— 50 — objaśnili. Jednak to złudzenie! I tu właśnie występuje na plac nasz zarzut niedostatecznego orjentowania się filozoficznego i przyrodniczego, jakie panuje śród ekonomistów. Ze człowiekowi przychodzą w pomoc martwe lub żywe siły przyrody (praca maszyn i zwierząt), o tem dobrze wiedzą ekonomiści, boć zresztą tego nie dostrzegać jest rzeczą niemożliwą, ale tem większa jest ich wina, że za mało się troszczyli i troszczą o należyte zrozumienie: co zniewala te obce siły do spółpracy z człowiekiem i na jego korzyść? Poprzestali na koncepcyi pracy ludzkiej, będącej połączeniem „sił" fizycznych z umysłowemi, ale czyż wolno było na tem poprzestać? Wszak „siły umysłowe", jeżeli zechcemy tem mianem nazywać władze umysłowe, ostatecznie płyną jedynie z ciał naszych, równie, jak „fizyczne" — skądże zatem bierze się choćby sama tylko ich rozmaitość, będąca stałą cechą sił i czynności ludzkich? Przecież ciała wszystkich ludzi są prawie tak podobne między sobą, jak ciała zwierząt w jednym gatunku, skądże więc ma się brać odmienność i rozmaitość uzdolnień psychicznych? Ale mniejsza o rozmaitość, pomińmy ją w tej chwili, bo nastręcza się kwestya stokroć ważniejsza, mianowicie: skąd ma się brać pomoc martwych lub żywych sił przyrody? Cóż zniewala owe siły obce do pomagania człowiekowi—i to do pomagania każdemuinaczej? O tem, aby te ludzkie siły fizyczne, cielesne, z któremi się rodzimy, zniewalały martwe siły przyrody do pracy na rzecz człowieka, niema co myśleć, albowiem pokonywanie oporu fizycznego ludzką fizyczną siłą roboczą (choćby świadomą i celową) odebrałobywszelki zysk, mogący wynikać dla ludzi z pracy samej przyrody. Niechże