PANTEON WIEDZY LUDZKIEJ. PANTEON WIEDZY LUDZKIEJ LUB PANTOLOGIA, ENCYKLOPEDYA WSZECH NAUK I UMIEJĘTNOŚCI, PROPEDEUTYKA POWSZECHNA I WIELKI SYSTEM FILOZOFII PRZEZ BRONISŁAWA TRENTOWSKIEGO. TOM I. POZNAŃ, NAKłADEM KSIęGARNI J. K. ŻUPAńSKIEGO. 1873. .„Każda myśl w Bogu poczęta, z wieczności w czas i przestrzeń zesłana, jako cząsteczka prawdy, jako córka Boża, to samo cierpieć musi, co przecierpiał Bóg Syn wcielony. Objawi się śród ludzi, — opowie nieba część — i męczy się i krzyż swój nosi i grób swój ma i zmartwychwstaje, ażeby siąśdź na ołtarzu i panować wiecznie." Zygmunt Krasiński. Drukiem J. 1. Kraszewskiego (Dr. W. Łebiński) w Poznaniu. PRZEDSŁOWIE. Od 1848 roku nie wystąpiłem na widocz z żadnem ważniejszem, umiejętności mistrzowskiej poświęconem dziełem przed drogim mi narodem; za który walczyłem jako żołnierz powstańczy; za którym tęsknię i usycham, dla którego pracuję piórem w oddali i samotności wielkiej, a którego dobra bardziej, niż własnego zbawienia pragnę. Jak się to stać mogło? Przyczyna tego podwójna: Coraz okropniejsze położenie kraju, zwrot Europy całej na piekielne manowce stare, muzułma-nizm chrześciański w zażartej walce z oświatą chrze-ściańska, cierpienia tułacza; wszystko to razem przyprawiło mię o dziesięcioletnie niemoc, a raczej nawałnicę nerwową, w której było dość konań, lecz nie wiele zielonoświątkowych chwil, przynoszących Ducha świętego i podających natchnione pióro do ręki. Choroba długa, uporczywa, krzyżowo męcząca, sprawiła mi niepowetowaną w zawodzie pisarskim przerwę. To jedno. — Drugie zaś, że naród sam zwrócił się lewo II w tył, a pędził szybko, by po kolei żelaznej, ku XIII. wiekowi; że prześcignął wnet pod tym względem zachód, który przecież stawiał potężny i w końcu zwy-cięzki opór; że stał się coś nakształt Hiszpanii pół-nocnej! Ustały u nas Przeglądy, światłu, postępowi i umiejętności poświęcone, takie np. jak niegdyś Kwartalnik Krakowski i Rok Poznański. Na miejscu ich królowały pisma w duchu i kierunku średniowiecznym, który był tak zuchwały, iż przyodział się, zgoła w pa- tryotyczny, święty nam płaszcz. Wężową mądrością umiał nas wyprowadzić w las. I panował, dzieląc się władzą z wrogami, również ociemnienia naszego żądającymi! Rzucano klątwy na filozofią,, poniewierano rozum ludzki i umiejętność niepodległą, której przypisywano polityczne i społeczeńskie rozburze; potwarzano, a nawet prześladowano uprawiączów i przyjaciół światła. O, straszliwe było to dziesięciolecie! Nie sam Mikołaj ducha nam dławił! Głos swobodniejszy i słowo, oświecić kraj chcące, nie nalazły przyjęcia w czasopismach. Dzieło filozoficzne szukało daremnie czytelnika, a więc i wydawcy. Powróciło się w najohydniejszy Polski upadającej czas, jaki widziało się od Jana III. do Stanisława Augusta, wyjąwszy chyba, że nie spalono Łyszczyńskiego i dano tak zwanemu makaronizmowi po-kój! Było ognia wiarowego siła, a światło utaiło się tam i sam pod popiołem. Stany te bolały mnie mocno i nie mogły mi dopomódz do zdrowia. Potrzeba mi było wyczekiwać przyszłości lepszej, albowiem dla chwil barwy takowej pracować i pisać nie warto! — Rozelśniał wreszcie we Francyi i we Włoszech pogodniejszy dzień. Zdaje się więc, że i u nas zadnieje. III Wydąję zatem to, co miało wyjść dopiero po mej śmierci, kiedyś, gdy i dla nas zaświeci raz przecie słoneczniejsze niebo. Lękam się tego jedynie, czylim dziś nie wybrał się może w polski świat jeszcze za-wcześnie. Żem milczeć musiał tak długo, polski świat umiejętny nie straci na tem, ale zapewne zyska. Dzisiaj choroba nerwowa, to tyle, co za dawnych czasów żywot na pustyni, gdzie skupiało się w sobie, co rozproszyłoby się w7 rozległym, a co chwila odmiennym świecie. I osoba pisarza i rzecz jego wzmogła się, dojrzała. Duch się wyklarował, jak stary miód. Ztąd dzieło niniejsze lepsze będzie niezawodnie od wszystkich mych dawniejszych prac. Otrzymuje tu czytelnik trzy księgi dzieła, poświęconego wszech naukom i umiejętnościom, postępowi i światłu. Chodzi im o danie obrazu oświaty europejskiej przez wszystkie jej lśniejące przybytki, a to na wysokości bieżącego dnia, tudzież o podniesienie oświaty tej własną siłą na górniejszy stopień i o unarodowienie jej nad Wisłą i Dniestrem. Kuszę się nadto o pogodzenie umiejętności z wiarą, bez popadnienia w niewolnictwo scholastyki średniowiecznej; a zarazem o wyświecenie rzetelnej, wiekuistej, iście niebiańskiej wartości chrześciaństwa i katolicyzmu, bez nucenia pieśni z pod mogił starego ludzkości europejskiej smętarza. W ogóle, zamiary dzieła tego są ważne, śmiałe, nowymi czasy brzemienne. I wyznać muszę otwarcie, iż nie lękam się wcale spotkać mnie mogącego zawodu. Chociażby mnie dziś czekał smutny los Masława i górny napis nad ofiarną mą głową: „Alia petisti, alia tene!" — IV mniejsza o to. Jutro pomysły me zwyciężą i panować będą, albowiem podał je Bóg. Przestrzega się czytelnika, ażeby, zapoznając się bliżej z dziełem tem, miał się na baczeniu i strzegł samego siebie. Jeżeli dozwoli mu, by porwało go na swe balonu skrzydła i niosło go coraz wyżej, coraz dalej, coraz niebezpieczniej dla głowy mdłej ku niebu, zo-zostanie mym brańcem. Mnieby zaś to martwiło. Ja żądam, nie duchowych jeńców nowej szkoły, lecz zdolnych uczniów z szerokiego świata, którzyby przyjęli rzecz, a zamieniwszy ją w krew i soki własne, nadali jej ulepszenia, lub wyższego przeobrażenia piętno; — którzyby, stanąwszy na ramionach mistrza, widzieli i szli nierównie dalej od niego. Rozbudzenie ducha narodowego, którego Bóg uposażył tak szczodrze, a który, niestety, w braku szkół porządnych i własnych, tudzież przez zrozpaczenie i lenistwo zaniedbał się sam, i puszczenie go ubitą odemnie, oraz od innych drogą postępu; oto gorące życzenie moje! — Jeżeli zaś czytelnik już przody oddał się orkowym mocom ciemności, wciąż władzy i panowania chciwej, a podziemnie działającej: jeżeli wystawił cyrograf czartu na własną duszę: niech raczy być oględny w sądzie! Potępienie namiętne dzieła tego obrócić się może wnet przeciwko niemu. Próżna troska, trudna rada! Duch Boży mocniejszy od ducha szataniego i odniesie w końcu zwycięztwo. Czemu dzieło to przybrało miano Panteonu wiedzy ludzkiej? Znać, iż różni się bardzo od encyklopedyi nauk i umiejętności zwyczajnej, oraz od propedeutyki powszechnej, które służą mu tylko za podrzędne V głównego tytułu objaśnienie, a i to przez wzgląd jedynie na znane ogólnie dziś pojęcia. Już ze wstępu wymiarkuje czytelnik sam, czemu nazwałem tak mą pracę. Wreszcie, czy nie godzi się ojcu nadać swojemu dziecku chrzestnego imienia, jakie się mu podoba? Musiałbym w przedsłowiu tem rozpisać się szeroce, jak Hegel przy swojej fenomenologii ducha, gdybym chciał ofiarować czytelnikowi bliższe o dziele tem sprawozdanie, a uwiadomić go o wszystkich mych, w duszy grających zamiarach i chęciach, — o tem, com już pozyskał, czego jeszcze szukam, za co walczę i czemu w pewnych razach postąpiłem sobie tak, a nie inaczej, — słowem, gdybym miał dać dokładny poczet z całej, przywiedzionej tu osnowy. Ale to trąciłoby na miejscu tem albo śmieszną obietnicą, albo śmieszniej-szą jeszcze przechwałką własną. Y/olałem więc poradzić sobie wprost przeciwnie. Uczynię to sprawozdanie dopiero w księdze trzeciej, najważniejszej, najwięcej rzeczy nowych w sobie zamykającej, a i to dopiero na samym końcu dzieła. Tam będę mógł mówić, nie już o czczych obietnicach i dobrych chęciach, ale o rzeczach dokonanych i danych, które każdy poznał i ocenił. Tymczasem zaś wstęp przygotuje dostatecznie do samego dzieła i powie to, co będzie najpotrzebniejszego. Filozof pochlebiać nie umie. Obowiązkiem jego wypowiadać prawdę bezwzględną. Niechaj więc czytelnik nie spodziewa się tego, ażebym się do wyobrażeń jego stosował; ażebym je chwalił i uwielbiał, starając się o tak zwane Captare benrvolentiam! Gdybym kusił się nawet o to; nie podołałbym temu. Wszakże ja tak VI daleko! Autor i czytelnik nie znają się tu nawzajem. Drugi ocenić może pierwszego za pomocą książki tej; ale jak pierwszy ocenićby mógł drugiego? Wreszcie, komu się należy nauczycielstwo, czy pisarzowi, lub czytelnikowi? Ze względów tych proszę o zastosowanie się do mnie. Rzeczy zachodzą tu, równie najwyższe, jak najniższe, a często niezmiernie trudne. Starałem się więc przedewszystkiem o jasność. Dla niej poświęcałem, rad nie rad, czasami głębokość i filozoficzne wywody, a zawsze wdzięki stylowe, dla których nie jestem wcale obojętny. I tuszę, że wykład mój jest wszędy tak prosty i dostępny, iż zrozumie go każdy, kto zechce tego szczerze, by też mu i zbywało na uniwersy-teckiem wykształceniu. Nawet płci pięknej nie wyłączam wcale od czytania dzieła i miło mi będzie, jeżeli weźmie je do rąk Deotyma, lub Ziemęcka. Czytelnik najdzie w tem dziele pewną ilość powtarzań, i rzeczy i słów. Niechaj nie bierze ich za opieszałość, ani za słabowite przepominanie tego, co się już raz jeden wyrzekło. Powtarzania te zachodzą z następujących trzech powodów: Naprzód. Przedstawia się tutaj nie rzeczy, które za każdym razem wyczerpać trzeba całkowicie i przez wszystkie ich możebne poczty naukowe, podając o nich na jednem miejscu to, co tylko wyczyniło się gdzie i kiedy; lecz nauki i umie-jetności różne, oraz mnogie ich stanowiska, kędy o jednej i tej samej rzeczy prawi się często, a coraz inaczej. I tak np. o stworzeniu świata mówić się musiało w różnych powiatach dzieła aż po trzykroć, t. j. z empirycznego stanowiska przy empiryi, a spekula VII cyjnie i religijnie przy metafizyce i teozofii. Podobnież o naukach przyrodzonych. A o patologicznych pierwiastkach czyni się, nie tylko przy nauce lekarskiej, lecz w spekulacyi, etyce i kosmozofii. Sama moralność wykłada się jeden raz w pneumatologii metafizycznej, a drugi w etyce udzielnej. Są to konieczności, przywiązane do planu, porządku i pochodu dzieła. — Powtóre. Pragnąłem niektóre prawdy wrazić koniecznie w umysł czytelnika, który, jak wiadomo, nie uczy się dzieła umiejętnego po szkolnemu, z uwagą napiętą od początku do końca i z piórem w ręku, lecz przegląda je lekko jak romans; który czytać prawdziwie nie umie, a szuka li zabawki w książce; — powtarzam więc mu to, o co mi chodzi, przy nagodzie, jaka się nawija. Proszono mnie wreszcie z kraju, ażebym chciał powtarzać się w ważniejszych rzeczach często, a główne orzeczenie dawał po kilkakroć, coraz w innych wyrazach. Co dla umysłu bystrzejszego nie potrzebny pleonazm; to umysłowi słabszemu miła przysługa. — Potrzecie. Jako w poezyi, tak i w umie-jętności dysze rytmiczność, wymagająca powtórzenia albo pewnych zwrotek, albo początku na samym końcu. Ja czułem niekiedy rytmiczności tej potrzebę. Jeżeli zaś czytelnik jej nie uzna; to prosi się go, niech ugląda w tem osobliwość, nie zaś naganne niedbalstwo. Jest się, nie duchem czystym, nie archaniołem, ani aniołem, lecz tylko człowiekiem, a żyje się śród ludzi, którzy są wielce rozmaici, a co inny kraj, inni. Otrzymuje się podczas pracy około dzieła wpływy, niekiedy bardzo potężne, które działają na duszę i niewolą ją do oddziaływania. Miejsce, czas, stosunki VIII i wydarznia pfolityczne pozostawiają ślad swój na tem, co się napisało. Niestety! Oddawna nie żyję na ojczystej ziemi, gdzie wpływy byłyby bez wątpienia i dla, mnie i dla narodu najpożyteczniejsze. Pierwszą więc księgę dzieła tego ułożyłem w Niemczech, obcując z profesorami i ludźmi ducha; drugą w Paryżu, party wy obrażeniami, stronnictwami i kipiącą ciągle namiętnością, najdujących się tam Rodaków; trzecią zaś znów w Niemczech. Jakkolwiek to nie zmieniło bynajmniej ducha mojego i jego jednozgodności z sobą samym; przecież barwiło i cieniowało go może inaczej. Wiadomość ta przyda się na co oceniaczowi rzeczy i pisarza. Choć wiele, niezmiernie wiele przeciwko mnie już pisano; nie odpowiadam ani tu, ani w dziele na robione mi, zazwyczaj bardzo niesłuszne zarzuty. Nie znam nic obrzydliwszego nad polemikę w obronie osoby własnej. Któż nie wie, że krytykuje się pisarzy pospolicie, nie w chęci oddania im sprawiedliwości, jako przykazuje Bóg; lecz albo usiłując wbić ich w błoto, aby samemu okazać się od nich mędrszym i dzielniejszym; albo też, co gorsza, we sprawie kościelnego, politycznego, lub innego jakiego stronnictwa? Tu ocenia się ich, jak domowe lub dzikie zwierzęta. Jeżeli nie można lwa, tygrysa i t. p. użyć ku pożytkowi własnemu; to trzeba powitać ich zabójczą kulą ! Niech Panteon ten, wyjaśniając stare, a przynosząc nowiuteńkie rzeczy, będzie przeciw wszystkim napaściom na mnie odporną, a bardzo niewinną i krajowi pożyteczną bronią! Błagam Cię, czytelniku, ażebyś, przystępując do IX dzieła tego, przerzucić się chciał w duszę filozofa i tułacza na piersiach zachodu, o ile to w Twej mocy, a zahaczył na chwilę o duszy własnej! Błagam Cię tem bardziej o to, jeżeli umiejętności mistrzowskiej nie uprawiasz sam! Inaczej, przy całej mej jasności, będę Ci ciemny, niezrozumiały, a może i śmieszny. Gothe rzekł: „Wer den Dichter will verstehen. muss des Dichters Himmel sehen." Toż samo rozumie się o filozofii. Kocham naród, pragnę jego odrodzenia i wiem, może lepiej, niż wielu innych, na jakiej drodze po         zyskać je można. Ztąd cnota, cnota najgłówniejszego znaczenia, cnota, wzrastająca aż do świętości, aż do Bożo-człowieczeństwa, jaśnieje jak dobroczynne słońce, po nad wszystkimi dzieła tego widnokręgami. Będzie się to widziało mianowicie w księdze drugiej. Radbym cnotą otchnąć i podnieść Rodaków moich, bo ona żywot nieśmiertelny i wszechmoc z niebios, szczęście i zbawienie na ziemi jedyne. Polecam ją gorąco, albowiem ona codzień rzadsza. Pierwiastek etyczny albo równoważy się z pierwiastkiem naukowym, albo nawet prze-maga nad nim w tych księgach. Kogoby to, z powodu grasujących i modnych dziś anty-etycznych wyobrażeń gorszyć mogło, temu odpowiadam: Ządaszli może, ażeby zgoła filozof ubierał niecnotę w woniejące róże i pozłacał czartowi rogi? Czyli on również ma śpiewać z Dorobkiewiczami: „Po co gonić za chimerą, która niespełni się nigdy ? A choćby się i spełniła za lat tysiąc, cóż mi ztąd, gdy będę w grobie? Trzeba brać świat i ludzi, jako są, a umieć obrócić wszystko we własny pożytek!" Filozof jest kapłan Pański, równie X jak ksiądz. Jeden przemawia bardziej do głowy, drugi bardziej do serca; lecz obaj są sługami Bożymi, a bojują w obronie niebios na ziemi. Bóg, jako ukazuje się dla umiejętności prawdą, a dla sztuki nadobnej pięknością; tak w kręgach żywota, woli i czynu, mianowicie zaś w walce takiej, jak nasza narodowa, jest cnotą. Także prawda, a prawda goła i rzetelna, ciąży mi na sercu. Wypowiadam też ją bezwzględnie, lubo znam potęgę tych, co mi tego nieprzebaczą, i lubo sam stać mógłbym się smutną jej ofiarą. Niech dzieje się wola Boża co do mojego losu! Ale prawda zbawi tych, którzy ją poznali i uczcili. Zaczem, dzierżę się jej przez gorącą ku Narodowi miłość. Teraz czytelnikowi ochoczemu życzę szczęśliwej podróży po niezmierzonym wszechświecie, którego księgi te mają być wyrazem. Oby wypadła mu na religijną, moralną, patryotyczną i duchową korzyść! Pisano we Freiburgu Bryzgowskim, w Wielkiem Księstwie Bacleńskieui dnia 15. Maja 1861 roku. SPIS RZECZY ZAWARTYCH W KSIĘDZE PIERWSZEJ. Przedsień do Panteonu, wstęp.      str. I. Przegrawka    1 II. Nauka i umiejętność w ogóle      14 III.     Nauk i umiejętności mnogość. Ich stosunek do filozofii 22 IV.      Cele i zamiary niniejszego dzieła         27 V. Trzy stanowiska, z których widzieć się daje całe nauk i umiejętności drzewo      33 VI. Całokształt nauk i umiejętności ze stanowiska a poste riori, encyklopedya zwyczajna    40 VII. Całokształt nauk i umiejętności ze stanowiska a priori, encyklopedya spekulacyjna        44 VIII. Podział nauk i umiejętności, w dziele tem stanowczy, a to w najpierwszym, głównym, lecz nie pełnym zarysie 52 IX. Krótkie przygotowanie do bardziej szczegółowego nauk i umiejętności rozszykowania       60 Drzewo nauk i umiejętności. X. Dział pierwszy. Teologia, lub nauki, odnoszące się do tamtego świata    61 XI. Dział olbrzymi drugi. Kosmopeja, lub nauki, odnoszące się do tego świata         . 65 XII. Dział trzeci i ostatni. Filozofia, lub nauki, odnoszące się do tamtego i tego świata zarazem       75 XIII.    Trzy cechy główne, okazujące stanowiska i podziału tego prawdziwość    81 XIV.     Widoki nowe z wieżyc Panteonu     91 XII Str. Panteonu wiedzy ludzkiej dział pierwszy. Teologia, lub nauki, odnoszące się do tamtego świata. XV. Zastrzeżenie ogólne             107 XVI. Zagajenie rzeczy             113 XVII. Podział teologii w ogóle              125 I. Propedeutyka teologiczna. XVIII. Metafizyka święta            128 XIX. Loika święta           134 'XX. Polityka święta                140 II. Teologia właściwa. XXI. A. Teologia teoretyczna              153 XXII. B. Teologia praktyczna     .       167 XXIII.   C. Teologia historyczna           171 XXIV.    Ocenienie i odprawa teologii              173 Panteonu wiedzy ludzkiej dział olbrzymi drugi. Kosmopeja, lub nauki, odnoszące się do tego świata. XXV. Wyzwolenie się nauk i.umiejętności od teologicznej opieki i tyranii. Podział kosmopei       197 Kosmopei Pean pierwszy. Stereognostyka, lub nauki i umiejętności wszystkie, odnoszące się do treści tego świata. Pierwszy wielki stereognostyczny świat. Empirya, lub nauki i umiejętności, uprawiające treść tego świata realną. Kosmopei ciało. A. Nauki przyrodzone. Fizyka w ogóle. XXVI. Całokształt nauk przyrodzonych i podział ich . . . .  209 XXVII. Nauki przyrodzone przedsystemowe, lub kosmogonia .        211 XXVIII. Nauki przyrodzone, odnoszące się do pierwotnego, lub powszechnego, ale już stworzonego świata na niebie .       233 XXIX. Nauki przyrodzone, odnoszące się do wnętrza niebieskich ciał, lub do nieorganicznego świata                 261 XXX. Nauki przyrodzone, odnoszące się do powierzchni nie bieskich ciał, lub do organicznego, żywotnego świata        280 XXXI. Nauki przyrodzone zasystemowe               292 XIII Str. B. Nauki lekarskie. XXXII. Wstęp do rzeczy i główny jej podział .....    301 XXXIII.  Teoretyczne nauki lekarskie               305 XXXIV.   Praktyczne nauki lekarskie                327 XXXV. Lekarzenie urzędowe, jako trzeci powiat nauki i sztuki lekarskiej, oraz zakończenie rzeczy                338 C. Nauki prawnicze. XXXVI. Zagajenie i podział rzeczy                  343 XXXVII. Prawnictwo istne, krajowe                 349 XXXVIII. Prawnictwo dziejowe              371 XXXIX. Prawnictwo naukowe. Zakończenie rzeczy o prawnictwie i o empiryi w ogóle                  383 Drugi wielki stereognostyczny świat. Spekulacya lub nauki i umiejętności, uprawiające treść tego świata idealną. Kosmopei duch. XL. Wstęp do rzeczy i podział jej. Fenomenologia ducha 393 A.       Metafizyka, spekulacyi część pierwsza. XLI. Zagajenie rzeczy; podział metafizyki ...... 429 Ontologia, metafizyki część pierwsza. XLII. Wstęp do ontologii . .      .433 XLIII. Duchowość, rozdział pierwszy         434 XLIV. Jaw, rozdział drugi .       442 XLV. Prawda, rozdział trzeci      449 Kosmologia, metafizyki część druga. XLVI. Wprowadzenie do rzeczy              456 XLVII. Świat powszechny            461 XLVIII. Świat nieorganiczny                471 XLIX. Swiat organiczny            478 Pneumatologia, metafizyki część trzecia. L. Wstępne słowo            484 LI. Człowieczeński duch sam w sobie                 487 LII. Człowieczeński duch za sobą, lub w człowieczeńskim świecie            499 XIV Str. LIII. Czlowieczeński duch bezwzględny      511 LIV. Zakończenie o metafizyce     524 B.       Psychologia, spekulacyi cześć wtóra. LV. Wykład rzeczy .       529 C.       Antropologia, spekulacyi część trzecia. LVI. Wykład rzeczy        532 LVII. Ocenienie i odprawa spekulacyi     537 PANITEON WIEDZY LUDZKIEJ. PANTEON WIEDZY LUDZKIEJ LUB PANTOLOGIA, ENCYKLOPEDIA WSZECH NAUK I UMIEJĘTNOŚCI, PROPEDEUTYKA POWSZECHNA I WIELKI SYSTEM FILOZOFII PRZEZ BRONISŁAWA TRENTOWSKIJEGO. KSIĘGA PIERWSZA. TOM I. POZNAŃ, NAKŁADEM KSIĘGARNI J. K. ŻUPAŃSKIEGO 1873. „Każda myśl w Bogu poczęta, z wieczności w czas i przestrzeń zesłana, jako cząsteczka prawdy, jako córka Boża, to samo cierpieć musi, co przecierpiał Bóg Syn wcielony. Objawi się śród ludzi, — opowie nieba część — i męczy się i krzyż swój nosi i grób swój ma i zmartwychwstaje, ażeby siąśdź na ołtarzu i panować wiecznie." Zygmunt Krasiński. Drukiem J. I. Kraszewskiego (Dr. W. Łebiński) w Poznaniu. PRZEDSIEŃ DO PANTEONU WIEDZY LUDZKIEJ. WSTĘP DO CAŁEGO DZIEŁA. Panteon tom I. Wstęp, to ona kosmogoniczna łyskawica w głowie staro-fenickiego Mota, rozświecająca nagle, lecz kruciutko świat, który ma być stworzon. PRZEDSIEŃ DO PANTEONU WIEDZY LUDZKIEJ. I. Przegrawka. „Bóg jest prawdą, prawd i światłością światłości." Zbawiciel wyrzekł o sobie: „Jam prawda i światłość." Podług pisma świętego przeto, jako Bóg sam, tak prawda i światłość, któremi On jest, sporządzają pierwiastek i grunt, istotę i piastę, źródło i znaczenie wszystkiego. Prawda zaś, to światłość, a światłość prawda. Wystarczy więc na miejscu tem trzymać się wyrazu jednego, a wyrazem tym śliczna, Boża, zbawiająca światłość. Że ma się tu na myśli światłość, którą prawda jaśnieje, prawdą wewnętrzną transcendentalną, tameczną, której słoneczna światłość może byćli zewnętrznym, światowym i tu-tecznym, zaczem już zgęszczonym i grubym odblaskiem; że chodzi o światłość, którą jest wiedza Boża na niebie i wiedza ludzka na ziemi, rzecz jawna. — Umiejętność godzi się co do rzeczy tej, z nauką ksiąg świętych. Również ona woła: Światłość, rodu ludzkiego i wszechistnienia błogość najprzedniejsza! Stwórca, który sam światłością jest, uczyniwszy niebo i ziemię, rzekł: „Niech będzie światłość." I stała się światłość. Nie było jeszcze ani słońca, ani księżyca, nie było ro 1* 4 ślin, zwierząt i ludzi, a było światło. Odtąd też, jako na niebie tak i na ziemi, światło idzie wszędy i zawzdy naprzód, sadzi się przed wszystkiemi innemi potęgami świata, a okazuje się górnem ich źródłem. Człowiek jest ognisko i przeświadczenie wszechistnienia, kwiecie, korona, palma, najpiękniejszy jego wykładnik. W istocie więc ludzkiej zachodzi to samo, co i we wszechistnienku I tutaj światłość idzie naprzód. Jakoż, podług Ewangelii jest światłość wszystkim ludziom na świat ten przychodzącym dana, o której świadczył Jan Chrzciciel. Co ona? Bóg sam w kościele swoim najpiękniejszym i żywym, rozpromienienie się Boże w nas, a istota nasza z niebios, którą jesteśmy wyżsi nie tylko od zwierząt, ale od całego przyrodzenia. To tak zwana wiedza bezpośrednia, twórcza, wszech nauki i umiejętności wywołująca do bytu, wiedza a priori. Nie dość! Myśl jest światłością ducha ludzkiego. Ona rodzica wszech uczuć i dzieł naszych. Powstaje w głowie, wyobrażającej kulę słoneczną na niebios wyżynie, urabia się w te-orye i systemata, świeci jasno i długo sama dla siebie, a później ogrzewa serce i wjeżdża nakoniec w dłoń. Mądrości,, uczucia i czyny nasze są promienistemi jej wylewami. Ma się we społeczeństwie ludzkiem mężów, co uprawiają światłość głowy i żyją dla niej wyłącznie. Oni pochodnie, rozpędzające noc duchową i wiodące tłumy za sobą, — gwiazdy, pokazujące królom drogę do Zbawicielowego żłobu. Widzi się ich zawsze na przodzie. A imię ich filozofowie, mędrcy, uczeni. Ich przeznaczenie, powołanie i posłannictwo, rozświecać widnokrąg duchowy narodu własnego i ludzkości, a prowadzić za sobą co doba świat na wyższy rozwoju szczebel. Oni urabiacze i mistrze oświaty. — Myśl przepływa później z głowy do serca, i staje się uczuciem, które ukazuje się dopiero drugą, ale za to tem wyższą potęgą. Nie dość mieć światłość, potrzeba ożenić ją z ciepłem! Nie dość znać prawdę, piękność i cnotę, świętość, prawo i wolność; potrzeba je gorąco ukochać. Wtedy jedynie podoła się im służyć i żywot wszystek poświęcić. Sercu i uczuciu hołdują poeci i sztukmistrze. Oni prowadzą dzieła 5 mędrców dalej. Pomysły umiejętności przeobrażają w romanse i powieści, wcielają w osoby. Idee kształtują w ideały, ubierają w śliczne zmyślenia sukienki, czynią ogólnej miłości przedmiotem. Myśl, uczuciem rozgrzana i rozpłomieniona, przelewa się wreszcie w dłoń, lub zamienia się w czyn, który jest trzecią i ostatnią, lecz właśnie dla tego najwyższą potęgą. Na obłokowych, błyskawicą i piorunem strzelających wysokościach czynu, jawi się też myśl i uczucie w całkowitej pełni, a słowo staje się ciałem. Bohaterowie, hetmani, politycy, prawodawcy, wszyscy ludzie praktycznego zawodu, co bojują nie językiem i piórem, lecz dłonią, są mężami czynu. Przez nich myśl staje się rzeczywistością. I oto trzy są w nas światłości przystajne: głowa, serce, dłoń. Światłość głowy jest niebiańska i czysta. Światłość serca już ziemszczeje. A światłość dłoni sprowadza niebo na ziemię. Świat zowie się tak, że świeci. Światło Boże, niebiańskie lub tameczne, jest ducha, a światło ziemskie i tuteczne ma-teryi matecznik. Pierwsze, myśl stworzyciela, drugie, zmysłowy i zewnętrzny, uczuciu i czynowi odpowiedni jej wyjaw. Światłość w ogóle, to przyczyna, dźwignia, najpierwotniejsza wszech-istnienia treść. Ona wszystkiego pierwiastek.                   Czem stałaby się ziemia bez słonecznego światła? Umarłyby wnet na niej trawy, zboża i owoce. Z braku pożywienia i od zimna wyginęliby naprzód ludzie, później zwierzęta, płazy, gady i robactwo. I z ziemi, dzisiaj tak przewdzięcznej, tak żywota pełnej, zrobiłby się wielki smętarz, niepłodny i martwy głaz, który spadłby na jakiego kometę, aby wzmódz powstające w nim zwolna planetarne jądro. Czem znowu byłaby ludzkość bez duchowego światła? Królestwem brył chodzących i. bezmyślnych, lasem dwunożnych zwierząt, światem martwym. Patrz na dzisiejszy ma-hometański świat, w którym nauki i umiejętności zagasły ! 6 Ażali on nie umarły? Patrz na ludność azyatycką, w ciemnościach i barbarzyństwie pogrążoną! Czy ona nie umarła? I człowiek pojedyńczy jest bez światła umarły. Porwie go wtedy sobkostwo, chęć uciechy i użycia, zmysłowość, demon materyaliżmu. Będzie zwierzem. Ale zwierz, w który przeobraził się obraz i wizerunek Boży, to nieboszczyk człowiek. Albo też porwie go fanatyzm. I będzie zeń nie człowiek, lecz piekła pachołek. On także umarły. Cóż ztąd? Światłość żywot powszechny i nasz, żywot człowieczeństwa, narodów i pojedyńczych ludzi. Bóg, będąc światłością w środku wszechistnienia, jest, właśnie dla tego nie jedynie wszechobecny, ale i wszechmocny. I człowieczeństwo i naród i mąż jenialny, który urobił się we światłość wielką, to również ziemska, stworzona wszechmoc. Światłość najrzetelniejsza na świecie tym potęga i wszech potęgi ludzkiej krynica. Twierdzą pospolicie, szczególniej zaś u nas, że wiara najwyższa na ziemi moc, której bramy piekielne nie przełamią. Prawda to nieomylna, ale jedynie o tyle, o ile wiara światłości Bożej, wiekuistej i istnej, twórczej, świeżej, postępowej i zbawczej jest wykwitem, — o ile chodzi jej ciągle o dalszy człowieczeństwa rozwój i o jego ostateczne cele,. o królestwo Boże na ziemi. Gdy wiara jest nowa i ofiaruje pierwiastki światła świetną przyszłością brzemienne, to zapala, porywa i zbawia ludy. Daremna wtedy z nią walka. Ona zwycięży. I tak chrześciaństwo zdobyło starorzymski, bohaterski świat i przetworzyło go całkowicie. Mahometanizm także wychodzi z Arabii, rozszerza się rączo w Azyi, Afryce i Europie, bierze Grecyą i Hiszpanią, zagraża Francyi i Wiedniowi. Potrzeba było Karola Martela i Jana Sobieskiego, potrzeba było wiary chrześciańskiej, wyższej i silniejszej odeń, do wstrzymania olbrzymich fal wylewu jego. Także Tymur han, w skutek objawienia cudownego, przykazującego mu kaźń 7 ludzkości grzesznej, staje się biczem świata. — O, wiara to ogromna nieprzełomna moc! Ona podnosi narody z upadku, daje im żywot nowy, ogrzewa je niebiańskim ogniem i upewnia im panowanie na ziemi. Wszystko to niezaprzeczona prawda. Ale, gdy wiara się przestarzeje i nic już światu, krom zgnilizny i próchna dać nie może, — gdy zastygnie w obrzędach i zewnętrznej skorupie,— gdy z wielkanocnego i zielonoświątkowego wiosny tchnienia stanie się jesienną grudą, zimową zuzelicą, zimnym lawiny makademem; — gdy uroni ducha i myśl, a zostanie martwą dogmatyką, czczą ceremonią i literą, sobolubieżną Kościoła polityką, — gdy słowo kapłańskie więcej jój waży od słowa Bożego; — gdy nie jest już przewodnicą w przyszłość i hetmanką postępu, ale i owszem żelazną mocą zachowawczą i zwrotną, wszech ruchu duchowego hamulcem i wszech światła wrogiem, — gdy ona sama i Bóg jej przeobrazi się w noc, ciemność, demona piekieł, okrywającego się szatą świętości pradziadów: — naonczas zmienia się stosunek. Jak niegdyś lała żywot w narody, tak ninie tchnie w nie martwość i śmierć. Jak niegdyś była ich mocy i potęgi, tak ninie ich bezwładzy i upadku przyczyną. Ona je dławi jak zmora piekielna, i zabija, jak dziewica moru. Chcąc przeświadczyć się o tem, pojrzyj znów na mahometań-ski świat i na Azyą! Nie braknie tu wcale wiary. I owszem panuje Teologia wyłącznie, jak niegdyś w Europie za średniowiecznych, politycznie mdłych i nędznych czasów. A fanatyzm religijny jakże tu silny, jak wściekły! Wszelakoż garść Francuzów i Anglików podtrzymuje walącą się Turcyą, rozbija zbrojne miliony ludności w Indyach, Chinach, Kochinchinie, Syryi, Persyi, Maroku. — Co tu zwycięża ? Nie wiara, której angielscy i francuzcy żołnierze nie mają wiele, ale staro-helleński europejski duch, niepodległa oświata, słowem światłość. Cóż ztąd? Wiara dla tego tylko ukazywać się może nie złomną potęgą, że jest światłością. Zaczem nie wiara sama, nie wiara jako wiara, lecz światłość, która w niej dysze i działa, jest istna, rzetelna moc. I łacna to do pojęcia. 8 Wszakże założyciel wiary występuje wszędy jako mędrzec niebieski, a teologia gruntuje się ciągle na swobodnej, rozwijającej się postępowo i nieprzestannie teozofii, lub na filozofii. Wiara bez światła, to również wielka umarła. Światłość więc, światłość, jeszcze raz światłość jest Alfą i Omegą wszystkiego, żywotem i wszechmocą, ramieniem Bożem tak w niebie jako na ziemi. Zaprawdę, nie ma tu nic przedniejszego, nic świętszego, nic droższego nad, światłość! Oby o prawdzie tej nieomylnej i jawnej przeświadczyć się mógł raz przecie ukochany, a tak pomocy z niebios potrzebujący naród! Oby wiedzieć mógł, co duchowy dzień! Nie powiadajcie mi, wy ludzie uczucia, wy niewieście duchy, że światłość zimna jako lód i śnieg na wysokich gór szczycie! Ona gorzeje w sercu, a strzela łyskiem i gromem z bohaterskiej dłoni. Czy światłość słoneczna nie staje się śród lata upałem? Co wreszcie światłość istna? W końcu końców religijny i etyczny pierwiastek, który jest bardzo gorący. Zaprawdę, światłość, to wszechmoc z niebios, która ród ludzki wciąż rozwija i zbawieniem darzy. Ostatnie słowo poszukiwania tego tak brzmi: Światłość najpotężniejsza na ziemi potęga.          Czemu nad królestwem lwów i tygrysów, drapieżnych zwierząt i ptaków, gadów i roślin panuje, a olbrzymim przyrodzenia siłom pracować w służbie swej każe mdły człowiek ? Ponieważ on jeden ma rozum, wolę, przeświadczenie, słowem światło z niebios. Toż samo widzi się w dziejach na więcej i mniej oświeconych ludziach, ludach, ludzkościach. — Sławna Grecya starożytna okryła się wielkością i sławą, a dziś jeszcze, lubo jej już niema, przywodzi i króluje europejskiemu duchowi. Rzym starożytny zdobywa wszystek ówczesny świat znany, albowiem ma więcej prawdziwego, w cnotach i wielkich charakterach wyjawiającego się światła. Pierwsi Apostołowie chrześciańscy i Ojcowie Kościoła przełamują pogański Rzym 9 i wszystek jego krąg ziemski, bo niosą mu wyższą, przyszłości pełną, przemieniającą na lepsze, społeczeński ład światłość. Kościół średniowieczny włada dowolnie Europą, albowiem u niego jedyna światłość. Gdy uronił ją i popadł w zmroki, odebrała mu władzę nad światem umiejętność. Garść Hiszpanów zdobywa pod Kortezem wielkie cesarstwo Meksyku, a pod Pizarrem ogromne królestwo Peru. Na stronie jej więcej było światłości, zaczem i więcej potęgi. Kopernik, acz sam jeden z piórem w ręku, odnosi górę nad wszechmocnym Kościołem, rozszerza widzialne niebo w nieskończoność i podnosi Boga samego wielkość. Czemu? Bo wydarł Mądrości Przedwie-cznćj nieznaną na ziemi przez długie tysiącolecia światłość. Fryderyk II. pruski woła: „Jenialni pisarze, to, zaprawdę, najprawdziwsi i najpotężniejsi mocarze świata!" I miał słuszność, bo oni urabiacze i szafarze światłości. — Słowem, gdzie pojrzysz i czego się tkniesz, uglądasz, że światłość naj-wielmożniejsza ludzkości Pani. Ojczyzna nasza, Polska ukochana, była potężna, sławna i szczęśliwa, dopóki panowało w niej światło. Upadła, gdy zaprowadzono w niej ciemności. A kiedy wyzwoli się z pod obucha i knuta ciemiężców? Gdy przewyższy ich światłem swojem, którego nabywa się najłacniej w wielkiej szkole cierpienia ; gdy zrzuci z siebie czarny płaszcz duchowej nocy, a zapali na widnokręgu swym znów biały, południowo - słoneczny dzień. Światłość, nie jedynie stwarza, ale i wskrzesza. Bez niej nie powiedzie się wielkie wyjarzmienia dzieło. Kto uprawia ją dzisiaj, służy najwyborniej krajowi. Naprzód odrodzić się trzeba wewnętrznie, moralnie i duchowo; wtedy i odrodziny zewnętrzne nastąpić mogą. Czy wolno spodziewać się niepodległości politycznej, skoro smakuje się w pasku niemowlęctwa, w fantastycznej i ciemnej średniowieczczyznie, w twardej przekonania i sumienia niewoli? Czy jeniec duchowy może być wolny i czy podołałby wolność wytrzymać? Przedewszystkiem niepodległej myśli, swobodnej umiejętności i wyzwolonej od ojczymstwa nauki do zbawienia kraju nam trzeba. 10 Oświata starej Polszczy Jagiellońsko-Zygmuntowskiej była zdumiewająca, a bez miary wyższa, niż dzisiaj na Zachodzie. Nie jestto wcałe patryotyczne samochwalstwo, ani przesada. I tak np.: Chrześciaństwo było u nas lepiej, głębiej i pra-wdziwiej zrozumiane, niż w samymże Jlzymie i dawniejszym i teraźniejszym, gdzie dogmat więcej znaczy niż żywe światło wysokości czasu, a słowo klerykalne tyranizuje słowo Boże. Bóg osobisty jest chrześciański, a Bóg ogół, czyli nim jakaś tam pierwiastkowa substancya, czy atom i monada, czy też duch bezwzględny, to panteizm i pogańszczyzna. Rozumiano to u nas wybornie. Ztąd u pradziadów naszych święci się ciągle w polityce i życiu całem osobistość, nie zaś, jako dzisiaj wszędy zasada, która jest panteistyczna i pogańska, dla tego że ogólna. A jeżeli ukazują się stronnictwa, to zawsze w imię przeważnych osób, nie zaś przeważnych teoryi. Do tej wysokości duchowej i chrześciańskiej nie podniosła się dotąd ani Francya ani Germania. — Nie wdawaliśmy się wcale w dogmata i teologiczne spory, reformowaliśmy głowy nasze, ale nie wiarę, a religia nasza polegała na tem, ażeby bronić prawdy, piękności i cnoty, świętości, wolności i światła, przedewszystkiem zaś działać, żyć i umierać po chrześciańsku. Wiara nasza była miłością Boga i bliźniego, a żywot nasz miłości tej wykonywaniem. Nie podbijaliśmy ludów innych po pogańsku. Bolesław Chrobry i Krzywousty prowadzą liczne wojny, a zająwszy kraj, sadzą na tronie prawego jego dziedzica i wychodzą zeń, nie żądając nawet zwrotu kosztów swej wyprawy. A wyswobodzenie Wiednia od Turków przez Jana Sobieskiego, to tak wielki, święty, iście chrześciański czyn, jak równego mu nie znają dzieje. — Słynęliśmy gorliwą, niezmiernie gorącą wiarą; byliśmy twierdzą katolicyzmu ostatnią przeciw Turkom, Mongołom i schyzmie. Walczyliśmy za wiarę bezprzestannie, a miecz nasz nigdy nie rdzewiał. Żołnierzy nawet nazywaliśmy wiarą. Atoli, pomimo tak wielkiej czci dla Kościoła, otwarliśmy w kraju naszym przytułek dla wszech różnowierców, uciekających do nas z obcych stron przed prześladowaniem. Znając rzetelną miłość bliźniego, która przyjąć nam kazała 11 Litwę, i Ruś, jako równą nam bracią, wykonywaliśmy za czasów świetności naszej względem wyznań innych tolerancyę, pierwej, niż, dopiero po krwawej trzydziestoletniej wojnie, nauczono się tego w Europie, a umieliśmy tak pięknie godzić wiarę z oświatą, czego dotąd nie rozumie zachód. — Literatura polska jest po włoskiej najstarsza co do początku swego. Tasso wydawał po włosku, a przyjaciel jego Piotr Kochanowski po polsku, w tłumaczeniu z rękopismu, w jednymże roku Jerozolimę wyzwoloną. Francuzi, Anglicy i Niemcy pisali długo jeszcze po łacinie, gdy u nas urobiło się już piśmiennictwo narodowe i zasłynął wiek zloty. Choć Kościół nie cierpiał przebrzydłej pogańszczyzny i zabraniał jej całą swą czasu onego tak wielką potęgą, uprawiano przecież n nas klasyczną łacinę, i greczyznę swobodnie, która później na Zachodzie stała się nowoczesnego ducha krynicą. — Mieliśmy zgoła własny Katolicyzm narodowy, na wzór którego utworzył się później sulpicyanizm lub gallikanzm we Francyi. Wszakże byliśmy dobrymi katolikami, a mądry i patryotyczny sejm nasz ustaw Soboru Trydenckiego nie przyjął. A Łokietek i Jagiełło, walcząc z Krzyżakami, umieli odróżniać Boskiego Chrystusa od podłego i szatańskością tchnącego mnicha. — Zaś prawa i urządzenia nasze polityczne! Jakże prześliczne to cacko! Widzi się w nich, zaiste, błędy, np. liberum veto i wyłączne obywatelstwo szlachty, ale w ogóle widzi się w nich mądrość, jaka na Zachodzie dotąd wyświęcić się nie potrafiła. Dość namienić tutaj, że Polska miała królów, nawet dynastye, a była rzeczpospolita! Jaka tu dzielność różnojednienia przeciwieństw i syntezy, która sama jedna jest mądrością Bożą i prawdziwą filozofią! — O, ileż wielkości istnej w dziejach naszych! Polska stara wszystko to już znała i miała, do czego dąży i czego nie posiada jeszcze dzisiejsza Europa, A jako pradziadowie nasi byli oświeceni i duchowo wielcy, tak my, niestety, jesteśmy mali. Upadek nasz ogromny. Nie pojmując świetnej przeszłości własnej, pierwowzorowej, chcemy przyswajać sobie mądrość zachodnią i małpujemy Francuzów. Mamy u siebie kopalnie szczerego złota duchowego, a wystar 12 czyłoby nam na dzisiaj, wejśdź do nich z widzącemi oczami, rozświecić je i czerpać z nich, czego nam potrzeba. Przedewszystkiem wydobyć z nich powinniśmy postradaną dziś, pod wszelkim względem, samodzielność. Dość! Stara Polska była światłością wielką, a duch jej mądry, dla tego, że niepodległy i śmiały. Matką staro-polskiej oświaty, potęgi i chwały była Umie-jetnia Jagiellońska w Krakowie. Czemu wysoka ta szkoła wzbiła się u nas wnet ku zenitowi niebios, jak słońce góroletnie, i rozlewała z siebie tyle światłości błogiej ? Wszak były uniwersyteta włoskie i francuskie, do których udawali się nawet Polacy, a które nie wydały tyle dobrodziejstw i zbawiennych owoców! Zaraz się to wyłuszczy. I w tem obaczy się pradziadów naszych światłość. Dziś jeszcze we Francyi łamie się władza świecka z władzą duchową, rząd z Kościołem, uniwersytet z teologią o sternictwo krajowych szkół. W radzie oświaty narodowej, nie umiejąc zaradzić sobie inaczej, posadzono tu połowę cywilnych profesorów sławnych, a połowę biskupów. Że między prawicą i lewicą jest tutaj tarcie, na którem naród szkoduje, rzecz łatwa do pojęcia. Walka ta jest tak trudna i twarda, że w Belgii np. dano jej pokój, a oba obozy wypuszczono na swobodę. Ma się też tutaj dwojakie szkody: rządowe i kościelne, które bojują z sobą. To również źle. Dotąd znają w Europie tylko dwa polityczne światy: rząd i Kościół. Pradziadowie nasi stali tak wysoko, że i w powiatach tych znali świat trzeci, a umieli uszanować przynależną mu i od Boga samego daną niepodległość. Świat ten stanowiła umiejętność. Gdy przyszło odrzec na pytanie, kto ma mieć władzę nad szkołami, wyrzeczono te myśli głębokie i prawdziwe: „Nie kto inny, tylko meżowie nauki, albowiem oni znają się najlepiej na nauce. Im powinno się poruczyć młodzież krajową i upewnić całkowitą niepodległość tak od 13 Kościoła, jak od rządu, którym, nie nauka, lecz władza jest celem. Inaczej oświata nie będzie czynić postępu i okaże się biedotą ducha, która pogrąży naród w kościelną, lub rządową niewolę, a w końcu w ciemność i barbarzyństwo. Spodziewać się godzi, że ludzie prawdziwie światli nie będą nigdy ani przeciw Chrystusowi, ani przeciw rzeczypospolitej. Ich żywota kresem li umiejętność." Idąc za tak wielkiem i arcymądrem przekonaniem, poruczono Umiejętni Krakowskiej oświatę krajową całkowicie i szczerze. Ona jedynie miała być za nią odpowiedzialna przed Bogiem , narodem, Europą i sumieniem własnem. Nadano jej przywileje, jakich gdzie indziej nie znano. Senat jej był ministerstwem krajowego oświecenia, zakładał i utrzymywał własne szkoły, wysyłał do nich swych wizytatorów, kształcił dla nich nauczycieli, którym rozdawał posady, lub odprawy, w miarę ich zasługi. Oto kres ostatni, do którego podąża szkolnictwo na Zachodzie, lecz dotąd dotrzeć nie mogło, a który u nas już istniał i stał się historyczną dla Europy modłą. Umiejętnia Jagiellońska pojęła i wypełniała godnie swe zadanie. Wyszła z górnej myśli najoświeceńszego naówczas narodu i potrafiła długo ją utrzymywać. I błogie ztąd nastąpiły skutki. Tylko ze szkoły takiej wyjść mógł wielki Kopernik. Ciołek, Petrycy i mnóstwo innych wsławili polską umiejętność. A kraj nasz stał na europejskiej oświaty turniach. Rzeczpospolita też była mocarstwem pierwszego rzędu. Czczono ją i poważano wszędy. Zadał oświacie polskiej, a z nią narodowi całemu, śmiertelny cios zaprowadzony od kardynała Hozyusza Zakon Ojców Jezuitów. Ciemnogrodzanie ci umieli pomaleńku podkopać znaczenie umiejętni krakowskiej, a nawet nadać jej wsteczny kierunek. Wtrącili ją w poddaństwo średniowiecznym duchem oddychającego, a światło niepodległe wyklinającego i prześladującego Rzymu. W szkołach swych, ogłupiwszy panów 14 i szlachtę, założyli prozelictwa gniazdo. Podszczuli naród na schyzmatycką Ruś i wywołali nieszczęśliwe wojny kozacze. Młodzież natchnęli bisurmańskim fanatyzmem i puścili na burzenie innowierczych zborów. Ciemna Polska swywoliła, aż dostała się pod obce jarzmo. I .nie było w Europie łzy dla nas, jako dla skarconych słusznie barbarzyńców. Jak światłość wyniosła i potęgą wielką obdarzyła naród, tak ciemnota zakopała go w grobowy dół. A zaprowadzona w mózgach jego noc była i jest tak uporczywa, iż dzisiaj nawet jutrzenka jakoś tam nie skoro świta. Urywam tu rzecz, nie chcąc ani czytelnika ani siebie zanurzać w bezdenne to narodowej boleści morze. *          Wprowadzić mam czytelnika do panteonu wiedzy ludzkiej i pokazać mu wszystkie, nieskończenie mnogie bazyliki jego, oraz ołtarze. Uczynię to bez pożyczania pochodni u obcego światła, a pozwolę sobie nadać pochodowi memu całkowitą niepodległość i swobodę. Umiejętność potrzebuje wolnego powietrza i głosu. „Światło, nie sługa, nie zna co to pany, nie da się ująć w obce kajdany." Nie będę dbał przeto na krzyki i fuki, które wywołam nieomylnie, ale, by też mnie i ukrzyżować miano, odsłonię wszędy narodowi prawdę. I sądzę, że postąpię w tem sobie po staropolsku; a co dam, będzie w duchu zygmuntowskich czasów, lub arcynaro-dowe; będzie światłością, dla dni i położeń naszych stosowną, od Boga samego, który wypowiada się przez usta ludzkie, nam wymierzoną. II. Nauka i umiejętność w ogóle. Dało się właśnie apologią światłości i uderzyło się pełnem czci czołem przed wysokim jej majestatem. Zagadujesz teraz:          15 „Co właściwie sporządza i stanowi światłości iściznę?" Odrzekam: Oświata i tak zwana cywilizacja europejska. Piśmiennictwo, sztuki piękne i cuda przemysłu, wszystko, €0 przynosi zachodnim narodom wielkość, potęgę, bogactwo i chwałę. Ale gdzie oświaty i cywilizacyi źródło? Pokaż nam słońce, z którego wytryska i w którem ogniskuje się wszech światłość! Źródłem, słońcem tem nauka i umiejętność. Pod nauką rozumie się wszystko, czego nas szkoły, książki i ludzie nauczają; czego nauczyć się można. Najroz-leglejsza to światłości nazwa. Wiedza tu dana, pośrednia. Pod umiejętnością zaś rozumie się naukę wyższą i głębszą, filozoficznem duchem owianą. Wiedza tu własnym duchem zdobyta, bezpośrednia. Umiejętność, umieć się rzeczy, t. j. ma jeden wielki pierwiastek, cel i kierunek, rozkład treści i jej całokształt, lub system. Ona budowczyni ustrojnych i żywych wiedzy ludzkiej pałaców. — Nauka rzecz szkoły. Ofiaruje zawsze coś już urobionego, znanego, przyjętego, uświęconego, gotowego. Umiejętność zaś rzecz jeniuszu. Występuje jako światłość twórcza, daje pomysły i widoki nowe, rozszerza wiedzę ludzką i prowadzi ją dalej, a idzie wciąż naprzód. Jestto ona Krasińskiego myśl, w Bogu poczęta, z wieczności w czas i przestrzeń przechodząca, która, będąc córką Bożą, przynosi światu zbawienie, a walczyć, cierpieć, kończyć na krzyżu i zmartwychwstawać w chwale tak samo musi, jak uczzynił to Bóg wcielony. Biorąc rzecz ściśle, tylko filozofia, jako umiejętność mistrzowska, jest umiejętnością istną. Ona umiejętność jedna i jedyna. Ale i filozofia li wtedy zasługuje na umiejętności imię, gdy jest niepodległa, samodzielna, postępowa, a przynosi coś nowego i podrzuca wiedzę ludzką na górniejszy stopień. Nawet filozofia, gdy się ją od kogo innego przyjmuje i uznaje, jako coś danego, przeistacza się w naukę. Kant rr. p. uprawiał umiejętność, ale uczniowie jego trzymali się urobionej odeń nauki. Również się ma i na odwrót. Wszelaka nauka i nauczka, nawet naj-nędzniejsza, staje się umiejętnością, gdy otchnie i ożywi sieją 16 filozoficzną myślą. Za średniowiecznych czasów była tylka nauka, zgoła w filozofii, na dogmatyce kościelnej opartej, a Scholastyką zwanej. Jedno starożytna i nowoczesna ludzkość zna umiejętność. Słowem, nauka powagi, a umiejętność sa modzielności tchnienie. Nadzwyczaj ważna dziś nauka i umiejętność. Ona od trzystu lat panuje w Europie, upewniając jej moc, wielkość i szczęście. Bez niej bylibyśmy chrześciaństwem etyopejskiem, lub ciemnym, bezwładnym, konającym mahometańskim światem, tj. barbarzyńcami. A bardzo dziwne, cudowne, od Boga samego jawnie popierane jej panowanie. Nauka i umiejętność nie stanowi nigdzie udzielnego ciała politycznego, prześladowana bywa od Kościoła i rządów, nie ma w służbie swej, ani wojska, ani żandarmów, ani policyi, cenzury i szpiegów, ani płomiennych stosów i wyklinań, ani uświęconej wiarą rzeczy, a ztąd potężnej powagi; nie czyni nikomu przymusu, nie narzuca się wcale, a przecież zwycięża i króluje. Gdy zamknie się przed nią kraj jaki murami chińskiemi i opasze się bramami piekieł; ona przedrze się tam dziurką od klucza i panować będzie. Nie dość! Nie jedynie w filozofii, której zwykło się czynić ten zarzut, lecz we wszelakiej nauce i umiejętności bez wyjątku, co jeden mistrz zbuduje, drugi rozwala. Uprawiacze wiedzy ludzkiej swarzą się pomiędzy sobą, krytykują się wzajem. Każdy z nich naucza czego innego i sam jeden chce mieć słuszność; każdy stoi na własnych siłach, ale samotnie, bez żadnego związku z innymi; a wszelakoż nauka i umiejętność występuje co doba potężniej, świetniej, dzielniej i jest dzisiejszej ludzkości panią wszechwładną. Czemu? Pozorne te i tylko od płytkich umysłów osławione wady są właśnie najrzetelniejsze zalety. W ogniu klaruje się złoto, a przez płomienie przeciwieństw i sprzeczności, recenzyi i krytyk przechodzić musi wyczyniająca się nowa myśl wielka. To jej krzyż. Gdyby mężowie nauki i umiejętności śpiewali jednako, albo nie różniliby się od czyżów i gilów, albo też musieliby wyrzec się samodzielnego zdania, które, jeżeli prawe i głębokie, jest Boże, a ustanowić nad sobą, czego nie do 17 puść Duchu święty, nieomylnego naczelnika. Lecz wtedy Europa zamieniłaby się w Tybetańską Lassę. Różne przekonania naukowe, rzecz ważna i święta. Przez nie wypowiada się coraz pełniej wstępującej w słowo człowiecze wiedzy Bożej rozmaitość, wszechstronność i nieskończoność. Podniosło sie właśnie zewnętrzną nauki i umiejętności ważność. A jakie wewnętrzne jej znaczenie? Bóg osobisty i istny, lub taki, jakiego wyznaje i czci chrześciaństwo, Bóg, do którego, jako do ostatecznego pierwiastku wszech rzeczy i myśli, przyczepiać się w końcu musi wszech głębszy filozoficzny wywód, pokazuje się naprzód prawdą najprzedniejszą, a wszech prawdy innej stwórczym, tamecznym , przedwiecznym zdrojem z niebios; powtóre wszechwiedzą jako wewnętrzną myślą i duszą przerzeczonej prawdy; potrzecie znaniem, jako prawdy i wiedzy loiczną, a tutaj obchodzącą nas najmocniej różnojednią. Kategorye te znane są z myślini. Prawda ma się do wiedzy, jako byt do myśli, lub realność do ideałności. Otóż Bóg, pierwiastkowy byt i pierwiastkowa myśl w jedni przedwiecznej, a bezwzględnej lub nieprzebrana, wciąż szczodra i święta, stwórcza i żywa wszech bytu i wszech myśli studnica. Jako bezwzględny byt i bezwzględna myśl w bezwzględnej jedni, jest On bezwzględne znanie, które wychodzi zeń, sadzi się za Nim, tkwi, dysze i pracuje w piersiach niezmierzonego przyrodzenia, a wymawia się wreszcie przez natchnionego i jenialnego człowieka jako poznanie. Zaś poznanie to stanowi naukę i umiejętność. Świat ten zowie się istnieniem, a świat tamten, lub Słowo Boże, stwarzające świat ten, lub przedświat, bytujący od wieków in potentia, a mający czasu swojego stać się in actu, sinieniem. Przed stnieniem i istnieniem stoi Bóg, jako obu Stworzyciel. Stnienie przeobraża się ciągle w istnienie. Bóg składa w stnienie byt i myśl w jedni, lub leje w nie swe znanie. A stnienie jest w Boga, u Boga i z Bogiem. Istnienie 2 18 przeto jest także bytem i myślą w jedni, lub znaniem Bożem które atoli kładnie się za stnieniem, a więc i za Bogiem, które przeto odpada od Boga i w odpadzie tym drętwieje, marznie, gubi świadomość siebie. Stnienie jest odwieczną, bezwarunkową pierwiastkowością wszystkiego, a istnienie coś chwilowego, zawarowanego, pochodnego. Byt, myśl i znanie tedy, które stężały i zmartwiały w istnieniu, są chwilowe, zawarowane i pochodne, a nie mają przeświadczenia, mowy i woli, lubo początek i grunt ich nie przestaje być tameczny. Z czego znać, że wszelaka mądrość światowa, lub ludzka pochodzi koniecznie od mądrości Bożej, a. to z tejże samej przyczyny, jako że świat sam stanowi dzieło Boże, a istnienie stnienia wyjaw. Mądrości ludzkiej pochodzenie zatem bardzo wysokie, a grzeszy ten przeciw Duchowi świętemu, kto w zarozumiałości teologicznej poniża ją i znieważa. Ona w gruncie wciąż świeże słowo i objawienie Boże. Iż mówi się tutaj o mądrości, nie zaś głupocie ludzkiej, zazwyczaj tak pysznej i krzykliwej , rzecz jasna. Mądrość daje nam skromność i pokorę, albowiem kto ją ma, wie, że to, nie jego, lecz Boga duch. Dalszy wniosek i pasynek tu taki: Żadna mądrość zawa-rowana i w słowo ludzkie przeobrażona nie da się mierzyć i na równi stawić z mądrością Boga bezwarunkową. Ludzka mądrość bezwarunkowa, lub bezwzględna, to bezsens. Chociaż się ją i zdobędzie, to zaledwie się ją wypowie, zamienia się ją natychmiast w czasową i zawarowaną. Ludzka mądrość, wyczyniająca absolut, będzie absolutna, nie bezwzględnie, lecz lko względnie. Zgoła ta mądrość, która pracuje na dnie przyrodzenia i w gruncie mądrością Bożą jest, nie wyraża samejże mądrości Bożej i tylko w Bogu będącej, albowiem ona od mądrości Bożej, pospołu ze światem tym, odpadła. Cóż dopiero mądrość Zendawesty, lub Koranu! Że ludzie ją przyjęli i uświęcili, jak przyjmują i uświęcają tyle zabobonów, baśni, guseł, to nie dowód jej boskości. Wiedza bezwzględna wypowiadać się ma od wieków na wieki ciągle pełniej, wszech-tronniej, inaczej, stosownie do postępów światła ogólnego 19 i potrzeb czasu. A wyjawami temi kieruje mądry Bóg. Zgoła jednostronności, które wyczynić się muszą pierwej, niż złożenie ich we wszechstronność, są z woli Bożej. Człowiek ukazuje się ostatniem i najprzedniejszem dziełem Bożem, archanielska stworzonego świata korona. Czemu? Albowiem Bóg, wydobywszy go z samego siebie i związawszy ze światem , uczynił go na podobieństwo i wyobrażenie swoje, a tchnął weń własne swe tchnienie, czyli zrobił go jaźnią i osobą z niebios, dał mu przeświadczenie, rozum, jeniusz i wolną wolę. Człowiek, jako istota światowa, jest istnieniem, a jako istota z niebios sinieniem, siebie samego i rzeczy świa-domem. W nim tedy jawi się znane z myślini istniostnienie, tj. ten i tamten świat, tuteczność i tameczność, rzecz i istota jej wiekuista, ciało i słowo Boże, je piastujące, a to wszystko w przeniknięciu się wzajemnem. Przezeń słowo Boże, które zmartwiało w gwiazdach na niebie i w głazach na ziemi, odżywa i rozebrzmiewa na łonie czasu w pierwotnym swym kształcie, tj. znów jako słowo. A jako słowo Boże stworzyło powszechny, tak słowo ludzkie stwarza człowieczeński, a tłumaczy Boży świat. W słowie tem znanie przeistacza się w poznanie, które kształtuje się w naukę i umiejętność. A nauka i umiejętność równie ludzki, jak Boży głos. Co tedy nauka i umiejętność? Poznanie. A co poznanie? Różnojednia prawdy i wiedzy Bożej w człowieku z prawdą i wiedzą Bożą w Bogu; — wypowiadające się coraz wszech:-stronniej i pełniej w powiatach czasu przedwieczne znanie Boże; — węzeł pomiędzy człowiekiem i Bogiem, zadziergnio-ny na sznurze słowa Bożego i stwórczego, które stanowi tak istotę wszechświata, jak twórczość człowieka; — wstęga święta rozwieszająca się pomiędzy końcem i początkiem stworzenia; głos stnienia z płuc istnienia. Do różnojedni tej dobiera się człowiek mocą działającego W sobie tchnienia Bożego, lub natchnienia z góry, pragnącego opowiadać tajemnice wieczności na piersiach czasu, — mocą przyrodzonego sobie znania, będącego prawdą i wiedzą w jedni, a przeobrażającego się w po 2* 20 znanie, — mocą Ducha świętego, odzywającego się przezeń do ludzi językiem ludzkim. Jest i w człowieku znanie Boże, tchnione od Stwórcy w każdego z nas, a stanowiące możność poznania. Znanie to właśnie ona ewanieliczna światłość, która oświeca każdego z ludzi, przychodzącego na świat. Tutaj wyjaśnia się także słowo Platona: „Poznanie nic innego, tylko przypominanie sobie tego, co znało i umiało się od wieków w niebie przed narodzinami na ziemi1'. Umieć zjednoczyć i zobopólić znanie swoje ze znaniem Bożem w wnętrzu wszechświata i Boga, oto prawdziwego poznania, a rzetelnej nauki,i umiejętności wielka, święta, niewypowiedzianie ważna tajemnica. Człowiek jest nie powszechną i bezgraniczną całością wszechświata, którą Bóg stworzył i piastuje, lecz tylko jednem całości tej świadomem siebie i rzeczy ogniskiem, lub jedną z kroci i miryad wszechświatowych całostek. Ztąd poznanie, a z niem nauka i umiejętność jego, trąci koniecznie całostkowością, czyli ukazuje się zawarowanym, czasowym, i w znikomości skąpanym nieskończonej prawdy i wiedzy Bożej ułomkiem, znania Bożego okruszyną, lichą z Bożej mądrości morza kropelką. Tak było, jest i będzie, albowiem to idzie podług przyrodzenia rzeczy, nacechowanego nieubłaga-nem konieczności prawem. I próżne, czcze wszech usiłowanie ludzkie o wyjście z tych granic, o wiedzę iście bezwzględną. Całostkowość ludzkiej nauki i umiejętności atoli nieuwłó-czy bynajmniej wysokiej godności człowieka, ani nie uszczer-bia duchowej potęgi jego. I owszem, robi go królem, panem wszechistnienia, a obrazem i wizerunkiem Bożym. Wszakże Bóg sam jest również Jaźnią, osobą, zaczem całostką w całości! Bóg całostka początkowa, z której wylała się wszechświatowa całość, a człowiek całostka końcowa, w którą zlewa się napowrót taż całość. Tam źródło, tu ujście rzeki. Bóg całostka środkowa i jedyna w sercu nieskończonej kuli, którą ukazuje się bezmiar wszechświata, a człowiek jedna z nieprzeliczonych całostek, lub kropek na powierzchni kułi. Tylko przez całostkowość jest jako Bóg w niebie, tak człowiek 21 na ziemi osobistem wszechświata ogniskiem i przeświadczeniem. Właśnie dla tego człowiek usposobion do poznania, do nauki i umiejętności, iż w nim skupia się łub całostkowieje, jak w Bogu ogólna prawda i wiedza we wszechstworzeniu rozlana; iż w nim znanie Boże w przyrodzeniu zamarzłe, obumarłe i świadomości próżne, odtaja, zmartwychpowstaje i głos zabiera. O, nie smucić się nam ale cieszyć potrzeba, iż jesteśmy całostkami, bo w każdej całostce jak w żołędzi dąb, zwi-niony i obecny wszechświat! Wreszcie poznanie ludzkie wszechświatów i czasów, wszech jenialnych całostek, tworzy ogromną i żywą, wszechświatu równą całość. Przyrodzenie bez granic to całość, w której słowo Boże sadzi się w nieskończoności rzeczy, a nauka i umiejętność, które są również nieskończone, to tażsama całość lub przyrodzenie, rozebrzmiewające na łonie czasu słowem Bo-żem, z którego powstało. Co za wyniosłe znaczenie człowieka, tudzież nauki i umiejętności jego, tak całostkowej jak całościowej. Odróżniaj wiedzę całostkowa od wiedzy jednostkowej ! Jednostkowa odnosi się zawsze do jednego człowieka. Bogacz np. ten, który zbiera skarb tajemnie, wie sam jeden tylko, lub jednostkowo, ile złotych w szkatule ma dusiów. Wiedza jednostkowa w rzeczach nauki i umiejętności jest li mniemaniem, która zrasta się z pewną osobą, lecz niczem usprawiedliwić się nie daje. Nie na jednostkowej ale na całostkowej wiedzy polega zatem Boża i człowieczeńska mądrość. Nauka i umiejętność stanowią najświetniejsze, ciągle płynne i postępowe, ciągle wszechstronniejsze i pełniejsze objawienie Bose, albowiem wyczyniają się ziemskim światłości niebios odblaskiem. Jeżeli szuka się światłości niebios na ziemi znajdzie się ją tutaj, przynajmniej w najczystszych ogniskach zwierciadeł Bożych. Zbawień ma wiele poezya, sztuka piękna i dobry uczynek. Ale podobno zbawienie największe daje nauka i umiejętność, jako światła i wszystkiego dobrego niebiańskie źródło. 22 III. Nauk i umiejętności mnogość. Ich stosunek do Filozofii. Głownem nauki i umiejętności zadaniem Prawda, Bóg. Jako Bóg jeden i prawda jedna, tak też nauka i umiejętność biorąc rzecz ściśle, jedna jest. A nauka i umiejętność w tej jednocie i jedyności ukazuje się mądrością mistrzowską i zowie sie filozofią. Ale, jak każdemu wiadomo, ma się nauk i umiejętności nieskończona liczbę. Jako więc pogodzić tu jedność z Wielością! Rozumie się jedność. Zkąd bierze się Wielość? Nie przeczy się temu bynajmniej, że wszelaki człowiek udzielnem i osobnem jest świadomości ogniskiem, a inne ma w sobie od Boga otrzymane znanie, inną zdolność, inny je-niusz, kierunek i kres dążeń; że zapatruje się na świat inaczej , a zawsze właściwym sobie sposobem; że przeto ile badających głów, tyle odmiennych widzeń rzeczy. Wszelakoż nie znosi to wcale jednoty nauki i umiejętności. To ją tylko uwszechstronnia, urozmaica, bogaci wewnętrznie i coraz bardziej przybliża do nieskończonej w sobie mądrości Bożej. Nie tutaj sęk. Inna jest przyczyna, która nauki i umiejętności jedność rozsadza w wielość. Tkwi ona częścią w badaczu, częścią, zaś w samejże rzeczy. Różne są stanowiska, z których poglądać można na jedną i jedyną prawdę, np. stanowisko realne, idealne i transcendentalne, dogmatyczne, krytyczne i skeptyczne, racyonal ne, mistyczne, poetyczne itp. Ludzie zdolności mniejszych stają na niższych, a zdolności większych na wyższych stanowiskach; jeniusze zaś podnoszą się tak w górę, jako nikt przed niemi dawniej, pociągają za sobą tłumy zwolenników i pozyskują wciąż stanowiska nowe. Z każdego ze stanowisk tych jedna 23 i ta sama prawda ukazuje się inaczej, a przez ta stanowi osnowę całkowicie odmienną, od innych wyróżnioną, nawet im przeciwną. Ile zaś takich osnów, tyle nauk i umiejętności osobnych. Do każdego stanowiska przywiązuje się systematów i teoryi osobistych, a z niemi nauk i umiejętności mnóstwo. Inna jest np. nauka Platona, inna Arystotelesa, Plotyna, Tomasza z Akwinu, Leibnica, Hegla itp. To samo widzi się w rzeczach przyrodzenia, polityki, dziejów itd. Na każdem stanowisku znajduje się badaczów huk, którzy twierdzą, że tylko u nich prawda, a tworzą nie jedynie nauki, ale i szkoły osobne. Ztąd poznanie ludzkie acz jedno w sobie, rozstępuje się w szeregi nauk i umiejętności bez liku. Ale są stanowiska, nie już od osób badających, lecz od rzeczy samej zależne, a ztąd jeszcze bardziej jedność poznania rozsadzające, jako np. teologiczne, empiryczne, spekulacyjne, matematyczne, estetyczne, etyczne itp. Na każdem ze stanowisk tych ugląda się wielkie, a nauk i umiejętności pełne światy. Nie koniec jeszcze! Nie sama wiekuista istota, również wyjaw jej czasowy tak rozmaity, rozliczny i różnorodny w sobie; nie sam Bóg ale i pełen rzeczy świat jest prawdą. Jeżeli więc nauka i umiejętność przerzuca się z tameczności w tute-czność, z niebios na ziemię; to stosownie do mnogości przedmiotów rozkrusza się nieskończenie. Jakoż badający człowiek może mieć tyle przedmiotów, ile jest rzeczy we wszechistnie-niu, zaczem nieprzeliczoną moc. Poznawanie jest zaiste jedno, lecz poznań cząstkowych coraz innego przedmiotu się tknących, a zawiązujących się w odrębne wiedzy ludzkiej powiaty, ma się wojska i lasy całe. Nauk i umiejętności zatem widzi się niesłychaną ilość. To zaprawdę niewyczerpane morze, gra przeciwieństw i sprzeczności, straszliwy odmęt. Wszystko tu stoi osobno i dla siebie, a jedno drugiego się nie trzyma. Mamy zapuścić się w dzielnice tego nieładu, uporządkować je i okazać w nich ustrój żywotny, wszędy z sobą jednozgodny, Bożą myślą otchniony, piękny, rozkoszny. Jako wszechnica świata, tak 24 wszechnica nauk i umiejętności, będąca jej przeświadczeniem i głosem; musi zachwycać wdzięczną kręgów niebieskich gędźbą.          Rozległy, nieskończony w sobie jest nauk i umiejętności świat, Bardzo sprawiedliwa! Wszakże on istnienia odblask i odgłos. Wszelaka całość ma wszystkość za zewnętrzność swoję, a objawiając się zewnętrznie, wyczynia ją koniecznie. Wszystkość zaś w odsłonie swoim, który dla nas nie może być nigdy pełen i cały, ukazuje się nieskończoną mnogością. Ile stanowisk ludzkich i rzeczowych, ile rodzajów, gatunków, części, cząsteczek, łomów i okruch prawdy; tyle też obopóleń poznającego człowieka z otaczającą go prawdą, Owoż tyle nauk i umiejętności. Atoli wszelaka całość ma jedność za wewnętrzność swoję, jedność, która jest wszystkości myślą i duszą, a objawiając się wewnętrznie, wyczynia ją również koniecznie. Zaczem nauki i umiejętności, acz tak różnorodne i sprzeczne pomiędzy sobą, nie przestają być w gruncie jedną nauką i umiejętnością, jedną wiedzą ludzką, jedną filozofią, jedną i tą samą ciągle światłością z niebios, jednem słowem i objawieniem Bożem. , Całość nauk i umiejętności, to jedno słońce, rozlewające się na okół światła powodzią. Promieni tu wiele, lecz światło w nich jedno. Przedstawiając tu całość, główna rzecz, rozpościerać wprawdzie wszystkość , ale nie uronić jedności. Między wszystkością i jednością tą panuje znana z myślini względna różnią, bezwzględna jednia i filozoficzna różnojednia. Ostatnia tu żywy i ustrojny całokształt. Zaczem, ma się tu obopólenie człowieka badającego z całością i bezmiarem tak wszechistnienia, jako i zamknionej w niem wszechwiedzy, a w końcu obopólenie jego z Bogiem środkowym, świętym, świadomym siebie i wszystkiego całości tej stokiem, który, zarówno wszech nauki i umiejętności, jak wszech bytu, jest początkiem i końcem. 25 Idzie nam ninie o odsłonienie ogromnego nauk i umiejętności drzewa w jego wszystkości, jedności i całości, czyli w pełnym i żywotnym rozroście. Obejrzeć mamy jego korzenie, pnie, konary, gałęzie, gałązki, liście, pączki, kwiecie i owoce w nieprzebranej rozliczności, jaka im właściwa. Ale, nie koniec! Wyświecić mamy włókna wewnętrzne, żyłki, prążki, strzępki i osmyki, które są niewidome, a oplatają siatkami swemi drzewo całe i sprzęgają dziwnie wszystkie jego cząsteczki; t. j. wyświecić mamy wewnętrzy między naukami i umiejętnościami związek, tudzież znaczenie, stanowisko i wysokości szczebel, jakie każda z nich, pojedyńczo wzięta, umiała sobie upewnić, a jeżeli sama nie uczyniła tego, dopomódz jej i postawić ją na właściwym jej słupie światlanych obłoków. Niezmiernie trudne zadanie! Często czyta się, lub słyszeć się, daje u nas takie rozprawianie: „Co filozofia? Nic innego, tylko wycisk iścizny samej ze wszystkich nauk i umiejętności, lub treścian wszech wiedzy ludzkiej." Tak sądził o rzeczy tej Jan Śniadecki. Zaprawdę, niemożna mieć biędniejszego o filozofii wyobrażenia! Ona ma być wyciskiem z nauk i umiejętności, ich krwią, oliwą, owocowym moszczem! W takowm razie nie miałaby nic sobie właściwego; pożyczałaby treść swoję od nauk i umiejętności zwyczajnych; nie tworzyłaby rzeczy swej, jak twierdzić przywykła, lecz byłaby właściwie tem, czem Jan bez ziemi, t. j. osnową bez przedmiotu osobnego i do niej przynależnego; nie stanowiłaby umiejętności wyłącznej, odrębnej, od innych wyróżnionej. Tymczasem tak nie jest. Ona sadzi się jako umiejętność udzielna obok umiejętności innych i okazuje się tylko jednem ogniwem w długim ich łańcuchu. Filozofia ma być treścianem nauk i umiejętności, tem, co zowie się po francusku abrege; ma przeto być ich treści wykazem, ich następstwem, ich córką, ich wyziewem i potem. O, nie! Ona nauka i umiejętność jedna, jedyna, jako Bóg 26 jeden i prawda jedna, a inne nauki i umiejętności, to odpadłe od niej i ztąd ciemne, ziemskie tytany, w gruncie zaś różne jej rozdziały, części i cząstki. Ona wszech wiedzy ludzkiej krynica z niebios i matka. Nie tylko, że nie jest z niej wytłoczynami, ale i owszem one jej wytłoczyny. To podstawa wiekuista, treść tameczna, istota nauk i umiejętności. Wywodzi je wszystkie z jednego pierwiastku i nawraca ku jednemu celowi; ożywia jedną myślą i wiąże w jednę całość; tworzy, piastuje i podpiera. Sama nie potrzebuje żadnej z nich, lecz one obejść się bez niej nie mogą. Bez niej byłyby odmętem atomów i monad, a nie złożyłyby się w jeden wielki świat. Jako z nasienia las, tak z niej wyrasta wiedzy ludzkiej drzewo. To spiritus creator. Filozofia otwiera duchowi narodowemu nowe, nieznane dawniej dzielnice i widoki, a idzie z pochodnią w ręku ustawicznie naprzód; urabia świeże, coraz pełniejsze i wszech-stronniejsze pierwiastki, które przeistaczają nauki i umiejętności zwyczajne, a zapala w nich co chwila słoneczniejszy dzień, w którego blasku zmieniają się barwy i postaci starego czasu. To duch Boży i wszechczłowieczeński, ogniskujący się w najdzielniejszej i jenialnej głowie, świecący z niej jasno i wiodący nas w ery nowe. Filozofia, jako umiejętność mistrzowska, mistrzuje, nie tylko nauki i umiejętności, ale sztuki piękne i przemysł, kościelną i świecką władzę, państwo, człowieczeństwo, wszystkie nasze wyobrażenia i stosunki. Jej tchnieniem oddycha, jej żywotem żyje, co tylko ludzkiego. W tem znaczeniu też Panteon nasz, pomiędzy innemi, otrzymuje i to orzeczenie, że jest wielkim filozofii systemem. Tak, drzewo nauk i umiejętności, które się tutaj odsłoni, to wielki filozofii system, bo otchęło sie filozofią wszelaki jego liść i listek! Ale nie stanowi i nie sporządza ono bynajmniej filozofii samej. Filozofia sama, w treści swej odrębnej, wyłącznej i sobie właściwej, wystąpi jako jego udzielny konar osobno i na końcu. Ono nie nią, ani ona niem. Trzy księgi dzieła niniejszego, to tedy, nie filozofia sama, rzetelna i ścisła, lecz raczej filozofia wszech nauk i umieje 27 tności w najogólniejszym, krótkim zarysie. Nie uczyni się, tu zatem poczetu jedynie z nauk czysto filozoficznych, ale wda się w nauki wszystkie a wszystkie, tak niefilozoficzne, jak filozoficzne, w nauki pospolite, nawet w podrzutki zabobonu, wieku i mody. Nie będzie to ani encyklopedya filozofii Heglowska, ani system filozofii Kremerowy, ale coś bez miary więcej, tj. Panteon wiedzy ludzkiej w ogóle, — drzewo wszech nauk i umiejętności. To nie świątnica wyłączna, w której jedynie Belin, Piejki i wieszczby Witysławowe, lub umiejętności mistrzowskie mają ołtarze; ale gaj święty wszystkim boginiom i bogińkom wiedzy ludzkiej otworzony. Nie same kwiaty na olimpijskim kobiercu żywym, stanowiącym Minerwy podnóże, uśmiechną się tutaj ślicznemi główkami do ciebie, lecz także kwiateczki polne, leśne i ziemskie, z których uwinie się filozoficzną i, daj Boże, miłą ci na skronie ducha twego równianke. Słowem, nie filozofia, lecz filozoficzność będzie tu ciągłym oddechem i panującą wszystkiemu duszą. IV. Cele i zamiary niniejszego dzieła. Następujące ma się tu cele i zamiary: 1)       Odsłonienie drzewa wiedzy ludzkiej, lub podział, roz-szykowanie, ucałokształtowanie nauk i umiejętności. Uczyni się to naprzód ogólnie i ryczałtem we wstępie, później zaś przez wszystkie, zgoła najdrobniejsze szczegóły w samemże dziele. Drzewo to, gdy odsłaniać się je pocznie, obejrzy się ze stanowiska a posteriori i ze stanowiska a priori. Pierwszego i drugiego okaże się niedostateczność, a przejdzie się na stanowisko trzecie a totali, które tu, jak wszędy, samo jedno jest filozoficzne i prawdziwe. 2)       Okazanie, iz wszystkie nauki i umiejętności z jednego wystrzelają ziarna, które jest tameczne, a które wypuszcza 28 z siebie w tuteczność różnokierunkowe kiełki i rozrasta się w liczne, bujne, do lasu podobne drzewo; — iż ziarnem tem utajona w nas i w rzeczach iskierka z niebios, wzmagająca się za Ducha świętego podmuchem w ognie i łuny światłości, lub znanie, przeistaczające się w poznanie ; — iż to samo słowo Boże, które stworzyło świat wyjawionej prawdy w całem przyrodzeniu, wymawia się przez jeniusze i talenta jako słowo nasze, tworzące świat wiedzy; — iż wreszcie antynomie pomiędzy naukami zależą od różnych stanowisk badacza i różnych przedmiotów badania, najczęściej zaś od oderwań i rodzących się ztąd jednostronności, koniecznych dla pojęcia szczegółów, a znikają w filozofii, która po rozległej analizie występuje z syntezą. 3)       Ścisłe oznaczenie ogniwa, które sprawuje każda po jedyncza nauka i umiejętność w ogólnym wiedzy ludzkiej łańcuchu, lub ścisłe wskazanie położenia, jakie ona zabiera w wielkim całokształcie. Cząstka pewna, by też stanowiła dla siebie udzielną i niepodległą całość, ma tyle jedynie war tości rzetelnego znaczenia, ile wiadomo, co ona płaci w całości powszechnej i w jakiej odniosłości staje do cząstek innych sióstr swoich, zawiązujących się również w całości udzielne i niepodległe. Cząstka ta, zowiąc się np. teologią, prawnictwem, matematyką itp. sama zgoła rozumie istotę własną, a zna siebie, oraz stanowisko i przeznaczenie swoje li o tyle, o ile jej świadomo, jakim jest w całości członkiem, lub na którem miejscu lśnieje śród pełnego gwiazd wiedzy człowieczeńskiej nieba. Stosunek nauki i umiejętności jednej do drugiej, tudzież do wszystkich innych, jest tak wielkiej wagi, jako stosunek niebieskich ciał do siebie nawzajem w słonecznym świecie. Słuszność ma Kremer, wyrzekając te słowa: „Ko pernik przemówił do ziemi i przestała być niemowlęciem, bo pojęła stosunek swój dó kręgów wszechświata." 4)       Wykazanie ważności i iścizny każdej z pojedyńczych nauk, tudzież konieczności jej bytu, jako nieodzownie potrze bnego człońca w ciele wiedzy ludzkiej. Żadnej nauki, równie 29 jak żadnej gwiazdy na niebie, nie ma bez woli Bożej i bez: stanowczej przyczyny. 5)       Położenie przed oczy ciekawemu czytelnikowi całej, ogromnej, arcymisternej, z kroci kół i kółek uwitej sieci naukowej , nie dla tego, ażeby ułowić go w nią, jak rybkę złoto-łuską, i uczynić swym jeńcem, ale i owszem, ażeby rozdmuchać w duchu jego samodzielność i zrobić go doświadczonym na morzach umiejętności rybakiem. Filozofia nie żąda apostołów i zwolenników, jak wiara, lecz głów samodzielnych, prześcigających wnet swojego mistrza. 6)       Pokazanie każdej nauki i umiejętności na najwyższym szczeblu jej rozwoju i wydobycie z niej najważniejszych, najciekawszych, ostatecznych wypadków, a to dla tego, aby czytelnika stawić wszędy na europejskiej wyżynie bieżących czasów. Nie dość! Sam potęguję, wzmagam, światłością filozofii nowej przyświecam, do najgórniejszych niebios podnoszę każdą naukę i umiejętność rzetelną, ażeby uczeń mój poznał mądrość narodową i jej moc, a przewyższyć podołał nią ducha europejskiego. 7)       Dies irae, dies illa od dawna u nas. Nieszczęśliwy kraj nie ma umiejętni i szkół narodowych, a oświatę swą czerpa po akademiach moskiewskich, lub niemieckich, czasem zaś w Paryżu. Ileż ma on młodzieńców, pragnących nauki gorąco, a nie mogących ugasić niczem tej duchowej zgagi! Otóż Panteon mój usiłuje, przynajmniej o ile to podobna, zastąpić krajowy uniwersytet i unarodowić tych na nowo, co się w obcych szkołach i na obcych rzeczy widzeniach zobczyli sami. Cel ten ważny, ale i trudny bardzo. Jeżeli choć w cząsteczce dopięty tu będzie, praea zostanie obficie i błogo wynagrodzona. Dać się ma wreszcie tu wielką, śmiałą, niespodziewaną, począwszy od teologii aż do filozofii, wszech nauk i umiejętności dotychczasowych reformę. Przemienienie pańskie sprowadzić się ma na całkowitą wiedzę człowieczeńską. Niezdoła-łoby się dopiąć celu tego wykładem filozofii samej, ale dopnie się go może, przedstawiając każdą naukę i umiejętność z oso 30 bna, a okazując czem jest i czem być powinna. Przeciwieństwo tu pomiędzy wiarą i umiejętnością ustanie. Chrystus zaświeci tak po nad mędrcami świata, jak słońce po nad kagańcami z wosku lub łoju. — Właśnie zamiar taki był naj-główniejszy do pracy tej bodziec. Jest jeszcze i więcej tu celów które się pomija, a które z dzieła samego poznać już łatwo. Nie będzie się wykładało nauk obszernie i w całkowitej pełni, albowiem jest ich tak wiele, że gdyby się to czynić miało, rzecz urosłaby w tysiące ksiąg i przechodziłaby siły jednego człowieka. Narysuje się tylko kształt drzewa Miner-wy i oznaczy się położenie konarów jego głównych, ich stanowisko w całości i stosunek do siebie wzajemny. Później gdy przejdzie się do szczegółów, powie się o każdej nauce zwyczajnej, co ona jest sama w sobie i dla siebie, jako się ma do reszty, z czego wytryska i w co się przelewa, jaki jej pierwiastek, przedmiot, kres i najdojrzalszy owoc. Zrobi się nawet wewnętrzny jej podział, ażeby dać dołożniejsze o niej , wyobrażenie. Stanie się to mianowicie tam, gdzie części spra wuja nauki odrębne i pod osobnemi znane są mianami. Mało znaczne nauki i nauczki odprawi się prostem ich orzeczeniem łub króciutkiem o treści ich sprawozdaniem. Ale, gdy odkryje się gdzie nowe i narodowi jeszcze nie znane światło, lub jaki wysoko obchodzący go wypadek, tam zatrzyma się tak długo, aż rzecz stanie się jasna. Im więcej światła niebieskiego w przedmiocie, tem dłużej czynić się około niego będzie. Umiejętności, wprowadzające zwolna do filozofii, i stanowiące pyszne jej przedsienia, najdą wykład skrócony wprawdzie, jednakże dość rozległy. Filozofia sama zaś i wszystkie jej części podane będą tak obszernie, że wypełnią trzecią księgę i dzieła część. Słowem, gdzie przedmiot jest ważny, a czaruje i porywa, tam też i służy się mu troskliwiej. 31 Jako całkowita, pełna, szeroka i zbyt szczegółowa roztocz osnowy, tak i dzieje pojedyńczych nauk miejsca tu mieć nie mogą, wyjąwszy chyba naówczas, gdyby to było konieczne do rozjaśnienia ogólnego ich pojęcia. Również daje się odprawę Bibliografii, ponieważ nie chodzi tu o dzieła wydane i imiona ich twórców, ale o nauki same. Wreszcie wskazywanie dzieł, z jakich poznać masz bliżej wszelaką naukę, znudziłoby i pisarza i czytelnika, a wywiodłoby rzecz zbytnie na wrzkome przemienności piersi. Przytoczyłoby się np. najle psze dziś dzieła, które już za lat kilka uchodzić będą za prze-" starzałe i niedostateczne. Wszakże umiejętność jest w ciągłym i rączym postępie, a także duch ludzki pędzi koleją żelazną. Krom tego chce się dać tutaj coś, co przetrwa wieki. Kto zatem pragnie dowiedzieć się, z jakich dzieł uczyć się trzeba np. dogmatyki, pandektów, anatomii, etnografii itp., niech popyta żyjących dziś mężów tego zawodu. Panteon nasz ma być księgą dla tych wszystkich, co miłują naukę i umiejętność, a pragną gorąco światła; — co kształcą siebie i innych; — mianowicie zaś dla pisarzów narodowych, jako szafarzów mądrości, dla nauczycieli, ochmistrzów i potrzebujących akademickiego ukształcenia młodzieńców. Będąc mistrzem, powinieneś rozwijać w uczniach twych o ile podołasz naukową wszystkość; nie miałżebyś sam być jej znawcą i władzcą? Ażali od rozpatrzenia się dokładnego w całem naukowości niebie, ze wszystkiemi jego gwiazd splotami i w pełni nieskończonej ustroju nie zawisło, co będziesz w końcu sam, czy samodzielny i czcigodny mocarz umiejętności, której się oddałeś, lub tylko tuzinkowy w niej rzemieślnik? Tutaj nabierzesz dla innych, za krańcami widnokręgu własnego położonych umiejętności szacunku, otrzymując bliższe o znaczeniu ich wyobrażenie. Tu przestaniesz być bogini twej trubadurem, tj. nierozumnym, stronniczym, ślepym, opie-waczem, a obaczysz bogiń innych, nieraz bez miary wdzięczniejszych mnogie orszaki. Tu nauczysz się umiarkowania i pokory , a nie będziesz wykrzykiwał jak to bywa, że tylko rzecz której się poświęciłeś np. tylko teologia, polityka, historya, 32 matematyka itp. zamyka w sobie prawdę i mądrość, a jest umiejętnością rzetelną; że inne nauki czcze mary! Czy nie natrafia się po pismach wzmianek o nieznanych dość powszechnie naukach np. o dyagnostyce, splanchtologii, oryktogno-zyi? Sromotą byłoby dla człowieka z ukształceniem, gdyby nie umiał względem fraszki takiej dać pożądanego objaśnienia. Ale wynikną inne jeszcze z dzieła tego korzyści. Ojciec niektóry np. wziąwszy do domu młodego teologa, prawnika lub filologa na nauczyciela, czy nie powinien wiedzieć, choć ryczałtowo i krótko, co właśnie umie ten człowiek? Inaczej nie będzie mógł wyobrazić sobie, czego odeń spodziewać lub obawiać się ma w ochmistrzowskim stosunku do poruczonych mu dziatek. — Młodzieniec ukończywszy szkoły, a mający udać się do umiejętni, niech zrobi ten całokształt nauk pilniej pracy swej przedmiotem i rozważy każdej z nich znaczenie, a rozstrzygnie się łacniej ku takiej, co odpowiada iście wewnętrznemu jego powołaniu! Niejeden poświęcił się czemu innemu niżby był powinien, li dla tego, że nie znając nauk wszystkich w ogólnym zarysie, nie umiał stanowczemu postanowieniu swemu nadać odpowiedniego kierunku i obierał oma-ckiem. — Młodzieniec także co był już na umiejętni, niech czyta te księgi! Tam zapoznał się z jednym nauk wydziałem. Tu przejrzy wydziały inne i oceni ich ważność, uporządkuje ostatecznie swą głowę i w miarę zdolności własnej pozyska większą wszechstronność A wszechstronność jest wiedzy Bożej odblaskiem. Czyli rzecz to nie godna życzenia, nie ważna? — Najznakomitsza zaś ze wszystkich korzyści jest ta, że pantologia otwiera ci nowe zupełnie widoki, nie jedynie w kraje nauk i umiejętności, lecz we wszechistnienie i życie, a dozwala ci wreszcie pojąć Bożą mądrość Zbawiciela, której dotąd jako się okazuje, nie rozumiał dobrze chrześciański świat, a o której teolog zwyczajny nie ma ani wyobrażenia. Zapali się słońce w twej głowie, da ci się światłość rzetelną, zbawi się cię wewnętrznie. Czyli to mało? Każda z umiejętności głównych i wielkich znajdzie tu ołtarz swój. Ale nauk i nauczek jest taka mnogość, że choćby 33 mogło, iż o której z nich pomimo pilnego baczenia z naszej strony, nie napotka się tutaj wzmianki. Byłaby to wtedy nieomylnie jakaś małoznaczna i do którego z ogniw w łańcuchu naszym przyczepiająca się nauczka, coś nakształt rdzy, wyrastającej z żelaza. Jeżeli czytelnik napotka jakąś naukę lub nauczkę podobnego rodzaju, o której nie wspomniało się tutaj, to podoła on już własnym rozsądkiem, powziąwszy zkąd inąd o niej wiadomość, naznaczyć w całokształcie tym miejsce dla niej najstosowniejsze i wpisać ją na krawędzi. Są też nauki należące do rzemiosła, kupiectwa i przemysłu, nie zaś do umiejętnego świata, np. nauka szycia sukien i trzewików, robienia mydła, świec, octu, piwa i wódki, garbowania skór itp. Umień takich ma się bez liku. One do poczetu nauk, szlakujących prawdę, nie należą; zaczem mówić się o nich nie mogło. — Krótkość tu była nieodzownie konieczna. Radzi nie radzi przeto dzierzymy się urywkowej uczy. V. Trzy stanowiska, z których widzieć się daje całe nauk i umiejętności drzewo. Z której strony odsłonić rozłożyste nauk i umiejętności drzewo, ażeby można obaczyć je całe od razu i we wszystkiej nieskończonej, by też na początek nie dość wyraźnej, konarów i liścia pełni? Na miejscu tćm nauki i umiejętności falują przed duszą czytelnika jeszcze wielkim, mętnym, burym odmętem. Jako więc wydostać z odmętu tego, podnieść w górę ku słońcu i rozświetlić ład ich, który przecież pomiędzy nićmi być musi, a później na jakim postawić i utwierdzić go gruncie ? Słowem na jakiem stanowisku umieścić oko duchowe , aby ułacnić mu pogląd ten trudny i zawiły ? Oto pytanie , które teraz zastępuje drogę. A trzeba odpowiedzieć na nie, jeżeli ma się usprawiedliwić dalszy postępek i pochód swój, a skłonienie się ku czemuś stanowcze. Panteon tom I.   3 34 Założenie to acz w rzeczy samej cierniste, daje się przecież rozwiązać bez popadnięcia w rozpacz, a to tem bardziej, że ma się już znane z filozofii krajowej potrzebne ku temu kategorye. Winno się je Kremerowi, Libeltowi i Myślini. Nauka i umiejętność w ogóle, jako poznawanie wciąż bieżące, ma w pośrodku siebie trzy wyniosłe krępaki, lub trzy wyspy i przystajnie, z których poglądać na nią można. Jedna z nich jest rzecz poznawana, zazwyczaj zmysłowa, res, obje-ctum, lub przedmiot; druga także rzecz poznawana, ale umysłowa i duchowa, myśl czysta, idea, lub podmiot; a trzecia człowiek poznający sam, czyli subjekt, kmiot. W wyrazie ostatnim tkwi reformy nauk i umiejętności, którę się przyobiecuje, przeobrażenia społeczeńskich pojęć i stosunków, tudzież wszystkiego nowego, całego postępu filozofii naszej zarodek. „Kmiot?— Kmiot!— Kmiot??!! Cha, cha; chi, chi; ho, hu!" Tak nie jeden tu wykrzyknie, a śmiać się i szydzić będzie. Mniejsza o to! Umiejętność mistrzowska acz żeńskiego jest rodzaju, nie ma duszy ani niewieściej, ani francuskiej, a drwinki i żarty, nie są na nią biczem. Ona za poważna i zbyt głębokiemi rzeczami zajęta, ażeby troszczyć się miała o białkowe pospolitego dowcipu pianki. Inny znów tak woła: „Ależ kmiot, to tyle co chłop; nie godzi się nadawać mu odmiennego znaczenia!" Czemu nie? Czy subjekt lub chłopiec aptekarski nie przeszedł także w odmien-nem znaczeniu do wszech zagranicznej filozofii, loiki, a nawet gramatyki? Czy w etymologii Lindego nie dowiedziono, że od rzeczy oka i ucha idzie się w języku do rzeczy ducha? Czy badający człowiek nie jest chłopem, odrabiającym pańszczyznę na skibach nauki i umiejętności? Myślini stawi obok przedmiotu i podmiotu miot, jako obu źródłosłów i pierwiastek, a wyraz trzeci dwa przeciwieństwa w sobie kojarzący. Ale miot, acz byłby zkąd inąd wyborną rzeczy nazwą, nie znaczy nic osobistego. To jedynie siła, zaczem coś z Panteizmu. Ztąd lepszy na miejscu jego kmiot, w którym żyje i drga osoba. Inny tu się odzywa: „Ależ przeistaczanie takowe znaczeń wyrazów psuje i nieczyści język narodowy, który jest drogą 35 po wielkich dziadach spuścizną. Zeszkaradziłeś nam język i słownik polski hukiem wyrazów nowych, do filozoficznego mianownictwa twego ukutych; — maszli nam jeszcze nicować i przeinaczać czcigodne wyrazy stare?"— Odrzekam: Czy język nasz umarły, jak łacina? Jeżeli zaś żywy, to musi przyjmować i nowe wyrazy i odmiany znaczeń słów, stosownie do pozyskanych postępem wyobrażeń i pojęć. Czy mamy każdy wyraz zamknąć do kamiennej trumny celtyckiej, lub obwiązać w egipskie powijaki, jak mumią? — Widzisz przecie, iż nie odbiera się tu kmiotowi dawnego znaczenia, lecz tylko dodaje się mu nowe. Nazywaj sobie nim chłopa, gdy mówisz o włościańskich rzeczach, dla których ma się jeszcze wyrazy kmieć i kmiotek. W filozofii zaś może on znaczyć tyle, co subjekt. Wreszcie, czy podołasz subjekt przepolszczyć lepiej ? Co zaś do nieczyszczenia drogiej nam jednako mowy narodowej, na to odpowiem: Ci, co czynili mi pospolicie ten zarzut, a byli tak gorliwi o językową czystość, nie umieli, jak się to już po wielekroć okazało, ani listu polskiego napisać mi ortograficznie. A cóż dopiero styl i język ich ! Biedacy, ani wyobrażenia nie mają o czysto-polskiej okresów i słów toczy. Na czem właściwie polega językowa czystość, tego nie wiedzą. Więc mniemają, że stary słownik polski, który jest tylko dalszego rozwoju mowy gruntem, nie powinien być zbogacon żadnym przydatkiem. — Do tych zaś co mają wykształcenie wyższe, a przecież tego nie pojmują, że już rzemiosło, tem bardziej zaś umiejętność, i to najprzedniejsza, najtrudniejsza, ma swoje potrzeby, zaczem i język osobny, tak przemówię: Wyrzucam wam w dziele niniejszem rękawicę i wyzywam do boju. A robię naród sędzią. Kto z nas, czyli ja, pomimo niektórych moich w filozofii, które stwarzać musiałem, wyrazów, tudzież pomimo tego, iż żyję od lat trzydziestu z okładem ciągle za granicą i bez rodaków, lub przyganiacz mój, zwłaszcza w umiejętnych rzeczach, lepszą, czystszą i jaśniejszą pisze polszczyzną? Inny nakoniec prawi: „Możesz mieć słuszność. Jednakże pisać kmiot, miasto subjekt, to dziwaczna i śmieszna. Ja 3* 36 nigdybym sie na to nie odważył." — Jest to odpieram, tylko nowość, tylko nie zwyczajność, która duszę twą może zgrzybiałą, razi. Oswoisz się z nią niedługuteńko, gdy w tobie duch świeży. Jeżeli ty nie miałbyś odwagi do takiego kroku, ja ją mam, albowiem jestem postępku mojego pewien i znam już tutaj, o jak ważną w umiejętności chodzi tu rzecz, a czuję żywo, że służę przez to narodowi; że tenże w końcu nazwę mą przyjmie i uświęci. Po odstrzale tym na spotkać mnie mogącą napaść, powracam do przerwanej osnowy. Przedmiot, Podmiot i Kmiot Oto trzy atlasy wszech-istnienia i wszechwiedzy, a trzy główne czubały w nauk i umiejętności gór paśmie, trójca, piastować mająca nowe pomysły nasze. Poznajmy je bliżej! Przedmiotem zowie się zawsze coś względem osoby naszej zewnętrznego; coś, co nie jest w nas samych, lecz przed nami; coś nam danego; coś, o czem się wie, że to nie dzieło nasze. Najpotężniejszym i najrozleglejszym ze wszystkich przedmiotów jest natura, wielki świat zmysłowy, który nas otacza na okół, jako coś zewnętrznego, a który nam jest dan i nie stanowi dzieła naszego. Materya w ogóle, nawet ta, w której tkwimy sami, jest względem nas najprawdziwsza przedmiotowość. Przedmiotowe są również katechizm i wszelaka nauka, nie będąca naszym utworem. — Podmiotem znowu jest ogólny i nasz duch, myślenie, idealność, loika, twórczość, wszystek świat umysłowy. On jest i w poezyi i w marzeniach naszych; on dzieło nasze; urób nasz. — Kmiot wreszcie, to osoba, jaźń, ja moje, twoje i wszelakie, przeświadczenie i wola, wszech przedmiotu i podmiotu, wszech materyi i ducha transcendentalne ognisko i piastun z niebios. On tutaj najjaśniejszy Pan. Przedmiot leży przed nim, podmiot stoi pod nim, a jeden i drugi pachołki jego. Ty np. jako istota osobista, przeświadczenie, rozum i wolę mająca, nieśmiertelna, tameczna, do 37 Boga podobna, jesteś kmiot. Ciało zaś twoje, które jest, względem ciebie samego, jnż daną ci od Boga na ziemski pobyt szatą, już twym przedmiotem, to pierwszy, — a duch twój, będący twym podmiotem, drugi sługa twój. Ty, jako kmiot, rozkazujesz ciału, lub przedmiotowi twemu, a ręka, noga, nawet głowa, wykonywa to natychmiast, czego żądasz. Ty znowu, jako kmiot, rozkazujesz duchowi, lub przedmiotowi twemu, a myśl i loika twoja są ci posłuszne, dowodzą, czego tylko chcesz, choćbyś to czynił li ze swywoli i przez żart. Kmiot jest dwojaki: Jeden na niebie, jako Bóg, przeświadczenie, ognisko i Pan wszech przedmiotowości, tudzież podmiotowości w istnieniu na wieczności łonie; — a drugi na ziemi, jako człowiek, przeświadczenie, ognisko i Pan wszech -przedrniotowości, tudzież podmiotowości w istnieniu na piersiach czasu. Kmiot drugi jest pierwszego obrazem i wyrazem in potentia, którym własną siłą i zasługą stać się powinien in actu. Gdy urobisz się na to, na co Cię Bóg stworzył i ku czemu cię przeznaczył; wtedy kmiot, którym jesteś, i kmiot, którym on jest, spotkają się z sobą, — utworzą kmiot jeden. Pomiędzy kmiotem, którym jesteś sam, a kmiotem, którym jest Bóg, rozwisła wielka, nieskończona, wszystkie światy i czasy wypełniająca sobą kmiotowość. Jest nią człowieczeństwo, ciągle z samych kmiotów złożone, a kmiot Boży przedstawiające , ogniskiem i przeświadczeniem, wyrazem i językiem wszech przedrniotowości i wszech podmiotowości w istnieniu będące. Człowieczeńswo ma po jednej stronie Boga, a po drugiej pojedyńczego człowieka, jako swe skrajne, a jest iścizny obu omowcą i wykładaczem. Ono most, pomiędzy Bogiem i człowiekiem rozwieszony. Jeżeli chcesz dotrzeć aż do przeświadczenia Bożego i zjednoczyć się z nićm, a przez to stać się, równie jak Bóg, wszech przedmiotowość! i wszech podmiotowości ogniskiem, zlej się z przeświadczeniem człowieczeństwa w jedno i bądź jego głosem! Jeżeli chcesz wypowiedzieć myśl Bożą, dla ludzkości jutrzejszej przeznaczoną, myśl nową, wielką, życiorodną; naprzód odgadnij pełne czło 38 wieczeństwa przeświadczenie, a potem potęguj je przeświadczeniem własnem na stopień wyższy! Zlej z siebie człowieczeństwo stare, a wylej z siebie człowieczeństwo nowe! To jeniuszu i wielkości, wszech postępu tajemnica. — Ale dość! Kmio-towość wszechczlowieczeńska, to węzeł kmiotu w tobie z kmiotem w Bogu i jedyny środek twój do zjednoczenia się, tak z ogólną przed i pomiotowością , jak z Bogiem! Bez kmiotu Bożego nie byłoby znania, sprawującego wiedzę absolutną, bezwzględna, a bez kmiotu ludzkiego nie byłoby ani przedmiotowego, ani podmiotowego, ani kmioto-wego, tj. całostkowego, osobistego, jenialnego, a znaczącego wiedzę absolutną, względna, lub najwyższą człowieczeńską, poznania. Kmiot, to tedy rzecz główna, najbardziej stanowcza. Ale i bez przedmiotu, oraz bez podmiotu ani znanie Boże, ani poznanie ludzkie nie byłoby możebne. — Ztąd rodzą się trzy rodzaje i barwy naukowe, trzy widnokręgi wiedzy ludzkiej, trzy stanowiska, które wyczyniają się w następującym porządku : Stanowisko pierwsze, najogólniejsze, najrozleglejsze i najpospolitsze jest kmiot-przedmiotowe, zwane tak dla tego, że bez kmiotu wypowiedziećby się nie mogło i że trzyma się głównie przedmiotu. Tu człowiek odźwierciadla w sobie przedmiot, staje się jego przeświadczeniem na łonie czasu i wypowiada dla człowieczeństwa własności jego umiejętnie. Człowieczeństwo zaś przyjmuje i uświęca to słowo, zwłaszcza gdy samo ugląda w niem prawdę. Jestto stanowisko empiryczne, lub a posteriori, na którem króluje rzecz zewnętrzna i dana. Zazwyczaj, lubo nie ściśle, mianuje się je krótko stanowiskiem przedmiotowem. Stanowisko drugie, rzadsze, ale za to ciekawsze i twórcze, jest kmiot-podmiotowe, tak nazwane, iż bez kmiotu wypowiedziećby się nie mogło, a trzyma się głównie podmiotu. Tu człowiek wysnuwa z myśli własnej rzecz, a jednoczy się z duchem ogólnym i bezwzględnym, urabia go we własną ideę i kształtuje w system swój. Jestto stanowisko spekula 39 cyjne, lub a priori. Mianować je można prościej, lubo nieścisłe , stanowiskiem podmiotowem. — Jeszcze tu jedna historyczna uwaga. Ponieważ w spekulacyi duch, idea, myśl czysta, staje się, dla mojego kmiotu, jakto mówić się zwykło, przedmiotem ; więc i stanowisko to zowie się pospolicie kmiot-przed-miotowe. I my je tak zwać będziemy przy wykładzie spekulacyi. Przedmiotowość ta atoli, znacząc ducha, ideę, myśl, jest w gruncie i nie przestaje być podmiotowością. Ona, to tylko pospolite wyrażenie, tak nieprawdziwe w sobie, jak np. to, że słońce zachodzi lub wschodzi.— Wreszcie przedmiotowość właściwa, a z nią i kmiot-przedmiotowe stanowisko, należy już do empiryi. Stanowisko trzecie nakoniec, naprzedniejsze, najgłębsze iście Bożo-człowiecze, a dotąd umiejętności nieznane i pierwszy raz dopiero tu występujące, jest kmiot-kmiotowe. Pierwszym kmiotem tutaj, jak w obu razach powyżej, poznający człowiek, a drugim wielka kmiotowość, lub człowieczeństwo z samych kmiotów złożone, tudzież ognisko kmiotowości tej powszechnej na wieczności łonie, kmiot niebieski, słowem osobisty Bóg. Gdy kmiot ludzki zobopóli się z przedmiotowością przyrodzenia, z podmiotowością ogólnego ducha, a w końcu z kmiotowością człowieczeństwa, będącą wszechprzedmiotowości i podmiotowości wielkim, nieskończenie pełnym, wszechstronnym wyrazem , a znania Bożego na łonie czasu językiem; — wtedy staje się on ich ogniskiem i przeświadczeniem, jako Bóg sam, i wypowiada prawdę absolutną, lubo li względną, bo z wieczności w czas i przemienność przechodzącą. Jeżeli zaś, w skutek tego zobopólenia się, podnosi on jeniuszem własnym rzecz na wyższy stopień; to wypowiada myśl Bożą dalszego postępu i słowo Boże, mające stać się ciałem. Jestto stanowisko filozoficzne, lub a totali, nad które wzbić się górniej dziś niepodobna. A co przyniesie nam jutro, tego jeszcze nie wiemy. — Dość! Nie na zjednoczeniu się ze wszechświatem, ani na zjednoczeniu się ż duchem bezwzględnym, ale na zjednoczeniu się z człowieczeństwem i Bogiem gruntuje się poznania, a z niem umiejętności prawdziwość. 40 Teraz wolno mi będzie śmiać się, szydzić i drwinkować, jako zwycięzca. Proszę wszelakiego z tych, co łają mnie za wyrazy nowe, niech powie sam, czy podobna bez słówka kmiot wszystkie te myśli wyłożyć tak jasno? Odrzekasz; „Jednakże kmiot brzmi tutaj tak dziwnie i dziko! Czy nie dałoby się wypowiedzieć myśli twej jakoś zwyczajniej?" Więc dla nadzwyczajności i ?niezwyczajności chcesz koniecznie wózka zwyczajnego: O, miserere! Ale, czemu nie? Mógłbym trzy te stanowiska nazwać: jedno empiryczne, drugie spekulacyjne, a trzecie jilozoficzne, lub też mówić o francuskiem, niemieckiem i polskiem stanowisku; ale, czy byłoby to dotarciem do sęku? Czy wreszcie mógłbym innym sposobem znawcom rzeczy okazać, ile umiejętność narodowa staje tu o tysiąc pięter nieba wyżej od romańskiej i giermańskiej, a dokonać tego tak krótko? Otóż na drzewo nauk i umiejętności pojrzeć się ma, naprzód z kmiot-przedmiotowego, potem z kmiot-podmiotowego, wreszcie z kmiot-kmiotówego, lub absolutnego, a od Boga samego dla czasów naszych względnie wymierzonego stanowiska. Dwa pierwsze, jako się już dawniej namieniło zwiedzi się i opuści, a na ostatniem zostanie się, albowiem ono tu stanowcze. W celu dopięcia a wyrazistości rzeczy i usunienia wszech zamętu, poświęca się pod względem drzewa nauk i umiejętności, każdemu ze stanowisk tych osobną rozprawę. VI. Całokształt nauk i umiejętności na stanowisku kmiot-przedmiotowem, lub a posteriori. Na stanowisku tem przedmiot pan. On hetman, głównik król. Kmiot służy mu za pachołka, a jest tylko jego zwierciadłem, przeświadczeniem i językiem. Rzecz więcej tu waży od badającego człowieka, od jaźni ludzkiej, acz Boża to córa. 41 I gdyby rzecz była tu przynajmniej zawsze ta, którą Bóg stworzył, a która od wieków na wieki pomimo wszech badania naszego, zamyka w sobie wciąż tajemnice i prawdy nieznane. Ale nie! Rzeczą tu najczęściej, jak się to już na miejscu tem widzi, nauka lub umiejętność, którą człowiek urobił. Utwór tedy płaci więcej niż jego twórca. Słowem patrzy się tu zawsze na coś gotowego, uświęconego i danego, na coś przyjętego. Nauk i umiejętności ma się wielki las. Jak w lesie są drzewa jodłowe, sosnowe, grabowe, dębowe, olszowe, brzozowe itp., tak w Encyklopedyi tego stanowiska widzi się różne nauk i umiejętności rodzaje. Służą one za podstawę ogólnego podziału rzeczy. Jest to Encyklopedya nauk i umiejętności pospolita. Występują w niej następujące rozdziały, a to jako nauki: 1) teologiczne,  8) belletrystyczne,      15) ekonomiczne, 2)       prawnicze,       9) artystyczne,  16) handlowe, 3)       lekarskie,       10) moralne,     17) finansowe, 4)       przyrodzone,     11) polityczne,  18) astronomiczne, 5)       historyczne,     12) przemysłowe,  19) jeograficzne, 6)       filologiczne, 13) matematyczne, 20) metafizyczne, 7)       lingwistyczne, 14) techniczne,   21) filozoficzne. Każdy z tych rozdziałów zamyka w sobie kilka, kilkadziesiąt, lub kilkanaście nauk z osobnemi nazwami. Opisuje się więc te nauki i podaje się ich znaczenie, aż wyczerpie się rzecz, o ile zna się ją dzisiaj, do szczętu. Jeden uczony przyjął tyle co powyżej naukowych szeregów. Drugi przyjmuje ich mniej, a trzeci więcej. Liczba ich nie jest żadną zawarowana umiejętną koniecznością, nie jest raz na zawsze oznaczona. Wzrastać może, gdy ludzkość nowe i dziś nieznane urobi nauki. Jest to Klasyfikacya, jak zwierząt i roślin w historyi naturalnej. Co większa! Porządek tu między klasami zupełnie dowolny. Jaki szereg nauk położy się na początku a jaki na końcu, co po czem ma nastapić, obojętna. Dość, ażeby nie opuściło się niczego. To tedy nędzna tabella i rapsodya, przypadkowy zestaw spichlerz i ma 42 gazyn falujący coraz inaczej rejestr i pstry aggregat, który godzi się tak mieszać i rozdawać jak talią kart. Podział rzeczy nie jest tu na niczem oparty. Braknie wszystkiemu filozoficznego ducha, poglądu i gruntu. Zasada ważna tu nie panuje. Bierze się to co jest, co się nawija samo. I na tem koniec. Nie ma żadnego ani między szeregami w ogóle, ani między zawartemi w nich naukami organicznego związku. Żadna idea ich nie sprzęga, żadna pomysłu jedność nie ożywia. Są to disjecta poetae membra; siekanka i bigos hultajski, których kucharzami uczeni, a pożywaczem czytająca rzesza. Co właściwie tego rodzaju praca? Nauki pojedyncze ro dzą się odmętem — stają obok siebie, nie pytając się jedna o drugą, także odmętem; — wjeżdżają w duszę młodzieży szkolnej również odmętem. Odmęt jest tutaj na łonie rzeczywistości in re ipsa; przelewa się przeto i w Encyklopedyą, będącą wiernym jego wyrazem. Otóż kraj starego Chaosa, dziś jeszcze istniejący; kraj, który własną siłą nie podoła nigdy przeobrazić się w ustrojony i ładny, a do Bożego podobny świat. Sami uprawiacze Encyklopedyi nauk pospolitej uznają odmęt ten. Ą widząc że to obojętna jak rozszykuje się nauki, nie rozszykowują ich nakoniec wcale, lecz podają pojedynczo jedne po drugiej. Żeby zaś w opisach ich był przecie jaki taki ład, stawią je podług abecadła np. Aerodynamika, Akustyka, Alchemia, Anatomia, Antropologia, Arachnologia, itd. Tym sposobem powstały nauk i umiejętności Słowniki. Inni idą bez miary dalej tymże gościńcem i tak mówią: „Po co pisać i wydawać osobno naukowe Encyklopedye ? Uczeni ich nie potrzebują, a nieuczeni nie kupią. Lepsza wcielić je do Encyklopedyi powszechnej, zbierającej wszystko, co godnego wiedzenia." Tak tedy w słownikach Encyklopedyi powszechnej ma się zarazem i słowniki naukowe, a np. obok Aerodynamiki stoi przed nią Adyton, a po niej Aero/it,— obok ,Akustyki widzi się Akteona i Akcye, lub Adagio. . 43 Na jakim pierwiastku opiera się porządek nauk i umiejętności po słownikach takich? Na następstwie liter abecadła. Pod A wpisuje się nauki, których nazwa poczyna się od A-pod B te, co należą do B, np. ballistyka, belletrystyka, bibliografia, biologia itd. Ależ porządek liter w abecadle nie polega na żadnej konieczności wewnętrznej. Poczyna się on pospolicie od A, a kończy się na Z. Mógłby atoli odwrócić się całkowicie tj. poczynać się od Z, a kończyć się na A. U Greków też kończy się on Omegą. Każda z liter może być początkiem i końcem. Porządek ten jest tedy tylko coś przypadkiem zaprowadzonego, coś umówionego i przyjętego. Słowem rozszykowanie rzeczy nie nosi tu wcale umiejętnej cechy. — Wielka tu Empiryi i tak zwanych sciences positives na przy-' kładzie tym krytyka. Są one pyszne, zarozumiałe. A gruntem ich przypadkowość i przyjęta dowolność. Nad słownikiem umiejętności lub Encyklopedyi powszechnej pracowało wiele głów, a każda z nich należała do innego nauk wydziału. Co tedy jedna podaje, druga zbija. Ileż tu sprzeczności! Są to atomy, grube materyały, same łomy, z których zbudować można śliczną świątnicę, ale gdzie tutaj budownik? Co najosobliwsza i najsmutniejsza, to zaprawdę, że krocie ludzi żyje w Encyklopedyach takich, a żaden z nich ani pomyślił o ich biedocie ducha tak polifemowej. Żadnej myśli nowej nie podają takie Encyklopedye. Dzierżą się li tego, co wyczyniło się już i płaci w naukowym świecie. Nie tkną rzeczy najjenialniejszych, jeżeli te nie są jeszcze uznane. Jest w nich uczoności wiele, ale ani kropelki ducha. Nie pyta się o to nikt, co właściwie tkwi, dyszeć i wypowiedzieć się pragnie na gwałt w nauce samej i co mistrz wielki wydobyć z niej podoła, ale jedynie o to co już o niej napisano i jak ją postawiono. Wyśmienite dla maluczkich kompilatorów żniwo! Nie jest się bynajmniej przeciwko takim Encyklopedyom. I one są na ludzkości piersiach potrzebne, pożyteczne, ważne, albowiem rozszerzają nabytki wiedzy i sieją iskierki światła w ciemnicach głów nieprzeliczonej, a nieukształconej jeszcze 44 gawiedzi. Przyniosą zaiście wiele dobrego. Są nawet w modzie i panują. Kto tylko ma oczy i chęć do czytania, nabędzie w nich huk wiadomości i wiadomostek ciekawych, a grochem tym i kapustą podkształci różnostronnie swą głowę. Ale to wszystko dzieło zbiorowej mierności. I ci co piszą i ci co czytają podobni są do pracowitych ale bezdusznych mrówek. Duch przedniejszy, jeniusz, poglądając na te uczone mrowiska i na wszystko co się w nich dzieje, albo się uśmiecha, albo się lituje. I w końcu zawoła: O, sancta simplicitas ! Niechaj sobie panuje i gra wielką rolę Encyklopedya pospolita! Życzymy jej powodzenia! Ale nędzota i stradza duchowa, która nią kieruje, nie może stać się dla Panteonu naszego prawem. Żegna się ją tedy i opuszcza. Otóż i pierwsze stanowisko odbyte, a drzewa nauk i umiejętności jeszcze się nie obaczyło. Nic dziwnego! Tu tylko widzieć można kloce i chrusty wrębu leśnego. VII. Całokształt nauk i umiejętności na stanowisku kmiot-podmiotowem, lub a priori. Na stanowisku tem odwraca się wszystko. Kmiot tutaj pan, a przedmiot potulny jego sługa. Kmiot sam to tylko podmiot, lub moja myśl we mnie; przedmiot zaś również podmiot, lub moja myśl za mną, a wreszcie myśl ogólna, z którą bawi się i igra duch mój swobodnie, kształtując ją jako się mi podoba. Za pomocą podmiotowości własnej zdobywram i przetwarzam podmiotowość rodu ludzkiego, wyczynioną w naukach. Tym sposobem kmiot tu mistrz całkowity. Rzecz empiryczna tak się mistrzować nie dała. Ale rzecz duchowa i spekulacyjna, urób mój, piłka moja. Myśli które mam, to dzieci moje, zabierające w posiadłość wszystkie ogólnego myślenia kraje i powiaty. Tu jeniusz mój, jeżeli go mam, najduje szerokie szranki i popisać się może. 45 W dzielnicy tej nauka i umiejętność we wszystkich swych rozstępach, to człowiek badający, a raczej wypełniający myślą własną świat; umysł nasz przy pracy; duch nasz; on widnokręgu i przedmiotu swego stworzyciel; słowem nasze Ja nie transcendentalne, ale spirytualne lub podmiotowe, sadzące się za sobą w kształcie idealnego wyczynu. Człowiek tu wszech nauk i umiejętności, które wyprzędza z siebie sam tkacz, władca, król. Wszelaki przedmiot, zgoła niezmierzona wszechnica świata, zgoła Bóg, istnieje tu o tyle, o ile stał się moim podmiotem, lub moją myślą; o ilem ja w nim ducha mojego położył. Duch mój stwarza naukę i umiejętność nawet w tej chwili, gdy poznaje coś danego i bada a posteriori, albowiem on przerabia to natychmiast we własną myśl i piętnuje sobą samym. Stwarza zaś ją tem bardziej, gdy przedmiot wysnuwa z siebie i sadzi go a priori. Słowem wszelaka nauka i umiejętność dzieło jego, on sam. Ze wszystkich mi znanych całokształtów nauk i umiejętności kmiot-przedmiotowego stanowiska, najciekawszy jest ten, którego myśl powziął Aleksander Zdanowicz, profesor nasz czcigodny W Wilnie. Dziękuję mu za to bardzo, iż udzielił mi swój myśli, a spodziewam się, że nie weźmie przyjacielowi za złe, gdy się ją tutaj, w zamiarze dania najlepszego przykładu rzeczy, przełoży całkowicie, nieco po swojemu tam i sam nastroi, tudzież w ramy ściślej umiejętne oprawi. Otóż plan Zdanowicza do podziału nauk jest taki: „Człowiek, stwarzając sobie świat naukowy, albo poznaje coś danego, albo wysnuwa coś z siebie twórczo, albo wreszcie zapatruje się na własne uroby, przegląda je i ocenia. W tych trzech czynnościach zamyka i wyczerpuje się cała jego duchowa działalność. I nikt nie podoła odkryć w powiecie tym czynności takich więcej. Ztąd trzy główne nauk rozstępy: 46 A)       Szereg nauk, powstający z pracy ducha poznającego przedmiot dany, poznającego a posteriori, lub poznającego w ogóle. B)       Szereg nauk, powstający z pracy ducha, snującego z siebie, tworzącego sobie przedmiot a priori, lub tworzącego w ogóle. C)       Szereg nauk, powstający z pracy ducha, oceniającego własne, dokonane już uroby. „Poznaje się, zaiście, nie jedno a posteriori, jak w naukach przyrodzonych, lecz także a priori, jak w naukach metafizycznych. Tutaj atoli a posteriori i a priori są w naj-ściślejszem znaczeniu. Wszelakie poznanie, zgoła metafizyczne, jako od przedmiotu zależne, i z zewnątrz do ducha naszego wjeżdżające, jest a posteriori, a tylko twórczość nasza najrzetelniejsza godna nazwy a priori. „Lecz nie dość! Każdy z trzech powyższych szeregów nauk, ukazujący się jeszcze odmętem, nieoznaczonym bliżej, ma być w podrzędne oddziały nauk rozgarniony. Ku temu służą następujące wskazówki: „Człowiek, stwarzający sobie naukowość, odróżnia w istnieniu trzy światy odrębne: a) świat cielesny, rzeczowy, zmysłowy ; b) świat duchowy, myślowy, umysłowy; c) świat boski, tameczny, będący obu powyższych światów pierwiastkiem i piastą, słowem świat mistyczny. Trzy światy te znachodzą się w każdym wskazanym wyżej nauk szeregu; służą więc ku rozłożeniu każdego w trzy podrzędne oddziały. „Że zaś wszelaki utwór Boży we świecie ma i mieć musi: 1) treść, 2) formę, 3) istotę; przeto treść, forma i istota są zasadami ostatecznego i szczegółowego podziału nauk, mianowicie zaś należących do pierwszego szeregu. „Opierając się na właśnie rozwinionych posadach, duch ludzki stwarza sobie drzewo naukowe w takićj postaci: 47 A)       Szereg nauk, powstający z pracy ducha poznającego. a)       „Człowiek, poznający świat cielesny, rzeczowy, zmysłowy, stwarza sobie: 1) nauki przyrodzone i lekarskie, lub fizykę w ogóle, jako nauki treści; 2) jeometryą, arytmetykę mechanikę, dynamikę, słowem, matematykę, jako nauki formy; 3) niegdyś magią i czarnoksięstwo, zdobywające na dnie rzeczy i sił przyrodzenia istotę osobistą z tamtego świata, lub demona , ducha, — w nowszych zaś czasach tak zwaną filozofią natury, jako nauki istoty. b)       „Człowiek poznający świat duchowy, myślowy, umysłowy, stwarza sobie: 1) ontologią, psychologią i kosmologią, słowem metafizykę, jako nauki treści; 2) loikę i dyalektykę, lub systematykę, jako nauki formy; 3) spekulacyą, szukającą absolutu i ostatecznych ducha pierwiastków, jako nauki istoty. c)       „Człowiek, poznający świat boski, tameczny, mistyczny, stwarza sobie: 1) teologią, ze wszystkiemi do składu jej wchodzącemi częściami, jako naukę treści; 2) estetykę, jako naukę formy; 3) etykę, która zdobywa i dzierży w człowieku Ja z niebios, a we wszechświecie osobistego Boga, jako naukę istoty. B)       Szereg nauk, powstający z pracy ducha tworzącego. „W szeregu tym są nauki, odnoszące się do cielesnego, duchowego i boskiego świata, lecz nie ma nauk, rozróżniających się co do treści, formy i istoty. Czemu? Duch ludzki nie jest duchem Bożym i nie podoła stworzyć coś z niczego. Bierze więc treść ze świata Bożego, do którego należy zgoła on sam i wtedy, gdy coś samorodnie z siebie wysnuwa, — treść, około której czynią już nauki fizyczne, metafizyczne, lub teologiczne; — a biorąc treść, brać musi formę i istotę. — Cóż 48 tedy się dzieje? Kształtuje on treść tę w formy pewne, podług praw matematyki, loiki i estetyki, do utworu swego zastosowanej, ale już do powyższego szeregu nauk należącśj, a co do istoty, ogląda się na równie już wymienione nauki, na filozofią natury, spekulacyą i etykę. — Można, zaiście, i tutaj odkrywać nauki treści, formy i istoty, jeżeli szuka się ich koniecznie i na gwałt. Ale wtedy popada się w pedanteryą.— Oto nauki tego szeregu: a)       „Pierwiastek w człowieku zmysłowy stwarza sobie przedmioty zmysłowe, lecz takie, jakie dawniej nigdzie i nigdy w przyrodzeniu nie istniały. Człowiek bierze tu, zaiście, treść z przyrodzenia, ale, pomimo to, ukazuje się on rzeczywiście twórczym. Przedmiotami urobu tego są np. chleb, piwo, wódka, pług, wóz, płótno, sukno, dom, wieś, miasto, kolej żelazna, balon. Tworzenie to ludzkie wywołuje do bytu długi oddział nauk przemysłowych, lub technologią. b)       „Pierwiastek w człowieku duchowy stwarza sobie przedmioty, ba, całe ogromne i piękne światy duchowe, tj. nauki i sztuki nadobne, krasomówstwo, poezyą, romanse, powieściarstwo, malarstwo, architekturę, gędźbę, słowem, literaturę i artystykę. c)       „Pierwiastek w człowieku boski stwarza sobie, podług zasad teologii, różne wyznania i obrzędy wiarowe, do których odnoszą się także wszystkie mitologie, lub różne światy kościelne, słowem liturgią; — podług praw estetyki, rodowe i narodowe zwyczaje, społeczeński obyczaj, słowem, cywilizacyą, lub kulturę; — a podług praw etyki, pedagogikę, prawodawstwo, politykę, dyplomacyą, strategią, słowem, nauki, odnoszące się do rodziny, narodu i człowieczeństwa, do państwa i społeczności w ogóle. — Lecz nie dość! Pierwiastek w człowieku boski stwarza wielkie i sławne uczynki, któremi zdobią się ludzie i ludy, a wije nici i sieci wypadków, o czem wszystkiem donosi dziennikarstwo. Nauki oddziału tego są nie jedynie mnogie, ale obchodzą człowieka najgoręcej. „Co człowiek duchem swym stwarza, to musi mu być najmilsze i najdroższe. 49 C) Szereg nauk, powstający z pracy ducha, oceniającego własne, dokonane już uroby. „Tutaj należy historya, ze wszystkiemi swemi oddziałami, jako np. dzieje powszechne i różno-narodowe, dzieje ludów, królów i bohaterów, dzieje nauk, sztuk, wynalazków i przemysłu, a wreszcie kroniki, biografie, monografie, jakie tylko są i być mogą. Tu najdzie się miejsce także dla archeologii i filologii, a nawet dla lingwistyki, bo języki, zgoła żyjące, są dokonanemi już urobami ducha i odnoszą się do przeszłości. " Układ nauk ten jest, zaprawdę, samorodny, śmiały, je-nialny, jedną myślą otchniony. Wygląda i wonie zeń coś, co podsyca w nas dumę, a podoba się bardzo. Co? Chwała ducha ludzkiego, stwarzającego sobie wielki naukowy świat własny! Ale, czy układ ten nauk zaspakaja wymagalności wszystkie? Czy moglibyśmy go tu przyjąć? Nie! Czemu? Z następujących powodów: Właśnie namieniona zwyż chwała przeobraża się rychło w gańbę. Na stanowisku tem główną i stanowczą rolę gra człowiek, nikt inny, tylko człowiek. On tutaj, czy poznaje, czy tworzy a priori, czy pogląda na dokonane już uroby swoje, stwórca i mistrz. Bóg i wszechświat nie przyczyniają się tu wcale do świetnych myślenia jego nabytków, a całe naukowości morze, to pełna buty i zarozumienia robota ludzka. Cóż ztąd? Nauka uronia tu wiele z wartości istnej i szacunku, który się jej przynależy, boć dzieło ludzkie nie jest i nie może być dziełem Bożem, zaczem ukazuje się w końcu niedoskonałe, błędne, ułomne. Patrząc na nie, pierwszy lepszy ksiądz żarliwy zakrzyknie: „Słuchajcie Bożego, a nie człowieczego słowa! Nauki wasze, wątłe tkanki pajęcze." A wyrok taki, zwłaszcza z ust kapłańskich, przypadłby lubym rodakom do smaku i służyłby ku uniewinnieniu znanej, niestety, ich niepohopności ku nauce! Nie! Nauka znaczy Panteon tom I.   4 50 bez miary więcej! Jest to słowo Boże, które stało się ciałem, a wypowiada się przez człowieka. Nie ludzki, lecz Boży to utwór! Czyli duch ludzki, który sam do zapewnienia sobie rzeczywistości potrzebuje koniecznie ducha twojego, lubo mojego, ducha jednostkowego, a który bezeń nieświadomy jest siebie, stanowi czcze oderwanie, a więc nie istnieje; czy, mówię, on podoła być nauk twórcą? Nie! Twórcą ich jest zawsze duch twój, lub mój, duch jednostkowy. Otóż popada się w brody jednostkowości, lub tak zwanego subjektywizmu ! A to niesłychany błąd. Człowiek jeden i ten sam inne ma rzeczy widzenie, jako chłopiec, młodzieniec, mąż i starzec. Różnią się ludzie pomiędzy sobą jeniuszem, który ma nieskończenie mnogie stopnie. Co człowiek inny, co głowa inna, to i inne rzeczy widzenie. Gdy każdy zażąda, mając ku temu jednakie prawo, gruntować naukę na duchu swoim, to rozstrzeli się ją w nieskończoność samych sprzeczności i przeciwieństw, lub puści się ją z dymem. Z człowiekiem umiera właściwe mu rzeczy wiedzenie. Gdyby na widzeniu tem opierać się miała nauka, to i ona umierałaby z twórcą swoim. Człowiek sam byłby nauką, a przeto nie byłoby właściwie nauki. Zgoła układ nauk, ze stanowiska tego podany, może być dowolnie odmienion od każdego czytelnika, który zapragnąłby zająć się tą robotą. Tu nie ma konieczności, której wymaga, nie samo przyrodzenie, ale i umiejętność; tu nie ma statku, na którym wszystko stoi. Piękne bardzo mogą być poezye, fan-tazye, dumania i marzenia jednostkowe; ale nauka żąda pewniejszego gruntu. Człowiek, tak poznający, jak tworzący i uroby swe oceniający, stwarza sobie nauki. Ależ on, nie Bóg, więc stwarzać nie podoła. Cóż on tedy stwarza właściwie? Biorąc rzecz ściśle, same umidła. I oto nauki rozwiązują się w sfinkse, fenikse, himery! A Hegel np. pisze także Tysiąc nocy i jedna, lubo w innym rodzaju. Nie koniec! Ponieważ dla umysłu, który zowie się po niemiecku die Vernunft, a który uznaje li własną myśl czystą 51 za byt jedyny; — który woła od czasów Kartezyusza: „Cogito, ergo sum," a od czasów Hegla: „Nur das Vernunftige ist wahr, und alles, was wirklich ist, ist vernunftig" co źle bywa tłómaczone na polskie i dla tego powszechnie potępiane, co zaś nie znaczy nic innego, jedno to, że dla umysłu tylko umysłowy świat może być rzetelnym bytem, a wszystko, co jest rzeczywiście, jest umysłowe, lub jest czystą myślą; — ponieważ, mówię, dla tak usposobionego umysłu świat zewnętrzny. Bóg sam, lub przedmiot w ogóle istnieje li o tyle, o ile umysł ten sadzi się w nim sam naukowo, myśłiwo i podmiotowo, lub o ile sam go stwarza; przeto człowiek jest w gruncie, nie jedno nauki, ale wszechświata i Boga stworzyciel! I to, jeżeliś w myśleniu krzepki i z sobą zgodny, popadasz koniecznie na stanowisko Fichtego, którego jednostronność i błędność, a nawet śmieszność uznał już umiejętny świat. W takim razie atoli, nie tylko ksiądz, ale i filozof musiałby zawołać: Nauka, czcza mara ! Gdybyś był do tego stopnia uparty i z sobą samym niezgodny, że chciałbyś wyzwolić się od subjektywizmu i fich-tyanizmu, tj. od jednostkowości i stworzycielstwa wszystkiego, aż do samego Boga, które przywiązują się do stanowiska tego, tudzież do innych jego niedostatków i niedorzeczności, a przecież pozostać na niem koniecznie; to musiałbyś chyba pod człowiekiem poznającym, twórczym i oceniającym uroby własne, rozumieć, nie siebie, nikogo z ludzi, lecz samego Boga wcielonego i dającego nam objawienie. Atoli naonczas popadłbyś na obłędy średniowieczne, zdobyłbyś tylko nauki teologiczne zwyczajnego znaczenia, stojące na zagwiazdowym tamtym świecie i na cudzie, a nie potrafiłbyś wydostać się za święte ich kółko. Ztądby urosło, że nie podołałbyś rozszykować nauk w ogóle, a tem samem dopiąć zamierzonego celu. Stanowisko spekulacyjne ma wreszcie tę ogromną wadę, że na niem kmiot i przedmiot pożarty zostaje od podmiotu. Kmiotem tu duch mój, przedmiotem także duch mój, a więc wszystkiem moja myśl, nie ugruntowana ani we mnie trans 4* 52 cendentalnie, ani w rzeczy de facto. Bawię, łudzę się moją myślą, a sądzę, że badam istotnie. Oszukuję i siebie samego i innych, a nie wiem nic o tem.          Kmiot-przedmiotowe i kmiot-podmiotowe stanowisko, to dwa przeciwieństwa, dwa krańce, dwie ostateczności. Tam braknie podmiotu, tutaj przedmiotu, a tam i tutaj niknie kmiot Tam rzecz, tu myśl moja wszystko, ale ja sam, jako istota moralna, i Bóg, osobistości pierwiastek, prawie nic. W Panteonie tym nie płacą jednostronności takie. Dlań rzecz i myśl moja jednako święta, a rzecz i myśl Boża, z którą zobopólić się ma wszelaki badacz prawdziwy, przenajświętsza. Z tego powodu żegna i opuszcza się równie to, jak powyższe stanowisko, a przerzuca się na stanowisko trzecie, najwyższe i jedynie naszego czasu godne. VIII. Podział nauk i umiejętności, w dziele tem stanowczy, a to w najpierwszym głównym, lecz nie pełnym zarysie. Wiemy już, że nauka i umiejętność sprawuje znanie Boże, we wszechświecie rozlane, w gwiazdach lśniejące, w obłokach grzmiące, po lasach i ogrodach trelami śpiewających ptasząt gwarzące, a w człowieku przychodzące do pojmowania się tutecznego i wymawiające się w kształcie poznania. Jest to prawda i wiedza, słowo Stwórcy, wyglądające z wszelakiej rzeczy, a pozyskujące na piersiach czasu w nas przeświadczenie i wyraz swój. Jeżeli nauka i umiejętność ma być prawdziwa, musi dobrać się aż do Bożego znani a i wypowiadać je z siebie. Toż samo rozumie się o prawdziwym nauk i umie 53 jętności podziale. Również on, nie ducha ludzkiego, ani moje, lub twoje, lecz Boże ma być dzieło. Jakim sposobem przeświadczyć i przekonać się można, że poznanie ludzkie dotarło aż do znania Bożego, a przyjęło stosowną do wysokości czasów i wymierzoną sobie od mądrości, rządzącej człowieczeńskim światem, absolutność? Gdy okaże się ono z trzech stron, t. j. a posteriori, a priori i a totali, jednako prawdziwe! -Prawo to zastosować tutaj potrzeba do naszego podziału rzeczy, mianowicie zaś do naj-pierwszego, a ztąd najważniejszego jego ogniwa. Wreszcie chodzi nam ninie, nie o szczegółowy, ale dopiero o główny i najogólniejszy rozkład przedmiotu. Która z nauk i umiejętności może być, stosownie do powyższego prawa, najpierwsza, a stanowić tu rzeczy naszej alfę ? Żadna inna, tylko teologia. Potwierdza to pogląd a posteriori. Wszakże po wszystkich umiejętniach europejskich wydział teologiczny jest najpierwszy, a we wszystkich encyklo-pedyach nauki teologiczne stoją na przodzie. To tedy coś danego, przyjętego, uświęconego. Zaś w Azyi, Afryce, wszędy teologia, nie tylko jest naczelną, lecz dotąd od wieków jedyną umiejętnością. Prawdy te są de facto. — Potwierdza to również pogląd a priori. Bóg jest stwórcą wszystkiego, a idzie przed wszechistnieniem. Ztąd też nauka o Bogu iść powinna, iść musi i idzie przed wszystkiemi naukami. — Potwierdza to wreszcie pogląd a totali, który opiera się, podług wiadomości pod liczbą V. danych, na człowieczeństwie i Bogu, a przeto musi być historyozoficzny, dziejowy. We wszystkich narodach ziemi naszej i po wszystkie czasy, przed Chrystusem i po Chrystusie, widzi się teologią jako najpierwszą i główną naukę, która wychowuje rzesze ludowe, uzacniając je i wiodąc do zbawienia. Ona, zaprawdę, matka, niańka, ochmistrzyni i nauczycielka rodu ludzkiego, a jako mistrzowała tłumy nieprzeliczone od wieków, tak je mistrzuje i dzisiaj. Ażali staćby się to mogło bez woli i myśli Bożej, która rządzi człowieczeństwem? Nie! Tego ani przypuszczać nie podobna. Że przeto teologia jest nauką i umiejętnością najpierwszą, to, zaiste, 54 znanie Boże, które wyjawia się i przez wszystkie narody i przez wszystkie dzieje, a wypowiada się przez ogólno - człowieczeń-skie i moje poznanie. — Prawda tego rzeczy naszej' początku ma tedy absolutne piętno. Dalszy krok drugi i trzeci, mający być środkiem i końcem łańcucha naukowego, już tutaj jest łatwy, albowiem sprawuje pierwszego następstwo. Poznanie Boga i nieba, by też najdoskonalsze, nie wystarcza rodowi ludzkiemu. Okazuje się to a posteriori np. na jednostronnie ukształconych, a ztąd ciemnych i fanatycznych klechach, — a priori na potrzebie ducha ludzkiego wiedzy dalszej, a ztąd wątpienia, przeczenia i przejścia do nauk zwyczajnych , — a totali zaś na europejskich średniowiecznych," li teologią zajętych, i na azyatyckich dzisiejszych ślepowierczych ludach. Są to same barbarzyństwa. — Jako Bóg sam stwarza świat, tak nauki teologiczne wylewają się koniecznie w nauki kosmiczne. Człowiek, acz niebios wyobrażnik i wieczności syn, jest mieszkańcem i obywatelem ziemi, a jeńcem czasu. Potrzeba mu zatem poznać świat, w którym żyje i wyczyniać ma niebiańską swą istotę. On zastępca Boga we świecie, powinien być panem i mistrzem świata. A jakżeby podołał nim zostać, gdyby nie uczynił świata nauki swej przedmiotem? — Dość! Po teologii sadzi się kosmopeja, jako wielki pean, złożony z umiejętnych o wszechświecie pieśni. Potwierdza to nowożytny czas, pełen nauk światowych, który nastąpił po średniowiecznej teologii. Jako pomiędzy Bogiem i światem, niebem i ziemią, tak pomiędzy naukami, odnoszącemi się do Boga i nieba, a naukami, tknącemi się świata i ziemi, lub pomiędzy teologią i kosmopeją w ogóle, wiarą i umiejętnością zwyczajną, urabia się przeciwieństwo. Są to lice i nice, antynomie, przeciwstawy, lub straszliwa w naukowym świeciecie dwojca. Tu walczy wciąż jeszcze Ormurd z Arymanem, Biełboh z Czarnobohem. Na dualizmie i zoroastryzmie takim, dziś jeszcze panującym, poprzestać nie można. 55 Kędy się kolwiek wyłonią odwrotności takie, tam jawna, iż rzecz rozdarta została, mocą analizy, gwałtownie w dwie martwe połowice, lub w dwa czcze w sobie oderwania, które napowrót złożyć przynależy w jednę pełną i żywotną całość, taką, jaką Bóg sam, mistrz najdoskonalszy, stworzył i posadził. W rzeczywistości istnej i rzetelnej nie ma krańców i prze-ciwów; nie ma jednostronności i ostateczności tego rodzaju. Powstają one li w rozumie człowieczym, który, poznając, jak anatom, rad rozkrawa i pruje wszystko, a ima za ab-strakcye. Bóg bez świata, Stwórca bez stworzenia, niebo bez ziemi, tudzież odwrotnie świat bez Boga, stworzenie bez Stwórcy, ziemia bez nieba, to same obłąkania. — Dość! Co analiza naukowa, urabiając teologią i kosmopeją ze wszystkiemi ich powiatami, rozpłatała, zepsuła i ujednostromnniła, to zszyć, złożyć, naprawić i uwszechstronnić ma synteza. A synteza ta zowie się filozofią. W niej teologia i kosmopeja, wiara i umiejętność pozyskują wewnętrzną, transcendentalną, pierwiastkową jedność i przychodzą do zgody. Już tutaj widzi się zupełnie inne, niż dotąd, filozofii pojęcie. Filozofia przeto stanowi nauk i umiejętności krąg trzeci. — Wypadek ten, wywiedziony tu loicznie, lub a priori, potwierdzon zostaje a posteriori na wszelakim, rozwijającym się duchowo aż do ostatecznego kresu człowieku, i a totali, na umiejętnym pochodzie ducha europejskich narodów. Wszędy tu idzie naprzód teologia, za nią kosmopeja, a na końcu samym filozofia. Widzi się to sama również w naszej ukochanej Polsce. Że zaś po rozbierzy i zbierzy, lub analizie i syntezie takiej rzecz ukazuje się już całkowicie wyczerpana; przeto drzewo nauk i umiejętności odsłania się ninie w należytej postaci i pełni, acz jeszcze z bardzo daleka i niewyraźnie, jeszcze zbyt ryczałtem i w ogólnym, śmiałym zarysie, a ztąd tylko w trzech najgłówniejszych pniach. Stosownie do tego, co przełożyło się właśnie, nauki i umiejętności rozstępują się w trzy wielkie działy: Dział pierwszy teologia. 56 Dział drugi kosmopeja. Dział trzeci filozofia. Widzi się tutaj, że teologia i filozofia stają na dwu skrajnych krawędziach kosmopei, będącej ogromnym nauk i umiejętności zwyczajnych światem, a stanowią wiedzy ludzkiej alfę i omegę. To dwa potężne umiejętności haki, między któremi i na których rozwieszon jest długi, szeroki, w ogniwa nieskończenie bogaty nauk zwyczajnych łańcuch. Wszystkie nauki, jakie były, są i będą, zachaczają się ze strony jednej o teologią, z drugiej zaś o filozofią, a czerpią z obu żywotne swe siły. Prudon pisze: ,,Il est surprenant, qu'au fond de la po-litique et de toutes les sciences humaines on trouve toujours la theologie." Jako na dnie wszechrzeczy utaja się Bóg, Deus est latens; tak na dnie wszech nauk żyje i dysze teologia. Wszelaka nauka, nie wyjmując zgoła filozofii, opiera się na teologii, a ma za treść własną koniecznie i zawsze w gruncie coś teologicznego. Istotą człowieczeńską, tchnieniem Bożem w nas jest religia. Teologia, to religia dla wiary, a filozofia religia dla przekonania. Teologia i filozofia mają przedmiot jeden i są w gruncie jedno. Nauki zaś inne, to okruszyny religii, zaczem także teologii i filozofii. Zaś Hegel pisze: „Alle menschlichen Wissenschaften sind nur Briiche der Philosophie und haben so viel wahrhaften Werth, als sie sich philosophisch erweisen. Sowohl im Grunde alles Denkens, als im Grunde alles Seins, welches auch ein Denken ist, begegnet man die Philisophie." Tak, filozofia wszystkich umiejętności, nie wyjmując nawet teologii, jest rodzicielką, karmicielką i opatrznością. Illa scientiarum alma mater et divina providentia. Ona umiejętność mistrzowska. Bez niej wszystkie nauki i nauk wydziały nie sprawują uniwersytetu. Ona, sama jedna, to już uniwersytet. Filozofia więc również świat ważny, przenikający i piastujący naukowe światy. 57 Cóż ztąd? Nauki zwyczajne o tyle tylko są umiejętnościami , o ile oddech ich pachnie religią, zaczem teologią, mianowicie zaś filozofią. Inaczej, to mumie bez żywota i wartości. Ztąd każda z nich, nie wiedząc nawet czemu to czyni, okazuje rada o ile może, rzecz swą filozoficznie, a popiera ją słowami pisma świętego. Filozofia gruntuje się na niepodłegłem i umiejętnem, a ciągle na piersiach czasu trwającem i postępującem badaniu Boga, człowieka, świata i istoty rzeczy, lub na zgłębianiu coraz wszechstronniejszem pierwiastku, celu i związku we. wszech-istnieniu. Ona, to wspomniana już po dwakroć ewanieliczna światłość, wszystkim nam dana; wiedza wrodzona, jednocząca nas z wiedzą Bożą, w rzeczach złożoną; lub znanie Boże, wypowiadające się coraz głębiej, szerzej i świetniej przez poznawanie całego rodu ludzkiego. Filozofia, to królowa wszech nauk i umiejętności, kapłanka z niebios, otrzymująca od Boga samego namaszczenie. Ona idzie ciągle naprzód i wiedzie za sobą. człowieczeństwo w przygotowaną dlań od sternika przedwiecznego przyszłość. Ona Futuryzm wcielający się już w słowo, mające stać się ciałem, a w ręku jej wszech postęp. Wszystkie nauki i umiejętności postępują, gdy ona postąpi. I teologia nie potrafi wybawić od wszechmocnego jej tchnienia i wpływu, który dla niej jak dla wszechwiedzy ludzkiej jest on od Zbawiciela przyobiecany, i po Zbawicielu panowanie istne obejmujący, Duch pocieszyciel, Duch święty. I Hoene Wroński ma słuszność, nazywając filozofią rzetelną, od niemieckiej wyróżnioną Mesyanizmem. Nie dość! Bóg sam uczyniwszy świat, lub mądrości swój system tak doskonały, okazał się najgłębszym mędrcem łub filozofem niebieskim, a świat odeń stworzony jest nieskończenie wielka umiejętności Jego księga. Zbawiciel nasz również, jako opowiadacz prawd przedwiecznych w Bogu tkwiących i twórca chrześciaństwa, był mędrcem mistrzującym lub filozofem, lubo się nim nie nazywa. Ale sam mówi o sobie: „Jam prawda i światłość." Ślepo-wiercy nie hołdują filozofii, albowiem nie badają sami, lecz wierzą temu ślepo, czego się ich naucza, a samo wątpienie, 58 on początek mądrości, ba, samo mówienie o tajemnicach wia-rowych, by też arcyskromne i pobożne, poczytują sobie za grzech. Wszelaki założyciel wiary atoli, o ile nauczał prawdy, był i musiał być niezależnym od uświęconych i panujących twierdzeń badaczem lub filozofem. Sam Chrystus walczy z kapłaństwem i faryzeuszami, jako dziś każdy filozof. Teologia przeto ukazuje się filozofii córą. — Nie koniec! Zbawiciel ogłosił słowo Boże, dał objawienie. Kto atoli urobił je w katechizm i dogmatykę, w naukę kościelną lub teologią? Nie kto-inny jedno ojcowie kościoła i scholastycy, np. S. Augustyn i S. Tomasz z Akwinu. A czem w gruncie byli ci mężowie? Filozofami. Chrześciaństwo jest samo w sobie najgłębszą i najprawdziwszą, a dotąd nie wyświeconą należycie filozofią; jest filozofią wypowiadajacą Boże znanie, a powinno europejską, wielkość i świetność swoją europejskiemu duchowi, tj. filozofii. Ona zrobi je nakoniec wiarą ludzkości całej i jedynym kościołem powszechnym, a dokona tego łatwiej, niż podobna to mi-syonarzom dzisiejszym.— Filozofia, jako się już rzekło, ta przyszłość sadząca się w kształcie pomysłów i twierdzeń nowych, a usiłująca stać się dalszej, bez miary lepszej teraźniejszości rodzicą. Ona zdobywa dla siebie jedynie mocą wypowiedzianych prawd, przekonanie świata. Zaś teologia to przeszłość, praeterytyzm, uświęcony naukowo i wiarowo, którego słowo uznane bywa za Boże, nieprzemienne, nieruchome teraźniejszości prawo. Pierwsza popycha ród ludzki naprzód i jest pierwiastkiem duchowego ruchu, a druga wstrzymuje ruch ten, w którym przeczuwa niebezpieczeństwo dla siebie, a ztąd stanowi pierwiastek zachowawczy i moc zwrotną. Nauki zwyczajne nareszcie, to umiejętna teraźniejszość, praesenlyzm, który rodzi się z wyjawu przyszłości i wylewa się w przeszłość. Tutaj gdy idzie o postęp, przemaga filozofia, gdy zaś o zwrot lub o wstrzymanie zbyt rączego i szaleństwem pachnącego ruchu, teologia. Że jutro wciela się zawsze i koniecznie w dzisiaj, a dzisiaj we wczoraj, przeto filozofia przeobraża się zwolna we wszystkie nauki, a martwieje, zamarza, staje nierucho-mie na końcu w teologii. 