AUGUST CIESZKOWSKI OJCZE - NASZ TOM PIERWSZY 1922. POZNAŃ: FISZER I MAJEWSKI WARSZAWA: E. WENDE I SKA. ŁÓDŹ, L. FISZER TORUŃ: TOWARZYSTWO WYDAWNICZE „IGNIS". OJCZE-NASZ AUGUST CIESZKOWSKI 4 OJCZE-NASZ WYDANIE NOWE ZUPEŁNE I. WSTĘP POPRZEDZONY TRAKTATEM O DROGACH DUCHA Z PRZEDMOWĄ ADAMA ŻÓŁTOWSKIEGO .1922. POZNAN: FISZER I MAJEWSKI WARSZAWA: E. WENDE I SKA. ŁÓDŹ: L. FISZER TORUŃ: TOWARZYSTWO WYDAWNICZE ,,IGNIS". CZCIONKAMI DRUKARNI KATOLICKIEJ TOW. AKC. POZNAŃ ALEJE MARCINKOWSKIEGO 24. OD WYDAWCÓW. Niniejsze wydanie jest zupełne, mianowicie obejmie wszystkie części „Ojcze-Nasz," między niemi i te, które dotąd nie były drukowane. Niniejszy pierwszy tom obejmuje wstępny traktat „O drogach ducha" oraz „Wstęp," który stanowił tom I poprzednich wydań. Jest on przedrukiem z I wydania, które się pojawiło za życia autora, z tą tylko różnicą, że dodano na początku każdego rozdziału w nagłówku wyszczególnienie jego treści. Tom drugi obejmie tomy II i III dawnych wydań, mianowicie „Wezwanie" i „Pierwszą Prośbę." Będą one również ścisłym przedrukiem pierwszych wydań, przygotowanych do druku przez syna autora na podstawie Jego spuścizny rękopiśmiennej. Tom trzeci obejmie IV tom dawnego wydania („Druga Prośba") według tekstu ustalonego również przez Syna Autora, hr. Augusta Cieszkowskiego. Nadto obejmie ono wszystkie materjały dotąd niewydane do próśb trzeciej, czwartej, piątej, szóstej i siódmej. Jak każden druk pośmiertny, tak i niniejsza edycja powinna była być poprzedzona mozolną pracą nad sprawdzeniem i poprawą tekstu. Wydawcy byli jednakże zdania, że nie pora obecnie wdawać się w tego rodzaju wybredności bibljogra-ficzne. Zależało im na tem jedynie, by w najzupełniejszem zestawieniu złożyć w ręce czytelników wszystko, co wyszło z pod pióra autora, a do „Ojcze-Nasz" miało należeć. — Przedmowa. Gdy lat temu piętnaście wychodził z druku tom czwarty „Ojcze-Nasz", ostatni z szeregu dotąd wydanych, trwały w całej pełni jeszcze te czasy, które autor określił na samym wstępie dzieła pisząc: "Byćżeż to może! — nasz świat pełen otuchy, — w żywotne soki bogaty, — w zasoby odwieczne uzbrojony, — w drogi swoje zadufany;        miałżeżby już ustępować przed nowym światem w tej właśnie chwili, kiedy się sam zabiera tak wygodnie u siebie rozgościć." Mało kto z czytających wówczas „Ojcze-Nasz" przypuszczał, że wielkie przeobrażenie świata, którego konieczność na każdej niemal stronnicy jest tam wykazywana, przybrać może w oczach naszego pokolenia formę doraźnej, dziejowej katastrofy, która wstrząśnie społeczeństwem ludzkiem do samych podstaw. Równie mało kto się domyślał, że za dni już bliskich spełnić się mają najdalej idące narodowe nadzieje, których i to dzieło jest pomnikiem. Tak uderzające sprawdzenia przewidywań, tak szybkie urzeczywistnienie obliczeń, to przywilej, który rzadko któremu wieszczowi przypadł w udziale. Wypadki tej miary to okoliczności, na jakie nikomu liczyć z góry nie wolno. W istocie, kto sobie przypomni atmosferę panującą w świecie w ostatnim jeszcze lat dziesiątku przed wybuchem wszechświatowej wojny, ten przyzna, że wydarzenia, na które patrzeliśmy, usunęły najbardziej może uparte przeszkody, na jakie natrafiało „Ojcze-Nasz" w umysłach współczesnych. Albowiem człowiek nie powoduje się samym rozumem, a rozum daje się powodować tak łatwo. Nawyknienie staje się drugą naturą, a nadewszystko: pojęcie dziwnie jest mdłe, 8 dopóki mu nie wtóruje doświadczenie. My zaś w one lata patrzeliśmy ciągle na przewagę materji nad duchem, rutyny nad natchnieniem, rachuby nad każdem szlachetniejszem uczuciem. Gdy nagle sprawdziły się najśmielsze marzenia, mamy popęd do wierzenia we wszystko i spodziewania się wszystkiego. — Zmieniła się dla nas sama logika rzeczywistości. — A tak czytać się dziś powinno „Ojcze-Nasz" z upojeniem, jakiego nie znało się dawniej. Lecz czyta go się zarazem z lękiem i drżeniem, którego nie znało się dawniej. Autor mówi tylokrotnie, że za dni Chrystusa wystarczało uwierzyć i ukochać, lecz że dzisiaj wykonać trzeba. Otóż ta sama zmiana zaszła w ciągu tych lat niewielu w stosunku naszym do jego dzieła. Czujemy, że się przybliżył „trzeci kamień probierczy". Że się wypełniło wiele, ale jeszcze nie wszystko. Czujemy więc, że mniej o to chodzi, czy my się nie zawiedliśmy na autorze, niż o to, czy my jemu nie zrobimy zawodu. W naszych losach nastąpiła niepojęta, błogosławiona przemiana. tem większa ciąży na nas odpowiedzialność. Nie mamy już wymówki niewoli i bezsilności. Musi się pokazać, czy urzeczywistnimy świetlane sny naszych ojców, czy sami okryjemy je pośmiewiskiem. Przeczuciem chwili obecnej zdaje się być „Psalm Dobrej Woli", tak pełen nadzieji ale i trwogi. Istotnie „nadeszła chwila obliczenia się", — zatem natężenia wszystkich sił, użycia wszystkich zasobów, dobycia wszystkich rozporządzalnych środków. I właśnie dlatego dobrze, że „Ojcze-Nasz" wychodzi na nowo, że staje się dostępnem wszystkim, że w Polsce niepodległej rozpoczyna świeży zawód. Wydawcy mieliby prawo położyć na tej edycji dedykację, którejby autor nie wyparł się na pewno: PATRIAE REDIVIVAE SACRUM. — „Ojcze-Nasz" nie jest książką suchej teorji, jest apelem do serca, do woli, do uczucia, do wyobraźni nawet, ponieważ jest religijnem, nie tylko filozoficznem dziełem. Niedawne to lata, kiedy taka charakterystyka wydawnictwa byłaby je wykluczyła z bibliotek pragnących się szczycić „naukowym" doborem. Pod tym względem „czasy nadeszły", albo nadchodzą dziwnie szybko. Od śmierci autora wiatr się odwrócił w świecie. Wówczas zdawało się wielu, że idea religijna może tylko już 9 schodzić z pola na rzecz wiedzy, na rzecz obliczenia, na rzecz eksperymentu. Tymczasem jesteśmy świadkami nowych prądów w samych naukach doświadczalnych i ruchu umysłów, który źle pokierowany, może nas doprowadzić do mgławicowego mistycyzmu, ale nigdy już na pustkowie pozytywizmu nie nawróci. „Ojcze-Nasz" ma zapewnione miejsce w historji jako pomnik zlania się na powrót potoku myśli z potokiem religijnego natchnienia. Albowiem filozofja zrzuciła religijne szaty u progu tz. nowszych czasów. Musiała się usamodzielnić, by sił swych spróbować, by dojrzeć, by sama siebie odkryć i opanować. Trzeba być uprzedzonym, by nie widzieć, ile w tym kierunku zdziałała. Ale świadomość dorastając w sobie, dorasta tylko do swego przedmiotu. Stąd to uniwersalny charakter filozofji Hegla, jej zdolność do zajęcia się prawem, historją, sztuką i religją. A przecież w stanowczej godzinie zabrakło myśli niemieckiej natchnienia. — Wedle głębokiej koncepcji Fichtego, gdzie się kończy lot myśli, tam nie nastaje nicość, lecz owszem byt absolutny się zaczyna. — Filozofja niema prawa niszczyć tylko i rozkładać, owszem, co ujmie to winna oddać zbogacone w treści i pogłębione w formie. Myśl dźwiga swój przedmiot, ale on w nią wrasta, a ona w niego. Stąd jasnem jest, że filozofja treść religijną ujmuje po swojemu, ale niebawem przyjmuje za własną. Nie wystarczy uchwycić religji prawem logicznem, jak to uczynił Hegel. Idea religijna zrozumiana, to idea religijna wyznawana. Prawdziwa więc filozofja religji to ta, która przestaje rozprawiać o religji, a staje się religijną na prawdę. — Oto zadanie, które myśl polska w Cieszkowskim rozwiązała. Periculosae plenum opus aleae! Cel wielki, ale nie dający się osiągnąć bez pewnego wstrząśnienia, bez pewnego rozdarcia. Treść religijna niczego tu nie traci ani nie poświęca, ale myśli też niczego poświęcić ani niczego wyrzec się nie wolno. To jest owa „zuchwałość myśli", o którą Autor gotów oskarżyć się przed Bogiem, oto dlaczego przypuszcza, że mógłby się stać „przyczyną zgorszenia". Ale „zgorszenie", jeżeli przyjść ma, to doprawdy chyba skądinąd, jak z dzieła, opartego na przekonaniu, „że nietylko najmiłośniejsi między 10 nami nie mieli dość miłości, że najufniejsi nie mieli dość na-dzieji, ale, co najdziwniejsza, że nawet najwierniejsi nie mieli dość wiary". Uderzając w strunę religijną używa Cieszkowski najpotężniejszej dźwigni ludzkiej duszy, wywołuje siły, do których od Reformacji i Trydenckiego Soboru nikt w świecie nie odwołał się na prawdę. W ostatnich wiekach widzimy bowiem na polu religji właściwie tylko kruszenie się i kurczenie, tylko ustępstwa i odstępstwa, tylko komplanacje i kompromisy. — Tu nagle wystrzela pęd istotnie świeży, tu wieje nowe natchnienie, tu z samej wyżyny swego uświadomienia, w całej pełni swych zdobyczy i swej siły, — zamiast bezskutecznie wątpić, lub bezpłodnie się upakarzać, duch nowożytny woła w zachwyceniu do Boga: „oto czas nddszedł, iż nie dojrzanym dotąd blaskiem imię Twoje zajaśnieje." — Przyznajmy, że tak od wieków nikt się nie modlił na ziemi. — Sądzimy więc, że religijne idee Cieszkowskiego znajdą grunt podatny. Albowiem wedle tezy tak wymownie bronionej w trzecim tomie dzieła, brak religji w ludzkości może być tylko przejściowy, a zawsze jest stanem niedomagania i niedostatku, z którego dziś właśnie głębsze dusze i umysły wyrastać zaczynają. Podnoszono, i zapewne słusznie, brak w Polsce intensywnej i głębokiej religijnej kultury. Tu się dokonał krok, który może wynagrodzić wiele zaniedbań przeszłości. Socjalne Cieszkowskiego zapatrywania im głębsze, im bardziej oparte na zrozumieniu samej istoty społeczeństwa, z tem gorszem przyjęciem, na razie, spotkać się mogą. Bywają niepowodzenia, które są najwyższym hołdem. A wszakże ten cichy myśliciel znajduje zwroty surowe i bezwzględne na karcenie „mędrkującej gawiedzi", na piętnowanie „faryzeuszy postępu". Wszak śmiało i niedwuznacznie występuje przeciwko lekkomyślnym i ponętnym hasłom, zdolnym u samego progu Królestwa Bożego nadejście jego opóźnić. Taka niezłomna odwaga i dumna pogarda dla popularności rzadko popłaca. A przecież i na tem polu od śmierci autora stały się rzeczy wielkie. Wszakże w wojnie światowej wyszła na jaw najprzód niemoc przemocy, która zbyt bezwzględnie zatargała stępionem, jak się zdawało, sumieniem narodów. A następnie najpotworniejsza rewolucja, jaką zapamiętają dzieje, wyciągnęła 11 rękę po władzę nad światem, apelując z szatańskim bezwstydem do nizkich instynktów każdego tłumu. I okazało się, że takiemi środkami można kraj jeden wtrącić w ruinę, lecz ludzkością zawładnąć nie można. — Przecież ustał w świecie wszelki opór przeciw dalszym przeobrażeniem społeczeństwa. Upośledzone dotąd masy stały się niemal uprzywilejowanemi. I naczelnym problemem socjalnym nie jest już dzisiaj, o ile sądzić można, ochrona maluczkich, lecz ratowanie subtelniej szych funkcji społecznych od grożącego zaniku. Mądrość starej przypowieści opowiedzianej ludowi rzymskiemu przez Meneniusza Agrippę bije w oczy na nowo. Chrześcijańska jej wersja, rozdział dwunasty Pierwszego Listu do Koryntjan, jest więcej niż kiedykolwiek na czasie. Kto weźmie „Ojcze-Nasz" pod rozbiór anatomiczny, ten odkryje niejeden zwrot świadczący, że dzieło to nie jest dzisiajsze, niejeden rys dowodzący wpływu przebrzmiałych dziś dyskusji i przeobrażonych głęboko stosunków. Ale kto umie patrzeć mniej powierzchownie, ten przyzna, że mimo wszelkich zaszłych zmian autor wydaje sądy dziś właśnie pełne aktualności. Albowiem Cieszkowski nie jest przedstawicielem „reakcji", choćby najgłębiej pomyślanej i wyrażonej najwspanialej. Nie jest de Maistrem ani de Bonaldem. On nie jest tylko wyrazicielem potrzeby chwili, choćby najbardziej naglącej. Jego pogląd społeczny oddycha wielkim rytmem dziejów i wielkim rytmem życia. On nie dopuszcza idei przewrotu, ale nie łudzi się ani chwili, by powrót wstecz był kiedykolwiek możliwy. Zresztą on go nie pragnie. Z duszy całej woła o przeobrażenie społeczeństwa: „Wy którzy wstrzymujecie postąp ducha ludzkości, — na miłość Boga przestańcie"! Ale im bardziej go pragnie, im bardziej to przeobrażenie przystraja we wszystkie blaski religijnego dostojeństwa, im bardziej w „zbawienie społeczne" wierzy z całą żarliwością wiary przeniesionej z nieba na ziemię, tem jaskrawiej i wypuklej widzi, że nie byle jakiemi środkami dochodzi się do takiego celu. „Ciało i krew Królestwa Bożego nie posiędą". Marny wrzask stronniczy i ślepa pożądliwość mas nie zbudują tego, co musi być arcydziełem ducha albo nie być. Rozsadzanie urządzeń, rozstrajanie dusz nie obdarzą społeczeństwa 12 harmonją, do której wzdycha. — Gdy mówi o tych „ślepych uraganach", które zatwardziałość jednych, a zapamiętałość drugich rozpuścić mogą na społeczeństwo, drga u Cieszkowskiego przerażenie, jak na myśl o świętokradztwie. Ale odzywa się i sarkazm potężnej wyższości, którą litość bierze nad rozpasaniem ciemnoty, a która chłoszcze zardzewiałą rutynę. A wsteczne i zardzewiałe są w oczach jego tak samo złowrogie zamachy rewolucji, jak i bezsilne zakusy reakcji. „Kiedyż uznacie, iż czas już nadszedł, aby ów proces zamętu właściwy tylko planetarnym ciałom w wiekach ich niedojrzałości, w wiekach} pierwotnych} wykształtów, ustąpił raz na zawsze procesom organicznym, jak się to ze skorupą naszej ziemi w swoim czasie stało, a więc, aby Ludzkość jęła rozwijać życie wedle misternych} jego tajemnic i skarbów, nie marnując go bezustannie, ani potopami, ani wulkanicznemi wybuchy, ale owszem korzystając ze wszystkich napływów i wzniesień, któremi pokład społecznego świata dotychczas użyźnił się i przysposobił. — Samo ustanie przyrodzonych kataklizmów w dziedzinie ślepej natury, czyliż nie jest zapowiedzią ustania duchowych), a co zniknąć mogło w naturze, czyliżby stokroć bardziej w dziedzinie duch}a uniknąć się nie dało?" Jeżeli zważymy niezasłużone powodzenie brutalnych nauk Nietsche'go, lub wpływ złowrogi grubo ciosanych dowodzeń Marxa, czyż można wątpić, że te poglądy świetlane, głębokie i zrównoważenia pełne, prędzej czy później wykażą siłę pociągającą, że trafią do myśli i przemówią do serc. A właśnie w duszy polskiej jest pewna łagodność, pewne poczucie miary, pewna potrzeba zgody. Ufamy, że ta dusza narodowa pozna się sama w dziełach takiego natchnienia, jak „Ojcze-Nasz". Że się zapali do „wspaniałości budowania", którą te księgi opowiadają na każdej karcie. Chwila zdaje się dziwnie ku temu sposobną. Wszak skrajność czarna i skrajność czerwona wykazały co dopiero całą swą pustkę wewnętrzną. Polska istnieje tylko dlatego, że nie ostała się ani jedna ani druga. Za pomocą dwóch wielkich doświadczeń wskazała Opatrzność na nowo, jakiemi drogami rozwój społeczeństwa iść nie może, jeżeli ma przynieść rozkwit, a nie rozkład tylko, 13 Niechęć do skrajności nie jest bezsilną biernością. Ktoby tak chciał interpretować Cieszkowskiego, wykazałby, że nie pojął ani słowa z jego społecznej filozofji. Nie on odwraca się trwożnie od przedsięwzięć wielkich, nie on starać się będzie uśpić drzemiące w społeczeństwie siły, nie on oczy zmruży przed słońcem i światłem. Nie jest trwożliwym duchem, kto wierzy, że zbawienie od złego jest ziemskiem ludzkości przeznaczeniem. Kto taki cel wytknął człowieczeństwu, ten apeluje do wszystkich władz duszy i ciała, ten wołać musi o wysiłek, o poświęcenie, o twórczość pod każdą postacią. Ale ten równocześnie odrzucać musi środki przewrotne, nie tylko dlatego, że są zakazane, lecz dlatego, że są jałowe i płonne. Wieczne wołanie o usunięcie z drogi jakichś przeszkód pochodzi z niedołęstwa, które się prawej pracy jąć nie umie, lub ze złej woli, której nie chodzi o skutek najlepszy, lecz o wyniesienie własne. Zasada, że cel uświęca środki, jest illuzją, która łudzić mogła tylko dopóki chodziło o cele przybliżone. Dziś pora pokusić się o ostateczny. Nieprzyjacielem postępu dzisiaj ten, kto zasłania przed okiem współbraci szczytność ich powołania a przez to opóźnia lub udaremnia wielki wysiłek, który ma prowadzić do jego urzeczywistnienia. Absolutna reforma moralna dokonana w historji przez Chrystusa była dziełem świętości, absolutna reforma społeczna, która jest zadaniem nadchodzących wieków, też tylko świętości dziełem być może. Tu poglądy społeczne Cieszkowskiego zlewają się z religi jnemi. Organiczna rozbudowa społeczeństwa nie da się urzeczywistnić bez natchnienia religijnego. Kto chce uładzić stosunki pomiędzy ludźmi, a przeocza religijne pobudki, ten pragnie celu bez środków. Kto nie wierzy, by religja przeobrażała rzeczywistość, ten wyznaje zasadę bez zastosowania. Wiara w radykalną poprawę bytu na ziemi uchodzi dziś jeszcze za ułudę. Ale gorszą jeszcze ułudą jest gardzenie najsilniejszą sprężyną ludzkiego ducha. Życie społeczne potrzebuje religji, albowiem bez niej się rozprzęga, i nawzajem religja potrzebuje uzewnętrznienia w życiu społecznem, albowiem bez niego zaprzecza sobie sama. To też religja po wszystkie czasy miała wpływ potężny na bieg dziejów i na ustrój społeczeństw. A przecież nie do 14 stawało jej dotąd wiary w powołanie własne. Chrześcijaństwo godziło się na rozbrat między porządkiem doczesnym a wiecznym, między królestwem ziemskiem a Bożem. Ale stan taki był nienormalny i trwać nie mógł na zawsze. Nastaje czas wcielenia wyznawanej prawdy, a nawzajem dźwignięcia rzeczywistości na wyżynę przyjętych od wieków zasad. Zatem religja teraz dopiero rzuci na szalę całą potęgę swych natchnień, teraz dopiero życie zacznie żłobić sobie tory naprawdę zgodne z wiekowemi wierzeniami religji. Ludzkość rozdwojona dotąd wewnętrznie wyznawać będzie prawdę jedną i jednym kierować się zakonem. Poziom działań społecznych musi się wznieść nieskończenie, zakres działań religijnych rozszerzyć na cały obszar realnego życia. Jedno przejdzie w drugie i spotęguje się przez drugie. „Religja przeto jako dusza, a stan polityczny jako Ciało przypadały zawsze do siebie, ale raz bez świadomości swojej jedności, drugi raz owszem ze świadomością swojego rozdwojenia. Dziś dopiero do uznania spełnego zjednoczenia i zgody w duchu dochodzi, dziś dopiero Dusza sprawdza się w Ciele, a Ciało w Duszy". Religja zatem wyrażająca się w stanie politycznym, a stan polityczny sprawdzający się w religji, religja duszą, a polityka jej wcieleniem, oto wedle Cieszkowskiego formuła przyszłości. Formuła niby nowa, przecież wyczytane w dziejach, przywracająca tylko równowagę i zupełność, nadwerężoną w godzinach przesilenia i przewrotu. Formuła coprawda podnosząca obie zachodzące w niej ilości do potęgi, jakiej potrzebę ale i podstawę stworzyło wiekowe dojrzewanie naszego świata. Myśl Cieszkowskiego wyprzedza tu nasze czasy. Wiele jeszcze przesądów i nieporozumień zaciemnia te sprawy. Lecz nieporozumienia i niejasności nie po jego zachodzą stronie. On dostrzegł i wypowiedział prawdę, której nie będzie mógł pominąć rozwój historji. A jeżeli dziś jeszcze podobne przekonania uważane być mogą za nieziszczalne marzenia, to sądzimy, że biorąca wszędzie górę świadomość supremacji ducha nad materją znajdzie swe zastosowanie i w zakresie zapatrywań społecznych. Myśl, pojmując coraz poprawniej sprawy życia i ducha, zamarzy o życiodajnych działaniach i na tem polu. Zrozumie, że wiara, na 15 dzieja i miłość, wyrywające się dotąd poza krańce ziemi, mają ją realnie wybawić od złego. Jest postępem w tem wydaniu w stosunku do dawniejszych, że traktat „O Drogach Ducha" zajmuje należne mu miejsce na wstępie do całości. Zgadza się to z pierwotnym zamiarem autora i odpowiada treści tego nieoszacowa-nego pisma. Albowiem ono nasuwa właśnie te refleksje, z jakiemi przystępować się powinno do czytania „Ojcze-Nasz". A więc prawdziwem godłem wysuniętem przez autora na czoło jego dzieła będą słowa, od których się zaczyna ten traktat: „ Wszelkie tajniki myśli są słowu przystępne." Kto taki stawia program, ten się wyrzeka wahań i niedomówień. Ten się zobowiązuje dać jasne i stanowcze odpowiedzi, wszędzie, gdzie dotąd panował zamęt lub wątpliwość. I „Ojcze-Nasz" jest dzieckiem takiego ducha. Kto ten wstęp przeczyta, ten nie będzie miał prawa się dziwić, jeżeli autor nie jedną sprawę pokaże mu pod kątem widzenia dla niego nowym, a wyrazi ją w sposób śmiały i zamykający dyskusję. Zgodna z temi wskazówkami jest krótka i jędrna teorja tonu. Jak myśl słowa, tak uczucie wymaga tonu. Wskazówka to, dlaczego „Ojcze-Nasz" nie jest tworem suchego rozumowania. Wreszcie w trzeciej części zawarty program „uspołecznienia" sztuk i nauk podaje formułę wszelkiej bujnej i wysokiej kultury, wskazuje zadanie, które od czasu Odrodzenia w świecie nowożytnym nie zostało rozwiązanem. Umiejętności szły dotąd luźnym szykiem nie troszcząc się jedna o drugą. I nagromadziło się w nich dużo wzajemnych uprzedzeń i dużo zasklepionej w sobie zarozumiałości, które wypaczają nieraz umysły ich adeptów. Oby wspaniałe zadanie zwalenia tych chińskich murów pomiędzy umiejętnościami stało się hasłem rozkrzewiającej się w Polsce nauki. Wreszcie przynosi nam to wydanie skarb nieoceniony, ponieważ ma zawierać niedrukowane, dotąd części „Ojcze-Nasz," zatem wywody odnoszące się do pięciu ostatnich prośb Modlitwy Pańskiej. — Część ta nie jest wykończona, nie ma ani objętości ani formy wydanych poprzednio tomów. A przecież w dziele tego rodzaju samo istnienie szkiców i fragmentów, składających się na zupełny obraz, posiada ogromną wagę i ogromną wartość. Dowodzą one, że nie zabrakło 16 autorowi natchnienia, wskazują, jak dalece jednolitym był pomysł, jak śmiały rzut oka obejmował całość. Przede-wszystkiem zaś doprowadzają istotnie ideę jego do końca. Do bogatego i tak zbioru myśli Cieszkowskiego dorzucają cały szereg poglądów i orzeczeń, w których mu nikt nie dorówna. Było potrzebą, a według autora nawet prawem polskiego ducha, by on ważkie wypowiedział słowo w tyle mu drogiej sprawie wolności. To też nieodrodny brat bojowników o niepodległość, niekłamany współwyznawca męczeńskich za nią wygnańców napisał słowa, które jaśnieją na czele „trzeciej prośby": „Z Duchem dana jest wolność, dla Ducha jest wolność, jak Duch jest dla Wolności". To wyznanie wiary nie pozostaje u Cieszkowskiego programem. Jest on nietylko wyrazicielem aspiracji polskich, jest spadkobiercą wielkiego pochodu europejskiej myśli. Wolność nie może być byle jaką. Musi być urzeczywistnioną, a nietylko możliwą, pełną a nie obraną z treści. Czuł to głęboko Leibniz broniąc w Teodycei wytrwale zapatrywania, że wolność woli nie wyklucza determinacji. Kant rozwinął ten sam pierwiastek, stwierdzając, że dopiero przez prawo moralne wola wolną się staje. Ten sam kierunek wskazała filozofja Hegla, upatrując w wolności zjednoczenie teoretycznego i praktycznego ducha. Lecz dopiero Cieszkowski uzupełnia wszelkie niedopowiedzenia swych poprzedników i sprawę wynosi ponad wszelką wątpliwość. Nie świadomość wolności, jak u Hegla, lecz jej urzeczywistnienie jest celem dziejów. Nie oderwane prawo moralne, jak u Kanta, lecz realny rozwój wszelkich w duchu ludzkim założonych możliwości otworzy mu drogę udoskonalenia. Nie poddanie się woli Bożej, lecz jej spełnienie będzie egzaltacją człowieczeństwa. — U Kanta wolność nie sprzeciwia się prawu, lecz powstaje wraz z niem. U Cieszkowskiego wola ludzka nie sprzeciwia się Bożej, lecz dorasta do niej, w miarę jak sama osiąga wolność. Ta nauka o wolności, tak nawskroś organiczna, godnie wieńczy szereg pamiętnych teorji Cieszkowskiego. Nie jakoby wywody jego o chlebie powszednim dla ciała i ducha, o „Bożej, 17 absolutnej Amnestji" i jej warunkach, o uwolnieniu ludzkości od pokus złowrogich, o wybawieniu jej od złego, miały być beztreściwe lub mniej cenne. Ale trzy pierwsze „prośby" tak wszechstronnie wykładają stanowisko autora, że znaczenie czterech dalszych już samo narzuca się niejako czytającemu. Wyrażają one kolejno inne strony ostatecznego procesu hi-storji, dalsze znamiona absolutnego dobra, które rodzaj ludzki czynem swym ma urzeczywistnić. Jest tu Cieszkowski nadal egzegietą niezrównanie oryginalnym, nie w szczegółach tylko, lecz w zasadniczej koncepcji słów, które wykłada. Wydobyć taką głębię znaczenia z tak szczupłej ilości wyrazów, to wykazać w sposób najbardziej przekonywujący istnie nadludzkie tych wyrazów pochodzenie, — to dowieść u Tego, który je wypowiedział, takiego zrozumienia rzeczy boskich i ludzkich, jak ono raz tylko zabłysnąć mogło w historji. Są to istotnie przełomowe poglądy, nie tylko dlatego, że z czemś zrywają i coś przełamują, owszem dlatego, że podają plon myśli, o jaki się od wieków nikt pokusić nie śmiał. Te-orje do tego stopnia tchnące duchem budowania i wznoszenia, nie mogą „występkiem" pozostać przeciwko uświęconym przekonaniom, posiadają wszelkie cechy zbawczego „postępu," który autor całą duszą pragnął umożliwić i zapoczątkować. A gdy tak te myśli, tyle lat ukryte, wychodzą na jaw w głęboko odmienionym świecie, przypominają się mimowoli słowa, któremi autor zamykał czwarty tom swego dzieła. Za dni obecnych, jeszcze rozchwianych niedawną nawałnicą, a już płynących ku dalszym, nieznanym przeznaczeniom, dźwięk mają podwójnie przejmujący: „Dziś zamiast pojedyńczych ludzi rozesłanych po świecie, idee się w świat rozsyłają. — To są apostoły ludzkości, — a po-stoły Ducha Św., — apostoły niewidome do założenia widomego królestwa, jako za dni Chrystusowych byli widomi Rozesłańcy do założenia niewidomego Królestwa. „Idźcie idee, bierzmujcie ludy Duchem Św., głoście im dobrą nowinę — o nadejściu Królestwa Bożego, — o Pocieszeniu!" Pisałem w Poznaniu w styczniu 1922 r. Adam Żółtowski. O DROGACH DUCHA O DROGACH DUCHA. "Ubiegajcież się o co lepsze dary, a oto jeszcze doskonalszą drogę wam wskazuję". Sty Paweł w I. I. do Kor. XII, 31. I. Myśl i Słowo. Wszelkie tajniki Myśli są Słowu przystępne. Cokolwiek pomyślisz, bylebyś obmyślił, niechybnie wysłowisz, a czego-byś zgoła wyrazić nie umiał, bądź pewien, żeś sam nie zrozumiał, że ci się poczęło w przeczuciu lub zaroiło w domyśle, ale do Myśli jeszcze nie dojrzało. Bo słowo jest wszelkiej Myśli nie tylko zwiastunem, ale i probierzem. Gdzie zbywa na niem, snąć i myśli nie starczy, a kędy myśl niedomaga, daremnie na brzmiące, ile że puste, silisz się wyrazy, jędrnego nie dobierzesz się słowa. W istocie tak niezbędna między Myślą a Słowem panuje wzajemność, że jedno bez drugiego nie byłoby nawet sobą. Wszakże, o ile wyrażoną w Słowie Myśl wysławia dopiero Słowo, marnemu bez niej brzmieniu lub znakowi istotne nadając znaczenie, o tyle nawzajem wyrzeczenie onej Myśli ją samą urzeczywistnia, podnosząc ją właśnie ze stanu utajonej, bo założonej dopiero możności, do stanu ściśle oznaczonej, a najaw wydobytej, w sobie ujętej, a nam pojętej rzeczywistości. Na jedną więc, a odpowiednią wychodzi niedojrzałość, czy myśl niedosłowiona, czy słowo niedomyślone; na jedną i tę samą zasię niedorzeczność, czy myśl bezsłowna, czy słowo bezmyślne. Jak niemowlę, póki wyraźnie nie przemówi, poty wyraźnie też nie myśli, jedno marzy i ledwo domyślać się poczyna, — tak i mędrzec, dopóki rojącej mu się myśli nie wysłowi, a bratnim duchom nie udzieli, dopóty snać nie doszedł z nią IV samą do ładu, ale się raczej z nią jeszcze sam w duchu rozprawia. I nawzajem, dopóki rojąca się myśl nie przyoblecze się w słowo, dopóki się w pewien wyraz stanowczo nie wcieli, dopóty też pozostaje sama niewyraźną, a więc mglistą, mętną i zamętną, o tyle nikomu nieudzielną, o ile w sobie niepo-chwytną, bodaj czemś więcej, jedno urojeniem. W tym stanie wątpliwego jeszcze majaczenia, chociażby niepospolitą rokowała wzniosłość lub świetność, wygląda przecież polującemu na nią duchowi jak owe nierozdzierzgnione w gwiazdy mgła-wiska na niebie, o których, mimo domyślnej dowodliwości, stanowczo nie wiadomo, ażali to są nam tylko niedojrzane, czy też w sobie niedojrzałe jeszcze światy. Podobnież, gdy w języku jakim zbywa nam na słowie, bądźmy przekonani, że onej istoty niewyraźnej ów język (lud, naród) dotychczas jak się należy nie pojął,' nie opanował, — że nie zdał sobie z niej sprawy, choćby ją nawet i bezwiednie sprawiał. Dla innych może ona już wyraźnie świecić, a więc być jawą i jaśnią, dla niego zaś, póki niewyraźną, poty tajemnicą. Ilekroć owszem z zawartego wszechskarbcu Myśli nowy zabłyśnie mu klejnot, tylekroć właściwą nań oprawę w skarbcu rodzimego Słowa znajdzie nadorędziu. Złoży ją lub wywiąże ze swojskich pierwiastków, jak ona myśl złożyła się lub wywiązała; w potrzebie pożyczy do czasu lub przyswoi na własność z obcego narzecza, zwłaszcza jeśli sam wyrób myśli raczej napływowy niż rodzimy, lub słowo, choć obce, przecież powinowate. Ugodź tedy byle w dojrzałą myśl, a na ściśle odpowie-dniem słowie nigdy ci nie braknie; a nawzajem uderz tylko byle w dorzeczne słowo, a myśl odpowiednia natychmiast zadrga i rozlegnie się. Bo zaledwie myśl się wyrzecze, jużci z utajonej we wnętrzu ducha możności staje się rzeczą jawną i spólną, rzeczą pospolitą. Toż słowo przeto, dopiero co samej myśli niezbędne, by stała się sobą, to słowo, któremu myśl zawdzięcza ściśle oznaczone, bo ograniczone w sobie jestestwo, a tem samem osobną właściwość i dzielność, — nadaje jej znowu powszechność i nieograniczoną udzielność, nadaje jej nieskończoną płodność i pochopność do dalszych samej myśli wyrobów. Jakoby pryzmat lub soczewka rozła-muiac zwarta mvśl na niezliczone promienie, rozkłada je po V kolei i między sobą rozróżnia; jedne odbija, drugie nagina, te różnobarwi, tamte polaryzuje, a im bardziej doświadcza, tem więcej własności w nich odkrywa i utajone w samej myśli, a częstokroć nie domyślane pierwiastki na jaw wyprowadza; im w różnorodniejsze zapuszcza się z nią działania, tem dialektyczniejsze otrzymuje wypadki; bo dzieląc, jużci ją mnoży, do pierwiastku sprowadzając, jużci do potęgi podnosi, różniczkując, zgoła integruje. A tak, o ile myśl w zarodzie rwała nam się do Słowa, jako do niezbędnego sobie uskutecznienia, o tyle Słowo w rozrodzie doławia się myśli, jako ustawicznego przyczynienia, i ledwo wywołane, wnet ją nawzajem sobie wywołuje. Z wnętrza Umu w Słowo ujęta, szeregiem pojęć rozwija się myśl w umiejętność i bratnim znowu przywłaszcza umysłom. A zapłodniwszy takowe, coraz większą obfitość, coraz większą rozmaitość umysłowych płodów z nich nawzajem wydobywa. A to umysłowe obcowanie, działając zobopólnie na Um i na Słowo, wykształca powszechny a roz-umowy organizm szczególnych umiejętności; nieskończoną tkaniną sądów i wniosków rozdziela i rozmnaża zarodowe pierwotnych pojęć komórki, i wznosi coraz wyższe pokłady, a raczej architektoniczne piętra wielkiego Wiedzy przybytku, którego formalną podstawą Matematyka, niewyczerpanem osnowaniem wszechświat widzialny i niewidzialny, a duchowym znowu szczytem to samo, co węgielnym było kamieniem: Myśli i Słowo Boże. Nie jestżeż tedy Myśl i Słowo wzajemnie sobie powodem i dowodem? A skoro tak zawisła między niemi panuje zobopólność, skoro tak szczelnie przystają do siebie, a wespół odpowiadają sobie, iż myśl niczem nie jest, jedno uwewnętrznionem słowem, jak nawzajem słowo niczem, jedno uzewnętrznioną myślą, nie dziw, iż najbystrzejszy naród starożytności, pojmując ich jednoistność, jednym i tymże samym, ale znaczenia pełnym wyrazem (Logos) oboje zamianował. Późniejsze atoli, w porównaniu do greckiego, coraz bardziej rozbiorcze języki, nie znajdując u siebie jednego na to wielkie pojęcie wyrazu, ale niestety aż dwa, (co świadczy, jak zbytek przy niedostatku staje się sam ubytkiem), jęły posługiwać się jednym z dwojga na wyrażenie całości, ilekroć tejże VI niepodobna było odrazu obojgiem wyrażać. Przez co, acz nie powstał w pierwotnem pojęciu błąd zaiste żaden, niemałe jednak zaszło, zwłaszcza w tłumaczeniach Pisma, całości i żywotności pojęcia przyćmienie. Jakoż, bez zaciekania się aż w same głębie wielkiego pojęcia Logos, w jego nie tylko filologicznem i filozoficznem, ale i teozoficznem znaczeniu, dość przeczytać w oryginale początek Ewangelji Śgo Jana, by się przekonać, jak dalece pozorna ciemność a raczej tajemnicza nieprzystępność owego rzadkiej głębokości ustępu tylko w przekładach istnieje, a na tem nieszczęśliwem rozdwojeniu Myśli i Słowa zawisła. Skoro bowiem greckie Logos wyraża Myśl i Słowo w jedni, toć oczywista, że ilekoć to zrosłe w sobie pojęcie tłumaczymy przez jedno tylko z dwojga, dopuszczamy się nie błędu wprawdzie, bo wyrażamy to, co w istocie jest, ale przynajmniej abstrakcji albo też figury mowy. Inaczej się ma w greckim oryginale, kędy nie w przenośni, ani w przybliżeniu, nie w jednostronnej abstrakcji, ani figurze, ale na jawie i w pełni jaśnieje ów pierwiastek um-y-słowy (logiczny), który przyświecał już początkom wszelkiej mądrości na Wschodzie i w Grecji, przedzierając się jużto przez obłoki ezoterycznych misterjów, jużto przez mgłę niedołężnych jeszcze filozofemów, zanim oblał rzęsistem światłem Ludzkość całą, jako wszelkiemu duchowi przystępny, w Objawieniu Chrześcijańskiem. Bo też zaiste nie miał pozostać oderwanem światełkiem, ani też zaświatowym jakimś ideałem, ani połowicą prawdy, ani myśli abstrakcją, ani nareszcie utajoną we wnętrzu ducha potęgą, jedno owszem „stać się ciałem i zamieszkać między „nami." Wszakże już na początku u Boga „w nim był żywot, „a „żywot światłością ludzi". „Była światłość prawdziwa, „która oświeca wszelkiego człowieka, na świat przychodzącego. „Na świecie był, a świat uczyniony jest przezeń, a świat go nie poznał        " Lecz nie przesądzajmy tu wypadków innorodnego rozwoju; przestańmy rączej na lekkiem uchyleniu pomroki, jaka w średniowiecznych narzeczach pojęcie „Logos" oblokłszy, nie uwłóczyła wprawdzie bezpiecznemu, bo w tradycji wiernie przechowanemu tegoż znaczeniu, a więc nic zgoła z żywotnej prawdy nie uroniła, ale bałamutnym pseudofilozofom pochop VII dała do przepoławiania tej zrosłej prawdy, jednych na czczo abstrakcyjne pustkowia, drugich na mętno mistyczne zapędzając bezdroża. Aż nareszcie Myśl Słowiańska, greckiej powinowata, a więc życie w pełni uchwycić znów zdolna, na tor pierwotny w objawieniu wskazany, w tradycji pilnowany, stanowczo nawraca. Aliści skazówka onego Myśli Słowiańskiej uzdolnienia tkwi znów w słowiańskich narzeczach, zarówno abstrakcjom jak zamętom wrogich, kędy wszelki wyraz i wszelka składnia, miasto ulatniania się w jakąś mglistą nieoznaczoność, żywotną owszem plastycznością i organicznością się odznacza. Alboż np. sam wyraz „Myśl", jakoby z Umu w Słowo zachodząc, a tym przepływem jedno z drugiem kojarząc u-mysł-owo, nie zdawałby się poniekąd odpowiadać temu, co Grecy w zrosłem pojęciu Logos rozumieli? Ale mniejsza o to, nie idzie tu o etymologję żadną, która wtedy nawet, gdy w sobie niezawodna, niczego jeszcze stanowczo nie dowodzi, ledwo na dowód naprowadza. I pocóżby nam choćby źródłosłownie do Myśli się uciekać, skoro nam źródłomyślnie samo Słowo, byle pojęte jako Myśl już wyrzeczona, doskonale wystarcza? Wszak-żeż nie Słowian byłoby rzeczą zapierać się Słowa. Znalazłszy owszem w Myśli istny zaród Słowa, uznawszy nawzajem Słowo za jedno i to samo co Myśl, ale już wyłonioną i podniesioną ze stanu pierwiastkowego utajenia do potęgi objawienia, z poczęcia do narodzenia, co właśnie greckie Logos przedziwnie w swej pełni wyraża, trzymajmyż się Słowa i podziwiajmy raczej dobre natchnienie wszech tłómaczy Pisma, którzy od wieków do wyboru między myślą a słowem znagleni, jednomyślnie i jednosłownie chwycili się miasto możnej dopiero Myśli, jej dokonanego już wyrzeczenia. Ale zarazem dajmy stanowczą odprawę, jaka się należy, owym półmędrkom do przepołowią-nia żywotnej prawdy przywykłym, którzy przypuściwszy u siebie myśl bezsłowną, natomiast bezmyślnemi słowy mimo przedrzeź-niań arcymistrza ironji1 do dziś dnia siebie i nas biedzą. 1 W Fauście Goethego na zagadnienie naiwnego ucznia: „Doch ein Begriff muss bei dem Worte sein? odpowiada „duch wiecznie przeczący": „Schon gut! Nur muss man sich nichf allzuangstlich qualen, „Derm eben wo Begriffe fehlen, „Da stellt ein Wort zur rechten Zeit sich ein. Zaiste przychodzi nam nieraz podziwiać, do jakiego to stopnia duch germański poznał sztukę urągania własnym ułomnościom. VIII A taką dawszy odprawę, tem słuszniejsze zdejmie nas podziwienie na widok jasności, głębokości i niezachwianej sobie wierności, jakie nam od źródła aż do ujścia przedstawia Tradycja. Wszakżeż na samym wstępie Pisma świętego świadczą nam Księgi Rodzaju, pierwotne wszechstworzenia dzieje, że nawet Bożemu Duchowi nie dość było pomyśleć, ale potrzeba było wyrzec, by stało się światło... i stworzenie wszelkie. Co nowe objawienie jeszcze wyraźniej potwierdziło, podnosząc ową niemałej już doniosłości, choć dopiero w bezpośredniej postaci historycznego factum podaną skazówkę do godności dogmatycznego orzeczenia, i tłómacząc nam na jawę, co Psalmista, mówiąc o Niebiosach, pod tajemnicą jeszcze był zwiastował:1 — iż przez słowo wszystko się stało, a bez niego nic się nie stało, co się stało.2 A Mądrość wszystkich wieków nie wahała się przyświadczyć temu wiekuistej myśli wyrzeczeniu, owszem na polu czystej umiejętności od czasu „jak tylko trzeźwo rozumować poczęto"3 aż po dni nasze, ilekroć tylko trzeźwo rozumować nie przestawano, zawdy i wszędy w Myśli i Słowie, t. j. w pierwiastku umysłowym zasadę lub modłę wszech rzeczy uznawano. Tak dalece, że historja filozofji niczem tyle a słusznie pochlubić się umie, ile ostatecznem uznaniem jedności, spółzawisłości i wzajemnej sobie odpowiedności Myśli z Bytem, owej zobo-pólności porządku idealnego z porządkiem realnym,4 która w Słowie znowu poczęta, a w Czynie dopiero dokonana, stanowi w tem dokonaniu sam szczyt mądrości, a przecież niczem więcej nie jest, jedno wszechobfitą wynikłością, a nieskoń-czonem na polu wszelkiej skończoności zastosowaniem objawionej z góry prawdy, że „Bóg rzekł, a wszystko się stało", że „Słowo stało się Ciałem." 1        Psalm XXXII, 6. 2        Ew. Ś. Jana I. 3        Arystotelesowe wyrażenie o Anaksagorasie, którego vouc już był w istocie domysłem coraz doskonalszych umysłowych pierwiastków, jakoto platońskiej Idei, neplatońskiego Logos, i t. d. 4        Verum et Ens u Scholastyków, — cogitatio et extensio, ordo rerum et ordo idearum u Kartezjusza i Spinozy, — Identitat des Denkens und Seyns u Schellinga i Hegla i t. p. IX II. Uczucie i Ton. Z tych wyżyn Myśli i Słowa, na które uniósł nas prąd Objawienia, torujący drogę umiejętnej tradycji, spuszczając się ku poziomszym, lecz o tyle przystępniejszym Ducha dolinom, — inaksze zgoła w dziedzinach Uczucia znachodzimy stosunki. Jeżeli bowiem tak ścisłą a niezbędną upatrzyliśmy między słowem a Myślą zawisłość, że jedno bez drugiego obejść się zgoła nie mogło pod karą przestania być sobą, to niebawem doświadczamy, że bynajmniej się tak niema z Uczuciem w stosunku do Słowa. Tu już ani jedno drugiemu domaga, ani go nawet wymaga. Owszem, uczucia są z przyrodzenia raczej nieme, ledwo do okrzyku lub westchnienia pochopne, — o ile zaś nieme, o tyle też na wszelkie Słowo głuche. Bywają wprawdzie posłuszniejsze, a tem samem już wyrazistsze; — przecież i takie niekoniecznie odpowiadają na Słowo jak nawzajem i słowo z natury swojej niekoniecznie im odpowiada. Bo Uczucie, obojętne na umysłowe wyrażenie, rwie się natomiast do wrażenia bądź wewnętrznego, bądź zewnętrznego zmysłu; inną więc drogą dobiera się głębin Ducha, — inną też utajone w nich skarby najaw wyprowadza. Drogę tę sui generis, bystrzejszą niż ktokolwiek przed nim przejrzawszy intuicją, oznaczył wieszcz polski choć nie swojskim, ale dostatecznie przyswojonym wyrazem: Ton.1 Cóż tedy rozumieć mamy przez Ton w najpełniejszem, a więc wszechstronnem znaczeniu tego wyrazu? Oczywiście 1 Upośledzony ten wyraz, nie tyle powszedniem użyciem, ile raczej zbyt podrzędnem w życiu zastosowaniem, dostąpił dopiero w paryskim kursie Literatury słowiańskiej wyższej godności i pełniejszego, acz zbyteczną mi-stycznością zaprawionego znaczenia; której to mistyczności jest winą, że arcy-głębokie Wieszcza pojęcie nie doszło w uściech profesora do przynależnej jasności, jużto przez niedostateczne Tonu od Słowa odróżnienie, jużto dla nieco prześcigłych, o tyle więc chybnych, samego tonu orzeczeń. Atoli nawet w usterkach wielkiego ducha więcej częstokroć zdybiemy prawdy, choćby ją nam z grubej powłoki Mistycyzmu wyłuszczać przyszło, — niżeli w ogła-dniejszych wprawdzie, bo płytko oklepanych frazesach pomierniejszych duchów. Godzi nam się przeto, a nawet należy, nie „jurare in verba Magistri", ale pilnie badać i rozpamiętywać wiessczego ducha błyski, w jaki to czteroletnie dzieło naszego Adama obfituje. Kto zaś obłokiem wstrętnego Mistycyzmu zrażon, pozwala siebie lekceważyć lub zgoła potępiać nie wyrocze wprawdzie, ale tu i owdzie bodaj czy nie prorocze tego ducha objawy, ten chyba zapomina apostolskiej przestrogi: „Ducha nie gaście Proroctw nie lekceważcie. „A wszystkiego doświadczajcie. Co dobre dzierzcie". — (I Tessal. V). X nie próżne znów brzmienie, ani też marny jakiśkolwiek znak, — nie byle jaką nutę albo byle akcent jakiś, — nie lada modus, ani tem mniej lada modę i t. p., bo aczkolwiek w potocznej mowie i to i owo do tonu liczyć lub tonem mianować się zwykło, to przecież tak się ma cała istota Tonu do tych ułomnych liczników i mianowników swoich, jak się ma istota Słowa do próżnych i marnych słów. Rozumiemy raczej pod Tonem tak bogaty w sobie a dołężny ustrój dla zewnętrznego i wewnętrznego zmysłu, jakim jest Słowo dla umysłu. Bo też i dźwięk i ruch, i wdzięk i strój, i kształt i barwę, i cieplik i światło, i siłę i miarę, — zgoła mówiąc, wszelką żywotną przypadłość, a nawet obyczaj wszelaki, w organiczne skupując wrażenie, — tak dalece przypada do wszelkich, by najzawil-szych Myśli tajników. O ileśmy przeto Słowa bez Myśli ani przypuścić nawet nie umieli, — i nawzajem odwrotnie, — o tyle Tonu pojąć niepodobna bez odpowiedniego wewnętrznie Uczucia, — ani też Uczucia bez właściwego nazewnątrz Tonu. Lecz jeżeli tak się ma Myśl do Słowa, jak się ma Uczucie do Tonu, jakżeż się mają do siebie wyrazy skrajne i średnie tych dwóch odpowiadających sobie stosunków? Bezpośrednio i samorodnie wcale się do siebie nie mają; owszem na pierwszy rzut oka dostrzegamy nie tylko braku wszelkiego między niemi powinowactwa, ale bodaj nie wzajemnej do siebie odrazy, bądź Myśli względem Tonu, bądź Uczucia względem Słowa. Doświadczyć tego łatwo w codziennem życiu. Zadajmy n. p. pogrążonemu w boleści lub namiętnością miotanemu duchowi choćby najchwalebniejsze skarby Słowa, a wnet, jeśli nie wyj-dziem w oczach jego na „przyjaciół Jobowych", to przynajmniej zadane słowa odbiją się bezwładnie o rozdarte serce, jakoby groch o ścianę, i spadną w oczach naszych do rzędu niedołężnych abstrakcyj lub oklepanych morałów. Łzawe oko, krzyk serca, przycisk przyjaznej ręki — stokroć tu więcej poradzą niżeli najwymowniejsze Słowa. Natomiast zamyślonemu matematykowi spróbujmy zadać by najprzenikliwsze tony jakiej symfonji Beethovena. Wysłuchawszy, bodaj czy do końca, zapyta z dowcipną naiwnością: „Czegoż to wszystko dowodzi?"— Otóż jak jedno, tak drugie dowodzi bardzo wiela; raz, że oderwana (abstrakcyjna) myśl z również oderwanym tonem XI nic zgoła do siebie nie mają; powtóre, że gołe nawzajem slowo do również obnażonego uczucia tak się ma właśnie, jak się ma groch do ściany. A przecież możeż-li być przeznaczeniem tych potęg duchowych pozostawać w takiem oderwaniu? Alboż Duch nie jest zawdy i wszędy jeden i tenże sam choć różnolity, a więc i drogi Ducha choć rozliczone, bądź równoległe, bądź krzyżujące się, muszą być w jakiśkolwiek sposób z sobą styczne i spojne, nie zaś obojętne na siebie, lub zgoła we wszelkim kierunku rozstajne. Uderzyłać nas przed chwilą nieubłagana obojętność jeśli nie odraza matematyka do muzyki i poniekąd słusznie zadziwiła. Bo czemżeż jest sama Matematyka, jeśli nie istną Muzyką Myśli, i nawzajem czemże jest Muzyka, jeśli nie istną Matematyką Tonu? Dlaczegoż więc tak dalece napozór się nie znoszą, skoro w istocie tak doskonale sobie odpowiadają? Właśnie dlatego, że stanowią od siebie oderwane, a w odwrotnym kierunku bieżące strumienie, czyli nawzajem odpychające się, nie przyciągające się zaś abstrakcje. (Nieszczęśliwe te abstrakcje, ileżto one krzywdy Duchowi zadają!) Otóż są to przeciwległe sobie, ale równo ległe drogi, które jako równoległe, a więc od siebie oderwane, same przez się zetknąć się nie mogą, lecz wymagają pośrednictwa trzeciej do spólnego powiązania. Ilekroć nam tedy oderwana ich równoległość nie wystarcza, doświadczajmyż i kombinujmy coraz dalej, a przekonamy się, że jeśli ani Ton z Myślą, ani Słowo z Uczuciem bezpośrednio się nie łączą, jakoby nic do siebie nie miały, to znowu Ton ze Słowem chętnie się kojarzą, a skojarzywszy, jużci obustronnym połączeniom bądź z Myślą, bądź z Uczuciem dzielnie pośredniczą; jak się to dzieje w Chemji, gdy dwoje bezpośrednio obojętnych na siebie ciał, dopiero za przystępem trzeciego wzajemnie na się działać poczynają. O ile więc stronią od siebie lub odpychają się nawzajem Myśl z Tonem, póki we wzajemnem trwają oderwaniu, o tyle, skoro do obojga przystąpi Słowo, wnet się oboje siebie imają; i oto nasz matematyk, usłyszawszy już nie abstrakcyjne tony symfonji, ale n. p. pieśń gminną, spoiną skarbnicę ludowego Słowa i Tonu, niezawodnie już się nie zapyta: „czego ona dowodzi?" Zawiesi raczej na chwilę rachunek prawdopodobieństwa, bo z matematyczną pewnością poczuje, że i w nim drga serce; o czem nikt zresztą, krom XII niego chyba samego, nie wątpił. I nawzajem, o ile stronią od siebie Uczucia ze Słowem, póki w podobnem trwają oderwaniu, o tyle Ton, skoro przystępuje do obojga, znosi ich wzajemną obojętność i dalszemu na siebie działaniu pośredniczy. Wszakże jemu to zawdzięcza żywe Słowo ową doniosłość i dzielność, która już nie tylko umysły, ale i serca zdobywa, a na której zbywa martwiejszej zawdy pisma literze. Bo cóż jest żywe Słowo, jeśli nie Słowo spotęgowane Tonem, a więc działające nie tylko na Myśl, ale i na Uczucie, jak nawzajem cóż jest pieśń, jeśli nie Ton spotęgowany Słowem, a więc działający nie tylko na Uczucie, ale i na Myśl? Wprawdzie i mowa pisana posiada właściwy sobie Ton, co pospolicie nazywamy stylem, od którego nastroju lub rozpręży, dosady lub przesady, wewnętrznego cieplika lub powierzchownej tylko barwy, zawisła niepomału pisanego Słowa doniosłość i skuteczność, a tem samem własna w danej formie znikomość, albo pomnikowa trwałość. Wszelako ów Ton pisma, by najdołężniejszy, mdleje częstokroć w porównaniu z daleko prostszem, byle żywem Słowem. Wszakże dosięga drugdy i porywa żywe Słowo, kędy pisane, albo nader tępo, albo wcale nie chwyta. Bo żywemu, acz ograniczonemu do pewnej chwili i miejscowości, a pozbawionemu jeszcze przedmiotowego utrwalenia i rozpowszechnienia, którem to opanowaniem czasu i przestrzeni piśmienna mowa nad ustną o wiele przemaga, pomaga natomiast owo doraźne wrażenie żywej, a zmysłowo obecnej osobistości, zbiorowa potęga głosu, wzroku, ruchu, chwilowego natchnienia lub statecznego obyczaju, zgoła to wszystko, co wciela lub obrazuje tkwiące w tajnikach serca uczucia, a przeto samemu Słowu właściwy Ton nadając, tym właśnie Tonem w żywe serca się wdziera i oddźwięk w nich wywołuje. Przenikliwsze w danej chwili nad wszelkie pisane wywody, skuteczniejsze ulotnem na pozór, ale donośnem wrażeniem, zda się jakoby znikło raz na zawsze bez śladu żywe Słowo, ledwo wyrzeczone, gdy tymczasem tem silniej w duszę słuchacza wnikło i już nie tylko samej myśli zaświeciło, ale i serce zagrzało i całego ducha zapłodniło, dotarłszy do owych mniej przystępnych kryjówek uczucia, którychby mowa piśmienna, nawet wiązania, a więc do wyższego Tonu dostrojona, z trudnością dosięgła. XIII Stąd potęga Wymowy, tej Sztuki nad Sztukami, skoro jest zarazem i Nauk Szafarką i życia społecznego sprężyną; stąd też ważność i wiekuista wytrwałość ustnej tradycji, przekazywanego od pokoleń do pokoleń Słowa, które wiecznie żyje, bo żywo się wciąż odradza, gdy pisany owszem zakon częstokroć martwieje, a obumierając sam w sobie, rozpada się na to, co natchniony Pneumatolog nazywa: „zabijającą literą."1 A kędy nareszcie choćby żywe nie dosięgnie Słowo, snać wobec owych „wzdychań niewymownych", w których sami „jak się należy nie wiemy, ale Ten, który wypatruje serca, „wie, czego Duch pożąda",2 tam dopiero się dobierze i do ich znurtowania pomoże Myzyka, — najprzenikliwsza, bo też ze wszystkich najulotniejsza Tonu potęga, juści nie myśli żadnych ani domysłów nawet, lecz niemych jeszcze usposobień, lub niewyraźnych tąg duszy powiernica i zwiastunka. Z okrzyku i westchnienia poczęta, tchem i dźwiękiem karmiona, zgodą a swobodą wypielęgnowana, ta sztuka arcywyzwolona właśnie po nic innego nie sięga, jedno po uczucia niewymowne, a jużto przypominając roje doznanych kiedyś wzruszeń, jużto upominając się o niedoświadczone dotąd usposobienia, zmysł otwiera, serce drażni i samemu Słowu drogę ściele w bezdenne duszy głębiny. Strojna w sobie, dostraja wokoło. Czy podżega czy ukaja, czy spółboleje czy też spółpociesza, czy poziome kwili dźwięki czy też szczytne wniebogłosi, zawdy dociąga i miarkuje strój duszy dotyla, aż ją prędzej czy później do har-monji sprowadzi. Nie znałby zaiste ludzkiego przyrodzenia, ktoby przypuszczał serca lub zmysły nazabój przed tą potęgą Tonu zawarte. Mogą być mniej lub więcej ku niej pochopne, jeśli nie do wyższych zrazu harmonij, to przynajmniej do skromnych melodyj usposobione, podobnie jak umysły, zrazu powszednim ledwo wyobrażeniom przystępne, dopiero umiejętnością ćwiczone, do wyższych a pełniejszych wzbijają się pojęć lub pomysłów; mogą być nawet wyjątkowo przygłuszone i jakoby zmartwiałe, podobnie znowu, jak tępe i nad wyraz leniwe bywają umysły; a przecież stopniowe te różnice usposobienia bynajmniej przyrodzonym prawom Ducha nie uwła 1        III. Cor, III. 6. 2        Rom. VIII. 26. i 27. XIV czają. Do czynności, do twórczości bądź w tonie, bądź w słowie, nie wszystkie duchy zaiste wybrane, ale do bierności proste nawet „biernaty", byle przy zmysłach, bez wyjątku powołane. Bo równie jak między najuboższymi w duchu nie znajdziesz prostaczka, któremu myśl choćby najszczytniejsza, byle w miarę pojętności przystępnie wysłowiona, zaświecić nie umiała; czego dowodzą prawdy religijne, ze wszystkich najwyższe, najgłębsze, najzawilsze, najbogatsze, a przecież jeśli nie w umiejętnej dogmatyce, to przynajmniej w katechizmie albo w żywem słowie kazania maluczkim z maluczkich dostępne; — tak też nie znajdziesz byle żywej duszy, nawet przy dzisiejszem niezbyt harmonijnem rodu ludzkiego wychowaniu, którejby w danem serca usposobieniu, bądź hymn kościelny, bądź pieśń narodowa, bądź dumka rodzinna do żywego nie przejęły, nad poziom powszednich uczuć ku najszczytniejszym zachwytom nie uniosły, tęsknotą za poświęceniem lub zapałem do szlachetnych czynów nie ogarnęły, a więc chwilowo przynajmniej, jeśli nie zgoła statecznie, a nigdy na-daremnie, pewnym nastrojem i dostojeństwem ducha nie opatrzyły. — Wszakże tak było, jest i będzie, póki człowiek człowiekiem. Wszakże nie tylko u ludzi, ale tem bardziej u Ludów rodzime w muzyce zamiłowanie uznano za skazówkę i sprężynę, a więc znowu za dowód i powód wznioślejszego obyczaju i harmonijnego Ducha nastroju, z równą zasię słusznością, jak zamiłowanie w żywem Słowie poczytano nawzajem za skutek i przyczynę żywotności myśli i pomyślnego zawdy, choćby nie tyle rozmyślnego do umiejętności usposobienia; - co wszystko na pierwotnych n. p. Słowianach obce, a nawet zawistne nieraz dziejopisy zauważały. A jeśli po wszystkie wieki, począwszy od Jubalowych lub Orfeicznych pierwiastków, aż do dzisiejszych ledwo zawięzujących się, lecz przyszłości pełnych Orfeonów, służba Boża i wychowanie ludzkości świadczą ustawicznie za tą szlachetną serca i zmysłu piastunką: — czegoż sobie po jej doświadczonem Mistrzostwie, na korzyść opatrzniej niż dotąd wychowywanych pokoleń rokować nie możem, skoro nastające wieki stokroć silniej od ubiegłych sprzyjać zaczną jej religijno-cywilizacyjnemu powołaniu? Jak one wieki, harmonji chciwe a rozterkom wrogie, XV więcej niż którekolwiek po muzyce wymagać będą miały prawo, a nawet potrzebę, tak nawzajem ona więcej niż kiedykolwiek pomagać im będzie miała obowiązek, a domagać siłę. Społecznie odtąd i pedagogicznie uprawiana, już nie za zbytek, ale za jedną z wzniosłych potrzeb i sprężyn duchowego życia poczytana, żywotnem też przekona nas doświadczeniem, jak dalece ją na to staje, by Ducha nie tylko chilowo unosić, ale i statecznie podnosić; jak słusznie przeto, osobliwą między sztukami wniebodążność objawiając, we wszelkich liturgjach rej zawsze wodziła. A tak wywiódłszy się z pochodzenia i przeznaczenia swego, już nie tylko wrodzonym sobie powabem, ani też instynktowym wszech ludów upodobaniem, ale i historycznem na chwałę Bożą poświęceniem i ustawiczną na społeczne obyczaje działalnością, rozwiąże nam ta Córa niebios zagadkę własnej potęgi, i zrozumiemy, dlaczego była zawdy i wszędy człowiekowi tak miłą, skoro go już mimowiednie i mimowolnie do Miłości zaprawiała. " III. Sztuki i Nauki, Wola i Wolność w społecznem Życiu. Wiadomo, że w starożytności pod ogólną nazwą Muzyki nie tylko pojedynczą jak dziś Sztukę, ale cały organizm Sztuk pięknych pojmowano. Nawzajem sama już nazwa Matematyki świadczy, iż tę wyłączną dziś Umiejętność za Naukę wszech Nauk niegdyś poczytywano. Rozbiorczy postęp Ducha, jednę jak drugą w ściślejsze zawarłszy granice, nie uwłóczył przecież tą odrębnością ani żadnej z osobna, ani też całości dróg Ducha. Owszem jak niegdyś tak i teraz, choć nie przezywamy już Muzyką całego Sztuk wiązania, ani też Matematyki nie poczytujemy za panującą nad całym przybytkiem Nauk kopułę, pojmujemy przecież doskonale, co starożytni może silniej od nas czuli, wzajemną Sztuk i Nauk solidarność. Wielebną dla nas, bo też w istocie wielmożną jest wszelka Umiejętność: nie wynosząc żadnej nad inne, nie ubliżamy też żadnej, owszem w każdej z nich uznajemy prawą dla umysłu drogę do Świątyni Ducha,. Niemniej potężnym dla nas środkiem dobrania się Ducha, bo też i arcydzielnym jego objawem dla zewnętrznego XVI • lub wewnętrznego zmysłu, jest każda ze Sztuk pięknych, a we wszystkich razem upatrujemy liczne i spółuprawnione rodzeństwo cnych służebnic Ducha, których Muzyka w wyłącznem znaczeniu, jakie dziś przybrała, pojedynczą tylko, ani potrzebniejszą ani zbyteczniejszą od innych, ale wdzięków i łaski pełną stała się siostrzycą. Bo każda z nich ma sobie właściwe, a wzdy dobroczynne powołanie; każda po swojemu toruje drogę Duchowi, każda go rozwija, wyzwala, i właściwemi sobie środki ku spółpożytkowi uprawia. A jak „nie może rzec „oko ręce: nie potrzeba mi cię, albo zasię głowa nogom: nie „potrzebuję was; owszem daleko więcej członki ciała, które „się zdadzą być mdlejsze, są potrzebniejsze," tak i żadna z owych zmysłowych (estetycznych) potęg, służących wraz z umysłowem i i przemysłowem i „na okazanie Ducha ku spółpożytkowi" nie może się pochlubić, aby się w spełnianiu tego posłannictwa bez rówienniczek obeszła. Owszem, jedna drugiej w tem właśnie pomaga, w czem tamta niedomaga. A kędy ich cały zastęp folgować poczyna, tam znowu stawa do dzieła liczniejszy jeszcze poczet umysłowych i przemysłowych potęg: Sztukom powinowate, z niemi i między sobą równouprawnione, a do dalszej służby tego Ducha spółpowołane wszech Nauk Rodzeństwo. Nikogo bez wątpienia nie zadziwi ani obrazi, że do tego wyzwolonych Sztuk i Nauk Rodzeństwa liczymy równem prawem nie tylko czysto umysłowe, jak niegdyś bywało, ale też zastosowawcze, a więc i przemysłowe kunszta i umiejętności: bo komuż nie wiadomo, ile te ostatnie przyczyniły się już, a przyczyniają się coraz dalej do istnego wyzwolenia Ducha? Nie byłby chyba synem swojego czasu, ktoby dziś jeszcze ich równouprawnieniu chciał zaprzeczać, albo ów przestarzały antagonizm między wyzwolonemi, a nie wyzwolonemi nadał utrzymywać, niepomny na to, że dziś wszelka praca, byle prawa, stała się wyzwoloną, a więc szlachetną Sztuk i Nauk uczestniczką, a chyba jedno lenistwo i próżnowanie nieszlache-tnem pozostało, i jako takie bez Sztuk i Nauk oczywiście się obchodząc, „pod niższe żywioły świata tego zniewalać się daje".2 1 I. Cor. XII, 21. 22. 2 Galat. IV. XVII. Ale nawzajem, nie byłby jako żywo nastającego czasu spółuczestnikiem, ktokolwiek prądem przemagającego w obecnej chwili realizmu porwan, miałby się łudzić nadzieją wyłącznego przezeń opanowania Ducha, lub w potężnym zaiste popędzie ku materjalnemu pożytkowi, jaki się dziś objawia, najwyższe powołanie Człowieczeństwa chciał upatrywać. Zaprawdę nie wyłącznie, ale włącznie odbywa się postęp Ludzkości, a duch jej coraz nowsze zgarniając zdobycze, nic z dawnych nie urania, owszem świeżemi dawne utwierdza i uprawia; inaczej, zrzekając się dawnych, i świeże niebawemby postradał. Sam Przemysł przeto, dziś tak potężny, nie uwłóczy nigdy, pod karą samobójstwa, umysłowym ani uczuciowym Ducha drogom; i biada raczej jemu samemu, gdyby się o to pokusił. Bo zaparłszy się tego właśnie, co go wyzwoliło i uszlachetniło, co go z upośledzenia starożytnych i średnich wieków do spółdziałania w wyzwoleniu Ducha powołując, przez to samo najpowszedniejszym sprawom jego piętna Ducha i coś wiekuistego nadało, — zdradzałby tylko doczesną marność własną, a więc zdradzałby sam siebie. Ponieważ zaś sztukom i naukom nie tylko winien swą potęgę, ale nawet jej utrzymanie i ustawiczny jej przyrost zawdzięcza, przeto idzie tu o coś więcej niż o sentymentalną wdzięczność lub niewdzięczność, z której mocarze tego świata szydzić, a z szyderstwa jeszcze chlubić się lubią, nie bacząc, iż w przedziwnej spraw Ducha logice moralnym obowiązkom realne przecież odpowiadają prawa, którym na sankcji nigdy nie zbywa; — że więc prędzej czy później szyderstwo wdzięczności własnem wywdzięczyć się musi wyszydzeniem. W rzeczy samej idzie tu o istny, niezbędny a spolny życia warunek. Bo spółdziałanie to juści wzajemne jak nieodzowne. Chromiałyby Sztuki i Nauki bez odpowiednich postępów techniki; zmarniałby przemysł, gdyby go sztuki i nauki nie podsycały. Nic tu niemasz mdlejszego ani podlejszego, każde owszem w swojem miejscu potrzebniejsze; niczem więc jednemu przed drugiem chełpić się nie godzi, tylko współubiegać się wolno, a co lepszem stawać się przystoi. Umysłowiec przeto, gardzący dziś przemysłowcem, wyszedłby chyba na śmiesznego ubiegłych dawno wieków ciurę i mimowiednie sam siebie potępiał, bo XVIII jeśli sam nie chce pozostać płonnym tylko marzycielem, musi się do godności płodnego pracownika przy. warsztacie Ducha poczuwać, a udzielonym sobie talentem na spólną braci i własną korzyść rzetelnie obracając, do wzmagania skarbów Ducha wedle przemożenia się przyczyniać. Nawzajem przemysłowiec wszelki w praktyce i pożytku zamiłowan, urągający np. teoretykowi lub poecie, ubliżałby znowu tylko sobie; — bo jeśli jest zaprawdę istnym przemysłowcem, nie zaś partaczem ani frymarczycielem, juści musi być w swojej gałęzi uczonym, a nawet, im na za-wołańszego wyszedł profesjonistę lub inżyniera, tem niezawodniej musiał się w swoim rodzaju, a w starożytnem znaczeniu tego wyrazu, urodzić poetą. ■ « Bo taka jest spólność i solidarność, choć odrębność i rozmaitość wszechdarów, dróg, środków i powołań ducha, że to wszystko sprawia jeden i ten sam Duch, objawiający się w każdym inaczej, rozróżniający usposobienia, miarkujący uposażenia i rozdający dary twórczości jako chce, — jednemu wieszczy, drugiemu umiejętny, innemu znowu zastosowawczy albo wykonawczy, a to wszystko ku spólnemu budowaniu, ku spółpożyt-kowi, ku wzajemnej po wszelkich Ducha drogach pomocy. Bogactwo zaś i szczodrobliwość Ducha są tak wielkie, że nie tylko każdy bierze w nich udział, ale nawet obdarowanemu zwykle wybór służy między kilkoma dary, które jak chemiczne ekwiwalenta, w statecznej nawzajem mierze zastępować się mogą, snać nato, by opaczne wychowanie lub zewnętrzne okoliczności nie pozbawiły nikogo możności zużytkowania jednorodnej tylko zapomogi. A tak wobec wzrastającej obfitości coraz przystępniejszych w społeczeństwie środków, niemasz pojedynczego ducha, któryby tą lub ową drogą, byle chciał natrafić na właściwe sobie powołanie, nie umiał i sobie zadość uczynić i sowicie się wywdzięczyć Duchowi za otrzymany zgóry zadatek, przyczyniając się celującem u siebie usposobieniem do spełniania powszechnego Celu: Społeczności Ducha, (Communitas Spiritus). Którykolwiek owszem zagrzebuje z umysłu otrzymany z góry talent, pod wymówką, by go nie uronił, ten spada na „gnuśnego i niepożytecznego sługę", a uniknąwszy liczby z uronienia, winien ją przecież dla nieprzyczynienia. I utracą XIX niebawem nawet, to co zachował, na korzyść onego, co najwięcej zarobił.1 Zarabiać więc i dorabiać się, posiadanem jak najkorzystniej obracać, a na żadnej nie ustawać drodze, owszem po wszelkich a różnorodnych drogach Ducha ustawicznie postępować, nie tylko że się godzi, ale jest „wiernego sługi" znamieniem. Tylko dwom panom służyć niepodobna, bo jest jeden i jedyny, który wszystkiem swobodnie kieruje i rządzi, wszystko ku spółpożytkowi obraca, a tymci Panem jest właśnie Duch.2 Byłażby w tem by najmniejsza sprzeczność? Jako żywo. Najzupelniejsza owszem harmonja. Dysharmonję dopiero wprowadzałby ten, ktoby w tem upatrywał jakiejkolwiek drogi wyłączenie lub zgoła potępienie; boć tu nie idzie o poniewierkę żadnej, ale tylko o nie branie samej drogi za metą. Alboż to Duch jest czczą mrzonką lub też bezcielesnym jakimś upiorem (daemonium incorporale), jak go sobie niestety abstrakcyjni filozofowie wyobrażać zwykli, aby miał którąkolwiek z prawych dróg do niego należących, a spełnią jego stanowiących, pogardzać? — On wszystkie kocha, które posiada; wszystkiemi też objawia się ku spółpożytkowi, a tylko temi się brzydzi, które od spólnego celu odbiegając, schodzą na manowce, a jako takie sobie kłamią i same się gubią, albo też przestając na sobie, jużci tem samem jako drogi ustają. Wszelkie więc drogi, o ile się tylko w samogubne manowce ani w samolubne ustanki nie wyradzają, są wielebne i czcigodne, by dążyć do spólnego Celu. Ale nawzajem żadnej drogi, by najwielebniejszej, za sam Cel poczytać nie można, bez chybienia Celu właśnie przez samoprzestanie i ustanie na drodze. W temci tkwi harmonja wszelka, która niczem nie jest jedno Spółdziałaniem. 1 Matth. XXV. Luc. XIX. Co za głęboka w tej przypowieści nauka dla marnotrawnych, ilekroć niepostąpowycb konserwatystów, którzy brakiem serca, rozwagi lub odwagi narażają to właśnie co najpilniej zabezpieczyć sobie usiłują! Co za opatrzna z drugiej strony sprawiedliwośc dla zasługi, wyższa od ślepej, a przeto w oczach ślepych pozór niesprawiedliwości przywdziewająca! Co za uwielbienie nareszcie prawej pracy i skrzętnej zarobkowości; tem dono-śniejsze, że z ust Tego, który służbę i cześć Mamony tak stanowczo potęp ł, a przecież „dobrych bankierzy" przypuszczał, z pogardzanemi przemysłowcami onego czasu chętnie przestawał, a tylko frymarczycieli i nie na swojem miejscu kupczących z Domu modlitwy i nauki rozpędzał! - Joan. IV. 24. — II. Cor. III 17. i XX Atoli od filozofów i estetyków nowoczesnych gotów nas tu spotkać zarzut, jakoby w tem wszech dróg duchowych spółuprawnieniu tkwiło wierutne ich upośledzenie. Przywykłszy bowiem „co lepsze" z nich za „absolutne" poczytywać, uznawszy nadto, czego im nigdy nikt nie zaprzeczy, że Sztuki i Nauki stanowią cele przez się, których przeto, bez ubliżenia tak im jak sobie, nigdy nikomu na środki obracać nie uchodzi, zapytają nas owi zwolennicy absolutnej abstrakcji, bodaj czy nie z pozorem słuszności, w co się obróci nieskończone tych wyzwolonych potęg ducha uprawnienie, jeśli je wszem wobec nie za samoistne przez się Cele, czem są, ale tylko za drogi Ducha uznawać będziemy. Zbyteczna i to troska. Wszakże już duch jednostkowy, podmiotowy, jakim jest każdy w społeczeństwie człowiek, skoro prawem nieśmiertelnego ducha stanowi sui juris Osobę, nie zaś rzecz żadną alieni juris, jużci jest sam w sobie i przez się celem, którego też nikomu ani na środek obracać, ani wyzyskiwać nie wolno; a przecież nieskończonemu uprawnieniu temu bynajmniej sam nie ubliża, owszem w duchownem dostojeństwie jedno wzrasta, im się więcej sam z siebie bratnim duchom udziela, im się lepiej i skuteczniej zbiorowym zwłaszcza osobistościom Rodu, Narodu, Ludzkości poświęca, słowem, im dzielniej i potężniej z własnej woli służy Społeczności Ducha (Communitati Spiritus). Wszakże w tem coraz doskonalszem uspołecznieniu, celem sam będąc, po wszelkich drogach i szczeblach żywota Cel celów ściga, do jego spełnienia własnym czynem się przyczynia, a przez to dążenie własnego przeznaczenia tak dalece nie chybia, że go owszem dopełnia. Temci bardziej wszelkie przedmiotowe drogi Ducha, aczkolwiek nieskończenie w sobie uprawnione, aczkolwiek same przez się celne, a więc na byle środki nieobracalne, przecież nie ujmy żadnej ale owszem przyrostu własnej potęgi dostępują, ilekroć same z siebie, nie przestając na sobie, we wzajemnej pomocy a spólnej służbie Ducha spółubiegają się i prześcigają. Niechaj więc uprzedzonych zwolenników estetyki lub fi-lozofji nowoczesnej nie zadziwia ani obraża wytknięte tu Sztukom i Naukom, wżdy dzielne i samodzielne, byle nie „absolutne" posłannictwo. Wielebniejszemi one zaiste pozostaną XXI w dostojnym urzędzie wyzwolonych służebnic Ducha, niżeli w udanym stroju własnej absolutności, w jaki nowożytne szkoły, acz z prawdziwych założeń wyszłe, lecz w błędne, bo przesadne wynikłości zaciekłe, przybrać je usiłowały. O ile bowiem wyzwolona samodzielność (autonomja) Sztuk i Nauk wielebną zawdy była i będzie prawdą, o tyle ich wyuzdane samodzierżstwo (autokracja) wierutnym pozostanie fałszem. Bezwzględnie więc „absolutnemi sobie celami", za co je od-niekąd głosić poczęto, nie są i nie staną się nigdy Sztuki ani Nauki; jedno względnemi zawsze i spółograniczonemi celami, uprawnionemi oczywiście w sobie, przez i dla siebie, jak wszystko, cokolwiek z ducha rodem duchem jest i Społeczność Ducha składa, a przez to właśnie arcywyzwolonemi; a przecież spółkującemi organicznie w żywocie absolutnego Ducha, spół-zawiśle od niego i pomiędzy sobą, jak pojedyncze, lecz zrosłe w zdrowem ciele członki, jak odrębne i wolne a przecież zjednoczone w zdrowej Rzeczypospolitej instytucje lub stany, jak niepodległe nareszcie, choć wcale nie samowładne, póki w zjednoczonych Stanach, rzeczypospolite. Błądziłby niepomału, ktoby przypuszczał, iż ubliżamy tym wielkim, a dziś za panujące uznanym duchowego Świata Potęgom, odmawiając im bez ogródki przywłaszczonego świeżo samowładztwa, ale raczej medjatyzując je wszem wobec i każdą zosobna, nie pod władzę którejkolwiek z nich, jak to w średnich wiekach na korzyść teologji bywało, ale pod konfede-racyjne prawo Społeczności Ducha, której są i uznać powinny swobodnemi wprawdzie u siebie, ale organicznie z sobą zwią-zanemi spółczynnikami. Błądziłby jeszcze mocniej, ktoby upatrywał w tem religijnem oczywiście, choć wcale nie teo-kratycznem stanowisku, by najmniejsze powinowactwo ze scholastyczną niewolą, która ich żywot w średnich wiekach przytłaczała. Stanowiska te między sobą toto caelo się różnią, i tak dalece nic do siebie nie mają, że owszem jedno drugie stanowczo wyklucza; jak np. w żywocie człowieka pełnoletność, skoro osiągnięta, jużci wszelką opiekę, przebytej małoletności właściwą, raz na zawsze usuwa. Zaprawdę była i Scholastyka potrzebną, ale w swoim czasie, kiedy szło o ćwiczenie, hartowanie i wychowanie w karbach tradycji ducha młodocianej Ludzkości. W on to czas XXII o swobodzie ducha tego mowy nie było, bo też być nie mogło, bo swoboda, która dla dojrzałej już istoty ma wartość samego życia, ponieważ spełnią jego stanowi, która dla dojrzewającej nawet ma chlubne i pożyteczne, a więc nieunikalne niebezpieczeństwa, dla dziecięcia przecież lub niedorostka byłaby nieochybną zgubą. Kto czasów nie rozróżnia, zdrowo w dziejach wnioskować nie zdoła. Potępia w swoim czasie wielebne, albo nie-wcześnie uwielbia zmarniałe. Otóż scholastyczne wieki były dosłownie tem dla dorastającej Ludzkości, czem są lata szkolne* dla dorastającego młodzieńca. Wieki te w dziejach minęły bezpowrotnie. Od reformatorskich zachcianek aż do kartezju-szowego cogito ergo sum, kusił się zbiorowy duch Ludzkości o wejście ze szkoły, — i krwawo na otrzymanie „świadectwa dojrzałości" pracował; aż go nareszcie, dorosłszy i dojrzawszy w sobie, dostąpił, i stanowczo też ze Scholastyki wystąpił. A to wystąpienie było wielebne. Była to uroczysta chwila dokonanego samychże Sztuk i Nauk odrodzenia. (Renaissance) Od tej to chwili jął zbiorowy duch Ludzkości po wszelkich drogach duchowych o własnej, wyzwolonej, próbować się sile, i bumaniora swoje, już nie szkolnym trybem jako dane i znie-wolone pobierać, ale sua sponte po swobodnych Wszechnicach jako wyzwolony sobie obierać. A wyzwolonych raz zakosztowawszy i w niedomyślane przedtem skarby Wiedzy w ciągu onego trzystulecia akademicznej swobody ducha wzbogaciwszy, jął się też poczuwać do niedomyślanego dotąd dostojeństwa i na samego siebie wyzwalać. I nie zajrzał mu tego wiekuisty Pan; owszem ucieszył się, bo „Pan-ci jest Duch, — a gdzie jest Duch Pański, tam „Wolność"} Które to wielkie objawienia wyrzeczenie umiejętność nowoczesna oburącz podpisuje, — wtórując mu odpowiednim wypadkiem własnego badania i nawzajem oświadczając: gdziekolwiek znać wolność, tam musi być duch. Bo doszła taż umiejętność, po długiem dociekaniu i mozolnych w krainie ducha badaniach, do stanowczego odkrycia, że nie co innego samą istotę i objawy Ducha wyraża, nie co innego przeto criterium jego stanowi, jedno Wolność. * W I w. szkolne, szkolnym. 1 II Cor. III. 17. XXIII Wszakżeż sama filozofja germańska, aczkolwiek raczej teoretycznej Myśli aniżeli społecznemu Czynowi i praktycznej Woli hołdująca, uznała przecież przez wszystkich koryfeuszów swoich Wolność za powód i dowód, — za alfę i omegę Ducha; w tem tylko chybiając, iż Wolność tę li idealnie we wnętrzu ducha zakłada i na abstrakcyjnej znów swobodzie choćby naj-spełniejszej w sobie Myśli poprzestaje, niepomna, że nic nie-masz wewnętrznie utajonego, coby się zewnętrznie objawiać nie miało,1 ani też naprawdę idealnego, (a więc nie urojonego), coby się zrealizować nie potrzebowało. Konsekwentniej sza w tym względzie filozofja słowiańska żadną abstrakcją, by najwspanialszą, uwodzić ani zaspokoić się nie dająca, przekroczyła już i ten niedostatek. Bez ubliżenia idealnej swobodzie Myśli, owszem dla tem lepszego jej uwielbienia i sprawdzenia, postarała się o to, co jej się żywo należy: o czynne i realne dopełnienie. Nie sprzeciwiając się więc założeniu w Myśli, owszem dopominając się jej nawet aż w Uczuciu, rozróżniwszy przeto jej przybliżone szczeble, stanowcze dopiero zadowol-nienie i zadosyćuczynienie Wolności oczywiście w wolnej Woli, w próbie Czynu, w pełni społecznego życia znalazła.- Do czego mozolnie doszedłszy, spogląda wstecz na przebytą od tylu wieków drogę i spostrzega tu z pociechą, ówdzie ze zdumieniem, że właściwie nic nowego ani dotąd niesłychanego nie odkryła, jedno stare a wiekuiście prawdziwe pod umiejętną tylko formą do świadomości wniosła, że więc dorobiła się tego tylko, w co ją in nuce uposażono, i powróciła, skąd wyszła, albowiem co przynosi niczem nie jest, jedno to, z czem ją na świat wysłano, gdy Doktorom i Nauczycielom ówczesnym powiedziano: „I poznacie prawdą, a prawda was wyswobodzi".3 1        Matth. X. 26. Marc. IV. 22. Luc. VIII. 17. 1 XII. 2. (Co zresztą filo zofja tegoczesna w ontologicznej nauce o Istocie najwyraźniej sama wywodzi i dowodzi). 2        Ćwierć wieku właśnie mija od czasu, jak staraliśmy się to wyłożyć w sposób wymaganiom panującej podówczas filozofji niemieckiej odpowiedni, a więc w formie i mowie jej przystępnej; (patrz: Prolegomena zur Historiosophie. Berlin 1838.; Cel nasz już wtedy, jak i później, jak i dotąd, był i jest zawsze jeden i tenże sam, drogi zaś rozliczne, a więc i sposób ich od bywania odmienny. Tuszymy sobie przec eż, że już ówczesny czytelnik pod formą germańskiego słowa, jak i późniejszy pod wszelką inną, kierującej pió rem naszem polsko-słowianskiej Myśli nigdy nie przeoczył. 3        Joan: VIII. 32. Niesłychanej znów wagi wyrzeczenie, bo nie tylko bezpośrednio świadczące, dokąd przez prawdę kroczymy, i co przez nią osią XXIV Aliści o to szło właśnie wiekuistej Umiejętności, aby tę oswobodzającą prawdę wszechstronnie poznała i uznała. Danąć była od wieków, ale niepoznaną ani uznaną, póki niesamoistnie przez się rozwiniętą, czyli niewyzwoloną; — inaczej nie byłby Objawiciel, mówiąc przecież do tych już „co mu uwierzyli" i zastrzegając wyraźnie: „jeźli trwać będziecie przy mowie „mojej, prawdziwie uczniami memi będziecie," dodał in futuro: „i poznacie prawdę". Wierzyła też dopiero w tę daną prawdę Scholastyka cała; a trwając przy niej wiernie, skarby wiedzy przecież mnożyła, jak to nam nieposzlakowany w tym względzie, bo arcywyzwolony świadek, Leibnitz zeznaje; — ale poznać ją jak się należy i dać jej własnego przekonania już niezachwialne, bo nienarzucone świadectwo, mogła dopiero stanowczo wyzwolona umiejętność. I niemasz obawy, by tego uznania odmówiła. Wszakżeż już u świtu onego Sztuk i Nauk wyzwolenia, jeden z nauczycieli, którzy duchowi ludzkiemu przy wyjściu ze Scholastyki świadectwo dojrzałości spółpodpisali, słusznie wyrzekł o filozofji, że ledwo zaczerpnięta (penitus exhausta), dopieroż dowodzi do Boga. To samo z równą słusznością powtórzyć dziś można o wszelkich naukach, a nawet wyraźnie dodać, co bodaj czy się już staremu i doświadczonemu Ba-konowi nie roiło,1 że wszelkie umiejętności, do których wyzwolenia tyle się sam przyczynił, póki jednostronnie i wyłącznie dla siebie uprawiane, a więc samopas puszczone, w swawolę zawiodą i w samolubstwo zapadną, a dopiero na dobre życiu społecznemu przyswojone i ze spółpotęgami Ducha sprzymierzone, do zapowiedzianego przez prawdą oswobodzenia dowiodą. Bo żadna umiejętność, choćby się nauką nauk mieniła, choćby się jej zdało nareszcie, że „do dna wyczerpnięta," ani sobie, ani Duchowi sama przez się nie wystarcza, owszem im bardziej celu własnego dopina, tem bardziej ku dalszemu gniemy, ale nadto wskazujące, co tu właśnie wywodzimy: iż samo onej prawdy poznanie, acz w sobie tak wielebne i celne, końca dróg Ducha przecież nie stanowi, jedno ku doskonalszemu tychże spełnieniu samo prowadzi. 