LI. JAN XI. LIPSKI. zadko kiedy opinia publiczna, oczekiwania i zabiegi przy obsadzenia osierociałej stolicy metropolitalnej tak wielkiego doznały zawodu, jak po zgonie nieodżałowanej pamięci prymasa Wężyka. Zwykle monarchowie polscy przy promocyi na tę najwyższą w kraju dostojność mieli wzgląd nie tylko na zasługi względem Rzeczypospolitej i siebie, ale i na rangę hierarchiczną prałatów polskich, posuwając na gnieźnieńskie arcybiskupstwo biskupów z przedniejszych stolic. To też z razu trzymał się tej przodków swej praktyki król Władysław IV, i skoro tylko otrzymał wiadomość o zgonie Wężyka, zwrócił uwagę swą na zasłużonego wielce względem kraju, ojca swego i siebie, kanclerza niegdyś w. koronnego, a naówczas biskupa krakowskiego, Jakóba Za-dzika i jemu ofiarował godność prymacyalną, od której się przecież tenże nad wszelkie spodziewanie z ważnych powodów wymówił.1) Należało się królowi obejrzeć za innymi dostojnikami duchownymi, którzy zasługami i stanowiskiem byli niejako uprawnieni do wyboru. Miał on na stolicy arcybiskupiej lwowskiej względem domu królewskiego wielce zasłużonego Stanisława Grochowskiego, na stolicy kujawskiej doświadczonego i świątobliwego Macieja Łubieńskiego, na przemyskiej bardzo sobie miłego i zacnego Piotra Gembickiego i innych. Nie zbywało nawet na usilnych zabiegach u dworu względem ich promocyi, mimo to król żadnego z nich nie wybrał, lecz ulegając prośbom i wpływom królowej Cecylii Renaty, ku niemałemu ździwieniu wszystkich, których sprawa obsadzenia osieroconego arcybiskupstwa obchodziła, w miesiąc zaledwie po zgonie prymas» 1) Pamiętniki A. Stan. Radziwiłła t. I, 378,