59 Skoro rzeczy tak stoją, czemu nie rozpoczyna się podziału nauk i umiejętności od filozofii, a nie kończy się teologią, lecz postępuje się wprost odwrotnie? Tak zrobiłoby się niechybnie, gdyby miało się pisać Encyklopedyą li filozoficzną i okazywało się we wszystkich naukach różne filozofii wyjawy. Filozofia na czele zamienia wszystko w filozofią. Ale pisze się Encyklopedyą naukową w ogóle. To cale rzecz inna. Teologia na czele, odpychająca od siebie wszystkie nauki, nadaje naukom tym byt odrębny. Encyklopedya taka zwłaszcza dla Polaków przeznaczona, wyjść może bez trudu z teologii, jako nauki z katechizmu powszechnie znanej, a dopiero na końcu wyprowadzić filozofią i okazać jej konieczność. Jej początek tedy teologia, a ostateczny kres filozofia. Acz krynicą teologii filozofia, a założycielem wiary filozof, wszelakoż teologia, wiara,— ach niewdzięczne Tytanidy! Ledwie że się gdzie utwierdziły, wymagają jedynego, niepodzielnego panowania, carskiego samodzierstwa, bezmyślnego posłuszeństwa, i obracają się przeciw matce swej filozofii. Sokrates pije truciznę, Chrystus kończy na krzyżu, Hus oddaje ducha Bogu na płomiennym stosie. Tkwi to w istocie teologii uświęcającej powagę i przeszłości przekaz. Pomimo to występuje wciąż filozofia, a służy Bogu i człowieczeństwu w miarę posłannictwa swego i potrzeb czasu. A lubo filozofia kwitnie tam i sam już pięknie, klechy wyklinają wciąż jej swobodny głos, nie wiedząc o tem, że klątwa ich dosięga także samego Zbawiciela. Za klechami zaś idą rzesze i kamionują mędrców swych największych, a od Boga wysłanych dobroczyńców. Tak było, jest i będzie, a prawda przecież ciągle odnosi górę i świat postępuje. Bóg nie rzuca pereł przed wieprze. Ludy w dzieciństwie, dla których ducha nie wzeszło jeszcze słońce, a które światłości bezpośredniej z niebios nie są warte, mają teologią, jako niańkę, filozofii zaś nie potrzebują wcale. Boć i w społeczeństwie ludów są nie tylko górnolotne orły, ale i leniwe żółwie i przykute do dna morskiego muszle. Takim też ludom nie przysyła Bóg samodzielnych filozofów. Teologia z tych 60 że przyczyn panowała w Europie przez półtora tysiąca lat, a filozofia panuje tu dopiero od trzech wieków. Wiara dla wszystkich, a filozofia tylko dla wybranych Pańskich. Oni to gwiazdy swojego czasu, jak Sokrates, Plato i Arystoteles w Grecyi. Że Bóg dobrotliwy przysyła Polsce dzisiejszej niepodległych filozofów, dobry to znak. Pan żąda nas odrodzić, zbawić i przodownictwem obdarzyć. IX. Krótkie przygotowanie do bardziej szczegółowego nauk i umiejętności rozszykowania. Odsłoniwszy trzy stanowcze pnie drzewa wiedzy ludzkiej, lub dawszy, usprawiedliwszy i objaśniwszy główny podział nauk i umiejętności, — a mając zapuścić się w rzecz dalej, wprawdzie jeszcze ryczałtem, ale już nieco szczegółowo, — potrzeba wyprowadzić na widocz zasady, na których oprzeć się ma szersza przedmiotu roztocz. A to stać się już może w oka mgnieniu. We wszelakim poszukiwania przedmiocie analiza i loika, jako widziało się to już pod liczbą VII. na kmiot-podmiotowem stanowisku, każą rozróżniać trzy rzeczy: treść, formę, i istotę. Nauki i umiejętności zatem, zwłaszcza odnoszące się do świata, których ilość tak mnoga, rozstąpią się w trzy ogromne dzielnice, a stanowić będą: 1) Nauki treści, 2) Nauki formy i 3) Nauki istoty. Podział ten zachodzi także w filozofii. Wszelaka treść, forma i istota znowu ukazuje się dla zmysłów i króla ich rozumu, jako cielesna lub realna; dla umysłu jako duchowa lub idealna, a dla filozoficznego umysłu jako realna i idealna zarazem, lub rzeczywista. Ztąd ma się tu dalsze i jeszcze bardziej szczegółowe rozstępy: 1) Nauki realne , 2) Nauki idealne i 3) Nauki rzeczywiste. Podział ten panuje w kosmopei. W filozofii zaś nauki rzeczywiste występują jako transcendentalne. 61 W teologii nareszcie i we wszystkich naukach historycznych przyjętych, od umiejętności właściwej dalekich, zwykła stać na czele cześć ogólna, usiłująca usprawiedliwić się filozoficznie; tudzież cześć szczególna, wykładająca przedmiot sam. Już dychotomia ta okazuje tu umiejętnego ducha niedostatek. Stosownie do zasad i przygotowań tych, daje się wreszcie pożądany rozkład rzeczy. DRZEWO NAUK I UMIEJĘTNOŚCI. DZIAŁ PIERWSZY. Teologia lub nauki odnoszące się do tamtego świata. Przedmiotem teologii Bóg, tudzież niebo, piekło, czyściec, aniołowie, święci i męczennicy pańscy, potępieńce i nieboszczyki, duchy niewidzialne różnego rodzaju, istoty mistyczne i apokaliptyczne, lub w ogóle tak nazwany tamten świat. Gdzie on? Tam wysoko w górze, tam za gwiazdami, tam za krańcami tego świata. Bóg ma tam stolicę swoją, a pogląda z górnych niebios na ziemię. Obejmuje ją Opatrzności okiem, a nie przestając wcale być osobistym i od niej zdaleka, jest przecież na niej wszechobecny, tak zupełnie jak słońce, które stoi osobno i samo dla siebie na wysokości, a rozlewa się światłością we wszystkiem swem świecie. Niekiedy Bóg sam, jako np. do Adama, Abrahama i Mojżesza, zstępuje na ziemię. Najczęściej atoli wyprawia na nią posłów swoich, aniołów. Ci krążą pomiędzy niebem a ziemią bezprzestannie. Jedni niosą ludziom pocieszenie Boże lub rozkazy pańskie, a lecą na rączych skrzydełkach białych; drudzy niosą Bogu w połach dal-matyki śnieżnej łzy prześladowanej niewinności i cnoty, west 62 chnienia nieszczęśliwych, modlitwy czyste, boleści woń. Inni odpędzają od ludzi złe duchy i pomagają im niewidzialnie w walce z szatanem; inni przewodzą dusze świątobliwe, gdy opuściły ciało, do niebios; inni prowadzą duszyczki dla dziatek narodzić się mających. Oni to węzeł żywy, ruchawy i czynny tamtego świata z tym światem. Jako Bóg sam, tak i tamten świat przechodzi rozum, umysł, wszech pojęcie ludzkie. On transcendentalny, w czy-stem i najściślejszem słowa znaczeniu, lub wyższy nad myśl i zdolność naszą. Za życia tego nikt się doń nie dostanie, ale dopiero po śmierci. Nikt tam z nas nie był, ani ztamtąd nie powrócił, ażeby mógł dać nam bliższe o nim wyobrażenie. Jeden Syn Boży niepokalanie tu wcielony, przyniósł nam o nim z rozkazu Ojca niebieskiego wiadomość i dał nam objawienie z niebios. Wszystko to nie umiejętności, lecz wiary prostej, szczerej, głębokiej przedmiot. Są tutaj prawdy rzetelne i wiekuiste; jest piękność, cnota i świętość, prawo, wolność i miłość, wszech Boskość. Jednakże wyróżnia się je ściśle od prawd, piękności, cnót, świętości, praw, wolności i miłości ziemskich. One noszą barwy i znamiona tamtego świata. Nawet moralność inna jest wiarowa, a inna naukowa. I ona zagwiazdowa, transcendentalna. Stworzenie świata jednem wszechmocy słowem, wcielenie Syna Bożego niepokalane, święty żywot Jego i odkupienie od pierworodnego grzechu ludzkości; prawdy nadziemskie odeń wypowiedziane, i niebieski głos Jego; panowanie jego na ołtarzach od tylu wieków, a mądrość i moc jawna, to cud, cud i cud, niepodobny nam do wytłumaczenia. I wszystko tutaj cudowne. Objawienia i słowa Bożego strzeże kościół święty. Zba-wion będzie kto wierzy, albowiem dla ludzi wiara największa mądrość, potęga, cnota i zasługa. Kościół namiestnik Zbawiciela, a więc i samego Boga. W nim prawda i światłość. Jego najwyższe w niebie i na ziemi panowanie. Jego wszech władza w tym świecie. Jemu powinno się bezwarunkowe posłuszeństwo. Kościół ma moc odpuszczania grzechów i wprowadzania 63 dusz do nieba, lub potępiania i wysyłki ich do piekła. On zbawienia i potępienia wiekuistego szafarz. Kościół nareszcie ludzkiej mądrości i oświaty mistrz jedyny, a sumienia wszystkich pan. Tylko w nim Duch święty i nieomylność. Co postanowił jest nierozwiązalne. Słowo Boże, które wypowiedziało się przed wiekami przez niebios wysłańca w języku ludzkim, które spisane zostało w księgi święte, a wyłożone raz na zawsze w nauce kościelnej, nietykalnej, nieprzemiennej; słowo to stare, z niem zaś pierwiastek przeszłości, moc hamująca, zachowawcza i zwrotna wieje tu od początku do końca i sadzi się jako religijne, najprzedniejsze i najpotężniejsze jedyne ludzkości prawo. To zakon święty. Dział ten naukowy wyczynia się sam w sobie rozlegle, a kładnie się rad odłącznie od działów innych. Tutaj też mówi się o nim również odłącznie. Treść jego arcybogata, gdyż grają tu rolę nie jedynie Chrystus, lecz także Hermes Trismegistos, Budda, Fo, Konfucyusz, Mahomet, każdy mędrzec i wysłaniec niebieski. Treść jego mówię, arcybogata, bo zajmuje w sobie wszystkie religijne wyznania jakie były, są i będą. Wiar jest bez miary więcej, niż filozoficznych systemów; jest ich nieskończona różność, rozliczność i mnogość. Pomimo tego we wszystkich widzi się teologią jedne i tę samą. Czemu? Jakakolwiek będzie nauka niebios wysłańca i osnowa wiary, to zawsze musi być urobiona i rozszykowana w dogmatyce jednako. Jedna albowiem wszędy pracuje tu loika. Wreszcie kapłaństwo, jakiegobądź czci Boga, ma zawsze duszę jednaką, te same cele i zamiary. Ztąd teologii jedność. Forma tu w obrzędach kościelnych do najwyższego stopnia urobiona i aż do transcen-dentalności posunięta. Istota wreszcie występuje jako słowo Boże, które nie przeminie, choć niebo i ziemia przeminą. Nauki to najbardziej realne, gdyż podają rzeczy uznane od wieków za nieomylne, a przyjęte i uświęcone od wierzącego ogółu; — najbardziej idealne, gdyż prawią o rzeczach niepodpadających pod zmysły, przechodzących nie tylko doświadczenie i rozum, lecz zgoła umysł, on wszech idealności 64 zdrój; — i najbardziej rzeczywiste, również najbardziej transcendentalne, bo panują w imię Boga i tamtego świata nad ludzkością; sterują nąjgłówniejszemi jej sprawami, jej przekonaniem i sumieniem; wychowują pokolenia i wodzą je na swym pasku. Są to wreszcie nauki najbardziej dodatne lub twierdzące, les sciences positives, albowiem dodają do przedmiotów tego świata tamten świat, i twierdzą rzeczy, których nie dosięga rozum i umysł ludzki; — najbardziej ujemne lub przeczące, les sciences negątives, ponieważ ujmują ziemi niebo i przenoszą je gdzieś daleko za gwiazdy, a przeczą świat ten, widząc w nim mamonę, próżność, nicestwo; — i najbardziej kojarzące bo uświęcają w kościele Sakramenta, jako węzły między cielesnością i duchem, ziemią i niebem, tym i tamtym światem. W ogóle to wielka twierdź, religijnie uświęcona, politycznie uznana i kościelnie, a często nawet moralnie panująca, na powadze i wierze, lub dwuramionach piastującego ziemię Atlasa oparta; — świat w sobie pełny, wykończony i doskonały, od innych odgarnięty; — a kto utkwił w nim, ciemnieje nawet dla najjaśniejszego słońca i nie wydobędzie się zeń łacno. Wpatrując się pilniej w pień tego naukowego działu, widzi się jeden wysterczający zeń konar i uderzający nasamprzód w oczy. Jest to Propedeutyka teologiczna lub część ogólna, sprawująca wstęp do teologii, a usprawiedliwiająca przedmiot jej filozoficznie. Rzecz to arcyciekawa. Dalej widzi się ogromny konar teologii właściwej, lub część szczegółową, a na nim trzy potężne gałęzie: a) teologia teoretyczna, b) teologia praktyczna, c) teologia historyczna. Wreszcie widzi się na każdej gałęzi takiej gałązek lub nauk udzielnych, osobnemi nazwami opatrzonych, wiele, których na miejscu tem jeszcze rozpoznać bliżej nie można. 65 DZIAŁ OLBRZYMI DRUGI. Kosmopeja, lub nauki odnoszące się do tego świata. Tutaj należą nauki wszystkie a wszystkie, lub tak zwane zwyczajne, a nieskończenie mnogie. Słowem, tu należy to, co stanowi przeciwieństwo wiary, a nosi umiejętności i oświaty miano. Przeświadczenie ludzi ukształconych, duchowo dojrzałych a prawdy sumiennie szukających, na miejscu tem tak się odzywa: „Teologia ma zaiste rzetelne i niepospolite zasługi. Przed Chrystusem i po Chrystusie wychowywała ród ludzki, który był, jak okazują to dzieje, małoletni; — wychowuje dziś jeszcze rzesze ludowe, po wszystkich narodach i krajach, nigdzie i nigdy nie wychodzące za duchowy dzieciństwa widnokrąg, a potrzebujące jej ochmistrzowania ku szczęściu i zbawieniu własnemu. Teologia to najwyborniejsza szkoła, wielka bakalar-nia ludowa dla młodocianego wieku. Podaje mu ona twierdź matki kościoła, twierdź piękną, fantastyczną, poetyczną i dla wyobraźni najpospolitszej dostępną, w katechizm krótki ujętą, główne prawdy religijne i moralne uświęcającą. Bez twierdzi tej tłumy byłyby zupełnie ciemne, pogańskie i zwierzęce; utonęłyby bez ratunku w materyalizmie i znikomości. Także dla duchów zdolniejszych lecz jeszcze młodziutkich, ważna jest ona niezmiernie, albowiem przynosi im pierwsze pojęcia, a pojęcia panujące, ogólnie przyjęte i uświęcone. Duch młody koniecznie poczynać musi od czegoś danego, lub od ofiarowanego sobie tivierdzenia. Inaczej wątpienie i myślenie, a w końcu zbadanie prawdy byłoby dlań niemożebne. Twierdzenie idzie podług praw loiki przed przeczeniem i kojarzeniem ; jest tedy pedagogicznie bardzo stosowne na początek. Któżby zatem był Panteon tom I.   5 66 przeciwko teologii, przeciwko tej pedagogii pospolitej i ogólnej, przeciwko tej najpierwszej rodu ludzkiego tak wielkiej i pożytecznej szkole? Niech ona sobie i dalej pracuje po świą-tnicach pańskich; niech działa i krząta się pilnie jak dotąd. „Świat tamten atoli, który jest głównym i stanowczym teologii piastunem, to na dzisiejszy czas, oczywista niedorzeczność. Bóg, będący tam po nad gwiazdami i przeglądający ziemię, to jawny Ozyrys, Baal, Bel lub Helios! Wyobrażenie to wzięte jest żywcem z przestarzałego i wypartego jnż oddawna panowania czci słońca, a utwierdza u nas ten zabobon w innej postaci. Świat tamten ma być gdzieś za gwiazdami, gdzieś za tym światem! Ależ od czasów polskiego Kopernika wiadomo, że za gwiazdami naszego nieba ukazują się śmiatlane obłoczki, stanowiące nowe, również pełne gwiazd, pełne słońc i ziem nieba dalsze; że świat Boży jest nieskończony i bez granic. Świat tamten, będący gdzieś za krańcami bezkrańcowego świata tego, to bezsens, absurdum! Mieszkańcy zaś tamtego świata Bóg, Syn Boży, Królowa niebios a matka Boża, święci i męczennicy pańscy, aniołki, fruwające z góry na dół i odwrotnie jak ptaki, a znaczące pierwiastkowo ubóstwionego słońca promienie, — wszystko to przewyborne i prze-wdzięcznie piękne dla dzieci, jednakże tak tylko, jak bawiące i nauczające bajeczki Ezopa, Fredra lub Krasickiego. Bujny um poetów i sztukmistrzów, um ludowy, nieukształcony, urn kochanego naszego Lenartowicza, może w fantazmagoryach takich smakować, lecz one nie różnią się wcale w istocie rzeczy od powieści wschodnich w tysiąc nocy i jedna. Um zbawiają, ale zadowolić rozumu nie mogą. Uczucie tego wywołało przemądry teologiczny wybieg, iż rzeczy te wyższe są nad rozum ludzki, a należą jedynie do wiary. Ale i wybieg ten otumani tylko mózg dziatek. O, nie wyższe one wcale nad rozum, lecz same bezrozumne. To goła i jawna tu prawda. A wierzyć można w największe głupstwo! Lube, złote śnienia te niemowlęcego ducha, czcze marzenia i mary, te gorsze są i niższe od nic, bo sadzą i uświęcają ułudę, a tamują szerzącą się oświatę. 67 „Występujcie sobie z jasełkami towaru takiego wszędy tam, gdzie jeszcze wam wierzą na ślepo; lecz rumieńcie się ze wstydu przed mężem duchowo dojrzałym i myślącym, mianowicie zaś umiejętności uprawiającym! On się wam w żywe oczy zaśmieje. Dlań tamten świat i legendy święte i jego ballady straszliwe, wasze niebo i piekło całe, to tylko stara mitologia w postaci nowszej. Dlań prawda i wiedza jedynie w tym świecie. Badać i zgłębiać niepodlegle ten świat, uprawiać go naukowo i panować nad nim w końcu, oto zadanie jego!" Stosownie do prawd i przekonań tych tak nieomylnych, od trzystu lat nieobalonych, a w umiejętność i przemysł, potęgę, bogactwo, wielkość i chwałę Europy płodnych, zostawia się teologią dla zgrzybiałego kościelnego, tudzież dla niepełnoletniego ludowego przeświadczenia, a idzie się w wielki, niezmierzony, żywy świat Boży. I wydobywa się zeń nauk pożytecznych nieskończone mnóstwo. Nauki te odnoszą się albo do treści, albo do formy, albo do istoty świata tego, a są s sobie realne, idealne i rzeczywiste. Ztąd pień, na którym wyrosły, pokazuje nam następujące wielkie, ważne, świetne konary i gałęzie: 1.) STEREOGNOSTYKA, niezmiernie rozległa i nieskończenie w nauki bogata znajomość wszech treści toświatowej. W niej są takie trzy ogromne naukowe gałęzie: A) EMPIRYA, pierwsza stereognostyki część, podaje nauki realne, na doświadczeniu oparte, zmysłowe i rozumowe, dodatne, chleb dające, budujące, twierdzące, słowem tak zwane les sciences positives. Jestto siła zbrojna nauk treści, największe ich bogactwo i najpierwsza zwyczajnej umiejętności poczta. Tutaj należą: 1) Nauki przyrodzone, najrozleglejszy świat naukowy, pełen nauk osobnych i pod udzielnemi nazwami znanych, stanowiące, lub w ogóle fizyka. 2) Nauki lekarskie, również w sobie bogate, lub jatryka, medycyna. 3) Nauki prawnicze, także mnogie, lub prawnictwo, jurispruden 68 cyn. — Pierwszy nauk tych szereg tknie się ogólnego świata lub przyrodzenia, a dwa następne ich szeregi przerzucają się już w świat czlozuieczy, bacząc tu naprzód na ciało, a potem na duszę, lecz ciągle li empirycznie. Dział nauk pierwszy Panteonu tego ofiaruje teologią, dział ich drugi zaś niesie zaraz z góry fizykę, jatrykę i jurispru-dencyą. Wyłoniły się już przeto cztery uniwersyteckie wydziały: teologiczny, filozoficzny, lekarski i prawniczy. Pod filozoficznym wydziałem rozumie się, podług starego przyjęcia i zwyczaju, wszystko co nie należy do trzech wydziałów innych, mianowicie zaś nauki przyrodzone, jako nie odwołujące się wcale do powagi kościelnej. — Na polach tych wyczynia się i pracuje naukowy realizm, którym odznacza się głównie mądrość francuzka. Tu wyczerpan zostaje przedmiot ogólno-loi-cznego znaczenia. Odtąd poczyna się widok, nowy i piękny. Co krok dalszy napotykać się teraz będzie nauki coraz więcej wyzwolone i wyzwalające sie jawnie] coraz umiejętniejsze, szlachetniejsze, jenialniejsze; coraz iż się tak powie, bardziej królewskie. Rzecz zamienia się co chwila silniej w mistrzowską. B) SPEKULACYA, druga stereognostyki część, niesie nauki idealne, umysłowe, na pierwiastku twórczym w człowieku oparte, ujemne, przeczące, burzące, wiodące do sławy, teoretyczne, czysto duchowe. W przymierzeniu też ich do nauk empirycznych, widzi się tutaj same nice i ręby, same odwrotności. Empirya, to swobodnie badającego ducha twierdź, a spe-kulacya jego przeciwtwierdź. Tam panuje doświadczenie, tu czyste myślenie; — tam bierze się wszystko a posteriori, tu a priori;— tam święci się rzecz, tu idea;— tam bierność, tu czynność ducha. Do drugiej tej stereognostycznej części należą: naprzód: fenomenologia ducha, będąca do spekulacyi wstępem i stanowiąca filozoficzne jej ugruntowanie, a później spekula-cya właściwa, której części są: 1) Metafizyka, jako przeciw-twierdź fizyki lub nauk przyrodzonych, wykładająca antologią, kosmologią i pneumatologią, które Hegel przezwał spekulacyjną loiką, filozofią natury i fizofią dncha, a niosąca naukę bezwzględnego podmiotu we wszechistnieniu lub kmiotowego, 69 przedmiotowego i kmiot-przedmiotowego ducha. Chodzi tu o ideę bezwzględną i roztocz jej przez trzy umiejętne przystajnie, o myśl w wewnętrzu wszechświata. — 2) Psychologia, jako przeciwtwiedź nauk lekarskich, li somatologią, lub ciałem ludzkiem zajętych, a gubiących duszę całkowicie. Otóż teraz podnosi się tę duszę, poświęcając jej osobną naukę. Tutaj duch bezwzględny ukazuje się duszy jednostkowej treścią i pia-stunem. Im więcej ducha tego w niej, tem ona potężniejsza.— 3) Antropologia, jako przeciw twierdź nauk prawniczych, odsłaniająca w człowieczeństwie ducha bezwględnego, który stanowi treść i twórcę wszech praw, a który, gdy rozbudzi i poczuje się w obywatelu, obejdzie sie bez kodeksów; gdy zaś w nim zniecnieje, potrafi ominąć, podejść, oszukać i zbezwładnić najprzezorniejsze prawo pisane. — I tutaj pierwsza cześć tknie się ogółu, lub ducha powszehnego, druga i trzecia zaś człowieka. Spekulacya składa się, jak każdy to widzi, z nauk idealnych , czyni około wiedzy bezwzględnej, myśli czystej, lub wielkiej idei, przenikającej świat ten, i lubo nie zawiera w sobie nic zmysłowego, zamyka się tak szczelnie przed tamtym światem, że nie ma w niej dlań ani okienka, ani szpareczki, a występuje jako wielka odwrotność empiryi. Rozsławili się nią w Niemczech Kant, Fichte, Herbart, Szelling, Hegel i inni, w Polsce zaś Józef Kremer, a po części wielkiej i Libelt. Ne jest to bynajmniej ideologia, jak podobało się Napoleonowi wielkiemu ją nazwać i jak zowią ją pospolicie Francuzi. Ideologią są raczej francuzkie filozofie, społeczność Bożą przetwarzać usiłujące, lub teorye socyalizmu. Jest to umiejętność rzetelna i bardzo ważna, a na wiekuistym podmiocie ugruntowana. Wszakże duch ogólny istnieje również rzeczywiście, jak materya ogólna, około której bawi się empirya! — To idealizm, mądrość niemiecka par excellence. — Tutaj wy-czerpan zostaje naukowy podmiot. Jako w poprzedzającym nauk empirycznych splocie nauki przyrodzone nazywyją się wydziałem filozoficznym, głównie dla tego, że gruntują się na naturze, a nie na dogmatyce; 70 tak w szeregu tym nauk metafizyka, nawet psychologia i antropologia, cała spekulacya, właśnie dla tego, że opiera się nie na doświadczeniu, ale na czystej myśli, noszą zazwyczaj filozofii miano. Wszystko, aż do wolteryanizmu i prudonizmu, chce być filozofią,, lubo ją, tylko zniesławia i wykrzywia. A filozofia oczyszczać i bronić się ciągle musi. Wszędy tu jednako nadużywa się filozofii imienia. Filozofia, zaiste, wyglądać może i z realizmu i z idealizmu; wszelakoż ani pierwszy, ani drugi filozofią samą nie jest. Są to jednostronności, gdy ona tym czasem musi być wszechstronna. Jeden i drugi odnoszą się wreszcie li do tego świata, a o Bogu i tamtym świecie, głównem filozofii zadaniu, nic wiedzieć nie chcą. Jako empirya, tak spekulacya różni się więc bardzo i jawnie od filozofii. C) HUMANISTYKA, trzecia stereognozyi część, zamyka w sobie nareszcie nauki, odnoszące się do czlowieczeńskiej treści tego świata. Występują tu na widocz arcyważne rzeczy, bo żywot, wola i czyn, ludzkość i społeczeństwo. Cała treść ta okazuje się ruchawa, jak spadająca z gór i pnąca się mocą nabytego pędu na górę rzeka, a płynie przez trzy powiaty czasu. Co było in potentia staje się wciąż in actu, a co jest in actu zamienia się wciąż in sempiterno. Jutro wszelakie przeobraża się w dzisiaj, a dzisiaj we wczoraj. Ztąd trzy nauki rzeczywiste, lub trzy rozstępy humanistyki: 1) So-cyalistyka czyni o ostatecznych celach społeczeństwa i ludzkości, o najwyższym kresie wszechżywota, woli i czynu. Jest to humanistyczna treść w przyszłości. 2) Polityka baczy na cele bieżącego czasu, na kres społeczeństwa i ludzkości, żywota, woli i czynu dzisiejszy. Jest to humanistyczna treść na teraźniejszości piersiach. Tu należą: a) Admnistracya, składająca się z kameralistyki, ekonomii politycznej i cybernetyki; b) Dyplomacya, złożona z kancelaryi, strategii i puplicystyki, tudzież c) Pedagogika z dydaktyką i rządem szkół. — 3) Historya przedstawia cele upłynionego czasu, lub kres społeczeństwa i ludzkości, żywota, woli i czynu w dziejach. Jest to humanistyczna treść na przeszłości łonie. Części tutaj są: 71 a) Propedeutyka historyczna z filologią, lingwistyką, jeografią, etnologią, chronologią, numizmatyką, archeologią i mnóstwem nauk innych; b) Dzieje właściwe, tak polityczne, jak społe-czeńskie , naukowe, artystyczne, kościelne i wszelakie inne; c) historyografia, opowiadająca dzieje historyi samej. — Jeżeli historyą wykłada się filozoficznie, wtedy występuje historyozofia. Humanistyka w ogóle znaczy różnojednią dwu wielkich przeciwieństw, empiryi i spekulacyi. W niej godzą się niby co chwila dwie te potężne, wszystko przenikające antynomie; występują jednakże co chwila do nowego z sobą boju w postaci dwu politycznych stronnictw i obozów, zwanych pospolicie imieniem: czarni i czerwoni. Inaczej też być nie może, bo prawdziwa przeciwieństw kojarznia dopiero w filozofii ma miejsce. Tutaj wyczerpan zostaje ludzki kmiot. Empirya, spekulacya i humanistyka zamykają już w sobie treść wszechistnienia i wszechwiedzy ludzkiej. Tutaj też kończy się stereognostyka, jako wielka umiejętność treści, a z nią rozległy, trzypieśniowy kosmopei pean pierwszy. II) MORFOZYKA jest drugi, również trzypieśniowy kosmopei pean, druga szala w wadze nauk zwyczajnych, ogólny przeciwstaw i dopełniacz stereognozyi, a z nią wszech nauk treści, odznaczający się, uczą ściśle umiejętną, widocznością rzeczy, tem, co zowie się ewidencyą. Wyświeca się tutaj formę wszechistnienia i wszechwiedzy. — Oto części tego ważnego naukowego świata: A) MATEMATYKA, będąca nauką form tego świata zewnętrznych, a przeciwstawem i pobocznicą empiryi, składa się z tego, co następuje: 1) Jeometrya, dająca formy przestrzeni, lub ilości ciągłe, której częściami są; planimetrya, solidometrya i trygonometrya. 2) Algorytmika, dająca formy czasu, lub ilości postępne, to, co zowie się zwykle rachunkiem. Jej częściami są: arytmetyka, algebra i logistyka, jako różnoraki kałkuł wysoki. 3) Dynamika, dająca formy siły, lub 72 ilości czynne. Jej częściami są: dynamika elementarna ze statyką, hydrostatyką i aerostatyką; forodynamika z mechaniką, hydrauliką i aerauliką; tudzież technodynamika ze wszystkiemi mnogiemi oddziałami. Matematyka odsłania wiekuiste prawa empiryi i ukazuje się dla niej najprzedniejszą umiejętnością. Ona nadaje jej ważność niepospolitą. Tu wyczerpana zostaje forma przedmiotu. B)       LOIKA, będąca nauką form tego świata wewnętrznych, a przeciwstawem i pobocznicą spekulacyi. Daje prawa duchowi ludzkiemu. Jej częściami są: 1) Analityka, zajęta rozbierzą prawdy, wiedzy i poznania, a ugruntowaniem i filo-zofią loiki. 2) Dyalektyka, lub loika właściwa, czyniąca o pojęciach, zdaniach i wynikach, o formach myślenia. 3) Systematyka, nauczająca o orzeczeniu, podziale i wykładzie rzeczy, o dowodzeniu i uczy umiejętnej, o kształtowaniu naukowych systemów. Tu wyczerpana zostaje forma podmiotu. C)       ESTETYKA, będąca nauką form tego świata czło-wieczeńskich, a przeciwstawem i pobocznicą humanistyki. Daje żywotowi i czynowi naszemu prawa, a jawi się głównie w utworach naszych, lub sztukach pięknych. Jej częściami są: 1) Artystyka, podająca i rozszykowywująca świat sztuk pięknych. 2) Kallizofia, odsłaniająca wszystkie rodzaje i gatunki piękności. 5) Prototypika, o typach samejże artystycznej pracy, któremi są n. p. klasyczność, romantyczność, plastyczność, eteryczność itp. — Tu wyczerpana zostaje forma ludzkiego kmiotu.          III) ETYKA wreszcie jest umiejętnością świata tego istoty. Gdy poznało się już treść i formę tego świata, zachodzi koniecznie w końcu pytanie: Co jego istota? I okazuje sie, że istotą jego człowiek. Ależ już empirya i spekulacya zakończa człowiekiem, a humanistyka czyni o nim wyłącznie. 73 Więc rodzi się nowe pytanie: Co istotą człowieka, a z nim i całego świata tego? I wypada wreszcie, że istotą taką moralność. Ztąd etyka, moralności nauka, w wielkiem nadzwyczaj istoty wszechświatowej znaczeniu. Etyka szlakuje pierwiastki moralne i wystawia przy końcu ich ideał moralnej doskonałości ludzkiej. Ideałam tym Bożo-obrazowość dla pojedynczego człowieka, a królestwo Boże na ziemi dla całego rodu naszego. Etyka daje wreszcie całokształt cnót i powinności. Empirya i spekulacya, matematyka i loika zajmują się materyą i duchem, lub ogółem tego świata, a są, z samego przyrodzenia rzeczy, panteistyczne. Wystarcza im substancya bezwzględna, lub duch bezwzględny, za absolut i naczelny pierwiastek. Obejść się więc mogą całkowicie bez Boga osobistego, bez nieba i piekła, bez tamtego świata. Korzystają też z tego przywileju, a brak Boga w nich znaczy umiejętną ścisłość i gruntowność. — Ale już w humanistyce gdzie osobistość wyświeca się najprzedniejszą potęgą, i w estetyce, gdzie ideał i piękność wymaga personifikacyi, zachodzi konieczność prawienia o Bogu osobistym i o tamtym świecie, jako o wiekuistym doskonałości ludzkiej pierwiastku. Mówi się przeto o nich tutaj, lecz bierze się ich po prostu z teologii, jako coś zewnętrznego, danego i przyjętego. Ztąd wielka humanistyki i estetyki, acz właściwie zaletą ich będąca, nieloiczność. Chcą być tylko tym światem, a obejść się bez tamtego świata nie mogą. Nie życzą sobie mieć do czynienia z marą tamtego świata, a imają za nią omackiem, bez woli i wiedzy. Rzeczy te wszystkie rozjaśnią się należycie w samemże dziele. Zaś etyka, która jest również jeszcze toświatową i zwyczajną, ale już ostatnią i najwyższą działu tego nauką, popada w kłopot tysiąckrotnie większy. Jako tu pojąć ideał doskonałości ludzkiej moralnej, Bożo-obrazoiuość i królestwo Boże na ziemi, bez osobistego i prawdziwego Boga? Jak pojąć moralność bez transcendentalnego jej gruntu, t. j. bez ludzkiej jaźni z niebios ? Jak usprawiedliwić wszystkie wielkie cnoty i powinności, a w końcu poświęcenie się, ofiarę, dobro 74 wolny zgon za prawdę, piękność, prawo, wolność i ojczyznę, za to, co wielkiego i świętego, bez nieśmiertelnej iskry w nas, która naucza pogardzać zwierzęcą żywota tego parą ? Z jakiego powodu ma się tutaj żyć cnotliwie, cierpieć i umierać za rzeczy wyższe, jeżeli po śmierci nie ma lepszego bytu, a wreszcie nagrody i kary; jeżeli zasługa przepada? — Słowem, etyka widzi się w końcu zniewolona, przyjąć Boga osobistego, nieśmiertelność ludzką, żywot wiekuisty, zgoła niebo i piekło, cały transcendentalny kram teologiczny, jako umiejętnie ugrun-towane przypuszczenie, lub jako moralny postulat. — I oto moralności, a z nią człowieka, wszecbistnienia, wszystkiego świata tego ukazuje się wreszcie on, za drzwi wypchnięty... tamten świat! Z Bogiem osobistym i tamtym światem wyświęca się nakoniec na piersiach umiejętności ludzkiej kmiot Boży. Kosmopeja wyjeżdza z teologicznego świata tamtego, a zawraca do etycznego świata tamtego. Jest to znak, że osnowa jej wyczerpana i całkowicie wysnuta. Pogardziła tamtym światem, odepchnęła go z pogardą, jako marę i baśń mitologiczną, a zwiedziwszy świata tego okręgi wszystkie, sama nakoniec przypuszczać musi tamten świat, a to zgoła, jako rzeczy istotę ! Nie jest li to dziwo nad dziwy? Czy prawda nie wymawia się, nie tylko ze skał i brył, lecz nawet z nieprawdy? — Jak teologią karze upadkiem moralnym i ciemnotą ducha ten świat za to, iż się go, jako Piotr Chrystusa, zaprzała; tak umiejętność dotychmiastowa otrzymuje od tamtego świata ośle uszv za to, iż zerwała z nim całkowicie. Tu kończy się trzeci, olbrzymi, a w tysiące niewymie-nionych jeszcze nauk udzielnych obfitujący i arcyciekawy kosmopei pean, a z nim i wszystek świat umiejętności zwyczajnej. Wyjąwszy teologią, tudzież nauki lekarskie i prawnicze, kosmopeiczna golkonda cała mieści się w filozoficznym wy-dziale. Za czem, wszystek nieomal zbiór nauk pospolitych to tylko długa i pracowita od teologii do filozofii droga. 75 XII. DZIAŁ TEZECI I OSTATNI. Filozofia, lub nauki, odnoszące się do tamtego i tego świata zarazem. Między teologią, i kosmopeją, wiarą i umiejętnością, usadziła się wielka antynomia. Tam mistyka, tu racyonalizm.— Między empiryą i spekulacyą wyczyniła się również wielka antynomia, która w humanistyce i estetyce nie znika, a której nawet etyka, znająca dobre i złe, cnoty i zbrodnie, nie znosi. Wszędy tu po stronie jednej realizm, a po drugiej idealizm. — Między tamtym i tym światem, transcendentalnością i rzeczywistością, jest także antynomia straszliwa. Tam niebo bez ziemi, tu ziemia bez nieba. — Czyli i w naukowym świecie, jak w moskiewskim carstwie, panować ma dwójcy orzeł dwu-łbowy? Nie! Filozofia istna, która wyjawia się wreszcie dzisiaj, przezwycięża te odwrotności i przeciwpusty; występuje, jako wszystkiego synteza; dobiera się do wszechstronnej, pełnej, żywej, rzetelnćj prawdy, a ztąd wyświęca się jako umiejętność mistrzowska. Co znaczy tu mistrzowska? Mistrzem mistrzów jest Duch święty, który za pomocą umiejętności, coraz wszech-stronniejszej i bardziej niebiańskiej, rozpowiada na ziemi Boże słowo. Mistrzem mistrzów jest także, nie jedynie podług wiary, lecz w skutek przeświadczenia się o tem na drodze umiejętności szerszej, a do ostatecznego kresu docierającej, Chrystus. Jak Ducha świętego, tak i Chrystusa zadaniem mesyanizm. Otóż filozofia istna, jako umiejętność mistrzowska, musi być koniecznie, a to z góry i w moc wewnętrznego swego znaczenia, świętoduska, Chrystusowa, mesya-niczna. Filozofii części są następujące:          76 I) NUMEROLOGIA stanowi wstęp do filozofii i umiejętne jej ugruntowanie. Co Heglowska fenomenologia ducha dla spekulacyi, to na miejscu tem numenologia dla filozofii nowego znaczenia. Tam chodziło jeszcze o tak zwany od Kanta fenomenon tu idzie już o numenon, lub o trans-cendentalność, nie chimeryczną, lecz istną, o absolut rzetelny. Z walki pomiędzy mistyką i racyonalizmem, tamtym i tym światem, oraz innemi przeciwami, rodzi się w końcu filozofia tak brzmiąca w najkrótszym treścianie: „Tamten świat, występujący w teologii, lub zagwiazdowy, oderwany; to, zaiste, mara. I kosmopeja ma pod tym względem słuszność. Ale i ten świat, który podaje nam kosmopeja, a na którym stoją wszystkie nauki i umiejętności zwyczajne, nie lepszy jest wcale. On skorupa bez jadra z niebios, również mara. I w dwie mary, rzecz straszliwie smutna, grał i bawił się dotąd ludzkości duch! Mary te wylęgły się śród mózgu człowieczeństwa skutkiem zaprzątającej go analizy, bez której niepodobna było iść naprzód i dotrzeć aż do dzisiejszego stanowiska; — skutkiem oderwań, lub abstrakcyi, przez które wędrować musi wszech bliższe poszukiwanie: — skutkiem rozdarcia prawdy żywej i całkowitej w sobie w jednostronności, ostateczności i krańce bezduszne. Wszelaka krawędź stoi zawsze nad przepaścią kłamu, a wtrąca w nią głowy otumanione. Filozofia nareszcie składa na powrót rozdarte prawdy połowice. A prawda, która w rzeczywistości żyła zawsze, lecz w naukach umarła, zmartychwstaje dla nauk i staje się świata ich zbawicielem. „Tamten i ten świat należą koniecznie do siebie, a są nierozdzielne i przenikają się wzajem. Jeden drugiemu upewnia byt rzeczywisty, a jeden bez drugiego jednakie nic. Tamten jest istota rzeczy, niebo, utajające się w ich gruncie; ten zaś konieczny istoty tej odsłon; pierwszy wiekuisty, nieprzeminnny, Boży, drugi czasowy, znikomy, marny, pierwszy transcenden 77 talny. drugi zwyczajny. Oba są na okół nas i w nas samych, są, niegdzieś tam w krainach marzenia dzieci, ale jako rzeczywistości istnej kość z niebios i krew z ziemi. „Co tamten świat? Jest to rzetelny w świecie tym absolut. Co zaś absolut? Nic innego, tylko osobistość. Tak, powtarzam tu słowo słów: Osobistość! Bóg osobisty, to prawda prawd na wieczności łonie, a człowiek osobisty najprzedniejsza prawda na piersiach czasu. Osobistość alfa i omega, pierwiastek i kres wszystkiego. Nawet wszechświata istotą jest ona. Wszakże na dnie nieosobistości, widzi, się i etymologicznie i transcendentalnie osobistość. Co tedy tamten świat? Osobistość! „Od chwili tej, dla umięjętności tak ważnej i świętej, nie godzi się ani tamtego, ani tego świata sądzić wyłącznie, jak czyniło się to dotąd. Jak trzymając się wyłącznie za, świat tamten, brnie się w mistykę, tak znowu trzymając się wyłącznie za świat ten, popada się w racyonalizm. Tam wiarowy, tu naukowy przesąd. I oto, czy tak, czy siak, jednako biada! Świat tamten i ten w bezwzględnej jedni, to świat Boży we wszech istnieniu i wiedzy rzetelnej, lub filozofia bytująca w przyrodzeniu, a wypowiadająca się wreszcie przez usta ludzkie. „Świat tamten, zaiste, wybieża daleko za doświadczenie i rozum, których królowanie jest tylko w empiryi; wybieża również za umysł, baszę spekulacyi. On wyższy koniecznie od władz ducha to światowych, albowiem on transcendentalny. Ale bankrutuje umiejętność, gdy odsyła go do wiary. Mamy w sobie bezpośrednie dla transcendentalności oko i przewy-borne w tamten świat okno. Jest niem światłość z niebios jaźni naszej nieśmiertelnej dana, niebiańska wiedza bezpośrednia i przyrodzona, znanie Boże w nas, słowem mysł, o którym mówi już Chowanna i Myślini. „Mysł, acz najprzedniejsza i transcendentalna w nas władza, występując sam na sam, osobno i oderwanie, jest, równie jak umysł, lub zmysł, samotnie stojący, jednostronny i błędny. On naówczas ojcem i rodzicem mistyki, która, po 78 mimo rzeczywistych głębin Bożych, z niej wyglądających, i najgłębszego filozofii tchnienia, z niej woniejącego, otwiera bramy piekielne dla najbezcenniejszego zabobonu. Jakoż mistyka, to nic innego, tylko odosobniona, czysta mysłowość. Jako zmysł i umysł, tak i mysł sobek, pustelnik, samotnik, daje abstrakcyą, i nic innego dać nie może! On sam mistyki, jako się rzekło, ale nie filozofii; głębokiego głupstwa ludzkiego, ale nie mądrości Bożej ponik, zdrój i ruczaj kastalski. — W filozofii istnej, jak w znaniu Bożem, ustaje atoli analiza, a poczyna się synteza. Tu kończą się jednostronności i czcze oderwania, a konają błędy i obłędy. Mysł przeto nie jest tu ćwiercią, lecz pełnią księżycową. On, tak etymologicznie, jak transcendentalnie, piastun zmysłu i umysłu, które stanowią dwojaki jego we świecie tym odsłon i wyjaw, a które bezeń rozwiązują się w empiryczny i spekulacyjny, lecz zawsze bez-istotny racyonalizm. Zmysł i umysł, to prawa i lewa ręka mysłu, których on obcinać sobie nie powinien, jeżeli nie żąda zostać mańkutem lub klocem. Otóż mysł, czując swą żywotność, pełność i wszechstronność, a unikając ze strony jednej scylli mistyki, z drugiej zaś charybdy racyo-nalizmu, występuje nakoniec w swej tamto- i toświatowej całości, t. j. samotrzeć, czyli sam w prawdzie, lecz zarazem w towarzystwie zmysłu i umysłu, a z niemi wszechpachołków, lub władz, do świty ich przynależących. On Trójca Święta w sobie, jako Bóg, którego on okiem z nas, I jedynie jako ta trójca, tj. jako mysł czysty, mysł zewnętrzny, lub zmysł, i mysł wewnętrzny, lub umysł, staje się on filozofii źródłem, która, nietylko przeciwieństw i różnic rzeczy, lecz także przeciwieństw i różnic władz naszych ukazuje się syntezą. „Z syntezy przeciwieństw i różnic rzeczy, tudzież z syntezy przeciwieństw i różnic władz ludzkich wyrasta wreszcie poznanie, równające się zuzgłędnie znaniu absolutnemu. A kmiot ludzki i kmiot Boży, przynajmniej na pewną dobę czasową, jednoczą się z sobą mesyanicznie. Bożo-człowieczeńskość gra i tętni. Prawda i światłość zyskują świętoduskie objawienie nowe." 79 Roztocz dalsza numenologii będzie w Panteonu księdze trzeciej. Do niej przeto odsyła się ciekawych. Zaś tutaj idzie się dalej. II) FILOZOFIA SAMA jest już właściwą umiejętności mistrzowskiej osnową. Części jej są: A)       TEOZOFIA, jako umiejętność Boga, istoty i przy miotów Jego, a wreszcie Trójcy Przenajświętszej w Nim. Tutaj tryumfuje na umiejętnem, a zupełnie niepodległem stanowisku nauka Chrystusa nad wszystkiemi do dzisiejszego dnia znanemi filozofiami, a nawet nauka Kościoła, z tą atoli różnicą, że jej Bóg i tamten świat zagwiazdowy, od średnich wieków źle pojęty i przez to w marę zamieniony, przenoszą się, jako istota rzeczy, w ten świat, a nakoniec w pierś człowieka. Wszelakoż to tylko tu ogólny wypadek, ale nie cel. Celem tu samodzielne i umiejętne poznanie Boga. Jest to filozofia teologii, lub filozoficzna nauka o rzetelnym, prawdziwym, rzeczywiście istniejącym tamtym świecie, lub o trascendentalności prawej. B)       KTYZEOZOFIA, scientia creationis, przekłada, jako Bóg osobisty stwarza nieosobisty i bezmiarem nieskończonym będący świat, w końcu zaś wyobrażenie i podobieństwo swoje, osobistego człowieka. Jest to filozoficzna nauka o wcielaniu się tamtego świata w ten świat, oraz o koniecznej, odwiecznej, zgoła przedwiecznej obu jedności. Ktyzeozofia jest filozofią, stanowiącą teozofii dalszy ciąg, a przewodząca zwolna teologią do kosmopei, lub wiarę do umiejętności. Ona zadzierga umiejętny, transcendentalny pomiędzy niebem i ziemią węzeł. Rzecz cała tu bardzo ciekawa. C)       KOSMOZOFIA wreszcie jest filozofią kosmopei, lub transcendentalnem świata tego poznaniem. Jak teozofia, mianowicie zaś ktyzeozofia, podaje teologii uroniony od niej ten świat i upewnia jej przez to rzeczywistość; tak kosmozofia, której chodzi głównie o transcendentalną rzeczy istotę, przynosi kosmopei i wszystkim jej naukom uronione od nich jądro 80 z niebios lub tamten świat i upewnia im rzeczywistość. Ona tedy zbawicielka umiejętności, a to równie jak teozofia zba-wicielka wiary. Jak kosmopeja stanowi nieprzeczerpane nauk morze, tak kosmozofia jest najrozleglejszą i najbogatszą, filozofii częścią. Ztąd następujące trzy jej rozstępy: 1) Stereozofia, jako filozofia wielkiej, trójświatowej stereognozyi. Daje się tutaj istotę lub tamten świat, naukom treści tj. empiryi, spekulacyi i humanistyce, a przemawia się do nich ostatnie słowo, które podnosi je do znaczenia filozofii. — 2) Morfozofia, filozofia mor-fozyki, a tem samem matematyki, loiki i estetyki. Tu występuje transcendentalny, lub niebiański formy tego świata pierwiastek. Karol Libelt ma w powiecie tym niezmiernie wielką zasługę. On w filozofii umnictwa, którą wydał, ukazuje się morfozofii twórcą. 3) Uzyozofia, filozofia etyki, lub istoty świata tego. Tutaj umiejetnie ugruntowane przypuszczenie etyki, odnoszące się do Boga i tamtego świata, staje się filozoficzną prawdą najprawdziwszą i rzeczywistością naj-rzeczywistszą. Wykłada się zaś głównie rzecz o nieśmiertelności osobistej człowieka, o niebie, piekle i czyścu, o apoteozie tego świata całego i ludzkości wszystkiej na piersiach wyczyniającego się w końcu królestwa Bożego i wiekuistego żywota przy stopach Boga. Tu najpiękniejsza świeci zachodzącego już słońca filozofii zorza.         III) PETROZOFIA nareszcie, lub filozofia samejże filozofii. Daje się tutaj scientiam sancti Petri tj. kamień mądro-ści i klucz do niebios, któremi wyświęca się osobista, Bożo-czlowieczeńska, iście mistrzowska samodzielność jeniuszu, układająca w miarę potrzeby czasów, z poznanych należycie i wiekuistych, a zawsze jednakich prawd zasadniczych, świat i człowieczeństwo piastujących, coraz pełniejsze i wszechstronniejsze gry umiejętne, lub tak zwane religijne, moralne, socyalne, potoczne i filozoficzne systemata. Tu filozof pozyskuje mistrza koronę. 81 Umiejętność mistrzowska, acz chodzi jej głównie o prawdę wiekuistą i nieprzemienną, wyczyniając się niepodległe i coraz pełniej w ciągu bieżących czasów, sprawuje pierwiastek postępowy, godzi w przyszłość, a idąc sama zawsze naprzód, prowadzi za sobą nie jedynie wszystkie nauki, lecz także rząd, państwo, społeczeństwo, całą ludzkość, w końcu końców zaś zgoła nieruchomy kościół za sobą. Wypowiada na łonie czasów wciąż dalej niewypowiedziane jeszcze słowo Boże, stać się wnet mające ciałem, i babi narodzinom Jego. Tchnie świeże powietrze niebios w każdy, zgoła w martwy teologiczny świat. Wszystkiemu nadaie woń i barwę żywota, wszystko piętnuje myślą i wolą Bożą, do płynącej chwili stosowną. Ona wiecznie nowa i wszech nowości źródło. Widzi się to zgoła w tym wstępie do Panteonu, gdzie ona zupełnie inną, niż wszystkie dotychczasowe jej poprzedniczki, przyjmuje postać, a nawet innym niż zwykle odzywa się głosem, tonem i językiem. Otóż uczyniło się już ogólny, stanowczy rozkład nauk i umiejętności, na którym dzieło to staje, a którego ono w roztoczach swych dalszych i szczegółowych trzymać się będzie. Samo rozkładu tego przejrzenie daje tyle łyskawic światłości dawniej nie znanych, że nie trudna wcale odgadnąć, na czem właściwie zależeć będzie nauk i umiejętności wielka reforma, o której się już parękroć we wstępie tym przebąkło. XIII. Kmiot-przedmiotowość, kmiot-podmiotowość i kmiot-kmiotowość naszego stanowiska, tudzież nauk i umiejętności podziału. Czytając powyższy nauk i umiejętności rozkład, widziało się w empiryi, oraz pobocznicy jej matematyce, wyczyniającą się samą zmysłową realność, a z nią kmiot-przedmiotoPanteon tom I.   6 82 wość, - w spekulacyi zaś, oraz siostrze jej loice, samą umysłową idealność, a z nią kmiot-podmiotowość. Z naukami temi zrastają się dwa te stanowiska i są od nich nieodłączne. Oba więc pospołu z niemi, weszły do rzeczy naszej i zabrały w niej odpowiednie sobie miejsce. — Zaś we wszystkich innych naukach, ku wielkiemu tu może dla niejednej głowy zdumieniu, wyczynia się kmiot-kmiotowość. Tak kmiot-kmiotowość powtarzam jeszcze, bo to ważna! Jakoż w teologii kmiot-kmiotowość jawna. Pierwszym kmiotem tu niebios wystanieć, drugim Bóg. Osoba badacza idzie tu na bok całkowicie. Dlań zostawia się li wiarę w słowo Zbawicielowe i dane przezeń objawienie. Wszystko to w porządku. I z objawieniami filozoficznych jeniuszóm dzieje się pod względem większości czytelników mniej więcej podobnie! W tem jedynie tu błąd, że Zbawiciel nie żyje ciągle i nie prowadzi co dzień dalej objawienia swego, jak czyni to Duch święty w umiejętności; ale że żył kiedyś przed wiekami, i że słowo jego zmartwiało w piśmie! Tym sposobem ezas stary mi-strzuje tu wszystkie następujące po nim czasy nowe, a rzecz obumiera historycznie. Czytelnik czuje tu coś z grobu. Jednakże mniejsza o to! Chodzi tu o to głównie, że aczkolwiek dziejowo zbezwładniona i nowe czasy poniewierająca, aczkolwiek hierarchicznie ubrana, wszelakoż niewątpliwa panuje w teologii kmiot-kmiotowość. W humanistyce znowu i w estetyce, która jest jej towarzyszką, tudzież w etyce owej kosmopeicznej wszystkiego istocie, kmiot-kmiotowość wyraźna, wyłącznie się sadząca, a już bardzo pełni pojęcia swego bliska. Pierwszym kmiotem tu już jako być powinno, badający człowiek każdy, drugim zaś nie Bóg, jak się tego w filozofii wymaga, ale znana z pod liczby V. wielka kmiotowość lub ludzkość, z której jednakże wysuwa się zwolna, niepostrzeżenie, coraz widoczniej, a nareszcie jawnie kmiot Boży i zostaje w końcu końców przyjęty, jako umiejętnie ugruntowane przypuszczenie. — Jako w teologii pierwszy, tak w naukach tego szeregu drugi kmiot okazuje niedostatek. Ale to konieczna! Boć i kmiot-kmiotowość, jak 83 wszystko na „świecie, pomaleńku musiała wyrastać, kształtować się i ku dojrzałości swej dążyć. W całej filozofii zaś, od teozofii aż do uzyozofii, króluje najrzetelniejsza i najwyższa kmiot-kmiotowość. Jak w teologii tylko niebios wysłaniec, tak tutaj wszelaki niepodległe i bezpośrednio badający jeniusz ludzki jest pierwszy, a jako w teologii, tak i tutaj Bóg dragi kmiot. I rzecz staje na piramidalnym • rozwoju swego wierzchole! Gdzie kmiot-kmiotowości nie ma wcale, jako np. w em-. piryi i spekulacyi, matematyce i loice, tam umiejętność może być bardzo głęboka, pożyteczna i ważna, ale nie czaruje nas wcale, nie ogrzewa i nie zachwyca, nie popycha do bożo-czło-wieczeńskich dzieł. Czemu? Ona li cielesny lub duchowy, a w obu razach panteistyczny ogół, któremu brak osoby, zaczem tego co się kocha i uwielbia. Im więcej gdzie znowu kmiot-kmiotowości, tem żywolniejsza i świętsza rzecz. Ileż uroku w humanistyce, estetyce, etyce i filozofii! Zkąd urok ten? Gra tu rolę osobistość, a z nią najprzedniejsza, naj-wdzięczniejsza, najprawdziwsza prawda. Tak tedy wypowiada się tutaj stare, od wieków w rodzie ludzkim władnące, lubo nigdzie i nigdy tak jasno nie wyłożone, jak w książce tej, stare i nowiuteńkie prawo Boże, podług którego kmiot-kmiotowosć ma w naukach dziedzinę bardzo rozległą, a sprawuje konieczne głębszego poznania bierzmo. Jest to zaiste, skoro ci się tak podoba, subjektywizm, atoli zupełnie innego rodzaju i znaczenia niż zwyczajny. On nie ludzki lecz Boży! A pytam, ażali znanie Boże, w obec stworzonego od stwórcy objektywizmu, on poznania ludzkiego ideał i pierwowzór najdoskonalszy, może być i jest co innego, jak subjekty-wizm, — i czy ono właśnie dla tego nie bezwzględnie ab-solutne ? Otóż kmiot-przedmiotowość, kmiot-podmiotowość i kmiot-kmiotowość rzeczy naszej widzi się dokładnie na samejże tej rzeczy! Teraz okaże się je z innych, mniej dostrzegalnych stron. 6* 84 I u nas jak w encyklopedyi pospolitej pod liczbą VI. wyprowadzonej na widocz, ma się nauki: teologiczne, prawnicze, lekarskie, przyrodzone, historyczne, filologiczne itd., a jeżeli stawia się je w porządku innym, toć przecie porządek ten jest i tam dowolny. I u nas, jak we wszelakim encyklopedycznym słowniku, każda z wielkich umiejętności i nauk; a nawet najdrobniejszych nauczek wymieniona i na miejscu swem postawiona będzie. Jeżeli zaś pominie się którą mało-znaczną, to stanie się tylko przez zapomnienie o niej, tak zupełnie jak w słowniku. Że wreszcie rozkłada się nauki nie podług abecadła, to już rzecz obojętna, a nawet po encyklo-pedyach szkolnych używana. — I my bierzemy każdą z nauk a posteriori, jako jest dana, przyjęta i uświęcona. Nie stwarzamy wcale tu nauk już stworzonych i urobionych, ale opisujemy je, jak opisują się stworzone od Boga rzeczy. Słowem ma tutaj całkowite i pełne swe znaczenie przedmiot, a stanowisko nasze jest przedmiotowe par excellence. Że zaś przedmiot sam nie wypowie przeświadczenia swego, lecz potrzebuje ku temu człowieka lub kmiotu, przeto stajemy się tym kmiotem. A rzecz nasza jako rzecz encyklopedyi pospolitej, jest kmiot-przedmiotowa. Co większa, ogarnia i wyczerpuje ona wszystkie kmiot-przedmiotowości morza, a jest od początku do końca ich mistrzynią. I u nas znowu, jak w encyklopedyi nauk spekulacyjnych Hegla, zasadą podziału rzeczy jest idea jedna, która rozwija się sama przez trzy dzielnice swoje; — która w teologii jest w sobie samej, w kosmopei dla siebie, a w filozofii w sobie z dla siebie, która więc ma także swoją spekulacyjną loike, filozofią natury i filozofią ducha, a nawet swoją genetyczną metodę. I u nas pod względem podziału, panuje myśl czysta i niepodległa, myśl twórcza, jak np. w Zdanowiczu. Jest to duch nasz, duch ludzki, który wysnuwa z samego siebie przedmiot swój. Myślą tu naszą jest: tamten świat sam, ten świat sam, tamten i ten świat w przenikaniu sie wzajemnem. Ducha zaś naszego widzi się już na świeżo wprowadzonych nazwach, jako np. kosmopeja, stereognostyka, morfozyka, hu 85 manistyka, ktyzeozofia, uzyozofia. Nazw takich, powstających w skutek nowego rzeczy widzenia, najdzie się w dziele samem więcej jeszcze. Wszystko tu powstaje i kształtuje się a priori. To nawet, co bierze się a posteriori, przyjmuje tu inną, postać i barwę. Słowem, działa tu wybitnie i jawnie podmiot, który tworzy, mozoli się i buduje. A rzecz nasza jest podmiotowa. Że zaś podmiotowość nie nabierze przeświadczenia, ani się wymówi bez kmiotu; przeto stanowisko nasze ukazuje się kmiot-podmiotowe w pełni znaczenia wyrazu. Nie dość! Ma się tutaj rozległy, tysiąckrotnie pełniejszy, niż w Heglu, kmiot-podmiotowości system, który wyczerpuje całkowicie wszystkie jej wylewy i potopy. Zaczem, równie tutaj, jak pod liczbą VII, jest się w obec rzeczy swej Spiritus Creator. Kmiot nasz wreszcie, zjednoczony już na piersiach kmiot-przedmiotowości naukowej z przedmiotem, empirycznie rozle-ległym, który mu był dany, a który jest dotychczasowym, od ludzkości urobionym i wypowiedzianym wszechistnienia głosem, — zjednoczony także na piersiach kmiot-podmioto-wości naukowej z podmiotem, spekulacyjnie ujętym, który jest własnym jego utworem, a przytem ogólnego i bezwzględnego, coraz jaśniej przez ludzkość wypowiadającego się ducha wyrazem, — zjednoczony nakoniec, tak co do przedmiotu, jak co do podmiotu swego, z wielką kmiotowością, stanowiącą człowieczeństwo, a wypowiadającą wciąż dalej i wszechstronniej myśl Bożą;—kmiot nasz, mówię, staje się ogniskiem i przeświadczeniem nauk, oraz umiejętności takiem, jakie jest w Bogu i wchodzi pod tym względem w unią z kmiotem niebieskim, tudzież potęgą Jego, lub Duchem świętym, i wiekuistem już wyczynionem znaniem. Co więcej! Podnosi on rzecz swoję na wyższy szczebel, a wypowiada słowo Boże, mające stać się ciałem i nowego czasu tchnieniem. Tym sposobem stanowisko nasze pozyskuje, bliżej pod liczbą V. oznaczoną, Bożo-człowieczeńską kmiot-kmiotowość, która jest najprzedniejszą prawdziwości cechą. A rzecz nasza występuje jako kmiot-kmiotowa. Tkwi w niej prawda i wiedza absolutna, nie bezwzględna, która jako już wiadomo, zostaje od wieków na 86 wieki u Boga, lecz względna, dla czasu naszego wypowiedziana; — tkwi w niej słowo Boże, przeistaczające się, jako prawo dla pewnej doby, w słowo człowiecze.          Bożo-człowieczeńską kmiot-kmiotowość rzeczy naszej rozjaśnia się ninie na przeświadczeniu człowieczeństwa, które, jako się już zna, sprawuje kmiotowość powszechną, a jest pomiędzy ludzkim i Bożym kmiotem krańce kojarzącą wstęga; — rozjaśnia się zatem historycznie i następującym sposebem. Bóg, a jeżeli chcesz, Duch święty, myśli przez ludzki ród, ludzki ród zaś przez pojedynczych ludzi, mianowicie jenialnych, natchnionych, z pochodnią niebios idących naprzód. A co Bóg myśli, to się staje. To też rozśwituje w duszy jednego człowieka, wypowiada się przezeń, walczy ze staremi i uświęconemi przekonaniami, pozyskuje zwolna coraz więcej zwolenników-, zwycięża wreszcie i staje się powietrzem z niebios dla nowego czasu. Bez Boga żadnej prawdy, nic wielkiego i świętego pomyśleć nie można. On myśli w nas, przez nas i z nas, a myśli to, co stać się ma i musi. My nie swoi, lecz Boży. My język Pański na piersiach świata i czasu. Wszystko to dla Chrześcian jasna. Otóż Bóg chciał, ażeby umiejętność grecka i starożytna w ogóle zajęła się wyłącznie tym światem, jako dostępniej-szym i łatwiejszym do niepodległego poznania i najstosowniejszym na początek. I umiejętność starożytna stała się li to-światowa. Zgoła Bogowie trzymają się góry Olimpu, a wiary wszystkie przyrodzenia. — Bóg znowu chciał, ażeby średnie wieki pochwyciły za tamten świat. I tak się stało. Średnie wieki uprawiały teologią. A umiejętność i wiara była tamto-światowa. — Jakiż charakter mieć powinna i mieć musi tak umiejętność, jak wiara nowożytna? Odpowiada na to tutaj sama już loika. Umiejętność nowożytna kojarzyć ma średniowieczny tamten i starocześny ten świat, a być ta?nto- i to 87 światowa, tj. pełna w sobie, wszechstronna, najwyższa, iście prawdziwa. To również jasna. Cóż się atoli stało? Trudne jest zawsze przejście do kojarzni przeciwieństw i różnojedni, do obopólenia i syntezy, albowiem to już mądrość Boża, zaczem mało komu dostępna. Do niej dobiera się tylko Bożo-człowieczeńskość, lub kmiot-kmiotowość. Świat powszedni zaś przerzucać się zwykł z jednej ostateczności w drugą, z krańca na kraniec. Otóż, gdy średniowieczny tamten świat dzierżyć się dłużej już nie mógł, umiejętność nowoczesna jęła za świat ten. I popadła w pan-teizm starożytny, w greckie pogaństwo. Była chrześciańska na zewnątrz, lecz niechrześciańska wewnątrz. Miasto postępu uczyniła straszliwe salto mortale zwrotu. — I brać jej tego nie można za złe. I owszem, w tem także widzi się myśl i wolę Bożą. Jako też przed trzystu laty umiejętność pogodzić miała tamten świat, urobiony i opracowany szeroko, a za gwiazdy przeniesiony od teologii, z tym światem, który nie był jej jeszcze znany? Przody potrzeba było utworzyć wszystkie te tak mnogie dziś nauki, odnoszące się do tego świata, nim zadanie Boże dla umiejętności nowoczesnej mogło być pomyślane, wypowiedziane i położone przez kogo. — Od wieków trzech ludzkość uprawiała pilnie nauki toświatowe, tak zupełnie, jak za starożytnych czasów. A było to, jako się dziś widzi jasno, zgodne z zamiarami Bożemi. Przynależało się zostać świata tego znawcą i panem, a przesycić się jego jednostronnością i próżnią wewnętrzną, nim powstać mogło w duszy człowieczeńskiej na nowo niebios, i to nieurojonych, lecz istnych pragnienie. I pragnienie to jest dziś powszechne. Ztąd nagłe zwroty do nauk średniowiecznych, które postrzega się tak często. Nauki i umiejętności, odnoszące się do tego świata, urobione wreszcie zostały, a rozkładają się ninie przed nami w takiej obfitości, w jakiej nie znała ich starożytność. I oto po jednśj ich stronie stoi średniowieczny tamten, a po drugiej nowoczesny ten świat; tam teologia, tu wielka i bogata ko-smopeja; tam mistyka, tu racyonalizm. Teraz dopiero podobna 88 było myśleć o pogodzeniu tamtego świata z tym światem, wiary z umiejętnością. I Bóg też podsuwa już od pewnego czasu wybrańcom swoim taką ideę. Szelling np. wypowiedział Niemcom myśl, iż na miejscu dotychczasowych urzędujących kościołów europejskich, które wszystkie bez różnicy już się przestarzały, nastąpić musi filozoficzno-chrześciański Kościół Ś. Jana ewangelisty, godzący wiarę z umiejętnością. Toż samo wyjawił Polakom Zygmunt Krasiński w trzech myślach Ligenzy. Ronge i Czerski zaś kusili się nawet o zbudowanie nowoka-tolickiego kościoła w tym rodzaju. Ale nie udało i udać się im nie mogło przedsięwzięcie, albowiem pierwiastek i charakter nowego, wysokości czasów godnego katolicyzmu nie był jeszcze umiejętnie i ściśle oznaczony. We chwili tej właśnie wyczynia się pierwiastek i charakter ten, a to w niniejszym Panteonie. Cóż ztąd? Oto że Bóg sam, że Duch święty wypowiada przez nas tutaj myśl i wolę swoję, a my stajemy się tylko czasowym Jego językiem, tylko kruchem i marnem Jego naczyniem, tylko posłusznem jego popychadłem; czyli, co znaczy jedno i to samo, że stanowisko nasze jest na dzisiaj mesyaniczne, Bożo-człowieczeńskie, lub kmiot-kmiotowe!          Bóg jest Osobą pierwotną, najpierwszą, jedyną, prawdziwą; Osobą w całkowitej pełni znaczenia, a będącą wszech osobistości ludzkiej niebiańskim gruntem i piastunem. Człowiek, który wyszedł z rąk Boga osobą in potentia, a stać się ma sam i własną zasługą osobą in actu, powinien godzić usilnie za osobistością i uczynić ją głównie swym celem, ona robi go obrazem i namiestnikiem Bożym za ziemi. Ale gubi on ją marnie i bezmyślnie, tak śród żywota, jak poznawania swego, i w świecie a posteriori i w świecie a priori. Tam ofiaruje on ją na korzyść przedmiotu, tu znowu na korzyść podmiotu. Na obu tych drogach utapia ją, albo w materyi, albo w duchu 89 świata ogólnego, t. j. w panteistycznym bezmiarze. Dopiero w świecie a totali, lub w świecie kmiot-kmiotowym, gdzie człowiek jednoczy się z Bogiem, a jaźń tuteczna z jaźnią tameczną; dopiero na tem, wysokiem stanowisku Chrystusa, pozyskuje się osobistość istną, jako doskonałości ludzkiej szczyt. Ztąd wyrasta, że poznanie kmiot-kmiotowe, o które tu chodzi, jest poznanie osobiste, ściśle osobiste, najosobistsze. Jakoż poznanie, które wyrobiło się aż do osobistości jest nietylko najjenialniejsze i najfilozoficzniejsze, ale i najprawdziwsze. Im osobistsze, tem bardziej Boże. I tak np. mądrość Chrystusowa jest najosobistsza, na najwyższym osobistości wszelakiej szczycie najosobistsza, po mądrości Boga samego najosobistsza. Ztąd też wypowiada się przez nią słowo Boże najpełniej i staje się na tysiące lat dla narodu ludzkiego prawem. Po mądrości Chrystusa znowu mądrość Kopernika jest ze wszystkich znanych najbardziej osobista. Ztąd też wypowiada się przez nią tajemnica niebieskich światów, której nie znano przez lat tysiące, a która panować będzie na ziemi i być jćj chwałą przez lat tysiące. Podobnież Plato jest wielki w swojej pierwszy raz pomyślanej idei, Leibnic w monadach, Spinoza w substancyi, Hegel w duchu bezwzględnym itp. a każdy z nich wielki li przez to, co było w nim najbardziej osobistego, — co właśnie ztąd staje się jednym Osoby Bożej promieniem. — Zgoła poeta, malarz, gędźbiarz, wszech sztukmistrz, nawet bohater i król jest tem bardziej Boży, im osobistszy. Osobistość atoli, to nie indywidualność, nie jednostko-wość! Wiedza jednostkowa, o której już się pod liczbą II. przy wiedzy całostkowej mówiło, jest u tego, kto wie coś jeden, a co bywa zazwyczaj drobnostką, np. kto widział ośle uszy u Midasa. . Sąd odwołuje się nieraz do wiedzy jednostkowej, ale nie ufa jej zupełnie i dla tego wymaga dwu, trzech, czterech świadków. Ona w umiejętności pospolicie głupstwo. Że się tu o wiedzy jednostkowej ani myśli: że rozumie się pod wiedzą osobistą wiedzę Bożą, wymawiająca się przez je 90 niusz; rzecz jasna. Słowem, co kmiot-kmiotowego, Bożo-człowieczego, względnie do czasu absolutnego, to zawsze iście-osobiste.          Spełniły się czasy. Duch ludzki dociera wreszcie do źródła, mądrości, z którego pił kanary niebieskie Chrystus. A błogo temu, kto pokosztuje napoju tego! On jednoczy się z Bogiem i poczuwa w sobie przeświadczenie Boże. Jeżeli zaś to wypowiada; nie kłamie, lecz czyni sumienne wyznanie. On nie zarozumialec, ani szalony, a mowa jego nie przechwałka próżna. Chrystus odzywa się tak, prawiąc o sobie: „Jam Prawda i Światłość, jam Słowo Boże. Jam żywot i zmartwychwstanie. Kto we mnie uwierzy, nie umrze, lecz żyć będzie na wieki. Kto mnie widzi, widzi Ojca Niebieskiego. Niebo i ziemia przeminą, a słowo moje nie przeminie." Wszystko to prawda otwarta, a ze stanowiska naszego łacna do zrozumienia i jasna. — Jeżeli tedy najdzie się w tych księgach jakieś słóweczko, zdradzające ufność w siebie ich pisarza, niechaj czytelnik nie bierze tego za zarozumiałość i pychę, ale, pomniawszy na powyższe słowa Zbawiciela, niech widzi w tem naturalny, do spowiedzi podobny wylew duszy ! Wszak potrzeba przecie wypowiedzieć, co się ma i co się daje ! Temu zaś. kto na mnie krzyknie: „Oszalał, on sadzi się na równi z Chrystusem !" — odpowiem: „Tyś Bogu duszę winien i nie masz ani wyobrażenia, o co tu chodzi. Nie dla ciebie ja piszę i o sąd twój nie dbam! Potrzebaż być samemu Synem Bożym jednorodzonym i drugą Osobą Przenajświętszej Trójcy, ażeby módz powiedzieć, że kmiot-kmiotowe stanowisko jest to samo źródło mądrości, z którego czerpał Galilejczyk wielki? O, biedna, biedna, ty subjekt-objektowości Heglowska, uchodząca dotąd w Berlinie za najwyższe i jedyne, za bezwzględne prawdy znamię! Jeżeli masz być podmiot-przed 91 miotem, jak cię pospolicie na polskie tłumaczą; toś tyle, co duch i materya w jedni, zaczem, co dwa panteistyczne ogóły, obopólące się z sobą. Wyrażasz wtedy idealno-realny wszechświat, a gubisz Osobistość i Bożość, która go słowem wszechmocy stworzyła na wieczności łonie, a wypowiada słowem ludzkiego poznania na piersiach czasu. Jeżeli cię nazwie kto kmiot-przedmiotowościa; toś tylko idealizująca empirya i nic ; więcej. — Tyś właściwie kmiot-podmiotowość, kędy osoba tonie w morzu bezdennych bezwzględnego ducha głębin, ale nie wiesz nic o tem. Tyś pogańszczyzna eleacka, a daleko ci bardzo do osobistości chrześciańskiej i absolutu filozoficznego, będącego Boga, świata i człowieka, z niemi zaś wszystkiego prawdą najprzedniejszą. Tyś spekulacya jednostronna, której do filozofii, jak encyklopedystyce francuzkiej, równie daleko. Uniż więc dumno-niemieckie czoła twego poroże, albowiem czas panowania twego oto już przemija! Krótki był twój żywot, ale cześć spomnieniu twemu! Już ta najprzedniejszość i najwyższość stanowiska naszego, przez które umiejętność, a da Bóg, również wiara, czyni postęp niewypowiedzianie olbrzymi, okazuje jego Bożo-czło-wieczeńskość, lub kmiot-kmiotowość, lub absolutność mesya-niczną, przeznaczoną z wyroku Bożego dla dzisiejszych dni. XIV. Widoki nowe z wieżyc Panteonu. Jest sposób odwieczny, który dotąd maluczkiej liczbie natchnionych jeniuszów najwyższego rzędu był znany, a dziś dopiero pozyskuje umiejętne rozjaśnienie i uświęcenie, sposób zjednoczenia się z Bogiem i Duchem świętym, wniknięcia w ich przeświadczenie wysokie i namaszczenia poznania swego Bożem, zawsze jednakiem , acz, stosownie do czasów i rozwojów ludzkości, podającym się coraz inaczej, znaniem. — Jest sposób 92 wypowiedzenia słowa Bożego, mającego stać sie ciałem, me-syanicznie dla człowieczeństwa lub narodu swego. Jest sposób zrozumienia starego i nabycia nowego objawienia. Jest sposób czerpania wiedzy transcendentalnej w tychże samych źródłach tamecznych, w których gasili pragnienie swego ducha najprzedniejsi niebios wysłańcy. Jest sposób rozdarcia opony nad tajemnic hukiem, czemu np. księgi Mojżeszowe lub koran Mahometa, pomimo swej przestarzałości, bardziej nas zajmują i rozciekawiają, a więcej uczą, niż w tymże kierunku, lecz na innej, na tutecznej zasadzie urobiona cała spekulacya niemiecka. Sposobem tym właśnie zdobyta Bożo-człowieczeń-ska umiejętności mistrzowskiej kmiot-kmiotowość. Oto z wieżyc Panteonu widok pierwszy, ze wszystkich innych może najpiękniejszy. Od najdawniejszych czasów, aż do dni naszych, zawsze się kuszono o poznanie ostatecznego gruntu rzeczy, a pytano się: Co prawda prawd, co Absolut? A wypatrywano absolut albo w bezwzględnej materyi, albo w bezwzględnym duchu, albo nareszcie w bezwzględnej jedni materyi i ducha, lub w powszechnej całości, która nie przemija. Wypatrywano go to w eterze, atomach, odmęcie, pierwotnej sile sił; to w monadach lub idei, duszą świata będącej; to w hentopanie, wiążącym w sobie wszystkość z jednością; to w substancyi, zamykającej w sobie rozciągłość i myślenie, to w realno-idealności itd. Wypatrywano go albo w empirycznym albo w spekulacyjnym jakim ogóle, który był siebie samego nieświadomy. A pante-izm stał się filozofii i umiejętności wszelakiej cechą. Tak stały rzeczy do dzisiaj. Teraz zaś co absolut nasz? To co dotąd nikomu ani na myśl nie przyszło, ani się przyśniło, a co wyświęca się w końcu jako prawda prawd; co jest najjaśniejsze, a sprawuje przecież najgłębszą, najbardziej ukrytą tajemnicę. Cóż takiego? Osobistość, która w Bogu i człowieku wyczynia się osobą, w ludzkości osobistością, a we wszechistnieniu tak materyalnem jak duchowem nieosobistością; która na początku i na końcu stworzenia sadzi się jako jaźń, a w stworzeniu całem jako niejaźń, wykwitująca na szczytach swych jaźnio 93 wością rodu ludzkiego. Ta nieosobistość i niejaźń stoi na osobistości i jaźni, jak widzi się. to zgoła na oko, a ma ją za pierwiastek i grunt swój. Wszystko stworzenie też, jak prawdziwie i pięknie zapewnia pismo, wzdycha za Bogiem lub dziateczeństwem Bożem tj. za jaźnią, czyli za przeświadczeniem i słowem, z którego powstało, a którem znowu stać się powinno. Absolutem Bóg, a Bóg jest osobisty, albowiem osobistość rzecz najprzedniejsza i najświętsza. Człowiek dla tego tylko, że osobisty, stanowi obraz i wizerunek Boga, a uka- żuje się najwyższą istotą na ziemi. Dziwny to bardzo obłęd i zatór ludzkiego myślenia, iż dotychczasowa umiejętność mogła jakiś tam ogół siebie samego nieświadomy, jakiś tam bezmiaru garnek pusty, stawić wyżej od osobistości, będącej jego jądrem i sercem z niebios, jego przeświadczeniem, rozumem i wolą, jego alfą i omegą;-— iż podnosiła całość martwą, a upuszczała żywą w niej całostkę! Absolut nasz, znaczący osobistość, lub Boga osobistego, przygotowywa tryumf chrześciaństwa w najgórniejszej dzielnicy krzepkich i myślących głów, a wyprowadza umiejętność dotychczasową z niżyn przyrodzenia ogólnego ducha, lub tego świata, na Himalaju wyżyny Boże. Tak absolutem osobistość, a najrzetelniejszą, najgłębszą i najgórniejszą mądrością chrześciaństwa. — To widok drugi, równie nowiuteńki i arcystary, jak pierwszy. Umiejętność była dotąd albo realna albo idealna, t. j. albo empiryczna albo spekulacyjna. I hołdowała de facto Irańskiej dwójcy, która jest błędna, płytka, pogańska, li to-światowa. Do dwu tych światów, realnego i idealnego, empirycznego i spekulacyjnego, przyłącza się tutaj świat trzeci. Jaki? Transcendentalny. Francuzi znali go pod nazwą spi-rytualizmu, rozumieli pod nim atoli naukę kościelną, zaczem najpozytywniejszy pozytywizm, a ztąd i najrealniejszy realizm najempiryczniejszą empiryą. Mówiono także niekiedy o tran-scendentalności samej, ale myśląc ją li teologicznie, mniemano mylnie, iż ona wychodzi za rozum ludzki, a wyższa jest nad wszech pojęcie. Zgola Kant wielki jeszcze ją tak myśli, a ztąd grunt świata i grunt ludzkiego przeświadczenia, lub „rzecz 94 w sobie i transcendentalną appercepcyą", ogłasza za niepodobne do docieczenia, za wiecznie niewiadome, za algebraiczne x i z w filozofii. Dopiero tutaj transcendentalność sadzi się jako rzecz umiejętności i występuje na widowni myśli ludzkiej w najgłówniejszej roli, jednakże nie zagwiazdowa, pusta w sobie i chimeryczna, jak dotąd, nie rozum i pojęcie prześcigająca, a ztąd li do wiary wypędzona, — ale ta, co piastuje realny i idealny, empiryczny i spekulacyjny świst, ta • co stanowi podstawę, iściznę i istotę wszechstworzenia, tudzież nasze ja z niebios, w piersi utajone, a jawnie z nas działające; — ta, co zna się bezpośrednio w nas prawdą, pięknością i cnotą, świętością, prawem, wolnością, miłością, wszechbożością;— ta, co wiedzie nas na krzyż za wszystko, co wielkiego i drogiego, co niebieskiego, a umierać nam każe z ochotą za ludzkość i ojczyznę; — ta, co daje nam wewnętrzną, nieomylną pewność wiekuistego żywota i zbawienia za grobem; — ta, co zowie się w nas osobistością, a jest za nami i w nas absolutem. Tak, transcendentalność nasz i wszechistnie-nia grunt, a wiekuista wszystkiego piasta! Ona słońce i niebo, przeświecające byt. Otóż świat trzeci, o którym rzecz, to i widok z wysokości Panteonu trzeci. Teologia opowiada głośno i od wieków tamten świat, ale od świata tego oderwany i czysty, zagwiazdowy, pusty, fantastyczny. Zaś na stanowisku naszem tamten świat wyświęca się świata tego istotą, lub wewnętrznem jądrem jego z niebios, transcendentalnością i absolutem, równie za nami jako w nas. Jako Boga, tak i tamtego świata człowiek przenajświętszym przybytkiem. Nasze ja z niebios, utajone w nas, niewidome i niewidzialne, a przecież rzeczą główną w nas będące, to tamten świat w nas. Bóg znowu tamten świat we wszechistnieniu. Tak tedy tamten świat wiarowy, a z nim i teologia przechodzą tu z dzielnic urojenia w dzielnice prawdy ; przestają być marą i pozyskują najrzeczywistszą rzeczywistość. Religia, grunt i oddech jaźni ludzkiej. Dla prostaczków jako się już zna, występuje ona w formie wiary, a dla ludzi wykształconych jako umiejętność. Wiara więc odtąd je 95 dną, a umiejętność drugą teologii ręką. I teologia, jeżeli rzecz tę pojmie i przyjmie, będzie znów jak za średniowiecznych czasów, ale w innym rodzaju, w prawdzie i świetle człowieczeństwa panią. Pytam: kto, gdzie i kiedy tak tamten świat pojmował? A przecież pojęcie to tak proste, jasne, naturalne! Otóż tamten świat nasz, to widok czwarty! Ten świat znowu uprawian był od zwyczajnych nauk i umiejętności bardzo gorliwie, lecz ciągle w oderwaniu od tamtego świata. On też był pusty i martwy, był tylko orzech dziurawy. I Mefistofeles w Gotem miał słuszność, szydząc tak z nauki ludzkiej w oczy Faustowi: „Wy mędrcy rozgry-zujecie bezprzestannie twardą brzoskwini pestkę; połykacie jej skorupki, a z niemi i własne połamane, krwią ociekłe zęby; zaś wypluwacie wydobywające się z niej jądro niebios." Bardzo stosowna i zasłużona tu ironia piekła! U nas wcale inaczej. Ten świat występuje u nas nie oderwany, bezistotny i czczy w sobie, niejako sama skorupa, łupina i kora, ale jako zewnętrzny tamtego świata odblask, wyjaw i odsłon, jako jego zmysłowy i umysłowy innobyt. Nie ma jednego bez drugiego, a oba są zawsze razem. Anatomiczna analiza tylko je rozdzieliła i podała w djabelski śmiech. Zaczem świat ten a z nim cała kosmopeja, wszystkie odnoszące się doń nauki i umiejętności pozyskują tu daremnie od dawna szukaną rzeczywistość, a zostają transcendentalnie, absolutnie ugruntowane. Ważność i czcigodność ich okazana, I pójdą wnet w górę, bo podniesie je niebo, które się im tu daje. To widok piąty. Teologii ofiaruje się tutaj odpychany od niej uporczywie dla tego, że całkowicie jej nieznany, a raczej źle znany świat ten, jako niezbędny i konieczny, od Boga samego uczyniony świata tamtego odsłon; stupieśniowej lub stunaukowej zaś ko-smopei świat tamten, jako wiekuistą, nieprzemienną, niebiańską świata tego istotę. Jednej i drugiej ofiaruje się to właśnie, czego jej brakło, a czego najgwałtowniej potrzebowała. Wszystkie nauki i umiejętności dotychczasowe, od teologii aż do etyki, a nawet aż do filozofii starego pojęcia, goniły za 96 marą, albo tamtego, albo tego świata pustego, a ztąd były jednostronne, i venia sic dicto, niewypowiedzianie głupie! Tutaj stają się wreszcie rzetelną prawdą i mądrością, a wstępują na rydwan tryumfalny. To widok szósty. Teologia dzierząc się rękami, nogami i zębami za tamten świat, postradała świat ten, a umiejętność dotychczasowa znowu, zamknąwszy się w obrębie tego świata, uroniła świat tamten. I oto po obu stronach widzi się onę nieszczęśliwą mefistofelesową owcę z przewróconym mózgiem, co kręcąc się na temże miejscu ciągle w obłędne kółko, a zjadłszy już koniczynę i trawę, pożywa piasek, nie widząc wcale szerokiej na okół siebie leżącej, świeżej i zielonej grudzi. Po obu stronach tu zarówno raj utracony. Chrystus atoli nie zgubił głowy śród tego błędokrętu i nie popadł wcale w teologiczny zator. Słowo Jego pokazuje nam wszędy tamten i ten świat w jedni takiejże, jaką im Stwórca od wieków nadał. Podług nauki Jego nie tam gdzieś za gwiazdami, ale w całem stworzeniu obecny jest, a pierś człowieczą zrobił głównym swym kościołem Bóg. Proszę wziąć teraz, by też tylko po niniejszym wstępie do naszego dzieła, ewanielią do rąk i czytać ją uważnie! A najdując w niej wszędy stanowisko nasze, otrzymuje się dotąd nigdy nie widzianą światłość wielką i uderza się czołem przed niebiańską Chrystusa mądrością. Panteon nasz, to ducha Zbawicielowego od średniowiecznej teologii za-cyfrowanego odcyfrowanie. Również odcyfrowywa on ducha umiejętności. Owa widok siódmy. Przez 18 wieków z okładem chrześciański świat tak katolicki, protestancki i innowierczy, jak teologiczny i umieję-jętny, wypowiem prawdę, choćby mi i zarozumiałość zarzucić miano, nie rozumiał niestety nauki Chrystusowej! Gdyby ją był rozumiał stałby dziś inaczej, a miałby chrześciańskie, nie zaś wciąż pogańskie państwa, prawa, dzieje i obyczaje! Nie ścierpiałby na piersi swej podboju i krzyżowego męczeństwa tylu zacnych a nieszczęśliwych narodów! Czemu jej nie rozumiał? Łacna to ninie pojąć. Wyłożono słowo Chrystusowe w dogmatyce i katechizmie za dawnych czasów, w których duch 97 człowieczeński był jeszcze chłopięcy i fantastyczny, w których nie miało się dość wysokiej i ku temu koniecznej oświaty, a uznano, w skutek krzywo pojętej nieomylności kościelnej, wykład swój za nietykalny na przyszłość i raz na zawsze dokonany, za dzieło Ducha świętego. I była to na onczas zaprawdę ducha świętego robota. Nie przeczy się temu bynajmniej ! Ale nie wiedziano wtedy jeszcze o tem, że jedna i ta sama prawda odwieczna, tak w księdze Bożej przyrodzenia, jak w biblii, staje się dla każdego czasu nowem zadaniem pańskiem, które ludzkość w miarę stopnia oświaty swojej, rozwiązać i do wyższej potęgi wiedzy podnieść powinna; że absolutność tylko w niebie bezwzględna, a na ziemi zawsze względna, że sam Bóg wyjawia swą wieczność co dzień, co godzina, co chwilka innym czasem; że tedy nieomylny Duch święty i kościół wykładać ma słowo Boże co nowy wiek na nowo, a coraz pełniej i wszechstronniej; że jeżeli nie dozwoli się mu tego w teologii, to on, jak widzi się dzisiaj, czyni to za teologią; że nieomylny Duch święty jest umiejętnością, a kieruje przekonaniem i oświatą człowieczeństwa wszech czasów. Wyłożono zatem raz jeden rzecz i dano jej odprawę na zawsze. Zamknięto się w duchu jednego czasu, jak w warowni grobu. Mądrość kościelna znieruchomiała. Ksiądz średniowieczny , miasto być skromnie tylko dla czasu swojego objawienia tłumaczem, zrobił się na gwałt nieomylnym w dziedzinie jego prawodawcą, a postawił się przez to pysznie wyżej od Zbawiciela i Boga samego, których mądrość nie stoi opoką martwą, lecz płynie rzeką żywych, coraz innych czasów. Protestantyzm, a za nim wszystkie nauki i umiejętności zaprotestowały przeciwko takiej ducha europejskiego petryfikacji, lecz popadły, jak to bywa, w ostateczność drugą, W ten świat i zziemszczały. Dopiero na stanowisku naszem, zaczem tak późno, kończą się lata ludzkości szkolne, a poczyna się duchem dojrzalszym rozumieć Zbawiciela. I otrzymuje się wyobrażenie o chrześciaństwie XX. wieku, które, jeżeli przejdzie w rzeczywistość, zbawi padającą dziś Ronie. Tutaj dla niej przyszłości kotwica i rękojmia. To widok ósmy. Panteon toru I.           7 98 Teologia i kosmopeja nowocześna musi stać się mądrością Chrystusową w pełni znaczenia wyrazu, która dotąd sama jedna umiała wyczynić się, jako filozofia najprawdziwsza, lub jako wypowiadające się od wieków na wieki Bożo-czło-wieczeńskie słowo. Także filozofia nowocześna musi być Chrystusowa, jeżeli chce istnieć i hetmanić światu, tj. musi uznawać Boga chrześciańskiego za najprzedniejszą prawdę, osobistość za absolut, a transcendentalność i tamten świat za istotę rzeczy. Chrześciański świat, naprzód w umiejętności, później w wierze, a nareszcie w społeczeństwie i państwie, w prawach i obyczajach, we wszystkich swych wielkich i małych stosunkach, pogodzić się musi gruntownie a szczerze z Twórcą swoim Chrystusem; zrozumieć, zamienić w krew swoje i urzeczywi-ścić na sobie musi naukę Jego, która odsłania tutaj ostatnie swe tajemnice, dotąd nie pojmowane. Katolicyzm, protestantyzm i inne wyznania, gdy przyjmą wypowiedziane tu umiejętnie słowo Chtystusowe, utworzą zapowiedziany od Zbawiciela, lecz jeszcze nieistniejący, jeden Kościół powszechny. Jeżeli zaś słowa tego nie przyjmą, runą w grobowy dół, jak runie dziś zawsteczniony Rzym. Naród polski mianowicie słowo to, które wydobywa sie z jednej jego kości, przyjąć powinien, a zmartwychwstanie. Za to stoi się mu gardłem. Jeżeli zaś ze skrupułów teologii średniowiecznej nie uczyni tego, pochwyci za słowo to Francuz, lub Niemiec jaki, by się też je i utaiło, a obróci na moralną, religijną i polityczną korzyść swego narodu, albowiem ono, jak wszystko, co z woli Bożej przejść ma w rzeczywistość, tkwi wieje i dźwięczy już dzisiaj w powietrzu. Wtedy Polska postrzeże się, jak uczyni to także czasu swojego Rzym, za późno, że była oną opoką, — od której, niestety, odbiło się i odleciało rzucone na nią święto-duskie i mesyaniczne ziarno. Ktokolwiek słowo tu podane przyjmie, przodować będzie, gdyż w niem dysze wielka przyszłość i świeżuteńkie w czas tchnienie Pańskie. — To widok dziewiąty. Dotąd odbywały luźne w duchu człowieczeńskim harce mistyka i racyonalizm, empirya i spekulacya, nauki treści 99 i nauki formy, teologia i kosmopeja, wiara i umiejętność, kla-syczność i romantyczność, czarna i czerwona banda piekielna wszelakiego rodzaju, t. j. antynomie, lice i nice, walczące z sobą obozy, srogie pogańskiej dwójcy szermierze. Tutaj występuje tej analizy, nieskończonej w sobie, same ostateczności i jednostronności rodzącej, a prującej anatomicznym nożem święte zamęczonej prawdy ciało, żywa synteza. A filozofia, wszystko w sobie ogarniająca, wszystko kojarząca, przenikająca, wskrzeszająca, ukazuje się w końcu jedną i jedyną umiejętnością. Odtąd ma się jednę tylko Bożo-człowieczeńską, Chrystusową oświatę. To widok znów dalszy. Wiadomo z doświadczenia, jak pyszny i zarozumiały jest Francuz z mądrości swojej. On sądzi, że cywilizacya i oświata jego jedyna, najgłębsza na ziemi. A to tymczasem tylko prosta i płytka empirya, szczebel wiedzy najniższy, jednostronność. — Wiadomo również z doświadczenia, jak obrzydliwie Niemiec przechwala się z filozofii i uczoności swojej. Jemu się zdaje, że wziął mądrość ducha bezwzględnego w arędę i że wszystkie narody uczyć się jej odeń powinny. A on tymczasem urobił sobie abstrakcyjną, logogryficzną, szkolną tylko spekulacyą, która nie wybieża za świat ten, a o tamtym świecie nic nie wie, która więc, acz podnosi się już nad empiryą, stoi jeszcze, pomimo Szellingów i Heglów, zbyt nisko i w jednostronności swej grzybieje. — Polak zaś pozyskuje tutaj mądrość wszechstronną, a filozofią chrześciańską i rzetelną, z ducha jego nakoniec wiernie wydobytą. On poczyna mieć odtąd mistrzowską, a z nią i wszystką inną umiejętność własną, iście narodową. Potrzeba mu jedynie pracować około niej dalej, rozlać ją w morze wiedzy i potęgi, a będzie znów wielki i sławny, jak za złotych starozygmuntowskich czasów. — To widok znów inny. a miły. Umiejętność wymaga, jak śmiała Orlica na niebie, swobodnego powietrza. Powinna być od Kościoła i rządu niezależna, zupełnie wolna i niepodldgła, a stanowić trzecią władzę w państwie, władzę świętoduską. Wtedy ona, jak widzi sie 7* 100 to np. w tym Panteonie, służy ochoczo Bogu, Chrystusowi i człowieczeństwu, a podnosi coraz wyżej i uświetnia naród. Jeżeli się ja zaś okuje w łańcuchy i lekceważy; naonczas burzy się w niej duch, który rzuca się do walki z ciemięzcami swymi. Wtedy ma się Wolterów i Prudonów! — Daje się tutaj narodowi Chrześciaństwa najwyższego znaczenia i szczytu, Katolicyzm najistniejszy i najświętszy, który niech będzie dlań ducha piastunem i polityczną w nieszczęściu kotwicą! Ale prosi się go, ażeby przypomniał sobie z lepszych czasów słowa Batorego: „Sapere aude. !" a przestał być lekkomyślnym chłopaszkiem i igrą klechów, jak dotąd! Jemu ze wszystkich narodów europejskich mądrość istna najpotrzebniejsza. Jest też nadzieja i wiara u patryotów wyższego rzędu, że naród nasz kochany, jak to było za najpiękniejszych jego czasów, przeświadczy się nareszcie o potrzebie niepodległości ducha; że przestanie obciskiwać tych kilku mędrców i proroków swych podejrzenia o kacerstwo i potwarzy błotem, co jeszcze śre-dniowieczczyzna, iście ze smętarza czasów; — że uczci w nich moralną odwagę, wypowiadającą gołe, by też i przykre prawdy; — że tym sposobem zagóruje, mając dziś i porę ku temu, znów światłem. Oto widok dalszy! Jest podobnych widoków z wieżyc Panteonu naszego więcej jeszcze. Zostawia się je atoli już samemu czytelnika oku. Wszystkie te widoki są umiejętności postępem jawnym, a wypływają z jednej tylko prostej, a świeżo poznanej prawdy, która tak brzmi: ,;Świat tamten istota rzeczy, a świat ten jej odsłon." I łacno teraz osądzić, że to, nie przechwałka i zarozumiałość, lecz rzetelna prawda, iż wielką przynosi się tutaj nauk i umiejętności, z nimi zaś wszech stosunków ludzkich reformę. Oby to Przemienienie Pańskie wyjść mogło narodowi na pożytek i chwalę! 101 Nie da się w dziele samem, do którego zbliżamy się wreszcie, dokonanej już tej reformy. Ona przechodzi siły jednego człowieka, by też najbardziej olbrzymie. Położy się tylko jej pierwiastki, cele i barwy. Podnieść je i rozwinąć w nieskończonej pełni powinien naród. Oto dlań zadanie i pocieszenie na dalszy czas niedoli, a jedyny, acz powolny gościniec do wybawienia! Panteon nasz odsłoni jeden po drugim wszystkie nauk i umiejętności ołtarze, ale nie oświeci ich bynajmniej nowego stanowiska słońcem. Czemu? Gdyby to uczynił, zamieniłby wszystkie w filozofią i byłby podobny do encyklopedyi nauk filozoficznych Hegla, co, jak wiadomo już, nie jest jego zamiarem. On daje nauki zwyczajne. W końcu dopiero, gdy powiedzie czytelnika przed ołtarz filozofii, wystąpi ze zdobytą już tutaj w przedsieniach swych światłością nową. Trzeba dać przody, co jest znanego, a dopiero później rzeczy znanych reformę. Ztąd zatrzyma się każdą naukę i umiejętność na właściwem jej stanowisku, a lubo tchnie się w nią nieco filozofii i podniesie się ją do możebnego dla niej najgórniejszego szczytu, nie chce się jej zabijać przecież, a więc nie wyprowadzi się jej za obręb, w którym zamknęła się sama. Teologia ma być, czem jest od wieków, tj. tylko teologią. Inaczej stałaby się teozofią i zarzucałaby nam, ze nie daliśmy wiernego o niej sprawozdania. Podobnież empirya, spekulacya, matematyka, loika, itd. będą u nas także, czem są. Trzy księgi Panteonu okażą się więc tylko szeroką, pełną i szczegółową wstępu tego roztoczą, a muszą mieć koniecznie jego charakter. Co widzi się atoli tutaj jeszcze nie wyraźnie i w porannym świtania zmroku, to zapalić się ma śród dzieła samego w biały coraz słoneczniejszy i jaśniejszy dzień. Co tutaj jeszcze li zapewnienie, tam przeistoczyć się ma w najgłębsze i trudne do obalenia przekonanie. 102 Teraz nakoniec zwracam się ku Tobie, Ojcze nasz, Boże ! Gdy zapuszczę oczy w głębokości pełnego gwiazd nieba i uglą-dam palące się na niem rozległe, nieprzeliczone światy, w obec których ziemia, a matka nasza, lichym i maluczkim jest tylko zaściankiem; — gdy duszą, widzę po wszystkich tych wyspach złotych mieszkające człowieczeństwa różnostopniowego rozwoju i znaczenia, pospołu z wiedzą i umiejętnością swoją; — gdy pomyślę, żeś tę niezmierność stworzył i rozwiesił tak spa-niale: — czuję Twą wielkość, a własną maluczkość; —czuję żywo i ze wstydem, żem ziemski, nędzny, podły robaczek! Padam na kolana, a przejęty aż do szpiku mych kości niewypowiedzianym dreszczem, korzę się przed Tobą i modlę się do Ciebie. Ale Ty, Ojcze miłościwy, ruszywszy się w mej piersi i łysnąwszy we mnie światłości Twej łyskawicą, podnosisz mię rychło. I czuję, żeś we mnie sam ! I czuję, że we mnie nieskończoność istna, szersza bez miary, niż na gwiazdowem, wszędy mi granice pokazującem niebie. I czuję w sobie prawdziwą, dłuższą od bezpoczątkowego i bezkońcowego czasu, który skurcza się wciąż w chwilkę płynącą, szerszą, niż w bezmiarze gwiazd, wieczność. I czuję, żem całego istnienia tego jedno ognisko i przeświadczenie; że ono wszystkie jest we mnie! I czuję, żem zacniejszy i większy, niż całe wojsko tych ogromnych światów. A doznaję niewypowiedzianego zbawienia, i wdzięczności pełen, modlę się do Ciebie wesela duszy hejnałem. Gdy atoli pomnę, że wielkość ta moja li ztąd pochodzi, iż Ty, o Panie, we mnie jesteś i myślisz; że ona, nie moja, lecz Twoja; — pycha moja zamienia się wnet w pokorę. I ja, robaczek ziemski, rzucam się znowu na kolana, a w rzewnej modlitwie czynię Ci dzięki gorące, żeś we mnie wstąpił i zrobił jednym z Twych ołtarzy! Panie! Łaska Twa na mnie widoma. Robisz mię Twym językiem i prawdy Twej kapłanem. Dałeś mi nowe myśli, przyszłością brzemienne, i kazałeś mi je wypowiedzieć, jak 103 to uczyniłem. Daj mi przeto i siłę do dalszego ich roztoczenia w dziele, aby, ku czci i chwale Twej, przekonały i zdobyły dzisiejszy świat, a przyczyniły się do jego zbawienia! Dałeś mi, o Panie, miłość, a oderwałeś mnie i rzuciłeś daleko od kochania mojego! Spraw tedy, ażeby praca moja dostała się do kochania mojego, a przyniosła mu, drogiemu narodowi, pożytek i swobodę, mądrość, potęgę i chwałę! Spraw to, Panie, nie przez wzgląd na mnie i tęsknice moje,-ale przez wzgląd na krzyżowe męki i cierniową koronę jego! Amen. PANTEONU WIEDZY LUDZKIEJ DZIAŁ PIERWSZY. TEOLOGIA, LUB NAUKI, ODNOSZĄCE SIĘ DO TAMTEGO ŚWIATA Zaprawdę, zaprawdę powiadam Wam świątobliwi Ojcowie, że tamten świat bez tego świata czcza mara! XV. Zastrzeżenie ogólne. Jako na niebie, tak i na ziemi. Bóg rządzi wszystkiem, co się staje i co się dzieje; rządzi istnieniem, mianowicie zaś człowieczeństwem, a rządzi arcy rozumnie. Czego z wyja-wów woli jego przenajświętszej nie rozumie się, a nawet na co mocno skarzy się dzisiaj; to uwielbia się jutro, jako dobroczynne mądrości i łaski słońce. Historyk głębszy, tem bardziej zaś historyozof jeniusz, widzi w dziejach wyraźny palec Boży, podnoszący człowieczeństwo na coraz wyższy roz-rozwoju szczebel, wiodący je z jednego stanowiska na drugie, wciąż wszechstronniejsze i lepsze, a kierujący zwolna ku ostatecznym jego celom. Podrzuca on w górę, lub strąca na dół narody, w miarę moralnej ich wartości. I dla tego wielki jest Bosuet, który w historyi powszechnej od pierwszej do ostatniej karty, wyświeca przewyborny niebieskiego ludzkości ojca rząd. Wszelaki tak zwany duch czasu jest bezpośrednie Ducha śwętego tchnienie i dzieło. Duch święty, duch Boży, wieje w ludzkość każdego pokolenia nowe myśli i przekonania, które jej są ku zbawieniu, a sprawuje to, że ona je kocha gorąco; że za nie walczy, krew przelewa i cierpi krzyżowo; że w końcu upewnia im zwycięztwo i panowanie. Nawet bezbożny wiek XVIII był Ducha świętego pracą, a Wolter i Russo płużyli mu bez wiedzy i woli. Chodziło mu tutaj o przełamanie starych, silnie i historycznie utwierdzonych, tak reli-gijnych, jak politycznych i społeczeńskich wyobrażeń, a otworzenie przez to bram do dalszego postępu. Nawet dzisiejszy 108 czas grubego materyalizmu, Jego robota. Chodzi mu o to, ażeby człowieczeństwo pozyskało większe niż dawniej panowanie nad przyrodzeniem; ażeby kazało za siebie pracować na chleb siłom i machinom, a samo oddać się mogło w końcu tem swobodniej moralnemu udoskonaleniu się swemu i sprawie niebios na ziemi. Prawdy te są jasne. Zaprzeczyć im może ateusz, lub libertyn; ale podpisze je religijny człowiek. Teologia atoli prawd tych nie przyjmuje i przyjąć nie może. „Jak to?" zagadujesz ze zdumieniem. Tak, powtarzam , przyjąć ich nie może. Gdyby albowiem uznała te prawdy za swoje, musiałaby stosować się sama do prowadzonych od Boga rozwojów i postępów ducha ludzkości, a kroczyć z niemi lub za niemi, co obrałoby ją z nadziemskiego znaczenia , jakie sobie nadała i o jakie jej przedewszystkiem chodzi. Ona chce, nie iść za ludzkości duchem, ale przodować mu i być wszechzuładna jego panią. Nie ma się nic przeciwko temu. Tego chce filozofia i każda umiejętność także. Teologia czyniła to z początku dość długo i z wielkiem powodzeniem, a stanąwszy na czele światła, postępu i ruchu, była wielka, potężna i święta rzeczywiście! Ale co dalej? Gdy upewniła już sobie pewne nad ludzkością panowanie, i chciała zasnąć na ozdobionych wawrzynem zło-togłowach, popadła w uroszczenia i przywileje zuchwalne, bo przeciwne bożym, dla ludzkości naznaczonym prawom. Co zrobiła? Wziąwszy Ducha świętego w wyłączną posiadłość, jako przywilej swój, ogłosiła wbrew prawom Bożym, duchowi ludzkości danym, wszech ustanowienia i wyroki swoje za nieomylne, a raz na zawsze obowiązujące! I ogłosiła oto okro-pniejsze, bo nieprzemienne, niebezpieczniejsze światu od carskiego prawodawstwo swoje! Sama trzyma się starej roboty swej uporczywie i bezwzględnie, iście demonicznie, nie chcąc nic w niej przemienić, nic polepszyć, nic z duchem bieżących czasów pogodzić. Jak urobiła się za Grzegorza VII papieża i stanęła, — tak zupełnie widzi się ją dziś jeszcze. Ale za 109 to, jak niegdyś hetmana wojsk archanielskich, tak ninie ka-dego człowieka własna zabija i z wysokości strąca pycha. Teologia jako stanęła , tak stoi dotąd. Była naów-czas zaiste Ducha świętego tchnieniem i dla' tego stała się świata królową. Ale Duch święty prowadził świat dalej; popychał go do nowych myśli i woli Bożej wyczynów. Teologia stała i spała, a świat pracował i postępował. Ukazał się wreszcie, jako inaczej stać się nie mogło, pomiędzy starym Duchem świętym w teologii, a nowym Duchem świętym we świecie, wyraźna odwrotność i sprzeczność. Teologia, nie chcąc przyswoić sobie nic a nic nowego, wykrzykuje swoje: „Tak postanowił nieomylny Duch święty w kościele. Odmiana każda tu grzech najstraszliwszy. Non possumus!" Świat zaś jej odpiera swoje: „Tak nakazuje mi sumienie, a przez nie Bóg sam! Tego żąda oświata, a przez nią stworzyciel jej, Duch święty. Niech się dzieje wola Boża! Ja inaczej nie mogę!" I rozpoczyna sie wielki, bardzo ciekawy bój europejski, bój azyatyckiej mistyki ze starohelleńskim niepodległym duchem. Teologia zaprowadza przeciw rokoszanom autodafe, płomienne stosy, tortury i podziemne działania. Świat zaś odpowiada na to reformą Lutra, wojną trzydziestoletnią, odszczepieństwem od kościoła i traktatem Westfalskim, — później wielką rewolucyą francuzką i gilotyną. Teologia przymusić chce Boga i Ducha świętego, nowe czasy sprawującego, ażeby śpiewali Hildebrandową jej piosenkę. Ale szalone to i grzeszne usiłowania, które kończą się zawsze jej klęską i upadem. Dzisiejszy Rzym również znajduje się w sprzeczności z ludzkością chrześciańską. Różni się od niej religijnie, politycznie i moralnie. Uznaje on np. świętość li kościelną, a świat ceni świętość rzetelną. On potępia konstytucye, sejmy , powszechne ludu głosowania, prawa Boże nigdy nieustające narodowości włoskiej i każdej innej, Garybaldego i Wiktora Emanuela, wszystkie postępy europejskie, a zowie je bezbożną rewolucyą; świat zaś idzie za niemi i gotów za nie umierać. Jemu wystarcza spowiedź, sakrament, posłuszeństwo 110 kościołowi, a wreszcie ostatnie olejem świętym namaszczenie, ażeby przyznać duszy chrześciańską cnotę; świat zaś osądza to inaczej, a widzi zasługę duszy w czem innem. Słowem, Rzym i świat, — teologiczne i człowieczeńskie przeświadczenie, są na łonie chrześciaństwa dwa wprost sobie przeciwne przekonania, między któremi porozumienie się i ustępstwo jakie całkowicie niepodobne. Ojciec święty odzywa się ciągle językiem z grobu wydobytego Piotrowina, a chrześciański świat nie rozumie go wcale. W Rzymie zaś znowu świata nie rozumieją. Ztąd w odezwach i narzekaniach papiezkich wszystka oświata i cywilizacya nowoczesna potępiona zostaje stanowczo, a bardzo namiętnie, jako tchnienie i dzieło szatana! Co za okropna, iście piekielna, pomieszania wyobrażeń i języków wieża Babilońska! W imię starego, historycznego Ducha świętego, nowy i twórczy Duch święty, on Spiritus Creator, a w imię średniowiecznego Boga, żywy Bóg dzisiejszy, człowieczeństwem sterujący, ojca świętego ustami zamienion zostaje w demona złego! Przeświadczenia teologicznego, którego wreszcie prawość, szczerość i uczciwość nie podaje się tutaj w podejrzenia niecne, całą biedą i niedolą jest błędne stanowisko. Ono wierzy , iż przez kościół wypowiedział się Duch święty, a wierzy głęboko i niewzruszenie. Widząc zaś postępy ludzkości w oświe-cie i przemyśle, w potędze i szczęściu, widząc wszystkie te chwały i wielkości światowe tak jawne, ale antyteologiczne, pojąć ich nie może. I przestaje oto rozumieć Boży rząd świata. Nie podołając ani na włos ustąpić od swej wiary, rozdzierane jest boleśnie między kościołem i światem. W cichości swej czuje się niewypowiedzianie nieszczęśliwe. Z rozpaczy wewnętrznej przeklina świat, nienawidzi ludzi szczególniej tych, co myślą, uprawiają nauki i postępują. Klęski kościoła pańskiego przypisuje grzechom ludzkości, a więc naznacza jubileusze, pokuty, posty i modły. A wszystko to nie pomaga. Ach, ono godne miłosierdzia! Nie wie, że samo cierpień swych winno. Nie rozumie i obraża wciąż pracującego we świecie Ducha świętego. Nie pojmuje, że ten sam 111 Duch święty, co kierował myślą, kościoła w XL wieku, może nią kierować dzisiaj i wprowadzić ją na drogę postępu. Me-dice cura te ipsum! Antynomia twarda i nieugięta, która wyczyniła się między teologicznem i ludzkościowem przeświadczeniem, wprawia nas także tutaj w kłopot niemały. Mamy uczynić poczet z teologii. Jako wziąć się tu do tego? U Chrystusa panuje od początku do końca prawda jedyna i nieomylna. Chrześciaństwo samo jest czcigodne, święte, niebiańskie. Ale ani Chrystus, ani chrześciaństwo, nie teologia, która, jako już zna się, może być chrześciańska, mahome-tańska, buddystyczna itp., a wszędy co do ducha swego jednaka. Polak miłuje Chrystusa i chrześciaństwo rzetelnie, i czyni dobrze; ma o wierze, która opowiada słowo Boże, najlepsze wyobrażenie. Ale on nie uczy się teologii wyłącznie i ogólnie, a więc i nie zna się na niej wcale, a nie umie jej odróżnić od świętej treści wiarowej. Mięsza rzecz Bożą. z rzeczą li kościelną. Nie wie, że teologia, to takie samo co do nazwy nadużycie, jak kiedy Wolteryanizm, Prudonizm, lub spekulacyą niemiecką mianuje się filozojią; — że ona właściwie sama w sobie i dla siebie, nie teologia ale hierologia. Jeżeli tedy przedstawi się teologią, jako ona jest i urobiła się sama, tj. w całej sprzeczności z oświatą człowieczeństwa i czasu dzisiejszego; wtedy niejednemu wydawaćby się mogło, że szydzi się tutaj z rzeczy przenajświętszej, a daje się jej ironią i trawestacyą złośliwą. A to nie było i nie jest wcale dzieła tego zamiarem. Ono podnosi na wyższy stopień i uzacnia jak może wszelaką umiejętność, a żałuje mocno, że względem teologii jedynie, która usadziła się sama jako nietykalna , uczynić mu tego nie wolno. O, natychmiast wtedy jej tamten świat pusty przenieślibyśmy w ten świat, jako rzeczy istotę, a starego jej ducha świętego pogodzilibyśmy z nowym, w człowieczeństwie wyczyniającym się duchem świętym; natychmiast wprowadzilibyśmy ją na gościniec światła i postępu ! Ale ona potępiłaby nas wtedy za to i posądziła o ka-cerstwo. Zaczem tak nie idzie. Jeżeliby zaś opisało się teo 112 logią, nie jaką, jest, ale jaką być dzisiaj powinna, teologią chrześciańską XIX. wieku godną, wtedy krzykniętoby na zuchwałość, iż śmie się poprawiać mądrość kościoła świętego, tudzież na bezczelność i brak dobrej wiary, iż daje się to pod nazwą teologii, o czem ona sama nie wie i nic wiedzieć nie chce. Więc i tak nie idzie. Cóż tedy robić? Odda się cześć głęboką nauce Zbawiciela, a okaże się jej prawdziwość i nieomylność, jej iście niebiańską mądrość, ale dopiero przy końcu dzieła, tam, gdzie czynić się będzie o filozofii. Podniesie się ją w górę, ukształtuje, stosownie do wysokości czasów, i uwielbi szczerze, a całą ducha potęgą i pokorą, tam, gdzie wolno będzie to uczynić, tj. w niepodległej teozofii Tutaj zaś wykładać się tej nauki świętej nie będzie, lecz przedstawi się naukę teologii w ogóle, tak chrześciańskiej jak wszelakiej innej. Chodzić tu będzie nie o Chrystusowego ale o hierologicznego ducha. A przedstawi się go nie tak, jakoby dziś być powinien, i jak ku szczęściu i przewodnictwu ludzkości, widzielibyśmy go radzi, ale tak, jako wypowiada się sam i jako on rzeczywiście jest. Jeżeli zaś przeświadczenia jego oburzać także tu będą przeświadczenia ducha ludzkości i naszego czasu; to umywa się ręce wołając: Zaprawdę, non mea culpal Z tych oto powodów zastrzega sie sobie z góry u czytelnika i prosi się go o to, ażeby szczerości i wierności, z którą wypowie się tutaj rzetelną prawdę, jak to jest powinnością, nie przetwarzał w duszy swej w jakąś niechęć lub nienawiść teologii z naszej strony. Bóg świadek, iż życzymy jej jak najlepiej i podnieśćbyśmy ją chcieli do wielkiej potęgi napowrót, jaką miała za średnich wieków; ale poradzić złemu nie możemy, bo ona sama nie chce ani światła, ani przodowania na drodze postępu! Zajęci przez wszystek żywot swój głównie Bogiem i tamtym światem, czy moglibyśmy mieć ochotę do potępiania teologii? O nie! Ona uprawia to, co dla nas osobiście najważniejszego i najświętszego. A czy jesteśmy uzdolnieni i uprawnieni do sądzenia o teologii świętej? Odrzekamy śmiało, że lepiej i pewniej bez 113 miary od teologów samych. Oni tylko zvierzą w dane sobie objawienie, nie pojmując należycie ani jego początku, ani jego postępnego, przez wieki rozwijać się dalej mającego ducha. My zaś stoimy niepodległe, jak Zbawiciel sam , a napiliśmy się wody z tegoż źródła tamecznego, w którem i On pragnienie swe gasił. A usprawiedliwia to nasz Wstęp do Panteonu. Po tem przygotowaniu i zastrzeżeniu przystępuje się do sprawozdania o teologii, jakie się zamierzyło. XVI. Zagajenie rzeczy. Mając przedstawić całokształt nauk teologicznych, jest się, pomimo najlepszej wiary i woli, w arcy trudnem położeniu i w niemałym, a znowu innym kłopocie. Jak przeże-glować, by też li przelotnie i lekko, morze to święte, bez obrazy i ku zadowoleniu czujnych, a podejrzliwych i mnogich jego strażników, tudzież z dopełnieniem warunków niepodległej umiejętności mistrzowskiej dzisiejszego stanowiska? Wyznań religijnych jest wiele, a każde z nich ma teologią własną. Które więc z licznych tych teologii wyprowadzić na widocz ? Naród, dla którego napisało się to dzieło, jest przeważnie rzymsko-katolicki. Wypadałoby zatem przełożyć mu tutaj rys rzymsko-katolickiej teologii Jednakże dla niepoświęconego jest to niemal niepodobna. Tylko ksiądz albowiem ma tutaj prawo do wykładu przekonań i nauk kościelnych. Już na laja takiego, jako np. Montalembert we Francyi, który rozsławił się obroną rzymsko-katolickiej wiary, plują pogardliwie wydawcy francuzkiego dziennika l`Univers, zarzucając mu Sulpicyanizm i Bóg wie jakie obłędy oraz szkarady ducha. Czegóż więc spodziewać się ma na polach tych filozof, który już przez to samo, że uprawiać śmie umiejętność mistrzowską i pragnie stać o własnej sile, dostaje się koniecznie pod ko ranteon tom I.   g 114 ścielną klątwę? A jako poruszać się ma i prawić pisarz tego dzieła, który należy do narodu, oddychającego wciąż jeszcze co do rzeczy wiarowych średniowiecznem powietrzem, a który okrzyczan już został od klechów i pachołków ich za kacerza, bezbożnika, antychrysta? Zapewne sąd lepszej i sprawiedliwszej potomności cale inaczej o nim zawyrokuje, boć i dla Polaków wznijdzie kiedyś duchowe słońce; dziś atoli ma się niesprawiedliwe przeciwko niemu uprzedzenie. Niechaj on tedy pocznie tu sobie tak uczciwie i roztropnie, jak tylko można, na nic się to mu nie przyda. Krzykną: „Nie chcemy kozła z twego okołu! " Głos jego będzie potępion i kwita. Czy nie byłaby może najrozumniej sza, nie wdawać się wcale z nietykałkami kościelnemi i pominąć zupełnie nauki teologiczne? O, nie! Sama myśl tchórzostwa takiego zaru mienia męzki lic. Chrystus pokazał nam na sobie, że trzeba mieć odwagę z niebios i mówić prawdę, którą się poznało, a za przekonania swe, gdy inaczej nie idzie, dać się przybić do krzyża. Chodzi tu także o bronienie godności filozofii, która ma prawo do mówienia o każdym umiejętnym przed miocie. Jeżeli teologia wyrokuje o filozofii, to przez to samo uprawnia filozofią do wyrokowania o teologii. Wreszcie, cóżby to był za całokształt nauk, nieprawiący wcale o teologii, która sprawuje część jego główną i tak niesłychanie ważną? Rzeczesz: „Nic łacniejszego, jak zaradzić sobie w tej trudności. Weź oto pierwszą lepszą encyklopedyą nauk teolo gicznych rzymsko-katolickich powszechnie uznaną i podaj ją w sumiennem skróceniu. Będziesz się miał czem założyć, gdyż powaga jej pisarza posłuży ci za tarczę przeciwko nie przyjacielskim pociskom." Dobra to rada, ani słowa, ale   niepodobna do wykonania. Chceszli filozofa poniżyć na prostego kompilatora, gdy tymczasem zadanie jego jest, tchnąć umiejętność wyższą we wszystkie nauki? A wreszcie proszę oznaczyć mi bliżej encyklopedyą, którą mi radzisz ! Najgło. śniejsze imię między dzisiejszymi katolickimi teologami niemieckimi miał wiedeński profesor i ksiądz Gunther. Jednakże z pism jego czerpać nie można, gdyż spotkało je potępienie 115 z Rzymu. Długo słynął profesor i ksiądz Sztaudenmeyer, jako nowy Tomasz z Akwinu. Lecz i on umarł ze zgryzoty, gdyż w końcu nasadzono się na niego za to, iż objaśniał nauki kościelne filozoficznie. Wydał on prześliczną encyklopedyą nauk teologicznych, lecz ona właśnie wywołała między duchowieństwem nowszego pieczywa przeciwko niemu najstraszliwsze burze. Udać się może po encyklopedyą taką do Francyi? Dość tu encyklopedyi, używanych po seminaryach, lecz wszystkim zarzucają z jednej strony Gallikanizm, a z drugiej brak umiejętnego ducha. Co tedy począć? Wziąć za podstawę którego z Ojców Kościoła, lub Scholastyków? Ach, żaden z nich nie jest na wysokości wiary dzisiejszej, która w ostatnich trzech wiekach, acz nie zmieniła swej nauki, walcząc z niepodległą umiejętnością i protestantyzmem, rada nie rada uczyniła wielkie postępy? Może napisać samemu encyklopedyą teologiczną w duchu francuzkiego l`Univers? Uszłoby to wydawcom poznańskiego Przeglądu, lub krakowskiego Dodatku do Czasu Ale filozof, uczeń Veilota, okazałby albo jawny ducha własnego upadek, albo oczywiste z rzeczy, o której czyni, szyderstwo. Wreszcie Veilota potępia arcybiskup paryski i całe niemal oświeceńsze Duchowieństwo francuzkie. Potrzebaby chyba jechać do Rzymu i ubłagać jednego z kardynałów, ażeby napisać raczył encyklopedyą, o którą nam chodzi. Ale i to nie wieleby pomogło. Encyklopedya ta znowu nie wytrzymałaby nieochybnie krytyki umiejętności mistrzowskiej europejskiego stanowiska dzisiejszego. Zaczem nie mogłoby się zrobić tu z niej użytku. Gdyby nakoniec i powiodło się nam dać encyklopedyą teologiczną ze ściśle rzymsko-katolickiego stanowiska; to minęłoby się z głównym, a bez miary ważniejszym tu celem. Jakim? Jużcić dla filozofa musi mieć więcej wagi filozofia z wymagalnościami swemi, niźli ta lub owa teologia, oraz uroszczenia jej z duchem czasu i z umiejętnością niezgodne. Teolog pisze dla seminarystów, a filozof dla wszystkich; tamten ma na celu jedno wyznanie, ten uwzględniać powinien wy 8* 116 znania wszystkie. Dla czego filozof przykuwać się ma wyłącznie do jednej z wiar? Jemu przystoi przedstawiać każdą rzecz ogólnie i wszechstronnie; czemu więc treści rozdziału tego nadawać ma szczególny charakter? Cobyście powiedzieli, gdyby przełożyło się tutaj encyklopedyą nauk teologicznych podług Dauba, lub Marcheinekego? Zawołalibyście, iż to-teologia luterska, nie nasza. Otóż, gdy przełoży się tutaj teologią rzymsko-katolicką; to wszystkie inne wyznania za-wrzasną, że to teologia nie nasza, a tem samem jednostronna, ułomna, niedostateczna. Jako dziejopisarzowi, opowiadającemu wypadki i wydarzenia przeszłości, tak filozofowi, rozwijającemu pojęcia i roztaczającemu wszechstronną prawdę, nie godzi się być szermierzem jednego politycznego, lub religijnego obozu. Jeżeli to czyni, duch jego mierny i ciasny. Dlań przystoi ulecić w górę wysoko po nad wyznania i oceniać rzeczy z niebiańskiego, pogodnego i chłodnego, a, ile można, bezstronnego stanowiska. Cóż ztąd? Oto prawić się tu będzie, nie o rzymsko-katolickiej , ani o grecko-katolickiej, nie o protestanckiej, nie o angielskiej , nie o machometańskiej, buddystycznej, lub innej jakiej teologii wyłącznie i szczegółowo, jako się to dzieje po seminarych, ale o teologii w ogóle, lub o teologii takiej, która wszystkich pojedyńczych teologii, a właściwie wiar, ukazuje się ramami i piastą. Jako jedna tylko jest religia, będąca tchnieniem Bożem we wszystek ród człowieczy, acz wiar ma się niesłychane mnóstwo; tak i jedna tylko jest teologia, która mnogie wiary uprawia i przykrawa każdą jednako. Jako w metafizyce dawnej ma się teologią racjonalną, odnoszącą się zarówno do wszelakiej wiary; tak tutaj wystąpi teologia ogólna, przez wszystkie wiary tażsama. Zaprawdę, gdy bierzesz rzecz ściśle i poglądasz w grunt niniejszego przedmiotu, zawołać musisz: ,,Jest wiar wiele, ale teologia jedna." Teologia bowiem przez wszystkie wiary ma jednaki pierwiastek, kres i śpiew, jednaką dążność, barwę 117 i woń, jednakie założenie, postępowanie i działanie. Treść jej przeobraża się zaiście, co wiara, lecz ona sama pozostaje we wszystkich wiarach bez zmiany. I tutaj, jak wszędy, drwa różne, ogień jeden. — Ponieważ nie chodzi nam na miejscu tem o przełożenie takiej, lub siakiej wiary, ale o przełożenie teologii, która przez wszystkie wiary jest do tego stopnia jedna i tażsama, iż składa się z tychże części i nauk; przeto mówić się będzie, nie o tej, lub owej wierze, ale o teologii. Otóż tak pojęta teologia stawi nas od samego początku na niedostąpionej skale. Prawda teologiczna ukaże tu głowę nad obłoki i żadna z wiar, najmniej zaś u nas panująca, której powinno się powszechną cześć, obrażona nie będzie. Oby udało się nam, oddalić od siebie tym sposobem zarzuty bezbożności, kacerstwa i złych chęci, zarzuty, które w końcu potępiają, nie filozofa, lecz właściwie tego, co tak jest niewyrozumiały i niesprawiedliwy, iż filozofowi czynić je może! Precz ze wszech draźliwością, albowiem tutaj bębnić się nie będzie na niczyjej skórze! Ani w styczniu ziemskiego świata naszego, ani później aż do dzisiejszości grudnia, nie odkryto ludu tak dzikiego, któryby nie czcił Bogów i był bez wiary. Wszędy najduje się mitologią. Czemu? Człowiek ma zakon Boży w sercu wyryty, lub tchnienie z niebios w swej piersi, które szlakuje Boga, a którego treścią świętą religia. Są wprawdzie mitologie, jako np. grecka, czudzka, słowiańska, które nie znają cudownego objawienia i pośrednictwa. Żaden z bogów nie żył tu pomiędzy ludźmi i nie nauczał prawd z tamtego świata. Ale za to większa część wiar pogańskich opiera się na danym sobie z niebios zakonie. Proszę tu pomnieć na mnogie objawienia Kryszny w Indyach, na Buddę w Japonii, Foego w Tybecie, Hermesa Trysmegista w starym Egipcie, Zoroastra w Iranie, Konfucyusza w Chinach, Moscha i Sanchoniatona 118 u Fenicyan! Już wiary, niepolegające na cudownem objawieniu, jako np. celtycka i czudzka, urabiają na łonie swem potężne kapłaństwo. Któż nie słyszał o Druidach i Krewe-Krewejcie! Tem silniejsze kapłaństwo powstaje tam, gdzie wiara opiera się na słowie z tamtego świata. Widzi się to np. w Indyach i w starym Egipcie, gdzie kapłani sprawują najpierwszą i najmożniejszą kastę; w Tybecie i Japonii, gdzie Duchowieństwo ukształtowało się w tak sztucznie i mądrze urządzone ciało zbiorowe, jak w naszym zachodnio-europejskim świecie. Zaś, gdzie tylko Bóg, lub bogowie, wiara i kapłaństwo, a mianowicie objawienie cudowne, tam i teologia. U ludów dzikich nie najdziesz nauk przyrodzonych, lekarskich, prawniczych, filozoficznych, ale obaczysz religijne obrzędy. Gdzie zaś te obrzędy tam i teologia. Wszystkie norody były niegdyś w stanie dzikości, a dzisiejsi Eskimowie i Kafry okazują nam, co byliśmy sami za zmrocznych lat naszego plemiennego początku. Dzikość idzie tak przed oświatąT jako zwierz przed człowiekiem. Dzicy nie znają żadnej z nauk, lecz mają teologią. To dowodzi, iż teologia najstarszą jest na ziemi umiejętnością; iż przeto już z tego względu przynależy się jej przed naukami innemi pierwszeństwo. Już Adam, Abraham i Mojżesz byli pewnego rodzaju teologami, podobnymi do tych, których widzi się dziś np. u Menonitów. Teologia jest tak dawna, jak wiara, a wiara, jak religia, religia zaś jak ludzki ród. Nieomylna tedy to prawda, iż teologia śród wszystkich nauk narodziła się na-samprzód; iż występuje jako umiejętności Ewa i przewielebna wszech nauk matka; iż przez długie czasy była jedyną mądrością na ziemi. Od niej przeto poczyna całokształt nasz nauk. Filozofia potwierdzić może powyższą prawdę dziejową, tj. odwieczność teologii, lubo uznaje, że każdy założyciel i twórca wiary, czy boskiego, lub ludzkiego był pochodzenia, musiał być koniecznie filozofem, bo przody musiał to badać i poszukiwać umiejętnie, w co przykazał wierzyć; że przeto w gruncie i podług praw loiki filozofia idzie przed teologią. Ale spór 119 taki, czy filozofia, lub teologia starsza jest na ziemi, przypomina spór ów scholastyczny: co było pierwej, kura, lub jaje? Dość, że jeżeli nie loicznie, to historycznie teologia ukazuje się nauką najdawniejszą. Założyciele i twórcy wiar, acz w gruncie są filozofami, nie wiedzą nic o tem. Czemu? Puszczają się bowiem, jako widzi się to dziś np. na Andrzeju Towiańskim, drogą mistyczną, która, lubo najgłębszą jest filozofią, bo tamten świat rozpatrującą, przeciwną przecież ukazuje się rozumowi i umysłowi ludzkiemu, tworzącemu realizm i idealizm, empiryą i spekulacyą, fizykę i metafizykę, zaczśm przeciwną także filozofii pospolitego znaczenia. Lecz nie dziw! Założyciele i twórcy wiar są także poetami i nie wiedzą nic o tem. Uznają oni w mistyce prawdę, lecz braknie im przeświadczenia, że tkwi i dysze w niej poezya najprzedniejszego rzędu. Wreszcie we wszelakiej zdolnej, lecz niewykształconej oderwaniami wyższych nauk duszy teologia, filozofia i poezya nie wyróżniają się wcale jedna od drugiej, lecz zlewają się w jedno. Jakim sposobem człowiek wyniosły, duchem niebios otchniony, który dziś stałby się Deskartem, Leibnicem, lub Kantem, tj. sławnym filozofem, przeobraził się za dawnych czasów w założyciela i twórcę wiary ? Bo za dawnych czasów filozofia, acz działała w duszy, nie miała jeszcze świadomości siebie i nie istniała jako odrębna umiejętność. Wreszcie da tu odpowiedź wywód następujący: Jaźń ludzka, najdując w sobie prawdę, piękność i cnotę, wolność, prawo, świętość i miłość, tudzież inne iskry z niebios, a czując się istotą nieśmiertelną i dla tego patrząc na śmierć ziemską z obojętnością i pogardą, uznaje bezpośrednio, że tkwi i pracuje w niej coś z Boga, czyli coś Bożego. Lecz widzi to także jawnie, że sama jest zawarowana, pochodna, od wyższej Istoty zależna. Szuka tedy własnego pierwiastkowego źródła i odkrywa je rychło w Bogu. W piersi człowieczej gnieździ się biały łabędź tęsknoty za Bogiem i bezpośrednia wiedza o Bogu. Dość w pierś własną pojrzeć, ażeby się o tem przeświadczyć. 120 Jako zaś magnesu biegun jeden goni za biegunem drugim, tak początek i koniec wszego istnienia, lub jaźń Boża i jaźń ludzka, Bóg i człowiek szlakują i pociągają się wzajem. Jest to działalność wszech krańcom właściwa. Przedwieczna tajemnica pragnie odsłonić się na łonie czasu, a czas żąda wedrzeć się w tajemnicze przedwieczności łono, kędy obaczyć może istotę własną. Od Boga pochodzi wszystko, zaczem i ludzka o nim przyrodzona wiedza. Jako Bóg jest najpierwszy byt, tak wiedza nasza o Bogu, nie do zmysłu, widzącego li zmysłowy świat, ani do umysłu, widzącego li umysłowy świat, nie do zmysłu i umysłu, mówię, które pojmują li świat ten w dwójcy sobie właściwej i w walce, ale do mysłu, widzącego mysłowy lub mistyczny, słowem tamten świat, a sprawującego oko jaźni nieśmiertelnej, do sumienia i miłości wszech dobrego przywiązana, stanowi i sporządza najpierwszą wiedze ludzką. Otóż mąż wyższy, jenialny. co żył, lub żyje dziś jeszcze gdzieś w jakiej młodzieńczej Etyopii, Arabii lub Pe-lazgii i w czasie złotego wieku, poznając Boga bezpośrednio i samodzielnie, wpada w zachwycenie niebian. Natchnienie zstępuje nań po promieniach gwiazd i księżyca, po powiewach uroczystego wieczoru, po rozhoworach tajemniczej pustyni. Zniebiańszcza jaźń własną, najdując Boga w sobie, oraz za sobą i jednocząc się z nim, oświeca tym sposobem a następnie i ogładza sam siebie, czyli przestaje być dzikim, Widząc zaś dzikich braci nie wyróżnionych od zwierząt, lituje się nad ich stanem i spieszy im z pomocą swoją, tj. prawi im o Bogu i rzeczy istocie, lub o tamtym świecie. On filozof pierwiastkowy, ale nie wie o tem, bo daleko mu jeszcze od filozofii istnej. Filozofia jego jako np. początkowa grecka, nie wyróżniła się od teologii i poezyi. Słowa też jego są wyniosłą pieśnią. Udzielając owocu badań i dociekań własnych, goreje on ogniem nadziemskim, który mu twarz uzacnia i upięknia Czoło jego staje się urzekającym myślenia i marzenia głębokiego namiotem; oczy palą się niebem, a skroń lśnieje promień 121 nicą aniołów lub świętych. Jest on już Boga wysłańcem i tamtego świata językiem, którym uczynił się sam, lecz braknie mu jeszcze świadomości siebie. Niezadługo atoli zradza się w nim i ona. Lud dziki niezdolny jest zrozumieć głębokich słów jego; przynależy więc jąć mu za sztandar wiary. Jednakże nie uwierzą w ciebie bez cudu. Cudu zaś nie okażesz bez świętości. Idziesz więc na lasy i bory, pościsz, rozmyślasz, modlisz się, słowem urabiasz w sobie wewnętrzną i zewnętrzną świętość. Lud cię widzi, uwielbia, całuje w kraj szaty. I co dzień zwiększa się w tobie cudu nadzieja. Ktoś wyrzekł: ,,Człowiek szlakuje Boga, ale i nawzajem Bóg szlakuje człowieka. Jako człowiekowi zależy na tem, ażeby zapoznał się z Bogiem, tak Bogu chodzi o to, ażeby człowiek go ujrzał i uwielbił." Bóg przeto sam popiera wielkiego męża, który urobił się na najlepsze naczynie myśli i woli Jego, który wystrzelił jeniuszem wysoko nad innych ludzi, zniebiańszczył się cnotą i świętością, a stał się godzien być wysłańcem niebios na ziemi. Człowiek ten dokonał tedy jednego i drugiego cudu. Stało się to tem łacniej, że cud zawisł nie wyłącznie od cudotwórcy, lecz także od tego który cud odbiera. Wiara cudotwórcy w siebie i wiara kogoś w nadziemską moc jego, to czynniki cudu. Rzesze uwierzyły w wysłańca niebios, bo widziały, iż on robi cuda; on zaś poznawszy jawną i widomą pomoc Bożą, przekonał się o prawdziwości własnego natchnienia. I uwierzył mocno w dane sobie z góry posłannictwo. Występuje zatem z pełną ufnością w Boga i siebie samego, ogłasza się posłańcem Bożym i daje ludziom niebieski zakon. Są to psychologiczne dzieje każdego tameczności bohatera. Uznając tę z przyrodzenia rzeczy żywcem zdjętą teoryą o Wysłańcach niebios w ogóle, wszelaka wiara, mianowicie zaś chrześciańska, czyni tu pod względem twórcy własnego wyjątek, tj. ogłasza wszystkich innych wysłańców niebios za natchnionych ludzi powyższym sposobem, w swoim zaś widzi jedynie brawdziwego, jedynie takiego, który z niebios zstąpił na zie 122 mię i ogłaszał rzetelne słowo Boże. Nie ma się tutaj nic a nic przeciwko temu. I owszem filozofia głębsza przyznaje rada konieczność pośrednictwa i wcielenia Bożego na ludzkości piersiach, które jedno tylko być może. Wszakże powinien ktoś tak wyobrażać człowieczeństwo całe, pełne, w jednej osobie skupione na ziemi, jako wyobraża je druga osoba w Trójcy, lub Bóg-człowiek śród niebios! Zły to filozof, któryby nie przekonał się o tem, iż chrześciańska wiara pomiędzy wszystkiemi innemi stoi na tak wysokim już stopniu rozwoju, że ona jest ostatnia i prawdziwa, a żadna lepsza od niej nigdy wyjawić się nie może; iż tedy Zbawiciel nasz miał słuszność, gdy mówił o sobie: „Jam prawda i światłość" Lud tedy dziki, filozoficznych poszukiwań nie zdolny, przejrzał wiara, zapalił się ofiarowaną sobie nauką i prawdziwość jej uznał. Porwał się do ognia i miecza ku zagładzie tych, coby powątpiewać o tem chcieli. Słowa niebios wysłańca przechowują się w podaniu, a podanie przelewa się się w księgi święte. Stróżami i wykładaczami ich stają się kapłani. Tak występuje wszędy inne cudowne objawienie, na wierze ugruntowane, lecz jedna i ta sama teologia. Że zaś romantyczność taka narodzić i utwierdzić się zdoła li śród dzikiego jeszcze, lub półdzikiego człowieczeństwa, przeto w starych czasach złotych postrzega się najwięcej wysłańców niebios. Byli też oni w owych ludzkości zaraniach koniecznie potrzebni. Teologii początek utaja się tedy, jako się już tylekroć rzekło, śród zmrocznego ludzkości świtu, kiedy o inszych naukach nikomu ani śnić się jeszcze nie mogło. Księgi święte nabierają z wiekami, jak stare wino, lub stare świetne imię, jak wszystko, co przypłynęło od ukochanych dziadów narodowych i z ojczystego raju, coraz więcej powagi, a treść ich, to wyraz przekonania człowieczeństwa z dawnych i dzisiejszych czasów. Któżby przekonania tak czcigodnego, a tem samem i ksiąg świętych nie miał szanować? Zaprowadzona wiara wychowywa i rozwija ludzkość, a przynosi jej mnogie, wielkie, rzeczywiste dobrodziejstwa. Zrasta się wreszcie z narodowością w jedno i droga jest bardzo 123 ludowi. Rządy biorą ją pod opiekę, albowiem ona naucza posłuszeństwa dla zwierzchności i uznaje to, że władza pochodzi od Boga. Duchowieństwo doznaje poszany, gdyż rozdziela pomiędzy ludzi, bez względu na ich stan, dary niebios, niesie pociechę, obiecuje zbawienie i żywot wiekuisty po śmierci, a wiedzie przed ołtarze prawdziwego Boga. Wszystko to upewnia teologii panowanie, które tam i sam staje się dla władzy świeckiej równie uciążliwe jak niezbędne. Przez pewien czas przewodniczą ludzkości w imię wysłańca niebios kapłani bez wielkich korowodów. Chcąc atoli ugruntować i upewnić sobie przewodnictwo to na zawsze, a mając wzgląd na wzrastającą oświatę powszechną, zniewoleni zostają do umiejętnego ukształtowania i wykładu wiary. I oto przeobrażają Boże słowo w ścisłą i arcyważną naukę, której imię teologia. Przełoży się ninie naukę tę, powtarzając tu uczynioną już na początku uwagę, iż stanie się na zupełnie ogólnem stanowisku; iż sądzić się będzie o rzeczy, przerzucając samego siebie, że tak rzekę, gdzieś na księżyc, lub słońce, gdzieś wysoko i daleko od powszechnej matki ziemi, a zahaczy się o świętych, wiążących z nią węzłach, ażeby ocenić je bezstronnie i sprawiedliwie; iż tedy da się tu rys teologii bez najmniejszego oględu na którąkolwiek z wiar. Wywiedzie się tutaj na widocz ducha teologii w ogóle i koniec. Nie chce się bynajmniej, jako rzekło się to z góry, obrazić wiary u nas panującej i z narodowością naszą żywotnie zrosłej; mówi się tu przeto nie o niej, ale o teologii powszechnej. Co nie podoba się księdzu, niech zwali to, prosi się go bardzo, nie na ramiona wiary świętej, której hołduje sam i każdy z nas, ale na barki teologii w ogóle, która nie jest tą wiarą, ale jedną z nauk. Wszelaka wiara ma wysłańca niebios, księgi święte, kościół, duchownych i prawowierców. Używać się więc będzie wyrażeń tych w najrozleglejszem zna 124 ze niu. Chrześcianin jeżeli chce, rozumieć tu może swoją, żyd lub muzałmanin znowu swoją teologią i tak dalej bez końca. Wszelakoż nie narzuca się mu niczego, mianowicie zaś rzeczy, które obrazićby mu mogły sumienie. Filozof miłuje religią, będącą równie wszystkich filozofii, jak wszystkich wiar, pierwiastkiem, i widzi w niej tchnienie Boże w piersi człowieczeństwa, przynoszące mu najrzetelniejsze zbawienie. On religii samej kapłan. Ale właśnie dla tego, że sługą jest religii, nie może być sługą tej lub owej wiary, mającej już sługi własne. Czci on wiarę, w której się urodził i która go wychowała, jako jeden z najwyborniejszych wiekuistej religii odsłonów czasowych, widzi przecież pomię-dzy religią i wiarą różnicę taką, jak pomiędzy niebem i ziemią, jak pomiędzy filozofią w ogóle, a filozofią Arystotelesa, Kanta lub Hegla. A występując jako niepodległy poznawca prawdy bezwzględnej i mówiąc o teologii w ogóle, która jest nie jedno w chrześciańskiej Europie, ale i w niechrześciań-skiej Azyi, Afryce, Polinezyi, uważa za obowiązek wznieść się na słup obłokowy stanowiska, na którem usadziło się ni-nie. Inaczej albo musiałby prawić o każdej innowiarowej teologii z osobna, co popchnęłoby go w nieskończoność, trudną do wyczerpania, albo też całokształt nauk jego byłby ułomny, niepełny. Dając rys teologii powszechnej, wszechwiarowej, a pomnąc na to, że żadne prawidło nie będzie jasne bez stosownego przykładu, przytoczy się w najgłówniejszych miejscach coś z wiary naszej, jako wszystkim znajomej, pożyczając języka to od sławnego dziś ojca Ventury, to od naszego księdza Zygmunta Goliana, odznaczającego się gorliwością w wierze. Prosi się atoli w takowych razach nie przepominać o tem, że na przykładzie rozjaśnia się wprawdzie prawidło, ale że przykład prawidłem nie jest, ani prawidło przykładem. Słowem cho- dzi tu o odróżnianie ciągle rzeczy świętych od nieświętych, lub wiary od umiejętności, którą jest teologia, a którą jedynie ma sie tu na baczeniu. Jeżeli tu pomięszasz niebo z ziemią, nie moja lecz twoja będzie to wina. 125 XVII. Podział teologii w ogóle. Prawy, gorliwy teolog wszech wyznania religijnego, który urobił się na mistrza i pozyskał właściwe sobie wiarowe przeświadczenie, a za którego głosem we sprawozdaniach tych, by się też miało i przekonanie inne, będzie się szło ciągle, tak mniej więcej rzecz swoją rozpoczyna, podnosi i prowadzi: „Teologia święta, acz pochodzi z niebios i odzywa się głosem Bożym, przewodniczyć ma, nie Aniołom, lecz ludzkości ziemskiej. Choć sama jest z tamtego świata, króluje i brzmi na tym świecie. A ludzkość ziemska i świat ten najduje się w opłakanym stanie odpadu od Boga. Postradały światłość niebieską. Ciemności dzikie i straszne ogarnęły je. Noc duchowa, zewnętrzne i wewnętrze piekło, smutny los ich. W padołach grzechu pierworodnego zaginęła prawda i zagasła wiedza pierwiastkowa. Widzi się tutaj li zabobon, którego najbez-wstydniejszym i najpyszniejszym dziś wyrazem umiejętność mistrzowska, lub tak zwana filozofia. Oślepła ona całkowicie. Niema w niej ani okienka, ani szczeliny w tamten śwat. Bóg w niej albo absolut, t. j. wszechbożeńskie Bożyrko, albo coś ni w pięć ni w dziewięć. Jeżeli nie ugrązła w Panteizmie; to brnie w Deizm, a zawsze mija się z Bogiem prawdziwym. Ach, głupota jej wielka, niesłychana, jawna, rozprawiająca w imię rozumu! Tak! Nędzna jest ziemia, nędzna ludzkość! A wszelakoż synów tej ziemi i ludzkości brać trzeba na kapłanów Pańskich, przeistoczyć w pochodnie światłości z niebios i ukształcić na sprawców, o ile można, powszechnego zbawienia ! ,,Jakim sposobem dopiąć na nich tak trudnego celu? Przynależy odjąć im przeświadczenie ziemskie, a tchnąć w nich przeświadczenie niebieskie. Przynależy, by umarli dla tego, a narodzili się z wewnątrz dla tamtego świata. Przynależy wy zwolić ich z więzów umiejętności i z jarzma rozumu, 126 a zapalić w nich święty ogień wiary, która sama jedna robi cuda, wiedzie do prawdy, oświeca rzetelnie i zbawia." Około tego pracuje też propedeutyka teologiczna, będąca do teologii właściwej przygotowaniem. Otóż teologia w ogóle rozstępuje się we dwa oddziały: I)       Propedeutyka teologiczna, lub wielki, niesłychanie ciekawy i ważny wstęp do teologu. II)      Teologia właściwa, dająca rzecz samą. Trzeciego oddziału tu nie ma i być nie może, albowiem jest to właściwie jedna i tasama Swiatnica Pańska, z przynależnem do niej przedsieniem. Propedeutyka teologiczna ma na celu przeobrazić przeświadczenie świeckie w przeświadczenie duchowne, usposobić ucznia do teologii właściwej, lub w ogóle przygotować go do przyjęcia cudownego objawienia z głęboką czcią i wiarą, tudzież do ksiąg świętych, jako do jedynego czystego prawdy i mądrości źródła. Niepodobna tu atoli dopiąć zamiaru bez spekulacyi umiejętnej, od ducha Pańskiego wiedzionej, a okazującej, iż rozum Boży wyższy jest od rozumu ludzkiego; iż nie w ludzkiem, lecz w Bożem słowie szukać trzeba światłości i zbawienia. Ztąd wstęp ten do teologii jest filozofią kościelną. Jakie są części propedeutyki teologicznej? Filozofia kościelna usiłuje naprzód: przygotować ucznia do godnego przyjęcia światłości niebieskiej, lub cudownego objaśnienia, dowodząc, iż przez nie jedynie wypowiedziała się przedwieczna, istna i pełna prawda; — powtóre: oznaczyć bliżej cechy i znamiona tej prawdy; — a potrzecie: nauczyć żyć i działać w duchu tej prawdy. Ztąd trzy są tu rozstępy: a)       Metafizyka święta, b)       Loika święta, c)       Polityka święta. 127 Gdy namaściło się już duszę ucznia propedeutyką teologiczną należycie i nastroiło się w nim umysł do wiary bezwarunkowej , pokornej, wszechmocnej, jedynie zbawiającej; wykłada się mu teologią właściwą. Co stanowi i sporządza jej przedmiot ? Daje się tu uczniowi nasamprzód teoryą kościelną. Później zaprawuje się go do praktyki kościelnej. Nakoniec odsłania się mu dzieje kościelne, w których teorya i praktyka jednoczą się z sobą, a występują w pełni religijnego żywota wszystkich prawowiernych, płynącej i falującej przez długie czasy, nakształt spaniałej rzeki. Ztąd teologia właściwa rozpada się w trzy części, które są: A)      Teologia teoretyczna, B)      Teologia praktyczna. C)      Teologia historyczna.          Propedeutyka teologiczna sprawuje, jako już wiadomo, wstęp, który, z przyrodzenia rzeczy, musi być filozoficzny, lubo w innym, niż zwykle, i sobie właściwym rodzaju. Teologia zaś teoretyczna, praktyczna i historyczna są święte ciało teologii właściwej. Każda z tych części teologii właściwej rozstępuje się w odrębne nauki, które atoli odsłoni się później na swojem miejscu. Wyliczać je już tutaj, byłoby tyle, co mącić czytelnikowi głowę bez potrzeby. Teraz wypada rozmotać i roztoczyć bliżej ogólny ten teologii podział, czyli przystąpić do każdej ze wskazanych części z osobna i dać o niej wyobrażenie, o ile można, krótkie lecz dokładne. 128 I. PROPEDEUTYKA TEOLOGICZNA. XVIII. a) Metafizyka święta. Prawy, gorliwy teolog wszech wyznania religijnego tak dalej rzecz swoję rozwodzi: „Metafizyka święta uznaje Boga osobistego, jedynego za prawdę prawd, za pierwiastek, źródło i Stwórcę wszech bytu, a Słowo Wysłańca Bożego za jedyny prawdy tej wyraz i krynicę wiedzy rzetelnej. Zadanie jej: przekonać ucznia, iż poznanie Boga prawdziwego najduje się tylko w księgach świętych; a mądrość kościelna, na księgach tych zbudowana, stanowi i sporządza najwyższą na ziemi filozofią." Tutaj wykłada się, co następuje: 1)       Teorya powszechnego przeświadczenia religijnego, której treść taka: ,,Wiedza o Bogu jest rodowi ludzkiemu wrodzona i nie daje sie odgarnąć od istoty człowieka. Przez nią odróżnia się człowiek od zwierza i czuje w sobie coś nie śmiertelnego, coś z tamtego świata. Ona ukazuje się niebieską rozumu -i wolnej woli jego pochodnią. Jest to ona światłość, która przyświeca wszelakiemu człowiekowi, przychodzącemu na ten świat. Ztąd ogólna bezpośrednia pewność tego, że jest Bóg." „Wypadek ten filozoficzny potwierdzają dzieje. Nie było i nie ma tak. dzikiego ludu, ani tak dzikiego człowieka, któryby nie wiedział nic o Bogu. Tak, Bóg jest. Oto wielkie i głębokie przekonanie wszystkiego rodu ludzkiego." 2)       Teorya koniecznej potrzeby cudownego objawienia. „Ród ludzki wie atoli to tylko, że jest Bóg, lecz nie zna Boga bliżej, ani podoła poznać Go własnej sile. Okazują to 129 wiary starożytne przez tysiące lat; a nawet wiary dzisiejsze, za wiarą naszą, jedynie prawdziwą, położone. Popadają one albo we Wszechbożeństwo, lub Panteizm, tudzież w wielobó-stwo i bałwochwalstwo, albo też w bożeństwo filozoficzne, czyli w tak zwany Deizm. A o bezbożeństwie lub ateizmie już ani się wspomina tutaj." „Zkądże ta nieudolność ducha ludzkości? Ach, to skutek grzechu pierworodnego! Ród ludzki odpadł od Boga, przeciął między Nim a sobą tameczny węzeł, utonął w tuteczno-ści brodach i dla tego nie zna Boga. Jako on ociemniał, okazują to zgoła dzieła filozofów naszych, kuszących się o niepodległe poznanie, acz wychowała i oświeciła ich prawdziwa wiara. Czy w Kartezyuszu, Bakonie, Szellingu, Heglu lub Prudonie, najdzie się, by też ślad jeden prawdziwego Boga?" „Jako następstwo tego zniedołężnienia ducha ludzkości rodzi się konieczna potrzeba cudownego objawienia. Albo Bóg sam musiał się wcielić w człowieka, albo wysłać na ziemię proroka swojego, który nauczał o Bogu i tajemnicach niebios. Inaczej ród ludzki przepadłby w ciemnościach i zarozumiałości ducha własnego, upodlonego grzechem, a poddanego szatanowi." 3) Teorya zwracająca powszechne przeświadczenie religijne i konieczną potrzebę objawienia, czyli treść całą obu powyższych metafizyki świętej czci ku danemu wysłańcowi niebios, którego wyłączna i jedyna prawdziwość ma być uznana. „Tutaj okazuje się, że dany wysłaniec niebios był rzeczywiście prawy śród kroci nieprawych, a czerpie się dowody na to, naprzód z wyniosłej iście Bożej nauki jego; powtóre ze świętego żywota jego; potrzecie z dzieła jego lub kościoła, który on ugruntował, a który trwa przez tyle wieków i zbawia świat." „W części tej człowieczeńskie przeświadczenie o. Boyu jednoczy się z Bożem przeświadczeniem o Bogu, przez Zbawiciela Wypowiedzianem, a potrzeba cudownego objawienia i odkupienia zaspokojona zostaje. Tu człowiek wypracowywa się do zjednoczenia się naprzód ze Zbawicielem, a potem za po Panteon tom 1.   