wami) rozwinęło mózg ludzki przez wzbogacenie go właśnie o te części, które są niezbędne do takich kojarzeń. Częste powtarzanie się takich skojarzeń przekazywało potomkom przez dwa tajemnicze zjawiska: wprawy i dzie­dziczności coraz dogodniejszy aparat nerwowy ze wszystkie­mi jego nowemi uzdolnieniami do funkcjonowania po ludz­ku. Jednak, powtarzam, my dziedziczymy tylho żywy aparat, niezbędny do myślenia po ludzku. Wyobrażeń i pojęć nie dziedziczymy. Dziedziczymy subtelne narzędzie, nie zaś dzie­ło jego. Odkrycie poszukiwanego łącznika fizycznego między ludźmi, czyli przyczyny społeczeństw , jako przyczyny spo­łecznej, zaliczamy do najważniejszych zdobyczy naszych. I,jak to najczęściej bywa, nie zaszło tu odnalezienie rzeczy nieznanej, lecz poprostu wyjaśnienie roli czynnika po­wszechnie znanego. Był on nawet wysoko ceniony, ale zawsze tylko w charakterze narzędzia do komunikowania się gotowych dusz. Rola jego nigdy nie została jeszcze należycie doceniona w Nauce z powodu głęboko zakorze­nionych idei, mających to zbyt mało wspólnego z przyrod­niczym światopoglądem, to znowu zbyt niewolniczo stosu­jących teorje rozwoju organicznego tam nawet, gdzie fakty, jaskrawo rzucające się w oczy, ukazywały jej niedosta­teczność. Geneza ducha ludzkiego nie jest ani tak pozioma (i zwią­zana z ciałem osobnika), jak to mniemali przyrodnicy obo­zu materjalistycznego, ani znowu tak „zaświatowa", sub­stancjalna i metafizyczna, jak utrzymywali ich przeciwnicy, filozofowie szkół idealistycznych. Lecz doprawdy znacznie mniej mylili się ci, którzy powołali do życia wszystkie Olimpy, niżeli ci, którzy duszę osobnika chcieli ograniczyć do funkcji fizjologicznej mózgu, i to mózgu odosobnionego, osobniczego. Nie negujemy niepojętego i iście metafizycznego pier­wiastku świata, przejawiającego się w zjawiskach ducho­wych, ale niewolno nam zapominać, że tkwi on w każdem żiyjącem w eałej pełni swej tajemniczości, więc niebyśmy nie zyskiwali dla nauki, powołując się bezpośrednio na ten