445 należało. Dopóki ona od tego swego prawa nie odstąpiła, nikomu, a najmniej Sienieńskiemu naruszać go nie było wolno. Ponieważ zaś papież przez poselstwo królewskie zapowiedział przybycie do kraju legata apostolskiego, który sprawę obsadzenia biskupstwa krakowskiego miał załatwić, strony spór z sobą wiodące czekać były powinny spokojnie aż do wyroku pełnomocnika apostolskiego. Jakoż Sienieński nie tylko do zarządu dyecezyi krakowskiej przez ten czas się nie mieszał, ale zapowiedziane w liście swoim inauguracyjnym na nieposłusznych kary kościelne zawiesił. Skoro zaś legat po długiem wyczekiwaniu przybył do Polski i uporu króla żadną miarą przełamać nie zdołał, wtedy Sienieński, porozumiawszy się z tymże legatem, dla spokoju i dobra kościoła krakowskiego uczynił z siebie ofiarę i zrzekł się biskupstwa, przy którem, gdyby się był chciał rządzić ambicyą i miłością własną, długie trzymać się mógł lata. Tym szlachetnym postępkiem zjednał sobie u wszystkich stanów i u samego króla Kazimierza głęboką cześć i uwielbienie, których mu i potomność roztropna odmówić nie może. Drugi zarzut dotyczy jego zachowania się w Mantui wobec owego obrońcy zakonu niemieckiego, że go nie poskromił za jego wycieczki niegodne naprzeciw monarsze polskiemu. Trudno tu jednakże wyrzec sąd stanowczy, nie znając bliższych szczegółów i okoliczności owego zajścia krom krótkiej wzmianki Długosza z posłuchu tylko rzecz przedstawiającego. Z tego też właśnie powodu zarzutu tego podtrzymywać się nie godzi, dopóki wyraźnemi poprzeć go nie zdołamy dowodami. Tak samo zarzut trzeci interesowności przy promocyi swej na arcybiskupstwo gnieźnieńskie wtenczasby Sienieńskiego słusznie spotykał, gdyby dowiedzioną było rzeczą, że w istocie za jego wpływem i staraniem Stolica apostolska wprzód go na toż arcybiskupstwo zatwierdziła, zanim kanoniczny wybór jego nastąpił, co, jakeśmy wyżej pokazali, jest rzeczą nader wątpliwą. Nareszcie niektórzy pomawiają go o nepotyzm, utrzymując, że za sobą wprowadził do kapituły metropolitalnej kilku bliskich krewnych swoich, którym na koszt arcybiskupstwa rozmaite czynił fawory. Prawdą jest, że w drugiej połowie wieku XV zasiadali w kapitule gnieźnieńskiej trzej rodzeni bracia prymasa: Dymitr, wierny i nieodstępny towarzysz w smutnych przygodach jego, Dawid i Mikołaj, tudzież synowiec, Dobiesław Jan, atoli wszyscy, jak to żywoty ich dowodzą, zostali członkami tejże kapituły, zanim brat ich i stryj zasiadł na stolicy metropolitalnej i to po większej części na mocy prowizyi apostolskich. Nie on ich zatem promowował, lecz własna ich zasługa, lub własne zabiegi. Oprócz brata Mikołaja, wszyscy nawet pomarli przed przeniesieniem Jakóba z biskupstwa kujawskiego na arcybiskupstwo gnieźnieńskie, a i ten jedyny brat pozostał przy godnościach swoich nabytych przed ostatnią promocyą Jakóba aż do śmierci, będąc za jego arcybiskupstwa zawiadowcą zamku uniejowskiego nader czynnym i gorliwym, za co go ze strony brata spotkało skromne dożywocie, o którem wyżej była mowa. Czyli arcybiskup majątkiem kościelnym albo dochodami z niego innych krewnych swoich bogacił i wspierał, akta kapitulne nie wspominają równie jak inne spółczesne i wiaro-godne źródła.