W. Herschel, Annuaire 1842. 2        Potężniejszy jeszcze od powyższego teleskop Lorda Ross podał em piryczny dowód na poparcie hipotezy tworzenia się planet i satelitów, z oder wanych od głównego ogniska i wokoło siebie zwiniętych pierścieni. 3        Ojciec mój dotąd działa, i ja działam. Joan. V. 17. 4        np. w Niedźwiadku lub w nodze Wężownika (cfr. in Bodes Jahrbuch 1826. 110. 21). W. Herschel. Transact. 1785. Vol. LXXV. P. I. 255. Arago, Annuaire 1842. 429. Humboldt Kosmos I. 158. 5 W. Herszel przypuszczał, iż niektóre świetne obłoczki, dostrzegalne w jego 40-stopowym rekraktorze, blisko dwóch miljonów lat potrzebowały. 241 Owe mlekowatę mgiełki, — to są tumany światów, a każdy z ich nierozdzierzgalnych dziś dla nas pyłków jest olbrzymiem słońcem, ogniskiem osobnego ciał niebieskich ustroju, którego spółczłonków, onego ogniska przyboczników i towarzyszy, ani oku naszemu dojrzeć, ani nawet myśli objąć, jedno wyobraźni i domysłowi ścigać wolno, pod jedyną odpowiedzialnością wielkiego prawa Analogji. A przecież, ile to jeszcze rzeczy w niebie i na ziemi, o których, wedle wyrażenia wieszcza, jeszcze się mędrcom naszym nie śniło! (Shakspeare Hamlet). — Widnokrąg duchowy i naukowy, podobny do fizycznego: pozorne jego krańce wszędzie, rzeczywiste nigdzie. W miarę własnego postępu naszego te krańce oddalają się coraz, jakby uchodziły same przed pochodem postępu. — Tak jest, Niebiosa są wiekuistym Boga Przybytkiem, i Ojciec nasz jest w Niebiesiech, jak nam wyraźnie Syn Boży wymawiać polecił, — nic ująć nie wolno, nic dodać nie po aby dać się dojrzeć na ziemi. I tak np. gwiazda, któraby się w podobnej od nas odległości na niebie narodziła w chwili, gdy Jezus Chrystus narodził się na Ziemi, mogłaby do dzisiejszego dnia być dla nas niewidomą, bo światło jej jeszcze nie miało czasu do naszej źrenicy dolecieć. Jeśli to mniemanie jest istotnie uzasadnione, cóż dopiero rzec o owych jeszcze dalszych ciałach, których nawet ów teleskop nie dosięgał. Tam, gdzie żadnych gwiazd nie dostrzegamy, tam właśnie bez wątpienia się znajdują, gdy tymczasem niejedna z owych gwiazd, której blask dziś podziwiamy, może już owszem nie żyje, może już nawet krocie lat minęło, jak ustąpiła przed inną, dziś znowu dla nas wcale niewidzialną. Wiadomo bowiem, że na minuty tylko od naszego słońca, na lata zaś i na wieki liczy się czas potrzebny do dojścia ku nam światła pewnych ciał niebieskich. — Podobne w tem do wpływu wielkich ludzi na ziemi, którzy póki żyją, póki jeszcze działają, są częstokroć niewidziani lub nieuznawani, bo tak dalece górują nad poziom spółczesnych duchów, że ich promień świetlisty dosięga dopiero następnych pokoleń, a natrafiwszy na nie, oświeca i ogrzewa takowe, i wzbudza w nich należne po-dziwienie dla niedostrzeżonego w swym Czasie i w swej Ojczyźnie Proroka A wtedy dopiero owa gwiazda społeczna żyje w ludzkości i dla ludzkości, aczkolwiek w sobie i dla siebie już zaszła w inne kosmiczne sfery. Świeci wysłanem od siebie przed wiekami światłem, choć już niema jej ani śladu tam, kędy. ją oko spostrzegacza dostrzegać się zdaje. Nietylko przez wzgląd na czas potrzebny do dojścia światła, ale nawet bezwzględnie na czas, wskutek atmosferycznej refrakcji, nie widzimy gwiazdy tam, gdzie jest, — chyba w jednym tylko kierunku zenitu, — ale ją widzimy właśnie tam, gdzie nie jest. 16 242 * trzeba, — i to właśnie stanowi istną Wszechobecność jego. Bo skoroć jest w Niebiesiech, toć oczywista, że jest we wszystkich światach też Niebiosa składających, we wszystkich owych ciałach, z któremi ziemia nasza, bądź w bliższym, bądź w dalszym stopniu jest skoligacona. A jeśli jeden ze sławnych, lecz zbyt empirycznych astronomów mógł wyrzec raczej bezrozumne, aniżeli bezbożne zdanie, iż teleskopem swoim po przestrzeni niebios wędrował, i z gwiazdy do gwiazdy zaglądał, a przecież nigdzie Boga nie zdybał, — to dlatego chyba, że go wcale do serca swego nie był przyjął, — że nie był nawet maluczkim i pokornym chrześcijaninem; inaczej, gdyby był promień Boży w sercu swojem dojrzał, byłby i Boga w niebieskich jego komnatach się dopatrzył i napatrzył. — I byłby raczej jak prorok Ezechjel,1 ujrzał w niebiesiech widzenie Boże, a „z pełnego oczu nieba" byłoby mu zaświeciło podobieństwo chwały Pańskiej. Lecz nie każdemu, choćby i uczonemu, dane jest „oko duszy". Są tacy, którzy przed otwartemi niebiosy pytają się jeszcze, ,,a gdzie Bóg?" — O takich to rzekł wieszcz nasz: „jak wilk, lub jak astronom patrzają na niebo".- Natpmiast wielki Newton, odkrywca powszechnej grawitacji, — owego fizycznego prawa assocjacji światów, — on widział i podziwiał Boga w niebiesiech, — i czcił go i uwielbiał we wszelkich objawach, — i korny, bo natchniony oddawał mu pokłon. — Dlatego też ten mędrzec kolejno z objawień po niebiosach gwiaździsto rozpisanych, przechodził skwapliwie do objawień w księgach Świętych ciemnosłownie zapisanych, — i z tychże nawzajem do tamtych powracał; bo nie gardził żadnem objawieniem, bo wiedział, że co zapisane w Zakonie, zgadza się z tem, co napisane w Wszechświecie i nawzajem. . I rozmyślał ów mędrzec nad nastaniem na ziemi Niebieskiego Królestwa, bo wiedział, że ziemia z niebiosami solidarna, że grawituje do takiej harmonji u siebie, jaka w niem panuje, bo sam odkrył fizyczne prawo wspólnej grawitacji, jednakowe dla krążącego na niebie planety, jak dla spadającego na ziemię jabłka, panujące jako w Niebie, tak i na 1        Ezech. I. 18. 2        Ad. Mickiewicz. Romantyczność. 243 ziemi1 — Upadające jabłko dla Newtona było takiem objawieniem, a on też objawił owo objawienie i rozwiązał to, co aż do dni jego było tajemnicą. Nie dziw tedy, jeśli zwiastun tego fizycznego prawa domyślał się głęboko duchowej grawitacji i szukał jej wskazówek u Proroków. Wy to słabostką tego wielkiego mędrca zowiecie, a my właśnie jego siłą i potęgą. — Sądzicież tedy, że gdyby Newton nie był tyle religijnym, zdołałby był odkryć tajemnicę grawitacji, ową wzajemną gwiazd i światów i najdrobniejszych ciałek Religję, że dostąpiłby był łaski objawienia nam owej wspólnej i wzajemnej siły, która fizycznie spaja wszechrzeczy Natury, jak Religja spaja wszechduchy? O biedni faryzeusze!., jakże malejecie obok olbrzymów, a zwłaszcza wtedy, gdy ich własną miarą mierzyć chcecie, gdy ich mniemane słabostki zarozumiale uniewinniać raczycie i miłosiernem milczeniem pokrywać usiłujecie.2 1        Najściślejsze wyrachowania matematyczne, wieloraką drogą otrzymy wane, jużto np. śledząc działanie planety na własne księżyce, już też i tego planety na komety, już nareszcie tego planety na mniejsze spółplanety i t. p. z jednej strony, oraz najdokładniejsze doświadczenia fizyczne wahadłowe, po mistrzowsku przez Bessla wykonane, z drugiej, dowiodły z oczywistością, iż tak zwane prawo grawitacji jest jedno i to samo, wspólne dla wszelkich ciał bądź niebieskich, bądź ziemskich, że więc mimo wszelakiej różnorodności zjawisk lub materjału, owa fizyczna wola Boża jednakowo się dzieje, jako w Niebie tak i na Ziemi. Patrz n. p. ; Bessel, Poggendorffs Annalen. XXV. str. 147. ,,       Poisson.Connaissance des temps pour l'annee 1826. p. 64-66. ,,       Encke, Abhandl. der Berliner Akademie. 1826. 257. ,,       Mitscherlich, Lehrbuch der Chemie Bd. I. 352. ,,       Humboldt, Kosmos I. Co więcej, nietylko spólności formalnego prawa grawitacji dowiódł, ale nawet spólności materjału ciał niebieskich i ziemskich domyślał się Newton, który to domysł przynajmniej już cząstkowego potwierdzenia doznał przez analizę aerolitów, owych kosmicznych gońców, już przez starożytnych greckich filozofów (patrz Plutarch: życie Lysandra, rozdział XXII) za spadające ciała niebieskie trafnie poczytanych, a które są zapewne satelitami satelitów, (tego już mimochodem domyślał się Poisson: Recherches sur les probabilites des jugements p. 306-397), w których Berzeljusz też same kruszce i pierwiastki chemiczne odkrył, jakie w skład ciał ziemskich wchodzą, acz sposób ich połączenia znakomite przedstawia różnice. 2        Albo nasz wielki Kopernik, — (religijność Kopernika) — który o dwa wieki niemal przed Newtonem już domyślał się prawa grawitacji. Do revol. orb. coelest. I. 9, p. 7. 16* 244 VII. Niebo jako zaświat. Niebiosa więc to Wszechświat cały, ze wszystkimi skła-dającemi i spełniającemi go światy, gwiazdy z ziemiami swemi i z satelitami tychże, słowem ów świat powszechny, którego nasz świat ziemski jest pojedynczą wprawdzie cząsteczką, „kropeczką w wszechświecie",1 ale bynajmniej nie oderwaną, ani odrzuconą, ani też samą przez się i dla siebie żyjącą. — Bo też ziemia nasza nie jest ani środkiem, czyli ogniskiem świata, za co ją tak fizycznie jak moralnie Starożytność po-czytywała, ani też jego odpadkiem, jak ją znowu średnie wieki uważały; — ale jest współczłonkiem owego organizmu,, w którym Bóg żyje i króluje po wszystkie wieki wieków.2 Plin II. 68. 2 Takowe pojęcie niebios nie ma w sobie nic nowego, niepospolitego owszem jest nam tak naturalnie, jak supranaturalnie znajome, tak w pospolitym, jak w uczonym języku. Otwórzmy pierwszy lepszy wykład astronomji, począwszy od owej, którą Kepler podwójnem opatrzył tytułem (Astronomia: nova, seu Physica celestis 1609), jakby dla umyślnego uprzątnienia wszelkiej wątpliwości, oraz zawarowania fizycznego na Niebiosa poglądu, aż do najświeższego tej nauki wykładu, a na samym jego wstępie napotkamy na mniej lub więcej trafną lub dokładną, ale zawsze na nieochybną definicję niebios. Po większej części nawet w samo dzieło zazierać nie potrzebujemy, bo sam. napis niejednego z nich, jak w przytoczonem dopiero Kleplerowem dziele, już nas uwiadomi, o czem w niem, pod wyrażeniem niebios, jest mowa. Jak zie-mia nasza ma swoich mierników, geometrów i ziemiopisów, geografów, tak. i Niebo ma swych uranometrów i uranografów. Niebomiernictwo n. p. od Ba-jera 1003 aż do Argelandra, graficzne atlasy i mapy niebios od Hamstedta aż do kapitana Schwinka, a dokładność dzisiejszych katalogów gwiazdowych,. które stary Hipparch na pół wieku przed Ptolemeuszem układać zaczął, doli-czywszy się zaledwie 1600 gwiazd, (Plin. II. 41) zaczyna iść w zapasy z dokładnością naszych geograficznych dykcjonarzy. Ktokolwiek weźmie do ręki bądź Mechanikę Niebieską Laplace'a, bądź Historję niebios Lalanda, bądź Budownictwo Niebios Nicholla, (archit. of the Heavens 1838), bądź Uranografję Bodego, bądź Przegląd północnego nieba, wspomnianego już Argelandra, bądź Cuda i dziwy nieba Littrowa, nareszcie Mapę niebieską Schwinka itd., ten zaiste na chwilę, wątpliwym nie pozostanie, o jakich niebiosach te uczone prace rozprawiają, i w jaki sposób duch ludzki do pojęcia niebios, wykładu, niebios przystępuje. A że nie dziś dopiero, lecz po wszystkie wieki jedno i to samo pod wyrazem niehios poczytywano, łatwo nam się przekonać. Ilekroć Homer albo Pindar, Plato lub Arystoteles, Uranos wpominają, tylekroć znać to z toku mowy i dodanych przymiotników, a gdy Plinjusz o „coelestium lit--terarum scientia" rozprawia, oczywiście nie Teologję lub dogmatyczną Escha 245 Dziwna napozór, a przecież arcylogiczna jest przemiana wyobrażeń i przypuszczeń ludzkich o naszym ziemskim świecie. — Raz go uważano za jedyną zasadę, za stanowczą oś wszechświata,1 a wskutek tego sądzono zbyt dumnie, że wszelkie tologję, lecz Astronomję i kosmiczną Meteorologję ma na myśli; albo też, gdy starego Hiparcha, który uporządkował niebo gwiazd stałych (Suidas), wysławia, mówiąc, że „niebo przekazał w dziedzictwo potomności" (Plin II. 26), nikt zaiste nie potrzebuje się pytać, co oni pod niebiosami rozumieli. A gdy mędrzec ze Stagiry jedno z licznych dzieł swoch opisowi Niebios poświęcił (Aristot. de Coelo), nie o czem innem rozprawia, jedno te same zjawiska i też same dziedziny przyrody, jakie w parę tysiący lat później, prawowity następca jego, mędrzec Królewiecki, w osobnem też piśmie z podobnym tytułem rozbierał. (Kant. Allgem. Naturgeschichte des Himmels). A gdy Cy-cero mówi „Coelum discessisse" (de Divinatione I. 43), porównaj też Aristot. Meteor. II. 5. 1. Seneca Nat. Q. I. 14. 2), rzekłbyś poniekąd, że już przewiduje owe przerwy i próżnie gwiaździstego Nieba, które dzielny Niebios nur-townik, W. Herschel „roztworami w Niebiesiech", (an opening in the Hea-vens) nazywa. Philos. Transact. for. 1785 vol. LXXV. Tom I. ρ. 256. Albo gdy mąż liguryjski, największy między odkrywcami ziemskich przestrzeni, K. Kolumb, w dzienniku podróży zapisuje bystrą 'na swój czas uwagę, iż prądy morskie poruszają się w tym samym kierunku jak Niebiosa, (las aguas van eon los cielos. Dziennik podróży Kry. Kolumba p. Navarette: Colleccion de los viages y diseubrimientos de los Espahnoles. Tom I. p. 260. Humboldt: Examen critique de Phistoire de la geographie I. III. p. 100), oczywiście nie o innych mówi niebiosach, jedno o poruszeniach tych ciał niebieskich, których ruchy spółcześnik jego, największy niebieski odkrywca, odgadł i opisał. (Kopernik: De revolutionibus orb. coelestium. Whewell: the Philosophy of the inductive sciences. 1840. Tom II. p. 282. inductive table of astronomy). — Kardynał Petrus Alians, Pierre d'Ailly, autor dzieła Imago mundi, które nieodstępnie towarzyszyło Kolumbowi w żeglugach, i z którego mąż liguryjski zaczerpnął niejedne wiadomość i niejedno natchnienie, napisał też pięć roz-praw ρ t. de Concordantia Astronomiae cum Theologia. Patrz Humboldt: Kosmos II. Anm. Letronne des opinions cosmographiques des Peres de 1'eglise. Revue des deux mondes 1834. Tom Ι. p. 621. Apell Epochen der gesch. der Menschheit. Tom I. 1845. 205-305 i 379-445. Supranaturalnie zaś, czyli przez objawienie: Otwórzmy tylko księgę rodzaju, ów pierwszy dział pisma świętego: Vocavit Deus firmamentum coelum. W hebrajskim tekście stoi:. I Bóg nazwał całą przestrzeń niebiosami — rozpostarcie, rozłożenie, rozprzestrzenienie. — Nadto wiersz 7, to jest poprzedzający wyraża, że Bóg oddzielił wody, które są pod firmamentem, od wód, które są nad firmamentem. Cóżby to znaczyć mogło, gdyby właśnie ów firmament nie składał się z ziem i światów podobnych do naszego, które też mają swoje wody etc. 1 Nietylko prosty lud, ale i mędrcy starożytni tak sądzili, i to stanowi system Hiparchowski i Ptolomeuszowski; sam nawet Plato temu wyobra 246 ciała niebieskie kręcą się około niego, i jakoby jedynie dla jego posługi, — że przeto niemasz nic wyższego ani doskonalszego nad żywot na tej ziemi. — Drugi raz odwrotnie, uważano ją za lichy odpadek, myślano zbyt pokornie, iż ziemia nasza jest oderwana od niebios, jest potępionem siedliskiem, opuszczonym od Boga i osamotnionym padołem płaczu, — że więc cieszyć nam się wypada, skoro Bóg nas z niego wyrywa i do zgotowanego nam przybytku powołuje. - Tę jednostronne poglądy duchowe odpowiadały równie jednostronnym, fizycznym wyobrażeniom. (Delambre: Hist. de Tastr. ancienne). Otóż, jak w naukach fizycznych potrzeba było wielkiego Kopernika1 do odkrycia istotnego związku (kosmicznej religji) naszej ziemi z systematem słonecznym i z wszelkiemi ciałami niebieskiemi, to jest do uznania, iż ziemia nasza nie jest ani ogniskiem, ani odpadkiem Wszechświata, ale raczej jego spół-członkiem, w wiecznej komunji z nim zostającym, oraz do uznania, iż nie całe niebiosa należą do ziemi i jej k'woli się obracają, ale, że raczej ziemia należy do niebios i odbywa właściwe sobie obroty do harmonji ogółu potrzebne, tak też potrzeba dzisiaj, aby owo odkrycie dopiero w dziedzinie natury sprawione, do dziedzin ducha rozciągnęło się, abyśmy już nietylko fizycznie, ale i moralnie pojąć zdołali zależność naszego ziemskiego świata od powszechnych Niebios. To powinowactwo więc, które Kant między harmonją gwiaździstego nieba, a harmonją ustawy moralnej upatrywał, tu staje się ciałem;2 odtąd dopiero pojmować będziemy niebiosa fizycznie i moralnie, tak jak pojęte być winny, bo teraz dopiero dostępujemy w naszym ziemskim świecie owego Stanu Harmonijnego, który właśnie powszechnej harmonji Niebios, od wszech wieków przez Boga założonej, i nam w Wszechświecie objawionej, stanowczo odpowiada. Oczywiście też same koleje, jakie przebiegł umysł ludzki w wyobrażeniach o naszym ziemskim świecie, przebiegł jedno żeniu hołduje w Timaeusie, acz znowu w Phaedrze idzie raczej za Philo-lausem — patrz Bosch, De Platonico systemate coelestium globorum etc. 1        Który, wedle świadectwa Keplera „vir fuit maximo ingenio et quod in hoc exercitio (w walce przeciw przesądom) magni momenti est, animo liber". Wstęp do tablic Rudolfińskich. 2        Słów tych niema w rękopisie. (Przyp. Wyd.). 247 cześnie w wyobrażeniach o niebie. — Wtedy, gdy poczytywał nasz tutejszy świat za jedyną rzeczywistość, musiał oczywiście poczytywać też niebo za jakąś przyrodzoną i przyległą jemu cząstkę, za najwyższą granicę świata,1 za służące mu i zależne od niego sklepienie, za ziemi naszej strop, słowem za coś do ziemi należnego i ze światem naszym jednorodnego.2 — A ilekroć niebo za siedlisko Bogów poczytywano, to zawsze wystawiano sobie owo niebo, jako zmysłowo przystępne i dostępnej jako fizycznie oznaczone i ograniczone miejsce, które, aczkolwiek mogło być najwyższą i najdoskonalszą częścią świata, zawsze jednak z naszym ziemskim światem miało coś wspólnego. — Dopiero przy powstaniu Chrześcijaństwa sam ów świat jednolity przezwyciężony i zaprzeczony został, — i powstała świadomość dwoistego świata, a przez to samo niebo i ziemia, dotychczas naturalnie zrosłe i do siebie przy 1 W traktacie Aristotelesa de Mundo wyprowadza autor nazwisko ďďńáíďň od üńďň i öçá (granica, kraniec, i na wierzchu). Homer zaś w Odysseji I. 54. wyraźnie oznacza, gdzie niebo leży, i na czem się opiera. 8 Wiadomo, że w Teogonji Hesjoda Niebo ďďńáíďň jest nawet synem ziemi („Ziemia zrodziła sobie gwiaździste niebo, aby ją „wszędy pokryło" Teog· 126. 55), a następnie dopiero jej małżonkiem, (wedle Orfeuszowej jest jej bratem). — Idąc za wątłym wprawdzie, acz przytem dość śmiałym śladem mitologicznych tłumaczeń, jakie sobie Stoik Balbus u Cycerona de nat. Deó-rum II. pozwala, możnaby grecki mit o Uranusie w następujący sposób rozłożyć: Gdy Uranus (Coelus) napłodził tyle światów, iż zaludnił nimi dostatecznie niebieskie przestrzenie, nadszedł Czas (Chronos, Saturn, nasyciciel, pożerający własne dzieci) i odjął własnemu Rodzicowi siłę dalszego płodzenia, czyli przyszedł czas, który położył koniec Stworzeniu Wszechświata. Sam ten czas zniesiony jednak następnie został przez wiekuistego Jowisza, Jupitera (juvans pater). „Spojrzyj w górę na owe światło, które wszyscy czczą jako Ojca pomagającego" Jupiter. juvans pater, Ennius (Thyestes) apud Cic. de Nat. D. II. 25. oraz wiersz Eurypidesa o Eterze niezmiernym, rozlanym po niebiosach i ogarniającym ziemię, który jest Bogiem nad Bogami, Jupiterem. Holbacus, Eclog. physic. Cap. III u Mosera i Cic. de Nat. D. II. 25. Zaiste tkwi mądrość wiekuista w podaniach, mitach i symbolach starożytnych ludów, ale też nie potrzeba jej tam za wiele szukać; bo wtedy uganiając się za czemś, czego tam niema, chybiamy to, co jest. Szukamy kwiecia, a nie postrzegamy pączku, ubiegamy się za owocem, a nie baczymy na zawiązek, a przypuszczając mylnie, iż tam już jest kwiecie i owoc, zrzekamy się dobrowolnie właściwego kwiatu i owocu wiekuistej rodu ludzkiego pracy, — zrzekamy się Postępu. 3 Walka Tytanów i Wieża Babylońska i t. p. 248 ległe, rozpadły się na dwoje, stały się sobie przeciwległe, i odtąd już nic z sobą wspólnego mieć nie mogły. Świat obecny, zmysłowy, ograniczony, a tern samem skończyć się mający, a więc niknący, jako w istocie nikczemny: to była ziemia. — Świat zaprzyszły, idealny, zmysłowo niedościgalny, nieskończony, a tern samem wieczny, — dokonany jako w istocie doskonały· to było Niebo! Aliści zastanówmy się nad zasadniczą przemianą, jaką owa przeciwległość nieba i ziemi do pojęcia samego nieba wprowadziła. — Uznawszy, iż Niebo i Ziemia nie są jednym Wszechświatem, ale że Ziemia jest tylko Światem, a Niebo Zaświatem, następnie zaś, pogardziwszy światem i potępiwszy wszelkie jego tutejsze stosunki, a uwielbiwszy natomiast Niebo, jako przybytek nic ze światem i z jego skończonością nie mający, cóż się pokazało? Oto, że takie Niebo, pojęte jako Zaświat, przestaje być nawet jakiemkolwiek oznaczonem miejscem, ponieważ jako miejsce musiałoby realnie być gdzieś, musiałoby się znowu znajdować w jednym i tymże samym świecie z ziemią, musiałoby jakimkolwiek sposobem być ziemi przyległem; — ale może być tylko czysto idealnym stanem, tj. zupełnym odwrotem i stanowczą przecznicą ziemi; — czyli dokładniej jeszcze, takie niebo już nie może być względem ziemi miejscem w przestrzeni przyległem, jak to rzeczywiście było w wyobrażeniach Starożytnych, — lecz stanem w czasie przeciwległym, dopiero po dokonaniu, czyli zniesieniu świata nastąpić mającym, czyli idealnym stanem przyszłego żywota. — Jest to więc stan dopiero możebny, (potentia), który dla nas, w świadomości Chrześcijańskiej, jeszcze bezpośrednio nie jest, którego w obecnem życiu wcale niemasz, ale który dopiero nastąpić ma; który więc dla nas w myśli naszej tylko spoczywa, tj. idealnie dopiero istnieje, — realnie zaś i zmysłowo jest nigdzie, jak to już doskonale Philon o obecności Bożej wyraził, bo go nigdzie ani wskazać, ani znaleźć nie można, jedno tylko pomyśleć; — gdy tymczasem Ziemia nasza i świat obecny, doczesny, jest dla nas stanem, który realnie jest dla zmysłów naszych przystępnym, aczkolwiek znowu w istocie tego stanu tkwi, aby nie był, — aby przeszedł. Ów tedy stan dla zmysłów przystępny, — dla umysłu okazał się przestępnym, i potępiony też został. Przeciwnie, 249 ów stan dla zmysłu nieprzystępny, okazał się dla umysłu po-stępny, — i oczekiwany też został.1 A tak wszelką ograniczoną, a tem samem skazitelną realność, wskazać i wyobrazić się dającą, do świata tutejszego, obecnego, pod zmysły podpadającego, a z natury przepadającego policzono; — gdy tymczasem wszelka znowu nieskończona idealność, pod zmysły nie podpadająca, a tem samem nie dająca się wyobrazić, została udziałem świata tamecznego, nieobecnego, w myśli tylko istniejącego. Tamten więc świat stał się ideałem tego, — ten zaś martwem tamtego ciałem (caput mortuum), — czyli niebo zostało ideałem ziemi, jego sublimatem, a ziemia przez to samo oderwaniem nieba, jego precypitatem. Takie absolutne przedzierżgnienie się Realizmu Starożytnych w Chrześcijański Idealizm było niechybną wynikłością raz zajętego stanowiska. I w rzeczy samej, ilekroć przystępowano w pojęciach Chrześcijańskich do bliższego oznaczenia pojęcia Nieba, wnet się objawiał ów charakter idealny, czysto moralny, czysto duszny, stanowiący całą jego istotę, i wnet powstawały podobne daremne zabiegi o jego wyobrażenie, jakieśmy powyżej przy pojęciu Wszechobecności widzieli. — Niepodobna było poczytać Nieba za jakieśkolwiek realne miejsce, za jakieś oznaczone i wskazać się dające siedlisko, bo w takim razie na zapytanie: „gdzież tedy znajduje się niebo?" wypadłoby wskazać jakąśkolwiek część Wszechświata, a wtedy w cóżby się obróciła owa zasadnicza dla Chrześcijaństwa wiara w Wszechobecność Boga? — Skoro tedy właściwem siedliskiem Boga ma być Niebo, tem samem niebo już nie może być zmysłowo nigdzie, bo gdyby było stanowczo gdzieś, już tem samem nie byłoby wszędzie; — będąc zaś wszędzie, już tem samem nie może być tylko gdzieś, bo pojęcie wszędzie znosi wszelkie wyłączne gdzieś. 1 Trudno dobitniej wyrazić owego Antagonizmu dwóch światów, niżeli to uczyniła przesławna staropolska Pieśń Bogarodzicy: „Tam radość, tam miłość, tam widzenie Twórcze anielskie bez końca. Tuć się nam zjawiło djable potępienie". Ale też trudno trafniej rozwiązać owej sprzeczności, niżeli na końcu .tej pieśni, z nieporównaną prostotą: „Amen, tako Bóg daj, Byśmy poszli wszyscy w Raj". 250 Zobaczymy niebawem, iż pojecie wszędzie jest dwojako-możebne, równie jak owo pojęcie Wieczności, któreśmy powyżej rozebrali, — raz twierdzące, tj. żywotno-realne, bez wyłączenia żadnego miejsca, — ale owszem włącznie na każdem miejscu; — drugi raz zaś tylko zaprzeczne, tj. czysto idealne, wyłączające wszelką zmysłową miejscowość, lecz ograniczające się na nieograniczonej ogólności, i wpadające tern samem w swoją dialektyczną odwrotność, tj. stające się realnem nigdzie. — Pierwszy sposób zapatrywania się nie mógł przypaść do czystoidealnej i zaprzeczno-dialektycznej świadomości Średniowiecznej, ale właśnie drugi; a to dlatego, iż Chrześcijaństwo, przyszedłszy właśnie na świat, aby Pogaństwo i wszelkie jego światowe wyobrażenia znieść, nie mogło się skazić żadnym jego zabytkiem, żadną pozostałością, tchnącą mater-jalizmem lub Panteizmem, i w odwrotnym tylko pojęciu szukać musiało ratunku. Oczywiście tedy niebo nie mogło być poczytane ani za sam Wszechświat, ani też za jakąśkolwiek oznaczoną część onegoż. — Nie mogło być Wszechświatem, bo to zdawało się Panteizmem grozić, i rzeczywiście wówczas, obok żyjących jeszcze pogańskich wyobrażeń, nim groziło; nie mogło też być żadnem ograniczonem siedliskiem, żadnem przedmiotowem, fizycznem ani zmysłowem miejscem, nie mogło być ani firmamentem, ani żadną sferą przyrodzenia, choćbyśmy ją sobie najwyższą i najdostojniejszą wystawiali, — bo gdybyśmy niebo za jakieśkolwiek, choćby najprzewielebniejsze miejsce świata, gdybyśmy ją za jakąśkolwiek stolicę natury poczytali, — tern samem już musielibyśmy się pożegnać z wszelkiem pojęciem Wszechobącności Boga; a przecież Wszechobecność owa jest jednym z naj główniej szych pewników Chrześcijaństwa, któremu uwłóczyć nie można, bez wpadnięcia znowu w ograniczone Pogaństwo. — Bóg przebywający w jakowem, stanowczo ozna-czonem miejscu, jużby tern samem w reszcie Wszechświata nie przebywał, — i ograniczylibyśmy tylko przybytek Boży wedle znanego aksjomatu: omnis determinatio est negatio, do którego niebawem dodamy niezbędną korrekcję: nisi ipsa de-terminationum plenitudo. — Otóż we wszelkich religjach ery Starożytnej, przybytki Boże mogły być ściśle oznaczone, a tern samem ograniczone, 251 determinata, ponieważ sama istota Bóstw starożytnych była ograniczona.1 Ale teologja Chrześcijańska, która Boga jako absolutnie nieskończonego, a więc zaprzecznie do wszystkich oznaczeń przedchrześcijańskich pojęła, w błąd taki wpaść nie: mogła. — I dlatego właśnie pojęła przybytek Boga jako absolutnie zaświatowy, tj. do żadnego miejsca ani czasu nieprzy-wiązany, — a Wszechobecność Jego pojęła znowu czysto-idealnie, tj. przez nieograniczoną świadomość Jego o nas, a ograniczoną świadomość naszą o Nim, wzajemnie spowodowaną. — Skoro tedy wszelka światowość Boża byłaby Jego ograniczeniem, — byłaby zawarowaniem Jego przybytku w pewnem zmysłowem miejscu, a tern samem zniesieniem ogólnego umysłowego przybytku, nie było innego ratunku, jedno uciec się do idealnej zaświatowości, — co też uczyniono. — A tak pojęto nietylko Niebo jako Zaświat, — ale też Boga jako Zaświatowego, (extramundanus) i wystawiono cały system owego idealnego Teizmu, który jest przeciwnożnym biegunem Panteizmu i realnego Etnicyzmu Starożytnych, — których to wzajemny stosunek, wraz z łączącym bieguny te południkiem, przy rozbiorze pierwszej Prośby poznamy. — Tam dopiero rozwiną nam się te sprzeczności, nad których odwikłaniem tu się zabawiać musimy, — tam dopiero się objawi, że już Zakon Chrystusowy podał nam istne słowo tej zagadki. — VIII. Potrzeba „spełnienia" tych abstrakcyj. Cóżeśmy tedy za logiczne pojęcie Nieba wskutek powyższych badań zyskali? — Oto doszliśmy do wypadku, że teologiczne Niebo, tj. owe Niebo, jakie nam dotąd dogmatyka chrześcijańska wystawiała, nie może być, — jako też nigdy 1 O wszechobecności Boga u Starożytnych mowy być nie mogło. Mito-logja Hellenów ledwo do ładnego jej symbolu się wzniosła, a tym symbolem była szybkonoga Irys, — Elektry córka, Ziemi i Morza przez Ojca wnuczka, a Niebios przez Matkę prawnuczka, — wszechbarwna Niebo i Ziemie i Morze kojarząca Tęcza, w mgnieniu oka, na kształt naszych telegrafów elektrycznych, dopełniająca poleceń Panującego Pana, i znosząca mu świadomość wszystkiego, co się dzieje w wszechświecie, którą to świadomość Mnemosyna przechowywała i piastowała. Prześliczny w naiwności swojej mit. — 252 nie było, — poczytane za żadne miejsce, ale tylko za czystą ideę, za stan duszny, że nie jest determinacją realną, ale idealną, a dokładniej jeszcze, że nie jest żadnem miejscem zewnętrznem, ale raczej samym stanem wewnętrznym, (jest tedy miejscem, jeśli chcecie, ale czysto umysłowem, τοπος νοητός) — czyli, że nie jest żadnym właściwym Bytem, żadnym Jestestwem, ale czystą myślą, — nie spełnieniem, ale dopiero intencją, nie aktu, ale potentia.         Czy zdała sobie tak dobitnie sprawę z tego wypadku sama Teologja Chrześcijańska? A jeśli zdała, jakżeż zarazem nie uznała całej jego jednostronności i jakżeż dopełnienia jego nie zapragnęła? Zaiste zdała, ale pomimo tego sama się, bona fide, mamić usiłowała, poczytując sobie za przymiot i zasługę, co właśnie jest słabością i wadą, i samą nieoznaczoność swego pojęcia uwielbiając. Jakoż spytajmy się stanowczo chrześcijańskiego Teologa: gdzie jest Niebo? — Jeżeli nie odpowie: „właściwe Niebo jest we wnętrzu Waszem", co na stanowisku teologji chrześcijańskiej byłoby najtrafniejszą i najgłębszą odpowiedzią,1 od-rzeknie, iż „to pytanie jest niesforne, bo nieba wcale niema, „i nie potrzebuje żadnego miejsca, a więc o gdzie nie idzie; „jest to bowiem stan przyszłego żywota, do którego tu tylko „dążyć i wzdychać możemy, ale do którego na tym świecie „dojść nie możemy, ponieważ nie jest z tego świata". Dobrze więc: Skoro na tym świecie go niemasz, więc musi być na tamtym świecie. — A tamten świat, gdzież jest, cóż to za jeden? kto go widział? — Okiem ciała zaiste nikt, jedno okiem duszy, wewnętrznem okiem. Skoro go niema przed nami i wokoło nas, więc musi być w nas samych, w myśli naszej, w czystej krainie ideału. 1 I dlatego to, jest nader głębokie oświadczenie Ś-go Augustyna, gdy właściwą Stolicę Bożą (sedes Dei) zakłada w wewnętrznej świadomości człowieka, w sumieniu (conscientia). — Ennaratio in Ps. XLV. — Podobnież jeden z najsławniejszych kontrowersistów katolickiego Kościoła, kardynał Bellarmin, wyraźnie powiada w swoim Wykładzie Nauki Chrześcijańskiej (Rozdz. IV), że: „dlatego można mówić, iż Bóg jest w niebie, ponieważ przebywa mianowicie w aniołach i świętych duszach, które są właśnie ducho-„wnemi niebiosami". — Mimo tego bezpośrednia prawda jest tak potężną, że -tenże sam Bellarmin, na innem miejscu, nazywa słońce najdostojnieszą częścią nieba. (pars nobilissima coeli quae est sol). 253 A cóż to jest Ideał? — Jest li to owa Chimera, która nigdy urzeczywistnić się nie da, — alboli też owa wiekuista prawda, spoczywająca dotąd w głębi Myśli, w nas samych, a mająca kiedyś stać się i dla nas Czynem i Ciałem ? — Jeśli jest pierwszą, precz z takim ideałem, bo w takim razie byłaby tylko czczem urojeniem, próżnym zawodem, mniemanym pewnikiem bez probierza, oderwaną zasadą bez zastosowania; — jeśli jest drugą, witaj i przybywaj! bo jesteś istną prawdą, ale pod tym właśnie warunkiem, że istotą Twoją rzeczywiście objawisz, że z łona utajonego jeszcze ducha wyjdziesz na jaw świata! Otóż Dogmatycy i Teologowie chrześcijańscy mniemali ciągle i mniemają dotychczas, iż wyrazili już głębokość nad głębokościami, skoro wyrzekli, że niebo jest przybytkiem nie-światowym, a więc wcale niemiejscowym, bo należy do Zaświata, w którym już ani miejsca, ani czasu niemasz, iż przybytek Boży nie jest wcale miejscowy, i że niebo żadnem miejscem nie jest, a oni tymczasem ubrali tylko w słowa najpró-żniejszą abstrakcję. Zrobili z nieba ideał, — zgoda, byle wiedzieć jaki. — Czy ów prawdziwy ideał, który ma realność w sobie, czy ów czczy właśnie ideał, który ani rzeczywiście nie jest, ani też ma realnie nastąpić, który więc nie jest Myślą, ale tylko próżnym wymysłem, tak jak Chimera wszelka nie jest żadnym tworem, ale tylko potworem; a w tern właśnie leży ich błąd. Takie bowiem niebo, taki ideał i taka ogólna tylko, a nie razem szczególna Wszechobecność, są równie czczemi i urojonemi abstrakcjami, jak owa idealna i ogólna tylko Wieczność, wszelkiej Doczesności próżna, którąśmy w Wstępie poznali, i któ— rąśmy dopiero wtedy za rzeczywistą Wieczność uznać zdołali, skorośmy ją ujrzeli spełniającą się przez szczególne Doczesności; - gdy tymczasem zaprzeczenie owym Doczesnościom ubliżało nawzajem samej wieczności, zamiast uwielbiania jej. Toż samo się tu dzieje z owem zaprzecznem stanowiskiem Teologów. Wszelkie mniemane uwolnienie Istoty bożej od kategorji Miejsca i Czasu, będąc li tylko zaprzeczne, ujemne, jednostronne, tern san.em są wrzekome i dla Boga nieprzystojne. Nie pochłaniają bowiem formalnych dopiero pojęć Czasu i Miejsca, w treściwsze, wyższe, twierdzące i do 254 datne pojęcia Wieczności i Wszechobecności, lecz owszem niweczą tylko wszelką rzeczywistość Czasu i Miejsca, a odejmując je Bogu, ujmują Jemu samemu, czyli ubliżają Mu, zamiast uwielbienia Go.1 Owa wypróżniona Wieczność, bez żadnego Czasu, jak Wszechobecność, bez żadnego Miejsca, są to tylko czysto oderwane pojęcia, bez treści, bez rzeczywistości, bez życia, — są to więc istne urojenia, skoro je za żyjące Byty podawać chcemy. — W czystej matematyce lub logice przestawamy na samych abstrakcyjnych i formalnych pojęciach, i nie troszczymy się jeszcze o ich przeprowadzenie w żadną rzeczywistość, bo ta formalność ich właściwe pole, tam one są właśnie rzeczywistością, mającą się w innych dziedzinach dopełnić i spełnić, mającą się wcielić i rozwinąć. — Ale już w dziedzinach Natury, a cóż dopiero w dziedzinach żywego Ducha zdradzają one próżność i niedołężność swoją, bo tu już czegoś więcej, i czegoś lepszego potrzeba. Owa czysta formalność, która tam była właściwem tamtych istnieniem, tu wymaga dalszego, treściwszego, pełniejszego ziszczenia. Odmawiać tedy Bogu czasu i miejsca, jest to poniekąd zniżać go do znaczenia martwego trójkąta, który zaiste, bez względu na żaden czas, ani na żadne miejsce, ma wszędzie trzy kąty równe dwom prostym, — albo też do znaczenia linji prostej, która zaiste między dwoma punktami zawsze będzie najkrótszą. — Lecz takowe idealne zawsze i takowe wszędzie, czyli taka logiczno-matematyczna, ale nieosobista, nieżywotna Wieczność i Wszechobecność przystoją wprawdzie trójkątowi lub linji, ale nie przystoją Bogu. — A jednak nie dojdziecie do wyższej, póki Mu czasu i miejsca odmawiać nie przestaniecie. I takie też Niebo, pomyślane bez Ziemi i taki Zaświat, przeciwległy rzeczywistemu Światu, równie jak Wieczność bez Doczesności, .jest tylko oderwanym tworem abstrakcyjnej myśli, jest dopiero jednostronnem wywnętrzeniem się naszego Ducha. — Jest to Ogólnik bez Szczególnika, jest to ów ogólny owoc sam przez się, — nie jabłko, nie wiśnia, którego 1 Newton, ów wielki Mędrzec, poczytywał owszem Przestrzeń (Miejsce) za sensorium właśnie Wszechobecności Bożej. 255 niemasz na świecie, bo owoc właśnie przez to jest owocem, iż się objawia bądź jabłkiem, bądź wiśnią; — jest to czysta idea bez swego wcielenia, — jest to zaprzeczenie całego świata szczególników, których jednak przeznaczeniem jest ogólniki spełniać,1 i bez których ogólniki obejść się nie mogą, — słowem jest to potępienie wszelkiego ciała, i cofnięcie się w krainę czystej abstrakcji. Krainę tę uznano za Sacrosanctum universi, a to przez pogardę tak zwanej materjalnej powłoki, przez zwątpienie w cały świat zmysłowy. — I to warunkowo, tj. do czasu, było dobrze, było koniecznem, tj. dopóty, dopóki przeciwległa strona nie zdobyła uprawnienia swego. — Lecz skoro to nastąpiło, nie wolno już pozostawać w formalnych abstrakcjach, boć i odwrotna strona ma swoje uprawnienie. Owa przeto teologiczna abstrakcja nie była bynajmniej fałszem, owszem była prawdą, ale jednostronną, wymagającą dopełnienia i dopełniająca się sama tern właśnie, czem zrazu pogardziła, co precz od siebie odrzuciła. Bo też owa pogardzona cielesność, o ile jest bezsilną, martwą i wrzekomą w jednostronnym, lub bezpośrednim swoim objawie, o tyle znowu jest istotną i niezbędną, jako współczynnik wszego życia, tak dalece, że cokolwiek my, przez błędną jednostronność, poza nią, lub wbrew niej wznosić usiłujemy, właśnie w skutek tego oderwania, jeżeli owo Słowo znowu Ciałem stać się nie może lub nie ma, jest tylko czczym wymysłem, mrzonką, oszukaniem siebie samego. — Przestaje zaś być tern, skoro tylko uznamy, iż przeznaczeniem prawdzi 1 Spór między Nominalistami i Realistami, jak każdą istotną sprzeczność, tern tylko załatwić można, iż obu stronom pod pewnym względem słuszność się przyzna. Jakoż Nominaliści słusznie twierdzili przeciw Realistom, że ogólniki nie mają właściwego sobie istnienia, że są tylko abstrakcyjną myślą, słowem. — Ale też Realiści nawzajem słusznie przeczuwali przeciw Nominalistom istnienie Istoty wyższej nad pojedyńcze szczegóiniki i naturę ogólnika posiadającej. — Myliły się zaś obie strony w tern, że Nominaliści, zaprzeczając realności Ogólników, nie dopuszczali trzeciego t. j. Istoty Ogólno-Szczególnej, — a Realiści znowu przypisywali owemu antytetycznemu Ogólnikowi realność, zamiast wznieść się takoż do trzeciego terminu syntetycznego, tak ogólność, jak szczególność w sobie obejmującego. (Z manualika). Pokrewną myśl z tegoż źródła podajemy w przypiskach na końcu książki. (Przyp. Wyd.). 256 wego ideału jest zrealizować się, iż ten stan, dotąd wewnętrzny, wystąpi też na zewnątrz, iż ta abstrakcyjna istota objawi się żywotnie, iż to Słowo rzeczywiście Ciałem się stanie. Kto powyższe rozumowanie odbędzie, kto owo sprowadzenie pojęć idealnej Wszechobecności i Nieba do jednakowego mianownika przerobi, ten może pomyśli sobie zrazu, że to jest nasze własne, dowolne rozumowanie, wymyślone sztucznie, aby czegoś dowieść, czego niemasz w samej rzeczy. Ale grubo się pomyli. — Rozumowanie to nie jest sztuczne, ani dowolne, ani podmiotowe, ale przedmiotowe; — w naturze samej rzeczy leżało, — czego oczywistym dowodem jest, iż samo się odbyło przez cały ciąg Tradycji Chrześcijańskiej. — Tak jest, cała Tradycja Chrześcijańska męczyła się nad temi pojęciami, i odbywała w kolei wieków ów dialektyczny proces, któryśmy tu w jednym ciągu myśli skupili. Że istotnym wypadkiem jej prac są owe formalne abstrakcje, — że kiedykolwiek i jakkolwiek spełnić je chciano, t. j. za pomocą jakichkolwiek wyobrażeń bliżej oznaczyć je usiłowano, wnet w nierozdzierzgnięte wpadano trudności, — i że, aby owych nieuchronnych sprzeczności uniknąć, wnet znowu do abstrakcyj uciekano się, lub co gorsza, za szańce przyznanej niepojętości cofać się musiano, — tośmy już powyżej dorywczo wytknęli, a dokładniej o tern każdy przekonać się może, kto akta tej sprawy w pismach Ojców i Dogmatyków przetrząść zechce. Pojmijmy więc raz na zawsze i bez ogródki przybytek Boży w dotychczasowej świadomości Chrześcijańskiej tak, jak i spełnienia dotąd jedynie pojętym być mógł, tj. abstrakcyj-noidealnie; — pojmijmy dogmatyczne Niebo jako idealny zaświat, założony już w nas samych, ale jeszcze na jaw nie wystąpiony. — Lecz właśnie pojmując to, pojmijmy razem niedostateczność i jednostronność tego stanowiska, uznajmy potrzebę jego dopełnienia, — jego ideałno-realnego rozwinięcia, w którem właśnie rozwiążą się sprzeczności napozór w założeniu zawarte. A przez to samo wznieśmy się na nowe stanowisko — trzeciej epoce Dziejów właściwe, a w objawieniu Chrystuso-wem już przyobiecane. 257 IX. Jakościowe rozróżnienie przeradza się w pojęcie kolejnych stanów świata. I jakież być może to dalsze stanowisko, dopełniające i urzeczywistniające dotychczasowe abstrakcje Teologji Chrześcijańskiej i rozwiązujące odkryte w jej łonie sprzeczności? Równie jak przy pierwszej części tego Wezwania tj. przy wskazaniu wyższego stosunku naszego do Boga, tak i tu przestawać musimy na dorywczych tylko napomknieniach, ponieważ w Prośbach dopiero stosunki te wszechstronnie nam odsłonić i stanowczo uzasadnić się mają. Tu więc tylko zaczerpnąć prawdy możemy, ale jej wyczerpnąć jeszcze nie spodziewajmy się. Wskutek rozbioru dotychczasowej świadomości Chrześcijańskiej wpadliśmy na tor znanej nam już ze Wstępu dialektyki światów i stanów. — Stanęliśmy więc znowu, acz pod inną formą, przy owym dualizmie realnego świata ú idealnego Zaświata, z tą atoli różnicą, że to, cośmy tam przeprowadzili co do czasu, tu się nam rozwinęło co do miejsca. Równie jak tam uznaliśmy fałszywość owej antynomji między pewną ograniczoną Doczesnością, a ową idealną, ni-czem nieograniczoną, albo też i niczem niespełnioną Wiecznością, — i równie jak tam postąpiliśmy do objęcia prawdziwej i spełnej Wieczności, składającej się ze wszech Doczesności i też Doczesności w sobie obejmującej, nie zaś z siebie wyłączającej, — tak też i tutaj doszliśmy do uznania wrze-komości owej idealnej Wszechobecności, oderwanej od wszelkiego oznaczonego miejsca, a przez to samo będącej rzeczywiście nigdzie, — podobnież, jak owa Wieczność, któraby żadnej Doczesności nie znała, byłaby rzeczywiście — nigdy. Jakeśmy tedy we Wstępie dwojaką poznali i rozróżnili Wieczność, — jedną zaprzeczną i ujemną, czysto formalną, a tern samem abstrakcyjną, urojoną, fałszywą, która się tylko w oderwanej myśli zrodzić mogła, na zaprzeczenie ograniczonego Czasu, — ale której przeznaczeniem było spełniać się tym właśnie Czasem, którym z razu pogardziła, ową Doczesnością, którą odrzuciła od siebie — nie pomnąc, że przez to sama się zabijała; — a następnie poznaliśmy inną Wieczność, twierdzącą owszem i dodatną, a tern samem spełną, żywotną 17 258 i prawdziwą, która już nie tylko w Myśli, jakoby upiór jaki, ale też w Bycie żywotnie istnieje, która ogarnia w sobie wszelkie czasy i po nich stąpa w postępowym ruchu swoim i zawsze żyje, bo zawsze się sama urzeczywistnia; — tak znowu tutaj odkrywamy dwojakie Wszędzie i rozróżniamy podobnież dwojaką Wszechobecność Boga: z jednej strony czysto idealną, zaprzeczną, ujemną, na potępienie wszelkiej ograniczoności, — niezdolną obcować z żadnem oznaczonem miejscem, bo to miejsce by ją samą kaziło, wołającą bezustannie: noli me tangere, — i tylko idealnie, przez wnętrze Ducha wszelkim jestestwom udzielającą się, a jednak od nich oderwaną, a przez to samo rzeczywiście w nich nie istniejącą, — a z drugiej strony znowu inne, spełne Wszędzie, inną rzeczywistą Wszechobecność, właśnie rzeczywiście istniejącą, ponieważ obejmuje w sobie wszelkie miejsca, nie wyłączając żadnego od siebie, — i panuje nad niemi, nie zaś obchodzi się bez nich, jak owa idealna, — a tem samem już nie znosi, ale owszem wznosi, nie potępia, ale owszem zbawia wszelką ograniczoność, która tem samem dostępuje pewnego udziału i uczestnictwa w prawdziwej Nieskończoności. Otóż dopóki tamtej, wrzekomej i oderwanej Wszechobe-cności, która wszelkie realne miejsce z siebie wyłącza, a nie zaś w siebie włącza, — dopóki tego bezcielesnego upioru, (daemonium incorporale) tamującego nam przystęp do niw żywota nie pokonamy, dopóki owej abstrakcji nie pozbędziemy się, — dopóty też stać będziemy jak wryci przy owym niedołężnym i niestosownym dla Ducha dualizmie: realnego świata i idealnego zaświata; dopóty tkwić będziemy w sprzecznościach absolutnego rozdwojenia i dopóty też rzeczywistość wszelką tylko za marność poczytamy, a natomiast marom jakimś (abstrakcjom) hołdować będziemy. Dotychczas więc wskutek owego Dualizmu mieliśmy z jednej strony świat ograniczony, — marne doczesne życie; z drugiej zaś znowu świat nieskończony, — marzenie wiecznego życia! — Tu pogardzona ziemia, tam wymyślone niebo; tu zmysłowe nikczemności, tam umysłowe dziwolągi;1 tu jednostronna, a więc 1 Z ciekawością, lecz zarazem z pewnem politowaniem szukać będą potomni, po jezuickich zwłaszcza pismach, owych dziwacznych dowodzeń, jak błogosławieni w Niebie używać wprawdzie mają wszelkich rozkoszy, nawet 259 fałszywa realność, tam znowu jednostronna, a więc równie fałszywa idealność. — Tu Boga właściwie niema, tylko Myśl jego jest wrzekomym tu Bytem; — tam znowu Bóg właściwie jest, ale Byt jego jest niczem innem, jedno wrze-komą Myślą. Aliści, ponieważ wszelkie abstrakcyjne i wręcz sobie przeciwne pojęcia odnoszą się do siebie, a jako takie nawzajem się powodują i dopełniają, i dopiero ich wzajemne dopełnienie jest Prawdą, — ponieważ sama nieskończoność nie może być prawdziwą nieskończonością, jeżeli sama w sobie wszelkiej skończoności nie ogarnie, — bo dopóki skończoność z siebie wyklucza i zewnątrz siebie pozostawia, dopóty jest właśnie przez nią ograniczona, a tem samem jest sama w sobie istną skończonością; — ponieważ przeto owa nieskończoność, jeżeli czczym tylko ideałem, to jest urojeniem pozostać nie ma, musi się żywotnie realizować i w szeregu skończoności objawiać, a skończoność zaś sama, przez ciągłe objawianie i spełnianie nieskończoności staje się tem samem jej uczestniczką, jej rzeczywistym objawem, — przeto pojęcia te, acz napozór z sobą wręcz przeciwne, w istocie swojej do siebie należą i odnoszą się do siebie, jako odwrotne stronnice jednej prawdziwej Rzeczywistości, która się sama nieskończenie przez owe skończoności objawia. — Wzajemna pojęć tych zaprze-czność utwierdza je właśnie, — a' to pod warunkiem wzajemnego w siebie przejścia, — które to przejście jest postępem. Albowiem postęp ten dzieje się przez wystąpienie z siebie i wstąpienie w swój odwrotnik, a następnie przez spełnienie jednej jednostronności drugą jednostronnością, co ostatecznie spełną Wszechstronność sprawia. zmysłowych, ale bez żadnych zmysłowych środków, ponieważ takowe byłyby nieprzystojne; — jak np. cieszyć się będą smakiem i dotykaniem, lecz bez właściwego jedzenia i bez cielesnego udziału, i tym podobne potworne płody wybujałej i rozpuszczonej myśli, które dowodzą kuszenia się nie o uszlachetnienie i uświęcenie materji, a tem samem o usposobienie, jej do właściwej służby Ducha, ale o wystawienie sobie jakiejś materji niematerjalnej, która na kwadraturę koła wychodzi, — przypominające owe Bogi Epikura prześwietne i przewietrzne. perlucidi et perfiabiles (patrz Cicero de Divinatione 11.17. Ritter. Gesch. der Ph. III. p. 490), które żyją w międzyświatach (μεταχόμια, intermundia Cic de nat. Deorum I. 8), a których „niby-ciało" i „niby-krew" Cicero na innem miejscu (de nat. D. I. 26. 27.) tak trafnie wyśmiewa. 17* 260 Tak tedy świat skończony i świat nieskończony, — czyli świat i zaświat, ziemia i niebo — odbywają ten wzajemny względem siebie postęp w łonie Wszechświata, w łonie Bożych niebios. — Świat dla nas obecny, jako tylko realny, jako szczególnie ograniczony, musi jako taki przeminąć, aby właśnie ograniczenia swego dopełnić, — aby się dla nas zidealizować. — Świat zaś tameczny, jako dla nas tylko idealny, jako ogólnie nieograniczony, musi jako taki nastąpić, aby się dla nas zrealizować; — czyli inaczej, przeznaczeniem jest stanu, w Myśli dopiero istniejącego, — idealnego tylko nieba, — urzeczywistnić się w Czynie, w stanie realnym Ziemi. A Ojciec nasz, któregośmy dotąd idealnie dopiero pojmowali w niebie, przez spełnienie Czasów udzieli się nam realnie, a to znowu nietylko na ziemi i dla ziemi, jak w Starożytności, lecz w całym Wszechświecie, i dla wszystkich, — czyli jak Chrystus na wieki powiedział: w Niebiesiech, — do których to Niebios i Ziemia nasza, jako integralna ich cząstka, juści należy. Jest to snać pod inną formą tenże sam Postęp, któryś-my we Wstępie poznali. — Nie napróżno zastanowiliśmy się nad nim obszernie, tam pod względem Czasu, tu pod względem Miejsca.1 Albowiem wedle wyznania dzisiejszych mędrców, tak w boskich, jak w światowych sprawach, od pojęcia i rozwiązania tych stosunków, nader wiele, jeżeli nawet nie wszystko, w dalszym Postępie Ducha zależy. I w rzeczy samej, zaprzeczenie Dualizmu, panującego dotąd w Wszechświecie i rozrywającego świat, jest właśnie dzisiaj wstępnem dla Ducha zadaniem. — Skoro tylko uznamy, iż wszelkie jednostronności ustąpić odtąd muszą przed spełną Wszechstronnością, iż wszelkie dotychczasowe połowice przypaść do siebie i nadal skojarzyć się muszą, — i odtąd już nie dwoje, ale jedno, — a to nie pojedyńcze wprawdzie jedno, ale zjednoczone stanowić mają, — tem samem stajemy u samych wrót Dopełnienia, i wstępujemy w trzecie, spełne stanowisko, od wieków światu naszemu przeznaczone. Głębokie przeczucie owej później nastąpić mającej identyfikacji stanu niebieskiego ze stanem idealnym, czyli istnienia w Myśli z istnieniem w Niebie, a następnego przejścia tych 1 Ustęp odnośny znajdzie czytelnik w przypiskach na końcu książki Przyp. Wydawcy. 261 stanów w stan realny i ziemski, napotykamy u Platona, — u natchnionego przesłańca świadomości Chrześcijańskiej w pogańskiej filozofji. — Przy końcu dziewiątej księgi Rzeczypospolitej, wyraźnie poczytuje Plato istnienie w Niebie (ĺí ďŕńáíţ) oraz istnienie w Myśli (εν ëďăďýň)1 za jedno i toż samo; — kończy zaś dalej sięgającem zagadnieniem: — azaliż stan taki idealny, czyli dopiero w Niebie pomyślany, może kiedyś realnie na ziemi nastąpić ? Zagadnienie Platona jest istotnie nieoszacowanym drogo-skazem. Ów dualizm bowiem, między ziemią a niebem, między Światem a Zaświatem, który w stanie antynomji jeszcze u Starożytnych wcale nie istniał, lub dopiero przy schyłku Epoki wykluwać się począł, a który z Chrześcijaństwem stanowczo się rozwinął, i świadomość Epoki drugiej wyłącznie opanował, dziś znowu zwiniętym i zniesionym czyli raczej pojednanym i skojarzonym być musi. — A to bynajmniej nie przez zstąpienie napowrót do jednorodnego świata Pogan, — a więc wcale nie przez uznanie ziemi naszej za jedyną rzeczywistość, i poprzestanie na jakiejkolwiek ograniczonej doczesności i światowości, jak to dzisiejsi niemieccy Wolterjanie mniemają, — ale owszem przez uznanie Niebios za jeden różnorodny Wszechświat, za absolutny Boży Przybytek, którego nasza ziemia jest spółkującą cząstką, a więc przez dalsze wstąpienie z naszym dotychczas rozerwanym światem do zjednoczonego i ukojonego Wszechświata Królestwa Bożego. Atoli to, co Plato lub ktokolwiek inny, z podmiotowego stanowiska poczytywać mógł za stan idealno-niebieski, mający dopiero kiedyś przejść w realność tutejszego świata, mogło też być zaiste czczym domysłem lub wymysłem, podmiotowem mniemaniem pewnego Mędrca, jego własną, urojoną i nigdy istnieć nie mającą Utopją. — Ale to, co z przedmiotowego Objawienia wypływa, czyli to, co istną treść Chrześcijańskiej świadomości dotąd stanowiło, to w co Ludzkość przez całą jedne Epokę wierzyć miała i wierzyła, dopókiby tegoż Myślą nie objęła i Czynem nie dostąpiła, dopóki to z Nieba Wiary na 1 Czyli wedle terminologji Chrześcijańskiej: w Słowie, które się jeszcze nie stało Ciałem. — ëüăďς najdokładniej tłomaczy się po polsku przez Myśl, ponieważ tak ëü÷ďň po grecku, jak myśl po polsku jest razem podmiotem i przedmiotem — myślące i pomyślane; (słowo wyrzeczone). 262 Ziemię Nadziei tj. na Ziemię Obiecaną nie przeszło, która, skoro z obiecanej stanie się dostąpioną, stanie się Ziemią Miłości, — toć już nie było próżnem mniemaniem, ani pojedynczym domysłem, — ale absolutną Myślą, stającą się absolutnym Bytem, — czyli prawdziwem Słowem, które się prawdzi-wem Ciałem stać miało. Pozostaje nam więc teraz z samych wypadków dotychczasowej świadomości Chrześcijańskiej wyprowadzić utajoną dotąd, lecz istotnie tkwiącą w nich wynikłość, — a tym sposobem to, co dotąd było tylko pod formą Myśli, w Niebie Wiary, dopełnić formą Bytu, na Ziemi Obiecanej, i uznać spełna w Czynnem Życiu Ducha. A wtedy: „skłoniwszy kolano przed Ojcem Pana naszego „Jezusa Chrystusa, z którego się wszelkie Ojcostwo1 na niebie „i na ziemi nazywa, że nam dał wedle bogactw chwały swojej „wzmocnić się przez ducha jego w wewnętrznym człowieku, „że Chrystus mieszkał przez Wiarę w sercach naszych, żeśmy „w miłości wkorzenieni i ugruntowani będąc, doścignęli (nareszcie) „ze wszystkimi świętymi, jaka jest szerokość i długość, i głębokość „i wysokość. I żeśmy poznali miłość Chrystusową, przewyższającą wszelką wiedzę, abyśmy nie napełnili wszelką pełnią „Bożą. — Temu zaś, który mocen jest wszystko zrobić, „przewyższając to, czego żądamy, albo co rozumiemy, podług siły, „która w nas pracuje, temu chwała w kościele i w Chrystusie „Jezusie na wszelkie pokolenie wieku wieków. Amen".2 X. Świat przestaje być bezbożnym, a Bóg bezświatowym. Odtąd przeto nie będziem poczytywali Nieba za jakiś przybytek bezziemny, ani też Ziemi za jakiś przybytek bezniebny, wskutek czego świat przestanie nam być bezbożnym, a Bóg bezświatowym. Lecz owszem uznamy połączenie Boga ze światem i przysposobienie świata Bogu, oraz ogarnięcie Ziemi przez Niebo i odziedziczenie Nieba przez Ziemię, albowiem będzie to Wniebowstąpienie Ziemi i nawzajem Zstąpienie Kró 1 πατρια Ojcowizna, Ojczyzna, Ród, Naród. 2 Ephes III. 14 — ad finem. 263 lestwa Niebieskiego na ziemię. A podniósłszy Ducha: „zdołamy „pojąć ze wszystkimi Świętymi, jaka jest długość i szerokość, „jaka głębokość i wysokość". Mirjady wszelakich światów, bądź rodzących się dopiero z mglistego, nierozdzierżgnionego chaosu, bądź owszem w pełni żywota i świetności koczujących, bądź znowu gasnących i konających, asteroidów rojowiska, światów plejady i nieborodnych mgieł oceany, to Jego świetne, światłe i światowe Ciało. A Duch Jego, który wszystkie te światy światów dzierży, który święci się w nich i uświęca je, który je pojmuje, przejmuje i obejmuje, — panuje nad niemi, bo „chwała Jego jest po nad niebiosami".1 A nie wzdrygajcie się zawczasu, Wy nawpół dopiero rozumiejący, a przywykli do wyznawania Boga w wiekuistem oderwaniu od świata, — nie lękajcie się, by Wam tu Panteizm jakiś groził. Panteizm wszelki, jaki Wy sobie wystawiacie, a przed którym słusznie wzdrygaćie się, ubliżałby tylko Bogu, a nam Go owszem uwielbiać przychodzi. Panteizm głosi, że wszystko jest Bogiem, a my zaprawdę powiadamy Wam, że wszystko owszem do Boga należy i od Niego zależy, że się nietylko do Niego odnosi, jako do Pana swego, ale też od Niego pochodzi, jako od Ojca swego, słowem, że się znajduje w Jego dziedzictwie, w posiadaniu materjalnem i moralnem, jako w objęciu Ducha swego, że wszechświat jest więc tego Ducha tylko Własnością i Objawem, jak to już Psalmista doskonale wyraził, wiekuistym strojem Jego wiecznego ustroju, że przeto nie jest Nim Samym, lecz tylko poniekąd2 chwalebnem zawżdy Ciałem Przybytkiem i Świątynią Jego, słowem jest owym niebieskim Ojca naszego domem, w którym jest siła mieszkań na nas oczekujących, a przez pierworodnego Syna nam przygotowanych. Między ubóstwieniem Wszechświata, a Wszechuświetnie-niem Boga, t. j. między poczytaniem Wszechświata za Bóstwo, a owszem przyznaniem i oddaniem go Bogu, jako Własność, Dziedzictwo i wiekuisty Przybytek, co wszyscy święci Pańscy wiekuiście od początku wieków głosili, a co modlitwa nasza 1        Ps. 112. 4. 2        Przy I. Prośbie poznamy, pod jakim względem o Bożem Ciele mowa być może, a pod jakim już ta determinacja nie starczy. 264 najdoskonalej wyraża, wołając do Ojca naszego, „któryś jest w Niebiesiech", — słowem między potwornym Panteizmem, a uznaniem organicznego panowania i gospodarstwa Bożego we wszystkich światach, i przez wszystkie światy, i ponad wszel-kiemi światy, zachodzi tak niesłychana różnica, że ją tu w krótkości zaledwie przez przybliżone porównanie wyrazić zdołamy, taka właśnie, jaka zachodzi między wszelkim Ciałem a Duchem, albo też między abstrakcyjną Substancją a żywą, absolutną Osobą. — Przecież nikt z nas nie uzna Ciała swojego, owego najprzedniejszego organizmu i arcydzieła Natury, za istną swoją osobę, bo wie, iż Ciało bez Ducha, który go dopiero czyni sobą, nie jest osobą, że pozbawione Ducha, trupem się staje. Nic przeto Panteizmowi, tak materjalnemu jak idealnemu, tak fizycznemu jak metafizycznemu, przeciwniejszego nad takowe Boga w Wszechświecie, i ponad Wszechświatem uwielbienie. — Ale też owszem nic Panteizmowi bardziej nie sprzyja, nic mu mimowoli bardziej nie potakuje, nic zgoła pomyślniejszego spotkać go nie może, nad czcze i bezwzględne wyparcie się jego i zaprzeczenie, bo wtenczas oddziaływa całą potęgą owej cząstki prawdy, która w nim tkwi, i niebawem wybuja silniej na przekorę przeczącym. — Nie kroczyć więc na niego, ale przekroczyć go trzeba. — I przekraczała go też bez ustanku Ludzkość, choć Panteizm na każdym z jej szczebli wyglądać usiłował i, jak Proteusz jaki, liczne przeobrażenia przywdziewał. Kto przeto dziś jeszcze z panteistycznymi materjalistami (kosmistami) twierdzi, że Bóg jest wszystkiem, albo też z panteistycznymi idealistami (akosmistami) głosi, że Bóg jest ogólną Substancją, ten ujmuje tylko Bogu i obłędowi hołduje. Bo chociaż sądzi, że Bogu arcy-wiele przyznaje, w rzeczy samej arcy-mało mu ofiaruje, a szukając Boga za nisko, sam siebie tylko oszukuje. — Lecz kto owszem od Chrystusa się już stanowczo dowiedział, że „Bóg jest Duchem",1 kto z Śtym Pawłem wyznaje, że jest „wszystkiem we wszystkiem",2 że „w nim żyjemy, ruszamy się i jesteśmy",3 że „jesteśmy jego świątynią",4 albowiem „z niego, przez niego i w nim są wszy 1 Joan. IV. 24. 2 I. Cor. XV. 28. 3 Act. Apost. XVII. 28. 4 I. Cor. III. 17. 265 stkie rzeczy",1 — a tym sposobem niedołężny jeszcze pierwiastek panteistyczny do właściwej sobie potęgi podnosi, i w żywotną, duchową osobistość skupiać usiłuje, ten wielką i świętą prawdę z łona błędu wywiązuje, ten spełnia wieczne domaganie się Ducha, i zaczyna święcić imię Boże jako w Niebie, tak i na Ziemi. Bóg tedy jest, był i będzie zawsze właściwie w Niebiesiech, wedle oświadczenia naszej modlitwy. Ale ponieważ niebo Chrześcijańskie poczytywano dotąd za tamten idealny świat, za miejsce czysto umysłowe, a nadzmysłowe, które dla nas tylko w nadziei istnieje, które więc jest dopiero idealną domagalnością (postulatem), — ale domagalnością naszą, — wewnętrzną naszą intencją, którego więc zarody są χáôÜ δύíáμιν wewnątrz nas, — przeto też Bóg, wedle dotychczasowej Teologji Chrześcijańskiej, przebywał w tamtym idealnym, a dla nas dopiero wewnętrznym świecie. Tutejszy zaś realny świat, który jest zewnątrz nas, który nas otacza i roztacza się przed nami, — nie ów, który żyje dopiero w nas, ale owszem ten, w którym my sami żyjemy, zdawał się tem samem przez Boga opuszczony, potępiony, rozerwany, przezwyciężony (znegowany i abnegowany). I tak do czasu być musiało, bo to było zbawiennem. Wszakże wyraźnie powiedział Chrystus, iż przyniósł na ziemię rozerwanie,2 iż przezwyciężył świat,6 iż opuszcza świat i odchodzi od niego, ponieważ królestwo jego nie jest teraz z tego świata,4 iż książe tego świata nic do niego nie ma.5 — Świat nasz przeto był stanowczo od Niebios odpadnięty, od Boga oddzielony, — a Bóg również cofnięty od świata i tylko za pośrednictwem Myśli w nim przytomny. — Bóg był w Niebie, a więc ziemia cieleśnie pozbawiona Boga. — I dlatego też cierpieliśmy ucisk na ziemi i było nam tak źle, bo bezbożnie... Atoli pozbawienie to nie było i nie miało być wieczne, jedno tylko wiekowe, to jest czasowe, doczesne; — nie trwałe, ale tylko przechodnie. — Boć nie posłał Bóg Syna Swego na świat, aby tylko sądził świat, lecz, aby tenże świat do zba 1 Rom. XI. 36. — 2        Math. X. 34. Luc. Xli. 51. 3 Joan. XVI. 33. 4 Joan. XVIII. 36. 5        Joan. XIV. 30. 266 wienia doprowadził,1 — nie na to więc tylko, aby go roz-dwoił i rozdarł, ale też na to, aby go ukoił, a to ukojenie i zbawienie ostatecznie w życiu z Bogiem i w Bogu spoczywa. Otóż chwilowe przebywanie Jezusa Chrystusa, owego Syna Bożego i człowieczego, pełnego Ducha Bożego, na ziemi, było dopiero zapowiedzią i wskazówką, było niejako pierwiastkiem trwałego przebywania Boga z ludzkością, po spełnieniu Czasów. — Wszakże odejście Jego do Nieba nastąpiło jedynie pod wyraźnym warunkiem i zapowiedzią powrotu. Wszakże sam Chrystus obiecał nam, iż maluczko nie ujrzymy go i znów maluczko ujrzymy go.3 Wszakże nam tylokrotnie przyrzekł nadejście owego Królestwa niebieskiego, które się wówczas było dopiero przybliżyło, lecz które podówczas nie było jeszcze i nie mogło być z tego świata.4 — A zalecając nam modlić się o to, i przyjścia tego prośbami naszemi wzywać, dał nam rękojmię jego dostąpienia i dowiódł, iż pierwotne posłannictwo jego, jako cierpiącego Mesjasza, było dopiero przechodnie, a nie ostateczne, — niezbędnym środkiem, a jeszcze nie celem; że przyjdzie czas zawarcia pokoju w walczącym i rozerwanym świecie, czas zaprzeczenia jego zaprzeczeniu (zniesienia negacji i abnegacji świata), czas utwierdzenia i skojarzenia wyłączających się jego żywiołów, czas pocieszenia zmartwionego świata, czas, w którym Bóg już nie pozostanie tylko w oderwanym od świata niebie, lecz i ziemią do nieba, do rzeczywistego przybytku Swego przyjmie, i świat nasz już nie odepchnie od siebie, ale owszem do łona swego przytuli, — słowem, czas dopełnienia dotychczasowych oderwanych domagalności i rozwiązania panującego dotąd Dualizmu, — przez spółżycie Ducha Świętego z Wszechświatem. Mówimy wszelako, iż ów idealny dopiero przybytek Boga w Niebie, był płodem dotychczasowej świadomości Chrześcijańskiej, — albowiem Sam-Bóg, jako On, () jest zawsze i wszędzie, absolutum, t. j.: wszystkiem we wszystkiem, jak go 1        Joan. III, 17. 2        id. XIV. 28. 3 id. XVI. 16. 4 Zbiór tekstów odnoszących się do tego punktu przy drugiej Prośbie.. 267 Paweł Sty dla przyszłości przepowiedział.1 — Ale się nam dotąd, dla krewkości naszej, jeszcze takim nie objawił, objawić nie mógł, a więc objawić nie chciał, albowiem Bóg miarkuje swoje Objawienia wedle miary dojrzałości Ducha ludzkiego. — I dlatego wzywaliśmy go dotychczas, jako jeszcze utajonego w utajonym dla nas, wewnątrz nas założonem Niebie, odtąd zaś czcić go będziemy, jako objawionego w jawnych i roztaczających się, a otaczających nas Niebiosach. — Sami zaś, czuliśmy się dotąd w realnem oderwaniu od Niego i uznawaliśmy przybytek nasz, od przybytku Jego, za nieskończenie odległy, i rozdzielony otchłanią nad otchłaniami, która dla każdego z nas zosobna nazywa się śmiercią, dla całej zaś ludzkości końcem świata; — bośmy też realnie byli ciałem odpadnięci, i tylko przez tęsknotę duszy naszej, przez Wiarę naszą w Niego, a Miłość Jego ku nam, czuliśmy się z Nim solidarni, a przez Nadzieję przyszłego żywota, dopiero spełnego zjednoczenia oczekiwaliśmy. A objawiciel tego Ojca niebieskiego, który zbawił ludzi, wyrywając ich z pod niewłaściwej dla Ducha przemocy natury i który odrodził tegoż Ducha, przysposabiając ich do Synostwa Bożego, który im właśnie Wiarę i Miłość i Nadzieję objawił, musiał też na czas pewny odejść od świata, (cofnąć się), — powrócić do Ojca; a zostawiwszy nam dobrą nowinę (Ew-an-gelję), wstąpić sam do tego Nieba, które dla nas było dopiero ideałem, zrealizować się mającym, przedmiotem owej wiary, nadziei i miłości, a dla niego już było istną realnością; — do tego nieba, które dla nas jeszcze nie było, aczkolwiek już było, jest i będzie na wieki w Wszechświecie, i dla Boga zawsze było, które tern samem i dla nas rzeczywiście będzie, skoro go własnym postępem dostąpimy, a w którem Chrystus pozostać miał aż do spełnienia czasów i obietnic wszelkich, t. j. aż do nadejścia Królestwa Niebieskiego na ziemię, — aż do dojścia samej ziemi naszej do stanu ziemi Obiecanej. To jest nieuchronną wynikłością całej tej dialektycznej sfery, której dalszy wywód i spełnienie dopiero Prośby nam objawią. — Kto tego stanowiska nie pojmie i nie zajmie, ten ciągle ze sprzeczności w sprzeczność wpadać będzie. Ani 1 1. Cor. XV. 28. To objaśni pierwsza Prośba. 268 w błędniku historji nigdy ujścia nie znajdzie, ani już odbytego objawienia spełna nie zrozumie, ani też objawienia Objawienia nie dostąpi. — Lecz kto na tern miejscu jeszczeby tego jasno pojąć nie zdołał, niech się nie lęka, ani frasuje, bo nie dziw, jeśli przywyłszy do jednostronnego kierunku, w jakim mu od tylu wieków wędrować nakazano, do owych abstrakcyj, które mu dotąd za chleb powszedni podawano, duch ludzki nie odrazu przyjąć zdolny ową wszechstronną prawdę, mimo usilności, z jaką jej zaród w nim samym założony, odkryć mu staramy się. Bądźcie więc dobrej myśli; — jeśli to jeszcze nie jest jasne, stanie się to jawem j jaśnią przy rozbiorze Próśb naszego pacierza. Ktoby zaś wahał się w uznaniu tych wynikłości, do-pókiby na powadze Pisma oparte nie zostały, — niech pomni, zanim mu się cały szereg tekstów Objawienia przy Prośbach odsłoni, na wyraźne oświadczenie Dziejów Apostolskich, kędy zastępca Chrystusów na ziemi, po odejściu Bogo-człowieka do tego Nieba, rzekł: „Pokutujcież więc i nawracajcie się, dla „zgładzenia grzechów Waszych, aż przyjdą czasy orzeźwienia „z oblicza Pańskiego,1 i nadeszle Wam zapowiedzianego Jezusa „Chrystusa, któremu potrzeba zostawać w niebie (zajmować „niebo), aż do czasów naprawienia wszechrzeczy, co przepowiedział Bóg przez usta wszystkich swoich proroków od wieku".2 Trudno wymagać dosłowniejszego potwierdzenia wszystkich powyższych wniosków. — Oblicze tedy Pańskie nie jest nam dotychczas obecne, a to przez cały czas pokuty i umartwienia. — Ale nadejdzie czas orzeźwienia, czas rzeczywistej obecności, czas naprawienia wszechrzeczy, ÜποχáôáóôÜóĺßďň đÜíôůí3, a wtedy Bóg przestanie pozostawać dla nas, jakoby, utajony, zakryty w Niebie, t. j. idealnie tylko wszechobecny, ale objawi się nam takim, jakim go drugi Apostoł Pański zapowiedział i dopiero zapragnął, jako: „wszystko we wszystkiem".4 1        ÷áöďé Üíďöďîâωň απο προσώπον ôďű ÷ďńßďő, czyli wskutek obecności Pańskiej. 2        Act. Apost. III. 19-21. („In testamento vetere obumbrabatur novum" rzekł S-ty Augustyn de civit. Dei XVI. 26. — „In çďíď, novissimom" doda wyznawca przyszłości)'. 3        0 dogmacie Apocatastasis dokładniej przy siódmej Prośbie. 4        I Cor. XV. 28. 269 XI. Świat Bożem Ciałem. Kiedy więc świat doczesny, — własnym postępem i zasługą, która jest tylko naśladowaniem Chrystusa, — z dotychczasowej negacji i abnegacji wybawiony zostanie; .— kiedy natura cała, zamiast być odpadniętą od Boga i odepchniętą: przez Boga, — Bogu przywróconą, i za własne Boże-Ciało, w którem, przez które i nad którem1 Bóg żyje i panuje, jako Duch absolutny, — Duch Święty, — uznaną zostanie; — kiedy się ten świat doczesny zakończy, „nie zniesieniem zgoła, lecz „przemianą wszechrzeczy", jak to Augustyn Sty wyraźnie wyrzekł,2 i jakeśmy to w poprzedzającej księdze wykazać usiłowali, — wtedy to cząstkowe i jednostronne wyobrażenia tak Ery Starożytnej, jak Ery Chrześcijańskiej, względem istnienia i przybytku Boga, wzajemnie się uzupełnią, i absolutnie spełnią.. Już odtąd nie będzie poczytywan Bóg, jako przebywający ani w zmysłowo oznaczonych przedmiotach, w pewnych, miejscowościach, lub ograniczonych indywiduach, jak w Bo-gosłowiu starożytnem, — ani też w nieoznaczonej Wszech-obecności, w miejscu urny słowem (τοπος íďçôüň), w przybytku czystej myśli, w Ideale, jak w średniowiecznej Teologji, — lecz Wszechobecność Jego objawi się jako doskonale urzeczywistniona, bo wszelkie istniejące, i istnieć mogące oznaczenia w sobie ogarnie, ze świadomością i spółdziałalnością naszą opanuje, a więc żywotnie, energicznie w nich obecny będzie, i one nawzajem w Nim. — A tak dopełnią się zarówno obustronne wymagania dwóch dotąd przebytych Er świata, tj. szczegółowo-zmysłowe domaganie się Starożytnych, i ogó-łowo-idealne domaganie się Chrześcijan, czyli realno-idealna Wszechobecność Boga zostanie tak uznaną, jak zawsze była rzeczywistą i wiekuistą prawdą. A nasza ziemia, jakoby do siebie przyszedłszy, a do wspólnictwa z niebiosami przypadłszy, — przyszedłszy do siebie tj. uznawszy się wspólnie z innemi Niebiosy, rzeczywistym Boga przybytkiem, — przestanie tern samem być istnym pa 1 Rom. XI. 36. 2 De Civitate Dei XX. 14. „Mutatione namque rerum, non omni modo „interitu, transibit hic mundus". 270 dołem płaczu i niziną wygnania, ale stanie się jedną z dziedzin, czyli powiatów oczekiwanego dotąd Królestwa Niebieskiego, — i nawzajem Niebiosa, ogarniające dotąd tylko fizycznie naszą ziemię, obejmą i przyjmą ją duchowo; — niedzisiejszą wprawdzie, niebiedną i potępioną, a przez to nic z Niebem wspólnego mieć nie mogącą, ale zbawioną, — przemienioną, — Wniebowstąpioną, — słowem taką, jaką dziś sobie wyobrażamy Ziemią Obiecaną. 1 otworzą się nam oczy ku zrozumieniu owych słów Chrystusa, już nie przenośnie ani mistycznie, ale wszechjawnie i dosłownie: „Gdybyście znali mnie i Ojca mego „znalibyście, „i niezadługo poznacie Go i ujrzycie Go". — W on dzień wy poznacie, żem ja w Ojcu moim, a wy we mnie i ja w Was".1 A wtedy dopiero i przez to samo, — (wracając się znowu do pierwszej części naszego ustępu, którą tu cokolwiek jaśniej już pojąć zdołamy), — objawi się ów nie objawion dotąd, ale zapowiedzian przez Izajasza i Ś-go Jana wyższy, a wieczny stosunek między Bogiem a ludźmi, — ów stosunek, przez który Bóg nam będzie więcej niż Ojcem, a my Jemu lepiej niż Synami; ów stosunek, którego dotąd jeszcze nie pojmujemy, bo, jak mówi uczeń Pański, „czem będziemy, to się jeszcze nie objawiło".2 Zaiste, nie mogło się jeszcze naówczas objawić, albowiem dopiero co objawiło się było Synostwo Boże, owa „wielka miłość, wyświadczona już nam przez Ojca", jak powiada Jan Śty. Ale się właśnie teraz objawia, przy spełnieniu czasów i nastaniu Ery Pocieszenia, i teraz zaczynamy pojmować go przez otwarcie dotąd zamkniętego Testamentu Pańskiego, do którego właśnie przystępujemy, — przez odsło-nienie owej modlitwy, przekazanej nam w Chrystusowej spu-ściźnie, — obejmującej wszelkie tytuły nasze do przyszłego „Dziedzictwa naszego".3 Objawia się nam za pomocą owej Ewangelji wiecznej, która dlatego będzie, jest i była wieczną, ponieważ daje nam „ujrzeć Boga, jakim jest",4 nie jakim Go sobie dotąd przybli 1 Joan. XIV. 7. 20. 2 I. Joan. III. 2. 3        Rom. VIII. 17. Rom. IX. 8. Galat. IV. 28. 4        I. Joan. III. 2. 271 żonym sposobem wystawiano, lecz jakim był od wszechpo-czątków, i jakim też na wieki wieków będzie, jakim przecież dotąd, ze względu na nas, objawić się nam nie mógł, ponieważ jeszcze tego nie bylibyśmy znieśli.1 — Odtąd dopiero, przez Oświecenie i Pocieszenie Ducha Ś-go, znieść to spełne oblicze, ową „orzeźwiającą nas obecność Pańską"2 zdołamy. Uznawszy z powszechną tradycją Chrześcijańską całą wielkość i szczytność, całą tkliwość i serdeczność, całą ścisłość i spólność, słowem całą Świętość imienia Bożego, którem Zbawiciel Modlitwę naszą zagaił, mogłoby tu powstać pytanie, naco się jeszcze zdała pierwsza prośba tejże Modlitwy? Poco odmawiać prośbę „Święć się imię Twoje", skoro już wymawiając „Ojcze nasz", tern samem imię Boże najdoskonalej święcimy! I cóż ta prośba znaczyć jeszcze może, skoro nam Chrystus toż święcić się mające imię, na samym wstępie tak doskonale uświęciwszy, tak powszechnie święcić nauczyli polecił? — Co pierwsza prośba rzeczywiście znaczy, to sama nam z siebie wyłoży, skoro do niej przystąpimy; — o tern wszakże zgóry moglibyśmy być przekonani, i tyle Chrystusowi zaufać, iż gdyby ona nic więcej znaczyć nie miała nad to, co Zbawiciel w niniejszem oświadczeniu wyraził, zaiste byłby ją w Modlitwie tak treściwej a pełnej, a więc pleonazmów nieprzy-puszczającej, pominął. Skoro ją zaś na czele wszystkich próśb umieścił, nawet przed prośbą o Królestwo Boże, snać musi ona mieć nader celne znaczenie i niepospolite przeznaczenie, snać musi nam jeszcze wyższy objaw imienia Bożego, a tern samem nowy rozwój stosunków naszych ku Niemu zwiastować. Nie spuszczajmy z uwagi zasadniczego rozróżnienia składających żywiołów Modlitwy na prośby i oświadczenia. Te do niniejszego Czasu, do obecnej Ery, tamte zaś do przyszłego Czasu, do następnej Ery się ściągają. Co dla nas dziś jest najwyższem i najwielebniejszem, jutro prześcigniętem być może, co dzisiaj ostatecznem się zdaje, przedostatniem stać się może, skoro się ostatnie objawi. Gdybyśmy tu nie wstępne oświadczenie Modlitwy naszej, ale już jedne z jej prośb rozbierali, nie potrzebowalibyśmy nic 1 Joan. XVI. 12. 2 Act. Apost. III. 20. 