217 giczny ewolucjonizm nowożytny który z zasady jest przeciwnikiem teleologji, posługując się z jednej strony terminologią teleologiczną, skądinąd zaś walcząc z teleologami, przyłożył się do pewnych nieporozumień, dla siebie samego niekorzystnych. Tak np. wprowadził on pojęcie dysteleologji, przez co sam poniekąd zajmuje stanowisko teleologiczne w objaśnianiu przyrody i pośrednio uprawnia niejako do konsekwencji, że, poza obrębem pewnej ilości nie bez mozołu wykrytych stosunków dysteleologicznych, reszta stosunków może być teleologicznie objaśniona. Naukowe objaśnienie przyrody nie może być ani teleologiczne, ani dysteleologiczne: ono powinno być ateleologiczne. Kto przyjmuje naukową bezpodstawność zasad doktryny teleologicznej, ten musi konsekwentnie odrzucić i wszystkie z tej doktryny wypływające wywody; gdy jednak zwolennicy celowości, opierając się na postulatach pożytku, dobra i piękna, kreślą swoje fantastyczne obrazy przyrody, więc sądził autor, iż nie będzie rzeczą zbyteczną zaznaczyć i w tym także kierunku niektóre główniej sze sprzeczności rzeczonego systemu. Taką jest kanwa czy „szkielet", na którym sprawozdawca mógłby rozsnuć obraz mniej lub więcej wyczerpujący treść książki, stosownie do swoich zamiarów, wypełniając osnowę szczegółami. Zdaje się, iż powyższa kanwa myśli zasadniczej jasno występuje w pracy mojej. Co gorsza jednak, że recenzent w kiku miejscach swego referatu zupełnie zatraca wątek myśli i już najoczywiściej nie z mojej winy. Tak np., zapowiada: „Natomiast wskażemy na próby wyszukania probierza przedmiotowego dla wyznaczenia zewnętrznej pozapodmiotowej celowości". Bezpośrednio jednak po tej zapowiedzi napotykamy, zamiast tych prób, kilka zdań