1 Np: Przy następującem zdaniu: „Atque hoc pro regula ponatur ge-„nerali, quod omnes scientiarum partitiones ita intelligantur et adhibeantur, „ut scientias potius signent aut distinguant, quam secent et divellant; ut per-„petuo evitetur solutio continuitatis in scientiis: Hujus etenim contrarium „particulares scientias steriles reddidit, inanes et erroneas; dum a fonte et „fomite communi non aluntur sustenantur et rectificantur." De augm: Scient: L: IV. c. 1. xxv się wspinając, sama siebie przekracza i w organizm dróg i potęg Ducha swobodnie, bo żywotnie się splata. Nie troszczmy się przeto o już nastąpione raz na zawsze Sztuk i Nauk Wyzwolenie. To już się stało i jako żywo odstać się nie może. Niemasz siły, któraby je pod jakiekolwiek jarzmo zapędzić nazad zdołała. Ale troszczmy się raczej o jeszcze lepsze i dalsze, o pełniejsze i płodniejsze, o spółobywatelskie ich usamowolnienie. Bo jak samo wystąpienie z przymusowej szkoły nie upełnioletnia jeszcze młodzieńca mimo otrzymanego testimonium maturitatis, a więc nie wprowadza go odrazu w życie społeczno-obywatelskie, o tyle w prawa, ile w obowiązki obfite, lecz dopiero wyzwolone k'niemu otwiera mu drogi, po których swawolnie zadufanego w marne zapędzać może bezdroża; tak i owo wielebne wystąpienie Sztuk i Nauk ze scholastycznej heteronomji, nie wprowadziło ich odrazu w swobodną autonomję, która jest moralnym bo społecznym ich wyzwolenia celem, jakoby pełnoletniem ich obywatelstwem, ale chwilowo, przy zakosztowaniu młodzieńczej swobody, naraziło je na butną autokrację, która o tyle się z powyższym celem mija albo go nie dosięga, o ile sama, w zaślepieniu własnej zarozumiałości, siebie już za absolutny cel poczytując, wyższego ponad sobą ani przypuszcza. I na tym to punkcie dziejowego rozwoju stanęły Sztuki i Nauki od czasu, jak im poważni Mędrcowie z katedry ogłosili, że są absolutnemi przez się i dla siebie celami, które w sobie tylko zadowolenia szukać mają, ponieważ bezwzględnie sobie zadość czynią. Absolutnośc taka, to znowu abstrakcja, a więc ledwo pół-prawdy. Że wkrótce miną te uroszczenia, z idealistycznej filozofji niemieckiej wytrysłe, a w realistyczną estetykę romańskich ludów skwapliwie przesiąkłe, to wątpliwości nie ulega żadnej. Rozpędzi je niebawem żywotny wpływ wszech związków i obowiązków, w jakie upełnioletniony duch, ipso jure et facto w Społeczności wstępuje; podobnie jak obywatelskie dopiero usamowolnienie rozwiewa zarozumiałemu dotąd młodzieńcowi wszelkie ułudy pierwiastkowego wyzwolenia, odkrywając mu, jak względną i przybliżoną dopiero bywa owa „dojrzałość", której przy wyjściu ze szkoły otrzymał świadectwo, — oraz jak spółwarunkowem XXVI było niejedno, co mu się jeszcze na uniwersytecie, póki abstrakcyjnie pojęte, „absolutnem" wydawało. Nim ten żywotny wpływ jednak górę nad abstrakcjami weźmie, zmarnieje w sobie niejeden płód Sztuki lub Nauki; a wrzekoma tych potęg płodność ani nowożytnym, coraz brzemienniejszym zadaniom Ducha nie sprosta, ani nawet, jakby na chwilową przekorę prawom Postępu, nie wytrzyma porównania z ich zbawienną niegdyś działalnością, gdy nie chorując na absolutność, tem czerstwiej i skuteczniej na chwałę i spółpożytek Ducha pracowały. Wszakżeż póki samodzielne, lecz nie samodziercze Sztuki bynajmniej na sobie przestawać ani też pysznie sobie hołdować nie myślały, ale z zamiłowaniem i spółpoświęceniem choćby na przybliżonych szczeblach własnego przeznaczenia przyczyniały się swobodnie a religijnie do coraz wielebniej-szego Ducha rozwoju, jak to w Starożytności przy ich Narodzeniu, a w średnich wiekach przy ich Odrodzeniu bywało, poty też płodziły wiekopomne arcydzieła. A symbolizując każda po swojemu wszechskarby Ducha i dobierając s ę ustawicznie coraz głębszych lub dalszych co lepszemi drogami zmysłu, jak Nauki co lepszemi drogami umysłu, poczuwały się same do cnej a wyzwolonej służby, do ministerstwa Ducha, do pew-nego kapłaństwa. Odkąd zaś ostygło w nich to prawdziwie wyzwolone, bo zwolone natchnienie, odkąd omdlało spółpoświęcenie, odtąd same dały się „zniewolić pod niższe żywioły świata tego;" i wtedy dopiero, chcąc się w oczach własnych ze swawoli wytłumaczyć a w cudzych z niewolą zataić, jęły się za absolutne cele udawać, — i przedawać. Co nie dziw, bo nic snadniej nie wyradza się w frymarkę jak Samolubstwo. Oblókłszy tedy ową szatę Pychy, matki wszelakiego zepsucia, z pod której idealnie ułożonych fałdów wygląda raz po raz pośledniejsza interesów materjalnych podszewka, nie dziw, że wybujała lub spowszedniała Sztuka zdobywa się dzisiaj, mimo olbrzymich postępów techniki, mimo własnego rozrostu i wyjątkowego gdzie niegdzie podlotu, ledwo na pokupne, bo gładkie mierności wyroby, ilekroć, kusząc się o wyższe dziwy, nie zapada w dziwolągi. A tak z rozumnej napozór, lecz w istocie za-rozumiałej tylko teorji „Sztuki dla Sztuki" wylęgłaby się powoli odpowiednia, bo zyskowna napozór, choć w istocie XXVII marnotrawna praktyka „Sztuki dla grosza", i ów dopiero co „absolutny cel" w wierutny zamieniłby się „środek," — gdyby jednym albo drugim mogła zostać kiedykolwiek Sztuka. Atoli jak jedno tak drugie chwilowo tylko upośledzać ją zdoła, bo jak jedno tak drugie wiekuistemu jej przyrodzeniu przeciwne. Przeszłość jest rękojmią jej przyszłości. Ktokolwiek na doświadczeniu wieków oparty, wierzy nie w absolutne wprawdzie, ale co lepsza, w święte powołanie Sztuki, kto ufa w jej zbawienne dla Ludów i Ludzkości przeznaczenie, ten jako żywo nie przypuści, by rozbić się mogła w niebezpiecznej przeprawie o jedną z przeciwległych a zarówno grożących jej skał; wszelako radby ją czemprędzej wyprowadzić z przepaścistej cieśniny, jaką dziś przebywa, na swobodne morze przyszłości, kędy siła nowych dróg i kierunków stoi przed nią otworem. A jak ta przeprawa, za ożywczem Ducha tchnieniem pomyślnie odbyć się może, bodaj czy już nie mamy na Poezji polskiej wymownego świadectwa i dokonanego przykładu? Bo czemżeż jest nowoczesna Liryka nasza, począwszy od Ody do Młodości aż do Psalmu dobrej woli, jeśli nie pasmem proroczych, w cudotwórcze tajemnice obfitych, a duchowi Ludzkości nowe drogi torujących „Psalmów Przyszłości?" Albo i cała Poezja nasza spółczesna, począwszy od owych, jakby symbolicznem zrządzeniem losu nie rozpoczętych Dziadów aż do Niedokończonego Poematu, czemżeż jest, jeśli nie wielkim, bez domyślanego początku ani przeczuwanego nawet końca zabłysłym, a jużci jasno drogom Ducha przyświecającym „Przedświtem"? Gdzież dopatrzysz się w tych arcydziełach chociażby śladu „Sztuki dla Sztuki"? Nie sobie te pienia pieją, ani też w sobie się lubują. O Życie społeczne im chodzi, o nowe życie dla Ludów i Ludzkości. Własnej zaś chwały tak dalece nie szukają, tak im się ani marzy na sobie przestawać lub sobie zadość czynić, że owszem, w zapale poświęcenia duch twórczy wyraźnie w nich woła: „zgińcie me pieśni! wstańcie czyny moje!" A przecież któż zaprzeczy, że w nich jest najwyższa Sztuka, właśnie dlatego, że najwyższym zadaniom Ducha poświęcona. I właśnie też dlatego, mimo zaklęcia wieszcza, nie zginą, owszem na długie pono wieki zostaną duchowi nie tylko narodowemu, ożywczego natchnienia krynicą. XXVIII ' ' ■     "        ■         ' Podobnież i Nauki, by przejść w Społeczne Życie, co jest ich dzisiejszem zadaniem a wiekuistem przeznaczeniem, wyglądają wespół swobodno religijnego skojarzenia, z równą zasię słusznością jak niegdyś z osobna dobijały się o samoistne z pod jarzma Teologji wyzwolenie. Bo im dziś niemniej wypłonieniem zagraża samopaśna a zarozumiała swawola, jak niegdyś dokuczała scholastyczna niewola. Wszakżeż mimo dokonania olbrzymich odkryć na wszech polach Wiedzy, mimo nagromadzenia przeobfitych materjałów do nowej Ducha budowy, mało znać społecznego budowania, bo zbywa dotąd na domaganej spójni, na duchowym cemencie, na ożywczej wszech nauk Religji. Ducha systemu zaiste Naukom nie brak, skupiają się też i wiążą, ale tylko w sobie, przez się i dla siebie; ponad sobą bodaj co widzą, poza siebie więc nie dążą, i dlatego jak się należy „nie przechodzą w Życie". Owszem, jakby na przekorę domaganym a niedomagającym systemom, rozpadają się w oczach naszych jużto na marne, bo obsolutne cele, jużto na chlebodajne tylko środki; co znowu jak jedno tak drugie sprzeciwia się ich przeznaczeniu. A ubiegając się ostatecznie to za "mrzonką", to za „interesem", wszystkiego śledzą, wszystkiego dochodzą, omieszkując temu tylko, przez coby wszystko było im przydano. Jak „Sztuka dla Sztuki", tak też „Nauka dla Nauki", przez to, że tylko przepyszna w teorji, staje się przekorna w praktyce. W teorji buduje okazałe zamki na lodzie, których wrzekoma świetność nawet pory wieku nie przetrwa, w praktyce zaś „goniąc za żywioł-„kami drobniejszego płazu, to się unosi, to w głąb wali, lecz „nie lgnie do niej fala, ni ona do fali; w tem jako bańki „prysną obie o szmat głazu; nikt nie dbał o ich życie, nie „wspomni ich zguby, — to samoluby". A przecież ileżto już razy, od czasu zwłaszcza jak za odrodzeniem Sztuk doczekały się i Nauki własnego wyzwolenia, dowiodły nam błogosławionej płodności i arcydzielnej na chwałę i pożytek Ducha potęgi, kojarząc się swobodnie, bo religijnie, w duchu pojedynczego olbrzyma Umiejętności, czy mu Kopernik albo Descartes, Newton albo Leibnitz, Pascal czy też Montesquieu było na imię. Czegoż więc po ich spół-działaniu rokować sobie nie możem, skoro wybije godzina ich powszechnego uspołecznienia? — Ilekroć owszem, bądź z osobna, XXIX bądź zbiorowo, absolutność własną głosić poczynały, ilekroć gardziły „godami Ducha" pod wymówką bądź Nauki, bądź też Nauki dla chleba, tylekroć mimowiednie same siebie zdradzały, a mimowolnie w sobie marniały, bo tylekroć na poczekaniu albo ulotniały się w mgłę idealizmu, albo też grzęzły w kał materjalizmu     dopóki nowym spełnego Ducha powiewem z martwych do życia nie powstawały. A jutrzenka takiej wszech nauk Palingenezji bodaj czy nam znowu, i to dawniej niż w Poezji, od słowiańskiego nie świta stropu? Choćbyśmy w ścisłej Nauk dziedzinie jednym tylko poszczycić się mogli Kopernikiem, który nam organiczne wszech ciał niebieskich spółdziałanie objawiwszy, matematycznie wytknął powikłane między sobą drogi, po jakich w nieskończoność, a zawdy harmonijnie, szybują samocelne światy, jużby się nam godziło analogicznie zapytać, azaliż to nie jest od wieków słowiańskiego ducha zadaniem, absolutne abstrakcje przekroczywszy, organiczny związek dróg Ducha świadomo uchwycić. A wszakżeż upoważniłby nas jeszcze do tego domysłu dowodniejszy od analogji, acz mniej uderzający objaw: ów religijno obywatelski, narodowo-etyczny charakter choć słabszych porównawczo, ale statecznych polskiej myśli usi- ' łowań. — Ktokolwiek się wczytał w naszych Zygmuntowego zwłaszcza wieku pisarzy, piętna tego przeoczyć nie mógł. Nie roszczą sobie te swobodnej umiejętności zakusy dotrzymać dziś jeszcze kroku olbrzymim, a mozolną pracą, na której nam zwykle zbywało, nagromadzonym nabytkom Wiedzy szczęśliwszych innoplemieńców; atoli zawiewa nas z nich niejedno tchnienie ducha przyszłości, który po następnych pokoleniach tylko wytrwalszego natężenia Woli wymaga, by uiścić, co już od wieków rokuje. Kiedy więc wierni jawnym lub utajonym tradycjom ducha narodowego, przemawiamy usilnie za religijno-obywatelskiem Sztuk i Nauk uspołecznieniem, za żywotnem skierowaniem ich własnych a niezaprzeczalnych celów ku spólnemu wszego Ducha celowi, słowem za harmonijnem powiązaniem wszelkich dróg Ducha w wiekuistym stosunku do wiodącego ogniska, nikt nas zaiste nie posądzi o jakiekolwiek uwłaczanie tym samodzielnym Ducha potęgom, ani o nastawanie na ich wielebne a nieodzowne wyzwolenie. Każdy owszem poczuje, xxx domyśli się i uzna, że tu idzie nie o ich przygnębienie lub poniżenie, ale jako żywo o ich podniesienie na wyższe, na pło-dniejsze, w pożytki obfitsze, w sobie dostojniejsze, a co zgoła niespodziewane, na wyzwoleńsze jeszcze niż dotąd stanowisko; bo górujące o tyle nad roszczonem dziś samowładztwem, o ile wszelkie uspołecznienie bądź ludzi, bądź ludów, góruje nad samopaśną, a więc swawolną tylko bezspołecznością, o ile np. unarodowienie samoistnych w sobie rodów, albo też zjednoczenie w organiczną całość jednoplemiennych a dotąd udzielnych państewek, w stokroć wyższe, potężniejsze, pełniejsze a nawet swobodniejsze wprowadza je życie od owego, na jakie stać ich mogło, póki się przy luźnej udzielności (absolutności) na korzyść jakiejkolwiek prywaty upierały. Że w wyższe, że w obfitsze, że w potężniejsze, to każdy uzna, bo to w oczy bije, ale skądże i dlaczego ma być swobodniejsze, jakiemżeż prawem ma być jeszcze wolniejsze? Oto takiem prawem i dlatego: że Wolność bynajmniej nie jest dowolnością ani też swawolą; za co ją chyba ci udają, co nią frymarczyć tylko usiłują. Owszem, tak się ma do jednej, jak się ma istna Myśl do prawdopodobnego dopiero domysłu, a do drugiej, jak sama Prawda do wierutnego fałszu. Wszak i domysł wszelki zwykł się za myśl przedawać a przecież nią nie jest, aż się dopiero nią stanie. Dopóki zaś na sobie poprzestaje, jużci nawpół drogi ustaje, a więc do myśli wznieść się, myślą stać się nie może. Otóż jak sprawdzenie domysłu stanowi jego do myśli podniesienie, ale zarazem jako domysłu zniesienie, co ilekroć chybi, z możebnego dopiero rzeczywisty wyradza się fałsz, tak też zniesienie spornej a u-pornej dowolności stanowi jej własne do istotnej Wolności podniesienie, inaczej z możebnej dopiero rzeczywista wyradza się swawola. Z tą zaś Wolność tyle ma chyba spólnego, co sprawiedliwość z niesprawiedliwością, albo co wielebna zawdy samodzielność (autonomja) z obrzydłem zawdy samodzierżstwem (autokracją); tak się więc z nią obchodzi, jak światło, co samo przez się ciemnotę rozpędza, jak Prawda, co kłamstwu kłamstwo zadaje. Na temci właśnie i na tem jedynie zawisła cała tajemnica Wolności, której dopóty ani należycie doświadczyć, ani też doświadczonej należycie zaufać nie zdołamy, dopóki jej sta XXXI nowczo a statecznie nie odróżnimy od dowolności lub zgoła swawoli; za co ją niestety zbyt często brano, i tamte za nią nawzajem. A brano zwykle pod najmylniejszym pozorem, jakoby między niemi istna zachodziła przyrodzenia tożsamość; tylko w ilości, w stopniowaniu jakaś różnica, niby niedomiar albo też nadmiar wyzwolenia. Co gdyby prawdą być miało, zwąt-pićby trzeba w samą Wolność dla braku statecznego jej criterium. Jeżeli bowiem jej istota tylko od „plus minus" zawisła, gdzież miara na tak wiotką istotę, gdzież podobieństwo uchwycenia i utrzymania jej przy ustawicznym obrocie i żywotnym ruchu spraw ludzkich? Ledwoby gdzie zabłysła, jużci byłaby narażoną na wypadnięcie z równowagi. Ale jako żywo tak nie jest, owszem przesąd ten w nauce Ducha na taki sam fałsz i taką niedorzeczność wychodzi, jak gdyby w Chemji radykalny antagonizm kwasów z niedokwasami i stosunek tychże do soli zależnym być mniemano od ilościowej tylko różnicy ich ukwasorodnienia! A przecież cóż łatwiejszego nad istotne a nieomylne, bo jakościowe rozróżnienie Wolności od swawoli? Wśzakżeż odróżniające je cechy leżą jak na dłoni. Swawola jest wiecznie tylko ujemną i zaprzeczną, wyłączną i rozwiązłą, a przez to samo zawdy w sobie próżną i płonną. Ducha „wiecznie przeczącego" córa, nic nie umie, jedno czego się od rodzica nauczyła, t. j. przeczyć, nic nie posiada, jedno co po nim odziedziczyła, t. j. wartości ujemne. Im więcej zaś winna, tem mniej oddaje, im w sobie próżniejsza, tem więcej się domaga, owszem próżnością własną nadęta, sobie prawo do absolutności rości, przez co właśnie w cudzy absolutyzm wpada i przepada. A tak dziwnie sama siebie zawodzi i zdradza, bo samochcąc, ale niezawodnie w przecznicę własną, t. j. w niewolą zachodzi. Do kwasu podobna, czego dotknie, gryzie i pożera; ale niebawem przez niedokwasy ziemne, których jest siła, pożarta, szkody narobiwszy, niejedno żywe spaliwszy, sama się przepala. Wcale inaczej z Wolnością, ducha twierdzącego i utwierdzającego córą. Ta się w próżnej nie kocha negacji, owszem, znosi ją i spełnia, bo przeciwną jej kwasowi zasadą do afir-macji ją sprowadza; — przez co nie antytetyczną, ale syn XXXII tetyczną, a więc spójną, kojarzącą, w sobie spełną i płodną objawia się potęgą. Nie dba o zniszczenie lub obalanie, bo lepiej ufa w życie i wie, że skoro doskonalsze nastanie, mniej doskonale samo z siebie, jak więdniejący kwiat przed zawię-zującym się owocem, opadnie i przepadnie. Nie ubiega się więc jak swawola za zgorszeniem dla polepszenia, — woli raczej działać, aniżeli oddziaływać, kojarzyć, aniżeli rozwodzić, budować, aniżeli rozwalać, dźwigać, aniżeli przygnębiać, wiązać, aniżeli rozrywać. Tylko swawola zwykła wszelkie sejmy Ducha zrywać, bo całą jej sztuką i umiejętnością jest „krzyknąć nie pozwalam! i uciec na Pragę," gdy tymczasem Wolność bezustannie i dobrowolnie pozwala, bo sama zwolona, a przez wzajemne poświęcenie wszystko uświęca. Kto tak pojmie Wolność, temu niejedna w dziejach rozwiąże się zagadka, niejedna rozwieje ułuda, niejedna też utrwali nadzieja, bo zrozumie, co w dowolnych sprawach ludzkich mogło stać się żywotnem i wiekotrwałem, a co owszem, jako marne w sobie, zmarnieć też musiało lub musi. I przestanie go dziwić lub przerażać fatalna do dziś dnia walka swawoli z niewolą, bo odkrywszy powód tej fatalności, doświadczy, jak Edyp wobec sfinksa, że odgadnięcie słowa złowrogiej zagadki całą jej zgrozę zarzeka. Komu tedy nie tajno, że w logice i naturze wszelkiego zaprzeczenia tkwi sobie samemu zaprzeczać, że jak w algebrze tak i w życiu ujemnia ujemnią się znosi, że wżdy z przymusu odwrotny przymus się wyradza, a gwałt się gwałtem przegwałca, ten uzna, że fatalnością wszelkiej swawoli było, jest i będzie ściągać na się nieochybną niewolę, jak nawzajem fatalnością niewoli wyradzać z siebie nieochybną swawolę, albowiem te odpowiednie sobie przecznice, a nieszczęśliwe życia społecznego ujemnie, zgoła nic innego jedno ujmować, zaprzeczać, przymuszać lub gwałcić umieją; czego też od wieków, przesilając się bezustannie, nawzajem i pokolei na siebie dopełniały. I takby trwało bez końca, gdyby znowu w logice i naturze dojrzałej sprzeczności nie tkwiło, być zaprzeczoną i zniesioną; co znowu jej własną a nieuchronną fatalność stanowi. Otóż spólnem owych zaprzecznic zaprzeczeniem, wzajemnie się znoszących swawoli i niewoli zniesieniem, jest właśnie społeczno-religijna Wolność, juści nie samopaśna ani rozwiązła, XXXIII owszem związków i obowiązków pełna, ani też w sobie sprzeczna, owszem zgodna i pogodna, która przez to właśnie, że samym zaprzeczeniom zaprzecza, że ujmuje tylko ujmowania, że nie pozwala tylko niepozwalać, oczywiście i matematycznie dodatną, twierdzącą i zwoloną staje się potęgą. Temci też owa, przecznice swoje pochłaniająca, Wolność wywodzi się i dowodzi, że miasto ujmowania, przysparza, miasto zaprzeczania, utwierdza, miasto rozwiązywania zakonu, owszem go dopełnia, miasto pozbawiania, zbawia. Wszak powiedziano już gdzie indziej, przy historycznym poglądzie na postępy Ludzkości, że po tym znaku nieomylnie poznawać ją mamy. Ktoby nam o innej prawił lub do innej zapraszał, ktoby nas np. do tak zwanej niegdyś „złotej wolności", która sobie samej kłamała, będąc tylko wolnością niepozwalania, zapędzał, tego nawzajem odpędźmy od siebie, bo to nie Apostoł Wolności, jedno swawolnik albo niewolnik, bądź w cudzym żołdzie, bądź w własnej ślepocie, dziś kusiciel, jutro ujarzmiciel. Aliści skoro duch Ludzkości, co da Bóg wkrótce nastąpi, już nie tylko w przybliżeniu, lecz na dobre uprawiać zacznie trzecie swoje pole, dotąd ugorujące i ledwo przedplonami zajęte, pole Woli, Czynu i Wolności, jak dotychczas uprawiał oba pola Uczucia i Myśli, skoro samą tą uprawą plony Ducha pomnożywszy, swobodniejszy też między niemi i lepszy pło-dozmian zaprowadzi; wtedy już nie tylko a priori, jak oto w tej chwili z czystego rachunku pojęć, ani też tylko a posteriori, jak od wieków z gorzkiego nieraz doświadczenia dziejów, ale stokroć oczywiściej, bo ustawicznem społecznego życia i czynu świadectwem, przekona się o niezawodności i matematycznej ścisłości podanego tu criterium. A wtedy wszystkim, coby się wrzekomo o sprawę zapoznawanej jeszcze Wolności troszczyć mieli, coby zawistnie urojonych jej prerogatyw strzegąc, pod pozorem absolutnego przy niej obstawania najniezbędniejszemu ze wszystkich jej warunków, t. j. czynnemu spółdziałaniu przeszkadzali, odpowiemy swobodnie: dajcie pokój kłopotom, zaniechajcie korowodów, przyczyńcie się raczej samodzielnie w czem kto może do uprawy Wolności, a obaczycie, jak kwitnąć i owocować będzie; ilekroć owszem samoluźnie odczyniać nie przestaniecie, ilekroć miasto wzajemnego sobie pozwalania, „nie pozwalać" XXXIV tylko będziecie, tylekroć sami siebie marnotrawiąc, i Wolność zmarnujecie. Otóż tak dopiero pojęta i w Życiu Społecznem organicznie rozwinięta Wolność żadnej z wielebnych dróg Ducha ani ubliży, ani ujmie, ani zaprzeczy, żadnej z dokonanych przez Ducha zdobyczy nie uroni, wszelkie raczej utwierdzi i rozwielbi; bo też sama nawzajem wszelkiego od nich nadwerężenia obawiać się przestanie. Owszem, cokolwiekby nawet z dawnego kwasu lub rdzy, bądź swawoli, bądź niewoli, zakraść się do niej mogło, zobojętni w sobie i zniesie, jak na zdrowy organizm przystoi, bez wytępiania ani potępiania, albowiem szkodliwość tychże siłą życia w samym zarodzie potępi, wzajemnie uniemożni, lub w pożytek wręcz obróci, juści nie gwałtem żadnym ani zewnętrznym przymusem, nie czczym nakazem ani absolutnym zakazem, bo to są środki i sposoby, któremi tak niewola, jak swawola spoinie wojują; — ale przyrodzeniem własnem, żywotną atmosferą swoją, orga-nicznem przyswojonych żywiołów spółdziałaniem. — „A toż znowu jakim cudem?" zawoła skeptyczna rzesza zaprzecznych półmędrków, z jednostronnego zawdy lica o Życiu sądzić przywykła. — Nie cudem żadnym, ale najprostszą naturą rzeczy, przyrodzonym trybem zdrowego w sobie życia. Sądzicież może, o absolutni doktrynerzy, że tu o jakimś urojonym ideale mowa, z którego słusznie szydzicie, ilekroć sami o nim nie roicie? Bynajmniej; to się dzieje; to właśnie, co o mniemaną idealność posądzacie, to się codzień w pewnych zakresach społecznego Życia realizuje; jedno, ubiegając się za próżnościami, oczu nie macie na to, co się przed wami spełnia. A czyliżbyście podobnego wpływu nie zaprzecznej ani rozwiązłej, ale owszem społeczno-religijnej Wolności nigdy sami nie doświadczyli? Azaliż Małżeństwo np. ten pierwiastek wszelkich społecznych związków, ta zarodna dalszych społecznych formacyj komórka, nie zapobiega w ten a nie w inny sposób wszelkim klęskom rozpusty, zobojętniając w samym ich zarodzie złowrogie ku niej pobudki, przeistaczając je owszem w życiodajne — i sowicie przenagradzając dobrowolne marnych jej uciech wyrzeczenie się błogością wszech pociech rodzinnego życia? Albo Narodowość np. owa dalsza xxxv już i rozleglejsza formacja związków społecznych, spółrodnych rodzin rodzinność, czyż nie zabezpiecza w tenże sam sposób przed wszelkiem wynarodowieniem, przed wyrodnem odstępstwem, odszczepieństwem lub wierutną zdradą Ojczyzny, spajając wszech synów spólnej Matki tak silną ku niej, a naturalną między sobą atrakcją, że wszelki odpadek, choćby go nikt nie wzbraniał, choćby mu owszem niejedna sprzyjała pokusa, przecież jako własnemu przerodzeniu przeciwny upadek, do niesłychanych, bo potwornych wyjątków się liczy, i stokroć w poczęciu sam się wstrzyma i uratuje, zanim raz w dokonaniu o zgubę przyprawi. — Wszakżeż ani tu ani tam cudu najmniejszego niema, acz jest zaiste coś sakramentalnego, coś świętego, co od upadku lub rozpadku chroniąc, od hańby lub zguby ratując, Życie owszem wzmaga, upładnia, rozwielbia. A przecież każdy przyzna, że w tych związkach rodowych lub narodowych, o ile nie są przymusowe, bo wtedy jako chorobliwo-sztuczne niczego nie dowodzą, jedno same się zawodzą, ale dobrowolne, a więc własnemu pojęciu, przyrodzeniu i duchowemu przeznaczeniu odpowiednie, — jużci panuje Wolność, i to prawdziwa, — pomyślności, skoro wzajemnej powolności pełna, przez to właśnie że społeczno-religijna; gdy tymczasem w braku sakramentalnej Ducha spójni, w braku uświęconego przez samą społeczność związku, słowem w braku Rodu lub Narodu, daremnie szukasz Wolności, znajdziesz chyba swawolę albo też niewolę. Targnijmy się tylko na te konkretne podwaliny Społeczeństwa, zburzmy którąkolwiek z wielebnych twierdz Ducha, znieśmy np. Rodzinę albo Narodowość, a dopieroż wywołamy społeczne powodzie i kataklizmy, którym żadne tamy gwałtu lub przymusu nie podołają. Przeciwnie, do już posiadanych dodatnych Instytucyj dodawajmy nowe, wszelkie opatrzne, skoro obronne, twierdze Ducha utwierdzajmy i opatrujmy w cokolwiekby im dotąd brakło, wiążmy je między sobą coraz gęstszą siecią wyzwolonych dróg Ducha, kojarzmy, co dotąd było luźne lub sprzeczne, mnożmy przez się, co się wzajemnie dzieliło, podnośmy do potęgi, co się na pierwiastki rozpadało, a wzrastać i rozwijać się będzie owa Wolność, której w życiu spo-łecznem tak wielebne, tak potężne posiadamy od wieków zadatki. XXXVI A że to wiązanie, to pomnażanie, to potęgowanie, choć nie bez trudów ani boleści porodu, właśnie za dni naszych spełniać się zaczyna, któżby tego znowu nie spostrzegał? Nie wspominając nawet o materjalnych tylko środkach, tak przedziwnie Duchowi służących, — ani o wynalazkach, jakby na zawołanie domagąnej duchów solidarności sprzyjających, — czyliż nie widzimy, jak się wszelkie społecznych instytucyj czeluście raz wraz zapełniają, jak obok dawnych a wiekuistych podstaw społeczeństwa, które się coraz silniej, im dobrowolnie}, z sobą wiążą, powstają w oczach naszych nowe zgoła formacje społeczne, dodatne instytucje, których ubiegłe wieki snać jeszcze nie potrzebowały, i dlatego ledwo o nich marzyły, lecz które dzisiaj, wyszłym na jaw niedostatkom Wolności zadość uczynić imają. Azaliż np. w wewnętrznych Społeczeństwa stosunkach, owe ledwo zawiązujące się, lecz w przyszłość znowu brzemienne, wolne stowarzyszenia, owe spółpracowników unje, nie na przymusie żadnym ani uszczerbku niczyim, ale na wzajemnej pomocy, na spółdziałaniu oparte, nie odpowiadają jak najściślej wyżej wskazanym warunkom, zapobiegając u samego źródła nędzom proletarjatu, mnożąc nawzajem przez się indywidualne usiłowania, wypadkową ich siłę do potęgi podnosząc, a tak już niezaprzecznie ale zatwier-dnie wyzwalając pracą? — A w stosunkach nareszcie międzynarodowych, najokrutniej do dziś dnia „duchowi wiecznie przeczącemu" podległych, najboleśniej też przezeń poniewieranych, czyliż nie świta nam po rozdarciach dzisiejszych, jakoby zadanie jutrzejsze: Narodów uspołecznienie, już nie na zdobyczy ani pokonaniu, ale na wzajemnem uznaniu i dobro-wolnem spowinowaceniu oparte? „Ależ to przecie wierutnym zostanie ideałem" przerwie znowu rzesza absolutnych zaprzeczników. — Bezwąt-pienia; i to tak długo, póki mu sami, upornem zaprzeczaniem Narodowości, przeszkadzacie stawać się Ciałem i Czynem. Boć to nie ideał z abstrakcji wylęgły, absolutnie sobie urojony, a więc na urojenie skazany, ale owszem istna wypadkowa wszechsił społecznych, środek ciężkości, do którego wszechstronnie grawitują dzieje, spełnienie, które nam jeszcze jako tajemnicę wieków wskazał, a przecież z matematyczną już dokładnością „Spełnią Ludów" nazwał XXXVII Apostoł Narodów,1 — ideał jeśli chcecie, ale taki, który już się nam od schyłku średnich wieków przez formację państw nowoczesnych i rozwój prawa narodów wbrew pozorowi, niepomału przybliżył, a którego istne urzeczywistnienie jużci musi być możebne, skoro własne dzieje nasze podały nam od wieków, w dobrowolnem dwojga Narodów zaślubieniu, najrealniejszy takiego „ideału" przykład, a wiekopomny Rodziny Narodów związek. Patrzcie tedy w Społeczne Życie, byle zdrowe, byle nie gnębione, ani w przyrodzonym rozwoju nadwerężane, albo co lepsza, spróbujcie sami żyć tem życiem, o zwolennicy „ducha wiecznie przeczącego," — vivite vi tam, jak mawiali Rzymianie, a to wam wymowniej nieraz, skuteczniej w każdym razie od naukowych wywodów dowiedzie, jak abstrakcje nikną, a niedostatki się spełniają, jak swawola broń składa, a niewola przepada przed obliczem prawdziwej, ile społeczno-religijnej Wolności. W tem to Społecznem Życiu skupiają się wszelkie drogi Ducha, nie wyłączając się ani ubliżając sobie nawzajem, owszem, każda z osobna właściwy sobie kierunek i szczytne przeznaczenie znajdując. I ogarnia w siebie toż Życie wszelkie Sztuki, Nauki i Instytucje społeczne, jako niezbędne żywioły własnego rozwoju, jako integralne funkcje i spół-warunki własnego istnienia; a więc nie nato oczywiście, żeby im uwłaczać, albo żeby je przygnębiać, ale na to, żeby poślubiać między sobą i rozwielbiać w sobie, coby w prywacie lub rozpuście marniało; a wpływem i ustawicznem spółdziałaniem tych potęg duchowych własną Wolność ustawicznie dźwigać, zasilać, rozwijać, uszlachetniać. A to spólne wszech funkcyj duchowych znaczenie i przeznaczenie, żadnej zgoła nie upośledzające, każdej owszem właściwą cześć oddające, każdą nawet w specjalności własnej wielbiące, to swobodne z sobą związanie wszelkich dróg Ducha w stosunku do spólnego ogniska, to ich zjednoczenie rodzimą samego Ducha mocą, nie zaś żadną zewnętrzną przemocą, słowem ten przedziwny podział prac Ducha pod warunkiem ich udziału w Społecznem Życiu, bo inaczej nie byłby podziałem ale rozpadkiem, — nie nowina to żadna ani 1 Rom. XI, 25. πλήρωμα τωγ ξδνών, plenitudo gentium. XXXVIII też wymaganie dopiero dzisiejsze. Wszakżeż już Paweł Sty którego żaden podobno w duchowych rzeczach biegły, co do bystrości poglądu na istotę i objawy Ducha dotąd nie prześcignął, chcąc, aby nie tylko uczeni, ale wszyscy jak się należy o tych „duchowych rzeczach" wiedzieli,1 przystępnemi dla prostaczków, a dla Mędrców przecież zdumiewającemi słowy powiada: 4.      „Różności darów, lecz tenże Duch. 5.      „I są różności posług; ale tenże Pan. 6.      „I są różności spraw, ale tenże Bóg, który sprawuje „wszystko we wszystkich. 7.      „A każdemu bywa dane okazanie Ducha ku spół-„pożytkowi. 8.      „Jednemu przez Ducha bywa dana mowa Mądrości, „a drugiemu mowa Umiejętności, według tegoż Ducha. 9.      „Innemu wiara w tymże Duchu, drugiemu łaska uzdra-„wiania w tymże Duchu. 10.     „Drugiemu czynienie cudów, drugiemu proroctwo, „drugiemu rozeznanie duchów, inszemu rozmaitość języków, „a drugiemu tłumaczenie mów. 11.     „A to wszystko sprawuje jeden i tenże sam Duch, „udzielając każdemu z osobna, jako chce. 12.     „Albowiem jako ciało jedno jest, a członków ma wiele, „a wszystkie członki ciała, choć ich wiele jest, wszakże są „jednem ciałem; takżeć i Chrystus. 13.     „Albowiem w jednym Duchu my wszyscy, w jedno „ciało jesteśmy ochrzceni, bądź żydowie, bądź grecy, bądź „niewolnicy, bądź wolni, a wszyscy jednym duchem jesteśmy „napojeni. 14.     „Bo i ciało nie jest jeden członek, ale wiele. 15.     „Jeśliby rzekła noga: iżem nie jest ręką, nie jestem „z ciała, iżali dlatego z ciała nie jest? 16.     „A jeśliby rzekło ucho: iżem nie jest okiem, nie jestem „z ciała, iżali dlatego nie jest z ciała? 17.     „Jeśliż wszystko ciało okiem, gdzie słuch? Jeśli „wszystko słuchem, gdzież wonienie. 18.     „A teraz Bóg położył członki, każdy z nich w ciele, „jako chciał. 1 I Cor. XII. 4—20. XXXIX 19.      „A gdyby wszystkie były jednym członkiem, gdzież „ciało? 20.      „Lecz teraz acz wiele członków, ale jedno ciało?"... A wyłożywszy następnie, jak w zdrowym organizmie jeden członek bez drugiego zgoła obejść się nie może, jak więc wszelkie spółczynniki Ducha same wiążą się z sobą, spół-powodują nawzajem, i „staranie o sobie mają, — ażeby nie było rozerwanie w ciele," jedno owszem dopełnianie się wszech funkcyj, urzędów i czynów, — kończy słowy, któreśmy za godło niniejszego pisma obrali: „Ubiegajcież się o co lepsze „dary, a oto doskonalszą jeszcze drogę wam wskazuję." Pierwsza część tego zdania natchnęła nam, cośmy dotąd rzekli, druga zaś temu, co dodać mamy, dalszy wątek poda. WSTĘP DZIAŁ PIERWSZY. Czem jest Ojcze nasz? I. Rozdźwięk chwili obecnej znamieniem światowego Przesilenia. — Ojcze nasz jako Testament Chrystusowy. Święty Boże! cóż się dzieje w świecie? Jakże uroczo, jakże obrzydliwie razem! Zewsząd prawda się wykluwa, a kłamstwo przemaga wszędy. — Stroi się świat jakby na gody, przy pogrzebowem łkaniu głodzonych lub mordowanych narodów. — Morze Rozkoszy — i ocean Cierpienia; a przy rozkoszy nuda, — rozpacz przy cierpieniu! — Powołani obsiedli rozpustne życia biesiady — a niepowołanym przekazali zgrzytanie zębów na ziemi — a w ziemi wspólne grobowisko, — bo mędrcy tego świata wyrzekli, że dla nich u stołu żywota nie stało już nakrycia. — W sprawach publicznych prywata — w. prywatnych zakała. — Próżność się święci, a cnota próżnuje. — Świeckie ramię zwszeteczniało — duchowne zgrzybiało. — Bożego słowa każdy* używa — albo nadużywa, — ale nikt w niem nie żyje, ni ono nie żyje w nikim. — Braterstwo ludzi i ludów się głosi — a Kainowe zbrodnie przeszły od ludzi do ludów! Tu postęp występkiem — ówdzie występek postępem! Tu życie silne a nikczemne — ówdzie konanie nikczemne a silne. — A to życie pozorne, bo już zarażone śmiercią; — a tamto śmierć pozorna, bo już zapłodniona życiem! — Oto przed nami nieprzypuszczane cuda przemysłu, — oto niedomyślane skarby nauki, — oto rosnące wciąż ślady olbrzymiej a gorączkowej pracy; — oto zbytki, o jakich nigdy Syba *.W I w. stale: każden. 1 rytom się nie śniło, — oto siły, jakich nawet wyobraźnia bajecznym Tytanom przypisać nie śmiała! — A przy tem wszystkiem Lud i Ludy łakną — pragną — i jęczą wzdychaniem niewymownem! — Na cóż się to wszystko zdało? Do czegóż to prowadzi? — Cóż opatrzyła nauka uczonych, — cóż zarobiła praca robotników, — co zakupiło złoto bogaczy, — co wywalczyło bohaterstwo narodów, — cóż obmyły nareszcie* łzy tylu pokoleń?— Święty Boże! cóż się dzieje w świecie? — — Dzieje się po raz drugi to, co raz dopiero odbyło się w historji, — ale co już więcej się nie powtórzy, póki ludzkość ludzkością: rodu ludzkiego wtóre Przesilenie. Świat stary umiera, — a nowy się rodzi; — świat trzeci nastaje! — Byćżeż to może? — Nasz świat pełen otuchy — w żywotne soki bogaty — w zasoby odwieczne uzbrojony — w drogi swoje zadufany, — ów świat tak silny, że sił swoich chełpliwie nadużywać zdolen, — tak uczony, że już ani wierzy, ani nawet wątpi, — tak uczciwy z rachuby, - o ile uczciwość popłaca, — tak pewien siebie, że aż obojętny, — miałżeżby już ustępować przed nowym światem w tej właśnie chwili, kiedy się sam zabiera tak wygodnie u siebie się rozgościć? — Pomnijcie na ostatek dni starego Rzymu, na jego wiekową potęgę i dzielność, — na legjony jego nieprzezwyciężone, — na praw jego zwarte sklepienie, — na wszystko złoto przez niego zdobyte, na wszystko zboże, spływające corocznie ze spichlerzów świata całego, by karmić jego obywateli, tych panów świata, — na jego drogi i wodociągi, — na jego trudy i igrzyska, — na Fortunę Rzymską wreszcie, której żadna ani przedtem ani potem nie sprostała, — i powiedzcie sami: — kiedy takie słońce zaszło, jakieżby zajść nie mogło?... Pomnijcie też na Baltazarowe biesiady i na przerywające je przestrogi! Pomnijcie nareszcie na wyraźne przestrogi Zbawiciela, — na dni Noego i „na dni Lotowe". Wszakci i wtenczas ludzie „jedli, pili, żenili się i za mąż „wydawali... kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali"... i ufali w siebie „aż do dnia onego, w którym Noe wszedł „do Korabia"... albo Loth wyszedł z Sodomy.1 — Pomnijcie więc i czuwajcie! — ————         * W I w. stale: nareście, wreście. 1 Mat. XXIV. — Luc. XVII. — Miałźeżby świat nasz zasłużyć na los Rzymu, albo na los Gomory? Miałżeżby znowu potop jaki, — potop krwi albo ciemnoty osromocić naszą ziemię? — 0        nie! — Potopu już nie będzie „na skażenie ziemi".1 Mogą być klęski — mogą być powodzie — jeźli je sami rozpuścicie; a wtedy, jako ślepe uragany, porwać mogą ludzi złej i dobrej woli — lecz ani ludów ani ludzkości nie do sięgną one. A zapobiec im — od was samych zależy. — Bo spojrzyjcie — wszakże wykształca się już różnobarwna tęcza ludzkości, ów znak ostatniego i wiecznego przymierza, — znak Spokoju i Pocieszenia! — Patrzcie — a domyślcie się dróg i środków Pańskich!... Wszakże już nie Słabi, jak dawniej — ale Przemożni wołają o Pokój! — Wszakże już nie gołębice, ale sępy niosą gałązkę oliwną; — a wszakże już nie sępy, ale gołębice zaprawiają się do walki! — Cóż to znaczy? — Oto że ludzie, którzy snać za własnym tylko uganiają się zyskiem — pracują dla Ludów; — oto że Ludy, które snać za własną tylko miłością rzucają się w katusze — pracują dla Ludzkości!... Widzimy... i płaczemy nad niemi; — bo oto tamci gubią się bezmierną chciwością — a oto ci gubią się bezmiernem poświęceniem! — A chociaż ani chciwość jednych, ani poświęcenie drugich nie mają spełznąć daremnie, to jednak żal nam słodkich cierpień tych — i gorzkich rozkoszy tamtych!... 1        żal nam onych, którzy żadnej rozkoszy ducha dotąd nie zaznawszy — przecież cierpienia wiekuistego domyślać się już zaczynają. O! wybaw, wybaw nas Panie! wybaw Ludzi i Ludy — wybaw Lud i Ludzkość! — Zbawienie Ludzi i Ludów — Ludu i Ludzkości — dziś od nich samych i od nich tylko zawisło. — Ustał czas Łaski — nastał czas Zasługi. — Dokonało się Miłosierdzie, powstaje Zadośćuczynienie. — Minęła chwila daremnych darów, nadeszła chwila obliczenia się. — Wszak przekazanych talentów było dosyć, — policzmy, co przyniosły. — Biada zakopującym — chwała zarabiającym! Póki Ludzkość była dziecięciem, poty wychowywała się pod pieczą orędowników lub różdżką ochmistrzów, — dziś 1 Gen. IX, 11. — Isai LIV, 9. — 1* 4 dostępując pełnoletności i sił swoich długo doświadczywszy, niechże ich wolno użyje, — niech żyje o własnem życiu, niech sama sprawi sobie Ziemię Obiecana. — O biedni my i słabi, mimo wszechbogactw i sił naszych! O nieradni my i niedzielni, mimo doświadczeń i wszelkiej wprawy naszej! — Mamyż więc sami jąć się dzieła, któremu dotąd nie sprostały wieki, mimo natchnionych Boga posłańców? Gdzież mądrość - gdzież hart ducha po temu? — Tylko zamęt w umysłach — czczość w sercach — niedołęstwo w charakterach! — Zdołamyż biedne sieroty odbyć ten straszny przepływ ze starego świata ku nowemu o własnych wiosłach i żaglach — bez gwiazdy — bez magnesu — bez sternika? — Sternikiem waszym Chrystus, — magnesem bratnia miłość jego, — przewodnią gwiazdą święta modlitwa, którą wam przekazał. — W tej to modlitwie zawarł On wszystko, czego wam nadal potrzeba, — w niej wskazał wam wszystko, do czego dotąd mieliście dążyć, do czego się sposobić, a co dziś właśnie przy spełnieniu czasów, pojąć i osiągnąć macie. — Wszakże on przyrzekł odchodząc do Ojca, iż nie zostawi was sierotami, a czuwając nad wami do dziś dnia niebieskiem okiem swojem, obmyślił wam od początku, a zostawił w pamięci waszej zapis przyszłego Dziedzictwa na czas pełnoletności waszej. — Ta puścizna Chrystusowa, — ten wieczny Testament jego, — ten pomnik zostawiony, aby wskazywał wam drogę do bezpiecznej Przystani, — jest ostatnim wyrazem szeregu Objawień Bożych dla Rodu ludzkiego, jest dopełnieniem i spełnieniem wszelkich poprzednich objawień; — jest Objawieniem Objawienia! II. Ojcze nasz jako pomnik przełomowej chwili w historji. — Czem jest krytyka wobec niego? — Jej zasługi i wady. Są pomniki bożej myśli, zawierające w własnej istocie rękojmię* wiekuistej prawdy,— przynoszące z sobą niezachwiane świadectwo boskiego poczęcia. Ani uczucie ludów, ani myśl * W I w. stale: rękojmią 5 prawdziwych Mędrców, omylić się na nich nie może. Są to wyrazy nieskończonej Miłości, Mądrości i Wolności, wiekuiste jak one, lecz objawiające się w czasie i w danych okolicznościach, zależące przeto w kształtach swoich od tegoż czasu i okoliczności. Znaczenie ich jest wieczne, a przeznaczenie czasowe; bo wyrażając wiekuistą prawdę w pewnym stopniu rozwinięcia tejże, noszą zarazem takie pomniki piętno pewnej epoki dziejów, pewnego społecznego stanu albo wstrząśnienia, pewnego ludu lub wieku; — zawierają przeto w jednym albo w kilku zarysach stanowcze żywioły swojego czasu, lub odbijają pewną panującą w ludzkości ideę z całą jej możną potęgą. Jako np. wielcy ludzie są uosobnionym wyrazem wszystkich żywiołów epoki lub narodu — a w losach własnych, w. czynach i w skutkach tychże niezaprzeczoną podają rękojmię pełnomocnictwa Bożego, tak dalece, że każdego z nich pod właściwą miarą za posła Opatrzności poczytać należy, tak podobnież owe duchowe pomniki, odbijając w całości pewien zakres ducha ludzkości, stają się ogólnemi wyobrazi-cielami istoty i kierunku wieku, a tem samem zniewalają do uznania ważności, którą im historyczna Opatrzność nadała. — A jeżeli o wielkich ludziach słusznie rzec można, że mają własną gwiazdę, że ani zachwiać się, ani zginąć nie mogą, dopóki przeznaczenia swojego nie spełnią, dopóki posłannictwa swego nie uskutecznią, — tak znowu o owych pomnikach żywota ludzkości powiedzieć wypada, że one same są jakoby gwiazdami, kierującemi wędrówką pewnego ludu albo rodu ludzkiego, że one same są przewodnikami tak królów jak pasterzy, i że wtedy dopiero przygasną lub zajdą, kiedy do Obiecanego doprowadzą. Napróżnoby siliła się dzisiejsza prześcigła krytyka przedrzeć lub rozpędzić świętą atmosferę, która takowe gwiazdy uwieńcza. Napróżno kusiłaby się piętrzyć dowody nad dowo-dami, wytężać sprzeczności przeciw sprzecznościom i wnioski z wnioskami kojarzyć, aby obnażoną z owych niby mitycznych powłok rzeczywistość, na pręgierzu oschłej erudycji przedstawić oku mędrkującej gawiedzi. To ich nie nadweręży — to nic nie ujmie ważności ich istoty, bo nam naostatek wcale nie idzie o przypadkowe szczegóły ich zjawienia lub objawienia, które obojętnie na pastwę krytyce cisnąć jesteśmy gotowi, ale 6 o stanowcze znaczenie i przeznaczenie owego objawu, będącego celem lub wypadkową pewnego okresu żywota ludzkości. Zasługi krytyki są zaiste dopóty wielkie, dopóty niewątpliwe, dopóki się ona sama tylko za przygotowawcze postępowanie, za przejście do wyższego stanowiska poczytuje, t. j. dopóki rozprowadza pochodnię światła po owych stosunkach, które dotąd naoślep zwykliśmy byli przyjmować. Bo krytyka jest dopiero sędzią śledczym w procesie historji, ale jeszcze nie wielkim sądem Przysięgłych. — Lecz skoro tylko krytyka, zamiast rozsądzać i dociekać, zaczyna przesądzać, w domysły się zaciekać, i domysły te za wyroki podawać, skoro ze zbyt oględnego badania w ślepą zarozumiałość wpada, skoro nam chce zaprzeczne i ujemne dopiero wypadki za stanowcze twierdzenia narzucać, wtenczas sama się przekracza — przesila i w sobie rozpada; a jej zwolennicy nawet smutnej zasługi świętokradztwa nie staną się uczestnikami, bo ludzkość na ich sarkanie nie dając nadal baczenia, nie zatroszczy się o żadne przypadkowe lub dowolne okoliczności, towarzyszące zjawieniu się owego duchowego meteoru, ani dbać nie zechce o nagromadzone wnioski, mniemania i domniemania — lecz wewnętrznym blaskiem samej istoty olśniona, uzna Opatrzności piętno — i uwielbi Objawienie. I tak np. czyliż stała się choć najmniejsza ujma tak historycznej jak teologicznej ważności Pięciorga Ksiąg Mojżeszowych (Pentateuchu), wskutek niezliczonych krytycznych zaciekań, do których dały powód te księgi? — Przypuściwszy nawet z krytyką, iż nie Mojżesz jest ich bezpośrednim autorem, rzeklibyśmy jeszcze: mniejsza o to, — boć to niezawodna, że autorem ich jest sam duch Mozaizmu. Przez czyjekolwiek tedy usta duch ten przemawiał, czyjemkolwiek piórem lub rylcem zalecił się pamięci wybranego ludu, to rzecz wielce ciekawa, — ważna zaiste dla chronologji i krytycznej historji, która jest dopiero podścieliskiem absolutnej, — ale dla onej absolutnej historji, dla wielkiego sądu Przysięgłych w sprawach świata — wcale nie stanowcza; bo jemu idzie nadewszystko o istotę czynu, a nie o przypadkowe zjawisko. Przypuściwszy więc, iżby udało się krytyce dowieść, iż Pentateuch nie był cały Mojżeszów, — przestałżeżby on dlatego być wielkim 7 pomnikiem całego Mozaizmu, objawieniem stanowczego szczebla stosunków Boga z Ludzkością? — Aleć przecie prawa i przepisy, — słowem to, co stanowi samą rdzeń zakonu, pozostanie zawsze Mojżeszowem; tego mu nikt zaiste nie zaprzeczy. Bo gdybyć Mojżesz nic nie był zrobił, żadnego prawa nie nadał, żadnej prawdy nie objawił, jakiemże prawem byłby Mojżeszem? — Za cóżby go Ludzkość zachowała i uczciła w świątyni pamięci? — Co więcej jeszcze, przestałżeżby ktokolwiek uznawać dziesięcioro przykazania za istne Objawienie Boże, choćby udało się krytyce zachwiać wiarę w ten lub ów szczegół Syna jskiej Teofanji? Nie, bez wątpienia, bo takie pomniki w wewnętrznej swej istocie zawierają dowód i rękojmię historycznej prawdy. Ta właśnie historyczna prawda objawia nam w Dekalogu najwierniejszy wyraz duchowego stanu społeczeństwa przedchrześcijańskiego, które już ujemnie uznać zdołało, czego czynić nie należy, ale które jeszcze dodatnie nie byłoby pojęło, co czynić wypada. Owa ujemność, zewnę-trzność, zmysłowość i wszelkie znamiona ślepego jeszcze prawa, tak wręcz odbijające od dodatności, wewnętrzności, idealności i stanowiska opatrznej moralności społeczeństwa chrześcijańskiego, — nie sąż przedmiotowym dowodem Mądrości Bożej, miarkującej stopnie objawienia swego, — poczynającej od prawnych a wiekuistych zakazów, aby później w miarę wzrostu Ludzkości przystąpić do moralnych, również wiekuistych nakazów! Podobnież z krytyką Nowego Zakonu, — z owemi za-ciekłemi rozprawami, które zbijając pokolei wszelkie szczegóły ewangelicznych dziejów, nawzajem zbijały się same, bo cóż wskórają zaprzeczne a sprzeczne badania przeciw żywemu świadectwu złożonemu, przed ośmnastu wiekami, w głębi ducha człowieczego, a rozwijającemu się przez też ośmnaście wieków w całym żywocie ludzkości? — To żywe świadectwo tak się odzywa do owych zarozumiałych śledców: odkryliście rój drobiazgowych wątpliwości! — zgoda, — zabawiliście się szermierką subtelnych sprzeczności! — mniejsza o to, — aleście historji, która się w imię Chrystusa rozwinęła, obalić nie zdołali, — a ta was samych obala. Chcieliście od niej odstąpić — a ona was samych przestępuje — i w rydwan swój za sobą zagarnia. — Ludzkość nie żyje urojeniami — ale czynami; — 8 skoro więc przyjęła dobrą nowiną (Ewangelję*), to snać jej takową przyniesiono. — Jeżeli sądzicie, że ją zmyślono, to sami przyznajecie owemu zmyśleniu cudowniejszą, a więc bardziej Boską, niż samej rzeczywistości potęgę; — boć więcej potrzebaby cudu do utrwalenia baśni, aniżeli go potrzeba do ustalenia prawdy. Aliści ludzkość posiada Ewangelję Zbawienia, — ona była, jest i będzie jej skarbem, — a co już Ludzkość raz osiągnęła, tego jej nikt wydrzeć nie zdoła. — Próżno się kusić o zaprzeczenie lub ujmowanie, raczej utwierdzać i spełniać wy-• pada. — Kto tylko niszczyć lub wytępiać umie, ten zaprawdę nie wnijdzie do Ziemi Obiecanej, — bo ta Ziemia wymaga takich, coby ją sprawiać i upładniać umieli. I nie tylko w absolutnych stosunkach Religji, ale nawet w innych, ograniczonych zakresach, posiada ludzkość niejeden pomnik, acz niższego rzędu, który krytyka pochodnią swoją zaiste oświecić może, ale któremu nigdy fałszywym blaskiem uwłóczyć nie zdoła. — W prawodawstwie np., zabytki starorzymskiego prawa dwunastu tablic, — albo też ustawy jerozolimskie, ów średniowieczny wyraz społecznych wyobrażeń Rycerzy Krzyżowych, — albo nareszcie za dni naszych wielki Kodeks Napoleona, — nie sąż to oczywiste drogowskazy, wytykające nam wraz z wielu innemi tor** wiekuisty, po którym wędrowała ludzkość? A schodząc jeszcze głębiej w tajniki potocznego życia ludów, — ileż to wiekowej lub wiekuiste prawdy tkwi nieraz w jakiej pieśni gminnej, której autora nigdy krytyka nie odgadnie, acz kusi się ciągle o odkrywanie prawdziwych Homerów, — a w której przecież dlatego właśnie, że ją lud sobie przyswoił, słusznie upatrujemy istny wyraz żywota tegoż ludu. Takie to pomniki, takich słów kilka nawet, wystarczają do wynagrodzenia strat, o jakie historyczna pamięć ludzkości, równie zawodna w dzieciństwie ludzi jak ludów, przyprawić nas kiedykolwiek mogła. Są one wyrazami kolejnycl) pojęć i stanów ludzkości — wykładnikami jej żywotnego postępu. — Dziękujmy przeto historycznej Opatrzności, iż pomimo za * W 1 w, stale: Ewangelją, refleksją, negacją, fikcją i t. p. — biernik imion żeńskich dekl. III na — ja, zwłaszcza łacińskiego pochodzenia, kończy się na — ą, zam. na — ę. ** W I w. stale: tór. gmatwania wypadków i zdarzeń, (którego rozwiązaniem zajmuje się właśnie krytyka), raczyła nam zaopatrzyć całą drogę dziejów takiemi pomnikami, których krytyka nigdy ani obali, ani podkopie, pomnikami, które nam żyjący organizm całości w zamęcie szczegółów objąć i zrozumieć dozwalają. Takim to górującym między pomnikami pomnikiem, taką gwiazdą pierwszego rządu, oświecającą pochód ludzkości, a osobnem, sobie tylko właściwem, błyszczącą blaskiem, -jest Modlitwa Chrześcijańska, — ów od pokoleń do pokoleń przekazany: OJCZE-NASZ. III. Modlitwa Pańska jako wyraz dążenia całego Chrześcijaństwa. — Ojcze nasz jako prośba socjalna. Miljony miljonów ludzi modlitwę tę od osiemnastu wieków odmawiały, miljony ją do dziś dnia codziennie odmawiają, i nieomal na miliony liczyć się dadzą komentarze, parafrazy, kazania, rozpamiętywania, uwagi i rozwagi, tak wiązaną jak i niewiązaną mową, których się ona stała i dotąd staje przedmiotem; a przecież wyznać musimy, iż jej do tej chwili, w jej teoiogicznem, historycznem i filozoficznem znaczeniu jeszcze nie pojęto, że się jej stosunku do przeszłości, teraźniejszości i przyszłości nie domyślano, że najważniejszego, bo ostatecznego objawienia i nadzwyczajnego proroctwa w niej dotąd nie spostrzeżono — słowem, że jej wiecznego znaczenia, a wiekowego przeznaczenia dotąd nie odkryto. Zuchwałem wprawdzie — a może nawet bezbożnem wyda się na pierwszy rzut oka twierdzenie: iż dotąd owej powszechnej a powszedniej i przez samego Zbawiciela wskazanej Modlitwy — nie pojmowano; że ją odmawiano jakoby na oślep; — a przecież tak jest, — i tak nawet być musiało, bo czasy jeszcze nie były spełnione. Przekonamy się o tem niebawem — tymczasem zaś na dowód, iż niemasz bezbożności ani zuchwałości w uznaniu, iż nie pojmowaliśmy dotąd dokładnie, o co nam prosić potrzeba, niech służy Pawła Ś-go świadectwo, który, acz świadom przykazanej przez Zbawiciela Modlitwy, powiada: „Duch „dopomaga nieudolnościom naszym, albowiem o cobyśmy „prosić mieli — jako potrzeba, nie wiemy, — ale tenże Duch 10 „przyczynia się za nami wzdychaniem niewymownem. — A ten, „który serca bada, wie, jaka jest myśl Ducha!" Otóż owa myśl Ducha, utajona dotychczas w Modlitwie Pańskiej, a wiadoma tylko Temu, który serca bada, — dziś objawia się całej modlącej się Ludzkości. — Do tej chwili powszechna modlitwa Chrześcijan była dla nas słowem za-krytem (verbum absconditum),2 a odmawiając ją, nie wiedzieliśmy sami, jako potrzeba, o cośmy prosili. Aczkolwiek jednak nie posiadaliśmy jeszcze zupełnej świadomości utajo-nej myśli w tej boskiej modlitwie, — to przecież, skorośmy ją gorącem uczuciem i z chrześcijańską miłością odmawiali, niedaremne wznosiliśmy głosy ku Temu, który serca bada, bo jak powiada Paweł Śty „On wiedział, jaka jest myśl Ducha", — a tem samem przyczyniał się za nami i dopomagał nieudolnościom naszym. Lecz dziś nadeszła chwila odkrycia owej utajonej myśli Ducha, — która wielki Czyn Ducha poprzedza. — Dziś nam potrzeba wiedzieć o tej myśli, — abyśmy ją spełnili. Zaiste, tak długie prześlepienie istoty tego pomnika pierwotnego Chrześcijaństwa byłoby chyba najdziwaczniejszą ironją przypadku, gdyby raczej nie było koniecznym warunkiem hi-storji. — Atoli tak być miało — i tak być musiało, — bo czas zrozumienia i uznania jeszcze nie był nadszedł; albowiem zupełne zrozumienie próśb naszego pacierza nie mogło nastąpić przed samem przystąpieniem do ich osiągnienia i spełnienia. — Dlaczego zaś tak być musiało niebawem, zastanawiając się nad samą naturą modlitwy, zrozumiemy. Jako więc na początku naszej ery, pierwotni uczniowie Zbawiciela odezwali się do niego w te słowa: „Panie! naucz „nas modlić się", tak my znowu, na końcu tejże ery, odezwijmy się w te słowa: „Duchu Święty! otwórz nam umysł, „abyśmy zrozumieli pismo"3... i spełnili je. Cóż tedy stanowi właściwą i wyłączną ważność tego nie-oszacowanego zabytku objawienia? — Cóż go nad wszystkie inne wynosi? Co sprawia, że w tem słowie, dotąd zakrytem, szukać mamy rozwiązania najwyższych dla ludzkości zagadnień? 1        Rom. VIII, 26, 27. 2        Luc. XVIII, 34. 3        Luc. XI, 1. — Luc. XXIV, 45. 11 Właśnie to, że owe słowo jest Modlitwą, — właśnie to, że jest Prośbą, a mianowicie, że jest powszechną prośbą całej ludzkości przez Zbawiciela przekazaną, przez całe Chrześcijań-stwo bez różnicy wyznań przyjętą i powtarzaną, a tem samem stanowić mającą wyraz dążenia całego Chrześcijaństwa, i objawienie jego historycznej Przyszłości. Jakoż, wszelkie inne pomniki ducha ludzkości ściągać się mogą albo do przeszłości, skupiając jakoby w ognisku wszelkie promienie i kierunki pewnego, przebytego już czasu, — albo do teraźniejszości, czyto odbijając wiernie żywioły obecnego stanu, czy też kreśląc ustawę postępowania w danym już świecie, w pewnych obecnych stosunkach i okolicznościach; — ale żaden z podobnych pomników (wyjąwszy właściwe proroctwa, o których niżej) nie odnosi się do samej przyszłości, nie jest objawieniem dopiero nastąpić mającego stanu, kiedyś wykształcić się mających, a dziś pożądanych dopiero stosunków, — gdy tymczasem Prośba jest właśnie popędem Ducha ku temu, czego jeszcze niemasz, — a co być ma, co być powinno i będzie, — co jest istotną potrzebą ducha, — czego się Duch tem samem gorąco domaga. Nie każda atoli modlitwa znaczenie takowe posiada, bo też nie każda z modlitw jest prośbą, — nie każda przeto odnosi się do przyszłości. Jakoż, modlitwy są trojakie i dzielą się wedle kategoryj czasu, do którego się odnoszą. Temi kategorjami czasu są: przeszłość — teraźniejszość i przyszłość. — I tak modlitwa może być: l0 Albo Dziękczynieniem, a wtedy oczywiście* ściąga się tylko do przeszłości, ponieważ tylko za nastąpione już dobra dziękować można, i tylko już obdarzeni składają dzięki. Gdy w świątyni Pańskiej wznosimy pyszny hymn Ś-go Ambrożego, gdy śpiewamy „Te Deum laudamus", — ofiarujemy Bogu modlitwę dziękczynienia za coś już nastąpionego — przeszłego. 2° Albo Oświadczeniem, która to kategorja obejmuje wszelkiego rodzaju wyznania, wezwania, pochwały, skargi, żale, rozpamiętywania, — wszelkie wylewy uczucia i myśli, — miłości lub wiary, — słowem jakiekolwiek wynurzanie się ludzi * W I w. stale: oczewiście. 12 przed Bogiem. — Takowa zaś modlitwa jest zawsze wyrazem-teraźniejszości, bo w każdem podobnem oświadczeniu, jakiej-bądź treści lub formy, wyrażamy tylko obecne stosunki nasze tak do Boga, jako do nas samych. Każde westchnienie pobożne, każdy wykrzyk do Boga, już jest taką modlitwą. — Najpełniejszym zaś wzorem takowej modlitwy, bo obejmującym całe wyznanie wiary naszej, jest Credo — apostolskie Wierzę w Boga. 3° Albo nareszcie modlitwa jest prośbą, a wtedy oczywiście do przyszłości zmierza, albowiem nie prosimy nigdy o to, co już dziś posiadamy, ale o to, czego dopiero pragniemy, czego nam dotąd brakuje, a czego przeto po przyszłości oczekujemy. — Taką modlitwą nad modlitwami, prośby w sobie zawierającą, a przeto do przyszłości odnoszącą się, jest Chrystusowy Ojcze-Nasz. Modlitwa tedy Pańska, jako szereg próśb,* — odnosi się oczywiście do Przyszłości. — Lecz teraz zachodzi pytanie: — do jakiejże i do czyjej przyszłości? Prośba wszelka, sama w sobie uważana, może być dwojaka: albo indywidualna, albo socjalna. Skoro tylko jest prośbą, ściągać się musi do przyszłości, boć nie można domagać się tego, co się już posiada; lecz w pierwszym przypadku — będąc tylko prośbą szczegółową, odnosi się też tylko do przyszłości pojedynczego** człowieka, a tem samem wcale obrębu istniejącego stanu socjalnego nie przekracza. — W ten to zakres wchodzą wszelkie życzenia i nadzieje, które Duch pobożny w kształcie codziennych modlitw wyraża. — Ten rodzaj prywatnej prośby tu nas obchodzić nie może — jest on każdemu z osobna właściwy; — każdy tworzy i składa swoją pojedynczą modlitwę, wskutek tego, czego właśnie pragnie i wskutek obecnego w danej chwili natchnienia. Wcale inaczej się ma z modlitwą nie osobistą, ale społeczną, z modlitwą nie wyjątkową, ale powszechną, — nie przypadkową, ale normalną, — nie zastosowaną do szczególnych i chwilowych potrzeb proszącego indywiduum, — ale owszem do ogólnych i wiekowych potrzeb dążącego społe * W I w. stale: prośb. ** W I w, stale: pojedynczy itd. 13 czeństwa. — Taka oczywiście już nie do prywatnej, ale do publicznej, do historycznej przyszłości przypada. , Modlitwa tedy Chrześcijaństwa jako powszechna, powszechne też posiadać musi znaczenie i przeznaczenie. Przez samego Chrystusa uczniom jego polecona, nie jako wyraz szczególnych potrzeb pojedynczych chrześcijan, lecz jako wyraz ogólnego dążenia całego Chrześcijaństwa,1 spełniać się też ma nie osobistym dla każdego z osobna wypadkiem, ale społeczno - historycznym dla Ludzkości aktem. — Bo jako spełnienie każdej indywidualnej prośby jest szczególnym wypadkiem dla proszącego indywiduum, tak znowu spełnienie powszechnej modlitwy ludzkości musi być ogólnym wypadkiem dla tejże, według jednej modły modlącej się Ludzkości. Zatrzymajmy więc w uwadze następujący wypadek: Modlitwa Pańska jest szeregiem próśb społecznych, — a więc wyrazem dążeń i potrzeb całego Społeczeństwa. — Nadaną nam została przez samego Zbawiciela, aby nam wskazać istotne cele ludzkości i dać nam zarazem rękojmię ich dostąpienia, — albowiem rzekł: „Proście a będzie wam danem", stanowi ona przeto istne objawienie Boże, — atoli objawienie nie tego, co jest, lecz tego, co będzie; — ani też tego, do czego pojedynczy chrześcijanin, ale tego, do czego cała Ludzkość dąży; — a tem samem jest nadzwyczajnem Proroctwem, wyższem nad wszelkie zwyczajne proroctwa i właśnie tem ważniejszem, że nie w kształcie szczegółowego proroctwa, ale w kształcie powszechnego domagania się, w kształcie społecznej prośby, światu udzielonem. IV. Ojcze nasz jako objawienie Przyszłości. — Proroctwa a Prośby. Powszechność tej modlitwy w Czasie i Miejscu. Powiedzieliśmy dopiero, iż właściwą i wyłączną ważność Modlitwy Pańskiej pomiędzy wszystkiemi pomnikami Objawienia Bożego stanowi to właśnie, że jest prośbą, a to nie prywatną, lecz publiczną, społeczną, a tem samem skazówką historycznej przyszłości rodu ludzkiego. 1 Sty Cyprjan, w tłumaczeniu Modlitwy Pańskiej dobrze mówi: „Nauczyciel Pokoju i Spólności nie chciał, aby każdy pojedynczo, tylko za siebie się modlił, — ale aby każdy za wszystkich." 14 . Tu mogłoby powstać pytanie, dlaczego to Objawienie -w kształcie modlitwy, nie zaś daleko napozór prościej i dokładniej, w kształcie bezpośredniego proroctwa udzielone nam zostało? Bo jeżelić szło Zbawicielowi o wskazanie nam, co później nastąpić ma, mógłci zaiste, miasto ukrycia tej tajemnicy w prośbach przekazanej modlitwy, udzielić nam bezpośrednią świadomość owej przyszłości przez jakie wyraźne proroctwa. Wtedy bylibyśmy dokładnie wiedzieli, czego się spodziewać i stosownie do tego postępowali, nie zaś aż do spełnienia czasów pośredniego odkrycia owych utajonych prawd oczekiwać musieli. Dla rozwiązania tego pytania, zastanówmy się nad stosunkiem zwyczajnych proroctw do Modlitwy Pańskiej, którąśmy nadzwyczajnem proroctwem nazwali. Proroctwa wszelkie są zaiste bezpośredniemi skazów-kami czegoś w przyszłości nastąpić mającego — lecz owo nastąpić mające, skoro jest tylko w formie proroctwa objawione, pozostaje też zewnętrznem tylko dla Ducha oznaczeniem, niezależną odeń zapowiedzią — biernie dopiero otrzymaną obietnicą, — a przez to samo obojętną mniejwięcej spodziewanką, gdy przeciwnie owo nastąpić mające, które przez Modlitwą osiągnąć zamierzamy, jest żywem i gorącem Ducha naszego natężeniem, własną naszą usilnością, w głębi ducha naszego założonym i wiecznie przytomnym celem. Do urzeczywistnienia jakiegobądź proroctwa nie czujemy w sobie żadnego bodźca; jest ono dla nas ledwo przewidzianym tra-funkiem, pewną okolicznością, pewnym wypadkiem, którego wprawdzie oczekujemy, lecz do którego spełnienia nie przyczyniamy się jeszcze; gdy tymczasem to, co my sami sobie wymodlić mamy, jest przyszłością z nas samych już wysnutą i od nas pochodzącą, — albowiem jest wewnętrzną samego ducha tęsknotą, jego ciągłem dążeniem i celem, uznaną lub przynajmniej poczutą potrzebą, a tem samem własnem poniekąd dziełem; — bo prosząc o to, temsamem wszelkich sił ducha dobywamy ku otrzymaniu tegoż. Gdy oczekujemy spełnienia jakiego proroctwa, zachowy-wamy się tylko biernie; częstokroć nawet wątpimy o jego spełnieniu, bo nie czujemy w sobie bezpośredniej rękojmi tegoż spełnienia. Modląc się zaś, już zaiste nie wątpimy, inaczej nie 15 modlilibyśmy się, albo modlilibyśmy się tylko usty, nie zaś sercem ani całym duchem, — a więc modlitwa jest jakoby niebyła. Skoro zaś istotnie modlimy się, zaczynamy już czyn-nie działać na przyszłość, albowiem tęsknotą naszą podżegamy Wolę naszą; — Wola zaś jest matką Czynu i Rzeczywistości. Co więcej, Proroctwa wyrażają zwykle pewne ograniczone okoliczności, szczególne jakieś wypadki — takie lub owakie nastąpić mające zdarzenie, ale nie powód i dowód tego, co nastąpić powinno. Występują przeto w kształcie osobistych przypuszczeń, bezpośredniego przeczucia lub widzenia, szczegółowego i przypadkowego zjawiska — ale nigdy nie posiadają -tak ogólnego znaczenia, jakie mogło być dopiero powszechnej prośby udziałem. Prośba zaś owszem jest uznaniem samej istoty braku, nie zaś jakiejkolwiek jego przypadłości, — a przy uznaniu jest dążeniem duszy do jego zapełnienia. Nie jest tedy żadnem przypadkowem przepowiedzeniem ani przewidzeniem pewnej okoliczności lub następności, nie jest żadną ska-zówką jakiegobądź szczególnego wypadku, mogącego tak lub owak nastąpić, — ale jest istnem prze-wiedzeniem samego postępu i żądaniem jego. Nie idzie jej o żaden przypadek, ale o istny wypadek całego dążenia, — nie o zjawiskowy trafunek, ale o skuteczny skutek, do którego dąży całem natężeniem Woli. Tak więc objawienie przyszłości w kształcie proroctwa ma się do objawienia przyszłości w kształcie prośby, jak się ma wszelki trafunkowy wypadek do niezbędnego postępu, — jak się ma zdarzenie do istoty, — jak się ma to, co przypadkowo tylko i zjawiskowo jest — do tego, co z prawa wiecznej istoty być powinno — i jako takie staje się; — słowem, jak się ma bezpośredni Byt do żywego Czynu. Otóż dlatego to Proroctwa odpowiadały właściwie pierwszej epoce świata, epoce starożytnej, przedchrześcijańskiej, którą wkrótce jako epokę bezpośredniego Bytu poznamy. W drugiej zaś epoce świata, w Erze chrześcijańskiej, proroctwa jako już nie przypadające do jej istoty, ustały — i ustąpiły daleko wyższej i doskonalszej formie Objawienia. Zaiste, przedziwne i arcydzielne jest to objawienie przyszłości świata, udzielone nam w formie modlitwy i przez mo 16 dlitwą. Pod wszelką inną formą byłoby niedołężnem i niesto-sownem. Jakoż modlitwa jest istnym nerwem chrześcijańskiego życia — „ścianą wiary" jak powiada Tertuljan, ciągłem ducha natężeniem; człowiek modlący się jest człowiekiem pragnienia — dążenia. Gdyby nam był Zbawiciel odsłonił przyszłość w kształcie jakiegobądź proroctwa, jakiegokolwiek bezpośredniego przyrzeczenia, byłoby to objawienie pozostało obojętnie przed nami, jakoby martwa litera, byłoby spokojnie leżało na jakiej karcie Pisma Świętego aż do chwili swojego spełnienia, a ludzkość byłaby równie obojętnie i biernie oczekiwała tegoż trafunkowego zdarzenia, owej martwo obiecanej. okoliczności. Lecz Chrystus lepiej uczynił. Zawarł nam to objawienie w istnej puściznie swojej, puściznie, która miała łączyć ludzkość z Bogiem przez wszystek ciąg wieków ery chrześcijańskiej, która miała towarzyszyć każdemu dniowi, każdej czynności człowieka: gdyż modlitwa, jak dobrze powiedział Śty Klemens Aleksandryjski, jest naszem obcowaniem z Bogiem.1 Zostawił ją nam w żywem, acz dotąd zakryłem Słowie Modlitwy, — w ostatecznym Testamencie swoim, a testament ten do serc naszych złożył. Zażądał więc Chrystus, abyśmy sami gorącą chęcią naszą do wskazanego celu dążyli, abyśmy ten cel codzień, co chwila nawet przed oczyma mieli, dopóki nie nadejdzie owa wielka chwila dostąpienia go własnym Czynem, własną Zasługą. Bo nie dość jest żądać i prosić — trzeba jeszcze samemu dostąpić — trzeba przez się spełnić. Albowiem dopełnieniem samej Modlitwy jest Praca (orare et la-borare). Przez zwyczajne tedy proroctwo byłby nam Chrystus tylko objawił, że to a to będzie, bo się tak Bogu podobało, że to a to kiedyś nastąpi, acz równem prawem mogłoby nie nastąpić. Przez modlitwę zaś objawił, że to a to być powinno, bo to jest ludzkości niezbędną potrzebą, bo w istocie naszej i przeznaczeniu naszem leży, dostąpić tego celu. Nie wskazał nam wcale, jak się to stanie, bo ów sposób stania się do wolnej woli rodu ludzkiego należy, — ale wskazał, że się stanie, bo to jest istnem jego przeznaczeniem. O co więc w modlitwie prosić nam kazał, to też nam przyrzekł i do tego sam nas 1 Stromat.Lib. VII. 17 zaprosił, tego nam każe dostąpić... A jeśli nam zaręczył, iż o cokolwiek Ojca w imię jego prosić będziemy, to nam udzie-lonem zostanie, — jakiemżeż nie przejął nas zaufaniem w dostąpienie próśb przez niego samego poleconych, dosłownie przez niego samego nauczonych! — Modlitwa więc Pańska, ów powszechny a jedyny Pacierz całemu Chrześcijaństwu przekazany, jest istnem Objawieniem przyszłości, lecz objawieniem najwyższego i najdoskonalszego rodzaju, nie biernem, ale czynnem, nie przypadkowem, ale istotnem objawieniem własnego dążenia i Postępu ludzkości. A tem samem jest większem nad wszystkie Proroctwa, wię-kszem nad wszelkie przeczucia lub nauki — bo jest żywym Zakonem, nastrojeniem ducha ludzkiego ku dostąpieniu, — objawiającą Siłą i Wezwaniem, — Celem i Środkiem od-razu! — Jakżeż trafnie przeczuł jej ważność Śty Cyprjan, mówiąc: „O! ileż to tajemnic zawiera Modlitwa Pańska, najukochańsi bracia!" Jakże one są wielkie i brzemienne w skutki, lubo „krótkie w słowach."1 Tak jest, Modlitwa Pańska zawiera same Tajemnice, których przeznaczeniem było stać się dopiero Objawieniami, albowiem powiedziano jest: „Nic niemasz tajemniczego, coby się objawić nie miało." Również jakże głęboko domyślał się jej znaczenia Ter-tuljan, kiedy ją „skróceniem Ewangelji" nazwał.3 Tak jest, Modlitwa Pańska jest skróceniem Ewangelji, ale wiecznej,4 owej Ewangelji, która się w kolei wieków powoli rozwijała, a która przy wstępie do ostatniej epoki świata, w pełnym rozwoju się nam objawia, — Ewangelji, która bynajmniej nie jest inną od owej przekazanej nam przez uczniów Zbawiciela, ale tylko jej własnem świadectwem i spełnieniem, objawieniem jej objawienia. Albowiem w Modlitwie Pańskiej zawarte jest dokonanie tego wszystkiego, co Ewangelja Chrystusowa założyła. A jako przedziwne jest to Objawienie Przyszłości w kształ- • cie modlitwy udzielone, tak też przedziwna i cudowna jest 1        De orat. Dom. 2        Math. X. 26. — Marc. IV. 22. — Luc. VIII. 17. — XII. 2. 3        De orał. Dom. I. *        Apocal. XIV. 6. — 18 opieka Boża nad skarbem powierzonym pamięci Ludzkości. Wszakże niemasz ani jednego chrześcijańskiego obyczaju, któryby, czy to przez ciąg wieków, czy też przez wzajemne od-szczepieństwo pojedynczych wyznań chrześcijańskich, nie doznał jakich odmian lub nadwerężenia. Jeden Ojcze-Nasz przetrwał wszystkie wieki, — zajął pokolenia i narody, przemógł wszelkie schizmy i rozpostarł się wraz ze znakiem krzyża świętego po wszystkich rozszczepionych wyznaniach. Nie jegoż to każde chrześcijańskie dziecię, bez różnicy wyznań, od matki lub piastunki naprzód na pamięć się uczy, skoro tylko owa rodząca się pamięć cośkolwiek utrzymać zdoła? Nie jegoż to jednomyślnie i jednosłownie powtarzają wszystkie języki ziemi? Ta jedna okoliczność, — ta powszechność w Czasie i w Miejscu, — nie dowodziż nam oczywiście, iż Ojcze-Nasz zawiera w sobie zakryte dotąd słowo owej powszechnej komunji — zaręczonej nam przez Zbawiciela, w której ma być jeden Pasterz i jedna Owczarnia, — i różne Dary, ale jeden Duch — i różne posługi, ale jeden Pan!... Zaprawdę! zaprawdę! albo przypuścić trzeba bezustanny cud Boży, któryby, strzegąc go przez tyle wieków od zatraty lub sfałszowania, narzucił ten Pacierz wszystkim ludom i Kościołom, — albo też uznać należy wewnętrzną cudowność jego treści, która silniej i powszechniej niż każda inna, wszczepiła się w serca ludzi dobrej woli. v. Ojcze nasz jest testament tajemnicy. — Dlaczego musiał być „słowem zakrytem" (verbum absconditum)? — Rozwiązanie tajemnic jest dopełnieniem, nie rozwiązaniem Zakonu. Dochodzimy nareszcie do uzupełnienia klucza naszej modlitwy — a zarazem do odkrycia powodów, dlaczego ona dotąd była i być musiała słowem zakrytem. Uznaliśmy już, że skoro jest szeregiem próśb, przeto ściąga się do przyszłości; skoro zaś prośby te są powszechne, społeczne, a nie prywatne, przeto też ich spełnienie musi być historycznym, w przyszłości nastąpić mającym, a dla całego rodu ludzkiego stanowczym wypadkiem. 19 Aliści spełnienie to nie może mieć miejsca w historycznym okresie Chrystusowego objawienia; albowiem to, o co przez Chrystusową modlitwę prosimy, tego nam Zbawiciel oczywiście jeszcze nie był na świat przyniósł, lecz dopiero zapo-wiedział i przyrzekł, — inaczej, pocóżbyśmy o to prosili? Dziwnem zaiste byłoby prosić jeszcze o to, cobyśmy już spełna posiadali; przypuszczać nawet się nie da, iżby nam Zbawiciel wiecznie czegoś domagać się kazał, czemby już sam stanowczo był nas obdarzył. — To wszystko przeto, o co nam Zbawiciel prosić każe, tego oczywiście ani przyniósł, ani wszech jawnie jeszcze nie wyrzekł, lecz dopiero samą modlitwą przyrzekł, i w nas samych dopiero jako obietnicę założył. Co stanowi treść modlitwy, to jeszcze ani danem, ani nawet spełna obja-wionem nie zostało, lecz dopiero zapowiedzianem, wskazanem i zaręczonem. Albowiem rzekł: „Proście, a będzie wam demem". Skoro tedy sam Zbawiciel nauczył nas tej modlitwy, a On ci najlepiej wiedział, czego nadal ludzkości potrzeba, czego jej brak jeszcze i do czego ma wzdychać, i co jej danem będzie, choć wtedy danem być nie mogło, — przeto zostawiając nam tę modlitwę, tem samem obdarzył nas busolą, mającą nas doprowadzić do zakrytej jeszcze oczom naszym przystani. I nie mógł ci Zbawiciel zostawić nas bez podobnej busoli, — bez owej rękojmi przyszłego Pocieszenia, bo Objawienie, które on przyniósł, cierpiałoby na takowym braku. Jakoż zdarza się często, iż choć czujemy pewien brak, pewien niedostatek, nie wiemy przecież, na czem nam zbywa i czego istotnie żądać mamy. Wtedy to tylko ujemną świadomość braku posiadamy, bez dodatnej świadomości ani celu tęsknoty naszej, ani środka jego dostąpienia. W takim to razie skargę tylko do Boga wznosić możemy, ale jeszcze nie prośbę; prośba bowiem jest już dodatnią, treściwą wskazówką celu, gdy tymczasem skarga jest tylko zaprzecznem i formalnem wyrażeniem niedostatku. Przewidział to Zbawiciel i nie chciał nas bez owej dodatniej wskazówki zostawić, inaczej Objawienie jego byłoby niespełne, a tem samem nie wiecznie prawdziwe. Na zapytanie uczniów, już obdarzonych nowem Objawieniem i w nową kolej świata już wstępujących, a pragnących jednak 2* 20 wiedzieć, o coby nadal jeszcze prosić mieli, odpowiedział Chrystus modlitwą z siedmiu próśb złożoną, a tem samem siedem głównych tajemnic przyszłości obejmującą. Tym sposobem nie zostawił nas bez wskazania dalszego postępu; nie dopuścił, abyśmy się stali pastwą próżnej i ślepej skargi, lecz owszem, przez wskazanie próśb istotnych i przeznaczeniu ludzkości odpowiednich, przygotował nas do ich dostąpienia. Atoli dostąpienie to było wtedy nader dalekiem — cel wskazany przez prośby był zamglony całą atmosferą pewnej historycznej epoki, którą Ludzkość przebyć i odbyć miała, za-nimby wkroczyć zdołała w inną, nową, do której właśnie cel ten się odnosił. Lecz teraz właśnie, dochodząc do kresu owej. epoki przez Chrystusa rozpoczętej, a wkraczając w nową, — czyli dobijając właśnie, jak to wnet historycznie uznamy, po długiej żegludze na oceanie drugiej epoki świata, do Ziemi Obiecanej Epoki trzeciej, tem samem spostrzegamy jasno ów cel, któryśmy dotąd pragnieniem ducha naszego dopiero ścigali. Dojrzawszy go zaś, spostrzegamy zarazem, iż cel ten już przez samego Chrystusa najdokładniej i najdobitniej został wytknięty, a to w przedziwnej pełni i obfitości wskazówek, za-pomocą pojedynczych artykułów Testamentu Zbawiciela. Bo każda z próśb pacierza jest jedną z potrzeb Ludzkości, mającą w ostatnich Wiekach Świata zadośćuczynienia dostąpić. Ile więc znajduje się artykułów w tym wiecznym Testamencie, tyle przy otwarciu jego znajdujemy wielkich zapisów któremi nas Bóg obdarza, i do których odziedziczenia sam nas powołuje. Ale że Ludzkość w chwili ułożenia tego Testamentu, jako jeszcze małoletnia, niezdolną była odziedziczyć owych darów, — i nie tylko objąć, ale nawet pojąć tego spadku nie mogła, przeto cudowne to, a tajemnicze jeszcze objawienie pozostało tylko jako utajona puścizna w pamięci i sercu Ludzkości — jako depozyt — jako skarb siedemkroć zapieczętowany; i dopóki Ludzkość do nowego stanu się nie zbliżyła, dopóki doń nie dorosła, musiało to opatrzne objawienie tkwić w głębi ducha w kształcie zakrytego słowa, które dzisiaj dopiero świadomo się objawia. Zatrzymajmy więc znowu w uwadze następujący wypadek. To wszystko, co nam Modlitwa Pańska zapowiada i odkrywa, 21 jest najwyższym owocem i celem całej epoki chrześcijańskiej, celem dojrzanym na początku przez samego Chrystusa, a osiągnąć się mającym przez dojrzewającą Ludzkość. Spełnienie więc próśb Modlitwy będzie też spełnieniem dążenia całego Chrześcijaństwa, — dokonaniem jego własnego postępu, czyli dopełnieniem jego samego, absolutnem ujściem jego — i przejściem do nowej Ery świata. Otóż to dla braku podobnego pojęcia i rozbioru mo dlitwy, dla nieuznania, iż prośby w niej do przyszłości świata się odnoszą, - a mianowicie dla niedojrzałego jeszcze sta nowiska ludzkości, t. j. dla niedostąpienia owego szczebla w postępie ducha, do którego właśnie zawarte w prośbach objawienia przypadają, — tak niezliczeni odmawiacze Modlitwy jakoteż jej tłomacze, do pojęcia jej absolutnego dla historji znaczenia dojść nie mogli. Wprawdzie nie mogło być inaczej, dopóki stan społeczeństwa w Epoce chrześcijańskiej rozwinięty, za ostateczne stanowisko ducha ludzkości, — za Ultima Thule wszelkiego postępu uznawano, a tem samem żadnej przyszłości już za niem i od niego odrębnej nie przypuszczano. A przecież dość było wspomnieć na to, iż gdyby nam był Zbawiciel już ostateczny i niczem dopełnić się nie mający stan ludzkości z objawieniem swojem przyniósł, toby nam już o nic więcej prosić nie był polecił      etc. W tem to właśnie tkwi wielkie zaślepienie całej Ery chrześcijańskiej, iż poczytywała siebie za ostateczny stan społeczności na ziemi, gdy tymczasem była tylko przechodnim i przygotowawczym stanem. Słowo absolutne wyrzeczone zostało przez Chrystusa i w Chrystusie, ale to słowo, które się Ciałem stało w Nim, aby się nam objawić, aby świadomość naszą ogarnąć, — jeszcze się w świecie naszym — w Ludzkości, nie stało Ciałem, jeszcze się społecznym nie objawiło Czynem. Bo sam Chrystus, odchodząc od świata, rzekł: „Królestwo moje teraz nie jest stąd."1 Ale tem samem zapewnił nas, że kiedyś królestwo to będzie z tego świata, i nadzieję takową nie-złomnemi zaręczeniami stanowczo w nas założył.2 Otwierając tedy nową epokę dziejów, obdarzył nąs Zbawiciel nowem światłem, nową nauką, a z nauki tej wypłynął 1 Joan. XVIII, 36. — 2 Zbiór dowodów i rozbiór takowych przy Drugiej Prośbie. 