— 350 — glob ziemski. Trzeba spojrzeć na sieć dróg żelaznych, coraz gęściej oplątujących ogromną jego powierzchnię. Wszak już kosztowną linią drogi żelaznej możnaby opasać dwadzieścia razy ziemię na równiku! Dość spojrzeć na pajęczą plątaninę drutów telegraficznych i kablów podmorskich, na dziesiątki tysięcy statków, krążących po wszystkich morzach, na te tysiące miast i miasteczek, opatrzonych siecią wodociągów, rur gazowych, przewodów elektrycznych i t. d., i t. d., i dość pomyśleć, że jeszcze przed stu laty nie było tego wcale, aby pojąć gdzie skierował się ów bezmiar sił przyrody, posłusznie pracujących pod kierunkiem ludzkiego rozumu i woli. To wszystko nie dzieło mięśni ludzkich, jak zapewniali mechaniści, nie dzieło przeważnie mięśni ludzkich, jak to było w starożytnym Egipcie a nawet w Helladzie i Państwie Rzymskiem, ale, jeśli już chcemy przemawiać językiem mechanistów, — dzieło samego cieplika, uwalnianego przez geniusz ludzki z węgla, pary wodnej, to dzieło sztywności żelaza, twardości i elastyczności stali, powinowactw i antagonizmów chemicznych, siły ciążenia, magnetyzmu, elektryczności i t. d., i t. d. Dość ogarnąć wzrokiem duszy te wszystkie urządzenia, które pochłonęły liczne miliardy jednostek cenności, aby pojąć, że wybujały jak nigdy kapitalizm wieków XIXgo i XXgo, chcąc nie chcąc oddał się na usługi wszystkich. Każdy coś skorzystał, nawet najbiedniejszy, różnica ta tylko, że nie każdy równą korzyść odniósł. Znikły odległości, zbliżyły się kraje, wymiana towarów odbywa się tak łatwo między krajami, jak do niedawna między wioskami. Tym samym kosztem, co daw niej spożywaliśmy płody własnej szczupłej okolicy, jadamy płody czterech części świata, znikła groza klęsk głodowych, dawniej dziesiątkujących kraje, tysiącom no-