ROZDZIAŁ XVI, zmaitszych wzglądem siebie stosunkach. Widzę ludzkie dzieła przerozmaite. Jeśli mi kto powie, ze to wszystko razem jest zwartym systemem realnym, scałkowanym z ludzi i dzieł ich, czy zmysły moje potwierdzą to przypuszczenie? Nigdy! Przecież ja nie orjentuję się w tym systemie. Wszystko tu dla mnie wydaje się oddzielne, nie dostrzegam związku dzieł jednych z drugiemi nie tylko memi zmysłami, ale nawet władzą rozumowania. Otóż pytam: czy mam już podstawę do twierdzenia, ze takiej całości niema? Skoro w poprzednich przykładach te same zmysły nie wystarczały mi do ujęcia całości mego ciała i tych stosunków w niem, które nie ulegają dla mie samego wątpliwości, — to moje osobiste zmysły mogą mi również nie wystarczać do objęcia całości D, choćby ona istniała. Do tego, abym przekonał się zmysłami własnemi, ze system D jest rzeczywiście całością — trzebaby było wznieść się ponad ten system, tak właśnie, jak mogę to robić, gdy patrzę na drzewo, psa i wymoczka, a do tego nigdy dojść nie może, bo my ani wyjść ze swej całości nie możemy, aby ją oglądać od zewnątrz — realnie, ani ogarnąć tak obszernej całości osobistemi zmysłami. Jest to jednak niepoznawalne tylko w ten sposób. Z właściwego stanowiska naszego, ze stanowiska komórki, która należy do tej całości, znamy każdy na swój sposób przynajmniej cząstkę tej realności, w której tkwimy, a chociaż nie znamy jej całkowicie, możemy ją poznawać coraz lepiej. Wprawdzie o jej istnieniu możemy wnioskować tylko na mocy niektórych jej cech, współ-nych z organizmem i komórką, ale jeśli one nas przekonają o realnej analogii, — będzie to dostatecznym szczeblem syntezy czysto teoretycznej, do której na razie wznieść się możemy.