592 i następne pokolenia. Żadną miarą nie dał się spowodować do zwołania sejmu na własną rękę, albo do jakiegokolwiek kroku ubliżającego jego senatorskiej i obywatelskiej godności. W myśl senatu a nawet samego króla przedkładał im pokilkakrotnie warunki do zgody, a gdy się przekonał, że spokój i porządek w kraju nie inaczej, tylko rozlewem krwi bratniej przywróconym być mógł, upominał króla z całym zapałem i dziwną rzewnością, przytomnych do łez pobudzającą do wspaniałomyślności, łagodności i pobłażania względem obłąkanych poddanych swoich. To jego wystąpienie zbija wymownie twierdzenia stronnicze, jakoby popierał zamiary rokoszan naprzeciw królowi i sprawę ich za swoją uważał, chcąc temuż dokuczyć za doznaną przez wyniesienie z katedry na Wawelu baldachimu, zniewagę. Tę insynuacyą ubliżającą wielce jego zacnemu charakterowi, obala spółczesny i wiarogodny pisarz dziejów rokoszu w mowie będącego, Stanisław Łubieński. Jedyny zarzut, któryby mu uczynić można, mógłby być ten, że wbrew powszechnemu w narodzie prądowi wstrętu przed skojarzeniem się króla z domem austryackim, to skojarzenie popierał i do powtórnego małżeństwa Zygmunta z arcyksiężniczką austryacką niemało się przyczynił. Lecz i ten zarzut nie ma właściwej podstawy, gdyż działał w najlepszej wierze i w żadne tajemne z domem rakuskim nie wdawał się konszachty. Dobro publiczne i pomyślność kraju na pierwszem stawiając miejscu, oboje według sił swoich popierał, od żadnej publicznej usługi się nie usuwał, powagi swej i wpływu pod korzec nie chował. Nie odznaczał się wprawdzie złotoustą i porywającą wymową, ani nadzwyczajnym dyplomatycznym talentem, ale oboje zastępować się starał rzetelnością i prawością, któremi więcej dokazał, aniżeli się skromność jego spodziewała.