9 130 średnictwem jego z Bogiem samym; tu ustaje moc pierworodnego grzechu; tu skończoność podnosi się do nieskończoności , a jaźń ludzka tuli się do jaźni Bożej. Tu wiekuista prawda tryumfuje w czasie, a śmiertelnym ubija się gościniec do nieśmiertelnego bytu, do wiekuistego żywota i zbawienia." „Cała treść metafizyki świętej bogata i rozległa w sobie, lecz podana tu w wielkiem skróceniu i jedynie w myśli głównej , daje się ścisnąć w następujące wyrazy: Człowieczeństwo wie o Bogu, lecz nie zdoła poznać Boga bezpośrednio. Ztąd konieczność pośrednictwa. A pośrednictwo to niesie Zbawiciel nasz. Czemu? Bo w nim żywie, a przezeń naucza i działa sam Bóg." Ani treści, ani pochodu tej metafizyki nie zaprzeczy teolog żaden, jakiekolwiek być może religijne jego wyznanie. Ro-stocz szersza przedmiotu tego byłaby więc tutaj bez potrzeby i celu. Od pierwszego aż do ostatniego słowa swojego metafizyka święta wojować zwykła z metafizyką nieświętą, lub z filozofią. Nie przytacza się tu nic starego, gdyż mogłoby się wtedy krzyknąć, że to średniowiecczyzna, która dziś już nie istnieje. Jako dowód niech służą tu raczej rzeczy nowiuchne, lub następujące z dodatku do Czasu krakowskiego czerpane, a przez księdza Zygmunta Goliana tłumaczone wyjątki z dzieł sławnego Ojca Ventury: „W dwóch wyrazach zawiera się cała historya filozofii od początku świata aż do naszych czasów. Filozofia była zawsze albo poszukiwaniem prawd nieznanych, albo dowodzeniem i rozwijaniem prawd znanych, oraz ich zastosowaniem do udoskonalenia człowieka i społeczności. „Filozofia więc była i jest albo poszukująca, inquisitiva, albo dowodząca. demonstrativa. Pierwsza odpycha wszelaką prawdę, nie będącą jej zdobyczą; druga przyjmuje rada każdą prawdę, gdziekolwiekby ją znalazła. Pierwsza jest naturalnym 131 wrogiem zasady religijnej, a jeżeli czasem, jak się to za dni naszych zdarza, usiłuje religią wciągnąć z sobą w przymierze, to tylko dla tego, aby ją zniżyć, upokorzyć, by nad nią panować; żeby ją zgubić; podobnie jak złodziej na wielką skalę stowarzysza się z samotnym podróżnym i udaje przyjaznego, póki nie stanie na bezpiecznem miejscu, gdzie go już może bezkarnie napaść, zrabować i zabić; — przeciwnie druga szczęśliwa, wielekroć razy może być objaśniona wyższą światłością , płynącą dla niej świętym kanałem religii, jest przyjaciołką i szczerym przymierzeńcem zasady religijnej, (jako widzi się to np. na tak zwanej scholastyce), a usiłowania jej dążą do rozwinięcia tej zasady, do jej wpojenia w umysły, do jej obrony przeciw napaściom błędu i namiętności"... Odróżniono tu przewybornie dwie umiejętności: filozofią świecką, lub zwyczajną, właściwą, niepodległą, istną, i filozofią kościelną, lub propedeutykę teologiczną, teologią. „Że starożytni filozofowie byli, jak zowie apostoł, filozofami poszukującymi, to da się jeszcze wytłumaczyć. Religia pogańska przedstawiała im same absurda, zamienione w obrzędy bezecne, ohydne, okrutne. Tradycye ludów były tak zepsute, zaćmione, iż zaledwie można się było czegoś w nich doszukać. Cóż więc dziwnego, że owi mężowie usiłowali odszukać prawdę własnym swym rozumem. Ale inaczej całkiem rzecz ta ma się co do chrześcian, Ci w kościele i przez kościół skarb całej prawdy znaleźli, poznali Boga i Jego przymioty, stwórcę i stworzenie, człowieka, jego początek, przeznaczenie, prawa, obowiązki, grzech i jego oczyszczenie, kary i nagrody, oraz ich wieczność, a poznali to wszystko w sposób tak czysty, jasny, ścisły, pełny i pewny, że żadną miarą pojąć nie można, na coby im się zdało szukać tego, co mają przed oczyma i czego się własnemi rękami dotykają. Tertulian powiada: my po wzięciu ewangelii nie potrzebujemy badać filozoficznie. Co nam po ciekawych poszukiwaniach prawdy, kiedy mamy taką prawdę jak Jezus Chrystus ! Nobis curiositate opus non est post Christum Je-sum, nec inquisitione post Evangelium." Zaczem godzi się *9 132 zawołać do wszelakiego filozofa dzisiejszego, co niegdyś pa-ryzki Dziennik narodowy wykrzykiwał do pisarza tej książki: „Zapóźnoś się wybrał mości filozofie! Trzeba ci było urodzić się przed dwoma tysiącami lat. Dzisiejsza ludzkość zna prawdę, nie ma nic a nic do dociekania i obejdzie się bez ciebie. Tyś dziejowa anomalia ! ''' „Prawdziwa filozofia, lub filozofia dowodząca, kościelna, wychodzi z zakresu wiary, aby przejść mogła w zakres wiedzy, nie zaś z wiedzy do wiary. Droga ta, wytknięta rozumowi przez chrystyanizm, jest z jego naturą i z naturą filozofii najzgodniejssa, bo sam rozum i doświadczenie dowodzą, iż poznając przez wiarę, umysł osięga pojęcia i wiedzę, nic nie straciwszy z tej wiary; kiedy przeciwnie wychodząc z pojęcia i wiedzy, gubi wiarę, a wiedzy onej nigdy nie dosięga. Nisi credideritis, non intelligetis ! Cała rzecz, jaką rozum na drodze tej zdobywa, będzie tylko pojęcie powszechnego wątpienia, tj. pojęcie boleści, rozpaczy, która wychodząc jak powiada pismo, z nieprawdy, rodzi nieprawość"... „I dla tego też, kiedy za nowszych czasów umiejętność odłączyła się od religii, wszystkie filozoficzne prawdy, tak przedtem doskonale oznaczone, stały się znów zagadkami. I kiedy o człowieku poczęto rozprawiać bez żadnego odniesienia do Boga-człowieka, zaraz też człowiek stał się dla filozofów chrześciańskich, czem był dla pogańskich, czem był dla Platona, t. j. niedocieczoną tajemnicą. A tak filozofia, zgubiwszy swój wątek, swój zasadniczy pierwiastek, sama też rozpłynęła się w nieskończone domysły. Bako w Anglii, Kar-tezyusz we Francyi, Leibnic w Niemczech, widząc w człowieku dwie istoty, duszę i ciało, ale nie mogąc dojść do ich związku, nie mogli też żadną miarą zrozumieć wspólnego tych istot działania i dali początek błędom a zgorszeniom, jakie kiedykolwiek miały miejsce w pogańskiej Grecyi lub Rzymie. Z systematów lęgły się systemata coraz potworniejsze, z błędów tworzyły się błędy. Szkoły filozoficzne stały się areną, na której walczyły gladiatory duchowe, chciwe sławy i poklasku. W tym chaosie nauk, zasad, powątpiewań i sprze 133 czności wywrócono wszystkie prawdy, wszystkie zasady filozoficznego, moralnego i politycznego świata, wszystko zanegowano, zbluźniono, i w imię postępu cofnięto historyą o całe ośmnaście wieków." „Ojciec Ventura wystąpił w swoich konferencyach o rozumie katolickim i rozumie filozoficznym z prawdami wielkiemi. Udając się do tej walki, przedstawia nasamprzód historyą dwu tych rozumów, wykłada ich zasady, maluje ich postęp i głó-wniejsze wypadki, a oparty na niezaprzeczonych dowodach, okazuje w całej nagości nędzotę, nikczemność, maluczkość, niepłodność, niemoc rozumu filozoficznego, i odsłania razem całe bogactwo, wielkość, podniosłość, płodność i siłę rozumu katolickiego, t. j. rozumu, uznającego w wierze punkt swego wyjścia i szukającego natchnienia i rozjaśnień w prawdach religijnych. Dowodzi dalej, iż rozum filozoficzny nie tylko nie jest zdolny wynaleść własną siłą jakowąś prawdę, którejby wprzód nie posiadał, ale i owszem, iż stracił wszystkie prawdy, wzięte z rąk religii i tradycyi powszechnych, a cisnął się w przepaść skeptycyzinu; gdy tymczasem przeciwnie, rozum katolicki, przechowawszy jak najwierniej wszystkie prawdy religijne, wzniósł się na najwyższe przyczoła wiedzy w zakresie filozoficznym, a spoczął w pośród swych zdobyczy i swego postępu na granitowej opoce pewności." „Ojciec Ventura uznaje rozum powszechny tak, jak go uznawała po wszystkie czazy filozofia chrześciańska, a zwłaszcza Ś. Tomasz. Rozum powszechny i katolicki, to mu jedno. Rozum ten staje do walki przeciw rozumowi indywidualnemu, który urabia kacerstwa i mnogie filozoficzne systemata. Kaznodzieja ten, stojąc między dwoma przeciwnemi obozami filozoficznemi, woła do jednych: Nie stawiajcież, jakoby coś nowego, zasady, która zdrowo rozumiana, jest rzeczą bardzo starą, ani nazywajcie tego wyłącznie swojem, co jest chrześciańskiem ! Nie chciejcie uchodzić za twórców nowego filozoficznego systematu; ale uczyńcie założenie tak, jak jest! Pokażcie je tam gdzie jest, czyli w skarbnicy rozumu, rozwijającego wszystkie prawdy pod światłem światłości! Nie 134 chciejcie tworzyć szkół filozoficznych, które pod panowaniem ewangelii nie mogą mieć żadnego znaczenia i tworzą tylko sekty, ale dostrzegłszy prawdy, ukażcie ją tam, gdzie filozofia chrześciańska czerpie rozjaśniające ją światła, w tym, który powiedział: Jam jest światłość świata, a o którym prorok wyrzekł: In lumine tuo videbimus lumen. Do drugich zaś, tj. do przeciwników teoryi o rozumie powszechnym zwracając słowa powiada: Nie nazywajcież fantazyą świeżo wylęgłą tego, co jest starą i najprawdziwszą nauką! Nie bierzcież tego za wybryki rozumu indywidualnego, lub jakowejś szkoły, co wypływa z zasadniczych praw ludzkiego rozumu, tj. z jego natury! Nie krzyczcie, że to wstrząsa rozumowe zasady i dowody, na które w obec niechcących wierzyć, powołuje się religia, ale przypatrzywszy się głębiej, przekonajcie sie, że to właśnie owe zasady robi niewzruszonemi, a dowody niezbitemi! Rozumiejąc bowiem, że walczycie w sprawie rozumu, zaprzeczacie mu tego, co jest sześćdziesięciu-wiekową jego podporą; rozumiejąc znów, że bronicie religii, bronicie raczej przeciw niej herezyi, nie na czem innem właśnie, tylko na sądzie indywidualnego rozumu opartej, a wyobrażając sobie, iż mnie np. zaczepiacie, zaczepiacie raczej św. Tomasza, zaczepiacie najwyższe filozoficzne potęgi i stawiacie się w otwartej wojnie, nie z człowiekiem ale z Bogiem !" Dość na tych przytoczeniach, albowiem duch metafizyki świętej został już dokładnie oznaczon! Takim i podobnym sposobem teologia wymiata filozofią w ogóle, jako już niepotrzebne śmiecie, a sadzi sie sama, jako nieomylna! XIX. b) Loika święta. Prawy, gorliwy teolog wszech wyznania religijnego tak naucza dalej: 135 „Już metafizyka święta okazała, że Bóg osobisty jest prawdą jedyną, a słowo wysłańca Bożego prawdy tej wypowiedzenie na ziemi i najdoskonalszy wyraz. Bóg sam to prawda metafizyczna, a słowo Zbawicielowe prawda loiczna. Jako w powyższym ustępie Bóg, tak tutaj słowo Boże jest prawdą prawd. Loika święta innej prawdy nie uznaje i uznać nie może. „Poznanie ludzkie nie jest swobodną i niepodległą, jako Pegaz skrzydlaty u poetów, lubiący wiatry gonić po niebie, a wyrabiającą się to a posteriori, to a priori myślą, lecz myślą kierowaną od katechizmu i wiary. Nie jest ono bynajmniej owoc empiryi, spekulacyi, filozofii i mnogich nauk ziemskich, albowiem nie ma pod słońcem tak wielkiego głupstwa, któregoby mądrość ta nie wyrzekła; nie jest urób i świat człowieczy. To również urób i świat Boży. Bóg stworzył wszystko, zaczem i poznanie ludzkie, którego prawdziwością zajmuje się loika. Poznanie ludzkie jest tedy umiejętność, wyłoniająca się z ksiąg świętych, jako jedynego prawdy przybytku na ziemi; opiera i gruntuje się na słowie Bożem, a rozlewa się szeroce w nauce kościelnej. Krótko mówiąc, ono teologia święta, katechizm. „Ksiądz woła: Mądrość rzetelna, prawa, nieomylna, którą podaję, nie ulęgła się w głowie mojej, która jako ludzka nie jest bynajmniej do rzeczy takich usposobiona. Jam nie stwórca jej, nie mistrz samorodny. Czerpię ją z zakonu pańskiego, objawionego przez Zbawiciela świata; zaczem ze świętej głowy niebios wysłańca i z nauki kościoła świętego, który mając Bożego ducha, mylić się nie może. Nauczam was, nie mądrości własnej, osobistej, indywidualnej, ani mądrości ludzkiej, niby powszechnej i przedmiotowej, jak czynią to filozofowie, lecz mądrości Bożej. Słowo moje a słowo Boże to jedno. Wyzułem się z jaźni własnej; wyrzekłem się siebie samego, myśli, uczuć i przekonań moich; złożyłem u stóp kościoła wszystko, co przynależało do mej osoby; a odzierzyłem za to przekonanie kościełne, które nie różni się od przekonania Bożego, a oświeca i zbawia. Dyelektyką moją obrona katechizmu. Ćwiczę rozum i umysł mój to na starych, to na 136 nowych filozofiach najgłośniejszych, ale jedynie dla tego, bym wyostrzył go jak brzytwę, a później przeciwko tymże filozofiom obrócił. Rozum i umysł ludzki albowiem szaleją, dopuszczają się rozpusty duchowej, harcują jak dwa najniebezpieczniejsze czarty, gdy wyzwolą się z pod kościelnego paska. Jeden i drugi jest narzędzie dobre, atoli nie godzi się ku czemu innemu, jedno ku rozpoznaniu i obronie słowa Bożego, lub jako teologii parobek. „Bliższą i ściślejszą treść loiki świętej obaczysz w następujących kilku wyrazach: Co stanowi i sprawuje źródło prawdziwego poznania? Nie zmysł widzący li zmysłowe rzeczy, ani umysł otwierający nam li umysłowy świat, lub oderwania czystego myślenia, nie rozum zwyczajny, który ma znaczenie wielkie co do spraw tego świata, lecz nie jest wcale usposo-bion ku pojęciu Boga, tudzież spraw niebios. Cóż więc? Nic innego jedno wiara, a wiara bezwarunkowa, gorąca, silna. Bez wiary nie ma ani mądrości rzetelnej, ani zbawienia istnego; A co ukazuje się sprawdzianem poznania, criterium co-gnitionis? Nauka kościelna, wykładająca słowo Boże, albowiem żyje i działa w niej Duch święty. Stosując się do zasad powyższych loika święta daje teoryą pojęć, teoryą zdań i teoryą wyników, ogłaszając te tylko za prawdziwe, które wychodzą z ksiąg świętych, a zgadzają się z nauką kościelną. Jak pojęcie Boga, tamtego świata, nieba i piekła, aniołów i szatanów, żywota wiekuistego, zbawienia i potępienia, grzechu pierworodnego i tak dalej, tak wszechpojęcie najpospolitsze, jeżeli ma być nacechowane prawdziwości godłem, powinno otrzymać namaszczenie i uświęcenie od teologii. Podobnież rozumie się o zdaniach i wynikach. Pojęcia, zdania i wyniki nauk innych, mianowicie filozoficznych, o ile różnią się od przekonań teologii świętej, sprawują mylniki i zdradniki, lub tak zwaną sofistykę" Oto osnowa tej loiki. 137 W części ku rozjaśnieniu rzeczy, a w części ku okazaniu,, jak rzetelnie się ją przełożyło, czyni się teraz kilka przytoczeń z ust kapłańskich. Nie będzie tu nic a nic nowego.. Jest to śpiew na znaną nam już i ciągle tę samą nutę, a tak jednostajny, że mógłby być przywiedzion równie przy metafizyce świętej, jak tutaj. Ojciec Ventura tak naucza: „Dwa rodzaje mądrości rządzą światem i walczą z sobą nieprzestannie o wyłączne nad nim panowanie. Jedną jest mądrość niebieska, której pierwiastkiem, źródłem, zasadą, piastą i koroną jest, jak pismo święte upewnia, bojaźń pańska. Druga mądrość jest ludzka, którą apostoł nazywa ziemską, gdyż ona oczu swych nie wznosi do niebios; zwierzęcą, gdyż dąży do uzwierzęcenia człowieka cielesnego, popychając go do zmysłowych rozkoszy i starając się o coraz większe ich pomnożenie; djabelską, bo przez księcia ciemności wyszła na świat ku zatracie świata; straszliwą dla człowieka, bo rozpoczynając od otchnienia i zaślepienia go pychą, kończy strąceniem go w nieczystość i w osromocenie, Proszę pomnieć na słowa: Znikczemnieli w myślach swoich i zaćmione jest bez-rozumne serce ich.... podał je Bóg pożądliwościom i zwrócili sie ku nieczystości... a opowiadając sie mądrymi, głupimi sie stali" Tak bezwstydną i pyszną mądrość ludzką upokarza i sromotą okrywa Bóg gwoli majestatowi swemu i chwale swojej, a jako poprzysiągł w swym gniewie, ma upodobanie w ciągłem jej odrzucaniu i niweczeniu: „Zagubię mądrość mądrych i roztropność roztropnych odrzucę." „Nie wiem, jakiej fatalności skutkiem umysły jenialne-narażone są zwykle na bezbożność. W opłakanych czasach naszych nadużycie zdolności stało się rzeczą tak powszechną, że niemal, co tylko jest nauki przedmiotem, to obrócono przeciw wierze i społeczeńskiemu porządkowi, a zrobiono wiszącym nad niemi mieczem. Wiedza ukazuje się dziś potęgą równie straszliwą jak w pierwotnych chwilach istnienia człowieka. Naonczas zgubiła człowieka, dziś zgubiła społeczność. O filozofio nieszczęśliwa, co zowiesz się królową umiejętności, czyś nie wydała Wolterów, Dyderotów i Prudonów? Czy 138 wszystkie inne nauki nie poszły za tobą i nie stały się bezbożne ? Między umiejętnościami atoli matematyka, ona, która ma za sobą widoczność i nieomylność, wzięła najkrzywszy, najzgubniejszy kierunek. W planie walki, przygotowanym od filozofizmu przeciw chrystyanizmowi, matematyka wezwana została do zajęcia najpierwszych stanowisk i do uderzenia na-samprzód. Nie będąc przystępna dla rzesz, uważana była tem samem za najzdolniejszą i najdzielniejszą do przeprowadzenia uknutego spisku, albowiem powagą swoją najłacniej oszukać mogła nieświadomość i podejść łatwowierność. Najprostszy człowiek oceni siłę moralną dowodów religii. Ale jak mało jest takich, którzyby sądzić mogli o dokładności jeometrycznego lub astronomicznego kałkułu. Ekierka i kompas łacno więc stać się mogły i stały się rzeczywiście najniebezpieczniejszą bronią w rękach bezbożności i pychy. Tym sposobem potargano wszelkiego rodzaju wędzidła, rozpasano najswywolniejsze żądze i uderzono w najświętsze posady wiary. Ileż złego uczynili kościołowi np. Kopernik, Newton, Lalande i Laplace! Ach, bo sama tylko wiara umie zdolności czynić niewinnemi i pożytecznemi! Ona jest, jak dobrze wypowiedział był Bakon, wonny aromat, który umiejętności broni od zepsucia. Bez niej najczcigodniejsze talenta wyrastają wnet w nierządną i zabójczą dumę, a otrzymują pewną rozwiązłość umysłu, spaczoną miłość wiedzy, która wypala w duszy wszech uczucie dobrego, jakiś szał rozumowania i rozprawiania bez końca, jakiś zbytek wiadomości czczych, badań naj-wścieklejszych, które mnożąc się stopniowo i rozrastając się w niebotyczne góry, oddalają coraz bardziej jak powiada św. Paweł, od poznania i posiadania prawdy: Semper discentes nunquam ad scientiam veritatis pervenientes. Spładzają jakąś rozpustę bezbożności, która pod maską umiejętnego ducha i naukowego systematu, namnożyła głupstw tak wiele i tyle występków, a tem wszystkiem dotąd nasycić się nie może. „Jest rozum wyższy, doskonalszy, Boży, któremu poddać się powinien najpotężniejszy rozum człowieczy. Rozum nasz staje się dopiero naonczas iście rozumny, gdy posłuszny 139 jest rozumowi Bożemu i wierzy mu bezwarunkowo, gdy przestaje na poznaniu i zgłębieniu zasad wiary, nie kusząc się nigdy o wnikanie zuchwałym wzrokiem w niedocieczone jej tajemnice. „Gdy ludzka mądrość uczy nas jedynie przez słowa, wcielona mądrość Boża kojarzy słowo z uczynkami i zapala do uczynków, a przez uczynki równie naucza, jak przez słowa. I być inaczej nie może. Gdy bowiem jak powiada Augustyn święty, Zbawiciel sam jest żywe słowo Boże; przeto też i każdy uczynek onego słowa żywego jest dla nas nauczające słowo. Quia ipse Christus verbum Dei est, etiam factum verbi verbum nobis est. Co miłosierny pan nasz przez boskie swe słowa przenosi nam w serce za pomocą słuchu, jako np. najwznioślejsze tajemnice, najważniejsze nauki i najdroższe prawdy; to uczynkami swemi stawia nam zarazem pzzed oczy, tak, że słowo tu staje się widzialne i dotykalne. I oto spełnia sie doskonale proroctwo Jezajasza: Oczy twoje patrzeć będą na mistrza swego. Proszę, jakaż umiejętność ludzka ma tak żywotną, tak cudotwórczą dzielność? Loika zwyczajna kończy systematyką, nauczającą mówić i pisać umiejętnie. Loika święta czyni toż samo. Co się roi na niwie tej w pobożnych mózgach, dają o tem jakie takie wyobrażenie następujące słowa księdza Zygmunta Goliana: „Kaznodzieja katolicki bierze przedmiot z rąk Boga, retor pogański brał go z rąk ludzi. Mówca katolicki głosi prawdę, która jest najdoskonalszym obrazem prawdy przedwiecznej, a pogański orator głosił prawdę nader kruchą i względną, będącą obrazem własnego jego przekonania, albo własnej pychy, lub też wyrazem opinii albo namiętności ludu, że już nie powiem wyrazem dumy, rozpusty i tyranii władzców. Kaznodzieja nakazuje w imię wcielonego słowa, nakazuje z równą siłą na stopniach Jerozolimskiej świątyni, jak w obec Areo-pagu, lub na Forum; on mówi słowem słowa, słowem ko 140 ścioła, słowem świętej tradycyi, słowem ewangelii, słowem Bożem, słowem które wiodło i wiedzie do czynu, do zmiany życia, do przerobienia z gruntu człowieka i społeczności, choćby ofiarą wszelkich możebnych poświęceń; a rzymski lub ateński mówca podsłuchuje, co myśli ich słuchacz, i wielki jest, kiedy mu w ową myśl trafi; największy, kiedy mu myśl swoją narzuci. A Cyceron jest niezrównany, gdy w obec ludu utrafił w myśl ludu, w obec zaś Cezara utrafił w słabość Cezara." Rozumie się, iż dzisiejsi mówcy świeccy, równie jak pisarze i filozofowie zakościelni, nie są od Cycerona lepsi. Nie zbija się tu bynajmniej powyższych twierdzeń, albowiem przywiodło się je nie w zamiarze późniejszej ich krytyki, ale i owszem w celu uwierzytelnienia przedmiotu naszego i oddalenia odeń podejrzeń o przesadę. XX. c) Polityka święta. Prawy, gorliwy teolog wszechwyznania religijnego, szczególniej zaś takiego, które jako np. w Budaizmie, Fohizmie i Chrześciaństwie, uznaje nie jedynie proroka, lecz wcielonego Boga samego, lub jednorodzonego Syna Bożego w wysłańcu niebios, przechodząc do polityki świętej, tak wreszcie naucza: 1) „Bóg stworzył świat, jest przeto dzieła własnego sam jeden prawy posiadacz i pan. Wyprawił na ziemię syna swego jednorodzonego i uczynił go jej dziedzicem. Syn Boży zaś przelał swe prawa na kościół, który ugruntował, a mianowicie na widzialną Jego głowę, na najwyższego arcykapłana i namiestnika swego. Ztąd wyrasta, iż kościół, wyżej zaś wyo-brażnik jego najprzedniejszy, jest wszystkiej ziemi właściciel i pan. On może oddawać ją w posiadłość dzierzawczą królom i narodom prawowiernym, a odbierać dawnym pogańskim 141 lub dzisiejszym kacerskim ludom i nieposłusznym sobie władcom. Słowem, ziemia zależy od jego woli i upodobania. On jej szafarz i rozdawca, żywe własności prawo. Ci co ją dzierzą, są jego lennicy, zależni odeń; jako od pana panów. Wyobrażenia takie istniały i istnieją dotąd w Azyi, której społeczeństwo gruntuje się głównie na teologii. Cesarz chiński np. który jest zarazem państwa i kościoła głową, a którego posiadłości zowią się królestwem niebieskiem, uważa się za właściciela i pana powszechnego świata, mianowicie zaś ziemi wszystkiej. On naznacza dusze zmarłych przodków lub wiernych sług swoich, czyli świętych chińskich, na wielkorządców słońca, księżyca, powietrza wody, ognia, urodzajów, rolnictwa itp. a strąca z urzędu mandarynów tych niebieskich, jeżeli przez niedbałość ich nastąpił głód, mór, lub inny zły los. Narody ziemskie, za Chinami położone i władzy jego nie uznające, szczególniej zaś europejskie, są bezbożne i barbarzyńskie, a nie chcą się do prawego Boga i pana swojego przyznać. Gdy się je podbije, wyświadcza się im dobrodziejstwo i przynosi się im zbawienie, albowiem przywraca się ich do czci prawdziwego Boga na niebie, a do służby namiestnikowi jego na ziemi, słowem do jedynej prawosławnej wiary. Timur mongolski Chan, bierze przed się w skutek rozkazu niebios, wyprawę na Europę, a pustoszy ją ogniem i mieczem, chcąc ukarać ją srodze za to, że odpadła od Fohizmu i nie uznaje w Dalaj-Lamie widzialnego Boga. Podobneż wyobrażenia postrzega się także w Europie. Papież uczynił darowiznę Niemcom ze wszystkich tych słowiańskich krain, które hołdowały jeszcze bałwochwalstwu. Dość było nawrócić je do prawdziwej wiary, ażeby stać się prawym ich właścicielem i panem. Papież darował nawet już nawróconą Polskę cesarzowi rzymskiemu, a królowi niemieckiemu. Dopiero Bolesław Krzywousty na psiem polu rozdarł stanowczo bullę tej darowizny. Montekuzuma cesarz meksykański, uwięziony od Korteza, gdy zagadnął: „lakiem prawem przywłaszczacie sobie me kraje ?" otrzymał za odpowiedź: „Podarował nam je papież." Na pytanie zaś: Jakie 142 prawo ma papież do krajów moich?" Odparto: „Dał mu je Bóg sam, którego on namiestnik na ziemi." Lud rosyjski, acz hołduje kościołowi wschodniemu, wierzy, iż wszystka ziemia własnością jest cara, a narody niepodległe są w oczach jego buntowszczyki. 2) „Bóg jest władzcą świata, który wydobył z nicestwa do bytu. To jasna i nie potrzebuje dowodu. Bóg przelał swą władzę na Syna swego jednorodzonego, a Syn ten przekazał ją kościołowi świętemu. Wszelaka władza przeto pochodzi od Boga i Zbawiciela, a kościół rozdawca i szafarz jej na ziemi. „Władza kościelna wyższa od władzy świeckiej. Pierwsza albowiem ma początek w Bogu samym, a druga w kościele. Ten tylko jest na ziemi wladzca prawy, którego ustanowił i uznał kościół. Królowie to świeccy urzędnicy kościoła. Kościół jako ma prawo przyodziewać ich szkarłatem, tak ma prawo odbierać i łamać im berła. Walka na zabój przeciwko władzy świeckiej, żądającej wyzwolić się od władzy kościelnej , albowiem to bezbożność i kacerstwo." I ta zasada polityki świętej widna jest dziejowo. W Japonii np. na łonie Buddaizmu, zapala się straszliwy pomiędzy władzą kościelną i świecką bój, który zawraca wreszcie ku temu, iż utwierdza się tutaj dwu cesarzów, jeden duchowny, drugi zwyczajny. Obaj rządzą, a każdy w swoim obrębie. I władza rozdarta na poły, przemieniona w dwójcę, a sprzeciwiająca się wciąż nawzajem w sobie, zniedołężniła tę ludzkość. W Chinach odniosła zwycięztwo władza świecka nad władzą kościelną, a cesarz połączą obiedwie w jednej swej osobie. On niebios i ziemi pan. W Tartaryi znowu władza kościelna pochłonęła w sobie władzę świecką, a Dalaj-Lama tybetański jest wszystkich chanów duchowny król. On przesyła im rozkazy, jak włodarzom swoim. Sam cesarz chiński o ile panuje nad Mongołami, przyjeżdża do Lassy i składa mu hołd wielce uniżony. W Indyach panował kościół przez tysiące lat za pomocą kasty Braminów, która, acz ujarzmili kraj naprzód machometanie, później Anglicy, dotąd istnieje 143 i jest przemożna. W starym Egipcie widzi się królowanie kapłaństwa, u Celtów Druidyzm, u Czudów Krewe-Krewejtę. Wszędy niemal teokracya, a w gruncie księżo-władztwo. I w Europie nie inaczej jak w Azyi. Rzym duchowny przywłaszcza sobie najwyższą władzę na piersiach chrześciaństwa i dzierży ją przeszło przez tysiąc lat. Cesarzów i królów koronuje lub strąca ze stolicy, podług upodobania i własnego pożytku. Henryk IV. stoi bosemi nogami na śniegu pod oknami papieża za karę, iż odważył się mieć własną myśl i wolę. A nasz Bolesław śmiały, chcąc poskromić moc duchowieństwa i szlachty na korzyść władzy królewskiej, kończy pod włosiennicą i na rogoży, jako pokutujący za grzechy zakonnik. Jednemu duchowieństwu chwała i świetność, a upokorzenie wszystkim. W wyznaniu wschodniem zwycięża władza świecka i cesarz staje się zarazem naczelnikiem kościoła. Podobnież u protestantów. Ale duchowieństwo rzymskie wiedzie dotąd nieprzestanny bój z władzą świecką i zowie się samo kościołem wojującym. 3) „Kościół nie będzie ani ziemi właścicielem i panem, ani posiadaczem władzy najwyższej, przed którą kaić się ma wszelaka władza inna, jeżeli nie stanie się największą na ziemi, i nieprzełomną potęgą. Potęga jego zależy zaiście na wszechmocy słowa Bożego, które on głosi, i na silnej wierze rzesz, robiącej cuda. Wszelakoż potrzebny mu koniecznie jest krzepki nastrój wewnętrzny. Powinien on tedy mieć rząd swój, rozciągający się od arcykapłana aż do najniższego sługi i klechy, przez wszystkie stopnie, a związany jedną myślą i wolą; powinien także mieć Żołnierstwo własne, z żarliwych, bezżen-nych księży i zakonników złożone, a w obronie jego walczące, idąc z radością i w nadziei wiekuistego zbawienia zgoła na nąjsromotniejszą śmierć. Takiego wojską niebieskiego nie przełamią ni ziemskie ni piekielne moce. Słowem, kościół ma rozpostrzeć się jako jedno potężne, ognistym mieczem Cherubina zbrojne i mądrze, urządzone duchowne ciało, którego imię pospolite Hierarchia. Rzeczywistość daje świetnym rozwojom powyższej zasady 144 politycznej nieomylne świadectwo i potwierdzenie. Już w starym Egipcie u Chaldejczyków, Fenicyan, Żydów widzi się krzepkie i roztropnie urządzone kapłaństwo. W Indyach, Chinach i Tartaryi podobnież. Celtowie i Czudy, nawet Meksyk i Peruwia w Ameryce słyną kapłaństwem silnem. Grzegorz VII. papież zaprowadza w chrześciańskim świecie celibat duchownych i klasztory, tak męzkie jak żeńskie, a uposaża i rozstawia kapłański zastęp tak arcysztucznie, jak w Tybecie. I za pomocą takiego hierarchii nastroju kościół święty rządzi Europą przez wieki średnie wszechwładnie Bezbożny duch czasów nowych skruszył te złote groble, mosty i łańcuchy z niebios. Naprawia się je atoli i dzierzy mocno wciąż jeszcze, o ile to podobna. Hierarchia silna zabezpiecza teologii panowanie, którego ona pragnie i o które walczy na zabój. Uczyniono tu zarzut taki: ,,Zbawiciel wyrzekł: Królestwo moje nie z tego, lecz z tamtego jest świata. Czemuż więc kusicie się o władzę i moc ziemską ? Wasza pogańska chęć rządzenia światem sprzeciwia się woli Boga i Syna Bożego." Odparto na to: ,,Co, my żądamy władzy? Jest to kłam i potwarz. Przyjmując kapłaństwo święte, wyrzekamy się samych siebie, a w pokorze i ubóstwie żyjemy dla spraw niebios. Nigdzie i nigdy nie chodzi nam o korzyść naszą, ale o pożytek i prawa Boga. Jako z ust naszych płynie, nie nasze przekonanie osobiste, nie mądrość i nauka ludzka, ale słowo Boże, które jest prawdą i światłością, a które daje żywot i zbawia; tak starając się o władzę kościelną, nie szukamy władzy własnej, lecz władzy Bożej. Władza kościelna i władza Boża, to jedno. Nie idzie nam wcale o królestwo duchownych lub hierokracyą, ale o gruntowanie królestwa Bożego na ziemi, lub o teokracyą przenajświętszego znaczenia. A czy możebne królestwo to bez władzy kościelnej jako Bożej?" 4) „Nie stara, schorzała już człowieczeńska część, która wnet położy się do grobu, ani mężowie, których mózg już stwardniał, ale młodzież zapalająca przyszłość, do wosku podobna , a wszech modły duchowej i każdego kierunku zdolna, 145 wymaga najtroskliwszej pieczy kościelnej. Jako wychowywa się młodzież, taki będzie wnet wszystek świat. Kto usposobił ją ku pożytkowi i kresowi swemu, będzie ludzkości władcą. Młodzież powinna być wreszcie religijna. Przedewszystkiem nauczać ją trzeba zasad prawdziwej wiary. Ztąd główna rzecz dla kościoła otrzymać wszędy szkolnictwo pod kierunek i zarząd własny. Gdy władza świecka przywiaszczy sobie sternictwo szkół i odbierze je kościołowi przemocą ziemską, wtedy nie może się na żaden sposób przyznać jej prawa do tego, a podnosi się przeciw bezprawiu temu głos ciągle, trwale, gorąco, a zawsze w imię Boga i zbawienia ludzkości, tak na tym, jako na tamtym świecie. Wszystko złe które dzieje się na ziemi, bezwstydne piśmiennictwo, bezbożne mądrości, burze brukowe, rozlewy krwi rewolucyjne, występki i zbrodnie, przyczytuje się wtedy li temu, iż duchowieństwu odebrano szkoły; iż tedy lud rozstał się ze światłością istną, i pije moszcz piekielny. Również ta zasada polityki świętej wyjawia się widomie. W teologicznej Azyi np. są wszędy szkoły li duchowne, jako od wieków tak i dzisiaj, a o szkołach świeckich nie ma się ani wyobrażenia. W filozoficznej zaś Europie przez cały czas średniowieczny widzi się szkoły li klasztorne. Dopiero od czasów Lutra ukazują się szkoły świeckie pod opieką rządów. I szkoły świeckie, które wnet zakwitły, a upowszechniły oświatę, przeniesiono od protestantów w katolickie kraje, nie zważając na opór duchownych. Lecz kościół rzymski prowadzi z rządami zacięty bój o szkoły i domaga się na gwałt, ażeby mu je oddano na powrót. Walka ta sroży się dziś we Francyi, Belgii i Sardynii. 5) „Prawda nie może na żaden sposób i nie powinna wchodzić w przymierze i układy z kłamem, ani niebo z piekłem. Kto dopuszcza się tego, obraża Boga, a podlec i potępieniec zeń sromotny. Bóg nie uczynił sojuszu z szatanom lecz strącił go w bezdenną otchłań. Toż samo robić ma kościół święty. Ztąd wojna najzaciętsza, wojna straszliwa, twarda , nieubłagana wiarom pogańskim i innym, a wytępienie ka Pauteon tom I.   10 146 cerzom. Miłosierdzie tam, gdzie idzie o zwycięztwo prawdy i chwałę Bożą, jest śmiertelny grzech, który na ostatecznym sądzie Bożym nie najdzie miłosierdzia. Tak zwana toleran-cya, ona cora kacerstwa i barwa oświaty bezbożnej, on in-dyfferentyzm podły, przeciwia się woli Boga i duchowi kościoła pańskiego. Precz z pobłażaniem i wyrozumieniem na polach świętych. Dla różnowierców sprawiedliwością jest miecz, tortura i płomienny stos." O ile prawdziwa to polityki świętej zasada, przekonać się można we wszystkich wojnach religijnych w Azyi i Europie. W Japonii cesarz duchowny rozkazał jednej nocy wyciąć w pień kilkakroć sto tysięcy chrześcian, a mahometa-nizm, zdobywszy kraj nowy, ogłasza zgon tym wszystkim, co nie zechcą przejść na muzułmańską wiarę. Czy chrześeiań-stwo oddycha duchem innym? O, zbawiciel nakazuje miłość i hydzi się nienawiścią! Ale teologia ma inne usposobienie, którego nie zmienia ani pod chrześciaństwa tchnieniem! Jakoż w chrześciańskiej Europie wytępieni zostali Słowianie nad Elbą i Spreą, Lutycy, Prusacy; tu Albingensy, tam meno-nici. Indzie Autodafe dziesiątkuje i krzyżuje ludność, poczynającą myśleć; indzie znów wojna trzydziestoletnia gore, napełniając ziemię krwią, okropnością i zgrozą. Na czyniony sobie zarzut fanatyzmu, odpowiada teologia: „Czy służy się dobrze już panu ziemskiemu, jeżeli nie dopełnia się przyjętych na siebie obowiązków gorliwie? Jako bez gorliwości służyć Bogu? Kto nie gorliwy, nic nie wart. To umarły w wierze. Co wy przezywacie fanatyzmem, jest właściwie Duch święty, który prowadził apostołów i męczenników pańskich na śmierć. Duch ten pokonał pogański świat. Bez fanatyzmu nie będzie tryumfu prawdy, nie będzie ani jedynego kościoła powszechnego, ani królestwa Bożego na ziemi. Żąda się ognia i żaru świętego już od mówcy, śpiewcy, żołnierza, a sługa Boży miałby być zimny jako płaz!'' 6) „Z umiejętnością niepodległą, mianowicie zaś mistrzowską, którą potępia metafizyka i loika święta, a prześladować każe polityka nasza bez litości, prowadzić się ma bój na 147 gardło, bez sojuszu i wytchnienia. Ona albowiem, gdziekolwiek nabiera znaczenia i wpływu, wydziera teologii wszystkie przywileje, jeden po drugim, na korzyść swoją. A skutkiem działania tego jest zawsze osłabienie, lub zniweczenie panującej wiary, zaczem bezbożność. Co wreszcie filozof? Skoro Zbawiciel objawił już człowieczeństwu prawdę jedyną i rzetelną, to ten, co dzisiaj czynić chce toż samo, nie uznaje Go, lub sadzi się z Nim na równi, jak szaleniec, niekiedy zaś zgoła wyżej od Niego, gdy żąda go niby poprawiać i wieśdź za sobą dalej człowieczeństwo. Zarozumialec ten robi sie więc, o zgrozo nad zgrozy, Zbawicielem nowym', robi się wcielonym Bogiem! Obowiązek przeciwko niemu mieć sad omaro-wy. Na stos płomienny z nim i mądrością jego! To zabójca nasz najniebezpieczniejszy! Walcz z nim przeto, a walcz z fanatyzmem nieubłaganym, zabijającym, muzułmańskim! Zarzucaj mu Ateizm, Panteizm, Deizm, Protestantyzm ! Rób go Boga i Zbawiciela wrogiem! Krzycz nań w obec możnych i świątobliwych pań, a te rozszerzą przeciwko niemu zgrozę! Potwarzaj go potajemnie, szkodź mu jak możesz! Niech umiera z głodu i nędzy! Nie chodzi tu o to, czy prawdę mówisz lub kłamstwo; lecz o to, abyś nieprzyjaciela kościoła świętego potępił i zabił. „Cokolwiek kościół święty nauczał i naucza, lub ustanowił i ustanowi, ma ci być nieomylną i nietykalną prawdą, albowiem przezeń odzywa się i działa Duch święty. Wyrokom jego towarzyszy mądrość Boża. Dla tego nie dopuść, ażeby laj jaki wykładał i tłumaczył zasady religijne po swojemu! Byłoby to tyle, co zgodzić się na wyższość rozumu pojedyńczego od zbiorowego, na wyższość rozumu ludzkiego od Bożego. Nie uznaj żadnej filozofii, by też najdoskonalszej, a nawet z wiarą zgodnej, za prawdziwą; gdyż ubliżyłbyś przez to mądrości Bożej, której jesteś opowiadaczem i urzędowym językiem, a ustąpiłbyś nauczycielstwa umiejętności świeckiej, które przynależy wyłącznie do kościoła! Nie dopuść, ażeby udzielano gdzie teologii podług ducha jakiej tam filozofii sławnej, albowiem kościół święty ma filozofią własną, będącą 10* 148 ducha Bożego dziełem! Tylko filozofia kościelna jest zawsze taż sama. Filozofie zaś światowe są przemienne. Co mędrzec jeden zbudował, drugi obala. Wreszcie nie przystoi słowo Boże rozpinać w znikome czasowości ramy. My nie potrzebujemy mądrości mistrzowskich. Nie zgódź się nigdy na to, iżby można było poznać Boga samodzielnie i własną siłą, lub bez cudownego pośrednictwa, ponieważ tym sposobem uczyniłbyś objawienie rzeczą zbyteczną, a Zbawiciela równiem jakiego tam mędrca, np. Platona lub Arystotelesa! Wolno zrobić z filozofii użytek, jeżeli uda się rada, jako za średnich weków, w służbę kościelną i zostanie pokorną teologii służebnicą, opłukującą jej. talerze i wylewającą pomyje. Ale filozofią, żądającą badać niepodległe i stać na sobie samej , wyklinaj, gdyż ona ma pychę szalanią i sadzi się na równi z uświęconym już pańskim zakonem! Gdy zawrzesz z nią przymierze, ona z dziewki zostanie panią. „Bojując z wodzami umiejętności niepodległej, nie wdawaj się wcale w filozoficzne rozprawiania! W pogańskiej tej beczce Danaid alb.owiem nie do ciebie, ale do nich przynależy mistrzostwo. Oni cię przełamią bez trudu, wyszydzą i oniemią. Ty masz przeciwko nim broń inną, t. j. słowo Boże, które oni sami szanować muszą, by też li przez obłudę i roztropność. Nie odpieraj mędrka mocnikami loicznemi, byś też miał je na doręczu; nie wałęsaj się z nim po naukowych powiatach; nie imaj przeciwko niemu za rzecz samą, lecz wy-świeć jego „złe pobudki i bezbożne cele!". Okaż, iż np. cielesność, zwierzęcość, sobkostwo powodują nim, a duma i zarozumiałość podają mu pióro, iż rozmiłował się sobolubieżnie w głupocie własnej, którą nazywa mądrością! Krzycz na gwałt, używając starego, przeciw Sokratesowi użytego, a zawsze doskonałego środka, że on psuje młodzież, obala moralność, a rozszerza nauki kościołowi, rządowi i społeczeństwu zgubne, których owocem nie co innego będzie, jedno rozwalnica krwawa! Strasz nim rząd i lud! Lubo wiesz, że filozof nie może i nie powinien odwoływać się do wiary bez zabicia samego siebie i umiejętności własnej, że jemu nie 149 powaga, ale badanie, wyrozumienie i dowodzenie musi być święte, podawaj przecież prawowierność jego w podejrzenie-Odsłaniaj w pierwiastkach lub wydobywaj z wypadków nauki jego kacerstwo! Zanim on usprawiedliwić się zdoła przed łatwowierną tłuszczą z ciężkich, a roztropnie wymyślonych zarzutów, dopniesz celu. Wreszcie zarzut najokropniejszy daje się zrobić w kilku słowach, ale usprawiedliwienie się wymaga rozpraw i ksiąg długich, które rzadko kto przeczyta. Zająć więc niepodległego mędrca obroną własną; martwić go ciągle i zatruwać mu żywot, a nie będzie miał ani czasu, ani siły, ani odwagi do dalszego umiejętnej myśli swej rozwoju!" Jak prawda to wszvstko, widzi sie na kościelnych krv-tykach umiejętności niepodległej. Już o najpierwszym filozofie nowoczesnym ojciec Ventura to pisze: „Nowa filozofia jest tak samo sprzysiężeniem, rokoszem i walką przeciw powszechnej, wiekami uświęconej mądrości rodu człowieczego, jak protestantyzm jest sprzysiężeniem, rokoszem i walką przeciw powszechnej religii. Kartezyanizm, to tak samo protestantyzm w obrębie filozofii, jak protestantyzm kartezyanizm w religii. Czem był Luter dla Niemców, tem Kartezyusz dla Francuzów; lubo pola działalności dwu tych duchów, rozbu-rzających wiarę, są odmienne.'' Jeżeli już o niewinnym i bogobojnym Kartezyuszu teologia wyrzeka sąd tak twardy, cóż dopiero o filozofach dalszych? Są to podług niej nie mniej, ale może więcej, niż potwory piekielne, na nieszczęście ludzkości zesłane! O filozofach niemieckich nie mówi się tutaj. Teologia ich nie zna, ale potępia ! Są to albowiem gwiazdy na protestan-ckiem. niebie! Lecz jako wzór walki z filozofami polskimi, podaje się tu maluczki ustęp z krytyki wyjątku z dzieł na-szych wydrukowanego w tece wileńskiej, z krytyki umieszczonej w dodatku do krakowskiego Czasu, a napisanej od jednego z pachołków kościelnych. Choć Bożo-obrazowość, na której oparło się w wyjątku onym wszystką osnowę, ugruntowana jest na piśmie świętem, a rozumie się i religijnie i moralnie, choć tylko Zbawiciel 150 i święci pańscy dopięli jej podług nauki naszej, w całkowitej pełni; choć ona nie na ziemi, lecz dopiero w niebie i po śmierci zajaśnieć może istnie słonecznie; przecież obrócono się prze ciwko niej, zapewne li z powodu, iż wyszła z ust filozofa, nie zaś teologa. Otóż tak ją oceniono: „Bożo-obrazowość ta brzmi dość podejrzenie dla nas, przywykłych słyszeć kate chizmowe wykłady. Gdyby Bóg wymagał po nas, żebyśmy raj mieli na ziemi i sami zamienili się w Bogów, niepotrzebnieby nam wskazywał przyszłe życie i kazał szukać za gro bem zbawienia, kiedy możnaby je osiągnąć po tej stronie gro bu. Strona religijnych wyobrażeń autora niezmiernie wątpli wej jest wartości. Jakaś w nich mięszanina Panteizmu, Deizmu, Protestantyzmu, pociągnięta pokostem wyrażeń, używa nych w katolickim kościele. Czytając też niektóre wyborne jego pomysły, szczególniej gdy kreśli stan idei społecznych, żal zbiera, że jenialny talent nie poznał sie dotąd na prosto cie, jasności, wielkości i głębokości najpopularniejszej książki na świecie, wyjąwszy między filozofami, tj. na katechizmie. Weszło w Niemczech w modę (?) filozofować niby to po chrześciańsku, z pojęcia panteistycznego, a zatem ateistycznego, co na jedno wychodzi, albowiem ta dusza świata, to wszechbóstwo jest niczem innem, tylko zaprzeczeniem trójosobowego Boga i postawieniem natomiast człowieka, jako najwyższy szczyt wszystkiego co istnieje; który przeto człowiek w swem wydoskonaleniu staje się Bogiem, a wiec Bogiem-człowiekiem, staje się Synem Bożym, gdyż ta dusza świata w nim się po znaje, rozumie i zwierciedli, jak Ojciec w Synu. Tak tylko można sobie wytłumaczyć wyrażenie się naszego pisarza obra zowość. (!!!) Taki Bóg-człowiek, choćby nim był nieboszczyk Hegel, lub Trentowski sam, nie zastąpi nam Pana naszego Jezusa Chrystusa, któremu, czy tam istniał, czy nie istniał, wolno być w wyobraźni ludów ideałem panteistycznego Bogaczłowieka, przynajmniej na tak długo, póki go jakiś najdo skonalszy nowszych czasów Zbawiciel zastąpić nie zdoła       Jedna myśl, jedna dążność tu wytknięta, stworzyć sobie niebo na ziemi. Dla panteisty nie ma przecież gdzieindziej nieba. 151 Wprawdzie natrąca autor o nieśmiertelności, ale niech nikt nie mniema, żeby pod tem uznawał nieśmiertelność własnej osoby, (??!!) to się bowiem odnosi tylko do nieśmiertelności ogółu, lub rodu ludzkiego, dla którego indywiduum czyli szczegół winien się poświęcać; bo jeśli nie zginie, to go czeka niebo, czyli majątek, sława, władza, a jak zginie, to przepadło! ogół zawsze na tem zyskuje.... Czy się panu Trento-wskiemu zdaje, że my tak chciwi jesteśmy tych tam z Wirtembergii nowostek, że niemi zaprawiać musi każdy zdrowy, rozumny pomysł, jaki w jego jasno pojmującej głowie się zrodzi? Czy sądzi, że go bardziej admirować będziemy, kiedy się postawi w sprzeczności z tem, co kościół naucza, a my wierzymy? Jeżeli tak jest, to mogę go zaręczyć, że myli się mocno!" Wszystko, co tutaj przypisuje mi krytyk, jest wprost przekonaniom mym przeciwne i ani postało w mej duszy. On sam rzecz moją wykłada i przekręca po swojemu, a egzegezę taką robi utworem moim. Co słowo, kłam wierutny. Pante-istą nie jestem, jak każdy łatwo już ze wstępu do dzieła tego przekonać się może; a chcąc dzierżyć krzepko nieśmiertelność osobistą, mówię o mieszkającym w nas człowieku wewnętrznym, lub o jaźni z tamtego świata. Filozofia moja była od początku i jest anty germańska. Ona słowiańska, polska. Jeżeli ja trącę Wirtemberszczyzną, to bezwątpienia trącą nią także Arystoteles i Plato, acz żyli w czasach, kiedy Wirtem-berczyków jeszcze nie było. Jednym tchem zarzucać komu rzeczy tak z sobą sprzeczne, jak Panteizm, Deizm, i Chrystusa uznający za Boga Protestantyzm// Czytając taką kry-tykę, pytałem sam siebie: „Co tu mam obwiniać, czy głupotę, nie zdolną rozumieć mej myśli, czy też złość psującą ją zdradziecko i z rozmysłem? Z mśj strony zagadnąć mi wolno: „Czy to takiemi środkami nawraca się do katechizmu, zwłaszcza filozofów? Jeżeli tak jest, to mogę zaręczyć, że krytyk myli się mocno". Lecz dosyć! Któżby wojował przeciw napaściom tego rodzaju? Szło tutaj też nie o mnie, ■ 152 lecz o okazanie tego, jako duch teologii obchodzi się z filozofią,! I cel ten został należycie dopięty. Walcząc zaciekle przeciw umiejętności w ogóle, nie jedynie przeciw filozofii, lecz zgoła jako się to już widziało, przeciw matematyce, teologia słyszy dość często zarzut, iż służy ciemnościom. I tak nań odpowiada: „Zarzut to niesprawiedliwy, bezbożny. Służymy światłości niebieskiej, zaczem rzetelnej, lub takiej, jaką objawił nam Zbawiciel, a odpychamy od siebie niezgodną z nią mądrość ziemską, którą pismo święte nazywa ciemnością. Rzecz się ma przeto wprost odwrotnie. O, my pracujemy około światła! Słuchaj, co prawi ojciec Ventura! „Wiara nie na to jedynie nam jest dana, aby urządzała nam bezpośrednio stosunki z niebem, ale też i na to, aby zaradzała wszystkim nędzom i słabościom ludzkim, a ponieważ między nędzami i słabościami, najsmutniej ducha ludzkiego zniżającemi, niewiadomość jest jedną z pierwszych; przeto kościół pracuje około tego, aby ją pokonać i mądrością prawą zastąpić. Ztąd naturalnie doń należy najpierwej wszech nauczycielstwo. Nauczaniem Chrystyanizm zakrólował na ziemi, nauczaniem bez przerwy od wszelkiej chwili swego istnienia... Kiedy nauki i umiejętności uciekały, wystraszone szczękiem barbarzyńskiego oręża, chrystyanizm dał im w swoich świątyniach przytułek. Tu się przechowywało święte ognisko mądrości, ztąd się żywemi zdrojami rozlała ku oświeceniu narodów do tego stopnia, że w końcu dowiedziono, iż wszelka Oświata, która nie wyszła z klasztorów, jest niebezpieczna i fałszywa. Wszakże świętokradzkiej bezczelności zeszłego stulecia nie dość była na tem, i nie wstydziła się spotwarzać teologii, jakoby była przyjaciółką i orędowniczką ciemnoty, ona, która właśnie na nieprzyjaciół prawdziwej oświaty rzuca przekleństwo swe mówiąc: „Biada wam, iżeście wzięli klucz wyrozumienia! Samiście nie wieszli, a hamowaliście tych, którzy wchodzili." (Łuk. XI, 52.) Po takiem oskarżeniu, w nadmiarze czarnej niewdzięczności i szataniej pychy, mądrość ziemska oderwała umiejętność od wiary, i śród poklasków wrogów katolicyzmu ogłosiła jej sekularyzacyą." 153 7) Mamyż tu szerzej jeszcze rozwijać wątek polityki świętej i rozwodzić sławne jej zasady, np. takie: Omnia pro majore Dei gloria, qui non est nobiscum, est contra nos ?" Nie! Czas zakończyć rzecz. Kto bliżej żąda się z nią zapoznać, niech czytuje pilnie francuzkiego l`Univera albo też Przegląd Poznański, Dodatek do Czasu Krakowski. Tu kończy się nie tylko polityka, ale i wszystka filozofia święta, lub propedeutyka teologiczna. Im bardziej teolog w spekulacyi tego rodzaju jest biegły i wyćwiczony, tem głośniejsze ma u prawowiernych imię. Po naukę przybywają doń z krain dalekich przyszli kapłani pańscy, a słowa jego powtarza z rozkoszą każdy gorliwy zwolennik i sługa św. kościoła. II. TEOLOGIA WŁAŚCIWA. XXI. A) Teologia teoretyczna. Około propedeutyki teologicznej zatrzymało się czytelnika dość długo. I było warto. W niej albowiem panuje filozofia, która, acz bardzo azyatycka, ma przecież urok nie mały. Z niej poznaje się pierwiastek, cel i kierunek teologii wszyst kiej. Teraz przystępuje się do teologii właściwej, lub takiej, co przykuwa się ściśle do przedmiotu sobie danego, t. j. do tych lub owych ksiąg świętych, zakonem i zasadą tej lub owej wiary będących, do przedmiotu, który żywo obchodzi wprawdzie tych", lub owych prawowierców, lecz nie przynosi ogolno-człowieczeuskiego zajęcia. Około niej przeto wolno zabawić się krótko.         154 Teologia teoretyczna sprawuje, (jako już z liczby X i XVII) wiadomo) pierwszy teologii właściwej rozdział. O niej więc czyni się ninie. „Celem teologii teoretycznej jest naprzód: zapoznanie czytelnika lub słuchacza z księgami świetemi, w których czyta się słowo Boże, a które ukazują się całej teologii gruntem ; powtóre: ujęcie osnowy ksiąg świętych, lub słowa Bożego w pewien umiejętny rozwój, ustrój i całokształt, w którym wypowiada się słowo kościelne; potrzecie: zastosowanie bożego i kościelnego słowa, lub obu powyższych części teologii właściwej, do religijnego życia prawowierców. Nie zapoznasz się należycie z księgami świętemi, za starych czasów spisanemi, bez filologicznego, historycznego i krytycznego, słowem, bez uczonego ich zbadania; nie ujmiesz osnowy ich w pewien umiejętny rozwój, ustrój i całokształt, bez wydobycia z niej filozofii, zdolnej rozłożyć się bogato i ugruntować się krzepko; a nie zastosujesz tego wszystkiego do religijnego życia prawowierców, bez wskazania obowiązujących zasad objawionej od Zbawiciela moralności. Ztąd teologia teoretyczna rozstępuje się w trzy części następujące: a)       „BIBLIOGNOZYA, jako poznanie ksiąg świętych, lub Bożego Słowa. b)       „DOGMATYKA, jako ułożenie osnowy ksiąg świętych, w umiejętny system. Tu słowo Boże przeobraża się w słowo kościelne, lub w najwyższą mądrość teologiczną; c)       „ETYKA święta, lub nauka religijnej moralności, jako przeniesienie Bożego i kościelnego słowa w życie prawowierców." Teraz potrzeba wdać się nieco w bliższe zaznajomienie się z każdą teelogii teoretycznej częścią. a) „BIBLIOGNOZYA jest pierwszą teologii teoretycznej częścią. W Propedeutyce teoretycznej okazało się dostatecznie 155 konieczność cudownego objawienia, lub pośrednictwa z niebios. Ma się to objawienie i pośrednictwo w księgach świętych; powinno się zatem uczynić je pilnego i sumiennego badania przedmiotem. Czyni to też teologia. Na różnych miejscach ziemi różne widzi się księgi święte. Tu utwierdziła się Weda, tam Zenda-Westa, indzie Słup Herme- , zyański, indzie Konfucyuszowe Słowo, indzie Koran. W chrześciaństwie panuje Biblia, z dwu zakonów złożona. Stosownie do różnych wiar i różnych ksiąg świętych, różne są Biblio-gnozye. Wszelaka z nich atoli zastanawia się: naprzód nad tak zwaną autentycznością ksiąg świętych, chcąc przekonać się, czy one są rzeczywiście pochodzenia Bożego; powtóre nad prawowitością stróża ich kościoła, chcąc się przeświadczyć, ażali on przechował je i oddał w ręce nasze nietykalnie; — potrzecie nad sposobami do dokładnego ich zrozumienia i wykładu. Ztąd bibliognozya rozpada się w trzy udzielne nauki: I.) ,,KANONIKA, pierwsza część bibliognozyi, ma wyśle-dzić, jakie pisma, rozdziały i wiersze; a nawet wyrazy, kościół uważa za prawe i policza do ksiąg świętych. W każdego rodzaju księgach świętych, w różnych czasach i od różnych ludzi przepisywanych najdzie się mnóstwo miejsc podejrzanych, siła zdań złością różnowierców w ogólny łańcuch wplecionych, nawet całe rozdziały podrobione i podsunione. Jaki tu sprazvdzian poznania? Na czem się oprzeć, ażeby odróżnić słowo prawe od nieprawego? Tu rozstrzyga uznanie i powaga kościoła. ,,Każda część pisma świętego, każde pojedyńcze jego miejsce, które kościół uznał i uznaje za prawe, zowie się kanonem, a po polsku czczewem, od czczenia, jakiego kanon doznaje. Co kanon, czczewo? Uznane od kościoła słowo boże. Od kanonu pochodzi kanoniki nazwa." W dalszy nauki tej ciąg zapuszczać się nie będziemy, bo przystąpićbyśmy musieli do tych lub owych z początku, a wreszcie do wszystkich ksiąg świętych, jakie są różnych wiar jasłami, co atoli już wychodzi za sprawozdania niniejszego zakres. 156 II. „KRYTYKA, druga część bibliognozyi, następuje po-kanonice. Przynależy także przy każdym rozdziale i wierszu,, a nawet wyrazie, bacznie rozważyć, ażali kościół, w niedostatku wiadomości nieohybnych, nie dał uwieśdź się pozorami prawdy i nie przyjął miejsc pisma świętego nieprawych' za prawe. Zły duch kusił samego Zbawiciela, a kłam odziewa się rad w sukienki prawdy. Szych podobny bardzo do złota. Odkrywszy coś nieprawego i mając na to niezłomne dowody, czyni się liczbę pokornie i w najlepszej chęci przed kościołem, ku ogólnemu pożytkowi i ku czci mądrości Bożej. Że kościół, który jest nieomylny, otwiera tu każdemu teologowi dobrej woli, bogobojnemu i skromnemu, szerokie do poszukiwania uczonego szranki, to właśnie dowód, jak żywo i mocno chodzi mu o rzetelne słowo Boże." III.) „EGZEGETYKA, trzecia i ostatnia część bibliognozyi, wychodzi teraz na widnią. Przekonawszy się z kanoniki i krytyki o prawości ksiąg świętych i pozyskawszy wreszcie rzeczywiste czczewa, powinno się dbać o należyte ich pojęcie. Egzegetyka jest tedy nauką, kuszącą się o rzetelne pisma świętego rozumienie. Charakterem jej głównym filologia świe-ta. Powinna wdać się w język sanskrycki, arabski, irański, hebrajski, grecki, łaciński, słowem każdy, którym mówił niebios wysłaniec, lub w którym najpierwej naukę jego spisano. Zrozumiawszy dobrze czczewa w języku pierwotnym, porównywa się je z przekładami na języki nasze, chcąc się przekonać, ażali spuścić się na nie można. „Egzegeza, od której pochodzi Egzegetyki miano, jest wyraz grecki expositio, explicatio. Używa się go, chcąc oznaczyć filologiczne rozjaśnienie ksiąg świętych. O roz-jaśnieniu zaś ksiąg starych, ale nie świętych, np. pism Homera, Virgilego, mówić się zwykło w tymże znaczeniu interpretacya. Egzegeta zowie się uczony wykładacz filologiczny pisma świętego, a egzegezować znaczy tyle, co za pomocą filologii tekst pisma świętego sprawdzać. „Trudny jest nadzwyczaj zawód Egzegety. Mało, że biegłym ma być w starych, dziś już umarłych językach. Znać 157 się powinien dobrze na dziejach, obyczajach i zwyczajach, na prawodawstwie religii i oświacie wszystkich tych ludów, z któremi pismo święte ma jaki taki związek. To ogromne głębokiej uczoności morze! A teolog powinien morze to przepłynąć, jeżeli nie chce być pospolitym klechą, gdyż w końcu końców na egzegetyce gruntuje się teologia cała." Najsławniejszymi egzegetami chrześciańskiego świata byli między ojcami kościoła Orygenes, Chryzostom, Teodoret, Dyo-dor z Tarsu i Hieronim. Za średnich wieków ma powagę tak zwana Vulgata i nikt nie trudni się egzegetycznem jej sprawdzaniem. Dopiero od czasów reformacyi poczęto biblią tłumaczyć na nowo i tekst jej wyrażać o ile można, wiernie, jasno a dokładnie. To powiodło znowu do prac egzegetycz-nych, których ma kościół protestancki huk. „Lecz nie dość egzegecie, iż przywrócił każdemu wierszowi ksiąg świętych za pomocą gruntownych poszukiwań językowych prawość i okazał jego autentyczność. Potrzeba mu jeszcze znać, jako ma rozumieć i wykładać to wszystko w duchu kościoła świętego, aby nie popaść na bezdroża i obłędy kacerskie. On głowa jedyna, mylić się mogąca, nie ma prawa do wyrokowania o właściwem pisma świętego rozumieniu. To rzecz kościoła, w którym przebywa i działa Duch święty. Dla tego też kościół daje prawidła, których dzierzyć się powinien prawowierny egzegeta. Zbiór prawideł takich, stanowiących zwykle wstęp do egzegetyki, zowie się hermeneutyką. „Hermeneutyka, wyraz grecki od , interpretor, explico, znaczy naukę prawodawczą dla egzegety, wskazującą mu, jako wykładać pismo święte. Hermeneutyka ma się do egzegetyki, jak teorya do praktyki. Bez hermeneutyki egze-getyka staje się kacerską. Protestanci mają egzegetykę, lecz nie przyjmują hermeneutyki. „Prawda, iż za pomocą hermeneutyki pismo święte wyłożone bywa, nie w duchu przedmiotowym, lub takim, w jakim je początkowo ułożono, lecz w duchu kościelnym, lub w takim, w jakim je żąda się mieć; lecz zyskuje na tem jednomyślność religijna. Wreszcie między duchem kościelnym, 158 który jest nieomylny, i między Duchem świętym nie trzeba szukać istnej różnicy.'' Czyni się tu jeszcze następującą uwagę: Nie dość, że egzegetyka i hermeneutyka związane są z sobą nierozłącznie, stanowiąc naukę jednę właściwie. Egzegetyka sama przybiera często hermeneutyki miano, a wtedy między znaczeniem jednej i drugiej różnicy nie ma. Z powyższego rozwoju bibliognozyi przeświadczyć się można, że teologia, acz ogranicza się w przymierzeniu do nieskończenie wielkiego świata Bożego, na arcyszczupłym i ciasnym świeciku, którv schować da sie do kieszeni, a którym są księgi święte, poczyna sobie we wszystkiem sumiennie i gruntownie; że tedy przynależy się jej przynajmniej z tej strony, poważne i czcigodne umiejętności imię. Przy bibliognozyi namienić wypada o apokryfach, lub apokryficznych księgach, od, latebra, latibulum. Rozumie się pod nićmi pisma takie, których autentyczność uznaje wprawdzie kościół, których atoli nie przyjmuje za kanoniczne. Wiele jest apokryficznych ksiąg starego zakonu, które umieszczać się zwykło na samym jego końcu. Są apokryfy, należące także do nowego zakonu, które atoli bywają zeń zwykle wyrzucane. Niektórzy teologowie widzą w Apokalipsie, lub objawieniu św. Jana, także Apokryf.          b) „DOGMATYKA teraz siaduje, jako teologii teoretycznej część wtóra. Jest to kościelne, ile podobna, umiejętne przełożenie wszystkich pierwiastków, zasad, nauk i celów wiary danej, lub całokształt filozofii, od wysłańca niebios wyjawionej, a od duchowieństwa urobionej, uznanej i rozsnutej. Zadanie umiejętności tej zależy na tem, iż zbiera i splata się w jeden wiec poważny nauki religijne, w księgach świętych rozproszone, i wyjaśnia się je w duchu prawowiernego kościoła. Kto uprawiać chce ważną i trudną tę umiejętność z pożytkiem dla drugich i chwałą dla siebie, znać się powinien nie tylko na bi 159 bliognozyi i wszystkich jej częściach, tudzież na kierunku i duchu kościoła, lecz także na filozofii świeckiej, bez której obejśdź się tu nie można. „Bibliognosta przekonywa się rychło, że w księgach świętych nie ma umiejętności właściwej i ścisłej, lecz tylko urywkowe zdania i lekkie skinienia, lub przypowieści i przykłady, które wykładać się dają rozmaicie. Potrzeba tedy, ażeby znawcy ksiąg świętych, duchem Bożym owiani, zebrali się na sobór i postanowili raz na zawsze, jako ma kościół słowo pańskie rozumieć i tłumaczyć, lub w ogóle, jako ma nauczać. Są krom tego pewne teorye ogólne, teologiczne i filozoficzne, np. o istocie Boga, o Trójcy w Bogu, o stosunku Stwórcy do stworzenia, o początku złego, teorye, których księgi święte albo nie dają wcale, albo też orzekują krótko i niedostatecznie. Należy się więc porozumieć, jako wykładać je w duchu kościoła jednozgodnie. Tym sposobem tworzą się do-gmata, lub po polsku kościele. Od dogmatów pochodzi dogmatyki nazwa, „Dogma jest kanon, myślą kościelną bliżej oznaczony, a umiejętnie pojęty i rozwity, lub po polsku kościel, to czczewo od kościoła wyłożone. Kościel nie jest już słowo martwe i zmroczne, w księgach świętych pogrzebione, jak czczewo, lecz słowo żywe, w uściech sług pańskich i pra-wowierców brzmiące. On, to czczewo zmartwychpowstałe, odtajone, a broniące się i zwyciężające. Tworzy się na łonie czasu, jako dostały owoc kościelnego ducha, który gruntuje się na wiekuistym duchu Bożym. „Całokształt kościeli lub system dogmatów zowie się dogmatyką. Co ona? Filozofia objawionej wiary, ale podległa, bo od Bożego i kościelnego ducha zależna, umiejętność mistrzowska najprzedniejsza, bo na mądrości z tamtego świata oparta i zbudowana. Dogmatyka, to królowa w obrębie nauk teologicznych i filozoficznych. Przed nią mędrzec ziemski powinien padać na kolana, korzyć się w prochu i wyznać rozumu swojego niemoc. Ona ma to, czego nie posiada żadna filozofia 160 ludzka, tj. powagę najczcigodniejszą i powszechnie uznaną, tudzież nieomylność istną." Kościel ma pospolicie od czczewa, a dogmatyka od pisma świętego więcej znaczenia i wagi. Duchowieństwo przynajmniej przebaczać zwykło snadniej obrazę Boga i Zbawiciela, niż sprzeczność z dogmatyką. Filozof, by też okazywał co chwila, że nauka jego zgadza się z pismem świętem, potępion będzie, jeżeli nie dba wiele o dogmatykę. Biada mu, gdy podnosi słowo Boże, a poniża słowo kościelne, albowiem dowodzi przez to, iż on zrozumiał głos z niebios dokładniej od duchowieństwa! Czy sądzisz, iż wyjawia się tutaj sobkostwo kapłańskie? Nie! „Rozum kościelny to kwiat, z rozumu Bożego wykwitujący!" Dogmatyka rozstępuje się zwykle w trzy następujące części: 1) ,,Nauka kościelna o istocie Boga. Tu dowodzi się, że tylko taki Bóg, jakiego głosił i nauczał niebios wysłaniec, a opowiada kościół święty, jest i może być prawdziwy; że Boga tak tylko rozumieć trzeba, jako rozumieją go księgi święte i wykład ich kapłański. Tu przedstawia się Trójcę Przenajświętszą, tudzież przymioty i dzieła Boże. Tu wreszcie zbija się nauki dotychczasowych filozofów o Bogu, jako niedostateczne i błędne, lub przytacza się je w dowodzie rzeczy, ilekroć się z nią zgadzają. Jest to teozofia kościelna. 2)       „Nauka kościelna o istocie świata. Tu wykłada się, zgodnie z pismem, jako Bóg świat stworzył i co istotą jego uczynił; jako wywołał do bytu pierwszego człowieka i co za cel mu na ziemi naznaczył. Tu wystawia się stosunek stworzenia do stwórcy, wielkość Bożą, a maluczkość ludzką i zni-komość rzeczy. Tu mówi się wreszcie o upadku człowieka i grzechu pierworodnym, na wszystek ród ludzki przelanym, tudzież o konieczności cudownego odkupienia. A wszystko to gruntuje się na słowie Bożem i na przekonaniach świętego kościoła. Jest to kosmozofia kościelna. 3)       „Nauka kościelna o istocie Zbawiciela. Tu ukazuje się stosownie do tej lub owej wiary, albo, że Zbawiciel jest sam 161 Bóg żywy i wcielony, albo, że prorok Pański znał {Boga dobrze i obcował z Nim, a przeto mógł być wiernym słowa Bożego wyrazem. Tu wyświeca się, że w Odkupicielu były dwie natury, jedna Boża, druga człowiecza; że on tedy mógł być i jest pomiędzy Stwórcą, a stworzeniem pośrednik prawy. Dalej toczy się mowa o Osobie samej Zbawiciela, o dziełach Jego Boskich; o cudach które uczynił i któremi dowiódł pochodzenia swego z niebios; ó prorockim, arcykapłańskim i królewskim urzędzie Jego na ziemi; o poświęceniu się dla człowieczeństwa, a niesłychanej łasce i miłości Jego; o duchu Jego żyjącym dotąd w kościele świętym; o widzialnych jego namiestnikach; o sakramentach, o żywocie wiecznym, ciał zmartwychwstaniu i ostatecznym sądzie. Wszystko to układa się umiejętnie, systematycznie i zgodnie ze Czczewern. Jest to, iż tak rzekę, soterozofia kościelna." Widzi się, że treść dogmatyki ma nieco podobieństwa do metafizyki świętej, o której czyniło się pod liczbą XVIII w propedeutyce. Metafizyka ta atoli, której celem usposobienie młodego ducha do teologii, odwołuje się jeszcze do rozumu ludzkiego i do filozofii zwyczajnej, a dogmatyka, której zadanie, ukształcić należycie i ostatecznie dzielnego kapłaua, sadzi się na rozumie Bożym i na księgach świętych. Ma się dogmatykę w Indyach, Japonii, Tybecie, muzułmańskich krajach, wszędy, gdzie urobiła się pewna nauka kościelna, na księgach świętych oparta. Śród Chrześcijaństwa pierwszym dogmatykiem był Ojciec kościoła Orygenes, żyjący w trzecim wieku. Po nim następują: S. Augustyn w czwartym Izydor Hispaleńsis w szóstym, i Jan z Damaszku w ósmym wieku. Za czasów średnich uprawiano chrześcijańską naukę z wielkim zapałem i powszechnie. Wszystko tu było dogmatyką; niczem więcej, tylko dogmatyką. Że zaś poddano tu, zarówno rozum Boży, jako rozum ludzki, pod rozum kościelny, a popadnięto w czcze fraszki i niepotrzebne subtelności; więc rzucono na dogmatykę bardzo niekorzystne światło, które dzierży się jej dotąd. Filozof nowoczesny też niczego nie lęka się bardziej, jak zarzutu dogmatyczności w swych twierdzeniach. Panteon tom 1.   11 162 Tylko w Hiszpanii, Polsce i innych krajach, w europejskim ducha rozwoju wstrzymanych, zowie się ten mędrcem prawym, kto zgadza się z dogmatyką, lub jest jeszcze Scholastykiem ; lecz we Francyi, w Niemczech i Anglii rzecz się ma inaczej. Tu umiejętność jest swobodna i pracuje bez przeszkody w obrębie własnym, nie troszcząc się bynajmniej o dogmatykę. Pomiędzy protestantami pierwszym dogmatykiem był Me-lanchton. Miał i ma on dziś jeszcze wiele, a szanowanych bardzo następców. c) ETYKA ŚWIĘTA, lub nauka religijnej, a w oznaczeniu bliższem, np. chrześcijańskiej, muzułmańskiej moralności, stanowi trzecią i ostatnią teologii teoretycznej część. W dogmatyce słowo Boże przeobraża się w słowo kościelne, stające sią umiejętnie rozpoznaną i rostoczoną sług Pańskich mądrością, u prawowiernych rzesz wiarą. Słowo to jest najwyższy żywot duchowny. Lecz ono dopiero teorya święta. Potrzeba więc przeobrazić je w praktykę świętą i zamienić w czyn a to równie w kościele, jak za kościołem. Stąd wyrasta, iż dogmatyka przerzuca się nakoniec w etykę świętą. Etyka święta należy jeszcze do teoretycznej, lecz przeprowadza i sposobi umysł do praktycznej teologii, o której czynić się będzie niezabawem. „Co dogmatyka naucza o stosunku człowieka do Boga, Zbawiciela i świata, wszystko to okazywać ma prawowierca, mianowicie zaś ksiądz, w pobożnem prowadzeniu się, postępowaniu i uczynku. Powinien on mieć cnoty, uczucia i myśli dogmatyczne, a być cały wcieloną, usposobioną i działającą dogmatyka. Powinien wyprzeć z siebie ducha własnego, a stać się jednym ducha kościelnego przybytkiem. Krótko mówiąc, pierwiastkiem, piastą i celem etyki świętej dogmatyka. Bez dogmatyki nie ma też etyki. „Kościół, chcąc przelać teoryą swoję w praktykę, a nauki dogmatyczne w żywot duchowieństwa i prawowierców, wykłada młodym teologom religijną moralność. Tutaj wskazuje 163 się, jakim sposobem Prawda objawiona od Zbawiciela, a wyłożona od kapłaństwa, którego myślami kieruje Duch święty, przejśdź może w rzeczywisty żywot powszechny i stać się widoma. Tutaj objawienie Boże i kościelne wciela się w ludzkości krew. „Etyka święta daje dogmatyczne pojęcia o istocie dobrego, o cnocie i powinności, o obowiązkach na łonie kościoła, państwa i rodziny, o żywocie na piersiach Królestwa Bożego, które Zbawiciel utworzył i ugruntował, o spokoju, szczęściu i zbawieniu ducha, który położył ufność w nauce kościelnej i potężnej wierze. „Czyli jest jaka pomiędzy etyką świętą i zwyczajną różnica? Jest, a bardzo wielka. Etyka zwyczajna gruntuje wszystko na sumieniu każdego człowieka pojedyńczego, będą-cem oną światłością z niebios, wszystkim ludziom daną, której św. Jan Chrzciciel niesie świadectwo; etyka zaś święta nie odrzuca wprawdzie tego sumienia, lecz podkłada je pod sumienie kościelne, jako bez miary wyższe, będące oną światłością, bez miary wyższą, którą przyniósł Zbawiciel sam, a która zowie się objawieniem cudownem. Słowem, moralność zwyczajna sadzi się na sumieniu własnem, a święta na sumieniu kapłańskiem. Nie wrodzone dobrego i złego poczucie własne, lecz myśl, nauka i wola kościelna sprawuje tu sprawdzian i probierz." Chcąc nacechować różnicę etyki zwyczajnej od świętej, zapytaj tej drugiej: Co najprzedniejsza cnota? Może posłuszeństwo Bogu, którem słyną aniołowie? Nie, bo naucza tego etyka zwyczajna. Może więc posłuszeństwo Zbawicielowi? Także nie, bo Zbawiciel Bóg żywy i wcielony, a kto mu posłuszny, posłuszny jest samemu Bogu. Cóż tedy najprzedniejsza cnota? Posłuszeństwo kościołowi świętemu, lub posłuszeństwo ślepe nauce i rozkazom działającego w imię Boże i Zbawicielowe duchowieństwa. — Podobnąż różnicę między dwiema etykami temi najdzież, gdy zagadniesz: jaka najprzedniejsza miłość? Może miłość Boga i bliźniego? Nie, bo to pospolity, wszystkim przykazany obowiązek. Może miłość Zbawiciela? Także 11* 164 nie, bo Zbawiciel a Bóg jedno jest. Cóż tedy? Miłość kościoła. Ksiądz Zygmunt Golian pisze: „Ventura, mówiąc o kapłanie, zajmującym jedno z wyższych stanowisk w kościele, podnosi w nim cnotę, dla której ma zawsze najwyższe uwielbienie i którą wtenczas nawet przyświecał, kiedy, jak sam wyznaje, w wyborze środków pobłądził. Tą cnotą jest miłość kościoła, bez której kapłan, niżej, czy wyżej stojący, jest jak zagasła pochodnia; ta miłość, która sługę Bożego czyni Boskim Chrystusowym przyjacielem, a bez której jest on tylko sługą świata, sługą własnych i cudzych słabości; — ta 7niłość, która jest źródłem mądrości, dając bodziec do ciągłych nauk i badań, ażeby być gotowym do każdej walki za świętość i prawa Oblubienicy Pańskiej; — ta miłość, która przez ciągłą i żarliwą modlitwę za kościół, jego powodzenie, jego chwałę, jego tryumf, wyrabia to w duszy kapłana, iż cały żyje kościołem, a w działaniu swojem jest prawdziwym jego wyobraźnikiem;— ta miłość nakoniec, która nigdy nie da odpocząć, ale jak ogień trawi sługę Bożego w ustawicznych pracach, bądź to konfesyo-nału, bądź ambony, bądź służenia ubogim, bądź wreszcie w powierzonym sobie jakim bądź duchownym urzędzie; która nic nie pozwoli przedsiębrać kapłanowi, w czemby nie mógł wystąpić jawnie, jako kapłan, w czemby był zmuszony kryć swój święty charakter i w czemby sobie nie mógł powiedzieć, że ma na myśli i w sercu, co miał Boski jego mistrz i co ma zawsze w swoim kościele". Etyka święta zamyka tak teologią teoretyczną, jak polityka święta propedeutykę teologiczną, a etyka i polityka ta mając wciąż jedno i tożsamo na oku, tj. dobro kościoła, są nieraz trudne do rozróżnienia. XXII. B) Teologia praktyczna. „Dotąd zabawiała nas teologiczna teorya; teraz sadzi się przed nami teologiczna praktyka. Dotąd miało się na celu 165 usposobienie młodego człowieka na księdza; teraz zwraca się uwagę na działalność księdza i wpływ jego na rzesze. Dotąd wlepiało się oczy w teologicznego ucznia; teraz baczy się na teologicznego nauczyciela. „Teologia ta oświeca kapłanów, jak mają pełne życie kościoła, a właściwie duchowieństwa, przewodzić w życie roz-leglejsze, w życie lajów, w życie parafii, narodów i człowieczeństwa całego, nieprzestając być sternikami jego i mistrzami. „Dopnie się tu zamiaru, zważając na trzy rzeczy: na nauczanie ludu najstosowniejsze, na rząd kościoła i na świątobliwy żywot kapłański. Stąd trzy oddziały tej teologii: a)       „Nauka o służbie kościelnej b)       „Nauka o rządzie kościelnym, c)       „Nauka o życiu kapłana". a) „NAUKA O SŁUŻBIE KOŚCIELNEJ stanowi pierwszą teologii praktycznej część. Na czem zależy głównie służba kościelna? Na nauczaniu rzesz, wiary i odprawowaniu religijnych obrzędów wszelakiego rodzaju. Że zaś inaczej nauczać trzeba dzieci, a inaczej ludzi dorosłych, przeto nauczanie wiary rozkłada się we dwa osobne rozdziały, a rzecz o religijnych obrzędach sprawuje rozdział trzeci. Stąd trzy tutaj rozstępy: 1) Katechetyka jest nauką, jak wykładać się powinno prawdy religijne dzieciom. Że zaś z dziećmi nie można rozumować, lecz potrzeba wrażać im w umysł główne zasady wiary krótko i urywkowo; przeto ukazuje się dla nich najstosowniejszy katechizm. Co tedy katechetyka? Nauka, jako się ma układać ustnie, lub piśmiennie katechizm. „Nie jest bynajmniej łacna, dobrym być katechetą i umieć wygotować ku użytkowi swemu porządny katechizm. Potrzeba tu najgłębsze prawdy i najniedocieczeńsze tajemnice 166 wiary tak wysłowiać, ażeby przyjąć je mógł umysł dziecięcy bez wielkiego trudu. Nie dość! Nauka księdza ma być taka, iź płynąć będzie do duszy, jak olej cichy i śliski, ale nie rozbudzi w niej wątpliwości kwasu. Inaczej katechizm usposabiałby młodzież do myślenia i filozofii, nie zaś do wiary i religii. Z tych powodów kościół święty daje młodemu teologowi, jako przyszłemu nauczycielowi dziatek, pewne, na tysiącolet-nich doświadczeniach oparte, dotyczące się katechizmu prawidła i przestrogi. Posyła go nawet do szkoły katechumenów, lub tych, co uczą się katechizmu, i każe mu, w obliczu doświadczonego mistrza, katechizować ich, ażeby rozwinąć mógł w sobie talent do tego, który jest wielkim ducha świętego darem. To też katechetyki zadanie, treść i praca. II) „Homiletyka oświeca młodego kapłana, jakim sposobem wykładać ma naukę kościelną ludziom dorosłym. Katechetyka i Homiletyka tkną się nauczania rzesz jednako, a mają konieczny i taki z sobą związek, iż wtóra sporządza pierwszej dalszy ciąg, czyli, iż Homiletyka jest roztoczą obszerniejszą i głębszą katechizmowego przedmiotu, wdającą się w rozumowanie i pewną teologiczną gruntowność, o ile dopuszcza tego płeć, wiek i wykształcenie słuchaczów. W Ho-mitetyce podaje się wiarę rozumowaną. „Są tutaj trzy rozdziały: a) „Nauczanie dorosłych ma miejsce zwykle i głównie w kazaniu. Ztąd prawidła kazania, lub kaznodziejskiej wymowy, różniącej się bardzo od krasomówstwa zwyczajnego i od akademickiego wykładu ściśle naukowego, bo posiadającej smolne drwa z niebios ku rozrzarzeniu ognia miłości do rzeczy świętych, wykładane tu bywają i sprawują pierwszy homiletyki rozdział. Dobrym być kaznodzieją, który gorącą wymową sprawuje cuda, to rzecz nielada. Potrzeba ku temu mieć dar oraz z niebios i urodzić się na Złotoustego. Kościół atoli, acz miło mu mieć wybornych mówców, stara się li o to, ażeby każdy ksiądz umiał w kazaniu głosić słowo Boże. Dla tego też seminaryści pisują kazania w miejsce stylistycznych 167 ćwiczeń, a prawią je długo w obec starszego duchowieństwa, nim otrzymają, pozwolenie występować z niemi samodzielnie. „Dorosłych naucza się często w homiliach, od których pochodzi Homiletyki nazwa, a które są dłuższym i umiejęt-niejszym wiary wykładem, jakiego używa się np. w obec se-minarystów, lub akademickiej młodzieży, tudzież w różnego rodzaju rekolekcyach; słowem w tem, co zowie się w Paryżu les Conferences, a co przyniosło księdzu Lacordairowi i innym w Notre Dame rozgłośne imię. Dają się więc prawidła pisania Homilii i przeznacza się je uczniom miasto ćwiczeń, które później odczytują przy stole i w przytomności przełożonych. Słynie homiliami dziś także ojciec Ventura, z którego czyniło się tu wyjątki. Oto drugi homiletyki rozdział. ) „Dorosłych wreszcie nawracać trzeba do prawdziwej wiary, gdy albo jej nie znają wcale, albo też od niej odpadli. Ztąd dać potrzeba naukę księdzu o najstósowniejszem nawracaniu pogan i odszczepieńców do prawdziwej wiary, czyli o prozelictwie. Słuchają nauki tej szczególniej Missyonarze, którzy mają ochotę iśdź w inne części świata ku nawracaniu pogan, lub w kraje kacerskie, ku nawracaniu obłąkanych fałszywą wiarą. Biskupi znać się na niej powinni, ażeby nawracać umieli filozofów i sławnych a bezbożnych pisarzy. Otóż trzeci i ostatni homiletyki rozdział. III) „Liturgika jest nauką liturgii, lub odprawowania religijnych obrzędów wszelakiego rodzaju, jako np. w chrześciańskim świecie, przy chrzcie, bierzmowaniu, ślubie, wywodzie, pogrzebie, przy spowiedzi i komunii, przy wszystkich Sakramentach, a wreszcie przy mszy, processyi, całem nabożeństwie kościelnem. Jest to najpraktyczniejsza część teologii praktycznej. Do niejednego religijnego obrzędu trzeba zaprawiać się zwolna, jak do tańca, lub musztry. Nie obojętna to wcale, gdy odprawiając mszę, odwróci się ksiądz całkowicie, lub przez połowę, prawą, lub lewą stroną od ołtarza, ku błogosławieniu ludu i śpiewaniu słów pewnych. Obrzędom religijnym towarzyszyć powinna świętości promiennica, trudna do nabycia. Jeżeli im jej braknie; staną się przed 168 miotem złośliwego szyderstwa. Częstokroć główna tu rzecz długie ćwiczenie mechaniczne. Tu należy także nauka śpiewu, mszy i nabożnych pieśni. „Jeżeli kapłan, jako homileta dobry, podrzucił kazaniem lub homilią myśl słuchaczów do niebios; to jako liturg dobry, sprowadza ją, np. przy ślubie, lub pogrzebie, napowrót ku ziemi. Tak jednoczą się w kapłańskiej służbie istota i forma, duch i ciało, Bóg i człowieczeństwo, kościół i lud. „Liturgia uczy odprawiania kościelnego nabożeństwa, które ukazuje się w gruncie sztuką piękną najprzedniejszego rzędu, sztuką, świętą i Bożą, a przyjmującą ku pomocy swej śpiew, gędźbę, malowidło, architekturę, wszystkie sztuki świeckie. Liturgika, to tedy estetyka kościelna. „Jest jeszcze jedno liturgii znaczenie. Rozumie się pod nią także tyle, co rytuał, lub księga, oznaczająca prawa, przepisy i modły obrzędów kościelnych. Taką liturgią jest np. w katolickim świecie dzieło Grzegorza 1., który w kanonie mszalnym oznaczył ściśle wszech kościelne nabożeństwo, biorąc pod opiekę gędźbę i śpiew. Reformacya Lutra zaprowadziła w prostestanckim kościele liturgią inną, głównie na kazaniu polegającą. Śpiewa tu, nie ksiądz, lecz cała gmina. Liturgia ta nosi często imię kościelnej agendy." b) NAUKA O RZĄDZIE KOŚCIELNYM sprawuje drugą teologii praktycznej część. Kościół urobił się w olbrzymie, przez liczne narody rozpostarte stowarzyszenie, które istnieje, jako jedno w sobie żywotne ciało. Stowarzyszenie takie, na ważne i konieczne odmiany pod niebem coraz innem i na piersiach narodów różnych narażone, nie może ostać się bez krzepkiego rządu i wewnętrznego nastroju mądrego, słowem, bez dzielnego urządzenia hierarchii. Jako we wszelakiem, tak i w tem ciele, jedna przemieszkiwać ma dusza, myśl i wola. „Kościół obiera sobie przeto zazwyczaj najprzedniejszego arcykapłana, lub naczelnika, który zastępuje Zbawiciela na 169 ziemi, a staje się prawowierców głową. Powaga jego musi być wielka i ztąd przyznaje się mu nieomylność Boża. On sam i głos jego święty. Z naczelnikiem a podwładnymi, tudzież z władzą kościelną a świecką byłyby rosterki, waśnie i drażliwe wciąż stosunki, ze szkodą dla całego wyznania, gdyby z góry i naprzód nie zaradziło się złemu. Jakim sposobem ? Zakonem kapłańskim, lub konstytucyą kościelną. Otóż usprawiedliwia się tutaj ten zakon, tę konstytucyą, wynosząc ich mądrość i pożyteczność. „Gdzie zakon taki, konstytucya taka, tam prawodawstwo i obowiązujące prawnictwo. Nauka o rządzie kościelnym zamyka się tedy głównie w tak zwanem prawie kanonicznem. ,.Młody teolog uczyć się ma prawa kanonicznego starannie, gdyż inaczej nie umiałby bronić ani kościoła, ani własnego stanu duchownego. Nie znałby władzy, złożonej w jego ręku i byłby złym księdzem." W Chrześciaństwie prawo kanoniczne jest bardzo rozległe i ważne, a nauka jego zawiła i trudna. Nie wdaję; się tutaj w osnowę jego, gdyż mówić się o niem będzie, przekładając rzecz o prawnictwie w ogóle. To tylko się namieni, iż dwa prawa: kanoniczne i rzymskie, są dotąd wszech prawnictwa zasadą. Ztąd nazwa: doktor obojga praw. „Za pomocą prawa kanonicznego kościół stał się podobny do onego więcierza z niebios, w którym ułowione narody i ludy są, jak ryby, do użytku jego; lub stał się monarchią powszechną i świętą, której dzielnicami monarchie świeckie. Jest to królestwo Boże na ziemi, któremu poddane są z woli Pana Panów wszystkie królestwa ludzkie. „Kres nauki całej o rządzie kościelnym jest: przekonanie duchowieństwa i świata, iż kościołowi Pańskiemu przynależy się najwyższe i ostateczne zwierzchnictwo. Ksiądz Zygmunt Golian pisze: „Czem jest dusza dla ciała w układzie człowieka ; czem jest prawda dla umysłu względem rozumu; czem jest mąż dla niewiasty w układzie rodziny; czćm jest panujący dla szlachty w układzie państwa; czem jest papież dla 170 biskupów w układzie kościoła: tem jest kościół dla wszech ludów w układzie społeczności prawdziwej." c) NAUKA O ŻYCIU KAPŁAŃSKIEM, jest wreszcie trzecią i ostatnią teologii praktycznej częścią. Niedość, iż kapłan naucza dzieci i dorosłych prawd wiary, odprawuje nabożeństwo i zna swe prawa. Powinien na własnej osobie stawić budujący przykład świątobliwego żywota i umieć wysoki urząd swój piastować godnie. Dla parafii swojej ma być onym parakletem, duchem pocieszycielem, którego przyobiecał światu Zbawiciel. On nieszczęśliwym niesie błogą odelgę a szczęśliwych miarkuje śród pomyślności i zawraca ku Bogu; tych oświeca, innych gromi i karze, innych wyklina i wyłącza od społeczności wiernych. Słowem, powinien być zawsze wybornym, a w niektórych razach bardzo rozstropnym poruczonych sobie owieczek pasterzem. Nauka o tem wszystkiem zowie się teologia pastoralną, jest pewnego rodzaju antropologią kościelną, a zawiera w sobie nawet dla laja wiele ciekawych rzeczy z życia i działania duchownych. .,Co tedy teologii pastoralnej wątkiem? Nauka, jako ksiądz sprawować się ma zaszczytnie dla siebie, a korzystnie dla kościoła, we wszystkich swych położeniach, w spowiednicy, przy umierających, przy zabierających się do małżeńskiego stanu, przy odbieraniu przysięgi, przy działaniu na królów, wielkich panów i maluczkich z ludu, na niewiasty i dzieci, na urzędników i żołnierzy, na filozofów, niedowiarków i złoczyńców, słowem, jako ma wojować z piekłem i światem, a nie uszczerbić ani w sobie, ani w kim innym nieba. Służba ta Bogu i kościołowi świętemu daje podciągnąć się pod słowa: „Bądźcie roztropni, jak węże, a niewinni, jak gołębie!" Część ta teologii zowie się także niekiedy roztropnością pastoralną. „Księga, w której rozprawia się o obowiązkach ducho wnego stanu, zowie się pastorałem. Że zaś modlić się naj 171 pierwszy księdza obowiązek, to pastorał zamyka w sobie także modlitwy ułożone ku potrzebie duchownych. — Mówiąc o teologii pastoralnej, wypadało wspomnieć o pastorale. „Teologia pastoralna zakończa tak teologią praktyczną, jak etyka teoretyczną, a polityka święta propedeutyczną. Wszędy tu treść ta sama, lecz w odniosłości innej. „Tutaj teologia właściwa zostaje już wyczerpana i ukończona. Jednakże ona żyje, a żywot jej, jak każdy inny, przepływa w dzieje. Wreszcie teorya, którą poznało się dawniej, i praktyka, z którą żegna się właśnie, wymagają obopólnej kojarzni, lub tak zwanej synezy. Ztąd zradza się właściwej teologii część trzecia, będąca obu powyższych zjednoczeniem , oraz nauczającem dzisiejszy czas przeszłości zwierciadłem. Przystępuje się tedy do niej." XXIII. C) Teologia historyczna. „Teologia ta obiera się dziejami trojakiego rodzaju, naprzód, dziejami kościelnej teoryi; powtóre, dziejami kościelnej praktyki; potrzecie, dziejami samego kościoła. Składa się zatem z trzech następujących części: I) „DZIEJE DOGMATÓW wystawiają kolejny i stopniowy rozwój kościelnej teoryi na łonie czasu. Pismo święte nie zmienia się wcale i pozostaje wciąż jednakie, ale pojęcie jego może być płytsze, lub głębsze, stosownie do mniejszej , lub większej oświaty wieków. Ztąd, nie Czczewa, lecz Kościele, mogą mieć dzieje. I właśnie dzieje te najważniejsze dla teologa. W nich widna, jak rodziła się i wyrastała mądrość kościelna przez wszystkie szczegóły; jak kształtowała się dogmatyka. „Lecz niedość! Czczewo może być źle zrozumiane i wyłożone, a stać się powodem dogmatów innych, lub nie takich, jakie kościół powszechny stanowi i uznaje. Ztąd wynikają odszczepieństwa. Dzieje odszczepieństw należą tu przeto i wykładane bywają przy dziejach dogmatów. Jeżeli kacer 172 stwa urobiły się w odrębne kościoły, mające polityczne prawa i istniejące obok kościoła powszechnego; wtedy mistrz teologii oznacza bliżej ich naukę i charakter, a czyni o tem z ostrą krytyka i z udowodnieniem błędu. „Z dziejami dogmatów i odszczepieństw ma związek symbolika. Co ona? Jak Czczewa kościel, tak znowu kościela symbol jest wyrazem i upostaciowaniem. Symbolami np. są: chrzest, bierzmowanie, wszystkie Sakramenta i obrzędy, msza, co tylko jakim bądź sposobem uwidocznia myśl religijną. O tóż ze zmianą dogmatu zmienia się i symbol jego, jako np. eucharystya katolicka w hostyi świętej, lub protestancka w chlebie i winie. Symbolika tedy, wskazując losy symbolów, wykłada zarazem dzieje dogmatów i odszczepieństw. Takie znaczenie symboliki stało się też przyczyną, iż pod nią rozumie się dość często dzieje teoryi kościelnej, o których prawi sie właśnie. „Tutaj należy jeszcze patrystyka opisująca żywot, nauki i dzieła Ojców kościoła. Ona, to również teoryi kościelnej dzieje. b) „ARCHEOLOGIA ŚWIĘTA czyni około dziejów praktyki kościelnej. Że zaś kościelną praktyką jest liturgia; przeto najgłówniejszą rolę odgrywają tu dzieje liturgii. Celem ich przedstawienie religijnego i kościelnego żywota prawowiernych w każdym czasie, we wszystkich położeniach, stosunkach i losach. Mnóstwo tu rzeczy, nawet dla laja, bardzo zajmujących. „Tu odnoszą się sławne w chrześciańskim świecie starożytności biblijne, opisujące ogólną konstytucyą, obyczaje i zwyczaje, częścią żydowskiego ludu, częścią zaś pierwotnego chrześciańskiego kościoła. Stosunki obywatelskie, obrzędy religijne, bieg domowego żywota, mieszkania ludzkie i świątynie Pańskie, ubiory i naczynia, tak zwyczajne, jak kapłańskie, tudzież inne rzeczy zagasłego już ludzkości tchnienia; oto starożytności tych przedmiot. Bez gruntownej znajomości przedmiotu tego niepodobna zrozumieć wielu miejsc w obu 173 bibliach. Ztąd ważny on szczególniej dla bibliognosty i egzegety. c) „DZIEJE KOŚCIOŁA, pracują około wykazania rozwoju wiary w ogóle, tudzież różnych jej losów; ztąd mają konieczny związek z historyą powszechną i są jedną jej gałęzią. Tu rozłyskiwa dla przeświadczenia ludzkiego wszechmoc i dobroć Boga, który opiekuje się ciągle kościołem swoim, a jako mu pomógł do wzrostu i zwycięztwa nad pogaństwem, tak wyprowadza go zawsze z wszelakiej niedoli i podnosi do chwały. Dzieje kościoła ważne są, nie jedynie dla księdza, ale i dla każdego prawowiercy." Niewdaje się tutaj ani np. w dzieje papieżów. biskupów itp., które wiążą się z dziejami kościoła, ani w bliższą roztocz tej arcyrozległej osnowy; gdyż byłoby to już przekroczenie za zakres encyklopedyi powszechnej, która pokazuje wprawdzie rzecz każdą, lecz nic ma obowiązku szczegółowego jej wykładu. Dorzuca się tutaj to tylko, że teologia historyczna kończy się tak dziejami kościoła, jak teoretyczna etyką, praktyczna pastorologią, a propedeutyczna polityką świętą, i że wszędy ma się tu na celu głównie rząd świata, znaczenie i władze duchownych, bogactwo, kąpanie sie w złocie i szkarłacie. XXIV. Ocenienie i odprawa teologii. Teraz wreszcie wolno nam własnym znów przemówić językiem! Bogu dzięki! Rozłożyła się tedy przed nami teologia ogólna w całej swej architektonicznej pełni. Jest to wspaniały kościół św. Piotra, otwarty dla wszelakiej wiary bez wyjątku, byle ugruntowanej na danem sobie objawieniu. I nie dziw! Był on niegdyś Panteonem! Mamy przed sobą umiejętny całokształt wielki, piękny, przemądry, w nauki, dzieła i książnice bogaty. Jeden duch 174 i jedna myśl ożywia go, jak każdy to widzi. Ażali w ramach jego tkwi i dysze prawdziwa wiara, lub nie; to nie należy tutaj do rzeczy. Dość, że on potężny, a przez wszystkie wiary jeden i tenże sam. Że teologia sadzi się na objawieniu mądrości nadprzyrodzonej i słowa z zagwiazdowego, oderwanego od ziemi, czystego, a znanego nam ze wstępu, tamtego świata; na Objawieniu cudownem od Boga samego, który tu jako Bóg wcielony, tam jako Syn Boży, indzie jako prorok, jako Półbóg, Heros, król wystąpił i nauczał; że prawi ona i pracuje w imię wysłańca niebios i Boga; nie wątpi o tem żaden teolog, przynajmniej wątpić nie powinien, albowiem to właśnie główny nauki i wiary jego calc. Nie wątpi o tem również żaden dobroduszny i prawowierny laj. Nawet jilozof o tem nie wątpi, ponieważ sam przyznać musi, iż cud to istny i dzieło niebios widoczne, że każda niemal z wielkich, dawniej, lub dziś panujących wiar, wyjąwszy może Islamizm sam, zdobyła ogromną część człowieczeństwa bez miecza i ognia, otchnęła ją własnym promieniem tamecznym, powiodła do świetnych uczynków i zwycięztw, utwierdziła się na łonie jej krzepko i zbawia ją przez tysiącolecia; — że pokonała tyle nawałności czasów i różnowiekowych duchów burzycieli, tyle napaści od możnych i niebezpiecznych nieprzyjaciół; — że trwa dotąd bez zmiany na polach zmienności powszechnej i przewodniczy wyznawcom swoim wciąż pewniej, potężniej, niż najdzielniejsza mądrość mistrzowska. Niejestli już to samo dowód, — w brew temu, iż cudowność ma tutaj zupełnie przyrodzone przyczyny i pojąć się daje przez usposobienie rodu ludzkiego tak ogólne do ślepej wiary, — że mądrość przedwieczna i słowo Boże wyjawiły się tu istotnie? Cały tu duch jest dla rozumu cudowny. Zagadnij np. pierwszego lepszego prawo-wiercy, czyby nie żądał pogodzić wiary z umiejętnością; a odpowie ci stanowczo: Nie! czemu? Odrzecze: „gdyż wtedy wiara przestałaby być zasługą i nie przynosiłaby zbawienia." Na słowa twoje: „ale gdy wierzysz w gusła; gdy wiara twoja jest fetyszyzmem;" odeprze ci: „Nic to nie szkodzi! Tem wiek 175 sze będą u Boga: ma zasługa i moje zbawienie !" Tu rozumny zamilknie, gdyż nierozum taki jest nadludzki i nie istniałby bez cudu! Zawołasz: „kto tak usposobion, ten zwierz! Odpowiedzą ci wnet na to: „kto tak usposobion, Anioł !" I rozum twój kamienieje! Że teologia niesłychanie jest ważna i musi istnieć dalej, jak dotąd; przeświadcza się o tem każdy, kto zna człowieczeństwo, a pomyśli, czem stałyby się ludy bez duchowieństwa i wiary! Bez nich byłoby się rychło w okropniejszym stanie, niż Francya podczas rozburzy wielkiej, sprawionej od Jakobinów. Że teologia uprawia naukowo wiarę, której strzeże, a wiara ta jest najsilniejszym węzłem człowieka z Bogiem; nie zaprzeczy temu żaden duch myślący, a najmniej ten, co zna gmin i gotowość jego do zawieruchy. Ma się tutaj dać ocenienie teologii w ogóle. Jest to przedmiot bardzo śliski i gorący. Chcąc uniknąć nieporozumień, czyni się następujące, dla wielu, bez wątpienia zbyteczne, a nawet śmieszne, ale dla wielu, niestety, niezbędne oświadczenie: I nam, jako chrześcianom Zbawiciel chrześciańskiego świata stoi tak nieskończenie wysoko, a może i wyżej , jak najgorliwszemu prawowiercy. Jestto Bóg żywy i wcielony, Syn Boży jednorodzony, Pan nasz, przed którym równie filozof, jak teolog bije rad czołem. Słowo jego święte. Cześć Mu i słowu jego raz na zawsze! Przed Nim korzyli i korzą się najpotężniejsi mocarze świata. Sam Napoleon wielki, gdy się doń przymierzył, uczuł i wyznał swą malucz-kość. Jeszcze raz wołamy: Cześć i chwała Jezuscrwi Chrystusowi! Dlań niesiemy i składamy najrzetelniejsze uwielbienie! — On i słowo Jego atoli, to nie teologia, która jest, nie jedynie katolicka, ani nawet, nie jedynie chrześciańska, lecz także żydowska, mahometańska, bramińska, buddystyczna, fohicka itp. — Cóż ztąd? Gdy ocenia się teologią, zwłaszcza ogólną do wszystkich wiar się odnoszącą; to nie nicuje, nie dotyka się wcale żywego Boga naszego. Wiele jest rzeczy, jako np. fanatyzm, nienawiść różnowierców, prześladowanie filozofów i ludzi umiejętności, które tkwią w duchu teologii wszela 176 kiej, ale nie godzą się bynajmniej z duchem naszego Zbawiciela, przykazującego miłość zgoła nieprzyjaciół, i polecają, cego tak dobitnie, tak gorąco światłość! Nicowanie teologii zwłaszcza ogólnej, nie tknie się tedy naszego Zbawiciela. On stoi za obrębem tej teologii, a wyższy jest nad wszystko, nawet nad teologie, odzywające się w Jego imieniu! Święty jest nam równie katolicyzm. W skutek całożyt-nych badań około wiar różnych, mianowicie zaś około wiary chrześciańskiej, nabyliśmy najgłębszego przekonania, iż w katolicyzmie wymówiła się nauka Zbawiciela naszego najczyściej, najprawdziwiej. Protestantyzm dobry jest także, lecz tylko jako stróż oświaty chrześciańskiej ostatnich wieków przeciwko średniowieczczyźnie, kołatającej wciąż jeszcze, jako przeszkoda dzisiejszego świata, po głowach ciemnych i gwoździami zabitych. Kościół katolicki dopuścił się zaiste, mnogich nadużyć swej władzy, niegdyś wszechmocnej, a odepchnąwszy od siebie, w skutek zwyciestwa na łonie jego teologii nad filozofią , wszech postęp i potępiwszy rozum, wywołał mnogie kacerstwa, mianowicie zaś reformacya luterska: ale nauka jego jest na dnie rzeczy tak nieomylna, że wszelaki filozof niepodległy przy końcu badań spotka się z nią koniecznie i podpisze jak własną. My przynajmniej stanęliśmy już na tem stanowisku. Tak, święty nam katolicyzm, by też już dla tego, iż zrósł się z narodowością naszą tak nierozdzielnie i stał się nam jedyną może ocalenia arką! Przeciwko niemu nie zabieramy się do boju. — Ale katolicyzm nie jest już teologią katolicką a tem mniej ogólna, o którą tu chodzi: nie jest duchem kapłańskim, tak w chrześciaństwie, jak w pogańszczyznie jedna-kim, Ileż było np. Świętych Pańskich w katolicyzmie, którzy arobili sobie na zbawienie, a nawet na kościelną kanonizacyą, lecz ani posłyszeli o teologii i jej celach ! Ile jest dziś jeszcze dobrych katolików, którzy złymi okazaliby się teologami ! Katolicyzm przeto wyższy jest także od teologii, zwłaszcza ogólnej. / chrześciaństwa nam święte. Ono zbawia świat przez wszystkie swoje kościoły i kościółki, z których każdy głosi się za jedynie prawdziwy. Sekciarz najzapaleńszy na to 177 przynajmniej zezwolićby powinien, iż wszelakie, zgoła mu naj-nieznośniejsze chrześciańskie wyznanie, lepsze jest od maho-metańskiego, bramińskiego, od każdego niechrześciańskiego. Cześć przeto Chrześciaństwa — Ale Chrześciaństwo, to nie teologia ogólna. Nie o niem, ale o niej będzie się tutaj mówiło. Smutna to bardzo, iż duch narodowy, który tylko za sta-rozygmuntowskich czasów wyszedł za średniowieczny myślenia okół, a dzisiaj, w skutek wpływów z Francyi i źle zrozumianego ocalenia politycznego, zamknął się w nim prawie całkowicie, nie czuje tego, że mądrość mistrzowska mu jest koniecznie potrzebna, a odzywać się powinna, jeżeli ma działać, niepodlegle ! Smutna, iż człowiek, oddany umiejętności, która już w całej Europie pozyskała sobie uznanie i cześć, zniewo-lon jest u nas dziś jeszcze do pisania takiego zagajenia rzeczy, jak powyższe! Oby atoli zagajenie to przynajmniej osłonić nas mogło przed pociskami głupoty i złości, która, mięszając Boga, Zbawiciela, Katolicyzm, Chrześciaństwo, Zbawienie, Prawdę, nawet Ojczyznę z teologią, a katechizm z narodowością, oskarżać nas zechce, iż nie szanujemy przedmiotów najświętszych ! Takim zarzutom zadaje się tu z góry i naprzód bezecny kłami Przełoży się teraz równie zalety, jak wady teologii ogólnej. W końcu wyrzecze się o niej słowo i zdanie ostatnie. Teologia wszelaka, zgoła najbardziej pogańska, ma tę niezmiernie ważną zaletę, iź podaje światu Boga osobistego, posiadającego przeświadczenie własne, rozum i wolę wolną, lub Boga, który, acz różnie bywa bliżej oznaczony, jest jedynie prawdziwy. Zgoła w wiarach, hołdujących wielobóstwu, widzi się wszędy Bogów osobistych, jako np. Jowisza, Marsa, Apol-lina, Jessę, Światowida, Peruna. Teologia tedy zasłania świat od panteistycznych, lub wszechbożeńskich powodzi, któremi wzbiera, niestety, tak często umiejętność! Uznanie jakiegoś 1 9 Panteon tom 1.   12 178 tam ogółu nieosobistego za Boga, czy to siły, czy myśli jakiej wszechmocnej, przenikającej i piastującej świat, jest tak przystępne, a pojęcie Boga osobistego tak trudne dla ludzkiego rozumu, iż po wszystkie czasy, nawet dziś jeszcze, pomimo wpływów teologii i filozofii głębszej, huk ludzi, uchodzących zgoła za dobrych katolików, gdy się ich popytasz bliżej, jak rozumieją Boga, ukażą się w gruncie wszechbożeństwa wyznawcami. Bóg osobisty, to prawda prawd, prawda najprzedniejsza, najgłębsza i najświętsza. Cześć tedy i chwała teologii , iż umiała za prawdę tę walczyć skutecznie i ocalić ją śród morskich ducha ludzkiego prądów, czyli iż potrafiła odpierać silnie od świata miłe mu bardzo, acz błędne i niebezpieczno wszechbożeństwo! Ile głów ludzkich, tyle rozumów, a ile rozumów, tyle pojęć, zdań i wyników ciągle innych, najsprzeczniejszych z sobą. Rozumowania ludzkie były, są i będą oną wieżą Babilońską, przy której budowaniu pomięszały się języki nasze. Każdy z ludzi ma przekonanie własne, któremu przypisuje mniej lub więcej nieomylność i za które gotów jest nieraz kończyć na płomiennym stosie. Rodzaj ludzki rozwiązałby się w odmęt duchowy i zaginąłby w walce atomowej tego odmętu, gdyby teologia nie niosła mu Słowa Bożego, pociągającego ku sobie nieprzeliczone rzesze, i nie rozbudzała wiary, której potęga iście cudowna, wszechmocy równa. Teologia zatem drugą i niemniej ważną ma zaletę, iż podaje coś statecznego, a zdolnego dzierżyć się przez wieki przeciw napaściom zmiennej, co doba innej mądrości ziemskiej; — iż podnosi chorągiew myśli jednej, wielkiej, zbawiającej, około której kupić się mogą ludzie, ażeby urobili w sobie to samo przekonanie i dążenie, a żyć obok siebie mogli w pokoju. Chwała ziemi naszej, iż po wszystkie czasy mieszkańcy jej uznawali Boga i korzyli się przed Nim, jako przed świętością i mocą najwyższą! Kto zaś uwielbia Boga, temu waży i płaci Słowo Boże. A kto w Słowo Boże uwierzył, jest nie 179 przełomnie silny. Ztąd wiara ukazuje się najdzielniejszą wewnętrzną potęgą. Mahomet i Islamizm np. zdobywają świat rozległy, wylewając się z Arabii i niwecząc dawne państwa po drodze, jak gorąca lawa, a to w imię Allaha i Proroka, lub objawionego słowa. Timur Chan, odzierżywszy rozkaz z niebios, idzie po ukaranie bezbożnej, bo Foego nieuznającej Europy chrześciańskiej i dokazuje rzeczywistych bohaterstwa cudów. Zaś w Chrześciaństwie garść pasterzy i rybaków apostołując, a później moc męczenników, ponosząc śmierć naj-okrótniejszą za wiarę, rozwalają w końcu potężny świat starożytnej Romy. Na miejscu Cezarów zasiadł Ojciec święty. I utworzył się zwolna nowszy czas Europy. Cóż ztąd? Oto teologia przynosi człowieczeństwu tę wewnętrzną moc, lub moc wiary, która równa się wszechmocy i wiedzie do wielkich dzieł. Prawda, że i za przekonanie umiejętne ponosi człowiek niejeden, np. Sokrates, męczeństwo. Ale to bywa rzadko, a krom tego cierpi tu mąż jeden. Za wiarę tymczasem umierają tysiące mężów, niewiast i dziatek. To trzecia główna teologii zaleta. Cześć jej za to i chwała! Filozofia i umiejętność zaprzątać może li głowy najprzedniejsze, zazwyczaj takie, co do badania wszystkiego, zgoła wiary, są usposobione. Liczba głów takowych po wszystkie czasy jest szczupła. Boć to nielada, myśleć głęboko i poszukiwać istoty rzeczy gruntownie, a rozumem i pracą urobić się na mądrości mistrza, za to zaś cierpieć od panującego i w imię Boga potępiającego wszech samodzielny kierunek, podejrzliwego i obraźliwego bez miary kościoła całożytne prześladowanie, jeżeli nie coś gorszego. Teologia tymczasem, odpychając wszelką chęć niepodległego myślenia i badania, jako grzech przeciw Bogu i uświęconemu słowu Zbawiciela, a wymagając li wiary, wszystkim ludziom, mężczyznom i niewiastom, zgoła dzieciom dostępnej, zbierając wreszcie cały przedmiot wiary w krótki katechizm, lub w pacierz, staje się prawdziwą nauczycielką i mistrzynią rzesz. Ona, wychowywała i wychowuje wszędy człowieczeństwo. Bez niej ludy byłyby trzodami zwierząt drapieżnych. Za tę macierzyńską 12* 180 opiekę nad rodem naszym cześć jej i chwała! To najprzedniejsza jej zaleta. Podobnych zalet mogłoby się namienić więcej jeszcze, np. kojenie sumienia cierpiących i pokutujących grzeszników, pocieszanie chorych i umierających. Ale urywa się rzecz. W Polsce, w której panuje tak silnie wiara, teologia grała i gra dotąd, zgoła ze szkodą wielkich tego świata spraw innych, przeważną rolę, a nikt o świętości i zaletach jej nie wątpi. Przerzuca się zatem ninie do rzeczy, dla narodowego pojęcia bez miary trudniejszej, a wprost przeciwnej, tj. do wad, nieodstępnych od teologii, w których wyliczaniu [nie będzie się także zbyt szczodrym. Boć przykro dotykać przedmiotów niemiłych, i przekonań tak drażliwych.                   Teologia zna, zaiste, i dzierży krzepko, zgoła na stanowiskach niskich i pogańskich, osobistość Bożą, tę prawdę prawd, a odgarnia od siebie ciągle i zwyciężko Panteizm, lub Wszechbożeństwo. Wielka atoli zasługa ta jej maleje, iż nie uroniając wcale osobistości Bożej, ale i owszem, strzeżąc jej pilnie, a przenosząc ją wszędy na dno i grunt rzeczy, oraz sił, popada albo w politeizm, lub wielobóstwo, co widzi się na wszystkich mnogich mytologiach, albo w demonologią, która, jak np. w staroperskiem i mahometańskiem wyznaniu, ugląda harce dobrych i złych duchów, szuka władzy nad nićmi, przeobraża się w czarnoksięztwo, i z wiary zkąd inąd arcy-wysoko stojącej, robi guślarstwo. Zgoła do wiar takich, jak żydowska i chrze-ściańska, wkradły się harce duchów, czary i różne zabobony. Cóż tedy dziwnego, iż mnóstwo mężów czcigodnych, w imię rozumu i oświaty, porwało się do boju przeciw teologii, widząc w niej kolebkę wszech przesądu? Czemu teologia popada w wielobóstwo, lub harce duchów koniecznie ? Komu Bóg jest istotą osobistą, która świat stworzyła swem tchnieniem i słowem; temu osobistość, z wiedzą, lub bez wiedzy, stanowić musi tameczny grunt wszystkiego. Zaczem na dnie wszela 181 kiej rzeczy i siły utaja się albo bożek jaki, albo demon! Jest to prawda, zaiście, atoli taka, która tylko w głębinach teozo-fii i ktyzeozofii jest na miejscu, ale gdzieindziej przelewa się łatwo za brzegi, a wzbiera najczarniejszą zabobonu i guseł kałużą. Teologia zna prawdę najprzedniejszą, Boga osobistego, ale potrzebując symbolu i szlakując go wszędy, popadła w takie niedorzeczności, jako n. p. Bóg Ammon z baraniemi rogami, wół Apis, krowa Andumbla, lub w ogóle fetyszyzm, polecający oddawać kotom, wężom, ropuchom cześć Bożą. Nie dość! Teologia wymaga, ażeby ludzie poświęcali coś drogiego dla bóstwa. Ztąd ofiary krwawe, nie jedno zwierzęce, ale i ludzkie. Kto pomni na ołtarze Molocha, lub owe staro-meksy-kańskie rzezie, w których na cześć Boga po kilkaset ludzi od razu żywcem rąbano, rozcinając im miedzianym toporem pierś i wydobywając z niej drgające serce, a czaszkami ich przyozdabiając ściany świątnicy; ten przejmie się zgrozą okropną i odwróci od teologii oczy. Rzeczesz: „Była to po-gańszczyzna." Prawda! Jednakże w wiarach przedniejszych, niedopuszczających krwawych ofiar, ni ludzkich, ni nawet zwierzęcych, miejsce barbarzyństwa tego zabiera barbarzyństwo niemniej okrutne i obrzydliwe, lubo w innym rodzaju, t. j. barbarzyństwo fanatyzmu i prozelityzmu. Tutaj n. p. Mahomet, nawracający niewiernych, broczy w morzu krwi; tam znowu w imię święte Chrystusa wytępiają Lutyków, Prusaków do szczętu; indzie trzydziestoletnia wojna sroga, sromotna między wyznawcami jednego Zbawiciela, rozdzielonymi w dwa różnowiercze ogromne obozy. — Niechaj teologowie nie roztrębują zbyt głośno po świecie, iż n. p. Tales w wodzie, Anaksymenes w powietrzu, Heraklit w ogniu, widział pierwiastek rzeczy, a tem samem Boga, iż następnie nie ma tak wielkiej i jawnej niedorzeczności, którejby gdzie i kiedy nie nauczała filozofia! Albowiem, wskazując jej wodę Gangesową, Dalajlamowe łajno, wypędzanie szatanow i palenie czarownic, odpowiedzieć wolno: „Zaprawdę, nie ma tak bezecnego głupstwa, zabobonu, barbarzyństwa i szaleństwa, któregoby gdzie i kiedy 182 w imię Boże nie uświęciła teologia! Jedynie rozum potrafiłby ją, ustrzedz od zatorów tak sromotnych i Boga krzywdzących, lecz ona, niestety, potępia go, stale, wściekle i bez miłosierdzia! Duchowieństwo, acz znało prawdę prawd, Boga osobistego, nie umiało, lub nie chciało z prawdy tej korzystać należycie ku szczęściu człowieczeństwa, lecz obróciło ją raczej na wyłączny pożytek własny. Miłując bardziej siebie, niż prawdę i stanowiąc sobie we władzy nad światem ostateczny cel, doszło do tego zasmucającego prawy umysł wypadku, iż teologia, choć sprawuje li ramy dla Bożego słowa- na wszystkiej ziemi jest jedna i taż sama, a panuje wszędy; słów Bożych atoli i wiar, których ona naucza, było i jest ciągle nieskończona liczba. Tak Teologia przez wszystkie wiary, jedna jest i taż samu. Ażali nie, mniej więcej, jednako urządziło się kapłaństwo w starym Egipcie, w Indyach, u Celtów i Czudów? Czy w Tybecie i Japonii nie ma klasztorów, zakon-ników i zakonnic, celibatu, jak u nas na zachodzie? Rzecz dziwna, jak spotyka się tu wszystko, grzech pierworodny i potrzebę odkupienia, Boga wcielonego i namiestnika Jego na ziemi, wszystko, aż do spowiedzi i kommunii! Nie mnie-maj atoli, ażeby teologia chrześciańska brała tu lekcye od teologii fohickiej, lub buddystycznej, które od niej są co do czasu starsze! Nie! Jedna myśl i dążność, jeden cel teokracyi, lub księżowładztwa, wiodły tu-, bez porozumienia się wzajemnego, do wynalazku jednakich środków i zaprowadzenia podobnych do siebie ustaw, zakladów, obrzedów. Powtarzam, teologia, acz li ziemska, jest jedna wszędy i taż sama, a wiara, acz niebieska, co miejsce i co doba inna. Co za liczba i rozmaitość wiar na łonie teologii! A każda z nich głosi osobne i własne słowo Boże, a szkaluje wszystkie swe siostry; krzyczy na gwałt, iż ona jedna jest prawdziwa i nieomylna. W umiejętności ukazują sie li ludzie, co ją uprawiają, sprzeczni z sobą, lecz w wiarach Bóg jest sam z sobą w niezgodzie, wołając tu: „Budda," tam „Fo," indzie „Mahomet naucza was prawdy, którą mu objawiłem!" Czy to nie wieża Babilońska innego rodzaju, — przy której budo 183 waniu pomięszały się, nie już ludzkie, lecz Boże języki? A jakim sposobem wykryć, które z wyznań religijnych, tak mnogich, nisko, wyżej, jeszcze wyżej, lub najwyżej stoi, lub które jest rzeczywiście prawdziwe ? Nie za pomocą wiary, bo w każdem wyznaniu wiara w. słowo Boże i kościelne jednako jest silna i uprawniona, lecz za pomocą umiejętności niepodległej. Ale umiejętność taka, ku tem większemu uświęceniu słowa Bożego, została wszędy potępiona. To też nieszczęście i niedorzeczność teologii, które w końcu wiodą ją do utraty władzy i znaczenia. Ona rozgarnęła ludzkość na mnogie, coraz to co innego wierzące tłumy bezmyślne, z których każdy żyje śród ciemnej nocy duchowej i lęka się dziennego światła. Czy działanie takie jest czcigodne i chwalebne? — Dopóki ma się wiar siła, poty nie wypada wcale teologom czynić filozofii zarzutu, iź napotyka się w niej systematów wiele. Co albowiem wiary? Różne i mnogie systernata teologiczne ! I oba rodzaje tych systematów są konieczne. Ród ludzki rozwija się stopniowo coraz wyżej, tak religijnie jak umiejętnie, a wyjawami rozwoju tego są, wiary i systernata filozoficzne, które, razem wzięte, stanowią szczeble duchowe w długiej drabinie Jakóba do niebios. Ród ludzki, równie jak pojedyńczy człowiek, przechodzi przez dzieciństwo, młodość, męzkość, starość i odrodzenie, a w każdym życia okresie ma inne przekonanie i religijne i filozoficzne, które wypowiada się przez odpowiednie sobie kościoły i szkoły. Ale, jak w rodzie ludzkim i pojedyńczym kształcącym się człowieku przez wszystkie, coraz wyższe i pełniejsze przekonania, tak w religii i filozofii przez wszystkie, coraz wyższe i pełniej se wiary, oraz systernata przebija się dic myślącego badacza jedna nić związku, jedno pasmo i jedna ustrojna całość, która przynosi cześć duchowi, pracującemu pod tym względem na ziemi od wieków na wieki. Dopóki wszelaka z wiar sadzi się, jako jedynie prawdziwa i nieomylna, a potępia wszystkie inne: dopóty rada nierada cierpieć to musi teologia, iż o wartości rzetelnej wiar sądzić będzie filozofia, jako jedyna moc duchowa na ziemi, do sądu takiego usposobiona i uprawniona. — Dopóki są sprzeczności 184 i przeciwieństwa i różne pierwiastki między wiarami; dopóty teologia nie ma prawa zarzucać filozofii, iż systemata jej nie zgadzają się z sobą. Jak wiara jedna, np. katolicka, maho-metańska, tak filozofia jedna, n.p. kantowska, heglowska, jest jednozgodna i dziwnie harmonijna w sobie samej. Sprzeczności sy-stematów filozoficznych, równie jak sprzeczności wiar, to konieczność ducha, rozwijającego się we wszystkich powiatach przez przeciwtwierdzie i przeciwstawy. — Że ma się teologią jedną i tę samą wszędy, a wiar bez liku, to, patrząc na rzecz ze strony li praktycznej, wielce bijący w oczy dowód, w jakim kierunku pracuje kapłaństwo, czyli, że chodzi mu bardziej o siebie, niż o Boga. „Deus hic utile est instrumentum et commodum pallium! Teologia ofiarując słowo Boże, które uchodzić musi za nieomylne i nieprzemienne, sprawuje, iż przekonanie pewnej części człowieczeństwa skupia się, nie około co doba innych głów myślących, lecz około ciągle jednej i tejże samej głowy uświęconego Zbawiciela; iż ma się tedy coś statecznego, czego śród powodzi zdań i przeciwieństw, mierność wszędy i zawsze tak przeważna, a po burzliwych brodach duchowych żeglować nieumiejąca, trzymać się może. Jest to, zaiście, cudne stworzenie wieczności na wrzkomych piersiach czasu, cudne stworzenie nieruchomego a porządnego świata, śród pstrego odmętu ducha i zasługa niesłychanie ważna. Potrzebny i czcigodny jest pierwiastek wstrzymujący. Bezeń stoczyłby się rydwan człowieczeństwa z wysokiej góry płynącego wieku i rozbiłby się o skały, lub spadł w przepaść śród ciągle przyspieszonego i zbytecznego, a często szalonego ruchu. Postęp powinien mieć miarę, inaczej będzie szkodliwy. Wszystko to prawda. Błądzi atoli hamulec, który wóz powstrzymuje, gdy sądzi, iż jest koniem, który ciągnie wóz za sobą, wciąż naprzód i pod górę! Taki błąd popełnia teologia. Słowo Boże albowiem, które się uświęciło, cierpieć słowa ludzkiego nie może i nie powinno, gdyż byłoby to dlań niebezpieczeństwem i ujmą. Ztąd teologia, występując w obronie słowa Bożego, staje się koniecznie nieprzyjaciółką słowa człowieczego, t. j. filozofii, umiejętności i nauk. Widzi w nich bezbożność. Wy 185 prząga więc konia z wozu i sądzi, że wóz i bez konia sam przez się pod tchnieniem jej toczyć się będzie naprzód. Gdyby ona była parą, lecz jest tylko hamulcem! Cóż z tego wyrasta? Smutny wypadek, iż teologia najzaciętszy wróg nauk, zgoła wtedy, gdy wysłaniec niebios był słońcem i polecał światłość. Jakoż, gdzie i kiedykolwiek teologia utwierdziła swe panowanie; tam nie było i nie ma nauk, wyjąwszy chyba teologiczne. W Azyi, której oddechem i żywotem teologia, narodziły się wprawdzie wszystkie niemal wiary, lub systemata teologiczne, lecz nie powstała ani jedna nauka, którejby szukać u niej mogła Europa. I rozciągnęła się nad mnogą jej ludnością czarna noc duchowa. Sławny Jech, wicekról Kantonu, a później jeniec angielski w Kalkucie, opowiadał, iż uczył się i otrzymał wszystkie stopnie chińskiej teologii, które uprawniły go do wysokiego urzędowania. A na pytanie, czy uczył się administracyi, prawnictwa, rozśmiał się, mówiąc, iź fraszki takie nie godne są, ażeby się ich w szkołach i umie-jętniach uczono. O filozofii, jak naturalna, nie miał ani wyobrażenia i pojął o co chodzi, gdy posłyszał słówko: bezbożność. Świat mahometański, acz trzykroć ma tyle wyznawców, co świat chrześciański, przyjąwszy zdanie Omara, każącego palić ksieżnicę Aleksandryjską z powodu, że, jeżeli zgadza się z Koranem, jest niepotrzebna, a jeżeli nie, szkodliwa, w obu więc razach płomieni godna: świat ten, acz usadził się w Egipcie i Grecyi, tych starożytnych kolebach europejskiej oświaty; nie zna nauk. I w Europie, dopóki teologia jedyną była panią ludzkich spraw, t. j. za średnich czasów, nauk nie było. Szkoły klasztorne nauczały li teologii i języka jej, łaciny. Dopiero wtedy, gdy skruszono teologiczne berło, wyczyniły się nauki europejskie, które przynoszą nam dziś tyle światła, pożytku, potęgi i chwały. Dziś jeszcze, acz ma się już, Bogu dzięki, wielkie i jasne umiejętności słońce, gdziekolwiek teologia zaświdruje w głowie, tam jawi się zaraz duchowe barbarzyństwo. Hrabia Dzieduszyński n. p. rzuca klątwę na Krasickiego, że, lubo był biskupem, napisał monomachią; rzuca klątwę na Naruszewicza, jako również bezbożnego biskupa; 186 rzuca klątwę na wszystkich pisarzów z czasów Stanisława Augusta i późniejszych, aż do dzisiejszego dnia, jako niezważających wiele na kościelny katechizm. Czy złota literatura nasza z czasów Zygmuntowskich nie naszpikowana jest duchem swobodnym, a więc już dla tego kacerskim? Cóż ztąd? Oto może, iż czasy od Jana Kaźmierza aż do Stanisława Augusta, to jest czasy zaprowadzonego od Jezuitów makaronizmu, czasy językowego barbarzyństwa, to najświetniejszy, bo z wiarą zgodny, okres literatury polskiej! — Lecz dosyć! Być matką i orędownicą ciemnoty, a nieprzyjaciółką światła, co najgorsza zaś w święte Imię Boga i Zbawiciela, to stary, śmiertelny, trudny do odpuszczenia grzech teologii. Prawda to nie obalona, iż bez słowa Bożego i głosu z niebios żaden naród i żaden czas nie dokona nic wielkiego. Teologia tedy, posiadając to słowo, ten głos, prowadzić może narody oraz czasy do najrzetelniejszej chwały. Ale i to prawda, że gdzie i kiedykolw ek teologia ze swojem słowem Bożem i głosem z niebios ma wyłączną i jedyną władzę, a odpycha od siebie ze wstrętem wszech nauki, jako rzecz niezgodną z wiarą, tam w końcu duch ludzki usypia i obumiera zupełnie. Gdzie zaś duch ten skamieniał, tam ustaje moc polityczna i żywot, a niemoc i śmierć jest widoczna; tam ludzkość istne morze martwe. Dowodem tego być mogą, teologiczna Azya i muzułmański świat. Ludzkość tu równa się wielkiej liczbie jakiej, n. p. 100 milionów. Jednością tu naczelną i jedyną jest Budda, Fo, lub inny jaki niebios wysłaniec, a wreszcie namiestnik jego, lub arcykapłan; wszyscy zaś ludzie, wskazani na ślepą wiarę i bezmyślność, to zera. Ale ten niebios wysłaniec od wieków w grobie! Tak tedy tu wszystko jest i musi być umarłe. I europejskim anatomom nie trudno wcale krajać dowolnie ogromne to bezduszne ciało! Sama średniowieczna Europa, dopóki chodziła na pasku teologii , była tak mdła, iż pomimo słowa Bożego i głosu z niebios, a powszechnego zapału i krucyat mnogich, nie podołała Saracenom odebrać ziemi świętej, nie podobała dokonać tego, co dziś pierwsze lepsze większe jej mocarstwo, wypadkami 187 oświaty zbrojne, dokonałoby bez trudu. Moc teraźniejsza Europy zależy głównie na tem, iż wyswobodziła się od długowiecznej śmiertelnej śpiączki duchowej, w której dzierżyła ją teologia, oddawszy się zaś umiejętności i naukom swobodnie, lub niepodległej filozofii, urobiła w końcu na łonie swem tak pożyteczny, świetny i czarodziejski przemysł, szczodry w odkrycia i wynalazki nadzwyczajne, któremi zaprzodowała innym częściom świata, a staje się codzień widoczniejszą ich mistrzynią i panią. Cóż ztąd? Teologia jest z początku i zawsze, gdy daje coś nowego i godzi sama naprzód, mocy narodów, lecz w końcu i zawsze, gdy sama stanie, lub obróci się wstecz, niemocy ich sprawczynią. Ona ożywia i zabija, stosownie do okoliczności; dobra tedy w pierwszym, ale nie w drugim razie na polityczne naczynie. Narody, które, jako n. p. nasz, teologia obaliła, żyje w straszliwem złudzeniu, wierząc wciąż jeszcze pp staremu, nawet po długich, smutnych doświadczeniach i śród niedoli srogiej, iż ona poda im rękę i postawi je na nogi. O, biedne, biedne! Was podźwignąć zdoła li oświata. Co okazało się zabójcze, ożywić nie może. Teologia ogłaszając słowo Boże i mądrość nadziemską, a potępiając słowo człowiecze i mądrość ziemską, staje się, nieraz bez woli i wiedzy, zaraźliwem tchnieniem najjawniejszej , najnieznośniejszej, najbardziej ducha zabijającej zarozumiałości i pychy. Pojrzyj np. na bonza tybetańskiego, lub derwisza tureckiego! Człowiek ten nic nie umie, nic nie zna, głupi jest okropnie, a wszelakoż woła: „Przez usta moje odzywa się Bóg jednorodzony i wcielony, Pan i Zbawiciel nasz, niebieski mędrzec Fo. Językiem moim włada Allah. Słowo moje, a słowo Boże, to jedno! Prowadzić na śmierć Giaura!" I w chrześciańskim świecie daje się widzieć taż sama zarozumiałość i hyperlink Duchownych. Pierwszy lepszy chłoposzek, który pobył przez dwa miesiące w seminaryum, rozprawia o najsławniejszych mędrcach rodu ludzkiego, których nauki ani powąchał, z lekceważeniem, a zarzuca im, że nie zrozumieli katechizmu. Tak zarozumiały i pyszny jest np. Ksiądz Zygmunt Golian już w najpierwszej rozprawce, którą napisał 188 i w dodatku do krakowskiego Czasu umieścił! Tacy mężowie, jak Sokrates, Plato, Kartezyusz, Kant, Hegel, podług mniemania jego, nie mają prawa, ani usposobienia do nauczycielstwa, a on i lada klecha, zapewne z powodu, iż otrzymał namaszczenie kapłańskie, powołany od Boga samego, nieomylny i wyborny ludzkości mistrz.—Prosi się księży, ażeby obejrzeli się przody na zarosmiałości i pychy własnej bezmiar, nim zarzucać będą filozofom zarozumiałość i pychę. Czemu upra-wiacze umiejętności mają być zarozumiali i pyszni? Dla tego może, iż miasto chodzić po scholastycznemu na pasku teologicznym, liczą coś na rozum, jeniusz i talent własny? Ale, czy można widzieć coś cudzem okiem? Nie. Czy można rozumieć coś cudzym rozumem, lub odznaczyć się cudzym jeniu-szem i talentem? Także nie. Dałże Bóg daremnie nam ro zum, którym odróżnia się człowiek od zwierza, lub jeniusz i talent, równający człowieka z Cherubinem, Serafinem? Mamyż mieć może dla rzeczy ludzkich rozum, jeniusz i talent, a dla rzeczy Bożych nierozum, niedołęstwo, ślepotę? Cześć rozumowi Bożemu, temu przedwiecznemu źródłu rozumowości wszech człowieczeństw ogólnego świata! On przedniejszy, niż wszystkie rozumy nasze! Jednakże li za pomocą rozumu nam danego podołamy rozróżnić rozum Boży od nierozumu, który stał się w teologii tylu zabobonów i okropności, poniżających ród nasz aż do królestwa zwierząt, ojcem. Niejedno zarozumiała i pyszna, także twarda i okrutna urabia się, nie w zacnym tym lub owym kapłanie, którego świat uwielbia i kocha, ale w gorliwym teologu. Czytało się np. nie zbyt dawno o Chinach, na których łonie wrzała domowa, polityczno-religijna wojna, iż cesarscy, zdobywszy na rokoszanach jedno miasto wielkie i nalazłszy w niem, nie ludność zwyczajną, która pospołu z wojakami uszła w góry, lecz drobną młodzież szkolną płci obojej, w pośpiechu od rodziców opuszczoną, poczęli ją przesłuchiwać z katechizmu. Gdy okazało się, iż odpowiedzi były kacerskie, wykopali doły ogromne i pogrzebali w nich żywcem kilka tysięcy nieszczęśliwych dziatek! Anglicy i Francuzi, wziąwszy Kanton, obej 189 rzeli i opisali chińskie więzienia, pełne rokoszan. Są to zakłady iście piekielne. Do małej klatki bez dachu pakują tu, nakształt snopów, tyle ludzi, ile się zmieści, i nie dają im jeść. Szczury gryzą ich żywcem, nim śmierć głodowa wyzwoli ich od męczarni. Od ciał stłoczonych powstaje taki żar, jak w stogu świeżego siana i dokucza bardziej od smoły piekielnej. A wszystko to na cześć Boga i w imię jedynie zbawiającej światłości niebieskiej! I w Europie równie jest twardy i okrutny duch teologiczny. Wystarczy nadmienić tu Inkwizycyą świętą i jej tortury, spalenie Hussa, trzymanie w więzieniu biednego Galileusza, okropności wojny trzydziestoletniej. A tak niesprawiedliwa jest teologiczna loika! Kto sztukuje i wypowiada prawdę, bez oględu na katechizm,; ten okrzyczan wnet bywa, iż jest człowiekiem bez wiary i religii, zaczem bez moralności, zaczem bez znamion godności ludzkiej; iż on bezbożnik, zwierz, lubieżnik, idący li za cielesnością i hucią; iż młodzież psuje, podkopuje kościół, państwo i społeczeństwo; iż ogłasza się Bogiem, a jest szatanem. Prześladować go, umorzyć głodem, oczerniać, to zasługa przed Bogiem, albowiem może go poprawi i nawróci bieda. Już Sokrates doznał takich rarzutów i stał się w końcu, gdy poparła duchowieństwo świecka władza, ich ofiarą. Czy w kraju naszym ukochanym nie czynią pisarzowi dzieła tego oszczerstw podobnych , chociaż on tak daleko, iż nikomu nie podoła uczynić nic złego i mieć nie może osobistych nieprzyjaciół, a wierzy, iż pracując około oświaty poczciwie, służy dobru ogólnemu? Dla czego umysł teologa fanatycznego i ciemnego ma usposobienia tak brzydkie? Dostał się on w wężowe kręgi następującego paralogizmu, lub błędnika loicznego: Bóg prze-obrażon zostaje w wysłańca niebios, ten zaś w namiestnika jego, najprzedniejszego arcykapłana, a nakoniec w każdego księdza. Ztąd wypadek, że w księdzu jest, prawi i działa Bóg, lub że ksiądz i Bóg jest jedno. Człowiek, mieniący się być Bogiem, nie dopnie Bożego celu, bo to żadnemu ze śmier 190 telnych niepodobna. Cóż tedy? Miasto Boga, szatan zeń niebezpieczny, bo świętościami samemi przyodziany. Kto wątpi o prawdzie słów tych, niech pojedzie do Lassy i poczyta sprawozdania chrześciańskich Missyonarzy o teologicznej Azyi. Nieroztropnie czyni teologia, przywłaszczając sobie wyłączny przywilej rozumienia i wykładania objawionego światu słowa Bożego. Gdy albowiem sama, jako, w obec Bożego słowa, nauka li ziemska, popadnie z czasem w oburzające rozum zabobony i głupstwa, świat przypisze winę jej słowu Bożemu i odepchnie je ze wstrętem. Stało się to już po dwakroć, raz jeden przy końcu pogańskiego świata rzymskiego, a drugi za przeszłowiecznej krwawej rozburzy francuzkiej. Któż wtedy bronił słowa Bożego? Nie teologowie, których glos pospołu z wiarą poszedł w poniewierkę, ale mędrcy szkoły Aleksandryjskiej, jak n. p. Plotynuz, i mędrcy nowożytni, jak n. p. Kant. A co odpowiedzieli, iż trzymać się tu będziem li nowego czasu, protestantowi temu niemieckiemu katolicy francuzcy? „Ty wkładasz, pisze doń l`abbe Sieyes, własne myśli głębokie i piękne w Chrześciaństwo, których ono nie miało i nie ma. Kościół zna się lepiej od Ciebie na nauce wiary, i wykłada ją prawdziwie. My, oceniając Chrześciaństwo dzierżymy się kościelnego katechizmu i teologicznej dogmatyki, a widząc w nich niedorzeczności, z rozumem niezgodne, wypędzamy je pospołu z księżmi, jako jedne z przyczyn wszech złego we społeczeństwie." Pomimo takich rozumowań zuchwałego Jakóbinizmu, umiejętność głębsza odniosła zwycięztwo i Chrześciaństwo pozyskało wpływ dawny. I historyk zawołał: „Galilee, vicistii" — Że Chrześciaństwo jest tak głębokie i piękne, a stało się dziś już religią świata, mającą z czasem być jedyną wiarą na ziemi, to nie wyłącznie dla tego, iź duch świętego Twórcy jego był Boży. Chrześciaństwo jest także w Abissynii, lecz jakże tam nędzne, jak mało różne od afrykańskiego owych stron pogaństwa 1 Świetność i moc Chrześciaństwa, to, zaprawdę, nie teologii, której duch zawsze i wszędy azyatycki, lecz europejskiej filozofii błogosławione dzieło! 191 Teologowie, strzeżąc gorliwie słowa Bożego, które wyrzeczone było w przeszłości zbyt już odległej, są tak dalece wrogami postępu, a zwolennikami zachowawczości i zwrotu, że lękają się nie tylko filozofii, umiejętności, nauki i myśli nowej, lecz zgoła przemysłu, świeżych odkryć i wynalazków. Kolumb ogłoszon był za wielkiego czarownika, a kraje odeń odkryte za złudzenia piekielne, a to z powodu, że kościół nic nie wiedział o okrągłości kuli ziemskiej i przeciwko-stopach. Druk początkowy związano z Twardowskim i Faustem, którzy zapisali się djabłu. Proch świeżo odkryty uchodził za ogień piekielny, od czarta Szwarcowi przedany. Ja sam słyszałem za czasów mych szkolnych kazania przeciwko kartoflom, które u nas sadzić i jeść wtedy poczęto, a później kazania przeciw kolejom żelaznym i drutom telegraficznym. Teologia piastująca władzę, nad człowieczeństwem jedyną, przeazyatycza, lub stybetuńszcza i sturcza narody, by też najdzielniejsze duchem. Co to za okropność i niemoc umysłu, trudna do wyleczenia, widzieć w myśleniu i poszukiwaniu prawdy grzech i Ułomność tę teologii uczuli najżywiej Menonici, którzy żądają być najgorliwszymi Chrześcianami, lecz nie cierpią pomiędzy sobą teologów, i w parafii obierają sobie kogoś na księdza, bacząc pilniej na jego cnoty chrześciańskie, niż na głęboką znajomość pisma. Nie można stać się wielkim teologiem, nie będąc przody wielkim filozofem. Dowodem tego jest n. p. św. Augustyn i Tomasz z Akwinu. Atoli nie pojmuje tego ksiądz pospolity, ani duch pachołka kościelnego. On potępia filozofią, a trzyma się katechizmu na ślepo. I zdaje się mu, że on wielki. I czuje się mądrym, szczęśliwym, zbawiennym. Dla mierności przeto, która świat dźwiga, nie ma nic wyśmienitszego nad pospolitą teologią. We wstępie do dzieła tego, pod liczbą XI. widziało się, jak kosmopeja, a z nią umiejętność, ocenia teologią. Nie powtarza się już tego tutaj, ale podpisuje się każde wypowiedziane tam słowo. A dość bardzo dość już na tem, co się tam wyrzekło! 192 Teraz ułomek mały z dzieła francuzkiego: „Etudes d`hi-stoire religieuse par Ernest Renen? Jako pisarz ten, tak i czytelnik niech stanie na słupie obłoków i z wysokości ducha oświaty rzetelnśj pojrzy na teologią! Czyni się tutaj tę tylko wstępną uwagę, iź pisarz ten pod religia rozumie teologią, a pod krytyką filozofią i umiejętność w ogóle. Oto jego słowa: „La religion est certainement la plus haute et la plus attachante des manifestations de la nature humaine. Nulle part les grands instincts du coeur ne se montrent avec plus d'evidence; et, lors meme qu'on n'adopte en particulier l'en-seignement d'aucun des grands systemes religieux, qui se sont partages, ou se partagent le monde, ils ne presentent pas moins aux esprits eleves le plus beau de tous les sujets d'etude. „Malheureusement une grave difficulte s'attache aux etu-des de cette sorte. Les religions sont obligees d'avoir un sy-steme particulier de philosophie de 1'histoire, fonde sur la croyance a une intervention miraculeuse de la Divinite dans les choses humaines, intervention qui se ferait uniquement au profit de chacune d'elles, a l'exclusion de toutes les autres.— La critiue, au contraire, dont le premier principe est, que le miracle n'a point de place dans le tissu des choses humaines , pas plus que dans la serie des faits de la nature; la cri-tique, qui pense, comme saint Augustin, qu'on voit mieux la Divinite dans 1'ordre immuable des choses, que dans la dero-gation a 1'ordre eternel; la critique, qui commence par pro-clamer, que tout dans 1'histoire a son explication humaine, lors meme que cette explication nous echappe faute de rensagne-ments suffisants, ne saurait evidemment se rencontrer avec des ecoles theologiques, qui emploient une methode opposee a la sienne et poursuivent un but different. „Susceptibles, comme toutes les puissances, qui s'attribu-ent une source divine, les religions prennent naturellement l'expression, meme respectueuse, de la divergence pour de 1'hostilite, et voient desennemis dans tous ceux, qui usentvis-a-vis d'elles des droits les plus simples de la raison. 193 „Ce regrettable malentendu, qui durera éternellement entre l'esprit critique et les doctrines habituées ŕ s'imposer tout d'un pičce, doit-il arręter l'esprit humain dans la voie de la libre recherche? Nous ne le pensons pas. D'abord, la nature humaine ne consent jamais ŕ se mutiler elle-męme; de plus on concevrait peut-ętre, que la raison consentit ŕ son propre sacrifice, si elle se trouvait en face d'une doctrine unique et adoptée de toute l'humantié. Mais, une foule de systčmes s'attribuent la vérité absolue, que tout ne peuvent posséder ŕ la fois; aucun de ces systčmes ne montrant des titres tels qu'il ait pu réduire ŕ néant les preétentions des autres, l'abdication de la critique ne contribuerait en rien ŕ donner au monde le bien si désirable de la paix et de l'unanimité. A défaut de la lutte entre la religion et la critique, les religions lutteraiont entres elles pour la suprématie. Si toutes les religions se réduisaient ŕ une seule, les fractions diverses de cette religion s'anathématiseraient l'une l'autre ; et, en supposant męme, que toutes les sectes en vinssent ŕ reconnaître une sorte de catholicité (c'est-ŕ-dire, d'universalité religieuse,) des dissentiments intérieurs, vingt fois plus animés et plus haineux, que ceux qui séparent les religions et les églises rivales, serviraient d'aliment â l'éternel besoin qu' ŕ la pensée individuelle de créer â sa guise le monde divin. Que conclure de tout cela? Qu'en supprimant la critique, on ne supprimerait pas le procčs et qu'on supprimerait peut ętre le seul juge, qui puisse éclaircir les obscurités ; que le droit, qu'a chaque religion de s'affirmer comme vérité absolue, droit parfaitement respectable, et que personne ne songe ŕ contester, n'exclut ni le droit parallčl des autres religions, ni le droit de la critique, qui se tient en dehors des sectes." Lecz dosyc! Dalszéj krytyki teologii nie daje się tutaj. Gdyby chcialo się nicować ja, przez wszystkie szczegóły, mu. siałoby się chyba powtórzyc wszystko, co w ostatnich trzech wiekach napisała o niéj wyzwalająca się od niéj umiejętność. Jakiez tedy ostatnie tu słowo nasze? Nauki, ktore dziś istnieją, i uprawniają Europie moc, władzę, swietnosc, były za Panteor tom I.   13 194 średniowiecznych czasów niemożebne. W tych wyrazach mieści się naj wyborniej sze teologii ocenienie. Jak po średniowiecznej teologii nastąpiły dzisiejsze umiejętności i nauki, tak i w dziele tem przechodzi się od teologii do wielkiego umiejętności i nauk zwyczajnych świata. PANTEONU WIEDZY LUDZKIEJ DZIAŁ OLBRZYMI DRUGI. KOSMOPEJA, LUB NAUKI, ODNOSZĄCE SIĘ DO TEGO ŚWIATA. 