W obronie „Psychologji spółczesnej".*) W grudniowym zeszycie Bibljoteki Warszawskiej zamieszczona została krytyka odczytu mojego „Psychologja spółczesna i stanowisko jej w systemie wiedzy", pióra p. Fl. K. Gąsiorowskiego *). Krytyka ta wypadła bardzo dla mnie niepomyślnie, gdyż, jak się okazuje, traktuję rzecz nie dość głęboko, zbywam trudności „oklepanemi frazesami", posługuję się „przestarzałym żargonem pozytywistycznym" i „wpadam w rażące sprzeczności". Przykro mi, ale trudno: uczmy się, chociażby już po czasie. Każdy zresztą objaw krytyki, bodaj najostrzejszej, byleby uczciwej, rozumnej, miłością prawdy nacechowanej, potrafiłbym ocenić, jestem bowiem przekonany, że nauka wogóle nie może się rozwijać bez kontroli takiej krytyki, a tymbardziej nauka tak jeszcze wątła, jak nasza. Przyjrzyjmy się tedy, z jaką krytyką tym razem mamy do czynienia; że zaś nadto p. G. w wielu miejscach zwraca się bezpośrednio do mnie z pytaniami i żąda objaśnień, więc wypada, iżbym mu odpowiedział na nie, zwłaszcza, że i prawda coś na tym zyskać może. P. Gąsiorowski, który nie zadał sobie nawet trudu chociażby pobieżnego poinformowania czytelnika o treści odczytu mojego, odrazu wysuwa na pierwszy plan własne przywidzenia, z któremi zawzięcie walczy od początku do końca. Tak, zarzuca mi nasamprzód, że jestem zwolennikiem empiryzmu dwojga imion ; bezwzględnego i analitycznego. Na zarzut ten w duchu odczytu swego i poprzednich prac swoich odpowiadam : po pierwsze, bezwzględnym empirykiem nie jestem, bo