22 nowy zupełnie społeczeński stan, którego istotę i przeznaczenie w historycznym przeglądzie poznamy, — ale właśnie przez modlitwę, którą nam zostawił, przez prośby, które nam odmawiać kazał, dozwolił nam wejrzeć w dalszy jeszcze stan społeczeński, mający wtedy dopiero na świecie się objawić i z idealnego dopiero stanu przejść w realny, czyli z zapowiedzi w istnienie, — z tajemnicy w objawienie, — ze Słowa w Ciało, — z Myśli w Czyn, — kiedy wszystkie przyniesione przez Chrystusa żywioły do dojrzałości doszedłszy, wiekuistego celu swego i przeznaczenia spełna dostąpią. To więc, co tej epoce rzeczywiście i bezpośrednio służyć miało, to Chrystus zupełnie objawił i stanowczo nakazał; to zaś, na czem tej epoce jeszcze braknąć miało, czyli to, co się do dalszej Epoki dopiero ściągało, to też dopiero tajemniczo przepowiedział i o to pośrednio prosić kazał. A tak nie skierował Chrystus próśb naszych do owej epoki, którą sam otwierał, bo cóżby znaczyła prośba o rzecz właśnie daną, ale rzeczywiście do innej, następnej, której tym sposobem tylko ziarno zasiał, którą obwieścił i przybliżył przez obwieszczenie zbliżającego się Królestwa (Ev-an-gelium appropinąuantis Regni), do Epoki, którą przyszedł zapowiedzieć w Słowie, a która następnie dopiero w Czynie rozwinąć się miała. I nie przypuszczał On nawet, abyśmy jeszcze prosić mogli o to, co istotę przyniesionej przezeń Ustawy stanowiło, — o to, co nam stanowczo sam nakazał,1 lecz tylko o to, co zapowiedział, co dopiero przybliżył, w co nam na przyszłość ufać kazał. Bo wiedział On zaiste, że przeznaczeniem Ludzkości jest: nie zostawać wiecznie w tym stanie, w jakim ją odchodził i w jakim jeszcze przez wieki walczyć miała dla spełnienia przyniesionego Słowa. Wiedział o tem doskonale, i nieraz to uczniom swoim oświadczał, objaśniając ciemnych i przestrzegając lekkomyślnych;- nauczył nas tedy dążyć do owej dalszej przyszłości, i czekać na nią cierpliwie, i prosić zarazem Boga, aby nas rychło nią obdarzył, aby to Królestwo, które On przybliżył, — stanowczo nadeszło. Postawił więc przed nami cel, wprawdzie daleki i do osiągnienia trudny, lecz przybliżający się za każdym krokiem, przez historyczne rozwinięcie samego Chrześcijaństwa, — a dziś na1 Uznamy to niemal przy każdej, a najwyraźniej przy Piątej Prośbie. - Teksty odpowiednie przy Drugiej Prośbie. 23 reszcie, skoro na granicy owego historycznego okresu stanę-liśmy, objawiający się nam w całej pełni i jaśni swych znamion. A tak stał się Chrystus mistrzem i tej Epoki i następnej, i tego i tamtego wieku, i dlatego mógł o nim Apostoł powiedzieć, że Bóg przez niego nawet i wieki () uczynił.1 Co więc Paweł Śty o nadziei wyrzekł, to również o prośbie powiedzieć wypada, — boć prośba jest istną nadzieją. Gdybyśmy prośby już dostąpili, nie mielibyśmy ani o co, ani poco prosić; równie jak gdyby się nadzieja nasza ziściła, nie potrzebowalibyśmy nadziei. Wszakże: „Nadzieja widoma, nie jest nadzieją; bo co kto widzi, pocóż się ma tego spodziewać? Ale czego nie widzimy, tego się spodziewamy i tego przez cierpliwość oczekiwamy."2 Otóż oczekiwaliśmy tego przez całą Erę cierpliwości chrześcijańskiej, — przez erę „trudu i ucisku", mającego nas przygotować do ostatecznej Ery Pocieszenia. Atoli — czyż wszystko w Modlitwie Pańskiej do owej przyszłej Ery się odnosi? — Nie, bo też nie wszystko w niej jest Prośbą. Jakoż w ciągu Modlitwy Pańskiej dwa oddzielne spostrzegamy żywioły. Modlitwa ta, lubo głównie charakter prośby posiada, przecież nie składa się z samych próśb; są w niej ustępy, które nie są prośbami, lecz oświadczeniami. Trzeciego żywiołu t. j. dziękczynień, Zbawiciel w niej wcale nie umieścił — bo też i nie potrzebował umieszczać, bo cała przez niego objawiona nauka już była czynnym nakazem nieskończonego dziękczynienia. Ale prośby polecił, wskazując właśnie przez treść onych, na czem Epoce chrześcijańskiej jeszcze zbywać miało i czego taż Epoka domagać się miała. Ani też w oświadczenia szeroce się nie wdał, bo te należały do opowiadania słowa (praedicatio verbi) — i tych szczodrze w całej Ewangelji swojej udzielił; — w przekazanej zaś modlitwie tylko tyle ich użył, ile właśnie potrzeba było do odbicia jej właściwego przedmiotu, t. j. do wydatnego oznaczenia próśb. Albowiem bez podłożenia kilku oświadczających zarysów pod też prośby, t. j. wystawienia tajemnic przyszłości na podstawie teraźniejszości, same prośby byłyby na dobitności straciły. Jakoż sam 1        Hebr. I, 2. 2        Rom. VIII. 24, 25. 24 rozbiór próśb okaże nam, ile te oświadczające zarysy, sposobem apozycji z prośbami połączone, przyczyniają się do objaśnienia samych próśb i jak przedziwnie wybrane zostały, aby nam stosunek* przyszłości do teraźniejszości odsłonić. Atoli nie miałby ten nie tylko pojęcia, ale nawet najmniejszego domysłu rzeczy boskich, ktoby wnosił, iż przypuszczamy u Chrystusa ową rozumującą refleksję naszych mędrków, którzy mozolnie dobierają wyrazów, którzy ważą słowa, półsłówka, aby nie za wiele ani za mało powiedzieć!... O nie! — Mistrz Słowa nie miał nigdy nic wspólnego z tymi sztukmistrzami wyrazów. Pełen prawdy i Ducha Bożego, dawał wprost i bez ogródki to, co było prawdą, co było tegoż Ducha natchnieniem. A jeśli nam teraz, zastanawiającym się nad Jego słowami, objawia się przedziwna tychże harmonja, to nie dziw, — bo były wiekuiście prawdziwe! — Mówcie tylko istną prawdę, a bądźcie pewni, że ona zawsze będzie doskonalą piękną i doskonale dobrą. Lecz ile razy udawać prawdę zechcecie, bądźcie znowu pewni, że prędzej czy później to wam się nie uda. Otóż Modlitwa przez Chrystusa nadana jest doskonałą i każdy w niej wyraz jest ważny, zaiste nie przez to, iżby go Chrystus rozważył i wyważył, ale przez to, że w tej modlitwie istną prawdę wyraził. Nam więc wypadnie każdy jej szczegół rozważyć, bo każdy, choćby na pozór najmniej istotny, przyczyni się pośrednio lub bezpośrednio do objawienia Obja-wlenia* Tak więc przez podrzędny swój żywioł oświadczenia ma nasz Pacierz spólną ważność z innemi duchowemi pomnikami żywota ludzkości, odbijającemi już obecne i dane stosunki, czyli jest obrazem swojego czasu, swojej teraźniejszości. Przez główny zaś żywioł prośby, ma znowu wyłączną i sobie właściwą ważność, jakiej żaden inny pomnik nie podziela, t. j. stanowi dla nas przepowiedzenie i w nas samych założone dążenie do przyszłości. W szczególności zaś, przez każdą ze składających go próśb, Pacierz nasz jest osobnem objawieniem pewnych stosunków przyszłości, bo każda z tych próśb jest szczególnem * W I. w. stale: stosunek. 25 oznaczeniem pewnych żywiołów, których Chrystusowe objawienie jeszcze na świat nie wyłożyło ani wyłożyć nie mogło, lecz które dopiero w głębi ducha naszego założyło i nam jako tajemnicę zapowiedziało, — których wszczepiło w nas zaród, a tem samem do których dostąpienia utorowało nam drogę. Przejdźmyż teraz do dalszego jeszcze rozróżnienia. Prośby w Modlitwie zawarte dwojako znowu rozróżnić wypada: — na dodatne, czyli twierdzące, i ujemne, czyli przeczące. Prośby dodatne, czyli twierdzące, stanowią pięć pierw-szych próśb modlitwy. Są to te, które mają na celu zapełnienie pewnego braku właściwego epoce chrześcijańskiej, t. j. osiągnienie takiego dobra, jakie jeszcze tegoż okresu udziałem być nie mogło. Prośby ujemne, czyli przeczące, zajmują dopiero dwa ostatnie wiersze Modlitwy. Są to znowu te, które zmierzają do zniesienia pewnego złego, które się jeszcze w historycznej Epoce Chrześcijaństwa znajdować musiało. Niechaj nikogo zawczasu nie zraża ani oburza to lub owo wyrażenie, dopóki nie dojdzie do spełnego tegoż wyrażenia pojęcia. I tak np. niechaj nikt nie mniema, jakoby przez powyższe przypuszczenie, iż pewne dobro w epoce chrześcijańskiej znajdować się jeszcze nie mogło, a natomiast pewne złe w tejże znajdować się jeszcze musiało, stawała się jakaśkolwiek ujma boskości samego Chrześcijaństwa. Mniemanie takowe byłoby owocem nader ograniczonego i niewolniczego, a tem samem bezbożnego stanowiska, bo grzeszyłoby przeciw mądrej i miłującej Opatrzności, która czuwa nad wolnemi Rodu ludz-kiego losami. A lubo rzecz ta dopiero przy siódmej prośbie (kędy o istocie złego i dobrego jest mowa i kędy uznamy, jak złe z natury i przeznaczenia swego samo się w dobre, na wyższem stanowisku przeradza) stanowczo rozwiązaną zostanie, — to przecież wystarczyć nam tu może to przedwstępne objaśnienie: iż żywy potok Objawienia Bożego niczem innem nie jest, jeno postępową metodą Wychowania Ludzkości;1 że więc w tem wychowaniu pewne przechodnie Zła były nie-zbędne, aby do dalszych Dóbr doprowadzić; — że Ludzkość w postępie swoim przez pewne braki przechodzić musiała, aby 1) Myśl przedziwnie, acz dorywczo przeprowadzona w krótkim traktacie jednego z rzadkich, a prawdziwych mędrców Ludzkości: Lessinga. 26 je właśnie przestąpić i spełnić, że przeto owe przechodnie Zła przy założeniu Chrześcijaństwa jeszcze potrzebne, same ustąpią i w stanowcze Dobra się przerodzą przy jego spełnieniu. Albowiem to, co nam Modlitwa Pańska objawia, niczem innem nie jest, jedno: wszechstronnem spełnieniem Chrystusowej Ewangelji i stanowczem rozwinięciem założonych w niej boskich zarodów. Ile więc razy mówić będziemy o spełnieniu i dokonaniu Chrześcijaństwa, a tem samem o zamknięciu jego dotychczasowej historycznej Ery, a rozpoczęciu nowej, niechaj nikt nie przypuszcza, iż uwłaczamy absolutnemu znaczeniu samego Chrześcijaństwa, — albo też ubliżamy boskiemu jego Założycielowi. Właśnie przez to, iż wymagamy spełnienia i dokonania wszech prawd w objawieniu Chrystusowem już założonych, tudzież rozwiązania wszelkich w niem zawartych} Tajemnic, — tem samem świadczymy o jego wiekuistej i absolutnej prawdzie i tem samem nie pragniemy rozwiązania, — ale owszem do-pełnienia Zakonu.1 Bo wiekuiste Chrześcijaństwo, absolutne słowo Boże, jako rozwój wiekuistej Religji, trwać będzie i po zamknięciu owej ery świata przez narodzenie Chrystusa rozpoczętej — jako też istniało już i przed jego narodzeniem;2 bo jest istną treścią owej Ewangelji wiecznej, która się ciągle pod coraz spełniejszą miarą objawiała, a dziś przez rozwiązanie Tajemnic sama się dopełnia i spełna objawia. W tem to wiekuistem znaczeniu powiedzianem jest: „Niebo i Ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą."3 Nie przeminą zaiste, ale owszem rozwiną się i spełnią, a to przez ów nowy wybuch Chrześcijaństwa? zapowiedziany przez ostatniego z wielkich, jeśli nie Ojców, to przynajmniej Doktorów katolickiego Kościoła, który tak dzielnie przeczuł nastające objawienie Objawienia. Tak więc chyba ci tylko, którzy nic innego w Chrześcijaństwie nie upatrują, jeno jakieś sztuczne wyznanie, jakiś wy 1        Mat. V, 17. 2        W tem to znaczeniu doskonale wyraził się Chateaubriand mówiąc: „Le Christianisme, dont l'ere ne commence qu'au milieu des temps, est ne dans le berceau du monde." (Etudes historiques, Exposition). — Ale równem prawem mógł i powinien był dodać: „Bien que son ere doive finir dans le cours des temps, il n'en vivra pas moins jusqu'a la fin du monde." 3        Mat XXIV, 35; Marc XIII, 31; Luc. XVI, 17, XXI, 33. 4        Une nouvelle explosion du Christianisme (de Maistre). 27 myślony obrządek, albo też jakiś podrzędny kształt świadomości religijnej, na równi np. z misterjami pogańskiemi — mogą sobie marzyć o jego upadku i przepadku. Ale ci, którzy wierzą i pojmują, iż ono przyszło na świat, aby wieczne prawdy albo już objawić, albo tajemniczo zapowiedzieć — pocieszeni zostaną przez doskonałe tychże prawd spełnienie, — przez ostateczne założonych tajemnic odsłonięcie. Bo wiedzą, że „nic niemasz tajemniczego, coby „nie miało być objawione, ani skrytego, coby na jawią nie wyszło."1 Bo wiedzą nadto, iż Chrystus powiedziawszy, iż nie przyszedł rozwiązywać, ale owszem dopełnić zakonu, i odsłoniwszy uczniom swoim dalsze rodu ludzkiego przeznaczenie, dodał: „Zaprawdę powiadam Wam, dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota z zakonu nie zaginie, aż się to wszystko stanie.2" — Co się więc dotąd nie stało, acz zapowiedzianem zostało, to się nieomylnie stanie. O wierzcież Zbawicielowi — wy, którzy odwoływacie się do Niego, — albo też nie nadużywajcie Jego świętego imienia — jeśliście sami niewierni! — Zaiste niedługo już łudzić się będą płytkie umysły a zamrożone serca smutną nadzieją obalenia Chrześcijaństwa, ową świętokradzką nadzieją, którejby nawet powstać nie byliby* dozwolili, gdyby czuli jeszcze żywotny cieplik, którym Chrześcijaństwo od ośmnastu wieków ród ludzki przejmuje, i gdyby zrozumieli byli słowo Zbawiciela, iż wrota piekielne przemóc go nie zdołają.3 — Albowiem, co wiecznem jest, wiekowem tylko pozostać nie może. Ale też nawzajem niedługo chełpić się będą skamieniałe umysły a osłabione serca zahamowaniem chrześcijańskiego postępu, przygłuszeniem jego żywotnych wy-nikłości, wstrzymaniem jego ostatecznego rozwoju. — Bo jak prawdą było, iż wrota piekielne przemóc go nie miały, tak znowu prawdą jest, że niebieskie wrota rozszerzyć i uwielbić go mają. — Chrystus nam te wrota wskazał i otworzył — i wezwał nas ku nim, acz wiedział i powiedział, że wielu będzie wezwanych a mało wybranych; a ludzkość cisnęła się ku tym ciasnym wrotom przez całą erę trudu i ucisku i rwała się 1        Marc. IV, 22. — Mat. X, 26. — Luc. VIII, 17. - XII, 2! 2        Mat. V, 18. 3 Mat. XVI, 18. * Tak we wszystkich wydaniach. 28 gwałtownie ku temu Niebieskiemu Królestwu, którego dziś właśnie przez rozszerzenie wrót wiodących ku niemu, przez objawienie Objawienia dostępujemy. Dziś więc za pomocą szczegółowego rozbioru każdej z osobna prośby, uznamy spełnienie wszelkich błogich nadziei dotychczasowej ery i Objawienie dotychczasowych tajemnic. — I odsłaniać będziemy pokolei pewne znamiona przyszłego stanu społeczeństwa, pewne strony i widoki przyszłości naszego gmachu. Ale zaprawdę — odsłaniając tajemnice przyszłości naszej, nie przynosimy ludziom nic nowego, — nic zgoła, coby im Zbawiciel już od wieków nie przyrzekł i słowem Swojem nie zaręczył. — Owszem, z niego ciągle bierzemy, aby dawać o nim przepowiedziane świadectwa1. — Kto nowości jakiej pragnie, niech się uda raczej do mrowiska nowatorów tego-czesnych, może mu oni zadosyć uczynią. Znajdzie on u nich tkaninę fałszu i prawdy, ale wkrótce uzna, że co fałszywe, to nowe z siebie tylko wysnuli, a co prawdziwe, to stare od Chrystusa przejęli. — My tymczasem jako wierzymy, tak też świadczymy,* że Chrystus, istny Syn Boży, przyniósł rodowi ludzkiemu w dobrem poselstwie swojem (Ewangelji) wraz z prawami i obowiązkami dla Ery Zmartwienia, obietnice i zaręczenia dla Ery Pocieszenia. I dlatego świadczymy wraz z Pawłem świętym, że to imię Jezusa Chrystusa wywyższone jest i będzie nad wszelkie imię „które się mianuje nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym."1 — Świadczymy, że w Chrystusowej Ewangelji znajduje się wszystko, cokolwiek ludzkości było i jest potrzebą, a to w najprzedziwniejszej harmonji, — i że sprzeczności lub niedostatki, jakie w niej upatrzono, pochodzą tylko z nierozróżnienia czasów. Distingue tempora et concordabit scriptura. — A sama ludzkość niebawem, świadcząc o Chrystusie, lepiej niż słowem, bo Czynem własnym dopełniając tego, do czego ją powołał, powtórzy o Nowym Zakonie to, co On sam wyrzekł o dawnym: „Nie mniemajcie, „abyśmy przyszli. rozwiązywać zakon, albo proroki, — nie „mamy rozwiązywać, ale owszem spełniać".3 1        Jan XIV (Patrz pierwszą Prośbę). 2        Ephes. I, 21. 3 Mat. V, 17. , * I w. stale: świadczemy. DZIAŁ DRUGI. Dzieje ludzkości jako podkład do zrozumienia Modlitwy Pańskiej. I. Pojęcie organiczne historji sub specie aeterni — Historyczna konieczność'— i wolność. Nim zdołamy przystąpić do wykładu obietnic Chrystusa, utajonych w świętej Jego modlitwie i zaręczonych Jego Słowem, potrzeba nam wejrzeć w pasma wieków, rozpoznać prawo ich postępu i wyprowadzić z niego istotę owej ostatecznej Ery, której On przyniósł nam Słowo. — Trzeba nam zrozumieć czasy (distinguere tempora), uznać, co już jest speł-nionem — a co jeszcze spełnić pozostaje, zrozumieć, wie-leśmy już uszli na drodze dziejów, — na jakim stoimy punkcie i dokąd kroczymy. Bo uzasadnieniem Przyszłości jest Przeszłość — tak dalece, że gdyby owa Przyszłość nie miała swych zasad w Przeszłości, toby sama nie była rzyczywistą Przyszłością — ale urojeniem. — Jakoż następujący wiek świata nie mógłby być tem, czem być ma, gdyby go poprzednie wieki takim właśnie, jakim być ma i będzie, nie uczyniły, — gdyby nie były przygotowaniami i warunkami jego. — On więc zależy od nich, jak wszelka wynikłość zależy od swoich założeń, jak wniosek od swoich przesłanek. — W samą istotę tego nowego wieku, w jego wewnętrzne żywioły, warunki i kształty, tu jeszcze wdawać się nie mamy, gdyż sam rozbiór pojedynczych próśb Pacierza odsłoni nam pokolei takowe — tu zajmujemy się dopiero wstępem — a wstępem owym są właśnie poprzedzające dzieje. — 30 Mając tedy przed sobą kartę upłynionych dziejów, trzeba nam z przebytego żywota ludzkości dalszy okres jej życia wywieść, — co inaczej stać się nie może, jedno przez uchwycenie całego organizmu Historji; albowiem z żywotnego pojęcia organizmu wyprowadzić dopiero można ogólne znaczenie i przeznaczenie owego członka, którego jeszcze przed sobą nie mamy — owego okresu, który się jeszcze nie objawił, lecz dopiero w tajnikach Przyszłości spoczywa. Zaiste, krótki zarys organicznego pojęcia Historji nie może być ani pełny — ani zupełny, — ale może być istotny. — Nie idzie w nim bowiem o ów bezmiar zjawisk i wypadków, zapomocą których ludzkość życie swoje na ziemi objawiała, ale właśnie o samo prawo tego życia i o stanowcze jego funkcje. — Idzie nam tu o pojęcie historji sub specie aeterni, — t. j. nie o to, co w dziejach samych mogło się zdarzyć, jako przechodnie, trafunkowe i marne, — co mogło się stać tak lub owak, bez nadwerężenia istoty, co mogło się objawić przez ten lub ów środek, bez chybienia celu, — ale o to, co właśnie jest istotnem, celnem, duchowo uprawnionem, — a tem samem wiecznie ważnem, czyli o to, co nie mogło nie być, acz znowu stać i objawić się mogło w najrozmaitszy sposób. — Słowem idzie nam tu o sam postęp Ducha Ludzkości, o stanowcze jego żywioły, główne tryby ich rozwoju, o panujące kierunki, celne stanowiska, węgielne jego dzieł kamienie. — Wprawdzie cokolwiek jest istotnem, wymaga też dla wcielenia swego najrozmaitszych zjawiskowych wykształtów, bo istota bez zjawiska nie byłaby znowu istotą, równie jak celu bez środków być nie może, — i dopiero wcielenie istoty w zjawiska, objawienie tejże przez zewnętrzne zdarzenia, stanowi prawdziwe życie ludzkości, — przez co też owe przypadkowe zdarzenia: zjawiska służące do tego wcielenia, są również istotnym życia warunkiem, niezbędnym dla samej istoty; — ale szczególne kształty i przypadłości owych zjawisk są dowolne i przypadkowe, - mogą być takie lub owakie, byle tylko odpowiadały jako stosowne środki istotnym i wiekuistym celom Ducha. — Te środki więc — to są zdarze-nia — to są wypadki i przypadki Historji. — Istota przeto każda wcielić się musi, zjawić się stosownie do swego przeznaczenia musi — to jest jej koniecznością; — * 31 lecz sposób, w jaki się zjawi, jej materjał i okoliczności, służące temu wcieleniu, użyte do jej zjawienia, są jej przypadkowością, są dowolnem polem historycznych wypadków; — a. nareszcie stosowność tego wcielenia do istoty, mniej lub więcej dokładne i dzielne użycie środków do celów, zastosowanie Bytu do Myśli i przeprowadzenie tego, co być powinno, w to, co jest, stanowią historyczną wolność, tak konieczność jak przypadkowość w sobie spajającą, — której dowodem i rękojmią rozumna i samodzielna Twórczość, — świadomy siebie, a więc świadczący o sobie Czyn.1 — Ile razy więc mówić będziemy o istotnych celach i przeznaczeniach Ludzkości, o koniecznych jej życia kierunkach, nie ubliżymy bynajmniej wolności, którą Bóg człowieczeństwo obdarzył, albo raczej której zaród położył w jego duchu, wzywając go do samodzielnego zarodu owego rozwinięcia. — Bo wolność nie jest, ani być nie może wiotką dowolnością, dającą się lada powiewem zewnętrznym tu albo ówdzie obrócić. — Wolność prawdziwa ma równie konieczność jak przypadkowość w sobie samej i dopiero z owej wewnętrznej istotnej konieczności wyprzędza, jak jej się podoba, pasmo zewnętrznych przypadkowości. Wszechwładne to panowanie istotnych celów ducha w świecie zjawiskowych środków i zdarzeń wskazać tu mamy, śledząc wykładniki i stosunki owych szeregowych wyrazów, stanowiących postępy historji. — Lecz.Dzieje świata nie są bynajmniej martwym i li formalnym postępem, dającym się zawrzeć w jakiejkolwiek matematycznej formułce, — są one żywym i silnym potokiem, zagarniającym w siebie po drodze mnóstwo różnorodnych napływów.— Otóż dlatego właśnie, że potok jest potokiem, musi też płynąć i rozpływać się, — i kształcić i posuwać się, — i zmieniać i skręcać się, — i na bok wysyłać swe wody i z boków pochłaniać wpadające doń strumienie. — Atoli przy całej przyrodzonej rozmaitości jego biegu, utrzymać i wyśledzić można jedność postępującego koryta. — Wszak pod Krakowem i pod Toruniem płynie taż sama Wisła, — lecz tu zbo-gacona już Bugiem, Narwią, Sanem, i t. d.: — tam zaś jeszcze 1 O stosunku Czynu do Myśli i Bytu, oraz wolności do konieczności-i przypadkowości, dokładniej przy Trzeciej Prośbie. 32 pierwotniejsza, a tem samem abstrakcyjna. — Niechaj przeto nikt, przez wzgląd na formalną i materjalną różnicę, spostrzeżoną między owemi różnemi stanowiskami Wisły, nie kusi się o zaprzeczenie jej tożsamości, — niechaj nikt pod masą ży-wiołków, śladu stanowczych żywiołów nie zgubi.1 — Ktokolwiek dziś pragnie odszukać się w mniemanym błędniku Dziejów, temu nie wolno już naoślep macać, ani obleśne chwytać tylko pozory, — temu już nie wolno poczytywać Historji ani za martwy łańcuch skutych z sobą ogniw, ani też za potargany splot bezwładnie krzyżujących się nitek, — lecz ten powinien uznać panujące piętna jej głównych pochodów i wyśledzić w rojowisku jej spraw stanowcze kierunki jej wiekuistego żywota. — To będzie przedmiotem następnych badań. — Pojąwszy dopiero, jaką drogę Ród ludzki już odbył, — do jakiego doszedł dziś stanowiska, — i jaki pochód przed nim się teraz odkrywa, — poruczymy się przewodnictwu próśb naszych, które nas w szczególne powiaty tej nowej krainy Ludzkości wprowadzą. — II. Dwie epoki zna dotąd Historja. — Chrystus ich Przesileniem. — Znaczenie trzech ostatnich wieków. — Zadatki Przyszłości. Zapatrując się na całkowite pasmo upłynionych Dziejów spostrzegamy, że Ludzkość w postępie historji swojej dwie dopiero stanowcze przebiegła Epoki. — Liczne są wprawdzie przemiany i stanowiska, które w szeregu wieków dotąd przebyła, lecz wszystkie te przemiany i stanowiska do dwóch) głównych Epok sprowadzić się i dwoma wręcz przeciwnemi kierunkami oznaczyć się dadzą. — Dwóch tych Epok punktem granicznym i zwrotnym jest: — CHRYSTUS. — On jest ogniskiem dotychczasowych dziejów, równikiem ich dotąd odkrytych Stref. — Wszystko co przed Nim, do Niego się ściąga, — wszystko co po Nim, z Niego wychodzi. — On więc jest przesileniem Historji. Jakoż śród mnóstwa zaszłych do dziś dnia w potoku dziejów przemian i roztrząśnień, jedno tylko przemienienie 1 Patrz: Montesquieu. Esprit des lois: avertissement. Guizot: Histoire de la civilisation en France, VI ,lecon. (ustępy te są w przypiskach). 33 Świata za stanowcze, — za całkowite, — za absolutne poczytać można: a tem jest nadejście Chrześcijaństwa. O tem jednem przemienieniu mógł wieszcz pogański zaśpiewać: „Magnus ab integro saeclorum nascitur ordo."1 I w samej istocie wszystko nowem sią stało. — Bo i Myśl i Natura i Duch ludzkości zupełnej uległy rewolucji; wstrząsł się Ród ludzki w zasadach swoich i nowe zupełnie rozpoczął życie. — Z nową nauką i nowe ludy wyszły na widownię dziejów; — idealnie i realnie przemienił się świat (praeterit figura mundi); — czas i przestrzeń przeobraziły się; — historycznie i geograficznie, obyczajowo i religijnie — nowy porządek wieków, nowy stan rzeczy się począł. — Uczuła też Ludzkość doskonale, że przez Chrystusowe Narodzenie, nastąpiło jej samej Odrodzenie, — wskutek czego zmianą Chronologji swojej nowe to narodzenie świata, nowy ten porządek wieków naznaczyła. — A nowa ta rachuba czasu trwa już blisko wieków dwa-, dzieścia, i żadna chwila, aż do naszych niemal czasów, nie pokusiła się o jej przerwanie. — Aleć i ta świeża pokusa spełzła na niczem. — I słusznie, — bo czasy jeszcze nie były spełnione. — O niem jednem mógł Nauczyciel chrześcijański zawołać: „Stare przeszło! spojrzyjcie, oto wszystko nowem sią stało"2 A tak, gdy nam przychodzi wskazać pewien rok lub pewną chwilę w zamroczy upłynionych wieków, — mierzymy odległość tej chwili od onego ogniska dziejów, — i znakiem przed lub po Chrystusie, oznaczamy jej stanowisko w czasie. — Zwykłe dziejopisarstwo uznaje wprawdzie stanowczy odskok dwóch tych Epok świata, — owych dwóch światów, których rozdział stanowi Chrystus; bo któżby takiej oczywistości nie dojrzał? Lecz popełnia przytem błąd wielki, przypuszczając nadto Epokę trzecią, jakoby już od kilku wieków rozpoczętą, którą dziejami nowożytnemi nazywa. Jakkolwiek przeważne są wypadki i postępy Ludzkości, w XV i XVI wieku ery chrześci jańskiej nastąpione,       to przecież żadną miarą porównać się nie dadzą do Postępu i Odstępu, sprawionego nastaniem Chrześcijaństwa. — Nie stanowiąc zaś tak olbrzymiego prze 1 Virgil: Eclog. IV. 2 II, Corinth. V, 17. 3 34 silenia we wszystkich żywiołach Ludzkości jak to, które drugą Erę Świata wszczęło, nie mogą też rościć prawa do otwarcia trzeciej jego Ety. Owszem, owe trzy ostatnie stulecia, tak zwaną epokę nowożytną składające, są dopiero stawaniem się odpowiedniego przesilenia, — gotowaniem się do* niego, — a więc dopiero ujściem średnic!? wieków i przechodem w ostatnie wieki, ale jeszcze nie tychże rozpoczęciem. — Podrzędny ów okres w porównaniu do wielkich Er świata, jest właśnie istnem dopełnieniem średnic!? wieków, — najwyższym ich owocem i dojrzeniem ich własnych żywiołów. — Poprzednie tej Ery okresy były dopiero wiekami wzrostu i zakwitu; ostatni zaś okres był czasem owocowania tego świata. — Lecz im bardziej dojrzewały owoce, tem też bardziej obrywać się i opadać zaczynały. — Stąd przy obfitości tego okresu, jego charakter zaprzeczny, niszczący, rewolucyjny. — Jakoż, trzy te stulecia objawiają nam trzy reformy, które są trzema rewolucjami: Religijną, Naukową i Polityczną. Aliści reformy i rewolucje nie są jeszcze założeniem nowej budowy, są dopiero obaleniem lub przeistoczeniem starej. Poniekąd wprawdzie były one restitutiones in integrum, poniekąd znowu uwolnieniem przygłuszonych zarodów, poniekąd nareszcie zebraniem materjałów do nowej budowy; — pod temi więc względami działanie ich było twierdzące, — ale przedewszystkiem i nadewszystko, znaczenie ich było za-przeczne. — One zniosły to, co się już rozpadać zaczynało, i stanowczy ogłosiły wyrok temu, co się już samo przesądziło.— A ostatnia z owych trzech rewolucyj, zwana pospolicie francuską, acz równem prawem Europejską i Światową zwaćby się mogła, albowiem jej wpływ i skutki aż do krain przeciw-nożnych doszły, — (podobna w tem do owych kosmiczno-magnetycznych burz, które, acz tylko u bieguna objawiają się w kształcie krwawej zorzy i od tegoż bieguna przybierają nazwisko, przecież po całym globie roztaczają jednoczesne wstrzą-śnienie, — wprawiając w szaleństwo igły dotąd normalne, odejmując im nieraz ich siłę, a magnetyzując natomiast obojętne dotąd kruszce); — owa tedy społeczna burza była sta-nowczem i jednoczesnem wstrząśnieniem wszelkich posad dotychczasowego Świata. Zaiste, rewolucja ta, widząc dzielność swoją i czując się na siłach, mogła się łacno omylić na sobie 35 i na przeznaczeniu swojem, — mogła się za purpurową ju-trzenkę dnia nowego poczytać, acz w istocie była dopiero krwawym starego słońca zachodem. — Ta rewolucja stanowczo Średnie wieki rozwiązała, ale Nowych wieków jeszcze nie zawiązała. — Dlatego też, skoro pokusiła się o zmianę Chro-nologji, skoro zaczęła od siebie liczyć nową Erę świata, stara Era niebawem zadała jej kłamstwo — i dotychczasowy kalendarz przywróciła. A sama rewolucja przez ostatniego Wyobra-ziciela swego zrzekła się zaszczytu otworzenia nowej Ery świata, bo ani obalenie ani wstrząśnienie ani nawet stopienie za nową budowę poczytać się nie może. I jak pierwszy Cezar stał się granicznym słupem dla pierwszej Ery świata, tak też drugi Cezar dla drugiej. Nad świeżym grobem obydwóch zejść dopiero mogło nowe dla ludzkości słońce. — Bez wątpienia, przy owem obaleniu przysporzyła Rewolucja niemało materjałów do nowego Dzieła i odkryła też niemało zakopanych skarbów pod zwaliskami runącego Średnich wieków gmachu.— Dzięki jej za to! Ludzkość, skarbów owych i materjałów użyć nadal potrafi, ale rozgościć się stanowczo w sprawionych przez nią rozwaliskach, jakkolwiek dzielny budowniczy usiłował uporządkować takowe, było jej niepodobna. — Wymaga wprawdzie Ludzkość nowego Przybytku, — rewolucja zaś ciągłe ubytki, ciągłe spustoszenia, ciągłe walki, jeśli nie wewnętrzne to zewnętrzne, niosła jej w ofierze. — Nie dziw tedy, jeśli ją zmordowała, ani też nie dziw, jeśli po niej chwilki spoczynku zapragnęła. Otóż w tej chwilce spoczynku, ale czujnego, — oddychamy i wzdychamy obecnie. — Zdartego dachu zaiste nie żałuje Ludzkość, bo już był zemszały, ale też pod tymczasowym szałem długo wytrzymać nie zdoła. Do dziś dnia Ród ludzki rachuje się z siłami swojemi, — przysparza ich sobie — i wraz z planem nowego świata, bilans starego ustanawia. — Ów tedy okres, który tyle olbrzymich środków odkrył i przysporzył, aby doprowadzić Ludzkość do właściwego jej celu, aby ją usposobić do nowego stanu, ów okres, który przed kilku wiekami z prochem, drukiem i magnesową igłą na świat wystąpił, — a dziś z parą, żelaznemi kolejami i elektromagnetyzmem dokonywa biegu swego, jest wprawdzie przej-ściem ze Średnich Wieków w Nowe Wieki, przygotowaniem 3* 36 dróg Pańskich i wstępem do tego Nowego Stanu, — ale jeszcze nie jego Nastaniem. I dlatego to epoka, w której właśnie żyjemy, jest tak krytyczną a nieorganiczną. — Ona kusi się o organizacją, ale jej jeszcze nie domaga, — ona stroi się ciągle, ale nie trzyma stroju. — Atoli przysporzone te środki nie spełzną daremnie. Sama ich obecność jest rękojmią dostąpienia celu. — Wszakże niedarmo krzyżują się ludzie i myśli, — uczucia i potrzeby po nieznanych dotąd Rodowi ludzkiemu kolejach: wszakże niedarmo wiążą się z sobą ludy moralnemi i materjalnemi węzły; wszakże niedarmo Czas i Przestrzeń widomie nikną; wszakże niedarmo wzmaga się umysłowe i przemysłowe narodów obcowanie! — Wszakże oczywiście solidaryzuje się Ludzkość — wszak dojrzewa i owłada siłami, których dotąd nie domyślała się! — Maluczko więc, — a znów spojrzyjcie, — a stare przejdzie i wszystko nowem się stanie, -- i Nowy Wieków otworzy się szereg. III. Starożytność i Chrześcijaństwo jako przesłanki przyszłych wieków. — Zadanie III Epoki, wysnute ze stosunku dwóch pierwszych. — Adam. — Chrystus. — Paraklet. — Jeśli tak jest, — o czem niebawem ze wszech względów się przekonamy, to żywot Ludzkości do dziś dnia na dwa stanowcze Oddziały rozpada się i do dziś dnia dwie tylko główne Epoki liczy: Epokę Starożytną i Średnie Wieki. Prawdziwa zaś Epoka Nowożytna, ów trzeci stanowczy przedział jej całego żywota, jest dopiero jej Przyszłości zadaniem i może być dopiero dotychczasowych założeń wypadkiem. Jakżeż się mają do siebie te dwie stanowcze Ery dotąd przebytych dziejów: Era Przedchrześcijańska i Era Chrześcijańska? — Jakiż wzajemny stosunek tych dwóch światów, które mimo oczywistej odrębności ich stanów, są przecież istnemi Boga Postanowieniami (δαδξχα)? — A następnie, jakiż z ich stosunku wypada wniosek dla Przyszłości Rodu ludzkiego? Czyli, jakież być może Nowych Wieków przeznaczenie? Dwie te Epoki, w istotnych piętnach swoich ujrzane, są sobie wręcz przeciwne, a jednak dialektycznie sobie odpowiednie, — czyli mają się do siebie jak pozycja do negacji, — jak 37 thesis do antithesis, — jak Byt do Myśli, jak Świat do Zaświata. Co za wniosek stąd wypada dla Epoki Trzeciej, to wnet ujrzymy, skoro tylko bliżej przesłanki poznamy. Jako bezpośrednia pozycja, Świat Starożytny czyli Przedchrześcijański, w całości swojej objęty, był pierwszym stanem czyli momentem świata, był stanem przyrodzonych stosunków, przeradzających się i wyradzających z siebie wedle naturalnego trybu. Był to świat Bytu, — znajdujący się w stanie rodzimym, bezpośrednio danym, a rozwijający się nadal wedle praw również danych i zastanych, — słowem był to okres życia Rodu ludzkiego w Stanie Natury. Stan Natury, w właściwem znaczeniu tego nadużywanego wyrażenia, jest właśnie owym stanem, w którym wszelki Duch zrazu się znajduje, w którym bezwiednie dopiero tkwią jego potęgi, lecz z którego przeznaczeniem jest samego Ducha własną pracą się wykluć, własnym postępem wyrość, własnym trudem się wydobyć i samego siebie zdobyć, aby nakoniec własnym czynem, sobą (osobą) zostać, odpowiednich sobie celów dostąpić i właściwego sobie używać Żywota. Stan natury przeto, — nie ów urojony (hipotetyczny), o którym filozofowie przeszłego wieku marzyli, wymyśliwszy go sobie dla potrzeby i na podstawie swoich jednostronnych teoryj, ale ów stan rzeczywisty pierwotnego życia człowieczeństwa, ów stan bezpośredni, bierny i zależny, w przyrodzonych stosunkach zawarty, zabytkami i podaniami wszech Ludów poświadczony, panował ciągle nad Rodem ludzkim, pomimo jego postępowego uduchowniania się, przez wszystkie szczeble starożytnego świata. Różneć są wprawdzie postacie tego panowania, daleka jest zaiste praktyczna energja Rzymian, lub plastyczna* fantazja Greków, od ślepo-substancjalnego czucia wschodnich ludów, a przecież są to powinowate z sobą stany, nacechowane jeszcze mniej więcej głębokiem pogrążeniem Ducha w żywiołach Natury, w sferze zmysłu i bezpośredniego Czucia, a przeciwnie do stanu społeczeństwa w Epoce Chrześcijańskiej najmniejszego już nie mające powinowactwa. Panowanie to przyrodzonych żywiołów trwało ciągle przez całą Epokę Natury, ale też powoli mijało, począwszy od pierwszej chwili poczucia się człowieka na świecie, aż do chwili 38 stanowczego oderwania się jego od świata. — To stanowcze zaś oderwanie zrządziło dopiero Chrześcijaństwo. Ono przyniosło właśnie absolutną negacją i abnegację danego Świata, a tem samem dotychczasowy bieg dziejów stanowczo prze-rwało, przyrodzone siły świata roztrzaskało, postać jego przeobraziło, — i świat drugi, świat Myśli, naprzeciw pierwszemu wystawiło; — który to świat nowy miał trwać znowu i walczyć ciągle z pierwotnym światem Bytu, dopókiby nareszcie trzeci świat Czynu ich wzajemnego Zjednoczenia nie przyniósł, i wzajemnych domagalności obudwu nie dopełnił. {SPECIAL_CHAR: >} Otóż pierwszy ziemski a rodzimy człowiek, od którego liczyć się zaczyna bezpośrednie poczucie się Ducha ludzkiego w świecie, nazywa się w Tradycji: ADAM, — ów zaś drugi niebieski a odrodzony człowiek, od którego liczy się pośrednie oderwanie człowieka od świata, nazywa się w Historji: CHRYSTUS.1 — Między temi dwoma punktami, między zie-miorodnym a nieborodnym człowiekiem, rozbudza się dopiero duch ludzki ze Snu Natury, duchową udzielność swoją powoli ustala — i nieskończoną istotę swoją odkrywa, aż nareszcie, odkrywszy takową stanowczo przez drugiego Adama, wstępuje zupełnie w samego siebie, a tem samem występuje z zewnętrznego świata, — zbawia się przez śmierć i cierpienie, rozdziera świat i samego siebie, i walczy tak z sobą jak ze światem przez całą Erę świata, — aby się znowu następnie, po całym żywocie trudu i rozdarcia, ukoić, aby się tak z sobą samym jako też ze światem na nowo, ale już świadomie i czynnie skojarzyć, aby nareszcie trzeci, sobie właściwy Żywot Ducha rozpocząć, a to przez trzeciego Adama, — zwanego w Objawieniu: PARAKLETEM. W tych to trzech kierunkach Pogrążenia, Oderwania i Skojarzenia, w tych to trzech stanowiskach Adama, Chrystusa i Parakleta, w trzech nareszcie bożych imionach Ojca, Syna i Ducha świętego, zawiera się cała historja Ludzkości. Przekonajmy się o tem dokładniej. — 1 Nader głębokie i brzemienne stosunków tych pojęcie, u Pawła św. w rozdziale XV pierwszego listu do Koryntjan. 39 IV. Pierwotny stan Natury. — Wschodni Panteizm i Despotyzm —Wyzwolenie się z niego: formacje patrjarchalne i kastowe. Greckie -ζνώδί δεωτόν. Wielobóstwo religijne. Wielostan polityczny. Rzymski świat. Walka Plebejuszów z Patrycjuszami wykształca indywidualne prawa w społeczeństwie. — Upadek Rzeczy - pospo li tej. Powszechne osamotnienie. Sięgając historyczną świadomością ile być może najgłębiej do zamroczy wieków i śledząc piętna stanu społecznego od chwili, w której zaczęło być jakieśkolwiek społeczeństwo, — cóż spostrzegamy? Oto u samej kolebki Rodu ludzkiego, przy pierwszem kiełkowaniu poczucia się własnego, znajdujemy człowieka absolutnie pogrążonego w substancjalności Natury. — Tam rzeczywiście niemasz jeszcze i być nie może duchowych indywiduów, — każdy jest tylko jakoby akcydensem przemożnej substancji, każdy jest oddany i poddany naturze, albo też władzy jakiegokolwiek reprezentanta zewnętrznej przemocy. — Tam rzeczywiście jednostek jeszcze niemasz, dlatego właśnie, że wszystko jest dopiero olbrzymią, nierozdzierzgnioną jeszcze jednostką. — Orjentalna ta substancjalność objawia się religijnie przez Panteizm, — społecznie przez Despotyzm. Jakoż w Panteizmie niemasz jeszcze ani śladu świadomości pojedynczego Ducha o sobie, — w Despotyzmie niemasz jeszcze ani śladu samoistńości i samodzielności tegoż Ducha. — Ledwo się tam odzywa Trwoga, którą Montesquieu doskonale za nerw orjentalnych społeczeństw poczytał, a która właśnie jest niczem innem, jedno niedołężnem uczuciem zawisłości od nieznanej, a przemagającej i wszystko pochłaniającej Potęgi. — Wychodząc z tej pierwotnej, jednolitej substancjalności, przypominającej nam, na historycznem polu, trafne porównanie Spinozy o morzu i jego przemijających falach, spotykamy najpierwsze zarody jakiegośkolwiek indywidualizowania się, czyli odpadania od Wszechsubstancji, jeszcze na Wschodzie, w formacjach Patrjachalnych i Kastowych). — Słabe to zaiste protestacje przeciwko wszystko ogarniającej i gładzącej Substancji, ale już wskazujące nieuchronny popęd Ducha ku własnemu rozwijaniu się przez coraz dalsze rozpadanie się na pewne stopnie wykształtu i uprawnienia. — Jak społeczeństwo, tak też i Bóstwo zaczyna się już przeradzać, w rozmaite kształty się wcielać, w sobie samem się rozróżniać i z siebie się rozwijać, — przez co też i Trwoga ustępuje poniekąd ufniejszemu, acz zawsze ślepemu poddaniu. — Aby dojść np. do indyjskiej abnegacji, musiał się już duch ludzki cokolwiek silniejszym poczuć, aniżeli wtedy, gdy go najmniejszy ruch natury magicznym jakim urokiem przejmował. — Lecz jakże nieskończenie daleką owa ślepa abdykacja od świadomego zrzeczenia się siebie w Chrześcijaństwie! Tu zmysłowy letarg,— tam umysłowa bezsenność; tu zniżenie się do zera, tam podniesienie się do nieskończoności! Tu wieczna jeszcze nieruchomość tego, co jest, — co stoi, tam wieczny ruch tego, co być powinno, — co dąży. Tu bezwzględna pogarda życia i śmierci, bo życie jeszcze nic warte nie było, tam względna pogarda życia i śmierci doczesnych dla wiecznego życia — i uznanie życia człowieczego za nieskończoną już wartość. — Tu brak, a raczej niedorost ograniczonej indywidualności, — tam jej zbytek, jej przerost, nieograniczona podmiotowość. — Tu uprawnienie żadne, tam nieskończone! — Jeżeli tedy duch ludzki w formacjach tych już nie śpi owym twardym snem natury, to przynajmniej jeszcze drzemie. — Drzemie człowiek, — drzemie społeczność cała i Bóstwo nawet drzemie; a ci, którzy owe drzemiące Bóstwo godnie uczcić pragną, zatapiają się na wzór jego w jakąś somnambuliczną bezwładność. — Pomijając te pierwotne szczeble ocknienia się Ducha, te różnorodne marzenia niemowlęcego wieku Ludzkości, aby nie zabawiać się zbyt długo na wstępnych) jego stanowiskach, — pomijając i Egipt ciemno-tajemniczy, i próbne kroki na fe-nickim piasku, i sprzeczne zaświty na perskich uroczyskach, — pierwsze obudzenie się człowieczeństwa, ale jeszcze w dziecinnym i naiwnym stanie, — pierwszy występ nie całego dojrzałego ducha, ale ograniczonej jego Władzy, nie Myśli nieskończonej, ani Woli samodzielnej, ale dopiero bezpośredniego Czucia, — pierwsze więc otrzeźwienie ducha z upojenia Natury spotykamy na brzegach Hellady. — Sfinks egipski przekazał duchowi greckiemu zagadkę do rozwiązania, a rozwiązaniem tej zagadki był człowiek, ale jeszcze nie człowiek doskonały, 41 czyli dokonany, dojrzały, — nie Pan Natury i samego siebie, ale dopiero najdostojniejszy kwiat samej natury, szczyt tego, co jest danem: — Człowiek-dziecię.1 Ledwo się ocknął duch grecki, wnet położył sobie to olbrzymie zadanie: „Znaj siebie samego", ăíţδé ĺáőôüí.2 lecz dopełnić tego założenia nie było w jego mocy; — on zdołał dopiero uczuć samego siebie, ująć się w bezpośredniej a żywej swojej jednostce, odróżnić się w samym świecie i spojrzeć na się, jakim był, ale wcale nie odróżnić się od świata, ani wej-rzec w samego siebie, jakim z istoty swojej być powinien; a więc skupił się właśnie w sobie, ale nie rozłożył się, — a przecież, aby się poznać, musiał się rozłożyć i rozsądzić. — Krótka to chwila w życiu ludzkości, ale przeważna i prze-dziwnie piękna. — Jak na Wschodzie uznaliśmy początkowy brak wszelkiej indywidualności w Wszechbóstwie i Wszechwładztwie, tak znowu w Grecji spostrzegamy pierwszy wyrób tak religijnych jak społecznych indywidualności, — a mianowicie: religijnych w Wielo-bóstwie, społecznych zaś w Wielostanie. — Na Wschodzie niemasz jeszcze właściwego Wielobó-stwa, — jest tylko mniej lub więcej wyrobione Wszechbóstwó, a pojedyncze kształty i przemiany, jakie przybiera to Wszechbóstwo, nie stanowią jeszcze osobistych duchowych żywotów, lecz są tylko modyfikacjami Wszechżywota natury. — W greckim zaś Polyteizmie, każdy z Bogów był już indywidualnością oderwaną od substancji, w sobie samej wykształconą, umiarkowaną i uprawnioną, — przez się i o sobie żyjącą, a tern samem pewną duchową Osobą, acz podległą znowu panującej w gruncie wszechprzemocy Fatum, εψαρμένή. Nie stanowczo więc jeszcze w duchu i z ducha uprawnioną, lecz tylko de facto w pewnych granicach i warunkach usamowolnioną. Otóż, kiedy wolność samych Bogów jeszcze w Grecji prawdziwą wolnością nie była — cóż dopiero ludzi ? I dlatego też, lubo już cieszą się życiem własnem — pięknem jak dzie 1        Kiedy kapłani egipscy nazywali Ateńczyków dziećmi, mniemali im ubliżać, a oni ich owszem najwłaściwiej oceniali. — Tak jest, Grecy byli lekko myślnemu dziećmi, — a wieki greckie były dzieciństwem Rodu ludzkiego, ale też wieki ludów wschodnich były jego niemowlęctwem. 2        Czyli to zadanie od Wyroczni, czyli też od najpierwszego z Mędrców greckich pochodzi, zawsze jest ono zasadniczem i pierwiastkowem ducha greckiego zadaniem. 42 cinność a bogatem jak wyobraźnia, to przecież nie czują się bynajmniej właściwymi dziedzicami tegoż życia, nie roszczą sobie doń wiecznego prawa, lecz odnoszą takowe do sił zewnętrznych, do wyroczni, do przeznaczenia, i t. d. — słowem są zaledwie siebie samych dożywotnikami. — Podobnież i państwa greckie nie stanowiły już wprawdzie bezmiernego (extensive), ani też absolutnego (intenswe) państwa jak na Wschodzie, lecz były jakoby umiarkowanemi osobnikami, uorganizowanemi w sobie i względem siebie, — aczkolwiek znowu spółpodległemi wpływowi panujących nad wszystkiemi Naturalnych Bogów i przyrodzonej Socjalności. — Przez co też obywatele tychże państw, pomimo dostąpienia już uczucia samoistności, byli jeszcze w gruncie, de facto i de jure, pogrążeni w substancjalności swojej Rzeczypospolitej, — która istotnie była jeszcze bezpośrednią rzeczą pospolitą (res publica) t. j. ogólnikiem, ogarniającym szczególniki swoje i panującym nad niemi, nie świadomo i pośrednio, jakoby przez wolę i postanowienie tworzących ją członków, (do którego to stanowiska dopiero Rzym po części wznosić się usiłował), lecz dopiero instynktowo i naiwnie, przez rodzimy jeszcze stan jej społecznego porządku. — A porządek ten był dopiero nadany przez samą naturę, lub też mitycznie wzrosły z poręki przyrodzonych również Bogów. — Utrzymywało go zaś owo wrodzone socjalne uczucie, ów instynkt społeczny, który nawet w najdemokratyczniejszem z państw greckich, w Atenach, nie dozwalał pojedyńczemu przekonaniu, pod nieuchronną karą ostracyzmu lub cykuty, występować przeciw naiwnemu popędowi ogółu, i wtenczas jedynie słuchać raczył indywidualnego głosu, kiedy głos ten był tylko, jak np. w Peryklesie, owym Greku nad Grekami, echem społecznej substancji, istnym reprezentantem Ogółu. Zwykle perjod grecki w historji, uważany słusznie za chwilę obudzenia Ducha z pierwotnego snu natury, za właściwe wydobycie się jego z więzów przyrodzonej bierności, — a tem samem poczytany bywa za stanowczy krok wyzwolenia człowieczeństwa, za wstąpienie — na świat Wolności; lecz to jest błędem, acz na pewnych istotnych pozorach opartym. W Grecji bowiem zrodziło się wprawdzie przeczucie i uczucie Wolności Ducha a tem samem jej domagalność, ale bynajmniej nie 43 świadomość jej istoty — a więc dopiero domyślanie się takowej, lecz wcale nie jej pomyślenie, nie jej pojęcie w właściwej temuż nieskończoności, a tem mniej czynne i spełne jej urzeczywistnienie, ani dostąpienie. — Czego się zaś dopiero domyślamy, tego też jeszcze nie posiadamy, lecz do tego dopiero instynktem niejako dążymy.* — Otóż całe życie greckie, aczkolwiek już nader uduchownione w porównaniu z orjentalnem, jest przecież jeszcze instynktowem życiem sa-megoż Ducha w naturze. — Socjalność Greków jest jeszcze przyrodzona, rodzima, de facto dana i zastana, — słowem dopiero poczuta i przejęta, lecz bynajmniej nie z ogólnej Myśli wysnuta, bynajmniej nie z Wiedzy poczęta, ani też na ogólnem prawie człowieka jako człowieka, na pojęciu podmiotowości, uzasadniona. — Dosyć wspomnieć o legalnem i niezbędnem istnieniu niewolników w społeczności greckiej, aby się przekonać, iż o wyzwoleniu człowieka jako człowieka mowy tam być nie mogło, jedno tylko o trafunkowem uprawnieniu pewnych indywiduów, uważających inne indywidua nie za podobne sobie podmioty prawne (subjecta juris), — ale tylko za przedmioty prawa (objecta), za przywłaszczalne rzeczy. — Dość wspomnieć znowu o przeważnym wpływie Wyroczni lub fatalności na życie samych wyzwolonych Greków, aby się przekonać, że ich postanowienia nie z siebie, nie z wnętrza Ducha, nie z już świadomej siebie Potęgi, słowem nie z Myśli czerpane były, ale z sił zewnętrznych, z okoliczności zdybanych lub narzuconych, z obcej własnemu duchowi przemocy, — słowem, że pochodziły jeszcze nie z tego, co być powinno, ale z tego, co dopiero było. — Dość nareszcie wspomnieć o głębokim micie Prometeusza, aby uznać, iż owe domyślane wyzwolenie objawiało się wprawdzie w stanie żądzy i przeczucia, w stanie cierpiącej domagalności, niepohamowanego a niewczesnego zaciekania się, ale nie w stanie dostąpionej świadomości, a cóż dopiero w stanie zadośćuczynienia. — Jak więc dziecię jeszcze nie jest człowiekiem, tak też i Ludzkość w Starożytnym Świecie, pomimo tak silnego, bogatego i tyle zapowiadającego rozwoju ludzkich żywiołów, * W I w. stale: dążemy. 44 zdolności i przeznaczeń, jeszcze nie była Ludzkością. I nie tylko Duch ludzki nie doszedł był jeszcze, ani też dojść nie mógł w Starożytnym Świecie do wolności wedle Czynu, czyli do spełnej i rzeczywistej wolności,1 do istnej pełnoletności swojej, do męskiego uprawnienia w Życiu, ale nawet nie posiadał jeszcze wolności wedle Myśli, nie zdołał dojść jeszcze do uznania nieskończonego uprawnienia wewnętrznego człowieka, tak dobitnie nam odkrytego dopiero przez Apostoła narodów.2 — Jeżeli tedy osiągnął jakiśkolwiek szczebel wolności, była to dopiero wolność wedle Bytu, t. j. tylko de facto temu lub owemu, wedle przypadkowego urodzenia lub zewnętrznych okoliczności, przypadająca, — bynajmniej zaś z wewnętrznej konieczności idei (de jure aeterno) każdemu właściwa, ani też samodzielnym czynem (actu) przez Ducha dostąpiona i wszechstronnie w organizm społecznych stosunków rozwinięta. A przecież epoka grecka była w wielkim postępie dziejów Ludzkości stanowczą chwilą stopienia wrytych Stanowisk Wschodu, a przygotowaniem historycznego występu Rzymian, — mających czynnie wykształcić ową w Grecji dopiero narodzoną indywidualność człowieka. — Dlatego też ani Ostracyzm, ani Cykuta nie zdołały przytłumić owej wykluwającej się coraz silniej indywidualności, przygotowującej się poprze-dniem rozstrojeniem tak strojnego stanu Grecji do późniejszego wywięźbienia tak silnie zespojonego Rzymu. Ścigajmy dalej przeniesienie tej wyklutej już indywidualności na łono zwartej jeszcze substancjalności Wschodu, — kiedy rozpadnięta w sobie samej Grecja, skupiwszy się chwilowo w macedońskie falangi, poszła rozedrzeć, rozróżnić i rozbudzić Wschód, - - co o tyle się jej udało w pomacedońskiej puściźnie przeprowadzić i utrzymać, o ile tylko Wschód, owa stateczna ojczyzna substancjalności, tę przą indywidualności wytrzymać była w stanie. A lubo świat wschodni niebawem w właściwą sobie nieruchomość nazad popadł, — to przecież zarody, które duch heleński weń wnosił, — oraz żywioły, które nawzajem u niego zaczerpnął, — nie spełzły daremnie, bo żadne nie zmarnieje 1        Której to warunki i istotę przy Trzeciej Prośbie bliżej poznamy. 2        Rom. VII, 22 — Ephes. III, 16 — 11 Corinth. IV, 16 — i t. d. Narodów obcowanie. — Otóż dla owych ludów, w głębi historycznego widnokręgu dotąd pozostałych, a do czynnego udziału w sprawach świata jeszcze niepowołanych, — wyprawy Aleksandra Wielkiego i następców jego stanowią jakoby przy-bliżoną wędrówkę Narodów, bez której, czy to na większą, czy na mniejszą skalę, żadne historyczne przesilenie obejść się nie zdoła. Uznajmy nareszcie najdalszy i największy okres tego postępu ducha, dążącego do osiągnienia swej pojedynczej udzielności, — w wewnętrznej historji państwa rzymskiego, — która niczem innem nie jest, jedno wielkim dramatem stopniowego podnoszenia się ludu i wykształcania indywidualnych praw w społeczeństwie. — Jakoż wychodząc z początkowego stanowiska wszystko-pochłaniającej substancjalnej Arystokracji, — owego zwartego w sobie, a nieprzystępnego Patrycjatu, — jesteśmy świadkami wiekowego pasma walk i usiłowań Ple-bejskiego pierwiastku, kuszącego się o zdobycie uprawnionej samoistności i dochodzącego nareszcie po kilkowiecznych zatargach do utwierdzenia indywidualnych praw swoich, — ale też zarazem do zniesienia owej przyrodzonej spójni, cechującej pierwsze stanowisko historji. — Ta pierwotna, przyrodzona jedność patrycjuszowego Stanu, tak zasklepiona w religji, prawach, obyczajach i społecznem życiu, — rozpada się coraz bardziej w sobie, - i ulega wpływowi odwrotnego,* powstającego żywiołu demokracji; — udziela się temuż i rozdziela się. — Same Bogi coraz się bardziej mnożą — i niemal demokratyzują. — Nie tylko wszelki żywioł Natury lub Społeczeństwa, ale każda niemal okoliczność potocznego życia otrzymuje opiekuńcze dla siebie Bóstwo; — i jakby nie dość na tem rozmnożeniu swojskich Bożyszcz, — jeszcze i obce, obławem zagrabiane, zyskują z czasem pewne Obywatelstwo w rzymskim Panteonie, — a to wraz z obcemi, zagarnianemi ludami, przypuszczanemi podobnież do coraz większego udziału w sprawach tego Państwa, które światem się staje, — a które im bardziej się nazewnątrz rozpływa, tem też się bardziej wewnątrz siebie rozwija, im więcej obcych ludów do siebie przypuszcza, tem też bardziej własny * W I w. odwrotnego. 46 lud do większych uprawnień powołuje, — słowem, im więcej z siebie występuje, tem bardziej w sobie przystępnieje. Przestarzała naturalna konieczność o wyrastającą swawolę pospólstwa coraz bardziej rozbija się; — strictum jus coraz bardziej w arbitrium przechodzi; zasada przyrodzonej dziedziczności i rodowitości ustępuje coraz bardziej przewadze indywidualności i plebejskiej zasadzie wyboru; słowem żywioł demokratyczny powoli wzbija się, dobija, począwszy od najniższych aż do najwyższych dostojeństw, — tak dalece, że Patrycjat wkońcu z absolutnie twierdzącej, staje się tylko zaprze*czną i ujemną godnością; albowiem utraciwszy lub w czczą fikcję zamieniwszy substancjalne dotąd służące mu prawa, przyszło do tego, iż Patrycjusz od Plebejusza tem jedynie się różnił, iż mu trybunem ludu zostać nie było wolno. — A postępowe te przekształty tem się mianowicie odznaczają, iż daleko bardziej prawnie i ugodnie, niżeli gwałtownie i samowolnie się odbyły. — Bo choć nie brakło na zapasach i zatargach, to przecież te kończyły się po większej części na istotnej ewolucji bez rewolucji. — Wszakci same secesje ludu są raczej protestacjami niżeli buntami i dowodzą głębokiego uszanowania dla prawa, tak u opierającego się jak u ulegającego stronnictwa. — A tak, dzięki nieprzerwanemu pasmu środków i szczebli prawnych, dzięki tak zamierzonym jak przeprowadzonym ustawom, tak usiłowanym jak zdobytym i rozwiniętym instytucjom,1 — słowem dzięki kolejnym przekształtom tak publicznego jak prywatnego prawa, emancypującego nie tylko osoby, ale nawet rzeczy i wszelkie życia stosunki z pod przemocy panującej na początku substancjalności,2 — wykluwała się powoli prawna samoistność pojedynczych osobników, — i rozwijała się dopóty, dopóki nie prześcignęła się, t. j. dopóki nie doszła do 1        Np. Leges fanebres et agrariae, — leges liciniae et publiliae, podniesione do godności prawodawczej plebiscyta, — wzrastająca wciąż i ze stanowiska zaprzecznego do twierdzącego podnosząca się tribunica potestas, — następnie edaicta pretorum, którzy wyobrażali już ową podmiotową potęgę, powołaną do naginania, rozwalniania, a nareszcie do rozwiązywania przedmiotowych starego prawa postanowień; responsa prudentum; —jus getitium etc. 2        Np. Przez rozróżnienie między res mancipii et res nec mancipii, — przez rozwinięcie prawa testowania i coraz większą jego przewagę nad pier wotnym intestatem; przez zwolnienie małżeńskich ślubów, — władzy ojcow skiej, i t p. zupełnego indywidualizmu prywatnego, który jest ostatnim, ale też śmiertelnym szczeblem rzymskiego żywota, rozpadnięciem się starożytnej społeczności przy utracie wszelkiej jej spójni, — zaniedbaniem życia publicznego, a tem samem oczywiście upadkiem rzeczypospolitej, a natomiast wstąpieniem w po-wszechne osamotnienie, — rozsypkę ludzi spróchniałych, oczer kujących tylko nowego żywiołu Zjednoczenia. Zadaniem Epoki Starożytnej: zdobywanie siebie samego w świecie Natury. Postęp i Odstęp zarazem. — Dlaczego? — Starożytność jako historyczny rozwój tradycyjnego pojęcia o upadku pierwszego człowieka. . Widzimy z tego przebiegu, iż dążnością całej pierwszej epoki świata było kolejne dostępowanie udzielności ducha, czyli powolne zdobywanie siebie samego w świecie natury, a tem samem coraz dalsze odpadanie od życia tejże natury. — To odpadanie było zaiste postępem, — albowiem to właśnie stanowi przeznaczenie Ducha, aby sam przez się dochodził do uznania siebie w nieskończonem uprawnieniu swojem — a następnie, aby sam z siebie dostąpił owej wyższej i doskonalszej spólności z innemi duchami, rówiennikami swojemi, — a to już nie w żadnej Społeczności Natury, jakie były na początku, ale w Społeczności Ducha, jaka na końcu będzie. — Lecz Postęp ten był-ci zarazem okropnym Odstępem, bo odbywał się w bezpośrednio-ograniczonym kierunku, — i był w istocie tylko postępem przyrodzonego Samolubstwa, które doszedłszy do szczytu swojego, dopiero przez Chrystusa przezwyciężone zostało, — i we wręcz przeciwny kierunek, w abnegacją siebie samego przesiliło się. A tak w całej Starożytności nie tylko duch ludzki nie wzniósł się był jeszcze do stanowiska Osoby społecznej (o-sobie żyjącej, w sobie samej uprawnionej, ale spółkującej świadomo i czynnie z duchem ogólnym swego Ludu albo Ludzkości), co dopiero trzeciej Epoki świata miało się stać udziałem, — lecz nawet nie zdołał się wznieść do stanowiska, odróżnionego od zewnętrznych okoliczności, oderwanego subjektu, świadomego ogólnej nieskończoności wewnętrznego swego Ja, i zdolnego istotę swoją wbrew zewnętrznemu światu uchwycić i utrzymać, — a tem samem zbawionego z pod przemocy zewnętrznej natury, przez wejście w samego siebie, — co znowu drugiej Epoki świata stało się udziałem. — Ale dopiero wykształcał i rozwijał duch ludzki w całym ciągu tej pierwszej Ery, pierwotne i rodzime swoje stanowisko (stanowisko starego Adama), stanowisko bezpośredniej indywidualności, podległej ciągle, acz odpadającej coraz bardziej od Wszechżycia substancji, — naturalnej jednostki w rodzie lub narodzie swoim zrodzonej, w zewnętrznych stosunkach zastanej, od przyrodzonych popędów zawisłej, która była, — bo była — czem była. — Dlaczego zaś lub jakiem prawem była, albo też czemby stać się mogła, czemby być powinna, nie pytano się wcale; a jeżeli który z ówczesnych przewodników myśli pokusił się o takie pytanie, po krótkiej wycieczce w krainę spekulacji, wpadał niebawem nazad na stanowisko pospolitej świadomości i przestawał na jakiejkolwiek odpowiedzi z zewnątrz siebie czerpnię-tej, (czyto np. z wyroczni, czy też z natury, czy też z praw zastanych, a jak powiada Sofokles, „nie wiadomo skąd poczętych") — nigdy zaś nie dotarł do Sacrosanctum Duszy, nigdy stanowczo nie zajrzał we własne wnętrze, nigdy się wiecznych praw świadomego ducha nie domyślił, aczkolwiek owo „znaj siebie samego" było ciągłą jego domagalnością. — Ale domagalności owej sam człowiek nie domagał, bo sam się jeszcze nie był usposobił. — Bo też był to dopiero rozkaz, — bez siły spełnienia rozkazu, która to siła dopiero drugiej warstwie ludzkości, warstwie ludów chrześcijańskich udzieloną być miała. Tak jest, dopiero chrześcijanin zdolen był dopełnić tego zadania, dopiero chrześcijanin poznał i uznał siebie samego, a to właśnie przez oderwanie się od tego wszystkiego, co nim samym nie było, przez zajrzenie w siebie. — Albowiem wszelkie pojęcie zaczyna od oderwania, i występuje jako abstrakcja, a dopiero spełniając się dalej własnym rozwojem, — i przez Czyn przechodząc w Życie, a tem samem występując znowu z wewnątrz na zewnątrz, staje się nakoniec istną i spełną Rzeczywistością. Jeżeli tedy druga warstwa Ludzkości dopiero poznać zdołała samą istotę człowieka i pojąć idealnie tak ogólność ar 49 jak nieskończoność jego uprawnienia, — to znowu trzeciej dopiero przeznaczonem być ma: czynnie rozwinąć tęż istotę, przewieść ją przez świat społecznych zjawisk na praktyczne pole i zrealizować powszechnie jej uprawnienie, dotąd abstrakcyjne, we wszystkich stosunkach życia. Wielkie zaiste i bogate przeznaczenie, do którego Ludzkość właśnie w obecnej chwili dojrzewa, — a o którem poprzednio nawet mowy być nie mogło. Pierwsza zaś warstwa, t. j. Starożytność cała, ledwo domyślała się tego uprawnienia i czuła tylko wrodzone i samolubne ku niemu popędy. — Jakoż, jeżeli pewne indywiduum w dawnym świecie duchowo-uprawnionem się czuło, to jedynie przez trafunkowy Byt swój, lecz bynajmniej nie przez konieczną Myśl swoją, ani przez świadomość ogólnej istoty człowieczeństwa; — czyli zawsze bezpośrednio, nigdy refleksyjnie; zawsze przedmiotowo, ze względu na pewne dane okoliczności, — nigdy zaś podmiotowo, ze względu na ogólne przeznaczenie i wewnętrzne znaczenie samego człowieka. — Jeżeli tedy Grek lub Rzymianin czuł się wolnym i do wyższych przeznaczeń powołanym, to tylko jako taki, jako obywatel tego lub owego Państwa, nie zaś jako człowiek, t. j. dopiero ze szczególnego prawa rodu, kasty lub wyzwolenia swego, lecz bynajmniej nie z ogólnego prawa człowieczeństwa, — którego istotne powołanie dopiero Chrześcijaństwo objawiło. Wszystkie członki Starożytnego Państwa stanowiły jedno ciało i były z niem zrosłe; a to nie w duchowo-organicznym stanie, jako na końcu być ma, kędy każdy członek społeczeństwa, uznawszy już samodzielność swoje i absolutne przeznaczenie, dopełni właściwej sobie funkcji w organizmie ludzkości i przyczyniać się będzie wolno i świadomo do życia ogółu; ale bezpośrednio i mniejwięcej ślepo, bardziej zmyślnie niż umyślnie. — Substancja społeczna panowała nad owemi członkami i ogarniała je, — ona je właśnie stanowiła, nie zaś one stanowiły ją. — Wręcz przeciwny stosunek objawi się nam w feodalnem społeczeństwie Średnich wieków, gdzie owszem wrzekome społeczeństwo opierało się jedynie na luźnych Sub-jektach. — Gdyby wolno było żywotne stany do ostatecznych formuł sprowadzać, rzecby można, iż w starożytności było społeczeństwo bez społeczników, — a w średnich wiekach, 4 50 były społeczniki bez społeczeństwa. — Formuła ta byłaby zaiste fałszywą, bo nic w życiu bezwzględnie i abstrakcyjnie się nie objawia, lecz byłaby znowu o tyle prawdziwą, o ilebyśmy za jej pomocą panujące piętna dwóch wręcz przeciwnych Epok, sub pondere et mensura, wyrazili. Tak więc indywiduów starożytnych pojąć wcale niepodobna w oderwaniu od ich plemiennej substancji, od ich przyrodzonego świata, — gdy tymczasem człowieka chrześcijańskiego inaczej pojąć nie można, jedno w takiem oderwaniu. — Tamte są jakoby wrzekome atomy ciała, do których nikt żadnym rozbiorem przystąpić nigdy nie zdołał, bo są w rzeczy samej nieprzystępne. — Dopiero Chrześcijaństwo rozebrać zdołało społeczne ciało, a to już wcale nie mechanicznie na składowe, a wręcz przeciwne pierwiastki, w każdym atomie istniejące, — i powinowactwa jego z innemi ciałami stanowiące. — Do tego to rozbioru wnet przystąpimy,* tu zaś uznajmy, iż w całej Starożytności właściwych ludzi, w dzisiej-szem znaczeniu tego wyrazu, jeszcze nie było, — był tylko ten albo ów Lud, składający go zaś członki były spojonemi** i zrosłemi z nim atomami, przypadłościami przyrodzonej Rzeczypospolitej lub substancjalnego społeczeństwa. — A jakkolwiek zdawaćby się mogło, iż Starożytność wysoko cenić umiała godność człowieka i owo wszystko ąuod humanum est, (często nawet spełniej i żywotniej niż późniejsze średnie wieki, które zrobiły z tego abstrakcję właśnie przez rozbiór pierwiastków), to przecież nie zapominajmy o tem, iż tam nigdy o człowieku, jako człowieku, t. j. ogólnie o każdym, jako o uprawnionym obywatelu w własnej szczególnej ojczyźnie, mowa być mogła. Byli tam Obywatele i Niewolnicy, byli Grecy*** i Barbarzyńcy, ale samego człowieka tam jeszcze nie było. — Obywatele każdej naturalnej ojczyzny, indywidua szczególny Lud składające, były z nim spójne, od niego zawisłe, w nim zrodzone i z nim zrosłe, przezeń więc tylko, nie zaś przez siebie ani w sobie pojęte być mogą. — Przenieśmy np. takie indywiduum z Aten lub Rzymu znienacka w Świat Chrześcijański, — a niezawodnie uschnie lub zginie, jakoby roślina w niewła * W I w. przystąpiemy. ** W I w. spojonemi. *** W I w. Greki. 51 ściwą strefę przesadzona, bo nie znajdzie w zewnętrznym świecie tego, co potrzebuje do życia; w wewnętrznym zaś swoim własnym świecie żyć jeszcze nie umie. — Zaledwie Sokrates wytrzymałby podobną próbę, bo też Sokrates, na polu myśli, był istnym Chrześcijaństwa przesłańcem. — Przeciwnie, przenieśmy Chrześcijanina w starożytność pogańską, — nie tylko, że potrafi żyć w sobie samym, ponieważ we wnętrzu swojem posiada nieskończone źródło duchowego życia, ale nawet życie to coraz bardziej w innych subjektach, w bliźnich swoich krzewić będzie — i toczyć zacznie ów świat zewnętrzny jakoby rdza, lub jakoby kwas chemiczny. Legnie on męczennikiem swego przekonania, lecz własną śmiercią zbudzi nowe wkoło siebie życie. — (Co tu mówimy, nie jest przypuszczeniem żadnem, misjonarze chrześcijańscy są tego dowodem). Owóż przez cały szereg starożytnych wieków i przez wszystkie szczeble spychających się po kolei Ludów, owe zrosłe naturalnie z sobą cząsteczki, stanowiące społeczne ciało, coraz się bardziej rozróżniały i rozpadały, obywatel lub niewolnik, który ukrywał i tłumił zawartego w nim jeszcze człowieka, coraz bardziej na ogólnego człowieka się pasował, a tem samem do odrębnej indywidualności dochodził, — słowem owe rodzime jeszcze Adamy, jak religijnie odpadły od Bóstwa, tak też społecznie od przyrodzonego społeczeństwa, od rzeczy-pospolitej swojej, od powszechnego życia natury coraz bardziej odpadały, — aż dopiero przy schyłku starożytności, to jest przy upadku państwa rzymskiego znajdujemy owe indywidua w najwyższym wyrobienia swego stopniu. — Ale właśnie ten najwyższy stopień wyrobienia indywidualizmu stał się ostatecznem rozpadniąciem się w sobie, — spróchnieniem owego Świata. — To, co stanowić miało pożądaną godność szczegółowego ducha, — to wydobycie się pierwotnych więzów natury, to odrębne usamoistnienie się przez prawne ograniczenie jednostek, okazało się właśnie ich upadkiem i rozpadkiem; — bo w organicznem ciele wtedy dopiero ostatecznie wywiązują się atomy, kiedy się już życie samo rozwiązało — kiedy śmiertelny rozkład ciała następuje. A tak cała Epoka Starożytna była niczem innem, jedno historycznym rozwojem tej wielkiej prawdy, którą religijnie upadkiem pierwszego człowieka nazywamy. — Upadek ten 4* 52 dokonał się ostatecznie przez rozpadnięcie się samego przyrodzonego stanu społeczeństwa, a przerodzenie go w nowy. — Ale ten ostateczny upadek był właśnie godziną Zbawienia. — Albowiem Zbawiciel świata dopóty nadejść nie mógł, dopóki ten upadek od pierwszego Adama rozpoczęty, wszystkich stosunków życia nie przebiegł, — dopóki nie doszedł do szczytu przyrodzonego samolubstwa, — a tak dopełniwszy i wyrodziwszy się, nowego odrodzenia nie zapragnął. VI. Odrodzenie — przez dalsze rozpadnięcie się. Rozróżnienie indywiduum w samym sobie (ja — nie — Ja) jest już przekroczeniem indywidualizmu. — Podmiotowość chrześcijańska— pojęcie bliźniego. Zadośćuczynienie zadaniu γνώδ τεαυτόν. — Zastąpienie go nakazem miłości bliźniego. Cóż mogło wyratować Ducha ludzkości z tego historycznego upadku i rozpadku, w jakim go przy schyłku państwa rzymskiego spostrzegamy? Cóż mogło podnieść i zbawić go? Co mogło owe próchniejące lub rozkładające się właśnie atomy znów skojarzyć i ożywić? Co mogło pojedyncze duchowe istoty z absolutną Istotą, od której tak stanowczo się oddaliły, — z podobnemi sobie istotami (bliźniemi) na nowo pojednać? Dziwną zda się odpowiedź, a przecież jest istotną: jeszcze dalsze rozpadniecie się — ale stanowcze, ostateczne; — rozpadniecie się indywiduów już nie między sobą, ale owszem w samych sobie, — uznanie, iż owe oderwane cząsteczki, owe społeczne atomy, nie mają same przez się żadnego istnienia, że to jest proch i próchno, — że ów stan jest tylko stanem przechodnim, niezgodnym ani z Naturą* ani z przeznaczeniem Ducha, lecz że w ich wnętrzu tkwi dynamiczna spójnia, którą odkryją, skoro się tylko w sobie samych rozróżnią — rozłożą — spolaryzują. — Ten to polarny elektro-magnetyzm, działając sprzecznie biegunami swemi, do wyższych powinowactw miał je wznosić. Aby człowieka z Bogiem (rodzicem wszechrzeczy), i z innymi ludźmi (bracią swą), pojednać, potrzeba było człowieka nie tylko ze światem, ale i z samym sobą rozbratać. — Otóż wskutek rozpadnięcia się indywiduów samych w sobie, nastąpić też musiało rozpadnięcie się starych 53 Ludów w sobie, czyli zniszczenie ich przyrodzonego życia i przerodzenie takie, ażeby odtąd same Ludy, — przez Ludzi, — kiedyś w Ludzkość się odrodziły. To przesilenie nastąpiło przez nastanie Chrześcijaństwa. — Pojmijmy je naprzód w duchu pojedynczego człowieka, aby je następnie w świecie i wszelkich jego żywiołach rozwinąć. Indywiduum, w Starożytności doszedłszy do zupełnego rozwinięcia swego w zewnętrznych stosunkach, robi jeszcze krok dalszy, — krok stanowczy, mający cały kierunek postępu przewrócić. — Niedość jeszcze na tem, iż duch ludzki doprowadził prywatną swoją jednostkę przez kolejne szczeble: familijno-patrjarchalnych — kastowych — obywatelskich — nareszcie prawno-cywilnych formacyj do najdalszego stopnia odosobnienia; — niedość, że się odgraniczył i ustalił w ucMel-ności swojej, że de facto i de jure oddzielił swój własny interes od interesu innych, a tem samem od substancji społeczeństwa — słowem, że się zupełnie uprywatnił i tym sposobem doszedł do ostatniej mety przyrodzonego egoizmu — do stanu towarzyskiego atomu, nie zostawiwszy już ani śladu rzeczy-pospolitej; — jeszcze musiał zupełniejsze przebyć przesilenie, jeszcze musiał sam w sobie się rozdzielić, samą jednostkę swoją na dwa składowe żywioły rozłożyć i dwa sprzeczne w sobie dążenia odkryć, a tem samem ostatnią substancjal-ność własnej indywidualności podkopać — czyli Rzeczpospolitą własnej Osoby rozerwać. — Indywiduum, aczkolwiek już rozróżnione, było jeszcze w sobie samem bezpośrednią jednością ciała i duszy, — wewnętrznego Ja i zewnętrznego Nie ja, żywiołu fizycznego i moralnego. — I tę więc ostateczną jedność rozerwać jeszcze było potrzeba. — Lecz rozrywając takową, indywidualność już sama siebie przestąpuje; boć sam jej źródło-słów wskazuje, iż ona jest tem, co się już bardziej rozdzielić nie może bez przestania być sobą, t. j. bez zniesienia się i zaprzeczenia sobie. Jakoż w tej chwili indywiduum, pojmując nieskończoność ducha swego, zapiera się zarazem przyrodzonego stanu i wyradza z siebie nieskończenie uprawnioną, ale też nieskończenie poświęcalną chrześcijańską Podmiotowość. — Jak tedy w świecie starożytnym, z łona substancji społecznej wywiązywał się powoli indywidualizm i rósł dopóty, dopóki samej substancjalności nie ogarnął i nie przezwyciężył, — tak 54* tu znowu w tej krytycznej chwili, z łona samegoż indywidualizmu wywiązuje się jeden z jego żywiołów, żywioł wewnę-trzny, idealny, świadome siebie Ja, Subjekt, — a rodząc się z indywidualizmu, przezwycięża rodzica swego i sam się rozsądza. Cóż ogólnemu subjektowi po owych wszystkich szczegółach, stanowiących indywidualność? Co jemu po wszystkich jej prawach i przedmiotowych stosunkach, to wszystko jest tylko zewnętrzną marnością: on tylko jednego żąda i o jedno stoi — o wnętrze swoje, o nieskończone prawo duchowego Ja, słowem o zbawienie Duszy swojej. — W tym idealnym żywiole jest świat jego cały, o innym świecie wiedzieć nawet nie chce, bo oprócz tego wszystko dla niego nikczem-nością. — A jednak ten inny świat żyje, i działa, i oddziaływa na niego. — Choć on mu zaprzecza, to tenże mu odpowiada wzajemnem zaprzeczeniem. I nie tylko z zewnątrz wpływa na niego, ale działa i oddziaływa w nim samym, taki że w owej indywidualnej jednostce, nie domyślającej się dotychczas podobnego rozwodu, odtąd objawia się dwoje, ciągle walczy z sobą; które to rozdwojenie tak dobitnie uznał Paweł Święty.1 ■ Tu doszła koncentracja tego postępu do ostateczności, a centrum tem było Ja. — Nic nad to nie może być bardziej odosobnionego i odróżnionego, boć jest nawet odróżnieniem i odosobnieniem w samym sobie, — w samej osobie. — A przecież z drugiej strony nic znowu ogólniejszego, pospolitszego i spólniejszego, bo każde inne Ja jest zupełnie równe mojemu ja; każde jest w sobie równie uprawnionym podmiotem, a więc wszystkie Ja są bliźni. Niemasz tu względu na osoby, ani na prawa, ani na społeczne stosunki; — w obliczu Boga wszyscy równi — między sobą wszyscy bracią. To jest filozoficzny wywód owego przesilenia w duchu ludzkim odbytego, które się tak olbrzymio przez nastanie Chrześcijaństwa religijnie i społecznie objawiło. — Nie takim wprawdzie sposobem przedstawił Chrystus owe przesilenie ludowi, bo lud nie byłby go pojął, — bo do dziś dnia nawet w tak abstrakcyjnych wyrażeniach nie smakuje. — I słusznie, 1 Rom. VII. 22, 23. — Galat V. 17. etc. 55 bo abstrakcje wszelkie są to martwe myśli, ciała i krwi pragnące, które sercem zapłodnić a czynem spełnić potrzeba, chcąc je ludowi udzielić. Do serca więc i do woli człowieka odezwał się Chrystus, powołując go do tak stanowczego przesilenia — t. j. do Synostwa Bożego a braterstwa wzajemnego; — lecz my dzisiaj do zimnej także Myśli odwołać się musimy, aby to rozsądzenie się człowieka stanowczo pojąć i tkwiący w nim wniosek na jaw wyprowadzić. Otóż, stanowczym wypadkiem Chrześcijaństwa w postę-powem kształceniu się i dojrzewaniu ducha ludzkiego była owa idealna i ogólna świadomość wewnętrznej istoty człowieka, zbawionej z pod przemocy natury, oderwanej od zewnętrznego świata i zdolnej zaprzeć nawet samą siebie, a tem samem zrzec się przyrodzonego samolubstwa, które w całej Starożytności panowało. — Lecz wypadek ten nie mógł inaczej powstać, jedno przez wejście człowieka w samego siebie, a tem samem przez stanowcze wyjście z Natury, przez pogardzenie wszelką zmysłowością, — słowem przez odrzucenie od siebie wszelkiego przyrodzonego stanu, a natomiast przerodzenie się w nowy. — Do takiej to świadomości Starożytność cała dążyła — lecz właśnie dążyć tylko mogła, nie domagając jej. — Wszak γυώδι δεαυτόν było jej ciągłą doma-galnością (postulatem), ale też niczem więcej — nakazem bez mocy spełnienia. — Spełnienie zaś tej domagalności Chrześcijaństwo dopiero przyniosło, objawiając każdemu człowiekowi, że jest z Boga rodem, a bliźniego bratem. — W tej to chwili przemógłszy* naturę, poznał samego siebie, poznając też siebie w innych, poznając tem samem wieczną, ogólną i nieskończoną istotę człowieczeństwa. — Sama zaś owa starożytna do-magalność dowodzi, że istniało już zaiste w dawnym świecie uczucie potrzeby tej świadomości i przeczucie jej dostąpienia, a wkońcu nawet (przy upadku Rzeczypospolitej rzymskiej), najwyższa do niej tęsknota, — lecz zawsze tylko dążenie, nigdy posiadanie. Zaiste filozofowali filozofowie nad istotą człowieka i przesadzali się w śmiesznych lub niedołężnych definicjach tejże istoty, a wkońcu nawet Epoki, zbliżali się do pojęcia * W I wydaniu przemogłszy. 