Astronomję słusznie uważają za mistrzynię i przodownicz­kę wszystkich nauk fizycznych, ale, prawdę powiedziaw­szy, niesłusznie dostaje się astronomom największy podziw dla ich przenikliwości. Tak dziś, jak w głębokiej przeszło­ści, jest dużo odkryć niepozornych, na których dokonanie musiało się złożyć znacznie więcej warunków dzielności umysłowej, niżeli w dziedzinie astronomji. Nie zapominajmy bowiem, że w matematyce system liczb, rytmiczność w zna­kowaniu, kwadratowość, kubiczność i potęgi działają za nas napoły mechanicznie przy odpowiedniej wyobraźni i pamięci wielkiej. Głośny triumf Leverriera, polegający na przepowiedzeniu istnienia nieodkrytego jeszcze Neptuna, wynikły z obrachowania wpływów Saturna i Jowisza na drogę Urana, choć stokroć efektowniejszy od odkrycia np. przez Priestleya tlenu i od stwierdzenia przez Lavoisiera, że właśnie tlen bie­rze udział najważniejszy w procesie palenia, zdaje mi się być, jako dzieło przenikliwości, tyleż wart, co tysiące wcale nie głośnych odkryć we wszystkich dziedzinach nauki. Sprowadziwszy „zasługę" astronomji do ram właściwych, przyznam na zakończenie, że matematyka, do której rozwoju najbardziej przyczyniła się astronomja, ma tę wielką wartość, że uczy najlepiej szukać analogij głębokich, a prawdziwych i użytecznych, których oczy nie widzą, a tylko rozum mo­że odgadywać. To też szczuplutki język cyfr, mogący jednak rozciągać się w nieskończoność, trzeba uznać po piśmie fonetycznem za drugie potężne narzędzie, utrzymujące cały ciężar stru­ktur intelektualnych, składających się na wiedzę wciąż wy­żej i coraz pośpieszniej wystrzelającą z najdzielniejszych głów mrowia ludzkiego. I, rzecz osobliwa, rozkwit pojęć, możliwych tylko na tle tego zwięzłego języka, dokonał się dopiero w kilku ostatnich stuleciach dzięki kilkunastu zaledwie umysłom, wyjątkowo tęgim w matematyce. I on to w następstwie wywołał nie­bywały rozwój wszystkich nauk fizycznych wprost niemoż­liwy do pomyślenia, bez tego języka i tych pojęć, jakie wytworzył. VII. To też, jak ze skromnej komórki powstaje z czasem co­raz bujniej rozgałęziające się drzewo, tak z wątłych pier-