654 KOMORNIK A BURMISTRZ Widzimy k czemu w Niemcach przyszło za niekarnością a swą wolą; u nas mniej srogości potrzeba, niż indzie: karny jest naród nasz, nie tak, jako niektóre ine, nam przyległe; łaską, umową, dobrotliwością więcej u nas sprawi, niźli srogością. Burmistrz. I mycieśmy się już też poniekąd napuszyli. Komornik. A przeto chodźmy, kędy chcemy. Nie jestem prorokiem, ale boję się, iż tyranna nie uchylimy. Burmistrz. Boże uchowaj, ale znośniej wdy jednego cierpieć, niż wiele. Komornik. Zagadłeś mię: toć próżno wojewód spominać. Burmistrz. Toćby była droga ku prędszemu zginieniu naszemu. Trzeba nam, miły Ferfecki, pilnie Boga prosić, aby miłościwie sprawował i prostował umysły i rady tych panów, którzy się na tę elekcyą do Warszawy zjadą, aby oni prywatę a spór na stronę odłożywszy, tak zgodnie radzili, jakoby dobrze było, ażeby takie ich rady skutek swój brały przodkiem ku chwale Bożej a zachowaniu wiary i kościoła jego świętego, tudzież ku dobremu postanowieniu Korony i przynależących jej ziem i żebyśmy w dobrym pokoju, zgodzie a rządzie długo siedzieli. Komornik. Bez jego natchnienia i pomocy ani rada zdrowa będzie ani przed się pójdzie, cokolwiek uradzimy. Burmistrz. Na coś ci się złego zanosi. Komornik. Tak jest, a jeśli naszy panowie elektorowie teraz brodu uchybią, siedliśmy. Aleć jeszcze Pan Bóg wszechmogący na nas łaskaw — podobno za modlitwami dobrych a nabożnych ludzi albo, iż nie chce niewinnych z winnymi zagubić — iź i nie do końca rozmyślne a skwapliwe i jego ś. wolej przeciwne rady i sprawy nasze w lepsze obraca, chcąc podobno jawnie okazać, iź na nim ku zachowaniu tej Korony nic nie schodzi, a iź sami złą radą a uporem swym zginąć chcemy. Burmistrz. Niosą jeść: siadaj do stołu, p. Ferfecki. Pod-jadszy sobie, możemy dalej z sobą przy kuflu rozmawiać a króla obrać i Rzeczpospolitą stanowić.