272 wnioskować, jednobyśmy bezpośrednio rozwijali to, co w każdej prośbie tkwi utajonem, na własne objawienie w przyszłej Erze świata oczekując. Lecz mając dopiero oświadczenie przed sobą, niepodobna inaczej, jedno na drodze wnioskowania, opartego na odpowiednich Pisma św. wskazówkach z dzisiejszych do jutrzejszych przystępować. Tak więc, skoro tylko rozbiór pierwszego artykułu Testamentu Bożego, tj. pierwszej Prośby naszej modliwy, doprowadzi nas do uznania Boga „jakim jest", i jakim zawsze był i będzie, i jakim chce być czczonym, — i okaże nam, jakim sposobem jesteśmy z Bogiem „jednacy" (ομοιοι), i jak się Duch Święty duchom ograniczonym· udziela, — wtedy oczywiście uznamy, iż nazwa Ojca, którą dotychczas Boga czciliśmy, acz prawdziwa i miłości pełna, a tern samem wiekuista, nie była jeszcze absolutnie ostateczną, albowiem była sama ograniczoną i ograniczającą. — Boć między Ojcem a synami panuje jeszcze pewien stanowczy dualizm, który znieść we wszelkich stosunkach jest Nowego Wieku zadaniem; — boć przed obliczem opatrznego Ojca jeszcze uchylić się można, — lecz nigdy przed okiem wszechprzytomnego, wszechobejmującego i przejmującego (nas) Ducha...., owego Ducha, działającego w nas i na nas, tak przez siebie samego, jako też przez współczłonki swoje, współbliźnich naszych, którzy są też Jego współmini-strami. — Wtedy dopiero spełna uznamy, jak ojcowskie miano, acz tak przedziwne już i wysokie, bo miłości pełne, nie wyrażało przecież dostatecznie owej Wszechobecności Boga, na wszelkiem miejscu i we wszelkim czasie, i tylko myślną Opatrzność Jego przypuszczało, — ani Jego Wszechczucia, Wszechwiedzy i Wszechpotęgi w nas i nad nami, w porównaniu do czucia, wiedzy i potęgi ograniczonych duchów, - ani też nawzajem istnej i organicznej, a jednak wolnej zależności owych Duchów od Niego, — słowem nie wyrażało owego absolutnego połączenie się Boga z ludzkością, w „Społeczności Ducha Ś-go",1 — spólnego przejęcia się i pojęcia, które w ludzkich, ograniczonych stosunkach chyba z połączeniem małżeńskiem dałoby , się poniekąd porównać, co też Kościół chrześcijański głęboko,, acz dopiero symbolicznie przeczuł w mistycznem zaślubieniu 1 II. Cor. XIII. 13. Bliżej o tern przy I. Prośbie. é 273 Chrystusa ć Kościołem, a co Piotr Śty w II epistole swojej tak wyraźnie na przyszłość zapowiedział. Takiego to ściślejszego nad wszystkie dotąd połączenia, takiego Sakramentu, łączącego Ludzkość tak w sobie, jak z Bogiem, takiej społeczności i spólności, — nie znoszącej bynajmniej podległości naszej względem Boga, owszem takową wzmacniającej i ścieśniającej mimo rozprzestrzenienia Wolności naszej, co na dzisiejszem stanowisku jeszcze niepojętem się wydaje, — słowem takiego stosunku nad stosunkami nie-masz jeszcze śladu w przybliżonem dopiero nazwisku Ojca; — i dlatego to nazwisko ani ostatecznem, ani dostatecznem jeszcze być nie może. — Dopiero właśnie nazwisko Świętego Ducha, wyrażające Spólność Jego ze wszystkiemi Duchy, ową Spełń życia Boga z nami, czyli Wszechprzytomność Jego w nas, i nas samych w Nim. — Co prorocy Pańscy zawarli osobiście w imieniu: Emmanuel1 — Bóg-z-nami, — społecznie zaś w nazwie przyszłej społeczności: Dominus ibidem,2 — to jedno imię zdoła tak nam, jak Jemu samemu wystarczyć, bo to jedno tylko jest najściślejsze, choć najwolniejsze, najwłaściwsze, choć naj-wspólniejsze, — bo to jedno nareszcie tak jedność, jak różnicę naszą z Bogiem dokładnie stanowi i absolutnie wyraża, wskazując, iż my, podobnie jak Bóg, jesteśmy Duchami, jedno On Świętym, my zaś w Nim i przez Niego uświęcającymi się. Skoro zaś odkryje się nam zapomocą pierwszej Prośby to imię w całej pełni i obfitości swojego znaczenia, a z niem owo doskonalsze jeszcze Przysposobienie nad przysposobienie Synowskie, przez które już dostąpiliśmy byli prawa wołać do Boga: Abba, Ojcze!3 skoro stanowczo i bez ogródki święcić się zacznie to przenajświętsze imię, skoro tedy stanowczo nastanie ów dopiero przepowiedziany, a dotąd tylko przybliżony stosunek, wyższy od Ojcowskiego i Synowskiego, wtedy dopiero w całem znaczeniu tego wyrazu „uświęcimy się, jako i on Świętym jest",4 i wtedy dopiero w tekst Janowy, który nam tu za drogowskaz posłużył, zajaśnieje już jako meta w całej pełni swojej. — To przekonanie bowiem, iż Bóg nietylko jest 1        Isai. VIII. 8. 10. 2        Ezechiel XLVIII. 35. Et nomen civitatis ex illa die: Dominus ibidem. 3 Rom. VIII. 15. Galat. IV. 5. 6. 4 I. Joan. III. 3 18 274 nad nami, ale też między nami i w nas samych, — że nietylko rządzi nami, jakoby potężny Pan, Adonai, — co trwało pod starym Zakonem, — że nietylko czuwa nad nami, jakoby opatrzny Ojciec, Abba, — co poczęło się dopiero z Nowym, — ale, że w każdej dobie i w każdym ruchu jest z nami, a my z Nim (Emmanuel), — że ów „Dei numen atque spiritus ubique diffusus"1 wskroś nas przejmuje i ożywia, jakoby Duch nasz we wszech członkach naszych, i nawzajem członki nasze w posiadaniu ducha naszego, — że więc jesteśmy rzeczywiście organicznemi członkami Jego Istoty, „Świątynią jego Świętego Ducha",2 — „Ciałem i Spełnią, „wszystko we wszystkiem spełniającego",3 — samodzielnemi ustrojami dla Jego świętej woli, słowem, że „w Nim żyjemy, ruszamy się i jesteśmy",4 a to już wcale nie przenośnie, ale najwłaściwiej; — że przeto Bóg nietylko wie wszystko idealnie, nietylko ową świadomością swoją jest wszędobecny i ojcowską opatrznością nad nami czuwa, ale że jest wszędzie realnie i żywotnie, i że nietylko jest wszędzie bytem i wie wszystko myślą swoją, ale też istotnie, jako Bóg-żywy, żyje i działa w nas, — a działa bądź przez nas, bądź mimo nas, a więc cierpi rzeczywiście z każdej zdrożności naszej i cieszy się rzeczywiście z każdego prawego postępku; a ciesząc sie, cieszy też nas, a martwiąc się, martwi też nas, — i że nawzajem my egzaltujemy Go, oraz wieczne Z-martwychwstanie Jego odprawiamy, przez własne nasze podnoszenie się i zmartwych-wstawanie, jakeśmy dotąd ustawicznie krzyżowali Syna Bożego i jawnie go sromocili5 przez nasze własne krzyżowanie i sromoce-nie się, — ta wiara, to współczucie życia Bożego z nami przejmie nas właśnie taką Siłą i taką Świętością, jakiej dotąd w przybliżonym dopiero stosunku do Boga nie mogliśmy dostąpić, jakiej tylko przenośne, symboliczne mieliśmy wyobrażenie. — A siła ta sprawi, iż Czyny nasze godnemi też Jego się staną, iż wola Jego, wolą naszą będzie, jako dotąd w Niebie, — tak odtąd i na Ziemi6 1        Lactant. div. instit. II. 2. 2        I. Cor. III 16. 17. 3        Ephes. 1. 23. 4        Act. Apost. XVII. 28. 5        Hebr. VI. 6. 6        Trzecia Prośba. . 275 Aliści na to nie potrzeba wcale społeczności Anielskiej, ale ludzkiej w właściwym rozwoju: „Albowiem nie Aniołom „poddał Bóg okrąg ziemi przyszły, o którym mówimy".1 To uznanie się nasze za Boże-Ciało, — już nie mistycznie tylko, jak dotąd prawdziwi Chrześcijanie za idealne Ciało Chrystusa poczytywali się, lecz w absolutnej rzeczywistości jako „Ciało i Spełnia Tego, który wszystko we wszyst-„kiem spełnia",2 — to zlanie się w Bogu, przy uznaniu absolutnej osobistości Ducha Bożego, nietylko w nas, ale i ponad nami, a tern samem bez utraty naszej własnej osobistości,3 — to znalezienie Boga w duszy naszej, i to poczytanie współ-bliźnich naszych za współczłonki Ducha Bożego, i to skupienie dusz naszych na istną Świątynię Bożą, przejmując nas czynną czcią dla tego Ducha Świętego, którego jesteśmy rzeczywistem mieszkaniem i świątynią, — obowiązując nas, przez samo nabożeństwo ku Bogu, do pewnego nabożeństwa względem nas samych, do uszanowania siebie i bliźnich, do unikania wszelkiej skazy i zdrożności, która się mniej lub więcej na świętokradztwo zamienia, do przyzwoitego wychowania i zachowania się w społecznem życiu, skoro to życie jest istnem życiem w Bogu, — ustali w nas znowu ową czystość Ciała i Duszy, która jest zdrowia i dzielności Ducha warunkiem, oraz spowoduje w nas ów ciągły, a samodzielny rozwój darów Bożych, założonych dopiero w nas samych i w całym świecie naszym, a przeznaczonych do wyrostu, na chwałę Bożą i pociechę światu, — a tern samem rzeczywiście uświęci nas w Tym, który Świętym jest. Są to arcytrudne, arcywysokie zagadnienia, które zaiste do wielu błędów i fałszów pochop dać mogą. Lecz nie przesądzajmy wypadków, jakie nam dopiero rozbiór próśb naszej modlitwy objawić może, bo na tern miejscu jeszcze ich nietylko objąć, ale nawet domyślać się 1        Hebr. II. 5. 2        Ephes. I 23. 3        Niech się tu nikt nie lęka ani przypuszcza Panteizmu, bo Panteizm ma się do sancto-spiritualizmu jak zaprzecznia do zatwierdni, — a więc toto caelo się różnią. — Panteiści, którzy zaprzeczają absolutnej osobistości Boga, zaprzeczają tem samem, bądź więdnie, bądź bezwiednie, zależnej od tejże osobistości człowieka. My zaś tak jedną, jak drugą twierdzimy i utwierdzamy. 18* 276 ledwo zdołamy. — Wszakżeśmy dotąd jeszcze żadnej z siedmiu pieczęci tego wiecznego Testamentu nie rozerwali, wszakżeśmy dopiero powierzchowny napis jego przeczytali, a przecież już w tym jednym napisie nie domyślane dotąd głębiny Ducha spostrzegli. — Cośmy więc dotąd wyrzec mogli, było tylko domysłowem, ale jeszcze nie stanowczem, przygotowawczem i refleksyjnem, ale jeszcze nie spełna świadomem i jawnem. I dlatego też przedwstępne owe domysły mogą się jednym wydać niezrozumiałemi, innym znowu zarozumiałemi, wszystkim zaś nieuzasadnionemi jeszcze, i będą takimi tak długo, dopóki rozporządzeń samego Testamentu nie poznamy. — Wtedy dopiero uznamy, azali powyższe domysły (dotąd tylko asertoryczne i problematyczne, i jako takie podane) posiadały w sobie choć słabe dalszych prawd zarody, — a w takim razie śród dalszych chórów i akordów społecznych har-monij przypomnimy sobie słabe powyższe motywy. — Przystąpmyż więc do samych próśb, — do owych artykułów wiecznego Testamentu Bożego. W imię Ojca — i Syna i Ducha Świętego. Amen. KONIEC TOMU DRUGIEGO. APPENDIX. PRZYPISEK DO DZIAŁU II, ROZDZIAŁU I, STR. 76. I. Ante omnia pacis doctor atque unitatis magister sin-gillatim noluit et privatim precem fieri, ut quis, quum pre-catur, non pro se tantum precetur. Non enim dicimus pater meus, qui in coelis es, nec panem meum da mihi hodie. Nec dimitti sibi tantum unusquisque delicta postulat, aut ut in tentationem non inducatur, atque a malo liberetur, pro se solo rogat. Publica est nobis et communis óratio, et quando oramus non pro uno sed pro populo toto oramus, quia totus populus unum sumus. Deus pacis et concordiae magister, qui docuit unitatem, sic orare unum pro omnibus voluit quo-modo in uno omnes ipse portavit. Hanc orationis legem serva-verunt tres pueri in camino ignis inclusi, consonantes in prece et spiritus consensione concordes. Quod declarat scripturae divinae fides et cum docet quomodo oraverint tales, dat exemplum, quod imitari in precibus debemus, ut tales esse possimus. Tunc, inquit, illi tres quasi ex uno ore hymnum canebant et benedicebant Domino. Loquebantur quasi ex uno ore et nondum illos Christus orare docuerat et idcirco orantibus fuit impetrabilis et efficax sermo, quia promerebatur Dominum pacifica et simplex et spiritualis oratio; sic et apo-stolos cum discipulis post adventum Domini invenimus orasse: erant, inquit, perseverantes omnes unanimes in oratione cum mulieribus et Maria, quae fuerat Mater Jesu et fratribus eius. Perseverabant in oratione unanimes, orationis suae et instantiam simul et concórdiam declarantes. Quia Deus, qui inhabitare facit unanimes in domo, non admittit in divinam et aeternam domum, nisi eos apud quos est unanimus oratio. — S. Cyprianus „De oratione Dominica". 278 PRZYPISEK DO DZIAŁU II, ROZDZ. VI, STR. 107. II. Lecz skądże pochodzi owa naturalna nierówność między ludźmi i między ludami?1 — Jakie jej uprawnienie, — jakie przeznaczenie? — Z mniej lub więcej posuniętego stopnia ich rozwoju w danych stosunkach i okolicznościach. Bo zasadnicze a wspólne ja człowiecze jest sobie absolutnie równe, dopiero odebrane wychowanie i własne postępowanie, własna zasługa, oraz zewnętrzne, przedmiotowe wpływy, bądź przyrodzone,, bądź społeczne, rozkładają ludzi i ludy na rozmaite szczeble społecznego dostojeństwa. — Pierwotna Równość tkwi nieza-przeczenie w najwykształceńszym reprezentancie kaukaskiej rasy, jak w najopłakańszym Etjopskim murzynie, a przepaść, która w starym świecie przegradzała rasę od rasy, a kastę od kasty, zniknęła przed powołaniem Ojca naszego, który jest w Niebiesiech. A przecież jak nieskończenie odmienny jest stan społeczny tych dwóch ostatecznych ogniw człowieczeństwa, tak 1 Na podobne pytanie starał się już odpowiedzieć jeden z najgłębszych myślicieli przeszłego wieku, i starał się je rozwiązać w jednej z najwymowniejszych, a przecież, dla jednostronności swojej, najfałszywszych rozpraw (Rousseau, Inegalite des conditions), jakie myśl ludzka kiedykolwiek spłodziła. Rousseau przypisuje przyczynę wszelkiej nierówności, nie tyle Naturze, ile samemu Społeczeństwu, wychodząc z przypuszczenia, iż stan społeczny prze' ciwny jest stanowi natury, a więc jest dla człowieka stanem anty-naturalnym. Zaiste, taki paradoks mógł się tylko wyrodzić w umyśle nowożytnego filozofa, potomka luźnych i antysocjalnych Germanów, a tern samem przeciwnożnika Mędrców starożytnych, którzy głębiej jeszcze od niego, choć naiwniej i prościej uchwyciwszy natury ludzkiej istotę, w społeczności samej upatrzyli stanowczą różnicę ludzi od zwierząt, i człowieka, „zwierzęciem politycznym," czyli socjalnym mianowali, (Arystoteles Polit.) a więc zrozumieli, że stan społeczny dla człowieka jest właśnie naturalnym. Otóż urojony stan natury jest właśnie dla człowieka anty-naturalny, i dlatego nie mógł istnieć jedno w urojeniach hipotezujących myślicieli w zupełności, a w przybliżeniu tylko w owej przechodniej chwili z jednego świata w drugi, gdy jedna społeczność rozwiązywała się, a druga zaledwie zawiązywała. Istniał zaiste, i długo na świecie pewien Stan Natury rodu ludzkiego, ale pierwotny stan ten jest już stanem Społeczności i innym być nie może; Społeczność ta w stanie natury jest jeszcze podległa i niewolnicza, pozbawiona wolności, nie w tern znaczeniu, jakoby z posiadanej niegdyś wyzutą została, ale owszem w tern, iż z pierwotnej niewoli niezbawiona, niewydobyta, niepodniesiona. (Patrz Tom I. Dział II, 3 i Drugą Prośbę ) i 279 dalece, iż nieraz zadawano sobie pytanie, azali nie stokroć większa tkwi różnica i większe oddalenie między człowiekiem a człowiekiem, niżeli między człowiekiem a zwierzęciem. Lecz różnice między ludźmi są tylko stopniowe, stopić się dające, gdy tymczasem między najbardziej antropoidalną małpą, a najbliższym stanu zwierzęcego Buszmanem, prawdziwie nieskończona istnieje przepaść. Chcesz-li się o tem na oczy przekonać, weź dopiero co urodzone z rasy owych antropoidalnych orangutanów, i wyłóż na nie całe skarby wychowania, a po kilku leciech będziesz miał wyrosłą i dziwnie wyćwiczoną małpę; — weź owszem dziecię owego niżej napozór od małp stojącego Buszmana, przenieś niemowlę w świat społeczny, daj mu podobne naszemu, a stosowne wychowanie, a stanie się z niego bądź artysta, bądź uczony, w każdym razie polityczny obywatel i religijny duch. Każda rasa ma zaiste większe lub mniejsze uzdolnienie, do tego lub owego usposobienia większe lub mniejsze prze-możenie; — lecz gdy to lub owo, dla tej lub owej będzie przystępniejsze lub dostępniejsze, nie idzie za tern, aby inny dar, lub inny urząd i czyn ducha nie był znowu dla niej właściwszy niż innym. Etnologja, która niebawem między społecznemi naukami rej wodzić zacznie, dotychczas zostaje na odwodzie, w ubli-żającem, nie tyle jej samej, ile raczej uczonym naszym, zapomnieniu. Stokroć dokładniej znaną jest człowiekowi historja naturalna papug, motyli i chrabąszczy, niżeli mu wiadomo to, co go najtfardziej obchodzić powinno, własny ród jego, a Rodu tego rodzaje, a rodzajów tych własności. A cóż może być ważniejszego, potrzebniejszego, w praktyczne wynikłości obfit-szego, nawet ciekawszego nad umiejętność wykładającą, jakie i ilorakie są po kuli ziemskiej dzieci Ojca naszego, jaki jednych do drugich stosunek, jakie ich wzajemne przemożenie, jakie spólne obowiązki. Nietylko ze względu na praktyczne jej skutki i wynikłości, czyżby ten jeden teoretyczny wzgląd, iż każdy z owych mało nam znanych ludów, każde plemię i każda rasa, przedstawiałyby nam, jakoby w skróceniu, spół-czesne zwierciadło przepłynionych wieków, i przebytych przez Ród ludzki szczebli, — tak dalece, że geografja stałaby się I 280 nam synoptycznym obrazem Historji, — czyż ten jeden wzgląd nie powinien był zagrzać zapał badaczów i zapędzać do skrzęt-niejszego zaglądania w te dziedziny dobrej nadziei. — Zaiste niepojętem byłoby to zaniedbanie tak ważnej i niezbędnej umiejętności, gdyby nie przypuszczenie, że Opatrzność zachowała jej spełny rozkwit do tej chwili, w której zaczną spełniać się losy ludów i ludzkości. To objawienie po dwakroć nam udzielone, raz w fizycznej powłoce starego, drugi raz w moralnej jaśni nowego Zakonu, otrzymuje za dni dopiero naszych potwierdzenie nauk przyrodzonych, jakoby na dowód, iż społeczne jego uznanie oto właśnie nadchodzi. Jakoż zaledwie od lat kilku wstrzęśli się ci badacze z niesłychanego uśpienia, zaledwie od lat kilku Historja naturalna Człowieka zaczęła wyglądać na umiejętność, . —        nader jeszcze wątłą i młodocianą, ale przecież z kolebki wychodzącą i na pasku innych nauk chodzić poczynającą, —        a pierwszą jej świeżego ducha zdobyczą niepospolitej wagi, a bogatych nadal wynikłości, jest uchwycenie jedności Rodu ludzkiego, śród różnolitości jego rodzajów, — uznanie przejścia i przepływu wszech ras w siebie, który to przepływ tak dalece oczywisty, iż dotąd biedzi się i sili nauka, aby jakieśkolwiek wynaleźć znamiona, któreby stanowczo jedne rasę od drugiej oddzielały, — a więc równości powołania i spólności zobowiązania. Jednocześnie prawie z tą nader świeżą i jeszcze przez niektórych zaprzeczaną zdobyczą na polu nauk przyrodzonych, wystąpiła odpowiednia jej a stanowcza wyprawa, (również przez wielu odpierana) przeciw ostatecznym zabytkom przedchrześcijańskiego i anty chrześcijańskiego Niewolnictwa,1 którego ostatnie szczątki runąć muszą, przy uznaniu fizycznej jedni i cielesnej spólni Rodu ludzkiego; jak zasada jego runęła, przy odkryciu dusznej. — Jeszcze po dziś dzień są czarni bracia nasi w Niewoli, ale dzień w dzień kruszą się ich kajdany i zaiste niewiele już rocznych obrotów ziemia nasza około ogniska swego odbędzie, zanim ostatni ślad tej , religijnej niegodziwości, a społecznej niedorzeczności z jej oblicza na zawsze nie zniknie. 1 (Z manualika). Już z powołaniem Chrześcijaństwa niewola poko-naną, ale jeszcze nie swoboda dokonaną została. 281 Je terminerai ce chapitre et ce livre par une remarque qui doit servir de base a tout le systeme social: c'est qu'au lieu de detruire l'egalite naturelle, le pacte fondamental sub-stitue au contraire une egalite morale et legitime a ce que la nature avait pu mettre d'inegalite physique entre les hom-mes, et que pouvant etre inegaux en force ou en genie ils deviennent tous egaux par convention ou de droit. d) Rousseau. Contrat Social Liv. I. d) Sous les mauvais Gouvemements, cette egalite n'est qu'apparente et illusoire; elle ne sert qu'a maintenir le pauvre dans sa misere et le riche dans son usurpation. Dans le fait, les lois sont toujours ufiles a ceux qui possedent et nuisibles a ceux qui n'ont rien: d'ou il suit que 1'etat social n'est avantageux aux hommes qu'autant qu'ils ont tous quelque chose et qu'aucun d'eux n'a rien de trop. PRZYPISEK DO DZIAŁU IV, ROZDZIAŁ II, STR. 216. (Z manuaiikaj. III. Do słów: ...podnieśliśmy się sami na skali Ducha, podnosząc nieskończenie pojęcie naszego Boga. W owym sławnym wierszu: „Si Dieu n'existait pas il faudrait l'inventer", prócz dowcipu tkwi jeszcze wielka prawda. Wnet uczujemy i uznamy tę prawdę, tak się wyrażając: Gdyby Bóg się nie objawił jako będący, trzebaby, własnym czynem naszym wznieść się do Niego, t. j. zapragnąć Najwyższego, Najdoskonalszego, a to zapragnienie byłoby właśnie Jego znalezieniem, — Jego wynalazkiem. — Bóg jest istotną potrzebą, — warunkiem, — celem człowieka. Człowiek przez cały bieg Historji wynajdywał Boga. — To ciągłe odkrywanie Boga, było też odkrywaniem się Boga, — było właśnie Objawieniem. Szukajcie, a znajdziecie, „Albowiem nie jest nic skrytego, coby odkryte być nie miało, ani tajemnego, czegoby wiedzieć nie miano". Mat. X. 26. Wszelkie więc misterja są dopiero początkami i zaczątkami objawień, — i stają się prawdziwemi Objawieniami, wyjawiając się, to jest przestając być tajemnicami niedo-stępnemi, lecz owszem, przez przystąpienie wiedzy i światła, przechodząc ze stanu tajemnicy do stanu jawności. 282 „Spraw i rzeczy boskich", mówi Sofokles apud Stobaeum fragm. VII, ed. Bothe, — „nie docieczesz, jeślić Bogowie zakryją, choćbyś wszystko zgłębił i wybadał". Przeciwnie mówi Poseł Chrześcijański: „Duch bada wszystko, nawet głębiny Bóstwa". PRZYPISEK DO DZIAŁU IV, ROZDZIAŁU V, 5TR. 233 i 234. IV. Toute idée generale est purement intellectuelle ; pour peu que l'imagination s'en męle, l'idée devient aussitôt particuličre. Essayez de vous tracer l'image d'un arbre en général, jamais vous n'en viendrez ŕ bout; malgré vous il faudra le voir petit ou grand, rare on touffu, clair on foncé; et s'il dépendait de vous de n'y voir que ce qui se trouve en tout arbre, cette image ne ressemblerait plus ŕ un arbre. Les ętres purement abstraits se voient de męme; ou ne se conçoivent que par le discours. La définition seule du triangle vous en donne la véritable idée; sitôt que vous en figurez un dans votre esprit, c'est un tel triangle et non pas un vautre, et vous ne pouvez éviter d'en rendre les lignes sensibles, ou le plan coloré, Il faut done énoncer des propositions, il faut donc parler pour avior des idées générales; car sitôt que l'imagination s'arręte, l'esprit ne marche plus qu'ŕ l'aide du discours. Si donc les premiers inventeurs n'ont pu donner des noms qu'aux idées qu'ils avaient déjŕ, il s'ensuit que les premiers substantifs, n'ont jamais pu ętre que des noms propres. Rousseau: de Ă Inégalité parmi les Hommes. PRZYPISEK DO DZIAŁU IV, ROZDZIAŁ VIII, STR. 255. (Z manualika). V. Kant uznał rozum ludzki niezdolnym dojścia do prawd transcendentnych. Dalsza filozofja niemiecka zaprzeczyła tej kantowskiej negacji, a wszelako w czynie, w wypadku prac swoich, dowiodła sama tej niezdolności. Proces trwa dotąd 283 między terni dwoma twierdzeniami: ograniczonej i nieograniczonej potęgi umysłu. Niektórzy chcieli rozwiązać kwestję przyjęciem rozmaitych władz, żywiołów lub funkcyj umysłu, stanowiąc n. p. iż rozum jest pojęciem rzeczy skończonych, a jakiś um jest władzą do prawd absolutnych; — dziecinne dystynkcje, do których uciekają się ci, którzy szczerze sami z sobą poradzić sobie nie mogą. — Odwołanie się do jakiegoś ÷ jest zawsze skutkiem niedołęstwa ducha; — kiedy mówimy Rozum, pojmujemy przez to spełną władzę myślenia i pojmowania, rozumienia i rozumowania, i o ten pytamy się, czy może dojść do prawdy. Inni, daleko szczersi i rozsądniejsi, woleli pozostać na stanowisku Kanta, lub też powrócić do niego z dodatkiem Jakobinizmu, t. j. uznając nieudolność umysłu, odwołać się do wiary, jako absolutnego kryterjum i absolutnego dopełnienia. Jakżeż nad tymi wszystkimi wielki Kant góruje! Ten, uznawszy nieudolność umysłu teoretycznego, nie ucieka się bynajmniej do funkcji wstecznej, nie ucieka się do biernej, uczuciowej wiary, — lecz postępuje naprzód, do władzy czynnej, do ducha praktycznego. Ten jedyny normalny ratunek na stanowisku jego, jest nowym dowodem potęgi jego ducha. Wiedział, w którą stronę trzeba spojrzeć, i rzeczywiście spojrzał. Ale też tylko spojrzał. Bo zająć to nowe stanowisko nie jemu było danem. Stanowisko jego będąc istotnie krytyczne, musiało się przerobić i przejść przez organiczniejsze formacje, nim do właściwej sfery czynu dojść zdołało. Względem kwestji, która nas tu zajmuje, możności osię-gnięcia absolutnych prawd przez umysł ludzki, Kant podał tylko praktyczny postulat. W tern wyrażeniu leży już zarazem cała prawda i cały fałsz, całe bogactwo i cały brak tego stanowiska. Praktycznym być musiał, inaczej nie było ratunku, ale Postulatem pozostać nie był powinien, to jest cała jego chyba, cały jego brak. Są więc dwa twierdzenia naprzeciwko siebie: 1.      Umysł ludzki nie jest zdolny do prawd absolutnych. 2.      Umysł ludzki jest zdolny objąć prawdy absolutne. Ponieważ zwykle affirmanti, non neganti incumbit probatio, wymaga się od twierdzących udowodnienia tego zdania, 284 a to nietylko de jure, ale też de facto t. j. nietylko przez czyste psychologiczne lub ontologiczne spekulacje, ale też konkretnie, przez wyjawienie absolutnych prawd. Tu się twierdzący sami między sobą rozpadają, a pojmując różnorodnie, — a przez to jednostronnie i abstrakcyjnie, — a przez to znowu ograniczenie, — dowodzą de facto, że ich przeciwnicy mają słuszność. — A przecież de jure, nie mogą opuścić swojego stanowiska i ciągle na nowo zabierają się do windykacyj absolutnych praw rozumu; — immanentnie więc, zapatrując się na naturę -samego rozumu, zdają się mieć słuszność, transcendentnie zaś przez niedołężność wniosków swoich podkopują się sami. Jakże ten proces załatwić, jakże te strony pogodzić? Nieinaczej, jak samem pojęciem procesu, samem pojęciem czynnego rozwijania się, (każdy proces jest processio, postępem). Kant rozróżnił dwie sfery poznania, sferę transcendentną i sferę trancendentalną, — fenomena i noumena. Rozum jest istotnie zdolny objąć prawdy absolutne, to jest jego prawo, to jest jego możność. — Urzeczywistnienie zaś tej' możności od niego samego, od jego pracy, od jego czynu zależy, — i urzeczywistnienie to, staje się w czasie. Umysł ludzki jest więc razem zdolnym i niezdolnym do objęcia prawd absolutnych, — czyli staje się zdolnym. A więc nietylko empiryczna prawda, nietylko zmysłami obejmowane fenomena rzeczy są czasowi podległe, ale też wszelka prawda, — sama prawda. Veritas filia temporis, non auctoritatis (Śty Augustyn). Tę kwestję ściśle porównać można do kwestji analizy chemicznej. Przed Davy'm η. p. znano rozmaite ziemie, ale nie znano zasad tych ziem, a przecież domyślano się, że ziemie nie są ciałami prostemi. Stan ziemny był więc stanem fenomenalnym ciał, których wówczas rozebrać nie można było, domyślana zaś ich zasada była jakoby noumenem tych ciał, (w porównaniu tern odpowiadała niejako Kaniowskiemu: Ding an sich).   Godziłoż się wtenczas twierdzić, iż Chemja niezdolna jest dojść do analizy ciał prostych, i że z tego powodu trzeba się uciekać n. p. do wiary (przesądów) Alchemicznej, dla uzupełnienia tego, czego ścisła nauka podać nie jest wstanie? Przy 285 szedł Davy, rozłożył ziemię, wydobył z nich zasadnicze metale i dowiódł, że chemja ma prawo i możność dojścia do ciał prostych. — A teraz znowu powstają wątpliwości i domysły, jakoby dzisiejsze ciała proste nie były absolutnie prostemi, jakobyśmy do pierwotniejszych jeszcze wznieść się kiedyś mogli. Czyż znowu zwątpimy w Chemję, i rzucimy się na łono Alchemji? albo czy też przypuścimy jakieś x i spekulować będziemy nad terni ixami? — Bynajmniej, ale ufni w siłę Ducha i w pełnię rozwijającej się coraz dalej nauki, — pracować będziemy, — doświadczenia czynić będziemy, — a czyny: doświadczone rozszerzą i wzniosą świadomość naszą. Umysł ludzki więc rozwija się, wznosi się ciągle do Absolutu, ma możność, — ma prawo do tego; — rzeczywistość od jego czynu zależy. — To już nie jest tylko postulatem, ale działaniem. Jedną z największych zasług Hegla na polu filozofji jest odkrycie immanentnego postępu w historji filozofji, okazanie, iż jedna wielka filozofja rozwija się i wzrasta śród najróżno-rodniejszych kształtów i formacyj, i że stanowi organiczne pasmo duchowego żywota. — Co więc Hegel znalazł i opisał,, tego my tu podajemy przyczynę. Nie dość na tem, że jest postęp, że się w szeregu wieków objawia, — że się znajduje, — trzeba było jeszcze uznać, że on być musi, że on samą istotę ducha stanowi, a to nietylko immanentnie, z praw samego rozumu, ale nawet transcendentnie, ponad sferę rozumu. Bo sam rozum jeszcze nie jest ani alfą, ani omegą postępu. Ów więc postęp, który był u Hegla fenomenem ducha, staje się też u nas noumenem. — Kaniowskie więc zaprzeczenie uprawnienia rozumu stało się jakoby dlatego, aby toż uprawnienie ostatecznie i statecznie ugruntować. Immanentne, w łonie samego rozumu zawarte uprawnienie stanowczo okazał Hegel, lecz immanentne to uprawnienie spożyłoby się wnet samo, gdyby go transcendentne nie wypełniło. Bo immanentne jest tylko formalne, a jako takie musi pozostać czcze i martwe. Daremnie twierdzą Hegeljanie, że rozum sam przez się i w sobie się spełnia, — jest to także istna prawda, ale jeszcze niezupełna. Zaiste spełnia się on w sobie i przez się, ale dopiero wtedy, kiedy właśnie z siebie występuje, t. j. kiedy tworzy Czyn, kiedy Postęp sam z siebie rozwija. 286 Duch żywy czynny i twórczy jest. Nieczynność byłaby jego śmiercią. Przez tworzenie z siebie, stwarza się sam. Nie miejcie mu więc za złe pracy jego, która jest życiem jego. Owszem, czcijcie właśnie to życie, albowiem ono jest czcigodne.       * PRZYPIEK DO DZIAŁU IV, ROZDZIAŁU IX, STR. 260 VI. Rozbierając we wstępnej księdze pojęcie Świata i Zaświata pod wyłączną kategorją Czasu, t. j. pod wyobrażeniem życia teraźniejszego i przyszłego, doszliśmy do przekonania, iż największy błąd, jaki tkwił w pojęciu tych stosunków, zależał na fałszywie pojętej sprzeczności między Doczesnością a Wiecznością, które dopóki porównywano do siebie i przeciwstawiano siebie nawzajem, jakoby stanowiły pojęcia równorzędne, nawzajem się wyłączać mogące, tern samem pojednać nigdy nie umiano, a to z prostej nader przyczyny, iż sama Wieczność, prawdziwie pojęta, już przez się stanowi wszelkich doczesności pojednanie, ogarnia w siebie wszelkie doczesności, V bez których byłaby sama próżnią, że przeto, wszelka Doczesność nie w żadnym wyłącznym, lecz we włącznym stosunku do Wieczności być może. — Otóż co tam pod kategorją Czasu, to samo wypada nam tu zrobić pod kategorją Miejsca, unikając wszelako powtarzania tego, co już pod kategorją czasu rozwinąwszy, ' również i do miejsca bezpośrednio zastosować można. Albowiem dialektyka czasu dialektyce miejsca tak dalece ściśle odpowiada, stanowiąc pod formą posobowości, co ta rozwija pod formą przysobowości. I tak pominąć możemy, zaledwo je dotknąwszy, dowodzenie, jako samo przez się oczywiste, iż co się powiedziało o względnych oznaczeniach Czasu, stosuje się również do względnych oznaczeń Miejsca, że n. p. wszelkie tu i wszelkie tam, bezwzględnie nic zgoła nie znaczą, jedno tylko przez stosunek do siebie, — że więc tu jest tylko tu, przez wzgląd na tam i odwrotnie, oraz, że tam jest właśnie tu, dla tego, co się tam znajduje, a nawzajem tutejsze staje się tamtejszem dla tamtejszego, — że nareszcie trzy rozmiary przestrzeni: długość, szerokość i głębokość są również względne, od obra 287 nego stanowiska zależne, a nawzajem się powodujące i bez siebie się obejść nie mogące, bo same przez się są abstrakcjami, a realizują się dopiero wspólnie przez siebie, — że więc tylko idealnie (czysto matematycznie) pomyśleć lub wyrazić możemy pewną długość bez szerokości, lub głębokości, lecz że w realnem zastosowaniu, — (a wiadomo, że przeznaczeniem każdego prawdziwego ideału jest zrealizować się, inaczej zostanie próżnem urojeniem), — niemasz jednej bez drugiej, ani być nie może. Z tego już wypada, że świat ten i tamten, pojęte jako miejscowe pobyty, mają się do siebie w stosunku życia teraźniejszego do przyszłego, pojętych jako czasowe przebyty, którą to odpowiedność znajdujemy z zadziwiającą trafnością tak pomysłu jako i wysłowienia, wskazaną w przesławnej staropolskiej pieśni Boga Rodzica, w której Ojcowie nasi śpiewali: Daj na świecie zbożny pobyt, Po żywocie rajski przebyt. Czem bezpośrednia ciągłość w przepływie czasu, tern bezpośrednia styczność w stosunku do miejsca. Jak w czasie so-lutio continuitatis jest niemożebna, tak też i w miejscu. Czas przestać nie może być Czasem, aby się stać jakąś bezcześną Wiecznością, tak też i Miejsce nie może przestać być Miejscem, aby się stać jakąś bezmiejscową Przestrzenią. Czas i Miejsce jest o tyle, o ile się w nich coś dzieje lub znajduje, same przez się są niczem, czyli nie mają istnienia jako odrębne rzeczy, jedno tylko są formą, pod którą rzeczywistość wszelka się rozwija. Wszystko więc jest — staje i dzieje się — pod formą Czasu i Miejsca. — Jak mierzymy przepływ czasu rozmaitemi miarami, już to przyrodzonemi, już to symbolicznemi, już to dowolnemi (conventionales), na sekundy, minuty, doby, tygodnie, miesiące, pory, roki, wieki, epoki, tak też i przestrzeń mierzymy na linje, cale, stopy, metry, mile geograficzne, stopnie, strefy, światy, w których także, już to dowolność, już symboliczność, już znowu przyrodzona konieczność panuje, a w których tem-bardziej dowolność znika, im bardziej charakter czystej ilości, piętnu jakości ustępuje. Łatwo sobie wyobrazić ów postęp miejscowy od ilości do jakości, odpowiedni czasowemu, obszerniej we Wstępie wy 288 łożonemu, pomnąc na przyległość i styczność pewnych coraz się wyszczególniających miejscowości, między któremi pojęcie granicy, acz samo w sobie abstrakcyjne, przecież, realizując się, coraz silniej występuje i coraz ważniejsze stępy w postępie stanowi. Skoro nieoznaczona zrazu, a tem samem dowolnie określić się dająca okolica podnosi się nam do znaczenia pewnego powiatu lub krainy, skoro się nam sama przez się odgranicza, granica zrazu ani zmysłem ani umysłem niedościgalna, (bo spływalna) coraz się pewniej wyraża i od-rębnia, z początku jeszcze matematycznie i symbolicznie,1 niebawem jednak z całą oczywistością realnego przedziału. A gdy się nam jako naturalna objawia, bądź pasmem gór, bądź potokiem rzeki, jużci ją uznajemy tak umysłem, jak zmysłem, wszelako bez przerwy przysobowości, — równie jak w dialektyce czasu uznaliśmy jakościowe stępy i stanowcze przedziały bez przerwy posobowości. — Kraj przez to jest krajem, że ma pewien kraj (granice, koniec, kraniec). Gdyby tego kraju nie miał, nie byłby sobą, nie byłby geograficzną i etnograficzną osobą, jednością. Ale taki kraj kraju, czyli koniec kraju, nie jest żadnym końcem Miejsca. Owszem koniec jednego, jest zarazem początkiem innego, równie jak koniec jednego dnia lub żywota jest początkiem innego. Otóż, jak w czasowych żywotach są pewne ustępy i pewne przerwy, wewnętrzne i zewnętrzne, stosownie do szczuplejszych lub obszerniejszych zakresów pojęcia, porozdzielane między sobą przyrodzonemi przedziały, mniej lub więcej wy-bitnemi, w miarę mniejszej lub większej odrębności stanowionych ustępów, — jak przedziałem każdego dnia żywota naszego jest sen,2 owo diminutivum śmierci, przedziałem zaś 1        n. p. linja rozdzielna poprowadzona na mapie, w braku granicy natu ralnej, między krajem a krajem, lub Stanem a Stanem w Ameryce północnej, jest tak symboliczną, jak owa chwila symboliczna, dopełniająca pełnoletności młodzieńca. 2        jak n. p. każdy dzień przedzielony jest od następnego nocą, i razem ' z nocą swoją lub z ograniczającemi go połowicami nocy, jeśli od północy liczymy, stanowi dobę (nycthaemeron Starożytnych), który to przedział fizjo logicznie objawia się przez sen, ktory w żywocie indywidualnym odgranicza nam dzisiaj od jutra, a któremu każde żyjące jestestwo od rośliny aż do człowieka ulega. — Sen dzienny jest przerwą żywota, perjodycznym ustępem, w postępie przez pewną część doby, t. j. przez noc; jak znowu sen roczny 289 każdego żywota jest śmierć, ów wielki sen, który przeprowadza nas w wielkie Jutro, równie jak sen zwyczajny odgranicza nam powszednie jutro od dzisiaj, — tak i graniczące z sobą kraje posiadają wewnętrzne i zewnętrzne krańce; wewnętrzne, stanowiące oddzielne między sobą powiaty lub ziemie, zewnętrzne zaś, oddzielające całość tych powiatów i ziem od przyległej całości, która znowu stanowi tylko cząstkę stałego lądu, do którego z przyrodzenia należy, i właściwej części świata, którą uzupełnia. A gdy punkt skrajny, graniczny, zamieniwszy się na linję, a linja na płaszczyznę, pocznie stanowić nam już nie wewnętrzne pewnego lądu przedziały, lecz istne Części Świata, — styczne zaiste z sobą ziemską przestrzenią, a przecież oderwane od siebie ogromem różnic fizycznych i moralnych, — tak niezmierną już nieomal odrębność mowa pospolita doskonale poświadcza, zowiąc n. p. odkrycie nowej Części Świata, odkryciem Nowego Świata, — podobnie jak w przepływie Czasu ujrzeliśmy, iż ta mowa główne epoki Dziejów, Światami mianuje. Już tylko pozostaje nam do uczynienia jeden krok, aby z owych części świata, tropicznie nie bez pewnego powodu światami przezwanych, a po większej części Oceanami porozdzielanych, wznieść się do wyżej jeszcze potęgi właściwych już światów, do globów, kul planetarnych i wszelkich ciał niebieskich, które jakoby wyspy na ziemskim Oceanie, pływają po niebieskim „in purissima illa aura aeterea, ... qua totum „stellarum domicilium est completum."1 Krok to zaiste nie-lada, lecz którego wielkość zawisła od wzrastającego wykładnika (logarytmu) postępu, albowiem ściśle następujący wyraz rozwijającego się w oczach naszych powszechnego postępu, w którym tak się ma pojedynczy kraj do właściwej sobie Części Świata, jak się ma ta część świata do właściwego u roślin, u wielkiej liczby gadów, i niektórych ssących jest przerwą żywota przez pewną część roku, t. j. przez całą jedne, porę, zimę, — które to letar-giczne zdrętwienie trzyma środek między snem a śmiercią, — tak znowu sama śmierć jest przerwą przez pewną część wiecznego żywota, jest nocą i zimą życia. Burdach słusznie poczytuje każdodzienny sen za powrót człowieka do stanu zarodowego, do życia, którem żyje w łonie matki, — a budząc się ze zdrowego snu, czujemy się jakoby na nowo odrodzeni. 1 Hevelius. Selenografia cap. 7. 19 290 sobie świata, czyli kuli ziemskiej, — i jak się ma dalej owa kula do właściwego sobie świata planetarnego, którego znowu pojedynczą, a współorganiczną stanowi cząstkę i t. d. I tak, już na łonie naszej kuli ziemskiej, poczytując acz dopiero w przybliżeniu, wedle figury pars pro toto, dwie odrębne części świata za dwa światy, świat nasz stary był nam jedynym i właściwym naszym światem, dopóki innego, t. j. „Nowego Świata" nie odkryto. Ktokolwiek przed rzeczy-wistem odkryciem Nowego Świata, domyślał się jego istnienia, marzył ledwo o nim jakoby o jakiemś Zaświecie, zakładając koniec świata (tu już w znaczeniu miejscowem, ultima Thule, — finis terrae, nie zaś w czasowem : consummatio saeculorum) bliżej lub dalej, wedle każdoczesnego stanu wiadomości geograficznych. Aż oto zjawił się ów mąż liguryjski, najsławniejszy między odkrywcami ziemskich przestrzeni, który empirycznie dowiódł, czego się już od lat wielu całym genjuszem a priori domyślał, że świat nasz w kierunku swojej powierzchni, jako kula, nie może mieć końca, że ultima Thule istnem urojeniem, że ona nigdzie albo wszędzie,1 że ów pomyślany i domyślany Zaświat jest dalszym ciągiem znanego nam świata, — że choć tak odległy i nawet przeciwległy, (antypod.) jest przecież staremu przyległy i z nim współrodny acz różnorodny, dostępny acz przeciwnożny, że wcale nie organicza ani wyłącza dotychczasowego naszego świata, ale tenże owszem dopełnia i spełnia, słowem, że wspólnie z nim organiczną całość świata ziemskiego stanowi. — Domyślał się już tego wielki Kolumb lotem bystrego genjuszu, zanim się nawet na doświadczenie puścił, a przedsięwzięte doświadczenie domysł nietylko potwierdziło, spełniło, ale nawet przepełniło i wszelkie oczekiwanie prześcignęło. Nie zamierzał bowiem nic więcej jedno znanemu światu zajść ztyłu, aż tu żeglując naopak ku kolebce starego świata, nowy napotkał po drodze i tym nowym uzupełnił starego. Aliści ledwo doszliśmy do owej pełni pojęcia naszego świata, zjawiło się znienacka nowe odkrycie, dowodzące, że nie na tem koniec w postępowych odkryciach przestrzeni, że owa dopiero co odkryta organiczna całość tutejszego świata, 1 Nigdzie, w kierunku siecznej, — wszędzie, w kierunku stycznej do promienia kuli ziemskiej. — 291 stanowi znowu pojedynczą dopiero cząstkę wyższego jeszcze Organizmu światów, — jest ona znowu tylko „Częścią Świata", w stosunku do stokroć pełniejszego Świata, — i że jeżeli umysł ludzki pozwalał sobie figurycznie nazywać już światami właściwe Części Świata, biorąc pars pro toto, tedy stokroć właściwiej i ściślej może wziąść odwrotnie owo totum, pro parte superioris ordinis.1 Jakoż nieomal równocześnie z odkrywcą dziedzin ziemskich, zjawił się ów wielki mąż polski, najsławniejszy znowu między odkrywcami dziedzin niebieskich, który wiekopomną, a zaprawdę niebotyczną pracą położywszy tamę astronomicznym i kosmicznym baśniom,2 dowiódł, iż nietylko znany dawno świat, ale nawet cała nasza ziemia ze świeżo odkrytem dopełnieniem, jeszcze nie jest jedynym ani całym światem, za co ją starożytność cała poczytywała, — mniemając zbyt dumnie, iż same niebiosa do niej należą i wszystkie gwiazdy jej służą i wszelkie sfery niebieskie jej tylko k'woli się obracają, — co słusznie pod wyrażeniem absurdum áχńüáěá potępił, — ale 1 Odkrycie teleskopu stało się dla przestrzeni niebieskich tem, czem odkrycie igły magnesowej dla przestrzeni ziemskich; jak świat stary i nowy stanowią razem jeden i tenże sam świat ziemski, tak znowu wszystkie światy, wespół z naszym ziemskim po przestrzeniach niebios pływające, stanowią jeden i tenże sam świat niebieski. (Z manualika.) Za wspólną i wzajemną pomocą trzech potężnych narzędzi : Teleskopu, Mikroskopu i Dagereotypu dojdziemy niebawem do odkrycia tego, co się dzieje na planetach. Aparat dagereotypiczny umieścić w teleskopie, — obraz zdagereotypo-wany poddać pod mikroskop, — zdagereotypować na nowo zwiększony przez mikroskop obraz, i tak dalej pomnażać coraz bardziej powiększające się obrazy i występujące szczegóły. — Kto wie, czy na tej drodze i tym procederem nie dojdziem bądź do potwierdzenia, bądź do sprostowania marzeń kosmologicznych Kirchera, — Keplera (somnium astronomicum) — Huygensa (kosmo-theoros) — Kanta allg. Naturgesch. des Himmels etc. 2 (Z mamualika). Anaksimenesa wyobrażenie o kryształowej sferze (firmament), do której przytwierdzone są gwiazdy stałe Üπëáíç Üóôńá — jakoby oprawne wedle Arystotelesa de Caelo (ένδεμένα) albo wzrosłe wedle Ptolemeusza (προσπĺöőęüôĺň). — Lactantius de opificio Dei, c. 17). „An, s1 mihi quispiam dixerit aeneum esse coelum, aut vitreum, aut, ut Empedocles ait aërem glaciatum, statimne assentiar, quia coelum ex qua materia sit, ignorem?". 19* 292 że też nawzajem nie jest jakimś odpadkiem Wszechświata, jakimś niebios oderwańcem, osamotnionym padołem płaczu, nic wspólnego z Niebiosami niemającym, — co znowu średnie wieki zbyt pokornie sobie wystawiały, — lecz że owszem bierze prawdziwy a właściwy sobie udział w systemie Wszechświata, że należy do Niebios i odbywa właściwe sobie obroty do harmonji powszechnej potrzebne, słowem, że sama ziemia stanowi ogniwo, pojedynczy egzemplarz ciał niebieskich, z in-nemi spółrodne acz różnorodne, oraz współczłonek wielkiego niebios organizmu, z którym w wiekuistej żyje komunji. A tak Uwolniwszy Niebo od służebnictwa ziemi, na które świadomość starożytna toż niebo skazała, i nawzajem uwolniwszy ziemię od klątwy i wygnania z niebios, na które znowu średniowieczna świadomość tęż ziemię skazała, a natomiast wprowadziwszy naukowo Ziemię do Nieba, stał się wielki Kopernik przesłańcem ostatecznej dobrej nowiny, sprowadzenia stanu Królestwa niebieskiego na ziemię, które się stanie taką rewolucją (w dobrem znaczeniu tego wyrazu) stosunków społecznych na ziemi, jaką on sam sprawił w pojęciach naszych o niebie, nieśmiertelnem dziełem swoim o rewolucjach niebieskich.1 Nie jestżeż także ziemia świecącą gwiazdeczką pomiędzy wszystkiemi światami? ona więc także jest ciałem niebieskiem. Przypuściwszy nawet, że odpadłem od słońca przed wiekami wieków ciałem, to przecież wcale nie przepadłem, nie gnanem na oślep po otchłani próżności, póki gdzieś nie zapadnie w zagadkową przepaść przepaści, nie przepadłem ani zatraconem, lecz owszem uczestnikiem ściśle przypadającym do wielkiego niebios systemu, spółkującym organem wielkiego niebios organizmu, którego sam nasz system słoneczny jest dopiero drobnym szczególikiem (egzemplarzem). Ziemia więc także jest ciałem niebieskiem, — nie wygnana wcale z niebios, nie osierocona w Wszechświecie, ale owszem ze wszystkiemi siostrzycami swemi współrodna i współżyjąca, znosząca się z niemi i odnosząca się do r.ich, względnie od nich zależna, jako też własny wpływ na nie rozciągająca, — wiernem i uprawnionem ogniwem, jakoby 1        At nunc per maria, ac stellas, sublimaque coeli Multa modis multis varia ratione moveri Cernimus ante oculos.    (Lucret. Lib. 1). 293 feodalnej niebios Hierarchji, kędy satelity hołdują planetom, a planety słońcom, a raczej pełną praw i obowiązków uczestniczką wielkiej światów Rzeczypospolitej, kędy każdy świat ma swoją właściwą funkcję, każdy po swojemu przyciąga, oświeca lub ogrzewa inne, a własne rozwijając życie, przyczynia się do życia współświatów i do cudotwórczej potęgi Wszechświata.1 Wszak przyciągana, sama też przyciąga, — kierowana, sama też kieruje, — oświecona, sama też przyświeca, — opanowana, sama też panuje. — I kroczy w pełni niebieskiego majestatu po absolutnej Wszechniebios przestrzeni, a przecinając co chwila rówienniczek swoich koleje, lub zajmując opuszczone dopiero przez poprzedniczki swoje koczowiska, napotyka coraz odmienne Niebios dziedziny, i wstępuje tak względem swych bliskich, jako też dalszych powinowatych stosunkowo w coraz odmienne stanowiska. A przy całej owej rozliczności stosunków i stanowisk objawia się wiekuista rytmiczność, strój przedziwny, nieza-chwialny porządek, rząd i ład arcydzielny, który jest modłą owego wielebnego ładu i rządu, mającego ogarnąć ziemskie stosunki, gdy przyjdzie na ziemię niebieskie Królestwo, — słowem wola Boża tak względem ziemi naszej, jako też i reszty niebios. Perturbacyj lub aberacyj zaiste objawia się w tem za-wikłaniu mnóstwo, — bo jakże mogłoby być inaczej przy tak rozlicznych i różnorodnych, a zawsze wzajemnych i solidarnych wpływach, kędy nic obojętnie dla siebie nie żyje, lecz wszystko na wszystko wpływa i działa; — lecz przypatrzywszy im się dokładnie i uchwyciwszy ich immanentne prawo, rzekłbyś, iż były to raczej aberacje i perturbacje dla samych astronomów, 1 „Inna jest chwała słońca, a inna chwała księżyca, i inna chwała gwiazd, albowiem gwiazda od gwiazdy różna jest w jasności". I Cor. XV. 41. Zjawisko zórz w okolicach biegunowych prawie bezustanne, i w dalszych strefach częstokroć widzialne, szczególna fosforescencja Wenery, i tym podobne zjawiska u Jowisza i komet, oraz polaryskopiczne doświadczenia, które rozróżniają światło odbite od bezpośredniego, naprowadzają na wniosek, że nietylko właściwe gwiazdy i słońca same przez się świecą, ale że i planety, komety i księżyce, oprócz pożyczanego od słońca światła, którem wzajemnie się sobie samym i nam zwiastują, posiadają jeszcze i wydają własne, rodzime sobie, mniej lub więcej natężone i do jakości różnobarwne światła. — 294 trudy i mozoły w ich rozrachowania wprowadzające, póki ani powodu, ani formuły na nie wynaleźć nie mogą, ale wiekuistego ładu Wszechświata nigdy, przenigdy nie turbujące, owszem takowy ład tem dzielniej potwierdzające. A jeżeli zdarza się w szeregu wieków wieków dla pojedynczego świata przedmiotowa1 jaka perturbacja, to i takowa jest w związku z całym pankosmicznym porządkiem, to i takowa w teologji Wszechświata ma swój cel i powód, (jest ugruntowana), to i takowa służy na chwałę absolutnemu Duchowi.2 Nie światy się o takowe nieodgadnione perturbacje kłopocą, ale badacze, co praw wiekuistych owych światów dochodzą i którzy w głowę zachodzą, póki im się nowy ład nie objawi. Stąd też w miarę postępu w pojęciu owych praw, tem bardziej perturbacje wszelkie, z przypadkowych, a na pozór niedociekalnych zjawisk, w rozumne następstwa * się, przeobrażają, tem bardziej budowę niebios w oczach naszych wznoszą, oraz w niedomyślane dotąd przepychy ozdabiają. Bo wszystko się w niebiesiech dzieje przez rozumne, przez ładne i składne rozwoje, przez świetne i święte ewolucje, lecz, jeżeli Bóg dopuszcza kiedy jaką kosmiczną rewolucję, jeżeli daje się rozbić na asteroidy krnąbrnemu jakiemu astrowi, lub też drogą kataklizmu we wyższy organizm wstąpić przeszkadza światu,3 snać owo ciało niebieskie 1 Jeśli n. p. planetowy jaki pierścień od ogniska odpada, lub sam jaki planeta w kilkoro się rozpada. — 2 Ty Pani sam — Ty sam, Tyś uczynił niebo, — nieba Niebios — wszystko wojsko ich — ziemię i wszystko co jest na niej, Ty żywisz to wszystko, — a wojska niebieskie Tobie się kłaniają. II. Esdrae IX, 6. 3 Aczkolwiek umiejętność jeszcze nie rozwiązała ostatecznie pytani?), które już Hiparcha, Plinjusza etc. zajmowało, azali jakie gwiazdy rodzą się za dni naszych lub umierają, (an obirent nascerenturve stellae Plin. II. 21.) to przecież zjawianie się gwiazd zupełnie nowych, znikania dawno znanych, doprowadziło niektórych badaczy niebios do prawdopodobnej afirmacyjnej odpowiedzi. Już Snellius, u samego wstępu.XVII wieku, (1618) poczytywał komety za rodzące się z łona słońca ciała, domyślając się, iż pochodzą z owych gromadzących się niekiedy, lub ubywających plam słonecznych, których czasowe zjawiania się i znikania, innego dotąd nie doznały wytłumaczenia. — Już w poprzedzającej księdze poznaliśmy owe korowody światów, które jakoby „odbijanego", z sobą tańcują, przyjmując i nawzajem sobie rozliczne stany i stanowiska. — 295 na to zasłużyło, a przeobrażeniem swojem do większej tylko chwały ogółu posłuży.1 Otóż jak w pierwszej księdze doszliśmy do wypadku, iż tak się ma pod formą posobowości, w łonie Wieczności, życie teraźniejsze do życia przyszłego, jak się ma n. p. epoka do epoki, rok do roku, dzisiaj do jutra, albo jak się ma nieskończenie drobna chwilka, która, nim jeszcze się wymówi, już upłynie i w nadchodzącą spływa, do tej ostatniej, która ją ruguje, aby niezwłocznie podobnemuż wyrugowaniu ulec, — tak i tu dochodzimy do ściśle odpowiedniego twierdzenia, iż tak się ma pod formą przyległości, w łonie Wszechświata, świat tutejszy, czyli nasz świat, do tamtejszego, czyli do zaświata, jak się ma pewna ograniczona dziedzina do innej, podobnież ograniczonej dziedziny, jak się ma jeden powiat do ościennego, albo też n. p. nasz kraj do zagranicy, lub też nieskończenie drobny punkt w przestrzeni, do punktu nieskończenie mu stycznego, a więc matematycznie z nim spływającego; — że więc Świat i zaświat są to pewne Miejscowości, wspólnie się ograniczające i wzajemnie się zastępujące, równie jak żywot obecny i żywot przyszły są to pewne Doczesności, wzajemnie się wyłączające i po sobie następujące. Cośmy tam przeprowadzili czasowo, oglądając się, o ile możności jak najpopularniej, na metodę fluksji Newtona, tośmy się starali tu przeprowadzić miejscowo, z równą usilnością o przystępność i wyobrażalność, na modłę geometrycznie pojętego rachunku różniczkowego Leibnitza. Lecz, jako prawdziwą Wieczność otrzymaliśmy dopiero integrując wszelkie możebne Doczesności, i wznosząc się do pojęcia ich Wszechzjednoczenia, (które wszelkie granice może mieć wewnątrz siebie, nie zaś poza sobą), a nie wyłączając od niej wszelkie czasy i redukując ją do jakiegoś urojonego Nie-czasu, tak i tu dochodzimy dopiero do prawdziwej Wszech-obecności, nie ujemnie, ale owszem dodatnie, nie dyferen-cjalnie, ale integralnie, — uznając, iż bynajmniej nie jest wolną od wszelkiego miejsca, przez co jej właśnie dotąd ubliżano, miasto uwielbiać, ale że owszem obejmuje wszelką możebną miejscowość, równie jak Wieczność wszelką możebną Docze 1 Tota huius mundi Concordia ex discordibus constat. Linneusz Systema naturae. 296 sność, w swoim łonie piastuje. — A Wszechobecność ową i Wszechprzestrzeń, aby ją stanowczo odróżnić od czysto idealnej, nazywamy religijnem wyrażeniem : Niebiosami.1 I dlatego też, jakeśmy we Wstępie uznali trafność i głębokość Chrystusowego wyrażenia, który, obdarzając człowieka świadomością wiecznego żywota, wyrzekł, „iż kto wierzy w Niego, ten już ma żywot wieczny"2 — tak znowu dziś, doszedłszy naukowo do świadomości Wszechświata i pojmując, że Niebo wszystkie światy w sobie ogarnia i właśnie z tychże światów się składa, jak Wieczność z wszech doczesności, — możemy znowu wyrzec, iż ktokolwiek to pojmuje i przyjmuje, oczywiście już jest w Niebie; — albowiem Niebo jest wszechspełnią Miejsca, równie jak Wieczność jest wszechspełnią Czasu. — A to także nie mówimy z siebie, ale ze świadectwa i na świadectwo Chrystusowe, który rzekł: „A nikt nie wstąpił do Nieba, tylko „ten, który zstąpił z Nieba, Syn człowieczy, który jest w Nie-„bie."3 — A więc być w Niebie niczem innem nie jest, jak wszechmiejscowem przetłumaczeniem wszechczasowego wyrażenia: mieć żywot wieczny. A z drugiej strony niechaj nikt nie sądzi, jakobyśmy ubliżali Ojcu naszemu, „który jest w Niebiesiech," twierdząc, że i my jesteśmy w Niebiesiech, bo w takim razie musiałby przypuścić, że Chrystus ubliżał Najwyższemu Wiekuistemu, gdy twierdził, że każdy z nas ma już żywot wieczny. * Bo jak w żywocie wiecznym są stopnie i skale, rzędy i potęgi, tak też i w niebio 1        (Z manualika). Kepler, ów Prorok i Apostoł Umiejętności, rzekł: „Hoc enim coelum est in quo vivimus et movemur et sumus, nos et omnia mundana corpora". A Sty Paweł rzekł niemal toż samo mówiąc: „In Deo vivimus et movemur et sumus". Macrobius (in Cic. somnium Scipionis I c. 20) mówi: Ita enim non solum terram sed ipsum quoque coelum, quod vere mundus vocatur... itd. Niebiosa, ów sad Boży, w którym mirjady światów powstają, rosną, rozwijają się, owocują i giną, ów Sad przez Boga zasadzony, w którym przechadza się Bóg jak w Adamowym Raju. W tym to Raju roją się światy, a ziemia nasza' jest jedną pszczółką jednego roju, przebiegającego niezmierne niebios przestrzenie, (ουρανού χόρτος) śród tych wszystkich rojów rojowiska. — Polit. Arystot. VII. 4 i Metafiz. XII. 7. oraz de Mundo (który to traktat niektórzy Chryzypowi przypisują) cap. VI. 2        Joan. V. 24. Patrz Wstęp, Dział IV, Rozdz. 5, str. 188. 3        Joan. III, 13. 297 sach są stępy i staje i skale;1 .. . jak każdy z nas, choć nieśmiertelny, choć podobien Ojcu naszemu, nie równa się przecież samemu Bogu, jedno owszem tak się ma do Niego, jak w Analizie nieskończoności ma się nieskończoność niższego, do nieskończoności nieskończenie wyższego rządu, — (które to nieskończoności, jako niejednorzędne, nie są też współmierne i jedna przed drugą znika,2 i dlatego w rachubie Ma 1 (Z manualika). Stanu królestwa Niebieskiego nie wypada sobie wystawiać jednostajnym, ani wiekuiście jednakowym. — Wszakże Paweł św. wspomina o trzecim Niebie, (II. Cor. XII. 2) a więc dowodzi postępu w stanowiskach niebieskich; to przechodzenie więc z Nieba do Nieba, czyli jak gdzieindziej mówi Apostoł narodów „z chwały w chwałę", stanowić właśnie będzie dzieje królestwa Bożego. — Są różnorodne światy, stosownie do wyższego lub niższego rzędu systematów, do których należą: Światy gwiazdowe (słoneczne) planetarne, satelitowe itd. — Słusznie też nazwał Simon Marius, współodkrywca satelitów Jowiszowych, dzieło swoje: Mundus Jovialis. 1614. .Satelity (księżyce) są to już zmarłe światy (wczorajsze), nietylko ich proces palny wygasł, ale i postradały atmosferę. Planety są światy w pełnem życiu, i toż życie organicznie rozwijają. — (dzisiejsze). Gwiazdy (słońca) są światy rodzące się i przez proces ognia przecho dzące. —   (jutrzejsze). Komety, są światy w stanie przechodnim, jakoby zwierzo-krzewy bądź wstępne, bądź zstępne, a ich ogon jest śladem odbywającego się na nich procesu neptuniczno-atmosferycznego. Nebulosae (o ile wydoskonalone narzędzia nie objawią nam, że są rojo wiskiem światów gwiaździstych), są materją kosmiczną w stanie pierwotnego, nierozdzierzgniętego chaosu. — (światy pozajutrzejsze). Arago w Annuaire pour 1834, p. 295—301. domyśla się już, że gwiazdy zielone i niebieskie są to słońca, które jako słońca już gasną i starzeją się. — Otóż właściwe życie światów, które obecnie jest siedliskiem planet, przenieść się może do nich, jak z księżyców na planety przeszło. — Kto wie, czy aeroiity, odwiedzające nasze planety z dziedzin niebieskich, nie są szczątkami jakich światów onegdajszych. — - Jako funkcja sui generis w porównaniu do funkcji pierwotnej, Lacroix traité élem. du calcul différentiel p. 704, 5 ed. — Wyrażenie oczywiście pożyczone, i do Matematyki wniesione od Spinozy, który już w Etyce I, def. 6, prop. 9. odróżnia Nieskończoność absolutną od względnej, nazywając tę ostatnią infinitum sui generis, której nieskończenie wiele atrybutów nie dostawa, a pod pewnym tylko względem nieskończoność przystoi. — Dlatego to Psalmista, choć nieświadomy rachunku różniczkowego, z matematyczną ścisłością wyrzekł : Substantia mea tamquam nihilum ante te. Ps. XXXVIII, 6. 298 tematyków opuszczane być mogą bez nadwerężenia ścisłości wypadków,) — tak i ziemia nasza, choć w niebowzięta, choć udział biorąca w Niebios harmonji, nie stanowi przecież wszech-świetnego Wszechświata, ani wyczerpuje błogości niebiańskich. Mogłoby się niebo bez niej obejść równie jak wszelka integralna wartość może się obejść bez pojedynczej swojej różniczki, jak rodzaj bez pewnego egzemplarza, — a przecież nieskończoność owych różniczek stanowi samą spełń integralnej, i bez nieskończonych różniczek nie byłoby nieskończonej; całkowej. KONIEC PRZYPISKÓW TOMU II. Pierwsza prośba. ŚWIĘĆ SIĘ IMIĘ TWOJE. Przedmowa wydawcy do wydania z roku 1903. „Czasy jeszcze nie nadeszły. Nie chciałem, aby, co miała „być kamieniem budowy, stało się kamieniem obrazy, dlatego „Ojcze nasz nie wydany dotąd. — Ale czasy te może teraz „się zbliżają. Od Syllabus do Rerum Novarum nie mało „ubiegliśmy dragi. Wydaj Wezwanie; — Próśb nie czytaj, „aż tamtego nie wydasz. Sam wtedy osądzisz czy wydawać już „można". Słowa te, na dwa dni przed śmiercią Autora wyrzeczone, za głęboko zaryły się w mojej pamięci, abym na chwilę się wahał w dosłownem ich powtórzeniu dzisiaj, gdy na własną odpowiedzialność książkę wydaję. Daleki zarówno od lekceważenia względu na czas wydania, jak od roszczenia sobie prawa do wyrokowania, czy obecnie czas ten już nadszedł, — nie zwlekam z wydaniem w przekonaniu, że jedna tylko zła wiara ma prawo stronić od jawności, oraz z głębokiego przeświadczenia o prawdzie owych słów Ś-go Pawła, które Autor na końcu IV. Działu przytacza, a które chciałbym móc jako motto książki niniejszej położyć: „Bo nie możemy nic naprzeciwko Prawdzie, ale za Prawdą". (II. Cor. XIII. 8). Rozumowanie powyższe, jeżeli nie uprawnia jeszcze do wydania książki, nie wiem czy, — o ile szczere, — nie starczy już na to, aby obowiązek wydania jasno wyrazić. Innych względów z umysłu nie dotykam. — Wszakże wiemy z Wezwania, że: „Prawda nie tkwi nigdy, ani w ostateczności żadnej, jak „mniemają zapaleńcy, ani też w ich ścisłym matematycznym „środku, opodal zarówna od wszelkiej ostateczności (juste milieu), „jak mniemają znowu półśrodkowi krótkowidze, — lecz dopiero „w ich wspólnem, a nad niemi górującem ognisku, które jest ich 302 „pełnią i wyżnią, a więc ich celem, nie środkiem". (T. II. dział III. rozdz. IX. str. 169). Jeżeli tem jest Prawda, poznanie jej będzie obowiązkowym Postępem. Któż tedy umiarkuje ów Postęp, któż upatrzy chwilę, gdzie „kamień obrazy na kamień budowy zamienić się ma", — któż?.... jeżeli nie Kościół. — Nieomylność jemu dana w tej mierze; co on rozwiąże, rozwiązanem będzie. W Modlitwie wstępnej niniejszego tomu, w tym rachunku sumienia, który Autor z własną myślą przed Bogiem i ludźmi odbywa, powiedziano: „Zgodne świadectwa Uczucia i Wiedzy jeszcze siła wypad-„ków niebawnie stwierdzi. O Panie przybliż ten trzeci kamień „probierczy"! Kto poznał myśl Autora, kto przyjął i zżył się z dążnością na wskroś pozytywną Jego ducha, która nie rozwiązywać Zakonu, ale owszem dopełniać go pragnie, — temu nie wyda się zbyt śmiałem twierdzenie, że owa „siła wypadków", ów „trzeci kamień probierczy" nic innego znaczyć nie mogą, jak to, co pod uznaniem przez Kościół sami rozumiemy. — PIERWSZA PROŚBA. Święć się Imię Twoje. Modlitwa wstępna. Boże Ludzkości! Boże Ojców Naszych! Boże przyszłości Naszej! Stwórco — Słowie — Absolutny — Przenajświętszy Duchu! Twojej to chwale, Twojemu uznaniu, Twoich postanowień spełnianiu poświęciłem myśli moje. Oto czas nadszedł, iż niedojrzanym dotąd olaskiem imię Twoje zajaśnieje, — iż prawdziwe Panowanie Twoje w Ludzkości nastąpi, — iż Wolę Twoją absolutnie i harmonijnie wypełnianą ujrzysz, iż nowe dary na nieszczęśliwą dotąd ziemię zlejesz, — iż wywyższom będziesz w czci ludów, i spôjniejszym się węzłem z niemi i ich samych z Sobą połączysz, — iż nareszcie, uwolniwszy świat od panującego v: nim rozerwania — zetrzesz ostatnie szczątki ciążącej nad ludzkością winy i ostatnie skutki upadku zagładzisz. Tej reintegracji, — tego postępu, — tego pojednania ze wszystkich sił wzywamy. Boże sprawiedliwy i miłosierny zważ cierpienia nasze! Zapal serce, — oświeć umysł, — zahartuj ducha ludzkości, bo chociaż sama dąży już do wielkiego celu, jednak bez Twego przyczynienia się, osięgnąć go nie zdoła. Boże Duchu Święty, który wymierzasz czasy i ważysz czyny ludzkie, dozwoliłeś mi pojąć, iż wielka godzina nadchodzi, — iż nowy otwiera się zawód. Że gotuje się ludzkość do nowego a wielkiego dzieła Obja-jawienia — i woła o nowe Zbawienie. — 304 A jeżeliś mię wybrał Boże na Zwiastuna świętych) postanowień Twoicp, kieruj opatrznie słowy mojemi, aby właściwe w duszy ludzkości uderzyły struny. „Przetoż jeślim znalazł łaskę przed Tobą, ześlij na mnie „Ducpa Świętego, abym napisał wszystko, co się działo na świećcie od początku, — co było napisane w Zakonie Twoim, aby „ludzie drogę znaleść mogli, — a którzy by chcieli żyć „ostatnich czasów, aby żyli".1 Bo choć ja żywo widzę jutrzenkę Twego Słońca, jednak gruba mgła jeszcze zakrywa ją przed oczyma moich współbraci. A lękliwe lub scporowane oczy jeszcze ją bardziej przyćmić i zakryć pragną. Lecz słodki blask mądrości Twojej ułagodzi ich drażliwość, a promienie Twoje przedrą wszelką zasłonę. 1 nie dozwól, aby błąd lub zła wola wykrzywiały myśli, któremiś mnie natchnął, — śmiem bowiem głośno wyznać o Panie, że je wprost od Ciebie mam. Bo nim jeszcze pod ścisłe rozumowanie poddać je zdołałem, już mi stały one żywo w przeczuciu mojem, z natcpnienia Twojego. O        ścisłości rozumowań ludzi sądzić będą, — ale czystości uczuć i zamiarów Ty jeden jesteś świadkiem. Dlatego ja wiem, że je od Ciebie mam, bo jakżeżby mogło wypłynąć dzieło szatańskie z anielskiej miłości? Ty nie mogłeś dopuścić zdradniczego natchnienia. — Bo się nie naigrawasz nigdy z tego co jest najświętszem. Niedozwoliłbyś piekłu tak jadowitej wyzionąć ironji, i tak szatańskiem wstrząść się pośmiewiskiem. Ani rozumem nie obdarzyłeś nas dlatego, aby nas prosto w przepaść wtrącał. Lecz gdyby to miało być dziełem zatracenia, — wstrzymaj raczej usta i pióro moje i niech padnę ofiarą zuchwalstwa mojego. Poświęć mnie samego sprawiedliwemu gniewowi Twojemu, lecz nie dozwól, abym miał spólników upadku. 1        IV. Esdr. XIV. 22. 305 Poświęć mnie na wieczną ekspiację zuchwałości myśli, któ-raby zamierzyła zwichnąć potok objawienia Twojego i targnąć się na zamiary Twoje. Jeśli to tchnienie nie jest Ducha Twojego wyziewem, — jeśli ten ogień nie jest słońca Twej prawdy iskierką, o Panie oszczędź tej nowej próby ludzkości. Niechaj nie podniosę zwodniczego głosu, niech nie doczekam chwili wydania na jaw tego, co się jeszcze w głębi myśli żarzy, — niechaj nie będę przyczyną zgorszenia. — Niech ja sam jeden poniosę wieczną karę świętokradztwa! *        * Lecz raczej daruj o Boże temu zaklęciu. — Ty wiesz, że ono nie do Ciebie, lecz do ludzi się odzywa, bo do Ciebie byłoby tylko bluźnierstwem, dla ludzi zaś jest mojej duszy zapisem. Bo Ty wiesz, że ja wiem, że piszę pod natchnieniem Twojem, ale tego ludzie wiedzieć nie mogą. Więc muszę im zapisać rękojmię na Duszy mojej! Bo Ty wiesz, że ja wiem, iż wątpić o tem byłoby dla mnie grzechem, bo gdybym o tem wątpił, w cóżbym wierzyć zdołał? Bo czuję w sobie źródło Wiary, Nadziei, Miłości. A źródła te w Tobie mają swój pierwszy i wspólny początek. Dlatego nie sobie przypisuję odkrycie prawd Twoich ale darom Twoim. Jam je tylko z Nieba wiary na ziemię świadomości przeniósł. - Jam je tylko uziemnił. To com w ducha mego dzieciństwie miganiem proroczego światełka przewidział, to później w księgach podwójnego Objawienia Twego jaśniej zrozumiałem. A w pracach mędrców dawnych i tegoczesnych, i we włas-nycp badaniach znalazłem świadome tegoż potwierdzenie i utwierdzenie. Niech teraz sądzą ludzie, boś Ty już osądził. Pojednania, — postępu, — Żywota w społeczności Ducha ze wszystkich sił wzywamy. O Boże sprawiedliwy i miłosierny zważ cierpienia nasze! Zgodne świadectwa Uczucia i Wiedzy jeszcze siła Wypadków niebawnie stwierdzi. O Panie przybliż ten trzeci kamień probierczy ! 20 306 Tyle świadectw i tyle rękojmi, — tak mocny głos wewnętrzny i tak silny dzisiejszej nędzy ludzkości spółczucie— oto były bodźce moje! Egzaltacja Twoja, egzaltacja Ludzkości, egzaltacja całej Natury   oto są Cele moje. Zapalenie serca, oświecenie Wiedzy,. — zahartowanie Woli, kierowanie działaniem ludzkości— oto będą środki moje. Bodźce święte.... cele święte.... środki także święte. Pobłogosław im Boże. DZIAŁ PIERWSZY. Cel i znaczenie I. Prośby. I. Co znaczy I. Prośba? Najwyższy, Wiekuisty, Wszechmogący, słowem Sam-Bóg jest przedmiotem tej naczelnej prośby. — Następne prośby o dalszych przedmiotach, — pierwsza zaś o najpierwszym t. j. o samym Bogu do Boga się odzywa. Szereg prośb naszych nie mógł się doskonalej, ani też zgoła inaczej rozpoczynać. — Wszakże naprzód i przedewszy-stkiem chodzi nam o samego Boga. A to nietylko przez wzgląd na samego Boga, ale też przez wzgląd na nas samych, prośba ta musiała być najpierwszą, — bo jest najpilniejszą i najwyższą. — Nic bez Boga, — wszystko z Bogiem, dla Boga i przez Boga. — Bo Bóg jest nietylko początkiem i końcem, — zarodem i celem wszystkiego, — ale jest nawet powszechnym Środkiem i Łącznikiem Wszechświata, czyli jest rzeczywiście i wiecznie tem, czem Go Paweł Sty proroczo mianował: Wszystkiem we Wszystkiem. — Przez to też i Religja, ów absolutny a wzajemny Związek wszechduchów, jest nietylko stosunkiem naszym do Boga, ale też stosunkiem naszym pomiędzy nami i do nas samych ; Religja nas samych łączy i kojarzy z sobą* (religat), — ona wzmacnia nas i uświęca. Bo też w każdem przedsięwzięciu, ilekroć nam o Boga nie idzie, ilekroć bez Boga obejść się myślimy, tylekroć myślimy próżnię, a czynimy marność, tylekroć siejemy wiatr, a zbieramy burzę. Wszelaki ruch, wszelaki postęp bezbożnie rozpoczęty, prędzej czy później sam w sobie niechybnie się rozpadnie i skarci. Bywa takowy częstokroć przez Boga dopuszczony, (a to na skarcenie poprzedniej lub innorodnej bezbożności), ale niebawem dla własnej bezbożności będzie przez 20* 308 Boga opuszczony. Bo Bóg jest Alfą i Omegą, początkiem i koń-cem Wszystkiego. Nie dla siebie On wymaga pobożności naszej, jakoby Pan zazdrosny, ofiar i pokłonów chciwy, ale dla nas samych, bo w Nim jesteśmy, ruszamy się i żyjemy, jak mówi Apostoł Śty — zatem opuszczenie Boga jest opuszczeniem naszej własnej natury, naszego znaczenia i przeznaczenia, wystąpieniem z własnego żywiołu, z właściwej sobie atmosfery, jakoby wyskok n. p. ryby z wody w powietrze, lub wskok ptaszyny z powietrza do wody. — Dozwala nam zaiste Bóg do czasu obchodzić Go, a więc obchodzić się bez Niego, ilekroć nam bałamutna chętka do tego przyjdzie, pozwala nam się gubić, szukając jedynie siebie, i wówczas jeszcze miłości pełnem, bo Ojcowskiem okiem czuwa nad zabłąkanym duchem, ale z pozwolenia tego nigdy takie nie wyjdzie wyzwolenie, jakiego Bóg pragnie, jedno tylko własna zatrata i krzywda samoluba. Zatargi i boleści obecnego czasu pochodzą też głównie z rozchwiania się religijnych stosunków, — z rozprzężenia się owego absolutnego Związku świata. — A wszakżeż niedoj-dziemy do żywotnego spokoju bez odżywienia owych, — nie-dojdziemy do oczekiwanej spólności bez odnowienia tegoż. Atoli skoro się co rozchwiało, to juści chwiać się musiało; — skoro się co rozpadło, to musiało być już spróchniałą macicą wiecznie żywego jądra. — Udajmyż się więc, ufności pełni, do pierwszego artykułu Chrystusowego Testamentu, by się dowiedzieć, co na przewidziany przypadek obumierania religji i rozchwiania się duchowego związku Zbawiciel Świata rozporządził. — Na pierwszy rzut oka odkrywa nam się nieprzełamana dotąd trudność w samem wyrażeniu, w samej składni tego artykułu. Cóż istotnie znaczy nasza pierwsza prośba? — Azaliż tyczy się ona rzeczywiście i bezpośrednio samego Boga, — czyli też owszem pośrednio o nas tylko idzie t. j. o naszą świadomość imienia Bożego? Albo inaczej, gdy mówimy : „Święć się imię Twoje" czyż przypuszczamy jakoby samo imię Boga jeszcze nie było dość święte, czyli też tylko pragniemy, abyśmy go sami lepiej czcili i powszechniej święcili? — W pierwszem przypuszczeniu, jeżeli idzie o samego tylko Boga, — godziż się znowu przypuszczać, iż Bogu na czemś jeszcze braknie i że ufamy sobie prośbą naszą przyczynić się 309 czemkolwiek Bogu, — dopełnić w czemkolwiek pełni Istoty Bożej? Idzie-li przeciwnie, tylko o nas samych, — tylko świadomość naszą, — pocóż to dziwaczne napozór wyrażenie, — pocóż tak naciągnięta forma do oddania myśli nader prostej? — Czemuż nie odzywać się życzeniem, ściągającem się do nas, nie zaś tak oczywiście zwracającem się do samego Boga? O        takie to dilemma rozbijały się dotąd zwykłe rozwagi nad tą prośbą. — Zarozumiałość z jednej strony — niezrozumiałość z drugiej! — Tamto nieprzypuszczalne, — a to znów nieskładne, opaczne, niezręczne. — Przy dotychczasowych rozbiorach Modlitwy Pańskiej póki cel jej absolutny t. j. jej odnośność do trzeciego szczebla Postanowień Bożych, póki jej historyczne znaczenie, jawnemi jeszcze nie były, — wytłumaczenie tej pierwszej prośby, nie mało tłumaczów mordować musiało. — Czuli już doskonale Ojcowie Kościoła, całą jej niestosowność, a raczej nieskła-dność jej wyrażenia do zwykłego chrześcijańskiego wyobrażenia, — czuli dziwaczność jej formy i wyznawali mniemane niepodobieństwo dosłownego jej wykładu — i dlatego rozwodząc się nad nią i rozwadniając w mnóstwie różnych wybiegów, parafraz lub przenośni, usiłowali nagiąć ją do własnego stanowiska i dać jej zwrot zgodniejszy z przyjętą regula fidei. I tak n. p. już Tertuljan,1 — Sty Cyprjan,2 — Śty Chry 1        Tertuljan de Orat. dom. III. „Nie idzie tu o to, jakoby wypadało czło wiekowi życzyć Bogu jakichś pomyślności, jakoby przystawało zanosić mu „życzenia jemu k'woli, jakoby snać majestat jego miał na tem szwankować, «gdybyśmy Mu tych życzeń nie wynurzali. Ale powinniśmy błogosławić (święcić) „Boga we wszelkim czasie i na wszelkiem miejscu, dla uiszczenia się z hołdu „wdzięczności za Jego dobrodziejstwa. Błogosławienie dopełnia tego obo„wiązku. Zresztą imię Boże, nie byłoż zawsze święte i uświęcone przez się, „skoro uświęca inne i skoro zastępy Aniołów kłaniają się Jemu, wołajac „Święty, Święty, Święty! Wzdychając do błogości Anielskich przystępujemy „zawczasu do wiecznego kantyku powtarzanego przez Anioły ku chwale Bożej, „przygrywając niejako własnej przyszłej nieśmiertelności. Tyle co się tyczy „Chwały Bożej. — Co się zaś tyczy nas samych mówiąc: Święć się imię „Twoje, prosimy, aby Bóg był święcony i w nas, którzy jesteśmy w Nim, ,„i w tych, których łaska Boża oczekuje jeszcze, stosując się tym sposobem , „do prawidła obowiązującego nas: modlić się za wszystkich, nawet za nieprzyjaciół naszych. I dlatego też nie mówiąc mianowicie: „Święć się imię „Twoje w nas" domagamy się, aby święciło się we wszystkich ludziach". 3 Dicimus: sanctificetur nomen tuum, — non quod optemus „Deo, ut „sanctificetur orationibus nostris, sed quod petamus ab eo, ut nomen ejus „sanctificetur in nobis. — Caeterum a quo Deus sanctificetur, qui ipse „sanctificat". (Cypr. de Orat. Dom. cap. XII). 310 zostom,1 — Sty Augustyn,2 — Śty Tomasz z Akwinu,3 a cóż dopiero coraz późniejsi, miasto brania tej prośby poprostu i tak naiwnie jak nam podaną została, musieli udawać się pokolei do różnych naciągań i wykrzywian, musieli się ratować pośredniemi refleksjami i mniej więcej podmiotowemi tłumaczeniami, aby ją do przyjętej normy sprowadzić. — Nie obwiniamy ich o to bynajmniej, ani posądzamy ich o zamiar poprawienia Zbawiciela, owszem uznajemy, iż bona fide postępowali, usiłując dopatrzeć się całej znakomitości tego ustępu zgodnie z przyjętą regula fidei. Lecz zarazem spostrzegamy niepodobieństwo o jakie rozbijać się musieli, na stanowisku niespełna jeszcze objawionego Boga. Na tem to przybliżonem dopiero stanowisku, te same słowa, które miały bożą Istotę odsłonić i uwielbić, — zdawały się owszem takowej ubliżać, bo do przyjętej regulam fidei nie przypadały. Nie dziw tedy jeżeli gorliwi nauczyciele Kościoła, woleli gwałcić raczej słowo, aniżeli przywiązane do niego wyobrażenie. My zaś trzymać się będziemy następującego prawidła w wykładzie wszelkich niewątpliwych tekstów Objawienia: Skoro tekst objawiony okaże się nam być niezgodnym z przywiązaną dotąd do niego myślą, lub niestosownym do przyjętego o· nim wyobrażenia, — tak dalece, że koniecznie albo tekst albo wyobrażenie gwałcićby lub nakręcać przyszło, aby do siebie przypadły, — zaniechamy wszelką przekazaną normam normatam, porzucimy owo mozolnie naciągnięte wyobrażenie oraz wszystkie jego sztuczne stosówki i przyprawki, — a chwytając się czystego tekstu i trzymając się naturalnego i dosłownego znaczenia i dając mu się w całej pełni rozwinąć, pewno bezpieczniej doprawdy dojdziemy, niż gdybyśmy się zapuścili na manowce domysłów. A tak rozpatrzywszy się dokładnie w Ekonomji Objawień Bożych, uznamy wkońcu, że nawet z ową napozór nieskładną 1        Taką parafrazę tej prośby podaje: Dozwól nam tak żyć, aby przez nas wszyscy Cię uwielbili. 2        „Non sic petitur, quasi non sit sanctum Dei nomen, sed ut sanctum „habeatur ab omnibus, — id est, ita innotescat Deus, ut non aestimetur „aliquid sanctius". — Ta ostatnia część zdania Ś-go Augustyna jest naj bliższą prawdy; ujrzymy też niebawem jaki Subjekt i jaki predykat za naj wyższy i najświętszy poczytać można. 3        „Cum enim petimus quod sanctificetur nomen Dei, petimus quod. „cognoscatur sanctitas Dei". (Comp. Th. II. cap. VIII). 