227 ukowego, gdyż stoją na stanowisku odrębnym. Chodzi tu wszakże nie o zwolenników celowości, lecz o krytykę filozoficzną tego pojęcia, o oczyszczenie i wyświetlenie drogi, po której teorja naukowa ma kroczyć". Niezrozumiałą tedy „chęć zburzenia twierdzy celowości" zmuszony jestem przypisać wyobraźni krytyka, sam bowiem jestem przekonany, że celowość, jako pojęcie faktycznie istniejące w miljardach umysłów, „ma swoje głębokie podstawy w psychicznej naturze człowieka i codziennie w niezliczonych okolicznościach zupełnie słusznie bywa stosowane do objaśniania faktów z dziedziny świadomego i dowolnego postępowania istot żywych. W pracy mojej chodzi o coś zupełnie innego, mianowicie o to, że pojęcie celowości niesłusznie bywa stosowane do naukowego objaśniania przyrody, czyli o bezpodstawność teorji celowości. Z tego też względu muszę odrzucić, jako z gruntu niesłuszne, twierdzenia p. K.: „Nie mamy tedy powodu wątpić, iż autor... jest przeciwnikiem celowości w naturze", albo znów indziej: „Ze wszystkiego, co powiedziano, widać, że p. M. jest przeciwnikiem celowości, jako pewnej kategorji myślenia". Sama myśl, iż czytelnik nie znający książki mojej, na chwilę mógłby zaufać temu twierdzeniu krytyka i wziąć mię za wyznawcę przytoczonych zdań, przeraża mię. Nasamprzód, nie rozumiem nawet, co znaczy być przeciwnikiem „celowości, jako kategorji myślenia", tymbardziej, że wielokrotnie zaznaczam, iż celowość właśnie w myśleniu naszym ma wyłączne siedlisko swoje. Gdy zaś nadto p. K. robi ze mnie jeszcze „przeciwnika celowości w naturze", to niechże mi wolno będzie zauważyć, że w całej książce swojej mówię nie o „celowości w naturze", lecz o pojęciu celowości w przyrodoznawstwie, i tylko w ustępach, gdzie roztrząsam mniemania Janeta i ks. Morawskiego o objek