13* Zaprawdę, zaprawdę, powiadam Wam, przezacni uprawiacze nauk i umiejętności, że ten świat, któremu służycie, bez tamtego świata, którego nie uznajecie, również czcza mara! xxv. Wyzwolenie się nauk i umiejętności od teologicznej opieki, a raczej tyranii. — Podział Kosmopei. Znużony martwą, nieruchomą, zopoczoną, wszech ruchowi i porodom niepodległej myśli nieprzyjazną teologią, a łaknący żywotniejszego, rzetelniejszego do czasu stosownego pokarmu i światła, duch człowieczeństwa europejskiego przed trzystu laty, lub przy końcu średniowiecznych czasów, mniej więcej tak rozprawiał: „Pozostawiam rad wszystkich przy ślepej i bezmyślnej Wierze, którym ona przynieść zdoła zbawienie; ale ja, którym ocknął się i przewidział, poczynam badać sam. Szczęśliwy, komu wystarcza jeszcze cudowne pośrednictwo, którego wreszcie i ja nie potępiam, ani odrzucam! „Kto atoli żyje w tym świecie, obowiązan poznać go przecie!" A kto szuka tu prawdy bez obcego sobie pośrednictwa i nie potrzebuje kościelnego szczudła, a bada bezpośrednio,—kto nie ślepo wierzy, w co mu wierzyć każą, lecz myśli, poszukuje i doświadcza, nie znane dawniej tajemnice, potęgi i siły odkrywa, a stosuje natychmiast je ku pożytkowi i szczęściu drugich,— kto uczy się panowania nad ziemią, daną nam wszystkim w posiadłość: — ten dopiero podoła być Pomazańcem Pańskim i godnym Ojca niebieskiego synem. Co Bóg, który 198 wszystko dla nas stworzył, zna, człowiek ma poznać; gdyż ku temu otrzymał z niebios światłości kaganiec, rozum. Co Bóg zna na wieczności łonie, człowiek poznawać ma na piersiach czasu od wieków na wieki. Poznanie ludzkie nie może być nigdy tak wszechstronne, pełne i prawdziwe, tak nieomylne, tak na zawsze po teologicznemu raz przykrojone, go-towiuteńkie i nieprzemienne, jak znanie Boże, którego ono tylko ułomny i mdły wyjaw ziemski. Ale, właśnie dla tego, że znajduje się ono w ciągłym pochodzie i wzroście, stanowi najstosowniejsze śmiertelnych dziedzictwo i tchnienie. — Zaczem, poznawszy już to, co uświęciła wiarowa przeszłość, a łaknąc i pragnąc dalszej wiedzy, chcę w imię Przedwiecznego, którego wielbię i kocham, samodzielnie wypatrywać prawdę wiekuistą sam; chcę zastosować ją do dobra bliźnich! Lecz gdzie mam ją szlakować? Nie kędy indziej, jedno w tem samem źródle, z którego czerpał mądrości nektar bezpośrednio staro-helleński jeniusz, a nawet wszelki Zbawiciel, t. j. w wielkiem, spaniałem, tajemniczem przyrodzeniu, lub w ogóle w płynących mlekiem i miodem, a na pożytek nasz od Boga stworzonych świata tego studnicach! Natura jest księgą ksiąg, którę sam Bóg ułożył, a słońcem i gwiazdami oświecił, abyśmy w niej dowolnie czytali. Czemu teolog zabrania nam zaglądać do tej księgi Pańskiej? Ażali także ona dzieło heretyka? Wszakże księga ta jedyne rzetelne Pismo święte, pisane od Boga samego, nie sztucznemi głoskami i charakterami, ale światami i rzeczami bez liku! Zabrania się także czytania biblii; lecz daje się przecież jej świętą treść rzeszom. Gdyby i z naturą zapoznawać nas raczono! Ale nie. Teolog jej nie czytuje i nie zna. Zatopię się więc w tej biblii niezmierzonej , a nauczę się może mądrości istnej i przyczynię się lepiej od wszystkich gorliwych mnichów, przyczynię się tak, jak wielki Kopernik do chwały Pańskiej. „Mądrość Boża, której mnie dotąd nauczono, — która wypowiedziała się przez jednego niebios wysłańca, — która jest tak jawnie jednostronna, iż sądząc zagwiazdowy, chimeryczny tamten, zaprzecza rzeczywisty ten świat, — tak zaś 199 biedna, że ziemia w oczach jej wciąż jeszcze talerz oblany Oceanem; — mądrość ta, lubo ma zkąd inąd znamiona prawdy wiekuistej, przeobraziła się koniecznie w mądrość ludzką arcy-jednostkową, do jednego człowieczego Syna przywiązaną; przestaje być zatem mądrością Bożą, przedwieczną, ciągle się w słowie ludzkiem wypowiadającą, nigdy w pełni nie wypowiedzianą, jaką widzi się w przyrodzeniu, i kładnie się dziej owo, jako mądrość pewnej osoby i pewnego czasu. Ona scientia, non objectiva, sed subjectiva. Księża przynajmniej zamienili ją w taką. Nie wyklinajcie mnie za tę prawdę, ale okażcie mi raczej, że niebios wysłaniec jest, non individuum, sed genus humanum totius orbis coelestis ac terrestris. — Tak, mądrość, której mnie nauczono i którą nazywano Bożą, wzięła, jako zeznaje sama, początek w czasie. Co zaś bierze początek w czasie, musi mieć koniecznie i koniec w czasie. Ztąd też wiar tyle już, jako powstało, tak i przeminęło. Słowo ich tedy może być i jest teologiczne, kościelne, ale nie Boże. Czy wreszcie Bóg prawdziwy i żywy, a podług was, także Duch święty, odzywać się ma jedynie pewnej doby historycznej i przez pewną kastę, nie zaś od wieków i na wieki, oraz przez cały ród ludzki, a przebywać w opleśniałych starością pergaminach, w piśmie, literze, dziele głowy i ręki ludzkiej, miasto we wszech świecie? O, nie! Przemieszkuje On w świąt-nicy wiekuistej i żywej, słońcem, gwiazdami i grzmotem okazującej nam Jego wszechmoc, wielkość i chwałę, a ma wszelaką pierś czystą za ołtarz, wszelaką naukę prawdziwą za głos i wyraz swój. Każda z nauk i umiejętności istotnych jest równie jak teologia, — co mówię, — bez miary więcej i nieomylniej, jako od mary tamtego szmata wyzwolona, słowo Boże ! „Przyznaję wierze, w której mnie mimozwolnie wychowano, oraz Zbawicielowi Boskość. Pismo święte zamyka w sobie prawdę. Zgoda! Jednakże do zrozumienia prawdy tej nie pomoże mi wcale, jak okazuje to Europa średniowieczna i Azya dzisiejsza, że wezmę do rąk dogmatykę i nauczę się podanego mi katechizmu. To tylko rozumienie wiary kościelne, lub 200 księże, ale nie rozumienie jej ani Boże, ani moje. Żeby zaś Duchowieństwo miało brać Ducha świętego tak w kabak i arędę, jak Żyd tabakę, wódkę i karczmę; temu trudno uwierzyć. Bóg prawdziwy nie jest Bogiem kast i przywilejów. Dość, ja także rozumieć wiarę powinienem! A ja rozumieć ją podołam, nie kościelnym, obcym mi, lecz własnym rozumem, którym opatrzył mię nie daremnie Bóg. Do zrozumienia Pisma świętego niezbędne są dogmatyka żywa i katechizm, łyskawicą pytający a grzmotem odpowiadający, t. j. przyrodzenie, świat ten, świat, nie wschodnio-bajeczny, ale zachodnio-rzeczy-wisty. Tu obaczę na własne żywe oczy, co w biblii wyczytałem; tu przekonać się zdołam o jej prawdziwości, tudzież o tem, co w niej Bożego i wiekuistego, a co li człowieczego i historycznego. Umiejętność toświatowa odmyka brony do nieprzebranego wszech nauk przybytku; wyswobadza umysł ludzki z jarzma ślepowiernośei i powagi, zabijającego myśl niepodległą; daje duchowi swobodę, którą otrzymał tchnieniem Boga, i zawraca go w końcu do ksiąg świętych napowrót. Nauczył się w pielgrzymce swej po wszechświecie wiele, wyrósł pięknie, zmężniał i zolbrzymiał, a zajechawszy znowu "w dzielnice kościelne, podniesie teologią samą do najwyższej, bo umiejętnie ugruntowanej uchwały. Okazuje wreszcie, że Chrześciań-stwo jest, nie jedynie wiarą, jak n. p. jaki fetyszyzm afrykański, ale i filozofią, europejskiego ducha godną. Nie do-wodziż tego dzisiejsza teologia niemiecka, a nawet francuzka?— I ja zdolny jestem natchnienia, oraz proroczego głosu. I ja wiem, że siódmy stopień misteryi egipskich i szkoła hebrajskich proroków mogły widzieć przyszłość, bo starały się o zjednoczenie przeświadczenia ludzkiego z przeświadczeniem Bożem. I staram się o zjednoczenie takie. Otóż, słuchajcie księża! Patrzę w dal czasów i widzę wszędy zwycięztwo światła a później zwycięztwo Chrześciaństwa. Nazareńczyk zwycięża. Kościół Jego staje się kościołem powszechnym na ziemi. Ale zwycięztwa tego nie odniesie ślepa wiara, która wiary inne odpycha i wyklina, za czem ducha Bożego ćwiertuje i roz 201 dzieła. Odniesie je umiejętność, która umie jednoczyć zgoła najostateczniejsze i srogie przeciwy." Tak usposobiony ludzkości europejskiej duch, wybieżawszy za obręb kościelny i puściwszy się na swobodę w obszary nieskończonego świata Bożego, utworzył z upływem czasu wszystkie nauki i umiejętności dzisiejsze, a podniósł społeczeństwo do takiej potęgi i chwały, do takiej wysokości, na jakiej rzeczywiście stanęło i stoi. Jemu pokłoniła się już Ameryka i Afryka, a pokłoni się niezabawem Azya i wszelaka inna część świata. On, najrzetelniejszy dziś na ziemi mocarz, któremu zgoła Kzym teologiczny powinien swój byt i opiekę. A co uczynił kościół przeciwko takim, w rozumieniu jego kacerskim, protestanckim, panteistycznym, deistycznym, diabelskim, końcem świata brzemiennym przekonaniom? Prześladował je długo ogniem, mieczem, torturą, więzieniem i klątwą; prześladował okropnie i bez miłosierdzia, jak Car Polskę; prześladuje dziś nawet w krajach zawstecznionych i gdzie tylko to może. Ale złe to lekarstwo. Światło przedziera się szczelinami muru chińskiego, a nawet dziureczką świerczą. Duch rokoszanin odniósł nakoniec, dzięki i chwała Bogu, który tak chciał i to sprawił, górę i pełne zwycięztwo. On ogłosił prawdy tak wielkie i nie obalone, że zbić ich nie może ani powaga słowa Bożego, ani mądrość kościelna, a wynalazł i zaprowadził rzeczy tak jawnie dobroczynne, że nie waży się napastować ich nawet najciemniejszy mnich. Rządzi światem lepiej od kościoła za średnich wieków. I Europa zmieniła swą postać. Z wielkiej Lassy zrobiła się Atenami. Co zaś najgorsza, to, że teologia ukazała się kosmopei matką i sama urodzić musiała tę Tytanidę zuchwałą, gdy przesilił się jej brzemienności czas i nadeszła chwila połogu. Obaczywszy 202 wreszcie przed sobą dorosłą i zbrojną Minerwę, co wyskoczyła z niej, jakby z Jowiszowej głowy, taki uczyniła wyrok: „Księgi święte, których strzerzę i nauczam, niosą nam prawdę wiekuistą, w ludzkim języku, prosto, krótko i wyraźnie wypowiedzianą, dla wszystkich dostępną; natura zaś ofiaruje ją w niezrozumiałych i niemych, do sfinksów podobnych postaciach. Świat ten, to obumarły biblii symbol. Badajcież więc sobie symbol, kiedy żądacie tego na gwałt, a ja przeszkodzić temu nie podołam; ale, zaklinam was, czyńcie to przynajmniej z szacunkiem dla świętego kościoła, i przepowiadam, że nie najdziecie prawdziwej i lepszej mądrości od tej, której nauczam was od wieków. Biblia wyższa od natury. W końcu końców słowo Pańskie i kościół święty zwycięży." Naukowy świat atoli nie troszczy się wiele o teologiczne wyroki, bada niepodlegle, rozszerza światło i drogą swą idzie dalej a dalej. Tak narodziła się i otrzymała doktorski patent kosmopeja, lub umiejętność zwyczajnego znaczenia. Świat ten ukazuje się bezmiarem na niebie, a nieprzeczer-panym obfitości rogiem na ziemi. Rzeczy w nim ważnych, ciekawych i nauczających nieskończone morze. Jako opanować ten bezlik i stać się wiernym jego naukowym wyrazem? Nie podobna dzierżyć wciąż całości jego nieogarnionej. Potrzeba tedy rozgarnąć ją w najgłówniejsze części i poznawać każdą z nich osobno. Tym sposobem jedynie będzie się przedmiotu mistrzem. Jako zaś rozgarnąć wielki bez granic świat ten? Trzymaj się nasamprzód w nim treści, później formy, a wreszcie istoty ! Tylko na drodze analizy tej odsłonić i zbadać w nim można szczegóły, a niepopaśdź w odmęt. Innego sposobu tu nie ma i być nie może. Tak chce loika. Ztąd kosmopeja, jako to już ze wstępu pod liczbą XI. wiadomo, rozpada się w trzy ogromne światy, a występuje jako: 203 1)       Stereognostyka, umiejętność wszech treści toświa-towej, 2)       Morfozyka, umiejętność formy, i 3)       Etyka, umiejętność istoty tego świata. Ponieważ Kosmopeja nie istnieje wcale sama dla siebie, jako nauka odrębna, ale jest ogólną wszech nauk i umiejętności, odnoszących się do tego świata, nazwą; przeto nie mówi się tutaj o nięj dłużej, lecz przystępuje się wprost do stanowiących ogromne jej ciało członków. KOSMOPEI PLAN PIERWSZY. STEREOGNOSTYKA LUB NAUKI I UMIEJĘTNOŚCI WSZYSTKIE, ODNOSZĄCE SIĘ DO TREŚCI TEGO ŚWIATA. Jak Kosmopeja sama, tak i kosmopeiczna 8tereognostyka nie stanowi wcale nauki odrębnej i nie istnieje z osobna dla siebie, ale jest ogólną wielu nauk i umiejętności nazwą. Do niej należą nauki, uprawiające treść tego świata, które, jako ze wstępu pod liczbą XI. wiadomo, bacząc, albo na realna, albo na idealna, albo na człowieczeńska świata tego treść, kupią się w trzy ogromne obozy, zwane empiryą, speku-lacyą i humanistyką. — Przerzucamy się więc wprost i natychmiast do empiryi, jako sporządzającej pierwszy, wielki stereognostyczny świat. PIERWSZY WIELKI STEREOGNOSTYCZNY ŚWIAT. EMPIRYA LUB NAUKI I UMIEJĘTNOŚCI, UPRAWIAJĄCE TREŚĆ TEGO ŚWIATA REALNĄ. KOSMOPEI CIAŁO. Empirya gruntuje się, doświadczeniu i rozumie wszelakiego z ludzi, zaczem na dwu potęgach racyonalnych, lub dziennych, przed któremi pierzchają, rozwiewając się w czcze mary, astrologia, magia czarnoksięztwo, charce duchów, mistyka, tamten świat zagwiazdowy i inne dziwolągi duchowej nocy. Co nie wytrzymuje doświadczenia i oburza rozum, okazuje się w oczach jej głupstwem. Ztąd już zasługa jej dla ludzkości wielka. Lecz mało! "Ona daje nam panowanie nad siłami przyrodzenia a matką jest fizyki, chemii, przemysłu i bogactwa, wielkości i mocy narodów. Jej pomimo się po większej części wybawienie Europy od zabobonów, od barbarzyństwa i mdłości wieków średnich. To główna jej zasługa i chwała. Ze wstępu, pod liczbą XI. juź wiadomo, że do składu empiryi wchodzą trzy wielkie wiedzy ludzkiej krainy: A)       Nauki przyrodzone, B)       Nauki lekarskie, C)       Nauki prawnicze. Przerzuca się więc z tąd prosto na piersi nauk przyrodzonych, otwierających empiryą, a sprawujących najpierwszą i główną, najrozleglejszą jej część. A. NAUKI PRZYRODZONE, LUB FIZYKA W OGÓLE. XXVI. Całokształt nauk przyrodzonych. Kosmopeja, Stereognostyka i Empirya, wszystkie trzy razem mają wspólny, jeden i tenże sam początek. A początkiem tym nauki przyrodzone. Czemu? One najtreściwsze i naj-realniejsze. Nie dość! Duch europejski przez długie czasy od teologii tamtym światem, niebem i piekłem, dogmatyką i katechizmem trapiony, tęsknił i wzdychał tak za światem tym, jak wszystkie stworzenie tęskni i wzdycha za człowiekiem. Skoro zaś było mu już wolno puścić myśl orlicę w bujny lot po tym świecie, cóż mogło go najbardziej uderzyć i pociągnąć do siebie, co okazać się mu najpierwszym i najciekawszym przedmiotem, jeżeli nie ogromne bez granic, słońcem, księżycem i gwiazdami lśniejące, śliczne, rozkoszne, dziwnie tajemmcze przyrodzenie ? Jesteśmy jego dziatki; wisimy tak mu u szyi, jako liście i kwiecie u łodygi swej; mieszkamy w słodkich jego objęciach. Ono nasz zastawiony owocem i winem stół, a utrapień naszych ochłoda. Jeżeli Bóg nam Ojciec, Panteon tom I.   -        14 210 to natura ukochana Matka. Nic tedy dziwnego, że ludzki ród przerzucił się z biblii do natury, a z teologii do nauk przyrodzonych. Jakie jest nauk tych drzewo? Całość obejrzeć zaraz z góry, to ułacnia bardzo zapoznania się bliższe z częściami. Pojrzawszy w potężną przyrodzenia księgę Bożą, mianowicie zaś w początkowy wykaz jej treści, postrzega się tutaj trzy główne i wielkie rozdziały: a) Naturę pierwiastkową, powszechną, lub ogólną, w przestrzeni bez granic rozpostartą, na pełnem światów niebie osadzoną, słowem, niebieską, b) Naturę nieorganiczną, szczegółową i szczególną, śród we-wnętrza niebieskich ciał i ziemi naszej rozwitą, słowem, ziemską, c) Naturę organiczną, wszędy pojedyńczą, jednostkową, na pewierzchni ziem wyrosłą i wykwitłą, słowem żywotną. Do ostatniej należy także człowiek. Okrom trzech natur tych przyrodzenie nie ma już dalszych rozstępów. Wszystkie nauki przyrodzone odnosić się przeto muszą albo do pierwiastkowej, albo do nieorganicznej, albo do organicznej natury, zaczem rozstępują się w trzy główne szeregi. To Trójca w naturze. Więcej szeregów tu nie ma i być nie powinno. Ale umiejętność przyrodzenia uprawiana była rzadko od filozofów, znających się na loice, podziale rzeczy i prawach trychotomii. Ma ona też swoje przypadkowe okoliczności, osobliwości i potrzeby. Chodzi jej, nie jedynie o poznanie trzech natur jej danych, lecz także o to, jako powstała natura w ogóle, czyli o początek rzeczy. Nauki, czyniące około tego, a nie wydzielone jeszcze zupełnie od teologii, zowią się wstępne, lub przedsystemowe. — Utworzyły się również pewne nauki, które, acz należą do ogólnego, a wyżej danego nauk przyrodzonych całokształtu, tkną się przecież już takich zeń wyrostów, co za właściwy łańcuch ich wychodzą, a wiszą na pewnych ogniwach jego, jak jemioła u pewnych konarów dębu; — albo też tkną się czegoś, co nie należy wcale do umiejętności, n. p. wyrobów fabrycznych, rzemiosła, zabobonów. i t. p. Takie nauki zowią się zasystemowe. 211 Są tedy właściwych, od filozofii uznanych i potwierdzonych nauk przyrodzonych tylko trzy oddziały, powyżej dane. Rzecz jednakże wszystka rozstępuje się tu w pięć odrębnych, iście empirycznych rzędów, które są: 1)       Nauki przyrodzone przedsystemowe, lub kosmogonia, jako wstęp do systemu. 2)       Nauki pierwotnej, lub niebieskiej natury, jako pierwsza część samegoż systemu. 3)       Nauki nieorganicznej, lub ziemskiej natury, jako wtóra systemu część. 4) Nauki organicznej natury, lub tej, która zowie się żywotna, jako systemu część trzecia i ostatnia. 5) Nauki przyrodzone zasystemowe, jako ogon systemu i empiryczny dodatek. Odbyło się tu rzecz krótko i zwięzło, bo wyjśdź się chce raz przecie z ciągłych wstępów do rzeczy, które w encyklo-pedyi umiejętnej istnem są utrapieniem. XXVII. Nauki przyrodzone przedsystemowe, lub kosmogonia. Nauki te stanowią umiejętność, czyniącą o początku wszech rzeczy. Żaden z powiatów wiedzy ludzkiej nie może być tyle wyniosły, porywający, tajemniczy i ciekawy, a zarazem tyle niepewny i na starych, niczem nieugruntowanych przekazach i podaniach, lub na dowolnych przypuszczeniach oparty, co niniejszy. I łacna to do pojęcia. Któryż ze śmiertelnych albowiem, jak prawić zwykł Empiryk, siedział z Bogiem u radnego stołu, gdy chodziło o plan do stworzenia świata? Przedmiot ten przynależy jeszcze na poły do teologii i do nauk przyrodzonych. Wszelaka z wiar podaje o początku świata. Na najpierwszej n. p. stronnicy Pisma świętego Moj . żesz opowiada, jako świat był od Boga uczynion. Ponieważ powstawanie przyrodzenia rzeczą jest nauk przyrodzonych, lecz 14* 212 takich, co nie odnoszą się bynajmniej do dzielnic doświadczenia , jak wszystkie inne, a które, z powodu tego, liczą się do nauk przedsystemowych, lub wstępnych, i ponieważ podania stare o początku świata tkwią w wiarowem objawieniu; przeto kosmogonia sporządza węzeł pomiędzy teologią i fizyką właściwą, lub przejście umiejętne od pierwszej do drugiej. Nie można tedy rozpocząć całokształtu nauk przyrodzonych stosowniej, jak imając za treść, do której przystępuje się właśnie. Jak dalece kosmogonia tkwi jeszcze w teologii, okazuje to następująca okoliczność. Starożytni teologowie znali tę prawdę głęboką, że osobistością jest Bóg, a tem samem i grunt wszelakiej rzeczy, oraz wszelakiej siły; że tedy na dnie wszech rzeczy i sił przyrodzonych utaja się kdniecznie osoba z tamtego świata, lub demon, będący wiekuistą ich istotą. I demona tego nazywali Bogiem, lub boginią. Ile rzeczy i sił odmiennych, od siebie wyróżnionych, tyle bóstw, stojących pod rozkazami jednego naczelnego Boga. Mówiąc przeto o powstawaniu świata i wykazując pierwiastkowe jego, lub tameczne czynniki, prawiono o powstawa-niu Bogów. Ztąd. kosmogonia nosiła imię teogonii, a rodzenie się rzeczy i sił było narodzinami Bogów. Nie pisze się tutaj kosmogonii odrębnie, ani nie czyni się obszernego i szczegółowego jej wykładu, lecz daje się o treści jej wyobrażenie. Zaczem proszę przyjąć li króciótkie zarysy: Najpierwszem kosmogonii zadaniem, odkryć świata pierwiastek. Jako z żołędzi dąb, a z nasienia wszelakie ziółko i żywiątko, tak z pierwocia swojego wyrasta świat. Co tedy świata pierwocie? Co kolebka przyrodzenia? Co on Sfinks egipski, z którego wydobywa się wszystko, co było, jest i będzie? Potrzeba wyznać ku niepospolitej czci rodu ludzkiego, iż wszystkie kosmogonie, starożytne i nowocześne, wyjąwszy maluczką liczbę miałkich i iredojrzałych płodów, uznają, że Bóg osobisty uczynił świat, a tem samem i najpierwsze 213 ziarno, lub pierwiastek świata; że Boga i pierwiastku świata brać nie należy za jedno; że pierwszy jest Stwórcą, a drugi początkowem stworzeniem, lub nasiennikiem stworzenia. Czy niąc o pierwiastku świata, nie chodzi już tedy o Boga, któ rego uznaje się otwarcie, lub którego się przypuszcza, jako Stwórcę, jako coś, co rozumie się przez się, lecz o pierwia stkowy zaród świata, z którego wykluły się wszystkie rzeczy, siły i jestestwa.         « Nawet Talesowa woda, Anaksymenesowe powietrze i He-raklitowy ogień, nie są Bogiem, jako otrąbiać to zwykli nie-przyjaźni filozofom teologowie, ale początkowo i niedokładnie pojętym świata pierwiastkiem. Pogląda się ninie na starożytne i nowocześne nauki o powstaniu świata, na różne teogonie i kosmogonie. Celem tu jedynym przelotny obrazek rzeczy. U Greków Bóg najwyższy, prawdziwy i jedyny, którego imienia nie godziło się wymawiać, nieznany bliżej, ale sam jeden wszechmocny i święty, słowem, tajemniczy Fanes stwarza świat. Kinął ręką i oto ukazały się Chaos i Ejmarmena, zwana także Moirą, lub odmęt i konieczność, dziki materyał i fatum, jako pierwiastek i prawo świata. Chaos i Ej-marmeua, żyjąc w małżeństwie, t j. wchodząc z sobą we styczność i przenikając się wzajem, spłodziły Chronosa i Reę, lub czas i przestrzeń. Chronos pożera dzieci, które powija mu Rea. Małżonka znosi mu nareszcie ogromne jaje, którego on połknąć nie może, a które otwiera Eros, lub miłość. I z jaja tego wydobyły się Uran, Ereb i Gaja, niebo, piekło i ziemia, ze wszystkiem, co do nich przynależy. Dalszy rozwój świata idzie przez trzy szeregi Bogów, sprawujących Królestwo niebieskie, wodne i podziemne, lub naturę ogólną, organiczną i nieorganiczną. U Rzymian ma się co do joty podobną kosmogonią, z tą jedynie różnicą, że jak Fanes zowie się Aesarem, tak i Bogowie 214 podrzędni przyjmują inne imiona, n. p. Chronos Saturna, Eros Amora. W Egipcie Jako, z którego urobił się mojżeszowy Jehowa, jest Bóg najprzedniejszy i Stworzyciel świata. On, wyczyniwszy się Bogiem istnym i odgarnąwszy od siebie wszystko, co światowego, ujrzał za sobą Atore, która jest nocą, wodą, odmętem i matką świata. Jaho odgarnia od siebie dalej, co było w nim jeszcze niebożego, czyli Ftasa, Knefa i Feniksa, lub światło, ciepło i ogień, pierwiastkową materyą, pierwiastkowy ruch i pierwiastkowy żywot. Trzy te istoty, małżon-kując z Atorą, płodzą z niej Bogów i Boginie, t. j. Ozyrysa, Izydę, Babisa, Butę i Aruercia, lub słońce, księżyc, potwory dwa nocy, a wreszcie ziemię. Z Ozyrysa i Izydy rodzą się Horos, Kanop, Harpokrat, Memnon, a z Ozyrysa i Buty Anubis, t. j. planety Mars, Jowisz, Saturn, Wenus i Merkury. W Fenicyi ukazuje się także Jah, jako Bóg naczelny i Stworzyciel świata, ale na miejscu Atory sadzi się Mot, szlam światorodny. Jaha wzrok zapalił w Mocie łyskawice i grzmot, jako pracowniki i budowce świata. Z nich wyszły Ilus i Hornichla, lub czas i mgła, a dziećmi ich są półryby Dagon i Derceta, lub eter i noc, tudzież Baetyl i Onka, duch Boży i dusza świata. Tworzy się na koniec jaje ogromne, jako ostatni płód Ilusa i Homichli. Baetyl je otwiera. Wychodzą z jaja Sydek i Anaita, słońce i księżyc, Astronoa i Ma lub Moita, niebo gwieździste i ziemia. Sydek staje się Baalem, Anaita Astartą, a dziećmi ich są: Melkart, Taut i inne Kabiry, t. j. planety. W Chaldei Bogiem Bogów i stworzycielem świata jest Mabog. Uczynił on nasam przód Nebahaza i Tar taka, niebo światlane i noc. Dwie te istoty zlewają się w Homorokę, lub jaje ogromne. Z jaja tego wykluwają się półryby Odakon i Atara, niebo i ziemia, a dziećmi ich są Bel, lub Hel, Milita, Marnas, Asym, Nergal i t. p. t. j. słońce, księżyc i planety. 215 W Iranie Bogiem i Stworzycielem świata jest Serwane-Akerene, który wywołał do bytu Ormuzda i Arymana, światłość i ciemność. Śród walki dwu tych istot rodzą się Taszter, Bachman, Amerdat, Kordat, Szarywer, Ardy-beheszt, i Sapandomada, t. j. słońce, planety, a w końcu ziemia. U Normanów Bogiem najprzedniejszym był Alfadur, Ojciec wszystkiego. Ten stworzył Fimbultyra i Surtura, lub ciemność i światłość, tudzież Gingapag, bezdenną otchłań. Fimbultyr rozpładza się w Nifijoty, a Surtur w Muspeljoty, t. j. białe i czarne Olbrzymy, pierwsze potęgi stworzenia. Na dnie Gingapagu powstaje studnia żywota Hoergelmer; lub ziemia, a przy nićj olbrzym Imer i krowa Andumbla, nieorganiczny i organiczny świat. Andumbla liże dwa kamienie szronowe i zamienia je przez to w Bura i Bora, człowieczeństwa i Bożo-człowieczeństwa Ojców. Z Bura rodzą się ludzie, a z Bora Bogowie, na których czele Odyn. U Litwinów Bogiem najprzedniejszym był Atłaibos, lub Altamh, Bóg tajemnica. Ten, zabierając się do stworzenia świata, zostaje Sotwarem, lub światłością, a jako Sotwar tworzy Saułę, Menesa, Auske, Bezeleą i mnogie dzieci Boże, t. j. słońce, księżyc, jutrzenkę, zorzę i gwiazdy. Ale przeciwko niemu występuje do boju Tyknis ze smokami czarnemi, Jodami i Kaukami, lub ciemność z chmurami, olbrzymami i karłami. Z walki tej urabiają się Perkun, Poklus i Atrympos, Bóg nieba, piekła i morza, tudzież wszyscy Bogowie i Boginie. U Słowian był Jessa Bogiem naczelnym i stworzycielem świata, a ukazał się Trygławem, lub Trójcą, światem brzemienną. Z Trygława wyszedł Bielboh, Czernoboh i Ham, których walka wyczyniła Bogów, ludzi i wszystek świat. U Celtów Bogiem i stworzycielem świata był Godam. Ten ukazuje się jako Hu, Bóg w pierwszej osobie, lub prawdziwy; Prydain, Bóg w drugiej osobie, lub prawodawca, i Ryta, Bóg w trzeciej osobie, lub duch druidzki w niebie i na ziemi. 216 Potrójny ten Godam, razem z osobami w sobie uważany, zowie się Teirgwaed, a znaczy tyle, co trzej głośni wołacze, których głos staje się ciałem. Teirgwaet, tworząc świat, przeobraża się w Gwenwynwyna, lub trzykrotnie pięknego , a występuje znowu w trzech osobach dalszych, jako Cynin, początek wszystkiego, Jeuks, sprawca wszystkiego, i Pedrzvy, czworograń, świat w zarodzie. Godam po wyczynieniu się sześciokrotnem zostaje Ał-Adurem, Chwałą Bożą, nad światem panującą, co postacią jego jest siódmą. We wszystkiej swej pełni zowie się on Seidwe-Saidi, lub siedmiokształtny. Dalsze, a nieskończone mnogie wyjawy i przeobrażenia jego dają początek Bogom, ludziom i rzeczom. U Mojżesza Bóg uczynił świat z niczego i li mocą słówka swojego stań sie. U chrześcian zaś taka jest nauka: „Na początku było słowo, a ono słowo było u Boga, a Bogiem było ono słowo. Wszystkie rzeczy przez nie się stały, a bez Niego nic się nie stało, co się stało." (Początek ewa-nielii św. Jana.) Co tedy jest tutaj świata pierwiastkiem, wyróżniającym się od Boga? Twórcze słowo Boże. U filozofów różnego czasu i rodzaju widzi śię to Atomy, to Monady, jako realny, lub idealny świata początek. W Szel-lingu i Okenie pierwiastkiem świata jest Absolut, rozkładający się w materyą i ducha, a w Heglu Idea, która jest w Bogu kmietowa, w przyrodzeniu przedmiotowa, a w człowieczeństwie kmiot-przedmiotowa. W Bogu Idea jest hyperlinklogia, lub loiką, w przyrodzeniu światem, a w człowieczeństwie umiejętnością. Jakiż ostateczny wszech nauk tych wypadek? Bóg jest stworzycielem, a Bożyrko, czy rozumie się pod niem Chaosa, czy też Atorę, Mota, twórcze słowo, Absolut, Ideę, lub co-bądź innego, pierwiastkiem świata. Bożyrko, to ogólna nazwa dla wszelakiego kosmogonicznego pierwocia. Co ono? Coś Bożego, a światem brzemiennego, od osobistego Boga wyróżnionego, lub świat in potentia. Pozna się je i oznaczy bliżej, gdy poszukiwać się będzie: naprzód kardynalnych posad przyrodzenia, powtóre, sił jego naj pierwszych, potr zecie 217 najdawniejszej jego postaci. I oto zarazem, stosownie do trzech tych poszukiwań, kosmogonia, po zdobyciu pierwiastku świata, rozpada się w trzy części, lub trzy udzielne nauki, których imiona: Stychiogonia, Kinezyogonia i Igmatogonia.          I) STYCHIOGONIA, pochodząca od rudimcn-tum, i genero, jest pierwszą kosmogonii częścią. Przedmiotem jej okazanie kardynalnych posad przyrodzenia. które Bóg stworzył i utrzymuje. W Bogu jest wszystko, bo On wszystkiego stworzyciel; jest świat, jest i pierwiastek świata, lub Bożyrko. Ale, co w Bogu, który jest osobisty, zawija się, iż tak rzekę, w pojedynek tameczny, w jednostkę przedwieczną, w całostkę przenajświętszą, obejmującą w sobie całość, słowem w Jaźń; to w świecie i w pierwiastku świata, lub w Bożyrku, musi być w tuteczny ogół bez granic, w kulę wszechistnienia nieogarnionego rozwinione. — W Bogu, gdy patrzy się nań ze stanowiska, o które tu chodzi, t. j. ze stanowiska stosunku Jego do świata, tkwi nieskończoność, wieczność i wszechobec-ność, ale rzetelna, istna, t. j. w osobie, lub Jaźni jednej skupiona, a iścizną jej tameczną będąca. W Bożyrku zaś tkwi taż tama nie kończonność, wieczność i wszechobecność, ale nie rzetelna, nieistna, wardawa, taka, którą Hegel nazywa einc schlechte Unendlichkeit, t. j. w tuteczny ogół bez granic, w bezmiar wszechświatowy rozpostarta. Ogół ten powinien być i jest bez granic, a przecież wszędy w nim widzi się granice; jest bezmiarem, a przecież wszędy w nim miara. On sprzeczność w sobie, dwójca. Otóż nieskończoność, wieczność i wszechobecność, przeniosły się z Boga za Boga, lub w Bożyrko, będące pierwiastkiem świata, a zwardawszy i spaczywszy się tutaj, występuje jako światowa nieskończoność, lub przestrzeń, światowa wieczność, lub czas, i światowa wszechobecność, lub materya. 218 Przestrzeń, czas i materya są trzy kardynalne posady przyrodzenia. Każda z trzech tych posad daje powód do nauki odrębnej. Ztąd trzy rozdziały stychiogoniczne: a)       Diastematogonia, prawi o przestrzeni, b)       Chronogonia o czasie, c)       Hylegonia o materyi. Co przestrzeń? Wardawa nieskończoność, lub nieskończoność Boża, która wyszedłszy z Boga osobistego, a z przyczyny tej iście nieskończonego, rozlała się za Bogiem w nie-osobisty, tem samem więc sprzeczny w sobie i niepodobny do ujęcia umiejętnego bezmiar, która zaś, tak przeświatowiona, stała się pierwszą materyi czynnicą. Bez niej materyi nie ma i być nie może. Ona, iż tak rzekę, materyi ciało; zaczem treść i iścizna jej zewnętrzna, lub najrzetelniejsza. Pojmiesz to, gdy będziesz miał na myśli, nie cielesność tej lub owej rzeczy, która może być bardzo grubym materyi wyczynem, ale materyą ogólną, czystą, od ducha ledwie że wyróżnioną. — Co czas? Wardawa wieczność, lub wieczność Boża, która wyszedłszy z Boga osobistego, a z przyczyny tej iście wiekuistego, z jaźni tamecznej i niebiańskiej, gruntem wszystkiego, istotą rzeczy będącej i dla tego wiekuistej wiecznej , przedwiecznej, rozlewa się, stosownie do wewnętrznej właściwości swojej, w czas bez początku i końca, we złą, pozorną nieogarnioność. Czemu? Wszystko w czasie ma początek i koniec, a czas sam, wszystkiego sprawcą, jest bez początku i końca. Na dnie jego wieczność, a on sam wciąż chwilka! Tylko osobistość, jaźniowość może być istotą świata; zaczem, tylko ona może być iście nieskończona i wieczna. Ztąd jako Bóg, tak i wizerunek Jego człowiek, jest w istocie swej nieskończony, wieczny. Ale wszystko, co nie osobistego, zgoła bezmiar wszech światowy; to ułomna, chromająca nieskończoność i wieczność. Czas, jako tuteczny i spaczony wieczności tamecznej wyraz, staje się drugim stanowczym materyi czynnikiem. On materyi dusza; zaczem treść i iścizna jej wewnętrzna. Bezeń materyi nie ma i być nie może. — A co materya ? Wardawa wszechobecność, lub wszechobecność 219 Boża, przeniesiona z osobistego Boga w nieosobisty ogół istnienia i tutaj stężała, w atomy rozdrobiona, która stała się wielkim, niezmierzonym, pełnym rzeczy światem. W niej widne są przestrzeń bez granic, tudzież czas bez początku i końca. Ona, to krzyżowanie się przestrzeni i czasu, zlewanie się obojga wszędy w jedno, lub kształtowanie się ich w rozmaite światy i rzeczy. Rozwiązanie tak trudnego i ważnego zagadnienia: „jako nieosobisty świat wydobyć się może z osobistego Boga, " zostaje tu prosto i łatwo dokonane. Świat wydobywa się z Boga, gdy nieskończoność osobista przeobraża się w przestrzeń nieosobistą, wieczność w czas, a wszechobecność w materyą. Przestrzeń i czas są dwa przeciwieństwa takie, jak ciało i dusza, lub zewnętrzność i wewnętrzność. To dwa oderwania czcze, które nabierają rzeczywistości dopiero w materyi, stanowiąc tejże sprawce i czynniki. Gdzie przestrzeń i czas z sobą się spotkają, zetrą, w jedno zbiją; tam rodzi się materya. Przestrzeń, czas i materya nie są przedwiecznej, tamecznej, niebieskiej, Bożej natury, co zawsze jest i nigdy nie powstała, lecz stanowią naturę najpierwszą, od Boga stworzoną i wyróżnioną, a należą, nie do tamtego, ale do tego świata. Nie wychodzą z łona Bożego bezpośrednio, jak mniema Pan-teusz, ani nie okazują się emanacyą ze Stwórcy, ale są utworem Bożym, Kreacyą. Nie znajdują się w Bogu osobistym, kędy ma miejsce nieskończoność, wieczność i wszechobecność, ale za Bogiem, lub w nieosobistem Bożyrku, którego są wyrazem i rozkładnikami. Stworzone zostają na wzór nieskończoności, wieczności i wszechobecności Bożej, których natura jaźniowa, lecz same są zajaźniowe, nieosobiste, i dla tego w bezmiar zmysłowy rozlane. Jak między wszystkiemi przeciwieństwami, tak między przestrzenią a czasem, ukazuje się nie tylko względna różnia, którę dotąd miało się na baczeniu, ale i bezwzględna jednia. Przestrzeń i czas, to w gruncie ta sama, lecz odwrócona 220 w sobie posada przyrodzenia. Przestrzeń jest zatrzymanym, jak namiot bez granic rozpiętym i nieruchomie stojącym cza-sem, a czas działającą, ruchomą, jak strzała z rąk Bożych puszczona lecącą przestrzenią. Przestrzeń widomy czas, a czas niewidoma przestrzeń. Przestrzeń ma trzy powiaty, któremi są: długość, szerokość i grubość. Każdy z powiatów tych jest polarnością, ukazującą dwa przeciwne sobie bieguny. I jak w długości widzi się północ i południe, w szerokości wschód i zachód, a w grubości Zenit i Nadyr. Trzy te polarności są zasadami wszech polarności w przyrodzeniu. Czas także ma trzy powiaty, któremi są: Przyszłość, teraźniejszość i przeszłość. W materyi zaś, jako różnojedni przestrzeni i czasu, mieszczą się wszystkie te powiaty. Każdy atom przeto jest dziewiątką świętą, lub rozwinionej w pełności prawdy wyrazem. Materya, a więc i wszelaka rzecz w przyrodzeniu, musi być w przestrzeni i w czasie, albowiem przestrzeń i czas należą do wewnętrznego jej składu i koniecznemi są jej czynnikami. Rzeczy pojedyńcze powstają z rozlicznego i nieskończenie mnogiego skrzyżowania się przestrzeni i czasu na łonie materyi. Kształt rzeczy, oraz najdrobniejszych jej cząstek, ukazuje się ciągle przestrzenią, a kształt rozwoju jej czasem. Gdy jestestwo wzrasta; rozszerza się granica przywiązanej doń przestrzeni, a im dłużej trwa wewnętrzny jego rozwój, tem sporszy bytu jego czas. Ono samo, to przestrzeń i czas W jednem cieleśniejącem ognisku. Nieskończoność, wieczność i wszechobecność są niezłożone, jako jaźń Boża i człowiecza, a przestrzeń, czas i materya są złożone. Dzielić się też dają bez końca. Złożoność i podzielność ich, to dowód, iż należą do tego świata. Przestrzeń nie ma granic, lecz zarazem sama jest zewnętrzną wszelakiej rzeczy granicą; nie ma granic, a przecież nie jest nieskończonością, lub strzenią, lecz powstaje przez nieskończoność, lub przez strzeń, jako okazuje to już jej imię. Również czas nie jest wiecznością, lubo trwa bez początku i końca, ale wieczności wyrazem na łonie tego świata 221 i wewnętrzną bytu rzeczy granicą. Przestrzeń i czas, jako i zlew ich obopólny materya, wszędy są w dłoni nieskończonego, wiecznego i wszechobecnego Boga, a Pan wszech stworzenia, właśnie z powodu, że osobisty, i chociaż osobisty, większą, prawdziwszą, rzetelniejszą od nich ukazuje się nie-ogarnionością. Wszędy jest przestrzeń, a zawzdy czas ; wszędy i zawzdy zaś zlew ich obopólny, materya. Rzeczy pojedyńcze mają granice co do przestrzeni i czasu, gdyż inaczej nie byłyby pojedyńcze; ale materya ogólna, świat nie zna granic. W całym bezmiarze istnienia nie najdzie się ani punktu, ani sekundy, gdzieby nie było materyi. In natura nullus hiatus. Przestrzeń próżna i czas próżny są czcze chimery i puste pojęcia, bo nie ma przestrzeni i czasu bez materyi. Czysta przestrzeli i czysty czas, to oderwania głowy ludzkiej, spekulacyjne mrzonki. Mają one rzeczywistość na tamtym świecie, jako nieskończoność i wieczność w Bogu, lub w jaźni ludzkiej, a na tym świecie, jako sprawce materyi Kant wypatruje w przestrzeni i czasie formy wszech przedmiotowego bytu, bez których byt ten byłby niemożebny, tudzież formy wszech kmiotowego, z umysłem ludzkim związanego rzeczy widzenia, formae objectivae, et subjectivae. Podług niego, jako rzecz sama istnieć, tak umysł ludzki rzeczy myśleć nie podoła bez przestrzeni i czasa. Prawda, iż żadna rzecz istnieć nie może bez przestrzeni i czasu, albowiem one są czynnikami i sprawcami jej ciała. Prawda, iż przestrzeń i czas, które urabia sobie ciało wszelakiej rzeczy, ukazują się zarazem, jak łacna do pojęcia, rzeczy tej kształtem, lub formą. Jednakże przestrzeń i czas nie są li formami, li granicami, lecz czynnikami, lub treścią i iścizną rzeczy, a należą do niej, nie formaliter, ale essentialiter. Prawda, iż człowiek myśleć rzeczy tego świata nie może inaczej, jako pod formami przestrzeni i czasu, lecz tylko człowiek empiryczny, zmysłowy. Już człowiek umysłowy, n. p. Hegel, myśli czyste myśli, będące rzeczy wewnętrzną iścizną, a nie znające ni przestrzeni ni czasu, a loika jego wyczynia się czy 222 stemi pierwowzorami natury i przeobraża się w końcu w naturę. Tem bardziej człowiek mysłowy, lub jaźń nasza wiekuista, myśli rzeczy, będące jej przedmiotem, t. j. istnienia tameczne, nie w przestrzeni i czasie, ale w nieskończoności i wieczności. Inaczej myśli się na piersiach tego, a inaczej na piersiach tamtego świata, który jest także w nas. Co jest najpierwszą materyą, dającą wszech materyi początek i będącą jej gruntem? Taka materya, z przestrzeni i czasu złożona, musi być jeszcze tak ulotna, tak rzadka, jak przestrzeń i czas. To jeszcze coś duchowego, coś bardziej niebiańskiego, niż światło, które ukazuje się już dalszym, późniejszym, gęstszym i widzialnym z niej urobem. Jest nią, podług powszechnego dziś przyjęcia, eter. Ponieważ wszystkie rzeczy są materyalne, przeto na dnie ich tkwi i dysze eter. Jak słońca i ziemie, tak wszystko na nich, co tylko podpada pod zmysły, jest zgęszczony w różnym stopniu, to płynny, to stały eter. Co tedy na miejscu tem pierwiastkowy świat, pierwiastek świata, Bożyrko? To bezmiar przestrzeni i czasu, lub pierwotnej materyi, kula eterowa bez granic ! Bóg położon jest, nie za tą kulą, ale w samymże jej środku, i stanowi jej istotę. II) KINEZYOGOMA, której nazwa pochodzi od motio, agitatio, jest wtórą kosmogonii częścią. Przedmiotem jej wyśledzenie sił, przynależących do poznanych już posad przyrodzenia, sił światotwórczych i wszechmocnych. Przestrzeń, czas i materyą są rzeczowością, w Bożyrku i posadniczą świata osnową. Ale rzeczowość, osnowa sama; to coś martwego, nieruchomego. O materyi mówić się zwykło, że jest bezwładna, iners. Bez siły sobie udzielonej byłaby ona trup, nicestwo. Gdyby w pierwszych posadach przyrodzenia [nie tkwiły związane z nićmi nierozdzielnie potęgi wielkie, w które Bóg przelał swą wszechmoc, świat nie 223 mógłby ani powstać, ani trwać. Potrzeba tedy poznać i odsłonić pierwiastkowe siły, o które tu chodzi. Jak nie ma ciała bez duszy, tak nie ma rzeczowości bez siły. Siła wzrosła jest tak z rzeczowością, jak dusza z ciałem. Rzeczowość też ukazuje się statycznie pomyślaną siłą, a siła rzeczowością, dynamicznie wziętą. Dla empiryka są rzeczy, a dla metafizyka siły. Między rzeczą a siłą zachodzi li względna różnia; w gruncie zaś, to bezwzględna jednia. Ztąd wynika, że w pierwszych posadach świata potrzeba szukać pierwszych sił przyrodzenia; że przestrzeń, czas i materya są li zewnętrznie tem, czem się być wydają, czyli rzeczowością, wewnętrznie zaś wyczynią się koniecznie siłami. Co przestrzeń, jako siła? Co dusza przestrzeni, będącej w Bogu nieskończonością? Co potęga bezmiaru wszechistnienia? Nic innego, tylko odśrodkowa moc rozstrzału bez granic, lub tak zwana siła odpychania, vis repulsionis. A co czas, jako siła? Co dusza i potęga czasu, będącego w Bogu wiecznością ? Nic innego, tylko dośrodkowa moc napiętości, lub siła przyeiągania, vis attractionis. Wieczność własnością jest Bo-żej i ludzkiej jaźni, będącej tamecznem i tutecznem wszech bytu ogniskiem. Czas i siła jego przyciągania pracują też około ogniskowania tego, co przestrzeń i siła jej rozlotna rozpina bez granic. Co wreszcie materya, jako siła? Co dusza i potęga materyi będącej w Bogu wszechobecnością ? Ponieważ materya złożona, jest z przestrzeni i czasu; przeto siła materyi musi być coś, co ma czynnikami swemi siłę przestrzeni i siłę czasu, lub odpychanie i przyciąganie w różnojedni. Jak myśleć tą siłą? Mechanika uczy, że każda rzecz, uderzona dwiema sobie rów-nemi, lecz odwrotnie działającemi siłami, zakręcić się musi. Materya przeto, wyjawiając z jednej strony moc odśrodkową, lub siłę rozlotu, odpychanie, a z drugiej moc doś odkową, lub siłę skupienia, przyciąganie, zakręca się koniecznie. Wi-rowanie tedy, vis rotationis, to przyrodzenia jej siła. Jako w rzeczowości, tak i w sile przyrodzenia pierwotnej wyświeca się polarność. Przestrzeń i czas, odpychanie i przy 224 ciąganie, to dwa przeciwne sobie bieguny, a materya i wirowanie pomiędzy niemi różnojednia. Stosownie do trzech sił wielkich przyrodzenia, kinezyo-gonia, o tychże siłach czyniąca, rozstępuje się w trzy rozdziały, które postaciować się mogą w odrębne nauki, a zowią się: a)       Hektazeogonia o sile odpychającej, b)       Efelcyogonia o sile przyciągającej, c)       Girozeogonia o sile wirującej. Siła odpychająca, jako dusza i potęga przestrzeni bez granic jest mocą rozlotu w nieskończoność. Jeden kamyczek drobny, rzucony w bezstrzeń lub próżnicę, gdyby ta była mo-żebna, pękłby eterem, z którego powstał, i rozszerzyłby się w bezmiar. Jest to wszechmoc nieskończoności Bożej, w przyrodzenie przeniesiona, nadająca powszechnemu światu nieogar-nioność, a każdemu ciału nie przenikliwość. Co bowiem nie-przenikliwość w gruncie istoty? Nic innego, tylko powszechne odpychanie, w jednem ciele uwięzione i ograniczone, lub nie-ogarnioność wszechświata uogniskowiona, a rozstrzelić się żądająca. — Siła przyciągająca, jako dusza i potęga czasu, nie mającego ni początku, ni końca, czasu, który jest wewnętrznym rzeczy rozwojem, ukazuje się siłą, wprost przeciwnie działającą siłą zlotu w środek, siłą skupiania, kształtowania i postaciowania, vis formatria. Jest to wszechmoc wieczności Bożej w przyrodzeniu, której chodzi o trwanie rzeczy, lub siła taż sama, co wyżej, lecz odwracająca się i nadająca wszelakiemu ciału ściśliwość cohaesio. — Siła wirująca nareszcie, jako dusza i potęga materyi, z przestrzeni a czasu złożonej, musi być zlewem i jednością obu sił poprzednich. Jakoż, gdzie siła rozlotu jedno mocne, a siła zlotu drugie, również mocne wywiera parcie, tam ciało pocznie wirować, lub obracać się w kółko. Tym sposobem zupełnie naturalnie, nawet pod mechanicznym względem, rodzi się w całym świata bezmiarze taniec sferyczny. Ciało obracając się w kółko, urabia się w kulę, otrzymuje udzielny środek w sobie, zostaje odrębną jednostką i nabiera ciężkości. Siła wirowa więc jest 225 wszechmoc wszechobecności Bożej, tworząca pojedynki, któremi są kule. Widzi się ją dotąd w całej świetności na obrotach ciał niebieskich około osi, tudzież w walczeniu atomów każdego zapłodku, wzrostu, rozwoju i skonu materyalnego. Jako nie ma w przyrodzeniu żadnego punktu bez przestrzeni , czasu i materyi; tak nie ma w niem miejsca, gdzieby nie było sił odpychania, przyciągania i wirowania. Wszystko tu wiruje i wirować musi. Odpychanie, przyciąganie i wirowanie, a z nićmi nieprzenikliwość, ściśliwość i ciężkość, są własnością każdej materyi, bo przynależą do niej intensive, lub, iż tak rzekę, psychicznie. Siły te nie są tameczne i Boże, ale pospołu z Bożyrkiem, w którem się rodzą, od Boga stworzone, wydzielone i odpadłe. Bóg nie postradał wcale sił własnych, stworzywszy siły w przyrodzeniu i przelawszy z siebie za siebie wszechmoc. Tak poeta nie traci jeniuszu, który przelewa w swe dzieło. Bóg i poeta wszakże niezależni są od własnego utworu, a przenoszą się weń nie jaźnią, nie osobą, lecz tylko dzielnością swoją. Jak oko nie przestaje być malucz-kiem okiem, chociaż wzrok jego wybieża zań i sięga daleko; tak Bóg nie przestaje być osobistym Bogiem, choć wszechmoc Jego staje się za nim siłami przyrodzenia i działa w zakresie bez granic. Najlepszą dotąd kinezyogonią napisał Imanuel Kant w dziełku: „Metaphysische Anfangsgrunde der Naturwis-senschaft" Z trzech sił pierwotnych, które nazywa: „die Repulsion, die Attraction und die Schwerkraft," wywodzi on wszystkie siły, oraz rzeczy przyrodzenia iście po mistrzowsku. Co wreszcie on rozpoczął, dokształcili również świetnie Schel-ling i Oken. Umiejętność ta przeto stoi dziś na stopie dokonanego już w pełni swej rozwoju. Co tedy pierwiastkowy świat, pierwiastek świata, lub Bożyrko, w kinezyogonicznej przystajni? To odpychanie, przyciąganie i wirowanie wewnątrz niezmierzonej kuli Eteru. Panteon tom 1.   15 226 III) IGMATOGONIA, nazwana od , firmamentum, jest trzecią i ostatnią kosmopei częścią. Idzie tu już o postać Bożyrka, lub najdawniejszy kształt świata. W Bożyrku wyczyniła si§ naprzód światowa zewnętrzność, rzeczowość, lub treść, którą są przestrzeń, czas i materya; powtóre, światowa wewnetrzność, lub siła, którą są odpychanie , przyciąganie i wirowanie. Żywotna całość powstaje wszędy ze zjednoczenia się organicznego zewnętrzności z wewnętrznoś-cią, treści z siłą. Jakże więc pomyśleć całość pierwiastkowego, jeszcze nierozgarnionego, odmętnego świata, lub postać Bożyrka? Zebrawszy razem, co wyłożyło się dotąd, taki odzierza się wypadek: Pierwiastkowy świat, to niezmierzony bezmiar istnienia nasiennego, w którym przestrzeń, czas i materya, odpychanie, przyciąganie i wirowanie, a z niemi nie-przenikliwość, ściśliwość i ciężkość, są wszędy, tak w punkcie wszelakim, jak w całym ogromie. Postać bezmiaru tego, biorąc rzecz ściśle, niepodobna jest do oznaczenia, bo postać byłaby granicą, a bezmiar nie ma granic. Co nieogarnionego, nie daje się żadną krańcowością ogarnąć i nie może mieć kształtu. Atoli myśleć się zwykło nieskończone przyrodzenie jako ogromną kulę. Bożyrko, to tedy pełna sił, niezmiernie wielka kula eteru, ze wszystkiemi jego tamecznością pachnącemi własnościami, w którę przeobraziło się twórcze słowo Boże. Kula ta, nieskończona i bez granic, jest za potężna na myśl śmiertelnika, by też był atlasem duchem; ona wsze-lakoż posłuszna piłka w ręku przedwiecznego. Niedaremnie prawiono, że z olbrzymiego jaja śwat wyszedł, a kulistość uważana bywa za doskonałości symbol. Oken rzekł: „Bóg jest wirującą kulą." Nie Bóg, ale najpierwsze Jego dzieło, lub Bożyrko, okazuje się tą kulą. Bóg, który jest wszechświata przeświadczeniem, byłby raczej kuli tej środkowym, wszechmocnym i wszystko poruszającym punktem. Czy niezmierzona eterowa kula pierwiastkowego świata stała nieruchomie ? Nie! Są w niej siły, Bożej wszechmocy równe, musiała więc koniecznie być w ruchu. Ruch ten dokonał wewnętrznego jej rozwoju dalszego, a utworzył ogóły, » 227 szczegóły i pojedynki powszechnego świata. Ztąd trzy rozstępy igmatogonii: a)       Hologonia o powstawaniu wielkich ogółów powszechnego świata, w które rozpada się koniecznie pierwiastkowy bezmiar, a które pozna się zaraz. b)       Merydogonia o powstawaniu szczegółów we wnętrznościach wszechświatowych ogółów. c)       Henikogonia o powstawaniu pojedynków na łonie powyższych szczegółów i ogółów, lub o powstawaniu pojedynczych ciał niebieskich. Jako wydobył się świat powszechny i dzisiejszy z Bożyrka, lub z niezmierzonej kuli pierwiatkowego eteru? W kuli tej siła odpychania pędzi eterowe masy ze środka w dalekie strze-nie, a siła przyciągania ściąga je z dalekich strzeni na powrót do środka. Starcie się z sobą dwu tych, w odwrotnym kierunku działających sił sprawuje koniecznie wirowanie, a z niem urób części wewnętrznych powszechnego świata. Ale, czy kula ta wiruje cała około jednego środka? Nie! Ona jest bezmiarem, nieskończonością, strzenią bez granic, bez początku, środka i końca; bezkształtnym ogromem, w którym, nie jedno ognisko, jak we wszelakiej, bliżej oznaczonej kuli, lecz nie-przeczerpane krocie ognisk najdować się muszą. Zaczem na nieprzeliczenie mnogich miejscach, gdzie siła odpychania i siła przyciągania spotkały się z sobą, jako dwie olbrzymie nawałnic tytanidy, następuje wirowanie, z niem zaś ciężenie ku tworzącemu się ogniskowi swemu, a tem samem skupienie i stłoczenie eterowych mas w grubszą, lecz jeszcze eterową cielesność; powstawanie mnóstwa udzielnych środków świata, sporządzających pewne bardzo rozległe, mniej więcej kuliste materyalne pokłady; rodzenie się odosobnionych wielkich ciężkości pierwotnych, których towarzyszkami odpowiednia im nieprzenikliwość i ściśliwość. Etery nieco zgęszczone, w pokłady udzielne i mnogie rozpostarte, wirem objęte, od całości powszechnej oderwane i dla siebie już istniejące, urabiają się w światy olbrzymie, zwane mlecznemi drogami. Wszelaka dziś mleczna droga, jako już rozwita, jest całe niebo gwiaz 15* 228 dziste, do naszego podobne, niemiarę słońc, planet i komet obejmujące w sobie, lub jeden powszechny świat na łonie bezmiaru, z kroci światów słonecznych złożony, a dla światów odległych, jako światlany, kropkami złota przefiltrowany obłoczek widzialny. Ale na początku była, w dzielnicy zaś-tych nauk jest jeszcze ona odmętową, słonecznemi światam brzemienną, rozlegle rozpostartą, lecz nierozgarnioną w szczegóły zgęszczonego po raz pierwszy eteru masą. — Bezmiar eteru, pokładami mlecznych dróg w zarodku najeżony, lub w ogóły najrozleglejszych rozmiarów rozwity; to pierwsze przeobrażenie kuli Bożyrkowej i ostateczny hologonii wypadek. W eterowych pokładach na przyszłe mleczne drogi, o których mówiło się wyżej, lub w świeżo powstałych, jeszcze nie-rozgarnionych w słoneczne światy, mlecznych drogach, najdują się pierwotne posady i siły przyrodzenia; najduje się trzykrotna wszechmoc, które Bóg przelał z siebie w Bożyrko. Są to nieskończenie mnogie Bożyrka, z jednego wielkiego Bo-żyrka urobione, których cel zamienić się w ogółowe światy na łonie powszechnego świata. Jako bożyrka, zdolne są tego samego rozwoju, co powyżej w bożyrku jedynem. Wyczyniają się tedy same, a Bóg jest teraz wielkich flot na morzu wszechświata sternikiem i pracujących tam potęg dozorcą. — Mleczne drogi pierwiastkowe są jeszcze za zbyt ogromne pokłady zgęszczonego po pierwszy raz eteru, ażeby wirować mogły około jednego ogniska. Wirują przeto, jak niegdyś Bożyrko jedyne, około mnóstwa środków, powstających wewnątrz siebie. I przy każdym ze środków tych ściskają się masy eteru jeszcze bardziej, tworząc olbrzymie kule, będące treścią odmętową dla przyszłych słonecznych światów, a zwane słońcowiskami. Tu eter ciągle wirowania skutkiem, zostaje zgęszczon po drugi raz. Słońcowiska są tak wielkie eterowe kule, we wnętrznościach mlecznej drogi wszelakiej powstałe, jak wielki jest w zakresie nieba swojego, później z każdego z nich urobiony sło-neczny świat. Tu słońce, planety i komety, jeszcze nie od 229 różnione od siebie, zlane są z sobą śród jednej wielkiej, do morza podobnej eterowej masy. Są to mateczniki słonecznych światów; jaja Rei, słonecznśmi światami brzemienne. Słoń-cowiska wirują, ale już każde około własnego ogniska. Wirowanie to staje się dalszego rozwoju ich wewnętrznego sprawcą. Jako Bożyrko jedyne i naczelne rozprysło się w pierwiastkowe mleczne drogi; tak znowu każda z mlecznych dróg rozdrobiła się w krocie słońcowisk, będących pokładami z dwukroć już zgęszczonego eteru dla przyszłych słonecznych światów i stanowiących całość osobną, jeszcze bardzo ogromną, na późniejszem gwieździstem niebie. Rozwój słońcowisk w ma-cińcu pierwiastkowych mlecznych dróg, lub rozwój szczegółów we wnętrzu każdego z ogółów światowych; to zadanie i ostateczny merydogonii wypadek. Jak w mlecznych drogach ogólnieje rozlicznie, tak w słońcowiskach szczególnieje jeszcze rozliczniej powszechny świat Bożyrkowy. A z jednego pierwiastkowego eteru robią się coraz drobniejsze, lecz ciągle tytanie, zacierki świata! W słońcowiskach wszelakiej mlecznej drogi odbywa się znowu taż sama gra odpychania i przyciągania. W skutek niej kule te ogromne wirują, ale jako się już rzekło, około jednego środka, lub około własnej osi. Śród wirowania tego gęstnieje eter wszędy po trzeci raz. Niedość! Części eteru słoneczne skupiają się przy ognisku wszelakiej kuli, a części eteru ziemskie rozpościerają się na jej powierzchni. Czemu? Układa się tu między słońcem i planetami przyszła polarność. Słońcowiska tedy, to kule eterowe, z wierzchu ciemne a w środku jaśniejące. Kule wirujące, ogromne i eterowe, zaczem nie bardzo ściśliwe, więc płynne, w moc mechanicznej konieczności, wynikającej z ruchu swojego, nabrzmiewają w góry przy równiku. Masy zaś ziemskości na równiku ich zgromadzone, a coraz większe, cięższe, obrotowi kuli opór czyniące, odpadają wreszcie od słońcowiska, tworząc najpier-wszy pokład do powstać mającej ziemi najzewnętrzniejszej, najbardziej od środka oddalonej, lub w słonecznym świecie 230 krańcowej. — Nabrzmiewanie przy równiku, które widzi się zgoła na naszej, dzisiejszej, tak ścisłej już co do masy swój ziemi, dzieje się w skutek obrotu około osi tak naturalnie, jak powstający ogon u komety, będący eterem, lub atmosferą jego, w skutek spadu ku słońcu. Rozwój więc słońco-wiska przez odpady odeń planetarne, nie spoczywa na żadnem przypuszczeniu, ale jest rzeczą matematycznie pewną i jasną. Masy planetarne, od słońcowiska odpadłe, wirują znów około środka swojego i urabiają się w kulę udzielną, lub w ziemię, która krąży około słońcowiska w tymże kierunku, jak niegdyś, gdy była jeszcze jego częścią; a słońcowisko po takim porodzie, który je oczyścił od pewnej ilości ziemskości, staje się jaśniejsze i ściąga sie bardziej do swojego środka. Słońcowisko, acz nie jest jeszcze słońcem, a to dla tego, iż urodzić ma z siebie późniejszych ziem wiele, świeci nowo powstałej ziemi. Tu zrozumieć można słowa Mojżesza, podług których Bóg stworzył pierwej światło niż słońce. Tak był dzień, była i noc na ziemi, choć słońca jeszcze nie było! Później po drugi, trzeci, dziesiąty, a może i po setny raz odpadają od słońcowiska ciemne masy, narosłe przy równiku, tworząc nowe ziemie, lub planety, coraz bliższe środka, a słońcowisko staje się coraz mniejsze i jaśniejsze, aż przeobraża się wreszcie w ognisko słonecznego świata, w słońce rzeczywiste. Przy odpadaniu planet od słońcowiska wirującego, dzieje się dość często, że nie same planetarne masy eterowe, z których powstaje ziemia, lecz także masy eterowe, kędy solar-ność, zmięszana i zrosła jest z planetarnością, odpadają, to razem z ziemią, to z osobna. Masy te, będące poniekąd szumowinami słońcowiska, nie mogą się zamienić ani w słońce, które już istnieje i panuje, ani w ziemię, z powodu, że tkwi w nich materya słoneczna. Występują więc jako komety, które spadają to ku słońcu, to ku krawędziom słonecznego świata tak długo, aż zamienią się w ziemię po utraceniu swój 231 słoneczności, lub spadną na słońce, gdy uronią z siebie ziemskość. Rozwój słońcowisk w słoneczne światy, złożone z planet, komet i środkowego słońca, to ostateczny Henikogonii wypadek. Tutaj albowem z łona urobionych naprzód ogółów, lub mlecznych dróg, a później szczegółów, lub słońcowisk śród wszelakiej mlecznej drogi, wydobywają się już pojedynki wszechświatowe, t. j. pojedyńcze ciała niebieskie. I powszechny świat został wreszcie rozwity. Bożyrko ogólne i wszelakie cząstkowe znikło, a na miejscu jego rozpostarło się wszędy gwieździste niebo, lub mleczna droga. Od początku aż do końca panuje i powtarza się tu prawo, które Bóg Bożyrkowi przepisał, t. j. wirowanie, a to w skutek gry sił odpychania i przyciągania; z wirowaniem zaś ukazuje się coraz drobniejsze pojedynkowanie. Z całości urabiają się w końcu całostki, które, acz nie są same osobiste, lecz tylko osobistością łudzi brzemienne, przedstawiają przecież pojedynek, a tem samem wizerunek Boży. I koniec wraca tu w początek. Zaczem dzieło Boże, lub stworzenie świata, jest dokonane. Zdaje się być rzeczą a priori nieomylną, choć tego nie sprawdzi się nigdy może a posteriori, że pojedyńcze ciała niebieskie są kule, wewnątrz wydrążone. Czemu? Jak w słoń-cowiskach, w skutek obrotu około osi, zbierają się masy telluryczne, lub najściślejsze, najtwardsze, tworząc zewnętrzne skorupy, które później odpadną i w udzielne zamienią się ziemie; tak w każdem pojedyńczem ciele niebieskiem, również w skutek obrotu około osi, najściślejsze i najtwardsze masy kupią się na powierzchni, tworząc zewnętrzną grubą, kulistą skorupę, a zostawiając środek pusty. Potwierdzają domysł ten pierścienie Saturna i inne podobne, których telluryczna skorupa, nie podoławszy utworzyć kuli księżycowej, ukształtowała się w księżycowe, a jako się to widzi jawnie, w środku puste koło. Ciała niebieskie byłyby więc podobne do piłek, powietrzem rozdętych. Ztąd, pomimo niesłychanego ogromu lekkość, rączość i elastyczność ich ruchu po niebie. — Jeniusz 232 starohelleński przypuszczał coś podobnego, sadząc we wnętrznościach ziemi wielki świat odrębny, t. j. Eliz, Ork, Tar-tar, Ereb, mieszkanie wszystkich nieboszczyków, a twierdząc, że władzcą piekła i nieba tego jest Ais, lub Zeus podziemny , zaczem Eter. Tym sposobem również ziemia nasza byłaby wydrążoną, eterem wypełnioną, a ztąd lotną i rześką kulą, pływającą po przestrzeniach niebios, jak balon rozdęty ulecią. — Jako w słońcowiskach, tak i w kulach planetarnych ścisła i twarda telluryczność gromadzi się na powierzchni, a ulotna, światlana słoneczność w środku. Byćby więc mogło, że we wnętrznościach ziem ma się solarny, prześliczny, iście czarnoksięski dzień. — Widzi się komety. To uleć zgęszczo-nego eteru, trzymająca się wprawdzie już kuli, ale tak roz-lotna, iż śród rączego biegu po niebie rozlewa się w długi ogon. Gdy uleć ta pokryje się z czasem telluryczną skorupą, które oddzieli od swej solarności środkowej i na wierzch wyrzuci, kometa zostanie ziemią. Ziemie obracają się około własnej osi i około słońca swojego w kierunku od zachodu na wschód, a słońca obracają się około własnej osi i około pewnego zakresu w mlecznej, w gwieździste niebo zamienionej drodze; mleczne drogi zaś krążą zapewne około drugich, sprawując ostateczne równoważenie się powszechnego świata. A środkiem i ogniskiem tego światłości objawionej bezmiaru, złożonego z nieprzebranej mocy ogromnych i mniejszych światów, jest Bóg, nie w świecie tym, gdzie nie ma jedynego środka, a są krocie ognisk, lecz w świecie tamtym, lub non naturali, sed trans-cendentali modo. I dla tego żaden z teleskopów środka tego nie odkryje. Śród powszechnej, a bardzo rączej jazdy niebieskich ciał, żadne z nich nie spada do środka swojego świata, a pędząc przepisaną sobie koleją, nie dotknie żadnego z sąsiadów, albowiem siła odpychania odpiera zbliżające się ku sobie kule, siła zaś przyciągania dzierży je w kupie, lub przy własnym środku. Każde z nich tkwi w żywocie powszechnym i własnym, w świecie rozleglejszym i swoim, za pomocą różnokrotnie działającej wirującej siły. Otóż ruch 233 Bożej wszechmocy wyjawionej, mechanizm na pozór, a organizm, zdumiewający myśl ogromem swoim w istocie. I wszystko to wydostało się z Bożyrka i jest Bożyrkiem, przeobrażonem w powszechny świat. I czy wiesz ninie, co Bożyrko? Igmatogonia zakończa kosmogonią i przeprowadza umiejętności przyrodzone od wstępnych do właściwych, lub z teo-ryi stworzenia świata na łono powszechnej, już stworzonej i uprawionej empirycznie natury na niebie. XXVIII. Nauki przyrodzone, odnoszące się do pierwotnego,. lub powszechnego, ale już stworzonego świata na niebie. Z wydobyciem się planet, komet i słońc ze słońcowisk, znikły słońcowiska, które były niezmierzonemi kulami nieroz-garnionego eteru, tak wielkiemi, jak przestrzenie zajęte od dzisiejszych słonecznych światów, t. j. jak długość promienia od ogniskowego słońca, aż do ostatniego planety i komety tam gdzieś na krawędzi; a mleczne drogi dawniejsze przeobraziły się z ogromnych pokładów eterowych w gwieździste nieba odrębne, obfitujące w słoneczne światy. Bożyrko także ustało. Urobił się zeń wszechświat bez granic. A świat kosmo-goniczny, nasienny, zarodkowy przedzierzgnął się w świat rzeczywisty. I w całem przyrodzeniu zaszło wielkie przemienienie. Rozwój jego został dokonany. Przyda się tu niejednemu może następująca uwaga. Bóg staje się przez to jedynie Bogiem, iż tworzy świat. Że zaś Bóg jest wieczny więc i świat musi być wieczny. Kosmogo-nia przeto pisze się bardziej dla umysłu łudzkiego, usiłującego umiejętnie pojąć stworzenie świata, niż w celu dania dziejowego obrazu tego stworzenia. Niechaj przynajmniej nikt nie myśli, iż było jednego razu kiedyś Bożyrko, z którego jak z jaja, wykluł się wszechświat! Ono raczej, jak Bóg sam, 234 było, jest i będzie od wieków na wieki, lubo coraz w innych światowych kręgach. Ziemia, wszelaka gwiazda, każdy pojedynek niebieski, miał zaiście swojego czasu początek i mieć będzie koniec. Stworzenie światła powszechnego atoli nie stało się jednego, dawnego razu, n. p. przed tylu lub tylu tysiącami lat, lecz staje się zawsze, w czasie bez początku i końca, będącym wieczności Bożej wyrazem. Kosmogonia zatem czyni liczbę, nie o jednorazowym, lecz właściwie o ciągłem , bezprzestannem powstawaniu świata. — Teraz powraca się do rzeczy. Wszechświat został już stworzon. Celem nauk szeregu tego są przeto światy już rozwinione, a jaśniejące na naszem i na każdem naszemu podobnem niebie, lub światy słoneczne mlecznej drogi naszej i mlecznych dróg innych, ukazujących się nam w postaci światlanych, złotemi kropkami, znaczącemi słońca, rzęsisto ubarwionych obłoczków. Nauki te czynią naprzód: około rzeczowości, lub treści zewnętrznej tych światów , czyli około poznania samychże niebieskich ciał; powtóre: około sił, ciałom tym właściwych; potrzecie: około istnień, do ciał tych przywiązanych, a będących materyą i siłą zarazem. Z tąd trzy tutaj wielkie rozstępy: 1)       Uranologia, o samychże niebieskich ciałach. 2)       Astronomia, o niebiańskiej grze sił, ciałom tym przynależnych. 3)       Heliostatyka, o istnieniach na niebie takich, co są materyą i siłą zarazem, a sprawują rzetelny żywioł wszechświata. I) URANOLOGIA jest umiejętnością rzeczowości, lub treści nieba widomego, zaczem ciał, koczujących po niebie śród każdej, mianowicie zaś naszej, jako najbardziej nam znajomej drogi mlecznej. Ciała te są słońcami, planetami i kometami. Mówi się o nich z osobna. Ztąd trzy części uranologii: 235 a) ASTROGNOZYA jest nauką słońc, czyli gwiazd stałych na niebie, a pokazuje każdą z nich, nadaje jej nazwisko i oznacza ją na astronomicznym globie, lub na astronomicznej mapie. Nie tutaj miejsce do wyliczania wszystkich gwiazd znanych i opisywania onego globu, lub onej mapy. Wystarcza przytoczyć ostateczne wypadki. „Wszelaka gwiazda stała, jest słońcem, do naszego podobnem, to większem, to mniej-szem, lecz zawsze sporządzającem ognisko odrębnego świata słonecznego. Syryusz uchodzi za największe śród mlecznej* drogi naszej słońce, a zowie się już u Egipcyan starych słońcem słońc i Boga Bogów Jaha mieszkaniem. Wszelakie słońce jest kulą materyi, od ziemskich pierwiastków wyzwolonej i dla tego jaśniejącej, na planety polarnie działającej, a stoi w ognisku swojego świata. Słońca w astrognozyjnym zakresie są tem, czem przestrzeń w kosmogonii. Jest to taż sama wciąż nieskończoność, która wybieżawszy z Boga za Boga, rozlała się w bezmiar, a ninie uogniskowiła się w myryady gwiazd stałych. Jakoż w materyi słoneczej przemaga przestrzeń i nieskończoność, odpychanie i nieprzenikliwość. Ztąd słońce jest najogromniejszą w świecie swoim i nieprzeliczonemi promieńmi jaśniejącą kulą, a moc światłości i działania jego dosięga krańców tak dalekich, jak ostateczna kolej, najodleglejszego planety i komety. Co mówię! Światłość słoneczna dopiera dalej bez miary i wdziera się w granice innych słonecznych światów, a nawet mlecznych dróg. Czy nie widzimy gwiazd, będących słońcami nie naszemi, i złotych kropek w światla-nych obłoczkach? Jedynie słońca obce są nam w pewnej części, lub o ile najdują się w sąsiedztwie z naszem, widome. Lecz około każdego z nich tańcują mnogie planety i komety których nie dosięże ani oko, ani teleskop ze światów innych. Tak, jedynie słońca są widome, ale ziemie, tem samem i żyjące na nich człowieczeństwa, kryją się dla naszego wzroku. Myśl ludzka widzi je atoli. Ze wszelakiej gwiazdy wygląda przeto do nas kilkadziesiąt, lub kilkaset wielkich człowieczeństw, do naszego podobnych, a noc, odsłaniając w gwiazdy bogate niebo, ukazuje nam Królestwo Syna Bo 236 żego śród mlecznej drogi naszej, z nieprzeliczenie mnogich światów człowieczeńskich złożone. I to jest li jeden króle stwa tego zakątek. Chwała Boża jawi się najświetniej na gwieździstem niebie. Kopernik, jako świat powszechny, tak moc i wielkość Bożą rozpostarł nam w nieskończoność. A po mimo tak niesłychanej zasługi, nie jedynie umiejętnej, ale i religijnej, uczeń i następca jego Galileusz był prześladowany od kościoła."      b) PLANETOGNOZYA jest drugą uranologii częścią, a sprawuje naukę istoty planet, oraz ich przeznaczenia. Każdy planeta ukazuje się kulą, jak słońce, ale bez miary mniejszą. Jego materya od słoneczności wyzwolona, jeżeli nie całkowicie, to przynajmniej bardzo przeważnie. On też odpadł od słońcowiska i zawisł zdala od swojego słońca. Między słońcem a planetą zachodzi ta sama odwrotność, co między przestrzenią i czasem w kosmogonicznym powiecie. Jakoż planeta ma czas, tem samem i wieczność w swem łonie. I dla tego rozwija się na nim docześny człowiek, którego istotą jaźń wiekuista. Tak, wieczność i czas, przyciąganie i ściśliwość, są górujące w nim pierwiastki. Ztąd dzierży się on tak słońca, jak wieczność nieskończoności, przyciąganie odpychania, ściśliwość nieprzenikliwości, a wisi u słońca, jak pająk na niewidzialnej nici, mocą wrodzonej, sobie danej i z siebie wysnutej potęgi. Nie spadnie on na słońce, do którego tak ciąży, jak kamień rzucony w górę do ziemi, ponieważ to zbrojne jest siłą, która wyrzuciła go niegdyś na równik słońcowiska, a która i dziś trzyma go w tejże samej oddali. Zapytujesz: Jaka to siła? Oprócz sił polarności, będących odpychaniem i przyciąganiem, które działają na niebie, a których prawem, iź dwa bieguny jednakie odpychać, dwa zaś bieguny przeciwne pociągać się muszą, iż tedy pomiędzy słońcem a planetą gra li siła pociągu wzajemnego', są w chemii, która była w słońcowiskach oczywiście czynna, dwie siły: siła pokrewieństwa , która przyciąga jednorodne, i siła obcości, która odpycha różnorodne ciała. Chemiczne 237 to przyciąganie i odpychanie ukazuje się pod względem polarnego przyciągania i odpychania wprost odwrotne. Tu przyciągają się bowiem nie przeciwne sobie, ale jednakie bieguny, a odpychają się, nie jednakie, ale przeciwne sobie ciała. Otóż solarność i telluryczność, które przyciągają się nawzajem polarnie, są chemicznie, nie pokrewne z sobą, lecz obce sobie. Wydzieliły się już w słońcowisku od siebie, nie mogą więc dziś dążyć za zlaniem się w jedno. Planeta tedy do słońca polarnie ciążący, ale od słońca chemicznie odpychany, obracać się musi naprzód około swej osi, a powtóre około, słońca. Obroty te wymierzają na nim dzień i rok jego a przyczyną są wszech rozwoju i żywota, jaki wyjawia się na nim. — Księżyce i pierścienie, które n. p. widzi się przy Saturnie, są planetarnej natury i należą tutaj. Kołują około ziem, z któremi razem wyrzucone ze słońcowiska zostały, lecz daleko od nich ciśnione i dla siebie samych uogniskowa-ne, a wreszcie od nich, jako od jednakiego polarności bieguna odpychane, spaśdź na nie i połączyć się z niemi nie mogą. Być może, iż, jeżeli nie w księżycach, to w pierścieniach więcej jest solarności, niż w Saturnie, a przeto, iż z tego powodu odgarnione odeń być musiały. W takim razie solar-ność krążyłaby około telluryczności i okazywałaby, iż między słońcem i planetą nie ma w gruncie różnicy. Tylko stosunki ciążenia nadają im różne znaczenie. Słońce jest niebieskiem ciałem środka, a planeta nie-bieskiem ciałem obwodu, t. j. pewnego koła, z daleka środek opisującego. Pomiędzy słońcem i planetą zachodzi stosunek polarny, lub odpychania i przyciągania. Odległość planety od słońca i działanie ich wzajemne na siebie, to igła magnesowa, której końcem jednym południowy, drugim zaś północny biegun. Słońce i przynależące doń planety stanowią system świata osobny, będący systemu mlecznych dróg jednym odłamem i dalszą, bardziej szczegółową roztoczą. Każdy z systemów tych jest mlecznej drogi, oraz kosmo-gonicznego Bożyrka rozwitym i uwidomionym obrazem. 238 Czy na słońcach mieszkają istoty rozumne i do nas podobne, nie wiadomo; ale że na wszystkich ziemiach są ludzie, to tak pewna i jasna, jak n. p. że na wszystkich jabłoniach są jabłka. Prawo natury jest to samo dla rzeczy jednorodnych i powtarza się nieprzemiennie. Kędy na ziemi jakiej ludzi nie ma, tam albo już byli, jeżeli planeta się przestarzał i obumarł, albo też będą, jeżeli planeta ku temu za młody. Ciała niebieskie bowiem, choć powszechny świat jest wieczny, jako Bóg sam, powstają, rosną, starzeją się i umierają w końcu, jak ludzie i wszystkie pojedynki rzeczowe. — Zdaje się, że i na słońcach mieszkają człowieczeństwa, albowiem między słońcami, które są także kulami czarnemi, a ziemiami, które także świecą, taka tylko może być różnica, jak między mężczyzną a niewaistą. Jest to polarny , w końcu zaś rozwoju płciowy stosunek. Ale jak mężczyzna i kobieta ukazują się w gruncie zarówno człowiekiem, mającym jedno ogólne przeznaczenie; tak słońce i ziemia są zarówno ciałem neibieskiem, którego zadanie, być dla pewnego człowieczeństwa okrętem śród eterowego niebios morza. Słowem, między słońcem i planetą wyczynia się nie tylko względna różnia, ale i bezwzględna jednia. Że między czło-wieczeństwami różnych ciał niebieskich zachodzi tyle rozlicz-ności i różnic, tudzież stopni doskonałości, jak między ludźmi pojedyńczymi na naszej ziemi, to rzecz jawna. Wszechświat tedy jest rzesza syderalna nieskończenie mnogich rożnej wartości i różnego szczebla człowieczeństw. c) KOMETOGNOZYA jest trzecią uranologii częścią, a czyni o znaczeniu i naturze komet. Słońce i ziemia są dwie odwrotności, biegunowości, płciowości pierwiastkowe i wielkie, jak nieskończoność i wieczność w Bogu, a za Bogiem przestrzeń i czas, odpychanie i przyciąganie, nieprzenikliwość i ściśliwość. Kometa zaś stanowi pewnego rodzaju różnojednią słońca i ziemi, lub środek igły magnesowej, pomiędzy słońcem i ziemią dynamicznie rozpiętej. On, to słońce i ziemia zarazem, i ani słońce, ani ziemia. Walczy w nim solarność z tellurycznością, przestrzeń z czasem, odpychanie z P 239 ganiem, nieprzenikliwość ze ściśliwością. Ztąd jest on na niebie tem pomiędzy słońcem i ziemią, czem n. p. grzyb pomiędzy zwierzem i rośliną, lub dziecko między mężczyzną i niewiastą. To młody, niedojrzały świecik, odznaczający się wirowaniem i wewnętrznem robieniem słońcowiska, mlecznej drogi Bożyrka. Goni on za słońcem i od czasu do czasu spada nagle ku słońcu, tworząc śród rączego, coraz bardziej przyspieszonego biegu z atmosfery swej, za jądrem w tyle pozostającej, a przecież oderwać sig odeń nie mogącej, ogon długi, za nim się wlokący; jako planeta w dali od słońca wyziębły i słońca szukający na gwałt, a słońce nie odpycha go długo, bo nie czuje wcale słabego wpływu jego jednobiegunowej, t. j. słonecznej polarności; bo wreszcie on słonecznością swoją, spadłszy na nie, mógłby je posilić i wzmocnić. Wnet jednakże on odbieża szybko od słońca, gdy to w bliskości swojej poczuło w nim planetarność, którę już w słońcowisku odgarnęło od siebie. Dwa także bieguny jednakie, t. j. solarność w nim i solarność w słońcu odpychać się w końcu muszą. Ztąd słońce go odpycha i on sam od słońca ucieka. Wtedy pędzi on aż na krańce słonecznego systemu zapewne w dal tę sarnę, w której oddzielił się niegdyś od słońcowiska; ziębnie, gaśnie, ogon swój wciąga w jądro, staje się niewidzialny. Ztąd eliptyczne jego drogi. W pobliżu słońca rozdyma się w eter i uleć ogonową, czyli pławi sig w gorącości, a w dali od słońca marznie i kształtuje swe jądro. Tym sposobem dojrzewa zwolna. Gdy dojrzeje, będzie tak albo słonkiem, albo ziemką, jak dorosłe dziecko albo chłopcem, albo dziewczyną. Kometa nie jest bynajmniej tułaczem luźnym i nie błąka się samopasem od jednego do drugiego słonecznego systemu, jak sądzą niektórzy; ale ukazuje się dzieckiem ziemi pewnej i słońca, do którego zwykł się zbliżać, a dzierży się obojga. Początek jego musiał być taki: Na równiku słońcowiska urabia się góra z materyi planetarnej, od solarności odgarnionej która, w skutek wirowania kuli i konieczności mechanicznej, za słońcowisko wyrzucona zostaje, a nakoniec zamienia się 240 w udzielną ziemię. Ale śród planetarnej tej materyi, od słoń-cowiska oderwanej, są kawały, solarnością przerosłe, które, gdy ona zawiązuje się w ziemię, odpadają tak od niej, jak ona od słońca, kształcą się w niebieskie ciało osobne i bytują, jako kometa. Istota ich za solarna, ażeby zlać się podołała w jedno z ziemią, z którą pospołu odstrzeliła się od słońcowiska, i za telluryczna, ażeby spadła na słońce. Jaki cel komety? Taki sam, jak dziecka, stać się mającego chłopcem, lub dziewczyną, Kometa ma zamienić się z czasem, jako się już rzekło, w słonko, lub w ziemkę. Dojrzawszy całkowicie, gdy dopełni się jego czas, i uroniwszy w odwitkach słońca niepokojącą go solarność, przeobraża się, w miarę wielkości swojej, albo w udzielną ziemię, krążącą około słońca, albo w księżyc, przyczepiający się do bliźniaczej swej siostry ziemi. Jeżeli zaś jest zbyt mały, aby bytować mógł samoistnie, spadnie na ziemię swoję, jak na naszę spaśdź niegdyś miała Szwajcarya. Nieraz zapewne kometa drobny, jeżeli solarność w nim przemaga, ale jest za słaba, ażeby jako taż sama biegunowość, odpychać mogła dostatecznie, topi się w słońcu; nieraz, jeżeli wyrobił się planetarnie{SPECIAL_CHAR: >} lecz nie ma w sobie dość odpychającej siły, spada na naszę, lub na inną ziemię, jako tak zwany Aerolit. Jest jeszcze w naszym świecie słonecznym niesłychane mnóstwo Aerulitów, tańcujących planetarny walec około słońca, i czekających na to, by dostać się pod moc jakiego planety i połączyć się z nim na zawsze. Aerolity, to drobne, zagasłe komety. Uranologia odpowiada kosmogonicznej stychiogonii i jest stychiogonią dalszego ciągu. Słońca, to ogniskująca się przestrzeń; planety, ogniskujący się czas; a komety, ogniskująca się kosmogoniczna materya, lub eter w drobniuchnem Bożyrku. Przestrzeń, czas i materya, a z nićmi nieskończoność, wieczność i wszechobecność Boża, występują tu w innej postaci. Dawny zaś eter, który niegdyś zajmował bezmiar, po oddzieleniu od siebie solarności w słońcach, telluryczności w ziemiach i resztek obojga w kometach, rozcieńczył się bardzo i otrzymał przeznaczenie być powszechnego świata środowiskiem, 241 medium universale ac commune. Śród niego krążą ciała niebieskie, jak ptaki w powietrzu, lub ryby w wodzie. II) ASTRONOMIA jest umiejętnością tajemniczej a wiel-kiej gry sił, działających śród każdego z widomych nieb, czyli śród mlecznej drogi w niebieskie ciała rozwinionej, a sporządza część wtórą nauk przyrodzonych, odnoszących się do powszechnego świata. Występuje jako pobocznica i dusza właśnie odprawionej uranologii. Jeżeli treścią uranologii ze-wnętrzność, realność, somatyczność; to treścią astronmii we-wnętrzność, idealność, psychiczność na niebie Jakoż przedmiot uranologii z niebieskich ciał złożony odsłania się oku; a przedmiot astronomii, którym są działające i do myśli podobne siły, jest niewidzialny. Słowem, tam ciała, tu prawa na niebie są na celu. Siły, działające na niebie, wyczyniają się: albo pomiędzy słońcami i słońcami, albo pomiędzy słońcami i płanetami, albo wreszcie w odrębnym żywocie i rozwoju wszelakiego ciała niebieskiego. Ztąd trzy rozstępy astronomii: a) BARONOMIA ASTRONOMICZNA, która odpowiada w powiatach tych astrognozyi, odnosi się do niej i ukazuje się jej duszą, czyni o siłach słońc w stosunku do słońc, czyli tak zwanej ogólnej grawitacyi na niebie, o ciążeniu i ważeniu się gwiazd stałych, a oznacza to mechanicznie, to dynamicznie, działania tego prawa. Słońca są, jako już wiadomo, uogniskowaną przestrzenią, a przestrzeni siłą jest odpychanie. Ztąd odpychanie stanowi główną siłę wszelakiego słońca, mianowicie w stosunku jego do słońc innych. Słońcowiska już tworzyły się śród eterowych mlecznćj drogi pokładów tylko w tych miejscach, gdzie dopuściła im udzielnego bytu i rozwoju odpychająca je od siebie innych słońcowisk siła. Później, gdy słońcowiska przeobraziły się w światy słoneczne, których ogniskami są słońca, słońca te dzierżą się również śród eterów mlecznej Panteon tom 1.   16 242 swej drogi w tych tylko powiatach, w których dozwoli im pobytu i pokoju odpychająca je od siebie innych słońc siła. Jedno słońce odpierane jest od drugiego i samo odpiera od siebie wszystkie inne tak daleko, jak tylko moc jego podoła. Że zaś siły te są ogromne, wszechmocy równe; przeto odległość słońca każdego od słońc innych jest niesłychanie wielka. Śród tego powszechnego i wzajemnego odpychania się słońc, w miarę mocy swej większej lub mniejszej, wszelakie słońce zabrać może tam tylko miejsce, gdzie odpychanie to ustaje. To też sporządza odrębny i wielki działania jego zakres. Żadne ze słońc zbliżyć się do drugiego i zlać się z niem w jedno nie może, bo oba odpierają się wszechmocnie. Każde tedy bierze w posiadłość miejsce od gry sił słońc innych wolne i wykroczyć za dzielnicę tę nie może. Jak widzi się dziś słońca na niebie, tak się tam niegdyś usadziły na mocy konieczności, rodzącej się z odpychu ich wzajemnego. Słońca są wprawdzie gwiazdami stałemi, lecz tylko względnie do stosunku ich z tańcującemi około nich planetami. Przeto nie stoją bynajmniej na miejscach swych nie-ruchomie, lecz także odprawują jazdy, opisując śród mlecznej drogi ogromne koła, a godząc, jak wszystko na niebie, od zachodu na wschód. Każde z nich, odbywając swą jazdę, tak idzie mocą własnego odpychania i będąc zewsząd odpychane, iż nie zbliży się za nadto do innych słońc i trzyma się względem nich mniej więcej zawsze w jednakiej oddali. Całe niebo jest w ruchu i wszystkie gwiazdy podróżują. Ale, że wszystkie idą razem i w jednakiem sąsiedztwie, ruch ich trudny jest do spostrzeżenia. Otóż stanowiska takie i jazda słońc sporządza to, co zowie się grawitacyą na niebie. Ciążenie powszechne, to najprzeważniejsze prawo w przyrodzeniu W baronomii astronomicznej wyrachowane zostają odległości gwiazd od gwiazd, a najczęściej od naszej ziemi. Takie ogromy, jak światy słoneczne, wymagają rozległych środowisk eterowych do przeznaczonego sobie rozwoju i ruchu. Ztąd odległości gwiazd od ziemi mierzą się na niepospolitą skalę. Jedności arytmetycznej podstawą bywa tu odległość 243 słońca od ziemi, a nieraz oddale Syryusza lub Kanopa, t. j. mil miliony. Tutaj rozszerza się myśl ludzka na rzeczywistej przedmiotowości bez granic i ginie w bezdennych otchłaniach bezmiaru eterowego, postrzegając wszędy granice, a nie mogąc objąć nieskończoności istnej. I przekonywa się, że nieskończoność, nie przyrodzeniem, lecz jaźnią Bożą, lub ludzką t. j. osobą, która jest z tamtego świata, może być objęta. Wszelakie słońce na niebie wyświeca się lśniejącym Boga ołtarzem, a kościół przedwiecznego jest tutaj tak rozległy, że żadnym teleskopem nie dopatrzy się w nim ni ścian, ni posadzki, ni stropu. Poglądając w te przepaści wszechświatowe, pycha i wielkość ludzka doznaje boleści, bo cofać się musi przed zabierającą w nas miejsce jej pokorą. Kogo kazanie żadne nie poprawi, ten, rzucając okiem na światów kn-rawany i widząc w nich potęgę Stwórcy, skruszy się nieomylnie. — Pod dyamentowym gwiazd baldachimem mieszka wreszcie natchnienie i modlitwa. W błagalniach tych pańskich urośli prorocy i wysłańcy niebios. Dziwić się potrzeba grubo-empirycznej myśli Franklina, który mógł wyrzec: „rozpatrzyłem teleskopem wszystkie nieba. Wiem o każdej gwiaź-dzie, oku widomej i niewidomej. Lecz Boga nigdzie nie wy-szlakowałem!" Nic osobliwego, albowiem Bóg nie był i nie jest żadnym ze światów ! On jest w tamtym świecie, który stanowi istotę i utajone dno tego świata, a który ma świadomość o sobie we wszelakiej ludzkiej piersi. b) FORONOMIA ASTRONOMICZNA, która odpowiada w powiatach tych planetognozyi, odnosi się do niej i okazuje się jej duszą, czyni o silach słońc w stosunku do ziem i o siłach ziem w stosunku do słońca, czyli o tak zwanej polarności, lub o biegunowości na niebie, a oznacza działania jej prawa. Słońce jest uogniskowaną przestrzenią, a planeta uogni-skowanym czasem Ztąd jak siłą słońca odpychanie, tak silą planety przyciąganie. Słońce odpycha, a planeta przyciąga. Tam odśrodkowa, tu dośrodkowa gra siła. Owa główne, najbardziej ogólne tu prawo. Skutkiem stosunku tego jest, że planeta wisi w odległości pewnej od słońca, nie mogąc ani 16* 244 zbliżyć się doń za nadto i spaśdź nań, ani oderwać się odeń i wybieżyć za zakres działalności jego. Ale pomiędzy słońcem i planetą zachodzi polarny stosunek taki sam, jak pomiędzy południowym i północnym biegunem magnesu. Znane zaś jest prawo, że dwa bieguny jednakie odpychają, a przeciwne pociągają się wzajem. Że tedy słońca, jako same bieguny południowe, odpierają się od siebie, to łacna do pojęcia. Czemu atoli słońce i planeta, będąc biegunami przeciwnemi, a tem samem pociągającemi się obopólnie, nie spadną na siebie i nie zleją się w jedno? Odpowiedź na to nieco zawiła i różna, ale nie trudna. Czemu w igle magnesowej biegunowość północna nie spada w biegunowość południową i nie stapia się z nią w jedno,' lecz trwają w oddzieleniu i stanowią odwrotność? To takie samo odwieczne istoty ich prawo, jako że n. p. w człowieku ciało i dusza, acz przenikają się wzajem, są przecież od siebie różne. Gdyby biegunowości niebieskie, lub w igle magnesowej , zlać się mogły w jedno, nie byłoby różnicy pomiędzy słońcem i planetą, ani między krańcami igły magnesowej. Musi przecież być przyczyna, dająca oznaczyć się bardziej umiejętnie, że słońce i planeta, acz pociągają się obopólnie nie spadają na siebie. Jaka? Słońce i planeta, jako dwa bieguny niebieskiej i idealnie rozpiętej igły magnesowej, różnią się od siebie li względnie; ale bewzględnie, to tak jednakie ciało niebieskie, jak treść zwyczajnej igły magnesowej, na obu krańcach jednaka. W słońcu widzi się nie samę so-larność, lecz także telluryczność. Ztąd słońce w blizkości okazuje się czarną, jak nasza, ziemią. Potwierdzi to każdy, kto patrzył na nie z oddalonego w górę od ziemi balonu. Podobnież planeta nie jest czystą tellurycznością, lecz zamyka w sobie dość solarności. Ztąd rozwija się na nim, za dotknięciem promieni słonecznych, światło, które robi go tak ślicznie lśniejącą na niebie, jak n. p. wenera, gwiazdą. Gdyby w planecie nie było wcale solarności, miesiąc nie mógłby nam świecić, jako dziś świeci i nie miałby promiennicy własnej. Z czego znać, że słońce, gdyby było li solarnością, 245 i planeta, gdyby był li tellury cznością, t. j. czystemi biegunami odwrotnemi, spadłyby może łacniej na siebie. Ale, że w słońcu jest solarność, która przyciąga, i telluryczność, która odpycha planetę, a w planecie znowu jest telluryczność, która przyciąga, i solarność, która odpycha słońce; przeto słońce i planeta stają w pewnej odległości od siebie, która zmienić się, nie może, a wzajemne przyciąganie i odpychanie, będące jednego i drugiego własnością, ustalają raz na zawsze dzisiejszy pomiędzy niemi stosunek. Wreszcie słońcowiska, w których odgarniała się tellurycz- ność od solarności, były ogromne, iż tak rzekę, chemiczne tygle, w których na mocy, namienionego już przy planetogno-zyi, pokrewieństwa i obcości ciał, części solarne pociągały solarne, a odpychały telluryczne, części zaś telluryczne przyciągały telluryczne, a odpychały solarne. Otóż i dziś pomiędzy słońcem i planetą działa to chemiczne odpychanie. Co się w słońcowisku jedno od drugiego wydzieliło, w słonecznym świecie rozwinionym zjednoczyć się nie może. Czy planeta wisi u słońca w pewnej odległości nierucho-mie? Nie, odprawuje on podróż około słońca, krążąc około niego zawsze w jednakiej oddali. Co tańca tego przyczyną? On tak tańczył już, będąc niegdyś częścią słońcowiska, które obracało się około własnej osi. Obrót słońcowiska, dzisiaj zaś słońca, około swej osi, jest tańca planetarnego około słońca ojcem i sprawcą. — Zawsze jednaka odległość planety od słońca i podróż jego około słońca, oraz wytłumaczenie tych zjawisk, oto polarność na niebie i foronomii astronomicznej zadanie. Widzi się tutaj, że między grawitacyą i polarnością, będącemi w gruncie jednaką działalnością, zachodzi ta tylko różnica, któ-rą widzi się w zetknięciu dwu biegunów jednakich i dwu biegunów odwrotnych. W stosunku słońca do planety utaja się zarodek stosunku mężczyzny do niewiasty, które gonią za sobą, a przecież wciąż uciekają od siebie. I dla tego śliczna, prawdziwa to, co mitologia grecka podaje o miłości Apollina ku Darfnie. Księżyce i pierścienie, to odłamy planety, które przy powstawaniu jego odprysły odeń i urobiły się w osobne nie 246 bieskie ciała. Jako odłamy planety, od niego zależne, wiszą u niego i krążą około niego, lecz pospołu z nim i pociągane odeń odprawują również jazdę około słońca. Pierćcienie są materyą, która nie urobiła się we własny środek, w kulę, n. p. w księżycach, lecz, tańcując około swej ziemi, rozpostarła się w obręcz. Nieznają obrotu około swej osi, której im braknie, a pokrewne są z ogonem komet. To ogon komety, od jądra odpały, a w moc obrotu tegoż jądra około swój osi, który obraca go także, w kółko zwiniony. • W części tej astronomicznej oznaczają się mniej więcej elliptyczne koła planetowych kolei, tudzeż odległość ich od słońca. Tu mówi się o latach, na każdej ziemi innych, to . dłuższych, to krótszych, niż nasze, stosownie do dalszej, lub bliższej ich odległości od słońca o przesileniach i równaniach słonecznych na każdej z ziem; o porach roku na niej; o zaćmieniach słońca, księżyców i pierścieni; o prze-chodzie planet przez szybę słoneczną; słowem o wszystkiem, co pojąć się daje przez poznaną na niebie polarność Tu nareszcie wytrapią się drogi i zatory komet, mianowicie zaś takich, co w pewnych, wiadomych już okresach czasu przybywają do naszego słońca w odwidki. c) GIRONOMIA ASTRONOMICZNA, która odpowiada w powiatach tych kometognozyi, odnosi się do niej i okazuje się jej duszą, czyni o wirowaniu niebieskich ciał, czyli o ich obrocie około własnej osi. Słońce i planeta, lub uśrodkowiona przestrzeń i uśrodko-wiony czas, są dwa bieguny świata, których siłami odpychanie i przyciąganie. Kometa zaś stoi w pośrodku pomiędzy słońcem i planetą, przestrzenią i czasem, odpychaniem i przyciąganiem, a jest ogniskującą i nakształt mlecznej drogi, lub słońcowiska w niebieskie ciało układającą się materyą. Ztąd wirowanie główną jego siłą i cechą. Kometa a wirowanie jedno jest. Z tego, co rzekło się właśnie, nie wyrasta wcale, ażeby tylko komety wirowały; lecz to jedynie, że wirowanie wiąże się z kometycznością i jest kometycznej natury. Czemu? 247 Bo w kometyczności wyjawia się pierwiastkowa słońcowiska mlecznej drogi, lub Bożyrka siła. I słońca i planety, słowem wszystkie ciała niebieskie obracają się około własnej osi, acz nie są kometami. Przyczyna tego taka. Zarówno w słońcach, jak w planetach, nie tylko solarność i telluryczność, jako się już okazało, lecz także kometyczność, lub eterowa moc dalszego rozwoju, pierwotna kosmogoniczność, obecna jest i czynna. I słońca i planety są jeszcze w rozwoju, lubo nie początkowym; zaczem rozwijają się dalej, wirują. Gdy wszech-kometyczność uronią i wirować ustaną, żyć i trwać dalej nie będą. Kometyczność, a żywot i byt ich, są od siebie nie rozdzielne. Ztąd i słońca i planety, równie jak komety, pracują około urabiania swojego środka i kręcą się około własnych osi, a gironomia astronomiczna, acz głównie kometognozyjna, odnosi się do wszystkich niebieskich ciał, i stanowi na niebie tak ogólne prawo, jak grawitacya i polarność. W części tej astronomicznej oznacza się czas obrotu około własnej osi każdego z niebieskich ciał, a mówi się o długości dni różnej na różnych kulach; o dniach letnich i zimowych; o nocach letnich i zimowych; o rozmaitości godzin na różnych miejscach ziemi; o półrocznem lecie i półrocznej zimie przy biegunach. Tu kończy się astronomiczna gironomia. Ojcem astronomii dzisiejszej jest Kopernik, a wychowy wacza-mi jej są Newton i Kepler. Jędrzej Śniadecki dał ją nam poznać w wybornem piśmie: Jeografia astronomiczna. Dzięki mu za to! Baronomia astronomiczna nazywana bywa niekiedy astro-nomią, sferyczną, a wyraz astronomia miewa tak rozległe znaczenie, iż rozumie się pod niem wszystkie dotychczasowe nauki, tknące się rozwinionego świata powszechnego na niebie, a nawet kosmogonią. Astronomia przedstawia w powiatach tych kosmogoniczną kinezyogonią, która jest umiejętnością Bożyrkowych sił. Ba-ronomiczna grawitacya okazuje nam znamienicie udoskonaloną i dalej rozwitą repulsyą, foronomiczny taniec planet, lub po-larność, attrakcyą, a gironomiczny obrot ciał niebieskich około osi własnych rotacyą. Świat rozwija się ciągle dalej, a siły 248 Boże, przyjmując coraz nowe postaci i nazwy, pozostają w gruncie wciąż też same. Kto podoła we wszystkich, coraz inaczej wyjawiających się siłach przyrodzenia uglądać na dnie nieskończoność, wiecz ność i wszechobecność Bożą, ten widzieć będzie wszędy pra wicę Pańską, działającą bezpośrednio, tajemniczy Bugaj z tam tego świata i królującego w nim Boga! I nie przylgnie doń bezbożeństwo.      III) HELIOSTATYKA jest umiejętnością takich istnień na niebie, co stanowią tamże jedność treści i siły, które się już poznało; a występuje, jako wielka część trzecia i ostatnia nauk tego szeregu. Jako w istnieniach, będących jej przedmiotem, treść i siła powszechnego świata; tak w niej samej kojarzą się uranologia i astronomia. Jeżeli zadaniem uranologii jest zewnętrzność, realność, somatyczność, słowem treść, a zadaniem astronomii, wewnętrzność, idealność, psy-chiczność, lub siła na niebie; to heliostatyka czyni około. samejże niebios iscizny. Co to iścizną? światło, ciepło i gień, Ztąd trzy podrzędne tu rozdziały: a) FOTOLOGIA, pochodząca od wyrazu lux, jest pierwszy lieliostatyki rozdział, w którym jednoczą się astrognozya i baronomia astronomiczna. Przedmiotem jej istota bardzo miła, dobroczynna, tajemnicza, powszechnie znana, różnie pojmowana i wykładana, a dotąd należycie niezgłębiona, t. j. światło. Co światło? Ono nasamprzód słońce samo, rozpływające się eterycznie z siebie daleko za siebie; ulatniające się tak w elastyczny, łyskawiczy, rozlotny płyn, jak kwiat w przynależną sobie woń; i dosięgający ulecią tą z siebie planet przywiązanych do siebie, a nawet innych słonecznych światów. Wszakże z ziemi naszej n. p. widzi się światło tylu słońc, lub gwiazd na niebie! Jest to przestrzeń, pierwsza i główna 249 treść ze składu anatomicznego materyi, wybieżająca na okół z ogniska swojego słońca w promiennej potopowości; przestrzeń, rozstrzelająca się ze środka w kulisty bezmiar. — Światło jest powtóre, siła słoneczna, moc przestrzeni, działająca na słońca inne i ziemice własne, grawitacya i południowa po-larność, ciążenie gwiazd stałych ku gwiazdom innym, stałym i niestałym, słowem odpychanie, nieskończoność Boża. — Światło jest, potrzecie, istnienie odrębne, od słońca i słonecznej siły, przestrzeni i odpychania wyróżnione, a oboje w sobie stapiające. To brzemienna treścią i siłą słoneczna atmosfera, lub usolaryzowany i solaryzujący nas eter. Światło ukazuje się ciałem, jako słońce samo, i ma warunki , oraz przymioty ciała w ogóle. Co wylatuje ze słońca w kształcie słonecznej uleci, a jest pewnego rodzaju gazem; co oświetla i ogrzewa ziemię, tudzież wszystkie jej tworzywa; co działa na kruszce, kamienie, rośliny zwierzęta i ludzi, za-pładnia i rozwija nasiona; słowem, co na ciała wywiera cielesne wpływy i działa cieleśnie; jest i musi być samo koniecznie cielesne. Ducha nikt nie obaczy, ale jasność, którą rozlewa z siebie światło, ugląda każdy. Już jasność ta, jako zmysłowa stoi materyalności światła za świadka. Wreszcie, to eter, zgoła nie pierwiastkowy, lecz późniejszego już, grubszego wyczynu; zaczem materya bez ochyby. Materyalność światła uznana też została od fizyki, która liczy je do takich, jak elektryczność, galwanizm i magnetyzm, płynów. — Światło atoli, z drugiej strony uważane, nie jest ciałem, ale siłą; nie jest materyą, ale tutecznym, w kształcie siły wyjawiającym się duchem, lub myślą Bożą, ze słońca w słonecznym świecie pracującą. Światło albowiem rzetelne i czyste, od słońca ku ziemi i planetom płynące, acz uwidomia je i wszystko na nich, samo jest, niewidome, a nie ma ani barwy, ani ciepła. Któż widzi snopy światła n. p. od słońca do księżyca płynące? widzi się księżyc oświetlony, lecz nie widzi się światła, które doń przybywa. Kto widzi światło w dniu pochmurnym, chociaż to rozszerza widomość? Światło istne, to po prostu siła słońca, działająca na słońca inne, lub na planety, grawitacya, 250 lub południowa polarność, odpychanie, które samo nie świeci, lecz dotykając się czegoś, oświeca je natychmiast. I siła to bardzićj metafizyczna, bardziej oderwana, niż wszelaka inna. Jak światło może być ciałem, kiedy przenika ciała tak nie-przenikliwe, jak szkło i dyament, bez najmniejszego oporu z ich strony? Jak może być materyą, kiedy nie ma ciężkości, będącej najgłówniejszą i najprawdziwszą materyi cechą, i należy do tak zwanych istnień bezważkowych? Słowem, działa ono jak istota duchowa; musi przeto i samo być duchowe. — Światło jest i nie jest ciałem; jest i nie jest siłą; jest przeto istnieniem niebieskiem, kojarzącem w sobie świat materyi ze światem ducha. Cóż tedy ono? To najpiękniej wyjawione Bo-żyrko kosmogoniczne, lub słowo Boże, które nie jest ciałem, lecz staje się ciałem. Światło, to zaprawdę promiennica Pańska, tajemnic pełna, rzucona ze świata tamtego w świat ten ! Światło, to uleć ze słońca, będąca słońcem samem i słoneczną siłą, cielesnością i duchem. Stojąc tedy w słonecz-nem świetle, przyjmujemy eucharystyą ze słońca i usłonecznia-my się sami. Wszelaki promień światła jest atom ze słońca, rozbiegający się siłą swą odpychania w nieskończenie długą linią; jest grawitujące i południowo polaryzujące słońce w jednym włosie ze swego niebiańskiego warkocza. Jako Bóg, tworząc przyrodzenie i przelewając w nie własną nieskończoność, sam się w niem nie rozpływa i nie ginie; tak słońce rozpromieniając się na wszystkie strony i daleko za siebie, wkraczając w każdy swój promień, i dotykając ulecią, z siebie wypuszczoną , słońc innych, oraz ziem własnych, nic nie uronia ze swej podstawy i potęgi. Jak u Boga światy, tak u słońca promienie wiszą cudownie, a jak duch jaki, lub człowiek, odpadający od Boga, tak promień, oderwany od słońca, gaśnie i przepada. Jak z wszelakiej jaźni niebiańskiej Bóg, tak z każdego promienia wygląda słońce. Zaiście, słońce, to namiestnik środkowego punktu wszechświata w swoim systemie, i najdoskonalszy obraz Boga w zajaźniowej ciemnicy. Ztąd 251 jemu pierwej, niż Bogu samemu, oddawano cześć Bożą na naszej, a zapewne i na każdśj ziemi. Światło, jako moc rozlotu słonecznego, lub odpychanie w nieskończoność, bieży i działa w kształcie linii prostej, a lubo na okół słońca sporządza promiennicę, dąży przecież gęstszemi snopami, do kometowego ogona podobnemi, ku planetom , które je potężnie i na gwałt przyciągają do siebie. Na okół słońca rozbieża się ono promieńmi, lecz do planet godzi miotłami, rzekami, które atoli są niewidome, bo właściwie dopiero przy planetach i w zetknięciu się ż niemi światło słoneczne świecić poczyna. Słowem, słońce i planeta są jako mężczyzna i niewiasta, a światło słoneczne dotyka tak ziemi, jak pożądliwy wzrok męzki niewieściego ciała. I dotknięcie to zapala w obopólny żar, lub wzajemną miłość, która w powiatach tych wyjawia się widomą światłością. Czyste światło, lub światło samo, jako się już rzekło, jest bez barwy i bez ciepła. Ono nie świeci i nie grzeje. To jedynie blada jasność dzienna w chwilach, gdy słońca nie widać na niebie; ta jasność, przy której, acz słońce ukryte, czytać i pracować można. Zaś to, o czem się mówi, że słońce świeci pięknie i ozlaca ziemię; to, co widzi się na niebie, jako blask księżyca, wenery, merkurego, jest już coś więcej, niż samo światło. Co? To już gień, który pozna się niezabawem. Ujemnią światła jest ciemność. Jeżeli nie rozumiesz jeszcze, co czyste światło, od gnia i widomości jego wyróżnione, myśl i badaj ciemność! Poznaj w ujemni tej dodatnią, a poznasz tem nieomylniej to, o co ci chodzi! Dobremi przewodnikami światła są ciała przezroczyste. Najciekawszy wykład istoty światła najdziesz w piśmie Szellinga: „Ideen zu einer Ppilosophie der Natur" i w piśmie Zenona Halatkiewicza: „Światło, jako ogniwo, jednoczące świat wewnętrzny z zewnętrznym." — Główna rzecz przy pojęciu światła, ażeby je myśleć jako materyą, będącą li siłą, lub siłą, wyjawiającą się w materyi, a należącą do powszechnego świata, rozpiętego na niebie. 252 b) TERMOLOGIA jest drugim heliostatyki rozdziałem, w którym kojarzą się planetognozya i foronomia astronomiczna. Przedmiotem jej wtóra istota, równie jak światło, miła, dobroczynna, tajemnicza, powszechnie znana, różnie pojmowana i dotąd należycie niezgłębiona, a której imię ciepło. Jak ciepło światła, tak termologia fotologii ukazuje się odwrotnością i przeciwstawem. — Zwyczajna fizyka rozprawia o świetle i cieple. Dwie te istoty, należące, nie do ziemi, ale do nieba, odnoszą się atoli, nie do fizyki, ale raczej do astronomii ogólnego rozumienia. Co ciepło ? Ono nasamprzód, planeta sam, rozpływający się z siebie daleko za siebie, ulatniający się w elastyczny, ciemny, błogi płyn i dosięgający ulecią tą z siebie aż słońca. Jak światło jest rozpromieniejące się słońce, tak ciepło rozpromieniająca się ziemica. Jeżeli światło czyste, to tem bardziej ciepło jest niewidome. Co ziemia? Zgęszczone i uogni-skowane, lub wcielone ciepło. A co ciepło? Rozpłyniona i od-ogniskowana ziemia. Im głębiej ku środkowi ziemi, tem okropniejszy upał. Czemu? Bo przy środku ziemi skupia i potęguje się do najwyższego stopnia ciepło. Jak światła od słońca, tak ciepła nieoddzielisz od planety. — Ciepło jest, powtóre, siła planetarna, bojująca z siłą solarną; przyciąganie, łamiące się z odpychaniem; czas, oddziaływujący na potężne wpływy przestrzeni; wiekuistość Boża, kształtująca nieskończoność Bożą. Światło pierwszym, a ciepło wtórym jest jed-nej i tejże samej polarności na niebie biegunem. Jakie bie-gunu jednego działanie, takie biegunu drugiego oddziaływanie. Ztąd, jeżeli światło solarne działa na ziemię, to ciepło planetarne oddziaływa z ziemi na słońce. A jeżeli światło solarne wydobywa z głębin ziemi ciepło na wierzch; to ciepło planetarne wyciąga i pije ze słońca światło. — Ciepło jest, po trzecie, istnienie odrębne, światu przeciwne, od planety i siły jego polarnej wyróżnione, a oboje w sobie stapiające, planetarna uleć, lub utelluryzowany eter. Ciepło jest ciałem, jak planeta sam, a ma wszystkie warunki i własności ciała w ogóle, albowiem działa na ciała 253 cielesnie, powiększa je, lub bardziej skupia i uczuć się daje zgoła palcami. Duch nikogo nie sparzy, lecz ciepło, wzrastające do żaru, oderwie mięso od kości i zada nieugojone rany. Dotykalność ciepła stoi materyalności jego za świadka. Fizyka też zowie je materyą i liczy do płynów. Ciepło atoli z drugiej strony uważane, nie jest ciałem, ale siła; nie jest materyą, lecz planetarnym duchem. Jak ciepło może być materyą, kiedy przenika nieprzenikliwe ciała, a choć je ogrzewa, zmniejsza, lub powiększa, nie dodaje im ciężaru, a należy samo do bezważkowych istnień? — Ciepło tedy jest i nie jest ciałem; jest i nie jest siłą. Co tedy ono? Druga postać Bożyrka, lub słowa Bożego, stającego się ciałem. To tchnienie Pańskie, tworzące powszechny żywot Jak pomiędzy słońcem i planetą, tak pomiędzy światłem i ciepłem zachodzi przeciwstaw, lub względna różnia. Już najgłupszy człowiek to uznaje, że światło nie jest ciepłem, ani ciepło światłem, a choć jedno goni za drugiem, są sobie odwrotne. Jednakże jest pomiędzy niemi i bezwzględna jednia. Ztąd jak światło słoneczne, działając na ciała ziemskie, zwłaszcza nieprzenikliwe dlań, lub nieprzezroczyste, przedzier-ga się w ciepło; tak znowu ciepło ziemskie, wysoce spotęgowane, jako n. p. w rozpalonem żelazie, zamienia się w czerwoność, lub we światło. Jeżeli światło bieży w linii prostej, to ciepło, jako siła planetarna, bujająca z siłą solarną, lub przyciąganie, łamiące się z odpychaniem, rozszerza się w linii złamanej, lub w postaci kąta. Oddziaływanie obok działania, to konieczna dwój-ca, lub kąt. Światło jest jeden, a ciepło, światłem wydobyte, drugi bok kąta. Ztąd ciepło nie rozszerza się tak prędko, jak światło, ale za to przedziera się aż do jądra rzeczy, a rozbiera i trawi je w wyższym bez miary stopniu od światła. W ogóle ciepło jako przeciwstaw światła, tak się ma do światła, jak dusza do ciała, a jest bardziej, niż światło, ducho-wej natury. Działanie jego także bardziej duchowe. Światło słoneczne dochodzi do planet rączo, a ciepło planet dosięga słońca bardzo zwolna i nie dosięgłoby go nigdy bez pro 254 mieni słonecznych, któremi tak płynie do słońca, jak elektryczność po telegraficznych drótach na wskazane sobie miejsce. Lecz przybywszy do słońca działa nań równie silnie, jak słoneczne światło na planetę, acz bardziej duchowo i wewnętrznie. Że światło słoneczne dociera do ziemi, każdy to widzi. Ale, skądże to wiesz, iż ciepło ziemi przywleka się do słońca i działa na nie potężnie? Czy oddziaływanie, odrzekam, nie jest wszędy i zawzdy tak silne, jak działanie? Krańce polar-ności są, sobie przeciwne, ale zupełnie równe. Zaczem przyciąganie planetarne sięga tak daleko, jak odpychanie solarne, a ciepło jak światło. Jeżeli światło zapala, to ciepło kształtuje i dzierży powszechny świat. Ciepło jest duszą planety i mieszka w jego łonie; ztąd też dzieciom planety tak miłe. Co jedno żywie na planecie, potrzebuje mniej lub więcej ciepła; rozwija się i wzrasta ciepłem , miłuje ciepło. Ciepło kształtuje kruszce i kamienie we wnętrznościach ziemi, a rośliny i zwierzęta na jej powierzchni. Ciepło, życie planety, a ujemnia jego, lub zimno, śmierć. Ciepło planety rozbudzane bywa światłem słońca, jak miłość niewiasty miłością mężczyzny. Jest to taż sama płcio-wość, co pomiędzy ludźmi na ziemi, ale zowiąca się na niebie polarnością. Bez słonecznego światła uciekłoby ciepło w serce ziemi i objawić by się dla nas nie mogło. Ale i bez planetarnego ciepła nie świeciłoby nam słońce. Światło tak się ma w przyrodzeniu do ciepła, jak w istocie ludzkiej myśl do uczucia. Słońce tedy, to głowa, a planeta serce słonecznego systemu. Równie ciepło, jak światło, przenikając ciała, ma swoje dobre i złe przewodniki. Jak najlepszemi przewodnikami światła są dyament, kryształ, szkło, drogie kamienie; tak najlepszćmi przewodnikami ciepła okazują się kruszce w ogóle. Czemu ? Między kruszcami i kamieńmi jest polarność. Kruszce są południowym, lub solarnym, a kamienie północnym, lub tellurycznym biegunem mineralogicznego świata. Dwa bieguny odwrotne pociągać się zwykły. Ztąd solarne światło 255 przenika telluryczne kamienie, a telluryczne ciepło solarne kruszce. Światło jest świecące się ciepło, a ciepło zagaszone światło , jedno zaś i drugie zarówno eter. Światło, to działająca, a ciepło oddziaływująca, w gruncie atoli taż sama cielesność i siła. Oto ostateczne rzeczy pojęcie. c) FLOGMOLOGIA jest trzecim heliostatyki rozdziałem, w którym kojarzą się kometognozya i gironomia astronomiczna z jednej, a fotologia i termologia ze wszystkiem, co przełożyło się właśnie, z drugiej strony. Przedmiotem jej trzecia istota, jak światło i ciepło miła, dobroczynna, tajemnicza, powszechnie znana, a wszelakoż dotąd osobnego nawet imienia nie mająca. Nazywa się ją tutaj gniem. Jeżeli ciepło światła, a termologia fotologii jest odwrotnością i przeciwsta-wem; to w gniu ciepło i światło, a we flogmologii termologia i fotologia zlewają się w jedno. Co rozumie się pod gniem? Gień zowie się niekiedy z grecka jlogistonem, a stanowi hymen światła z ciepłem na słońcu, na planecie i w komecie. Widzieć go możesz na ziemi naszej, gdy na niej, jak mówi się, słońce świeci i grzeje, na księżycu i planetach słonecznego systemu w jaśni tych ciał widzialnej, a na słońcu w promiennicy jego tak jaskrawej, iż olśniewa od niej oko. Czyli on to samo, co światło? Nie, lecz światło słoneczne, ożenione z ciepłem planetarnem na ziemi, w komecie i na słońcu. To blask złoty i gorący każdego ciała niebieskiego, jego atmosfera, światłem i ciepłem przepełniona, zblizka pałająca kosmogonicznym i życio-rodnym płomieniem, a z daleka widoma. Światło słoneczne przybywa, jak złodziej, niepostrzeżenie do ziemi naszej i każdej; i dotyka jej sobą i działa na nią. Ono jest czyste, zimne, niewidome. To jedynie siła solarna; południowy biegun polarności; odpychanie słońcu właściwe; odśrodkowość, uderzająca ziemię; nic więcej. W skutek działania światła słonecznego na ziemię, wydobywa się z niej ciepło; również czyste i niewidome, to znowu siła planetarna; północny biegun polarności; przyciąganie, ziemi właściwe; 256 dośrodkowość oddziaływująca; nic więcej. Dwie te przeciwne sobie polarności, które pociągają się wzajem, żenią się z sobą i stapiają obopólnie w coś trzeciego, będącego ich różnojednią. I oto zapala się na ziemi widzialna jasność gorąca. To gień. Jako z przestrzeni i czasu, które krzyżują się w sobie, pierwiastkowa materya w mlecznych drogach i słońcowiskach, w eterze; tak ze światła i ciepła, które przenikają się wzajem, rodzi się gień. Jak przestrzeń i czas są oderwania, a materya rzeczywistością: tak światło i ciepło, one dwa przeciwne bieguny polarności niebieskiej, są niewidome, a gień światła i ciepła rzeczywistego wyjawem. Gień, to słońce spółkujące z planetą; światło małżonku-jące z ciepłem. Nie widzi się światła, płynącego snopami promieni od słońca do księżyca, do Merkurego, Wenery, Saturna, bo światło jest niewidzialne. Ale widzi się księżyc, Merkurego, Saturna w blasku. Blask ten, to w skutek zjednoczenia światła słonecznego z ciepłem planetarnem zapalający się i z daleka widomy gień. I ziema nasza gniem takim dla innych sióstr swoich jaśnieje na niebie. Nie zupełna to prawda, co mówi się o planetach, iż świecą nie własnem, ale słonecznem światłem. One świecą gniem, który należy połową do nich, a połową do słońca. Jako ujemnią światła ciemność, wyczyniająca się śród nocy, a ujemnią ciepła zimno, wyjawiające się śród zimy; tak ujemnią gnia ukazuje się cień, przyrastający do przedmiotów wyniosłych,-podczas gniowego, między słońcem i ziemią, lecz w bliskości ziemi rozwieszonego oświetlenia ziemi. Gień jest źródłosłów i pierwiastek ognia, lub zarodkowy ogień, ignis in potentia. I zamienisz go łacno w ogień, skupiwszy go w soczewce szklannej, ku celowi temu urządzonej, nad ciałem zapalnem. Nie światłem słonecznem, które jest zimne, a które ma się podczas chmurnego dnia w całej czystości, przy którem czytać można, lecz ogrzać się niepodobna; ale gniem, zarodkowym, lub kosmogonicznym ogniem, zapala się za pomocą soczewki lulkę. 257 W słońcu się świetlisz, w ziemi grzejesz, w słońcu zaś i ziemi zarazem, lub w rozpuszczonej i zjednoczonej z sobą, a złotem jaśniejącej ich eteryczności gniejesz. Kometa jest słońcem i planetą w odmętowej jedni. Ztąd gień, acz powstaje na wszystkich ciałach niebieskich, w skutek wzajemnego ich działania na siebie, wyświeca się duszą komety, w jądrze jego pracującą. Dla tego kometa, w największej nawet od słońca oddali, ma jeszcze światło i ciepło, zaczem może kilkaset lat przebywać na krawędziach słonecznego ciążenia i rozwijać się tam zwolna. Gień, ziemię ogniujący i przeobrażający ją w widzialną dla innych pokrewnych ziem gwiazdę, acz synem jest słońca i ziemi, znaczy rozwijającą się na niej i płonącą błogo kometyczność. Atmosfera ziemi, gniem jaśniejąca, to kometyczny ogon, mający kształt kuli, bo ziemia nie spada ku słońcu rączo, rozciągając za sobą ulotną, a do siebie przykutą atmosferę, jak kometa; ale objeżdza słońce mniej więcej regularnśm kołem. Ziemia dostaje atmosferę, jaśniejącą gniem, tylko ze strony ku słońcu obróconej i na słoneczne działanie oddziaływującej. Po drugiej, słońcu przeciwnej stronie sadzi się na niej cień, noc. Czy ziemia, chmurami otulona, które oddzielają ją od słońca i wstrzymują od rozwoju gnia, świeci dla innych ziem na niebie? Tak jest; albowiem wtedy gień rozwidnia się po nad chmurami. Kome-tyczność gnia nadaje mu kosmogoniczną dzielność. I dla tego gień zapładnia świat. Z ustępu tego zrozumieć można, czemu w flogmologii, czyniącej o gniu, zmartwychpowstaje kometo-gnozya, a z nią i kosmogonia wszystka. Gień, który nas oblewa, powstaje wtenczas, gdy światło słoneczne, nie nalazłszy na drodze swej żadnej przeszkody, n. p. księżyca, chmury, mgły, przybywa do ziemi naszej swobodnie; gdy wydobywa tak ciepło z niej, jako stal ogień z krzemienia, i z ciepłem tem zlewa się w iskrę ogromną, kilka godzin trwałą, lub w łyskawicę stojącą. Znachodzisz go obficie i gęsto w pobliżu ziemi. Tem złocistszy i gorętszy , im głębiej w ziemię zapada, n. p. w dolinach, parowach, rozdołach; tem bledszy i chłodniejszy zaś, im bardziej oddala Panteon tom I.   17 258 się od środka ziemi, t. j. od jej ciepła, n. p. na szczycie śniegiem okrytych gór, lub na balonie, wzbijającym się wysoko ku niebu. Z nim tak się ma, jako z jeniuszem, który parzy w Szyllerze i Mickiewiczu, nie mogącym oderwać się od lubej ziemi, a chłodzi w Platonie i Heglu, uciekającym myślą do nieba. — Podczas zimy ma się gień, ale tak chłodny, jak w lecie na wysokich górach, bo światło słoneczne, padając z ukosa, nie podoła wydobywać z ziemi dostatecznego ciepła. Gień rozwija się, nie jedynie na ziemi i wszystkich planetach, lecz także na słońcu i sprawuje czarodziejską potęgę jego. Ciepło planet przywędrowywa do słońca, drogą jego promieni i na skrzydłach polarnego oddziaływania; przybywa doń kolumnami z różnych stron, a rozpocząwszy na niem grę swoję, wydobywa zeń światło. Słońce świeci w skutek polarnego wpływu planet, a planety dają ciepło, w skutek polarnego wpływu słońca. I tutaj jedna ręka myje drugą. Ciepło planetarne na słońcu, ze światłem jego połączone, zapala na niem gień, wielki, potężny bez miary, lecz w gruncie taki sam, jak na naszej ziemi. I słońce świeci, nie światłem swojem, ale gniem, który zależy równie od niego, jak od wszech planet. Gień ten również na słońcu musi być kometycznym, lub kosmogonicznym pierwiastkiem żywota, a płodzić rośliny, zwierzęta i ludzi. Gień rozwija się na słońcu szczególniej w tych miejscach, gdzie planety na nie oddziaływają. Tak zwane plamy na słońcu są może miejsca, albo wpływem planet nieuognione, albo też za obręb działania ziemi naszej na słońcu wychodzące. Starzy wierzyli, że słońce goreje ogniem. Ono goreje, nie ogniem, ale gniem, równie jak księżyc i ziemia. Również gień, jak światło i ciepło, jest, nasamprzód ciałem. Cielesność jego widzi się oczyma, a czuje się zmysłem dotykania. Działa on na wszystko cieleśnie, zamienia się pod soczewką w ogień i miałżeby sam być niecielesny? Jest on, powtóre siłą, bo przenika i trawi wszystko, a należy do istnień bezważkowych. Jak światło odpychającą, a ciepło przyciągającą, tak gień wirującą jest siłą. Dla tego 259 gień a nawet ogień, lubo wznosi się ku zenitowi, porusza się śród samych kulistych prądów, lub wiruje. Żyje i jawi się w nim gironomia astronomiczna. Jak promień, lub linia ruchu światła, a kąt ruchu ciepła, tak koło, a przynajmiej trójkąt, ruchu gnia jest wyrazem. Gień i ogień też siedzą trój kątowo na podstawie ziemi, a wznoszą się ku słońcu, tworząc kąt, każdy zaś ich atom kręci się i opisuje koło. Gień jest potrzecie istnieniem odrębnem, od światła i ciepła wyróżnionem, a oboje w sobie stapiającem. To w wielkiej igle magnetycznej iścizny słonecznego świata punkt środkowy, między biegunami, t. j. między światłem i ciepłem, słońcem i planetą tkwiący, lub kometyczność, ukometyzowany eter, mleczna droga, wszechobecność Boża, odsłoniona oku. Co są płonące lampy, gromnice i świece? Co palenie się ciał w ogóle, nie chemicznie, lecz flogmologicznie uważane? Jest to wydobyty z gnia ogień, który uwięziono i zazwyczaj zgoła za granice dnia przeniesiono w stosownych ciałach palnych. Ogień tu, jak wszędy, gorejąc, rozwiązuje się w gień, z którego powstał, a z gnia w światło i ciepło. Poznanie gnia, tudzież odróżnienie go należyte od światła i ciepła, nawet cała treść heliostatyki, jest filozofii natury i czasu naszego dzieckiem, a pisarzowi niniejszego dzieła zawdzięcza wiele. Wiem, że najdzie się między badaczami przyrodzenia tuzinkowymi niejeden, co nie umiejąc rzeczy należycie ocenić i szydząc z niej dowcipnie, potępi wyłożoną tu naukę o świetle, cieple i gniu, zowiąc ją na niczem nieugrun-towaną hipotezą. Takiego ducha odsyła się do myślini, z której dowiedzieć się można, iż analogia i indukcya, lub prawdopodobnik i prawdowywodnik, są najwyższego rzędu wynikami, przed któremi bledną racyocynia i sylogizmy, lub rozumniki i umysłniki, zwykle używane. Czy system Kopernika, zgoła Chrześciaństwo, nie jest dla empirycznego przeświadczenia również hipotezą, na niczem nieuzasadnioną, na doświadczeniu nieopartą? Ja przyznaję się rad do winy, że wolę z Kopernikiem o tym, a z Chrystusem o tamtym świecie marzyć prawdy wielkie, święte, zbawiające, od was 17* 260 czczemi hipotezami zwane, niż tuczyć się żołędzią pewności i nieomylności li empirycznej, której braknie jeniuszu, ducha i natchnienia. Zresztą, jako tameczne, tak i tuteczne nieba nie jest rzeczą doświadczenia. Heliostatyka, wraz z trzema częściami swemi, właśnie wyłożonemi, odpowiada, co przebijało się nieraz samo śród rozwoju rzeczy, kosmogonicznej igmatogonii, lub nauce o powstawaniu mlecznych dróg i słońcowisk. Świat to też. jest, zaprawdę, przestrzenią i siłą odpychania śród mlecznej drogi, ogniskującą się w słońcu; ciepło znów czasem i siłą przyciągania śród mlecznej drogi, ogniskującą się w planetach; a gień materyą i wirowaniem śród mlecznej drogi, ogniskują-cem się w kometach i wszędy, gdzie rozwija się kometycz-ność, a rodzą się nowe światy. W gniu widzi się mleczną drogę pierwiastkową, zanim rozłożyła się w słońca światlane i planety ciepłe; widzi się eter, osiadający się w niebieskie ciało i wirujący. Tak tedy słoneczniąc i telluryzując się w naszym ziemskim gniu, tym kometowym dniu lata pięknego, najdujemy się na łonie ciężarnej światami drogi mlecznej i czujemy nerwami powstawanie przyrodzenia. Ale któż o rzeczach tych myśli i roi ! Natura odsłania nam kosmogo-niczne tajemnice w każdej iskierce, którą wydobywa się z krzemienia; my atoli jesteśmy na to ślepi. Odzywa się do nas każdym tonem, mającym coś z onego słowa Bożego, które staje się ciałem; my nie staramy się głosu jej rozumieć. Okrąża nas na okół cudami i wskazuje nakoniec wszędy Boga; my przecież smakujemy w twarogach ziemi i nieugląda-my otwierającego się przed nami nieba. Że nie znamy dotąd, jak mówi się pospolicie, ani nawet abecadła Bożego w księdze przyrodzenia, to jedynie wina bezduszności naszej. 261 XXIX. Nauki przyrodzone, odnoszące się do wnętrza niebieskich ciał, lub do nieorganicznego świata. Nauki niniejszego szeregu mają, na celu rozpoznanie wewnetrza niebieskich ciał. Duch ludzki, który, o ile mu dozwolono, policzył gwiazdy i nadał im miana; który poznał skład potęgi i prawa niebieskich światów; który urobił już wszystkie przyrodzone nauki dotychmiastowe: postrzega wreszcie, iż bawił się dotąd li około ogółu powszechnego świata. Przerzucał się od Bożyrka do mlecznych dróg i słońcowisk, a od nich do słońc, planet i komet; lecz nie wdarł się jeszcze do serca tych niebieskich ciał; nie obaczył granitowego ich środka, lub, jeżeli są wydrążone, Elizu i Tartaru w ich wnętrzu; nie pokosztował ich jądra. Zna je ogółowo, ale nie bliżśj, nie co do wewnętrznego ich składu. Teraz więc pragnie wdać się w szczegóły każdego ze światów i wejrzeć do tajemniczego ich brzuśca. Chodzi mu, iż tak rzekę, o anatomią i fizyologią gwiazd. — Że żaś niepodobna nam odprawić podróży na słońce, księżyc, lub inne światy niebieskie, by zapuścić się w indostanowe ich kopalnie; musimy więc pilnować macierzyńskiej grzędy i przestać na samej ziemi. Tak tedy opuszcza się tutaj już całkowicie niebo, które nas dotąd zajmowało tak mile. I oto zstępuje się od Zenitu do Nadyru, z jasnego i górnego Bugaju, do głębokich ciemnic piekiełnych, z otworzonych widnokręgów świata w tajnie pracowni przyrodzenia ! Ziemia jest ciało niebieskie do każdego innego ciała niebieskiego podobne, nie wyjmując, jako już zna się, ani nawet przeciwstawu swego, słońca, a to, jak człowiek jeden podobien do wszystkich ludzi. Przyrodzenie ukazuje się wszędy jedno i to samo, a słucha praw jednakich. Poznawszy przeto wnętrzności ziemi naszej, pozna się zarazem wnętrz 262 ności księżyca, Wenery, Saturna, słońca, wszystkich ciał niebieskich. Ażali lekarz, który uczył się anatomii na jednym człowieku, nie zna jej we wszystkich ludziach? Również w powiatach tych obejrzeć trzeba treść, siłę i istnienia, będące obojgiem w jedni. Dla tego trzy tu rozstępy: 1)       Geognozya, o treści wewnętrza ziemskiego. 2)       Fizyka, o siłach tego wewnętrza. 3)       Chemia, o istnieniach nieorganicznych, będących zarazem ciałem i siłą. 1) GEOGNOZYA jest pierwszą, wielką nauką nieorganicznego świata, a odpowiada w powiatach tych umiejętności powstawającego przyrodzenia, i stanowi przeniesioną z macińca niebios w maciniec ziemi kosraogonią. Jak niebo rozwija się w nieprzeliczone światy; tak ziemia zwija w wew-nętrzu swem światy te w mnogie mineralogiczne twory. Niebo to w gwiazdy rozłożona mineralogia; a ziemia złożone z kryształujących się w kruszce i kamienie gwiazd niebo. Poznało się w kosmogonii przestrzeń, czas i materyą., odpychanie, przyciąganie i wirmuanie, a w końcu mleczno-drogie eteru pokłady, czyli siedm dni stworzenia powszechnego świata. Tutaj postrzega się w inszej postaci i w orko wem przeobrażeniu też same uroby, też same dni stworzenia; postrzega się, mówię, siedm warstw ziemi, które Werner wyśledził i opisał. Prowadziłoby nas za daleko w rzecz, gdybyśmy warstwy te kolejnie przedstawić chcieli. Powiemy więc to jedynie o nich, co następuje: Granit, sporządzając ogromne ziemi, a przynajmniej zewnętrznej skorupy jej serce, rozciągając olbrzymie swe arte-rye często aż do do jej powierzchni, a kszałtując się w pokłady dla wyniosłych gór, jest pierwszą warstwą, która, już z przyczyny niesłychanego ogromu swego, odpowiada kosmo 263 gonicznej przestrzeni, przeniesionej we wnętrze planety. Na granicie osiada pięć warstw innych, coraz bardziej odśrodkowych , czasowi, materyi i trzem kinezyogonicznym siłom równoległych, a okazujących co chwila więcej skamieniałych śladów żywota. Ostatnia zaś warstwa jest czarną rędzina, która rodzi zboża i owoce, a po której chodzimy. Ona, to nasza mleczna droga. Geognozya wyczynia się umiejętnością, poznającą treść we wnętrznościach ziemi; szlakuje utajony w głębinach, a wielce ciekawy jej ustrój i skład, rozpoznaje gór formacyą, kierunek i istotę, ich żyły i cewy, kruszcem, siarką, saletrą, lub gazami wypełnione; pracownie, w których urabia się złoto, srebro, żelazo, sól i kamienie drogie; miejsca, w których szukać potrzeba wody studziennej, lub źródła mineralnego; kędy zawiązuje się wulkan, lub zapas do trzęśby ziemi. Umiejętność ta występuje zazwyczaj udzielnie, bawiąc się ziemi anatomią; rozsnuwa się atoli śród roztoczy dalszej i przy końcu w trzy nauki następujące: a) MINERALOGIA jest pierwszą szczegółową geognozyi nauką, odpowiada uranologii, bliżej zaś astrognozyi, a bawi się około poznania ciął niebieskich, w łonie ziemi urobionych i ukrytych. Czy złoto, srebro, dyament, szmaragd, oraz inne kruszce i kamienie drogie nie są gwiazdami śród łona matki naszej ziemi? Kruszce wyobrażają słońca, kamienie planety, a żelazo, będące kruszcem i kamieniem na poły, zabiera tu miejsce komet. Platyna, kruszec najszlachetniejszy, stoi na krańcu kruszcowego świata i jest w nim słońcem słońc, a dyament sadzi się na krańcu kamienistego świata i ukazuje się w nim planetą królem. Tym sposobem tworzy się tu całoskształt nieorganicznych ciał stałych, podobny do igły magnesowej. Południowym jego biegunem jest platyna, północnym biegunem dyament, a środkiem pomiędzy niemi żelazo. Za platyną idzie ku środkowi złoto, srebro, merkuryusz, cyna, 264 cynk, miedź, wszelaki kruszec, zbliżający się coraz bardziej do żelaza, a za żelazem następują nikiel i inne półkruszce, po nich zaś kamienie, coraz twardsze, ściślejsze i przezro-czystsze, coraz szlachetniejsze aż do dyamentu. Igła ta magnesowa stać się powinna podstawą umiejętnego mineralogii wykładu. Ona sama jest tutaj pomysłem wyższym; reszta treści zaś li empiryczny opis. b) METEOROLOGIA jest drugą szczegółową geognozyi nauką. Jej przedmiotem żywioły, które podejmują wielkie robocizny tak śród ziemi, jako po nad ziemią. Niedość, iż wydobyło się z podziemnych jaseł rozmaite kruszce i kamienie; poznało się je bliżej i uporządkowało w mineralogiczny świat! Ziemi nie zna się jeszcze. Rozpadliny w górach tak głębokie, iż zaledwie dosiężesz dna ich zapuszczonym na nici ołowiem, wiercenia geognostycznego świdra, wrzące wody mineralne, trzęsienia ziemi, ogniem buchające gór paszcze, przekonywują nas rychło, że we wnętrznościach matki naszej są ogromne wydrążenia, paciepie i pieczary; że w czeluściach tych wre i szaleje piekło; że tutaj Pluton przebywa, otoczon wojskiem pracujących Cyklopów. Co są te cyklopy? Potężne płyny. Również na powierzchni ziemi widzi się płynów tych grę. Poznać więc trzeba te Diwy, jako przyczynę właśnie przerzeczonych zjawisk. Nauka me-teoróiu, o których się mówi, zowie się meteorologią. Jakie są płyny, pracujące we wnętrznościach ziemi? Powietrze, wóda i ogień. Starcie się powietrza i wody z mineralogiczną ziemi treścią roznieca ogień, który, to tli się ż cicha, trawiąc siarkę, saletrę, oraz inne ciała palne i ura-biając z nich różne utwory, to wybucha wulkanicznie; to wypędza wodę z łona ziemi w postaci mineralnego źródła i tworzy cieplice; to, wyrzuca na wierzch góry, warpy, zuzelicę, warstwy ziemi środkowe; to wreszcie rozdyma gorącą krew Izydy w parę i sprawia, że opoki się rozpryskują i ziemia drży straszliwie. — Powietrze, woda i ogień najdują się również na powierzchni ziemi, a bojując tu z sobą, tudzież roz 265 kładając, składając i przeobrażając się rozmaicie, rodzą grzmot, łyskawicę, piorun, mgłę, rosę, chmury, deszcz, grad, śnieg, gwiazdy spadające, ogniki na bagnach i inne dziwy. Wszystko to, mianowicie zaś nauka o powietrzu, wodzie i ogniu, przynależy do meteorologii, która — jako myśl z mózgu, — wychodzi z olbór i toń wewnętrza ziemi na jej wierzch. Że nauka ta tknie się przedmiotów planetarności, przeto odpowiada planetognozyi i jest dalszą, lub nieorganiczną jej roztoczą. Że zaś chodzi tu głównie o pracowniki telluryczne, lub o płyny; przeto ona przeciwstaw i dusza mineralogii, kruszcami i kamieńmi zajętej. Powietrze, woda i ogień sadzą się znowu na krawędziach i w śrdku nowej igły magnesowej, która tworzy się w dzielnicach tych przyrodzenia. Powietrze jest biegunem południowym, a odpowiada platynie, słońcu rozpuszczonemu, światłu , sile rozpychu; woda znów jest biegunem północnym i odpowiada dyamentowi, planecie roztopionemu, ciepłu, sile przy-ciągu; ogień nareszcie stoi między powietrzem i wodą w środku, co widzi się już podczas zapalenia się wodorodu, otchnionego kwasorodem, a odpowiada żelazu, które go wciąga w siebie tak łacno, tudzież komecie, gniowi i sile wiru. Między powietrzem i ogniem mieszczą się wszystkie świata tego płyny elastyczne, lub tak zwane etery ; a między ogniem i wodą gęstsze płyny, lub spirytusy. Słowem, jako mineralogia ciał stałych , tak meteorologia ciał płynnych jest nauką. Tam odsłania się, iż tak rzekę, kości, tu krew ziemi. Imię też meteorologii bywa niekiedy rytologia, od fluidom. W części tej geognozyjnej mówi się nakoniec o aerycznych, neptunicznych i wulkanicznych ziemi rozwojach; o oziębianiu się kolejnem biegunów ziemi; o topniejących lodach biegunu jednego, które, rozlawszy się wodą i dążąc ku biegunowi drugiemu, wywołują potop i nadają lądowi postać inną; co wszystko niezmiernie ważnym i zajmującym jest przedmiotem. 