— 287 — Jeżeli to prawda, że własność indywidualna jednostek mocno twórczych, będąca prawem do używania owoców własnej wartości, staje się w miarę postępu w ogromnej części własnością publiczną, albo własnością słabotwórczych osobników; jeżeli to prawda, ze podlega ona bezpłatnemu rozproszeniu wśród społeczeństwa; jeżeli dzieła, wytwarzane coraz ekonomiczniejszemi sposobami, zawierają w sobie coraz mniej pracy ludzkiej, a z drugiej strony, że spółzawodnictwo inicyatorów i wynalazców, jak również obojętność dla bogactw materyalnych, jaką odznacza się większość szczerych pracowników na polu nauk ścisłych, nie pozwala im długo zatrzymywać dla siebie zysków, płynących ze zwycięstw ducha nad przyrodą; — to w społeczeństwie, które się rozwija, do- czającego dzieło zbiorowe. Zatem w imię solidarności społecznej owoce odkrycia należą się także tym wszystkim, którzy poprzednio lub równocześnie pracowali przy tem dziele. Lecz ci nale-żą już przeważnie do przeszłości, korzystać z zapłaty ani upomnieć się o swój udział nie mogą. Co się tyczy spółczesnych — i tu byłoby niepodobieństwem wyśledzić kto i w jakiej mierze przyczynił się pośrednio do po­wodzenia ostatniego ogniwa w łańcuchu tworzenia. W tak skom­plikowanych warunkach procesu twórczego i prawa do owoców działalności, nie mając możności oddawać części zysku tym, któ­rzy już przeminęli, i to niewynagrodzeni, należałoby ją rezer­wować dla tych, którzy pracują dla późniejszych odkrywców, i dobrodziejów pokoleń dalszych. Świat naukowy odbierałby od społeczeństwa przynajmniej z dołu część owoców, zawdzięcza­nych poprzednikom. Mogłoby się to odbywać przez roztoczenie troskliwej opieki materyalnej nad niezamożnymi, a uzdolnio­nymi pracownikami na niwie nauk, oderwanych od celów prak­tycznych. Część zysków, przypadająca inicyatorowi czy wyna­lazcy—słusznie mogłaby iść na uposażanie pracowników na polu nauk. Naród, ograniczając w ten sposób prawo własności po­tężnych duchowo, a szczęśliwych — oddawałby tylko to, co sie należy mniej szczęśliwej kategoryi najwyższych pracowników— bez obciążania innych warstw ludności.