311 Tradycją, pod światłem tejże Ekonomji uważaną, do zgodnych dochodzimy wypadków, i że Consensus Patrum, do którego Kościół słusznie się odwołuje, bynajmniej nie przeciw nam, ale za nami przemawia. Zaczem bynajmniej nie idzie, abyśmy do podobnej Egzegezy przystępowali „cum animo vacuo, instar tabulae rasae" jak to n. p. Turretin Genewski, a po nim coraz bardziej tak zwani Racjonaliści wymagali, gdyż owszem animus plenissimus, tak pod względem religijnego uczucia, jako też umysłowej wiedzy, jest niezbędny do objęcia tej przecudnej Ekonomji i sprowadzenia jej do prawdziwej Zgody, do wymaganej Panharmonji. — Czego więc podobny tekst z zupełną oczywistością nie poda, lub przynajmniej nie wskaże, tego weń wtłoczyć nie będziem usiłowali, albowiem o eferre, nie o inferre nam idzie. A tak ani wyrazów do raz przyjętego znaczenia, ani też znaczenia do wrytych wyrazów przyprawiać nie będziem się kusili, lecz owszem przez naturalny rozbiór podania, dozwolimy tkwiącej prawdzie na jaw wystąpić. — II, Co znaczy Imię Boga? Cóż więc poprostu, — bez ogródki ani przenośni, znaczy nasza prośba? W ustępie tym: „święć się imię Twoje" jest oczywiście mowa o dwojgu, naprzód o Bożem imieniu, — powtóre o tegoż imienia święceniu. — Z tego też bezpośrednio okazuje się, że znaczenie tej prośby nie może być ani tylko podmiotowe t. j. ściągające się jedynie do naszej świadomości, gdyż wyraźnie i bezpośrednio przedmiotowe życzenia wynurzamy; — ani też tylko przedmiotowe t. j. do samej istoty Boga, bez żadnego względu na nas odnoszące się, ponieważ nie o tęż samą istotę, ale o jej imię tu idzie t. j. o nią w stosunku do świadomości człowieka. — Cóż bowiem znaczy imię? Imię jest to realne i właściwe oznaczenie przedmiotu lub podmiotu dla świadomości innych podmiotów. — Gdyby nie szło o stosunek świadomy innych podmiotów do przedmiotu, nie potrzebaby wcale imienia ; boć dla siebie samego nikt (ani nic) nazywać się nie potrze 312 buje, lecz tylko dla świadomości innych, — dla objawienia się innym. Każda istota, przez wzgląd na siebie samą, nie ma i nie wymaga nazwiska, ale jedynie w stosunku do innych rzeczy lub istot; — dla siebie samej imię na nic się jej niezda, ona jest sobą, a jeżeli wie o sobie, to nietylko przez imię, ale przez spełną świadomość siebie; — ale dla stosunku do innych potrzebuje imienia. — Imię więc jest objawieniem dla innych, — jest treszczonem oznaczeniem (definicją) przedmiotu dla podmiotu.1 Znaczenie więc tej prośby w stosunku do nas musi być zarazem przedmiotowe i podmiotowe. — Podmiotowe dla nas, bo idzie o objawienie nam prawdziwego imienia Bożego; przedmiotowe dla Boga, bo idzie o tegoż imienia święcenie. — Rozważmy więc naprzód, jakież jest rzeczywiste imię Boga? — czyli jakież jest prawdziwe oznaczenie, jakaż jest istotna definicja Boga? — A przedewszystkiem jeszcze, czy Bóg da się definiować? Zaiste da się, — i to nawet jest niezbędnem. — W każdej myśli, w każdem uczuciu o Bogu, oznaczamy sobie Boga. — Bo gdybyśmy Go sobie wcale nie oznaczali, tobyśmy, nie mając najmniejszego o Nim wyobrażenia, wcale Go nie znali, a następnie żadnego z Nim, ani do Niego nie mogli mieć stosunku. — To czego nazwać nawet nie możem, to jest dla nas absolutnie obcem, — to jest jakoby dla nas wcale nie istniało. — Imię lub definicja niczem innem nie jest, jedno świadomością, (ciemną albo jasną, to inne pytanie), podmiotu o przedmiocie. — Bez owej świadomości, jakakolwiek ona być może, nie byłoby żadnego stosunku; a właśnie sam stosunek ludzi do Boga jest: Religją. — Takowa świadomość, lubo nie wyczerpuje jeszcze sama przez się całego stosunku, całej Religji, czyli inaczej, lubo wiara w Imię Boga i dogmatyka cała, którą poczytać można za naukę wykładu Bożego imienia, nie stanowi jeszcze całej Religji, — (bo Religja obejmuje nietylko teoretyczne poznanie Boga, (Bogosłowie), ale też jego praktyczną cześć (Nabożeństwo), i t. d.) — to przecież jest jednym z jej istotnych żywiołów. — Gdyby się więc Bóg nie dał żadnem imieniem, żadną definicją oznaczyć, to S. Tom. Summa I. qu. 13, art. 1. 313 byśmy, nie mając najmniejszego wyobrażenia, najmniejszej świadomości o Nim, nie mieli też między Nim a nami ani szczątku stosunku, ani szczątku Religji. — Poznanie tedy imienia Bożego, lubo nie spełnia jeszcze Religji, wszelako ją waruje; i dlatego rzec można, iż imię Boga stanowi istotny warunek i główną treść Religji, jest bowiem wyrażeniem całej Istoty Bożej dla świadomości ludzkiej. — Wprawdzie wiemy doskonale, że „omnis determinatio est „negatio", — wiedział już o tem przed nami Spinoza. Ale właśnie dlatego, że to uznajemy, a negacji żadnej za „koniec „dróg Bożych" nie poczytujemy, przeto też żadnej determinacji żadnemu imieniowi Bożemu, — nieprzekraczalności ani nie-rozwijalności, nie windykujemy; owszem, o ile absolutną niezbędność imienia Bożego uznajemy, o tyle znowu rozwój i postęp tego imienia przypuszczamy. — Skoro dojdziemy do zupełnego rozbioru tej prośby, uznamy, iż w Imieniu Bożem tkwi cała Teologja (Bogosłowie), — w Święceniu zaś jego, cały obszar Czci i Obrządku, słowem cała praktyczna Religja. (Nabożeństwo). O ile zaś świadomość ta, a wskutek tejże cała Religja rozwijała się i wzrastała, o tyle też imię, czyli definicja, będąca wypadkową sumą (résultante) wszystkich żywiołów świadomości, rozwijać się też i wznosić musiała. Imię przedmiotu jest więc zawsze zależne od świadomości podmiotu, ale też tylko imię, nie zaś sama istota przedmiotu, która przybiera to imię, aby się dać poznać podmiotom. Bo nawzajem znowu świadomość podmiotu staje się zależną od istoty przedmiotu, i do niej też przez postęp coraz doskonalej przypada, aż do chwili spełnienia tego postępu, t. j. zupełnego ztożsamienia się świadomości z przedmiotem, czyli Myśli z Bytem. — Otóż, wskutek tego postępu, imię Boga nie jest już dzisiaj i być już nie może tem, czem było na początku dziejów ludzkości, kiedy „po raz pierwszy zaczęto używać imienia Bożego",1 — aleć jest i być musi nieskończenie wyższe, pełniejsze i doskonalsze, bo też i świadomość wyznawców tego imienia, wzniosła się i spełniła, bo też i zdolność pojęcia i przyjęcia imienia Bożego, od owego czasu nie 1 Genesis IV. 26. 314 słychanie się wzmogła. — Atoli uważmy dobrze; Bóg sam jest wiekuisty i absolutnie nieodmienny, jak go po tylekroć uznali i wyznali święci Prorocy Pańscy,1 a raczej nieskończoność wszelkich odmian i rozwojów rzeczywiście w Sobie zawierający, — lecz stosunek Jego do świadomości ludzkiej rozwija się coraz bardziej wskutek rozwijania się samego Ducha Ludzkości; — czyli inaczej Bóg jest zawsze Bogiem, nadto już nic powiedzieć się nie da, — ale nasze pojęcie i przyjęcie Boga coraz się bardziej wznosi, — coraz się spełniej i obficiej rozwija. Bo gdybyśmy na tem poprzestać mieli, że Bóg jest Bo- * giem, to zaiste nicbyśmy o nim nie wiedzieli, ani też Go, jak się należy, czcić, ani gorąco umiłować zdołali. — Wszak wiadomo nam już z algebry, że identyczne równanie (a == a) nie tylko do niczego nie prowadzi, ale nawet nie stanowi jeszcze właściwego równania, które, aby być równaniem, rozróżnienia w sobie samym wymaga. Jakież więc jest istotne imię Boga, — i jakież ono było dotąd, — i jakież odtąd być może? III. Elohim. Pismo święte podaje nam najpierwszą wzmiankę o Bogu w księgach Rodzaju, oznaczając go naprzód tylko wyrazem Elohim; — do którego to wyrazu dodano dopiero później uzupełniając nazwisko Jehowa, nazywając odtąd najwyższą Istotę podwój nem wyrażeniem Jehowa Elohim (co znaczy dosłownie: Bogi — czyli Bóstwo-Jehowa), a to dopóty, aż samo imię Jehowa wyparło zupełnie ogólne oznaczenie Elohim i obchodząc się bez niego, wystarczyło samo do oznaczenia Boga. Nim bliżej poznamy, co znaczy owo wielkie i rzeczywiście pierwsze właściwe imię Boga: Jehowa, zastanówmy się naprzód nad znaczeniem owych pierwotnych Elohim. — Cóż to są Elohim? Jestżeż to już jakiekolwiek właściwe imię (nomen proprium)? czyli też dopiero ogólny rzeczownik? Jestżeż to jakaśkolwiek nazwa, mająca nam qualitative wskazywać czem jest Bóg, lub jakim jest Bóg? — Bynajmniej. — Elohim nic innego 1 Ps. CI. 25—28. — Malach III. 6. i t. d. 315 nie wyraża jedno Bóg, Boża istota, a raczej Bóstwo. (Pluralna taż forma w hebrajskim języku służy właśnie do wyrażenia takiego abstractum, jakie w nowożytnych językach wyraża się przez rodzaj nijaki, neutrum). — Elohim tedy, nie jest jeszcze żadnem właściwem imieniem Boga, nie jest żadną Jego definicją, żadnem oznaczającem świadomość naszą mianem, ale jest poprostu wyrażeniem ogólnem najwyższej Istoty, — czyli było to dla Hebrajczyków takie wyrażenie, jakiem dla nas jest sam wyraz Bóg, albo Bóstwo. Jest to tyle co każdy abstrakcyjny Ogólnik t. j. Wszystko i Nic zarazem, bo Ogólnik wyraża wprawdzie o        co idzie, o czem jest mowa, ale nie specjalizuje. Jest to jakoby ów Owoc, (patrz księgę „Wezwanie" str. 254), ó którym nie wiemy jeszcze jaki owoc. — Wszak mówiąc: Bóg lub Bóstwo, jeszcze wcale Boga nie mianujemy, jeszcze bynajmniej nie oznaczamy kto on jest i jaki on jest, jeszcze Mu żadnego nie nadajemy imienia, lecz tylko wyrażamy, że mowa jest o        najwyższej Istocie. Snać tedy powiedzieliśmy wiele, a prze cież nic jeszcze nie wypowiedzieliśmy. Jest to Rzeczownik, ale nie imię własne, jest to nomen substantivum, nie zaś appella tivum. Jest to wyrażenie ogólne, nie pociągające za sobą żadnego wyobrażenia o Bóstwie, lecz dopiero wymagające bliższego oznaczenia, które też wkrótce otrzymało. Że tak jest, mnóstwo tekstów Pisma Świętego dowodzi. Jakoż, gdyby Elohim było już jakiemkolwiek imieniem własnem Boga, a nie tylko tem, czem dla nas proste wyrażenie „Bóg", „Bóstwo", bez żadnych ściślejszych oznaczeń, — toby się Mojżesz nie był odezwał do Boga jak następuje: „Oto patrz, „gdy przyjdę do synów Izraela i powiem im: Elohim Waszych „Ojców przysyła mnie do Was; — oni mi rzekną: A jakież „jego imię? — Cóż mam im odpowiedzieć?"1 — Z tego oczywiście okazuje się, że wyraz Elohim nie był jeszcze właściwem imieniem (appellativum), boć gdyby był takowem, nie pytałby się już Mojżesz o jakieś inne imię. — Wyraz ten stoi w tym tekscie jak gdyby powiedziano: „Bóstwo Waszych Ojców przysłało mnie do Was", — ale właśnie o to idzie: jakie to Bóstwo, — jak się mianuje, jaka Jego istota? — Otóż na to Mojżeszowe zapytanie odpowiedział Pan, i objawił dopiero 1 Exod. III. 13. '316 pierwsze właściwe, istotne i rzeczywiste imię Swoje, które poznamy w następującym rozdziale. Oprócz tego tak wyraźnego i stanowczego tekstu, ile razy w piśmie znajdujemy wyrażenia: Bóg Ojców Waszych, Bóg Abrahama, Izaaka, i Jakóba, Bóg Izraela etc. zawsze wyrażenia te są w hebrajskim tekście oddane przez Elohim, albo też przez pojedyńczą formę i pierwiastek Elohe albo El· (n. p. Elohé Abotehem — Elohé Israel i t. p.). — Elohim więc, lub pierwiastek jego El, Elohé, niczem innem nie są jedno nasze: Bóstwo; który to wyraz wymieniając jeszcze żadnego nie mamy wyobrażenia o naturze i istocie Boga, a które tem samem, równie prawdziwym, jak i fałszywym Bóstwom służyć mogło. I dlatego wyrażenie to mogło być wspólnem nawet Poganom, boć i Poganie mieli jakieśkolwiek bóstwa, — czyli mieli „swoje Elohim". To uznawszy, dopiero dokładnie zrozumiemy mnóstwo Tekstów starego Zakonu, gdzie ogólnie o rozmaitych Elohim jest mowa, a których dobitność zacierają tłumaczenia stawiając wszędzie: Bóg lub Bogi, tam gdzie w hebrajskim tekście stoją Elohim. I tak n. p. „Ty wielki jesteś Boże Jehowo, (Jehowa „Elohim) bo nikt nie jest jako Ty, i żadnego nie masz Elohim „(Bóstwa) oprócz Ciebie     i gdzież jest lud na ziemi jako „Izrael, któregoby jego Elohim przyszło zbawić... któregoś "wybawił od Egipcjan, od ludów i od Elohim (Bóstw) tychże".2 A na innem miejscu: „Albowiem Ty wypędzasz ludy i ich „Bóstwa (ich Elohim).3 I lud Izraelski przygotowałeś sobie za „Swój lud na wieki, i Ty Jehowa jesteś jego Elohim na wieki, „a tak więc Jehowa Elohim (czyli Boże Jehowa) spełnij Twoje „słowo etc... i wielkie jest imię Twoje na wieki, aby mówiono „Jehowa zastępów jest Elohim Izraela. A tak Panie Jehowa, „Ty jesteś Elohim (t. j. Ty jesteś Bóstwem) i słowo Twoje „prawdą będzie."4 — Albo też: „Któż się ostoi przed Jehową „tem świętem Elohim.5 — Albo znowu: „Ja, Jehowa jestem 1 znaczy właściwie po hebrajsku Mocny, — Wszechmocny, i tak się tłumaczy w Biblji (n. p. Exod XV. 11. — Ps. VII, 12. XLI, 3. Ezech. XXXI. 11 etc. — Od pochodzi oczywiście arabskie Allah. 2 II Regum VII 22-23. 3 I Paralipom. XVII. 21. 4 II Reg. VII. 28. 5 I Reg. VI. 20. 317 „waszem Elohim (t. j. Waszem Bóstwem), nie lękajcie się więc „Bóstw (Elohimów) Ammonitów, w których kraju żyjecie."1 — * Albo o Baalu: „Jeśli on jest Elohimem, niechże walczy za „siebie."2 — Albo: „Gdzież jest jakikolwiek El (t. j. jakikolwiek „Bożek), któryby Ci zrównał."3 Stąd też cudze Bogi nazywa pismo: Nie-bogami, Nie-elohimami.4 — Albo też: Jehowa jest Elohimem i żaden inny oprócz Niego.5 — Albo: „Wzywajcie „imion waszych Elohimów, a ja imienia Jehowy wezwę, — a ów „z pomiędzy Elohimów, który ogniem odpowie, ten jest Elohim."6 Z tych wszystkich tekstów jawnie się okazuje, że Elohim nie są żadnem właściwem nazwiskiem, są dopiero ogólną podstawą imion Bożych, — pierwotnem tłem, na którem też imiona zapisywać i rozwijać się miały, prostym rzeczownikiem (dawanym promiscue tak prawdziwemu Bogu, jako też fałszywym bogom), wymagającym bliższego oznaczenia, wymagającym predykatów i mającym się w imiona własne rozwinąć. Skoro takie tylko jest znaczenie wyrazu Elohim, nie dziw, iż niedługo wystarczyło świadomości ludzkiej, pragnącej nie-tylko formy, lecz treści. — Nie mógł-ci długo poprzestać człowiek na prostem oznaczeniu Bóstwa: Bóstwem, lecz bliższego i dokładniejszego musiał zażądać nazwiska, któreby mu już nietylko ogólnie i nieoznaczenie Istotę najwyższą wskazywało, ale któreby mu Ją dało poznać, a więc rozróżnić, — któreby mu wyrażało, czem jest owa najwyższa Istota, oraz jak Ją czcić i wyznawać wypada. — Nim jednak przystąpimy do rozbioru właściwych i treściwych imion Bożych, musimy tu naprzód rozróżnić, podług dawnych a trafnych dogmatycznych dystynkcyj, imiona własne od imion przymiotnych, czyli inaczej imiona istotne (nomina essentialia), które się wprost odnoszą do samej istoty Boga,                   * 1        Judic. VI. 10. 2        Judic. VI. 31. 3        Exod. XV. 11. 4        Jerem. V. 7, Deut. XXXII 17, 21. Levit XIX. 4. XIX. 4. XXVI. 1. 5 Deut. IV. 35-39. 6 III. Reg. XVIII 21—24, 26-39, (Ps XCVI. 3.CV et ss.) — Exod. IX. 29, XV. 11. Deut. VI. 21—55, VVIX. 23. Jud. IX. 7? I. Mos. XIV. 22. Ps. LXIII. 10. Jerem. V. 7. V. Mos. X 20, porównaj VI, 13. Amos. VIII. 14. Josue XXIII 5. Jesai LXV. 16. Ps. 99. 3. Dan. IV. 22. Zachar. XIV. 16. Sir. I. 8. I. Tim. I. 17. Elohim jest Panem w Wszechświecie. Jehowa w Izraelu. .318 jakiem η. p. okaże się nam imię: Jehowa, — od imion przypadłych lub przymiotnych, (nomina attributiva, sive ab attributis divinis, vel effectis sumpta), jakiemi są n. p. nazwy: Pan, (Ado- nai) Wszechmocny, (El Szadai) — Pan zastępów, (Sabaoth) Stworzyciel, Ojciec i. t. p., które tylko pewne przypadłości lub stosunki owej Substancji wyrażają. — Tych ostatnich oczywiście być może i być musi mnóstwo, podług rozmaitych stanowisk zapatrywania się na istotę lub działalność Boga, nawet bez końca dadzą się one mnożyć, a to jakoby przez podnoszenie do najwyższej potęgi, (via eminentiae, xατά σχεσιν) t. j. nadając Bogu najwyższy i najdoskonalszy stopień wszelkich możnych predykatów. — Tamte zaś, jako wyrażające właściwie istotę Boga, jako wymawiające Jego samego, acz dopiero na pewnych szczeblach rozwinięcia świadomości objęte, nie mogą być dowolnie mnożone, lecz ilość ich i jakość z samej istoty Bożej, z samej natury pojęcia Bożego wypływają. — O takie nam właśnie idzie, bo takie tylko są konieczne i substancjalne, tamte zaś raczej pochodne i refleksyjne, przypadkowe, nie w znaczeniu przypadku, ale przypadłości. Otóż ze wszystkich imion atrybucyjnych Boga, najwyższe, najdoskonalsze jest „Ojciec nasz, który jest w Niebiesiech", — imię, którego potęgę i znaczenie w poprzedzającej księdze poznaliśmy. Tu zaś idzie nam o najwyższe imię własne, istotne. Jakie jest imię Boga? Troiste jego podniesienie (Rozdz. IV—XIII). IV. Jehowa. Pierwsze istotne a zasadnicze, - pierwsze istotne i treściwe (substancjalne, nie zaś atrybutowe lnb akcydentalne) imię Boga, objawiło się nam za pośrednictwem Mojżesza, — a tem imieniem jest: Byt absolutny. Jakoż na nowo Mojżeszowe zapytanie; kogo ma zapowiedzieć braci swojej, — od kogo im zanieść ma poselstwo i jak ma im Boga Ojców ich zamianować? — odpowiedział Pan: Ja jestem, który jestem.1 — Niektórzy tłumaczą: będę który 1 Exod III. 13—15. 319 będę, przez niedokładną znajomość języka hebrajskiego, który czasu teraźniejszego nie posiada, a natomiast przyszłego używa. Elejeh aszer Elejeh (Będący, źródłosłów nazwiska Jehowa, Jahve, Jao1 (Jah ĂÔ == Byt). (Jest, Jesse, Jaw — Objaw, Samarytanie wymawiali Jabe lub Jawe). Aleksandryjska Wersja Biblji, Septuaginta, tłumacząc ten werset po grecku, użyła bardzo trafnie wyrazu „Będący". „Byt", δ ůí i położyła: „Ja jestem Będący", ĺăώ ειμι ó ůí. „Byt wysłał mnie do Was". — To tłomaczenie Septuaginty, które jest nader trafne i jedynie właściwe, potwierdzają zdania wieiu Ojców i nauczycieli Kościoła. Dość przytoczyć ze starych, Grzegorza Nazjanzeń-skiego, który powiada, że Bóg sam Mojżeszowi nazwał się Bytem,- lub Klemensa Aleksandryjskiego, który Boże imię (Te-tragramaton: Jahu) wyraźnie tłumaczy przez tego, „który jest i będzie,"3 Ś-go Ireneusza,4 Ś-go Hieronima,5 Ś-go Augu 1 Ci którzy zaprzeczają pochodzeniu imienia Jebovab od wyrazu Chawa (być), wyprowadzają natomiat źródłosłów jego od hebrajskiego wyrazu Hawa (żyjący). — Etymologicznie i metafizycznie wychodzi to zupełnie na jedno. — Powinowactwo bowiem między: Chawa i Hawa, ani filologicznie ani filozoficznie nie da się zaprzeczyć, jak niemniej między Byciem i Życiem, to ostatnie jest tylko wyższą i doskonalszą potęgą tamtego. — Powinowactwo to, a raczej tożsamość, doskonale wyraził Śty Augustyn, mówiąc: „Tu facis nos Domine, cui esse et vivere non aliud atque aliud est, quia summe esse atque summe vivere idipsum es" Conf. I. 3. (6). — Toż samo Sty Anzelm Kanterburyjski mówiąc: Quoniam idem est illi esse et vivere. — W starożytności nawet podobnież Chryzyp filozof stoicki wyprowadzał źródłosłów greckiego Σεύς z tego, że wszystkiemu daje życie (ôü ćήν i Arystoteles (de Mundo) tłomaczy Zeus i Dis (ĆŢíá, Δßα. przez którego żyjemy. (Słowiańskie Bóstwo, Żywie). — Syrjacy wymawiają: Jahyah, i dlatego Grzegorz Bar Hebraeus w rękopiśmie Watykańskim pod liczbą CLXX fol. 26 powiada: 1 Bóg rzekł Mojżeszowi: Ahyah aschar Hiya. Co znaczy: który jest, i który prawdziwie jest. Patrz Maimonides (More Nebuthim) część I. rozdz. 63, gdzie dowodzi tożsamości wyrażeń Ebye i Jehova i za właściwe imię Istoty Bożej takowe poczytuje. Thotućh. Aben Esra zaś w komentarzu swoim nad Exodem mówi, iż Jehowa jest w III osobie co Ehye w I i pochodzą od Jah. — Ktoby pragnął więcej podobnych świadectw z pism rabinicznych, znajdzie znaczny ich poczet w I. tomie dzieła Dracba o Harmonji Kościoła z Synagogą. S. Hieronim Epist 146. ad Marcellam: o imionach Bożych. 2        Orat. XXXVIII. 7. Porównaj Orat. XXX. 18. — 3        Stromat V. I. str. 666. Ed Oxfordzkiej: .'Ιαόύ ó μεδερμηνεύεται ό ών ÷áI ü . DE FIDE ORTHODOXA CONTRA ARIANOS IX. 4        Adv. Haereses III. 6. 5 in Epist. ad Eph, III. 14. — 320 styna,1 — z nowożytnych nareszcie Fénélona który mówi: Dieu est donc l'Etre, — et j'entends enfin cette grande parole ed Moďse: „Celui qui est m'a envoyé vers vous. — L'ętre est son nom essentiel, glorieux, incommunicable, inefable inouď ŕ la multitude".2 Otóż ów absolutny Byt, którym się Bóg Mojżeszowi zamianował, co Ś-ty Cyryl Aleksandryjski nazywa ze wszystkich imion Bożych najbardziej Pańskiem, xőńéţôĺńďí imieniem, — owa absolutna Substancja, — owo Wszechistnienie, stanowi pierwotną zasadę religij, nietylko Starozakonnej, jakby się to zdawać mogło: owszem wygląda ten absolutny byt jako podstawa (rozłożenie) z głębi podań mitycznych wszelkich pierwotnych ludów, — Dość wspomnieć Brahmę, ten indyjski Wszechbyt, albo Swajambu (Byt przez się), Swadetta w Zend-Awesta, albo też „Aisa", (wiecznie będące),3 albo ów pamiętny napis na świątyni Izydy w Sais: Ja jestem co było, co jest i co będzie, ale zasłony mojej nikt jeszcze nie odkrył," albo nareszcie owo znakomite podanie Apeluja, które tyle światła rzuca na starożytne wyobrażenia o Bóstwie, a w którem to podaniu taż Izys (Natura), Wszech rzeczy Rodzica, objawia się jako jedno i toż samo Bóstwo, którego jedyną istotę, numen, czci okrąg świata cały pod różnorodnemi imionami, w różnorodnych kształtach,, różnorodnemi obrządki.4 Jehowa zaś jest najwyższym wyrazem tego szeregu, wypadkiem i koroną tych wszytkich realno-panteistycznych pryn-cypjów, bo w Jehowie absolutny Byt już ożywił i już zideali-zował się. Jest to Bycie, które już wzbiło się do Życia, Chawa, 1        Sermo Vi. de Scripturis III. 11. in Ps. 101. enar. Sermo II. 2        Fčnčlon de l'existence de Dieu II. 5. Z powodu tej ostatniej przy padłości przypominamy, że istotnie imię Jehowa było tak święcie tajemnicze, że me godziło go się wymawiać, i dlatego to niewiadomo już dziś jak je wy mawiać wypada, i jak je w starej Hebrajszczyznie właściwie wymawiano, W potocznej mowie zastępowano go przez Adonai, starą formę pluralis od Adon, Pan. 3        Arystoteles de Mundo CVII. tłumaczy Aisa przez: co jest zawsze to samo. 4        „Cujus numen unicum multiformi specie, ritu, vario, nomine „multijugo totus veneratur orbis". Apulei Metamorphoseon Lib. XI. Dalej wy licza Apulejusz owe imiona i obrządki i kształty i sprowadza je do jednego mianownika. Patrz jeszcze Cycero de Natura Deorum III. 21. Tu mfleżałoby słowiańsko-polskie Jesse i Żywię. — Arabowie nawet mówiąc o Bogu uży wają przedimku On, który zarazem znaczy jest, a więc to samo co Jehowa. Obszerniej o tem w Herbelota Bibliothčque orientale article Hou. 321 która Hawą się stała. — I dlatego to Jehowa jest już właści-wem imieniem prawdziwego Boga, którego słusznie Bogiem-Żywym uznano, ale dopiero pod formą Bytu wyrażonego, czyli jest najwyższym wyrazem owego Boga-Bytu, wszystkim religjom starożytnym wspólnego, — a dążącego w świadomości ludzkiej, wedle prawa dialektycznego postępu, do przejścia w swój odwrotnik, w pojęcie Boga-Myśli, — t. j. Boga pojętego znowu jako absolutna idea, ëüăďc, które pojęcie później, nawzajem odwrotnem pojęciem dopełnić się miało. Przypatrując się temu ciągłemu wzrostowi imienia Bożego, nie wpadajmy w błędne mniemanie, jakoby tu szło o wzrost i rozwój samego Boga, owego Boga, który wiekuiście jest dokonany, bo też wiekuiście doskonały. Samo się przez się rozumie, iż mowa być tylko może o kolejnych Jego imionach t. j. o coraz bardziej doskonalących się objawach tejże wiecznej istoty dla postępowej świadomości ludzkiej.1 — Że zaś same owe objawy nawzajem nie były dowolne, ani przypadkowe, ale owszem odpowiadały istotnie samym żywiołom istoty Bożej, to niebawem uznamy, skoro tylko owe pojedyńcze objawy pokolei przed sobą rozwiniemy. — Aliści owo już najdoskonalsze imię obsolutnęgo Bytu, jako Bytu; owo imię Jehowa, — jakkolwiek wieczne było i będzie, bo już jest istotne, bo istotę Bożą pod pewnym względem, pod pewnem obliczem doskonale już wyraża, przecież jeszcze zupełnem, ani wyczerpującem nie jest, a więc ostatecznem także być nie mogło. — Jest to jeszcze pod pewnym względem jednostronna abstrakcja, używotniona już wprawdzie w pojęciu hebrajskiego Boga, lecz niezdolna jeszcze objąc wszechstronnie i wszechwzględnie Najwyższego, i dlatego wkrótce, jako niedostateczna dla postępującej ludzkości, przestąpioną być musiała. — Było to bowiem dopiero odkry- . cie jednego oblicza, jednego żywiołu Boga, — I dlatego też, jakkolwiek już istotnem i wzniosłem było to imię, przecież jeszcze, jak powiada Psalmista, podniesionem być miało.3 1 Że imię wyraża tylko stosunek przedmiotu do świadomości naszej, to bardzo trafnie uznał Sty Tomasz z Akwinu. (Summa i. qu. 13. art. 1). — , (O stosunku imienia do rzeczy i o imieniu Bożem, patrz także Oryginesa: Contra Ce/sum I. 24. — IV. 48. VI. 65). 2 Ps. XXXIII. 4. - CXLIV. - itd. 322 V. Logos. Otóż to drugie, znowu istotne i prawdziwe, a przecież już podniesione imię jest: Logos, — które na początku było tylko u Boga,1 zanim się nam w Ciele objawiło, ale które Bogiem było i przez które wszystko się stało, co się stało. — Póki to Logos było dopiero u Boga, póty też dla Rodu Ludzkiego było jezzcze utajone, a Ludzkość przestawać musiała na czci Jehowy lub wszelkich Bóstw Bytu, bo wszelka wyższa cześć Boga była jej jeszcze nieprzystępną, — i tylko w Mi-sterjach zawartą. Ale przyszedłszy na świat przez Jezusa Na-zareńskiego, objawiło światu drugie, czysto idealne oblicze Boga, — drugi żywioł żywego Boga. — Jak Jehowę, ów Byt przez się, — który w Hebraizmie stał się ideą, — uznaliśmy za wypadkowy wyraz wszystkich realnycb i przedmiotowych pierwiastków starożytnych religij, tak też ëüăďň Słowo, — które w Chrystjanizmie z idei stało się Ciałem, — uznajemy nawzajem za wyraz wypadkowy i za sumę wszystkich idealnycl·) pierwiastków, czy w Teologji, czy też w Filozofji Starożytnych, kolejno pod różnemi nazwami objawiających się, jak n. p, Indyjskie Urn, óďößá, — íďőň, — intellectus agens, — mens aeterna, i t. p. oraz wszelkich owych domagalności, z któremi pasowała się nadaremnie świadomość Epoki Starożytności, a w których później Ojcowie Kościoła, nasienie, czyli zarody Bożego Słowa tak trafnie uznawali.2 — Jest to stanowczy odwrotnik absolutnego Bytu, istotna jego Antyteza, wewnętrzna zasada Podmiotowości, wyszła na jaw, aby dopełnić zewnętrzną zasadę przedmiotowej Substancji. — Widzimy, iż dwa te stanowcze i najgłówniejsze imiona Boga, dwie odwrotne ostateczności i wręcz przeciwne sobie jednostronności w Absolutum oznaczają. — Stanowią one realne i idealne principium, i odpowiadają przeto dwom sta1        Joh I. 1. 2        Clemens Alex. Strom. IV. p. 164 I. p. 211. 218. Justin Dial. c. Tryph. 14, Ap. II. 97. Áń. I 71. Minut Félix. Oct. 20. Lactant. Inst. VII. 7. August c. Acad. III. 20 Civ. Dei VIII, 8 s Retr. I. 13. Eusebius. Praep. Evang. passim. 323 nowczym, a wzajemnie odnoczącym się do siebie szeregom Wszechżywota, (ordo rerum et ordo idearum), owym dwom wiecznym odwrotnikom, a jednak zależnym od siebie stronnicom całego Universum.1 Lecz ponieważ pierwiastki te są żywotne a nie martwe, przeto nie pozostają i nie mogą pozostać w bezpośredniej swej martwości i nieruchomości, na pierwotnem stanowisku zjawienia się swojego. — Są to jakoby strumienie dwóch przeciwnych sobie Elektryczności, które nawzajem spływają w siebie, i z których jedno byłoby zgoła niczem bez drugiego. Jakoż przypatrzywszy się ich zobopólnemu rozwojowi, spostrzegamy naprzód historycznie, a więc de facto, iż jedno w drugie przechodzi i wstępuje, — iż jedno drugie przestępuje i zastępuje, — bo też są tylko rozdziałem jednej wiecznej tożsamości, która nam ten ich pochód i przechód w siebie, sub specie aeterni, a więc de jure, wytłumaczy. Jakoż Jehowa, owo realne principium Bytu, staje się właśnie w postępie Hebraizmu czysto idealnem principium Myśli, — abstrakcyjno-nieskończonym Duchem; — i jako taki w dalszem rozwinięciu Hebraizmu jest pojęty.2 — Przeciwnie Logos, idealne principium Myśli, staje sią zmysłowo realnem zjawiskiem, w pewnym człowieku wcielonem, Duchem ograniczonym, i jako taki w dalszem rozwinięciu się Chrystjanizmu jest pojęty. — Nie sądźmy jednak, aby takowe przepływy jednego pojęcia w drugie, działy się jakoby dla miłości dialektyki, k woli jakiemuś systematycznemu rytmowi. — Nie! przechody te objawiać się musiały, albowiem tkwiły już w samej istocie zawa-rowane, albowiem każda jednostronność odnosi się z natury 1        Verum et ens u Ś-go Tomasza z Akwinu i średniowiecznych scho lastyków. Cogitatio et extensio u Kartezjusza i Spinozy. Subjekt i Objekt u Fichtego. — Ideelles und Reales u Schellinga. Sein und Denken u Hegla. Mens et corpus una eademque res est, quae jam sub extensionis, jam sub cogitationis attributo concipitur. Spinoza Eth. III Prop. 2. Schol. 6. 2        Do tego stopnia, że Tertuljan, chcąc wyrazić całą czystą idealność Judaistycznego Jehowy, którego wskutek objawienia Chrystusowego w świa domości Chrześcijańskiej później Bogiem Ojcem mianowano, nazywa Go Bo giem filozofów (adv. Marc. sub fine). 21* 324 własnej do swojej drugostronności i takową spełnia się, — inaczej byłaby martwą. A skoro do samej pełnej Istosty dojdziemy, odkryje nam się zaraz niezbędność i pojedyńcze uprawnienie owych jej dialektycznych momentów. Ów dialektyczny przeto postęp Bożych imion nie jest ani przypadkową losu igraszką, — ani systematyczną a priori utkaną teorją, ani też, tem mniej, podmiotowem przywidzeniem, albo Eunomjańską jakąś sofistyką, usiłującą sztucznie z imion Bożych jakowąś treść wydobyć; — ale jest przedmio-towem rozwinięciem się samej istoty przez się, nie naciąga-nym, lecz naturalnym samych objawień wykładem, albowiem imiona Boże niczem innem nie są, jedno wyrażeniami Jego własnej substancji pod pewnemi atrybutami ujrzanej, i dialektycznie przed świadomością naszą się rozwijającej. Dialektyka ta wszakże, równie tu jak we wszelkich stosunkach wymaga ostatecznego dopełnienia, bo kierunki dotychczasowe krzyżują się tylko nawzajem, — ale nie spełniają się wspólnie. — Duch. Widzimy więc, iż jak Byt absolutny, owa realna zasada, używotnionym i ogólnie uosobnionym został w Jefyowie, w Bogu Ojcu, — tak też Logos, idealna jego przecznica, używotniwszy i uszczególniwszy się w pojęciu Boga-Syna, doszła do realnej osobistości w Chrystusie. Proces ten moglibyśmy poniekąd oznaczyć terminologją procesu chemicznego (gdyż porównania z dziedziny natury służą do zbliżania nas do tajemnic Ducha). Otóż jak Bóg Ojciec stał się panteistyczną sublimacją Wszechbytu, tak Syn Boży stał się niejako teistycznym precipitatem (sub-stratem) Wszechmyśli. — Bo jak Jehowa był wypadkiem i sumą całego realno-panteistycznego procesu odbywającego się w Religjach natury, którego to rozwoju Hebraizm dokonał, idealizując go, — tak znowu Logos był wypadkiem i sumą całego idealno-teistycznego rozwoju, który się w misterjach, mitach i filozofemach odbywał, a którego Chrystus dokonał, realizując go. 325 Nie idzie wcale zatem, aby wszyscy Mistrze i nauczyciele ludu, dokonywając powoli owego rozwoju i wprowadzając takowy w świadomość Ludzkości, mieli koniecznie posiadać historyczną świadomość wszelkich owych szczebli i przygotowań, wszystkich premis, których wniosek wyciągali, — ale owszem premisy te rozwijały się same z siebie i częstokroć bezwiednie w postępie ducha ludzkości, (były one jak gmin się wyraża: w powietrzu) — zwykle tylko uczuciowo i instynktowo, czasem zaś udzielały się przez świadomą Tradycję. — Bo równie jak w materjalnym, tak też i w idealnym świecie, nic się nie gubi, ani marnieje, nawet to co się napozór ulatnia. Skoro jakakolwiek prawda, odkryje się lub objawi, wnet udziela się (komunikuje się) Rodowi ludzkiemu, tak przez widomą jak przez niewidomą solidarność Ducha; przez spólność Ducha Świętego (communio Spiritus Sancti), z tą atoli różnicą, iż dotąd udział takowy stawał się bez naszego własnego udziału t. j. mimowolnie i często mimowiednie, — odtąd zaś wskutek dokonania owej Ducha Ś-go Komunji, do której właśnie przystępujemy, z wolnością i świadomością naszą spełna odbywać się zacznie. Co więc dotąd było dopiero faktem wiekuistej Ducha Ś-go działalności w nas, to się odtąd stawać ma aktem naszej dobromyślnej i dobrowolnej spółdziałalności. Ilekroć tedy dojrzewały owe w społecznej atmosferze założone premisy, wnet też konsekwencje dojrzeć się dawały, — i bierna dotąd świadomość Ludzkości przyjmowała je, skoro je tylko z premis uchwycił i postawił czynny jaki objawiciel. — Otóż Bóg Ojciec i Bóg Syn, są takiemi istotnemi wypadkami dwóch wręcz przeciwnych kierunków świadomości religijnej, są kolejnemi wnioskami wszelkich religijnych założeń. — Bóg Ojciec i Bóg Syn są tym sposobem istotnemi momentami Boga w dialektyce Religji, — rzeczywistemi jego Objawami.1 1 Dwa te stadja objawienia imienia Bożego wytknął bardzo trafnie Tertuljan (de Or. Dom. III) mówiąc: „Imię Boga Ojca „było dawniej nieznane „światu. — Gdy Mojżesz spytał się Boga kim jest, odrzekł mu Bóg inne imię. — „Ojciec objawiony nam został dopiero w Synie, który przyjściem Swojem na-„dał Bogu nowe imię, jak to sam wyraźnie oświadcza: Odkryłem imię Twe „ludziom" i t. d. 326 Ale wystarczająź dzisiaj te dialektyczne momenta do istotnego i spełnego oznaczenia Boga? wystarczająź one do zapełnienia i zadosyć uczynienia świadomości naszej o Bogu? Nie! — A to dlaczegóż? Dlatego: że sama świadomość ludzka przekroczyła już owe pierwiastkowe i dopiero wstępne (dialektyczne) szczeble,, i w własnem rozwinięciu do spełnego (syntetycznego) stanowiska już przystąpiła. — Dlatego, że dziś świadomość ta nie daje się już ani więzić w wyłącznych abstrakcjach, ani też ograniczać na jednostronnych kierunkach, — ale doszedłszy sama do własnej dojrzałości, wolno i spełna wyprowadza na jaw żywotną dawnych zarodów jednię, słowem dlatego, że już nam dziś nie idzie, ani tylko o jednostronną idealizację Natury, Wszechbytu, — ani tylko o drugostronną realizację Idei, ëüăďň, — ale o uznanie Boga w całej Jego pełni, czyli wedle proroczych słów samego Zbawiciela: „w duchu i prawdzie"1 Na dotychczasowych zaś szczeblach religijnych poznanie to miejsca nie miało, ani też mieć nie mogło; czyli świadomość do tego stanowiska dojść jeszcze nie zdołała, ale dopiero dochodziła i dojrzewała. — Każda kolejna świadomość w tym dialektycznym postępie musiała pozostać ułamkową, Jednostronną i tem samem dopiero przybliżoną, i to dopóty, dopóki po wszystkich zbliżaniach nareszcie nie przypadła do niego. — Świadomość tedy podmiotowa nie mogła dotąd odpowiadać pojęciu przedmiotowemu Boga. Była to, podług dawnych dogmatycznych wyrażeń notio Dei relativi, nie zaś Dei absoluti, czyli nie mogła to jeszcze być notio Dei objectiva, realis, ada-eąuata, ale tylko subjectiva, inadaeąuata. I dlatego to widzieliśmy w poprzedzającej księdze Jana Ś-go, zapowiadającego nam, iż poznamy Boga, jakim jest, a jakim się dotychczas nie objawił. Lecz dziś właśnie, przy dojściu fenomenologicznego procesu świadomości ludzkiej do własnej pełni i dojrzałości t j. do zjednoczenia przedmiotu z podmiotem, pojęcia z rzeczywistością, noumena z fenomenem — (co się na polu filozofji bodaj nie dopiero za dni naszych odbywa) — sam Deus absolu-tus, czem jest, tem się też objawia, co istotę Jego stanowi,. 1 Joan. IV. 23. 327 to też poznanem zostaje, i dlatego dochodzimy do pojęcia Jakim jest, gdy tymczasem dotąd objawiał tylko pojedyńcze swoje oblicza1, i myśmy przybliżali się coraz bardziej do coraz bardziej przybliżonych o Nim pojęć.. — Minął więc czas owych przybliżeń, owych jednostronnych tylko, a dopiero symbolicznych wyobrażeń o Bóstwie, a nastał czas realnego pojęcia i przyjęcia Boga t. j. odkrycia Go w świadomości naszej takim, jakim jest w własnej istocie, i jakim pragnął zawsze objawić się nam: w Duchu i Prawdzie. A jako w miarę postępu ludzkości, Bóg się jej pod miarą udzielał,2 — tak znowu dziś spełniają się owe czasy, w których spełna ma się nam objawić i udzielić; tak jest, — już nie pod miarą jak dotąd, ale spełna, a więc wszechstronnie. — Kolejne objawienia Jego były dotychczas dialektyczne, t. j. przechodnie, postępowe, — dlatego też i nazwiska jego prze-chodniemi, postępowemi (dialektycznemi) być musiały, (no-mina transeuntia, transitiva). — Dziś do wiecznego i spełnego (konkretnego), a tem samem do stanowczego imienia Bożego dostępujemy. — Zaprawdę do wiecznego, a to nietylko na wieki, ale też, co dziwniejsza, od wieków, nietylko na przyszłość, ale też i wstecz; zobaczymy bowiem niebawem i to z niemałym naszym podziwem, że pomimo owych kolejnych i przechodnich (owych dialektycznych) imion Boga, to absolutne imię Jego już od wieków Mu służy, że tkwiło już we wszystkich religjach i wyglądało z pod powłoki surowych wyobrażeń i że również na wieki wieków imieniem Jego pozostanie. — Na tle tego wiekuistego imienia odbijały się, zajaśniały i gasły kolejno Jego dialektyczne imiona, tak istotne jak przymiotne, a wieczne to imię zdolne było, jest i będzie, ogarnąć je wszystkie i panować zawsze nad niemi. — To imię tedy, jakkolwiek od początku było i nigdy nie przestało być istnem imieniem Boga, przecież niedojrzane dotąd zostało przez niedojrzałą ludzkość. — Bo też i Bóg sam pozostawał dotąd dla nas wedle wyrażenia Proroka: Bogiem utajonym, Deus absconditus,3 bo tylko pojedyńcze 1        Exod. XXXIII. 22—23. 2        II. Cor. ×. 13. 3 Isai: XLV. 15. 328 oblicza Swoje, nie zaś całą istotę objawiał.1 Dojrzewaliśmy ciągłe przybliżone dopiero nazwiska, wiecznego zaś imienia, — acz w posiadaniu jego byliśmy od samego początku, nie dojrzeliśmy dotąd, bośmy sami do dojrzenia onegoż, nie byli jeszcze dojrzali. Dziś zaś udziela się nam już nie pod miarą, ale tak jako się udzielił Jezusowi Chrystusowi, temu pierwowzorowi zbawionej Ludzkości.2 — Objawia więc nam prawdziwe imię Swoje, już nie przybliżone tylko, już niezastoso-wane do niedołężnej świadomości naszej, ale właściwe, stanowcze i odpowiednie sobie, — istotnie i spełna pełną istotę Jego wyrażające. Jakież więc jest to wiekuiste, od wieków i na wieki imię, a przecież nowe imię? Jakież jest to spełne (syntetyczne) stanowisko, do którego świadomość ludzka o Bogu kolejnie dochodziła, a dziś spełna doszła? A w szczególności czyliżby świadomość ludzka wyścignęła tu Objawienie, i sama czynnie odkryć miała, czegoby biernie z Objawienia jeszcze wcale nie otrzymała? , Nie! — nie wyścignęła ona wcale Objawienia, ale doścignęła go, dojrzała do niego, a dojrzawszy sama w sobie, dojrzała też, że to, do czego własną pracą dochodzi, już od dawna i wyraźnie objawianem jej było, — jedno dla niedojrzałości swojej, jeszcze tego ani znieść, ani uznać nie umiała. Dotychczas wprawdzie religijne Objawienie wyprzedzało zawsze rozumową świadomość i obdarzało ją zgóry zadaniem na całą dal jej pracy, — i zadanie to starczyło przez pewien czasu przeciąg, póki świadomość odpowiednio do owego stopnia nie wyrobiła się; a wtedy nowe Objawienie znów dalsze stawiało zadanie. — Dziś zaś świadomość staje na równi z Objawieniem, — ani go prześciga, ani przewodzić mu daje, ale go dościga i ściśle przypada do niego t. j. z jednej strony już nie tylko wyrabia i wykształca, co jej objawionem zostało, ani też z drugiej strony nie wymyśla sama z siebie, co jej zgoła wskazanem nie było, i nie zapędza się w bezdroża domysłu, ale właśnie odkrywa sama to wszystko, có w niej dopiero założonem zostało t. j. zadatek zadania, i sama przez się misterjum w objawianie przeistacza. Dzisiaj więc przez 1 Exod. XXXIII. 20-23. 2 Joan III. 34. 329 rozumową świadomość dojdźmy do Objawienia i przekonajmy się, iż rzeczywiście przypada do niego, odkrywając tylko zało żone misterja. — Ten to czyn świadomości stanowi właśnie Objawienie Objawienia.   Otóż objawione nam zostało przez Chrystusa to trzecie istotne imię Boże i znajdujemy je u Jana Ś-go w rozdziale IV, gdzie stoi: Duchem jest Bóg. Jakżeż do tego Objawienia przypada Rozumowanie? Czyż rzeczywiście to samo nam podaje? Zaiste, nie inaczej. -Uznaliśmy bowiem dotąd dwa dialektyczne żywioły i dwa odwrotne kierunki tejże świadomości, — jakaż jest wypadkowa (resultante) tych dwóch odwrotnych strumieni, — jakaż jest organiczna jednia tych dwóch polarnych żywiołów? Wypadkową Bytu i Myśli, — syntezą Natury i Idei, wyrazem trzecim wielkiego Sylogizmu Wszechświata, jest: żywotny, świadomy, czynny DUCH.1 — Oto jest najwyższe i najpełniejsze Objęcie, do którego świadomość ludzka dojść zdoła.— Koroną wszechświata jest Duch, — zasadą jego i zarodem jest Duch. — Duch jest Alfą i Omegą — prius et posterius całego Universum.— Nic nad Ducha, nic mimo Ducha, ale owszem wszystko z Ducha, dla Ducha i przez Ducha. Bóg więc jest absolutnym Duchem. — Oto jest istotna i odpowiednia definicja Boga; wyższej nad to definicji, po ludzku dać nie możemy, ona sama już jest absolutną, bo obejmuje Wszystko w najwyższym stopniu i najpełniejszej jedni. —          1 Patrz także II. Cor. III. 17. Pan jest Duch ο δε χύριος το πνεύμα έστν (z artykułem, a więc nie: est Esprit, ale: est l'Esprit „a gdzie jest Duch „Pański tam jest wolność" 18 „Lecz my wszyscy, którzy z odkryłem obliczem „na chwałę Pańską jako w zwierciadle patrzymy (χατοπτριζόμενοι), w toż wy-,,obrażenie przemieniamy się z chwały w chwalę jakoby od Pana Ducha". A więc jeszcze nie „twarzą w twarz" 1. Cor. XIII. 12. — a więc nasze oblicze · odkryte już zostało i uwolnione od zasłony, która wzrok nasz zaciemniała pod Starym Zakonem (II. Cor. III. l5. 16. i poprzednio) ale Boga jeszcze nie wprost jedno tylko przez odbicie widzimy (χατοπτριζόμενοι), a więc przez zwierciadło, jakoby w zagadce, in aenigmate, (I. Cor. XIII 12). ale dopiero jak przyjdzie doskonałe, (zob. I. Cor. XIII. 10) wtedy będzie „twarz w twarz". Że tu wielki Apostoł o Duchu Śtym mówi, gdy rzecze o δε χύριος το πνεύμα έστν nie zaś o Jezusie Chrystusie, jakto niektórzy utrzymywać chcieli, dowodzi powaga tylu greckich Ojców Kościoła, którzy właśnie ten ustęp głównie przytaczali, na zbicie heretyków nie chcących uznać Boskości Ducha Świętego. — 330 VII. Co znaczy Duch? (Rozdz. VII. i VIII.) Nim jednak dalej postąpimy, nim Boga, jako Ducha uznamy, potrzeba nam zgóry porozumieć się względem samej istoty-Ducha, i zapobiec zarazem jednostronnemu a przeto błędnemu znaczeniu, ktore się do pojęcia jego wkradło. Jakoż podczas idealistycznej epoki dziejów, pojęcie to uległo zupełnemu zwichnieniu, jakiego wprzódy nie znało i jakiego później nie zazna. — Oderwawszy Ducha od materji i postawiwszy go naprzeciwko tejże, jako jej odwrotnik, jako abstrakcję, tem samem zwichnięto całą istotę Ducha i zniżono tę spełną istotę do rzędu jednego z własnych żywiołów tejże istoty, to jest do stanu abstrakcyjnej myśli, do rzędu jednego z atrybutów jego Substancji. — Tym sposobem Duch za istotę czysto umysłową, wszelkiej zmysłowości pozbawioną, poczytany został. — Aliści taki Duch byłby czystem urojeniem, istotą chimeryczną, bo Ducha bez materji niemasz wcale, równie jak niemasz go bez myśli; to co jest bez materji jest właśnie tylko Mysią, przecznicą materji, a jako Myśl, nie ma Bytu w sobie, ani przez się, jedno w Duchu i przez Ducha. Duch tedy nie jest bynajmniej czystym pojęciem, nie jest samą ideą, nie jest tylko odwrotnikiem (antytezą) Materji, ani wyłączną negacją Natury, słowem nie jest bezcielesnym jakimś upiorem, (daemonium incorporale), jak to wielu twierdziło i dotąd jeszcze twierdzić się zdaje. Owszem Duch jest najwyższą afirmacją, najwszechstronniejszą syntezą, — to co rzeczywiście jest i żyje, a rzeczywiście jest i żyje właśnie dlatego, że nie jest żadną martwą abstrakcją, żadną jednostronnością, żadnem urojeniem, mrzonką, żadną zależną względnością, żadnem tylko ale właśnie Spełnią, żywą Całością, różnorodność w jedności własnej obejmującą, — a więc negacją swoją już nie zewnątrz, ani naprzeciwko siebie, i nie zależnie od siebie, ale w sobie samym, w stanie dokonanym i pokonanym posiadającą, i jako własny organ obejmującą.— Duch jest pojęciem i materją razem, w żywotnej jedni, istotą zmy-słowo-umysłowa, Bytem myślącym, i wcieloną Myślą. Duch przeto nie jest żadną istotą jednostronną, pojedynczą, ale owszem troistą, złożoną z dwojga przecznic i z wzajemnego 331 stosunku, a przecież jednorodną, — żyjącą przez się, czyli właściwie trój-jednią, Trójcą. — Duch jest Duszą i Ciałem w Życiu, Myślą i Jestestwem samo przez się dzielnem, — autonomicznem, czyli dokładnie jeszcze: Bytem, który doszedł do samowiedzy Myśli swojej, — i Myślą, która doszła do samoistnego własnego Bytu.1 W naszych to dopiero czasach zaczęto pojmować Ducha jako różnicę, — jako istotę tylko oderwaną od ciała, jako abstrakcję lub substrakcje, gdy tymczasem on jest istotą arcy-dodatną, a wcale nie ujemną, — integralną, a nie dyferencjo-nalną, — objęciem, a nie odjęciem, — on jest Sumą i Summum Wszechświata. — Starożytność cała nie podpadła bynajmniej w ten błąd, który tu wytykamy. Owszem grecki wyraz πνĺýěá i hebrajski (Ruach), a nawet łaciński spiritus, miały już właśnie to pełne, konkretne, (idealno-materjalne) znaczenie;2 dopiero czysto idealistyczny kierunek nowszych czasów zwichnął jego pojęcie, zapędził go w czcze abstrakcje i nadał mu tylko odwrotne (antytetyczne) do materji znaczenie. — Skądże pochodzi to fałszywe pojęcie Ducha w nowożytnych czasach? Oto z tego, że nowożytni rozciągnęli do wyrazu Duch, właśnie, to samo znaczenie, jakie u Starożytnych posiadały wyrazy íďőň intellectus, mens i t. d. i dlatego pozwalają sobie đíĺýěá i íďőň za jedno i toż samo poczytywać i przez Duch, Geist, Esprit, tłumaczyć, co jest ogromnym błędem. Bo íüíň jest raczej tylko dyferencjonalną funkcją ńĺýěáôďň, jego składowym żywiołem, bo Myśl ma się do Ducha, jak się ma część do Całości, jak się ma n. p. Wodoród do Wody. Zaiste bez wodorodu nie może być wody, wodoród więc składa i sprawia wodę, ale jej nie stanowi, i nią samą 1 Pomnijmy tylko ha to przeważne wezwnie Mojżesza: „Ty Boże Duchów wszelkiego Ciała". (Num. XVI. 22 — porównaj XXVII. 16. — Albo też na ów ustęp I-go listu do Tessalończyków V. 23, gdzie o całym Duchu, wraz-z Duszą i Ciałem jest mowa. 3 Greckie ÉÉíĺýáá pochodzi od đíÝεύa oddycham, równie jak spiritus od spirare i równie jak nasz Duch. W traktacie περι χοσμος. przypisywanym z wielkiem prawdopodobieństwem Arystotelesowi stoi: przez Duch rozumie się istota ożywiająca, przejmująca tak rośliny jak zwierzęta" C. IV. Zwykle starożytni przez đíá i spiritus wyrażali sam pierwiastek życia — Cycero-rfawet, wyrazowi animus daje podobne znaczenie Tuscul. Quaest. I. 9. 332 być nie może, bez wewnętrznego połączenia się z kwasorodem, która to wspólność stanowi dopiero wodę, bez której zaś wo-doród jest tylko abstrakcją wody. Otóż wskutek owej abstrakcyjnej analizy Ducha nietylko wprowadzili nowożytni niesłychane zamieszanie w pojęcie starożytne, ale nadto pozbawili się sami owej pełni, którą wyraz Duch już w starożytności posiadał i nadal posiadać powinien, a bez której do oznaczenia absolutnej, a nie abstrakcyjnej substancji dojść nigdy nie zdołają. — Nie νεΰμα tedy, ale tylko νους albo λόγος Urn, Myśl, nie spiritus, ani nawet animus, ale tylko mens, intellectus poczytać można za przecznicę ciała, σάρς. σώμα corpus, caro; — gdy tymczasem πνεΰμα. czyli Duch, jest właśnie to co Ciało i Duszę razem spaja, ogarnia i spólnie ożywia; — czyli jak dopiero powiedziano, Duch jest razem sumą i summum. Biorąc Duch za istotę czysto idealną, tem samem wyzuwamy go z wszelkiej materjalności, a tem samem zniżamy do rzędu abstrakcji. Że przekonanie o pewnej materjalności Ducha, a raczej o niezbędności Materji, jako jednego z integralnych żywiołów Ducha, było dawniej powszechnem, i że nawet pojmować nie zdołano Ducha bez pewnej cielesności, dowodzi dostatecznie ustęp Orygenesa rozpoczynający dzieło: De principiis. — Wspomina on tam o tych, którzy twierdzą o cielesności Boga, odwołując się do Pisma Świętego: „Czytają bowiem u Mojżesza, „że jest pochłaniającym ogniem, u Jana zaś, że jest Duchem "(πνεύμα )· Ognia zaś i Ducha nie mogą sobie inaczej „wystawić jedno cieleśnie".1 Nie wpadajmy atoli w drugą ostateczność, nie sądźmy znowu, że wówczas brano Ducha tylko materjalnie tj. za istotę li fizyczną. Być może, że w Epoce Natury, zbyt naturalne nadawano mu znaczenie, wszelako wątpliwości nie ulega, iż go za istotę zmysłowo-umysłowa poczytywano. Aliści to właśnie 1 To samo potwierdza Cycero, Tuscul. I. 16. „Animos enim per se „ipsos viventes (sine corporibus) non poterant mente completi" Lubo tak "Cycero jak Orygenes powstają przeciw temu wyobrażeniu i tako ve już za błąd, już za przesąd poczytują, to przecież nie idzie wcale o ich mr manie oso biste, ale o ich świadectwo, a to nam dowodzi, że takie, a :- inne było Ducha u starożytnych pojęcie. — Wiadomo nadto, że Staroż wyobrażali sobie, jakoby Duch krążył w Ciele przez tętna (arterje) Cicero       D II. 55. 333 potęgą Ducha stanowi, że nie jest żadną jednostronnością ani abstrakcją ale współjednią Idei i Materji, — Ciałem i Duszą odrazu. Przywracając więc teraz owo pierwotne, a prawdziwe znaczenie Ducha, (które dopiero w antytetycznej epoce musiało stać się antytetycznem, przed nią zaś i po niej było i będzie syntetycznem, t. j. zmysłowo-umysłowem i samo-ży-wotnem), uznajemy Ducha za rzeczywistą jednią głównych żywiołów wszechistnienia, za syntezę Natury i Idei, Bytu i Logos, — za istotę przez się żyjącą, siebie świadomą i samodzielną.1 Materja, Ciało, óáńî, — Idea, Słowo, ëüăďň są więc wza-jemnemi i niezbędnemi żywiołami Ducha, są to mimo ich przedziwnej w sobie realności jeszcze względne do siebie abstrakcje, które dopiero razem skojarzone istotę Ducha spełniają. — Żaden z tych żywiołów samym Duchem nie jest, ani też Duch nie jest żadnem z nich z osobna; ale one dopiero wspólnie stanowią Duch πνεύμα. — Bo też jako Myśl i Słowo przez Ciało dopiero staje się Duchem. Jak tedy Organizm jest najwyższem objęciem w sferze zewnętrznego Bytu, — jak Idea jest najwyższem objęciem w sferze wewnętrznej Myśli, — tak Duch jest znowu najwyższem objęciem w całem żywotnem Universum. Jest bc*· wiem żywotnie już uorganizowaną i wcieloną Ideą, albo też odwrotnie, co na jedno wychodzi, umnym organizmem. — Jest więc spójnią wszech spójni, — potęgą potęg. Jako najwyższe objęcie wszech objęć, jako Jednia rozmaitości wszechstronnie i pełno żyjąca, i z własnego łona się rozwijająca, — Duch jest principium, sumą i koroną całego universum. — Do Ducha wszystko dąży, — od Ducha wszystko pochodzi, — wszystko jest w Duchu, dla Ducha i przez Ducha. Ani Bytu samego przez się, ani Myśli samej przez się, rzeczywiście niemasz na świecie, ani też i być nie może; — czyli, są to tylko względne jeszcze abstrakcje, które o tyle rzeczywiście są i żyją, o ile są i żyją w Duchu, dla Ducha i przez Ducha, słowem o ile się do Ducha odnoszą; — ale Duch 1 Spiritus intus alit totamque infusa per ortus. Mens agitât molem et magno se corpore miscet. Virg. Eneid 1. 6. 334 jest rzeczywiście, — żyje i jest przez się. — Duch dopiero jest spełna żywotną prawdą, istną rzeczywistością, — Duch więc dopiero prawdziwie jest. - Jego zaś przesłanki, Materja i Idea, są tylko o tyle, o ile są czemś dla niego i względem niego, czyli, o ile do niego należą i od niego zależą, a Duch dopiero jest sam sobą, — Osobą. Nie idzie bynajmniej zatem, aby wszystko co tylko jest w Wszechświecie, miało już tem samem być znowu samo przez się Duchem. — Owszem wszystko co tylko do sfery Natury, albo też wszystko co do sfery Myśli należy, nie jest wprawdzie Duchem przez się, jedno dopiero jego abstrakcją, żywiołem, pewnem obliczem, lub atrybutem Ducha, zależną jego względnością i i funkcją. — Ale wszystko jest z Ducha, przez Ducha i dla Ducha. — Co nie jest nim samym, to odnosi się do niego i pochodzi od niego. — Każda rzecz jest stworzona przez Ducha, — i dla pewnego celu Ducha, — nie zaś dla siebie samej ; i dlatego rzecz, jako rzecz, żadnego prawa nie ma, czyli raczej, nie jest sui juris, ale tylko alieni juris; — jej więc prawda, — jej zasadniczy powód, jej cel i przyczyna tkwi w Duchu, i dlatego dopiero Duch jest uprawniony. Bo gdyby owa rzecz miała swój cel immanenty i powód w sobie, tem samem już nie byłaby tylko rzeczą, ale właśnie już byłaby Duchem, Osobą. Każda więc rzecz, jako rzecz, jest tylko środkiem pewnego Ducha, materjałem jego, — podścieliskiem jego i narzędziem, — Duch zaś jak pierwiastkiem tak i celem Wszechrzeczy. (Causa initialis i causa finalis). — W każdej rzeczy, w każdem jestestwie, jest Byt stanowiąca jej formę; możnaby dwa te żywioły poniekąd nazwać ciałem i duszą owej rzeczy.1 Lecz takie ciało i taka dusza nie są jeszcze ani właści-wem ciałem, ani właściwą duszą, — a więc nie stanowią jeszcze Ducha; bo połączenie ich nie jest ani samorodne, ani samodzielne, w sobie ugruntowane i z siebie się rozwijające, lecz owszem jeszcze samej rzeczy obce, od czego innego zależne. — Są to dwie abstrakcje odnoszące się wzajemnie do siebie, 1 Komuby to ostatnie dość jasnem się nie wydało, tego odsyłamy do księgi drugiej Arystotelesowego dzieła o Duszy. — Co tu dla większej ścisłości nazywamy Bytem i Myślą jakiego jestestwa, to u Arystotelesa wyrażone jest przez: δλη i ĺßδďς; (materja i forma), co na jedno wychodzi. — 335 i nie mogące wprawdzie istnieć jedna bez drugiej, lecz nie podniesione jeszcze do żywotnej spójni, nie przerodzone jeszcze w samoistną Jedność nie posiadające jeszcze siebie, — nie żyjące osobie, nie stanowiące więc Osoby. My to tworząc rzecz jaką, nadajemy formę jej materji, i materję dobieramy do jej pojęcia, — gdy tymczasem Duch wszelki, osobą będący, własną formę swoją i własną materję sam z siebie wyrabia, a w miarę tego jakim jest Duchem, rozwija, i żyje właśnie tym wspólnym rozwojem i zarobkiem swoim własnym. Czuje on siebie Zmysłem swoim, świadom jest o sobie Umysłem swoim i działa przez się osobistą Wolą swoją. A tak Byt i Myśl jego są jego własnym Czynem, integralną jego własnością, — gdy tymczasem Byt i Myśl tkwiące w jakiejkolwiek rzeczy, nie są jeszcze zmysłem, ani też umysłem; — jest to Byt obcy i Myśl obca, nie zaś swoje; — a więc nie posiadają się same przez się, są sobie wprawdzie mniej lub więcej immanentne, ale nie stanowią jeszcze transcendentnej przez się istoty, a tem samem nie są jeszcze sobą, — Osobą, — i dlatego właśnie nie są jeszcze sui juris. — Dopiero Duch jest uprawnioną w sobie istotą, dopiero Duch jest istotą transcendentną i immanentną razem, t. j. mogącą się samą przez się odróżnić od własnych żywiołów, będących też żywiołami substancji, i przez które z tąż ogólną substancją współżyje. Ta właśnie transcendentność Ducha stanowi jego nieśmiertelność, — bo to co nie jest sobą, może się zaiste rozpadać i przepadać, ale to co jest sobą, owej sobistości pozbyć się nie zdoła, jakimkolwiek ulega przemianom, tak w Bycie jak w Myśli swojej. — Przemijać mogą materje i formy Ducha, — lecz owa wyrobiona, zapracowana i zasłużona p'rzez się so-bistość, to już jest jus ąuaesitum — to już ontologiczny dowód nieśmiertelności Ducha, δια λουτρού παλιγγενεσία1 jak mówi Apostoł. Duch przeto ma własne swoje ciało, i ma własną swoją duszę i to stanowi właśnie jego istotę duchową, gdy tymczasem rzecz każda jest tylko zależną cząstką Wszechciała 1 Tit. III. 5. 336 i uczestniczką Wszechduszy, jej Byt i Myśl są więc tylko odnośne, zależne, obce, a przez to ona nie jest sobą, nie jest osobą (perse, persona).1 Ci wszyscy przeto, którzy zaprzeczają nieśmiertelności osobistej, degradują osobę na rzecz. Co się dopiero rzekło o rzeczy, t. j. o bytowych stosunkach jestestwa, ßď się również odnosi do czystej myśli, do ogólnie intelektualnych stosunków. Jak każdy Byt nie jest, nie żyje i nie działa przez się, ani też nie wie o sobie, jak każda Rzecz przeto, nie będąc Duchem, Osobą, nie może sobie rościć prawa do prawdziwego, do absolutnego żywota, — tak też i odwrotnie Myśl wszelka, która jest tylko Myślą, a nie Duchem, czyli nie Myślą wcieloną, uosobnioną, jest też także względnym dopiero środkiem, ale nie samym przez się celem. Celem przez się jest tylko Duch, — a Byt i Myśl są tylko jego własnemi środkami. — On jest Życiem samym, a one tylko żywiołami. — Wszak Światło, które w sferze Natury jest reprezentantem Myśli, które jest intelektualnością samej Natury, środkiem wzajemnej świadomości wszech istot zmysłowych, wszak światło, przez które wszystko się widzi, samo nie widzi ani siebie, ani też nic na świecie. Potrzeba dopiero oka, aby widziało, zapomocą światła, ale światło, które daje widzieć, samo nie widzi, które sprawia widomość, samo niewidome. Podobnież i Myśl wszelka, idea nieosobista, nieuduchowniona, jest wprawdzie dla nas, dla duchów, ale nie dla siebie. Mozem 1 Dokładniej byłoby zaiste rzecz tę rodowodnie (genetycznie) wyłożyć i dowieść t. j. doprowadzić szeregiem antropologicznych i psychologicznych wywodów, że Duch jest trzecią i ostateczną potęgą Życia, której pierwo-tnemi potęgami są Ciało i Dusza, — że ciało już samo, jako żywotny orga-nizm, nie jest tylko jednostronnym realnym pierwiastkiem, ale także idealnym, czyli spełnem i syntetycznem jestestwem, acz wcale niedoskonałem, że jest Duchem, ale pogrążonem w Bycie; — że Dusza również jest już synteczną nie zaś tylko antytetyczną istotą, czyli dopiero niższym szczeblem Ducha, pod formą Myśli i Jaźni; — że Duch nareszcie jest syntezą owych syntez, dopełnieniem i spełnieniem tak Ciała jak Duszy. — Lecz aby genetycznie dowieść tego, trzebaby tu całą autropologję, psychologję i pneumatologję przewieść. — Równie więc tu jak i w historycznym rzucie oka na Postęp Ludzkości (Patrz Tom 1. dział drugi i trzeci) musimy stąpać poniekąd po samych szczytach t. j. po celnych wypadkach i takowe jako już dostatecznie skąd inąd wiadome przypuszczać, aby do nowych, dalszych wniosków postępować. — 337 ją sobie nawet personifikować, a przecież personą sama przez się nie będzie, bo może być tylko pomyślaną, ale sama nie myśli. Dopiero Osobistość jest najwyższą potęgą Ducha. Duch więc jest uprzedmiotowanym podmiotem i upod-miotowanym przedmiotem, (czyli subjektem objekt swój w sobie obejmującym i odwrotnie) substancją istniejącą, myślącą i działającą przez się, rozwijającą się w sobie i dla siebie, nie zaś abstrakcją żadną, ani też niczyją, jakoby skazaną na odnoszenie się do jakiegoś niezbędnego dopełnienia, — ale Spełnią samą w sobie, — nie istotą przypadkową, ani też konieczną, — ale owszem wolną, bo w samej sobie cel swój noszącą i tenże z siebie dokonywającą. VIII. Skoro niemasz nic wyższego nad Ducha, skoro Duch jest najwyższem, więc też Najwyższy jest Duchem. — A więc Bóg jest Duchem: đíĺŕěa o δεός — A wielką tę i absolutną prawdę objawił nam właśnie Chrystus w owym ustępie, w którym stanowczo i bez ogródki samą istotę Bożą wyraził,1 — i w której wskazał jakich Bóg pragnie wyznawców. Lecz nie dość nam na tem, iż wiemy, że Bóg jest Duchem. — Zachodzi dalej pytanie: Jakimże Duchem? — Wyraziliśmy tu dopiero jego ogólne znowu miano, aleśmy takowego jeszcze bliżej nie oznaczyli, w sobie samym nie rozróżnili i predykatem żadnym nie opatrzyli. Teraz nam idzie o jakość tego Ducha, — inaczej narazilibyśmy się znowu, jak przy Elohim, na Mojżeszowe pytanie: Jakiegoż Ducha mam braciom zwiastować? jak się ów Duch mianuje? Duch bowiem sam w sobie jest znowu Spełnią, jest znowu rozróżnionym organizmem, jest swoim znowu Światem. — Sam w sobie przeto ma żywioły duchowe, ma organa duchowe, ma szczeble wyższe i niższe, zależące od wyższego lub niższego przeniknienia [πĺďé÷ďďçáéň] owych immanentnych, tak idealnych jak materjalnych żywiołów i doskonalszego ich 1 Joan IV. 24 — porównaj także II Cor. III. 17. 22 338 transcendentności wykształcenia. — Widzieliśmy dopiero, że odnośność i zależność (nieswojskość), jest stanowczą cechą rzeczy, nie Duchów; — ale w sferze Ducha jest także pewna odnośność i zależność, pewna nieswojskość, — ta więc będzie cechą warunkowych, ograniczonych Duchów, — które acz są już sobq, Osobą, — przecież jeszcze absolutnie nie przypadają do siebie, nie istnieją jeszcze doskonale o sobie samych, a tem samem nie stanowią absolutnej osoby. — Człowiek n. p. juści jest Duchem, lecz wzajemne prze-niknienie składowych żywiołów tego Ducha i wykształcenie jego transcendentności jest jeszcze dość niskie i słabe; duch człowieczy nie przenika wprost tajników własnego ciała i własnej duszy, lecz dopiero refleksyjnie poznaje takowe, stawiając je przed sobą, jako objekt, jako coś dla własnej jego myśli obcego. Przez anatomję dopiero dochodzi, co się we własnem ciele dzieje, przez krytykę dopiero, co w rozumie i duszy. — Ani też nie jest jeszcze Duch człowieczy świadomym i samodzielnym twórcą własnego ciała, ale je zastaje, lub bezwiednie entelechją swoją rozwija takowe. — Dualizm przeto jego Myśli i Bytu, lubo już do pewnego zjednoczenia doprowadzony, przecież jest jeszcze za silny, niedość przenikniony, ani dość podniesiony do transcendentnej jedności a przez to jeszcze Duch człowieczy jest ograniczony, t. j. do natury rzeczy poniekąd zbliżający się. — Człowiek jest zaiste Duchem, ale oczywiście nie takim samym jakim Bóg, a więc matematycznie podobnym, ale nie równym. — Są więc i w sferze Ducha niższe i wyższe szczeble, warstwy, stopnie i potęgi. Są duchy podrzędne i główne, środkowe i celne, — mniej albo więcej ograniczone, mniej lub więcej rozwinięte. — Są znowu duchy zbiorowe (kolektywne), których osobistość jest tylko prawna i moralna, a świadomość siebie pośrednia. — Wszak człowiek jest Duchem, — ale i Naród jest Duchem, — Ludzkość jest Duchem, — i Kościół jest Duchem; — ale Bóg nareszcie jest absolutnym Duchem, — Wszechduchem Duchów. — Skorośmy dopiero uznali, iż każdy Duch jest Bytem własnej Myśli, i Myślą własnego Bytu, — wypada z tego oczywiście, iż Duch absolutny jest Wszechmyślą Wszechbytu, albo 339 też, co na jedno wychodzi, Wszechbytem Wszechmyśli. — tem samem zaś jest samoistną i samowiedną Samodziałalności t. j. Twórcą samego Siebie, a Stwórcą i władzcą Wszechświata. — A jako Duch nasz jest samą Istotą naszą, jest sobą samym, — Osobą, — tak też Duch absolutny jest absolutną Osobą, jest Samym-Bogiem. Oto więc mamy istne imię Boga, — imię już nieprzybli-żone zaiste, ani też przenośne, tem mniej dowolnie nadane, ale istotne, — bo z Istoty Jego samej wypływające, — imię wyrażające to czem jest, nie zaś wyrażające tylko wyobrażenie nasze o Nim. To imię zaś niczem innem nie jest, jedno pojęciem odpowiedniem Jego rzeczywistości, (notio Dei realis, adaequata). A przecież jeszcze nam czegoś w tem imieniu brakuje, jeszcze nam zimno i martwo przy jego wymawianiu, jeszcze czujemy iż, choć to imię jest absolutnie prawdziwe, przecież nie jest jeszcze dość szczytne i święte. Myśli naszej może wystarcza, ale sercu naszemu jeszcze zadość nie czyni, woli naszej jeszcze nieprzenika ani podnosi. — Zresztą takie filozoficzne wywody, albo także różniczkowanie istoty Ducha, oraz integrowanie jej w Bogu, mogłoby na długo jeszcze pozostać rzeszom i ludom nieprzystępne. — Objawienie Objawienia czegoś więcej wymaga. Spojrzyjmy na prośbę modlitwy naszej, azali ona przez tkwiącą w niej Myśl Ducha nie pomoże nieudolności naszej i nie wskaże nam wyraźnie, jak Bóg Sam mianowanym być pragnie, — jak się Najwyższy sam mianuje, jakich czcicieli sam pragnie. IX. Co znaczy święcenie się imienia Bożego? Mamy więc absolutne imię Boga, — i mamy Jego Istoty już ogólną definicję. — Czegoż więc dalej jeszcze żąda prośba nasza? — Żąda jeszcze wyraźnie, aby się to imię święciło. — Cóż to znowu znaczy? — co wyraża znowu ten predykat nadany Najwyższemu Subjektowi? — Znaczy właśnie dokładne oznaczenie jakości Jego imienia, a tem samem, niezbędne i najwyższe dopełnienie świadomości naszej o Nim. — 22* 340 Uznaliśmy bowiem dopiero, iż najwyższą Istotą, najwyższą Substancją, a zarazem najwyższym Subjektem jest Duch.1 — Lecz jeszcześmy nie odkryli absolutnego przymiotnika dla tego Ducha, predykatu dla tego najwyższego Subjektu. — Mianowaliśmy go wprawdzie „absolutnym" Duchem, ale to jedynie tylko dla odróżnienia Go od duchów ograniczonych, warunkowych, uczestników wprawdzie Jego natury, stworzonych na podobieństwo Jego, — jak się Pismo Św. z matematyczną nieomal ścisłością wyraża, — lecz niższych istot od Niego, jako względnych, zawarowanych, słowem nie-absolutnych. — Wyrażenie więc „Duch absolutny", choć już prawdziwe, nie jest jeszcze ani dość ścisłe, ani zadawalniające, bo wyraża tylko porównanie, proporcję, jest tylko wyniesieniem Boga nad wszelkie inne Duchy, a więc raczej stopniowem, czyli ilościowem Jego oznaczeniem, ale nie stanowi jeszcze samej jakości tego Ducha, nie otwiera nam jeszcze całego skarbca Jego atrybutów; — mówi nam tylko, że jest najwyższy z Duchów, że jest nieograniczony, bezwzględny, ale nie objawia, na czem ta Jego wyższość i doskonałość zależy, jaka jest Jego virtus. Krom tego nawet jest ów predykat źródłosłownie fałszywy. Absolutum bowiem oznacza coś bezwzględnie oderwanego, a więc znowu choruje na abstrakcję, a żadna abstrakcja nie zdolna jest wyrazić tego, co Paweł Święty nazywa: „Wszystko we wszystkiem". Tu prośba nasza przychodzi w pomoc nieudolności dotychczasowego wyrażenia i wskazuje nam inny daleko lepszy Przymiotnik dla dokładniejszej i godniejszej oznaki najwyższego Rzeczownika. — Ten przymiotnik nad przymiotnikami jest: „Święty". — Prosimy bowiem Boga, aby się imię Jego, „święciło". Co ujrzawszy porzucamy natychmiast zimny i niedołężny przymiotnik „absolutny", — aby uwielbić Ducha tym arcypięknym, arcyprawdziwym i arcydobrym przymiotnikiem, wołając do Niego pełnem sercem: Święty! Święty! Święty! — święć się imię Twoje!... Zaprawdę, dość zastanowić się nad całą pełnią doskonałości zawartą w wyobrażeniu „Święty", aby uznać, iż ze 1 A tem samem dopełniliśmy najwyższego zadania, jakie Hegel w chwili nader głębokiego jasnowidzenia postawił, a nad którem Szkoła jego mozolnie i nadaremnie dotąd rozprawiała: pojąć najwyższą Substancję jako Subjekt. — ob. Appendix. ustęp o Heglu — (przyp. wyd.) 341 wszystkich możebnych przymiotników, ten jest najwyższy, naj-wielebniejszy i najdoskonalszy, bo obejmuje w sobie całą rzeczywistość piękności, prawdy i dobra. — Jeśliby kto zdołał wynaleźć wyższy przymiotnik nad Święty, niechaj go wskaże, — użyjemy go natychmiast ku oznaczeniu najwyższej Osoby. — Lecz nie szukajmy nadaremnie. Gdyby istniał jakowy, byłby go nam Zbawiciel w niniejszej prośbie wskazał i przekazał, byłby go wybrał i użył dla dokładniejszego uwielbienia imienia Bożego, — tudzież dla dopełnienia naszego o niem wyobrażenia, — bo najwyższy predykat najwyższemu Subjektowi przystoi. W takim razie nie byłby nam Zbawiciel mówić polecił: „Święć się imię Twoje", ale byłby inaczej się wyraził, — Lecz świętość jest najwyższą, bo wyczerpuje właśnie wszystkie możne postulaty Ducha, wszystkie jego virtutes tak czynne jak bierne, wyrażając wszelką doskonałość i wielebność i błogość razem, — i dlategoż właśnie, że to wszystko wyraża, nam zapowiedział Chrystus, że Imię Boże święcić się będzie. Jakoż Świętość nie jest tylko doskonałością prostą i pojedynczą, ale już złożoną, organiczną, jest nadto doskonałością w doskonałym już stanie, w stanie zadośćuczynienia, w stanie najwyższej błogości. Jest to więc doskonałość podmiotowa, pomnożona przez przedmiotową, jest doskonałością podniesioną do najwyższej potęgi. — Czem tedy Duch absolutny jest jako istota, tem świętość jest jako jej przypadłość t. j. odpowiednią Spełnią, stanem wymaganym i spełnionym, doskonałym i dokonanym, — status adaeąuatus, perfectus. — Świętość jest więc istnem znaczeniem i celnem przeznaczeniem Ducha, — jego naturą, istotą i celem. — Duch jest właśnie na to, aby był świętym, — powinien być świętym.1 Duch absolutny zaś, jako absolutny, jest świętym, — czyli jest Duchem świętym. Otóż jest zadosyćuczynienie wyżej przytoczonemu zadaniu Ś-go Augustyna,2 t. j. takie uznanie Boga, ażeby nic wyższego, ani świętszego pomyśleć się nie dało. — Jako sub-jekt niemasz nic nad Ducha, jako predykat, niemasz nic nad 1 Pojął to, lub przynajmniej przeczul nader głęboko Terluljan mówiąc: Sanctitas est natura Spiritus. (Monog. 3)· - ob. str. 15. (przyd. wyd.). 342 Święty. — A więc istotnie prośba nasza, wedle dzielnego, ale jeszcze nie wyjaśnionego przeczucia Św. Augustyna, była niczem innem, jedno utajoną prośbą o uznanie Boga-Duchem Świętym. X. Dűch Święty jest spelne, wiekuiste i absolutne imię Boga. Nieci) więc Duch się święci, — niech Duch Święty będzie czczony i uwielbiony, — niech Ludzkość dojdzie do uznania Boga: Duetem Świętym, — nieci) nadejdzie panowanie Duchra Świętego!... oto są mniej więcej różnobrzmienne ale jednoznaczne omówienia naszej prośby, — oto jest wypadek ścisłego, nietylko co do myśli, lecz także co do słowa jej rozbioru, oto jest najszczersze, a przytem najściślejsze, — najwyższe, a jednak najbliższe, — absolutne, a jednak najprostsze znaczenie tej prośby; — prośby, która dotychczas fałszywie tylko pojętą i tłumaczoną być mogła, póki jej tak naiwnie i poprostu brać nie chciano, jak nam podaną została. — Zaiste środka tu niemasz. Albo wyrażenie tej prośby jest zgoła nader dziwaczne, nienaturalne, a nawet nieracjonalne, — albo też jest prorocze, brzemienne i arcydzielne. — Wyśledziliśmy tu za jej przewództwem najwyższe, a dla ducha ludzkiego ostateczne, bo już nie przybliżone, ale stanowcze Imię Boga, z najwyższego rzeczownika i najwyższego przymiotnika złożone, a wyśledziwszy takowe, jakiem jest u siebie i dla siebie, wzywamy i domagamy się, aby się nam święciło, a tem samem odkryliśmy w niej wezwanie i uwielbienie Ducha Świętego. — Teraz więc do wyboru; — albo trzeba przewracać, naginać i gwałcić wyrazy, jak dotąd czynili tłumacze, nie mogąc sobie z tej prośby zdać sprawy, albo też owszem dać im się wiernie i dosłownie kierować i odkryć w ich łonie religijno-społeczną tajemnicę przyszłości! Albo przypuścić, że Zbawiciel niedołężną i chromą podał nam formułę, albo też owszem podziwiać wielkość zawartego i przekazanego w niej Objawienia. — Zaiste między gwałtownem naciąganiem, którego wypadkiem jest czczy i blady komunał, a między prostem zastanowieniem się i naturalnem wytłumaczeniem, którego wypadkiem brzemienne proroctwo, wahać się niepodobna. 343 Tak jest — prośba nasza jest utajonem proroctwem nowego Objawienia, — Objawienia trzeciego Imienia Bożego, trzeciego Jego oblicza, trzeciego Jego momentu, — Objawieniem Ducha Ś-go. Cóż bowiem spostrzegamy? — Oto owo najwyższe, absolutne imię Boga, — owo imię, nad które niemasz i nie może już być wyższego imienia, albowiem wyraża całą Istotę Bożą, — tak, jaką jest u Siebie i dla Siebie i jaką się nam teraz dojrzale objawia, — owo Imię wiekuiste, które było, jest i będzie na wieki, nie jest wcale imieniem nowem, — nie jest wcale nam nieznanem. Owszem czciliśmy je dotąd w Trzeciej Osobie Trójcy Śtej, w trzeciej Bożej Hypostazie. — Mówiąc więc, że samym Bogiem jest Duch Święty, mówimy to, cośmy dotąd ciągle wierzyli, a nawet usty wyznawali, ale czegośmy spełna dotąd nie zrozumieli. — I nie przynosimy zgoła nic nowego, jedno to, co nam Syn Boży sam objawił i w nowym Zakonie obiecał, a co nawet na pierwszej karcie starego Zakonu już wyraźnie stało. Wierzyliśmy bowiem w Niego dopiero jako w trzecią osobę Trójcy Świętej, — jako w trzecią Hypostazę Bożej Istoty, nie mogąc dotąd zdać sobie dokładnej sprawy, ani z tejże Istoty, ani z Jej stosunku do poprzedzających. — A ta trzecia osoba, to była właśnie trzeciem Boga imieniem, trzecim Jego absolutnym Objawem, trzecim Jego do Ludzkości stosunkiem; — trzeci zaś stosunek jest zawsze dopełniającym, spełnym i włącznym (syntetycznym), gdy tymczasem dwa poprzedzające są dopiero zakładającemi, postępowemi i wyłą-cznemi (dialektyczno-antytetycznemi). Trzeci więc objaw Boży miał być dopełnieniem absolutnego istnienia (Bytu) i absolutnego Logos (Myśli), — zjednoczeniem Natury i Idei, czyli: od Ojca i od Syna (Jehowa i Logos) pochodzącym Duchem Świętym. Jest to trina perfectio Dei! — Żądamy więc czci Boga pod jego absolutnie istotnem imieniem, a istotne to imię jest Duch), — i żądamy święcenia tego imienia, t. j. czci Ducha Świętego. — Co gdy nastąpi, chwalić będziemy Najwyższego, wołając z Izajaszem: Wzniesione jest Jego imię!1 1 Excelsum est nomen ejus (Jes. XII. 4). 344 XI. Objawienie Ducha jest dopełnieniem objawień Bożych, jest trze-ciem i ostatecznem z Ludzkością Przymierzem i otwarciem trzeciej Ery świata. W jednym ze stanowczych dni wschodzącego Chrześcijaństwa, — kiedy Jezus Nazareński miał się światu objawić Chrystusem, — wjeżdżał on do Jerozolimy pełen Wiary, Nadziei, Miłości i zawołał do Boga: „Ojcze! wznieś, uwielbij Twoje „imię:1 A przyszedł głos z nieba mówiący: „Uwielbiłem — i je-„szcze raz uwielbią. — A rzesza, która stała i słyszała, rzekła: „Zagrzmiało. A inni rzekli: Anioł doń przemówił. „A Jezus odrzekł im mówiąc: Nie dla mnie ten głos „przyszedł, ale dla Was". — To uwielbione, to podniesione już wówczas imię, to było właśnie drugie imię Boga — Logos, które Ciałem się stawało zamieszkało między nami; — a objawiając to drugie imię przyrzekł Bóg, że je raz jeszcze' podniesie i uwielbi. — Dziś więc znowu, w równie stanowczej przedchwili, — My Ludz kość— wznosim głos do Boga wołając: Boże! spełń obietnicę Twoją! uwielbij znowy Twe imię; podnieś je raz jeszcze, Ojcze nasz, któryś jest w Niebiesiech! — I słyszymy głos z Wszechświata mówiący: Spełniam, wznoszę imię moje, udzielam się Wam, jak się udzieliłem Synowi memu jednoro dzonemu, już nie pod miarą, ale spełna, w Duchu i prawdzie!...3 O witaj Duchu twórczy!... święć się imię Twoje! — (Veni Creator Spiritus — sanctificetur nomen tuum!) Otóż jak w chwili nastania drugiej Ery, tak w chwili wstąpienia ludzkości w trzecią epoką dziejów swoich, trzecie główne Objawienie Boże otwiera jej ten świat nowy i trzecie Boga z ludzkością zawiera przymierze. A trzecie to przymierze, trzeci ten Ludzkości stan, nastaje właśnie przez spełne objawienie trzeciej Osoby Trójcy; — równie jak druga epoka dziejów świata od objawienia drugiej Osoby Trójcy właśnie rozpoczęła się. — A trzecie to przy 1        Joan XII. 28. Vulgata tłumaczy: clarifica nomen tuum. 2        „Znowu" ταλιν, loco citato. Vulgata tłumaczy: Et clarificavi et iterum clarificabo. • Joan IV. 23. 345 mierze staje się ową zapowiedzianą Społecznością Ducha Sgo,1 — równie jak drugie przymierze stało się Kościołem Chrystusa, Społecznością Syna Bożego.2 Przymierze Starozakonne, ograniczone, szczegółowe, wyłącznie ludowe, zniesione zostało przymierzem Nowego Zakonu, powołującem wszystkich} ludzi do moralnego zbawienia, do Królestwa Bożego, ale do królestwa nie będącego jeszcze z tego świata, bo dopiero doń przybliżonego. A dziś dopełniają się te dwa poprzednie przymierza przymierzem trzeciego Zakonu, powołującem znowu wszystkie Ludy do Społeczności Ducha Świętego, do zbawienia już nietylko zaświatowego, ale światowego, — do Królestwa Bożego na świecie3 Dziś więc rozwija się historycznie i dokonywa się rzeczywiście, χáô' Ýíĺńăĺßáí, owa trina perfectio Dei, która dotąd w samych tajnikach istoty Bożej, χáτÜ äýíáěéí spoczywała. — A tak, sama historja nasza okazuje się postępem objawienia Trójcy Świętej i cały żywot ludzkości odbywa się w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. XII. Pierwsza prośba jest prośbą o toż Objawienie. Odmienna jej forma a jednaka treść z Ewangelji Marcjona. Ścisły rozbiór tej prośby doprowadził nas do przekonania, iż treścią jej jest wezwanie i uwielbienie Ducha Świętego. — Lecz rozbiór ten czysto wewnętrzny, zyskałby na zewnętrznej, - na materjalnej nawet pewności, gdybyśmy tak w Piśmie Śtem jako też w zabytkach najdawniejszych podań chrześcijańskich odkryli wyraźne jakie potwierdzenie takowego prośby tej znaczenia, gdybyśmy ślad jakikolwiek znaleźli, iż tak właśnie tę prośbę bezpośrednio pojmowano. — Otóż potwierdzenie takowe rzeczywiście istnieje. — Znajdujemy je naprzód u Łukasza Ś-go w słowach samego Chrystusa do uczni, bezpośrednio po nauczeniu ich Modlitwy wyrzeczonych,4 1        II. Cor. XIII. 13. 