266 c) CHTONOLOGIA, od terra, jest trzecią szczegółową geognozyi częścią. Przedmiotem jej poznanie rozmaitego gatunku ziem n. p. soli, siarki, saletry, marglu, glinek. Jak ziemie te, nie będąc ani mineralogicznie stałemi, ani meteorologicznie płynnemi, ale sypkiemi, powiększaj części z ziarnek piasku i kurzu złożonemi, a nie kości matki naszej ogólnej, ani krew jej, jak mineralogiczny i meteorologiczny świat, ale mięso, ciało jej przedstawiającemi istnieniami, stoją pomiędzy kruszcem i płynem w pośrodku; tak chtonologia ukazuje się pomiędzy mineralogią i meteorologią pośrednią, obie kojarzącą nauką. Jak zatem mineralogia jest astrognozyą, a meteorologia planetognozyą w ziemię przeniesioną; tak chtonologia przedstawia w powiatach tych kometognozyą. Chtonologii chodzi o poznanie i uporządkowanie gatunków ziem. Tu również całokształt wyczynia się w postaci igły magnesowej. Krzemionka i wapno są biegunami, a ił punktem środkowem. Wszystkie inne ziem rodzaje stają albo między krzemionką i iłem, albo między iłem i wapnem. Krzemionka odpowiada w powiatach tych platynie i powietrzu, światlanej słoneczności; wapno dyamentowi i wodzie, ciepłej planetarności, a ił żelazu i ogniowi, lub gniowej kometycz-ności. W ile nareszcie widzi się już jaje organicznego świata od nieorganicznej natury zniesione. Nauka ta zowie się często, z łatwych do pojęcia powodów, geologią. Tu kończy się geognozya. I ona ma podobieństwo do igły magnesowej, której krańcami meteorologiczny i mineralogiczny, a środkiem chtonologiczny, świat. * II) FIZYKA, w ściślejszem i właściwem znaczeniu tego-wyrazu, jest drugą wielką nauką nieorganicznego świata, a odpowiada w powiatach tych umiejętności sił na niebie i ukazuje się przeniesioną w ziemię astronomią. Też same siły, które widziało się na niebie, odgrywują rolę we wnętrznościach matki naszej ogólnej, ale przyjmują tu postać i nazwę inną. 267 Jak astronomia sama, tak i fizyka, będąca jej przeobrażeniem, ukazuje się w końcu kosmogomczną kinezyogonia. Geognozya rozpoznawała we wnętrznościach ziemi treść stałą, płynną i sypką, a prawiła o kruszcach i kamieniach, o gazach i spirytusach, wreszcie o różnych ziemi gatunkach. Fizyka zaś czyni o siłach, należących do ziemi i objawiających się podczas wewnętrznego jej rozwoju. Ztąd geognozya tak się ma do fizyki, jak anatomia do fizyologii, lub jeszcze ściślej oznaczając rzecz, jak ciało do duszy jednego i tego samego wielkiego utworu Bożego, matki naszej ziemi. Jakoż fizyka ukazuje się istotnie geognozyi duszą. Pospolita, na szkłoły przeznaczona fizyka prawi o nieprze-nikliwości, ściśliwości, sprężystości, ciężkości i innych ogólnych własnościach ciał. Ale rzeczy te należą albo do kinezyogo-nii, albo do jeometryi. Taż fizyka prawi dalej o powietrzu, wodzie i ogniu, wykazując, z jakich pierwiastków żywioły te są złożone; jak tworzą rosę, mgłę, chmurę, deszcz, grad i t. p. Ale wszystko to odnosi się częścią do chemii, a częścią do meteorologii. Taż fizyka prawi wreszcie o magnetyzmie, elektryczności i galwanizmie, jako o trzech siłach, pracujących na łonie nieorganicznego świata. Pod fizyką w ogóle, jako pod przeciwieństwem metafizyki, rozumie się niekiedy wszystkie nauki przyrodzone. Jest to najrozleglejsze fizyki znaczenie. Fizyka pospolita ma słuszność, iż naucza młodzież tego, co tylko tknie się otaczającego ją prrzyrodzenia, a ta fizyka, co sadzi się jako przeciwstaw metafizyki, ma również słuszność, iż wciąga w siebie cały zbiór nauk przyrodzonych. Lecz tutaj, gdzie wszelaka z nauk występuje jako jedno z ogniw powszechnego umiejętności łańcucha, które wydziela i wyróżnia się od innych troskliwie, fizyka musi być oczyszczona od obcej sobie treści i ograniczyć się na najwłaściwszym sobie przedmiocie. Przedmiotem tym zaś są siły nieorganiczności, lub magnetyzm, elektryczność i galwanizm. Ztąd następujące trzy rozstępy fizyki: a) MAGNETOLOGIA jest nauką o magnetyzmie. Magnetyzm sporządza duszę kruszców, kamieni i żelaza, prze 268 znacza więc naukę, o nim czyniącą, na pobocznicę mineralogii. On tedy mineralogicznego świata psycha. Biegun południowy magnesu jest wyjawiającym się, jako działająca siła, duchem platyny, lub złota, którego szukała niegdyś tak pracowicie alchemia i magia; biegun jego północny znowu, to duch dyamentu, a punkt środkowy duch żelaza. Żelazo też przyjmuje w siebie łacno magnetyzm, albowiem, będąc w po-larności mineralogicznej punktem różnojedni, ma w sobie oba bieguny i dość je tylko w niem rozbudzić. Świat mineralogiczny, to ułowiony i zatrzymany w mnogich nieorganicznych ciałach magnetyzm. Najdoskonalszym tu jego wyrazem jest tak zwany magnes, lub kamień magnesowy, tudzież serpentyn, który, gdy go rozłamujesz, okazuje w każdym kawałku i proszku magnetyczną polarność. Od kamienia magnesu jest nazwa magnetyzmu. Co magnetyzm w głębszem jeszcze pojęciu? To polarność słonecznego świata w łono ziemi przeniesiona i w niej działająca. Biegun południowy magnesu, to słońce ze swoją siłą odpychania; biegun północny planeta ze swoją siłą przyciągania, a punkt różnojedni kometa ze swoją siłą wirującą. Są magnetyczne igły, urobione w kształcie podkowy. Do krańców takiej igły przykładając linię żelazną, umyślnie ku celowi temu przygotowaną, i widząc, jak przeciwne sobie bieguny w igle i linii przyciągają się wzajem, a to tak mocno, iż na linii zawiesić można pewne ciężary; wtedy na gołe oko wypatrzyć się daje nić tajemnicza, słońce z ziemią wiążąca. Kinezyogoniczne siły polarności niebios właściwe, zwijają sie, nie jedynie w magnesie i serpentynie, nie jedynie w kruszcach i kamieniach, lecz także w samej że ziemi, robiąc ją kulą, do słonecznego systemu i słońcowiska podobną, a mającą w sobie słońce, planetę i kometę, lub biegun południowy, biegun północny i środek. Ziemia z biegunami swemi, to świat słoneczny, w jedno ciało niebieskie zwiniony i krzyżem pacierzowym w ustroju jego wewnętrznym będący, lub ogromny magnes, z innemi magnesami na niebie stojący w stosunkach. Magnetyzm najduje się tak dalece ze światem polarności po 269 wszcchnej w pokrewieństwie, że prawo jego na ziemi jest takie samo, co na niebie, iż dwa bieguny jednakie odpychają, a dwa bieguny odwrotne przyciagają się wzajem. On to jeszcze widoczniej, niż na niebie, wyjawiona płciowość, która, działając, zdradza tęsknotę za działeczeństwem Bożem. Magnetyzm jest siłą, ale nieruchomą, stojącą i trwałą. Jakoż bytuje on nieprzemiennie pomiędzy słońcem i ziemią w systemie słonecznym, pomiędzy biegunami ziemi i pomiędzy dwoma krańcami magnesu, a nawet żelaznej i sztucznie namagnesowanej igły. Z tej strony ukazuje się on przestrzenią, która w sobie nieruchoma, stojąca i trwała, lub siłą stałą, a działania jego kierunkiem promień, linia. Przedstawia tedy, zwłaszcza w przymierzeniu do elektryczności i gal-wanizinu, słońce, światło, odpychanie, i stanowi w zbiorowej polarności wszystkich sił nieorganicznych bieguu pierwszy, lub południowy. Jak mineralogia o cielesności, lub rzeczowości, tak magnetologia o sile nieorganicznej stałej czyni i mówi. Z czego znać, że musi być w nieorganicznym świecie, iż się tak wyrażę, siła płynna i sypka, które stają się właśnie dalszym przeglądu tego przedmiotem. b) ELEKTROLOGIA, druga część fizyki, jest nauką o elektryczności. Elektryczność stanowi duszę nieorganicznych płynów, lub żywiołów: powietrza, wody i ognia. To przyczyna, że elektrologia ukazuje się pobocznicą meteorologii. Siła tedy, o której mówi się ninie, to meteorologicznego świata psycha. Nie ma też meteoru ani podziemnego, ani atmosferycznego, bez gry elektrycznej. Plus biegun elektryczny, lub elektryczność szklanna, to rozbudzony i działający duch powietrza; minus biegun, lub elektryczność żywiczna, jawiący się duch wody; a punkt środkowy, lub elektryczność pełna, acz nierozwiniona, wyczyniający się duch ognia. Gdzie też jednoczą się dwie elektryczności skrajne, tam następuje ognisty wystrzał, łyskawica, piorun. Elektryczność, w dalszej głębi pojęcia swego, ukazuje się duszą magnetyzmu. Jako magnetyzm, tak i ona ma 270 dwa bieguny, tudzież ich różnojednią. Jako magnetyzm jest, iż tak rzekę, zamarzłą i zatrzymaną, stężoną i skostniałą, lub stałą elektrycznością; tak elektryczność znowu roztopionym i ulotnionym, lub płynnym magnetyzmem. Ztąd elek-trologia, nie jedynie meteorologia, ale i magnetologii jest po-bocznicą, oraz psychą. Nie dość! Elektryczność, to, również jak magnetyzm, przeniesiona z niebios na ziemię polarność, lecz w innej znów postaci działająca. I tutaj w biegunach spotyka się słońce z planetą, odpychanie z przyciąganiem, a w środku tkwi kometa i wirowanie. Jednakże pomiędzy magnetyzmem i elektrycznością zachodzi taki sam stosunek, jak między biegunem południowym i biegunem północnym, lub światłem i ciepłem. Magnetyzm, to rozłożone w bieguny światło, a elektryczność rozłożone w bieguny ciepło. W ogóle elektryczność , to kinezyogoniczna siła przyciągająca [w nieorganicznej postaci i w rozwoju dalszym. Przyciąganie i pęd planet około słońca są krynicą, a płyny meteorologiczne krystaliza-cyą i wcieleniem elektryczności. Jeżeli magnetyzm jest nieruchomą, stojącą i trwałą, w biegunach powszechnego świata, ziemi i magnesowej igły wyrażoną, to elektryczność ruchomą przelotną i znikomą, z dotknięcia biegunów przeciwnych wszech polarności rodzącą się siłą. Skoro zaś zetkną się bieguny jednakie', rodzi się elektryczność druga, lub żywiczna. Magnetyzm rozpina się i stoi, jak przestrzeń; elektryczność zaś płynie, jak rączy czas, i zawsze jest jednem zadrgnieniem, jak teraźniejszość, która wyraża się chwilką, a rodzi się, działa i umiera zarazem. Jako czas jest rozłamana i w kierunku odwrotnym działająca przestrzeń; tak elektryczność rozłamany i w postaci kąta działający, zaczem ciepłu podobny magnetyzm. Jakoż oba bieguny igły magnesowej sprawują linią i jedne całość, w której są nierozdzielne; zaś jedna i druga elektryczność odgarnąć się od siebie dają i istnieją z osobna, n. p. w chmurze i ziemi, podczas piorunnej burzy. Jak przeto magnetyzm stałą, tak elektryczność płynną jest nieorganiczną siłą. Gra 271 tej siły wyjawia się też i działa wszędy, a otacza nas nakształt powietrzokręgu, w którym żyjemy. Elektryczność, zwłaszcza obok i naprzeciw magnetyzmu, sporządzając jego duszę i odwrotność, znaczy głównie, jako się już rzekło, przyciąganie, ciepło planetarne, ducha ziemi, i występuje w zbiorowej polarności sił nieograniczonych jako biegun drugi, lub północny. Jak meteorologia o rzeczowości, tak elektrologia o sile płynnej czyni i mówi. Magnetyzm ma wyraz swój przyrodzony w magnesie i serpentynie, a elektryczność w kamieniu, zwanym formalin, i w rybie dretwiku. Turmalin okazuje obie elektryczności, gdy go ogrzewasz, lub oziębiasz; a drętwik, gdy tkniesz się go ręką. Człowiek buduje machiny, elektrofory i baterye, a Bóg chmury, z których wydobywa się i strzela łyskawicami elektryczność. Że w elektryczności tkwi ciepło, czuje to w łokciach elektryzowana osoba. c) GALWANOLOGIA: trzecia część fizyki, jest nauką o galwanizmie. Galwanizm sprawuje duszę wszech gatunków ziem we wnętrznościach naszego ciała niebieskiego, to przyczyna, że galwanologia ukazuje się pobocznicą chtonologii. Siła przeto, o której mówi się ninie, jest psychą chtonologicz-nego świata. Plus-biegun galwaniczny, to rozbudzony i działający duch krzemionki; minus-biegun duch wapna; a środek duch iłu. Krzemionka, wapno i ił, to nabity stos galwaniczny śród ziemi, lub galwanizm, który stężał i przeszedł z siły w rzeczowość. Inne ziem gatunki są jakby książki metaliczne, pomiędzy krzemionką, iłem i wapnem umieszczone. Magnetyzm utworzył kruszce i kamienie, elektryzm płyny żywiołowe, a galwanizm ziem gatunki. Galwanizm, rozbudzony w ziemi silnie, sprawuje, że ziemia zadrga, a podczas trzęsienia ziemi, okrom innych, meteorologicznych sprawców, bywa on także czynny. Galwanizm zaś działający w ile, staje się iskrą żywota i ustraja go w pierwotne żywiątka, lub tak zwane infuzorye, protozoa. On jaju organiczności, wydobywającemu się z łona nieorganicznego świata, udziela zapłodnienie i duszę. 272 Galwanizm, w dalszej pojęcia swego roztoczy, ukazuje się megnetyzmu i elekryczności różnojednią. On też zarówno jest magnetyzmem, jak elektrycznością, a magnetyzuje igły żelazne, przeobrażając je w magnesy, i elektryzuje dróty w telegrafach, stając się tu myśli człowieczej piastunem i gońcem. Biegunem jego południowym jest, pod tym względem magnetyzm, a biegunem północnym elektryczność. Jako środek między magnetyzmem i elektrycznością, wyczynia się on ich różnicą i jednią. Galwanizm też jest magnetyzmem, bo magnetyzuje równie, jak magnes, a stos galwaniczny z pozłacanego, posrebrzanego, umiedzionego, ucynkowanego papieru zrobiony, okazuje magnetyzm zgoła po wielu latach spokoju, zupełnie jak igła magnesowa; — i nie jest magnetyzmem, bo magnetyzm siedzi spokojnie i nierucho-mie w osi niebios, ziemi, lub igły magnesowej, a galwanizm leci łyskawiczo po drutach rozpiętych, zgoła między Europą i Ameryką. — Galwanizm jest dalej elektrycznością, lubo nie tarciem ciał o siebie, lecz dotknięciem się ich wzajemnem, nie aleopatycznie, lecz homeopatycznie wydobytą, — i nie jest elektrycznością, bo elektryczność, jako n. p. z bateryi elektrycznej i chmury, działa jednorazowo, a gdy wystrzeli, ustaje, i dopiero znów strzela, gdy machina, lub chmura na nowo elektrycznością naładowana zostaje; galwanizm zaś odradza się po każdem uderzeniu natychmiast i strzela ciągle. Nie elektrycznością, lecz galwanizmem urabia się igiełki magnesowe, wskazujące południe i północ. Nie elektrycznością wreszcie, ale galwanizmem zapłodnić sie daje ikra, która wtedy do wody rzucona, zamienia się w rybki tak zupełnie, jak gdyby była od samczyka zapłodniona, a od samiczki zniesiona. Iż ikra ku doświadczeniu temu ma być, nie gotowana, lecz świeża i żywa jeszcze, rzecz jasna. Są różnice istotne między magnetyzmem, elektrycznością i galwanizmem; lecz w ogóle jedna to i taż sama siła nieorganicznego świata, to w dwu biegunach sobie przeciwnych, to w różnojedni uważana. Wiele też fizyk odróżnia wprawdzie magnetyzm od elektryczności; ale ektryczność i galwa 273 nizm bierze za jedno. 0, jeżeli o to chodzi, to i magnetyzm jest elektrycznością! Magnetyzm, to elektryczność stała, zmartwiała, unieruchomiona; elektryczność zaś, to taż sama magnetyczna siła, lub elektryczność, co powyżej, lecz wybuchająca z każdego naboju, jak błyskawica z chmury, lub strzał z bateryi; galwanizm wreszcie, to również taż sama magnetyczna siła, taż sama elektryczność, lecz odradzająca się, a bijąca nieprzestannie, jak pulsujące serce. Pomimo jedności trzech tych sił w gruncie, nie magnetyzm, ani elektryczność, ale galwanizm zapala na łonie świata nieorganicznego iskrę żywota i pulsuje od kolebki jego do grobu. Także galwanizm jest przeniesioną z niebios na ziemię polarnością, której biegunami słońce i planeta, odpychanie i przyciąganie, a środkiem kometa i wir. On atoli, jako magnetyzmu i elektryczności różnojednia, wyobraża mianowicie kometyczność i wirowanie. Jak magnetyzm stałą, a elektryczność płynna, tak galwanizm jest, iź tak rzekę, sypką nieorganicznego świata, a stąd do gatunków ziem, które są sypkie, przywiązaną siłą. Sypkość tej siły wyjawia się w odradzaniu się jej natychmiastowem po każdym wystrzale. Jeżeli magnetyzm stoi, jak przestrzeń, a elektryczność leci, jak czas; to galwanizm koziołkuje, jak pierwotna materya, lub eter w mlecznych drogach i słońcowiskach. Galwanizm tedy, to siła eteru śród rozwoju dalszego. Wie się, że magnetyzm działa linią, jak światło, a elektryczność kątem, jak ciepło. Galwanizm więc działać musi trójkątem i kółkiem, jak ogień. Są tacy, co w świetle, cieple iogniu, magnetyzmie, elektryczności i gal-wanizmie uglądają różne przeobrażenia jednej i tej samej istoty, t. j. eteru. I twierdzenie to ukazuje się uzasadnione. Chtonologia prawi o rzeczowości sypkiej, lub o ziemi gatunkach, a galwanologia o sile sypkiej, lub o duszy tych ziem, organizującej nieorganiczność. Galwanizm, to już proces, lub porób chemiczny, jak upewnia fizyka. On Panteon tom 1.   18 274 tedy przygotowywuje i przeprowadza nas pięknie do chemii.          III) CHEMIA, najnowsza i najważniejsza z nauk tego szeregu, rzucająca rzęsiste światło w tajemnice wszystkiego, a nawet w mlecznych drogach i słońcowiskach kszałtującego się przyrodzenia, nauczycielka przemysłu, mistrzyni rękodzielni, rzemiosł i fabryk, szafarka lekarstw, sprawczyni bogactwa powszechnego, nieprzeczerpana potęgi narodów, pożytecznych odkryć i wynalazków, wszech dobrodziejstw ludzkości krynica* jest trzecią wielką nauką nieorganicznego świata. Szuka tak zwanych materyi pojedyńczych, lub niezłożonych, pierwotnych, czyli pierwiastków widzialnego świata i poznaje bliżej siły telluryczne, już opisane, bo podczas ich gry i działania. Przedmiotem jej przeto treść i siła wszech nieorganiczności, lub istnienia, będące treścią i siłą zarazem. Goethe rzekł do badaczów: „Znacie li łupinę przyrodzenia, lecz nie dobraliście się wcale do jego jądra!'' Otóż chemia szuka tego jądra i zdobywa je, o ile ono może być doświadczenia przedmiotem. Chciałaby ułowić eter, z którego urobił się świat, i ułowiłaby go nieomylnie, gdyby najpierwsza, czysta materya nie była duchem i dała się zamknąć w szkiannej retorcie. Chemia ukazuje się jednością geognozyi i fizyki, a z niemi wszech nauk nieorganicznego świata. Niedość! Pierwiast-ki jej materyalne, w które rozłożył się światotwórczy eter, są takie, jakie musiały być w słońcowiskach i mlecznych drogach. Staje się więc ona pochodnią dla powstającego świata, a pokazuje, tu na ziemi i w pracowni badacza cichej, niebiańskie heliostatyki i igmatogonii robotniki, czynniki sprawce. Nauka ta, acz niby prosta i grubo empiryczna, bezduszna, lekarsko-aptekarska i w słojach mieszkająca, przyniosła Europie więcej światłości rzetelnej, niż filozofia średniowiecz 275 na i nowocześna, a stawić sie daje tylko obok astronomii wielkiego Kopernika. Jak niegdyś ta astronomia, tak dziś chemia, przeobraziły wyobrażenia człowieczeństwa. Przepadła noc stara, a zapaliło cię nowe w świecie umiejętności słońce. I przy jasności słońca tego widzi się pierwiastki materyalne nie jedynie dzisiejszego, ale i rodzącego się niegdyś przyrodzenia, widzi się, jak z eteru płyny grubsze i cieleśniejsze wydobyć się musiały; jak, mięszając się z sobą, tworzyły i sideryczny i geologiezny świat; jak, dotykając się jedne drugich, zapalały się i przechodziły w żywioły, lub tężały nagle w kamienie i kruszce. Mając dzisiejszą astronomią, geognozyą i chemią, rozumie się tajemnice stworzenia świata, a kosmogonie stare, jak n. p. Mojżeszowa, dnieją filozoficznym słońca wschodem. I oto idzie się coraz wyraźniej w biały umiejętności dzień. Trudno jest bardzo przedstawić naukę tę ogólnie i bez bliższego wdania się w język jej, znawcom rzeczy jedynie zrozumiały, a nic łatwiejszego jak, prawiąc o niej krótko, popaśdź w błąd i wyrzec głupstwo. Z tego powodu nie śmiemy tu sami dać nawet jej orzeczenia i wolimy przytoczyć je gołosłownie zkąd inąd. Chemicy tak mówią o chemii: „Jest to umiejętność, szukająca materyi pierwiastkowych we wszystkich ciałach, a raczej tłumacząca zjawiska jakim ciała, przy wzajemnem zetknięciu się z sobą, ulegają, skoro zjawiska te sprawują w ciałach zmiany istotne." Jak wszystkie dotychmiastowe nauki, tak i chemia roz-stępuje się w trzy rozdziały, które się oto wskazuje: a) PROTOPEJA chemiczna jest nauką tak zwanych nie-złożonych materyi, lub materyalnych pierwiastków. Odkryto już pierwiastków tych blizko siedmdziesiąt. Są to albo gazy, jak kwasoród, wodoród i t. p., albo ciała twarde, jako miedź, żelazo, glin it.p; albo ciała płynne, jak żywe srebro i brom, które są tylko dwa i sprawują wyjątek. Z rozmaitego składu i różnorodnej kombinacyi tych pierwiastków powstały światy: powszechny, nieorganiczny i ży 18* 276 wotny. One, to abecadło w księdze przyrodzenia, którą Bóg napisał, a którą człowiek przeczytać powinien. Jak chemia sama jest geognozyi i fizyki różnojednią, tak i pierwiastki jej są albo geognozyjne, albo fizyczne. Biegunami w świecie pierwiastków geognozyjnycli są saletrorod i węgloród, a biegunami w świecie pierwiastków fizycznych kwasoród i wodoród. Są to w obu tych światach pierwiastki dodatne i ujemne, lub chemiczne plus i minus-krańce. Wszystkie inne pierwiastki sadzą się kolejno albo między saletrorodem i węglorodem, albo między kwasorodem i wodorodem. I tylko takie ich rozszykowanie będzie iście umiejętne. Widzi się tutaj też same, co dawniej, igły magnesowe i dwie elektryczności, będące wszech rozwojów w przyrodzeniu prawem, ale w chemicznem przeobrażeniu. Saletrorod i węgloród przedstawiają magnetyczną, a kwasoród i wodoród elektryczną. chemicznych pierwiastków polarność. Ciała, będące między temi biegunami w środku i znaczące ich różnojednią, sprawują polarność galwaniczną. Szelling i Oken napisali o chemicznych tych polarnościach wiele rzeczy pięknych, wynio- * słych i ciekawych. Kwasoród, zajmujący piątą część otaczającej ziemię atmosfery, jest dźwignią procesu oddychania, a więc życia zwierzęcego, i procesu palenia się, a więc wszech wielkich wulkanicznych urobów i przeobrażeń się naszego, oraz każdego innego niebieskiego ciała. Wodoród zaś jest dźwignią roślinnego świata. Liściami piją zioła i drzewa tak wodoród i zatrzymują go w sobie, jak płucami zwierzęta kwasoród. A wodoród, starłszy się z kwasorodem, zapala się łyskawi-cami w obłokach i daje nam deszczową wodę. A z morskiej piany rodzi się Wenera, lub żywotny świat. —Kwasoród, łącząc się z wodorodem, tworzy rzeki, morza i oceany, których wody, unosząc, się znowu w kształcie pary w powietrze, napełniają je chmurami; łącząc się z wodorodem i węglikiem, rodzi państwo roślinne; łącząc się z namienionemi właśnie dwoma pierwiastkami i z saletrorodem, daje państwo żywota zwierzęcego i człowieczeńskiego; wchodząc wreszcie w najroz 277 maitsze kombinacye z innemi pierwiastkami, urabia krzemionkę, wapno, glinę, gips, kredę, całe gór łańcuchy, słowem geognozyjny świat. A co dzieje się na ziemi, działo się w słońcowiskach i w pierwszych eterowych pokładach powstającego świata! Kwasoród ukazuje się najgłówniejszym czynnikiem we wszystkich trzech światach wielkich, t. j. we świecie powszechnym, nieorganicznym i żywotnym. Wodoród wchodzi do świata nieorganicznego i pociąga za sobą tutaj wszystkie chemiczne pierwiastki, a węglik z saletrorodem staje się drewnem i mięsem, lub treścią organicznych jestestw. Że śród wielkiej gry i pracy różnych chemicznych pierwiastków rodzi się magnetyzm, elektryczność i galwanizm, a wreszcie niebiańska iskra żywota, rzecz jasna i prosta. — Pierwiastki chemiczne w ogóle wykazują istotę mineralogicznych, meteorologicznych i chtonologicznych ciał, a są magnetyzmu wyja-wem, telluryczności światłem, zarodkami słońc w mlecznej drodze. b) HOKSEOPEJA chemiczna jest protopei córką, a trudni się pierwiastkowym chemicznych pierwastków w różne ciała chemiczne składem. Zowią ją zwykle nauką urobu kwasów, zasad i powstających z połączenia ich soli. Jest to nowa chemiczna polarność z dwoma krańcami i środkiem. Sole, będąc wystawione na działanie pędu galwanicznego, rozkładają się takim sposobem: kwas udaje się do biegunu plus, a więc jest elektro-dodatnem; zasada zaś godzi do biegunu minus i jest elekro-ujemnem ciałem. Ciał tych jest ogromna moc. Pójdź do pracowni chemicznej, a obaczysz je i poznasz ich nazwiska. Że kwasy jeden, a zasady drugi hokseopeicz-ny sporządzają świat, który także ma swoje bieguny i środek, rzecz jasna. Nie idzie się tu dalej, bo nudziłoby się zwyczajnego czytelnika. Wspomina się jeszcze to tylko, że z jednej strony pierwiastki, a z drugiej powstające z różnego ich złożenia kwasy, zasady i sole, zaczem cała protopeja i cała hokseopeja, sprawują także dwa odwrotne chemii bieguny, lub nową wielką, ogółową chemiczną polarność. — Pierwiastki, 278 przeobrażając się w kwasy i zasady, a te znowu w sole, dały początek meteorologicznym płynom, uleciom, a przeto były zarodkiem planet w słońcowisku i mlecznej drodze. c) MESOPEJA chemiczna, stojąca między protopeją i ho-kseopeją w pośrodku, jest nauką urobu takich ciał, co nie są ani kwasami, ani zasadami, a lubo stanowią pomiędzy niemi coś środkowego, nie mają własności sól. Zowią się one nijakie, lub obojętne. Pod pewnemi jednak wpływami przeobrażają się albo w zasadę, albo w kwas. Ukazują się tedy, acz stanowią dla siebie i w sobie osobny świat polarny, wybornemi punktami środka w ogólnej igle magnesowej chemicznego świata. Ciała takie były w przyrodzeniu na niebie, a spotykają się w przyrodzeniu nieorganicznem i or-ganicznem na ziemi. Jest to kometyczność w słońcowisku i mlecznej drodze, mająca chemiczną postać. Ił uorganizowany i rozbudzający w sobie żywot, to najwyższy mesopeiczny szczyt. W powyższych trzech chemii rozstępach widziało się ciała chemiczne trojakiego rodzaju. Mówię ciała, lub małe-rye. Ale są także siły chemiczne, które poznać należy. A poznaje je się podczas tak zwanego procesu, lub porobu chemicznego. Porób ten ukazuje się również polarnością, której biegunami: skład i rozkład chemiczny. W środku tu stoi już samo robienie chemiczne. Za pomocą rozkładu chemicznego, lub tak zwanój analizy, dochodzi się do odkrycia pierwiastków, kwasów, zasad i obojętników, takich nawet ciał, które nie najdują się na łonie natury w stanie odosobnionym, jako potassium, sodium magnesium, chlor, brom, jod, fosfor i t. p.; a za pomocą składu chemicznego, lub tak zwanej kompozycyi, do utworzenia ciał sztucznych, których przyrodzenie nie daje n. p. szkła, mydeł, prochu, wszech leków aptekarskich. Ale także pierwiastki, kwasy i zasady, oraz obojętniki chemiczne okazują podczas porobu chemicznego siły polarne. Jedne z nich bowiem nie dają się zlać z sobą, lub tylko z trudnością, a drugie zlewają się snadno. Stosunki te zowią 279 się chemiczną nieprzyjaźnią i chemicznem pokrewieństwem. Tu należy siła spójna, Cohasionskraft, jako moc środkowa. Siły te są w gruncie, nie czem innem, tylko odpychaniem, przyciąganiem i wirowaniem kosmogonicznego świata, ale odwró-conem i w przeciwnym kierunku działającem, jako wyłożyło się to przy planetognozyi i foronomii astronomicznej. Chemia, acz mówi o porobię chemicznym i jego siłach, nie składa się z więcej części, jak z protopei, hokseopei i mesopei. Czemu? Bo równie pierwiastki, jak kwasy i zasady, oraz obojętniki jej są, nie jedynie ciałami, ale i siłami, lub istnieniami, mniej więcej do eteru podobnemi, t. j. będą-cemi ciałem i siłą pospołu. Można czynić z osobna o ciele i z osobna o sile istnień tych; lecz one same, to właściwa chemia. A trzy wskazane części chemii są czyniącą o nich nauką. Ciała tu są jawne, a siły utajone i tylko podczas porobu chemicznego widome. Żadna z umiejętności nie ma tak bogatego w treść przedmiotu, nie przynosi tak rozlicznego pożytku, ani nie czyni tak rączych i nieprzestannych postępów, jak chemia. Bogactwo jej ukazuje się tak ogromne, że wystarcza na utworzenie mnóstwa chemii. I tak jest n. p. chemia jilozojiczna, meteorologiczna, geologiczna, terapeutyczna, rolnicza, leśnicza, ogrodownicza, złotnicza, farbierska, garbarska, piwowarska i t. p. Są to zastosowania chemii różnorakie. Chemia wdziera się zgoła do prawnictwa, albowiem li za jej świadectwem rozpoznać można, czy umarł ktoś śmiercią zwyczajną, lub też skutkiem trucizny. Teologowie jej nie cierpią, bo w tyglu jej rowiązują się mnogie cuda i dziwy tamtego świata w materyalne ciała, lub siły dawniej nieznane. Jako astronomia na niebie i geognozya w ziemi, obie na zewnątrz, tak chemia na wewnątrz stała się potęgą empirycznych umiejętności, niedozwalającą powrotu do średniowiecznych czasów. Chemia zakończa nauki nieorganicznego świata, a wskazując uroby przyrodzenia, w które wstępuje żywot, przeprowadza nas w dzielnice trzeciego i ostatniego, t. j. organicznego świata. Sam porób chemiczny jest już coś nakształt ży 280 wota. Życie chemizmu postrzegać się daje równie na drga-jącem galwanicznie mięsie, jak na kruszcowych krążkach w stosie Wolty. Jawi się ono także w cudownym ruchu stolików pod rękami ludzkiemi. Chemia umie okazywać, jak pewne ciała, n. p. kurz, woda, trociny i kuchenna sól, zmięszane, a śród butelki, w słońcu postawionej, do chemicznego porobu zniewolone, zamieniają się w drobne pierwiastkowe żywiątka. Galwanizując ikrę, zapładnia się ją sztucznie i zaludnia sadzawkę rybkami, które rosną, jak naturalne. Wyświeca wreszcie, że w chwili zapłodnienia grają rolę magnetyzm, elektryczność i galwanizm, a pierwszy zarodek nowego jestestwa zawiązuje się śród chemicznego , animalicznego porobu. Ze skinień tych umiejętności godzi się wnioskować, co dzieje się w przyrodzeniu całem, będącem niezmiernie wielką i tajemniczą chemiczną pracownią, a zabierającem się do utworzenia żywota. Przełożyło się nauki nieorganicznego świata krótko, bo są dość znane, nawet w szkołach wykładane, a wydobywało się z nich albo to, czego nie wie się powszechnie, albo też to, co stanowi wiążący je z ogółem nauk filozoficzny wątek. I wykładu tego czytelnik nam za złe brać nie powinien, bo, oprócz pracy Libeltowej w Estetyce, nie ma się nic po polsku, skądby nauczyć się można wyższego poglądu w naturę. Zamiarem naszym jest, nie jedynie dać nazwisko i znaczenie każdej nauki, a czynić o niej liczbę encyklopedycznie, lecz także wskazać wysokość i wartość jej dla usposobionego do umiejętności ducha. XXX. Nauki przyrodzone, odnoszące się do powierzchni niebieskich ciał, lub do organicznego, żywotnego świata. W chwili tej przystępuje się do najpiękniejszych, najciekawszych i najbardziej nas obchodzących nauk. Przejrzeć 281 się ma bowiem tworzywa niebieskich ciał, nie już te, co w ich wnętrznościach, ale, co na ich powierzchni pospołu z nami istnieją i odgrywają swą rolę. Nie ma się tu na myśli działaczów meteorologicznych, lub żywiołów, które się już poznało, a które są rzeczowością jeszcze martwą; mechanizmem spokojnym, lub burzą rozkołysanym. Chodzi nam o istoty żywotne, o wielki i tajemniczy świat żywota. Tu także poprzestać nam trzeba na samej ziemi, pewni będąc naprzód i z góry, że, skoro niczego, ani nawet naj-podlejszego robaczka, to tem mniej niebieskich ciał, tak mnogich i ogromnych, mądrość przedwieczna nie stworzyła daremnie i bez tego samego, wszędy jednakiego celu; że celem tym nie może być li przyświecanie nam podczas nocy, jako się to wydaje oku prostaczków; że nasz planeta, on maluczki Sącz, lub Szczuczyn, w niezmierzonej rzeczypospolitej widomych światów, nie został wyłącznie i sam jeden uprzy-wilejowan do wydania z siebie słodkiego daktylu powszechnego życia; że tedy wszelaka gwiazda, a przynajmniej każdy planeta musi być do matki naszej ogólnej podobny i rozwijać żywot na sobie. Co na ziemi, to na każdej gwiaździe, a przynajmniej na każdym planecie, gdyż jestestwa przyrodzone tego samego rodzaju jedno mają przeznaczenie i wyczyniają się wszędy jednako. Jako wszelaki człowiek człowiekiem, tak wszelaki planeta, których najduje się przy każdem słońcu poczet niemały, jest brzemienną żywotem ziemią. Jeżeli na której ze złotych ostoi, pływających śród nieskończonego morza eteru, nie ma żywotnych jestestw; tam, jako się już dawno wyrzekło, albo obumarły, gdy czasy ich bytu się spełniły, albo narodzą się, gdy doba im przypadnie. Tak się ma i tutaj, jak n. p. z jabłonią, za młodą lub za starą do rodzenia jabłek, lecz w ogóle jabłka rodzić muszącą. Mogą być, zaiste, tam i sam rośliny, oraz zwierzęta inaczej ukształtowane, niż u nas, gdyż astronomia sama wskazuje nam odmienne stopnie ścisłości, miąszości i ciepła niebieskich ciał, a już na ziemi, tem bardziej zaś w powszechnym świecie, panuje rozliczność utworów Bożych nie 282 przeczerpana. Nieomylna to również, że co do zdolności i usposobień jeniuszu między człowieczeństwami na niebie, jest taka sama długa, a szczebli pełna Jakóbowa drabina, jak pomiędzy ludźmi pojedyńczymi na ziemi. Atoli wszędzie tu musi być w ogóle kres jeden, t. j. żywot, a na szczycie jego przeświadczenie, wolna wola, osobistość i Bożo-obrazowość. Natura na niebie nosi imię powszechnej, lub ogólnej, albowiem widzi się tu rozległe mleczne drogi i słoneczne światy, czyli same ogóły, które także poznać się dają, nie inaczej, tylko ogółowo. — Natura znowu nieorganiczna jest szczególna, szczegółowa, bo badamy ją we wnętrznościach ziemi naszej, lub pewnego szczególnego ciała niebieskiego, a poznajemy w niej odłamy ziem, skał i kruszców, powietrza i wody, słowem, same szczegóły. Tu wszystko bytuje szczegółowym bytem ziemi, t. j. nie dla siebie, ale jako część pewna całości, a większym jest, lub mniejszym ka-walcem. — Natura organiczna wreszcie, do której przystępuje się ninie, jest wszędy pojedyńcza, lub pojedynkowna, ponieważ w niej występują same pojedyńczości, t. j. małe, dla siebie istniejące, do osóbnego żywota wewnątrz i zewnątrz stosownie nastrojone światy, jakiemi są wszelka roślinka i każde żywiątko. Tu okazuje się na widowni w końcu po-jedyńczość najściślejszego znaczenia, lub pojedynek, indywiduum, t j. nie łom, nie okruch pewien, ale całostka, będąca w sobie i dla siebie całością, a całości powszechnej wizerunkiem; tu rodzi się coraz rzetelniejsze i wyższe życie, a nareszcie człowiek. —Jak słońcowiska od mlecznych dróg, a planety od słońc, tak istoty żywotne odrywają się od matki ziemi i zawiązują się w świecik osobny, w mikrokos-mos. Natura organiczna zowie się tak dla tego, iż wszystko w niej organizuje sie dla siebie. Żądając poznać wielki świat właściwego żywota, potrzeba nasamprzód, rzucić okiem na mnogie jego utwory, lub piastuny, a ułożyć je w pewien umiejętny wiec, jak niegdyś gwiazdy na niebie; potrzeba powtóre, spojrzeć we wnętrzności tych utworów i poznać nastrój ich budowy, jak uczy 283 niło się to pod względem matki ziemi; potrzeba potrzecie, zastanowić się nad życiem samem, nad jego różnorodnemi czynnościami, istotą i pierwiastkiem. Ztąd nauki zakresu tego rozstępują się w trzy oddziały: 1)       Biognozya, jako rozstaw i opis wszech jestestw żywotnych, wszech królestw żywota. 2)       Biotomia, jako odsłon wewnętrznego tychże jestestw ustroju i składu. 3)       Biogonia, jako nauka o początku, trwaniu, wzrasta niu i odradzaniu się w jestestwach tych żywota. Przedmiot nauk niniejszych jest bardzo ważny, ale tak bogaty i rozliczny, że wdać się nam niepodobna bliżej w jego roztocze. Poprzestanie się zatem na ogólnych i krótkich zarysach. Wreszcie wiele tu rzeczy powszechnie znanych i szerokiego wykładu niewymagających. I) BIOGNOZYA, zwana także organologią, dla tego, iż obiera się opisem organicznych jestestw', jest nauką, rozstawiającą w pewne szeregi, t. j. królestwa, rodzaje i gatunki, wszystkie stworzenia Boże, a o każdego z nich kształcie, przyrodzeniu i przeznaczeniu prawiącą rzeczy, godne wiedzy ogólnej. Odpowiada uranologii i mineralogii z powodu, że jestestwa żywotne na powierzchni ziemi są to samo, co słońca , planety i komety na niebie, a kruszce, kamienie i ziemie w kopalniach. Jest to jedno wielkie bogactwo Boże, rozlewające się, co świat inny, w postaci innej. Nauka ta zowie się zwykle, lubo nie bardzo szczęśliwie i trafnie, historyą naturalną. We świecie powszechnego żywota postrzega się trzy wielkie, wydzielone od siebie królestwa: Zwierzęta, rośliny i grzyby. Zwierz, to twierdzący ustrój, organisatio positiva, lub biegun południowy, dodatni; roślina zaś przeczący ustrój, or 284 ganisatio negativa, lub biegun północny ujemny. Zwierz tak się ma do rośliny, jak słońce do ziemi, planeta do dya-mentu, powietrze do wody, krzemionka do wapna. Zwierz i roślina wszech żywota krańce. Grzyb nareszcie stoi pomiędzy niemi w pośrodku, jest pół zwierzem i pół rośliną, a odpowiada komecie, żelazu, ogniu, iłowi. Jest to wciąż jedna i taż sama polarność, którą widziało się i na niebie i we wnętrznościach ziemi. Biognozya, stosownie do trzech królestw żywota, zamyka w sobie trzy nauki, które są: a) ZOOLOGIA jest nauką o zwierzętach, nie jedynie w ściślejszem, lecz w najrozleglejszem znaczeniu, lub właściwie o żywiątkach, a prawi o klasach, rodzajach i gatunkach tych żywiątek, o całości i pojedyńczych wyjawach tego królestwa. Tu opisuje się zwierzęta ssące, ptastwo, ryby, płazy, owady, zwierzokrzewy, słowem, co tylko żyje, a nie jest ani rośliną, ani grzybem, a to nie ogólnie i ryczałtowo, ale przez wszystkie rodzaje i gatunki. Jest to historya naturalna z mnogie-mi swemi rozstępami i naukami, które noszą osobne nazwy. Nie chcąc zamącać rzeczy i przerywać ogólnego prostego pasma wykładu, wymieni się te zoologiczne części później, czyli przy naukach przyrodzonych zasystemowych. Zwierzęta różnego rodzaju są chodzące po ziemi, zaś ptaki i owady, śliczne kolibry i motyle, łatające po powietrzu, a ryby i gady pływające w wodzie gwiazdy, kruszce i kamienie drogie. Tutaj świat uranologiczny, tudzież mineralogiczny uorganizowan i ożywion zostaje, a uwijając się pod oczyma człowieka i opisując koleje polarne w postaci dwu płci uciekających od siebie i goniących za sobą, odsłania mu cuda mądrości i wszechmocy twórczej. b) FITOLOGIA czyni około roślin, a zowie się pospolicie botaniką. Najtrudniejsze jest uporządkowanie roślin, których ilość i rozliczność bez końca. Ztąd różne potworzyły się botaniczne szkoły, jako n. p. Lineusza, Jussieugo. Przyjąwszy ten lub ów botaniczny system, rozszykowywa się 285 rośliny ze względu na klasy, rodzaje i gatunki, a nazywa, maluje i opisuje się każdą szczegółowo. Przyjęto łacińskie nazwy roślin li dla uniknienia odmętu, który wyniknąłby w botanicznym świecie nieomylnie, gdyby nieskończoność roślin nosiła w każdym języku nazwy inne, a zmieniające się w jednym i tymże kraju co okolica, niekiedy co wieś. — Są herbarze, lub zielniki, będące zbiorami zasuszonych kwiatów, słozuniki botaniczne i inne środki pomocnicze, służące do zapoznania się z tą miłą i nieskończenie bogatą nauką. W powiatach tych umiejętnych czyni się codzień odkrycia nowe, ogromne, a przecież daleko się jest wciąż od końca. Samych paproci zna się dziś do tysiąca gatunków i mchów również tysiąc. Liczą sześćdziesiąt tysięcy roślin, nazwanych botanicznie i opisanych. Wielka to liczba, trudna dla ucznia do owładnienia, a jednakże, w stosunku do bogactwa roślinnego, jeszcze zbyt mała! Ileż jest roślinek, nieznanych botanice w każdym europejskim kraju? Sycylia, Sardynia, Irlan-dya i europejska Turcya nie dały nam dotąd opisu swej Flory. Co do Azyi zna się pod botanicznym względem nieco Syberyą, brzegi Indostanu i Arabii, wyspy Moluckie; ale Persya, Tybet, Chiny, Mongolia, środkowe i północne Indye, Japan, Borneo, Celebes, Sumatra, wszystko to niezwiedzone od botaników. A cóż wie się o ogromnej Afryce? Okrom brzegów śródziemnego morza, Algieru i Egiptu nie zna się roślinności tej części świata, a ma się prawo do spodziewania się tutaj nieprzeczerpanych skarbów. Z Ameryki otrzymało się li botaniczne okruchy. Przejrzano tu dopiero północno-wschodnie brzegi, a za naszych czasów Humbold, Nuiz, Pa-von i Bonpland dali nam nieco z roślinnego świata w Peru i Meksyku. Cała Brazylia, Paraguay, Chili, Kalifornia, ziemia ognista i t. p. są nietknięte. Jakież pole do sławy mą;ą tu jeszcze botanicy! Zdaje się, że ledwie trzecią część roślin, jakie na ziemi naszej istnieją, zna dopiero botanika; reszta roślin zaś oczekuje na Homerów swoich. A czy kraj nasz botanicznie już rozpoznany należycie i do szczętu? Trzebaby dziś oddać się przynajmniej tej umiejętnej krainie, w któ 286 rej żyć i badać godzi sie bez niebezpieczeństwa i żadnej przeszkody. Kwiaty, to gwiazdy, kruszce i kamienie drogie, z ziemi wyrastające, a pól, łąk, gór, lasów i ogrodów Boża chwała. c) MIKOLOGIA jest nauką, poznającą, porządkującą, opisującą grzyby i bedłki, począwszy od pleśni na roślinie, węgra w ludzkim nosie i rdzy na żelazie, co wszystko sporządza pewien grzybek, lub jajeczko, nowym ustrojem organicznym brzemienne, aż do właściwego jadalnego grzybu, agaricus sylvestris, będącego królem w tem państwie. Rzekło się już, że grzyb w ogóle jest pół zwierzem i pół rośliną. Dokłada się ninie, iż pomimo tego nie należy on ani do zwierzokrzewów, a wraz z niemi do zoologii, ani też do żywoziołów i czułków, a z niemi do botaniki, lecz stanowi i sporządza trzecie, osobne królestwo organiczne, czyli kraj różnojedni w świecie żywota. Dla tych, co o tem nie wiedzą, lub wątpią, następujące słowa: Ciało grzybów ma podobieństwo do zwierzęcego mięsa, jest równie nasycające i smakujące, równie pełne saletrorodu, nie zaś węglorodu, sprawującego główny roślinny pierwiastek, a psując się dostaje robaków mięsnych, i tejże niemal woni nieprzyjemnej, co mięso. Potrawa z grzybów przypomina potrawę ze ślimaków. Grzyb wreszcie, oddychając, zatrzymuje w sobie kwa-soród, a wyziewa z siebie wodoród, jak wszelakie zwierzę, gdy tymczasem roślina czyni to odwrotnie. Okrom tej zwie-rzęcości tak jawnej i nieomylnej, grzyb jest rośliną, bo rośnie w ziemi i nie ma nerwowego czucia, ani zmysłów żadnych, a skład jego anatomiczny odnosi się wyrażnie, nie do zwierzęcego, ale do roślinnego świata. Grzyb stoi na końcu biologii, albowiem podług przyjętego od nas porządku, mówi się pierwej o dwu polarności wszelakiej biegunach, niż o ich różnojedni. Pierwej atoli, podług wszech prawdopodobieństwa, istniały na ziemi grzyby, niż rośliny i zwierzęta. Przyrodzenie utworzyło naprzód 287 pleśń, jajecznik pierwotnego żywota, będący grzybkiem, później trawkę, wreszcie żywiątko. II) BIOTOMIA, zwana także organotomią, zagląda tak we wnętrzności istot żywotnych, jak każda z nauk natury nieorganicznej we wnętrzności ziemi. Jest to anatomia powszechna , której zadaniem, poznać wewnętrzny skład i ustrój każdego rodzaju żywiątek, od wołu i konia, aż do ślimaka i chrząszcza, stokroci i trawki, rydza i pleśni. Ma się, jako już wiadomo, trzy królestwa istot żywotnych, zaczem i trzy rozstępy biotomii: . a) ZOOTOMIA jest anatomią zwierzęcą, a tem samem, zoologią wewnętrzną. Jak ziemia ukazuje się zebraniem i zwojem wszech niebios, tak system zwierzęcych trzew zamyka w sobie całe królestwo właściwego żywota Mózg z nerwami i muszkułami, to zwierzęta najprzedniejszego rzędu, lub ssące; płuca, to ptactwo; kiszki zaś płazy i gady. Gruczoły różnorodne przedstawiają ślimaki, a włókna mięsa robactwo. Serce z arteryami i wenami, włosy na głowie i paznokcie, to roślinny, a wątrąba ze swemi ramionami grzybowy świat. Kształty żywota, które rozkładają się przez wszystkie rodzaje i gatunki żywiątek, składają się na powrót mniej lub więcej w ustrój wewnętrzny każdego, zwłaszcza przedniej szego żywiatka. Zootomia jest tedy wewnętrznem królestwa zoologicznego, lub historyi naturalnej poznaniem. Jedno drugiego tu zwierciadłem. Człowiek, zabiwszy do kuchni wołu, owcę, wieprza, sarnę, zająca, kurę, kaczkę, gęś, cietrzewia, rybę, raka i t. p. a przygotowywując, lub jedząc potrawę, zaglądał w wewnętrzny skład tych żywotnych istot i uczył się zootomii od początku świata. Dobrymi zootomami bywają: strzelec, rzeźnik i kucharz. 288 Są i księgi zootomii dla uczonego świata napisane. Wydają je lekarze. Anatomia człowieczego ciała bierze się tu za podstawę, którą porównywa sie z anatomią zwierząt. Ztąd zowie się naukę tę pospolicie anatomią porównawczą, a daje się ją do rąk konowałów. Zootomii może być tyle, ile jest rodzajów i gatunków zwierząt, n. p. anatomia konia, wołu, lwa, ptaków, ryb, w§ży, owadów, zwierzokrzewów. Dotąd nie obrobiono wszystkich tych zootomii umiejętnie, gdyż nie okazała się tego nigdy potrzeba. Znane są najlepiej zootomie zwierząt domowych. b) FITOTOMIA jest anatomią roślin, a więc wewnętrzną titologią, lub botaniką, wewnętrznem królestwa dziewanny poznaniem. Żaden botanik gruntowniejszy bez nauki tej obejśdź się nie może. Tu także widzi się mózg i szpik pacierzowy w postaci korzenia i rdzenia; tu widzi się nerwy i muszkuły w tak zwanych spiralnych trąbkach, a płuca w liście. Tu widzi się nawet części płciowe we wszelakim kielichu kwiatów. I roślina okazuje się siostrą zwierza, zwierzem innego kształtu, oraz przeznaczenia. Krom tego trzewa rośliny, zwłaszcza doskonalszej, n. p. palmy, dębu, wyobrażają całe królestwo botaniczne. Jako zwierz każdy wyczynia się złożonym w udzielny ustrój, całym zwierzęcym światem, tak wszelakie ziółko zamyka w sobie ogrody, łąki i lasy. Nie jedynie w człowieku i zwierzu, także w roślinie ugląda się na dnie mikrokosmos. Również iitotomii może być tyle, ile jest rodzajów drzew, ziół i roślin, zaczem nieprzebrane mnóstwo. Ma się atoli tylko fitotomie ogólne, rysunkami przyozdobione i bardzo ciekawe. Nie pozna się fitotomii bez mikroskopu w ręku, odsłaniającego najdrobniejsze włókna i siatki w składzie roślin, tudzież bez chemii, oznaczajacej istotę roślinnych soków, zastępujących miejsce zwierzęcej krwi. c) MIKOTOMIA jest anatomią grzybów. Tutaj biorą się pod mikroskop, ku tem pewniejszemu ich rozpoznaniu 289 i odrysowaniu, trzy części główne grzybu w ogóle; naprzód grzbiet, lub kapeluszek, z komórek tkany i brunatną, skórką obleczony, potem spiralne rurki u grzbietu tego zawieszone i ku ziemi skierowane, a płuca przedstawiające; wreszcie trąbki i włókna pniaczka, lub tak zwanego ogonka, urobione w miejsce zwierzęcych kiszeczek. Poszukują się tu także soki grzybowe chemicznie. Zagląda się we wszelaką bedłkę, zgoła w pleśń. W grzybie doskonalszym, n. p. we smardzu, najdziesz wszystek świat zwierzęcy i roślinny, mianowicie zaś grzybi; najdziesz w postaci innej, czego nauczyła cię zootomia i fitotomia. W biotomii ogólnej prawi się o wewnętrznym składzie wszech istot żywotnych, wyjąwszy człowieka. Anatomia ludzka albowiem liczy się już do nauk lekarskich, zaczem do innego umiejętności łańcucha. Ale i ona jest w gruncie jedną zootomii gałęzią. W dzielnicach tych naukowych napotyka się powódź rzeczy bardzo zajmujących, a mało znanych. Nikt nie pożałuje, kto zajrzy w tajemnice te i cuda istnienia. O, każdy robaczek ma wewnętrzny skład tak sztuczny i mądry, iż uznaje się na nim wyrażnie rękę stworzyciela! On, to bardziej mistrzowskie dzieło, niż najdoskonalszy nasz system filozoficzny, lub utwór sztuki nadobnej. Na nim można otrzymać wyobrażenie tego, co zowie się całokształt, plan. III) BIOGONIA, zwana także organogonią, jest powszechną fizyologią, lub nauką o czynnościach i zadaniach różnorodnych ciała we wszelakiem Bożem stworzeniu. Ukazuje się kojarznią biognozyi i biotomii, bo bez znajomości historyi naturalnej i anatomii porównawczej niczego się tu nie dociecze i nie zrozumie. Jest to chemia, heliostatyka i igmatogonia ostatecznego rozwoju. Chodzi tu albowiem o pierwiastek życia, o początek jego, trwanie i koniec. Ma Panteon tom I.   19 290 się trzy światy żywota, zaczem i trzy nauki tej rozdziały : a)       Zoogonia jest fizyologią zwierzęcą, lub porównawczą. b)       Fitogonia jest fizyologią roślinną. c)       Mikogonia fizyologią grzybów. We wszystkich tych fizyologiach treść jest ta sama, lubo w coraz innem królestwie żywota. Chodzi tu o rodzenie się zwierzecości, roślinności i grzybowości. Pod rodzeniem się zaś rozumie się tu także powstawanie mięsa, krwi, soków, tudzież wzrost i wszech przeobrażenia. Nauki te, jako fizyologie powszechnego żywota, czynią o istocie i trwaniu tego żywota to w zwierzętach, to w roślinach, to w grzybach; o przyjmowaniu pokarmu i trawieniu; o przeobrażeniu potraw w krew i soki, a krwi i soków w mięso, tłuszcz, pot i inne odpływy; o wzroście, przybytku i ubytku ciała; o znużeniu i wypoczynku, jawie i śnie, słowem, o wszystkich czynnościach, które odbywają się w przyrodzeniu żywotnem. Mówi się tu wreszcie o rozpładzaniu się żywotnych istot. Dwie płci tu występujące nie są już żadną nowiną. Jest to polarność stara i dobrze nam znana, a wszystkie przyrodzenie przenikająca. Samiec, to planeta, słońce, siła odpychania; samica dyament, planeta, siła przyciągania; a szczenię, lub pisklę żelazo, kometa, wirowanie, ciało obojętne w chemii, które staje się wnet pierwiastkiem, lub kwasem, czyli samcem, lub samicą. Pośród tych umiejętnych powiatów chodzi o pierwiastek organizmu, lub o początek wszech żywota. Tu tedy prawi się o tak zwanej fizemie, będącej uorganizowanym i żywotną cieczą napełnionym pęcherzykiem, z którego wykluwa się pod wpływem słońca pierwsze żywiatko; o zielonej materyi Pryst-leja, o rzęsie organicznej, o burchli, która powstaje na brzegu rzek bezpośrednio, a dała początek Afrodycie, urodzonej z piany morskiej; o pierwiastkowych bąbelkach żywotnych w ile, o chemicznym porobie, przeistaczającym się w życie, 291 o gahvanizmie, dającym w końcu iskierkę życia, a działającym i w zwyczajnem zapłodnieniu. W zoogonii jest jeszcze jeden rozdział bardzo ciekawy. Wyprowadza się tutaj na widocz, naprzód cierpietliwość, la sensibilite, mieszkającą w zwierzęcych nerwach, a będącą podścieliskiem zmysłów i wszech uczucia, jako magnetyzm żywotny; powtóre oburzliwość, l` irritabilite, mieszkającą w muszkułach, a dokonywającą wszech ruchu, jako elektryczność żywotną; potrzecie odrodliwość, la reproduction, mieszkającą w gruczołkach różnego rodzaju, lub w pełnych soku bagniskach, śród ciała rozrzuconych, jako galwanizm i chemiczny porób żywotny. Jest to odpychanie, przyciąganie i wirowanie w szczycie rozwoju swego. Tutaj dowiaduje-my się wreszcie, że już we zwierzętach przedniejszych, tem bardziej zaś w człowieku cierpiętliwość, a z nią magnetyzm i odpychanie, przeobraża się w myślenie; oburzliwość zaś, a z nią elektryczność i przyciąganie w miłość; odrodliwość nakoniec, a z nią galwanizm, chemiczny porób i wirowanie w wolę. Jawna tedy, iż wszystkie polarności w przyrodzeniu ukazują się na dnie rzeczy myślą, miłością i wolą Bożą, które wędrując przez różne siły niebios, ziemi i żywota, zawracają na spoczynek do myśli, miłości i woli w człowieku. Biogonia wylewa zatem wód swoich koryto w kosmogonią, zaokrągla całokształt nauk przyrodzonych i zamyka go prze-wdzięcznie. Fizyologia, odnosząca się do ciała ludzkiego, jest już jedną z nauk lekarskich. Pozna się już bliżej na miejscu. Tu kończy się oddział nauk, tknących się organicznego świata, a tem samem, ponieważ to już świat ostatni, i cały łańcuch nauk przyrodzonych w ogóle, słowem, fizyka, jako przeciwstaw metafizyki. Główna myśl wątku w tem nauk okole: historya naturalna, anatomia i fizyologia w trzy królestwa żywota przeniesiona. Wszystko przeprowadza nas ninie do nauk lekarskich, będących dalszym, w człowiecze ciało przerzuconym nauk przyrodzonych ciągiem. I przystą 292 piłoby się już tutaj do nauk lekarskich, gdyby nauki przyrodzone nie miały ogona, który także poznać należy. XXXI. Nauki przyrodzone zasystemowe. Należą, tu nauki takie, co odnoszą, się wprawdzie do przyrodzenia, ale, albo są li poboczne pierścienie, na tem lub owem ogniwie do ogólnego łańcucha przyczepione, albo też sporządzają zbyt drobiazgowy już podział jednej z nauk, albo wreszcie nie zasługują na ścisłej umiejętności miano. Treść ich bywa niekiedy bardzo pożyteczna, niekiedy zaś pachnie przesądem, a zawsze niemal jest taka, iż nie kształtuje się wcale w wielką i udzielną, a z innemi węzłem systematycznej konieczności związaną powszechnego całokształtu część. Przytacza się tutaj, nie wszystkie te nauki, gdyż liczba ich jest nieprzeczerpana i pomnaża się codzień, ale najznakomitsze z nich. Optyka, która jest poboczną fotologii siostrą, zastanawia się nad promieńmi działającego światła; skupia je we zwierciadłach wklęsłych; rozciskuje za pomocą zwierciadeł wypukłych, lub odbija zwierciadłami zwyczajnemi; wpuszcza je przez dziurkę w okiennicy do ciemnej komnaty i usiłuje poznać prawa, którym ulegają. Ostateczny jej wypadek: „Światło, którego lot tak szybki jest, jak lot myśli, rozchodzi się w promieniach, a odbija się tak od przedmiotów, jak kwadrat z oddali i wielkość kąta, pod którym wpada. Szybkość lotu jego wynosi czterdzieści tysięcy mil jeograficznych na jednę sekundę, a przeszło dziesięć razy jest większa, niż szybkość biegu ziemi w podróży około słońca." — Są tutaj dwie nauki jeszcze, wymagające wspomnienia: Katoptryka, która wyśledza prawa odbijania się światła od zwierciadeł płaskich, wypukłych i wklęsłych, według rachuby matematycznej, i Dioptryka, która szlakuje światło i zboczenia jego 293 w przechodzie przez różne ciała przezroczyste, jako n. p. przez powietrze, wodę, szkło, lub przez środowiska różnej grubości i miąszości, a wskazuje skutki, oraz złudzenia ztąd wynikające. Katoptryka i dioptyka ukazują, się częściami optyki i zowią się zazwyczaj optyką. Nauka ta dała powód do wynalazku teleskopów, perspektyw, lunet, mikroskopów, okularów, soczewek palnych i optometrów, panoramy, dioramy, tak zwanej camera obscura i innych dziwów światlanych. Ojcem i wynalazcą jej był rodak nasz Ciołek, mistrz przy starej umiejętni Jagiellońskiej. Chromatologia, druga poboczna fotologii siostra, jest nauką o barwach. Poznasz ją nieco we wspomnionem już dziele Halatkiewicza o świetle. Nauka ta porządkuje barwy podług dwu polarności ich: magnetycznej i elektrycznej, a stara się wyświecić ich istotę. Pierwiastkiem barw ukazuje się światło, które, acz samo w sobie bezbarwne, sadząc się na różnego rodzaju ciemnem tle, zradza barwy rozliczne. Widzi się je n. p. jako siedmiobarwne w tęczy. Na chmurze rozkłada się ono tutaj tak we wszystkie barwy główne, jak n. p. na pierzu ptactwa i na kwiatach w niektóre. Gdzie kończy się optyka, tam poczyna chromatologia. Pierwsza bowiem prowadzi światło przez przezroczyste, druga przez ciemne ciała. Polarność magnetyczna barw jest taka: białość, jako biegun południowy, a najpierwsza barwa, wydobywająca się ze światła na tle ciemnem, i czarność, jako biegun północny, a przeciwieństwo białości. Dwie te barwy, to dzień i nęc na ciałach. W środku ich i jako obu różnojednia stoi czer-woność. To zorza, lub jutrzenka na ciałach. — Polarność zaś elektryczna barw jest taka: biegunami przeciwnemi są: żółtość i niebieskość, a różnojednią ich zieloność. — Eeszta barw stanowi polarność trzecią, lub chemiczną, a jest, jako widzi się n. p. na barwie fioletowej i szarej, różną magnetycznych i elektrycznych barw mieszaniną. Najlepiej przystają do siebie te barwy, które równoległe 294 są sobie we dwu polarnościach głównych, jako n. p. biegun południowy magnetyczny z biegunem południowym elektrycznym i tak dalej. Ztąd piękna barw gra i dobry smak powstaje, gdy stawisz w ogóle czarność obok niebieskości, białe z żółtem, lub czerwone z zielonem. Wreszcie gra barw zależy od przedmiotu i jego celu. Inna być musi w firankach u okien, inna w obiciu na ścianie, a inna w ubiorze niewiast. — Chromatologia powinnaby stać się ulubioną płci pięknej nauką, jak n. p. pokrewna z nią mowa kwiatów. Drogie kamienie, kwiaty i niewieście stroje są rozłożoną i złożoną rozlicznie tęczą. Akustyka pracuje tak dla ucha, jak optyka dla oka. Prawi o głosie, tudzież o środkach, służących do jego wzbudzenia i wzmożenia; o brzmieniach, wydobywających się ze stron baranich, lub drutowych; o dźwiękach metalicznych, lub szklannych; o huczeniu dętych naczyń, fletu, klarnetu, trąby, lub skóry na bębnie. Prawi dalej o powolności biegu głosu w przyrównaniu do szybkości biegu światła. Jej wypadkiem , że drgające w powietrzu dźwięków fale podróżują do ucha w linii prostej, a siła głosu ma się tak zawsze, jak kwadrat z oddali; że lot głosu jest 976,000 razy powolniejszy od lotu światła. — Tu należą: kakustyka, czyniąca o odgłosie, lub echu, t. j. o odbijaniu się i łamaniu głosu w skutek napotkanych ciał, i dialmstyka, nauczająca, jako głos przedziera się przez różne środowiska, n. p. powietrze, wodę, ścianę, las. Światło jest ciałem i przebiega czczości eteryczne bez szkody; głos zaś nie jest ciałem, lecz drganiem pewnych ciał, n. p. naprzód stron, później powietrza, wreszcie bębenka w uchu. Ztąd bez powietrza, lub podobnego płynu elastycznego, nie ma głosu. Jako optyka chromatologią, lub nauką o barwach, tak akustyka kończy muzyką, lub nauką o tonach i gędzeniu. Selenografia odnosi się do planetognozyi, a opisuje księżyc nasz, przez dobre teleskopy uważany, i zdejmuje zeń karty jeograficzne. Oryktognozya, poboczna mineralogii i chtonologii siostra, 295 nazwana tak od fodio, jest nauką wszystkiego, co wykopuje się z ziemi, zarówno kruszców i kamieni, jak gatunków ziem; nie opisuje ich już atoli, jak mineralogia i chtonologia, lecz wdaje się w wewnętrzne, głównie zaś w chemiczne ich poznanie. Uważa przeto barwę, postać i smak tworzyw tych, względną ich ciężkość, ścisłość, twardość, miąszość, kruchość i inne przymioty, oraz stosunki ich fizyczne, optyczne, lub akustyczne, ich temperaturę i skład chemiczny, a śledzi przedewszystkiem, jako powstawały, jak twardły i rosły, tudzież czy nie można ich, jak n. p. różnych wód mineralnych, urabiać sztucznie. Słowem, to nauka kryształowania się ciał we wnętrzu ziemi. Petrografia jest nauka o skamieniałościach roślinnych i zwierzęcych, które natrafiasz śród warstw ziemi, a odnosi się do geognozyi. Metallografia opisuje kruszce, a lito logia kamienie. Obie są rozdziałami mineralogii. Stereonomia jest fizyką, na matematyce osadzoną i zbudowaną. Chodzi tu o mechaniczne prawa ruchu ciał wszelakiego rodzaju. Mastozoologia, opisująca zwierzęta ssące, ornitologia, mówiąca o ptakach, a ichtyologia o rybach, amfibiologia o płazach, entomiologia o owadach, zoofitologia o zwierzokrzewach, protozoologia o najniższych, z kurzu i deszczu powstających żywiątkach; odnoszą się do zoologii i są osób-nemi jej rozdziałami. Teleologia, którą odróżniaj od teologii, jest nauką o celowości w przyrodzeniu. Umiejętność ta obfituje w bardzo ciekawe postrzeżenia i unosi czytelnika do Boga. Opatrzność i mądrość Boża stają się w niej widome.          Teraz idą niektóre nauki techniczne, dotyczące się albo uprawy, albo użycia pożytecznych, a różnorodnych i rozlicz 296 nych ciał przyrodzonych. Ponieważ szukać umiejętnego, a wiążącego je wątku, byłoby już czczo i za wiele, zestawia się więc je słownikowym sposobem:. Adamanturgia czyni o szlifowaniu dyamentów i innych drogich kamieni. Agronomia o rolnictwie, o najstósowniejszem i najkorzy-stniejszem użyciu ziemi. Cerdorystyka opisuje korzyści, jakie z każdego kawałka ziemi, drzewa, krzewu i ziółka ciągnąć można. Daktyliografika o piłowaniu i rznięciu kamieni. Dokimazya o wierceniu geognostycznym świdrem w ziemi. Geoponika o sianiu, szczepieniu i sadzeniu roślin w najstosowniejszym czasie, o narzędziach rolniczych i ogrodo-wniczych. Hortologia o ogrodownictwie. Hyleologia o leśnictwie. Hyleurgia o karczowaniu i porębie borów. Ichtyoterya o rybołóstwie. Maryno logia o marynarce, lub żegludze po morzu. Metalurgia o obrabianiu kruszców. Omitoterya o wabieniu i łowieniu ptactwa. Pomologia o drzewach owocowych. Technologia o sztucznych wyrobach z drzewa, ze skóry zwierzęcej i innych rzeczy przyrodzonych, o rękodzielnictwie* i rzemiośle w ogóle. Terolochia o łowieniu zwierząt i strzelectwie. Trepsyologia o karmieniu i tuczeniu zwierząt. Zoochrezya o przychówku zwierząt. Zoorystyka o korzyściach ze zwierząt. Tego rodzaju nauk może być tyle, co zatrudnień ludzkich. Daje nam ich najwięcej Andre Marie Ampere w książce swej: Essai sur la philosophie des sciences. 297 Ninie następują nauki osobliwe, podejrzane i niekiedy dziwną odgrywające rolę: Fizyonomika o poznawanu charakterów ludzkich z twarzy, oczu, nosa, brody i czoła. Stworzył ją Lavater. Kranoskopia, lub Frenologia, o odgadywaniu charakterów i skłonności ludzkich z wypukłości, lub z dolin na czas-ce. Naukę tę, już starożytnym Grekom znaną wznowił i u-robił Gall. — Obie te nauki, będące zabawką dziewcząt i lekarzy, są ważne, ciekawe, ale niepewne. Gdy albowiem zna się osobę z wewnątrz, lub psychologicznie, to zrozumie się rysy jej twarzy i wypukłości na czasce bez trudu; ale odwrotnie, z rysów twarzy, lub z wypukłości czaszki wnioskować, o charakterze nieznanych osób, to i niezupełnie loiczna i bardzo omylna. Czemu nie loiczna? Bo z wiela wnioskować na wszystko jest błędnikiem. A czemu omylna? Nikt nie pozna ludzi wszystkich praktycznie i a posteriori, bo doświadczenie wskazuje huk ludzi brzydkich, głupich, złych, a bardzo mało doskonałych, i przymusza do wniosku, iź istota ludzka nic nie warta. Poznasz wszystkich ludzi, istotę ludzką, lub człowieka w ogóle li teoretycznie i a priori. Toż samo płaci o człowieku pod względem fizyognomiki i fre-nologii. Alchemia, szukająca sztucznego sposobu robienia złota. Dała początek chemii dzisiejszej. Astrologia, starająca się odgadnąć losy narodów i ludzi z położenia gwiazd na niebie. Chiromancya o sztuce cygańskiej wróżenia z dłoni. Goetologia o kuglarstwie różnego rodzaju, którem wsławili się n. p. Kagliostro, Pineti, Bosko. W końcu śladują nauki tak zwanej fizyki azyatyckiej, zgłębiającej, nie siły przyrodzone, jak fizyka europejska, lecz demonów, którzy są rzeczywiście tameczną sił tych posadą. 298 Jest to piękny i ważny materyał do prawdziwej filozofii natury, dziś jeszcze nieistniejącej, a uznającej na dnie sił nieo-sobistych osobistość, która sama jedna sporządzać może ich istotę; lecz odnoszący się dotąd do krain zabobonu i przesądu. Oto te nauki: Aeromancya wtajemnicza w przepowiadanie przyszłości z różnych meteorów powietrznych. Demonodozya, nauka władania duchami przyrodzenia, oddalania głodu, moru, ognia, trzęsienia ziemi, nieurodzaju. Enteroskopia patrzy w jelita zwierzęce, w celu rozdarcia opony, zasłaniającej rzeczy nastąpić mające. Fazmatoskopia widzi i wywołuje dowolnie nieboszczyków. Gastromancya wróży z żołądka zabitych zwierząt Geomancya prorokuje z figur, które wiatr, lub deszcz utworzył na piasku w pewnem poświęconem kole. Hyalomancya przepowiada przyszłość z baniek szklan-nych, gromnicami, lub pochodniami oświeconych. Ionoskopia jest tak zwaną ars augurandi, którą znać powinien wszelki wróżbita. Katoskopia wypatruje, co dzieje się z potępieńcami w piekle. Magia, nauka wszego rodzaju dziwów, których dokonywać można za pomocą sztucznie ujarzmionych potęg przyrodzenia. Sławna jest Maria naturalis, zastępująca podczas średnich wieków miejsce dzisiejszej fizyki. Mezmeryzm o cudach snu magnetycznego, lunatyzmu, jasnowidzenia, sobowtoru i t. p. Nekromancya o dowolnem władaniu śmierci kosą. Oniromancya wykłada sennych marzeń znaczenie. Ornitoskopia wieszczy z lotu, lub żeru ptactwa. Pyromancya głosi przyszłość z palącego się ognia. Rabdomancya obwieszcza moc cudowną Chabiny, lub różeczki czanioksięzkiej, wskazującej pod ziemią złoto, wodę 299 Stychomancya, wróżbiarstwo za pomocą rozlicznego losowania, n. p. ciągnięcia kartek z czapki, uderzania palcem o palec i t. p. Teomancya, sztuka obcowania z Bogiem i Świętymi Pańskiemi, tudzież dowiadywania się od nich przyszłości. Teurgia uczy, jak władać Bogiem i używać Go do po-lubnych celów. Znaczy także fabrykacyą Boga. Uranoskopia, nauka przenoszenia się duchem do niebios i oglądania ich mieszkańców. Ropusznik ten nauk, od ciemnoty wynalezionych, jest bogatszy i nieprzeczerpańszy od łańcucha umiejętności istnych. Otóż za nami leży już wtóry, wielce rozległy konar z powszechnego nauk drzewa, t. j. całokształt nauk przyrodzonych ! Całokształt ten jest tak bogaty, uroczy i zajmujący, że zarumienia się w obliczu jego teologia. A to dopiero pierwsza cześć nauk, odnoszących się do tego świata! Jako rozkoszna odetchnąć na piersi nadobnej i wiecznie świeżej natury; tak słodka przepędzić lat kilka w tym całokształcie, a by też i w jednej z jego ostoi. O, jeżeli przyrodzenie samo zachwyca, to tem więcej uroku ma czyniąca o niem umiejętność! To czarodziejka najprzedniejszego rzędu, bo daje myśli i pojęcia tych czarów, które Bóg stworzył. Kto wstąpił do przybytku tego i wpatrzył się we wdzięczne tajemnice jego, nie zapragnie opuścić go tak łacno, gdyż nie oburza go tu, wyjąwszy chyba w teologicznym natury ogonie, zwyż podanym, nierozum. Jaka tu rozmaitość i mnogość przedmiotów, a wszelakoż wszędy powinowactwo, pokrewieństwo, jedna myśl Boża! Jest to taż sama mądrość, co w księgach świętych, lecz w innej, bez miary szczodrzejszej pełni i barwie. Że umiejętności przyrodzenia mają niepodległe stanowisko i wielką dla 300 ludzkości zasługę, rozprawiać o tem nie potrzeba, bo chyba ślepy tegoby nie widział. Ich powaga mierzy się z powagą, kościelną, a dzisiejsze towarzystwa i zjazdy badaczów przyrodzenia w Niemczech, Anglii, Francyi, Belgii, we Włoszech i innych krajach zachodu, przypominają dawne religijne sobory. Jakie ztanowisko zabiera fizyka w ogóle do teologii, już nam wiadomo, a jakie do nauk dalszych, dowiemy się na miejscu. Tu dosyć na przypomnieniu, że również ona okazuje się rodu ludzkiego odkupieielką, gdyż wyzwoliła go duchowo od średniowiecznego zmroku, a dawszy mu panowanie nad siłami przyrodzenia, lub Bogami starożytnego świata, uczyniła go istnym Panem i mocarzem ziemi. Europa przoduje światu li swoją fizyką. B. NAUKI LEKARSKIE. XXXII. Wstęp do rzeczy i główny jej podział. Nauki lekarskie, zwane z łacińska medycyną, a z grecka jatryką, stanowią i sporządzają drugi nauk realnych szereg, lub drugą empiryi cześć. Prowadzą dalej stereognostykę, jako umiejętność treści tego świata, a z nią i wielką, piękną, bardzo nauczającą kosmopeją. Wykwitują z nauk przyrodzonych i są dalszym icb ciągiem. Równie jak teologia i fizyka odnoszą się do nauk twierdzących i chleb dających, lub tak zwanych: scientiae positivae. Powaga jedno przemienia się tu znowu. Na miejsce ksiąg świętych i wielkiej biblii całkowi, tego przyrodzenia, sadzi się teraz mały złoty ołtarzyk nabożeństwa, t j. człowiecze ciało. Od Boga i świata przechodzi się do człowieka. Jest to pierwsza umiejętność, co pilnuje człowieka i ma się w nim z czego ukochać. Że zaś ciało ludzkie ukazuje się najpiękniejszem przyrodzenia kwieciem; przeto Jatryka jest najpiękniejszą, najprzedniejszą i najciekawszą fizyką. Biorąc rzecz więc ściśle, przedmiot nasz do 302 tychmiastowy nie zmienia się tu bynajmniej, lecz przerzuca się w górniejszy powiat swego rozwoju. Badacz przyrodzenia odkrywa w zoologii człowieka, jako ostatnie i najważniejsze zwierzę, które Bóg stworzył, a królem wszech żywotnych istot uczynił. Będąc zootomem i po-glądając we wnętrzności ludzkie, przeświadcza się mocno, że ani pod tym względem człowiek nieróżny jest od zwierza, wyjąwszy chyba wyższą i sztuczniejszą doskonałością ustroju. Ciałem więc, odrębnie i zgoła uważanem, należymy jeszcze do zwierząt, do bezświadowego przyrodzenia i świata. I to właśnie stanowi powód, że umiejętność, bawiąca się około naszego ciała, tkwi w naukach przyrodzonych i wyrasta z nich, nie mogąc się od nich oderwać i wyzwolić. Atoli człowiek nie ściele się li ciałem, lub co jedno i toż samo waży, li przyrodzeniem, li zwierzem, jak wszelakie niższe odeń stworzenie Boże. W ciele człowieczem przemieszkuje jaźń, która jest obrazem i podobieństwem Boga; która pochodzi z tamtego świata, a sprawuje wszech przyrodzenia ognisko, przeświadczenie i wolę. Jaźń ta, ubierając się w materyą, do tego świata przynależną, i budując z niej kościół dla siebie, uniebiańszcza ją sobą. Okoliczność ta uzacnia, uświęca człowiecze ciało i przenosi je w górniejsze bytu krainy, a tem samem i umiejętność, która się niem obiera. — Dość rzucić okiem na państwa i mocarstwa, które ludzkość utworzyła; na miasta i sioła, które zbudowała; na umiejętności i sztuki, do jakich doszła jeniuszem własnym; na świat człowieczy, sadzący się tak świetnie i chlubnie na piersiach świata Bożego; na postać mędrca, lub bohatera, z której wygląda całe Cherubinów niebo; na. oblicz i kibić ślicznej niewiasty , która lśnieje urodą, lub światłością z tamtego świata: ażeby przeświadczyć się, iż człowiek nie jest zwierzem; iż między nim, a wszelakiem innem stworzeniem Bożem rozpościera się szeroka, bezdenna, bezmostna przepaść. Ztąd wyrasta , że jak człowiek w ogóle wydziela się z królestwa zwierząt, tak i ciało człowiecze, jaźnią z niebios przepełnione, ukształtowane i lśniejące, wystrzela za powiaty zwierzęcego 303 ciała; że tedy i umiejętność, o niem czyniąca, sadzi się za krańcami nauk przyrodzonych i wiedzie nas do odrębnego, niepodległego nauk powiatu, w który wstępuje się właśnie. Lecz niedość! Człowiek doznaje mnogich i rozlicznych chorób, jak wszelakie zwierzę. Zwierzę choruje, ozdrawia, lub umiera bez lekarza, wyjąwszy chyba, gdy konowai jaki ulituje się nad niem i przyniesie mu pomoc; człowiek zaś, jako istota obdarzona rozumem, pragnie ułagodzić ból, który cierpi, a chorobę przezwyciężyć i śmierć oddalić. I oto powód do powstania nauk lekarskich. — Umiejętność ta zatrudnia się, bacząc na główne i właśnie wskazane jej postanowienie, nie zwierzęcem, lecz ludzkiem ciałem; staje przeto wyżej od nauk przyrodzonych; a zatrudnia się, nie wyłącznie zdrowem ciałem, nie naturą, jak n. p. zootomia i zoogonia, lecz chorem ciałem, rozstrojoną naturą, lub nicnaturą; wymaga tedy udzielnego i właściwego sobie stanowiska. Z czego znać jasno, że nauki lekarskie wylęgają się wprawdzie z nauk przyrodzonych, ale tak, jako ptak z jaja, t. j. otrząsając się wnet ze skorup własnego przedświata, wylatując jako niepodległa od nich umiejętność i stanowią dla siebie świat osobny. Nauki przyrodzone wychyliły się z nauk teologicznych; dla tego też musiały począć od teologii. Jakoż kosmogonia, mówiąca, by Mojżeszowe księgi rodzaju, o stworzeniu świata, niczem innem nie jest, jedno teologią, na łono fizyki przechodzącą. Nauki lekarskie znowu wychylają się z nauk przyrodzonych; począć więc powinny od fizyki. Tak się też ma w rzeczy samej. Lekarz potrzebuje znać n. p. optykę i akustykę, bo jakże bez nich mógłby wzrok, lub słuch zepsuty naprawiać; potrzebuje znać chemią, mineralogią i chtonologią, zoologią, botanikę i mikologią, zootomią, fitotomią, mikoto-mią, słowem, wszystkie nauki przyrodzone, gdyż leczyć ma przyrodzenie ludzkie za pomocą przyrodzenia ogólnego; bo szukać będzie lekarstw we wszystkich powiatach powszechnego świata; bo natura zwierzęca wyjaśnia mu z różnych stron naturę człowieczą. Dla tego nauki przyrodzone wykładane bywają na wydziale lekarskim. Ale wykład ten jest ca 304 tryczny, t. j. do przyszłego powołania i celu młodych uczniów zastosowany. W botanice catrycznej n. p. prawi się li o takich roślinach, co zdrowiu są szkodliwe, lub pożyteczne, a stać się mogą trucizną, lub lekarstwem. Toż samo rozumie się o przedmiotach mineralogii, chtonologii, chemii. Jak kosmogonia do nauk przyrodzonych wstępną, lub przedsyste-mową jest nauką; tak znowu cały łańcuch nauk przyrodzonych ukazaje się do nauk lekarskich przedsieniem. Lekarz nie może być obcy w tem przedsieniu. Właśnie z powodu, iż znać się ma na fizyce w ogóle, zowie się on dość często fizykiem. O naukach przyrodzonych, dla lekarzy przeznaczonych, mówić się tutaj już nie będzie, albowiem wyłożyło się je w poprzednich ustępach. Tu zatem wskaże się li nauki czysto leliarskie. Teraz chodzi nam o ogólny i główny nauk lekarskich podział. Odbywamy rzecz tę krótko. Jak wszelaka umiejętność, tak i nauki lekarskie są i muszą być pewną teoryą i składają się tedy nasamprzód z nauk teoretycznych. — Nauki przyrodzone, o których czyniło się dotąd, są mniej więcej li teoretyczne i każdy badacz przyrodzenia okazuje się w gruncie teoretykiem. Inaczej się ma z umiejętnością lekarską. Ona jest, nie jedynie nauką, ale i sztuką. Lekarz będzie przy łożu chorych praktykiem; uczy się zatem teoryi li dla przyszłej praktyki. Umiejętność ta przeto składa się powtóre, z nauk praktycznych. — Gdzie zaś teorya i praktyka, tam zbradza się koniecznie odpowiednia rzeczy syneza, będąca teoryą i praktyką zarazem. Ztąd umiejętność ta zawiera w sobie potrzecie, nauki synetyczne. Zaczem nauki lekarskie rozpadają się w trzy następujące główne oddziały: 305 1)       Nauki lekarskie teoretyczne. Tutaj wykłada się właściwa nauka lekarska. 2)       Nauki lekarskie praktyczne, Celem ich lekarska sztuka. 3)       Nauki lekarskie urzędowe. W nich jednoczy się teo rya i praktyka lekarska. Syneza ta staje na wysokości politycznej i przewodzi nas do prawnictwa. XXXIII. Teoretyczne nauki lekarskie. Od najdawniejszych czasów i dziś jeszcze uprawiają w kraju naszym nauki lekarskie i ma się wciąż sławnych Eskulapów. Któż z nas nie zna lekarza, równie jak księdza, lub nie wie, jaki jego zawód, jakie posłannictwo i powołanie? Z tych powodów wolno nam odprawić tu rzecz, o której ma każdy już dostateczne wyobrażenie, krótko i bez wdawania się w rozleglejsze opisy. Chodzi tu o teoryą lekarską. Co może być jej przedmiotem? Naprzód, poznanie ciała ludzkiego w stanie zdrowym i zwyczajnym, ażeby później dostrzec na niem zboczeń, i spaczeń, będących dziełem choroby. Powtóre, poznanie choroby w ogóle, jej znaczenia i powodów do niej. Potrzecie, poznanie środków przeciw chorobie, lub lekarstw, również w ogóle i bez zastosowania ich do szczegółowych przypadków. Ciało ludzkie, choroba i lekarstwo występują tu tedy na widownią i odsłaniają się przed oczyma uczniów. Ztąd teorya lekarska rozpościera się przez trzy części, które są: 1)       Somatologia, o ciele ludzkiem. 2)       Patologia, o chorobie w ogóle. 3)       Jamatologia, o lekarstwie w ogóle.          Panteon tom 1.   20 306 I) SOMATOLOGIA czyni o ciele ludzkiem; o składzie jego wewnętrznym; o czynnościach żywotnych, które się w niem odbywają; o zdrowiu jego; słowem, o wszystkiem, co się doń odnosi i staje się umiejętnem jego zwierciadłem. Człowiek stoi na końcu, a Bóg na początku wszech światów. Wiadomo, że wszędy na piersiach przyrodzenia koniec najdoskonalszym początku odsłonem. I tak n. p. zorza wieczorna wyobraża jutrzenkę poranną. Żołędzią kończy i z żołędzi poczyna się dąb. Toż samo płaci o wszystkich rzeczach. Prawem świata tego jest, co stoi w piśmie świętśm: „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz1'. Cóż ztąd? Człowiek, który stoi na końcu stworzenia, ukazuje się wyobrażnikiem Boga, stojącego na początku stworzenia. Rozumie się to, nie jedynie o jaźni ludzkiej z niebios, o jaźniaku, lub wewnętrznym człowieku w nas, który był, nim urodziliśmy się na ziemi, i będzie, gdy złożą nas w grobie, a który obrazem i podobieństwem jest Boga w najpewniejszem słowa znaczeniu; nie jedynie o duchu ludzkim, lub o myśli naszej, pojmującej nieskończoność, wieczność i wszechobecność, wszystko, co Bóg stworzył, a wylewającej się wreszcie oceanami umiejętności i wiedzy od siebie stworzonej w Boga: ale i o człowieczem ciele, które równa się słońcu, a lubo jest ziemską gliną, jaśnieje światłością niebios. — Ciało człowiecze, z powodu, ż prześwieca je tameczne, niebiańskie ciało jaźniaka, a wygląda zeń całostkowość, zamykająca w sobie całość przyrodzenia bez granic; iż tuli i piastuje w sobie osobę, będącą tak w człowieku, jak w Bogu, bezmiaru wszechświata gruntem i piastą; wyświęca się w końcu nieskończonością Bożą, w której przestrzeń bez granic tak się ogniskuje, jako z niej niegdyś wyszła. Przez nieśmiertelność, promieniejącą się z oczu i czoła, ukazuje się ono wieczności, która powiła czas bez początku i końca, a przez piękność, światlaności niebieskiej, pierwotnej materyi, lub wszechobecności odświetlą. Jest to obraz, od Boga malowany, na którym odsłania się nam wszystko, co widzieć mogą w niebie i czem sami się wyd 307 Aniołowie, Błogosławieni i Święci; co mówię ? Obraz, w którym Stworzyciel świata odmalował samego siebie! Lecz nie jedynie Boga; wszechświata całego wizerunkiem i wyrazem jest ludzkie ciało. Mózg ludzki, pierwowzorów rzeczy i myśli, stających się ciałem, pełen, to tamten świat, ognisko wszech przyrodzenia, niebo, w którem Bóg mieszka. Jest też główną jaźni, onej córy Bożej w nas stolicą. Jego nerwy, sznurami zeń wypływające i po całem ciele obecne, ukazują się przechodem tamtego świata w ten świat, węzłami nieba z ziemią, mlecznemi drogami, należącemi przez połowę do Boga, a przez połowę do przyrodzenia; supełki zaś ich i sploty, co sterczą nakształt czarodziejskiego i tajemniczego wysp archipelagu, to wyszczególniające się śród mlecznych dróg słońca. Muszkuly pojedyńcze, to ziemie, księżyce, planetarne pierścienie, a bagniska sokowe, lub gruczoły różnorodne , komety. Albo też następująca równoległość. System mózgowy, to słońce w ludzkiem ciele, którego promieńmi są muszkuly i nerwy, jako naczynia jego siły odpychania i przyciągania. System serdeczny, prużen nerwów, światła i myśli, to ciepła ziemia, a system wątrąby, opatrzonej potężnym ogonem, kometa. Kości jednosworne są kamieniom, chrząstki kruszcom , a mięso różnym ziem gatunkom. Nie dość! Mózg z nerwami i muszkułami przedstawia królestwo zwierzęce; serce z arteryami i wenami, lub, jak mówiło się za czasów złotej polszczyzny, z cewami i żyłami, co, jakby krzak, po całem rozrasta się ciele, wyobraża królestwo roślinne, a wątroba z ogonem kometycznym, we wnętrznościach rosnącym, i z przynależnemi do niej gruczołowych soków trzęsawicami, z których żółć pije, oznacza królestwo grzybów. Włosy, to las na głowie, a paznokcie muszle. Jak ogół ciała jest całego świata, powszechnego, nieorganicznego i organicznego, tak znowu wszelaki szczegół ciała ogółu tego wykładnikiem. Oko n. p., to mózg, z głowy ku słońcu wykwitły, nowe słońce, dla słońca otwarte, zwierciadło światła i ognisko jego; ucho zaś, to serce z komorami 20* 308 i kniejami śród głowy, nie krwią, ale głosem pulsujące; a nos z podmózgową, kępami sokowemi porosłą i nerwowemi miaz-drami powleczoną węchu pieczarą, to zaiste system wątro-biany w głowie. Krew wyczynia się heliostatycznej, chemicznej i biogo-nicznej treści obrazem. Ma trzy pierwiastki, zwane niegdyś dobrze po polsku: tucz, kłóć mięcz, a dziś z łacińska: Kruor, Fibrina i Serum. Tucz jest światło, chemiczny gaz, pierwocie zwierzęce; kłóć ciepło, kwas chemiczny, pierwocie roślinne; mięcz zaś gień, chemiczne ciało obojętne, pierwocie grzybowe. Krwi kulki, to wymoczki, pierwsze żywotne jajeczka. Cierpiętiwość, mieszkająca w nerwach, ukazuje się magnetyzmem, ciążeniem, siłą odpychającą; oburzliwość zaś, przywiązana do muszkułów, elektrycznością, biegiem planety około słońca, siłą przyciągającą; odrodłiwość nakoniec, wychodząca z sokowych gruczołków, galwanizmem, porobem chemicznym, obrotem kometycznym niebieskich ciał około osi, wirowaniem. Pierwsza z trzech tych organicznych potęg, jako już namie-niono dawniej, staje się w nas myślą, druga uczuciem, lub miłością, a trzecia żądzą, chęcią, wołą. Otóż obrazek ciała ludzkiego ogólny, lekki, urywkowy, a przecież widne już wyniosłe i głębokie, świętości pełne jego znaczenie. Nie miałażby więc umiejętność, która bawi się około niego, wzbierać potopami najwyższego zachwytu? Chcąc ciało ludzkie rozpoznać bliżej, potrzeba jego treść, siłę, tudzież oboje w jedni, lub całość organiczną, zdrowie, zrobić badania przedmiotem. Z tego powodu somatologia w ciągu dalszym, do szczegółów zmierzającym, rozpada się w trzy następujące części: a) ANATOMIA jest nauką treści ludzkiego ciała zdrowego i pierwszą somatologii częścią. Chory wzywa lekarza i pokazuje mu miejsce, w którem go coś boli. On nie wie co to coś, czy sznur nerwowy, lub jaki muszkuł, roz-ciągacz, czy pewna błona, skóra i t. p.; ale świadomy ciała ludzkiego lekarz, odgadnąć to powinien. Inaczćj 309 nie umiałby złemu zaradzić. Wiele ma się organów głównych, wiele członków i kości w składzie ludzkiego ciała. Ale sam system nerwowy i muszkularny jest tak bogaty, iż liczy udzielne części swe na tysiące. Lekarz znać ma nazwisko każdego włókna, każdej błonki i żyłki; wiedzieć, gdzie co leży i z czem graniczy; słowem patrzyć w ciemne ciało, jak gdyby było przejrzyste. Dla umiejętnego oka jego nie powinno tu być opony. Z czego znać, iż anatomia, która mu wszystko to odsłania, najważniejszą i najtrudniejszą dlań nauką. Ona lekarskich nauk grunt. Czem pandekta dla prawnika, tem anatomia dla lekarza, t. j. umiejętności jego calcem i piastą. Sama nauka jej bardzo nieprzyjemna, gdyż udziela się jej z pożytkiem dla uczniów, tylko krając i rozpruwając trupa. Umiejętność ta ukazała się w dzielnicach naukowych dość późno. Pierwej ludzi leczono, niż zaglądano w ich wnętrzności. Są wprawdzie świadectwa dziejowe, że już w czternastym wieku krajano zwłoki człowiecze; jednakże anatomia urodziła się właściwie dopiero w wieku szesnastym. Czemu tak późno? Za średniowiecznych czasów kościół widział w krajaniu ciała umarłych znieważenie wiary i karał je jak świętokradztwo. Ojcem anatomii był Jędrzej Wezaliusz, który miał dość odwagi, walczyć w sprawie umiejętności i człowieczeństwa przeciw przesądowi panującej wiary. Czem Kopernik dla astronomii, tem Wezaliusz dla nauki lekarskiej. Wnet poparli usiłowania jego Bartłomiej Eustachi i Gabryel Fallopia. Tak wzrastała ta umiejętność. Później Albin, chcąc ją upowszechnić i ważność jej każdemu okazać, a oddalić badacza, nie mającego zamiaru zostać lekarzem, od ckliwego ciała, umarłych, wydał sławne anatomiczne karty malowane. Haller udoskonalił anatomią i urobił ją w wielki nmiejętny całokształt. Odtąd stała się lekarskich nauk podstawą. Anatomia pochodzi od per, inter, i seco, amputo. Już z nazwy tej widna, że głównym przedmiotem jej rozbiór ludzkiego ciała. Rozbiera je i poznaje przez nieskończenie mnogie i najdrobniejsze cząsteczki. Nie ma atomu 310 mięsnego, któryby był dla niej obojętny. Ponieważ przedmiot jej jest bardzo rozliczny w sobie, przeto widzi się w niej mnóstwo nauk szczegółowych, które są: 1)       Osteologia ( os, ossis) o kościotrupie, kościach. 2)       Syndezmologia ( vinculum) o stawach. 3)       Myologia ( musculus in corpore) o muszkułach. 4)       Neurologia ( nervus) o nerwach. 5)       Angiologia ( vasculum) o naczyniach 6)       Splanchnologia ( intestinum) o kiszkach. 7)       Hisiologia ( textum) o włóknach i złożonych z nich tkankach w mięsie, żyłach, błonach, chrząstkach, kościach. 8)       Chymologia (succus) o krwi, pocie, urynie, ślinie i wszelkiego rodzaju sokach. 9)       Anatomia topograficzna, lub chirurgiczna, jest całą powyższą anatomią ze wszystkićmi jej częściami do chirurgii zastosowaną. Chodzi tu o poznanie każdego sąsiedztwa, które coś otacza, czyli jak jedno leży tu przy drugiem, ażeby wyrzynając jedno, nie nadwerężyć nic drugiego. Biorąc tu n. p. palec, rozpruwa się go, wykazując w nim kości, stawy, ściągacze, rozciągacze, muszkuły, nerwy, cewy, żyły, słowem, całą jego wewnętrzną składnią. 10)      Anatomia patologiczna jest znowu całą anatomią do-tychmiastową, lecz w rozlicznych, chorobą sprawionych przeistoczeniach i odmianach. Tutaj chodzi, nie już o zdrowe, lecz o chore, spaczone ciało, a to przez wszystkie składu jego części i cząsteczki. 11)      Anatomia porównawcza porównywa ciało ludzkie z ciałem zwierząt, ptaków, wszech żywiątek. Tutaj anatomia waży się z zootomią, fitotomią i mikotomią. 12)      Embryologia wreszcie jest anatomią zawiązku dziecka w żywocie macierzyńskim, przez wszystkie doby dziewięć-miesięcznego jego rozwoju. Już z powyższych rozdziałów, lub postaci anatomii, zawiązujących się w nauki osobne i noszących nazwiska własne, przeświadczyć się można, jak umiejętność ta jest bogata, waż 311 na i trudna. Zaprawdę, to nie fraszka przeżeglować nie-przeczerpane szczegółów jej morze i piastować je ciągle w pamięci! Bez niej atoli niepodobna być ani lekarzem, ani chirurgiem. Zgoła filozofowi, antropologowi, każdemu badaczowi koniecznie jest potrzebna. Któremuż z ludzi nareszcie mogłoby być obojętne ludzkie ciało? b) FIZYOLOGIA jest umiejętnością tak zwanych funkcyi, t. j. obowiązkowych czynności, wszech wewnętrznego działania i ruchu ludzkiego ciała. Anatomii chodziło o treść, lub rzeczowość tego ciała, fizyologii zaś idzie o organiczne i grające w niem siły. Fizyologia tedy tak się ma do anatomii, jak n. p. fizyka do geognozyi. Jest to druga, jednako ważna i ciekawa, somatologii część. Również ta umiejętność powstała dość późno, bo dopiero w wieku siedmnastym. Ojcem jej William Harwej, który odkrył klapki w sercu i żyłach, tudzież znane dziś, powszechnie prawa krwi obiegu. Naukę jego poparli Malpighi, Lee-wenhoek i inni, wypatrzywszy przez mikroskop kulki krwi Tym sposobem wyparto z nauk lekarskich stare przypuszczenie Galena, Hipokrata, Arystotelesa, Awiceny, że w ciele ludz-kiem przesiaduje i działa jakiś nieznany duch żywotny, będący wszech czynności i rozwoju w niem sprawcą. Miejsce teologicznej cudowności zajęła naturalność, a z demona urobiła się krew, którą bliżej poznano. I cała umiejętność przyjęła postać inną. Oto pierwiastkowe zasoby fizyologiczne. Haller wreszcie zjednoczył nauki, tknące się czynności i spraw ludzkiego ciała. On pierwszy napisał fizyologią, jaką dziś, wyjąwszy postęp i nowe odkrycia, jest każda. Fizyologia ukazuje się duszą anatomii i nie można poznać jej bliżej bez umiejętności właśnie rzeczonej. Opisuje trawienie potraw w żołądku, pomoc, którą mu wątroba przynosi , podpuszczając je żółcią; przepływanie czty (chymus), lub przetrawionej żywności do górnych, z żołądkiem zrosłych kiszek, przeobrażenie w nich czty w miazgę (chilus), lub w organiczny sok mleczny; picie soku tego przez gruczołki po drugiej lub zewnętrznej stronie kiszek rozłożone; wę 312 drowanie jego gruczołowemi kanałami do pewnej żyły pod lewą pachą, a żyłą, tą do serca, z serca zaś dwiema ce-wami do płuc, gdzie spalon i urumienion zostaje kwaso-rodem powietrznego oddechu; powrót jego dwiema żyłami w postaci krwi świeżej do serca; rozlewanie sig krwi tej z serca wszystkiemi cewami po całem ciele, aż do końca palców u rąk i nóg; karmienie przez nią organicznych gruczołów wszelakiego miejsca, rodzaju i przeznaczenia; przeistaczanie się jej w mięso i tłuszcz, słowem całą sprawę miazgowania, lub chilifikacyi. Dalej opisuje powrót krwi błękitnemi żyłami do serca, krwi, która w miazgowaniu całego ciała pozbyła się potęgi i farby żywota, a stanowiąc pewnego rodzaju serwatkę, posila po drodze wątrobę, dostarczając jej żółci, śledzionę, i wszystkie gruczoły różnego położenia i zadania. Wreszcie opisuje poruszenie się kiszek, nakształt glist pełzających po ziemi, przy przewodzie reszty potraw, sprawującej odchód, przeznaczony do wyjścia z ciała, czynność nerek i innych narzędzi. O poznać bliżej i zrozumieć to wszystko, wielką jest rozkoszą! Tu widzi się, jak każda, zgoła najdrobniejsza część ciała żyje i pracuje ku temu samemu celowi, jak ważna jest i konieczna; widzi się Boży zegar ustroju tego anatomicznego, wybijający sekundy pulsem, t. j. spiesznym krwi wyskokiem z serca i również spiesznym doń powrotem. Oprócz powyższego głównego pochodu trawienia, urobu krwi i krążenia jej po ciele, roznoszącego po niem posiłek i wszystkie dobrodziejstwa Boże, fizyologia wykłada szczegółowo i czynności inne, bardziej już podrzędne. I tak n. p. zajmuje się bliżej czynnością płuc, będących kuźnią, w której ustawiczny ogień płonie i przemienia ze czty wydobytą miazgę w rozpalone i płynne czerwonej krwi żelazo; tłumaczy odzielanie się śliny, łez, męzkiego i niewieściego nasienia, płodzenie i poczęcie, rozwijanie się zarodku w żywocie, powstawanie mleka w piersiach po porodzie, wzrost, dojrzałość, ukazanie się wąsów u mężczyzn, a piersi u kobiet; wziera w istotę cierpiętliwości, oburzliwości i od-rodliwości, wskazując, jako przeobrażają się nakoniec w myśl 313 uczucie i wolę; prawi o tem, czemu włosy i paznokcie rosną, co jest widzenie, słyszenie, powonienie, smakowanie i dotykanie; porównywa każdy postępek życia ze wszystkiemi innemi, odkrywając wszędy jedność i tożsamość, odwieczne prawa całego przyrodzenia, w człowieka przeniesione. Z niej dowiadujemy się, co znaczy jaw, sen zwyczajny i magnetyczny. O, przecudnie piękna to umiejętność, a każdy rozdział jej, bogaty w klejnoty wiedzy ludzkiej Indostan! Otóż druga nauk lekarskich podwalina. Nie zrozumie się albowiem pochodów życia chorego, nie znając ich przody w życiu zdrowem. Fizyologia, równie jak anatomia, jest porównawcza i patologiczna. Pierwsza mierzy się z zoologią, fitogo-nią i mikogonią, porównając czynności ludzkiego i zwierzęcego ciała; a druga uwzględnia czynności ciała chorowite. c) HYGIENIA, zwana od sanus, valens, występuje jako anatomii i fizyologii różnojednia, a somatologii część Trzecia. Przedmiotem jej również człowiecze ciało, które zna się już ad materiam et ad potentiam, czyli anatomicznie i fizyologicznie, ale w pełni ustrojowego żywota, lub w stanie zdrowia. Tu chodzi, jak utrzymać ciało przy zdrowiu oddalać odeń chorobę, lub o jego kwiatostan. Umiejętność ta narodziła się we Francyi, a to dopiero w przeszłem wieku; jest tedy jeszcze bardzo młodziuchna. Składa się, podług przyjętego dziś w niej porządku, z trzech części: Pierwsza rozwodzi się o tak zwanym hygienicznym przedmiocie, t. j. o temperamentach, płci, młodości, męzko-ści i podeszłym wieku, o rasach ludzkich i t. p.; druga rozprawia o hygienicznej materyi, t. j. o środkach do utrzymania ciągłego zdrowia i dożycia starości późnej, o wcześnem oddalaniu chorób za pomocą stosownie do wewnętrznych usposobień ciała urządzonego sposobu żywota; trzecia wreszcie jest hygienicznem zastosowaniem, t. j. rzeczą o stanach 314 zdrowia w różnych klimatach, krajach i miejscach, na lądzie i na morzu, w zamknięciu i pod niebem. Hygienia wykładana bywa jedno na umiejętniach francuz-kich. W Niemczech rozprysła się treść jej między fizyologią i dietetyką,, co wcale niesłuszna, gdyż dwie umiejętności te mają przedmiot inny, sobie właściwy. Wreszcie bez hygienii nie byłoby węzła, kojarzącego dwa bieguny teoryi lekarskiej, anatomią i fizyologią. Atoli i w Niemczech wyjawiła się pewnego rodzaju Hygienia w sławnem dziele Hufelanda, zwanem makrobiotyką. — Tutaj kończy się somatologia, jako nauka o zdrowem ciele. II) PATOLOGIA jest nauką o chorem ciele, lub o chorobie w ogóle, i drugim teoretycznych nauk lekarskich wielkim rozdziałem. Co choroba, nie ta, lub owa, lecz choroba w ogóle? Oto główne patologii zadanie. Pytanie to, które rozwiązać się daje, nie doświadczeniem, lecz czystą, aż do duszy i ducha sięgającą myślą, wynosi patologią na stopień metafizyki lekarkiej. Z tąd birdzo słusznie ukazuje się ona twierdzącej somatologii przeczeniem, lub myślą jej i duszą. Aczkolwiek powyższe pytanie, pod teoretycznym zwłaszcza względem, wielkiej jest wagi, nie odpowiedzieli nań dotąd ku powszechnemu zadowoleniu, ani myślący lekarze, ani filozofowie. Przytacza się tutaj najznakomitsze teorye, poświęcając każdej kilka tylko wyrazów. Hipokrates i Galenus wprowadzili w świat lekarski tak zwaną humoralną patologią, która uczy: „Zdrowie zależy od utrzymania humorów, t. j. wszech soków, cieczy i parowań ludzkiego ciała, w takim stanie, w jakim utworzyło je i pomieszało jedne z drugiemi przyrodzenie. Choroba zaś powstaje, gdy humory doznają odmiany i stapiają się z sobą nie tak, 315 ako powinny. Co tedy choroba? Zepsucie się i nieprawe zmieszanie humorów. Przywiedź humory do należytego stanu, a uleczysz chorego!" Nauka ta przeżyła szeregi wieków, a była długo nauk i dążeń lekarskich jedynem prawem. Pierwszy Paracelsus, bohater z połowy średniowiecznego czasu, ważył się wystąpić przeciwko starej i powszechnie poważanej patologii humoralnej. Przez to stał się on w powiecie tym naukowym gwiazdą przesilenia starożytnego świata, od której poczyna się blask nowy. Filozof ten scholastyk, wywiódł na obzier samoistny, niepodległy i we wszystkich ludziach jednaki pochód organicznego żywota. Gdy pochód ten idzie swą drogą bez zewnętrznej przeszkody, lub jest tak silny, że przełamuje tamy, jakie napotyka; natenczas trwa zdrowie. Jeżeli zaś pochód ten zostaje albo wstrzymany, albo źle skierowany, następuje choroba. Chcąc chorego uleczyć, potrzeba pochodowi organicznego żywota, idącemu złą drogą, nadać kierunek lepszy, a, jeżeli można, zupełnie należyty. — Dawny mechanizm mięszania się humorów, przeobraża się tutaj w potężną do żywota przywiązaną dynamiczność. Myśl paracelsową poparł dzielnie Baptyst van Helmont, a przywłaszczywszy ją sobie, i przeniosłszy pochód organicznego żywota głównie w żołądek, urobił patologiczny system, który czasu swojego miał rozgłos wielki, a którego treść taka: „W ustroju ludzkiego i zwierzęcego ciała przemieszkuje pewna pierwotna, niepodobna do bliższego oznaczenia siła, którę Paracelsus nazywa: pochodem organicznego żywota, lub postaciowo: Archeuszem. Co Archeusz? Dusza, nic innego! Lecz dusza ta nie jest pełna w sobie, nie myśląca i nieśmiertelna. Ona rozumie się tutaj tylko jako sprawczyni wszech czynności wewnętrznych ciała, jako fizyczny pierwiastek życia. Od żołądka zależy nasz żywot, bo żołądek trawi potrawy, które przeobrażają się w ciało. Może mieć mózg, serce, bez miary wyższe pod innym względem znaczenie, ale żywotny pierwiastek przywiązań jest głównie i stanowczo do żołądka. Żołądek przeto jest Archeusza królewskim pałacem. Reszta duszy 316 przebywa albo w mózgu, albo w sercu. Archeusz ze stolicy swojej, będącej środkiem i ogniskiem całego ciała, t. j. z żołądka, rozporządza wszystkiemi postępkami życia. Gdy on króluje ztąd podług praw swoich, mamy zdrowie. Jeżeli zaś będzie winą naszą, lub zewnętrznym wpływem jakim rozdrażniony, wtedy zżyma się gwałtownie, lub upada na siłach. I to właśnie jest choroba. Wtedy przywróć Archeuszowi moc utraconą, a uleczysz chorego!" — Cały ten system da się wyrazić w dwu słowach: dynamiczność żołądkowa. Dobry jej stan zdrowie, a zły choroba. Kartezyuszowa filozofia, na matematyce osadzona, wyparła z patologii obie powyższe dynamiczności, a zaprowadziła na miejsce ich jatro-matematyczną naukę. Treść jej taka: ,,Dusza, która sama w sobie jest nieśmiertelna, i z tamtego świata wstępując w ciało i jednocząc się z niem, zamienia się w żywotne siły, a w służbie sił tych są soki, za pomocą których dusza utrzymuje ciało i rządzi niem dowolnie. Otóż ściśle urównoważony kałkuł sił i soków zowie się zdrowiem, a zepsucie kałkułu tego chorobą. Chcąc leczyć, przywróć ciału pomiędzy siłami i sokami jego kałkuł Boży!" Patologia ta wsławiła się szeroko i nadała lekarzom wysokie znaczenie. Oni bowiem okazali się przywracaczami tego, co Bóg zrobił, a nierozum chorego, lub przypadek popsuł. Sylwiusz de la Boe spędził z pola naukowego kartezyuszową teoryą, zaprowadziwszy jatro-chemiczną patołogią, której treść taka: „Kwas i sól ługowa są głównemi pierwiastkami tak zwierzęcego, jak ludzkiego ciała. Starcie się dwu tych pierwiastków chemicznych z sobą śród ciała, wywołuje pewne wrzenie, kipienie, lub robienie, od którego zawisły wszystkie stany żywota. Jeżeli kwas i sól ługowa najdują się w należytym stosunku do siebie i robią w nas, jak robić powinny, jesteśmy zdrowi; jeżeli zaś stosunek ich się zepsuł, a robienie ich zdziczało, lub ustało, następuje choroba. Chcąc leczyć, działaj albo przeciw kwasowi, albo przeciw ługowej soli, stosownie do tego, co w ciele przemaga! Środki 317 działania twego wskaże ci chemia." — Któż niespostrzega, że jatro-chemiczna ta patologia rozwiązuje się w mechanizm i wraca, nie myśląc nawet o tem, do starej nauki Galena, nieco inaczej przykrojonej ? Sanktoryusz Sanktorinus chwyta znów za kartezyuszową, jatro-matematyczną patologią i tak naucza: „Ciało utrzymuje się. potrawami, których część lepszą przeistacza w siebie, a gorszą i niepożyteczną sobie wydala z siebie parowaniem i innemi odchodami. Zdrowie polega na ściśle wyrachowanym kałkule, co z potrawy zjednoczyć się z ciałem, a co z niej odchodami, mianowicie zaś parowaniem, lub poceniem się, wydalić się powinno. Gdy kałkuł ten ustaje, t. j. gdy z potrawy albo zamienia się w ciało, albo odchodzi za wiele, rodzi się choroba." Sanktoryusz, usiłując kałkuł ten ściśle oznaczyć, ważył się przed jadłem; ważył także potrawy, które wziął w siebie, a później ważył ślinę, urynę i wszystkie odchody. Chcąc zas oznaczyć ilość wychodzącego z siebie potu, siedział w skórzanym worze na kupieckiej wadze po sześć godzin i dłużej, a wyszedłszy z woru, ważył się na nowo. Czynił to wszystko długo i codziennie, albowiem inne potrawy i napoje, inny też nasyt ciała i inne wyziewy. Sławny niegdyś Boerhawe zaprowadził solidarną patologią, której treść taka: „Ciało składa się z części solidarnych i niesolidarnych, t. j. stałych i płynnych. Stosunek należyty części stałych do części płynnych zowie się zdrowiem, a ustanie stosunku tego chorobą." Patologia ta przeto jest także jatro-matematyczna. Fryderyk Hofman tak naucza: „Główną, w ciele rzeczą, jest mózg i system nerwowy. W mózgu przemieszkuje, a przez przywiązane doń nerwy działa dusza, która jest żywota pierwiastkiem i piastą. Otóż system nerwowy w dobrym stanie jest zdrowie, a w złym stanie choroba. Nerwy, mianowicie zaś czułotliwe ich końce, przyjmując zewnętrzne, szkodliwe zdrowiu wrażenia, stają się przyczyną wszech cierpień. Lecząc, działać należy, mniej lub więcej, przeciw drażliwości nerwów. Gdy system nerwowy wróci do porządku, chory 318 ozdrowieje." — Jaki charakter tej patologii? Dynamiczność nerwowa . Grzegorz, Ernest Stahl wystąpił z psychologiczną pato-togią, której treść taka: „Dusza jest wszech żywotnego ustroju podstawą i piastuną. Ona urabia sobie naprzód w zapłodku i w żywocie macierzyńskim, a później za pomocą potraw i pożywienia ciało; panuje ciału temu i stara się utrzymać je w dobrym stanie, ażeby miała zeń dzielne woli swej naczynie. Otóż harmonia duszy z ciałem zowie się zdrowiem, a rozstrój ich chorobą. Choroba ukazuje się zawsze, gdy spojrzysz na nią grutownie, ściśle wewnętrznym, lub psychicznym stanem, t. j. walką duszy przeciw zewnętrznemu, szkodliwemu wpływowi. Pożądliwości ciała, dające powód do mnóstwa chorób, są także względem duszy szkodliwym wpływem zewnętrznym." Wilhelm Cullen, wychodząc z nauki Hofmana i kojarząc ją z nauką Helmonta, zasłynął patologią gastro-neurologiczną. Utrzymuje on, że mięszanie się i ruch soków zależy głównie od siły w nerwach; że wszystkie choroby powstają z nerwowego rozstroju, który psuje soki i osłabia czynności gruczołowa; że lecząc, działać potrzeba na nerwy, mianowicie zaś na nerwy żołądka; że ztąd rozszerzy się skutek lekarstwa aż do miejsca, w którem złe powstało." John Brown , twórca słynnej teoryi poruszliwości naucza: Poruszliwość, która ukazuje się przyczyną wszech ruchu, czynności i rozwoju, a wyświeca się na dnie rzeczy duszą, jest dynamicznej natury i mieszka, w całem ciele, szczególniej w nerwach i muszkułach. W nerwach zowie się cierpietliwościa i bierne ma usposobiene, w muszkułach oburzliwością, która jest czynną. Na dwusieczną tę poruszliwość działają zewnętrzne wrażenia. Jeżeli ani za wielkie, ani za małe, najdujemy się w stanie zdrowia; jeżeli przeciwnie, ulegamy chorobie. Za wielkie wrażenia osłabiają, za nadto dręczą poruszliwość i sprawują w nas bezmoc, lub stenią; za małe zaś zostawują poruszliwośe w bezczynności, wzmagają więc ją za wiele i stają się przyczyną rozmocy, lub astenii. Bezmoc jest choroba 319 z osłabienia, a rozmoc ze zbytniej siły; obiedwie przynoszą cierpienia i mogą dać powód do śmierci. Przeciw stenii działaj astenicznemi środkami, t. j. osłabiaj muszkuły, a pokrzepiaj nerwy; przeciw astenii stenicznym sposobem, t. j. wprost odwrotnie!" Szelling, głośny filozof, pochwycił za teoryą Browna, a urobił ją umiejętniej, wszechstronniej. Z badania jego te wypadki: „Choroba powstać może jedynie z tychże samych pierwiastków i przyczyn, z których zawiązuje się żywot. Inaczej początku jej pojąć niepodobna. Choroba tedy i żywot jednakie mają czynniki, t. j, jednakie wewnętrzne warunki Czynniki żywota, a tem samem i choroby, najdują się w po-jęciu poruszliwości, będącej empiryczną, li zwierzęcą duszą; na poruszliwość zaś działa ustawiczny wpływ zewnętrznych rzeczy, sił i praw. Co zaś mieści i zamyka w sobie poruszliwość? Trzy potęgi, których imię: cierpiętliwość, oburzliwość, i odrodli-wość. Pierwsza przemieszkuje w nerwach, druga w muszkułach, a trzecia w gruczołach. Cierpiętliwośc i oburzliwość są dwie polarności, dwa odwrotne i bujające z sobą krańce. Gdy jedna z nich wzmaga się zbytecznie, druga słabnie natychmiast w tymże samym stosunku i stopniu. I wtedy jawi się bezmoc, lub rozmoc; stenia lub astenia. W bezmocy wzrasta cierpiętliwość, a w rozmocy oburzliwość na koszt drugiej swej prze-ciwnicy. I wzrost ten postępuje zwolna, aż do chwili przesilenia, po której siła zwycięzka upada nagle i o tyle, co zwyciężona. Wtedy ma miejsce tak zwana crisis, która dość często zakończa się śmiercią. — Równowaga cierpiętliwości z oburzliwością jest zdrowie, a ustanie tej równowagi na korzyść pierwszej, lub drugiej strony, chorobą,. Gdy wzmaga się cierpiętliwośc, działaj lekarstwami na oburzliwość, t. j. na muszkuły; a przeciw górę biorącej oburzliwośći, działaj na cierpiętliwość, t. j. na nerwy! Niechaj ten n. p. co zachorował z pracy cielesnej, znużywszy muszkuły, pracuje duchowo i natęża nerwy; a ten, co przepracował się duchowo, niech pracuje cieleśnie! Tym sposobem przywraca się równostka 320 cierpiętliwości i oburzliwości, lub zdrowie. — Odrodliwość wreszcie, która jest różnojednią cierpiętliwości i oburzliwości, a jawi się najsilniej w chwilach zdrowia i najwyższej potęgi żywota, odświeża ciągle nam ciało, sprawując w niem, za pomocą różnych gruczołowych soków, wszystkie czynności, jako n. p. trawienia, urobu krwi i t. p; w końcu zaś przenosi je na zewnątrz, dając początek nowemu ciału w dziecięciu naszem. Gdy odrodliwość cierpi, działaj na obiedwie jej sprawczynie zarówno, lub wzmagaj cierpiętliwość i burzliwość!" Schonlein, królewski lekarz w Berlinie, patrzy na choroby, jak na różne rodzaje roślin, i porządkuje tak je, jak rodziny roślinne, opisując ich anatomiczny i fizyologiczny charakter, tudzież jeogranczne, sporadyczne i cykladyczne życie. Z pracy tej jego, właściwie nozologicznej, urobiono następującą patologią: „Zdrowie, to stan ustrpju ludzkiego, lub zwierzęcego normalny, taki, że istota żywotna pozostaje tem, na co ją Bóg stworzył i przeznaczył, lew lwem, koń koniem, a człowiek człowiekiem. Choroba zaś, to stan taki, w którym ustrój wyższy, ludzki lub zwierzęcy, ku [skodzie własnej usiłuje, już ogólnie, już cząstkowo, przeobrazić się w ustrój niższy. Wrzody n. p., świerzba, parchy, są ustroje niższe, grzybom odpowiednie, a kształcące się dla siebie na łonie ustroju wyższego. Gdy pewna część ciała jednostkowieje dla siebie i pragnie oderwać się od całości; to całość na tem cierpi. Gdy świat odrębny, niższy, sadzi się na gwałt śród świata wyższego, to koniecznie jest w świecie tym rozerwanie. Ponieważ zaś żywot pełen tkwi w całości, nie zaś w tej lub owej części; przeto przeistaczanie się pewnej części w udzielny ustrój, w osobną całość, ukazuje się żywotowi pełnemu, lub zdrowiu, szkodliwe, niebezpieczne. Ani w ciele uznać się nie da państwa w państwie! Tu kieską pasożyt, którym jest każda choroba. Wyrznij zbuntowaną część ciała, lub przywróć ją lekarstwami do posłuszeństwa całości, a uleczysz chorego!'' Co tu więc zdrowie? Trwanie ustroju w granicach swego przeznaczenia. A co choroba? Ogólny, lub cząstkowy 321 rozwiąż ustroju wyższego w ustrój niższy. Człowiek cielesny w chorobie zwierzęceje, roślinnieje, grzybieje, a po śmierci zamienia się w pleśń. Otóż najsławniejsze patologiczne teorye. Przytoczyło się je tutaj z dwu powodów; raz jeden, iż to rzecz bardzo ważna i ciekawa, a drugi, iż tym sposobem daje się czytelnikowi najdokładniejsze o patologii wyobrażenie. Zagadnie ktoś może w tej chwili: „A jako ty sam odpowiedziałbyś, gdyby cię zapytano, co choroba?" Odrzekłbym krótko: Upadek moralny. Roztacza się nieco dwa te słowa. Jak zdrowie ludzkie, tak i choroba, bierze początek w we-wnetrznym człowieku, lub w jaźni. Gdy jaźń dzierży się Boga i niebios, a żyje duszą i ciałem podług praw przedwiecznych, które jedynie są dobre i rozumne, jest zdrowa; gdy zaś odpada od transcendentalnego tego szczęśliwości źródła, choruje. Dusza i ciało, to li tuteczne naczynia tamecznej jaźni w nas. Gdy jaźń jest święta, niebiańska, czysta, wtedy dusza jej myśli pięknie, a ciało wiedzie żywot moralny. To zdrowie. Gdy zaś jaźń upada; wtedy dusza poczyna myśleć bezecnie, a ciało oddaje się rozpuście, pijaństwu, wycieńczeniu. To choroba. Wszech ostateczności moralnego świata, nie tylko złe, ale i dobre, n. p. ascetyzm, praca nad siły, wywołują chorobę. Co tedy ostateczny grunt choroby? Upadek naszego Adama. W czasie politycznych, lub społeczeńskich rozburzy krwawych, a kończących się smutnie, widzi się mnóstwo ludzi, którzy upadli moralnie. Jeden zwątpił o Bogu, drugi o człowieczeństwie, trzeci o narodzie własnym. Dusza tych ludzi zachoruje rychło po jaźni i pocznie z tego szydzić, co niedawno uwielbiała. Ciało wreszcie zachoruje po duszy. I cierpienia jego będą okropne, kończące się dość często śmiercią. Jak ma sie leczyć? Uzdrów przedewszystkiem wewnętrznego człowieka i podnieś go z upadku moralnego! Że rozumie się tutaj, nie rany, ani kalectwa, które otrzymać może człowiek najzdrowszy w świecie, lecz chorobę istną, wewnętrzną, rzecz jasna. Panteon tom I.   21 322 Powyższa teorya zgadza się z patologią, Ernesta Stahla, Helmonta i innemi podobnemi, albowiem dusza, Archeusz, to w końcu tyle, co nasza jaźń. Zgadza się również ze wszystkiemi , bardziej lekarskiemi naukami, bo czyliż nerwy i musz-kuły, cierpiętliwość i oburzliwość, mózg, żołądek, słowem, co tylko chcesz, nie jest jaźni naczyniem? Zgadza się zgoła z patologią teologii średniowiecznej, podług której choroba, to jakiś zły duch, wstępujący w ciało człowiecze; bo czyliż po upadku naszym moralnym, upadkowi szatanowemu równym , nie wstępuje duch zły w nas i nie zamienia nas samych w złe duchy ? Wszelaka choroba jest naprzód moralna, później duszna, a wreszcie cielesna. Pierwiastek nasz patologiczny ogarnia więc w sobie nie tylko choroby ciała, ale i choroby ducha; jest tedy najwszechstronniejszy ze znanych dotąd. Nie tutaj miejsce, rozwodzić się około niego szeroce. Mamy nadzieję atoli, że najdzie się jaki lekarz zdolniejszy, który pochwyci i obrobi myśl naszą, a będzie ojcem patologii polskiej. Wreszcie są, inne jeszcze patologiczne pierwiastki, n. p. spekulacyjny, których nie [przywodzi się tutaj, gdyż byłyby niezrozumiałe. Ja sam powiedzieć mam jeszcze o rzeczy tej ostatnie słowo, ale dopiero w kosmozofii filozoficznej. Wyszedłszy za granice empiryi i stojąc na stanowiskach wyższych, wracać się będzie także do patologicznego pierwiastku. Patologia, wszelakiego pierwiastku i kierunku bez różnicy, rozpada się w trzy części następujące: a) ECYOLOGIA, od causa, lub patogonia, prawi o przyczynie chorób w ogóle, o rozmaitości ich powstania, a więc i o trudności odgadnienia prawdziwego do nich powodu. Dopóki zaś powodu tego nie znasz i nie usuniesz, nie uleczysz chorego. Lekarstwa najstosowniejsze skutkować należycie nie będą. Przyczyną chorób bywa zazwyczaj cierpienie wewnętrznego człowieka, w skutek wrażeń zewnętrznych a jemu nie miłych. Jest to prawda ecyologiczna, ale tylko ogólna, której zastosowanie zbyt trudne. Jeden człowiek albowiem zachorował dla tego n. p., iż trapił się cichą, majątku utratą; drugi, iż pycha jego upokorzoną została; trzeci iż 323 gorące nadzieje i życzenia jego spełzły na niczem; czwarty iż rozdwoił się sam z sobą,, mając n. p. usposobienia poetyczne, a zawód, chleb mu dający, zbyt prozaiczny; piąty, iż wyzu-wać się musi z dotychczasowych przekonań, za które walczył, będąc młodzieńcem, i które go rozsławiły, a które nareszcie okazały się mu jednostronne i zgubne; szósty, iż pomylił się w pojęciu Boga, człowieczeństwa, narodu; siódmy, iż kraj jego w nieszczęściu, iż rodzina postradała dobre imię; ósmy, iż miłość jego dla kobiety ubóstwionej doznała pomyłki, i tak dalej bez końca. Ile ludzi inaczej usposobionych wewnętrznie, tyle i niemiłych im wrażeń zewnętrznych coraz innego rodzaju. Toż samo wrażenie zewnętrzne jednego za-bija, drugiego zaś ożywia i do niebios przenosi. Lekarz tedy, chcąc dobrym być ecyołogiem, znać powinien doskonale chorego osobistość. Podobneż uwagi i spostrzeżenia czynią się tutaj co do stosunków domowych i publicznych, w których chory zostaje, co do sposobu jego żywota, co do rodzaju pracy, zatrudnienia i rozrywki, i t. p. Wszelaki stan bowiem i każde powołanie ma swoje strony przykre, które sprawują w końcu chorobę. Wysyła się chorych do cieplic i za granicę, ażeby się roztargnęli. Pomaga im to, ale nie na długo. Zmiana położenia i powołania mogłaby w wielu razach uleczyć ich gruntownie. Nieraz powinienby lekarz polecić choremu zmianę całkowitą dotychczasowych przekonań i dążeń, uczuć i chę-ci, słowem pełne przeobrażenie się moralne, jako jedyny środek do ozdrowienia. b) DYAGNOSTYKA, od cognitio, plena diju-dicatio, lub patognomika, jest nauką szybkiego rozpoznawania choroby, lub lekarskiego wzroku szczęśliwego. Bywa szczególniej wtedy przydatna, gdy choroba występuje ze znamionami i symptomami, do wielu chorób innych i odmiennego postępowania lekarskiego wymagających, odnosić się mogące-mi. Jeżeli ecyologia odgaduje powód do choroby; to dyagno-styka ma wskazać, jaka to jest właściwie choroba, która z powodu tego wynikła. Kto dobrym jest dyagnostą, będzie 21* 324 wnet sławnym lekarzem; bo skoro poznało się chorobę, co rzecz najtrudniejsza, potrafi się już snadno, za pomocą powszechnie znanych środków, pokonać ją, szczęśliwie. c) PROGNOSTYKA, od praesagium, jest nauką o przewidywaniu, jaki kierunek weźmie wnet, lub po pewnym czasie choroba, i o stosowaniu się do tego z lekar-skiemi środkami. Chodzi tu oto, ażeby przewidzieć złe, które nastąpi koniecznie, jeżeli choroba pójdzie swą drogą bez przeszkody, i starać się naprzód, albo je oddalić całkowicie, albo też tak ułagodzić, że przejdzie bez niebezpieczeństwa. Kto zna osobistość chorego i przyczynę jego choroby, i chorobę samą, ten przewiduje z łatwością, co nastąpić musi i jak zapobiedz złemu; ten będzie dobrym prognostykiem. Trzy umiejętności powyższe są nadzwyczaj ważne. Bez nich niepodobna być dobrym lekarzem. Schonlein w Berlinie a Marcinkowski w Poznaniu wsławili się przez to, że jak jeden, tak drugi biegłym był ecyologiem, dyagnostykiem i prognostykiem, lub w ogóle patologiem. Tu kończy się rzecz o patologii. Widzi się z niej, że wszystko polega na wewnętrznym człowieku, lub na jaźni, którą lekarz ma znać, ażeby mógł chorego uzdrowić; że tedy nie wolno mu być, jak dzieje się to pospolicie, mate-ryalistą. Widzi się również, że sposoby leczenia cudowne, jakich używał n. p. Hohenloe, nie są przesądem, ani niemożebnoś-cią. Ulecz jaźń, choćby za pośrednictwem wiary, lub silnej twej woli, a chory porzuci łoże boleści i wstanie zdrów! Że niegdyś wypędzaniem czartów z opętanego leczono choroby, to także da się pojąć w takim razie, gdy lekarz i chory wierzą zarówno w złe duchy, oraz patologiczne ich wcielenia. Niekiedy lekarze i filozofowie mięszają patologią z no-zologią, którą pozna się na miejscu. Jest to błąd. Pierwsza albowiem czyni o chorobie w ogóle i jest teoretyczna, 325 druga zaś opisuje choroby szczegółowo, których liczba ogromna, i należy już do lekarskich nauk praktycznych. III) JAMATOLOGIA, od remedium, czyni o tak zwanym materyale medycznym, t. j. o środkach przeciw chorobie w ogóle, lub o lekarstwach, i jest trzecim teo-ryi lekarskiej rozdziałem. Jest to tak zwana dawniej scien-tia materiae medicae, która wykładana bywa zarówno lekarzom, jak aptekarzom. Składa się zaś z trzech części: a) FARMAKOGNOZYA, od medicamentum, jest nauką o materyach leczących, o środkach aptekarskich, lub o lekarstwach, jakie tylko są, lub mogą być znane. Tutaj przebieża się mineralogią, chtonologią, botanikę, fizykę, chemią, wszystkie nauki przyrodzone, wybierając z nich to, co okazało się lekarstwem. Tu prawi się o kruszcach, ziemiach, solach, tłuszczach zwierzęcych, ziółkach, prochach i korach roślinnych, spiritusach, kwasach, niedokwasach, jako najduje się je po sklepach kupieckich, lub urabia po aptekach. Opisuje się ich znaki zewnętrzne i wewnętrzne własności , prawdziwość i; dobroć, zepsucie i sfałszowanie. Oznacza się nawet ich cenę. Przy , wykładzie ma się tu na baczeniu nie to, na jakie choroby dobre jest n. p. niektóre ziółko, gdyż rzecz to nauk lekarskich praktycznych, lecz to, co tknie się ogólnego na lekarstwa poglądu, n. p. na własności ziółka zapalające, lub chłodzące, nerwy drażniące, lub uspakajające, krew burzące, pot pędzące i t. p. Środki na choroby pojedyńcze wymieniają się tu chyba przykładowym, lub wyjątkowym sposobem. Słowem to nie praktyka, lecz dopiero teorya, odnosząca się do lekarstw. Nauka ta główna rzecz dla aptekarzy. Znać ją atoli powinien jeszcze dokładniej lekarz, który zapisywać będzie środki lekarskie, biorąc na siebie moralną odpowiedzialność. 326 Aptekarz bowiem wykonywać musi ślepo rozporządzenia jego. Wreszcie lekarz miewa dozór nad aptekami; jakże więc zdołałby, przeglądając je od czasu do czasu, przeświadczyć się, co w nich stare, spleśniałe, zepsute, czego braknie, czy cena nie za wielka, i t. p., gdyby sam nie był biegłym farmako-gnozem. b) FARMAKOLOGIA lub FARMACYA, rozprawia o umiejętnem przygotowywaniu lekarstw, podług przepisu eskulapa. Chodzi tu o poznanie pokrewieństw między środkami lekarskiemi, które mają być pomięszane z sobą, tudzież ich nieprzyjaźni wzajemnych i sposobu tychże pokonania. To druga główna nauka dla aptekarzy. Ale znać ją powinien lekarz jeszcze lepiej, boć on, nie zaś aptekarz, pisze recepty i wyszukuje stosowne do choroby mięszaniny. Wreszcie do obowiązków jego i to należy, ażeby, przyszedłszy do chorego, skosztował lekarstwa, które sam przepisał, zwłaszcza, gdy nie skutkuje, jako się spodziewał; chcąc się przeświadczyć, czy zrobione dobrze, lub też, co przytrafia się niekiedy przez niebaczność aptekarczyka, czy nie zostało przemienione z lekarstwem innem, dla kogo innego przeznaczonem. Jeżeli lekarstwo jest przygotowane należycie, a przecież nie skutkuje; to ztąd wniesie lekarz, iż albo pomylił się sam przy rozpoznaniu choroby, albo też oszukuje go chory, wylewając lekarstwo, a upewniając, że je zażył. c) ACESTYKA, od sanabilis, medicabilis, zwana także farmaceutyczną dynamiką, lub farmakodynamiką, jest różnojednią dwu powyższych nauk iamatologicznych, lub farmakognozyą i farmacyą, wyłącznie dla lekarza wykładaną. Tknie się uzdrawiającej mocy lekarstw. Przechodzi się tutaj, nie jedynie pojedyńcze środki, lecz wszystkie zmięszania tych środków, podług recept najsławniejszych lekarzy, dając historyczną wiadomość, jak skutkowały, a wnioskując ztąd, jak powinno się je ulepszyć. Dalej mówi się o dozach lekarstwa, stosownych do wieku, temperamentu i płci, o działaniach mięszanin na zdrowego, lub na tak i owak chorego człowieka; o pożyteczności ich w jednej, a szkodliwości 327 w drugiej chorobie; o wodach mineralnych i chemicznym ich składzie; o własnościach mleka zwierząt rozmaitych ; o potrawach i napojach pod lekarskim względem. Tutaj należą: 1)       Toksykologia, nauka o truciznach, oraz działających przeciwko nim środkach; 2)       Receptyka, nauka pisania i czytania recept. Piszą się bowiem recepty w tyklach, ażeby chory, różnym uprzedzeniom uległy, nie mógł się z nich dowiedzieć, co mu przeznaczono. XXXIV. Praktyczne nauki lekarskie. Kto poznał nauki peprzedzającego ustępu; posiada już cały i pełen przedmiot lekarski; jednakże lekarzem jeszcze nie jest. Ku temu potrzeba umieć coś więcej. Co takiego? Zastosowanie do nawijających się właśnie chorych wszystkiego, czego się nauczył, zaprawienie się do wykonywania pomocy lekarskiej; ćwiczenie się w zawodzie. Że zaś dopuścić nie można, ażeby robił doświadczenia biegłości swojej na chybił lub trafił i zabijał ludzi; przeto dać mu należy stosowne do przyszłego powołania przygotowanie. Dotąd zajmowała go umiejętność; teraz wprowadzić go ma się do szpitala. Nauczył się nauki lekarskiej; niechże oswoi się i ze sztuką lekarską!! Otóż, jako poprzedzającej rozprawy nauka, teorya; tak niniejszej sztuka, praktyka, celem. W powiecie tym umiejętnym rozprawia się, nie już o ciele człowieczem i ustroju jego, ani o chorobie w ogóle, ani o środkach przeciw chorobie, bo to się zna, ale o samejże czynności lekarskiej, lub o leczeniu. Leczenie odnosić się może albo do zewnętrznej choroby, albo do wewnętrznych cierpień, albo wreszcie do obojga zarazem. Ztąd praktyczne nauki lekarskie rozpadają się w trzy główne oddziały: 328 1)       Chirurgia pokazuje, jak leczą, się choroby zewnętrzne, rany i kalectwa. 2)       Terapia uczy leczenia chorób wewnętrznych, właściwych. 3)       Chirurgo- Terapia jest nauką zewnętrznego i wewnętrznego, lub całkowitego leczenia. W niej kupi się wszystka nauka i sztuka lekarska. I) CHIRURGIA, od manus, i opificium, czyni o leczeniu chorób zewnętrznych, ran i kalectw. Głównym przedmiotem jej rozcinanie, wyrzynanie, odejmowanie zepsutych części ciała, lub tak zwana operacya. Zasługą tu i chwałą ręka zaprawna, a nóż ostry. Nauka ta mało ma teoretycznej, ale tem więcej praktycznej wartości. Co to za rzecz ważna, rznąć ciało żywego człowieka, ażeby oddalić odeń śmierć! nie dość, że chory krzyczy straszliwie, a przez to osłabia ducha w chirurgu, cha-muje mu rękę i zbezwładnia go moralnie! Krew się zeń leje strumieniem, zasłaniając przed okiem operatora nerwy, musz-kuły, ściągacze, rozciągacze, cewy, lub żyły, których nadwęrężyć nożem nie powinien. Jak łacne tu zboczenie ręki i uchybienie; a wszelakoż popełnić je, hańba, grzech, niemal zbrodnia! Chirurg znać się ma wybornie na anatomii w ogóle, mianowicie zaś topograficznej. Powinien krom tego posiadać, iż pominie się narzędzia chirurgiczne, rękę pełną i wprawną, oko bystre, umysł spokojny, serce zimne, niepospolitą odwagę i rzadką przytomność duszy. Są to przymioty wysokie i nie każdemu dane. Operator też doskonały cenion bywa niepospolicie, a każde noża jego poruszenie ciężkiem opłaca się złotem. Jak zaprawia się uczniów do operacyi? Nie na żywych ludziach, ale na trupie. Na nim uczą się obcinać ręce i nogi 329 po mistrzowsku, zdejmować bielmo z oczu, rozpruwać brzuch i sięgać do wnętrzności. Jeżeli czynią to zręcznie, przypuszcza się ich zwolna i w łatwiejszych razach do żywych ludzi. Chirurgia wystąpiła udzielnie i jako nauka odrębna po raz pierwszy za czasów Ptolomeuszowych w Egipcie. Szkoła Aleksandryjska jej matką. Wzrastała i kwitła, acz bardzo powolnie. Za średniowiecznych czasów upadła całkowicie, bo jedynie mnichy byli lekarzami, a papieże zakazali im urzy-nań i wyrzynań krwawych. Tak tedy dostała się w ręce go-librodów i przeistoczyła się w pokątne rzeźnictwo. Dopiero w czternastym wieku Guj de Chauliac napisał: „Chirurgia magna", która długo doznawała poszany wielkiej i zwróciła oczy lekarzy na ważność operacyi. Przecież chirurgowie byli tak rzadcy, że królowie musieli w potrzebie sprowadzać ich z wielkim kosztem przez odlegle góry i morza. Nareszcie po odkryciu prochu, kiedy amputacye w szpitalach wojskowych stały się rzeczą częstą i konieczną, wzmogła się chirurgia. Dwaj Francuzi Petit i Desault podnieśli ją, tak pismami, jako też szczęśliwemi operacyami, do wysokiego znaczenia. Wnet tworzyły się akademie chirurgiczne w Paryżu, Berlinie i Wiedniu. Odtąd chirurgia nabyła praw uprzywilejowanej od rządów nauki, a postępuje krokiem olbrzymim i rozsławiła nie jedno imię. Chirurgia ogólna jest jedna tylko, lecz chirurgii szczegółowych może być tyle, ile ważniejszych części ciała, około których nóż operatora pracuje. Stosownie do rozmaitego przedmiotu operacyi, wyczyniły się szczegółowe chirurgie następujące: 1) Traumatologia, od vulnus, nauka o przecinaniu wrzodów, urzynaniu rąk, nóg i palców, wyciąganiu zębów, puszczaniu krwi, słowem, o chi-rurgicznem różnorodnych ran i kalectw gojeniu. Część łatwiejszą nauki tej udziela się go librodom ażeby mogli być pomocnikami lekarskiemi po szpitalach, gdzie wiele chorych. 330 2)       Ortopedya, od in rectum tendens, i nodoc, pes, nauka o prostowaniu nóg koślawych, jako też i innych części ciała, n. p. rąk, garbów. 3)       Oftalmologia, od oculus, o operacyach i leczeniach oczu. 4)       Ocyatrya, od auris, o naprawie słuchu. Że chirurg wszelakiego rodzaju powinien być zarazem lekarzem wewnętrznym i umieć działać przeciwko gorączkom, po operacyi następującym, rozumie się samo przez się. Chirurgia, tak ogólna, jak każda szczegółowa, rozpada się w trzy następujące części: a)       AKOLOGIA, nauka o chirurgicznych narzędziach rozmaitych, o ich rodzajach, kształcie, użyciu i ostrzeniu. Ma się nożowników osobnych, którzy je robią i przedają. b)       AKIURGIKA mówi o operacyi samej. c)       DESMOLOGIA, nauka o zawiązywaniu ran po dokonanej już operacyi, o bandażach różnego rodzaju. Nie mięszaj chirurgicznej desmologii z anatomiczną syndesmologią, prawiącą o stawach w ciele. II) TERAPIA, od medeor, bawi się około leczenia chorób wewnętrznych, czyli, ponieważ chirurgia, biorąc rzecz ściśle, nie leczy, lecz goi, około istotnego i właściwego leczenia, a podaje na wszelaką chorobę z osobna znane środki lekarskie, lub recepty. Niedość dla lekarza znać patologią. Ona mu nie dopomoże do uleczenia nawet zimni-cy. Terapia, która ma do czynienia z chorobami i lekami szczegółowemi, naucza go dopiero właściwej sztuki lekarskiej. Patologiem dobrym bywa niejeden filozof; ale terapeutą jest tylko lekarz. Dzisiejsza terapia Czyni nasamprzód, zanim uda się w przedmiot swój bliżej, o metodach, lub uczach lecze 331 nia. Uczami temi są: aleopatya, homeopatya i hydro-patya. Przez długie wieki terapii dzielnica była spokojna. Lekarze trzymali się w niej, bez wiedzy i pełnego przeświadczenia, tej uczy: „Contraria contrariis curantur et medica-mentum gradatim congregetur !". Stosownie do prawa tego leczono n. p. gorączki chłodzącemi, a zimnice rozpalającemi środkami; gdy zaś środek jeden nie skutkował, pomnażano ilość lekarstwa, lub brano za środek drugi, mocniejszy. Przed krótkim czasem dopiero wystąpił Samuel Hahnemann z uczą takową: „Wszelka choroba jest dynamiczne czegoś w nas rozstrojenie. Materyalne i anatomiczne, czyli mechaniczne zboczenia, które postrzega się podczas prosekcyi zwłok, nie są wcale dziełem choroby, będącej, nie mechaniczną, ale dynamiczną siłą. To dzieło nierozumnego, acz powszechnie praktykowanego użycia lekarstw, t. j. zbyt wielkiej ich ilości i walki, którą staczają one w ustroju ludzkim z chorobą, będąc jej przeciwieństwem. Rozumne użycie lekarstw zależy na tem, ażeby dawać je w małej ilości i baczyć, czy są jednej i tej samej z choroba natury. Jednorodność lekarstwa i choroby polepsza, a przeciwieństwo ich pogorsza rzecz. — Każde lekarstwo sprawuje w ciele dynamiczną odmianę; a źle jest, gdy zbytnią swą potęgą, skrzywia coś mechanicznie. Ustrój, dynamicznie cierpiący, potrzeba leczyć nie mechanicznie, ale dynamicznie, czyli nie wielką ilością i ciężarem lekarstw, ale ich duchową potęgą, wewnętrzną siłą. Siła dynamiczna lekarstwa ma być mocniejsza wprawdzie od siły dynamicznej, która zawichrzyła zdrowie, ale nie za mocna, co dzieje się zawsze, gdy chorego przepełniasz lekarstwami. Wewnętrzną moc lekarstwa zaś pozyskuje się, nie przez materyalne zgęsz-czenie, ale przez spirytualne rozrzedzenie pomocniczego środka. Im bardziej rozrzedzone lekarstwo i im w mniejszej ilości zażyte, tem dynamiczniejsze. Nieraz dość na jednej kropli w wodzie rozpuszczonej, lub zgoła na powąchaniu lekarstwa! Widzi się to już n. p. na gorzałce, winie, każdym gorącym napoju. Pijak wychyla szklankę całą, nie doznając 332 pożądanego skutku; a dziecko, niewiasta, czuje w żołądku i we krwi maluczką krople. — Istoty choroby poznać nie podobna; poznaje się jedynie jej objawy. Przeciwko zaś choroby objawom najdzielniejsze środki lekarskie są zawsze takie, co w wielkiej dozie zażyte, podobne wywołują skutki, lub podobne objawy, co sama choroba. Co chorobę rodzi, to ją i najłatwiej zabija. Piorun n. p. gasi piorun, a ogień goi oparzeliznę; porter wypity dziś z rana, przytłumia skutki wczorajszego przedoboszowania się winem, cząjem, gorzałką; zimny środek niweczy zimnicę, a gorący gorączkę. Cała rzecz, by użyć środka rozumnie, t. j. dynamicznie. Ztąd główne terapii prawo: „Similia similibus curantur et medicamentum parciter de tur !" Pierwsza ucz, lub stara metoda, która wyróżniła się obok hanemanowej uczy nowej, przezwana została aleopatyą, od congrego medicamentum et morbum, a druga homeopaiyą, od simile medicamentum morbi na-turae. Tym sposobem zakradły się do terapii dwa walczące z sobą stronnictwa. Bój ich był bardzo głośny; dziś ucichł, ale nie ustał. Do aleopatyi i homeopatyi przyłączyła się nareszcie hy-dropatya, usiłująca leczyć wszystkie choroby wodą. Stara to bardzo ucz, lecz wywiedziona od Pryśnica w postaci nowej. i ona narobiła hałasu, a później zamilkła. Wedle rozumu zdrowego nie godzi się być ani aleopatą, ani homeopatą, ani hydropatą wyłącznie. Jeden i tenże sam lekarz brać się do dzieła powinien raz aleopatycznie, drugi homeopatycznie, inny hydropatycznie, wedle wieku i usposobienia hygienicznego osoby; wedle rodzaju choroby i innych okoliczności. Sądzą dość ogólnie, że ludzi starych, lub chorobą zbyt osłabionych, leczyć potrzeba aleopatycznie, a młodych, zdolnych wytrzymać na sobie wybijanie klinu klinem, homeopatycznie. Stary żołądek bolejący n. p. zapali jeszcze bardziej, a młody ochłodzi pieprz z gorzałką. Co do hydro-patyi dobra ona na rozdrażnienia nerwowe, reumatyzmy i dnę, ale tam tylko, gdzie nie grozi niebezpieczeństwo 333 przepędzenia choroby z zewnątrz ciała w płuca, serce, lub mózg. Inaczej zabije się nią chorego. Wreszcie działa ona wybornie przez pewien czas, nieraz dość długi, lecz późniśj szkodzi i staje się bardzo niebezpieczna. Cóż ztąd? Głupstwem jest dzierżyć się myśli i uczy terapeutycznej jednej. Myśl i ucz ta najlepsza, która najłacniej przywróci zdrowie, a którą być może każda z trzech, właśnie poznanych, w pewnym razie. Część umiejętności tej ogólna, zwana therapia generalis, porozumiawszy się już co do uczy leczenia, daje ryczałtowym sposobem prawidła leczenia. Leczenie (sanatio) polega na oddaleniu choroby, na zabezpieczeniu przeciwko jej powrotowi, a wreszcie na zabiciu jej zupełnem. Celu tego dopniesz, albo spuszczając się na siłę i zwycięztwo krzepkiej natury, którą kierujesz umiejętnie, lub na vis medicatrix naturae; albo też na sztukę acestyczną, lub na rozumnie użyte środki aptekarskie. Gdzie choroba trudna, lub niepodobna do uleczenia, musisz ją przynajmiej ułagodzić i osłabić, a uczynić choremu śmierć znośniejszą. Ogólna terapia mówi jeszcze o psychiatryce, lub o sposobach leczenia duszy, n. p. w strapionych, obrażonych, obłąkanych. Teraz następuje terapia szczegółowa, therapia specialis, która rozstępuje się w trzy części: a) NOZOLOGIA, od morbus, jest pierwszą terapii częścią, a czyni, nie o chorobie w ogóle i metafizycznie, jak patologia, ale o chorobie szczegółowo i empirycznie, t. j. o ośmdziesięciu i kilku tysiącach znanych do dziś dnia chorób; opisuje każdą z nich dokładnie i podaje przeciwko niej lekarskie środki. Jest to chmura terapeutyczna, rozpływająca się w rzęsisty deszcz chorób i recept. Najpierwszą i główną tu rzeczą umiejętne rozszykowanie chorób. Inaczej utraciłoby się głowę w tym atomistycznym odmęcie. Stary bardzo i dziś jeszcze używany jest podział chorób we dwa wielkie szeregi: choroby akutyczne i chroniczne. Do pierwszych należą wszelkiego rodzaju gwałtowne zapalenia, jako n. p. mózgu, płuc, wnętrzności, wątroby, śle 334 dzion i t. p., tudzież nerwowe, zgniłe, żółte i inne gorączki, słowem, choroby, co ledwie przez kilka dni trwają i szybką zakończać się zwykły śmiercią, a spiesznego i stanowczego wymagają działania; do drugich zaś choroby powolne, zawzięte, dziesiątkami lat nieprzezwyciężone i dłuższego czasu, a rozleglejszego planu do wyleczenia potrzebujące. Pomiędzy dwoma temi chorób poczetami grzęśka i niepewna jest granica, albowiem nie jedna chroniczna choroba nabiera biegu akutycznej, lub odwrotnie. Dla tego też po wielu nozologiach napotyka się na oddział chorób trzeci t. j. choroby chronicz-no-akutyczne. Tak tedy i warunki umiejętnego podziału, wypowiadającego się wszędy przez trychotomią, lub potrójność, zostają tu dopełnione. — Schónlein, jako się już rzekło przy patologii, wprowadził do nozologii podział nowy. Porządkuje on tak choroby, jak mineralog kruszce i kamienie, zoolog zwierzęta, a botanik rośliny, rozgarniając je na klasy, rodzaje i gatunki, podług pewnej, z góry przyjętej zasady. Ta historya naturalna chorób jest nie tylko arcy dowcipna, ale i wielce ciekawa. Jakkolwiek podzieliło i rozszykowało się choroby; przystępuje się później do szczegółowego ; każdej opisu i przywodzi się przeciwko niej środki, podając recepty najsławniej-iszych lekarzy francuzkich, niemieckich, angielskich, włoskich innych. Nieraz czyni się to słownikowym sposobem. W tym rodzaju n. p. wydał w języku francuskim nozologią rodak nasz lekarz Alfred Szerlecki. Nozologia zapoznaje młodego lekarza z morzem chorób i recept, a przeto nauką jest dlań stanowczą i nieskończenie ważną. Gdyby bowiem jej nie znał, to wszystkie inne nauki lekarskie nie uczyniłyby go lekarzem. b) DYETETYKA, lub HYGIOSTATYKA, druga część terapii, mówi o tak zwanej dyecie, którą choremu, stosownie do rodzaju cierpienia, płci i wieku, lekarz przepisać powinien. Przedmiotem jej poznanie pod względem chemicznym i lekarskim potraw. Dla tego opisuje się każdy rodzaj mięsa, leguminy i jarzyny, podając jakiego czasu wymagają do 335 strawienia. Ze strawień żołądka zdrowego i krzepkiego wnioskuje się na żołądek chory. Oznacza się najstrawniejsze potrawy dla chorych wszelakiego rodzaju, a podaje się, co dobre dla chronicznie, co dla akutycznie cierpiących. W podobnym-że rodzaju przebieża się napoje gorące i chłodne, od wina i gorzałki, herbaty i kawy, aż do limoniady, orszady i mleka. Dalej mówi się pod lekarskim względem o klimatach, krajach górzystych i płaskich, porach roku, różnej temperaturze, a to w najrozliczniejszym stotunku do osób i chorób. Ostateczny kres nauki tej jest, ażeby lekarz umiał rozporządzić izbą i kuchnią chorego, zakierować przechadzkami jego, słowem, przeznaczyć dlań stosowny rodzaj żywota. Któż nie wie, że mnóstwo chorób, zwłaszcza chronicznych, leczy się głównie mądrze rozporządzoną i przez długi czas trwającą dyetą? Któż nie doświaczył na samym sobie, że dyeta bywa dzielniejszym środkiem od lekarstwa? Ztąd wielkie dyetetyki znaczenie. Nie mięszaj dyetetyki z hygienią, gdyż piewsza baczy na chorych, druga zaś na zdrowych. Tamtej celem przywróce-cenie, a tej zachowanie i utrzymanie zdrowia. Tutaj należy frenigietyka, będąca dietetyką dla duszy. To nauka oddalania podczas leku wszech namiętności i gwałtownych umysłu poruszeń, mianowicie zaś takich, co spowodowały chorobę. c) SEMIOTYKA, trzecia część terapii, prawi o cechach i znamionach zewnętrznych, po których poznaje się powstającą chorobę. Doświadczenie zebrało znaków takich, powtarzających się stale przy każdej niemal chorobie, mnóstwo. Chorujący n. p. na wątrobę dostaje żółtych, lub czarniawych plamek na twarzy, a dziecko w konwulsyach, cierpiące na gastromalacyą, lub na rozpływanie się i próchnienie żołądka, młoci ręką. Znaki te znać powinien lekarz, by odgadnął chorobę i nie stał się przy najlepszej chęci zabójcą. Że semiotyka jest praktyczną diagnostyką i pomoc jej niesie wielką, rzecz jasna. 336 Tutaj przyczepia się fizyonomika patologiczna, lub nozo-logiczna, jako nauka o poznawaniu chorób z fizyonomii, t. j. z odmian oczu, ust i twarzy. Rysują się tu i malują oblicza, cierpiących na różne choroby. Fizyonomiką tą rozsławił się w Niemczech Baumgartner. III) CHIRURGO-TERAPIA, praktycznych nauk lekarskich oddział trzeci i ostatni, bawi się około zewnętrznego i wewnętrznego, chirurgicznego i terapeutycznego, czyli całkowitego i pełnego leczenia. Tutaj powtarzają się chirurgia i terapia, w zastosowaniu do chorych w ogóle, do położnic i do zwierząt. Ztąd trzy umiejętności tej następujące rozstępy: a) KLINIKA od lectus, jest nauką równie chirurgii , jak terapii, na chorym osobiście i przy łożu boleści. Udziela się jej uczniom, którzy znają już wszystkie nauki lekarskie, a których zaprawić się chce do praktycznego leczenia. Trzy są kliniki rodzaje: Stary i doświadczony mistrz wiedzie uczniów do łoża chorych i każe im w obecności swojej poznawać chorobę, wypytywać się chorych i zapisywać lekarstwo. Po miastach, kędy ma się umiejętnią, lub tak zwany uniwersytet, najduje się akademicki szpital, gdzie przyjmują i leczą chorych bezpłatnie, ale pod warunkiem, że kończący naukę uczniowie pod dozorem mistrza, zaprawiać się będą ku lekarskiemu doświadczeniu. I oto cała słuchalnia, z trzecio- lub czwartolet-nich uczniów złożona, przechodzi od jednego do drugiego łoża, a każdy z uczniów, gdy kolej nań przypadnie, występuje jako lekarz. Szpital ten akademicki jest pierwszym kliniki rodzajem, a zowie się kliniką główną, szpitalną, lub stałą, clinice nosocomialis. 337 Drugim rodzajem kliniki jest tak zwana klinika piechot-na, clin. ambulatoria. Tu chorzy sami, gdy tylko mogą, przychodzą w oznaczonych godzinach z miasta i szukają rady od lekarzy młodych, w obec sławnego ich nauczyciela. Rady te udzielane bywają bezpłatnie. Trzecim i ostatnim kliniki rodzajem jest poliklinika, od urbs. Tutaj, nie już w szpitalu, jak w obu powyższych razach, lecz w mieście odbywa się nauka leczenia. Uczniowie najstarsi i najbieglejsi otrzymują wreszcie pozwolenie leczenia po mieście, przyległych przedmieściach i wioskach, ale nauczyciel wprowadza ich do chorych, robi zastępcami swymi, czuwa nad każdą ich receptą i bierze za nich odpowiedzialność na siebie. W Paryżu, Wiedniu, Berlinie i Londynie rozległe są kliniki. Do miast tych też przybywają z różnych krajów młodzi lekarze, chcąc na mnogich, nie łatwo znaleść się dających doświadczeniach dokształcić się w lekarskiej sztuce, b) AKUSZERYA, b tak zwana sztuka babienia, ars obstetricia, a druga część chirurgo-terapii, zajmuje się nauką o brzemienności niewiast, o porodzie i dalszym ciągu połogu, o pomocy chirurgicznej i terapeutycznej położnicom. Główna tu rzecz zaprawa ręki przy odbieraniu dziecięcia. — Akusze-rya jest teoretyczna i praktyczna. Ostatniej uczy się równie lekarz, ten mianowicie, co zostać chce akuszerem par excellen-ce, jak zwyczajna akuszerka, pospolicie w klinice. — O, ile ma wagi ta nauka, wie, komu matkę, żonę, lub córkę uratowano podczas niebezpiecznego połogu! c) WETERYNARYA, trzecia część chirurgo-terapii, jest nauką leczenia zwierząt, mianowicie zaś pożytecznych i domowych. Nauka ta potrzebna jest, nie jedynie konawałowi, lecz każdemu także lekarzowi, już z powodu, że objaśnia mu na zwierzętach anatomią, fizyologią, patologią, nozologią i acestykę ludzką; już też dla tego, że znając zwierzęce choroby, które dość często zamieniają się w ludzkie, odkryje wcześnie wdzierającą się do stajni, obory, lub owczarni zarazę, wściekliznę, i t. p., a uleczywszy ją, lub kazawszy zabić niebezpieczne zwierzę, Panteon tom I.   22 338 przynosi wielkie okolicy całej dobrodziejstwo. Jest on też dozorcą i sędzią konowałów. A wreszcie ileż pożytecznych doświadczeń czyni się pod lekarskim względem na zwierzętach doświadczeń, których bez barbarzyństwa nie godziłoby się dokonywać na ludziach! Tu kończą się praktyczne nauki lekarskie, a z niemi właściwie jatryka cała. Rzecz piękna! Nauki lekarskie wy chodzą z zootomii i zoogenii, a rozlawszy się oceanem szero kim , zajeżdżają w weterynaryi do nich napowrót. Wedle Roraryusza uczyliśmy się długo sztuki lekarskiej od zwierząt. Jest tedy obowiązkiem naszym, spieszyć im także z lekarską pomocą.   