O SONETACH ADAMA MICKIEWICZA.*) Najuczeńsze dzieł poetyckich rozbiory małą mają zaletę, ponieważ rozbiór jestto rozumowanie, a rozumować w poezyi, na jedno, zdaniem mojem, wychodzi, co chcieć uorganizować natchnienie, albo szukać w niem zamierzonego celu, pewnego porządku i układu, którego niema i z natury swojej mieć nie może. Zimna rozwaga, z jaką krytycy piszą o tworach imaginacyi, najczęściej tłumi w ich sercu iskrę zapału i chwilowo niweczy wrażenia. Wymowne o piękności rozprawy, możnaby przyrównać do grobowych napisów, zdobiących, że tak powiem, mogiłę odczarowanego jej uroku. Najrozsądniejsza krytyka do tego prowadzi celu: zrywa ona łudzącą piękności zasłonę, i tajemnicze obnaża wdzięki, których cały powab zasadzał się może na tern, że dla oka nie były widzialne. Nie wiem, kto powiedział, że poezya jest metafizyką czucia i imaginacyi; to pewna jednak, że jej teoryą zawsze mieć będę za romans umysłu ludzkiego i nadużycie władzy myślenia. O prawdziwości tych postrzeżeń najlepszą miałem sposobność przekonać się, czytając sonety Adama *) W artykule tym Mochnacki, jak zresztą inni ówcześni sprawozdawcy nazywa twórcę Sonetów Mickiewiczem, co uważałem za stosowne poprawić. (Przyp. wyd.).