2        I. Cor. I. 9. 3 O tem w drugiej Prośbie. 4 Luc. XI. 13. 346 następnie zaś u Tertuljana, który świadczy, iż w Modlitwie Pańskiej wedle Ewangelji Marcjona, pierwsza prośba wyraźne wezwanie o udzielenie Ducha Świętego zawierała.1 Co się tyczy pierwszego świadectwa, Chrystus zadość uczyniwszy żądaniu uczniów, pragnących nauczyć się modlitwy, i dodawszy do tej nauki uwagi nad dzielnością i skutecznością wytrwałej modlitwy, oraz zaręczywszy jej wysłuchanie, kończy temi słowy: „Ponieważ tedy Wy, będąc złymi, „umiecie dawać dary dobre dzieciom Waszym, jakoż daleko „więcej Ojciec Wasz niebieski da Ducha Świętego2 tym, którzy' „oń proszą".3 Z ostatnich tych słów oczywiście wypada, iż w poleconej dopiero co Modlitwie, wyraźna prośba o Ducha Ś-go znajdować się koniecznie musiała, inaczej słusznie uczniowie byliby zarzucili, iż nie widzą powodu ani rękojmi żadnej otrzymania Ducha, skoro im Mistrz o Niego prosić wcale nie zalecił. Implicite przeto w tym ustępie leży już zaświadczenie, iż domaganie się Ducha Ś-go jest pierwszym i naczelnym przedmiotem Modlitwy, ponieważ Chrystus wyraźnie cały cel i szczyt modlitwy w otrzymaniu Ducha Ś-go zakłada. Możnaby zaiste twierdzić, iż nie żadna pojedyńcza prośba, ale wogóle cała modlitwa niczem innem nie jest, jedno prośbą o dary Ducha Ś-go, że wszystkie prośby bądź pośrednio, bądź bezpośrednio do Niego się odnoszą, i zaiste temu twierdzeniu bynajmniej nie zaprzeczymy, bo owszem uzasadnienie jego okaże się z rozbioru każdej prośby z osobna, iż właśnie na Duchu Śtym istotnie wszystkie prośby zawisły. — 1 tak już rozbiór drugiej prośby dowiedzie, iż Przyjście Królestwa Bożego na ziemię niczem innem nie jest, jedno „Sprawiedli-„wością, Pokojem i Radością w Duchu Śtym"4 — rozbiór trzeciej okaże, iż spełnianie Bożej woli, jako w niebie, tak i na ziemi, niczem innem nie jest—jedno istnem działaniem Ducha o-go, Operatio Spiritus, Opus Sanctificationis; — rozbiór czwartej, iż zabezpieczenie chleba powszedniego jest znowu istotnym warunkiem i niezbędnem wymaganiem panowania 1        Adver. Marc. IV. 26. 2        Vulgata tłomaczy: Spiritum bonum, w oryginale tekst brzmi: ôíĺőμá Üăéďí. 3        Luc. XI. 13. 4        Rom XIV. 17. 347 Ducha Ś-go, dbającego nie tylko o Duszę, ale i o Ciało nasze, żyjącego zmysłowo i umysłowo razem, — itd. Lecz równie jak trudno byłoby było Zbawicielowi zawrzeć Zakon i Proroki w sumarycznem zdaniu: „Będziesz „miłował Pana Boga Twego ze wszystkiego serca Twego, ze „wszystkiej duszy Twojej, i ze wszystkiej myśli Twojej... a bliźniego Twego jak siebie samego", — gdyby te dwa celne przykazania nie znajdowały się rzeczywiście wyraźnie i stanowczo (explicite) w Zakonie, — tak też i Modlitwy Swojej nie byłby zawarł w sumarycznej prośbie o Ducha Ś-go, gdyby ta prośba, jako najważniejsza i najpożądańsza, wcale bezpośrednio w Modlitwie ani wytkniętą, ani nawet dotkniętą być nie miała. Jeśli zaś ma się w niej wyraźnie znajdować, gdzież jej szukać, jeśli nie w pierwszej prośbie, kędy wprost o Boga, o Boże właśnie imię i o tegoż imienia święcenie idzie? — Dalsze prośby dalszemi wynikłościami się zajmują, pierwsza zaś do samego pierwiastku się odnosi. Jeśli tedy wątpliwości nie ulega, iż nam Chrystus o Ducha Świętego prosić kazał, toć oczywista, że nam to w wyrazach pierwszej prośby, a nie żadnej innej uczynić polecił. Lecz nie dość nam jeszcze na tej dedukcji, z ubocznej dopiero, acz nader stanowczej wzmianki Chrystusa wyprowadzonej, — potrzeba nam jeszcze ku zupełnemu przekonaniu, bezpośredniego, faktycznego zaświadczenia, iż tak a nie inaczej, pierwszą właśnie prośbę pojmowano, a nawet iż tak ją wyrażano. Dowód na to przytacza Tertuljan z Ewangelji Marcjona. Rzecz tak się ma z tym szczególnym zabytkiem pierwotnego Chrześcijaństwa. — Tertuljan, ścigając Marcjona polemiką swoją, przystępuje w księdze IV. do rozbioru jego Ewangelji, a w niej zkolei, na Modlitwę Pańską natrafia. — W modlitwie tej, po wstępnem wezwaniu „Ojca naszego, który jest w Niebiesiech" następowała u Marcjona, w miejsce naszych kanonicznych słów: „Święć się imię Twoje", prośba tycząca się wyraźnie Ducha Świętego,1 której, acz nie przytacza do 1 W usiłowaniach ku odbudowaniu przez zbieraczy apokryfów z ułamków Ewangelji Marcjona, znajdujemy podany, jako najprawdopodobniejszy domysł, iż ustęp ten tak był wyrażony: Ýëδέτω τό áăßďí πíĺύμá óďő ĺö ήμας: Przyjdź Duchu św. na nas. Patrz: Hahn, Das Evangelium Marcions in seiner 348 słownie Tertuljan, przecież tak ją wyraźnie omawia, iż żadnej wątpliwości o treści niepozostawia. Przystępując bowiem do roztrząsania tej pierwszej prośby, wedle Marcjonowego tekstu, mówi: „Od kogoż tedy domagać się będę Ducha Świętego?" „(a quo Spiritum Sanctum postulem?) i dalej: „Czyż od tego, „który nie daje nawet ducha światowego, czy też od tego, „który stwarza duchy niebiańskie na posłanników swoich, urspriinglichen Gestalt. 1823. — Var. apud Griesbach. hist. text. gr. Epp. Paul. Opusc. II. 125. Codex Apocryphus. Nov. Test. Thilona obejmuje Ewang. Marcjona wedle nowej recenzji Hahna, bez takowej warjanty, wszelako Hahn dodaje w przy-pisku : Loco αγιασδήτω etc. videtur habuisse ÝëδÝôů, quum Tertulianus omissis „sanctificetur etc." scripserit verbis disputationi intextis ideoque in rem mu-tatis: ,,a quo spiritum sanctum postulem?"' Quum vero non omnibus libri nostri, quem de Evangelio Marcionis scripsimus, censoribus ita visum fuerit, noluimus in textum recipere (Thilo C. A. pag. 436). Naszem zdaniem jest, iż musiało tam stać raczej wprost „δός ήμιν το Üăáí πνεϋμα, a to z następujących powodów: 1       Zewnętrzno stylistycznego. Nie móglci stać raz po raz na czele dwóch pierwszych próśb wyraz έλδέτω, gdyż jednostajne takie powtórzenie: „Przyjdź Duchu Sty na nas" i wnet potem: Przyjdź Królestwo Twoje, byłoby zbyt rażące i wcale niezgodne z przedziwną rytmicznością i harmonją Modlitwy. 2       Nadto nie da się przypuścić, aby wnet po wezwaniu Ojca, obracać się miała mowa do Ducha Ś-go, lub też domagać się przyjścia Ducha, bez żadnego względu na Ojca, musiała owszem oratio directa czegoś od Ojca żądać, nie zaś indirecte nadejścia Ducha wzywać. — Toż ostatnie potwierdza Tertuljan, gdy mówi: „od kogoż domagać się będę Ducha Ś-go?" tak jak przed chwilą powiedział: „kogoż więc Ojcem mianować będę". Z których to dwóch po sobie idących zagadnień wypada, iż w Modlitwie wedle Marcjona po wezwaniu Ojca, następowało też żądanie Ducha od niego. 3       Nareszcie, i to najważniejsza, ze względu na wyżej przytoczone słowa Chrystusa u Łuk. XI. 13. które dowodzą, iż w Modlitwie właśnie o dar, o udzielenie Ducha Ś-go chodziło. Te słowa Chrystusowe naprowadzają nas na wniosek: iż warjant Marcjonowy był tylko parafrazą I. prośby, rzeczywiście przez Chrystusa uczniom udzieloną, ale tylko przybliżoną, nie tak dokładną i doskonałą jak ją tekst kanoniczy podaje i tylko dla objaśnienia discursive podaną. — Jakkolwiek bądź, czy w tem czy w owem wysłowieniu, to jedno żadnej nie podpada wątpliwości, iż była wyraźna prośba o Ducha świętego; lecz nawzajem znowu, żadnej nie podpada wątpliwości, iż tak wyrażona prośba, mimo w oczy bijącej wyrazistości swojej, przecież nie tyle i nie tak doskonale wyrażała o co Zbawicielowi chodziło, jak tekst kanoniczny, o czem niebawem przekonamy się w jednym z następujących rozdziałów. 349 „a którego Duch wznosił się nad wodami przed stworzeniem „świata." — Na tych słowach ucina Tertuljan całą polemikę swoją co do pierwszej prośby, i do drugiej prośby o Królestwie Bożem przechodzi. Z krótkiej tej wzmianki przekonywamy się o dwojgu: 1° Że pierwsza prośba Modlitwy u Marcjona była wyraźnem domaganiem się Ducha Świętego, ponieważ Tertuljan zastanawiając się nad nią, powiada: Od kogóż tedy żądać będziem Ducha Świętego? — 2" Że taka osnowa tej prośby, jakkolwiek nie przypadająca dosłownie do kanonicznego tekstu Modlitwy, przecież bynajmniej tegoż nie wykluczała, ani nawzajem wykluczoną nie była, i dlatego też widzimy iż bynajmniej nieo-brażała Tertuljana, — że ją tenże owszem przypuszcza, przyjmuje i wnioski z niej co do Istoty bożej wyprowadza; gdyby zaś ona była zgoła niezwykłą, lub wbrew powszechnemu pojęciu pierwszej prośby, niebyłby omieszkał gorliwy Tertuljan stanowczo przeciw niej wystąpić i twierdzić, iż ona przez ściganego kacerza wymyśloną i podłożoną została. — Skoro więc Tertuljan, który gdzie indziej tak silnie gromi Marcjona i nigdzie mu nie szczędzi zarzutów, bynajmniej przeciwko wyrażeniu tej prośby nie powstaje, skoro nie twierdzi wcale jakoby była sfałszowaną lub niezgodną z tekstem powszechnej modlitwy, skoro owszem przystaje poniekąd na nią i z niej samej uboczny tylko pocisk na wyobrażenie Marcjonowego Boga rzuca, — tem samem przeto trafność i zgodność tej prośby z powszechną świadomością Chrześcijańską zaświadcza. — I nie dziw wcale, iż Tertuljan, tak chętnie Marcjona obwiniający, tu mu bynajmniej fałszu nie nadaje, lecz owszem ku przyjęciu podanej przez niego dla pierwszej prośby formuły się skłania, bo jakżeżby mógł inaczej postąpić w obec tak wyraźnego tekstu, jakim jest wiersz 13. Rozdz. XI. u Ś-go Łukasza, gdzie Zbawiciel wyraźnie zaświadcza, iż w poleconej przez siebie modlitwie jest prośba o Ducha Świętego. A więc istny wypadek powyższego rozbioru, a więc istotne znaczenie prośby naszej, utajone wprawdzie jako misterjum w niepojętym dotąd składzie boskiej modlitwy, wyraźnie nam tu podane zostało! — A więc odkrywamy w jednym z najpierwotniejszych i najbezpośredniejszych pomników Ery Chrześcijańskiej oczywisty dowód, że jeżeli nie wszyscy, to przynajmniej 350 pewna część wierzących i modlących się nietylko tak, a nie inaczej, pierwszą prośbę Modlitwy rozumiała, ale nawet tak, a nie inaczej, tę prośbę wyrażała! — Jakimże więc przypadkiem te tak dobitne na pierwszy rzut oka wyrazy uronione być mogły i w trzęsawisku apokryfów uwięzły, skąd ich zaledwie uboczna wzmianka Tertuljana, mimochodem uratowała? Ja-kiemże prawem na ich miejscu utrzymała się nasza prośba w dzisiejszym swym składzie, który owszem na pierwszy rzut oka tak dalece Marcjonowemu wyrażeniu co do oczywistości i dobitności ustępować się zdaje? Jakiemże prawem, pytamy się, tekst kanoniczny pierwszej prośby nie poszedł raczej do apokryfów, a natomiast apokryficzny, jako jaśniejszy, prostszy i wyrazistszy nie wszedł do kanonu? — Prawem prawdy. — Bo tekst Marcjonowy tylko na pierwszy rzut oka daleko oczywistszym i dobitniejszym się zdaje, ponieważ wyraźnie i oczywiście Ducha Świętego wzywa, co nasza prośba tylko utajonym sposobem uczyniła i do czegośmy dopiero pośrednio na drodze analizy doszli. — A przecież niebawnie przekonamy się, że nasz tekst kanoniczny jest daleko prawdziwszy, głębszy, doskonalszy, dalej sięgający, wewnętrznie pełniejszy, od owego, który tu górować nad nim się zdaje, — że tekst podany przez Marcjona, acz napozór wyraźniejszy, jest owszem tylko przybliżoną prawdą, niedołężnie zastosowaną dopiero do ówczesnych wyobrażeń o istocie Ducha Świętego i Jego tak nazwanem zesłaniu, lecz jeszcze nie absolutnie odpowiednią, bo nie wyczerpuje tej prawdy i nie doprowadza do pojęcia Ducha Świętego, sub specie aeterni, jak to śladem naszej prośby uczynić możemy. Wróćmy się więc do niej, trzymając się wiernie jej śladów i już odkrytych wypadków, aby dalsze jeszcze i głębsze wyśledzić, zachowując sobie porównać z nią znowu tekst Marcjonowy, skoro za jej przewodem więcej odkryjemy wiekuistej prawdy. — Wtenczas spytamy się, który z owych tekstów istotnie na kanoniczność zasługiwał, — który wyszedł bardziej z natchnienia Bożego, który mógł być rzeczywiście przez samego Zbawiciela podany. — A wtedy uznamy, iż jakkolwiek pierwsza prośba Modlitwy naszej podług Marcjonowej warjan-ty napozór zdaje się dokładniejszą, lub przynajmniej jaśniejszą, 351 jednak mniej doskonale wyraża wiekuistą prawdę, a więc musiała być tylko zwichniętą formą poleconej przez Chrystusa prośby. Jakkolwiek jednak skład Marcjonowej prośby okaże się nam wtedy mniej ścisłym i mniej doskonałym od składu prośby kanonicznej, przecież jednorodność i tożsamość treści dwóch tych odmiennych formuł całkowicie uznajemy. — Treścią tą i przedmiotem u obudwu jest istotnie wezwanie Ducha Świętego, — żądanie jego absolutnego Objawienia i absolutnej czci Jego; a zgodność ta treści, choć w odmiennem wyrażeniu, stanowi właśnie całą nieskończoną ważność owego apokryficznego zabytku, tak opatrznie nam zachowanego jedynie na to, aby pod odmienną tylko formą, istotną treść, — a więc znaczenie i przeznaczenie pierwszej naszej Prośby potwierdzić. — Albowiem tak nasza prośba, jako też ta, którą nam Tertuljan z Marcjonowej Ewangelji przechował, niczem innem nie są, jedno prośbą o rozwiązanie największej tajemnicy tak Starego jak Nowego Zakonu, tj. o spełnienie obietnicy Chrystusowej i proroctwa Joelowego, słowem prośbą o udzielenie nam Ducha Świętego Pocieszyciela,1 — o wylanie Ducha Bożego na wszelkie ciało.2 — Z tą tylko różnicą, że formuła Marcjonowa wyraża to żądanie w sposób naiwniejszy, bo dopiero przybliżony i przez to właśnie tylko napozór przystępniejszy, kanoniczna zaś w sposób najściślejszy, najgłębszy, choć jeszcze tajemniczy, jak zresztą wszystkie prośby naszego Pacierza, i dlatego nie tyle z początku przystępny, ile dopiero przez sam postęp nasz ku uznaniu Objawienia Bożego, w całej swej pełni dostępny. — XIII. Czy Duch Święty dotąd nie byt objawionym? Zadatkowanie i przybliżenie Ducha — Zielone Świątki. Znowu trudność daleko ważniejsza od owej, która nas na pierwszy rzut oka zaskoczyła, —trudność już nietylko formalna, ale istotna, bo już nie w składzie wyrazów, ale w samej ich odkrytej dopiero treści tkwiąca. 1        Joan XIV. XVI. etc. 2        Joel II. 28. Wyleję ducha mego na wszelkie ciało. 352 Wyśledziwszy bowiem, co znaczy dosłownie nasza prośba, pytać się nam przychodzi znowu, co znaczy to jej znaczenie, — co znaczy to wezwanie Ducha Ś-go, to żądanie Jego powszechnego panowania i święcenia? — Jakto? prosimy o święcenie się Ducha? — czyliżby to już nie było nastąpiło? — Alboż to Duch Święty jeszcze się nam spełna i absolutnie nie objawił? — Czyliżby więc proroctwo Joelowe, obietnica Chrystusowa, itp. jeszcze dotychczas spełnionemi być nie miały? Zaprawdę, jeszcze nie! — Że Duch Śty od początku Wszech początków istniał i działał, to już na pierwszej karcie ksiąg Rodzaju najwyraźniej czytamy. (Genesis I. 1, 2.) Że więc już przed wszelkim Zakonem, a tem bardziej pod wszelkim Zakonem podnosił ustawicznie Ród ludzkości, ze stanu pierwotnej, niewinnej zwierzęcości, lub winnego zdziczenia, do stanu coraz doskonalszego uspołecznienia, temu nietylko nie zaprzeczamy bynajmniej, ale owszem wyraźnie wyznawamy. Że przez istnego sługę Bożego, Mojżesza, dał mu uczynić pierwszy już kardynalny krok do tego uspołecznienia, a przez istnego Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, któremu udzielił się sam już nie pod miarą, powołał ten Ród ludzki w całości swojej do Sy-nowstwa Swego, a tem samem do stanowczego zbratnienia na ziemi, to również jest istną treścią wiary i przekonania naszego. A pomimo to powiadamy:1 W starym i nowym Zakonie Duch Święty został dopiero zapowiedziany, przybliżony, i zadatkowany.2 — Objawienie zaś i spełne udzielenie Jego, staje się dziś dopiero trzeciej ery świata otwarciem — i trzeciego Zakonu istotą. — Cóżby tedy miał znaczyć nasz Chrześcijański dogmat o zesłaniu Ducha Świętego? — Cóż znaczą nasze śliczne, lube, Zielone-Swiątki, w których to udzielenie Ducha, już jako dokonane obchodzimy? W cóż się nareszcie obróci dotych 1 Słów kursywą drukowanych w tem miejscu niema w rękopisie fprzyp. wyd.) - Dla bezpośredniego objaśnienia tego stosunku Teologom i Dogmatykom z profesji, dosyć tu powiedzieć, że stosunek między Duchem Śtym obiecanym i już założonym w drugim Zakonie, a spełna objawionym w trzecim, jest podobien temu, jaki uznają i stanowią sami, między ëüăďň ëüăďň προφοριχος. đńďöďńéęüň. — co w Rozdz. V. i następnych działu II. niniejszej prośby dokładniej się wyłoży. — 353 czasowa wiara ludzkości w ciągłą i ustawiczną działalność Ducha Świętego? — Mamyż to wszystko za niebyłe uznać, ;— mamyż to wszystko obalić? — Mamyż tej wierze całego Chrześcijaństwa zaprzeczyć? O nie! — Pamiętajcie, że nic nie znosimy ani obalamy, ale owszem wznosimy i dopełniamy, — że niczemu nie zaprzeczamy, ale owszem wewnętrze sprzeczności pojednywamy. — Otóż właśnie teraz dopiero wzniesiemy to wszystko, ustalimy absolutnie to wszystko, — spełnimy to wszystko, święcić będziemy to wszystko. — To cośmy dotąd za działalność Ducha Świętego uznawali, było i jest i zawsze będzie rzeczywiście działalnością Jego, — bo, jak to wnet dokładniej zrozumiemy, Duch Święty jest samym, istnym, wiekuistym Bogiem, który był, jest i będzie, jak to już Mojżeszowi i Prorokom objawił, — lecz działalność owa Jego w ludzkości, dla ludzkości i przez ludzkość, jeszcze nie była doskonałą, jedno dopiero przybliżoną, ponieważ dotąd mimo woli i wiedzy ludzkości, i często wbrew tejże woli, nie zaś przez współdziałanie ludzkości objawiała się, — a przez to samo, dla nas, nie była jeszcze istną i właściwą samodzia-łalnością Ducha.1 — Albowiem działa się zawsze Boża Wola, nietylko w niebie, ale i na ziemi, co przy III. Prośbie uznamy, z tą przecież różnicą, że na ziemi nie działa się jeszcze „jako "w niebie", ponieważ w niebie dzieje się przez wolną wolę wszech Duchów, na ziemi zaś dotąd mimo woli i mimo wiedzy ziemskich Duchów się spełniała. Jako więc samo działanie Ducha Świętego w Ludzkości i dla Ludzkości było dotychczas jeszcze niespełne, niedoskonałe, bo w świadomości naszej jeszcze nieodbite, i przez wolę naszą niepośredniczone, — tak też i owo udzielenie się Ducha Ś-go, któreśmy dotychczas Zesłaniem Ducha Świętego mianowali, było dopiero jego zadatkiem, zapowiedzią, obietnicą, — mitycznym przesłańcem, figurą, lecz jeszcze nie istnem objawieniem, — a Zielone Świątki nasze były dotąd tylko zielonemi świątkami nadziei. 1 O tej samodziatalności Ducha i o różnicy, zachodzącej między działaniem Boga· w Ludzkości, jużto mimo woli, jużto znowu z wolą ludzkości, obszerniej w trzeciej prośbie. — 23 354 Były one takiem świętem zapowiedzi i zadatku w Nowym Zakonie względem Boga-Ducha, jakiem była w Starym Zakonie Pascha względem* Boga-Syna. — Wszakże i pod panowaniem Starego Zakonu obchodzono już Święto Paschy, — a jednak Paschy rzeczywistej, absolutnej dopóty nie było, dopóki nowe objawienie Syna Bożego nie przyszło zamienić Paschy na Wielkanoc. — Ta wielka noc była właśnie przesileniem zamroku ludzkości, — powstaniem nowej świata jutrzenki. — Tak też i pod panowaniem Nowego Zakonu obchodzi -liśmy i dotąd obchodzimy jeszcze Zielone Świątki, a jednak to święto Ducha nie jest jeszcze absolutnem i spełnem jego świętem, i dopóty niem nie będzie, dopóki znowu trzecie Ob-wienie Ducha Bożego nie przyjdzie zamienić ich na Wielki-dzień. Ten wielki-dzień, to właśnie Dzień uwielbienia Syna człowieczego, — a wylanie Ducha na wszelkie ciało. — Pascha była więc dopóty zadatkowem i przybliżonem Świętem wybawienia pojedyńczego, wybranego Ludu, dopóki się nie stała Świętem wybawienia Ludzkości. — Zielone Świątki podobnież są dopóty tylko obchodem zadatkowego wylania Ducha na pojedyńcze wybrane Apostoły, świętem przemienienia i natchnienia pewnych ludzi, — dopóki się nie staną obchodem wylania Ducha na wszelkie ciało, — świętem przemienienia i natchnienia Ludzkości. — A równie, jak przez całe Pogaństwo obiecany Chrystus Mesjasz dopiero nadchodził, — a z Jezusem Nazareńskim stanowczo nadszedł i zamieszkał między nami, — tak też przez całe Chrześcijaństwo, obiecany Pocieszyciel, Duch Święty przychodził, — a dziś dopiero stanowczo się nam udziela, w Ludzkości się objawia i zamieszkuje z Ludzkością. — DZIAŁ DRUGI. Potwierdzenie tych wypadków Pismem Świętem. I. Postępowe objawienie się Boga — Teksty. Dosłownym rozbiorem naszej prośby dotąd wiedzeni, doszliśmy do twierdzenia nowego rozwinięcia stosunków religijnych — i jeśli nie nowego Objawienia, — bo Objawienie już jest spełnione, — to przynajmniej nowego wybuchu przyniesionej przez Chrystusa Prawdy1 i jawnego rozwiązania przekazanych nam przez Niego Tajemnic.2 Lecz takiej doniosłości twierdzenie, bez wszechstronnego potwierdzenia, byłoby tylko budowlą na piasku, — powyższe więc wywody, acz z samej treści Prośby naszej wysnute, wymagają dowodów. — Po takowe, jako w materji Wiary, udamy się naprzód do źródła świadomości religijnej, t. j. do samego Objawienia, — do Pisma Świętego. — Z tego źródła przejdziemy następnie do potoku Tradycji, który jest dalszym samego źródła rozpływem, przeprowadzeniem żywej wody ze źródła Wiary przez niwy świadomości naukowej. — Biegiem zaś przyrodzonym samej Tradycji wiedzeni, mijając pokolei tu pełne życia, tam zaś napozór nieprzystępne, ówdzie znów nader jałowe brzegi, dojdziemy nareszcie do ujścia dzisiejszej filozoficznej świadomości, w którą powoli teologiczna przez szereg wieków wpadała, — uznamy, azaliż to jest wpadnięciem w bezdenną otchłań nieograniczonego i nieogarnionego Oceanu Negacji i Nihilizmu, na jaką dziś zanosić się zdaje, — 1 De Maistre to zapowiada i nazywa: „une nouvelle explosion du Chri-,,stianisme". 2 Co tenże sam wielki badacz i myśliciel nazwał „la Révélation de la „Révélation", 23 356 czyli też przystępnym, bezpiecznym i ożywionym portem, owej Ziemi Obiecanej, (Terra firma affirmationis), do której dwa wielkie szeregi Objawienia Bożego, w Piśmie i w Ciele (Biblja i Natura), od wieków dążyły, — i prędzej czy później, — to już od naszej wolnej, ale dobrejwoli zawisło, — jeśli nie nas samych, to następców naszych niechybnie doprowadzą. Bo sam Zbawiciel nam zaręczył, iż prędzej Niebo i Ziemia przeminą, aniżeli słowa Jego.1 Do tej wielkiej, a dziś właśnie najniebezpieczniejszej, bo już przybrzeżnej i nadskalnej żeglugi, uzbrojmy się ową pełną zaufania śmiałością, do której Paweł Sty nadał nam prawo, gdy rzekł: „Duch wszystko bada — nawet głąbmy Bóstwa".2 — A zmierzywszy, o ile nam sił stanie, tak historyczną jak filozoficzną świadomością owe teoretyczne głębiny, — wylądujemy dopiero na praktyczne niwy i badać będziemy, jakim trybem działania wyrosłe już plony zbierać, a nowych przysparzać nam trzeba. Do źródła więc naprzód, — do Pisma świętego:3 Chrystus Syn Boży zapowiadając odejście Swoje od świata, rzekł:4 16      „I będę prosił Ojca i da Wam innego Pocieszyciela (Pa-„rakleta), który zostanie z Wami na wieki! 17      „Onego Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, „bo go nie widzi ani go zna: ale Wy go znacie, bo „z Wami jest i będzie w Was. 18      „Nie zostawię Was osierociałych; przyjdę (znów) do Was. 1 Marc. XIII. 312        I. Cor II. 10. 3        Teksty, które tu przytaczać mamy, są tak ważne, tak brzemienne, tak pełne, że znowu w niniejszej prośbie, do której mianowicie należą, jeszcze spelna wyczerpane nie zostaną, ale owszem, że doskonale ich zrozumienie dopiero wtedy podobnem się stanie, kiedy wszystkie żywioły przyszłości w mo dlitwie naszej, jakoby in nuce zawarte, rozwinięte zostaną i w świadomość naszą przejdą. Dlatego im dalej żywioły te odkrywać będziemy, tem teksty same coraz doskonalej odkrywać się będą, — coraz więcej w nich znajdziemy, coraz więcej z nich dowodów i siły czerpać będziemy, coraz więcej prawd, które zrazu niepostrzeżone ujdą naszej baczności, na jaw wyjdą i drogę naszą oświetlą. Dlatego też i sami często do podobnych tekstów zwracać się bę dziemy i częściej jeszcze tym, którzy z nami idą, uszedłszy kawał drogi, w tekst spojrzeć radzimy. 4        Joan XIV. 16 — ad finem. 357 19      „Jeszcze maluczko, a świat mnie już nie ogląda, lecz „Wy mnie oglądacie, bo ja żyję i Wy żyć będziecie. 20      ,, W on dzień Wy poznacie, iżem ja jest w Ojcu moim, „a Wy we mnie, a ja w Was. 21      „Któryć się trzyma rozkazania mego, tenci jest, który „mnie miłuje, a kto mnie miłuje, będzie go też miłował „Ojciec mój i ja go miłować będę i objawią mu siebie „samego. 22      „Powiedział mu Judasz, nie ów Iskarjot: Panie cóż to „jest? Dlaczegoż się tylko nam objawić masz, a nie światu? 23      „Odpowiedział Jezus i rzekł mu: Jeżeli mnie kto miłuje, „słowa moje zachowywać będzie, a Ojciec mój umiłuje „go i do niego pójdziemy, a mieszkanie u niego uczynimy. 24      „Ktoć mnie nie miłuje, słów moich nie zachowywa. „A słowo, które słyszycie, nie jestci moje, ale oriego, „który mnie posłał, Ojca. 25      „Tomci Wam powiedział, u Was mieszkając. 26      „Lecz Pocieszyciel Duch Święty, którego pośle Ojciec „w imię moje, onci Was nauczy wszystkiego i przypomni „wszystko, com Wam powiedział. 27      „Pokój zostawuję Wam, — mój pokój dawam Wam, nie „tak jak dawa Świat, ja Wam dawam. Niech więc nie „trwoży się serce Wasze, ani się lęka. 28      „Słyszeliście, żem ja Wam powiedział: Odchodzę i przychodzę do Was. Gdybyście mię miłowali, wżdybyście się „radowali, że idę do Ojca: bo Ojciec większy jest niźli ja. 29       „I terazem Wam powiedział przedtem, niż się stanie: iż' „byście, gdy się stanie, wierzyli. 30      „Już nie wiele z wami mówić będę, albowiem idzie „książę świata tego, a we mnie nic nie ma. 31      „Ale iżby świat poznał, że miłuję Ojca, i jako rozkazał „mi Ojciec tak czynię. Wstańcie, idźmy stąd". Joan. XV. 26. „A tak gdy przyjdzie Pocieszyciel, któ-„rego ja Wam wyślę od Ojca, Duch on prawdy który od „Ojca pochodzi; onci da świadectwo o mnie". Joan XVI. 7. „Ale ja prawdę powiadam Wam. „Potrzeba Wam, abym odszedł: jeśli bowiem nie odejdę, „Pocieszyciel nie przyjdzie do Was; jeśli zaś odejdę przyślę „go na Was". 358 12       „Jeszczebym miał wiele do powiedzenia Wam: ale Wy „teraz znieść nie możecie. 13       "Skoro zaś przyjdzie Duch on Prawdy, tedy Was wprowadzi we wszelką prawdę, — bo nie sam od siebie „mówić będzie, ale co usłyszy to powie i co będzie „przyjść miało, oznajmi Wam. 14       „Onci mnie uwielbi, albowiem z mojego weźmie i objawi „Wam. Postępowe objawianie się Boga Ludzkości jest oczywistym wypadkiem tych przeważnych tekstów — Distingue tempora et concordabit scriptura. — Chrystus, który nowe światło na ziemię przyniósł, — zapowiedział też dalsze, zupełne światła tego* rozwinięcie. — Chrystus, który przyniósł pokój, ale nie taki, jaki świat dawa, (bo On nie z tego świata, ani królestwo jego teraz nie jest z tego świata,1 a nadchodzące Książę tego świata nic u niego nie ma) — Chrystus, który uczniom swoim ucisk w świecie zapowiedział, przyrzekł też, że ich na długo osierociałemi nie zostawi, że im Pocieszyciela (Parak-leta) zeszłe. — Lecz onego Pocieszyciela, onego Ducha Prawdy, który ma Ludzkość we wszelką Prawdą wprowadzać, który ma całą przyszłość ludzkości odsłaniać, który ma dostatecznie dokonać Objawienia i uwielbienia Chrystusowego, z Niego wszystko biorąc, by dać świadectwo o Nim, — i okazać jawnie, iż On jest w Ojcu i my w Nim i On w nas, — słowem, że Bóg jest Duchem Wszechświata, — wszędobecnym i współ-czynnym, „z którego, przez którego, — i w którym jest wszystko",2 — onego tedy Ducha naonczas świat ani ujrzeć, ani przyjąć nie mógł, bo do tego naonczas nie był świat jeszcze dojrzały. — Chrystus, który to nowe naówczas objawienie przyniósł, oświadczył zarazem, iż nie wszystko jeszcze objawić może, acz wiele miałby jeszcze do powiedzenia, bo dodał „teraz „znieść nie możecie". — Ów zaś Duch Święty, który objawić się ma, dopełni posłannictwa Jego, — z Chrystusowego weźmie i na jaw wyda, co jeszcze wówczas ukrytem pozostać musiało, — i co będzie przyjść miało, oznajmi nam. — 1        Patrz drugą Prośbę. 2        Rom. XI. 36. 359 II. Zarzuty kościelne. — Dalsze teksty (Rozdz. II i III). —        „Tak jest — odpowie Dogmatyka kościelna — „to „wszystko prawda — ale już dawno spełniona. Duch święty „już nadzwyczajnie i bezpośrednio Kościołowi Pańskiemu w oso„bie Apostołów udzielony został, i oprócz tego zwyczajnie „ i pośrednio ciągle mu się udziela". — —        Jako żywo! — Równie teksty powyższe, jako też te, do których niezwłocznie przejdziemy, dowodzą najwyraźniej, iż obietnica Chrystusowa, nietylko spełnioną wówczas nie została, ale nawet spełnioną być nie mogła. — A naprzód, wszakci wyraźnie oświadcza Chrystus, iż świat onego Ducha przyjąć jeszcze nie może, i tylko Apostołom ujrzenie jego bezpośrednio zapowiada. — Miałżeżby sam ów świat niezdolny i niedojrzały, w ciągu dni pięciudziesięciu tak dalece dojrzeć i uzdolnić się? — A jeśliby kto twierdził, iż łasce i wszechmocności Bożej nic nie jest niepodobnem, pytamy, czemuż to niepodobnem było przed pięćdziesięciu dniami i czemu Chrystus wówczas powiedział, iż świat przyjąć Go nie jest w stanie. — Albo też, miałożby właśnie samo owo zesłanie Ducha Ś-go sprawić zdolność jego przyjęcia, czyli inaczej sama już spełniona rzeczywistość sprawić dopiero możność spełnienia? — Przedziwna zaiste byłaby to logika, — goniąca poniekąd rozumowanie owego, który twierdził, iż dopóty do wody iść nie może, dopóki się pływać nie nauczy! — Nie chcemy nikogo o takową posądzać, — ani przypuszczać, by takową Zbawicielowi podsuwać chciano. — Jeżeli tedy Zbawiciel Apostołom swoim, owym wybranym uczniom, tem bardziej przeto wszystkim innym ludziom powiedział, iż to co im ma Duch Pocieszyciel objawić, tegoby jeszcze znieść nie zdołali, to zaiste dlatego, iż wiedział doskonale, jaki obszar kolei i przeobrażeń miała jeszcze przebyć Ludzkość, zanimby się usposobiła do przyjęcia i odsłonienia owych ostatecznych tajemnic Pocieszycielowi do rozwiązania przekazanych, a przez Chrystusa dopiero zwiastowanych i zapowiedzianych. Bo wiadomo było za prawdę cierpiącemu Mesjaszowi, że tylko przez szkołę trudu, cierpienia i zasługi dojść zdoła ród ludzki za Jego przykładem i przewodem, do przeznaczonego Wyzwo 360 lenia i obiecanego Pocieszenia; — bez przebycia zaś owej szkoły, jako żywo takowego znieśćby nie zdołał. Przy rozbiorze tekstów ściągających się do Królestwa Bożego, a więc przy drugiej Prośbie uznamy, jak wyraźnie Chrystus ów długi ucisk i wiekowe „ociąganie się Pańskie" ze spełnieniem obietnic Swoich, z dotrzymaniem wszech zaręczeń Swoich, przepowiedział; — jak uczniów swoich zawczasu o tem przestrzegał, „aby się uwieść nie dali", — aby do cierpienia i cierpliwości, powołani, w niecierpliwość nie wpadali. — Podobnież tutaj z przepowiedzeniem Pocieszyciela postępuje, — onego Pocieszyciela, który Go samego ma uwielbić — z Niego wziąść i światu objawić, — przyszłe rzeczy odkryć — i we wszelką Prawdę ród ludzki wprowadzić. — Zastanówcie się tylko szczerze, Wy wszyscy, którzy to wszystko za spełnione już poczytujecie! Jestżeż dotąd Chrystus doskonale uwielbiony? Poznanie i uznanie Syna człowieczego doszłoż już do całego obszaru ziemi? A tam nawet, gdzie Ducha ludzkiego wskroś przejęło, jestżeż uwielbienie Jego doskonałe? Nie ubliżająż Mu zarówno ci, którzy nietylko Jemu samemu, ale i Namiestnikowi Jego bodaj nie pogańską cześć wyrządzają, jako też ci, którzy Mu przenajświętszej dostojności wcielonego Bożego Słowa odmawiając, za wielką już łaskę poczytują, jeżeli Go w poczet dobroczynnych filozofów i prawodawców ludzkości umieszczą? — O dzieci! dzieci z obu stron! — jakżeż Wam daleko jeszcze do wyrostu na mężów Przyszłości! i jakżeż zarozumiałością własną, a niewyrozumia-łością dobrej nowiny (Ewangelji) sami się przyczyniacie do opóźniania jej nieochybnego zwycięstwa! — A zwycięstwo to już bliskie, — byleśmy go sami nie od pychali upornem dziś przedłużaniem wyczerpanej już przez ubiegłe wieki walki.      III. I jakżeż mogło nastąpić dotąd owo zapowiedziane „przyszłych rzeczy odkrycie", póki samo prawo postępu Historji ipso facto się nie odkryło, przez przystąpienie do Trzeciego Świata wieku — i wstąpienie w trzecie Boże przymierze! — Gdzież mogło być owo obiecane „we wszelką prawdą wpro 361 wadzenie", póki się sama prawda nie spełniła przez przejście Myśli w Czyn, — przez postęp od wcielonego Słowa aż do wylania Ducha na wszelkie Ciało! Lecz nie wyciągajmy jeszcze dalszych wynikłości, dopóki założeń wszelkich nie poznamy, — i dlatego dozwólmy dalej samym tekstom stosunek ten coraz dokładniej wyjaśnić i dowieść nam, że parakletyczne obietnice Chrystusa dotąd są tylko zadatkowane, ale jeszcze nie spełnione. - Wszakżeż widzieliśmy, że Juda (nie Iskarjot) spytał się Zbawiciela, dlaczego tylko Apostołom objawić się miał, a nie Światu, z którego to zapytania oczywiście wynika, iż sami Apostołowie szczególnego dopiero i cząstkowego (zadatkowego) tylko, nie zaś ogólnego udzielenia Ducha świętego spodziewali się. — O jakżeż to głęboko i prawdziwie pojął Paweł Śty, kiedy powiedziawszy w liście do Rzymian, iż całe stworzenie wzdycha i boleje społem, dodaje: „i nietylko owe rzeczy, ale i my, którzy mamy pierwiastki (początki) Ducha,1 my sami w sobie jęczymy, oczekiwając przysposobienia Synów Bożych, to jest odkupienia ciała naszego". — Do tekstu tego nieraz wrócimy, aby rozwinąć bogaty splot prawd w nich zawartych, a w innych prośbach rozwiązanie znajdujących, tu zaś idzie nam tylko o uznanie, iż Sty Paweł już po tak zwanem zesłaniu Ducha Św., a które rzeczywiście było dopiero przejęciem samych Apostołów Duchem Bożym, — jako figura powszechnego przejęcia nim ludzkości, — przyznaje, że Apostołowie dopiero pierwiastki Ducha otrzymali i że całe stworzenie wzdycha i boleje społem oczekując jeszcze dalszego przysposobienia? — A jeśliby powyższe teksty jeszcze niedostatecznemi zdawać się mogły, — jeśliby zagadnienie Judy i zapowiedź Pawła , jeszcze nie starczyły do przekonania nas, iż objawienie Ducha dopiero w pierwocinach samym Apostołom, jako tylko zadatek 1 Primitias spiritus habentes Rom. VIII 23. - Dogmatyczne rozwinięcie tekstu tego Ś-go Pawia, spotykamy u Ś-go Augustyna w następującym zdaniu: "Primitias itaque spiritus nunc habemus, „unde jam filii Dei re ipsa facti sumus; in caeteris vero spe sicut salvi. „sicut innovati, ita et filii Dei; re autem ipsa, quia nondum salvi, ideo „nondum plene innovati, nondum etiam filii Dei, sed filii saeculi (De nupt, et concup. I. 31). Ustęp ten zachowajmy sobie w pamięci; przypomnimy go sobie jeszcze nieraz, a mianowicie przy siódmej prośbie, teraz zaś badajmy dalej samo Pismo. — 362 dalszego przysposobienia całego stworzenia udzielone zostało,— jeżeli jeszcze dosłowniejszych potrzeba na to dowodów, odwołamy się do innego, jeszcze wyraźniejszego tekstu Ś-go Pawła w liście do Koryntjan, gdzie stoi: „A kto nas stworzył ku temu „jestci Bóg, który nam też dał zadatek Ducha"1 — lub na innem miejscu: „który naznaczył nas i dał nam zadatek Ducha w serca „nasze".2 — A znów gdzieindziej: „aby na pogany przyszło bło-„gosławieństwo Abrabamowe w Jezusie Chrystusie, abyśmy Obietnicą (zapowiedź) Ducha wzięli przez wiarą"3 — Albo też nareszcie w liście do Efezów: „w Ewangelją Zbawienia waszego „uwierzywszy, naznaczeni jesteście owym Duchem Obietnicy „Świątym,4 który jest zadatkiem dziedzictwa waszego, aż ku „wolności powiedzeni bądziemy, — ku czci chwały Jego". — Teksty ostatnie znowu do owych brzemiennych należą, które dopiero po odsłonięciu treści wszystkich prośb pacierza, dostatecznie zrozumieć i ocenić można, a do których tem samem po kilkakroć wracać się będziemy, aby wyczerpnąć wszystko, co zawierają. — Jakoż w tekście tym wskazana jest poniekąd treść trzech pierwszych prośb naszego pacierza. — Wszakże o Ducha obietnicy prosi właśnie pierwsza, — o Dziedzictwo to nasze prosi druga, — o Wolność nareszcie prosi trzecia prośba, — a to wszystko ku czci i chwale Bożej. — Boć właśnie święcenie się absolutnego imienia Bożego jest niczem innem, jeno spełne objawienie Ducha, będącego dla nas dotąd Duchem Obietnicy, — i Obietnicą Ducha. — Boć przyjście Królestwa Bożego niczem innem nie jest, jedno isto-tnem odziedziczeniem owego dziedzictwa naszego, dotąd tylko przybliżonego i zadatkowego, a więc obiecanego, lecz mającego stać się naszym rzeczywistym udziałem. — Bo spełnienie się nareszcie Bożej woli „jako w Niebie tak i na ziemi" jest właśnie także dostąpieniem owej prawdziwej wolności, do której dotąd wzdychamy tylky i dążymy, — a do której właśnie przywiedzeni być mamy, ku czci chwały Bożej. — Lecz o tem tylko nawiasem wspomnieć tu możem, aby wskazać jak dalece 1        αρραβώνα τού πνεύματος. Zadatek, zaliczenie II. Cor." V. 5 2        Π. Cor. I 22. 3        G dat. III 14. 4        τψ πνεύματι τής έπαγγελιας τψαγιψ. Spiritu promissionis. sancto. (Ephes. I. 13, 14.) 363 prośby modlitwy naszej same z siebie rodzą się i pochodzą, jak się między sobą wiążą, tudzież jak przedziwnie do przeważnych tekstów Pisma przypadają; wracamy zaś do samego przedmiotu niniejszej prośby t. j. do Ducha, — onego nazwanego tu dopiero Duchem obietnicy, czyli zapowiedzenia, — oraz dopiero zadatkiem dziedzictwa i wolności naszej. Ze wszystkich tych tekstów oczywiście wypada, iż w pier-wotnem Chrześcijaństwie, a więc po udzieleniu Ducha Ś-go Apostołom, spełne objawienie Ducha Świętego jeszcze za rzecz przyszłą poczytywano ; że posiadano dopiero obietnicę Ducha, — obietnicę zaręczoną słowem Chrystusa i stwierdzoną już zadatkiem w sercach Apostołów złożonym, ale jeszcze nie spełnioną, — że przeciąg czasu od odejścia Zbawiciela aż do stanowczego nadejścia Pocieszyciela za czas przejścia i próby, ucisku i oczekiwania, bólu i cierpienia uważano; — że nareszcie te zapowiadające pierwiastki Ducha dawały właśnie niezbędną siłę do znoszenia obecnego ucisku i boleści przejścia, a nadal najbłoższe nadzieje Pocieszenia, rościć dozwalały.1 IV. Zapowiedziana cześć Boga ,,w Duchu i Prawdzie". A tak skoro ziszczą się powyższe oczekiwania Pawła Świętego, — skoro ziszczą się nadzieje tego uczestnika zadatkowanego już Ducha, w on czas dopiero spełnią się też owe brzemienne słowa Jezusa Chrystusa: „Lecz przyjdzie chwila, — ,,i jest już, — kiedy prawdziwi czciciele czcić będą Ojca w Duchu ,,i Prawdzie, — albowiem takich właśnie pragnie Ojciec czci-,,cieli. — Duchem jest Bóg, — trzeba więc czcicielom Jego czcić Go w Duchu i prawdzie".2 1        Dalsze jeszcze potwierdzające i dowodzące tego teksty, jako odnoszące się bardziej do Królestwa Bożego, aniżeli do Ducha Ś-go, przy następnej prośbie; — tu ograniczyć się musimy jedynie do tych, które wyraźnie i spe cyficznie do pierwszej Prośby się odnoszą, i te nam przedewszystkiem wyczerpnąć wypada; — inaczej sama obfitość pomocniczych tekstów, które na właściwem miejscu zadanie z nowej strony objaśnią, stałaby się owszem, — odwodząc nas na ubocze, — powodem zaciemnienia. 2        Joan IV 9-3. 24. — Porównaj też H. Cor. III. 17, gdzie wielki Apostoł ludów, rzekł: „Pan jest Duchem, a gdzie jest Duch Pański, tam jest wolnosc . — 364 Gdyby godziło się wprowadzać jakiekolwiek stopniowanie między słowy Objawienia, gdybyśmy nie byli świadomi organicznego węzła wiążącego pojedyńcze teksty i stanowiącego ich wzajemną względem siebie zawisłość, ważność, godność i spółpomoc, — tak dalece, że i te które się najmdlejsze wydają, potrzebne są dla wzmocnienia lub dopełnienia innych, — powiedzielibyśmy chętnie, iż tekst ostatni jest dogmatycznie najważniejszym z całego Pisma. — Cóż bowiem może być ważniejszego i wyższego dla Wiary naszej nad jasne odsłonienie Istoty Boga, — nad mianowanie Jej bez ogródki, bez przybliżenia i przenośni, tem, czem właśnie jest u Siebie, i nad wskazanie przytem, na czem zależy normalny stosunek istot zależnych od Niego, co prawdziwą cześć Jego stanowi. — Zaprawdę objawia się nam tu Sam Bóg bez ogródki, i niedość jeszcze na tem, objawiwszy się czem jest, — objawia nam, jak Go czcić mamy, — jaki być ma związek nasz z Nim (Religja), — słowem jakiej religji Bóg pragnie/... Religji Ducha i Prawdy! — Lecz postępujmy zwolna. — W tem miejscu jeszcze niedość jesteśmy przysposobieni do objęcia całego ogromu, całej dobitności, całej szczerości powyższego tekstu. — Niebawem jednak odsłoni się on nam w całej swojej jaśni. — Z tych przeto wyżyn Objawienia, ku którym ledwo dopiero spoglądać możemy, lecz do których za każdym krokiem coraz bardziej się wznosim, — zwróćmy na chwilę uwagę na egzegetyczną drobnostkę, — i zastanówmy się cokolwiek nad rażącą napozór sprzecznością, rozpoczynającą powyższy ustęp. — Chrystus w nim powiada: „lecz przyjdzie godzina — i jest już"... itd. — Jakżeż to rozumieć? Jeżeli dopiero przyjdzie, toć nie jest jeszcze, a jeżelić jest już, to jużci przyjść nie potrzebuje. — Ta rzeczywista sprzeczność staje się tylko pozorną, owszem nawet w przedziwną składnię się zamienia,· skoro tylko powyższe prawdy o zadatku i pierwiastkach obiecanego dopiero Ducha dokładnie pojmiemy. — Chrystus, który przybliżył Królestwo Boże,1 przybliżył też dopiero Objawienie Ducha Świętego t. j. udzielił nam dopiero pierwiastki i zadatek Ducha, a przez to dopiero zapowiedział 1 Mat. X. 7. Luc. X. 9-11. O tem przy drugiej prośbie. 365 i obiecał tak rzeczywiste i zupełne nadejście Królestwa, — jako też rzeczywiste i zupełne święcenie się Ducha. — Co rzeczywiste nadejście Królestwa Bożego znaczy pod względem polityczno-socjalnym, to samo święcenie się Imienia Bożego, czyli uznanie Boga w Duchu i prawdzie znaczy pod względem religijnym. - Jak więc Zbawiciel słusznie wyrzekł, iż przybliżyło się Królestwo Boże, założywszy takowe we wnętrzu naszem, tak też miał prawo powiedzieć, iż przyjdzie godzina i jest już, w której Bóg Duchem Świętym uznany zostanie. — Z Nim bowiem właśnie przyszła już godzina zadatku i zapowiedzi, — Przybliżenia i Pierwiastku, — lecz przyjdzie znowu godzina spełnienia i udzielenia. — Przyjdzie więc ta godzina, choć jest już, bo już jest pod miarą, a nadejdzie spełna. — A tak znika sprzeczność powyższego zagadnienia przed porządnym trybem, znika zagmatwanie przed dziwną harmonją Objawienia. — Zadatek więc Ducha (Üρραβών). — pierwiastki Ducha (pri-mitiae), — oto było dotychczasowym wybranych udziałem. — Lecz jakżeż daleko jeszcze od Obietnicy do jej Spełnienia, — od Zadatku udzielonego Apostołom, do Zstąpienia Ducha Świętego na Ludzkość, — do wylania Ducha na wszelkie Ciało.1 — V. Dalsze zarzuty kościelne. — Tradycja Ducha. — Bierzmowanie. Tu odrzekną znowu dzisiejsi Teologowie kościelni: „Zadatkowanie Ducha jest już jego udzieleniem ludzkości, wszakże „otrzymane bezpośrednio przez Apostołów pierwiastki już przekazane zostały całemu Kościołowi. — Wszakci nakładanie „rąk przy święceniu Duchownym, jest właśnie środkiem, for-„mułą, symbolem dalszej Ducha tradycji, a nauka udzielona „wierzącym i Sakramenta kościelne, a w szczególności Sa-„krament Bierzmowania, są właśnie środkami ciągłego i po-„średniego Ducha udziału. Skoro więc Kościół jest już w powsiadaniu Ducha przez tradycję, skoro Biskupi otrzymali cha-„risma veritatis w dziedzictwie Apostolskiem, — a zgromadzenie wiernych staje się ciągle uczestnikiem darów Ducha „przez działalność duchowną, skądżeż powstać może nadzieja Effundam Spiritum meum super omnem Carnem. Ioel. II. 28). 366 „nowego jego nadejścia? — Przecież non bis in idem; przecież „kto za wiele chce dowieść, niczego nie dowodzi!" Tak jest — to ostatnie zdanie zupełnie podzielamy, i przez» to właśnie uznajemy, że dzisiejsi Teologowie powyższym wnioskiem niczego nie dowodzą, bo sami za wiele dowodzą; że taki czyniąc zarzut zamiast wydobycia się ze sprzeczności jeszcze w większą się zawikłają, — albowiem przez to samo zaprzeczyliby nawet potrzebie i rzeczywistości wielkiego factum: zstąpienia Ducha na Apostoły w dzień pierwszych Zielonych Świątek. — Jakoż, jeżeli Duch Święty nie ma się udzielić całej Ludzkości jedynie dla tego, że się już udzielił Apostołom Chrystusowym po odejściu Zbawiciela, — z jakiegoż powodu udzielił się On tak uroczyście tymże Apostołom po odejściu Chrystusowem, kiedy już poprzednio byt im udzielony przez Chrystusa, przed jegoż odejściem? — Przypomnijmy sobie bowiem, że zanim nastąpiło to wielkie religijne factum, które w Zielonych Świątkach obchodzimy uroczyście, już Chrystus osobiście tchnął był na Apostoły Swoje mówiąc: „Przyjmijcie Ducha Świętego",1 — który to akt znowu, jako zadatek, odpowiada zupełnie dalszej kościelnej Ducha tradycji. — Otóż, jeżeli Chrystus jeszcze za pobytu Swego na ziemi, udzielił już Ducha Świętego Apostołom owem tchnieniem Swojem, pocóż go im po odejściu Swojem uroczyście znów zesłał? A jeślić zesłał, to owo tchnienie było znowu tylko zadatkiem dla samych Apostołów, tak właśnie jak późniejsze zesłanie na same Apostoły, było tylko zadatkiem spełnego udziału dla całej Ludzkości. — Kościelna tedy tradycja Ducha niczem więcej nie jest jedno analogon owej pierwotnej tradycji od Chrystusa na Apostoły. — Jeżeli więc podobne zadatkowe udzielenie Ducha ma być dostateczne i ostateczne, jeżelić przystać mamy na zdanie non bis in idem, a przez to opuścić nadzieję przyszłego, rzeczywistego, spełnego i absolutnego zesłania Ducha Świętego na Ludzkość, i wylania Ducha na wszelkie Ciało, to także opuścić musimy wszelką wiarą w przeszłe zesłanie Ducha na same Apostoły, boć wedle powyższego twierdzenia, byłoby takowe, jako bis in idem, już zbytecznem. — Wszakże skoro Apostołowie wzięli 1 Joan XX. 92. 367 Go już wskutek Chrystusowego tchnienia, o czem nam Sty Jan zaświadcza, toć nie potrzebował się im znów po drugi raz udzielać w owych językach ognistych, o których w dziejach Apostolskich czytamy. — Jeśli zaś pierwsze udzielenie było tylko figurą i przepowiednią rzeczywistego Zstąpienia na wybrane Apostoły, jak to sam Kościół uznaje, — tedy znowu owoż zesłanie na wybrane Apostoły, było tylko figurą i przepowiednią rzeczywistego objawienia si'ę Jego całej Ludzkości, — zadatkiem zesłania Go na wszelkie Ciało. Tak więc ów czyn Chrystusów, podany nam u Jana Świętego, słusznie poczytać można za ubierzmowanie Apostołów, bo zupełnie odpowiada dotychczasowemu zwyczajnemu kościelnemu udzieleniu Ducha przez Sakrament Bierzmowania, lub święcenie duchownych. A przecież akt ten symboliczny uzupełnić się musiał nadzwyczajnym aktem rzeczywistego zesłania Ducha Świętego na już ubierzmowane Apostoły, a ten nadzwyczajny akt, który ich przejął niesłychanemi dotąd silami (virtutibus), był znowu tylko cząstkowym, bo na drobnej liczbie wybranych osób ograniczającym się zadatkiem spełnego Ducha dla całej Ludzkości objawu, doskonałego wszystkich ludzi Duchem Świętym odrodzenia. Nie zechcą zapewne obstawać Teologowie za owym argumentem, iż udzielenie Ducha Świętego wybranym Apostołom, już tem samem udzielenie Jego wszystkim ludziom ipso facto stanowiło. Nie zechcą tego tem bardziej, iż owszem skorzy są zwykle do odróżniania wybranych Apostołów od reszty powołanych i nieraz tam nawet różnicę upatrują, gdzie takową najtrudniej przypuścić. I tak n. p. gdy chcąc dowodzić prawości Eucharystji pod jedną postacią, wbrew wyraźnemu oświadczeniu Zbawiciela, który też wszystkim pić z kielicha polecił,1 powiadają Teologowie, iż ten nakaz tylko do przytomnych się ściągał, — i t. p. Tu zaś, gdzie oczywiście Duch Śty tylko przytomnym Apostołom się udzielił, acz wedle przepowiedzenia miał być wylany na wszelkie ciało, miałżeżby ów symboliczny a tak ograniczony akt wystarczać do spełnienia największej Obietnicy tak Starego jak Nowego Zakonu! Miałżeżby wykluczać już raz na zawsze pełne i powszechne Ducha Świętego Objawienie? 1 Matih. XXVI. 27. 358 VI. Spełnienie Obietnicy Ducha. — Jej stosunek do Obietnicy dawnych Zakonów. — Przejście Epoki Chrześcijańskiej w Epokę Parakletyzmu (Rozdz. VI i VII). Uznajemy więc, że cały dotychczasowy dogmat o Duchu Świętym był i jest jeszcze do tej pory mistycznem przepowie-dzeniem, symboliczną figurą, zadatkowaną tajemnicą, ale jeszcze nie istnem i dopełnionem Objawieniem. — Równie jak przy drugiej Prośbie uznamy, iż Królestwo Boże było do tej pory już przybliżone, opowiedziane, i założone w nas zostało, ale jeszcze nie nadeszło, jeszcze się nie stało oczekujących dziedziców udziałem, — i dlatego to do tej pory słusznie błagamy Boga, o przyjście Królestwa jego. Prośba zaś pierwsza naszej modlitwy ma właśnie na celu owej zapowiedzi, co do Ducha Pocieszyciela, dokonać, figurę uistotnić, misterium objawić, Obietnicy dopełnić. — Przez spełnienie przeto naszej pierwszej prośby, zadatkowany dopiero Duch obietnicy stanie się udzielonym i objawionym Duchem Świata, — a Zielone Świątki nadziei staną się Dniem radosnym Obdarzenia. Ten to dzień gdy niebawnie nastąpi, stanie się takim dniem panującym, takim dniem nad dniami1 takim spełnym, doskonałym dniem,2 jakim dotąd dla całej Ery Chrześcijańskiej, było święto Zmartwychwstania Chrystusa. — Bo też to będzie święto Zmartwychpowstania Ludzkości! Ten to dzień będzie dopiero otwarciem trzeciego świata okresu, — okresu dopełniającego i spełniającego, — okresu wolnego dokonania tego wszystkiego, co dotąd Ludzkość dopiero poczuła lub pojęła, czego w trudzie i ucisku dotychczas oczekiwała, jako zapowiedzianego Dziedzictwa i Pocieszenia. Boć uznamy już przy II Prośbie, że nadejście Społeczności Ducha Świętego, a nadejście Królestwa Bożego jest jedno i to samo, jak to już Paweł Śty dzielnie wskazał, gdy rzekł iż Królestwo Boże nie jest niczem innem jedno: „Sprawiedliwość, Spokój i Radość w Duchu Świętym",3 i jak to sam Zbawiciel jeszcze dobitniej zapowiedział, gdy oświadczył, 1 Âáóéëσσα τών ήμερν ŢńÝρá (Grzegorz Naz.). 2 Proverb. IV. 18. 3 Rom XIV. 17. 369 iż nikt nie wejdzie do Królestwa Bożego, ktoby się z wody i z Ducha nie odrodził.1 — Otóż pierwsze odrodzenie, pierwsze przesilenie Ludzkości było z Wody, — t. j. przez Chrzest, w imię Chrystusa, — który obmył Świat ze sprosności Epoki Natury i drogę otworzył do Królestwa Bożego, — a drugie odrodzenie, drugie niezbędne przesilenie, aby wkroczyć do Królestwa Bożego, ma być z Ducha, w imię Parakleta, — który przychodzi na świadectwo Chrystusowe, aby dopełnić wszystkiego, cokolwiek Chrystus zapowiedział. A tak rzeczywisty tryb Objawienia Trójcy Świętej nie-tylko wiecznie, w samych tajnikach Bożej Istoty, ale też w świecie i dla świata docześnie wypełnia się. A Ludzkość jak w Słowie i Ciele (w Piśmie i Naturze), tak też i w Czynie t. j. w całej Historji swojej uznaje Bożego żywota zwierciadło. — Przez przyszłość swoją rozumie całą przeszłość, a przez przeszłość, przyszłość. — I oto rozumie, że całe życie jej rozwijało się i dotąd jeszcze rozwija w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego ! Bo widzi, że jako obietnica Mesjasza była przewodnią gwiazdą i celem dążenia Starego Zakonu, tak też obietnica Pocieszyciela była znowu przewodnią gwiazdą i celem dążenia Nowego Zakonu. A jako przez Objawienie zapowiedzianego Mesjasza dopełnił się jeden Czas, — i ludzkość wkroczyła w drugi, — a tem samem cześć wyłącznego Jehowy podniosła się i wywielbiła się w cześć wcielonego Słowa, — tak znowu przez nastepne Objawienie zapowiedzianego Pocieszyciela kończy się drugi, a rozpoczyna trzeci czas, a tem samem cześć Bożego Słowa podnosi i wywielbia się znowu w cześć Świętego Ducha. A Ludzkość, która przez ten drugi czas żyła i działała w Imię CHRYSTUSA, odtąd przez trzeci czas żyć i działać będzie w imię PARAKLETA. VII. To zastąpienie panującej i przeważającej czci Syna Bożego czcią Świętego Ducha, mogłoby się napozór zdawać ubliżeniem drugiej Osobie Trójcy Śtej przez podwyższenie 1 Joan III. 5. 370 trzeciej, a przecież tak nie jest, ani być nie może. Bo jak Objawienie Chrystusowe nie było bynajmniej ubliżeniem Pierwszej Osobie Trójcy, którą owszem Syn Boży doskonalej niż dotąd wzywać i wyznawać nas nauczył, tak też Objawienie się Ducha Ś-go, tak dalece Chrystusowi nie ubliży, iż owszem sam Chrystus zapowiedział, że On Go dopiero uwielbi. Ustąpienie to Syna Bożego i nastąpienie Ducha objawionem nam zostało u Jana Świętego w słowach samego Chrystusa: „Żem wam to powiedział, smutek ogarnął serca wasze, lecz po-„wiadam wam prawdę, — Wam ci to potrzeba (pożyteczno jest), „abym odszedł; — bo jeślibym nie odszedł, Pocieszyciel on nie „przyjdzie do Was, — ale jeśli pójdę, poślę go do Was".1 Zaiste, każdego · z nas smutek ogarnia na te słowa, — bo każdy z nas miłuje Jezusa Nazareńskiego, ponieważ On sam był istną Miłością; — i w imieniu Jego dotąd chodziliśmy, zwąc się Chrześcijanami, — i dla miłości Jego znosiliśmy dotąd ucisk świata — i cierpieliśmy w Nim, jak On cierpiał dla nas; — nie dziw więc, jeśli Go całą duszą kochamy, — nie dziw, jeśliśmy Go w sercach naszych ubóstwili, a to nawet wbrew Jego ślepym koryfantom i wbrew usiłowaniom mniej godnych Jego służalców, którzy posługując się sami Jego imieniem dla własnych samolubnych celów, zaiste czynią co mogą, aby nam cześć Jego, jeśli nie obmierzić, to przynajmniej zbojętnić. — Lecz my kochamy Jezusa mimo wszelkich czarnych czy czerwonych Jezuitów, — i uwielbiamy święte imię Chrystusowe, mimo zdrożności, któremi je skalać usiłowała średniowieczna Siostrzyca dzisiejszej Komuny, — tak zwana „święta" Inkwizycja. — Gdy więc koniec każdej wielkości i Świętości tragicznym być musi, przeto też moralne odejście Jego smutkiem napełnia serca nasze, jako fizyczne odejście osoby Jego smutkiem napełniło serca Apostołów, — mimo zaręczonego pocieszenia Pocieszyciela. — Lecz dopełniły się czasy. — Paraklet właśnie przychodzi, aby dać świadectwo o Jezusie Chrystusie, — z Niego samego bierze, aby dać to świadectwo, a to świadectwo jest dopiero Jego ostateczną Apoteozą, — uwielbieniem Jego, — absolutną czcią Chwały Jego.2 1 Joan XVI. 6, 7. 2 Ephes I. 14. 371 A tó świadectwo Parakletowe, to właśnie niniejsza Ewan-gelja wieczna, owa modlitwa, przez samego Chrystusa nam zostawiona jako skarb ukryty, a dziś odkrywająca się. Wszakże Paraklet z Niego tylko bierze i objawia Ludzkości. — Wszakże z przekazanej przez Chrystusa Modlitwy czerpie On uwielbienie Chrystusa. — Bo dopełnia tego, czego sam Chrystus dla braci Swojej zapragnął i czego pragnąć ich nauczył, — bo udziela im, co Chrystus przyrzekł — i Bożem słowem Swojem zaręczył! A jeśliby się kto, słysząc te słowa, gorszył lub miał ku zgorszeniu, niech pomni znowu na słowa samego Zbawiciela: „Tomci powiedział naprzód, abyście się nie gorszyli!..."1 Pamiętajcie!... nie ubliżajcie Zbawicielowi, odpychając świadectwo Pocieszyciela, który z Niego bierze i przyszłe rzeczy Wam odkrywa... Nie chciejcie być bogobojniejszymi od Syna Bożego, — ani chrześcijańszemi od samego Chrystusa!... 1 Joan XVI, 1. 24* DZIAŁ TRZECI. Potwierdzenie tych wypadków przez Tradycję Chrześcijańską. I. Rozwijanie się i spełnianie dogmatu Trójcy Św. — Kalikstus. — Schleiermacher. (Rozdz. I i II). Ze źródeł Pisma przejdźmy do potoku Tradycji i śledźmy w jej wzroście owego trybu stawiania się i rozwijania dogmatu Ducha Ś-go, jako absolutnego, a dotąd jeszcze oczekiwanego, dopełnienia Trójcy. Jeżeli gdzie objawia nam się jasno kierunek Opatrzności w rozwijaniu pojęć ludzkości, to bezwątpienia najsilniej w tra-dycyjnem wykształceniu pojęcia Bożej Trójcy. — Ten dogmat bowiem, jakkolwiek uznany został za kamień węgielny naszej wiary, jakkolwiek króluje, gdyby ognisko światła między dogmatami, jakkolwiek składowe jego pierwiastki całe wyznanie Wiary, całe Credo nasze wypełniają, (acz w nierównej mierze, bo z oczywistą przewagą drugiej Osoby Trójcy), — przecież w ścisłem znaczeniu tego wyrazu wcale wyraźnie objawionym nie został, — czyli dokładniej: zarody i zadatki jego, które w samych księgach Objawienia upatrzeć usiłowano, są tak wątłe i nieoznaczone, iż od wielu zaledwie za takowe poczytane zostały. Kiedy Kalikstus wystąpił po raz pierwszy z twierdzeniem jakoby w Starym Zakonie nie było wyraźnego Trójcy Św. śladu,1 zuchwałość ta ogólne oburzenie w swoim czasie wywołała. — Dziś zaś, gdy już (wedle Danielowego wyrażenia) umiejętność się wzmogła i wielu badaczy ponad Pismem 1 Calixtus: Dissertatio de mysterio Trinitatis, an ex solius V. T. libris possit demonstrari. — 373 przeszło,1 nie tylko gorszące to zrazu twierdzenie żadnej wątpliwości już nie ulega, lecz co większa, nawet do Nowego Zakonu z równą niemal stanowczością rozciągnięte zostało tak dalece, iż przyszło do tego, iż zwątpiono w możność ustalenia tego dogmatu, na jakimkolwiek niezaprzeczonym Pisma Świętego tekście. Jakoż rzeczywiście w samem Piśmie nie znajdujemy żadnej niezaprzeczonej a wyraźnej wzmianki Trójcy Śtej, krom tak zwanej formuły Chrzestnej, podanej nam u Mateusza Świętego.2 — A nawet i ten ustęp poważyła się nowsza krytyka podciągnąć w wątpliwość, do czego rości sobie prawo z tego właśnie względu, że nietylko ów ustęp u innych Ewangelistów żadnej paraleli nie ma,3 — co przecież przy tak wielkiej jego ważności przynajmniej zadziwia, — ale nawet z niektóremi ustępami Dziejów Apostolskich zdaje się być w sprzeczności,4 albowiem tam wyraźnie o chrzcie tylko w imieniu Chrystusa, nie zaś w imieniu Trójcy jest mowa. — Nowoczesna przeto krytyka opierając się na owym tekście, oraz na wiadomem z dziejów Kościelnych factum, że owa Mateuszowa formuła bynajmniej powszechnie do Chrztu używaną nie była, że w początkach Chrześcijaństwa, kiedy jedynie wiarę w Chrystusa za warunek i dowód odrodzenia poczytywano, przeto też i na krótkiej formule t. j. na chrzcie w imię Chrystusa5 przestawano, czegoby sobie snać nie pozwalano, gdyby sam Chrystus ową formułę Trójcy tak wyraźnie i stanowczo był uczniom swoim zalecił, jak nam to Mateusz Święty podaje, pozwala sobie, acz zaiste niestanowczo, w autentyczność wzmiankowanego tekstu powątpiewać. — Jeżeli tedy nawet ów jedyny ustęp u Mateusza Ś-go, poniekąd krytycznym wątpliwościom ulega, to przynajmniej przyznać trzeba, że Dogmat o Trójcy Stej, nader słabo na Piśmie się opiera. Oprócz bowiem tego ustępu nie znajdujemy w całym Nowym 1 Daniel XII. 4. — 2 Mat. XXVIII. 19. — 3        Godną uwagi jest także ta okoliczność, iż nawet apokryficzna Ewangelja Nikodema w greckim tekscie swoim (C: XIV.) formuły tej wcale nie za wiera i dopiero w łacińskiem tłumaczeniu tak zwanego Codicis Einsidlensis znajdujemy jej późniejszą oczywiście interpolację. — 4        Act. Apos. VIII. 16. — X. 48. 5 βαπτισός εις ονομα τού χυριου Ιησού - έν τψ δνόματ τού χυριον. 374 Zakonie nic innego, jedno tu i owdzie luźne pierwiastki Trójcy, (elementa Trinitatis sporadica), jak n. p. tu mowa jest o Bogu Ojcu, ówdzie znowu o Synie, gdzieindziej o Duchu Świętym, lub o stosunku jednego z nich do drugiego, ale bynajmniej żadnej wzmianki owej organicznej Trójjedni Bożej, mającej wkrótce tak przeważnie wyznanie Wiary opanować i odtąd celne prawidło Wiary (regulam fidei) stanowić. — Teksty zaś takie jak I. Cor. XII. 4. 6. lub II. Cor. XIII. 13, które sposobem przenośni do Trójcy Śtej chciano zastosować, tyle tylko dowodzić są w stanie, ile każda wogóle przenośnia t. j. są dopiero figurą, przybliżeniem, ale jeszcze nie rzeczy-wistem Objawieniem. — Mogą one wprawdzie tajemnicę Trójcy wskazywać, ale zaiste jeszcze nie objawienie tejże wyrażać, którą to różnicę jużeśmy nieraz wskazali, a tu niezwłocznie w całej jej ważności poznamy. Ktoby zaś w nich istny i jawny wykład dogmatu Trójcy Świętej chciał upatrywać, tenby miał zaiste wielki dar naciągania wyrazów. — Nareszcie, co się tyczy wiersza 7-go Rozdz. V. w pierwszym liście Ś-go Jana, który także w braku innych za objawienie Trójcy poczytywano, tego autentyczności dowodzić już powszechnie zaniechano. — Śty Hieronim wprawdzie żalił się w swoim czasie, na „niewiernych" podług niego tłumaczy, — którzy wiersza tego „tak potrzebnego do poparcia wiary w Trójcę „Świętą zaniedbywali".1 Raczejby nam wypadało żalić się na Ś-go Hieronima, iż on, przy głębokiej religijności swojej, mógł tak wątpliwy ze wszech względów tekst „potrzebnym dla Wiary" mianować. I raczejby jego w tym względzie mianować można „niewiernym", skoro mniema, iż wiara mogłaby na braku tak „potrzebnego" tekstu szwankować, nie zaś owych tłumaczy, którzy snać z bardzo naturalnej przyczyny tekst takowy opuszczali, skoro się tenże w niezaprzeczonych oryginałach nie znajdował. Wyrzuty więc Ś-go Hieronima niczego więcej nie dowodzą, jedno subjektywnej żarliwości," gorliwej chęci jego, aby tekst ten za kanoniczny uznano, ale objektywnej autentyczności samego tekstu bynajmniej nie dowodzą; a przecież powaga tego Doktora jest niemal jedynym dowodem, jaki na korzyść tejże przytoczyć można. 1 In prologo Septem Epistolarum Canonicarum. 375 III. Cóż więc za wniosek wypada z tego braku wyraźnego objawienia Trójcy Świętej w Piśmie? Miałżeżby on Wiarę naszą w tę wiekuistą Prawdę obalić lub osłabić? Jako żywo! — Właśnie brak ten wyraźnej wzmianki o Trójcy Św. w Piśmie, obok tylu tak ważnych tekstów wskazujących przedziwny tryb Objawień Bożych i stopniowe udzielanie się Boga ludzkości, — które to teksty powyżej przytoczyliśmy, — właśnie brak taki, obok takiej pełni staje się nam przyczyną nie zgorszenia żadnego, ale owszem uwielbienia! Nie sądzimy bynajmniej ze Śtym Hieronimem, aby utrzymanie ze wszech względów wątpliwego tekstu miało być „potrze-bnem" dla Wiary. — Owszem przeciwnie, zdumielibyśmy się niemało, gdyby dogmat Trójcy, miał już być wyraźnie w Piśmie objawionym, — i nie pojęlibyśmy nawet, jakby się to stać mogło; boć gdyby dogmat Trójcy Świętej był już w Pi-.śmie spełna objawionym, toć i Duch Święty, który jest właśnie Trójcy Świętej spełnieniem i który w tem właśnie znaczeniu przez następnych Ojców Kościoła uznany został,1 musiałby już być, nietylko potentia, ale actu objawionym. — Duch Śty zaś był dopiero zapowiedziany, obiecany, zadatkowany, — a więc dopiero potentialiter, jako nierozwarta jeszcze tajemnica oznajmiony, o czem na Piśmie przekonaliśmy się, a co wnet na podaniach samych Ojców świętych okażemy; — a więc i sam dogmat stanowiący jego dokonane objawienie jeszcze objawionym być nie mógł, i dopiero rodzić, czyli raczej odkrywać i wykształcać się mógł, jako misterjum w samym potoku Tradycji. — Dogmat ten przeto nie mógł jeszcze być dany i podany, ale dopiero stawał się i rodził na zasadzie Przyrzeczenia, równie jak Mesjaszowe Misterjum podczas pierwszej Ery Świata stawało się i rodziło w potoku Starozakonnej Tradycji, — i dopiero w Chrystusie, stało się Objawieniem, — narodziło się w Ciele i udzieliło się Ludzkości, — stało się Ciałem i mieszkało między nami. 1 Atbanasius. Ep. ad Serap. XXV. Gregor Naz. Orat. XXXVI, 1. Gregor Nyss. De baptismate Christi. Basilius M. De Spiritu Sancto XVI. 376 Z dogmatem Ducha powtórzył się tedy w Tradycji Nowego Zakonu taki sam postęp świadomości, jaki się odbył z dogmatem Syna w Tradycji Starego Zakonu. — Zaiste byłci już w Starym Zakonie Syn Boży pod pewnym względem, a raczej pod pewną miarą objawiony; lecz objawiony dopiero obietnicą, zapowiedzią, — nie zaś spełnieniem obietnicy, ani dokonaniem zapowiedzi, co się stało dopiero w Nowym Zakonie. — Z Nowym tedy Zakonem nastało dopiero rzeczywiste Synostwo Boże, a ëüăďň, które dotąd było tylko ĺíδιαδετος, stało się đńüíáďň. Toż samo z Duchem Świętym, ową trzecią Osobą do-konywującą Trójjedni Bożej. — Jak Słowo Boże w Starym Zakonie dopiero pomyślanem było, a w Nowym Zakonie, stając się Ciałem, wyrzeczonem zostało, — tak też Duch Święty w drugim Zakonie dopiero pomyślanym był, w trzecim zaś wyrzeczonym zostaje. — A póki tenże wyrzeczonym nie został t. j. rzeczywiście objawionym w ciele przez owe „wylanie Ducha na wszelkie Ciało", póty też i Trójca Święta, mogła być tylko założoną w nas Tajemnicą, ale jeszcze nie wyłożonem przed nami Objawieniem. — A jak owo Synostwo Boże, acz dawno już jako Tajemnica zapowiedziane, — spełniło się dopiero i objawiło przez nastanie Syna Bożego, — tak też i Trójca Święta, owa Pełnia istoty Bożej i Społeczność wszechduchów w niej zawarta, spełnić się i objawić dopiero mogła, przez Ducha Świętego nastanie. — Brak więc wyraźnego tekstu, objawiającego dogmat Trójcy Świętej, nie wyrwie z łona ludzkości wiary w postępową Troi-stość objawień Bożych, ani w absolutną Trójjednię Jego istoty. — Owszem Trójca ta w całem jej życiu się objawia i cały tryb postępu Ducha stanowi. — Jużeśmy wyżej uznali, że historja rodu ludzkiego w imię Ojca i Syna i Ducha rozwija się. Cała więc Historja jest objawieniem explicite Trójcy Śtej. — W Piśmie zaś była dotąd Trójca dopiero implicite zawarta, t. j. pojedyńcze składowe jej żywioły (elementa et momenta) były w niem częścią "objawione jako hypostazy już udzielonych objawień, częścią dopiero tajemniczo przepowiedziane, jako mające istotę dalszego Objawienia stanowić, — jak to było w Starym Zakonie z obietnicą Mesjasza, a w Nowym, z obietnicą Parakleta; — ale          377 Trójcy, jako Trójcy, explicite objawionej jeszcze, być nie mogło, bo spełnienie objawienia Trójcy, w trzecim jej żywiole, w trzecim jej momencie, jeszcze nie nastało, — jeszcze jako factum na świat nie wystąpiło, jeszcze dla ludzkości były nieprzystępnem. To nam objaśnia, jakiem prawem jeden z najznakomitszych Teologów naszego wieku1 mógł się posunąć do stokroć jeszcze zuchwalszego niż Kalikstowe twierdzenia i powiedzieć, że nauka o Trójcy Świętej do zasadniczych prawd Chrześcijaństwa wcale nie należy, a to już nie dla braku tekstu w Piśmie, ale dlatego, że się na żadnem istotnem i zasadniczem factum Chrześcijaństwa nie opiera; — wskutek czego, chociażby nawet dała się ona ściślej niżeli dotąd czy to z Pisma, czy też a priori wyprowadzić, to przecież,· jako od żadnego zasadniczego factum Chrześcijaństwa niezależna, byłaby mu zawsze obcą i pozostałaby bez użytku dla świadomości chrześcijańskiej. — Dziwne zaiste przyznanie, — a jednak nader głębokie! Sprzeczności pełne, a jednak arcyzgodne. — I któż tu ma słuszność, czy Schleiermacher w swojej twardej logiczności, czy cała Tradycja Chrześcijańska, która przez szereg osiemnastu wieków zadaje mu kłamstwo, albowiem od samej kolebki swojej tak ogromną wagę do tego dogmatu przywiązywała, iż go za kamień węgielny wszelkich swoich symbolów położyła? — Oto razem i Tradycja i Schleiermacher. — Bo Schleiermacher doskonale pojął, iż dogmat ten z już spełnionego Objawienia dotąd wcale nie wypływa, że się w żadne factum dotąd nie wcielił, — a tem samem, że jest jeszcze Chrześcijaństwu, jako Chrześcijaństwu, obcym, — ale też Tradycja doskonale uczuła, że on jest dalszą jego potrzebą, dążeniem, — wymaganem dopełnieniem, niepozbytym postulatem, że on więc jest dla Wiary naszej stokroć bardziej potrzebnym, aniżeli ów tekst przez Ś-go Hieronima żałowany. — Jęła się więc od razu Tradycja czynić zadosyć tej istotnej potrzebie i temu dążeniu, odkrywając, wykształcając powoli ową Tajemnicą Trójcy, dopókiby się w spełne Objawienie sama nie rozwinęła. — Albowiem przeznaczeniem jest wszelkiej Tajemnicy rozwinąć się w Objawienie, — dojrzeć do niego Schleiermacher (Glaubenslehre). i to właśnie stanowi rozwiązanie samej tajemnicy: (solutio my-sterii), a zarazem to jest dopiero istnem nastaniem właściwego Objawienia (Revelatio); — i to jest właśnie co Schleier-macher rozumie przez zasadnicze factum, a co Apostoł nazywa nader trafnie: Objawieniem w Ciele;1 — które to Objawienie jako factum przyjęte, dalej znowu samo się rozwija, ale już nie mistycznie, lecz z jawną świadomością t. j. w pełni swojej pojęte i w wynikłościach swoich rozwinięte być musi. — A to dopiero stanowi ostateczne dokonanie i spełnienie Objawienia, czyli : Objawienie Objawienia (Revelatio revelationis) i to jest dopiero ową ostateczną instancją, którą Apostoł nazywa: usprawiedliwieniem w Duchu.2 — Równie więc jak Mesjasz, Syn Boży, w starym Zakonie dopiero tajemniczo przepowiedzianym został, a w nowym Zakonie objawił się w Ciele, w trzecim zaś wiecznym Zakonie przez świadectwo Parakletowe dopiero usprawiedliwia się w Duchu; — tak znowu trzecia dokonywająca Osoba Trójcy Śtej, a tem samem Spełnia Istoty Bożej, tajemniczo dopiero jako Słowo przepowiedziana w Nowym Zakonie, — teraz właśnie przez „wylanie Ducha na wszelkie Ciało" — objawia się w Ciele, aby nakoniec przy spełnieniu wszechprzeznaczeń Ludzkości i wstąpieniu jej w stan wyższy niż ludzki, t. j. przy końcu trzeciej Ery świata usprawiedliwić się w Duchu. Pojmujemy teraz, dlaczego dogmat o Trójcy Śtej jeszcze w Piśmie objawionym być nie mógł, lecz dopiero w zarodach swoich założonym, — oraz dlaczego, skoro tylko Jezus Naza-reński drugą osobę Trójcy pod imieniem Chrystusa explicite objawił, a w miejsce owej spełniającej się właśnie obietnicy, obietnicę trzeciej osoby pod imieniem Parakleta implicite założył, wkrótce i coraz silniej przez cały ciąg Chrześcijańskiej Tradycji organiczne pojęcie Trójcy Śtej kiełkować, rozwijać się zaczęło, tak dalece, że je wkrótce za niezbędne, za zasadnicze, za celne w Wierze poczytano. — Głębokie i słuszne było to przeczucie, które się coraz bardziej w pojęcie przez ciąg wieków chrześcijańskich rozwijało; — aczkolwiek samo pojęcie tej głębokości i słuszności dopiero na końcu tej Epoki, t. j. w chwili rzeczywistego 1        I. Tim. III 16. 2        Loc. praec. 379 dojrzenia, w chwili czynnego dopełnienia tego, co w pierwotnym dogmacie tylko sposobem zarodowym istniało, dokonać się mogło; — słowem w chwili przejścia Ludzkości w ów perjod historji swojej, w którym imię Ducha Świętego panować miało. — III. Praca Tradycji. — Herezja Montana. Atoli nie w samem tylko Piśmie daremniebyśmy szukali dokładnego Trójcy Śtej pojęcia lub zupełnego jej objawu. — Co większa, — nawet w pierwszych zawiązkach Tradycji Chrześcijańskiej, t. j. w początkowych wiekach naszej Ery, spotykamy tylko owe luźne Trójcy Świętej zawiązki (elementa et momenta Trinitatis), lecz jeszcze nie samą Trinitatem.1 — Jakoż w pierwotnych pismach Ojców Kościoła znajduje się pojęcie Trójcy w najchaotyczniejszej dopiero formacji; w szczególności zaś pojęcie Ducha Świętego w największej ciemni lub próżni. — Tu Syn Boży i Duch Święty za jedno jeszcze i to samo brani,2 — tam również promiscue: ëüăďς za πνεύěá, — πνεύěá ZA σοößá, óďößá ZAś ZNOWU ZA ëüăďň POCZYTANE;3 — óWDZIE JAKIEś ILOśCIOWE TYLKO A NIEUSTALONE STOPNIOWANIE ISTOT DUCHOWYCH I śWIATA BOżEGO POCZąWSZY OD ANIOłóW Aż DO DUCHA ŚWIęTEGO.4 GDZIE INDZIEJ ZNOWU DUCH ŚWIęTY ZA ISTOTę JAKąś ABSTRAKCYJNą, WCALE NIE OSOBISTą ANI SUBSTANCJALNą, ALE TYLKO ZA DAR (ďďńĺÜ) ALBO TEż ZA JAKąś WłASNOść, SIłę LUB DZIAłALNOść POCZYTANY,5 LUB NARESZCIE ZA EMA-NACJę BOżą, JAKOBY PROMIEń OD SłOńCA, ALBO śWIATłO OD OGNIA POCHODZąCE,6 — I TYSIąCZNE TYM PODOBNE ZNACZENIA I NIEPEWNE DOłAWIANIA SIę PRAWDY. 1        Wiadomo, że sam wyraz τριας znachodzi się po raz pierwszy u Teo fila (ad Autol. II. 15) dokładniejszy zaś wyraz Trinitas i jej dość ściśle ozna czone dogmatyczne pojęcie dopiero u Tertuljana 2        Pastor Hermae III. Simil: 5. 2. 3        lustinus Apol. I. 33. Teopbil ad Autol. I. 7. II. 10. Tertuljan de Orat. Dom. I. adv. Prax. VII. i t. p. 4        lustinus: Apol. II. p. 56. 3 lustinus: Coh. ad. Graec. XXXII. Lactantius contra Hieronym. Ep. 41 ad Pammach, et Oceanum i t. p. — Z takiem to pojęciem Ducha Ś-go nauka dzisiejszych spekulacyjnych negatywistów n. p. Feuerbacha i innych najwięcej ma powinowactwa. — 5 Athenagoras Legatio pro Christian. X. —XXIV. 380 Oczywiście, co do drugiej Osoby Bożej i stosunku jej do Trójcy Świętej, wyobrażenia wkrótce do większej jaśni i dokładności dojść musiały, a to z powodu, że właśnie owa druga Osoba była przedmiotem drugiego Objawienia, że właśnie ona dopiero co daną była, a więc do niej i nad nią skupiać się musiały wszelkie dążenia, usiłowania i badania duchowe. — I w samej rzeczy, czemżeż się miała zajmować Tradycja Chrześcijańska, jako Chrześcijańska, jeżeli nie głównie i niemal jedynie, Chrystusem? — Gdybyć co innego stanowić miało jej cčl i zadanie, toby nie była się nazywała Chrześcijańską. — Dlaczegożby cała nowa Epoka świata, dlaczegożby religja tej drugiej epoki nazwała się Chrześcijańską, jeśli nie właśnie dlatego, że Chrystus Syn Boży, druga Osoba Trójcy miała w niej być panującą? Dlaczego ta widoczna przewaga (tak w symbolach, jako też we wszystkich dogmatycznych pracach) nadana drugiej Osobie Trójcy, — co więcej nawet, dlaczego to wyłączne niemal zajęcie się ową drugą Osobą, tak dalece, że ona stała się istnem ogniskiem tak Wiary jak Nauki Chrześcijańskiej, jeśli nie dlatego, że ona właśnie była odpowiednią i jedynie właściwą treścią drugiego dopiero Objawienia, w drugiej Epoce świata panującego? Weźmy tylko Skład Apostolski, — wszak w nim o Pierwszej i o -Trzeciej Osobie Trójcy ledwo wzmianka, nawet w Symbolu Nicejskim acz bardziej już rozwiniętym, mało co więcej, — natomiast Druga Osoba tak dalece przeważa. A skoro tak jest, jakże nie uznać, iż panowanie trzeciej Osoby, do przyszłości, do trzeciej Epoki świata należy, i że wtedy nastąpi, skoro uwielbienie Objawienia drugiej spełnione zostanie ? . Tak prosta, tak naturalna wynikłość nie mogła się nie zrodzić w łonie tradycji Chrześcijańskiej, — ale też i utrzymać się w niej nie mogła. — Bo gdyby się w niej była utrzymała, byłaby tem samem przez uznanie nastąpić mającego panowania trzeciej Osoby już rozwiązała Epokę drugą, a zawiązała już trzecią, — co stać się jednak nie mogło przed wyczerpaniem, a więc dokonaniem właściwego tamtej zadania. — Wynikłość więc owa zrodzić się wprawdzie, ale też, i wyrodzić się musiała, czyli wpaść w herezją, bo czas jej prawowierności, bo czas jej normalnego porodu, jeszcze nie był nadszedł. 