60       III. O TWóRCZOśCI. jako czynnika współrzędnego. Nicość nie byłaby nicością, lecz czemś, gdyby zdolną była stanąć obok bytu. Nicość taka, odgrywająca dotąd w bałamutnej filozofii HARTMANNA tak ważną rolę, jako początek i koniec wszechświatowego procesu, byłaby w gruncie rzeczy jednym z czynników samego bytu,—a zatem nazwą niewłaściwą,—gdyby była czemś więcej nad czczą negacyą, mającą swe siedlisko wyłącznie tylko w oderwanej czynności umysłu. Sama Nirwana buddyzmu, ten prototyp wszelkiej nihilistycznej metafizyki, według nowszych badań, nie jest bezwzględną nicością, lecz czemś, stanem błogiego spokoju pewnego realnego, bytowego czynnika. Z tej niemożności przyznania pojęciu nicości znaczenia realnego i wytworzenia czegoś z niczego wynika bezpośrednio odwieczność i nieskończoność bytu. Byt był zawsze wszystkiem; do niego nigdy nic dodać, ani ująć nic mu nie można; jego treść i zakres pozostają zawsze jedne i też same. Gdyby tak nie było, natenczas wytwarzałoby się coś z niczego, albo coś stałoby się niczem; co właśnie jest rzeczą niemożliwą fizycznie, a bezmyślną logicznie. Twórczości tedy w znaczeniu wydania czegoś bezwzględnie nowego, niebywałego, nie ma wcale. Wszelka twórczość jest tylko przetwarzaniem tego, co już było, albo raczej tego, co jest od wieków i na wieki będzie; przetwarzaniem stałych, niezmiennych czynników bytu, rzeczywistości. Rozpatrując bliżej objawy i naturę tego wszechbytu, mamy poważne powody przypisać mu rozum, widzieć w nim działanie myśli, nazwać go Bogiem. Więc i Bóg nie tworzy z niczego, lecz z samego siebie, z nieprzebranych zasobów swego bytu, ze swej rzeczywistości. I On w twórczości swej przetwarza tylko własną treść, stałe, odwieczne, nieskończone czynniki własnego istnienia. I jakże tu się dziwić, że i ludzkość nic bezwzględnie nowego stworzyć nie jest zdolną, że fantazya ludów i geniusz