56 bliźniego, (jak np. Cycero w księdze I, Rozd. X, De legibus, i t. p.), — ale stanowczo dostąpić tego pojęcia, a cóż dopiero wprowadzić je w świadomość ludu — zaprawdę nie zdołali. — Nie udawajmy się więc do owych kramów mądrości (pfficinas sapientiae), przedrzeźnia* Cycero, po ów płód, którego w nich nie było, albowiem w owych kramach znaleźlibyśmy tylko surogaty, któremi owo coraz żywsze żądanie uwodzić lub przygłuszać usiłowano, lecz które zadość uczynić temu żywotnemu pragnieniu nigdy nie zdołały. Chrystus dopiero w nas samych odkrył istotnego, wewnętrznego, ogólnego człowieka, — i objawił nam wszystkim bliźniego. — I dlatego już nie odzywał się wcale do człowieka z nakazem: ,,znaj siebie samego", bo dawszy mu siebie poznać, inny mu, dalszy natomiast położył nakaz. — Kazał mu odtąd kochać tego odkrytego bliźniego jak siebie samego, a następnie kazał mu szukać — już nie siebie, bo siebie człowiek w owej chwili właśnie we własnem wnętrzu znalazł, — lecz Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, — z czem też już wszystko miał otrzymać w dodatku. — Do tegoć to dążyć kazał. — Albowiem to był dopiero przybliżył i zapowiedział, — to więc stanowić miało nową domagalność, nowe dążenie i nowy nakaz dla rozpoczynającej się wówczas epoki. A tak odkrywszy nam boską istotę pojedynczego człowieka i wewnętrzną jego, a nie światową godność, oraz pobratawszy idealnie wszystkich ludzi, jako bliźnich z sobą, zapowiedział znowu Chrystus dalszą i doskonalszą Solidarność całego rodu ludzkiego, — pobratanie się narodów, żyjących do dziś dnia między sobą w stanie pogaństwa, realne i światowe Ludzkości powiązanie, — nareszcie doskonałe uprawnienie człowieka, już nie tylko w wewnętrznej możności, ale też zarazem i w zewnętrznej rzeczywistości, t. j. już nie pojedynczo, ale społecznie, — a to w Społeczności Ducha Świętego, kędy ma być jeden pasterz i jedna owczarnia, — a rozmaite dary, ale jeden Duch — i rozmaite posługi, — ale jeden Pan!... . Ten to dalszy nakaz, który miał stanowić nową domagalność dla całej Epoki chrześcijańskiej, — i ciągle jej być przytomny jako niedosięgalny ideał, tak się właśnie spełni w trzecim wieku świata, jak się spełniły w drugim wieku * I w. przedrzeźnia. 57 * ideały i domagalności pierwszego. — Lecz spełnienie tych nakazów i dostąpienie owej solidarności ludzkości było dla drugiego wieku świata takiem samem niepodobieństwem, jak owo pojęcie bliźniego, owa idealna jedność człowieczeństwa, owo poznanie siebie samego, niedostępne były* dla poganina lub izraelity. VII. Nieskończone uprawnienie chrześcijańskie. — Oderwanie od świata. — Jednostronność (przeciwległa starożytnej) a przeto połowiczność Chrześcijaństwa. — Odwrotny kierunek rozwoju Starożytności a Chrześcijaństwa. — Trzecia Epoka. Ogólna tedy świadomość wolności i przeznaczenia człowieka, — we wnętrzu ducha uzasadniona, — w nim samym założone słowo jego wyzwolenia, — czyli świadome oswobodzenie go z pod przemocy sił przyrodzonych lub więzów ze-wnętrznego świata, — a natomiast powołanie do solidarności duchowej, — oto jest dopiero stanowcze Chrześcijaństwa dzieło, wypadek, do którego Starożytność cała dążyła, lecz którego dostąpić nie zdołała bez przestąpienia siebie i wstąpienia w nową kolej dziejów. — Odkrywszy człowiekowi świat nowy, — już nie w łonie Natury, ale w łonie własnego Ducha, a więc wbrew naturze, odsłoniło mu Chrześcijaństwo niedomyślaną dotąd jego istoty potęgę, — a powołując go do nieskończonych przeznaczeń, wyższych nad wszelkie doczesne i przyrodzone stosunki, dozwoliło mu pogardzić zewnętrznemi okolicznościami, za któremi się dotąd ubiegał, lub mdłemi uprawnieniami, na których dotąd naiwnie przestawał. — Rozwinęła zaiste Starożytność przez pasmo wieków swojego istnienia nader bogaty zasób żywiołów ducha i obdarzyła człowieka już niepospolitą nad przyrodzeniem potęgą. Religja u ludów wschodnich, — Sztuka u Greków, — Nauka w ma-cedońsko-wschodnich państwach, począwszy od Aleksandra aż do Ptolemeuszów, — Przemysł i Handel u Kartagińczyków, — nareszcie Prawo u Rzymian, — dostąpiły kolejno wysokiego stopnia rozwoju — i dozwoliły rodowi ludzkiemu przybliżonym przynajmniej sposobem zakosztować tego, co jest świętem, pięknem, prawdziwem, pożytecznem i dobrem. — Ale dopóki * W I, II i III w. niedostępną była. 58 człowiek sam siebie nie opanował, dopóki duch podmiotowy do ujęcia siebie samego w właściwem sobie uprawnieniu nie doszedł, — dopóty też wszelkie owe ducha przedmiotowego występy i postępy były jakoby bezsilne i niemal bezcelne; — bo celem i środkiem historycznego postępu jest właśnie sam człowiek; — o niego to właśnie idzie i z niego wszystko w dziejach pochodzi, — przezeń się dzieje, co się dzieje, on-ci to, rozwijając istotę swoją, spełnia Bożą wolę na ziemi — i chwali Boga tak, jak Bóg chce być chwalonym. — Skoro tedy człowiek dojrzał nieskończonego uprawnienia swego, a to wbrew światu i wszelkim jego stosunkom, — skoro się uznał wolnym w sobie samym, choćby był niewolnikiem, — a natomiasi niewolnikiem w świecie, choćby był wyzwolonym — oczywista, iż wszystkie dotychczasowe świata potęgi wystarczyć mu już nie mogły, i że zwrócił się ku temu, czego dotąd nie było. — Lecz właśnie owo oderwanie się człowieka od tego, co dotąd rdzeń jego życia stanowiło, — owo zaprzeczne przeciw-postawienie się wbrew wszelkim istniejącym stosunkom, — pogardzenie dotychczasowemi zdobyczami ducha — i uznanie stanowczej przewagi wnętrza człowieczego nad wszelkie zewnętrzne jego objawy, było znowu abstrakcyjną jednostronnością, niezbędną wprawdzie dla dalszego postępu i spowodowaną przez dialektykę tegoż postępu, ale nie mogącą rościć prawa do wiecznego panowania, — albowiem każda jednostronność, skoro tylko jest jednostronnością, tem samem już skazana jest na starcie się o swoją drugostronność, i na wspólne podniesienie się z odwrotnym żywiołem do wyższego zjednoczenia. — Jeżeli tedy jednostronne stanowisko Starożytności znie-sionem być musiało, i rzeczywiście zostało, przez wewnętrzne stanowisko chrześcijaństwa, — to nawzajem stanowisko wewnętrznego dopiero oswobodzenia, jako znowu jednostronne,— jako oderwane, podobnegoż zniesienia a raczej wzniesienia na stopień spełnej kojarzni doczekać się miało. — Oderwane to stanowisko wystarczyć wprawdzie mogło ówczesnym wymaganiom Ducha, potrzebującego właśnie takiego oderwania, — ale absolutnie i na wieki temuż Duchowi zadosyć uczynić nie było w jego mocy. Brak i słabość tego stanowiska już się nam na pierwszy rzut oka objawia przez to: iż przy zniesieniu starożytnego niewolnictwa, jako już wcale z istotą człowieka nie 59 zgodnego, — nie nastało przecież jeszcze wolne i spełne Wszechludzi Obywatelstwo, — t. j. powołanie wszystkich do czynnego spółudziału w sprawach świata (a to, w czem kto może i wedle tego, jak może z rzeczywistą i w stosowne środki zaopatrzoną wolnością oddawania się wybranemu powołaniu, — oraz wzno szenia się w miarę własnej zasługi na szczeble światowej hierarchji, co dalszego znowu postępu miało się stać udziałem); — ale nastało dopiero dla wszystkich ludzi powołanie do zaświa towego królestwa, — równe wprawdzie uprawnienie wszystkich, ale tylko do przyszłego życia, — (a więc usamowolnienie potentia, ale jeszcze nie actu, czyli oswobodzenie dopiero idealne, a nie zarazem realne); — co się zaś tyczy teraźniejszego życia i obecnych realno-światowych stosunków, nastąpiło dopiero Średniowieczne poddaństwo, stan zaiste niesłychanie wyższy od starożytnej Niewoli, ale jednak niedostateczny ani osta teczny, — owszem przechodni, półśrodkowy, — przechodniemu i połowicznemu charakterowi średnich wieków zupełnie wła ściwy, — ale tem samem rzeczywistemu przeznaczeniu spo-. łecznego człowieka wcale nieodpowiedni, a jako taki w obecnej już chwili, jeżeli nie wszędzie obalony, to przynajmniej wszę dzie podkopany i zachwiany.      I w rzeczy samej, połowiczny ów stan dopóty tylko trwać mógł, dopóki sam człowiek przepołowionym być miał, t. j. dopóki Dusza i Ciało jakoby dwa wrogi w rozerwanym człowieku pasowały się z sobą. — Powstające chrześcijaństwo usamo-wolniło dopiero połowę człowieka, objawiając równość i nieskończone uprawnienie dusz ludzkich. Wyzwolone zaś dusze nie zatroszczyły się zrazu o wyzwolenie ciała, — owszem, wzgardziwszy niem, zostawiły je w poddaństwie; — który to stosunek doskonale objawia się w germańskim wyrazie „Leib-eigenschaft", oznaczającym ściśle ów stan średniowiecznej zawisłości Ciała przy oswobodzeniu Duszy, lecz wskazującym wyraźnie wyższość tego stanu nad starożytną niewolę, za panowania której ani ciała ani dusze nie były jeszcze wyzwolone. I dlatego też wyzwolenie chrześcijańskie, — acz zrazu nie-spełne, lecz jednostronne, acz dopiero moralne, a nie fizyczne, — wewnętrzno-duchowe, a jeszcze nie wszech-osobiste, było przecież, w porównaniu do uprawnienia szczegółowego lub trafun-kowego, jakie posiadał obywatel starożytny, a jakiego nie po 60 siadał wcale niewolnik, — olbrzymim zaiste postępem; tak dalece, że najnędzniejszy średniowieczny poddany albo chrześcijański męczennik mógł się słusznie poszczycić stokroć wyższą godnością ducha od owej, którą posiadał najzawołańszy w pogaństwie Losu i Bogów ulubieniec. Wszakci dla wewnętrznie odrodzonego i wyzwolonego człowieka nie szło już wcale o przypadkowe urodzenie, ani o faktyczny polityczny stan, ani o żadne dane okoliczności lub zastane stosunki, słowem nie szło wcale o zewnętrzny i ograniczony Byt, jak w dawnym świecie, — ale o wewnętrzną Myśl, o nieskończoną a ogólną godność swego Ja, — o Wolność Duszy — i tejże Nieśmiertelność. Choć tedy ciało ulegało pod przemocą potęg światowych, to dusza wzbijała się tem swobodniej do krain niebieskich, bo wiedziała już, . że książę tego świata nic do niej mieć nie może. — Aliści w ciągu wieków zapragnąć musiał duch ludzki czegoś więcej nad ową oderwaną wolność, nad ową idealną dopiero godność, i rzeczywiście też zapragnął. — Przy posia- , daniu zaświatowego uprawnienia począł się dobijać człowiek o światowe uprawnienie, które też coraz bardziej nęcić go zaczęło, i zdobywał takowe powoli dla coraz obszerniejszych zakresów. Najważniejszy krok tego postępu spostrzegamy w usamowolnieniu gmin miejskich, a następnie w owych wiekowych zatargach średniego stanu, który doszedłszy nareszcie celu swych życzeń i umieściwszy się w rzędzie uprzywilejowanych stanów, przekazał znowu niższym warstwom społeczeństwa podobne dobijanie się, a raczej mozolniejsze jeszcze wydobywanie się z wiekowego upośledzenia. — Dziś już mało gdzie pozostały zabytki lub ślady pierwotnego poddaństwa, — bo prawną zawisłość człowieka od człowieka już w znacznej części rodu ludzkiego stanowczo zniesiono, — a przecież tam nawet, gdzie ją całkiem uprzą-tniono, zastąpiła ją znowu faktyczna zawisłość, często tyle złowroga, co jej poprzedniczka. Albowiem niedość jest otrzymać gołe prawo, trzeba jeszcze osiągnąć środki użycia i rozwinięcia otrzymanego prawa, trzeba wydołać de facto powołaniu de jure1 — Ale ten ostatni rodzaj poddaństwa, acz w prawie nie zapisany, przecież w stosunkach społecznych 1 O tem obszerniej przy Trzeciej i Czwartej Prośbie. 61 jeszcze tkwiący, juści nie żadnem dobijaniem ani wybijaniem się, t. j. żadnym zaprzecznym ani ujemnym środkiem, ale raczej dodatnym i twierdzącym, t. j. twórczym czynem i orga-nicznemi instytucjami pokonać będzie można. — Bo tu już niemasz co znosić, ale wznosić potrzeba. — Otóż to właśnie stanowi dzisiaj wielkie zadanie Społecznej Opatrzności, która dotychczasową idealno-abstrakcyjną wolność, przez Chrześcijaństwo dopiero światu objawioną, odtąd ma wszechstronnie zrealizować, w praktyczne życie wprowadzić, — i właściwy Lud, czyto prawnie, czyli też faktycznie dotąd uciemiężany, odtąd do czynnego Obywatelstwa skutecznie powołać. — Poddaństwo średniowieczne i zgoła wszelka zawisłość, czyli to de jure, czyli też de facto, jednych klas od drugich, — juści nie jest niewolą — ale też jeszcze nie jest wolnem i czynnem Obywatelstwem. — A przecież dopóty się dążenie ludz kości nie uspokoi, dopóki masy nie dostąpią tego trzeciego społecznego stanu,        owego stanu, który dotychczas był tylko przywilejem, — nadal zaś prawem powszechnem się stanie. — A lubo stoimy już na progu owego trzeciego społecznego stanu, — to przecież do dziś dnia najuczeńsi z uczonych nie pojmują jeszcze lub pojąć nie chcą, jakim sposobem owo trzecie piętro stosunków społecznych nastać może! Bo trzymają się ślepo niezachwialnego wprawdzie pewnika, iż różnice stanu między ludźmi wiecznie istnieć muszą, ale nie widzą, iż ta niezbędna różnica stanów, która jest w naturze tak człowieka jak społeczeństwa uzasadniona, nie wyklucza bynajmniej już nie tylko czczego uprawnienia, ale co więcej usposobienia de facto do wszechstronnego w sprawach publicznych udziału; — że ta różnica, ze skrzepłej i martwej, jaką dotąd była, stać się ma płynną i żywą, — i że trudniej będzie niebawem o coś podobnego do społecznego heloty, niżeli było kiedykolwiek, podczas wstydliwych chwil historji, o prawdziwego i spełnego obywatela, (opitimo jure civis. — Ta niedomyślność spółczesnych naszych, co się tyczy następującego przekształtu w stosunkach najniższej warstwy* naszego społeczeństwa, zadziwiać nas wcale nie powinna; — Wszakże na podobną niedomyślność i Era Starożytna przy schyłku swoim chorowała; — wszakże sam Arystoteles, naj * W I w. warsztwy. 62 uczeńszy z mędrców starożytności, nie pojmował w swoim czasie, jakim sposobem Społeczeństwo mogłoby się kiedykolwiek obejść bez niewolników! A przecież się obeszło, — na przekorę doktrynie, — ale na chwałę ludziom dobrej Myśli i dobrej Woli. Równie więc jak Arystoteles, pomimo głębokich swych pojęć, pozwolił sobie twierdzić, iż niewola jest w naturze człowieka i społeczeństwa uzasadniona, — a przeto na wieki trwać powinna, tak znowu dzisiejsi mędrcy ponawiają podobne dowodzenia względem wiekuistej zależności pewnych klas od drugich, jako również na niby wiekuistej naturze człowieka i społeczeństwa opartej; — niebaczni, że Historja takie im zada kłamstwo, jakie zadała wielkiemu ich poprzednikowi. Niech tedy pomną dzisiejsi Mędrcy i Ludzie Stanu, że owo usiłowanie usprawiedliwienia niewoli stało się zakałą Arystotelesowego genjuszu, i niech odwrócą od siebie podobną za kałę       tem obrzydliwszą, jeśli jej Arystotelesowemi zasłu gami odkupić — ani pogaństwem świata wytłómaczyć nie zdołają! Lecz na owe trzecie piętro stosunków społecznych wstępować nam jeszcze nie wypada, dopóki dwóch pierwszych dokładniej nie obejrzymy.* — Bez przebycia i przestąpienia tychże, wstąpić na tamto niepodobna; — warunkiem zaś przebycia niedostatecznych stanowisk jest właśnie ich przemyślenie, t. j. uznanie ich istoty a zarazem ich braku, ich postępowej acz jednostronnej zasady, — pojęcie, co te stanowiska rodowi ludzkiemu rzeczywiście przyniosły i na czem znowu im samym zbywało, czego więc one jeszcze po przyszłości oczekują. — Jakim tedy sposobem owo oderwane i dopiero idealne oswobodzenie człowieka (de jure abstracto) — dostąpić ma dalszego, realno-żywotnego dopełnienia {de facto concreto) w nowym stanie Ludzkości, t. j. w trzecim jej żywota perjodzie, — jak owo uprawnienie wewnętrznego dopiero człowieka, czyli owo usamowolnienie Duszy przez Chrześcijaństwo na świat przyniesione, — wystąpić ma na zewnątrz i ustalić się w pełni społecznych stosunków przez usamowolnienie już nie połowicznej, ale całej osoby, a to znowu już nie w ograniczonych stosunkach pogańskiego świata, ale * I. w. obejrzemy. 63 właśnie w rozwiniętej rzeczywistości założonych przez Chrześcijaństwo pierwiastków, — słowem, jak niewola i poddaństwo stanowczo przepadną, a Lud na stopień obywatelstwa się wzniesie, — to wtedy dokładnie rozwiniemy, kiedy trzecie przymierze Boga z Ludzkością odsłaniać nam przyjdzie. — Tymczasem musimy tu jeszcze pozostać przy rozbiorze sprawianego przez drugie Przymierze postępu i odstępu, — aby uznać wręcz przeciwny stosunek, zachodzący między dwoma histo-rycznemi przesłankami ostatecznego Wniosku. — VIII Dalsze różnice ubiegłych Epok: Świat Bytu — Świat Myśli (Zbiorowe Czucie a Myśl analityczna'. — Rozkład starożytnego świata przez Chrześcijaństwo — Dualizm w niem samem powszechnie panuje: Myśl i Byt — Dusza i Ciało — Kościół i Państwo. Z powstaniem Chrześcijaństwa otwiera się nowa zupełnie Epoka dziejów, epoka usamowolnienia Duszy, a potępienia Ciała, — epoka powszechnego rozdwojenia, wszechstronnej różnicy, głębokiej analizy, Epoka walki tak na zewnątrz, jak wewnątrz. W tej to chwili duch ludzki, przełamując się sam w sobie, tem samem przełamuje świat, w którym dotąd żył; — w tej chwili stan Natury ostatecznie przemija, wyrok, skazujący go bez odwołania, zapada — i nastaje stan Wiary i Idealno-ści. — W tej też chwili człowiek, który się dotychczas szukał, znajduje się, a to już nie w zewnętrznym świecie, ale w sobie samym. Tu bezpośrednie zbiorowe Czucie ustępuje przed pośrednią rozbiorczą Myślą, — tu pierwotna i przyrodzona jedność starego świata rozpada się w różnorodność i z łona swego wydobywa owo pasmo niesłychanych a cudownych sprzeczności (contradictions prodigieuses, o których wspomina Pascal), bez których, jak to wnet uznamy, to refleksyjne stanowisko obejść się nie mogło. — Jakoż epoka chrześcijańska jest refleksją samego świata, jego przełamaniem się w sobie, — drugim dialektycznym jego stanem czyli momentem, jego zupełnem wystąpieniem ze sfery danego i ograniczonego Bytu, a stanowczem wkroczeniem w krainę nieskończonej Myśli, przeniesieniem Ducha ludzkiego z Realizmu Starożytnych w czystą dziedzinę Idealności, a przez 64 to postawienie go w antagonizmie do przebytego stanu natury. — Powstające Chrześcijaństwo zniosło wszystko, co zastało, a pogardziwszy tem, co było, zaczęło wzdychać i dążyć do tego, co być powinno. — Cokolwiek zaś być powinno, już tem samem nie jest bezpośrednio danem, lecz jest pośrednim samej myśli płodem. Chrześcijaństwo tedy, znosząc co było danem, stanowczo świat Myśli, świat wewnętrzny, otworzyło — i obdarzyło znowu Ludzkość tem, czego się świat starożytny dopiero domagał, do czego tylko rwać się zdołał. — Aliści podnosząc owo uczucie Starożytnych do stopnia świadomości, Chrześcijaństwo tem samem rozróżniło spojne dotąd żywioły Ducha, zaparło się jego bezpośredniego stanu i przyrodzoną jednostkę dotychczasowego świata rozłożyło. — Bo przejście Czucia w Myśl, jest zawsze analizą, — bo myśl jest nieskończenie negacyjną i rozbiorczą potęgą, rodzącą wprawdzie w dalszych wypadkach swoich absolutne twierdzenie, ale drogą początkowego zaprzeczenia, drogą ujemności i rozkładu, do niego przystępującą. — Owa tedy odkryta jedność człowieczeństwa w sobie samem, musiała być zrazu abstrakcyjną, jednostronną, bo dopiero pomyślaną, idealną, a więc kosztem przełamania dotychczasowej jedności ze światem, kosztem zdruzgotania dotychczasowych realnych stosunków osiągniętą — i z ich łona gwałtownie wyrwaną. — I w rzeczy samej, przyniosło Chrześcijaństwo jakoby od-działacz (reagens) chemiczny, przeznaczony do rozłożenia starożytnego świata. — I wnet też pod wpływem tego oddziałacza nastąpił rozkład zrosłych dotąd żywiołów — apoteoza jednych a potępienie drugich. — Rozstąpiły się pierwiastki wszelkiego życia i objawiły niedomyślaną dotąd przeciwległość i sporność. Rozbiorczy ten wpływ pierwotnego Chrześcijaństwa przejął wskroś wszelkie stosunki świata, w polityce i religji, w ludach i w ludziach sprawił rozerwanie. — Pojedyncze dotąd żywioły świata rozmnożył i wedle wewnętrznych własności rozgatun-kował. — Już odtąd nie widać jak w Starożytności, pojedynczego ludu, skupiającego w sobie całą pełnię światowej władzy, prowadzącego o własnej odpowiedzialności rydwan losów ludzkich, — a ustępującego innemu ludowi tegoż naczelnictwa, 65 skoro tylko naturalnej jego śmierci wybije godzina. Ale natomiast objawia nam się mnogość i rozmaitość już unieśmiertelnionych narodów, zdolnych przechować ową Nieśmiertelność Narodowości swojej mimo utraty politycznego bytu, bo oprócz tego bytu już inne w życiu własnem odkryły potęgi. — W miejsce więc jednego hegemonicznego ludu, występuje mnóstwo różnie uprawnionych i różnie obdarzonych plemion, a jednak wspólnie powołanych do przygotowywania owej Spełni Ludów (ple-nitudo gentium), która dla powstającego wówczas świata miała być jeszcze tajemnicą,1 a tem samem niedostępnym ideałem dlatego właśnie, iż trzeciego dopiero świata zostać miała realnym udziałem. — A tak świat średniowieczny, — złożony z owego mnóstwa plemion i szczepów, państw, państewek, udzielnych siedlisk i grodów, — objawia się nam jakoby zbiór chemicznych pierwiastków, rozłożonych dopiero na laboratorjum Bożem, oczekujących zamierzonego połączenia, — a tymczasem grających i pasujących się z sobą za każdem zetknięciem, oraz tworzących kolejno rozliczne elementarne kombinacje, wedle ilości . i jakości zachodzących z sobą żywiołów. — Żywotnego Organizmu Ludzkości, — owej zapowiedzianej Spełni Ludów, — jeszcze tam zgoła niemasz. Jest dopiero z jednej strony idealne Słowo tej organicznej Spełni, — słowo, które się jeszcze nie wcieliło, lecz w organizmie Kościoła dopiero figury swojej dostąpiło, — z drugiej zaś strony są różnorodne tej oczekiwanej spełni pierwiastki, — materjały, mające służyć do wcielenia jej słowa, z których każdy inaczej wygląda, inaczej działa i inaksze ma własności. — A we wszystkich tych luźnych pierwiastkach tkwią rozliczne powinowactwa wyboru, wskutek czego wzajemne ich łączenie lub wyłączanie się następuje. — A nad tą całą różnorodnością pierwiastków i ich własności panuje główne prawo chemicznego Dualizmu, - (ów stanowczy antagonizm wszelkich kwasów z wszelkiemi zasadami), — którego nie znał wcaJe fizyczny świat starożytności, a który dopiero wskutek Chrześcijańskiego rozkładu na jaw wystąpił. — Wrzałyć już zaiste w łonie starożytnego świata różnorodne walki i pasowały się w nim także rozliczne żywioły, 1 Rom. XI, 25. 5 boć każdy stan Ludzkości, choćby najpierwotniejszy, jestci organizmem, — a w każdym organizmie walka i spółkowanie żywiołów sprawiają właśnie i utrzymują życie. — Ale tak stanowczego antagonizmu we wszystkich stosunkach świata, tak istotnej i ogólnej sprzeczności, przenikającej wskroś cały stan społeczny, jak w świecie chrześcijańskim, nie było, ani być nie mogło, — albowiem nic jeszcze nie stało naprzeciwko niego, — i nic jeszcze prawa nie miało wręcz temu jednolitemu dotąd światu zaprzeczyć. — Sam organizm jego znajdował się jeszcze na stopniu fizycznego mechanizmu, — i dopiero z Erą Wieków Średnich wzniósł się do szczebla chemicznego dualizmu, — aby nakoniec z trzecią Erą świata do właściwego przeznaczenia przypaść i stać się spełnym i doskonałym, nie zaś jak dotąd, przybliżonym tylko Organizmem. Stąd też jednorodność i bezpośredniość znamionują świat starożytny, — gdy tymczasem różnorodność i pośrednia w sobie samej rozdzielona refleksja jest świata średniowiecznego znamieniem. I tak np. Władza Społeczna w starożytności była zawsze jednorodna, taka właśnie, jakiej ów świat . jedynie wymagał i jakiej sam domagał, — to jest, światowa czyli świecka, — a taką nawet była w najteokratyczniejszych państwach. Przyniesionego zaś przez Chrześcijaństwo rozdziału władzy na świecką i duchowną żaden Poganin nie byłby zrozumiał. — Rzymian, ludu arcypolitycznego, wszelkie sprawy religijne (sacra) były w ręku Patrycjuszów, dopóki ci byli jedynymi dzierżycielami władzy politycznej, i wraz z tą ostatnią zaczęły w ręce Plebejuszów przechodzić. Nawzajem u Egipcjan lub Hebreów, — ludów arcyteokratycznych, sprawy publiczne i polityczne były w ręku Kapłanów, dzierżycieli władzy religijnej. Stąd też u. ludów starożytnych każde religijne przestępstwo było razem zbrodnią stanu, — a nawzajem każde polityczne przestępstwo było świętokradztwem. Bo też samo Państwo ludów starożytnych było ich Kościołem, a Kościół ich Państwem; — a raczej ani jednego, ani drugiego one jeszcze nie znały w dzisiejszem władz tych znaczeniu — i nie domyślały się bynajmniej owych wyłącznych kierunków Ducha przez Chrześcijaństwo dopiero odsłonio-nych — ani też przypuszczać jeszcze nie mogły, iżby co 67 innego wypadało oddawać Bogu, a co innego Cesarzowi. Dopiero przyniesiona przez Chrystusa „dobra nowina o zbliżającem się Królestwie Bożem" (Evangelium appropinquantis Regni), — onego Królestwa, które jeszcze teraz nie miało być z tego świata, które jednak przyjść miało, a tymczasem, zanim przyjdzie, wewnątrz nas (jako idea czyli słowo) założone zostało1 — dopiero taka transcendentna świadomość zdolną była rozgatunkować nierozdzierżgnione stanowczo dotychczas wyobrażenia i stosunki, — a rozróżniwszy stanowczo Świat od Zaświata, równie stanowczo składowe samego świata żywioły rozróżnić. Jakoż niebawem rozbiorczy ten wpływ powstającego Chrześcijaństwa przyjął wskroś wszelkie stosunki świata; czyto w polityce, czy w Religji, — czyto w ludach, czy w ludziach — istne sprawił rozerwanie. Pojedynczy dotychczas człowiek (indywiduum), odkrywszy w sobie samym dwoje (subjekt i objekt), tem samem dwoisty świat odbudowywać zaczął i sam podwójną udał się koleją. Oddzieliwszy Idealność od Realności — Nieskończoność od Skończoności — Myśl od Bytu — Umysł od Zmysłu — Wewnętrzność od Zewnętrzności — Duszę od Ciała — Kościół od Państwa - Niebo od Ziemi, i t. d., wydobył tem samem z łona jednorodnego dotąd świata świat drugi i w sobie samym dwoisty — i postawił go stanowczo naprzeciw pierwszemu, jednorodnemu. A dwoisty ten świat, począwszy się u kolebki Chrześcijaństwa, trwa aż do dni dzisiejszych, i widzieliśmy różnokształtne walki jego w sobie samym, walki Hierarchji z Feodalnością, stanu duchownego ze świeckim, Religji z Polityką, etc. — i do ' tej chwili nawet cierpimy* z jego rozerwania, — i wzdychamy do zapowiedzianego wprawdzie, ale jeszcze nie nastąpionego Skojarzenia. Jak więc Starożytność była Epoką bezpośredniego Mo-nizmu, tak znowu Epoka Druga, z nastaniem Chrześcijaństwa rozpoczęta, była Epoką przełamanego w sobie i z sobą samym walczącego Dualizmu, — którego powód i istotę bliżej nam poznać trzeba, zanim do ich Syntezy przystąpić zdołamy. 1 Wykład tych wszystkich stosunków przy Drugie] Prośbie. * W I w. cierpiemy. 5* 68 IX. Głownem przeciwieństwem: Świat i Zaświat. — Przesyt Starożytności—Poświęcenie Chrześcijańskie. — Nieśmiertelność bez śmierci w Starożytności, przez śmierć w Chrześcijaństwie. — Poniżenie Świata. — Wy wielbienie Zaświata. Właściwą zasadą, — istnym pierwiastkiem i celem panującego w średnich wiekach Dualizmu, jest świadomość świata i zaświata, — dostąpiona przez Chrześcijaństwo, a ludom starożytnym nieprzystępna. Dla Starożytności był tylko świat jeden i żywot jeden, to jest ziemski; o innym żywocie zaledwo marzyli,— o właściwym zaś tamtym świecie, czyli o zaświecie w chrześci jań-skiem rozumieniu, ani się im nawet nie śniło. Starożytność znała swoją ziemię, — Nieba zaś (owego ziemi wręcz przeciwnego) wcale nie znała; albowiem jej niebo było także ziemskie, z ziemią spowinowacone, z widomym światem jednorodne.1 Pogański Olimp był tylko widomego świata stolicą, — pogański Tartarus był tylko widomego świata otchłanią. — Wszystko się tam działo po ziemsku, wszystko tam było tylko bladem lub ciemnem odbiciem jednorodnego tutejszego życia. Wszak najszczęśliwsze nawet cienia, po Elizejskich polach wędrujące, wzdychały do ziemskich przybytków, bo wszystko u nich było marnością, blichtrem lub mamidłem — obok blasku, pełni i prawdy ziemskiego żywota. Przy schyłku nawet starożytnego świata, kiedy to ziemskie życie urok swój tracić i marność swą objawiać zaczynało, — jeżeli kto uczuciem ciasnoty lub niedołęstwa jego wiedziony, zapragnął poza nie spojrzeć, — spotykał tylko Nicość, Zwątpienie, Obojętność, albo Rozpacz próżni... Chrześcijaństwo przyszło wypełnić tę zaświatową próżnię, — martwe zwątpienie przerodziło w żywą wiarę — obojętność w poświęcenie, — czczość i nicość pogrobową zamieniło w wyobrażenie wszechbłogości przyszłego życia, a natomiast życie obecne, przedgrobowe, za nicość i nikczemność, za padoł płaczu poczytało. Uznało więc spełna i usprawiedliwiło ową niedołężność obecnego życia, którą Starożytność przy schyłku swoim dopiero czuć zaczynała, — a która nawet w końcu Epoki stawała się Patrz dalej wykład Wezwania Modlitwy Pańskiej 69 jej coraz bardziej nieznośną. — A tem samem dopełniło pragnienia starego świata, znosząc właśnie to, co mu się stało nie-znośnem, a zakładając natomiast nowe życie poza śmiercią. Umierający świat stary mógł z umierającym swoim Cesarzem wykrzyknąć: „Omnia fui et nihil expedit"1 — Chrześcijaństwo zaś dowiodło mu, że to wszystko, czem był dotąd, było właśnie niczem, — i że owszem to, co w istocie coś waży i znaczy, to co się na coś zdało, dopiero na drugim świecie się zaczyna. — Co się w tem życiu osiągnąć nie mogło, to do następnego odłożono, przez co ów stan pośmiertny stał się celnym i istotnym, — przedśmiertny zaś tylko przechodnim i pozornym. W starożytności tedy życie poczytywano za istotne życie, a śmierć za prawdziwą śmierć; wszak to stosunek a-turalny, — i dlatego też był udziałem Epoki natury. — Chrześcijaństwo zaś przewróciło ten stosunek, prawdziwe życie przeniosło po śmierci — samo zaś obecne życie za ciągłą śmierć uznało; — obecnem życiem jako nicością pogardziło — a natomiast starożytną nicość do godności wiecznego życia podniosło. Domyślałci się wprawdzie świat starożytny jakiejś nieśmiertelności Ducha, ale też zaledwie się domyślał — a nigdy szczerze o niej nie pomyślał; przeczuwał ją więc raczej, aniżeli się jej domyślał. Dla starożytnych, ledwo Bogi były rzeczywiście nieśmiertelne, Chrześcijaństwo zaś wszystkich ludzi tąż nieśmiertelnością obdarzyło. Lecz nieśmiertelność Chrześcijańska, wszystkim ludziom przyznana, nie była wcale owym bezpośrednim, przyrodzonym i nic ze śmiercią wspólnego nie mającym żywotem, który poganie swoim Nieśmiertelnym przypisywali, — owszem była to nieśmiertelność przez śmierć i pod warunkiem śmierci — czyli życie po śmierci, a natomiast stan śmierci za życia. — Nie była ona owym bezustannym ciągiem jednego żywota, ale owszem stanowczem rozłamaniem tegoż żywota na dwoje, — na zni-komość Ciała, a nieśmiertelność Duszy. — Roztrzaskany w sobie i przepołowiony człowiek, dla jednej tylko połowicy swojej zyskał nieśmiertelność, bo też dla jednej tylko połowicy zyskał istotne usamowolnienie, to jest dla duszy niewidomej, ale 1 Septym Sewer, u Aureljusza Wiktora. 70 . myślą pojętej; — widome zaś ciało, jako widomemu zepsuciu podległe, na pastwę znikomości oddano. A przecież wiekuista prawda, w tajemniczej głębi Chrystusowych objawień tkwiąca, nie mogła się obejść bez drugostronnego dopełnienia, — a wyznając Nieśmiertelność Duszy, wskazała też na przyszłość: — „Ciała zmartwychwstanie." — Z tą atoli różnicą, iż Nieśmiertelność Duszy była już wyrze-czonem objawieniem, — a zmartwychwstanie ciał dopiero przyrzeczoną tajemnicą. — Były więc obustronne warunki, ale w rozwodzie, nie w zgodzie; a jak w starożytności żywot ciała głuszył jeszcze żywot duszy, tak znowu w Epoce Chrześcijańskiej żywot duszy zagłuszył żywot ciała. Waśnią się dotąd uczeni względem pytania, azaliż Starożytni — tak Poganie jak Żydzi, — znali istotnie i wyznawali Nieśmiertelność Duszy? — Sądzą oni, iż zapomocą erudycyj-nych wyścigów można rozwiązać to żywotne pytanie. Odgrzebują tedy martwe ślady i naciągają równie martwe teksta, — miasto spojrzenia w życie i na życie, — któreby ich czegoś więcej nauczyło. — Podania indyjskie i mumie egipskie, parę tekstów Ksiąg Mojżeszowych i parę zabytków pontyfikalnego prawa lub pogrzebowych obrządków, wykrzyk Jobowy, lub jakiś ślad zagubionej Pindarowej pieśni, — metafizyczne wywody Akademickiego lub Tuskulańskiego Filozofa — wszystko to ma dla nich jednakową niemal wartość, byle tylko dowieść, iż owa prawda, którą początek naszej Ery tak dalece w duchu ludzkim wkorzenił, że nawet usiłowania dzisiejszych wiaro-burzców zachwiać jej jeszcze nie zdołały, — Ludom przedchrześcijańskim już obcą nie była. Daremne mozoły, bo choć dowodzą wiela - nie dowodzą wszakże tego czegoby właśnie dowieść potrzeba, to jest wpływu na życie tych Ludów, na sprawy ich tak publiczne, jak prywatne. - Takim trybem dowodzenia, czegóż w starożytności dopatrzećby się nie można? Czegóż w niej nie znajdziemy zarodów albo śladów? Zaiste wszystkiego, — bo nic niemasz i nie będzie na świecie, czegoby już zarodów nie było, — atoli właśnie zachodzi pytanie: jak było — i co sprawiało? Równem prawem możnaby odmówić Chrystusowi objawienia ustawy moralnej i przypisać takową mędrcom starożytnym np. Konfucjuszowi lub t. p., boć i u nich napotykamy 71 już pewne zasady moralności chrześcijańskiej. Równem prawem możnaby nie Kopernika ale Pytagoresa nazwać ojcem prawdziwej Astronomji, boć i on domyślał się już obrotu ziem* około słońca.1 — Równem nareszcie prawem możnaby nieśmiertelnemu Gutenbergowi odmówić zaszczytu wynalazku druku, ponieważ Chińczycy od tylu wieków tym wynalazkiem się już cieszą. Atoli nie o to idzie, co się w myśli jakiego mędrca lub w przeczuciu jakiego wieszcza poczęło, — ani też nawet o to, do czego objawiały się już ślepe i mimowolne popędy, zapowiadające dopiero cel, później osiągnąć się mający, ani też nawet o to, co gdzie istnieje, jakoby nie istniało, ale o to, co się dowiodło i przewiodło, co w życiu świadomo się objawiło i z istoty swojej sprawę sobie zdało, co powszechny bieg uzyskało i wpływ stanowczy na życie wywarło. — Czyliż np. wolno nam będzie przypisać starożytnemu pogaństwu świadomość jedynego, prawdziwego Boga na tej zasadzie, że się go filozofowie starożytni już domyślali? Owszem, ten właśnie przykład dowodzi nam, jak dalekim jest takowy domysł od czynnego w życiu uznania. — Wszakże sam Sokrates przed śmiercią ofiarował koguta Eskulapowi? Wszakże sam Cycero, przed wyjściem na wygnanie, wystawił posąg Minerwie! Wszakże sam Seneka, którego nawet, na słabych opierając się poszlakach, posądzono później o potajemne Chrześcijaństwo, w uroczystej godzinie skonu, kiedy już zaiste nie miał powodu ukrywania wewnętrznego przekonania, na cześć Jowisza Oswobodziciela dokonał libacji! A przecież — któż silniej od owych mędrców domyślał się Jedynobóstwa? Widzimy z tego, jak dalekim jest jeszcze domysł jakiej prawdy od jej dostąpienia. Alboż może przypiszemy starożytnym świadomość Opatrzności, — istnego płodu Chrześcijańskiego Ducha, — na tej zasadzie, iż Stoicy jakąś προνοίαν providentiam uznawali, którą zaiste przez ataraksię i samobójstwo, — z pojęciem Opatrzności arcyzgodne, — tak trafnie w życiu wyznawali!... Przestańmy więc uganiać się za uczonemi błyskotkami, nie naciągajmy dowodów, — bo naciągane dowody zawodzą, — 1 Diogenes Laert: w życiu Pythagora. — Plutarch de plac. phil. * Tak w 1, II i III wydaniu. Możliwe jednak, że i, kończące w I w. linję, wypadło w druku. 72 używajmy uczoności, ale jej nie nadużywajmy nigdy, bo ona sama się skarci. Dowiódłszy sporo, skończy na dowiedzeniu, że niczego nie dowiodła. — Ale mądrość praktyczna, na Nauce oparta a miłością zagrzana, — ta nas nigdy nie zawiedzie, bo ta patrzy na życie i życiem kieruje; — z życia bierze i życiu oddaje. Jak z Jedynobóstwem lub z Opatrznością, tak się też ma z Nieśmiertelnością Duszy w starożytnym świecie. — Zaiste znajdujemy w nim doławiania się tej prawdy; — częstokroć nawet objawia się ku niej niepohamowana tęga; ale przyjęcia się wskroś jej skutkami nie było, ani być nie mogło.1 Rzecby więc można, iż świat starożytny wzdychał tylko i to coraz silniej do tej prawdy, gdy tymczasem chrześcijański nią tylko oddychał. A tak, gdy świat starożytny marzył sobie o jakiemś życiu po śmierci, wystawiał je sobie zaledwie jako wędrówkę cieniów, pozbawioną wszelkiej żywotnej rzeczywistości, jakoby półistnienie, łaknące ziemskich przybytków; marzył więc tylko o marach. Chrześcijaństwo oddało mu wet za wet. — Odtąd świat pośmiertny obdarzono ową żywotną rzeczywistością, obecnemu światu odjętą, a natomiast istnienie doczesne za wędrówkę cieniów, za marne tylko przyjście, za stan łaknienia i półistnienia poczytano. — I w rzeczy samej nie tylko Nowo-wiercy, na widok owych mar postem i bezsennością dręczonych, wyraźnie tak ich nazywali.2 — Oczywiście też i miejsce pobytu tych przechodnich cieniów, widownię owego półistnienia, ów świat zmysłowy, na którym ród ludzki naiwnie dziecinne lata przepędził, ledwo domyślając się innego, — odtąd za znikomość i nikczemność, za padół płaczu i przemijającego zmartwienia uznano — a wszelką prawdę i wszelką chwałę do wiecznego Zaświata przeniesiono. Odtąd więc nowy Zaświat nie tylko przyrósł do świata, ale go przerósł o wiele. A przyrost ten stał się niemal głównym postępem Chrześcijaństwa, kosztem stanowczego odstępu sprawiony. — Bo odkrywszy zaświatowe Niebo i prze 1        Oprócz poniekąd u Indjan, — bo też Indje są dla świata orjentalnego istnem analogon Chrześcijaństwa. — Nadto odróżnić stanowczo trzeba pier wotny Brahmanizm od następnego Buddhaizmu, które mają się do siebie jakoby w stosunku Starego do Nowego Zakonu. 2        Jaktonam Grzegorz Nazjanzeński w piśmie przeciw Juljanowi zaświadcza. t 73 niósłszy doń wszelką prawdę, wszelkie dobro i wszelki ład świata, tem samem ziemia nasza, celu swego pozbawiona i za środek tylko uznana — a więc poniżona i potępiona, pastwą nieładu się stała. Wpływ tego przekonania na życie społeczeństw, w dziejach średniowiecznych dość oczywisty. x. Poniżenie świata było jego Zbawieniem. — Cierpienie i Cierpliwość Chrześcijańskie. — Dwie ostateczności: „Niecierpliwi uczniowie'' Zbawiciela albo też: Mniemanie, że samem nastani em swojem Chrześcijaństwo wszelkim potrzebom świata ostatecznie zadośćuczyniło. — Era walki i rozerwania. Dualizm immanentny i transcedentny Chrześcijaństwa. Tak jest, — Chrześcijaństwo poniżyło i potępiło świat ziemski, — temu nikt zaprzeczyć nie może, ktokolwiek porówna urok świetnych dni Starożytności ze zmrokiem Średnich Wieków. Upadek to świata głęboki, powszechny, — okropny, — jakiego przedtem nie było — ani potem nie będzie. A jednak to poniżenie było wywyższeniem, a jednak to potępienie było istnem zbawieniem. Albowiem świat ten własnym ciężarem już się był poniżył i sam w sobie okropnie się rozpadał, kiedy go Chrystus odepchnął i wyższym zastąpił. Gwałtowna rozpusta obyczajów wymagała równie gwałtownego ich poskromnienia. — Stąd potępienie wszelkiej zmysłowości, którą świat starożytny przez nadużycie był stępił, a którą potrzeba było potępić, aby ją samą odrodzić. Przez przeżycie się świat ten umierał — Chrześcijaństwo samą śmiercią go odrodziło. — Uganiał się za szczęściem, a jednak był nieszczęśliwym; — Chrześcijaństwo samem nieszczęściem go uszczęśliwiło, dowiódłszy mu, że w obecnem życiu powinien obejść się bez szczęścia. — Rozkosze w nim już tylko do cierpień prowadziły, — w Chrześcijaństwie same cierpienia i same męczarnie, nie tylko prowadzić miały do wiekuistych rozkoszy, ale nadto stały się najwyższą doczesną rozkoszą, za któremi uganiać się poczęły męczenniki, jakby za ślubnemi godami. — Nadużywszy wszelkich dóbr doczesnych, tęsknił ów świat nie wiedząc sam do czego; — Chrześcijaństwo wprawdzie nie ukoiło go bynajmniej, owszem jeszcze go lepiej 74 rozłamało, ale wskazało mu właśnie, do czego ma tęsknić, a tem wskazaniem celu tęsknocie, zadosyć jej uczyniło. — Bo nie ten jeszcze najnieszczęśliwszy, który czegoś pragnie, ale właśnie ten, który niczego zapragnąć niezdolen, który nie wie, czego żądać i ażaliż ma czego żądać, aby ukoić głód ducha swego. — Otóż świat stary, stępiony w sobie, ledwo już pożądał pożądania, ledwo dążył do dążenia. — Chrześcijaństwo, nadając mu dążenie i pożądanie, tem samem obumarłego jego ducha natężyło, niewymowną jego tęsknotę uświęciło, — a obdarzając go uprawnieniem życia,1 tem samem na nowo ożywiło go. — Skoro więc przytępienie Ducha jest właśnie jego największą męczarnią, przeto potępienie tego przytępionego już świata było aktem anielskiej miłości. — A świat ten zaiste potrzebował potępienia. — Zwiędła młodociana wesołość Grecji, — agitacja rzymska czczość swoją zdradziła; — Wschód i Zachód czarna jakaś zmora zaległa, świat cały zwątpił w siebie, zobojętniał — lub wzdychał do boleści, (Sceptycyzm, Ataraksja, Samobójstwo, Rozpusta, Szaleństwo). — Wyzbytkował się był zbytek i już niewiedział, czemby sobie dogodzić. Chrześcijaństwo nie umiarkowało go wcale, owszem przesadziło go, — pokonało go zbytkiem nad zbytkami — pozbyciem się wszelkiego zbytku. — Bo też ów zbytek zaprzeczny, — zbytek ubóstwa, cierpienia, poświęcenia, był jedynem lekarstwem dla roztoczonego wszechzbytkami ciała, które już samo do śmierci wzdychało, ponieważ przed nią już tylko martwość czuło, — a poza nią zmartwychpowstanie przeczuwało. — Ten sam wieszcz, który wyrzekł grobowym głosem: Sunt lacrymae rerum et mentem mortalia tangunt wznosił jednocześnie boski hymn Polliona. Chrześcijaństwo tedy zbawiło świat nie przez żadne ukojenie, ale przez jego przezwyciężenie, nie naprawiając, ale przełamując go w sobie, - i zrządzając stanowczy odstęp w dotychczasowym postępie Historji. — Zaślepieni w dawnych wyobrażeniach Żydzi lub Poganie, niezdolni byli uznać w Chrystusie oczekiwanego Zbawiciela — albowiem oni spodziewali się Króla lub Reformatora, któryby ich rozpadający się świat do porządku sprowadził, któryby im politycznie po 1 Rom. V, 18 διχαίωδιζ ζωής . 75 radził, — gdy tymczasem nadeszły Zbawiciel przeciwnie świat ów jeszcze bardziej roztrącił, od siebie odrzucił, potępił; — w politykę się wdawać nie chciał, kazał oddawać Cesarzowi, co było cesarskiego, a Bogu, co boskie, i rzekł na końcu: „Królestwo moje nie jest z tego świata." — O jakże on ich okrutnie temi słowy zawiódł. Ale razem, jakże dzielnie ów opadły w sobie i przepadły świat wyleczył! Z ówczesnych pokoleń mała wprawdzie liczba wybranych przyjąć zdołała to gorzkie lekarstwo, ale nowa Ludzkości warstwa uznała przyniesione zbawienie, uznała założony w duchu, acz niewidomy jeszcze porządek, i zniszczyła też do szczętu świat stary, aby nowy rozpocząć żywot: — żywot ucisku i cierpienia, — rozerwania i bezustannej walki, — ale też dążenia do owego Królestwa Bożego, którego dostąpienie i nastąpienie znowu innego świata miało być udziałem.1 Chrystusowe tedy zbawienie nie na tem wcale zależało, aby ród ludzki przenieść do jakiegoś stanu błogości i zadośćuczynienia, na któryby sam rzeczywiście nie był zasłużył, aby go obdarzyć wszelkiem Dobrem i wszelkiem szczęściem, na jakieby sam nie był zarobił, — ale owszem na tem, aby mu wszelką Prawdę objawić i przynieść mu Słowo zbawienia, — aby go podnieść z pierwotnego natury barłogu i na własne nogi postawić, aby mu odkryć w własnym jego Duchu nieznane dotąd siły, aby mu świadomość istoty swojej i przeznaczenia udzielić, — a tem samem, aby mu znowu otworzyć drogę do własnej Zasługi i wezwać go do przybliżonego dopiero, ale przyjść mającego Królestwa. Nie było więc bynajmniej przeznaczeniem Chrześcijaństwa ukoić ducha w sobie, jak to dotąd powszechnie przypuszczano, ani też naprawić bezpośrednio ów zepsuty świat, — ale owszem rozerwać świat i samego Ducha, a właśnie przez to wewnętrzne rozerwanie usposobić go i uprawnić do wyższego życia. — Stąd Cierpienie i Cierpliwość Chrześcijańska, stąd ucisk i trud przepowiedziany i rzeczywiście doświadczony, stąd rwanie się do Królestwa Bożego; stąd uznanie się Chrystusa za drogą wiodącą do Ojca. Stąd nareszcie walka powszechna nie tylko w samym świecie, ale też w samym człowieku, — owa walka, 1 Dokładniej o tem, wraz z dowodami z Pisma Świętego, przy Drugiej Prośbie, 76 którą wielki Apostoł Chrystusów „czuł w członkach swoich" i tak silnie nam wystawił, odsłaniając zarazem stanowczy od-skok nowego Stanu od dawnego Porządku, — świata Adamowego od świata Chrystusowego, — stanu pod Łaską od stanu pod Zakonem, — człowieka niebieskiego od człowieka ziemskiego.1 Widzimy przeto, jak grubo mylili się owi niecierpliwi, a tem samem niestosowni uczniowie Zbawiciela, którzy, jak nam Ewangelista zaświadcza, „mniemali: że się wnet Królestwo Boże objawić miało",2 którzy biorąc drogą za cel, spodziewali się niezwłocznie dostąpienia wszelkich dóbr Królestwa Bożego na ziemi, — a to bez wiekowego zasłużenia się, — bez walki i znoju, - bez przebycia warunków i środków, bez poddania się przez całą Erę trudowi i uciskom, — słowem bez cierpienia i cierpliwości, których przecież żywy wzór i nakaz przyniósł im Chrystus. — A jednak, jakże ich dobitnie Mistrz przestrzegał, jakże ich wyraźnie napominał, by się łudzić nie dali mniemanym naprawiaczom świata, lecz aby dążyli i mieli nadzieją. 3 Widzimy znowu odwrotnie, jak dalece błądzą do dziś dnia owi, którzy w przeciwną ostateczność wpadli, sądząc, jakoby Chrześcijaństwo zbawiło świat przez ostateczne zadośćuczynienie wszelkim jego potrzebom i domagalnościom, — jakoby ustaliło już na świecie stan rzeczy wieczny, żadnemu przekształtowi już nie podlegający, i żadnego dopełnienia nie przypuszczający; — gdy tymczasem zbawiło go właśnie przez tychże zapowiedzenie, przez objawienie dalszych przeznaczeń człowieczeństwa, przez udzielenie dobrej nowiny (Ew-angelji), przez odkrycie istotnych potrzeb i domagalności i otwarcie drogi dążenia, — słowem przez uzbrojenie człowieka ku wywalczeniu sobie Królestwa Bożego. Widzimy takoż, jak mylą się ci, którzy sądzą, że cierpienie jest wieczne, a nie wiekowe, że Cierpliwość jest stanem statecznym i dostatecznym, nie zaś tylko biernym, a więc przechodnim, — że jest tylko drogą pełną trudu, aby dojść do celu. — Otóż ci mylą się równie jak tamci, bo jedni pQmną na przestrogę, przepomniawszy przyrzeczenia, 1 Najdokładniej w Listach do Galatów, Rzymian i Koryntian 2 Luc XIX, — 11. 3 Zbiór tekstów odpowiednich przy Drugiej Prośbie, gdzie właściwie o nadejściu Królestwa Bożego jest mowa. 77 drudzy zaś pomną na przyrzeczenie, przepomniawszy przestrogi. —■ Widzimy nareszcie jak błądzą, przypuszczając dotychczas, iż historycznem znaczeniem i przeznaczeniem powstającego Chrześcijaństwa było: ostateczne pojednanie wszelkich sprzeczności i sprowadzenie na świat absolutnej Harmonji. — Rzecz się ma właśnie odwrotnie — Bo Chrześcijaństwo dopiero przyniosło na świat istne rozerwanie — i samą świadomość tegoż rozerwania, a dopiero na innym świecie Skojarzenie obiecało.— Chrześcijaństwo więc owszem zaszczepiło istotną walkę w świat — i wzbudziło właśnie istotną sporność jego różnorodnych, lecz dotąd obojętnych lub drzemiących żywiołów. — I nie mogło też być inaczej, bo zawsze drugi krok każdego Postępu jest odstępem w samym postępie i rozstępem w sobie samym, jest zaprzeczeniem pierwotnego stanowiska i zajściem w sprzeczność z sobą.1 Stąd postawienie się w stanowczej opozycji do całego Pogaństwa, — potępienie i wytępienie jego społecznych żywiołów, oderwanie się od wszelkiej zastanej rzeczywistości, zniesienie tego, co było danem, a postawienie natomiast samego dążenia; stąd piętno zaprzeczne i sprzeczne we wszystkich życia chrześcijańskiego objawach (negacja świata, abnegacja materji, abnegacja samego siebie),1 stąd nareszcie ogólna owa podwójność i sporność (antagonizm) tak w zewnętrznych, jak w wewnętrznych żywiołach świata chrześcijańskiego, - które to stosunki Chrystus sam tak jasno i dobitnie objawił, iż trzeba niesłychanego zaślepienia, aby ich nie dojrzeć. — Jakoż oprócz onego mnóstwa stanowczych oświadczeń, wyrażających odstąpienie od świata i od dotychczasowych jego kolei, czyż nie znajdujemy u Mateusza Świętego owych słów brzemiennych: „Nie mniemajcież, abym przyszedł nieść „pokój na ziemię, — nie przyszedłem dawać pokoju, ale owszem „miecz. — Bom przyszedł sprawić rozerwanie między człowiekiem 1 Gzyli wyrażając się terminologją naukową: w każdym dialektycznym procesie każde drugie stanowisko, drugi moment pojęcia jest negacyjno-dialektycznym, to jest nie tylko stanowi antytezę zewnętrzną względem pierwszej tezy, ale nadto antytezę wewnątrz siebie mieści, która to antyteza dopiero przez trzecie stanowisko się znosi — i w wyższą syntezę wstępuje. - Chrześcijaństwo przeto, jako drugie stanowisko Historji, jest nie tylko antytezą do całej Starożytności, ale też antytezą w sobie samem, stąd panujący Dualizm. we wszelkich jego formacjach. 2 „Kto chce iść za mną, niech wyrzecze się samego siebie. (Luc. IX, 23.) — Kto zechce życie swoje uratować, ten je utraci, kto zaś utraci je dla mnie, ten je uratuje. (Luc. IX, 24.) 78 „a Ojcem jego,— między córką a matką jej, — między niewiastką „a świekrą jej; — i nieprzyjaciółmi będą człowiekowi właśni domo-„wnicy jego, etc, etc" 1 — Albo u Łukasza Świętego: „Przysze-„dłem ogień puścić na ziemię i czegóż pragnę, jeśli gore."2 — Albo wyraźniej jeszcze: „Mniemacież, żem przybył pokój dawać „na ziemię? — Nie, powtarzam wam, ale „rozerwanie."3 To Rozerwanie, — to rozdwojenie (ten immanentny i transcendentny dualizm), ta sprzeczność i walka sprzeczności, — ten ogień i miecz na świat przyniesiony, -- są istotnemi znamionami Chrześcijaństwa w historycznym jego objawie. — Przeciąć i rozłożyć wszystko, było jego istnem przeznaczeniem, atoli zawsze pod wyraźnym warunkiem, iż to, co dla dobra ludzkości przeciętem i rozłożonem zostało, kiedyś, — również dla dobra ludzkości, gdy ona sama przez zasługę własną dojrzeje, znowu skojarzy się i złoży, czyli że nastąpi znowu Odstęp od Odstępu, — a tem samem wielki dokona się Postęp. — Otóż właśnie samo pojęcie owego Odstępu i Oderwania, oraz żywa świadomość trwającego dotychczas Rozerwania, a przytem żywe pragnienie rozwiązania tych antynomij, których dziś dostępujemy, stanowią istny dowód i warunek następującego niebawem organicznego skojarzenia, które jest trzeciego świata udziałem. — Lecz nie zdołalibyśmy pojąć, a tem mniej dostąpić owego skojarzenia, owego ostatniego szczebla Postępu, dopókibyśmy dokładniej jeszcze Rozerwania i Odstępu nie poznali. — XI. Przewrót religijny i obyczajowy. — Religje rodowe i narodowe, a Katolicyzm. — Wyrocznie, a głos sumienia.— Pochłanianie wszystkich obrządków przez dawny Rzym, a powszechność Chrześcijaństwa. Dla dokładnego pojęcia stosunku dwóch stanowczych dotąd przebytych epok historji, oraz wyprowadzenia zależnego od nich wniosku, niedość nam jeszcze na uznaniu przesilenia, 1        Math. X, 34—36. 2        Luc. XII, 49. — Rękopisma Recognitionum Clementinarum, jedne z naj dawniejszych zabytków piśmiennictwa chrześcijańskiego, przytaczając ten tekst, podają niektóre jego warjanty;— zdaje się, iż powyższa lectio jest najwłaściwsza. 3        Luc. XII, 51—52. — Jak z tem realnie przyniesionem rozerwaniem zgadzać się miało idealne Słowo przyszłego pojednania — patrz powyższe rozdziały, mianowicie VIII. 79 sprawionego tak w duchu pojedynczego człowieka, jakoteż w ogólnym świecie-, trzeba nam nadto wejść w bliższe rozpoznanie głównych świata żywiołów i uznać tryb tego przerodzenia w Religjach, Prawach, obyczajach ludowych, słowem w tem wszystkiem, co życie ducha stanowi. — Bo tylko dokładne poznanie pierwszego Przesilenia, które epokę chrześcijańską otworzyło, otworzyć nam zdoła istotę i przeznaczenie wtórego, mającego Epokę Przyszłości rozpocząć. — Kiedy Stary człowiek umierał, — i kiedy stary świat pasował się ze śmiercią, umierały też pokolei dotychczasowe świata żywioły. — Wszystkie stosunki, od najwyższych do najniższych, rozchwiały się w sobie, przesiliły się, a stawszy się pastwą chwilową śmierci, w nowej postaci odrodziły się. — Dotychczasowe Religje przyrodzone, miejscowe, rodowe, narodowe, które przez tyle wieków zdolne były kojarzyć i wiązać pojedyncze Duchy, bo odpowiadały realnym natury ludzkiej żywiołom i ubóstwiały przyrodzone siły świata, zdradziły nagle niedołęstwo swoje. — Wszystkie wyrocznie umilkły oprócz jednej, wiecznie prawdziwej, a dotąd właśnie milczącej — wyroczni sumienia człowieczego. — Wszelkie diwi-nacje, których bez liku namnożono, przepadły społem, oprócz jedynej dywinacji serca ludzkiego, której się właśnie aż podówczas nie domyślano. — Nieruchome Przeznaczenie dopełniło własnego przeznaczenia, a czujna Opatrzność zaopatrzyła człowieka w swobodniejsze odtąd przewodnictwo. Wszelkie obrządki cielesne, zmysłowe, krwawe lub wszeteczne, ustąpiły czci umysłowej, czysto moralnej, idealnej, tak niewinnej jak niepokalanej. — Strój ciała a następna jego rozpusta przestały być czcią godną Bóstwa, i ustąpiły strojowi myśli, mającej niestety, przy schyłku średnich wieków, doczekać się znowu właściwej sobie rozpusty. — Augurowie zażartowali sami z siebie, a wkrótce Lud z nich jeszcze lepiej zażartował. — Ofiarnicy i kapłani, niedawno jeszcze poczytani za tłómaczy i sprawicieli rzeczy boskich, wyszli na pogardzonych oprawców lub bałamutnych trefnisiów. — Wszelkie ofiary rzeczy, tak żywych jak nieżywych, uznano za obrzydliwość, — oprócz jednej ofiary siebie samego; — miasto więc poświęcać„ cośkolwiek, zaczęto poświęcać się Bogu. — I rozeszła się po całym rzymskim świecie złowroga wieść, że umarł wielki Pan 80 (Bóstwa natury), i sama wyrocznia po raz ostatni prawdziwie natchniona wyrzekła, że Bogi odchodzą! I w samej rzeczy odeszły. — Tłumnie posprowadzane do Panteonu, tłumnie też z niego wywędrowały. — Bo stało się wtedy, iż dowiedziano się w świecie o nowym jakimś Bogu, — o Bogu niesłychanego dotąd rodzaju, — wręcz przeciwnym wszelkim dotąd znanym Bożyszczom, — o Bogu ani potężnym, ani szczęśliwym, — ani uwielbionym, ani nawet nieśmiertelnym, ale owszem nędznym, cierpiącym, sromotną śmiercią znieważonym, a po tej śmierci przez szczupłą zgraję potajemnie czczonym, który się miał Jezusem Chrystusem nazywać. — Zaiste, nie przemawiało to wszystko za nim u owych Panów Świata; wszelako Bogochciwy Rzym nie pytał się szeroce co on za jeden, — ani kto go rodzi, — dość mu już na tem było, iż go niektórzy za Boga poczytali, — aby ofiarować mu wedle dawnego zwyczaju miejsce w Panteonie swoim. — O jednego mniej lub więcej nie chodziło wcale Rzymowi, owszem, byłby się sprzeniewierzył całej historji, całemu popędowi praktycznego Ducha swego, gdyby nowego tego Boga, acz tak mizernego, w poczet swych wielebnych i wielmożnych Bogów ogarnąć nie zapragnął. — Było to bardzo uczciwie i logicznie ze strony starego Rzymu, i słusznie mógł mniemać, iż zadosyć uczynił wszystkiemu, czego tylko nowy ten przybysz po nim spodziewać się miał prawo. — Biedny Rzym grubo się pomylił. — Zwolennicy tego przybysza wcale czego innego żądali. — Rzym widząc, że ich wspaniałomyślną gościnnością swoją, — (ową wiekuistą tolerancją, która znosząc wszelkie Bóstwa do rzymskiego Panteonu, tem samem udzielność ich znosiła, i poniżała takowe właśnie przez ich przyjęcie) — zadowolnić nie może, — zniechęcił się do nich, — zaczął ich prześladować, oni też się dali prześladować, — bo tego tylko pragnęli, bo czuli, że końcem końców, ich będzie wygrana. — Rzym miał zaiste prawo prześladowania tych krnąbrnych wyznawców, gardzących jego przyznaniem — ci zaś mieli prawo cierpieć i czekać cierpliwie. — Otóż w tem wszystkiem wielka jest logika zdarzeń, dzielna dialektyka historji. — Bo rzeczywiście, wszystkie dotychczasowe Bogi mogły przypaść do Rzymu i przepaść w jego otchłani, oprócz jednego — chrześcijańskiego Boga. Nowy 81 ten Bóg nie mógł być włącznym, ale musiał być wyłącznym; — nie mógł się umieścić obok wszelkich Bożyszcz pogańskich, — ale nad niemi i po nich stąpać, i sam jeden świat i świątynię opanować musiał. — Być samemu, albo nie być, to było jego zadaniem. — Bo: „jak sprawiedliwość nic nie ma wspólnego „z niesprawiedliwością, ani też światłość z ciemnością spoić „silę nie może",1 tak też Bóg chrześcijański, dopiero po wyprowadzeniu wszystkich dawnych Bogów, mógł się do Panteonu sprowadzić; — albowiem nowa wiara nie była wcale dalszym ciągiem dawnych wiar, ale ich przewrotem, przecznicą. — Naturalno-indywidualne Bogi całej starożytności nie mogły się więc pobratać ze świętym subjektem, ze słowem, które się stało ciałem, — z istnym Bogo-człowiekiem, — lecz musiały ustąpić mu miejsca i wywędrować przed nim. — Skupienie ich w Rzymskim Panteonie było jakoby umyślnem a dowcipnem igrzyskiem Losu, dla tem widoczniejszego ich wyrugowania. — Otóż okazuje się z tego, iż Rzym w ciągu panowania swego garnął się już do jakiegoś, acz tylko zewnętrznego katolicyzmu, powszechności wiary, i torował tym sposobem drogę katolicyzmowi Chrześcijaństwa — ale dopiero mechanicznie, a więc martwo, przez skupienie w swem łonie mrowiska Wyznawców, Wyznań i Wyznawanych. — Sądził, że jak sprowadzi do siebie i postawi obok siebie Bożyszcza wszelkich ludów, że jak pochłonie wszelkie obrządki i mity, że jak ubóstwi wszystkie żywioły natury, że jak sam namnoży sobie tyle Bogów i Półbożków, ile mu tylko wymysłów stanie, — tem samem obejmie wszechprawdę i owładnie wszyst-kiemi siłami świata. — Aż tu właśnie znalazła się prawda naprzeciwko tego całego zbioru, — istne siły świata okazały się właśnie za światem, — a ten zaświat objawił się znowu we wnętrzu ducha. — Rachuba tych panów świata omyloną wiec została i potęgi niebieskie wyśliznęły się z ich zadufanych rąk, aby wstąpić natomiast w zmartwione i skruszone serca dotychczasowych niewolników, służalców, proletarjuszów, i w głębi tychże stokroć godniejsze obrać sobie pomieszkanie. — A ów Rzym, który zrazu chciał ogarnąć Chrystusa, jak poogarniał wszelkie inne Bogi, — którego potem z wzgardą odepchnął 1 II. Cor. VI, 14—16. 6 82 i prześladował, skoro ujrzał, iż nie przypada wcale do innych, — doszedł nareszcie do stanowczego pytania, czy zostanie przy dawnej różnolitej wierze, czyli też przejdzie do nowej? — I stało się, że Jowisz Najlepszy i Największy, na posiedzeniu Senatu, większością głosów przekreskowany został!.... A tak Bóg umarły zabił wszystkich Nieśmiertelnych, — a krzyż, godło haniebnej śmierci, stał się godłem chwalebnego żywota ! A cokolwiek dotąd było żywe — zmartwiło się; a owszem cokolwiek było martwe — ożywiło się. — Aliści, istny Bóg-Żywy, Sam-Bóg wiekuisty, — jeszcze ostatecznie wówczas się nie odsłonił, — jeszcze się spełna w chwale swojej ludziom nie udzielił. — Miałci Syn Boży wtenczas, kiedy wspólnego Ojca braci objawiał, jeszcze wiele do powiedzenia ludziom, — „ale Ludzie wówczas nie byliby tego znieśli".1 Jak więc poniżył ziemię, tak też poniżył się sam, aby ich samych do siebie podnieść, — aby ich samych ■ przez cierpienie do Pocieszenia doprowadzić, — przez zmartwienia do Zmartwychwstania usposobić. — I cierpiała też odtąd Ludzkość ze swoim Bogiem — i zmartwiła się. — I cierpieć miała długo — aż do nastąpić mającej chwili Pocieszenia i z martych-podniesienia. — Bo jak zmartwychwstał i wniebowstąpił Pan, — tak też z martwych-wstać i w niebo-wstąpić ma Ludzkość! — XII. Przewrót prawno-polityczny. Zakony i Ustawy poszczególne w starożytności, a powszechność Ewangelji. — Ideałem starożytności: Umiarkowanie, Chrześcijaństwa: bezmierne Poświęcenie. — PrawnyZakaz a Moralny Obowiązek. — Rozdział między prawem religijnema politycznem. — Odrodzenie się rzymskiego Prawa. Również jak Bożyszcza i Obrządki, tak też pojedyncze Zakony i Ustawy szczególnych ludów przedchrześcijańskich ogólną Ewangelją, wszystkim ludziom opowiedzianą, zastąpione zostały, — a przez to samo prawny zakaz, który dotąd ludziom wystarczał, wzniósł się do szczebla moralnego nakazu, — a prawo z zewnętrznych rzeczowych stosunków przeniosło się do wnętrza osobistości. — 1 Joan. XVI, 12. 83 Starożytność cała w społecznych stosunkach tylko do przedmiotowej idei prawa dojść zdołała i tę właśnie przez postęp całej epoki tak doskonale wykształciła, iż stopień jej wyrobienia, co się tyczy zewnętrznych między indywiduami stosunków, dotąd stoi jako nieprzewyższony i nieprzewyższalny pomnik Ducha. — Ale natomiast podmiotowej idei moralności, owych wewnętrznych ludzi stosunków (intencyj) — zaledwo domyślała się — zaledwo pożądała. — I nie dziw, — bo jakżeż miała podmiotowość człowieka wziąć górę, kiedy, pod panowaniem prawa, człowiek był jeszcze rzeczą, — a więc mógł być przedmiotem prawa, nie zaś koniecznym jego podmiotem. — W prawie starożytnem szło więc tylko o przedmiot uprawnienia lub zobowiązania, — w prawie chrześcijańskiem przeciwnie o podmiot uprawniony i obowiązany. — Lecz tem samem, zwróciwszy cel i kierunek prawa z przedmiotu na podmiot, przyniosło Chrześcijaństwo na świat ideę daleko wyższą nad samą ideę ścisłego Prawa, ideę znoszącą a razem wznoszącą ideę Prawa; — jest to podmiotowa idea moralności i moralnego obowiązku. — Podniosłszy nieskończenie samą godność człowieka, tem samem nieskończenie większe zadało mu wymagania. — Prawo cywilne Rzymu, jako cywilne, było nec plus ultra ścisłego prawa i doskonale zewnętrzno-indywidualne oraz rzeczowe stosunki między ludźmi określiło, — tak dalece, że jako ścisłe prawo, juści dalej postąpić nie mogło. — Ale mogło się przestąpić, — mogło przekroczyć własne stanowisko i sobie samemu zaprzeczyć, aby coś wyższego nad siebie utwierdzić; mogło się uznać za niedołężne i wyższej potędze ustąpić. — Owoż coś wyższego nad Prawo, jest Moralność, — a Księgą wyższą nad wszystkie prawne ustawy: Ewangelja Zaiste było to już wielkim postępem Ducha, skoro Prawo okazało się silniejszem od Siły, skoro przemogło przemoc. — Ale był to dopiero pierwszy krok Ducha w kształceniu świata społecznego, krok rozpoczęty u kolebki natury, a dokonany dopiero przy schyłku pierwszego świata, przy końcu owej epoki natury, — podczas której naturalnie Przemoc zostawała przy Mocy, — a ucisk przy krewkości. — Atoli nastanie Zakonu, tego pierwszego kroku do uspołecznienia ludzi, było też nastaniem i rozwinięciem się grzechu, 6* 84 jak to głęboko Śty Paweł pojął i objawił.1 — Bo bez zakonu nie-masz i grzechu; grzech więc rozpostarł swoje panowanie pod panowaniem Prawa i pomimo niego, a Prawo było niedołężne, aby go poskromić. — Potrzeba było innej potęgi, do wnętrza człowieczego sięgającej, a nie ograniczającej się na zewnętrznych stosunkach lub czynnościach, potęgi, któraby słabe wzięła w swoją opiekę, lepiej niż to uczynić mogło Prawo, zwykle przez mocniejszych nadawane, — któraby przeto mocne już nie tylko ograniczała, ale wskroś rozkruszała,— a której świadectwo byłoby wiecznie samemu człowiekowi przytomne, nie zaś zależne od obcego pośrednictwa, — słowem potęgi, któraby wewnętrznym popędem do nakazanego pędziła, nie zaś zewnętrznym tylko przymusem od zakazanego wstrzymywała. — Tą potęgą, sięgającą poza Prawo, jest właśnie: Moralność. Drugim tedy krokiem równie ważnym, a raczej nieskończenie ważniejszym, bo dalszym i głębszym, — było uznanie niedołężności samego Zakonu i tegoż przestąpienie, ale do-datne, a nie zaprzeczne. — Przestąpienie Zakonu zaprzeczne byłoby tylko przestępstwem, — dodatne zaś czyli twierdzące jest postępem i samegoż zakonu utwierdzeniem, ponieważ okazało, iż samo Prawo, póki zostaje ślepem prawem, jest nie-prawnem i wyższego dopełnienia wymaga. Już sami prawnicy rzymscy doszli byli do owego dialektycznego aksjomatu: „summum jus summa injuria", już sami uznali, że zewnętrzna tylko sprawiedliwość, w abstrakcyjnych karbach swoich skrzepła, staje się istną niesprawiedliwością. — W samej więc sferze ścisłego Prawa ścisłość ta chwiać się już zaczynała; ipsum jus, rozwalniając się coraz bardziej przez jus honorarium, ustępowało powoli zasadzie boni et aequi, za-sadzie arbitrii - Arbitrium zaś jako też bonum et aeąuum, właściwie już do sfery ścisłego prawa (jako prawa) nie należy, ale do wyższej, wewnętrzniejszej, do sfery moralnej;— boć justum tylko jest właściwym żywiołem sfery prawa (jus), — co zaś jest tylko sprawiedliwem, tylko justum, to jeszcze nie koniecznie bywa dobrem i godziwem. — Owo „tylko" już samo dowodzi, że sfera dobrego i godziwego jest wyższą i pełniejszą od sfery samej sprawiedliwości. - Atoli criterium dobrego i godziwego 1 Rom. V, 20. — VII. 7, 8, et passim — tudzież w Listach do Ko-ryntjan i Galatów. 85 już nie w samym znajduje się przedmiocie, — już nie w zewnętrznych istniejącego prawa stosunkach, jak criterium sprawiedliwego, lecz w podmiocie, w sumieniu, we wnętrzu ducha. — Aby rozpoznać sprawiedliwe od niesprawiedliwego, potrzeba tylko Sądu, — Rozsądku; aby postępować wedle prawa, potrzeba tylko Umiarkowania; gdy tymczasem, aby rozdzielić dobre od złego, — godziwe od niegodziwego, — a cóż dopiero, aby pójść za głosem obowiązku wbrew służącemu sobie prawu, — aby sobie samemu zakazać to, czego Zakon nawet nie zakazuje, i nadto jeszcze więcej sobie nakazać, — potrzeba podniety wewnętrznej, potrzeba już nie prawnego, ale moralnego bodźca, — potrzeba Sumienia! — Otóż odkrycie tego sumienia w właściwem tegoż znacze-riu, w jego już nie tylko domyślanej przez kilku mędrców, ale zdobytej przez sam lud i wprowadzonej w życie Potędze, jest istnym Chrześcijaństwa płodem, jest dziełem Epoki Myśli i świadomości siebie,1 — a to odkrycie jest właśnie przekroczeniem i rozwiązaniem ścisłej sfery prawa, która znów była Epoki bezpośredniego Bytu udziałem. Starożytność wprawdzie dążyła do tego przekroczenia, przeczuwała je, ale też tylko dążyła, domagała się, istotnie zaś jeszcze tkwiła w zewnętrznych stosunkach ścisłego prawa i nad prawo wznieść się nie posiadała siły. — Dostąpiła ona tej siły dopiero przestępując się sama, t. j. przeradzając się w świat chrześcijański — przez co też umiarkowanie, które było szczytem praktycznego postępowania w starym świecie, przestąpiło się samo i przeszło w poświęcenie bez miary. — Jakoż cała Etyka starożytnych spoczywała tylko na Umiarkowaniu i zawierała się w tem sławnem prawidle „ne quid nimis",2 — gdy tymczasem u Chrześcijan oparła się na nie-skończonem poświęceniu.3 — 1 Stąd Sumienie we wszystkich niemal językach albo od umienia, od świadomości siebie pochodzi, — albo też częstokroć jednakowo się wyraża, jak to widzimy np. w wyrazach τυνείόηδιο conscientia, — Gewissen etc. - Patrz zresztą u Platona pojęcie τωφροσύνη — u Arystotelesa μεσότης, — U CYCERONA I STOIKóW TEMPERANTIA I T. D. — NAWET HORACJUSZOWSKA AUREA MEDIOCRITAS NIC INNEGO NIE ZNACZY. 3 Cały Nowy Zakon jest nie tylko Teorją, ale najwyższą Praktyką poświęcenia. Chrześcijaństwo w istocie swojej nie cierpi miary ani mierności; — tu poleciło zrzeczenie się wszystkiego, r.awet siebie samego, — tam zaś przyrzekło skarbiec dóbr bez miary, jakich nigdy oko nie widziało, ani o jakich nigdy ucho nie słyszało, — 86 Sfera Prawa i Sprawiedliwości jest więc tylko ujemną, ograniczającą, — ona mówi: „nie czyń mc niesprawiedliwego — „nic, czegoby prawo zakazywało, ograniczaj się i miarkuj się, — „a juści będziesz sprawiedliwym"; — sfera moralności i su-„mienia jest owszem dodatną i nieskończoną; ona mówi: „Czyń, co dobre, co Ci obowiązek nakazuje, czyń więcej i le-„piej, niż ściśle winieneś, — słowem, poświęcaj się bez końca, „a dopiero będziesz moralnym." — Stąd w pierwszej sferze, prawa każdego są celami, a obowiązki tylko środkami do ich utrzymania, — w drugiej zaś obowiązki są właśnie celami, a prawa tylko środkami do ich dopełnienia; — czyli, — w pierwszej sferze, Prawo jest rzeczy-wistem ciałem, a Obowiązek ledwo zależnym od niego cieniem, — a w drugiej owszem Obowiązek ciałem, a Prawo tylko jego cieniem. — Nic też doskonalszego, jako ścisłe prawo, nad prawo rzymskie, — ale też nic moralniejszego, jako moralność, nad naukę Chrystusa. — Wszelako równie jak Prawo, ów zbiór Zakazów, ów system zewnętrznych między pojedynczymi członkami społeczności stosunków, nie mógł wystarczyć Ludzkości, — bo nie docierał do wnętrza człowieczego ducha i wyższych jego potęg nie tykał, — tak znowu Moralność, ów zbiór Nakazów, ów system wewnętrznych między temiż członkami stosunków (intencyj), nie wyczerpuje także wszelkich wymagalności praktycznego Ducha. — Bo póki intencja zostaje tylko intencją, póty stanowi czcigodną wprawdzie, ale czczą domagalność (pium desiderium), której zbywa na sposobności zadośćuczynienia, a która przeto dalszego dopełnienia wymaga. — Zewnętrzny tedy zakaz wymagał wewnętrznego nakazu, teraz znowu ów idealny nakaz wymaga siły rzeczywistego spełnienia; inaczej pozostałby tylko jałową abstrakcją — słowem, które się jeszcze ciałem nie stało. — Jak więc potrzeba było, aby prawo wstąpiło we wnętrze człowieka, tak znowu teraz potrzeba, aby wystąpiło nazewnątrz, a to już nie jako martwa litera czyli bezpośredni przepis, ale jako żywy Czyn. — Trzeba intencjom dać się zrealizować, trzeba, aby Słowo Ciałem się stało. — Prawo założyło dopiero struny, — moralność struny te nastroiła; teraz potrzeba wydobyć z nich spoiny akord, — 87 a tym akordem: Socjalność. — Pod prawem były te struny obojętne i głuche, — pod strojem moralności jęczały, dociągając się, — i czasem pękały ze zbytniego natężenia; — dziś dochodząc do stroju, czekają tylko harmonijnego zagrania... Ale owo zagranie — owo wydobycie z założonych i długo nastrajanych strun, społecznej harmonji, — owo przywrócenie zniesionego Umiarkowania, już nie w jałowem i samolubnem znaczeniu pogaństwa, ale upłodnionego przez chrześcijańskie poświęcenie, słowem owo połączenie i wzniesienie Prawa i Moralności do czynnej Socjalności, — to trzecia sprawa, to trzeci akt praktycznego żywota Ludzkości, — a my tu dopiero nad rozróżnieniem dwóch pierwszych zastanawiamy się.1 — Uznawszy stanowcze rozpadnięcie się Prawa i Etyki przez występ idei moralnej i głębokie przeobrażenie, sprawione przez to w praktycznych Ducha stosunkach, wróćmy się jeszcze do zakresu ścisłego prawa, aby rozpoznać, jak głębokie w nim samym, równie jak we wszelkich innych, nastało z Chrześcijaństwem przeobrażenie. — Jak cały świat starożytny, tak i jednolite jego prawo przez napływ Barbarzyńców zniesione zostało i zagrzebało się w gruzach zburzonego świata; że jednak społeczeństwo bez pewnego prawa, czyto pisanego, czy niepisanego, obejść się nie może, — przeto na grobie tego prawa powstały różnolite prawa niepisane (coutumes), — luźne zwyczaje, mające moc prawa — i luźniejsze jeszcze od nich osobiste przywileje. — * A odtąd już nie jednorodny Zakon rządził ludźmi, ale mnóstwo różnorodnych; — i każdego sądzono wedle właściwego mu prawa i nawet dozwalano wybierać prawo, pod którem kto pragnął żyć; — a przy tem różnorodnem mnóstwie objawia się ciągle, właściwy całej Epoce dualizm. Jakoż z jednej 1 Tej trzeciej sfery, łączącej w sobie i kojarzącej idee prawa i moralności, domyślał się już głęboko Hegel, acz jeszcze nie objął jej w przynależnej spełni. — Nawet przygotował on dla niej miejsce w swoim Systemie ducha przedmiotowego, lecz nie dochodząc do spełnego jej pojęcia, nie zdołał jej nawet właściwem oznaczyć nazwaniem. Mógłby poniekąd służyć użyty przez niego wyraz Obyczajowość (Sittlichkeit), do oznaczenia całego systemu praw i obowiązków społecznych, przeszłych w publiczne obyczaje, lecz wyraz Socjal-ność dokładniej oddaje cel i zakres tego nowego stanowiska, wznosząc je ponad prywatne stosunki tak podmiotowej Moralności, jako też indywidualnego Prawa. — 88 strony widzimy szczególne, zwyczajowe, osobiste prawa dla każdego z osobna plemienia, — z drugiej zaś znowu ogólną, obyczajową Ewangelję dla całej Ludzkości. — Ta opanowała boskie — tamte zaś ludzkie stosunki; a tak rozłożyło się to, co w całej Starożytności było zawsze spojnem. — W dawnym świecie wszelkie prawo było zawsze zrosłe, jednorodne; prawo cywilne było też politycznem (jus civitatis), — polityczne znowu religijnem; stąd też naukę jego słusznie nazywano scientia rerum divinarum atque humanarum, stąd też prawnicy szczycili się słusznie charakterem kapłaństwa.1 — W średnich wiekach zaś wszelkie zakony różniły się między sobą, a rozróżnieniu temu nigdzie niemasz końca. — Jak Władza tak i Prawo dotąd jednorodne, religijno-polityczne, rozpadło się na dwoje; — religijne nie było już wcale politycznem, polityczne nie było wcale religijnem. — Naprzeciwko szczególnych praw pojedyńczych plemion, stanęło znowu ogólne prawo jednoczącego je w idealnej społeczności Kościoła, naprzeciw prawom zwyczajowym, prawo kanoniczne. — I jeszcze nie dość na tem rozróżnieniu i rozstrzaskaniu zakonów; pod całą tą nową formacją praw zwyczajowych, pod całą tą warstwą napływowych ustaw i śród tego boru wyrosłych samopas przywilejów, tkwiła zawsze stara warstwa starego prawa, — cywilistyczna puścizna rzymskiej cywilizacji, wyglądająca przeciw zagłuszeniu swemu, odsłaniająca się coraz bardziej i zapowiadająca, że się kiedyś zupełnie wygrze-bie, — że na wyższem stanowisku dopełniona, znowu cywil-nemi stosunkami ludzi owładnie. — I wygrzebała się też w ciągu wieków, — i owładnęła znowu ludzkiemi stosunki, z początku skromnie, luźnie i tylko miejscowo, po uratowanych z powodzi municypalnościach, następnie coraz ogólniej w kształcie rozwijającego się prawodawstwa, wracającego z jednej strony do ścisłych cywilnego prawa oznaczeń, a przyswajającego sobie z drugiej nowych czasów żywioły, — Ale to postępowe wygrzebywanie i rozwijanie się prawa, począwszy od Amalfijskiego rękopismu aż do Napoleońskiego Kodeksu, — to sprawa dalszych wieków, a my tu stoimy jeszcze przy jego pogrzebaniu. — 1 Ulpianus — Instit. I. — 89 XIII. Nowe ludy powołane do otwarcia nowej Ery. Ludy germańskie. Ich charakterystyka. — Co przynosiły a do czego dążyły? Do odbycia pogrzebu starego świata, do spełnienia wszystkich tych wymagań ducha, — do przeprowadzenia tak zgoła nowego kierunku rodu ludzkiego, — słowem do otwarcia nowej Ery świata, potrzeba było już nie tylko pojedynczego ludu, któryby wyrosł i wykształcił się obok dawnych ludów, a przejąwszy ich fizyczną i moralną puściznę, — nastąpił zkolei po innym w Hegemonji świata, jak to w starożytności bywało, — lecz potrzeba było całego szczepu ludów świeżych, całkiem nowej warstwy narodów, niespokrewnionych bynajmniej z dotychczasowemi ludami, niesolidarnych wcale w ich dziejach, niezrażonych ich obyczajami, nieprzejętych ani ich myślami ani uczuciami. — Nowe zupełnie dzieło, nowych zupełnie wymagało robotników. — I jakby na zawołanie znaleźli się owi robotnicy, — ludy zupełnie nowe,1 o których dotąd ledwo zasłyszano, a których jednak wieszcz konającego pogaństwa przewidział — i jakoby z wyżyn nieba zstępujących dla spełnienia dzieła powitał: „Jam nova progenies coelo demittitur alto."2 A równie jak Bóg chrześcijański nie inaczej mógł wstąpić do Panteonu, jedno za wypędzeniem wszystkich poprzednich bożyszcz, tak i ludom chrześcijańskim niepodobna było usadowić się w świecie obok dawnych ludów; jedno nakształt napływowej warstwy musiały one zalać starą warstwę świata, porozrywać dawnych społeczeństw wiązadła i powysadzać ich nadwerężone już węgły, aby na nowych zupełnie zasadach nowy stan rzeczy zbudować. — A znowu, jak wszystkie wiary dawnych ludów skupiły się w Rzymie, aby stamtąd stanowczo i nieodzownie nowej wierze ustąpić, tak też wszystkie dawne ludy zlać się poprzednio musiały w olbrzymią, a potworną 1        Tacit. Germania IV „Ipse eorum opinionibus accedo qui Germaniae „popuios nullis aliis aliarum nationum connubiis infectos, propriam, et „since ram, et tantum sur similem gentem extitisse arbitrantur." — Także „w Rozdziale II. „minimeque aliarum gentium adventibus et hospitiis „mixtos... etc.