575 uroczyście manifestacye po grodach i ziemstwach. Od małego aż do największego skamienieli wszyscy. Na szczęście Komorowskiego dąsali się tylko pretendenci albo panowie, którzy o swoich bliskich myśleli. Szlachta pozostała obcą temu duchowi, owszem cieszyła się ze sprawiedliwości króla, że nie patrzał ani na włosy siwe, ani na rozległe stosunki rodzinne- Gdyby nie ta okoliczność, możeby panowie duchowni kazali szlachcie pisać manifesty po grodach i ziemstwach. Ale widząc, że nie przemogą jawnie, chcieli jakim sposobem przez wyższą od swojej powagę przełamać upór królewski. Szukali do tego dróg tajemnych i pisali do Rzymu. Skargi za skargami leciały przed tron papieski. Wynoszono w nich zasługi senatorów duchownych i małe znaczenie Komorowskiego. Przerzucono całe prawo kanoniczne, Ojców świętych i dzieje polskie. Każdy z biskupów silił się wynaleźć jaki punkt statutów dawnych, za któryby się można było zahaczyć. Prawo kanoniczne nie świadczyło nic przeciw Komorowskiemu; starano się też je wykręcać stosownie do zwyczajów i podań narodowych. Papież otrzymał zewsząd takie mnóstwo listów i zapytań, porad, prośb i zapewnień że nie wiedział, co robić, i czekał aż się cała ta niespodziewana trudność wyjaśni. Komorowski nie milczał także. Przedstawił zupełnie z innej strony, jak rozżaleni, dowody swoje i prawa do godności arcybiskupiej. Wykazał przed papieżem całą wartość czynionych mu publicznie zarzutów. Czerpał dowody z prawa kanonicznego polskiego. Wszakże sam nie myślał o stolicy gnieźnieńskiej i nie śmiał o nią prosić króla. Zostawiał tę godność innym biskupom, już senatorom. Ale sam król wybrał go i mianował. Ściągnąwszy na siebie nienawiść wyższego duchowieństwa, musiał się bronić. Zostawiał papieżowi wszelką wolność i sąd czy ma zostać prymasem Rzeczypospolitej. Poddawał się zawczasu wyrokom. Ale nie mógł tego przenieść na sobie, żeby nie wytłomaczyć przed głową Kościoła powodów zawiści, która go niewinnie prześladowała, żeby nie stanąć w obronie praw Rzeczypospolitej, których król wyborem swoim nie pogwałcił. Winien był to tlómaczenie się sobie samemu, rodziuie i społeczeństwu, w którem miał zająć wysokie stanowisko. Winien to był wreszcie i samemu Rzymowi."1) Kapituła gnieźnieńska zadziwiona była szybkością nominacyi i nominacyą samą, ale nie pokazała najmniejszej ku osobie nominata niechęci; owszem cieszyła się z jego właśnie wyboru, bo wielu jej członków znało go dobrze, fungując z nim razem przy katedrze krakowskiej, w trybunale koronnym, na sejmach, zjazdach i zgromadzeniach, znało go zaś z wielkiego rozsądku, głębokiej pobożności, nauki i ludzkości. Według świadectw wspomnianego wyżej jenerała Miechowitów, Jakóba Radlińskiego „był on nadzwyczaj towarzyski i przystępny, a w rozmowie miły. Umiał się zastanawiać, dawać zdania pełne dojrzałej rozwagi. Nadto był nadzwyczaj sprawiedliwy. Oddychał wszędzie czystą moralnością chrze-ściańską. Jeżeli wziął jaką sprawę przed się, własną czy obcą, pomyślnie ją zawsze doprowadził do końca, bo złej się nie podjął, a dobrej pilnował. Był nareszcie nadzwyczaj skromnym, łagodnym, a twarzy swojej nie potrafił stroić, 1) Bartoszewicz, Wizerunki Arcyb. Gnieźń. str. 5.