— 101 — Pytanie: czy mamy prawo do całkowitych owoców swej pracy należy postawić przedewszystkiem na tle pytania: czy zwierzę ma takie prawo i czy człowiek, zostawiony na łonie czystej przyrody, ma je również? Na tym punkcie niema żadnej wątpliwości. Wszystkie prawodawstwa zgadzają się, że dzieła czystej przyrody, będące dobrem niczyjem, każdy może brać darmo. Tak biorą prawe zwierzęta, zostające na łonie czy stej przyrody, tak bierze i człowiek, znajdujący się na łonie niczyjej przyrody. Obdarzony temi samemi instynktami, radby brać zawsze darmo wszystko, czego zapragnie, ale tymczasem, przychodząc do społeczeństwa, t. j. przychodząc do rozumu z okresu dziecinnej nieświadomości, wszędzie natrafia na własność cudzą, na zakaz; wszędzie za to, co chce otrzymać od innych dla siebie, każą mu płacić zrazu prośbą (dopóki jest dzieckiem i nie umie pracować), później pracą. Rychło powiadają mu, że chcąc mieć — trzeba tworzyć, czyli pracować użytecznie, bo gdybyśmy wszyscy chcieli brać darmo, (przemocą albo prośbą), prędko wszystkobyśmy zużyli i nie by łoby co brać, prócz przyrody. Rychło nicbyśmy wszyscy nie mieli. Skąd taka różnica między światem zwierzęcym, a ludzkim, że zwierzęta biorą darmo, ludziom zaś każą pracować? Różnicy żadnej niema. Polega ona na prostem złudzeniu, że zwierzę bierze coś darmo. Tak nie jest. Ono za to co bierze, płaci tem, co ma, siłą i nawet nie wie o tem, że każdy jego wysiłek jest hojną zapłatą, bo życie całe upływa mu na zabiegach w celu podtrzymania życia. O ile zaś ma liczne chwile spoczynku, zadowolenia, rozkoszy, to równoważą się one