381 Ι tak się też stało, a inaczej stać nie mogło. — Montan z sektą swoją, a następnie potężny Tertuljan, który ruchowi temu niepospolitą nadał wagę, wystąpili z głębokiem zaiste pojęciem tak nazwanej Ekonomji Objawień Bożych i nauczali niezbędnego następstwa Objawienia, oraz kolejnego panowania trzeci) Osób Trójcy owiętej. — Gdyby byli na tem tylko poprzestali, byliby zaiste wielką i brzemienną prawdę wyrzekli, zapowiadając dalsze Objawienie, gdy czasy będą spełnione, ale uznając to trzecie Objawienie jako już spełnione, a to w osobie Montana i jego prorokiń, z ogólnej prawdy szczególny heretycki potwór wyrodzili. — A poród ów nietylko był niewczesny, ale też nieorganiczny, nieżywotny- — Stawiając właśnie sami głębokie pojęcie Ekonomji Bożej, sami też eo ipso Ekonomję tę gwałcili, żądając już nowych darów i nowych, Objawień przed dokonaniem pracy wieków nad dopiero nastąpionem Objawieniem, przed spełnem uwielbieniem Chrystusa, Wszakci dopiero co druga Osoba była „objawiona w Ciele", oni zaś sądzili, że już jest „usprawiedliwioną w Duchu".1 Wszakci praca wieków nad dopiero co otrzymanem Objawieniem ledwo się zaczy- nała, a oni już myśleli o jej dokonaniu. — Wszakci sam świat Chrześcijański jeszcze się nie był ustalił, a oni już marzyli o jego przeistoczeniu w Parakletyczny. Wszakże nowe siły dopiero co kiełkowały, a oni już dalszych, i jeszcze nowszych pragnęli! Jakżeż oni nie uznali, iż toby się właśnie sprzeciwiało owej mądrej Ekonomji Bożej, na której sami się opierali? Herezja ta przeto, dlatego właśnie i dlatego jedynie zjawić się musiała, — aby potępioną zostać, — aby już nadal normalnemu rozwinięciu Dogmatyki Chrześcijańskiej nieza-wadzać. Gdyby nie była raz stanowczo wystąpiła, aby również stanowczo odepchnięta zostać, byłaby się bezustannie, jako nieuchronna konsekwencja nastręczała myśli badających Pismo, byłaby tamowała właściwy rozwój idei chrześcijańskiej przez niedojrzałe ani dojrzeć niemogące parakletyczne domysły. Przebywszy zaś takową i od siebie odrzuciwszy zdołał dopiero Kościół Chrześcijański zadania swego dopełnić. I odtąd już tylko słabo, od czasu do czasu odnawiają się w Tradycji Montanistyczne zachcianki, jak n. p. u Opata Joachima i t. p. 1I. Tim. III. 16. 382 Ι dlatego też, kiedy czytamy u Tertuljana, iż była chwila w której Kościół Chrześcijański wyobrażenia Montanistyczne za prawowierne miał przyjąc, w której „Biskup Rzymski uznawał „już proroctwa Montana, Pryski i Maksymili, a przyznaniem tem „dawał pokój Kościołom Azji i Frygji, aliści Prakseasz dono-„sząc mu fałszywe wieści o samych prorokach i o ich Kościołach, i broniąc powagi poprzedników jego, przymusił go „do cofnięcia listów pokoju już wysłanych i odwrócił go od „zamiaru przyjęcia darów nowych, etc. etc."1 — zniewoleni jesteśmy nie wrzekomemu wpływowi Prakseasza, — którego też Kościół jako wręcz przeciwnego kacerza również potępił i jakoby drugą ręką od siebie także odepchnął, — ani też żadnej przypadkowej okoliczności, ale wpływowi samej prawdy, wpływowi rozumnego bo prawowitego postępu w uznaniu owej Ekonomji Bożej, przypisać to odrzucenie mniemanego Objawienia i nowych darów Ducha Świętego, których to wówczas „jeszcze nie było, albowiem Syn Boży jeszcze nie był uwielbiony".2 Tym sposobem Syn Boży, druga Osoba Trójcy, stawszy się zwrotną osią całej działalności Ducha, ogniskiem uczuć i myśli ówczesnych, naturalną jest rzeczą, iż dogmatyczna świadomość o Niej coraz silniej wzrastała i wykształcała się, gdy tymczasem świadomość o trzeciej Osobie, o Duchu Śtym, w ciemni pozostawała; — do tego stopnia, że albo umyślnie o niej przez ostrożność zamilczano, — albo też mieszano Ją z szeregiem wyższych lub niższych Aeonów, albo nareszcie jej wyobrażenie uznawano za zupełnie niewyobrażalne i takową niewyóbrażalność szczerze wyznawano.3 Względem samej osoby Chrystusa było zaiste walk zaciętych mnogo, bo też właśnie było o co walczyć, był dany sam przedmiot (substrat) walki, — było objawione w ciele owo zasadnicze Factum. — Ale co do trzeciej Osoby, jeszcze jej jako factum nie było, a tem samem nie było jeszcze o co walczyć. — Dopiero co objawiony Syn Boży, wyrzeczone Słowo, miałci być uznany i uwielbiony, i to właśnie stanowiło względem 1 Adv. Prax. I. 2 Joan VII. 39. 3 Patrz powyżej przytoczonych Ojców, jakoteż wnet przytoczyć się mających ŚŚ. Bazylego ł Grzegorza Naz. — 383 Niego zadanie całej Tradycji. Przyrzeczony zaś dopiero po-tentialiter, ale jeszcze nie wyrzeczony actualiter Duch Śty, był dopiero w stanie misterji, a jeśli już dla nas w stanie Słowa, to jeszcze zakrytego (verbi absconditi), i dlatego to odpowiadało przedziwnie Ekonomji Bożej, aby w owej chwili formacji dogmatu Chrześcijańskiego, mowy prawie o nim być nie mogło,1 a ilekroć było, — w herezję wpadało. Przed Nicejskim tedy Soborem t. j. podczas pierwszej epoki formacji Chrześcijańskiego Dogmatu, trzy wieki Ery naszej obejmującej, u samych Heretyków tylko, t. j. u Mon-tanistów i u Sabelliusa znachodzimy jakie takie zajęcie się Duchem Śtym, jakie takie pojęcie Jego istoty, przyznanie Jego Bóstwa i uchwycenie Jego właściwego stosunku do Trójcy Stej. — Zjawisko to dziwićby mogło, gdybyśmy powyżej wytłumaczenia jego, w samem pojęciu Ekonomji Bożej tkwiącego, nie byli podali, i gdybyśmy wkrótce przy bliższem poznaniu istoty Herezji, odkryć nie mieli, jakie jest tychże, w rozwijaniu świadomości religijnej, istne znaczenie i przeznaczenie.2 A to samo co się tu stało z herezją Montanizmu o Duchu Św. przy kwestji, o której w Pierwszej Prośbie Modlitwy naszej jest mowa, stało się znowu zupełnie z tych samych powodów i z tem samem uprawnieniem z herezją Chiljastów o królestwie Bożem, o której przy drugiej Prośbie mowa będzie. IV. Sobór Nicejski. — Bazyli Wielki. — Grzegorz Nazjanzeński. Tymczasem na gościńcu wschodzącej Ortodoksji zebrani dopiero na Soborze Nicejskim Ojcowie, po raz pierwszy uznali potrzebę, nie ustalenia jeszcze chwiejących się dotąd o Duchu Śtym wyobrażeń, — ani nawet wyrzeczenia czegośkolwiek o Jego istocie, — ale prostego dopiero oświadczenia, iż 1 Pierwsza istotna walka o Ducha Ś-go wszczęła się dopiero przy Schizmie, a więc w osiem wieków po nastaniu Chrześcijaństwa, a jeszcze walka ta nie tyczyła się wcale Jego własnej istoty w sobie samej, lecz tylko jego pochodzenia t. j. stosunku do dwóch pierwszych Osób; — i była raczej formalnym, niż treściwym sporem. Ob. Appendix. (Przyp. wyd.) 2 Patrz niżej Rozdział 11-ty IV. Działu, niniejszej Prośby. 384 wierzą w Ducha Ś-go. — Umieszczenie w Symbolu Nicejskim tak nieoznaczonego jeszcze i nic nie oznaczającego wyznania dowodziło dostatecznie całego braku świadomości w tym względzie, oraz całej niewcześności tego przedmiotu. Że było niewczesnem, to sami Ojcowie uznają i oświadczają, — twierdząc wyraźnie, iż wprzód wypada istotę Syna dogmatycznie ustalić, zanim się zdoła przystąpić do istoty Ducha Świętego. — Nie miejmy wszelako za złe pierwszemu Ekumenicznemu Soborowi, iż na tak czczy dopiero ogólnik, iż na tak abstrakcyjne tylko wyznanie, które do niczego jeszcze nie prowadziło, do niczego nie obowiązywało, zgoła nic jeszcze ani w sercu ani w umyśle ludzkości nie rozwijało, zdobyć się umiał. — Z natury rzeczy wypadało, iż nic więcej wyrzec nie mógł, — co tylko bowiem byłby więcej wyrzekł, musiałoby niechybnie wpaść w herezję. Dopiero po odbyciu zaciętych walk względem Bóstwa Chrystusowego i Homouzji Syna z Ojcem, spowodowany w r. 362 przez Atanazjusza Sobór Aleksandryjski uczuł się w możności prostego zastosowania do Osoby Ducha Świętego zdobytych właśnie wypadków co do Osoby Syna Bożego. A więc znowu nic odrębnego ani właściwego Duchowi Św. wyrzec nie zdołał i tylko to mu przyznał, czegoby bez wykluczenia go z Trójcy odmówić mu nie mógł. Skoro bowiem Osoba Ducha zupełnie równą być miała dwom innym, przeto też przypadłości takowych oczywiści jej także służyć musiały. Było to więc nieomal matematycznie, — abstrakcyjnie wyro-zumowanym wypadkiem, — ale żadnego żywotnego wyobrażenia o Duchu Śtym niepodającym, — osobnego orzeczenia bynajmniej niezawierającym. W całym zaś perjodzie między Nicejskim a Konstantyno-politańskiem Soborem, Ojcowie i Nauczyciele Kościoła w wielkim znajdowali się kłopocie, usiłując dać jakieśkolwiek rozwinięcie pojęcia Ducha Ś-go i uzasadnić takowe na Piśmie. Pomimo najszczerszej chęci to nie szło, — i udać się nie mogło, ponieważ Duch Śty, będąc dopiero w Piśmie przepowiedzianym, nie zaś wypowiedzianym, (potentia, nie zaś actu) nic o Nim już stanowszego i Jemu właściwego po wiedzieć się nie dało. I tak jedni, n. p. Bazyli Wielki szczerze przyznawali, że Pismo Święte skąpem jest nader dla tego dogmatu źródłem, 385 że przeto w braku piśmiennego pierwiastku, opierać się wypada na drugim pierwiastku nauki kościelnej t. j. na Tradycji.1 Przyznawali więc implicite, że Duch Święty jeszcze objawionym nie był, bo to, czego w Piśmie zaledwo dostrzec można śladów, tem samem ani jawnem, ani objawionem nie jest, to się ledwo znajduje to nuce. Ci więc odwoływali się do Tradycji jako do źródła świadomości o Nim, a ta znowu jakżeż ubogą! Dopierośmy uznali, że aż po ową chwilę zgoła nic o Duchu Świętym podać nie zdołała, coby za prawowierne uznanem być mogło. I w rzeczy samej jedno tylko milczenie mogło być względem Ducha Ś-go prawowiernem, a zresztą wszystko kacerskiem. Inni znowu, jak to nam Grzegorz Nazjanzeński zaświadczaj rozpierzchali się na wszelkie kierunki w zdaniach swoich o Duchu Świętym, poczytując Go to za stworzenie, to za Boga, to nareszcie „nie wiedzieć za co", a to ostatnie bynajmniej nie przez jakowąś ironję, ale owszem przez uszanowanie, i wyraźnie dlatego, aby nie ubliżyć Pismu, które nic stanowczego o Nim nie podało.2 Widzimy z tego, iż stan świadomości kościelnej o Duchu Śtym w owej następnej epoce po Nicejskim Soborze, był nieomal tak wątłym i chwiejącym się jak w pierwotnej, u Apostolskich Ojców; z tą wszelako różnicą, że ci nie zdawali sobie jeszcze sprawy z owego braku bezpośredniego Objawienia, którego przeciwnie u Ojców IV wieku wyraźne już znajdujemy przyznanie i uznanie, wraz z rosnącem coraz bardziej usiłowaniem uczynienia mu zadosyć na tradycyjnej drodze. To przyznanie i te usiłowania tak u Ś-go Bazylego, jako i u innych były nader ważne, jakkolwiek wypadek ich co do treści pozostać jeszcze musiał ujemnym.3 Ale co do formy przynajmniej dowiodły one tego, iż Tradycja, acz bez jasnej świadomości własnych kroków, rościła sobie prawo rozwijania nietylko udzielonych Objawień, ale nawet wykształcania za 1        Basil. Magii, de Spiritu Sancto XXVII. 2        Greg. Naz. O rat XXXI. 1—5. 3        Patrz n. p. u Ś-go Bazylego (Hom. contra Sabellium — Epist. 125. De Spir. Sancto XVIII, etc.) gdziekolwiek zanosi się na jakieś dokładniejsze oznaczenie, tam zwykle kończy się negative i zbywa się to niepojętnością, to niewyobrażalnością, to niewypowiedzialnością. Ustępy odnośne ob. Appendix. 25 386 rodowych Misterjów i dopełnienia tym sposobem Pisma; — czyli że Tradycja sama stawała się de facto dalszem źródłem Objawienia. Takowe augmenta revelationis na drodze tradycyjnej, jakkolwiek za takie de jure jeszcze nie uznane, były zupełnie normalne; stanowiły one bowiem ową wieczną lecz dotąd utajoną, albo mistycznie tylko pojętą, a dziś dopiero jawną, działalność Ducha Świętego w Ludzkości. Tak jest, było to prawdziwem działaniem Ducha Ś-go w Tradycji, iż dogmat, czyli wiedza o samym Duchu Świętym tak się powoli i poniekąd z oporem rozwijał. V. Prawo postępu od Tajemnicy do Objawienia. — Św. Grzegorza Atanazy. — Abeillard. — Jakoż przeznaczeniem każdego żywotnego Mysterium jest dojrzeć do stanu jawności, stać się samem Objawieniem. To jest jego własnem wewnętrznem pojęciem, jego naturą, Ver-bum absconditum stać się musi patefactum. Jest to rzeczą postępu i czasu. Póki prawda jaka jest dopiero religijną tajemnicą, póty jest tylko zawartą, dopiero założoną prawdą, a więc dopiero potentialiter prawdą, naturą bowiem i przeznaczeniem samej prawdy jest być rozłożoną, jawną, otwartą i przystępną, i pod tym tylko warunkiem staje się actualiter prawdą. Owa wewnętrzna prawda Psalmisty,1 owa „skryta mądrość" jest właśnie na to, aby się nazewnątrz zjawiła i odkryła, aby się oświadczyła i świadomość powszechną ogarnęła, inaczej, gdyby to jej przeznaczeniem nie było, nie byłaby prawdą. — Zaród jest zarodem dlatego jedynie, aby się rozwinął, równie jak założenie jest dla rozłożenia, — przyrzeczenie dla wyrzeczenia, — Mysterium dla Objawienia. Stan tajemnicy, stan zapowiedzi, obietnicy jest już wprawdzie Objawieniem, ale też Objawieniem dopiero potentia, χατά δύναμιν, oczekującem od przyszłości objawienia actu, χατ' ένεργειαν. I dlatego powiedzianem jest: „Nic niemasz zakrytego, 1. Psalm L. 8. 387 „coby odkrytem być nie miało, nic niemasz tajemniczego, coby się nie objawiło".1 Ów proces postępu Mysterii w Objawienie odpowiada zupełnie procesowi światła w Dagereotypie. Tablica srebrna jodowana, to receptaculum, to świadomość ludzka zdolna przyjąć, odróżnić i dać poznać zarysy objawić się mającego przedmiotu. Tu dopiero mamy najabstrakcyjniejszą możność, ni-czem jeszcze niespełnioną, niczem nie zaręczoną ani zadatkowaną, jest to tabula rasa, ale już do przyjęcia Objawienia przygotowana, a więc uzdolniona. Wystawiwszy tę tablicę na działanie światła, przyjmuje ona odbicie, posiada już takowe w sobie i na sobie, ale go jeszcze nie wyjawia i nikomu nie objawia. My wiemy, że już tam obraz jest, ale go jeszcze nie widzimy, jest on więc jako Mysterium, statu abscondito, jest on już zaręczony, zadatkowany, bo już na tablicy złożony, ale jeszcze nie jawnie, — już w możności realnej, spełnionej u siebie, ale jeszcze nie dla nas, — a więc jest to objawienie jeszcze nie rzeczywiście objawione, ale już rzeczywiście założone. Wierzymy więc w ten objaw, bo przekonani jesteśmy, że przy dalszej operacji na jaw wyjdzie. — Dopiero wystawiwszy tablicę na działanie pary żywego srebra, owo zawarte i skryte dotąd Mysterium występuje jako istne Objawienie, przystępne dla nas wszystkich, okazujące się w całej jaśni swojej. — Póki więc objaw był na tablicy dopiero w stanie Mysterium, (a był już na niej, skoro tylko światło już działało), póty też można było tylko ślepo wierzyć w jego istnienie, (a można było wierzyć, acz na ślepo, bo Objawienie już istotnie było dane i przyjęte, a więc założone), — później zaś nastaje samo widzenie i wiedzenie, czyli, jak de Maistre powiada: Objawienie samego Objawienia. To rozumowanie, któreśmy tu sami refleksyjnie odbyli, i na powadze Pisma oparli, a przykładem ze świeżo zdobytego w naukach fizycznych odkrycia objaśnili, przewiodło się samo bezwiednie u Ojców IV wieku. Stanowi ono właśnie wielki krok w samej Tradycji, to jest przejście ze stanowiska Ś-go Bazylego na stanowisko Ś-go Grzegorza Nazjanzeńskiego. Dla Bazylego jeszcze dogmat Ducha Ś-go był dopiero zawartem Mysterium, aczkolwiek już i on zaczął powoływać 1 Matth. X. 26. Marc. IV. 22, Luc. VIII. 17 - XII. 2. 25* 388 się na Tradycję dla roztwarcia go. Św. Grzegorz zaś stopił dialektycznie ową dotychczasową thesis i uczynił krok nadzwyczaj ważny, nie przestając na prostem zastosowaniu do Ducha Świętego predykatów Boskości, wieczności i t. p., które Mu się wspólnie z innemi osobami Trójcy należały, a które zgoła niczem jeszcze owej Ekonomji Bożej nie wypełniały, bo nic Duchowi Świętemu właściwego nie wyrzekały, — ale nadto uznając w samem Objawieniu Trójcy pewien postęp, pewne stopniowe dokonywanie się i spełnianie,1 τελειωσις δια τών προσδηχών, a to w ten sposób, że: jako Stary Zakon jasno objawił Ojca, a Syna dopiero ciemno a tajemniczo (t. j. mistycznie przepowiedział), tak też równie Nowy Zakon dopiero jasno objawił Syna, — a Ducha Świętego znowu tylko mistycznie przepowiedział. Przeczucie takowego postępu, acz ciemniejsze, bo dopiero formalnie wyrażone, znaleźć też można u Ś-go Bazylego, gdy tenże stawia jakby matematyczną formułę: Tak się ma Ojciec do Syna, jak się ma Syn do Ducha.2 Przyznaje więc jaknajdobitniej Śty Grzegorz, iż Chrystus pozostawił dogmat o Duchu Świętym w zupełnej ciemni. Jest to rzecz bardzo naturalna i normalna, ponieważ nie trzecia lecz druga osoba Trójcy miała się stać przedmiotem drugiego Objawienia, — ponieważ Jezus Nazareński przyszedł objawić spełna Boga Syna, a nie jeszcze Boga Ducha . — W tem Objawieniu więc dopiero druga Hypostasis Boga na jaw wyszła, trzecia zaś musiała jeszcze zostać w cieniu, dopóki przez postęp Ducha ludzkości, jej kolejne objawienie się nie nastąpi. — Czyliż więc być mogło, aby Grzegorz Śty, po tak prawdziwem pojęciu stopniowego rozwinięcia Trójcy, nie wyciągnął bezpośredniej konsekwencji swojego zdania i nie uznał, iż kiedyś zkolei musi przyjść czas, w którym Duch Święty równie jasno i absolutnie objawiony zostanie jak Bóg Ojciec w Starym, a Bóg Syn w Nowym Zakonie, objawionymi zostali? Po części uczuł tę logiczną potrzebę Śty Grzegorz, lecz tu właśnie zaczyna się błąd jego. — Gdyby krok jeszcze uczynił, byłby wpaść musiał w montanistyczne kacerstwo. Montanizm zaś wtenczas był kacerstwem i za takie poczytanym być mu 1 Orat XXXI. 26. 2 De Spir. S XVII. 389 siał, bo czas objawienia Parakleta jeszcze nie był nadszedł i warunki teraz objawione jeszcze spełnione nie były. — Dziś więc dopiero dotychczasowe mysterium Ducha Świętego objawiając się, przestaje już być mysterium i staje się przedmiotem Trzeciego Objawienia. Dziś dopiero, po dokonaniu Epoki i całego zadania Tradycji Chrześcijańskiej, Duch Święty, który w nauce Chrześcijańskiej był tylko χατα δύναμιν, staje się χατ Ýíĺďăßáí. — a znowu przez dalszy ciąg Parakletycznej Tradycji rozwijać i wykształcać się będzie, stając się χατ έξογήν. — Dotąd więc widzieliśmy jasne i prawdziwe pojęcie Grzegorza Nazjanzeńskiego o Duchu Świętym. Teraz przystępujemy do jego błędu, — a tem samem przestępujemy go i przechodzimy z potokiem Tradycji na inne stanowisko. Mniema bowiem Grzegorz Nazjanzeński, iż realne objawienie Ducha Świętego, jest właśnie zadaniem samejże Tradycji. — Tym sposobem unikając wprawdzie wyraźnego Mon-tanistycznego kacerstwa, w inny natomiast błąd wpada, — i sam z sobą, jako też następnie z Śtym Atanazym w sprzeczności się stawia. — Co większa, nie uważał Sty Grzegorz, że stanowiąc to postępowe objawienie się Ducha Świętego w Tradycji, pod pewnym względem wpadał sam mimowiednie i mimowolnie w herezję Montanistów. — Ci bowiem, acz specyficzne objawienie Ducha przypisywali Montanowi, wcale nic innego nie twierdzili w dogmacie swoim o wiecznej działalności Ducha w Tradycji, o ciągłym darze proroczym objawiającego się Parakleta. — Ogólnie i wiekuiście rzecz biorąc, ani Montaniści, ani Sty Grzegorz w tym względzie nie błądzili, bo Duch Sty równie działał i przemawiał w Tradycji Nowego Zakonu, jak już mówił przez Proroków Starego.1 — Ale u Montanistów ani też u Ś-go Grzegorza nie szło o to ogólne i wieczne działanie, ale o specyficzne, właściwe, spełne i osobne t. j. nie o objawienie Boga lub Osób Bożych przez Ducha Ś-go, ale o samo objawianie się Ducha Świętego. — Dozwólmy Świętemu Grzegorzowi zbić się samemu. — Przyznaje on, iż dopóty, dopóki istota Ojca doskonale uznaną nie została, istota Syna objawioną być nie mogła i nie powinna i że również dopóty, dopóki istota Syna pojętą nie 1 Isai XXXIV, 16. — LXI, 1. — Mich. III. 8. etc. 390 zostanie, istota Ducha Świętego w cieniu pozostać musi, — twierdzi, że inaczej być nie może i że tak być powinno, aby nie przeciążyć pojęcia ludzkości, — i używa nawet w tem miejscu porównania niestrawności od zbytniej pożywności, lub zaślepienia od zbytniego światła. A czemżeż właśnie zajęty był wówczas Kościół i cała Tradycja, jeśli nie wykształceniem pojęcia Syna Bożego? — Pojęcie to drugiej Osoby Trójcy, które w Starym Zakonie znajdowało się dopiero χατα δύναμιν, jako przyrzeczenie Chrystusa Mesjasza, — w nowym zaś ćáô' ĺíĺńăĺßáν się objawiło, musiało przez postęp Tradycji ostatecznej swojej dojrzałości dostąpić i ęáô ĺξοχήν się objawić, co dopiero nastąpić mogło ostatecznie przez nadejście Ducha Świętego, mającego dać absolutne o Chrystusie świadectwo. W Tradycji więc wykształcało się i dojrzewało coraz bardziej, objawienie Syna Bożego, ëüăďň, lecz jeszcze nie Ducha Świętego, równie jak w całej Tradycji Hebraizmu objawiała się coraz bardziej Pierwsza Osoba Trójcy, a jeszcze nie Chrystus, zapowiedziany dopiero Mesjasz. — Na innem zaś miejscu1 chwali Sty Grzegorz wstrzemięźliwość tych, którzy wolą zupełnie milczeć o Duchu Śtym, niż narażać się na niebezpieczeństwo fałszywego pojęcia. — Oczywiście więc Duch Święty wówczas ani objawiony nie był, ani się jeszcze nie objawiał; — bo gdyby się objawiał lub był objawiony, takowa zalecana wstrzemięźliwość byłaby tylko niedba-łością i zaślepieniem. — Zaiste byłby Sty Grzegorz silnie zgromił każdego, któryby z podobnych powodów wstrzemięźliwość i milczenie względem drugiej Osoby chciał zalecać, tej drugiej Osoby, o którą właśnie szło wtenczas, a której objawienie wykształcać i w świadomość powszechną wprowadzać, było zadaniem całej jednej epoki świata, a to przed stanowczem przystąpieniem do następnego Objawienia. — Jak dalece zaś w samych średnich wiekach właściwej czci Ducha Ś-go zaniedbywano, ba nawet nie dopuszczano, dowodzi zgorszenie i prześladowanie, które Piotr Abeillard wywołał, gdy pustelnię swoją pod nazwą i inwokacją Ducha Św. Parakleta przezwawszy, kościół nie wyłącznie Synowi, albo przynajmniej całej Trójcy, jakto ówcześnie zwyczajem 1 Orat XLI, 6. 391 bywało, ale Pocieszycielowi poświęcił. Daremnie sam Abeil-lard i uczniowie jego dowodzili, że skoro Synowi, bez ubliżenia innym osobom Trójcy, wolno stawiać osobne świątynie, niemasz powodu, dlaczegoby podobnej czci Ojcu lub Duchowi wyrządzać nie godziło się, tembardziej skoro Kościół osobne święto na cześć Ducha Św. i na uwielbienie Jego darów ustanowił; — co większa, daremnie uciekali się do subtelnego tłumaczenia, że poświęcenie kościoła Parakletowi nie pociąga nawet wyłącznego nabożeństwa do Ducha Ś-go, ale zarówno do całej Trójcy się ściąga, ponieważ nie szło tam specyficznie o Ducha Pocieszyciela, jako jednej z osób Trójcy Śtej, ale ogólnie o Pocieszyciela, który to przymiotnik jak wszelki inny, Bogu bez rozróżnienia osób, jakoteż każdej z osobna przystoi, daremnie zapewniali, że inwokacja Para-kleta nic więcej znaczyć nie miała, jedno dziękczynienie za znalezione w owej pustelni pocieszenie, — nie przeparły te dowody ani wybiegi niechęci spółczesnych, którzy w naukach i działaniu Abeillarda zgubne „nowatorstwo" wietrząc, niezwykłą wprawdzie, lecz zaiste nienaganną inwokację Parakleta do takowych zgubnych innowacyj mianowicie policzyli. Ten ostatni zwłaszcza powód obwinienia mógłby się nam wydać stronniczej zapamiętałości wyskokiem, jeżeli nie wyraźnym nawet usterkiem przeciw uznanej konsubstancjalności Osób Trójcy, gdybyśmy dziś właśnie historycznego uprawnienia w nim nie odkryli, co podówczas bardziej instynktowo czuć musiano, iż w drugiej Epoce oczywiście druga Osoba Trójcy nad innemi przeważać i takowe panującym blaskiem poniekąd zaciemniać musiała, jak to zresztą okazuje się z samego Wyznania Wiary (Credo), w którem o Ojcu i Duchu krótką tylko wzmiankę, o Synu zaś obszerny wykład znajdujemy. — VI. Warunek Objawienia Parakleta. Zbogaceni tym wypadkiem Tradycji spojrzyjmy znowu na jeden tekst Pisma, gdzie znajdziemy potwierdzenie tej prawdy. — Jakoż u Jana Ś-go (w rozdziale VII, wiersz 39,) powiedziane jest : „albowiem jeszcze nie był Duch Święty, bo Jezus jeszcze „nie był uwielbion". — Tego więc uwielbienia Jezusowego, nie 392 tylko w obliczu Apostołów, lecz w obliczu świata całego, dokonać trzeba było, zanim Duch Święty χατ' ένεργειαν objawićby się mógł. — Uwielbienie to nie mogło się skończyć na początkowych zarodach pierwszej gminy chrześcijańskiej, lecz rozwinąć się miało w procesie świadomości Kościoła i całego Chrześcijańskiego świata. — Nad tem ostatecznem uwielbieniem pracowała właśnie Tradycja. — Dlatego to stosunek Syna do Ojca i zgłębienie istoty Syna było w tych czasach tak wyłącznem zajęciem ogólnych Soborów jako też pojedyńczych Ojców Kościoła, gdy tymczasem o Duchu Świętym ledwie gdzie niegdzie ciemna i nierozjaśniona wzmianka napotykać się daje. Widzimy już z tego, jak wypadki podane nam przez myśl a priori i wypadki podane nam przez Tradycję a posteriori na jedno i toż samo wychodzą. — Im dalej iść będziemy, tem częściej to znajdziemy, a przedziwna zgodność tych obustronnych wypadków, stanowić nam będzie jeden z dowodów naszego przeświadczenia. — Na tem stanowisku Tradycji, jakkolwiek wyobrażenia o Duchu są wątłe i nieoznaczone, przecież najważniejszem jest rodzące się pojęcie spełnienia Trójcy w Duchu. — Pojęcie to niemal jednocześnie objawia się u obudwu Grzegorzów, u Bazylego i Atanazjusza. Oprócz wyżej wspomnianego pojęcia postępu w objawieniu Trójcy, przypisuje Grzegorz Nazjanzeński Duchowi Świętemu, moment dopełnienia w Trójcy.1 — Grzegorz Nysseński podobnież zowie Boga Ojca: áń÷Ţ ôώí πÜíôďí. Syna; δημιοργός τής χτιεως. Ducha Zaś: τελειωτιχον τών παντων.2 Ôď uznanie i przyznanie jest nadzwyczajnej wagi. Z samych wyznań Ojców Kościoła, widzimy przeto, iż dogmat Ducha Ś-go był wtenczas tylko mysterium, gdy tymczasem dogmat o Synu Bożym był objawieniem. A to dlatego, iż Syn był już zesłany i wypowiedziany, — a Duch dopiero obiecany i przepowiedziany. — Przez cały więc ciąg epoki chrześcijańskiej Dogmat o Duchu Świętym był i być musiał w tym stanie, w jakim się znajdował dogmat o Mesjaszu w Epoce przedchrześcijańskiej. — Aż do przyjścia Zbawiciela, Mesjasz był tylko mysterium, był tylko obietnicą, — aż do 1 Orat XXXIV. 8. Porównaj też XXIII. 11. 2 De baptismate Christi Op. T. III. p. 372. 393 przyjścia Pocieszyciela, dogmat o Duchu Śtym takąż samą obietnicą pozostać musiał. — Na początku więc Ery chrześcijańskiej objawiła się druga Osoba Trójcy Śtej, która w dawnym Zakonie tylko przepowiedzianą była, ponieważ w Starym Zakonie pierwsza Osoba dopiero się objawiała. — Objawienie to drugiej osoby, w świadomości ludzkości przez historję Chrześcijaństwa trwało, rosło i rozwijało się, — aż do ostatecznego, nastąpić mającego uwielbienia jej, — równie jak Bóg tak długo się pod postacią starozakon-nego Jehowy i Pana objawiał, dopóki Syn Go nie przyszedł jako „Ojca naszego" uwielbić. — Tradycja Chrześcijańska przeto niczem innem nie jest, jedno normalnym procesem myśli dochodzącej do coraz wyższego i prawdziwszego pojęcia i uwielbienia Chrystusa; a uwielbienie to ostatecznie w objawieniu Ducha Świętego do-konanem, t. j. doskonałem się stanie. — I to właśnie stanowi świadectwo dane Synowi przez Ducha, równie jak Syn dał świadectwo ostateczne Ojcu, uwielbiając Go. Z objawieniem zaś Chrystusowem, spełniającem właśnie dawne przepowiedzenie Mesjasza, połączone zostało nowe przepowiedzenie przyjść mającego Parakleta, które tamto zastępować miało, dopóki znowu trzecie objawienie nie dopełni tego nowego przepowiedzenia. — Jak więc objawienie Starego Zakonu przepowiedziało Chrystusa Mesjasza, — tak znowu objawienie Chrystusa Mesjasza, dopełniając poprzedzające przepowiedzenie, nawzajem przepowiedziało Ducha Parakieta1 — Teraz więc nowem, trzeciem Objawieniem tamto nowe przepowiedzenie przychodzi dopełnić i wielki cyklus Objawień ludzkości uzupełnić. Objawień ludzkości, bo dla ludzkości objawienie to jest ostateczne i absolutne. — Czyli zaś w absolutnym procesie Wszechświata może ono być nieostatecznem, — to inna kwestja; czyli ludzkość, jako ludzkość, nie jest najwyższym 1 Uwagi godnem jest, że Żydzi dwóch Mesjaszów przypuszczali. — Naj- , dawniejsi jakoteż i nowsi Rabini nader często mówią o dwóch Mesjaszach t. j. o cierpiącym i triumfującym. Talmud, Rabboth, Midraszyn, Zohar etc. mnóstwo takich tekstów mają. Zwykle jeden nazywany jest Ben Joseph, czyli Syn Józefa i to jest cierpiący, o nim mówi Izajasz (LIII). — Drugi zaś Mena-hem ben Ammiel albo Ben David — Menachem zaś znaczy Pocieszyciel toż samo co đáńá÷ëçôďň, — do którego to odnoszą się inne Izajaszowe ustępy. — 394 stanem tego Wszechświata, czyli są istoty na wyższym szczeblu niż ludzie stojący, to znowu pozostaje dla nas mysterium, dalszemu eschatologicznemu procesowi wszechświata zostawio-nem; — nam tu idzie o odsłonięcie najwyższego i ostatecznego celu i przeznaczenia człowieczeństwa. — Ten perjod celu i ostatecznego jego dokonania otwiera się w trzecie} epoce świata. — W tej trzeciej epoce Tradycja Parakletyczna coraz dokładniej pojęcie Ducha Świętego rozwinie. — Skoro ta przepłynie, Ludzkość absolutnego kresu swojego dostąpi i w wyższy stan, którego nazwać możem Anielskim, spłynie. Tego znowu my-ludzkość dziś jeszcze powiedzieć nie możemy, jedno przewidzieć i spodziewać. — To jest ultrahu-manitarne mysterium....1 Lecz nim dostąpim wszelkich misterjów Wszechświata, dopełńmy wprzód absolutnych przeznaczeń Ludzkości na ziemi. — Tegoć to dopełnienia otwiera się Era. — VII. Świadectwo Jego o Chrystusie (Rozdz. VII i VIII). Równie więc jak Chrystus powiedział: „Nie mniemajcie, „abym przychodził znosić Zakon lub Proroki, — nie przychodzę znosić, ale uzupełniać",2 tak też objawienie Ducha Świętego nie przychodzi znosić ani pierwszego, ani drugiego Zakonu, ale je owszem trzecim uzupełnia, potwierdza i wznosi. I równie jak dopiero w skutek Objawienia Chrystusowego otworzyły się oczy ludzkości ku zrozumieniu Pisma, tak też dopiero przez objawienie Parakleta, zesłanego, aby przywrócić w pamięć ludzkości, wszystko co Chrystus powiedział i aby dać godne świadectwo o Nim, — otwierają się nowo oczy ludzkości ku zrozumieniu dobrej nowiny, Ewangelji: Chrystus uwielbiony i dokonane posłannictwo Jego. — Przez to też to objawienie Ducha Świętego już nie jest prostem, bezpośredniem Objawieniem, lecz staje się Objawieniem Objawienia.3— Albowiemr powiedział Chrystus: „On 1        Patrz Tom I ostatni rozdział ostatniego Działu. 2        Mat. V. 17. 3        Hr. de Maistre, który to ważne słowo wyrzekł, przeczuwał całą ważność i ryćhłość religijnej przemiany, do której Ludzkość coraz szybszym krokiem w ostatnich czasach zdążała. — 395 „z mego weźmie i objawi Wam", — „On Was wszystkiego na" „uczy" — etc. I patrzcie, jak się to dosłownie spełnia. Azaliż kiedy, odkąd świat światem, widziano taki ruch naukowy i tak olbrzymie zdobycze na polach wszechumiejętności jak za dni naszych? Czy Fizyka, czy Chemja, czy Geologja, czy Organo-logja, słowem wszelkie możebne umiejętności czyż nie idą w zapasy, aby nam wszelkie Misterja Stworzenia odkrywać? Począwszy od martwych, a zawartych w łonie Matki Ziemi prehistorycznych tajemnic, aż do żywych, w każdej organicznej komórce odbywających się biologicznych tajemnic, — wszystko Duch bada, — wszystkiego docieka, a tem wszechstronnem „dochodzeniem Prawdy Bożej" gotuje zapowiedziane już przez Proroka Joela „wylanie Ducha na wszelkie Ciało". — Bo też „wszelkie Ciało", — bo Natura cała, to także objawienie Boże, — Objawienie w Ciele, — odpowiednie Objawieniu w Słowie, — i nietylko z niem nigdy, przenigdy niezgodne, — ale owszem zawdy takowe potwierdzające i utwierdzające. Teraz więc dopiero Objawienia Starego i Nowego Zakonu które dotąd dla własnego ich niedopełnienia spełna po-jętemi być mogły, — same we właściwym świetle się objawią i spłyną w jedno z dojrzałemi odkryciami na polu badań Natury, które są także kolejnemi objawieniami tego wielkiego ' Objawienia Bożego w Ciele, — już nie w sprzeczności żadnej, ale w przedziwnej zgodzie z Objawieniem Bożem w Słowie objawionem. — A jako Słowo siało się Ciałem i mieszkało między nami, i widzieliśmy chwałę Jego, chwałę jako jednorodzonego od Ojca, — pełne łaski i prawdy, — tak znowu Ciało ze Słowem staje się Duchem Świętym i mieszkamy w Nim a On w nas, — i sprawami naszemi sprawiamy chwałę Jego, — chwałę Jednego Boga zaślubionego z Ludzkością w spełni dobra i zasługi. A o Słowie które Ciałem się stało, świadczył Jan1 i wołał: „Tenci był, o którymem powiadał, który po mnie „przyszedłszy, uprzedził mnie, — bo pierwej był niż ja. „A z pełności Jego myśmy wszyscy wzięli, i łaskę za „łaskę. 1 Joan I. 15—19. 396 „Albowiem Zakon przez Mojżesza jest dany, — a łaska „i prawda przez Jezusa Chrystusa stała się. „Boga nikt nie widział. On jednorodny Syn, który jest „w łonie Ojca, — on go opowiedział, „A toć jest świadectwo Janowe", owego posłańca Chrystusowego. — I toć jest świadectwo Parakletowe, — owego Posłańca Chrystusowego, który wprowadzając Ludzkość we wszelką Prawdę, — i przypominając jej dawne, a odkrywając przyszłe rzeczy, z Niego bierze, aby dać o Nim świadectwo. Daje więc to świadectwo, iż Jezus Chrystus był prawym Synem Bożym, jak Mojżesz dopiero prawym Sługą Bożym był. Jako Mojżesz przyniósł Zakon służby Bożej, tak Chrystus przyniósł Zakon Synostwa Bożego. A Paraklet przynosi Zakon ślubu Bożego, - zakon Społeczności Ducha Bożego. Albowiem Zakon przez Mojżesza jest dany, a Łaska i Prawda przez Jezusa Chrystusa stała się, — a społeczny Żywot z Bogiem przez Ducha Świętego sprawia się. Boga nikt nigdy nie widział, — i nie domyślał się istoty Jego, dopóki Syn Jego nie opowiedział Go, — a to co opowiedział i wypowiedział, to się dziś spełna objawia i sprawia, i widzimy dziś Boga żywego w Wszechświecie. „I niebiosa opowiadają Chwałę Boga, i dzieła rąk Jego „obznajmia Wszechświat".1 A lepsze jeszcze, bo żywe i raz wraz odnawiające się świadectwo o Nim, daje Naród cały, u którego od wieków i na wieki, przy spotkaniu jak przy pożegnaniu, każdy zwykł powtarzać i wtórować: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus". „Na wieki wieków Amen". VIII. A Wy, którzy nie wierzycie, — Wy, którzy już oddawna wzięliście rozbrat z naiwną Ojców naszych wiarą, — Wy słabi, którzyście się odziali w mglistą i nudną szatę indyferentyzmu, — 1 Ps. XVIII. 2. 397 Wy niedołężni, inter utrumque viventes,1 albo Wy, którzy za silne poczytujecie się umysły, dlatego tylko, że przeczyć umiecie, niepomni na to, że wielki wieszcz nowoczesny nie mógł znaleźć głębszej i trafniejszej definicji dla „Ducha Złego", jak „Duet) wiecznie przeczący"2 — uwierzcież dziś nareszcie w Odro-dziciela Ludzkości Wniebowstąpującego Chrystusa. Zstępujący Duch Święty, dokonywując ostatecznego i pełnego Odrodzenia, to o Nim daje świadectwo. — Jezus Chrystus jest prototypem Ludzkości, jej zrealizowanym Ideałem, — najwyższym Osobnikiem Ludzkości. On nie jest tylko no/doskonalszym z ludzi, ale jest poprostu doskonałym człowiekiem, „albowiem „podobało się, aby wszystka spełń zamieszkała w nim",3 a więc nie zbliża się do Boskości o tyle tylko, ile człowiekowi dane jest do niej się zbliżyć, ale z nią się identyfikuje. Jako absolutnie doskonały, absolutnie dokonany człowiek jest tem samem Bogiem. (Homo perfectus, homme par-fait Voll-Kommener Mensch... Jako człowiek doszły do końca (finis), a więc do celu swego, jako człowiek, który urzeczywistnił w sobie całe pojecie człowieka, cały ideał człowieka zrealizował, całą możną doskonałość ludzką wyczerpał, już eo ipso przestał być tylko człowiekiem; przemienił się w istotę wyższą nad człowieka, — i to jest Przemienienie Pańskie (Transfiguratio). Miał na świat przyjść od wieków zapowiedziany i oczekiwany Chrystus Mesjasz, wcielenie Bożego Logos, na odrodzenie Ludzkości, na oderwanie jej z pierwotnego żywota natury, niedostatecznego do jej duchowych przeznaczeń. — Znalazł się w czasie i miejscu Jezus Nazareński, w którym drgały wszystkie nerwy człowieczeństwa, w którym mieszkały i panowały najwyższe siły Ducha: Miłość, Mądrość i Wolność. 1 Patrz Dante: Div. Com. Inferno III. C. (Ustęp cały przytoczony w Apendiksie). — ... Questo misero modo Tengon l'anime triste di coloro Che visser senza infamia e senza lodo Non ragioniam di lor, ma guarda e passa. 2        Ich bin der Geist der stets verneint. Goethe, Faust. 3        Col. I. 19. 398 Uczucia, myśl i wola Jezusa Nazareńskiego znalazły się zgodne z przeznaczeniem Chrystusa Mesjasza, — rzeczywista osobistość Jezusa Nazareńskiego przypadła do pojęcia Chrystusa Mesjasza, — i Słowo stało się Ciałem, stał się Jezusem Chrystusem, którego Ludzkość czciła jako Boga-Człowieka i którego czcić będzie po wszystkie wieki wieków, — przed którym uginać się będą, jak mówi Apostoł Święty, kolana,1 nietylko w tym wieku, ale i w przyszłym.2 W owym perjodzie żywota swojego domagała się ludzkość Chrystusa Mesjasza, — wołała Odrodziciela. Jezus Na-zareński, jako Człowiek, odpowiedział wymaganiom Bożym ku zadosyćuczynieniu potrzebie ludzkości. Usłyszał on głos Boga i Stworzenia całego, — i poszedł za nim. Nie byłby On, byłby kto inny. — Potrzeba było Mesjasza z Nieba i znalazł się Mesjasz na Ziemi. — W Ewangelji Nazareńczyków powiedziano jest, iż przy chrzcie Jezusa głos z nieba wołający rzekł: „W każdym Pro-„roku wyglądałem Ciebie, — abyś nadszedł — a ja spoczął „w Tobie, oczekiwałem Cię" (spodziewałem się Ciebie). Sty Hieronim3 tak ustęp ten przytacza: „Factum est „autem cum ascendisset Dominus de aqua, descendit fons „omnis Spiritus Sancti et requievit super eum et dixit illi: „Filii mi! in omnibus prophetis expectabam te, ut venires et re~ „quiescerem in te, tu es enim requies mea, tu es filius meus „primogenitus, qui regnas in sempiternum". Nadchodził więc ciągle Chrystus Mesjasz, przez cały ciąg panowania Starego Zakonu, przez całą Epokę Źydowsko-po-gańską, aż nareszcie nadszedł w Jezusie Nazareńskim Bogo-Człowieku. — A nadchodził odtąd Duch Sty przez całą epokę Chrześcijaństwa, aż nareszcie teraz przychodzi spełna w Bogo-Ludzkości. — Objawienie się Chrystusa Mesjasza było koniecznem, zjawienie się Jezusa Nazareńskiego było przypadkowe; tamten być musiał, ten mógł być albo nie być, mógł być inny na jego miejscu, każdy Prorok, każdy Mąż, z którym był Bóg, mógł zostać Mesjaszem. — Ale On został, bo On był naj 1 Philip. II. 10 2 Ephes I. 21. 3 In. Isai. XI. 2. ap Fabric. I c pag. 261. 399 godniejszy, — On był absolutnie godny, bo On chciał być godnym. — Konieczność i przypadkowość znalazły się w odpowiedniej zgodzie, przypadły do siebie, zjednoczyły się, i stały się wolną Wolą, i powstał Wolny Duch Jezusa Chrystusa, Boga Człowieka. Wolny, bo przypadkową indywidualność swoją, z Siebie i przez Siebie wzniósł aż do konieczności posłannictwa Swego, — sercem myślą i wolą stał się oczekiwanym Zbawicielem. Serce umysł i charakter Jezusa Nazareńskiego były takie, jakie tylko po absolutnie doskonałym człowieku wymagać można, po człowieku, który jako człowiek, nic więcej ani wyżej do osiągnięcia nie ma, który przez to jest absolutnie doskonały i stanął u absolutnego kresu swego. Poświęcenie jego było bez granic, tego dowodzi całkowite życie, każdy krok Jego, każde słówko Jego, każdy powiew Ducha Jego. — Wiedza Jego była również nieskończoną, tego dowodzi wiadomość rzeczy przyszłych i przeszłych, Boskich i ludzkich, mistrzostwo Jego w nauczaniu ludu i samych uczonych. — Charakter Jego był również absolutnie wielki, tego dowodzi cała dzielność Jego życia i przezwyciężenie tak wewnętrznych pokus, jak zewnętrznych zawad i ostateczne dopięcie Celu. — Jest On więc istnym zrealizowanym ideałem ludzkości. — Lecz Ludzkość wtedy jeszcze do zrealizowania własnego ideału nie była doszła. Ludzkość sama była dopiero cierpiącą, walczącą i wstępującą ludzkością. Jej więc prototyp był Mesjaszem cierpiącym. W ziemskiem więc już życiu, przez własną zasługą Jezus był już Aniołem na ziemi. Przez nieskończoną zaś łaskę Bożą tak dla Siebie jak dla ludzkości, był więcej, był istnym Synem Bożym. Aż do chwili chrztu swojego t. j. aż do chwili istotnego przerodzenia się swego, rósł on ciągle w mądrości i łasce u Boga, pasował się na Anioła, przekraczał więc stanowisko ludzkie i stawał się sam przez się Aniołem. W chwili zaś chrztu, w tej krytycznej chwili przejścia w nowe życie odrodzenia, Duch Święty zstąpił na Niego, to jest Sam-Bóg zupełnie mu się objawił1 i udzielił, ogarnął Go i ożywił; — Otrzymał Ducha Świętego nie w części ale pełno. (Joan III. 34). 400 Absolutny Nieograniczony z ograniczonym dotąd Duchem się połączył, — i poświęcony został Duchem Świętym i wszelką mocą.1 Skupiła się w nim potęga Boża dla spełnienia przeznaczenia ludzkości na ziemi. I donoszą nam o tem dziejopise Święci, iż otwarły się Nieba i usłyszano głos: „Oto Syn Mój „ukochany, — dzisiaj go zrodziłem"! Syn Boży, — druga Osobistość Boża w tej chwili zrodzona została. — Logos Boże było od wieczności u Boga,2 obiecany Mesjasz, — jako obiecany, przepowiedziany, (Mysterium) był od początku początków; Duch Święty począł go w Słowie Swoim, przed wszystkiemi czasy, ale Syn Boży jako objawiony, w tej chwili stanął na ziemi, w tej chwili zrodzony został. W tej chwili Jezus Chrystus, który prześcignął był już ludzi i stanął między Anioły, prześcignął Anioły, stawszy się uczestnikiem Majestatu Bożego, — albowiem z Nim był Bóg.— Uczestnikiem więc był Wszechmocności Boga, ponieważ Mu się nie pod miarą udzielił, — ale był z Nim spełna. I był Synem Bożym i Synem Człowieczym zarazem. Lecz tym wszystkim, którzy Go pojęli, i uwierzyli w Imię Jego, dał moc stania się również dziećmi Bożemi,3 nie pojedynczo jak On, ale gromadnie, spólnie. — A tak był znowu: Pierworodnym między wielą Braci.4 Ten więc Prototyp ludzkości, ten istny prawdziwy, zupełny Człowiek, którego przeznaczeniem było we wszystkiem wyprzedzać i przewodniczyć Ludzkości, — (nawet w Zmartwychwstaniu5 i Wniebowstąpieniu), — który przez Cuda swoje podawał faktyczne przepowiednie normalnych czynów ludzkości, — bo każdy podany nam cud Chrystusa, jest tylko symbolem organicznej funkcji odrodzonej Ludzkości,6 — przewodniczył jej do osią 1 Którego Bóg poświęcił (namaścił έχρισεν. stąd χριστος) Duchem Świętym i mocą (virtute), aby chodził dobroczyniąc...albowiem z nim był Bóg. Act. Ap. X. 38. 2 Joan I. 1. 3 Joan I. 12. 4 Rom. VIII. 29. ΙΙρωτότοχος έν πολλοις αδελφοις. 5 I. Cor. XV. 20, 23. Primitiae dormientium, primitiae Christus etc. — W tem miejscu Paweł Św (45—48) nader głęboko i trafnie stawia stosunek między Adamem i Chrystusem. Istotnie pierwszego uważać trzeba za prototyp urodzonej ludzkości, — drugiego zaś za prototyp odrodzonej ludzkości. — Patrz także Colos I. 18. 6 Porówn. Tom II. Wezwanie, dział I, rozdział I, str. 4. (przyp. wyd.) 401 gnięcia godności, której sam dostąpił, zawezwał ją do niej i drogę żywota otworzył. Jezus Chrystus był Mesjaszem, Postannikiem przeznaczonym do przysposobienia Bogu całej Ludzkości. W każdym wielkim człowieku tkwi pod pewną miarą siła Boża, działająca przez niego i prowadząca go, a przez niego ludy lub ludzkość do pewnego celu, — z każdym więc wielkim człowiekiem jest po części Bóg. — Pod tym więc względem możnaby też Jezusa Nazareńskiego do rzędu wielkich ludzi policzyć, ale On był z nich największym, albowiem najważniejszego Posłannictwa w ludzkości dopełnił, — jedyną kardynalną świata reformę przeprowadził,2 i Duch był Mu dany nie pod miara, „ponieważ w Nim upodobało się, aby wszystka zupełność „mieszkała".2 — Będąc zaś istnym Synem Bożym (χατ' έςοχήν), doprowadził też Ludzkość całą do Synostwa Bożego. Tu Prototyp zlał się ze swoją Substancją. Co sam otrzymał, to jej udzielił. — I poświęcił się dla niej. To było właśnie Jego absolutną Apoteozą. — Jezus Chrystus już nie był żadnym Prorokiem, już nie zapowiadał, ani odnosił się do czegoś nastąpić mającego, ale świadomość Bożą sam z Sobą i w Sobie przyniósł i udzielił, — a tym sposobem stał się sam istnem Objawieniem, istną Manifestacją Boga. — Że objawienie to ostatecznem być jeszcze nie miało, to sam uznał i wyrzekł, zapowiadając nastąpić mającego Ducha Pocieszyciela, który miał ludzkość we wszelką Prawdę wprowadzić i o samym Jezusie Chrystusie dać świadectwo. Atoli sam Chrystus nie był tylko drogoskazem do Niego, ani też pojedynczym tylko stanowiskiem, jak inni Prorocy, Wyznawcy lub Prawodawcy, ale samą drogą Żywota. — Każdy Prorok jest tylko człowiekiem wskazującym na Boga, a więc tylko drogoskazem, — Chrystus był człowiekiem objawiającym Boga, a więc samą drogą do Ojca. Każdy Prorok odnosi się do jakiegoś Objawienia, Chrystus zaś przyniósł nowe Objawienia. — Z każdym Prorokiem więc był po części Bóg, — z Jezusem Chrystusem zaś był spełna. „Aleć i Mojżesz przyniósł z sobą istne Objawienie Boga. „Nie wskazywał tylko na niego, nie prorokował o Nim, ale 1 Patrz Tom I. Wstęp. 2 Colos I. 19. 26 402 „wyrokował, Jestestwo Jego objawił i Zakon Jego wyłożył. „Byłżeżby Mojżesz Chrystusowi równy?" Zaprawdę Mojżesz objawił Boga, ale Go objawił dopiero jako zewnątrz siebie zostającego, przyniósł Zakon od niego, ale Go samego ludziom nie przyniósł i nie udzielił. Zwiastował Go więc tylko ludziom, — wprawdzie też nie jako Prorok zapowiadający przyjść mające Objawienie, ale jako Wyznawca, odsłaniający toż Objawienie. Aliści sam nie był tego objawienia Subjektem, nie był żywem tegoż Objawienia Wcieleniem. Chrystus zaś był Myślą Bożą i Słowem Bożem, które Ciałem się stało: ëüăďň σαρξ έγένετο — i zamieszkało między nami. — Chrystus był człowiekiem, w którym Myśl Boża, Słowo (ëüăďň) spełna zamieszkała. W Nim więc istotnie Słowo stało się Ciałem. Jezus Nazareński, — jako Człowiek, — zamyka przeto nazawsze szereg Bogów Starożytnych, — Wniebowstąpionych, — ubóstwionego Człowieczeństwa; — Chrystus Mesjasz zarazem rozpoczyna nową Epokę wcielonego Boga, z nieba zesłanego. Duch Święty, — istny Sam-Bóg, — ogarniając i Niebo i Ziemię i Wszechświat cały, w łonie którego Niebiosa i Ziemie wspólnie przechodzą w siebie, Duch ten Święty przez Zstąpienie Swoje zamyka znowu erę Zniebosłania i rozpoczyna erę wszechobecnie i wszechwładnie, fizycznie i moralnie, idealnie i realnie w Ludzkości, i Świecie współżyjącego Boga. — I odtąd będzie z nami realnie absolutna Społeczność Ducha Świętego. — DZIAŁ CZWARTY. Co znaczy to postępowe Objawienie Osób Bożych u samego Boga? I. Postępowe objawianie się imienia Bożego. — Wyższość tekstu kanonicznego naszej Prośby nad apokryfem Marcjona. (Rozdział I. i II.). Czyliżby tedy sam Bóg stawał się? czyliż przypuścić można, aby Istota absolutna ulegała procesowi własnego tworzenia się? czyliż coraz bardziej doskonaląc się, przechodzi Najwyższy ze stanu absolutnego Bytu, do stanu absolutnego ëüăďς, aby się na koniec wznieść do stanu absolutnego Ducha? — Gdyby tak było, wtedy na pierwotnych szczeblach Swoich nie byłby absolutnem absolutum. — Byłby tylko pewną, absolutną wprawdzie determinacją, ale zawsze tylko determinacją pod pewnym względem, a więc przez to samo negacją. — Bóg zaś jest i być musi absolutnem Absolutem, doskonałą afirmacją, — ów zaś przekształt Boży, przerodzenie się jednej osoby w drugą (άνάπλασις), owa odmiana istoty Jego, jest rzeczywiście tylko dla nas, dla świadomych Jego subjektów, dla ograniczonych duchów, w których się Duch absolutny jak w zwierciadle odbija, czyli w stosunku do ludzkości dla świadomości Ducha. — I dlatego też odmienia się tylko Jego Imię, — bo imię Jego jest właśnie świadomością o Nim, czyli objawieniem się Ludzkości. To odkrywanie się Jego przed świadomością naszą, to udzielanie się Jego Ludzkości staje się coraz wyższe i doskonalsze w miarę postępu Ducha samej ludzkości i dlatego mówimy, że wznosi się Imię Boże. — 26* 404 Potrzeba było wszakże, aby duch ludzkości sam doszedł do własnej dojrzałości swojej, aby mógł dojrzeć nareszcie Ducha Bożego w pełni swojej. Póki zaś duch ludzki był sam niedojrzały, nieświadomy siebie, póty też niedojrzał Boga i świadomość jego o Nim była niedojrzała i oglądał tylko pojedyńcze Jego oblicza. — Ale Bóg w Sobie i Sobie jest wiecznie dojrzały. — On zawsze doskonały i dokonany, — bo gdyby Bogu w czemśkolwiek brakło, wtedy ów brak Boży sięgałby ponad Niego i poza Niego, a tem samem ograniczałby Jego absolutność, przemagałby nad Nim, — i sam ów brak byłby absolutniejszym od Boga. — Bogu więc na niczem nie brakuje, ale duchom ograniczonym stopniowo brakuje na Jego doskonałem objęciu. — On Bóg czeka więc tylko czasowego dojrzenia ograniczonych duchów, aby się im udzielić, aby się im w wiecznym Majestacie Swoim objawić, aby się im dać dojrzeć. Zmysłowemu oku ludzkości objawił się tylko fizycznie, {SPECIAL_CHAR: >} realnie. — Umysłowemu oku ludzkości objawił się znowu moralnie, idealnie. — Całemu zaś duchowi ludzkości, skoro spełniły się czasy, objawia się spełna Cały, — w całym Majestacie Prawdy i Rzeczywistości swojej, — takim jakim Go wzywał Psalmista,1 — takim jakim Go wskazał Chrystus, II. Ów postęp Trójcy Świętej nie jest więc procesem samego Boga, ale tylko postępem jego Objawienia. — Bóg nie staje się bynajmniej Duchem Świętym, bo nim jest wiekuiśeie, ale objawia się Duchem, odkrywszy pokolei szczeble utajonego Majestatu Swego, — daje się uznać, daje się ujrzeć jako Duch dojrzewającej Ludzkości, — daje jej poznać i święcić to najwyższe imię Swoje. — I dlatego to Chrystus w tej modlitwie naszej, — w tem arcydziele proroczego Objawienia, gdzie nic niemasz ani daremnego, ani zbytecznego, — ani niedokładnego, — nie kazał nam się wyrażać, n. p: stań się Duchem 1        Ps. LXXXVIII. 9. „Panie mocny!... Prawda Twoja jest około Ciebie". 2        Joan IV. 24. „Duchem jest Bóg i takich pragnie czcicieli, którzy by go w Duchu i Prawdzie czcili". 405 Świętym, bo On jest Duchem Świętym, ani też: Przyjdź Duchu Sty do nas, bo On zawsze jest w nas i my w Nim; ale powiedział wyraźnie: Święć się imię Twoje! Teraz łatwo pojmujemy, dlaczegośmy powyżej odmówili Marcjonowej prośbie znamienia istotnej prawdy i tylko wyrażenie przybliżonej prawdy w niej ujrzeli. — Wyobrażenie bowiem zstąpienia na nas Ducha Ś-go jest, skoro rzecz ściśle weźmiemy, fałszywe i tylko jako figura jest prawdą. — Gdy Chrystus mówi o zesłaniu lub o przyjściu Ducha Świętego, używa tych wyrażeń tak jak wszelkich innych przenośni i paraboli używał t. j. wtedy, kiedy jeszcze „wielu rzeczy powiedzieć nie mógł', bo słuchający nie byliby znieśli, słowem wtedy, kiedy się sposobem przybliżonym (figurycznie, parabolicznie) wyrażał. — Lecz tu, w przekazanej nam Modlitwie, w tym ostatecznym Testamencie Swoim, wyraził się już nie przenośnie, ale ściśle, zapowiadając Ducha Ś-go objawienie. Duch Święty ani się staje, ani zstępuje na nas, bo wedle głębokich słów mędrca Pańskiego,1 od wszechwieków napełnia on okrąg świata, — ale się nam objawia i święci się nam Jego imię t. j. nas samych podnosi do istnej czci Swojej, do czci Boga w Duchu i Prawdzie, a tem samem podnosi w nas Swe imię i daje prawdziwe imię Swoje święcić. — Sam Bóg jest wieczny, — przedwieczny — nadwieczny. On zawsze był, jest i będzie Duchem Świętym. — Duch Święty więc nie przychodzi wcale do nas, my raczej dochodzimy do Niego, — a dochodzącym udziela się cały; dojrzewający dojrzewają Go. Nie potrzebujemy się więc udawać głębiej do skarbców krytyki i hermeneutyki, aby się przekonać, który z owych dwóch tak odmiennych co do formy, acz tak zgodnych co do treści tekstów, czy kanoniczny czy apokryficzny, jest prawdziwie bożem natchnieniem (Teopneustją), — który na kano-niczność zasługuje, który był nam przez Chrystusa przekazany? Powaga tych tekstów sama się tu rozstrzyga. Tekst modlitwy naszej jest samą, istną prawdą, — najdokładniejszym jej wyrazem, omawia właśnie to co się staje. Mówiąc: święć się imię Twoje, żądamy właśnie tego, aby wiecznie i spełna cześć Ducha Świętego na świecie nastała; wezwanie 1 Sap. I. 7. 406 zaś wprost Ducha Świętego, jak to u Marcjona, jest także prawdą, nawet zupełnie w wypadku tą samą, ale dopiero przybliżoną, dopiero figurycznie, a więc nieistotnie jeszcze wyrażoną. — Apokryficzny tekst przeto dopiero wskazuje i znaczy, co kanoniczny ściśle i doskonale wyraża, — spełna udziela. — A jednak zdawało się nam napozór, że Marcjonowa prośba była dobitniejsza i wyrazistsza!... III. Trójca w samym Bogu. (Rozdz. III. i IV. fragm.) Aleć tym sposobem w samym Bogu nie byłoby Trójcy? Tym sposobem Trójca Święta byłaby tylko czczym dla nas objawem? — marną stosówką najwyższej istoty do pojęcia istot podrzędnych? — A więc to tylko jest Fenomenon, a nie Noumenon? tylko podmiotową a nie przedmiotową prawdą? — I Bóg w Sobie i Sobie jest tylko Jednym i Jednorodnym, jest tylko Duchem Świętym? a wrzekoma Trójca Jego, stopniową, fantasmagorją in gratiam Ludzkości? Rolą, którą Bóstwo kolejno przybiera i zrzuca! — O! bynajmniej! — Dajcież raz pokój tej wiecznej refleksyjnej tylko (ale jeszcze nie spekulacyjno-rozumowej) antytezie fenomenu z noumenem, — podmiotowej świadomości z przedmiotową istotą. — Co tylko się objawia jako istotne fenomenon, to też jest w samej istocie, to też do Noumenu niezbędnie należy, inaczej nie mogłoby się objawiać, inaczej objawiłoby się to, czego niemasz w istocie, ob byłoby znowu absurdum. — Czyliż Bóg robiłby sobie fałszywą igraszkę przywdziewać dla uciechy naszej różnorodne postacie i zrzucać je później jakoby zużytą suknię, — gdyby te postacie, któremi się nam objawia, nie odpowiadały absolutnie treściwym żywiołom Jego istoty. — Nie zaiste, Bóg nas nie zwodzi. — Jeżeli się nam tro-isto objawił, to dlatego, że Troistość stanowi właśnie Jego istotę. — Czyli, Bóg objawia nam kolejno to właśnie, co objective samą istotę Jego stanowi. — A przecież dopiero rzekło się, iż ten proces Boga jest tylko dla świadomości naszej, — że tylko imię się odmienia, a On jest wiecznie Ten-Sam. 407 Tak jest zaiste, — proces objawienia jest dia świadomości naszej. — Ale spełne, dokonane, a tem samem doskonałe życie boże, jest dla samego Boga; objawienie zaś żywego Boga, temu życiu zupełnie odpowiada. — To życie jest właśnie doskonałą, a przez to wieczną Jego szczęśliwością, Jego własnym, samoistnym Celem. (ĹőóÝâĺéá i ĹíôĺëÝ÷ĺéá). Otóż to życie, ta spełna żywotna Istota, zawiera w sobie i składa się właśnie z żywiołów przez te istotne imiona wyrażonych i nam objawionych, a więc imiona te nie są czcze imiona, ale spełne, istotne, niezbędne objawy tego, co Istota w sobie samej zawiera. — U Boga więc są to tylko imiona, bo Bóg wieczny jest i żyje wiecznie całą spełnią Swoją, — dla nas zaś są to postępowe wykłady tego wiekuistego życia, podające podmiotowej świadomości naszej poprzedmiotowe tajemnice Bóstwa. Jakżeż się to zgodzić może? jak to pojąć można? Oto tak: — niech Duch, który bada wszystko, nawet głębiny Bóstwa,1 kieruje tu naszemi słowy. — IV. Jest Trójca w Samym Bogu. — Bóg jest Trójcą Świętą, w jednem absolutum. — Dogma powstałe w Tradycji chrześcijańskiej bynajmniej nie minęło się z prawdą, stawiając nam jako regulam fidei to wielkie mysterium, — mysterium, które teraz dopiero jawem stać się może. Bóg, Jako Bóg, jest Duchem, — Duchem Absolutnym, Duchem Świętym. — Treściwemi zaś i niezbędnemi, a więc isto-tnemi żywiołami wszelkiego Ducha, jako Ducha są: Idea i Materja, — Logos i Byt. Jak każdy Duch, skoro jest Duchem, jest samorodną przez się jednią pewnego Ciała i pewnej Duszy, t. j. realnego i idealnego swojego pierwiastku, tak też i Duch Duchów, absolutny Duch Święty jest absolutną Spełnią Bożego Ciała, — Wszechbytu, — i Bożej Duszy, — Wszechmyśli. — Duch Święty przeto jest wiekuistem Słowem, które się stało wiekuistem Ciałem (ëüăďň ďÜďň ăĺíüěĺíďň). 1 I. Cor. II. 10. 408 W istocie więc Bożej, równie jak w każdej istocie Duchowej rozróżniamy Boże Ciało, Bożą Duszę, — i stanowiącą ich spełnię i spójnię absolutną, — Boży Duch.1 — (Od wydawcy). W tem miejscu kopja Gaszyńskiego urywa się,oryginalnego manuskryptu Autora również nie odnaleziono. Na kopji dopisał Autor: „Tu przychodzą „niektóre ustępy z dwóch zapiskowych książek „o Bożym Ciele, — o Bożej Duszy i Duchu Bożym, „ale jeszcze dużo wyrobienia i przerobienia wymagające, a po części do następujących Rozdziałów należące, po części nawet tamże już zużytkowane". — Ze wspomnianych 2 książek tylko jedna wydawcy znana. Co w niej znalazł odnoszącego się do niniejszego Rozdziału, umieścił w Appendixie. V. Jaką drogą dążyć możemy do poznania Boga? Uczy nas Objawienie, że Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo Swoje. — I Rozum spekulacyjny do tego samego nas doprowadza, okazując, że Bóg jest Duchem i że człowiek jest Duchem, a więc jednorodne z sobą Istoty, nierówne wprawdzie, ale podobne, — nietoż-same, ale odpowiednie sobie. — Skoro więc człowiek jest obrazem i podobieństwem Boga, czego mamy tak objawioną, jak wyrozumo-waną pewność, tem samem posiadamy skazówkę do zgłębienia Istoty Bożej, a to przez zgłębienie naszej własnej istoty, — przez rozkład i skład naszych własnych żywiołów, a podniesienie takowych do absolutnej potęgi. — Apoteozując naturę człowieka, dochodzimy do Boga. — Jest to naturalna, a razem supranaturalna droga do poznania Boga, wspólna droga Rozumu i Objawienia. — Myślicież może, iż ona jest nową? — Jako żywo! — Spytajcie się jednego z nowoczesnych filozofów, który sądząc, że odkrył tę utajoną drogę, objawił ją niedawno jako „tajemnicę wielką" i rozumiał tym sposobem zadać cios śmier 1 Epifanjusz (Haer. LXII. 1) i Atanazjusz (contra Sabell. 13.) świadczą, że Sabeljusz rozróżniał w Trójcy Stej Ciało, Duszę i Ducha i trzem Osobom Trójcy je przyznawał. — Schleiermacherowi zdaje się to nie bardzo zgodne z powodu, iż takie wzniesienie Ducha Ś-go byłoby wielką opozycję wzbudziło. 403 teiny wszelkiej Religji, odsłaniając niby jej ukrywane dotąd arcana.1 — Aż tu zupełnie co innego wypadło, niż to, czego się ów zaprzeczny filozof spodziewał. — On sądził, że ducha ludzkiego w akcie tworzenia Religji wyszpiegował, że go na uczynku schwytał i że wyjawiając jego niby skryte ścieżki, tem samem niszczy jego dotychczasowe postępowanie; — aż tu pokazuje się, że owo niby tajne słowo zagadki, już dawno człowiekowi objawionem zostało, że w tem niemasz ani zdrady, ani obłudy, ani nawet ułudy, — ale że to jest świadomym wypadkiem owej jednorodności Boga i człowieka, którą już najpierwotniejsze objawienie jasno wskazało,2 a którą Chrystus, podnosząc nas do godności Synów Bożych i czyniąc nas uczestnikami Majestatu Bożego, w całej pełni nam odsłonił. Prawda ta, tak dalece dotąd zakrytą nie była, iż Voltaire, ów patrjarcha zaprzecznych filozofów, zawarł ją w sławnym swym dowcipie: „Jeśli Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje, to zaiste człowiek oddał mu wet za wet". Co więcej nawet, — owe wyobrażenia, które Feuerbach w filozofemy przetłumaczyć zapragnął, nawet starożytnemu światu bynajmniej obce nie były. — Owe bożotwórstwo ludzkie, na modłę własnej człowieka istoty, stanowiło właśnie zasadę teologji Apuleja,3 nawet Epikur coś podobnego twierdził.4 — Że zaś Homer i Hezjod Grekom ich Bogi potworzył, apoteozując właśnie ludzkiego ducha żywioły, to dosyć znajome zdanie. Lecz ani mitologja Apuleja, ani dowcip Voltera, ani wywód Feuerbacha nie zdołają rzucić podejrzenia na normalną działalność Ducha. — Cóż w tem dziwnego, że się Bóg pod 1 Feuerbach. Das Wesen des Christentums. 2 Genesis I. 26. 3        Apulei. Opera Tom. II. p. 295, 297, 307. (Lugduni 1554). 4        Pomnijmy na ową trafną odpowiedź Cycerona: „Nec vero intelligo, „cur maluerit Epicurus deos hominum similes dicere, quam homines deo„rum. — Quaeres. quid intersit: si enim hoc illi simile sit, esse illud huic „video. Sed hoc dico, non ab nominibus formae figuram venisse ad deos. — „Dii enim semper fuerunt, et nati nunquam sunt, si quidem aeterni sunt fu„turi. At homines nati. — Ante igitur humana forma, quam homines, ea, qua „erant (forma) dii immortales. Non ergo illorum humana forma, sed nostra „divina dicenda est". (De Natura Deorum I. XXXII.) Zamieniwszy tylko Bogi na Boga, i dziś nie można trafniej odpowiedzieć. — 410 miarą człowiekowi udzielał, objawiając mu kolejnie te oblicza, w miarę właśnie jak się człowiek do ich pojęcia uzdalniał? — Cóż w tem dziwnego, iż człowiek stopniowo dochodził do coraz wyższego pojęcia Boga, im się sam człowiek doskonalej wykształcał i coraz wyższe potęgi w sobie samym odkrywał? — Słowem cóż w tem niesłychanego, że stosownie do rozwijania się władz człowieka, Bóg objawiał mu się zawsze stosownie do już rozwiniętego stanu jego Ducha, — i że nawzajem człowiek wystawiał sobie Boga wedle tych żywiołów, które już u siebie był odkrył i rozwinął? — Tak jest, — całe pasmo Religji jest niczem innem, jedno stopniowym wykładem Istoty Bożej, wedle tego, co człowiek u siebie kolejno znajdował, a to bardzo naturalnie i słusznie, bo Bóg założył właśnie w samym człowieku to, co mu miał z własnej istoty wyłożyć. — Kto w tem jakieś oszukaństwo hierofantów upatruje, ten się chyba sam oszukuje, bo naturalnej a oczywistej prawdy widzieć nie chce, bo szuka jakiegoś Boga, którego niema, a nie chce pojąć tego, który jest i żyje z nami w jedności i jednorodności (Emmanuel). — Kto w tem ubliżenie Bożej naturze uważa, ten właśnie sam jej ubliża, bo zaprzecza duchowej jednorodności Boga i człowieka, a tem samem niszczy Miłość, Mądrość i Wolność tak u Boga jak u ludzi. — A kto znowu w tem wielkie jakieś mysterium odkryć mniema, ten owszem sam się mistyfikuje, bo owe mniemane mysterium tak jest jawnem, że nie-tylko lada dziecko je pojmie, — jak oto widzieliśmy, że już w dzieciństwie ludów pojmowane lub domyślane bywało, ale nawet że, — jak również widzieliśmy na wstępie samym ksiąg Rodzaju objawione, a oś przewodnią Nowego Zakonu stanowiące, — ani kiedykolwiek za nowość uchodzić, ani też kiedykolwiek utracić mogło wagę i znaczenie najistotniejszego warunku, a tem samem wiekuistej zasady wszelkiej Religji ludzkości.1 Taka to przemądrość owych mędrków, którzy zaczaiwszy się w jakimś kąciku wiedzy, tuszą sobie, że Bogu jakiś sekret wyszpiegują! — Nie zdradzają oni Boga, ale siebie samych i w własne zasadzki wpadają,2 bo Bóg się nie kryje z tem co postanowił, ani z tem co działa, — ale owszem wykształca 1        Słów kursywą tutaj drukowanych nie ma w manuskrypcie. (przyp.wyd.) 2        cf. Hiob. V. 13. 411 ciągle oko ludzkie, aby Go coraz jaśniej, coraz dokładniej dojrzało. — Precz więc ze szpiegami Bożemi, nam potrzeba odtąd istnych naśladowców Bożych Za śladem więc własnego naszego Ducha, dojdziemy do Ducha Bożego. VI. Pojednanie Immanentności Boga z Transcendentnością na polu filozofji. Otóż jako człowiek jest ograniczonym — tak Bóg jest absolutnym Duchem. Jako człowiek jest duchem dopiero uświęcającym się, tak Bóg jest, był i będzie na wieki wieków Duchem Świętym. Jako człowiek ma organiczny świat swój, którym jest jego ciało, tak też Bóg ma organiczne ciało Swoje, którem jest Wszechświat cały. — Lecz równie jak ciało nasze nie stanowi jeszcze naszego Ducha, jak to materjaliści twierdzili, ale Duch nasz panuje nad ciałem, — tak też świat nie stanowi Boga, jak to Pan-teiści twierdzili, ale Bóg panuje nad światem. — I to właśnie stanowi Jego Transcendentność, nie wykluczającą bynajmniej Immanentności, owszem włączającą i warującą takową. — Bo też i odwrotnie: — równie jak Duch nasz nie jest abstrakcją żadną, oderwaną od ciała, lub zaprzeczającą i znoszącą takowe, jak to Idealiści twierdzili, lecz owszem Spełnią, objawiającą się przez ciało i władającą niem, tak też Bóg nie jest abstrakcją żadną, poza światem i bez świata istniejącą, jak to Deiści twierdzili, ani też jakąś Duszą świata (anima mundi), — lecz Spełnią, objawiającą się przez Wszechświat i władającą nim. Nareszcie, jako my w łonie Ducha naszego odkrywamy dwa odrębne żywioły: Duszę i Ciało, — z których jeden za nasze ja poczytujemy, a drugie zaś za jakieś nie-ja, acz do nas należące, ale krnąbrne i nie tak jak pierwsze podległe stanowi, — tak też i w Bogu jest owe fa, teistyczna istota Boża, objawiająca się przez jego nie-ja, przez świat stworzony, który jest Jego własnym, Jemu podległym, panteistycznym żywiołem. — Lecz my, jako ograniczone, zawarowane duchy, 412 mamy i znajdujemy jeszcze zewnątrz siebie, oprócz owego względnego nie-ja, które jest tylko nie ja w stosunku do duszy naszej, inne jeszcze, dalsze, poza sobą, a więc do osoby naszej nienależące, bezwzględne i stanowsze nie-ja w całym otaczającym świecie, którego my owszem jesteśmy tylko składową i ograniczoną cząstką, — gdy tymczasem Bóg jako absolutny Duch, już nic zewnątrz Siebie nie napotyka, albowiem to, co byłoby zewnątrz Boga, poza Osobą Boga, czyniłoby Go ograniczonem Jestestwem, więc tylko we wnętrzu Swej Istoty, owe względne nie-ja, ów zależny od Niego samego Wszechświat ogarnia. — Bóg jest Duchem Świętym. — Wszelki Duch jest żywotną jednią Duszy i Ciała. — Absolutny byt jest ciałem Boga. — Absolutna myśl, Logos, jest duszą Boga. — A sam Bóg jest absolutnym Duchem. — Boże ciało, to Wszechświat stworzony, — realno-panteistyczny moment Boga. — A Absolutny Duch to społeczność ciała i duszy, społeczność Ducha Świętego. Sam Bóg — absolutna, powszechna Osobistość, — całość Wszechcałości, — żywotna, samowiedna i samodzielna Jednia Wszechświata. — Wszystko we wszystkiem, — wszystek we wszystkich ! To pojąwszy, spełniło się przepowiedzenie Pawła Świętego; — Bóg stał się dla nas, dla świadomości naszej, wszystkiem we wszystkich),1 „z którego, przez którego, i w którym „jest wszystko".2 — Już nie tylko idealnie, tylko przez Wiarę, ale realnie żyjemy, postępujemy i jesteśmy w Nim,3 oraz stajemy się mieszkaniem Bożem w Duchu Świętym.4 I nietylko przez to spełniło się przepowiedzenie Pawła Ś-go, ale też najwyższe zadanie Teologji chrześcijańskiej z jednej strony, — a filozofji chrześcijańskiej z drugiej strony, rozwiązuje się. — Jakoż wieczne wahanie się Wiary między Unitaryzmem a Triteizmem na polu Teologji, — wieczne kołysanie się wiedzy między Immanentnością a Transcendentnością Boga, między Pantéizmem a czystym Deizmem na polu filozofji, — oto było zadanie całej Epoki drugiej, oto była praca 1        I. Cor. XV, 28. 2        Rom. XI, 36. 3        Act. Apost. XVII, 28. 4        Ephes. II, 22. 413 wieków, którą dopiero objawienie Ducha Świętego uwieńczyć i dokonać miało. — Natura przeto i cały świat stworzony, w którym my sami jako Duchy żyjemy, nie jest odpadły od Boga, nie jest istotą od Boga odrębną, jak to jednostronny i fałszywy Deizm twierdził, bo w takim razie albo świat, albo też Bóg byłby istotą wrzekomą, — świat jako nienależący do Istoty jedynie i absolutnie rzeczywistej, jaką ma być Bóg; — Bóg zaś, jako abstrakcyjny wyskok; — nie mający nic wspólnego z ową żywotną rzeczywistością, w której właśnie żyjemy, ruszamy się i jesteśmy. — Ale też ani Natura, ani cały Wszechświat nie stanowi Boga, nie jest istotą z Bogiem tąż samą, jakto znowu jednostronny i fałszywy Panteizm twierdził. — Wszechświat należy tylko do Boga, ale nie jest Nim samym, równie jak ciało nasze do nas należy, ale nie stanowi naszego ja. — I Bóg odróżnia się od Wszechświata i panuje nad nim, a przecież jest w nim, i on w Nim, jako i my odróżniamy się od ciała naszego, a jednak jesteśmy w niem, a ono w nas samych, immanentnie i transcendentnie razem. Wytknęliśmy tu najostateczniejsze, a tem samem najfał-szywsze krańce Panteizmu i Teizmu. — Jest wprawdzie mnóstwo pośrednich modyfikacyj tych pojęć, które im bardziej się od owej powierzchownej jednostronności oddalają tembar-dziej pozór jakowejś głębokości zyskują, ale ta ich głębokość jest znowu wrzekomą, — zdaje się głęboką, a to dlatego tylko, że jest ciemną lub mglistą, i wskutek tej ciemności, płytkie ich dno nie tak łatwo wygląda. Monoteizm + Panteizm = Monopanteizm. Nie błądził więc Owidjusz gdy rzekł: Est Deus in nobis, — agitante calescimus illo. — Ani też Paweł Śty nie błądził, gdy dodał tę chrześcijańską antystrofę, do owej pogańskiej strofy: In Deo vivimus et movemuv et sumus. Tak jest, Bóg jest w nas, — a my w Nim. — Bóg w nas działa, a my w Nim działamy. — Taka to właśnie spólność Bytu, Myśli i Czynu z Bogiem, z Duchem Świętem, jest to co Pismo zowie: Społecznością lub mieszkaniem Bożem w Duchu Świętym. 414 VII. Rozwiązanie i dopełnienie dogmatu Trójcy Świętej. (Rozdz. VII i VIII ) Tak więc jest Bóg w Trójcy Świętej, — konkretny, a nie abstrakcyjny, — społeczny w Sobie, a nie rozdzierzgniony, — Bóg żywy, Jedyny a Troisty, — Sam-Bóg a. nie samotny! — „Ależ to nie jest bynajmniej chrześcijańska Trójca? To „nie są wyobrażenia naszej dotychczasowej Wiary? — Może „to być sobie Trójca, ale nie taka, jaką dotąd mamy!" Owszem, — są to właśnie wyobrażenia chrześcijańskie będące dotychczas mysterium, ale teraz jawnie pojęte, na jaw wyszłe, — będące dotąd tylko przybliżonym sposobem ujrzane, a teraz dojrzale dostąpione, w pełną świadomość wstępujące. — Już Tradycja chrześcijańska, którąśmy pojęli jako tryb ostatecznego wykształcenia i dokonania świadomości Objawienia, zidentyfikowała Boga Ojca ze stwarzającem principium, a Boga Syna ze stworzonym światem. — Bóg Ojciec — principium, — identyczne z sobą Ja. — Bóg Syn — rozróżnienie się Boga, — przeciwpostawienie się Sobie samemu, wydobycie z Siebie swojego nie-ja. — Boże nie-ja — to świat cały, to ludzkość cała; a jednak ten świat, ta ludzkość, należy do Bożego Ja, jest składowym i organicznym jego żywiołem, stanowi ciało Ducha jego. — Wszakże powiedziano jest: „Ciałem jego, spełnieniem tego, „który wszystko we wszystkiem zapełnia."1 — Świat, to Syn Boży, — Syn Boży, to Boże Ciało; Logos, Słowo, które Ciałem się stało. —, Ale Bóg Syn nie jest tylko ëüăďň, Słowo, Myśl, ale Słowo, które się stało ciałem, wcielone Słowo (ëüăďň óáńξ ăĺíüěĺíďň), a „które było na początku u Boga, i które Bo-„giem było, i przez które wszystko się stało, co się stało". — 1 które było na ziemi, ale ludzie go wtenczas nie pojęli, bo go jeszcze wonczas pojąć nie mogli. — Sam Bóg się nie odmienił, — On wieczny jest, — On jest który jest, który był i który będzie, jak się już Mojżeszowi objawił. — On zawsze absolutnym Duchem, On zawsze absolutną Spełnią Swojej duszy i Swego ciała, Swego Ja i Swego 1 Ephes. I. 23. I. Cor. XII. 27. Rom XII. 5. 415 Nie-ja. — Skoro jest, — jest Stwórcą wiekuistym,1 stworzeniem przez się, i Żywotem wiecznym.2 Świat, Ludzkość, Społeczność zawsze była i jest i będzie „dołem Jego, spełnieniem ,,tego, który wszystko we wszystkiem uzupełnia i spełnia" 3 — „Jeden Bóg i Rodzic wszystkich, który jest nad nami wszy-„stkiemi, przez nas wszystkich i we wszystkich nas".4 — Ale świadomość o Nim w nas rosła coraz bardziej i rozwijała się, — a ostatnia świadomość o Nim, świadomość niniejsza, — odpowiednia nareszcie Istocie Jego, spełna przypadająca do Niego, — wyszła z pierwotnych świadomości o Nim, ze świadomości o Jego Bycie i o Jego Myśli. — Dlatego też Duch Święty pochodzi od Ojca i od Syna. Jakże trafnie i opatrznie przeczuł to Kościół! Nie twierdzi bowiem, jakoby Duch Święty był stworzony lub zrodzony przez Ojca i Syna, ale że od nich pochodzi. — Pochodzi zaś od nich rzeczywiście, jako wniosek od swoich przesłanek, jako wynikłość od swoich założeń, jak ostateczny cel i koniec τέλος, finis, — (co już Św. Grzegorz wyraził, jakeśmy powyżej widzieli), — od swoich dialektycznych momentów, jako absolutne posterius. A to absolutne posterius jest tem samem absolutnem prius, principium wszechrzeczy, jako grunt identyczności i rozróżnienia, — jako Sam-Bóg (αυτοδεός, Ipse Deus). I ta prawda jest dziwnie głęboko w mysterium Chrze-ścijańskiem zawarta, bo Duch Święty, chociaż pochodzi od Ojca i od Syna, jednak jest przed nimi, poprzedza ich rzeczywiście, a więc odwrotnie znowu, oni od niego pochodzą. — Wszak-ci Chrystus przez Ducha Świętego poczęty został, a więc Duch Święty już był przed Synem Bożym i przemawiał przez Proroków, zapowiadając objawienie Jego. — Wszakci na samym początku ksiąg Rodzaju po-wiedzianem jest, iż Duch Boży nad wodami (nad chaosem) się wznosił,5 a więc nim jeszcze wykształcił się w świadomości ludzkiej Jehowa. Wszechbyt Boży, czyli gdy ów osobisty 1        Joan V. 17. Ojciec mój aż dotąd działa: i ja działam. 2        Joan. XI. 25. — XIV. 6. etc. 3        Loc. cit το πλήρωμα. etc. — 4        Ephes. IV. 6. 5        Genes I. 2. 416 żywy Byt Boży jeszcze w chaotycznej nijakości, jako nieoznaczone Elohim, uchwycony został, już panował Duch Boży, Duch Święty, nad chaotyczną możnością. — Bo też Duch Święty jest samym Bogiem, samą wieczną Rzeczywistością. — On zasadą, On szczytem, On głębią, On wyżnią, On spełnią, — On wszyst-kiem, — nic prócz Niego. — On Alfa i Omega, początek i koniec, prius i posterius, principium i cel.1 — Któż mógł dotąd zrozumieć pochodzenie Ducha Świętego nietylko od Syna, czemu tylko grecki kościół zaprzecza, ale nawet od Ojca, skoro On już był przed Ojcem? Wszakże już mowa była o Nim, zanim jeszcze Boga jako Ojca pojęto? — Któż mógł również zrozumieć pochodzenie Ducha Ś-go od Syna, skoro Syn przez Niego poczęty został, — skoro wszakże On mówił przez Proroków i zapowiadał Jego przyjście, skoro wszakże On zstąpił na niego, namaścił go na Chrystusa i udzielił mu się nie pod miarą? Cała Biblja, — Stary i Nowy Zakon od samego początku do samego końca są pełne Ducha Świętego, bo też Duch Święty wszystko zapełnia i spełnia. — Teraz dopiero rozumiemy pochodzenie Ducha Świętego od Ojca i od Syna. On jest ich wnioskiem, wynikiem, celem, — równie jak był ich zarodem, — warunkiem, zasadą. — Z Niego wydzieliły się pojedyńcze absolutne żywioły Boże, stronice, oblicza Bożej Istoty, aby się kolejno ludzkości udzielić; — w Nim się stapiają napowrót też żywioły, skoro ludzkość stała się zdolną do pojęcia i przyjęcia absolutnej Całości. Dla naszej to maluczkości, dla naszego dotąd niedołęstwa, Bóg się nam nie objawiał w całym swoim Majestacie; — nie znieślibyśmy byli dotąd Jego spełnego Objawienia — i tylko z pojedynczych (z jednostronnych) stron Swoich uka-. zywał się nam.2 — Dla dochodzącej zaś dojrzałości naszej, dla wyrosłej i pełnoletniej Ludzkości, daje się nam dziś ostatecznie ujrzeć. — Dziś zaczynamy widzieć Go już nie „cząstkowo ale pełno",3 już nie „jakoby w zwierciedle, ale twarzą 1        Jam pierwszy i jam ostatni, oprócz mnie niema Boga. Isai. XLIV. 6. — Jam pierwszy i jam ostatni, Ja Sam. Isai. XLI. 4. Apocal I. 8. — I. 17. — XXI. 6 — XXII. 13. 2        Mojżesz. Exod. XXXIII. 22—23. 3 I. Cor. XIII. 12. 