— 93 — Dopiero, gdy się to zważy, wówczas odsłoni się w całej nagości, powiem wręcz prostactwo i niedokładność metody, która każe oceniać i mierzyć wartość pracy osobników (t. j. doniosłość społeczną pracowników) samą długością trwania ich pracy, t. j. ilością czasu, poświęconego na pracowanie. Metoda taka mogłaby być dobrą wówczas, gdyby chodziło o interesowanie się samym wydatkiem sił fizycznych, rzeczywiście dość jednakowych u wszystkich osobników. Ale gdy metoda ta pomija udział w „pracowaniu" indywidualnej potęgi, u jednych nader drobnej, u innych bardzo wielkiej, to zgodzić się musimy, ze grzeszy ona krańcową niedokładnością. Uwzględnia bowiem to właśnie, co mogłoby być, jako jednakowe, lub prawie jednakowe, pominięte, pomija zaś to, co samo jedno stanowi o stopniu twórczości, o wydajności pracy oraz o różnicach indywidyalnych. Metoda owa dopuszcza się zaś tak ważnego pominięcia pomimo, źe na wszelką twórczość społeczną (z wyjątkiem tylko prostej pracy mięśniowej wyrobników), składa się zwykle drobna odsetka sił fizycznych ludzkich, bardzo zaś wielka i niejednakowo wielka, procesów duchowych. Do tej ważnej kwestyi wrócimy jeszcze na innem miejscu, gdzie to będzie wiązać się z doniosłem zagadnieniem, którego tu jeszcze nie poruszamy, tymczasem zaś, możemy zamknąć ogólne uwagi nad bogactwem duchowem przypomnieniem, że i o wielkości narodu, o realnej mocy jego, a równocześnie o wielkości jego bogactwa materyalnego decyduje wcale nie ilość osobników, nie ilość dusz, lecz ich wielkość oraz jakość. I nie tylko to. Decydującą okolicznością będzie tu jeszcze wielkość kapitału duchowego, czynnego w narodzie. Można bowiem wyobrazić