— 192 — tam, gdzie handel i wytwórczość są najintensywniejsze, a więc tam, gdzie klasa fizycznie pracująca powinnaby, według teoryi, opadać na coraz niższy poziom nędzy. A czyście się zastanowili, czytelnicy, że przecież niktby bez poważnej racyi nie kupował towaru, obciążonego szeregiem jałowych kosztów pośrednictwa, zarówno jak nadmiernym zyskiem sprzedawców. Skoro więc towary, kupowane w takich warunkach, nie tylko nie rujnują nabywców, ale jak widzimy, pociągają coraz nowych, a co ważniejsza nie przynoszą ogólnego ubożenia — bo zamożność społeczeństw najbardziej handlowych i przemysłowych wzrasta najsilniej — to juz w samem tem zjawisku, sprzecznem z doktryną pessymistów socyalizmu, klasyków, a nawet fizyokratów, tkwi najpewniejsza wskazówka, że przedmiotowa wartość towarów musi być wyższą od wszystkich cen sprzedażnych, jakie one na rynku osiągają, i dla tego może wyłaniać się w obiegu, częściowo i kolejno, pod postacią cen coraz wyższych, a przecież jeszcze niższych od owej utajonej wartości przedmiotów. Dopóki przedmiot znajduje chętnego nabywcę, pomimo że przeszedł przez kilka rąk, które nic do jego rzeczywistej „wartości" nie dorzuciły (ale za to podnosiły kolejno cenę), — dopóty mamy prawo utrzymywać, że jego cena jeszcze nie była wyrazem rzeczywistej wartości (oczywiście przedmiotowej), lecz tylko zapłatą, zależącą w całości od stosunków, panujących na rynku.