417 „w twarz, i poznajemy Go, jakeśmy byli przez Niego poznani", wskutek jednorodności naszej z Nim, — i wołamy doń po trzykroć: „Święty! Święty! Święty! Pan Bóg wszechmogący, „który był, jest i przyjść ma,1 — pełna jest wszystka ziemia „chwały Jego".2 VIII. Tak więc lubo Duch był od początku i zwiastował nam się w księgach Objawienia, to przecież Objawienie Jego, jako samego Boga, było dotąd tylko cząstkowe, elementarne (samo abstrakcyjne, a nie konkretne). — Duch, o którym mowa w starym Zakonie, jest tylko Duchem Bożym, ale jeszcze nie Duchem Bogiem; — czyli, Bóg ma Ducha, ale nie jest Duchem. — Duch był więc dopiero podrzędnie pojęty i zwiastowany. — W Nowym Zakonie podobnież, acz w odwrotnym stosunku. — Syn Boży jest przez Ducha i z Ducha, ale nie sam Duchem; jest więc Bogiem Duchowym, ale znowu nie Bogiem Duchem. — Nawzajem Duch ma być z Niego i od Niego, ma być zesłany przez Niego; to znowu żywioł Boży, ale nie Sam Bóg. — Jak więc dla Starego Zakonu Bogiem nie był Duch, ale dopiero jeden żywioł Boży: Byt, o ων.3 tak znowu dla Nowego Zakonu, Bogiem też nie był Duch, ale dopiero drugi żywioł Boży: Słowo (Myśl) λαγός.4 — W obu zaś Zakonach Sam Duch był dopiero za jakiś żywioł, za przypadłość poczytany, — ale nie za absolutną substancję. Dla trzeciego zaś Zakonu, dopełniającego Objawienia Trójjedni Bożej, Bogiem jest Duch a Duchem jest Bóg, jak to nam już Chrystus, syn Boży zapowiedział, w owym kapitalnym ustępie, którego dogmatyczną wagę i przewagę wyżej uznaliśmy.5 — Czyli wyrażając to w terminologji logicznej: w obu 1 Apocal. IV. 8. 2 Isai. VI. 3. 3        έγώ ειμι ο ων. Ja jestem byt. (który jest) Exod. III. 14. 4        Bogiem było Słowo. (myśl) δεός ήν ό λογος Joan. I. 1. 5 Joan IV. 24 Jakoż przebieżmy całe Objawienie Nowego Zakonu, dla wybadania, jak nam Zbawiciel objawił Boga, a znajdziemy obok wielu przenośnych, a tem samem dopiero przybliżonych ustępów, jeden tylko stanowczo dogmatyczny ustęp, w którym nam istotne i absolutne Boże imię odkryte zostało. — Duch jest to jedyna i prawdziwa definicja Boga, jaką Chrystus ucz 27 418 Zakonach jedna z premis była konkluzją, — a conclusio jedna z premis; — w trzecim zaś Zakonie dopiero, sylogizm Trójcy jest doskonały. — Teraz więc dopiero mamy istne objawienie Chrześcijańskiego mysterium Trójcy; teraz dopiero zdołamy pojąć rzeczywiście, nie zaś tylko metafizycznie i mistycznie, jakim sposobem my jesteśmy prawdziwem ciałem Chrystusowem,1 — jakim sposobem jesteśmy rzeczywistą świątynią Ducha,2 — jakim sposobem Bóg wszystko zapełnia i spełnia. Orygenes miał już pewne przeczucie tego pojęcia Ducha, jako absolutnego prius i posterius. (patrz Thomassin Origenes 1837. s. 287). — Tertuljan zaś wyraźnie współistnienie spełnej Trójcy Stej w Duchu Bożym stanowi, gdy mówi: „Nam et „Ecclesia proprie et principaliter est Spiritus, in quo est Tri-„nitas unius divinitatis, Pater, Filius et Spiritus Sanctus."3 — Niektórzy chcieli upatrzeć sprzeczności między tym przeważnym ustępem Tertuljana, a rozdziałem II. i III. Traktatu jego przeciw Prakseaszowi, gdzie znowu odróżnienie osób Trójcy przeciw temu abstrakcyjnemu Unitaryście broni. — Jakkolwiek być może, iż stosunki te nie dojrzały w umyśle Tertuljana do tej jaśni, której dziś się domagamy, to przecież największa sprzeczność zdaje się tkwić chyba w umyśle tych, którzy takowych ustępów, a mianowicie końca rozdziału II. zrozumieć nie zdołali. — Ustęp ten znakomity niebawnie przytoczymy. — Śty Cy-prjan w Liście LXXIII, mówiąc o Chrzcie, i Nowacjan de Tri-nitate, zdaje się toż samo mieć wyobrażenie. niom swoim objawił, (Joan IV. 24 ), — innej im wcale nie podał; — wszelkie inne imiona są tylko przybliżone, jednostronne, niedokładne; — jedno to imię jest doskonale i jako takie stanowczo objawione. — Inne imiona inni tylko Bogu nadawali, ale sam Zbawiciel w mowach własnych, tylko to jedno imię, jako właściwe, jako istne wskazał. — Ojcem nazywa Chrystus Boga potocznie, discursive i figurycznie, wzywając Go lub odzywając się do Niego; — ale tłumacząc Jego Istotę, tłumacząc, kto On jest, nazywa go Duchem. — Prawdziwe są więc słowa Chrystusa, iż on dopiero nauczył ludzi prawdziwego imienia Bożego i że ich jeszcze nauczy t. j. że świadomość tego imienia, które już oznajmił, jeszcze rozwinie, — a to aby „miłość, którą Bóg Jego „umiłował, w nich była, i On w nich". (Joan XVII. 26). — 1        Rom. XII. 5. — I. Cor. XII. 27. — Ephes. I. 23. 2        I. Cor. III. 16. 17. 3        De Pudicit. XXI. 419 Tak to, gdy idzie o poparcie wiecznej jakiej prawdy, możem z pewnością liczyć, że nas podpora pewnych filarów powstającego Chrześcijaństwa nigdy nie odbiegnie. IX. I. Joan.. III. 2. Terazci dopiero pojmujemy jasno, co Jan Sty nam obiecywał, gdy mówił o „nieobjawionej jeszcze", a wyższej godności naszej, nad godność Synostwa Bożego,1 — i co wielki Prorok starego Zakonu rozumiał, gdy mówił o „lepszem imieniu nad imię Synów i Córek", o imieniu „wiecznem, które już nie minie".2 — Lecz dostojeństwa tego i wiecznego owego imienia dostąpić nie mogliśmy inaczej, jedno, jak powiada tenże Jan Sty,3 skoroby się następne objawiło, skorobyśmy Boga ujrzeli, „jakim jest" t. j.: Duchem Świętym, a siebie samych uznali za „jednorodnych z Nim", t. j. za ograniczone duchy w Duchu absolutnym, czyli za pojedyńcze członki Powszechnego Ducha. Teraz dopiero rozumiemy, iż lubo Chrystus „wielką wyświadczył nam miłość", uczyniwszy nas Synami Bożymi, to przecież nie był to jeszcze koniec przysposobienia Bożego, — że ściślejszy jeszcze miał nastać stosunek, albowiem Para-klet miał nas uczynić członkami Bożego Ducha; — a tem samem poświęcić nas, — albowiem „i On Świętym jest".4 To jest trzecie i ostateczne, bo dostateczne i doskonałe Przysposobienie, jakie Bóg ludziom zamierzył. — Pierwsze: Abrahamowo-Mojżeszowe, Starozakonne, zewnętrzne, prawne, było dopiero stosunkiem Pana do sług swoich, ' stosunkiem już nader wielebnym, ale dopiero zewnętrznej podległości, zewnętrznych uczynków, przemocy. — Drugie: — Chrystusowe, Nowozakonne, — z Łaski i Wiary, — było stosunkiem, już bez porównania wyższym, Ojca do dzieci swoich, — stosunkiem wewnętrznej zależności, biernej, cierpliwej i cierpiącej 1        I. Joan. III. 2. 2        Lai. LVI. 4. 5. 3        Loc. cit 4        I. Joan. III. 3 420 miłości. — Trzeci nareszcie: Parakletyczne, Wiecznozakonne, z prawa, łaski i zasługi, staje się stosunkiem bliższym jeszcze i ściślejszym, nie dającym się już w ludzkich stosunkach porównać, — chyba do małżeńskiego stadła, — stosunkiem wewnętrznego i zewnętrznego zjednoczenia, — spólnego i społecznego życia, miłości spełna dokonanej i zadość uczynionej, stosunkiem połączenia w jedno ciało i jedną duszę, boć to właśnie stanowi małżeństwo. — A jako powiedziano, iż „człowiek opuści Ojca i Matkę „swoją, i przyłączy się do żony swojej, i będą dwoje jednem „ciałem",1 — co się przecież niezaprzecznie, ani wyłącznie, ale dodatnio i włącznie, a więc nieodstępowo, ale postępowo rozumie, — tak też odtąd opuścimy w ten sam sposób Ojca naszego, objawionego nam przez Jezusa Nazareńskiego, — i Matkę naszą, Kościół Chrystusowy, aby pojąć Ducha Świętego i być przez Niego pojmanymi t. j. żyć w przepowiedzianej Społeczności Ducha Świętego. — To wzajemne pojęcie się Boga z ludzkością, (i wzajemne przejęcie się) było dopiero przepowiedziane, jako „ Tajemnica wielka",'1 — i w samej rzeczy pozostać to musiało tajemnicą, dopókiby objawienie Ducha Świętego współżyjącego z ludzkością, rzeczywistości tego stosunku nie odkryło; i ową wielką tajemnicę w wielkie objawienie, w wielkie zasadnicze factum boskiego i ludzkiego żywota nie zamieniło. A symboliczne przeczucie, a nawet przepowiedzenie tego stosunku w świecie Chrześcijańskim zatrzymało się i właśnie zatrzymać się musiało, na uznaniu Chrystusa Oblubieńcem Kościoła. — Bo jak Mesjasz był dopiero Przesłańcem Para-kleta, tak też Kościół Chrześcijański był dopiero Przesłańcem Kościoła Ludzkości (Królestwa Bożego na tym świecie).3 — Między nimi więc mógł dopiero się zawrzeć stosunek przyrzeczenia narzeczonych, a dopiero z objawieniem Ducha Świętego i nastaniem Królestwa Bożego na ziemi, spełnia się rzeczywiście zaślubienie Oblubieńców. Jako więc Chrystus „dał tym, 1        Genes. II. 24. — Mat. XIX. 5. Marc. X. 7—8. — I. Cor. VI. 16. Ephes V. 31. 2        Ephes, V. 32. To μοστήριον τούτο μέγα έστιν: etc. 3        Ď tem w drugiej Prośbie, gdzie uznamy Kościół Chrystusów za istną figurą, a więc dopiero przepowiednię Królestwa Bożego na ziemi. 421 „którzy wierzą w imię Jego, moc, aby się stali Synami Bo-„żymi,"1 — tak znowu Duch Święty, daje pojmującej Go ludzkości moc, aby się stała zaślubioną jemu Oblubienicą! — O! współbliźni w Duchu Świętym, ta godność niesłychana, której dziś dostępuje Ludzkość, niesłychany też odtąd wkłada tak na nią, jak na każdego z nas, obowiązek. Chrystus, Syn Boży, ochrzciwszy nas z wody na Synów Bożych, a więc przysposobiwszy nas Ojcu naszemu, wezwał nas, abyśmy się kochali jak Bracia, ponieważ staliśmy się „wszyscy, przez wiarę w Niego, Synami Bożymi"; a tem samem między sobą bracia. — Aliści Paraklet, Duch Święty, Duch świętobliwości, święcąc się w nas i poświęcając, — błogosławiąc nas i poślubiając nas tak Sobie, jak między sobą, wymaga dziś od nas daleko więcej, — wymaga teraz od nas ślubu, abyśmy się poczytali odtąd wszyscy za jedno Ciało i za jedną Duszę, — jako pobłogosławione i zaślubione małżonki, którzy mimo odrębności osoby i bez względu czy to na wyłączoną, czy też w dalszych formacjach możebną kiedyś spólność mienia i dorobku, — (acz zaiste nie taką, jaką dzisiejsi zaprzeczni i ujemni komuniści, te przeciwnożniki Ducha Ś-go wyznawców, sobie roją, i gwałtem zaprowadzić chcą), — jak dotąd w rodach, tak odtąd w narodach wspólnie z sobą żyjąc, jednem Ciałem, jedną Duszą i jednym Duchem się uznają.3 — Chrześcijańskie więc Braterstwo Ludzkości wznosi się do Parakletycznego Małżeństwa Ludzkości. — Tu szyderczy uśmiech występuje na usta Wasze, — i już otwieracie je, aby wypuścić pogardliwe słowo : Szaleństwo ! — słowo, którem po wszystkie wieki piętnowano zrazu wszystko, co świętem jest. — Lecz stójcie, — nie ważcie się nazywać szaleństwem tego, co tu słyszycie, bo to Wam mówi głos o zdrowych zmysłach i trzeźwym umyśle, nieupojony zatrutą czarą spółczesnych fermentów. Zaprawdę, zaprawdę powiadamy Wam, nie jest to ani większe, ani mniejsze szaleństwo, niż te które przed osiemnastą wiekami usłyszano, gdy po raz pierwszy odezwał się głos wzywający ludzi do powszechnego Braterstwa ! — 1 Joan. I. 12. — 2 Galat. III. 26. 3 Ephes. V. 28—33. 422 Pomnijcie na stan świata i ludzi, gdzie to niesłychane podówczas wymaganie obiło się po raz pierwszy o zatwardziałe uszy Barbarzyńców, Pogan lub Żydów. — Pomnijcie na zadziwienie lub na szyderczy uśmiech starego świata, gdy powiedziano mu: „Niemasz Żyda, ani Greka; — niemasz niewolnika, ani wolnego; niemasz mężczyzny, ani niewiasty, — „albowiem wszyscy Wy jedno jesteście w Chrystusie Jezusie..."1 To zaiste zdawało się arcy-szalonem w ówczesnych okolicznościach; — a któż, jeśli nie sam Bóg do przeprowadzenia przez ówczesny świat takiego szaleństwa nad szaleństwami, mógł dość użyczyć siły. — A jednak, mimo pozornego szaleństwa, nauka ta ludzkiego braterstwa przesiąkła aż do. serc owych Żydów, Pogan i Barbarzyńców — i skruszyła i stopiła je! — Przypuszczacież tedy większą głuchotę lub głupotę, większą zapamiętałość lub zatwardziałość w dzisiejszym, cywilizowanym i już ochrześcijanionym świecie? — Niestety! snać przypuszczacie, — boście sami zgoła o Braterstwie ludzkości nawet zapomnieli, — jakżeżbyście przeto zdołali pomyśleć o jej Małżeństwie ? Lecz uważajcie, iż powiedziano Wam, że Pocieszyciel on, Duch Święty, którego Ojciec poszle w imię pierworodnego Syna, nietylko Was nauczy wszystkiego, ale też przypomni Wam wszystko, cokolwiek Syn Boży Wam powiedział.2 — A przypominając Wam, — i biorąc z Niego, a więc nic nie opuszczając, ani odrzucając, — we wszelką prawdę Was,wprowadzi, — we wszelką prawdą, „której dotąd nie bylibyście znieśli". — I w samej rzeczy, ledwieście dotąd znieśli czyste pojęcie braterstwa wszystkich ludzi, — a nawet pojęcia tego w życie nie zdołaliście wprowadzić, — jakżeżbyście tedy dalszą prawdą o ich wspólnem zaślubieniu przyjąć zdołali? — A przecież owa przystępniejsza i bliższa, bo tylko przybliżona prawda, dopiero przez ową dalszą t. j. przez wszelką spełną prawdą, sama urzeczywistnić się mogła; — czyli bez pojęcia zaręczonego zaślubienia Ludzkości, które jest tego postępu dopełnieniem, nigdy samo pojęcie Braterstwa ludzkości spełnić się doskonale nie mogło, i dlatego też dotąd pium de-siderium pozostało. 1        Galat III. 28. 2        Joan. XIV. 26. 423 A oto właśnie nadchodzący Pocieszyciel przypomina Wam zapomniane Braterstwo, aby Was do Małżeństwa przysposobić. Wzdychajcież więc do wielkiego Dnia, — do dnia Ducha Świętego, — do dnia Pocieszenia, który też będzie dniem Godów Ludzkości!1 X. Zarzuty. — Osobistość Osób Trójcy Świętej. „Ależ taka Trójca nie jest wcale Trójcą osobistą? — Gdzież „tu są trzy Hypostazy Boże? Tu są trzy żywioły Boże, trzy "stronnice Boże; to wygląda na jakieś trzy gnostyczne Projekcje, "προβολαι, albo też tylko na jakieś własności lub przypadłości „Boże, attributa, συμβεβηχοτα. albo nareszcie na trzy Sabeljańskie „oblicza, πρόσωπα, — ale nigdy, przenigdy na trzy Osobniki?" — O róbcie zarzuty, — występujcie z zarzutami, — nie ustawajcie w zarzutach! — My tu jesteśmy nie na to, aby je odrzucać, — ani na to, aby ich unikać, lecz na to, aby je przyjmować, pojmować i rozwiązywać. — Fiat lux! Czas nareszcie jasno się rozprawić, bo dość długo ludzkość w półcieniach błądziła, dość długo z przybliżenia do przybliżenia wędrowała i samemi przybliżonemi zbywała się wypadkami. Czas dotrzeć do prawdy, aby odtąd nietylko Bóg był prawdziwym, ala też i człowiek o Nim prawdomówcą.- — Albowiem Bóg był zawsze i jest wiecznie prawdziwym, ale człowiek dla niedostatecznej świadomości musiał być o Nim kłamcą, bo nie pojąwszy Go należycie, nie mógł Go też należycie omówić. — Żądacie tedy koniecznie trzech Osób w Trójcy Bożej, nie zaś trzech jakichś żywiołów lub pierwiastków. — I macie wielką słuszność i to Wam odmówionem nie będzie. — Ale porozumiejmy się dokładnie, czy też nie co innego przez to wymagacie, — czy sami w wymaganiach Waszych nie łudzicie się? — Zaiste, jeżeli chcecie koniecznie trzeci) Bogów, jeśli ich gwałtem od nas żądacie, — to Wam ich nie podamy, a to dla 1        Dalsze wynikłości tego społecznego stanowiska następne prośby od słonią. — 2        Porównaj Rom. III. 4. gdzie powiedziano jest: „Niech Bóg będzie pra„wdziwy, a człowiek o nim kłamcą"γινέσδω δε δ δεός αληδής, πας δε ανδμωπος. 424 nader prostej przyczyny, że ich niemasz i być jako żywo nie może. — I nikt też Wam ich nie obiecywał ani objawiał. — Ale wy tego sami nie chcecie, — Wy sami rozumiecie, że żądając trzech Bogów, żądalibyście tylko trzech bożków, trzech bałwanów; — a więc nie tego żądacie. Bo nie o bałwochwalstwo Wam żadne chodzi, ale owszem o uznanie Boga wedle Ducha i prawdy. A przecież wymagacie Trzeci), pod warunkiem wszakże, aby owi Trzej byli zawsze Jednem. — Chcecie więc czegoś i sami nie wiecie czego, — i wahacie się w mowie Waszej, i cofacie się ostrożnie, aby nie wpaść w Politeizm. — A jednak Trójcy Bożej stanowczo żądacie, i to nie pozornej, ale prawdziwej, nie słównej tylko, ale rzeczywistej, nie formalnej, ale istotnej, i sami w głowę zachodzicie, jak sobie począć, aby był i wilk syty i owca cała. Otóż pomożemy myśli Waszej i powiemy Wam samym, czego naprawdę chcecie. Chcecie, żeby każda Osoba Trójcy Świętej była prawdziwym żywym Bogiem, nie zaś abstrakcją żadną, — nie martwym żywiołem, nie czczą jakąś formą, nie urojoną jakąś siłą, nie tylko stanem, nietylko atrybutem, nietylko własnością, nietylko działalnością, nie jakimś darem, ani wypływem, - nie żadnem obliczem, — ale istnym, żyjącym, świadomym Siebie i działającym Bogiem, któregoby można czcić, pojąć i kochać,1 — bo jakże pokochać to, coby nie było żywą Osobą, — któryby się cały udzielił całemu duchowi, któryby był Sam-sobą, Bogiem żywym, Wy tego żądacie i macie słuszność, — i to Wam da-nem będzie. — Ale nie zapominajcie przytem, że jest tylko jeden Bóg, jeden Duch, — jeden Pan. — Że trzech absolutnych Duchów być nie może, bo wtenczas każdy z nich byłby nie absolutny, — każdy z nich byłby tylko bożkiem, — bałwanem. — Nie zapominajcie owej zasadniczej prawdy, którą Wam Tertuljan tak silnie, tak dobitnie, tak z przyciskiem powtarza:2 Jeden Bóg, albo żaden. — A przecież jest to ten sam Tertuljan, który był najzaciętszym przeciwnikiem jednostronnych Unitarystów, — który Prakseasza gromił za jego abstrakcyjne Jednobóstwo, i który najdokładniej, o ile wówczas można było, pojął Eko 1        Patrz n. p. piękny wywód potrzeby żywotnej, plastycznej wyobrażalności Boga w Pseudo-Clementyńskich Homeljach XVII. 10. 11. — 2        Adv. Marcion. I. 3, (ustęp przytoczony w przypiskach na końcu tomu). — 425 nomję Trójcy Bożej. Otóż ten sam Tertuljan, który tak dalece się zapędzał, że lękano się poniekąd, aby w Triteizm nie wpadł, rzekł stanowczo: „Jeden Bóg albo żaden". — Niemasz Boga, skoro nie jest jednym. — A ten jeden jest Bóg żywy, wiekuisty! — Macie tedy słuszność, mniemając, iż tylko prawdziwie żyjącą osobę czcić i kochać można, — macie przeto słuszność, żądając, aby Wasz Bóg od początku początków był żywy i spełny, był prawdziwą osobą, a nie jakiemciś elementem, albo jakąściś formą lub siłą, — albo nareszcie jakiemciś modus operandi; bo nie możecie przypuścić, aby Ludzkość dotąd czciła i pokochała jakieś urojone abstrakcje, jakieś widma lub mrzonki. — Macie słuszność żądając, aby Osoby Boże były prawdziwemi spełnemi osobami, a względem siebie różnemi. — Ale teraz uważajcie! — jeżeli żądacie, aby te osoby Boże były względem siebie kim innym, aby każda z nich miała ιδιαςον, aby się wyłączały wspólnie, nie zaś wzajem przenikały, (περνχώρήσις, przeniknienie immanentne), przez coby się tylko wzajemnie ograniczały, — grubo błądzicie. Inną jest zaiste każda Osoba, bo się inaczej ludzkości udziela, inaczej objawia, ale jej kto, jej subjekt, jej ύποχειμεον jest zawsze ten sam, — Sam-Bóg, αύτοδεος. — Ten Sam-Bóg objawia się naprzód jako Stwórca, creator, w jedni ze światem Bytu, — następnie jako Stworzenie, creatura, w jedni ze światem Myśli (χόσμος íďçôüň), — nakoniec jako własna przyczyna i własny skutek, Duch działający, Alfa i Omega Wszechświata, Żywot wiekuisty w jedni z całym światem Ducha, ze Społecznością świętą, spiritus creans, communio spiritus. — W każdem z tych objawień jest osoba Boża spełną, żywą i prawdziwą Istotą, nie urojeniem żadnem, nie abstrakcyjnym jakim atrybutem, ale owszem całością, samą substancją pod, jednym z immanentnych atrybutów dojrzaną i objawiającą się. — W pierwszym objawie Swoim jest to Sam-Bóg działający na wszelki Byt, na Przyrodzenie, na Ciało świata, — w drugim objawie, jest to Sam-Bóg działający na wszelką Myśl, na Ideę, na Duszę świata. W trzecim objawie Swoim jest to nareszcie Sam-Bóg działający na spełne Życie Wszechświata Aby ułatwić przystęp do tych głębin Bóstwa, pozwólmy sobie na ziemskie porównanie; — (ale tylko do ułatwienia, bo 426 wiemy, że porównania są zawsze tylko niedołężnemi przybliżeniami). — Ów Michał-Anioł Buonarotti, który wystawił kopułę Ś-go Piotra, który Sąd ostateczny w kaplicy Sykstyńskiej wyobraził i który posąg Mojżesza wykuł w marmurze, byłci jednym i tym samym Duchem, — tam był budowniczym, ówdzie malarzem, tu znowu rzeźbiarzem, — a w każdym razie spełnym, twórczym artystą, żyjącym subjektem, działającym Duchem. — Jest on jeden i ten sam, aczkolwiek różne jego dzieła, różne jego dary, różne jego w czasie objaw. — Michał Anioł budowniczy, może mieć gorących czcicieli, którzy dla malarza nie będą tem samem uczuciem przejęci, lub których wyrzeźbiony przez niego posąg Mojżesza zimnymi pozostawi; gdy tymczasem u innych, dzielność i szczytność Mojżesza wywoła podziwienie, którego ani siła Sądu Ostatecznego, ani na powietrze wzniesiony Panteon wzbudzić nie potrafią. — Nareszcie przyjdą tacy, którzy uwielbiać go będą całego, w spełnym genjuszu jego i we wszystkich dziełach jego, uwielbią i kopułę i obraz i posąg, — czcić go będą „w duchu i prawdzie", — jako znakomitego Ducha, jako wielkiego a wszechstronnego artystę. — Czyliż tu budowniczy, lub malarz, lub snycerz jest tylko abstrakcją prawdziwego artysty, — obliczem jego lub projekcją, — elementem lub formą? — Bynajmniej, — w każdym razie jest cały Michał-Anioł, — z ciała i krwi, z natchnienia i myśli, — żywy i dzielny Duch. — Gdyby się nie był cały udzielał dziełom swoim, nie byłby nic spełna, nic wielkiego uczynił. — Nie byłby też pełnym artystą, ale tylko — partaczem. — W każdym więc objawie swoim jest całą i żywą osobą. Twórca kopuły, równie jak twórca freski, równie jak twórca posągu, jest całym i zupełnym artystą, — w każdym tym objawie, jest on wprawdzie inny, ale nie ktoś inny. Podobnież i każda osoba Trójcy jest inną, lecz wcale nie kim innym. — Mówimy wszelako podobnież, a nie również, bo porównania nie są nigdy równania. — Podobnież tedy, każda Osoba Trójcy jest całym żywym Bogiem, lecz inaczej działającym, inaczej objawiającym się, inaczej udzielającym się, — a więc każda Osoba Trójcy, nie jest osobnym atrybutem, ale właśnie jest zupełną, absolutną substancją, pod innemi atrybutami uznaną. — 427 I dlatego, gdybyśmy mniemali, że Bóg Ojciec jest tylko Bytem, tylko realnym żywiołem Boga, — że Bóg Syn jest tylko Logos, tylko idealnym żywiołem Boga, a dopiero Duch Święty ich połączeniem, zjednoczeniem, poniżylibyśmy daremnie dwie pierwsze Osoby Trójcy do stanu martwych abstrakcyj i postawilibyśmy się w sprzeczności z Czuciem i Wiedzą całej przeszłości. — Ale skoro mówimy, iż Bóg Ojciec jest już i był zawsze Duchem Absolutnym, tylko nie jako taki uznany, objawiwszy się dopiero jako idealizacja Wszechbytu, — że również Bóg Syn jest także Duchem Świętym, ale nie jako taki uznany, objawiwszy się dopiero jako realizacja Wszechmyśli, Słowo, które się stało ciałem (ëüăďς űÜńξ ăĺíüěĺíďň), czynimy zadosyć wiekuistemu przeczuciu i pojęciu Ludzkości, która wiecznie czciła Boga żywego. — Bóg Ojciec i Bóg Syn bynajmniej nie są żywiołami Ducha Świętego, ale owszem są Nim samym, na innym szczeblu objawienia Swej istoty. Weźmy inne porównanie z przyrodzonego świata, nie spuszczając nigdy z uwagi ostrzeżenia, iż porównanie to nie równanie. — Wszak lód, woda i para są absolutnie jednem i tem samem, atoli w nader różnym, a nawet wręcz przeciwnym stanie. — Lód jest wodą, ale w stanie stałym, wodą skrzepią, uwięzioną, — woda natomiast lodem, ale w stanie ciekłym, lodem zwolnionym, wewnętrznie uruchomionym. — Para znowu jest tem samem, co lód i woda, ale lodem i wodą ulotnionemi, istotą już nietylko rozwolnioną i możnością ruchu obdarzoną, ale samą z siebie sprężystą i silną, istotą prawie niewidomą, a jednak nad wyraz dzielną, rzekłbyś, że już duchową, a przytem objawiającą własności i dary, o jakich podczas stanu skrzepłego, lub nawet ciekłego, domyślać się nawet było niepodobieństwem. — A przecież nikt o zdrowych zmysłach nie zaprzeczy, iż lód, woda i para jest jedną Istotą, ale w trzech odmiennych obliczach, w trzech stopniowych kształtach objawu, — jakoby w trzech osobach. Otóż póki Bóg objawiał nam się w* stanie pierwszym, był dla nas zimny i straszny, jakoby lód, i cześć Jego była skrzepłą i martwą, — była lodowatą. Takową stopił i uwolnił Chrystus, i z zamrożonych serc naszych żywe wody miłości wydobył, i porosił tą boską wodą niwy świata, i przygotował tychże urodzajność, rozkładając wpływem tej wody 428 obojętne dotąd ciała, bo wiadomo z praw przyrodzenia, że: corpora non agunt, nisi soluta. — I wezbrały przez wieki tej bożej wody potoki, lecz same byłyby jeszcze niezdolne zalać i ożywić świat cały, boć woda głębin szuka, a wysycha na mieliznach. Odchodząc tedy Syn Boży do Ojca zapowiedział objaw trzeci, jakoby pary duchowej, silnej nad wyraz, a rozprężli-wej na wsze strony, bo, wedle poprzedniej jeszcze zapowiedzi, rozlać się mającej na wszelkie ciało; (Joel II. 28.) już nie szu-kającej spadku, ale owszem wznoszącej się wolno w górę, bo subtelniejszej od zwyczajnej naszej atmosfery. I spełniło się boże przyrzenie. Duch Święty, jakoby para boża oblega świat, i cudów sił i skuteczności dokazuje, a poruszając wszelkie ciało, rozgrzewa je zarazem, bo je własnem ciepłem przejmuje, i choć nie dojrzymy częstokroć tej pary, z powodu jej subtelności i przezroczystości jej, to przecież wpływ jej czujemy, i uwielbiamy. A przecież owa para niczem innem nie jest, jedno ową Chrystusową wodą, ale chrztem ognia spotęgowaną, tylko ulotnioną, upowszechnioną, słowem uduchownioną, — a tem samem wrota Królestwa niebieskiego już roztworzyć zdolną. (Kto się nie odrodzi z wody i z ognia, ten nie wnijdzie do Królestwa Bożego). Nie zapominajmy więc nigdy, że owa ogniem przejęta para Ducha Świętego jest zawsze Chrystusową wodą, tylko w innym stanie nam objawioną. Dlatego też wyraźnie zapowiedział Zbawiciel o Pocieszycielu: On z mego weżmie i objawi wam. — Ani też niczem innem nie jest, jedno bryłą stałego lodu Jehowy, ale już rozwolnioną, zmartwychpowstałą i nieznanemi dotąd siłami obdarzoną. — Bo też znowu wyraźnie powiedział był Syn Boży że: On a Ojciec to jedno.1 Nie przywięzujemy do takowych porównań więcej wartości, ale też nie mniej, ile mają wszelkie porównania, podobieństwa (Parabole), które to, co umysł ma pojąć, zmysłowo tłumaczą i przystępnem czynią. U Epifanjusza2 znajdujemy świadectwo, jakoby w zagubionej Ewangelji Egipcjan, której tylko kilka luźnych wy 1        Joan. X. 30. 2        Haeres. LXII. 2. 429 jątków do nas doszło, znajdowało się było oświadczenie Zbawiciela, że tenże sam Bóg jest Ojcem, tenże sam Synem i tenże sam Duchem Świętym. Po takiem wyjaśnieniu dopiero pojąć zdołamy symbol Atanazjusza (tak zwane Symbolum Quicumque), bez abdykacji zdrowego rozsądku. — Dotychczas bowiem symbol ten był zaiste ciężkim probierzem podległości i ślepoty wiary, — i przyznać trzeba, że człowiek, któryby poszczycić się zdołał jego dokładnem zrozumieniem, byłby bez wątpienia poczytał rozwiązanie kwadratury koła za dziecinną w porównaniu igraszkę.1 A przecież nie za górami była prawda. — Prosty a głęboki umysł pewnego szewca zbliżał się już mocno do niej. — Prawda, że owym szewcem był wielki Jakób Boehme.2 — Iluż to sławnych filozofów obok niego na szewców wygląda! — Lecz teraz rzecz staje się jasną i oczywistą: przyjmujemy i podpisujemy całe Symbolum Quicumque, — i możemy takowe poprzysiąc, bez zaprzysiężenia się praw ludzkiego rozumu. Przyjmujemy też zupełnie zdanie Tertuljana,3 gdy mówi o Trójcy Świętej: Tres autem non statu, sed gradu; nec sub-stantia, sed forma; nec potestate sed specie; unius autem substantiae, et unius status, et unius potestatis; quia unus Deus ex quo et gradus isti, et formae et species in nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti deputantur. XI. Pojednanie Unitaryzmu z Triteizmem na polu Tcologji. — Herezje. — Wprowadzenie potoku Herezyj z potok prawowiernej • Tradycji i zjednoczenie tych potoków. Aliści jeżeli chcecie koniecznie dopatrzyć się pewnego podobieństwa między niniejszem pojęciem Trójcy, a Sabeljań-skiem, — jeśliście w powyższych wywodach upatrzyli pewne ' Strauss dowcipnie, ale też tylko dowcipnie, powiedział: Furwahr, wer das Symbolum Quicumque beschworen hatte, der hatte die Qesetze des menschlichen Denkens abgeschworen. (Chr. Glaubenslehre I. S. 460) - Gott ist dreifaltig in seiner ewigen Gebârung. Er gebaret sich in Dreifaltigkeit, und ist in dieser ewigen Gebarung doch nur ein einig Wesen und Gebârung zu versfehen, weder Vater, Sohn noch Geist, sondern das einige, ewige Leben oder Gut. (Mysterium Magnum VII 11). 3 Advers. PraxII         · 430 powinowactwo z Montanistycznem pojęciem Ekonomji Bożej, jeżełiście nawet gdzie niegdzie Arjańskich dźwięków dosły-       szeli, — albo też spotkali gdzie zdanie, któreby Wam Unita-ryzm Prakseasza przypomniało, — albo jeżeliście nareszcie dostrzegli jakiegoś zbliżania się do wyobrażeń Amalryka i jego uczniów, lub Ortolenów i Braci i Sióstr wolnego Ducha, — wolno Wam zaiste to twierdzić; zaprawdę nie chcemy Wam tego bronić, ani też sami z tego względu wymawiać się nie będziemy. Tertuljan, Sabeljusz i Arjusz [że już innych nie wspo-mnim] byli dosyć potężnymi duchami, aby się ich lekce nie wyrzekać, i należą do liczby tych, którzy prędzej czy później powetują zrządzoną im krzywdę. Lecz mówiąc o Montani-źmie, o Sabeljanizmie, o Arjanizmie, starajcie się ile możności docierać do samych źródeł, a nie przestawać na pośrednich tylko świadectwach; nie czerpajcie tylko ze zmąconego przez . ich przeciwników strumienia i nie sądźcie o nich jedynie z odbitego, a często zwichniętego wizerunku, jaki nam ci ostatni w polemikach swoich podali.1 Co uczyniwszy, jasno zrozumiemy, w czem oni błądzili i jak grubo nawet błądzili, a gdzie jednak śród tego splotu grubych błędów pewne tętno prawdy się w nich odzywa, pewien błysk światła z ciemnicy się wy- . dobywa. — „Ależ przecie tak Montanizm, jak Unitaryzm, tak Sa-„beljanizm, jak Arjanizm, i t. p. są to istne herezje, potępione przez Kościół i Tradycję. Kto zaś uznaje Tradycję „za historyczne sprawdzenie i próbę tego co rozum a priori „podaje, jak to wyżej powiedzianem było, ten potępionym „i na bok odrzuconym herezjom nawet cienia prawdy przyznawać nie ma prawa". — A któż Wam znowu nadał prawo wykluczania herezyj z wielkiego potoku Tradycji? któż Wam powiedział, że herezje 1 W najnowszych dopiero czasach zaczęto krytycznie się obchodzić z owemi od w eków potępionemi, a tem samem zaniedbanemi źródłami. I tak η p. Schleiermacher zjednał sobie prawdziwą zasługę, wyprowadziwszy na jaśń i sprostowawszy niejedno wyobrażenie o Sabeljanizmie w rozprawie swojej: Ueber den Gegensatz zwischen der Sabellianischen uud der Athanasianischen Vorstellung von der Trinitat. — Również niedawno źródła Montanizmu cokolwiek przebrane zostały przez ... Szweglera? — nazwisko w kopji         Gaszyńskiego opuszczone, (przyp. wyd.). 431 również do Tradycji liczyć się nie mają prawa? że nie stanowią właśnie koniecznego ogniwa i żywiołu wielkiej Ducha Tradycji, a mianowicie żywiołu dialektyczno-postępowego, przez negację których, Tradycja właśnie sama dalej postępuje? — Któż wam pozwolił odcinać samowładnie tak znakomitą część owej spełnej ducha Tradycji, jak gdyby ona wcale na nic się nie była przydała? Choćby się była zdała tylko na to, aby podniecać kościelną Tradycję do coraz dokładniejszego wykształcania i wyrażania (definicji) prawowiernych dogmatów, to już zaprawdę byłaby się duchowi ludzkości dosyć zasłużyła, to już miałaby prawo do wdzięczności świata. . Herezje zaś same w sobie uważane, stanowią znowu szczególną, odrębną w sobie Tradycję, — przeciwległą wprawdzie kościelnej, ale będącą także w sobie logiczno-historycznym postępem. — Herezje wywiązują się dialektycznie z siebie, rozwijają się ze ścisłą wynikłością; w nich także jest rozum i prawo, — w nich także jest żywa praca Ducha. — Tradycja ściśle kościelna, skoro tylko je wyłącza, skoro tylko wyrzuca je z łona swego, staje się sama szczególną tylko, cząstkową Tradycją, często nawet niepojętą, bo właśnie w paśmie he-rezyj posiada ona pasmo własnych warunków i względów, uprawnień i usprawiedliwień. — Co większa; stanowczo dowieść można, że niemasz ani jednej herezji, któraby w zarodzie swoim przynajmniej na chwilę nie stanowiła była prawowiernej Kościoła nauki, a dopiero przez sam postęp Tradycji przekroczoną, a tern samem odepchniętą została, — albo też, którejby ów zaród w łono prawowiernej Tradycji, jako podrzędny żywioł, przyjęty i organicznie przerodzony nie został. — Dlatego też wielka, całkowita Tradycja Ducha ludzkiego obejmuje w sobie i prawowierne i kacerskie stanowiska, żadnego lekce nie waży, krytycznie je rozbiera, co dobrego dzierży, i osądza je absolutnie. — Osądzając je, potępia je wprawdzie; — ale jak? oto nieinaczej jedno przestepując je, przekraczając ich ograniczone zawsze stanowisko i wznosząc Ducha do coraz wyższych, pełniejszych i doskonalszych stanowisk. — Warto w tern miejscu porozumieć się bliżej nad naturą herezji, — to się nam zda i na ten raz i na potem. — Bez wątpienia musi być coś potwornego w samej istocie każdej he 432 rezji, skoro takowa za herezję uznaną i potępioną została; inaczej bowiem nie widzimy przyczyny, dlaczegoby w potok prawowiernej Tradycji przyjętą być nie miała. Przecież nie od przypadku, nie od dowolności, nie od podmiotowego widzimisię którego z Ojców Kościoła, lub którego z Soborów, zależało to lub owo zdanie piętnem herezji naznaczyć i wyklęcie jego spowodować, ale w samem zdaniu musi znajdować się przedmiotowy powód tego wykluczenia. — Gdybyć zaród przyniesiony przez każdą herezję był zupełnie zdrowy, toćby się był zdrowo i zgodnie z całym organizmem rozwinął. — W samej więc potępionej nauce musi tkwić coś potwornego, przedmiotowa jakaś przyczyna, dla czego właśnie ją za fyerezje, a walczącą z nią naukę za prawowierną owszem poczytano. — Ważyła się nieraz napozór szala między herezją a tern co za prawowierne uznano, a dzieje Soborów Ekumenicznych n. p. podają nam mnóstwo podobnych wypadków. Nie idzie przecież zatem, aby przeważenie szali, jakie właśnie nastąpiło, od przypadku było zawisło. Owszem, co się stało, to się rozumie i prawowiernie stało, inaczej pod wpływem Ducha Ś-go stać się nie mogło. — Z tego punktu widzenia damy tu definicję herezji, na którą niezawodnie najżarliwszy ortodoks się podpisze: — Herezje są rzeczywiście tak anormalnemi zjawiskami w sferze duchownej i religijnej, jakiemi są potwory w sferze fizjologicznej. Nim się jednak podpisze, niech zważa na wynikłości. Jakoż w dzisiejszym stanie nauki o potworach, te fizjologiczne zjawiska są uważane albo: 1° za zatrzymanie się na niższym stopniu organizacji i niedojście do przeznaczonej dojrzałości, — co stanowi potworność przez brak, czyli ubytek, albo 2" za przekroczenie punktu swego doskonałego rozwinięcia i przejście w wyższą formę organizacji, co stanowi potworność przez zbytek. Dwie te klasy potworów w gruncie są jednakowe, gdyż jestestwo, które z niższego szczebla organizacji uważane, cierpi na zbytek, z wyższego szczebla uważane, cierpieć będzie na ubytek, na brak, i nawzajem. — W każdym więc potworze jest zbytek i brak razem, z tą tylko różnicą, że w jednych jest zbytek w zbytku, a brak w braku, a takie potwory na 433 żywa się: przetworami; — w innych zaś zbytek jest w braku, a brak w zbytku, a takie potwory nawać można : niedotworami. Zastosujmy to do Herezyj. — Herezje są więc potworami, czyli albo niedoskonałemi tranzycjami z jednego szczebla rozwinięcia Ducha, albo zjawiskami, w których zamiast organicznej fuzji różnorodnych żywiołów, tylko się ich konfuzja objawia, słowem organizacjami niestosownemi do sfery, w której się objawiają. — Grzeszą również albo brakiem, albo zbytkiem: per defectum, χατ έλλεφιν, i per excessum,χαδ' ýπĺńöďëŢí, —I tak n. p. herezje Nestorjanów, Eutychjanów były w sferze Chrześcijańskiej niedotworami, ponieważ każda z nich ograniczała się na jednej jednostronności, a drugą, będącą jej dopełnieniem, wyłączała. Przeciwnie Pelagjanizm był przetworem, Nazareń-czyków zaś i Ebjonitów uważać można obojętnie za jedno lub drugie, gdyż względem sfery żydowskiej byli przetworami, względem sfery chrześcijańskiej zaś niedotworami. To powiedziawszy, spytamy się Was z Jezusem: „Czyście „też nigdy nie czytali w Piśmie: „Kamień, który przez budo-„wniczych jako niezdatny odrzuczony został, — stał się kamieniem węgielnym. — Przez Pana się to stało, a oczom waszym „dziwnie się to zdaje".1 Otóż my zaprawdę powiadamy Wam: — i waszym oczom dziwnie się zdaje, co przez Pana z herezjami się staje, — z temi potępionemi i odrzuconemi na bok, jako niezdatne, kamieniami przez budowniczych Waszego Kościoła. — A budowniczowie Wasi wonczas nie mylili się wcale, kamienie te dla nich były istotnie niezdatne i słusznie je odrzucili; — ówczesnego kościoła wystawić z nich nie mogli, bo to były ma-terjały niewcześnie zniesione do innej budowli, — ale nie idzie zatem, aby „dla Pana" miały być na wieki niezdatne. — Pan upatrzył je sobie i zachował je w pamięci wieków, aby kiedyś przez nowych budowniczych umieszczone były na właściwych węgłach wielkiego Kościoła Ludzkości. A oto w tej chwili przyjmuje Pan wielkie pasmo herezyj do wielkiego pasma Tradycji Słowa Bożego, i dwa te potoki zlewają się razem i przypadają do siebie. — Przyjmuje Pan herezje jako niedołężne wprawdzie usiłowania, jako mniej więcej 1 Mat. XXI. 42. 28 434 potworne porody, — jako przestępstwa w wielkim łańcuchu postępów, jako potrzebne przekroczenia pojedyńczych, zbyt ograniczonych stanowisk, jako zakusy dalszej Prawdy. — Zdej muje więc klątwę z nich o tyle, o ile do wielkiego Kościoła Ludzkości wpłyną, o ile służyć mogą do fundamentów tego Kościoła, o ile same organicznie do społeczności Ducha Świę tego przypadną.1 — A przypadną niezawodnie i w niej do piero znajdą uzgodnienie swoje, usprawiedliwienie i zadosyćuczynienie sobie, gdyż one niczem nie były, jedno tęgą ku temuż Kościołowi, bolesnemi zakusami o tęż Społeczność, która ich dopiero spełna zadowolnić miała.   Zaiste Heretykiem staje się, kto przekracza prawdę bożą, tak przedziwnie w Ekonomji bożej umiarkowaną, — albo kto zbacza z prawego toru Tradycji i pędem ducha jeszcze nieu-święconego porwan, a choćby brzemienną w przyszłość, ale niedojrzałą intuicją olśnion, radby po przekątni przeskoczyć wolne i powolne postępu ducha helisy. Lecz niemniej i ten Heretykiem stać się może, kto staje wrytym i „zatrzymywa „prawdę bożą".2 A teraz ktobykolwiek z Was, zbyt draźliwym był na sam posłuch herezji, niech zamknie te księgi i nie czyta dalej, bo one w oczach jego będą wielką i ciągłą herezją; one są arcy-herezją, — one są ultra-herezją, — ale też zarazem spełnieniem i rozwiązaniem wszelkich herezyj, połączeniem tych „szczątków", jakiego Sty Klemens Aleksandryjski się domagał. — Już przy tej pierwszej prośbie widzieliście, że Monta-nizm, Arjanizm, Sabeljanizm etc. odzywa się w nas pewnemi, dotąd głuszonemi, dźwiękami. — Przy następnej zaraz prośbie zbliżamy się do Chiljastów; — dalej Pelasjanie, Socynjanie etc. etc. ujrzą nas zawadzających o siebie. — Słowem nie-masz prawie żadnej wielkiej herezji, któraby choć jednym żywiołem, choć jednym nerwem nie zadrgnęła w nas. — Nie 1        Już jeden z wielkich nauczycieli pierwotnego Chrześcijaństwa, Sty Klemens Aleksandryjski przewidywał ową przypadłość Herezyj, jakoteż filozofemów pogańskich, uznając je za rozbite i rozproszone członki jednej pow szechnej Prawdy, i dodając te prorocze słowa: „Otóż kto połączy znów „w jedno te rozrzucone szczątki, (cząstki, fragmenta) wiedzcie o tern, iż „oglądać będzie bez niebezpieczeństwa błędu Słowo doskonałe Prawdy". (Strorn. I. 13). 2        Rom. 1. 18. 435 masz żadnej, z którejbyśmy choć jednego kwiatku uszczknąć, w którejbyśmy jakąkolwiek particulam veri odkryć nie zdołali. Ale też niema żadnej herezji, któraby nas samych ipso , jure za heretyków nie poczytała, któraby nas znowu ze stanowiska swego nie potępiła, — bo każdemu mniej więcej po-twomemu lub niedokładnemu jestestwu, ze stanowiska jego, zdrowy i spełny organizm musi się wydać potwornym. Przyznajemy więc otwarcie to powinowactwo nasze z herezjami, — przyznajemy to pochodzenie nasze od nich, równem prawem i w równym stopniu, jak od prawowiernej Tradycji, — przyznajemy się sami w budowie fundamentów Kościoła Przyszłości do mnóstwa kamieni z owych odrzucanych w ciągu wieków jako niezdatne, — i oświadczamy to zgóry, bez ogródki, aby, ktokolwiek nie czuje w sobie dosyć mocy Ducha, rozstał tu się z nami i nie szedł dalej. — Wolimy, jak Gedeon, mniejszą utrzymać przy sobie rotę, ale być pewniejszymi zwycięstwa! — A maruderzy nadbiegną później. — 1 nie uczynimy im żadnego wyrzutu, przyjmiemy ich z równą miłością, — bo skrupuły wszelkie ze słabości czy to serca, czy też umysłu pochodzące, szanować umiemy. — Dosyć zgryzoty dla nich, że nie będą spółtowarzyszami trudu i uczestnikami zwycięstwa. A po zwycięstwie spojrzymy wstecz na przebyte pasmo herezyj, i wtedy dopiero uznamy ich dialektyczną między sobą zawisłość, ich organiczną, choć niedojrzaną dotąd, bo w sobie niedojrzałą solidarność, ich pełną dysonansów, a przecież (jako arpeggio) dążność do ostatecznej a prawowiernej Har-monji. Uznamy, że ich własny potok, acz odbiegły od wie-kiego potoku kościelnej Tradycji i samopas puszczony, jest przecież tego potoku niezbędnem, bo przeciwległem dopełnieniem, — antutetycznym rozwojem, tetycznych chrześcijaństwa żywiołów, — współdążącym ku syntetycznemu Spełnieniu. — Wtenczas to rozumnie rozwinięta historja herezyj okaże się nam już nie historją rozlicznych błędów i gorszących niedorzeczności półmędrków, lub niedowiarków, — czem w rzeczy samej o tyle były, o ile prawemu postępowi prawdy zaprzeczały i na swojem ujemnem stanowisku się upierały; — lecz owszem historją boleśnie i częstokroć gwałtownie (nienaturalnie), a (przez to samo) wtedy potwornie wykłuwających się praw, które o tyle tylko były istotnemi błędami, o ile doy 28* 435 rzałemi jeszcze nie były, o ile nie na właściwem sobie stanowisku się rozwinąwszy, toż stanowisko przekornie dzierżyć, nawzajem się wykluczać, i niesfornie między sobą wzrastający organizm Prawdy rozrywać usiłowały. To uzgodnienie najprzeciwniejszych dążeń ducha, to harmonijne przypadnięcie do siebie i do wielkiej Tradycji kościelnej Ludzkości najróżnorodniejszych i najmniej napozór pojednania zdolnych Herezyj, miałożby być tak wierutnem niepodobieństwem? — Już w tern miejscu cząstkowo nam się objawia przez organiczną, wzajemną do siebie atrakcję dwóch tak dalece przeciwnych sobie stanowisk, jakiemi były n. p. Uni-taryzm i Montanizm. — Ów Tertuljan n. p. zapalczywy wróg Unitarystów pogromca Prakseasza, abstrakcjnego poprzednika Sabeljusza, namiętny zwolennik boskiej οιχονομιας, tak zaciekły w swej walce przeciw zwolennikom ěďíáń÷ßáň, że nieraz pod samą granicę Triteizmu podchodził, aby ich herezyj uniknąć, — byłżeżby się kiedy domyślił tego duchownego małżeństwa z nauką swoich przeciwników?1 — Ależ właśnie co pojedyńczo oglądane, niepojednalnem się zdawało, i co walczyło z sobą nazabój w epoce walki i rozdwojenia, — to się uzgodnia w Społeczności Ducha Świętego. To mieliśmy do powiedzenia tym, którzyby teologicznie i dogmatycznie przeciwko nam wystąpić chcieli. — Mielibyśmy w tym zaiste względzie jeszcze niejedno do dodania, bo też niejednego zarzutu spodziewamy się jeszcze z tej strony, — ale cobyśmy dalej powiedzieć mieli, to już samo z powiedzianego wyniknie i następnie samo się wypowie. — Już teraz nie odzywamy się do Was, jak za czasów Chrystusowych: „tego znieść nie możecie". — Owszem, wzmogła i rozmogła się Umiejętność, jakto Prorok Pański przepowiadał, a oto przyszedł czas, gdzie nietylko wszystko znieść możecie, — ale powinniście i znosić też będziecie, bo to jest nie 1 Jest wszelako w dziełach Tertuljana ustęp jeden, w którym, przeczuciem raczej niż wiedzą, dojrzał możności takowego pojednania. — Ustęp ten znajduje się właśnie na końcu polemiki jego przeciw Prakseaszowi, i tak brzmi: Hic (filius) interim acceptum a patre munus effudet, Spiritum Sanctum, tertium nomen divinitatis, — unius praedicatorem monarchiae sed et οιχονομιας interpretatorem et deductorem omnis veritatis. (adv. Prax. XXX). 437 tylko Waszem prawem, ale nawet obowiązkiem. — Zaiste obowiązkiem, bo oto także czas ukrócić pychę owej wrzekomej umiejętności, która tylko przeczyć umie i do Nihilizmu wiedzie. Nie odsyłamy Was już do dalszego Parakleta, który przyjść ma i wprowadzić Was we wszelką prawdę, bo oto przychodzi Pocieszyciel i wprowadza Was; — i od Was tylko zależy rozgościć się w tym skarbcu Prawdy, w którym jest roboty na wieki. — Bo skarbiec ten jest rozległy i wspaniały. — Oto zaledwie otwierają się jego wrota, będzie gdzie chodzić, będzie co znosić, będzie co rozwijać i wykształcać, będzie co działać na całą Erę świata. — Przestępując właśnie granicę tej Ery, nie bałamućmy zbyt długo z celnikami opuszczonego państwa, snać niemającemi innego zadania jedno „zatrzymywać prawdę Bożą",1 i albo cło na nią nakładać, albo skonfiskować jako zakazany towar. Nie bawmy się więc zanadto w uprzedzanie ich żądań i pytań; — zaiste od zdania im rachunku wcale nie odbiegamy, bo o przemycanie prawdy albo fałszu już dziś dalibóg nie idzie ! — Cała nasza siła, cała nasza potęga jest w prawdzie. — Jeśli ją przynosimy, to się ostoi, jeśli jej nie mamy, to sami runiemy. — „Boć nie możem nic przeciwko prawdzie: — ale „za prawdą".- — Niech więc dalej robią sobie zarzuty, — niech się pytają, a nie odmówim odpowiedzi, w swoim czasie i w swojem miejscu.3 — Tymczasem obróćmy się do ludu, który nas czeka łaknący i który zdaje się zgoła czegoś innego żądać. — Bo tłum an dogmatycznych ani filozoficznych zarzutów nie czyni, o co innego się pyta, — czego innego wygląda! Zobaczmy o co woła. — 1        Rom. I. 18. 2        II. Cor. XIII. 8. 3 Sty Augustyn. (De civitate Dei Lib. II. c. 1.) wybornie powiedział; „Et tamen quis disceptandi finis erat et loquendi modus, si respondendum esse „respondentibus semper existimemus? Nam qui vel non possunt intelligere „quod dicitur, vel tarn duri sunt adversitate mentis, ut etiamsi intellexerint „non oboediant". DZIAŁ PIĄTY. Przejscie z rozumowania w działanie, z Myśli w Czyn. I. Cuda i Dowody. — Stosunek Cudów i Dowodów do postępowych szczebli Objawienia. Jakiż jest dowód, — skądżeż przekonanie, że to Objawienie Objawienia właśnie następuje? Jakiż jest „znak", po którym je poznamy? Wszakże bez znaku Lud go nie przyjmie? Mówią, że Syn Boży, objawiając się światu, cudami poparł Swe Słowo. Jakimżeż cudem Duch Śty wstąpienie Swoje oznajmi? „Cudu trzeba dla ludu! Cuda żąda lud, „Cudu" woła tłum dzisiejszych niby przyjaciół ludu. — — Przypomina to nam wołanie owej rzeszy Faryzeuszów, którzy w obłudzie swojej także znaku od Zbawiciela żądali. Wiadoma odpowiedź Jego temu „jaszczurczemu rodowi". — Nasza taka będzie: Cudu żądacie? — Dobrze, będziecie go mieli podostat-kiem, — lecz może nie taki wypadnie, jakiego się spodziewacie. — A naprzód Wy adwokaci niby cudochciwego ludu, posłuchajcie: Na końcu pierwszej Epoki — pierwszego czasu, nastąpiło nowe Objawienie najwyższej Istoty, nowe świadomości jej rozwinięcie. — To nowe Objawienie usprawiedliwić (wylegitymować) się jednak musiało sposobami dla starego świata jawnemi, boć nic opierać się nie zdoła na tern, co samo przynosi, lecz musi mieć punkt oparcia, podporę, zewnątrz siebie, poręczenie za sobą; — ów następujący przeto Cel, legitymować się musiał ustępującemi środkami, inaczej nie byłby mógł być ani pojęty, ani przyjęty. — Epoka Starożytności była epoką realnej bezpośredniości, nowe więc rozwinięcie musiało się zrazu oprzeć na znamio 439 nach owemu czasowi właściwych t. j. na realnie bezpośrednich faktach i zmysłowych dowodach, — t. j. na Cudach. — Cuda, były to zmysłowe dowody, zewnętrzne świadectwo niosące, i przedmiotowo na ludzi działające. Nowe tedy Objawienie, oparłszy się na tej zewnętrznej, zmysłowej przedmiotowej podstawie, przeprowadziło Ludzkość w nową, wewnętrzną, umysłową i podmiotową dziedzinę, gdzie myśl sama dla siebie i sama przez się ostatecznie stanowi, nie troszcząc się już o bezpośrednie świadectwo bytu. — Cuda więc potrzebne były tylko, jako przejście ze Starożytności w Świat Chrześcijański, przy zawiązku nowego Świata; raz weń wkroczywszy, już nie są potrzebne, i słusznie za żywioł mniej więcej pogański poczytano je. — Były one jakoby owym sznurkiem macicznym rodzącego się Chrześcijaństwa, który się odcina, skoro istotne rozwiązanie nastąpiło! — I dlatego to Chrystus gromił wyraźnie ludzi małej wiary, którzy żądali cudów od Niego, a pomimo to jednak Nowy Zakon podaje nam takowe, bo wtedy były niezbędne,1 bo bez nich wiara nie zapuściłaby swoich korzeni, lecz podaje nam takowe tylko z ostateczności, jako ostateczne odwołanie się,2 jako już obcy i obojętny nowemu Objawieniu żywioł. W Chrystjanizmie bowiem wewnętrzne tylko cuda są na swo-jem miejscu t. j. z wiary, z przekonania pochodzące, we wnętrzu Ducha zrodzone i podmiotowo na ludzi działające. — Aliści dzisiaj, na końcu drugiej Epoki, przy schyłku drugiego Czasu, przechodząc w trzecią sferę Objawienia, toż nowe Objawienie znowu usprawiedliwiać się musi z początku sposobem dzisiejszemu t. j. drugiemu światu właściwym i szukać podpory w dotychczasowym świecie. Ten zaś sposób jest podmiotowo idealny, tą podporą jest Myśl, bo sama Epoka druga była epoką podmiotowej idealności, epoką Wiary, Dogmatu, Myśli. — Nowe Objawienie zaczyna się więc wywodzić (legitymować) idealnie, rozumowaniem, dowodami wewnętrz-nemi, umysłowemi, samą nauką, rozwiązaniem dogmatów, spełnieniem wiary, — lecz znowu bynajmniej na tern nie przestanie, równie jak Chrześcijaństwo na cudach nie przestało, ani poprzestać nie mogło. — Owszem, odetnie znowu co rychło 1        Mat. XVI. 1. Luc. XI. 29. etc. 2        Joan XIV. 11, 12. — X. 38 etc. 440 ten maciczny swój sznurek i tylko oparłszy się w pierwszych swych krokach na tej czysto umysłowej i podmiotowej podstawie, przeprowadzi wnet ludzkość w właściwą sobie sferę, gdzie znowu Czyn, samodzielność, i tworzenie realności z łona samej idealności, panują i stanowią. — Jak więc dawniej, w przejściu ze starego do nowego Objawienia tylko bezpośredni, a stanowczy Cud mógł poruszyć ludzi małej wiary i wmusić w nich przekonanie, tak też znowu dzisiaj, przy dalszem przejściu, tylko pośredni a stanowczy dowód poruszyć może ludzi małej woli i wmusić w nich przedsięwzięcie. — Bo też dawniej, największym, a może nawet jedynym dowodem był dokonany Cud, — dziś zaś największym, a może nawet jedynym cudem jest dokonany Dowód. — Atoli, równie jak Cud nie był właściwym probierzem drugiego Objawienia, ale dopiero początkowym, zawiązkowym, [umbilikalnym], tak też i dowód nie jest doskonałym probierzem trzeciego Objawienia, jedno tylko jego zawiązkiem. Dlatego to też zaczynamy dopiero od Dowodzenia zrazu trzeciego Objawienia, ale nie poprzestaniemy na tern dowodzeniu, dopóki nie dowiedziemy go do właściwej mu sankcji, — do Czynu. — Sankcji zaś bezpośrednich Cudów nie chcemy, i nie potrzebujemy. — Nie wzywamy żadnych nadprzyrodzonych posiłków do ugruntowania nas w nowej wierze, bo cudem naszym jest oczywisty dowód, gdy przeciwnie dawniej dowodem był oczywisty cud; nowe Objawienie przynosi własną sankcję, — sankcję rozumu z sobą. — To kolebka jego, to macicznym sznurkiem jego, dalszem zaś i właściwem życiem jego jest życie Czynu, który wypełni i rozwinie rozumowy zaród. — Bo równie jak rozumowy dowód musiał potwierdzić pierwotną wiarę, wzbudzoną naprzód zewnątrz Ducha przez Cuda, inaczej wiara ta byłaby niebawem uschła i rozpadła się, — tak też praktyczne czyny muszą przyjść potwierdzić nową wiarę, poczętą naprzód we wnętrzu Ducha przez dowód i rozumowanie, — inaczej wiara ta rychłoby runęła z tak jałowego gruntu. — Już Sokrates powiedział, że czyny są bardziej przekonywujące, niż słowa,1 i wielu za nim to powtarza, choć mało który z powtarzających czynnie dowodzi. — 1 Ksenofon. Memorab. IV. 4. 441 My zaś dodamy, iż słowa są wprawdzie przekonywujące, ale czyny dopiero są dokonywujące. 1 dlatego zdarzenie, (factum) musiało się stać słowem (verbum) a słowo musi się stać czynem (actus). — Rękojmią więc boskości w pierwszej epoce dziejów było: nadprzyrodzone Zdarzenie, czyli Cud, w zwykłem znaczeniu tego wyrazu, — w drugiej Epoce dziejów: Słowo, — w trzeciej Epoce dziejów: Czyn. — Syn Boży przyniósł to cudowne Słowo, — Duch Święty ten cudowny Czyn przyniesie. To nam zapowiedział najdawniejszy zabytek tradycji Chrześcijańskiej, Pastor Hermae, który, — jak gdyby nam już o wschodzie chrześcijańskiego słońca, wschód dnia następnego chciał przepowiedzieć, — wyraźnie i dosłownie stanowi, iż życie i czyny mają się stać rękojmią (znakiem, próbą), posiadania Ducha Świętego.1 — Tak więc nowo objawiającej się Prawdy dziś naprzód i przedewszystkiem dowieść wypadało, a dopiero ją w życie i w czyny przewieźć zdołamy. — Rozumowy dowód jest naprzód dla myślących, wybranych; — dla początkujących, powołujących (inicjatorów), czyn zaś i praktyczna rzeczywistość jest już dla wszystkich; — aleć wszyscy są powołani, — i wszyscy, którzy tylko zechcą, wybrani. Co Mędrzec, co Uczony już zrozumie przez Dowód, to Lud cały rzeczywiście dopiero przez Czyn zrozumie; ale zrozumie również, — a często nawet głębiej, lepiej i silniej niż uczony, bo żywotniej, bo pełniej. Nie lękajmy się więc, aby to Objawienie Objawienia miało zostać dla Ludu nieprzystępnem. Póki w dogmatycznych tkwi zawikłaniach, póty zaiste walczy z trudami porodu, ale będzie mu arcy-przystępne skoro do czynu przystąpi. — Oto będzie znak jego, — absolutną i ostateczną legitymacją jego : Społeczności Ducha Świętego powstanie, Królestwa Bożego nadejście i wzrost, Bożej woli na ziemi spełnienie, chleba powszedniego ludowi zapewnienie, wzajemnej amnestji między sobą udzielenie, złowrogich pokus, na widok błogich działalności z darów Ducha Świętego wypływających, poskromienie, — 1 Próba ergo de vita et operibus hominem qui dicit se Spiritum Sanc-tum habere (II. 11.) (Credner 3—23.) Co się zaś tyczy stosunku Czynu do Wiary, i Woli do Wiedzy w Chrystjanizmie i Parakletyzmie, patrz obszerniej przy 3ciej i 5tej prośbie. — 442 słowem Zbawienie nas od Złego, nie z daremnej tylko łaski, ale też przez własną naszą zasługę, skrzętną darów owych uprawę, czyli wszystkim warunkom przyszłości przez boską naszą modlitwę wskazanym zadośćuczynienie, — oto będą znaki nasze, oto są Cuda nasze. — Ale do Cudów tych naprzód Dowód i Rozumowanie utorować drogę muszą, — bo Czyn jest Synem Myśli, — Wolność jest córką Mądrości. — Taka więc będzie pragmatyczna sankcja nowego Objawienia, — to będzie jego Cudem, — Cudem z Ducha. Jeżeli więc takiego Cudu pragniecie, zaprawdę powiada-damy Wam, taki niezwłocznie i obficie otrzymacie! — O inny zaś nie troszczcie się! — Pozostawcie go Poganom, bądźcie lepszej Wiary, lepszej Wiedzy i lepszej Woli od nich! — Ale nim ten Cud czynu spełna nastąpi, nie przecinajcie zawcześnie macicznego sznurka dalszego Objawienia, — działajcie Myślą, póki całym Duchem działać Wam nie przyjdzie; — pojmujcie i obejmujcie nowe stanowisko wiekuistej Prawdy. — A Wy wrzekomi przyjaciele Ludu, narzucające się dla własnego zysku orędowniki jego, — nie troszczcie się o to, czy Lud nas zrozumie, — czy pojmie i czy przyjmie nowe Objawienie bez Cudu. — O! zrozumie i pojmie i przyjmie, — nie bójcie się, — zaręczamy Wam za niego. — Dziś już przeczuwa i drga na to przeczucie, — a skoro to, co dopiero jest pod formą Myśli i Słowa, — Ciałem i Czynem się stanie, wtedy zaiste lepiej od Was zrozumie... Wy to mu sami ubliżacie, żądając dla niego dziecinnego Cudu. — Lud sam odpowie Wam stanowczo, wstępując wraz z nami na wszelkie Drogi Ducha, działając wespół z nami w uprawie wszelkich Darów Ducha, pomagając nam, jak my jemu pomagać usiłujemy, do spełnienia Cudu z Ducha, — wolnego Czynu społecznego Życia, — w Społeczności Ducha Świętego. Antyreligijność. — Indyferentyzm religijny. — Czem jest Religja? Lecz oprócz rzeszy żądającej Cudu i oprócz rzeszy żądającej Dowodu, jest jeszcze inna rzesza, z którą porozumieć nam się trzeba. — Ta rzesza właśnie niczego nie żąda, a przez 443 to samo zdaje jej się, że ma wszelkie prawo za sobą. — Zdaje jej się, iż ubliżałaby sobie żądając czegośkolwiek, ufna, że już wyrosła nad wszelkie tak „dziecinne" żądania. — Posłuchajmy jej głosu: — „A więc to trzecie objawienie Boże, to objawienie „Objawienia ma stanowić nową Religję? — Winszujemy zaiste, „lecz nie zazdrościmy, — bo co do nas, my zarówno o nowe „jak o stare dbamy; — tylko zdaje nam się, iż ta nowa Re-„ligja, przypuściwszy, że jest nową,1 trochę za późno przychodzi. „Miejsce już dawno zajęte; nowatorów dość nadeszło, — „i przeszło, — trzeba się było pospieszyć, dziś już ponie-„wczasie. — Żart na stronę, świat dojrzewa, wie o co mu idzie, „nie da się dalej na pasku swoich duchowych piastunek pro-„wadzić, — obejdzie się bez Religji. — Spojrzyjcie na świat „dzisiejszy, na ludy najdalej w cywilizacji posunięte i zastanówcie się szczerze, czy u nich jest choć odrobina rzeczy-„wistej religji, — czy one się nie umieją bez niej prowadzić! — „Dość więc tego bałamuctwa. Niech żyje Rozum i Prawo! „(Budżet i Gwardja Narodowa)". — Na to odpowiadamy: Boże! przebacz im, bo nie wiedzą, co mówią! - A co najsmutniejsza, to że im się właśnie zdaje, że dopiero oni wiedzą co mówią, że dopiero oni doskonale stanowisko swoje i postęp ludzkości pojmują, że dopiero oni są prawymi reprezentantami obecnego czasu, powiernikami jego potrzeb i nadziei, piastunami praw i godności człowieczeństwa ! — Są to* napozór tęgie umysły, (esprits forts), a w gruncie najjałowsze. Popisują się z tego, że w najoświeceńszych narodach religja wygasła, i wykrzykują, że przecież wszystko tam najlepiej idzie. — Doprawdy? — Czy idzie i jak idzie, — to właśnie pytanie. — Już im oddawna de Maistre ten dołężny umysł, choć w odwrotnej ostateczności zawołał: „Il n'y a plus „de religion sur la terre, — le genre humain ne peut rester „dans cet état."!— Toć właśnie jest chorobą, toć właśnie jest głodem naszego czasu! — Miły Boże! oni powstają przeciw wszelkiej religji, — przeciw Religji samej, tej duszy wszechświata, temu nerwowi całego duchowego istnienia, tej spójni Społeczeństwa! Oni powstają przeciw Religji, a nie widzą, Czy nową jest, wnet później zobaczymy. 444 że bez Religji byliby sami prochami, (atomami), boć Rełigja dopiero jest absolutną Spójnią, — Skojarzeniem, — Związkiem, (religio); oni nie widzą, żeć Religja nietylko nas z Bogiem łączy i kojarzy, aleć jeszcze nas samych z sobą i między sobą, w społeczeństwie spaja, — ba nawet każdego z nas z osobna w sobie samym jednoczy i uzgadnia; — że więc Religja jest, była i będzie zawsze żywotnym węzłem, istotnym Świata całego cementem. — Lecz oni wrzekomem światłem zaślepieni, nie widzą tego, zgiełkiem spraw prywatnych zagłuszeni, nie słyszą tego. A jeś-lić usłyszą to co w tej chwili o nich mówimy, zdawać się im będzie, że to są stare oklepane słowa z kazalnicy, które już po tysiąc razy obiły im się o uszy, i z któremi przeto już dawno się rozprawili; — a nie wiedzą, że właśnie dopiero przez nastąpienie Społeczeństwa Ducha Świętego i w tejże Społeczności (communitas), sama religja, istną Religią się stanie, prawdziwego przeznaczenia swego dostąpi i w spełnej dzielności swej stanie; — że łatwo dotąd zdawać się mogło twierdzy dobywać, której szańce nie były skończone, która jeszcze istotnie utwierdzoną nie była; — że przeto wszystko, co dotąd dawało się o religji rzec, rzekło się tylko przybliżonym sposobem, a odtąd dopiero doskonałą prawdą, istnym skutkiem się stanie. — Że więc zamiast obumierać, Religja owszem dojrzewa, zamiast ujmy doznawać, wzrost swój ciągle święci, zamiast ostatecznie niknąć, ostatecznie spełnia się! — Oni sami nie wiedzą, że te właśnie powody, które zdają się Religją im samym z Ducha rugować, są niczem innem jedno popędami wiodącemi ich poza dotychczasowe jej krańce, — w jej spełną dziedzinę. — Oni sami nie wiedzą, że to właśnie co ich pobudza do zaprzeczania wszelkiej Religji, do targania się na nią i do dostąpienia jej dotychczasowych środków, celów i wszelkich żywiołów, — że to samo niczem innem nie jest jedno natchnieniem religijnem. — Tak jest, istnem reli-gijnem natchnieniem, którem my, — jakkolwiek się ono tylko burzącym sposobem objawia, — bynajmniej nie gardzimy, lecz owszem używotnić i upłodnić je pragniemy. — Oni tego nie wiedzą, że w chwili największego zapału antyreligijnego oddają mimo wiedzy hołd samej Religji, ponieważ to samo, do czego dążą, jest właśnie czcią praw 445 ludzkości, godności Ducha, darów i działalności jego', uprawą wszystkich żywiołów społeczeńskiego Dobra, — uprawą Dziedzictwa naszego i Wolności naszej; — a to Dobro i ta Wolność jest właśnie wolą Boga, — a uprawa ich, jest właśnie czcią Chwały Jego.1 (Cultura Ducha jest właśnie cultus Ducha, jakto wnet bliżej poznamy). — Oni więc sami nie domyślają się, że te właśnie twierdze, do których się przed Religją chronią i w których się niby przed nią okopują, są twierdzami samej Religji, jej własnemi żywiołami, należącemi do niej i składa-jącemi ją, wstępnemi jej bastjonami. — Że właśnie ich ubóstwiany Rozum, że ich Prawo, że ich wszystkie instytucje społeczne, są niczem innem, jedno siłami lub członkami powszechnej świata Religji, powszechnego związku Duchów. Że wyprowadzając je jakoby na harc przeciw Religji, zżymają się tylko przeciw urojonemu wrogowi, gdy tymczasem sami hołdują temu, na co niby powstają. — W tern tylko mylą się jednak grubo, że biorą część za całość, okopy za samą twierdzę, składowe organa za cały organizm, — że przez abstrakcje i negacje swoje, głuszą i martwią to nawet co jest żywotnem w nich samych, a tak, celując nietrafnie, na własne swoje zastępy zgubne pociski wymierzają. Czyż więc myślicie, że kiedy słyszymy owe szczere i silne głosy powstające przeciw temu, co dotąd za samą Religję poczytywano, i wykazujące n. p. jak dalece zwiędła ta lub owa gałęź, — jak dalece spróchniał ten lub ów korzeń, — czyż myślicie, że nas to boli? — żeśmy wrogami tych głosów, — my którzy w sumieniu naszem znajdujemy świadectwo, że naprawdę jesteśmy religijni! — O! bynajmniej, — bo co spróchniało, to snać przeznaczenia swego dopełniło; co zwiędło i zeschło się, to na ogień dobre. Głosy takowe chyba tych tylko drażnić mogą, którzy lubią właśnie próchnem świecić, — chyba tych tylko, którzy zwykli zwiędłemi gałązkami Zielone Świątki swoje umajać. — Nam zaś potrzeba życia i prawdy, a nie próchna ani martwych listków, — nas więc te głosy mniej smucą; — ale co nas stokroć bardziej boli, co nas w martwy smutek wprawia, to właśnie, że zbyt często nic zgoła nie słyszymy. — 1 Ephes. 1. 14. 446 Walka jest życiem, — obojętność śmiercią. Religijne więc zatargi, gdziekolwiek się objawiają, dowodzą żyznej i płodnej roli. Indyferentyzm zaś religijny to piasek nieurodzajny, — to szczerek martwy. — Nie lękamy się pracy nad silną, choćby zachwaszczoną rolą, lecz bolejemy na widok gołego, nieurodzajnego piasku, którego wprawdzie łatwiej doprawić, ale cóż nam po tern, kiedy nie będzie co z niego zbierać. — Nie odbiega nas wszakże i przed nim nadzieja, bo wiemy, że z czasem, rosząc go żywemi wodami, i piasek szczery użyźnić się może, — lecz oporna i zachwaszczona rola·, suto już plonować będzie, nim roszony piasek pierwsze kiełki życia objawiać zacznie. Oporne więc i zachwaszczone umysły, — zapiekłe po socjalnej suszy serca, są nam bliższymi i pewniejszymi sprzymierzeńcami, niż owe suche z natury i powiewne duchy, które stanowią jałowe zaspy dzisiejszego towarzystwa.— Tamte rozpadlinami swojemi, spiekotą swoją, zdradzają wprawdzie brak ożywczej wilgoci, niebieskiej rosy, ale jednak mają przynajmniej ziemną spójnię, twardą i martwą wprawdzie, lecz przecie silną i utrzymującą je w statku, aż do czasu ożywienia. — Te zaś miotane pierwszym lepszym powiewem lada jakiej atmosfery, pozbawione wszelakiej spójni, a nie dbające o nią, nie tylko same próżnują, lecz i okolicznym niwom zaspami swemi grożą. — Zaraza obojętności i nijakości jest przynajmniej tyle niebezpieczną, jeśli nie więcej, ile zaraza złego. O jakżeż bez porównania więcej cenimy Was, — Wy dzielne serca, które chorągwi człowieczeństwa zaprzysiągłszy wierność i całą mocą swoją pokochawszy swobodę, zżymacie się przeciwko wszelkim kajdanom, nakładanym Wam w imię Religji! — Uczucie Wasze jest szlachetne, tylko myśl Wasza błądzi, bo przypisujecie Religji to właśnie, co nie jest jej działalnością, a nie przypisujecie jej właśnie tego, co Was samych ożywia. — Religja jest i zawsze była związkiem, ale nigdy wiezieniem, stanowi ona wązły, nie zaś kajdany. — Węzła, spójni, potrzebuje każde jestestwo, bez tego nie byłoby tern czem jest, — rozpadłoby się. — Kajdanami zaś wszelki duch się brzydzi, w nich przestaje być tern czem jest, — zapada się. — Kajdany sa twarde i martwe, węzeł zaś elastyczny i żywy jakoby splot nerwowy. — 447 Otóż więc macie niewątpliwe znamię ku poznaniu, gdzie jest, a gdzie niemasz Religji: Skoro zobaczycie Skojarzenie, spójność i spólność Ducha, tam zgóry bądźcie pewni, jest Religja. — Skoro owszem zobaczycie tylko kajdany, żelazne pęta, nałożone na ludzi w imię religji, — tam zgóry bądźcie pewni, — Religji już niema. Tam niegodni służalcy nadużywają już tylko jej świętego imienia, Religja żywa odbiegła dawno od nich, wznosząc się do wyższych dziedzin i przeradzając się w nowy Żywot, a oni zamiast pobożnego zagrzebania zwleczonego trupa, którego duch już się doskonalej odrodził, niegodnie frymarczą jej martwemi zwłokami i poniewierają niemi, na zabobonne obracając je relikwje. — Nie, — nigdy, przenigdy, Religja nie była i nie będzie instytutem niewoli, — poddaństwem Ducha! Nigdy, przenigdy! — bo nawet w despotycznych religjach Wschodu, była ona schronieniem i przytułkiem Ducha ! — pierwszym krokiem wyzwolenia z więzów Natury, a więc już szczeblem Wolności! — Lecz skoro tylko jakikolwiek żywioł religijny zaczął ciężyć Duchowi ludzkiemu, zamiast go owszem unosić i, ożywiać, skoro tylko duch ludzki istotnie religję swoją za okowę poczytał, nie zaś za żywotny nerw swój, wtenczas zaiste już się była sama * Religja przeżyła. A wtedy poruszał się żywy duch ludu i za-drgnęli trwogą hierofanci, ale cieszył się sam Bóg, — bo to był znak postępu ludzkości. Ciasne stanowisko wnet rozprzestrzeniało się, — nie starczące Objawienie dopełniało się, organizm Religji rozwijał się doskonalej, — i wznosiła się chwała Bogu na wysokości, a radość na ziemi ludziom dobrej woli! — Niebaczni! nie bluźnijcie więc przeciw Religji, — nie czyńcie, jakobyście chcieli wydobyć się z pod jej przemocy, bo ona nie jest żadną przemocą, lecz owszem mocą. — Zaprawdę żyjcie całą tą mocą, — żyjcie z niej i żywcie ją! Wydobyć się niby z pod przemocy Religji wychodzi to dla ludzkości na takie samo absurdum, jakoby dla ciała wydobyć się z pod przemocy duszy. — Religja jest duszą społe-czeńskiego ciała, jego immanentnym związkiem (jego Entele-chją). — Bezduszne ciało rozpada się, — gnije i ginie, a raczej przeradza się w ciało innej duszy, bo bez organicznej duszy i organicznego ciała być nie może. Tak też i bezreligijne 44ä społeczeństwo jest albo dogorywającym w konwulsjach skonu skazańcem (moribund.), albo też rozpadającym się już trupem. — Lecz jak dusza niemowlęca nie przystoi dojrzałemu ciału, tak też dojrzała ludzkość dojrzałej wymaga duszy, — dojrzałej Religji. — Nieznoście więc, ale wznoście! — i żyjcie coraz pełniejszem, coraz silniejszem, coraz religijniejszem Życiem. — III. Zarzuty i stanowiska wrogie Religji. — Pozaś wiatowość Religji. Są wprawdzie znowu tacy, którzy chcą gwałtem z Religji uczynić instytucję pozaświatową i nie chcą się dać przekonać, że to ich własnym jest omamieniem. — Wystawiają oni sobie, że Religja z natury swojej zamiast łączyć i kojarzyć jak to sam źródłosłów jej okazuje, i prawdziwe jej pojęcie dowodzi, — rozdwaja owszem świat, dwie niepojednalne stanowiąc dziedziny: Doczesność i Wieczność. Religja więc podług nich, rozerwawszy świat sam w sobie, odrywa samego człowieka od rzeczywistości i zapędza ducha jego w jakąś krainę idealną. I dlatego powstają przeciw niej, — i dlatego odrzucają i depcą ją. Bo „upatrzyli, że ziemia może być piękną",1 byle jej nie potępiano, — byle od niej tak zwani „duchowni" ducha człowieczego gwałtem nie odrywali. — Bo upatrzyli, „że pokój jest dobry", a widzą, że im Koryfeusze dotychczasowej Religji ów Pokój dopiero na innym świecie obiecują, tutejszemu zaś tylko płacz i zgryzoty na wieki przekazują. — Bo uczuli nareszcie, iż nie może być przeznaczeniem Ducha żyć w ciągiem rozdwojeniu i wiecznie tylko tęsknić do czegoś poza rzeczywistość. — Postanowili więc sami ukoić to rozdwojenie, — a że w ich mniemaniu Religja to rozdwojenie sprawiła, — potępiają więc, jako sprawczynię rozwodu samą Re I ci również dobrodusznie błądzą, biorąc znowu część za całość. — Poczytują oni pewien szczebel wielkiej i wiecznej Religji za spełną jej istotę, za wieczne jej przeznaczenie. — Otóż religja wtedy dopiero rozdwoiła świat, kiedy świat ten 1 Porównaj Genes. XLIX. 15. 449 sam w sobie był rozpadnięty; rozdwojenie to było więc isto-tnem ukojeniem, było świata Zbawieniem.1 A któż Wam zaręczył, że Religja stanie na tym stopniu wrytą? — Możeli dzisiejsi jej dzierży ciele? skamieniałe duchy? — Spytajcie się Żywego Ducha, Ducha Wolności, — prawego Dziedzica, który nigdy nie frymarczył Dziedzictwem naszem, który nie ciągnął z niego doczesnych korzyści, odkładając zapłatę ad calendas Graecas. Ten Wam odpowie, — ten Was pocieszy. * Prawdziwy Zbawiciel świata, który przez wzgląd na sam postęp Ludzkości, z boleścią serca powiedzieć musiał: „królestwo moje teraz nie jest stąd",2 nie uzna zaiste za wiernych sług swoich, lecz owszem pociągnie do liczby owych Bożej niwy włodarzy, którzy zadufani w „ociąganie się Pańskie", odważyli się owe teraz na nigdy zamienić.3 — Wtedyć świat wszystek w złem pogrążony był,4 jak powiada Jan Śty, więc musiał być odepchnięty i potępiony, dopókiby się nie przeobraził, więc też wtenczas królestwo Boże nie mogło być z tego świata. — Wtedyć też Zbawiciel świata zbawił go, nowy nadając mu kierunek i rozerwał świat sam w sobie, aby mu wyższe poza siebie nadać dążenie. — I dlategoć to królestwo jego nie mogło być z tego świata, bo świat ten opuszczonym być musiał, aby się przerodzić, — i odrodzić; — i dlatego toż królestwo założone zostało wtedy poza światem, ponieważ sam świat, przestępując się, dopiero dostąpić do niego miał. Rozdwojenie to świata było więc właśnie absolutnym krokiem do jego spełnego pojednania; wszakże sam Chrystus nazwał się drogą wiodącą do Ojca, a sama religja chrześcijańska jest religją dążenia, tęgi, tęsknoty. — Tej to właśnie Tęsknocie przyrzekł Jezus Pocieszenie, — tej Tędze, Spokój, — temu Dążeniu, Spełnienie. — Lecz nie wkraczajmy przedwcześnie w zakres objawień drugiej prośby, — dość na tern, aby uznać, iż ci którzy potępiają Religję dlatego, że ona świat potępiła, którzy odstępują od niej dlatego, że ona niby odstąpiła od świata, należą także do tych, którym Bóg daruje, — bo oni nie wiedzą co mówią!... 1 Patrz Wstęp, oraz 2gą i 7mą prośbę. 2 Joan. XVIII. 36. 3 Patrz 2gą prośbę. 4 I. Joan V. 19. 29 450 IV. Saduceizm współczesny. Jest jeszcze inny rodzaj tak zwanych silnych i światłych umysłów, których stosunek do Religji godzien zastanowienia. — Ludzie, o których teraz ma być mowa, nie mają sami żadnej wiary, nie są bynajmniej przejęci żywotnem Religji ciepłem, ale owszem z zimną refleksją uznają zbawienny wpływ jej na masy, rozbierają skutek jej na serce i umysł ludu, przyznają więc jej wielką użyteczność, nawet niezaprzeczoną Potęgę, a przez to uważają Religję za wyborny środek utrzymania porządku między ludźmi, za bodziec do porządnego życia. — Religja więc dla nich nie jest bynajmniej żadnym celem przez się, — nie jest życiem samem, — nie jest prawdą, — ale tylko sztucznym sposobem, środkiem, — ba, nawet półśrodkiem, — bo dobra policja i żandarmerja drugie niezbędne półśrodki stanowi. — Szczerze zaś mówiąc, w tę ostatnią połówkę jeszcze bardziej ufają niż w pierwszą, — wszelako i tę szanują i tej używają, jako już wypróbowanego środeczka; Religja im się zda na coś, a właśnie o ile im się zda, o tyle ją cenią. — Są to dzisiejsi Faryzeusze, którzy napozór dobrze uczą, ale nikczemnie postępują, bo też nikczemnie myślą i czują. Mówią oni napozór prawdę, lecz nie dorośli do prawdy, bo sięgnąć po nią poprostu nie chcą. — Im się zaś zdaje, że oni przeniknęli prawdę, — ale w rzeczy samej prawda nie przeniknęła ich. — Do nich to można z naszym Skargą zawołać: „O rozumie nierozumny, do czegoś przyszedł". Uprawiając Religję nie jako Cel ale tylko jako środek, udając się do niej, nie dla niej samej, lecz dla polityczno-policyjnego jej wpływu, udają też uszanowanie dla niej, którego w duchu nie mają, bo się tego nie szanuje, czego się jedynie za sztuczny środek do innego celu używa. Biedni obłudnicy! — nie wiedzą, że żadne udanie długo udać się nie może, i że zwodziciel najczęściej sam się zwodzi. — I w samej rzeczy, któż tu kogo mami? kto tu omamiony? — Czy lud, który szczerze i silnie wierzy, a przez to samo jest rzeczywiście posilony i ożywiony, czy też Faryzeusz hipokryta,      451 który dobrowolnie hołduje kłamstwu, a przez to samo z własnej winy pozbawia się wpływu tej potęgi, której skutki sam uznać. musi. — On to mamiąc niby innych, sam siebie najbardziej mami. Bo jedno z dwojga, — albo Religja jest istotnie pożywnym chlebem duchowego żywota, albo nim nie jest. — Jeśli jest, — czemuż się sami głodzicie? A jeśli nie jest, — czemuż Lud zwodzicie? — Lud domaga się istoty a nie blichtru, chce i potrzebuje Religji, ale nie faryzeuszow-skiej obłudy, ludowi trzeba chleba pożywnego, nie zaś kamieni, ani piany. — Jeśli to co mu podajecie jest chlebem pożywnym, czemuż go sami nie pożywacie, jeśli zaś nie, jakżeż się nie lękacie godziny pragnienia, w której się lud spostrzeże!1 — Otóż Lud szczerze i prosto wierzy w wieczne życie Religji i dlatego żyje w niej i Religja żyje w nim. Skoro zaś przechodnia forma, w której lud dotychczas pożywność Ducha swego odbierał, okaże się martwą lub próżną, — skoro z niej albo żywotna treść wywietrzeje, albo duch przez własny swój postęp doskonalszej zażąda karmy,·— wtedy lud sam, prosto, silnie i szczerze rozbija caput mortuum doczesnej formy, — upornym jej hierofantom daje krzyżyk na drogę, i z publi-kańskiem zaufaniem zawoła silnie do Boga: „Panie nie jestem „wprawdzie godzien, abyś wszedł do przybytku mego, — ale „wyrzecz jedno słowo, a będzie zbawiony Duch mój". — A wtedy Pan znów ucieszony, bo tego właśnie żądał, wyrzeka nowe słowo, — a kto tylko Faryzeuszem pozostać nie chce, garnie się ku niemu, — a Duch Publikański ukorzywszy się, — zbawia się i podnosi. — V. Małoduszni. Są nareszcie pobożne z gruntu dusze, które na widok religijnego wstrząśnienia dni naszych, na widok tej zapamiętałej zaprzeczni ogarniającej religijną dziedzinę, lub owej nur 1 Cycero (de Natura Deorum I. 1.) powiada: „In specie autem fictae „simuiationis, sicut reliquae virtutes ita pietas inesse non potest, cum qua „simul et sanctitatem et religionem tolli necesse est, quibus sublatis perturbatio vitae sequitur et magna confusio". — Zaprawdę iluż to chrześcijan hipokrytów, to wyznanie uczciwego poganina zawstydzićby powinno! 