XXXV. Lekarzenie urzędowe, jako trzeci powiat nauki i sztuki lekarskiej, oraz zakończenie rzeczy. Jatryka synetyczna, lub teoretyczno-praktyczna teraz następuje. Ponieważ całokształt nauk lekarskich został już, jako rzekło się wyżej, ukończony; cóż przeto może być części tej przedmiotem? Wielki i ważny przedmiot, bo lekarzenie urzędowe, lub zastosowanie, równie teoretycznych, jak praktycznych nauk lekarskich, do ogólnego ludzkości żywota, do szczęścia i dobra całego narodu, do zdrowia rzeczypospolitej. I tutaj napotyka się na trzy rozstępy: I) JATROPOLICYA sprawuje naukę, wskazującą lekarzom, jak czuwać mają około zdrowia, nie już chorych, pojedynczo branych, którzy pomocy ich zapotrzebują, ale całego narodu, tudzież około dobrego stanu nauki i sztuki Es-kulapowej na rodzinnej ziemi. Na wysokie to stanowisko wznosić się powinien każdy lekarz, kochający ojczyznę, tem bardziej zaś taki, co został naczelnikiem najwyższej kommissyi lekarskiej i członkiem rządu, a któremu to stało się obowiązkiem. Tutaj mówi się o polepszeniu narodowego zdrowia przez zaprowadzenie stosownych do celu tego rozporządzeń; 339 o        kwarantannach i innych środkach przeciwko rozszerzającym się zarazom; o szpitalach dla ludzi biednych, zwłaszcza pod czas grasujących, a niebezpiecznych gorączek; o szpitalach wojskowych i chirurgach wojennych; o domach miłośnic. Tu taj podają się rady, jakim sposobem działać należy przeciw pijaństwu, rozszerzonemu w śród ludu, a zabijajęcemu go ku szkodzie narodowej, lub przeciw wzrastającej rozpuście, która młodzież tego pokolenia zbezwładnia cieleśnie, du chowo i moralnie. Tutaj rozprawia się o egzaminowaniu młodych lekarzy, o odbieraniu od chirurgów i fizyków praktykujących w kraju corocznych, prawem przepisanych z czynności ich sprawozdań, o karaniu niedbałych, o dzia łaniu przeciw partaczom i szarlatanom, o urządzeniu najstósowniejszem akademii lekarskich, o dozorze nad leka rzami, o towarzystwach naukowo-lekarskich, o dziennikach i pismach lekarskich, o poprawie wychowania młodzieży pod lekarskim względem, o gimnastyce szkolnej, mustrze żołnier skiej , tańcach ludowych. Jakże rozległy, nieprzeczerpany i ważny to przedmiot! Słowem, widzi się tutaj umiejętność lekarskiego prawodawstwa i rządu. Jatropolicya zwała się dawniej politia medica. Równie tu, jako i w dalszych dwu umiejętności tej częściach , spotyka się śród szczegółowego wykładu trzy rozstępy. I        tak n. p. Jatropolicya jest nauką: a) o rządzie lekarskim, b) o prawodawstwie lekarskiem, c) o wychowaniu narodu pod względem lekarskim. Ponieważ jednak rozstępy te nie noszą osobnych mian umiejętnych i nie występują jako nauki odrę bne, przeto pomija się je tutaj. II) JATROFILACYA, od custodia, zwana dawniej medicina publica, usposabia lekarza do pewnych urzędowań, tknących się zdrowia narodowego i bezpieczeństwa publicznego, n. p. na zwlokowida, lub oglądacza umarłych przed pogrzebem, ku przekonaniu się, czyli nie znajdują się w letargu i mają istotnej śmierci oznaki, ażeby nie pochowano nikogo żywcem; na szczepiciela ospy, na dozorcę publicznych miłośnic, przepatrującego je od czasu do czasu, 340 czy nie zostały zarażone; na ezuwacza około aptek, ażeby w dobrym najdowały się stanie. Jest to nauka administracyi i policyi lekarskiej. III) JATRODYKASTYA, od judex, jest nauką dla lekarza, mającego urzędować przy sądzie, a w przypadku zabójstwa, otrucia, nagłej śmierci, lub znalezienia nieżywego dziecka, słowem jakiej prawdopodobnej zbrodni, czynić obzór, lub obdukcyą, rozpłat, lub sekcyą, i opis rzeczy, lub visum repertum. Jemu zaufuje w takich razach sprawiedliwość narodowa, a od sprawozdania jego zależy oskarzonej osoby żywot, lub śmierć. Ileż królewskości w tem powołaniu i jaka sumienność, sprawiedliwość, zacność tu potrzebna ! Jest to tak zwana medicina forensis, lub umiejętność lekarskiego sądownictwa. Tak tedy nauki lekarskie, kończąc nauką prawodawstwa, rządu, administracyi, sądownictwa, przeprowadzają nas przewdzięcznie w kraj nowej, wielkiej nauki, na następujący konar naukowego drzewa, t. j. do prawnictwa. Młody lekarz, opuszczając umiejętnią, otrzymuje od mistrzów swych jeszcze jedne, do systemu już nie należącą, ale od przyjaźni i osobistej życzliwości zawisłą naukę. Jatroksezya, od politura, jest tą nauką. Przedmiotem jej stosowne obcowanie, postępowanie i życie lekarza, tak z chorymi, jak ze zdrowymi. Są to serdeczne przestrogi moralne na doświadczeniu oparte. Oto niektóre z nich: „Okazuj przy łożu chorego żywe społczucie i podzielaj boleść jego, jak przyjaciel i człowiek z sercem; ale nie bierz zbyt do duszy jego biedy i nędzy! Nie bądź, jako twardy i martwy kół, ale płakać i rozpaczać ci nie wolno! Gdybyś to czynił, przeraziłbyś chorego i rodzinę jego, przyspieszyłbyś mu śmierć. Sam wreszcie, zajęty li cierpieniem ludzkości od rana do nocy, gdybyś miał wszystko to, co widzisz i sły 341 szysz, czuć za głęboko, przepaliłbyś się ogniem litości, utraciłbyś zdrowie i nie byłbyś pożytecznym społeczeństwu. Nie prorokuj przy lekach, bo gdy się pomylisz, lub gdy natura przezwycięży nad twe spodziewanie, postradasz ufność! Bądź jako anioł, który milczy, lecz wywołuje błogą otuchę! Kochaj umiejętność lekarską i zawód twój; pracuj około udoskonalenia się w sztuce twej nieprzestannie; czyń w niej postępy i dawaj tego dowody! Inaczej głos pospolity osądzi, iż zostałeś lekarzem, nie z powołania, ale dla pieniędzy i chleba! O, nie bądź chciwy złota; nie staraj się o bogactwo; bo to brzydki duch żydowski! Acz powinieneś być dobrym synem kościoła i obywatelem, nie trudnij się zbyt ani wiarą, ani polityką; nie przywiąż się, jako żołdak, do żadnego obozu! Ludzie bowiem powiedzą, iź lepszym jesteś n. p. demokratą, lub ultramontalnym rycerzem, niż lekarzem. Co gorsza! Chorzy stronnictwa przeciwnego umrą raczej bez pomocy lekarskiej, a nie wezmą cię do siebie. Lekarz ma być, jako ksiądz, zarówno dla wszystkich! Nie grywaj w karty, nie wdawaj się w pijatyki i burdy, nie bądź pachołkiem panów, lecz nieś pomoc także biedakom! Natrafiwszy na tajemnice rodzinne, które musiano ci powierzyć, umiej milczeć! To moralna twa powinność. Pełnij obowiązki gorliwie, równie w dzień, jak w nocy; pełnij je rzetelnie, a czy spotka cię nagroda, lub nie, każdemu jednako! Bez kapłaństwa, polegającego na poświęceniu siebie samego i na mnogich ofiarach, nie zasłyniesz i nie uczynisz wiele dobrego. Bądź ubrany nie wykwintnie, lecz zawsze czysto! Nie bądź, ani lekki, jak Francuz, ani ciężki, jak Niemiec! Z kobietami sprawuj się, jak świątobliwy ksiądz! Wielu z lekarzy utraca szacunek z powodu że są materyalistami! Znaj tedy i coś wyższego nad materyą! Wierz w Boga i duszy nieśmiertelność! To pomnoży ufność ku tobie i upewni ci powszechny szacunek. Już na początku okazało się udzielne nauk lekarskich stanowisko. Niniejsze ich całkowite obejrzenie dowodzi stanowiska tego na nowo. Zupełnie inny ma tutaj umiejętność 342 charakter, niż w naukach przyrodzonych, acz dalszym jest tychże ciągiem: a więc i inne stanowi ogniwo w ogólnym nauk łańcuchu. Niezbędności nauki i sztuki lekarskiej nikomu , kto nie marzy z Russem, a był chory i winien lekarzowi ozdrowienie, lub życie, dowodzić nie trzeba. Powołanie lekarza jest wyniosłe, święte, sakramentalne. Poświęca się dzień i noc dla bliźniego i nieraz spiesząc doń z pomocą nauki swej i sztuki, staje się sam obowiązku swego, dobrowolnie przyjętego ofiarą. Śmierć piele w ogrodzie człowieczeństwa, wyrywając, nie tylko chwasty, ale i najnadobniejsze kwiaty. Otóż ocalić narodowi króla, ministra, wojennego wodza, sławnego mędrca, wieszcza, sztukmistrza, obywatela, ach, jak wielka to zasługa i jak niewypowiedziane szczęście wewnętrzne! Gdyby lekarzy nie było, ginęlibyśmy marnie, jak podłe muchy. Bóg daje, a lekarz ocala życie. Eskulap też policz on został pomiędzy Bogów i otrzymał ołtarze. Dziś także lekarz dzielny i sławny robi cuda. Ledwie, że stanie przed chorym, spojrzy nań i przemówi doń, już go uzdrowi. I łacna to do pojęcia. Z księdzem ukazuje się przed łożem boleści tamten świat i straszliwe widmo śmierci, które zabija życie gasnące, a z lekarzem jawi się nadzieja, która krzepi i ożywia. Strach wypędza duszę z ciała, a nadzieja, to kościan Samuelowy! co nieboszczyków wskrzesza! Jan Kochanowski woła: ,,Kto tak mądry, że zgadnie, co jutro nań przypadnie ?" Zaiście, nikt tego nie potrafi. Lecz każdy wie, że może już jutro zachorować i umrzeć, a lekarz przełamuje chorobę i śmierć, o ile to w mocy ludzkiej. Godzi się zatem szanować go i kochać. c. NAUKI PRAWNICZE. XXXVI. Zagajenie i podział rzeczy. Nauki lekarskie podniosły się, aż do tak wysokiego stanowiska, iż troszczą się urzędowo o zdrowie, nie tylko pojedyńczych ludzi, ale narodu i człowieczeństwa. Zdrowie to atoli odnosi się dopiero do ciała. Co ciało? Martwa bryła, nic więcej. Dusza je ożywia i utrzymuje. Od zdrowia duszy zależy więc zdrowie ciała. Starać się przeto wypada o zdrowie duszy, nie tylko w pojedyńczych ludziach, ale w narodzie i człowieczeństwie. Oto zadanie prawnictwa. Już patologia lekarska wyrzeka, jako ostatnie słowo, że człowiek wewnętrzny w nas sprawcą, jest równie zdrowia, jak choroby, a terapia prawi o psychiatryce i frenigietyce, t. j. o chorobie i dyetetyce duszy. Cała jatryka polega na duszy i przeprowadza nas do duszy. Od ciała też do duszy przejście jest konieczne. Ale dusza wybieża już za lekarski zakres. Co tedy lekarz upuszcza, podnosi prawnik i robi powołania swego kresem. 344 Jednakże ani lekarz, ani prawnik nie imają jeszcze za dusze właściwą. Dusza ich nie jest wcale czystem myśleniem, jak w metafizyce, ani wewnętrznym człowiekiem, jaźnią nieśmiertelną, jak w wierze i filozofii. Dla lekarza pierwiastek ożywiający i utrzymujący ciało, a dla prawnika pierwiastek ożywiający i utrzymujący społeczeństwo zowią si§ duszą. Dla tego jak jatryka, tak i prawnictwo nie jest psychologią, pneu-matologia. Prawnikowi idzie li o tę duszę, której braknie mocy moralnej i woli silnej, a która oddawszy się zmysłowości, dopuszcza się przestępstw i zbrodni. On żąda osnuć ją tak prawami przymusowemi, nagrodami i karami, mocą urzędową, iżby jeżeli nie z wewnętrznej potrzeby, to z zewnętrznego gwałtu i strachu, szła prawą drogą. Nie niebo, lecz ziemia, nie tamten, ale ten świat jeszcze tu duszy i umiejętności zadanie. Baczy się tu na to jedynie, ażeby społeczeństwo było moralnie krzepkie za pośrednictwem karnego sprawiedliwości miecza, ażeby naród kwitł w skutek ustaw sprężystych i rozumnych ; ażeby wszędy było bezpieczeństwo dla osoby i własności, a złoczyńca drzał przed ogółem człowieczeństwa, który obraził. Stan społeczeński ma tutaj być moralny, nie przez moc moralności, która jest wolna i wyjawia się z wewnętrznej ducha potrzeby, ale przez zewnętrzną moc urzędującej i czujnej władzy. Społeczenski stan moralny, by też i w skutek panującego przymusu, to zdrowie narodu i człowieczeństwa, o które troszczy się prawnictwo. Któż nie widzi tutaj, że nauki lekarskie wstępują w pra-wnictwie na najwyższy, i dla tego w inną już umiejętną dzielnicę przerzucający się szczebel; że tedy przedmiot Encyklopedyi naszej nie zmienia się wcale, lecz przeradza się zwolna i w końcu w co innego przepływa? Prawnictwo ukazuje się, zatem trzecią i ostatnią nauk realnych, a świata tego tknących się krainą. Jest jeszcze em-piryą, lubo już w ducha wkraczającą, a przez to zbliżającą się zwolna ku spekulacyi. Jako zaś empirya tkwi w pierwszej części stereognostyki, a stanowi dalszy kosmopei roz 345 dział. Sadzi się teoretycznie na naturze ludzkiej, atoli już przedniejszej, bo nie cielesnej, lecz dusznej; praktycznie zaś na ustawach z natury tej wysnutych i rządowem rozporządzeniem, lub uchwałą sejmową uświęconych. Jest przeto ze strony teoretycznej jatryką wewnętrzną i nauk lekarskich dzieckiem, a ze strony praktycznej powolnym do opierającej się na ustawach i powadze teologii powrotem. Właśnie powrót ten do teologii wskazuje, że to z nauk realnych ostatnia. Prawnictwo, równie jak teologia, fizyka i jatryka, wyczyniło się umiejętnością twierdzącą, chleb dającą, silnie staloną, lub tak zwaną scientia positiva. Powaga panuje tu jeszcze. Corpus juris zabiera miejsce człowieczego ciała, przyrodzenia i ksiąg świętych, które piastowały dotychczasowe w łańcuchu umiejętności wielkie ogniwa. Otóż wtóra, rozległa nauk kraina, patrząca li człowieka. Nauki lekarskie miały na celu zewnętrzność człowieka, lub ciało. Prawodawstwo zaś, które za każdem zapadłych ustaw obwieszczeniem przeobraża się w prawnictwo, a które dobiera się, nie do praw cielesnego trawienia, ani do praw krew rumieniącego oddechu, ale do praw społeczeńskiego postępowania, zanurza się w wewnętrzność człowieka, lub w duszę. Przejście od ciała do duszy, zaczem również od nauk lekarskich do nauk prawniczych, ukazuje się tedy i naturalne i loiczne. Prawnictwo wyczynia się jeszcze jako umiejętność twierdząca i chleb dająca, a przynależy do nauk realnych, do empiryi; albowiem gruntuje się na powadze kodeksów, statutów, ukazów; strzeże ustaw obowiązujących, a grożących zmożeniem, musem i gwałtem; zniewala do posłuszeństwa karą, więzieniem, mieczem. Że zaś ma już za przedmiot du 346 szę ludzką; że wysnuwa się z prawodawstwa, lub z apry-orycznej przędzy i czysto idealnych teoryi; że uprawia ideę prawości; że dopuszcza dyalektycznej saczy, to jest rozprawia pro i contra; że urodziło rzeczników; przeto stanowi ostatnią z nauk realnych, prowadzącą zwolna myśl w powiaty idealne. Na niem przecudnie piękny przykład, jak empirya przeobraża się we spekulacyą, a jak koniec materyi staje się początkiem ducha. Jatryka poznała ciało człowiecze i z zewnątrz i z wewnątrz, t. j. tak co do materyi, jak co do siły i dynamicznej potęgi; nie nalazła w niem przecież duszy, nieśmiertelności, sumienia, zawraca w końcu zawsze do bazarów i jatek materyalizmu Gdyby ostatnią i najwyższą była nauką, człowiek żyłby, wykrzykując za każdym wina kielichem: „Edite bibite, commilitones! Post mortem nulla voluptas". I nicby go od trujących żywot prawdziwy kanarów tego świata wstrzymać nie mogło, wyjąwszy chyba hygieniczna rada pamięci o cielesnem zdrowiu, już dla tego, by dłużej uciechy ziemskiej używać. I nie królestwo Boże, ale królestwo zwierzęce utwierdziłoby się pod słońcem. Popełnianoby zbrodnie bez najmniejszych szkrupułów, a ludzkość zamieniłaby się wnet w trzodę. Prawo tedy wystąpić musiało na widowni świata, by zdrowego wprawdzie, ale w cieleśnictwie zatopionego człowieka dzierzyć na wodzy i w granicach przeznaczonej mu od Boga Bożo-obrazowości. Po jatryce następuje tedy słusznie prawnictwo. Prawnik powinien uczyć się jatropolicyi, jatrofilacyi i ja-trodyskatyi, t. j. trzeciego urzędowego nauk lekarskich oddziału, już dla tego, ażeby sam znał się nieco na tej rzeczy, a naj-clując się n. p. przy rozpłataniu zamordowanego, mógł przeświadczyć się, ażali lekarz nie został przekupion od obwinionych i napisał sprawozdanie z prawdą zgodne. Lekarskie prawnictwo jest tedy dlań nauką propedeutyczną i sprząga nauki prawnicze z naukami lekarskiemi. — Atoli jest jeszcze węzeł, a krom tego stanowczy, między prawnictwem, a lekar-skiemi i przyrodzonemi naukami. Węzłem tym prawo przy 347 rodzone, lub zakon Boży, w piersiach wszelakiego człowieka złożony, duszy jego ręką Boga od wieków wyryty, na sumieniu oparty, a ciągle świeżem prawodawstwa źródłem tryskający , i jako obaczy się zaraz, początkiem prawnictwa będący. Prawo przyrodzone jest także naturą; lubo wyższą, wewnętrzną. Przez nie tedy łączy się przedmiot niniejszy z ogniwem nauk lekarskich i przyrodzonych. Z tego, co rzekło się właśnie, nie wynika wcale, ażeby prawnictwo, wysączając się z nauk lekarskich, dopiero wtedy powstać mogło, gdy nauki te rozwiły się w pełni i zakwitły. O, nie! prawnictwo jest równie stare, jak jatryka, bo nie . tylko zdrowie, ale majątek i prawo społeczeńskie obchodziło zawsze zbyt mocno ludzi; równie stare, jak teologia, bo księgi święte były długo najpierwszemi kodeksami prawa. Chodziło nam powyżej li o znaczenie umiejętnego wywodu prawnictwa i związanie go z naukami już wyłożonemi, nie zaś o historyczność. Jako w istocie człowieka wszystkie władze duchowe, tak w świecie umiejętnym, będącym ich dzieckiem i urobem, wszystkie nauki główne ukazują się od razu, skoro duch ludzkości się rozbudził i pracować począł. Okoliczność ta przecież nie znosi w całokształcie nauk wcześniej-szości jednych, a późniejszości drugich, tudzież umiejętnego ich rodowodu, stanowiska i znaczenia. Prawodawstwo, będąc prawnictwa ciągle świeżym i nigdy nieustającym zdrojem, a spoczywając na prawie przyrodzonem, w istocie człowieczeństwa wiecznie żyjącem, objawia się we wszystkich narodach w całkowitej pełni, a przyczyną jest jednakich, jeżeli nie co do treści, to przynajmniej co do formy, objawów prawnictwa. Jest to system prawnictwa istnego, najrzetelniejszego, krajowego. Prawnictwo to przeto występuje jako pierwsza prawnictwa ogólnego część. Że zaś prawnictwo istne wyczynia się, nie jedynie dzisiaj przez wszystkie kraje i narody, ale wyczyniało się od wieków po całej ziemi i przechodziło w obowiązujące kodeksa, a kodeksa te nabyły powagi, wsławiły się i są jeszcze panu-jącem prawem, uczyć się więc ich koniecznie trzeba. Istno 348 prawnictwo tedy, w księgach powszechnie czczonych i obowiązujących spisane, zowie się prawnictwem dziejowem, lub historycznem, i jest drugą ogólnego prawnictwa częścią. Kodeksa stare nareszcie, a nawet nowe, ułożone są w językach obcych; potrzeba tedy być filologiem i lingwistą , archeo-logiem i hermeneutykiem, ażeby umieć je rozumieć i wykładać. Krom tego, acz prawodawstwo, na prawie przyrodzonem ugruntowane, było, jest i będzie wszędy jedno; urobiło się, stosownie do nieba, ziemi i rozlicznych stosunków innych, w rzeczywistości prawnictw tyle, ile narodów. Zgoła najdziksze ludy mają rodzime prawa. Otóż rzeczą umiejętności jest, prawnictwa te wszystkie poznać i porównać, a wydobyć z nich, nie teoryą, ale praktyką wyświgcone znaczenie prawa. Tak tedy rodzi się prawnictwo naukowe, jako ogólnego prawnictwa część trzecia. Zaczem prawnictwo w ogóle składa się z trzech głównych części następujących: 1)       Prawnictwo istne, krajowe, narodowe, 2)       Prawnictwo dziejowe, europejskie, klasyczne, 3)       Prawnictwo naukowe. Pierwsze jest prawnictwem, ustawicznie się rodzącem ciągłym porodem ogólno-ludzkościowego prawa przyrodzonego i wszechnarodowego prawodawstwa; drugie prawnictwem już wyczynionem i utwierdzonem, a za wzór prawnictwu dalszemu, rodzić się mającemu podanem; trzecie uczonem, a kodeksa wszystkie porównywającem. Pierwsze zatem jest teoretycznej, drugie praktycznej, a trzecie synetycznej natury. Loi-czna zasada podziału nie zmienia się więc tu wcale, lecz wyjawia się w innej i do innego przedmiotu zastosowanej postaci. 349 XXXVII. Prawnictwo istne, krajowe. Jest Zakon Boży w piersiach każdego człowieka ręką pańską wyryty. Stworzyciel świata tchnął w ostatnie swe dzieło własne tchnienie. Co tchnienie to? Boskość z Boga w człowieka przelana. A co Boskość ta? Prawda, piękność i cnota, świętość, wolność i prawo. Jest prawo Boże w nas i dla tego mamy usposobienie do prawa. Usposobienia tego braknie zwierzętom. Gdyby istota ludzka nie zamykała w sobie prawdy, piękności i cnoty, świętości i wolności, nie mielibyśmy o rzeczach tych z niebios ani wyobrażenia. Podobnież, gdyby prawo nie było jaźni naszej przyrodą, nie istniałoby wcale na ziemi. Ludzie zawiązują się w narody. Prawo Boże, będące każdego człowieka istotą, żyje więc zbiorowo we wszelakim narodzie. I wszelaki naród, mocą tkwiącego w sobie tego prawa, usposobion jest do prawodawstwa. A prawodawstwo to wyczynia się jako prawnictwo narodowe. Prawnictwo to zaś jest dla narodu główne i zowie się istne. On się niem rządzi, niem wsławia, uzacnia i uszczęśliwia. Prawnictwo istne, to tedy pierwsza całkowitego prawni-ctwa część. Co ono? Rodzące się wciąż dziecię wiecznego prawodawstwa w każdym pojedyńczym udzielnym narodzie; dziecię prawa Bożego, które tkwi i dysze w tym narodzie; a w końcu dziecię zakonu pańskiego, wypisanego w piersi wszelakiego człowieka. W prawnictwie istnem, podług tego, co przełożyło się właśnie spostrzedz można dwie gałęzie całkowicie różne od siebie: Prawodawstwo narodowe i prawnictwo narodowe. Prawnictwo istne składa się przeto, na miejscu tem i w ogóle, z dwu części: Prawodawstwa i prawnictwa narodowego. Że zaś prawodawstwo polega na prawie Bożem, lub zakonie pańskim, wszelakiemu człowiekowi danym; więc zo 350 wie się zwykle prawem przyrodzonem. Prawo przyrodzone zatem, to pierwsza prawnictwa istnego część. Z części tej wyrasta natychmiast część druga, która roz-stępuje się wnet we dwie części, a to tak, że prawnictwo istne rozpryśnie w trzy części. Prawo przyrodzone albowiem, acz źródłem jest wszech prawnictwa, nie obowiązuje nikogo, gdyż obowiązujące prawo musi być ustanowione, a ono ustanowionem prawem nigdy nie było, nie jest i nie będzie, ani być może. Ono tak się ma do ustanowionych praw, jak n. p. filozofia do wszystkich nauk pospolitych, czyli jest umiejętną ich krynicą. Prawo przyrodzone przeto jawić się musi w prawach ustanowionych, które jedynie są obowiązujące, a które okażą się zaraz jako dwojakie. — Ztąd wynika, iż jakie niektóry naród urobił u siebie o prawie przyrodzonem pojęcia, takie mieć będzie prawodawstwo i prawnictwo; iż do dobrych, lub złych praw ustanowionych i obowiązujących dochodzi się li w miarę wysokości, lub nizkości tych pojęć; iż tedy biada tam, gdzie nie uprawia się umiejętnie teoryi przyrodzonego prawa, będącej filozofią prawnictwa i wszech prawodawstwa matką. Prawa ustanowione i obowiązujące, które z prawa przyrodzonego płyną, są, jako się już rzekło, dwojakie. Czemu? Ponieważ odnoszą się albo do osób pojedynczych, do obywateli, albo też do ogółu, do narodu; to zaś wiedzie do prawa obywatelskiego, lub prywatnego i prawa pospolitego, lub publicznego. Zaczem prawnictwo istne zawiera w sobie trzy części, które są: 1)       Prawo przyrodzone, 2)       Prawo obywatelskie, lub prywatne, 3)       Prawo pospolite, lub publiczne. Oba ostatnie będąc ustanowione i obowięzujące, tworzą we wszelakim kraju prawo narodowe, corpus juris nationalis, który sporządza wszędy prawnictwo główne. 351 I) PRAWO PRZYRODZONE jest pierwszą prawnictwa istnego częścią. To ciągle nowy mesyasz społeczeńskiego świata, mleczna droga i święte jasła prawodawstwa, najfilo-zoficzniejsza i najgłówniejsza dla myślącego prawnika umiejętność, a węzeł, jako już zna się, prawnictwa z lekarskiemi i przyrodzonemi naukami. Acz prawo przyrodzone, równie stare, jak człowieczy ród, jest odwieczne, a było już kagańcem z niebios dla prawniczej mądrości Mojżesza, Solona, Li-kurga i innych starożytnych prawodawców; acz pisał o niem już Plato, Arystoteles i każdy prawie filozof grecki: wszela-koż występuje dość późno, jako urobiona należycie i niepodległa, udzielna umiejętność. Hugo Grocyusz, który wydał w roku 1625 dzieło: „De jure belli et pacis," uważan bywa za stwórcę i ojca dzisiejszego prawa przyrodzonego. Samuel Puffendorf zaś wsławił się urobem umiejętności tej tak dalece, że powołano go w roku 1661 do Heidelberga i utworzono dlań nową przyrodzonego prawa uczelnią. Odtąd wykłada się młodym prawnikom prawo przyrodzone po wszystkich umie-jętniach. Prawo to nalazło huk znakomitych uprawiaczów. Tu najcelniejsze imiona: Hoepfner, Schauman, Klein, Bouter-weck i Schmalc, oraz filozofowie Kant, Fichte i Hegel, ostatni w dziele: „Philosophie des Rechts." Nauka prawa przyrodzonego ma na celu wywiedzenie prawnictwa całego a priori t. j. z istoty ludzkiej, a okazanie go w czystości i pełni niebiańskiej. Prawa występujące tu na widocz, nie są wcale obowięzujące i nie mają żadnego znaczenia dla urzędującego, a podług kodeksu sądzącego o wszystkiem prawnika; ale sporządzają nieocenioną umiejętność dla prawodawcy, wystawiając mu wszędy ideał z tamtego świata, który on powinien do serca przytulić, ciepłem i życiem roze-grzać własnem, przenieść na rzeczywistości piersi, a w nowych ustawach zastosować do narodu, wieku i ducha ludzkości. Cel nauki tej jest wielki i zasługuje na uwagę każdego ukształconego człowieka, tem bardziej zaś obywatela, pragną- cego zostać sejmowym posłem, lub prawnika, sposobiącego 352 się do najprzedniejszych urzędowań, n. p. na członka ustanowionego od rządu prawodawczego ciała. Ponieważ królowie bywają prawodawcami, przeto prawo przyrodzone jest umiejętnością iście królewską. Udzielać się go też zwykło, przy nauczaniu, młodym królewiczom. Prawo przyrodzone rozstępuje się w trzy pokrewne sobie i często mięszane z sobą udzielne prawa, któremi są: prawo natury, prawo rozumu i prawo człowieka. Obejrzenie bliższe trzech tych praw da nam jakie takie o prawie przyrodzonem w ogóle pojęcie. a) PRAWO NATURY jest pierwszy przyrodzonego prawa rozdział. Zowie się tak nienależycie, błędnie. Natura bowiem jest, nie jedynie zwierzęca, ale i ludzka, Bożo-obrazo-wością brzemienna. Tutaj zaś ma się na baczeniu li naturę pierwszą. Imię więc dla prawa tego właściwe powinno być prawo zwierzęce, podług którego rządzą się zwierzęta i ludzie, o ile są jeszcze zwierzętami. Ma się tu na oku stan społeczeństwa zwierzęcy, zwany od Russa i pospolicie stanem natury. Przeznaczeniem więc prawa tego, uważać człowieka li jako dziecko uatury, lub jako dwunożnego zwierza, i wskazać przyrodzone mu ze strony tej przynależności. Wypowiada się ono przez następujące trzy prawa stanowcze: a) Prawo do wszystkiego na świecie. Zwierzę, dziecko i człowiek dziki nie znają własności. Im się wydaje, iż cała ziemia do nich przynależy; iż zgoła wszyscy ludzie są ich poddańcami, a stosować się mają do ich woli i dziwactwa. Jest to samolubstwo, sobolubieżność, sobkostwo, widzące li w sobie ognisko wszechświata i niezdolne jeszcze uznać nikogo z sobą na równi. Tu każdy najjaśniejszy Pan, ziemski Bóg-, tu wszystko moje. Wolno mi gwałtem wydzierać złoto bogaczom, skoro go potrzebuję i mam ku temu siły. Na stanowisku tem stoi rozjuszone Żołnierstwo podczas wojny i śród nieprzyjacielskiego kraju. Łupieże, grabieże, gwałty i bezprawia ich są prawem natury. Do powiatów tych odnosi się mądrość przespołeczniaczów francuzkich i brzechajłów naszych, co pragną dóbr, a nawet żon spólności; co ogłaszają, iż ludz 353 kość zasiadać powinna do ogólnych stołów, jak było niegdyś w Landemonie, a kuncmistrze, poeci, uczeni skrobać mają ziemniaki do kuchni narodowej; co z Furyerem radziby pobu-rzyć miasta i sioła, a na miejscu ich założyć kommunistycz-ne folwarki. Prawo to ma dotąd za sobą mnogie, ciemne, a łupu chciwe rzesze i wypowiada się głośno w czasach rozburzy krwawych. Prawo mocniejszego. Lew panuje nad królestwem zwierząt, a orzeł nad mieszkańcami powietrza, dla tego jedynie, że mocny. Lew ma prawo pozrzeć konia, wołu i samego człowieka, a orzeł porwać cielę, kozę, lub dziecię ludzkie, bo mocniejszy od łupu. Tak myślił Sezostrys, Kambi-zes i Aleksander wielki, Timur-Chan i każdy zdobywca sławny w dziejach; tak myśli i dzisiaj niejeden duch, chciwy podboju. Te a nie inne przekonania miał każdy graf rabuś z feodalnych czasów, wyciągający ze zbrojną czernią z zamczyska, położonego warownie na wysokiej górze, i zagrabiający bogaty towar kupcowi, jadącemu gościńcem. To, a nie co innego, wywodzi na widocz Rynaldo-Rynaldynich, Abelli-nów, Mazeppów, wszystkich rozbójników śród gór i lasów, Bohaterami tu są Farys, plądrujący śród piaszczystej pustyni i korsarz na morzu. Tutaj łup rzeczą główną, życie ludzkie niczem, a pałka w potężnej pięści berłem świata. Tu należą owi, o których Jan Kochanowski tak pieje: „Zbójce, niestety, zbójce nas wojują, którzy ani miast, ani wsi budują, pod ko-tarzami tylko w polach siedzą, a nas nierządnych, ach, nierządnych jedzą!" Prawo to iście zbójeckie jawi się przez cały świat niższego żywota. Tygrys n. p. rozdziera wilka, wilk psa, pies kota, kot szczura, a szczur wszystko r) Prawo odwetu, jus talionis. Człowiek przemocą ukrzywdzony szuka zemsty. Zemsta jest prawem natury i największą drapieżnego serca rozkoszą. Tak sądzi dotąd Czarnogórzec, Druz, każdy dwunożny zwierz. Na prawie odwetu polegały dawniejsze zajazdy, mszczące się wyrządzonej obelgi, polegają dziś jeszcze wojny odporne, tudzież ustawy karne w Turcyi i innych krajach wschodnich. Zasadą ich: utnij rg Panteon tom 1.   23 354 kę temu, kto rękę ci uciął; zabij tego, kto brata, przyjaciela ci zabił! Pod prawo odwetu podciągają się wszystkie rewolucye Że n. p. władza królewska w przeszłowiecznej Francyi, za pomocą duchowieństwa i szlachty, dopuściła się nadużyć; przeto zrokoszowany lud posłał na gilotynę króla, księży i panów. Człowiek w stanie natury rządzi się powyższemi trzema prawami głównemi, z których wysączają się podobnych, ale już podrzędnych praw strumienie. I do stanu tego Russo zachęcał nas tak gorąco, a wymownie! I do zwierzęcości tej zbójeckiej, rozwięzującej społeczeństwo nasze, tysiąckroć od niej wyższe, zmierzają w końcu wszystkie dzisiejsze socyalne teorye. Królem myśli i uczuć w powiecie tym jest Prudon. b) PRAWO ROZUMU jest drugim przyrodzonego prawa rozdziałem. Zowie się również niewłaściwie. Niemcy mianują je lepiej od nas przez Vernunftrecht, co znaczy prawo umysłowe. Rozum bowiem, najwyższe zmysłowości ognisko i empiryi pan, należy jeszcze do natury. Ściśle rzecz biorąc, prawa natury są prawami rozumu, którego nie braknie i zwierzętom, lecz który u zwierząt nosi imię instynktu. Tutaj zaś chodzi o przeciwieństwo prawa natury, t. j. o prawo ducha. Pod prawem rozumu rozumie się tedy prawo ducha, a zatrzymuje się nazwę, jako już upowszechnioną i ogólnie przyjętą. Prawo rozumu jest równie, jak prawo natury, naszem prawem przyrodzonem, albowiem do składu istoty naszej przynależy, nie jedynie natura, ale i duch; nie jedynie zwierz, ale i anioł. Człowiek nie jest bydlęciem, lecz istotą, panującą nad ziemią poddanką i wszystką jej dziatwą. Różnimy się od zwierząt rozumem i córą jego mową. Królujemy, nie tylko żywiołom i całemu wszechświatowi, lecz także lwu, orłowi i wielorybowi, onych królom zwierzęcości, również rozumem. Zostawmyż więc prawo natury zwierzętom, a trzymajmy się raczej prawa rozumu! Prawo to rozstępuje się w trzy następujące prawa główne: " 355 a) Prawo własności. Kto rzecz pewną posiada z jakiego bądź powodu, czy dla tego, że śród stanu natury pierwszy przywłaszczył ją sobie; że ją ulepszył i do niejakiego stopnia doskonałości doprowadził, a siebie samego w nią przelał; czy też, że otrzymał ją w spadku po rodzicach, lub pozyskał sam pilnością i pracą; ten jedynie, a nikt inny, ma do niej prawo. Własność jest święta i nietykalna. Byłoby nierozumem, ażeby próżniak wydzierał pracowitemu owoce trudu i mozołu. Naonczas rozwiązałby się stan rozumny ludzkiego społeczeństwa w nierozumny i zwierzęcy stan natury. Ztąd zbrodniarzem jest, kto własność obcą zagrabia gwałtem, podstępem, lub pieniactwem; kto żyje z rozboju, kradnie i oszukuje. Nie mniejszym zbrodniarzem jest i ten, co wykrzykuje za Pru-donem: „La propriete c'est le vol." O, własność, to nie kradzież, lecz główna stanu rozumu w społeczeństwie ludz-kiem posada! Znieś ją, a społeczeństwa nie będzie! Prawo sprawiedliwości. Człowiek, lub naród cały, jak n. p. polski, skrzywdzony od rabusia, złodzieja, łotra, ma prawo skarżyć się przed całą społecznością ludzką, albo też przed ustanowionym ku celowi temu sądem, i zawezwać pomocy jego. Krzywda, jednemu wyrządzona, jest krzywdą dla wszystkich, bo ,,hodie mihi, cras tibi." Krzywda, obojętnie od innych, nie ukrzywdzonych ludzi, lub ludów cierpiana, dowodzi, pomimo wszech nauk i przemysłu cudów, wewnętrznego ich barbarzyństwa. Sąd dzierży od społeczeństwa udzieloną sobie władzę. Pozywa więc przestępcę prawa i wydaje nań wyrok. Wiadomość i uczucie tego, że chociaż mnie kto skrzywdzi, sprawiedliwość wymierzona mi będzie, daje mi zasnąć spokojnie. Znam, że przebywam pomiędzy ludźmi. Sprawiedliwości bowiem nie otrzyma się w stanie natury, ani na łonie zwierząt, lub dzikiego ludu. Ona córą i prawem rozumu. Prawo karania. Na niewiele przydałaby się wymierzona" ukrzywdzonemu sprawiedliwość, gdyby nie ukarano przestępcy praw rozumu. Przestępca nieukarany byłby jako wilk społeczeński, który, choć go odpędzą, rzuci się znowu 23* 356 w szczęśliwszej chwilce na owcę. Bez ukarania przestępcy, nie byłoby społeczeńskiego bezpieczeństwa. Człowiek, nie szanujący praw rozumu i postępujący sobie, jak drapieżny szakal, nie różni się wcale od bezrozumnego zwierza. Rozum nie może uświęcać nierozumu, a zwierz szkodliwy nie jest człowieka bratem. Przestępca to nie bliźni nasz, nie człowiek, ale zwierz. On, dokonaną zbrodnią, wyłączył się z towarzystwa ludzkiego sam i wyzuł się dobrowolnie z korzyści pogwałconych od siebie społeczeńskich praw. Rozum ma prawo do panowania i władzy nad nierozumem, a człowiek do ukrócania srogości zwierza. Rozum przeto nakazuje ścigać przestępcę, jak ściga się szkodliwego zwierza; ułowić go i zamknąć w więzieniu, a nawet, w razie nieodzownej potrzeby, t. j. gdy ostradało się nadziei polepszenia go moralnie, zabić, jak złego tygrysa, lub krwiożerczą hienę. Prawo karania złoczyńcy, to tyle, co prawo karcenia szkodliwego zwierza. Nie karze się człowieka, ale zwierza w człowieku. Prawo to jest prawem rozumu. I rozum zdrowy nie zgodzi się z dzisiejszymi humanistami chorowitego ducha, co pragną bezwarunkowo wypędzić z prawnictwa kij i miecz karny. Oby nie potrzeba było nigdy używać kija i miecza! Każdy przyjaciel ludzkości ma to życzenie. Ale, gdy kij i miecz, których używa zwierz dwunożny przeciwko wyższym od siebie ludziom i ludom, okaże się jedynym środkiem do wypędzenia zwierza z człowieka, do zrobienia zbrodniarza nadal nieszkodliwym, to użyć ich trzeba! Inaczej panowałby wnet drapieżny zwierz nad ludźmi, a nierozum nad rozumem. Prawo rozumu ukazuje się przeto zupełnem prawa natury przeczeniem. Prawo własności znosi prawo do wszystkiego na świecie; prawo sprawiedliwości ruguje prawo mocniejszego, a prawo karania nie dopuszcza odwetu i zakazuje rewolucyi. Zgodzić się można na reformę, ale precz z rewolucyą ! Prawo natury i prawo rozumu, stanowiąc krańce w polarności przyrodzonego prawa, okazują, że między niemi być musi i jest umiejętna różnojednia. 357 c) PRAWO CZŁOWIEKA jest trzecim i ostatnim prawa przyrodzonego rozdziałem. Celem jego zjednoczenie prawa natury z prawem rozumu i podniesienie człowieka, lub narodu, a nawet człowieczeństwa całego do wysokiej godności, jaką mu Bóg, stwarzając go, przeznaczył. Również tu mają miejsce trzy rozstępy: a) Prawo osobistości. Jedynie rzecz jest poddanką, naczyniem, posiadłością. Osoba zaś, której Bóg dał rozum, wolną wolę i sumienie, ukazuje się panią. Jako Bóg sam, tak obraz i wizerunek Jego w człowieku ma być uznan, uwielbion i uczczon na ziemi, Bóg w poddaństwie, niewoli, bydlęcem zesromoceniu, to bezsens! Podobnymże bezsensem osoba ludzka w rzecz zamieniona, z bydlęciem zrównana i w jarzmie czyjem chodząca. Osoba ludzka może być li osobie Bożej poddana, względem zaś innych osób ludzkich powinna być, równie jak one, wolna i niepodległa. Obrazą Boga i wizerunku Jego jest, chcieć osobę zaprządz na całe życie do pługu swego, jak klacz, lub jałowicę. Dla tego, precz z poddaństwem i wszechhelotyzmem! Dla zwierząt, ale nie dla ludzi niewola! Jak każdy z nas równy jest przed Bogiem, tak równy powinien być i przed prawem. Osobistość we wszelakim człowieku, jako światłość z tamtego świata i boskość wcielona, ma być święta, nietykalna. Przynależy więc na czele praw położyć główne prawo: Ha-beas corpus! Tak, ciało nasze naczyniem jest li osoby naszej. Gdy stanie się naczyniem cudzem; to i osoba nasza ściśle z niśm związana, będzie tem naczyniem. Otóż uznanie wysokiej godności każdego człowieka, lub narodu, i obchodzenie się z nim, jak z dziecięciem Bożem, a zapewnieniu mu równości przed prawem; to prawo osobistości, śliczne i czcigodne. Podług prawa tego powinno być zniesione wszechnie-wolnictwo na ziemi. Hańba, sromota tym narodom i czasom, co kupują i przedają ludzi na jarmarku, jak bydlęta, by też ludźmi tymi byli i murzyni! Tu należy także stosunek dziedzica do kmiecia, o ile ten drugi własnością jest pierwszego. 358 Gdzie zatryumfowało prawo osobistości; tam krocie niewolników przeobraziło się w krocie obywateli, królestwo Boże wyczyniło się na ziemi, kraj zyskał na godności, na wartości wewnętrznej. Gdy Gallowie weszli do Rzymu i patrzyli na siedzących przed domami, zostawionych w mieście starców; sądzili, że to są narodowi Bogowie. Daj obywatelstwo wszystkim, a naród składać się będzie natychmiast z Bogów ! I ojczyzna pójdzie w górę, bo zwszechmocnieje siła jej moralna. Rzekło się, że osoba jest święta, nietykalna. Czy znaczy się to bezwarunkowo? Tak jest. Ukrzywdzić osobę, to zawsze najstraszliwsza zbrodnia. A co zrobić, gdy osoba jaka dopuści się złego ? Oddać ją pod sąd! Gdy sąd uzna, iż zgwałciła prawo, poniżając się do samowolnego zwierza; iż więc wyzuła się z własnej iścizny niebieskiej i wyparła się sama z siebie; wtedy, nie społeczeństwa, ale jej wina, iż odbierze się jej najpierwsze prawo człowieka. Kara, którą zasłużyła, nie jest jej skrzywdzeniem, ale raczej chęcią społeczeńską przywrócenia jej godności i czci uronionej. W prawie osobistości kojarzą się prawo natury do wszystkiego na świecie, i prawo rozumu własności. Osoba, jako istota z niebios i córa Boża, ma, zaiście, prawo do wszystkiego na ziemi. Że atoli osoba ta nie jest tu sama jedna, jako Bóg we wszechświecie, lecz najduje podle siebie osób innych, sobie równych i to samo prawo mających krocie; więc prawo to pomiędzy krocie osób rozdzielone być musi. I ztąd rodzi się konieczność uznania prawa własności. Co większa! Osoba na ziemi o tyle jedynie jest osobą i ma za sobą prawo osobistości, o ile uznaje osoby inne i własność ich. Najdoskonalszem wyrażeniem prawa osobistości są dwa krótkie, tytułem swobód angielskich zrobione i przytoczone już słowa: Habeas corpus ! ) Prawo dowolnej pracy. Nie dość, iż wypuszcza się osobę na wolność. Na co przydałaby się jej ta wolność, gdyby nie dopuszczono jej oddać się zatrudnieniu, jakie się          359 jej podoba i jakie sama sobie obierze? Niech będzie mędrcem, wieszczem, malarzem, gędźbiarzem, księdzem, żołnierzem, rzemieślnikiem, kupcem, rolnikiem, kto czuje w sobie do tego powołanie! Niech każdy wyczyni się swobodnie tem, co najlepszego Bóg sam uczynił istotą jego ! Zniewolić go do zatrudnienia i stanu innego, to tyle, co gwałcić wolę Bożą w nim wyrażoną, a robić z jeniuszu, lub talentu, pewnego rodzaju mierność i nędzotę. Dla tego daj prawo dowolnej pracy, lub to, co nazwaćby można: Habeas animum ! Wyzwól w obywatelu każdym nie jedynie ciało, ale i ducha! Jeżeli pierwsze prawo człowieka, prawo osobistości, znosi niewolę i poddaństwo; to drugie prawo człowieka, prawo dowolnej pracy, usuwa kasty starożytne, średniowieczne i dzisiejsze, wymagające, ażeby dzieci szewca uczyły się szewiectwa, a syn żołnierza, kapłana, urzędnika został żołnierzem, kapłanem, urzędnikiem. Nie zatrudnienie rodzicielskie, ale powołanie wewnętrzne i posłannictwo Boże, w sobie samym uczute, ma być pochodnią przy oborze zawodu na ca-łe życie. Grzeszą przeciwko temu prawu najczęściej rodzice, zniewalając syna do stanu, który zewnętrznemu jego usposobieniu jest przeciwny. Jako habeas corpus przeobraża niewolników w obwateli i podnosi państwo w wysokości moralne; tak habeas animum, dawszy każdemu duchowi swobodę, otwiera szerokie wrota dla przemysłu, sztuki pięknej i umiejętności wszelakiej, dla rękodzieł, fabryk i wszech przedsięwzięć, dla zbawiennego, bo w dobrym kierunku dążącego postępu. Takie państwo pomnoży wnet swą potęgę i zaprzoduje innym, a bogactwo narodowe, mocy politycznej główna podstawa, wzrastać będzie w niem widocznie. W prawie tem kojarzą się znowu prawo mocniejszego i prawo sprawiedliwości. Czemu? Kto najmocniejszy jest w nauce lub sztuce jakiej, a celuje nią nad innymi, to też i sprawiedliwa, że otrzyma stosowne do usposobienia swego urzędowanie. Najdzielniejszy tu zwycięża; a że tak się dzieje, to bardzo sprawiedliwie. 360 Prawo dowolnego kształcenia sie do najwyższego stopnia w obranym zawodzie. Godzi się każdemu być tak wielkim filozofem, jak Sokrates, Plato, Kant, lub Hegel; tak wielkim poetą, jak Homer, Aryost, Mickiewicz; tak wielkim mówcą, jak Demostenes i Chryzostom; tak wielkim bohaterem, jak Cezar i Bonaparte, jeżeli tylko siły i wolę ma po temu! Wolno mu przewyższyć pędzlem Rafaela, smyczkiem Paganiniego! Wysokość stoi otworem dla wszystkich. Niechaj ją zdobędzie, kto ma potężne skrzydła! Dąż, usiłuj, kuś się każdy, jako i o co chcesz! Słowem, Habeas te ipsum ! Jeżeli prawo człowieka pierwsze wyswobodza ciało, a drugie ducha; to trzecie i niniejsze jaźń. Jak pierwsze daje krajowi obywatelów, a drugie skrzętnych przemysłem, sztuką i nauką pracowników; tak trzecie i niniejsze otwiera szerokie szranki dla wszech Bożo-obrazowości. Naród, który uznał i uświęcił u siebie to prawo, zasłynie wnet mężami wielkimi, świetnością i potęgą. Powstrzymać trzeba wszędy wolność kłamu, brzydoty, złego, bezprawia, wszechnieprzystojeństwa, lub wolność czerwieńczą, krzywo pojętą, nie ludziom, lecz zwierzętom miłą. Ale wolność prawdy, piękności, dobrego, wszech-boskości ziemskiej niech przystępna będzie dla wszystkich! Ona zbawia królów i narody. To ojczyzny chwała. W trzeciem tem prawie człowieka kojarzą się prawo odwetu i prawo kary iście po bosku. Człowiek wielki albowiem daje wet za wet człowieczeństwu, bo jeżeli otrzymał odeń wiele, to odpłacił mu zasługą swą również wiele. On karze człowieczeństwo, którego niedostatki, słabości i przywary uczuł głęboce, tem, że miłuje szczerze je, poświęca się zań i kończy, pracując około zniesienia go, na krzyżu! Myślący czytelnik dostrzeże, iż w prawie natury tkwi prawa przyrodzonego, w prawie rozumu prawa prywatnego, a w prawie człowieka prawa publicznego zaród i nasienne ziarno. Z macińca tego zradza się całe prawnictwo. 361 W powyższych dziewięciu rozstępach prawa przyrodzonego mieści się już wszelaka treść dalsza prawa tego, dozwalając się zawsze pod jeden z rozstępów tych podciągnąć. Chcąc dać czytelnikowi jaśniejsze jeszcze o trzech głównych częściach prawa przyrodzonego wyobrażenie, przytacza się, co następuje: Podług prawa natury usprawiedliwia się prawo mężczyzny do wszystkich niewiast, lub dzikie, co chwila inne małżeństwo, tudzież pokrewne z niem, lubo już nieco prawem rozumu ograniczone, wielożeństwo. Prawo rozumu zaś bierze w opiekę bezżeństwo sakramentalne, lub celibat kapłański. Kto żyć chce dla niebios, a nie dla ziemi; dla umiejętności, sztuki, lub dobroczynnego, wielkich ofiar wymagającego powołania; ten poświęca rad żonę, jako istotę, przywiązującą go zbyt do świata i żywota pospolitego. Prawo człowieka nareszcie stanowi jednożeństwo, w którem mężczyzna i niewiasta stają na równi i dopełniają się wzajem. — Że mężczyzna zmysłowy nosi jarzmo ukochanej kobiety i chodzi w podwice, to prawo natury. Któryż samiec zwierzęcy, lub ptaszy nie łasi się przed samicą? Satrapia władza męża nad żoną wynika z uczutego głęboko prawa rozumu. Zrównoważenie zaś władzy męża i żony staje się w skutek uznania prawa człowieka. Gminny, gburowaty ton i układ niedźwiedzia, to prawo natury; etykieta salonowa prawo rozumu, i ugrzecznienie się zewnętrzne stosowne, do wewnętrznego usposobienia, prawo człowieka. — Wolność, której szuka zbój i wszechzło-czyńca, jest prawem natury; panowanie nad zwierzętami prawem rozumu, a wyzwolenie myśli i sumienia prawem człowieka. O prawie przyrodzonem przełożyło się tu rzecz dość szeroce. Czemu? Ono wszech prawnictwa kamień węgielny, a jest narodowi dzisiejszemu niemal całkowicie nieznane. 362 II) PRAWO OBYWATELSKIE, lub prywatne, jest drugą, prawa istnego częścią, a pierwszem prawa przyrodzonego zastosowaniem, pierwszśm prawem ustanowionem i obo-wiązującem, co naród i kraj innem. Od niepamiętnych czasów dzielą prawo ustanowione na prywatne i publiczne, gdyż podział ten, zwłaszcza po usunięciu na bok prawa przyrodzonego, jako nie obowiązującego, wynika z rzeczy samej. Digesta n. p. de just. et jure, lib. I. §. 2. uczą: „Hujus studii duae sunt positiones: privatum et publi-cum. Privatum jus est, quod ad singulorum utilitatem spec-tat, publicum, quod ad statum reipublicae." Pierwsze tedy jest obywatelskie, drugie pospolite, a obadwa narodowe i istne. Prawo prywatne odnosi się do osób pojedyńczych, do różnych stosunków obywatelskich, do stanów, zgromadzeń, cechów i ciał zbiorowych. Wyrazem jego są ustawy uchwalone, uświęcone, zaprowadzone i obowięzujące, których spis zwać się zwykł kodeksem prawa prywatnego, statutem praw obywatelskich, księgą praw dla każdego. Jako gdzie prawo przyrodzone, tknące się osób pojedyńczych, urobiono i do sądowej praktyki zastosowano; tak dobre, lub złe, tam prawo prywatne. Gdzie obywateli nie ma, tylko niewolniki; tam prawa obywatelskiego nie potrzeba. Prawo to przeznacza się, nie dla prawodawców, jak przyrodzone, ale dla urzędujących prawników, którzy, czy chwalą je, lub ganią, powinni dzierżyć się go ślepo. Również to prawo rozstępnje się w trzy oddziały: Prawo cywilne, policyjne i kryminalne. W końcu czyni się tutaj o prawie postępowania sądowego. a) PRAWO CYWILNE jest pierwszy oddział prawa prywatnego. Celem jego głównym ustawy, ściągające się do trzech przedmiotów prawnych: do osoby, rzeczy i zobowiązania się wzajemnego. Ztąd trzy cywilnego prawa następujące rozczłonia: b) Prawo osoby, jus personarum, oznacza i porządkuje wszystkie postanowienia, tknące się praw osób, a to w naj-rozliczniejszych położeniach i przygodach życia. Tu mowa o równości każdej osoby, bez względu na stan, wiek i płeć, 363 przed prawem, lub, gdzie równości tój nie ma, o prawach i przywilejach każdego stanu; o nietykalności osoby w ogóle, a, jeżeli prawo przekroczyła, o jej uwięzieniu i śledztwie; o obelgach, o pojedynkach, o małżeństwie, o obowiązkach małżonków, rodziców i dzieci; o opiekuństwie nad sierotami i niepełnioletnimi; o testamentach, lub ostatniej woli umierającego, o ważności lub nieważności tej woli; o podarunkach, które sąd uznaje, lub nie. Jakkolwiek urządzi się gdzie społeczeństwo, zawsze będą, w skutek pracy, dzielności i zasługi z jednej, a próżniactwa, niezdolności i gnuśności z drugiej strony, pomiędzy ludźmi różnice, które w końcu uświęcone bywają prawem. Otóż przywodzi się tu prawa, odnoszące się do różnic tych, jako n. p. o osobach rządu, sądu i wojska, oraz o czci i posłuszeństwie, które się im powinno, o osobach stanu duchownego, szlacheckiego, mieszczańskiego i chłopskiego, tudzież o prawach, których używają; o nauczycielach , uczonych, sztukmistrzach, rzemieślnikach, wyrobnikach. Słowem, wszystko tu przynależy, quod ad subjectum juris, scil. ad personam spectat. Prawo rzeczy, jus rerum, ma na celu przedmioty nieosobiste, będące własnością osób. Tu występują ustawy, tknące się posiadłości, nabycia i sprzedaży dóbr, wynajęcia mieszkań, wiosek, pól i ról, dzierzawy wszelakiego rodzaju, dziesięciny kościelnej i podatków rządowych, do własności przywiązanych, czynszu i pańszczyzny', wszech ciężarów, majątek gniotących. Tu należą prawa hipotetyczne, kupieckie i bankierskie, prawa kambierskie, lub wekslowe, przewozowe, okrętowe, drożne, słowem wszystko, quod ad objectum juris, scil. ad rem spectat Prawo zobowiązania sie wzajemnego, jus actionum, sive obligationum, ma za przedmiot, urzędowo lub własnoręcznie napisane układy i ustne ugody. Digesta lib III. de obl. et act. mówią: „Obligationum substantia non in eo consi-stit, ut aliquid corpus nostrum, aut servitutem nostram fa-ciat, sed ut alium nobis obstringat ad dandum aliąuid, vel praestandum. Tu mowa o układach małżeńskich przed ślu 364 bem, o przyjęciu na siebie wychowania cudzych dzieci, o stosunkach sługi do pana i odwrotnie, o majstrach i czeladnikach. Tu należą omnia pacta, omnes conventiones, słowem wszystko, quod aeque ad subjectum, ac ad objectum juris spectat. b)       PRAWO POLICYJNE jest drugi oddział prawa pry watnego. Daje przepisy dla urzędników, czuwających około ogólnego bezpieczeństwa i porządku, jako postępować mają, ażeby prawo cywilne nigdzie od nikogo i pod żadnym wzglę dem naruszone nie zostało. Policya, to urzędowa strażnica prawa cywilnego. Pojęcie i orzeczenie to jej jest jedynie prawdziwe. Ona ma nie tylko chwytać na gorącym uczynku przestępujących prawo cywilne, lecz także starać się oddalać przestępstwa. Do niej więc odnosi się pewne prawodawstwo, od miejsca i okoliczności zawisłe; karanie osób, moralność, czystość, lub publiczny porządek obrażających; osadzanie w kozie pijaków, zawadyaków i ludzi podejrzanych; śledzenie ukrywających się złoczyńców. Żandarmy stanowią część policyi, zostającej w służbie prawa kryminalnego. Jest-to za kład wielce pożyteczny, szczególniej po wsiach i gościńcach, gdzie policyantów nie ma. Odróżniać trzeba między policyą zwyczajną i policyą tajną, śpiegostwem i donosicielstwem zajętą, a zawsze zły stosunek pomiędzy rządem i ludem oznaczającą. Dzisiejsze policye europejskie, w skutek reakcyjnych rządów, polują bardziej na zacnych patryotów, niż na złoczyńców. c)       PRAWO KRYMINALNE jest trzeci oddział prawa prywatnego. Ponieważ najdują się osoby, które postępują bezrozumnie i gwałcą prawo cywilne, a policya nie podoła gwałtom tym zapobiedz; więc potrzeba za większe wykroczenia, szczególniej za zbrodnie, naznaczyć surową karę. Prawo po winno działać silnie; działać zaś silnie nie zdoła bez nagrody dobrych, a karcenia złych, w miarę zasługi. Człowiek za cny nie potrzebuje, zaiście, ani nagrody, ani kary; ale dlań także rządi sąd niepotrzebny. On czyni dobrze, bo tak nakazuje mu głos wewnętrzny i uczucie godności swojej. Prze 365 cież nie wszyscy są zacni i nie wszyscy tak myślą,. Ztąd nagroda i kara ważne lewary moralne w ręku prawodawcy. Czy uważa się karę, jako prawo rozumowe i dziecię sprawiedliwości prawowite, lub jako gorgonią głowę, odstraszającą od przestępstw i zbrodni, lub jako odwet za uczynioną krzywdę, — mniejsza tu o to; dość, że w ludzkiem społeczeństwie, gdzie pełno gminu, a bardzo daleko od postradanego raju, potrzebna. Prawo kryminalne oznacza tedy bliżej różnego rodzaju przestępstwa i zbrodnie, tudzież karę im odpowiednią. Ciekawe w prawie tem jest stopniowanie występków i kar. Nie dość, że zna się już potrójne prawo prywatne, lub obywatelskie. Potzeba znać jeszcze drogę sądową, którą idąc, dojdzie się do otrzymania sprawiedliwości. Kto weźmie się źle do sprawy, przegra ją, by też była najlepsza. Z tych powodów zaprowadza się jeszcze wszędy : Prawo procesowe, lub prawo sądowego postępku, czyli procederu, prawo procedury. Tu dają się przepisy, jak ma się skarżyć i przed którym sądem; jak poczynać sobie dalej, ażeby trafić nareszcie do końca, bo druga strona broni się i kręci rzeczą za pomocą rzeczników. Gdzie prawnictwo, tam wnet i pieniactwo. Formalności postępowania sądowego są zatem niezmiernie ważne i konieczne. Tutaj mowa jest także o obowiązkach sędziego, adwokata, notaryusza i obu stron, prawujących się wzajem. Są trzy rodzaje prywatnego prawa, zaczem i trzy rodzaje sądów. Sądy policyjne dotyczą się drobnych przestępstw, a powierzone bywają burmistrzom i wójtom gminnym. Sądy cywilne karzą już większe przestępstwa, przecież dopóki te nie noszą jeszcze imienia zbrodni. Sądy kryminalne nakoniec rozstrzygają los ciężkich złoczyńców. Prawo prywatne, lub obywatelskie, to prawnictwo najwłaściwsze, najistniejsze i najprzedniejsze. W niem szczególniej biegły ma być wszelaki sędzia i obrońca; w niem oczytać się ma nawet zwyczajny obywatel, bo nie „omość prawa nie usprawiedliwia nikogo, a prawo to tknie się każdej niemal codziennej czynności. Prawo prywatne jest, zaiście, 366 w każdym kraju inne; wszelakoż ono wszędy sprawiedliwości grunt. Treści jego nie roztacza się tntaj szerzej, bo to byłoby już nauczanie prawnictwa, o którem dać się tu ma li wyobrażenie. III) PRAWO POSFOLITE, lub publiczne, jest trzecią i ostatnią prawnictwa istnego częścią, a drugiem prawa przyrodzonego zastosowaniem. Przeznaczone zostaje, nie dla urzędującego prawnika i sądu, ale dla członka sejmu, lub innego prawodawczego ciała, tudzież dla posła, wyobrażającego rząd krajowy przy dworze obcym za granicą. Prawo przyrodzone stosuje się tutaj do państwa, do wielkich jego czynników, któremi są rząd i lud, a wreszcie do związków i spraw jego z państwami innemi. Jest to jus constitutum, quod ad sta-tum reipublicae spectat. Wstęp do prawa tego jest wielce ważny i ciekawy. Oznaczają się tu bowiem prawnie, a stanowczym i obowięzującym sposobem, trzy władze w państwie: prawodawcza, wykonawcza i sądownicza. Dają się zasady, tknące się władzy najwyższej, wszystkie władze w sobie ogniskującej i nad wszystkiemi przełożonej. Dalej mówi się, nie już naukowo, ale ko-deksowo o świętości moralnej, przywięzującej się do osoby, która piastuje najwyższą władzę; o obowiązku posłuszeństwa rządowi i żywota dla dobra ogółu, a szczęścia ojczyzny; o potrzebie walczenia, poświęcenia się bez granic i umierania w obronie kraju; o hańbie zdrajcy sprawy narodowej. Wszystkie te stosunki, ryczałtowe i publiczne, w każdym narodzie, w miarę biegłości jego w prawie przyrodzonem, inaczej pojęte i ukartowane, a z resztą od różnorodnych położeń i okoliczności zrodzone, odprawują się tu w ustawach wstępnych, gruntem pospolitego prawa uczynionych. — Przystępuje się nakoniec do szczegółów. Wtedy rozpada się rzecz, przez 367 wzgląd na trzy główne stosunki: rządu do ludu, ludu do rządu, i narodu do narodów innych, w trzy rozdziały następujące: a) PRAWO RZĄDU, jus imperii, trudni się oznaczeniem stosunku rządu do ludu. Państwa są albo monarchiczno-de-spotyczne, albo monarchiczno-arystokratyczne, albo monar-chiczno-konstytucyjne, albo republikanckie. W każdem z nich inne ma rząd prawa i w innym stoi stosunku do ludu. I tak w państwie monarchiczno-despotycznem tylko król jest rządem. Od woli jego wszystko zależy. Rozkazy jego są prawem. Urzędnicy i wojsko, księża i obywatelstwo, to sługi jego, których obowiązkiem ślepe posłuszeństwo. W państwie monarchi-czno-arystokratycznem rozdziela się władza pomiędzy króla i panów, a prawo oznacza, co do jednej, a co do drugiej przynależy strony. W państwie zaś konstytucyjnem tak mniej więcej kształtują się stosunki: Osoba królewska, przed Bogiem tylko odpowiedzialna, nieodpowiedzialna jest przed ludem. Za wszystko odpowiedzialni są ministrowie. Rozporządzenia królewskie nie są obowiązujące bez podpisu którego z ministrów. Król mianuje ministrów, a sejm wgląda w ich czynności, oświadcza im, lub cofa swoje zaufanie. Ministrowie nie posiadający zaufania tego, składają urząd. Rząd powinien czuwać nad dobrem ojczyzny zewnętrznie i dla tego utrzymywać posłów w obcych krajach, starać się o przyjaźń sąsiednich mocarstw, o cześć narodu i polityczne jego znaczenie; ma kierować tak państwa rydwanem, ażeby światło, umiejętność i sztuka, przemysł, handel, rolnictwo, bogactwo krajowe, potęga i świetność, pomyślność i chwała były dla ludzkości ca-łej oczywiste. Ma prawo do wybierania, przesadzania i odprawiania urędników, władania siłą zbrojną, zarządzania kra-jowemi dochodami, zakładania szkół, poczt, domów sierot, kary i poprawy, podawania sejmowi projektów do prawa, starania się wszystkiemi siłami o dzielność i sprężystość swej władzy, a szczególniej o zyskanie ufności powszechnej. — W państwie republikanckiem rząd bywa prostym sługą ludu i ma te jedynie prawa, które nadać mu podobało się ludowi. 368 b) PRAWO LUDU, jus populi, oznacza znowu stosunek ludu do rządu. W republikanckich krajach lud ma wszystkie te prawa, które posiada gdzie indziej król jedynowładny; w krajach zaś monarchiczno-despotycznych i monarchiczno-arystokratycznych jedynie to prawo, ażeby obchodzono się z nim po ojcowsku, a przynajmniej po ludzku. A jakie są prawa jego w krajach konstytucyjnych? Lud nie ma prawa ani do wszechwładztwa, o którem marzą wichrzyciele, ani n;twet do uchwały i sankcyi praw, albowiem na łonie jego gnieździ się motłoch najobrzydliwszy, którym lada jezuita, lada łotr, zgoła wróg ojczyzny zakieruje łatwo; motłoch, który nie posiadając ani politycznego ukształcenia, ani jednozgodnoś-ci z sobą, ani stateczności niezachwianej, dziś stawia ulubieńcowi swemu ołtarze, a jutro go kamionuje, lub z kraju wypędza. Prawo ludu najgłówniejsze i najprzedniejsze jest, w ważnych bardzo razach, mianowicie, gdy chodzi o los całego narodu, dać poznać swą wolę, co dzieje się przez powszechne głosowanie, le suffrage universel; zresztą zaś polega jedynie na dowolnym wyborze pewnej liczby namiestników własnych. Ci naznaczają i wyprawują posłów na sejm, którzy wyobrażają i namiestników ludu i lud sam. Na, sejm tedy przelewa się cała władza i wszelkie prawo ludu. Sejm zaś ma prawo przyjmować, lub odrzucać, rządowe pomysły do ustaw nowych, rozstrzygać pomiędzy wojną a pokojem, prze-patrywać sprawozdania finansowe, t. j. dochody i rozchody państwa; zezwalać, lub nie, na podatki, tudzież na kredyt nadzwyczajny i zaciągnienie długu narodowego; zabezpieczyć ludowi wolność politycznych posiedzeń i religijnych zbiorów, wolność myśli, mowy i druku, jawność spraw urzędowych i sądowych; gromić rząd za nadużycia, lub słabość; nadać mu kierunek inny, a pomnożyć, lub umniejszyć władzę. Zgoła w rzeczypospolitej, nie lud sam, ale sejm stanowi i prawodawstwo i rząd krajowy. Prawo rządu i ludu, razem wzięte, zowie się konstytucyą która ani powstać, ani zmienić się nie powinna, bez wzajem nego porozumienia się i zezwolenia stron obu, t. j. rządu 369 i sejmu. Inaczej następuje jednostronność, za którą idzie albo rządowa, albo ludowa samowola. Długo widziano w konstytucyi najdoskonalszy wyraz prawa publicznego. Dziś przeświadczono się, iż ona jest mechanizmem, niewiele wartym. Rząd ma tu ręce zawiązane przez sejm, a sejm znowu przez rząd, i ani jeden, ani drugi nic ważnego, nic pożytecznego , uczynić nie może. Jest to ciągłe pasowanie się dwu olbrzymów z równemi siłami, osłabiających się wzajem ku szkodzie ogólnej. Jaki więc może być na przyszłość prawa publicznego grunt? Nie inny, tylko cnota obywatelska całego narodu, tylko moralność i etyka, na której już Plato opiera rzeczpospolitą, a która sama jedna podoła urzeczywiścić królestwo Boże na ziemi. Służba cnocie, to tedy najprzedniejsza służba królowi i ojczyźnie. Ona złą nawet kostytucyą zrobi pożyteczną. c) PRAWO NARODÓW, jus gentium, oznacza pomiędzy-narodowe stosunki, lub stosunek narodu do narodów innych. Pomiędzy narodowe stosunki, stanowiące trzeci i ostatni rozdział prawa publicznego, uporządkowane bywają warunkami pokoju, zawartego po długiej wojnie, porozumieniami się wząjemnemi jednego kraju z drugim, a wreszcie kongresami monarchów, lub ich posłów, jako n. p. sławny kongres wiedeński i traktaty paryzkie, będące jego poprawą dalszą. Występują tu wreszcie na widocz niektóre, starożytnością osiwiałe i wszędy uświęcone prawa, jako n. p. następujące: Wydać potrzeba ościennemu krajowi kryminalnego złoczyńcę, ale nie politycznego wychodźcę. Nakazuje to ogólne rodu ludzkiego uczucie. Cudzoziemca, siedzącego w kraju bezpiecznie i ztąd zawichrzającego politycznie własną ojczyznę, nie wyprawia się wprawdzie w ręce wrogów, ale albo wypędza się go od siebie, albo tśż odbiera się mu wszelką moc szkodzenia. Odkrywszy spisek na łonie państw twoich, ku zgubie sąsiedniego rządu uknuty, doniesiesz rządowi temu całą rzecz bez ogródki, lub przestrzeżesz go o grożącym mu zamachu. Posła narodu innego, nawet nieprzyjacielskiego, szanować będziesz i niedopuścisz , ażeby uczynił mu kto krzywdę, albowiem w osobie jego obraziłoby się naród cały, któ Pantaon tom I.   24 370 rego on wyobraźnikiem. Z brańcami wojennymi obchodzić sie, trzeba po ludzku i szanować w nich święcie prawo osobistości. Choć walczyli z nami zawzięcie; to cześć im, bo spełnili względem ojczyzny swej obowiązek. Traktaty polityczne i umowy handlowe z obćemi krajami mają być święte. Wymaga tego własnego narodu cześć. Pieniądze bić będziesz, mające wartość realną, bo nakazuje tak rzetelność publiczna. Wreszcie sam stracisz na złych pieniądzach, gdyż rządy sąsiednie porozumieją się z sobą i odmówią monecie twej iścizny. Dasz pomoc i opiekę ojcowską w każdej potrzebie cudzoziemcom, kraj zamieszkującym, lub zwiedzającym, i obchodzić się z nimi będziesz podług praw gościnności. Monarchom zaś obcym, do kraju przybywającym, każesz oddawać królewskie uczczenia. Gdybyś ufność ich zawiódł i którego uwięził, okazałbyś się barbarzyńcem. Prawa takie i podobne istnieją od wieków, a zgoła przed chrześciaństwem usadziły się na chrześciańskiej zasadzie: „Nie czyń tego drugiemu, czego nie chcesz, ażeby tobie czyniono!" Do uświęcenia praw, na zasadzie tej opartych, zniewoliła ludy wzajemna potrzeba. Cóż ztąd? Powyżej konstytucya, a teraz prawo narodów gruntuje się w końcu na cnocie. Jest to znak, że całego prawnictwa ojcem i piastuiiem jest pierwiastek etyczny. Prawo przyrodzone, prywatne i publiczne sporządza samo w sobie już, nawet pod filozoficznym względem, całokształt prawnictwa pełen, doskonały i okrągły. Prawo przyrodzone jest bowiem ciągłą prawa możebnością, łub prawem in potentia, pierwostanem prawa; prawo prywatne zaś, które rodzi się i przeistacza z każdym ukazem rządowym, lub z każdą nową sejmową uchwałą, ukazuje się prawa rzeczywistością, prawem in actu, żywostanem prawa; prawo publiczne nakoniec, dotycząc się mniej więcej niezmiennych praw konstytucyi i wiecznego prawa narodów, sporządza prawa konieczność, prawo in sempiterno, bożostan prawa. Tu kończy się prawnictwo istne, a z niem każde narodowe i ojczyste, najbardziej i głównie obowiązujące. Był to 371 rys prawnictwa ogólny bez względu na różnice i właściwość miejscowych treści. Postąpiło się tutaj tak z prawnictwem, jak niegdyś z teologią, t. j. dając umiejętność samę, ale nie zapuszczając się w przedmiot jej bliżej oznaczony, a wszędy odmienny. Z prawnictwem istnem kończy się już właściwie prawnictwo całe, lecz tylko dla narodowego i zwyczajnego prawnika. XXXVIII. Prawnictwo dziejowe. Człowiek, biegły w prawnictwie istnem, które przełożyło się właśnie, t. j. w prawnictwie narodowem, krajowem, może być rzecznikiem i sędzią, ale tylko we własnej ojczyźnie. Jeżeli zaś wyjdzie za granicę, przestanie być prawnikiem; albowiem wszędy ma się inne prawo narodowe, którego uczyć się trzeba. Prawnik hiszpański, angielski, pruski, austryacki, szwedzki, i t. p. trzyma się każdy innego prawnictwa narodowego, a więc inne ma wyobrażenia o prawie w ogóle. Oni porozumiećby się z sobą nie podołali, gdyby pomiędzy nimi nie było węzła spólnego. Węzłem tym, co być może? Nic innego, tylko prawnictwo jakie uznane ogólnie za najlepsze i wzorem wszech europejskiego prawnictwa zrobione, lub kilka prawnictw takowych, słowem, prawnictwo historyczne, dziejowe. Wszelaki naród związan jest z człowieczeństwem i sporządza pewną jego postać. Co większa! Duch człowieczeństwa stanowi grunt i istotę jego ducha. Człowieczeństwo zaś jest stare i nadawało sobie prawa od wieków. Prawnictwo samo, jako polegające na zapadłych i uświęconych pewnego czasu ustawach, tkwi w przeszłości i oderwać się od niej nie może. Przeszłość posiadała prawa, które wpływały silnie na dzisiejszość, a nawet ją obowięzują jeszcze. Potrzeba tedy, 24* 372 ażeby prawnik znał prawa przeszłości, mianowicie zaś takie, na których oparło się, i do których odwołuje się w razie nie jednym wszech prawnictwo narodowe, lub istne. Oto powód, że uczyć się każą prawnictwa dziejowego, i że prawnictwo to występuje, jako druga i wielka prawnictwa całkowitego część. Czy prawnictwo w ogóle byłoby możebne, gdyby nie tkwiło w przeszłości i nie wybieżało z niej? Czy podobnaby nam było usprawiedliwić majątek, a nawet imię rodzinne, gdybyśmy nie mieli prawnych dowodów, spadłych na nas po przodkach? Całe prawnictwo tedy, to wielka po dziadach i ojcach spuścizna. Słuszna przeto, że prawo dziejowe uznane zostało za wszech prawa podstawę i dźwignią. Wiara chrześciańska rozszerzyła się po Europie, a z nią otrzymały powszechne uświęcenie dwa zakony, stary i nowy. W starym najdują się prawa Mojżeszowe, które Hebrajczyk czcił i szanował, jako prawa, przepisane mu od samego Boga. A ponieważ był on ludem wybranym i żył pod teokratycznym rządem, uważał je, nie tylko za religijne, lecz także za polityczne i narodowe, istne. Okoliczność ta stała się powodem, że kościół chrześciański, uznający zakon stary za święty i obowięzujący, chciał zebrać prawa Mojżeszowe, pogodzić je z przykazaniami Chrystusowemi, zlać to wszystko w jeden kodeks, ogłosić za prawo Boże i uczynić dla chrześciańskich narodów prawodawstwa krajowego zasadą. Tym sposobem urodził się pomysł prawa Bożego, jako najpierwszego dziejowego. A prawo to Boże, jako w piersi wszelakiego człowieka wyryte, uchodzić poczęło za prawo przyrodzone. Wielki tu błąd w pojęciach! Prawem przyrodzonem być może ta światłość, każdemu z ludzi dana, której Jan Chrzciciel niósł świadectwo; prawo zaś Mojżeszowe i Chrystusowe jest objawieniem , jak kościół sam naucza; zaczem prawem przyrodzonem nazywać się i nigdy z niem mięszane być nie powinno. Przekonanie, że przepisy obu zakonów wiarowych powinny mieć moc i powagę prawniczą, urobiło się podług wszech 373 prawdopodobieństwa w siódmym wieku, a wkroczyło po raz pierwszy w prawnictwo świeckie w Justyniańskich Nowellach. Tu czyta się (Nov. 83. cap. 1.) ustawę: „Secundum sacras et divinas regulas, quas etiam nostrae leges non dedignantur, sequi". W wieku dziewiątym Benedykt Lewita umieścił w zbiorze tak zwanyck kapitularyów biblijne przepisy, jako prawniczo obowiązujące. I Papież przepisy te uświęcił. Alfred wielki, ogłaszając swe prawodawstwo, wyprawił naprzód najcelniejsze przepisy ksiąg świętych, jako prawa zasadnicze. W starym szwabskim praw zbiorze występują biblijne przykazania pod nazwiskiem jus naturale. Durandi, który żył w trzynastym wieku, dzieli w speculum juris prawnictwo całe na sześć odrębnych praw, które są: lex naturalis, mosai-ca, prophetica, evangelica, apostolica et canonica. Tu tedy prawo kościelne połknąć chce świeckie i nie zostawić dlań ani piędzi miejsca. Jeszcze w przeszłym wieku, w roku 1756 król Duński zażądał od prawniczego wydziału w Kopenhadze odpowiedzi na pytanie: czy prawo Boże zezwala na ułaskawienie takiego mordercy, co zabił bliźniego przypadkiem, t, j. bez woli i zamiaru? Ogłaszano nieraz prawo Boże, a wykonywano często i długo tak zwane sądy Boże, okazujące niewinność próbami ognia i wody, torturami, pojedynkiem. Wszelakoż wyznać potrzeba ku czci europejskiego człowieczeństwa, że, pomimo wszystkich usiłowań duchowieństwa, prawo Boże nie stało się nigdzie i nigdy wyłącznie i jedynie prawniczym kodeksem. Dziś takie jest prawników o rzeczy tej zdanie: „Z pra-wnictwem, jako to tkwi już w samśmże jego pojęciu, rządowy i świecki przymus, a w końcu katowski miecz zwykł chodzić w parze; przepisy zaś religijne opierają się na wierze osobistej i dobrej woli każdego, na wolności przekonania i swobodzie sumienia. Wiarę, a z nią i przepisy religijne odmienić można, albowiem prawo świeckie tego nie zabrania; lecz prawu krajowemu posłusznym być musisz. Inaczej spo 374 tka cię kara. Trzymamy przeto z Justynianem: „Leges sa-cras et divinas non dedignamur, t. j. nie znosimy i nie potępiamy, jednakże nie robimy ich artykułami naszego prawa. Mają tyle jedynie u nas znaczenia i powagi, o ile umieszczone zostały w praw obowiązujących zbiorze. Jak trybunał sądowy nie jest kościołem, tak i odwrotnie kościół nie może być trybunałem sądowym. Są to dwa światy całkowicie inne, jeden drugiemu nie podległe." Prawo Boże nie znalazło tedy prawniczego uznania i uświęcenia. I Bogu dzięki, gdyż przez nie utwierdziłoby się na ziemi sądy kapłańskie, a z niemi inkwizycyą świętą, i Europa nie różniłaby się duchem od Azyi. Inaczej atoli stało się z tak zwanem prawem kanonicz-nem, które zaprowadzili i uświęcili papieże. Przez całe wieki średnie Rzym był stolicą chrześciańskiego świata, a Ojciec święty królem królów. Ustawy więc jego, zwłaszcza tknące się rzeczy ziemskich, mogły mieć i mają charakter polityczny, świecki, prawniczy. Prawo kanoniczne, które zaprowadzone zostało wszędy, gdzie tylko dosięgła moc Rzymu, a które obowiązuje dziś jeszcze po katolickich krajach, to pierwsze prawo dziejowe, wszystkie narody europejskie kojarzące, którego prawnik uczyć się powinien. Źle stałoby z prawnictwem dziejowem, gdyby gruntowało się jedynie na prawie kononicznem, które nie na narodowe, ale na kościelne baczy wciąż cele, a utwierdza hierokracyą, lub panowanie księży; które nareszcie urabiało się przez mnogie wieki, ogłaszane było przez wielu papieżów, a nie ma w sobie ustrojności żywotnego całokształtu. Krom tego, obok prawa kościelnego stać powinno prawo świeckie, które dla prawnika, z istoty rzeczy samejże, więcej ma wagi i znaczenia. Do prawa kanonicznego przyłączyło się naprzód prawo rzymskie, a później francuzkie; pierwsze kodeksem Justyniana , a drugie kodeksem Napoleona uświęcone i za najlepsze uznane. 375 Trzy są. tedy prawa dziejowego rozstępy: 1)       Prawo kanoniczne 2)       Prawo rzymskie 3)       Prawo francuzkie Nauka trzech praw tych nie jedynie teoretyczną i umiejętną, lecz także praktyczną i żywotną ma wartość. Prawa te albowiem obowiązują wszędy w Europie w takowych razach, gdzie prawa narodowe milczą i czego innego nie stanowią. Tak pojęte i rozszykowane prawnictwo dziejowe jest zaiście podwalą prawnictwa ogólnego, a nadaje prawnikom wszystkich krajów pewne tożsamości piętno. I) PRAWO KANONICZNE, czyli tak zwany corpus ju-ris canonici, jest pierwszem prawem dziejowem, które dziś jeszcze mniej, lub więcej obowięzuje, a przeznaczone zostało za przedmiot nauki dla każdego prawnika. Są to ustawy papieskie i kościelne dla prawowiernych, tak dla duchowieństwa, jak lajów. Acz najsławniejsi prawnicy w Niemczech, jako n. p. Amman, Morstadt, pierwszy we Frejburgu katolickim, drugi w Hejdelbergu protestanckim, prawa kanonicznego profesor, oświadczyli, że prawo to jest zbiorem dzikich, średniowiecznem barbarzyństwem tchnących ustaw; że przypomina często ustawy kasty bramińskiej w Indyach i kapłańskiej w starym Egipcie; że nie wytrzymuje umięjętnego poglądu oświaty dzisiejszej; że szkoda czasu i pracy na bliższe się z niem zapoznanie: poświęca się mu przecież kilka wyrazów. Ma ono bowiem, jeżeli nie umiejętną, to wiarową wartość, mianowicie dla tak średniowiecznie-katolickiego narodu, jako nasz. O podziale prawa tego ściśle loicznym myśleć nie można, bo nie występuje ono wcale jako organiczna i jednozgo-dna z sobą całość. Tu są tylko przypadkowe i tabellaryczne różnice, dziejami kościelnemi uświęcone. Przegląda się je ninie: 376 a) CANONES APOSTOLICI zawierają w sobie najpierwsze ustawy chrześciańskiego kościoła. Początek ich nie wiadomy. Sądzą, że jakiś „pater" t. j. zakonnik, zbierał je dla siebie i ciekawości własnej. Później przypisano je apostołom i nadano im od nich nazwisko. Ustawy te mają dwa wydania. Pierwsze składa się z 50, a drugie z 85 rozdziałów. Przybyszowe 35 rozdziałów wydania wtórego mieszczą w sobie postanowienia pierwszych soborów, począwszy od Nicejskiego. Były początkowo w języku greckim napisane, albowiem pierwsze sobory odbyły się na wschodzie. Dionysius parvus przełożył je w r. 525 na język łaciński. Kościół rzymski przetworzył je podług potrzeb i widoków własnych, uznał za obowięzujące i uświęcił. Papież Adryan ofiarował je w jednym odpisie Karolowi Wielkiemu. Ztąd nazwa ich późniejsza: Codex Hadrianacus, który przez pewien czas był jedy-nem prawem kanonicznem, a dziś stanowi do prawa tego wstęp. Canones Isidoriani grały dość długo znakomitą rolę obok powyższych apostolskich. Zebrać i uporządkować je miał Izydor biskup Sewilski, trzymając się ściśle autentyczności i krytyki historycznej. Kościół rzymski uznał je z początku; poznawszy zaś niekorzyść własną, odrzucił i wyklął, jako niby pseudo-Izydoryańskie. Spomina się je tutaj, bo były i są powodem do zaciętych waśni w prawie kościelnem i dają oręż odszczepieństwom przeciw Rzymowi. Dzieło Dionysii parvi, świadczące, iż w Rzymie fałszowano dzieje, tudzież canones Isidoriani, dla tego odrzucone, że ścisle historyczne, są dotkliwą dla kościoła raną. b) DECRETUM GRATIANI winno początek Gracyano-wi, pewnemu mnichowi klasztoru Benedyktyńskiego w Bolonii, który, od S. Bernarda zachęcony, wziął się około r. 1140. do pracy i ułożył prawo kanoniczne w całokształt piękny, z Justyniana kodeksem praw świeckich mierzyć się mogący. Dzieło jego: Concordantia discordantium canonum," później: „Corpus decretorum" wreszcie: „Decretum Gratiani" zwane, uznane zostało od kościoła i służyło za urzędową zasadę na 377 uki prawa kanonicznego. Dzieło to składa się z trzech części: Pierwsza zamyka 101 rozdziałów, czyli Distinctiones. Druga wywodzi 36 przypadków, lub causae, i rozstrzyga je w duchu kościelnym. Trzecia prawi de consecratione, a dzieli się, jak pierwsza, t. j. in distinctiones. Uwagi własne, które autor czynił, zowią się dicta Gratiam. Dekret ten sprawił, że nauka kanonicznego prawa, od czasu tego w Bolonii i Paryżu uprawiana, stała się gruntem nauki prawniczej. c)       DECRETALES GREGORII NONI zajmują same pa-piezkie ustawy, które Grzegorz IX. kazał zebrać i uporządkować Rajmundowi Pennaforte, kanclerzowi, co stało się około roku 1234. Dzieło to ma pięć rubryk osobnych, które zowią się: Judex, Judicium, Clerus, Sponsalia et Crimen. Papież je uświęcił, a rozkazał umieścic obok Gracyanowego dekretu, uważać za drugą część kościelnego prawa i uczynić nauki akademickiej przedmiotem., d)       LIBER SEXTUS ET CLEMENTINAE zawierają ustawy papiezkie po czasach Grzegorza IX. Papież Bonifacy VIII. kazał je zebrać do roku 1298 i nazwał liber sextus, uważając to za dalszy ciąg dekretaliów Gregoryańskich, na pięć części podzielonych. Klemens V. polecił spisanie ustaw soboru, w czasie tym przypadłego, i własnych bulli, a następca, jego Jan XXII. w roku 1317 wcielił je do corpus juris canoni-ci. — Liber sextus i Clementinae stanowią niejako appendix do wtórej części tego kodeksu. e)       EXTRAVAGANTES JOHANNIS XXII., et EXTRAVAGANTES COMMUNES są trzecią częścią prawa kanonicznego. Jan XXII. wydał moc ustaw, ale wcielenie ich do prawa kano nicznego zostawił następcom. Ci nie myśleli o tem i także sami prawa wydawali. Zbierano zatem ustawy te prywatnie, lecz nie śmiano przyłączać je do kodeksu, który sam zabraniał tego wyraźnie. Do takich rzeczy potrzeba było sankcyi papiezkiej. Ztąd imię Extravagantes. Dopiero Grzegorz XIII. wkwaterował je do corpus juris canonici i rozkazem watykańskim no wą księgę w nim uświęcił. Lecz po nim znowu powstawały i powstają extravagantes communes. 378 Oto wykaz treści prawa kanonicznego. I któż nie przewiduje, iż to coś podobnego do zbioru ukazów carskich A ze wszystkich czasów; iż to las istny, trudny do przebycia? Prawnik potrzebuje ogromnego mozołu, ażeby uporządkować materyały te w pewną całość i ułożyć nowe concordantia di-scordantium. Praca to trudna i niebezpieczna, a ściąga na się zazwyczaj prześladowanie kościoła. Choćby się i udała, mieć nie może umiejętnej wartości, albowiem pełno tu dzikich, średniowiecznych, fanatyzmem kościelnym i niesprawiedliwością nacechowanych ustaw. Prawnictwo kościelne leży więc dziś jeszcze w materyałach burym odmętem, a trapi uczniów wydziału prawniczego niesłychanie. II) PRAWO RZYMSKIE, jest drugiem prawem dzie-jowem, w części obowiązującem, a stanowi dotąd najgłówniej-szy nauki prawniczej przedmiot. Jest to radix jurispruden-tiae positivae. Justinian, cesarz wschodni, jedyny tu papież i kodeksu ojciec. Że zaś wszystkie jego prawa dotyczą się niemal wyłącznie prawa cywilnego, przeto kodeks ten nosi imię: Corpus juris civilis. Prawa te odwołują się nieraz do praw starorzymskich. Ztąd prawa decemwirów, czyli 12 tablic, leges Reipublicae, Senatus cosulta et plebiscita, edicta magistra-tuum, praetor peregrinus et jus gentium, sprawują bogaty wstęp. Corpus juris civilis składa się z następujących części: a) CODEX CONSTITUTIONUM. Justinian polecił w roku 528 zebrać i uporządkować wszystkie cesarskie ustawy, począwszy od Augusta, i przeznaczył pracę tę dziesięciu uczonym prawnikom, między którymi celowali Tribonianus i Teofilus. Ci zgromadzili w przeciągu roku jednego prze-rzeczone ustawy w dwunastu księgach pod imieniem: Codex Justinianeus. Kodeks ten, jeszcze raz później przerobiony, doszedł do nas i zagaja prawo rzymskie. 379 b)       PANDEKTA, lub DIGESTA. Justinian, wydawszy kodeks, upoważnił wyżej pomienionego Tryboniana, jednę z najcelniejszych, najuczeńszych i najwszechstronniejszych owego czasu głów, do wybrania sobie dowolnego pomocników i do zrobienia umiejętnie uporządkowanego wyciągu ze wszystkich, dotąd istniejących pism prawniczych, mianowicie zaś takich, co w praktyce sądowej umiały zjednać sobie powagę. Tym sposobem powstał zbiór uczonych objaśnień prawa, zwany jus enucleatum, który składa się z siedmiu części głównych, pięćdziesięciu ksiąg szczególnych, oraz mnóstwa pojedyńczych tytułów, a znany jest pod nazwą pandek-tów. Obwieszczenie urzędowe dzieła tego nastąpiło w roku 633. Odtąd pandekta są uświęconem powszechnie źródłem dawnego cywilnego prawa. Jest to stary zakon dla prawników, mający na czele każdego rodzaju imię jednego proroka, z którego pism uczyniono najważniejsze wyjątki; pewien rodzaj wypisów, Cours de la literature, Selecta to-tius jurisprudentiae. Okrom nieocenionej wartości naukowej, miały i mają pandekta moc obowiązującą w razach, gdzie kodeks Justynianski żadnego nie obejmuje prawa. c)       INSTITUTIONES. Pod nazwiskiem tem Justynian nadał moc obowięzującą całokształtowi prywatnego prawa, sporządzonemu od Gajusza. Pracę tę sławnego prawnika przerobiono tylko o tyle, ile związek jej z kodeksem i pan-dektami, czyli duch jednozgodności całkowitego dzieła, wymagał tego koniecznie. Instytucye dzielą się na cztery księgi, które zamykają w sobie 98, lub 99 tytułów. Tu najduje się jedno postanowienie, wedle którego akadeniiczna nauka prawa rozłożona została na lat pięć, a pandekta zrobione były głównym jej przedmiotem. Ustawa ta trwa veteri more et ritu aż dotąd. Smutna to pod umiejętnym względem dla prawników, lecz oni temu niewinni; albowiem żelazne to konieczności jarzmo dla wszystkich nauk, co po teologicznemu codi-ces et autoritatem sequuntur! d)       QUINQUAGINTA DECISIONES. Prawnicy, którzy pracowali około ułożenia pandektów, naleźli pięćdziesiąt przy 380 padków, trudnych do rozstrzygnięcia. Każdy z nich miał inne zdanie i odwoływał się do innej znakomitej powagi. Przełożono tedy przypadki te Justynianowi z proźbą pokorną, ażeby, jako cesarz, zaczem najwyższa sądowa instancya, rzecz rozstrzygnął; co też on uczynił. Te przypadki i cesarskie wyroki są właśnie treścią księgi, o której tu mowa. e) NOWELLE zawierają w sobie po większej części rozporządzenia, które wydał Justynian. Są to pojedyńcze, w pewnym porządku ułożone cesarskie ukazy. Nowelle odpowiadają kanonicznym Extravagantes. W nich znajduje się także niejeden dawniejszych cesarzów ukaz, którego w kodeksie nie zamieszczono. Pięć powyższych głównych oddziałów sprawują corpus ju-ris civilis. Ile prawo to rzymskie jest ważne i głęboko rozmyślone, dowodzi już sama okoliczność, że dziś jeszcze dla prawników drogim jest mądrości skarbcem; że przez tyle wieków było nauki prawniczej podstawą; i że teraz nawet w pewnych razach obowiązuje. Nie jest prawnikiem, kto nie nabył w niem biegłości. Prawo kanoniczne i rzymskie były bardzo długo wszech prawnictwa europejskiego słupami. Do nich odnosi się stary tytuł akademicki: Doctor utriusque juris.          III) PRAWO FRANCUZKIE lub KODEKS NAPOLEOŃSKI sprawuje trzecie prawo dziejowe, będące w Europie po wszystkich umiejętniach nauki przedmiotem. Jeżeli kodeks justynianski starym, to kodeks napoleoński nowym jest dla prawników zakonem. Początek jego taki: Przed wielką rewolucyą Francya nie miała prawa cywilnego, cały kraj zarówno obowiązującego. Dzieliła się pod tym względem na krainy, posiadające prawo pisane, pays du droit ecrit, i na krainy, rządzące się według praw dawnego zwyczaju, pays du droit coutumier. Prawo pisane było po większej części rzymskie, a prawo zwyczajowe wszędy inne, a nie 381 raz barbarzyńskie, zbyt średniowieczne. Był to istny gościec na głowie narodu, który splątał się jeszcze bardziej z rewo lucyi wybuchem. Czuć się dała powszechnie gwałtowna po trzeba ogólnie obowięzującego i wszędy jednakiego prawa cy wilnego. Towarzystwo konstytucyjne, na czele rewolucyi stoją ce , położyło zatem w nowej konstytucyi dla przyszłej Francyi artykuł: „II sera fait un Code des lois civiles, communes a tout le royaume." Towarzysko prawodawcze, które miejsce konstytu cyjnego zajęło, wbrew nazwisku i postanowieniu swojemu, nie myśliło bynajmniej o prawie cywilnem. Dopiero Konwent na rodowy zabrał się do tego dzieła. Cambaceres, późniejszy konsu drugi obok Napoleona, odczytał dnia 9. Sierpnia 1793 rzut ogólny prawa cywilnego; lecz praca jego nie zadowolniła by najmniej. I rzecz zaległa. Cambaceres przerobił rzut swój, w miarę poczynionych mu uwag, i podał go znowu dnia 24. Prair, an IV. pod sąd rady pięciuset, lecz z również niepomyśl nym skutkiem. Bonaparte wreszcie, zostawszy pierwszym kon sulem, utworzył Ciało prawodawcze i poruczył mu ułożenie prawa cywilnego. Członkami ciała tego zostali: Tronchet, Portalis, Bigot de Preameneu i Maleville. Przewodniczyli zaś obra dom raz jeden Bonaparte, drugi Cambaceres. I to właśnie gmatwało jednomyślność rodzącego się prawa. Ciało prawo dawcze po czterech miesiącach ukończyło pracę. I projekt jego wydrukowan został IX. an. Atoli odsyłano go od jednej wła dzy do drugiej, które go to przyjmowały, to odrzucały, to przemieniały. Majaczono z nim dopóty, aż Napoleon został cesarzem, a wola jego była najwyższą i jedyną wolą. Cesarz tedy przejrzał projekt on, porobił w nim wielkie odmiany, przymnożył go sporo, otchnął jednym duchem i nadał mu d. 21. marca 1804 moc obowiązującą, pod imieniem: Code de Napoleon.        Kodeks ten rozszerzył się wraz ze zwycięztwami i imieniem Napoleona po całej Europie. Później prawo krajowe wyparło go wszędy. Dziś jednakże jest on jeszcze prawem Francyi, a w innych krajach obowięzuje każdego razu, gdy prawo krajowe okaże się niedostateczne. Uczą się go po umieję 382 tniach obok prawa kanonicznego i rzymskiego. Częściami jego głównćmi są,: a)       CODE CIVIL jest księgą prawa cywilnego, a składa się z 2281 artykułów. Titre preliminaire, art. 1—6 mówi o prawie w ogóle, o jego obwieszczeniu i obowięzującej mocy. Teraz następują trzy księgi główne. Pierwsza ma tytuł: Des personnes i ciągnie się od art. 7 do 515; druga: Des biens et des differentes modifications de la propriete, art. 516—7-10; trzecia : Des differentes manieres, dont on acquiert la propriete, art. 711—2281. b)       CODE de PROCEDURE CIVIL ma na celu prawidła postępowania prawnego w sądach pokoju, w sądach pierwszej instancyi i apellacyi, a składa się z dwu części. Jedna zajmuje ksiąg pięć, druga dwie księgi, obie ofiarują 1042 artykułów. Tutaj są przepisy dla notaryuszów, adwokatów i sędziów, tudzież sądowej wymowy. c)       CODE de COMMERCE zawiera w sobie prawa han dlu lądowego i morskiego, a składa się z 648 artykułów. — Widoczne w nim są dwie części: zastosowanie praw cywilnych do handlu żywcem i bez przemiany, oraz zastosowanie ich z pewną, rzeczy odpowiednią przemianą. d)       CODE d'INSTRUCTION CRIMINELLE obiera się prawidłami postępowania sądowego w sprawach kryminalnych. e)       CODE PENAL wystawia prawa i kary kryminalne. Napoleoński kodeks nie jest bez mnogich usterków i wielkich błędów; jednakże prawnicy wszystkich krajów uwielbiają w nim dzielność ducha i jedność myśli, a zaledwie pojąć mogą, jak podobna było dzieło, tyle wartości rzetelnej i doskonałości w sobie zawierające, ukończyć w tak krótkim czasie. Pomysł tu główny jest taki: „Wszyscy obywatele, bez różnicy i wyjątku, równi są przed prawem. Prawu cywilnemu i kryminalnemu nadaje się całkowitą niezależność, a wyzwala się je od biblii i prawa kanonicznego. Osobistość jest święta i nietykalna. Jedynie prawo ma nad nią moc. Zapewnia się wolność i bezpieczeństwo każdemu. Bierze się własność pod opiekę. Zabrania się wszelkich ustaw prywatnych, kuszących się 383 o naruszenie ogólnej równości obywatelskiej. Znosi się przywileje i wszystkie do nich przywiązane prawa." — Co za postęp! Wyraźny tu już duch nowożytny. Zaprawdę, owoc to najsmaczniejszy z usiłowań ośmnastego wieku. XXXIX. Prawnlctwo naukowe. Zakończenie rzeczy o prawni-ctwie w ogóle i o naukach realnych. Prawnictwo naukowe jest trzecią i ostatnią całkowitego prawnictwa częścią. Nie bywa już wykładane po umiejętniach i dla uczniów, nie obowiązuje nikogo, a tknie się właściwie profesorów wydziału prawnego, lub ludzi, poświęcających się nauce prawa rozlegle, umiejętnie, teoretycznie. Urobem jest dobrej woli, gorliwości i pracy prywatnej. Daje się w kilku wyrazach o niem wyobrażenie. Są tu trzy części: I)       HERMENEUTYKA, KRYTYKA i EGZEGETYKA PRAWNICZA czyni około zrozumienia i wykładu prawa dzie-jowego, zaczem kanonicznego, rzymskiego i francuzkiego. Tu potrzeba znać dobrze prawną łacinę i francuzczyznę, a być doskonałym filologiem i lingwistą. Nie jedynie prawnik uczony; każdy rzecznik i sędzia znać się na umiejętności tej powinien, bo tłumaczenie kodeksu w języku narodowym może być czasami błędne, lub nie dość wybitne. Zajrzeć więc wypada do oryginału. Od tego zależy nie raz wygranie, lub przegranie sprawy. Jeżeli zaś ma się na celu wykład praw staroż} tnych, lub średniowiecznych, to zapoznać się trzeba z językami, w których były napisane, a więc np. z greckim różnego narzecza, z romańskim, germańskim, anglo-saksońskim, skandynawskim , duńskim, rusko-cerkiewnym i słowiańskim, w tak wielką rozmaitość bogatym. Prawo narodowe każdego kraju, nie tylko dawne ale i dzisiejsze, jeżeli żąda się je poznać, wymaga biegłości w obcych językach. II)      ARCHEOLOGIA PRAWNICZA pracuje około po 384 znania starożytności, mających związek z prawnictwem, np. praw Egiptu, Solona, Likurga, Mojżesza , wiar, wywierających wpływ na prawodawstwo, obyczajów i zwyczajów zagasłych ludów, które niegdyś prawodawca musiał szczędzić i mieć na baczeniu. Wszystko to potrzebne prawnikowi do historyi prawa, tudzież do należytego ocenienia prawodawstw, występujących w niej na widownią. Tu należą również pyłem wieków okurzone prawodawstwa krajowe, np. dawne polskie statuta, prawda ruska, średniowieczne prawa niemieckie, fran-cuzkie, angielskie. Maciejowski jest jako prawnik, archeologiem takim pod względem Słowian. III) NOMOLOGIA bawi się około porównywania praw u narodów starych, średniowiecznych i dzisiejszych, np. praw angielskich, francuzkich, hiszpańskich, włoskich, niemieckich z polskiemi. Celem jej: wydobycie na jaw ogólnego ducha prawodawczego z prawnictw szczegółowych i już objawionych. — Chodzi tu więc o pojęcie prawa przyrodzonego, nie a priori i filozoficznie, lecz a posteriori i historycznie, tj. w utworach, jakie już spłodziło. Nomologia przepływa zatem w prawo przyrodzone, a wiążąc koniec prawnictwa całego z jego początkiem, zaokrągla całokształt nauk prawniczych przewybornie. Najdzielniejszym nomologiem ukazuje się dziś Welker.          Z Nomologią kończy się prawnictwo naukowe, trzecie i ostatnie. Przełożenie całokształtu nauk prawniczych zostało tedy już dokonane. Związek prawnictwa z naukami, poprzedzającemi je, oznaczyło się już na początku. Człowiek tu nauki celem, lecz tylko wewnętrzny, duchowny, lubo jeszcze li tuteczny. Przezeń prawnictwo spaja się z naukami lekarskiemi, a tem samśm i przyrodzonemu Udzielnego stanowiska, jakie prawnictwo dla siebie pozyskać umiało, dowodzi dokonane właśnie rzeczy wyłożenie, a nawet lekki rzut oka w ludzkie społeczeństwo. — 385 Wszak ma się sądy, sędziów, podsędków, adwokatów i innych prawników! A prawnicy tworzą, nie jedno pod naukowym względem, stan osobny. Są bowiem trzy władze w państwie: prawodawcza, wykonawcza i sądownicza. Otóż z trzech władz tych pierwsza i ostatnia są prawnicze, a środkowa polega na prawie. Prawo tedy to słup, na którym państwo stoi. W przyrodzeniu tkwi mądrość Boża, która wymawia się w języku ludzkim przez nauki przyrodzone. Ciało człowiecze, to najpiękniejsze i najdoskonalsze przyrodzenie. W niem zamyka się również mądrość Boża, wypowiadająca się przez nauki lekarskie. Podobnież się ma i z prawnictwem. Sprawiedliwość bowiem jest przymiotem i mądrością Boga. Pra-wnictwo tedy, którego ostatecznym kresem sprawiedliwość, przedstawia mądrość Bożą, urabiającą się w postaci nowej umiejętności udzielnej. Że w prawnictwie drga i gra mądrość Boża, poświadczy to rad każdy, komu w ciężkiej potrzebie wymierzona i oddana była sprawiedliwość. Już tutaj widna, że czem mianuje się teologia wyłącznie i samolubnie, tem jest wszelaka umiejętność, nawet tak jeszcze empiryczna i pospolita, jak przyrodzona, lekarska i prawnicza, czyli mądrości Bożej wy-razem. Jeżeli niesprawiedliwość boli i oburza, to sprawiedliwość goi rany i balsamem jest z niebios. Bożość prawnictwa uznano też od wieków. Już w zaraniu dziejów czyta się, że trzej sławni sprawiedliwością mężowie: Minos, Radamantes i Eak zostali po schodzie swoim sędziami na elizejskich polach. Zna się świętość dawnego Areopagu w Atenach. Temida, wyobra-źnica sprawiedliwości, ma znaczenie bogini. Chrystus stanowić będzie o żywych i umarłych na ostatecznym sądzie. Jak księża pogańsko-słowiańscy, tak biskupi pierwotnego chrześciaństwa, byli sędziami i wymierzali sprawiedliwość, którą mianowali wolą i łaską Bożą. Dopiero Walentynian cesarz około roku 452 zabronił im tego, wydawszy prawo: „Eos judices esse non pa-timur, quoniam constat, episcopos et presbyteros forum legibus non habere, nec de aliis causis, praeter religionem, posse cognoscere." (Nov. Valent. III. lib. 3. tit. 35.) Świętość pra Panteon tom I.   25 386 wnictwa ogłasza się także przez chrześciaństwa źródło, które się tak odzywa: „Poganie, nie mający zakonu, z przyrodzenia czynią, co zakon rozkazuje. Tedy ci, co zakonu nie mają, sami sobie są zakonem. Okazują dzieło zakonu na sercach swoich." (Rom. II. 14—15.) Tu zakon jest sprawiedliwością Bożą, w piersiach każdego człowieka złożoną, prawem przyrodzonem i prawniczej mądrości źródłem. Mądrość ta pochodzi przeto, jak wszelaka inna, od Boga, a prawnik jest, równie jak ksiądz, sługa Boży. On sprawiedliwości kapłan. Prawnictwo ma wiele podobieństwa do teologii. Zajmuje się prawem kanonicznem, które ustanowił kościół, a oddał pod opiekę i straż duchowieństwa; posiada archeologią, hermencutykę, krytykę i egzegetykę, które przypominają żywcem nauki teologiczne, a opiera się w praktyce na kodeksie, lub na po-wagą uświęconej księdze, równie jak teologia. Prawnictwo atoli, przy całem tem podobieństwie teologią nie jest. W teologii bowiem Bóg, a w, prawnictwie człowiek jest prawodawcą; tam gra rolę tamten, tutaj zaś ten świat. Prawnictwo okazuje się także bez miary samodzielniejsze od teologii, bo, lubo dzierzy się jurystycznej biblii, gruntuje się przecież na prawie przyro-dzonem, na ogólnem sumieniu człowieczeństwa i uczuciu sprawiedliwości, słowem na filozofii, a biblii swojej nie uważa za niezmienną, nieomylną i świętą. Nauki przyrodzone wybieżają od kosmogonii, która tkwi w teologii i jest jeszcze teologią, a nauki prawnicze kończą po teologicznemu i spotykają się, jako widziało się właśnie, z teologią. Cóż ztąd? Oto, że nauki realne, z trzech ogniw ogromnych, tj. z nauk przyrodzonych, lekarskich i prawniczych złożone, opisawszy wielkie umiejętności koło, wracają wreszcie do przystani, która była ich kolebką. Koniec przelewa się tutaj w początek. I całość zaokrągla się umiejętnie. Jest to znak, że ukończyło się w tej chwili nauki realne, i że nic więcej do nich nie należy i należeć nie może, czyli że empirya zamyka się tutaj całkowicie, a z nią pierwsza i najgłówniejsza stereognostyki część.. Stoi się zatem w tej dobie na stanowi 387 sku przesilenia umiejętnego w całokształcie wszech-nauk, około układu którego pracuje się od tak dawna. Jeden łańcuch się zamyka, a drugi ma być otworzon. Jaki będzie ten łańcuch drugi ? Pierwszemu w prost odwrotny. Po naukach realnych siadują nauki idealne, a po empiryi spekulacya. Prawnictwo zakończa tedy, jako się widzi olbrzymi, świetny i bez miary bogaty wiec nauk realnych, lub empiryą. Obejrzawszy się daleko w tył i rzucając wzrok na umieszczone pod liczbą. Drzewo nauk, odnoszących się do tego świata, lub kosmopeicz-nych, postrzega się, że nauki realne sprawują zaledwie stereo-gnostycznych nauk treści początek, a są maluczką w całokształcie wszech nauk częścią. Przelękniesz się, zapewne, czytelniku, że po tak długiej, a dość mozolnej podróży przez liczne naukowe lasy, które z nami odbyłeś, daleki wciąż jesteś od upragnionego ci może końca. Obawa twoja atoli okazuje się czcza. Empirya sprawuje bowiem w ogólnym nauk splocie wszystkość, która jest nieprzeczerpana. I dla tego nauki realne są tak mnogie, a zatrzymały nas dość długo. Inne nauki, o których mówić się będzie, wystawiają albo jedność, albo całość. Rozpływać się więc tyle, co powyższe, nie mogą w pojedyńcze rzeki i strumienie. A chociaż są trudniejsze i ciekawsze , a wymagają z powodu tego szerszych roztoczy; tutaj jednakże ukończyło się już właściwie najgłówniejszą rzecz. Wyłożyło się nasamprzód teologią, a teraz nauki przyrodzone, lekarskie i prawnicze. Cztery te ogromne drzewa naukowego konary i pierwsze główne Panteonu tego ołtarze sporządzają, jako już ze wstępu wiadomo, podwal czterech akademickich wydziałów, istniejących dotąd po europejskich umiejętniach: teologicznego, filozoficznego, lekarskiego i prawniczego. Pod filozoficznym wydziałem rozumie się zwykle nauki przyrodzone, lubo przyłączają doń także nauki i sztuki piękne, historyą, matematykę, nawet filologią. Tak tedy w filozoficznym wydziale ma się wszystko a wszystko, wyjąwszy filozofią, samą , od której się on nazywa, a która tylko w Niemczech posiada akademickie uczelnie. Tak uporczywie odpycha ludz 25* 388 kość od siebie to, co zbawia ją jedynie i czem był ukochany od niej Chrystus, t. j. niepodległe, rzetelne światło! Między czterema wydziałami akademickiemi, zaczem i między wszystkiemi, dotąd przełożonemi naukami, postrzega się pewien organiczny związek, pewną całość, pewne pokrewieństwo. I tak, teologia przedstawia Boga i tamten świat, lubo jeszcze oderwany i czczy w sobie, jako światło przedwieczne; — fizyka zaś, to światła tego czasowy pierwo-stan, jatryka żywostan, a prawnictwo bożostan. Zresztą cztery te drzewa naukowego gałęzie są zarówno scientiae positivae i dają uprawiaczom swym chleb. Inne nauki przynoszą li chwałę. Pomimo czwórki, którą widzi się w gruncie wyłożonych dotąd nauk, panuje w nich właściwie trójca, gdyż nauki ' przyrodzone i lekarskie odnoszą się zarówno do natury i są w końcu umiejętnością jedną. Przedmiot także sam w sobie jest tu tylko trojaki'. Bóg, natura i człowiek. Boga sławi teologia i fizyka, naturę fizyka i jatryka, człowieka zaś jatryka i prawnictwo. Natura przeto ukazuje się, równie tutaj, jak wszędy, rozdzielona pomiędzy Boga i człowieka, nie przestając przecież występować dla siebie, lub odrębnie, i tworzyć węzła pomiędzy początkiem a końcem wszech-istnienia. Jedynie teologią przełożyło się po murzyńsku, po niewolniczemu, t. j. trzymając się nauk jej bezdusznie i ściśle, a nie zmieniając w niej niczego. Jest ona i tutaj tem, czem urobiła się sama i czem zostać pragnie na wieki. — Ale już nauki przyrodzone w innem tu występują świetle, niż zazwyczaj i u siebie w domu. Nie troszczą się one same bynajmniej o Boga, jako coś, co nie należy do natury i przedmiotem doświadczenia nie jest; nie mówią w cale ani o nim, ani o stworzeniu świata; odpychają od siebie i teologią i kosmo-gonią, a dzierzą się wyłącznie przyrodzenia, jako to im jest dane. Tutaj zaś, o ile to stać się mogło bez odmiany właściwego ich zakresu, znaczenia i charakteru, otchęło się je Bogiem osobistym i tamtym światem, już pojętym, jako świata tego grunt, a postawiło się je na znanem ze wstępu sta 389 nowisku naszem. Wykład ich nasz daje się przeto uważać za filozofią natury, lubo jeszcze, jak się to w kosmozofii jasno wyświeci, li w empirycznej dzielnicy, za którą mu wychodzić , bez zamienienia wszystkiego w filozofią transcendentalną, nie było wolno. — Nauki lekarskie zaś okazały się trudniejsze do filozoficznego przestawienia. Dało się więc tylko somatologii w ogóle, pod względem wielkiego znaczenia ludzkiego ciała, i patologii, wprowadzając do niej pierwiastek wyższego rzędu, nieco filozoficznego namaszczenia. — Pra-wnictwo wreszcie, które pozostać musiało przy empirycznej swej treści, t. j. przy potrój nem prawie: kanonicznem, rzym-skiem i francuzkiem, — osadziło się przynajmniej na prawie przyrodzonem, ze stanowiska naszego urobionem, które jest jego filozofią. — Tak tedy podniosło się i uzacniło tu wszystko, czego się tylko tchnęło, o tyle, o ile rzecz była tego zdolna. Rozwinąwszy już w pełni kręgi całokształtu nauk realnych, przystępuje się do nauk idealnych. Żegnaj empiryo zatem, a witaj spekulacyo! DRUGI WIELKI STEREOGNOSTYCZNY ŚWIAT. SPEKULACYA, LUB NAUKI I UMIEJĘTNOŚCI, UPRAWIAJĄCE TREŚĆ TEGO ŚWIATA IDEALNĄ. KOSMOPEI BUCH. Erzeczą spekulacji jest idea, myśl czysta, umystowość, duch lub to, co zowie się, podług liczby V. we wstępie, podmiot. Ztąd od początku do końca przedmiot znaczy tu podmiot i stoi wciąż w miejscu podmiotu. To jako ogólna, a do gruntowniejszego zrozumienia i ocenienia osnowy spekulacyjnej potrzebna przestroga. XL. WSTĘP DO RZECZY I PODZIAŁ JEJ, LUB FENOMENOLOGIA DUCHA. Na łonie dotychmiastowej empiryi było się w świecie materyi, który tak jest bez granic, tak bez początku i końca, jak wszystko ogromne istnienie. Teraz zaś wstępuje się W świat ducha, który, jako dusza materyi, jest również nieogarniony, a wypełnia sobą, także wszechistnienie całe. On wszech materyi piastun; on jej siła i potęga, jej prawo Boże, zowiące się zwykle koniecznością, jej Paracelsowy Archeusz, jej przyrodzenie wewnętrzne. Duch ogólny, sprawujący duszę materyi we wszechistnie-niu, a działający i władnący w niem wszechmocną swą konieczności siłą, rozwijający i utrzymujący je bezprzestannie, nie opuszczający go ani na chwilkę, należy — do tego świata. Kosmopeja przeto nie ustaje tutaj, lecz przerzuca się w powiat swój dalszy. Materya stanowi zewnętrzną i zmysłową, a duch wewnętrzną i umysłową świata tego iściznę. Stereo-gnostyka zatem nie staje tu także, lecz przenosi się w oddział swój drugi. Opuszcza ona realną, a ima za idealną bytu Bożego treść. Słowem, tu kończy się tylko empirya, a natomiast poczyna się spekulacya. 394 Zawołasz tu może z szyderczym uśmiechem i z dumną zarozumiałością, na uprzedzeniu starem opartą: „spekulacya ! spekulacya !!! A preczże mi z nią! To dziedzina niemieckich mrzonek i umideł, kopalnia czczych, niepotrzebnych, na nic nieprzydatnych oderwań; utopia, ideologia, wierutne głupstwo!" — Odpiera się na to: Mylisz się bardzo drogi rodaku mój i bracie! Nie jedynie w Niemczech, ale już w starożytnej jenialnej Grecyi, tem bardziej zaś w nowożytnej Italii, Francyi, Anglii, wszędy duch został uznany za wielką, świętą i nieomylną prawdę, a uczyniony umiejętności wyższych przedmiotem. Przynajmniej tyle powinienbyś przyznać, że bez duszy nie ma ciała; że zatem duch jest, jako dusza materyi, równie rzeczywisty, jak materya sama. On, nie mara mózgu niemieckiego, ale Boży byt rzeczy wewnętrzny, od bytu ich zewnętrznego bez miary przedniejszy. On głębsza i niezawo-dniejsza od materyi prawda. Jako gorliwy katolik, musisz przecie na to, co następuje, zwrócić uwagę: Zbawiciel nie daje ci wcale materyi, ale wprowadza cię w świat ducha. Czy temu zaprzeczysz? Czyli to niemczyzna? On cię upewnia, że, nie litera, która jest także materyą, ale duch przynosi żywot i zbawienie. Wiesz wreszcie, co znaczy religijnie stworzenie świata. Bóg wyrzekł Słowo wszechmocne, a słowo to stało się ciałem. Pomyśl tylko, rozważ i rozpoznaj, co tkwi i dysze w tćm słowie! Jako w ludzkiem, tak i w Bożem słowie są koniecznie dwie rzeczy: Brzmienie zewnętrzne dla zmysłu i myśl wewnętrzna, lub pojęcie dla umysłu, res et nomen. Otóż brzmienie słowa stwórczego staje się ciałem, lub materyą, zmysłową empiryą, a myśl słowa tego sporządza duszę w tćm ciele, obwija się w nie, przenika je, żyje i działa w niem, lub staje się jego duchem. Duch ogólny, szczególny, pojedyńczy i wszelaki, to wszędy i zawzdy myśl Boża, utajona w rzeczach, a będąca ich wewnętrznością i wiekuistem prawem. — Powiedzże mi teraz, czy, jako katolik, podołasz ducha i spekulacyą, lub Bosą myśl, piastującą wszechświat, nazywać chimerą, i czyli to tylko niemczyzna? Nie przeczysz materyi, li dla tego, że 395 nosem, językiem i palcem jej dotykasz; lecz przeczysz ducha, który nie jest przedmiotem zmysłów Czy atoli nie dał ci Bóg umysłu? Wstydź się! Prawisz, jak mądry słoń może, ale nie, jak duchem obdarzony człowiek. Kochasz Francuzów, a przejmujesz rad od nich często mądrość, lecz częściej głupstwo. Musisz więc wiedzieć, że we Francyi uprawia się spirytualizm bardzo starannie, któremu ludzie kazalnicy, oręża i pióra zawdzięczają swą wielkość. Otóż, co we Francyi zowie się spirytuałizmem, to w Niemczech nosi imię spekulacyi. Jak spirytualizm, tak spekulacya jest we śniecie Bożym, a więc i w umiejętności ludzkiej rzeczą konieczną, ważną i niewątpliwą. Wołasz: „Ale, kto myśli tam o spekulacyi? Mężowie najwyższego rzędu nie trudnili się nią, nie potrzebowali jej, nic o niej nie wiedzieli. Ona, by też była i na pewnej prawdzie ugruntowana, ukazuje się pustą i próżniaczą łamigłówką." — Odpowiadam: Zaiste empiryą uprawiają wszędy w Europie nawet w Azyi i Afryce, a spekulacyą rzadko kto. Ale, cóż ztąd? to jedynie dowód biedoty ludzkiej. Dla materyi mają wszyscy oczy. nawet gęby otwarte, ale rzadko kto jest Platonem, a widzi ducha i wkracza w ideałny świat. Poznało się już trzy ogromne, a niezmiernie bogate konary kosmopeicznego drzewa naukowego, sprawujące pyszną reałności umiejętnej dzielnicę. Gdy pojrzy się na nie w tej chwili; postrzeże się w nich jednostronność zbyt wielką. Bawią się bowiem około realności, lecz gubią całkowicie ideal-ność, która jest w niej myślą Bożą i wewnętrznością wszechświata. I tak nauki przyrodzone nic nie wiedzą o duchu. Nauki łekarskie odwołują się w patologii niekiedy do duszy, lecz rozumieją pod nią li pierwiastek, ożywiający i utrzymujący ciało, coś nakształt soli i saletry, zachowującej je od 396 zepsucia, li siłę galwaniczną w mięsie, — nic więcej! Pra-wnictwo wreszcie zna duszę, lecz dopiero zwierzęcą, — samowoli, krewkościom i namiętnościom, żądzy i chuci hołdującą, którą krępuje się zewnętrznemi ustawami, karą, więzieniem i mieczem, ażeby nie dopuszczała się złego i nie szkodziła ludzkiemu społeczeństwu. Prawodawca myślący znać może duszę wyższą, istotną; lecz prawnik pospolity dzierzy się li postanowionego już, a przeciw duszy najniższego rzędu obróconego prawa. Gdyby więc, podle nauk realnych, nie sadziły się nauki idealne, których przedmiotem duch, dusza, czyste myślenie-, to umiejętność nie wybieżałaby wcale za zwierzęce zmysłowości krańce, a byłaby, nie boską, jako być powinna, ani nawet ludzką, lecz, iż tak rzekę, faunową. Nie opuściłaby nizin i rozdołów ziemskich; nie wydobyłaby się z twarogu robaków; nie wyszłaby z kapuścianego liścia ślimaków; ani też ze stajni, owczarni, obory; — nie uleciałaby nigdy ku niebu. A duch człowieczy okryłby się sromotą. Tak tedy obok empiryi urodzić się musiała siostra jej niebiańska, spekulacya, do której przystępuje się właśnie. Są ludzie i to wcale niepospolici, co uglądają li w duchu byt rzeczywisty, a w materyi pozór, nicestwo. Już w Grecyi starożytnej, obok szkoły Jońskiej, fizyce oddanej, urobiła się szkoła Eleatów, nauczająca, że gruntem zmysłowego świata jest świat umysłowy, a obok realnego Sokratesa zasłynął idealny Plato. W nowszych czasach wyrzekł Karte-zyusz: „Cogito, ergo sum, '' a uczyniwszy to zdanie umiejętności pierwiastkiem, podniósł myślenie do wysokiej godności jedynie prawdziwego bytu. Utworzyła się wreszcie słynna spekulacya niemiecka, której bohaterami najgłośniejszymi są: Kant, Fichte, Szelling, Herbart i Hegel;a której posadą: umysłowość, czyste myślenie. Idealizm ugruntował się równie krzepko, a roztoczył treść swoję równie bogato i świetnie, jak realizm. On sporządza realizmu, który zajmował nas aż dotąd, odwrotność i ukazuje się jego duszą. Encyklope-dya nauk przeznacza tedy dlań stosowne miejsce. 397 Co przełoży się w całym tym drugim, tknącym się idealnych nauk oddziale, będzie to słowo, nie nasze, lecz obce. My podamy je tu w treści i wyrazimy w języku własnym. Za podstawę posłuży nam Hegel, jako ostatni powiatów tych naukowych mistrz; ale przetworzy się go podług myśli polskiej i z pełną ducha swobodą. Pomimo woli i zamiaru potrzeba tu być nieco obszernym, bo przedmiot ten dla ogólniejszej części czytelników jest terra ignota, w pełni znaczenia wyrazu tego. Otóż duch spekulacyjny tak naucza: „Co daje mi szkoła, umiejętnia, wszystek świat uczony? teologią, i empiryą. Teologia gruntuje się na wierze, a empirya na doświadczeniu. „Czy wiara może być umiejętności istnej podwalą? Nie!! Ona wyklina rozum i zowie go tchnieniem szataniem, rozum, mówię, którym ludzie różnią się od zwierząt, a o umyśle i samodzielności jego twórczej nic nie wie. Już przez to samo otwiera szerokie wrota dla najgrubszego zabobonu. Wierzyć można, nie jedynie w prawdę, ale i w najsprośniej-szy kłam, a każdy niemal z ludzi wierzy w co inszego. Poj-rzyjmy na wielkie i ogólne wiary! Ten woła, że Budda; ów, że Fo, Brama, Hermes Trismegistos, inny, że krokodyl, wąż lub ropucha, jest Bogiem! Wiara ukazuje się, zaiś-cie, niezłomną ducha potęgą, wiodącą nieraz narody do zwycięztw i chwały, a ludzi pojedyńczych na krzyż i stos płomienny; ztąd atoli nie wynika, że przedmiot jej jest prawdą. Widzi się tak często na polu tem fanatyczne walki i zgony za wierutne głupstwo. Wiara uszczęśliwia, zbawia osobę; lecz jeżeli głupstwo jakie jest jej przedmiotem, głupstwo to nie staje się przez to mądrością. W wierze, acz odwołuje się ona do słowa Bożego, nie ma wiedzy, na swobodnem badaniu polegającej, nie ma umiejętności. Ztąd speku-lacya, równie jak empirya, nie może uznać teologii, ani się poddać jej po scholastycznemu; lecz odpycha ją od siebie, jako treść zbyt surową, dla dzieci tylko i niewiast stosowną 398 Jej chodei o mądrość wiedzy, nie zaś o mądrość niewiedzy o umiejętność, a nie o nieumijetność jawną. „ A co doświadczenie? Pod umiejętnym względem nie wiele ono lepsze od wiary. Doświadcza się albowiem zawsze tylko tej, lub owej rzeczy, lecz nigdy ogołu istnienia, ani nawet rozległego jego odłamu. Z doświadczenia o niezmierzonym wszechświecie wnioskować nie można, a jeżeli się pod tym względem coś czyni; to daje się same przypuszczenia, lub hipotezy, które potępia ścisła umiejętność. Widzi się też w naukach przyrodzonych, mianowicie zaś w astronomii i ge-ognozyi, huk najdzikszych urojeń i mrzonek. Całość obejmuje się tutaj, nie doświadczeniem, bo to niepodobna, ale fanta-zyą, poezyą. Wreszcie, co ważyć może taka nauka, która nie podoła ująć umiejętnie nic ogólnego? — Nie dość! Doświadcza się li tego, lub owego, ale nie wszystkiego; li tego, co blizkie i obecne, nie zaś co dalekie i niedostępne. Ztąd wiedza tu zawsze ułamkowa i przypadkowa. Jeżeli zaś żądam niedostatek ten usunąć; to odwoływać się muszę do świadectw badaczów (innych, to jest przeprowadzić doświadczenie w wiarę, empiryą w teologią! — Ddświadcza się li tego, co jest, nie zaś co było i będzie; li tego co bywa, ale nie, dla czego ono bywa i czemu inaczej być nie możer Wiedzy powiatów tych schodzi więc na umiejętnej konieczności, bez której nie ma przekonania. — Doświadcza się li zjawisk, ale nie istoty rzeczy; li łupiny, ale nie jądra świata. Umiejętność zaś istna rzuca łupinę, a troszczy się o jądro.— Doświadcza się li rzeczy zmysłwych. Zaczem niknie i przepada tu świat umysłowy, świat ducha, który sam jeden wyczynia się jako świat prawdziwy. Wszelaki z ludzi na jednym i tymsamym przedmiocie dobiera się do doświadczeń innych. Nawet dziecko czyni doświadczenia, które dlań są bardzo rozumne. Każdy wiek ma doświadczenia sobie właściwe. Inna płeć, i inne doświadczenia. Ztąd na polach tych wieża Babilońska i pomieszanie jezyków. — Jeżeli widzi się tutaj coś iście prawdziwego i wielkiego, powinno się to nie doświadczeniu, ale spekulacyjnemu umysłowi, n. p. Kopernika, 399 Newtona, Laplaca. — Z powodów tych spekulacya daje odprawę także empiryi, której treść i nauka nieumiejętna. „Biedotą ducha ukazują się tedy ludzkie nauki. Nie wiary, ani doświadczenia, ale wiedzy, i to wiedzy rzetelnej, istnej, bezwzględnej nam trzeba. Jeżeli nie zdobędzie się tej wiedzy, wszystek kram uczoności naszej nie wart szeląga. „Co daje teologia? Księgi święte. A co empirya? Przyrodzenie, ciało człowiecze, kodeksa. Są to same rzeczy. Nie rzecz, która być może li zjawiskiem i znikomością, ale myśl jest wewnętrznością, istotą wszystkiego. Nie materya, ale duch sporządza rdzeń świata. Nie wierzenie, ani doświadczenie, lecz myślenie-, nie zmysł, lecz umysł uściela drogę do prawdy. W każdej, zgoła najpośledniejszej nauce jest zaiście myślenie, ponieważ bez myślenia żadna z nauk nie byłaby mo-żebna. Myślenie to atoli ukazuje się nędzne, mdłe, niedoskonałe. Spekulacya zaś podnosi myślenie na najwyższy potęgi jego szczyt. Ona opiera się na czystem, od wszech zmysłowości , od wszech urojeń wyzwolonem myśleniu i robi je swym przedmiotem. A myślenie to wyświęca się w końcu istotą badającego człowieka, i istotą badanej rzeczy, lub bezwzględną prawdą i bezwzględną wiedzą. Precz zatem ze zwyczajnych nauk taborem! W spekulacyi mądrość i umiejętność jedyna. „Co było li rzeczą wiary, zabobonem, przesądem, wie-rutnem głupstwem, lub występowało jako marzenie, wyobrażenie, uczucie ślepe, przeistacza się na łonie spekulacyi w jasną, słoneczną, duchową myśl. Ułuda, która władała człowieczeństwem długo, pierzcha wreszcie ze wstydem, a miejsce jej zabiera rzeczywistość; kłam cofa sie przed prawdą. O ile w naukach pospolitych wypowiedziały się myśli, a myśli istne, o tyle mogą one zaiście wejśdź do spekulacyi, i stać się osnowy jej wątkiem. Z tej strony spekulacya ogarnia wszystek świat naukowy, lecz przetwarza go po swojemu, tj. zamienia w świat wiedzy. „Myślenie spekulacyjne żyje sobą, jako duch, i nie potrzebuje brać w siebie nic obcego. Ono sobie przedmiotem. Wysnuwa rzecz swoją z siebie i zradza tym sposobem umie 400 jętność. Myślenie tworzy swój świat, a świat ten jest umiejętnym powszechnego świata wyrazem. Nie dość! Myślenie nie tylko pracuje, ale i dogląda swej pracy, a kieruje nią do jednego kresu. Ztąd tworzy ono nie jedynie treść, ale i formę własną; nie jedynie osnowę, ale i ucz jej, lub metodę. A jako osnowy, tak i uczy tej znamieniem umiejętna konieczność. Da się tu krótki rys tej osnowy, ale nie uczy wyobrażenie; bo to wiodłoby nas za daleko w rzecz. „Duch bezwzględny, tenże sam, co stworzył powszechny świat, tkwi i żyje na dnie człowieczego ducha. On myśli, tworząc świat, a myśli jego przeobrażają się w rzeczy; myśli także w człowieku, przeobrażając tu napowrót rzeczy w myśli. I myśli w rzeczach, oraz myśli ludzkie są zarówno myślami jego. Umiejętności zadaniem jest myśleć, nie myślami ducha jednostkowego, twojego, mojego, lub w ogóle czyjego, ale myślami ducha bezwzględnego. Naonczas myśl w człowieku i myśl w rzeczach spotkają się z sobą; wymówią się umiejętnie, będą prawdą samą. „Spekulacyi przedmiot, to tedy myślenie bezwzględne w człowieku i we wszechświecie, które na obu tych przystaniach musi być jedno i to samo. Przedmiotem tym wydziela się spekulacya od nauk pospolitych, a kładnie się jako umiejętność odrębna, jedynie prawdziwa, która rozwiązuje w sobie wszystkie nauki i wydobywa ze Wszystkich istotę, prawdę, wiedzę wiekuistą. „Każdy tu widzi, jak wyniosłe jest spekulacyi przeznaczenie i zadanie. Jakże to trudna myśleć, nie myśleniem wzglę-dnem, lecz myśleniem bezwzględnem; myśleć, nie myślami swojego ducha, lecz myślami ducha bezwzględnego, które stają się w świecie rzeczą, a w człowieku rzeczy tej wiedzą! „Ażeby umieć tak myśleć, przynależy stanąć na najwyż-szem stanowisku myślenia. Ale już stanowisko to, jako najwyższe, okazuje, że wiele jest stanowisk niższych i niedostatecznych. Jakoż zaprawdę, długa jest Jakóbowa drabina do 401 niebios rzetelnej wiedzy i pełno w niej szczebli, a tylko na ostatnim, najgórniejszym przemieszkuje prawda. Cóż ztąd? Ponieważ niepodobna skoczyć od razu na szczebel ducha najwyższy, potrzeba zacząć od najniższego i kroczyć wyżej, coraz wyżej, aż do samego szczytu. Droga ta, po której myślenie ludzkie szczebluje zwolna w górę, aż stanie się nakoniec myśleniem bezwzględnśm; droga, pełna głębokich ułud i zjawisk duchowych, a kończąca się wreszcie prawdą i istotą, zowie się fenomenologią ducha. Wypada tutaj z fenomenologią tą zapoznać się nieco bliżej, bo inaczej zwyczajny czytelnik nie zdobyłby spekulacyjnego stanowiska i niczegoby nie zrozumiał. „Biedota nauk pospolitych, o której się już mówiło, pochodzi ztąd jedynie, że patrzą X przedmiotu, a nie troszczą się wcale o kmiot i stosunek jego do przedmiotu. Kmiotem jest badacz sam, a właściwie duch badacza, to, co zowie się, jako już wiadomo, po łacinie subjectum. Jeżeli badacz nie uspo-sobion jest należycie do poznania prawdy, lub stoi na stanowisku niskiem, z którego dojrzeć jej niepodobna, to popadnie na syrenie piersi ułudy, zjawisk, kłamu. Rzecz to jasna i stara, a przecież nie przyszła dotąd nikomu do głowy. Dopiero w tej chwili podnosi się ją tutaj, jako coś nowego i niesłychanie ważnego. „Daje się pokój na miejscu tem teologii, którą oburza i mierzi wszech umiejętne badanie. Pogląda się li na empi-ryą. Co czyni tu badacz ? Oto przed nim przedmiot pewien. On go ogląda, wącha, smakuje i waży, rozkłada chemicznie na pierwiastki; wreszcie opisuje własności, które w nim odkrył. Cały jest przedmiotem zajęty; gubi się sam w nim i nie myśli wcale o sobie. Chce, żeby nie on, ale przedmiot sam prawił, i bierze to sobie za wielką zasługę. I dla tego nie wie on bynajmniej, co sam skutek ostrych lub tępych zmysłów, szerokich lub ciasnych pojęć swoich, przedmiotowi przypisał, a czego w nim nie ma; co on tchnął i włożył weń, a co nalazł w nim istotnie. Spekulacya zaś patrzy, nie jedynie na rzecz, ale i na wiedzenie badacza o niej, na usposobienie, stanowisko i postępowanie jego, słowem, ma nie przedmiot sam, Panteon tom I.   26 402 ale i kmiot na baczeniu, a usiłuje przyprowadzić obie te strony do bezwzględnej jedni z sobą. „Badając przedmiot, nawracaj myśl ciągle ku sobie samemu, a przejdziesz szczeble fenomenologii ducha szczęśliwie ! Nie jedno w rzeczy, w tobie także tkwi prawda. Ty pogodzić masz prawdę w rzeczy z prawdą w tobie. Wtedy wzniesiesz się do kmiot-podmiotowości, która stanowi szczebel w fenomenologii ducha ostatni i jest prawdy, oraz wiedzy znamieniem. „Wiedzenie twoje i rzecz są z sobą zawsze na równi, bo ile najdujesz w czem, tyle przenosisz w twe pojęcia. Cóż ztąd? Im dzielniejsze i wyższe twe usposobienie duchowe, tem bogatszy, pełniejszy i prawdziwszy przedmiot twój; jako też odwrotnie, im trudniejszy i głębszy jest przedmiot, tem potężniejszego i wprawniejszego wymaga od ciebie ducha. Fenomenologiczne stopnie wewnętrznego usposobienia kmiotu są tedy stopniami kształcenia się twego, coraz przedniejszego. Idąc przez nie, rozszerzasz własnego ducha. „Co rzecz dla ciebie, dla ducha twojego? Wiedzenie twoje o niej, nic więcej. Świat cały znasz o tyle, ile on doszedł w tobie do świadomości własnej. Co większa! Świat istnieje dla ciebie li o tyle, o ile zanurzył i rozsłonecznił się myślą w tobie. Masz zawsze przedmiot tylko taki, jaki pojąć podołasz. Rzecz staje się tobą, a ty stajesz się rzeczą, o ile zdolność twa tego dopuści. Masz światło i mądrość, na jakie cię stać. Wiedzenie tedy twoje i przedmiot, to jedno i to samo. Ale, skoro sam uznajesz, iż myślenie twoje i rzecz, którą badasz, różnią się od siebie, iż przedmiot zamyka w sobie więcej, niżeli ty to wiesz, wtedy przekonywasz się, że stałeś na niskiem stanowisku, a zarazem szukasz stanowiska wyższego i przerzucasz się na nie; wtedy badasz na nowo i tak długo, aż rzecz i wiedzenie twoje zleją się w jedno. Powtarza się to tylekroć, aż między rzeczą a tobą nastąpi w końcu bezwzględna jednia. Co tedy fenomenologia ducha? Równoważenie kmiotu z przedmiotem tak długie, aż najdzie się duchową, obopólną im iściznę, która zowie się i jest Wiedzą. „Badając rzecz, idziesz wciąż ze stanowiska niższego na 403 wyższe, lub od zjawiska do zjawiska, które co krok mniej jest zjawiskiem i zbliża się bardziej do istoty. Nareszcie otrzymujesz prawdę bezwzgledną. Walka ze zjawiskami i zwycięztwo istoty, to fenomenologia kształcącego się spekulacyjnie ducha. ,,Dopóki pomiędzy rzeczą a wiedzeniem o niej Twojem, zachodzi różnica, nie wiesz, co jest rzecz sama w sobie, ale bierzesz ją tak, jako się ona ci podaje, lub jaką się być zdaje. Masz o niej zdanie, ale grunt jej ci nieznany. Jest to może prawda pewna, cząstkowa, ale nie całkowita; względna, nie bezwzględna. Prawda rzetelna, to jedność kmiotu z przedmiotem. „Poznać należy to pasowanie się ducha ludzkiego z rzeczą, lub kmiotu z przedmiotem, ażeby utwierdzić się na stanowisku prawdy i wiedzy bezwzględnej, a zdobyć umiejętność istną. ,,Gdy poglądasz z góry i a priori na stosunki możebne kmiotu do przedmiotu, odkrywasz tu bez trudu trzy powiaty. Naprzód: kmiot z przedmiotem w walce i różnicy; powtóre: kmiot z przedmiotem w jedni, ale cząstkowej, ułomnej, względnej, acz niekiedy bardzo ogromnej; i potrzecie: kmiot i przedmiot w jedni bezwzględnej, duchowi bezwzględnemu właściwej. Tylko w powiecie ostatnim może być wiedza rzetelna. Ztąd fenomenologia ducha rozstępuje się w trzy części: 1)       „Przeświadczenie, w którem przedmiot wdziera się do duszy kmiotu, lecz ukazuje się wciąż od niej różny. Jest to powiat objektywizmu naukowego. 2)       „Świadomość, w której przeświadczenie robi samo siebie przedmiotem swoim, a rzecz właściwa niknie. To subjektywizm. 3)       „Wiedza, w której kmiot i przedmiot najdują na dnie swojem ducha bezwzględnego, a przezeń jednoczą się bezwzględnie, To subjekt-objektywizm, lub spekulacyjna prawda najwyższa. Przegląda się ninie bliżej trzy te fenomenologii ducha powiaty. 26* 404 I) PRZEŚWIADCZENIE W OGÓLE stanowi i sporządza pierwszy fenomenologii ducha powiat. Rozbierając wewnętrzne przeświadczenia znaczenie, ugląda się w niem, naprzód: świadomość, do osoby badacza przywiązaną, a powtóre: rzecz, o której badacz nabywa wiedzy. Przeświadcza się bowiem zawsze ktoś i przez coś. Jest tedy dwójca w przeświadczeniu. Rzecz tu panią, wiedza moja jej służebnicą, od niej całkowicie zależną. To kmiot, usiłujący zjednoczyć się z przedmiotem, lecz uglądający zawsze nakoniec różnicę pomiędzy nim a sobą. Gdy dwójca ta przezwyciężona będzie, przeświadczenie poda tył, a miejsce jego zabierze świadomość. Może tu być wiele fenomelogicznych szczebli, ale trzy tylko okazują się główne: a) PRZEŚWIADCZENIE ZMYSŁOWE jest najpierw-szym przeświadczenia w ogóle kształtem i fenomenologii szczeblem. Człowiek ma zmysły, które okazują się zwierciadłami rzeczy. Rzecz przegląda się za pomocą zmysłów w duszy naszej i zostawuje tam obraz swój zwierciadlany, lub wrażenie. I wiemy o rzeczy, o kształcie i barwie, oraz o innych jej własnościach bezpośrednio, a wiemy z pewnością taką, iż żadna wątpliwość miejsca tu mieć nie może. Otóż wiedzenie to zowie się przeświadczeniem zmysłowem. Przeświadczenie to patrzy na rzecz i przenosi w siebie, by w najwierniejsze zwierciadło, rzetelny jej obraz; słyszy jej brzmienie, dźwięczenie lub szumienie, i jednoczy je z sobą; wącha ją, smakuje i dotyka, łącząc się z nią. Tu wrażenia stoją na równi z przymiotami rzeczy, a są czystym, dagierro-typowym jej w duszy odblaskiem; tu myśl nasza nic nie przydała i przydać nie mogła. Osoba posiada tu rzecz same iście i wiernie, a przedmiot zlewa się z kmiotem w jedno. Tak doskonała, tak dotykalna i jawna dwu tych stron jedność rozdyma pychą zmysłowe przeświadczenie. I ono woła: „U mnie wiedza i bezpośrednia wiedzy pewność." 405 Wiele trzyma o sobie i żyje w niesłychanem zarozumie-niu to przeświadczenie, dopóki patrzy li na rzecz, lub na przedmiot, a nie pomyśli nigdy o sobie. Ale, gdy ono zastanowi się samo nad sobą, wnet postrzeże w sobie niedostatki grube i zarumieni się od wstydu. Rozpoznaje tu bowiem tylko jeden człowiek, na jednem miejscu i w jednym czasie; rozpoznaje jednemi, li jemu właściwemi, nieraz bardzo miernemi i słabemi zmysłami, a rozpoznaje rzecz jednę, na jednem miejscu i w jednym czasie będącą, która ma jedne, lub sobie właściwe przynależności. A wiedzenie jego i rzecz, równie jak on sam, ukazują się jednostlwwością najściślejszego znaczenia. Ogólności tu nie ma, która niezbędnym jest wiedzy warunkiem. Wiedza prawdziwa należy, nie do mnie wyłącznie, ale do wszystkich. Jako zaś dać tu coś komu, co jest nierozłącznie li woje? Człowiek stoi tu odosobnion i samotnie, nie mając żadnego związku z ludźmi innymi; rzecz także wydzielona jest od innych rzeczy. Co też on wie, to nie ma żadnej wartości dla ludzi innych. Gdyby przynajmniej inni mieli takie samo, jak on, zmysłowe usposobienie, a mogli badać rzecz tę sarnę! Ale tak nie jest. Każdy tu inny, niż on, i poznaje rzecz inną. Co tedy on twierdzi, inni przeczą. Co zatem wiedzenie takie? Zmysłowa mara, senna ułuda. Co rzecz sama, rzecz w sobie? O, wcale co innego, niźli to, co on o niej wie, a właściwie, co ślimaczemi różkami zmysłowości swej czuje ! Zmysł nie jest ani wyobraźnią, ani pamięcią, ani rozumem, żadną duchową władzą. On nie porównywa rzeczy, nie dochodzi do ogólnych ich znamion, nie urabia pojęć. Bierze coś po zwierciadlanemu, jako się mu coś podaje. Gdzie atoli jak n. p. na dnie zwierciadła, nie ma pojęć; tam braknie i słów. Zmysł otrzymuje li wrażenie, które czuć, ale nie wypowiedzieć można. Przeświadczenie to posiada przeto, biorąc rzecz ściśle, wiedzę niewypowiedzialną. Podobneż wrażenia i podobną wiedzę mają także zwierzęta, które dla tego jedynie mówić nie umieją, że wiedza ich li zmysłowa. 406 Pytam się i proszę, jakaż to u zwierząt istnieje umiejętność? Przeświadczenie zmysłowe stoi tak nizko,'że godzi się nazwać je bez krzywdy przeświadczeniem zwierzęcem. Co wrażenie czysto zmysłowe bez wszech rozumowych odróżnień i znamion? to odmęt istny, odmęt w sobie. Zmieniają się rzeczy, zmieniają się i wrażenia, a dla duszy pozostaje po nich li odmęt pstry. Wrażenie tu nie świadome jest siebie, bo jego treść nieduchowa, bezmyślna. W końcu każde wrażenie okazuje się wszystkim innym, zgoła wprost przeciwnym wrażeniom równe, bo to wciąż jeden i tenże sam bury panoramiczny odmęt. Cóż stąd? Oto, choć zmysłowemu przeświadczenia wydaje się, że ono ma rzecz czystą, bez przydatków ze strony myślenia; ono samo, tudzież wrażenie i rzecz jego ukazują się w końcu największem, bo czczem i głuchem, zewnętrznem i bezdusznem oderwaniem. Czy wrażenie, które otrzymuję od rzeczy, i rzecz, mogą być jedno i to samo? O, nie! co innego wcale jest n. p. osoba, która przegląda się we zwierciadle, a niemy, przelotny, choć niby wierny obraz jej zwierciadlany! Jedność więc kmiotu i przedmiotu okazuje się tu grubem omanieniem. Ja tutaj co innego, a rzecz co innego, i wielka między nami różnica. Jak obrazy zwierciadlane, tak i wrażenia, które otrzymuję, znikają natychmiast, gdy rzecz się oddala. Sama tu nie dająca się niczem powstrzymać wrzekoma i dzika przelotność, a nic statecznego. Jest to kraj, nie wiedzy, ale zjawisk, podobnych do fata morgana. A nawet ze zjawiskami na stanowisku tem połączyć się ściśle i umiejętnie nie mogę. Jak zwierciadło, tak zmysły moje nie podołają bowiem rzeczy w sobie zadzierżyć i rzecz na zawsze uwięzić. Przeświadczenie zmysłowe, któremu hołdują miliony ludzi , jest tak czcze w sobie, tak chrome i bezwładne, tak wszech wyższego przedmiotu próżne i celu swego niewiadome, tak duchowo niedołężne, a obcego paska potrzebujące, że porucza się w końcu końców teologii i ślepej wierze, a służy jej potulnie, gorliwie, bezmyślnie. Nie dziw! Bezwarunkowe poddanie się kapłaństwu, głoszącemu słowo z niebios o rze 407 czach wyższych, wychodzących za zmysły, jedynie możebne dlań zbawienie! Tutaj wyjaśnia się powód, czemu na ziemi wiara tak wielką odgrywa rolę. Poznając tak surowe niedostatki zmysłowego przeświadczenia, już wznoszę się nad nie, już je opuszczam. I przerzucam się na stanowisko wyższe. Wiem nawet ogółowo, jakie być musi to stanowisko. Jako ja albowiem, tak każdy z ludzi, ma zmysły, będące rzeczy zwierciadłem. Zaczem, co dzieje się we mnie, gdy przeświadczam się zmysłowo o rzeczy, to dzieje się we wszystkich ludziach, w całem człowieczeństwie. Podobnież się ma z przedmiotem. Badam rzecz, a rzeczą tą jest wszystko, cały niezmierzony świat. Wiedzenie moje, to tedy w gruncie wiedzenie wszystkich, lub ogół, i rzecz moja także ogół. Co większa! Badając rzecz i chcąc oznaczyć jej jednostkowość, wołam: „Ona jest tutaj, teraz." Ale na każdem miejscu, wszędy jest tutaj, a w każdym czasie, zawzdy teraz. To również ogół. Mnie się dotąd wydawało, ze rozpoznaję jako człowiek jednostka, i mam przed sobą rzecz jednostkę; a widzę nakoniec, że ja sam i rzecz moja ogół. Zaiście, ogół ten jest i po jednej i po drugiej stronie czczy, głuchy, pusty, bezmyślny, nie dający się nawet wyrazić, ale nie przestaje być ogółem. Zmieniły się więc całkowicie strony. Jednostka we mnie i za mną przeobraziła się w ogói. Stanowisko więc moje nowe będzie takie, że po jednej stronie stanie ogół kmiot, a po drugiej ogół przedmiot, bezmyślne zaś urażenie musi się stać myśleniem. Lizie teraz o bliższe stanowiska tego oznaczenie. Opuszczam zmysły, jako źródło mego widzenia, które okazało się złudzeniem, i żądam podnieść się wyżej. Na czem się mam oprzeć? Wyobraźnia może przedniejsza jest od zmysłów? Nie, ona ukazuje się wewnetrznem zmysłów ogniskiem, w którem wrażenia przeistaczają się w wyobrażenia. A wyobrażenie, to jeszcze obraz zwierciadlany rzeczy. Oddawszy się więc wyobraźni, nie wybieżałbym jeszcze za krańce zmysłowego przeświadczenia. Może też pamięć da mi stanowisko, którego szukam? Także nie. Pamięć jest stężała we mnie wyobra 403 źnia, kędy wyobrażenia stają się przypomnieniami. I jej posadami głównemi są zmysły, wrażenia. Widzę tedy, iż uciec się mi wypada, nie gdzie indziej, jedno pod skrzydła rozumu. Zmysły, wyobraźnią i pamięć mają także zwierzęta, lecz rozum własnością jest li ludzi. Rozum, to władza duchowa, wszystkim nam dana i jedna w sobie, a pojęcia, w które on rozwiązuje przypomnienia, wyobrażenia, wrażenia i rzeczy, są, ogólne. Ogólnieje tu kmiot i przedmiot. Jest ta znak, iż stanowisko nowe zdobyłem. b) PRZEŚWIADCZENIE ROZUMOWE jest drugim przeświadczenia w ogóle kształtem i fenomenologii ducha szczeblem. Tutaj ja staję na stanowisku rozumowem i widzę się rozumem, który własnością jest wszystkich ludzi, zaczem nieskończonym w sobie ogółem, a badam, porównywając moje, oraz obce wrażenia, wyobrażenia i przypomnienia, oczyszczając je od przypadkowości miejsca i czasu, nadając im charakter duchowy, słowem, zamieniając je w pojęcia, z których każde nieskończonym w sobie jest ogółem. I stanowisko moje ukazuje się, zaiście, wyższe. Dawniej po obu stronach odgrywała rolę jednostkowość; teraz ogólność. Tam była li do-tykalność, a z nią niewypowiedzialność; tu pojęcia rozbrzmie-wują jako słowa i tworzą umiejętność. Między wiedzeniem mojem i rzeczą zachodzi jednia. Jam rozum, a rzecz pojęcie. Rozum i pojęcie, to tażsama rozumowość. Biorąc z rzeczy pojęcie i przenosząc je w siebie; przyswajam je sobie i łączę z sobą. Rzecz przestaje być, czem była dla zmysłów, a jest tem, za co ją, pospołu ze wszystkimi ludźmi, uznaję i jak ją duchem widzę. A pojęcie moje przyrasta znowu do rzeczy, staje się jej wewnętrznością, myślą, duchowym wyrazem. Przeświadczenie rozumowe utworzyło wszystkie znane nam już nauki realne i rozlało je szerokim oceanem, który się przeżeglowało. Przyniosło rodzajowi ludzkiemu wiele pożytku i otoczyło się niepospolitą chwałą. Pokonało średniowieczną teologią, wyzwoliło umiejętność i ugruntowało czas 409 nowy, przemysłem, sztuką i nauką, wynalazkami wszelakiego rodzaju potężny. Z tych powodów przeświadczenie to, mając rzeczywiste i wielkie zasługi, obwiewa się dymem zarozumiałości i buty, a prawi często, jakby z trójnoga delfickiej wyroczni. Ale i ono upokorzone zostaje, gdy odwróci się od przedmiotu, a pojrzy na kmiot, gdy skieruje uwagę na siebie i zapozna się z sobą bliżej. Przeświadczenie rozumowe odwołuje się do doświadczenia i utworzyło empiryą, fizykę. Wszystkie więc niedostatki doświadczenia, empiryi, fizyki, o których mówiło się na początku tej rozprawy, są przywarami jego. I tak, ani przedmiot, ani kmiot, nie jest tu wcale ogółem, za który się podaje. Pojęcie ukazuje się wprawdzie ogólnością, lecz tylko pod względem wrażenia, które jest jednostkowe. Jednak to nie ogół rzetelny. Wszakże ma się tyle pojęć w głowie i słów na języku, ile jest rzeczy i przy-miotów ich w świecie. Pojęcia, to dopiero duchowo uogólnione pojedyńczości. Czy ogół wszechświata, lub ogół istny, przystępny dla doświadczenia? Podobnież się ma z kmiotem. Gdyby kmiot był tutaj, nie pozornie tylko, lecz rzeczywiście ogółem , to wszyscy badacze przyrodzenia zgadzaliby się z sobą. Tymczasem każdy z nich naucza inaczej, stosownie do osobistości swojej, i inne ma widoki. To tedy nie ogół sam, ani nawet consensus gentium, ale uogólniająca się za pomocą rozumu ogólnego jednostka. Ile ludzi, tyle i doświadczeń, tyle i rozumowych mądrości. Z przyczyny, iż przeświadczeniu temu braknie ogólności istnej, choruje ono na ułomkoivość i przypadkowość wiedzy, a nie do dzielnicy jego przynależy umiejętna konieczność. Tu jeszcze, nieraz głęboka i ciężka, lecz w końcu zawsze czcza gadanina. Przeświadczenie to mniema, że samo jest duchowe i że ma przedmiot duchowy. Gdzie tam! Czy przedmiot iście duchowy może być doświadczenia rzeczą? Duchowość istna jest jedną myślą, lub jednością w sobie, a przedmiot tu nie ma tej jedności. On, to zawsze zbiór, naprzód rzeczy, oraz ich 410 własności, a potem moich, tudzież obcych wrażeń, wyobrażeń i przypomnień różnych; zawsze zestaw jakiś mnogości, ale nie jedna myśl w sobie. Krom tego ma się tu pojęć, zaczem jedności różnych tyle, ile rzeczy. To nieskończona wielość, ale nie jedność. Widzi się zatem wewnętrzną sprzeczność w przedmiocie takim, ponieważ on ma być jednością, a nie jest nią. Co taki przedmiot? On się pokazuje, nie jako jest sam w sobie, w istocie rzeczy i duchowo, lecz tylko jako zjawisko. Jądro, rdzeń jego znika, przepada, a pozostaje po nim li skorupa. — I z kmiotem dzieje się to samo. Gdyby on był iście duchowy, czy odwoływałby się do doświadczenia, które opiera się na zmysłach? Także on, nie jedność wewnętrzna, ale zbiór różnych władz empirycznych, pamięci, wyobraźni i pięciu zmysłów. Osoba tutaj, to snop władz zmysłowych, prowiąsłem rozumu, będącego ostatniem zmysłów ogniskiem, przewiązany. Zresztą, ile ludzi, tyle i takich snopów. Jedność tu ułudą, omamieniem, a duch jeszcze rzeczowością. Pomiędzy kmiotem i przedmiotem, osobą i rzeczą, jednia tu także li pozorna. Pojęcie moje, nieraz bardzo dalekie od prawdy, a rzecz sama, to cale co innego. Co za różnica pomiędzy nomen et res! Na różnicy tej usadzili się w scholastyce średniowiecznej nominaliści i realiści. Zresztą, robię tu pojęcie moje mym przedmiotem i biorę je za rzecz samą; posiadam więc li pojęcie moje, lub samego siebie, ale nie rzecz. Ażali to wszystko jedno, mieć n. p. tylko pojęcie tysiąca dukatów w głowie, lub też tysiąc dukatów w kieszeni? Zkąd pochodzą tak mnogie ułomności [rozumowego przeświadczenia? Że nie uwolniło się jeszcze od zmysłów. Już scholastyka wyrzekła: Nihil est in intellectu, quod non fuerit in sensu. Tak, pojęcie spoczywa w końcu końców na wrażeniu i rzeczy, a rozum, to król zmysłów, zmysł wewnętrzny, nie zaś duch sam. Poznawszy to wszystko, opuszczam stanowisko rozumowe i przerzucam się znowu na inne, bez miary wyższe. Idzie mi teraz li o to, bym je znalazł i oznaczył bliżej. 