— 99 — więcej, (materyi lub potęgi), stąd nieustanne kolizye sprzecznych interesów i wysiłki. Materyalne dobra, niby piłka w ręku dzieci, przechodzą z rąk do rąk i stają się przedmiotem pożądania ogólnego. Pogoń ta nie daje nikomu spocząć — i ona to nie pozwala na upraszczanie się cywilizacyi, na niwelowanie się zróżnicowań, lecz owszem, popycha do coraz nowych skomplikowań. Ekonomiści szkoły Marxa potępiają całe te wyścigi, a zwłaszcza szczęśliwszych lub dzielniejszych, bo nie zdawali sobie sprawy z natury zjawiska społecznego. Ale kto głębiej umie patrzeć w świat przyrody, ten nawet z punktu widzenia gospodarczego nie będzie pytał: co znaczą te wyścigi, i czem są bodźce do nich: cierpienie i rozkosz? Wystarczy, gdy wzniesie się na wy żynę filozofa przyrody. Wtedy bowiem ujrzy, ze to, co żyje— usiłuje trwać. Żeby się alegorycznie wyrazić, Naturze nie chodzi o przyjemność osobnika, ale chodzi o jego byt, o trwanie. Więc, aby ciało usiłowało trwać — musi ono doznawać głodu i musi doznawać przyjemności w jego zaspokojeniu — bo tylko te uczucia instynktowne, nie pozwalają zginąć zwierzęciu. Otóż to samo jest z głodem społecznym. Naturze społecznej nie chodzi również o przyjemność indywiduów, ale tylko o byt utworu, który raz powstał. Bez tego głodu, bez tych cierpień duchowych, których doznajemy — nie byłoby cywilizacyi, duch nie dążyłby do tworzenia, cywilizacya do rozwoju. Jest to więc poprostu także instynkt życia cywilizacyi. Zanikanie w osobniku dążności twórczej musi być przeciwne naturze zjawiska społecznego i dla tego obwarowane jest od dołu cierpieniem, a od góry perspektywą zadowolenia. To też indywidua, popadłe w obojętność i w bezpłodność społeczną, rychło wyprowadza poza nawias cywilizacyi, a nawet życia.