29* 452 tującej krytyki, która podkopuje odwieczne jej filary, — wznoszą do wichrzycieli błagalne ręce i wołają: „O! nie wydzierajcie „ludowi jedynej jego pociechy! Nie niszczcie mu jego Religji"! Umiemy cenić ten pobożny krzyk duszy, lecz wydającej go obawy nie podzielamy wcale. — Do wichrzycieli owych tak się owszem odzywamy: — O! niszczcie sobie co tylko chcecie! — wytępiajcie, ile Wam się tylko podoba! — Ale wiedzcie o tem, że raczej sami się zniszczycie i sami się spożyjecie, zanim zdołacie wyzuć serce i ducha ludzkości z wiekuistej re~ ligji, — zanim z piersi ludu wyrwiecie istny zaród jego życia. O ! gdyby Religja była tak niedołężnym i tak nieistotnym Ducha żywiołem, iżby ją zniszczyć można, gdyby była jakimś pasożytem dla Ducha, — zaprawdę bylibyśmy pierwsi, jeśli nie do podniesienia złowrogiej ręki na nią, bo wiecie, że za-przeczne i ujemne drogi nie są drogami Ducha, i że owszem w naturze jego leży być negacją negacji; — a więc nie do targnięcia się na nią, nie do jej deptania i niszczenia, jakto dziś zapamiętale czynicie, — ale do obojętnego odwrócenia się od niej, — do pozostawienia jej odłogiem. — Bo to tylko uprawiać i pielęgnować chcemy, co ma istotne życie w sobie, co ma prawdziwe istnienie. — Mary niech sobie czczą mary, — my bądźmy czcicielami Życia. Ale właśnie dlatego, że w Religji tkwi zaród i spójnia i cel Życia — właśnie dlatego, że jest alfą i omegą, początkiem i końcem wszechżycia, — nie lękajmy się o Religję, bo ona jest żywą jak świat Boży, święcić nam będzie na wieki wieków jak słońce na niebie. — Lękajmy się raczej o tych, którzy się o nią lękają; bo ci przez to samo dowodzą, jak dalece są słabi w Religji, jak mało wierzą w Wiarę! Uspokójmy ich tedy, — wzmocnijmy ich. — Tak jest, Religja wieczną jest, jak Bóg sam wiecznym jest, jak wiecznym jest żywot Ducha. — Nikt jej ludzkości pozbawić nie zdoła, nikt jej duchowi ludzkiemu nie wydrze. I piekielne wrota nie przemogą jej, — lecz owszem ona piekielne wrota przemoże. — Tylko czasowe objawienia jej, pojedyńcze szczeble i zjawiska jej, są przechodnie i postępowe w miarę samego postępu Ducha. — Właśnie dla tego, że wieczną jest, nie może być jednostajną, bo gdyby była jednostajną, toby się jeden raz stała i ustała. 453 Chcecie więc z wiekuistej Religji uczynić tylko jakąś przemijającą jej formę. Żądając dla niej nieruchomości, tem samem żądacie martwości, bo co tylko żyje, to się rozwija. — Jednostajność, nieruchomość, są to przymioty tyle właśnie przypadające do Ducha, ile kwadratowość do koła. — Duch zaś wiecznie żyje, więc wiecznie się też rozwija. — Religja zaś jest samem wszechstronnem życiem Ducha, które też coraz bardziej dojrzewa, coraz bardziej spełnia się. — Tyle o samej Religji. — Teraz słówko o niby nowej Religji. — Posłuchajmy zarzutu. — ■ VI. Czy Religja Ducha jest nową Religją? — „Jeżeli przypuścimy, iż sama Religja, jako wieczna, „przekształca i przeradza się ciągle i różnostajnie w czasie się „rozwija, toć nigdy Duch ludzki dojść nie zdoła do owej spełnej „i wszechstronnej Religji, o której wciąż jest mowa ale której, „jako ideału, nigdy dostąpić nie może, bo każdy nowy objaw „jest nowym stajem Religji, czyli nową pewną Religją, która, „gdy czas jej przeminie, znowu starą się stanie i znów nowej „ustąpi. — I tak dalej na wieki wieków, ponieważ Religja ma „być wieczną, a nieruchomą być nie może. — Z tego też wy-„pada, że i owe Objawienie Objawienia, do którego dziś dochodzić mamy, niczem innem nie będzie, jedno znowu pewnem „stajem, pewną formą Religji, która dziś nową się wyda, a jutro „już starą się okaże. — Otóż, jeżeli tak być ma, nie widzimy, „jakiem prawem taka ciągła zmiana ma stosowniej przypadać „do Ducha niż ciągła jednostajność. Jest to znowu jednostajność „zmiany, równie martwa, równie czcza i mdła, jak sama niezmienna jednostajność. Taka wędrówka bez końca do nowej „coraz Religji jeszcze mniej zadowalnia Ducha, niż stałe za-„jęcie dawnego stanowiska, które tem samem, że przez Ducha „zajęte i przyjęte zostało, już de facto duchownego uprawnienia „swego dostateczne złożyło świadectwo. — Zaświadczone to „i doświadczone już stanowisko daje nam stokroć więcej rę-„kojmi, niż owo nowe, dopiero świadomością osiągnąć się „mające. — Skoro więc mamy, jak nieszczęśliwe i potępione „Duchy, pokutować ciągle, tłuc się bezustanku z jednego sta 454 „nowiska na drugie i nigdzie spełnego nie znaleźć spokoju, „wolimy raczej na miejscu pozostać". — — Słuszny zaiste wniosek, jeśli przypuszczenie jest prawdziwe, — błędny, jeśli błędne. — Już widzieliśmy we wstępie, że przeznaczeniem Ducha jest spełne i zadowalniające osiągnąć stanowisko. — Jużeśmy tam uznali, że wędrówka do nowych coraz szczebli jest właśnie tylko środkiem zajęcia i owładnięcia całej dziedziny, że zaś celem i wypadkiem dialektycznego ruchu jest żywotny Spokój, — nie wryty, nie martwy, nie próżny spoczynek, ale Spokój spajający, kojący, zadowalniający, błogi. — Otóż samo pojęcie tego stanowiska, samo pojęcie tego prawa i tej zasługi Ducha jest dowodem, że również samo urzeczywistnienie tego pojęcia stało się już potrzebą ludzkości, i staje się niebawem jej spełnym udziałem. — Bo gdyby godzina owego Spokoju, owego zadosyćuczynienia, wnet wybić nie miała, nie byłaby też wybiła godzina jego pojęcia, jego zapragnienia. — Przy powstaniu Chrześcijaństwa obudziła się była tęsknota Ducha do rozerwania i oderwania, — a wnet nastało Chrześcijaństwo, aby tegoż Ducha rozerwać i od świata oderwać. — Obecnie objawia się żądza i prawo Ludzkości do ukojenia, do pocieszenia, a oto nawiedza ją Pocieszyciel, aby ją ukoić i w sobie pojednać. — Prawo to Ludzkości dlatego właśnie się odkrywa, aby się spełniło, — inaczej pocóżby się odkrywało? Byłoby to z jednej strony ironją, — z drugiej nieszczęściem! Z tego wypada, iż samo to dojrzenie ludzkości wymaga stosunków religijnych już bynajmniej nie nowych, to jest nie takich, któreby dotąd wcale nie istniały i któreby znowu kiedyś mogły nie istnieć, ale istnych, spełnych, wiekuistych, duchowo-absolutnych, duchowo-świętych t. j. takich, które się wiekuiście w Duchu i dla Ducha święciły, których się Duch ludzki wiecznie domyślał i domagał, a które Duch Boży przez wieki objawiał coraz bardziej przybliżonym sposobem. — Dojrzenie to ludzkości wymaga więc, aby cześć Boga już nie była tylko przybliżoną, i tylko zastosowaną, ale istotnie stosowną (adaequata), do Ducha zupełnie przypadającą, zadość mu czyniącą, a więc wiecznie prawdziwą, czyli dosłownie: czcią w Duchu i Prawdzie. — Bo wszelka nowa religja przez to samo, że teraz byłaby nową, kiedyś musiałaby się stać starą, — a więc znów umrzeć, — 455 i znów odrodzić się, — i znowu byłby to dopiero środek do celu, — a myśmy już właśnie do pojęcia celu dostąpili. Wszelka więc dziś wystąpić usiłująca Religja nowa, w zwy-czajnem znaczeniu tego wyrazu, nie może być niczem innem jedno martwo narodzonym płodem i jako żywo nie ostoi się. — Dowodem na to są wszystkie daremne zachcianki przeszło-wiecznych i tegoczesnych nowatorów wiary, począwszy od Nowej Jerozolimy Swedenborga, aż do Saint-Simonizmu, Irwingjanizmu i tym podobnych, codziennie jeszcze występujących sekt i sektarzy, w każdym niemal zakątku Europy albo Ameryki. — Wyrostki te, z których każdy bez wątpienia na pewnem oczku żywotnej prawdy wykiełkował lub wybujał, — bo bez takowego oczka nie zdołałby był nawet się wykluć, — z których każdy przeto jakieśkolwiek uprawnienie do życia z sobą przynosi, — niedostateczne wprawdzie do własnego ustalenia, lecz właśnie dostateczne do objawienia żywotnych soków w samym pniu zawartych, — wszystkie te zgoła wyrostki jednej tylko rzeczy, jednego tylko wspólnie dowodzą t. j. dojrzałości czasu, — niezbędnej potrzeby spełnego zado-wolnienia Ducha. — Po tem tak obfitem oczkowaniu religijnego drzewa poznajemy właśnie, że wielka wiosna Ducha nastaje. — Są to nowego rodzaju herezje, ale już nie immanentne, t. j. już nie w łonie samego Chrześcijaństwa powstające i płodność wspólnej Matki, Kościoła, pobudzające lub wzmagające, — lecz są to herezje transcendentne, z łona samego Chrześcijaństwa wydobywające się, na zewnątrz już wystepujące i ostateczne rozwinięcie się dotychczasowego Kościoła znamionujące. Jako silna rola, długo leżąca odłogiem, okrywa się na wiosnę zdziczałemi zioły, tak też wszystkie te duchowe zarody, czując nową wiosnę na niebie, zaczęły na silnej roli Chrześcijaństwa kiełkować, wybujać, lecz wybujając właśnie, wnet duszą i tłumią się wzajemnie. — Otóż różnorodne te, a wyrodzone i pomięszane żywioły nie są zgoła niezdatne, ani też nie potępiają roli, na której zeszły; owszem są one skazówkami jej wewnętrznych sił i skutkami ziarn dawniej już na nią rzuconych. — Wszystkie te więc martwo-narodzone płody, zginą wprawdzie jako płody, lecz przerodzą się w żywy plon Ducha i posłużą mu do wzrostu. — Są to jałowe same przez się chwasty, atoli w wspólną matkę worane i uprawione, przyczy 456 nią się własnemi sokami, jako zielony nawóz nadziei, do obfitości plonu następującego żniwa. — Musiała zaś ludzkość w epoce Chrześcijaństwa, (w tej zwłaszcza epoce właściwej dialektycznemu przejściu), przebyć kolejno wszystkie te wewnętrzne i zewnętrzne (immanentne i transcendentne) herezje, musiała wszystkie te szczeble po jednemu wystawiać i równie pokolei takowe obalać, aby, ' wzbogaciwszy niemi własny swój pochód, przyprowadzić je z osobna do stanu integralnych momentów spełnego stanowiska, na dostąpienie i owładnienie którego, pod tymi tylko warunkami istotnie zasłużyła. -— Aliści przez to samo, że duch ludzkości doszedł do za-pragnienia wiecznej i spełnej Religji, właśnie przez to spełnia się takowa i objawia się jako wieczna t. j. występuje jako skarb już od wieków ludzkości udzielony i na wieki tejże przeznaczony, ale dotąd martwo zakopany i do dziś dnia . jeszcze nie użyty. — Jeśli więc mniemacie, iż to Objawienie Objawienia, — iż ta społeczność Ducha Świętego, jest Religją nową, — to się grubo mylicie. — Ona tak stara jak świat, — a to dlatego, że nie jest jedną, pewną, szczególną religją, taką lub owaką, obok innej stanąć mogącą, — ale jest całą Religją, wszelkie formy religijne w sobie obejmującą, — a więc istną Religją, — Religją samą, — Religją przez się, — a więc w całem i peł-nem znaczeniu tego wyrazu: powszechną, katolicką. — Od czasu jak są religje na świecie t. j. ,od czasu jak Duch jest Duchem, ta powszechna, ta katolicka Religja Ducha się święci; nie było innej i nie będzie innej, bo ta wieczna Religją, coraz bardziej ku spełnej prawdzie swojej, ku doskonałemu wyrazowi swemu postępowała i postępuje. Ku temu ostatecznemu wyrazowi wszystkie poprzednicze wyrazy postępu dążyły, — ku temu stanowisku wszystkie poprzednie żywioły przyspieszonym ruchem ciążyły. — Wszyskie dotychczasowe religje były właśnie warunkami tej Religji bezwarunkowej, stępami tej Religji Postępu. — Wszystkie Mity i wszelkie obrządki, — wszelkie Proroctwa i wszelkie Objawienia, wszelkie Dogmata i wszelkie Przyka zania, wszelkie nawet błędy i herezje, na nią tylko wskazy wały, — ją tylko zapowiadały, — ją zwolna wypowiadały i rze 457 czywiście jej własną istotę pokolei wykładały. ·— Bo nietylko przepowiadały ją i wskazywały na nią, jako na coś przyszłego, — sobie obcego, — stać się dopiero mającego, a wcale jeszcze nieistniejącego, (czyli jako na coś tylko transcendentnego, a nie razem immanentnego), — ale raczej rozwijały pokolei jej własne organiczne momenta, stanowiły same jej wiecznie uprawnione acz ograniczone i jednostronne zasady, — objawiały jej wewnętrzne siły, jej składowe żywioły, jej własny coraz dojrzalszy i dojrzewający ży /ot; słowem ją samą w postępie czasu składały i wykładały. — A tak historja wszystkich religij, to panorama tak z sobą napozór niezgodnych wiar i obrządków, jest tylko trybem rozwijania się i postępu tej wiecznej, absolutnej i powszechnej Religji, trybem własnego objawiania się Ducha Świętego i dojrzewania do Niego duchów ograniczonych. — Wspomnieliśmy już dawniej, że samo nowe imię Boga nie jest rzeczywiście nowe, ale także stare jak świat. — Jakoż było zawsze i będzie zawsze istotnem imieniem Boga, i na tle wszystkich innych imion kolejno Bogu nadawanych, owo absolutne imię wiecznie przebija i po wszystkie wieki się odzywa. — Jakoż na samym wstępie Pisma Ś-go, w dwóch najpierw-szych wierszach ksiąg Rodzaju, znajdujemy już wyraźne mianowanie Ducha Bożego.1 — Równie Kanon jak i Apokryfy głoszą pod tem wiecznem imieniem chwałę i pełnię Jego.2 — Przez niego pędzeni byli wszyscy święci Boży ludzie,3 a nietylko przez niego ale i o nim mówili Prorocy,4 — Jego zaś spełne objawienie najuroczyściej zapowiedział nam Chrystus, — Jego nam jaknajwyraźniej czcić i wyznawać kazał.5 — Przeciw Niemu jednemu grzechy i bluźnierstwa ani w tym Wieku, ani w przyszłym odpuszczone być nie mogą6 — O Nim na-koniec wspomina Piotr Święty, jako o Samym Bogu, Boga 1        Genes I. 2. 2        Przestajemy na przypomnieniu dwóch ulotnych tekstów. Num. XVI. 22. — XXVII. 16. i Sap. Salom. I. 7. 3 II. Petr. I. 21. 4 Symbol. 5 Najgłówniejsze teksty Joan IV. 24, tudzież Joan. XIV i XVI. 6 Math. XII. 31. 32. Marc. III. 28. 39. Luc XII. 10. 458 Duchem Świętym, wprost i bez ogródki mianuje.1 — Nie jest to więc bynajmniej jakieś szczególne imię Boga, dające się zapisać z osobna w poczet wielu innych, a tem samem dające się przez inne jakiekolwiek imię zatrzeć i zastąpić, — ale jest to samo imię Boga od początku aż do końca, — właściwe, jedyne, powszechne i wiekuiste miano Jego. — Jak z imieniem Ducha Ś-go, tak się też ma z Religją Jego, która też nie jest pewną, nową, stopniową, ale samą wiekuistą Religją, — prawdziwem i wszechstronnem skojarzeniem świata, istnem związkiem boskości, — solidarnością ograniczonych Duchów między sobą i współuczestnictwem ich w żywocie wiecznym, — słowem, która jest tem właśnie, czem się objawia, tem właśnie, czem się mianuje, — i czem się spełna staje: Społecznością Ducha Świętego. Szczeblowe religje nie mogły być istotnie, czem się mianowały, bo świadomość o nich niedoskonale jeszcze przypadała do ich istoty. — Ich objawienie odnosiło się zawsze do czegoś zewnątrz siebie, albo ponad siebie. — Istotne ich znaczenie górowało zawsze nad ich wcieleniami, i dlatego każda z nich składała się z Symbolów, Mitów, Analogji i t. p., które egzoteryczną karm Ludu stanowiły ; gdy tymczasem wewnętrzna myśl tych wszystkich symbolów, mitów etc., jakkolwiek sama jeszcze przybliżona i niedojrzała, egzoterycznym była samych kapłanów i mędrców udziałem. — Dopiero Chrześcijańska Religja była absolutną Religją, w tem znaczeniu, że już absolutnie wszystko, co tylko do zbawienia Ludzkości było potrzebnem, przyniosła i założyła. Ale ostateczne wyłożenie tęgo wszystkiego Duchowi Pocieszycielowi przekazała, albowiem w przyniesionem Objawieniu były też i jawne i tajemne rzeczy, te ostatnie zaś wymagały znowu Objawienia Objawienia, by dopełnić przeznaczenia swego. — Dziś zaś Objawienie zupełnie przypada do istoty, dziś też różnica wszelka między egzoteryzmem a ezoteryzmem stanowczo upada. — Co obrządek jaki znaczy, to też jest w istocie, a co jest, to też i na zewnątrz znaczy. Pod obrządkami Ducha nie potrzebujemy się niczego domyślać, — jakto bywało w Symbolach, — jedno owszem 1 Act. Apost. V. 3. 4. 459 myśleć i czynić, a więc wypełniać, to co nam spełna i jawnie wskazują. — Wszystko zaś co jeszcze w świecie naszym tajemnicą pozostaje, to wszystko za pomocą darów Ducha śledzić, odkrywać i na większą chwałę Ducha S-go obracać jest nam nietylko wolno, ale istnym religijnym obowiązkiem. Przebiliśmy kolejne przybliżenia, a tem samem przybliżyliśmy się i przystąpiliśmy do samej Istoty. — Przybliżenia wszelkie mogły być coraz nowsze, bo coraz dokładniejsze, — ale sam przystęp nie jest nowy, bo on był wiecznym Postępem, — a zagarniając pokolei coraz nowe stanowiska, tem samem zapełniliśmy i dopełnili samej treści jego pojęcia.1 — VII. Jej stosunek do Chrześcijaństwa. Co więc Chrystus powiedział o Zakonie i o Prorokach, których tajemnice i przepowiednie objawiał, dopełniając takowych, toż samo nadchodząca Społeczność Ducha Ś-go nawzajem o Religji Chrześcijańskiej powiada. — Nie przychodzi ona znosić tamtej, ale ją wznieść i uzupełnić, ani rozwiązywać Zakonu, ale go wypełniać.2 — Społeczność Ducha zaiste od-nowi znowu świat, — ale już nie ujemnie t. j. już nie przez zdruzgotanie i wytępienie dawnych stosunków, a odwrotnych natomiast ustanowienie, — ale owszem dodatnie, utwierdzając luźne dotąd żywioły wyższą spójnią swoją, i przeobrażając tem samem ich zamęt w cudowną harmonję. — Co więcej, — nietylko wiekuista treść i istota, ale sama nawet doczesna forma religji Chrześcijańskiej bynajmniej nie przeminie, lecz owszem w łonie Religji Wolności przechowa się i zrośnie. — I w Społeczności Ducha pozostaną Chrześcijanie i stanowić będą członki tejże społeczności, a to nawet nietylko implicite, - (bo implicite każdy członek tej społeczności będzie Chrześcijaninem, jako uczestnik Chrystusowego odrodzenia, jako już posiadający piętno chrześcijańskie na * duchu swoim, — a pod tym względem i Żydzi i Poganie 1 Słów końcowych kursywą drukowanych niema w manuskrypcie, tekst urywa na nieskończonem zdaniu. — Przyp. wyd.) 2 Math. V. 17. 460 wstępujący do Społeczności Ducha staną się zupełnymi współdziedzicami błogich wypadków Chrześcijaństwa, a tem samem staną się implicite Chrześcijanami), — ale co większa, explicite, t. j. mianując i wyznając się ciągle i zostając Chrześcijanami, — boć żywioł Chrześcijański jest zaiste jednym z najświętszych żywiołów absolutnego Ducha, nie dziw więc, że znajdą się zawsze tacy, którzy go nad wszelkie inne kochać, wielbić, jemu bezwzględnie poświęcać się i do niego mianowicie przyznawać się będą. — Tak jest, zaprawdę powiadamy Wam, — Religja Ducha Świętego nie zniesie bynajmniej Religji wcielonego Słowa, ale ją dopełni i spełni, — a wyznawców jej nie" odsądzi od praw społeczności swojej, jakoto Kościół lub Państwa chrześcijańskie względem wyznawców Starego Zakonu i wszystkich nie-chrześcijan w swoim czasie postanowiły, — bo wie aż nadto dobrze, że po nastąpieniu Pocieszenia, każdy duch człowieczy czcicielem Ducha Bożego już ipso facto będzie; — nie potrzebuje więc narzucać ani nakazywać tego, co naturalnie się znajdzie, — nie zajrzy więc tym, którzy pozostaną wierni nie tylko przykazaniom, ale nawet imieniowi Chrystusa, owszem cieszyć się będzie z ich czystej i trwałej miłości ku Temu, który niebiańską miłość sprowadził na ziemię. — Tak więc Religja Pocieszyciela pocieszy też serdecznych Chrześcijan, zaręczając im wolne ich wyznanie i przyjmując ich jako takich w łono Religji Wolności. Bo to co było istotnie ograniczającem, a przeto i ograniczonem w Chrześcijaństwie, samo się przez objawienie Objawienia przekroczy, — i to co było tylko czasowe i stopniowe samo się dostąpi i dopełni, — a tylko co wiecznem, co wielebnem już było w Chrześcijaństwie, wiecznem i wielebnem też dla Ducha zostanie. — Bo cokolwiek już przez Chrześcijaństwo zdobyte zostało, to się zaiste nie utraci, a piecza tego zasobu Ducha odjętą nie będzie od tych, którzy się jej głównie i mianowicie poświęcą. Gorliwi więc i prawdziwi Chrześcijanie! pozostańcie Chrze- ścijanami, zostańcie wierni temu ukochanemu Imieniowi ! Was się Duch pocieszenia nie wyprze. — Dając świadectwo o Chrystusie, o Was także da świadectwo, boście szczerzy i kochający, — a więc już sercem Waszem czcicie Boga w Duchu 461 i Prawdzie! — Ale Wy wrzekomi Chrześcijanie, którzy się samą nazwą odróżniacie, którzyście prywatne imię Zbawiciela przyjęli i którzyście to święte także Imię do tego stopnia sponiewierali, że pochodząca z niego nazwa stała się równą dziś obelgą jak dawne Faryzeuszów nazwisko, — Wy duchowni i świeccy „Jezuici", dzisiejsi Skrybowie, — Was się Duch Śty wyprze, boście wrogami Ducha, bo dusicie i tłumicie, co jest duchowego, co jest najświętszego w człowieku, — a dowolnością zabijacie Wolność. — Wie On dobrze o niektórych zasługach Waszych, zna On zaiste niektóre siły i cnoty Wasze i dlatego wiele Wam przebaczy, skoro tylko się upamiętacie, skoro czynną dzielność Waszą na posługę Prawdy i Życia, jak niegdyś nasz wielki Skarga to uczynił, obrócicie; — lecz odrzuci Was samych jako martwe łupiny, których żywe jądro już dawno z martwych powstało i ku Niebu się wzbiło, — jeśli tych samych Waszych przymiotów po Faryzeuszowsku używając, pozostanięcie nadal, jako starozakonni Wasi przodkowie, pobielanemi tylko Ducha grobami.1 VIII. Obrządki. — Dogmaty. — Uczynki (działania) Religji Ducha. — „Dobrze więc, — odezwie się tu znowu pewna rzesza mędrków, — „przypuśćmy na chwilę, że owa Religja Ducha „niema być ani nową, ani szczególną, ani ograniczającą, ani „ograniczoną, — ale samą wieczną, powszechną Religją. Cóż „z tego wynika? — Lecz zastanówmy się bliżej jeszcze, jak „się to może rozumieć. — Jeżeli owa powszechność (kato-„Iickość) ma rzeczywiście obejmować w sobie, jak to z powyższego się zdaje, wszelkie najróżnorodniejsze żywioły wszel-„kich możebnych religij, — jeżeli ma w sobie przyjąć i objąć „cały zamęt mitów, dogmatów, wyznań, obrządków, zakazów, „nakazów etc. etc. które się kiedykolwiek przez Panteon „ludzkości przesunęły," lub jeszcze przemignąć mogą, — to „zaiste wpadniemy w tak okropny i potworny Synkretyzm, — „iż najdzikszy bałwan pierwszej lepszej indyjskiej Pagody, bę-„dzie stokroć wyższem i harmonijniejszem Ducha arcydziełem 1 Math. XXIII. 27. 462 „od podobnego, niby Ducha Świętego, tworu. — Jeżeli zaś „cofniemy się ze wstrętem od tak potwornego Synkretyzmu, „to znowu zmuszeni będziemy uciec się do odwrotnej ostateczności t. j. do bezszczególnej ogólności, do czczej, li rozsądkowej abstrakcji, do próżnego i jałowego Deizmu. — „Każda bowiem determinacja Bóstwa i jego stosunków, tem „samem jest już jego negacją, bo ograniczeniem; — skoro „więc stosunki te mają być nieograniczone, przeto też i ozna-,,czyć się wcale nawet nie dadzą, i Bogiem będzie jakieś niedostępne, nieoznaczone i niewiadome X, a jedyną czcią Jego, ,,suche spełnienie niby towarzyskich obowiązków, bez żadnego „względu na wyobrażenie o najwyższej Istocie, bez żywego „stosunku ani obcowania z Bogiem. — Gdzież tu więc obie-„cane Światło, Ciepło i Siła? gdzież tu Życie Ducha? — Tam „jakiś potwór, — tu próżnia! — tam chaos, tu nicość, — „tam niewiadome X, tu zaś 0". — Ani potworu, ani próżni nie lękajcie się tam, gdzie żyje i działa Duch. — Bo w próżniby nie wyżył, a potworuby nie utworzył. — Zaiste minął już czas czczego i płonnego Deizmu, owej wodnistej pianki, szeroko przez dwa upłynione wieki ubitej i rozbitej, której wszakże co chwila pękająca bańka, co chwila też wewnętrzną próżnię zdradzała. — Nie lękajcie się przeto, aby Duch znowu na te przebyte już ostrowia zabłądził, ani żebyście nędzną Deizmu lepiankę, za powszechną owczarnię Przyszłości poczytać kiedy mieli. Wszakci: „poznawszy Boga, „i owszem poznani będąc od Boga, jakoż się zaś nazad wra-„cacie, ku żywiołom mdłym i mizernym, którym zasię znowu „służyć chcecie".1 — Duch czuć, myśleć i żyć potrzebuje, - w Deizmie zaś niema nic dla czucia, — niema nic dla myśli, — niema nic dla życia; — w Deizmie jest tylko ciemno r nudno, „mdło i mizernie". — Jakżeż więc przypuszczać na chwilę możecie, aby. Religja Ducha ograniczyć się mogła na czystym Deizmie i nie miała swoich stanowczych dogmatów, swoich rzeczywistych obrządków, słowem swoich właściwych religijnych żywiołów? — Wszakżeż powiedzieliśmy, że jest spełną Religją, a więc wszystko co religję stanowi i sprawia, co religję 1 Gaiat IV. 9. 463 spełnia, musi być jej udziałem. Sami zaś uznaliście, że Deizm jest właśnie wypróżnieniem wszelkiej religji. — Tu dzisiejsza niby-oświata, przeszłowiecznej córka, tak się znowu odzywa: „O! jeżeli ta Religja Ducha ma mieć znowu „swoje właściwe obrządki, właściwe dogmaty i właściwe po-„bożne obowiązki, — to znowu wpada w starą kolej, to „znowu staje się jedną ze zwyczajnych dotychczasowych wiar, „pewną szczególną religją do zaciągnienia w poczet innych, „podobną do nich i od ich kolei zależną, — a wszystkie inne „religje, bratając się z nią znowu narówni, śmiało jej mogą „zaprzeczyć prawa zastąpienia lub ogarnięcia ich w siebie". — Na to odpowiedź: Jeśli potraficie pojąć lub wystawić sobie jakąś ogólną religję, bez religijnych żywiołów, bez tego co ją właśnie religją czyni, — to my zaiste dokonać tego nie zdołamy. Byłoby to toż samo, co jakaś Ludzkość bez ludzi, — albo też Prawodawstwo bez praw. Jak abstrakcyjnej ludzkości niemasz, tylko ją własnie ogół ludzi stanowi i spełnia, jak ogólnego Owocu niemasz, bez wszelkich owoców, które Owoc stanowią, jak też ogólnej jakiejś religji bez szczególnych jej żywiołów i oznaczeń, bez tego co jej sam Byt stanowi, t. j. bez obrządków, bez dogmatów i bez pobożnych działań — niemasz — i być nie może, chyba tylko w abstrakcyjnem urojeniu. — Lecz właśnie różnica owej spełnej Religji od wszelkich przybliżonych stanowisk religijnych, owej Społeczności Ducha Ś-go, od wszelkich dotychczasowych wyznań na tem zależy, iż nic obcego Duchowi, albo nieodpowiadającego spełna Duchowi jako takie za żywioł religijny nie przyjmie i nałożyć sobie nie da, — że n. p. za owoc nie poczyta, co wcale nie jest owocem, ale raczej zawiązkiem, albo tylko pączkiem, albo li zgoła suchą łupiną, — lecz owszem wszystkie immanentne siły i działania Ducha, wszystko co Duchowi sprzyja, co od Ducha pochodzi i do Ducha się odnosi, w miarę właśnie współ-działalności swojej do Duchowego celu, za żywioł religijny uzna i jako taki uświęci. — A tak co tylko istotę Ducha stanowi, to stanowi też jego objawienie, i absolutną cześć jego. — Nic Duchowi obcego, nic niedołężnego, ale też wszystko co z Ducha, dla Ducha i przez Ducha. — Otóż Duch jest Czuciem, Wiedzą, — Wolą; — jest Myślobytem w Czynie. — 464 Z tego wypada, że obrządkami Ducha nie może być nic innego, jedno sam wypływ Czucia, sam objaw estetycznych sił Ducha, — t. j. cały obszar Sztuki, — organizm sztuk pięknych, uprawa i cześć Piękności. — Z tego również wypada, że dogmatami Ducha nie może być nic innego, jedno sam wypływ Myśli, sam objaw teoretycznych sił Ducha t. j. cały obszar Nauki, — organizm wszystkich Umiejętności, uprawa i cześć Prawdy! — Z tego nareszcie wypada, że pobożnemi obowiązkami i działaniami religijnemi Ducha, nie może być nic innego, jedno sam wypływ Woli, objaw praktycznych sił Ducha, t. j. cały obszar społecznego Życia, organizm działań i obowiązków socjalnych, — uprawa i cześć Dobra powszechnego, czy to w najdrobniejszych, czy też w najobszerniejszych zakresach. — Oto są obrządki, dogmaty i pobożne działania „których „Duch pragnie", bo są jego własne, bo stanowią spełna jego życie, „a skoro Duchem żyjemy, — Duchem też postępujmy".1 Co nie jest istotnie duchowo pięknem, prawdziwem i dobrem, co nie jest dla Czucia, dla Wiedzy lub dla Woli, czyli, co nie jest istnem dziełem lub działaniem Sztuki, co nie jest istnym wypadkiem lub dążeniem Myśli, co nie jest spełnym socjalnym Czynem, to do czci Ducha nie należy. A więc wszelkie martwe dotychczasowe ceremonje, wszelkie zabobonne obrządki, które wprawdzie miały niegdyś swoje symboliczne znaczenie, i jako takie właśnie uprawnione były, bo jako figury, jako przybliżenia, zbliżały się przynajmniej do obrządków Ducha, lecz których to znaczenie albo już całkiem wywietrzało, albo już jako nieodpowiadające doszłej dojrzałości Ducha, przerodzić i przeobrazić się muszą w obrządki spełna Czci Ducha zadosyć czyniące.2 IX. Wiara a Wiedza. — Świadectwo sumienia. — Ależ my tu żadnej Wiary nie widzimy, zawołają znowu ludzie Wiary. — Byłażby to Wiara bez Wiary? — 1        Galat. V. 25. 2        Słów ostatnich kursywą drukowanych niema w manuskrypcie (przyp. wydawcy). 465 Wy, co tu Wiary żądacie, wiecie też, co jest Wiara? Nie, Wy tego snać nie wiecie, bo gdybyście wiedzieli, tobyście nie-tylko mieli Wiarę w Wiarę, ale też i Wiedzę Wiary, — a tem samem też Wiarę w Wiedzę. — Otóż Wiara jest niczem innem jedno Wiedzą, — ale dopiero czuciem objętą, nie zaś samą myślą pojętą. — To w co wierzę, — to wiem, — i wiem z jaknajwiększą niezachwialnością ; — ale wiem nie dlatego, że wiem, lecz dlatego, że to wskroś czuję, nie dlatego, że pojmuję, ale dlatego, że przyjmuję, nie dlatego, że myślę, ale dlatego, że mi to jest udzielonem, — dlatego, że bezpośrednio jest, nie zaś dlatego, że ja dowiodłem sobie tej pewności. — Wiara więc jest pewną Wiedzą, ale dopiero bezpośrednią, — uczutą i objawioną Wiedzą, lecz jeszcze nie wiedzą przez świadomość świadomą, — wiedzą przez pierwotne czucie Ducha przyjętą, lecz jeszcze przez samą myśl nie udowodnioną. Czyż myślicie, że przez to potępiamy lub poniżamy Wiarę? Jako żywo! — Przez to dopiero wznosimy ją, uświęcamy ją. — Nic na świecie bez Wiary, — nic bez tej silnej, pierwotnej intuicji Ducha; — nic bez jej żywotnego Objawienia! — Wszystkie prawdy, — wszystkie skarby Ducha, stają naprzód żywo w uczuciu Ducha, pochodzą z serca, jak zwykle się mówi: „Les grandes pensées viennent du coeur", rzekt Vau-venargues, a któż je natchnął sercu, jeśli nie Duch Boży? — Forma ich może być jeszcze ciemną, — niedostateczną, — niedojrzałą, — niedoskonałą, ale treść ich jest żywotna, jest już żywem objawem Ducha! — Objaw ten może bywa dopiero mitycznym, symbolicznym, czasem nawet grubo empirycznym, to wszystko prawda; — ale pomimo tego jest już żywotnym, duchowym, świętym, acz przybliżonym Objawem. — Myśl następnie dopiero porywa tę świętą, lecz jeszcze zakrytą treść, a powiedziawszy sobie z Anzelmem Śtym! „Negligentiae „mihi videtur, si postquam confirmati sumus in fide, non stu-„demus, quod credimus, intelligere", wykształca ją i rozwija w Objawienie Objawienia, — wyjaśnia ją świadomością swoją, otwiera co zawartem było, i przekazuje ją Woli, aby z siebie w wolny Czyn Ducha urosła, bo Czyn dopiero jest najwyższym, najświętszym Celern Ducha, — Czyn dopiero jest Bogu miłym, - - Czyn dopiero jest istną Miłością, Wyznaniem i Czcią Boga. — 30 466 Sądzicieź więc, że to wszystko, co Wam tu jasno wypowiadamy, to tylko z Wiedzy naszej, a nie z Wiary wyrosło? — O nie, — nimeśmy to wszystko zrozumieli i wyro-zumowali sobie, — wierzyliśmy w to tak żywo, jak tylko wierzyć podobna. — Serce nasze naprzód przeczuło samo to Objawienie Objawienia, uczuło, że przyjść musi, że jest ludzkości potrzebą, dalszego życia warunkiem. Otóż dlatego właśnie, że Wiara nasza była żywą i wielką, dane nam zostało zrozumieć, wyrozumować i jawnie objawić; — a jeśli dość siły mamy, aby Was przekonać, to właśnie jedynie dlatego i przez to, że sami silnie wierzymy i że do Was przepeinio-nem sercem wraz z Pawłem Śtym wołamy: „Mówią prawdą „w Chrystusie, a nie kłamam, bo świadectwo daje mi sumienie „moje w Duchu Swiętym".1 Ale my Wam inne jeszcze dajemy świadectwo, świadectwo już nietylko naszego, ale waszego własnego sumienia. Jeśli co Wam powiadamy, jasno pojmujecie, — a pojąwszy jeżeli ciepło a nie zimno przejmuje serca wasze i czujecie, że to dla chwały Bożej jest, — i cieszycie sią, — oto świadectwo Ducha Pocieszyciela, — oto świadectwo sumienia waszego w Duchu Swiątym! Nie przychodzim więc do Was mówiąc: wierzcie w naszą Wiarę. — O nie; wierzcie w Waszą własną wiarę, w to co Wam własne serce zaświadcza, — w to co Wam własne sumienie na przekorę interesowi, przesądom, przywyknieniom i t. p. podaje. Nie formalnym rachunkiem pojęć, — nie sylogizmami, nie zimnem rozumowaniem przychodzi Ludzkość do odkrycia coraz dalszych skarbów prawdy, ale żywem przesiąknieniem się istotą Boga, przyjęciem Jego w sacrosanctum serca swego, wiarą w żywy objaw Ducha. — Atoli kto z tego, co danem jest w sercu jego, duchowo korzystać nie umie, kto skarb otrzymany zakopuje gnuśno w swojem sercu, jak ów talent w ziemię, temu, gdy przyjdzie Pan słuchać rachunków sług Swoich, odebrane będzie nawet to, co danem zostało. — Bóg chce, aby to, co dał, użyto, rozwinięto, rozmnożono. — Potęgą rozwijania, rozmnażania, przerabiania, słowem wyprzedzenia 1 Rom. IX. 1. 467 dalszego wątku z danego przędziwa jest właśnie Myśl, — a tą wyrobioną przędzą jest Wiedza. — Myśl i Wiedza nie jest więc wrogiem Wiary, jak dotąd przypuszczano, ale jej sprzymierzeńcem, jej pośrednikiem do Czynu. — O ile więc prawdziwym jest i będzie scholastyczny pewnik: fides praecedit intellectum, — o tyle też prawdziwem i koniecznem jest dopełnienie onegoż u S-go Anzelma: Negligentiae mihi videtur, si, postquam confirmati sumus in fide, non studemus quod cre-dimus intelligere. Piastujmy więc wiarę, ale dajmy jej wyrosnąć w wyrozumienie i nie bądźmy, jak Sty Paweł powiada, dziećmi w wyrozumieniu, ale dorosłymi.1 X. Utwierdzenie (doświadczenie) Prawd Wiary przez Umiejętność. — Uświęcenie życia w społecznym Czynie. Poświęcenie go Bogu. — Liturgja. — Teologja. — Praktyka życia w „Społeczności Ducha". (Rozdz. X.· i XI) Jeżeli więc jest Wiara w tej wierze Ducha Świętego, cóż ją tedy stanowi? Gdzież jest sama właściwa wiara Religji Ducha, Religji przyszłości naszej? Wiarą religji Ducha jest właśnie to, co się w tej chwili objawia, ta święta Prawda trzeciego Objawienia, zadatkowana dopiero w dawnych Objawieniach, dana sercu cierpiącej dziś ludzkości, a teraz przeprowadzona, spośredniczona i utwierdzona cząstkowo przez wszystkie umiejętności, a całkowicie przez Naukę Nauk, — filozofję, — Miłość Mądrości! W tej to wierze teraz żyć, — i wiarę tę wolno spełniać mamy. Aliści do tego trzeba jeszcze więcej niż Wiary, trzeba nawet więcej niż filozoficznej i naukowej Wiedzy, — trzeba dobrej Woli, — trzeba dzielnego Czynu. — W Chrystjanizmie Wiara stanowiła właśnie stanowczy warunek Odrodzenia i Zbawienia. Dowodzić tego byłoby zby-tecznem, bo jakiż Chrześcijanin nie wie o tem, że tylko Wiara zbawić go może.2 1 I. Cor. XIV. 20. - Na marginesie ręką Autora dopisane: „Tu w krótkich słowach roz-„winąć stanowisko Protestantyzmu, który na samej wierze Zbawienie zakłada „i wykazać przewagę Katolicyzmu, który do Wiary uczynków wymaga". — 30* 468 Lecz teraz zaprawdę powiadamy Wam, że sama Wiara do zbawienia niedostateczną się stała, — bo nie tenci już jest żywot absolutny, aby Boga znać i wierzyć tylko w prawdziwe Objawienie,1 lecz ten, aby poznawszy Boga, własną wolą „Bożą wolę spełniać, jako w Niebie tak i na ziemi",2 a czynem społecznym społecznego Boga wyznawać, uwielbiać i święcić. Czyn ten społeczny stanowi właśnie Bożą cześć i sam żywot wieczny. — To jest właśnie uświęceniem życia i zarazem bezustannem poświęceniem go Bogu. I dlatego to w tej pierwszej Prośbie wielkiej Modlitwy naszej, nie wnosimy do Boga błagania samej Wiary, albo samej Wiedzy, mówiąc: Objaw nam imię Twoje, — albo: Daj nam poznać Siebie; — lecz wznosimy prośbę Woli i działalności całego Ducha, mówiąc: „Święć się imię Twoje"! — XI. Jakiż więc ogrom warunków i wymagań staje przed człowiekiem w Zakonie Ducha Świętego ! — Jakto, — odtąd więc trzeba będzie Boga czcić całym światem Sztuki, Boga wyznawać całym obszarem Nauki, — spełniać Bożą wolę całem poświęceniem żywota swojego społecznym obowiązkom? — —         Tak jest, zaiste; — lecz nie lękajcie się przedwcze śnie, — nie jest to tak niepodobnem, ani nawet tak trudnem, jak się odrazu wydaje. — Rzecz się tak ma: Boga odtąd czcić, kochać i wyznawać inaczej nie można, jedno wszystkiem tem, co jest istotnie duchowem, a więc i ludzkiem, — wiecznie arcy-ludzkiem, w prawdziwem znaczeniu tego słowa, ąuod aeterne humanum est. Bo jak człowiek tak i Bóg jest Duchem, — człowiek jest Bogu podobien i z Bogiem jednoistny, z tą tylko różnicą, iż Bóg jest Duchem Świętym, człowiek zaś uświęcającym się. Bóg jest spełnią wszelkich doskonałości i błogości Ducha, człowiek zaś tylko w posiadaniu ograniczonej cząstki owych sił i darów, które żywot Ducha stanowią. — Ale to samo, co dla człowieka jest najwyższym i najdroższem, to też Bogu jest najmilszem. Dlatego 1 Por. Jan XVII. 3 etc. 2 Patrz trzecią Prośbę. 469 też prawdziwa cześć i służba Boża zależeć tylko może na uprawie tego, (czem sam człowieka opatrznie opatrzył), co sam Bóg w duchu człowieczym jako wiecznie ludzkie założył. — Otóż wiecznie i absolutnie ludzkiem jest: piękne, estetyczne Uczucie, z odpowiadającym mu Tonem, — prawdziwa, umiejętna Myśl, z odpowiadającem jej Słowem, — dobra społeczna Wola, z odpowiadającym jej Czynem. — Dlatego więc Liturgja Religji Ducha obejmie w sobie wszystko co pięknem, co estetycznem jest, wszystko czem czucie ludzkie podniesione i uszlachetnione, przyczynić się może do chwały Boga. — Tu więc obrządki wszystkich dotychczasowych Religji znajdują swoje estetyczne spełnienie, — tu wszystkie Sztuki piękne staną się spełna, jak dotąd były przybliżonym sposobem, Służebnicami Religji. Właściwa Teologja; czyli Dogmatyka Religji Ducha obejmuje w sobie wszystko co prawdziwem i umiejętnem jest, świadomość rzeczy boskich i ludzkich, — (Rerum divinarum atque humanarum scientia) — stosunków moralnych i fizycznych, wszystko co z pewnej strony, w pewnej cząstce, lub też w całości do poznania Boga i Wszechświata należy. Tu więc wszystkie mity i dogmata dotychczasowych religji znajdują swe umiejętne spełnienie, — tu wszystkie Umiejętności staną się pojedynczymi Rozdziałami wielkiej Nauki Religji. — Praktyczne zaś życie Religji Ducha obejmuje wszystko co dobrem ,i społecznem jest, wszystko czem tylko wola ludzka przyczynić się może do objawienia i coraz doskonalszego spełnienia Społeczności Ducha Świętego między nami. — Tu więc wszystkie obowiązki i praktyki dotychczasowych Religji znajdują swoje socjalne spełnienie, — tu wszystkie powołania życia publicznego, wszystkie usługi społeczne, staną się służbą Bożą. — A więc, aby być istnym wyznawcą, czcicielem i sługą Ducha Świętego, trzeba być artystą i uczonym i człowiekiem publicznym? — Tak jest! — Lecz znowu powtarzamy Wam, nie będzie to wcale trudnem dla człowieka dobrej woli, — a każdy nowo odrodzony w Duchu Świętym, jużci będzie człowiekiem dobrej woli. — Dotychczas byłoby to trudnem, nawet niepodobnem, lecz odtąd wcale nie. Zobaczymy bowiem w dalszym rozbiorze 470 naszej modlitwy, iż jednym z zasadniczych warunków nowego świata, tej trzeciej epoki, w którą wstępujemy, będzie powszechna i bezpłatna edukacja Ludu, właśnie tak powszechna i tak bezpłatna, jak dotąd było zadośćuczynienie jego czysto religijnym potrzebom. — Równie więc jak do tego czasu, piecza religijna przez kapłanów darmo wszystkim udzielaną była [wyjąwszy wprawdzie przedajności pewnych sakramentów, jura stolae] i państwa świeckie za obowiązek sobie poczytywały, troszczyć się o jej utrzymanie, o zaopatrzenie w środki lub opłacanie jej kosztów i o zapewnienie jej wszechistnienia i działania, — tak odtąd wychowanie ludu, już to fizyczne, już to moralne, (a więc spełna edukacja, nie zaś tylko instrukcja) stanie się obowiązkiem społeczności. — O tem socjalnem zapewnieniu chleba powszedniego tak materjalnego jak idealnego, — o tem zabezpieczeniu całkowitego pożywienia Ducha, obszerniej przy czwartej prośbie mówić będziemy ; tu dosyć wspomnieć, iż w nowej epoce świata, każdy człowiek ex officio, mniej lub więcej, w miarę chęci i zdolności swoich na artystę, na świadomego rzeczy światowych i boskich, i na urzędnika społeczeństwu wykształcony będzie. — Odrębna więc dotychczas w społeczeństwie instytucja księży, — nie zniesioną wprawdzie bynajmniej, ale wzniesioną, rozprzestrzenioną i upowszechnioną zostanie, — wzniesioną do stanowiska powszechnego kapłaństwa ludzkości i tym właśnie sposobem wykształci się prawdziwe kapłaństwo Ducha, Hierarchja Ducha Świętego. — Gdyby zaś kto sądził, iż za wielki obszar religijnych obowiązków człowiekowi nakładamy, iż każdy człowiek niezdolny będzie zadosyć uczynić warunkom tej czci Ducha, absorbującej nietylko całą jego pracę, — całą jego działalność socjalną, — lecz wymagającej nadto z jednej strony estetyczno-kunsztownego wykształcenia, z drugiej zaś naukowo-encyklopedycznego usposobienia, wtenczas odpowiemy mu: „Homo „es, et nihil humani a te alienum puta" ! I        nie przestaniemy tu na samym tym rozkazie, — po damy też środki dopełnienia rozkazu; — powiemy dalej: To co wymagamy, to też razem udzielamy ; to są humaniora przy szłości, — a jako takie wszystkich ludzi będą udziałem, — 471 muszą być udziałem. — Uprawa więc sztuk pięknych, i rozpowszechnienie i uprzystępnienie umiejętności, przygotowanie się do wszelkich czynności socjalnych, (słowem to wszystko co dotąd było wyłącznym klas wyższych przywilejem, — odtąd zaś wszystkim ludziom dostępne humaniora nasze stanowić będzie), — darmo i powszechnie ludowi udzielane być mają, jak dotąd udzielaną była piecza religijna, — i każdy pragnący znajdzie wolny przystęp do tych źródeł, dróg i środków Ducha, które są właśnie niczem innem, jedno Ducha Ś-go darami. Nie idzie oczywiście zatem, aby każdy ze wszystkiej źródeł czerpał, i po wszystkich drogach stąpać musiał, wszystko ex professo uprawiać, we wszystkiem celować miał, lecz owa podstawa humanitarna w każdym założoną być powinna, owa podstawa społecznego wychowania dla wszystkich dostępną być winna, — aby każdy mógł świadomo i wolno osądzić, jakie są dary Ducha w nim, (jaka jego wokacja),i jakim posługom poświęcać się ma. — Podstawa estetyczna niezbędną jest, ażeby ducha ludzkiego uharmonizować, ustroić, ozdobić, słowem ową muzyką życia przejąć i przepoić, którą już starożytni tak dzielnie przeczuwali.1 — Podstawa naukowa niezbędną jest, ażeby ducha ludzkiego rozwinąć i oświecić, — jego tabulam rasam zapisać i w środki dalszego rozwinięcia zaopatrzyć. — Podstawa prak-tyczno-socjalna zaś jest niezbędną, aby ducha ludzkiego do obywatelstwa Społeczności Ducha usposobić, aby w tej Społeczności nie było już żadnych Helotów, lecz aby każdy tak biernie jak czynnie partycypował do życia tej winnicy, której jest latoroślą,2 aby każdy mógł być spełnym i czynnym obywatelem (citoyen actif). — A tak sztuki i nauki tak zwane wyzwolone, są właśnie na to przeznaczone, aby ludzkość całą we wszystkich jej warstwach wyzwolić. Widzimy z tego, jak spełnienie najpierwszej prośby naszej modlitwy jest warunkiem i zasadą absolutnego odrodzenia Świata, — jak prawdziwe święcenie imienia Bożego jest święceniem się Ducha w Ludzkości. — 1 Patrz Szyllera rozprawę o estetycznem wychowaniu ludzkości. 2 Joan XV. 5. 472 Zastanowić się tylko na chwilę potrzeba nad tem uświęceniem wszystkich istotnych czynności i zdolności ludzkich, aby pojąć, do jakiego to stopnia zdrowia, do jakiej to siły, życie Ducha się wzniesie. — Że nic niemasz potężniejszego nad religijny popęd, to należy do pewników, którym nikt o zdrowych zmysłach nie zaprzecza; — cała historja jest pełną tej prawdy. — Również powszechne jest uznanie, cywilizacyjnego i postępowego wpływu sztuk, nauk i polityki, — to się już z dotychczasowych dziejów przybliżonym sposobem objawia. — Skoro więc te wpływy wyłącznie brane, już same z siebie potężne, ze stanu dotychczasowego odosobnienia w stan społecznego skojarzenia wstąpią, skoro się wszystkie siły Ducha jednocelnie skojarzą i wspólnie Duchem Religji ogrzeją, — skoro popędy estetyczne, teoretyczne i praktyczne, stanowiące treść Ducha ludzkiego (i będące już de facto żywiołami religijnemi, aczkolwiek Ludzkość nie miała dotąd świadomości tego, i za takowe ich nie uznawała) istotnie też za religijne, de jure, uznane zostaną i Ducha ludzkiego wskroś przejmą, — a przeto już w niczem niepotępiane, niekrępowane i nieskrzy-wiane, lecz owszem już nie tylko wyzwolone, czem są od wielebnego Sztuk i Nauk odrodzenia (Renaissance), ale nadto całą siłą religijnego obowiązku wzmocnione zostaną, i wszy-stkiemi stosunkami społecznemi ciągle w życiu podsycane będą, — słowem skoro uświęcone zostaną, skoro profana przez skierowanie ich do służby Ducha Ś-go staną się sacra, — oczywista, iż Duch ludzki osięgnąć zdoła stopnie i siły, które mu dotąd, bardzo naturalnie, nieprzystępnemi się zdawały. To wyzwolenie, wzmocnienie i uświęcenie Ducha ludzkości jest właśnie tem co dogmat o działaniu Ducha Świętego, uświęceniu przez Ducha Świętego, (Operatio Spiritus, opus san-ctificationis) wyraża, — to jest właśnie odnowienie Ducha i pojęcia człowieczego, co Pismo nazywa przywdzianiem nowego człowieka, — czyli jednem słowem, udzielenie Ludzkości wszech Darów Ducha Świętego,1 i wylanie Ducha na wszelkie Ciało.2 — 1 I. Cor. ×II. 2 Joel II. 28. 473 XII. Duchowieństwo. - Kapłaństwo Ducha. To przywdzianie nowego człowieka, to odrodzenie Ducha ludzkości mamyż sobie wystawiać koniecznie w sposób ma-giczno-cudowny, a więc do prawdy niepodobny, naturalnemu trybowi życia ludzkości przeciwny? — Jako żywo. Bierzmy owszem miarę z tego, co już było, aby dokładnie poznać, co będzie. — Bo niemasz owocu przyszłości, któryby w przeszłości zarodu swego nie posiadał, również jak niemasz południowego słońca, któreby się jutrzenką nie było zapowiedziało. — To więc religijne przesiąknienie wszelkich życia czynność, to uświęcenie spraw życia, a przeto używotnienie samej czci religijnej, jest samą naturą, samem przeznaczeniem człowieka, zrodzonego dla Społeczeństwa, powołanego od kolebki rodu swego do Społeczności Ducha Świętego, i kroczącego ku niej słabemi dotąd i powolnemi, lecz ciągle postępowemi krokami. — Zastanówmy się tylko nad najświetniejszemi, nad szczyt-nemi chwilami tak Starożytności jak Chrześcijaństwa, n. p. nad chwilą spełni żywota Greckiego, w wieku Peryklesa, albo też nad chwilą najwyższej jaśni Papieskiego Katolicyzmu. — Nie widzimyż tam, jak wszystkie żywioły etyczne, — jak wszystkie siły człowieczeństwa, — jednostronnie wprawdzie, — (a w obu przypadkach z odwrotną jednostronnością), — mniej więcej bezwiednie zagarnięte są i skierowane ku wspólnemu celowi, jak wszystko i wszyscy de facto służą jednej idei. — Nie widzimyż n. p. jak wszystkie sztuki i nauki, jak wszystkie świeckie i duchowne potęgi, jak wszystkie materjalne i idealne środki, dzielnie użyte zostały przez Rzymskich Biskupów do osiegnienia takiej religijno-politycznej wielkości, jakiej jeszcze nie było na świecie. A cóż dopiero być może i będzie, etc. — każdy sobie wniosku dopełni. — Tym też sposobem sprawdzi się, lecz razem dopełni się owo przeczucie Ducha w epoce Reformacji zrodzone, jakoby człowiek nie potrzebował już pośrednika do obcowania z Bogiem, — jakoby odrębna kasta księży, która sobie monopol boskich rzeczy przywłaszczyła, była tylko zbyteczną pasożytną naroślą, tamującą tylko normalny stosunek między Duchem absolutnym a ograniczonym, — jakoby Duch pobożny był 474 sam sobie najlepszym kapłanem. — W przeczuciu tem tkwiło wiele prawdy i widzimy, iż się ta prawda rozwija, lecz pozostałaby ona znowu jednostronną, a tem samem niedołężną, gdybyśmy jej nie dopełnili znowu odwrotnym warunkiem. — Dojrzały Duch bowiem zdolny jest zaiste na własnych skrzydłach wzbijać się do Absolution, — dojrzały Duch zdolny dojrzeć Boga i czcić Boga czynem, i czynną cześć Jego, której warunki niezwłocznie i przy następnych prośbach poznamy, uprawiać. — Lecz z drugiej strony, nie odrazu Duch człowieczy dojrzewa; trzeba mu dać dojrzeć, trzeba mu przysporzyć warunków dojrzenia. — Dojrzewanie jego wprawdzie z siebie głównie się odbywa, lecz w postępie dojrzewania swego, wymaga oczywiście zewnętrznej pomocy, uprawy i pielęgnowania, którą biernie naprzód sobie przyswajając, następnie czynnie w własny wyrób Ducha przeradza, — i nawzajem udziela. — A więc nie dość byłoby powiedzieć, iż każdy człowiek dobrej woli jest sam sobie najlepszym kapłanem, — boć potrzeba, aby człowiek stał się człowiekiem dobrej woli, a na to trzeba wyhodowania. — To wychowanie zaś, ta zewnętrzna pomoc i uprawa, to przysporzenie warunków duchowego postępu, nie ma mu być obce, nie ma pochodzić ze źródła odrębnego, ale ma być duchowi jednorodne, od innych równych mu w uprawnieniu duchów, — od bliźnich zupełnie mu jednorodnych, jedno już dojrzalszych pochodzące; — czyli wspólne i wzajemne działanie wszystkich bliźnich na siebie przez Czucie, Myśl i Wolę, stanowić będzie uprawę Ducha. — A więc sama ta zewnętrzna pomoc, uważana ze stanowiska indywidualnego, okazuje się ze społecznego, wewnętrzną im-manentną działalnością Ducha, spólnością darów i uprawy.1 Z tego pojmujemy, iż prawdziwe i właściwe Duchowieństwo przyszłości stanowić mają właśnie ci, którzy czemkolwiek przyczyniać się będą do wykształcenia, rozwijania i dojrzewania Ducha, tak w indywiduach jak w społeczeństwie. — Słowem 1 Silne miał tego przeczucie, ale dopiero przeczucie, a więc cząstkowe i nie wystarczające Kalwin, gdy użył wyrażenia Symbolu Apostolskiego: Com-munio Sanctorum, jako pojęcie Kościoła czyli Społeczności, nie już uświęconych ale wspólnie uświęcających się, a to przez wzajemną wymianę Darów Ducha S-go, pojedynczym pojedynczo udzielonych. (Inst. Lib. IV. cap. I. 53). 475 prawdziwymi kapłanami Ducha Ś-go są ci, którzy duchów indywidualnych, do dojrzałości Ducha, do społeczności Ducha doprowadzać, samą Społeczność Ducha coraz bardziej rozwijać i udoskonalać będą. — A takiemi zaś będą wkońcu, bo mogą być, wszyscy, — t. j. wszystkie już rozwinięte i dojrzałe duchy. Tak jest, każdy podług powołania swego, — każdy wedle środków swoich, — unusquisque in suo sensu abundet,1 — „bo „różne są dary ale jeden Duch i różne są posługi, ale jeden „Pan".2 XIII. Cultus Ducha, — Kultura Ducha. — Hierarchja. Aliści pomnijmy na to, że owo dojrzewanie, rozwijanie się i uprawianie Ducha, nietylko przez samą naukę ma miejsce,— że do wykształcenia Ducha nie samych nauczycieli i nie samych kaznodziei potrzeba. — Był czas, w którym wypadało powiedzieć ludziom, że: „człowiek nietylko samym chlebem żyje, — ale też słowem „Bożem". — Dziś zaś przyszedł czas, w którym znowu wypada powiedzieć ludziom, iż Duch nietylko Słowem Bożem żyje, — t. j. nietylko Wiarą i Nauką (choćby też najabsolut-niejszą) ale też także i miłości pełnym Czynem; t. j. wprowadzeniem w praktyczne życie tego wszystkiego, co Duch jego zarodowo posiada, — jednem słowem spełna duchowo, — a więc wszystkiem tem co jest duchowem, wszystkiem tem co jest boskiem, — a wszystko co Boskie, powinno być ludzkiem, i w gruncie swem ludzkiem jest, humanum est. — Każda więc czynność czy to estetyczna, czy. naukowa, czy też polityczno-socjalna; — każde powołanie, czy artysty,— czy nauczyciela, czy urzędnika, — ma prawo poczytywać się za uprawę Ducha, za Czyn Bogu miły, a tem samem za Kapłaństwo. — Kultura bowiem to Cultus, a cultus Ducha jest kulturą Ducha. — Duch Sty innego Cultus nie chce, jedno Kultury w Miłości. — Nie dba już o żadne sztuczne cere-monje, wielebne zresztą zawsze jako symbol lub przybliżenie, 1        Rom. XIV. 5. 2        I. Cor. XII. 4. 5. 476 o żadną przybliżoną lub naciąganą cześć, ale właśnie takich żąda, którzyby Go czcili w Duchu i prawdzie. — Wszystko więc, co tylko jest w Duchu i prawdzie, to do absolutnej czci Boga ipso facto należy. Co tylko do czci, do zacności, do wzrostu Ducha w świecie przyczyniać się może, to właśnie stanowi absolutną cześć Ducha Świętego. — I z takiej to czci dopiero cieszyć się będzie Bóg, bo ta kiej czci od wieku wieków po ludzkości żądał i do takiej ją kolejami doprowadzał.     Pojmijmy więc to dokładnie i pomnijmy na to stale, że innej służby Bożej, że innej chwały Bożej niemasz i być nie może, jedno służba i chwała Ducha Świętego t.. j. wszechstronna jego uprawa, kultura. — Jako Bóg przez usta Izajasza proroka wyrzekł,1 że brzydzi się całopaleniem, odrzuca staro-zakonne ofiary, — tak dziś również zapowiada, że brzydzi się wszystkiemi ceremonjami i widowiskami kościelnemi, które były ważne i święte, póki istotnie za zewnętrzną oznakę czynności lub stanów duchowych służyły, lecz które teraz wypło-niły się i tylko caput mortuum dawnego żywota przedstawiają. — Jak ofiary, sacra i sacrificia starożytne przeżywszy się odrodziły w Sakramentach chrześcijańskich, tak nawzajem te ostatnie, które przez całą Erę świata wznosiły i zbliżały ducha Ludzkości do Boga, lecz w ostatnich wiekach obumierać zdawały się, — odradzają się w Sanktyfikacjach Ducha.2 I dlatego to, nadewszystko i przedewszystkiem nauczył nas Zbawiciel Święty wołać do Boga: Święć się imię Twoje! Wszakżeż Duch Święty nie jest żadnem pogańskiem Bożyszczem, ofiar i pokłonów chciwy, ani nawet wyłączny jak starozakonny Jehowa. — Ani też Duch Święty jest cierpiącym Bogiem, wymagającym tylko cierpienia na tym padole płaczu, i kochającym się w samych umartwieniach, postach i pokucie. — Nie upatruje on jedynie rozkoszy w boleści, ani też jedynie boleści w rozkoszy. — Wszakżeż Duch Sty jest wyraźnie Bogiem Pocieszenia (Parakletem), Bogiem Wszechżycia, 1 Isai LXI. 8. 2 Na marginesie Autor dopisał: „Tu potrzebny krótki wykład Sakramentów i wpływu tychże na życie". (Przyp. wyd.) 477 Bogiem Wszęchdobra. — Miłuje On wszystko co pięknem jest, uznaje wszystko co prawdziwem jest domaga się wszystkiego co dobrem jest. — Ale też nic więcej nie miłuje, nie uznaje ani pragnie; pokuty i umartwienia wymaga tylko jako środka, nie zaś jako celu; — szczerą Chrześcijańską Miłość, a więc poświęcenie się miłuje i uznaje nadewszystko, bo to zawsze summum pięknego i prawdziwego, bo to zawsze najzacniejszą drogą pozostanie,1 — ale bigockie pokuty, daremne umartwienia, sakramentalne ceremonje za duchowne dzieciństwa poczyta. Nie pogardzi niemi wprawdzie, nie potępi ich, jak to uczynił z potępienia godnemi, bo sprośnemi ofiarami przedchrześcijańskiej Ery, owszem uwielbi ich czystość, odkryje nam nawet ich głębokość, ale je za naiwne zjawiska niedojrzałego jeszcze ducha uzna. — A przecież mu nie zabraknie na religijnych obrządkach, nie zabraknie mu na czci i służbie religijnej, skoro każda czynność socjalna, każdy objaw ducha ludzkiego, będzie jego obrządkiem, będzie jego nabożeństwem. Chrystus chcąc położyć koniec zewnętrznym a martwym obrządkom żydowskim, ich mechanicznemu paplaniu modlitw i wszelkim bezistotnym wymysłom ich Batologji i Doksologji, skierował nabożeństwo do wewnętrznego natężenia Ducha, nakazał zaniechanie wszelkiej zewnętrznej okazałości, zamknięcie się w swojej komorze, i wzniesienie modlitwy do Ojca w skry-tości.2 — Jak dalece Chrześcijaństwo odeszło w praktyce od tego pierwotnego przykazu, wiedzą najlepiej ci, którzy utrzymują, iż dość jest zwiedzić stolicę Chrześcijaństwa, aby na widok pysznego i przepysznego tamże nabożeństwa, wszelką utracic pobożność. Jakoż wiadomo, iż świeckie pompy katolicyzmu przyczyniły się do powstania i sprzyjały niepomału wzrostowi Protestantyzmu, który tak w tym jak w innych względach zawrócić usiłował ku prostocie pierwiastkowych obyczajów Kościoła, a odrzucając znowu pyszne obrządki, jako niejako sprośnością dotknięte, usiłował przywrócić ową cześć czysto umysłową, λογική λατρεία, która rzeczywiście stanowiła istotę poleconego przez Chrystusa, a przez Kościół Apostolski w pierwszych 1 I. Cor. XII, 3. — 2 Mat. VI. 5-8. 478 wiekach wykonywanego Nabożeństwa. — Ale też zarazem całą żywotną poezję w obrządkach katolickich tkwiącą przez to utracił. — Było to wówczas potrzebą pobożnego Ducha, jedynem lekarstwem wyrodzonego nabożeństwa. — Lecz dziś inne są potrzeby Ludzkości! — Epoka osamotnienia minęła, epoka zespólnienia nastaje. — Dziś istotne nabożeństwo już znowu nie w zamkniętej komorze, ale w publicznem zgromadzeniu jednym celem ożywionych duchów odbywać się może, a skryte i prywatne nabożeństwo zamienia się w jawny i publiczny obrządek. — Każdy więc członek tego społeczeństwa, pod pewnym względem, — w pewnej gałęzi, w pewnej funkcji przyczyniać się będzie mógł do ustawicznej odprawy tego społecznego nabożeństwa, do tej powszechnej Kultury Ducha, bo któż ośmieli się przypuścić, aby się znalazł Duch, w którymby nic duchownego nie było, któryby czemkolwiek nie zdołał się przyczynić do uprawy Ducha i czci Ducha Świętego? — W naszem dotychczasowem społeczeństwie, gdzie działalność socjalna bynajmniej nie jest głównym celem i przeznaczeniem Ducha, gdzie nie stanowi warunków zbawienia, — ponieważ nie Czyn jeszcze ale dopiero Wiara zbawia, w skutek czego opieka socjalna nad ludem ogranicza się na tem, aby mu Wiarą uczynić przystępną, a o wszelkich innych duchowego żywota w porównaniu mało się troszczy,1 — gdzie przeto wychowanie mas nie podaje jeszcze materjalnych śródków za-dosyćuczynienia temu spełnemu Ducha warunkowi, mogą wprawdzie znajdować się owe duchy próżne, których całe życie także próżnie przebrzmi. — I dlatego to potrzeba było wybranej i wyłącznej kasty kapłanów do odprawiania obrządków dotychczasowego nabożeństwa. — Ale w wolnej Społeczności Czynu, takich duchowych biernatów już nie napotkamy. — Istnienie takowych byłoby ciężkiem oskarżeniem de facto samej społeczności, — a wina 1 Z tego to pochodzi, że nauczanie religijne i wzmaganie wewnętrznej Wiary tak przez kazania, jakoteż wszelkie nabożeństwa kościelne i sakramenta osobiste, jak spowiedź, komunja i t. p. darmo udzielane są; — te zaś sakramenta, któreby nazwać można socjalnemi, n. p. małżeństwo, chrzest, opłacają się i jura stolae stanowią. — 479 ich próżności i płonności jeszczeby nierównie więcej na społeczeństwie niż na nich samych ciążyła. — I w rzeczy samej społeczeństwo Przyszłości, (jak to przy 3ciej i 4tej prośbie ujrzymy) podając każdemu człowiekowi realne środki dopięcia duchowych celów jego i rozwinięcia tkwiących w nim zarodów, podając mu chleb powszedni, chleb tak fizycznego jak moralnego żywota, uzdolni każdego do spełnego i czynnego życia w Społeczności Ducha. — Atoli nierozwinięcie żadnego zarodu, żadnej zdolności, oskarżałoby wprawdzie z jednej strony opieszałość i gnuśność upośledzonego indywiduum, lecz z drugiej, niedokładną organizację socjalnych środków. — Bo każdy człowiek, będąc z istoty swej Duchem, przynosi tem samem z sobą na świat pewną zdolność i możność duchowego wykształcenia. Bądź w tym bądź w owym kierunku, ku temu lub owemu zawodowi, ma każdy człowiek jakieśkolwiek usposobienie. Podajmy mu więc tylko środki, — a niezawodnie dopnie on wrodzonego mu celu. — W tym lub owym kierunku, w tym lub owym żywiole uszlachetni się i upłodni i do kultury Ducha usposobi. Nie lękajmy się więc o próżnię ducha, — i dobra wola się znajdzie, bo ona z samej natury człowieka wypłynie i dobre środki się znajdą, bo one znowu z samej natury Społeczeństwa wynikną. — Albowiem to co tylko przeciwne naturze, to tylko co przedmiotowy zaród kłamstwa w sobie mieści, udać się nie może, lub tylko krzywe, zwichnięte wypuszcza latorośle. — Ale co tylko jest w naturze, to błaga tylko, aby go nie tłumiono i nie skrzywiano, — a „przez Ducha Świętego" samo się rozwinie. — Każdy więc mniej lub więcej, — w czem kto może i jak kto może, — stanie się Ducha kapłanem i będzie duchownym, — i nietylko dla siebie samego, nietylko swoim własnym będzie kapłanem, lecz i dla współbraci swoich cześć Duchowi jakąkolwiek działalnością, jakąkolwiek posługą, składać będzie, — i to będzie jego Missio canonica, — jego nauczycielstwem, — jego mocą. — A to wedle nader głębokich słów Pawła Świętego: „Różności darów są,· lecz tenże Duch.1 „I są różności posług, ale tenże Pan. 1 I. Cor. XII. 4-31. 480 „I są różności spraw, ale tenże Bóg, który sprawuje „wszystko we wszystkich. „A każdemu bywa dane okazanie Ducha ku pożytkowi. „Jednemu przez Ducha bywa dana mowa mądrości, „a drugiemu mowa umiejętności według tegoż Ducha. „Inszemu wiara w tymże Duchu, drugiemu łaska uzdra-„wiania w tymże Duchu. „Drugiemu czynienie cudów, drugiemu proroctwo, dru„giemu rozeznanie duchów, inszemu rozmaitość języków, „a drugiemu tłumaczenie mów.        „A to wszystko sprawuje jeden a tenże Duch, udzielając „każdemu z osobna, jako chce. „Albowiem jako ciało jedno jest, a członków ma wiele, „a wszystkie członki ciała, choć ich wiele jest, są jednem „ciałem; takżeć Chrystus. „Albowiem w jednym Duchu my wszyscy w jedno ciało „jesteśmy ochrzceni, bądź Żydowie, bądź Poganie; bądź nie-„wolnicy, bądź wolni; a wszyscy jednym Duchem jesteśmy „napojeni. — „Bo i ciało nie jest jeden członek, ale wiele. „Jeśliby rzekła noga: iżem nie jest ręką, nie jestem „z ciała: iżali dlatego z ciała nie jest? „A jeśliby rzekło ucho: iżem nie jest okiem, nie jestem „z ciała: iżali dlatego nie jest z ciała? „Jeśliż wszystko ciało okiem: gdzież słuch? Jeśli wszy-„stko słuchem, gdzież wonienie? „A teraz Bóg położył członki każdy z nich w ciele, jako chciał. „A gdyby wszystkie były jednym członkiem, gdzież ciało? „Lecz teraz acz wiele członków, ale jedno ciało. „A nie może rzec oko ręce: Nie potrzeba mi cię: albo „zasię głowa nogom: Nie potrzebuję Was. „Owszem daleko więcej członki ciała, które się zdadzą „być mdlejsze, są potrzebniejsze. „A członkom ciała, które mniemamy być nie poczciwsze, „tymże większej poczciwości przydawamy; a które są sromo„tne nasze, obfitszą poczciwość mają. „A poczciwe nasze niczego nie potrzebują; ale Bóg społu „umiarkował ciało, temu, któremu nie dostawało, obfitszą „część dawszy. 481 „Aby nie było rozerwania w Ciele, ale iżby jedne członki „o drugich toż staranie miały. „A jeśli co cierpi jeden członek: społu cierpią wszystkie „członki; choć bywa uczczon jeden członek, wespół się ra-„dują wszystkie członki. „Lecz wy jesteście ciałem Chrystusowem i członkami „z członka. „A Bóg ci postanowił niektóre w Kościele, naprzód Apo-„stoły, po wtóre Proroki, po trzecie Nauczyciele, potem Mocy, „ktemu łaski uzdrawiania, podpomagania, rządzenia, różności „języków i wykładania mów. „Iżali wszyscy Apostołami? Iżali wszyscy prorokami? „Iżali wszyscy nauczycielami? „Iżali wszyscy mocami? Iżali wszyscy łaskę mają uzdra-„wiania? Iżali wszyscy języki mówią? Iżali wszyscy tłumaczą? „Ubiegajcie się o co lepsze dary. A oto jeszcze doskonalszą drogę Wam wskazuję". Im kto zaś wyższemi obdarzon dary, a tem samem w miarę owych darów upłodnionych społeczną zasługą, im wyższe zajmuje miejsce w hierarchji społecznej, tem też i większe jego duchowne obowiązki. — I odwrotnie, im też doskonalsze spełnianie tych duchowo-socjalnych posług, tem też i doskonalsze stanowisko, tem też i wyższa władza, tem też i świętszy urząd. 1 . Oto zasada przyszłej Hierarchji, (jeżeli to Hierarchją, nazwać chcecie) — Hierarchji naturalnej nie zaś artyficjalnej, odwrotnej zupełnie od dotychczasowych, — Hierarchji, przeciwko której żaden z zarzutów zwykłych nie będzie mógł powstać, albowiem Przełożeni nie dlatego rządzić i czynić będą, że będą Rządcami, Urzędnikami, i „Czynownikami", — ale przeciwnie dlatego będą Rządcami i Czynownikami, iż najlepiej rządzić i najwięcej czynić będą. — Ale to już wymaga dalszego rozwoju, do którego w następnej właśnie prośbie przystąpimy. Tu zaś za przewództwem Pawła S-go, który wskazawszy nam najrozliczniejsze drogi Ducha i o co lepsze z pomiędzy nich spółubiegać się nam poleciwszy, najlepszą i najzacniejszą ukazuje nam w Miłości O religijnym urzędzie obszerniej przy II. Prośbie. — 31 482 polecamy cały XIII rozdział pierwszego listu do Koryntjan, ową istną Odą do Miłości, Waszemu rozmyślaniu i zakończymy jego końcowemi słowami i1 „Teraz ci trwa Wiara, Nadzieja i Miłość to troje, ale „z tego trojga najwyższą jest Miłość". XIV. Rzut oka wstecz. — Obrządek Ducha. Poznajemy w tem pewne przypomnienie jednego ze stosunków starożytności, nietylko w teokratycznych społeczeństwach, lecz nawet w Rzymie, gdzie Sacra nie należały do odrębnej kasty, stanowiącej status in statu, lecz gdzie głównie pater familias podobne Sacra odbywał. — Rzeczywiście jest to niejakie przypomnienie, lecz zarazem i rozwój tego stosunku, gdyż już nietylko patres familias, ale patres civitatum w mniejszych lub większych sferach Sacra owe odbywać mają; same zaś te Sacra już nie zależeć będą na zewnętrznych i obojętnych ceremonjach, z których, gdy wewnętrzny mit się ulotnił, tylko caput mortuum czczego obrządku pozostawał, — ale na żywotnych i zawsze w sobie i przez się spełnych Czynach Ducha. Nie na obrządkach, które się do czegoś częstokroć samym ofiarnikom nieświadomego odnosiły, — ale owszem na nieświadomych i wolnych czynach, które cel swój zawsze z sobą nosić będą. Starożytne Sacra były to obrządki, o których cel i znaczenie trzeba się było dopytywać, ponieważ były symbolami, — misterjami; a więc wewnętrzne ich znaczenie poza niemi leżało, nie odpowiadało dokładnie i spełna wyrażającym je czynnościom, ani też odwrotnie. Wewnętrzny sens tych misterjów był właśnie tajemnicą pewnych kast lub osób,- — Sacra Ducha Świętego, będą owszem cel i znaczenie swoje w samym czynie objawiać. — Czem były sacra w Starożytności, lub sacrificia w Starym Zakonie, tem Sakramenta w Chrześcijaństwie, z tą atoli 1 Słów końcowych, kursywą drukowanych, niema w manuskrypcie; tekst urywa na niedokończonem zdaniu. (Przyp. wyd.) - Słowiańskie Kapłany, stare Lechy. 483 różnicą, iż o ile tam materjalny substrat lub zmysłowe ubranie górowało nad wewnętrzną myślą, nad zawartem w niej mistycznem znaczeniem, — o tyle znów tutaj, misterjum, znaczenie i wewnętrzna myśl góruje nad materją i zmysłową czynnością. W sąkrach starożytnych zaledwo wygląda myśl zatopiona w obszarze cielesnych powłok i zmysłowych warunków, — w sakramentach chrześcijańskich przeciwnie, zaledwie pozostała odrobina materjalnegp substratu, olśniona światłokręgiem idealnego sublimatu. — Tam martwy przemagał materjał, a myśli ledwo doszukać się można; — tu materjału prawie niemasz, a myśl przemaga i zbawia. — W trzeciej zaś epoce świata myśl i materjał w równowadze i wzajemnej sobie odpowiedności ; ale jak materjał żywy i samodzielny, — bo sam człowiek i ludzkość, bo sprawy świata go stanowią, — tak i myśl równie żyjąca i samodzielna, bo nie przestająca na sobie, nie abstrakcyjna, ani utajona, ale objawiająca się w słowie i spełniająca w Czynach, — w świętych działaniach i dobrych uczynkach.1 Obrządek więc: w starożytnem Pogaństwie: — grubo zmysłowy cielesny, a stąd w dalszym wywodzie sprośny i wszeteczny. — w średniowiecznem Chrześcijaństwie: czysto-umysłowy λατρεία, a stąd w dalszym wywodzie (w Protestantyzmie) li na wierze bez uczynków zasadzony. — w nowożytnym Parakletyzmie : — wolno-czynny, dobro-czynny. XV. Jeden pasterz, jedna owczarnia. — Stosunek do innych wyznań.— Żydzi, Poganie i Mahometanie. (Rozdz. XV. i XVI.) — „A inne też istniejące jeszcze wyznania, u których „także było lub jest coś wiecznego i wielebnego, — czyliż in „gratiam tego żywiołu wiecznego również uznane i przyznane „zostaną w Społeczności Ducha? A mianowicie Żydzi? Czyliż „także wskutek takiej tolerancji Ducha, zostać będą mogli „w ślepocie i zatwardziałości swojej"? spytają się ci, których zdumi taka tolerancja Parakleta. — 1 Rom. XII. 1. 31* 484 O Wy! którzy się tak pytacie, wyście chyba sami — choć inaczej — jeszcze bardziej ślepi i zatwardziali. Bo nie widzicie ani tego, co się dzieje w życiu, ani też tego, co jasno stoi w Piśmie, — bo nie chcecie sami przebić suchej powłoki i zajrzeć do istoty. — Czyż przypuszczacie naprawdę, iż Żydzi dzisiejsi (nie pojedynczo wzięci, ale w ogólnym swoim stanie) są jeszcze owym ślepym i zatwardziałym ludem, który okrutnie przed 18 wiekami nowe Zbawienie z powodu niepojętego Zbawiciela odepchnął? Czyż myślicie, że Chrześcijaństwo przez dziewiętnaście wieków nie wyryło już piętna swego na duchu Izraela? Jeśli tak sądzicie, grubo dajecie się mamić, jużto oschłemu pozorowi, jużto zawistnym okolicznościom lub wyjątkowemu położeniu odpychanego ciągle narodu. — Aby się o tem przekonać, zajrzyjcie tylko do ich pism religijnych w epoce po-Chrystusowej powstałych. — Zajrzyjcie n. p. do księgi Zohar, w której niektórzy z zapalonych komentatorów naszych usiłowali doszukać się tajemnic samego Chrześcijaństwa, a którą, aczkolwiek tychże w istocie nie zawiera, przecież niewątpliwie za gałązkę, już na oczku Chrzęścijańskiem z pnia starego Zakonu wyrosłą i choć krzywo z tegoż pnia ku koronie chrześcijańskiej wznieść się usiłującą, poczytać należy. — Zajrzyjcie nadto wogóle do nauk Rabinów kwitnących podczas całej Ery Chrześcijańskiej, a znajdziecie w ich pismach i tradycjach mrowisko zdań, przykazań i prawd, istnym już Chrystjanizmem przesiąkłych. — Co większa, Żydzi nawet mogą o tem sami albo wcale nie wiedzieć, albo też nie chcieć się do tego przyznawać, a jednak tak jest i tak być musiało, — „albowiem darów swoich „i wezwania Bóg nie żałuje".1 — Przez sam opór przeciwko Chrześcijaństwu przejęło Żydostwo już niejeden z jego żywiołów, a walcząc z niem w niejedną z jego własnych zdobyczy samo się uzbroiło. — Aby się o tem jeszcze żywotniej, niż na piśmie przeświadczyć, zajrzyjcie w ich własne między sobą życie, a znajdziecie tam istną miłość Chrześcijańską, — gorącą i płodną, — jaką tylko po braciach i bliźnich żądać można. Ą więc są do niej zdolni, — poczuli ją, dostępują jej. Aleć jest to dopiero 1 Rom. XI. 29. 485 możność Chrystjanizmu, nie zaś rzeczywistość. — Bez wątpienia. — Na tem zbliźnieniu między sobą niedość. — Czegóż im więc jeszcze ku temu brakuje? Oto wiary w cierpiącego Odrodziciela ludzkości, — i uznania powszechnego wszystkich ludzi braterstwa. Potrzeba, ażeby z własnej wystąpili skorupy, a z innowiercami zbliźnili się. — Aż oto jedno i drugie udziela im Paraklet, — pierwsze, dając oczywiste świadectwo o Jezusie Chrystusie; — drugie zaś, przyjmując samych odepchniętych dotąd Żydów do Społeczności Ducha Świętego, do której, pomimo upornej dotąd zatwardziałości swojej i własnowinnej poniekąd ślepoty, — sami coraz widoczniej dojrzewają. — I czemużby w tej Społeczności Ducha nie miał pozostać Naród poświęcający się, bez ubliżenia Duchowi, wyznaniu i czci Jehowy, tej pierwszej Osoby w Trójjedni Boga, jak pozostaną Narody, znowu bez ubliżenia Duchowi Śmu w wyznawaniu i czci Chrystusa, tej drugiej w Trójcy Stej Osoby? A chcecie-li wiedzieć, co o Żydach własne nasze Pismo zwiastuje? Zajrzyjcie do rozdziału XI. listu do Rzymian.1 A przeczytawszy co tam stoi, podajcie Żydom braterską rękę, jako współuczestnikom wybrania i współdziedzicom wolności naszej i uznajcie, iż ich odpadnięcie i odepchnięcie tylko do czasu t. j. aż do wkroczenia w Spełnię Ludów trwać miało.- — XVI. „A więc i Poganom i Mahometanom itd. itd. wolno za-„pewne będzie dochować wierności dotychczasowym zabo-„bonom swoim i czcić Zwodzicieli, którzy ich takowemi obdarzyli? I takaż to matwanina przesądów, taka plątanina „dzikich wyobrażeń ma stanowić spełną wiarę Ducha S-go! „I takaż to Arlekinada obrządków i wyznań ma stanowić doskonałą cześć Jego. Risum teneatis amici" — — Lacrimas potius teneatis amici, na posłuch takiego zarzutu, co go właśnie wielka zapamiętałość i ślepota wydaje, — i gdyby nie wstrzymywała wiara w wszechmocność 1 Także porównaj Deuter. XXX. 1. 2. i następne. Rom. XI. 25 etc. O tej Spełni ludów przy drugiej Prośbie. — 486 ożywienia nas wszystkich przez Ducha, zaiste moglibyście już sami zapłakać nad utratą tych właśnie, którzy podobnemi zarzutami zdradzają zbyt słabe przysposobienie do przyjęcia tego ożywienia. — Lecz ich samych Duch Sty oświeci, — i „mdłościom ich pomoże"1 — a gdybyście Wy, silniejsi, którzy idziecie dalej za nami o tem zwątpili, przez to samo zwątpienie, stalibyście się zupełnie im podobni, — samibyście omdleli. — Ale Wy nie zasmucicie tak dalece Ducha Bożego, którym naznaczeni jesteście na dzień odkupienia.2 Wy nie wątpicie w działalność Jego. — Odpowiedzcież im więc sami to, coby wam w takim razie odpowiedziano: — — Jedno z dwojga: — albo nie wierzycie w żadne działanie Ducha Pańskiego, onego Ducha Mądrości i Rozumu, — Ducha Rady i Mocy, Ducha Umiejętności i Bojaźni Bożej," — a wtedy pocożeście aż dotąd doszli za naszem przewództwem, pocożeście aż dotąd doczytali, — bo tu o niczem innem mowa, jedno właśnie o tem działaniu. (Operatio Spiritus). — A jeśli w takową nie wierzycie, to w coż, spytamy się, sami wierzycie? boć Stary i Nowy Zakon i Ludzkość cała wiarą w to postępowe działanie Ducha oddycha. — Albo też wierzycie sami w to wieczne i skuteczne, a ciągle przytomne Boże działanie, a wtedy jakżeż możecie wspominać o zabobonach lub przesądach o zwodzicielach lub czci arlekińskiej ? Czyliż niedość jeszcze wiecie, że same błędy, byle tylko w dobrej wierze powstałe, są szczeblami do Prawdy i że wtenczas dopiero istnemi błędami się okazują, kiedy je coś chwa-lebniejszego zastąpi i przestąpi t. j. kiedy je wyższa Prawda oświeci, ogarnie, — co w nich istotnego było, sobie przyswoi, a martwą ich tylko skorupę odrzuci. — Czyliż niedość jeszcze wiecie, że przesądy same są żywotnemi sądami, dopóki się same nie przesądzą i że wtenczas osądzone, zapisują się tylko w skarbnicy pamięci na znak przebytej drogi, — na świadectwo dokonanego postępu. Czyliż niedość jeszcze wiecie, że mniemani Zwodziciele byli raczej rzeczywistymi Dowodzi-cielami, — bo doprowadzali pewne ludy różnemi, a właściwemi im drogami do coraz wyższych przybytków Pańskich, — że 1 Rom. VIII. 26. 2 Ephes. IV. 30 3 Isai. XI. 2. 