387 ścioła gnieźnieńskiego szkodą, bo zaręczyciele słowa i zobowiązania swego nie dotrzymywali. Jakoż dopiero następcy wielkiemi sumy wykupywać musieli zastawy, a niektóre z nich na zawsze przepadły. W potrzebie nagłej przekraczał nawet wszelkie granice przyzwoitości i moralności, biorąc cudzą własność bez zezwolenia i wiedzy właściciela, jak to po dwa kroć uczynił z kosztownościami skarbca kapitulnego. W aktach wspomnianych i w innych spółczesnych źródłach nigdzie się nie doczytasz o wizycie dyecezyi, czuwania nad karnością i moralnością duchowieństwa, zabiegach o poprawę zepsutych obyczajów pomiędzy szlachtą i ludem, o powściąganiu wybryków, stosunku pasterskim do duchowieństwa, pamięci o oblubienicy swojej kościele metropolitalnym, który go tak obfitym obdarzył chlebem lub innych ubogich kościołach i zakładach obszernej archidyecezyi. W katedrze gnieźnieńskiej najmniejszej po sobie nie pozostawił pamiątki, którąby go z własnych opatrzył zasobów; wszystko zaś co uczynił dla niektórych kościołów, nie było jego ofiarą, lecz własnością arcybiskupstwa. To też pamięć jego w archidyecezyi o tyle tylko trwała, o ile ją podtrzymywały uszczerbki i krzywdy, które jej wyrządził. Wspomiuauo imię jego aż do początku wieku następnego, gdy chodziło o wykupienie dziesięcin znacznych stołu arcybiskupiego z rąk kapituły sandomirskiej, a gdy to wspaniałomyślnie dokonał prymas Łaski, imię jego wraz z pomniejszemi długami poszło w zapomnienie. 4.*