411 Co jest w istocie ludzkiej pierwiastkiem duchowym ? Nic innego, jedno um, zwany z łacińska imaginacyą. a z grecka fantazyą. On, to twórcza, zaczem duchowa w nas potęga. Ale, cóż tworzy on? Albo ideały, albo umidła, tj. albo pierwowzory dla sztuki pięknej, albo mary. Otóż ideał, który zawsze jest jeszcze pewną, w myśli naszej tkwiącą, pięknie ukstałtowaną cielesnością, i potrzebuje do urzeczywistnienia swego pewnej materyi, korzeni się we zmysłowości i powstaje dla zmysłów. Jąć się go nie mogę, bo on nie wywodzi mię za kraje zmysłowe. Wreszcie szlakuję tu umiejętność, a nie sztukę piękną. Z umidłami zaś nie chcę mieć nic do czynienia. Um przeto nie podoła mię wyżej posunąć. Co znowu wyższego i bardziej duchowego jest w nas od umu? Rozsądek, lub władza sądzenia, duchowi naszemu dana. Ale rozsądek ocenia li utwory umu i wyrokuje albo między ideałem i oddaniem jego w dziele sztuki, albo też między umidłem i rzeczywistością. Wielkie są zaiście jego zalety i zasługi. On wyzwala ród ludzki od brzydoty w sztuce nadobnej i od przesądów w życiu. Szczęśliwy, kto posiada zdrowy rozsądek! Ale władza ta potrzebna jest głównie krytykom i recenzentom, sędziom sztuk pięknych, i postępowania naszego w przedsięwzięciach, historykom, politykom i dyplomatom. Jej przedmiot jest jeszcze coś danego i zewnętrznego, zaczem w końcu końców zmysłowość. Rozsądek zatem nie podoła umieścić mię na stanowisku, którego szukam. Co wreszcie wyższego i bardziej duchowego jest w nas od rozsądku? Nic innego, tylko umysł, twórca idei, myśli czystych, umysłowości wszystkiej, on duchowy w nas król. Rzecz sama w sobie, lub przedmiot duchowo ujęty i iście ogólny, a od wszech zmysłowości wyzwolony, nie może być ani mniej, ani więcej zmysłowy; musi więc być umysłowy. — Badacz znów uwolnić się ma całkowicie od wszystkich władz ducha, na zmysłach opartych, lub z nićmi jakimbądź sposobem związanych, a stać się czystym umysłem. Wtedy będzie po jednej stronie badający umysł, a po drugiej badana umy słowość. 412 I jednia pomiędzy kmiotem a przedmiotem ukazuje się możebna. Rozum, to potęga względnej różni, odkrywająca wszędy odwrotności, lecz nie umiejąca ich kojarzyć: umysł zaś potęga bezwzględnej jedni, wiążąca zgoła takie przeciwstawy, jak ciało i dusza, byt i nicestwo. Umysł zatem otwiera mi stanowisko, na które godzę. Tylko pod przewodem jego myśl moja i rzecz, zdobyć mogą na dnie swojem jednę i tę samą duchową iściznę, a kmiot z przedmiotem ukażą się w końcu bezwzględną jednią. c) PRZEŚWIADCZENIE UMYSŁOWE jest ostatnim przeświadczenia w ogóle kształtem, a trzecim fenomenologii ducha szczeblem. Cechą jego jest przedmiot zewnętrzny, z którym kusi się połączyć daremnie. Tutaj znam, żem sam umysłem, a przedmiot mój umysło-wością; że we mnie i za mną musi być jedna i ta sama myśl czysta, iście ogólna, od zmysłowości całkowicie wyzwolona; że pomiędzy mną, kmiotem i przedmiotem moim najdzie się nakoniec rzetelna jednia. Chodzi li o to, jak oznaczyć bliżej umysłowość dla umysłu, lub przedmiot dla kmiotu. I zagaduję: Co umysłowość, co myśl czysta we mnie i za mną? Rzecz tutaj nie to, czem się ona dla zmysłów podaje, nie zjawisko, ale umysłowa jej istota; nie coś dotykalnego, ale idea, która sprawuje grunt jej i wewnętrzność; słowem, nie skutek, który widzę oczyma ciała, ale przyczyna, którą widzę duchem, a która jest myślą i dla myśli. Co może być przyczyną zewnętrznych skutków i istotą zjawisk? Co gruntem wszechzmysłowego widma? Odpowiedzi tu coraz głębszych, wewnętrzniejszych, a różne przeświad-czenia tego stopnie oznaczających, jest wiele. Bierze się li naj-główniejsze. Umysł poczynający i jeszcze w myśleniu czystem nie za-prawny należycie, odrzeka: „Podstawą wszystkiego jest Siła. Siła, to duchowy rdzeń rzeczy." I poglądając umysłowo na świat, widzi się w nim rzeczywiście ustrój, oraz grę sił. Naj 413 dował się na stanowisku tem Kant, gdy pisał: „die Metaphysik der Natur", w której świat jest i stoi siła. Rzecz niknie tu i przepada, a miejsce jej zabiera siła. Siła to grunt i trzon bytu, a odmiany jej co chwila inne; to różne rzeczy, lub różne zjawiska. Siła przyczyną, a rzecz skutkiem. Jest tu między istotą i zjawiskiem jednia, albowiem jaka przyczyna, taki i skutek. Stanowisko to wydaje się być silne, prawdziwe, lecz tylko tak długo, dopóki nie pojrzy bliżej samo na siebie. Siła, to jeszcze coś zmysłowego ! Dowodem tego już to, że grę sił, n. p. w pierwszej lepszej fabryce z kotłami parowemi, widzieć, słyszeć, czuć, doświadczać można. Czy empirya nie prawi o siłach? Jednością jest duchowość, a w sile nie ma jedności. Wszędy albowiem widzi się siły dodatne i ujemne, lub dwa bieguny siły, dwa jej przeciwieństwa. To nie jedność, ale bojujące z sobą odwrotności. Jeżeli wreszcie rzecz tu siłą, to i przeświadczenie moje musi być siłą, gdyż inaczej nie byłoby pomiędzy niemi jedni. Ale przeświadczenie, jako siła, myślećby nie mogło. Siła działa, ale nie myśli. Ma pomiędzy kmiotem i przedmiotem zachodzić jednia. A tutaj są w przeświadczeniu bezsilne myśli, w rzeczy zaś bezmyślne siły. Myśl wyczynia się zaiście siłą, ale i czemściś więcej, niż siłą, bo myśl jest siebie świadoma, a siła nie wie nic o sobie, Umysłowość tedy musi być czemściś bez miary wyższem, niż siła. Teraz pójdzie się rączo przez dalsze, a coraz wyższe przeświadczenia tego stopnia. Może umysłowością i istotą rzeczy jest prawo konieczności , któremu ulega wszelaka siła, lub prawo zjawisk, prawo w ogóle? Gdy rozpoznaję to dokładniej, przekonywam się, że tak nie jest. Nainienię tutaj to jedynie, że jeżeli w rzeczach, to i w umyśle moim istotą byłoby prawo. Ale umysł mój prawo świadome siebie, a rzecz prawo nieświadome; tam krom tego widzi się prawodawstwo swobodne, a tu li martwe prawo. Pomiędzy kmiotem i przedmiotem nie ma więc jedni. Z powodów tych umiejętność przyrodzenia Fichtego, na stanowisku tem oparta, utrzymać się nie mogła. 414 Może jądrem wszystkiego, jak sądzi Szelling, jest nieskończoność, kryjąca się pod skorupą skończoności? Także nie. Nieskończoność, to nieprzeczerpana wszech różnic i przeciwieństw studnica. Braknie tu więc tak przedmiotowi, jak kmiotowi wewnętrznej jedności. Wreszcie jest we mnie nieskończoność istna, w rzeczy zaś li pozorna. Ja mogę np. myśleć pełną nie-ogarnioność i wieczność, w świecie zaś widzę miasto nieogar-nioności przestrzeń, mającą być bez granic, a okazującą wszędy granice, i miasto wieczności, czas, mający być bez początku i końca, a będący wciąż początkiem i końcem. We mnie tedy jest nieskończoność prawa, w rzeczy wardawa, a pomiędzy kmiotem i przedmiotem nie ma tu jedni. Jest li może ostateczną kmiotu i przedmiotu iścizną, jako sądzi Stefens, żywot, lub jak sądzi Franciszek Baader, dusza Nie! Pominąwszy to bowiem, że w żywocie rozpadającym się w płeć męzką i żeńską, a w duszy, będącej siłą i myślą, nie ma jedności, zaczem i treści iście duchowej; żywot we mnie jest żywy, a w przyrodzeniu martwy, dusza moja świadoma siebie , a dusza świata bez wiedzy o sobie. I oto kmiot uronia tu jedność z przedmiotem. Daj mi znaczenie umysłowości, jakie tylko wymyśleć zdołasz, a zawsze dopóki mi dajesz przedmiot zewnętrzny, nie będący mną samym, okażę ci bez trudu, że nie ma tu pomiędzy kmiotem i przedmiotem jedni, która niezbędnej jest rzetelnej wiedzy warunkiem. Co więc począć? Skoro istota przedmiotu nie daje się na żaden sposób, jako widziało się dotąd, zrobić istotą kmiotu; to potrzeba postępowanie swe umiejętnie odwrócić, tj. przenieść istotę k?niotu w istotę przedmiotu, i zawołać: przeświadczenie zjednoczyć się iście nie może z żadnym innym przedmiotem, wyjąwszy samo z sobą, lub ż przeświadczeniem. Przeświadczenie tedy kmiot, i przeświadczenie przedmiot! Pomiędzy takim kmiotem i przedmiotem zachodzi tożstwo, zaczem tem pewniej najdzie się szukana jednia. Przeświadczenie poznaje ninie, iż wewnętrznością rzeczy, ogniskiem, jądrem i istotą jej jest ono samo. Ono samo bada i najduje siebie na 415 dnie rzeczy. Przekonywa - się, że samo, jako kmiot, i samo, jako przedmiot, jest w jedności kmiotu z przedmiotem. Atoli odwróciły się i zmieniły ninie wszystkie dotychmia-stowe stosunki. Dawniej rzecz była prawdą, a przeświadczenie zwierciadlanym rzeczy wizerunkiem; teraz przeświadczenie jest prawdą, a rzecz zwierciadlanym prawdy tej odblaskiem. Fenomenologiczny pochód opisał koło, a koniec jego zawrócił z odwrotnej strony w początek. Przedmiotowość przemagała dotąd nad kmiotowością i była jej celem; teraz kmiotowość pożera, trawi i zamienia w siebie przedmiotowość. Objektywizm przeistacza się w Subjektywizm. Cóż stąd? Oto przeświadczenie samo, zawsze do rzeczy przywiązane i przenoszące ją w siebie, przestaje być przeświadczeniem i kończy tutaj fenomenologiczny swój zawód. Jakoż przeświadczenie, mające za przedmiot przeświadczenie, a widzące w rzeczy samo siebie, jest już czem innem, niż przeświadczeniem, które przeświadcza się zawsze przez coś; jest wiedzą siebie tak w sobie, jak za sobą, lub świadomością. Umysł i umysłowość nie ustępują tu z pola bynajmniej, lecz opuszczają powiat przeświadczenia i wciąż zewnętrznego przedmiotu jego, a wchodzą w powiat świadomości, jako wiedzy siebie w sobie i za sobą, tj. na drugie, wyższe i prawdziwsze stanowisko swoje. II) ŚWIADOMOŚĆ, pojęta jako wiedza siebie samego i w sobie i za sobą, jest czwarty fenomenologii ducha szczebel, a drugi wielki, przeświadczeniu w ogóle wprost przeciwny, jej powiat. Co świadomość? Stan ducha taki, w którym przeświadczenie moje kładnie się samo za sobą, jako rzecz; lub treść kmiotu sadzi się jako treść przedmiotu Rzeczy tu nie ma właściwie. Jam sobą samym i rzeczą. Rzecz istnieje, o ile 416 ja tkwię w niej i samego siebie w niej znajduję. Jam byt jedyny, a rzecz bezemnie nicestwo. Otóż stanowisko Fichtego w dziele die Wissenschaftslehre, w którem jaźń kładnie się za sobą jako niejaźń, mająca na dnie swojem jaźń i będąca w gruncie jaźnią. Świadomość, gdziekolwiek się rozwinie, jest tak usposobiona i potężna, że człowiek nic innego uznać nie może za sobą, jedno samego siebie, i woła: „Jam słońce i ognisko wszechistnienia; rzeczy, a nawet światy, to zależne odemnie i światłością myśli mej świecące trabanty. Nie przedmiot ten i ów, ale Ja sam początek, środek i koniec, wszystko." Nie jest stan ducha taki ani sztuczne urojenie, ani skutek pychy, ale i owszem pierwiastkowy to wyraz! Objawia się on bowiem we wszelakiem dziecku, dzikim człowieku i zwierzu. A przecież on bez miary wyższy nad przełożone już trzy przeświadczenia stopnie. Świadomość, to przeświadczenie moje, stające się przeświadczeniem świata. Jam świadomy siebie li wtedy, gdy nie potrzebuję przeświadczać się o sobie przez coś za sobą, lecz wiem siebie, tak w sobie, jak za sobą. Jedność kmiotu i przedmiotu, będąca tożstwem, istnieje tu od początku i z góry. Przeświadczenie odnosiło się zawsze do rzeczy obcej sobie, różnej od siebie, dla tego też zjednoczyć się z nią nigdy nie mogło; świadomość zaś, będąc przeświadczeniem, mającem za przedmiot przeświadczenie, odnosi się sama do siebie, jako do rzeczy swojej, a treść jej, jest treścią wszystkiego. Przedmiot tu nie może być dany, naleziony, podający się sam, jako był dla przeświadczenia. On musi wypłynąć ze mnie i być utworem moim. Świadomość też wysnuwa rzecz z siebie, tworzy ją sobie, a jest jej rodzicą, mistrzynią i panią. Wstępuję więc w kraje twórczości i samodzielności, lub w dzielnice istnego ducha. Świadomość wylewa się z siebie za siebie i tym sposobem daje sobie sama rzecz swoją. Kmiot przenosi z siebie za siebie treść własną i uznaje w niej przedmiot swój. Ztąd 417 wyrasta, że chcąc poznać tu bliżej, co rzecz, przedmiot, rozpoznać muszę bliżej, CO świadomość, kmiot? Co może być dla mnie na stanowisku tem przedmiotem? Nic innego, tylko własna ma świadomość', zaczem myśli i uczucia, żądze, popędy i chuci, życzenia, skłonności i uczynki moje, wszystko, co sporządza wewnętrzną mą osnowę. Gdym osnowę tę zgłębił i do wiedzy mej podniósł; gdym tajemnicę dna mojego odkrył i Sfinksa w sobie odsłonił: poznałem siebie samego. A poznawszy siebie, usposobiłem się do poznania ludzi i rzeczy. Jest to umiejętność niezmiernie wielkiej" wagi. Już głęboka starożytność wyrzekła, a mysterye egipskie i greckie uczyniły wstępnia, lub ucznia zadaniem tę prawdę, że Nosce te ipsum rzetelnej mądrości początek. Zgoda! Przednia to już umiejętność, ale będąca dopiero wiedzy początkiem. Czemu? Widzi się na stanowisku tem, zaiście, jedność kmiotu z przedmiotem, bo równie wiedzeniem mojem, jak rzeczą moją, jestem ja sam. Ale przedmiot tu li pozorny, nieprawdziwy, Przedmiotem tu nie przedmiot, jako być powinno, ale kmiot. Po jednej i po drugiej stronie stoi tu jeden i tenże sam kmiot, jedno Ja moje. Biorąc tedy kmiot za przedmiot, dopuszczam się nieloicznej zamieszki, gui pro quo zwanej, a utracam przedmiot. I poznaję, że postępek mój nie był umiejętny. Przedmiotem świadomości mojej ma być świadomość, ale, jako okazało się właśnie, nie moja, zaczem obca mi, druga, mojej odwrotna. Słowem , świadomość innych ludzi staje się teraz świadomości mej rzeczą. I świadomość moja podnosi się na stanowisko drugie, wychodzi z siebie za siebie. Świadomość, która poznała już siebie, jest świadomością siebie, a tem samem poczuciem siebie, uznaniem siebie. Uznaje siebie za ognisko, wolę i myśl świata, za kmiot jedyny, a przedmiotem jej świadomość druga. Świadomością zaś tą drugą jest wszelaki człowiek, odemnie inny. Ponieważ przódy wyjawia się wola i działanie, niż umiejętność, przeto widzę teraz w każdym człowieku rzecz moję, naczynie moje, bydlę Panteon tom 1.   27 418 moje i wołam doń: „Czyń, jako Ci każę, albo Cię ubiję!" I rozkazuję ludziom,. jako Bóg stworzeniu, a gdy posłuszni nie są, rwę się do kija i miecza. Mnóstwo ich, którzy nie mieli takiej świadomości siebie i takiego poczucia się sobą, jak ja, ulękli się mnie i poddali się mej woli. Naonczas ja pan, oni me niewolniki. Tu początek wszech poddaństwa na ziemi, które powstało dobrowolnie w skutek tchórzostwa. Nalazł się atoli jeden, drugi i dziesiąty, który ma świadomość siebie i czuje się sobą równie potężnie, jako ja, a wykrzykuje do mnie z szyderstwem : ,,Ja tak dobry, jako ty!" Ja mu rozkazuję, a on rai rozkazuje. Chwytam za kij, miecz, on podobnież. I stanęło dwu panów przeciwko sobie, z których każdy chce drugiego mieć za niewolnika. I rozpoczyna się pomiędzy nimi walka na zabój. Tu źródło duchowe wszech wojen. Zwyciężyłem i przeciwnik legł u stóp mych martwy. Patrząc na zwłoki jego, tak myślę: „I ja mógłbym tak paśdź, jako on. Nie duch mój, ale los mię oszczędził. Człowiek ten wolał zginąć, niż się mi poddać i uznać mię za pana. Miał więc świadomość siebie i czuł się sobą, jako ja, a był mi całkowicie rówien. — Przynależało się nie zabijać go, ale uznać, jak samego siebie, podać mu dłoń przyjacielską i zawrzeć z nim, jako z sąsiadem, pokój." Toż samo słowo w słowo dzieje się, gdy nie już pod zewnętrznym, społeczeńskim, ale pod umiejętnym względem ujarzmić chce świadomość drugą, lub, co znaczy jedno, uczynić ją świadomości mej przedmiotem. Wypowiedziałem silnie me religijne, polityczne lub filozoficzne przekonanie, i wołam do każdego, kto mnie słuchał: „Myśl jako ja, albo Cię ubiję!" Byli tacy, co dzielili me przekonanie i poddali mi się dobrowolnie; inni zaś ulękli się mej groźby i poszli pod chorągiew moją z braku odwagi, lub przez duchową niedołężność. I oto ja mistrz, oni uczniowie, lub zwolenniki moje. Tu źródło wysłańców niebios i ślepowierców, wszech religijnego i naukowego muzułmaństwa; źródło stronnictw politycznych i wszech sekciarstwa. Nie najmędrszy, ale najzuchwalszy człowiek, bywa tu naczelnikiem i duszą wszystkich. Lecz nalazł się jeden, 419 drugi i dziesiąty, który urobił w sobie równie silne, jak ja, ale zupełnie inne przekonanie i nie chciał być mojego ducha kukawką. Nie uwierzył we mnie i idzie swą drogą niepodlegle. Obróciłem przeciwko niemu me siły, wyprawiłem nań krucyatę wojujących mieczem i piórem mych zwolenników; oddałem go inkwizycyi swiętej, na tortury i stos płomienny. On zaś skonał śród męczarni, a nie odstąpił przekonania swego. Patrząc na zwłoki jego, tak myślę: „Człowiek ten był równie mistrz, jako ja. Przynależało się, nie prześladować go i niweczyć, ale uznać, jak siebie samego, i zawrzeć z nim sojusz. Gdy przeto jedna świadomość siebie ma za przedmiot drugą swiadomość siebie, wtedy widzi się walkę, a w końcu potrzebę uznania się wzajemnego. Ale, gdy jedna uzna drugą i będzie od niej sama uznana, to zmienia się stosunek. I jedna i druga ukazuje się bowiem osobą, kmiotem, a rzeczowość , przedmiot, przepada całkowicie. Jam tu kmiot, on także kmiot, równy mi i odemnie uznany. Postradałem więc przedmiot. A przedmiot stracony odzyskać mi trzeba; inaczej popełniłbym duchowe bankructwo. Przedmiotem zaś tym w moc stanowiska, na którem stoję, może być tylko świadomość siebie. Co mam teraz uczynić i jako sobie postąpić? Obejrzeć rzecz moją i samego siebie raz jeszcze, a dociec, ażalim się w czem nie pomylił. Dla czego moja świadomość siebie popaśdź musiała z drugą świadomością siebie w bój na gardło, a w końcu uznać ją za sobie równą? Bo ani jedna, ani druga nie usposobioną była do jedni z sobą. Istniała pomiędzy niemi różnica, a nawet sprzeczność. To rzecz jasna. Zkąd wzięła się ta różnica i sprzeczność? Z jednostkowości zmysłowej, która tkwiła jeszcze i w jednej i w drugiej, lub z odmiennych osobistych usposobień. Ani jedna, ani druga nie miała w sobie nic ogólnego i obopólnego, zaczem i nic prawdziwego; zlać się więc z sobą nie mogły. Co jednostkowość moja i druga? To jeszcze materyą, 27* 420 empirya. Duch ogólny bowiem jednostkowieje, gdy obleka się w ciało moje, lub drugie. Świadomość siebie, moja i druga, były jednostkowe, za-czem cielesne, odmiennym myślom, uczuciom, skłonnościom, namiętnościom i zamiarom hołdujące; walczyć więc z sobą, musiały. I jedna i druga ma uwolnić się od treści tej jeszcze zmysłowej, lub od jednostkowości swej, a stać się duchową ogólnością, wtedy nastąpi pomiędzy 'niemi jednia. Co jest we mnie i w drugim człowieku duchową ogólnością, o którą mi chodzi, lub, co właściwie moją i bliźniego mego istotą ? Nic innego, tylko jako w tym, który należę do pewnego narodu i jestem jednym jego wyrazem, duch narodowy, a jako w tym, który należę do ludzkości całej i jestem na wielkiem drzewie jej jednym listkiem, duch ludzkościowy. Odkrywszy tę prawdę, odzyskuję uroniony przedmiot, a świadomość moją podnoszę na trzecie, jeszcze wyższe stanowisko. Teraz jam kmiot, a duch narodowy, ludzkościowy przedmiot. I po jednej i po drugiej stronie ukazuje się tu zarówno świadomość siebie, oraz uczucie własne; ale we mnie zachodzi to jednostkowo, w narodzie zaś i w ludzkości ogólnie. Jeżeli więc żądam wejśdź z przedmiotem mym w jedność; to muszę sam wypracować się do świadomości siebie narodowej i ludzkościowej, lub stać się ducha narodowego i ludzkościo-wego wiernym, pełnym wyrazem. Jakim sposobem ? Odgarniając od siebie to wszystko, co wyłącznie mojego, co jedynie do osoby mój należy, co robi mię jednostką. Wyzuwszy się zaś z samego siebie, jako z jednostki, lub jako ze zmysłowego jestestwa, jestem tem, co pozostało się jeszcze i jedynie ze mnie, a co ukazuje się mym gruntem, mojem Ja nieśmiertelnem, tj. jestem sam duchem narodowym, ludzkościowym. I widzę, że kiedym się z jednostkowości mej odzierał, nie malałem bynajmniej, lecz olbrzymiałem w ogół; a kiedym wyzu-wał się niby z siebie, stawałem się najwłaściwiej sobą. Gdym nalazł się, poczuł i uznał duchem narodowym, ludzkościowym, duch ten przelewa się we mnie całym oceanem swoim. Jam ogół taki sam, jako on. On moja treść, 421 a ja jego ognisko, świadomość, wyraz. I oto myślę myślą narodu i ludzkości, a czuję, ich uczuciem. Skłonności, chęci, życzenia i nadzieje moje są, nie jedynie moją, lecz także ich istotą i kresem. Występuję jako bohatyr i porywam za miecz, w imię pospolitego dobra. I teraz nikt się przeciwko mnie nie obraca, jak to było powyżej; lecz wszyscy idą za mną dobrowolnie, uznają mię za wodza, a broniąc mię, bronią siebie i sprawy swojej. Kto tu się przeciwi, uchodzi za wyrodka i zdrajcę. Jako ja we wszystkich, tak i odwrotnie wszyscy we mnie widzą siebie. I zostaję potężnym świata mocarzem, Pochodem mym same zwycięztwa, a przedemną i za mną idzie błogosławieństwo wszystkich. Stawiają mi ołtarze, a chwała moja sięga do niebios. Jeżeli zaś wystąpię, jako mistrz słowa, pieśniarz, lub po-wieściarz narodowy lub ludzkościowy; jeżeli nawet zagram gędźbą dusz wszystkich, z którymi się zjednoczyłem, czyta lub słucha mię świat z nadziemskim zapałem, uczy się słów, lub dźwięków moich na pamięć, lubuje i rozkoszuje w nich, uznaje za własne. I oto ze mnie gwiazda jedna narodu i ludzkości, a słońce wieku swojego. Słowo me porusza miliony. Jam duchowy mocarz. Tutaj świadomość siebie staje na najwyższym szczeblu i wyżej już wznieść się nie podoła. Kto zapalił ją w sobie, i potrafił się na wyniosłości tej wciąż dzierzyć, stał się wielkim mężem, a narodu i ludzkości chlubą. Przed nim uderza się kolanem i czołem. Tak, on wielki mąż, ale nie mędrzec! On zna ludzi dopiero, lecz nie zna istoty rzeczy, i nie dobrał się do stanowiska wiedzy rzetelnej. Stanowisko to jest jeszcze do zdobycia. Zdziwiony tu jesteś wyrokiem i nie pojmujesz go może. Słuchaj więc, co ci wypowiem! Gdyś ducha twojego zjednoczył z duchem narodu i ludzkości; wkroczyłeś już w kraj prawdy i wiedzy bezwzględnej. I dla tego poszedłeś tak w górę, a imię twoje rozległo się nieśmiertelną chwałą. Tak, wkroczyłeś już w kraj prawdy i wiedzy bezwzględnej, ale dopiero w jego granice, progi, przedsienia! Duch narodu 422 i ludzkości bowiem nie jest jeszcze duchem pełnym i całym, duchem tym, co stworzył wszechświat, naród i ludzkość samą, nie jest mówię duchem bezwzględnym. Ty jeszcze stoisz za duchem tym, nie znasz go wcale, nie jesteś nim. Dla tego też nie dotarłeś do kresu, do którego godziłeś tak długo, tak usilnie i przez tyle szczebli. Pojrzyj tylko ninie na siebie, i wyznaj szczerze, czem jesteś, a przekonasz się, iż tak się ma nie inaczej. Co duch narodu i ludzkości, z którym zlałeś się w jedno? Czy przedmiot to istny? Nie, to także kmiot. Naród, ludzkość, to osobistość, świadomość, lubo zbiorowa i niejednostkowa, lecz w gruncie taka, jako ty sam. Zaczem, ty po jednej, a naród, ludzkość po drugiej stronie; to właściwie: kmiot i kmiotowość, lubo innego znaczenia, niż we wstępie do tego dzieła. Znając naród, ludzkość, nie znasz jeszcze przyrodzenia świata. Zostałeś wyrazem ludzi, ale nie rzeczy. Słowem, utraciłeś przedmiot. A jako dawniej, gdyś był przeświadczeniem, w obje-ktywizm, tak teraz, gdyś został świadomością, w subjekty-wizm popadłeś po uszy i masz wydobyć się z tych głębokich jednostronności, a więc i błędu trzęsawisk! Jak wydostać się masz z tak trudnego położenia? Przedmiotem twoim musi być świadomość siebie, ale nie kmiotowa, tj. nie w ludziach, będących jeszcze kmiotem, lecz przedmiotowa, tj. w rzeczach, sprawujących przedmiot rzetelny. Atoli rzeczy ukazują się jako nieświadome siebie. Tak jest, wsze-lakoż li dla przeświadczema, nie zaś dla świadomości, tak wysoko już stojącej, jak twoja! Czy wiedziałeś, że duch narodu i ludzkości jest istotą twoją? Nie. Poznałeś to dopiero na ostatniem twem stanowisku, tj. gdyś się z duchem tym zjednoczył. Czy wiesz ninie, że nie znasz jeszcze należycie gruntu twej istoty? Tak, ty go nie znasz. Gruntem istoty twojej, równie jak gruntem istoty narodu i ludzkości jest duch, który ciebie, naród, ludzkość i wszystkie rzeczy stworzył, tj. duch bezwzględny. Jeżeli ty sam nie miałeś aż dotąd tej wiedzy, jakże się dziwić możesz, iż rzeczom, których ty jesteś świadomością, wiedzy tej 423 braknie? Ale duch bezwzględny jest świadomością siebie bezwzględną. On wie i zna dobrze, co uczynił, co pomyślił, gdy stwarzał ciebie i rzeczy. Jako poznałeś, co naród i ludzkość, gdyś zjednoczył się z duchem narodu i ludzkości; tak teraz poznasz, co uczynił i pomyślił duch bezwzględny, stwarzając świat, t. j. poznasz istotę rzeczy, gdy się z duchem tym zjednoczysz. Wiedz to, co on wie, a zgruntujesz wszystko! Duch bezwzględny, to ostatni przedmiot twój, który lubo sam jest także kmiotem, zamienia się w rzeczach, od siebie stworzonych i będących jego wcieleniem, widomym wyrazem, w przedmiot rzetelny. Świadomość twoja niechaj stanie się świadomością bezwzględną, którą on posiada, a spadnie bielmo ostatnie z twych oczu duchowych i obaczysz wielką łyskawicę, wiekuistą światłość, t. j. istotę rzeczy. Gdy się to atoli już stało; przestajesz być świadomością, którą dotąd byłeś, a występujesz, jako wiedza. Bywszy świadomością, przenosiłeś siebie za siebie; teraz zaś zastępuje ci drogę znowu rzecz, z którą zjednoczyć się masz bezwzgled-nie, za pośrednictwem mieszkającego w tobie i w niej bezwzględnego ducha, ale nie popadając już w objektywizm i powiaty przeświadczenia. Widzisz się na stanowisku zupełnie nowem. I oto przenosisz się w oddział fenomenologii ducha ostatni. III) WIEDZA jest trzeci i ostatni fenomenologii ducha powiat, a piąty wielki jej szczebel. Tu także umysł ma przed sobą umysłowość, ale już najwyższą. Kmiot robi tu ducha bezwzględnego przedmiotem swoim, a zjednoczywszy się z nim, który w sobie jest również kmiotem, myśli i działa z nim pospołu, tworzy z nim świat, sadzi się jako istota rzeczy i pozyskuje rzetelny, sobie samemu, równy 424 przedmiot. A pomiędzy nim i przedmiotem tym wyczynia się bezwzględna jednia, lub jednia ostatecznego szczytu, prawdziwa. Duch mój zogólniał już na ostatnim świadomości stopniu tak dalece, ze stał się duchem człowieczeństwa. Dnch człowieczeństwa, tkwiący we mnie, to tedy kmiot, którego cechą nieskończona ogólność, a duch bezwzględny, będący jego i rzeczy istotą, oraz treścią, przedmiot. Gdym atoli sam zogólniał jeszcze bardziej i zanurzył się w siebie do dna mojego i skojarzył się wreszcie z duchem bezwzględnym we mnie, uznaję, iż duch ten jest kmiot, równie jak ja. Uroniłem tu przedmiot, lecz stałem się przez to sam duchem bezwzględnym. Uroniłem tu przedmiot, lecz przez to pozyskałem go najprawdziwiej i najpełniej, bo przedmiotem moim staje się przedmiot samego ducha bezwzględnego, t. j. wszechświat, rzecz istna! I widzę jasno, że rzecz jest mną samym, jako duchem bezwzględnym, i zewnętrznym istoty mej odblaskiem, a jam rzeczą, w myśl i pojęcie, we wnętrze swe uogni-skowaną. Jam tedy, jako duch bezwzględny mojego gruntu kmiot, a przedmiotem moim przedmiot bezwzględny, świat. I myślę ninie myślami ducha bezwzględnego, a myśli moje sadzą się jako tajemnicze wnętrze i jądro, lub istota rzeczy. Ja myśląc, tworzę. On stworzył świat; ja zaś stwarzam świadomość świata dla siebie i dla ludzi, lub umiejętność, to słowo, które stało się ciałem. Myślenie moje i stwarzanie świata jego, to jedno, bo rzeczy są w istocie swej myślami jego i mojemi. Ja wiem, co on wie; jam jego myślą i językiem. I mam prawo wyrzec o sobie, jako ten, któremu wszyscy oddajemy cześć tak wysoką, i zawołać: „Jam światłość, jam prawda !" Jeżeli ten, co zjednoczywszy się z duchem narodu i ludzkości, stał się ich wyrazem, jest wielkim, nieśmiertelnym mężem; to ten, przez którego wypowiada się duch bezwzględny sam, jest półbogiem, światłością i prawdą wcieloną. Jedynie na tym słupie obło 425 ków, na szczycie wszech szczytów przemieszkuje mądrość istna. Jako we mnie, tak i w rzeczach jest wiedza ducha bezwzględnego w stanie uśpienia. Jam się wiedzą tą rozbudził; czuję się więc nią, a jestem nią i w sobie samym i w rzeczach. A wypowiadając wiedzę moją, wypowiadam wiedzę rzeczy. Jam umysł, którego dnem jest umysł ducha bezwzględnego, lub umysł bezwzględny. Rzeczy są umysłowością, którą umysł bezwzględny wylał z siebie za siebie. Jednoczę się więc z tą umysłowością i wypowiadam ją bez trudu, bo ona moja. Umysł bezwzględny jest we mnie, nie dla tego, iżby on odemnie zależał, ale i owszem dla tego, iż ja odeń zależę. Umysł ten jest także w rzeczach, które odeń zależą. Gdy tedy on ocknie się we mnie; ocyka się przez to samo i w rzeczach. Myśląc o rzeczach, spotykam się z nim w rzeczach i czuję się w nich sobą. A myśli moje i rzeczy same, to jedno. Umysłowość jest we mnie; umysłowość jest wszędy za mną. Ona, to rzeczywistość, istota wszystkiego. Ztąd prawdą jest, co wyrzekł Hegel: „Alles was wirklich ist, ist vernunftig." Ale pod verniinftig nie można myśleć rozumny, bo wiele rzeczy nierozumnych jest pomiędzy ludźmi rzeczywiście. Ver-niinftig znaczy umysłowy. Tak jedynie umysłowość jest rzetelny byt. Co nieumysłowego, to nie istnieje, nie jest prawdziwie. Istnieje, jest ono, zaiście, lecz tylko znikomo i prze-chodowo, tak n. p., jak wszystkie niższe fenomenologii ducha stopnie. „Nihil est in sensu, quod non fuerit in ratione," bo zmysłowe widmo skutek, a umysłowa myśl w rzeczy przy-czyna. Czego nie wiem i nie znam, a co istnieje rzeczywiście; to zajść może li wtedy, gdy o tem jeszcze, pospołu z duchem bezwzględnym we mnie i w rzeczy, nie pomyśliłem. Ale, dość mi pomyśleć, a będę to wiedział i znał. Duch tworzy myśli. Myśl jest czynnością i dzieckiem jego. Duch bezwzględny zdradza myśli bezwzględne we mnie 426 w rzeczach. Gdy myślę myślami jego, widzę istotę rzeczy, przelewam się sam w nie i przenoszę je w siebie. Jam i świat, jedno. Jak duch bezwzględny tkwi i drga w człowieku, choć człowiek o tem nie wie; tak obecny jest on i w rzeczach, choć rzeczy o tem nie wiedzą. On istota wszystkich ludzi i wszystkich rzeczy. Gdy tedy on we mnie nabierze wiedzy o sobie, wiedzą tą wiem istotę ludzi i rzeczy. I wiem to tak dobrze, jako on. A wiedza moja już nie poznanie, lecz znanie. Wypowiadam prawdę bezwzględną i wiedza moja jest bezwzględna. We mnie pracuje duch kmioiowy, lub siebie samego świadomy, a za mną, lub w rzeczach, duch przedmiotowy, nie wiedzący o sobie; lecz po obu stronach jeden i tenże sam duch bezwzględny, który zna siebie i wie, czem jest, oraz co uczynił. Gdy się więc z duchem bezwzględnym połączyłem, rozumiem siebie i świat, równie dobrze, jako on. Gdy człowiek odgarnie od siebie wszystko, co do osoby jego, do narodu i ludzkości, do przyrodzenia przynależy, a odezwie się ducha bezwzględnego mową, ducha tego, który sam jeden wtedy pozostaje na jego dnie; głos jego nie będzie już głosem osobistym, ni narodowym, ni ludzkościowym, ale głosem prawdy samej; będzie słowem, które jest wieczne, a od wieków na wieki utaja się i działa w rzeczach, jako tajemnicza ich istota. I słowo to, acz jego jest słowem, sprawuje byt i grunt świata. Jeżeli chodzi ci o prawdę i wiedzę istną; wyzuj się z samego siebie i świata, z osobistości własnej, narodowej i ludz-kościowej; wyzuj się ze wszystkiego, wyjąwszy grunt sam twej istoty! Sięgnij do rzdenia w sobie, a najdziesz tam ducha bezwzględnego! I umysł twój będzie umysłem bezwzględnym, który zna umysłowość, od siebie stworzoną, a stanowiącą grunt i piastę wszechświata. Mądrość jest, jako miłość. To znalezienie siebie samego za sobą w pierwiastku bezwzględnym. 427 Jesteś ślepe naczynie ducha bezwzględnego tak długo, dopóki się sam nim nie uznasz. Gdy się zaś sam nim uznałeś, wola twoja i wola jego spotykają się z sobą. I jesteś wolny, prawdziwie wolny, jako on sam. Jest to wolność aniołów, których wolą wola Boża. Jedność kmiotu i przedmiotu jest na stanowisku tem bezwzględna; bo równie moją, jak rzeczy istotą okazuje się tenże sam duch bezwzględny. Ja tutaj w rzeczy, a rzecz we mnie najduje siebie. Jest to Subjekt-Objektywizm, lub spekulacya istna, tak w umiejętności, jako i we świecie. Duch bezwzględny we mnie i w rzeczach, to nie już zjawisko zmysłowe, ale istota. Duch mój żegna się tedy ze światem zjawisk raz na zawsze i przenosi się w dzielnice istoty. Dla tego też kończy się dlań fenomenologia. Zdobył on stanowisko siebie godne, a poglądając zeń na rzeczy, da umiejętność rzetelną.          Rozpisało sią tutaj o fenomenologii ducha dość obszernie, bo inaczej nie dałoby się przygotować czytelnika do spekula-cyi. Nie stanąwszy sam na stanowiku jej, nie mógłby o niej pozyskać należytego wyobrażenia. Choć obszerność tu jest nie mała, przecież to li ściśnięcie tego, co Hegel w ogromnem z 765 stronnic złożonem dziele napisał! Przedmiot ten wiąże się nietylko z rozwojem każdego ducha pojedyńczego, lecz z rozwojem ducha ludzkości i rozjaśnia nam wewnętrznie rodu naszego dzieje. Tu główne połyski dla historyozojii. Wszystko to atoli pominąć się musiało, bo rzecz urosłaby w rozmiary olbrzymie. Utwierdziwszy się już krzepko na stanowisku bezwzględ-nem, które zdobyło się wreszcie, pogląda się na przedmiot dalszy tej encyklopedyi, t. j. na nauki idealne, i daje się ich podział. I widzi się tutaj już łatwo trzy rozstępy następujące: 428 A)       Spekulacya ma na celu nasamprzód i przedewszystkiem, przedstawić ducha bezwzględnego we wszechświecie. I oto rodzi się metafizyka, dusza fizyki, a nauk przyrodzonych iście umiejętny, ostateczny wyraz. B)       Spekulacya bada, powtóre, ducha bezwzględnego w pojedyńczym człowieku, lub w tak zwanej duszy. I oto powstaje psychologia, nauk lekarskich dusza i istota. C)       Spekulacya śledzi, po trzecie, ducha bezwzględnego we wszystkich ludziach, lub we świecie człowieczym, w społeczeństwie. I oto bierze początek antropologia, nauk prawniczych dusza i istota. Teraz obejrzeć trzeba bliżej trzy te spekulacyi gałęzie. A. METAFIZYKA. XLI. Zagajenie rzeczy, podział metafizyki. Umiejętności tej osnową duch bezwzględny, będący gruntem, wewnętrznością i istotą, stworzycielem i panem, świadomością i ogniskiem wszech istnienia. Nie chodzi tu o przyrodzenie, jako ono podaje się zmysłom, ale o myśl wielką i wiekuistą, która w przyrodzeniu żyje, drga i działa, a raczej o umysł najprzedniejszy, którego utworem jest ona myśl i wszystko. Ztąd metafizyka ukazuje się fizyki, lub nauk przyrodzonych odwrotnością i spekulacyjnym przeciwstawem. To wewnętrzna, czysto umysłowa, nie około rzeczy i sił, ale około podstawy ich wiekuistej bawiąca się fizyka. Duch mój, który w fenomenologii dobrał się do ostatecznego gruntu swojego i uznał się nakoniec duchem bezwzględnym, jest tutaj kmiotem, duch zaś bezwzględny sam przedmiotem. A pomiędzy kmiotem a przedmiotem tym zachodzi rzetelna jednia. Ja zrastam się tu z duchem bezwzględnym, myślę jego myślami i pracuję pospołu z nim. Widzę, jako on zradza wszechświat, i czynię o tem umiejętny poczet. Duch bezwzględny, to myślenie stwórcze, prawda i wiedza bezwzględna. Gdy on wylewa treść swoję z siebie za 430 siebie i roztacza się sam za sobą, tworzy świat. Jam przy dziele tem obecny, bo on jest we mnie, a ja w nim. Jako on roztacza się w świecie, tak roztacza się i w myśli mej świat. Co tedy metafizyka? Roztaczanie się ducha bezwzględnego, jako we wszystko, tak i w umiejętność ludzką. Że na polach tych nic nie najdzie się dla zmysłu, ani dla empirycznego rozumu, rzecz jasna. Pracuje tu umysł bezwzględny, a dziełem jego umysłowość wszechmocna, będąca tak rzeczy, jak wiedzy ludzkiej iścizną. Umiejętność tu nie ulatuje wcale gdzieś za krańce przyrodzenia i w mistyczny tamten świat, jak dzieje się to w teologii. Ona wie, że duch bezwzględny przemieszkuje we wnętrzu tego świata i sporządza jego istotę. Wnętrze jest, wprawdzie, za zewnętrzem, ale przynależy doń nierozdzielnie. Ztąd nie przepada tu bynajmniej fizyka, lecz staje się metafizyką. I świat, nie tamten, który sam wybieża rad za umiejętność spekulacyjną, ale ten, wyjaśnion zostaje w głębinach wiekuistej swej istoty. Zna się, że duch bezwzględny jądrem jest wszystkiego i że dość znaczenie jego rozesnuć umiejętnie, ażeby zdobyć metafizykę. Jako zaś znaczenie ducha tego rozesnuć? Potrzeba spojrzeć w wewnętrzne jego różnice. Gdy dokona się tego pełno, całkowicie, przez wszystkie szczegóły, pozyska się metafizykę; gdy zaś tylko w pierwszym i ogólnym rzucie, podział metafizyki. Tutaj idzie li o podział ten. Duch bezwzględny jest istotą wszystkiego. A co jego samego istotą? Oto najpierwsze pytanie metafizyczne, które tu rozwiązać trzeba. Z rozwiązania zaś tego wypłynie już sam przez się metafizyki podział, którego szukamy. Jako mojego i wszelakiego, tak też bezwzględnego ducha istotą jest kmiotowość. Czemu? Do kmiotu przywięzuje się 431 przeświadczenie, świadomość i wiedza, wolna wola, przyczy-nowość, twórczość, słowem wszystko, czem być może i jest duch. A bez przynależności tych swoich, z sobą zrosłych i od siebie nieodłącznych, duch przestaje być duchem. Duch bezwzględny jest tedy na dnie swojem i w istocie własnej, lub nasamprzód, duchem kmiotowym. Bezwzględny duch kmiotowy, to stworzyciel i budownik świata. On wylewa z siebie treść swoję i przenosi ją za siebie, a myślenie jego staje się istotą rzeczy. W istocie tej, która jest za nim, przestaje być kmiotem, a przeobraża się w równy sobie przedmiot swój. I oto z ducha kmiotowego rodzi się duch przedmiotowy. Duch bezwzględny zatem jest, powtóre, duchem przedmiotowym. We wszechświecie, w rzeczach, duch bezwzględny uronia kmiotowe własności swoje, lub przeświadczenie, świadomość i wiedzę, wolną wolę i przyczynowość. On tu li przedmiot. Bo boli go i niepokoi. Ztąd przyrodzenie wszystkie wzdycha i tęskni za kmiotem, którego mu braknie. Duch bezwzględny widząc, iż wielkie dzieło jego we wszechświecie nie zostało dokonane, uwieńcza je ostatnim, najpiękniejszym samego siebie wyczynem i tworzy człowieczeństwo. Człowiek, będący jestestwem przyrodzonem, oblekający się w ciało i przynależący do świata, jest przedmiotem, jak każda rzecz; ale duch jego, świadomy siebie i wolny, a własny świat na łonie powszechnego świata stwarzający, to już kmiot. A jako wszechświata, tak i człowieka gruntem jest duch bezwzględny sam. I oto duch bezwzględny okazuje się, potrzecie, duchem kmiot-przedmiotowym. Jakie zatem widzi się w istocie ducha bezwzględnego najpierwsze i główne wewnętrzne różnice? Że jest duchem: kmiotowym, przedmiotowym i kmiot-przedmiotowym. Poglądając na ryczałtowe to i w ogóle treści bezwzględnego ducha roztoczenie, widzi się, iź metafizyka zamyka w sobie trzy części, które są: I) ONTOLOGIA, jako umiejętny rozwój kmiotowości ducha bezwzględnego. Duch ten ukazuje się tutaj czysty 432 i sam w sobie, a jest twórcą i krynicą istoty rzeczy, lub najrzetelnieszym bytem. Sądzi się, jako ono myślenie, które zostaje posadą świata i jest światem in potentia, lub przed-światem. Myśli jego, to wiekuiste pierwowzory i modły rzeczy. Duch bezwzględny nie wyraża się tutaj żadną rzeczą, żadnym przedmiotem, bo on czysty i kmiotowy, lecz wyczynia się sam przez się jako myśl bezwzględna, rozlewająca się morzami myśli względnych, a wszędy siebie świadoma, twórcza, zasadnicza, stanowcza. II)      KOSMOLOGIA, jako umiejętny rozwój przedmioto wości ducha bezwzględnego. Duch ten przenosi się z siebie za siebie, odpada od siebie, jako od kmiotu, i przelewa się w innobyt swój, w przedmiot, w świat. I świat staje się metafizyki celem. Myśli i pierwowzory ontologiczne prze obrażają się tu w rzeczy, a umysłowość we zmysłowość. Tutaj powstaje świat in actu, świat właściwy, przyrodzenie. III)     PNEUMATOLOGIA, jako umiejętny rozwój kmiotprzedmiotowości ducha bezwzględnego. Duch ten, będąc za równo kmiotowym i przedmiotowym, ukazuje się duchem rzeczywistym i pełnym w sobie. Ztąd umiejętność ta jest w najwłaściwszem znaczeniu umiejętnością ducha. Czyste my ślenie, podróżujące po kręgach wszechświata, zawraca tu do siebie i staje się myśleniem ludzkiem. Duch tutaj tkwi jesz cze w jestestwach przyrodzonych, ale jestestwa te mają świa domość i myślą, a są nie jedynie "przedmiotem, lecz także kmiotem. Jest to świat in sempiterno, in aeterno, in gloria coelesti, lub świat umiejętności. Duch bezwzględny w ontologicznej dzielnicy jest rzetelny, od. wszystkiego odgarniony, lub sam w sobie, zaczem oderwanie ; w kosmologicznej dziedzinie zaś ubiera się w przyrodzenie i jestestwa rzeczywiste, ale nieświadome siebie i nie myślące, a w pneumatologicznych powiatach występuje jako istota ludzka, której zewnętrznością świat, a wewnętrznością on sam. Widzi się przeto, że pneumatologia sprawuje onto-logii i kosmologii jedność, a ostateczny i najpiękniejszy metafizyki wyraz. 433 Ponieważ dało się tutaj wewnętrzne ducha bezwzględnego różnice najgłówniejsze, lub takie, które są wszystkich innych jego różnic zasadą, gruntem i piastą; przeto we wszystkich różnicach późniejszych, lub podziałach rzeczy dalszej, utajać się będzie na dnie wciąż: kmiotowość, przedmiotowość, i kmiot przedmiotowość, ontologiczność, kosmologiczność i pneu-matologiczność. Zwraca się na to uwagę naprzód i z góry, ażeby czytelnik, widząc rozwój metafizyki przez wszystkie szczegóły, uczuł radość z powodu jednostajnego, a ciągle z sobą zgodnego jej pochodu. ONTOLOGIA, METAFIZYKI CZĘŚĆ PIERWSZA. XLII. Wstęp do ontologii. Umiejętność ta, nazwana od ens, entis, ma na celu byt prawdziwy i rzetelny, którym jest wewnętrzna rzeczy istota, tajemnicza świata podstata. Co jest takowym bytem, tą istotą i podstatą? Bezwzględny duch kmiotowy sam w sobie. Duch ten wydobywa tu z siebie treść i osnowę własną, a roztacza ją umiejętnie. Zaś treścią i osnową tą jest czyste myślenie, tkwiące w rzeczach i we mnie, a sprawujące świat in potentia, słowo stać się mające ciałem, rdzeń i posadę świata, przedwieczny przedświat. Bezwzględny duch kmiotowy sadzi się jako myślenie on-tologiczne, stające się bytem. A myślenie to jest także myśleniem mojem. Mając je i umiejąc mówić, wypowiadam tu prawdę, tworzącą i utrzymującą świat. Wkraczam w umiejętność, której rzeczą myśl bezwzglę-dna i roztocz jej spekulacyjna, tak za mną, jako i we mnie. Panteon tom I.   28 434 Ja i myśl ta, jedno. Ona siedzi mi na języku i prawi przezemnie. Tutaj bezwzględna myśl sama poznaje siebie, a poznając się sama roztacza treść swoję. To pani i mistrzyni, jam tylko jej naczynie, piastun i kapłan. Ona świadomością wszechistnienia. Zaczem wypowiada się przezemnie wiedza rzetelna. Ontologia zanurza się do samego calca bytu, w najgłębsze i najbezdenniejsze istoty rzeczy topiele. Zadaniem jej, ująć myśl, która żyje, gra, pracuje i tętni na tle wszelakiego jestestwa; myśl, która prześwieca sobą ciemne szaty przyrodzenia, wie się w człowieczeństwie, a snuje się w dziejach powszechnego świata, która zradza ludzkie nauki i sztuki, wszystko. Poznanie tej myśli rozwięzuje zagadki i odsłania tajemnice najbardziej utajone. Teraz wypadałoby uczynić podział ontologii. Że zaś to mąciłoby głowę czytelnikowi wstępnemi wywodami; przeto daje się pokój tej rzeczy. Podział ten odsłoni się sam 'śród roztoczy dalszej i będzie jasny. Tutaj poczyna się bezpośrednio od tego, co najłatwiejsze i najpierwsze. Dalsze ogniwa wyczynia się na swem miejscu, jako rzeczy samej następstwo. Przełożyć się ma tutaj treść i osnowa bezwzględnego ducha kmiotowego. Co może być ona? Treścią i osnową ducha tego, jak wszelakiego innego, jest duchowość. Rzecz to tak jasna i prosta, tak bezpośrednia i pewna, iż nie wymaga dalszych rozjaśnień. Duchowość tkwi na duie wszech bytu i jest jego istotą. Ona więc najpierwsze i najlepsze treści ontologicznej oznaczenie, a zarazem najpierwszy i naj-główniejszy samejże ontologii rozdział. XLIII. Duchowość, jako ontologii rozdział pierwszy. Duchowość jest pierwszy i najbezpośredniejszy bezwzględnego ducha kmiotowego ontologiczny odsłon. Co ona? Duch 435 bezwzględny sam, wzięty w kmiotowej treści swej i osnowie którą, jest bezwzględne myślenie, myśl czysta, sama siebie myśląca, myśl wiekuista w jądrze wszelakiej rzeczy. Bezwzględny duch kmiotowy sam, jako stworzyciel i sprawca wszystkiego, jest, zaiście, jeden i jedyny; ale myślenie jego składa się koniecznie z myśli, które stają się rzeczami, a których liczba nieskończona. W duchowości zatem, która jest jednego jedynego w sobie bezwzględnego ducha kmiotowego treścią i osnową, są wewnętrzne różnice mnogie. Chciawszy różnice te odsłonić i oznaczyć bliżej, zapytywać się trzeba przy wszelakim ontologicznym przedmiocie: ,,jaka jego duchowość? ile w nim tej duchowości? co-za w nim duchowości tej miara ?" I oto zdobywam trzy wielkie duchowości dzielnice, któremi są: jakość, ilość i miara. I) JAKOŚĆ jest dzielnica duchowości najpierwsza i naj-bezpośredniejsza. Pierwej albowiem idzie pytanie, jakie jest coś, o którem się czyni, niż pytanie, ile to coś waży. Ja-kość, pod którą rozumieją się własności i przymioty czegoś, ukazuje się bardziej duchowa i wewnętrzna, niż ilość, która oczywiście jest już czemciś cielesnem. Jakość jest bardziej pojedyńcza w sobie, jako czysta myśl, a ilość jest złożona, jak materya. Z tych powodów, bacząc na przedmiot nasz, którym jest ontologiczna i wyżej oznaczona duchowość, daje się jakości przed ilością przód. Czem jest duchowość pod względem jakości? To nie rzecz, nie zjawisko, które przemija, lecz istota rzeczy wewnętrzna, która od wieków i na wieki istnieje, która nie-przemiennie i prawdziwie jest. Duchowość co do jakości, lub w odróżnieniu swem od nieduchowości, od świata zwalisk, ukazuje się tedy naprzód i przedewszystkiem bytem. a) BYT, das Sein, Ens, jest pierwsza duchowości jakość. Duch bezwzględny kmiotowy, jako twórca wszytkiego, co jest, i najpierwotniejszy zdrój bytu, jest bytem. Duchowość, jako treść i osnowa tego ducha, a wszech rzeczy, lub wszech bytu istota, jest bytem. Byt odnosi się, nie jedynie do ducha stworzyciela, który jest, najprawdziwiej jest, i do ducho 28* 436 wości, będącej jego treścią i osnową, a rzeczy istotą, która także jest iście jest; ale do wszystkiego, co tylko jest. On tkwi we wszelakiej rzeczy, we wszelakim człowieku, i we mnie. Nie zamyka się w tym, lub owym przedmiocie, ale jest przynależnością wszechświata. To najogólniejsza ogólność. Byt, to tedy najpierwsze, najbezpośredniejsze i najprostsze duchowości orzeczenie i najwłaściwsza ontologiczność. — Czy można mniśj powiedzieć, niż to, iż coś bytuje, iż coś jest? Byt też, właśnie dla tego, iż mieści się w nim jeszcze tak mało, dobry jest na początek. Że wie się ninie, iż duchowość jest bytem, to, zaiście, nie wiele. A przecież umiejętny tu zysk ogromny. Byt bowiem, to rzecz główna, stanowcza. O tem, co nie jest, mówić nawet nie można. Zdobyło się więc tutaj ontologiczną treści dalszej posadę. Czyli byt jest bezwzględną i jedyną ontologiczną prawdą? Nie! to jedynie prawda, główna i stanowcza zaiście, lecz dopiero początkowa, wstępna, przemijająca. Wszystko bowiem bytuje i wszystko jest, ale nic a nic nie jest samymże bytem. Byt odnosi się do wszystkiego, sam atoli, to ogólne pojęcie, czcze oderwanie, puste nic. Byt tedy sam w sobie wzięty i od wszystkiego odgarniony, to nicestwo. I duchowość, ona treść i osnowa wewnętrzna wszystkiego, okazuje się także nicestwem. Zdaje się, że byt nie może być nicestwem, ani nicestwo bytem. A przecież jako się tu widzi, byt i nicestwo, nicestwo i byt, to w gruncie jedno. Cóż to znaczy? Są to dwa przeciwieństwa, dwie ostateczności, dwa oderwania, które są zarówno czcze w sobie, lecz z których złoży się coś trzeciego , rzeczywistego. Jakoż tak się ma istotnie. Duchowość okazuje się raz jeden bytem, a drugi nicestwem, zaczem wewnętrzną sprzecznością w sobie, która powinna być przełamana i usuniona. Co tedy ona? Jest to coś, co jest bytem i niczem pospołu co powstaje i znika w jednejże chwili, słowem znikomość. Znikomością więc jest duchowość, a bezwzględny duch kmiotowy i myślenie jego sadzić się muszą, jako coś doczesnego i przechodniego. A znikomość, jako jedność bytu i ni 437 cestwa, to byt, stający się w każdej chwili niczem, i nic, stające się, w każdej chwili bytem. Co więc znikomość, byt? Co duchowość? jest to Boże Fiat!—jest to stawanie się wszystkiego ciągłe, rzeka falami płynąca i wszędy wirująca. Wszystko tu, nie bytuje, nie jest, lecz staje się, t. j. powstaje i znika. Byt i nic, to oderwana dwulicowa wieczność, znikomość zaś to czas, a jako wieczność, tak i czas jest duchowości jakością. Widzi się tutaj, jak duchowość, którą oznaczyło się on-tologicznie bytem, przelewa się w kosmologiczność, w świat, i sadzi się wreszcie jako najgłówniejsze jego prawo. Duchowość, która wyczyniła się znikomością, ciągle ruchliwą i płynną, lub stawającą się z bytu niczem, a z niczego bytem, która raz jeden powstaje, a drugi znika, która więc jest, lecz tylko przez pewien czas, to nie byt sam, ale pewne jego wyjawienie, lub pobyt. b) POBYT, po niemiecku das Dasein, jest wtóra główna duchowości jakość. Gdyby na łonie znikomości byt zamieniał się niepowrotnie i stanowczo w nic, tudzież gdyby nic nie przedziergało się w byt; to nie byłoby wcale pobytu. Ale byt, który, choć staje się niczem, wydobywa się z niczego natychmiast bytem, przezwycięża wreszcie nic. Jednakże on przezwycięża tylko nic, ale nie znosi go wcale. Nic znowu się wzmoże i odniesie nad nim zwycięztwo. Ztąd pobyt jest jedynie byt doczesny, pozorny, przemijający. Jeżeli byt i nic są jeszcze puste oderwania, to pobyt, którym jest wszelaki byt znikomy, a którym wyczynia się tu duchowość, jest już coś rzeczywistego, istnego. Prawda bezwzględna, wszechświat, ogół, słowem duchowość sama jest zawsze, nigdy nie powstaje i nigdy nie przemija. Tutaj ma miejsce byt, nie zaś pobyt. Atoli wszystko, co w ogóle tyra szczególnego, lub pojedyńczego, ma początek i koniec, przemija. Do wszystkiego więc odnosi się właściwie, nie byt, ale pobyt. Co zatem duchowość, jako pobyt? Zawsze coś pojedynczego, lub jednobyt. 438 c) JEDNOBYT, który dla tego, iż w nim coś bytuje samo dla siebie i w oddzieleniu od innego coś, nazywaćby się mógł sobiebytem, a po niemiecku zowie się das Fursichsein, jest trzecia i ostatnia duchowości jakość. Jest to byt jeden, od bytu drugiego odróżniony i dla siebie samego, lub sobie bytujący. To jedynek, osóbnik, po-jedyńczość. Jednobyt bytuje sam dla siebie, t. j. w oddzieleniu od jednobytów innych; jest sobie rad i sobie pan; ma początek i koniec; a bytowanie jego jest, nie byt, lecz pobyt. Jednobytem jest wszelakie coś. Jedno coś nie jest dru-giem coś, wyróżnia się odeń i sadzi się samo sobie. Nie chce być czem innem, tylko tem, czem jest, t. j. sobą. Jednobyt, to tedy wszystkiemu, co tylko pojedyńczeje, właściwe sobkostwo, lub bytności sób, po niemiecku die Selbstheit, das Selbst. Jeżeli coś żąda utrzymać się przy sobie i dla siebie, a nie powrócić do ogółu, z którego wyszło, lub do bytu; to musi hołdować sobkostwu i być li sobą, sobem. Co sób? Skończenność, granica pewna. Jednobytami takiemi są wszystkie myśli bezwzględnego ducha kmiotowego, stające się poje-dyńczemi rzeczami. A duchowość co do jakości ukazuje się ostatecznie jednobytem. Wszystko jest jednobyt. Jednobytów zatem jest tyle, ile rzeczy i atomów, wchodzących do ich składu. Wreszcie, gdzie jest jednobyt, tam koniecznie drugobyt, trzeciobyt, sto-byt i tak dalej bez końca. Przez jednobyt zatem duchowość przechodzi z jakości w ilość. Co tedy duchowość na stanowisku jakości? Jest to byt, pobyt i jednobyt. Bytem jest ona na wieczności łonie, pobytem na piersiach czasu, a jednobytem w uściskach przestrzeni. Tutaj duchowość oznaczona zostaje wszechstronnie, jako różnoraka bytność. 439 II) ILOŚĆ, jest dzielnica duchowości druga. Powstaje wszędy tam, gdzie duchowość rozłożyła się w jednobyty, których liczba nieskończona. Ona, to jakość rozdrobniona. Ogół duchowości jest ilością, bo składa się z lasu jednobytów, ale i każdy jednobyt ukazuje się ilością, bo jest w sobie złożony, Tylko liczba jeden jest pojedyńcza, wszystkie zaś inne n. p. 2. 5. 10. 100. są złożone. Pewien odłam ilości zowie się ilostką lub likiem, quantum. — Eoztaczając ilość, którą stała się na miejscu tem duchowość, lub istota rzeczy, i w której uwię-zło ontologiczne myślenie, widzi się trzy przystajnie: a)       JEDNOŚĆ jest pierwszą ilości przystajnią. Wszelaka ilość, by też najbardziej złożona, np. tysiąc, milion, jest w sobie i na dnie swojem jednością. Jedność tedy, to grunt, istota, wewnętrzność ilości. Tylko przez nią ilość staje się tćm, czem jest, czyli udzielną, dla siebie istniejącą liczbą. Jednobyt pod względem jedności, zowie się jednostką. b)       WIELOŚĆ jest drugą ilości przystajnią. Ona się rodzi przez kilkakrotne jedności powtórzenie, np. w liczbie 7. powtarza się liczba 1. siedm razy. Wielość jest albo ciągła, albo krotna, albo nieskończona. Jednobyt staje się tutaj wie-lostką, bo lubo jest jeden, składa się z wielu części. Mając wzgląd na jedność, widzi się we wszechświecie i rzeczach pojedyńczosć mając zaś wzgląd na wielość, uznaje się wszędy złożoność. Tutaj wyjaśnia się stara nauka, podług której duch jest w sobie pojedynczy, niepodzielny, a materya zawsze złożona i podzielna. Ale i duch jest złożony i po-dzielny, bo składa się z mnogości myśli, uczuć i chęci, a materya niezłożona i niepodzielna w gruncie swój istoty, bo gruntem tym jest duchowość. Wszystko tedy jest zarówno wielością, jak jednością. Jak jedność duszą, tak wielość ciałem ilości. c)       CAŁOŚĆ jest trzecią ilości przystajnią. Jedność oka zała się wewnętrznością, a wielość zewnętrznością ilości, którą jest każda duchowość. Wewnętrzność i zewnętrzność zaś przy należą do siebie i stapiają się z sobą. Jedność tedy i wielość przenikają się nawzajem, kojarzą się z sobą i są całością. We 440 wszelakiej całości jest koniecznie jedność i wielość. Liczba np. 3. jest taką całością. Całością jest zarówno ogół świata, jak najdrobniejsza rzecz. Jednobyt, który okazał się już jednostką i wielostką, staje się tutaj całostką, a całostka, to najpełniejsza nazwa tego, co rozumie się pod indiwiduum. Całość, to już ustrój, lub to, co nosi imię organizmu. Układa się tu bowiem jedn ość i wielość w pewien splot piękny, do żywotnego utworu podobny. W ustroju wszystko jest należycie rozszykowane, wykończone, stosowne. Wszędy tu miara. Całość tedy przelewa się w nowy duchowości powiat. III) MIARA jest dzielnica duchowości trzecia. Tutaj jakość i ilość, lub wewnętrzność i zewnętrzność, dusza i ciało, są i w ogóle i we wszystkich szczegółach tak usposobione, że przystają do siebie i przesiąkają się wzajem. Całość taka, w której wszystko doskonale jest wymierzone, zowie się miarą, ma w sobie miarę i sama jest miarą. Co jedno jest, odznacza się tak co do jakości, jak co do ilości najściślejszą miarą. Jak chemicznie w soki swe usposo-bion i umalowan, jak matematycznie rozmierzon i narysowali jest np. każdy liść na drzewie! Miara, to wielkie wszech duchowości prawo, uzewnętrzniające się na rzeczach. Duch bezwzględny dzierzy w ręku wagę, cyrkiel i węgielnicę, a rozgarniając duchowość swą w jednobyty, wymierza wszystkiemu treść i postać. Za krańcami miary widzi się li bezmiar, lub potworność. Człowiek trzymać się ma miary tak w myśleniu, mówieniu i uczynku, jak w użyciu, a strzedz się wszechnie-dosady lub przesady, bo to potworność, szkodząca mu bardzo. Jako duch bezwzględny wymierza wszystko, tak i ty wszystko wymierzaj, a będziesz mądry, dobry, doskonały! Również w dzielnicy tej są trzy przystajnie: a) TRWAŁOŚĆ jest pierwszą miary przystajnią. Wsze 441 laki jednobyt, każdy ustrój, który raz jeden powstaje, a drugi znika, jest tak wewnętrznie usposobion, iż trwać może przez pewien, ściśle oznaczony czas. Trwałość, to miara rzeczy wewnętrzna , duchowa napiętość. Tkwi w niej, nie byt sam, lecz pobyt. Tylko w ogóle duchowości widzi się trwałość wiekui-sta, wszędy indziej zaś li doczesną. b)      OBJĘTOŚĆ jest drugą miary przystajnią. Tutaj jakość i ilość tak są wymierzone, iż ofiarują zmysłom pewien, pięknie i mądrze urządzony całokształt. Objętość, to miara rzeczy zewnętrzna, przestrzeniowa ich rozpiętość. Wszystko, co ma zewnętrzność, ma i objętość, a w objętości miarę. c)      STOPIEŃ jest trzecią miary przystanią. Nie dość, że jakość i ilość posiadają miarę na wewnątrz i na zewnątrz, a są trwałością i objętością pewną. W każdym jednobycie jest większa lub mniejsza samejże duchowości, lub istoty rzeczy, samego bezwzględnego ducha kmiotowego miara, która okazuje się najrzetelniejszą i wiekuistą jego iścizną. Miara tej duchowości i tego ducha w czemsiś, to tego coś stopień. Rzeczy różnią się od siebie, nie jedynie trwałością i objętością, lecz także stopniem udzielonej sobie istoty świata. Stopień ukazuje się wreszcie trwałości i objętości, jakości i ilości najwyższą jednią, a ostatecznym miary wyrazem. Duchowość, która urobiła się co do jakości w byt, pobyt i jednobyt, co do ilości w jedność, wielość i całość, a co do miary w trwałość, objętość i stopień, jest podobna do prochu, który dość zapalić, ażeby porwał się sam płomieniem. To potęga ontologiczna i przygotowanie do wyjawu. Co bowiem jest in potentia, musi stać się in actu. Duchowość była dotąd li ontologicznem oderwaniem, lecz wyjawiając się na zewnątrz, przejdzie w kraje ontologicznćj rzeczywistości Jako z nasienia roślina, tak ze stopnia najwyższego duchowości każdej wydobywa się, wyrasta i wykwituje jaw. I oto wkracza się w nową ontologii część. 442 XLIV. Jaw, jako ontolologii rozdział drugi. Jaw jest drugiem bezwzględnego ducha kmiotowego oznaczeniem i wyczynieniem, a drugim wielkim ontologii i stworzenia świata rozdziałem. Duchowość, która tylko była, jest i będzie, która więc ukazuje się li bytnością, rozwija się teraz, dalej, pełniej i widomiej, bo przystępuje do jawu. Ona, ze wszystkiem, co do niej przynależy i co roztoczyło się w poprzedzającym ustępie, to dopiero litewska bogini Brekszta, znacząca senność, noc, możebnosć, stan in potentia. Brekszta litewska przeobraża się w Welonę i Metę, wieczność i czas, istotę rzeczy i zjawisko. Podobnież duchowość ma przestać być czczem, ontologicznem oderwaniem, którą była dotąd, sen-nem marzeniem, możebnością samą, a wyczynić się jako odsłon samej siebie, ocknięcie się i świąteczny dzień, stan in actu, tj. jako uroczysty i wielki jaw. Jaw ten nie przestaje być duchowością, lecz przyprowadza ją z możebności w rzeczywistość, z potęgi w obecność. On sadzi ją na wyższy rozwoju szczebel. Jeżeli duchowość jest bytem, to jaw ukazuje się innobytem, lub tem, co zowie Hegel das Anderssein. Jest to duchowości byt inny. Tutaj duchowość. wychodzi z siebie za siebie, odpada od samej siebie, staje się nieduchowościa. Ztąd jaw jest duchowością i nieduchowościa. Duchowość usadziła się jako bytność, a bytność jest ontologiczne twierdzenie. Jaw tedy ukazuje się twierdzenia tego przeczeniem. Co jawi się, to jawi się, ale nie jest. Że zaś w jawie tkwi duchowość i nieduchowość, twierdzenie i przeczenie, że to co jawi się, jest i nie jest, więc zawiązuje się tutaj dwójca, sprzeczność z sobą, walka odwrotności i przeciwieństw. W jawie też, w którym drga już świat, bojują z sobą same przeciwy, światłość i ciemność, dodatność i ujemność, dobre i złe. 443 Bezwzględny duch kmiotowy i bezwzględne myślenie jego, wszystka duchowość i rzeczy istota stają się jawem. W oznaczeniu tem rzeczy utaja się także dwójca. Duch, myślenie, duchowość, będąc jawem, ukazują się bytem i innobytem, istotą i pozorem, czemsiś i marą. Ztąd i tutaj przywiązuje się do jawu dwójca, będąca jego znaczeniem i wszechświata prawem. To zawsze istota rzeczy i odsłon jej znikomy, lub na dnie sinienie, a na powierzchni istnienie. Jaw tedy, że pocznie się tutaj od jego gruntu, jest nasamprzód: I) STNIENIE, po niemiecku das Wesen, lub bezwzględny duch kmiotowy sam, ze wszystką swą duchowością, który utaja się na dnie jawu, pracuje we wnętrzu rzeczy i stanowi wiekuistą ich iściznę. Duch ten stnieje, lub bytuje wiecznie, jako podstata nieprzemienna wszystkiego, co jest, a właściwie co bywa. Stnienie, to nasienne ziarno, ontologiczny pierwiastek istnienia, wszystko to, czem brzemienna jest duchowość poprzedniego rozdziału, lub ono słowo, które stać się musi ciałem. Stnienie zamyka w sobie trzy przystanie: a) IDEALNOŚĆ jest pierwszą stnienia przystanią. Stnienie jest idealnością na dnie wszechświata, lub myśleniem ducha bezwzględnego w rzeczach. Idealność i myślenie widzą się tutaj, nie czyste, lecz takie, które brzemienne są nieide-alnością i niemyśleniem, a na których dnie dysze i pracuje dwójca: mysl i rzecz. Myśl tu jest możebnością rzeczy, lub rzeczą in potentia. Ztąd walka tu wewnętrzna aż potrójna, którą wnet obaczy się bliżej; walka prąca duchowość, lub ide-alność z wewnątrz na zewnątrz, z siebie za siebie. We wszystkiem drga i każdej rzeczy gruntem jest pewne stnienie, lub pewna bezwzględnego ducha kmiotowego myśl. A myśl ta ukazuje się jądrem rzeczy, rzeczą w sobie, rzeczą samą. Między myślą a rzeczą, rzeczą w sobie i rzeczą za sobą, tkwi tedy na łonie stnienia bezwzględna jednia. Wszelaka rzecz jest pewną myślą, to tyle, co wszelaka rzecz jest sobą. Myśl i rzecz jest jedno i toż samo. A est A. I oto wyczynia się tutaj pierwsze loiczne prawo, lub zasada jedno 444 zgodności, principium identitatis. Grunt zasady tej jest, jako się widzi, ontologiczny. Jednakże myśl i rzecz, to niezupełnie toż samo. Jedność tu li umysłowa, lecz rozum czynniki jej rozdziela. Myśl nie jest rzeczą. Pomiędzy myślą a rzeczą w stnieniu ukazuje się tedy względna różnica. A non est B. I oto zachodzi nam drogę drugie loiczne prawo, lub zasada sprzecznosci, principium contradictionis, której grunt także ontologiczny. Myśl i rzecz, to zatem bezwzględna jednia i względna różnia, jednozgodność i sprzeczność. Jako wydobyć się z takich, równie ugruntowanych przeciwów? Jednia, jednozgodność jest tutaj grunt, a różnia, sprzeczność, następstwo. To tedy różnojednią, lub trzecie loiczne prawo, zasada dostatecznego powodu, principium sufficientis rationis, której grunt również ontologiczny. Cóż ztąd? Nie ma myśli bez rzeczy zgoła na łonie wiekuistego stnienia, w gruncie wiekuistym jawu, lub w myśleniu bezwzględnego ducha kmiotowego, jak nie ma powodu bez następstwa. Jaw tedy opuszcza tu powód, stan swój in po-tentia, stnienie czyste, a przerzuca się do następstwa, do stanu swego in actu, do stnienia bardziej rzeczowego, a idealność przelewa się w realność. b) REALNOŚĆ jest drugą stnienia przystanią. Ona myślenie bezwzględne, zamieniające się już na łonie stnienia w świat. Jako w idealności pomiędzy myślą i rzeczą, tak znowu w realności pomiędzy rzeczą i myślą, ukazuje się bezwzględna jednia i względna różnia, lub różnojednia, a walczą i wreszcie jednoczą się z sobą przeciwy. Realność rodzi się w bezwzględnym duchu kmiotowym i stnieje przody, niż istnieje. Jest to innobyt idealności, którego gruntem idealność. Realność tu, jako drugi kształt stnienia, jest czysta, ściśle onto-logiczna. Jako idealność jest myśleniem, rozpływającem się w myśli, tak realność ukazuje się rzeczowością, złożoną z rzeczy. Jaw przeto rozstaje się teraz z realnością, a przeobraża się w rzecz. 445 c) RZECZ jest trzecią stnienia przystanią. Że tutaj pod rzeczą rozumie się rzecz w sobie, lub Kantowskie das Ding an sich, to jawna. Rzecz na łonie stnienia, to myśl, która atoli staje się myślą realną, a rzeczy właściwej pierwociem będącą. Rzecz ta, czysto umysłowa i rzecz zmysłowa, która będzie jej odsłonem, stoją z sobą w stosunkach bezwzględnej jedni, względnej różni i różnojedni. Czem jednobyt w obec ogólnego bytu, tem rzecz w obec rzeczowości, lub realności stniejącej. Realności rzeczywistością jest rzecz. Stnienie, lub istota świata, wyczynia się tedy jako ideal-nosć, realnosć i rzecz, ale to dopiero, jako wiekuisty przedswiat, stający się jądrem i rdzeniem rzeczywistego świata. Przedświat ten, to możebność świata. Ale przedświat staje się światem, a możebność rzeczywistością. Stnienie więc przeobraża się w istnienie. Jaw tedy jest, powtóre: II) ISTNIENIE, jako odsłon i wyczyn stnienia, po łacinie apparitio, po niemiecku die Erscheinung. W istnieniu widziało się idealność, realność i rzecz w sobie; tu przeobrażają się one w zjawisko, a umysłowość występuje jako zmysłowe widmo, którego prawda jest utajona, a mara odkryta. Wszystko tu pozór, próżność, skorupa. Jest to druga kraina jawu, w której jaw przestaje być jawem in potentia, a sadzi się jako jaw in actu. A jaw ten duchowości i bezwzględnego ducha kmiotowego promiennica, wierna odświetla, zwierciadlana postać. Są tutaj trzy przystajnie: a) WSZECHŚWIAT, lub istnienie nieskończone, pełne, całkowite. Jest wszechświat niezawodnie. Atoli on, jako całość istnienia, ukazuje się jeszcze oderwaniem, idealnością, myślą. Krom tego jest on bezmiarem, lub nieskończonością wrzkomą, wardawą, pozorną. Co tedy prawdą i realnością świata ? Zbiór wielki, nieprzeczerpany, powszechny słońc, ziem, komet i rzeczy zmysłowych, lub zbiór zjawisk. Zbiór ten, to także całość istnienia, ale z samych całostek złożona, więc 446 treści realnej pełna. Nie dość! Jak całość istnienia, lub wszystek świat, tak i każda całostka, lub każda rzecz zmysłowa jest pewnym jednobytem, sobiebytem, osobnym ustrojem, maluczkim światem. Wszechświat składa się tedy ze światów i świecików bez liku, a stanowi olbrzymi wyjaw ogólnego istnienia, na którego dnie stnienie. W istnieniu odsłania się duchowości wielość, a w stnieniu tai się wewnętrzna wielości tej jedność. Istnienie bez stnienia byłoby abrą-kada-brą, tohu va bohu, ogromnym, burym odmętem. b) DWÓJCA, której ostatecznemi czynnikami są treść i forma, stanowi drugą istnienia przystanię. W stnieniu jest jednia, w istnieniu dwójca. Stnienie jest wszędy na dnie istnienia, jako jego istota, a w istnieniu widzi się treść i formę, które bojują z sobą i sprawują nieprzestanne przeobrażania się wszystkich rzeczy. Istotą jest pewna myśl wiekuista, będąca istnienia gruntem; treścią innobyt tej myśli, odpad jej od samej siebie, jej zeświatowienie, bezmyślność, niemyśl, lub materya; a formą zewnętrzny i widomy wygląd myśli tej z materyi. W treści myśl gaśnie, w formie rozelśniewa, lecz tylko znikomem światłem. Między treścią i formą jest konieczna walka, bo treść zabija, a forma wskrzesza istotę rzeczy. Istota okazuje się to treścią, to formą. Nie ma treści bez formy, ani formy bez treści. Treść przelewa się koniecznie w formę, a forma w treść. I dzieje się to ustawicznie. Ztąd ciągła we wnętrzu rzeczy praca, a w zewnętrzu jej przemiana. c) STOSUNEK jest trzecią istnienia przystanią. Treść i forma tak w całem istnieniu, jak w każdem pojedyńczem jestestwie, stają w pewnym stosunku do siebie. I następuje układ całości, rozszykowanie jej części. Całość stosować się ma wszędy do części swych, a część do całości. Całość ukazuje się treścią części i jest z części złożona, a części są formą całości i szczegółowym jej wyrazem. Części różnią się pomiędzy sobą, lecz każda z nich ukazuje się pewną całością w sobie i dla siebie, z innemi całościami z sobą jednoswor-nemi związaną i całość ogólną kształtującą. Całość, to odsłon potęgi wewnętrznej, istoty; a części objawianie się na ró 447 — żnych przystajniach walki treści z formą. Co przemieszkuje na dnie istnienia, wypłynąć ma na biały dzień, ustroić się w urocze barwy i kształty, rozczłonkować się wdzięcznie, jak kwiecie, wyrosłe z ciemnej łodygi. A we wszystkich czynnikach wykwitu tego jest i musi być pewna loika, lub pewien mądry stosunek. Gdy istnienie posadziło się już jako wszech świat, będący nieskończonym zbiorem rzeczy widomych; gdy zapaliło na łonie swojem, w skutek wyjawu swej istoty, dwójcę, lub bój pomiędzy treścią i formą, gdy wreszcie ukształtowało między całością i częściami wszystkie, rodzące się z boju tego stosunki: natenczas widzi się przed sobą rzeczywistość. Jaw tedy jest potrzecie: III) RZECZYWISTOŚĆ, jako jedność stnienia i istnienia. W rzeczywistości tkwi stnienie, którego ostatecznym wyczynem rzecz w sobie; tkwi także istnienie, jako zewnętrzny odblask tej rzeczy. Wszakże rzeczowość w sobie i rzeczowość za sobą, lub we własnym, światowym wyjawie, stanowią to, co zowie się rzeczywistością. Rzeczywistość jest jeszcze ja-wem, lubo już ostatniego szczebla. Ztąd na łonie jej widzi się również dwójcę. Dwójcą tą jest podwójna jej istota: stnienie i istnienie. Że zaś czynniki dwójcy tej stanowić muszą bezwzględną jednią, względną różnią i różnojednią; przeto na piersiach rzeczywistości odgrywują rolę następujące trzy stosunki: a) PODSTATA i PRZYPADŁOŚĆ, lub po łacinie: sub-stantia et accidens. Na łonie rzeczywistości stnienie jest podstatą, a istnienie przypadłością. Bezwzględna podstaty, i przypadłości jednia ukazuje się możebnością, względna ich różnia rzeczywistością samą, a różnojednia koniecznością. Co możebność? Podstata od przypadłości niewyróżniona, lub sama w sobie. Co rzeczywistość? Podstata, która stała się przypadłością. A co konieczność? Podstata, ustrojona w przy 448 padłości własne i występująca pospołu z niemi, jako uroczy całokształt. b)       PRZYCZYNA i SKUTEK. Podstata, jako rzeczywi stości grunt, ukazuje się przyczyną, a przypadłość skutkiem. Między przyczyną i skutkiem zachodzi również jednia, różnia i różnojednia. To powód, że jaka przyczyna, taki i skutek, oraz odwrotnie. c)       DZIAŁANIE i ODDZIAŁYWANIE. Między przy czyną, będącą stnieniem, która jest czynna, a skutkiem, bę dącym istnieniem, który jest bierny, zachodzi li działanie. Tutaj przyczyna działaczka, a skutek jej dzieło. Ale inaczej się ma zupełnie, gdy przyczyna odnosi się, nie do skutku swojego, ale do przyczyny drugiej, od siebie niezależnej, która jest także działaniem. Na on czas jedna przyczyna działa, a druga opiera się działaniu temu, lub oddziaływa. Otóż działanie i oddziaływanie na piersiach rzeczywistości, które jest walką dwu stnień w istnieniu. Co zaszło właściwie na ostatniem tem stanowisku jawu? Działanie i oddziaływanie są zarówno przyczyną, stnieniem; skutek zaś, a z nim istnienie, cofa się, kona i znika. Przyczyną jest podstata, a podstatą kmiotowość bezwzględnego ducha. Podstata tryumfuje tu zatem nad przypadłością, a kmiot nad przedmiotem. Duch bezwzględny kmiotowy, który utkwił w istnieniu i rzeczywistości, a oddzielić się od nich nie może i nie powinien, występuje tu jako ich pan i mocarz, zarówno działając, jak oddziałując; skutek zaś, rzecz" to dzieło jego. Tu tedy jaw ustaje, zostawując miejsce swe działającemu i oddziałującemu swobodnie duchowi bezwzględnemu, który, tkwiąc w przedmiocie, czuje i zna się kmiotem, a który sadzi się nareszcie jako prawda. I jaw przepływa tu w prawdę. I oto wkracza się w nową ontologii część. 449 XLV. Prawda, jako ontologii rozdział trzeci. Prawda jest trzeciem bezwzględnego ducha kmiotowego oznaczeniem i trzecią, najważniejszą ontologii roztoczą. Co ona? Jedność duchowości i jawu, lub obu powyższych onto-logicznych dzielnic, a jedność siebie samej świadoma i pewna. Prawda jest duchowością, jest jawem, bo ona i duchowości i jawu wykwit ostateczny, oraz ziarno nasienne, które wy-raża zarówno koniec, jak początek. Tutaj duch stworzyciel świata powraca z za siebie do siebie, a nie przestając być światem, staje się sobą, zna i czuje się sobą. Co prawdą najpierwszą i najbezpośredniejszą ? Pytanie to znaczy tyle, co następujące: co prawdą bezwzględnego ducha kmiotowego, odsłaniającego się ontologicznie, najpierwszą i najbezpośredniejszą? Nic innego, tylko kmiot. Prawda przeto jest nasamprzód i przedewszystkiem: I) KMIOT, jako duch bezwzględny we wszechświecie działający i oddziałujący, a działania swego świadomy. Duch ten powraca tu z krain duchowości i jawu do siebie, lecz nie opuszcza świata, tkwi w nim i wypowiada się sam przez myślące myśleniem jego i mówić umiejące jestestwa. Duch bezwzględny kmiotowy, który świat stworzył in potentia, staje się tutaj duchem człowieczym, również in potentia, a prawda ludzkiej umiejętności żywym wiekuistym zdrojem. Kmiotem tu myślenie ducha bozwzględnego w myśleniu ludzkiem. Myślenie to zaś jest, nasamprzód: a) POJĘCIE, które ukazuje się myślą i rzeczą w sobie zarazem, a jest każdego jestestwa i zjawiska prawdą. Ile jest myśli i rzeczy na dnie rzeczywistości, a zjawisk we wszechświecie; tyle 'jest pojęć w duchu człowieka i imion w mowie jego. Jako jestestwa, tak i pojęcia są olbrzymie, mierne i małe. Rodzaje i gatunki jestestw stają się rodzajami i gatunkami pojęć. Świat zjawisk przeobraża się w świat Panteon tom I.   29 450 pojęć i wjeżdza w człowieka; staje się nim samym i mową jego; a jako niegdyś słowo, stało się ciałem, tak ninie ciało staje się napowrót słowem. Świat nasz pojęć, to rozwiązan w myśli świat rzeczy. Ale, jako między jestestwami, tak i między pojęciami zachodzą różne stosunki, różne związki, jednie, różnie i róż-nojednie, różne położenia i stany; a jak jestestwa, tak i pojęcia kojarzą się w pewne jedności, lub przeciwieństwa. Skojarzenia takie pojęć zowią się zdaniami. Myślenie więc człowiecze jest, powtóre: b)       ZDANIE, które ukazuje się związem myśli, a raczej pojęć, związem rzeczy w sobie, a wszelakiego związu jestestw, lub zjawisk prawdą. Ile jest, lub być może zwięzów myśli i rzeczy na dnie rzeczywistości, a zwięzów zjawisk we wszech świecie ; tyle ma się zdań w duchu i mowie człowieka. Jaka w przyrodzeniu sił gra, taki w języku ludzkim zdań taniec. Eodzaje i gatunki stosunkowości między jestestwami prze obrażają się w rodzaje i gatunki zdań. A jako pojęć, tak i zdań naszych grunt jest ontologiczny, wieczny. Ale, jak z dwu stosunków z sobą związanych między jestestwami rodzi się stosunek trzeci, będący ich następstwem, tak z dwu zdań, z których jedno podciąga się pod drugie, wyrasta zdanie trzecie, zowiące się wynikiem. Myślenie więc człowiecze jest, po trzecie: c)       WYNIK, który ukazuje się następstwem dwu myśli, lub dwu rzeczy w sobie, a wszelakiego następstwa z ruchu i działania, lub z gry sił dwu jestestw i zjawisk prawdą. Jak jestestwa rozmaicie się łączą, zamieniając się w coś trze ciego, miedź i cyna n. p. w mosiądz; w coś trzeciego, będą cego połączenia ich następstwem; tak rozmaicie łączą się pojęcia w zdania, a zdania w wyniki. Ile połączeń i następstw takich we wszechświecie; tyle wyników w głowie i mowie ludzkiej. Eodzaje tych połączeń i następstw stają się rodza jami wyników. W wynikach jawi się prawda kmiotu ludz kiego najpełniejsza. 451 Co na dnie jawisk i jawu w ogóle? Rzecz. Co na dnie pojęć, zdań i wyników? Rzecz. Co tedy na dnie kmiotu, którego treść roztoczyło się właśnie? Przedmiot. Kmiot bez przedmiotu byłby czcze oderwanie. Kmiot tedy przelewa się koniecznie w przedmiot. A prawda jest, powtóre: II) PRZEDMIOT, jako duch bezwzględny we wszechświecie działający i oddziałujący, a siebie samego, nie jedynie w człowieku, ale i w rzeczach świadomy. Myślenie ludzkie, które w pojęciach, zdaniach i wynikach było li kmioto-we, uznaje się teraz za myślenie, tkwiące w rzeczach, lub przedmiotowe. Co człowiek, będący duchem bezwzględnym w sobie, myśli, musi być myślą rzeczy; a co wie kmiot taki, jest istotą przedmiotu i samymże przedmiotem w najściślejszem słowa znaczeniu. Pojęcia, zdania i wyniki tu przed-miotowieją, t. j. przenoszą się z istoty ludzkiej w istotę rzeczy. A jaka w głowie ludzkiej gra, taki w wewnętrzu rzeczy taniec. Co w kmiocie, to i w przedmiocie. Gra pojęć, zdań i wyników, wychodząc z głowy człowieka i stając się istotą rzeczy, utraca wolność i swobodę kmiotową, jest przedmiotowym mechanizmem. Przedmiot zatem jest, nasamprzód: a)       MECHANIZM, jako wyrażająca się w siłach przyro dzonych myślenia ludzkiego gra. Uprzedmiotowienie myśle nia tego jest najgrubsze, całkowicie zewnętrzne, najściślej cie lesne. Jak człowiek myśli loicznie, tak przyrodzenie działa mechanicznie. Mechanizm, to loika rzeczy. Czem dla loiki awożność, lub z łacińska konsekwencya, tem dla przyrodze nia mechaniczna konieczność. Jeżeli mechanizm ukazuje się uprzedmiotowieniem ducha ludzkiego dopiero zewnętrznem; to musi być także uprzedmiotowienie jego wewnętrzne. Przedmiot więc jest, powtóre: b)       CHEMIZM, jako uprzedmiotowienie myślenia ludzkiego wewnętrzne. Jak pojęcia, zdania i wyniki, tak różne rzeczy, 29* 452 pierwiastki i siły zlewają się z sobą, w wewnętrzne jedności. Co w głowie ludzkiej, to i w chemicznym tyglu. Co dla myślenia rozumnie, to dla rzeczy chemicznie. Chemizm jest mechanizmem wewnętrznym, mechanizmu duszą. Atoli chemizm, acz zamienia mechanizm w czynność bardziej wewnętrzną i duchową, daleki jest jeszcze bardzo od wizerunku swobodnego myślenia ludzkiego na łonie świata. A wizerunek ten istnieć musi. Myślenie ludzkie powinno na piersiach przyrodzenia naleść swoję zwierciadlaną postać, swój dagerrotyp. Ani mechanizmowi, ani chemizmowi nie można odmówić przedmiotowego myślenia, lecz pierwszy okazuje się myśleniem tem dopiero zmysłowo, drugi zaś dopiero rozumowo. Także myślenie umysłowe wyrazić się ma w rzeczach. A wyrazem tym jest powszechna we świecie celowość. Przedmiot więc jest, potrzecie: c) TELEOLOGIA, jako uprzedmiotowienie myślenia ludzkiego umysłowego, czystego, spekulacyjnego. Przedmiotem jej celowość, którę widzi się umysłem ludzkim wszędy w przyrodzeniu, a która stoi umysłowi bezwzględnego ducha, tworzącemu świat, za świadka. W teleologii myślenie człowiecze spotyka się z myśleniem we świecie, a oba te myślenia ukazują się jednem i temże samem myśleniem, tu kmiotowem, tam przedmiotowem, a w gruncie bezwzględnem. Teraz kmiot stoi na zupełnej równi przedmiotu, a przedmiot na równi kmiotu. I pomiędzy kmiotem a przedmiotem wyczynia się jedność. Z wyczynem atoli jedności tej, przedmiot przestaje być czem był, t j. przedmiotem, a przeobraża się w kmiot-przed-miot, lub w ideę. Prawda tedy jest, potrzecie:          III) IDEA, jako jedność kmiotu i przedmiotu, a spólny obudwu wyraz. Ona dzielnica prawdy trzecia i ostatnia. W niej widzi się jedność wszystkich celów i środków, powo 453 dów i następstw, przyczyn i skutków, myśli i rzeczy, wszystkich kmiotów i przedmiotów. Sama jest wszechduchowością, wszechjawem i wszechprawdą, całą i pełną ontologicznością. Na co siliły się daremnie wszystkie poprzednie części tej metafizyki stopnie, mianowicie zaś ostatnie, jako n. p. mechanizm, chemizm i teleologia; to urzeczywistnia i sadzi się tu samo. Idea przenosi się z siebie za siebie i stwarza świat, a co było tu w kmiocie, staje się istotą przedmiotu. Ona przedmiot swój wysnuwa z siebe i zradza, a jest z nim w jedni bezwzględnej. Idea tkwi we wszystkiem, co tylko jest, a we wszystkiem ukazuje się myślą i rzeczą pospołu. Wszystko, co jest, jest ideą przez ideę i w idei. Idea więc, to prawda prawd, prawda najprzedniejsza, jedyna. Gdy idea ocknie się w duchu moim i poczuje się w nim sama sobą; w tedy świadomość moja staje na równi i w jedni ze świadomością ducha bezwzględnego w rzeczach, a przezemnie wypowiada się ducha tego wiekuista wiedza. Idea nie jest jedynie w spekulacyjnej głowie mojej. Ona dno i tętno wszechświata. Długo daremnie starała się wydobyć na wierzch z ontologicznych głębin, aż oto wypłynęła wreszcie. I wyczynia się teraz jawnie w trzech następujących, a przynależnych do siebie przystajniach : a) ŻYWOT jest pierwszą idei przystajnią. Już w przyrodzeniu martwem widziało się myśl i rzecz w jedni. W żywocie zaś widzi się duszę i ciało we wzajemnem przeniknie-niu. Żywot ten uzacnia się zwolna i stopniowo, aż nareszcie w człowieku pozyskuje słoneczną swą pełnią. Tutaj dusza jest siebie świadoma, wolna, umiejętna. Ona kmiot, a ciało jćj przedmiot. Ciało, to dusza na zewnątrz odsłoniona i widoma, a dusza ciało w gruncie istoty swej utajone i niewidome. Ciało dusza dla zmysłu, a dusza ciało dla umysłu. Oboje są na dnie rzeczy jedno i tożsamo. Tu tedy kmiot przedmiot sprawują żywą jednią bezwzględną, a idea jawi się prześlicznie, chodzi, mówi i działa, okazując oczy 454 wiście, iż sama nie jest li myślą, lecz najrzeczywistszą rzeczywistością. b)       POZNANIE jest drugą idei przystajnią. Widziała się w fenomenologii ducha, że przez wszystkie szczeble prze świadczenia, świadomości i wiedzy kmiot i przedmiot szukają jedni z sobą, lub szukają idei. I idea ta najduje się na samym końcu, gdy zdobywa się wreszcie spekulacyjne stano wisko , a poznanie nabiera charakteru znania. Któż w samymże ontologii zarysie, który dało się tutaj, nie postrzega jedności kmiotu i przedmiotu, a następnie wyczynu idei od początku do końca? c)       IDEA BEZWZGLĘDNA jest trzecią idei w ogóle przystajnią. Idea jawi się, zaiście, i w żywocie i w poznaniu ludzkiem, lecz także sama istnieje dla siebie, jako prawda, przesiąkująca i piastująca wszystko, a będąc objawów swoich przyczyną, wyróżnia się od nich, jako od skutku swojego. Taką ideą jest bezwzględny duch sam, który wszystko stworzył, a wszystkiego ostatecznym ukazuje się gruntem. Hegel mówi: „Idea, jako jedność wszech kmiotowej i przedmiotowej idei, okazuje się pojęciem idei, w którem idea sama zamienia się w przedmiot; okazuje się pojęciem przedmiotowem, pełnem, wszystkim warunkom pojęcia najwyższego odpowiadającem. Pomiędzy pojęciem takiem a rzeczą samą nie ma tu różnicy. Tutaj bezwzględna jedność, bezwzględna wiedza i prawda, dla siebie samej istniejąca; tutaj idea, myśląca samą siebie, idea jako myślenie kmiotowe i przedmiotowe, idea ontologiczna." Duch bezwzględny kmiotowy, roztoczywszy treść swoję w całkowitej pełni, najduje nakoniec samego siebie i widzi, że sam jest ideą bezwzględną. Idea ta, to duchowości, 455 jawu i prawdy ostateczny szczyt. Tutaj więc kończy się ontologia. Co koniec? Zorza zapadającego dnia, choćby pod dniem rozumiało się li umiejętną światłość. A co zorza? To samo, co jutrzenka, bo zorza nasza jest jutrzenką dla całego zachodu. W końcn tkwi zawsze jakiś początek, wyjąwszy chyba sam koniec bezwzględny. Otóż duch bezwzględny, obaczywszy się przy końcu ontologii ideą bezwzględną, która jest kmiotem i przedmiotem, potwierdza to, co uznał już przy końcu fenomenologii, że nie dość dlań na roztoczeniu treści swej kmiotowej, lecz że mu potrzeba roztoczyć się także treścią swą przedmiotową. I z ontologii wygląda oto i wydobywa się na gwałt kosmologia. Nie jedynie kosmologia, lecz zgoła pneumatologia tkwi w ontologii widomie. Ontologia daje pierwiastki wszelakiego, zaczem także kosmologicznego i pneumatologicznego bytu. Jakoż nauka o duchowości, będącej posadą wszech bytu, jest sama jedna ontologią czystą i właściwą. Nauka zaś o jawie daje już kosmologii, a nauka o prawdzie pneumatologii onto-logiczne pierwiastki. W ogóle wszystkie pierwsze, by też najdrobniejsze rzeczy niniejszej rozczłonia, jako n. p. byt, były ontologiczne, rozczłonia zaś drugie, n. p. pobyt, kosmologiczne, a trzecie n. p. jednobyt, pneumatologiczne. * KOSMOLOGIA, METAFIZYKI CZĘŚĆ DRUGA. XLVI Wprowadzenie do rzeczy. ,Le monde est un systeme de choses invisibles, manifestees visiblement."Ron-zier — Joly. Kosmologia, zwana od mundus, jest spekulacyj ną świata umiejętnością, metafizyką przyrodzenia i drugą me tafizyki w ogóle częścią.    * Już w fonomenologii ducha i w ontologii, jak znawca przedmiotu mógł to zauważyć, poprawiało się nieraz Hegla, ulepszając myśl jego. W kosmologii zaś kładnie się go całkowicie na stronę. Trzymał się on na polu tem zbyt ontolo-gicznych pojęć, a nie umiał dotrzeć do materyi rzeczywistej łacno tedy okazał, że na dnie pojęć takich drga i żyje duch. Ale pojęcia jego i świat sam są daleko od siebie. Nie znał się on też dobrze na naukach przyrodzonych. Krom tego nauki te uczyniły już po nim znakomite postępy. Gdyby się go więc tutaj ślepo trzymało, rzecz o świecie fizyczna, pod nazwą nauk przyrodzonych niegdyś przy empiryi wyłożona, miałaby wyższą bez miary umiejętną wartość, niż ninie 457 rzecz o świecie metafizyczna. Poda się tu zatem osnowę podług planu własnego, a przywłaszczy się tylko pogląd na nią spekulacyjny. Duch bezwzględny jest, jako już wiadomo, istotą i gruntem wszystkiego. A duch ten, jak również wiadomo, ukazuje się kmiotowy i przedmiotowy' Otóż, jak roztoczenie treści kmiotowego ducha bezwzględnego spłodziło ontologią; tak roztoczenie treści przedmiotowego ducha bezwzględnego zrodzi kosmologią. Co przedmiotowy duch bezwzględny? Jest to niezmierzony wszechświat sam, nie ze strony widomych zjawisk, lecz ze strony niewidomej istoty rzeczy, nie we zmysłowej łupinie, lecz w umysłowem jądrze, lub, nie empirycznie, lecz metafizycznie uważany. Na dnie wszechświata obecny jest, pracuje i działa bezwzględny duch przedmiotowy, a na dnie ducha tego utaja się duch kmiotowy, będący jego istotą. Przedmiot nasz tedy nie zmienia się tu bynajmniej, lecz przerzuca się na dalsze swe stanowisko. Duch bezwzględny, który był kmiotem i spłodził ontologią, posady wiekuiste bytu, staje się teraz przedmiotem i zradza kosmologią, rzeczywisty świat. Jaka jest przyczyna bytu świata? Duch bezwzględny, kmiot byłby czczein oderwaniem, marą bez rzeczywistości, gdyby nie sadził się sam za sobą, jako przedmiot rzetelny. Wszystko co jest li w sobie, musi wyjść z siebie i położyć się widomie za sobą. Jak sztukmistrz z ideału, który utworzył i nosi w głowie, a który jest arcydziełem in potentia, urobić ma dzieło in actu, dzieło rzeczywiste, jeżeli chce być nie in spe, ale in re sztukmistrzem; tak duch bezwzględny kmiot przeobrazić się musi w duch bezwzględny przedmiot, lub w duch świat. Tego wymaga loika i wewnętrzna rzeczy konieczność. Wiadomo z katechizmu, iż Bogiem jest, nie tylko Ojciec ale i Syn, a Syn ukazuje się Ojca wcieleniem. Podobnież się ma i tutaj. Ontologiczny duch, lub bezwzględny kmiot, to ojciec a kosmologiczny duch, lub bezwzględny przedmiot, nie widoma wszech przedmiotowości posada, syn. Jako syn wy chodzi 458 z ojca i równy jest ojcu, tak i duch przedmiot wychodzi z ducha kmiotu, a równa się mu całkowicie. Działalnością i treścią ducha w ogóle jest myślenie. Otóż, jak w ontologii bezwzględny duch myśli myśleniem kmiotowem, lub czystem, prawdziwem, siebie świadomem; tak w kosmologii i we świecie duch ten myśli myśleniem przedmiotowem, lub nieczystem, nieprawdziwem nieświadomem siebie, w rzeczach zdrętwiałem i obumarłem. Jest to myślenie to samo, co dotąd, ale skostniałe, stężone, zamarzłe. Płynność eterowej fali myślenia zamienia się tu w lodu stałość, a żywa wewnętrzność w martwą zewnętrzność. Słowo staje się ciałem. Świat, oderwanie uważany, to wielki nieboszczyk ducha. On żyje atoli, lecz żyje o tyle, o ile duch w nim działa i tętni, lub o ile on sam w istocie swej jest duchem. Myślenie ducha bezwzględnego w świecie, choć niby bezmyślne, widzieć się też daje w wysokiej i nieporównanej mądrości, która świat stworzyła i utrzymuje, a wyjawia się w prawach przyrodzenia tak głębokich, tak rozumnych, i przemawia do nas szczytnie, zgoła śród dzikiej burzy żywiołów. Przy końcu ontologii bezwzględny duch kmiotowy ukazał się bezwzględną ideą. Otóż bezwzględny duch przedmiotowy sam i ciało jego, lub świat, jest uprzedmiotowanie idei tej w rzeczach, uwidocznienie jej dla oczu, odsłon jej dla zmysłów. Ona tu ubiera się w ciało, będące własnym jćj urobem. Świat, to płaszcz i szata idei. Hegel pisze: „Świat, to idea w formie własnego Innobytu. Ponieważ idea w tej formie staje się przeczeniem siebie samej, czemścić sobie obcem i zewnętrznem, lub nieideą; przeto świat w obec tej idei, w obec kmiotowej jej istoty, nie jest zewnętrznością jej samą, lecz zewnętrznością, która stanowi dalsze, ściśle z ideą związane i od niej nierozłącznie rozwoju jej oznaczenie." We świecie więc nie ginie i nieprze-pada idea, lecz rozwija się na zewnątrz. Ona wre na jego dnie, jako grunt, a wypływa na wierzch jego i faluje bałwanami własnego przeczenia siebie. Na tle innobytu jest byt, 459 a byt w roztoczy dalszej musi stawać się innobytem, t. j. czemściś różnem od samego siebie. Oto znaczenie świata.' Na łonie przeczenia i innobytu idei, na oceanie zewnętrz-ności zmysłowej, myślenie otrzymuje pozór bytu bezmyślnego obojętnego, przypadkowego. Lecz to jedynie pozór, bo myślenie, zgoła w kształcie bezmyślności, n. p. w książce martwej ; jest w gruncie myśleniem, jak senne marzenie, acz bezmyślne, oderwać się nie może od myśli. Zewnętrzność wreszcie stoi na wewnętrzności, która jest jej istotą i przyczyną. Świat, jako przeczenie i innobyt idei, jest duchem nie-duchem, myśleniem niemyślącem. On tedy uronia kmiotowe własności ducha, świadomość i wolność. Miejsce ich zabierają brak wiedzy i konieczność. Ale, jak nieduchem jest w gruncie duch, a innobytem byt, tak też na dnie konieczności i niewiedzy najduje się wolność i wiedza. Nie konieczność i niewiedza, około których bawi się fizyka, ale utajona w nich i podstatą ich będąca wolność, wiedza; to metafizyki świata, lub kosmologii zadanie- i cel. Spekulacya nie zrywa nigdzie z duchem. Ponieważ duch przedmiotowy jest i musi być w istocie swej duchem kmiotowym, a przeczenie oderwać się nie może od twierdzenia, ani innobyt od bytu; przeto świat ukazuje się wyjawioną i nierozwiązaną idei sprzecznością w sobie. On, to tyle, co nonens, na którego dnie jest ens. Zowią go też słusznie odpadem bytu od samego siebie, zaćmieniem światłości wiekuistej, którą jest idea, myślenie, świadomość. Jedynie dla zmysłowego przeświadczenia materia est primum exisiens. Umysł widzi w duchu primum, a w materyi secun-dum existens. Jakoż świat, równie jak zmysł sam, nie jest co innego, tylko widoma proiniennica ducha, rozblask umysłu na zewnątrz. W świecie, jako w widomem kryształowaniu się ducha i lodowaceniu się idei, wielka jest rozliczność i przypadkowość form. Ponieważ atoli w gruncie tleje tu wszędy bezwzględny duch, który, uprzedmiotowiając się nieskończenie, nie przestaje byś kmiotem i dąży wciąż do kmiotu; przeto całe to mo 460 rze form światowych wylać się nusi w formę żywota i człowieka , w której kmiot, on raj świata utracony, odzyskan zostaje. Jako więc gruntem, istotą i pierwiastkiem świata, tak ostatecznym jego celem jest siebie samego świadomy i wolny, lub kmiotowy, rzetelny duch. Są w świecie różne rodzaje i gatunki materyi, różne ciała i różne siły. Mówi też o nich kosmologia. Ale materya, ciało, siła nie sporządza wcale istoty świata. W nich i przez nie uprzedmiotowia, uzewnętrznia, lub wyjawia się tylko ta istota. A co ona sama? Duch bezwzględny i myślenie jego. Myśl uprzedmiotowiona, lub przedmiotowiąca się, to duchowa materyi, ciała i siły podstata. Kosmologia przeto pozostawia materyą, ciało, siłę zwyczajnym naukom przyrodzonym, a sama ima za tło i dno ich wiekuiste, za myślenie przedmiotowe. Świat, przyrodzenie, to, zaiście, nieskończony szereg szczebli rozwoju nieprzestannego, z których jeden zradza drugi, a drugi trzeci i tak dalej bez końca. Jeden wybieża tu z drugiego koniecznie. Przecież nie świat sam, lecz duch bezwzględny, idea idzie tu przez mnogie rozwoju szczeble. Metamorfoza, palingenezya, wszech przeobrażenie się, każdy pochód, wzrost i ruch, nie świata, nie materyi, ani siły, ale ducha samego, lub myśli, jest przynależnością. Gdy myśl się rozwija i posuwa dalej, widzi się to na następującej w skutek tego przemianie świata. Ponieważ we świecie myśl staje się rzeczą, pojęcie rozciągłością, duch nieduchem, bezwładną materyą; przeto idea popada tu w letarg, w śpiączkę martwą, w sen, który jest bratem śmierci. W stanie tym ona nie myśli, lecz marzy. Człowiek tylko, będący sam na piersiach świata duchem na jawie, rozumie te marzenia i przeobraża je w myśli. W skutek marzenia sennego, które jest pracą wszechświata, przyrodzenie wydaje nieraz poczwary. Oto grunt i początek wszechpotworności. Potworność, to loiczny błąd pracującego w przyrodzeniu myślenia. Bezwzględny duch przedmiotowy sadzi się nasamprzód w świecie sam, wszystek, w całkowitej swój pełni; później 461 dopiero roztaczać się on będzie przez szczegóły i odsłaniać pojedyńcze swe części. Ztąd świat powszechny jest najpierw-szym światem i kosmologii rozdziałem. XLVII. Świat powszechny, jako kosmologii rozdział pierwszy. Zna się już z ontologii, że treścią i osnową, najpierwszą dzielnicą bezwzględnego ducha kmiotowego jest duchowość. Jako bezwzględny duch kmiotowy sam, tak treść i osnowa, najpierwsza dzielnica jego, lub duchowość przedmiotowieje na łonie świata. Bezwzględny duch kmiotowy staje się przedmiotowym, a duchowość światem powszechnym, który widzi się w nieskończonej ilości światów na niebie, a do którego należy także ziemia jako jedno z niebieskich ciał. Co tedy powszechny świat? Uprzedmiotowiona duchowość, uzewnętrzniona i uwidoczniona treść bezwzględnego ducha. Hegel zowie pierwszą część kosmologii mechaniką. Za-iście, w powszechnym świecie czynność ducha bezwzględnego ukazuje się, nie myśleniem, ale mechanizmem. I ugląda się mechanizm ten w urządzeniu słonecznych światów, w obrocie ciał około słońca i własnej osi. Wszelakoż i na dnie mechanizmu tego, w którym mądrość stwórcza jest tak jawna, tkwi myślenie. Jest to myślenie uprzedmiotowione w swym rozwoju. Teraz rozłożyć się ma treść powszechnego świata, jako duchowości uprzedmiotowionej. Od czego tu zacząć? Od treści pierwiastkowej, która już przez to samo jest początkowa. I) TREŚĆ ŚWIATA PIERWIASTKOWA składa się z duchowości najpierwej, lub bezpośrednio uprzedmiotowionych, i dla tego z duchem bardzo pokrewnych, wielce doń podobnych. Każda z duchowości tych, im późniejsza, tem cieleś-niejsza. Widzi się tutaj pracę ducha, snującego włókno z samego siebie i tkającego sobie szatę. Trzy są tu przystajnie: 462 a) Czas ukazuje się najpierwszą duchowością uprzedmiotowioną i treścią świata pierwiastkową. Co czas ? Nic innego, tylko ruch przedmiotowego ducha, lub myśienie, pracujące wciąż dalej a dalej na łonie świata. Jako w myśleniu myśl następuje po myśli, tak w czasie chwila płynie po chwili. Jestto jedna i tażsama jednopodrugość, successivitas, która w myśleniu wyczynia się wewnętrznie, a w czasie zewnętrznie. Wewnętrzność i zewnętrzność należą tutaj, jak wszędy, do siebie i stanowią jedno. Czas jest ciało myślenia, a myślenie dusza czasu. Duchowość jest wieczna. Ztąd, jako myślenie, lub duchowość wewnętrzna, tak i czas, lub duchowość zewnętrzna, nie ma początku ni końca. Gdy duchowość roztacza treść swoję, ukazuje się bytem in potentia, in actu et in sempiterno, lub możebnością, rzeczywistością i koniecznością. Ztąd trzy powiaty czasu, lub duchowości uprzedmiotowionej. Przyszłość, to duchowość in potentia, możebność; teraźniejszość duchowość in actu, rzeczywistość, i przeszłość, duchowość in sernpiterno, konieczność. Jako śród umiejętnego rozwoju wszelaka myśl, którą się daje, zamyka w sobie wszystkie myśli następne i już wypowiedziane; tak we wszelakiej płynącej czasu chwilce zwija się cała przyszłość i cała przeszłość. Co dzisiaj sieje się, to będzie jutro, a było wczora] żniwem. Terazniejsośc chłonie w sobie i przyszłość i przeszłość. Grecy podali, że Chronos pożera własne dzieci; co znaczy, że teraźniejszość niweczy przeszłość. Chronos pożera także własnych rodziców, t. j. przyszłość, stającą się wciąż teraźniejszością. Tak! czas, który jest przyrodzonym wieczności wyjawem i jak wieczność nie ma początku i końca, ukazuje się przecież wciąż jedną obecna chwilką. Co znaczy ta płynąca obecność; lub ten czas, zawsze skupiający się w jednę chwilkę? Nic innego", tylko duch, szukający ogniska swego. Teraźniejszość, obecność, bieżąca chwilka, to uprzedmiotowiająca się świadomość bezwzględnego ducha na łonie świata. Czas który nie ma początku ni końca, a mieści się 463 zawsze cały i wszystek w jednej obecnej chwilce; to przyrodzona siła dośrodkowa, lub przyciąganie. Co tedy dośrod-kowa siła, przyciąganie? Czas, ściągający się w obecną chwilkę, duchowość, godząca do ogniska swego, do świadomości. Duchowość szuka tu przez wszystkie swe rozwoje światowe ciągle, acz daremnie, tego ogniska i tej świadomości, aż ją nakoniec najduje w człowieku. Mówić się zwykło, że czas bieży, płynie, leci. Nie czas to czyni właściwie, ale myślenie uprzedmiotowione w rzeczach i ludziach, którego pochód wyraża się w postaci czasu. Jak Chronos grecki jest ojcem Bogów, będących siłami przyrodzonemi, tak czas jest ojcem wszystkiego na świecie, lub światem w pierwociu. A każdy już widzi, że istotą jego duch, myślenie. Ztąd jawna, że świat wszystek, jako syn czasu, jest również duchem, myśleniem. b) Przestrzeń ukazuje się drugą duchowością uprzedmiotowioną i treścią świata pierwiastkową. Jeżeli już w czasie duchowość staje się zewnętrzną, to w przestrzeni zewnętrz-ność ta wzrasta do drugiej potęgi i jest już całkowicie jawna. Czas bowiem, to oczywiste myślenie, duchowa napiętość, a przestrzeń już rozciągłość, cielesna rozpiętość. Czas ma się do przestrzeni, jak dusza do ciała. Jeżeli czas jest przedmiotowy duch sam, to przestrzeń już materya w zawiązku. Jako czas, tak i przestrzeń jest na dnie duchowością, myśleniem. W czasie objawia się jednopodrugość, a w przestrzeni jednoprzydrugość myślenia, simultaneitas; to cała różnica. Ale w obu tkwi i pracuje myślenie. Rozjaśnia się rzecz na przykładzie. Mowa ustna jest myślenie w formie czasu. Myśl tu płynie po myśli, co sprawuje, że jedna chwila płynie po drugiej. Mowa zaś pisana jest myślenie w formie przestrzeni. Pisze się tu słowo przy słowie i oto powstaje strona jedna, druga, dziesiąta, tysiączna, cała księga, słowem, rozległa przestrzeń. Wszystko tu przy sobie. Dość spojrzeć w dzieło, a widzi się od razu jego początek , środek i koniec, każdy rozdział i każdy wiersz. Ale, ak mowy ustnej i pisanej', tak czasu i przestrzeni w ogóle 464 podstawą jest myślenie. Duch bezwzględny sadzi się tak przestrzeniowo w świecie, jak duch mój w książce A świat zowie się nie bez przyczyny księgą, którą Bóg napisał. Jednakże, jak mowa ustna niniejszem, a mowa pisana wię-kszem; tak podobnież czas niniejszem, a przestrzeń większem jest ducha uprzedmiotowieniem. Czas, to myślenie, rozlewające się wzdłuż, nakształt płynącej rzeki, a przestrzeń myślenie, rozlewające się wszerz, nakształt morza. Nie sam czas, także przestrzeń ma trzy rozmiary, lub trzy przystajnie. Co dla czasu przyszłość, teraźniejszość i przeszłość, to dla przestrzeni długość, szerokość, i grubość. Czas jest, iż tak rzekę, nieskończona linia, ten najdoskonalszy jednopodrugości wyraz, a przestrzeń kształtująca się z linii tej kula, ten najdoskonalszy jednoprzydrugości wyraz. Linia zwija się tu w tysiące kół, będących pasami odbiegu-nowemi i równoleżnikami, a stanowiących pospołu kulę. W kuli tej średnica, idąca od wschodu na zachód, jest długością, średnica zaś od południa ku północy, szerokością, a średnica od zenitu do nadyru, lub od góry do dołu, grubością. I oto się ma kulę świata. Kula ta, acz przestrze-niowa i rozciągła, jest duchowością jawną. Ona powstaje matematycznie, lub a priori, a środek jej, to uprzedmiotowione świadomości ognisko, zatrzymana przestrzeniowo płynąca czasu chwilka. Czas jest duchem przedmiotowym, rozsnuwającym się w kształcie nici, a przestrzeń powstającą z nici tych tkanką. Czas rozsnuwa się arytmetycznie, jak liczba po liczbie, a przestrzeń jeometrycznie, jak figura przy figurze. Czas wymierza byt światu, a przestrzeń przykrawa dlań ciało. Czas, to ojciec Chronos, który zapładnia duchem, a przestrzeń matka Rea, która ubiera duch w materyą. Przestrzeń jest umate-ryalizowany czas, materia in potentia. Jako czas siłą dośrodkową, przyciąganiem, tak przestrzeń jest siłą odśrodkową, odpychaniem. Przestrzeń, to rozstrzał linii czasu we wszystkie strony. Czas skupia się w chwilkę, na której dnie wieczność, a przestrzeń rozlatuje się w bez 465 miar, na którego dnie nieogarnioność, nieskończoność. Jak między dośrodkową a odśrodkową, siłą, przyciąganiem i odpychaniem , wiecznością i nieogarnionością; tak między czasem a przestrzenią jest przeciwieństwo. Przestrzeń tedy to odwrotność, przeczenie, świat, innobyt czasu. Hegel prawi o przestrzeni pierwej, niż o czasie. Jest to wcale niespekulacyjnie. Czas jest duchowniejszy, a tem samem i pierwotniejszy od przestrzeni. Nie czas przestrzeni, ale przestrzeń czasu jest przeczeniem, cieleśnieniem. c) ETER ukazuje się trzecią duchowością uprzedmiotowioną i treścią świata pierwiastkową. Jest to już materya, ale najpierwsza, najduchowniejsza. Eter nie ma ciężkości i należy do płynów bezważkowych, a jest rodzicem ich i pierwiastkiem. On tak duchowy, iż nie udało się dotąd chemikom, ułowić go i zamknąć we flaszy. To bezwzględny duch sam w pełni uprzedmiotowiony, lub grecki Zeus, który ma znaczenie eteru, a jest duchem. Jako Zeus jest Saturna i Rei synem, tak eter rodzi się z czasu i przestrzeni. Czas i przestrzeń są właściwie formami istnienia jego, ale on sam ich podstata i grunt. Czas wewnętrzna, a przestrzeń zewnętrzna bytu jego forma. On, to duch przedmiotowy i bezwzględny sam, który staje się światem, a którego skrzydłami czas i przestrzeń. Ponieważ eter jest czasem i przestrzenią w obopólnej im podstacie materyalno-duchowej, więc siła dośrodkowa i odśrodkowa, przyciąganie i odpychanie pracują na łonie jego. Siły te działają w odwrotnych kierunkach, a skutkiem tego jest wirowanie. Eter przeto wiruje we wszystkich punktach, a wirowanie to jego sprawia, iż czas staje się zawsze pewną obecnością, a przestrzeń wszędzie pewnem miejscem, lub co jedno i tożsamo, iż eter środkowi, zsiada, zgęszcza się na mnogich punktach i daje przez to początek pojedyńczym niebieskim ciałom. Jako czas jednopodrugością, a przestrzeń jednoprzydru-gością, tak eter jest jednowdrugością. Tutaj czas jest w prze Panteon tom I.   30 466 strzeni, przestrzeń w czasie, czas i przestrzeń w eterze, a eter w przestrzeni i czasie. Światy wreszcie, które kształtują się przez ogniskowanie, a tem samem zsiadanie się eteru, tkwią w eterze. Jednowdrugość zatem tu jawna. On, to już świat rzeczywisty. Treścią świata pierwiastkową, lub duchowością świato-rodną są tedy czas, przestrzeń i eter. Jako o litologiczna duchowość w powszechnym świecie, tak ontologiczna jakość uprzedmiotowiła się w pierwiastkowej świata tego treści. Mó-wię jakość, nie ilość, i dla tego treść ta jest jeszcze tak duchowa. Czas jest tedy kosmologiczny byt, który i tutaj wyczynia się nicestwem, znikomością, stawaniem sie nieprzestan-nem przestrzeń zaś, która jest wszędy pewnem miejscem, to kosmologiczny pobyt, a eter kształtujący w nieskończenie mnogie ciała niebieskie, kosmologiczny jednobyt. Ciał niebieskich, lub jednobytów takich jest nieprzeczerpana liczba. Zaczśm i tutaj jakość przelewa się w ilość, której wyrazem i nazwą ciała niebieskie. 1) CIAŁA NIEBIESKIE są uprzedmiotowaną duchowością co do ilości i drugim wielkim powszechnego świata rozdziałem. Eter kształtuje się też w mnogie jednobyty, lub pojedyncze światy. I tutaj trzy rozstępy: a) SŁOŃCE wyraża wszędy śród powszechnego świata jedność. Ono albowiem ognisko, dusza każdego słonecznego świata. Że słońce jest w gruncie eterem zsiadłym, lub duchowością , okazuje to już gęstość jego, która, w przyrównaniu do planet, jest zbyt mała; okazuje to również jego światłość, która niecielesna, acz widoma, tudzież to, że ono wszędy środkiem, lub uprzedmiotowioną świata swojego świadomością. Słońce, to czas bez początku i końca, uognisko-wany w jednę światlaną obecność, siła dośrodkowa, przycią 467 ganie, zmysłowe jądro swojego świata. Jest słońc tyle, ile słonecznych światów. Każde z nich atoli ukazuje się swojego, a tem samem i powszechnego świata jednością. Jako jedność sama, tak i słońce jest wewnętrznością, duchem. To egipski Ozyrys. Słońce, jako wirująca eteru kula, obracać się musi około osi. Ono przyciąga zależne od siebie światy, które ciążą tak ku niemu, jak wszystko na ziemi ciąży ku jej środkowi. Ze słońca wyczynem sadzi się, tedy prawo powszechnego cią-żenia. Obrot niebieskich ciał około własnej osi i powszechne ciążenie, są zatem siłą słońca i mają początek w słońcu. b) PLANETY, KSIĘŻYCE, PIERŚCIENIE I KOMETY wyrażają na łonie ilości powszechnego świata wielość. We wszelakim świecie słonecznym słońce jest jedno, a planet i planetarnych ciał różnego rodzaju wiele. Między ciałami temi jest różnica, jednakże one, razem wzięte, ukazują się odwrotnością i przeciwieństwem, przeczeniem słońca, a większą bez miary odeń cielesnością. Słońce jest jeszcze duchowością widomą, światlanością; ale w ciałach tych duchowość gęstnieje i ciemnieje, a światlaność gaśnie. To czarne i grube ziemie. Słońce ma się, jako dzień, a każde inne niebieskie ciało, jako noc. Tam jeszcze bezważkowy duch, tu ciężka materya. Ciała niebieskie ciemne, o których tu mowa, są zewnętrz-nością każdego świata. Jak słońce ciałem środka, tak one ciałami zewnętrznego obwodu. Jak słońce płonący duchem czas, tak zawisłe odeń i wydalone zeń inne ciała niebieskie w różne miejsca, ukształtowana i rozdrobiona przestrzeń. Słońce to eter dodatny, jaśniejący; inne ciała eter ujemny, zagaszony. Planety, księżyce, pierścienie i komety są dziećmi słońca. Słońce wyrzuciło je z siebie za siebie, jak myślenie kmiotowe wyrzuca z siebie za siebie myślenie przedmiotowe, lub świat. One są trabantami słońca, przwiązanómi doń siłą jego i własną. Jako w słońcu siła dośrodkowa, przyciąganie, tak w nich jawi się siła odśrodkowa, odpychanie. Mocą siły tej 30* 468 są daleko za słońcem, a choć słońce je pociąga, połączyć się z niem nie mogą, i istnieją jako odrębne światy. Trabanty te słoneczne obracają się około własnej osi, ruch ten atoli powinny nie sobie, lecz słońcu. Oznacza on, że tkwi i żyje w nich słoneczność, eter. Słońce, z którem stanowiły niegdyś jednę całość, obrot ten im nadało. Jakoż obrot ich około osi własnej jest taki sam, jak w słońcu, t. j. od zachodu na wschód. Ale trabanty słoneczne mają obrot sobie właściwy, a obrotem tym są drogi, któremi bieżą na okół słońca. I drogi te ich zależą od słońca, bo chodziły one po nich, gdy nie odstrzeliły się jeszcze od słońca, będącego słońcowiskiem. Drogi te, to w gruncie obrót słońca około własnej osi. Że planety, księżyce, pierścienie i komety , acz tak grubo cielesne, są w gruncie duchowością, okazuje to matka nasza ziemia, z której duch wszędy wygląda, a wreszcie w postaci człowieczeństwa i umiejętności jawnie wykwita. c) MLECZNA DROGA wyraża na łonie ilości powszechnego świata całość. W objęciach mlecznej drogi widzi się tysiące słońc ze wszystkiemi przynależącemi do nich światami ciemnemi. Takich dróg mlecznych jest wiele. Zna się je pod postacią odległych kropkami złotemi upstrzonych i gwiazdy mnogie przedstawiających światlanych obłoczków. A każda z mlecznych dróg jest jeden nieskończenie wielki świat powszechny, jedno gwieździste niebo, do naszego podobne, jedna całość. W mlecznych drogach wyjawia się pełna, nieprze-czerpana ilość bezwzględnego ducha przedmiotowego, lub wszechświat bez granic. Jako słońce czasu, a światy planetarne przestrzeni, tak mleczne drogi eteru, lub materyi pierwiastkowej, poczynającej przedmiotowić się duchowości, są w powszechnym świecie najdoskonalszym i najpełniejszym wyrazem. W mlecznych drogach eter wiruje dotąd i tworzy wciąż nowe słoneczne światy. Duchowość przedmiotowa, równie jak kmiotowa, jest nie-przeczerpana. 469 Poznało się już na łonie kosmologii naprzód wyjaw ontologicznej jakości, a powtóre wyjaw ontologicznej ilości. Teraz następuje wyjaw ontologicznej miary. Co stanowi tę miarę? Nic innego, tylko trwałość, objętość i stopień duchowości każdego z niebieskich ciał, t. j. przywiązana doń i wydobywająca się zeń zewnętrznie wewnętrzna dzietność. III) WEWNĘTRZNA CIAŁ NIEBIESKICH DZIELNOŚĆ ukazuje się uprzedmiotowioną duchowością co do miary, i trzecim wielkim powszechnego świata rozdziałem. I tutaj widzi się trzy rozstępy: a) ŚWIATŁO jest wewnętrzną dzielnością słońca. Co światło? Uprzedmiotowiona wielkiej i potężnej, uogniskowa-nej i siebie świadomej myśli jasność. Gdyby myśl nie świeciła z siebie i przez siebie, nie byłoby widomego światła. Jako myśl świeci dla oczu ducha, lub wewnętrznie, tak światło świeci dla oczu ciała, lub zewnętrznie. Światło, to świadomość w złotej zewnętrzności swej szacie. Słońce jest środkiem świata swojego. W niem pracuje bezwzględny duch sam, który świat ten tworzy i odsłania. Dzielność słońca, lub światłość doń przywiązana, jest tedy wielka. Uwidomiony czas jest światło. Jako czas toczy się linią, tak światło bieży promieniem. Od słońca zależy czas planet, ich rok i dzień. Światło znaczy siłę dośrodkową, przyciąganie. Jak oko sięga daleko i wzrokiem swym przyciąga do siebie rzeczy, kształty, barwy; tak słońce sięga aż do krańców świata swojego i światłem swem dzierzy planety. Mniema się pospolicie, że światło wybieża ze słońca. Tak nie jest. Słońce było niegdyś słońcowiskiem, lub światlaną kulą eteru tak ogromną, jak wielki jest dziś słoneczny świat. Gdy od słońca oddzieliły się planety, księżyce i komety, a słońce skurczyło się w środek i ognisko swojego świata, ostała się 470 dzielność jego wewnętrzna ta sama w obrębie, który zajmowało, będąc słońcowiskiem. Jest wreszcie między słońcem i planetami eter, którego wiasnością światlaność. Światło tkwi, zaiście, w słońcu, jako w swem głównem ognisku, lecz obecnie jest we wszystkim słonecznym świecie. Widzi się to zgoła w całych mlecznych drogach, lub światlanych obłoczkach, gdzie złote gwiazdeczki, lub słońca, kąpią się w morzu światłości. Gdy ziemia obróci się ku słońcu, rozjaśnia się około niej oblewająca ją światłość, która ogniskuje się już dla oka naszego w słońcu. To dzień. Gdy ziemia odwróci się od słońca i zaćmi własnym cieniem oblewającą ją światłość, popada w ciemność. Noc nie jest bez światła, które najduje się wszędy. Jest to raczej światło, walczące z cieniem ziemi, ale nie ciemność istna, bezwzględna. Wreszcie co ciemność? Ujemnia światła, zaczem małe wprawdzie, lecz przecież światło. Jak na dnie rzeczy utaja się myśl, tak też i wszędy utaja się światło. Tak! Światło słoneczne, to nie odśrodkowa, ale dośrodkowa siła. Ono przyciąga, nie zaś odpycha, a godzi ku słońcu, nie od słońca ! W świetle wyraża się ontologiczna trwałość. Dopóki światło jest w słońcu, a słońce w przynależnym do siebie świecie, poty świat ten trwa. b) CIEPŁO jest wewnętrzna dzielność niebieskich ciał ciemnych. Jak światło słońca, tak ciepło ziemi, naszej i wszelakiej , jest duchem. Ciepło tak się ma do światła, jak uczucie do myśli, a planeta do słońca; jak serce do mózgu. Jako na dnie uczucia, tak i na dnie ciepła utaja się i pracuje duch. Gdy ciepło odejdzie z ciała umierających, odchodzi zeń i dusza. Ciepło, to przestrzeń, siła odśrodkowa, odpychanie. Ono też rozlewa się i wzrasta nie w liniach, ale kulisto. Gdy światło działa na planetę i pociąga go ku słońcu; planeta oddziaływa, czyni opór i wydobywa z siebie ciepło. Ciepłem odpycha on moc słońca i utrzymuje moc własną. — Ciepło wyraża ontologiczną objętość. Im więcej ciepła w planecie, lub rzeczy tem większa i duchowości jego objętość. 471 c) GIEŃ jest wewnętrzna dzielność mlecznej drogi. Co on? Światło i ciepło w połączeniu; to, co zowie się na ziemi naszej złotym i gorącym słonecznym blaskiem. Jest to ogień in potentia, albowiem gień skupiony w soczewce szklannej zapala ciała palne. Gień wyobraża eter i wirowanie, a ukazuje się najpilniejszym pracownikiem w wielkiem dziele stworzenia świata. On urabia śród mlecznych dróg słońca, planety i komety, a śród pojedynczych niebieskich ciał wszystkie wewnętrzne skarby tajemniczego ich brzuśca. Wygląda zeń jawnie potęga kosmogoniczna, duch stworzyciel*, płodzące świat myślenie. Gień rozpina i napina ciała, a nadaje każdemu odpowiedni wewnętrznej iścizny, lub duchowości stopień. Duch bezwzględny, który uprzedmiotowił się już w powszechnym świecie na niebie, lub w ogóle świata, pracuje dalej i uprzedmiotowią się w rozwoju weunełrza niebieskich ciał, lub w świecie szczegółowym, nieżywotnym, nieorganicznym. XLVIII. Świat nieorganiczny, jako kosmologii rozdział drugi Świat nieorganiczny, który tkwi wewnątrz niebieskich ciał, stanowi dalszy bezwzględnego ducha przedmiotowego rozwój. Jako na łonie ontologii, tak i na łonie kosmologii, duchowość przeobraża się w jaw. W świecie powszechnym duchowość uprzedmiotowiła się jako ogół. W świecie zaś nieorganicznym uprzedmiotowi się ona, jako wewnętrzny ogółu tego rozkład, jako jego anatomia, jako odsłon przynależnych doń szczegółów. Co urobiło i dzieje się w tajemniczym brzuścu światów, przyjdzie tu do jawu i rozłoży się przed nami. Jaw ukazuje się nasamprzód, jako już wiemy, stnieniem Co może być stnieniem na łonie świata nieorganicznego? Co 472 tutaj grunt i istota? Nic innego, tylko to, co zowie się ftzy-cznością, lub siła. Siła bowiem jest fizyczność myśli. 1) FIZYCZNOŚĆ jest pierwszym wyjawem ducha bezwzględnego, przedmiotowiącego się na łonie nieorganicznego świata, a znaczy światotwórczą siłę. W niej żyje i pracuje świata tego stnienie. Jak ontologiczne stnienie, tak kosmologiczna fizyczność wyczynia się idealnością, realnością i rzeczą w sobie. Ztąd trzy rodzaje sił i trzy fizyczności dzielnice: a)       ELEKTRYCZNOŚĆ jest pierwsza fizycznośoi dzielnica i światotwórcza siła. W niej dysze nieorganicznego stnienia idealność. Elektryczność też utaja się tak na dnie wszystkich rzeczy ziemskich, jak idealność na dnie realności. Jak z re alności idealność, tak z rzeczy elektryczność wydobywa i ły ska światłością. Że elektryczność jest duchem bezwzględnym, uprzedmiotowionym wprawdzie i mającym kształt siły, lecz rzeczywistym, ukazuje to jej bezważkowość i szybki bieg, do lotu myśli podobny. Jest to światło, na dnie rzeczy ukryte i wyzwalające się z nich natychmiast, gdy je potrzesz, lub gdy dozwolą tego przyjaźne okoliczności. Jako światło, ele ktryczność jest przeniesione w łono ziemi słońce i pracujący w łonie tem czas, siła dośrodkowa, przyciąganie. Widziało się w ontologii na łonie stnienia dwójcę, myśl i rzecz. I tutaj wyczynia się dwójca. Są bowiem dwie elektryczności, które walczą z sobą, a uprzedmiotowiają pięknie na przyrodzenia piersiach bezwzględną jednią, względną różnią i różnojednią. b)       MAGNETYZM jest druga fizyczności dzielnica i świa totwórcza siła. W nim dysze nieorganicznego stnienia real ność. Ponieważ realność jest idealności zewnętrznością; więc magnetyzm i elektryczność są w gruncie jedno i to samo, a różnią się tylko tak od siebie, jak zewnętrzność od wewnętrzności, ciało od duszy. W magnetyzmie elektryczność tak staje i nieruchomieje, jak w rzeczy myśl. Że w magnetyz mie działa duch bezwzględny sam, okazuje to olbrzymi, a tak duchowy stosunek słońca do ziemi i stosunek dwu biegunów do siebie, na każdem ciele niebieskiem. Magnetyzm, to ciepło 473 przestrzeń, siła odśrodkowa i odpychanie na łonie nieorganicznego świata. I tutaj wyczynia się dwójca. Magnetyzm, bowiem ma dwa bieguny, między któremi zachodzi jednia, różnia i różnojednia. c) CHEMIZM jest trzecia fizyczności dzielnica i świato-twórcza siła. On, to ontologiczna rzecz w sobie na łonie nieorganicznego świata, która tu zwolna zamienia i kształtuje się w rzeczy właściwe. Jemu powinno się wszystkie ciała stałe, płynne i ulotne, wszystkie tworzywa we wnętrznościach ziemi. Jak rzeczy w sobie idealność i realność, tak chemi-zmu elektryczność i magnetyzm są czynnikami. Jak elektryczność światła, a magnetyzm ciepła, tak chemizm gnia przeobrażenie. Jest to, zaiście, duch stworzyciel uprzedmiotowiony i na łonie nieorganicznego świata czynny, eter, wirowanie wewnątrz wszelakiej rzeczy. I tutaj są przeciwieństwa, które zowią się powinowactwem i nieprzyjaźnią, składem i rozkładem ciał, lub dwoma chemizmami, a które to godzą się, to walczą z sobą rozmaicie. Poglądając na fizyczność ogółowo, widzieć można w dwu elektrycznościach bezwzględną jednią, w dwu magnesowych biegunach względną różnią, a w dwu chemizmach różnojednią. Jak w ontologii stnienie istnieniem, tak w kosmologii fizyczność staje się geologicznością. Tutaj duch siła ubiera się w nieorganiczne ciała.                   11) GEOLOGICZNOŚĆ jest drugim wyjawem ducha bezwzględnego, uprzedmiotowiającego się na łonie nieorganicznego świata, a znaczy różnoraką świata tego cielesność. W niej wyczynia się nieorganiczny świat sam. Elektryczność, magnetyzm i chemizm przestają tu być stnieniem, a kształtują 474 się w istnienie, t, j. w świat podziemny, bogactwa i cudów pełny. Trzy są, fizyczne potęgi: elektryczność, magnetyzm i chemizm; zaczem trzy także potęg tych dzieła, lub geologiczne kraje: a)       ŚWIAT KRUSZCÓW jest pierwszą geologiczną dzielnicą. W świecie tym tężeje, twardnie, zamienia się w ciało stałeelektryczność, która ze stnienia stała się istnieniem, a z siły ciałem. Widzi się to na serpentynie i turmalinie. Dość je rozegrzać, a wylewają z siebie elektryczność. Żelazo i wszyst kie kruszce są dobremi przewodnikami elektryczności, bo ele ktryczność śpi na ich dnie i sporządza ich istotę. Że kruszce są urobami i wyjawem bezwzględnego ducha, pracującego pod postacią elektryczności, tej pierwszej światotwórczej siły, we wnętrznościach ziemi, znali to już Grecy, którzy wyprowa dzili na widocz Cyklopów, Kabirów, oraz innych dachów; ku jących złoto i srebro w czeluściach Orku. b)       ŚWIAT KAMIENI jest drugą geologiczną dzielnicą. W świecie tym znowu tężeje, twardnieje, zamienia się w ciało stałe magnetyzm. Co kamień? Nic innego, tylko magnetyczność, która ze stnienia stała się istnieniem, z siły ciałem. Widzi się to jawnie na kamieniu magnesie. Wszystkie ka mienie, razem wzięte, stanowią różne punkta jednej, wielkiej, podziemnej igły magnetycznej. Granit w środku ziemi, od północnego do południowego jej bieguna rozpostarty jest rów nież tą igłą. Że w kamieniach pracuje pod postacią siły ma gnetycznej duch bezwzględny, dowodzą tego n. p. dyament, szafir, szmaragd, rubin, których kryształowanie się jest tak światlane, tak matematyczne i umysł nasz zdumiewające. Wiara ludów przyczytuje pewnym kamieniom duchowe własności i robi je talizmanami. Któż nie słyszał o celtyckich kromlechach? Posągi i kościoły Bogów robią się z kamieni. Duch jest wieczny, a kamień wiekuiste jego mieszkanie. Sławne jest słowo Kagliostry, który na zagadnienie, gdzie mądrości jego cudotwórczej źródło, odrzekł: „In verbis, herbis et lapidibus." 475 c) ŚWIAT ZIEM WSZELAKIEGO GATUNKU jest trzecią, geologiczną dzielnicą. W świecie tym nareszcie tężeje, twardnie, zamienia się w ciało stałe chemizm. Co pewna ziemia, n. p. glinka, kreda? Nic innego, tylko porób chemiczny, w danej chwili zatrzymany. W gatunkach ziem pracuje dotąd chemizm, a w ile poczyna on nabierać własności organicznych. Że w ziemi gatunkach przebywa duch bezwzględny, dowodzi tego już czarna rędzina, rozwijająca w sobie nasiona roślinne, jak gdyby była macierzyńskim ich żywotem. Po-. dług pisma Bóg ulepił z gliny ciało Adamowe i tchnął w nie swe tchnienie. Powtarzają nam przy pogrzebie: ,,Z prochu-powstałeś i w proch się obrócisz." Jeżeli przymierzysz geologiczność do ontologicznego istnienia, obaczysz tu także wszechświat, dwójce i stosunek. Wszechświatem ukazuje się tutaj wielki świat podziemny, z siedmiu warstw Wernerowych ułożony, a całe niebo w kruszcach , kamieniach i ziem gatunkach przestawiający. Dwójcą; zaś są, oprócz dwu elektryczności, dwu biegunów magnetyzmu i dwu chemicznych działań z sobą sprzecznych, saletroród i węgloród, jako dwa krańcowe, lub ostatecznie wyrażone, a przeciwne sobie pierwiastki mineralogicznego świata. Stosunek wreszcie wyczynia się tu bardzo bogacie, bo kruszec, kamień i gatunek ziem każdy przedstawia pewien saletro-rodu do węglorodu stosunek, który stężał i stanął raz na zawsze. Że kruszce, kamienie i ziem gatunki odpowiadają słońcom , planetom i mlecznym drogom powszechnego świata, dość na wzmiance. Ten sam duch, co tworzył niebiosa, tworzy i ziemi wnętrzności, będące nieba odsłonem, a wyjawia się sam, jako na górze, tak i na dole. Duch bezwzględny, który uprzedmiotowił się już w kruszcach, kamieniach i ziem gatunkach wewnątrz niebieskiego ciała, wydobywa się na jego powierzchnią i przedmiotowi się meteorologicznie. W geologiczności uprzedmiotowienie się jego jest najgróbsze, najmateryalniejsze, najbardziej rzeczowe. Teraz następuje wreszcie przesilenie i przedmiotowość 476 zdradzać znów pocznie dyszącego pod ulotniejszą jej oponą ducha. 111) METEOROLOGICZNOŚĆ, lub świat żywiołów, jest trzecim wyjawem ducha bezwzględnego, przedmiotowiącego się na łonie nieorganicznego świata. W niej wyczynia się ontologiczna świata tego rzeczywistość. Elektryczność, magnetyzm i chemizm opuszczają tu wnętrzności ziemi i kształtują się na powierzchni jej w trzy następujące wielkie dzielnice: a) POWIETRZE jest pierwszą meteorologiczną dzielnicą. Wyjawia się w niem elektryczność, z wewnętrza ziemi, lub z kruszców wyzwolona i powierzchnią ziemi oblewająca. Ztąd staje się ono środowiskiem dla gry łyskawic i piorunów. Powietrze jest, dalej, światło ziemskie, lub nieorganiczne, światło nieczyste, zaćmione. Istota jego światlana widzieć się jeszcze daje w sprężystości i przezroczystości mu właściwej. Jak światło słońca, tak powietrze ziemi jej promiennicą, świe-tlą, atmosferą. W powietrzu też światło równie rozszerza się i buja, jak elektryczność. — Co do chemicznego znaczenia, powietrze jest, iż tak rzekę, wodorodem palnym, czekającym na zapalenie się od kwasorodu, lub ogniem in potentia. Że pod płaszczem powietrza utaja się duch bezwzględny, okazują to już podania stare o Sylfach i Sylfidach, które się tutaj przytacza miasto spekulacyjnych wywodów, ku daniu li wyobrażenia o rzeczy. Mojżesz przypisuje duchowi kształt wiatru i mówi przy stworzeniu morza: A duch Boży unaszał się po nad wodami. Zgoła chrześciańskie pismo donosi, że Duch święty zstępuje na apostołów w postaci wiatru, a prawi często o powietrznych duchach. b) WODA jest drugą meteorologiczną dzielnicą. Wyjawia się w niej magnetyzm, z wewnętrza ziemi, lub z kamieni, z granitu środkowego wyzwolony, a powierzchnią ziemi » 477 w kształcie oceanów, mórz, rzek i chmur obejmujący. Woda też magnetyzuje, ma galwaniczne własności. Ona przedstawia dalej światło zagaszone, lub ciepło, które jest duszą planety. Co do chemicznego zaś znaczenia, woda, to wodoród od kwasorodu spalony, zaczem popiół po powietrzu, ogień in sempiterno, lub ogień pogrzebany. Że pod opończą wody dysze i działa duch bezwzględny, okazują to Nimfy, Ondyny, Rusałki i inne duchy wodne. Pismo wyprowadza na widocz trójcę światową, którą mianuje: „Duch, woda i krew." Tak, w wódzie tkwi duch, tkwi także krew, lub świat organiczny, żywot Wenera też rodzi się z piany morskiej. c) OGIEŃ jest trzecią meteorologiczną dzielnicą. Wyjawia się w nim chemizm, z wewnętrza ziemi, lub z gatunków ziem na powierzchnią ziemi przeniesiony i tutaj dalej pracujący. On, to gień palący się, gień, z mlecznych dróg na ziemię sprowadzony, ikra z niebios, od Prometeusza ukradniona. Że ogień jest gniem, okazuje już to samo, że gień stanowi jego do słonecznego blasku podobną promiennicę. Ogień to wodoród z ciała palnego za pomocą chemicznego porobu wydobywany i od kwasorodu palony, lub ogień in actu. On tedy znaczy palące się powietrze i chemiczny urób wody. Także pod forgami ognia kryje się i działa duch. Nie bez głębokiego spojrzenia w istotę rzeczy powstały Salamandry, Wulkan i inne duchy ogniowe. Jeżeli woda okazuje się ziemskim organicznego świata zarodkiem; to ogień jest niebieskim jego pierwiastkiem, lub iskrą żywota. Ztąd widna, iż kończy się tutaj nieorganiczny, a poczyna organiczny świat. Rzekło się, iż meteorologiczność jest ontologicznej rzeczywistości wyrazem. Jakoż fizyczność i geologiczność, przedstawiające idealność i realność ontologiczną, kojarzą się tu z sobą w żywotne całości. Powietrze jest, iż tak rzekę, żeniący się kruszec z elektrycznością, lub roztopiona i z elektrycznością zmieszana kruszcowość; woda zaś żeniący się kamień z magnetycznością, a ogień żeniący się chemizm z ziem gatunkami, n. p. z siarką, fosforem. Kruszec, kamień i ziem gatunki są ciałami stałemi; elektryczność, magnetyzm i che 478 mizm ciałami bezważkowśmi, uleciami eterycznemi, siłami. Powietrze, woda i ogień, to w pośrodku pomiędzy jedną i drugą nieorganicznego świata trójką stojące płyny. W ontologicznej rzeczywistości widzi się trzy stosunki: podstaty i przypadłości, przyczyny i skutku, działania i oddziaływania. Trzy te stosunki ukazują się tu w walce wodo-rodu z kwasorodem potrójnej. Z podstaty tej rodzi się powietrze, jako przypadłość, a z przyczyny tej woda, jako skutek, z działania zaś tego ogień, jako oddziaływanie. Jakie jest ostatnie słowo kosmologii tego powiatu? Od czasu aż do ognia wszystko tu jest innobytem kmiotu, duchem przedmiotowym, rzeczowiącem się myśleniem. W kruszcach, kamieniach i ziem gatunkach, duch staje się nieduchem najwyższego stopnia, ale zgoła w nieduchu tym jest on jeszcze duchem. Materya tedy, zgoła taka jak złoto, dyament, glina, ukazuje się łudzącą marą, szatą zmysłową, czczym dymem, a duch przedmiotowy, istny, rzeczywistością świata. XLIX. Świat organiczny, jako kosmologii rozdział trzeci. Świat organiczny jest trzecim i najpiękniejszym bezwzględnego ducha przedmiotowego wyczynem. Co w powiatach on-tologicznych prawda, to tutaj świat, w który wkracza się właśnie. Jakoż istoty żywe są najwyższym szczytem, lub prawdą przyrodzenia całego. W świecie powszechnym odsłonił się bezwzględny duch przedmiotowy jako ogół, a w świecie nieorganicznym jako rozwój szczegółów. Tutaj następują wyjawy jego, będące pojedynkami. Wszelaki pojedynek zamyka w sobie całego ducha bezwzględnego, równa się tak nieorganicznemu, jak powszechnemu światu całemu, a sprawuje i sporządza na łonie wszechświata bytujący, dla siebie samego utworzony świecik. Ile istot żywotnych, tyle i świe-cików takich. Świat nieorganiczny tkwił w brzuścu ziemi. 479 Jak gońce przedniejszego świata, powietrze, woda i ogień, tak ninie świat ten sam wydobywa się z wewnątrz ziemi naszej i wszelakiej, a kładnie się na jej powierzchni. Prawda jest, jako już zna się z ontologii, nasamprzód kmiotem. Kmiotowość tedy, budząca sie wreszcie na piersiach powszechnego świata, musi być pierwszą powiatów tych częścią. Co tą kmiotowością ? Żywotny świat. 