487 byli pedagogami dorastającej ludzkości? Bo gdyby tylko byli zwodzicielami, byłoby się im może udało pewną liczbę chwi-Iowo uwieść, aleby się ich nauka nigdy nie ostała; a skoro się ostała i jakkolwiek rozkrzewiła, przeto sama dała świadectwo, że pod pewnym względem i pod pewną miarą do potrzeb ludowych przypadała, duchowi ludzkiemu odpowiadała, a od Ducha Bożego pochodziła, — a więc pod tym względem i pod tą miarą, była dopóty prawdziwą, dopóki ją znów wyższa nie zniesie, albo raczej i dokładniej, nie wzniesie! Tak jest, ani wielki Budda, ani mądry Konfucjusz, ani dzielny Mahomet, ani żaden Reformator, który naukę swą w lud swój zaszczepić zdołał, który zasady swoje w pewne epoki życia ludów albo ludzkości wprowadził i przeprowadził, — nie był zwodzicielem, ale pod pewną miarą wysłańcem Pańskim i Pomazańcem Bożym, — a mianowicie, takim właśnie, jakiego lud i czas jego wymagał. Bo gdyby innego ów czas i lud był potrzebował, toby się właśnie ten nie był ostał, ale inny bardziej odpowiadający był zjawił. Ten więc, który nastał i który się ostał, a nie zmarniał, oczywiście był prorokiem, przez którego przemawiał Duch Święty i udzielał się sam, acz pod pewną miarą. Dowodem zaś posłannictwa owego Proroka, jest zawsze wzrost i podniesienie się Ducha ludu, do którego zawitał. „Poznacie ich po owocach" rzekł Chrystus, o wszelkich Prorokach. — Wszakże Buddaizm był istnym i wielkim postępem w porównaniu do pierwotnego Bramaizmu, z którego był wyrósł. Wszakże Mahomet nie zwródł ani uwiódł Arabów, odwodząc ich od czci gwiazd i różnolitej wiary, a natomiast powołując ich do czci duchowej jedynego Boga. A przecież tenże sam symbol tamecznego Postępu, ów księżyc Mahometa, który pokonał tak snadno wszystkie konstelacje Sabeizmu, — zaszedłszy w walkę z Zachodem, Krzyża Zbawicielowego jużci przemóc nie zdołał! Bo też Zachód już był opatrzony lep-szem, doskonalszem Objawieniem od tego, którem Bóg wschodnie Ludy za pośrednictwem ich Proroka nawiedził. Ale że ten Prorok nie sam fałsz, jedno prawdę, acz pod pewną miarą przynosił, że Ducha ludu swego podnosił, a nie poniżał, przeto też się ostał i rozwielmożnił. — A którykolwiek nie przynosił, z sobą wyższej i żywotniejszej prawdy, — którykolwiek nie 488 miał w sobie siły wzrostu i postępu, nie miał też siły wszczepienia się i wstępu. — Zaiste wyrastały nieraz i dzikie wilki na szlachetnych szczepach, ale niebawem poznawano je po owocach, a Czas nieubłaganym sierpem oczyszczał z nich powszechną rdzeń Wiary. I oprócz popiołu z ich spalonych gałązek, nic po nich nie pozostało. A co tylko Czas choć w części uświęcił, snać już było poniekąd święcie poczęte. Którykolwiek tedy z domniemanych Proroków nie przyszedł prawdziwie z Bogiem, ten też zaprawdę poszedł w niepamięć,1 — który zaś został i ostać się zdołał, który zaś cokolwiek trwałego zrządził w pewnym, choćby drobnym, zakresie wielkiej winnicy Pańskiej, tenci jest od Boga posłan i z tym pod pewną miarą był Bóg. — Ale miara ta była zaiste ograniczoną; ale siła ta była również ograniczoną i doczesną, przez to samo, że daną była pod miarą, nie zaś spełna. — I widywaliśmy upadki jej i widzimy nawet po dziś dzień. — A upadki te dokonanie stanowią; to wyrok na nie zapada. — A skoro kona niższa siła, wnet objawia się potrzeba wyższej siły i wyższej miary, bo Duch nigdy nie umiera, tylko się jego objawy przeobrażają i własne jego żywioły przeradzają. — W jednym tylko Chrystusie Duch Boży na ziemi objawił się nam nie pod miarą. — Jeden też Chrystus góruje między Prorokami i żaden z Nim mierzyć, ani nawet porównywać się nie może. I dlatego On jeden jest doskonałym Synem Boga, Poprzedzicielem i Zapowiadaczem Ducha Świętego. — Jeżeli więc wierzycie w działanie Ducha Ś-go, wierzcież Mu szczerze i pełno zaufajcie Mu. — Oto spojrzyjcie n. p. na konający Wschód i uznajcież tam godzinę dokonania i przeistoczenia. — Od iluż to lat dyplomacja Europejska ubiega się o podpieranie runącej potęgi Islamu, utrzymanie tej umierającej już istoty, a całą sztuką i przebiegłością swoją dokonać tego nie może, — bo już godzina wiar wschodnich wybiła. — Co w nich było wielebnego i wiecznego, to się jeszcze lepiej uwielbi i ustali w Religji Ducha, — a co było przechodniego, to przejdzie. Uznajcież w tym jednym przykładzie ciągłą zgodę wewnętrznej konieczności z wewnętrzncm jej zjawiskiem w hi-storji, objawiającej się w tym przypadku jednocześnie przez 1 Tego słowa nie ma w manuskrypcie (przyp. Wyd.) 489 wewnętrzną śmierć, a raczej wewnętrzne przerodzenie się Wschodu z zewnętrznem wtargnieniem Europejskiego wpływu, otwierającego te wszystkie zaklęte dotąd dla ludzkości strefy i przygotowującego je do nastającej ludów Komunji. — Czyż oto nie blednieje księżyc Proroka przed wschodzącem słońcem Spełniającego? Czyż oto nie załamuje się ów sławny mur Chiński przed wtargującą nową wędrówką Ludów? Czyż siła pary nie jest owym obłogiem, na którym Duch powszechny nawiedza narody i zapowiedzianą Spełnię Ludów przygoto-wywa. — Czyż znaków czasu tego długo jeszcze pojmować nie będziecie?.... Bądźcie więc baczni Wy, którzy dorastacie Duchem, Wy, którzy przynajmniej zaczynacie pojmować jawnie ową dotychczasową Tajemnicę Ducha, a strzeżcie się wpaść w zatwardziałość owej nieszczęśliwej Synagogi, o której mówi Innocenty III, że Bóg nadaremnie „słał do niej i znaki i księgi „i posły, ona zaś ani na świetne znaki baczyła, ani ksiąg udzielonych pojąć chciała, ani wiernych posłańców usłuchała, tak „że kiedy Pan przyszedł do swoich, swoi go nie przyjęli."1 — Wy zaś uznawajcie i znaki i księgi i posły, — ale uznajcie zarazem, że te znaki i księgi i posły, jak pokolei występują, tak też i pokolei mijają, bo są tylko podrzędnemi przesłańcami lub towarzyszami wielkiego Ducha rydwanu, który, kędy przejdzie, wiekuiste tylko pozostawia ślady, a doczesne sam sobą zaciera. Bądźcie też dobrej myśli wy wszyscy, którzyście jeszcze nie dorośli Duchem. — Pocieszyciel was pocieszy, a nie zmartwi. — Nie dogasi on tlejącego jeszcze zarzewia, ani do-łamie nadłamanej trzciny.2 Nie lękajcie się ale owszem ufajcie! Póki jest jeszcze odrobina życia w jakiemkolwiek zjawisku, póty też tę odrobinę życia czcić i piastować będzie, — a nie zagłuszy ani potępi jej. — Ale zarazem Siłą i Ciepłem i Światłem przejmie zmartwiałe lub mdlejące członki, a do wyższego życia powołując, stosownie usposobi, ustroi i zaopatrzy je. A my wszyscy nareszcie wyznawcy, czciciele i słudzy Ducha, — my-wszyscy, bo wkrótce zwać się będziemy Ludzkością, my którzy Wam opieszałym lub powątpiewającym, ową 1 Innocenty III. in festo purif. Mariae. S. I. 2 Isai, XLII. 3. — Math. XII. 20. 490 ufność w Ducha Świętego zalecamy, — czy wiecie, skąd ją sami czerpnęliśmy, — czy wiecie, kto przez nas przemawia? Słuchajcie — poznajcie — i uznajcie.... —„A takie zaufanie mamy przez Chrystusa ku Bogu. - „Nie iżbyśmy sposobni byli co myśleć sami z siebie jako „sami z siebie, ale sposobność nasza z Boga jest. „Który nas też przysposobił na sługi Nowego Przymierza, „nie litery, ale Ducha. Albowiem litera zabija, ale Duch ożywia. „Bo jeśli służba śmierci, literami na kamieniu wyryta, „wielebna była tak, że synowie Izraelscy nie mogli śmiele „patrzeć na oblicze Mojżeszowe dla chwały oblicza jego, która „jednak minąć miała. „Jakże daleko więcej służba Ducha nie ma być wielebna. „Bo jeślić służba potępienia była wielebna, o ileż bardziej „służba sprawiedliwości obfituje w uwielbienie ! „Albowiem i to co uwielbionem było, nie było uwielbionem, „ co do tej części, która się tyczy owego przewyższającego uwielbienia. „Bo jeślić to, co niszczeje było już wielebne, dalekoć „więcej to, które zostawa, — jest wielebne. „Przetoż, mając taką nadzieję, wielkiej bezpieczności „(szczerości i otwartości) w mowie używamy; „A nie jesteśmy jako Mojżesz, który kładł zasłonę na „oblicze swoje, aby synowie Izraelscy śmiele nie patrzyli na „koniec onego, co zniszczeć miało. —         , „Ale zatwardzone są zmysły ich, albowiem aż do dzisiejszego dnia taż zasłona w czytaniu starego Zakonu zostawa „nieodkryta, a przecież przez Chrystusa zniszczona. „Ależ do dziś dnia, gdy Mojżesza czytają, zasłona jest „na ich sercu. — „Lecz gdyby się do Pana obrócili, odjętą będzie ona zasłona. „Boć Pan jest Duchem, — a gdzie jest Duch Pański, tam „jest Wolność. „A my wszyscy, którzy z odkrytem obliczem na chwałę „Pańską, jako w zwierciadło patrzymy, w tenże obraz będziemy „przemienieni, — z chwały w chwałę, —jak od Ducha Pańskiego." 1 II Cor. III. 4-18. KONIEC DAWNEGO TOMU TRZECIEGO A W OBECNEM WYDAN1U DRUGIEGO. APPENDIX. PRZYPIEK DO DZIAŁU I, ROZDZIAŁU III. STR. 316. (luźna karta) I. Potężne Elohim, Wszechmocności, odpowiadające Kabi-rom (Mocnym) Dii potes (potentes) χοσμοχάτορες Locapala Am-schaspands, Kua Upogin, co wszystko u Rzymian, Greków, Egipcjan, Fenicjan, Chaldejczyków, Arabów, Persów, Babiloń-czyków, Kartagińczyków, Germanów, Chińczyków, Indjan, Słowian, znaczyło wyższe Boże potęgi. — Wszystkie te pierwotne wyobrażenia Bóstwa spoczywały na astrologicznej podstawie. Jeszcze to nie jest właściwy politeizm, bo jeszcze Bóstwo nie jest uosobnione; jest to pierwsze, chaotyczne objęcie Bóstwa, objawiającego się w Wszechświecie. (Z manualika.) Do Elohim. Forma pluralna w języku hebr. wyraża ab-stractum to jest to, co po polsku wyrażamy przez rodzaj nijaki n. p. Bóstwo. (przykład takiego abstrakcyjnego użycia pluralu u Izaj. XIX, 4. PRZYPISEK DO DZIAŁU I, ROZDZIAŁU IX. STR. 540. (luźna karta) II. Hegel powiada w Encycl. § 384: „Das Absolute ist der „Geist, das ist die höchste Definition des Absoluten. Diese „Definition zu finden und Ihren Sinn und Inhalt zu begreifen, „das kann man sagen, war die absolute Tendenz aller Bildung „und Philosophie, auf diesen Punkt hat sich alle Religion „und Wissenschaft gedrängt, aus diesem Drang allein ist die „Weltgeschichte zu begreifen". — Wielka to prawda, iż znalezienie, iż odkrycie Ducha było celem całej Historji, — celem 492 Religji i Umiejętności. Lecz odkrycie to za dni naszych dopiero spełnić się musiało t. j. w chwili wstąpienia w samą Epokę Ducha, gdyż z odkryciem prawdziwego pojęcia Ducha i Społeczność jego byłaby daną, a pókiśmy do Społeczności Ducha Ś-go nie doszli, póty także i prawdziwego pojęcia Jego osięgnąć nie mogliśmy. U samego Hegla nawet, u tego wielkiego przesłańca absolutnego rozwoju Ducha, samo pojęcie i rozwinięcie Ducha, jakkolwiek już nader głębokie i prawdziwe, zawsze pozostaje nacechowane ową idealistyczną jednostronnością, która dziedziczną chorobę dotychczasowej filozofji stanowi, przez co Dialektyka jego chromieje i do absolutnej Osobistości Ducha dojść nie zdoła, lecz na najwyższem stanowisku ogólno-przed-miotowego Ducha zatrzymuje się. Przez to bynajmniej nie znosimy nic z tego, co Hegel o Duchu wyrzekł, lecz tylko dalszy i wyższy krok do odbytej przez niego drogi dodajemy, gdyż Hegel na drodze tej bynajmniej nie błądził, tylko do jej mety nie zupełnie doszedł, prawdziwego szczytu nie dosięgnął. Najbliższa rzeczywistej prawdy, aczkolwiek nader uboga definicja Ducha, którą podał, znaduje się w Fenomenologji na karcie 329 (w drugiem wydaniu), gdzie mówi: „Der Geist „ist das sich selbst tragende, absolute reale Wesen". Wprawdzie definicja ta, oderwana tak od zapełniających ją oznaczeń, jest jeszcze bardzo czczym ogólnikiem, lecz przynajmniej jest prostą i nie zwichniętą pozycją, afirmacją, gdy tymczasem w innych jego bliższych oznaczeniach i dalszych wywodach, zapęd ogólno-idealny zwykle przemaga i dlatego pomimo całej spekulacyjnej konkretności, do której często tak dzielnie dochodzi, pozostaje Duch u niego mniej więcej in abstracto. PRZYPIEK DO DZIAŁU III, ROZDZIAŁU III, STR. 379 4 luźne strony, fragment bez początku). III. ... — A tak lubo już o pojedynczych osobach Trójcy szeroce w Kościele Chrystusowym rozprawiano, to przecież samo pojęcie Trójcy Śtej w sobie i oznaczenie tego pojęcia jednym wyrazem dość późno się zjawiło, bo między Grekami 493 dopiero ku końcowi drugiego wieku ery naszej, u Teofila An-tjocheńskiego, który pierwszy wyrazu ôńßáς użył, u łacinników zaś jeszcze później u Tertuljana, który dokładniejszy wyraz Trinitas, wyrażający troistość w jedności, utworzył. Samo tak późne powstanie tych wyrazów już stanowczo dowodzi, że aż do początku trzeciego wieku nie zdawano sobie jeszcze sprawy ze stosunku Osób Bożych do jedności Bożej. — Dowód ten jest pewniejszy nad jakiekolwiek inne, bo kiedy nawet wyrazu na Trójcę nie było, tem samem oczywiście mowy być o Niej nie mogło. — Już toczyły się więc od dawna zacięte walki o bóstwo lub nie bóstwo Chrystusa, już nawet lekkie odbitki tych walk i osoby Ducha Świętego dosięgać zaczynały, a jeszcze świadomość chrześcijańska nie uczuła potrzeby zastanowienia się, jakim sposobem owe trzy Osoby stawiają się do jednego Boga, i jakim sposobem mnogość ich jedności Bożej nadwyrężyć nie ma. Lecz skoro tylko powstało to pytanie, wnet dwa odrębne warunki, jakoby dwa polarne natchnienia, zajęły się jego rozwiązaniem. Jedno z tych natchnień zawiało z Żydostwa, drugie z Pogaństwa. — Już u samej kolebki Chrześcijaństwa słusznie przypisuje się tak zwanym Źydo-Chrześcijanom ścisłe utrzymanie i przeprowadzenie Monoteizmu w pierwotne dogmatyczne wyobrażenia, — tak zwanym Pogano-Chrześcijanom, t. j. nawróconym z Pogan, wprowadzenie do tych wyobrażeń zabytków Politeizmu, a to pod postacią Osób Bożych. Dwa te odrębne żywioły, Żydowski i Pogański, i w późniejszej Tradycji ciągle z sobą walczyły i targały między sobą Kościół, wciągając tenże to do abstrakcyjnego Unitaryzmu, to do Tri-teizmu. Lecz Kościół prawowierny spostrzegł niebawem niebezpieczeństwo popędów stron obu, zmierzył obustronną przepaść Żydowskiego Jedynobóstwa i Pogańskiego Wielobóstwa, a chcąc ich unikać, tak dalece zaczął się ograniczać ścieśniać i obsaczać, że wskutek kolejnych zaprzeczeń pozostało mu tylko owe gołe (bo więcej zaprzeczne aniżeli za-twierdne) twierdzenie, jakie w Symbolum Quicumque znajdujemy.1 — Symbolum Quicumque podajemy na str. 513. i nast. jako przypisek do działu IV. rozdz. X. str. 429. (Przyń. wyd.) 494 ' Z olbrzymich tedy prac Tradycji w owym czasie tego tylko dowiadujemy się, czego o Trójcy Świętej i pojedyńczych Jej Osobach myśleć nie wypada, ale jakim sposobem pomyśleć i pojąć to, co owe Symbolum stanowi, tego żadnym sposobem, żadną usilnością, żadną siłą ludzkiego umysłu odkryć nie podobna. Sprzeczności w Wyznaniu Kościelnem zdają się na pierwszy rzut oka tak jawne, tak jaskrawe i tak bezwzględnie postawione, że dziwićby się należało nad śmiałością, nieledwie nad bezczelnością ludzi odważających się takie oczywiste absurda, — (które nietylko pomyśleć, ale nawet skleić z sobą napozór niepodobna), — ludzkim umysłom narzucać, gdybyśmy raczej wkrótce, przy głębszym rozbiorze, nie mieli powodu podziwiać i uwielbiać mądrości boskiej, która takiem wysileniem myśli kierowała. Jestżeż ktokolwiek z pomiędzy Chrześcijan, któryby choć raz w życiu nie zadał sobie pytania, jakim sposobem trzy Osoby, z których każda jest Bogiem, stanowić mają jednego tylko Boga, a nie zaś trzech Bogów? Zapewne nie, — bo niemasz nikogo bez myśli, — a chyba trzeba być bez myśli, aby się prześliznąć przez ów dogmat, bez zawadzenia o ten próg rozumu. — A cóż dopiero jeżeli się wdał w bliższe owarowanie tego dogmatu, jakie mu Kościół przedstawia, wnet przymuszony jest wyznać, że tu dla Myśli jego niemasz ratunku. Krewki na umyśle czemprędzej głuszy głos niewczesnej ciekawości i ucieka się na łono ślepej wiary. Silniejszy zaś dłużej docieka i dociera, ale na tem samem kończy, jeżeli się nie stanie pastwą zimnego zwątpienia, — jeśli się nie pogrąży w przepaść niewiary, kędy ciemno i pusto. A tak gdziekolwiek się obrócisz, ciemność cię ogarnie. Bo w krainie Wiary jest światło, ale oczy zawrzeć musisz, — w krainie zaś niewiary, zatrzymasz oczy otworem, lecz nic nie ujrzysz, bo światła nie znajdziesz. A przecież dogmatycy z urzędu swego (ex officio) przy muszeni byli tłumaczyć i objaśniać to, co ani wytłumaczonem, ani objaśnionem być nie mogło. Odprawiali więc tę powin ność jakby za pańszczyznę. Rozprawiali tak długo, ile niezbędnem się zdawało, aby ją napozór odbyć, ale z radością chwy tali za pierwszy' lepszy' wybieg, aby zejść z tak twardego pola. Zwykły wybieg dogmatyków   495 PRZYPISEK DO DZIAŁU III, ROZDZ. III. STR. 383. (ob. odsyłacz). (luźna kartka z manualika z napisem; Dalszy ciąg o istocie Kościoła Wschodnio-Greckiego. — Kwestja pochodzenia Ducha Św.) IV. Ten punkt także bardzo jasno dowodzi, iż Kościół wschodni w rozwiązaniu idei Chrystjanizmu jest momentem I-szym, Kościół zachodni II-gim. — Jakoż w pierwotnych czasach nigdy wzmianki nie było w składach wiary o pochodzeniu Ducha S-go i od Syna. — Grecy więc ściśle zewnętrzności wiary się trzymając, innowacji dopuścić nie chcieli. — Pierwszy ślad tej innowacji znaleźć dopiero można w ustawach Soboru Toletańskiego 3-go r. 589; potem z Hiszpanji dopiero przeszedł na Soborze Akwizgrańskim r. 809. do Kościoła Galli-kańskiego. — W Rzymie zaś do składu Wiary, Symbolum Nicaenum, dopiero około 1014 r. przyjęty. (Baronius, Annales Eccles. ad annum 1014). Zaś w IX wieku, gdy spór na Soborze Akwizgrańskim oto przez Jana Mnicha Jerozolimskiego wszczęty został, a Karol W. w celu wyjaśnienia rzeczy do Leona III posłów wyprawił, ten Papież (mimo przekonania Wiary, jak twierdzi Fleury Hist. Eccles. tom X. Iib. 45. § 48). dodatek odrzucić kazał i skład wiary bez dodatku, na dwóch srebrnych tablicach po grecku i łacinie wyryć kazał i na grobie ŚŚ Piotra i Pawła je złożył. Wszelako używanie tego dodatku w Kościele Zachodnim już się wtedy bardzo rozkrzewiało. Grecy przeto, więcej na zewnętrzności niż na istocie się opierając, nie dozwalali zmieniać słów Soboru Nicejskiego, opierając się nadto na zakazie Soboru Efeskiego względem jakiegokolwiek dodatku, oraz na słowach Soboru Carogrodzkiego, iż Duch Śty od Ojca pochodzi. — Świadectwa Ojców Kośc. Wsch. względem pochodzenia Ducha i od Syna. — S. Epiphanius in Ancorato. n. 7. 8. 67. 72. et Haeres. 74. n. 9. S. Gregor Nyssen. in fine lib. I. contra Eunom. pag. 164 Horn. 3. de orat. Dom. S. Athanasius in Ep. ad Serap. — S. Maximus. Tract, de Condelabro Zachar. Proph. 5. Basilius lib. V. contra Eunom. § Cur et Spir. filius filii non dicitur? 496 5. Cyrillus Alexandr. Thesaur. lib. 13. cap. 2. cap. 3. in Evang. Joan. lib. XII. cap. 56. etc. Concilior. Tom V. concil. Ephes. parte I. cap. 26. Epist. Opierają się Grecy głównie na ustawie Soboru Constant. 1. w wieku IV. za Teodozego. „Wierzę w Ducha Ś-go, Pana i Ożywiciela, który pochodzi od Ojca", oraas na ustawie Sob. Efeskiego, która zakuzuje wszelkiego dodatku do Symb. Nicejskiego. Florencki Sobór 1439 chciał ten spór załatwić w ten sposób, iż dozwalał, aby u Greków w wyznaniu wiary Słowa „i od Syna" opuszczonemi były, ale żądał, żeby w to wierzyli. PRZYPISEK DO DZIAŁU III, ROZDZ. IV, STR. 385. (ob. odsyłacz).V. 5. Basilii Magni Homil. contra Sabellianos et Avium et Anomaeos. (sub fine.) Sed jam diu sermonem nostrum moleste ferre vos video et tantum non audire me puto, quod confessis immorans quae-stiones valde decantatas non attingam. Omnium enim aures arrectae nunc sunt, ut de Spiritu Sancto aliquid audiant; Ego vero velim maxime sicut traditum simpliciter accepi, sicut ingenue et candide assensus sum, sic et auditoribus tradere, ut non eorumdem mihi sit semper reddenda ratio, set ut confes-sione una persuasos habeam discipulos. Quoniam autem cir-cumstatis nos judices magis quam discipuli, qui probare nos velitis, non autem quidquam discere quaeratis: necesse nobis est velut in judicio iis quae objiciuntur respondere semperque interrogari et semper quae accepimus dicere. Adhortamur autem vos, ut ne omnino quod vobis placet ex nobis audire quaeratis, sed quod Domino acceptum est et consonum scrip-turis nec contrarium Patribus. Itaque quae dicebamus de Filio, propriam videlicet ipsius personam confiteri oportere, eadem habemus et de Spiritu Sancto dicere. Non enim ideo Spiritus idem est qui Pater, quod scriptum sit: Spiritus est Deus.1 Neque rursus Filii et Spiritus persona una est eo quod dictum sit: Si quis autem Spiritum Christi non habet, hic non 1 Joan IV. 24. 497 est ejus; Christus autem in vobis est.1 Etenim hinc decepti nonnulli Spiritum et Christum eumdem esse opinati sunt. Sed quid dicimus? Hinc commonstrari naturae conjunctionem ne-cessitudinemque, non personarum confusionem. Est namque Pater habens esse perfectum, nec ullius indigens, radix ac fons Filii et Spiritus Sancti. Est et Filius in plena divinitate vivens Verbum, et proies Patris quae eget nullius. Quin et plenus est Spiritus, non pars alterius, sed perfectus et integer in seipso consideratur. Et conjunetus quidem est Patri Filius inseparabiliter, conjunetus quoque Filio est Spiritus. Nihil enim est quod dirimat, nihil quod sempiternam illam conjuetionem intereidat. Nullum enim inter illos saeculum in-tercurrit, nec potest animus noster separationem ullam exco-gitare adeo, ut aut unigenitus non sit semper cum Patre, aut Spiritus Sanctus non semper existat cum Filio. — Ubicumque igitur Trinitatem conjunximus noli velut unius rei indivisae partes tres animo tibi fingere, (impia est enim haec cogitatio) sed trium incorporeorum perfectorum essentiam communem atque individuam intellige. Ubi enim est Spi ritus Sancti presentia, illic et Christus praesens est: ubi vero Christus, illic utique et Pater adest: „An nescitis, quod cor,,pora vestra templum sunt habitantis in vobis Spiritus Sancti".2 Et: Si quis templum profanat, hunc perdes Deus.3 Quamobrem cum per Spiritum sanetificamur, suseipimus Christum in interiore nostro homine habitantem, et una cum Christo Patrem communiter apud dignos manentem. Hanc autem conjun ctionem declarât et baptismatis traditio et fidei confessio. Etenim si alienus esset natura Spiritus, quomodo simul annumeraretur? Et si temporum processu postea accessisset Patri ac Filio, qua ratione aeternae naturae conjungeretur?          ..... Nam ubi primum de Spiritu quae non oportet dixeris, hoc tibi exploratum fit et cognitum ex Spiritus derelictione. Sicut enim qui clausit oculos, domesticas in se habet tenebras: ita qui secessit a Spiritu, is ab illuminante semotus animi caecitate confunditur. 1 Rom. VIII. 9. 10. 2 I. Cor. VI. 19. 3 I. Cor. III. 17. 32 498 At ne sépares a Patre et Filio Spiritum Sanctum, ab-sterreat te traditio. 'Sic Dominus docuit, praedicavere Apostoli, Patres conservavere, confirmavere martyres. Satis ha-beas Ioqui ita ut edoctus es. Et cave arguta illa et captiosa objicias mihi: Ingenitus est aut genitus. Quod si ingenitus est, Pater est; sin autem genitus, Filius est, si denique neu-trum horum, creatura est. Ego autem cum Patre quidem Spiritum novi, at novi non esse Patrem: item, illum cum Filio accepi, sed non accepi Filium fuisse appellatum. Aut enim inquiunt ingenitus est aut genitus, aut creatus: at neque primum, neque secundum, igitur tertium. Illud vestrum igitur maledictioni aeternae vos reddet obnoxios. Esne perscrutatus omnia? omniane ratiocinatione tua sub-jecisti divisioni? nihil inexploratum reliquisti? omnia mente tua complexus es? omnia tua cogitatione comprehendisti? nosti quae sub terra, nosti quae in profundo? Daemonum haec jactantia est: Mensura pelagi et numerus mihi notus arenae. Quod si multa ignoras, et infinito plura sunt quae ingnoras quam quae nosti, cur non etiam cum omnibus fateris citra pudorem tuam istam de modo quo Spiritus Sanctus existit ignorantiam, cum haec nihil habeat periculi?     S. Basilii Caesareae Cappadoc. Archiep. Epist. CXXV. (in fine). (Przytoczywszy symbol Nicejski). Quoniam igitur hic caetera quidem plene et accurate definita sunt, partim ad emendanda quae laesa fuerant, partim ad praecavenda quae suboritura praevidebantur; doctrina autem de Spiritu Sancto strictim posita, nec ullam disquisitionem visa requirere, eo quod nondum tune esset haec mota quaestio, sed sine insi-diis insita esset credentium animis de illo sententia: paulatim autem crescentia impietatis semina, quae prius quidem ab Ario haeresis auctore jacta, postea vero ab iis qui illius erro-res improbe exceperunt, ad ecclesiarum perniciem enutrita sunt, ipsaque impietatis series in blasphemiam contra Spiritum erupit; propterea adversus eos qui sibi ipsis non parcunt ne-que inevitabiles minas a Domino nostro Spiritus Sancti blasphe 499 matoribus intentatas prospiciunt, illud necessario proponen-dum est: oportere ut anathemate feriant eos, qui Spiritum Sanctum dicunt esse creaturam, et eos qui sic sentiunt, et eos qui non confitentur eum natura sanctum esse, sicut natura sanctus est Pater, et natura sanctus est Filius, sed ipsum a divina ac beata natura abalienant. Rectae autem senten-tiae argumentum est, illum non separare a Patre et Filio, (oportet enim nos baptisari quemadmodum accepimus et credere quemadmodum baptizamur, glorificare vero ita, ut credimus, Patrem et Filium et Spiritum Sanctum) atque etiam ab eorum qui Spiritum creaturam dicunt, ut aperte blasphe-mantium communione recedere: hoc explorato et citra contro-versiam manente (nam hecessaria est ob sycophantas obser-vatio) neque ingenitum dici a nobis Spiritum Sanctum; unum enim novimus ingenitum et unum rerum principium, Patrem Domini nostri Jesu Christi: neque genitum; unum enim esse unigenitum in fidei traditione didicimus: Spiritum autem ve-ritatis ex Patre procedere edocti, ex Deo esse confitemur citra creationem. S. Basilii Caesareae Cappadoc. Archiep. Liber de Spiritu Sancto Caput XVIII. ... Unus autem est et Spiritus sanctus, atque ipse sin-gulariter enuntiatur, per unum Filium uni Patri copulatus, ac per se complens glorificandam super omnia ac beatam Trini-tatem, cujus cum Patre et Filio consortium satis illud daclarât, quod in turba creaturarum positus non est, sed solitarie profertur. Neque enim unus est de multis, sed unus est. Quemadmodum enim unus est Pater et unus Filius: ita et unus Spiritus Sanctus. Et vero a creaturarum natura tantum semovetur, quantum par est id quod singulare est, a collec-tivis et multitudinem habentibus distare. Patri autem ac Filio in tantum unitus est, quantum consortii habet unitas cum unitate. Sed nec hinc solum probatur naturae communio, verum illinc quoque, quod ex Deo esse dicitur: non sicut ex Deo sunt omnia, sed tamquam ex Deo procedens, non per ge-nerationem quemadmodum Flilius, sed tamquam Spiritus oris 32* 500 eius. Omnino autem nec os membrum est, nec Spiritus est flatus resolubilis: sed et os prout Deo convenit dicitur, et Spiritus essentia vivens, sanctificationis domina: ita ut consortium quidem inde declaretur, modus autem existentiae ineffabitis servetur. PRZyPISEK DO DZIAŁU III ROZDZ. VIII, STR. 397. Dante Div. Com. Inferno III C. VI. Questo misero modo Tengon l'anime triste di coloro Che visser senza infamia e senza lodo. Mischiate sono a quel cattivo coro Degli angeli che non furon ribelli Ne fur fedeli a Dio, ma per se foro. Cacciarli i ciel per non esser men belli Ne Éď profondo inferno gli riceve Che alcuna gloria i rei avrebber d'elli Ed io: Maestro che e tanto greve A lor che lamentar gli fa si forte? Rispose: Dicerolti molto breve. Questi non hanno speranza di morte E la lor cieca vita e tanto bassa Che invidiosi son d'ogni altra sorte. Fama di lor il mondo esser non lassa Misericordia e giustizia gli sdegna Non ragioniam di lor, ma guarda e passa. (Z manualika). Zgasły niedawno w Berlinie prof. Teologji Marheinecke, rzekł o owych połowicznych duchach, którzy nawpół wierzą a nawpół rozumują, prawdziwie i dowcipnie: „Sie glauben zu denken, und denken zu glauben". „Tacy mieszkają w Chrystusie wiarą, ale Chrystus nie „mieszka w nich miłością. Bo z niego biorą tylko liście Wiary, „a jagód Miłości brać i rodzić nie chcą". (Skarga. Kaz. na dz. Św. Wojciecha). 501 DO DZIAŁU IV, ROZDZ. IV, STR. 408. (fragmenta niewyrobione.) (luźna karta zapiskowa rozpoczynająca od zanotowanych dziel·.) VII. Wichart. Geist, Natur und Mensch mit Hinweisung auf Gott. Münster 834. (v. Jahrb. d. Teol. 835 V.) Ritter. Der Gott der Wirklichkeit. Bresl. 834. — Meiners. Gesch. der Lehre vom wahren Gott. Duisburg 1791. „Wypuścisz Ducha Twego a będą stworzone, i odnowisz oblicze ziemi. „Chwała Pańska niech będzie na wieki, uweseli się Pan w uczynkach swoich". Ps. CIII. 30. 31. Duch przemawiał przez Proroków. (Isai. XXXIV. 16. —        LXI. 1. Mich. III. 8. etc.) Cudotwórczość Ducha, (o Cudach z Ducha). I. Cor. XII. —        Eph. I. 17., II. Tim. I. 7. Przez zesłanie Jezusa Chrystusa Bóg stał się człowiekiem. Przez zesłanie Ducha Świętego Bóg stał się ludzkością. W nauce Nazareńczyków jest mowa o zesłaniu Jezusa i następnie obietnica innego Posła Życia, Ducha Annoz (Cod. Nasar. Syriace transscriptus     latineque redditus a Matth. Norberg. Londini Goth. 18ş5. I. I. p. 51 — 59. o Chrystusie mowa jest w T. I. p. 47. 55, 57, 89, 99, 105, 107, 109.II.9.81,133). a potem: Bóg stworzył świat nie z niczego, co jest fałszywem du-alistycznem wyrażeniem, ale z Siebie samego, co jest właściwym charakterem działalności Ducha. — Już Spinoza bardzo trafnie uznał, iż mówiąc, że Bóg stworzył świat z niczego, tem samem owe nic, jakoby jakąś materję stawiamy, z której Bóg stworzył świat; oszukujemy przeto siebie samych takiem wyrażeniem. Przed stworzeniem Świata był już Duchem absolutnym u Siebie, (an Sich) potentialiter, — i urzeczywistnił się jako taki, actualiter, przez stworzenie Świata. — Stworzył go zaś przez Miłość, Mądrość i Wolę Swoją. Przez Miłość stworzył pojedyńcze duchy, (ducha podmiotowego), a to na podobieństwo Swoje, aby je kochać i być od nich kochanym, albowiem kochać tylko można jednorodne z sobą istoty. 502 Przez Mądrość stworzył ogólne duchy (ducha przedmio-towogo) rytm, rozum i prawo wszechświata i towarzystw wszelkich, osoby moralne. — Przez stworzenie świata rozwinął dopiero Bóg składowe swoje żywioły t. j. Materję i Ideę. Materja rozwinęła się w świat Natury, Idea rozwinęła się w świat Myśli. Przed stworzeniem zaś pomyślany Bóg jest zwartą jednością, nierozwi-niętą Możnością. — Jest już Wszechpotęgą, jako Duch absolutny, lecz nierozwiniętą. Przed stworzeniem Świata jest więc Bóg δύναμις abstrakcyjną potęgą. Jako Stworzyciel jest już ÝíÝďăĺιá. rzeczywistym czynnym objawem. — Po stworze-'niu Świata jest ĺíôĺëÝ÷ĺéá, spełnią, dokonaniem, — doskonałością, zadość sobie uczynieniem. I to rozumie Pismo, gdy mówi, iż Bóg stworzywszy świat uznał, że to dobre. — Niektórzy Egzetycy chcieli z tego wiersza Ksiąg Rodzaju wyprowadzić wniosek, iż Bóg stworzył świat bez świadomości, — albowiem dopiero post festum uznał, że to dobre. Jest to najfałszywsze pojęcie tego arcyważnego tekstu. Znaczy on, że Bóg się cieszy ze spełnionego dzieła, z dokonania i doskonałości jego i ta pociecha jest właśnie jego absolutną szczęśliwością, ĺőóÝâĺéá, Entelechją. Totum hoc quo continemur et unum est et Deus, et socii sumus eius et membra. Seneca Ep. 92. 30. — nec natura sine Deo est, nec Deus sine natura, sed idem est utrumque, nec distat officio. Sen. de Benef. IV. 8. Sextus Emp. adv. Mathem. III. 21. 28. — Cicero de Nat. Deorum I. 11. 13. 14. — Athenag. Legat, pro Christ, p. 16. 23. 29. — Lactant. 1. 5. — (Z manualika czerwonego).1 Świat jest ciałem Boga; Bóg jest duszą świata. Takim sposobem godzi się w jedność spekulacyjną immanentność i transcendentność Boga, Panteizm i Personalność. Boskie ja jest odrębne od świata, a przecież go przejmuje, tak jak duch przejmuje ciało. (Sap. Salom I. 7). 1 Fragment następujący został dopiero obecnie odnaleziony i dlatego nie był uwzględniony w poprzednich wydaniach. Ogłaszamy go tu drukiem poraz pierwszy. (Przyp. wyd.) 503 To ja bez świata byłoby abstrakcją, byłoby tylko duszą bez ciała. Jest to więc personalny panteizm i panteistyczna personalność. Wszystkie rzeczy ograniczone są organami Boga, ale nie stanowią Jego istoty, tak jak członki nasze nie stanowią nas. Ani też ich całość nie stanowi jeszcze Boga, równie jak organizm ciała człowieczego nie stanowi jeszcze człowieka. Bóg współczuje ze wszystkiem w świecie, tak jak my czujemy każdą część ciała naszego, w każdej z nich jesteśmy, to jest Wszechobecność Boga. To jest prawdziwą Nieskończonością i Nieograniczonością Boga. Dotąd bowiem była absolutna sprzeczność między pojęciem Nieskończoności Boga, a pojęciem Skończoności rzeczy światowych. Te dwa pojęcia wzajemnie się wyłączały i znosiły, gdyż Nieskończoność nie będąc Skończonością, tem samem była nią, ponieważ ją Skończoność ograniczała, ograniczoność zaś, ograniczając nieograniczoność, tem samem w jej sferę wkraczała. Teraz zaś pojmujemy, że Bóg jest nieograniczonym w każdej Ograniczoności. Nie stoi więc przeciw niej, ale jest w niej i ona w Nim. Rzeczy zaś skończone zawsze są skoń-czonemi, bo nawet przypuściwszy ich liczbową nieskończoność, to jeszcze one nieskończoności Boga nie stanowią, ponieważ ich suma stanowi dopiero ciało Boga, w którem i nad którem panuje Boskie Ja. Boskie ja, jako absolutne, nie ma żadnego nie-ja, ponieważ całe Universum jest dopiero jednym składowym jego żywiołem i do ja należącym. Ale ponieważ ja bez nie-ja pojąćby się nie mogło i byłoby samo niepojętem, przeto musi się rozróżnić, ale wewnątrz siebie. Stąd okazuje się niedorzeczność tego twierdzenia, iż Bóg stwarzając Świat, sam Siebie ogranicza. Tym sposobem mielibyśmy dwie ograniczoności, dwie względności, ale żadnego Absolutum. Stworzenie Świata nie jest postawieniem Sprzeczności naprzeciw Siebie,1 ale jest to odróżnienie od Siebie w Sobie. (Setzen eines Unterschiedes innerhalb seiner selbst). — Osobistość Boga jest nieskończoną Osobistością, nic obcego zewnątrz siebie mieć nie mogącą, inaczej byłaby ograniczoną osobistością, a więc nie Bogiem. To, co pod pewnym względem Boskiemu nie-ja odpowiada, jest Świat — ciało Boże. Należy on zawsze do Bo 1 Tu dopisał Autor ołówkiem: Owszem przez to Bóg się wypełnia. 504 skiego Ja, ale tylko należy, nie jest zaś Boskie ja Ęáô έξď÷Ţí, jest Jego żywiołem. — Świat zaś jest nietylko Naturą, jest nietylko przyrodzoną, materjalną pozycją Bytu. Świat, Universum jest także w sobie samym złożoną, rozróżnioną i spójną całością. Historja, Ludzkość, sfera ducha Ograniczonego jest także świata żywiołem — ciało więc Boże to nietylko świat zmysłowo widzialny, przed nami rozpostarty, ale także świat dzieł naszych, scena ograniczonego Ducha. My sami, jako podmioty, jesteśmy organami Boga. Przeczuła to trafnie teo-logja Chrześcijańska stanowiąc mistycznie, iż społeczność wiernych jest ciałem Chrystusowem. To mistyczne dotąd ciało staje się jawem. Jak więc w zmysłowej naturze, tak w umysłowych subjektach Bóg ma swoje nie-ja. Jak cały świat w ogóle, tak każdy z nas z osobna jest Bożem nie-ja, a przecież do Bożego ja należy. Tak wszystko jest w Bogu, a Bóg jest we wszystkiem. Tak nieskończoność Boga jest uratowana, bez poświęcenia skończoności. Jest to Spinozystyczny Panteizm, ponieważ wszystkie Ograniczoności są Atrybutami, lub Modami jednej substancji i równie jak transcendentność Boga objawia się w Jego Ja, tak też personalność człowieka jest uratowana przez jego wyłączne ja. Naturalnie kiedy następuje kolizja między istotą skończoną a nieskończoną, jest to to samo, kiedy w organach ciała naszego zajdzie kolizja. Boga to boli i Bóg choruje na nas, równie jak my chorujemy na serce, głowę etc. Stąd wypada, że stan błogości i szczęśliwości u Boga jest także od historji zależny i że dopiero za nadejściem harmonijnej epoki społeczeństwa, absolutna harmonja u Boga ustaloną będzie. Ten ostatni filozofem nie jest ani antyreligijny, ani anty-filozoficzny. Albowiem 1" co do religji: że dysharmonja może istnieć w Bogu, dowodzi dość tekstów, n. p. żal Boga, że stworzył człowieka i boleść Jego w sercu. Gen. VI. 6. 2" Co do filozofji: — czyż to stawanie się szczęśliwości Boskiej mniej jest przypuszczalne niż Heglowskie stawanie się Jego świadomości Siebie w świadomości Ludzkości? — Tak jest, Bóg jest Substancją i Przyczyną, stosunek więc świata do Boga jest substancjalny i causalny, ale też przez to samo musi być wzajemno-causalny (Wechselwirkung) t. j., iż świat oddziaływa na Boga. 505 Czyliż stąd wypływa sprzeczność? Czyliż Istota Absolutna może być znowu zależną i czyż przez to samo nie przestaje być absolutną? Wpatrzywszy się głębiej w ten stosunek wątpliwość ta się wyjaśni. Bóg determinuje Świat. Nawzajem tedy od Niego jest determinowanym. Jeżeli skończoność znajdzie się w zgodzie z nieskończonością, determinacja będzie normalną, dobrze będzie Światu i dobrze Bogu. Jeżeli zaś w niezgodzie, tedy zawsze Wszechmocność, przez to samo, że jest Wszechmocnością, przeprowadzi Swą determinację, ale z dys-harmonji wyrodzi się złe, (ból) dla Świata, a więc i złe (ból) dla Boga. Bo nad tem, że Świat cierpi, Bóg cierpi. A więc jest należny od Świata, a jednak absolutny. Celem rozwinięcia świata jest absolutna harmonja z Bogiem, a stąd absolutna harmonja w Bogu. Analogicznie się dzieje z duchem człowieka. Z chorobą ciała i dusza choruje, ze zdrowiem ciała i dusza szczęśliwa. Ale równie jak to, co nazywamy mocą duszy, robi człowieka wyższym nad dolegliwości ciała i od zależności tegoż go wybawia, tak możnaby mniemać, iż i w Bogu, u którego ten stoicyzm, równie jak wszystkie przymioty w absolutnej musi być doskonałości, tem bardziej musi być od tej zależności wolny. — Ci coby tak myśleli, nie uważaliby, iż sama stoiczna ataraxia jest sama w sobie dysharmonją i walką. Niejedno co dla ograniczonego ducha byłoby już szczytnem, dla nieograniczonego byłoby tylko podrzędnem, i w tem to znaczeniu właśnie powiedziano: sapientia apud homines, stultitia apud Deum. Dla abstrakcyjnie więc myślącego człowieka, może się ataraxia zdawać absolutnym stanem, ale dla absolutnego Boga na absolutnem swojem stanowisku bynajmniej. . Dodaję tu na absolutnem swojem stanowisku, ponieważ mogłoby to mieć miejsce na dialektycznym szczeblu. I tak n. p. w Chrystja-nizmie poświęcenie się i abnegacja było najwyższem. W tej sferze było to najwyższem, ale też sfera ta nie była najwyższą. Chrześcijańskie cierpienie, Judaiczny gniew i zemsta, sąż to absolutne psychiczne stany? Jednostronność ich i niedostateczność jest jawna. Absolutny zaś stan Boga, jest absolutna szczęśliwość, harmonja, błogość, absolutne zadoścuczynie w sobie, dla siebie i od siebie. To zadosyćuczynienie zależy także od naszego przyczynienia się, od naszej harmonji, od naszego 506 zdrowia. Absolutna istota jest zaiste nieskończenie wyższa od skończonych istot, ale pomimo to z niemi najściślej sympatyzuje. Ta sympatja boleści Bożej jest coś podobnego do boleści Ojca karzącego syna, wywiera na nim swoją przewagę, ale przez to samo sam cierpi. Gdybyśmy zaprzeczyli temu wzajemnemu działaniu Boga na świat i świata na Boga, zaprzeczylibyśmy samemu życiu Boga i zapędzilibyśmy to życie w krainę abstrakcji i nudoty. Gdyby cierpienia nie miał w sobie Bóg, nie byłby Świętym. Wprawdzie cierpienie to jest podporządkowanym momentem, bo też i bierność u arcyczynnego jest tylko podrzędnym żywiołem. Można więc następującą dać definicję Boga, która acz może się napozór wydawać śmieszną, jednak jest pod pewnym względem bardzo dobitną i trafną: Bóg jest Wszystkiem i jeszcze czemś więcej.1 Pierwsza połowa tej definicji jest pan-teistyczno-immanentną, druga zaś teistyczno-transcendentną. Jest ona w tem dobra i trafna, iż nietylko oznacza integralne przyjęcie panteizmu za moment nowego stanowiska i absorbcję jego jako składowego żywiołu, ale też razem jego przekroczenie i wzbogacenie wyższą determinacją. Grzeszy zaś tylko spójnikiem i, który w niej zdaje się dualizm stanowić i oddzielne członki mechanicznie tylko pojednywać. A przecież owo coś więcej nad wszystko nie jest od wszystkiego odrębne, nic przez się istniejącego zewnątrz wszystkiego, ale jest owszem duchową ogólnością owego rozpierzchniętego wszystkiego, idealną w sobie i dla siebie spowodowaną Jednością różnorodnego istnienia, — słowem jest ono absolutną myślą absolutnego Bytu. — Jest więc w Bogu substancjalna panteistyczna jedność, a ta jest tem, czem w człowieku organizm, ciało. I jest druga personalna jedność, która jest tem, czem w człowieku dusza. Ale te dwie jedności nie są rzeczywiście dwiema, tylko jedną jednością, tak jak w człowieku niema ciała i duszy, ale jest dusza przez ciało, a ciało przez duszę. Ciało bez duszy jest trup, czyli abstrakcja bytu, dusza bez ciała jest mara, czyli trup myśli. Są to więc tylko dwie strony jednego pojęcia. Wszelako w dialektycznem rozwinięciu tego pojęcia, równie 1 Owo „jeszcze coś więcej" jest Platona: έπέχεινα πάσης ούδιας. das Jenseits aller Wesenheiten. 507 w duchu ograniczonym jak i w nieograniczonym, może być przewaga tego lub owego momentu, a zwłaszcza na początku wyłączność substancjalności. I tak równie jak w Procesie Ducha absolutnego Panteizm jest zasadą, czyli najpierwszem stanowiskiem, z którego dopiero dalszy rozkwit wyszedł, tak też w procesie rozwinięcia Ducha skończonego, t. j. człowieka, cielesność odpowiada Panteizmowi, jest pierwszym jego momentem i punktem wychodu. Ciało, organizm, oto jest sub-stancjalność bezpośrednia ograniczonego ducha, duchowność dopiero się następnie budzi, równie jak transcendentność u Boga.1 Aby transcendentność Boga względem świata dobrze pojąć, trzeba dokładnie następne rozróżnić: Czy świat jest Bogu transcendentny? Nie — bo świat jest w Bogu, dla Boga i przez Boga. — Czy Bóg jest światu transcendentny? Tak, bo Bóg jest w świecie ale i nad światem, czyli jest to wyższe pojęcie, ogarniające świat w sobie jako niższe, jako moment siebie samego. Z powyższej definicji wypływa też naturalnie następujące zdanie: Bóg jest wszystkiem we wszystkiem i nad wszystkiem. Pierwsze stanowi Jego wszechobecność, drugie Jego wszech-mocność. Pierwsze jest stroną rozpierzchniętego Bytu, drugie, stroną skupionej Myśli. Co razem bytujące, świadome i dzielne Ja stanowi. Jako Świat, Bóg jest nieskończoną Indywidualnością. — Jako ja świata jest nieskończoną Podmiotowością.- — Jako Duch działający to twórczo, to opatrznie, jest nieskończoną Osobistością. — Na poprzednich szczeblach jest jeszcze Ab 1 Bo nie to co duchowem jest z początku, ale to co zmysłowem—dopiero potem duchowe. I. Cor. XV. 46, 47. — Pierwszy człowiek ziemski z ziemi jest, drugi niebianski z nieba, — a tak trzeci człowiek niebio-ziemiański, ponieważ ziemia jest mu. . . . . - Laktancjusz powiada: „Gdybym przypuszczał, że Bóg jest duszą świata, i że świat jest ciałem Boga, bynajmniejby z tego nie wynikało, że świat jest z Bogiem jednoczesny i że Bóg nie stworzył świata".. Instit. Div. lib. VII. cap. 3. Jako ciało jest świątynią Ducha naszego, tak też świat jest wielką świątynią Boga. To uznanie świata za świątynię Boga spotykamy u jednego z najgłębszych i najgenialniejszych Gnostyków, u Basilidesa, niemniej u Phi-lona. Sap. Salom. I. 7. Albowiem Duch Pański uzupełnia okrąg świata, a ten który utrzymuje wsze rzeczy, ma Słowo (lub świadomość tworzy). 508 strakcją, dopiero z Osobistością staje na równi absolutnego swego pojęcia. — Jako indywidualność jest On tylko ślepem Bóstwem Orjentu. Nawet greckie Fatum do tego należy. — Jako Podmiotowość, jest tylko cierpliwym Bogiem Chrześcjan. Nawet Opatrzność w ten zakres wchodzi. — Dopiero jako konkretna Osobistość jest On współżyjącym i współdziałającym Duchem, widomym i świadomym, — światem, jego procesem i jego Entelechją. (Z manualika). Duch jest wcieloną Ideą. — albo też odwrotnie, co na jedno wychodzi, umnym organizmem. Ps. LI. 8. Ecce enim veritatem dilexisti, incerta et occulta sapientia Tuae manifestasti mihi.1 Ps. XXX. 6. In manus Tuas commendo Spiritum meum; redemisti me Domine Deus veritatis. Ps. XXXIII. 4. Magnificate Dominum mecum, et exaltemus nomen ejus in idipsum. Ps. XVI. 4. Ut non loquatur os meum opera hominum; propter verba labiorum Tuorum ego custodivi vias duras. Duch jest tu, a przecież jest wszędzie, — jest znego-waniem rozciągłości materji, ale nie abstrakcyjnem jej zne-gowaniem t. j. nie czyni abstrakcji z rozciągłości, ale ją owszem przyswaja, uznaje ją i zachowuje sobie, ale skoro tylko chce, przezwycięża ją, to jest właśnie wszecbobecność ducha. Ta wszechobecność nie jest tylko czczym ogólnikiem, t. j. przez Wszechobecność nie rozumiemy wcale idealnego tylko istnienia, bez realno-specjalnego znajdowania się w miejscu, stanie i okolicznościach, ale owszem to pewne znajdowanie się jest realną podstawą, rzeczywistością de facto, a Wszechobecność Ducha jest idealnem rozprzestrzenieniem tej podstawy, możnością de jure. Oczywiście Duch ograniczony posiada też tylko ograniczoną Wszechobecność, co znaczy, iż tylko myślą, tylko idealnie jest wszędzie, realnie zaś, cieleśnie jest gdzieś. Duch zaś abso 1 Przytoczyliśmy teksty zanotowanych Psalmów, gdyż z zestawienia ich wypada, że pierwszy cytat prawdopodobnie z psalmu LI. podług Żydów pochodzi, (podług naszej rachuby Ps. L.) W manualiku teksty nie przytoczone wcale. (Przyp. wyd.J 509 lutny jest wszędzie realnie i idealnie. — Lecz nawet w ograniczonym duchu znajduje się już ta wszechmocność Ducha, choć idealnie znajdować się wszędzie, i dlatego ta negacja rozciągłości, przestrzenności Natury, nie jest abstrakcyjną, ale już konkretną, czyli jest afirmacją siebie i swojego przeciwu. „Boże! Ty Boże Duchów wszelkiego ciała". Num. XVI. 22. Duch wypełnia i odnawia Ziemię. Sap. 1. 7. Ps. CIII. 30. Św. Augustyn powiada: „Pierwsze co Bóg zamierzył „w Stworzeniu jest Objawienie Imienia Swojego", poczem wnet dodaje: „Bóg jest Duchem, i tylko duchem dosięgnąć „go można". DO DZIAŁU IV, ROZDZ. V, STR. 409. ' (Luźna karta notatek z napisem): Rozdz. Rozwój u filozofów ducha. VIII. Ζεύς ταύτα έστιν αιδήρ. Ζεύς δέ γή. Ζεύς δ' αύρανος. Ζεύς ταύτα πάντα. χώ τι τώνδ' ύπέρτερον. Eschyl. Fragm. Plato w Filebie odróżnia Duszę i Ducha świata. Dusza ta, czysto idealne principium, äçěéďőńăüň íďőň, jest niezależną od świata, czyli jest światu transcendentną. Duch świata zaś, íďőň έγχόσμιος jest immanentny, — a tak świat jest Ýěřő÷ďň, έννους. — Podobnież w Timeuszu trzy następne termina jasno dają się rozpoznać: 1° Ciało świata, σώμα τω χόσμου — 2° Dusza, řő÷Ţ, którą Bóg „założył w środku i oblekł nią ciało", która była przed stworzeniem ciała, która jest nad światem t. j. transcendentna względem świata, řő÷Ţ ύπερόσμιος. Jest to monas, nie ma żadnej rozciągłości (p. Iamblicha), jest to ów wzór, podług którego świat stworzony został. Jest to ciemno u Platona, ale u komentatorów jego jeszcze ciemniej i wątpliwiej. Zdaje się wszelako, iż w ten drugi termin wchodzą wszystkie następne wyobrażenia promiscue p. Platona użyte: Wzór, dusza nadświatowa, řő÷Ţ íďőň ύπερόσμιος ëüăďň. Nareszcie 30 Duch świata, íďőň έγχόσμις. przez który świat staje się: ćůďí έμφυχον. έννους. Wiadomo, jaką ważność przywiązywali starożytni do pojęcia, ćůďí, zwierzą, a raczej żyjąca istota, pochodzącego od 510 ćţí. wszystko co żywe, ζωή życie, czyli to cobyśmy dziś nazwali żywotny organizm, i dlatego nie było to wcale ubliżeniem nazywać w tem rozumieniu Świat lub Boga ζωον. a bardziej absolutnie áőôďćďďí. Arystoteles w Księdze XII metafizyki nazywa Boga: zwierzęciem doskonałem, i ta definicja jest istotnie dobrą i prawdziwą, czyli jest ona o tyle dobrą i prawdziwą, o ile owa, która Boga mianuje absolutną Ideą, bo jest właśnie jej przeciwległą. Czem bowiem jest Idea w czystej sferze Myśli, tem jest organizm zwierzęcia w sferze Bytu, w krainie Natury. Nad temi dwiema krainami jednak wznosi się kraina Ducba, i dlatego doskonalszą jeszcze od tych definicji jest definicja Boga, jako doskonałego Ducha, Ducha Świętego. — Lecz wróćmy się do filozofów starożytnych. Aristoteles usiłuje dojść do spełnego pojęcia Ducha Ś-go, ale na jego stanowisku było to niepodobnem. Jakkolwiek Bóg jego jest czysto idealny, jednak Wprawdzie często tak u Platona, jak u Aristotelesa, a cóż dopiero u poprzednich, albo też u późniejszych, mniej potężnych filozofów, dusza i duch są często tak mieszane i jedno za drugie brane, iż trudno jest przeprowadzić ścisłe i stanowcze tych istot pojęcie. Sam Arystoteles daje nam o tem wyraźne świadectwo ç. ń. o Demokrycie i Anaksago-rasie. (De anima I. 2). A jednak sam w tę konfuzję czasem wpada. , Jest to właściwa słabość wszelkich początków, jest to niemowlęctwo świadomości. Na polu teologicznem, w pierwiastkach Tradycji kościelnej widzieliśmy to samo zjawisko. I tak n. p. znachodzimy nieraz duszę, ř-»//;- u dawnych filozofów w tem właśnie znaczeniu wziętą, w którem my teraz Ducha pojmujemy. U Plotina n. p. trzy Hypostazy jedynego Boga są: 1° pierwotna jedność, Byt w sobie (?) do którego tylko przez zachwycenie wznosić się możemy: — 2° Myśl, inteligencja, νους (?) pojmująca się sama przez się. — 3" Dusza powszechna, řő÷Ţ ôţí üëďí. która sama jest nietylko terminus tertius Boskiej Trójcy, ale też terminus triplex, bo obejmuje w sobie: Byt, Myśl i Potęgę, Siłę, gdy tymczasem drugi terminus obejmuje w sobie Byt i Myśl (refleksyjnie, w przeciw 511 postawieniu).1 Wiadomo jak ciemny jest Plotin i jak trudno z jego pojęciami stanowczo dojść do ładu. Plotin podobnie jak Plato rozróżnia dwa νους, νους ύπερ χόσμιος i νούς έγχόσμος. Że równie on, jako też prawie wszyscy filozofowie Aleksandryjscy, przyznawali wyższość owemu transcendentnemu νούς nad tym, który się w samym świecie znajdował, to nas dziwić nie może, owszem dziwiłoby nas, gdyby było przeciwnie w tej idealistycznej epoce. Podobnież się ma z trzema Teodora z Asinei, którego Proklus nazywa wielkim. Jego demiurgiczna trjada składała się z Bytu, Myśli i Duszy, το δν ό νούς ή φυχή. — Poprzedzała je trias logiczna: το ειναι. το ζήν. Ostatecznym wypadkiem αύτοζωον. Widzimy więc, że Prawda jest wieczną i że ciemniej lub jaśniej u wszystkich prawdziwych mędrców się przebija. (Na ćwiartce listowej). Porównanie istoty człowieka z istotą Trójcy Śtej, jako na dogmacie stworzenia człowieka na obraz i podobieństwo Boga oparte, znajduje się często u najgłębszych i najwznioślejszych Teologów średniowiecznych. Dość wspomnieć Jana Scota Erigenę,2 albo Gersona.3 Ostatni właśnie twierdzi, że ponieważ człowiek stworzony na obraz Boga, tem samem posiadać musi trzy główne dążenia (tendentiae principales) ku odpowiedzeniu trzem Trójcy Śtej Osobom. I tak Duchowi Smu przypisuje dobro, ku temu zaś odnosi się w człowieku siła woli (vis concupiscibilis), — Synowi zaś przypisuje Prawdę, ku której odnosi się siła myśli (vis rationalis), — Ojcu nareszcie przypisuje Potęgę, Majestat i Chwałę, celem których w człowieku jest siła Czucia i Namiętności, vis irascibilis. — (Osobna karta z notatkami). Jan Scot Erigena mówi, że: „Przyczyna wszechrzeczy, „która jest Bogiem, jest razem jedyną i mnogą". Istota Boża podług niego postępuje, czyli rozmnaża się we wszech istnie1        Przy powyższych znakach zapytania dopisał Autor na boku. „Cy tuję niedokładnie z pamięci, bo nie mam źródeł pod ręką". (Przyp. wyd.). 2        Patrz ważną rozprawę o podobieństwie Bożem w Tubinger theol. Quartalschrift 1830 Heft 3. 3 De mystica theologia speculativa Consid. 41 et sequen. Colleciorium super Magnificat d. 254. 251. 266. etc. 512 jących rzeczach, — i schodzi przez najogólniejsze rodzaje i t. p. do najszczególniejszych szczegółów (species) i najró-żnorodniejszych tychże własności. — A znowu odwrotnie temiż samemi stopniami wstępuje z nieskończonej mnogości i różnorodności, aż do najbezpośredniejszej wszechrzeczy jedności, — która w Bogu jest i Bogiem jest, — tak że Bóg jest wszystkiem, i wszystko jest Bogiem. — Dedic. ad S. Ma-ximi Schol. in Gregorium Theologum). — Ową processionem nazywa trafnie άναλυδιχή — reversionem zaś Φεοφς, czyli ubóstwieniem, deificatio. PRZYPISEK DO DZIAŁU IV, ROZDZ. VIII. STR. 418 (?) (Verso karty z fragmentami podanemi na str. 508 i 509). IX. Ponieważ dogmat o Trójcy w N. Testamencie objawionym nie został, i tylko u Mateusza Ś-go wzmianka się znajduje, przeto też dogmat ten pozostał dotąd Mysterium, i jako taki w Dogmatyce występuje, gdy tymczasem dogmat o Zbawieniu, o Łasce są spełnionemi już Objawieniami. PRZYPISEK DO DZIAŁU IV, ROZDZ. X. STR. 424 Tertulian. adv. Marc. I. 5. X Principalis itaque, est et exinde tota congressio de numero; an duos Deos liceat induci, si forte poetica et pictoria licentia et tertia iam haeretica. Sed veritas Christiana de-stricte pronuntiavit: Deus si non unus est, non est: quia dignius credimus non esse, quodcunque non ita fuerit ut esse debebit. Deum autem ut scias unum esse debere, quaere, quid sit Deus, et non aliter invenies. Quantum humana con-ditio de Deo definire potest, id definio, quod et omnium conscientia agnoscet: Deum summum esse magnum, in aeter-nitate constitutum, innatum, infectum, sine initio, sine fine. Hune enim statum aeternitati censendum, quae summum magnum Deum efficiat, dum hoc est in Deo ipsa, atque ita 513 et' caetera; ut sit Deus summum magnum, et forma, et ratione, et vi, et potestate. Cum de isto conveniat apud omnes, (nemo enim negabit Deum summum magnum quid esse, nisi qui poterit Deum imum, modicum quid, e contrario pronuntiare, ut Deum neget auferendo quod Dei est), quae erit iam con ditio ipsius summi magni?. Nempe ut nihil illi adaequetur, id est, ut non sit aliud summum magnum: quia, si fuerit, adaequabitur, et si adaequabitur, non erit iam summum magnum, eversa conditione et, ut ita dixerim, lege, quae summo magno nihil sinit adaequari. Ergo unicum sit necesse est, quod fuerit summum magnum, par non habendo, ne non sit summum magnum. Ergo non aliter erit quam, per quod habet esse, id est unicum omnino. Proinde Deus cum sum mum magnum sit, recte veritas nostra pronuntiavit: Deus si non unus est, non est    PRZYPISEK DO DZIAŁU IV, ROZDZ. X. STR. 428. Epiphanius. Haeres. LXII. 2. XI. ÔŢí ďÝ πáóáí áőôţí πëÜíçí, χαι τήν τής đëÜíçň áőôţí ďýíáěéí Ý÷ďőóéí ĺň Üπďχďýφωí ôéíţí, ěÜëéóôá Üπď ôďŕ ęáëďőěÝíďő Áéăőđôßďő ĺőáăăĺëßďő ů ôßíĺň ôď üíďěá ĺπĺδĺíôď ôďűôď. ¸í áőôţ ăáń ćďëëÜ ôďéáýôá ţň iv ćáďáâýóôψ ěőňôçńéωδţň ĺχ πńďóáπďő ôďő ÓωôŢńďň áíáöÝńĺôáé, ţň áűôďŕ ďçëďŕíôď; ôďéň ěáδçôáéň. ôďí áőôüí ĺßíáé ĐÜôĺńá, ôďí áőôüí ĺßíáé Őßďí. ôüí áőôüí ĺßíáé Üăéďí Đíĺűěá. PRZYPISEK DO DZIAŁU IV. ROZDZIAŁU X. STR. 429. Symbolum „Quicumque" S. Athanasii. XII. Quicumque vult salvus esse, ante omnia opus est, ut teneat catholicam fidem. Quam nisi quisque integram inviolatamque servaverit, absque dubio in aeternum peribit. Fides autem catholica haec est: ut unum Deum.in Tri-nitate et Trinitatem in Unitate veneremur. Neque confundentes personas, neque substantiam séparantes. 33 514 Alia est enim persona Patris, alia Filii, alia Spiritus Sancti. Sed Patris et Filii et Spiritus Sancti una est divinitas, aequalis gloria, coaeterna Majestas. Qualis Pater, talis Filius, talis Spiritus Sanctus. Increatus Pater, increatus Filius, increatus Spiritus Sanctus. Immensus Pater, immensus Filius, immensus Spiritus Sanctus. Aeternus Pater, aeternus Filius, aetčrnus Spiritus Sanctus. Et tamen non tres aeterni, sed unus aeternus. Sicut non tres increati, nec tres immensi, sed unus increatus, et unus immensus. Similiter omnipotens Pater, omnipptens Filius, omnipo-tens Spiritus Sanctus. Et tamen non tres omnipotentes, sed unus omnipotens. Ita Deus Pater, Deus Filius, Deus Spiritus Sanctus. Et tamen non tres Dei, sed unus est Deus. Ita Dominus Pater, Dominus Filius, Dominus Spiritus Sanctus. Et tamen non tres Domini, sed unus est Dominus. Quia sicut singillatim unamquamque personam Deum ac Dominum confiteri christiana veritate compellimur, ita tres Deos aut Dominos dicere catholica religione prohibemur. Pater a nullo est factus, nec creatus, nec genitus. Filius a Pâtre solo est, non factus, nec creatus, sed genitus. Spiritus Sanctus a Patre et Filio: non factus, nec creatus, nec genitus, sed, procedens. Unus ergo Pater, non tres Patres, unus Filius, non tres Filii, unus Spiritus Sanctus, non tres Spiritus Sancti. — Et in hac Trinitate nihil prius aut posterius, nihil maius aut minus: sed totae tres Personae, coaeternae sibi sunt et coaequales. Ita ut per omnia, sicut jam supra dictum est, et Unitas in Trinitate et Trinitas in Unitate veneranda sit. Qui vult ergo salvus esse, ita de Trinitate sentiat. Sed necessarium est ad aeternam salutem, ut Incarna-tionem quoque Domini nostri Jesu Christi fideliter credat. Est ergo fides recta ut credamus et confiteamur quia Dominus noster Jesus Christus, Dei Filius, Deus et homo est. 515 Deus est ex substantia Patris ante saecula genitus, et homo est ex substantia matris in saecula natus. Perfectus Deus, perfectus homo; ex anima rationali et humana carne subsistens. Aequalis Patri secundum divinitatem, minor Patre secun-dum humanitatem. Qui licet Deus sit et homo, non duo tamen sed unus est Christus. Unus autem non conversione divinitatis in carnem, sed assumptione humanitatis in Deum. Unus omnino, non confusione substantiae, sed unitate personae. Nam sicut anima rationalis et caro unus est homo, ita Deus et homo unus est Christus. Qui passus est pro salute nostra, descendit ad inferos, tertia die resurrexit a mortius. Ascendit ad caelos, sedet ad dexteram Dei Patris omni-potentis; inde venturus est judicare vivos et mortuos. Ad cuius adventum omnes homines resurgere habent cum corporibus suis et reddituri sunt de factis propriis rationem. Et qui bona egerunt ibunt in vitam aeternam, qui vero mala in ignem aeternum. Haec est fides catholica, quam nisi quisque fideliter fir-miterque crediderit, salvus esse non poterit. Gloria Patri. PRZYPISEK DO DZIAŁU V, ROZDZ. II. STR. 447. Do słów: Wydobyć się z pod przemocy Religji etc. (z manualika). XIII. Ci, co tak nędzne mają wyobrażenie o Religji, mają je dlatego, że nie znają jej istoty inaczej, jedno pod pewną przebytą i przyjętą już formą, i tę formę, ten fenomenalny jej szczebel, biorą za całą jej istotę. Mylą się również jak ci, którzy braliby duszę w pewnym stanie niemowlęctwa lub dzieciństwa i dlatego, iż w stanie tym nie odpowiada jeszcze przeznaczeniom człowieka, potępialiby duszę. 33* 516 PRZYPISEK DO DZIAŁU V, ROZDZIAŁU VI. STR. 456. Do słów: Religją powszechną, katolicką. (Luźna karta z napisem): Do I. Prośby?... XIV. — wiecznie mógł pozostać, albowiem to właśnie co go spełniać, to co go urzeczywistniać miało, było jemu samemu przeciwnem, stając się samo szczególnym, a więc niespełnym utworem. 1 to także czuli doskonale Apologeci Chrześcijańscy.1 — Prawdziwa saś syntetyczna Ogólność, (nie zaś an-tytetyczną, jaką była chrześcijańska) czyli inaczej, prawdziwa Powszechność, spełna katolickość,2 już nie zaprzecza żadnym szczególnikom, już nie wytępia ani potępia, ale je owszem zatwierdza i utwierdza, ogarniając je w sobie, kojarząc odrębne dotąd kierunki w własnem wyższem ognisku, i uznając je za integralne członki,. za organiczne żywioły wielkiego swego Organizmu, Otóż taki spełny katolicyzm mógł dopiero spełnej Religji Ducha zostać udziałem; Chrześcijaństwo zaś było tylko jego szczeblem, domagalnością. Wszelka wyłączna forma religijna nie może z natury swojej rościć prawa do powszechności, ponieważ to wszystko, co ona wyłącza, posiada także swoje prawo, i takowego broni i za tem obstaje, a tem samem zamiast spółkowania jako zdrowy organ w wielkim Organizmie, rozdziera samą Społeczność. A wszakci wiemy, że: „wszelkie „Królestwo w sobie samem rozerwane, nie ostoi się".3 — Rozerwanie zaś, rozszczepienie i walka są istotnemi cechami 1        Niektórzy Apologeci Chrześcijańscy odparli bardzo zręcznie uczyniony zarzut, jakoby Chrześcijaństwo przyjęło było do siebie niektóre żywioły lub obrządki pogaństwa, a przez to skaziło się niemi, — odpowiadając jakoby to właśnie dowodziło uniwersalności religji Chrześcijańskiej, że zdolna jest wnieść w łono swoje obce żywioły i wznieść je, uświęcając je. — Ale nie uważali ci Apologeci, że sami dają silną broń przeciwko sobie, bo to wno szenie w Chrześcijaństwie jest tylko wyjątkiem, a znoszenie prawidłem. Obecność zaś wyjątku jest samego prawidła potwierdzeniem. Właśnie przez to, że tylko z niektóremi wyjątkowemi żywiołami etnicznego świata Chrześci jaństwa dopełniło takiej organicznej asymilacji, właśnie przez to najjaśniej dowiodło, że nie jest jeszcze organiczną sferą, że nie jest jeszcze religją powszechną, ale dopiero jej postulatem, dążeniem i drogą do niej. — 2        Katholikos znaczy powszechny. 3        Mat. XII. 25. Mar. III. 24. Łuk. XI. 17. 517 Społeczności Chrześcijańskiej, są jej. logicznem przeznaczeniem, jakeśmy dopiero widzieli i dlatego Społeczność ta ostateczną i dostateczną Społecznością być nie może, jedno dialekty-cznem przejściem ku owej, w której, już ani rozszczepienia ani odszczepienia nie będzie. Tak jest, Społeczność Ducha Ś-go nie zazna rozpa-dnięcia, — nie zazna odszczepieństw żadnych, — nie zazna żadnego wyłączenia. Łączność właśnie, skojarzenie i spółucze-stnictwo będzie właśnie znamieniem tej Społeczności, a to nie pod blichtrem obojętnej tolerancji, która dlatego tylko nic nie wyklucza, bo też nic nie obejmuje, która dlatego nic nie potępia, bo też nic rzeczywiście nie miłuje, która dlatego tylko nic nie odpycha, bo też nic nie przyciąga, — ale owszem przez żywotną organiczną siłę, która wszystko cokolwiek w Duchu jest, do Ducha znów przywodzi, i we wszystkich najróżnorodniejszych Ducha zjawiskach istotę samego Ducha uznaje; — a to wedle głębokiego przepowiedzenia wielkiego Apostoła: „Boć różne są dary, ale jeden Duch, i różne są „posługi, ale tenże Pan".1 PRZYPISEK DO DZIAŁU V, ROZDZ. XI. STR. 469 i 471. (z manualika). XV. Sakramenta. Obrządki. — W Religji Ducha wszystkie rzeczywiste czynności duchowe są sakramentami. Laborare est orare. Liturgicznym obrządkiem, dzieła estetyczne, dzieła sztuki. Jak dzisiejsza Teologja dzieli się na Liturgję, Dogmatykę i praktyczną Teologję... — Cała Sztuka — Liturgją. — Do jakiej bądź sztuki kto zdatny, niech ją obraca na chwałę Bożą, na uprawę Ducha. (Cultus: Kultura). Cała filozofja — Dogmatyką. — Dogmatyka wzrastająca, rozwijająca się i potęgująca wraz z dalszemi postępami Myśli. — Kto sądzi, że taka płynna i bieżąca dogmatyka nie byłaby dogmatyką, która z natury swojej pewnych stanowczych i nie 1 I. Cor. XII. 4. 5. 518 zachwialnych prawd wymaga, — niech spojrzy na samą dogmatykę Chrześcijańską, która rzeczywiście jest wiekowym utworem i wypływem potoku Tradycji. — Historja filozofji jest również wielką Tradycją Myśli ludzkiej, pasmem stanowisk prawowiernych i heretycznych, wzajemnie w siebie przechodzących i uzupełniających się. — PRZYPISEK DO DZIAŁU V, ROZDZIAŁU XII. STR. 474.(Z manualika). XVI. Kapłaństwo powszechne, jak tego wymagał Tertuljan i jak było w pierwotnych gminach chrześcijańskich: „primum omnes „docebant et omnes baptizabant, ut cresceret plebs et multi-„plicaretur, omnibus inter initia concessum est et evangeli-„zare, et baptizare et scripturas explorare". (Hilar in epist. Ephes. c. IV. v. 12). KONIEC PRZYPISKÓW. SPIS RZECZY. Wezwanie.          Stronice Przedmowa wydawcy do wydania pierwszego. . .              VII Dział I. „Ojcze." . I. Słowo i akt Miłości               1—7 II. Ojcostwo Boże, jako zaród pierwszej radykalnej przemiany świata społecznego         .       7—14 III.     Żywe doświadczanie Ojcostwa Bożego           14—18 IV.      Egoizm, altruizm i organiczne formy ich pogodzenia. . . .                 18—31 V. Realność stosunku synowskiego względem ojczyzny            31—35 VI. Kolejne szczeble Ojcostwa i Macierzyństwa.             35—38 VII. Dostępy do Boga poprzez „jestestwa innych rzeczy". ....       38—42 V.II. Żywotność porównań. — Wszech przytomność Boga. — Ob jawienie w Ciele i Objawienie w Słowie             42—51 IX.      Kościół — Matka nasza. . .                   51—63 X.       Ma;ka — Ziemia — Miłosne działania warunkiem spełnienia obietnic Bożych            63—75 Dział II. „Nasz". I. Niezbędność zaimka „nasz".                 76—77 I!. Historyczne dojrzewanie pojęcia Ojcostwa               77—84 III.     „Publiczne" wynikłości „Wezwania". „Uwłaszczenie synów Bożych"            84-91 IV.      Wolność — Równość — Braterstwo.                91—95 V.       Wolność w Liście do Galatów. — Niedostateczność jej form obecnych                  96—103 VI. Potrzeba równości a niezbędność różności              103—108 VII. „Złota wolność" — i fałszywa równość                 109—114 VIII Przedrzeźniacze Ojcostwa Bożego                114—121 IX. Wolność — Równość — Braterstwo — hasłem zbawienia albo zatracenia  ..... .         121—126 Dział III. Crisis obecna. I. Środki i sposoby „społecznego zbawienia". . .             127—131 II. Grzechy zaniedbania naszych czasów.            131-—136 520 Stronice III.     Dojrzewanie ludzkości — końcem kataklizmów społecznych.      136—139 IV.      Doktorowie i faryzeusze postępu            139--142 V. Rola „starszych braci" w społeczeństwie. .                142—150 VI. Zwolennicy „światowego porządku" — a sprawiedliwość Boża.  150—155 VII. „Mądrość ciała i mądrość ducha"              155—158 VIII. „Potrzeba prawdy bez niegodziwości". — Duch stronniczy. .    158—168 IX.      Rzekoma niepojednalność zasad               168—171 X. Ogień i woda. — Miłość „dopełnieniem Zakonu". . . ...       171—177 XI. Rewolucja nieudolnym środkiem społecznym                178—184 XII. Zawodność środków gwałtu                  184—191 XIII.    Socjalizm nieskuteczny, bo bezbożny                191—196 XIV.     Tęcza przymierza           196—202 XV. Końcem obecnego przesilenia klęska lub błogość. — Drogi zbawienia        .,       . .               202—210 Dział IV. „Któryś jest w Niebiesiech". I. Synostwo Boże zadatkiem dziedzictwa    ......   211—214 II. Ojcostwo doskonałem, lecz nie ostatniem imieniem Boga. .      214—223 III.     Pojęcie niebios            223—229 IV.      Wszechobecność Boża w chrześcijańskiem rozumieniu. . .        229—232 V.       Abstrakcyjność chrześcijańskiego pojęcia wszechobecności. .    233—238 VI. Realne pojęcie niebios jako mnogości światów              239—243 VII. Niebo jako zaświat. .                 244—251 VIII. Potrzeba „spełnienia" tych abstrakcyj                 251—256 IX. Jakościowe rozróżnienie przeradza się w pojęcie kolejnych stanów świata               257—262 X.       Świat przestaje być bezbożnym, a Bóg bezświatowym. . . .      262—268 XI. Świat Bożem Ciałem               269—276 Appendix. .               277—298 Pierwsza prośba. Święć się Imię Twoje. Przedmowa wydawcy do wydania pierwszego           301—302 Modlitwa wstępna           303—306 Dział I. Cel i znaczenie I. Prośby. I. Co znaczy I. Prośba? . . .              307—311 II. Co znaczy Imię Boga?           311—314 III.     Elohim. . ... . . . . . . . .             314-318 Jakie jest imię Boga? Troiste jego podniesienie: IV.      Jehowa.           318—321 V. Logos.                 322—324 VI. Duch                           324—329 VII i VIII. Co znaczy Duch? . ..............     330—339 IX. Co znaczy święcenie się imienia Bożego? ......   339—342 521 Stronice X. Duch święty jest spełne, wiekuiste i absolutne imię Boga.         342—343 XI. Objawienie Ducha jest dopełnieniem objawień Bożych, jest trzeciem i ostatecznem z Ludzkością Przymierzem i otwarciem trzeciej Ery świata. . .               344—345 XII. Pierwsza prośba jest prośbą o toż Objawienie. Odmienna jej forma a jednaka treść w Ewangelji Marcjona. . .        345—351 XIII. Czy Duch Święty dotąd nie był objawionym? Zadatko wanie i przybliżenie Ducha. Zielone Świątki. ....   351—354 Dział II. Potwierdzenie tych wypadków Pismem Świętem. I. Postępowe Objawianie się Boga. — Teksty                  355—358 II i III. Zarzuty Kościelne. — Dalsze Teksty               359—363 IV.      Zapowiedziana cześć Boga „w Duchu i Prawdzie". . .  363—365 V.       Dalsze Zarzuty Kościelne. —· Tradycja Ducha. — Bierzmowanie.                  365—367 VI       i VII. Spełnienie Obietnicy Ducha. — Jej stosunek do Obietnicy dawnych Zakonów. — Przejście Epoki Chrześcijańskiej w Epokę Parakletyzmu               368—371 Dział III. Potwierdzenie tych wypadków przez Tradycję Chrześcijańską. I i II. Rozwijanie się i spełnianie dogmatu Trójcy Św. — Kalikstus. — Schleiermacher                 372—379 III.     Praca Tradycji. — Herezja Montana                 379—383 IV.      Sobór Nicejski. — Bazyli Wielki. — Grzegorz Nazjanzenski.         383—386 V. Prawo postępu od Tajemnicy do Objawienia. — Św. Grzegorz a Atanazy. — Abeillard. .               386—391 VI. Warunek Objawienia Parakleta.                 391—394 VII      i VIII. Świadectwo jego o Chrystusie               394—402 Dział IV. Co znaczy to postępowe Objawienie Osób Bożych u samego Boga? I i II. Postępowe objawianie się imienia Bożego. — Wyższość tekstu kanonicznego naszej Prośby nad apokryfem Marcjona                  403—406 III i IV. Trójca w samym Bogu. Fragm.1             406 — 408 V.       Jaką drogą dążyć możemy do poznania Boga? ....         408—411 VI. Pojednanie Immanentności Boga z Transcendentnością na poiu filozofji                 411—413 VII i VIII. Rozwiązanie i dopełnienie dogmatu Trójcy Świętej. . .     414—419 IX. I. Joan. Ul. 2                419—423 X. Zarzuty. — Osobistość Osób Trójcy Świętej            423—429 XI. Pojednanie Unitaryzmu z Triteizmem na polu Teologji. — Herezje. — Wprowadzenie potoku Herezyj w potok prawowiernej Tradycji i zjednoczenie tych potoków.        429—437 1 Tu należą fragmenty umieszczone w Appendixie, jak rdwnież do Rozdz. V. (?) wykład fragm. głębszych pojęć o Bogu u filozofów starożytnych i średniowiecznych. 522 Stronice Dział V. Przejście z rozumowania w działanie, z Myśli w Czyn. I. Cuda i Dowody. — Stosunek Cudów i Dowodów do po stępowych szczebli Objawienia              438—442 II. Antyreligijność. — Indyferentyzm religijny. — Czem jest Religja?                  442—448 III.     Zarzuty i stanowiska wrogie Religji. — Pozaświatowość Religji           448—449 IV.      Saduceizm współczesny               450—451 V. Małoduszni              451—453 VI. Czy Religja Ducha jest nową Religja?  .. .     453—459 VII. Jej stosunek do Chrześcijaństwa                459 - 461 VIII. Obrządki..— Dogmata — Uczynki (działania) Religji Ducha.     461—464 IX. Wiara a Wiedza. — Świadectwo sumienia. . . . . .      464—467 X i XI. Utwierdzenie (doświadczenie) Prawd Wiary przez Umiejętność. — Uświęcenie Życia w społecznym Czynie. Poświęcenie go Bogu. — Liturgja. — Teologja. — Praktyka życia w „Społeczności Ducha". .....         467—472 XII. Duchowieństwo. — Kapłaństwo Ducha               473—475 XIII.    Cultus Ducha. — Cultura Ducha. — Hierarchja. . . .       475—482 XIV.     Rzut oka wstecz. — Obrządek Ducha.        482-483 XV i XVI. Jeden pasterz, jedna owczarnia. — Stosunek do innych wyznań. — Żydzi, Poganie i Mahometanie              483—490 Appendix zawiera, oprócz przypisków, fragmenty niewyrobione teksty i materjał do opracowania I, Prośby, o ile udało się zebrać takowe z notatek Autora,            491—518 Spis rzeczy               519—522 FISZER I MAJEWSKI Księgarnia Uniwersytecka, T. z o. p. w Poznaniu poleca swe najnowsze wydawnictwa: Abraham, Wł., Prof. Dr., Dante jako polityk i publicysta  300,— Cannan, Edwin prof., Bogactwo wraz z dodatkiem o pieniądzu — przekład z angielsk. p. J. Puzynianki pod redak. prof. E.Taylora  3000,Cieszkowski Α., Ojcze-Nasz, wydanie nowe i kompletne, Tom I. .    3000,— —        Ojcze-Nasz. tom II       Ciświcki T., O Naczelniku Państwa i prezydencie Rzeczypospolitej polskiej         1000,— Dziegiecka, Promieńska, Jcziorkowska, Niemiecko-Polski sło wnik dla nauczycieli szkół powszechnych    400,— Elsner (Napolski) Podręcznik stenografji według systemu StolzeSchrey wyd. IV   400, Encyklopedja prawa obowiązującego w Polsce, praca zbiorowa przy współudziale profesorów uniwersytetów polskich pod re dakcją prof. Dr. A. Peretiatkowicza t. I. w druku                  Ewangelje na niedziele i święta roku, zebrał i krót. wykł. zaopatrzył  X. Dr. A. Jakubisiak     400 George, H., Nauka ekonomji politycznej. ....     3000,— Gide, Κ., Prof., Zasady ekonomji politycznej, wyd. VI. (z XXIII wyd. franc, przetł. i oprac. przez Prof. Dr. Wł. Czerkawskiego i Prof. Dr. E. Taylora)  6000,— Godula, Historja handlu i przemysłu Górnego Śląska   600,— Grabska, L., Spętani, powieść       2000,— Jeziorkowska, Α., Metodyka nauki rachunków         200,— Kostrzcwski, J., prof. Dr., Mapa narodowościowa ziem dotychczasowego zaboru pruskiego na podstawie urzęd. spisu ludności 200,— —        Przedhistoryczne dzieje Polski w druku   Kowalski, B., Dr. med. Zarys nauki położnictwa dla użytku położ nych 1921        1500, Krzyżanowski, Α., Nauka skarbowości w druku         Lutosławski, W., prof., Bolszewizm i Polska wyd. II       400,— Majewski, Erazm, prof, Kapitał, rozbiór podstawowych pojęć gos podarczych, wyd. VI. skrócone p. autora            1000,— Majewski, St., Duch wśród materji           3000,— Mickiewicz Α., O życiu duchowem, z pism, przemówień i listów zebrał Stanisław Pigoń               1000,— Namysłowski, B., Prof. Dr., Repetitorjum z anatomji roślin . . . 400,— Ohanowicz, Α., Prof., Dr. Zarys prawa cywilnego obowiązującego na ziemiach byłego zaboru pruskiego, I. Nauki ogólne. . . .        1200,— —        II. Zobowiązania           1500,— Paciorkowski St., Dwie Konstytucje z 3 maja 1791 i 17 marca 1921 z dołączeniem tekstów obu Konstytucyj                1200,— Payzderski, N. Dr., Ratusz Poznański z 17 ilustr           600,Peretiatkowicz, A Prof. Dr., Państwo współczesne wyd. IV. . . .     1000,— —        Filozofja społeczna J. J. Rousseau'a wydanie II. przejrzane i uzupełnione ... ;                2000,— —        Zarys encyklopedji prawa jako wstęp do nauk prawnych . . . 400,— Podręcznik dla sanitarjuszy i pielęgniarzy, opracowało grono le karzy poznańskich         1500,— Schramm J. Dr. Prof., Podręcznik analizy chemicznej jakościowej, wyd. V. w druku  Taylor, E., prof. Dr., Prawo skarbowe Rzeczypospolitej Polskiej 2 tomy   3000,— Ustawa o opłatach stemplowych od weksli i czeków, wydał i objaśnieniami zaopatrzył Dr. St. Czyżewicz. ....... 300,— Zabłocki, Franciszek, Pisma zebrał i wydał Dr. B. Erzepki. . .      2000,