* — 2        Virgl. Eclog. IV. — 90 jedność państwa rzymskiego (col/uvio gentium), aby tem snadniej paść pod ów miecz przez Chrystusa przyniesiony, a nowym ludom do ręki podany. Absorbcja rzymska przygotowała przerodzenie chrześcijańsko-germańskie. — Wrzekoma fizyczna ogólność rzymskiego cesarstwa stała się warunkiem i przesłańcem moralnej ogólności rzymskiego Kościoła. — Aliści ów nowy szczep ludów, spadkobierców Rzymu, przeznaczony do wielkiego dzieła Odrodzenia ludzkości, mu siał przynieść z sobą zupełnie nowe ducha żywioły na świa dectwo posłannictwa swego — inaczej cóżby go było upra wniło do odziedziczenia świata, cóżby go było usposobiło i w niezbędną zaopatrzyło siłę do zdobycia wszechwarownego Rzymu? —  Zaiste przyniósł — i nieskończenie ważne. — Wskazali nam takowe Cezar, Strabo, Velejus Paterculus, Pomponius Mela, Plinjusz, etc, ale najdokładniej i najdzielniej Tacyt, kreśląc w mistrzowskiej krótkości obyczaje i stan społeczny Germanów, odkrywając nam u samej kolebki tych ludów wewnętrzna potęgę ich ducha, ich zupełną niepodległość w towarzyskich stosunkach, a raczej istną niezawisłość od jakichkolwiek społecznych stosunków, ich niepohamowaną żądzę walki i wojny, ich osobistą godność, ich oderwane i samopaśne życie, — ich cześć nie zmysłową, idealną czegość tajemniczego (secretum illud, quod sola reverentia vident) — i dodając te pamiętne słowa: „plus ibi boni mores valent, puam alibi bonae „leges."1 Leges et mores, oto są właściwe cechy społecznego stanu' ludów przed i po Chrystusie. — Prawna ustawa była potęgą dla starożytnych, moralny zaś obyczaj potęgą dla chrześcijańskich ludów. — Otóż Prawo jest dopiero zewnętrzną, — potęgą, — prawo jest bytem, literą przed nami, moralność zaś myślą, przekonaniem, intencja — w nas samych spoczywającym bodźcem. — Ludy przeto, które od samej kolebki obdarzone były zdolnością do owej wewnętrznej potęgi, znajdowały się już tem samem, acz bez praw, a więc pomimo barbarzyńskiego stanu, daleko wyżej na skali ducha od ludów, rządzących się choćby najlepszemi prawami. — 1 De morib. Germ. IX, XIX, et passim. — 91 Nie uznając innego prawa nad objaw własnego, wewnętrznego przekonania, tem samem przekonaniu temu najwyższą przyznają powagę; to stanowi ich jedyne prawo, atoli prawo, już nie stojące przed niemi, już nie nadane ani narzucone, ale spoczywające w nich samych, w sumieniu każdego. — Co zaledwie najwyżsi mędrcy w starożytności w sobie i małej liczbie wybranych obudzić zdołali, owa siła Ducha podmiotowa, dawnemu światu tak obca, a nowemu dopiero właściwa, okazuje się tu bezpośrednim ludów nowych udziałem, domowym niejako posagiem, oczekującym tylko chrześcijańskiego słowa do objawienia swojej wewnętrznej potęgi. — Otóż właśnie wskutek owej tkwiącej w nich siły, wskutek tak nowego ich ducha popędu, stać się miały te ludy właściwymi reprezentantami owego przybliżonego i dopiero walczącego Królestwa Bożego, które znowu dlatego, że jeszcze „podówczas,nie było z tego świata",1 spoczywać dopiero miało wewnątrz nas...2 Za brakiem przedmiotowych praw idzie oczywiście brak przedmiotowych obowiązków, — a za brakiem obudwu, brak wszelkich społecznych związków. — I w rzeczy samej ów szczep, przybyły na rozwiązanie Świata, sam w sobie niczem zgoła nie związany. — Ktoby chciał u pierwotnych Germanów właściwego doszukać się społeczeństwa, szukałby zaiste długo — a nareszcie nadaremnie. — Jak porozrzucane po polu drzewa nie stanowią lasu, tak też samopaśne w sobie i między sobą germańskie plemiona nie stanowiły jeszcze społeczeństwa. — Lecz właśnie ta ich luźność i anti-socjal ność, uzdalniając je do zniesienia realnych Starożytności społeczeństw, — usposabiała je owszem do wzniesienia owej społeczności idealnej, nie na obcowaniu światowem, ale na komunji wiernych opartej, do harmonji zaświatowej dążącej, a o rozpasanie światowych żywiołów, jako o marności doczesne nie troszczącej się wcale. — Ktoby znowu chciał u nich ustalonej i panującej dopatrzeć się wiary, wielkiego mitów obszaru, od ojców przekazanego i naiwnie przechowywanego, jak w Starożytności bywało, — tenby się również w badaniach swych zawiódł. W zamęcie krzyżujących się podań, o których słusznie po 1 Joan. XVIII, 36. — 2 Luc. XVII, 21. — 92 wiedziano, że ani zupełnego fałszu, ani też całej prawdy nie zawierają,1 — dostrzegłby tylko plemion, albo do tworzenia mitów dopiero się zabierających, — albo o świeżo utworzone już nie dbających, — lecz wspólnie do jakiegoś Bóstwa tajemniczego i zmysłom nieprzystępnego wzdychających, — o        niewinnej ofierze Sprawiedliwego marzących, a pośmiertnego życia gwałtownie domagających się. — Ta wielka Tajemnica, tycząca się tak samego Bóstwa, jak losów pojedynczego człowieka, stanowi również historycznego ich przeznaczenia tajemnicę. — Wzdychając do zakrytego jeszcze, ale wiecznego Bóstwa, w imieniu którego mieli i świat zawojować i Zaświat sobie zdobyć — nie dziw, jeśli o szczególne, doczesne Bóstwa mniej dbali i jakoby z niechcenia tylko w nie wierzyli. — Również wzdychając do innego, wielebniejszego życia, — nie dziw, jeśli obecnem gardzili i lekkomyślnie szafowali. — Nawet w Skandynawji, kędy wielobóstwo najbardziej rozwinięto, słabość tej wiary wszędy się zdradza. — Pełne są Sagi owych bohaterów, lekceważących swe Bogi, a w własne ramię tylko dufających. — 1        nie tylko późniejsza, prozaiczna, ale nawet stara Edda ob fituje w ustępy najgłębszej ironji. — Jakżeżby ludzie mogli silnie uwierzyć w Bogów, którzy sami o sobie wątpili, którzy własny upadek niechybnie przewidywali i doczesność swoją sami wyznawali.2 — Stąd też ów podmiotowy sceptycyzm, który do tego stopnia nawet u najzgrzybialszych ludów pogańskich rozwinąć się nie zdołał, tu występuje jako bezpośredni udział młodocianych ludów germańskich. — Nie dowodziż on dosta tecznie, iż całe ich mitologiczne rusztowanie było chwiejące się i li tymczasowe, jako nie odpowiadające jeszcze wewnętrznej potrzebie Ducha, już usposobionego do czci umysłowej, lecz 1 Jacob Grimm, Deutsche Mythologie, I p. 9 (Goetting 1844). Zaiste między podaniem Cezara, który zaledwie znajomość Słońca, wulkanu i księżyca Germanom przypisuje, dodając, że o innych Bóstwach ani wieść do nich nie doszła, — a podaniem islandzko-skandynawskiej mitologji, niesłychana zachodzi różnica; — bo też znakomita różnica między czasami, tudzież między szczególnemi plemionami zachodzi. — Jak pod każdym względem, tak i pod niniejszym, świadectwo Tacytowe nad wszystkiemi góruje. — Dojrzał ten wielki dziejopis rozmaitych Bóstw germańskich, — w ich liczbie niektórych za przybyszów poczytał (advecta religjo); — a wkońcu właściwą i rodzimą tego szczepu wiarę przeważnemi słowy oznaczył: Deorum nominibus appel-iant secretum i/lud, quod sola reverentia vident. (Germ. IX). 2        Patrz między innemi „Hrafnagaldr Othins" (Śpiew kruczy Odina) — „Woluspa" (Proroctwo wieszczki) — „Solarliod' (Słoneczna pieśń) i t. d. 93 takowej nie posiadającego jeszcze; — jak znowu owa nie słychana dotychczas życia pogarda, nie zwiastujeż nam Ducha, oczekującego już na dobrą nowinę o życiu przyszłem, i do myślającego się, że obecne jest ledwie mizernym do niego przedsionkiem.   .        Niepodległemi więc były owe ludy u samej kolebki, a to w całem znaczeniu i obszerności tego wyrazu. — Nic ich nie krępuje, to prawda — ale też nic ich nie wiąże, ni spaja. — Bez stałej ojczyzny, — bez skupionych siedlisk, — bez własności ziemi, co więcej bez chęci do niej, a nawet bez wyobrażenia o niej, bez ustaw, owej uprzedmiotowanej woli, bez znajomości pisma, owej uprzedmiotowanej myśli,1 — słowem, wszelkiej substancjalnej władzy pozbawione, Ludy tem samem były bez-władnemi. — Myliłby się mocno ten, któryby takową bezwzględną niepodległość za coś doskonałego lub wielebnego poczytywał. — Jest to owszem stan pierwiastkowego ubóstwa,— stan zupełnej abstrakcji Ducha, — stan ujemności i bezpośredniej możności; jest to tabula rasa, czekająca na dalsze zapełnienie. Taka też ujemna tylko i zaprzeczna niepodległość nie może się jeszcze wcale nazywać wolnością, — ale dopiero dowolnością — swawolą. — Bo wolność prawdziwa jest owszem dodatną i twierdzącą; — ona nic nie znosi, ani pozbawia niczego, — ale owszem wszystko wznosi i zbawia. — Po tym znaku, lecz po tym jedynie zawsze ją poznacie. — Wszelako, mimo tej ujemności i zaprzeczności, z jaką Germanowie na świat występują, tkwiły już w głębi ich ducha potężne zarody, które niebawem z ową siłą roślinności, wszelkim świeżym rolom właściwą, rozwinąć się i bujnym plonem ową tabulam rasam pokryć miały. — A te zarody, te obyczajowe pierwiastki — to istne całego pasma średnich wieków zwiastowanie. — Dość na nie spojrzeć, aby charakter całej tej Ery zgóry odgadnąć. Jakoż w braku przedmiotowych praw i obowiązków powstają niebawem podmiotowe (wewnętrzno-osobiste), a te, tworząc niesłychany dotąd rodzaj związków, zaczynają nową społeczność spajać i wykształcać. —'- Germanie, ceniąc nade German. XIX. — Runy nie obalają bynajmniej Tacytowego podania, albowiem u pierwotnych Germanów były raczej magicznemi, niż piśmienni-czemi znakami. — 94 wszystko własne Ja, własną podmiotowość, tem samem inne Ja, inne podmioty nadewszystko cenić umieją. — Jeżeli więc przystają na jakiekolwiek ograniczenie pierwotnej niepodległości i wrodzonej niezawisłości swojej, — to jedynie z własnej woli przez wewnętrzną wiarę i wierność; a dochowują owej wiary przez osobisty Honor. — Owo zaś ograniczenie i poddanie się nie ma na celu żadnego prawa ani prawidła, żadnej przedmiotowej władzy, której nie cierpią, ani substancjalnego celu, którego nie znają, ale zawsze pojedynczą osobę, t. j. ściąga się znowu do innego podobnego podmiotu, do innego równie niezależnego i niepodległego człowieka. Nie należy więc już człowiek do człowieka, jakoby martwy i rozrządzalny przedmiot, ale mu hołduje jako żywy i świadomy siebie podmiot, — moralnie mu się poświęca. — Stąd to powstało owo średniowieczne służebnictwo ochotnicze — honorowe — hołdownicze - uszlachetnienie służby. — Niedorostki, póki sami rycerzami nie zostali, potomki najświetniejszych rodzin, przechodzili przez to służebnictwo — byli domownikami — chłopcami (pueri), i tym sposobem pasowali się do późniejszego rycerskiego hołdownictwa. A w stosunkach tych, wierność osobista jedynym związkiem i najświętszym obustronnie obowiązkiem (praecipuum sacramentum), tak w źródle swojem, jako pochodząca z własnej i dobrej woli poddającego się subjektu, jako też w ujściu swojem, dla subjektu, któremu się poświęca. — Na tej to podmiotowej wierności spoczywa całe brzemie świeckiego feoda-lizmu, — jak znowu na dobrowolnych ślubach, na duchowej dyscyplinie, opiera się wielka Kościelna Hierarchja, — owe dwie, acz zachodzące w siebie, przecież stanowczo rozłączone, a tem samem w spór z sobą zachodzące połowice średniowiecznego społeczeństwa. — Realnej zależności juści tu nie widzisz żadnej, — niemasz ani śladu fizycznej siły, któraby te wielkie organizacje dźwigała; — owszem kędykolwiek gra siła fizyczna, to wszędy luźnie i spornie (dezorganizacyjnie), — a to, co ją właśnie poskramia i w karbach utrzymuje — jest ideą, jest li podmiotową i wewnętrzną potęgą. — Nietrudno się domyśleć, co z takowych stosunków w dalszych wiekach powstać mogło i rzeczywiście powstało. Nietrudno zgadnąć, że jeżeli w społeczeństwach Starożytności 95 panował jeszcze jakiśkolwiek zewnętrzny i przyrodzony Ład, to przeciwnie w społecznościach średniowiecznych już tylko o wewnętrznym i nadprzyrodzonym Ładzie mowa być mogła, a że natomiast w światowych stosunkach istny i wiekuisty wrzał Nieład; — nad którym to światowym nieładem panowała znowu nadprzyrodzona Idea, utrzymująca ten nieład do czasu... t. j. dopóki się sama nie wcieli i Czynem się nie stanie. — Jakoż wrodzona pierwotnym Germanom namiętność do bojów i rozbojów, ów wewnętrzny ich ducha niepokój, wy-rodził niebawem wieczny stan „wojny wszystkich przeciwko wszystkim" (bellum omnium contra omnes), który jest smutnym, a bezustannym średnich wieków udziałem. — Zaiste, gdyby ludy germańskie posiadały były, jak stary Rzym Świątynię Pokoju, byłoby im trudno przyszło w dalszem dziejów pasmie upatrzyć sobie sposobną chwilę do jej uroczystego zawarcia. Bo wrzekome rozejmy, choćby je nawet bożemi nazwano, zaiste za pokój nie staną. — A przecież wojowniczemu nawet Rzymowi — z rozboju powstałemu, a podbojem wzrosłemu — zdarzało się częstokroć Janusową świątynię zamykać! Bo też lud rzymski była to gens togata, która wojnę tylko za środek, a prawo za cel poczytywała, i która świat cały niezmiernym pokoju rzymskiego majestatem (immensa pacis romanae maje-state), ogarnąć usiłowała, — gdy tymczasem ludy germańskie była to gens armata, do oręża swego jakoby przyrosła, nie składająca takowego ani w domu, ani za domem, ani u stołu ani na łożu, ani przed sądem, ani nawet w uroczystych zgromadzeniach gminnych,1 i występująca na widownię dziejów, aby dokonać Chrystusowej zapowiedzi: sprawić w świecie rozerwanie, i przynieść światu nie pokój, ale miecz. — Stosowniejszych i pochopniejszych ku temu sprawców zaiste żądać niepodobna. I nie zaparli się w ciągu wieków tego charakteru. Ich luźną i podmiotową wolność, którą dlatego właśnie, iż tylko idealnie i zaprzecznie się objawiała, a żadnych realnie twierdzących nie posiadała żywiołów, nazwaliśmy dowolnością i swawalą; — ich gwałtowność, hamowana zaledwie owem zupełnie nowem uczuciem, które w germańskich tylko narzeczach posiada właściwe nazwisko (Gemϋth)), wyrodziła się niebawem w samowolność feodalnych panów, — 1 Germania XI, XIII, Seneca etc. 96 i tak długo dokazywała, dopóki się znowu nie rozbiła sama o wyższe jeszcze samowładztwo nowoczesnych monarchów. — A skoro prawa i obowiązki z przedmiotowych, jakiemi były dotąd, stały się podmiotowemi, — przeto też dochodzenie tych praw i obowiązków z atrybucji dotąd społecznej, mu- siało stać się odtąd osobisią. — Jakoż cywilne spory, zeszłe z publicznego forum na prywatne pole, załatwiano odtąd nie . żadną rozprawą sądową ale pojedynkami; — kryminalne zaś, przeszłe od Pretora do mściciela, załatwiono odtąd dokonaniem osobistej zemsty, próbami Sądu Bożego, albo też układami na korzyść obrażonego lub jego krewnych, (satisfactio et compositio). — Nie społeczność tedy dochodziła krzywdy, boć ona obrażoną być nie mogła, skoro jej niemal żadnej nie było, ale tylko pojedyncze członki.1 — Że zaś owe członki bywały nieraz za słabe, aby upomnieć się o nadwerężone prawo, lub zażądać liczby za wyrządzoną niegodziwość, — przeto poświęca się temu celowi stan błędnych rycerzy, luźnych bohaterów, szukających walk i zapasów, nie dla ojczyzny ani dla żadnego przedmiotowego celu, ale dla jakiejś oderwanej idei, albo też dla pomszczenia krzywd prywatnych, zgwałconej niewinności, a częstokroć przez samą miłość walki i niewieściego oklasku, najsłodszej nagrody poniesionych trudów. — We wszelkich więc stosunkach widzimy zasadniczy brak realnej społeczności, a natomiast wzniesienie się potęgi pojedynczego człowieka, — gdy tymczasem w Starożytności widzieliśmy absolutną przewagę społeczności nad człowiekiem. Tam przy blasku społecznego słońca niepodobna było pojedynczych gwiazd się dopatrzeć; — tu społeczne słońce zaszło, a natomiast miljony gwiazd przyświecać zaczęły. A lubo każda z tych gwiazd w istocie, jeśli nie więcej, to tyle warta, co owo jedno słońce, przecież przy jednem słońcu mieliśmy Dzień, -a przy Krociach gwiazd mamy tylko Noc. — Bo też owo słońce świeciło dla naszego świata, gwiazdy zaś do naszego świata 1 A jeśli w pierwotnych zgromadzeniach ludu widzimy jakiś cień rozprawy sądowej, to na okazanie odrębności owej procedury od starożytnej — dość wspomnieć, iż powoływani świadkowie nie świadczyli wcale bezpośrednio o istocie czynu, ale tylko pośrednio o wiarogodności i honorze oskarżonego lub oskarżyciela. —/Wszędzie tedy wzgląd na podmiot, nie zaś na przedmiot prawa. — 1 nic nie mają, o naszą ziemię nie stoją, i tylko o inne światy się troszczą... — Nareszcie na jakikolwiek szczegół ludowego obyczaju, na jakąkolwiek skłonność temu szczepowi wrodzoną zwrócimy uwagę, czyto np. na ową cześć nieskończoną dla kobiet, tej słabszej rodu ludzkiego połowy, u której coś świętego i opatrznego przypuszczają,1 a której mimo tego do cywilnej równości z rodem męskim nie dopuszczają, upośledzając realnie, co ubóstwiają idealnie; — czy też na surowość ich małżeńskich związków,2 — czy znowu na ich odrazę nie tylko do miast, ale nawet do wszelkich skupionych mieszkań," która średniowieczną przewagę zamków i luźnych osad nad miastami spowodowała i oderwanemu charakterowi średnich wieków dziwnie odpowiadała, — lub na owe odosobnienie w najpotocznie j-szyćh życia stosunkach, które społeczeństwom średniowiecznym niezatarte piętno prywatności i partykułarności nadało, — czyli też na ową niechęć do rolnictwa,4 tak odbijającą od uszanowania, jakiem starożytni ku niemu tchnęli, — a tak stosowną u ludów, nie troszczących się wcale o doczesne jutro, tylko o wieczne, — i przestających na chlebie ledwie ode dnia do dnia, od roku do roku; czyli znowu na ów duch w rzeczach światowych awanturniczy, a w zaświatowych mistyczny, - czy na mnóstwo innych podrzędnych stosunków, które mianowicie pod piórem Tacyta wyglądają jakoby istne zapowiedzi nadchodzących dziejów i zadatki średniowiecznej Ery, — wszędzie odkrywamy właściwe usposobienie tych ludów do przyjęcia cierpiącego i walczącego Chrześcijaństwa, do rozwinięcia w hi-storji moralnych i wewnętrznych jego pierwiastków, — i do wystawienia w ciągu wieków owej społeczności idealnej, będącej 1        Sanctum aliąaid et providum... (German. VIII) Patrz także Caesar de Bello gallico I. 50, — Strabo VII, p. 294 tudzież Plutarch de virt. fem. etc. nareszcie prawa wszystkich niemal plemion germańskich (wyjąwszy jednak Wizygotów), stanowiące znaczniejszy Wergelt za obrazę kobiety niż mężczyzny, a to nieraz wyraźnie dla powodów moralnych, jak u Sasów i Bawarów. — 2        German. XIX. — 3        Nullos Germanorum populos urbes habitari satis notum est, ne pati quidem inter se junctas sedes, colunt discreti, ac diversi, ut fons, ut campus, ut nemus placuit. — Vicos locant non in nostrum morem, connexis et cohaerentibus aed ficiis .. etc. (Germ. XVI.) — 4        Agriculturae non student... etc. (Caesar VI, 22); nec arare terram aut exspectare annum tam facile persuaderis, quam vocare hostes et vulnera mereri. (Tacit. XIV.) — 7 dopiero przybliżoną figurą Królestwa Bożego, — owego walczącego dopiero, ale jeszcze nie triumfującego Kościoła. — Jeżeli więc zadaniem całej Epoki Natury było rozwalniać coraz bardziej przyrodzoną Spójność i Spólność ludzkich społeczeństw, aż do zupełnego tychże rozwiązania, a tem samem wydobywać z łona przyrodzenia utajonego jeszcze w niem Ducha, — to znowu zadaniem drugiej Epoki było owego wydobytego już z więzów Natury, ale tem samem w sobie jeszcze rozwiązłego Ducha, do wyższej kojarzni napowrót przysposabiać, — czyli zadaniem owych świeżych Ludów, występujących na widownię świata bez żadnej spójni, bez żadnego węzła, — było właśnie spójnię takową i spólność nazad przywracać i wykształcać. Lecz spólność owa nazad przywracana była znowu innego zgoła rodzaju od owej, którą starożytność przez szereg wieków rozwiązywała. — Była to Spólność idealna, nie realna, solidarność moralna, a nie fizyczna; — słowem była to wprawdzie odwrotna grawitacja do substancjalności, lecz do substancjal-ności Ducha, gdy tymczasem punktem wyjścia starożytności była substancjalność Natury. XIV. Barbarzyńcy a Chrześcijaństwo. Co ich łączyło? — Dopełnienie Zakonu religijne, — nowa budowa ludzkości polityczna. Tak stanowcza różnorodność, tak oczywista odwrotność natury tych nowych ludów od ludów starożytnych, tak wręcz przeciwne znaczenie i przeznaczenie ich ducha, usposabiając ich do ustaleń a nowego rzeczy porządku, — zmuszała ich zarazem do postawienia się w niepojednalnej sprzeczności względem starego świata. — Między dwoma zupełnemi odwrotni-kami połączenia być nie może, chyba dopiero przez wzajemne zniesienie się i wspólne wzniesienie do trzeciego, wypadkowego stanu. — Bo jak dwie równoległe, acz w przeciwnych kierunkach bieżące linje, nigdy do siebie przypaść nie mogą, a połączenie ich z sobą dopiero trzeciej linji może być udziałem, tak też i w Historji trzeci dopiero kierunek (syntetyczny) może być łączący; dwa zaś pierwsze między sobą (antytetyczne) 99 musiały być wyłączne. — Jeżeli tedy ów drugi kierunek ducha, jako następujący, miał wziąć górę, pierwszy oczywiście, jako ustępujący, zniesionym i zniszczonym być musiał; o zgodzie zaś lub kompromisie żadnym podówczas mowy być nie mogło. — Stąd konieczne zniszczenie starożytnego świata dla jego odnowy, stąd niezbędna tabula rasa dla nowych wykształtów. Otóż pierwszy kierunek już się był przeżył i wyrodził, kiedy drugi, przeciwległy, przyszedł zniszczyć go i odrodzić. Poniżenie i zepsucie całego świata rzymskiego, począwszy od samej stolicy, aż do podbitych przez nią Ludów, było tak głębokie, że odnowienie jego przez hordy barbarzyńców, acz zgrozy i okropności pełne, za dobrodziejstwo dla Ludzkości poczytać należy. — Ow już rozpadnięty świat w sobie musiał też zapaść się i przepaść. — Póki posiadał jeszcze choć odrobinę starożytnego życia, owej spójni dawnym Rzeczpospolitom właściwej, potępiał on sam i wytępiał męczenników chrześcijańskich, którzy się już byli sami w sobie rozpadli — i w łonie starego człowieka, nowego już poczuli. Lecz to pasowanie się starego świata ze śmiercią niedługo potrwało. — Owe świeże Ludy, które praw ani miały, ani znały, które dotąd samopas żyły, lecz które właśnie nowego człowieka w sobie poczuły, które słyszały w sobie głos tajemniczy, pędzący je ku Rzymowi, i przeczuwały gniew Boży, wiszący nad wiekuistem miastem, — rzuciły się na tego mocarza świata, związały go i dom jego splądrowały,1 — a wkrótce po gruzach jego samowładnie się rozpostarły. Capitur Urbs, ąui totum cepit Orbem !2 I zapadł się rzeczywiście stary Rzym w ziemię, jakby na okazanie, iż nowy pokład świata nastaje. — A natomiast wyszły, jak gdyby z pod ziemi, naprzeciw barbarzyńcom Chrześcijańskie Bi-skupy, niedawno jeszcze w Katakombach się kryjące, a teraz zjawiające się, jakoby innego świata posły, — i występujące bez broni przeciw zbrojnym barbarzyńcom, aby samych zwycięzców zwyciężyć. — I dali się zwyciężyć niezwyciężeni, bo właśnie łaknęli tego, co im Biskupy Chrześcijańskie ofiarowały. — Bo o doczesne dobra nie dbali i jakkolwiek nad ich okazałością zdumiewali się, to jednak nie wahali się ogniem i mieczem ta 1        Marc III, 27. 2        S. Hieronimus. Epist. ad Princip. 7* 100 kowe wytępiać i pogardliwie po ich zgliszczach tratować. — Ale zato już w puszczach swoich o przyszłem życiu marzyli, — i radzi byli powziąć wieść dokładną o tem, co już przeczuwali. A tak pobrało się Chrześcijaństwo z Barbarzyństwem, jakoby dusza z ciałem, — i średniowieczny narodził się człowiek! Bo w barbarzyńcach owych tliła się cała potęga młodzieńczego, dopiero co rozbudzonego, a więc niczem jeszcze nieprzytępionego, ani zmęczonego Ducha, co stanowiło ich siłę czynną, — a znowu w Duchu tym istniała tabula rasa wszelkich społecznych stosunków i względów, co stanowiło ich siłę bierną, gotową do przyjęcia nowego Objawienia. Co tedy nauka Chrystusa miała spełnić moralnie, to znowu napływ barbarzyńców uskutecznił fizycznie. — Jak nauka Chrystusa zniosła lub przecięła wszelkie przepisy, prawa, instytucje, słowem wszystkie moralne wiązadła pogaństwa, a stary Zakon rozwiązała, dopełniając go, — tak też świeże Ludy zniosły i rozwiązały fizycznie wszystkie dzieła i budowy starożytnych Ludów i ogołociwszy świat z dawnej — dały pochop do nowej budowy Ludzkości! I nie tylko te Ludy, które rzeczywiście w starożytności historyczną odegrały rolę, ustąpić musiały miejsca nowym świata dziedzicom, — ale nawet i te, które bardziej poniekąd ze wschodzącemi niż ze schodzącemi szczepami spokrewnione, przecież dla zbyt ścisłych już stosunków z dawnym światem, dla zbytecznego przesiąknięcia ową potępioną już cywilizacją, stały się niezdolnemi do dalszych Ludzkości przeznaczeń, (jako to Gallowie, Bretonowie, i t. d.), manom przeszłości poświęcone być musiały. — Przez obcowanie z dawnym światem siły ich tak czynne jak bierne już były przytępione, — nie dziw przeto, jeżeli z przeznaczenia historycznego, jako niezdatne do odrodzenia Ludzkości, zostały wytępione. — A jeśli cośkolwiek z nich uszło zniszczeniu, to obrócono w poddaństwo, — mniej obsolutne de jure od starożytnej niewoli, — ale de facto niemniej okropne. A obrzydliwość spustoszenia zjawiła się na świecie, jakiej nigdy jeszcze nie było i jakiej, da Bóg miłosierny przez wzgląd dla ludzi dobrej woli, już nigdy nie będzie. I śmierć ze śmierci zionęła!1 1 Mors ex morte exhalabatur (Salv. de Gub. Dei.). 101 I stała się wielka na świecie pustynia, na której gdzie niegdzie tylko ruiny sterczały — a po której gdzie niegdzie samopaśne Ludy harcowały. — W ruinach tych tkwiła cała przeszłość, a w sercach barbarzyńców cała przyszłość świata. — A zresztą wszędzie było czczo i głucho. A długa i ciemna noc w świecie nastąpiła po świetnym dniu, — i przemogła dzień, równie jak śmierć przemogła życie. — Bo jak ludy chrześcijańskie śmierci nad życiem przyznały przewagę, tak też i nocy nade dniem.1 — I odtąd Noc i Śmierć stały się istnym średnich wieków symbolem. A tak, gdy minął pierwszy dzień rodu ludzkiego i ciemności ogarnęły świat, — aby później przed nową rozstąpić się jutrzenką, .— wznosiło się tymczasem nowe słońce od Wschodu, a wzniósłszy się, znowu widnokrąg obiegło. A oto chyli się ku zachodowi i dzień ten drugi trwa aż dotąd — ale już się mroczy. — A teraz stanęliśmy znowu u drugiego prze-, silenia — u progu świata trzeciego!... Lecz przesilenie nasze ma się do pierwszego, jak się ma przesilenie letnie do zimowego. — Tam noc była długa i ciemna, tu nocy jakoby nie znać. — Ostatki promieni dnia starego jeszcze nie wygasły, — aliści już z drugiej strony nowy świt powstaje. — A kędy ów nowy świt błyska, spostrzegamy nowe Ludów pokolenie, — wyrosłe podczas długiej średniowiecznej Nocy, — a do Wielkiego Dnia tęskno wzdychające... Lecz nie wdawajmy się przedwcześnie w Wielkiego Dnia sprawy, skoro nam jeszcze nad Wielką Nocą zastanawiać się potrzeba. xv. Chrystus jako średniówka czasów. — Buddaizm i Islam. — Do Spełni ludów wszystkie narody powołane. — Ewangelja o robotnikach w winnicy Pańskiej. Chrystus stanowi przeto wielką średniówkę czasów, on rozgraniczył dwa światy, czyli dwa wielkie dni świata; — On nowe stworzył Ludów i wieków pokolenie. 1 Charakterystyczny jest ten ustęp Tacyta o Ludach germańskich: „Nec dierum numerum ut nos, sed noctium computant. — Sic constituunt, sic condicunt: nox ducere diem videtur." (Germ. XI.) — Toż potwierdza Cezar (de Bello Gallico VI, 18, 1). 102 Jakżeż to jasno przewidział mędrzec Pański — istny dziejopis tego, co za jego czasów było jeszcze przyszłością, a świadom takowej, jak gdyby już na przeszłość patrzał, gdy wyrzekł: „Kiedy się wszystko w głębokie pogrążyło milczenie „i północ właśnie nastała, — wszechmocne słowo Twoje wystąpiło z Nieba, ze stolicy królewskiej, jako waleczny wojownik na skażoną ziemię; — a niosąc jako miecz ostry „istne a surowe rozkazanie Twoje, przeciął wszystko śmier-„cią — a chociaż po ziemi stąpał, sięgał aż do Nieba..." „I przemógł kaźń,, nie siłą cielesną, ani też potęgą oręża, „ale słowem pokonał sprawcę złego — przez powtórzenie „Przymierza i Zakonu Ojców..."1 Na ten znakomity ustęp Ksiąg Mądrości odwoływał się wielki Papież Innocenty UL, kiedy wbrew zwykłemu przypuszczaniu, jakoby Zbawiciel świata na końcu czasów nadejść musiał, — twierdził, że owszem wystąpić mógł w ich średnicy.2 I w rzeczy samej, wcale nie na końcu wieków, ale właśnie w ich środku, t. j. na granicy dwóch wielkich dni świata, („o samej północy") wystąpił Zbawiciel, a to aby przewrócić i odwrócić świat i aby nowym Ludzkość całą opatrzeć żywotem. Byłci to zaiste, (jeśli tak nazwać chcecie), piewien koniec świata — a zatem i wieków spełnienie (consumatio saeculorum), ale też zarazem nowych wieków zawiązanie — nowego świata poczęcie.3        Tu spotkać się nam potrzeba ze spodziewanym, acz wrze-komym zarzutem. Owo odrodzenie chrześcijańskie, któreśmy za tak stanowcze, tak zupełne, tak wskróś przenikające wszelkie żywioły świata uznali, które na wszystkie dziedziny społecznego życia ludzkości tak niesłychany wpływ wywarło, nie było przecież powszechne. — Wszak dotąd jeszcze obszary naszej kuli ziemskiej leżą dla niego odłogiem; wszak do dziś dnia tysiące miljonów ludzi nie słyszało nawet o Zbawicielu, ani o sprawionem przez niego potęg światowych wstrząśnieniu, 1 Sapient. XVIII, 14, 14 et 22. 2 Innoc; III in Epich. Serm. I. 3 Patrz Dział Czwarty. 103 a cóż dopiero w owej chwili, gdy owo Przemienienie rodu ludzkiego się odbywało. — Skoro tedy przemienienie owo nie było powszechne, tem samem traci na absolutności, — i końcem pewnego świata nazywać się już nie może. — I w rzeczy samej, jakież mamy prawo dzielenia dotychczasowego żywota całej Ludzkości na dwa odrębne przedziały, skoro tak znaczna jeszcze masa ludów przejścia owego dotąd nie uskuteczniwszy, do dziś dnia oczekuje chrześcijańskiego przemienienia? — A następnie, jakimżeż prawem ośmielamy się o trzecim dniu wspominać, kiedy nawet dzień drugi dla ludów tylu nie zeszedł! Zarzut takowy, gdyby go uczyniono, dowodziłby tylko słabego pojęcia Historji. — Nie tylko bowiem u tych ludów, które Chrześcijaństwo bezpośrednio przyjęły, a tem samem odrodzenia zupełnego dostąpiły i dziecinnego wieku dokonawszy, w młodzieńczy wstąpiły, — ale nawet u tych, które dotąd tak stanowczego udziału w historycznem działaniu rodu ludzkiego nie brały, — które są przeto jakoby chórami tylko w wielkim dramacie dziejów, a które właśnie z tego powodu nie stały się bezpośredniemi uczestnikami chrześcijańskiego odnowienia, ani tak gwałtownego nie doznały wstrząśnienia, jakie wędrówka narodów między ludami czynnemi sprawiła, — odezwało się przecież i odbiło toż odnowienie, — jeżeli nie z ową potęgą i absolutnością, jaką u właściwego ogniska objawiło, to przecież w niezaprzeczonych ani zatartych zarysach. Po wszystkich niemal strefach wskazuje nam Historja przesłańców i namiestników Chrystusowych, którzy dopełniając u pojedynczych ludów poruczonego sobie posłannictwa, — przemienienie świata pod pewną miarą wszędzie przeprowadzili. — I tak np. na wielkim Wschodzie Buddaizm, a na małym Islam, owe dwie olbrzymie pod pewną miarą reformy, o kilka wieków przed lub po nastaniu Chrześcijaństwa powstałe,1 a tak blisko z niem spokrewnione, jak dziecię naturalne z dziecięciem prawego łoża, dokonały przybliżonym 1 Prawdziwa data powstania Buddaizmu dotychczas wątpliwa. Stanowiono ją dotąd pospolicie to o parę wieków przed, to znowu o parę wieków po Erze Chrześcijańskiej. — Wedle najświeższych i najgruntowniejszych badań przyjąć można z wielkiem prawdopodobieństwem, iż ona o pięć wieków powstanie Chrześcijaństwa poprzedziła. — Wystąpienie właściwego Buddy (było ich bowiem kilku) zdaje się przypadać, jeśli nie zupełnie jednocześnie z żywotem Konfutsego lub Sokratesa, to przynajmniej nieopodal od tych dwóch wielkich Chrystusowych przesłańców. 104 wprawdzie sposobem, ale dostatecznie dla Ludów, dotąd raczej biernych niż czynnych, to co Chrześcijaństwo doskonale i ostatecznie dla Ludów czynnych) spełniło. Ta wielka Reforma wielkiego Buddy, który jedność Boga a jednorodność ludzi obwieścił, który oderwanie się od świata kazał, — świat i zaświat (Sansara i'Nirwana) od siebie odróżnił, — ducha ludzkiego stanowczo do zaświata skierował, — zmysłowość od umysłowości oddzielił, jałmużnę, ubóstwo i bezżeństwo polecił, — nareszcie godność człowieka odkrył, otwierając mu wyraźnie drogą do Bóstwa, — ta wielka zaiste reforma tak dobitnie zapowiadająca Chrześcijaństwo, — a licząca niemal więcej wyznawców niż wszystkie Chrześcijańskie wyznania razem objęte, — nie jestżeż dla owych Ludów biernych istnym i najwłaściwszym surogatem samego Chrześcijaństwa? — Idzieli o uczestnictwo mistyczne w świętej ofierze Chrystusowej? Toć śmierć Chrystusa dla całego rodu ludzkiego nastąpiła, więc i dla tych Ludów, do którychby wieść nawet o tej ofierze nie doszła, — równie jak Chrzest odkupuje niemowlęta, które po latach wielu dopiero dowiedzą się, że go przyjęły. — Idzieli zaś o własne i świadome uczestnictwo w otworzonym nowym kierunku ducha? Toć zaiste dla ludów, do historycznego działania jeszcze nie powołanych, lub oczekujących przepowiedzianej godziny, aby do Spełni Ludowej przystąpić, reforma ta sprawiła tak stanowcze odnowienie i takie odrodzenie, jakie tylko owe Ludy przyjąć mogły i znieść były zdolne. — Bo kto jeszcze spełna nie żył, ten też spełna umrzeć i odrodzić się nie może. — Jakie życie, takie odrodzenie! A przecież ostateczne Pocieszenie znajdzie je gotowe do Dzieła Obietnicy, — i udzieli się im spełna i utwierdzi je w Zbawieniu — równie jak Bierzmowanie potwierdza świa-domo przyjęty bezwiednie Chrzest. A nie będą one upośledzone w dziedzictwie Chrystusowem, — ani ukróci im darów swoich Duch Święty, acz później ich do służby swojej powoła. — Bo pamiętajcie, że i ci robotnicy, którzy dopiero o schyłku dnia wezwani zostali do pracowania w winnicy Pańskiej, równą nagrodę otrzymali z owymi, którzy od samego świtu pracowali.1 1 Math. XX, 1—15.         ... . . 105 Nie troszczcie się więc daremnie b owe Ludy, dotąd niby próżnujące, napozór zapomniane w postępach Ludzkości. Nie wyrzekł się ich Bóg — nie wzgardził niemi Gospodarz wiekuistej winnicy. — I dla nich także posłał On Syna swego, — i na nich On także Spełnię ducha swojego wyleje! — Wszak i one już przebyły Przesilenie Cierpienia, i one przeto wespół z nami odbędą Przesilenie Pocieszenia. XVI. Przeciwstawienie Starożytności i Chrześcijaństwa. Historja nie zna bezwzględnej jednostronności. Bez wzgląd wszelki jest tylko abstrakcją. — Sam najwyższy Absolut jest Wszech względem. — Postępowe zwroty historji. — Przykłady. Z powyższego przeglądu wypada, iż nastanie Chrześcijaństwa, a z niem nowego pokolenia Ludów, przeznaczonych do wprowadzenia jego zarodów w historyczne życie świata, stanowi istotną i powszechną granicę przebytych dotąd czasów, — że dzieli na dwoje dotychczasowe dzieje Ludzkości, — nareszcie, że te dwie Epoki mają się do siebie w stosunku zupełnej odwrotności i wzajemnego sobie zaprzeczenia. Skupiając rozliczne powyżej dotknięte Ludzkości żywioły, okazuje się, iż każdy z nich, w dwóch ubiegłych świata Epokach, pod dwoma wręcz przeciwnemi objawia się postaciami. — Co w świecie starożytności było zewnętrznem, to w świecie Chrześcijaństwa staje się podmiotowem, co było materjalnem, staje się idealnem, co było szczególnem, staje się ogólnem, co znowu było jednostajnem, staje się różnorodnem, co było ślepem, staje się świadomem, — co było tylko dla zmysłu pięknem, staje się dla umysłu prawdziwem; — słowem, wręcz przeciwne znamiona i kategorje w dwóch tych odwrotnych Epokach kolejno panują i przeważają się. Kiedy jednak mówimy*, iż ten lub ów wyłączny żywioł, albo szczebel ducha, iż ta lub owa jednostronna kategorja i t. p., stanowią cechę Ery starożytnej, a wręcz przeciwna kategorja, wręcz odwrotne stanowisko jest znowu Ery Chrześcijańskiej udziałem, nie ma się przez to bynajmniej rozumieć, aby kategorje lub żywioły takowe, wyłącznie tylko w jednej * W I. w. mówiemy. 106 Erze panowały — drugiej zaś były zupełnie obcemi, ani też, aby z właściwej sobie Ery odwrotniki swoje zgoła wykluczały, i nawzajem. — Bo w takim razie, jako istne abstrakcje, znosiłyby się same, a Duch Ludzkości, będący właśnie spełną rzeczywistością, nie mógłby żyć wcale takowemi abstrakcjami. — Pomnijmy raz na zawsze, iż nie dzieje się na świecie nic zupełnie jednostronnego ani zgoła oderwanego, bo w każdej jednostronności tkwi jej drugostronność, tak jak nie może być żadnego wierzchu bez spodu, ani też prawicy bez lewicy. Bo gdyby zarazem spodu nie było, toby też nie było i wierzchu, a gdyby lewej strony nie było, toby też prawa nie była wcale prawą, — bo do czegożby się jej prawność odnosiła? Ale właśnie jednostronność pewnego stanowiska na tem zależy, iż tylko jedna strona, wyłącznie uprawniona, panuje i przemaga, — druga zaś odpowiadająca, jest jej poddaną, podrzędną. — Otóż, ile razy mowa jest o jednostronności historycznej, rozumie się przeto, iż w tej lub tamtej Epoce, ta lub tamta strona, ten lub tamten składowy żywioł, ten lub tamten moment pojęcia — stał się panującem prawidłem, a odwrotny jemu żywioł był tylko podrzędnym wyjątkiem; gdy przeciwnie w odwrotnej znowu Epoce, prawidło przechodzi ,na wyjątek, a nawzajem wyjątek na prawidło. Że zaś życie Ludzkości jest ciągłym rozwojem, ciągłym postępem, nie przypuszczającym zahamowania, przeto odwrotne owe stany Ludzkości nie mogą być nigdy wrytemi stanowiskami, ale są raczej pełnemi ruchu przechodami i obrotami, ciągłemi stępami wielkiego Postępu. — Dlatego też owe panujące prawidło nie zostaje wiecznie prawidłem, ale samo się przesila i na wyjątek przechodzi, — a nawzajem wyjątek sili się bez ustanku, aby wyjść na prawidło i nareszcie takowem się staje. Tak więc życie rodu ludzkiego objawia się kolejno jako postępowe dążenie panującego żywiołu ku swemu odwrotni-kowi; — a lubo dążenie to zdaje się kiedy niekiedy folgować i przedstawia oku naszemu pewne.przerwy lub brózdy, (jakoby interferencje w falach polaryzowanego światła), to przecież ów kierunek i natężenie trwają dopóty, dopóki stanowcze przejście w ów odwrotnik nie nastąpi. W której to chwili postęp ten wręcz się zawraca i znów przeciwnie od odwrotnika do 107 . pierwotnika dąży. — Wprawdzie zwrot ten dążenia wcale nie jest powrotem, jak to wnet dokładniej zobaczymy*, bo w takim razie zamiast postępu mielibyśmy tylko proste cofanie się, albo też kręcenie się w kółko, — lecz ów zwrot jest spiralny, nie wpada bowiem nazad w punkt wyjścia, jedno go przekracza, tak dalece, że przy dokonaniu skrętu okazuje się, że historyczna helissa postępowy krok uczyniła.1) Takie to nie powrotne lecz postępowe zwroty powtarzają się dopóty, dopóki wszystkich żywiołów całkowitego postępu nie wyczerpną, dopóki zasadniczych tonów wielkich histo-rycznych przechodów nie wydzwonią. — Otóż w owych dwóch stanowczych historji przedziałach, w owych dwóch Erach, których Chrystus jest zwrotną osią, spostrzegamy właśnie dwa wielkie i wręcz przeciwne tonów tych przepływy, tak dalece, że śród mnóstwa wewnętrznych warjacyj i mo-dulacyj, wśród mnóstwa drobnych postępów, w ich wnętrzu zawartych, odzywają się ciągle owe dwa odpowiednie sobie a nawzajem dopełniające się rytmy. Teraz dopiero, z jakiegokolwiek stanowiska spojrzymy** na historję lub jakąkolwiek wybierzemy kategorję, — wręcz przeciwne owo dążenie w wręcz przeciwnych sobie Epokach jawnie się okaże. — I uchronimy się od błędu powierzchownych pragmatycznych historyków, którzy uchwyciwszy pewne piętno czasu, utrzymują takowe w oderwanej nieruchomości, a oprócz niego nic zgoła nie widzą, przykładając częstokroć takowe tam nawet, gdzie ono już wcale nie przypada. — I tak np. gdyby ktokolwiek chciał twierdzić bezwzględnie, że starożytność była Epoką materjalizmu, zmysłowości, plastyczności i zewnętrznej przedmiotowości, a Epoka Chrześcijańska nawzajem wyłączną sferą idealizmu, umysłowości lub zagłębienia się w wewnętrzną podmiotowość, — lubo miałby poniekąd słuszność, przecież twierdzenie jego byłoby istnym fałszem: bo też fałszem jest zawsze brać cokolwiek wyłącznie i bezwzględnie. — Nawet absolutnej Istoty, najwyższego absolutum nie 1) Z taką to poprawką pojęte być winny owe historyczne powroty (ricorsi), które genjalny Vico w swojej Scienza nuova odkrył i do pojęcia historji wprowadził, lecz które dotąd błędnie oceniać musiano, skoro w nich nie uznawano postępu. * W I. w. zobaczemy. ** W I. w. spojrzemy. 108 można pojąć bezwzględnie, — a ktokolwiek o to się kusi, wpada niechybnie w czcze i błędne abstrakcje, — ponieważ absolutom samo byłoby tylko próżnem urojeniem, gdyby istotnych względów tak do nas jak do siebie samego, to jest do wszech spełniających go żywiołów nie posiadało. tem bardziej przeto, skoro nawet do bezwarunkowej Istoty tylko warunkowo i względnie przystępować możemy, bo ona wcale nie jest Bezwzględnością, ale owszem Wszechwzględem, tem bardziej o względnych i warunkowych życia ludzkiego objawach nic bezwzględnie i bezwarunkowo wyrzec niepodobna, bo one są pod pewną miarą wielowzględnemi rzec?ywistościami. — Przypisując tedy bezwzględnie te lub owe oderwane, a przez to samo nieżywotne cechy pewnym okresom życia Ludzkości i zawierając toż życie w martwe i nieruchome karby, grzeszylibyśmy nie tylko przeciw pojęciu wszelkiego życia, które jest ciągłym rozwojem, — lecz mijalibyśmy się także z historyczną prawdą, która tak oderwanych postaci wcale nie dopuszcza. — A wtedy na zbicie tak jednostronnych a powierzchownych twierdzeń dość byłoby odwołać się np. do kilku ustępów z Wedów, do kilku wierszy Sofoklesa, do kilku myśli Platona, do kilku nawet podań Liwjusza, (nie wspominając już ani Tacyta, ani Plutarcha, i t. p.,) aby się przekonać, iż jak uczucia tak myśli lub czyny, które podług owej bezwzględnej a więc fałszywej teorji, tylko w zakres Chrześcijański wchodzićby powinny, — już starożytności były udziałem, — i to samo odwrotnie. Co więcej nawet, podobne bezwzględne twierdzenia byłyby tak dalece fałszem, iż raczej dowieść można, że wszystko, cokolwiek istotę Chrześcijaństwa stanowi, już w Epoce przedchrześcijańskiej luźnie i niedojrzale, jakoby disjecta membra, lub jakoby nierozwinięte zarody, w stanie domysłu i doma-galności istniało i panowania nad światem już dobijało się;1 — 1 Na przekonanie np. jak przy zachodzie pewnych żywiołów ducha, odwrotne jednocześnie wschodziły, zastanówmy się chwilkę nad następującym ustępem: „At vero scelerum in homines atque impietatum nulla expiatio „est. — Itaque poenas luunt, non tam judiciis, (quae quondam nusquam „erant, hodie, multifariam nulla sunt, — ubi sunt tamen, persaepe falsa sunt) „quam ut eos agitent insectęnturque furiae, non ardentibus taedis, sicut in „fabulis, sed angora conscientiae fraudisque cruciatu" — Któż to mógł po- . wiedzieć? — Zapewne który z żarliwych i wielkich pisarzy Chrześcijańskiego Kościoła w jakim traktacie o grzechu śmiertelnym, — bo nie tylko myśli, ale 109 że przeto jedyną zasługą i znaczeniem tej wielkiej świata przemiany było: jawne na świat wyprowadzenie i stanowcze zaprowadzenie tego wszystkiego, do czego starożytność cała, jakoby do swego środka ciężkości garnęła się; — i że od tej chwili znowu odpowiednia, acz zgoła inna grawitacja drugiej Epoki vice versa rozpoczęła się, w której odwrotne zapowiadają się żywioły, Której znowu celem i końcem (finis) będzie: stanowcze dostąpienie tego, co taż Epoka domysłem i żądzą ścigała. Nie bezwzględnie więc a tem samem martwo, ale owszem względnie i żywotnie ów przedział historji rodu ludzkiego na dwa wręcz przeciwne kierunki, — na dwa odwrotne pochody się objawia. Skoro tedy mówimy, że w każdej z tych dwóch Epok pewien kierunek ducha był panującym, i że duch ludzki z jednej ostateczności wychodząc, do przeciwnej ostateczności zdążał, którą zaś osiągnąwszy, zawrócił, — i odwrotne dążenie (acz wcale nie powrotne, ale zwrotno-wstąpne) objawił, — mówimy , już nie powierzchowną ani jednostronną, ale istną i wszech stronną prawdę. — Teraz np. na pierwszy rzut oka jawnem będzie,iż materjalizm, zmysłowość i przedmiotowa zewnętrzność, począwszy od świata orjentalnego, tej kolebki rodu ludzkiego, gdzie bezpośrednie panowanie swoje rozpostarły, ciągle gra witowały przez wszystkie szczeble tak substancjalno-symbolicznego Orjentu, jak estetyczno-plastycznego świata Greków, jako też praktyczno-heroicznego świata Rzymian, ku prze ciwnemu sobie zwrotnikowi, to jest ku idealizmowi, umysłowości i wewnętrznej podmiotowości. Których to nowych ducha żywiołów istnemi przesłańcami jeszcze w zakresie starożytności  były: szczyty filozofji Akademickiej, — wyrosła z tychże szkoła Aleksandryjska, — teorja i praktyka Stoicyzmu, — zasady życia Esseńczyków, i t. p. — Aż nareszcie Duch ludzki, doszedłszy do stanowczego objawienia Chrześcijaństwa, — znalazł się zupełnie przy odwrotnym biegunie, — a od tej chwili na nowych zupełnie zasadach oparty, wręcz przeciwny rozpoczął pochód. A wychodząc znowu z odwrotnej ostateczności, nawet same wyrażenia są poniekąd Chrześcijańskie? — Otóż nie żaden średniowieczny wyznawca, nie żaden Ojciec Kościoła — ale poganin, — prawnik nad prawnikami, Konsul i Pontifex Rzymski — Cycero (de Leg. I, 1). 110 to jest z zupełnej świata negacji i abnegacji, z oderwania się stanowczego od materji, — z pustelniczego odosobnienia i zatopienia się w podmiotowym ascetyzmie, — albo też z sa-mopaśnego i żadnym przedmiotowym węzłem nie spojonego życia Ludów barbarzyńskich, — coraz bardziej znowu na przedmiotowy świat występować i coraz bardziej przez wszystkie szczeble wykształcenia Hierarchji i Feodalności, a później najmłodszego ich brata, Trzeciego Stanu (Tiers-Etat), światowo czyli świecko ustalać się zaczął. Aż dopiero za dni niemal naszych, znowu w pierwotną (lecz wielce odmienioną) wraca ostateczność, czego też historja, tak nazwana nowoczesna, dosyć przedstawia dowodów. — A ruch przyśpieszony tej odwrotnej grawitacji, przerywanej gdzie niegdzie zwiastującemi nowe przesilenie zjawiskami, lub kiełkującemi nowego świata zarodami, od Epoki Odrodzenia w sztukach pięknych (Renaissance) wyraźniej czuć się daje, i objawia się kolejno jużto przez zwrot ducha ku wyobrażeniom klasycznej starożytności, tak głęboko podczas średnich wieków zatraconym, a wraz z zabytkami dawnego świata powoli zmartwychwstającym, — jużto przez zagrzęźnięcie urzędowego Kościoła w kale simonji oraz najprzeciwniejszych duchowi Chrześcijaństwa zdrożności, — (co pierwszą z wielkich protestacyj zachodzącego świata wywołały) jużto znowu przez wykształt państw absolutnych XVIgo i XVIlgo wieku, a tem samem przez powrót z podmiotowo swawolnych do przedmiotowo despotycznych stosunków, (które też o parę wieków później ostatnią z owych protestacyj wywołały), — jużto przez wpadnięcie średniowiecznej Scholastyki częścią w materjalizm, częścią w metafizyczny Panteizm; jużto znowu przez wszystkie szczeble tak praktycznego jak teoretycznego Sensualizmu, (czasy Regencji i Encyklopedystów), — jużto przez ów ulylitaryzm, który był tylko drużbą następującego industrjalizmu, — jużto nareszcie przez przewagę materjalnycb interesów nad wszelkiemi sprawami świata i panowanie Mamony w obecnej chwili, — co jest ostatecznym i najdobitniejszym tego przewróconego postępu wyrazem. Taki to dwoisty, a przeciwległy kierunek, — taką sta . nowczą, a ciągłą polaryzację życia Ludzkości, moglibyśmy ścigać nie tylko w ogólnych jej stanach, ale też w szczególnych 111 stosunkach i w pojedynczych działaczach Historji; — bo każdy żywioł ducha Ludzkości, ulegając pod pewnym względem temu prawu polaryzacji, tak w Religji jak w polityce, tak w Naukach jak w Sztukach, tak w Instytucjach społecznych jak w Obyczajach i potocznem życiu Ludów, podałby nam bogaty do wysnucia owych antynomii wątek. I tak np. gdybyśmy nie przestając na wszystkich już wytkniętych lub dotkniętych stosunkach, jeszcze z osobna na tym lub owym życia Ludzkości szczególe tego prawa polaryzacji doświadczyć chcieli, — i między innemi żywioł polityczny pod rozwagę wzięli, spostrzegliśmy znowu dwa wielkie i wzajemnie odpowiadające sobie postępy w obu przeciwległych Epokach Historji. — Uznalibyśmy, jak pierwszy z tych postępów, starożytny, wszczął się u absolutnej Monarchji Ludów Wschodnich, a rozwijając się naprzód przez stanową (w kastach orjentalnych), następnie przez rodową (w pierwszych czasach Grecji i Rzymu), a wkońcu przez Indywidualną Arystokracją, i czyniąc władzę społeczną coraz niższym warstwom i coraz obszerniejszym zakresom dostępną, doszedł nareszcie do zupełnej demokracji późniejszej Rzeczypospolitej; którego to postępu podał sam Salustjusz najdobitniejszą formułę, zawierając całą wewnętrzną Rzymu historję w następujących słowach: „Semperąue opes nobilitatis diminutae sunt et fus populi am-plificatum"1 — Lecz niebawem spostrzeglibyśmy, iż w chwili, gdy owa demokracja zupełnie dojrzała, i gdy dziejopis Rzymu wskazał nam wyraz jej postępu, — nastąpiło też jej samej przesilenie, — i że dostąpiwszy właśnie tego, czego się przez wieki dobijała, — znienacka w absolutne Jedynowładztwo Cesarzów zapadła. — Atoli uznalibyśmy to wypadkowe Jedynowładztwo za niesłychanie różne od początkowego Samo-władztwa Wschodu, — co nie było już panowaniem absolutnej niewoli, lecz owszem panowaniem absolutnej swawoli, bo już nie zależało od przedmiotowych i przyrodzonych stosunków naiwnego społeczeństwa, ale od widzimisię zgrzybiałego Senatu lub rozpuszczonego Źołdactwa, tudzież od rozwiązłości i skażenia całego towarzystwa;,— miało się tedy do tamtego, jak się ma indywidualność do substancjalności, lub przypadkowość 1 Epist. ad Caes. V. 112 do konieczności. — Stanąwszy tym sposobem u kresu pierwszego postępu, ujrzelibyśmy się zarazem u początku wtórego, średniowiecznego, kędy społeczeństwo było nierozwiązłe wprawdzie, lecz bezwiązłe; przez co zagaja się ów nowy postęp od tak absolutnej demokracji, jak absolutną była monarchja, poprzedni postęp otwierająca. — Jak tam bezwzględna niewola, tak tu owszem bezwzględna swawola rozpoczyna nowe wieków pasmo i przeradza się powoli ze stanu abstrakcyjnej demokracji w stan coraz bardziej rozwiniętej arystokracji fe-odalnych wieków, a to w odwrotnym do starożytności stosunku, bo zrazu indywidualnej, a wkrótce rodowej, (przez przejście Beneficjów z dowolnych i doczesnych, na dożywotnie, a nareszcie na dziedziczne). — A chcąc postęp tej nowej arystokracji wyrazić, trzeba oczywiście wziąć odwrotną od Salustjuszowej formułę, albowiem tak przez uzurpacje jak przez obnoksacje władza i dostojeństwo szlachty coraz bardziej rosły, a prawa ludu coraz bardziej marniały. — I wpadł nareszcie ów postęp arystokracji w absolutną monarchję państw nowoczesnych, w ów Despotyzm, który pochłonąwszy znowu wszelkie przywileje feodalnych Baronow i udzielnych Książąt, i stopiwszy tak w sobie średniowieczne Możnowładztwo, jak starożytna Rzeczpospolita pochłonęła do szczętu prawa Pa-trycjatu, wyrzekł: l'Etat cest moi; — a dostąpiwszy tym sposobem szczytu przeciwległego rozwoju, sam wkrótce przesilić się i runąć musiał. — I nie omieszkało to przesilenie nastąpić. — Rewolucje amerykańska i francuska wywołały znowu z łona nowoczesnych monarchij stan demokratyczny zupełnie nowy, dotąd niesłychany, o który rozbijać się poczęło Samo-władztwo przez ostateczne wieki wypielęgnowane, — podobnie jak rozbijała się w pierwszym postępie o niesłychane dotąd Jedynowładztwo wykształcona przez ostatnie wieki Rzeczpospolita. — A stan demokratyczny, nowo powstający, tak się różni od demokracji pierwotnych Germanów, jak się monarchizm Cezarów różnił od monarchizmu. wschodnich Despotów. — Dzisiejsza bowiem demokracja opiera się na prawie, a nie na bezprawiu, zależy na samorządności* mas (Selfgovernment), a nie na ich bezrządzie (no-government), a więc ma się znowu * W. I. w. samorządności. 113 do owej 'początkowej demokracji, jak się ma ład do nieładu, lub wolność do swawoli.    * I niedość na tej dziwnej rytmiczności dwóch wielkich ludzkości postępów; — jeszcze u krańców historycznych Epok — w obu krytycznych chwilach przesilenia, kiedy się dwa zachodzące światy na własnej osi obrócić miały, Opatrzność historyczna, znamionująca zwykle ważność przechodów i przesileń wielkością ludzi, powołanych do ich odbycia, — jakoby chciała dwa te postępy jeszcze wyraźniej upodobnieć, — powierzyła wyjątkowo losy ludzkości dwom wyjątkowym, lecz podobnym sobie Światorządcom, — synom własnych dzieł i własnego genjuszu: Cezarowi i Napoleonowi! — Snać potrzeba było skupić wszystkie polityczne stosunki w dwóch tak potężnych ogniskach, aby je stanowczo odbić i po nowych rozprowadzić kierunkach. A gdybyśmy nareszcie, zaniechawszy politycznych spraw, w zupełnie odmienne spojrzeli dziedziny, w umysłowe np. stosunki i między innemi albo przeciwległość filozofji starożytnej do scholastycznej wykazać chcieli, — albo raczej śledzili przekształtów tak wyobrażeń jak uczuć ludzkości, wcielających się w Poezję, — jakżeby nas nie uderzyła oczywista polarność, panująca między tak zwaną klasyczną muzą starożytności, a romantycznemi średnich wieków tworami. — Tam olimpijski Pindar, śpiewak chwał społecznych, tu roje Trubadurów, prywatnych uczuć tłumacze; — tam plastyczny Homer, zwiastun pogańskiego świata, — tu głęboki Dante, zwiastun chrześcijańskiego zaświata, — tam posągowy, jakoby jonicką prostotą powabny Sofokles, — tu malowniczy, jakoby gotycką rozmaitością uderzający Shakespeare. — Dość wspomnieć tylko nazwiska tych koryfeów przeciwnożnych stanowisk, aby ich odległość od siebie i wzajemną odrębność ocenić. — A ktoby pośredniczych między niemi szczebli wyśledzić pragnął, znalazłby takowe u wieszczów minorum gentium, — tu w pseu-doromantyzmie łacińskich, ówdzie w pseudoklasycyzmie francusko-angielskich wierszopisów. — A ktoby znowu na graniczne punkta tych dwóch przeciwnych kierunków spojrzał, dostrzegłby wzajemnego pasowania się różnorodnych z sobą żywiołów i przesilenia się tychże w duchu wielkich Mistrzów. — Co 8 114 widząc, równem prawem nazwałby Wirgilego mimowiednym chrześcijaninem, jak Goethego mimowolnym poganinem. Łatwoby było pomnożyć dowoli przykłady podobnych antynomij historycznych, tak obficie przez dzieje Przeszłości na jaw wywołanych, — a od Przyszłości rozwiązania oczekujących, — boć niema żadnego w Historji żywiołu, żadnego w życiu ludzkości stosunku, któryby nie był rozdarty, w sobie przepołowiony, — a zjednoczenia i spełnienia dotąd nadaremnie pragnący... — Ale tymczasem dość na tem, aby uznać, iż w cokolwiek Era starożytna obfitowała, tego właśnie Erze chrześcijańskiej brakło, a przeciwnie, na czem starożytności zbywało, to znowu w chrześcijaństwie obrodziło... — Smutne to zaiste przeznaczenie... — jeżeli nie owszem w pociechę brzemienne Opatrzności przewodnictwo!... DZIAŁ TRZECI. Historjozoficzny pogląd na przyszłe wieki. I. Celowość w Historji. — Harmonja jedynym Celem dla czującego, myślącego i wolnego Ducha Ludzkiego. — Dotychczasowe Epoki jako szczeble prowadzące ludzkość do istotnego Celu. Do czegóż to wszystko prowadzi? Co znaczy ta mozolna przechadzka ducha ludzkiego tam i nazad? Skazanaż jest Ludzkość na wędrowanie przez parę tysięcy lat w jednym kierunku, — aby potem drugie lat parę tysięcy w odwrotnym wędrować? — I wiecznież ma, jakoby Duch na obłędzie, z jednej ostateczności w drugą wpadać — i przepadać? Wiecznież ma doświadczać, że każda z nich jest fałszywą, — bezdenną, — że źle jest przy każdym biegunie — i że w środkowych lub półśrodkowych strefach także nie lepiej? Zaiste, nieznośna byłaby to kołyska — okropne pokutowanie! Cóżby to była za kierująca Opatrzność, — a raczej dzikie przeznaczenie, władające takiem wałęsaniem? Wszakci to tylko o złym Duchu twierdzą, że ludzi wkółko wodzi, — a zwodzi. — Miałżeżby Bóg żywy takiego samego z Ludzkością dopuścić się urągania? O nie! Bóg nie potępił ludzkości, nie skazał jej na tak daremne wałęsanie się! — Bóg nie utworzył sobie na igraszkę tak bezcelnego, a końcem końców tak nudnego widowiska, mimo całej rozmaitości tworzących je przemian i wypadków. — Przemiany te — wędrówki te — mozoły te muszą mieć Cel wielki — i wielką zasługę. Ich cel odpowiadać musi wielkości rozwiniętych środków i wynagrodzić podjętą dlań pracę. — Otóż tym celem jest własne doświadczenie się i własne wyrobienie się Ducha! 8* 116 Bo, żeby dojść do zupełnej świadomości siebie, trzeba się było wszechstronnie doświadczyć; — aby dojść do samodziel-     nego istnienia, trzeba się samemu wyrobić. Nie o znikome więc widowisko idzie Bogu — ani też o próżną agitację Rodowi ludzkiemu, — ale o spełnienie i do stąpienie Celu wszego Ducha. — Idzie o to, aby czująca, myśląca i wolna Ludzkość doszła sama przez się {de facto, de jure et sua sponte) do pożądanej, świadomej i własnotwórczej Harmonji. — Bo pod tym właśnie warunkiem Duch jest duchem, że się sam rozwija, że sam jest swoim Rodowodem, jak to niezwło cznie uznamy.- I pod tym tylko warunkiem zdolen jest dostąpić      Harmonji, że ją sam utworzy; inaczej, jeśliby ją gdzieś gotową zna leźć mniemał, na próżnoby jej szukał — samby się tylko oszukał. Martwe tylko istoty tem zostają, czem zrobione zostały; żyjące zaś same się rozwijają, — a te nareszcie, które nie tylko żyją, — ale nadto powód i cel własnego życia w sobie samych piastują — (a taką jest wszelki Duch), muszą się same przez się t. j.: świadomo i samowolnie wyrobić, aby przeznaczenia swego dostąpić. Aby czegoś dostąpić, trzeba postąpić. Wszelki postęp Ducha jest nauką, pracą i zasługą; zarobek zaś jest po pracy; nagroda po zasłudze i w miarą zasługi. — Aby więc dojść do swojego celu, musiała ludzkość przejść przez jego przygotowawcze i jednostronne szczeble — a kolejno spychając i przekraczając je, sama się po nich coraz bardziej wznosiła. A szczeble te nie były tylko przechodnie, — ale owszem w zależności swojej dla Ducha znowu trwałe, wiekuiste, bo stanowią składowe żywioły samego Ducha ludzkiego w różnym stopniu jego rozwoju. — Są to jego własne pierwiastki i siły, o których się on sam pokolei dowiadywał, doświadczając ich. —  Mijając przeto jednostronne ich stanowiska, nie utracał Duch bynajmniej zdobytych na nich wypadków, ale owszem znosił je do skarbca sw: jego, aby ich spełna użyć przy spełnieniu czasów. Jak historja tak zwana naturalna rozwija nam systemat postępowych kształtów jestestw organicznych, — ów szereg szczebli czyli wschodów, przez które jestestwa te wznoszą się stopniowo ku celowi swojemu, — ku człowiekowi, — którego organizm dopiero jest najdoskonalszą składnicą pojedynczych         117 organów i zgodnią podrzędnych iizjologicznych funkcyj, kolejno przez niższe zwierzęta wyrabianych i wykładanych, — tak też właściwa Mistorja Rodu Judzkiego jest czynnym wykładem owych składowych żywiołów, mających w jej dopełniającym i celnym okresie istne skojarzenie ich dialektycznych, a przez to samo wyłączających się fenomenów, objawić. Otóż wszystkie żywioły ducha naszego, pojedynczo w hi-storji wykładane, mijały wprawdzie w kolejnym objawie historji, lecz Duch ludzkości nigdy ich nie utrącał, owszem rozwijał je dla siebie, aby je spełna opanować. — Pierwiastki te, występując pokolei na widownię dziejów, wywodziły swoje prawo (legitymowały się) naprzód pojedynczo i wyłącznie, aby następnie wspólnego uzgodnienia dostąpić. — A to właśnie uzgodnienie wewnętrznych Ducha żywiołów staje się też pożądaną zewnętrznego świata Harmonją, — i całej Historji celem. Dochodzimy więc do uznania, iż wszystkie owe jednostronne stanowiska, wszystkie owe ograniczone i napozór niesforne usiłowania, których szereg osłania nam Historja, były dotychczas przygotowawczą pracą, cierpliwą nauką i czynną zasługą Ludzkości, — że choć Ludzkość błądziła nieraz po tej drodze, to przecież nigdy nie błąkała się na-oślep, — i że ciągły jej pochód był mozolną wprawdzie wędrówką, często po pustyni lub bezdrożach, lecz zawsze pod okiem historycznej opatrzności, ku ziemi obiecanej. Duch ludzki wszystkich żywiołów swoich po jednemu doświadczając, tem samem dochodził do świadomości dojrzałej, tej matki wolnego czynu, — aby ich następnie użyć w spełnem życiu. — Powiedzieć więc można o Ludzkości, jak o Chrystusie, iż wzrastała w Mądrości i Łasce u Boga, dopókiby przez próby, krzyże, cierpienia i doświadczenia nie doszła do spełnej dojrzałości, — do chwały swojej, przygotowanej od wieków. — Przebywała ona, przemyśliwała, przerabiała i wydobywała z siebie pokolei wszystkie tkwiące w sobie zarody, wszystkie z opatrznej łaski założone w sobie żywioły, wszystkie owe siły czyli moce (virtutes seu fortitudines), o których śpiewał Psalmista,1 — aby je właśnie ożywić i urzeczywistnić, — aby 1 Psal. LXXXIII. 8. „Pójdą z mocy do mocy", ibunt de virtute in vir-tutetn. Święty Hieronim tłomaczy: de fortitudine in fortitudinem. 118 je z martwych wywołać, aby je z abstrakcyjnej możności do pełnego życia sprowadzić, aby je owładnąć i nakoniec uładzić. A tak, co Mojżesz rzekł Ludowi swemu po czterdziestoletniej wędrówce ku ziemi obiecanej, to my właśnie powtarzamy dziś Ludzkości po tylowiekowej wędrówce ku obiecanemu Królestwu: „I pomnieć będziesz na wszystką drogą, którą „przeprowadził cię Pan Bóg twój, — aby cię trapił i doświad-„czał, — i aby wiadomo było, co w sercu twojem tkwiło"1 Jak więc dotąd wstępowała dopiero Ludzkość po wschodach), które Bóg rozłożył w jej sercu, tak dziś dochodzi do pożądanego i przyobiecanego przybytku: „do ołtarzy twych, „o Panie, sił duchowych), — o Królu mój i Boże mój!"2 II. Prawo Dialektyki w Historji.— Przyszłe wieki jako Synteza ubiegłych Epok, czyli jako cel i wynik Historji. Te wschody Ducha Ludzkości, — te szczeble, które Duch świata pojedynczo i pokolei przebywać musiał, — te ruchy i stanowiska, w zjawiskach swoich tak różne, tak zawikłane, tak sprzeczne, a przecież ciągle postępowe i coraz ważniejsze, — stanowią właśnie to, cobyśmy naukowym wyrazem: Dia-lektyką Historji nazwali. Wypadkiem zaś i celem wszelkiej dialektyki jest organiczna całość, — spełne zadośćuczynienie. — Dialektyka wszelka jest tylko wstępem i postępem, dążeniem i walką, warunkiem i środkiem — względem owej spełnej i celnej całości. — Do tej się wznosząc, sama się znosi, — a przystępując dopiero do niej, czyli raczej w nią wstępując, tem samem dotychczasową wrzekomość postępowych wschodów swoich, (owych dialektycznych momentów), na wieczne uprawnienie zamienia; — tem samem godzi i jednoczy, co dotąd niesfornie się objawiało. Jakiż więc być musi ostateczny wypadek tej dialektyki historji? Jakież jej organiczne spełnienie i zadośćuczynienie? Jakież rozwiązanie tkwiących w niej sprzeczności? 1 Deuteron VIII. 2. 2 Ps. LXXXIII. 119 Wszelkie sprzeczności rozwiązują się przez doprowadzenie ich samych do dwóch wręcz przeciwnych ostateczności. — Odkrycie ich dwóch biegunów tem samem odkrywa ich równik, tym także sposobem zagadkę historji zdołamy rozwiązać. Bo wszelka thesis i antithesis dąży do syntfyesis. Wszelka pozycja i negacja skupiają się w wyższą, pełną afirmację; wszelkie zwrotniki i odwrotniki odnoszą się do swego łącznika. Otóż widzieliśmy, iż potok Dziejów, w całkowitości swojej ujrzany, na dwa sobie przeciwległe rozpadł się strumienie, z których jeden był istnem zaprzeczeniem drugiego. Skorośmy więc dotąd dwie wręcz przeciwne Epoki w różnorodnym potoku dziejów Ludzkości upatrzyli, — sama ich sprzeczność doprowadza nas do ich kojarzni, — sama ich biegunowatość odkrywa nam ich równik, — samo uznanie ich jednostronności waruje nam niezwłoczne wstąpienie w Epokę Trzecią, syntetyczną. Tak jest — niezwłoczne. — Bo każda antyteza, każda przedmiotowa sprzeczność jest jakoby zagadką, podobną do owego starożytnego Sfinksa, którego Edyp pokonał. — Skoro tylko rozwiązanie samej zagadki pojęte zostanie, skoro jej słowo się odkryje, — wnet rzeczywista zagadka de facto rozwiązuje się sama; ów Sfinks tajemniczy sam upada i przepada. Dotąd więc sam postęp Ludzkości był taką przedmiotową zagadką, — zbiegowiskiem nierozwiązalnych sprzeczności, — Sfinksem, nie dającym nam przejść dalej, bośmy słowa jego nie odgadli. Odgadnienie zaś słowa tej zagadki staje się zarazem ustąpieniem dotychczasowych sprzeczności przed ich własnem pojednaniem. A znowu pojednania być nie mogło, dopóki nie odkryto istotnej jednostronności, — owej polarności Historji, — bo jakże pojednać to, co się stanowczo rozdwojonem nie było uznało? A znowu samej polarności stanowczo uznać było niepodobna, dopóki nie odkryto drugiego bieguna, to jest — dopóki sama nawa historji do samego brzegu Epoki drugiej nie dobiła. A oto dziś, gdy stajemy u kresu drugiego świata — czyli drugiego wieku historycznego świata, Ród ludzki odgaduje Słowo własnej zagadki, od wieków mu do rozwiązania zadanej, — pojmuje drogę, jaką przebył i świadom się staje tej, którą nadal ma odbyć. 120 Pojmuje tedy, iż owe dwa główne, odwrotne i wyłączne, a jednak dopełniające się nawzajem kierunki Ducha ludzkiego, które nam dotychczasowa Historja przedstawia, były niczem innem, jedno dwoma odpowiadaj ącemi sobie acz przeciwległemi Postępami, po których owe żywioły i pierwiastki człowieczeństwa wschodziły i zachodziły, po których się one kolejno rozwijały i rozróżniały, aby się następnie integralnie skupić i zjednoczyć, a to w trzecim kojarzącym kierunku, mającym Żywota Ludzkości na ziemi dopełnić. — Bo wszelka sprzeczność odnosi się do swojej kojarzni, — bo wszelka walka wymaga Pokoju. W piśmie, znanem pod nazwiskiem: „Czwartych Ksiąg Ezdraszowych", znajdujemy następujące słowa: „Przyrównaj „czas jeden do drugiego, a gdy ujrzysz, iż będzie przemijała „część niektóra znaków przepowiedzianych, tedy zrozumiesz, „iż to jest ten czas, w którym pocznie Najwyższy nawiedzać „świat przezeń stworzony".1 Otóż w tej chwili porównywamy właśnie owe dwa Czasy z sobą, — a z porównania tego wypływa przekonanie o hastępu-jącem właśnie Nawiedzeniu. — I Ludzkość cała po różnych przepowiedzianych a właśnie przemijających znakach poznaje, iż znowu spełniły się Czasy, — że nowy zawód się dla niej otwiera. Poznaje ona, — że owe dwa dotąd ubiegłe Czasy są właśnie przesłańcami czasu Trzeciego, mającego być celem i wynikiem dotychczasowej Historji. — Co dwie pierwsze Epoki założyły, to trzecia wywiedzie, — co było dwóch pierwszych warunkiem i domagalnością, to będzie trzeciej spełnieniem i zadośćuczynieniem, — co dwie pierwsze dziewosłębiły, to trzecia poswata! III. Znaczenie odkrycia prawa Dialektyki w Historji. — Zasługi dotychczasowych filozofów Historji.— Odkrycie sam czas przynosi. To spełnienie i rozwiązanie dialektyki dziejów, to znalezienie Troistości w historji jest doświadczeniem fundamentalnemu przy-nószącem dopiero ład i skład w Historję. Dotąd macało się 1 IV. Esdr. IX 1, 2, et sequ.: — Ktoby się dziwił przytoczeniu pisma, do apokryfów policzonego, i odwołaniu się do niego, jakoby do powagi, znajdzie w przypiskach usprawiedliwienie. 121 w niej, mniej więcej na oślep, — dotąd historycy ratowali się przypuszczeniami lub opuszczeniami, jak np. alchemicy przed Lavoisierem lub astronomowie przed Kopernikiem, a jednak, mimo wszelkich usiłowań, przypuszczeń lub wybiegów, do ładu przychodzić nie mogli, — bo nie dojrzeli byli tego, co ów ład stanowi, t. j. Wiekuistego prawa Postępu statecznego a przytem prostego jeszcze nie posiadali, a tem samem pozorne fenomena nie dawały się powiązać z sobą, w braku istotnego dopełnienia. — Wprawdzie zbliżono się już niepomału w najnowszych czasach do organicznego pojęcia dziejów; — nieocenione są zasługi filozofów historji, począwszy od Bossueta, Vicona i Herdera, aż do dni dzisiejszych; ale dopóki nie spełniły się owe dwa czasy, mające na jaw wyprowadzić trzeci, — dopóki nie objawiła się sama potrzeba owego dopełnienia dwóch pierwszych wyrazów postępu przez wyraz trzeci, dopóty też owej prawdy istotnej, a jednak tak prostej jak jajko Kolumba, odkryć nie zdołano. — Odkrycie to przeto niczyją zgoła nie jest zasługą, jedno zasługą samego czasu. — Sam czas doprowadził Kolumba do odkrycia nowej części świata, której się dopiero proroczo domyślał. — Gdybyśmy jeszcze do trzeciego Czasu dobijać nie mieli, tobyśmy go też jeszcze nie dojrzeli! Ale go właśnie spotrzegamy — i radośnie wołamy: Ziemia! Ziemia! Ziemia Obiecana! — Jest to więc prostem spełnieniem Bożych postanowień i dopełnieniem wielkich założeń ludzkości. — Kiedy przesłanki (praemissae), dopełniwszy własnego rozwoju, stanęły przed nami, chyba ślepym być trzeba, aby nie wyciągnąć z nich wniosku.         