223 Naśladowcy są jako dzieci, co z kart domki stawiają do zabawy. Pstry, sztuczny pałacyk zrazu pięknie się wydaje. Młodziuchny architekt pysznie pogląda na dzieło rąk własnych. Szkoda tylko, że za jednem trąceniem ta dziecinna budowa, owoc tylu starań, rozleci się, rozsypie! P. Chodźko zbudował taki pałacyk z wokabuł i wysłowień wschodnich; kurhany żwiru i pościel żwiru, zgliszcza, oazy, topazy, kiebaby; dalej : wzrok świecący blaskiem ostrza spisy, a dalej jeszcze: głos, który boleśniej nad miedź roztopioną przez słuch przechodzi w łono, toż szahemy, padyszachy, fatycha, namazy, hury, cała mekka z przyległościami i maleńka ahu; otóż materyał Pana Chodźki uzbierany do tego pałacyku wschodniej kasydy. Są to niby cegiełki, belki i krokwie. A litery arabskie możnaby uważać jako podwaliny i fundamenta tego wschodniego gmachu. (Od str. 119—136). Cóż rzec o niemej muzyce rozwiązanych warkoczy o muzyce twarzy bladej, o muzyce oczu łzami zalanych? Cóż znaczą usta wiosny i kwiatów sułtanka? Jak rozumieć świat-dziecię z Szehenszachem i Pajendazem? Jak pojąć tę myśl, która w garść gliny wlepiona, schnie na słońcu martwa i bezimiona ? Albo owe bez miary i końca powtarzane Ah, Ah, Ah, Ah, i jeszcze Ah, a potem Ha, Ha? że nie wspomniemy o wrzątku kipiących uczuć, ani o węglach spojrzenia, które się kurczą, kręcą i dymią jak pieczenia, ani o królewskiej nodze skały, ani o czole, które ma być jak karta ze srebra bez skazy, gdzie miłość pisze łaski i rozkazy, ani o ustach mniejszych niżeli O kursiwe, ani o brwiach jak dwa C krzywych, ani naostatek o nosie jak J prostym. I to ma być poezya wschodnia? Takież to kwiaty rosną na tej niwie, w tym klimacie i pod tern