— 2 — w stroną wprost przeciwną poglądom Smitha. Jest nim Karol Marx. Od tego czasu walczą ze sobą mniej lub więcej zreformowani następcy i zwolennicy obu mistrzów, usiłując zasady ich wprowadzać w życie. Jednak nauki obu nie wszystkich zadowoliły. Od dość dawna szkoła, zwana psychologiczną, usiłuje zbudować ekonomię na zasadach całkiem odmiennych zarówno od klasycznej nauki Smitha, jak materyalistycznej Marxa, lecz dąży drogami tak okólnemi, że mimo znacznych powodzeń w krytyce systemów poprzednio rozwiniętych, daleka jest od mety, a daleka dla tego, źe choć odczuwa niedostateczność podstaw obu poprzedników, nie umie błędności ich udowodnić z należytą ścisłością naukową, ani przekonać, ie sama jest na dobrej drodze. W takich warunkach można powiedzieć śmiało, że nie mamy jeszcze Ekonomii prawdziwie naukowej, bo nie mamy jej jednej, bo brak niezachwianych linii wytycznych, po których możnaby kroczyć bez obawy błędu w wyprowadzaniu pojęć szczegółowych. Czem się to dzieje? Sprawiła to głównie fenomenalna potęga rozumowania. Umysły trzech już pokoleń ekonomistów nie mogą się wyzwolić z pod czaru pomysłów najgenialniejszych jej przedstawicieli. Logiczność konstrukcyi zarówno Smitha, jak Marxa tak zasłoniła wspólny ich błąd u podstawy, ze go nie tylko nie szukano, ale nawet nie podejrzewano. Powtórzyło się zjawisko tylokrotnie juz sprawdzone w nauce, że postęp nauki bardziej hamują błędy genialne, niżeli te grube, które się łatwo odkrywa, a jeszcze łatwiej prostuje. Od chwili, gdy uznano niemal za pewnik, że praca jest źródłem bogactwa (czyli dzieł ludzkich), od chwili, w której sformułowano pojęcie kapitału, jako