Jakżeż dokładniej odtąd pojmować będziemy wszystkie zadatki historji, skoro je do następnego dopełnienia odniesiemy! — Jakże nam jasno ów Postęp, owa hierarchja przemian i stanów społeczeństwa objawi się, skoro ich cel i ognisko poznamy! — Jakże nawet owe zboczenia (aberacje), które dotąd żadną miarą pod rachubę historyków poddawać się nie chciały, same się nam wytłomaczą, skoro uznamy ich cel i powód! — I w rzeczy samej, ileżto błędów, ileżto zboczeń, ileżto przesądów, ileżto występków, ileżto męczarni przebył 122 i doświadczył Ród ludzki; — a jednak owo następujące dopełnienie dowiedzie, że w każdym błędzie tkwiła jakaś prawda, — w każdem zboczeniu — krok, — w każdym przesądzie — sąd, — w każdym nawet występku — pewien postęp, — a w każdej męczarni — zasługa! — Wszystkie te trudy i szczeble były przykre, były nawet okropne, bo im wszystkim na wspólnem dopełnieniu brakło, t. j. na tem właśnie, do czego się odnosiły, — co je znieść i wznieść miało. — Przez owo dopełnienie zaś objawią się wszystkie w właściwem świetle swojem, odkryją własne znaczenie i przeznaczenie, — ujrzą, iż były potrzebne i że zdadzą się jako doświadczenia i zarobki dla dalszego żywota Ludzkości. A tak trzecia Epoka świata korzystać będzie ze wszystkich strat i boleści, przed poprzednie wieki doznanych, — tak jak natura organiczna korzysta właśnie ze wszystkich fizycznych i chemicznych kataklizmów, którym obszar nasz ziemski w wiekach wykształtu swego ulegał. — Jak bez owych kosmicznych rewolucyj nie byłby się usposobił nasz glob do wydania i utrzymania życia organicznych jestestw, owych misternych arcydzieł i celów przyrodzenia, tak też bez owych społecznych wstrząśnień, bez historycznych zapadnień i wzniesień, bez owych rozdarć i napływów, owych składów i rozkładów nie byłaby się usposobiła Ludzkość do wydania i utrzymania organicznych społeczeństw, których stosunek do poprzedzających społecznych kształtów jest właśnie taki, jaki zachodzi między żywym organizmem, a martwemi lub chao-tycznemi siłami pierwotnej natury.1 — Dwie więc ubiegłe Epoki są dopiero dwoma podrzędnemi piętrami najwyższego przybytku Ludzkości, dwiema potęgami, stanowiącemi dopiero czynniki potęgi trzeciej — owej epoki organicznej, mającej wszystkie sporne siły i luźne żywioły, w poprzedzających epokach objawione, do żywotnej zgody doprowadzić, mającej dopełnić, czego tamtym brakowało, — wznieść, co poniżonem, skojarzyć, co rozerwanem, rozwiązać, co zawikłanem, odzyskać, co zatraconem, nagrodzić, co za-służonem, zbawić, co potępionem było. — 1 Bliższe rozwinięcie tych analogij w przypiskach. — 123 IV. Prawo Dialektyki odpowiada odwiecznemu dążeniu Ludzkości. — Harmonja jej wiekuistą domagalnością, — w Starożytności, — w Chrześcijaństwie. — Czego nie dostawało każdej z tych Epok. Aliści mniemacież może, iż to odkrycie i dostąpienie jakiegoś Ładu w świecie, to uzgodnienie jego luźnych dotąd a niesfornych żywiołów, — jest myślą dzisiejszą, — jest dążeniem nowem? — Jako żywo! — Od początku świata to uczucie, ta myśl i dążenie ożywiały Ród Ludzki. — Ciemno lub jasno, świadomo lub ślepo, dzielnie lub chorobliwie miotały jego duchem. — Ani na chwilę nie przestał Duch ludzki kochać i pragnąć i szukać Piękności, Prawdy i Dobra; — ani na chwilę nie przestał wzdychać do Szczęścia, dążyć do Harmonji, marzyć o jakiejś Ziemi Obiecanej, w którejby, miasto obecnych zawikłań i usterek, istotny Spokój i Zgoda żywiołów panowały. Ale dostąpić tego, ku czemu wciąż postępowano, było dopóty niepodobna, dopóki wszelkich dróg doń wiodących nie doświadczono i wszelkich sił, w duchu naszym przez Boga założonych, nie wydobyto. — I dlatego była Harmonja ciągłem dążeniem Ludzkości, ale nigdy osiągniętym stanem, — możnością, a nie rzeczywistości. Tak jest — Harmonja była od wieków najwyższą domagalnością Ludzkości. Czuł doskonale Ród ludzki, że ona jest znaczeniem i przeznaczeniem Świata. — Już w starożytnym świecie, (że nie wspomnimy Orjentu, gdzie zatopienie się w nieskończoności Wszechbóstwa lub wszechświata uważano za stan najdoskonalszy, absolutny, — za najwyższe szczęście), — już w starożytnym świecie zadaniem duchowego życia było żyć wedle natury, w naiwnej, przyrodzonej zgodzie z naturą. — Najwyższym filozoficznem pojęciem był: harmonijny χοδμος.1 Świat jako μαχρόχοσμος chciano uważać za har Sam wyraz świat, χόσμος, znaczy etymologicznie po grecku ozdobę i porządek, nadobność i składność, a więc dałby się doskonale tłomaczyć przez polski Ład, to jest porządek i piękność razem, gdyby już sam nasz wyraz świat nie miał dostatecznego powinowactwa ze światłem i świetnością. — 1 niemało języków zawarło w wyrażeniu światu owo wyobrażenie ładu i świetności. Loka, (świat po samskrycku) od Lok widzieć, świecić; ten sam właśnie stosunek co w słowiańskich narzeczach. — Nawet łacińskie mundus, oraz przymiotnik mundum ma pochodzić od sanskryckiego mand — błyszczeć, świecić, zdobić. — Cycero też wspomina o „świecącym nam świecie", quem nos tucentem mundum vocamus. — 124 monję, — człowieka jako μιχρόχοσμος za harmonję, Duszę za harmonję,1 — cnotę także za harmonję. — Piękne zaiste i wysokie domagalności czucia i myśli, — ale daremne, niedomagające, bo grzeszyły w zasadzie swojej; — albowiem harmonji ducha domagano się jako Bytu, czem nigdy być nie może, — nie zaś jako Czynu, nie jako samego Ducha tworu, czem dopiero się staje. — Sądzono tedy, że harmonja jest, — że istnieje gdzieś, (jak ziemia obiecana, której szukano, zamiast ją utworzyć), że może być daną i że ją zdybać można, — a tak nie było i być nie mogło. — Przekonano się też wkrótce, że chociaż natura sama w sobie zdaje się być harmonijną, że lubo rzeczywiście jest ładną, — przecież nie wystarcza dla Ducha; że Duch czegoś więcej żąda nad ów ład zewnętrzny i zastany, nad to, w czem się sam bezpośrednio znajduje; że więc to, w czem się znajduje, nie harmonizuje z nim — nie składa się, nie przypada do niego. — Skoro też owo pierwotne życie w naturze samo w sobie rozpadać się zaczęło, — a to dla jednostronności i ułomności swojej względem Ducha, dla bez-w-ładności swojej, — skoro to życie, ten świat, sam się de facto niedołężnym i nieharmonijnym okazał, — a to tem bardziej, im bardziej wznosił się i kształcił duch ludzki, — skoro się w nim tenże stanowczo nieszczęśliwym uznał, — nastąpił zupełny rozbrat z owym bezpośrednim a ładnym światem, — rozstrojenie jego de jure. — Ród ludzki wtedy dopiero z zapałem przyjął wieść o pierworodnym upadku, bo czuł i uznał, że jest coś rozpadniętego w świecie, — że jest w nim istotny brak Ładu — i głęboki jakiś Rozstrój. — Odrzucił więc od siebie ów świat już nieładny i odwrotnie znowu we wnętrzu swojem, to jest w idealnym tylko świecie, zaczął szukać ładu i dążyć do harmonji. — Owładnął on też siebie, ale zrzekł się natury. — Lecz ani w tym kierunku Harmonja znalezioną być nie mogła, bo sam akt oderwania się od realnego świata był szczytem rozerwania, — największą dysharmonją. — A przecież oderwanie to stało się wtedy zbawieniem Ducha, ukojeniem jego żądzy, idealnem szczęściem! Jąkimże to sposobem? Dwojako: ujemnie i dodatnie, — przez przygłuszenie sfałszowanych dźwięków i przez wzbudzenie nowych i czystych. — 1 Patrz Cicer. Tuscul. Quest. Lib I, 10. — 125 Ale sfałszowane dźwięki nie dały się na zawsze przygłuszyć. — Pomimo ich potępienia i odrzucenia — odzywały się znowu, bo żyły, — bo byt ich był uprawniony i potrzebny do Wszechharmonji; — a Duch ludzki, odrywając się od nich, odrzucając je od siebie, czuł tem samem brak i rozstrój w sobie, bo dźwięki te również do harmonji jego należeć mają prawo. — Tak na wszystkie strony szukał duch ludzki harmonji — dążył do niej — kusił się o nią; a nigdzie jej końcem końców znaleźć nie mógł, nigdzie jej spełna dostąpić nie zdołał. — Kiedy niekiedy zdawało mu się, że ją napotka, że jest na właściwym jej tropie, — ale zawsze niestety kończyło się na smutnem złudzeniu. — Każde z tych złudzeń było zaiste nowym postępem Ducha, — każde zamajaczenie harmonji stało się rzeczywistem nastrojeniem pewnej pojdyńczej struny ducha, wydobyciem pięknego i pełnego tonu; lecz wnet inne struny odzywały się rozstrojnie, a sama owa struna, która dopiero co strój trzymała, wyłącznie naciągnięta, pękała lub folgowała. — I nikła mniemana harmonja — i znowu grał świat fałszywo — albo też było czczo i głucho! — V. Harmonji nie można znaleźć, tylko ją sprawić należy. — Istnieje dla Boga w wiecznej Teraźniejszości, my zasługą zdobyć ją mamy. —        „Czyż więc niema i być nie może Harmonji na świecie, kiedy jej dotąd tak różnostronnie a daremnie szukano?" —        Właśnie dlatego jej niema, że jej tylko szukano, a do tego szukano tylko różnostronnie. — Szukanie było daremne, bo harmonja nie jest rzeczą, znaleźć się dającą; i gwałtowne naciąganie jednej struny było bezskuteczne, bo jedna struna nigdy akordu dać nie może. — Lecz jeżeli znaleźć harmonji żadnym sposobem, żadnym fortelem niepodobna, w jakim bądź szuka się kierunku, to znowu ją sua sponte sprawić i wywołać można, — bo ona się nie znajduje — ale się tworzy. — Nie trzeba więc było 126 biernie jej szukać, ale ją czynnie sprawić. — Czyli inaczej harmonja wolnego Ducha nie jest i być nie może rzeczą nadaną, — a przez to martwą, zdybaną, — ale jest żywotnym czynem, własnem dziełem Ducha. — Jestżeż sama lutnia harmonja? Nie! a przecież z lutni da się wydobyć harmonja. — Istniejeż jakiekolwiek narzędzie, któreby samo dawało harmonję? — Nie! — narzędzia są zawsze tylko narzędziami, — trzeba artysty do wydobycia z nich, — do sprawienia harmonji. — Kto jej szuka w świecie, podobny jest do tego, któryby przykładał ucho do lutni zamiast jąć się strun i samemu dźwięk wydobyć, któryby pragnął ładu i składu tonów bez czynnego owładnięcia strun. — Świat cały jest ową harfą, zdolną dopiero do stroju, pojedyncze żywioły świata są jej strunami, Duch ludzki zaś artystą. — Artysta ten uczył się dotąd i ćwiczył, w nielitościwe czasem zapuszczał się fugi i w straszliwe nieraz wpadał dysonanse, aż własny jego słuch cierpiał i zżymał się; ale to darmo, — przez to wszystko przejść musiał, inaczej nie byłby ani doświadczył narzędzia, ani sam się wprawił, — inaczej nie byłby się stał artystą. Przez nieład tedy do Ładu się wznosił, — przez nieszczęścia zdobywał sobie szczęście! — Po takiej wprawie, — po takich początkach i ćwiczeniach, Duch ludzkości, ten uczeń harmonji, staje się dopiero mistrzem. Aleć Bóg jest wiekuistym mistrzem, dla Niego też świat cały jest wiecznym Strojem i Ładem, dla Niego też Wszechświat jest powszechnym Rajem, — dla Niego wszystkie światy są niebiosami. — Dla Niego więc niemasz Bezładu, albowiem to nawet, co nam, dla niedoskonałego środka, fałszywo się odzywa, u Niego w pełny spływa akord. I w samej rzeczy, wszystkie jednostrunne tony, wszystkie próby, wszystkie do-ławiania się harmonji pojedynczo chwytane, — nie mogą stanowić harmonji; a jednak ze stanowiska absolutnego Ducha, ze stanowiska bożego objęte, w całości, w przepływie swoim, już są harmonijne. — Czyli inaczej, dotychczasowe stany ludzkości porównać można z tonami owych niedokładnych 127 jeszcze muzycznych narzędzi, które pełnych i jednoczesnych akordów brać niezdolne, kuszą się dopiero o harmonję przez arpeggia, t. j. przez kolejne wydobywanie tonów, mających razem w przepływie swoim akord stanowić. — Dla Boga więc Historja nasza jest ciągle wielkiem ar-peggio, bo Bóg zawsze harmonijnie obejmuje te tony w wie-cznej teraźniejszości, — ale dla nas, żyjących w ograniczonym czasie, w owych przedziałkach tonów, kędy nam nieraz dopełnienia tonu brakuje, dysharmonja czuć się daje i cierpimy nad nią. — Dziś więc, gdy ludzkość sama przez się staje się artystą, gdy lata ćwiczeń i prób mijają, a chwila wyzwolonego mistrzostwa nastaje, owa daremnie dotąd szukana i domagana harmonja objawia i udziela się w wolnym czynie Ducha. Jakoż istotnie, spojrzawszy na całe pasmo dotychczasowych dysonansów historji, poznajemy w nich dopiero to boże arpeggio, — uznajemy w nich ten kolejny harmonijny przepływ tonów, który wbrew jednostrunnym i napozór z sobą niezgodnym dźwiękom, przecież w całości swojej schwytany, prawdziwą sprawia muzykę. — Widzimy właśnie, że nie sam tylko chaos panuje w historji, ale istny rytm i porządek, istotny Ład i skład, z tem atoli ograniczeniem, że ten Ład nie dla nas jeszcze, ani też przez nas, ale mimo nas i często wbrew nam dotąd się objawiał. — Z tej świadomości już tylko krok do czynnego i wolnego stworzenia harmonji, do wydobywania przez nas samych speł-nych akordów. — Idzie bowiem o to, aby to, co mimowiednie i mimowolnie w nas, ale dotąd nie przez nas ani dla nas się działo, odtąd ze świadomą wolnością od nas samych wychodziło; to jest, abyśmy świadomi Celu historji, a doświadczywszy całej skali złożonych w nas środków, artystycznie ich sami użyli, abyśmy w pełne i jednoczesne kojarzyli akorda to, co właśnie do akordów stworzone zostało, a dotąd tylko oddzielnie i różnocześnie się odzywało. — To dopiero stanowi uszczęśliwienie ludzkości przez jej własną zasługę, przez jej własne ducha nastrojenie, przez dzielne wydobycie i spólne skojarzenie wszech tonów, założonych w jej duchu. 128 VI. Harmonja w bezpośredniem dziele Bożem: χόσμος. — Duch jest tworem Boga nieskończonym. — Jest Harmonja potentialiter. — Zadatkami dostąpienia jej są dary Boże, charismata. Harmonja więc była dotąd wieczną domagalnością Ducha, ciągłem jego dążeniem i żądzą. — Lecz stan domagal-ności a ciągłego braku, stan nigdy niespełnionego dążenia, nigdy niezadowolnionej żądzy, jest właśnie stanem niedołęstwa lub niedorostu Ducha. — Jeśli coś być powinno, a nie jest, czyjaż w tem wina? — Zaiste nie tego, co jest, bo to jest tylko skutkiem, wypadkiem, nie zaś samą przyczyną, — ale wina spada na działającą przyczynę, — na samodzielny subjekt. — — „A więc znowu Bóg byłby przyczyną, że harmonji nie było dotąd w świecie, ponieważ on jest samodzielnym jego Twórcą? — A więc Bóg jest winowajcą! — O nie! — Spojrzyjcie na świat natury, na bezpośrednie, dokonane, a tem samem doskonałe dzieło Boga; jaka tam rozumna i piękna w ogólnych jej prawach panuje harmonja, jaka tam naiwna ładność. — To prawdziwy absolutny χόσμος! SPOJRZYJCIE NAWET NA KAżDY KWIATEK, NA KAżDEGO MIKRO-SKOPICZNEGO ROBACZKA, — Cóż TAM ZA PRZEDZIWNE SKłADY, CUDOWNE ORGANóW AKORDA! — A LEPIEJ JESZCZE — SPOJRZYJCIE NA GWIAźDZISTE NIEBO; — WSZAKCI TO RAJSKI WIDOK, ISTNA SFER HARMONJA! — Ale świat Ducha od samego siebie zależy, bo pomnijcie znowu, że Duch nie jest i być nie może rzeczą daną, martwo ustanowioną, bo wtedy przestałby być Duchem, — ale ży-wem Samodziełem. — Duch jest zaiste także tworem Boga, ale tworem nie-dokonanym, (nieskończonym, nieograniczonym), a przez to właśnie doskonalszym jeszcze niż natura i nawet najdoskonalszym, albowiem obdarzonym zdolnością własnowolnego dokonania się, — w sobie samym posiadającym możność doskonalenia się. — Duch więc sam przez się i z siebie samego celu swojego dosięga. — Gdyby ruchu swego i celu swego nie miał sam w sobie, toby zależał od czegoś, jakoby rzecz martwa, i ciążyłby ku obcemu środkowi, jako wszelkie ciało. — Duch zaś nie jest rzeczą ograniczoną, ale owszem 129 istotą nieskończoną, a doskonalącą się przez się. — Od Boga stworzon, wytwarza się sam. — To właśnie stanowi godność jego, to stanowi jego Nieśmiertelność! Duch przeto dopóty nie zazna Ładu, dopóki go sam nie stworzy. Czynność, wolność, samodzielność, stanowią jego istotę, — jego przeznaczenie. — Co tylko napotyka, co tylko znajduje, co tylko mu danem zostało, — to chwyta, odrabia i przerabia, asymiluje sobie, — a z siebie znowu na podobieństwo swoje wyradza; — a tak dany w sobie Byt, przyswaja dla siebie przez Myśl — i z siebie odradza w Czyn. Duch w sobie, w zarodzie swoim, (potentialiter), jako bezpośredni twór Boży, jest już zaiste założoną harmonją, jest możną spełnią wszelkich doskonałości, szczęśliwości i świętości. — Owe zarody jego, żywioły i siły wewnętrzne, stanowią bezpośrednie zadatki i datki Boże, χαρισματα. W tym to stanie, jest on naiwnie ładnym i ten to Ład jego pierwotny nazywamy stanem niewinności. — Ale stan niewinności jest właśnie stanem niewiadomości, niedoświad-czenia, niedojrzałości. — Z tego więc stanu Duch sam wystąpić musi, bo stan ten nie odpowiada jego przeznaczeniu. — W bezpośredniej naiwności jako duchowi pozostać mu nie wolno, bo to istotom dopiero wegetującym przystoi. — Pierworodna naiwność jest zaiste ładna, ale tylko w dzieciństwie. — Chcieć dzieciństwo przenieść do stanu męskości, byłoby śmiesznością. — O ile dzieciństwo w dziecku jest ładne, o tyle w mężu jest nieskładne. Jak człowiekowi tak i Człowieczeństwu trzeba się wznieść z dziecinnej ładności do męskiego Ładu, do praktycznej ducha harmonji, — do mężnej Cnoty. — Wszakże virtus pochodzi od vir. Od Ducha więc samego zależy — dokonać tego rzeczywiście, (actualiter), czem w kolebce był tylko możebnie, (potentialiter), to jest stać się sobie i przez się harmonją, samodzielnie z siebie samego rozwinąć te założone w nim zarody i urzeczywistnić tę wielką prawdę starego poety, że przeznaczeniem jest człowieka: „stać się własnego szczęścia rękodzielnikiem." 1 1 „Fabrum esse suae fortunae." Appius Claudius apud Sal. (I. Epis. ad Caes.) 9 130 Zaiste, mógłby był, Wszechmocny odrazu wprawić ludzkość w pożądany i ostateczny stan harmonji, skoro założył w niej możność takowej. — Byłby jej przez to oszczędził prac wędrówki, doświadczenia i cierpienia. — Mógłci to zaprawdę, — ponieważ jest Wszechmogącym, — lecz właśnie dlatego, że jest Wszechmogącym, nie uczynił tego, bo wolał daleko lepiej uczynić. — Boć w takim razie ów Wszechmogący Stwórca byłby właśnie podobny owemu fabrykantowi marjonetek, który wykształciwszy sobie cacka i jasełka, i wyrachowawszy ściśle nadać się im mające ruchy, utwarza dowcipny mechanizm i nakręca tylko poruszającą sprężynę..., a oto lalki skaczą na uciechę gawiedzi! Bóg nie jest kuglarzem — a my nie lalkami. — Bóg stworzył namiętne, myślące i wolne istoty, — kwiat i owoc stworzenia swego, — duchy do niego podobne, — z nim współ-rodne, — Cele przez się podrzędne wprawdzie, bo On sam jest Celem nad Celami, — ale jednak powołane do współżycia z Nim, — a przez to samo współczynniki powszechnego Celu świata. Tych więc przeznaczeniem jest dorobić się szczęścia, — zarobić sobie na wieczne życie, — wyrobić sobie Raj ziemski. — Bóg obdarzył je mnogością darów, ich zaś przeznaczeniem jest z darów owych korzystać — i takowe upłodnić. Sama natura Ducha, same owe dary, które człowiek na świat przynosi, są dowodem i rękojmią, iż Ludzkość na Owych gościńcach, po których dotąd wędrowała, poprzestać nie może, że drogi te zresztą nie są, jak się napozór wydawały, manowcami błędnika, — ale owszem krętemi wprawdzie i stró-memi ścieżkami, wiodącemi do celu — do świątyni, do Ziemi Obiecanej. Gdyby Ludzkość dostąpić jej kiedyś nie miała, toby musiała się w niej bezpośrednio znaleźć; — bo tu dopiero kwitłoby absurdum, to dopiero byłoby bluźnierstwem przeciw doskonałości lub potędze Bożej, gdyby przypuszczono, iż Bóg nadał człowiekowi uczucie, świadomość i wolą przeznaczenia swego, lecz odmówił mu środków i możności dostąpienia tegoż. — Taki Bóg, sprawiający wiecznie ludziom i ludzkości podobne tantaliczne cierpienie, byłby szatanem nad szatanami, ale nie Ojcem naszym, — nie Duchem Miłości, Mądrości 131 i Wolności, który dopuszcza wprawdzie wiekowe próby i cierpienia na Ludzkość, ale jedynie dlatego, aby ją doskonalej usposobić do osiągnięcia celu. Skoro więc nie znajdujemy się jeszcze u owego Celu, to samo jest rękojmią, że dojdziemy do niego, — chybaby sprawiedliwego, — a cóż dopiero miłosiernego Boga nie było! Dążenie zaś do tego celu, droga ku niemu jest środkiem osią-gnienia, — zarobkiem na niego, warunkiem z samej istoty Ducha wypływającym. — Uczucie, Świadomość i Wola są zadatkami Boźemi do tego dzieła, postęp ludzkości jej własną pracą, a Cel będzie zarobioną nagrodą. VII. Harmonja pierwotnie dana: Raj. — Grzech pierworodny jako Odstęp i Postęp zarazem. — Felicissima culpa. — Pojęcie solidarności rodu ludzkiego spełna duchowe. Raj alfą i omegą żywota Ludzkości. — Rajem Przyszłości: Królestwo Boże. — Droga doń: Praca, Zasługa, Czyn. Ależ owa niby nastąpić mająca nagroda, owa oczekiwana przy końcu harmonja, (odpowie nam rzesza ślepowiernych), już przecie była dana człowiekowi przy początku wieków! — Wszakże ród ludzki znalazł się był odrazu w raju ziemskim, nie zaś miał dopiero dążyć do niego; — a jeżeli go utracił, to z własnej winy — z własnego przestępstwa, bo on sam wystąpił z niego. — Bóg więc nic zgoła człowiekowi nie dłużny, przeciwnie nawet zgóry go obdarzył; - nie Bóg zatem człowiekowi cośkolwiek jeszcze winien, ale owszem człowiek sam zawinił tak Bogu, jak sobie samemu. Co więcej, Bóg go nawet w nadmiar łaski po winie odkupił i oddał mu znowu, nie dla zasługi jego, lecz dla Miłosierdzia swego, możność zbawienia w innem życiu, którą to możność samą już był człowiek przez upadek utracił. — Owe tedy potęgi ducha człowieczego: uczucie, świadomość i wola, nie są żadną rękojmią, żadnym dowodem dostąpić się mającego doczesnego uszczęśliwienia, nie dają człowiekowi najmniejszego prawa wymagania tegoż od Boga, albowiem Bóg uprzedził toż wymaganie darem swoim, — a sam człowiek z własnej winy utracił więcej niż prawo, — istne już posiadanie. — Nie są to więc 9* 132 żadne zadatki Boże, obiecujące coś na przyszłość, — ponieważ były już prawdziwe datki, spełne dary Boże, których przewrotne użycie stało się narzędziem człowieczego nieszczęścia! — Odtąd przeto dla ziemi, jako ziemi, niemasz nadziei. — Ta ziemia jest już skazaną, niczem innem być nie może, jedno padołem płaczu. — 1 ród ludzki w doczesnem na niej życiu nic więcej nad cierpienie osiągnąć nie może. — Raj zaś, do którego nie tylko był przeznaczony, lecz który już rzeczywiście posiadał, — w którego dziedzictwie znalazł się na wstępie, — przez niego samego utracony został. — W tem życiu przeto niemasz już dla ludzi żadnego Celu, — jedno tylko jest sam środek — kolej cierpienia, ucisk i trud przygotowania — tu-łactwo wygnańców! — Nie łudźmy się więc ziemskiemi nadziejami, — zapomnijmy o ziemi — a myślmy tylko o Niebie!" — O ślepi! ślepi! nie widzicie, jak taką mową ubliżacie samemu Bogu, — ubliżacie skuteczności odkupienia przez Zbawiciela naszego, — ubliżacie nauce Ojców Kościoła, ubliżacie całej historji, — i ubliżacie nareszcie sobie samym. A jednak w gruncie nic fałszywego nie twierdzicie; owszem, wszystko, co tu oświadczacie, jest istną prawdą, — jedno z twierdzeń prawdziwych błędne wyprowadzacie wnioski. Założenia wasze są istotne, ale logika niedołężna. Tak jest, znalazł się był ród ludzki w Raju ziemskim, lecz było to wtenczas, kiedy żył dopiero w łonie natury, jakoby dziecię w łonie matki, bez żadnej świadomości siebie, bez uznania i odgraniczenia własnego ducha, bez domyślania się nawet jego przeznaczenia; — słowem wtenczas, kiedy był dopiero niewinnem zwierzęciem albo niewinniejszą jeszcze rośliną. — Rośliny do dziś dnia z raju ziemskiego nie wyszły, bo nie zakosztowały owocu świadomości złego i dobrego. — Wszakci patrząc na kwiaty, doznajemy sami uczucia rajskiego; — kwiaty są szczęśliwe w rajskim stroju swoim, — ależ przestalibyśmy na takim stroju, — na takiej harmonji, — na takiej miłości? — Kwiaty są w stanie pięknym; zgoda; w stanie harmonijnym, rajskim, to wszystko prawda. — Ale ta piękność ich jest tylko pięknością natury; one ani czują, ani wiedzą, — ani zapragnęły jej. — Taka harmonja duchowi nie przystoi, taki raj nas nie kusi! Ludzkości potrzeba innego zakwitu i innego plonu. # 133 Otóż, tak zwane pierworodne przestępstwo było niczem innem, jedno pierwszem zakosztowaniem owocu świadomości złego i dobrego, — pierwszem poczuciem się do samoistności, — pierwszym samodzielnym czynem Ducha, pierwszym krokiem człowieczeństwa. — To przestępstwo więc było niezbędnem następstwem samej istoty Ducha i było Postępem! Mówicie, że ów postęp był upadkiem — i to prawda! Był istotnie odpadnięciem od Wszech-życia, odgraniczeniem się w sobie i dla siebie — zarodem wyłącznego egoizmu; ale też to jest istotny warunek Ducha. — Tylko Duch jest Sobą, jest Osobą; tylko Duch może powiedzieć Ja, ego; tylko Duch więc może być egoistą. — Ani rzecz żadna, ani kwiat, ani zwierzę, nie posiada tego egoistycznego dostojeństwa; ależ właśnie to egoistyczne odpadnięcie jest dopiero środkiem i warunkiem wyższego społecznego przypadnięcia; — atoli już nie w przyrodzonej spójności, jako było na początku, — ale w duchowej spólności, — jako na końcu będzie. A Chrystus, Zbawiciel rodu ludzkiego, przyszedł właśnie na świat, aby owo złe, tkwiące jeszcze w egoizmie człowieczym, znieść, i do najwyższego dobra przez poświęcenie się podnieść! — Aby owo ja, poczute dopiero w sobie przez starego Adama, odkryć też i objawić we wszystkich bliźnich, a tem samem odpadłych i rozpadłych między sobą ludzi do siebie znów zbliżyć i pobratać, — aby kiedyś znowu stanowczo do siebie przypadli i stali się świadomo i samodzielnie, — a więc przez własną zasługę i pracę tem, czem byli na początku ślepo i mimowolnie — jednymi z Bogiem i z sobą.1 O! jakżeście mało zrozumieli ów szczytny wykrzyk Śgo Augustyna, który winę upadku człowieczego nazwał najszczęśliwszą winą (felicissima culpa). — I nie sądźcie, aby ten wykrzyk był przypadkowem lub pojedyńczem mniemaniem, — sam Kościół tak dalece uznał jego prawdę, iż go uwiecznił w Liturgji swojej.2 — Tak jest, wina owa była najszczęśliwszą, bo bez niej nie bylibyśmy ludźmi," nie bylibyśmy sobą. — Przez nią dopiero, choć upadł człowiek, tem samem się podniósł 1 O Grzechu pierworodnym, jego skutkach, oraz o istocie zlego dokładniej przy Siódmej Prośbie. - W modlitwie Wielko-Sobotniej. • 134 bo został sobą, człowiekiem, atoli zawsze pod warunkiem Chrystusowego odkupienia, które dopiero ową sobistość naszą uświęciło. Nie ubliżajcie więc dłużej sobie samym, żałując stanu przed upadkiem, bo żałujecie tem samem niewinności dopiero zwierzęcej lub roślinnej, — żałujecie stanu przed ocknieniem się Ducha. — Nie ubliżajcie ojcom Waszym, którzy w owym upadku uznali sami warunek i powód wyższego podniesienia. — Nie ubliżajcie Odkupicielowi Waszemu, przypuszczając, że zbawienie Jego nie było prawdziwem ani skutecznem zbawieniem, skoro wbrew niemu ród ludzki na wieki wieków potępionym ma zostać! — Nie ubliżajcie nareszcie samemu Bogu, tak płytkiem owej tajemnicy pojęciem, jakoby On rzeczywiście dla nieposłuszeństwa jednego człowieka całą Ludzkość miał na wieki potępić! O! zaiste, uznajemy całą szczytność i głębokość, całą obszerność i siłę owej idei solidarności Rodu ludzkiego, która służy za podstawę owej pozornej niesprawiedliwości Bożej, rozciągającej winę pierwszego człowieka na całe człowieczeństwo. — Za nic w świecie nie zrzeklibyśmy się owej solidarności. — Przyjmujemy ją i utrzymujemy ze wszystkiemi jej skutkami i wynikłościami, — bo nam niedość być ludźmi, trzeba nam być Ludzkością. — Ale teraz uważajcie, — przestawaliśmy na fizycznej solidarności, póki się moralna nie objawiła, — i znowu przestawaliśmy na moralnej, póki się socjalna, spełno-duchowa nie objawiła. — W Spólności i Społeczności Ducha, już się spólność i społeczność Ciała sama przez się zawiera, — ale podniesiona, przerodzona, słowem — usprawiedliwiona.1 Tak więc Raj jest za nami — to prawda; ale raj tylko zwierzęcy, roślinny, rzeczowy, przyrodzony. — Chwała Bogu, żeśmy z niego wyszli, żeśmy go utracili! — Raj jest też przed nami — Raj Ludzkości, raj Ducha — raj odrodzony. Chwała Bogu, że się do niego zbliżamy, że go zdobędziemy! Raj jest przeto alfą i omegą ziemskiego żywota Ludzkości. — Z niegośmy wyszli, do niego wracamy. — Aby wyjść z pierwszego, przyrodzonego Raju, trzeba się było rozpaść O tem dokładniej przy Pierwszej i Drugiej Prośbie. 135 z Wszechświatem, — uznać i zażądać siebie samego, wystąpić z przyrodzonej nieświadomości złego i dobrego, trzeba było ów grzech pierworodny, ową felicem culpam popełnić. — Ale też potem trzeba było odpokutować za ten upadek i rozpadek, trzeba było to złe dalszem złem, to jest cierpieniem odkupić; — odłączywszy się od wszechświata, trzeba było walczyć z nim, trzeba było cierpieć, dążyć i pracować. — Otóż pracę poczytano za karę, — ona też jest ekspiacją, — ona też jest środkiem zadośćuczynienia, zasługą. — Jeśli jest karą, skutek jej musi być zadośćuczynieniem, bo kary bez zadośćuczynienia nikt nie pojmie; jeśli jest środkiem, skutek jej musi być celem, bo środka bez celu również być nie może; jeśli jest zasługą wreszcie, skutek jej musi być nagrodą, — chybaby znowu sprawiedliwego Boga nie było! Prawda więc — 'istna prawda — żywot ludzkości na ziemi był dotąd tylko próbą, — wędrówką, — walką; ziemia sama była padołem płaczu; — wszystko to przyznajemy, ale cóż z tego wypada? Próba, wędrówka i walka muszą mieć swój ceł, — bo inaczej ha cóżby były? Próbować, aby nic nie wypróbować, — wędrować, aby nigdzie nie dojść, -walczyć, aby nic nie zdobyć, — tego wcale nie pojmujemy. — Tego Wy sami nie pojmujecie, — a najlepszym na to dowodem, że tę nagrodę, ten cel, to zadośćuczynienie sami przyznajecie; — z tą tylko różnicą, że zakładacie je gdzieś, na innym świecie, — poza życiem ludzkości. — Otóż moglibyście mieć słuszność, gdyby Ludzkość nie była Duchem, a gdyby Duch nie był sobą. Będąc zaś sobą, ma Cel swój immanentny, — ma swój środek ciężkości już nie gdzieś indziej, ale w sobie, — nie zaś, jak kamień albo wszelkie ciało, zewnątrz siebie. — Cała datura ogląda się na coś wyższego, — innego, — a w tem innem dopiero ma klucz i powód własnego istnienia. Duch zaś w siebie wgląda i z siebie samego wydobywa znaczenie i przeznaczenie swoje, — bo Duch jest spełnią, a nie abstrakcją żadną, bo Duch jest wszechwzglądem, a nie zależną względnością — bo Duch jest Celem, a nie tylko środkiem, — bo Duch nie ściąga się tylko do czegoś obcego, ale z łona swego postępuje, — bo Duch jest osobą, ponieważ o sobie samym żyje.1 — Skoro Dokładniej o tem przy Pierwszej Prośbie. 136 więc człowiek jest Duchem, —skoro Ludzkość jest Duchem, — tem samem człowiek i Ludzkość, jako człowiek i jako Ludzkość, Celu swojego dostąpić ma prawo, — więcej niż prawo — obowiązek, więcej niż obowiązek — istne a wolne przeznaczenie. Widzicie więc — nie zaprzeczamy Wam żadnego z twierdzeń Waszych, — ale wnioski wcale odmienne z nich wyciągamy. — Nie zaprzeczamy Wam Raju ziemskiego i upadku człowieka, — ale też twierdzimy podniesienie się tegoż i odzyskanie tamtego. — W znalezionym tylko a nie przez siebie . utworzonym Raju, człowiek byłby tylko zwierzęciem lub rośliną, bo nie potrzebowałby i nie żądałby nic więcej nad to, coby z natury już posiadał. — Lecz człowiek, jako człowiek, nie mógł w owem statu quo pozostać; pierwotną siłą Ducha pchnięty, wystąpił z tego Raju, — a wnet wszystkiemi siłami Ducha rozpoczął wiekową pracę jego odzyskania. Przez zbawienie Chrystusowe przybliżyło się nam to odzyskanie, — bo Chrystus otworzył nam znowu drogą do Raju, do Królestwa Niebieskiego, a raczej Sam był ową drogą żywota wiecznego, i przez niego przejść trzeba było, aby wrócić do Wiekuistego Ojca. Jakimże tedy sposobem dojść do tego Celu Ducha? Właściwym środkiem Ducha, — pracą, zasługą, Czynem. — Nie wzdychać do niego, — ale utworzyć go trzeba. Tak jest, nowy, odzyskany Raj ziemski musi być Dziełem, Arcydziełem Ducha. Zaprawdę, zaprawdę! żaden Cherubin z ognistym mieczem nie wzbroni mu takowego wejścia. — Raczej za nami walczyć będzie, jeśliby u samych wrót jeszcze walczyć przyszło.... ■ ■ VIII. Zadanie przyszłej Ery Spokoju, a nie Spoczynku. — Walka warunkiem życia, ustanie jej śmierć znamionuje; — strój jej, zdrowie. — Raj ziemski przez nas stać się ma. Cóż więc stanowi główne piętno Epoki świata, w którą wstępujemy, — co stanowi jej istotne zadanie? To właśnie, na czem poprzednim epokom brakło, a do czego obiedwie oczywiście dążyły. 137 Charakterem pierwszej Epoki było — Panowanie Natury nad Duchem. — Duch się dopiero w owej Epoce rodził, rósł i dziecinnie rozwijał. — To spoczywał w zastanej kolebce, to próbował chodzić na pasku przyrodzonych stosunków, to znów igrał sobie naiwnie na błoniach budzącej się fantazji, to nareszcie zaprawiał się do dzieł męskich ćwiczeniami siły i rozsądku. Ze wzrostem sił fizycznych, z możnością ich nadużycia, nastała też krytyczna chwila przejścia z dzieciństwa w młodzieńczość. — Jak w młodzieńcu tak i w ludzkości nastąpiło wewnętrzne przeobrażenie. Z początkiem rozpusty — ukrócenie — i samego ducha roztarganie. — Wkrótce dusza przemogła nad ciałem. — Surowa nauka zajęła umysł ludzkości i poskromiła potęgę zmysłu. Atoli nie pokonała go bynajmniej, — bo on ostatecznie pokonanym być nie miał, jedno pasowała się z nim bezustannie i nader żywo w początkach, wskutek zbawiennej reakcji, — coraz słabiej ku schyłkowi tego perjodu, wskutek wspólnego dojrzewania tak zmysłu jak umysłu, — wskutek coraz ważniejszych i prakty-czniejszych zatrudnień młodzieńca. — Był to okres najcięższych i najżywszych walk jego żywota, Epoka szlachetnych urojeń a niedołężnych usiłowań, Epoka wiary i zwątpienia, — miłości i miłostek, turniejów i pojedynków, nocy bezsennych i dni bezowocnych, — zapału i zniechęcenia, — łez tem gorętszych, że utajonych i wewnętrznie strawionych. Aliści nastaje wiek męski dotychczasowego młodzieńca, — a z nim dojrzałość i równowaga jego ducha. — Opatrzony nauką, zasilony doświadczeniam, przełamany walką i trudami, wstępuje on w nowy okres żywota, w okres właściwy jego przeznaczenia, pełen praw i obowiązków społecznych, — w wolne, czynne i praktyczne życie. Jako wykształt ciała i zaprawa Czucia przez igraszki,— owe mity i symbole późniejszej działalności, — były zadaniem dzieciństwa, — jako wykształt duszy i zaprawa Myśli przez naukę i ćwiczenia moralne były zadaniem młodości, — tak znowu Żywot spełny, czynny, praktyczny, społeczny, objaw Woli i Wolności, jest zadaniem męskiego, dojrzałego wieku. W owej trzeciej, dopełniającej Epoce, porzuci już Ludzkość dotychczasowe próby, ukoi dotychczasowe walki, — 138 ■ opuści niedołężne doławiania się, — przekroczy przebyte po-kolei wschody, — i wejdzie nareszcie do właściwego Przybytku, do świątyni prawdziwego Ducha. — Tam dopiero odetchnie po trudach dotychczasowego żywota, — tam się rozgości jako u siebie, jak w Dziedzictwie własnem, jako u wielkiego Celu wielkiej Wędrówki. — Atoli nie spocznie bynajmniej. — Owszem, wstąpienie w wiek męski jest właśnie wejściem w praktyczne życie, — rozpoczęciem prawdziwej działalności. W tym to Przybytku, w tej świątyni, w tej ziemi obiecanej, zdobytej w Czasie, a nie zdybanej w jakimkolwiek Miejscu, użyje dopiero Ludzkość tego wszystkiego, co dotąd przeżyła, — uładzi wszystkie skarby, w wędrówce swojej pojedynczo odkrywane, wszystkie zasoby, na kolejnych stanowiskach zbierane, a po kolejnych wschodach mozolnie dźwigane. Tak jest, — urządzi ona sama te skarby i zasoby, — urządzi je i ukształci wedle własnego postanowienia — i wprowadzi je sama w Ład, nie zaś zastanie takowe już umieszczone i urządzone, jak to sobie wystawiali dotychczasowi marzyciele próżnych ideałów, — zamglonym wzrokiem obdarzeni daleko-widze Królestwa Bożego. — Do gotowego gdzieś Eldorado niech sobie duchowi leniwce wzdychają; — nam trzeba naszą Ziemię Obiecaną własnem działaniem zagaić, zasadzić i wykształcić. — Pod tym tylko warunkiem posiądziemy ją, — a to czynne posiadanie jest właśnie Epoki trzeciej zadaniem. Będzie to więc Epoka czynnego i żywego, nie zaś tylko biernego i gnuśnego szczęścia, — czyli będzie to Epoka dzielnego Spokoju, — ale wcale nie martwego Spoczynku. Między Spokojem a Spoczynkiem niesłychana zachodzi różnica. — Aliści sam źródłosłów ją wyraża: — Spoczynek po-czynie; — nie tegoć żądamy. — Owszem, Epoka nadchodząca będzie właśnie epoką samego czynu, epoką właściwego spełnienia, — a więc pełną, nie zaś próżną; Spoczynek zaś jest próżny, — bo jest próżnowaniem, a nie harmonijną działalnością. — Taką dopiero jest Spokój, po-ukojeniu, po-skojarze-niu; — tego żądamy, — i to sobie wywalczymy*. Martwy spoczynek żadnych walk nie zna, a przecież walki są warunkiem życia; — idzie tylko o to, aby je ukoić, ustroić, — ale bynajmniej nie przytępić, ani wytępić. * W I w. wywalczemy. 139 Będą więc walki w nowym okresie żywota, ale organiczne. Wszelki postęp, wszelkie życie jest i być musi pasmem walk, a ktoby owym walkom zaprzeczył, targnąłby się na samo życie. — Walka wszelka jest zaiste dualizmem, jest tarciem, drażnieniem, natężeniem i pokonywaniem się wzajemnem odwrotnych żywiołów. — Lecz właśnie celem, wypadkiem i przeznaczeniem walki jest żywotny spokój. — Nie pokój zaprzeczny, jakoby zawieszenie broni, lub zniesienie walczących żywiołów, — nie żadne stępienie lub zobojętnienie, bo taki (mechaniczny lub chemiczny) koniec walki jest raczej śmiercią niż życiem, — ale pokój dodatni, organiczny, żywotny, ogarniający w siebie spółczynne żywioły, bez ich niszczenia, bez ich przytępiania, i posiadający samą walkę w sobie, w stanie strojnym, ale już nie rozstrojnym. Najwierniejszy obraz takowego spokoju przedstawia zdrowy Organizm. — W każdym organizmie jest i być musi walka. Pojedyncze organa walczą z sobą, i to zowie się procesem życia, a przecież ciągle spół-kują. — Organizm przez to właśnie jest organizmem, iż sprzeczne i oddziaływające na siebie organa zgadzają się i sobą, jak doskonale wyraził Hipokrates. Niech tylko który z nich osłabnie, — zniedołężnieje, odmówi spółki, lub zabraknie, — niech który walczyć za całość przestanie, — a wnet sam Organizm choruje, albo umiera, — następuje dezorganizacja, staje się kaleka, albo trup. Ustanie więc walki w ciele jest śmiercią, — a jej strój jest dopiero zdrowiem. — Otóż dojrzałego zdrowia nie zaś śmierci dostąpić ma Ludzkość, doszedłszy do męskiego wieku. — Ona owładnąć ma wszelkiemi siłami ducha, nie zaś przytępić lub wytępić takowe, — a to spólne niemi władanie wprowadzi je właśnie w ład. — I dlatego też nie martwy spoczynek, ale żywy i czynny spokój udziałem jej być może. Dla dziecka spoczynek niezbędny, bo wrzekome jego siły lada obudzeniem już się zmęczą. — Dojrzały człowiek mniej wymaga spoczynku, ale więcej spokoju. — Podobnież z Ludzkością: im głębiej ku jej kolebce zaglądamy, tem ją dłużej spoczywającą, a mniej działającą widzimy;* im bardziej zaś z potokiem dziejów postępujemy, tem czynność silniejszą i na-glejszą spostrzegamy, tem bardziej oddala się od Spoczynku, * W I w. widziemy. 140 a natomiast zbliża do Spokoju. — Wszak martwy spoczynek był ideałem, celem, nawet Religją dziecinnych Ludów.1 — Przeciwnie, czynny Spokój jest ideałem, celem, nawet Religją dojrzałej i wyzwolonej Ludzkości. — Spoczynek się znajduje, Spokój się ściga1 i sprawia. — Wszak „wypuścił Pan Bóg „człowieka z Edenu, aby sprawiał ziemię, z której był wzięty;"3 a owa sprawiona ziemia jego pracą i zasługą, stanie mu się napowrót Edenem. Pamiętajcież więc, — Ziemi Obiecanej nigdzie znaleźć nie zdołacie, bo jej dotąd niemasz, — ale ją sprawić możecie, jak powiada Księga Święta, — i rzeczywiście ją sami sprawicie i już nawet sprawiacie. — Jeśliby Wam kto powiedział, że ona jest tu, albo też ówdzie, — i zaprosił Was do niej, nie wierzcie, — nie dajcie się ani łudzić, ani uwodzić, bo ona dotąd nie jest, ani tu, ani ówdzie; ale i tu i tam być ma i będzie — a to przez własną pracę naszą, przez Gzyn, przez wolny Ducha Twór. Niedarmoć Bóg założył w sercu człowieka tęsknotę do Raju Ziemskiego. — Tak jest; Raj stanie się ziemskim, skoro sami ziemię naszą ustroim — uprawim, uharmonizujem. — Ale też nie inaczej: innego Raju ziemskiego krom tego, który sami sprawiamy, byż nie może. — On się przez nas stać ma, ale zastać go nigdzie niepodobna. IX. Z Prawa Starożytności, z Moralności Chrześcijańskiej III Epoka Socjalność wysnuje. — Absolutna religja zawarta w siedmiu prośbach Modlitwy. W Starożytnym to świecie zastawał się człowiek, jakim był i przestawał na owym zastanym stanie. — Bo też świat starożytny był epoką bezpośredniego Bytu — w nim więc Duch albo znajdować, albo też szukać musiał zadośćuczynienia swoim potrzebom i wymaganiom. — Przyjmował więc ten świat, jakim był, in statu quo, — a jeśli marzył o jakim lepszym 1        Patrz w Wedach uwielbienie spoczynku, albo np. Prabboda Chandrodają, indyjskie drama, w którem ów bezwładny spoczynek jako religijny ideał Indjan się nam objawia. 2        Psal. XXXIII, 15. — (Hebr. XXXIV). 3        Genes. III, 23. 141 stanie, to wystawiał go sobie znowu albo gdzieś istniejącym, — albo już przebytym (wiek złoty). — W chrześcijańskim zaś świecie odrobił człowiek ów zastany stan, bo dojrzał, że to, co jest, — nie jest wcale tem, czem być powinno, — i że między tem dwojgu wieczna zachodzi różnica. — Zwątpił tedy stanowczo w to, co jest, w cały realny świat, — a uwierzył dopiero w to, co być powinno, — w idealne Niebo. — Rozwodu takiego być nie mogło, póki człowiek żył cały bezpośredniem Czuciem, — bo dopóty ogarniał zewnętrznie istniejące stosunki i stosował się do nich, jak mógł; a skoro nie mógł, padał ich ofiarą, oddając hołd czyto tragicznym, czy obojętnym upadkiem, przewadze panującego Fatum. Wszystkie też jego czyny i postępki pochodziły z natchnienia Natury. — W drugiej Epoce dziejów odrzucił człowiek od siebie ów świat, jaki był, i zażądał innego, — bo domyślił się, przez refleksję myśli, niestosowności obecnych stosunków, — uznał próżność ich próżności, — i wydobył z siebie samego pomyślany ideał, a porównawszy go z realnym stanem rzeczy, spostrzegł ich okropną rozpadłość; — spostrzegł, iż to, co jest, nie jest tem, czem być powinno, i że to, co być powinno, nawzajem wcale nie jest. — I odtąd już nie mógł pozostać obojętnym między tem, co było, a tem, co być powinno, — ale owszem męczył się ciągle i trapił w tej sprzeczni, — i rozbijał się sam o jej przeciwległe ściany. A uznając, iż tu nie-masz ratunku, wierzył w rozumną Opatrzność, że mu tam go nie odmówi. — W obecnym zaś świecie jedyną pociechą jego była Rezygnacja. — A postępki jego już nie z natchnienia idealnego nieba wychodzić były powinny. Aliści objawia mu dziś Opatrzność, że od niego samego zależy znieść dotychczasowy rozstrój między tem, co jest, a tem, co być powinno, — że rezygnacja nie jest ostatniem Słowem Ducha, - lecz że w samym człowieku tkwi dalsza i wyższa Potęga, zbawić go mająca, zdolna skojarzyć na nowo ów opłakany rozwód. — Tą potęgą, tą władzą nad władzami, jest Wola - szczyt Ducha. — Ona Czucie z Wiedzą kojarzy i zaślubia z Myślą Byt, — a z małżeństwa tego rodzi się Czyn, — trzeci świata Pan! — » 142 Dziś więc zaczyna człowiek wyrabiać znowu to, co być powinno, na to, co jest, i nawzajem przekształcać to, co jest, na to, co być powinno, — czyli zaczyna realizować to, co dotąd tylko idealnie pomyślał, — i nawzajem wznosić do ideału to, co dotąd realnie tylko, a nie odpowiednie istniało. — Albowiem ujrzał po wielu mozołach, iż sprzecznia między tem, co jest, a tem, co być powinno, sama istnieć nie powinna; — że sam ów dualizm wymaga skojarzenia, - które to skojarzenie dopiero z Czynu powstać może, równie jak z Myśli dopiero powstać mogło istne rozdwojenie. — Bo Myśl z natury swojej jest rozkładową, (analityczną), acz ciągle zjednoczenia pragnie, acz ciągle do Spełni dąży; — gdy tymczasem Czyn z natury swojej jest składową (syntetyczną) potęgą, — bo właśnie z Rozwodu wychodzi, a Połączenie sam sprawia. — Wszak Myśl rozkłada dopiero na dwoje to, co jest, i to, co być powinno, - Czyn zaś właśnie składa i skupia je znowu w jedno; — albowiem przekształcając wszelki dany Byt wedle wymagań Myśli, — i nawzajem wszelką dotąd nieurzeczywist-nioną jeszcze Myśl wprowadzając w rzeczywisty Byt, tem samem tworzy stan trzeci, już spośredniczony i skojarzony, w którym to, co jest, staje się właśnie, jak być powinno, a to, co dopiero być powinno, rzeczywiście staje się. — Jak więc Czyn urzeczywistnia Myśl, bo ją wprowadza w Byt, tak też nawzajem urzeczywistnia Byt, bo go wprowadza w Myśl. — Bez Czynu Byt jest martwy, — a Myśl wrzekomą. — Ta trzecia Potęga uiszcza i ożywia, co poprzednie założyły, lecz czego same spełnić nie mogły. — Tu znosi trupowatość, tam upiorowatość. — A tak ani Myśl, która nie przynosi z sobą świadectwa Czynu, ani Byt, który się Czynem nie ożywi, nie są jeszcze ani prawdziwą Myślą, ani prawdziwym Bytem.1 -        ■■'■'. Czyn przeto jest ostatecznym kamieniem probierczym wszystkiego, co istnieje, wszystkiego, co żyje. — Czyn jest Panującym w Wszechświecie (ήγεμονιχόν). — Czyn też jest właściwym zbawcą ludzkości, on dopiero dokonywa wszelkich jej wymagań, on dopiero spełnia wszelkie jej niedostatki, on 1 Słusznie więc mógł powiedzieć Cycero: „Qui nonagit, esse omnino non videtur" (De nat deor. II, 16). — I słusznie nawzajem nowsi filozofowie zaczynają się domyślać, że Myśl, która nie jest czynną, — nie jest też prawdziwą Myślą. — 143 dopiero rozwiązuje założenia i rozwija żywioły całego jej żywota. — On też z dotychczasowego dwojga: z realnej Ziemi i z idealnego Raju, utworzy jedno: Raj ziemski. — Węgielnym więc kamieniem trzeciego świata jest Czyn, wolne dzieło Ducha — Zakon Woli i Wolności, — jak znowu kamieniem węgielnym drugiego świata była Myśl — wiara — Zakon wiary, — jak kamieniem węgielnym pierwszego świata był Byt — zmysł wrodzony — Zakon natury. — Zakon natury i zakon wiary dopóty tylko były, a raczej zdawały się być w sprzeczności, dopóki Zakon Ducha i Wolności nie przyszedł światłem swojem je zalać — ciepłem swojem je stopić — elektromagnetyzmem swoim je ożywić. — Natchnienie realnego świata z jednej strony i natchnienie idealnego nieba z drugiej także się dotąd nie zgadzały z sobą, — ale dlaczego? Bo je sam człowiek nie zgodził; — a on sam przez siebie pogodzić je miał, — on je miał do zgody nastroić. Są to dwa głosy jednego Boga! — Co zmysłowe Czucie znalazło i doznało, — co umysłowa Wiedza odkryła i uznała, — to wszystko duchowej Woli pozostaje do wyznania, do przed-się-wzięcia, do urzeczywistnienia, do spełnienia. — Co więc dotąd Prawo i Zakon w zewnętrznych stosunkach między ludźmi martwo ustaliły, — co Moralność i Ewan-gelja żywiej już we wnętrzu ich serca, jako Obowiązek, zaszczepiły, — to przez Socjalność ludzkości ma wyrość, ma rozwinąć się żywotnie i w stan organiczny wstąpić, — jako powszechny Związek, — jako absolutna Religja wszystkie stosunki rodu ludzkiego ogarnąć. — A dotychczasowe, cząstkowe objawienia, objawią się same w spełni swojej, — a to przez objawienie Objawienia,* które okaże, iż wszystkie poprzedzające były zaiste prawdą, ale coraz bardziej przybliżoną) — że Bóg starego zakonu był dopiero przeczuwany, domyślany i zewnątrz Ducha szukany; — że Bóg nowego zakonu był dopiero opowiadany, pomyślany i wewnątrz ducha pojęty i przyjęty; — że Bóg nareszcie trzeciego, wiecznego zakonu będzie dopiero czynnie czczony, całą spełnią duch zajęty i całą wolnością ducha uwielbiony. Albowiem Bóg jest Duchem, i takich pragnie czcicieli, którzyby * Tak w III wydaniu. W I wydaniu: Objawienie objawienia. / 144 Go całym duchem czcili,1 — a tem samem wiekuiste Imię Jego spełna święcili.2 — Nie ślepe przeto wykonanie obrządków starego zakonu (cerimoniae legis), — ani też tylko świadome opowiadanie bożego słowa nowego Zakonu (praedicatio verbi); — nie realne tylko sacrificia, ani idealne tylko sacramenta stanowić nadal będą istotną cześć bożą, — lecz czynna uprawa wszelkich darów Ducha, któremi Bóg na podobieństwo swoje wszystkich nas obdarzył, — samodzielne spełnianie bożej woli, równie na ziemi, jak w niebie;3 a przez to właśnie urzeczywistnienie na ziemi idealnego dotąd Królestwa Bożego;4 przypuszczenie i przysposobienie wszystkich ludzi do spożywania tak fizycznego, jak moralnego chleba żywota;5 — uświęcanie się, już nie w miarę wiary i daremnej Łaski, ale w miarę własnych czynów i Zasługi;6 ukojenie wewnętrznych, tak ludzi jak ludzkość dotąd rozrywających zatargów,7 a tem samem światowe oswobodzenie Ludzkości od Potęgi złego,8 — słowem, czynne życie w Bogu, który jest, był i będzie zawsze Duchem Świętym, oraz życie tego Ducha Świętego w nas, jako w członkach swoich: -- oto jest wielkie przyszłych wieków zadanie. — A tak, epoka Ojca i epoka Syna, przez epokę Ducha Świętego się spełni. x. Nowe pokolenie ludów, powołane do otwarcia III Ery świata. — Słowiańszczyzna. — Jej charakter, rola historyczna i przyszłość. Jeżeli do obalenia zachwianej już w zasadach Starożytności i wystawienia na jej gruzach drugiego piętra Dziejów potrzeba było nowego Szczepu narodów, — dotychczasowym świata dziedzicom zupełnie obcych, lecz właściwemi ducha zarodami opatrzonych, a wręcz przeciwnemi skłonnościami obdarzonych, — to znowu do skojarzenia rozerwanego po 1        Joan. IV. 23, 24. 2        I Prośba. 3        III Prośba. 4        III Prośba 5        IV Prośba. 6 V Prośba. 7 VI Prośba. 8 VII Prośba. 145 dziś dzień świata, do ukojenia zawichrzonych w nim żywiołów i do założenia nań wielkiego Pokoju, (miasto miecza, przez Chrystusa sprowadzonego), — słowem do otwarcia Trzeciej Ery Świata, potrzeba takoż nowego ludów pokolenia, odrębnego wprawdzie od owych, które dotąd rej wiodły w Historji, a przecież niezupełnie im obcego, ani odwrotnego, ani wszelkiej styczności z niemi pozbawionego, — albowiem nie o bezwzględne zaprzeczenie jak wtedy, ale o wszechstronne spo-średniczenie dziś idzie. — Otóż jak niegdyś, tak i teraz znajduje się właściwy, potrzebie odpowiedni, szczep ludów w pogotowiu, bo ani na wielkich ludziach, ani na wielkich ludach nie zabraknie Ludzkości, ile razy odezwie się ich potrzeba. Skoro wielka otworzy się sprawa, sprawcy niezwłocznie się znajdą. Szczep to ogromny, rozległy i silny, — niezmierną przestrzeń świata zalegający, — a przecież odpowiedniego w dziejach świata udziału dotąd pozbawiony, owszem nad podziw poniżony i sponiewierany, — jakoby umyślnie przez Opatrzność do przyszłych powołań zachowany.1 — Jużci to nie jest, jak przy pierwszem przesileniu, szczep ludów barbarzyńskich, obecnej cywilizacji nienawistnych, żądzą zburzenia pałających i jakby gniewu Bożego powodzią świat cały zalać pragnących. — Owszem, jest to szczep mnogiemi węzły z dotychczasowemi narodami powiązany, a do zerwania takowych ani do zaparcia się ich wcale niepochopny, bo za-twierdność, a nie zaprzeczność cechą jego ducha, — tak dalece, iż mu nawet za wadę plemiennego charakteru poczytano zbyteczną bierność i przenikliwość dla cudzoziemskich wpły-- wów. — Jakkolwiek bądź, lubo już nie stoi ów szczep w tak 1 Już genjalny Herder, który tak dzielnie przeczuwał znaczenie i przeznaczenie Słowiańskiego Szczepu, acz za czasów jego źródła dziejów tego Szczepu nie były jeszcze przebrane, rozpoczynając rzecz o Słowianach, uznał, iż te ludy bez porównania większe na przestrzeni ziemi zajmują miejsce niżeli w jej dziejach: — a Schloezer w swoim Nestorze powiada: „Bekannt-„lich sind sie jetzt, wenigstens wenn man den Raum misst, den sie beherrschen, „das ailerausgebreiteste Volk auf Gottes Erdboden". — Nie powinnaż była ta jedna okoliczność naprowadzić już na myśl ich przyszłego posłannictwa? Bo Szczep tak znakomity geograficznie, musi być stosunkowo ważny historycznie;— a jeśli Przeszłość dostatecznie owej ważności nie wskazuje, to ją Przyszłość objawi. — Ale zaślepienie było dotąd w tym względzie tak wielkie, iż wyjąwszy Herdera, nikt się tego nie domyślał. (Ustęp Herderowy o Słowianach, w Przypiskach). — 10 146 bezwarunkowej sprzeczności do ludów drugiej Epoki świata, w jakiej te się postawiły do ludów Starożytnych, to przecież w obyczajach, skłonnościach i żywiołach swoich od średniowiecznych ludów niesłychanie się różni, — rzekłbyś, że raczej ze Starożytnemi spokrewniony, — a dopiero wspólnem wychowaniem i wiekowem obcowaniem z ludami drugiej Ery spowinowacony. — Gdyby światu dzisiejszemu podobna groziła zagłada, jakiej starożytność uległa, zaiste mógłby spotkać te nowe ludy los podobny, jakiemu popadły Celtyckie plemiona. — Bo gdzie idzie walka na zabój, tam pośrednicy ustępować muszą. — Lecz Historja się ani cofa, ani powtarza, jedno rytmicznie rozwija. — Jeżeli więc dla Celtów zajście w stosunki z ko-nającemi ludami stało się powodem ich własnego pokonania, — bo godzina Skojarzenia i Spośredniczenia jeszcze w Historji nie była wybiła, — to przeciwnie dla Słowian, zajście w stosunki ze zgrzybiałemi, lecz przerodzić się mającemi dzisiejszego świata dziedzicami, staje się owszem rękojmią ich własnego usposobienia. — Tamten świat już był skazany, — więc obcowanie z nim tylko skazić mogło obcujących; — dzisiejszy owszem do życia, ale odrodzonego, powołany, — i dlatego zażyłych już z nim ludów, acz nowych i świeżych wymaga. — Cóż tedy uprawnia te ludy do tak wielkiego dzieła? Cóż nam ich pełnomocnictwo do tak brzemiennego powołania poświadczy? — Ich rodzime skłonności i obyczaje, — ich pierwiastkowe prawa i podania, — ich przygotowawcze cierpienia i zasługi. — Bo jak w pierwiastkach Germańskich średniowieczne, — tak w pierwiastkach Słowiańskich nowo-wieczne losy ludzkości zapisał sam Bóg! Już dziś nie potrzeba dla odnowienia świata Rodu ludów samopaśnych, żadnym węzłem ani w sobie, ani między sobą niespojonych, wojną i łowami żyjących, rzeczywistością świata gardzących, a do czegoś niewidzialnego wzdychających, wiarę nadewszystko ceniących, a o uczynki mniej dbałych; — miłość bliźniego uwielbiać skwapliwych i prawa człowieczeństwa idealnie uznawać zdolnych, a jednak na tym padole płaczu ludzi i ludy w poddaństwo obracać skorych, — wolność w dowolności upatrujących, a publiczną rzymską Cnotę na prywatny romantyczny Honor zamieniających, — niedomyślaną 147 dotąd głębokością i wewnętrznością ducha obdarzonych, — a społecznego życia i wszelkich jego skarbów, choćby tylko pod miarą, jaką nam Starożytność przekazała, zakosztować niezdolnych. — Inny czas — innych wymaga warunków. — Szczep do nowej sprawy powołany, już z natury nie swawolny, ale wolny, nie walczący, ale waleczny, — do boju zawsze gotów, ale nie łaknący tego, — nie napastujący sąsiadów, choćby bez ustanku przez nich napastowany, ale ludom bliźnim z zapałem i z poświęceniem w pomoc nadbiegający, nie tylko bez własnej, ale nawet wbrew własnej korzyści; — albowiem miłość chrześcijańską, dotąd prywatną, zamienić na publiczną, i takową do potęgi podniesioną, jeszcze od ludzi do ludów przenieść, — jest przeznaczeniem jego. Raczej obronny niż zaczepny, nie nosił on nigdy w po-tocznem życiu owej nieodstępnej u Germana broni, ale owszem, ilekroć mu sąsiad pozwolił, żelezce dzid swoich przekuwał na lemiesze. — Ani zbrojny, ani rozbojny, ani awanturniczy, ani koczujący, — ani podbojów, ani łupów chciwy, — ale owszem pobożny i spokojny, — dobrowolny i gościnny, — wesoły i śpiewny, — w domu zamiłowany, a do ziemi nad wyraz przywiązany, nie tratujący po jej plonach, ani też pracą około niej gardzący, ale owszem rodzimym obyczajem sam ją piastujący i uprawiający, — wolał on zawżdy utajone w swojskiej roli dobywać dostatki, niżeli zdobywać je na obcych, lub cudzą przymuszoną pracą ich sobie przysparzać. Tchnący swobodą, ale nie swawolą, — nie uganiał się on nigdy za luźną niepodległością Germanów, — nie szukał jej w odosobnieniu, ale owszem w zgromadzeniu; — a przecież wolność nadewszystko miłował, — i nie tylko niewoli, ale nawet poddaństwa w pierwiastkach swoich do siebie nie dopuścił.1 Jak dalece wolność człowieka za świętą i nietykalną poczytywał, dowodzi obchodzenie się z pojmanemi w boju jeńcami, owemi naturalnemi wszelkiej niewoli rodzicami. — Daleki od obracania ich w wieczną niewolę lub od zabijania 1 Libertatem colunt, nec ulla ratione ad serviendum vel parendum persuadentur (Maurit. Strategicon II, 5).        Tak ogólne i stanowcze świa dectwo Cesarza Maurycego uwalnia od przytaczania szczegółowych, a równie dobitnych podań. 10* 148 takowych, jak się to spółczesnym zdarzało,1 — zatrzymywał je u siebie do czasu, po którego upływie, jeźli ich wprzód nie wykupiono, odsyłał wolnycl) do swoich, lub jako przyjaciół u siebie zachowywał.2 Niestety! wkrótce się to okropnie zmieniło. — Biegiem niedojrzałego do takiej wolności czasu porwany, — przykładem ościennych szczepów zarażony, — a bardziej jeszcze odwetem za doznawane w obcej niewoli uciemiężenia pobudzany, — zaczął i on przywykać do lekceważenia świętych praw człowieczeństwa, zaczął pojmanych jeńców sprzedawać i kupować, do ciężkich robót zaprzęgać i nimi się wyręczać, a po upływie terminu wykupna już nie za wolnych przyjaciół, ale za poddane na zawsze sługi poczytywać.8 — A dopuściwszy się zrazu na obcych takiego świętokradztwa, powoli się i względem swoich nań odważył... Wieki trwało to pasowanie się ze złowrogą pokusą, wieków potrzeba było, aby ten szczep swobodny tak dalece się zapomniał, tak dalece w zatwardziałości postąpił, iżby, nie starożytną wprawdzie niewolę, ale średniowieczne poddaństwo do siebie wprowadził; — przez wieki nawet było to poddaństwo tak łagodne, iż je dziejopisy ledwo takowem nazywać śmieją; — ale przecież targnąwszy się raz na klejnot powszechnej wolności, już nie było dla niego ratunku Upadł — i z raju swobody wypędzony został. — Od tej chwili już tylko za okruszynami owego klejnotu żarliwie ubiegać się począł, — i pielęgnował je, i cieszył się niemi jeszcze przez wieki, — aliści tych okruszyn nawet, los niezawistny 1        Przykłady patrz między innemi u Heinecciusza Antiquitates II,I,522—432) albo u Grimma (Deutsche Rechts-Alterthiimer, Götting 1828 p. 321 et pass.) Kiedy Germanie swych jeńców, nawet spowinowatych sobie plemion, do nie woli wtrącąli, łatwo sobie wystawić, co z obcemi, np. ze słowianami dokazywali. 2        Qui sunt in capt apud eos, non omni tempore ut apud gentes alias in servitute tenentur, sed certum eis definitur tempus, in arbitrio eorum relinquendo, si oblata mercede velint dein reverti ad suos, aut manere apud ipsos liberi et amici. (Maurit. Strat XI) — Ten szczegół przy pomina poniekąd prawodawstwo Hebreów, z tą atoli różnicą, iż u tych osta tnich, owa możność wykupu do czasu, po upływie którego następowało wyzwo lenie de jure, tyczyła się tylko rodaka, wspólwyznawcy, w niewolę zaprzeda jącego się brata, — gdy tymczasem u słowian, między sobą żadnej niewoli nie przypuszczających, takowy stosunek do obcych, — do wrogów rozciągnięto. 3        Długosz p. 309 i t. p. — O wprowadzeniu poddaństwa do obcych, patrz między innemi: Maciejowskiego Hist. Praw. Sław. I, 173 — Szafarzyka Starozitnosti Slowianske I, 434. 149 ale zasłużony, bo własną zapamiętałością sprowadzony, coraz go bardziej pozbawiał. — Sroga — ale niedaremna nauka! Za ten grzech pierworodny, — za ten upadek w pokusie, gorzko cierpieli przez wieki — i do dziś dnia cierpią Słowianie. — Lecz czemuż inne ludy nie odpokutowały tak boleśnie, acz mocniej może wolności przeniewierzyły się? Zaprawdę, sprawiedliwe są Boże wyroki! Bo im komu więcej dano, tem więcej się od niego wymaga, a im komu * więcej przeznaczono, tem więcej temu dosłużyć się potrzeba. W raju wolności zrodzony, do społecznego jej rozwinięcia powołany, zakosztował Słowianin owocu z drzewa świadomości złego i dobrego, — i poznał największe zło na świecie, — bo najprzeciwniejsze istocie i przeznaczeniu Ducha, — poznał piekielną niewolę. — Najszczodrzej od Boga obdarzony — dał się ludziom tak dalece upośledzić, że rodowa nazwa jego stała się samej niewoli mianem! I przyszło do tego, że dziś, na całej ziemi przestrzeni, której tak niezmierny obszar ów Ród zalega, niemasz swojskiego zakątka, w któ-rymby choć jeden z owych miljonów swobodną mógł położyć głowę!... Ale Bóg miłosierny widzi ich łzy dzisiejsze i ocenia obecne usiłowania, i przyjmuje niewinną ofiarę ukrzyżowanego Narodu za braci i przez braci, — i zbawia ich w tej godzinie, bo czekał tylko na własne ich upamiętanie, na wielką Pokutę i zadośćuczynienie! Przyjmijże potępiony dotychczas Rodzie dobrą nowinę Zbawienia. — Wiedz o tem, że Naród, który nadomiar nieprawości, a na odkupienie politycznych grzechów świata, poniósł śmierć męczeńską, — wstąpił do piekieł niewoli, i przemógł ich wrota. — A zmartwychwstając w chwale Ducha, objawia ci, że spełniły się czasy — a z niemi twoja wybiła godzina; żeś już sam przebył twój Czyściec niewoli, — i że nadmiarem cierpienia zasłużyłeś sobie na to u Boga, abyś Erę wolności samemu światu zwiastował i Ludzkości całej do Raju swobody przewodniczył. 150 XI. Zadatki powołania historycznego Słowiańszczyzny. Pojąwszy ogólny charakter, stanowisko w Ludzkości i przeznaczenie dziejowe tego Rodu narodów, spojrzyjmy jeszcze na niektóre szczegóły jego pierwiastkowego Obyczaju, aby nie tylko o powołaniu jego bliżej się przekonać, lecz aby dopatrzeć się w zamroczy przeszłych wieków, jakie on Ludzkości samej przynosi zadatki i jakie jej na przyszłe wieki zwiastuje koleje. — Jak cywilna, tak i polityczna niewola była temu szczepowi w pierwiastkach jego nieznana. — Od kolebki gmino-władny i społeczny,1 w wiecach, Sejmach i Zborach bez ustanku obradujący, powszechną reprezentację przez swoich kmieci, lechów i władyków posiadający, — świetnie on później te początkowe zarody rozwinął i długo innoplemieńcom, pasującym się dopiero na wolne ludy, słowem i czynem przod-kował. — Starszyznę swoją miłujący i ku niej powolny, — pana żadnego nad sobą nie znosił,2 a władzę społeczną rzadko od urodzenia lub losu, ale najczęściej od poświadczonej przez wybór zasługi zawisłą czynił, — owszem nader chętnie takową ludziom najniższego stanu lub niewiadomego pochodzenia 1        Prokopjusz Cezarejski, ów tak ważny świadek pierwiastków słowiańskich, wyraźnie nam demokratyczny i socjalny tryb życia tego szczepu poświadcza: „Sclaveni et Antae non ab uno aliąuo homine regi, sed jam inde ab antiquo „plebeia communique libertate vivere (έν όημοχραταια) et de rebus omnibus „quae cogitatu factuve graviores occurunt communiter deliberare solent" (de Bello Goth. III. 14). 2        Principes yero, ut ajunt, hae gentes non habent, praeter zupanos senes, quemadmodum etiam reliqui Sclavorum populi. — (Constant. Porphyr. de Administr. impor. C. 29. apud Meurs. VI. 1003). Dobner, ów zasłużony badacz, który o słowiańskich rzeczach wedle sprawiedliwego sądu Schloezera primus delirare desiit, wyprowadza Zupan od przyimku Z i rzeczownika Pan, tłumacząc go przez condominus, — (jakoby współpan), do czego też skład wyrazu zupełny podaje analogję. — Jakkolwiek przemawiają wewnętrzne powody za tym źrodłosłowem, to przecież pochodzenie od Sud i pan (jakoby Sądny Pan) zdaje się prawdopodobniejsze. —        His omnibus qui communiter Liutici vocantur, dominus specialiter non praesidet altus; unamini consilio ad placitum suimet necessaria discu-tientes, in rebus officiendis omnes concordant etc. (Thietmar - merseb. Lib. VI. p. 151. Fdit Wagneri). — —        Lechitae nullum regem seu principem, inter se tanquam fratres et ab uno patre orlum habentes, habere consueserunt. — (Boguphol. opud Sommersberg II. 20). — 151 powierzać lubił i upośledzonych podnosić usiłował.1 — Jak Rzymianie Cyncynnata, tak Słowianie swoich Przemysłów i Piastów u pługa lub pracy zastają, gdy przybywają do najwyższej powołać ich władzy, lub przyszłe godności zwiastować. — Nie wojenna potrzeba kierowała zwykle ich wyborem, ale owszem wzgląd Pokoju; — dlatego też nie upatrywali sobie najbitniejszych, — i nie wynosili ich na puklerzach, jak ochotnicza kędzierzawych Germanów drużyna, — lecz wyszukiwali najmędrszych, najbieglejszych i najpoczciwszych, aby rządzili nimi mądrze i sądzili ich sprawiedliwie. — I dostojeństwa u nich aż po późne wieki nie dziedziczne, ale osobiste, od zasługi zależne, — wszelako najchętniej w zasłużonym już rodzie pozostawiane. — tem zaszczytniejsza ich trwałość dla potomstwa, skoro z zasługą od rodu odbiegła. — Jakkolwiek potrzebami czasu przynagleni, dziedziczną władzę u siebie pozaprowadzali, to przecież nigdy do szczętu wyzuć się nie zdołali z owej skłonności do wolnego wyboru, jakoby z mlekiem wyssanej, a objawiającej się w ich dziejach po wszystkie wieki i na wszelkich szczeblach, począwszy od skromnego władyki pierwotnej rodziny Słowiańskiej, — aż do potężnego króla Rzeczypospolitej Polskiej.2 W dalszej zaś losów kolei wszelkich form rządu na sobie doświadczywszy, — wszelkich politycznych stanów, począwszy od najrozwięźlejszej anarchji, aż do najwyuzdańszego Despotyzmu zakosztowawszy, — usposobili się do uznania, iż żadna wyłączna forma Rządu, sama przez się, na nic się nie zdała i że dopiero wspólne tych form pojednanie i wzajemne ich przez się umiarkowanie, — a duchem publicznym ożywienie, pomyślność powszechną zapewnić może. — I przekonali się z własną szkodą, ale z tym niezłomniejszym na przyszłość pożytkiem, iż jak prawdziwa Wolność zawisła od Porządku, tak nawzajem prawdziwy Porządek zawisł od Wolności. — 1 „Hujus reipublicae administratio humilibus nonnunquam et incertis cessit personis, nulla prorsus vel vulgi vel procerum suggilante invidia" (Mateusz herbu Cholewa I, 8;. — Także Cosmas I: sub mola rusticana natus — etc. — 2 Maciejowski słusznie podaje za charakterystyczne i wspólne piętno wszystkich ludów słowiańskich w pierwotnych wiekach, iż wszelkie ich urzędy tak duchowne jak świeckie, tak wojskowe jak cywilne bez wyjątku byty wybieralne. (Historja Prawod. Słowian. Tom I, 1, 3). — 152 W obradach swoich częstokroć niezgodni, — a przecież do ugody najskorsi, bo lekkomyślni, ale dobrowolni, — bo sporni, ale nieuporni, — jak dobrą radę z zapałem przyjąć ochoczy, tak znowu bezmierną ufność w ulubieńcach narodowych pokładać gotowi. — Od cudzoziemców o tę pozorną raczej niż istotną niezgodę słusznie częstokroć strofowani, ale niesłusznie spotwarzani, bo takowa nie ich charakteru szczególną wadą, ale wszelkiego życia publicznego ogólną przypadłością. — Takim był ateński demos, taką ąuiritium turba, — takim anglo-amerykański mob. Zapasy i tarcia są życiem, — a wryty upór śmiercią! — Jak w' politycznem tak i w cywilnem postępowaniu po-lubowność u nich panuje; — jak w cywilnem tak w karnem * Sumienność przewodzi. — U nich to zakwitły Sądy pokoju, te wielkie cywilnej Zgody narzędzia, — nie martwego prawa, ale żywotnej godziwości wyrocznie. — U nich też powstały i do obcych wywędrowały Sądy przysięgłych), (porota) owa wielka niewinności rękojmia, a zapierającej się winy uroczyste świadectwo.1 — Ani okrutni ani mściwi, 2 — owszem do przebaczenia uraz, choćby niesłychanych, nad podziw skłonni i największym winowajcom winy ich odpuścić zdolni,3 — w karnem prawodawstwie swojem nieznaną owym wiekom objawiają łagodność. — Bo też takowa tak dalece panowała w ich obyczajach i wyobrażeniach, — iż dziwili się sąsiadom, okropnych kar śmierci i tortur używającym, i nie pojmowali, jak chrze 1        Jak dzisiejsze Jury, tak starodawni porotcy tylko sumienia swego się pytali, aby wyrzec „winien" czy „niewinien". — A że u Słowian od wieków wstręt głęboki i czcigodny do przyąięgi istniał, tak dalece, że nawet pospolite jej użycie (dziś niestety tak zagęszczone w cywilizowanym świecie) już za nadużycie i nieomal za tyle naganne co krzywoprzysięstwo poczytywyno,(*) przeto do spraw mniejszej wagi, aby nie nadużywać poroty i przysięgi nie pospolitować, przestawano na ślubnym sądzie (zlibny saud), którego członkowie prostem a szczerem słowem przyrzekali i ślubowali, iż wedle Sumienia i przekonania zawyrokują. — Przedziwne pojęć prawnych skierowanie, a razem obyczajów . ludowych zaświadczenie. — (*) Jurationes dificillime admittunt, — nam jurare apud Slavos quasi perjurare est (Helmold. I 83). — 2        Oczywiście, kędy bóstwo Prowe nie panowało, tam musiał panować wet; — i w takim razie słusznie go poczytywano za chroniciela od napaści. — Dlatego też do dziś dnia u Czarnogórców, gdzie prawo milczy, zemsta się święci. — Gdzie indziej darmobyś jej szukał, bo też jej nigdy w charakterze ludowym nie było. 3 Postępek szlachetnego ludu Rzeplitej Nowogrodzkiej z Jarosławem starczy za wiele przykładów. — 153 ścijanie mogli się dopuszczać podobnych katuszy, którychby oni, acz poganie, nigdy się nie domyślili.1 — Zamków i grodów niemal pozbawieni, bo ich z natury niecierpieli, a między sobą nie potrzebowali,- — długo się z ich budowaniem ociągali i dopiero z przymusu przed obcymi warować się poczęli. — Lecz skoro tylko zjawiskami Czasu dostatecznie ostrzeżeni, takowe za potrzebę publiczną uznali, tem samem budowanie ich za służbę publiczną poczytywali. — I wnet, jako dzisiejsze narody zdatną ludność swoją pod oręż powołują, tak Słowianie ówczesnych popisowych do topora lub rydla wołali, aby tej obronnej, a nie zaczepnej potrzebie zadosyć uczynić. — Właściwego wojska darmobyś u nich szukał, acz gotowość do rozprawy wszelka. — W nadzwyczajnych kraju przygodach pospolite ruszenie pospolitej odpowiadało potrzebie; — w zwyczajnym zaś biegu rzeczy, nie znajdziesz u nich nic więcej, jedno powszechnie obowiązujące urządzenia obrony i stróży, w których chyba ślepym być trzeba, aby już nie uznać zarodu owych wielkich, dziś dopiero rozwijających się instytucyj, które powoli właściwe wojsko zastąpią.3 Jeśli więc podczas pokoju wolnym był Słowianin od tego, co w bałamutnych dzisiejszej polityki słownikach podatkiem krwi nazwano, a co raczej podatkiem próżnowania, ofiarą zmarnowanej młodości nazwać należy, — natomiast ulegał chlubniejszemu stokroć, bo twórczemu nie zaś niszczącemu podatkowi pracy, do którego ludność całą obowiązywano, a który następnie nie tylko do obrony kraju, ale też do jego uprawy, do wzrostu jego pomyślności obrócono.4 — Któżby w tem znowu nie spostrzegł słabej wprawdzie, lecz niechybnej zapowiedzi owej organizacji prac publicznych, do której dziś narody wszelkie się garną, a która, wstępując niebawem w modłę dzisiejszej wojskowej organizacji, a odziedziczywszy tejże dzielność i porządek, wynagrodzi światu stokrotnie to, 1 Vita S Ottonis. Ed. Jaschii p. 311. — 2        Helmold I 53. — Jornandes de Rebus Goth. p. 85. — Procop. II. 132 Miscel. Czac. I 61. 3        Landwer i Gwardja narodowa. — Patrz o rzeczy wojskowej u Słowian Pafackiego Historję Czeską (Praga 1834 I. p. 58). Maciejowskiego Hist SI. Tom I. Kopitara Glogolita Clozianus (Wiedeń 1836. XXX et 1). — 4        Servitia et munera publica, angariae et parangariae, zemske ro boty, — traga wojewodska i t. p. — 154 co mu jej poprzedniczka zmarnowała, i przez ciąg następnych wieków postać naszej ziemi przeobrazi. — Z tej niechęci ku zamkom i grodom, z tej odrazy do wszelkich średniowiecznych formacyj, jużby się łatwo domyśleć, że ani Lennictwu ani nawet Mieszczaństwu ród słowiański nie dał u siebie zakwitnąć.1 — I rzeczywiście nie przyjęły się te płody obcej strefy na słowiańskiej roli, mimo ciągłego wpływu i napływu niemieckich pokoleń i mimo późniejszych usiłowań słowiańskich monarchów tak germańskim jak romańskim żywiołom, częstokroć z uszczerbkiem swojskości, przychylnych. — Jakkolwiek bądź, acz odepchnął ten Ród od siebie owe wielkie średniowieczne wykształty, — to przecież nie pozbawił się bynajmniej ich ducha. — Był on szlachetny i rycerski mimo braku feodalnego rycerstwa; był on demokratyczny, przemyślny i obywatelski, mimo braku średniego stanu.2 1        Wiadomo, że Niebuhr pewne feodalne stosunki już nawet w staro żytności odkrywa i poniekąd słusznie, — bo nic znakomitego objawić się nie może w historji, czegoby przynajmniej zarodów albo śladów, tak w innych epokach jako też u innych ludów dostrzec nie było można — O tyle przeto, — ale też tylko o tyle, feodalizm i ludom Słowiańskim obcy nie był, — a to tem mniej, im takowe na wpływ niemiecki bardziej były wystawione. Po dobnie się ma ze stanem średnim — Nie spuszczajmy nigdy z uwagi, iż wszystko było, jest i będzie wszędzie, lecz rozróżnić trzeba, gdzie co pra widłem, a gdzie wyjątkiem-, gdzie co bezpośrednio żyje i działa, a gdzie po średnio tylko wpływ wywiera, gdzie co buja, a gdzie tylko kiełkuje — 2        Kto mianowicie dawną Polskę, wedle upowszechnionych do dziś dnia uprzedzeń, za społeczność arystokratyczną poczytuje, ten zaprawdę o stosun kach polskich nawet wyobrażenia nie ma. — Któż kiedykolwiek poważył się nazwać Ateny społecznością arystokratyczną? A przecież między dwojgiem przypadłaby raczej ta nazwa Rzplitej Ateńskiej niżeli Polskiej, albowiem caeteris paribus stosunek tamtejszy między obywatelstwem a niewolnictwem oczywiście dopuszcza ją bardziej, niżeli tutejszy między sziachtą a chłopstwem.— Otóż porównajcie bez ogródki szlachtę polską do właściwego ludu Ateńskiego, bo ona tem, a niczem innem nie była, co tameczne obywatelstwo, o następnie uznajcie różnicę, zachodzącą między niewolnikiem z jednej strony, — a wol nym, w ojczystej zagrodzie osiadłym, acz niestety politycznych praw w ciągu wieków pozbawionym, nawet przy upadku obyczajów narodowych w cywilnych prawach uszczuplonym włościaninem z drugiej, — a dopiero zrozumiecie Polskę. — Ta Polska więc była zawsze tyle demokratyczną, ile tylko średnie wieki, wszechróżnią stanów oddychające, demokrację przypuszczały. — Przyszło zaiste w Polsce do uciemiężenia stanu wieśniaczego, — to prawda, ale gdzież go stokroć bardziej nie uciemiężano? Oby została była takim do końca wy jątkiem, jakim była na początku. Oby nie przyjąwszy do siebie Feodalizmu, — nie przyjęła też była żadnej z jego zdrożności! — Wszelako, mimo tak zwich niętego w ciągu wieków (i właśnie przez wpływ owych wieków) stosunku, nie można szlachty polskiej nazywać bezwzględnie arystokracją, bez zadania kłamstwa Historji. — Owszem była ona istną demokracją, zupełnie jak Oby watelstwo Ateńskie. Wprawdzie demokracja dopiero szlachecką, (bo szlachta wielce rozmnożona i rozdrobniona stanowiła w niej właśnie to, co dziś le pays legal się zowie), która o niższej warstwie ludu zapomniawszy, dziś za 155 . Cóż tedy na miejsce Feodalności i mieszczaństwa, których do siebie nie przypuścił, Ród ten właściwego sobie rozwinął? Jakąż społeczną a rodzimą budowlę, zamiast tych obcych, u siebie wystawił? Nie wystawił zaiste żadnej, ale dopiero założył, — bo czas historycznej działalności ani dla niego, ani też dla Stanu, którego on właściwym ludem, jeszcze nie był nastąpił. — Bo jak Ludy w Ludzkości, tak i Stany w Społeczeństwie pokolei na widownię czynów powołuje historja. Otóż Stany wyższe i średnie odegrały już świetne w dziejach role i dopełniły zbawiennego dla ludzkości posłannictwa. — Dziś otwiera się Era działalności dla Ostatniego Stanu, dla stanu, który dotąd był niczem, — a odtąd znowu wszystkiem będzie; — a tego stanu reprezentantem między narodami jest właśnie Słowiańszczyzna. — Otóż dlatego nie widzicie w niej ani feodalnej szlachty, anr średniego stanu, ale zato szlachtę z natury demokratyczną i lud z natury społeczny. — Otóż dlatego niepodobna jej było wykształcić się na modłę dotychczasowych społeczeństw, — ale zato od wieków sielska i gromadna, zwiastowała Wam z głębi przebytych wieków w pierwotnych opolach, okolinach, mirach i słobodach, słowem w całym trybie życia na jedni, spólni i solidarności opartym,1 zupełnie świeże, a innoplemieńcom nie to srogo pokutuje; ale zawsze jak między sobą duchem braterskiej równości tchnęła, tak znowu nigdy klejnotu swego nikomu nie pozazdrościła; — owszem do tegoż klejnotu najchętniej pozbawionych przypuszczała; — i jeśli od kogo na gorzką zasługuje naganę, to zaiste nie od tych, których jedynem dziś klejnotem jest ilość opłacanego podatku (cens electoral) i którzy wskutek tego, do klas z czynnego obywatelstwa wyzutych wołają: Zbogacajcie się Demokraty zniejsza zaiste od tych pseudo-demokratów szlachta polska, ułatwiając owszem przystęp do praw politycznych bez przystanku na nie wołała: zasługujcie i uszlachetniajcie się!... A gdy widzimy dzisiejszą podatkową i pieniężną Szlachtę tak zazdrosną o prawa polityczne, że ich nawet odmawia tak zwanym zdolnościom (capacites), mimowolnie nasuwają się na pamięć szczytne słowa polskiego króla: Disce puer, faciam te Mościpanie! Zaprzestańmy więc wzajemnych wyrzutów, — nie wytykajmy sobie więcej ani zdziobeł słomy ani belek, — ale kojarzmy co dobre, — a z rodowych lub narodowych słabostek na Ołtarzu Ludzkości wspólną uczyńmy ofiarę. Kto chce pojmować życie ludów i porównywać ich rodzime z obcemi żywioły, ten nie na samo podobieństwo nazwisk, częstokroć wcale co innego oznaczających, baczyć powinien — Ktoby tedy szlachtę polską chciał za żywioł arystokratyczny poczytywać i takową wprost do szlachty pogermańskich narodów porównywać, tenby się ogromnie pomylił. — Bliższym poniekąd prawdy byłby ów, któryby takową za żywioł średniostanowy, w dawnem, szlachetno-parlamentarnem znaczeniu tego wyrazu, poczytał. — 1 Patrz Lelewela Początkowe prawodawstwo polskie; Themis polską z roku 1830 m. grudzień; Palackiego Historję czeską; Ewersa O starych 156 znane zgoła stosunki, których ważności dotąd się nie domyślano, bo też godzina ich historycznego wystąpienia jeszcze nie była wybiła, lecz które w właściwym sobie czasie rozwinięte, niedość, że nie ustąpią ani wielkością, ani świetnością żadnym wykształtom upłynionych wieków, — ale je o wiele prześcigną. — Na tej to drodze, a nie na innej, dostąpią Masy Ludu owej Spółdziałalności, Spółudzielności i Samorzędności (coope-ration, coparticipation, Self-governement), o których świat dzisiejszy zaledwie przybliżone mieć może wyobrażenie. — Chcecie-li stanowczej skazówki na dowód, iż Ród Słowiański, jako ostatni do historycznego działania powołany, jest też losów ostatniego stanu orędownikiem, — że jest właściwego ludu ludem, jak to jawnie przewidział jego wieszcz narodowy,1 — spytajcie się tylko kronikarzy, co sobie Słowianie ze swymi ubogimi, których dziś proletarjuszami przezwano, poczynali? — Odpowiedzą Wam te naiwne świadki upłynionych wieków, że takowych wcale nie znali, że ubóstwo lub żebractwo, to rzecz w Słowiańszczyznie niesłychana!- — Podzi prawach rosyjskich; Engla Historję Dalmacji, Kroacji i Slawonji; Röppla ■ Historję Polską i t. d. — Ewers, który jeden z pierwszych zwrócił uwagę na ów towarzyski tryb życia i posiadania u pierwotnych Słowian, opierając to mniemanie raczej na ustnych podaniach i pieśniach gminnych, niżeli na piśmienniczych dowodach, — lękał się jeszcze odwoływać się do najdawniejszego zabytku piśmiennictwa czeskiego, do Sądu Libuszy i odkrytego przy nim ułamku nazwanego Sejmem (snem), albowiem wiarogodność tych nie-oszacowanych zabytków zdawała się jeszcze wątpliwą. — Dziś po pracach Szafarzyka i Palackiego rzecz się inaczej przedstawia. — Najważniejszym wszelako dowodem pozostanie zawsze żywe świadectwo dotąd istniejących stosunków. — Otóż do dziś dnia nawet u Serbów i innych południowych Słowian, (którzy właśnie z powodu mniej ścisłych stosunków z resztą Europy, a opóźnionych przez to postępów w tegoczesnej cywilizacji, zachować najwięcej z pierwotnych urządzeń zdołali), spostrzegamy owe społeczne formacje, do których zaiste nie powrócimy się, — lecz które owszem same się rozwiną i do miary obecnych potrzeb się wzniosą. — Patrz między innemi Pillera i Mitterbachera podróże po słowiańskich prowincjach (Budae 1783). Csaplo-witza Sławonię i Kroację (Pesth 1819), — Wuka Stefanowicza Karadicza Słownik Serbski (Wiedeń 1818), s. v. Staressina i t. p. — Palacki w swojej Historji (Tom I ks. l.roz. 6) twierdzi, że nawet w Czechach ów pierwotny zwyczaj spólnego posiadania (nedilność, spolek, gromada), dochował się aż po XVII wiek. Obszerniej o tych stosunkach pod względem politycznym, przy Drugiej, — a pod względem ekonomicznym, przy Czwartej Prośbie. 1        „A życie jego trud trudów, „A imię jego Lud ludów!" (A. Mickiewicz). 