BIAŁA DAMA. Jak we Francyi powszechnie lubiona jest ta opera Bojeldiego, tak i u nas nie przestaje podobać się ; przedwczoraj znowu licznych słuchaczy zgromadziła, co się szczególniej letnią porą dosyć rzadko w stolicy wydarza. Przyznać trzeba, że tą razą wystawienie jej starowniejsze było jak zwykle. Zdawało się nawet, jakoby orkiestra i chóry znacznie pomnożone zostały; o czem jednak na domysł tylko mówimy, ponieważ być może, że omyliło słuch szumne, donośne, huczne instrumentowanie. Układ dramatyczny tej opery przysparza zaiste wdzięku muzyce, której autor genialnym prawdziwie wynalazkiem kunsztu swojego, myśl słuchaczów ku owym wiekom obraca, kiedy sama rzecz działa się, przypominając częstokroć charaktery dalekiej w romantycznej Szkocyi przeszłości, która tak dobrze znajoma nam jest z opisów Waltera Skotta w powieści Klasztor; tak samo prawie jak pieśń stara, którąśmy w młodości czy w dziecinnych latach gdzieś słyszeli, z ust do ust przekazywana, zanucona tkliwie, brzmi ku czci minionych czasów, odświeżając zatarte kształty w pamięci i zaszłe przecierając wyobrażenia. Z czytania starych ksiąg, co o starych czasach prawią, z przyrównywania jednych do drugich, z rozmyślania, wywija się dla nas jakby dotykalne pasmo widoków malarskich tego, co się przedtem i bardzo dawno działo. Kiedy tony, czy w śpiewie, czy w harmonii Mochnacki. Pisma. 26