362 nej, która naturalnie, bez przymusu i naciągania, sama się, jak nić z kłębu, wywija z życia, charakteru, postępków i przygód naszego króla Bolesława Śmiałego. Czemuż Korzeniowski nie zrozumiał tego przedmiotu, nie ogarnął jego wielkości? Prawdziwy talent dramatyczny, nawet z drobnostek rzetelną korzyść odnosząc, niemi swój utwór bogaci; ale kto pisze bez powołania, u tego i wielkie rzeczy maleją. Toż samo nieledwie przydarzyło się Korzeniowskiemu. Nie podołał on swemu przedmiotowi. Zamierzył wysoko, nad siły i usposobienie swoje ; spadł też z wysokości. Postrzegł w dali poetyckiej, w mroku starożytnych dziejów naszych postać kolosalną, groźną, spaniałą, naprzód w majestacie i chwale, a potem w nieszczęściu, w lśniącej zbroi, i na ustroniu klasztornem, pod klątwą kościoła ; lecz oblicza tego rycerza, tak jak się wynurza z historyi, ani z pod blaszanego hełmu, ani z pod kaptura odsłonić i na oko pokazać nie umiał. Zawiódł przeto nadzieję naszą, gdyż spodziewaliśmy się czegoś lepszego; nakreślił kilka scen martwych; a krytyka sumiennie oceniająca wartość lichego tworu, dostatecznie wydziwić się nie może, że go śmiał nazwać trajedyą. „I cóż to jest trajedya?" — może się niejeden zapyta. Odpowiadamy: jestto najspanialsze dzieło poetyckiej głowy, dzieło roboty wielkiego, bystrego rozumu. Lata, wieki mijają, nim się urodzi, kto może napisać dobrą trajedyę. Nie każde nieszczęście, nie lada smutek jest traiczny; nie każde zdarzenie choćby najokropniejsze. Nie wszystko nawet, co do litości pobudza i nieci trwogę. Do trajedyi, zdaniem naszem, trzeba tego dwojga: wielkiego męża i obszernego zawodu. Krótko mówiąc: potrzeba historyi. Tylko historyczną traiczność pojmujemy; innej niemasz. Zasada historyi