2        „Nec aliquis egenus aut mendicus apud eos repertus est. Statim „enim, ut aliquem inter eos aut debilem fecerit infirmitas aut decrepitum „aetes, haeredis curae delegatur, plena humanitate fovendus. (Helmold. Cbr. „S1av. Ił 12.) — Nullum egenum sinebant esse inter se, sed omnes fovebant 157 wienia — a raczej uwielbienia godne zjawisko! — bo zdumieć może jedynie tych, którzy opierając się na błędnie przetłumaczonych słowach Zbawiciela, sądzili niewinnie (ale nielitościwie), — iż sam Zbawiciel skazał nas na to, abyśmy wiecznie ubogich między sobą mieli!... — I nie tylko uwielbienia godne, ale też pociechy pełne zjawisko, — bo zwiastuje rodowi ludzkiemu, że i on cały w następującym wieku od tej złowrogiej dziś plagi uwolnion będzie... — Was to śmieszy zapewne, głębocy obecnego wieku Politycy, którzy sami częstokroć zachodzicie w głowę, kiedy was zmora pauperyzmu ze słodkiego snu przebudzi, — ale którzy niebawem zasypiacie na nowo, ufni w Żan-darmerję jako w najpewniejsze na tę chorobę społeczną lekarstwo. — Obyście przynajmniej, kiedy przyszłości wcale nie pojmujecie, trochę głębiej w przeszłość zaglądali, — a taby was skazówkami swemi na ślad przyszłości już naprowadziła! A nie sądźcie, aby to zjawisko ograniczało się na owych pierwotnych czasach, w których dlatego tylko dopatrzeć się nie można wyjątkowej nędzy, bo cała ludność bez wyjątku jest nędzna, w których dlatego tylko nie widać potrzebnych, bo nikt jeszcze właściwych potrzeb nie zna. — Nie uciekajcie się do tak snadnego napozór tłumaczenia, bo jużto późniejsza historja, jużto instytucje publiczne, jużto przepisy prawodawcze zadałyby wam kłamstwo.1 — Przekonalibyście się z nich, że znano zaiste potrzeby, — skoro obmyślano środki ku zaradzeniu lub zapobieżeniu im, jakkolwiek tyle sławiona od obcych, a przez samych Słowian do godności cnót boskich podniesiona gościnność i ludzkość czyniła je zbytecznemi. — Ani zasię nie mniemajcie, aby owa skłonność do jedni, spólni, do solidarności, przez Słowiańszczyznę na świat przyniesiona, a Germańskim plemionom albo obca, albo nieznośna, miała tylko rodowych dotykać stosunków. — Zaiste, sięga ona aż do narodowych — Bo też rodowe i narodowe u Słowian stosunki jakoby na wspólną modłę wyrosłe, snać jedne są tylko spotęgowaniem drugich. — Czem ojciec, starosta lub „eum, tamquam curam haeredis agentes." (Chron. Slav. apud. Linden-brogium in Script Septentrion Ed. Hamb. 1706, p. 202). — Oprócz tego patrz żywot Świętego Ottona p. 682. — Cosmas p. 8, Długosz p. 121, etc. 1 Np. Hajek. III, p. 533. — Sommersberg I, p. 897. — Nakielski p. 227. — Prawo Serbskie Cara Duszana § 23. — Prawo przypisywane Włodzimierzowi, i t. d. / 158 -        • władyka w rodzie, — tem wojewoda, książę albo król w narodzie.1 — A jako między rodami kształcą się solidarne stowarzyszenia, — i społeczna ręka powstaje, — tak również między narodami tworzą się wiekopomne i wiekotrwałe Unje, owe Święte Przymierza Ludów ku wspólnemu osiąganiu celu społeczeństw ludzkich skojarzone, a żadną czyto złą czy dobrą życia przygodą niezachwialne; — bo jak dobrowolnie zawarte, tak wzajemnem pielęgnowaniem praw i narodowości łączących się ludów zabezpieczone. — Jakże ważne są te zadatki zbliżającego się Czasu! Jakże jawnie dowodzą, iż wieki rozerwania Świata i Ludzkości, odosobnienia ludzi i ludów, — rodów i narodów, — już ku schyłkowi się mają;' — że oto nadchodzi wiek Zespojenia i Zespolenia, — że ustąpi złowroga walka wszystkich przeciwko wszystkim, — że jak człowiek już odtąd być nie może człowiekowi poddanym, — tak i naród żaden już nie podniesie na pobratymca świętokradzkiej ręki, ani panowania nad nim nie zapragnie. — Bo oto się objawia zapowiedziana przez Apostoła wielka tajemnica, — owa Spełnia Ludów, której Słowiańskie Unje były dopiero słabemi zadatkami, — a która zbliżając do siebie narody i dając im poznać, że są bliźni, chrześcijańskie Braterstwo (dotąd tylko idealne) w ludziach i ludach urzeczywistni. Z owego popędu do wszechstronnej jedności a odrazy do wszelkiego rozerwania oczywiście wypada, że i rozdział władzy na świecką i duchowną, przez Średnie wieki zrządzony, jednoczącemu Słowian duchowi musiał być zawsze przeciwny. W istocie tak się też miało. Ich Społeczność była państwem i kościołem w jedni; — Ksiądz znaczył u nich i księcia i kapłana razem, — był świeckim i duchownym wodzem. — Jak niegdyś Rzymscy patres familias, politycznych i religijnych spraw włodarze, domowe Sacra sami odprawowali, tak też stare Lechy — „Sługi Boże" bez pośrednictwa żadnej duchownej kasty, Bogu ofiary składały.2 Dwóch prawd oni nie 1        Dlatego też obcy nazywali pojedynczych Słowiańskich Lechów i Wła dyków reguli (Maurit. Strateg, cum multi inter Slavos sunt reguli neąue inter se concordes); — tudzież o królach tychże króli (jakoby o królach do potęgi podniesionych), wspominali. (Anales Lauresham apud Pertz 1, 34. — Einhardt annal. ibid. I, 175, 795, etc. etc.) 2        Patrz np. Rękopism Królowodworski: Czestmir a Własław, i t. d. Nawet po wprowadzeniu Chrześcijaństwa, kiedy piecza religijna stała się wy 159 znali, ale zawsze jedną, a ta Prawda była właśnie Prawem. Dlatego też ich zakony były zawsze święte, — a religijne czynności były sprawą stanu. — Pod panowaniem martwej litery jak dzisiaj, byłoby to zabijającym stosunkiem, — przy swobodzie ducha — życiodajnym. A że swoboda Ducha, jak pod społecznym lub politycznym, tak równie i pod religijnym względem, była ich wiekuistym i niezaprzeczonym udziałem, na to zaiste świadectw nie potrzeba, bo dość jawnie cała ich historja takową zaświadcza. — Tu już nie idzie tylko o przedchrześcijańskie czasy, których obojętna tolerancja była mimowiednym udziałem, — ale któż nie zna owej chrześcijańskiej tolerancji, która średniowiecznym zdrożnościom niw słowiańskich skazić nie dozwoliła i która, acz omdlewała niekiedy pod tępiącym wpływem straszniejszego od strasznej Inkwizycji Jezuityzmu, przecież ze Słowiańszczyzny nigdy do szczętu wyrugować się nie dała. A ktokolwiek wątpiłby jeszcze o rodzimości i niezapartej sile tej swobody religijnej, niech wspomni tylko na wielkiego męczennika, który samym Germanom dał hasło religijnego oswobodzenia, a śmiercią swoją w ludzie własnym tak olbrzymie wywołał wysilenie; — albo niech zważy znakomite, acz jednostronne, Braci polskich i czeskich około klejnotu wiary zasługi, — albo nareszcie niech spojrzy na owe roje Wyznawców Starego Zakonu, prześladowanych w całym chrześcijańskim świecie, a do Słowiańskich krain zbiegłych i tamże jakby mrowiskiem osiadłych, snać aby służyć za żyjące dowody, iż u Słowian tylko wolność wiary po wszystkie wieki była istną prawdą. łąaznym kapłanów słowa Bożego udziałem, widzimy jeszcze książąt kaznodziejów, ludowi swemu mniej przystępne tajemnice wiary tłumaczących (Hel-mold I, 20). Zresztą, że do dziś dnia ten popęd do zjednoczenia władzy religijnej z polityczną nie stracił na sile, dowodzą oczywiście dwa ostateczne świata Słowiańskiego bieguny: Cesarze Rosyjscy i Władyki Czarnogórskie. Lecz najdzielniejszym zaiste owego popędu objawem jest pierwotne duchowieństwo polskie, które, dopóki się rodzimego duchanie zaparło, nigdy sprawy Kościoła za odrębną od sprawy narodu nie poczytywało, — i w każdej publicznej potrzebie nie tylko od spraw doczesnych nie odbiegało, lecz owszem stanowczy na nie wpływ wywierając, usiłowaniom narodu chlubnie przod-kowało. — Ta wzajemna obywatelskość duchowieństwa a duchowność obywateli, objawiająca się o tyle, o ile nieprzychylne takiej wzajemności wieki rozwinąć się jej dozwalały, stanowi jedną z najważniejszych a pociechy najpełniejszych znamion społecznego życia Słowiańszczyzny. 160 A że takowa wolność nie czyniła nigdy uszczerbku ani dzielności, ani głębokości Wiary, na to znowu szukać dowodów byłoby dzieciństwem. — Gdzież piętno religijności dobitniej i powszechniej na duchu jakiego ludu wyrażone, gdzież głębsza do dziś dnia pobożność lub szczersze nabożeństwo? — Gdzie spotkasz za każdym krokiem i po wszystkie czasy, począwszy od wieków pogaństwa, przez szereg wieków chrześcijańskich, aż nareszcie do dzisiejszej sceptycznej chwili, silniejsze wiary z życiem ludu powiązanie? O ile pamięć historyczna zasięgnąć zdoła chwil rodowego niemowlęctwa, świadczy nam, iż wszystkie ich sprawy, wszystkie życia okoliczności i świata stosunki, były dla nich jakoby boskością przesiąkłe. — Dlatego też nie gardzą pierwotni Słowianie ani światem, ani światowem Bóstwem, bo owszem Świat dla nich jest świetny i święty, a nie potępiony, ani Ducha niegodny. Nie powiedziałby już o nich Tacyt: „deorum nominibus appellant secretum illud ąuod sola reverentia vident", — bo owszem czczą wszędzie Boga jawnego choć nieskończonego, jedynego a powszechnego, — w Niebiesiech i na Ziemi panującego, — światowego i zaświatowego razem, (Światowita) Boga Wszechświata i Wszechniebios, sprawcę Światła i Piorunu, — przy którym wszystkie inne świata potęgi były zaledwie półbożkami, czyli dokładniej, podrzędnemi duchami.1 — Kochając Życie i wierząc w Odrodzenie, — uznając świetność i Ładność świata, — pobożnie uprawiając ziemię, a plony jej Zbożem mianując, — objawiają oni te i tym podobne Ducha swojego popędy, czcząc to Żywie, to Radegasta, to Łado, to Pogodę, lub tym podobne bożyszcza. — Uznają oni wprawdzie zaprzeczne i złe w dobrym świecie potęgi, lecz wierzą zarazem w znikomość tychże, w ich wieczne pokonanie. — Ztąd też przy wiosen-nem odrodzeniu Roku odprowadzają radośnie Marzannę do grobu, bo cieszą się z wszelkiego tak natury jak ducha 1        — Slavi, unum Deum, fulguris effectorem, dominum hujus universitatis solutn agnoscunt. (Procop. de Bel. Goth. III, 14). Inter multiformia deorum numina, quibus arva, silvas, tristitias atque voluptates attribuunt, non diffitentur unum Deum in coelis, caeteris imperitantem. — Helmold, I, 84). — Colebatur ab omni natione Slavorum (II, 12). — Caeteros quasi semi-deos sestimabant (Helmold I, 53). — Tożsamości Światowita i Peruna domyśla) aię już Stredowsky (Sacr. Mor. Hist. p. 43). 161 odrodzenia.1 — A gdybyście mniemali, że część takowa jest li zmysłowa, w naturze tylko pogrążona, a tem samem od staro-germańskiej niższa, — wiedzcież, że i oni cześć idealną niewidzialnemu Prowe wyrządzać umieli, że mu żadnych nie stawiali posągów, lecz objaw jego w miarkowaniu ludzkich stosunków uznawali; — że oprócz tego głęboko wierzyli w wpływ niewidzialnych duchów na świat widzialny. — Owszem, jeśli cokolwiek stanowczo mitologję słowiańską cechuje, to właśnie owo dziwne powiązanie widomych i niewidomych potęg, — dziecinne wprawdzie, ale już żywotne skojarzenie światowych jawów i zaświatowych tajemnic. Później, gdy doszło doń światło Chrześcijaństwa, przyjął je ów Ród szczerze i naiwnie, — bez przenośni ani ogródki. I byłby je stokroć skwapliwiej przyjął, gdyby nie gwałty i zdzier-stwa Germanów, kuszących się wmusić w niego wiarę — a w dodatku do niej daninami go okładających, snać więcej o jego zhołdowanie, aniżeli o jego zbawienie stojących.2 Lecz skoro gwałtowne nawracanie pofolgowało lub gdziekolwiek nie dosięgło, garnął się on dobrowolnie pod przyniesiony znak zbawienia, — nawet sam u obcych domagał się chrztu świętego. Bo przypadły do ducha jego tak Objawienia jak Tajemnice chrześcijańskie. — Bo umiłował gorąco Chrystusa, — i rozrzewnił się jego męką i zapalił się jego uwielbieniem; — i zaufał poprostu wszystkiemu, cokolwiek Zbawiciel zapowiedział;— i nie chciał być mędrszym od Mistrza, ani poważył się tłumaczyć na idealne, co mu realnie objawiono. — I Bogarodzicę Dziewicę serdecznie pokochał, i za orędowniczkę ją sobie obrał, bo niewieściemu duchowi nie tylko miłośnie hołdował jak Germanie, ale też udział do praw i spraw swoich, w zakresie przez samą naturę wskazanym, przyznawał. — I stało się nawet, iż jeden z narodów tego Rodu Najświętszej Pannie koronę swoją ofiarował i królową ją sobie obwołał, jakoby przepowiadając tym tkliwym a naiwnym postępkiem, iż królowanie ma przypaść Bóstwu i że samego Boga kiedyś ludzkość 1        Być może, iż cześć Sitiwrata, którego Hanusz i Lelewel tłumaczą przez tego, który życie wraca, również się odnosi do tej wiary w powszechne odrodzenie. — Jakkolwiek Hanusz nader ważne podaje powody za takową etymologją, — przecież dotychczas sub judice lis est. 2        Adami Bremens. Histor. Eccles. III, c. 25, — Helmoldi Chron. Slav. I,16, 19, 25, etc. — 83, etc. 11 162 cała za istnego króla swego obwoła!... Was to bawi zapewne, mędrkowie tego wieku, — bo nie upatrujecie w tem nic więcej, jedno mistyczne dzieciństwo lub zagorzałego fanatyzmu błyskotkę. — Otóż wiedźcie, że Prawodawca tego narodu, ów król, którego potomność przydomkiem Króla Chłopków uwielbiła, w urzędowym Statucie oświadczył, iż dominium universale samemu Bogu się należy.1 Kto takie ze skarbcu przeszłości swojej wydobyć może zadatki, temu o przyszłości swojej zwątpić się nie godzi, tego nie opuści Bóg. — Jeśli go silnie karze, to właśnie dlatego, że go silnie umiłował, szczodrze obdarzył i do wielkich rzeczy powołał. — Im go nawiedza sroższem dopuszczeniem, tem musiał nawiedzony cięższem zgrzeszyć opuszczeniem. Zaprawdę — źle gospodarzył ów Ród darami Bożemi. Jedne zakopał w ziemię — drugie przefrymarczył. — Zapomniał on już wiele — a nie nauczył się dosyć. — Co większa, nie zdołał on pod tylowiecznem i tyloplemiennem jarzmem ducha narodowego uchronić od skazy; — i niedziw, — bo też nic tyle nie kazi co niewola, — jak znowu nic bardziej nie uszlachetnia nad wolność... — Omdlała u niego wytrwa-łość, znużyła się pracowitość, znikło umiarkowanie, nadwerężyła się trzeźwość, — zabobon przyćmił wiarę, — a ucisk ducha publicznego zniweczył. — Nakoniec udało się ciemięzcom, — a to najboleśniejsza, — tu spodlić, — owdzie rozbestwić niektórych!... — Ale Bóg wszystko-widzący świadkiem, że ani zgnilizna nie przeszła w krew narodu, ani wścieklizna jądra ludu nie dosięgła!... O! nie wstydź się żałobnych losów twoich — ani wypieraj się przeszłości twojej, — nieszczęsny, — do wolności zrodzony, a w niewolę wtrącony Rodzie! — Ty cierpisz tylko — a inni się sromocą. — Ani nazwiska twego, — od obcych przedrzeźnionego, nie wyrzekaj się wcale. — Nazwano cię rodem Niewolników — i słusznie; wszakże wszystkie twoje dzieci, — jeśli nie u obcych, to u swoich — są Sclavi!... — Dziękuj owszem tym, którzy nazwiska twego rodzimego u ciebie pożyczyli — dla zamianowania u siebie Niewoli, — bo tem samem, mimo chęci i mimo wiedzy, pobratali cię ze wszystkiemi 1 Priviłeg. Casim an. 1352. — Podobne wyrażenie powtórzone w Edykcie Władysława Jagiełły z r. 1433 (u Bandtkiego Jus Polonicum p. 154 i 247). 163 Cierpiącemi i Pognębionemi, — w jakiej bądź Strefie i pod jakimkolwiek Zakonem! Otóż pomnij, że już raz Niewolnicy zbawili świat; dziś przyszła kolej — na niewolników ludowych. — Pomnij na słowa Prawdomownego: „Błogosławieni, którzy cierpią ucisk dla „sprawiedliwości, albowiem, ich jest Królestwo Niebieskie, — „i błogosławieni, którzy się smęcą, albowiem będą pocieszeni".1 — I pomnij nadto na słowa króla Proroka: „Nędzni odziedziczą ziemię, — i pocieszą się w Wielkim Pokoju".2 Wielki Pokój, Pocieszenie, oto jest cel twój, — oto kres dążeń i cierpień twoich. — Pamiętaj o tem, a nie szukaj innego, choćby cię innym mamiono. — Nie daj się uwieść na pokuszenie w godzinę stanowczą. — Czyhają na cię potęgi piekielne, — ale ty się nie zaprzesz posłannictwa twego, — boś ty dziś ludem Bożym. Ani pod sromotny znak niewoli — ani pod splugawioną czapkę swawoli — nie poddasz nigdy pogodnego czoła! Ani ci na myśl nie przyjdzie targnąć się na swobodę innych ludów, — choćby wczorajszych ciemięzców, ■— boś doświadczył, ile droga — i jak srogą jej utrata. Owszem, wyrzekniesz się nie tylko złowrogiej, bo przez wrogów podsycanej między bratniemi ludami zawiści, ale nawet uczynisz ofiarę z odwiecznej, od ojców za niepomszczone krzywdy przekazanej, — a bezprawiem uprawnionej ku dotychczasowym ciemięzcom nienawiści. — Bo oto naród, który życiem i męką swoją na wiarę u braci zasłużył, który umarł dla zbawienia spogańszczonego znów świata, a który zmar-twychpowstaje, — aby w niebo wstąpić, — sam na świat przynosi Słowo Przebaczenia — i darowanie uraz między na-rodami opowiada! Jakeś od wieków wierzył w zadośćuczynienie dla pojedynczego człowieka, tak dziś uwierz, iż rodowe cierpienia i narodowe zasługi twoje policzone zostały. — Świetne mignęły ci już chwile — świetniejsze stokroć zajaśnieją jeszcze. — Niewolniku między plemionami! — dokonaj na własnym Ludzie wielkiego dzieła Wolności, — zaopatrz jego ciało i duszę, a zarazem podaj posilną rękę niewolnikom po innych narodach, 1        Matth. V, 10, 5. — 2        Psalm. XXXVI, 11. — 11* 164 owym upośledzonym Stanom, które, gołem prawem niby obdarzone, są jeszcze gołotą, bo im na chlebie powszednim zbywa jako dla duszy, tak i dla ciała. — Patrz, jak zadrgnęły one w głębiach społeczeństwa, — patrz, jak się budzą z odwiecznego letargu i domagają się czegoś, — a same czego nie wiedzą. — Patrz, jak złowrogim natchnieniom nadstawiając ucha, pieszczą się z ohydną myślą wytępienia, które stałoby się tylko wyrokiem ich własnego potępienia. Ubież u nich posłów złego, — prześcignij z dobrą nowiną opowiadaczy rabunku i rzezi, niewczesnych ognia i miecza zwiastunów!... — Przynieś im owszem oczekiwane słowo Pociechy i Pokoju; otwórz im wielki, już nie Zniszczenia, ale Czynu zawód. Odwróć ich, wpływem odwiecznej praw i obyczajów twoich łagodności, od szatańskiego dzieła zatracenia, do którego snać się gotują. — Wskaż im cięższą i trudniejszą, — ale chwale-bniejszą i bogu-milszą drogę, — i postępuj na ich czele per augusta ad augusta! A Przewodnikiem twoim obiecany Pocieszyciel, który cię „we wszelką prawdę wprowadzi" — a celem twoim: „Króle-stwo Boże i Sprawiedliwość Jego!" •XII. Świat Ducha wystąpi z Czynem Zbawienia. Hasłem jego: Ewolucja, nie Rewolucja. Niedarmo więc dotąd Ludzkość pracowała i cierpiała, niedarmo męczyła się i uczyła, — niedarmo kochała i walczyła. — Nie brakło jej zaiste ani na plagach, ani na pieszczotach Bożych. — Plagi były hamulcem, a pieszczoty bodźcem. — Żadna łza ani kropla krwi napróżno uronioną nie została.— Żaden promyk napróżno nie zabłysnął! Wszystko to zda się, — wszystkiem tem zarobiła i okupiła sobie pełność darów Ducha. — Każde jej nieszczęście było szczeblem do pewnej stronnicy szczęścia! Wysłużone, zapracowane, zarobione szczęście, wyrobić dziś trzeba. — To właśnie stanowić będzie sam wyrób ducha ludzkości. Stoimy jeszcze na progu między drugim a trzecim światem. — Chaos wokoło nas — zawierucha w świecie! — Słowo „Stań się", wyrzeczpne przez Boga przy stworzeniu 165 Wszechświatów, ma być wyrzeczone przez samą Ludzkość przy stworzeniu jej własnego świata. Dziwny i straszny ten zamęt żywiołów obecnego czasu z tym tylko porównać się może, który jutrzence Chrześcijaństwa towarzyszył. — Podobne cuda dotychczasowej cywi-lizacji przy podobnie obmierzłej tejże zgniliźnie; — podobna zapamiętałość — i tęsknota, — podobne rozpadanie się i wysilenia, — podobne zabiegi — i wybiegi, podobny nieład i zasoby, podobna chciwość i podobne zniechęcenie, — podobna rozpacz i nadzieja. Bo też jak wtenczas tak i dziś świat cały nowym światem się staje!... Trzeba być okropnie ślepym, aby nie widzieć, co się dzieje w świecie i na co się w nim gotuje.— Jak wszystkie żywioły dotychczasowego świata roztargane przez społeczne burze lub zarażone przez społeczne choroby. — Jak z pod tychże powłoki nowe żywioły słabo jeszcze, ale już zielono kiełkują.— Jak w każdej treści i w każdej formie, jak w każdem miejscu i w każdej chwili zdradza się pomimowolnie zwątpienie w to, co dotąd było, — a wiara w to, co będzie. — Jak się stare rozpada, a nowe kojarzy. „W krajach ludzkości noc głucha, Żywioły chęci jeszcze są w wojnie. Ale młodość ogniem płonie. Wyjdzie z zamętu świat Ducha; Miłość go pocznie w swem łonie A przyjaźń w wieczne utwierdzi spojnie. — Wnet prysną nieczułe lody I przesądy światło ćmiące: Witaj Jutrzenko Swobody Za tobą zbawienia słońce!"1 Tak jest, — nowego Zbawienia woła ludzkość cała, — jak wtenczas, kiedy się po raz pierwszy dobrej nowiny spodziewała. — Ze stanu konającego, w nowy stan odrodzenia wkracza. I dlatego jej tak słabo... i dlatego jej tak silnie razem! Lecz przy nowem przesileniu wielką względem dawnego spostrzegamy różnicę. — Wtedy trzeba było tylko czekać na 1 Mickiewicz: Oda do Młodości. — Wielki Wieszcz polski nigdy nie był większym, — nigdy nie był bardziej natchnionym Prorokiem, jak kiedy wznosił ten Hymn Przyszłości.       166 słowo zbawienia! — Wtedy, pojąwszy słowo, dość było wstąpić w siebie, uwierzyć i ukochać, — dziś trzeba jeszcze wystąpić z siebie, przez się zdziałać to, w co się wierzy i co się pojęło, — urzeczywistnić czynem to, co się pokochało i przed-się-wzięło. Bo tamto odrodzenie było dopiero z Bożej łaski, — a to teraz z naszej własnej Pracy! Porozumiejmy się dokładnie. — Nastanie Chrześcijaństwa było rewolucją socjalną, powszechną, jedyną co do ważności i zakresu swego w całej historji. — Wschodzące Chrześcijaństwo podkopać naprzód musiało świat starożytny, a świat ten podkopany, runął wkrótce i zakopał się pod nową warstwą świeżego, młodego świata. — Od owej chwili drugi ten świat wyrósł i wybudował się okazale, — a potem także chwiać się i próchnieć począł. — Czyliżby go znowu trzeba podkopać — a potem zniszczyć i zakopać? O nie! — Jednostajnych powrotów historja nie cierpi. Jej zwroty są zawsze nowe, — zawsze świeże, acz podobne i odpowiednie sobie. — Podkopywać już dzisiaj więcej nie potrzeba. — Co ze starości w dzisiejszej budowie runąć miało, to albo już runęło, albo się tak porysowało, że każdy, kto tylko chce jasno spojrzeć, widzi niechybne urwisko. — Nie-warto już podkopywać, — niewarto już nawet uderzać; — co osądzone, to już z własnej zgrzybiałości zapadnie, nie traćmy nad tem czasu ani potrzebnej na lepsze siły! — Podkopywanie, — co więcej, szturm i zniszczenie, już nawet dość długo trwało. — Wszakże trzy wieki liczy to rozpadanie się. — A wstrząśnienie ostatnie, które ojcami naszemi — a nawet niektórymi z nas pomiotło — było zaiste dość gwałtowne! Czegoż więc dziś potrzeba? Oto już nie rewolucji żadnej, — ale ewolucji. — Oto już nie wywrotu żadnego, — lecz nowej wielkiej budowy. Tak jest, — nie wywracać, lecz budować, — nie rozrzucać, lecz skupiać, — nie rozrywać, lecz kojarzyć, — nie wytępiać, ale wznosić, — nie zaprzeczać, ale twierdzić, — nie oddziaływać, ale działać, słowem już nie niszczyć, ale tworzyć trzeba! — Co tylko jest, to wszystko zda się, — to wszystko da się żywotnie przerobić, utwierdzić, uzgodnić, uorganizować. — Byle tylko samo opierać się nie chciało falom czasu, bo wtenczas fale te mimowolnie je roztrącą. — 167 Wszak wiadomo, że one „volentem ducunt, nolentem trabunt".— Od dobrej chęci przeto, od Woli, od czynnego udziału zależy dziś Życie! W tem to właśnie tkwi ogromna różnica między dawnem a nowem przesileniem. — Przy pierwszem przesileniu zagłada starego świata, owa tabula rasa wszystkiego, co istniało, była niezbędną, — bo kierunek nowy miał być wyłączny, oddzielny, odwrotny. — Dziś owszem o harmonję, o organizm, o włączne pojednanie, o udział tego, co było, z tem, co być powinno, idzie. — Zaiste niemało jest dotychczas owych niespokojnych i niesfornych umysłów, mniemających, iż stan nasz socjalny podobny jest do owych stajen króla Augjasa, które czekają jeszcze na oczyszczającego Herkulesa. — Lecz mylą się! — Ten niby oczekiwany Herkules już dawno przyszedł, — i przeszedł; — mnóstwo imion on nosił — i wiele pracy sobie zadał. — Zwał się on pokolei Wiklefem, Hussem, Lutrem, — zwał się on także Kartezjuszem, Wolterem, Kantem, — zwał się on wreszcie potężnym Mirabeau, obrzydłym Robespierem, wielkim Napoleonem! I wiele jeszcze innych pomniejszych nazwisk przybierał. Olbrzymie prace jego zapełniają historję trzech ostatnich wieków, owych wieków przygotowawczych, reformatorskich, rewolucyjnych. — Jeżeli tedy ów Herkules Polynymos nie wyczyścił jeszcze do szczętu naszej socjalnej obory, jeżeli zostawił po sobie niesprzątnięte gruzy i śmiecie, to właśnie dlatego, że gruzy te służyć mogą jako materjały do powstającej budowy, a nowym cementem spojone, zdadzą się nadchodzącym budowniczym; — że owe śmiecie nawet w nowo-uprawną i już doprawioną ziemię worane, służyć mają za nawóz przyszłemu życiu, przyszłemu Zbożu! Dziś więc tabula rasa bynajmniej nie jest potrzebna, jak była wtedy, gdy rozgraniczyła owe dwa światy wyłączne, między sobą odwrotne i wzajemnie się zaprzeczające. Bo wschodzący wówczas świat drugi, był pierwszemu schodzącemu przeciwległy, — wymagał przeto zagłady pierwszego. — Gdy tymczasem wschodzący dziś świat trzeci jest światem kojarzącym i utwierdzającym (syntetycznym, nie antytetycznym). — Nie potrzebuje więc wcale doszczętu niszczyć, aby własne przedsięwzięcia ziszczać. — Nie jest wcale wyłączny, ale 168 owszem łączny i włączny, — wiele żywiołów z dawnych światów w siebie przyjąć zdolny, wszystkie nawet przyjąć gotów, — pod warunkiem organicznego przerodzenia i postępowego odrodzenia. Dziś więc minęły czasy wandalizmu, — czasy zagłady lub toporu. — Rujnowaniem wszelkiem, wandalizmem tak fizycznym jak moralnym, brzydzimy się głęboko. — Pielęgnować owszem będziemy wszystko, cokolwiek nie zechce zostać lub stać się ruiną. — Zaiste, łatwiej jest wywracać, burzyć lub palić, niż tworzyć, wznosić i wykształcać, — ale właśnie dlatego, że łatwiej jest, — nie chcemy tego. — Dość trudu poniosła już Ludzkość, — ten jeszcze zadać sobie może — najsłodszy z trudów, bo trud miłości! — XIII. ■ Czem jest Ewolucja? — Jej konieczność. — Odezwa do uciśnionych. Kiedy więc mówimy*, iż dziś wystąpić trzeba z Wolą i Czynem, a nie tylko czekać na nowe Słowo zbawienia, jak przy pierwszej świata przemianie, — bo Słowo jest tylko przesłańcem Czynu, — nie rozumiemy już przez ów Czyn żadnej rewolucji, czyto politycznej, czy socjalnej, bo wszelka rewolucja, póki jest dopiero rewolucją, jest tylko wypadkiem ujemnym, za-przecznym, — nie jest jeszcze stanowczym, ale dopiero znoszącym Czynem, — nie jest jeszcze twierdzącą Akcją, ale dopiero Reakcją. — Otóż jak każdy organizm w żywotnej naturze wzrastać i przekształcać się może bez koniecznej choroby, — jeśli tylko zewnętrzne przyczyny jej zarodu weń nie wniosą, — tak też i organizm ludzkości wkroczyćby mógł zaiste w okres dojrzałego zdrowia, bez dalszych konwulsyj, — bez zwykłych dotąd cierpień i rozdarcia. — I to właśnie zowie się ewolucją bez rewolucji. Lecz skoro tylko organiczny postęp dozna jakiejkolwiek tamy, — skoro normalna ewolucja przygłuszoną zostanie, — oczywista, iż oddziaływa na tamę, — sprawia dopiero rewolucję w samym organizmie, — i rodzi boleść, której * W I w. mówiemy. * 169 można było uniknąć!... — Takie oddziałanie, to jeszcze nie działanie, — to jeszcze stara sprawa! To dopiero koniec starego świata, ale jeszcze nie poród nowego. — Wy wszyscy więc, którzy tylko niszczącej rewolucji pragniecie, wy sami przedłużacie świat upadający, a odwlekacie rozwinięcie się nowego! Działajcie więc, a nie oddziaływajcie! Potrzeba zaiste orać i doprawiać rolę, — ale gdy rola po kilkakroć doprawiona i gdy czas siewu nastaje, trzeba myśleć o siewie pod karą nieurodzaju; — boć wiecie, że rolę przeprawić też można i że siew spóźniony mści się na sie-waczu. — Otóż właśnie po ostatnich, dość głębokich orkach, uległa się rola; — nie opóźniajcie więc plonu upornem wytępianiem pozostałych chwaścików, ani pedantycznem rozkru-szaniem bryłek dobrej naszej ziemi, ani też zbyt głębokiem zapuszczaniem lemiesza, któryby jałowy tylko szczerek na wierzch wyprowadziwszy, pracę waszą udaremnił i następne lata ogłodził. — Pomnijcie na to, że o samych niszczycielach} rzec można, co Zbawiciel o przynoszących zgorszenie powiedział: „Zgorszenia na świat przyjść muszą, — ale biada tym, przez których „przychodzą zgorszenia".1 — Dzięki Bogu już dość zgorszenia , minęło. — Podajcież sobie zgodne ręce — ku polepszeniu! — Wy cierpicie zaiste, cierpicie głód okropny, tak fizyczny jak moralny, — cierpicie ucisk, którego brzemię dziś się dopiero w całej brzydocie i bezwładności objawia; — lecz właśnie dlatego idźcie cierpliwie do dzieła, — bo godzina bliska. — Wszak wy już nie dzieci, żeby iść na przekór... Ufajcie i kochajcie; — już raz Miłość zbawiła świat. W imię tejże samej Miłości wzywamy was dzisiaj, opuśćcie jałowe rewolucyjne zamysły, opuśćcie wszelkie zaprzeczne uczucia zemsty i nienawiści, — lecz bądźcie gotowi do Dzieła Obietnicy, do Chrystusowego Czynu, który był dotąd tylko Słowem w was. — Co się stać ma, to się niechybnie stanie, — to już jest pojętem, jawnem, — to więc minąć nie może, — to Słowo ciałem się staje. — Nie myślcie, aby to dzieło miało być prostą rewolucją, nie ubliżajcie mu do tego stopnia, — to jest daleko więcej, to jest Przemienienie, Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie Ludzkości! 1 Math. XVIII, 7. — Luc. XVII, 1. — 170 Komuniści, demagodzy, utopiści wszelkiej barwy, którzy macie prawe przeczucia i prawe domysły, ale czucia i myśli zwichnięte, — i wy synowie umęczonego, rozkrzyżowanego narodu, — żywej i świętej ofiary, przez którą Bóg staje się Ludzkością, jako przez Jezusa Chrystusa Bóg stał się człowiekiem, nie rozrywajcież dalej świata niedojrzałemi zamysły, — lecz bądźcie dobrej myśli, ku zrozumieniu... i bądźcie dobrej woli, ku spełnieniu! — XIV. Odezwa do dzierżących władzę. Czyliżby więc minęły już wszystkie uragany społeczne, każdemu Przesileniu właściwe? — Czyliżby już przebyte być miały wszystkie boleści porodu? — Czyż istotnie już tylko budować, a nie zrzucać, już tylko tworzyć, a nie walczyć wypada? — Spytajcie się znowu tych, którzy przy dawnem stoją, — to od nich także zależy. — Caveant consules!... Niestety! znając ich zapamiętały upór, — wątpimy; aczkolwiek z całej duszy pragniemy, — z całej duszy błagamy. — Błagaliśmy dopiero słabych, aby utajonych sił swoich nie nadużywali, — błagamy znów przemożnych, aby nie nadużywali jawnej martwości swojej. — Wy, którzy wstrzymujecie postęp ducha ludzkości, — na miłość Boga przestańcie, — bo jak Bóg Bogiem, to wam się na nic nie przyda. — Czyż niedość już jęków wydała pierś ludzkości, czyż niedość łez oczy jej wyroniły? Cóż wam z tego przyjdzie, że ich trochę więcej jeszcze wyciśniecie! — A przemóc? nie przemożecie, — przytłumić? nie przytłumicie, — wytępić? nie wytępicie! — Ani działa ani bagnety, — ani rusztowania ani lochy podziemne, — ani rada ani zdrada, — jak Bóg Bogiem, nic wam nie pomoże!... bo to sprawa Boża. — Cierpiała dotąd Ludzkość — i mocno cierpiała, — ale dziś cierpi mocniej niż kiedykolwiek, bo dochodzi właśnie do świadomości swego cierpienia i jego niestosowności. 171 Cierpiała dotąd, lecz cieszyła się myślą, że cierpienie jest jej nieuchronnym losem, — jej fatalnem tegoczesnem przeznaczeniem, — że powinna cierpieć na ziemi, aby pocieszyć się w niebie! — Cieszyła się więc już na tym świecie ową nadzieją innego świata, innego żywota. — Otóż daliście upaść tej nadziei, a nie chcecie dać wznieść się innej; — daliście podkopać wiarę zaświatowego pocieszenia, nie pomyślawszy o żadnem światowem pocieszeniu! — Lecz oto rzeczywiste przeznaczenie Ludzkości na ziemi objawia się jej w tej chwili, — przeczucia i żądze tego przeznaczenia już od sporego czasu miotają jej Duchem; — konwulsje ostatnich czasów są tylko wybuchami tychże; — aż oto, nim zakosztuje Ludzkość owocu z drzewa Żywota, — spożywa do szczętu owoc z drzewa świadomości!... I otwierają się jej oczy — i widzi biedna, że jest nagą... I myślicież może, że się ona zawstydzi? O nie! — nagość Świętej męczennicy jest jej jasną chwałą. — Kto inny się za nią zawstydzi... O wstyd wam! o hańba wam! którzy czuwacie nad spo-łeczeńskiem ciałem, — jeśli ten widok obnażenia, ta świadomość cierpienia Ludzkości nie wzbudzi w Was woli ratunku, — Czynu wybawienia! — Hańba wam i ohyda, — nic więcej, to zaiste dosyć, — to ostateczna, bo wieczna kara wasza. — Resztę daruje Ludzkość, — ale Sromu waszego z księgi żywota zmazać wam nie zdoła. — Sam nawet Wszechmocny przebaczyć może popełniony czyn, ale niebyłym uczynić go nie zdoła. — Kara więc wasza, krwią i łzami zapisana, pałać będzie na wieki w rocznikach świata, w tem wiecznem piekle sromoty, którego ogień nigdy was nie strawi. — Drzyjcie więc, aby Ludzkość nie wyrzekła nad wami straszliwego przekleństwa: Hańba wam na wieki! — A chwała Bogu na wszech wysokościach, — a spokój na ziemi Ludziom dobrej woli! — s DZIAŁ CZWARTY. Świat i Zaświat pod kategorją Czasu. I. Czy pozahistorycznej przyszłości niema?— Czem jest Tajemnica? — Sprzeczność jako moment integralny żywej Prawdy. —Rozwiązanie ich — religijnym obowiązkiem. Rozbiór zasad nowego wieku, w który właśnie ma wstąpić Ludzkość, i rozwój żywiołów jego, — już nie jest rzeczą tego wstępu, — ale ksiąg następnych, — Ułatwiwszy do nich przystęp historycznem wskazaniem kolejnych celów i środków rodu ludzkiego, — moglibyśmy już poruczyć się dalszemu przewodnictwu Prośb modlitwy Pańskiej i wstąpić za niemi na niwy Przyszłości, — gdyby nas jeszcze jedno zasadnicze pytanie u samych wrót nowego wieku nie zatrzymywało, — pytanie już nie historyczne, ale pozahistoryczne. — —        „Jakto? czyż więc na ziemi ma Ród ludzki wszech-„przeznaczeń swoich dostąpić? Czyż tu kres i czynów i bło-„gości jego? Ukoiwszy i ustroiwszy ziemię swoją, czyż nic „człowiekowi ani do czynienia ani do życzenia nie pozostaje? — „Słowem, czyż już niema żadnego Zaświata, — ani przyszłego Żywota?" — —        Ktoby taki wniosek z poprzedzających badań wyciągnął, ten snać przepomniałby wyraźnego oświadczenia, iż nie przychodzimy znosić, ale wznosić, — nie zaprzeczać, ale utwierdzać, — nie ujmować, ale spełniać. — Wszakżeśmy się wyraźnie odnieśli do świętych słów Chrystusa, który, gdy mu zarzucano, że rozwiązuje Zakon, rzekł: iż nie przychodzi rozwiązywać Zakon albo Proroki, ale owszem spełniać, i że ani jedna jota Zakonu nie zaginie, aż się wszystko spełni. — 173 Cokolwiek tedy Zakon rodowi ludzkiemu przysporzył, — to stało się jego świętą i nietykalną własnością. — Otóż Nowy Zakon obdarzył już Ludzkość świadomością wiecznego Żywota i ta jej zaprawdę odjętą nie będzie. — A przecież zdaje się i zdawać będzie nieraz, iż rozwiązujemy pewne zawiązki zakonu! — Tak jest, — rozwiązujemy, — ale to właśnie, co do czasu zawiązanem zostało, co dotąd zakryte i utajone, — a przecież objawionem być musi, — co założonem do-piero, a przy spełnieniu czasów wyłożonem być miało. — Rozwiązujemy zaiste, — ale co? — oto dotychczasowe sprzeczności, sprowadzając je do stanu przepowiedzianej i zaręczonej zgody. — Rozwiązujemy zaiste, — ale co? — oto doczesne tajemnice, podnosząc je do stanu obiecanej a wiekuistej jawności. — Takie zaś rozwiązanie jest właśnie dowiązaniem, — jest religijnym obowiązkiem. — Zakon nie wymaga dopełnienia, bo jest pełny, — i wystarczający, - ale wymaga spełnienia-, — nie wymaga dokonania, — bo jest doskonały, — ale wymaga wykonania. Otóż nie zdołaliśmy go spełniać i wykonywać, dopókibyśmy go spełna nie pojęli, — dlatego też to spełnienie i wykonanie oczekiwało dotąd na Objawienie Objawienia. Rozwiązanie sprzeczności jest więc nowem wzmocnieniem wiekuistego związku (Religji), — nowem zawarciem Przymierza Boga i Ludzkości. — Rozwiązanie tajemnic jest właśnie uwielbieniem Objawienia, — aby się odtąd święciło w nas, jak dotąd świeciło nam. — Takie więc rozwiązywanie jest właśnie spełnieniem Zakonu, bo nie znosząc nic z jego treści, ale owszem utwierdzając takową, spełnia to, co nam Chrystus zaręczył i wyraźnie polecił, gdy rzekł: „Niemasz nic tajemniczego, coby się „objawić nie miało, — ani ukrytego, coby na jawią nie wyszło."1 Bo cóż to jest tajemnica? — jeśli nie sprzeczność, która się jeszcze nie rozwiązała. — A cóż to jest sprzeczność? jeśli nie tajemnica, która jeszcze na jawią nie wyszła! Skoro cośkolwiek jawnie pojmujemy, oczywista, żeśmy już pokonali wewnętrzne sprzeczności, zawarte napozór w owej spełnej Prawdzie. — Gdyby sprzeczności żadnych w jakiej prawdzie być nie mogło, toby owa prawda musiała być abstrakcją, — jednostronnością, — a więc istnym fałszem. Prawdą jest ona 1 Marc IV, 22. — Luc. VII, 17. — Matt. X, 26. — 174 właśnie przez wszechstronną zgodę swoich żywiołów. — Otóż Tajemnica jest owym stanem Prawdy, w którym nie doszliśmy jeszcze do uchwycenia zgody składających tę prawdę warunków, — do pojednania jej napozór niepojednalnych sprzeczności, do żywotnego związania jej niesfornych napozór żywiołów. — Rozwiązując zaś te sprzeczności i te tajemnicze stosunki, tem samem nie znosi się bynajmniej Tajemnica, ale owszem wznosi się do stanu jawności, który jest jej zaręczo-nem w samym zakonie przeznaczeniem. — W tem to zrozumieniu rozwiązujemy sprzeczności Zakonu, i tym też sposobem, w dalszych księgach, Tajemnice Przyszłości rozwiązywać mamy. — Nigdy ujemnie, — nigdy za-przecznie, — nigdy jednostronnie, ale zawsze wzajemnem utwierdzaniem i żywotnem spełnianiem. — Otóż i to wstępne jeszcze pytanie, — o życiu obecnem i przyszłem, — o Świecie i Zaświecie, trzeba nam jeszcze w powyższem znaczeniu rozwiązać przed właściwem przystąpieniem do objawień, w modlitwie Pańskiej zawartych. A takie rozwiązanie, wedle tego, co się dopiero rzekło, musi być oczywiście związaniem, skojarzeniem, czyli dwojga pojednaniem. Cokolwiek się w tym wstępie przygotowawczo zawiera, to wszystko się dokładniej wywiedzie i dowiedzie, oraz wła-ściwemi wynikłościami dopełni w wykładzie samych Prośb Modlitwy Pańskiej. — Boć wstęp. każdy jest jakoby fundamentem, rzuconym w dany grunt, aby dopiero spoić powstającą budowę z danym dla niej gruntem. — Nieświadomy bu-downiczej sztuki, dziwić się może postępowaniu budowniczego, który snać bawi się daremnem zakopywaniem murów w ziemię, — miasto niezwłocznego wznoszenia budowy. — Ale te-orją lub samą praktyką nauczony, zna potrzebę tego spojenia, — i czeka cierpliwie wzniesienia murów samego Przybytku. — Jak więc w poprzedzających badaniach mieliśmy do czynienia z jednostronnemi wypadkami i zdarzeniami, — z wy-łącznemi, a nawzajem dopełnienia wymagającemi faktami t. j. z abstrakcjami Bytu, — tak znowu tutaj z jednostronnemi wyobrażeniami i pojęciami o życiu obecnem i przyszłem, o Świecie i Zaświecie, — trzeba nam się rozprawić. — Im trudniejsze przeto, bo mniej przystępne zadanie, tem potrzebniejsza cierpliwa uwaga! — 175 II. Przeszłość — Teraźniejszość i Przyszłość. — Rozbiór tych pojęć. Przypatrzmy się naprzód temu pytaniu pod kategorją Czasu, — a pojąwszy, co istotnie znaczy życie teraźniejsze i przyszłe, zobaczymy następnie, jak ono było dotąd pojęte, i jak pojętem być winno. — Oznaczenia owe: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, o tyle tylko mają właściwe i rozróżnione znaczenie, o ile je w zależności od siebie i wzajemnej do siebie względności uważamy. Ogólnie zaś i bezwzględnie wzięte, są jedno i toż samo; są temiż samemi chwilami czasu, z różnych stanowisk oglądanemi, — organiczną całość rozwinięcia razem stanowią.— Przyszłości bowiem przeznaczeniem jest stać się teraźniejszością, teraźniejszości stać się przeszłością. — I tak przechodzą w siebie kolejno, zaprzeczając sobie i znosząc się wzajemnie, a przez to wspólną względność i zależność od siebie ciągle objawiając. — Jakoż sama teraźniejszość, w tej samej chwili, w której ją wymówiliśmy, już minęła i stała się przeszłością, — a natomiast wcale inne „teraz" po niej nastąpiło. — I nawzajem to, co jeszcze przed chwilą nazywaliśmy „przyszłością", w tej chwili znowu stało się i fest już „teraźniejszością", — i maluczko, a znowu już nią nie będzie, stając się „przeszłością". — Ten ciągły przepływ, ta ciągła przekształcalność i przeistaczanie się jednego w drugie, jest właśnie istotą tych pojęć i stanowi razem ogólne pojęcie Stawania się, — rozwijania się, — słowem Postępu; a każde z owych pojedynczych oznaczeń żadnegoby wcale znaczenia nie miało bez związku z innemi i zależności swojej od innych. — Są to więc względne abstrakcje, dopełniające się wspólnie, a wymagające siebie nawzajem, aby być czemśkolwiek. — Bo każda z nich jest tem, czem jest, przez to właśnie i pod tym jedynie warunkiem, że się staje tamtem, czem nie jest, — bez tamtego zaś nie byłoby nawet tem, — nie byłoby sobą. — Tak więc przyszłość nie byłaby wcale przyszłością, gdyby kiedyś teraźniejszością stać się nie miała, bo dla czegoż i dla kogóż byłaby ona przyszłością? Wszakżeż jest tylko przyszłością w stosunku do teraźniejszości, którą sama w ciągu czasu stać się ma; — gdyby zaś nie stawała się tem, czem nie jest, 176 t. j. teraźniejszością, — toby też nie była rzeczywiście tem, czem jest, t. j. przyszłością. — Również przeszłość nie byłaby przyszłością, gdyby nie-gdyś teraźniejszością nie była, — bo czyjąż i względem czego byłaby przeszłością? Ona pod tym tylko warunkiem nazywa się i jest przeszłością, że była teraźniejszością. — Oderwania od siebie owych stanów ani odrębności tychże przypuścić nie można pod karą zupełnego obsurdum. Skoro tylko usiłujemy je od siebie oderwać, tem samem żywotny ich wątek zrywamy. Rzeczywista zależność i ciągłość jest istotnem tego rozwoju piętnem. Dla dobitniejszego pojęcia, a raczej powzięcia wyobrażenia o tych stosunkach, przenieśmy to, co się rzekło dopiero. metafizycznie o nieoznaczonych chwilach, do oznaczonych świata fizycznego zakresów, — np. do dni. — Trzem kategor-jom Czasu: przeszłości, teraźniejszości i przyszłości — odpo-wiadają trzy oznaczenia dzienne, które nazywamy wczoraj, — dziś, — i jutro. — Otóż owe Wczoraj, Dziś i Jutro mogą być między sobą nader różne, ale ogólnie wzięte, jako dnie, są jednem i tem samem. — Bo też i każdy dzień musi być po-kolei: „Jutrem, Dzisiajem i Wczorajem;" z tą atoli różnicą, że dla nas, dzień dzisiejszy jest w stanie realnym, wczorajszy zaś i jutrzejszy w stanie idealnym, t. j. tylko w nadziei lub wspomnieniu naszem; — albowiem dzień dzisiejszy posiadamy w całej rzeczywistości, żyjemy w nim, a on dla nas; o wczorajszym zaś lub jutrzejszym tylko pomyśleć możemy. — Każde więc dzisiaj, — każda teraźniejszość jest dla nas w stanie realnym, — gdy tymczasem każda przyszłość i każda przeszłość znajdują się dla nas w stanie idealnym, — z tą znowu różnicą, że każde jutro ma się dopiero zrealizować, — gdy tymczasem każde wczoraj już się było zrealizowało. — To zaś, czemu realizacji jeszcze brakuje, nazywamy abstrakcją, — i nawzajem, każda abstrakcja jest brakiem, wymagającym dopełnienia i dążącym do zrealizowania się, — chyba, że owa abstrakcja już zrealizowaną była; bo wtedy znowu jest znie- sioną — dokonaną. — Tak więc każde jutro jest dniem, mającym się dopiero stać i dokonać, a więc jeszcze nie urodzonym; — każde dziś jest dniem, właśnie stającym i dokonywającym się, a więc wła V, 177 śnie żyjącym; — każde zaś wczoraj jest dniem już stałym i dokonanym, a więc przez to samo już martwym. — Dnia wczorajszego już nikt nie zmieni, ani zniesie, bo jest wiecznie wrytym i już zniesionym, — co się stało, to się stało i odstać się nie może; — o tem już niema co mówić, chyba dla pamięci, — bo to już nie żyje przez się, jedno tylko przez skutki swoje, — chyba, że samo posiada w sobie powód dalszego od-życia, — tak jak żyjące istoty posiadają w sobie siłę własnego ruchu. Ale tu jeszcze nie z żyjącemi przez się istotami, — jedno dopiero z ich stanami i stanowiskami mamy do czynienia. Jak tedy każda Teraźniejszość jest stanem właśnie spełniającym się, a więc rzeczywiście, χατ' νέργειαν istniejącym, jak każda Przeszłość jest stanem już spełnionym, — już na wieki, a więc koniecznie χατ' έξοχήν dokonanym, a przez to samo zniesionym (acz nie zatraconym), — tak znowu przeciwnie każda Przyszłość ani jest, ani była jeszcze dokonaną, ale dopiero założoną możnością, zarodem χατα δύναμιν istniejącą, — jest więc dopiero abstrakcją, wymagającą spełnienia. — Każda przeto przyszłość, każde jutro, dopóty jest w stanie abstrak-cyjno-idealnym, dopóki pozostaje przyszłością, dopóki jest tylko jutrem; — realizuje się zaś, stając się właśnie teraźniejszością, stając się Dzisiaj. — Aliści, gdyby jakieś abstrakcyjne Jutro nie miało nigdy stać się żadnem Dzisiaj, to nawet nie byłoby wcale jutrem, — nie byłoby zgoła niczem, bo istotą jego jest to właśnie, czem się stać ma. — A skoro tylko stanie się, tem samem dopełni przeznaczenia swego, — wskutek czego znowu przeminąć sobie może i w stan wiecznego dokonania wstąpić. — Sprawdzeniem tedy i zrealizowaniem wszelkiego jutra jest koniecznie odpowiadające mu dzisiaj. Widzimy z tego, że wieczne jakieś Jutro, któreby nigdy obecnie zdzisiejszyć się nie miało, byłoby czystem absurdum, nie zaś żadnem Jutrem, — ponieważ jest jutrem pod jednym warunkiem zdzisiejszenia się, jakeśmy to poprzednio na nieskończenie drobnych chwilach uznali. — Integrując zaś jeszcze dalej i wznosząc się do wyższych zakresów, tym samym sposobem dojdziemy do wypadku, iż równie jak Jutro stać się musi Dzisiajem, a Dizisaj Wczorajem, 178 bo to ich istotę stanowi, tak też i to, co na wyższej skali przyszłem życiem nazywamy, kiedyś koniecznie tem życiem stać się musi; — inaczej owo mniemane przyszłe życie nie byłoby ani przyszłem, ani żadnem życiem, ale jakiemś urojeniem, — mrzonką, — bo jest niczem innem jedno wielkiem Jutrem względem naszego wielkiego Dzisiaj, stanowiącego właśnie obecne życie. — Porównywając owe doczesne dziś, jutro, do wiecznych, nie czynimy tu wcale dowolnego przypuszczenia, ani też nie wyrażamy nic dotąd niesłychanego, ale owszem postępujemy logicznie i analogicznie ku coraz wyższym i obszerniejszym zakresom, a używamy do ich oznaczenia tych samych wyrażeń, jakich już w Piśmie do tego użyto. Jakoż tak się ma życie obecne do życia przyszłego, jak się ma Dziś do Jutra; — i dlatego to Apostoł napomina Hebrajczyków, aby: „spieszyli się przez ten Czas, który Pismo nazywa Dzisiaj. "1 — III. Wszelki postęp ilościowy staje się z natury rzeczy jakościowym. — Stosunek obecnego życia do przyszłego. Doszedłszy do tego stanowiska, ważną w postępie tym uznać wypada różnicę. — Im dalej postępujemy, im obszerniejsze zakresy stawania się ogarniamy, im do wyższych jutrów i dzisiajów wznosimy się, tem postęp ów, w początku tylko ilościowy, coraz bardziej jakościowym się staje. To więc przejście przyszłości w teraźniejszość, odbywające się dopiero ilościowo (quantitative) co chwila, co dzień, co rok i t. p. — odbywa się znowu całkiem jakościowo (qualitatve) przez przejście w inne życie, — Wprawdzie pewna różnica jakości objawia się ciągle i w każdym ilościowym przepływie chwil, dni, lat i t. d., bo każda chwila jest odmienna przez się i odrębna od innych, — bo każde Jutro jest stopniowo różne od dzisiaj, a każdy rok jeszcze nas bardziej zmienia; — ale jednak zmiana ta jest zawsze bardziej ilościową, — jest bowiem nieznacznem mniej więcej stopniowaniem, gdy tymczasem przez przejście życia 1 Hebr. III, 13. 179 w inne życie ta zmiana staje się zupełnie jakościową, nie przestając pomimo tego być ciągle ilościową, t. j. nie zrywając bynajmniej ciągłości ogólnego postępu. — Solutio continuitatis i tu nawet absolutnie niema; — tylko przy ciągłej przepływalności, powstają mniej więcej odrębne i odmienne oddziały; — czyli są to ciągłe, acz coraz znaczniejsze, Stępy jednego Postępu. Nadchodzi tedy pewien Rok, nadchodzi pewien Dzień i pewna chwila, — w której owo jakościowe przejście w ilościowym postępie stanowczo się objawia; — a pomimo tego owa stanowcza chwila znajduje się w ciągłym ilościowym związku z poprzedzającemi i z następnemi. I tak np. w doczesnem życiu pojedynczego człowieka jest pewien rok, pewien dzień i pewna chwila, która człowieka pełnoletnim czyni, — a przecież owa chwila, która tak wielką zmianę w nim sprawić zdolna, jest zupełnie do innych poprzednich lub następnych ilościowo podobna; ona ciągu życia człowieczego bynajmniej nie przecina, tylko w owym ciągłym postępie stanowczy jakościowy odskok sprawia. — Jest to dzień, jest to chwila podobna do wielu innych, a przecież człowiek, dostępując owej chwili, spostrzega się zupełnym innym; — dotąd był bezprawnym, odtąd staje się uprawnionym, — dotąd nic stanowczo sam przez się działać nie mógł, odtąd, co tylko uczyni, staje się ważnem. — Owa tedy chwila dokonywa obecnej nieletności człowieka i znosi takową, a natomiast realizuje ową pełnoletność, którą dotąd człowiek idealnie dopiero oczekiwał, o której dotąd tylko marzył. — Dla dziecka tedy stan pełnoletności jest także jakiemś idealnem Jutrem, jakąś oczekiwaną dopiero przyszłością, będącą jeszcze dla niego, póki jest dzieckiem, w stanie abstrakcji, w stanie ideału, a która pod tym tylko warunkiem istotnie jest czemsiś, że nastanie, że zrealizuje się. — Otóż, jeżeli w ciągu pewnego, doczesnego żywota spotykamy takie stanowcze odskoki, rozdzielające ów żywot na odrębne od siebie przedziały, — cóż dopiero w ciągu wiecznego żywota Ducha?... Ów wieczny żywot dzieli się przeto w sobie samym (jak to wnet dokładniej rozwiniemy) na wiekowe żywoty, — na czasowe czyli doczesne życia, z których koniec jednego jest początkiem drugiego, podobnie jak koniec dnia pewnego jest początkiem następnego. 12* 180 Cała trudność, a razem fałszywość dotychczasowego pojęcia przyszłego życia i tamtego dla nas świata głównie na tem zależała, iż zwykle wyobrażano sobie jednostronnie jako-byśmy tylko podmiotowo przejść mieli w przyszłe życie i w tamten świat; gdy tymczasem w istocie, owo przyszłe życie, pojęte co do czasu, musi też przedmiotowo przyjść do nas, musi samo stać się teraźniejszem, właśnie dlatego, że jest dopiero przy-szłem, co nie uwłacza bynajmniej naszemu własnemu ruchowi; — bo istotnie my sami w inny stan przechodzimy, to jest przeistaczamy, przeradzamy się; ale o tem dalej. — Jest to znowu pod pewną miarą tenże sam stosunek, co z pełnoletnością człowieka. — Dorasta wprawdzie do niej dziecię, — ale też i lata mijając przynoszą mu takową. — Otóż uznaliśmy powyżej, iż co tylko jest prawdziwie przyszłem, jest takowem jedynie pod warunkiem następnego steraźniejszenia się, inaczej, bez takowej następności, nie byłoby prawdą, ale tylko uroje-niem. Czasowo więc i podmiotowo pojęte, przyszłe życie póki jest tylko przyszłem, jest równie jak jutro, póki jest dopiero jutrem, t. j. stanem jeszcze abstrakcyjno-idealnym względem stanu już zrealizowanego w teraźniejszem życiu; czyli jest wielkiem Jutrem względem wielkiego Dzisiaj. — . Równie więc, jak my nie występujemy wcale z jednego roku, aby się w drugi przenosić, ale same lata przed nami, w nas, dla nas i po nas mijają, — równie, jak my nie ruszamy się z czasu, ale owszem czas rusza się względem nas, t. j. jak my nie wkraczamy do jutra, ale samo jutro nadchodzi do nas i staje się Dzisiajem, przez co właśnie samo urzeczywistnia się, — tak też leży w pojęciu przyszłego życia i tamtego dla nas świata, które póki są tylko przyszłem i tamtym, są dopiero idealnemi abstrakcjami, zrealizować się żywotnie, t. j. stać się tem życiem i obecnym światem. — IV. Koniec świata. — W Piśmie św. nazywa się „końcem wieku." — Vita tollitur quidem, sed sursum. Przejdźmy teraz dalej i dialektycznie te wypadki przenieśmy od człowieka do Ludzkości, — która jest zbiorowym człowiekiem. — 181 Jak dla indywiduów płyną chwile, dnie i lata, — tak dla ludzkości płyną pokolenia, wieki, Epoki, — To zaś, co dla indywiduów zowie się żywotem, to dla Ludzkości nazwano Erą, wielkim wiekiem, a później światem. — Równie więc jak dla pojedyńczego człowieka przyszłe życie kiedyś tem życiem (t. j. obecnem dla niego życiem) stać się musi, — tak też w historji ów tamten, czyli przyszły świat, tym światem się staje; gdy tymczasem świat dotąd obecny, który do owej chwili tym światem nazywano, przechodzi i zachodzi; — czyli inaczej: ogół ludzkości przy spełnieniu czasów* do nowego stanu przechodząc, przemienia się stanowczo, — umiera i przeradza się, — a tak odrębny zupełnie zawód rozpoczyna, jakkolwiek ów nowy zawód z poprzedzającym ściśle i ciągle nierozerwanym łańcuchem postępu się łączy. — Taki więc przedział, takie odnowienie, taki odskok i podniesienie w ciągłym postępie, równem prawem możemy końcem świata nazwać, jak nazywamy końcem życia ową doczesną śmierć pojedynczego człowieka, — aczkolwiek pomimo wyrażenia tego o wiecznym żywocie ducha przeświadczeni jesteśmy. — Co tedy kościół Chrześcijański w Liturgji za umarłych głęboko wyrzekł o życiu pojedyńczego człowieka, to również o życiu powszechnego człowieka, t. j. o życiu Ludzkości i samego świata jest prawdą: „Vita mutatur, non tollitur." Otóż taka stanowcza życia Ludzkości przemiana, takie stanowcze przerwanie wszelkich jej stosunków, jest to zaiste pewien koniec świata, gdyż rzeczywiście wtedy świat nasz niniejszy, w dzisiejszej formie i istocie, ów świat dla nas teraźniejszy ze wszystkiemi obecnemi warunkami i żywiołami jako taki istnieć przestaje i pod wszelkim względem tak moralnym jak materjalnym w inny świat się przeistacza. — Lecz taki koniec świata nie jest bynajmniej końcem wszelkiego świata, równie jak koniec dnia dzisiejszego jest wprawdzie końcem dnia pewnego, lecz wcale nie końcem wszelkiego dnia. — Byłoby więc daleko trafniej i dokładniej, gdybyśmy, trzy-mając się ściśle wyrażeń pisma Świętego, przemianę takową nie „końcem świata", ale końcem Wieku czyli Ery, consummatio saeculi, συντέλεια αιώνος,1 nazywali. — Zaprawdę — czyż nam tu nie przychodzi podziwiać absolutności Objawienia, które 1 Mat. XXIV. 3. i paralele. 182 nam dozwala nawet owe stosunki, które przez fałszywe pojęcie zwichnięto, przez powrót do czystego źródła tegoż Objawienia w właściwem świetle przywrócić. — Darmobyśmy szukali w Piśmie wyrażenia koniec świata, wszędzie znajdziecie koniec wieku, czyli Ery. Że już raz podobny „koniec świata", czyli dokładniej Wieku w historji nastąpił, a to w przejściu ze świata starożytnego do świata chrześcijańskiego, o tem się przekonaliśmy przez rozbiór historycznego postępu Ludzkości. A jeżeliśmy istotnie już w przeszłości jeden taki koniec świata przebyli, co nawet w zwyczajnej mowie się objawia, skoro owe dwie Ery, przez nastanie chrześcijaństwa rozgraniczone, dwoma światami nazywamy, — czemużbyśmy znowu podobnego przebyć nie mieli, wkraczając w nowy, a dla nas dotąd przyszły, czyli w trzeci naszego planety Wiek. — Atoli przez taki koniec świata nie ma się bynajmniej rozumieć, aby świat nasz planetarny miał z posad swoich wystąpić i wpaść w otchłań nicości; — nie ma się bynajmniej rozumieć, żeby sam świat realny miał absolutnie zginąć albo zniknąć lub w jakiś idealny, w jakiś wiecznie-jutrzejszy, (a tem samem tylko urojony) stan spłynąć, ale owszem ma się przez to rozumieć, iż owo nie urojone, lecz rzeczywiście oznaczone i przeznaczone wielkie jutro świata, czyli tamten świat, ma się stać realnie wielkiem Dzisiaj świata, czyli obecnym światem. — Tym to sposobem powszechny rozwój postępu dokona znowu pewnego stanowczego obrotu. — A tak wyrażenie owo: koniec świata, skoro je tylko przyjmiemy w znaczeniu dopiero wyłożonem, nie jest bynajmniej fałszem; gdyż istotnie pewien świat, pewien całkowity okres życia Ludzkości w takiej chwili się kończy; lecz wyrażenie Pisma jest daleko ściślejsze i dokładniejsze, a tem jest: „Spełnienie wieku" (Consummatio saeculi). Jak więc przychodzi indywidualnie chwila dla człowieka, w której z tego świata w tamten przechodzi, albo inaczej, w której dla niego ten świat schodzi, a tamten nadchodzi, (co w zwykłym trybie rzeczy tylko przez śmierć osoby ma miejsce), tak też dla całej Ludzkości następuje w szeregu chwil chwila, w której dotychczasowa jej forma i istota również umiera, — t. j. przeradza się i odradza; a to znowu dla 183 ludzkości stanowi przejście z jednego świata w drugi. I znowu znajduje się w szeregu pokoleń pokolenie, które to stanowcze przejście uskutecznia. — Lecz jako niepodobna jest przy umierającym człowieku uchwycić właściwej sekundy, w której życie w śmierć się przedzierzga i tylko w przybliżeniu można takową chwilę wskazać, a dopiero po jej nastąpieniu uznaje się, iż ta wielka crisis właśnie minęła, — tem bardziej w życiu powszechnego człowieka znać zbliżanie się śmierci i uznaje się jej nastąpienie, ale ani roku, ani dnia stanowczego absolutnie mu naznaczyć nie można. — Skoro zaś tak śmierć obecnego stanu ludzkości następuje, jest to oczywiście podług słów objawienia: końcem świata tego, a raczej końcem tego wieku: συντέλεια τού αιώνος τούτον, CONSUMMATIO HUJUS SAECULI, ALE BYNAJMNIEJ NIE KOńCEM ABSOLUTNYM WSZELKIEGO śWIATA, TO JEST NIE WIECZNYM KOńCEM śWIATA, ALE TYLKO WIEKOWYM, CZYLI JEST TO PRZEJśCIE CAłEGO ORGANIZMU LUDZKOśCI Z TEGO W TAMTEN śWIAT, Z TEGO W TAMTEN WIEK. — Unikać więc mianowicie powinniśmy najfałszywszego wyobrażenia, przywiązanego zwykle do końca świata, jakby on zależał na bezwzględnem zaprzeczeniu, na samem zniszczeniu, absolutnem zniesieniu, po którem dopiero zaczynałaby się jakaś bezczasowa wieczność; — kiedy przeciwnie, ów koniec świata zależy tylko na przerodzeniu, Palingenesis t. j. na przeistoczeniu dotychczasowego stanu i dotychczasowych form istnienia w inne, dalsze i doskonalsze, a miasto zniszczenia, na podniesieniu go do wyższej potęgi. Bo pomnijmy zawsze, że: życie się wznosi, ale nie znosi, Vita tollitur quidem sed sursuml— Temi wypadkami opatrzeni możemy przystąpić do dalszego i obszerniejszego stosunków tych pojęcia. — V. Doczesność a Wieczność. — Prawdziwe pojęcie wieczności. — Największy błąd, jaki dotąd popełniono w zwykłem pojęciu tych stosunków, tak względem pojedynczych ludzi, jako też względem zbiorowej ludzkości, tkwi właśnie w ślepem trzymaniu się fałszywej sprzeczności, uchwyconej między po-jęciami Doczesności i Wieczności. — Sprzeczność ta jest zu 184 pełnie fałszywa, bo rzeczywiście pojęcia te nie są pojęciami jednego rzędu, a więc nie mogą z sobą stanowić żadnej sprze-czności, — i my to sami sztucznie takową do nich wprowadzamy niezwłocznie, kiedy utrzymujemy je we wrytej antytezie. — Uznajemy bowiem, iż Doczesność ma się do Wieczności, jak się ma część do całości; — czyli, że Wieczności, jest tylko pasmem różnych między sobą Doczesności, które ją tak właśnie składają, jak pojedyncze ogniwa składają całkowity łańcucb. — Jakoż świat ten i świat tamten, życie obecne i życie przyszłe, — oto są pojęcia jednego rzędu, (correlata,) odpowiadające sobie i wyłączające się nawzajem, a tem samem zachodzące z sobą i w siebie, oraz prawdziwą stanowić mogące sprzeczność; — bo świat obecny nie jest przyszłym i odwrotnie, przyszły nie jest teraźniejszym; a gdzie jeden nastaje, drugi ustać musi, i odwrotnie; aczkolwiek dialektyczna ta antyteza, dialektycznie też w siebie przechodzi, — i jedna prze-ciwnica odwrotną swoją przeciwnicą się staje, jakeśmy dopiero wytknęli. — Tu więc panuje istotna wyłączność, a tem samem wzajemna do siebie względność. — Ale sam świat obecny nazywać wyłącznie Doczesnością, a sam świat przyszły wyłącznie Wiecznością — w tem właśnie leży cały błąd, bo tu porównywamy pojęcie niższego rzędu z pojęciem wyższego, które wielce poza niego sięga, — a zatem żadną miarą porównać się z niem nie da, ponieważ go owszem samo w siebie zagarnia. — Jakoż, jeżeli Wieczność ma być prawdziwą a nie pozorną, ani urojoną wiecznością, to obejmować w sobie musi równem prawem tak świat teraźniejszy, jak przyszły i przeszły, słowem, Wszechświat i Wszech-żywot; — inaczej nie byłaby wcale Wiecznością, ale tylko pewnym, ograniczonym wiekiem. — Wszelka wyłączna, wszelka ograniczona i od czasu zależna Wieczność już tem samem byłaby doczesnością i zeszłaby do rzędu cząstki swojej, sko-roby jakiśkolwiek czas z siebie wyłączała, i oczywiście przez samo to wyłączenie przestawałaby być tem, czem się mianuje, t. j. wiecznością. — Cóżby to za chroma była wieczność, któraby gdzieś i kiedyś, czyto po śmierci człowieka, czyto po końcu świata zaczynać się miała. — Taką przypuszczając wieczność, tem samem wcale jej nie dopuszczamy: bo skoro 185 tylko pozwalamy jej gdzieśkolwiek się poczynać, tem samem ją jako nie wieczną uznajemy. — Pojęcie tego stosunku jest tak proste i naturalne, iż nie potrzebowalibyśmy tak długo nad nim zastanawiać się, gdyby nie nastąpione od wieków zwichnięcie wyobrażeń przez przypuszczenie, iż na tym świecie panuje tylko Doczesność, a na tamtym znowu tylko Wieczność; — jak gdyby podobna było przypuścić jakowąś Wieczność, któraby wszędzie i zawsze nie panowała. I w samej rzeczy, jeżeli świat dzisiejszy integralnie do wieczności nie należy i Wieczność dopiero po jego końcu rozpoczynać się ma, toć sama wieczność już nie jest wiecznością, ponieważ ją własny nasz Czas wyłącza, ogranicza i waruje. — Czemżeż więc byłaby taka zawarowana Wieczność? Oto znowu niczem innem, jedno pewną Doczesnością, ponieważ z pewnym czasem się zaczyna, od pewnego czasu zależy, a zatem oczywiście i do pewnego czasu trwać będzie; — nie-masz bowiem dostatecznej przyczyny, aby to, co się z czasem, w czasie, i zależnie od czasu zaczęło, z czasem też i w czasie i do czasu skończyć się nie miało. — Doczesność tedy znosi podobną abstrakcyjną wieczność, zastępując ją — zniża ją do swojego rzędu i czyni ją sobie podobną. — A nawzajem taka abstrakcyjna wieczność znosi znowu wszelką doczesność i czyni ją owszem wcale niepodobną. — Bo jeżelić owa Wieczność ma trwać wiecznie, gdzież się podzieje Doczesność? Już ona nie znajdzie ani czasu, ani miejsca dla siebie, jeżeli nie w łonie samej Wieczności? — Istnienie więc takowej doczesności obok wieczności i niezależnie od niej jest niepodobne; ona tylko we wieczności istnieć może. — A skoroć jest lub była kiedyś jakakolwiek Doczesność, (co wyznajemy obecnem życiem), toć już owe) abstrakcyjnej wieczności nigdy nie było ani być nie może, bo taż jest przez ową doczesność zawartą i wypartą. — Niemasz tu więc znowu ratunku dla takiej wieczności; albo musi ona wywietrzeć jak płonna abstrakcja, — albo też musi samemi doczesnościami się spełnić i urzeczywistnić. — Z tego więc wypada, iż Świat i Zaświat, życie obecne i przyszłe, mają się do siebie — wcale nie jak Doczesność do Wieczności, ale jak jedna Doczesność do innej Doczesności, których znowu całością i Spełnią jest absolutna Wieczność; czyli inaczej, że świat teraźniejszy, równie jak życie obecne, 186 jest rzeczywiście pewną doczesnością, a świat przyszły, równie jak życie przyszłe, jest znowu inną, ale także pewną doczesnością, aczkolwiek doczesności te mogą być między sobą nader różne, a nawet dialektycznie sobie przeciwne; które to przeciwieństwo właśnie przez dialektyczne prawo postępu znosi się przez przejście z jednej w drugą, z idealnej w realną; — lecz są to zakresy jednorzędne i wzajemnie od siebie zależne. — Wieczność zaś prawdziwa jest owych doczesności wszechnicą (Syntezą), górującą i panującą nad niemi Spełnią; — czyli wieczność obejmuje w sobie wszelkie możne i rzeczywiste doczesności i takowemi kolejno własny swój żywot wieczny rozwija i spełnia; słowem, że sama wieczność z samych różnorodnych doczesności się składa, ale ich wcale z siebie nie wyłącza, ani też ona nie jest przez owe doczesności do pewnego czasu wypartą. — Boć ona już nie zależy od Czasu, jak owe pojedyńcze Doczesności, ale czas właśnie od niej zależy. — Czas stanowi tylko wewnętrzne oddziały w łonie samej wieczności, — ale zewnątrz niej, czyli poza wiecznością, żadnego czasu niemasz ani być nie może. — Kiedy więc w potocznej mowie wyrażamy się o zmarłym człowieku, że przeniósł się do wieczności, mówimy istny fałsz; — on nie potrzebował przenosić się do wieczności, ponieważ przez to samo, że żył, to już żył w samej wieczności; — wieczność bowiem wszelaki żywot ogarnia, a więc i ów, który się właśnie dla tego człowieka kończy, a zewnątrz tej wieczności nic niemasz. — Umierający tedy człowiek nie przenosi się wcale do wieczności, albowiem w niej był, jest i będzie, ale raczej przechodzi z jednego okresu wieczności w inny, — albo dokładniej jeszcze, ów idealny dotąd dla niego okres wieczności staje się realnym, a dotychczasowy realny natomiast dokonywa się i schodzi. — Zupełnie toż samo pomieszanie wyobrażeń miało dotąd miejsce względem końca świata. — Otóż jak koniec życia pojedynczego człowieka nie jest dla niego końcem wszelkiego czasu, a początkiem wieczności, tak też dla Ludzkości i dla Ducha powszechnego koniec świata nie jest wcale końcem wszelakiej doczesności, ani też żadnym początkiem wieczności, bo wieczność jest wiecznie poczęta i wszelkie światy w sobie obejmuje. — Koniec więc świata jednego jest tylko początkiem 187 innego, a przepływ ten światów stanowi wieczny Żywot Wszechświata, równie jak przepływ żywotów człowieka stanowi właśnie jego wieczne życie. — Jeżeli nie tylko w samym duchu, ale też w literze Objawienia szukać zechcemy dowodów na ten wypadek powyższego rozumowania, znajdziemy je w samych wyrazach: αιών, γενεα i χαιρός, których tak Ewangelje jak i pisma apostolskie używają do oznaczenia pewnej Doczesności, czyli doczesnej Ery — tak owej, w której teraz żyjemy, jakoteż owej, która ma w przyszłości nastąpić. — Wszakże wszystkie te wyrazy, których później niewłaściwie użyto do oznaczenia owej abstrakcyjnej, wiecznie idealnej, a tem samem urojonej wieczności, ściśle i poprostu zrozumiane, wyrażają pewien oznaczony i zawarowany Czas, Wiek lub Ród; — i tylko największym gwałtem dały się zastosować do wyrażenia tak czczego ogólnika, jakim jest abstrakcyjna wieczność, pozbawiona wszelkiej doczesności. — Wszakże gdy Pismo św. mówi o tym czasie i o tamtym, albo o tym wieku i o przyszłym, oczywiście mówi o dwóch po sobie następujących czasach i wiekach nie zaś o jakimś Czasie i Nieczasie, ani też o pewnym wieku i wieczności. — Są to zawsze dwa odrębne, a odpowiednie sobie przedziały, ściśle odróżnione, ale zależne od siebie, ściśle od siebie odgraniczone, a tem samem w łonie prawdziwej wieczności spólnie objęte. — To ich odróżnienie, ta ich odpowiedność, — słowem to czasowe następstwo owych wieków, stanowiących dopiero rzeczywistą wieczność, w mnóstwie tekstów najdobitniej spostrzec się dają; — a mianowicie w głównych ustępach Synoptycznych Ewangelij, gdzie o owej ostatecznej i powszechnej świata naszego przemianie jest mowa, jako to u Mateusza św. w Roz. 24 i 25; u Św. Marka w Roz. 13, a u Łukasza św. w Roz. 19 i 21, — w których to celnych ustępach pojęcie mniemanego końca świata nazwanego tu bardzo dokładnie „końcem wieku"1 1 Grecki wyraz αιών da się najdokładniej wytłumaczyć przez polski wyraz wiek, posiada bowiem właśnie owo podwójne znaczenie czasowości i wieczności. - Jakoż rzeczownik αιών jest toż samo co aevum, saeculum, tempus, vita, czyli wiek, era, żywot (francuskie age); — a znów przymiotnik z tego αιώνιον, wieczne. Jakób Grimm dowodzi, że w germańskich narzeczach wyrazy Welt, World (świat), pochodzące od starych wyrazów Weralt i Worold znaczyły właśnie pewien wiek, pewien przeciąg czasu (saeculum). Tak to ów podział żywota wszechświata na wielkie Wieki czyli światy objawia się w świa t 188 consummatio saeculi, συντέλεία τού αιώνος τούτου, JAKO CZASOWA chwila przejścia jednego stanu świata w inny się objawia.1 —         Oprócz tych stanowczych ustępów mnóstwo innych tu i owdzie rozsianych tekstów w nowym zakonie dowodzi cza-sowości, nie zaś pozaczasowości owego aktu rozgraniczającego następny żywot świata na dwa odrębne, po sobie idące okresy; — które to teksta w następnych Księgach tak przy pojęciu Odrodzenia Świata, jako też pojęciu Odrodzenia Człowieka bliżej poznamy. — Tymczasem poprzestać tu możemy na wskazaniu wypadku najnowszej Egzegezy, która po wszechstronnym rozbiorze tych       i tym podobnych tekstów dowiodła, iż w pojęciu owego końca świata (συντέλε αιώνος, consummatio saeculi) następstwo po sobie dwóch stanów i przejście jednego w drugie leży; — czyli że tu jest mowa o dwóch kardynalnych czasu perjodach, o dwóch epokach świata, z których jedna ustępuje przed drugą, których zaś granicznym punktem jest owa w czasie nastąpić mająca consummatio saeculi. — Jakkolwiek więc ten świat z tamtym, życie obecne i przyszłe, królestwo ziemskie i królestwo niebieskie, słowem Świat i Zaświat (Diesseits und Jenseits) w rzeczywistej sprzeczni względem siebie się znajdują, — to przecież musi ta sprzecz-nia przejść w Ciągłość, t. j. zadaniem jest tego świata stać się tamtym, a tamtego stać się tym. — A dopiero ciągłość i całość owych stanów przeszłych i przyszłych stanowi Żywot wieczny — Wieczną Teraźniejszość. — I dlatego też Chrystus, który świadomość owego wiecznego życia wszystkim ludziom przyniósł, mógł powiedzieć i powiedział: że kto wierzy w Niego, ten już ma żywot wieczny.2 — Wszakci nie powiedział Chrystus: ten dostąpi wiecznego żywota po śmierci, to jest po doczesnym żywocie, — ani też: ten przejdzie do wiecznego życia, ale wyraźnie i stanowczo wyrzekł: ten ma wieczny Żywot! domości nieomal wszystkich ludów. Owym to wiekom świata — owym chrześcijańskim Aeonom odpowiadają poniekąd indyjskie Kalpa, z całą niezmierno-ścią, właściwą orjentalnym wyobrażeniom. — 1        Patrz nader dokładny rozbiór tych tekstów w Traktacie Weizla p. t. „Die urchristliche Unsterblichkeitslehre", z którego kilka wyjątków w Przypiskach. — 2        Joan. V, 24. — 189 VI. Jednostronność i zaprzeczność w tłumaczeniu dotychczasowem tych pojęć przez filozofów. — Odwrotna ostateczność u teologów, utrzymujących Dualizm Świata ze Zaświatem. — Dualizm wszelki wymaga pojednania. » Doszliśmy tym sposobem do ważnego nader pytania, stanowiącego nieledwie zwrotną oś wszelkich dziś badań na polu Filozofji i Teologji, a którego różnorodne rozwiązywanie wywiera wpływ niesłychany na cały kierunek społecznych wyobrażeń. — Wiadomo, iż nowsi filozofowie, pośrednio lub bezpośrednio od Hegla pochodzący, — oraz młodzi teologowie, którym Straus dał hasło, wyraźnie uznają zniesienie dualizmu między tym a tamtym światem (czyli między Światem i Zaświatem, Diesseits und Jenseits) za główne zadanie dzisiejszej tak filozoficznej jak teologicznej świadomości.1 Lecz owo zniesienie, a raczej zlanie w jedność tego dualizmu, które jest istotnie niezbędnym warunkiem właściwego życia ducha, dotąd w spekulacjach nowoczesnych, a mianowicie niemieckich, tylko jednostronnie i zaprzecznie, nie zaś absolutnie i afirmacyjnie nastąpiło. — Owi znakomici acz jednostronni badacze uznali wprawdzie słabą stronę dotychczasowych stosunków i domyślili się warunku zaradzenia takowym; lecz warunku tego zaledwie na pół dopełnili, t. j. miasto rozwiązania gordyjskiego węzła, woleli przeciąć takowy — niebaczni, że tem samem odcinają jeden z jego istotnych zawiązków. — Jakoż, chcąc uczynić nieuchronne przejście ź dualizmu do monizmu, t. j. chcąc rozwiązać uznaną sprzeczność między światem a zaświatem, między doczesnem a przyszłem życiem i sprowadzić niejako te dwa ułamki do jednakowego mianownika, — zaprzeczyli wprost istnieniu tamtego świata i przyszłego życia, a natomiast tylko temu, obecnemu, jedyną rzeczywistość przyznali. — Musieli więc omylić się w rachunku, podobnie jak omyliłby się ów, który wprost jeden ułamek od drugiego odciągnąwszy, mniemałby, że tym sposobem dopełnił zadania.— 1 Strauss np. powiada wyraźnie w Dogmatyce swojej „Das alles Thun „der Philosophie durch die ganze Dogmatik hindurch nichts anderes sei, ais „alle Formen des Jenseits auf die der diesseitigen Gegenwart zunickzufuhren „und mit dem Inhalte von jenem diese zu erfϋllen." — 190 Oczywiście zapomnieli oni, że jednostronne i li negacyjne drogi tylko do błędu prowadzą, że wszelka negacja jest tylko środkiem, ale nigdy celem być nie może, — wreszcie, że nigdy tylko znosić, ale wznosić potrzeba, chcąc skutecznie i prawdziwie twierdzić. — Całą i jedyną ich zasługę w tym względzie stanowi więc to, że pojąwszy wewnętrzną sprzeczność i niedołęstwo wszel kiego dualizmu, uznali monizm czyli Jedność za niezbędny dla ducha warunek i że usiłowali jak bądź tak bądź dostąpić tej jedności; ale zapomnieli, iż owa jedność nie powinna i nie może być jednostronną, bo wtedy jest wrzekomą, — lecz że musi i powinna być wszechstronną, a więc różnorodność w sobie samej obejmującą i kojarzącą i nad własnemi różni cami panującą, — a wtedy dopiero jest prawdziwą i spełną Jednością; czyli inaczej, — że nie powinna być bezpośrednią jednostką, ale spełnem pojednaniem. —       • Uznali oni też trafnie, że Wieczność, jako prosty od-wrotnik doczesności, byłaby czczą tylko abstrakcją, nie wytrzymującą próby myśli. — Wyrzekli się więc takowej i sprowadzili wszystko gwałtem do pewnej doczesności, ale przez to samo jednostronnej, znowu abstrakcyjnej i niesłychanie wstecznej, skoroby jej zbywało na odpowiedniem a już osiągniętem dopełnieniu. Jakoż chwycenie się bezpośredniego w tych stosunkach monizmu byłoby ani mniej ani więcej jedno cofnięcie się w pogaństwo, gdzie o jednorodnym tylko słychać było świecie; — gdy tymczasem pojednanie Dualizmu stanowi właśnie Zadośćuczynienie przyniesionym przez Chrześcijaństwo warunkom i rozwiązanie sprzeczności, tkwiących jeszcze na tern stanowisku. — U tych badaczy przeto sama jednostronna i obecna doczesność już jest podniesiona do godności absolutnej wieczności. — Świata innego krom niniejszego, wiecznie Duchowi obecnego, podług nich niemasz wcale ani być nie może. — Wszelki domniemany Zaświat jest dla nich czczem tylko urojeniem, którego co żywo pozbyć się wypada, chcąc jedynie prawdziwy żywot ducha pojąć i osiągnąć. — Nie jestżeż to istne Pogaństwo? a darmoż to Chrystus wieść o tamtym Świecie nam przyniósł? — Więc zamiast istnego pojednania jest u nich tylko odmienna jednostronność, t. j. zamiast ko 191 jarzącej syntezy, znowu jednostronna i wyłączna teza, a w wypadkach czysta zaprzeczna antyteza. — Chcąc uniknąć jednych sprzeczności, wpadają znowu w inne, których żadnemi dia-lektyczno-spekulacyjnemi usiłowaniami rozwiązać niepodobna. — Niemasz więc u nich zgody dwóch sprzecznych z sobą pojęć, ale jest proste pokonanie jednego przez drugie; a takie pokonanie jest tylko pozorne, bo zgwałcona jednostronność oddziaływa niebawem na gwałcącą i odkrywa jej własną wrze-komość — jej własne niedołęstwo. — A przecież nie idzie o zbogacenie tego świata kosztem tamtego, ani o pochłonienie jednego przez drugi, lecz o ich wspólne skojarzenie w wyższej i spełnej jedności. — Widzimy więc, jak grubo się mylą owi zaprzeczni filozofowie i teologowie, acz z prawdziwego założenia wychodzą. — Widzimy, jak okropnie chcą świat wstecz cofnąć, acz właśnie ogromny postęp przynosić mniemają. Ale też z drugiej strony i ci niemniej się mylą i niemniej ducha Ludzkości cofają, którzy upornie przy starem stojąc, nie chcą uznać świeżo odkrytych stanowisk i pogardzają nowemi zdobyczami myśli. — Tamci się mylą, bo nie umieją jeszcze wznieść uznanego dualizmu do wyższej kojarzni, i tylko na prostem jego zniesieniu poprzestają; — ci zaś mylą się, bo nie chcą nawet słyszeć o potrzebie rozwiązania tej brzemiennej sprzeczności, — ani nawet uczuć, iż ona istnieje, a przecie istnieć nie powinna. — Atoli wiedziećby powinni, że przez zatkanie sobie uszu lub oczu nikt prawdy nie docieknie, ani się uratuje przed gro-żącem niebezpieczeństwem. — Wszakci to strusiom tylko przystoi zanurzać głowę w piasek, skoro nie widzą ratunku. — Rozumnie się dopiero unika niebezpieczeństwa przez zajrzenie mu w oczy, — i stawienie mu czoła. — Otóż istotnem i niezaprzeczalnem niebezpieczeństwem dla ducha jest wszelki dualizm. — Gdziekolwiek go spotkamy, gdziekolwiek zawadzimy o nierozwiązany jeszcze, t. j. o nie-pojednany dualizm, tam go znieść i pokonać będzie naszym świętym obowiązkiem. — Lecz nigdy inaczej, jedno przez podniesienie go do wyższej potęgi. — Skoro zaś tu objawia się on nam w formie świata i zaświata, więc tu pod tą formą pozbyć się go trzeba. — Zaprzeczni filozofowie i krytyczni teologowie postanowili także pozbyć się jego, i w rzeczy 192 samej silnie go podkopali, — lecz pokonać go dotąd nie zdołali, bo myśląc o jego zniesieniu, przepomnieli o wzniesieniu. — Walcząc więc przeciw niemu, nadwerężyli go już niepomału, ale zdobyć go zaiste nie zdołali, — boć samo uczucie Ludzkości zżyma się przeciw utracie skarbu, którym przez tyle wieków cieszyła się, a który wydrzeć jej zamierzono, zaprzeczając jego istocie i udając takowy za dziecinne mamidło. — Nam zaś spełna twierdzącym i utwierdzającym nie wypada ani spoczywać ze starowiercami pod urwiskami rozpadającej się twierdzy, ani tern mniej stawać na golem polu abstrakcji i negacji w obozie szturmujących niszczycieli; — ale wypada owszem to, co oni znosić tylko usiłują, wznieść do wyższego skojarzenia i silniejszem niż dawniej opatrzeć sklepieniem; a tak jeśli tylko podobna, jednym i drugim zadość uczynić. — Prawdziwe zaś wzniesienie tego dualizmu do absolutnej jedności zależy właśnie na tern, aby nie wyłącznie jak dotąd, lecz włącznie, nie pojedynczo, lecz pojednawczo obydwa te pojęcia dwóch wręcz przeciwnych światów uznać w ich spólnej zależności, wzajemnej odpowiedności, — ogólnej tożsamości przy szczegółowej różnicy — słowem w dialekty cznem ich przez się dopełnieniu, — a to w następujący sposób. — VII. Pojęcie Zaświata. — W Starożytności. — W Chrześcijaństwie. — Pojednanie tych stanowisk pod kategorją Czasu. Są dane dwa Światy: widomy i niewidomy, — realny i idealny, Świat i Zaświat: — jakżeż się duch ludzkości w ro-dowodnym postępie swoim do nich stawia? 