— 332 — Gdy to wszystko weźmiemy w rachubą, to jeszcze raz przekonamy się, że nie żaden „kapitał" ciąży żelazną łapą nad klasą małoposiadającą, lecz tylko z jednej strony złość ludzka, — wyzysk osobników niesumiennych, które się spotykają we wszystkich warstwach społecznych, nie tylko wśród pracobiorców, — z drugiej zaś strony te odwieczne wady i braki natury ludzkiej, które we wszystkich krajach i stuleciach minionych doprowadzały ludzi do nędzy, podobnie jak nieobecność tych wad i braków wyprowadza innych z nizin na szczyty bądź potęgi ducha bądź materyalnej. Nie wolno wydawać tyle, co się zarabia, oto recepta na byt znośny, a na byt dobry jeszcze druga: trzeba powiększać nie tylko własną materyę kapitałową, ale moc twórczą, ów majątek wewnętrzny, którego ani ogień ani woda nie zabierze. Tylko człowiek wykształcony (mniejsza w jakim fachu i do jakiego stopnia) staje się ekonomicznie czemś więcej od zwierzęcia roboczego, a doprawdy ogromna ilość ludzi nawet w wieku XXm reprezentuje siłę, zaledwie dającą się cokolwiek wyżej postawić od sił czysto zwierzęcych. Ubóstwo nie wzrosło, owszem, zmalało, tylko na tle gwałtownie zmienionych warunków bytu, przez prosty kontrast z powiększonym stanem posiadania „mocnych", wydaje się dotkliwszem. Świadomość ubóstwa (w warstwach mało produkcyjnych) powiększyła się przez łatwość porównywania i szybki wzrost aspiracyi, — oto wszystko. Wszelkie zaś piorunowania na „ustrój kapitalistyczny" opierają się na niezdawaniu sobie sprawy, gdzie prawdziwe źródło bogactwa w ogólności, a zwłaszcza ogromnych bogactw, przyrastających w wieku XIXm i XXm.