1) ŻYWOTNY ŚWIAT jest pierwszą organicznego świata dzielnicą. Duch bezwzględny przedmiotowi się tutaj w jestestwach żywych, o których czyni tak zwana historya naturalna. Widzi się tutaj wydobywanie się kmiotów coraz wyższych i niepodleglejszych z łona przedmiotowości światowej, które dają wyraźne świadectwo, że jako żywotne kwiecie samo, tak i całe drzewo przyrodzenia jest i musi być duchem. Żywotny świat rozstępuje się w trzy wielkie królestwa: a)       ROŚLINY są pierwszem żywotnego świata królestwem. Przez nie wyrasta z łona ziemi, lecz oderwać się od niej jeszcze nie może kmiotowość. Od palmy i dębu, aż do fiołka i trawki, wszelaka z roślin to kmiot, który urabia sobie pewien cielesny ustrój i sadzi się w nim, jako jedno uprzedmiotowione ontologiczne pojęcie. Że w roślinach pracuje duch bezwzględny, zaświadcza to już prześliczność ich liścia, kwiecia i owocu, ich wzrost i rozwój, tudzież tajemniczy i cudów pełny ich żywot. Wiara ludów, opierająca się na rzetelnem przeczuciu prawdy, przypisuje każdej roślinie cichą, niewinną duszę. Ztąd urocze powieści o Drzewiankach, lub Nimfach mieszkających w rdzeniu drzew, o Dafnie, przeobrażającej się w wawrzyn, o Narcysie i t. p. b)       ZWIERZĘTA, a właściwie żywięta, obejmujące w sobie wszystko, co tylko żyje, są drugiem żywotnego świata królestwem. Tutaj kmiotowość, nie jedno wystrzela z łona zerni, lecz odrywa się od niej i pozyskuje główne swobody ducha znamię, dowolny ruch. Od słonia i lwa, aż do motylka i chrząszczyka, wszelakie żyjątko, to kmiot wartości różnej, odziany wprawdzie w przedmiotowość i z nią zrosły, lecz od potęgi jej, będącej bezwładzą, już wyzwolony, i sta 480 jacy się w pewnej mierze jej panem. Dusza zwierzęca wyjawia się już tak niewątpliwie, iż ma się psychologie, odnoszące się do niej wyłącznie. Nie zbywa zwierzętom zgoła na rozumie, który atoli zowie się jeszcze zmyślnością, lub instynktem. c) LUDZIE są trzeciem żywotnego świata królestwem Tutaj kmiot jest już tak jawny, tak pewny siebie i silny, że każdy człowiek wymawia słówko ja, a ma rozum i wolę wolną, któremi różni się od zwierząt; że każdy jest bezwzględnego ducha wizerunkiem i wyrazem. Ludzie, to odsłon bezwzględnego ducha przedmiotowego, który nareszcie po milionowych próbach różnostopniowych, na roślinach i zwierzętach, ukmio-towił się całkowicie i po długiej podróży przez świat zawrócił wreszcie do samego siebie, t. j. do kmiotu, sprawującego w nim istotę. Kmiot ontologiczny składa się, jako już wiadomo, z pojęć, zdań i wyników. Rośliny, zwierzęta i ludzie są kosmologicznym światem pojęć, nieskończenie bogatym i rozlicznym. Dwie płci, które wyjawiają się we wszystkich trzech żywotnego świata królestwach, a które wiążą się tak rozlicznie w małżeństwa; to pojęcia kojarzące się z sobą, lub zdania; a następstwo kojarzeń takowych, lub dzieci pokolenia nowe, są powiatów tych wynikami. Czem na widnokręgu gwiazdy, a w brzuścu gwiazd kruszce i kamienie, tem na powierzchni niebieskich ciał rośliny, zwierzęta i ludzie. Lecz jako wszędy, tak i tutaj nie dość jest obaczyć całość; potrzeba rzucić okiem także w jej wnętrze. Ztąd rodzi się dalsza treść kosmologiczna rozdziału tego. II) SKŁAD WEWNĘTRZNY ŻYWOTNYCH JESTESTW jest drugą organicznego świata dzielnicą. Duch 481 bezwzględny przedmiotowi się tutaj w ciele roślin, zwierząt i ludzi. Jak żywotne jestestwo samo przedstawia tu ontolo-giczny kmiot, tak ciało jego ontologiczny przedmiot. W powiecie tym ma się trzy osobne przystajnie: a)       ANATOMIA roślin, zwierząt i ludzi, lub anatomia porównawcza. Tutaj występują mózg z pacierzowym szpikiem, nerwami i muszkułami, serce z cewami i żyłami, wątroba ze wszystkiemi archipelagami sokiem płynących gruczołów, jako trzy wielkie posady żywotnego ustroju u ludzi i zwierząt, a nawet, lubo w postaci innej i pod odmienną nazwą, u roślin. Układ wewnętrzny wszelakiego ciała żywotnego, tak dziwnie piękny i rozum nasz zdumiewający, to kosmologiczny odsłon ontologicznego mechanizmu, lub grauitacya niebieskich światów w mnogich i maluczkich świecikach ziemskich. b)       FIZYOLOGIA roślin, zwierząt i ludzi, lub fizyologia porównawcza. Tutaj duch bezwzględny wyraża się w czynnościach żywotnych organicznego ciała każdego, któremi są n. p. branie pożywienia, trawienie, przeobrażanie się potraw w krew, lub roślinne soki, oddychanie, wzrost, i t. p. Jest to na łonie kosmologii wyjawiony ontologiczny chemizm. c)       ARCHITEKTONIKA, lub organika roślinnego, zwierzęcego i ludzkiego ciała. Wszystkie części wewnętrzne, tudzież zewnętrzne tego ciała tak sztucznie są utoczone i roz-szykowane, jak kółka, walce i sprężyny zegaru coraz innego, a całość jest piękna, urocza, budząca podziwienie. Duch bezwzględny ukazuje się tu nieprzeczerpanym w pomysły bu-downikiem, który nie czyni nic daremnie, nic bez dobrze rozmyślonego celu. Tu wyświeca się kosmologicznie ontologiczna teleologia. a)       Panteon tom 1. 31 482 III) ODNIOSŁOŚĆ JESTESTW ŻYWOTNYCH DO OGÓLNEGO ŚWIATA jest trzecią organicznego świata dzielnicą. Roślina, zwierzę, człowiek wystawione są na rozliczne wpływy otaczającego je świata. Świat na nie działa, one nań oddziałują. One są kmiotami różnego stopnia i znaczenia, a świat przedmiotem. Pomiędzy kmiotem i przedmiotem istnieje tu różnia, a w każdym kmiocie dążność za jednią z przedmiotem. Wyczyni się więc tutaj kosmologicznie onto-logiczna idea z trzema powiatami swymi. a)       PORUSZLIWOŚć jest pierwszą odniosłością jestestw żywotnych do ogólnego świata. Przez nią wyjawia się przemieszkujący w jestestwach tych duch. Trzy są poruszliwości rodzaje: cierpiętliwość, lub czułotliwość, sensibilitas, która jest bierna, a przywięzuje się do nerwów; oburzliwość irritabili-tas, która jest czynna, a przywięzuje się do muszkułów, i od-rodliwość, vis reproductionis, która za pomocą pokarmu i będących skutkiem jego rozwojów dalszych, odradza ustawicznie ciało i przenosi je nareszcie w płodzie z siebie za siebie, a która przywięzuje się do gruczołów. Czułotliwość, oburzliwość i od-rodliwość okazują się już w roślinnym świecie, mianowicie zaś w tak zwanych czulkach i żywokrzewach; panują w całym zwierzęcym świecie, a wykwitują w człowieku jako uczucie, myślenie i wolna wola. Otóż ontologiczny żywot, lub pierwszy kształt idei w kosmologicznym wyczynie. b)       ZMYSŁOWOŚĆ jest drugą odniosłością jestestw żywotnych do ogólnego świata. Rośliny niektóre czułe są na dotknięcie, a wszystkie objawiają zmysłowość przy zapłodnieniu i zarodkach owocowych w kielichach kwiecia; zwierzęta zaś i ludzie mają zmysłowość w całem ciele i zowią się zmy-słowemi istotami. Zmysły stają się okienkami duszy w ogromny świat. Przez nie przepływa świat w duszę, a dusza w świat Tu jeszcze wyraźniejszy stosunek kmiotu do przedmiotu. Królem zmysłów jest u zwierząt instynkt, a u ludzi rozum. Zmysłowość tedy, to wyczyniające się w powiatach tych ontologiczne poznanie. c)       UMYSŁOWOŚĆ jest trzecią odniosłością jestestw ży 483 wotnych do ogólnego świata. Nie mają jej ani rośliny, ani zwierzęta. Ona rozwija się jedynie u ludzi. Dziełem jej rzetelna kmiotu i przedmiotu jedność. Tu tedy sadzi się kosmologicznie ontologiczna idea bezwzględna i pozyskuje swą, świadomość. Jest to znak, że bezwzględny duch przedmiotowy dotarł tu do ostatecznego kresu swojego. W umysłowo-ści bowiem, która wyjawia się i jest czystem myśleniem, przestaje on być duchem przedmiotowym. Kosmologia też zostaje tu całkowicie dokonana. Przebiegło się rączo wszystek świat cielesny, przyrodzeniem zwany i całe pstre koło różnorodnych jego nazwisk. Od stopnia do stopnia, jakby pod czarnym długiego tunelu stropem, naprzód ciemniała w coraz grubszą cielesność, a potem rozjaśniała się nam myślą, coraz widoczniejszą, droga. W tej dobie jesteśmy znowu pod światlanemi niebiosami ducha. Świat cielesny leży już za nami. Stanęliśmy na naj-górniejszym jego czubale, gdzie umysłowość wykwituje, a duch kmiot przedmiotowy ma gniazdo i stolicę. Kremer woła na tem miejscu: „Człowiek oddycha teraz piersiami całemi, boć on jest tutaj u siebie. Pod nim pełza i czołga się świat zmysłowy, a nad nim rozpina się płomieniste niebo. Tutaj już niedolatują orły. Słońca, gwiazdy i księżyce chodzą tu po przestrzeni niebiańskiej i śpiewają hymny, a są nie nad głowami, lecz pod stopami naszemi." Tak! Pieśń niebieskich ciał dolatuje ucho zwierzęce i zwyczajne od góry, lecz ucho nasze już od dołu. Stanęliśmy daleko za gwiazdami i za eterem wszechświatów. Człowiek na wysokości tej słyszy duchem hejnał Serafinów. Co hejnał ten? Bezwzględny duch kmiot-przedmiotowy, lub metafizyki część trzecia, ostatnia. 31* 484 PNEUMATOLOGIA, METAFIZYKI CZĘŚĆ TRZECIA. L Wstępne słowo. Co pneumatologii przedmiotem? Bezwzględny duch kmiot-przedmiotowy. Ponieważ w ontologii sadzi się bezwzględnego ducha kmiotowość, a w kosmologii przedmiotowość, tutaj zaś jedna i druga obopólnie zlewając się z sobą w żywotną i świadomą siebie całość; przeto pneumatologia jest metafizyki naj-górniejszy szczyt, najpiękniejszy nastrój i najbogatsza pełnia. Duch kmiot-przedmiotowy jest wszystek i cały. On tedy niebędzie ani głuchem oderwaniem, jak w ontologii, ani martwą rzeczowością, jak w kosmologii, lecz duchem żywym, rzetelnym, wszechstronnym. W nim metafizycznej treści całkowitka. W jakich powiatach bytu króluje, wyjawia się i toczy swe światy bezwzględny duch kmiot-przedmiotowy? Na czu-bałach istnienia i wierzchu niebios, kędy Bóg zasadził sobie stolicę, t. j. w człowieczeństwie, nie jedynie ziemskiem, ale i wszechświatowem. Człowiek ma w gruncie istoty swej bezwzględnego ducha i sam jest tym duchem. On wyczynia się kmiotem, ponieważ mówi o sobie słówko ,,ja," a myśli, czuje i działa osobiście, ma świadomość siebie i wolną wolę. Jako zaś, z powodu ciała swojego, z przyrodzeniem, rzeczowością i światem nierozłącznie spojony, ukazuje się także przedmiotem. Będąc kmiotem i przedmiotem w jedni, staje się on bezwzględnego ducha kmiot-przedmiotowego przybytkiem, ogniskiem, gniazdem, piastunem i wyrazem. On i duch ten, to jedno. Kosmologia zamyka się, jako już wiemy, umysłowością, umysłowość zaś wykwituje i wymawia się dopiero w człowieczeństwie. Czem kosmologia kończy, od tego poczyna pneu 485 matologia, gdyż inaczej niepodobnaby było wznieść się i ulecieć w wyższe ducha bezwzględnego kręgi. Pneumatologii przedmiotem jest tedy umysłowość przez wszystkie stopnie jej rozwoju, a umysłowość ta tkwi, dysze i pracuje w człowieku. Że bezwzględny duch kmiot-przedmiotowy jest, jako się jnż okazało, człowiecżeński, i umysłowość, około której czynić się tu będzie, ukazuje się również człowieczeńska; przeto czło-wieczeńskość znaczy nam tyle, co bezwzględny duch kmiot przedmiotowy i umysłowość. Miasto więc używać ciągle tych wyrazów, będzie się mówiło: duch człowieczeński. Oto duch pneumatologiczny i nowy przedmiot nasz. Duch człowieczeński, to pierwiastek, podstata, iścizna ducha mojego i twojego, każdego z ludzi, tak na ziemi, jako i we wszystkich światach gwiaździstego nieba. Wstępuje się tu zatem do ojczyzny swej najmilejszej, do błogiego domu swojego, do siebie samego. Przedmiot, którym jesteśmy sami, powinien tedy obchodzić nas żywo i gorąco. Ontologiczny duch, jako sam przez się istniejący i przedwieczne wszech bytu źródło, jest, zaiście, najpierwszy, a przez-to najprzedniejszy, najważniejszy. Bezeń nie byłoby mnie i ciebie, nie byłoby niczego. On stworzył świat i tkwi we wszystkiem. Jako kmiotowy ma on świadomość siebie i zna, co robi; lecz nie będąc człowieczeńskim, wypowiezieć tego nie może. Jego myśl przeobraża się natychmiast w rzecz, a słowo jego w ciało. — Kosmologiczny duch znowu jest tenże sam duch, co powyżej, lecz w rzeczach odkmioto-wiony, lub uprzedmiotowiony, zaczem zmartwiały, w cielesności powszechnej obumarły, w świat widomy zamieniony. Nie ma on świadomości siebie, nie myśli i nie czuje. Prawem jego panująca w przyrodzeniu konieczność i bezwła-dza. — Pneumatologiczny duch wreszcie jest zmartwychpowstaniem ducha ontologicznego na piersiach świata i człowieczeń-skiem jego przeświadczeniem, myśleniem, słowem. Ma on świadomość siebie i wiedzę, a myśl i słowo jego stają się umiejętnością, nauką, sztuką, utworem i światem ludzkim. Jeżeli duch ontologiczny, jako początkowy i zasadniczy, to 486 duch pncumatologiczny, jako koniec i szczyt całego rozwoju, jest najprzedniejszy i najważniejszy. W ogóle koniec zawsze lepszy od początku. Duch bezwzględny ontologiczny jest sam z siebie i przez siebie, jest istny i czysty, lecz jeszcze nie rozwiniony. Jego przeznaczenie, dążność i wartość, wyjść z siebie samego za siebie. Gdy zaś to czyni, staje się kosmologicznym i pneuma-tologicznym duchem, lub światem i człowiaczeństwem. On sam, świat i człowieczeństwo; to trzy dzielnice jego istoty, trzy kręgi jego rozwoju, lub trójca w nim. Bezwzględny duch kmiot-przedmiotowy drga i żyje w każdym człowieku. Ale człowiek długo o tem nie wie. Tak długo trawi on potrawy także, nim odkryje fizyologiczne prawa trawienia. Ludzie są kwieciem przyrodzenia i należą do świata. Największa ich część przeto biedzi się około rzeczy, nie zaś około siebie, a duch znany im ledwie z imienia. Pracują na kawałek chleba, dążą za pożytkiem i pieniędzmi, za wygodą, zamożnością i zbytkiem, za użyciem i zabawą; pytają się li oświat i żyją dla świata, a jeżeli pomyślą o przedmiotach zazmysłowych, to sądzą, iż one wybieżają za zakres rozumu ludzkiego, co jest zaiście, przynajmniej w obec nich i dla nich, niezawodną prawdą: nie wiedząc zaś nic o umyśle i duchowej jego potędze, uciekają się pod chorągwie wiary i pod rozum duchowieństwa. Rozum ich, jak każdy inny, wymaga tu obcego paska i cudownej powagi. Jest to sen ducha wielki, a twardy, śpiączka śmiertelna acz zbawiająca. Czło-wieczeński duch atoli powinien ocknąć się, poczuć i poznać się mistrzem; rozwinąć się w pełni świadomości, a działać twórczo, niepodlegle, samodzielnie. Jak? Za pomocą umysłu, który jest jego światłością, a dan mu nie napróżno i nie bez wielkiego celu. Ruch i rozwój człowieczeńskiego ducha polega na tem głównie, ażeby pokonał zmysłowość, a usadził się umysłowo. Nie przestając być kmiotem, t. j. jednostką, duszą, powinien rozszerzyć się w przedmiotowy ogół myślenia, tak w przyrodzeniu jak w ludzkości, i zrobić się duchem. A jako duch 487 zjednoczyć się ma on z duchem bezwzględnym, który sam jeden jego istotą, gruntem i prawdą. Nie chodzi tu wcale o złoto i srebro ziemskie, ale o klejnoty i perły duchowe, o wszystek Indostan wiekuisty, stanowiący istoty naszej rdzeń. Człowieczeński duch w każdym z nas uczuć się powinien, iż w gruncie jest tym samym duchem, który stworzył przyrodzenie i rozłożył się we wszechświecie, a który poznaje samego siebie i wymawia się przez ludzi. Jemu przystoi, nie niewolnikiem i zmysłowym jeńcem być rzeczy, ale królem ich i umysłowym panem. Jako duch bezwzględny, tak i on ma być stwórcą swojego świata i przedmiotu. Od tego jedynie zawisła jego doskonałość i pokrewność z duchem wszech-duchów. Roztoczyć się ma ninie bogatą i wielce ciekawą treść człowieczeńskiego ducha. Duch ten jest, naprzód, w istocie swej i wewnętrznie kmiotowy; powtóre, tak w ciele, jako i w dziełach swoich, lub zewnętrznie przedmiotowy; a potrze-cie, w pełni swój i całkowitości kmiot-przedmiotowy lub bezwzględny. Pneumatologia rozstępuje się zatem w trzy części, z których każdej poświęci się ustęp osobny. LI. Człowieczeński duch kmiotowy. Duch, o którym rzecz, to bezwzględny duch sam, ontolo-gicznie uważany, a w człowieka wcielony i w nim myślący, czujący, działający, jako kmiot. On byt w nas wiekuisty, grunt nasz, podstata i iścizna z niebios. Kształtuje sobie z materyi światowej ciało, w które ubiera się, jak w suknią doczesną, a które czyni zwierciadlanym własności i usposobień swych obrazem. Czynnością jego są: poznawanie, myślenie i tworzenie, tak sztuki, jak umiejętności; działanie; wszelakiego rodzaju robota; najgłówniejszą zaś cechą wolność. W nim ocyka się przeświadczenie świata, świadomość siebie 488 i wiedza. Jako duch bezwzględny ontologiczny przeobraża myśli w rzeczy; tak duch ten przeistacza napowrót rzeczy w myśli. Przezeń słowo, które stało sie ciałem, rozebrzmiewa znów, jako słowo. — Człowieczeński duch kmiotowy ogniskuje się zawsze w ciele; nabiera tu znaczenia osoby, a ograniczony jest przestrzenią i czasem. W tem oszańcowaniu, zawarowaniu i więzieniu zowie się duszą. I) Dusza, to najpierwszy i najpezpośredniejszy człowie-czeńskiego ducha kmiotowego kształt. Jest to człowieczeński duch sam, duch rodu ludzkiego, ale uogniskowany i ściśnięty w jednej osobie, lśniejący w drobnej iskierce, upojedynczony. Gruntem zaś tu naprzód duch ziemi i świata, a w końcu bezwzględny duch ontologiczny. Dusza, to nic empircznie danego, co do wagi, potęgi i stopnia ściśle obliczonego, jak przynależne do niej ciało i wszelaka rzecz. Ona jest przyczyną w nas, a działalnością wzrasta w ducha bezwzględnego, daje i kształtuje się sama. Stanie na miejscu i pokój grobowy nie jest bynajmniej jej własnością. Ona najduje się w ciągłym ruchu i rozwoju, a duch człowieczeński i bezwzględny, jako pierwiastkiem, tak i ostatecznym jej kresem. Wychowanie waży wiele, zgoła wszystko, ale jedynie dla leniwej, półzwierzęcej duszy. Człowiecza zaś dusza, godna imienia tego, wychowuje się sama, t. j. unosi się ze szczebla na szczebel coraz wyżej, a wyżej. — Jak człowiek sam, tak i dusza ludzka tkwi w przyrodzeniu i wyrasta zeń, a uwal nia się od niego zwolna i stopniowo. Nim dusza wychyli się z opon światowych jako ludzka, przebieża niższe przystajnie, na których zwolna dojrzewa i gotuje się do ostatecznego powołania i przeznaczenia swego. Dwa rodzaje duszy idą przed duszą ludzką i torują dla niej drogę. Trzy są tedy tu rozstępy: a) DUSZA RZECZOWA, lub PRZYRODZONA, ukazuje się najpierwszym i najniższym duszy w ogóle wyjawem. Jest to duch ontologiczny w twardej nocy przyrodzenia, lub w pojedyńczych rzeczach zamkniony i tamże pracujący, duch kmiotowy, stanowiący istotę wszystkiego. Duchowi temu, 489 w łomach i atomach świata zmartwiałemu, schodzi na świadomości. Bezwzględny duch ontologiczny, jak gubi się i rozpływa zwolna w przyrodzeniu, tak też wydostaje się z przy-rodzenia i zawraca do siebie samego, do kmiotowości swej, również po maleńku. Nim zostanie duszą ludzką, lub rzeczywistą, jest duszą przyrodzoną, lub rzeczową różnego, a wielce rozlicznego rodzaju i stopnia. Każda rzecz udzielna ma duszę, która ją przy udzielności tej trzyma. Dusza ta znaczy ducha, jednostkowiącego się ilościowo. Ona urabia proch ziemski w kamień, skałę, górę, nadając im byt osobny i kształt pewien; tworzy szmaragdy i dyamen-ty, wszechpojedyńczość, bryłę i kłodę nieorganicznego świata. O niej, a nie o duchu ogólnym, rozstrzelającym się w nieskończoność, a sprawującym bezwzględną jedność, powiedziano, iż tęskni ona i wzdycha za synostwem Bożem na ziemi, t. j. za świadomością i wolną wolą człowieczeńską. Oto nasienne ziarno duszy naszej, tkwiące w ziemi i wszystkiem przyrodzeniu, a usiłujące wyrość i rozkwitnąć. b) DUSZA ZMYSŁOWA, lub CZUJĄCA jest duszą rzeczową, z ziemi wyrastającą i wyzwoloną już nieco od mar-twości, duszą drugiej przystajni i potęgi, a przemieszkuje tak w roślinach, jak w żyjątkach różnego rodzaju, gatunku i znaczenia. Zwolna rozbudza się tutaj zmysłowość, lecz świadomość siebie śpi jeszcze, jeżeli nie północnym, jak w duszy rzeczowej, to przynajmniej porankowym, blizkim ustąpienia snem. Postrzega się w powiatach tych już wyobraźnią i pamięć, a nawet coś nakształt rozumu, a wszystko nazywać, sie zwykło instynktem, lub zmyślnością. Dusza ta umie lepiej bez miary urabiać jednostkowość, niż powyższa, której dziełem były, nie postaci takie, jakie widzi się w roślinnym i zwierzęcym świecie, dla siebie nastrojone i udzielne, lecz okruchy i kawalce. Ona stoi w pośrodku między rzeczową i człowieczą duszą, a praca jej ukazuje się nam często ze strony rzewnej i bardzo ciekawej. We wszelakiem ziółku, drzewku, żywiątku działa dusza tajemniczo i sennie, nakształt Nimfy lub Sylfa. 490 Tak rzeczowa, jak zmysłowa, każda dusza jest bezwzględną jednią we względnej, nieskończonej i rozlicznej w sobie różni, zowiącej się ciałem. Jako bezwzględna jednia staje się ona wszechjestestwa ogniskiem, pierwiastkiem i iścizną. Pomimo i naprzekór tej jedni, chłonie ona w sobie tem więcej niższych stopni, im wyżej stoi im pełniej rozwija się sama. I tak, w duszy zmysłowej tkwi także dusza rzeczowa, a w duszy człowieczej dusza i rzeczowa i zmysłowa. Duszą rzeczową w nas ukazuje się ta dusza, która np. trawi potrawy i przeobraża je w krew; która przyczyną jest wzrostu i wszech rozwoju cielesnego, a której działanie jest nam jawne i widoczne, ale nieświadome. Nie-czujemy wcale pracy tej duszy. Duszą zaś zmysłową w nas jest dusza zwierzęca, która zapala chuć i pogrąża w sosach cielesnego żywota. Obie te dusze wyróżniają się od duszy naszej istotnej, a wiążąc ją z przyrodzeniem, stoją pod jej rozkazami, przynajmniej zaś stać powinny, i sporządzają bezwzględną z nią jedność.— Oto przyczyna, że, lubo mówi się tutaj o człowie-czeńskim duchu kmiotowym, czyni się przecież o duszy rzeczowej i zmysłowej, a nawet poczyna się od nich. I słuszna to zupełnie. Wszakże okazać trzeba, jak z kosmologii wydobywa się i wyrasta pneumatologia. Dusza zmysłowa nie ma jeszcze ani przeświadczenia o świecie, ani świadomości siebie, lecz czuje się już sobą, jako odrębne jestestwo, jako jednostka, jako osobny świecik. Uczucie to wyjawia się obroną siebie samego od rozpływu w całości wszechświata; oporem, czynionym przedmiotem od siebie różnym; dążeniem do udzielności własnej. Jest to oddziaływanie uwięzionego w pewnej materyi i pracującego w niej kmiotu. c) DUSZA MYŚLĄCA, lub RZECZYWISTA, LUDZKA, jest trzecim duszy w ogóle wyrazem i najwyższym jej stopniem. Ona zna już, że różni się sama od świata i wszelakiej rzeczy, a świadoma jest siebie, bada i rozpatruje otaczające ją przedmioty, czyni doświadczenia, urabia sobie pojęcia, zdania i wyniki, tworzy naukę i sztukę, rzemiosło i kupiectwo, świat własny na piersiach powszechnego świata. W niej rozwija się rozum, a w końcu umysł. Myślenie i mowa ukazują 491 się jej własnością, wewnętrzną potrzebą i stanowczą cechą. To kmiot, nie już będący li wewnętrznym rzeczy jeniuszem, lub aniołem stróżem żyjątka, lecz istotą człowieczego jestestwa i jaźnią w niem. Dusza ta czuje się w różnicy od swojego ciała i dwu, poznanych wyżej dusz jego, ale zna przytem, iż ciało to jest jej własnością, a stanowi z nią jedność. Wie, że, ciało tak się ma do niej, jak zewnętrzność do wewnętrzności; że ciało jest duszą widomą, a dusza ciałem niewidomem, w myśl rozwiązanem. Przekonana, iż ciało sporządza zrosłe z nią, od świata pożyczone, jej naczynie, rozkazuje mu, dzierży je pod władzą swroją i czuje się jego panią, a biada, biada jej, gdy sama stanie się niewolnicą jego! Widzi w niem urób i zewnętrzny kształt własny. Tylko tak usposobiona dusza jest iście człowiecza. Czując to głęboko, że sama jest kmiotem, subjectum, a ciało jej li omówcą, praedicatum; poznaje, że materya w ogóle nie różni się od jej ciała i sporządzać powinna zależną od niej, a posłuszną jej służebnicę. Jak z własnem ciałem, tak i ze wszystkim zewnętrznym światem chciałaby wejść w bezwzględną jedność, a stać się jego ogniskiem, mistrzynią i panią. Tak usposobiona dusza przerzuca się na drugi, bez miary wyższy pneumatologiczny stopień. — Tu kończy się metafizyczna psychologia, a poczyna się metafizyczna fenomenologia. II) DUSZA DUCH, lub dusza, stająca sie duchem, jest duszą, usiłującą wyjść z ciasnego obrębu jednostki, wydostać się z upojedyńczającego ją więzienia i rozszerzyć się aż do nieskończonej pełni ogólnego i bezwzględnego ducha. Tutaj kmiot ludzki walczy z przedmiotem, którym jest świat a żąda zjednoczyć się tak z nim, jak z własnem ciałem; stać się jego przeświadczeniem i panować nad nim, jak nad jeń 492 cem i niewolnikiem. Ztąd trzy znane nam już ze wstępu do spekulacyi fenomenologiczne powiatu tego stopnie: a)       PRZEŚWIADCZENIE, to dusza duch, jednostkowy kmiot, łamiący się z przedmiotem wciąż inaczej, a zawsze bez skutecznie. Chce przyprowadzić go na gwałt do jedności z sobą, ale on ukazuje się w końcu zawsze od niego różny, za niem będący, niepodległy mu i nieposłuszny. Przeświad czenie jest, jako już wiadomo, zmysłowe, rozumowe i umysławe. Są to trzy szczeble usiłującego zjednoczyć się z przed miotem, lecz zawsze popadającego w jego moc kmiotu; trzy " barwy naukowe ludzkiej umiejętności zwyczajnej. b)       ŚWIADOMOŚĆ jest przeświadczenie, do spekulacyj nych krain wkraczające. Tu dusza duch, nie mogąc zjedno czyć się z żadnym zewnętrznym przedmiotem, wyrzeka, iż kmiotowość jest właściwym i jedynie prawdziwym kmiotu przedmiotem. Kmiot jest tu po jednej, a kmiotowość po drugiej stronie i ukazuje się w końcu rzetelna pomiędzy nie mi jednia. Tutaj dusza duch rozszerza się w ogólnego du cha, naprzód narodowego, a później ludzkościowego. c)       WIEDZA jest przeświadczenie, zawracające wreszcie od kmiotowości do istoty przedmiotu, i widzące w niej samo siebie. Dusza duch na stanowisku świadomości przekonała się wreszcie, że przedmiot jej nie był właściwy przedmiot, który jest zawsze zewnętrzny i od niej różny, ale duch człowieczeński, zaczem ogólny kmiot; że tedy popadła w subjektywizm, lecz niedotarła aż do dna objektywizmu. Pogląda teraz w wiekuisty grunt przedmiotu i najduje tam ontologicznego ducha. Duch ten jest kmiotowy. Kmiot człowieczeński wchodzi więc w jednią z kmiotem ogólnym, a dusza staje się duchem bezwzględnym. Gdy się duchem tym poczuła i uznała; dostaje się w kraj wiedzy rzetelnej, a wylewa z siebie i tworzy spekulacyjną umiejętność. Dało się fenomenologią ludzkiego ducha dość obszernie na początku tego rozdziału. Zna się ją już dobrze. Tutaj widzi się to tylko, że ona nie jest rzeczą wstępną i przygoto 493 wawczą, jak się to zdawało, lecz drugim wielkim pneumato-logii metafizycznej powiatem. Żegna się więc tu przedmiot, jako już wyłożony, i kroczy się wyżej, dalej. III) DUCH, nie ogólny i właściwy, ale nasz, jest duszą człowieczą z duchem bezwzględnym zjednoczoną, jego myślą myślącą, a wiedzę jego przyswajającą sobie. Tu osoba i ogół, dusza i duch zlewają się z sobą, przenikają się wzajem i są jedno. Prawdą, istotą, i treścią duszy jest duch, a podstatą i żywotem ducha wiedza. Dusza przeto, która stała się duchem, oddaje się nasamprzód i przedewszystkiem wiedzy. Znając zaś, że wiedza zależy od zjednoczenia się z duchem, bezwzględnym, kojarzy się z duchem tym co doba ściślej i usiłuje myśl jego czynić myślą własną. Ztąd następująca, najpierwsza ducha naszego postać: a) DUCH TEORETYCZNY śledzi prawdy rzetelnej, nurtuje w bezdennych głębinach i otchłaniach ducha bezwzględnego, wydobywa wreszcie z toni tych perły, korale i bursztyny wiedzy. Poznanie istoty rzeczy, lub onego słowa, które stało się w nich ciałem, onćj myśli, która wiekuistą jest ich krynicą i piastą; to jedyny jego kres. Dopóki widzi on tajemnice w wierze, przyrodzeniu i umiejętności, zasnąć nie może, a dzień i noc poświęca rozmyślaniu. Jak dręczy go wszelka niedocieczona zagadka; tak rozwidnienie prawdy upewnia mu radość, wesele i niebo. Nie ceni wiele w ludziach dobrego serca, ani dobrej woli, ani nawet dobrego uczynku, lecz jedynie wysoką zdolność umysłową. Ten mu wielki, dzielny, jaśniejący promieninicą jeniuszu mąż, kto wypowiada myśli nowe, niepospolite, jemu dotąd nie znane. Otwórz mu kopalnie złota, srebra i kamieni drogich; poprowadź go do angielskićj fabryki jakiej, zdumiewającej rozum: patrzy na 494 to wszystko obojętnemi oczyma wilka. Ale daj mu, tylko myśl wielką,, a obaczysz na twarzy jego zapałanie i w oku góroletnie słońce. Rozwiąże się mu język i serce będzie w słowach. Obiecuj mu wysoką dostojność, blask, wygodę, władzę; on nie dba o nie. Ale na jedno słowo umiejętne, topnieje światłem i ciepłem. Woli ideę, niż wygrany na lo-teryi milion; woli książkę postępową, niż wieś z pałacem i ogrodem, a dochodami znakomitymi. Goreje żądzą wiedzy i nie ma pokoju tak długo, aż ją nareszcie zdobędzie. Duch ten, dobrawszy się już do wiedzy i zadowoliwszy samego siebie, patrzy na prostaczków pracą pospolitą zajętych z wysokości słońca i z politowaniem. Boli go, że w głowie ich głucho, pusto, ciemno. Usiłuje więc udzielić im słonecznego światła i ciepła, które zdobył z wielkim mozołem, a po długiej liczbie lat wytrwałości i poświęcenia wszech potrzeb, wszech uciech żywota zwyczajnego. Niepodobna zaś wlać mądrości tak w nikogo, jak wina do butelki próżnej. Potrzebuje się ku temu pewnego planu i rozwoju osnowy, pewnej teoryi i uczy, pewnego systematu. Pracuje więc on około umiejętności i wykłada ją światu to ustnie, to piśmiennie. Umiejętność i robota około jej wyczynu, to główny życia jego cel i jedyna jego praktyka. Innej praktyki nie zna, nie żąda i nie ceni. Kto oddał się praktyce zwyczajnego znaczenia, ten w oczach jego biedak duchowy. Przez pewien czas duch ten potrafi stać na wysokim słupie obłoków i zarobić sobie na ogólny szacunek. Tworzy-ciel i uprawiacz myśli nowych staje się pochodnią świata; ubija mu drogę do postępu i wiedzie go w lepszą przyszłość.. Ztąd owiewa go chwała. Lecz nie długo odmienia się ten stosunek. Jak od zbytniego jadła ciało, tak od zbytniego myślenia dusza buja. Duch teoretyczny dostaje się łatwo na słoneczny wóz szalonego Faetona, który zapala świat. Ognista zawierucha i gorącej krwi morze; to dzieło jego. A, by się też tego i uchronił; to pozostaje przez całe życie tem, czem stał się raz jeden. Roztacza system swój wciąż dalej, pełniej, wszechstronniej; wyświeca ideę, którę świat zna już 495 od dawna, a która wreszcie go nudzi. Uczniowie też jego, stanąwszy na barkach mistrza, pozyskali widoki rozleglej-sze, świeże, bardziej urocze. Słowem naród postąpił; on zaś jak stanął, tak stoi Szyderca ten lub ów daje mu to nakoniec uczuć. Duch teoretyczny, przeświadczywszy się, że ludzkość go wyprzedziła i w ziemię wparła, że on przeżył się za życia; popada w rozpacz, ciska pióro i marnieje. Jeżeli zaś umiał odeprzeć od siebie tak bolesnego mola; to zżyma się i gniewa, a starając się rozgromić zbrojnych harce-rzów, rozpoczyna ze światem wojnę i staje się w końcu smutną jej ofiarą. A jeżeli nachyla się ku temu, czego nowy czas wymaga; to zostaje, jak n. p. Szelling, sobie samemu niewierny i traci na poszanie. W ogóle duch ten choruje na pedanteryą. Sługa np. wbieża do pokoju i donosi, że pożar w domu. Pan zaś, stojący przy pulpicie i pracą tak zajęty, że nic nie widzi, nic nie słyszy, odpiera mu z gniewem: „Idź do pani! To do niej, a nie do mnie należy!" Teoretyk też bywa niewiast i dzieci naigrawaniem. Zapomina się co chwila względem przy-stojeństwa; nie ma na nic baczenia, a więc nikogo nie uczci, jako przynależy; zaniesie lak do kuchni i położy go na gorącej blasze, a zapaloną świecę zamknie w pulpicie i pożar spowoduje. Z tego względu krąży o nim wiele śmiesznych anegdot. Chciał być półbogiem i oto zeń puszczyk. Słowo jego arcymądre, lecz żywot i postępek niedorzeczny. Żona, córka, lub gospodyni ma go za pomiotło, a on mniema, że gwiazdą jest na umiejętności niebie. b) DUCH PRAKTYCZNY jest druga, a powyższej wprost odwrotna ducha naszego postać. Widzi on bez trudu tak zalety jak ułomności teoretycznego ducha. Pierwsze żąda sobie przywłaszczyć, a drugich strzeże się i unika. Za młodu czyta on teorye i uczy się umiejętności, usiłując opanować skarby duchowe. Ale, gdy dopiął już celu, rzuca w kąt naukę i księgi, stawi się na swobodzie i tak rozprawia: „Cenię umiejętność, jak cenię światło słoneczne, i czynię imieniu jej uczciwość, ale nie poświęcę jej mojego żywota. Dobra ona 496 jako środek, nie zaś jako cel. Co życia ostateczny kres? Nie wiedza, ale użycie; nie nauka, ale pożytek z niej i ze wszystkiego; nie myśl i mądre słowo, lecz szczęście na ziemi. Niechaj teoretyk urabia i kszałtuje umiejętność! Nie mam nic przeciwko temu. I owszem! Cieszę się, że on głupi i korzystać będę z jego mozołu. Mądry nie sadzi i nie szczepi drzewa mądrości, lecz pożywa zeń owoce. Co za nierozum, z czczemi pasować się myślami! Czy to ja Don Kiszot! Wolę ładną, kobietę, niż najsławniejszą,, najjenialniejszą teoryą; wolę butelkę szampana, niż ideę najbardziej nektarową; wolę mieszkanie piękne, niż najwszechstronniejszy filozoficzny system." Kiedyś tam uczył się duch ten nauk przyrodzonych, matematyki, filolGgii,prawnictwa, sztuki lekarskiej, strategii, teologii, czego tylko chcesz, a otrzymawszy świadectwa, że przedmiot swój umie, został nauczycielem, rzecznikiem, lekarzem, żołnierzem, księdzem. Teraz nie uczy się on już więcej, lecz wykonywa naukę, lub praktykuje. Umiejętność nie była mu nigdy boginią; rad więc, iż stała się mu An-dumblą dojną. Nie tuczy jej, lecz ona go tuczy. Mniejsza mu o hesperyjskie sady; byle miał złote jabłka na stole. Nie pracując zaś wcale około naukowego przedmiotu swego i nie czyniąc w nim ciągłych postępów, naprzód staje na miejscu, a później, przepominając rzeczy szkolne coraz więcej, cofa się widocznie w tył. Lecz urzęduje za to gorliwie. Na czem polega to urzędowanie? Na formalizmie, który jest także pe-danteryą, lubo praktyczną. Duch ten brał wzorki z teoretyka i dawał mu szydercze przezwy. Teraz zaś popadł sam w śmieszność i nosi imię nieuka. Jeżeli praktyczny duch widzi, iż umiejętność nie daje mu dostatecznego dochodu; porzuca ją bez żalu i skrupułu. Zostaje fabrykantem, otwiera sklep i mierzy na łokcie bławaty; szynkuje wino, wódkę, piwo. Obojętna mu, czem się ma zatrudnić i około czego pracować; byle miał zarobek spory i skory. Zmienia stosownie do okoliczności sposób myślenia i charakter, byle mu ludzie, których podskubuje, byli życzliwi. Krzyżem leży w kościele, choć w Boga nie wierzy. 497 Zmyśla wiarowego zagorzalca, skoro tak nakazuje roztropność. Pochlebia, smaruje i jedzie. Praktyczny duch wykrzykuje do teoretycznego: „Ty śpisz i marzysz w ideologii łożu. Słupy mądrości twej są już zwątlone, a ty nie widzisz tego bynajmniej. Oddawszy się teoryi; utkwiłeś w niej, jako gwóźdź w ścianie. Zasnąłeś w sen twardy, nieockniony. Świat tymczasem postąpił i nachylił się oto ku praktyczności. Nie ty, ale jam człowiek postępowy" — Zapewne, lecz chyba z powodu, że majątek twój postępuje ! Wszystką ducha praktycznego treścią okazują się te słowa: „Pieniądze, uciecha, to mi grunt, dokądem żyw; a starać się o nie, by też herkulesową pracą, to mi najprzedniejsza cnota." Tak tedy duch ten, od początku do końca samolub, zanurza się wreszcie łatwo w kał podłości, który atoli umie on zawsze przyodziewać szkarłatnym i wonnym dobra ogólnego płaszczem. Zawoła tu obrażony praktyk jaki: „Co, duch praktyczny ma być zawsze samolubem? To oszczerstwo! O, nie! Duch praktyczny jest taki, co nie cierpiąc ideologii, ima wciąż za rzeczy pożyteczne i służy niemi, nie sobie samemu, lecz bliźniemu, narodowi, dobru ogólnemu." Odpiera się: Duch praktyczny ma na oczach pożytek, a, lubo uwzględniać może pożytek innych, już jako dobrze zrozumiany pożytek własny; to zawsze ukaże się mu pożytek własny jako najpraktyczniej sza praktyczność i ostateczny mądrości jego wyraz. On służąc dobru ogólnemu, służy właściwie sobie; jeżeli zaś zapomina o sobie rzeczywiście, to ustaje być duchem praktycznym, a przenosi się już na stanowisko ducha nowe, do którego zbliżyliśmy się właśnie: c) DUCH OBYWATELSKI, lub WOLNY jest trzecią naszego ducha postacią. Przekonania jego są takie: „Teorya i praktyka ukazują się sobkostwem. I tak, duch teoretyczny oddaje się umiejętności li z powodu, iż ona jest wewnętrzną, do głodu i pragnienia podobną jego potrzebą, które on chce zaspokoić; iż ona przynosi mu zadowolenie, szczęście, niebo. Panteon tom 1.   32 498 Godzi więc zatem, co, nie ludzkość, nie świat, ale jego samego, jego lube Ja raduje, zachwyca i zbawia. Oddaje się wewnętrznej uciesze, duchowej rozkoszy własnej, bez najmniejszego oględu na bliźniego. Nie jestli to jawna, acz bardzo biała i niebiańska, sobolubieżność? —Duch praktyczny zaś, to samolub, nie już duchowy, lecz zgoła cielesny. Sobolubieżność jego jest już czarna i piekielna. Precz tedy i z jednym i drugim duchem takowym! Nie dla siebie, ale dla bliźniego żyć, pracować i poświęcać się trzeba. Jeżeli się jest zacnym i prawdziwie wielkim; ma się na celu, nie uposażenie głowy własnej, ani zbogacenie swej kieszeni, ale dobro ogólne, szczęście narodu i ludzkości. Żyjąc dla innych, nie potrzeba bynajmniej wyzuć się z samego siebie, przestać być sobą, wyrzec się osobistości własnej i poddać się z pokorą ślepą jakiejś tam zasadzie, mającej powiązać ludzi w jedno ciało, któreby było posłuszne jednej głowie, bo wtedy przysposobiłoby się na wyborne Jezuitów naczynie duchowe. I owszem! Rozwiń się w osobistość wielką, samodzielną, stojącą o własnej sile i oddaj się dobru ogólnemu! Inni skupią się około ciebie, a ty staniesz się ich głową i sercem. Im więcej będzie ducha bezwzględnego w tobie, tem potężniejszą okażesz się osobistością. — Znać i uprawiać trzeba wciąż teoryą, bo myśl jest przyszłości klucznicą i wiedzie świat naprzód. Także praktyce hołdować trzeba, boć musi się samemu czemścić być, coś znaczyć i mieć, aby módz być pożytecznym dla drugich. Połączyć więc należy w życiu i postępowaniu teoryą z praktyką. Na połączeniu tem stoi duchowa wolność i obywatelska cnota, a szczeblowanie coraz wyższe do niebios na ziemi. Poświęcę teoryą, którę najbardziej umiłowałem, i stłumię w sobie przekonanie najgłębsze, ilekroć szkodziłoby to dobru ogólnemu. Nie powiem tego dziś, co uznaję za prawdę, skoro nie czas jeszcze na to i skoro przez to staćbym się mógł pomocnikiem wroga krajowego. Powiem to jutro może, a dziś patrzę zadania na dzisiejszy dzień. Dzierżyć się żadnej umiejętności nie mogę, jak ślepy płota, bom nie ślepy, nie pedant. Ale poświęcę 499 również praktykę, by też najkorzystniejszą, bo sromota i ma-luczkość to robacza, żyć dla własnego mieszka. Mądrością moją, znać się na teoryi i na praktyce, a stać w nich wyżej zgoła, niż inni, ale być niepodległym ich mistrzem i panem. Teoretycy i praktycy, to moja ręka prawa i lewa, potulne mi narzędzia, bom wszechstronniejszy od nich. Nie mogę mieć ani ciasnego widnokręgu profesora niemieckiego, uprawiającego jednę umiejętność, ani też jeszcze ciaśniejszego widzenia rzeczy po kupiecku. To duchowa parafiańszczyzna. Ja muszę poglądać na świat ze stolicy Boga i widzieć wszystko z wysokości niebios. Wiedza i uczynek, mądrość i pieniądz są dobre wtedy jedynie, gdy służy się niemi świętej sprawie publicznej. Żyć dla sprawy tej, to najpiękniejsze i najtrudniejsze zadanie, a umierać za nią największa zasługa i chwała. Teorya, dla której człowiek cierpi rad zgoła prześladowanie i najdotkliwszą nędzę, a czasem oddaje i gardło, ma się tak do praktyki, upewniającej nam w końcu zawzdy dyamen-tową grzędę, jak stoicyzm do epikureizmu. Ani w jednej, ani w drugiej nie ma moralności istnej i chrześciańskiej, która polega na pracy około dobra drugich i na poświęcenie siebie za bliźniego. Duch obywatelski, który miłuje, nie samego siebie, lecz dobro ogólne, a przenosi się rad z siebie za siebie, przeprowadza nas prześlicznie ze stanowiska ducha kmiotowego na stanowisko ducha przedmiotowego, a otwiera nam drugi i rozległy pneumatologii rozdział. LII. Człowieczeński duch przedmiotowy. Jak ontologiczny duch bezwzględny, a kmiotowością będący pracuje, ażeby wyszedł z siebie i położył się za sobą, lub stał się przedmiotem; tak i człowieczeński duch kmiotowy godzi za uprzedmiotowieniem samego siebie. Jak duch tamtea 32* 500 przedmiotowi się w przyrodzeniu, tak duch ten w świecie ludzkim. Co świat ludzki? Jeżeli zanurzysz się myślą, w grunt sam; to nic innego, tylko społeczeństwo ze wszystkiem, co do niego przynależy. Są, jak już wiadomo, trzy rodzaje człowieczeńskiego ducha kmiotowego. Któryż z nich przedmiotowi się prawdziwie? Nie teoretyczny, widzący w wiedzy i umiejętności, w urobie teoryi, świat swój. Świat jego, nie przedmiot, lecz pisana i drukowana kmiotowość. Ani praktyczny duch, którego światem kmniotowe użycie. Pierwszy przerabia rzecz w myśl, a drugi, jedząc n. p. i pijąc, rozwiązuje ją w wyziewy cielesne , w nic Oba, nie tylko nie tworzą istnego przedmiotu, lecz z goła niweczą przedmiot sobie dany. I tamten i ten nie jest społeczeński. Jedynie duch obywatelski, który szuka, niezadowolenia własnego, czy to idealnego, czy realnego, lecz szczęścia bliźnich, który już przez to usposobienie szero-kiemi bramami i na okół wyjeżdza z siebie samego za siebie, zdoła uprzedmiotowić się prawdziwie, lub społeczeńsko. Sam, będąc od sobkostwa i idealnego i realnego wyzwolony, stał się duchem wolnym. Przenosi więc wolność własną z siebie za siebie. Świat społeczeński zbudowan został na wolności, a wolność gruntuje się na tem, ażeby rozwinąć w sobie zdolności, któremi nas nadał Bóg, z niemi zaś samodzielność i osobistość własną, lub wyczynić się z sobą w całkowitej pełni, a żyć i dbać, nie o dobro swoje, ale o dobro drugich. Mało jest duchów prawdziwie wolnych, a obywatelskości zupełnie i z zabaczeniem o sobie oddanych, lecz one jedynie tworzą, kształtują i dzierżą społeczeństwo. Kto bowiem poświęca się za drugich; staje się łatwo drugich ogniskiem i mistrzem. Duch teoretyczny rozburza społeczeństwo, chcąc nastrajać je na gwałt do swoich idei. Dowodzą tego Prudon, Furyer i inni przespołeczniacze francuzcy. Duch praktyczny również rozburza społeczeństwo, bo żyjąc dla samego siebie, odrywa się już przez to samo od społeczeństwa. Świat sobków byłby światem niespojonych i walczących z sobą odmę-towym sposobem duchów złych, lub światem drapieżnych, 501 a pożerających się nawzajem zwierząt. Samolub, siebie tylko mając na względzie i godząc za uciechą, dopuszcza się łatwo nieprawości, przestępstwa i zbrodni. Potrzeba więc tak teoretycznych jak praktycznych duchów osnuć węzłami społe-czeńskimi żelaznymi, do zerwania trudnymi, i uczynić ich przez to, jeżeli nie pożytecznymi, to przynajmniej nie szkodliwymi dobru ogólnemu. Duch obywatelski, czy to w jednej przemożnej i królującej osobie, czy też przez, ciało zbiorowe, zwane sejmem, bierze się więc do prawodawstwa. Tutaj zachodzi uprzedmiotowienie się jego najpierwsze i najgłówniejsze, w którem sam żyć będzie, choć rozstanie się z ziemią, a które zowie się prawem. I) PRAWO jest pierwszym, a bardzo potężnym czło-wieczeńskiego ducha przedmiotowego kształtem. Duch ten odzywa się tutaj, nie z osoby, lub nie z kmiotu, acz winien mu początek swój, ale z księgi obowiązującej, lub z przedmiotu duchowego, myślenia i mądrości pełnego, a głos jego tak poważny i krzepki, że drżą przed nim zgoła możni zbrodniarze. Cześć dla prawa jest przymusowa. Kto nieposłuszny prawu, ukaran zostaje chłostą, więzieniem a nawet śmiercią. Prawo, to najtwardszy i najmocniejszy kit w budowie społeczeńskićj, wiążący w jeden gmach wielki niezdolne do trzymania się z sobą razem kamienie i cegły, lub nie towarzyskie sobki duchowe. Co prawa cel? Upewnić bezpieczeństwo i wolność dla obywateli zacnych, dobrego chcących, a dzierżyć na uwięzi i w niemocy złych; podawać dłoń pomocną budownikom spo-łeczeńskiego świata, a grozić mieczem jego burzycielom; dbać o dobry byt całości, o bogactwo, oświatę, potęgę i chwałę narodu, a oddalać odeń tak duchowy i moralny, jak polityczny upadek. Trzy są rozstępy tutaj: a) PRAWO WŁASNOŚCI. Człowieczeński duch kmio-towy zrasta się nasamprzód z przynależącem do siebie ciałem. Ciało to jest pierwszy przedmiot, stający się posiadłością jego. On mówi o niem: moje. I ciała tego nie godzi się nikomu 502 piec żywcem, ani kaleczyć, ani ujarzmić. Należy ono do osoby wolnej, udzielny świecik duchowy sporządzającej, i jest oczywistą jej własnością. Ona ma do niej prawo, a prawo to powinno być każdemu święte. Człowieczeński duch kmio-towy zrasta się dalej, acz nie tak już bezpośrednio i nierozdzielnie, z rzeczami, w które włożył pracę, majętność, myśl własną, lub samego siebie; zrasta się z ziemią, którą wziął w posiadłość, gdy nie należała jeszcze do nikogo, którą kupił i uprawia przez mnogie pokolenia; z domem, który sobie zbudował; ze sprzętami, które nabył; ze skarbcem, w który zgromadził zarobione od siebie pieniądze. A własność ta jest święta, bo jako w ciele naszem, tak i w posiadanej od nas rzeczy tkwi osoba, lub kmiot-przedmiotowy, bezwzględny, najprzedniejszy duch, który nad nią panuje. Wola właściciela jest wolą własności. I nikt inny nie ma prawa do podciągania gwałtem jej pod moc woli swojej, lub innej. Jak w ciele ludzkiem, tak i we własności przedmioto-wieje duch nasz kmiotowy. Im rozleglejsza własność, tem i rozleglejsza władza kmiotu nad przedmiotowością, tudzież tem potężniejszy środek, który on posiada do pożytecznej dobru ogólnemu służby. Im kto bogatszy, tem więcej ma powinności dla bliźniego. Nie samo szlachectwo, ale i bogactwo obowiązuje. Własność zlewa się tak ściśle z osobą samą, że stanowi z nią, równie jak jej ciało, duchową jednią. Naruszenie własności obcej, to więc tyle, co zniewaga i gwałt osoby samej. Jeżeli więc osoba, to i własność musi być na łonie społeczeństwa nietykalna i święta. Na szanowaniu własności stoją narody i państwa. Kto podkopuje prawo własności, które jest w końcu zawsze osobiste, lubo z ojca na dzieci przepływające, ten nie przespołecznia, lecz rozspołecznia ludzkość. Bierze się własność zatem pod opiekę prawa, a głos prawa tego, to wyjaw przedmiotowego ducha człowieczeńskiego. b) PRAWO UGODY. Obywatel, poświęcając się np. nauce, sztuce pięknej, służbie narodowej, lub czemu innemu, co odnosi się do górniejszych kręgów żywota, niechce i nie 503 może uprawiać roli, a pracować około posiadłości swojej. On nie wyrzeka się własności, upewniającej mu byt niezależny, lecz żąda zrobić z niej stosowny do zamiaru i celu swojego użytek, a więc ją albo sprzedaje, albo wydzierżawia. W obu razach następuje pomiędzy dwiema osobami ugoda, w skutek której jedna, pod pewnymi warunkami, wyrzeka się woli, tknącej się własności swojej, a druga, pozyskując tę wolę dla siebie, bierze na się pewne zobowiązania. Nie dość! Jeden człowiek ma tyle posiadłości, iż nie podoła sam ani jej utrzymać, ani uprawiać, i szuka pomocy obcej; drugi zaś niema nic, wyjąwszy ręce do pracy; która go żywi. Obaj więc potrzebują siebie nawzajem. Zaczem ma miejsce pomiędzy nimi ugoda, w której zobowiązuje się jeden do pracy, drugi do nagrody za pracę. Krom tego są i inne, nader rozliczne stosunki społeczeńskie. Jeden urabia, drugi przedaje, trzeci kupuje towar; ten pisze, tamten tczcionkuje, a inny nabywa książki. Gdzie pojrzysz, widzisz wydawaczów, handlarzy i spo-żywaczów. Zachodzą więc mnogie pomiędzy nimi ugody. Każda ugoda jest tak święta, jak własność i osoba sama, albowiem kartują się tu rozlicznie prawa jednej i drugiej, przepływając z ludzi na ludzi. c) PRAWO PRZECIW BEZPRAWIU. Są ludzie źli, którzy żyć chcą ze szkody bliźniego. Ten czatuje na cudzą własność, i kradnie ja pokryjomu, lub zagrabia gwałtem. Ów grzeszy co do ugody, garnąc do siebie otrzymane z niej korzyści, a niedopełniając, ku czemu zobowiązał się sam. Inny używa podstępu i oszukuje. Inny podnosi świętokradzką rękę zgoła na osobę i zabija ją zdradziecko. Pokrzywdzeni mają prawo przyrodzone do odwetu i zemsty. Ale odwet i zemsta ukazują się barbarzyństwem. Nie godzi się bezprawia zwalczać bezprawiem. Ma się tedy prawo przeciw bezprawiu, które nakazuje powołać przestępcę do sądu, a gdy wyrok nań zapadnie, oddać go w ręce wykonawczej władzy. Na prawie przeciw bezprawiu stoi sprawiedliwość, która ukazuje się oświatą, szczęściem i chwałą narodów. Przedmiotem sądów bywa nie samo bezprawie. Czasami 504 prawo do własności było niedobrze ugruntowane, a ugoda źle napisana i dwuznaczności pełna. To znowu niedopełniono prawnych przepisów przy sprzedaży, lub umowie, a rzecz, lubo stała się istotnie, nic nie waży prawnie. Wtedy następują procesa obywatelskie i sąd orzekuje, po której stronie, stosownie do woli kodeksu, jest prawo. Bardzo rozliczne i mnogie widzi się stosunki ludzkie, a mataczów i pieniaczy wszędy ma się dość. Prawo musi tedy wchodzić w szczegóły i drobiazgi, ażeby każdemu mogła być wymierzona sprawiedliwość. Ztąd rozległa i trudna jest nauka prawa. Samo nawet postępowanie sądowe podczas prt-cesu musi być ściśle oznaczone i stanowić prawo osobne. Ale najbystrzejsza mądrość prawodawców nie podoła zaradzić złemu i zabezpieczyć odeń społeczeństwa. I zbrodniarz ma rozum przebiegły, a przemyśla nieraz długo, jako podejść i oszukać nie tylko bliźniego, lecz zarazem i samo prawo, a tak postawić się w obec sądu, iż podług kodeksu wygrana przypadnie na jego stronę. Jak kupiec na giełdzie, tak on w sądowej izbie korzystne sobie czyni spekulacye. Pieniacz kradnie i rozbija, a wszelakoż przystąpić doń prawnie nie podobna. Ubezpieczył się naprzód na wszelki możebny przypadek i pewny jest swego. Otrzyma się więc nieraz wyrok, stosowny do panującego prawa, lecz dozna się w gruncie krzyczącej i bardzo bolesnej niesprawiedliwości. Co prawnego, nie zawsze jest zarazem i prawe. Jak rzeczono już: „summum jus, summa injuria", tak czuje to niejeden pokrzywdzony naprzód od łotra, a później od sądu, że unumquodque jus quaedam injuria. Skądże to pochodzi? Prawo jest tylko zewnętrzne i dla tego niedostateczne. Trzeba, ażeby sprawiedliwość ugruntowana została, nie tylko w kodeksach, ale i w sercu ludzi, w duszy ich, lub wewnętrznie. Bez takiego ugruntowania sprawiedliwości prawo staje się łatwo bezprawiem i pomaga bezprawiu. Jak gruntuje się sprawiedliwość w tym rodzaju? Moralnością. To przewodzi nas na szczebel człowieczeńskiego ducha przedmiotowego nowy. * * 505 II) MORALNOŚĆ jest drugim człowieczeńskiego ducha przedmiotowego wyczynem i kształtem. Jako we wszelakim pojedyńczym człowieku, tak w całym rodzaju ludzkim, i to tem pełniej, tem potężniej, żyje i działa bezwzględny duch. On, to prawda, piękność i cnota, świętość, wolność i miłość, mądrość, gorące uczucie i zacna chęć, wszystko, co dobrego, a co zowie się zwykle sumieniem. Co sumienie? Światłość, każdemu z nas dana, wiedza przyrodzona, lub, mówiąc umiejętnie i ściśle, świadomość siebie ducha bezwzględnego w nas. Sumienie oświeca każdego, jako ma poczynać sobie, ażeby był dobrym człowiekiem, i wskazuje mu powinność, a wyczyniając się na łonie ludzkości jako głos ogólny, jako ono sławne vox populi, vox Dei, sadzi się pod nazwą moralności. Moralność ważniejsza jest od prawa, albowiem obowiązuje nas, nie zewnętrznie, lecz wewnętrznie, a przykazy jej są, nie obce i narzucone nam wyższą mocą światową, lecz nasze własne, najprawdziwiej i najrzetelniej nasze. Ona jest także milejsza nam od prawa, bo przykazy jej popierane są, nie od zewnętrznego przymusu, nie od żandarmów, więzienia i miecza karnego, lecz od wewnętrznego przekonania własnego i poczucia godności człowieczeńskiej a pokrewieństwa z duchem bezwzględnym w sobie. Moralność jest dobrowolna, a otwiera nam błogie wolności kraje. Ztąd wielka jej potęga. Któż za kodeks Justyniaiiski, lub Napoleoński, lecz każdy człowiek zacny, ażeby tylko nie splamić się moralnie, pójdzie na stos płomienny. Kto przez miłość do jakiego statutu, a każdy człowiek lepszy przez moralność wyrzeka się wielkich korzyści, przywiązanych do ofiarowanej sobie nieprawości. Człowiek moralny nie potrzebuje znać prawnictwa w obcym, a nawet we własnym kraju i wszelakoż sprawować się będzie dobrze. Wyższość moralności od prawa okazuje się już przez to, że praw jest tyle, ile krajów, a moralność wszędy jedna i tażsama; że można działać prawnie, a przecież nieprawie, lecz kto działa moralnie, działa wciąż prawie. Gdzie tedy rozbija się i kończy moc prawa, tam poczyna się moralności moc. 506 Jaka jest najprzedniejsza, naczelna, główna moralności zasada? „Postępuj sobie we wszystkiem tak, ażeby wyjawiał się z ciebie, lub z samodzielnej i niepodległej osobistości twojej, nie duch jednostkowy, ale duch bezwzględny, a uczcić i ukochać cię mógł cały, zawsze zacny i piękny, duch człowieczeński ! Czyń dobrze, nie oglądając się ani na światową nagrodę, lub karę, ani na religijne niebo, lub piekło, bo to jeszcze sobko-stwo, ale przez najczystszą miłość dobrego i obowiązku !" Żyj i działaj tak, ażebyś nieuczuł nigdy dla siebie samego pogardy!" Dzierżąc się bacznie zasad tych, które uznaje ludzkość cała, a które wyryte są w"twem sercu, nie zbłądzisz i będziesz miał sumienie czyste. Moralność ukazuje się kolebką i piastą wolności istnej. Co wolność? Polega ona jedynie na tem, ażeby każdemu z ludzi dopuszczono było wyrobić się na takiego mędrca, jak Sokrates, na takiego bohatera, jak Epaminondas, na tak dobrego i zacnego obywatela, jak Arystydes, na takiego malarza, jak Rafael, na takiego śpiewce, jak Mickiewicz. Każdemu godzi się być tak wielkim, wszechstronnym i świętym, jak bezwzględny duch, lub tak doskonałym, jak Ojciec nasz w ontologicznem niebie. Wolność we wszystkiem dobrem jest wolnością jedyną i rzetelną. Wolność zaś we złem, a choćby i w brzydkiem, lub nieprzystojnem; to już, nie wolność, ale swywola. Wolność i moralność są tedy bardzo bliskoznaczne, prawie jednakie pojęcia. Człowiek, lub naród, kochający wolność, znać przeto powinien, że do wolności idzie się tylko przez cnotę i świętość, przez poświęcenie wszech dóbr świata i pokuszeń, wabiących nas do złego, lub przez najszczytniejszą, surową, twardą, lecz upewniającą nam z wewnątrz uczucie zbawienia, a z zewnątrz powszechną cześć, czystą i świętą moralność. a) ZAMIAR ukazuje się pierwszym moralności sprawcą i piastunem. Jest to chęć uczynienia czegoś wielkiego, a przynajmniej zacnego, tak zwana dobra wola. Zamiar powinien być ducha bezwzględnego w nas godny, zaczem ku dobru ogólnemu zwrócony, mądry, roztropny, a nadewszystko czysty. 507 Będzie on taki, gdy nie nosi na sobie najlżejszej nawet plamki sobkostwa. Zamiar sam bywa już niepospolitą człowieka zaletą, zgoła zasługą. Człowiek powinien chcieć dobrego i starać się o nie wszystkiemi siłami, ale wypadki usiłowań jego nie zawsze zależą odeń. Dobra wola jest w mocy naszej, ale nie udanie się dobrego dzieła. Może być zamiar dobry, a uczynek dobru ogólnemu szkodliwy. Nie wszystko dobre, co się powiodło, a bardzo wiele jest dobrego, choć źle wypadło. „Cum victoribus tenuere Dii, sed cum victis Cato." Starajmyż się tedy głównie o zamiary zacne, a nie smućmy się zbytnie, gdy rozbiją się one o przeszkody, silniejsze od mocy naszej! Chciej dobrego, to rzecz najpierwsza i główna! Na tem stoi cześć twoja i to, co zwać się zwykło z łacińska honorem. b) UCZYNEK jest drugim moralności powiatem. Nie dość mieć zamiar piękny. Potrzeba go dokonać i przyłożyć rękę do dzieła. Dopiero przez uczynek wyświęca się chęć zacna i dobra wola. Zamiar bez uczynku, równie jak wiara bez uczynku, płaci nie wiele, albo nic. Zamiar bez uczynku to tyle, co myśl malarza, nie przelana w obraz; co słowo, niestające się ciałem. Jako duch bezwzględny jest tem, czem jest, jedynie przez to, iż tworzy świat; tak też on w tobie być powinien, czem jest, czyli wyjść z zamiaru i sprawić uczynek. Zamiar, nie poparty uczynkiem: to niedołęstwo. W zamiarze wyjawia się moralnej istoty cel, w uczynku zaś środek do dopięcia tego celu. Nie dopnie się celu bez środka; ztąd i zamiar czczy bez uczynku. Tak bezwzględny, jak człowieczeński duch ogólny, lub przedmiotowy uznaje, że nie tylko cel, ale i środek powinien być zacny, uczciwy, piękny. Ztąd wyrasta, że nie godzi się dobrego zamiaru urze-czywiszczać uczynkiem niedobrym. Jako zamiar sam, tak i uczynek ma być tedy bezwzględnego i człowieczeńskiego ducha w nas godny. Lepsza, iż uczynek nasz nie dopnie celu niźli, iż będzie niecny. Wystaw się raczej na śmieszność, niż na podłość! Wszakże, nie zły, lecz dobry uczynek jest zasługą naszą. 508 c) DOBRE I ZŁE kładnie się, jako trzeci moralności powiat. Jeżeli w zamiarze cel, a w uczynku środek do tego celu, to w dobrem, lub złem, które się wykonało, wyczynia się nasze dzieło. — Co dobre? Jest to zacne dzieło, będące zacnego zamiaru i zacnego uczynku owocem; takie, które pochwali i bezwzględny i człowieczeński, względem nas przedmiotowy duch. — A co złe? Jest to coś, czego się dokonało, a w czem sumienie ogólne i nasze ugląda, albo niecny zamiar , albo niecny uczynek, albo niecne dzieło, albo nareszcie niecne z nich dwoje, lub wszystko troje. W ostatnim przypadku złe staje się już, nie tylko występkiem, zbrodnią, lecz szatańskością. — Kto wykonywa dobre, doznaje powszechnej czci i chwały, a czuje w wewnętrzu własnem niebiańską szczęśliwość; kto zaś dopuszcza się złego, potępion zostaje od wszystkich, ą w końcu i od własnego sumienia. Najlepszego spotyka moralnej wysokości tron, a najgorszego katowski miecz, lub sromotna szubienica. Bywają położenia, w których złe tryumfuje, a dobre doznaje krwawego prześladowania. W takowych razach powinnością moralną jest, iść do więzienia, na stos płomienny, na krzyż i wszystkie męczarnie, a nieodstąpić od dobrego. Lepsza zerwać z panującym szatanem, niż z człowieczeńskim i bezwzględnym duchem, który jest istotą naszą, wiekuistą, a od którego odpaść byłoby bezwarunkowem zatraceniem siebie. Wytrzymaj czasowe piekło, ażebyś nie popadł w wiekuiste ! Oto nauka moralności, którą wypowiada z każdego człowieka bezwzględny duch, a którą uświęcił człowieczeński duch przedmiotowy. Nauka ta stała się żywotnym ludzkości oddechem i panuje nad nami jako wewnętrzne, wrodzone i święte nam prawo. Moralność uświęcona jest, zaiście, od człowieczeńskiego ducha ogólnego i przedmiotowego, stoi atoli zupełnie w mocy osób pojedyńczych i zależy od dobrej, lub złej woli kmiotu. Człowiek zaś skłonny jest bardziej do złego, niż do dobrego, miłuje swywolę, a o wolności istnej nie ma, lub nie chce mieć 509 prawdziwego wyobrażenia. Sumienie jego zbacza, głuchnie, zasypia. Pomimo powszechnego panowania moralności, wiele ma się, ludzi złych, a tak mało dobrych. Ztąd potrzeba wewnętrzną moralność przenieść na zewnątrz, a otoczyć spo-łeczeńskiemi i trudnemi do rozerwania sieciami, t. j. przeobrazić ją w obyczaj, który jest tak zwaną drugą w nas naturą.          III) OBYCZAJ jest trzecią człowieczeńskiego ducha przedmiotowego dzielnicą. Tutaj dobre zrasta sie z ogólnym ludzkości żywotem i staje się taką człowieka potrzebą, jak jadło, lub picie; wchodzi w modę; zowie się przystojeństwem, lepszem wychowaniem, wyższym tonem. Obyczaj gruntuje się na moralności, a umacnia ją zewnętrzną towarzyskiej ogłady i powagi potęgą. Jest to wolność, ale przedmiotowa i ogólna, a przez to nad swywolą kmiotu panująca. Złe nie może tu być cierpiane, nie jedynie z powodu, iż jest niemoralne; lecz także, iż jest nieprzyzwoite, gminne. Dobry obyczaj, to tyle, co utwierdzona i uświęcona ogólnym żywotem cnota. Człowiek podejrzanego obyczaju nie zostaje wpuszczon do towarzystwa, ceniącego się nieco. Już to samo staje się zewnętrznym do dobrego przymusem, który nie przełamuje się tak łatwo. Obyczaj ma trzy powiaty: a) RODZINA jest najpierwszym i najważniejszym obyczaju powiatem. Tutaj dobre staje się pierwiastkiem i zasadą, nie już pojedyńczego człowieka, ale całego rodu jednego, który czyni je domowćm swem tchnieniem, a uświęca naj-silniejszemi krwi i miłości przyrodzonej wstęgami. Mąż bierze żonę, a żona męża dość często w skutek zmysłowego pociągu. Ale, zaledwie zjednoczyli się świętą małżeństwa stułą, która związała ich dozgonnie, a nawet wiekuiście, myśleć i życzyć sobie muszą, ażeby miłość ich nie ustała rychło, lecz utwierdziła się pomiędzy nimi stale, niewzruszenie, nieprze-miennie. Nie mogą oprzeć jej ani na młodości, ani na urodzie, 510 które uchodzą wnet, na żadnera dobru światowem, jako nie-trwałem; więc ją sadzą na dobru wiekuistem. Jakie ono? Moralność, cnota i wyrastające z nich domowe niebo. Mąż wyrzeka się tedy sobkostwa i żyje dla żony, a żona przepomina siebie i żyje dla męża. Jedno i drugie poświęca tu siebie, a oddaje się służbie bliźniego, co ich rychło uzacnia. Ofiara samego siebie, zawsze wielka, staje się tutaj matką wszystkiego dobrego. Przychodzą wreszcie dzieci na świat. Rodzice, dbając o ich szczęście, wychowują je tylko w dobrem. Tchnienie ich domowe staje się tchnieniem niebios. Nie tylko słowem, ale i przykładem wskazują im cnotę, jako jedyną na ziemi rzecz czcigodną. Ojciec jest dziatkom wyobrażnikiem Boga, matka ziemskim aniołem, a dom ich rodzicielski rajem. A cóż dopiero, gdy dorosła panna jest w domu! Jaka świętość otaczać ją powinna, ażeby mogła ona być nakształt niebianki! Tutaj bezwzględny duch przedmiotowy zakłada zamek i twierdzę dla siebie, a błogo nam, jeżeliśmy warownią jego niedoskoczoną. — Na łonie rodziny żona i córka, a w ogóle białogłowy odgrywują piękną i niepospolitą rolę. Są bowiem wcieleniem dobrego obyczaju, czystości, niewinności, słodyczy, wszech nieba na ziemi. Sama ich obecność tchnie i w gości i w służbę coś z tamtego świata, coś z onto-logii ducha bezwzględnego kmiotowego, a wpływa na ogólny obyczaj wszechwładnie. b) NARÓD jest drugim i bardzo ogromnym obyczaju powiatem. Tysiące, krocie rodzin składają się w naród. Nie tylko jeden język, ale i jeden obyczaj wiąże je z sobą w olbrzymi świat. Cnoty rodzinne więc stają się cnotami narodo-wemi. Tutaj dobre wyrasta z rodziny w naród, a rzeka moralności wzbiera i rozlewa się morzem. Potęga morza tego równa się wszechmocy. Zły i podły człowiek, jak czuje się to najżywiej za granicą, hańbi naród, do którego należy, i oto wszyscy hydzą się nim. Uczucie, że się jest pogardzanym od własnych rodaków, bywa tak bolesne, że śmierć sama nie zadaje sroższego cierpienia. Duch narodowy dzierży więc moc ludzi, do złego pohopnych przy cnocie. Narody, to 511 pasmo gór moralności, w których wewnętrzu kopalnie złota i dyamentów z niebios. Kto miłuje naród swój, jest zacny koniecznie. Zdrajca narodu, choćby zasłonił się najjenial-niejszą teoryą jaką i upewniał, że stoi wyżej od wszystkich; to tyle, co szatan, frymarczący Bogiem. c) PAŃSTWO jest trzecim obyczaju powiatem. Naród, z mnóstwa rodzin złożony, a czasem i kilka narodów, chcąc zabezpieczyć byt swój od napaści wrogów i mieć znaczenie w świecie, zawiązują się w jednę polityczną całość, która zowie się państwem. Jakie zadanie państwa? Strzedz ducha narodu, opierającego się na duchu rodziny, zaczem strzedz obyczaju, moralności, cnoty; strzedz dobrego. To też źródło najpewniejsze władzy jego na wewnątrz, a potęgi, znaczenia i chwały na zewnątrz. Duch narodowy i rodzinny potępia złe, lecz nie ma nad niem bezwarunkowej mocy. Państwo urabia się w tę moc. Urządza się ono w ustrojne ciało wielkie, które ma powagę i siłę. Płaci wojsko i urzędników, którym rozkazuje, a wola jego święcić się musi. Szafuje obywatelską czcią i nagrodą dla dobrych, a hańbą i karą dla złych. Cel jego ostateczny utwierdzenie panowania światłości i cnoty. Państwo ma rząd, a rząd zwykle jednego człowieka na czele. Człowiek ten, jakie bądź jego imię, czy konsul naj-pierwszy, czy król, jest osobą jedną, wyobrażającą naród cały. On, to osoba, której iścizną miliony ludzi. Jest to już człowieczeński kmiot-przedmiotowy, zaczem iście bezwzględny duch w powiatach tych, który otwiera nam trzeci i ostatni wielki pneumatologii rozdział. LIII. Człowieczeński duch bezwzględny. Duch ten, jak wszelaki inny bezwzględny, wyraża się jednością kmiotu i przedmiotu, lub osoby i rzeczy. Są to już najwyższe kręgi duchowe i najgórniejsze niebios stropy, 512 jakich człowiek dosięgnąć zdoła. Stać się duchem bezwzględnym, a myśleć, tworzyć i działać, jako on, to tyle, co wyrobić w sobie boskość, nacechować się jej piętnem i owiać wiekuistą, światłości jej promiennicą. Wszyscy ludzie są do tego bugaju duchowego wezwani, ale mniej jeszcze, niż gdzieindziej, ma się tu wybranych. Mnóstwo tu wchodzi, lecz rzadko kto pozostaje. I niedziwl Jest to dzielnica duchowego bohaterstwa, heraklesowej pracy, bożoczłowieczeństwa, do którego niejeden miałby ochotę, lecz nie posiada ani dość jeniuszu, ani dość odwagi, ani dość wytrwałości i nadziemskiego poświęcenia. I tutaj, jak w poprzedzającym rozdziale, kresem, do którego prowadzi się innych za sobą, jest cnota, świętość. Półbóg ziemski, z duchem bezwzględnym zjednoczony, staje się ludzkości słońcem. Sam idzie lśniejącą nie-biańskiem światłem koleją, a moc ludzi tańcuje na okół niego, jako zależne odeń trabanty. Chwała ducha bezwzględnego jest w powiatach tych widoma. Napotyka się tu trzy arcy-ważne rozstępy: I) SZTUKA jest pierwszą człowieczeńskiego ducha bezwzględnego dzielnicą. Sztukmistrz stwarza tak dzieło, jako duch bezwzględny świat. Jego myśl staje się rzeczą. Śród kmiotu rodzi się tutaj przedmiot w postaci ideału, lub idei, a w przedmiocie tkwi i zanurza się kmiot. Między kmiotem i przedmiotem ukazuje się tu jednia. Sztukmistrz sam różni się, zaiście, od dzieła, które uczynił; jednakże, jak dzieło to było w nim przody, nim było, tak później on sam jest w dziele. Co król w państwie, to mistrz w krainach sztuki. Jeżeli pierwszy ma zewnętrzną, to drugi wewnętrzną władzę. Sztukmistrz waży moralnie nawet więcej. Król albowiem rodzi się królem i jest nim, nieraz bez pracy i zasługi; sztukmistrz zaś. wyrabia się własnym jeniuszem i mozołem na ludzkości gwiazdę. Sztukmistrz ma też i rozleglejsze panowanie. Za pięknością idzie się łatwiej i radniej, niż za rozkazami politycznej władzy. Wreszcie król panuje li za życia, a sztukmistrz długo jeszcze po śmierci, dopóki dzieła 513 jego istnieją. Ztąd wyrasta, iż sztukmistrze są mocarzami bardzo wysokiego znaczenia i rzędu. Trzy są rodzaje sztuki: a) SZTUKA PIĘKNA. Tutaj kmiot, tworząc przedmiot swój i przelewając się weń, dosięga obopólnej ich jedności i staje się duchem bezwzględnym pierwszej potęgi On, lubo bierze kamień, farbę, lub inny materyał z powszechnego świata, stwarza świat swój, jako Bóg, a staje się sam jego istotą i piastą. A świat jego jest równie piękny, jak Boży, a nawet piękniejszy, albowiem w świecie Bożym widzi się czas, zepsucie i śmierć, w świecie sztuki zaś sadzi się li wiekuistość, li krasa istna, nieśmiertelna. Świat zwyczajny, to ziemia, a świat sztuki niebo na ziemi! Są sztuki piękne, w których duch bezwzględny przechyla się ku kmiotowi. Główną ze sztuk takich jest gędźba. W każdej operze Mozarta np. słyszy się nieomylnie wdzięczne gędzenie bezwzględnego ducha ontologicznego, tworzącego świat harmonii, lecz poznaje się i mistrza, który dzieło to utworzył , a odróżnia się go wnet od mistrzów innych. Toż samo dzieje się z dziełmi Rossyniego, Belliniego, Betowrena, Moniuszki. Przemaga tu nad przedmiotowością kmiotowość. Gędźba, to śpiew jednopodrugości, lub czarodziejska mowa czasu. Zachwyt jej wielki. Porywa nas ona na skrzydła serafinowe i unosi do niebios. Pod wpływami jej czuje się zbawienie. Są znowu sztuki piękne, w których duch bezwzględny przechyla się ku przedmiotowi. Należą tu architektura, rzeźbiarstwo i malarstwo, tudzież taniec, o ile tenże jest żywem, ruchawem i nakształt bystro płynącej rzeki falującem malarstwem. Tutaj oczarowan zostaje, nie słuch, ale wzrok ludzki. W architekturze widzi się świątnice ducha, z których każda stanowi obraz Bożego świata; a w rzeźbiarstwie i malarstwie człowieczeństwo. Rzeźbiarstwo ma na celu formy same, które wykuwa w okrągłej i całkowitej pełni na kamieniu, a malarstwo, nie zaniedbując form tych, lecz dając je bardziej optycznie, niż rzeczywiście, zwraca się ku farbom, których zadaniem żywot, dusza, charakter. W tańcu kojarzy się rzeźbiarstwo Panteon tom I.   33 514 i malarstwo, a baletniki są, jak posągi postaci pełnej i jak malowidła z optyką i farbami. Jak w gędźbie czuje się, tak w sztukach tych, wyjąwszy taniec, który jest ściśle z gędźbą związany, zapomina się sztukmistrza; jak tam przeważa kmiot, tak tutaj przedmiot. Architektura, rzeźbiarstwo i malarstwo, to śpiew jedno przy drugości, lub czarnoksięska mowa przestrzeni. Zachwyt ich podobny do zachwytu, w który wpra-wuje nas przyrodzenie. Są wreszcie sztuki piękne, w których równoważy się kmiot z przedmiotem. Tutaj należą wymowa, poezya, śpiew. Poznaje się w każdej odzie tak samego wieszcza, jak w każdej sztuce muzykalnej kompozytora; a przecież rzecz nas porywa i unosi, że zapominamy o jej twórcy. W powiatach tych pojęcie wyłonia się, nie już w gwarzących mile, ale niezrozumiałych tonach, jak w gędźbie, ani w niemych, acz pięknych i wymownych obrazach, jak w architekturze, rzeźbie, malarstwie i tańcu, ale w ludzkiem, wszystkim zrozumiałem, a cza-rującem słowie. Tutaj duch bezwzględny staje się bratem naszym, tuli nas do gorącej piersi i unosi z sobą do niebios, a zachęca nas do podróży tej mową, która jest duszy naszej wyrazem i własnością. Sztuki te, jako najprawdziwiej kmiot-przedmiotowe, są najprzedniejsze. Przez nie odzywa się najpełniejszym głosem duch bezwzględny One, to śpiew jedno-wdrugości, lub cudowna, niewypowiedzianie wdzięczna mowa Boża. Nie jedynie w rodzajach sztuki, także w różnych jej charakterach przeważa to kmiotowość, to przedmiotowość, to równanie się jednej i drugiej. I tak np. w romantyczności przeważa duch, myśl, osobistość wieszcza, lub kmiotowość, a w klassyczności rzecz, lub przedmiotowość. I co do tego względu najlepszy jest sztukmistrz taki, co kojarzy roman-tyczność z klassycznością, myśl z rzeczą, a siebie z przedmiotem tak, iż oddzielić ich od siebie niepodobna. Wtedy osobistość chłonie dzieło, a dzieło osobistość i nareszcie widzi się w obu jedno. Prawią nam oddawna już uporczywie, że sztuka jest 515 naśladownictwem przyrodzenia, zwierciadłem rzeczywistości. Orzeczenie to, acz stało się ogólną, wiarą, jest błędne i sztuce bardzo szkodliwe. W sztuce powinien widomy być kmiot, a z nim i Boży twórczy dech, czego w naśladownictwie przyrodzenia i odzwierciadlaniu rzeczywistości nie ma. W sztuce wyjawia się, nie jedynie duch przedmiotowy, jak w przyrodzeniu, ale i duch kmiotowy, przedewszystkiem zaś bezwzględny. Gdyby sztuka miała być tylko wiernym rzeczywistości odblaskiem, to portrecista, dający wyborne jej kopie, stałby wyżej od najjenialniejszego malarza twórczego, a da-guerrotypista i fotograf byliby dzielniejszymi sztukmistrzami od Apellesów i Rafaelów. Kto umiałby gwizdać jak słowik, lub szczygieł, byłby lepszym śpiewakiem od pani Katalani i Mickiewicza. Wiara, iż sztuka jest naśladownicą przyrodzenia , wywołała piśmiennictwo, przedstawiające rzeczy równie piękne, jak bezecne i haniebne. Jak niemoralne, jak nie-święte są dzisiejsze dzieła teatralne i romanse! O, nie! sztuka piękna nie odzwierciedla przyrodzenia, nie małpuje rzeczywistości, w których widzi się tyle plugactwa, lecz bierze z przyrodzenia to jedynie, co w niem wiekuistego, zaczem świętego i Bożego, przeistacza ziemię w niebo, a nadewszystko tworzy, powtarzam, tworzy sobie świat własny, od wszystkiego, co jest, wyższy, piękniejszy, zacniejszy. Bez twórczości ona biedna, nędzna, ckliwa. Tak, nie brzydkość, której tyle napotyka się wszędy, lecz krasa nadziemska, nie występek, lecz cnota i świętość powinny być jej gwiazdą przewodnicą. Zostawuje zgniliznę zwierzętom, robakom, satyrykom i dziennikarzom, sama zaś ima za wiekuisty, lub zdrowy byt, a maluje, nie tak, jako coś jest, ale jako być powinno. Nie tylko forma, ale i treść dzieła mą być piękna. Zły to sztukmistrz, co obiera sobie przedmiot szkaradny i przedstawia go prześlicznie. To zachęta do złego, do rozkoszowania w kale, byle podanym we złotej czarze; to siew zepsucia i praca na korzyść piekieł. Sztukmistrz jest kapłanem pańskim i nie godzi się mu ani sztuki swojej, ani innych, ani siebie kalać obrzydliwością. Jeżeli chwyta gdzie za czarną ziemię; to jedynie dla 33" 516 tego by tem lepiej uwydatnił nią słońce. Ale i cieniowanie to ma być nieba godne, a chmura ziemska nabrać barw jutrzenki, zorzy, lub tęczy. W dziełach sztuki pięknej pracuje i jaśnieje duch bezwzględny, który jest Boży. Od wieków to znano i uznawano, a tak dalece, iż długo na piersiach człowieczeństwa natrafiało się na gędźbę, śpiew i tanec, posągi, rzeźby i obrazy tylko po świątnicach pańskich. Oddawano niemi cześć Istocie najwyższej. Dziś nawet przyozdabia się kościoły architekturą, rzeźbą i malowidłami, a gędźba i śpiew wchodzą do religijnego obrzędu. Że przeniesiono nakoniec sztuki piękne z kościoła do palaców, teatru, kawiarni i ogródków, uciesze poświęconych, nie jest to bynajmniej sponiewieranie pięknoty. I owszem, ukazuje się tutaj uczciwa chęć podnoszenia człowieczeństwa we wszystkich położeniach jego żywota do bezwzględnego ducha i do częstej, uzacniającej je z nim jedni. Jest to eucharystya w swoim rodzaju. b) SZTUKA PAŃSKA. Duch kmiot, zjednoczywszy się z duchem przedmiotowym człowieczeństwa, lub narodu swojego, a przynajmniej pewnej jego cząstki, włada nim dowolnie; objawia mu posłannictwo jego we świecie i wskazuje żywota kres; puszcza go pewnym torem i daje mu silne uderzenie, które trwa, prze, pracuje wciąż przez mnogie wieki. Jest to duch bezwzględny, w osobę jedne wielką, wcielony i przez nią na drugich działający. Celem jego uszczęśliwienie tych, nad którymi osoba ta ma władzę. Oto sztuka pańska i jej znaczenie. — Sztuka niniejsza, zwana także królewską, polega na tem, iż sztukmistrz umie być powszechnie lubionym i słuchanym; iż nauczył się być panem. Materyałem jego, nie rzeźbiarski kamień, ani malarskie płótno, nie struna gęśli, ani głos śpiewaka, lecz żywa ludzkość. Z niej buduje architektoniczne swe dzieło. Błogo narodowi, w którego dziejach raz przynajmniej zjawił się sztukmistrz taki i podrzucił go silnie na pewien wielkości stopień! Sztukmistrzami takimi byli np. Likurg, urządzający, a właściwie tworzący Spartę, Mojżesz u Żydów, Karól W. i Ludwik XIV. 517 we Francyi, Alfred W. w Anglii, Piotr I. w Rosyi, Frydryk II. w Prusach dzisiejszych. Człowiek taki, choć pójdzie do grobu, nie umrze. Duch jego zmartwychpowstaje, a odzian nieśmiertelnej zasługi świetlą panuje w długie czasy. Są sztukmistrze tego rodzaju, których dzieła materyałem stała się ludzkość nieomal wszystka. Należy do nich np. papież Grzegorz VII., właściwy twórca rzymsko-katolickiego kościoła. Lecz są sztukmistrze pańscy i bardzo ciasnego, acz niemniej ważnego i czcigodnego obrębu. Do nich odnosi się np. dziedzic włości żyjący dla szczęścia poddanych i umiejący podnosić w nich godność osobistą, oświatę i cnotę; do nich liczy się także ojciec familii, ochmistrz, lub inny wyborny wychowywacz młodzieży i ksiądz, jako gorliwy kształciciel i opiekun ludu. — Nie zawsze mistrzem bywa tu król. Nieraz minister jest nim; nieraz poseł sejmowy. Ale ktokolwiek nim został, ukazuje się wielkim mężem, duchowym mocarzem, panem, w naj-szlachetniejszem wyrazu tego znaczeniu. Umie on odkryć dla narodu swojego dobro prawdziwe i tak go owładnąć, iż pójdzie on rad za jego głosem i przyjmie wskazany sobie cel z wdzięcznością, a dążyć za nim nigdy nie przestanie. — Że sztuka pańska ważniejsza, trudniejsza i bez miary przedniejsza jest od sztuki pięknej, a robi człowieka silniej, wyraźniej duchem bezwzględnym, każdy to przyzna. c) SZTUKA BOHATERSKA. Ludzkość nie jest tak bierna i cierpliwa, jak kamień, płótno, lub papier. Nie przyj muje rada modły, które zażąda nadać jej sztukmistrz pański, a lubuje w starych, by też najbardziej opleśniałych wyobraże niach, zwyczajach i postępowaniach. Czyni opór gwałtowny zgoła wtedy, gdy wiedzie się ją ku lepszemu, ku najjawniejszemu szczęściu. W takowym razie sztukmistrz pański nie powinien rozpaczać i opuścić rąk, lecz zagoreć żądzą po święcenia samego siebie za naród swój, a gotować się na wielkie całopalenie z osoby i istoty własnej, później zaś zabrać się do boju z nieswornemi rzeszami i umieć je zmocować, rozbroić, do posłuszeństwa sobie zniewolić. Taki sztukmistrz staje się bohaterem.      518 Co bohater? Wojak w służbie ducha bezwzględnego, utwierdzający tam panowanie prawdy, piękności i cnoty, wszystkiego dobrego w końcu mieczem, gdzie słowo zacne i mądra wrada nie skutkują. Sztuką, wielkością i chwałą jego, umieć wciąż ofiarować samego siebie, iść ochoczo na śmierć i pokonywać twarde zastępy; być bóstwem i wyobrażni-kiem szczęśliwej wojny. Dopóki bohater dzierży się ducha bezwzględnego; to i duch ten jest z nim, a popiera go jawnie. Wtedy idzie on od zwycięztwa do zwycięztwa. Wóz jego tryumfalny toczy się po ziemi i wszyscy biją przed nim czołem, by przed wcielonym Bogiem. Jeżeli zaś bohater, by też najsławniejszy, od ducha bezwzględnego odpadnie, a nie dobro ludzkości, lecz dobro własne pocznie mieć na celu; jeżeli porwie go osobista duma i nędzne sobkostwo: naonczas opuszcza go los. Odwraca się odeń duch bezwzględny i duch ludzkości. I runie on z niebios chwały w padoły płaczu, a zakończy, jak np. Napoleon na wyspie Ś. Heleny. Bohater nie zawsze prowadzi za sobą wojenne tłumy. Nieraz musi wojować sam, jak np. każdy filozof polski, w sprawie światłości niepodległej, a krajowi tak bardzo potrzebnej, przeciwko wszystkim. Chluba mu tem większa, jeżeli ma ku temu moc i odwagę! Ponieważ żaden postęp człowieczeństwa nie uda się, niestety, bez namaszczenia go krwią ludzką, krwią właśnie tych, którzy go popierają naj-mężniej, najgoręcej, najsumienniej, i ponieważ jeden człowiek, by też w nim drgał i grał bezwzględny duch, ulegnie przemocy fizycznej: przeto bohater samotny idzie na krzyż, na stos płomienny, a choćby i na szubienicę. Śmiercią zapie-czętowywa żywot, dobru i szczęściu ogólnemu poświęcony. Otwierają się wreszcie oczy wszystkim. I oto najdują się wnet jego obrońcy, zwolennicy, przyjaciele gorliwi. Krew jego była chrztem rzeczy. On zmartwychpowstaje duchem i rozpoczyna walkę na nowo, która trwa niekiedy długo jeszcze, a kończy się zawsze zwycięztwem. Jaka sztuka tego sztukmistrza? Znać prawdę i umieć za nią umierać! Imiona bohaterów przenoszą pomiędzy gwiazdy i wyma 519 wiają ze czcią przez tysiącolecia. Szczęśliwy naród, który ma ich choć trochę! II) OBJAWIENIE RELIGIJNE jest drugą, wielką i bez miary od sztuki wszystkich trzech rodzajów wyższą człowieczeńskiego ducha bezwzględnego dzielnicą. — Sztuka tak piękna, jak pańska i bohaterska, aczkolwiek iścizną jej i tchnieniem duch bezwzględny, niebo, kmiot-przedmiotowa idea na ziemi, gubi się snadno w rzeczach doczesnych, światowych, nieczystych, a nawet w sobkostwie i szkaradzie. A widownia, tak w teatrze jak w dziejach, miasto być przybytkiem cnoty i świętości, staje się targiem, frymarczącym oprawnemi w złote piękności ramy zdrożnościami. Duch bezwzględny, który panować powinien wszechwładnie na ludzkości piersiach, ukazuje się jeszcze daleki od takiego berła, a ostateczny człowieczeństwa kres nie został dopięty. Widzi to jasno i czuje żywo wszelaki człowiek, który umiał choć w części stać się kmiot-przedmiotowym duchem i ocknąć się duchem bezwzględnym. Jak oddalić złe od ludzi, a przełamać je stanowczo, zwycięzko, trwale? Jak rozdeptać łeb piekielnemu wężowi? Po gruntownym rozmyśle tej rzeczy, taką otrzymuje się odpowiedź: „Nie inaczej, tylko przez to, gdy zabierze głos i przemówi do ludzi duch bezwzględny sam, t. j. potrzeba wystąpić jako wysłaniec niebios, lub Bóg wcielony, dać objawienie nadziemskie, przykazać wiarę i obiecać wierzącym tak doczesne, jak wiekuiste zbawienie. I byli tacy, co wzięli to przed się i wykonali. Połączywszy się z duchem bezwzględnym, uwierzyli naprzód sami w siebie i wysokie swe posłannictwo, otrzymane z niebios, a później przelali przeświadczenie to w innych. Krzepcy duchem bezwzględnym stali się światłością i prawdą wcieloną; czynili nawet cuda. Świat uwierzył w nich. a przyjąwszy ich naukę, 520 podług przykazań jej żyć począł. Był to zawsze wielki tryumf ducha bezwzględnego w umyśle ludzkości i dobrego na ziemi. — Są trzy rodzaje i treści religijnego objawienia: a) JEDYNOBÓSTWO, lub monoteizm. Wysłaniec niebios przechyla się tu przeważnie ku kmiołowości bezwzględnego ducha, lub ku duchowi ontologicznemu, który jest wszystkiego stwórcą, piastunem i panem, a ukazuje się jako świadomy siebie, wszechmocny, wielki, tajemniczy, święty i jedyny. On jest, który jest, a który był i będzie. W nim źródło bytu i żywota. Pomyślany jest jako kmiot, zaczem jako duch osobisty. Tutaj należą nauka Moscha u Fenicyan, Mojżesza u Żydów i Machometa u Saracenów. Główną jej zaletą i wadą, że prawi o Bogu jednym i jedynym. Nie podołając atoli bliżej Go oznaczyć, a oznaczając Go albo zbyt oderwanie, albo też zbyt na wzór człowieka, uronia Trójcę Przenajświętszą, a z nią wszystkie głębokości i tajemnice przedwiecznej prawdy. b) WIELOBÓSTWO, lub politeizm. Wysłaniec niebios przechyla się tu jawnie ku przedmiotowości bezwzględnego ducha, lub ku duchowi kosmologicznemu, który ukazuje się wielością, w nieskończenie mnogich rzeczach i siłach przyrodzenia uwidomioną. Ztąd przyjęcie Wielobóstwa. Stoi tu wprawdzie na czele wszędy Bóg Bogów, Bóg jedynie istny, utajony, niepodobny do bliższego oznaczenia, niemający miana, a jeżeli je ma, to zabraniający, ażeby je wymawiano, t. j. bezwzględny duch ontologiczny. Taki Bóg atoli należy do teogonii i kosmogonii, do tajemnic stworzenia świata, do my-steryi. We świecie zaś samym i dla przeświadczenia ludowego wyczyniają się Bogowie, Boginie, rozliczne Bóstwa niebios, piekieł i wód, lub siły przyrodzone ogólnego, nieorganicznego i organicznego świata, słowem duch kosmologiczny w mnogich swych przystajniach. Tutaj mieszczą się wszystkie mitologie od greckiej i egipskiej aż do słowiańskiej i czudzkiej. c) BOŻO-CZŁOWIECZEŃSTWO. Tutaj wyczynia się kmiot-przedmiotowość bezwzględnego ducha, lub duch pneuma 521 tologiczny, najpełniejszy, najwszechstronniejszy, ostatni. Bóg jest jeden i jedyny, jako duch bezwzględny, ale tkwi w istocie jego Trójca. On ukazuje się Ojcem, jako duch kmiotowy, lub ontologiczny; Synem, jako duch przedmiotowy, lub kosmologiczny, a Duchem świętym, jako duch kmiot-przedmiotowy, lub pneumatologiczny. Czasami duch pneumatologiczny, jako człowieczeński, bran bywa za Syna, a duch kosmologiczny, światowy, unaszający się w kształtcie wiatru po nad wodami, za Ducha świętego. Trzy te osoby w Bogu stanowią, jednego i jedynego Boga, bo w każdej z nich żyje jeden i tenże sam duch bezwzględny, a wyjaśniają, tajemnicę stworzenia świata. W Ojcu albowiem, który jest Bogiem rzetelnym, tkwi syn i duch święty, t. j. człowieczeństwa i przyrodzenia pierwiastek. Ojciec jest Stworzycielem świata i zostaje zawsze na niebie, t. j. w dzielnicach ontologii, będących istotą rzeczy, ale Syn wciela się w człowieka, który żyje na ziemi, daje ludziom naukę z niebios, lub objawienie, i przyobiecuje tym, co za nim idą, zbawienie wiekuiste. Gruntuje on kościół i przelewa nań moc swoję. Na kościół, lub na duchowieństwo spływa z niebios Duch święty. I kościół króluje na ziemi, wskazując światu niebo, jako ojczyznę i ostateczny kres. Tutaj należą Buddaizm i Fohizm w Azyi a chrześciaństwo w Europie. Że w chrześciaństwie ma się objawienie jedynie prawdziwe, uznaje to i wiara i umiejętność europejska. III) SPEKULACYA jest trzecią wielką, najwyższą i już ostatnią człowieczeńskiego ducha bezwzględnego dzielnicą. — Wiar było, jest i będzie niesłychane mnóstwo, a każda z nich zamyka w sobie odrębne sekty i kościoły. Więcej, jeżeli kto zechce policzyć, najdzie się wiar, niż filozoficznych systemów i szkół na ludzkości łonie. A wszelaka z wiar, odwołując się do głosu Boga żywego, do danego sobie słowa z niebios, 522 do objawienia, twierdzi stanowczo, silnie, uporczywie, fanatycznie, iż ona sama jest prawdziwa, a woła z mieczem w ręku do innych wyznawców: „Uznaj mię, albo Cię zabiję !" Wyłączają się więc wiary i nienawidzą się wzajem, a każda z nich, jako na jednej i tej samej pewności Bożego Objawienia ugruntowana, jest jednako w twierdzeniach i uro-szczeniach swych uprawniona. Powstają więc w imię Boga pokoju wojny i rzezie, a w imię Boga miłości nienawiści religijne. Któż podoła osądzić i wyrzec bezstronnie a zasadnie, która z tych wiar stoi duchowo najwyżej, a już z tego powodu jest najprawdziwsza? Nie wiara, która twierdzi to i chwali się samolubnie w każdem wyznaniu; lecz niepodległa, po nad wszystkie wiary ulatująca, a prawdę znająca umiejętność. Krom tego wszelaka wiara, dzierżąc się Słowa Bożego, przed wieki wypowiedzianego, a odpychając od siebie słowo ludzkie, jako niedołężne i błędne, lubo z początku, dopóki wieje z niej wielka myśl nowa, ogromną bywa potęgą, której piekielne bramy nie złamą, staje się z upływem czasów li mocą zachowawczą i wsteczną, wszech światłu i postępowi nieprzyjazną. Ludzkość wtedy martwieje duchowo, jak widzi się to np. dziś w Azyi i w machometańskim świecie. Kto tedy ma w takowym razie ludzkość ożywić i odrodzić? Kto ująć się za światłem i postępem, przeciw zachowawczości chińskiej; za wolnością ducha przeciw tybetańskiej jego niewoli? Nikt inny, tylko pracująca ciągle i idąca wciąż naprzód z pochodnią w ręku umiejętność. Nie dość ! Są ludzie, a ludzie wyżsi i lepsi, co wierzyć ślepo nie umieją, nie mogą i nie chcą, lecz pragnęliby rozumieć rzeczy religijne. Któż zatem podoła objaśnić im objawienie i okazać, iż każde słowo jego rzetelną jest prawdą? Kto podniósł wiarę chrześeiańską na tak wysoki światłości stopień, iż stała się mądrością europejską i będzie, gdy spełnią się czasy, na wszystkiej ziemi panowała sama jedna? Nie kto inny, tylko niepodległa, a prawdę i świętość wszędy uznająca umiejętność. 523 Nie koniec! Najdują się ludzie, którzy szydzą z wiary, acz ta jest rzeczywiście prawdziwa i czcigodna. Dość przytoczyć tu Woltera i Edgarda Bauera, Prudona i Feuerbacha. Tacy ludzie podkopują budowę społeczeńską i wiodą ludzkość w rewolucyjne burze. Któż bronić może wiary, gdy ksiądz utracił już wpływ wszelki? Kto przyprowadzić libertynów i bezbożników do Boga? Nie kto inny, tylko niepodległa, duchem bezwzględnym brzemienna, a nie w imię wiary, lecz w imię umysłu przemawiająca umiejętność. Takową umiejętnością wyświęca się i jest par excellence spekulacya. Jest to trybunał człowieczeńskiego ducha najwyższy, albowiem tu przesiaduje i sądzi duch bezwzględny, ciągle pracujący i świeży. — Że są różne spekulacyjne, od różnego zjednoczenia się ducha kmiotowego z duchem przedmiotowym zależne kierunki i szkoły; to nie umniejsza bynajmniej praw umiejętności. Jakim albowiem sposobem przeświadczyć się można o prawdach religijnych, w które się nie wierzy? Nie inaczej, tylko stanąwszy na tejże samej wysokości , na której był i z której czerpał światłość swą niebios wysłaniec, t. j. stawszy się, jako on, duchem bezwzględnym. Kto przedmiotowego ducha chce zgłębić, niechaj sam będzie równym mu duchem kmiotem i bada sumienie. Kto nie wierzy, powinien przekonać się sam. Innego sposobu na to już nie ma i być nie może. Oprócz wszytkich zalet spekulacyi powyższych, wynikających ze stosunku jej do objawienia, ma ona, jak to widziało się już dostatecznie, przedmiot swój własny, ciekawy i oświecający, który sama sobie tworzy i uprawia. A trzy są przedmiotu tego powiaty: a)       METAFIZYKA, której treścią duch bezwzględny we wszechświecie, b)       PSYCHOLOGIA, czyniąca o duchu bezwzględnym w pojedyńczym człowieku, c)       ANTROPOLOGIA, szlakująca ducha bezwzględnego na łonie i w istocie człowieczeństwa. Przypomina sobie czytelnik, iż dało się taki sam podział 524 spekulacyi pod liczbą 40, gdzie był wstęp do niśj i wykład fenomenologii ducha. Koniec więc zawraca tu do początku. Jest to znak, że zamyka się tu metafizyka, a otwiera psychologia, lub spekulacyi część wtóra. LIV. Zakończenie o metafizyce. Metafizyka bardzo starą jest nauką. Już Arystoteles ją wyłożył, a jako przeciwstaw fizyki wprowadził do umiejętnego świata. Zawsze też celem jej była właściwie fizyka nadzmysłowa, lub umysłowa, jak zaświadcza to sama już jej nazwa, t. j. wewnętrze przyrodzenia, ogólny duch. — Za średnich wieków pracowano pilnie około metafizyki, nadając jej scholastyczną, kościelnym twierdzeniom ślepo uległą cechę. — Słynęła wielce na początku nowszych czasów. Uprawiali ją Wolf i Federer w Niemczech tak szczęśliwie, iż długo podług nich urządzano wykład jej po umiejętniach i wyższych szkołach. — Kant, ogłosiwszy dzieło: ,,Kritik der reinen Vernnnft" rozburzył ją i zabił. Odtąd niewydawano dzieł metafizyka nazywanych, ale pisano o przedmiocie jej, który, jako wiekuisty, nie zaginie nigdy. Mianowano ją różnie, np. systemem filozofii czystej, nauką umiejętności istnej, nauką o absolucie i pierwiastkach świata, nauką o podstacie i istocie rzeczy, encyklopedyą filozoficznych nauk, i t. p. Przedkantowska metafizyka niosła treść taką. W onto-logii zastanawiała się nad tem, co jest byt prawdziwy, rzetelny, wiekuisty, czysty. Oglądając rzeczy i własności ich, przekonywała się, iż to, nie byt sam, ale przypadłości i wy-jawy jego znikome. Przypuszczała więc, iż materya, nie ta lub owa, w pewnych rzeczach wyrażona, ale ogólna, bez-ważkowa, duchowa, musi być bytem. Jednakże materya ukazywała się wszędy jako złożona, zaczem pochodna, nieczysta. Szlakowano przeto materyą niezłożoną, pierwotną, tamto 525 światową. I wyświeciło się, iż materyą taką jest duch. Co tedy bytem rzetelnym? Duch. Na wypadku tym przestawała pierwsza metafizyki część. — Pneumatologia tam poczyna, gdzie ontologia kończy. Treścią i osnową jej, jak domyśla się każdy, był duch. Odsłaniała więc istotę i własności ducha, a prawiła wiele o niemateryalności i nieśmiertelności jego. Wjechała wreszcie w powiaty wolności. Tu utworzyły się dwa stronnictwa: Fataliści twierdzili, że wolności ducha nie ma, ale jest w duchu uwożność, następstwo myśli, loi-czność, wewnętrzna konieczność, fatum; Liberaliści zaś, przyznając mus w krainie myślenia, lecz bacząc na dzielnice woli ludzkiej, okazywali, że duch jest wolny. Walka dwu tych metafizycznych obozów trwała dość długo, bo aż do Kanta, a prowadzona była żarliwie. Wsławiło się nią wiele imion. — Kosmologia wreszcie miała za przedmiot świat, jako złożenie różnorodne i uwidomienie ducha. Podawszy ogólne pojęcie i cechy świata, polegające na zlewie materyi i ducha w jedno, popadała w naukę o optymizmie, której było wypadkiem, iż świat taki, jaki jest, ukazuje się ze wszystkich możebnych światów najlepszy i najdoskonalszy; iż właśnie dla tego jest on jeden, jedyny, a bez początku, końca i granic. Rozpoznawano wreszcie teleologią, wykazując i podziwiając wszędy we świecie mądrą celowość. — Z czego znać, że pneumatologia, nie trzecią, lecz drugą sprawowała metafizyki część, a szła przed kosmologią, i że czyniła, nie o człowieczeńskim, jak u nas, lecz o ogólnym duchu. Dawna metafizyka składała się, nie z trzech, wyżej oznaczonych i już nam znanych, lecz z czterech części. Czwartą jej częścią, po ontologii, pneumatologii i kosmologii następującą, była tak zwana teologia racyonalna. Doskonałość i wielka celowość świata, sprawiedliwie oceniona, wiodła koniecznie do przypuszczenia mądrego budownika, który świat uczynił. Poruczywszy się przypuszczeniu temu, zamieniano je zwolna w umiejętną pewność. Dawano dowody bytu Boga. Badano wreszcie Istotę Bożą, rozpisując się szeroce o Przymiotach Bożych, a podnosząc je do najwyższego doskonałości 526 szczytu, lub stopniując per viam eminentiae. Długo metafizyczna teologia ta dzierżyła się ściśle nauki kościelnej; później występowała niepodległe. Celem jej było, okazać, czego dosięgnąć zdoła umysł ludzki pod względem poznania Bogn, nie odwołując się do objawienia. — Kant wyświecił teologii tej niedorzeczność, a Hegel wypędził ją bez miłosierdzia z systemu swojego, odsyłając ją do wiary i kościoła. Ona też daje się dziś napotkać tylko po seminaryach, sprawując wstęp do teologii właściwej, a zowie się metafizyką, lub filozofią świętą. Najprzedniejszym metafizyki mistrzem był za niedawnych czasów Hegel. Ale on, nie chcąc okazać się mędrcem staroświeckim i pachnąć scholastyką, zatrzymał wprawdzie rzecz, lecz pozmieniał jej nazwy. I tak metafizykę dawną zamianował spekulacyjną filozofia. Ontologia zowie się mu spekulacyjną loiką, dającą nam, nie formy myślenia, jak loika zwyczajna, lecz myśli same, a wiekuiste, które stają się później rzeczami; kosmologia zaś filozofią natury, a pneumatologia filozofią ducha. My przywróciliśmy w przełożeniu naszem stare nazwiska, ponieważ nie chodziło nam wcale o filozofią" Heglowską, ale o spekulacyą i metafizykę ostatniego urobu. Krom tego nie uznajemy wcale tego, ażeby w Heglowskiej encyklopedyi filozoficznych nauk naleść się miało filozofią istną. Tam napotyka się tylko spekulacyą, tylko metafizykę, tylko przeciwieństwo fizyki. Hegel, jak i wszystka spekulacya niemiecka, co okaże się na miejscu, nie daje wcale filozofii, która bawi się głównie około Boga i tamtego świata, lub około istoty rzeczy. Treścią tu duch ogólny, lub świata tego myśl i wewnetrzność. Metafizyka Hegla, którę przełożyło się tutaj, acz dość rozlegle, przecież li w osnowie głównej, li we spisie rzeczy i rozwitym nieco treści wykazie, a to odpychając od siebie wszystkie drobniejsze szczegóły i poszukiwania, nie zapuszczając się w wywody i oderwania zbyt spekulacyjne, pomijając zgoła sławną ucz i sacz, lub metodę i dyalektykę, która jest mądrości tej zamkiem, twierdzą nie dobytą i epoką nie 527 wzruszoną; metafizyka ta jest, jak każdy to już dostrzegł, niesłychanie ważna, bogata, ciekawa i zajmująca. Warto było przepolszczyć ją w miarę usposobień i właściwości narodowego ducha; ulepszyć w ontologii, a przerobić całkowicie w kosmologii i pneumatologii, lub w ogóle przetworzyć i przełożyć troszka troskliwiej, a szerzej, jako się też to i uczyniło. Polski czytelnik, któregoby obchodziła żywiej metafizyka i spekulacya, zabierze z nią znajomość dokładną w dziele Józefa Kremera, mającem napis: „Wykład systematyczny filozofii, obejmujący wszystkie jej części w zarysie." Kremer zrobił narodowi niepospolitą dziełem tem przysługę. Jak niegdyś Petrycy starożytnego, tak on nowoczesnego Arystotełesa przelał w ojczystą mowę i przystępnym zrobił dla wszystkich, a lubo dziś, częścią utrzymywane od duchowieństwa i światowych władz uporczywie niemowlęctwo, częścią zaś lenistwo i niedołęztwo ducha ogólnego, bajeczki i powiastki lubiącego, nie bardzo w pracach takich smakuje; to kiedyś przecie duch ten podrośnie, zmężnieje i spoważnieje, jak to było za Zygmuntowskich czasów. Wtedy tem wdzięczniejsze nastąpi prac takich uznanie. Tylko dwa pierwsze tomy Kremerowskiego wykładu filozofii przedstawiają metafizykę właściwą i spekulacyą Hegla. Kremer przyobiecał teozofią w tomie trzecim. Będzie to już własne i samorodne jego dzieło. Kremer czuł głęboko, że we spekulacyi Hegla nie ma osobistego Boga i usiłuje zdobyć Go na gwałt; czuje, że mądrość taka, jako nie katolicka, a nawet nie chrześciańska, nie będzie nigdy filozofią naszą narodową. Wprowadza więc w nią Boga takiego, jakiego my uznajemy i czcimy od wieków, zawracając tym sposobem do metafizyki starej, kończącej się teologią racyonalną. Kremer, zrobiwszy krok taki, przewodzi spekulacyą Heglowską w dzielnice filozofii, a teozofia jego będzie, nie już spekulacyą , ale filozofią istną. I loika, filozofia natury i filozofia ducha jego jest już filozofią, albowiem, jeżeli nie pierwiastkiem, to wypadkiem jej osobisty Bóg. Za obrót ten rzeczy przynależy się mieć wielką w obec Kremera wdzięczność. On 528 z tej strony tak wyższy od Hegla, jak Bochnic, mający pierwiastek własny, od Cousina, gubiącego się w eklektyzmie. Heglowi atoli nie chodziło wcale i chodzić nie mogło o teozofią, którę on odprawił z tłomoczkiem na plecach do teologii. Jemu ciąży na sercu poznanie jądra natury, które empirya, łupiną natury zajęta, upuszcza i uronią, o zgłębienie istoty, nie tamtego, lecz tego świata. Istotą taką jest w spekulacyi bezwzgledny duch. Tutaj trzymało się, nie Kremera, lecz samego Hegla. Czemu? Wszakże, jak uznało się właśnie, Kremer wyższy jest od Hegla, jak ono vinum in Hungaria natum, Cracoviae educatum. Wyłożyło się już na początku, lub w teologii, nauki, tknące się tamtego świata. Teraz zaś jest się śród wykładu nauk, tknących się świata tego, a po przedstawieniu już ich realności, wyświeca się ich idealność. Nie Kremer zatem, jako wkraczający w tamten świat, lecz Hegel, li idealnością tego świata, lub metafizyką zajęty, był na miejscu tem i do potrzeby naszej stosowny. B. PSYCHOLOGIA, SPEKULACYI CZĘŚĆ WTÓRA. LV. Przy metafizyce wypadało zadzierżyć się dłużej, albowiem ona jest spekulacya właściwą, pełną i całkowitą, a w kraju naszym nie uprawianą, o której przełożenie chodziło nam w tej części dzieła. Polacy lękają się, niestety, myślenia, a tem bardziej umiejętnego, niepodległego, czystego. Wiedzą dobrze, jaki pożytek przynosi rola, wół, koń, szabla, wszelaka rzecz, lecz pytają dotąd, na co przyda się duch ? Usiłowało się przeto dać im o duchu i pracach jego jakie takie wyobrażenie. — Na miejscu tem atoli zna się już spekulacyą, a chodzi tylko o zastosowanie jej do jednego przedmiotu danego, do duszy ludzkiej. Nie będzie tedy roztaczało się szeroce osnowy, która tu również bogata, lecz wskaże się ją jedynie. Im szczodrzej poświęciło się dość miejsca i czasu metafizyce; tem więcej teraz obowiązku, zawrócić do rozmiarów encyklopedyi pobieżnej i być krótkim. Przedmiotem psychologii duch bezwzględny w pojedynczym człowieku, lub tak zwana dusza ludzka. Już przy metafizyce przełożyło się krótko psychologią spekulacyjną. Panteon tom I.   34 530 lub właściwą, główną. Stało się to w pneumatologii, gdy wyprowadziło się na widocz dusze w ogóle, a pospołu z nią duszę przyrodzoną, zmysłową i myślącą. Spekulacyjnej psychologii cel jest okazanie, iż na dnie wszelakiej duszy tkwi bezwzględny duch, jako jej grunt, istota i prawda, tudzież, iż równie dusza z duchem tym, jako on z nią, kojarzyć się mają i sporządzać jedno. Dusza bez ducha czcze nic. Później psychologia prawi o tak zwanych władzach duszy, o zmyśle, wyobraźni (sensus communis et centralis), pamięci i rozumie, (intellectus); o umie (imaginatio, vel phantasia), rozsądku (vis judicandi, die Urtheilskraft) i umyśle (ratio); o myśleniu, uczuciu i działaniu, o wolnej woli krew-kościach (affectus) i namiętnościach (passio); o przeświadczeniu, świadomości i wiedzy, o własnem uczuciu, słowem o wszystkiej treści fenomenologicznej. Tutaj wyświeca się, że twórcą i piastunem władz duszy, równie jako niej samej, jest ciągle jeden i tenże bezwzględny duch; że on ma jednę tylko władzę, będącą nim samym, t. j. umysł, którego rozwoju stopnie niższe otrzymują pozór władz udzielnych; że dusza, li zewnętrznie, lub empirycznie uważana, zamyka w sobie takie różnice, jak np. zmysł, rozum, umysł, lecz sama i w gruncie swoim jest jednością rzetelną, jako bezwzględny duch. Śród dalszego ciągu psychologia przenosi się w powiaty empiryi. i pogląda na duszę ze stanowiska doświadczenia. Jest to zboczenie spekulacyi, lecz konieczne, bo idzie tu, nie o umiejętność ścisłą, ale o jej zastosowanie. Tutaj ma miejsce rzecz o duszy męskiej i żeńskiej, o duszy młodzieńca i dziewicy, męża i żony, ojca i matki, dziecka i starca, — o duszy rolnika, mieszczanina, szlachcica, pana, żebraka, żołnierza, księdza, uczonego, wieszcza, rzemieślnika, wyrobnika i t. p.; o duszy ras ludzkich w białym, czarnym, żółtym i czerwonym ziemi mieszkańcu; o duszy sangwinika, melancholika, flegmatyka i choleryka, jeniusza i nieuka, poety i prozaika, teoretyka, praktyka i obywatela, trzeźwego i pijanego, wesołego i smutnego, szczęśliwego i rozpaczającego, szczerego 531 i chytrego człowieka. Dalej tłumaczy się ideosynkrazyą, lub sympatyą i antypatyą. Wreszcie czyni się poczet o tem, co sen, przeczucie, deuteroskopia, lub sobowtór, lunatyczność i somnambulizm, lub sennowłoctwo, mezmeryzm, jasnowidzenie, pomięszanie zmysłów, obłąkanie, szaleństwo, waryactwo, mania, bzik, wiła i inne choroby duszy. Jak obfita i piękna treść! Psychologia zapuszcza się nakoniec w dzielnicę nauk lekarskich, stając się spekulacyjną ich odwrotnością, duszą i ideą, istotą i iścizną, a wystawia taki dla patologii pierwiastek: „Choroba ukazuje się rozstrojem pomiędzy duszą i gruntem jej, bezwzględnym duchem, a powstaje, gdy albo dusza przemaga nad duchem, albo też on nad nią. Choroby duchowe rodzą się, gdy duch przygnębia i niweczy duszę, a choroby cielesne, gdy dusza odpadłszy od ducha, staje się służebnicą ciała i zwierzęcych jego usposobień. Spekulacyjną psychologią odznaczyli się Eschenmeier, Szu-bart, Heinroth, Herbart i Rosenkranz, a empiryczną i zastosowaną do szczególnych ludzi, położeń i wypadków lekarze Burdach, Heusinger, Leupold, Carus i mnóstwo innych. Francuzi znają li psychologią empiryczną. Jest to nauka. bardzo ciekawa, lekarzom mianowicie potrzebna, jeżeli pragną niepopaść w brody cieleśnictwa najobrzydliwszego. Wielka to szkoda, że w Polsce, w skutek upowszechnionego i bardzo zgubnego, bardzo nędznego przesądu, że co tylko pachnie filozofią, jest kacerstwem, bezbożnością i niemczyzną, nie uprawiano dotąd nauki tak ślicznej, jak religijnie i politycznie niewinnej. Psychologią pisze i czyta się, jak romans, a wsze-lakoż można nauczyć się z niej wiele. Jak żądać, ażeby po-wieściarze zajmować nas mogli prawdziwie, a charaktery ich bohaterów posiadały rzetelną wartość, skoro nie uprawia się psychologii? Długoż jeszcze tak będzie, iż najsławniejszym naszym mistrzom słowa nie przydaje się ninacz, nie tylko psychologia, ale i wszech głębsza umiejętność, wszech wyższe myślenie? 34* c. ANTROPOLOGIA, SPEKULACYI CZĘŚĆ TRZECIA. LVI. Przedmiotem znowu umiejętności tej duch bezwzględny na piersiach i w istocie człowieczeństwa. Także antropologią spekulacyjną zna się już z pneumatologii metafizycznej. Jak bowiem ustępy o duszy w ogóle i duszy, stającej się duchem, są psychologią; tak człowieczeński duch, na którego dnie dysze i działa duch bezwzględny, wyczyniając się duchem teoretycznym, praktycznym i wolnym, prawem, moralnością i obyczajem, rodziną, narodem i państwem, sztuką, objawieniem i spekulacyą, stanowi najwłaściwszą antropologią. Pod spekulacyjnym względem mogłoby się zatem powyższą uwagą czytelnika zaspokoić, w tył odesłać i przedmiot ten opuścić. Upewniłoby się tylko, że antropologia naucza, jako już każdy wie, iż istotą i gruntem człowieczeńskiego ducha bezwzględny duch. Ale, jak psychologia, tak i antropologia porzuca wnet spekulacyjne kręgi i staje się nauką pospolitą, mającą praktyczny charakter i cel. Z tej strony wypada zabawić się jeszcze przy niej trochę. 533 Znaczenie antropologii zwyczajnej jest dotąd [tak niestałe, i rozmaite, iż każdy prawie z jej uprawiaczów rozumie pod nią co inszego. Od znaczenia tego atoli zawisły treść jej i podział. Lekarze dzielą ją na trzy części: na somatologią, psychologią i energematologia, rozpisując się w nich o ciele, duszy i dzielności człowieka w ogóle. Pierwsza część rozprawia o wszystkiem, co odnosi się do anatomii, fizyologii i hygieny, należy zatem do nauk lekarskich, a nie do antropologii. Druga jest znowu udzielną i właśnie odprawioną umiejętnością. Trzecia wreszcie, rozwodząca się o dzielności duszy, jest jednym z rozdziałów drugiej. — Podług Kanta antropologia rozpada się w trzy dzielnice: pierwsza czyni o władzach poznania, druga o uczuciach, trzecia o działalności. Głowę, serce i rękę ma się tu na baczeniu. To także psychologia. — Hegelianie, np. Michelet, uważają antropologią jako naukę o duszy, o poznawaniu i żądaniu. Co zatem, gdyby tak było, znaczyłaby psychologia? — Antropologia nie jest ani somatologią, ani psychologią, ale wyróżnioną od nich, całkowicie inną nauką, której celem: teoretyczna i praktyczna znajomość ludzi. Antropolog patrzy w twarz przez kilka chwil, słucha kilku zdań, zważa na jedno obojętne postępowanie, na suknie i rodzaj życia, na sposób wydatkowania, lub zarobku, — i oto odgaduje człowieka. — Nauka ta składa się z następujących trzech części: aj FIZYOGNOMIKA jest pierwszą antropologii częścią. Celem jej poznanie duszy człowieka z twarzy, z czoła, z oczu, nosa, brody, z całej zewnętrznej postaci. Dusza kształtuje sobie ciało i czyni je zwierciadłem swojem, a wygląda z każdego rysu oblicza. Idzie więc o to, ażeby, spojrzawszy komu w twarz, odgadnąć jego usposobienia wewnętrzne i cały charakter. Nie człowiek chory, lecz zdrowy tu badania celem. — Fizyognomika nie jest ścisłą, pewną siebie i nieomylną umiejętnością, albowiem, znając duszę, rozumie się łacno ukształtowane od niej ciało, ale z ciała wnioskować o duszy, to zawsze gra samych domysłów i przypuszczeń. Dusza jednością, a rysy twarzy wielością. Rozumiejąc tu, 534 równie jak w arytmetyce, jedność, a wiedząc, iż ona znaczy np. talara, dukata, rozumie się wszystkie złożone z niej liczby; ale z liczb danych odgadnąć jedność nieznaną, to zawsze zagadkowe x, nie dające się tak rozwiązać, jak algebraiczne. Wszelakoż można mieć oko, umiejące czytać z twarzy. Nie rozumem, lecz uczuciem widzi się tu tajemnice obcego wewnętrza, a patrząc komu w oczy, zawołać można: „Jeżeli to nie uczciwiec, nie łotr; to Bóg pisze ręką nieczytelną!" Między zewnętrznością i wewnętrznością panuje najściślejszy związek, a pierwsza drugiej wiernym jest wyrazem. Już sympatya i antypatya nie mylą za zwyczaj. Czemuż więc nie badać twarzy i nie wnioskować z niej? Wszak stary stróż rogatek miejskich, acz prosty człowiek, poznaje na pierwszy rzut oka podejrzanego przechodnia, a właściciel gospody godność i stan kieszeni gościa! — O fizyognomice pisali: Arystoteles, Galenus, Polemon, Adamancyusz, Jan B. Porta i inni, lecz Lavater przewyższył tu wszystkich i dotąd ma na polu tem wielką powagę. Dla dania o nauce tej bliższego wyobrażenia, czyni się następujący z niej wypis: „Ogromna głowa z małem, w trójkąt prawie urobionem czołem, oznacza brak rozumu. Czoło szerokie i otworzyste, jak płaszczyzna ziemi polskiej, przepowiada spokojność duszy; zmarszczkami pokrajane świadczy o namiętnościach i cierpieniach; wzgórzami pokryte znamionuje wulkaniczne usposobienia duszy, burzliwość i gwałtowność; żyłą niebieskawą, ku górze zwróconą i zdała widomą nacechowane zwiastuje niepospolitą myśli ruchliwość i wysokie zdolności. Cieniutkie brwi są lenistwa duchowego, a brwi potężne, szorstkie, niesworne mocy wewnętrznej i odwagi znakiem. Wielkie, mięsiste wargi zapewniają, że człowiek jest skłonny do zmysłowych uciech, a szczelnie ściśnięte piętnują kutwę." — Kobiety powinniby bawić się około fizyognomiki, gdyż ona odpowiada najwyborniej wszystkim usposobieniom ich duszy. b) PSYCHOGNOMIKA, której nie mięszaj z psychologią, jest drugą antropologii częścią. Tu idzie o poznanie człowieka 535 z wyjawów duszy jego, np. z rozmowy chwilowej, ze sposobu myślenia o pewnej rzeczy. Znowu przytoczenie, jako przykład: „Sumienie dręczy zbrodniarza utajonego, zniewala go zatem, by szukał jakiej pociechy i uniewinniał się sam przed sobą. Widzi więc w człowieczeństwie samych złych ludzi. Cnota wydaje się mu udaniem, obłudą, kłamem zręcznym. On w nią nie wierzy. Rad opowiada o brudach moralnych; chce wmówić w siebie samego i w innych, że zepsucie Jest rzeczą powszechną i przyrodzonym człowieka stanem. Jeżeli mu przeczysz, odrzecze: Mój Panie! Nie znasz ludzi i świata. — Iść prostym i bitym gościńcem do niebios nie mają ci ani ochoty, ani czasu, co go naprawiają. Kto latarnią przed drugimi nosi, łacniej się potyka i w dół upada, niż ci, którym przyświeca. Nie dziw przeto, iż tak mało duchownych jest tem, czem być powinni. — Potrzeba być albo ślepo szczęśliwym i nie doznać nigdy boleści, albo też umieć znieść . wszystko spokojnie, nawet hańbę i piekło, jeżeli pragnie się utrzymać duszę w świeżości kwiecie. — Im słabszy polot ducha i im krótsza kolej przyszłej świetności występującego na widocz człowieka, w tem piskliwsze i głośniejsze dmie on multanki. Tak krótkie i cienkie piszczałki wydają tony wysokie, a organowy flet gruby i długi odzywa się niskim, poważnym głosem. — Świetlą jeniuszu bywa skromność, a mierności najpewniejszą oznaką zarozumiałość. — Mało tam religii i cnoty, gdzie ślepowierczość i fanatyzm. — Drobnej szlachciurze dość na wilczurze, lecz Pan Podstoli pragnie soboli." c) EGOGNOMIKA jest trzecią antropologii częścią. Przedmiotem jej poznanie człowieka z jaźni jego, z wyjawów osobistości, z uczynków. Tu również urywek ku daniu wyobrażenia o rzeczy: „Stary człowiek znudził się jednostajnością żywota, a pragnie śmierci już dla tego, iż byłaby mu stanów i położenia jego odmianą. Znużył się trudami i kłopotami tak dalece, że grób wydaje się mu rajem, t. j. miejscem odpoczynku i spokoju. Świetli się rad w blasku księżyca, który odbija promienie słońca przeszłości zagasłej, t. j. krzepi się 536 wspomnieniami z młodości swej czasów. Dlań nastąpiły stany ułomności, tak cielesnej, jak duchowej. Ztąd wierzy i twierdzi, że świat się pogorszył. — Jednem niebacznem słówkiem podołasz zakrwawić serce ci życzliwe, lecz najdłuższą mową złotoustych nie zagoisz rany, które bliźniemu zadałeś językiem. Język kaleczy boleśniej od miecza, a szkodzi nam bardziej od uczynku złego. Piękna mowa warta jest tylko srebra, a milczenie warte zawsze złota. — Cierpienie moralne, co wielkiego męża powaliło, jest jako piorun, który roztrzaskał świątynią Jowiszową. Tu nawet łomy i gruzy są szczytne i zasługują na podziwienie. — Jeden maluczki wyrzut sumienia sprawuje zaćmienie słońca w blasku radości, a zaćmienie księżyca śród nocy cierpienia. Jest to on smok, co napastuje i gasi wszech światło niebieskie, a który sam pływa po niebie i należy do niebios. Sumienie, to nie asbest. Żadnym ogniem nie wypalisz zeń kału. —- Jeniusz dąsa się nieraz, iż tak mało ludzi najduje się na ziemi, mających, uczucie i usposobienie do rzeczy, co są istotnym żywota chlebem. Nic dziwnego! Potrzeba być niebianinem, ażeby mieć upodobanie w niebie. — Mierność, obcując z jeniuszem, szydzi zeń zwykle, i sądzi, że on pozostał w tyle, a ona wybieżała przed nim daleko na swaty. Im kto nędzniejszy, tem bardziej uszczęśliwia go miłość własna. — Jak błogo temu, co dla pogodzenia się z losem nowym nie potrzebuje wyzuć się z całej swej istoty dawniejszej! Dobrze pieje Jan Kochanowski: Jeżeli będzie szczęście swego chciało; dbaj, by wzdy z tobą twego coś ostało." Każda z tych trzech części antropologii rozpada się w pewne rozstępy i przegląda karty człowieczeńskiego żywota, rozciskując na okół łyskawice najpiękniejszych i najciekawszych pomysłów, lub spostrzeżeń. Antropologia potrzebna jest każdemu z ludzi. Uczy albowiem poznawać samego siebie przez innych, a innych przez siebie. Stare słowo Apollinowej wyroczni: Nosce te ipsum, ostateczny jej kres. Antropologicznych pism znachodzi się w Niemczech niesłychane mnóstwo. 537 Najlepsze są dotąd, które wydali Platner, Kant, Fries i Hillebrand. Jedna tu jeszcze uwaga, a raczej wiadomostka. Część antropologii, bliżej zaś egognomiki, czyniąca o moralnej wolności człowieka, nazywana bywa eleuteronomią. Nie jedno praktycznie, także spekulacyjnie wysoko stoi antropologia. Feuerbach, sławny uczeń i następca Hegla, uznaje w antropologii spekulacyą i filozofią całą, wszech umiejętności szczyt. Wszakże i przedstawiona w dziele tem metafizyka wylewa się nakoniec w człowieczeńskiego ducha, t. j. w antropologią. Na antropologii przeto kończy się pod wszelakim względem spekulacya. Poglądając ninie za siebie, widzi się, że jak metafizyka fizyki, lub nauk przyrodzonych, a psychologia nauki i sztuki lekarskiej, tak antropologia prawtictwa jest przeciwstawem, duszą i dopełnieniem. Prawnik potrafi łacno zastosować prawo pisane do każdego przypadku, lecz ono nie dopomoże mu bynajmniej do bystrego poglądu w wewnętrze człowieka i do rozpoznania, ażali on winny, lub nie winny, czy prawdę mówi, lub kłamie. Ku temu nie zbędna jest antropologia, jako scientifica speculatio juristica. Uznano też to już dość ogólnie, poruczając w trudniejszych razach rozpoznanie winowajców, nie prawniczym, li wyroki podług kodeksu dawać umiejącym, lecz antropologicznym, na sumieniu opartym trybunałom , lub tak zwanym sądom przysięgłych. LVII. Ocenienie i odprawa spekulacyi. Spekulacya przyjmuje rada miano filozofii, a Niemcy, którzy urobili i podnieśli ją do najwyższego stopnia, chlubią się głośno, że u nich jedynie kwitnie i panuje filozofia; że oni sami są jilozojicznym narodem, od Boga wybranym. Hegel, który rozsławił się jako najprzedniejszy mocarz i król 538 spekulacyi, uchodzi u nich za najgłębszego filozofa. Tego wszystkiego świat zaniemiecki nie uznaje. Przeciwko temu my także bijemy z całą przekonania mocą. Jak empirya, chociaż po umiejętniach stanowi tak zwany wydział filozoficzny , tak i spekulacya, acz prawi ciągle o filozofii, filozofią nie jest i być nie może. Jak Wolter. Wolnej, Dyderot, Russo, i inni encyklopedyści przeszłowieczni, a St. Simon, Furyer, Prudon i inni przespołeczniacze we, Francyi, Ruge zaś, Bruno i Edgar Bauer, Feuerbach, Grun i inni myśliciele czerwoni w Niemczech, którzy są ateuszami; tak Hegel sam i każdy niemal z nowszych umiejętności niemieckiej mistrzów, filozofami nie są. To tylko bohaterowie spekulacyjni, nowocześni eleaty, a nawet czasami, jak Napoleon ich nazwał, ideologi. Zachodzi tu nadużycie imienia filozofii ku wielkiej, niestety, jej szkodzie! Jeżeli filozofii, na co wszyscy ludzie, zgoła Niemcy, przystają radzi, przedmiotem i celem jest poznanie istoty rzeczy, i jeżeli tą istotą, na co również powszechna zgoda, ukazuje się Bóg i tamten świat, to ani Heglowska, ani niemiecka w ogóle spekulacya filozofią nie jest. W Heglu i spekulacyi niemieckiej, zwłaszcza najnowszej, bo np. Kant stanowi piękny pod tym względem wyjątek, nie najdzie się ani szczeliny, ani dziurki toczka we zrębie, którąby można poj-rzeć w tamten świat. Tamten świat należy do starych zabobonów wiarowych. A co Bóg? Nie mówi się tu o Bogu, lecz o idei Boga, która, jak rozumie się samo przez się, jest głowy ludzkiej utworem i tylko w niej ma byt. Nie występuje tu bynajmniej osobisty i żywy Bóg, jak w chrześciaństwie i filozofii, ale bezwzględny duch kmiotowy, lub ogólny duch ontologiczny, który świat stworzył i w świecie się odsłania. Duch ten ma niby przeświadczenie, świadomość siebie i wiedzę, albowiem ukazuje się ich pierwiastkiem i źródłem, a rozlewa w przyrodzeniu mądrość wysoką. Ale, czy przeświadczenie to, świadomość, wiedza i mądrość ta są takie, jak w człowieku, t. j. osobiste? Nie! Duch ontolo-giczny i światotwórczy nie wyczynia się jako osobisty, a tak 539 zwana kmiotowość jego jest pozorna. To nie kmiot, lecz właściwie podmiot, t. j. duch ogólny, stojący pod kmiotem i władzą jego. A kmiotem takim jest tylko osobisty człowiek. Bezwzględny duch ontologiczny i kosmologiczny, lub kmiotowy i przedmiotowy, o których prawi spekulacya, pozyskują dopiero w człowieku ognisko swoje osobiste, pojęcie i słowo. Ztąd wypada, iż Bóg, równie jak powszechny świat, wie o sobie tylko w człowieku i przez człowieka; że człowiek tedy jest, jako od powszechnego świata, tak i od Boga przedniejszy bez miary; że on tworzy sobie idee Boga, jest przeto, nie stworzeniem, lecz stwórcą Boga; że następnie on, jak twierdzi to Feuerbach, gdy uznaje Boga osobistego, to popada w złudzenie, t j. przenosi siebie za siebie i zowie tego sobowtóra swego, ten cień własny Bogiem; hołdując zaś temu Bogu, hołduje w gruncie sobie samemu, a pomiarkowawszy fenomenologiczne to kuglarstwo zwierciadlane, wykrzykuje za Stirnerem: Jam, a nie kto inny, Bóg! W ogóle najnowsza szkoła tak zwanej filozofii niemieckiej jest najdzielniejszą Hegla i spekulacyi krytyką. Tuta} widzi się jawnie jej jednostronność i niedorzeczność. Szelling szukał absolutu mozolnie i pisał o nim wiele, a Hegel rozprawia o absolutnym duchu i umyśle, o absolutnej idei i wiedzy, o absolutnem myśleniu. A wszelakoż ani Szelling, ani Hegel nie zna absolutu. Co nim? Nie realność i idealność, materya i myśl w jedni, jak u Szellinga, ani bezwzględny duch kmiot-przedmiotowy, jak Hegla, żaden ogół, żadna idea, lecz osobistość, jaźń. Ona sama i jedna jest z tamtego świata i zasadniczą wszystkiego prawdą. Będąc w Bogu i w człowieku, lub na początku i na końcu wszech istnienia, jest alfą i omegą bytu, a tkwi na dnie przyrodzenia, które, jak mówi pismo, wzdycha i tęskni za Synowstwem Bożem, lub żąda stać się nakoniec świadomością, osobą. Tylko osobistość jest pod słońcem święta i czcigodna; tylko ona istota rzeczy i filozofii przedmiot. A spekulacya niemiecka nie zna jej i nie ceni. Czemu więc czyniło się o spekulacyi tak długo, skoro 540 ona bezbożna, błędna i nic nie warta? O, również ona jest w całokształcie nauk jednym łańcuchem wielkim, a okazuje się ważna i niezbędna! Wszakże, jeżeli o to chodzi, i em-pirya jest bezbożna, błędna, nic nie warta, gdy bierze się ją, w oddzieleniu od nauk innych! Jak Hegel mógłby powiedzieć: „Przewędrowałem wszystkie dzielnice myślenia, które samo jedno jest rzetylnym bytem; przewędrowałem je od ontologii aż do pneumatologii i ostatnich jej krawędzi, lecz ani Boga osobistego, ani tamtego świata nie znalazłem nigdzie;" —tak Franklin, jako już zna się, wyrzekł: „Przejrzałem gwiaździste niebo cale i znam wszystkie słońca, wszystkie światy, zgoła obłoczki światlane, lecz przez żaden teleskop nie wypatrzyłem Boga!" Zaprawdę, jak empiryczne, tak i spekulacyjne niebo nie jest Boga przybytkiem świętym i nie zamyka w sobie tamtego świata, a przecież, jak em-pirya, której winniśmy nauk i wynalazków tyle, tak i speku-lacya, matka idei, nadzwyczaj ważną i potrzebną, acz li do tego świata odnoszącą się jest umiejętnością. Obie, to potęga, bogactwo, dzielność i chwała dzisiejszej Europy. Spekulacya ma wysoką i rzetelną wartość. Jaką? Em-pirya poznaje zewnętrzność i łupinę tego świata, a spekulacya wewnętrzność jego i duchowe jądro. Pierwsza uprawia umiejętnie ogólną materyą, lub ciało świata, a druga ogólnego ducha, lub duszę świata. Obie. upewniają człowiekowi panowanie nad światem i robią go wszechwładnym półbogiem ziemskim, lecz nic nie wiedzą o transcendentalności o Bogu i tamtym świecie. Dla tego też nie należą do nauk, odnoszących się do tamtego świata, lub teologicznych, ale do nauk, odnoszących się do tego świata, lub nie teologicznych, zwyczajnych. Któżby potępiał empiryą, która przyniosła nam koleje żelazne, telegrafy elektryczne i wszystkie dobrodziejstwa przemysłu? Choć ona Boga nie zna, zna za to tyle rzeczy tak ważnych i potrzebnych. Nie potępiajmyż więc i spekulacyi, która w podobnymże najduje się przypadku! Mamyż może dać pokój empiryi dla tego, że ona jest francuska i że ją lepiej znamy, a wyklinać spekulacyą dla tego, 541 że ona niemiecka i mało nam znana? Byłby to przesąd i wyrok niesprawiedliwy. Wszystko jest dobre, co odpowiada celowi swemu. Nie jedynie Bóg i tamten świat, jak to było w średniowiecznej scholastyce; także świat ten, tak zewnętrzny jak wewnętrzny, lub tak empiryczny jak spekulacyjny, są poznania i nauki kresem, a czynnikami oświaty naszej. Spekulacya jest umiejętnością wewnętrznego, idealnego, umysłowego świata, a tem samem empiryi pochodnią. Z tej strony godna ona czci naszej. W całokształcie nauk i umiejętności, odnoszących się do tego świata, widzi się tedy na miejscu tem po stronie jednej empirya, a po drugiej spekulacyą. Umiejętność w ogóle popadła tu z sobą w rozbrat wewnętrzny, w polarne, do biegunów magnesowych podobne krańce. — Empirya też i spekulacya bojują z sobą zawzięcie. Empiryk widzi w upiawiaczach spekulacyi roicieli, mrzonkami i czczemi, na nic nie przy-datnemi ideami zajętych, bałamucących głowy młode, a nie tylko że nie pożytecznych, lecz zgoła szkodliwych nauce istnej; — człowiek zaś spekulacyjny pogląda na empiryka z góry, z litością i z uśmiechem, zowiąc go zmysłowem przeświadczeniem, zjawisk studnica, tuzinkowym duchem. Podobnież Francuz realista szydzi z niemieckiej, a Niemiec idealista z francuzkiej mądrości. Obok empiryi sadzi się spekulacya, a obok spekulacyi empirya. Są to Nowa Zemla i Polinezya, lub dwa światy, między którymi nie ma żadnego związku i żadnych porozumień. Tu tylko przeciwieństwo i wojna! Pisarz niniejszego dzieła, przybywszy do Niemiec za młodu i oddawszy się umiejętności, a kochając już wtedy wszechstronność, uderzon został silnie tą dwójcą, w którę rozdarła się człowieczeńska wiedza. Usiłując ją pokonać i znieść, napisał: die Grundlage der universellen Philosophie, tudzież: die Vorstudien zur Wissenschaft der Natur. Chodzi 542 w obu dziełach tych, nie o Boga i tamten świat, ale o zlanie empiryi i spekulacyi, realności i idealności w jedno. Czy w skutek tych dzieł ustała empirya i spekulacya? Czy ustąpiła nieszczęśliwa dwójca? Nie, albowiem we świecie tym jednostronności są równie potrzebne i wiekuiste, jak wszechstronność. Przez nie idzie się do pełnej prawdy. Ale skutkiem tych dzieł było, że już w chowannie i w myślini występuje obok dwu starych światów umiejętnych świat trzeci, który tutaj ukazuje się transcendentalnym; że odkryło się wreszcie drogę do filozofii istnej; że pogodziło się w końcu wiarę z umiejętnością, u na umiejętności łonie wszystkie przeciwy. Walka więc, równie tutaj, jak wszędy, przyniosła zdobycz nie małą. Znajdzie się może czytelnik, któryby zapragnął już w tej chwili zapoznać się bliżej z filozofią, różniącą się od empiryi i spekulacyi, a kojarzącą w sobie obiedwie, jako i inne, światowe , oraz naukowe przeciwstawy. Prosi się go tutaj o cierpliwość ! Jeszcze ku temu zawcześnie. Ludzkość, acz widzi dobrze, iż umiejętność rozpadła się w empiryą i w spekulacyą, nie stara się wcale godzić je z sobą na gwałt i niewolić do sojuszu; lecz pozostawia je obojętnie na tych rozdrożach, a sama idzie dalej prosto i naprzód, przystępując do nauk, odnoszących się, nie już do materyi tylko, ani do ducha samego, ale do obu zarazem, lub do rzeczywistości, sprawującej stereognostyczny świat trzeci. We świecie tym zachodzi coś podobnego do kojarzenia empiryi ze spekulacyą, lubo dzieje się to jeszcze słabo i li zewnętrznie. Celem Panteonu wiedzy ludzkiej są nauki wszystkie a wszystkie. Zanim więc przystąpi się do ostatecznego nauk szczytu, do filozofii, prze-biedz nam potrzeba resztę nauk, z empiryi i spekulacyi wydzielonych, które się już wyczyniły de facto na człowieczeństwa piersiach, a tutaj same zastępują nam drogę. 543 Jakie mogą być te nauki? Mniejsza o dalsze, byleby się poznało najbliższą, a zaraz po spekulacyi następującą. Ze wstępu pod liczbą XI. wiadomo, że w stereognostyce po treści realnej i idealnej idzie treść człowieczeńska, a po em-piryi i spekulacyi humanistyka. Zaczem od przyrodzenia samego i ducha bezwzględnego w niem, przejdzie się na wielką, gorącą i świętą ludzkości pierś. ,,Ale, zawołasz tu może, czy będzie to rzetelny umiejętności postęp? Wszakże fenomenologia okazuje, na stanowisku drugiem, lub przy świadomości, że duch narodowy i ludzkościowy stanowią li przechodnie we wschodach do świątnicy ducha bezwzględnego stopnie, a są odeń bez miary niższe. One, to jedynie podnóże u tronu jego. Przejście od spekulacyi do humanistyki zatem jest tyle, co lewo w tył od wiedzy bezwzględnej do świadomości, lub tyle, co zwrot, a nie postęp." Dziękuję za tak bystrą uwagę. Pomimo tej atoli fenomenologicznej nauki, — która wreszcie przewodcząc myśl od mniejszego do rozleglejszego ogółu spekulacyjnego, jest arcyloiczna, — gdy pojrzy się na rzecz z innej strony, czyli transcendentalnie, obaczy się snadno, że duch człowieczeński ma tysiąckrotnie iścizny i wartości więcej od ducha bezwzględnego. Czemu ? Duch bezwzględny, ten najmożniejszy olbrzym metafizyczny, jest tylko duchem przyrodzenia, a nie wiele wart więcej od empirycznej materyi. Duch ten, acz niby stworzyciel świata, jest bez świadomości, — acz stanowi niby krynicę wiedzy bezwzględnej, nie wie sam o sobie. On biedniejszy, nie tylko od jednostkowego ludzkiego, lecz nawet od zwierzęcego ducha, w którym jest przecie coś z przeświadczenia! — Duch człowieczeński zaś, to wcale co innego! Duch ten wydobywa się z ducha ogólnego, a tem samem i bezwzględnego, jako niebiańskie kwiecie, i jest jego przeświadczeniem. Człowieczeństwo, jako ze wstępu wiadomo, rozpościera się w pośrodku pomiędzy człowiekiem i Bogiem. Ono wielka osobistość, która jednoczy i wiąże osobę twoje z osobą Bożą. Ono, właśnie dla tego, że ogółem jest mniejszym, 544 ciaśniejszym, zaczem i osobistszym, a siebie samego świadomym , bliższe jest absolutu, lub Boga osobistego. Transcendentalnie tedy idzie się od bezwzględnego do człowieczeńskiego ducha, od demiurga do ludzkości, albowiem to jedyny gościniec do spotkania się w końcu z osobistym Bogiem, lub z prawdą najprzedniejszą, ostatnią, jedyną. Rzecz się ma więc wprost odwrotnie. Duch bezwzględny jest u tronu ducha człowieczeńskiego podnożem! Spekulacya sama stoi powyższym słowom naszym za świadka i potwierdza je zupełnie. W fenomenologii albowiem stawi ona wprawdzie ducha bezwględnego wyżej od ducha człowieczeńskiego; ale czy dzierży się tego w metafizyce? Nie! Duch bezwzględny urabia tylko najniższą część prawdy, tylko bytność, tylko ontologią, lub same czysto loiczne, czcze oderwania. Co to za niemoc! Już natura wyższa od niego bez miary, bo tutaj myśli jego zamieniają się w rzeczy, a on sam pozyskuje realność. Ztąd kosmologia śladuje za onto-logią i zabiera górniejszy, dalszy rozwoju jego szczebel. A jest już ważniejsza i ciekawsza. W pneumatologii wreszcie duch bezwzględny, usiłując dostać się do szczytu swojego i do wiedzy o sobie, staje się sam — człowieczeńskim duchem. Ażali to nie uznanie jawne, iż duch ten odeń przedniejszy? I Feuerbach miał słuszność, robiąc duch człowieczeński ducha bezwzględnego następcą. Plan do spekulacyjnej metafizyki i pochód jej cały okazuje wyraźnie, że człowieczeństwo wyższe od ducha bezwzględnego, a stanowi iścizny jego koronę. Przez duch człowieczeński idzie się w fenomenologii do ducha bezwzględnego, a przez duch bezwzględny w metafizyce do ducha człowieczeńskiego! To oczywista sprzeczność i obłędne kółko! Jakim sposobem spekulacya, będąca przedewszystkiem loiką, dopuścić się mogła tego zatoru? Oto ztąd, że ducha bezwzględnego, który jest tylko wielką przyrodzenia duszą, lub tylko spirytualnym, mahometańskim Allachem, tylko eleackim Bożochem, bierze mylnie za Boga samego. Zaiste od osoby ludzkiej do osoby Bożej, od człowieka jednostki do Boga, idzie się przez wielką osobistość, przez człowieczeństwo. 545 I uznaje to metafizyka. Ztąd pochód jej od loiki do natury, a od natury do antropologii. Ale Bóg, to nie duch bezwzględny! Duch ten może być, nie Bogiem samym, ale najwięcej główną i ogólną myślą Bożą we wszechświecie. Myśl ta zaś wyższa jest od myśli ludzkiej, lecz wymawia się w końcu przez myśl ludzką. Inde illa ratio rationi opposita !          Lecz nie dość! Jest jeszcze coś bardzo ważnego, co czyni humanistykę wyższym od spekulacyi w rozwoju umiejętności stopniem. W empiryi, biorąc rzecz ściśle, nie ma kmiotu właściwego. Bada tu rzeczy li człowiek zmysłowy, materyalny, realny, empiryczny, zaczem przedmiotowy. Empirya, to tedy przedmiot-podmiotowość. Niezawodna, iż na dnie empirycznego, lub przedmiotowego człowieka jest jaźń z niebios, lub kmiot istny, jako przeświadczenia źródło, lecz nie ma tu o tem ani myśli, ani mowy. Spekulacyi także brak kmiotu. choć ona rozprawia o nim tak wiele. Myśli tu li człowiek umysłowy, spirytualny, idealny, spekulacyjny, zaczem podmiotowy. Duch we mnie i duch za mną to jednako podmiot. Spekulacya więc jest podmiot-podmiotowośc. Jest także na dnie podmiot-podmio-towości tej kmiot, jako transcendentalny jej grunt i piastun, lecz ona o tem nie wie i nie mówi. Ponieważ ani w empiryi, ani w spekulacyi nie ma areny dla istotnego kmiotu, przeto na łonie ich znika i osoba badacza i Bóg osobisty. Ogół materyalny, lub duchowy, rzecz lub idea chłonie tu w sobie i ludzką i Bożą osobistość, a z nią absolut i najwyższą prawdę. Spekulacya zatem ani na włos nie lepsza od empiryi. A jak jednej, tak drugiej daleko do filozofii. Humanistyka zaś nie ma niedostatku tego, i to właśnie Panteon tom I.   546 sprawuje rzetelną, jej wyższość. Nie braknie jej wcale kmiotu. I owszem, panuje w niej kmiot-kmiotowość, od początku do końca, nie tylko, jako wiedza, ale jako wola i czyn. Po stronie jednej stoi tu kmiot twój, lub mój pojedyncza osoba ludzka, a po drugiej wielka kmiotowość, z milionów osób złożona, lub osobistość zbiorowa, człowieczeństwo. Prosi się o przypomnienie sobie tego, co przełożyło sie we wstępie pod liczbie V. Chociaż kmiot - kmiotowość ta nie jednoczy nas jeszcze z Bogiem; przecież przewodzi nas zwolna do kmiotu Bożego, który jest ostatecznym wszech poznania kresem. Dotąd zaprzątał nas, albo tamten świat zagwiazdowy, albo ten świat, bądź realny, bądź idealny, lecz zawsze ogólny. Teraz przenosimy się całkowicie w świat człowieczeński. Wszystkie nauki i umiejętności wtórej Panteonu księgi, wyjąwszy tylko matematykę i loikę, jako dopełnienia empiryi i speku-lacyi, odnoszą się też do rzeczy i spraw człowieczeńskich. Dotąd było się albo za bezmiarem wszechświatowym, lub w teologicznem niebie, albo też w bezmiarze tym, lub we wszechnicy rzeczy. Duch nasz rozpękiwał wciąż w nieskończoność , jak światotwórcza siła rozstrzału. Teraz zajeżdżamy wreszcie do ludzkości, zaczem do własnego domu, do siebie. Przedmiot staje się nam bliższy i droższy, a tem samem ciekawszy. Jeżeli już w księdze pierwszej podołało się zająć umysł czytelnika; to dalsze dwie księgi przyniosą mu nieomylnie zachwytu i błogości wiele. KONIEC KSIĘGI PIERWSZEJ.