1° Na stanowisku pierwotnem, bezpośredniem, Duch jest dopiero bierny, — odbiera więc tylko wrażenia od świata otaczającego, — sam przez się nic jeszcze nie może i ledwo do samoistności się zaprawia. Dlatego też uznaje ten tylko świat, w którym żyje i czuje, ten tylko świat, który działa bezpośrednio na niego, który mu świadczy o sobie przez własne doświadczenie, — innego zaś świata albo wcale się jeszcze nie domyśla, albo nader mgliste lub nędzne, — jako o dziedzinach marności (inania regna1) ma o nim wyobrażenie. — 1 Virgil. Eneid. VI. — • 193 To jest stanowisko całej Starożytności, podczas której życie w obecnym świecie do właściwej pełni i estetycznego wykształcenia doszło, ale natomiast świadomość przyszłego świata w zupełnej ciemni pozostała, a to dopóty, dopóki refleksja samego ducha w sobie, budząc wewnętrzną świadomość człowieka, — rozdwojenia w nim samym i w świecie nie sprawiła: przez co owo życie w jednym dotąd i jedno-rodnym świecie samo się na dwoiste życie, w dwóch światach (idealnym i realnym) rozpadło, — i ustąpiło przed: 2° Stanowiskiem Epoki Chrześcijańskiej. A. Na początku tego nowego kierunku ducha świadomość ułomności i niedostateczności tego świata zrodziła żądzę i potrzebę tamtego. Skoro zaś świadomość wyższego świata nad rzeczywiście istniejący w wnętrzu ducha się objawiła, wnet tak silnie zajęła czucie, myśl i wolę człowieka, iż zwróciła je stanowczo ku tamtemu światu, pogardziwszy nędzną doświadczoną rzeczywistością i potępiwszy takową. — Nastąpił tedy zupełny rozbrat z pierwotnem stanowiskiem, zupełny odwrot pierwotnej pozycji, t. j. negacja i abnegacja obecnego świata. — Aliści przez to samo ów rzeczywisty dotąd świat rzeczywiście się też [odmienił. Bo co dawniej za absolutnie realne, a tern samem wielebne i miłości godne poczytywano, (to życie ziemskie, nad którem według świadectwa Homera sam Achilles płakał, gdy myślał o jego opuszczeniu, tak dalekim był od uznania go za marność), — to odtąd właśnie poczytano za czcze i marne, za znikome, a tern samem nikczemne, za sam padół płaczu, — przez co też realnie padołem płaczu się stało, albowiem cel ducha od niego odwróciwszy się, żywot obecny i świat tutejszy osieroconym się ujrzał. — Jak więc w starożytności panował tylko jeden świat t. j. świat obecny, tamten zaś świat był ledwie cieniem tego, i był w samej rzeczy wystawiony jak kraina cieniów, tak w drugiej Epoce przeciwnie: tamten świat zyskał wszelką przewagę, — tam prawda, tam istne a wieczne życie, tu zaś ledwie wędrówka cieniów; tu dręczone do czasu mary, tu inania regna; ten więc świat został zależnym cieniem tamtego.1 — Prawdziwy żywot, istną rzeczywistość obcemu życiu odjęto, przyszłemu nadano. Duch wyrwał się poza ten świat 1 Patrz wyżej Dział II, Rozdział IX. — 13 194 ku przyszłemu, ku idealnemu. — Idealny więc stał się positive dla myśli realnym, — a do obecnego realnego miał się tylko zaprzecznie. — B. Przeciwnie ku schyłkowi tego kierunku świadomość owa zwróciła się w siebie samą, uznała oczywistą sprzeczność, zawartą w pojęciu realnego świata, nie mającego posiadać owej realności. — Zapragnęła tedy pogodzenia owej sprzeczności, a zaprzeczając jej składowym żywiołom, doszła aż do zaprzeczenia samej istniejącej sprzeczni, t. j. do uznania, iż właśnie największa sprzeczność i niedostateczność w samym owym dualizmie, w samem przeciw - postawieniu dwóch odrębnych światów, tkwiła. Dotąd dobrze, bo oczywiście, gdyby dwóch nie było, nie byłoby też sprzeczności ani rozerwania. — A więc naturalny wniosek: „znieść dualizm". — Zgoda! — ale jak? Czy tylko ujemnie, czyli też dodatnie? — Zrazu niestety ujemnie, bo każdy postęp u początku swego jest ujemnością — zniesieniem przeszkody, zaprzeczeniem nieruchomemu stanowisku, (i dlatego jest zawsze pewnym bólem;) dopiero sam postąp postępu rozwija dodatność i twierdzącą prawdę (jako nagrodę cierpienia) przynosi. — Tak tedy przez prawo dialektycznego odwrotu odrabia znowu dzisiejsza świadomość to, co początek tej ery wyrobił, zawraca wręcz przeciwnie kierunek ducha i zagarnia znowu tamten świat na rzecz tego. — A z tym jednostronnym postępem Wiedzy znikła też Wiara w tamten świat — i wstąpiło w masy złowrogie zwątpienie o przyszłem życiu! — 30 Aliści doszedłszy do tej sprzeczni, która jest właśnie smutnym obecnej chwili udziałem, przystępujemy do trzeciego rozwiązującego stanowiska, które jest też właściwem dni naszych zadaniem. — Obydwa poprzedzające kierunki musiały być zarówno fałszywe, bo były zarówno jednostronne. — Istotna prawda tkwi zawsze w trzecim, dopełniającym kierunku i nigdy absolutnej prawdy nie dostąpim, dopóki jej Trzeciego Słowa nie odkryjem. — Otóż to trzecie Słowo jest wspólnem skojarzeniem dwóch poprzednich, bez ich znoszenia; czyli tutaj zależy na uznaniu tak stanowczego rozdziału, jako też wspólnego udziału tych światów, t. j. na pojęciu ich samoistnego i odrębnego istnienia, przy kolejnem jednak przechodzeniu w siebie, przy ciągłem i wzajemnem stawaniu się sobą. — To 195 właśnie jest niczem innem, jedno owem spełnieniem się absolutnej wieczności przez kolejne, ograniczone i zależne od siebie doczesności. — Odtąd więc pojmiemy, że ani świat jest tylko jeden, — czyli zawsze jednostajny, jak to mniemano w Epoce Starożytnej, — ani też jest ich dwa, zawsze z sobą rozstajne i w wiecznej z sobą sprzeczności zostające, jak to znowu mniemano w Epoce Średniowiecznej. — Ale jest żywy świat różnostajny — świat wielki, wszechwieczny, (wszechświat), z różnych ograniczonych światów składający się, rozstępujacy się sam na szczeble, wzajemnie w siebie znowu wstępujące,— rozwijający i zwijający pewne stanowiska, które mimo względnego przechodu swego wciąż w nim samym współtrwają i spełniają go. — Ten świat powszechny — to są Niebiosa, — obejmujące w sobie krocie i miljony pojedynczych światów, — a z pomiędzy tych miljonów jeden nazywa się Ziemią. — Dla istot ograniczonych, żyjących w owych ograniczonych światach, jedne z tych stanowisk są realne, bo obecne, tutejsze, inne zaś dopiero idealne, bo nieobecne, tamtejsze. Świat, w którym żyją, jest ich właściwą Ziemią, — a reszta światów, Niebiosami. — Ale nie idzie zatem, aby ich właściwy świat do niebios nie należał; — owszem jest ich integralną cząstką. — A więc dla tych istot jest i być musi zawsze pewien świat i pewien zaświat: ale dla świata powszechnego, dla ogółu owych niebieskich zastępów, dla samego nieba niebios, wszystkie te względne światy i zaświaty są wiecznie i absolutnie obecne, idealno-realnie wszechprzytomne, bo on Wszechświat składa się i z tu i z tam, i z tego, co jest — i z tego, co być powinno; (a skoro istotnie powinno, to też istotnie jest, — z tą atoli różnicą, że tu np. zostaje dopiero w możności, potentia, — ówdzie zaś już w rzeczywistości, actu). — Otóż gdyby ów świat powszechny był martwy, toby też owe tu i owe tam były wiecznie wryte, nieruchome; świat jeden nie mógłby nigdy stać się innym, ani też inny — tym. I jedne światy byłyby wiecznie nędzne, potępione, inne zaś wiecznie doskonałe i szczęśliwe. — Ale że ten Wszechświat jest żywy, więc ma własny ruch w sobie, jak wszystko, co 13* 196 żyje, — przez immanentną więc dialektykę swoją przeistacza on składające go światy, stan realny przemienia w idealny, i odwrotnie. — W łonie więc tego absolutnego Wszechświata są rozmaite światów stany, są światowe szczeble, z których jedne są dla nas teraz teraźniejszemi, inne zaś teraz przyszłemi, lecz nigdy wiecznie pozostać nie mogą ani teraźniejszemi ani przyszłemi, bo wtenczas byłyby martwemi. — Są one tern, czem są, aż do spełnienia czasów (usque ad consummationem saeculorum), t. j. dopóki przyszłe nie nastąpią jako teraźniejsze, a teraźniejsze nie ustąpią jako przeszłe, jako już dokonane. — Różnica tedy światów między sobą, a nawet ich sprzeci-wieństwo rzeczywiście istnieje i żadne zaprzeczne spekulacje nowoczesnych tak filozoficznych jak teologicznych pogan zaprzeczyć temu nie zdołają. — Ale znowu dotychczasowy wryty rozdział owych światów był istnym fałszem, bo przeznaczeniem ich jest właśnie wzajemny i żywotny udział-, — bo żaden z nich nie jest wiecznie tu, ani wiecznie tam, ale kolejno i postępowo (dialektycznie) i tu i tam, jako przechodzące i zachodzące w siebie stany, jednoczące się w pełnem i wiecznem życiu absolutnego Ducha, — tak szczytnie w Piśmie Świętem nazwanego: Panem Niebieskich Zastępów. — Dla jednego Miejsca są to różne Czasy, — dla jednego zaś Czasu są to różne Miejsca, jak to niebawem dokładniej poznamy, skoro te same stosunki pod kategorją Miejsca roz-bierzemy.1 — Że zaś dopełnieniem Czasu i Miejsca jest Ruch, albowiem Ruch składa się właśnie z Czasu i Miejsca, — czyli dokładniej: Czas, pomnożony przez Miejsce, stanowi Ruch, przeto też owe odrębne Czasy i Miejsca, odrębność i przeciwległość światów stanowiące, kojarzą się przez Ruch, przez wzajemny przechód i zachód w siebie. — Tak więc tamten świat staje się tym przez nadejście, ten zaś znowu tamtym przez przejście. — Jest to śmierć i odrodzenie światów (Palingenesis objectwa). — 1 Patrz Księgę następującą: WEZWANIE, — gdzie o wlaściwem pojęciu Nieba jest mowa, — i gdzie do podobnych pod kategorją Miejsca dojdziemy wypadków, do jakich tu pod kategorją Czasu dochodzimy. — 197 VIII. Wszechświat jako jedność nieskończonej ilości światów w postępowym rozwoju. Ruch ten i wzajemna przemiana światów, do której doprowadziły nas poprzedzające badania, nie może być ruchem ślepym, trafunkowym, lecz owszem opatrznym, rozumnym, słowem takim, jaki duchowi przystoi, t. j. Postępem. W hierarchji światów, którą składają właśnie Niebieskie Zastępy, świat niższy ustępuje przed wyższym i na wyższy postępuje. — Ów świat wyższy, póki jest dopiero przyszłym, jest tylko ideałem dla obecnej, doczesnej realności. Atoli jest ideałem pod warunkiem zrealizowania się, inaczej byłby znowu tylko czczym jakimś wymysłem. — Taki tedy stan idealny, lubo się nam jeszcze w danej chwili nie objawił, lubo się jeszcze nie stał naszym udziałem, to przecież jest już; — ale dla nas jest dopiero w stanie możebności (potentialiter), która to możebność, gdyby się urzeczywistnić nie miała, byłaby właśnie istną Niemożebnością. — Jako więc sprawdzenie każdej możebności jest tejże urzeczywistnienie, czyli nastąpienie actu tego, co dopiero było po-tentia, tak też urzeczywistnieniem onego dopiero przez nas pomyślanego, wyższego świata, jest jego realne na dotychczasowy niższy nastąpienie. — Otóż świat wyższy względem niższego, — świat doskonalszy względem mniej doskonałego, jest oczywiście wyższem Niebem dla trwającego jeszcze niższego świata. — Dla padołu ziemskiego, póki rozstrój na nim panuje, to niebo jest jeszcze ideałem, któremu realność nie odpowiada bynajmniej. — Lecz uznaliśmy powyżej, iż przeznaczeniem jest stanu idealnego zrealizować się, inaczej ów ideał nie byłby prawdziwym ideałem, jedno tylko chimerą. — Dopóki zaś zrealizowanym nie jest, t. j. dopóki zostaje w przyszłości jako dopiero pożądany lub pomyślany, dopóty też jest tylko potentialiter założony w nas, myślą we wnętrzu naszem istniejący, lecz jeszcze na jaw zewnętrznego świata nie nastąpiony, jeszcze actu dla nas nie spełniony. — Jest on wprawdzie przybliżony, skoro już otrzymaliśmy świadomość o nim, — ale jeszcze nie nadeszły, skoro go de facio nie posiadamy. — I dlatego z po 198 wstaniem Chrześcijaństwa przybliżyło się Królestwo Niebieskie, bośmy dobrą nowinę o niem otrzymali, i założyło się w nas, — a dopiero ze spełnieniem się Chrześcijaństwa toż królestwo rzeczywiście nadchodzi, jako nam Chrystus przyrzekł, gdy kazał nam mówić: „Przyjdź królestwo Twoje." — Taki to właśnie stan nazywa Pismo dopiero „Przybliżeniem królestwa niebie-skiego" — i „założeniem jego w nas samych)."1 Aliści przeznaczeniem tego, co założonem zostało, jest: żeby wystąpiło, — tego, co przybliżonem zostało, aby zupełnie nadeszło, — inaczej pocóżby założonem albo przybliżonem zostało? — Wszystkie te względne i odnośne do siebie stany wymagają spełnienia. — Gdyby się do siebie nie odnosiły, toby się same znosiły, równie jak owa teraźniejszość, która gdyby sobie bezustannie przyszłości nie przyswajała, nie byłaby nawet teraźniejszością; albo też jak owa przyszłość, któraby się steraźniejszyć nie miała, tem samem nie byłaby prawdziwą przyszłością. — Spólnem tedy sprawdzeniem i ży-wotnem dopełnieniem wszystkich tych stanowisk jest: dokonanie Postępu, spełnienie przeznaczonego rozwinięcia, nastąpienie wyższego i doskonalszego stanu, po niższym i mniej doskonałym, — i nawzajem wzniesienie się niższego na stopień wyższego. Skoro zaś ów stan wyższy, doskonalszy, (a dopiero idealny), nazywamy dotąd wyłącznie Niebem, stan zaś niższy, mniej doskonały, a dotąd realny, nazywamy wyłącznie Ziemią, przeto wynikłością tego postępu, prawem i celem jego, jest nastąpienie stanu Królestwa Niebieskiego na ziemię i skojarzenie ziemi z powszechnemi niebiosami.- — Dalej znowu — równie jak tamten świat staje się tym światem przez nastąpienie, tak przeciwnie ten staje się tamtym przez ustąpienie. — Są to wzajemne warunki jednego i tegoż samego postępu. — Dotychczasowa Realność teraźniejszości przechodzi znowu w Idealność, z tą jednak różnicą, że już względem nas nie w idealność nadziei, ale w idealność wspomnienia. — A że znowu — wedle praw duchowego postępu stan ustąpionego świata musi być jakościowo niższym 1        Dokładniejszy stosunków tych rozbiór, wraz z odpowiedniemi Pisma Ś. tekstami, —. przy Drugiej Prośbie. — 2        Bliżej o tem w Wezwaniu, — przy rozbiorze słów: „Któryś jest w Niebiesiech" — oraz w Trzeciej Prośbie, przy rozbiorze słów. „Jako w niebie tak i na ziemi." — 199 od stanu nastąpionego, — przeto ów Stan po nastąpionem przejściu ustępujący, uznany zostaje za jakiś świat podrzędny, za względne piekło lub Czyściec, słowem, za stanowisko już potępione. — Lecz zważmy dobrze; ów Stan, owo stanowisko staje się potępionem, ale bynajmniej nie indywidua, które w nim żyły, bo te zbawiają się przez Odrodzenie ducha osobiste, (pa-lingenesis subjectiva).1 — Ale ów stan już dla nas pozostanie na wieki potępionym, — już on tu nigdy nie powróci, — jedno zostanie za nami, jakoby niższa warstwa formacji światów. — Stan takowy wszelako, — jakkolwiek dla nas już stanowczo przeminięty, — w sobie samym bynajmniej nie przemija. — Wprawdzie względem naszej ziemi, względem naszego planety, staje się on obumarłą abstrakcją, ponieważ odtąd istnieje już tylko w wspomnieniu ziemskiej ludzkości, podobnie jak dotąd świat przyszły jest dopiero nieżywotną abstrakcją, nie narodzonem jeszcze zjawiskiem, ponieważ istnieje dopiero w nadziei ludzkości. — Ale pomimo tego ów stan dla nas przemijający pozostaje w sobie samym żyjącem zjawiskiem, pozostaje on Realnością dla innego duchowego Świata, — podobnie jak ów stan wyższy, który dla nas jeszcze się nie ziścił, — istnieje przecież w Wszechświecie dla innych duchowych zastępów. — Nie sądźmy bowiem, aby przez zamianę nadziei na posiadanie, a posiadania na wspomnienie, t. j. przez przejście przyszłości w teraźniejszość, a teraźniejszości w przeszłość, owa już dokonana rzeczywistość rzeczywiście też ustać miała, — aby owa przebyta już teraźniejszość tern samem już być przestała. — Wcale nie idzie za tern, aby stan jakikolwiek, dla naszego planety przebyty, nie miał jeszcze dla innego bytować. — On dla nas z Bytu staje się Myślą, a dla innych przeciwnie: z Myśli — Bytem. — Bo przy owym przepływie nie zapominajmy nigdy postępu. — Z powodu przeto wiekuistej zależności wszelkich kategoryj Czasu między sobą, i sa-megoż Czasu z Przestrzenią, — z powodu ciągłej przepły-walności stanów idealnych w realne, i nawzajem, — nareszcie z powodu absolutnego współistnienia wszechistnień w Duchu Bożym, i współbytu wszechrzeczy w organizmie Wszech 1 διαλουτρού ταλιγγενεσιας χαι αναχανώσεως πνεύατος (Tit. III. 5.) O tem obszernie) przy Siódmej Prośbie, przy rozbiorze pojęcia Śmierci. — 200 świata, — owe stany, które dla nas są tylko nierzeczywistemi abstrakcjami, — które są tylko idealnie w nas, czyto przez nadzieję, czyli też przez wspomnienie, — są dla innych żywą realnością. — A tak ów wieczny przepływ Czasu znów na ciągłą Przestrzeń się rozpływa. — I wszystkie przebyte dla nas lub przebyć się mające stany i światy bytują gdzie indziej, lub kiedy indziej, dla innych. — Wszechświat jest więc absolutnie obszerny, równie jak absolutnie wieczny. — Światów jest siła w powszechnym świecie. Koniec jednego z owych mnogich światów nie jest bynajmniej ostatecznym jakimś końcem, ale jest końcem jednego, a początkiem innego świata. — Ten staje się innym, inny staje się tym, a zawsze ogół tych światów stanowi organiczną całość. A ta całość jest światem światów, — jest powszechnym światem, — wiekuistym Boga przybytkiem. — IX. Przejście poszczególnych światów w postępowe stany. — Dodatnie znaczenie słów Eklezjasty: „Nic nowego pod słońcem." Są więc rozliczne światy w rozlicznych stanach. Te stany są to względem miejsca: Czasy,— a względem Czasu: Miejsca.— Są to rozmaite Doczesności dla pewnego świata, — są to rozmaite światy dla pewnej jednoczesności; słowem są to główne Stępy powszechnego Postępu. — Wszelkie w Myśli możne stany mają swą rzeczywistość w Bycie mirjadów światów, — jednocześnie w rozpływie przestrzeni, — a znów jednoprzestrzennie w przepływie czasu. — A wszystko współżyje w idei i organizmie Boga, bo Bóg jest Duchem tego świata światów. — Równie jak wszelkie czasowe stany (Aeony), wszelkie szczeble przeszłości, teraźniejszości i przyszłości współrwają w Nim, — tak też wszystkie miejscowe światy, stanowiące pewną absolutną przestrzeń (owe mirjady światów, które nam świecą na świadectwo bytności swojej), — współmieszczą się w Nim. A on też w nich i nad niemi żyje i króluje na wszystkie wieki wieków. — W tern to najwyższem i najobszerniejszem znaczeniu powtórzyć można słowa Eklezjasty: „Cóż jest co było? To, co 201 „potem będzie; — Cóż jest co się stało? — To, co się stadnie. — Nic nowego pod słońcem... etc."1 — Lecz tym sposobem słowa te, zamiast dowodzenia, jak dotąd, tylko próżności świata (vanitas vanitatum), dowodzić nadal będą owszem jego absolutnej spełni (plenitudo plenitudinis), zamiast oznaczenia bezustannego kołowrotu przypadków, oznaczać owszem będą spiralny postęp ducha. — Bo chociażbyśmy nawet powyższe wyrażenie Eklezjasty jeszcze bardziej rozszerzyli, chociażbyśmy przypuścili, że pod naszem fizycznem słońcem jeszcze może być coś nowego, czyli że system nasz słoneczny i nasz świat planetarny, jako sam ograniczony i od wyższych zastępów zależny, nie wystarcza jeszcze do wyczerpania wszelkich urzeczywistnień, wszystkich możnych stanów ducha powszechnego świata, to przecież nieskończona mnogość systematów solarnych, po mlecznych drogach rozsypanych, — a stąd powstająca mnogość mnogości światów planetarnych, nie dozwala nam przecież troszczyć się o miejsce dla tych niezliczonych światów, na których te wszystkie możne w Myśli stany, w Bycie urzeczywistniać się mają, — i po których przepływają na wieki wieków pod okiem absolutnego Słońca, duchowego wszechświata ogniska, — niebieskich zastępów Pana. — Widzimy* z tych napomknień, iż nie potrzeba nam wcale udawać się do owej dawnej, dość fantastycznej, i dziś nieco naiwnej hypotezy przez Fontenella naukowo odnowionej i nawet przez Kanta przypuszczanej,2 przechodu dusz indywidualnych z jednego planety na drugi do coraz nowych światów, ażeby uznać ich uczestnictwo w kosmicznych postępach. Nie indywidualne bowiem duchy jako jednostki realne przechodzić mają lub muszą z planety na planetę, — ale planeta każdy sam w sobie się kształci, rozwija, przeistacza i postępuje, a więc kolejno ogólne stany swoje, czyli stąpy, zmienia i prawem własnego postępu w inne przeradza się światy. — Duchy więc osobiste, już z natury swojej, jako Duch, nieśmiertelnością obdarzone, nie potrzebują wcale opuszczać planety, aby po-stępować na inne, a coraz wyższe światy, ponieważ je kolejno na swoim własnym dostępują, — a to ogólnie i przedmiotowo 1 Eclesiast. I, 9. — 2 Allgemeine Natur-Geschichte des Himmels. — 3 W I w. widziemy. 202 (objective), przez spełnienie się wieków, consummatione saecu-lorum, sive palingenesi objectwa, pojedynczo zaś i osobiście przez indywidualne odrodzenie (consummatione vitarum, sive palingenesi subjectiva). — Ale same one stany jako idealne ogólniki, przechodzą przez rozmaite planety i kolejno na nich się realizują; w nich znajdują szczególne zastosowanie, w nich się rzeczywiście spełniają i dokonywają (consummunt). — Uważmy dobrze — nie jakieś rzeczy, — nie żadne jestestwa, — nie indywidualne duchy wędrują sobie ze świata do świata, — ale same stany, owe stępy, owe światowe stosunki przemieniają się, wstępują, postępują i ustępują coraz dalej; sam ten powszechny Postęp ducha odbywa się kolejno na różnych szczeblach i stanowiskach świata światów. — I równie jak człowiek pojedynczy nie występuje bynajmniej z jednej chwili czasu, aby się w drugą przenosić, ani z roku do roku nie przechodzi, ale lata przechodzą w nim, po nim i dla niego, — tak też i światowe stany, mijając po ziemi i dla ziemi, przeradzają się w siebie, i Wieczność na niej samej, równie jak na innych planetach, rozwijają. — A taka wieczność już nie jest gdzieś tam za światem, ani kiedyś tam w jakiemś przyszłem życiu, ale owszem w samym powszechnym świecie i w wiecznym żywocie, czyli objawia się w światach przez światy i dla światów, szeregiem żywotów nieśmiertelnego Ducha. — Niemasz tu żadnej mistyczności ani żadnej hipotezy, bo to są fakta światowe, — bo to się dzieje, a z tego, co się dzieje, wyprowadzamy dialektyczne prawo i loiczną wynikłość. — Każdy świat planetarny, na niższym szczeblu postępu znajdujący się, wstępuje kolejno w stan ducha, jaki ustąpiony mu został przez wyższy jakiś świat, który natomiast sam w sobie na wyższy szczebel stanu ducha znowu postępuje; — a postępu tego dowodem i wywodem jest sama historja każdego planety, która nam wskazuje, jak na jednym i tymże samym świecie, światowe Stany po sobie następują i postępują, — czyli jak pewien świat innym się staje, — i tak dalej i tak dalej, aż do absolutnego połączenia i zjednoczenia Duchów wszystkich światów, już nie tylko Bytem,— bo to jest i było od początku, ale też Myślą i Czynem,— świadomo i wolnie, w Bogu — tem absolutnem „ wszystkiem we wszystkiem," jak go Paweł św. doskonale nazywa.1 — 1 I Cor. XV, 28. Patrz Pierwszą Prośbę. 203 X. Granica między Wiedzą a Wiarą. — Eschatologiczne zagadnienia wyłącznie jeszcze do Wiary należą. Tu się wstrzymujemy, — bo oto wkraczamy w zakres absolutnej Eschatologji, t. j. nauki o rzeczach absolutnie ostatecznych, pozaludzkich, pozahistorycznych, pozaplanetarnych.— Tej zaś ostatecznej nauki jeszcze nie wybiła godzina, albowiem zupełne jej Objawienie właśnie na końcu tej Ery nastąpi, której teraz początek się otwiera. — Jakoż wszelkie objawienie Myśli odpowiada zawsze i ściśle właściwemu wystąpieniu Czynu, który ma takową urzeczywistnić* i w życie wprowadzić. — Otóż kiedy świat Czynu, który właśnie nastaje, spełni i zapełni idealne zadanie myśli, przekazane mu przez ustępujący świat, wtedy dokonawszy historycznego postępu ludzkości, nowy objaw Myśli nowe zadanie Czynu otworzy i wprowadzi nas w świadomość i w uczestnictwo rzeczy absolutnie ostatecznych, t. j. pozahistorycznych i pankosmicznych,** otwierając nam zarazem nowy i wyższy zakres Wiecznego Żywota. Dzisiejsza zaś chwila, otwierając dopiero trzeci historyczny świata naszego wiek, czyli Epokę Czynu historji ludzkości, jak to z poprzednich badań wypadło, jest sama w sobie chwilą dojrzałości myśli w zakresie ludzkim — historycznym, a tem samem jest chwilą zupełnego wstąpienia Wiary w Wiedzę. — Wiara bowiem jest dopiero Czuciem myśli, wiedza zaś jest już samą Myślą myśli. — Otóż w tej chwili, gdy do epoki czynu przystępujemy, sama myśl dojrzewa, — i już nie wolno nam żadnych domysłów za pewniki podawać, — ale dowodzić i wywodzić trzeba. — Dlatego też nie przychodzimy do Was z żadnem nowem Objawieniem i nie mówimy Wam: Wierzcie w coś nowego, ale owszem mówimy: Pojmujcie tylko stare Objawienie, wiedzcie o tern, w co dotąd wierzyliście dopiero, — a będziecie mieli dosyć do czynieniana całą Erę świata! — Uznajemy więc, iż: w Objawieniu Chrystusowem znajduje się już wszystko, cokolwiek Ludzkości, jako Ludzkości, * W I w. urzeczywistnieć. ** W I w. stale pankośmicznych. 204 dotąd wierzyć, — a odtąd wiedzieć i spełniać potrzeba. Ale że dotąd Ludzkość, wedle słów Zbawiciela, nie byłaby zniosła świadomości tego wszystkiego, przeto też opatrzny Zbawiciel wprowadzenie jej we wszelką prawdą POCIESZYCIELOWI pozostawił, — lecz zarazem ostrzegł, iż tenże z Niego weźmie i objawi, — nic więc z siebie nie przyda, tylko tajemne ja^-wnem uczyni, — i przypomni wszystko, co Chrystus powiedział i zapowiedział.1 — Otóż przy wstępie do Trzeciej Ery świata, on Duch Święty „który nas we wszelką prawdę wprowadza", — tern samem otwiera nam wielką widownię postępu, a objawiając nam właśnie ogólne tegoż postępu prawo, tern samem powołuje nas znowu do zastosowywania tegoż Prawa we wszelkich życia zakresach. — Od nas samych więc odtąd zależy prawo to spełniać i świadomo wykonywać — i zbierać nadal coraz bogatsze plony owej prawdy, mające nas wywieść aż poza historję Ludzkości. — A to właśnie jest jednem z celnych zadań ostatniego aktu historycznego Ludzkości żywota. — Co zaś nastąpi po całej historji ludzkości, — co nastąpi po zupełnem dojściu naszej ziemi do przeznaczonej dojrzałości — czy wtedy człowiek jako człowiek dopełniwszy postępu swego, na wyższy szczebel Jestestw się wzniesie, i doskonalszy, np. Anielski organizm przywdzieje, — czy wtedy planeta nasz, żyjący dotąd sam w sobie i tylko prawem niebiańskiej mechaniki z Wszechświatem złączony, pałączy się z rówiennikami swemi wyższym niż dotąd i duchowniejszym węzłem, odpowiednim duchownemu skojarzeniu, jakiego wtedy już w sobie samym dostąpił; — czy społeczność duchów szczegółowych wzniesie się do Społeczności ogólnych duchowych stanów, — i czy z komunji indywiduów, komunja światów się zrodzi i t. p. — to są zadania, które dziś proroczo tylko kiełkować mogą, tak jak w chwili przyjścia Chrystusa na ziemię zadania ostatecznej organizacji naszego planety, naszej historycznej ludzkości, proroczo dopiero kiełkowały. — Wierzyć w nie zaiste wolno, ale dogmatycznie ich nauczać nikomu nie przystoi, bo stanowczo wiedzieć o nich jeszcze nie nadszedł czas. — Bo wybiła dopiero godzina urzeczywistnienia i rozwinięcia owych Chrystusowych zarodów, za 1 Joan. XIV et XVI. Bliżej o tern przy Pierwszej Prośbie. 205 mienienia na Wiedzę tego właśnie, co dotąd Wiarę stanowiło, — godzina zupełnego odsłonięcia żywiołów historycznej przyszłości i wkroczenia w trzecią, ostateczną dla Ludzkości Epokę. Skoro ta przebytą zostanie, nadejdzie znowu chwila pozaludzkich postępów, — chwila przekroczenia samej historji Ludzkości, — bo wtedy owa historja samej ludzkości już dopełnioną i skończoną zostanie, — i wtenczas dopiero dzisiejsze eschatologiczne przeczucia, stawszy się znowu świadomemi pojęciami, ze stanu idealnej możności w stan czynnej rzeczywistości wkroczą. — Ile więc razy w następnych księgach o przyszłości mowa będzie, rozumieć zawsze będziemy przyszłość nie pozahisto-ryczną, nie pankosmiczną, — ale historyczną, do żywota człowieczeństwa samego, jako człowieczeństwa, należącą. — Jeżliby zaś kiedy o absolutnie eschatologicznej przyszłości mowa być miała, t. j. o przyszłości już nie ludzkiej, — ale ultrahumani-tarnej, to wyraźnie będzie wzmiankowane. — Rozbierając tedy z osobna każdą z prośb naszej Modlitwy, znajdziemy w nich objawienia, tyczące się następującego właśnie stanu historycznej Ludzkości, stanu, będącego dotąd Zaświatem dla dotychczasowego Świata, lecz właśnie stającego się nowym dla nas światem przez spełnienie się obecnego świata, (con-summatione hujus saeculi), stanu wreszcie dla Ludzkości jako Ludzkości ostatecznego, bo dopełniającego jej historycznego żywota i czyniącego zadosyć jej ludzkim zadaniom; lecz znowu nie ostatecznego dla wszelkiego Ducha, który zaiste na stopniu człowieczeństwa w chwale i błogości swojej nie poprzestanie. — Boć są zaiste krocie innych światów niż ludzkie — a wielkie rzeczywiste Niebo, widome tak dla zmysłów jako i dla umysłu, (a więc nie urojone, nie abstrakcyjno-idealne, ale żywotnie prawdziwe), obejmuje w sobie te krocie przedmiotowych światów, których Bóg jest absolutnym Duchem. To absolutne Niebo coraz bardziej odkrywać i w coraz doskonalsze z niem stosunki zachodzić będziemy, skoro tylko Ziemię naszą, — którąśmy dotąd za oderwaną od Nieba po czytywali,       Niebu przywrócimy,* t. j. skoro stan niebieski, stan Królestwa Bożego w niej dopiero założony,** na niej roz * W I w. przywróciemy. ** W I w. założemy. * 206 winiemy; — słowem, skoro uświęci się w nas Imię Boże, — i przyjdzie Królestwo i sprawiedliwość jego, i wola Boża dziać się będzie „jako w Niebie tak i na Ziemi". Jak się to stanie, — to właśnie rozbiór Prośb wytłumaczy; że się stanie, — nikomu wątpić się nie godzi, kto tylko jeszcze w Zbawiciela wierzy, — A skoro się stanie, wtedy i tym, którzy już nie wierzą lub nigdy nie wierzyli, otworzą się oczy, — i uwielbią JEZUSA CHRYSTUSA, od Boga zesła-nego, aby tę dobrą nowiną ludziom objawić i drogę im do Królestwa Bożego otworzyć. — Amen — niecb się tak stanie — i stanie się też tak! KONIEC TOMU PIERWSZEGO. APPENDIX. PRZYPISKI, ODNOSZĄCE SIĘ DO DZIAŁU II, ROZDZIAŁU I. I. Il faut faire attention qu'il y a une trčs grande différence entre dire qu'une certraine qualité, modification de l'âme ou vertu n'est pas le ressort qui fait agir un gouvernement. — Si je disais: Telle roue, tel pignon, ne sont pas le ressort qui fait mouvoir cette montre, — en conclurait-on qu'ils ne sont pas dans la montre? (Montesquieu. — Esprit des lois. Avertissement.) Gardez-vous de croire, Messieurs, que ces principes, ces conséquences, aient apparu ŕ la fois et aussi clairement que je les ai présentés. C'est une grande et trop commune erreur, quand on considčre le passé ŕ des sičcles de distance, d'oublier la chronologie morale, d'oublier, singulier oubli, que l'histoire est essentiellement succesive. Prenez la vie d'un homme, de Cromwell, de Gustave-Adolphe, du Cardinal de Richelieu. Il entre dans la carričre, il marche, il avance; de grands événements agissent sur lui, il agit sur de grands événements, il arrive au terme; nous le connaissons alors, mais dans son ensemble, tel qu'il est sorti en quelque sorte, aprčs un long travail, de l'Atelier de la Providence. Or en commençant il n'était point ce quil est ainsi devenu, il n'a pas été complet, achevé un seul moment de sa vie: il s'est fait successivement. Les hommes se font moralement comme physiquement; ils changent tous les jours; leur ętre se modifie sans cesse. Ce Cromwell de 1650 n'était pas le Cromwell de 1640. Il y a bien toujours au fond d'individualité, le męme homme qui persiste; mais que d'idées, que de sen 208 timents, que de volonté ont changé en lui! que de choses il a perdues et acquises! A quelque moment que nous considérions la vie de l'homme, il n'y en a aucun oů il ait été tel que nous le voyns quand le terme est atteint. C'est pourtant lŕ, Messieurs, l'erreur oů sont tombés la plupart des historiens; parce qu'ils ont acquis une idée com plčte de l'homme, ils le voient tel dans tout le cours de sa carričre: pour eux c'est le męme Cromwell qui entre en 1626 dans le parlement, et qui meure trente ans aprčs dans le palais de White Hall. Et en fait d'institutions, d'influences générales, on commet sans cesse la męme méprise. Prenons soin de nous en défendre, Messieurs; je vous ai présenté dans leur ensemble les principes de l'Eglise et le développe ment des conséquences. Sachez bien qu'historiquement ce tableau n'est pas vrai. Tout cela a été partiel, successif, jeté çŕ et lŕ dans l'espace et le temps. Ne vous attendez pas ŕ retrouver, dans le récit des faits, cet ensemble, cet enchaînement prompt et systématique. Nous verrons poindre ici tel principe, lŕ tel autre; tout sera incomplet, inégal, épars: il faudra arriver aux temps modernes, au bout de la carričre, pour retrouver l'ensemble.       (Guizot. — Cours d'histoire moderne. — Bruxelles, 1839, p. 57.) PRZYPISEK DO DZIAŁU III, ROZDZIAŁU II. II. Aby odwołanie się do apokryfów, (które acz rzadko, jednak po kilkakroć w dalszym ciągu tych ksiąg się zdarzy), nikogo nie zadziwiało ani zrażało, — potrzeba nam porozumieć się względem natury apokryfów i względem pewnego stopnia powagi, jaką im przyznać należy. — Apokryfami nazywano w początku te pisma, które dla tajemniczej lub nieprzystępnej swojej osnowy, do publicznego użytku wiernych, czyto ku nauczaniu, czy też ku zbudowaniu się nie były zdatne. — I z tego to powodu o mało co Apokalipsy Świętego Jana do Apokryfów nie policzono. — Później dopiero nazwisko to prawie wyłącznie użyte zostało do oznaczenia tych pism, które albo fałszywie jakiemu natchnionemu 209 autorowi przypisywano, a przeto niesłusznie w poczet ksiąg świętych mieszczono, — albo też których sama treść faszywą, lub przynajmniej wątpliwą się być okazała. — W pierwotnem więc znaczeniu, t. j. w znaczeniu nieprzystępnej mistycznpści, Apokryfy zasługiwały na tenże sam wzgląd, co inne księgi święte, skoro tylko mistyczność ta wskutek postępu myśli się wyjaśniała. Jakoż wiecznego criterium takiej apokryficzności być nie może, ponieważ to, co dla jednego pokolenia pozostać mogło verbum absconditum, dla następnych mogłoby się stać prawdziwem Objawieniem, skoro się im „otworzą oczy dla zrozumienia pisma". — W drugiem zaś znaczeniu, choćby się krytycznie okazało, iż księga apokryficzna niesłusznie mniemanemu autorowi przypisywaną została, jeżeli treść jej posiada warunki prawdziwej Teopneustji, nie jest to dostateczny powód wyłączania jej z Kanonu. I tak dzisiejsza krytyka wykazała, iż niektóre Listy Świętego Pawła, niektóre Rozdziały Jesajasza etc. z przyczyny toku, stylu, wyrażeń i faktów innym wiekom właściwych, muszą być utworami innych niewiadomych pisarzy, — a jednakże nie wykluczono ich ze składu Pisma Świętego i zawsze kanonicznemi pozostają. — W ostatniem zaś, najgorszem znaczeniu apokryfów, t. j w znaczeniu fałszywej lub wątpliwej treści, jeszcze całego dzieła odrzucać nie możemy, i owszem, ile możności z niego korzystać jesteśmy obowiązani, albowiem nie cała treść pisma fałszywą lub wątpliwą być może. — Wszakże gdyby cała była fałszywą lub wątpliwą, pewno ani ostać, ani nawet okazaćby się nie mogła i pismo takie żadnego zwolennika miećby nie mogło. Skoro zaś apokryf jaki się ostał i aż do nas przeszedł, musiał więc przynajmniej w niektórych punktach ze świadomością przynajmniej niektórych wiernych się zgadzać, musiało być przynajmniej cośkolwiek wiecznej prawdy w nim. — Dla-czegożby nie było trochę dobrego ziarna śród kąkolu? — Horacy słusznie powiedział: fas est et ab hoste deceri; niejeden zaś apokryf zamiast być nieprzyjacielem, w jasnem świetle ujrzany, ważnym sprzymierzeńcem okazać się może. — Zadaniem więc jest krytyki tak realną jak idealną prawdę w tych ostatnich nawet apokryfach wyśledzić, a to częścią przez faktyczne, częścią przez teoretyczne konkordancje. Nareszcie przypuściwszy nawet najgorszy przypadek realnej fałszywości 14 210               całego podania, to jeszcze apokryf taki ma dla nas przynajmniej tyle wagi, ile każdy myt, którego faktyczne zaprzeczenie bynajmniej nie pociąga za sobą idealnego obalenia. — Owszem, istnienie jego jako mytu dowodzi źródła w świadomości, jest więc factum conscientiae, które nieraz daleko jest ważniejszem od niejednego bezpośrednio doznanego i przyznanego factum. — Apokryfy więc, o których przypuścić można, iż bona fide powstały, (bo są niektóre, jak np. Zakon dwunastu Patrjarchów, których rozmyślne zmyślenie jest prawie oczywiste); — apokryfy takie, wszechstronną krytyką wyjaśnione, mogą i powinny być ważnemi podporami postępu religijnego ducha. — To są w krótkości filozoficzne powody, dla których powinniśmy mieć pewien, acz bardzo ograniczony wzgląd na apokryfy; — gdyby zaś kto religijnych powodów żądał, znajdzie ich podo-statkiem nie tylko w pismach ojców Kościoła, u których cytacje i odwoływanie się do apokryfów są nader często, jak np. u Justyna, Jeremjasza, Tertuljana,1 Klemensa Aleksandryjskiego, Ambrożego a nawet Origenesa, lubo warunkowo, i wielu innych, — nie tylko w Liście Świętego Judy Apostoła (w. 14), nie tylko w kilku miejscach u Pawła Świętego,2 ale nawet w słowach samego Chrystusa, który podług Ewangelji Świętego Jana,3 przytacza pismo (γραφή), które do apokryfów należeć musi, ponieważ między kanonicznemi tekst się podobny nie znajduje. — Podpisujemy więc zupełnie zdanie Origenesa względem apokryfów, który, przytaczając Ewangelję według Hebreów, dodaje, iż czyni to nie na dowód, lecz tylko na objaśnienie.4 Pragniemy również, aby cytacje, które czasem zdarzy nam się z apokryfów czerpać, również nie za dowód, lecz za objaśnienie poczytano. — Nikt wszakże nie zaprzeczy, iż jakkolwiek tekst z apokryfu żadnym nie byłby przez się dowodem, 1        Tertuljan nie tylko często przytacza apokryfy, ale nawet w Księdze I, Roz. 3. traktatu De habitu muliebri wyraźnie stara się dowieść autentyczności i Teopneustji Proroctw Enocha, które nader wysoko cenił. — Wprawdzie po waga tego ojca Kościoła, jako tchnącego już karcerstwem, kiedy powyżej przy toczony Traktat napisał, mogłaby się zdawać niezupełnie dostateczną, — gdyby tyloma innemi popartą nie była. — 2        Np. w Liście do Efezów (V. 15.), który to tekst podług Epifanjego z Apokalipsy Eljasza (Haeres. 42), a podług Syncella, z pewnego apokryfu Jeremjasza miał być wyjęty i t. d. — 3 VII. 38. — 4 Origenes Tr. VIII in Math. XIX. 19. * 211 tak znowu jeśli inne już dostateczne przez się dowody popiera, wielkiej nabywa siły. — Tak Origenes rozumiał i tak my rozumiemy; — i tylko taką, — ale taką koniecznie przywiązujemy wartość do apokryfów. PRZYPISEK DO DZIAŁU III, ROZDZIAŁU VIII. III. Ponieważ w całym wszechświecie przedziwna panuje analogja — przeto też natura w stanowczych potęgach (momentach) swoich przedstawia nam istny obraz i wzór historji rodu ludzkiego. Jakoż epokę starożytną mianować można światem fizycznych stosunków, — światem sił wprawdzie różnorodnych, odrębnych, pojedynczych w sobie, działających często na siebie, ale objawiających się niezależnie od siebie, mających odrębne prawo i tryb działalności. — Wszystkie owe siły są bez wątpienia odmiennemi tylko objawami jednej kosmicznej siły, jakoteż pojedyncze ludy są tylko objawami jednego rodu ludzkiego; a przecież działają odrębnie, — a choć wpływają wzajemnie na siebie, to jednak napozór nic do siebie nie mają; przemagają się lub pobudzają się, jak np. ciepło prze-maga magnetyzm, a pobudza elektryczność, ale nie zachodzą z sobą w stosunki wzajemnego przepojenia się, jak np. w chemicznych powinowactwach, a cóż dopiero organicznej współ-działalności, jak w fizjologicznych działaniach. Epokę chrześcijańską znowu czyli średnie wieki nazwać można światem chemicznych pierwiastków, chemicznego antagonizmu i chemicznych rozkładów i działań. — Tam wszystko już nie zewnętrznie się objawia jak w świecie sił fizycznych, ale wewnętrznie wre i w molekularnych tkwi tajnikach, tam przedewszystkiem o jakość ciał idzie. — Tam są kombinacje proste i złożone, — tam są powinowactwa wyborcze, tam się jedno drugiemu poświęca, — jedno w drugiem samo przez się przepada albo w sobie się rozpada: — tam się rozwija nieskończona mnogość własności, działalności i połączeń, — tam się odkrywa izomorfizm, tam się nawet już objawia przejście do organicznych kombinacyj. — Przez tę epokę roz 14* 212 różniły się istotnie narody, jako przez chemję rozróżniły się ciała a właśnie przez to rozróżnienie wewnętrznych ich własności objawiły się ich wzajemne do siebie powinowactwa, gdy tymczasem w fizycznym świecie podlegały one dopiero fizycznym prawom, o wewnętrznych zaś ich domagalnościach mowy jeszcze nie było. Epokę zaś Trzecią, Przyszłą, to jest nowożytne wieki, które się właśnie dopiero napoczną, uznamy za epokę Organizmu, — za dojście ludzkości do żywotnej Solidarności, do funkcyj fizjologicznych, w których to właśnie wszystkie, tak fizyczne jak chemiczne prawa i pierwiastki, już nie panują bezwzględnie, ale ulegają wyższemu prawu życia, gdzie już owe elementarne potęgi nic nie stanowią przez się, ale właśnie przez współczynną służbę swoją stanowią organizm; — gdzie choć grają fizyczne wpływy lub chemiczne powinowactwa, już wcale nie o takowe idzie, ale o spółkujące sua sponte działania; gdzie ilość i jakość ciał od ich względności i sposobności zależy; — gdzie każdy organ już jest małym światem, obejmującym w sobie jakoby fizyczne i chemiczne laboratorjum, — w którym to organie jednoczą się znowu oderwane dotąd stosunki na korzyść większego świata, całego organizmu, — który znowu jest małym światem, (mikrokosmem) względem organicznego makrokosmu. Tak się więc będą miały dzieje następującej Ery do dziejów dwóch poprzedzających, — jak się mają siły i dziwy organicznego życia do potężnych wprawdzie i uwielbienia godnych, ale zawsze jednostronnych i dalszego dopełnienia wymagających fizycznych lub chemicznych zjawisk. PRZyPISEK DO DZIAŁU III, ROZDZIAŁU X. ■ IV. Die Slawischen Völker nehmem auf der Erde einen grössern Raum ein, ais in der Geschichte, unter andern Ur-sachen auch deswegen, weil sie entfernter von den Romern lebten. Wir kennen sie zuerst am Don, spaterhin an der Donau, dort unter Gothen, hier unter Hunnen und Bulgaren, mit denen sie oft das Romische Reich sehr beunruhigten, 213 meistens nur als mitgezogene, helfende oder dienende Völker. Trotz ihrer Thaten hie und da, waren sie nie ein unternehmendes Kriegs- und Abenteuervolk, wie die Deutschen; vielmehr rückten sie diesen stille nach, und besetzten ihre leergelassene Plätze und Länder, bis sie endlich den ungeheuren Strich inne hatten, der vom Don bis zur Elbe, von der Ostsee bis zum adriatischen Meere reichet. Von Lüneburg an über Mecklenburg, Pommern, Brandenburg, Sachsen, die Lausnitz, Böhmen, Mähren, Schlesien, Polen, Russland, erstreckten sich ihre Wohnungen diesseits der Karpatischen Gebirge; und jenseits derselben, wo sie frühe schon in der Wailachei und Moldau sassen, breiteten sie sich, durch mancherlei Zufälle unterstützt, immer weiter und weiter aus, bis sie der Kaiser Haraklius auch in Dalmatien aufnahm, und nach und nach die Königreiche Slavonien, Bosnien, Ser-vien, Dalmatien von ihnen gegründet wurden. In Pannonien wurden sie ebenso zahlreich, von Friaul aus bezogen sie auch die Südöstliche Ecke Deutschlands, also dass ihr Gebiet mit Steiermark, Kärnthen, Krain, festschloss; der ungeheuerste Erdstrich, den in Europa Eine Nation gröstentheils noch jetzt bewohnet. Allenthalben Hessen sie sich nieder, um das von andern Völkern verlassene Land zu besitzen, es als Kolonisten, als Hirten oder Ackerleute zu bauen und zu nutzen; mithin war nach allen vorhergegangenen Verheerungen, Durch- und Auszügen ihre geräuschlose, fleissige Gegenwart den Ländern erspriesslieh. Sie liebten die Landwirtschaft, einen Vorrath von Heerden und Getreide, auch mancherlei häusliche Künste, und eröffneten allenthalben mit den Erzeugnissen ihres Landes und Fleisses einen nützlichen Handel. Längst der Ostsee von Lübeck an hatten sie Seestädte erbaut, unter welchen Vineta auf der Insel Rügen das Slawische Amsterdam war; so pflogen sie auch mit den Preussen, Kuren und Letten Gemeinschaft, wie die Sprache dieser Völker zeiget. Am Dnepr hatten sie Kiew, am Wolchöw Nowogrod gebauet, welche bald blühende Handelstädte wurden, indem sie das schwarze Meer mit der Ostsee vereinigten, und die Produkte der Morgenwelt dem nörd und westlichen Europa zuführten. In Deutschland trieben sie den Bergbau, verstanden das Schmelzen und Giessen der Metalle, bereiteten das Salz, ver 214 fertigen Leinwand, braueten Meth, pflanzten Fruchtbäume, und führten nach ihrer Art ein fröhliches musikalisches Leben. Sie waren mildthätig, bis zur Verschwendung gastfrei, Liebhaber der ländlichen Freiheit, aber unterwürfig und gehorsam, des Rauhens und Plünderns Feinde. Alles das half ihnen nicht gegen die Unterdrückung; ja es trug zu derselben bei. Denn da sie sich nicht um Oberherrschaft der Welt bewarben, keine kriegssichtigen, erblichen Fürsten unter sich hatten, und lieber steuerpflichtig wurden, wenn sie ihr Land nur mit Ruhe bewohnen konnten: so haben sich mehrere Nationen, am meisten aber die vom Deutschen .Stamme, an ihnen hart versündigt. Schon unter Karl dem Grossen gingen jene Unterdrückungskriege an, die offenbar Handelsvorteile zur Ursache hatten, ob sie gleich die christliche Religion zum Vorwande gebrauchten: denn den heldenmässigen Franken musste es freilich bequem sein, eine fleissige den Landbau und Handel treibende Nation als Knechte zu behandeln, statt selbst diese Künste zu lernen und zu treiben. Was die Franken angefangen hatten, vollführten die Sachsen; in ganzen Provinzen wurden die Slawen ausgerottet oder zu Leibeigenen gemacht, und ihre Ländereien unter Bischöfe oder Edelleute vertheilet. Ihren Handel auf der Ostsee zerstörten nordische Germanen; ihr Vineta nahm durch die Dänen ein trauriges Ende, und ihre Reste in Deutschland sind dem ähnlich, was die Spanier aus den Peruanern machten. Ist es ein Wunder, dass nach Jahrhunderten der tiefsten Erbitterung dieser Nation ihr weicher Charakter zur arglistigen, grausamen Knechtsträgheit herabgesunken wäre? und dennoch ist allenthalben, zumal in Ländern, wo sie einiger Freiheit gemessen, ihr altes Gepräge noch kennbar. Unglücklich ist das Volk dadurch worden, dass es bei seiner Liebe zur Ruhe und zum häusslichen Fleiss sich keine dauernde Kriegsverfassung geben konnte, ob es ihm wohl an Tapferkeit in einem hitzigen Widerstande nicht gefehlt hat. Unglücklich, dass seine Lage unter den Erdvölkern es auf Einer Seite den Deutschen so nahe brachte, und auf der Andern seinen Rücken allen Anfällen östlicher Tartaren frei Hess, unter welchen, sogar unter den Mogolen, es viel gelitten, viel geduldet. Das Rad der ändernden Zeit 215 drehet sich indess unaufhaltsam; und da diese Nationen grösstenteils den schönsten Erdstrich Europa's bewohnen, wenn er ganz bebauet, und der Handel daraus eröffnet würde; da es auch wohl nicht anders zu denken ist, als dass in Europa die Gesetzgebung und Politik statt des kriegerischen Geistes immer mehr den stillen Fleiss und den ruhigen Verkehr der Völker unter einander befördern müssen und befördern werden: so werdet auch ihr so tief versunkene, einst fleissige und glückliche Völker, endlich einmal von eurem langen trägen Schlaf ermuntert eure schönen Gegenden vom adriatischen Meere bis zum karpatischen Gebirge, vom Don bis zur Mulda als Eigenthum nutzen, und eure alten Feste des ruhigen Fleisses und Handels auf ihnen feiern dürfen. (Herders Ideen zur Philosophie der Geschichte der Menschheit. Carlsruhe 1792. 4. Thl. S. 35— 40.) PRZYPISKI DO DZIAŁU IV, ROZDZIAŁU V. V. Theologische Studien 1836. Hft. 3. S, 592—597. Das Welt-Ende — (oder) der jüngste Tag, — der Tag der Pa-rusie, als der Mittelpunkt der letzten Dinge. Stellen, welche von dem jüngsten Tag als dem Mittelpunkt der letzten Dinge handeln. Von den synoptischen Reden des Erlösers über die letzten Dinge eignen sich vor allem die zwei Matth. XIII, 36—43. und Matth. 24—25., einen schärferen Begriff derselben zu geben, die eine parabolischer Art, die andere prophetischvisionärer. Der unbestreitbare Grundgedanke der ersteren Stelle, die óďíôÝëĺéá ôďő áéţíďň ôďýôďő als δĺďéóěďň, enthält die Unterscheidung und Entgegensetzung zweier Weltzeiten,1 des áéţí ďýôďň und der óőíôÝëĺéá ôďő áéţíďň ôďýôďő, von welchen jeder ihre eigenthümliche Bestimmung und beiden eine ganz besondere Stellung zu einander zugeschrieben wird. Denn wenn die óőíô. áéţíďň ô. der ęáéńüň δĺńéóěďý ist, XIII, 30, SO ist es eben 1 áéţí = χáöüň cf. Marc. X, 30 iv ôů ęáöř ôďýôů — opp. — χáé εν ôώ áßţíé τö έρχομένω ćéőŢí áßţíéďí, wenigstens müssen beide im weiteren allgemeinen Sinne dasselbe besagen, nur etwa áéţí hier mit dem Nebenbegriffe der perennirenden, ÷ďßéńüň mit dem der vorübergehenden Dauer. 216 damit nothwendig gegeben, dass der áéţí ďýôďň die Zeit der Aussaat sei. Der áéţí ist die Zeit, in welcher nach einem andern Bilde Matth. XIII, 47 das Netz ins Meer gelassen wird, um einen Fang zu thun, d. i. für das Reich Gottes eine Ausbeute zu gewinnen, welches so lange geschieht, bis das Netz gefüllt ist, v. 48 ibid.; das irdische Daseyn, von seinem ersten Anfange für das Ganze wie für den Einzelnen, bis zu seinem Ende für beide, ist die Zeit der Entwicklung und hat im göttlichen Sinne nur die Bestimmung, wird auch von Gott nur dazu erhalten, wie es nur dazu eingerichtet worden ist, damit in ihm durch den ausgestreueten Saamen göttlicher Offenbarung ein Gewinn sittlicher Naturen für das Reich Gottes sich entwickele. Diese Zeit nimmt, nach dem Sinne der Parabel, ein Ende, sobald Gott seinen Zweck in dem durch sein freies Wohlgefahlen bestimmten Umfang erreicht hat, äôε Ýôëçńώδη Ţ óáăŢíç XIII, 48, oder wenn alles reif ist, = χáéńďň δερσμού ôďöĺóôé XIII, 30 „es tritt die óőíôÝëĺéá ôďŕ áéţíďň ôďýôďő ein," das Ende der ersten Weltzeit, welches zugleich der Anfang des zweiten Aeon ist, der Anfang der Ewigkeit. Diese neue Weltzeit hat nun natürlich, gemäss dem Zwecke der ersten, das Geschäft, alles einzusammeln, was sich in jener von sittlichen Naturen erwickelt hat, den Gewinn, welchen die erste für das Reich Gottes trug, die Früchte der Entwicklungszeit einzuernten, und sie rein, getrennt von dem in jener mitgewachsenen und unter den Weizen gemischten Unkraut, und so darzustellen, dass sie sich alsdann in dieser Gestalt zur Aufnahme ins Reich Gottes qualificiren. Wie jenes die Zeit der Entwicklung, so ist dieses die Zeit des Abschlusses, wie jenes die Zeit des Wachsthums und des Reifens für das göttliche Reich, von Seiten des Menschen und der Aussaat von Seiten Gottes, so diese die Zeit der Ernte und Einsammlung göttlicher und der Erlangung eines dem bisherigen Thun angemessenen Leidens menschlicher Seits. — In jener sollen unter fortwährenden Anregungen durch göttliche Offenbarung die Menschen sich thätig zeigen, in dieser handelt Gott allein und die Menschen verhalten sich leidend. Der Abschluss in dieser Weltzeit, die Einsammlung des Ertrags, ist der Act Gottes, in welchem er die Gerechten in sein Reich versammelt und die Bösen, wie sie in dem vorangehenden Aeon sich 217 mitten unter den anderen ausgebildet hatten, ausscheidet und verdammt. Dieser Act aber wird nach der Parabel V. 41 von Christus mittels der Engel vollzogen, also auf eine Thä-tigkeit Christi in der Zeit δďíτÝëĺéá áéţíďň zurückgeführt. Das Bisherige setzt, wenn wir die Vorstellung consequent vollziehen, die Annahme eines Diesseits und eines Jenseits voraus, von welchen jenes nicht in sich selbst und in der in ihm schon gegenwärtigen Vergeltung und theilweisen Realisirung des göttlichen Reiches seine Bestimmung habe, sondern nur in diesem, an der in ihm mittels vollkommner Vollziehung des Rechtsgesetzes und der Einführung des seeligen religiösen Gesammtlebens sich vollendenden Offenbarung göttlicher Heiligkeit, als Pflanzschule und Grundlage für diese jenseitige Prozesse, so dass in beiden, dem Diesseits und Jenseits zusammen der Gesammtzweck alles Daseyns sich verwirkliche. Die Stellung aber, in welche nun dieses Jenseits und Diesseits zu einander gesetzt sind, ist die eines zeitlichen Nacheinander, nicht die eines gleichzeitigen Nebeneinander. Man wird leicht einräumen, dass óőíôÝëĺéá áéţíďň, wie mit der sonst im Í. T. vorkommenden Bedeutung dieses Terminus, so nach dem hier stattfindenden Zusammenhange nicht das Ende des irdischen Lebens für den Einzelnen, sondern das Ende alles diesseitigen irdischen Daseyns überhaupt als Ganzes betrachtet, bezeichne, Matth. XXIV, 3. XXVIII, 20 έως τής συντελειας τού áéţíďň (ειμι μεδ' őěţí) und an unserer Stelle V. 24—30. coli. V. ćßćáíéáďíçďďß und V. 41 der Realisirung der âáóéëĺßá. Ist aber unter óőíôÝë áéţíďň das Ende des gesammten irdischen Daseyns zu verstehen, so ist das Jenseits, in welchem die ganze Geschichte des Diesseits ihre Erledigung findet, ein nicht mit diesem Gleichzeitiges, sondern ein ihm zeitlich Nachfolgendes, das erst in dessen Stelle tritt, und für dessen Beginn daher das Aufhören des Diesseits, der Ablauf des gesammten Lebens, das auf ihm sich entwickeln soll, die Bedingung ist. Das Diesseits und das Jenseits erscheint als ein Hintereinander und der Gegensatz beider fällt zusammen mit den zweier Weltepochen. Ist nun alles, worin das Diesseits seine Erledigung findet, erst in jener zweiten Zeit dieser Welt zu erwarten, und besteht diese Erledigung in der Vollziehung des Rechtsgesetzes und der Verwirklichung des Reich Gottes an 218 und aus dem im Diesseits entstandenen Lebendigen und seinem hier entwickelten sittlichen Thun, so liegt in der Natur dieser Vorstellung als nothwendige Consequenz, dass von dieser Erledigung alles Diesseitigen nichts eintrete, so lange noch das irdische Daseyn als Ganzes fortbesteht, sondern alles Einzelne seinen jenseitigen Abschluss, als Individuen ihre Schicksalbestimmung erst nach dem Ende alles irdischen Daseins gleichzeitig erhalten; dass dagegen, auch wenn das Jenseits mit seiner eigenthümlichen Aufgabe seinen Anfang genommen hat, dann eben damit die erste Weltzeit in Wahrheit beendigt sei, die Entwicklung neuen sittlichen Thuns und Lebens zu einer extensiven Vermehrung des göttlichen Reichs nicht weiter fortgehe, kein weiterer Zuwachs sittlicher Naturen für dieses Reich sich bilde, keine neue fernere Aussaat, sondern nur Qenuss des schon Entwickelten, vollendete Gesammtthätigkeit und Vergeltung stattfinde. In dem Bisherigen ist enthalten, dass die jenseitige Erledigung sich auf alle Ergebnisse des Diesseits, auf alle Individuen desselben, nicht etwa bloss auf die in dem letzten Zeitraum der ersten Weltepoche Lebenden beziehe, da ja sonst alle nicht im Jenseits Erledigten ihre Bestimmung verfehlen würden, und da diese Erledigung wohl auch deswegen besonders an das Ende der ersten Weltzeit verlegt ist, damit nur alles Diesseitige mit einem Male, in einem Acte, gleichzeitig abgemacht werden könnte, eine würdigere Art des Abschlusses als wenn mit jedem Einzelnen für sich alle in dem áőíôÝë áéţí. enthaltenen Prozesse vorgenommen würden. Dass endlich bei der Entwicklungszeit in der Parabel ganz unbefangen vorzüglich nur an dieses Leben gedacht wird, und nicht an das Daseyn des Individuum nach dem Tode bis zur óőíôÝë. Ü., sieht man eus dem muthmasslich zweiten Hauptgrunde, aus welchem das Jenseits verlegt ist an das Ende der jetzigen Weltzeit, dass der Schauplatz dieses Jenseits reflexionslos, als der jetzige irdische, nur überirdisch umgestaltet, oder als eine an die Stelle der jetzigen Gestaltung tretende überirdische Gestaltung der Dinge gedacht würde, somit die erstere schien zu Ende gegangen sein zu müssen, wenn die andere sollte eintreten können. Mit dem Bisherigen soll aber nun keineswegs behauptet sein, dass alles das mit baaren Worten in der Pa 219 rabel selbst stehe, sondern es soll damit zum Theil nur der Vorstellung, die wir in dem Gleichniss wirklich ausgesprochen finden, auf den Grund gegangen, es sollen die in der Natur derselben eingeschlossenen Voraussetzungen und Consequen-zen entwickelt werden, von welchen wir einige, wie die Universalität der jenseitigen Erledigung und des sie realisirenden Acts Christi, ferner dass das Diesseits nicht Selbstzweck sei, nicht ausdrücklich in der Parabel genannt, sondern nur in der Natur derselben begründet, andere, wie die zeitliche Stellung beider zu einander, in den Ausdrücken der Parabel selbst unmitelbar bezeichnet finden. Wollte man der hier gegebenen Erklärung des Gleichnisses, wegen des Gewichts, dass sie auf die Unterscheidung der zwei Weltepochen legt, den Vorwurf machen, sie presse die Worte, so hätte man nicht nur auf historischem Wege, aus dem Í. T. selbst, nachzuweisen, dieser Gegensatz sei der Parabel unwesentlich und sie behalte ihre volle Bedeutung auch ohne diese ihre Grundanschauung, sondern würde dieses Urtheil so lange noch zurückhalten, bis man auch von der Reihe anderer eschato-logischer Aussprüche, in welchen jener Gegensatz gleichfalls als dogmatische Voraussetzung zu Grunde liegt, und auf welchem uns die historische Realität desselben eben so gut ruht als auf der vorliegenden Auslegung dieser Parabel, die ihn nur besonders rein und unbefangen enthält eines gleichen sich überzeugt hätte. (Tbeol. Studien 1836 S. 598). Was wir somit in diesem Gleichniss als den eschatolo-gischen Grundbegriff gefunden haben, ist die óőíôÝëĺéá áéţíďň in welcher, als in der auf das Ende dieser gegenwärtigen Weltzeit und ihres Schauplatzes folgenden Epoche, durch einen Act der königlichen Macht Christi, das ganze diesseitige Daseyn der Entwicklung gleichzeitig seine jenseitige Erledigung findet und in welcher somit auch alle zukünftige ausserhalb dieses Lebens liegende Schicksalbestimmung der Einzelnen concentrirt zu denken ist. Dieser Act hat in der Anschauung der Parabel vorherrschend noch den Character einer Verwendung des bisher Entwickelten für die Verwirklichung des Gottesreiches, zeigt aber gleichwohl zugleich deutliche Züge seiner richterlichen Bedeutung. 220 S. 599. — dass die aufgeführten Begebenheiten in stetiger Aufeinanderfolge unbefangen zusammengedacht worden seien, sowohl von dem evangelischen Berichterstatter, als wenn seine Anführung treu ist, von Christus, dem Redenden selbst, glauben wir jedem Erklärer, der sich nicht durch dogmatische Schwierigkeiten bestimmen lässt, dem natürlichen Wortsinne der Stelle Gewalt anzuthun, — zumuthen zu können, und es ist kein günstiges Zeichen für die Exegese unserer Zeit, dass nicht beides schon viel allgemeiner entschieden und anerkannt ist. S. 624. Mit der Trennung der Entwicklung und Erledigung in zwei Weltzeiten und der Verwandlung jener in einer tran-sitorischen Process, der mit dem Eintritte der zweiten bloss erledigenden Weltzeit aufhört, ist auch zugleich dem irdischen Weltschauplatze, der nur in jenem Entwickelungsprocesse eine Bedeutung hat, sein Ziel gesteckt, sein Untergang bestimmt; in derselben Annahme dieser zwei Weltperioden liegt aber auch, wie oben schon bemerkt worden ist, die Voraussetzung, dass es derselbe Schauplatz sei, in welchem, nur nacheinander, jene beiden Processe sich verwirklichen, der eine als ein transitorischer, der andere als ein perennirender, dass demnach die mit dem zweiten in der óőíôÝëĺéá áéţíďň eintretende Einführung eines neuen Schauplatzes nicht die Erschaffung einer neuen überirdischen Welt neben der bisherigen irdischen, sondern die Umbildung eben des bisherigen, nun überflüssig gewordenen, Schauplatzes in eine höhere überirdische, dem neuen Processe der jenseitigen Vergeltung und Realisirung des ewigen göttlichen Reiches angemessene Welt sei, die nun mit dieser Einrichtung ewig dauern soll. KONIEC PRZYPISKÓW TOMU 1. Uwaga. Odrębności fleksji i głosowni Wstępu i traktatu O Drogach Ducha. (Na podstawie I wydania.) — 1. Fleksja. — Osnowy teraźniejszości, zakończone na i, przybierają w 1. os 1. mn. cz ter. zakończenie-emy we Wstępie w następujących czasownikach: musiemy (obok musimy), prosiemy, świadczemy, 221 poruszemy, ujrzemy, dążemy, przystąpiemy, mówiemy (ob. mówimy), obejrzemy, widziemy (ob. widzimy), zobaczemy, uchroniemy się, cierpiemy, twierdziemy, wywalczemy, założemy i przywróciemy. W Drogach Ducha formy te zupełnie nikną. — Bezokolicznik czasownika urzeczywistnię we W. brzmi urzeczywistnieć (1 raz użyta forma). — We W. mianownik zaimka każdy brzmi każden. — Biernik rzeczowników żeńskich na — ja, łacińskiego i greckiego pochodzenia, kończy się we W. i w D D. na — ą. Nadto spotyka się we W. następujące formy biernika na — ą: rękojmią, jawią przą i próżnią; w D. D. raz niewolą obok swawolę w tern samem zdaniu. — II. Głosownia.— We W. obok stałej postaci społeczny i t. d., raz społeczeństwo. W D D. 5 razy społeczny i t. d , 7 razy spółeczny, spółecznie, społeczność, spółeczeństwo. — Rzecz, stosunek w|tej postaci we W. przeszło 40 razy, stosunek 3 razy. W D. D stosunek 2 razy, 4 razy: zastosowaniem, zastóso-wawcze, zastósowawczy, stósunku. — W D. D. 2 razy: szkólne, szkólny. — We W. i w D. D. mianownik rzecz, tor stale brzmi tór. — We W. 3 os. 1. poj. cz. przeszł : rósł, przeniosł się, formy imiesłowu zaprzeszłego: dowiodłszy, przeniosłszy, wzniosłszy i podniosłszy. — We W. stale prośb, raz próśb. — Osnowa ocze — stale występuje we W w wyrazach: oczewisty, oczewiście, oczewistość, 4 razy oczywisty, oczywistość, oczywiście (2). W D. D. wyłącznie oczywisty i pokrewne. — We W. około 15 razy temczasem, 4 razy temczasem, 4 razy tymczasem (obok tymczasowy). W D. D. wyłącznie tymcz sem. — We W. i w D. D. nareście, wreście stale, jednak nareszcie 4 razy we W., raz w D. D. — We W. wszędzie pojedynczy, w D. D. pojedynczy. — We W. pankośmiczny, kosmiczny stale; w D. D. płodoźmian We W. i w D. D. draźnić i pokr. — Obok 5 razy użytej we W. formy warsztwa, raz warstwa. — Raz użyte postaci wyrazów. We W: Odwrotnego, spojonemu, tegóć, samo-rzędność (= samorządność), w ofiarze. W D. D. próbierz, bezdróża, z osóbna, zawięzujących się, ciaśniny. — Rzecz, harmonja we W. w mianowniku bywa pisany harmonia i harmonija, w narzędniku harmoniją (6 razy.), podobnie religia i religiją. Obok form dopełniacza I. mn rewolucyi, formacyi spotyka się we W. dopełniacz rewolucyj, teoryj, warjacyj i modulacyj. SPIS RZECZY. Stronica Od Wydawców .              5 Przedmowa        .............    7—17 O drogach Ducha. Wstęp. Dział I. Czem jest Ojcze-Nasz? I. Rozdźwięk chwili obecnej znamieniem światowego Przesi lenia. — Ojcze-Nasz jako Testament Chrystusowy. . .       1—4 II. Ojcze-Nasz jako pomnik przełomowej chwili w historji. — Czem jest krytyka wobec niego?— Jej zasługi i wady. .      4—9 III.     Modlitwa Pańska jako wyraz dążenia całego Chrześcijaństwa. — Ojcze - Nasz jako Prośba socjalna. . . ... .       9—13 IV.      Ojcze - Nasz jako objawienie Przyszłości. — Proroctwa a Prośby. — Powszechność tej modlitwy w Czasie i Miejscu. 13—18 V. Ojcze Nasz jako Testament tajemniczy. — Dlaczego musiał być „słowem zakrytem" (verbum absconditum)?— Roz wiązanie tajemnic jest dopełnieniem, nie rozwiązaniem Zakonu   18—28 Dział II. Dzieje Ludzkości jako podkład do zrozumienia Modlitwy Pańskiej. I. Pojęcie organiczne historji sub specie aeterni. — Historyczna konieczność — i wolność       29—32 II. Dwie tylko Epoki zna dotąd Historja. — Chrystus ich Prze sileniem. — Znaczenie trzech ostatnich wieków. — Za datki Przyszłości. ...     32—36 III.     Starożytność i Chrześcijaństwo jako przesłanki Przyszłych Wieków. — Zadanie III Epoki, wysnute ze stosunku dwóch pierwszych. — Adam. — Chrystus. — Paraklet. — 36—38 IV.      Pierwotny stan Natury. — Wschodni Panteizm i Despotyzm.— Wyzwolenie się z niego: formacje patrjarchalne i ka, stowe. — Greckie ăíţčé óĺáőôüí. Wielobóstwo religijne — Wielostan polityczny. Rzymski świat. Walka Plebejuszów z Patrycjatem wykształca indywidualne prawa w Spo łeczeństwie. — Upadek Rzeczypospolitej. — Powszechne osamotnienie     39—47 V.       Zadaniem Epoki Starożytnej: zdobywanie siebie samego w świecie Natury. Postęp i Odstęp zarazem. — Dlaczego? — Starożytność jako historyczny rozwój tradycyjnego pojęcia o „upadku pierwszego człowieka." .... 47—52 VI. Odrodzenie — przez dalsze rozpadnięcie się. Rozróżnienie indywiduum w samym sobie (ja — nie-ja) jest już przekroczeniem indywidualizmu. — Podmiotowość Chrzęści 223 Stronica jańska — pojęcie bliźniego. Zadośćuczynienie zadaniu ăíţčé óĺáőôďí. — Zastąpienie go nakazem miłości bli źniego. —  52—57 VII. Nieskończone uprawnienie Chrześcijańskie. — Oderwanie od świata. — Jednostronność (przeciwległa starożytnej) a przeto połowiczność Chrześcijaństwa. — Odwrotny kie runek rozwoju Starożytności a Chrześcijaństwa. — Trze cia Epoka                 57—63 VIII. Dalsze różnice ubiegłych Epok: Świat Bytu — Świat Myśli. (Zbiorowe Czucie, a Myśl analityczna). — Rozkład Sta rożytnego Świata przez Chrześcijaństwo. — Dualizm w niem samem powszechnie panuje: Myśl i Byt — Dusza i Ciało — Kościół i Państwo. —  63—67 IX.      Głównem przeciwieństwem: Świat i Zaświat. — Przesyt Sta rożytności — Poświęcenie Chrześcijańskie. — Nieśmiertelność bez śmierci w Starożytności, przez śmierć w Chrześcijaństwie. — Poniżenie świata. — Wywielbienie Zaświata. 68—73 X.       Poniżenie świata było jego Zbawieniem. — Cierpienie i Cier pliwość Chrześcijańskie. — Dwie ostateczności: „Niecierpliwi uczniowie" Zbawiciela, albo też: Mniemanie, że samem nastaniem swojem Chrześcijaństwo wszelkim potrzebom świata ostatecznie zadośćuczyniło. — Era walki i rozerwania. Dualizm immanentny i transcendentny Chrześcijaństwa. —  73—78 XI. Przewrót religijny i obyczajowy. — Religje rodowe i narodowe, a Katolicyzm. — Wyrocznie, a głos sumienia. — Za chłanność wszystkich obrządków w dawnym Rzymie, a po wszechność Chrześcijaństwa.          78—82 XII. Przewrót prawno-polityczny. Zakony i Ustawy poszczególne w starożytności, a powszechność Ewangelji. — Ideałem Starożytności: Umiarkowanie, Chrześcijaństwa: bezmierne poświęcenie. — Prawny Zakaz, a Moralny Obowiązek. — Rozdział między prawem religijnem a politycznem. — Od radzanie się rzymskiego Prawa     82—88 XIII.    Nowe ludy powołane do otwarcia nowej Ery. Ludy Germańskie. Ich charakterystyka. — Co przynosiły, a do czego dążyły. —      89—98 XIV.     Barbarzyńcy a Chrześcijaństwo. Co ich łączyło? Dopełnienie Zakonu religijne, — nowa budowa Ludzkości polityczna. — 98—101 XV. Chrystus jako średniówka czasów. — Buddaizm i Islam. — Do Spełni Ludów wszystkie narody powołane. — Ewan-gelja o robotnikach w winnicy Pańskiej — ...... 101—105 XVI. Przeciwpostawienie Starożytności i Chrześcijaństwa. Historja nie zna bezwzględnej jednostronności Bezwzgląd wszelki jest tylko abstrakcją. Sam Najwyższy Absolut jest Wszecł)-wzglądem. — Postępowe zwroty historji. Przykłady. . . 105—114 Dział III. Historiozoficzny pogląd na przyszłe wieki. I. Celowość w Historii. — Harmonja jedynym celem dla czującego, myślącego i wolnego Ducha Ludzkości. Dotychczasowe Epoki jako szczeble, prowadzące ludzkość do istotnego Celu. — ....    115—118 II. Prawo Dialektyki w Historji. — Przyszłe wieki jako Synteza ubiegłych Epok, czyli jako Cel i wynik Historji.— . . . 118—120 III. Znaczenie odkrycia prawa Dialektyki w Historji. — Zasługi dotychczasowych filozofów historji. — Odkrycie sam Czas przynosi         120—122 224 IV.      Prawo to odpowiada odwiecznemu dążeniu Ludzkości. — Harmonja jej wiekuistą domagalnością. W Starożytności,— w Chrześcijaństwie. — Czego nie dostawało każdej z tych Epok?     123—125 V.       Harmonji nie można znaleźć, tylko ją sprawić należy. — Istnieje dla Boga w wiecznej Teraźniejszości, my zasługą zdobyć ją mamy     125—127 VI. Harmonja w bezpośredniem dziele Bożem: xüóěďň. — Duch jest tworem Boga nieskończonym. — Jest Harmonja po-tentialiter. — Zadatkami dostąpienia jej są dary Boże, charismata                128—131 VII. Harmonja pierwotnie dana: Raj. — Grzech pierworodny jako Odstęp i Postęp zarazem. — Felicissima culpa. — Pojęcie solidarności Rodu Ludzkiego spełna duchowe. — Raj alfą i omegą żywota é udzkości. — Rajem Przyszłości: Królestwo Boże. Drogą doń Praca, Zasługa, Czyn. . . 131—136 VIII.    Zadanie przyszłej Ery Spokoju, a nie Spoczynku. — Walka warunkiem życia, ustanie jej śmierć znamionuje; — strój jej, zdrowie. — Raj ziemski przez nas stać się ma. .        136—140 IX. Z Prawa Starożytności, z Moralności Chrześcijańskiej III Epoka Socjalność wysnuje. — Absolutna religja zawarta w 7-miu prośbach Modlitwy         .... 140—144 X. Nowe pokolenie ludów powołane do otwarcia III Ery świata. Słowiańszczyzna. — Jej charakter, rola historyczna i przy szłość. . .         144—149 XI. Zadatki powołania historycznego Słowiańszczyzny. . .    150—164 XII. Świat Ducha wystąpi z Czynem Zbawienia. Hasłem jego: Ewolucja, nie Rewolucja  .       164—168 XIII.    Czem jest Ewolucja? — Jej konieczność. — Odezwa do uciśnionych       168—170 XIV.     Odezwa do dzierżących władzę         170—171 Dział IV. Świat i Zaświat pod kategorją Czasu. I. Czy pozahistorycznej przyszłości niema? Czem jest Tajemnica? — Sprzeczność jako moment integralny żywej Prawdy. — Rozwiązanie ich religijnym obowiązkiem. . . 172—174 II. Przeszłość — Teraźniejszość i Przyszłość. — Rozbiór tych pojęć      175—178 III.     Wszelki postęp ilościowy staje się z natury rzeczy jakościowym — Stosunek obecnego życia do przyszłego. . . . 178—180 IV.      Koniec świata. — W Piśmie św. nazywa się „końcem wieku."— Vita tollitur quidem, sed sursum. .... ·           180—183 V. Doczesność a Wieczność. — Prawdziwe pojęcie Wieczności.—      183—188 VI Jednostronność i zaprzeczność w tłumaczeniu dotychczasowem tych pojęć przez filozofów — Odwrotna ostateczność u teologów, utrzymujących Dualizm Świata z Zaświa tem. — Dualizm wszelki wymaga pojednania           189—192 VII. Pojęcie Zaświata w Starożytności. — W Chrześcijaństwie. — Pojednanie tych stanowisk pod Kategorją Czasu . . .       192—196 VIII. Wszechświat jako jedność nie-kończonej ilości światów w po stępowym rozboju           197—200 IX.      Przejście poszczególnych światów w postępowe stany — Dodatne znaczenie słów Eklezjasty „Nic nowego pod słońcem."     200—202 X. Granica między Wiedzą a Wiarą. — Eschatologiczne zaga dnienia wyłącznie jeszcze do Wiary należą             203—206 hyperlink                           207—221 FISZER I MAJEWSKI Księgarnia Uniwersytecka Ô. z o. p. W POZNANIU mk. Abraham, Wł., Prof. Dr., Dante jako polityk i publicysta ....     —,Cannan, Edwin prof., Bogactwo wraz z dodatkiem o pieniądzu — przekład z angielskiego p. J. Puzynianki pod redakcją prof. E. Taylora                ..·.      1000,— Dziegiecka, Promieńska, Jeziorkowska, Niemiecko-Polski słownik dla nauczycieli szkół powszechnych                  150,— Elsner (Napolski) Podręcznik stenografji według systemu StolzeSchrey wyd. IV            150,— Encyklopedja prawa obowiązującego w Polsce, praca zbiorowa przy współudziale profesorów uniwersytetów polskich pod re dakcją prof. Dr. A. Peretiatkowicza       Ewangelje na niedziele i święta roku, zebrał i krótkim wykładem zaopatrzył X. Dr. A. Jakubisiak            200, — George, H., Nauka ekonomji politycznej . .                600,— Gide, K., Prof.,Zasady ekonomji politycznej, wyd. VI. (z XXIII wyd. franc. przetł. i oprac. przez Prof. Dr. Wł. Czerkawskiego i Prof. Dr. E. Taylora)  Godula, Historja handlu i przemysłu Górnego Śląska            120,— Grabska, L., Spętani, powieść                540,— Jeziorkowska, Á., Metodyka nauki rachunków         .       80,— Jonicz, St, Judea wojująca                 40,— Kostrzewski, J., prof. Dr. Mapa narodowościowa ziem dotychcza sowego zaboru pruskiego na podstawie urzędowego spisu ludnoś ci    60,— —         Przedhistoryczne dzieje Polski            —,— Kowalski, B., Dr. med. Zarys nauki położnictwa dla użytku po łożnych 1921                600,— Lutosławski, W., prof., Bolszewizm i Polska wyd. II                100,— Majewski, Erazm, prof-, Kapitał, rozbiór podstawowych pojęć gospo darczych, wyd. VI. skrócone p. autora              600,— Majewski, St., Duch wśród materji           700,— Namysłowski, B., Prof Dr., Repetitorjum z anatomji roślin . . .    200,— Ohanowicz, Á., Prof., Dr. Wykład prawa cywilnego obowiązującego na ziemiach byłego zaboru pruskiego, I. Nauki ogólne           400,— Payzderski, N. Dr., Ratusz Poznański z 17 ilustr           300,— Peretiatkowicz, Á., Prof. Dr., Państwo współczesne wyd. IV. ... —         Filozofja społeczna J. J. Rousseau'a wydanie U. przejrzane i uzupełnione              600,— —         Konstytucja Rzeczypospolitej polskiej wraz z traktatem o prawach mniejszości, ustawą o obywatelstwie i statutem dla Śląska              100 — Podręcznik dla sanitariuszy i pielęgniarzy, opracowało grono le karzy poznańskich                  540,— Schramm J., Dr. Prof., Podręcznik analizy chemicznej jakościowej, wyd. V            —,— Słownik techniczny polsko-niemiecki                60,— Taylor, E., prof. Dr.. Prawo skarbowe Rzeczypospolitej Polskiej 2 tomy .                  1600,— Zabłocki, Franciszek, Pisma zebrał i wydał Dr. B. Erzepki....       400,— Zbiór pieśni nabożnych dla dziatwy szkolnej i dorosłych wydał ks.L. R.        60,—